§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 38 Sprawa nerwowej żałobniczki

background image
background image

Erie Stanley Gardner

Sprawa nerwowej żałobniczki

przełożył Bartłomiej Madejski

Wstęp

Nie tak dawno temu człowiek jadący nocą

drogą w stanie Massachusetts zobaczył, albo

przynajmniej tak mu się zdawało, jak samochód

jadący przed nim skręca nagle z drogi i znika.

Był to jeden z tych ulotnych momentów, w

których wydaje się nam, że mamy przywidzenie, ale

na kierowcy zrobiło to tak duże wrażenie, że gdy

dojechał do owego miejsca, zatrzymał się i ujrzał

stok porośnięty trawą, schodzący stromo do

głębokiej rzeki.

Podszedł do brzegu rzeki i zobaczył w

głębinach czerwony odblask tylnych świateł

samochodu.

Wezwał policję, a kiedy wyciągnięto

samochód na powierzchnię, stwierdzono, że

wewnątrz znajduje się ciało kierowcy.

Sekcję przeprowadził dr Richard Ford, szef

Wydziału

Medycyny

Sądowej

Uniwersytetu

Harvarda i biegły sądowy dla okręgu bostońskiego.

Przyczyną śmierci było utonięcie i nie znaleziono

żadnych innych dodatkowych przyczyn. Nic nie

wskazywało na chorobę serca czy jakikolwiek inny

ostry stan, który mógłby doprowadzić do tego, że

kierowca zjechał z drogi. Jednakże istniały poszlaki

sugerujące, że mężczyzna ten mógł rozważać

popełnienie

samobójstwa

w

okolicznościach

wskazujących na wypadek, tak aby jego

spadkobiercy

mogli

odebrać

podwójne

odszkodowanie.

background image

Dr Ford zdecydowanie odrzucił teorię

samobójstwa, mimo istnienia dodatkowych poszlak

przemawiających za samobójstwem i braku

jakichkolwiek wskazówek sugerujących śmierć z

innego powodu. Nie stwierdzono wady w układzie

kierowniczym samochodu, co mogłoby wyjaśnić,

dlaczego kierowca wykonał nagły skręt ku

wieczności.

Zwolennicy teorii samobójstwa poddali dr.

Forda surowej krytyce, ponieważ odmówił uznania

go za przyczynę śmierci. Jednakże jako prawdziwy

naukowiec dr Ford pozostaje absolutnie obojętny na

pochwały czy też krytykę ze strony opinii

publicznej. Zależy mu tylko na postępowaniu

zgodnym z własnym sumieniem i nie interesuje go,

co powiedzą lub pomyślą ludzie.

Tak więc dr Ford pozostał przy swoim

zdaniu.

Około sześciu miesięcy później inny

kierowca, jadący nocą tym samym odcinkiem drogi,

zobaczył, jak dokładnie w tym samym miejscu

samochód przed nim skręca gwałtownie w prawo,

wpada do rzeki i znika.

Ponownie wezwano policję i ponownie

wyciągnięto

samochód

w

idealnym

stanie

technicznym, z ciałem kierowcy w środku, u

którego, poza utonięciem, nie stwierdzono żadnej

innej przyczyny śmierci.

Rozpoczęło się szczegółowe dochodzenie,

które ujawniło niezwykły zbieg okoliczności. Kiedy

samochód jadący w kierunku prostopadłym do drogi

korzystał ze skrótu przez teren rozlewni, wówczas

nadjeżdżający kierowca, widząc blask świateł,

instynktownie skręcał w prawo w przekonaniu, że

jedzie po niewłaściwej stronie drogi. Śliski stok

background image

porośnięty trawą, stromo opadający ku rzece,

dopełniał tragedii.

W rezultacie dochodzenia przeprowadzonego

osobiście przez dr. Forda ustawiono w owym

miejscu barierkę, co zapobiegło następnym

wypadkom.

Wydaje mi się, że ten przypadek jest

typowym przykładem pracy, jaką wykonuje dr

Richard Ford.

Jeżeli można powiedzieć, że istnieje

amerykańska arystokracja intelektualna, to dr Ford

na pewno jest członkiem tej elity.

