Thompson Vicki Lewis Szalony weekend 2

background image
background image

VICKI LEVIS THOMPSON

Szalony weekend

It Happened One Weekend

Tłumaczyła: Maria Wanat

background image

ROZDZIAŁ 1

Adrienne Burnham sączyła powoli wódkę z tonikiem, przygotowując się

do wejścia do salonu. Beverly, jej przyjaciółka i gospodyni przyjęcia, była zajęta
w kuchni. Adrienne musiała samotnie stawić czoło grupie nie znanych sobie
gości. Właściwie nawet jej to odpowiadało. Być może dzięki temu nikt nie
zorientuje się, że Beverly zorganizowała to towarzyskie spotkanie właśnie dla
niej.

Dotknęła jednego z guzików przy czarnej sukience. Wybrała modną, ale

spokojną kreację, idealną dla młodej kobiety pracującej jako makler giełdowy w
Tucson, w Arizonie, w znanej firmie C. D. Girard and Sons. Adrienne miała
nadzieję, że Beverly nie myliła się, sądząc, że poznanie odpowiednich ludzi
ułatwi jej karierę zawodową.

Adrienne przyglądała się gościom zebranym w salonie. W pewnej chwili

zatrzymała wzrok na barczystej sylwetce mężczyzny, odwróconego do niej
tyłem. Spojrzała jeszcze raz, jakby nie wierząc własnym oczom. Stwierdziła
zaskoczona, że szare spodnie mężczyzny były rozprute i, o zgrozo, przez
pęknięcie prześwitywały czerwone majtki.

Adrienne zastanawiała się, jak powinna postąpić. Miała nadzieję, że ktoś

inny też to zauważy i dyskretnie zwróci nieznajomemu uwagę. Mężczyzna
roześmiał się i przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, co sprawiło, że pęknięcie
stało się jeszcze bardziej widoczne. Adrienne wciąż jeszcze czekała, ale nic się
nie wydarzyło. W końcu odstawiła szklankę na półkę, przeszła przez salon i
dotknęła ramienia mężczyzny.

– Przepraszam – powiedziała cicho. Mężczyzna odwrócił się do niej z

uśmiechem, przerywając rozmowę w pól słowa. – Beverly prosi o pomoc, coś
się stało w kuchni – poinformowała Adrienne. Przyjrzała się z bliska
nieznajomemu i stwierdziła, że ma do czynienia z bardzo atrakcyjnym
mężczyzną.

– Już idę – odparł zaskoczony.
– Znasz drogę. Idź przodem – poleciła Adrienne.
– Dobrze – nie oponował i ruszył w stronę kuchni. Adrienne szła tuż za

nim. Odważyła się interweniować i postanowiła działać konsekwentnie do
szczęśliwego finału.

Kiedy znaleźli się w holu, Adrienne rzuciła cicho:
– Idziemy prosto do sypialni Beverly.
– Posłuchaj... – Nieznajomy stanął jak wryty. – To bardzo interesująca

propozycja, ale...

– Idź szybko. Wcale nie chodzi o to, co masz na myśli – wpadła mu w

słowo Adrienne.

background image

– A o co?
– Nie mam zamiaru cię uwodzić – rzuciła gniewnie dziewczyna. – Pękły

ci spodnie w pewnym miejscu.

Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, oblewając siebie i Adrienne

zawartością trzymanej w ręku szklanki. Zaczerwienił się, nerwowym ruchem
zakrył spodnie z tyłu i oparł się o ścianę.

– Masz rację.
– Inaczej nie zawracałabym ci głowy. – Adrienne otarła ręką przód

sukienki.

– Przepraszam. – Mężczyzna zerknął na swoją koszulę i mokrą sukienkę

kobiety. – Na szczęście to głównie woda.

– Czy ty przypadkiem nie masz w życiu pecha?
– Na to wygląda – westchnął. – Gdzie jest ta sypialnia?
– Tu obok. – Adrienne wskazała na otwarte drzwi.
– Czy mogłabyś mi pomóc? Nie mam pojęcia, co robić.
– Spodziewałam się tego. – Rzuciła okiem w kierunku salonu. Nikt chyba

nie zwrócił uwagi, że wyszli. – Zostawiłam na łóżku w sypialni torebkę, mam w
niej igłę i nici.

– Ratujesz mi życie. – Mężczyzna wszedł tyłem do pokoju. Adrienne

natychmiast starannie zamknęła drzwi.

– Jesteś bezpieczny.
– Myślisz, że ktoś to zauważył? – westchnął zażenowany.
– Miałam nadzieję, że ktoś się zorientuje – przyznała Adrienne. – Nie

musiałabym się tobą zajmować. Pęknięcie było jednak coraz bardziej widoczne,
a te czerwone... – zawahała się czując, że się rumieni.

– Cholera! Zapomniałem je zmienić. To naprawdę okropne. To chyba –

spojrzał na nią i zaczął się uśmiechać – najzabawniejsza rzecz, jaka mi się
kiedykolwiek w życiu przytrafiła. – Roześmiał się. – Stary Matt Kirkland świeci
majtkami na eleganckim przyjęciu!

Adrienne rozpogodziła się. Nieczęsto zdarzało jej się spotykać mężczyzn,

którzy potrafili śmiać się z samych siebie.

– Zapomniałeś dodać, że te majtki są czerwone.
– Właśnie. A na dokładkę nie mógł tego zauważyć żaden facet, tylko

ładna blondynka, na której chciałbym zrobić jak najlepsze wrażenie. –
Zachichotał potrząsając głową. – Typowe.

– Aha! A więc jednak jesteś pechowcem – stwierdziła. W duchu ucieszyła

się z komplementu. Podobały jej się orzechowe, duże oczy mężczyzny i
mimiczne zmarszczki, które się wokół nich pojawiały, kiedy się śmiał. Wyglądał
na jakieś trzydzieści lat.

– Muszę przyznać, że jestem znany z tego, że przytrafiają się mi różne

przygody, ale jak do tej pory kończyły się dobrze.

background image

Niezły tupet, pomyślała Adrienne, uzupełniając w myśli ocenę nowego

znajomego.

– A jakie korzyści wyniosłeś z tej przygody?
– Poznałem ciebie. To znaczy prawie poznałem. Nie powiedziałaś mi, jak

masz na imię.

– Adrienne Burnham.
– A więc to ty jesteś Adrienne!
– Co to znaczy?
– Ależ nic szczególnego.
– Czy coś już o mnie słyszałeś?
– Beverly mówiła mi, że jesteś bardzo miła i sympatyczna – odparł Matt,

siadając na łóżku.

– Kiedy? – spytała nagle zaniepokojona Adrienne.
– Wspomniała, że zawsze jesteś miła.
– Nie, chodzi mi o to, kiedy ci to powiedziała? – Adrienne wyobraziła

sobie Beverly, namawiającą wszystkich gości, żeby byli uprzejmi dla jej
przyjaciółki, która rozpaczliwie potrzebuje nowych klientów.

– W zeszłym tygodniu, kiedy mnie tu zapraszała.
– I pewnie zaproponowała ci, żebyś kupił ode mnie trochę akcji i innych

papierów wartościowych. Koniecznie muszę się wybić jako makler, a chwilowo
mam z tym problemy, tak? – Adrienne się zaczerwieniła.

– Nie. – Nie?
– Do tej chwili nie wiedziałem, czym się zajmujesz.
– Hmm – odchrząknęła. – Chyba przesadziłam. Bardzo byłabym ci

wdzięczna, gdybyś zachował to, co powiedziałam, tylko do własnej wiadomości.
Beverly zorganizowała tę imprezę, abym mogła poznać nowych ludzi,
potencjalnych klientów. Naprawdę jest mi trudno, ale miałam nadzieję, że uda
mi się postępować bardziej taktownie.

– Nie przejmuj się. Uratowałaś mnie z opresji, więc chętnie ci się

zrewanżuję, dotrzymując tajemnicy. Ale co ja mam właściwie zrobić z tymi
portkami?

Zawahała się przez chwilę. Dopiero teraz zdała sobie w pełni sprawę z

kłopotliwej sytuacji.

– Musisz je zdjąć.
– Oczywiście. Nie mam już przed tobą żadnych sekretów, skoro wiesz

wszystko o czerwonych majtkach.

– To prawda. – Adrienne starała się zachowywać równie swobodnie jak

Matt. Zdarzało się jej przecież widywać mężczyzn w samej bieliźnie. Mimo to,
kiedy zrzucił buty i wstał, by rozpiąć pasek, usiadła po drugiej stronie łóżka i
udawała, że jest niezwykle zajęta szukaniem igły i nitki. – Mam nadzieję, że nikt
nie zauważył, gdy razem opuściliśmy salon.

background image

– W razie czego będę szczęśliwy, mogąc bronić twego honoru. –

Adrienne usłyszała zgrzyt rozsuwanego rozporka. Serce waliło jej jak młotem, a
w ustach nagle poczuła suchość. Tłumaczyła sobie w duchu, że nie jest bardziej
rozebrany, niż gdyby, na przykład, wypoczywali na plaży. Ale teraz znajdowali
się w sypialni za zamkniętymi drzwiami. Nareszcie odszukała igłę.

Matt podszedł do Adrienne i podał jej spodnie. Na moment podniosła

głowę. Ta króciutka chwila wystarczyła, by dostrzec muskularne uda mężczyzny
i nieszczęsne czerwone majtki, wystające spod koszuli. Zmieszana zastanawiała
się, czy w ogóle uda się jej nawlec igłę.

– Igła z nitką w damskiej torebce. – Matt usiadł obok Adrienne na łóżku.

– To robi na mnie wrażenie. Wyglądasz na bardzo dobrze zorganizowaną młodą
kobietę.

– Właściwie... tak, ja... – Adrienne próbowała nawlec igłę drżącymi

rękoma. – Mój zawód wymaga... dobrej organizacji.

– Jestem gotów założyć się, że jesteś świetnym maklerem. Szkoda, że nie

mogę zostać twoim klientem, ale właśnie wydałem wszystkie pieniądze na
zakup samolotu. Jestem spłukany.

– To niedobrze. – Adrienne pośliniła nitkę, zdecydowana tym razem

zapanować nad drżeniem rąk.

– Nie, to dobrze. Kupiłem małą cessnę. Otwieram własną szkołę pilotażu.

– Przyjrzał się jej uważnie. – Czy to od nadmiaru kawy tak ci się trzęsą ręce?

– Chyba tak – skłamała.
– Może ci pomóc?
– Nie, poradzę sobie. – Wreszcie udało się jej trafić nitką w ucho igły.

Wzięła spodnie do ręki. – Jesteś pilotem? – spytała, wbijając igłę w materiał.

– Tak, jestem instruktorem. Latam na małych samolotach. Do tej pory

pracowałem na wypożyczonych maszynach. Teraz mam swoją cessnę i to za
nieduże pieniądze. Doskonały samolot, ale pozbyłem się wszystkich
oszczędności.

Adrienne próbowała skupić się na tym, co przed chwilą usłyszała. Matt

wydał ostatnie pieniądze, żeby kupić samolot. Nie była to najrozsądniejsza
decyzja finansowa. Ten człowiek z łatwością zburzył jej opanowanie i wywołał
ukryte emocje, ale z całą pewnością nie potrafił mądrze obracać pieniędzmi.
Aleks... Adrienne naprawdę podziwiała jego umiejętności lokowania
oszczędności tak, by były bezpieczne i przynosiły zyski. Ale zapach wody po
goleniu, której używał Aleks, nigdy nie wywołał u Adrienne gęsiej skórki.
Doprawdy, świeżo poznany mężczyzna wywierał na niej niezwykłe wrażenie.

– Adrienne?
– Co? – Drgnęła i wbiła sobie igłę w palec.
– Zamyśliłaś się troszeczkę.
– Wcale nie – zaprotestowała, ssąc bolący palec.

background image

– To dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie?
– Jakie pytanie?
– Pytałem, czy latałaś już kiedyś małym samolotem.
Odwróciła się w jego stronę. W głowie czuła kompletną pustkę. Zamiast

wymyślić jakąś odpowiedź, wyobraziła sobie jedwabiste włosy koloru ciemnej,
mocnej kawy w swoich dłoniach. Usta mężczyzny były bardzo piękne i
zmysłowe. Kiedy tak przyglądała się im w milczeniu, rozciągnęły się w
ujmującym uśmiechu.

– Wiesz co, coś się tu chyba dzieje. – W głosie Matta zabrzmiało czułe

rozbawienie, jakby Matt zauważył jej oczarowanie i dawał do zrozumienia, że
sam też uległ podobnemu wrażeniu.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi – wyjąkała. – Ja... Nagle ktoś zastukał do

drzwi sypialni.

– Adrienne? Jesteś tu?
Adrienne zamarła, słysząc głos Beverly.
– Adrienne? – Beverly otworzyła drzwi i stanęła jak wryta.
– Spodnie Matta... rozdarły się... – wyjąkała Adrienne, niezdarnie

próbując wyjaśnić sytuację. – Obiecałam, że mu...

– Uratowała mnie – powiedział Matt. – Miałaś rację, Beverly. Ona jest

fantastyczna.

– Adrienne jest fantastyczna, to prawda – przyznała Beverly, powoli

otrząsając się z zaskoczenia. – Cieszę się, że się poznaliście. Przepraszam, że
przeszkadzam, ale właśnie dzwoni współlokatorka Adrienne. Mówi, że to
bardzo pilne. – Beverly wskazała głową na telefon stojący przy łóżku. – Możesz
rozmawiać stąd – dodała i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

– Beverly chciała nas wyswatać, prawda? A więc o to chodziło! To

dlatego mówiła, że jestem miła i sympatyczna. – Adrienne zwróciła się do
Matta.

– Lepiej odbierz telefon. – Uśmiechnął się.
– Nawet mnie nie uprzedziła! I to ma być przyjaciółka!
– Uprzedziła, że to pilny telefon – przypomniał Matt.
– Masz rację. Później o tym pomówimy. – Adrienne odłożyła spodnie i

wzięła do ręki słuchawkę telefonu. – Margaret?

– Strasznie mi przykro, Adrienne, twoja mama właśnie dzwoniła ze

smutną nowiną.

– Czy coś się stało ojcu? – Adrienne chwyciła słuchawkę w obie dłonie.
– Nie, nie ojciec. Chodzi o twoją klacz, Granny*

[*Granny – z ang. pieszczotliwie:

babunia]

. Jest bardzo chora. Nie są pewni, czy dożyje do rana. Chcieli, żebyś o tym

wiedziała.

– O Boże. – Adrienne poczuła łzy pod powiekami. –Muszę tam jechać,

muszę ją zobaczyć, zanim... – Przed oczami stanął jej obraz ukochanej klaczy,

background image

która zawsze z radością czekała przy bramie na jej powrót ze szkoły, gotowa do
codziennej przejażdżki. Adrienne o mały włos nie rozpłakała się w głos.

– Twoja mama powiedziała, że pewnie będziesz chciała przyjechać, ale

wiadomo, jak trudno jest teraz o miejsce w samolocie. Prosiła, żebyś do niej
zadzwoniła i powiadomiła ją, co zamierzasz zrobić. Czy mogę ci w czymś
pomóc?

– Nie, chyba nie. – Adrienne z trudem wydobyła głos. – Poradzę sobie.

Jeśli są jeszcze wolne miejsca, to pojadę prosto na lotnisko. Powinnam wrócić
do Tucson w niedzielę wieczorem.

– Rozumiem. Przykro mi, kochanie.
– Nie powinnam tak się rozklejać, ale ona tyle dla mnie znaczy.

Myślałam... myślałam, że będzie żyła wiecznie.

– Wiem. Bądź dzielna.
– Postaram się, Margaret. Na razie. – Adrienne odłożyła słuchawkę,

starając się opanować.

– Co się stało? – spytał cicho Matt. Głos mężczyzny zaskoczył ją. Z

przejęcia niemal zapomniała o jego obecności.

– Granny jest umierająca.
– Tak mi przykro. Gdzie ona jest?
– U moich rodziców, w Utah. To małe miasteczko na północ od Salt Lake

City. Muszę się tam dostać jak najszybciej. Jeśli uda mi się złapać samolot do
Salt Lake City, to tam wynajmę samochód i...

– Czy jest tam w pobliżu lotnisko?
– W pobliżu miasteczka? – Adrienne odwróciła się do Matta, wycierając

łzy.

– Tak. Cokolwiek, na przykład małe lądowisko dla samolotów rolniczych

albo sportowych.

– Poleciałbyś?
– Oczywiście.
– To bardzo ładnie z twojej strony. – Adrienne uśmiechnęła się. – Ale ja

naprawdę nie mogę tak cię wykorzystywać.

– Ze mną dostaniesz się szybciej niż zwykłym samolotem. No i nie

musiałabyś wynajmować samochodu.

– Ale ty jesteś... – zawahała się. – Sam mówiłeś, że jesteś pechowcem.

Nie sądzę, żeby...

– Hej, nie martw się – powiedział, biorąc jej rękę w swoje dłonie. –

Jestem cholernie dobrym pilotem. Zresztą spytaj Beverly.

Dłoń ją paliła. W uszach dzwoniło. Dlaczego tak racjonalne rozwiązanie

wydało jej się aż tak bezsensowne? Adrienne pomyślała o Granny. Liczyła się
każda chwila, a Matt proponował jej podróż najszybszą z możliwych. – Słuchaj,
nie miej mi tego za złe, ale rzeczywiście chciałabym najpierw pomówić z

background image

Beverly.

– Jasne.
– Zaraz wrócę. – Adrienne podniosła się i ruszyła do drzwi.
– Ale...
– Zszyję te spodnie, obiecuję. – Zanim zdążył zaprotestować, jej już nie

było w pokoju. Nie chciała, żeby słyszał jej rozmowę z Beverly. Bez spodni nie
odważy się wyjść z sypialni.

– Czy coś się stało? – Beverly podniosła głowę znad tacy z ciasteczkami.
– Granny, moja ukochana klacz, na której startowałam w wyścigach, jest

umierająca.

– Tak mi przykro. – Beverly żywo zwróciła się w jej stronę.
– Ona jest dla mnie jak członek rodziny. Muszę jechać.
– Teraz?
– Tak, a Matt zaproponował, że zabierze mnie swoim samolotem.
– To świetnie. – W oczach Beverly pojawiły się figlarne iskierki. –

Miałam nadzieję, że...

– Jak wrócę, porozmawiamy o twoich planach matrymonialnych w

stosunku do mnie, droga Beverly, ale w tej chwili chcę tylko wiedzieć, czy on
jest dobrym pilotem.

– To instruktor, Adrienne. Ma pilotaż w małym palcu.
– Chciałabym tylko wiedzieć, czy ty byś z nim poleciała.
– Oczywiście – odparła Beverly. – W szkole wszystkie dziewczęta szalały

za nim. Jest nie tylko przystojny, ale i opiekuńczy. Na pewno w jego
towarzystwie będziesz bezpieczna. Właściwie to dlatego myślałam...

– Zostawmy to na razie, Beverly. Chciałam się tylko upewnić, czy nie

polecę z jakimś wariatem. W końcu odkąd się znamy, zdążył podrzeć sobie
spodnie i oblać mnie martini. Nie chciałabym, żeby to był początek pechowej
serii.

– Matt często pakuje się w tarapaty, ale unika poważnych kłopotów.

Można na niego liczyć. Zawsze.

– W porządku, więc skorzystam z jego propozycji. I przestań się tak

głupkowato uśmiechać, Beverly. Robię to tylko dla Granny. Matt nie jest w
moim typie.

Adrienne odwróciła się i wyszła z kuchni. Chciała uniknąć dalszej

rozmowy. W sypialni zastała Matta pochłoniętego zszywaniem spodni. Kiedy
pojawiła się w progu, podniósł głowę i wbił sobie niechcący igłę w palec.

– Do diabła! – zawołał, wyciągając igłę.
– Przypuszczałeś, że nie wrócę?
– Po prostu nie miałem ochoty bezczynnie siedzieć i czekać. Jestem

człowiekiem czynu.

– A więc, człowieku czynu, przyjmuję twoją propozycję. No i dziękuję.

background image

– Czy Beverly udzieliła mi dobrych rekomendacji?
– Doskonałych.
– Dobra, stara Beverly. – Podniósł spodnie z łóżka. – W takim razie

musisz je zszyć bardzo dokładnie. Nigdy nie wiadomo, na czym się wyląduje.

– Czy mógłbyś nie robić sobie na ten temat żartów?
– Dobrze. – Podał jej spodnie. – Nigdy nie leciałaś jednosilnikowym

samolotem, prawda?

– Nie.
– Boisz się?
– Oczywiście, że nie – odparła Adrienne, myśląc o Granny, o jej ciepłym,

wiernym spojrzeniu. – Nie – powtórzyła, kończąc zszywanie i podając spodnie
Mattowi. – Ty się ubieraj, a ja zadzwonię do rodziców.

– Świetnie. I nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
– Nie wątpię. – Adrienne podniosła słuchawkę, odwracając się, by nie

widzieć jego męskiej i atrakcyjnej sylwetki.

Matt zaparkował starą corvettę na płycie małego, prywatnego lotniska.

Adrienne wysiadła z samochodu i podeszła do cessny, pomalowanej na
pomarańczowo i biało. Spojrzała w górę, ale na wygwieżdżonym niebie nie było
ani jednej chmurki.

– Jaka jest prognoza?
– Sprawdzałem. Powinno być w porządku. Adrienne przyglądała się

uważnie jednosilnikowemu samolotowi, który za chwilę miał ją unieść w
ciemne niebo.

– Nie jest bardzo duży, prawda?
– Przeznaczony dla czwórki pasażerów. Nie było mnie stać na większy –

powiedział Matt, odczepiając zabezpieczające cumy z prawego skrzydła. – Czy
możesz zająć się drugą stroną?

– Jasne. – Adrienne obeszła samolot dookoła i odczepiła linę z drugiego

haka, łamiąc sobie przy okazji paznokieć. Matt podszedł do niej i otworzył
drzwi kabiny.

– Wsiadaj, lecimy – stwierdził krótko.
Adrienne z trudem wspięła się na wysoki stopień. Matt pomógł jej wsiąść,

potem zamknął drzwi i wdrapał się do samolotu z drugiej strony.

– Możesz położyć torebkę na tylnym siedzeniu – doradził, widząc, że

ściska ją w ręku jak koło ratunkowe.

– Dlaczego?
– Żebyś miała wolne ręce na wypadek... – Sięgnął do kieszeni kurtki i

wyjął z niej papierową torbę. – Wziąłem to od Beverly. Skoro to twój pierwszy
raz...

– Och. – Adrienne rzuciła torebkę na tylne siedzenie.

background image

– Sam też tam zwykle kładę swoje rzeczy – powiedział, unosząc się na

siedzeniu i wyjmując portfel z tylnej kieszeni spodni. – Kiedy prowadzę
samochód albo samolot, nie lubię, żeby mnie coś uwierało.

– Wrażliwa pupa? – zażartowała Adrienne i natychmiast pożałowała

swoich słów.

– Tak jest – przytaknął Matt, patrząc na nią z rozbawieniem. Przekręcił

wyłącznik zapłonu i silnik cessny zaczął pracować. Potem dodał gazu i spojrzał
na tablicę przyrządów.

– Czy coś się stało? – spytała, przekrzykując huk.
– Nie.
– Dlaczego nie ruszamy z miejsca?
– Rozgrzewam silnik.
W końcu samolot potoczył się w kierunku pasa startowego. Matt założył

słuchawki i rozmawiał z wieżą kontrolną. Samolot zatoczył pół koła, ustawił się
pod wiatr i znieruchomiał.

Adrienne spojrzała na Matta z niemym pytaniem w oczach.
– Wszystko w porządku – uspokoił ją łagodnym tonem. – Dostaliśmy

pozwolenie na start. Nie miej takiej przerażonej miny.

Miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego potrząsnął głową,

pochylił się nad Adrienne i pocałował ją w usta.

– A to po co? – spytała zaskoczona.
– Żebyś miała czym zająć myśli. Trzymaj się, Adrienne!

background image

ROZDZIAŁ 2

Mały samolocik toczył się wzdłuż pasa startowego, trzęsąc się i hałasując

niemiłosiernie. Adrienne trzymała się co prawda kurczowo siedzenia, ale
zapomniała o strachu. Pocałował ją! Jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek
się ośmielił to zrobić, był Kenny Christopherson. Dla ścisłości trzeba by
powiedzieć – jedynym chłopcem. Był bowiem uczniem drugiej klasy liceum.
Zrzuciła go wtedy ze schodów, aby ukarać go za bezczelność. Mężczyźni, z
Aleksem włącznie, zawsze mówili, że czują się przy niej onieśmieleni.
Najwyraźniej Matt Kirkland nie należał do nieśmiałych. Zwilżyła usta. To był
ich pierwszy i z całą pewnością ostatni pocałunek. Ten bezczelny, pewny siebie
pilot zdecydowanie nie jest w jej typie.

Nagle zdała sobie sprawę z tego, że Matt przygląda się jej z uśmiechem.

Dopiero teraz zorientowała się, że samolot wzniósł się w powietrze. Płyta
lotniska stawała się z każdą chwilą mniejsza i bardziej odległa, a na horyzoncie
migotało miasto.

– To nie było takie straszne, prawda? – spytał, przekrzykując hałas

silnika.

– Czy w ten sposób uspokajasz wszystkie swoje pasażerki? – zapytała w

odpowiedzi niepewna, czy ją usłyszy.

– Powiedz mi najpierw, czy mój sposób okazał się skuteczny – roześmiał

się.

Spojrzała na niego wzrokiem, który ciskał gromy.
– Rozumiem, że odpowiedź jest twierdząca – powiedział i z zadowoloną

miną zajął się studiowaniem wskazań zegarów.

Adrienne ogarnął niepokój. Matt miał na nią zadziwiający wpływ.

Odpowiedzialny, poważny i stateczny Aleks nie wywoływał w jej duszy takiego
zamieszania i swoją obecnością nie przyprawiał Adrienne o przyspieszone bicie
serca. To dziwne, że nawet nie przyszło jej do głowy powiadomić go o
wyjeździe. Zupełnie o nim zapomniała. Może zrobi to Beverly albo Margaret
Prawdę mówiąc, nie ma jednak na co liczyć, ponieważ nie przepadały za
Aleksem. Beverly wyraźnie zastrzegła, żeby nie zabierała go ze sobą na
przyjęcie. Uważała, że skoro ma ono służyć pozyskaniu nowych klientów, nie
należy zapraszać konkurencji. Adrienne podejrzewała, że Beverly kierowały
także inne motywy.

Adrienne pomyślała, że niepotrzebnie czuje się winna. Może przecież

zadzwonić do Aleksa z Utah. Miejmy nadzieję, że będzie pamiętać. Jedno
spojrzenie Matta wywoływało taki popłoch w jej sercu! W towarzystwie Aleksa
nigdy to się jej nie przydarzyło. Oczywiście, jest wolną kobietą. Nie jest z
Aleksem zaręczona, nigdy się z nim nawet nie przespała. Ale on wciąż

background image

cierpliwie czeka. Wprawdzie wspomniał ostatnio, że po trzech miesiącach
znajomości jej opory wydają mu się nieuzasadnione, lecz Adrienne miała swoją
receptę na udane małżeństwo: długi okres narzeczeństwa. Jej dwie starsze
siostry zbyt szybko podjęły decyzję i obie były już rozwiedzione. Adrienne
postanowiła nie powielać ich błędów.

– Widzisz? – Dźwięk głosu Matta wyrwał ją gwałtownie z rozmyślań. –

To wcale nie takie straszne – dodał, zsuwając słuchawki z uszu.

Daleko na horyzoncie pokazała się błyskawica, a w kilka sekund później

rozległ się grzmot.

– Burza! – zawołała Adrienne, pochylając się do przodu, żeby lepiej

widzieć. – Tam jest burza!

– Na to wygląda – stwierdził spokojnie Matt, zakładając ponownie

słuchawki. – Czasami zmiany pogody nadchodzą całkiem nieoczekiwanie –
dodał, zamieniwszy kilka słów z wieżą kontrolną.

Adrienne ujrzała następną błyskawicę i policzyła sekundy do grzmotu.

Burza najwyraźniej się do nich zbliżała.

– Co teraz zrobimy?
– Będziemy obserwować. Jeśli okaże się to konieczne, zmienimy kurs.
– Zmienimy kurs?
– Pewnie. To łatwe.
– Czy ty mi na pewno mówisz całą prawdę?
– Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? – spytał z uśmiechem.
– Chcę wiedzieć, czy zaraz rozbijemy się i zginiemy – odparła, nieudolnie

naśladując jego spokojny, opanowany ton głosu.

– Dziękuję ci bardzo za zaufanie. Odpowiedź brzmi: nie.
– Przepraszam – szepnęła zawstydzona Adrienne.
W końcu Matt zaproponował jej pomoc i nie zasługuje na takie

traktowanie.

– Boisz się, prawda?
– To jest... takie groźne. – Adrienne zadrżała, widząc jak błyskawica

rozświetliła ciemne chmury.

– Może podać ci trochę danych statystycznych? – zaproponował Matt. –

Co roku więcej ludzi ginie w wypadkach samochodowych niż w katastrofach
lotniczych. Jesteś tu bezpieczniejsza niż na autostradzie.

– Już gdzieś o tym słyszałam.
– Nie wierzysz mi?
– Werzę. Ale teraz, kiedy niebo jest całe naładowane elektrycznością,

ziemia daleko, a my nie mamy nawet spadochronów, dane statystyczne nie są
żadną pociechą.

– Chyba nadszedł czas, żebyś się trochę zrelaksowała – powiedział Matt,

spoglądając na nią z ukosa.

background image

– Ani mi się waż puszczać stery!
– Spokojnie – odparł Matt – Nie takie rozrywki miałem na myśli. Masz

chłopaka?

Adrienne zawahała się.
– No, powiedz. Nie mogę z tobą dyskutować o akcjach i obligacjach, a ty

przecież nie opowiesz mi żadnej dykteryjki z życia pilotów, więc pozostały
sprawy osobiste.

– Tak ci się tylko wydaje.
– Czy dla ciebie chłopcy nie są ciekawym tematem? Jestem zaskoczony.

Myślałem, że musisz się od nich oganiać jak od natrętnych much. Czyje serce
złamałaś w ostatnim tygodniu? – zaśmiał się.

– Naprawdę uważam, że to nie twoja sprawa.
– No, dobrze. Ja opowiem ci coś pierwszy. – Matt znów się roześmiał. –

Moją pierwszą miłością była Tina. Oboje mieliśmy po pięć lat i bawiliśmy się
przez cały czas w doktora, dopóki nie wkroczyła mama Tiny. Potem
przeszedłem przez ten okres w życiu każdego chłopaka, kiedy nienawidzi się
wszystkich dziewcząt. Gdy miałem dwanaście łat, poznałem szesnastoletnią
kobietę i ona właśnie...

– Matt, ja naprawdę wcale nie chcę tego słuchać.
– Za mało ciekawe jak na twój gust? No, dobrze. Najdłuższą i najbardziej

podniecającą znajomość przeżyłem z dziewczyną, którą poznałem w szkole
średniej. To był prawdziwy dynamit. Żadnych zahamowań. Była gotowa robić
to w dowolnym miejscu – w wannie, w gondoli balonu, na rowerze...

– Na rowerze?
– Tak. Oczywiście musiałem przez cały czas pedałować, no i było mi

trochę trudno utrzymać kierownicę, bo...

– Przestań. – Adrienne zaczerwieniła się i wyjrzała przez okno na

przetaczające się wokół zwały ciemnych chmur.

– Nie chcesz, żebym ci o tym opowiedział?
– Nie. – Zacisnęła szczęki i starała się zapanować nad wyobraźnią, która

podsuwała zmysłowe obrazy. – Myślę, że opowiadanie szczegółów ze swojego
życia seksualnego jest wysoce niewłaściwe.

– Chyba za dużo sobie wyobrażasz. – Spojrzał na nią z krzywym

uśmieszkiem.

– Jesteś aroganckim chwalipiętą, któremu sprawia przyjemność

odsłanianie najbardziej intymnych stron osobistego życia obcej w gruncie rzeczy
osobie.

– Zakładasz, że to, co ci opowiedziałem, to prawda. Potrafię doskonale

zmyślać.

– Ty... ty to wszystko zmyśliłeś? – Spojrzała na niego ostrożnie.
– Nie wszystko. Opowiadanie o Tinie i o szesnastoletniej kobiecie było

background image

prawdziwe. Ale myślę, że w kochanie się na rowerze nie powinnaś była
uwierzyć.

– Skłamałeś? – Adrienne wciągnęła głęboko powietrze.
– Wymyśliłem na poczekaniu zabawną historyjkę. Sama przyznaj. Nawet

ty nadstawiłaś ucha.

To chyba za słabe określenie, pomyślała Adrienne. Nie chciała, by

spostrzegł, jak na nią działa. Taki człowiek jak Matt natychmiast by to
wykorzystał. Mogła sobie to z łatwością wyobrazić. Przystojny samotny
mężczyzna, do tego nie pozbawiony uroku osobistego, z pewnością nie mógł
narzekać na brak miłosnych propozycji. Nie, lepiej wcale o tym nie myśleć.

Błyskawica znów rozdarła czerń nieba i Adrienne zadrżała. Matt sprawił,

że przez chwilę zapomniała, gdzie się znajduje, i przestała się bać. Musiała
przyznać, że jego metody są rzeczywiście skuteczne.

– Teraz twoja kolej – odezwał się po chwili, bez wysiłku kierując

samolotem zagubionym w ciemnościach nocy. – Kto to jest Aleks?

– A więc i o nim opowiadała ci Beverly?
– Nie musisz tak się złościć. Wspomniała mi, że chodzisz z nudnym

facetem, który ma na imię Aleks, no i że mogłabyś znacznie lepiej spożytkować
swoje wdzięki.

– Kiedy wrócimy do Tucson, będę musiała z nią pomówić. Zupełnie

niepotrzebnie miesza się do mojego życia. – Adrienne zacisnęła mocno usta.

– Przecież znasz Beverly. Nie miała nic złego na myśli.
– A właśnie, od jak dawna znasz Beverly? Chodziłeś do szkoły w

Tucson?

– Tak. Mój ojciec służył w lotnictwie. Wyjechaliśmy, kiedy miałem

szesnaście lat, ale zawsze chciałem tu wrócić. Poza tym to świetne miejsce do
latania. Przyjechałem kilka miesięcy temu i któregoś dnia spotkałem Beverly w
sklepie.

– A ona zaprosiła cię na przyjęcie, żebyś mnie poznał.
– Właśnie. Sądziła, że możemy przypaść sobie nawzajem do gustu. – Matt

spojrzał na nią pytająco.

– Gdzie jesteśmy? – spytała Adrienne, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Na północ od Phoenix. Lecimy właśnie nad płaskowyżem. Niedługo...

O, do diabła!

– Słucham? – Spojrzała na niego pytająco, ale Matt nie odpowiedział,

tylko założył słuchawki.

Po chwili Adrienne sama zrozumiała, co się stało. Nawet jej

niewyszkolone uszy zarejestrowały nagłą zmianę w dźwięku silnika, który teraz
chrypiał i jęczał. Z zachowania Matta Adrienne wywnioskowała, że dzieje się
naprawdę coś złego. Mówił, próbując porozumieć się z kontrolą lotów, ale
nadaremnie. Silnik wciąż się krztusił.

background image

– Lądujemy – powiedział, rzucając jej krótkie spojrzenie.
– Lądujemy? – Serce Adrienne waliło jak młotem. – Gdzie? Czy tu jest

jakieś lotnisko?

– Może uda mi się znaleźć miejsce na autostradzie.
– Na autostradzie? – Adrienne nieomal wpadła w panikę. – Matt, nie

możesz wylądować na autostradzie!

– Chyba masz rację. – Przechylił samolot na jedno skrzydło i wyjrzał

przez zasnute szronem okno. Zaklął pod nosem.

– Co? Co się stało?
– Nie starczy dla nas miejsca. Jest za duży ruch.
– Więc co zrobimy?
– Musimy znaleźć inne miejsce.
– W tych skałach?
– Słuchaj, nie mamy wyboru – rzucił zniecierpliwiony przez zaciśnięte

zęby. – A teraz zamknij się i rób, co ci każę.

– Matt – wymamrotała, czując, że braknie jej tchu. – Czy my się

rozbijemy?

– Może uda mi się temu zapobiec.
– O, Boże! – Adrienne zamknęła oczy. Miała ochotę się rozpłakać.

Czemu zgodziła się na ten głupi pomysł? Ale z niej idiotka! A teraz...

Silnik zakasłał raz jeszcze i zamilkł. Cisza była przerażająca. Zaczęli

stromo schodzić w dół. Adrienne zamarła.

– Pochyl się jak najbardziej do przodu i schowaj głowę między kolanami

– rzucił Matt rozkazującym tonem.

Adrienne posłuchała, przysięgając sobie w duchu, że jeśli ujdzie z

życiem, to nigdy więcej nie podejmie pochopnie decyzji. Nigdy.

– Trzymaj się. Teraz.
Siła uderzenia wbiła ją w fotel. Samolot podskoczył i znów uderzył w

ziemię. Adrienne poczuła w ustach smak krwi.

Samolot sunął wśród kamienistych pagórków. Matt na przemian krzyczał

niezrozumiale i przeklinał:

– Zatrzymaj się, stój, do jasnej cholery!
Nareszcie maszyna zaczęła zwalniać i Adrienne zaczęła mieć nadzieję, że

chyba jednak się nie zabiją. Przynajmniej nie w tej chwili. Przed nimi widać
było kamienistą ziemię, a dalej... dalej rozciągała się pustka.

– Co to jest? – spytała ochryple. – Jezioro?
– Nie. Rozepnij pas, może będziemy musieli skakać. I módl się, żeby ten

samolot zechciał się wreszcie zatrzymać.

Adrienne zaczęła się modlić. Brzeg przepaści był coraz bliżej. Spadną. Na

pewno...

Samolot znieruchomiał. Przed nimi rozciągała się czarna otchłań.

background image

– Chyba jesteśmy na samym brzegu – powiedział Matt cicho, jakby

najlżejszy dźwięk mógł naruszyć równowagę samolotu i zepchnąć ich do
przepaści. – Otwórz drzwi, ale pamiętaj, musisz to zrobić bardzo ostrożnie.

Będę tu siedział, aż znajdziesz się na zewnątrz.
– Ale...
– Teraz nie dyskutuj. Wychodź.
Zastanawiała się, czy jej się to uda. Ręka obsunęła się po klamce.
– Spokojnie, Adrienne. Spokojnie. Powoli. Dobrze. W każdej chwili

mogą znaleźć się na dnie kanionu. Powoli. Krok po kroczku. Spokojnie.

Wreszcie drzwi ustąpiły. Pchnęła je delikatnie, wstrzymując oddech.

Samolot zakołysał się i zaskrzypiał przeraźliwie. Starała się nie myśleć o
znajdującej się pod nimi przepaści ani o tym, co się stanie, jeśli uda jej się wyjść
z tego cało, a Mattowi nie.

– Wyskakuj ze mną – wyszeptała.
– Dopiero kiedy będziesz na zewnątrz.
– Możemy wyskoczyć jednocześnie.
– Adrienne, wynoś się, do licha, z tego samolotu. Już!
– Dobrze. – Adrienne przełknęła ślinę, zacisnęła zęby i wysunęła się z

fotela. Samolot zaskrzypiał, ale nie poruszył się. Kiedy postawiła stopę na
pierwszym metalowym stopniu, błyskawica rozdarła niebo, oświetlając leżący
pod nimi kanion, który przypominał otwartą paszczę potwora.

– No, już.
Wzięła głęboki oddech, stanęła na stopniu całym ciężarem i zaczęła

zsuwać stopę po pokrywie podwozia. Samolot zatrząsł się.

– Właśnie tak – zachęcał ją Matt. – Po prostu zejdź w dół. Jak tylko

znajdziesz się na ziemi, będę skakał, więc na wszelki wypadek odejdź jak
najdalej od samolotu.

– Dobrze. – W uszach słyszała tylko tępy łomot swojego serca. Musi zejść

i musi wierzyć, że Mattowi też się to uda. Popatrzyła pod nogi. Pokrywa koła
znajdowała się zaledwie o metr od przepaści, a przód samolotu wraz ze śmigłem
wystawały nad jej krawędzią.