Jego ojciec jest najbardziej oczytanym

człowiekiem, jakiego poznałem. Nie ma w nim nic z

nieżyciowego intelektualisty. Jest to praktyczny,

konkretny i ujmujący człowiek o tak wielkiej

wyspecjalizowanej wiedzy, że trudno zrozumieć, jak

ludzki umysł może ją pomieścić. Jego matka to dama

z Nowej Anglii, a tym, którzy znają Nową Anglię,

wystarczy to za pełny opis.

Dr

Richard

Ford

jest

naukowcem,

myślicielem i jednym z najlepszych biegłych

patologów w kraju. Jego współpracownicy, których

prosiłem o komentarz na temat jego osoby,

podkreślali lojalność - lojalność w stosunku do

przyjaciół, zawodu i nauki.

Miałem zaszczyt poznać go w czasie jednego

z seminariów na temat dochodzenia w sprawach o

zabójstwo, prowadzonych na Wydziale Medycyny

Sądowej pod auspicjami kapitan Frances G. Lee,

wspaniałej kobiety, której wkład w medycynę

sądową i wykrywanie przestępstw zaczyna przynosić

rezultaty i który pozostawi w nich trwały ślad.

background image

Sekcja zwłok wykonywana przez dr. Forda

to absolutna rewelacja. Jego ręce, tak sprawne, że

wydają się być raczej częścią mózgu niż ciała,

poruszają się ze zwinnością, która stanowi

kwintesencję biegłości w tym zawodzie. Wie, czego

szukać, gdzie tego szukać i jak ocenić to, co

znajdzie. Jest poza wszelką wątpliwością najbardziej

błyskotliwym umysłem współczesnej medycyny

sądowej.

Osobiście uważam, że jednym z jego

najważniejszych osiągnięć jest tworzony przez niego

zbiór kolorowych filmów. Używa tych kolorowych

slajdów, gdy jako biegły opiniuje w różnych

częściach kraju.

Kiedy prokurator chce wiedzieć, jaki wpływ

na stan rany ma rozprężanie się gazów, dr Ford

demonstruje ogromny zestaw kolorowych slajdów,

pokazujących dokładnie ten typ rany, o który

chodzi. Jeżeli ktoś chce poznać zewnętrzne i

wewnętrzne oznaki zadania rany w różnych

częściach ciała małym, ostrym przedmiotem, takim

jak szpikulec do lodu, dr Ford zademonstruje

kolorowe slajdy ilustrujące każdy etap zadawania

rany.

To są zwykłe przeźrocza, które doceni nawet

laik. Ale jeżeli prokurator zechce się dowiedzieć, jak

zmienia się struktura komórek nerki pod wpływem

obecności chlorku rtęci lub czy można udowodnić,

że cyjanek potasu podany został w formie kapsułki,

dr Ford zademonstruje odpowiednie zdjęcia.

Z reguły nie dopuszcza się, by podręczniki

medycyny sądowej stanowiły materiał dowodowy,

ale sąd zazwyczaj akceptuje slajdy ukazujące

typowe sytuacje, stąd trudno przecenić wagę zbioru,

który tworzy dr Ford.

background image

W Sprawie nerwowej żałobniczki zajmuję się

materiałem poszlakowym, który nie cieszy się dobrą

opinią, ale który mimo to stanowi jedną z

najbardziej

precyzyjnych

metod

dowodzenia

znanych ludzkiemu umysłowi.

Materiał poszlakowy jest niezawodny, jeżeli

jest kompletny. Złą opinię wyrobiła mu jego

interpretacja.

Błędna interpretacja częściowo wynika z

niestarannego rozumowania osób prowadzących

dochodzenie,

jak

również

z

powodu

nieprawidłowego katalogowania i przechowywania

wszystkich

istotnych

elementów

materiału

poszlakowego.

Wciąż zbyt często detektyw obecny na

miejscu przestępstwa wyciąga pochopne wnioski i

koncentruje się na poszukiwaniu tylko takiego

materiału, który je potwierdzi, skazując na niebyt

jego naprawdę istotne fragmenty.

Sprawiedliwość opiera się na dowodach, a

dowody opierają się na faktach. Praca, którą

wykonuje dr Richard Ford, jest tak bardzo ważna, że

napisałem ten wstęp jako wyraz mojego podziwu

jako obywatel, a książkę tę dedykuję mu jako

przyjaciel.

Dr. Richardowi Fordowi,

kierownikowi Wydziału Medycyny Sądowej

Uniwersytetu Harvarda, głównemu biegłemu

sądowemu hrabstwa Suffolk, Massachusetts

Erie Stanley Gardner

background image

OSOBY:

BELLE ADRIAN - pełna poświęcenia i

macierzyńskiej troski, musiała chronić swoje

dziecko

ARTHUR B. CUSHING - miał wiele twarzy

SAM BURRIS - ma lekki sen, waga lekka,

chciał złowić grubą rybę

BETSY BURRIS - żona, ma ciężki sen,

waga ciężka

CARLOTTA

ADRIAN

-

śliczna

dwudziestojednoletnia córka, podobają się jej

mężczyźni, którzy próbują ją poderwać

PERRY MASON - niestrudzony adwokat-

detektyw, który nie może spać; nic się przed nim nie

ukryje

BERT ELMORE - uprzejmy i korpulentny

szeryf, gorliwie wypełnia swe obowiązki

PAUL DRAKĘ - Watson w młodszym i

inteligentniejszym wydaniu, ale równie dobry jako

pomocnik

DELLA STREET - niezawodna i uczciwa,

miała swoje miejsce

HARVEY DELANO - młody i nieudolny

adwokat i przyjaciel Carlotty, który lubił przebierać

się za kowboja (z sobie tylko znanych powodów)

MARION KEATS - dobrze zbudowana

brunetka, ktoś więcej niż oddana przyjaciółka

Arthura Cushinga

DARWIN HALE - drażliwy prokurator

okręgowy i doskonałe przeciwieństwo Perry’ego

Masona

DR ALEXANDER L. JEFFREY - lekarz

Arthura Cushinga

background image

SĘDZIA NORWOOD - jego głównym i

jedynym zmartwieniem była powaga sądu

HAZEL PERRIS - żona miejscowego

rzeźnika, samozwańcza i namiętna badaczka

ludzkiej natury

NORA FLEMING - małomówna służąca

Arthura Cushinga, piękny fragment dekoracji jego

domu

GEORGE

HENRY

LANSING

-

konserwatywny i poważany adwokat Marion Keats,

rozczarowany i przygnębiony zachowaniem swojej

klientki

9

background image

Rozdział 1

Belle Adrian obudziła się z niejasnym

uczuciem, że stało się coś złego.

Blask księżyca w pełni wlewał się przez okno

sypialni, rzucając wydłużony prostokąt światła na

dywanik i nogi łóżka. Z rozkładu cieni pani Adrian

domyśliła się, że jest już dawno po północy.

Obróciła się, próbując się uspokoić i zasnąć

ponownie, ale jej myśli same powracały do Carlotty.

Na próżno świadomość usiłowała zwalczyć

złe przeczucia, które ją ogarnęły. Carlotta ma

dwadzieścia jeden lat, na tyle dużo, żeby z wielką

niechęcią traktować wszelkie przejawy matczynej

opiekuńczości, i albo jest teraz w domu w swoim

łóżku, albo tylko o milę stąd, w domu Arthura B.

Cushinga.

Pani Adrian przemogła pokusę, by zajrzeć do

pokoju Carlotty. Gdyby się obudziła, duma młodej

osoby zostałaby urażona faktem, że traktuje się ją jak

dziecko. Belle Adrian już od trzech lat walczyła sama

ze sobą, ale nie udało się jej wyzbyć macierzyńskiej

troskliwości.

W wieku siedemnastu lat Carlotta była

posłusznym dzieckiem, mając dziewiętnaście lat

wykazywała się dobroduszną tolerancją, ale w wieku

dwudziestu lat straciła całą wyrozumiałość.

Teraz, mając dwadzieścia jeden lat, domagała

się ostatecznego uznania, że jest naprawdę niezależna

i dorosła. Matka mogła być jej przyjaciółką i

towarzyszką, ale już nie mądrzejszą opiekunką.

Mimo dobrych chęci Belle Adrian nie

potrafiła pogodzić się z tą zmianą. Panowała nad

zewnętrznymi objawami swych uczuć, ale prawdziwe

background image

emocje pozostały te same. Nawet w wieku

dwudziestu jeden lat Carlotta była jej dzieckiem,

którym należało się opiekować.

Belle Adrian zaczęła zastanawiać się, która to

może być godzina i czy Carlotta... kiedy wpadła na

pewien pomysł. Przecież może znaleźć odpowiedź na

pytanie, po prostu zaglądając do garażu.