– W porządku – zawołała. – Stawiam nogę na ziemi. Matt, wychodź.
– Postaw tam drugą nogę i uciekaj.
– Jestem na ziemi! – zawołała, gdy podmuch wiatru gwałtownie uderzył

w bok samolotu. Uciekała, potykając się o nierówności terenu. Wysoki obcas jej
wieczorowych pantofli zaklinował się miedzy kamieniami i Adrienne upadła,
kalecząc sobie boleśnie dłonie i kolana.

Za plecami usłyszała krzyk Matta. Podniosła głowę, w chwili gdy samolot

pikował w głąb kanionu. Wycie wiatru zagłuszyło huk rozbijającego się
samolotu. Adrienne chciała krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden
dźwięk. Nagle zapadła cisza, w której słyszała tylko bicie własnego serca.

background image

– Matt? – wyszeptała.
Następna błyskawica oświetliła płaskowyż. Adrienne wytężyła wzrok.

Tak, to był Matt! Bogu dzięki, leżał o kilka metrów dalej. Zdążył wyskoczyć z
samolotu, zanim ten runął w przepaść. Podbiegła do mężczyzny z okrzykiem
ulgi.

Matt usiadł i ogłupiałym wzrokiem wpatrywał się w miejsce, w którym

jeszcze kilka sekund wcześniej stał jego samolot. Potem spojrzał na Adrienne,
jakby starał się przypomnieć sobie, kim ona jest.

– Nie ma go – powiedział nieprzytomnie.
– Ale ty jesteś. – Upadła na kolana i skrzywiła się z bólu. – Matt, ty

żyjesz. Oboje żyjemy. Udało się.

– Nie ma mojego samolotu – powtórzył tym samym, pełnym

niedowierzania tonem.

– Samolot można odkupić – powiedziała, chwytając w dłonie jego twarz.

– A ludzi nie. Matt, ryzykowałeś życie, żeby mnie ocalić. Byłeś... – Łzy
potoczyły się jej po policzku. – Byłeś wspaniały. Nie potrafię powiedzieć, jak...

– Nie płacz – poprosił, choć sam wyglądał, jakby zaraz miał się

rozpłakać.

– Ale o mało co nie zginęliśmy. A ty kazałeś mi pierwszej wyjść. Nawet

mnie nie znasz, a byłeś taki dzielny. – Rozszlochała się na dobre.

– Nie płacz – powtórzył, obejmując ją mocno. Szlochała, czując, jak

uchodzi z niej napięcie. Matt gładził włosy Adrienne i coś cicho do niej mówił,
żeby ją uspokoić. W końcu ucichła, ale wciąż wtulała twarz w szeroką, męską
pierś.

– Muszę... muszę wytrzeć nos – wymamrotała w końcu. Odsunął się

odrobinę, wyjmując z kieszeni chusteczkę.

– Dzięki. – Wyprostowała się i wytarła nos. – Ale co teraz zrobimy?
Jak na zawołanie lunęło niczym z cebra. – Musiałaś się o to postarać,

prawda? – Matt uśmiechnął się do niej z trudem.

– Nie patrz tak na mnie. To nie mnie prześladuje pech.
– Adrienne, nie zaczynaj. – Matt natychmiast oprzytomniał.
– Przepraszam – powiedziała szybko zmieszana. Matt utracił przecież

ukochany samolot – Czy... czy sądzisz, że już po nim?

– Dobre pytanie. – Matt podniósł się z trudem. – Może coś będzie widać.
– Proszę, nie podchodź za blisko – ostrzegła Adrienne, ale Matt nie

zwrócił na jej słowa najmniejszej uwagi.

– Nie przypominam sobie, żebym słyszał wybuch – stwierdził,

podchodząc do krawędzi. Brzegi przepaści porośnięte były rzadkimi krzewami.

– Matt, proszę, uważaj. – Adrienne zatrzymała się. Nie była w stanie

zmusić się, żeby podejść do ziejącej otchłani. Sama myśl sprawiła, że poczuła
nieprzyjemne mrowienie w całym ciele. Nie miała pojęcia, jak udało jej się

background image

wyjść z samolotu. Zazwyczaj wystarczało przecież, że wyjrzała przez okno
wieżowca i natychmiast kręciło jej się w głowie.

– Nie widzę go – powiedział Matt. – Po ciemku i w tym deszczu nic nie

można dostrzec, ale nie było pożaru. To dobry znak.

– Więc może wróciłbyś tutaj, zamiast tam zaglądać?
– Masz lęk przestrzeni, prawda?
– Chyba tak – przyznała niechętnie. – Matt, proszę, wróć.
– Chyba nic mi innego nie pozostaje. Tam w dole nic nie widać. Ale

skoro nie było pożaru, może uda się uratować samolot. Jeśli nie cały, to może
jakieś części. Może nie wszystko stracone – powiedział Matt z nadzieją w
głosie, wracając do Adrienne.

– A ubezpieczenie?
– Jakie ubezpieczenie?
– Ubezpieczenie, które pozwoli ci odkupić samolot.
– Nie mam ubezpieczenia.
– Co? Czy nie wymagają tego przepisy?
– Nie, jeśli latam własnym samolotem. Muszę mieć ubezpieczenie od

odpowiedzialności cywilnej za pasażerów, ale nie było mnie na razie stać na nic
więcej.

– To niewiarygodne! Wydajesz na samolot wszystkie oszczędności i nie

płacisz ubezpieczenia? – Adrienne opuściła ręce.

– Miałem zamiar to zrobić, jak tylko zgromadzę trochę więcej pieniędzy.
– Matt, to bez sensu! Nie pozostawia się bez ochrony całego swojego

majątku! Naprawdę...

– Słuchaj – zwrócił się do Adrienne – możesz zachować ten wykład dla

swoich klientów. Wystarczająco źle się czuję. Nie chcę słuchać o
odpowiedzialności finansowej w środku nocy, w ulewnym deszczu, i to od
kobiety, której – na swój nieudolny sposób – próbowałem pomóc.

– Ja tylko...
– Zamknij się!
– Dobrze – nie dawała za wygraną – ale mam jeszcze jedno maleńkie

pytanie.

– Jakie?
– Co teraz zrobimy?
– Będziemy czekać.
– Jak to?
– Zostaniemy przy wraku.
– Chyba o czymś zapomniałeś. – Adrienne pomału traciła cierpliwość. –

Nie możemy się nawet do niego dostać. Być może nikt nigdy go już więcej nie
ujrzy.

– Nieprawda – skrzywił się Matt – Skąd wiesz?

background image

– Ja to czuję.
– Och, zapomniałam o męskiej miłości do samochodów i wszelkich

innych tego typu pojazdów. Jak widać, także do samolotów. Być może ty
uważasz, że musisz zostać ze swoim samolotem, ale ja jestem innego zdania. Idę
poszukać jakiejś drogi. – Adrienne wyrzuciła ręce do góry w geście desperacji.

– To czysta głupota. Wszystkie nasze pieniądze i karty kredytowe są w

samolocie. Masz na sobie tylko wieczorową sukienkę. Nawet jeśli uda ci się
dojść do szosy, nikt nie zechce zabrać ubłoconej nieznajomej kobiety z mokrymi
włosami, poobcieranymi kolanami, w rozdartej spódnicy...

– Jest rozdarta? – Adrienne spojrzała w dół i zorientowała się, że spódnica

odkrywa jej nogę aż do biodra. Chwyciła materiał i ściągnęła go, zasłaniając się.

– Myślę, ze nie musimy tracić czasu na fałszywą skromność. Jeśli sądzisz,

że na widok twojej gołej nogi rzucę się na ciebie w tym błocie i na kamieniach,
to przeceniasz siłę mojego popędu seksualnego.

– Jesteś okropny. – Spojrzała na niego gniewnie.
– No, no, a jeszcze parę minut temu mówiłaś mi, że jestem wspaniały. Co

się stało?

Adrienne stała i czuła, jak jej wysokie obcasy powoli grzęzną w gęstym

błocie. Sukienka i pończochy były zupełnie zniszczone, a rozmazany tusz do
rzęs szczypał ją w oczy. Za kilka godzin rodzice zaczną się poważnie niepokoić.
Nie uda się jej zdążyć na czas, żeby zobaczyć Granny.

– Chyba nie jestem w najlepszej formie – powiedziała, odwracając się i

brnąc naprzód po kostki w błocie.

– Dokąd idziesz?
– Poszukać szosy.
– Adrienne, bądź rozsądna.
– Rozsądna, to znaczy jaka? Mam postąpić tak, jak ty sobie życzysz?

Zostać tu i pilnować tego twojego ukochanego samolotu? Ale ja muszę myśleć o
moich rodzicach, którzy za parę godzin zaczną szaleć z niepokoju. Jeśli
dostaniemy się do autostrady, może ktoś podwiezie nas do telefonu.

– Właśnie, jeżeli uda nam się dostać do autostrady.
– Chciałam powiedzieć, kiedy dojdziemy do autostrady. Idę, i wszystko

mi jedno, co ty zrobisz. – Odwróciła się i ruszyła naprzód, krzywiąc się z bólu.
Przez cienkie podeszwy pantofli czuła ostre kamienie, które zalegały
powierzchnię ziemi.

– Powinienem po prostu pozwolić ci iść! – zawołał. – Jeśli tak bardzo

chcesz być niezależna, powinienem ci na tę niezależność pozwolić!

Adrienne szła nie odwracając się. Wolałaby, żeby Matt jej towarzyszył,

ale skoro on nie uważał tego za słuszne, będzie musiała sama odnaleźć szosę. W
końcu niedawno przelatywali nad autostradą. Wystarczy iść w tamtym kierunku.

Wytężała słuch w nadziei, że usłyszy za sobą kroki mężczyzny. Nagle

background image

pośliznęła się i żeby nie upaść, chwyciła się gałęzi krzewu. Ostre kolce boleśnie
wbiły się w dłoń.

Ruszyła w dalszą drogę, starając się iść bardziej ostrożnie. Znalezienie

drogi wśród gęstych zarośli nie było wcale łatwe. Podeszwy wieczorowych
pantofli ślizgały się po kamieniach, a błotniste kałuże wydawały się miejscami
nie do przebycia. Adrienne patrzyła pod nogi, starając się osłonić twarz przed
ostrym, zacinającym deszczem.

Nagle podniosła głowę i zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Na wprost niej z

ciemności wyłoniła się groźna postać.

background image

ROZDZIAŁ 3

– Adrienne, idziesz w złym kierunku. – Groźna postać przemówiła

głosem Matta.

– Jak mogłeś tak mnie przestraszyć! – zawołała Adrienne.
– Gdybym szedł za tobą i wołał, czy byś się zatrzymała? Obawiam się, że

nie. – Matt podszedł o krok bliżej. Jego kurtka była kompletnie przemoczona, a
kosmyki włosów opadały na czoło.

– Być może nie natychmiast, ale nie powinieneś mnie straszyć tylko po to,

żeby zwrócić na siebie uwagę.

– A co miałem zrobić? Złapać cię za rękę? Wtedy na pewno dostałbym w

głowę.

– Wcale nie! Ja...
– Wszystko jedno. – Matt z rezygnacją machnął ręką.
– Jeżeli chcesz znaleźć drogę, lepiej idź w tę stronę. – Wskazał na prawo.
– A więc wiedziałeś, gdzie jest szosa! Wiedziałeś i nie powiedziałeś mi –

wykrzyknęła coraz bardziej wściekła.

– Wiedziałem, z której strony należy jej szukać – sprostował. – Ale nikt

nie wie, co znajduje się między nami a autostradą, ani jak długo trzeba będzie
iść, zanim dotrzemy do celu. Poza tym nawet jeśli tam się wreszcie znajdziemy,
na pewno nikt nie będzie nas chciał zabrać do samochodu.

– Powiedziałeś nas? Idziesz ze mną?
– Nie mam wyboru. Jeśli puszczę cię samą, boję się, że skończy się to

tragicznie.

– Szłam w stronę, z której przylecieliśmy – zwróciła mu uwagę,

podnosząc dumnie głowę.

– Obawiam się, że nie.
– Właśnie, że tak.
– Nie mogę pozwolić, żebyś błąkała się sama. Nie masz zupełnie

orientacji w terenie.

– A co cię to obchodzi? – Adrienne poczuła, że po policzkach płyną jej

łzy.

– Czasami sam się nad tym zastanawiam. – Popatrzył na nią badawczo. –

Ruszajmy wreszcie. – Odwrócił się na pięcie i zaczął iść we wskazanym
kierunku.

Adrienne powlokła się za Mattem. Była przemoczona i zziębnięta.

Poruszała się z trudem po wyboistej i śliskiej ziemi, ale duma nie pozwalała jej
poprosić go o pomoc. Myślałby kto, mądrala, doświadczony pilot, a nie zapłacił
nawet ubezpieczenia za samolot! Niewiarygodne! Dobrze mu tak, ten wypadek
to kara za bezmyślność.

background image

– Przed nami jest strumień – zawołał Matt, spoglądając przez ramię.
– Można go jakoś obejść? – Adrienne miała poważne wątpliwości, czy

uda jej się przejść przez rwący potok. Z trudem trzymała się na nogach.

– Trudno powiedzieć, w tych ciemnościach i deszczu nic nie widać!
Podeszli razem do brzegu. Woda pieniła się wokół ostrych kamieni, a

przy wystających gałęziach tworzyły się wiry. Pokonanie tej przeszkody będzie
wymagać wiele wysiłku, pomyślała Adrienne, ale innego wyjścia nie ma.

– Chodźmy – powiedziała i pomału zaczęła schodzić z brzegu.
– Zaczekaj. – Matt złapał ją za rękę. – Przeniosę cię.
– To nie jest konieczne – odparła najbardziej wyniosłym tonem, na jaki

było ją stać. Matt zaklął pod nosem.

– Wulgarne słowa nie... – zaczęła Adrienne, ale nie dane jej było

skończyć. Dłoń Matta zacisnęła się na jej ramieniu. Bez dalszej dyskusji
przerzucił ją sobie przez ramię, głową w dół. – Matt, przestań! Sama sobie
poradzę!

– No pewnie! Ale ja muszę ci dowieść mojej dzielności.
– Właśnie! – Adrienne zaczęło szumieć w uszach i kręcić się w głowie.

Ta pozycja z pewnością nie należała do jej ulubionych. – O to właśnie mi
chodzi! To męskie dążenie do rządzenia, do władzy. Ty... – z trudem
przekrzykiwała szum rwącej wody.

– Zamknij się wreszcie, Adrienne. – Matt dyszał ciężko, ale udało mu się

roześmiać. – Naprawdę jesteś niezwykła. Nawet z tyłkiem w górze jesteś w
stanie dyskutować o równouprawnieniu kobiet.

– Panie Kirkland, byłabym panu wdzięczna, gdyby był pan uprzejmy nie

wyrażać się w ten sposób o moim ciele.

Mężczyzna znów się roześmiał.
– Z czego się śmiejesz?
– Nie mogę ci powiedzieć, bo musiałbym użyć określeń, które ci się nie

podobają. – Klepnął Adrienne po pośladku.

– Jak śmiesz! – zawołała oburzona Adrienne. Matt chwycił ją mocniej.
– Przestań się szarpać – rzucił ostro, zirytowany nie na żarty. Przesunął ją

na ramieniu tak, że oparł policzek o jej biodro. – Zaraz oboje się skąpiemy.

– Wygląda na to, że świetnie się bawisz.
– Nie przypuszczałem, że to zauważysz, ale niektóre rzeczy istotnie

sprawiają mi przyjemność.

– Matt, żądam, abyś...
– Hopsa! – zawołał Matt, stawiając Adrienne na drugim brzegu.
Adrienne obciągnęła poszarpaną spódnicę, unikając jego spojrzenia.

Wciąż czuła na skórze dotyk rąk Matta.

– Wydaje mi się, że deszcz ustaje.
– Chyba.

background image

Ton głosu Matta sprawił, że popatrzyła na niego z niepokojem. Matt

przyglądał jej się z założonymi ramionami.

– Powiedz mi, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, żeby pójść na

całość, przestać przejmować się drobiazgami?

– Nawet jeśli tak by się miało kiedyś stać, to na pewno nie z tobą. –

Adrienne rzuciła Mattowi gniewne spojrzenie.

– Nawet jeśli tak by się miało stać? Czy to znaczy, że nigdy ci się nic

takiego nie przydarzyło?

– To nie twoja sprawa.
– Dużo tracisz, Adrienne. Każdy ma tylko jedno życie. Może być nudne,

ale może też okazać się ciekawe i ekscytujące.

– Czy chodzi ci na przykład o wspaniały lot niesprawnym samolotem w

samym środku nocy, podczas burzy, bez ubezpieczenia, w wieczorowych
strojach?

– Musisz przyznać, że przynajmniej się nie nudzisz. – Matt zrobił

ironiczną minę.

– Jak możesz żartować w tej sytuacji?
– Jak możesz być taka poważna? – Mężczyzna roześmiał się i potrząsnął

głową. – Chodź no tu bliżej.

– Coo... – Zanim się spostrzegła, znalazła się w jego ramionach. Matt

zamknął jej usta czułym pocałunkiem. Po dłuższej chwili uniósł głowę i
uśmiechnął się. – Ja tylko sprawdzam.

Adrienne nie zdobyła się na odpowiedź. Pocałunek był tak nieoczekiwany

i... tak namiętny! Wreszcie oprzytomniała i odepchnęła Matta.

– Niby co sprawdzasz? – spytała, starając się, by w jej głosie zabrzmiało

szczere oburzenie. Nie było to łatwe, gdyż pocałunek sprawił jej prawdziwą
przyjemność. Najwyraźniej Matt znał się na rzeczy.

– Sprawdzałem, czy mam rację – wyjaśnił. – I rzeczywiście, nie myliłem

się.

– Jak to?
– Twój pocałunek jest o niebo słodszy niż to, co słyszę z twoich ust.
Miała szczerą ochotę rzucić się na niego z pięściami.
– Byłabym wdzięczna, gdybyś był uprzejmy zachować te uwagi dla siebie

– rzuciła z wyniosłą miną. – Tak samo, jak i te twoje cholerne pocałunki.

– Ależ z ciebie zgorzkniała młoda osoba! Czy chodzi tylko o mnie, czy

traktujesz w ten sposób wszystkich mężczyzn?

– To nie jest miejsce ani pora, żeby omawiać...
– Powiedz krótko. Tyle, żeby zaspokoić moją ciekawość.
– No, dobrze, sam się o to prosiłeś. Nie traktuję tak wszystkich mężczyzn,

tylko takich jak ty.

– To znaczy?

background image

– Takich, którzy gdy chcą mieć własny samolot, nie przejmują się tak

przyziemnymi rzeczami jak ubezpieczenie. Takich, którzy jeżdżą sportowymi
samochodami i uważają, że wszystko wiedzą najlepiej. Takich, którzy nie liczą
się z innymi, a szczególnie z kobietami, uważając je za istoty gorsze i głupsze.
Takich, którzy uznają seks za najlepsze lekarstwo.

– Seks? Co ma do tego seks?
– Pocałowałeś mnie! Dwa razy!
– Moja miła, jeżeli dwa pocałunki to dla ciebie seks, to znaczy, że Aleks

bardzo cię zaniedbuje. – Matt uśmiechnął się nie bez odrobiny złośliwości.

– O to mi właśnie chodziło – odparowała. – Nie dość, że jesteś porywczy i

nieodpowiedzialny, to do tego wszystkiego jesteś jeszcze bezczelny.

– Masz rację z tym ubezpieczeniem – przyznał nieoczekiwanie, patrząc

jej w oczy. – To była czysta głupota. Trzeba było się ubezpieczyć, nawet jeśli
musiałbym pożyczyć od kogoś pieniądze.

– Tak... tak, masz rację – wyjąkała Adrienne, którą ostatnie słowa Matta

zupełnie zbiły z tropu. Zmiana w jego zachowaniu była całkowicie
niespodziewana. Teraz, gdy znalazła poważny argument przeciwko niemu, on
nagle się z nią zgadza!

– Jeśli chodzi o porywczy temperament, twoja ocena też chyba jest

słuszna. A jeśli mowa o bezczelności – przerwał i obrzucił Adrienne
spojrzeniem od stóp do głów – żeby móc to ocenić, musiałabyś mnie lepiej
poznać. Być może jestem po prostu pewny siebie.

– Ha! – Adrienne poczuła mrowienie na całym ciele. – Nie potrzebuję cię

lepiej poznawać. I wcale nie chcę.

Matt uśmiechnął się z powątpiewaniem.
– Widzisz, sam widzisz, co mam na myśli – powiedziała. – Jesteś po

prostu bezczelny.

– Nieprawda – odparł łagodnym tonem.
Starała się popatrzyć na niego z naganą, ale poczuła, jak wbrew jej woli

krew zaczyna szybciej krążyć. Postanowiła przeciwstawić się aurze
zmysłowości i nigdy jej się nie poddać.

– Poszukajmy lepiej drogi – powiedziała w końcu. Matt wyciągnął rękę.

Adrienne zignorowała ten gest i ruszyła przed siebie. Szli w milczeniu. Ciągle
padał deszcz, ale zdecydowanie mniej ulewny. Adrienne pierwsza dostrzegła
błotniste koleiny pomiędzy drzewami.

– Udało się. – Adrienne spojrzała na Matta z tryumfem.
– To tylko polna droga. Miasteczko jest pewnie jakieś czterdzieści

kilometrów stąd.

Adrienne poczuła, że siły ją opuszczają. Czterdzieści kilometrów! Nie uda

się tam dojść! Droga nie wyglądała na uczęszczaną. Może Matt miał rację, że
nikt już dzisiaj nie będzie tędy jechał. Wyglądało na to, że znaleźli się w sytuacji

background image

bez wyjścia.

– Idziemy czy czekamy? – spytał Matt, podnosząc kołnierz, aby osłonić

się przed przenikającym do szpiku kości wiatrem.

Adrienne zatrzęsła się z zimna. Dopóki znajdowała się w ruchu, było jej

w miarę ciepło.

– Nie wiem, co robić – westchnęła wyczerpana.
– Słaniasz się na nogach. – Matt uważnie przyjrzał się Adrienne.

Dziewczyna z trudem dokuśtykała do pobocza i osunęła się na ziemię. Zasłoniła
twarz dłońmi, żeby ukryć łzy, które płynęły teraz niepowstrzymanym
strumieniem. – Masz.

– Co? – spytała, nie odsłaniając oczu.
– Jest wilgotna, ale lepszy rydz niż nic. – Adrienne poczuła, że Matt

wkłada jej na ramiona swoją sportową kurtkę. Podniosła głowę i otarła oczy.

– Nie, Matt, ty jej potrzebujesz.
– Tobie jest bardziej potrzebna.
Adrienne popatrzyła na niego, gotowa przyznać, że głupotą było upieranie

się przy szukaniu drogi w taką pogodę.

– Matt, ja... – przerwała na widok dwu jasnych punkcików, które pojawiły

się w oddali. – Samochód! – zawołała. Zerwała się na równe nogi i natychmiast
zapomniała o zmęczeniu. – To samochód!

– Masz rację. Miejmy nadzieję, że zechce się zatrzymać.
– Oczywiście, że się zatrzyma. To pewnie sympatyczne, starsze

małżeństwo, wracające do domu po miłej kolacji w mieście. Jestem pewna, że...

– Wracają do domu, to prawda. To musiał być niezły wieczór. Popatrz

tylko, ten samochód jedzie zygzakiem!

– Pijany?
– Prowadzący albo jest pijany, albo zasnął przy kierownicy.
– To niemożliwe!
– Ale cieszę się, że przynajmniej odzyskałaś siły i werwę – stwierdził

Matt, przyglądając się jej z uśmiechem. – Przez moment naprawdę się o ciebie
martwiłem. Wyglądało na to, że się poddasz.

– Ale teraz już nie mam takiego zamiaru. – Adrienne wyszła na środek

drogi i zaczęła machać rękoma.

– Hej! – Matt odciągnął ją na pobocze. – Oni gotowi cię przejechać. W tej

ciemnej sukience mogą cię nawet nie zauważyć.

– Ale musimy ich jakoś zatrzymać.
– Stój tutaj. Ja się tym zajmę.
– Ach, stary, dzielny Matt, wydający wszystkim rozkazy.
– Moja koszula jest przynajmniej biała. – Wyszedł na środek drogi, a

potem znów się do niej odwrócił. – Chyba że wolisz zdjąć sukienkę i nią
wymachiwać – dodał złośliwie. – To byłoby jeszcze skuteczniejsze.

background image

– No pewnie – odburknęła Adrienne.
Światła przybliżyły się i Matt zamachał ramionami.
– To chyba ciężarówka – powiedział. – Jedzie powoli, więc nawet gdyby

się nie zatrzymała, mamy szanse wskoczyć na tył skrzyni.

– Nie wiem, Matt, ja nigdy...
– Cicho – rozkazał Matt, podnosząc rękę do góry. – A to co za hałas?
– Ktoś śpiewa – zauważyła Adrienne.
– Nie podoba mi się to. Ten facet jest zalany w pestkę. – Matt zamachał

nad głową kurtką i krzyknął głośno. Światła omiotły najpierw prawe, potem
lewe pobocze drogi.

– Matt, bądź ostrożny.
– Boisz się o mnie? – spytał, spoglądając w jej kierunku.
– Nigdy w życiu.
– Tak też myślałem. – Matt znów pomachał kurtką.
– Matt, uważaj! – krzyknęła Adrienne widząc, że ciężarówka jedzie

prosto na niego. Matt usunął się w ostatniej chwili. Zapiszczały hamulce i
ciężarówka zatrzymała się tuż obok niego.

– Chcesz się zabić? – pytał ktoś chrapliwym, pijackim głosem.
– Potrzebujemy kogoś, kto by nas podwiózł – odparł Matt, powoli

zbliżając się do kabiny kierowcy.

– Jacy my?
Adrienne przeszła przez szosę i stanęła obok Matta.
Kierowca ciężarówki musiał niedawno przekroczyć sześćdziesiątkę.

Twarz pokrywał dwudniowy szary zarost. W ustach obracał kawałek tytoniu.
Śmierdział niczym cała gorzelnia.

– Ja i moja towarzyszka – odrzekł Matt, wskazując na Adrienne. Stary

mężczyzna wpatrywał się w nich, z trudem usiłując skupić spojrzenie na jednym
punkcie.

– To was jest tylko dwoje? Ja widzę co najmniej sześcioro.
– No pewnie – wyszeptała Adrienne. – Matt, może on pozwoli ci

prowadzić samochód.

– Mieliśmy wypadek – wyjaśnił Matt. Musimy dostać się do telefonu.

Wygląda pan na zmęczonego, panie...

– Mów mi po prostu Archie.
– W porządku, Archie. Może pozwoliłbyś mi poprowadzić samochód.

Chcemy jechać do miasta, żeby zadzwonić.

Adrienne ścisnęła mocno kciuki.
– Zadzwonić? Mam telefon w domu. Bliżej niż do miasta. Możecie jechać

ze mną. Gdzie wasz samochód?

– Samolot.
– Mieliście wypadek samolotowy? – zachrypiał mężczyzna. – Ale nie

background image

jesteście duchami, co?

– Nie, nie jesteśmy duchami – odparł z uśmiechem Matt – Słuchaj, może

ja nas wszystkich zawiozę do twojego domu.

– Nawet lubię duchy, ale wolę wiedzieć, kiedy mam z nimi do czynienia –

wtrącił Archie. – Moja żona jest teraz duchem.

– Nie podoba mi się to – wyszeptała Adrienne.
– Nie mamy wyboru – odpowiedział Matt półgłosem. Znowu zwrócił się

do mężczyzny: – No więc, czy chciałbyś, żeby dziś zawiózł cię do domu
pierwszorzędny kierowca?

– Nikt oprócz mnie nie kieruje Bessie. Wszyscy o tym wiedzą – odparł

Archie. – Wsiadajcie.

– Aleja chętnie...
– Wsiadacie czy nie? Ja jadę. – Archie dodał gazu, a silnik zaryczał jak

ranione zwierzę.

– Wsiadamy – powiedział Matt, gestem nakazując Adrienne, żeby obeszła

z nim ciężarówkę od tyłu. Kiedy podchodzili do kabiny, wyszeptał: – Ja usiądę
obok niego na wszelki wypadek. Jakby co, zdążę złapać za kierownicę.

– Dobrze. Uważaj tylko, żebyś się nie zatruł oparami alkoholu. Ten facet

cuchnie na kilometr.

– Nie wybrzydzaj. I tak mieliśmy niesamowite szczęście.
Wsiedli do ciężarówki. Wystające z oparcia sprężyny wbijały się

Adrienne w bok za każdym razem, gdy samochód podskakiwał na wybojach.
Matt obserwował drogę i Archiego, gotów w każdej chwili chwycić za
kierownicę.

– Śpiewacie? – spytał Archie.
– Nie – odparli zgodnie Matt i Adrienne.
– No pewnie, frajerzy z miasta. Więc ja zaśpiewam.
Archie zaczął wyśpiewywać na całe gardło jakąś pijacką piosenkę i

skierował ciężarówkę w stronę skraju szosy. Matt był już gotów uchwycić
kierownicę, gdy Archie skorygował kurs i ruszył po przekątnej ku
przeciwległemu skrajowi drogi.

Jechali zygzakiem pośród kompletnych ciemności. Adrienne trzymała

przy życiu myśl o telefonie, który czekał na nią na końcu tej szalonej podróży.
Zerknęła na zegarek. Była prawie druga nad ranem. Rodzice na pewno już się
niepokoją, ale może nie powiadomili jeszcze policji.

Wreszcie Archie skręcił gwałtownie w prawo, kierując ciężarówkę w

stronę majaczącego w oddali, ciemnego budynku.

– Pewnie nie ma prądu – wyjaśnił Archie. – Ale mam świeczki. Znów

będę musiał nastawiać ten diabelny zegar.

– Potrzebujemy tylko telefonu – powiedziała Adrienne, z trudem

gramoląc się z szoferki. – Gdzie on jest?

background image

– Tam, gdzie zawsze był, panieneczko. – Archie zatoczył się, potykając

się podszedł do drzwi i otworzył je kopnięciem. – Nigdy nie zamykam na klucz
– wyjaśnił, manipulując przy wyłączniku światła. – Nie ma prądu – powtórzył i
wtoczył się do pokoju, obijając się o meble.

Adrienne zajrzała do środka i czekała, aż jej oczy przyzwyczają się do

ciemności. W mroku majaczyły zarysy półek z książkami, które zajmowały całą
ścianę.

– Widzisz telefon? – spytał Matt.
– Nie, a on nie chce mi powiedzieć, gdzie go szukać. Zaraz, zaraz... tam!

– zawołała, starając się znaleźć drogę wśród mebli. – Na ścianie.

Telefon wisiał na ścianie obok drzwi do kuchni, w której Archie z

łoskotem przeszukiwał szuflady kredensu.

– Nie mogę uwierzyć, że to już wreszcie koniec tej koszmarnej eskapady

– stwierdziła Adrienne. – Może znajdziemy kogoś, kto zabierze nas stąd do
miasta.

– Może. Jeśli uda nam się dowiedzieć, gdzie właściwie jesteśmy.
– Masz rację. – Adrienne podniosła słuchawkę. – Dzięki Bogu, że istnieją

takie wynalazki, jak telefon. – Na chwilę zamilkła, a potem nerwowym ruchem
Postukała w widełki. Aparat milczał jak zaklęty. Odwróciła się w stronę Matta,
czując, że siły znowu ją opuszczają. – To niemożliwe – powiedziała słabo. –
Ten telefon nie działa.

background image

ROZDZIAŁ 4

– Daj, może ja spróbuję. – Matt sięgnął po słuchawkę.
– Wiem, jak wygląda zepsuty telefon! – Adrienne wyrwała mu słuchawkę

z ręki i rzuciła na widełki.

– Jeśli nawet nie był zepsuty, teraz już na pewno jest – powiedział Matt. –

I nie krzycz na mnie. To nie ja obiecywałem ci, że będziesz mogła stąd
zadzwonić. Spytaj naszego przyjaciela Archiego.

– Niech się stanie światłość! – zawołał Archie, wtaczając się do pokoju i

trzymając w ręku świeczkę wetkniętą w szyjkę butelki. Podniósł ją do góry, tak
by oświetliła twarze Matta i Adrienne, i popatrzył na nich przekrwionymi
oczami. – Chyba nie najlepiej się bawicie.

– Dlaczego nie powiedziałeś nam, że telefon nie działa? – westchnęła

Adrienne z rozpaczą.

– Nie działa? – Archie przechylił głowę na bok. – No pewnie, nigdy nie

działa, kiedy pada. Gdzieś coś przecieka. Ściana przemaka i telefon nie działa. –
Zamyślił się na moment, potem odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby. – Ale
będzie działał, kiedy ściana wyschnie. Do rana powinna być sucha.

– To będzie odrobinę za późno – powiedziała słabym głosem Adrienne,

odwracając głowę, żeby ani Matt, ani Archie nie dostrzegli łez. Zaczęła trząść
się z zimna. Granny na pewno umrze dziś w nocy. Rodzice będą szaleć z
niepokoju, jeśli nie porozumie się z nimi.

– Archie, to bardzo ważne. Adrienne musi zawiadomić rodziców –

oznajmił Matt – Gdybyś pożyczył nam swoją ciężarówkę, pojechalibyśmy do
miasta...

– Nie ma benzyny – oświadczył Archie i głośno czknął.
– Może jednak trochę zostało. – Adrienne odwróciła się znów w stronę

Archiego. – Chociaż tyle, żebyśmy mogli dojechać do miasta. Zapłacimy ci... –
zamilkła, widząc ostrzegawcze spojrzenie Matta. Nie mieli przecież ani grosza.
– Zapłacimy ci, kiedy uda nam się wydostać portfele z samolotu.

– Nie ma benzyny – powtórzył Archie, kręcąc głową. – Strzałka stoi

dokładnie na zerze.

– Gdzie masz kluczyki? – spytał Matt. – Mogę to jeszcze raz sprawdzić?
Archie dotknął kieszeni wytartych dżinsów. Świeca przechyliła się i wosk

skapnął na dłoń.

– Do diabła – zaklął i potarł dłoń. – Pewnie zostawiłem je w Bessie. Idź

sprawdzić.

– Zaraz wrócę – zapowiedział Matt i zniknął za drzwiami.
– Nie śpiesz się – rzucił ze śmiechem Archie i mrugnął

porozumiewawczo do Adrienne. – Napijesz się?

background image

– Nie, dzięki. – Zatarła dłonie. Drżała z zimna i zmęczenia.
– Ale ja chętnie. – Archie wziął świecę i chwiejnym krokiem

pomaszerował w stronę szafki pod oknem. – Dorothy nazywała to barkiem –
powiedział, otwierając drzwiczki. – Była bardzo wyrafinowaną damą. Ja
nazywam to szafką na flaszki. – Wyjął ze środka dwulitrową butelkę whisky,
odkręcił ją i pociągnął spory łyk.

– Zawsze tyle pijesz? – spytała Adrienne, szczękając zębami z zimna.
– Przeważnie – odparł, ocierając usta rękawem.
– Dlaczego?
Pytanie zaskoczyło Archiego. Po dłuższym namyśle odpowiedział

wreszcie:

– Bo lubię.
Adrienne zastanawiała się, czy to alkohol sprawia, że Archie nie czuje

wcale zimna. Zerknęła na drzwi, licząc na to, że Matt wróci z dobrymi
nowinami. Niestety, kiedy wszedł do środka i spojrzał na nią, wiedziała już, że
nadzieje były płonne. Oparła się bezwładnie o framugę drzwi.

– Archie, czy masz tu może centralne ogrzewanie? – spytał Matt,

rozglądając się dookoła.

– O, nie. – Archie wskazał ręką. – Ale mam kominek.
– A drewno?
– Na dworze – odparł Archie. – Pewnie zamokło.
– Raczej tak – przytaknął Matt, spoglądając przez okno. – Ale na wszelki

wypadek sprawdzę. Może na dole stosu znajdzie się kilka suchych polan.

– W stajni są stare deski – oznajmił Archie, podchodząc ku nim

niepewnym krokiem. – Świetnie się palą.

– Doskonale. – Matt zatarł dłonie. – Masz latarkę?
– Jest świeczka.
– Dobrze. – Matt podszedł do stołu.
– Idę z tobą – odezwała się Adrienne. – Nie możesz trzymać na raz i

drewna, i świecy, a poza tym wiatr mógłby zdmuchnąć płomień.

– Na dworze jest naprawdę mnóstwo błota – zauważył Matt, patrząc na

nią z namysłem.

– Nie żartuj sobie – odparła Adrienne, spoglądając na swoje ubłocone

pantofle i ruszyła w stronę drzwi.

Natychmiast pożałowała swojej decyzji, kiedy znaleźli się na dworze. W

domku było wprawdzie zimno, ale na zewnątrz chłód przenikał aż do szpiku
kości. Matt wcale nie przesadzał, mówiąc o błocie. Wydeptana ścieżka
prowadząca z domu do stajni była pełna kałuż. Obcasy wieczorowych
pantofelków Adrienne zapadły się w brunatną maź z głośnym mlaśnięciem.

– To gorsze, niż przypuszczałam – oświadczyła zdyszanym głosem.
– Weź mnie za rękę.

background image

Tym razem Adrienne nie protestowała. Uścisk dłoni Matta podziałał na

nią uspokajająco. Świeczka zachwiała się, ale na szczęście nie zgasła. Wreszcie
dotarli do budynku, który Archie nazywał stajnią. Adrienne wyglądało to raczej
na szopę.

– Wszystko w porządku? – odezwał się Matt.
– Czemu pytasz?
– Trzymasz mnie kurczowo – odparł, unosząc do góry ich splecione

mocno dłonie.

– Och, przepraszam. – Adrienne spróbowała zabrać rękę.
– Daj spokój. – Matt mocniej splótł palce z jej palcami.
Adrienne przestała się wyrywać, napawając się poczuciem

bezpieczeństwa. Kiedy dotarli do stajni, Matt oddał jej świecę, a sam otworzył
zamknięte na skobel drzwi. Uderzył ich zapach świeżej słomy. Adrienne uniosła
świecę i razem weszli do środka. Zaskoczyła ich czystość i porządek. Na
ścianach nie było widać żadnych zacieków, mimo że wciąż padał ulewny
deszcz. Podłoga była czysto wymieciona. Dostrzegli dwa puste boksy oraz półki
uginające się pod ciężarem narzędzi i zapasów. Jeden z boksów był wyłożony
świeżą słomą. Niektóre spróchniałe deski wymieniono ostatnio na nowe i w
powietrzu unosił się przyjemny zapach sosnowej żywicy.

– Wygląda na to, że Archie spodziewa się czworonogiego gościa –

powiedziała Adrienne, wskazując dłonią na świeżo przygotowaną zagrodę.

– Ponieważ, jak widać, Archie zgromadził łopaty i kilofy, zgaduję, że

będzie to osioł albo muł, zwierzę przydatne przy poszukiwaniu złota – dodał
Matt.

– To prawdziwy traper. – Adrienne uniosła świecę wyżej. – Patrz, lampa

naftowa.

– Znając nasze parszywe szczęście, nie ma w niej na pewno ani kropli

nafty. – Matt potrząsnął skorodowaną lampą. Usłyszeli chlupot płynu. – A
jednak pech na chwilę nas opuścił. – Matt zdjął szklany klosz. – Jest nawet knot.

Adrienne podała mu świecę i po chwili wnętrze wypełniło łagodne, jasne

światło.

– Tak jest o wiele lepiej – westchnęła Adrienne. – Wydaje się nawet, że

nie jest już tak zimno.

– Bo tu jest cieplej.
Matt uniósł lampę tak, że oświetliła twarz Adrienne.
– Wiesz co, wyglądasz fatalnie – oznajmił szczerze.
– Jak miło z twojej strony, że mi to mówisz. Ty też nie wyglądasz

szczególnie kwitnąco.

– Pewnie nie – odparł, śmiejąc się cicho – ale ja przynajmniej nie używam

tuszu do rzęs, więc nie wyglądam, jakby mi ktoś podbił oczy.

– A więc sądzisz, że mój rozmazany makijaż wygląda śmiesznie, co? –

background image

najeżyła się Adrienne.

– Noo.
– I te uwagi słyszę od tego samego faceta, który świecił czerwonymi

majtkami w salonie pełnym ludzi?

– Bystra jesteś, panno Burnham. – Matt roześmiał się głośno. – Jednak

traktujesz życie zbyt serio. Lepiej poszukajmy tych desek, o których mówił
Archie.