Wysunęła się z łóżka, nałożyła szlafrok i

miękkie kapcie i na palcach wyszła tylnymi drzwiami

na podjazd.

Brama pustego garażu była otwarta, a środek

wyglądał jak wnętrze ciemnej jaskini.

Pani Adrian w świetle księżyca spojrzała na

zegarek. Kiedy zobaczyła, jak jest już późno, poczuła

przypływ lęku, a czarne cienie w pustym garażu

nabrały złowróżbnych kształtów.

Powoli obeszła tył domu w kierunku

północnej ściany. Z tego punktu obserwacyjnego

miała dogodny widok na zatoczkę jeziora i dom, w

którym Arthur Cushing, zamożny kawaler, spędzał

ostatni tydzień urlopu. Nie mógł wyjść z domu, bo

złamał nogę w kostce jakieś dziesięć dni wcześniej,

kiedy z Carlottą szusowali na złamanie karku

urwistym stokiem Góry Niedźwiedziej. Z tego

powodu

Carlotta

poczuwała się do pewnej

odpowiedzialności i ostatnio stała się częstym

gościem w domu Cushingów.

Zrozumiałe więc było, że teraz, kiedy miał

powrócić do miasta, zaprosił Carlottę na kolację i

pokaz nakręconych przez siebie kolorowych filmów

na taśmie szesnastomilimetrowej, które właśnie tego

dnia zostały przysłane po wywołaniu.

Pani Adrian powtórzyła sobie, że według

dzisiejszych zwyczajów I nie jest aż tak późno.

Próbowała uśmiechem zbyć nastrój, w którym się

background image

obudziła, ale nie udało jej się uciec od złych przeczuć.

Oświetlone okna domu Cushingów odbijały

się w błyszczącej I wodzie zimnego jeziora, lśniącej

lodowato w blasku księżyca. Ich widok napełniał

ciepłem i spokojem. Na pewno wszystko jest w

porządku i już za chwilę światła samochodu Carlotty

przetną ciemności.

Pani Adrian poczuła dreszcze spowodowane

zimnem i niepokojem. Powinna wrócić do łóżka i

spać. W końcu Carlotta nie jest już dzieckiem. Belle

Adrian postanowiła narzucić sobie trochę więcej,

dyscypliny i...

Gdzieś po drugiej stronie jeziora rozległ się

kobiecy krzyk. Mimo że dobiegał z daleka, słychać

było w nim prawdziwe przerażenie. Był to długi

krzyk przerażenia.

Pani Adrian czekała tylko chwilę, czy się

powtórzy. Potem pobiegła do pokoju, zarzuciła na

siebie tweedową spódnicę i żakiet, wskoczyła w

pierwsze lepsze buty, nie zawracając sobie głowy

pończochami, i wybiegła z domu.

background image

Pomiędzy jej domem i domem Cushingów

rozciągła się odnoga jeziora. Posuwając się ścieżką

wzdłuż brzegu zamiast drogą, Belle Adrian mogła

sobie skrócić drogę.

Coraz więcej domów budowano wzdłuż

brzegu jeziora. Ta niegdyś rolnicza okolica stawała

się modnym zimowym kurortem, później, kiedy

jezioro zamarznie, ludzie będą jeździć na łyżwach

pić kawę wokół ognisk, ale teraz, na początku zimy,

musiało im wystarczyć jeżdżenie na nartach.

Na wysokości prawie mili nad poziomem

morza trudno było pani Adrian utrzymać szybkie

tempo, ale parła do przodu z postanowieniem

zbadania źródła krzyku, bez względu na to, co

Carlotta mogłaby sobie pomyśleć. Wydawał się

dochodzić z domu Cushingów, z przeciwnej strony

odnogi jeziora, zgłuszony przez odległość, ale

przerażająco wyraźny w ciszy zimnej, bezwietrznej

nocy.

Mróz otoczył księżyc białą poświatą. Belle

Adrian biegła wąską ścieżką, a jej gołe łydki ocierały

się o oszronione gałęzie. Ciężko dysząc, podeszła do

domu Cushingów.