Zanim wrócili do domu, Matt z naręczem desek, Adrienne z lampą w

dłoni, Archie zapalił już drugą świeczkę, tym razem zatkniętą w butelkę po
tanim winie. Półleżał rozparty w starym skórzanym fotelu, czule obejmując
butelkę whisky.

– Widzę, że znaleźliście dechy. Oderwałem je, kiedy przygotowywałem

boks dla mojego nowego osła. Jutro mają mi go przyprowadzić. Będzie się
nazywał Dorothy Trzecia. Moja żona miała na imię Dorothy, to była Dorothy
Pierwsza, mój stary osioł to Dorothy Druga, więc ten nowy będzie Dorothy
Trzecią.

– Aha – mruknęła Adrienne, zastanawiając się, co też pomyślałaby żona

Archiego, gdyby wiedziała, że jej imię otrzymują kolejne osły. – Znaleźliśmy
twoją lampę – dodała, odsuwając na bok stos starych gazet i stawiając lampę na
drewnianym stoliku.

– Lepiej nie marnować nafty. Może mi być potrzebna do poszukiwań

złota, gdy wreszcie dostanę nowego osła.

– Odkupimy ci ją – zapewniła Adrienne w obawie, że Archie zabierze

lampę. – Jak tylko będziemy mogli – dodała, przypominając sobie, że wszystkie
ich pieniądze oraz karty kredytowe spoczywają gdzieś na dnie kanionu.

Matt położył naręcze drewna obok dużego, kamiennego kominka i

podszedł do stolika.

– Mogę użyć tych gazet, żeby rozpalić ogień, Archie? – spytał.
– Pewnie, że nie.
– Nie? – spytał Matt zaskoczony.
– To gazety Dorothy, Dorothy Pierwszej.
– Ale czy Dorothy nie jest...
– Duchem? – dokończył Archie. – Oczywiście. Ale to są jej gazety, z

krzyżówkami. Nie pozwolę, żeby ktoś palił jej rzeczy.

– Dobrze. W takim razie czego mogę użyć?
– Ja rozpalę. Mam na to sposób.
Matt wzruszył ramionami i odwrócił się do paleniska. Ułożył drewno i

otworzył szyber.

– Odejdź – rozkazał Archie i wstał z butelką w ręku. Podszedł do stołu,

odsunął szufladę, wysypał na dłoń trochę białego proszku z metalowego pudełka
i podszedł do paleniska.

background image

– Czy mogę napić się twojej whisky? – spytał Matt, który obserwował

uważnie wszystkie poczynania Archiego.

– Matt, może poczekasz, aż... – zaczęła przerażona Adrienne, która

wyobraziła sobie, że teraz będzie miała do czynienia nie z jednym, ale z dwoma
pijanymi mężczyznami.

– Masz, pij – powiedział Archie, podając Mattowi butelkę.
Matt chwycił whisky, potem złapał Adrienne za rękę i popchnął ją w kąt

pokoju, jak najdalej od kominka.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz? – syknęła wściekła, usiłując mu się

wyrwać. – Jeśli masz zamiar zacząć pić i przystawiać się do mnie, to ostrzegam,
że tego pożałujesz.

– Siedź spokojnie – rzucił stanowczym tonem Matt, trzymając mocno jej

ramię. – On będzie rozpalał ogień używając prochu strzelniczego.

– Prochu? – wyjąkała, patrząc na Matta rozszerzonymi z przerażenia

oczami.

– Mhm. Chcesz może sobie łyknąć? – spytał, podając jej butelkę.
W tej samej chwili Archie rzucił zapałkę na palenisko. Buchnął wysoki

płomień. Archie cofnął się o krok.

– Do diaska. Chyba przesadziłem – wymruczał, chwiejąc się na nogach.
Na szczęście ogień szybko przygasł i płonął teraz równo i spokojnie.
– To stara traperska sztuczka – wyjaśnił Matt. – Nie jest zbyt

niebezpieczna, oczywiście o ile masz pojęcie o tym, co robisz, no i nie trzymasz
w garści flaszki z wódką.

– A ja myślałam, że zamierzasz przyłączyć się do Archiego i zacząć

pijaństwo – powiedziała Adrienne wzdychając. – Znowu mnie uratowałeś, Matt.
Myślę, że nawet wybaczę ci te niewybredne żarty o podbitych oczach.

– Ciągle wyglądają na podbite – stwierdził, delikatnie ściskając ją za

ramię.

– Da się temu szybko zaradzić. – Adrienne wysunęła się z ramion Matta i

oglądając się na kominek podeszła do Archiego. – Chciałam spytać – zaczęła,
patrząc na niego z obawą – czy mogłabym skorzystać z łazienki. Chciałabym się
umyć.

Archie odwrócił się i przyjrzał jej się od stóp do głów.
– To chyba nie wystarczy – orzekł, żując tytoń. – Wyglądasz jak strach na

wróble.

– Wszystkie moje rzeczy zostały w samolocie. – Adrienne skrzywiła się,

słysząc ten kolejny komplement. Od takiego nadmiaru męskiego podziwu
mogłoby jej się chyba przewrócić w głowie. – Mogę się więc co najwyżej umyć.
Archie przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.

– Zaraz, zaraz, moja panno – odezwał się w końcu. – Lepiej doprowadź

się naprawdę do porządku. Ale musisz mi obiecać, że będziesz uważać.

background image

– Tak, oczywiście... ja...
– I że niczego nie podrzesz.
– Ale czego?
– Rzeczy Dorothy. Pozwolę ci przebrać się w jej ciuchy, ale musisz

obiecać, że będziesz ostrożna.

– Jak mogłabym pożyczać od ciebie jej ubrania? – zaprotestowała

Adrienne, chociaż myśl o suchym ubraniu była niezwykle kusząca.

– Tak, zaraz ci je dam. – Archie odwrócił się w stronę Matta. – Ty też nie

wyglądasz najlepiej – ocenił. – Kiedy z nią skończę – powiedział, wskazując
głową Adrienne – poszukam czegoś dla ciebie.

– Nie zawracaj sobie głowy – odparł Matt. – To nie jest konieczne.
– Cicho – rzucił krótko Archie, zaciskając dłoń na nadgarstku Adrienne. –

I popilnuj mojej whisky, kiedy będę szukał czegoś dla twojej narzeczonej. –
Wziął do ręki lampę i pomaszerował w stronę drzwi, ciągnąc Adrienne za sobą.

– Wcale nie jestem jego narzeczoną – zaprotestowała Adrienne.

Zauważyła, że Matt się uśmiecha. – Matt, powiedz mu, że nie jestem.

Matt stał milcząc. Adrienne zaskoczył wyraz jego twarzy. Patrzył na nią z

czułością, a przecież znali się zaledwie od kilku godzin.

– Zostawiłem rzeczy Dorothy tak, jak były – powiedział Archie,

prowadząc Adrienne do sypialni, gdzie stała duża, mahoniowa szafa. – Tutaj –
wskazał, puszczając jej nadgarstek. – Wszystko, czego możesz potrzebować.

Pokój napełnił się zapachem fiołków. Adrienne zajrzała do szafy, gdzie

wisiały trzy wyblakłe sukienki w kwiatki, kraciasty niebieski szlafrok, flanelowa
koszula nocna, dwie pary znoszonych dżinsów, błękitna spódnica i trzy
koszulowe bluzki. Garderoba była więcej niż skromna, ale Archie pokazywał ją
z taką dumą, jakby była to ostatnia kolekcja Diora.

– To lubiła najbardziej – powiedział Archie, zdejmując z wieszaka

szeroką, błękitną spódnicę. – Widzisz?

– Bardzo ładna – przytaknęła Adrienne.
– Masz. – Archie rzucił spódnicę w jej stronę. – Ciekawe, gdzie jest ta

bluzeczka? – Pochylił się i odsunął jedną z szuflad u dołu szafy. – Tak, to jest
bluzeczka do tej spódnicy. – Wyjął z szuflady białą haftowaną bluzkę i przez
dłuższą chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. – Bardzo ją kochałeś, prawda?
– odważyła się spytać Adrienne.

– Tę bezczelną, zarozumiałą kobietę? – Archie wzruszył ramionami. –

Zawsze mnie tylko pouczała i poprawiała. Z trudem ją znosiłem, to wszystko.

Adrienne milczała. Nie wierzyła w ani jedno słowo. Archie po prostu

wstydził się przyznać, jak bardzo kochał swoją żonę i jak bardzo mu jej brak.

– Weź to – powiedział, podając jej bluzkę. – Pasuje do spódnicy.
– Nie wiem, czy powinnam... Widzę, że nikt nie ruszał rzeczy Dorothy,

odkąd...

background image

– Na pewno chciałaby, żebym ci dał to ubranie. – Archie przyglądał jej

się przekrwionymi oczami. – Wystarczająco trudno było mi wytrzymać z nią,
póki żyła. Nie chcę, żeby teraz zaczął mnie prześladować jej duch.

– Ja... ja dziękuję.
– Tu są różne damskie szmatki – stwierdził Archie, otwierając szufladę

pełną bielizny. – I zdejmij wreszcie te pantofle – dodał, sięgając w głąb szafy i
wyciągając parę miękkich mokasynów. – Łazienka jest tam. Prysznic,
umywalka... wszystko. Zostawiam ci lampę – dodał i wytoczył się z sypialni,
mamrocząc pod nosem, że stanowczo za długo pozostawił whisky bez właściwej
opieki.

Adrienne zajrzała do szuflady z bielizną. Wyglądało na to, że Dorothy

była naprawdę świetnie zaopatrzona. Dostosowała stroje do surowych
warunków życia, ale pod skromnymi bluzkami i dżinsami kryły się jedwabne
koszulki i majteczki w pastelowych kolorach. W rogu szuflady tkwił katalog
domu wysyłkowego, zajmującego się sprzedażą bielizny. Adrienne zastanawiała
się, ile też lat mogła mieć Dorothy. Archie wyglądał staro, ale mogło to wynikać
z ciężkiej pracy i nadużywania whisky.

Adrienne wybrała koszulkę i majtki koloru kości słoniowej i wyruszyła na

poszukiwanie łazienki. Zaskoczyła ją panująca tam czystość. Archie nie
wyglądał na kogoś, kto traci czas na szorowanie umywalki. Adrienne zdjęła
sukienkę i rzuciła ją na podłogę. Po dzisiejszym dniu nadawała się co najwyżej
na szmaty.

Westchnęła z rozkoszy, gdy weszła pod gorący prysznic. Na wiszącej

obok plastykowej półeczce znalazła mydło i szampon. Nie tracąc czasu
namydliła się i szybko spłukała, starając się zużyć jak najmniej wody. W domu
stojącym w samym środku pustkowia zapasy wody były zapewne ograniczone.
Chciała, aby i Matt skorzystał z kąpieli. Adrienne zakręciła kran i wytarła się
dość zużytym, ale czyściutkim, różowym ręcznikiem. Dopiero wtedy spojrzała
na swoje odbicie w lusterku.

Oczy nie wyglądały już jak podbite. Zniknęła resztka makijażu. Z lustra

patrzyła na nią blondynka z jasnymi rzęsami i kremową skórą. Adrienne
uważała mocny makijaż za niezbędny, szczególnie w pracy. Teraz jednak w
niczym nie przypominała tej kobiety, która zjawiła się na przyjęciu u Beverly.

Wróciła do sypialni. Spódnica była odrobinę za szeroka, ale całość

prezentowała się nieźle. Założyła mokasyny i podeszła do stojącej w kącie
pokoju toaletki, na której leżał oprawny w srebro grzebień i szczotka.

Zauważyła oprawione w srebrną ramkę duże zdjęcie. Adrienne wzięła je

w rękę i przyjrzała mu się uważnie. Pośrodku stał Archie, trzymając za uzdę
brązowego osła. Obejmował za ramiona kobietę, która wyglądała na co najmniej
dwadzieścia lat młodszą od niego. Miała jasnobrązowe krótkie włosy i pełną
słodyczy, uśmiechniętą twarz. Była ubrana w tę samą niebieską spódnicę i białą,

background image

koronkową bluzkę. A więc to była Dorothy. Z całą pewnością nie wyglądała na
osobę zarozumiałą.

Adrienne trudno było wyobrazić sobie wspólne życie Dorothy i Archiego,

a jednak najwyraźniej łączył ich jakiś szczególny rodzaj miłości.

Zawahała się przed sięgnięciem po szczotkę, ale w końcu uczesała włosy.

Na toaletce stał też flakonik fiołkowych perfum. Tak, Dorothy z całą pewnością
była w duchu niepoprawną romantyczką.

Adrienne zwinęła w kłębek przemoczone, podarte ubranie i otworzyła

drzwi. Z salonu dobiegał ochrypły głos Archiego, który opowiadał Mattowi o
poszukiwaniu złota. Adrienne cichutko podeszła bliżej. Obaj mężczyźni
siedzieli wygodnie rozparci w fotelach przed kominkiem. Wyglądali jak starzy,
dobrzy przyjaciele. Matt upił duży łyk z butelki, którą podał mu Archie.
Adrienne zaczęła żałować, że tak bardzo śpieszyła się. Najwyraźniej Matt czuje
się świetnie, popijając whisky w towarzystwie Archiego. Za godzinę obaj z
Archiem będą prawdopodobnie spali kamiennym snem, a ona zostanie sama ze
swoimi kłopotami i obawami.

– Łazienka wolna – powiedziała głośniej, niż zamierzała.
Matt odwrócił się w jej stronę. Adrienne spodziewała się, że orzeknie, iż

bez makijażu wygląda na dwanaście lat. Jednak Matt milczał, a na ustach
pojawił mu się uśmiech. Adrienne stwierdziła, że musi być pijany.

– Całkiem nieźle – ocenił Archie, wyciągając z kieszeni puszkę z

tytoniem. – Nie tak jak Dorothy, ale nieźle.

– Dziękuję za ubranie – odezwała się zmieszana Adrienne. Podniosła do

góry zawiniątko ze zniszczonymi rzeczami. – Już po nich – powiedziała i
patrząc na Matta dodała: – Myślę, że tobie też przyda się kąpiel.

– Co? – spytał, nagle wyrwany z zadumy. – Aha, no tak. Masz rację. –

Podniósł się szybko, wcale nie jak pijany.

Adrienne zupełnie nie rozumiała, co się z nim dzieje. W każdym razie

Matt zachowywał się, jakby stracił do reszty rozum.

– Znajdę ci jakieś ubranie – powiedział Archie, wstając z fotela. – Mam

trochę rzeczy, z których wyrosłem – dodał, klepiąc się po brzuchu.

– Usiądź tutaj. – Matt wskazał Adrienne miejsce. – Ogrzejesz się trochę.
– Dziękuję. – Przechodząc obok niego przyjrzała się wyrazowi jego

twarzy. Znów ten dziwny półuśmiech... Nie było wątpliwości, Matt zwariował.

Archie i Matt przeszli do sypialni, a Adrienne rozparła się wygodnie w

skórzanym fotelu i zastanawiała się, czemu czuje się taka szczęśliwa i,
przynajmniej w tej chwili, bezpieczna w tym małym domku razem z Mattem.
Przeciągnęła się leniwie.

Skarciła się za to w duchu. Powinna przecież intensywnie myśleć, jak się

stąd wydostać. Jednak ciepło bijące z kominka sprawiło, że ułożyła się
wygodnie, oparła głowę o poduszkę, zamknęła oczy...

background image

Obudził ją niezwykły odgłos. Poderwała się przerażona na równe nogi.
– Wszystko w porządku – powiedział Matt uspokajającym tonem. – To

tylko Archie chrapie. Śpij.

Adrienne rzuciła okiem na drugi fotel. Archie spał z otwartymi ustami i

odchyloną do tyłu głową. Dźwięki, jakie wydawał z siebie, przypominały turkot
wagonów przetaczanych na bocznicy.

– Mój ojciec też tak chrapie – roześmiał się cicho Matt. – Cały dom się

trzęsie. Mama mówi, że spać z nim to gorsze niż mieszkać na pasie startowym.
Sypia z zatyczkami w uszach.

– Nie sądzę, żeby zatyczki cokolwiek tu pomogły – powiedziała

Adrienne, odwracając się w stronę Matta. Ubranie, z którego „wyrósł” Archie
leżało na nim jak ulał. Matt miał na sobie czarną kowbojską koszulę, której krój
podkreślał jego szerokie ramiona. Dopasowane dżinsy zaznaczały smukłość
wąskich bioder.

– Czemu się uśmiechasz? – spytał. – Nigdy nie widziałaś kowboja?
– Pewnie, że tak. Ale nie wyobrażałam sobie ciebie jako jednego z nich –

odparła Adrienne, zastanawiając się, czy jej uśmiech jest podobny do tego, który
niedawno widziała na twarzy Matta.

– Ja też nie wyobrażałem sobie ciebie jako wiejskiej dziewczyny –

oznajmił Matt – a jednak...

Adrienne spojrzała mu w oczy. Nie miała już żadnych wątpliwości.

Powróciły te same uczucia, które ogarnęły ją, kiedy Matt pocałował ją nad
strumieniem. Z tą tylko różnicą, że teraz nie zagrażało im żadne
niebezpieczeństwo. Matt podszedł o krok bliżej, ale zatrzymał się na dźwięk
kolejnego chrapnięcia.

– A oto i cały Archie – powiedziała Adrienne, uświadamiając sobie

znowu, gdzie się znajdują. – Która godzina?

– Parę minut po trzeciej – odparł Matt, spoglądając na zegarek.
– Moi rodzice na pewno zawiadomili już policję – stwierdziła z

przerażeniem. – To straszne, że nie mogę się z nimi skontaktować. Masz może
jakiś pomysł?

– Niestety nie. Kiedy spałaś, próbowałem coś wymyślić. Ale bez telefonu

i bez benzyny nic się nie da zrobić. Utknęliśmy tu na dobre.

– Czemu Archie wraca do domu z pustym bakiem? – spytała Adrienne,

spoglądając na sąsiedni fotel.

– Pytałem go o to. Jedzie do miasta, upija się do nieprzytomności, a kiedy

w końcu decyduje się wracać, jedyna stacja benzynowa w Saddlehorn jest już
zamknięta. To jedna z przyczyn, dla których kupuje osła.

– Saddlehorn? Czy tak nazywa się to miasteczko?
– Tak, to jakaś dziura.

background image

– Ale pewnie jest telefon. Gdyby udało nam się tam dostać...
– Gdyby, gdyby... – Popatrzył na nią uważnie. – Przykro mi, Adrienne.

Powinienem był pozwolić ci lecieć zwykłym samolotem rejsowym. W tej chwili
byłabyś już na miejscu.

– To nie twoja wina, więc nie miej do siebie pretensji. Nie pozwolę na to,

szczególnie teraz, kiedy twój samolot leży na dnie kanionu. Nie mieliśmy
szczęścia, to wszystko. Ale czuję się taka bezradna.

– Ja też. Próbowałem coś poradzić, ale nic nie mogę wymyślić. Może

powinniśmy wziąć przykład z Archiego i trochę się przespać.

Donośne chrapanie stało się jeszcze głośniejsze.
– Musiałabym chyba wypić całą butelkę whisky, żeby zasnąć w

towarzystwie Archiego – stwierdziła Adrienne.

– Może przenieś się do sypialni – zaproponował Matt.
– Proszę cię bardzo, jeśli chcesz, możesz sam spróbować – oświadczyła

Adrienne. – Ja idę do stajni. Świeżo wyłożony słomą boks i jakiś koc w
zupełności mi wystarczą.

– Myślałem o tym samym. – Matt uśmiechnął się krzywo.
– Ale ty jesteś przyzwyczajony do chrapania. Sam mówiłeś.
– Wcale nie. To moją matka do tego przywykła. Kiedy miałem jedenaście

lat, wyłożyłem ściany swojego pokoju dźwiękoszczelnymi płytkami.

– Rzućmy monetę – podsunęła Adrienne.
– A może – powiedział Matt, opierając się o półeczkę nad kominkiem, tak

że światło wydobyło z półmroku zarys szczupłego ciała – oboje moglibyśmy
spać w stajni.

background image

ROZDZIAŁ 5

– Sądzę, że to nie jest najlepszy pomysł, Matt. – Adrienne poruszyła się

niepewnie w fotelu i odwróciła wzrok.

– Nie spodziewałem się innej odpowiedzi.
– Poznaliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Nie wydaje mi się właściwe

spędzenie z tobą nocy pod jednym dachem.

– Tak, to wysoce niewłaściwe – przyznał Matt, wpatrując się w nią

wyzywającym wzrokiem. – A więc zostaniesz tutaj?

– To ty mógłbyś zostać, a ja pójdę do stajni.
– Obawiam się, że to niemożliwe. Ja nie mam nic przeciwko dzieleniu z

tobą koca, to ty nie chcesz spać razem ze mną.

– To nie jest tak. Ja też nie mam nic przeciwko temu, ale uważam, że

byłoby to nierozsądne. Przecież ledwie się poznaliśmy – odparła Adrienne. –
Och, Matt, przez ciebie to, co mówię, brzmi tak okropnie pruderyjnie. A
przecież ja wcale taka nie jestem!

– Poszukam koca – rzucił Matt i zniknął za drzwiami. Adrienne podniosła

się z fotela. Nie uśmiechało się jej słuchać przez całą noc chrapania Archiego.
Prawdę mówiąc, wolałaby być blisko Matta. W jego towarzystwie czuła się
zdecydowanie bezpieczniej. Tylko jeden powód powstrzymywał ją od
wyrażenia zgody na spędzenie nocy wspólnie w stajni.

Była przekonana, że Matt nie będzie jej się narzucać. Nie, to nie byłoby w

jego stylu. Za to z całą pewnością potrafi być bardzo przekonujący. Adrienne
nie była pewna, czy potrafi mu się oprzeć. Zwłaszcza po tym, czego razem
ostatnio doświadczyli. Na domiar złego Matt w dżinsach i kowbojskiej koszuli
wyglądał niezwykle pociągająco.

Adrienne nie należała jednak do typu kobiet, które ulegałyby mężczyźnie

poznanemu zaledwie kilka godzin wcześniej. To byłoby wbrew jej mniemaniu o
sobie samej, wbrew jej zasadom. Nie było w tym jednak nic z pruderii. Właśnie
to bezskutecznie próbowała wytłumaczyć Mattowi, kiedy uśmiechał się do niej
w irytujący, wyzywający sposób.

Matt wrócił niosąc dwa koce. Wziął ze stołu lampę i podszedł do drzwi.
– Do jutra – powiedział.
– Matt...
Odwrócił się. Archie nagle zachrapał tak głośno, że nieomal ściany się

zatrzęsły. Adrienne wstała i podeszła do Matta. Światło lampy naftowej
wydobywało z mroku zarys jego ust, ale oczy pozostawały wciąż w cieniu.
Wyglądał tajemniczo i zdecydowanie zbyt kusząco.

– Mam nadzieję, że jest to jasne, iż jeśli pójdę z tobą, to tylko dlatego, aby

uciec od tego hałasu.

background image

– Oczywiście – przytaknął, ale na jego ustach znowu pojawił się lekki

uśmieszek.

– To dobrze – powiedziała Adrienne. – Najważniejsze, żebyśmy się

rozumieli.

– Rozumiemy się.
– Świetnie.
– Lepiej załóż kratę na palenisko, szkoda byłoby puścić dom Archiego z

dymem – stwierdził Matt.

Adrienne musiała w duchu przyznać, że Matt nie traci głowy w trudnych

sytuacjach i pamięta o istotnych szczegółach. Zapomniała, że trzeba
zabezpieczyć palenisko. Postępowanie Matta budziło jej zaufanie i podziw.
Ufała mu we wszystkim... prócz jednego.

– Owiń się tym kocem – poradził, kiedy podeszła do drzwi, gotowa do

wyjścia. – Nie warto marznąć bardziej, niż to konieczne.

Adrienne otuliła się szczelnie wełnianym kocem i wyszła na ganek.

Deszcz ustał, a wśród chmur widać było gwiazdy.

– Już po burzy. – Matt zszedł po drewnianych schodkach. – Do diabła,

zapomniałem o błocie! Trzymaj – rozkazał, podając Adrienne lampę.

– Dlaczego?
– Nie możesz taplać się w kałużach, mając na nogach mokasyny Dorothy.
– Ale... – Zanim zdążyła zaprotestować, Matt podniósł ją do góry. – To

zaczyna się robić irytujące – powiedziała, obejmując go za szyję. Powoli ruszyli
przez podwórze.

– Nie robię tego dla ciebie – zapewnił ją Matt. – Archie okazał ci

zaufanie, pożyczając ubrania Dorothy. Nie mogę pozwolić, żebyś je zniszczyła.

Adrienne musiała przyznać, że Matt znowu ma rację. Jednak bliskość

mężczyzny uniemożliwiała zachowanie dystansu. Jego włosy pachniały
szamponem, policzki płynem po goleniu. Starała się nie zastanawiać, dlaczego
Matt zadbał o toaletę. To były niebezpieczne myśli.

– Tu jest już prawie sucho – powiedział Matt, delikatnie stawiając ją na

ziemi. – Pani pozwoli. – Ukłonił się, wskazując dłonią drzwi stajni.

Adrienne nie mogła pozbyć się wrażenia, że przyszła na potajemną

schadzkę. Serce zabiło jej żywiej z niepokoju i słodkiego oczekiwania, kiedy
Matt zamknął drzwi.

– Ten koc jest bardzo ciężki, więc położymy go na spód. Przykryjemy się

tym drugim, jest bardziej miękki.

– A lampa? Mam ją zgasić?
– Tu nie ma okien, więc jeśli ją zgasisz, nic nie będziemy widzieć. – Matt

przykucnął, wygładził koc, a potem rozejrzał się dookoła. – Lepiej postaw ją na
środku cementowej podłogi i przykręć płomień. To bardzo nieprzyjemne
obudzić się w obcym miejscu bez odrobiny światła.

background image

– Nie sądziłam, że ty się czegokolwiek boisz.
– Naprawdę myślisz, że ze mnie taki chojrak? – spytał, podchodząc bliżej.
– A nie jesteś? – odpowiedziała pytaniem, spoglądając mu w oczy.
– Nie aż tak bardzo, jak sobie wyobrażasz. Ale uważam, że nie należy

przegapiać okazji, gdy można przeżyć coś naprawdę ciekawego. Życie byłoby
okropnie nudne, gdybyśmy zawsze postępowali zgodnie z normami i zasadami.

– Ich łamanie może zniweczyć spokój i zrujnować życie – odparła

Adrienne, starając się nie poddawać urokowi chwili. Silne ramiona mężczyzny
czekają, aby ją przytulić, usta pragną scałować z jej twarzy obawy i lęk.

Wszystko to Adrienne czytała w błyszczących brązowych oczach Matta.
– Jak myślisz, dlaczego Beverly sądziła, że możemy się ze sobą dogadać?

– spytał, przyglądając się jej uważnie.

– Beverly? – Adrienne zupełnie zapomniała o przyjaciółce, która

niechcący przyczyniła się do jej kłopotów. To Beverly zaprosiła Matta na
przyjęcie i z czystym sumieniem poleciła go jako doskonałego pilota.

– Nie mam pojęcia. Ona wie, że ja jestem ostrożna, a ty uwielbiasz

ryzyko. Trudno byłoby znaleźć dwie osoby tak bardzo się różniące.

– Żałujesz?
Zastanowiła się przez chwilę. Gdyby zdecydowała się wtedy polecieć do

Utah zwykłym, rejsowym samolotem, teraz zapewne byłaby już na miejscu. Ale
nie uczestniczyłaby w tych niezwykłych wydarzeniach. Chociaż czuła się
bardzo zagubiona i nieszczęśliwa, sprostanie przeciwnościom sprawiało jej nie
znaną dotąd satysfakcję.

– Wiem, czego możesz żałować – domyślił się Matt. – Nie udało ci się

dotrzeć do domu, a na tym ci szczególnie zależało.

– Chyba rzeczywiście się nie udało. – Adrienne zawstydziła się, widząc

smutek w jego oczach. – Ale nie żałuję, że cię poznałam. Przeżyliśmy razem
kilka trudnych chwil, ale udało nam się je przetrwać. Czuję się teraz silniejsza,
bardziej pewna siebie. Może właśnie dlatego ludzie robią różne niecodzienne
rzeczy, na przykład skaczą ze spadochronem...

– No, to mi się podoba! – zawołał Matt z entuzjazmem.
– Oczywiście ja sama bym się nie odważyła – dodała szybko.
– Dobrze. Na razie z tym poczekamy – roześmiał się Matt. – Podobasz mi

się w tym stroju. To naprawdę wielka odmiana w porównaniu z wyrafinowaną,
elegancką damą, którą spotkałem na przyjęciu. Wyglądasz bardziej naturalnie.

– Nie da się już wyglądać bardziej naturalnie – stwierdziła. – Bez

makijażu, bez biżuterii, bez...

– Bezpretensjonalnie – dokończył za nią Matt. – I chyba o to właśnie

chodzi. Wróciliśmy do rzeczy podstawowych, z dala od gierek, które podejmują
mężczyźni i kobiety, strojąc się w świecidełka i robiąc wszystko, żeby wywrzeć
na sobie nawzajem jak największe wrażenie. Musieliśmy przetrwać. Nie było

background image

czasu na kłamstwa i intrygi.

– Te kłamstewka i intrygi służą czasami jako ochrona przed kimś takim

jak...

– To całkiem niepotrzebne – zwrócił się do niej łagodnie, wyciągając

ręce.

– Zaraz, zaraz. – Serce zabiło jej mocno, gdy Matt przyciągnął ją do

siebie i wziął w ramiona. – Jeszcze przed chwilą powiedziałeś, że się
rozumiemy.

– To prawda. Rozumiemy się. – Wplótł palce w jej włosy i przyjrzał się

uważnie.

– Więc powinieneś rozumieć, że ja tego nie chcę. Uśmiechnął się i

pochylił głowę ku jej twarzy.

– Matt, nie chcę, żebyś mnie całował.
– Pamiętaj, tylko ryzyko pozwala ci poczuć, że żyjesz. A to jest

bezpieczniejsze niż skoki ze spadochronem – powiedział, patrząc jej w oczy.

– Przez te kilka godzin ryzykowałam tyle razy, że wystarczy mi to na

wiele lat.

– Więc powiedz nie – szepnął, zbliżając usta do jej warg.
Spróbowała. Otworzyła usta, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
– Niech żyje ryzyko – powiedział Matt i ujął jej głowę w dłonie.
Gdy wargi Matta dotknęły jej ust, Adrienne westchnęła głęboko.

Wiedziała, że to nieuchronnie nastąpi, od momentu gdy Matt zamknął za nimi
drzwi.

Przytulił ją do siebie mocno, tak że czuła każdy mięsień jego ciała. Uczył

ją, jak poruszać się zgodnie z jego ruchami. Adrienne objęła fala gorąca. Matt
pieścił jej plecy i pośladki, przytulał coraz gwałtowniej.

– Połóż się ze mną – wyszeptał.
Nie umiała mu się oprzeć, gdy delikatnie poprowadził ją i ułożył na kocu.

Namiętność mężczyzny rozbudziła jej pożądanie. Patrzył jej w oczy, powoli
rozpinając guziki haftowanej bluzki. Adrienne zauważyła, że spojrzenie Matta
zsunęło się niżej, na jej piersi sterczące pod materiałem jedwabnej koszulki.
Zaczerwieniła się, wiedząc, że jej podniecenie jest wyraźnie widoczne.

Matt popatrzył jej w oczy i dotknął policzka.
– Nie ma się czego wstydzić – zamruczał.
– Ale to... to takie do mnie niepodobne.
– Skąd wiesz? – Przesunął dłonią po koniuszkach jej piersi, wciąż patrząc

głęboko w oczy. – Czy wiesz o sobie wszystko?

– Już nie – przyznała.
– To dobrze. – Matt pocałował ją tak, że zaparło jej dech w piersiach.
Adrienne wygięła ciało w łuk, rozkoszując się dotykiem męskiej dłoni

obejmującej jej pierś i rozchyliła wargi. Nie umiała już powstrzymać ruchów

background image

ciała, które świadczyły o tym, jak bardzo go pragnie. Nie potrafiła też
powstrzymać miłosnego okrzyku, który bezwiednie wyrwał się jej z ust.
Zapomniała o początkowym zawstydzeniu. Zawładnęło nią pożądanie.
Szarpnęła kowbojską koszulę Matta, obnażając jego pierś. Matt uniósł głowę i
roześmiał się ochryple.

– Spokojnie – rzucił zdyszany. – Nie zamierzasz chyba podrzeć koszuli

Archiego.

– Co się ze mną dzieje? – Adrienne opuściła ręce. – Nigdy nie byłam tak

agresywna wobec mężczyzny.

– To dlatego, że znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie. – Matt pieścił jej

pierś, aż zamknęła oczy z rozkoszy. – Zagrożenie wyostrza zmysły.

– Ale ja nie lubię niebezpieczeństwa.
– A to lubisz? – Matt uniósł jej koszulkę i pocałował nagą skórę.
Gdy usta dotknęły koniuszka piersi, z gardła Adrienne wyrwał się znowu

miłosny okrzyk. Poczuła, że ogarnia ją namiętność, której do tej pory nie
doświadczyła.

– O to mi właśnie chodziło, Adrienne. Rozluźnij się, poddaj się magii

zmysłów – szepnął, unosząc głowę. Popatrzył jej głęboko w oczy.

– Nie mogę nic na to poradzić – wyszeptała.
– Po co? Jesteśmy sami. Możemy robić to, co nam się podoba, co sprawia

przyjemność. – Matt zsunął Adrienne spódnicę i zaczął pieścić uda. Adrienne
przeszył dreszcz oczekiwania.

– Pragnę cię – powiedziała zduszonym głosem.
– Wiem – odparł. Dobiegł ją dźwięk rozsuwanego suwaka i szelest

rozrywanego opakowania.

– Będziemy się przepięknie kochać – wyszeptał z ustami tuż przy jej

wargach i zaczął delikatnie całować jej twarz.

– Tak. – Oszołomiona odwzajemniła jego namiętny pocałunek. Matt

zsunął Adrienne majteczki, które dziewczyna odrzuciła jednym ruchem. –
Kochaj mnie, Matt – wyszeptała, rozchylając uda i unosząc biodra.

Miłosne okrzyki wypełniły powietrze. Ciała poruszały się w coraz

bardziej szalonym rytmie. Matt umiejętnie dozował pieszczoty, niespiesznie
prowadząc Adrienne do ekstazy. Oboje dali się ponieść namiętności. Niemal
zapomnieli o otaczającej ich rzeczywistości. Nagle do uszu Adrienne dotarł
dziwny dźwięk.

Powoli uświadomiła sobie, że ten dźwięk nie zrodził się w jej wyobraźni.

Matt wciąż był na wpółubrany i nie zdjął butów. Poruszając się kopnął nogą w
coś metalowego.

– Co to było? – zamruczała.
– Nie wiem, nieważne. – Pocałował zagłębienie u nasady jej szyi. – Nie

myśl o niczym. Chcę, żebyś czuła to, co ja.

background image

– Proszę, sprawdź.
– Na miłość boską... no, dobrze. – Matt spojrzał za siebie. – To tylko

kanister na benzynę – powiedział, wodząc językiem po jej wargach. – Pocałuj
mnie. Nigdy nie dotykałem ust tak wspaniałych jak twoje.

– Kanister na benzynę – szepnęła. – Tylko... zaraz, czy powiedziałeś na

benzynę?

– Wiem, że Archie nie powinien był go zostawiać w stajni pełnej słomy,

ale lampa stoi wystarczająco daleko. – Matt pogładził jej biodro. – Zresztą na
pewno i tak jest pusty. Adrienne, rozluźnij się. Tak nam razem dobrze. Zostań ze
mną. Pozwól mi smakować...

– Matt, kanister na benzynę – powtórzyła z naciskiem Adrienne. – Może

coś w nim jest! Musimy to sprawdzić.

– Za chwilę, Adrienne. Jesteś tak rozpalona, tak...
– Czy ty nie rozumiesz? – Odepchnęła go od siebie. – Jeżeli tam jest

benzyna, możemy pojechać do miasteczka!

– Kanister! – Matt wcisnął twarz w koc.
– Tak. – Adrienne przesunęła się do miejsca, gdzie but Matta natrafił na

zardzewiały pojemnik. Podniosła go do góry i potrząsnęła. W środku
zachlupotało. – Jest! – oznajmiła głośno, podnosząc z posłania majtki i
zakładając je w pośpiechu. – Chodźmy. – Spojrzała na Matta, który wciąż leżał
z twarzą wciśniętą w posłanie. – Chodźmy! – powtórzyła, zapinając bluzkę.

– Daj mi trochę czasu – zabrzmiał stłumiony głos Matta.
– Matt, liczy się każda minuta!
– Myślisz, że o tym nie wiem? – Podniósł się odwrócony do niej plecami.

Westchnął i zaczął zapinać kolejno zatrzaski koszuli. Potem powoli włożył
koszulę w spodnie.

– Matt, proszę, czy mógłbyś się pośpieszyć?
– Jak na człowieka w moim stanie, śpieszę się jak mogę. – Dźwięk

podciąganego suwaka zagłuszył wymamrotane pod nosem przekleństwo. Potem
Matt odwrócił się w jej stronę.

– Musiałem zająć się paroma rzeczami – powiedział, a pożądanie wciąż

płonęło w jego oczach.

– Och, oczywiście. – Policzki zaczęły ją piec ze wstydu. – Przepraszam,

że tak cię popędzałam. Czy...

– Wszystko w porządku. Teraz zawiń się w koc i weź ten kanister.

Zaniosę cię do ciężarówki.

– Dobrze.
– Potem wrócę, odniosę lampę do domu i napiszę kartkę do Archiego. Nie

chcę, żeby pomyślał, iż przywłaszczyliśmy sobie ciężarówkę.

– Oczywiście. Masz rację. – Adrienne owinęła się kocem. Było jej wstyd.

Jak mogła być tak nietaktowna?

background image

Matt złożył drugi koc, podszedł do drzwi, otworzył je i wciągnął głęboko

powietrze.

– Gotowa? – spytał, odwracając się do Adrienne.
– Pewnie – odparła, podchodząc bliżej. Bez dalszych ceregieli podniósł ją

do góry. Bliskość Matta na nowo ją oszołomiła.

– Matt, przepraszam – powtórzyła.
– Mhm.
– A właściwie skąd wziąłeś prezerwatywę?
– Archie mi dał.
– Archie? – Adrienne otwarła usta ze zdumienia.
– Pamiętaj, że uważa nas za kochanków.
– No, dobrze, ale wciąż nie rozumiem, po co Archie miałby... to znaczy,

po co zaopatrzył się w nie teraz, zaraz po śmierci żony?

– Nie. To nie tak. Używał ich, kiedy był z Dorothy. Była od niego dużo

młodsza i mogła zajść w ciążę. Nie mogli pozwolić sobie na dziecko, bo miała
wrodzoną wadę serca. Uważali, że mogłaby nie wytrzymać ciąży i porodu.

– Ale nie to ją zabiło, prawda?
– Nie. Mimo całej ostrożności i tak umarła na zawał.
Miała zaledwie czterdzieści dwa lata.
– Jakież to smutne.
– Koniec był smutny, ale małżeństwo musiało być wspaniałe. Chociaż

Archie bez przerwy na nią narzeka, wygląda na to, że świata poza nią nie
widział.

– Tak, to naprawdę cudowne, że tak bardzo się kocha – li. – Adrienne

dopiero teraz zauważyła, że Matt stoi już przy ciężarówce. Trzymał ją wciąż
mocno w ramionach, jak gdyby nie miał zamiaru wypuścić z objęć. Spojrzała
mu w oczy. Nawet w mroku nocy dostrzegła w nich pożądanie. – Otworzę
drzwi, ale postaw mnie już na ziemi.

– Wcale nie chcę cię stawiać. Chcę...
– Wiem – powiedziała, przykładając palec do jego ust. – Ale musimy

jechać. Naprawdę – dodała, walcząc z własnymi emocjami. Starała się
przywołać obraz rodziców i Granny.

– No, tak. – Jeszcze przez chwilę patrzył jej głęboko w oczy. – Dobrze.

Otwórz drzwi.

Sięgnęła ręką i pociągnęła za zimną klamkę. Drzwi otwarły się głośno

skrzypiąc. Matt posadził ją na siedzeniu obok kierowcy.

– Daj mi kanister – polecił. – Poszukam lejka. Zatrzasnął drzwi

ciężarówki. Adrienne owinęła się ciasno kocem i dopiero teraz poczuła, jak jest
zimno. Patrzyła, jak Matt brnie w błocie do stajni, bierze lampę i zamyka drzwi.

Zapragnęła znaleźć się z powrotem w zacisznym wnętrzu, w objęciach

Matta, poczuć na sobie dotyk jego dłoni. Ale o czym też ona myśli! Przecież

background image

prawie wcale nie zna tego mężczyzny. To zachowanie przypomina...
przypomina postępowanie jej sióstr!

Adrienne zadrżała, ale tym razem nie z powodu chłodu. Uświadomiła

sobie, że jej postępowaniem kierowała teraz ta sama siła, która skłoniła siostry
do pochopnej decyzji. Miała wprawdzie na swoje usprawiedliwienie niezwykłe
wypadki tego wieczoru, ale prawdą było, że dała się ponieść uczuciom.

– Wszystko gotowe – powiedział Matt, wsiadając do kabiny ciężarówki

od strony kierowcy.

– Już wlałeś benzynę?
– A nie słyszałaś?
– Nie... zamyśliłam się.
– To brzmi niepokojąco – stwierdził, przekręcając kluczyk w stacyjce.

Silnik zaskoczył powoli. – Czy mogę spytać, o czym tak myślałaś?

– O moich siostrach.
– Słucham?
– Obie są rozwiedzione.
– To bardzo przykre, ale wciąż nie wiem, jaki to ma związek z nami. –

Matt wyprowadził ciężarówkę na wyboistą drogę.

– Rozwiodły się, bo dały się ponieść emocjom i związały z ludźmi,

którzy... – zawahała się, nie chcąc niepotrzebnie obrażać mężczyzny, który
wiózł ją teraz do miasteczka, dokąd tak bardzo chciała się dostać – ...których
nigdy nie powinny były poślubić – zakończyła desperacko. Ciężarówka
podskoczyła na wybojach i Adrienne poczuła ukłucie wystającej z siedzenia
sprężyny.

– Zaczynam rozumieć. Czujesz, że straciłaś nad sobą kontrolę. W dodatku

w towarzystwie człowieka, który nie nadaje się na twojego męża.

– No, oczywiście to nie to samo...
– Tylko że tu nie było nawet mowy o ślubie – rzucił Matt przez zaciśnięte

zęby. – Poza tym nie znasz mnie na tyle dobrze, aby mnie ocenić.

– To prawda, masz rację. Ale nie wiem o tobie wystarczająco dużo, żeby

się z tobą kochać, chociaż właśnie przed chwilą to robiłam.

– Nie kochasz się z facetem, jeżeli uważasz, że nie mogłabyś wyjść za

niego za mąż?

– To brzmi trochę staroświecko, prawda?
– Powiedzmy, że po tym, co się stało w stajni, czuję się odrobinę

zaskoczony – powiedział po chwili milczenia.

– Właśnie o to mi chodzi. To nie było w moim stylu. Nie wiem, co

sprawiło, że tak się zachowałam. Może, jak mówiłeś, była to reakcja po
przeżyciach związanych z wypadkiem. Ale sytuacja wraca do normy i uznajmy
sprawę za zakończoną.

– Bo nie jestem dobrym materiałem na męża?

background image

– Nie określiłabym tego w taki sposób, ale to prawda – skrzywiła się

Adrienne.

– Nie zamierzam prosić o rękę kogoś tak nadętego jak ty, ale ciekaw

jestem, co budzi w tobie aż takie obiekcje?

– Na przykład ta uwaga. – Adrienne pociągnęła nosem. – Nie jestem

wcale nadęta. Jestem ostrożna i uważająca, a tobie tych cech brakuje.

– Naprawdę? A kto miał prezerwatywy?
– Ty powinieneś był je mieć – odparła, podnosząc głos. – Wszystko

ukartowałeś tylko po to, żeby mnie uwieść!

– Jeśli chcesz wiedzieć, nie napracowałem się za bardzo. Szkoda, że nie

mogłaś widzieć wyrazu swojej twarzy, kiedy się obudziłaś. Czy nie możesz
przyznać się do tego, że chciałaś pójść ze mną do stajni? Czy nie masz odwagi
powiedzieć, że pragnęłaś mnie tak samo mocno, jak ja ciebie?

– Tak, pragnęłam ciebie! – Adrienne chwyciła się oparcia fotela, kiedy

ciężarówka podskoczyła na wybojach. – Ale nie stałoby się tak, gdybyś nie
rozbił samolotu na pustkowiu, i nie wytrącił mnie zupełnie z równowagi!

– No, tak, uprzejmie jaśnie panią za to przepraszam!
– I, do jasnej cholery, przestań celowo wjeżdżać w te dziury!
W odpowiedzi na te słowa Matt wjechał na pełnym gazie prosto w

głęboką kałużę. Jedyną pociechą dla Adrienne była myśl, że fotel Matta ma z
pewnością równie dużo połamanych sprężyn, co jej.

– Wypuść mnie – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie muszę tego

znosić.

– Z przyjemnością. – Matt zahamował z piskiem opon, wyciągnął rękę i

otworzył drzwi po jej stronie.

background image

ROZDZIAŁ 6

Zimne powietrze zaparło Adrienne oddech. Nie zauważyła, że Matt

włączył ogrzewanie i że w kabinie ciężarówki było o wiele cieplej niż na
dworze.

– No i? – spytał, patrząc na nią gniewnie.
Owinęła się szczelniej kocem i spojrzała w zimną ciemność. Gdyby

próbowała dojść do miasteczka pieszo, ubrana w tę bluzeczkę i mokasyny, ani
chybi zamarzłaby na śmierć. Jej wybuch gniewu był po prostu dziecinny,
chociaż myślała, że jest osobą rozsądną. Matt budził w niej tak sprzeczne
uczucia, że nie mogła przy nim spokojnie zebrać myśli.

Pochylił się nad nią i zamknął drzwi.
– Nie wierzyłem, że to zrobisz – powiedział. Nacisnął pedał gazu, ale

Adrienne zauważyła, że tym razem ominął najbliższą dziurę na drodze.

– Wypuściłbyś mnie, gdybym się na to zdecydowała?
I zostawiłbyś mnie tam samą? – spytała po długiej chwili milczenia.
– Sama sobie odpowiedz na te pytania. Znasz przecież mój charakter

lepiej niż ja sam – powiedział Matt, spoglądając na nią z ukosa.

– Myślę, że nie zrobiłbyś tego. Do końca dbasz o moje bezpieczeństwo.

Tak jak mówiła Beverly.

– Beverly powiedziała ci, że taki jestem?
– Tak, i miała rację. Bardzo doceniam twoją troskę o mnie, Matt.
– Akurat.
– Właśnie, że tak. – powtórzyła z uporem. – Tyle tylko że patrzymy na

świat w różny sposób. Sam to powiedziałeś dziś wieczorem, kiedy
wędrowaliśmy w ulewnym deszczu, a ty wyśmiewałeś się, że nie umiem cieszyć
się grzesznymi rozkoszami. Masz rację. To, co stało się z życiem moich sióstr,
świadczy, jak wysoką cenę płaci się za takie przyjemności.

– A ja myślę, że za dużo się nad tym zastanawiasz – powiedział Matt. –

Zmieńmy temat, co? Nie pasujemy do siebie. Dobrze, że kopnąłem ten kanister,
bo dało nam to okazję oprzytomnieć.

– Słusznie – zgodziła się Adrienne. Spojrzała na niego i zobaczyła twarde

linie gniewu, rysujące się wokół jego ust. Oczywiście, ma rację. Ale czemu ona,
Adrienne, czuje w tej chwili taki smutek i nagłą pustkę? Matt w końcu
powiedział tylko to, co sama próbowała wyrazić.

Teraz, kiedy oboje zrozumieli, jak wyglądają ich wzajemne stosunki,

mogą zapomnieć o tym incydencie i rozstać się chłodno i kulturalnie.
Przerywając te zaloty zachowała się dorośle i dojrzale. Powinna być z siebie
dumna. Jednak przez całą resztę długiej drogi do miasteczka na próżno
usiłowała rozbudzić w sobie uczucie dumy z tego powodu.

background image

W końcu w oddali pojawiły się światła.
– Myślisz, że to jest właśnie Saddlehorn? – spytała.
– Mhm.
– Nie jest zbyt duże.
– Nie.
– Ale chyba mają tu telefon, jak sądzisz?
– Mhm.
– Matt, naprawdę, przestań. Przykro mi, że nie układa nam się razem, ale

możemy chyba ze sobą normalnie rozmawiać?

– Nie.
– Tylko dlatego, że nie chcę z tobą więcej pójść do łóżka, ty... – Adrienne

westchnęła.

– To nie tak. Nie chodzi o to, czy pójdziemy razem do łóżka. Chodzi o

przedwczesne i nieuzasadnione wydawanie sądów o moim charakterze.
Pozwoliłaś, żeby doświadczenia twoich sióstr zmieniły cię w wyrachowaną
kobietę z gotową listą wymagań co do potencjalnego partnera. Mam gdzieś takie
przykładanie gotowej miarki do mojej osoby po to tylko, żeby stwierdzić, że się
nie nadaję.

Tym razem Matt nie podniósł głosu, ale jego słowa zraniły ją do żywego.

Wyrachowana. Cóż za okropne określenie! Możliwe, że jej ocena była nieco
pochopna, ale wypadki tej nocy potoczyły się tak szybko, że nie było czasu do
namysłu. Przed chwilą wcale go nie znała, a zaraz potem musiała zdecydować,
czy zostaną kochankami.

– Chyba powinnam cię zapytać... dlaczego chciałeś się ze mną kochać? –

powiedziała Adrienne, przełykając ślinę.

– Bo myślałem, że masz w sobie odwagę. Podziwiam odważnych ludzi.

Wygląda na to, że się myliłem.

– Odwagę? Ja? Bałam się nawet wsiąść do samolotu, mam lęk wysokości,

ja...

– Ale jednak poleciałaś tym samolotem, a potem pomimo ulewy samotnie

wyruszyłaś szukać drogi, byłaś gotowa przejść przez wezbrany strumień na
wysokich obcasach, byle tylko dostać się na drugą stronę – spojrzał na nią. – No
i miałaś odwagę, żeby powiedzieć całkiem obcemu facetowi, że rozpruły mu się
spodnie na tyłku.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Opisał kobietę, której zupełnie nie

poznawała, ale jednak rzeczywiście to ona zrobiła te wszystkie rzeczy. Poczuła
się speszona. To, co mówił, sprawiło, że zaczynała wątpić we własne sądy o
sobie.

– Obok tego baru jest automat. Jeżeli nie działa, możemy spróbować

zadzwonić ze środka – powiedział Matt, kiedy wjechali do słabo oświetlonego
miasteczka.

background image

Adrienne zauważyła, że droga stała się równiejsza. Jechali główną,

brukowaną ulicą Saddlehorn. Po lewej stronie minęli zamkniętą stację
benzynową i trzy budynki, mieszczące salon fryzjerski, aptekę i pocztę.

Po prawej stronie ulicy był sklep spożywczy i bar. Nad obdrapanymi

drzwiami migał czerwony neon. Ze środka dobiegały dźwięki bardzo głośnej
muzyki country. Przed barem stały dwie poobijane ciężarówki.

W oknach niektórych domów świeciły się jeszcze światła. Jeżeli będzie to

konieczne, Adrienne jest gotowa tak długo chodzić od domu do domu, aż
znajdzie wreszcie czynny telefon. Nagle uświadomiła sobie, że takie zachowanie
niezupełnie odpowiada charakterowi ostrożnej i powściągliwej pracowniczki
biura maklerskiego. Nic dziwnego, że Matt widzi ją w nieco innym świetle niż
ona sama, ale ten weekend jest po prostu szalony. Nie znając jej wcześniej,
wyobraził sobie, że Adrienne postępuje tak zawsze.

Matt zaparkował ciężarówkę obok budki telefonicznej, która wyglądała

na jedyny czysty i nowoczesny obiekt w Saddlehorn. Adrienne otworzyła drzwi
i zaczęła wysiadać.

– Chcesz drobne? – spytał. Adrienne uświadomiła sobie, że nie ma przy

sobie ani grosza. Raz jeszcze Matt pomyślał za nią. Gdyby nie on, nie mogłaby
skorzystać z automatu.

– Tak, proszę, jeśli coś masz.
Matt uniósł się na siedzeniu i sięgnął do kieszeni spodni.
– Nie ma tego wiele – powiedział, przyglądając się monetom. Lepiej

zadzwoń przez centralę i poproś, żeby rodzice zgodzili się zapłacić za rozmowę.

– Masz rację – wzięła pieniądze z jego ręki. – Dziękuję.
– Podziękujesz mi, jak już sprawdzisz, czy ten telefon działa. Jeśli nie,

będziemy musieli wejść do środka – dodał, wskazując głową w kierunku baru. –
A wygląda na to, że w środku bawi się banda ochlapusów.

Adrienne zeskoczyła na ziemię, owijając się kocem. Miała nadzieję, że

nie będą zmuszeni wchodzić do hałaśliwego baru. Przez muzykę przedzierały
się co jakiś czas głosy pijanych mężczyzn. Bez wątpienia wszyscy mieli zdrowo
w czubie. Adrienne pomyślała, że mieli szczęście. Archie zdecydował się
zostawić swoich koleżków i wcześniej jechać do domu. Dzięki temu spotkali go
na drodze.

Zamknęła drzwi budki telefonicznej i podniosła słuchawkę. Miała ochotę

krzyczeć ze szczęścia, kiedy usłyszała sygnał. Drżącymi palcami wykręciła
numer kierunkowy. Nareszcie będzie mogła porozmawiać z rodzicami, spytać,
jak się czuje Granny, nareszcie...

Nagle rozległ się krzyk Matta. Adrienne odwróciła się w stronę

ciężarówki. Dwóch krzepkich, przysadzistych mężczyzn w kowbojskich
kapeluszach wyciągało Matta z kabiny ciężarówki. Rzuciła słuchawkę i
otworzyła drzwi. Biegła tak szybko, że koc spadł jej z ramion.

background image

– Co wy wyrabiacie? – zawołała, chwytając jednego z mężczyzn za

ramię. Poczuła od niego ostry zapach alkoholu. – Zostawcie go w spokoju!

– Spadaj, panienko. – Mężczyzna odepchnął ją bez trudu, nie przestając

szarpać się z Mattem, który wyrywał się z całych sił. – To przestępca!

– Puść go! – Adrienne rzuciła się znowu na mężczyznę, rozdzierając mu

skórzaną kamizelkę i strącając kapelusz. – On nic złego nie zrobił!

– Ma wóz Archiego – wybełkotał mężczyzna. – Ma ciuchy Archiego. –

Znowu ją odtrącił. – Jef, łap go z drugiej strony.

– Nic nie rozumiesz! – krzyknęła Adrienne, widząc, że jest za słaba, by

sprostać któremukolwiek z napastników. – Archie nam te rzeczy pożyczył.

– Nam? – Mężczyzna wykręcił Mattowi rękę do tyłu i odwrócił się w jej

stronę. – Do diabła, ona ma na sobie ciuchy Dorothy! Jef, trzymaj go sam. Ja się
zajmę tą ślicznotką.

– Nie ruszaj jej – ostrzegł Matt.
– Przestań się wyrywać, to nie zrobimy jej nic złego – krzyknął

mężczyzna zwany Jefem. – Dobrze mówię, Curtis?

Curtis podniósł z ziemi kapelusz, otrzepał i włożył na głowę. Potem

poprawił kamizelkę i popatrzył ponuro na Matta i Adrienne.

– Nie podobają mi się – odezwał się.
– Słuchaj, ja się stąd nie ruszę – obiecał Matt – ale ją zostawcie w

spokoju.

Adrienne poczuła wyrzuty sumienia. Nie była dla Matta szczególnie miła,

a on nadal się o nią troszczy.

– No, dobra, jak chcesz stać spokojnie, możesz zrobić to przy ciężarówce

Curtisa – oświadczył Jef, wskazując ruchem głowy pordzewiały, zielony ford z
wgniecionym zderzakiem.

– Dobra myśl. – Curtis chwycił Adrienne za ramię. – Chodźmy,

panieneczko.

– Powiedziałem, żebyś ją zostawił w spokoju! – warknął Matt.
– Tylko nie próbuj żadnych sztuczek – wybełkotał Curtis, puszczając rękę

Adrienne.

– Nie będę – przyrzekła Adrienne. – Słuchajcie, nasz samolot rozbił się w

katastrofie. Udało nam się dojść do drogi. Trafiliśmy przypadkowo na Archiego,
ale jego telefon nie działa, więc przyjechaliśmy tu, do miasteczka, bo musimy
zadzwonić do moich rodziców. Jeśli pozwolicie mi do nich zatelefonować,
możecie sami z nimi porozmawiać. Oni potwierdzą, że to, co mówię, jest
prawdą.

– A skąd niby mamy wiedzieć, do kogo ty zadzwonisz, panienko? – spytał

Curtis. – A jak to będzie ktoś z waszej szajki?

– Z szajki? – powtórzyła Adrienne. – Na miłość boską, nie jesteśmy z

żadnej szajki, jesteśmy...

background image

– Powiesz może, że Archie pozwolił wam wziąć Bessie?
– Co?
– Ciężarówkę. Archie wam ją pożyczył?
– No, tak jakby. Co prawda spał, kiedy znaleźliśmy kanister, ale jestem

pewna, że chciałby, żebyśmy dostali się do telefonu.

– Bujda. Archie nigdy nikomu nie pożycza wozu – warknął Curtis.
– Hej, Curtis – zawołał Jef, gdy dotarli do ciężarówki. – Daj no tu ten

drobiazg, co jest w środku, dobra? Ja mam zajęte ręce.

– Robi się. Wiedziałem, że o to ci chodzi. – Curtis otworzył drzwi.
Światło w kabinie ciężarówki nie działało, więc Adrienne nie widziała, co

robi Curtis, aż do chwili gdy zobaczyła wycelowaną w nich dubeltówkę.

– Ty draniu. – Matt zaklął cicho. – Odłóż to, zanim kogoś niechcący

postrzelisz.

– Ja sobie myślę, że ktoś inny mógł już wcześniej zostać postrzelony. –

Jef puścił Matta i podszedł do Curtisa. – Gadaj, co zrobiliście z Archiem?

– Archie czuje się świetnie – odparł Matt. – Trochę za dużo wypił, ale

ogólnie miewa się doskonale. Próbowałem go obudzić, nim ruszyliśmy do
miasta, ale nie mogłem, bo był zupełnie pijany.

– No, pewnie – odezwał się drwiąco Jef. – Biłeś go do nieprzytomności,

tak było. Albo jeszcze co gorszego. Curtis ma rację. Archie nikomu nie pożycza
wozu.

– Tak, zresztą popatrz, ona ma na sobie odświętne ciuchy Dorothy –

zauważył Curtis, machając dubeltówką w stronę Adrienne.

– Odłóż wreszcie tę cholerną strzelbę! – krzyknął Matt – Jef, możesz

sobie wyobrazić, żeby Archie pożyczył komuś najlepsze ubranie Dorothy?

– Nigdy w życiu.
Adrienne zauważyła, że obaj mężczyźni chwieją się na nogach. Byli tak

samo pijani jak Archie, kiedy jechał ciężarówką do domu. Nagle wpadła na
pomysł.

– Wszystko da się wyjaśnić, jeśli usiądziemy gdzieś i pogadamy w

spokoju. Tu jest strasznie zimno. Wejdźmy do środka i razem się napijmy. Ja
stawiam. Jestem pewna, że się dogadamy.

Matt spojrzał na nią, podnosząc w górę brew. Adrienne uśmiechnęła się,

jakby znakomicie panowała nad całą sytuacją.

– To prawda, tu jest zimno – potwierdził Curtis, spoglądając na Jefa.
– Zamknij się, Curtis. Ona próbuje nas wykiwać.
– Jak to?
– Nie wiem dokładnie jak, ale mam takie przeczucie. Jest niby ubrana jak

nasze dziewczyny, ale na moje oko wygląda na jedną z tych podstępnych
miejskich bab.

– Więc co mamy z nimi zrobić, Jef?

background image

– Obszukamy ich – zdecydował Jef, drapiąc się po głowie. – Trzymaj ich

na muszce, a ja ich obszukam.

– To niesprawiedliwe – poskarżył się Curtis, obserwując poczynania Jefa.

– Ja chcę obszukać dziewczynę.

– Chciałbyś, co? – zachichotał Jef. – Od kiedy Francine wyjechała z

miasta, brakuje ci kobiety, nie?

Adrienne zdrętwiała. Spojrzała na Matta i zdumiała się na widok wyrazu

jego twarzy.

– Jeśli ją który dotknie – rzucił Matt, nie spuszczając Curtisa z oka – to,

jak mi Bóg miły, zmienię mu głosik z basu na sopran.

– Zapomniałeś chyba, że mamy broń – odparł Curtis szyderczym tonem.
– Nic nie szkodzi – warknął Matt. Adrienne nie bardzo mogła sobie

wyobrazić, w jaki sposób Matt mógłby poradzić sobie z uzbrojonym mężczyzną,
ale było w jego głosie coś bardzo przekonującego. Curtis chyba także uwierzył
w tę pogróżkę, bo wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.

– Ona i tak nie jest w moim typie – powiedział w końcu.
– To pewne jak dwa i dwa cztery – odrzekł Matt i puścił oko do

zdumionej Adrienne. Niespodziewanie odzyskała nadzieję, że uda im się jakoś
wydostać z tarapatów. Wciąż byli w kiepskim położeniu, ale porozumiewawcze
mrugnięcie Matta ją uspokoiło. Jeżeli Matt wierzy, że wyjdą szczęśliwie z
opresji, to widać ma po temu powody.

Jef podszedł do Adrienne. Zamarła w bezruchu. Spojrzał na nią,

zaczerwienił się i odszedł.

– Ona nic nie ma.
– Nie sprawdziłeś! – zaprotestował Curtis.
– To jakoś nie w porządku obmacywać kobietę.
– Tchórz cię obleciał i tyle.
– Uważaj, co mówisz – powiedział Jef, patrząc gniewnie na mężczyznę

trzymającego broń.

– Nie miałem nic złego na myśli – wymamrotał Curtis. Potem znów

zamachał bronią. – No i co z nimi zrobimy?

– Zabierzemy ich do Archiego. Na miejscu przekonamy się, co z nim

zrobili – zdecydował Jef, drapiąc się w brodę.

– Pozwólcie mi zadzwonić do rodziców – poprosiła Adrienne. – Możecie

stać obok i słuchać całej rozmowy. Bardzo proszę, powiem im tylko, że u mnie
wszystko w porządku.

– Nie będziemy tracić czasu – warknął Jef.
– Pięć minut nie zrobi aż takiej różnicy – powiedział Matt – Pozwól jej

zadzwonić.

– Nie – odparł Jef. – Jedziemy. Już.
– W baku ciężarówki Archiego nie ma paliwa, a stacja benzynowa jest

background image

zamknięta.

– Nie szkodzi. Curtis, pilnuj ich, a ja przeleję benzynę z twojego baku –

orzekł Jef i poszedł w kierunku drugiej ciężarówki.

– Czy nie mogłabym teraz zadzwonić do rodziców? – spytała Adrienne.
– Nie – odparł Curtis, przecząco kręcąc głową. – Jeśli Jef powiedział, że

nie, to znaczy, że nie.

– Aleja...
– Zamknij gębę, bo inaczej ja ci ją przymknę.
– Licz się ze słowami – zagroził Matt, postępując krok do przodu.
– Szukasz zaczepki? – Curtis wymierzył lufę dubeltówki prosto w jego

pierś.

– Daj spokój – wymamrotała Adrienne. – Nie warto dać się postrzelić z

powodu złych manier.

– Powiedziałaś to tak, jakby ci na mnie troszeczkę zależało – odrzekł

Matt, obrzucając ją spojrzeniem.

– Oczywiście, że mi zależy – odparła szybko Adrienne. – Ja tylko...
– Tylko co? – spytał łagodnym głosem, patrząc jej w oczy.
Powrót Jefa przerwał rozmowę.
– No, to benzyna już jest – oznajmił, wycierając ręce o spodnie. – Curtis,

daj mi strzelbę i zabierz dziewczynę do swojego wozu. On będzie prowadził
Bessie. Będę go trzymał na muszce, żeby nie próbował żadnych sztuczek.

– Zaraz, zaraz – zaprotestował Matt. – Pojadę z Curtisem. Ty zabierz ją –

zażądał, wskazując palcem na Adrienne.

– Nikt prócz mnie nie będzie prowadził mojej ciężarówki – oświadczył

Curtis. – A nie mogę jednocześnie prowadzić i trzymać broni.

– Właśnie – przytaknął Jef, trąc zarost na brodzie. – Nie, musi być tak, jak

powiedziałem.

– Akurat. – Matt zgiął ręce i zrobił krok naprzód. Jef błyskawicznie

wyrwał dubeltówkę z rąk Curtisa i wymierzył ją w Matta.

– Chcesz podyskutować? Zawsze możemy cię zastrzelić i przysięgać, że

próbowałeś uciec skradzioną ciężarówką. Nie masz nawet dokumentów. No i
nie podobasz mi się. Gdybym cię zastrzelił, wszystko byłoby znacznie prostsze.

Adrienne ogarnął paraliżujący strach. Nie wiedziała, do czego naprawdę

są zdolni ci pijani mężczyźni. Zdrętwiała na myśl o tym, że Mattowi mogłoby
przytrafić się coś złego.

– On ma rację, Matt. Nie mamy żadnego dowodu na to, że Archie

pozwolił nam wziąć ciężarówkę. Proszę cię, bądź ostrożny.

– Najlepiej posłuchaj się kobiety – poradził Jef. – Nie masz zresztą

wielkiego wyboru. A teraz wsiadaj do ciężarówki Archiego.

– Czas na nas, panienko – stwierdził Curtis, patrząc na nią przeciągłym

spojrzeniem.

background image

– My pojedziemy przodem – powiedział Jef, wsiadając do samochodu.

Odbezpieczoną dubeltówkę położył sobie na kolanach, tak że wylot lufy
znajdował się o kilka centymetrów od rozporka Matta.

– Droga jest wyboista – powiedział Matt, przekręcając kluczyk w

stacyjce. – Dubeltówka może wystrzelić.

– To by było całkiem niezłe – zarechotał Jef. – Taki z ciebie ognisty

ogier.

– Czy mógłbyś uwierzyć mi na słowo, że nie będę próbował nic zrobić, i

skierować lufę w inną stronę?

– Nie ma mowy.
– Tak myślałem. – Matt zawrócił powoli, przez cały czas nerwowo

zerkając na oparty na spuście palec Jefa. Jedna dziura i będzie po nim. A
wszystko to dlatego, że pochopnie zaoferował Adrienne pomoc. Pan pilot-
dżentelmen zawsze gotów wybawić damę z opresji. W rezultacie rozbił samolot,
wpadł w tarapaty, pokłócił się z Adrienne, a teraz, na dokładkę, ten podpity
świrus może go postrzelić.

– Muszę zwilżyć gardło – powiedział Jef, wyciągając z kieszeni butelkę.
– Wolałbym, żebyś nie robił tego z palcem na spuście.
– Denerwujesz się? – roześmiał się złośliwie Jef.
– Chciałbym zobaczyć twoją minę, gdybyś to ty jechał z jakimś

sukinkotem ze spluwą – wymamrotał Matt.

– Trzeba było o tym pomyśleć, zanim ukradłeś ciężarówkę – powiedział

Jef i pociągnął z butelki.

– Nie ukradłem jej – odparł Matt Niepokoiła go myśl o tym, że Archie był

bardzo pijany. Może już wcale nie pamięta o tym, że zabrał z szosy do domu
dwójkę przemoczonych ludzi i dał im własne ubranie. W dodatku Adrienne
miała w gruncie rzeczy rację. Archie wcale nie pożyczył im ciężarówki. Nawet
jeśli znalazł kartkę, to i tak może być wściekły, że pojechali bez pytania.

– Zawsze używacie samolotu, kiedy chcecie kogoś obrobić? – spytał Jef.
– Nie zawsze.
– Chodziły pogłoski, że Archie i Dorothy mają kupę złota. Słyszałeś coś o

tym?

– Nie – odpowiedział Matt i spojrzał w lusterko. Wolał mieć Curtisa na

oku, w razie gdyby ten zaczaj na swój prostacki sposób zalecać się do Adrienne.

– Nie chcesz mówić, co? – nagabywał Jef i znowu pociągnął z butelki. –

Nie szkodzi. Jak tylko dowiemy się, co zrobiłeś z Archiem, zmusimy cię do
gadania. Nie będziemy tak od razu niepokoić szeryfa.

Pot zrosił czoło Matta. Przyśpieszył odrobinę, znalazł kawałek równej

drogi i jeszcze raz spojrzał w lusterko.

Na szczęście Curtis zostawił Adrienne w spokoju. Starał się jechać jak

najwolniej i omijać wszystkie wertepy.

background image

Zaczynało już świtać, gdy dotarli do domu Archiego. Mattowi zdawało

się, że w ciągu tych kilku godzin postarzał się o dwadzieścia lat Może teraz
wreszcie skończy się ten koszmar. Jeżeli Archie potwierdzi prawdziwość ich
opowieści, to ci dwaj szaleni faceci wreszcie się od nich odczepią. Kiedy słońce
wzejdzie, kable telefoniczne wyschną i Adrienne będzie mogła zadzwonić do
rodziców.

Zaparkował ciężarówkę dokładnie w tym samym miejscu, w którym

zostawił ją Archie. Curtis zatrzymał się tuż za nim.

– Wysiadaj, ale powoli – rozkazał Jef z lufą wymierzoną w Matta. – I

nawet nie próbuj uciekać. Mogę nie trafić w ciebie, ale nie spudłuję do twojej
dziewczyny.

– Nie będę uciekał, nie ma po co. Archie wszystko wam wytłumaczy i

nigdy więcej nie będę już musiał oglądać waszych obrzydliwych facjat. – Matt z
trudnością utrzymywał się na nogach. Po pełnej napięcia jeździe był sztywny i
obolały.

Adrienne wysiadła z ciężarówki i podbiegła do niego, nie zważając na

Curtisa, który krzyczał, żeby się natychmiast zatrzymała.

– Wszystko w porządku? – spytała.
– W pewnym sensie tak. Wciąż jestem kompletny. – Matt uśmiechnął się

krzywo.

– Tak się bałam, że on niechcący pociągnie za spust – powiedziała

Adrienne, patrząc na Jefa.

– Też się tego obawiałem – odparł Matt – Chodźmy do środka, ty się

przecież cała trzęsiesz.

Matt kazał Adrienne iść przodem, w razie gdyby Jef potknął się i

niechcący wystrzelił z dubeltówki. Drzwi do domu Archiego nie były zamknięte
na klucz.

Weszli do środka. Curtis rozejrzał się i zaczął wołać Archiego.
– Pewnie dalej śpi w fotelu przy kominku, gdzie go zostawiliśmy –

zauważył Matt.

– Nie, tam go nie ma – odparł Curtis.
– Może poszedł do łóżka – podsunęła Adrienne, idąc w kierunku sypialni.
– Ty zostaniesz tutaj – zdecydował Jef. – Curtis, sprawdź sypialnię i

łazienkę.

Po chwili Curtis wrócił z informacją, że tam również nie ma Archiego.
– W takim razie pewnie w stajni – zasugerował Matt, czując coraz

większy niepokój. Gdzież ten Archie, do licha, się podziewa?

– Sprawdź w stajni – polecił Jef Curtisowi.
– Założę się, że tam właśnie jest – stwierdziła Adrienne, kiedy Curtis

wyszedł. – Matt, pamiętasz? Dzisiaj mieli mu przyprowadzić osła, więc na
pewno poszedł sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

background image

– Tak, Archie na pewno jest w stajni i porządkuje boks dla osła. – Matt

spojrzał na nią, zastanawiając się, czy myśli o tym samym, co on. O tym, co
robili w stajni zaledwie kilka godzin wcześniej. Policzki Adrienne zaróżowiły
się leciutko. Odwróciła głowę.

Dla Matta chwile, kiedy trzymał ją w ramionach i całował jej delikatną

skórę, były jedynymi jasnymi momentami w ciągu całej tej koszmarnej nocy,
chyba najgorszej w jego dotychczasowym życiu.

Curtis wrócił do domu, bardzo przejęty i zaaferowany.
– Sprawdziłem wszystko, Jef. Nie ma go nigdzie. – Stanął w rozkroku i

popatrzył na Matta i Adrienne. – Moim zdaniem jest tak, jak myśleliśmy. Te
dwa ptaszki zrobiły Archiemu coś złego.

background image

ROZDZIAŁ 7

Adrienne przełknęła ślinę i popatrzyła na Matta.
– Musi być na to jakieś wytłumaczenie – powiedziała. – Może ktoś do

niego przyszedł i...

– Nie ma co zmyślać – powiedział Jef. – Curtis ma rację. Teraz musimy

znaleźć zwłoki.

– Jakie zwłoki?! – zaprotestował gwałtownie Matt. – Dajcie spokój,

chłopaki, naoglądaliście się za dużo gangsterskich filmów.

– Kiedy stąd wyjeżdżaliśmy, spał w fotelu – zapewniła Adrienne.
– To dlaczego teraz go tu nie ma?
– Nie wiem. – Adrienne rozejrzała się po pokoju, jak gdyby liczyła na to,

że Archie schował się gdzieś w kącie i że go po prostu dotąd nie zauważyli.

– Słyszałem, że niektórzy tną zwłoki na kawałki, zanim się ich pozbędą –

odezwał się Jef. – Może oni też tak zrobili. Sprawdź, czy w wannie nie ma krwi.

Curtis ponownie wyszedł z kuchni.
– To przecież głupota – stwierdził Matt. – Czy my naprawdę wyglądamy

na ludzi, którzy byliby w stanie zabić i poćwiartować człowieka?

– Jasne, że tak – rzucił ponuro Jef, patrząc na niego spode łba.
– No, dobrze, więc wyglądamy na okrutnych morderców. Ale co z tego?

Po co mielibyśmy zabijać Archiego?

– Bo ma złoto.
– Nic nie wiemy o żadnym złocie. Zresztą przecież mielibyśmy je przy

sobie, kiedy rewidowaliście nas w miasteczku – zaprotestowała Adrienne.

– Gdzieś je schowaliście.
– Och, na miłość Boską...
– Archie nie ma wanny – powiedział Curtis wracając.
– To co zabrało ci tyle czasu?
– Rozglądałem się. Nie ma krwi ani pod prysznicem, ani w umywalce, ani

w koszu na śmieci.

– No, dobra! – Jef zbliżył się do Adrienne i wycelował w nią broń. –

Powiesz nam, co z nim zrobiliście?

Adrienne miała dosyć tych dwóch ponurych facetów z dubeltówką.

Poczuła, że ogarnia ją znużenie. Nie była w stanie dłużej znosić ich
nonsensownych podejrzeń.

– Nie wiemy, gdzie on jest – odparła, odpychając od siebie zimną lufę.
– Adrienne – powiedział ostrzegawczo Matt – uważaj, oni...
– Jestem zmęczona – przerwała mu w pół słowa. – A ci idioci zadają w

kółko te same głupie pytania. Mam tego dosyć. Nie wiemy, gdzie on jest! –
krzyknęła, odwracając się w stronę Jefa. – Czy to nie dociera do waszych tępych

background image

łbów? Nie wiemy!

– Przynieś ze stajni kawałek sznura – zwrócił się Jef do Curtisa,

odsuwając się od niej o krok.

– Sznur? – Zmęczenie Adrienne zniknęło jak ręką odjął. Prawie poczuła,

jak lina zaciska się wokół jej szyi. – Słuchajcie, nie macie żadnych dowodów.
Jeśli nas tu powiesicie, pójdziecie do więzienia, a może nawet na krzesło
elektryczne!

– Mam zamiar cię związać, a nie powiesić – oznajmił Jef, nie patrząc na

nią. – Żeby Curtis mógł was oboje upilnować, kiedy ja pójdę rozejrzeć się po
okolicy.

Ulga, którą poczuła Adrienne, rozpłynęła się natychmiast, gdy tylko

zrozumiała, że zostaną w domku sami z Curtisem, który nienawidzi Matta i ma
na nią ochotę.

– Na twoim miejscu nie ufałbym zanadto Curtisowi – wtrącił się Matt.
– Świetnie was dopilnuje. Nie jestem pewien, czy równie świetnie szuka

dowodów rzeczowych, więc sam to zrobię.

– Pilnowanie wymaga więcej inteligencji niż szukanie – powiedział Matt

– a na pierwszy rzut oka widać, że jesteś bystrzejszy od Curtisa. Na twoim
miejscu pozwoliłbym Curtisowi zdrowo się zmachać przy szukaniu Archiego, a
sam zatrzymałbym dla siebie odpowiedzialne zadanie pilnowania więźniów.
Moglibyśmy namówić Curtisa, żeby nas wypuścił, ale ciebie nigdy nie udałoby
nam się do tego skłonić.

– Racja. – Jefowi ta ocena bardzo pochlebiła. – Mnie nie da się oszukać.
– To wyślij Curtisa na poszukiwania – poradził Matt, a Adrienne

wstrzymała oddech.

– Nie. Dam mu tylko wskazówki, jak was pilnować. Curtis się mnie

słucha.

– Nie mam pojęcia, gdzie się podział ten Archie – szepnęła Adrienne,

spoglądając na Matta. W jej głosie zabrzmiała nutka desperacji.

– Znajdzie się – pocieszył ją cicho Matt. – Nie martw się.
Adrienne patrzyła na niego przez długą chwilę. Ostre słowa, które

powiedziała podczas jazdy ciężarówką wróciły teraz do niej jak szyderstwo.
„Nie do przyjęcia jako partner.” Nie do przyjęcia? Przez całą tę długą noc bez
przerwy stara się ochronić ją od niebezpieczeństw i podtrzymać na duchu. Aleks
w podobnej sytuacji dawno by się już załamał.

Przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl: być może ta noc, a szczególnie

utrata samolotu nauczyły Matta paru rzeczy. Może teraz trochę się zmieni, po
tych przeżyciach nie może przecież zostać taki, jaki był – bezczelny i
impulsywny. Zaczęła poważnie zastanawiać się, czy nie dać mu jeszcze jednej
szansy, oczywiście, o ile on sam będzie jeszcze chciał mieć z nią cokolwiek do
czynienia.

background image

– Znalazłem – oznajmił tryumfalnie Curtis, wtaczając się do pokoju ze

zwojem liny.

– Dobra – powiedział Jef. – Przynieś z kuchni dwa krzesła.
Curtis rzucił linę na podłogę i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił, niosąc

dwa masywne krzesła.

– Jedno tu – rozkazał Jef, wskazując w jeden kąt pokoju – a drugie tam.

Twarzą do siebie.

– Czy nie łatwiej byłoby nas pilnować, gdybyśmy siedzieli obok siebie? –

spytał niewinnie Matt.

– Zamknij się wreszcie, dobrze? – wrzasnął Jef, machając dubeltówką w

jego stronę. – Mam już dosyć twoich rad. Siadaj.

Widząc, że Matt się waha, przystawił mu lufę do piersi.
– Dobrze, jeśli aż tak ci na tym zależy – zgodził się Matt i usiadł.
– Zwiąż go najpierw – rozkazał Jef i Curtis zbliżył się do Matta niosąc w

ręku linę.

– A ty siadaj tam – powiedział Jef do Adrienne, wskazując na krzesło

stojące koło półki z książkami.

Adrienne usiadła, obserwując Curtisa, który wiązał ręce Matta z tyłu

krzesła. Potem owinął sznur wokół nóg swojego więźnia. Widać było, że lina
wpija się mocno w ciało, ale Matt nawet się nie skrzywił. Patrzył na nią tak
spokojnie, jak gdyby siedział sobie na ławce w parku.

Potem Curtis podszedł do niej i wyraz twarzy Matta nagle się zmienił.

Zacisnął szczęki i zmrużył oczy, widząc, jak Curtis związuje jej ręce z tyłu
krzesła. W tej pozycji piersi Adrienne zarysowały się wyraźnie pod haftowaną
bluzką. Lubieżny uśmieszek Curtisa, który schylił się, żeby związać jej nogi,
mówił jasno, że on również to zauważył.

Curtis dotykał jej łydek znacznie częściej, niż było to konieczne, żeby je

skrępować. Adrienne zauważyła, że Matt zaczyna się wyrywać. Nareszcie Curtis
skończył i odszedł na bok.