Bankier Dexter C. Cushing zbudował dom

tak, aby można było używać go przez cały rok, ale to

jego syn Arthur pojawiał się w nim o wiele częściej

niż ojciec. Budynek wzniesiono malowniczo na

cyplu wcinającym się w jezioro. Przystań używanej

w lecie szybkiej łodzi motorowej rzucała czarny

cień. Nad brzegiem było miejsce do grillowania, a z

północnej strony, przed garażem, znajdował się duży

parking.

Belle Adrian zobaczyła, że frontowe okna

przysłonięte są ciężkimi zasłonami. Tylko boczne

okna pozostawały nie zasłonięte i rzucały na

background image

zamarzniętą ziemię złote prostokąty światła. W ich

środku czerniły się okrągłe cienie wieńców

bożonarodzeniowych.

Pani Adrian wbiegła po schodach na werandę

i nacisnęła dzwonek. Nagle opadły ją wątpliwości.

Co ma powiedzieć, kiedy otworzą drzwi? Czy ma

wspomnieć o krzyku? Jakim krzyku? Skąd pewność,

że pochodził z tego domu?

Wiedziała, co się stanie. Wyobraziła sobie

rozbawioną minę Cushinga, kiedy słucha jej

opowieści, twarz Carlotty nad jego ramieniem z

pałającymi oburzeniem oczami. Arthur Cushing

pewnie nie zwróci uwagi na jej strój, ale Carlotta na

pewno tak.

Dom zanurzony w ciepłym świetle był jak

symbol bezpieczeństwa, był miejscem, gdzie

nowoczesny mężczyzna i nowoczesna kobieta

stawali się przyjaciółmi przed płonącym kominkiem.

Najście przez niechlujnie ubraną, przerażoną matkę

byłoby zbyt staroświeckie, zbyt głupie.

Belle Adrian wycofała się pośpiesznie.

Zbiegła z werandy, okrążyła dom i pobiegła na tył,

kryjąc się w cieniu, z nadzieją, że Arthur Cushing

weźmie dzwonek za głupi żart włóczęgi albo własne

złudzenie.

Przez kilka długich sekund pani Adrian

siedziała skulona z tyłu domu, czekając na kroki

zbliżające się do drzwi.

Nic takiego nie nastąpiło.

Próbując ocenić sytuację, ostrożnie obeszła

dom w poszukiwaniu samochodu Carlotty, ale go nie

znalazła.

Natomiast zobaczyła coś, co na powrót

ożywiło jej lęk i wzmogło strach. W złotym świetle

wylewającym się z okna po północnej stronie domu

background image

widać było szron na trawie błyszczącej zimnym

odblaskiem. Ale oprócz szronu skrzyło się coś

jeszcze. Były to kawałki szkła, które odbijały światło

padające z wnętrza, a na trawie widniały czarne

ślady pozostawione przez opony samochodu, który

musiał odjechać zaledwie przed chwilą. Ślady

zaczynały się przy czarnym prostokącie, który

powstał w miejscu, gdzie parkował sa-; mochód,

uniemożliwiając osadzenie się szronu.

Pani Adrian podeszła ostrożnie.

Na ziemi leżały ostre, srebrzyste kawałki

szkła, fragmenty grubego lustra rozbitego o skrzydło

okienne.

Szyba w oknie też była stłuczona i jej

kawałki leżały zmieszane ze srebrnymi okruchami

lustra.

Z miejsca, w którym stała, pani Adrian nie

mogła zajrzeć doi wnętrza, ale rozbita szyba i drobne

kawałki lustra nie pozostawiały wątpliwości.

Przejęta nagłym strachem zawołała:

- Czy coś się stało? - ale odpowiedziało jej

tylko mroźne echo.

Znowu pobiegła ku drzwiom frontowym,

gorączkowo nacisnęła parę razy dzwonek, poruszyła

klamką, szarpiąc drzwiami, i zaczęła walić w nie

pięściami w poczuciu bezsilności.

Drzwi zamknięte od środka nie ustąpiły.

Belle Adrian wróciła do drzwi z tyłu domu i

chwyciła za klamkę, nie próbując nawet zastukać.

Gdy bezgłośnie się otworzyły, nie wahała się ani

sekundy.

background image

- Carlotta! - zawołała. - Carlotta... Arthur...

Panie Cushing!

Nie doczekawszy się odpowiedzi, przeszła

przez kuchnię, otwierając drzwi w panicznym

pośpiechu. Kiedy stanęła na progu pokoju służącego

jako gabinet i sypialnia, poczuła jak ogarniają

przerażenie.

W pokoju znajdowały się narty, proporczyki i

nagrody, na kołkach wisiały strzelby, szpady i

pistolety oraz podpisane fotografie w ramkach. Było

tam łóżko, a na środku stał inwalidzki fotel na

kółkach.

Podłoga wokół fotela pokryta była odłamkami

szkła. Oprawiony w szkło obraz leżał połamany w

rogu koło okna.

W fotelu siedział w groteskowej pozie martwy

Arthur B. Cushing. Czerwona strużka, która wyciekła

z czarnego okrągłego otworu, utworzyła złowrogą

plamę na jego jedwabnej koszuli. Krople czerwieni

poplamiły podłogę.

Na podłodze leżał okrągły lśniący przedmiot

odbijający światło. Otwarta puderniczka z rozbitym

lusterkiem, z której wysypał się puder tuż u stóp

martwego mężczyzny.

Belle Adrian rozpoznała puderniczkę, nie

patrząc nawet na napis wygrawerowany na złotym

wieczku. To był prezent urodzinowy dla Carlotty od

Arthura Cushinga.

Przez chwilę długą jak wieczność stała, patrząc

na nieruchome ciało na wózku, na rozbitą szybę, na

stłuczone lusterko.

Po czym wzięła się do pracy.

Spokojnie i odmierzonymi ruchami, jakby

sprzątała kuchnię po obiedzie, zaczęła usuwać

wszystko, co mogłoby łączyć Carlottę ze śmiercią

background image

Arthura Cushinga.

Rozdział 2

Sam Burris metodycznie zabrał się do

trudnego zadania budzenia żony.

- Słyszałaś? - spytał natarczywie.

Odpowiedziała mu cichym chrapnięciem.

Złapał ją za ramiona i potrząsnął.

Żona,

która

zawsze

była

śpiochem,

wymamrotała coś niezrozumiale. Potrząsnął nią

jeszcze raz, a ona zamrugała oczami. Co się stało? -

spytała zaspanym głosem.

- Słyszałaś ten hałas? - spytał.

- Nie - odpowiedziała i zaraz zamknęła oczy.

Potrząsnął nią.

- Coś się stało. Słyszałem brzęk rozbitej szyby

i strzał.

Pani Burris, zawsze chętnie słuchająca

wszelkich

plotek

dotyczących

urlopowiczów

mieszkających nad jeziorem, natychmiast zabrała się

do wstawania.

- Z której strony?

- Jakby z domu Cushingów, zresztą tylko tam

się świeci. Wyjrzałem przez okno, ale nikogo nie ma.

Pani Burris była już całkiem rozbudzona.

- Podaj mi szlafrok.

Sam, szczupły, żylasty i żywotny mężczyzna,

podał żonie gruby I szlafrok leżący w nogach łóżka,

po czym szybko wsunął się pod I kołdrę. Pani Burris

założyła szlafrok i wstała ze skrzypiącego łóżka. W

tym momencie usłyszeli przeraźliwy krzyk kobiety

dochodzący z domu Cushingów.

- Cushingowie! - parsknął Burris. - Żałuję, że

kiedykolwiek miałem z nimi coś do czynienia.

background image

To stary Cushing namówił go do sprzedaży

dwustu akrów ziemi nad jeziorem.

- Zapłacił, ile chciałeś - odparła zgryźliwie. -

Trzeba było zażądać więcej. Co tam się dzieje?

- Pewnie to samo, co zawsze - odpowiedział. -

Skąd miałem wiedzieć, że chce zbudować ten

szpanerski dom? Wziąłem cztery razy więcej, niż była

warta.

- I dałeś się nabrać - powiedziała. - Zrobiłeś z

siebie pośmiewisko. Ale skoro już są naszymi

sąsiadami, lepiej żyć w zgodzie.

- Nie mamy już sąsiadów - mruknął Burris -

tylko właścicieli sąsiadującej parceli.

- To twoja wina... Sam, świeci się w tym domu

po drugiej stronie jeziora, gdzie mieszka ta kobieta z

córką.

- Pani Adrian? - spytał Burris, przestając

narzekać, a w jego głosie pojawiła się nuta

zainteresowania. - Luneta jest tam, nad I oknem.

Popatrz.

Żona wzięła lunetę z półki nad oknem.