– Wychodzę na poszukiwania – oświadczył Jef i wyszedł z domu nie

oglądając się za siebie.

– Teraz ja tu rządzę – oznajmił Curtis, patrząc na przemian na Matta i na

Adrienne.

– Jak to miło – powiedział Matt.
– Tak. Miło. – Curtis odwrócił się ku Adrienne. – Bardzo miło – dodał

innym już tonem.

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł go Matt.
– W twoim położeniu nie będziesz mówił mi, co mam robić – stwierdził

lekceważąco Curtis i zbliżył się do Adrienne.

Odwróciła głowę, gdy wpatrywał się w jej piersi. Z kuchni dobiegł ją

szum. Spojrzała w tamtą stronę z nadzieją, że ktoś stamtąd wyjdzie i ją uratuje.

background image

Uświadomiła sobie nagle, że to tylko szum pracującej lodówki. Prąd został
włączony. Telefon najprawdopodobniej również już działa, tyle tylko że ona nie
może się do niego dostać. Curtis pochylił się nad nią. Doleciał ją kwaśny smród
potu i brudu. Dotknął palcem guziczka u bluzki.

– Ładna z ciebie laleczka.
Nim zdążył powiedzieć coś więcej, drzwi otwarły się z hukiem i do

środka wpadł Archie, z dzikim wyrazem twarzy i zmierzwionymi włosami.

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery! – zawołał.
– Dzięki Bogu, że jesteś, Archie. – Adrienne opadła na oparcie. – Ci

wariaci myśleli, że cię zabiliśmy.

– Widzę tylko jednego wariata, który związał moich przyjaciół –

wykrzyknął Archie. – Curtis, zamknij gębę, odłóż dubeltówkę i natychmiast ich
uwolnij. Ale już!

– Jef i ja myśleliśmy, że nie żyjesz – wyjaśnił Curtis z głupkowatym

wyrazem twarzy. Posłusznie odłożył broń i zabrał się do rozplątywania liny. –
Spotkaliśmy ich w miasteczku, przyjechali twoją ciężarówką, ubrani w twoje
ciuchy. Przywieźliśmy ich tu z powrotem, ale ciebie nie było. Myśleliśmy, że
cię poćwiartowali i schowali w wannie.

– Nie mam żadnej wanny – wymamrotał Archie, mocując się z węzłami

wokół dłoni Adrienne.

– Wiem – powiedział Curtis.
– Gdzie jest Jef?
– Poszedł szukać twoich zwłok.
Archie wymamrotał kilka słów, z których Adrienne wyłowiła tylko:

„cholerni głupcy” i „zwariowani idioci”. Kiedy rozplątał linkę, potrząsnęła
dłońmi, żeby przywrócić im czucie, a potem przyjrzała się nadgarstkom, z
których sznur zdarł skórę do żywego.

– Dam ci na to maść – oświadczył Archie, schylając się, żeby rozwiązać

sznur z jej nóg – jak tylko wtłukę Curtisowi trochę rozumu do głowy.

– Wszystko w porządku, Archie. Powiedz mu tylko, że nie ukradliśmy

twojej ciężarówki ani twoich rzeczy, niech sobie wreszcie pójdzie. Nie chcę,
żebyś się z nim bil.

Archie odwinął sznur z jej nóg i znów spojrzał na jej nadgarstki. Zaklął

pod nosem, potem przeprosił i dodał:

– Nie mogę znieść, jak ktoś znęca się nad kobietą – stwierdził, stając

przed Curtisem. – Jesteś durniem, Curtis, tak samo jak Jef. Tym miłym ludziom
rozbił się w pobliżu samolot i potrzebowali gościny, której im udzieliłem, a wy
związaliście ich jak jakichś zbrodniarzy.

– Samolot? To oni mówili prawdę? – Curtisowi zaświeciły się oczy. –

Gdzie on jest? Może moglibyśmy pomóc go naprawić?

– Nie wiem gdzie, ale nie potrzeba, żebyście się przy nim kręcili – orzekł

background image

Archie.

– Może mogliby nam pomóc – powiedział spokojnie Matt, spoglądając na

Adrienne.

Adrienne popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie zamierza chyba

zatrudniać Jefa i Curtisa przy wyciąganiu samolotu z przepaści. Poza tym jej
torebka i jego portfel wciąż są w samolocie. Jeśli Curtis i Jef tam się dostaną, z
całą pewnością ukradną, co się tylko da. Spojrzenie Matta nakazywało jej jednak
milczenie. Nie odezwała się. Po tym wszystkim, co dla niej zrobił, musi mu
zaufać.

Podał przybliżone położenie samolotu, choć stojący obok niego Archie

potrząsał z dezaprobatą głową. Curtis szybko ich opuścił, mówiąc, że odnajdzie
Jefa i natychmiast wyruszą na poszukiwania.

– Na twoim miejscu nie mówiłbym im, gdzie to jest – powiedział Archie,

kiedy za Curtisem zamknęły się drzwi.

– Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś – dodała Adrienne.
– Wcale tego nie zrobiłem. – Matt odwrócił się w jej stronę. – Podałem im

fałszywe dane. W przeciwnym wypadku gotowi byli trafić na wrak całkiem
przypadkowo, a tak będą bezskutecznie przeszukiwać miejsce, w którym na
pewno go nie znajdą.

– Dobrze zrobiłeś – pochwalił Archie, a oczy mu zabłysły. – Zasłużyli

sobie na to. – Skinął ręką w stronę Adrienne i dodał: – Obtarli jej, dranie, skórę.
Już idę po tę maść.

– Najpierw chciałabym zadzwonić – stwierdziła Adrienne, podchodząc do

telefonu. – Może kable zdążyły już wyschnąć.

– Oczywiście, dzwoń – powiedział Archie. – A ja muszę nastawić ten

szkaradny zegar.

Adrienne spojrzała na elektryczny zegar, wiszący nad półką z książkami.

Archie miał całkowitą rację: był przeraźliwie brzydki. Tarczę otaczała
wytłoczona w tandetnym plastyku martwa natura: butelka wina w koszyku,
grono winogron i kawałki sera w tak jaskrawym odcieniu żółtego, jakiego nigdy
w życiu nie widziała w naturze. Adrienne podniosła słuchawkę. Archie
przystawił do ściany jedno z krzeseł i wspiął się na nie, by nastawić zegar.
Nagle Adrienne uświadomiła sobie, że w słuchawce rozbrzmiewa sygnał i
straciła z oczu wszystko, co się wokół niej działo.

Zadzwoniła do centrali. Wykręcanie numeru zdawało się trwać

wieczność, ale w końcu odezwał się głos telefonistki. Adrienne podała numer
swoich rodziców.

– Halo? – odezwał się niski głos ojca. Podniósł słuchawkę natychmiast i

Adrienne pomyślała, że prawdopodobnie czekał na jej telefon, nie oddalając się
na krok od aparatu.

– Tato, to...

background image

– Czy zgadza się pan pokryć koszty połączenia z Adrienne Burnham? –

przerwała im telefonistka.

– Oczywiście, tak! – wykrzyknął ojciec. – Adrienne?
– Wszystko w porządku, tatusiu, naprawdę w porządku.
– Dzięki Bogu – powiedział z ulgą, wypuszczając powoli powietrze. –

Zaczekaj chwilę, zawołam mamę.

Adrienne poczuła, że za chwilę się rozpłacze. Przygryzła wargę i przetarła

dłonią oczy. Po chwili usłyszała głos matki.

– Dobrze się czujesz?
– Tak, mamo – zapewniła Adrienne, z trudem walcząc z napływającymi

do oczu łzami. Nie chciała, żeby rodzice zorientowali się, jak bardzo jest
zdenerwowana. Kiedyś opowie im całą historię, ale w tej chwili nie czuła się na
siłach. – Mieliśmy trochę kłopotów z samolotem i nie mogłam dostać się do
telefonu.

– Gdzie jesteś? – spytał ojciec, włączając się do rozmowy.
– W Saddlehorn, w Arizonie.
– Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej miejscowości. Mam po ciebie

przyjechać?

– Nie, to za daleko i już za późno. Muszę wracać do Tucson, do pracy.
– Kochanie – powiedziała matka, której głos łamał się ze wzruszenia. –

Tak się o ciebie baliśmy. Na policji oświadczyli nam, że nie mogą rozpocząć
poszukiwań, dopóki się nie rozwidni, więc całą noc siedzieliśmy i modliliśmy
się za ciebie. Tak się cieszę... – nagle zamilkła i Adrienne zrozumiała, że stara
się opanować łzy.

– Tak bardzo mi przykro, że się niepokoiliście. A tak bardzo chciałabym z

wami być – powiedziała, przełykając dławiącą ją w gardle kulę. – A Granny...
czy ona...?

– Około czwartej nad ranem – odparł cicho ojciec. – Zdechła spokojnie i

bez cierpień.

– Och. – Łzy popłynęły po policzkach Adrienne. – Powinnam była przy

niej być.

– Wiem, że chciałaś, kochanie, ale nie wszystko i nie zawsze układa się

po naszej myśli. Ale jesteś cała i zdrowa. To naprawdę najważniejsze.

– Tak, ale bardzo chciałam ją zobaczyć po raz ostatni.
– Wiem.
– Byliśmy z nią, kochanie – zapewniła matka, wpadając ojcu w słowo. –

Zabraliśmy do stajni przenośny telefon, w razie gdybyś zadzwoniła, i zostaliśmy
przy niej do końca.

– Dziękuję, mamo. – Adrienne stłumiła szloch. – Muszę już kończyć.

Mamy z Mattem parę spraw do załatwienia, zanim stąd będziemy mogli
wyjechać.

background image

Poczuła, że szloch zaraz zmieni się w histeryczny śmiech. Pewnie, że

mieli do załatwienia parę spraw. Na przykład wydobycie pieniędzy i
dokumentów z dna kanionu. O tym jednak nie mogła opowiedzieć rodzicom.
Najważniejsze, że nie będą się już o nią niepokoić.

– Czy to znaczy, że samolot miał awarię i musieliście wylądować w

Saddlehorn? – zapytał ojciec.

– Właśnie tak było – przytaknęła bez wahania.
– Nie da się go naprawić?
– Nie jestem pewna – powiedziała, starając się za wszelką cenę

powstrzymać śmiech. – Ale jeśli nie, jeżdżą stąd autobusy.

– Zadzwoń, gdyby były jakieś kłopoty.
– Oczywiście.
– Uważaj na siebie, kochanie. Trzymaj się dzielnie.
– Oczywiście. Całuję was oboje bardzo mocno. Odezwę się. – Adrienne

powoli odłożyła słuchawkę na widełki. Potem schowała twarz w dłoniach, żeby
stłumić łzy.

Poczuła, jak obejmuje ją silne ramię. Matt odwrócił ją ostrożnie i

troskliwie wziął w objęcia. Szlochała już bez zażenowania, zlewając
strumieniami łez jego czarną, kowbojską koszulę. W końcu płacz trochę ucichł,
ale Adrienne wciąż nie chciała jeszcze opuszczać bezpiecznego i pewnego
zacisza ramion Matta. Wreszcie odsunęła się, słysząc zbliżające się kroki
Archiego, który przyniósł jej całą paczkę chusteczek do nosa.

– Granny umarła, prawda? – spytał cichym głosem Matt.
– O czwartej nad ranem – potwierdziła, sięgając po przyniesione przez

Archiego chusteczki i wycierając nos. Potem spojrzała w górę na Matta.

– Tak mi przykro.
– Mnie też – zapewnił Archie.
– Musimy znaleźć ci jakiś autobus, żebyś zdążyła na pogrzeb.
– Jaki pogrzeb? – spytała zaskoczona Adrienne.
– Och, może w twojej rodzinie nie urządza się pogrzebów – powiedział

zmieszany Matt.

– Nie sądzę, żeby wielu ludzi urządzało pogrzeby koniom – odparła

Adrienne, wciąż nic nie rozumiejąc. – Chociaż w przypadku Granny może
byłoby to i słuszne. Ale nie mogę narażać rodziców na takie kłopoty i wydatki.

– Zaraz, czekaj. – Oczy Matta zwęziły się niepokojąco. – Czy ty

powiedziałaś koniom?

background image

ROZDZIAŁ 8

Adrienne nie mogła zrozumieć, co tak bardzo poruszyło Matta.
– Tak, powiedziałam koniom. Dlaczego pytasz?
– Chcesz powiedzieć, że Granny była koniem?
– Oczywiście, że tak. Przecież ci mówiłam.
– Wcale nie.
– Na pewno mówiłam. Może nie słuchałeś – warknęła Adrienne, której

nie spodobał się wyraz jego twarzy, zaciśnięte szczęki i zły błysk w oku.

– Teraz mi to dopiero mówisz! – Matt krzyczał na cały głos. – Kiedy

rozbiłem samolot, ryzykowałem życie i o mały włos nie straciłem istotnej części
mojego ciała, którą ten idiota chciał mi odstrzelić! A wszystko to dla jakiejś
głupiej chabety!

– To nie żadna głupia chabeta! – Adrienne odsunęła jego wskazujący

palec, oskarżycielsko wymierzony w jej twarz. – Ona jest, to znaczy była, moim
najbliższym przyjacielem!

– Ale dlaczego nie nazwałaś jej żabcią albo kwiatuszkiem? Kto przy

zdrowych zmysłach nazywa konia babunią?

– Matt, posłuchaj – zaczął Archie. – Imiona zwierząt to osobista sprawa.

Nie ma o co się wściekać.

– Z całą pewnością jest się o co wściekać – wrzeszczał Matt, kierując

swój gniew na Archiego. – Ona nazywa konia Granny, a potem rozpowiada na
prawo i lewo, że Granny jest konająca i że musi przy niej być. Ciekaw jestem,
jak ty byś to zrozumiał?

– Tak, ale myślę, że...
– Wyjaśnię ci, dlaczego tak ją nazwałam – powiedziała Adrienne,

opierając ręce na biodrach. – Kiedy ją dostałam, miała już dwanaście lat i była
naprawdę babcią. I co ty na to?

– Świetnie. Ale gdybyś była uprzejma wytłumaczyć mi to, kiedy jeszcze

byliśmy w domu Beverly, wszystkie te przygody mogłyby nas ominąć.

– Bo nie poleciałbyś ze mną, tylko dlatego że muszę zaopiekować się

konającym koniem, tak?

– Nie wiem, ale zasługiwałem chyba na to, żeby wiedzieć, o co toczy się

gra!

– Ale dla mnie stawka była bardzo wysoka! Nie żebym spodziewała się

po kimś, kto darzy nabożną czcią zimne, martwe przedmioty, takie jak samoloty,
żeby zrozumiał, jak kochana, wspaniała, śliczna... delikatna... – Znów rozpłakała
się, szlochając niepohamowanie.

– Do diabła.
– Mam pomysł – powiedział Archie, odkładając chusteczki na stół. –

background image

Przez tę noc wiele przeszliście i dlatego zachowujecie się, jakbyście nie byli za
bardzo dorośli.

Zanim rozszarpiecie się nawzajem na kawałki, powinniście się chyba

trochę przespać.

– Nie... nie w tym samym pokoju, co on, nie chcę – wykrztusiła Adrienne

wśród szlochu. Złapała następną chusteczkę i głośno wytarła nos.

– To idź do sypialni, a on pójdzie do stajni – zdecydował Archie. –

Dorothy będzie tu dopiero za kilka godzin.

– Dorothy? Twoja żona? – spytała zaskoczona Adrienne.
– Mój osioł. Dorothy Trzecia.
– Aha. No, tak.
– Więc teraz wynoście się stąd, oboje. Wszystko będzie wyglądało lepiej,

jak się trochę zdrzemniecie.

– Ale, ale – zaczął Matt – zapomniałem spytać, gdzie byłeś, kiedy

przyjechaliśmy tu z Jefem i Curtisem? Kiedy wyjeżdżaliśmy, chrapałeś w
najlepsze przy kominku.

– Poszedłem odwiedzić Dorothy.
– Twojego osła? – spytał Matt – Moją pyskatą żonę.
– Ale mówiłeś, że ona nie żyje.
– Leży pod ziemią, jeżeli o to ci chodzi. Na pagórku, o kilometr drogi

stąd. Codziennie razem oglądamy wschód słońca, ja i Dorothy. Czasami
rozmawiamy. Czasami nie.

– To naprawdę piękne – odezwała się Adrienne, wzruszona tym

wyznaniem.

– Może i piękne, ale o mały włos nie zapłaciliśmy za to życiem – orzekł

Matt.

– Nie spodziewam się, żebyś potrafił zrozumieć związek Archiego i

Dorothy – powiedziała i odwróciwszy się na pięcie pomaszerowała do sypialni.

– Przynajmniej w tym przypadku idzie o dwoje ludzi – zawołał za nią

Matt – Żadne z nich nie chodzi na czterech nogach i nie ma ogona!

– No już, dosyć – powiedział Archie. – Idź do stajni, dam ci koc. Możesz

położyć się na świeżym sianie. Jesteś miejskim chłopakiem, założę się, że nigdy
w życiu tego nie robiłeś.

Adrienne zatrzymała się, żeby usłyszeć, co Matt odpowie.
– Raz – powiedział – ale nie bardzo mi się podobało.
– No pewnie! – zawołała i z trzaskiem zamknęła drzwi do sypialni.

Adrienne obudziła się przykryta wzorzystą kołdrą. Przez chwilę leżała i

zastanawiała się, gdzie się właściwie znajduje. Powoli zaczęła sobie
przypominać wydarzenia ubiegłej nocy, ale wciąż nie miała pojęcia, jak długo
spała. Pamiętała, że zasnęła natychmiast, niczym się nie przykrywając. Archie

background image

na pewno narzucił na nią kołdrę.

Usiadła na łóżku i założyła mokasyny. W całym domu panowała cisza.

Weszła do dużego pokoju i spojrzała na brzydki, plastykowy zegar. Kwadrans
po trzeciej. Promienie słońca wpadały radośnie przez okno. Adrienne
zauważyła, że pusta butelka po whisky zniknęła sprzed kominka, a palenisko
zostało do czysta wymiecione.

Stare gazety wciąż znajdowały się na stoliku, ale ktoś je poukładał, tak że

leżały w równym stosiku. Adrienne dopiero teraz zrozumiała, o co chodziło
Archiemu. Sam wprawdzie nie czyta gazet ani książek, ale robiła to Dorothy. W
tych gazetach były ostatnie krzyżówki, które przed śmiercią rozwiązała.

Adrienne przyjrzała się swojemu ubraniu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że

Archie zdecydował się pożyczyć jej rzeczy Dorothy. Z tak wielkim szacunkiem
odnosił się do wszystkiego, co wiązało się z jego zmarłą żoną. Ubranie Matta we
własne spodnie to drobiazg, ale pożyczenie ubrań Dorothy to coś całkiem
innego.

Te rozmyślania przywiodły jej na myśl wczorajszą kłótnię z Mattem.

Próbowała sobie przypomnieć, czy rzeczywiście powiedziała mu w domu
Beverly, że Granny to koń. Była pewna, że tak. Z drugiej strony, jego pęknięte
spodnie, informacja, że Beverly celowo zaplanowała ich spotkanie, i ten
nieoczekiwany telefon od rodziców wytrąciły ją bardzo z równowagi. Być może
zapomniała wytłumaczyć, kim, a raczej czym, była Granny.

Jeśli rzeczywiście tak było, czy Matt miał prawo tak się rozzłościć?

Adrienne pomyślała o jego wszystkich, niczym nie zasłużonych cierpieniach.
Jedynym niedopatrzeniem z jego strony było to, że nie ubezpieczył samolotu,
ale nawet najlepsze ubezpieczenie nie zmieniłoby biegu wypadków. Matt i tak
musiałby wędrować po deszczu i błocie, jechać samochodem z pijanym
kierowcą, stawić czoło dwójce pijanych zabijaków, którzy grozili mu bronią i
przywiązali do krzesła.

Zniósł to wszystko z niezwykłym wdziękiem, jeśli dodać do tego jeszcze,

że Adrienne odrzuciła go jako partnera w miłości i poinformowała, że jest zbyt
impulsywny i niezorganizowany, żeby mogła o nim poważnie pomyśleć. A
potem na domiar złego dowiedział się, że pędzili na złamanie karku po to, żeby
zdążyła pożegnać konającego konia, a nie umierającą babcię.

Adrienne zawstydziła się. Wstydowi towarzyszyło jednak również inne

uczucie – uczucie ciepłej sympatii do Matta, które wzięło górę nad tym, co
przedtem sądziła o jego charakterze. Poza tym wypadek z pewnością nauczy go
zachowywania pewnych zasad bezpieczeństwa.

A więc, czegóż niby brakuje Mattowi Kirklandowi? Powinna cieszyć się,

że taki mężczyzna zechciał się nią zainteresować, a nie ciągle od niego uciekać.

Wróciła do sypialni, żeby się trochę odświeżyć. Kilka pociągnięć

szczotką, odrobina pasty do zębów, zimna woda do opłukania twarzy i już była

background image

gotowa stanąć przed Mattem i przeprosić go. Przy odrobinie szczęścia Matt być
może przyjmie przeprosiny i przestanie się na nią gniewać.

Błoto wyschło na tyle, że bez trudu doszła do stajni. Ciężarówka zniknęła

z podwórza i Adrienne ucieszyła się, że będzie mogła pomówić z Mattem sam
na sam. Drzwi stajni były uchylone, a z wnętrza dobiegał szelest siana. Dźwięk
obudził w niej wspomnienia poprzedniej nocy. Siano tak samo szeleściło, kiedy
Matt się z nią kochał. Poczuła, że rodzi się w niej pożądanie. Otworzyła drzwi
szerzej i wsunęła się do środka.

– Matt – zaczęła, podchodząc do boksu. – Czy... – przerwała, widząc

Archiego, który rozkładał siano w boksie.

– No, proszę! Nareszcie się obudziłaś, co?
– Czy Matt pojechał ciężarówką? – spytała Adrienne, starając się nie

okazać rozczarowania.

– No pewnie. Ale najpierw nakarmiłem go kanapkami z masłem

orzechowym. Nic lepiej nie stawia człowieka na nogi, niż masło z orzeszków.

– Dokąd pojechał? – Adrienne pomyślała, że ze złości na nią Matt mógł

zostawić ją tutaj, żeby sama wróciła do domu.

– Do kanionu – powiedział Archie, przeżuwając prymkę tytoniu. – Zabrał

ze sobą liny, będzie próbował dostać się do swojego samolotu.

– Sam? – Adrienne poczuła ukłucie strachu w sercu.
– Mhm. Niedługo przyprowadzą mi Dorothy Trzecią, więc nie mogłem z

nim pojechać. Ty spałaś jak zabita, zatem wyruszył sam.

– Muszę mu pomóc – stwierdziła Adrienne bez namysłu. – W jaki sposób

mogę się tam dostać?

– Prawdę mówiąc, to nie wiem jak – odparł Archie, zdejmując

zdefasonowany kapelusz i ocierając czoło rękawem. – Matt zabrał wóz, a
Dorothy Trzeciej jeszcze tu nie ma. Nie ma żadnego innego środka transportu
oprócz... – przerwał i splunął do wiadra, stojącego w kącie stajni. – No, jest
jeszcze rower Dorothy.

– To wystarczy. Gdzie on jest?
Archie podniósł głowę do góry. Adrienne poszła za jego przykładem. Na

belce zawieszony był fioletowy, poobijany rower z mocnymi oponami,
doskonały dojazdy po nierównym terenie.

– Świetnie – powiedziała Adrienne. Spojrzała na swoją spódnicę. – Tylko

że w tym nie mogę jechać.

– Ściągnę rower na dół, a ty idź i weź sobie dżinsy Dorothy i jakąś mniej

elegancką bluzkę – zdecydował Archie.

– Czy jesteś pewien, że mogę to zrobić? – Adrienne zawahała się. –

Wiem, jak bardzo kochałeś Dorothy i nie czuję się dobrze, grzebiąc w jej
rzeczach.

– Jesteś do niej bardzo podobna – powiedział Archie, odwracając głowę.

background image

– Jakoś pasuje, żebyś nosiła jej rzeczy. A teraz idź już, musisz złapać Matta,
zanim się tam zabije.

Wystarczyło, że wspomniał o niebezpieczeństwie, w jakim znalazł się

Matt, żeby Adrienne popędziła do domu co sił w nogach. Ledwie zdążyła ubrać
się w dżinsy i koszulę, kiedy do drzwi zastukał Archie.

– Jesteś gotowa? – spytał. – Zrobiłem ci kilka kanapek z masłem

orzechowym. Możesz je zabrać ze sobą.

– Świetnie! – zawołała i otworzyła drzwi.
– Naprawdę przypominasz mi Dorothy – oznajmił przyjrzawszy jej się

uważnie i podał jej paczuszkę z kanapkami. – Szczególnie kiedy się kłócisz z
Mattem. Zawsze tak się kłóciliśmy z Dorothy, ale... zresztą to nieważne.

– Chciałeś powiedzieć, że się kochaliście – dokończyła Adrienne.
– Pewnie tak – przyznał, patrząc w bok.
– Nie ma się czego wstydzić, Archie. Uważam to za wspaniałe, że tak

bardzo ją kochałeś i dalej kochasz.

– Powinnaś złapać tego swojego Matta i zawsze powinniście trzymać się

razem. Życie jest krótkie – stwierdził Archie, wzdychając głęboko.

– Zaczynam wierzyć, że masz rację.
– Straciliśmy z Dorothy za dużo czasu, walcząc ze sobą, tak jak ty i Matt

Ja narzekałem, że ona czyta za dużo książek, ona, że nie jestem ani trochę, jak to
się mówi, kulturalny. – Popatrzył na nią wilgotnymi oczami. – Dlaczego nie
potrafiliśmy przyjąć siebie takimi, jakimi jesteśmy?

– To chyba leży w ludzkiej naturze, żeby próbować zmienić innych –

powiedziała Adrienne. – Jestem pewna, że Dorothy wiedziała, że ją kochasz,
Archie. I ona też cię kochała pomimo narzekań, że brak ci ogłady.

– Ale ona miała rację! Nie mam za grosz kultury. Moim ulubionym

jedzeniem jest masło z orzeszków ziemnych. Żuję tytoń i piję whisky. Mnóstwo
whisky. Poza tym popatrz na ten paskudny zegar. – Archie wskazał ręką na
ścianę, gdzie wisiała kompozycja plastykowych winogron, sera i butelki z
winem. – To był mój prezent ślubny dla Dorothy. Szybko się dowiedziałem, co
o nim myśli. Nie cierpiała go.

– Jeżeli tak, to czemu go nie zdjęła ze ściany?
– Niech mnie piorun strzeli, nie wiem. Tyle razy mówiłem jej, żeby to

zrobiła.

– A dlaczego ty go teraz nie zdjąłeś?
– Nie wiem. Jakoś nie wypada.
– Dlatego że to był prezent ślubny od ciebie dla twojej żony. Myślę, że go

uwielbiała tylko i wyłącznie dlatego, że to ty jej go podarowałeś.

– Nieee. Nienawidziła go.
– Lepiej pójdę już, Archie – oświadczyła Adrienne, spoglądając na zegar.

Była za dwadzieścia czwarta. – Robi się późno – dodała, starając się nie urazić

background image

go tym, że przerywa jego zwierzenia. Życie Matta mogło być w
niebezpieczeństwie.

– Oczywiście. Jedź. – Archie stał bez ruchu, pogrążony we

wspomnieniach.

Adrienne podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.
– Zaczekaj. Mam ci jeszcze coś do powiedzenia. Adrienne zatrzymała się,

próbując nie okazać zniecierpliwienia.

– Jesteś kobietą, i to podobną do Dorothy, więc może uda ci się to

zrozumieć. Zaczekaj – powtórzył i wszedł do sypialni. Adrienne czuła, że z
każdą chwilą jest coraz bardziej zdenerwowana. Winna była jednak Archiemu tę
odrobinę cierpliwości. Po kilku minutach wrócił do pokoju, niosąc w ręku
kawałek papieru, który podał jej w milczeniu.

– Możesz coś z tego zrozumieć? – spytał po chwili. Adrienne spojrzała na

kartkę, na której kobiecym pismem napisane były słowa:

Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich innych prócz matki. Ona

jedna widzi w nim to, co najpiękniejsze: wierne serce i miłość do ludzi.

– To chyba poezja – powiedziała Adrienne.
– To jest zagadka. Zagadka Dorothy.
– I o co w niej chodzi? – Adrienne ponownie przeczytała wiersz.
– Bardzo się wtedy pokłóciliśmy. Nie pamiętam już, o co poszło, ale

Dorothy była naprawdę wściekła. Zabrała całe moje złoto i je schowała –
wyjaśnił Archie, szurając nogą.

Adrienne drgnęła. Jef i Curtis mówili coś o złocie, ale nie zwróciła wtedy

na to uwagi.

– Ta zagadka to ma być wskazówka – wyjaśnił Archie – ale nic z niej nie

rozumiem.

– A Dorothy nigdy ci nie powiedziała?
– Pewnie by powiedziała, wcześniej czy później, ale miała zawał. Była tu,

a w minutę później już jej nie było. Umarła z żalem do mnie w sercu. I to mnie
najbardziej gnębi.

– Tak mi przykro, Archie – powiedziała Adrienne, kładąc mu dłoń na

ramieniu.

– Tak – westchnął głęboko. – Co się stało, to się nie odstanie. Myślisz, że

uda ci się to rozwiązać?

– Spróbuję. – Adrienne przeczytała tekst raz jeszcze, starając się nauczyć

go na pamięć.

– Nigdy tego nikomu nie pokazywałem. Nie mam do nikogo tutaj

zaufania. Ale ty i Matt jesteście jak Dorothy i ja.

– Nic nikomu nie powiem – obiecała Adrienne.
– Wiem. Dlatego ci to pokazałem. Ale możesz porozmawiać z Mattem.

Jeśli uda wam się to rozwiązać, połowa jest wasza.

background image

– Połowa złota? – Adrienne popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Tak. Połowa. I tak mi niepotrzebne.
– Nie moglibyśmy go przyjąć, Archie. To twoje złoto.
– Lepiej nie decyduj za innych. Czy to nie Matta samolot leży na dnie

kanionu?

Adrienne uświadomiła sobie, że propozycja Archiego to dla Matta szansa

odzyskania samolotu. Nie będzie więc mówiła w jego imieniu. Jeżeli ktokolwiek
zasługuje na to złoto, tym kimś jest z pewnością Matt.

– Lepiej już pojadę – stwierdziła. – Po drodze o tym pomyślę.
– Trzymaj się kolein, a znajdziesz go bez trudu – doradził Archie. –

Rower ma bezdętkowe opony, więc nie powinnaś mieć kłopotów nawet na
ostrych kamieniach.

– Dziękuję, Archie. Jesteś hojny.
– Dorothy tak by sobie życzyła.
– Dorothy była wspaniałą osobą, prawda? – Adrienne zastanawiała się,

czy Archie znowu zacznie nazywać swoją żonę zarozumiałą.

– Tak – przytaknął Archie. – Diabelnie wspaniałą.
– Wrócimy jak się da najszybciej – powiedziała, widząc, że Archie

walczy z emocjami silniejszymi od siebie. Archie oczyścił rower z kurzu i oparł
go o ścianę ganku. Z tyłu był mały bagażnik, do którego Adrienne
przymocowała torebkę z kanapkami. Potem wskoczyła na siodełko i ruszyła
naprzód.

Główna droga była stosunkowo sucha i równa, więc szybko dotarła do

miejsca, w którym Matt skręcił z niej w stronę kanionu. Na szczęście koleiny
były dosyć wyraźne, więc nie bała się, że się zgubi pomiędzy skałami i
kaktusami.

Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama droga, którą przemierzyli w nocy.

W wygodnym ubraniu, na rowerze, w promieniach popołudniowego słońca,
Adrienne rozkoszowała się każdą chwilą przejażdżki. Nawet rwący strumień,
który skłonił Matta do przerzucenia jej sobie przez ramię i przeniesienia wbrew
jej woli na drugą stronę, teraz zmienił się w mały potoczek, dający się
przejechać bez trudu.

Zbliżając się do kanionu ujrzała ciężarówkę Archiego, zaparkowaną tuż

nad krawędzią. Poznała pokrzywione drzewo, znaczące miejsce, z którego
samolot zanurkował w głąb przepaści. Matta nie było jednak nigdzie widać.
Adrienne uprzytomniła sobie, że gdyby chciała go znaleźć, będzie zmuszona
podejść do samej krawędzi przepaści. Poczuła nagły skurcz żołądka. Wyruszając
na ratunek, nie wzięła pod uwagę swojego lęku przestrzeni. Troska o życie
Matta raz jeszcze wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Oparła rower o
ciężarówkę i odczepiła z bagażnika torebkę. Powoli i ostrożnie zbliżyła się do
skarłowaciałego drzewa.

background image

– Matt? – zawołała. Odpowiedzi nie było. Wokół pnia okręcona była lina,

której koniec zwisał swobodnie przez krawędź kanionu.

– Matt, jesteś tam? – zawołała ponownie. Jedyną odpowiedzią był szum

wiatru. Nad głową Adrienne zaczął krążyć jakiś ptak. Po krótkiej obserwacji
stwierdziła, że to chyba sęp. Przebiegł ją zimny dreszcz.

Ostatecznie pogodziła się z tym, że będzie musiała podejść do drzewa i

pociągnąć za linę. Być może Matt właśnie teraz na niej wisi, a wiatr zagłusza jej
wołanie. Śmiało zaczęła iść w tamtą stronę, ale w połowie drogi skapitulowała,
wzięła torbę z kanapkami w zęby i opadła na czworaki.

Starała się nie patrzyć na nic prócz kamienistej ziemi pod rękami.

Podnosząc odrobinę spojrzenie, zobaczyła drzewo, którego powykręcane
korzenie, jak palce starej czarownicy, kurczowo trzymały się skraju kanionu.

Nim do niego dotarła, leżała już płasko na brzuchu. Nos i usta miała pełne

pyłu i modliła się, żeby tylko nie natknąć się na jakiegoś węża. Zamknęła oczy,
wyciągnęła rękę i pociągnęła za linę. Nie stawiała najmniejszego oporu.
Adrienne położyła torbę z kanapkami u swojego boku i ponownie zawołała
Matta.

Odpowiedzi nie było. Zdawało się, że kanion pochłonął go tak samo, jak

przedtem połknął samolot. Starała się nie myśleć, że Matt może teraz leżeć na
dnie wąwozu z pogruchotanymi kośćmi. O, Boże, musi go odnaleźć! Nie będzie
go pewnie w stanie stamtąd wydostać, ale może udzielić pierwszej pomocy i
wezwać Archiego. Zabierze ze sobą kanapki, Matt może ich potrzebować.

Podczołgała się bliżej drzewa i objęła jego pień, pokryty korą podobną do

skóry aligatora. Stąd na pewno widać już dno kanionu. Z całych sił nie
dopuszczała do siebie myśli, co będzie, jeśli drzewo nie utrzyma jej ciężaru. W
końcu rośnie tu już od lat. Z pewnością wytrzyma jeszcze trochę i uchroni ją od
upadku w dół.

Wstrzymała oddech i wyjrzała zza kępy suchej trawy, która zasłaniała

widok.

background image

ROZDZIAŁ 9

Adrienne spodziewała się ujrzeć samolot, leżący jak rozbita zabawka na

dnie kanionu. Zamiast tego oczom jej ukazała się znajdująca się o jakieś trzy
piętra poniżej krawędzi skalna półka, na której tkwił przechylony na bok
samolot. Jedno skrzydło oderwało się od kadłuba i leżało obok. Ogon był nieco
pokiereszowany, ale poza tym samolot wyglądał na nie uszkodzony.

Najwyraźniej maszyna przekoziołkowała, nim wylądowała na najszerszej

części występu, nosem w stronę kanionu. Jeżeli uda się wyciągnąć samolot z
przepaści, Matt będzie mógł go naprawić. Adrienne nie mogła uwierzyć w
szczęście Matta. Ale gdzież on się podziewa?

Zawołała jeszcze raz, bez skutku. Na skalnej półce, gdzie leżał samolot,

nie pozostawało tyle wolnego miejsca, żeby Matt mógł się ukryć przed jej
wzrokiem. Głos niósł się echem po kanionie. Żeby jej nie usłyszeć, musiałby
być głuchy. Głuchy albo...

Adrienne odsunęła od siebie natrętną myśl. Spojrzała na zwisającą linę.

Będzie musiała się jakoś opuścić na dół. To jedyny sposób, by przekonać się, co
stało się z Mattem.

Uniosła się ostrożnie, podniosła torebkę z kanapkami i schowała ją za

pazuchę. Pewnie się pogniotą, ale zawsze lepsze to niż nic.

Koncentrując wszystkie myśli na osobie Matta, wstała i chwyciła za linę.

Zawsze serdecznie nienawidziła wchodzenia po linie na zajęciach wychowania
fizycznego. Wtedy lina była jednak grubsza, a pod nią leżał gruby, miękki
materac. Teraz Adrienne starała się wmówić sobie, że skalna półka też jest
wyłożona takim materacem.

Przypomniała sobie filmy, na których widziała ludzi uprawiających

wspinaczkę. Trzymali linę mocno napiętą i odchylali się do tyłu. Tak, ta metoda
będzie najlepsza. Dzięki temu nie będzie musiała patrzyć w dół.

Pode mną leżą grube, puszyste, miękkie materace, powtarzała w duchu,

szukając obutą w miękki mokasyn nogą występu, na którym mogłaby się oprzeć.
Serce jej łomotało. Znalazła pierwszy występ, potem drugi. Zaczęły ją boleć
palce, a przecież posunęła się o kilka zaledwie centymetrów.

Jeszcze trochę. I jeszcze. Twarz Adrienne znalazła się już poniżej skraju

kanionu. Przed oczami miała tylko spękaną skałę. Strach zostawiał w ustach
metaliczny posmak.

Schodziła w dół, centymetr po centymetrze, trzymając linę ścierpniętymi

z wysiłku palcami. Bolały ją ramiona, czuła, jakby ktoś wyrywał jej ręce ze
stawów.

Przed nosem przebiegła jej duża brązowa ropucha i Adrienne krzyknęła

głośno, bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. Nagły ruch sprawił, że straciła

background image

oparcie i uderzyła o skałę, obcierając sobie policzek do krwi. Dysząc z
przerażenia, zaczęła nerwowo szukać oparcia dla nogi. Jeden z mokasynów z
głuchym klapnięciem wylądował na skalnej półce, przypominając jej o
odległości, jaka dzieliła ją od bezpiecznego podłoża.

Pode mną leżą grube, puszyste, miękkie materace, powtórzyła znowu, ale

teraz nie umiała już w to uwierzyć. Poniżej znajdowała się skalista półka, w
dodatku całkiem wąska. Gdyby spadła, wątpliwe, czy udałoby jej się na niej
zatrzymać, mogłaby przecież łatwo stoczyć się w dół kanionu. A gdyby nawet
udało jej się zejść cało w dół, nigdy w życiu nie będzie w stanie wdrapać się
znowu na górę. Matt może potrzebować pomocy, a jej pomoc niewiele będzie
warta.

Dłonie piekły ją od szorstkiej liny, nogi trzęsły się coraz bardziej, ale

odległość od górnego skraju stawała się coraz większa. W końcu Adrienne
odważyła się spojrzeć w dół i stwierdziła, że półka jest zaledwie trzy metry pod
nią. Wciąż jednak nie mogła ryzykować, upadek nawet z tej wysokości byłby
bardzo niebezpieczny.

– Matt! – zawołała, zsuwając się w dół jak mogła najszybciej. – Matt! To

ja!

Odpowiedzi nie było. Adrienne poczuła, że żołądek podchodzi jej do

gardła ze strachu. Mogło być tylko jedno wytłumaczenie milczenia Matta. O
Boże! Przecież nie może go stracić. Byłoby to zbyt okrutne, teraz, kiedy zdała
sobie nareszcie sprawę, jak bardzo jest jej potrzebny. Znajdzie go i uratuje, o
ile... Ależ oczywiście, Matt na pewno żyje. Na pewno.

Bosą stopą dotknęła ziemi. Puściła linę i z rozmachem usiadła na

kamieniach. Przyglądała się obolałym, zaczerwienionym dłoniom, czując, że
cała się trzęsie.

– Udało się – wyszeptała, spoglądając w górę. Zmęczenie powoli

ustępowało uczuciu tryumfu. – Udało się! – zawołała i wstała na niepewnych
nogach, szukając zgubionego buta.

Potem odwróciła się w stronę samolotu. W kabinie siedział Matt, ze

słuchawkami na uszach, i najspokojniej w świecie manipulował przy gałkach
radia. Przebrał się wprawdzie w inną koszulę, ale był to z całą pewnością Matt
Widziała dokładnie jego ciemne kręcone włosy i wyrazisty profil.

Żyje. Nic mu się nie stało. Nie słyszał jej, bo miał na uszach te cholerne

słuchawki.

Oczywiście gdyby przyszło mu do głowy od czasu do czasu je zdjąć, na

pewno usłyszałby jej wołanie. Nie musiałaby schodzić po linie. Adrienne
spojrzała na swoje piekące, krwawiące dłonie, potem na samolot. Ryzykowała
życie bez żadnego powodu. Matt wcale jej nie potrzebował.

Podeszła do samolotu, otworzyła drzwi kabiny i pociągnęła go za rękaw.

Kiedy ją zobaczył, podskoczył ze zdziwienia.

background image

– Skąd ty się tu do diabła wzięłaś? – zawołał. Adrienne wskazała dłonią

na koniec liny. – Dlaczego?

– Bo się o ciebie bałam, ty durny głupku! Podeszłam do skraju i wołałam

cię, i wołałam, ale ty oczywiście nie odpowiadałeś, bo miałeś na głowie to –
Adrienne wskazała na słuchawki z obrzydzeniem. – Więc co miałam zrobić?

– No, właśnie – powiedział, wpatrując się w Adrienne. – Właśnie. A co

wystaje ci spod koszuli?

– Kanapki z masłem orzechowym! – krzyknęła, wyciągając je i ciskając

mu w twarz. Matt złapał torebkę, jak gdyby była to piłka do rugby.

– Panno Burnham, nie mogę w to uwierzyć. Boisz się wysokości jak

ognia i założę się, że nigdy w życiu nie schodziłaś ze skały po linie.

– Dlatego powinnam była wrócić na rowerze Dorothy do domu i tam

szukać pomocy.

– Przyjechałaś na rowerze? – Matt rzucił kanapki na sąsiednie siedzenie i

wysiadł z kabiny.

– Tak, w tym mam przynajmniej jakie takie doświadczenie. Ale

schodzenie po tej linie to była najgłupsza i najbardziej zbędna rzecz, jaką w
życiu zrobiłam. Obtarłam sobie ręce i...

– I policzek – stwierdził Matt, podnosząc jej twarz do góry.
– Pośliznęłam się i straciłam oparcie. To cud, że nie spadłam do kanionu,

tak mało wiem o wspinaczce.

– A właściwie jak ty po tej linie schodziłaś?
– Trzymałam się i przesuwałam ręce w dół. A niby jak?
– Nie owinęłaś się nią w pasie?
– Nie. A powinnam?
– O Boże, kobieto – jęknął Matt, obejmując ją ramionami. – O, Boże –

wymruczał, przytulając jej głowę do swojej piersi.

– Następnym razem – powiedziała Adrienne – następnym razem

wolałabym, żebyś reagował na odgłosy świata, kiedy jesteś w niebezpiecznej
sytuacji.

– Adrienne, czy ty naprawdę sądzisz, że będzie jakiś następny raz? –

spytał, przytulając policzek do jej włosów. – Masz zamiar popaść w nałóg
ratowania mnie z opresji?

– Oczywiście, że nie – powiedziała czując, że serce bije jej coraz szybciej.

– Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz potrzebował mojej pomocy. To
się robi po prostu śmieszne.

– Pewnie. Ale wiesz, zastanawiam się, czemu ryzykowałaś życie dla

faceta, który nie jest dla ciebie odpowiedni.

– Nigdy nie powinnam była tego powiedzieć – wyznała po chwili

wahania. Zastanawiała się, czy Matt jej wybaczy.

– Tak?

background image

– Ja... ja nie miałam prawa osądzać cię w ten sposób po wszystkim, co dla

mnie zrobiłeś. A poza tym myślę, że się parę razy myliłam.

– Może kilka tak – przyznał Matt, biorąc głęboki oddech. Pochylił się i

pocałował ją w policzek, tuż obok skaleczonego miejsca. – Ale teraz to
nieważne. Przyszłaś, żeby mnie odnaleźć, szalona kobieto. – Odchylił jej głowę
do tyłu, a jego usta musnęły delikatnie jej policzek.

– Nie mogłam cię tu zostawić samego.
– Dobrze to wiedzieć. – Delikatnie pocałował kącik jej ust.
– Bałam się, że... że ci się stało coś złego.
– Nic mi się złego nie stało – powiedział, obwodząc czubkiem języka

kontur jej ust – ale jeśli uda ci się na chwilę zamilknąć, może mi się przytrafić
coś bardzo dobrego.

– Och, Matt – westchnęła. – Tak się cieszę, że żyjesz.
– Ja też – zapewnił i zamknął jej usta swoimi.
Wtuliła się w niego z czułą uległością, a kiedy ją całował, wiedziała, że

wszystkie okropne rzeczy, które mu powiedziała, zostały wybaczone. Zaborcze
ruchy jego języka świadczyły o tym, że wciąż jej pragnie, tak jak poprzedniej
nocy w stajni. Radośnie odpowiedziała na jego pieszczoty, mocniej przyciskając
się do jego smukłego, silnego ciała. Dłonie Matta błądziły po jej plecach,
pieściły biodra i pośladki, potem prześlizgnęły się w górę, by dotknąć piersi.

– Naprawdę zmieniłaś o mnie zdanie? – spytał.
– Tak. – Wyraz jego orzechowych oczu zaparł jej dech w piersiach.
– Adrienne, może nam być razem tak dobrze.
– Teraz już wiem – odpowiedziała, patrząc mu w oczy.
– Pragnę ciebie. Teraz. Tutaj. – Matt potarł kciukiem koniuszek jej piersi.

– Ale nic nie mamy. Ani zacisznej stajni, ani koca, ani siana, zupełnie nic.

– No i są węże – dodała Adrienne.
– Węże? – Matt znieruchomiał. – Nie pomyślałem o tym.
– Boisz się węży? – roześmiała się Adrienne.
– Powiedzmy, że nie zachwyca mnie pomysł zdjęcia z siebie ubrania, co

jest niezbędne do tego, co mam na myśli, jeżeli miałbym się obawiać ukąszenia
węża.

– Nie będziemy tu siedzieć wiecznie – stwierdziła Adrienne, tuląc się do

niego.

– Masz rację. Powinniśmy wracać na górę. Radio nie działa. Zabierzemy

z samolotu portfele i ruszymy do domu.

– Nie jestem pewna, czy mi się to uda, Matt Moje ręce...
– Wciągnę cię na górę. Wdrapię się pierwszy, a potem zrzucę ci pętlę z

liny. – Wziął w dłonie jej rękę i przyjrzał się jej uważnie. – Nie mogę cię więcej
narażać na takie przeżycia.

– Ale dużo się nauczyłam i jestem teraz odważniejsza.

background image

– Nie, wcale nie bardziej – oznajmił Matt z uśmiechem. – Zawsze byłaś

odważna. Jesteś najodważniejszą kobietą, jaką znam.

– Matt, ja...
– Ciiicho. – Matt położył jej palec na ustach. – Słyszałaś?
Adrienne wytężyła słuch i złowiła słaby warkot silnika. Stawał się coraz

głośniejszy, nagle umilkł. Drzwi otworzyły się i zatrzasnęły z hukiem. Spojrzała
na Matta. Zmarszczył czoło.

– Hej, miejski chłopaczku!
– No, ładnie – powiedział cicho Matt. – Jef i Curtis nas tu wytropili.

Przytul się do ściany kanionu, może cię nie zauważą.

– Jesteś pewien, że tu nie zejdą? – spytała szeptem, otwierając szeroko

przerażone oczy.

– Curtis jest w stanie to zrobić, żeby ciebie dopaść – odparł Matt i dodał

szybko: – Ale pewnie się nie zdobędzie, jest na to za tłusty i zbyt leniwy.

– Muszą być wściekli za to, że ich wysłałeś na drugi koniec płaskowyżu.
– Na pewno. Myślałem, że zdążę się stąd wydostać, nim się w tym

połapią, ale rano zaspałem. – Matt puścił do niej oko. – W stajni było mi
naprawdę wygodnie.

Adrienne uśmiechnęła się i zachichotała cicho.
– Hej, ty tam, w dole!
– Czego chcesz, Jef? – zawołał Matt, odsuwając się od Adrienne.
– Po pierwsze, lepszych wskazówek – odkrzyknął Jef.
– Przepraszam.
– No pewnie. Powiedz mi, co tu robi rower Dorothy? Adrienne wcisnęła

się w ścianę kanionu.

– Przywiozłem go ze sobą – krzyknął Matt – na wszelki wypadek. Nie

wiedziałem, czy uda mi się tu dojechać ciężarówką.

– Myślę, że kłamiesz. Myślę, że masz tam ze sobą tę dziewuszkę.
– Chyba sobie żartujesz, Jef. Ją? Masz mnie za mięczaka, ale ciekaw

jestem, co byś powiedział, gdybyś ją lepiej poznał. Ona ma lęk wysokości.
Nigdy w życiu nie zeszłaby po tej linie.

Adrienne wstrzymała oddech.
– Taak, chyba masz rację – przytaknął Jef. – Curtis myślał, że mogła tu za

tobą przyjechać, ale ja mówiłem, że tego nie zrobi. Miejskie dziewuchy nie
nadają się do tych rzeczy.

– To prawda. – Matt uśmiechnął się krzywo do Adrienne. – Nie ma z nich

wiele pożytku.

Adrienne popatrzyła na niego gniewnie, a uśmiech Matta stał się jeszcze

szerszy.

– Są dobre tylko do jednego – ryknął Jef. – I o to właśnie chodzi

Curtisowi. Gdzie ona jest?

background image

– Zmyka do Tucson, gdzie jej miejsce – odkrzyknął Matt. – Jak tylko

kable wyschły, zadzwoniła do kogoś, żeby po nią przyjechał.

– Aha. No, więc jeśli jesteś tam sam, myślę, że możemy cię zostawić.

Och, byłbym zapomniał.

Adrienne zobaczyła, jak wyraz twarzy Matta gwałtownie się zmienia.
– Ty sukinsynu! Zostaw linę w spokoju! – zawołał.
– Może następnym razem nie będziesz się bawił w kotka i myszkę z

Jefem i Curtisem – zabrzmiała odpowiedź i lina upadła u stóp Matta. Byli w
pułapce.

Kiedy dźwięk silnika umilkł w oddali, Adrienne zauważyła, że słońce

niemal całkiem schowało się za krawędzią kanionu. Powoli podeszła do Matta,
który wciąż wpatrywał się w leżącą u stóp linę.

– I co teraz? – spytała.
– Źle dobierasz słowa – odparł, spoglądając na nią. – Ostatnio kiedy

zadałaś to pytanie, zaczęło padać.

– To nam chyba teraz nie grozi – odrzekła Adrienne, patrząc na niebo –

ale o zmierzchu węże wypełzają z kryjówek.

– Może usiądziemy w samolocie.
– Czy to bezpieczne? On chyba może się znów zsunąć w dół.
– Wiesz, nawet się nad tym nie zastanawiałem – przyznał Matt, patrząc na

nią z niepokojem. – Masz szczególny talent do przepowiadania nieszczęśliwych
wypadków.

– Chcesz mi powiedzieć, że siedziałeś sobie w kabinie Bóg wie jak długo,

bawiąc się radiem, i nawet nie przyszło ci na myśl, że nagły podmuch wiatru
może cię strącić z tej półki?

– Chyba tak właśnie było.
– Nie mam ochoty siedzieć w samolocie – powiedziała Adrienne,

przyglądając mu się podejrzliwie.

– A ja nie chcę spędzić nocy w towarzystwie węży.
– Nocy? Nie będziemy tu aż tak długo. Archie przyjedzie po nas, jeśli nie

pokażemy się w domu przed zapadnięciem zmroku.

– A niby jak się tu dostanie? – spytał Matt. – Mamy jego ciężarówkę. I

rower jego żony. Chyba że dostał osła i...

– Nie – zaprzeczyła Adrienne ruchem głowy. – Powiedział mi, że osioł

nie jest przyuczony do jazdy.

– To może pójdziemy do samolotu?
– Nie – odmówiła Adrienne, przyjrzawszy się uważnie pozycji samolotu.

Podwozie znajdowało się zdecydowanie zbyt blisko skraju urwiska. – I
wolałabym, żebyś ty też tam nie siedział.

– Dobrze – zgodził się Matt wzdychając. – Jesteś głodna?
– Tak. Nie miałam nic w ustach od czasu przyjęcia u Beverly.

background image

– Na szczęście mamy kanapki i butelkę wody, którą zabrałem ze sobą na

żądanie Archiego. Wezmę je z samolotu i możemy usiąść tutaj, plecami do
skały. Będziemy widzieć, skąd nadpełzają węże.

– Jest prawie jesień, może już wszystkie śpią – powiedziała Adrienne,

wzruszona, że Matt zgodził się siedzieć z nią tutaj, zamiast w samolocie, gdzie
czuł się bezpieczniej.

– Miejmy nadzieję – rzucił w jej stronę, wracając z wodą i kanapkami.
Znaleźli gładki kawałek skały i oparli się o wciąż ciepłe kamienie.
– Proszę. – Podał jej pajdę chleba z masłem orzechowym. – Prosto z

magla.

– Nie obrażaj kanapek, dla których przyniesienia ryzykowałam życie –

powiedziała i ugryzła kanapkę. Smakowała wyśmienicie.

– Nie przypominaj mi o tym – uśmiechnął się Matt. – Prawdę mówiąc, w

tym miejscu te kanapki to szczere złoto.

– Złoto! – Adrienne spojrzała na niego. – O mały włos zapomniałabym o

złocie Archiego!

– Słucham?
– Pamiętasz, Curtis i Jef oskarżali nas, że szukamy złota Archiego. To

złoto istnieje, ale je Dorothy schowała, kiedy się pokłócili. I umarła, nim
zdążyła mu zdradzić, gdzie ono jest.

– Żartujesz.
– Wcale nie. Archie mi to powiedział.
– Jesteś pewna, że nie był pijany?
– Wyglądał na całkiem trzeźwego. Poza tym obiecał, że jeżeli pomożemy

mu je znaleźć, da nam połowę.

– Teraz już całkiem nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego?
– Bo on... – Zauważyła, że coś pełznie za plecami Matta. – Nie ruszaj się

– ostrzegła. – Po prostu się nie ruszaj.

– To wąż, prawda? Wiem, że to wąż – wyjąkał Matt zduszonym głosem.
– Tak, ale myślę, że sobie pójdzie, jeśli nie będziemy się ruszać.
– Czy jest blisko?
– Jakieś dwa metry od ciebie. Nie, nie odwracaj się.
– Proszę, powiedz mi, że to jest zwykły zaskroniec – błagał Matt, którego

czoło pokrył kroplisty pot. Adrienne przyjrzała się wężowi. Był długi na półtora
metra, a jego ogon zakończony był kilkoma paskami i grzechotką.

– Nie, to nie jest zaskroniec.
– Takie już moje zezowate szczęście. Czy on na mnie patrzy?
– Nie. Ale wysuwa język, to znaczy, że czuje ciepło twojego ciała.
– Cudownie. Jak możesz być taka spokojna? Jedno ukąszenie i możemy

tu umrzeć, bez żadnej pomocy.

– Nie zaatakuje, jeśli będziemy ostrożni. Idzie dalej. Nie rób żadnych

background image

gwałtownych ruchów, żeby nie poczuł się zagrożony.

– Świetnie. A co ze mną? To ja czuję się zagrożony.
– No, już – odetchnęła Adrienne. – Teraz możesz się odwrócić. Jest tam,

obok samolotu.

– Przecież to potwór! – wykrzyknął Matt na widok węża. – Co to za

jeden?

– Grzechotnik. Założę się, że nigdy w życiu nie spotkałeś grzechotnika na

wolności.

– A ty za to widywałaś je na pęczki, co?
– Kiedy się jeździ konno, spotyka się węże. Oczywiście, nie zawsze są to

grzechotniki. Widzisz? Poszedł sobie – powiedziała, gdy wąż zsunął się w dół
zbocza poniżej samolotu.

– Jesteś pewna, że nie wolałabyś usiąść w środku? – spytał Matt.
– Chyba wolę zostać tutaj. A teraz powiedz mi szczerze, czy to było aż

tak straszne?

– Tak.
– Nigdy nie przypuszczałam, że dożyję dnia, kiedy woja pewność siebie

zniknie. – Adrienne uśmiechnęła się do Matta.

– Nigdy nie przypuszczałem, że dożyję dnia, kiedy rozluźnisz się i

uspokoisz na tyle, żeby pozwolić mi kochać się z sobą – odparował Matt,
wpatrując się w nią uważnie. Adrienne spojrzała mu w oczy i już nie mogła od
nich oderwać wzroku.

– To niemożliwe – oświadczył, podnosząc się na kolana i pociągnął ją za

sobą. – Być może będziemy zmuszeni spędzić tu całą noc, a ja skłamałbym,
gdybym powiedział, że uda mi się doczekać poranka nie biorąc ciebie w
ramiona. Chcę wycałować z ciebie całą słodycz. Nie dotrwam do rana, nie
kochając się z tobą.

– A węże? – wyszeptała Adrienne.
– Do diabła z wężami – odparł, uśmiechając się krzywo. Objął dłońmi jej

pośladki i przycisnął ją do swych bioder. – Cała naprzód.

background image

ROZDZIAŁ 10

Pokusa pocałunków o smaku masła z orzeszków ziemnych Odegnała od

Matta wszystkie myśli o wężach. Zamknął oczy i poddał się dotykowi jej
delikatnych ust, które rozchyliły się leciutko, ramion, które go oplotły, jej ciała,
wtapiającego się w jego ciało. Jej uległość podniecała go, ale to, co czuł, było o
wiele silniejsze niż samo tylko pożądanie. Jest dla niej tak ważny, że
ryzykowała życie, żeby ocalić go przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem.

Jego palce drżały, gdy próbował rozpiąć guziczki jej bluzki. Szczupła

dłoń Adrienne nakryła jego niezdarną rękę.

– Pozwól – wyszeptała z ustami przy jego ustach. Odchyliła się i, patrząc

mu głęboko w oczy, rozpięła guziki. Zdjęła bluzkę, potem koszulkę i rzuciła je
na ziemię.

Niemal przestał oddychać. Wtedy, w stajni, był zbyt przejęty, żeby

dokładnie jej się przyjrzeć. Dotyk wiele mu powiedział, ale teraz na widok jej
dumnych, jędrnych piersi przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie się tak
śpieszył. Jej wzrok zapraszał go do pieszczoty, ale Matt powstrzymał się jeszcze
przez chwilę.

– Jesteś przepiękna – wyznał.
Sięgnęła po jego dłonie i oparła je na swoich piersiach.
– Chcę, żebyś się ze mną kochał – wymruczała cicho.
– Wiem. To jest właśnie najwspanialsze. Spojrzała mu w oczy i rozchyliła

usta. Matt czekał, zastanawiając się, czy Adrienne odważy się powiedzieć na
głos to, co czyta w jej oczach. Zamiast tego zamknęła tylko powieki i odchyliła
głowę do tyłu, a Matt delikatnie objął dłońmi jej piersi i potarł sutki kciukiem.
Powoli stwardniały, jak mocno zamknięte pączki kwiatu pożądania.

Pochylił się, by posmakować jej skóry, najpierw delikatnie badając

językiem. Oddech Adrienne stał się szybszy. Wtedy Matt powoli objął ustami
szczyt piersi i jęknął, rozkoszując się słodyczą ciepłej, pachnącej skóry.
Adrienne wplątała palce w jego włosy i przyciągnęła go bliżej siebie. Matt
pieścił zachłannie piersi czując, jak bicie serca przyśpiesza nagle pod naciskiem
jego dłoni.

Podtrzymał ją ramieniem, a Adrienne wygięła się w łuk, gestem poddania,

który wzbudził pożar w jego sercu. Żarłocznie pieścił jej piersi, ssąc je i
pocierając, aż stały się różowe i gorące. Podniecał ją do utraty tchu, a jego
własne pożądanie rosło mocniej i gwałtowniej, niż kiedykolwiek przedtem.

– Proszę – wyszeptała.
Sięgnął ręką do metalowego guzika przy jej dżinsach. Potem zawahał się.

Nie, nie tutaj, nie na ziemi. Lepiej będzie, jeśli staną przy ścianie kanionu. Czuł,
że zaraz oszaleje, wyobrażając sobie, jak w nią wchodzi, kryje się w jej miękkim

background image

ciele, raduje się jej miłością, która popychała ich do tego szalonego zespolenia.

– Tam – powiedział Matt, unosząc ją za łokcie i z trudem stając na

drżących nogach. – Tam – powtórzył, kierując ją w stronę skały. W półmroku
znalazł miejsce, o jakie mu chodziło: nagrzany słońcem, gładki fragment
ciemnobrązowej skały, która na pewno nie zrani delikatnej skóry Adrienne.
Całując jej usta, oczy, szyję, poprowadził ją w upatrzone miejsce. Drugą ręką
rozpiął jej spodnie i rozsunął suwak.

Dłoń, którą wsunął pod jej majteczki, napotkała słodką wilgoć, dowód

tego, jak bardzo Adrienne go pragnie. Pocałował ją mocno, głęboko, wzmagając
jej pożądanie rytmiczną pieszczotą. Matt i Adrienne zdawali się stanowić jedno
z odgłosami nocy – świerszcze cykały w rytmie jego pieszczoty, szelest skrzydeł
nietoperzy był jak echo jej westchnień, ryk osła... Matt znieruchomiał i podniósł
głowę, żeby lepiej słyszeć. Ryk osła?

– Co to za hałas? – spytała Adrienne.
– Nic ważnego – szepnął Matt, pewny, że się przesłyszał. Nie mógł

czekać ani chwili dłużej, tak bardzo pragnął doznać rozkoszy. – Adrienne,
potrzebuję cię. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. – Matt rozpiął guzik u
swoich spodni. Dziwny odgłos rozległ się ponownie.

– Matt, to był ryk jakiegoś zwierzęcia. Brzmi jak głos osła.
– To musi być złudzenie – powiedział Matt, szamocząc się rozpaczliwie z

rozporkiem. – Adrienne...

– Matt, ktoś tam śpiewa.
Matt zdobył się na nieludzki wysiłek i wsłuchał się w noc. Ciszę zakłócił

czyjś śpiew i ryk osła. Wzdychając poddał się i oparł czoło o głowę Adrienne.

– Tę melodię już gdzieś słyszałem.
– W nieco odmiennych warunkach.
– Można to i tak ująć.
– Przyjechał, żeby nas zabrać do domu, Matt – powiedziała Adrienne. Po

chwili roześmiała się.

– Ma dobre serce, ale kiepskie wyczucie – westchnął Matt, któremu wcale

nie było do śmiechu.

Dorothy Trzecia protestowała głośno, a jej ryk brzmiał tak, jakby ktoś lał

wodę za pomocą zardzewiałej pompy.

– Może... może lepiej się ubierzmy – zaproponowała Adrienne łagodnie,

wyjmując jego rękę ze swoich majteczek. Matt odwrócił się do skały i ciężko
westchnął. Archie właśnie zatrzasnął mu przed nosem drzwi do raju. Ryk osła
rozległ się znowu.

– Dobrze. – Matt niechętnie pochylił się i podniósł jej koszulkę. – Masz

ten swój jedwabny frymuśny fatałaszek.

– Wiesz, w końcu nie opowiedziałam ci do końca tej historii ze złotem –

przypomniała Adrienne ubierając się.

background image

– Kogo obchodzą nudziarskie historie o złocie, skoro jest tyle znacznie

przyjemniejszych i ciekawszych rzeczy do roboty? Poza tym wcale nie wierzę,
że to złoto w ogóle istnieje.

– A ja wierzę – odparła Adrienne. – Archie pokazał mi, co napisała

Dorothy, żeby dać mu wskazówkę, gdzie szukać kryjówki.

– Naprawdę?
– Tak. Brzmi to tak:
Łabędziątko jest brzydkie w oczach wszystkich, prócz matki. Ona jedna

widzi w nim to, co najpiękniejsze: wierne serce i miłość do ludzi.

– Łabędziątko? Tu w pobliżu nie ma nawet kurcząt, a co dopiero łabędzi.
– Nie wiem, co to znaczy, ale Archie chce tę zagadkę rozwiązać, i to nie

tylko po to, żeby znaleźć złoto.

– Bo nie chce, żeby Dorothy miała ostatnie słowo?
– Pewnie chodzi mu również o to, ale zagadka to coś w rodzaju przesłania

zza grobu. Archie chce wiedzieć, co chciała mu przekazać Dorothy.

– Teraz mnie naprawdę zaintrygowałaś.
– To dobrze, może po drodze do domu będziemy mogli...
– Hej sokole, co tam robisz w dole! – zawołał Archie, oświetlając lampą

naftową skraj kanionu. – Właśnie udało mi się ułożyć wierszyk. Sokole, co
robisz w tym dole. Niezłe, nie?

– No, świetnie, znów jest pijany – powiedział Matt cicho. – Hej, Archie –

zawołał. – Nie podchodź zbyt blisko krawędzi!

– To ty, Matt? – Nad skrajem przepaści zamajaczyła głowa Archiego,

podświetlona blaskiem lampy.

– To ja. I Adrienne. A teraz odsuń się stamtąd, zanim do nas tu dołączysz.
– Spokojnie, nie spadnę – krzyknął Archie, a osioł znów rozpaczliwie

zaryczał. – Zaniknij się, Dorothy – zażądał stanowczo Archie. – Słyszałeś, Matt?
Zupełnie jak moja przemądrzała żona, zawsze ma coś do powiedzenia. Zrzuciła
mnie trzy razy. Na szczęście łyknąłem sobie trochę whisky i nie bolało za
bardzo. Matt, robi się strasznie ciemno. Może byście stamtąd wyleźli?

– Jef i Curtis odcięli linę. Jesteśmy bez wyjścia.
– A to skunksy. Chcecie, spuszczę wam na linie butelkę, na pewno przyda

wam się łyk czegoś mocniejszego.

– A masz linę?
– Pewnie. Obwiążę nią szyjkę i...
– Nie potrzebujemy butelki, tylko liny. Możesz ją przywiązać do drzewa i

rzucić nam koniec?

– Jasne.
– A co będzie, jeśli ją źle przywiąże? Przecież jest na rauszu – spytała po

cichu Adrienne.

– Musimy zaryzykować. Archie też jest w niebezpieczeństwie. To cud, że

background image

w ogóle tu dotarł na tym nie ujeżdżonym ośle, ale nie sądzę, żeby udało mu się
wrócić do domu cało i zdrowo.

– Pewnie masz rację – westchnęła zrezygnowana Adrienne.
– Ja pójdę pierwszy. – Matt podszedł do samolotu. – Potem wciągniemy

cię na górę. Możesz przy okazji zabrać mój portfel.

– Matt, nie podoba mi się to. Martwię się o Archiego, ale ponad wszystko

boję się o ciebie.

– Nic mi się nie stanie – zapewnił Matt, przyciągając ją do siebie i

całując. – Zostało mi parę ważnych rzeczy do zrobienia na tym świecie, a
najważniejsza z nich to wreszcie, bez żadnych przeszkód, kochać się z tobą
przez całą cudowną noc.

– Rzucam linę! – zawołał Archie.
– Dobrze ją przywiązałeś? – spytał Matt, pociągając za wolny koniec.
– Jasne – brzmiała odpowiedź. Matt obwiązał się liną w pasie.
– To właśnie miałaś zrobić, zanim zaczęłaś schodzić. Wciąż nie mogę

uwierzyć, że zeszłaś na dół bez żadnej asekuracji.

– To było bardzo głupie.
– Bardzo odważne. Kiedy dotrę na górę, zwiążę na tym końcu dwie pętle.

Włożysz w nie nogi i wyciągniemy cię na górę.

– To mi się wcale nie podoba, Matt – powtórzyła Adrienne, spoglądając w

górę, gdzie Archie przycupnął obok drzewa.

– Mówiłem ci już, mam niezwykle silną motywację, żeby przeżyć –

powiedział Matt, jeszcze raz pociągając za linę. – A teraz się odsuń.

– Dlaczego mam się odsunąć, skoro nie zamierzasz spadać?
– Zadajesz za dużo pytań, panno Burnham – zauważył, patrząc na nią z

ukosa. – A teraz odejdź na bok, dobrze?

Adrienne odeszła kilka kroków czując, że serce wali jej w piersiach. Matt

nie był pewien, czy lina go utrzyma, ale pomimo to postanowił się po niej
wspinać.

Wstrzymała oddech i przyglądała się, jak Matt chwyta mocno linę i opiera

nogę na skale. Potem odepchnął się od ziemi i zaczął wspinać w górę, krok po
kroku, aż stał się ciemną, niknącą sylwetką. Adrienne niemal przestała oddychać
patrząc, jak Matt pnie się do góry.

Kocham go, pomyślała, wytężając wzrok. Kocham tego mężczyznę.

Proszę, niech będzie bezpieczny. Kiedy ujrzała, że Matt chwyta za korzeń
drzewa, podciągając się na skraj przepaści, poczuła, że po policzkach spływają
jej łzy ulgi.

– Adrienne! – zawołał, odwracając się w stronę kanionu. – Jesteś gotowa?
– Pewnie, że tak – odparła, czując, że wzruszenie dławi ją w gardle. – Na

wszystko.

Usłyszała jego ciepły, głęboki śmiech, który rozległ się echem po całym

background image

kanionie. Tak bardzo go kocha.

Podróż w górę była znacznie łatwiejsza niż zejście w dół. Mimo to

Adrienne czuła ściskanie w żołądku na samą myśl o tym, że wisi w powietrzu.
Matt przywiązał linę do osi ciężarówki i kazał Archiemu powoli oddalać się od
krawędzi, ale sam stanął na skraju i uważnie obserwował linę, w razie gdyby
Archiemu przypadkiem pomyliły się pedały. Kiedy Adrienne dotarła w końcu na
górę, Matt chwycił ją w ramiona i bardzo mocno przytulił.

– Zdawało mi się, że mówiłeś, że się nie boisz? – wymruczała, przytulając

policzek do jego piersi, żeby słyszeć mocne uderzenia serca.

– Myślisz, że bym się przyznał? – spytał, całując jej włosy.
– A więc bałeś się.
– Okropnie.
– Teraz mi to dopiero mówisz.
– Teraz powiem ci wiele, wiele różnych rzeczy, Adrienne...
– Nieźle poszło – przyznał Archie, podchodząc ku nim na niepewnych

nogach i spluwając z rozmachem. – Chcecie łyka?

– Nie, dzięki – powiedział Matt. – Lepiej... – nagle przerwał. – Archie,

czy zaciągnąłeś hamulec ręczny?

– Dlaczego?
– Ciężarówka stacza się w stronę kanionu! – zawołał Matt, pędząc ku niej

co sił w nogach.

Adrienne stała jak sparaliżowana. Z rozpaczliwą jasnością zrozumiała, co

się stanie, jeżeli Matt nie zdąży zatrzymać pojazdu. Ciężarówka spadnie do
przepaści, a ona, Adrienne, wciąż przywiązana liną do jej osi, też poleci w dół.
Ciężarówka toczyła się powoli. Adrienne czekała w napięciu. Matt wskoczył do
szoferki. Samochód przejechał jeszcze kilka metrów i zatrzymał się gwałtownie,
kołysząc się na boki. Matt wysiadł i podszedł do niej powoli, jak w transie.

– Dzięki. Gdyby ci się nie udało, Ściągnęłaby mnie do przepaści.
– Może zdjęłabyś już tę linę – powiedział Matt, blady jak ściana.
– Dobry pomysł. – Adrienne zaczęła rozsupływać węzeł.
– Było groźnie – przyznał Archie, tak samo roztrzęsiony jak i oni oboje. –

Bardzo przepraszam.

– Lepiej jedźmy już wreszcie do domu – uciął Matt, przeczesując dłonią

włosy. – Przywiążemy Dorothy do zderzaka i wrzucimy rower na tył ciężarówki
– powiedział i, spoglądając na Archiego, dodał: – Ja poprowadzę.

– Jasne. – Archie przytaknął.
– Naprawdę mi przykro, że zapomniałem o tym hamulcu – powiedział,

kiedy wyruszyli nareszcie w drogę do domu. – Nie mógłbym spojrzeć w oczy
Dorothy, gdybyś...

– Ale jesteśmy wszyscy cali i zdrowi – przerwał mu Matt. Z tyłu osioł

zaryczał głośno. – Nawet Dorothy Trzecia.

background image

Adrienne położyła dłoń na kolanie Matta. Musiała go dotknąć, upewnić

się, że jest obok niej. Sięgnął ręką i poprowadził jej dłoń na wysokość swojego
biodra. Zaczerwieniła się, ale nie cofnęła ręki.

– Co to za zagadka o łabędziach, Archie? – spytał Matt.
– Pojęcia nie mam, o co chodzi. Nie ma tu żadnych łabędzi. Tu jest

pustkowie.

– Obrazki, zdjęcia łabędzi? – zasugerowała Adrienne.
– Nie ma, nawet w książkach. Patrzyłem. – Archie potrząsnął głową. –

Zresztą żeby schować złoto w książkach, musiałaby wyciąć wszystkie kartki z
któregoś z tych grubych tomów. Nie zrobiłaby tego. Dorothy kochała książki.

– To musi być masa złota! – Matt zagwizdał z podziwem.
– Daję wam połowę. To znaczy, jeśli uda wam się je znaleźć.
– Nie moglibyśmy tego przyjąć – odparł Matt, potrząsając głową. –

Ciężko pracowałeś, żeby je zdobyć.

– To nie ma znaczenia – powiedział Archie. – Nie potrzebuję złota,

chociaż muszę go trochę zatrzymać, na wypadek gdybym zachorował. –
Popatrzył przez okno. – Oddałbym je całe, gdyby mogło uratować życie
Dorothy. Ale ona po prostu umarła, nagle, bez ostrzeżenia. Nie było czasu.
Nawet złoto nic by tu nie pomogło.

– Miała chore serce – przypomniała Adrienne.
– Zawsze to mówiła. Nie chciała nawet poddać się operacji. W każdym

razie chcę, żebyście wzięli sobie to diabelne złoto – dodał. – Dorothy by sobie
tego życzyła.

– Zobaczymy – orzekł Matt, ściskając dłoń Adrienne. – Na razie jeszcze

go nie znaleźliśmy.

– Myślę, że zagadka może mieć coś wspólnego z książkami – powiedziała

Adrienne. – Kojarzy mi się z bajką Andersena. Czy Dorothy miała książkę z
bajkami?

– Możliwe – przyznał Archie – ale przeszukałem całą biblioteczkę. Nie

ma tam złota.

– A może to taka gra? Może w książkach jest wskazówka, którą trzeba

znaleźć, żeby wiedzieć, gdzie jest kryjówka?

– To by było nawet podobne do mojej przemądrzałej żony – powiedział

Archie. – Nigdy mi nie ułatwiała życia.

– Jak tylko wrócimy, poszukam książki z bajkami – zdecydowała

Adrienne. – Znajdziemy to złoto, ani się obejrzysz.

– Miejmy nadzieję – powiedział cicho Matt, przyciskając jej dłoń do

swojego biodra. Adrienne w duchu przyznała mu rację. Poszukiwanie złota było
niewątpliwie bardzo ekscytujące, ale nie mniej ciekawa była perspektywa
spędzenia tej nocy razem.

Po powrocie do domu Archie zajął się Dorothy Trzecią, zapędził ją do

background image

stajni i dał jej owsa.

– Chodź, pomożesz mi znaleźć książkę z bajkami – powiedziała

Adrienne, biorąc Matta za rękę i prowadząc go do środka. Dziś wieczorem
lampy rozświetlały wnętrze, zmieniając dom w przytulne schronienie.

– Nie chciałbym spędzić całej nocy na poszukiwaniu czegoś, co być może

nie istnieje – stwierdził Matt. – Wolałbym raczej pożyczyć ciężarówkę i
poszukać miejsca, w którym moglibyśmy przenocować.

– Powiedzmy, że poszukamy przez jakąś godzinkę.
– To bardzo długo – odparł Matt, uśmiechając się do niej. – Możesz aż

tyle czekać?

– Spójrz na to z innej strony: jeśli znajdziemy złoto, będziesz miał za co

wyciągnąć samolot z przepaści i go naprawić.

– A ty? Archie zamierzał dać złoto nam, a nie tylko mnie.
– To w pewnym sensie również moja wina, że samolot jest teraz tam,

gdzie jest.

– Gdybym miał ubezpieczenie, nie potrzebowałbym złota.
– Mimo wszystko jeżeli je znajdziemy, zrzekam się swojej części na rzecz

kosztów naprawy samolotu. Tyle przynajmniej mogę zrobić – oświadczyła
Adrienne, zastanawiając się, co sprawiło, że Matt porzucił swoją beztroską pozę.

– Zobaczymy – orzekł Matt. – Ja zacznę z tego końca, a ty zajmij się

drugą stroną.

– Dobrze. – Adrienne przesunęła palcem po grzbietach książek. Były

ustawione zgodnie z tematyką. Po swojej stronie znalazła głównie książki
historyczne, przyrodnicze i kucharskie.

– To może być to – powiedział Matt, podając jej otwartą książkę, w której

tkwiła nagryzmolona na karteczce notatka.

Brzydkie kaczątko – przeczytała Adrienne, spoglądając na okładkę. – No

pewnie, jest tu też nowa zagadka. Posłuchaj – powiedziała, biorąc karteczkę do
ręki: – Wymowny posłaniec i zdolny mim, miłość aż po kraniec, na czas
zdążysz z nim.

– Może chodzi o inną książkę? Książki są posłańcami.
– Tak, ale nie sądzę, żeby Dorothy aż tak się powtarzała.
– Zaczynasz ją całkiem nieźle poznawać, prawda? – uśmiechnął się Matt.
– Archie mówił, że jestem do niej bardzo podobna – przyznała. – Tak

naprawdę jedną z przyczyn, dla których chce się z nami podzielić złotem jest to,
że stosunki między nami dwojgiem układają się bardzo podobnie do jego życia z
Dorothy. W pewien sposób dzięki nam przeżywa na nowo swoją miłość do
Dorothy.

– No, mój detektywie, może rozwiążemy tę zagadkę do końca. Jeśli nie

książka jest posłańcem, to co?

– Posłaniec coś nam mówi. A mim daje wskazówki... – Powoli rozejrzała

background image

się po pokoju. – Na czas zdążysz z nim... Zaraz, zaraz! Chodzi o ten szkaradny
zegar! Założę się, że tak.

– Dlaczego akurat zegar?
– Bo jest zawsze na czas. Poza tym ten zegar to prezent ślubny Archiego

dla Dorothy, wymowny posłaniec jego miłości. Powiedział mi, że nie cierpiała
tego zegara, ale nigdy nie chciała go zdjąć ze ściany. To symbol ich wzajemnej
miłości. Wszystko się zgadza! – wykrzyknęła Adrienne tryumfalnie. – Pierwsza
zagadka mówiła o docenianiu brzydkiego kaczątka, którym na pewno jest
Archie. Druga mówi o tym, że pomimo całej swej brzydoty ten zegar wyraża
jego miłość do niej, – Rzeczywiście jest szpetny – przyznał Matt.

– Teraz rozumiesz? Dorothy nauczyła się go coraz bardziej kochać i nie

przeszkadzało jej, że prezent jest brzydki, bo w oczach Archiego był piękny i
dlatego go dla niej kupił. Tymi zagadkami starała się mu powiedzieć, jak bardzo
go kocha, i że wie, jak silne jest jego uczucie.

– Jeżeli twoje rozumowanie jest słuszne, w zegarze powinna być jeszcze

jedna karteczka.

– Daj krzesło – rozkazała Adrienne. – Sprawdzimy. Matt przyniósł z

kuchni krzesło i właśnie wyciągał rękę w stronę zegara, kiedy do domu wszedł
Archie.

– Złaź! – zawołał gniewnie. – Co tam majstrujesz przy zegarze Dorothy?!

Nikt oprócz mnie go nie dotyka.

– Znaleźliśmy następną wskazówkę – powiedział Matt, z trudem ratując

się przed upadkiem. – Adrienne uważa, że trop prowadzi do zegara.

– Akurat. Dorothy nienawidziła tego szkaradzieństwa.
– To nieprawda – zaprzeczyła Adrienne, podchodząc do Archiego i

kładąc mu dłoń na ramieniu. – Posłuchaj tej nowej zagadki.

– I tak nic z tego nie rozumiem – odrzekł po chwili. – Dorothy wszystko

komplikowała, żebym już się w niczym nie mógł połapać.

– Była bardzo wykształcona – przyznała Adrienne. – No i lubiła się z tobą

drażnić, prawda?

– Jasne, że tak! Przemądrzała baba.
– Ale ona kochała wszystko to, o co się z tobą kłóciła. Kochała ten zegar.

Nazywa go posłańcem twojej miłości.

– Skąd wyciągnęliście tę kartkę? – spytał Archie.
– Była w książce z bajkami, w Brzydkim kaczątku.
– No pewnie! Widziałem ją, ale myślałem, że to znowu jakiś przepisany

wiersz.

– Dorothy napisała ją dla ciebie, Archie.
Archie przez chwilę wpatrywał się w kartkę papieru, potem odwrócił

głowę i otarł oczy rękawem. Wreszcie wszedł na krzesło, zdjął zegar ze ściany i
przyglądał mu się przez dłuższą chwilę.

background image

– Myślisz, że ona go lubiła? – spytał z niedowierzaniem.
– Jestem tego pewna.
– Nie do wiary – powiedział. – Nie do wiary.
– Obejrzyj go dokładnie – zachęciła Adrienne.
– Nic tam nie ma – stwierdził Archie, odwracając zegar w rękach.
– Jesteś pewny? – Adrienne poczuła, że nadzieja ją opuszcza.
– Tak. Zaraz, zaraz... Tu wystaje rożek jakiejś kartki. Tyle razy

nastawiałem ten diabelny zegar, a nigdy tego nie zauważyłem. – Archie
wyciągnął kartkę, rozłożył ją i przeczytał po cichu. Potem ostrożnie odwiesił
zegar na miejsce i zszedł z krzesła.

– No i? – spytał Matt.
– Teraz już wiem – powiedział Archie przytłumionym głosem. – Miałaś

rację – dodał, zwracając się do Adrienne. – Teraz wiem już, gdzie Dorothy
schowała to złoto.

background image

ROZDZIAŁ 11

Archie podał Adrienne kartkę wyjętą z zegara i wyszedł bez słowa.
– Co tam jest napisane? – spytał Matt. Adrienne przeczytała głośno

zagadkę:

Imieniem niektórych kobiet nazywają statki, innych dzieci niosą chwałę

przez wieki. Z osła śmieją się, że to hołd zbyt mały, ale od ciebie, moja miłości,
był to największy dar świata.

Matt i Adrienne popatrzyli na siebie i bez słowa pobiegli do stajni. Drzwi

były otwarte, a ze środka dobiegały rozpaczliwe protesty Dorothy Trzeciej.
Archie wrzeszczał na nią, żądając, żeby zamknęła się raz na zawsze.

Osioł stał przywiązany do belki, z dala od korytka z owsem. W boksie

siano i słoma fruwały aż pod sufit.

– Powinienem był wiedzieć, że wsadzi je w takie właśnie miejsce –

mamrotał Archie pod nosem. – Powinienem był się tego spodziewać.
Przemądrzała baba. Adrienne podeszła do osiołka i poklepała go po szyi.

– Cicho, spokojnie – powiedziała miękkim tonem. – Będziesz miał

mnóstwo owsa, jak tylko Archie z tym skończy. Nie ma się co tak awanturować.

– To zadziwiające – oświadczył Matt, opierając się o ścianę boksu. – Do

tej pory nie mogłem sobie tego wyobrazić, jak wyglądałaś, kiedy byłaś zwykłą,
wychowaną na wsi dziewczyną i zapalonym dżokejem. Ten obrazek pomaga
mojej wyobraźni.

– I jak?
– Wyglądasz pięknie. No i odwołuję wszystkie paskudne rzeczy, które

powiedziałem o twojej Granny. Jestem pewien, że kochałaś ją nie mniej niż
innych członków rodziny.

– Dziękuję – powiedziała Adrienne, głaszcząc uszy Dorothy Trzeciej. –

Nie pomożesz Archiemu w demolowaniu stajni?

– Wolę przyglądać się tobie.
Adrienne poczuła niepokój w sercu. Jeżeli Archie dokopie się do złota,

będą mogli wkrótce wyjechać. Rzucą się wreszcie sobie w objęcia. Niedługo...

– Matt, podaj mi, proszę, dłuto – zawołał Archie.
– Skąd wiesz, którą deskę wyłamać? – spytał Matt.
– Ta cholerna kobieta przynajmniej jedno zrobiła tak, jak trzeba.

Postawiła tu maleńki krzyżyk.

– To prawdziwe poszukiwanie skarbów! – roześmiał się Matt.
– Tak – zgodził się Archie, podważając deskę. – To zupełnie w stylu

Dorothy. Ona uwielbiała zagadki.

I krzyżówki. Cała ona.
– Pomóc ci?

background image

– Uprzejmie dziękuję, skoro wy odwaliliście pracę umysłową, ja mogę

chociaż sam to odkopać. W tym przynajmniej jestem dobry.

– Jesteś dobry w wielu rzeczach, Archie – powiedziała Adrienne,

podchodząc bliżej. – Utrzymujesz cały dom we wspaniałym stanie od kiedy... od
kiedy Dorothy odeszła.

– Wcale nie odeszła. Wiem, gdzie jest – odparł Archie, napierając na

dłuto. Nacisnął jeszcze raz i deska ustąpiła z głośnym trzaskiem. Zajrzał do
środka. – Taaak – powiedział i roześmiał się. – To na pewno tu. Co za
przemądrzała baba. – Wyjął spod podłogi kawałek papieru, przeczytał go i podał
Adrienne.

Adrienne trzymała karteczkę tak, by Matt mógł także odczytać słowa

Dorothy:

Twoje ziemskie skarby są schowane tu, pod podłogą, ale my nigdy więcej

nie powinniśmy ukrywać przed sobą naszej miłości. Jesteś moim światem. Nie
kłóćmy się więcej. Całuję Dorothy.

Archie pochylił głowę, wpatrując się tępo w podłogę.
– Ona naprawdę cię kochała – stwierdziła Adrienne.
– Te zagadki o tym właśnie świadczą. Dorothy myślała, że kiedy je

rozwiążesz, przekonasz się, jak bardzo jej na tobie zależy.

Archie powoli pokiwał głową.
Adrienne zrozumiała, że zagadki Dorothy znaczyły dla Archiego więcej

niż całe złoto. Przypomniała sobie jednak o ukrytym skarbie i wiedziona nagłym
zaciekawieniem zajrzała do otworu w podłodze. Światło lampy oświetlało
pokrywki trzech niewielkich słoików po maśle orzechowym. Adrienne
spodziewała się raczej zobaczyć skórzany worek.

– I tam jest złoto? – spytała.
– Tak. Trzeba je wyjąć – odrzekł Archie, wycierając rękawem czoło. –

Ten słoik może być wasz, twój i Matta, ten będzie mój, a trzecim się
podzielimy.

Adrienne wzięła słój z rąk Archiego, ale kiedy przyjrzała się bliżej jego

zawartości, poczuła ogromny zawód. Słój zawierał czarniawą mieszaninę piasku
i jakiś drobnych kamyczków. Wyglądało to raczej na śmieci, a nie na
poszukiwany skarb. Archie musiał się pomylić. Z całą pewnością nie było to
złoto.

– Tak mi przykro – zwróciła się do Matta. – Miałam nadzieję, że uda ci

się wydostać samolot.

– Na pewno mi się uda – oświadczył, wpatrując się w zawartość słoja.
– Ale to przecież nie może być złoto – wyszeptała.
– Jak sądzisz, ile te słoje są warte? – roześmiał się Matt – Nic, chyba że je

sprzedasz po dwa centy w skupie szkła.

– A może pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt tysięcy?

background image

– Dolarów? – zdumiała się Adrienne i spojrzała na Archiego, który

przyglądał jej się z kpiącym uśmieszkiem.

– Ona nie wierzy, że to jest złoto, prawda? – spytał.
– Ale to niemożliwe! – zawołała Adrienne. – To tylko piasek i kawałki

kamienia, no i nawet się nie błyszczy.

– Gdyby się błyszczało, nie byłoby warte zachodu i rozwiązywania tych

zagadek – orzekł Archie, spluwając zamaszyście na bok. – W naturze to, co się
świeci, rzadko jest prawdziwym skarbem.

– Więc to jest naprawdę złoto? Gdybyś mi tego nie powiedział,

wyrzuciłabym te słoje do śmieci.

– Całe szczęście, że nie robiłaś tu porządków – roześmiał się Matt.
– W każdym razie jest twoje – oznajmiła Adrienne, podając mu słój.
– Nie, to należy do Archiego – uciął Matt, biorąc słój z jej rąk. – To

bardzo hojny gest, Archie, ale nie możemy tak po prostu zabrać oszczędności
całego twojego życia.

– Może wyraziłem się niejasno – powiedział Archie. – Każda młoda para

potrzebuje czegoś na początku wspólnego życia. Dorothy na pewno chciałaby
wam pomóc. Jestem przekonany.

– To bardzo piękny uczynek, Archie – zawahał się Matt, spoglądając na

Adrienne – ale Adrienne i ja... no więc, my niezupełnie...

– Nie ustaliliście jeszcze daty? Nie szkodzi, to nie potrwa długo. Po

cielęcym spojrzeniu, jakim się w siebie wpatrujecie, widać, że nie możecie się
już doczekać chwili, kiedy wreszcie będziecie naprawdę razem.

Adrienne zaczerwieniła się, tak trafna była ocena, którą przedstawił

Archie. Oczywiście, jest trochę staroświecki i uważa, że „bycie razem” oznacza
małżeństwo, że planowali ślub i potrzebują pieniędzy na start. Chciała, żeby
Matt dostał pieniądze na swój samolot, ale skoro on sam nie chciał ich przyjąć,
rozumiała to doskonale. Musi się w końcu znaleźć inna metoda wydostania
samolotu z przepaści.

– Matt ma rację, Archie – potwierdziła. – Nie czulibyśmy się w porządku,

biorąc twoje złoto.

– Do diabła – rzucił Archie z ponurą i rozczarowaną miną – Dorothy

zawsze mówiła mi, że nie mam pojęcia o prezentach. Powiedziała, że nie umiem
ich dawać.

– Ależ wcale nie – zawołała Adrienne, kładąc dłoń na jego ramieniu. –

Tyle tylko że... – Nie wiedziała, co powiedzieć. Matt czuł się równie zmieszany.
Odmawiając przyjęcia złota, urazili uczucia Archiego.

– Nie mam wiele powodów do radości – powiedział Archie. – Od kiedy tu

jesteście, sprawia mi dużą frajdę obserwowanie was, jak się kłócicie i jak się ze
sobą godzicie. Tak bardzo przypomina mi to Dorothy, że czuję się, jak gdyby
ona sama do mnie wróciła. Ja po prostu...

background image

– odwrócił głowę na bok – ja po prostu chcę zatrzymać tę radość na

dłużej. Jeżeli weźmiecie to złoto, w jakiś sposób będę dalej z wami, stanę się
częścią waszej przyszłości, nawet gdybym nigdy więcej was nie zobaczył.

– Dobrze, Archie, weźmiemy połowę – zgodził się Matt, podchodząc

bliżej i obejmując ich oboje ramionami. Głos łamał mu się ze wzruszenia. – I
mówię ci, jeszcze się zobaczymy. Po tym wszystkim, co przeszliśmy, jesteśmy
niemal jak rodzina, prawda?

– Coś w tym guście – przyznał Archie, patrząc na niego wilgotnymi

oczami. – No to napijmy się za to, co?

Matt spojrzał pytająco na Adrienne, a kiedy skinęła przyzwalająco głową,

powiedział:

– Świetnie.
– Kiedy Dorothy jeszcze żyła, nie piłem aż tak dużo – wyznał Archie.

Popatrzył na dwa słoje, które trzymał rękach. – Może teraz też będę mniej pił.
Wiem już, co czuła Dorothy, co czuła do mnie, i tak w ogóle...

– Rozumiemy cię – powiedziała Adrienne.
– Poza tym jeżeli będziecie mnie odwiedzać, pewnego dnia przywieziecie

ze sobą dzieciaki, a przecież nie możecie im pokazać takiego starego pijaka.

– Ale... – żachnęła się Adrienne, odsuwając o krok.
– Wszystko w swoim czasie – powiedział z uśmiechem. – Na razie nie

mieliście nawet czasu wszystkiego spokojnie omówić. Zawsze ktoś wam
przeszkadzał: albo ja, albo Curtis i Jef. Ale, ale... Mam pewien pomysł –
zastanowił się Archie, patrząc na Matta. – Pani Potter, moja dobra znajoma,
prowadzi hotelik w Saddlehorn. O tej porze roku na pewno jest zupełnie pusty. –
Archie splunął i chytrze spojrzał na Matta. – Chciałbyś może wiedzieć, gdzie go
znaleźć?

– Wskaż mi tylko właściwy kierunek – odrzekł Matt.

W przeciągu pół godziny Adrienne zdążyła się pożegnać z Archiem i

jechała z Mattem ciężarówką w stronę Saddlehorn. Uzgodnili, że następnego
dnia rano Matt wsadzi ją do autobusu, jadącego do Tucson. Potem sam wróci do
Archiego i spróbuje uratować to, co pozostało z samolotu.

Adrienne pociągnęła nosem, wspominając łzawe rozstanie z Archiem.
– Naprawdę go polubiłam – powiedziała.
– Ja też – przyznał Matt, obejmując ją ramieniem i przyciągając bliżej

siebie.

– Skoro zamierzasz u niego zostać przez kilka dni, może mógłbyś mu

wyjaśnić, na czym polega nasz związek, a raczej na czym on nie polega. Archie
już teraz czeka na nasze dzieci!

– Dobrze, wyjaśnię mu wszystko – obiecał Matt z dziwnym wyrazem

twarzy. Cofnął ramię i mocno oparł obie dłonie na kierownicy.

background image

– Co się stało? Czy znów powiedziałam coś nie tak?
– Powtórzyłaś to samo, co mówisz przez cały czas: że nie chcesz się ze

mną trwale związać.

– Wcale nie o to mi chodziło! Właśnie, że chcę się z tobą związać!
– Taak? W jaki sposób?
– No więc, ja... – przerwała, nie wiedząc, co chce powiedzieć. – Myślę, że

są szanse na to, że będziemy razem, ale w końcu znamy się tak krótko,
potrzebujemy jeszcze dużo czasu, żeby się nawzajem poznać, żeby...

– Bzdura.
– Słucham?
– O, Boże. Teraz wróciliśmy do uprzejmego, chłodnego zachowania i

dobrych manier. Po tym, co zdarzyło się przez ostatnią dobę, wszystko, czego o
mnie nie wiesz, jest mało istotne. To samo odnosi się do ciebie.
Porozumiewaliśmy się na podstawowym poziomie życia, na poziomie
przetrwania. Nauczyliśmy się razem pracować, kłócić, godzić i kochać. Do
diaska! – Zahamował ostro. – Kocham cię! Co jeszcze oprócz tego się liczy?

– Nigdy mi tego nie mówiłeś – zauważyła Adrienne, wpatrując się w

niego, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu.

– Byłem trochę zajęty. – Wyłączył silnik i odwrócił się w jej stronę. –

Byłem trochę zajęty rozbijaniem samolotu, rozpalaniem ognia przy użyciu
prochu, zadawaniem się z facetami z dubeltówką, wężami i linami, które mogą
w każdej chwili puścić, no i szukaniem złota i ratowaniem twojego
drogocennego tyłka!

– Ależ ja to doceniam!
– No więc dlaczego to ja mam przełamywać między nami lody? Dlaczego

to ja mam ci to powiedzieć pierwszy? Żebyś się potem głowiła, czemu nie
powiedziałem tego wcześniej?

– No, dobrze! Ja cię też kocham!
– No i świetnie! – Matt odwrócił się na siedzeniu i przekręcił kluczyk. –

Więc jedźmy.

Jechali w milczeniu. Adrienne wpatrywała się w opustoszałą drogę i

zastanawiała, czy to prawda, że właśnie przed chwilą wyznali sobie miłość. Z
lewej strony dobiegł ją stłumiony odgłos. Adrienne uświadomiła sobie, że Matt
się śmieje.

– Mówię ci, wciąż nie wiem dokładnie, co się między nami wydarzy, ale

wiem jedno: nie będzie nudno. A teraz chodź tu bliżej mnie.

– Jesteś pewien, że do prowadzenia samochodu wystarczy ci jedna ręka?
– Powinienem się był spodziewać tej uwagi – powiedział wzdychając

Matt – Posłuchaj, prowadziłem ten samochód, kiedy Jef celował z dubeltówki w
części mojego ciała niezbędne do przetrwania gatunku.

– Och, Matt, nie miałam o tym pojęcia!

background image

– Zamierzasz mi to wynagrodzić?
– Jeżeli tylko będę umiała. – Adrienne przesunęła dłonią po opinających

mu biodra dżinsach.

– Jestem w pełni przekonany, że ci się to uda. Jechali teraz główną ulicą

Saddlehorn.

– Pensjonat powinien być na końcu tej uliczki – orzekł Matt, skręcając w

ciemny zaułek.

– Trudno uwierzyć, że takie miejsce w ogóle tu istnieje i że możemy...
– Ależ tak, Adrienne, nie tylko możemy, ale nawet z całą pewnością to

zrobimy.

Adrienne poczuła słodki dreszcz oczekiwania. Przed nimi światło paliło

się na jednym tylko ganku. Pani Potter zostawiała zapaloną lampę, żeby jej
gościom łatwiej było trafić. Drzwi otworzyła im sympatyczna starsza pani.

– Czy pani Potter? – spytał Matt – Tak.
– Chcielibyśmy tu przenocować, o ile to możliwe.
– Tak, mam wolny pokój – powiedziała kobieta, przyglądając się im

uważnie.

– Skąd jesteście? – spytała. – Wydaje mi się, że skądś znam tę

ciężarówkę.

– Przysłał nas Archie.
– Aha! – To stwierdzenie przełamało wszelkie opory. – Wejdźcie, proszę,

chodźcie. Macie jakiś bagaż?

– Nie – powiedziała Adrienne. – Nie zamierzaliśmy tu nocować, ale... ale

mieliśmy trochę kłopotów.

– Nic nie szkodzi – orzekła pani Potter. – Czy mogę wam w czymś

jeszcze pomóc? Przyjaciele Archiego są moimi przyjaciółmi.

– Chyba nic nam szczególnego nie trzeba – odparła Adrienne. – Czy to

prawda, że rano jeździ tędy autobus?

– Tak, kwadrans po dziesiątej. – Pani Potter popatrzyła na Adrienne. – Jak

się miewa Archie? Bardzo się o niego martwię od czasu, gdy umarła Dorothy.

– Myślę, że teraz czuje się lepiej. Kiedy u niego byliśmy, znalazł list,

który Dorothy napisała do niego tuż przed śmiercią.

– To wspaniale. Wyobraźcie sobie, że poznali się z żoną przypadkiem.

Ona zatrzymała się na kawę w barze, a Archie właśnie tam siedział. Stracił dla
niej głowę od pierwszego wejrzenia, a i ona bardzo go polubiła. Chyba
odpowiadało jej, że Archie jest starszy. Kiedyś powiedziała mi, że z jej słabym
zdrowiem wiązanie się z młodym mężczyzną uważałaby za oszustwo.

– Bardzo się kochali, prawda? – spytała Adrienne.
– Tak, chociaż na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Bez przerwy się

kłócili.

– Słyszeliśmy o tym – wtrącił Matt.

background image

– Archie musi was bardzo lubić – ciągnęła pani Potter – skoro pożyczył

wam ciężarówkę. Nieczęsto to robi. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nikomu
jeszcze jej nie pożyczył. Ale ja tu gadam, a wy na pewno chcielibyście
odpocząć.

– Tak – odparł Matt, nie patrząc na Adrienne.
– Zaraz pokażę wam pokój. Jak będziecie płacić?
– Ja zapłacę – powiedzieli chórem Adrienne i Matt i popatrzyli na siebie

zaskoczeni.

– Słuchaj – zaczął Matt – pozwól mi zapłacić. Już i tak oddałaś mi całe...

całą zawartość słoja.

– Matt, właśnie w ten sposób wpakowałeś się w całą tę kabałę: nie

oszczędzając własnych zasobów finansowych. Każdy grosz może ci być
potrzebny, żeby wyciągnąć ten samolot.

– To jest równie ważne, jak uratowanie mojego samolotu – rzucił

podniesionym tonem Matt, patrząc na nią gniewnie.

– Chcecie może zapłacić każde osobno? – spytała pani Potter, która do tej

pory w milczeniu przysłuchiwała się ich kłótni.

– Nie! – zawtórowali Adrienne i Matt.
– Proszę nam wybaczyć – powiedział Matt z uśmiechem. – Musimy się

szybko naradzić – dodał, odciągając Adrienne na bok. – O to też musimy się
kłócić? – spytał cicho.

– Chociaż nie chodzi o dużą kwotę pieniędzy, uważam, że powinieneś

nauczyć się finansowej odpowiedzialności, która... – Matt przerwał wykład,
przyciągając ją do siebie i mocno całując.

– Czy pozwolisz mi zapłacić za tę noc grzesznych uciech – wymruczał,

patrząc jej głęboko w oczy – czy zamierzasz zmarnować cały czas na wykład z
ekonomii?

– Matt, ale... – wyszeptała, czując, że jej ciało pragnie go, a puls

przyśpiesza w rekordowym tempie.

– Przestaniesz się kłócić czy nie? – spytał, przyciskając ją mocniej.
– Tak, ale to nie jest metoda rozwiązywania sporów.
– Doprawdy? – Pocałował ją jeszcze raz, wypuścił z objęć i podszedł do

pani Potter. – Proszę zapisać rachunek na moją kartę – powiedział. –
Przepraszamy za zajmowanie pani czasu.

– Zaczynam rozumieć, co Archie w was widzi – stwierdziła kobieta,

śmiejąc się i podchodząc do biurka. – Kłócicie się zupełnie tak samo, jak on i
Dorothy.

Pani Potter zaprowadziła ich do pokoju i pozostawiła samych.
Pokój był najbardziej ukwieconym pomieszczeniem, jakie Adrienne

kiedykolwiek widziała. Różyczki wszystkich kolorów, kształtów i rozmiarów
pokrywały ściany, dywan i narzutę na dużym łóżku z kolumienkami oraz

background image

ręczniki.

– Podejrzewam, że ci się tu nie podoba – rzuciła Adrienne, spoglądając

niepewnie na Matta.

– Tak sobie tu stoję i myślę o wszystkich rzeczach, o które moglibyśmy

się pokłócić, panno Burnham – zaczął Matt, opierając się o framugę. – Na
przykład o te wzorki albo kto będzie spał z której strony łóżka, albo czy okno
ma być zamknięte czy uchylone, albo w jaki sposób należy wyciskać pastę do
zębów z tubki? Mam mówić dalej?

Adrienne zachwycił wygląd Matta. Wciąż był ubrany w kowbojską

koszulę, dżinsy i wysokie buty, pożyczone od Archiego. Podziwiała jego
szerokie ramiona i silne dłonie, które przez ostatnie kilka godzin tak często
chroniły ją od niebezpieczeństw. Matt, w otoczeniu koronek i różyczek,
wyglądał jak przeniesiony żywcem z innej bajki.

– Mogę niby powiedzieć, że wszystko to nic mnie nie obchodzi, ale ty z

pewnością i tak wynajdziesz nowe rzeczy, o które będziemy się spierać –
uzupełnił, podchodząc bliżej.

Poczuła teraz delikatny zapach płynu po goleniu, zmieszany z bardziej

pierwotną, męską wonią.

– Mówisz, jakbym była taka strasznie kłótliwa i uparta.
– Ty? Ależ skąd! – Matt jednym szarpnięciem rozpiął koszulę. – Jestem

pewien, że kiedy się urodziłaś, od razu powiedziałaś lekarzowi, że powinien
podnieść swoje lekarskie kwalifikacje. Pewnie nawet poinstruowałaś go, w jaki
sposób ma poklepać twój prześliczny nagi tyłeczek.

Nigdy przedtem nie widziała go w pełnym świetle. Pożądanie sprawiło, że

nie mogła wykrztusić ani jednego słowa. Patrzyła na jego muskularną pierś i
brodawki na wpół ukryte wśród gęstych, ciemnych włosów. Nigdy przedtem nie
pożądała żadnego mężczyzny tak bardzo, jak właśnie teraz. Na myśl o
gwałtowności rządzących nią emocji ogarniało ją przerażenie.

– Podejrzewam, że wiesz również, w jaki sposób mam cię kochać – dodał,

rzucając koszulę na podłogę – jak mam cię rozbierać i w jakiej kolejności mam
całować różne części twojego ciała? – Stanął bardzo blisko Adrienne. – Jeżeli
tak, lepiej powiedz mi teraz.

Adrienne zadrżała, gdy Matt zaczął rozpinać guziczki jej bluzki.
– No, słucham – ciągnął, powoli uwalniając guzik za guzikiem. – No,

powiedz mi, że robię to nie tak, jak trzeba, i jeśli chcesz, możemy się zaraz o to
pokłócić. Możemy kłócić się aż do końca, aż do szczytu rozkoszy, ale chcę,
żebyś wiedziała o jednym: tym razem ten moment naprawdę nadejdzie.

Adrienne zwilżyła spieczone usta językiem. Jej serce biło tak głośno, że

Matt z pewnością bez trudu je słyszał.

Powoli, na pozór obojętnie, wyciągnął jej bluzkę z dżinsów.
– Nic mnie nie obchodzi, że nagle do drzwi zacznie dobijać się

background image

dwudziestu zdesperowanych maniaków albo że nad Saddlehorn nadciągnie
tornado, albo dom stanie cały w płomieniach. Po tym, co razem przeszliśmy,
wiem, że wszystko może się zdarzyć.

Adrienne spojrzała w orzechową głębię jego oczu. Nie drgnęłaby, nawet

gdyby zależało od tego jej życie.

– Chcę, żebyś wiedziała, czego się spodziewać – powiedział cicho

miękkim głosem. – Nic, absolutnie nic nie będzie dziś w stanie powstrzymać
mnie od kochania cię aż do ostatniego tchu.

background image

ROZDZIAŁ 12

Adrienne wyciągnęła ręce i splotła je na szyi Matta.
– Zawsze wiedziałam, że jesteś bezczelnym typem – powiedziała głosem

ochrypłym z przejęcia.

– Pewnym siebie.
– Więc udowodnij mi to, dzielny pilocie.
– Pewnie, że ci to udowodnię – wymruczał, przyciskając ją mocno do

siebie.

Wyszła naprzeciw jego pożądaniu, namiętnie się do niego przytulając się i

ocierając o jego ciało, rozchylając usta, by powitać jego język. Kiedy wsunął
ręce pod jej koszulkę, uniosła ramiona do góry, żeby łatwiej było mu ją zdjąć.
Wtedy Matt napełnił dłonie bujnością jej ciała i pochylił się, by skosztować
przysmaków, które trzymał w rękach.

Adrienne odchyliła głowę i na moment straciła równowagę. Nie patrząc

uchwyciła się kolumienki łóżka, starając się utrzymać na nogach. Matt objął ją
w talii ramieniem i delikatnie zdjął jej rękę ze słupka.

– Adrienne, zaufaj mi – wyszeptał. – Nie upadniesz. Jesteś ze mną

bezpieczna.

Adrienne zamknęła oczy i rozluźniła się w jego ramionach, wiedząc, że to

prawda, że może pozwolić, by tryumfowało pożądanie, bo Matt jest tu z nią.
Powoli poprowadził ją i ułożył na kwiecistych poduszkach. Klęcząc, zsunął jej
ze stóp mokasyny. Otwarła oczy i przyglądała się, jak się nad nią pochyla.

– Kocham cię – powiedział czysto i wyraźnie. To wyznanie najwyraźniej

miało zostać usłyszane.

– Wiem – szepnęła, dotykając jego policzka.
– Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
– O tym też wiem – przyznała. Nie mogła w to wątpić po wszystkim, co

dla niej zrobił i zaryzykował.

– Tak bardzo cię pragnę – wyznał, gładząc wierzchem dłoni dolinkę

pomiędzy jej piersiami. – Wydaje się, jakbym czekał na tę noc od wielu lat.

– To prawda. Oboje czekaliśmy na nią przez całe życie.
– Tak – odparł Matt, a oczy mu zabłysły.
– Ja też cię kocham – powiedziała Adrienne, przyciskając jego dłoń do

swojego mocno bijącego serca.

– Wiem. Czytam to w twoich pięknych brązowych oczach.
– Kochaj się ze mną, Matt – wyszeptała. – Pragnę ciebie. Tak samo

mocno, jak ty mnie.

– Na ten temat moglibyśmy podyskutować – powiedział, uśmiechając się

lekko i sięgając do zamka u jej dżinsów.

background image

– Ale nie będziemy.
– Nie – wyszeptał, pochylając się do jej ust. Delikatnie rozsunął zamek.

Jego pocałunki, zaborcze i zarazem pieszczotliwe, tak bez reszty pochłonęły
zmysły Adrienne, że ledwie zauważyła, że Matt zdjął z niej resztę ubrania.
Kiedy odnalazły ją jego palce, mocno chwyciła jego ramiona. Za to dotknięcie,
tam, w samym środku rozkoszy, oddałaby wszystko, co ma, i wciąż uważałaby,
że dała za mało.

– Cieszę się, że przeszliśmy razem przez całe to piekło – powiedział Matt,

patrząc jej w oczy i pieszcząc, aż zaczęła wić się z rozkoszy. – Dzięki temu
nasza miłość ma w sobie więcej słodyczy.

– Tak – odparła Adrienne rwącym się głosem. – Och, Matt... – wygięła się

w łuk, ocierając się o jego dłoń.

– A to dopiero początek – wymruczał, klękając u stóp łóżka i wsuwając

się między jej uda. Całował gładką skórę jej brzucha, w dół, aż po złociste
kędziorki. – Czekałem na to, tak bardzo czekałem na chwilę, w której
zapragniesz mi się oddać.

Tak jakby miała jakiś wybór! Jego ciepły oddech na nagiej skórze obudził

w niej taki zryw nieokiełznanej namiętności, że nie mogła się doczekać tego
cudownego, najintymniejszego pocałunku. Kiedy wreszcie nadszedł ten
moment, krzyknęła głośno ze szczęścia i wplotła palce w jego włosy.

Pieścił ją tak doskonale, że Adrienne była pewna, że zaraz umrze z

rozkoszy. Powiedziała mu to łamiącym się głosem, a świat wokół nich wirował
jak kalejdoskop z płatków róży. Potem, całując ją powoli i nieśpiesznie, Matt
odsunął się lekko i Adrienne zauważyła jak przez mgłę, że zdejmuje z siebie
resztę ubrania. Usłyszała odgłos rozdzieranego pakiecika. Matt dbał o nią, o jej
dobro.

Poczuła na twarzy jego ciepły oddech, ciężar jego ramion po obu stronach

głowy. Otwarła oczy.

– Nikt nie dobija się do drzwi – wyszeptała z uśmiechem.
– Nie nadeszło tornado.
– Nic nas nie powstrzyma.
– Nic na świecie. – Jego orzechowe oczy rozbłysły.
– Więc chodź do mnie – powiedziała, wyginając się w łuk, by go powitać.

Połączyli się, jak gdyby odnaleźli i włożyli na właściwe miejsce ostatni kawałek
układanki, jak gdyby odkryli jedyne doskonałe zespolenie na całym wielkim
świecie.

– Tak – szepnął Matt, zamykając oczy.
Tak, zawtórowało mu serce Adrienne. To jej mężczyzna, towarzysz życia,

jedyny na całe życie. Nigdy nie wolno jej go utracić. Nigdy. Objęła go mocniej.

Otworzył oczy i popatrzył na nią, przyśpieszając rytm.
– Tak dobrze, tak wspaniale – szeptał zdyszany. – Wiedziałem, że tak

background image

będzie. Wiedziałem... Adrienne, och, Adrienne, moje kochanie.

– Kocham cię – zawołała, czując jak napięcie narasta. Objęła go nogami,

a Matt mruczał z rozkoszy, wchodząc w nią głębiej.

Gdy rytm jej poruszeń stał się silniejszy, Matt dostosował się do jej

tempa.

– Teraz – wykrzyknął. – Teraz! Teraz!
Adrienne naparła na niego, czując, jak fale rozkoszy spadają na nią

kaskadami, w rytm jego ruchów. Powoli Matt rozluźnił się i oparł policzek na jej
piersi. Przytuliła jego głowę i zamknęła oczy. Teraz, nareszcie, była już pewna.

Pozycja, w której się znajdowali była na dłuższą metę dość niewygodna,

więc gdy ich oddechy trochę się uspokoiły, Matt poszedł do łazienki, a Adrienne
zrzuciła z łóżka narzutę i ozdobne poduszeczki. Łóżko było niezwykle
wygodne. Adrienne westchnęła, z rozkoszą wyciągając się i przykrywając
kołdrą. Matt wrócił do pokoju i podniósł z podłogi spodnie.

– Ubierasz się? – spytała, napawając się widokiem jego pięknego nagiego

ciała.

– Nie. – Matt włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej kilka małych

paczuszek. – Zaopatrzenie – wyjaśnił z uśmiechem.

– Myślisz, że moglibyśmy to powtórzyć? – spytała, czując, jak na myśl o

tym przebiega ją dreszcz oczekiwania.

– Myślę, że to całkiem możliwe – przyznał. – Jeżeli uda mi się cię

znaleźć. Cała jesteś różowiutka, możesz mi się zgubić w tym różanym ogródku,
który pani Potter nazywa sypialnią.

– Wiedziałam, że ci się nie spodoba – powiedziała Adrienne, opierając się

na łokciu.

– Mylisz się. Bardzo mi się podoba. Powinniśmy chyba w ten sposób

ozdobić naszą sypialnię, na pamiątkę tej nocy.

– Naszą sypialnię? Nie mamy sypialni, Matt.
– Jeszcze nie. – Przyciągnął ją bliżej i pokrył jej twarz delikatnymi

pocałunkami. – Adrienne, wyjdź za mnie za mąż. Kochaj się ze mną do końca
życia, w sypialni pełnej różyczek.

– Tak – westchnęła, przysuwając się bliżej. – Oczywiście, wyjdę za ciebie

za mąż.

– Naprawdę? – Wpatrywał się w nią zaskoczony. – Byłem pewny, że

przynajmniej na początku się ze mną nie zgodzisz.

– A o czym tu niby dyskutować?
– Wcale nie chciałem dyskutować. Myślałem tylko, znając ciebie, że

zanim podejmiesz taką ważną decyzję, będziesz chciała omówić mnóstwo
kwestii.

– Nie, nie chcę. – Matt zajmuje w jej sercu niepodważalne miejsce.

background image

Adrienne chciała poślubić tego mężczyznę. Była tego pewna, jak niczego dotąd
w swoim życiu.

– Ale znasz mnie przecież od niedawna. – Matt wydawał się zagubiony. –

Zaraz, to ty powinnaś to powiedzieć, a nie ja!

– Chyba już wiem o tobie prawie wszystko, co powinnam. Te kilka

godzin mogłoby z powodzeniem zastąpić całe życie.

– No... no, tak. – Matt zamyślił się na chwilę i zmrużył oczy. – A więc

krótkie narzeczeństwo czy długie?

– Krótkie.
– Ślub wystawny czy kameralny?
– Kameralny.
– Naprawdę mnie zaskakujesz. Sam bym tak zadecydował.
– Czy jesteś rozczarowany, że nie mamy się o co pokłócić? – spytała

śmiejąc się Adrienne.

– Powiedzmy, że jestem podejrzliwy. Przy tobie nic nie było do tej pory

proste. – Opadł na poduszki.

– Może zaczynamy nowy rozdział w życiu i wszystko od tej pory będzie

proste? – powiedziała, pieszcząc go pod kołdrą.

– Dotykaj mnie dalej w ten sposób – westchnął Matt, zamykając oczy – a

uwierzę we wszystko, co tylko mi powiesz.

– Więc mi uwierz: kocham cię i zamierzam przeżyć z tobą przepiękne

życie. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.

Matt przewrócił się na bok i wziął ją w ramiona.
– Panno Burnham, ma pani niezwykły dar przekonywania. Prawdę

mówiąc, jeżeli tak dalej pójdzie, możemy nigdy więcej się nie pokłócić. –
Pocałował ją i znów zaczął ją kochać.

Lekkie pukanie do drzwi sypialni obudziło Adrienne. Matt spał obok,

wtulony w ciepło jej ciała. Promienie słońca przekradały się zza kwiecistych
firanek. Adrienne wygramoliła się z łóżka, owinęła się ciasno dużym ręcznikiem
i podeszła do drzwi.

– Tak? – spytała cicho.
– Przyniosłam śniadanie – oznajmiła pani Potter. – Myślę, że czas

wstawać, jeżeli ma pani złapać ten autobus.

– Dziękuję bardzo. Która jest godzina?
– Wpół do dziewiątej. Stawiam tacę przed drzwiami.
– Dziękuję. Dziękuję bardzo. – Adrienne odczekała, aż kroki na schodach

ucichną, potem otworzyła drzwi i pochyliła się, żeby przysunąć tacę.

– Ale piękny widok – usłyszała za plecami głos Matta. Odwróciła się

gwałtownie i ręcznik spadł na podłogę.

– A teraz jeszcze lepszy. – Matt obserwował ją, oparłszy głowę na stercie

background image

poduszek.

– No, tak – powiedziała Adrienne, zamykając drzwi. – Robię co mogę,

żeby ci podać śniadanie, a ty się ze mnie wyśmiewasz.

– Wcale się nie wyśmiewałem. To był wyraz najwyższego uznania. No,

proszę. Chcę zobaczyć, jak się schylasz po tę tacę.

– Doprawdy? – Adrienne wróciła do łóżka i powoli podczołgała się w

jego stronę. Zauważyła, że Matt wpatruje się w jej piersi. Uśmiechnęła się z
satysfakcją.

– Myślę, że to ja chciałabym dostać śniadanie do łóżka – oświadczyła,

pochylając się nad nim i pozwalając koniuszkom piersi ocierać się o jego ramię.
– Możesz przynieść tacę?

– Nie w moim obecnym stanie.
– Ale możesz przecież użyć ręcznika – wyszeptała, delikatnie skubiąc

ustami jego dolną wargę.

– Mam go powiesić na tym naturalnym wieszaku? – spytał, przewracając

ją na plecy. – Myślisz, że taka z ciebie mądrala?

– Tak – zaśmiała się Adrienne.
– Ale nie jesteś aż taka sprytna – powiedział Matt, odrzucając na bok

kołdrę – bo twoje śniadanie będzie, niestety, zimne.

W jakiś czas później Matt założył dżinsy i przyniósł tacę. Świeże bułeczki

wprawdzie ostygły, ale kawa w termosie była wciąż gorąca.

– Od dziś zostanę chyba zwolennikiem zimnych bułeczek na śniadanie –

powiedział Matt, oblizując z palców resztki. Siedzieli przy stoliku, na starych
krzesłach z wysokim oparciem: Matt miał na sobie tylko dżinsy, a Adrienne
owinęła się kołdrą.

– Może nawet zechcesz zamieszkać na stałe w Saddlehorn?
– Tylko pod warunkiem, że Jef i Curtis stąd się wyniosą. Adrienne wzięła

filiżankę w obie dłonie i popijała kawę powoli, wpatrując się w Matta.

– Wyglądasz na szczęśliwą – powiedział Matt z uśmiechem.
– Jestem szczęśliwa.
– Wiem. Kochasz mnie dla mojego złota.
– Nie. – Adrienne roześmiała się. – Ale skoro o tym już mowa, mam

pewien pomysł. Powiedzmy, że twoja część złota Archiego jest przy ostrożnych
szacunkach warta dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.

– A czemu nie trzydzieści pięć, szacując to z rozmachem?
Adrienne spojrzała na niego surowo.
– Żartowałem – poddał się Matt, podnosząc ręce do góry. – Ale szkoda,

że nie widziałaś teraz wyrazu swojej twarzy. Kojarzył mi się z nożycami do
przycinania krzewów.

– Próbuję tylko z tobą poważnie porozmawiać.

background image

– To niełatwe, kiedy jesteś owinięta kwiecistą kołdrą.
– Wyobraź sobie, że jestem kompletnie ubrana i siedzę w biurze.
– Wolałbym wyobrażać sobie ciebie całkiem nagą w łóżku.
– Matt, przestań. Jestem z wykształcenia doradcą finansowym. Chcę ci

udzielić porady.

– W porządku – powiedział Matt, ale na jego twarzy pojawił się ostrożny,

niepewny wyraz. Adrienne zignorowała to ostrzeżenie. Matt na pewno
zrozumie, że jej rada jest słuszna.

– Ile pieniędzy potrzeba, żeby wydobyć samolot z kanionu i go naprawić?
– Sporo, szczególnie z takiego miejsca. Kadłub jest w niezłym stanie, ale

silnik jest chyba poważnie uszkodzony.

– Tak z grubsza, ile? – nalegała Adrienne.
– Powiedzmy, że całe dwadzieścia pięć tysięcy.
– Matt, to oznacza powrót do punktu wyjścia – oceniła Adrienne,

opierając łokcie na stole.

– Tak. Niezły ze mnie szczęściarz, no nie? – Matt uśmiechnął się do niej.

– No, jestem niezupełnie w punkcie wyjścia – dodał, przesuwając palcem po jej
nagim ramieniu. – Jeśli chodzi o najważniejsze kwestie, posunąłem się bardzo
daleko naprzód.

– Mógłbyś posunąć się daleko naprzód we wszystkich kwestiach –

stwierdziła Adrienne, splatając dłoń z jego dłonią.

– W jaki sposób? – spytał Matt.
– Sprzedaj samolot.
– Sprzedać samolot? Chyba żartujesz.
– Znajdź najtańszy sposób wyciągnięcia części z kanionu, sprzedaj je i

zainwestuj pieniądze, które dostałeś od Archiego. W piątek otrzymałam
informacje o akcjach, które na pewno...

– Zaczekaj. – Matt cofnął dłoń. – Wtedy nie miałbym samolotu. Nie

mógłbym zacząć ze swoją firmą.

– I tak nie powinieneś był tego robić. Miałeś za mały kapitał. Nie było cię

stać na ubezpieczenie inwestycji. Ale teraz masz okazję to naprawić. Pozwól mi
popracować nad twoim majątkiem, powiększyć go. Kiedy będziesz kupował
następny samolot, twoje finanse zapewnią ci bezpieczeństwo.

– A ile to zajmie czasu? – Matt potrząsnął głową.
– Nie jestem pewna. Najpierw musimy zobaczyć, ile zarobisz na

sprzedaży samolotu, no i jaka jest sytuacja na rynku. Z inwestycjami nie można
się zanadto spieszyć, ale z czasem...

– Tydzień? Miesiąc?
– Oczywiście, że dłużej. – Adrienne potrząsnęła głową. – Matt, jestem

pewna, że teraz już rozumiesz, jak duże podjąłeś ryzyko. Myślałam, że wypadek
skłoni cię do ostrożności.

background image

– A ja myślałem, że ten weekend nauczy cię czegoś wręcz przeciwnego. –

Matt odstawił filiżankę i wstał od stołu.

– A cóż to ma niby oznaczać? – odcięła się bez zastanowienia Adrienne.

Natychmiast zapragnęła odwołać te słowa, zmienić ton głosu. Zaczął ją boleć
żołądek. Przedtem ich kłótnie były wyzwaniem, niemal przyjemnością, ale teraz
wcale nie chciała walczyć z Mattem. Gra szła o zbyt wysoką stawkę.

– To znaczy, że życie trzeba łapać w locie – powiedział Matt, odwracając

się w jej stronę i zaciskając pięści. – Bo nigdy nie wiadomo, co czeka cię jutro,
ani jak długo będzie nam dane cieszyć się światłem dnia. Mój Boże, po tym
wszystkim, co przeszliśmy, jak możesz mówić mi o wybieraniu bezpiecznej
drogi?

– Nie rozumiem, jak możesz myśleć inaczej! O mały włos nie straciłeś

wszystkiego. I teraz nie chcesz zabezpieczyć się przed podobnym ryzykiem? –
Adrienne wstała, owijając się kołdrą.

– Wiem, że bezpieczeństwo to złuda. Wiem, że można stać na krawędzi

katastrofy, i nagle nadchodzi cud, wszystko układa się pomyślnie. Tak było z
tym złotem. Tak było zawsze, w całym moim życiu! Mam talent do
wychodzenia cało z opresji. Mając połowę złota Archiego, byłbym kompletnym
durniem, gdybym nie naprawił samolotu i nie otworzył szkoły pilotażu. Jak
mógłbym zaprzepaścić taką szansę?!

Adrienne z trudem przełknęła ślinę. Matt nic się nie zmienił. Być może,

gdyby Archie nie dał mu złota, Matt zrozumiałby nareszcie, że nie można
zawsze liczyć na łut szczęścia. Ale złoto jest, a Matt uważa je za dowód na to, że
jego osobiste szczęście nigdy go nie opuści. Adrienne nie wierzyła w cuda.
Wierzyła za to w staranne planowanie.

Zaczęła dygotać z zimna. Dwa razy rozpoczynała zdanie, które boleśnie

pulsowało w jej głowie. Wreszcie udało jej się wykrztusić:

– Nie mogę poślubić człowieka, który myśli w taki sposób.

background image

ROZDZIAŁ 13

Orzechowe oczy Matta zabłysły bólem. Na jego twarzy pojawił się wyraz

rezygnacji.

– Przez cały czas oczekiwałem, że to właśnie powiesz. Bałem się, że cała

ta słodycz i uległość nie są szczere.

– Po wszystkim, co się zdarzyło, myślałam, że się choć trochę zmieniłeś!
– A ja myślałem, że to ty się zmieniłaś! – krzyknął Matt – Chyba oboje

spodziewaliśmy się cudu, tego, że jak w kinie każde z nas nagle stanie się taką
osobą, jaką pragnie widzieć druga strona. Ale to jest życie, a nie film.

– Matt – błagała Adrienne. – Czy ty nie rozumiesz, że...
– Nie. Nie rozumiem – przerwał Matt ponurym głosem. – Nie wyobrażam

sobie, że mógłbym żyć, postępując zgodnie z twoimi głupimi zasadami. A ty nie
akceptujesz mojego sposobu życia, wiec jesteśmy kwita.

– Ale ja cię kocham.
– Doprawdy? Miłość nie każe zmieniać ludzi na swój obraz i

podobieństwo.

– Miłość nie pozwala zachowywać się w nieodpowiedzialny sposób,

jeżeli dotyczy to również innych!

– Mówisz, że jestem nieodpowiedzialny? – spytał Matt po chwili

milczenia. – Ty, osoba, która jeszcze kilka godzin temu zgodziła się zostać moją
żoną, a teraz nagle zmieniła zdanie?

– Chyba zbyt długo z tobą przebywałam – powiedziała Adrienne, tłumiąc

szloch.

– No, temu da się łatwo zaradzić – stwierdził Matt, odwracając się do niej

tyłem. Jego rysy zastygły w wyrazie tępego bólu. – Saddlehorn nie jest zbyt
dużym miejscem – oświadczył, zakładając koszulę i buty. – Na pewno ktoś
wskaże ci drogę na przystanek.

– Wyjeżdżasz? – Łzy płynęły jej po policzkach.
– Czemu nie. – Matt założył buty i wsunął portfel do tylnej kieszeni

spodni. – Najwyraźniej wcale ci nie jestem potrzebny – powiedział i wyszedł z
pokoju nie oglądając się za siebie.

Adrienne przebyła drogę autobusem do Tucson w stanie zupełnego

otępienia. Jeszcze z Saddlehorn zadzwoniła do swojej współlokatorki, Margaret,
która wyszła po nią na dworzec autobusowy, zawiozła do domu i zapakowała do
łóżka.

Adrienne opowiedziała Margaret całą historię dopiero w poniedziałek.

Tego samego dnia zerwała z Aleksem.

Ten wieczór Adrienne i Margaret spędziły razem w domu. Siedziały w

background image

kuchni i jadły pizzę.

– Coś mi się tu nie zgadza – oznajmiła Margaret. – Jeżeli Matt jest dla

ciebie zbyt nieodpowiedzialny, czemu w takim razie zerwałaś z Aleksem,
najbardziej odpowiedzialnym facetem na świecie?

– Musiałam – wyznała Adrienne – bo dzisiaj dopadł mnie na korytarzu w

pracy i próbował mnie pocałować.

– Pewnie za tobą tęsknił. Był bardzo smutny, kiedy wczoraj powiedziałam

mu, że nie może się z tobą natychmiast zobaczyć. Ale masz rację, to nie jest
całkiem w porządku, jeśli facet łapie cię nagle i w pracy bierze się do całowania.

– To, że byliśmy w pracy, wcale mi aż tak nie przeszkadzało. Najgorsze,

że nie mogłam znieść myśli o pocałowaniu Aleksa. Nigdy w życiu.

– Aha – mruknęła Margaret, sięgając po następny kawałek pizzy.
– Czemu tak mi się dziwnie przyglądasz?
– Zazwyczaj kiedy nie mogę znieść, żeby mnie ktoś całował, szczególnie

jeśli jest to ktoś przystojny i miły, tak jak Aleks, oznacza to, że jestem do
szaleństwa zakochana w kimś innym. To efekt naszej wrodzonej skłonności do
monogamii.

– Podejrzewam, że ze mną jest tak samo.
– Przyznajesz, że jesteś zakochana w facecie, z którym spędziłaś ten

szalony weekend? W tym nieodpowiednim, nieodpowiedzialnym pilocie?

– Chyba tak – pokiwała głową Adrienne.
– I co zamierzasz zrobić?
– Nic. To mi musi przejść. Proste!

Oczekiwanie na to, że miłość do Matta jakoś jej przejdzie, nie było wcale

takie proste. Adrienne zresztą nawet się tego nie spodziewała. Ale musi jej się to
udać. Nie postąpi przecież tak jak jej siostry. Nie pozwoli sobie na luksus
poślubienia kogoś w imię nieobliczalnych emocji, takich jak miłość, która czyni
człowieka ślepym na realia życia.

Pierwszym trudnym zadaniem było odesłanie Archiemu ubrań Dorothy.

Adrienne nie czuła się na siłach rozmawiać bezpośrednio z Archiem, więc
zadzwoniła do pani Potter i zapytała, jak ma zaadresować paczkę. Pani Potter
opowiedziała jej ze szczegółami o operacji wyciągania samolotu z kanionu,
która przykuwała uwagę całego miasteczka. Adrienne skończyła rozmowę jak
tylko mogła najszybciej, zapakowała uprane rzeczy i skreśliła do Archiego
krótki liścik z podziękowaniami. Napisała, że jest bardzo zajęta pracą, ale za
kilka miesięcy postara się go odwiedzić.

Drugi problem zrodził się w tydzień później, kiedy dostała najeżony

błędami ortograficznymi list od Archiego, który chciał się dowiedzieć, co się
dzieje z Mattem. „Matt jest ponury i zły jak zbity szczeniak” – pisał Archie.
Adrienne nie odpowiedziała na ten list, ale jakoś nie mogła się zdobyć na to,

background image

żeby go wyrzucić.

Potem nastąpiła dłuższa cisza. Życie Adrienne weszło w stare, znane

koleiny i potoczyło się naprzód. Jak zwykle pracowała przy jednym z sześciu
biurek, ustawionych pośrodku biura maklerskiego C. D. Girard and Sons. Od
każdego z początkujących pracowników wymagano codziennie odbycia co
najmniej pięćdziesięciu rozmów telefonicznych z potencjalnymi klientami.
Oprócz tego co sześć tygodni każdy z nich pracował jako szef biura, obsługując
przychodzących tam interesantów.

Poza Sharon, recepcjonistką, Adrienne była jedyną kobietą w całym

budynku. Plotka, że zerwała z Aleksem, rozniosła się po biurze lotem
błyskawicy. Większość mężczyzn zwarła szeregi, tworząc nieprzebyty front.
Żarciki i przycinki, do tej pory łagodne, nagle stały się ostre i niewybredne.

Pomimo napięcia Adrienne wciąż uważała pracę za wspaniałe wyzwanie i

pogrążyła się w niej po uszy. Zamiast telefonować do pięćdziesięciu klientów,
starała się zadzwonić do stu. Przychodziła wcześnie i zostawała do późnego
wieczora. Zawsze była w biurze w momencie zamknięcia nowojorskiej giełdy, o
godzinie drugiej czasu lokalnego.

Ten tryb pracy zaczynał przynosić widoczne rezultaty, chociaż wiele osób

wciąż wolało, żeby w kwestiach finansowych udzielał im porad mężczyzna.
Adrienne była już na to uodporniona i nauczyła się koncentrować na klientach,
którzy pomimo wszystko chcieli z nią współpracować.

W pracy pomagała jej nowo zdobyta wiara we własne siły. Po pokonaniu

tylu przeszkód, które spiętrzyły się przed nią w ciągu owych pamiętnych dwu
dni, zadzwonienie do setki obcych ludzi dziennie było doprawdy błahostką.
Nawet przewidywanie zachowania rynku stało się jakby zbyt proste. Adrienne
wstyd było przyznać się nawet przed sobą samą, że zaczyna to być wręcz nudne.

Stanowczo broniła się przed myślą, że jej życie jest zbyt przewidywalne,

zbyt spokojne i uporządkowane. Pewnego dnia jeden z klientów opowiedział jej
o wycieczkach kajakowych po rwących górskich strumieniach, a Adrienne
skwapliwie zapisała sobie nazwę firmy, która je organizowała.

Kiedy lepiej się nad tym zastanowiła, stwierdziła, że ryzyko jako takie

wcale jej nie pociąga, ale stanowi sposób, żeby powróciły uczucia, których
doświadczyła u boku Matta: podniecenie, radość i... miłość. Adrienne podarła
informację o spływie kajakowym na drobne kawałeczki. Jej uczucia do Matta
kiedyś w końcu muszą osłabnąć, wyblaknąć i zniknąć jak letnia opalenizna.

Praca pozostawała jej głównym zajęciem i źródłem pociechy przez cały

deszczowy listopad. Adrienne obiecała sobie, że na Święto Dziękczynienia
pojedzie do Utah, do rodziców, zaraz po ogłoszeniu wyników osiągniętych
przez poszczególnych maklerów w tym miesiącu. Tym razem udało jej się
prześcignąć nie tylko wszystkich nowych pracowników, ale również kilku
doświadczonych, starszych kolegów. W poniedziałek i wtorek zdobyła dwu

background image

nowych klientów; jeśli środa będzie równie udana, z pewnością dopnie swego.

W środę, w przeddzień Święta Dziękczynienia, Adrienne pracowała

wytrwale, dzwoniąc do osób umieszczonych na jej liście. Tego dnia jednak
większość ludzi zajęta była przygotowaniami do świąt, sprzątaniem i
gotowaniem, i nikt nie miał głowy do rozmów o akcjach i kapitale.

W południe odsunęła dolną szufladę biurka i wyjęła z niej drugie

śniadanie. Nagle uświadomiła sobie, że nie jest w stanie zjeść jeszcze jednego
takiego samego posiłku. Miała już dość tego zdrowego jedzenia, takiego
samego, niezmiennego od wielu, wielu dni. Może po prostu potrzebne jej są
krótkie wakacje, pomyślała, chowając śniadanie do szuflady. Postanowiła, że
wyjedzie z miasta zaraz po zamknięciu giełdy. W ten sposób znajdzie się w
Utah już następnego dnia rano.

Z radością pomyślała o czekającej ją podróży. W drodze powrotnej być

może zatrzyma się w Saddlehorn. Może pojedzie na rowerze Dorothy aż nad
kanion. Może...

– Rozmarzyła się pani, panno Burnham? – Przy jej biurku stał zastępca

dyrektora, marszcząc groźnie brwi. – Spodziewałem się zastać panią przy pracy
– powiedział, poprawiając krawat. – Nie przypuszczałem, że pozwoli pani sobie
na zaniedbania teraz, kiedy ma pani tak dobre wyniki. A może obmyślała pani
właśnie menu na jutrzejszy wystawny obiad?

– Niestety, nie jestem szczególnie dobrą kucharką, panie Dannenger –

odpowiedziała zaciskając zęby. – Jadę do Utah.

– Ach tak, jedzie pani do rodziców. Czy wiedzą już, jaki z pani doskonały

pracownik?

– Zanim zacznę się przechwalać, wolę poczekać na końcowe wyniki.
– Słusznie – powiedział Dannenger. – Bardzo słusznie.
– A więc, jeśli pan pozwoli, wrócę do mojej pracy.
– Świetnie.
Adrienne podniosła słuchawkę i spojrzała na listę nazwisk. Wcale nie

chciało jej się dzwonić do tych ludzi. Co gorsza, przestało jej właściwie zależeć
na pobiciu rekordu wyników. Dannenger zatrzymał się jeszcze na chwilę przy
jej biurku. Uśmiechnęła się do niego szeroko, ale gdy tylko wyszedł, ze złośliwą
satysfakcją pokazała mu język.

Jej gest został skwitowany znajomym, stłumionym śmiechem. Matt!

Adrienne odwróciła się błyskawicznie i zobaczyła go, jak stoi oparty o niskie
biurowe przepierzenie. Poderwała się, ogarnięta nagłą radością.

– Matt, jak ty... – Zawahała się nagle. Ostatnie słowa, jakie ze sobą

zamienili, nie były szczególnie przyjazne. Nie powinna cieszyć się, że go widzi.
Ale jednak cieszyła się tak bardzo, że cała aż drżała z radosnego podniecenia. –
Co ty... to znaczy... Sharon nic mi nie mówiła... zaskoczyłeś mnie!

– Przekonałem Sharon, że jesteśmy starymi znajomymi i że nie ma

background image

potrzeby uprzedzać cię o mojej obecności.

Adrienne stała w milczeniu, rozkoszując się widokiem Matta, ubranego w

brązową, skórzaną kurtkę i jasne spodnie. Wręcz emanował seksem.

– Rozumiem – powiedziała Adrienne, nie wiedząc, co teraz zrobić. Z

całego serca pragnęła, żeby Matt został z nią, choćby tylko przez krótką chwilę.
Jego obecność, śmiech, który czaił się w orzechowych oczach, dodawały jej sił
do życia.

– Może usiądziesz? – zaproponowała w końcu.
– Nie, dziękuję. Myślałem, że może zjemy razem lunch.
– Lunch? – Adrienne pomyślała o minie pana Dannengera. Ktoś musiałby

ją tu zastąpić. W firmie nie było to zbyt dobrze widziane. Poza tym wychodząc,
straci przynajmniej jedną godzinę pracy.

– Bardzo chętnie – odparła po chwili wahania, czując nagły przypływ

podniecenia, które zawsze wiązało się w jej myślach z osobą Matta.

Zdjęła płaszcz z wieszaka, podniosła torebkę i podeszła do kolegi,

siedzącego przy sąsiednim biurku.

– Thorndyke? – zawołała. Sąsiad podniósł się bez chwili zwłoki i

Adrienne uświadomiła sobie, że cały czas gorliwie podsłuchiwał ich rozmowę.

– Słucham? – spytał.
– Czy mógłbyś mnie zastąpić? Wychodzę na lunch.
– Na lunch, w ostatnim dniu miesiąca? – zdziwił się.
– Tak. Zrobisz to dla mnie? – spytała krótko Adrienne.
– Tylko pod warunkiem, że dasz mi zastępstwo do końca dnia.
– Dobrze. Powiem to Sharon.
– Taak, w porządku. – Potrząsnął z niedowierzaniem głową. – Wciąż nie

mogę w to uwierzyć. Przecież ty nigdy nie wychodzisz na lunch.

– Coś się mogło zmienić – powiedziała Adrienne, podchodząc do Matta.

Wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się silnym zapachem jego płynu po
goleniu.

– Nigdy nie wychodzisz z biura? – spytał Matt, spoglądając na nią.
– Nie zaczynaj, dobrze? – poprosiła Adrienne. – Spróbujmy być dla siebie

nawzajem mili. Chyba możemy zjeść lunch jak cywilizowani ludzie, nie kłócąc
się?

– A kto się niby kłóci?
– Wiem, do czego zmierzałeś. Miałeś zamiar znowu zrobić mi wykład na

temat tego, że niedobrze robię, unikając radości życia codziennego.

– Może gdybyś wyszła czasem z biura, nie musiałabyś odreagowywać

stresu, przedrzeźniając swojego szefa – roześmiał się Matt.

– O czym ty w ogóle mówisz? – spytała, czerwieniąc się i modląc w

duchu, żeby nikt nie usłyszał tej uwagi.

Sharon obserwowała ich z uśmieszkiem na ustach.

background image

– Thorndyke zgodził się mnie zastąpić do końca dzisiejszego dnia –

powiedziała Adrienne.

– Naprawdę? – spytała Sharon, z trudem usiłując ukryć zaskoczenie. – Już

nie wracasz?

– Oczywiście, że wrócę, ale zgodziliśmy się, że tak będzie uczciwiej.

Przysługa za przysługę.

– A jeśli Adrienne by już dzisiaj nie wróciła? – spytał Matt, stając

odrobinę bliżej recepcjonistki.

– Ja na pewno wrócę – powiedziała Adrienne, nim Sharon zdążyła

ochłonąć wystarczająco, by udzielić odpowiedzi. – Będę tu jak zwykle o drugiej,
na zamknięcie giełdy.

– O drugiej? Czy to konieczne? – spytał Matt, spoglądając na zegarek. –

Teraz jest wpół do pierwszej.

– Muszę wrócić przed drugą. Mamy godzinę.
– Dobrze – przystał Matt, najwyraźniej siłą powstrzymując się od

dalszych uwag. – Godzina to godzina.

Wyszli przed budynek i Adrienne rozejrzała się, szukając wzrokiem jego

czerwonej corvetty. Matt wziął ją pod ramię i poprowadził do małej,
czterodrzwiowej hondy.

– Co się stało z twoim starym samochodem? – spytała Adrienne, starając

się zachować spokój pomimo ciepłego dotyku jego dłoni na ramieniu.

– Teraz jeżdżę tym – odparł Matt – Och.
Otworzył drzwi z prawej strony i pomógł jej wsiąść. Samochód był

wyposażony mniej niż skromnie. Matt wsiadł i uśmiechnął się do Adrienne.

– Podoba ci się?
A co tu jest niby do podobania, pomyślała Adrienne. Samochód nie był

zły, ale zupełnie nie pasował do tego mężczyzny.

– Na pewno jest bardzo oszczędny – powiedziała.
– Bardzo oszczędny – powtórzył Matt, kiwając głową.
– No i ma bardzo praktyczny kolor. – Adrienne zastanawiała się, czemu

właściwie czuje się tak bardzo rozczarowana. Sprzedając swoją corvettę, Matt
postąpił bardzo rozsądnie. Jako doradca finansowy, sama by mu to zaleciła. I z
taką radą Matt z całą pewnością by się nie zgodził.

Matt jechał ostrożnie, respektując wszystkie ograniczenia prędkości. Nie

próbował nawet zaczynać rozmowy.

– Jak się miewa Archie? – spytała wreszcie Adrienne.
– Dobrze. Przesyła ci pozdrowienia.
– Wiedział, że zamierzasz się ze mną spotkać?
– Tak.
Jeżeli kiedykolwiek marzyła o tym, że Matt Kirkland może kiedyś

powrócić do jej życia, z pewnością nie tak sobie to wyobrażała. Oczekiwałaby

background image

raczej, że wpadnie jak burza i porwie ją ze sobą. Prawdę mówiąc, tego właśnie
się spodziewała, kiedy go dziś ujrzała. Być może zabiera ją na lunch w jakieś
szalenie ekscytujące, cudowne miejsce. Może chce ją zaskoczyć.

Samochód zatrzymał się przed tanią restauracją.
– I jak, może być? – spytał Matt, odwracając się w jej stronę.
– T... tak – wyjąkała. – Ceny tu są całkiem przystępne.
– Zgadza się – przytaknął Matt. – Sprawdzałem.
– Sprawdzałeś?
– Oczywiście. Nie mogę przekroczyć mojego budżetu.
– Budżetu?
Znów się do niej uśmiechnął, tym dziwnym, pozbawionym wyrazu

uśmiechem, który zupełnie do niego nie pasował.

– Tak, budżetu – potwierdził. – Wejdziemy?
Skinęła głową, zupełnie nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Czy to

możliwe, żeby czyjaś osobowość uległa tak drastycznym zmianom?

Kiedy usiedli, Adrienne zamówiła stek z mnóstwem dodatków, a Matt

sałatkę z tuńczyka. Zupełnie jakby zamienili się rolami. Adrienne miała
nadzieję, że Matt zaproponuje jej wino. Ponieważ jednak tego nie zrobił,
zamówiła wodę mineralną. Matt poprosił o kawę. Bez kofeiny.

– No, dobrze – odezwała się w końcu. – Dlaczego przyszedłeś dziś do

mojego biura?

– W interesach – odpowiedział, nie patrząc na nią.
Na dźwięk tego beznamiętnego stwierdzenia nadzieja, że Matt ma na

myśli coś niezwykle romantycznego, rozwiała się jak dym. Ale skoro on może
udawać, że nigdy dla siebie nic nie znaczyli, ona, Adrienne, też potrafi świetnie
zagrać swoją rolę.

– Jakie to interesy? – spytała.
– Skorzystałem z twojej rady i sprzedałem samolot komuś, kogo stać na

naprawę i ubezpieczenie.

– Rozumiem – potaknęła Adrienne. Teraz miała naprawdę ochotę zacząć

krzyczeć. A więc zrobił to. Teraz, kiedy było już za późno, kiedy najwyraźniej
stracił do niej wszelkie uczucia. Zacisnęła dłonie na rogu serwetki, za wszelką
cenę starając się zachować spokój.

– No, więc mam trochę pieniędzy, które chciałbym zainwestować. To

samo zresztą dotyczy Archiego. Chcielibyśmy, żebyś się tym zajęła.

– Dlaczego akurat ja?
– Obaj jesteśmy przekonani, że jesteś bardzo dobra w swoim zawodzie –

powiedział, patrząc na nią uważnie. Adrienne poczuła nagle, że zaraz wybuchnie
histerycznym śmiechem. Wyobrażała sobie, że lunch z Mattem będzie czymś
nadzwyczajnym, odmianą w codziennej rutynie, ucieczką od monotonii pracy.
Teraz okazało się, że czy tego chce, czy nie, jest to spotkanie w interesach.

background image

Najwyraźniej szalone sytuacje nie były jej już pisane.

– O jaki rodzaj inwestycji chodzi? – spytała, zdecydowana robić to, co do

niej należy, chociaż tak naprawdę miała ochotę natychmiast wstać i uciec.

– Coś, co nie podlega opodatkowaniu, no i z niezbyt wysokim ryzykiem.

Chcę mieć pewność, że moje pieniądze są bezpieczne.

– Cooo? – Adrienne wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Słyszałaś, co powiedziałem. Jestem pewien, że wiesz, o co mi chodzi.

Podejrzewam nawet, że specjalizujesz się w takim właśnie typie inwestycji.

Była to, niestety, prawda. Adrienne żałowała z całego serca, że nie może

temu zaprzeczyć, choć ten jeden, jedyny raz.

– Więc możesz znaleźć taką lokatę? – spytał Matt – Chyba tak –

potwierdziła bez entuzjazmu.

– Dobrze. Ale pamiętaj, nie chcemy ryzykować.
– Co się z tobą stało, Matt – wybuchnęła Adrienne, nie mogąc dłużej tego

wytrzymać. – Mężczyzna, którego znałam, zażądałby ode mnie lokaty o
najwyższym stopniu ryzyka, która dawałaby szanse największych, szybkich
zysków, czegoś, co będzie ekscytujące, choć można na tym stracić. Skąd nagle
ta troska o bezpieczeństwo?

– Być może czas już, żebym spróbował zachowywać się bardziej

ostrożnie. Myślałem też o podwyższeniu stawki mojego ubezpieczenia i
podjęciu dodatkowej pracy. Słyszałem, że w jednym ze sklepów poszukują
sprzedawcy do działu z butami.

– Ty chyba zwariowałeś!
– O co ci chodzi?
– Ani mi się waż zaczynać pracę w jakimś głupim sklepie! Ani mi się

waż! Nie wiem, co cię opętało z tymi pomysłami co do inwestycji, małym
samochodem i pracą w sklepie, ale to, co mówisz, brzmi po prostu śmiesznie. Ty
sprzedający buty, to mniej więcej to samo, co tygrys zajmujący się haftem
artystycznym.

– Ja myślałem... myślałem, że to pochwalisz – powiedział Matt urażony.
Adrienne popatrzyła na talerz i zaczęła nerwowo bawić się widelcem.

Zaskoczyła ją własna reakcja na plany Matta. W końcu sama radziła mu, żeby
trochę spoważniał. Wtedy jednak nie miała pojęcia, jak będzie się czuła, widząc,
jak odchodzi dawny Matt, wspaniały człowiek, którego poznała podczas
pamiętnego weekendu.

– Czy nie o takim zachowaniu kiedyś mi mówiłaś?
– Tak, może niektóre z twoich decyzji są całkiem sensowne –

powiedziała, nie patrząc na niego. – Sprzedaż samolotu i zainwestowanie
pieniędzy jest słuszne, ale wydaje się, że straciłeś cały swój...

– Samochód się pali! – zawołał mężczyzna, wpadając do restauracji. – Na

parkingu pali się czerwona corvetta! Czy jest tu może jej właściciel?

background image

– Do diabła! – Matt zerwał się na równe nogi. – To na pewno mój

samochód – wymamrotał i wypadł na dwór co sił w nogach.

background image

ROZDZIAŁ 14

– Twój samochód? – zawołała Adrienne, zrywając się od stołu. – Ale ty

masz przecież białą hondę! – W drzwiach minął ją wysoki blondyn, który
wyskoczył na dwór, wołając Matta po imieniu.

Adrienne pobiegła za nim. W oddali rozległo się wycie syreny. Parking

był pełny gryzącego dymu.

Wybiegając zza rogu, Adrienne ujrzała starą corvettę Matta, której przód

zasłaniała chmura czarnego dymu. Spod pokrywy silnika wyskakiwały wesołe
płomyczki. Matt i blondyn, którego widziała w restauracji, stali o dwa metry
dalej, machając rękami i krzycząc. Na parking wjechała straż pożarna. Adrienne
gorączkowo usiłowała się w tym wszystkim połapać. Matt ma dwa samochody?
Ale jeżeli nawet tak jest, czemu zaparkował obydwa przed tą samą restauracją? I
kim jest ten blondyn, z którym Matt się teraz kłóci? Patrząc na płonący
samochód, Adrienne zdała sobie sprawę, że całe to zamieszanie wydaje jej się
dziwnie znajome. Czuła się teraz bardziej naturalnie i swobodnie, niż podczas
nudnego lunchu z Mattem.

Nareszcie ogień został ugaszony i wóz strażacki opuścił parking. Gapie

wrócili do restauracji i wkrótce Adrienne, Matt i tajemniczy blondyn pozostali
na parkingu sami.

– Nic nie rozumiem – zdumiała się Adrienne, szczękając zębami z zimna.
– Ten samochód nie miał się zapalić – zawołał Matt, patrząc na

poczerniałą corvettę.

– To nie moja wina, Matt – usprawiedliwiał się blondyn.
– Tak – westchnął Matt.
– Słowo ci daję, wszystko było w porządku.
– Na pewno masz rację, Jack. – Matt położył mu dłoń na ramieniu. –

Przepraszam, że się tak uniosłem. Ostatnio byłem trochę zdenerwowany.

Adrienne przyglądała się to jednemu, to drugiemu mężczyźnie. Wreszcie

wyciągnęła rękę do Jacka.

– Dzień dobry, jestem Adrienne – przywitała się.
– Wiem – odparł blondyn.
– Cieszę się, że jest pan tak dobrze poinformowany – powiedziała czując,

że jej cierpliwość zaczyna się wyczerpywać. – Wszyscy, oprócz mnie,
najwyraźniej doskonale wiedzą, o co tu chodzi.

– Och, Adrienne, to jest Jack – przedstawił Matt – Kupiłeś samochód

Matta? – spytała Adrienne.

– Nie – odparł Jack. – Ale pożyczyłem mu moją hondę. Ja przyjechałem

corvettę, żeby mógł nią wrócić, ale teraz chyba mamy już tylko jeden samochód
na spółkę. Może was gdzieś podwieźć?

background image

– Przestań! – przerwała mu Adrienne. – Nic z tego nie rozumiem. Czy

ktoś byłby uprzejmy mi wytłumaczyć, co tu się, do diabła, dzieje?

– Zostawiłem ciastko i kawę na stoliku – powiedział Jack, rzucając

Mattowi niespokojne spojrzenie. – Może pójdę je dokończyć, a wy to sobie w
tym czasie sami wyjaśnicie.

– Jesteś tchórzem, Jack – roześmiał się Matt.
– To ty powiedziałeś mi, że ta kobieta to dynamit.
– Co niby powiedziałeś? – Adrienne odwróciła się do Matta.
– To do zobaczenia – rzucił Jack, szybko się wycofując.
– Dlaczego mówiłeś o mnie coś takiego swojemu przyjacielowi? –

zawołała Adrienne.

Matt skrzyżował ramiona i przyglądał jej się z ukosa, tłumiąc z trudem

uśmiech.

– Doprawdy nie wiem, jak też coś podobnego mogło mi w ogóle przyjść

do głowy – odezwał się w końcu.

– I przestań tak na mnie patrzyć, dobrze? Mam wszelkie prawo być

zdenerwowana, przywlokłeś mnie tutaj pożyczonym samochodem, Bóg wie po
co, a teraz...

– Przywlokłeś? Przecież nie mogłaś już doczekać się chwili, w której

wreszcie wydostaniesz się z tego biura. Patrzyłaś na mnie łakomie, jak kot na
talerzyk śmietanki.

– Wcale nie! Ja tylko...
– Chodź tu – powiedział, biorąc ją w ramiona. – Tak, teraz lepiej.

Całkiem jak za dawnych, dobrych czasów, znowu pięknie się kłócimy!

– Za złych dawnych czasów – poprawiła, próbując bez przekonania

wydostać się z jego ramion. Tak dobrze się czuła, stojąc blisko niego.

– Nie uważam, żeby były aż takie złe. – Przesunął dłonią po jej plecach i

popatrzył głęboko w oczy. – Ten weekend to były najpiękniejsze dni w całym
moim życiu.

– To było szaleństwo – powiedziała z bijącym mocno sercem.
– Tak. Wspaniałe szaleństwo. – Objął dłońmi jej pośladki i przytulił

mocniej do siebie. – Powiedziałaś, że tego nie lubisz.

– To prawda. Nie lubię.
– Kłamczucha. Jak tylko zacząłem mówić o bezpiecznej lokacie kapitału,

widziałem wyraźnie, jak światełko zainteresowania gaśnie w twoich pięknych
brązowych oczach. Ale teraz to światełko znów się pali, Adrienne. Wystarczy ci
jedna mała katastrofa, i już żyjesz pełnią życia, rozkoszując się każdą chwilą.

– I ty myślisz, że ja to lubię? Samoloty, które się rozbijają, mężczyzn

wymachujących dubeltówką, płonące samochody?

– Myślę, że to uwielbiasz. Cała ta bajeczka o lokatach kapitału śmiertelnie

cię znudziła. No, powiedz prawdę. Szczerze.

background image

– Zaraz, zaraz. Bajeczka? – Odchyliła się, ale tak naprawdę wcale nie

starała się wyrwać z jego silnych ramion.

– Tak. Jak już powiedział ci Jack, pożyczyłem samochód, wybrałem tę

restaurację i obmyśliłem całe mnóstwo nudnych tematów do rozmowy, żeby
sprawdzić, czy to ci naprawdę odpowiada. To było cudowne widzieć jak na
dłoni, że nie podoba ci się taki typ mężczyzny. Właśnie mnie za to chciałaś
surowo skarcić, kiedy samochód się zapalił.

– Wszystko zmyśliłeś? – Adrienne poczuła panikę. Jeżeli Matt wciąż ma

stary samolot, jeżeli nie zmienił się ani na jotę, będzie musiała trzymać się na
baczności.

– Nie wszystko.
– Więc co jest prawdą? – Adrienne odrobinę się rozluźniła.
– Sprzedałem samolot, jak tylko wyciągnęliśmy go z kanionu. Twoja rada

była słuszna. Razem z Archiem chcemy ulokować te pieniądze, ale zależy nam
na jak najwyższym zysku w jak najkrótszym czasie. Budujemy lądowisko, będę
tam woził turystów, a Archie będzie ich zabierał na poszukiwanie złota.

W oczach Matta błyszczało znów to samo podniecenie, radość życia,

którą tak podziwiała i kochała. Coś się jednak zmieniło. Adrienne wzięła
głęboki oddech.

– Czy... Czy corvetta była ubezpieczona?
– Tak. Wstyd przyznać, ale twoje uwagi miały zbawienny wpływ.
– Ale ty mnie oszukałeś! – zaprotestowała Adrienne, starając się

wzbudzić w sobie szczere oburzenie. – Biorąc pod uwagę to, jak ukartowałeś
nasze dzisiejsze spotkanie, powinnam...

– Powinnaś pozwolić mi się pocałować. Wiem, że tego właśnie pragniesz.

– Głos Matta stał się miękki i czuły. – Adrienne, powiedz mi, szczerze. Czy
kiedykolwiek czułaś do kogoś to, co czuliśmy do siebie w tamten weekend?

– Taką złość? Nie, nigdy.
– I taką namiętność, i miłość?
Patrzyła na niego w milczeniu. Nie, nigdy przedtem nie czuła takiej

miłości. I wciąż ją czuje.

– Przez ten weekend nauczyliśmy się nawzajem, jak bardzo można

kochać – powiedział. – Nie umiem tego zapomnieć. Potrzebuję ciebie i jestem
na tyle szalony, by sądzić, że ty też mnie potrzebujesz.

– Matt, ja nie wiem. Tak bardzo się różnimy.
– Ale to jest właśnie najpiękniejsze. Jesteśmy do siebie podobni w

niektórych, najważniejszych rzeczach. Oboje jesteśmy odważni i lojalni. Oboje
lubimy, żeby się wokół nas coś działo. Czy beze mnie nie było ci trochę nudno?

– Troszeczkę – przyznała Adrienne.
– A może trochę bardziej niż troszeczkę?
– No, dobrze, ale...

background image

– To tylko chciałem wiedzieć. Słuchaj, zarezerwowałem pokój w

Sheratonie. Zamówiłem pościel w różyczki. Jedziemy tam. Teraz.

– Dokąd?
– Mamy spore zaległości. Musi nam być przy tym wygodnie.
– Matt, to bardzo kosztowne. To szaleństwo – Adrienne poczuła, że

rozpala się w niej płomień pożądania.

– Właśnie. Ale na pewno ci się spodoba.
– Ale ja muszę wrócić do biura – powiedziała, próbując po raz ostatni

zaprotestować. – Niedługo zamyka się giełda.

– Wcale cię nie obchodzi ani giełda, ani praca – oświadczył, patrząc jej

głęboko w oczy. – Na pewno nie w tej chwili. Pragniesz dokładnie tego samego,
co i ja.

– Wcale nie! – skłamała, wiedząc doskonale, że na pewno nie wróci dziś

do biura ani nie pojedzie do Utah.

– Wcale... nie – powiedziała ciszej, gdy Matt pochylił głowę i przesunął

wargami po jej ustach.

– Co powiedziałaś? – zamruczał.
– Tak – wyszeptała.
– Zapamiętaj to słowo – powiedział z ustami przy jej twarzy. – Będzie ci

znowu potrzebne naprawdę niedługo.

– Potem pocałował ją, a Adrienne z westchnieniem odwzajemniła

pocałunek, oddając mu się na całe życie, życie pełne zaufania, miłości... oraz
miliona grzesznych rozkoszy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HT018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend (Harlequin Temptation 18)
018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Harlequin Temptation 018 Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Szalony weekend
Thompson Vicki Lewis Boże Narodzenie w Connecticut
HT063 Thompson Vicki Lewis Strzala Kupidyna
HT170 Thompson Vicki Lewis Ulubieniec kobiet
051 Thompson Vicki Lewis U ciebie czy u mnie
Thompson Vicki Lewis W hawajskim rytmie (Harlequin Temptation 107)

więcej podobnych podstron