- Ciekawe, czy też usłyszały ten krzyk?

background image

- Może - burknął Burris. - Zimno jest. Wracaj

do łóżka.

Kobieta przyłożyła lunetę do oka, ignorując

polecenie męża.

Kiedy już wyczuła skandal, żadna siła na

ziemi nie była w stanie oderwać jej od okna i od

lunety.

- Wielkie rzeczy dzieją się teraz nad jeziorem -

parsknęła. - Ten młody Cushing ma u siebie kobietę

co drugą noc. Dużo zmieniło się od czasu, kiedy

zalecałeś się do mnie, wożąc mnie po jeziorze zieloną

łódką swojego ojca.

- Oni już nie nazywają tego zalotami, a ta

cholerna łódka przeciekała - prychnął. - Zawsze

woziłem ze sobą puszkę po konserwach, a kiedy już

nabrałem ochoty na zaloty, woda wlewała się do

środka... Na miłość boską, Betsy, wracaj do łóżka.

Żona zignorowała jego prośbę. Rozsiadła się

przy oknie z lunetą przy oku i odezwała po piętnastu

minutach:

- Coś jakby rozbita szyba w tamtym domu i

chyba kogoś zobaczyłam. A co ty właściwie

słyszałeś?

Sam Burris ziewnął, rozespany.

- Właściwie nic. Obudził mnie dźwięk

rozbijanego szkła i usłyszałem strzał lub może hałas z

rury

wydechowej,

a

potem

jakby

ktoś nie mógł zapalić silnika.

Pani Burris, gadatliwej z natury, zebrało się na

rozmowę.

- Pamiętasz, jak pojechaliśmy na ryby tą starą

łódką i przyszła burza? Schowaliśmy się w stodole

starego Mosby’ego, a ty zapomniałeś obrócić łódkę do

góry dnem.

- Nie zapomniałem - zaoponował Burris

background image

rozespanym głosem. - Była za ciężka. Zresztą nie

przyszło mi do głowy, że może tak lać.

- Strasznie lało - powiedziała. - Pamiętasz?

Sam odpowiedział cichym chrapaniem.

- Sam! - zawołała. - Sam! Obudź się i popatrz!

Sam Burris przestał chrapać.

Co się stało? Zobacz sam. Słysząc stanowczość w jej

głosie, posłusznie wygrzebał się z łóżka i podszedł do

okna. - Patrz! - rozkazała.

Stali razem, wpatrując się w rozświetlone

okno w domu Cushingów, odległe o trzysta jardów.

background image

- Ktoś tam chodzi - powiedział Sam. - No i

co?

Pani Burris znowu podniosła lunetę. - Belle Adrian,

matka Carlotty - powiedziała. - Wydawałoby się, że

kobieta w jej wieku nie powinna imprezować o tej

porze w domu nieżonatego mężczyzny. Wyobrażasz

sobie? Arthur Croshing spotyka się z Carlottą, a teraz

jej matka...

Sam Burris sięgnął po lunetę.

- Jesteś pewna? - spytał.

Pani Burris odepchnęła jego rękę.

- Oczywiście, że jestem pewna. Myślisz, że

nie poznałabym jej? Widzę ją tak wyraźnie jak

ciebie... Szyba w oknie rozbita... Nikogo więcej tam

nie ma... Chodzi po pokoju i...

Sam Burris bezceremonialnie wyrwał jej

lunetę.

- Sam - krzyknęła zaskoczona - co ty sobie

wyobrażasz, nie wyrywaj...

Jej mąż odezwał się rozkazującym tonem:

- Cicho bądź. To może być ważne! Muszę

zobaczyć.

- No, coś takiego! Żeby tak mi wyrywać

rzeczy z ręki. Jak taki można.

Burris nie zareagował, relacjonując tylko to,

co widzi: - Miałaś rację. Myślałem, że to

niemożliwe, ale niech mnie...

Nie pomyliłaś się. To ją udobruchało.

- Oczywiście, że miałam rację. Jeszcze widzę

na oczy. Co tam siej dzieje?

- Ta pani Adrian, matka, chodzi i coś

podnosi... Jak oni rozbili tęj szybę?... Nie widzę

Arthura Cushinga. Nie ma go tam i... Słuchaj, chyba

pójdę i sprawdzę, czy wszystko w porządku... Która

godzina?!

background image

- Skąd mam wiedzieć? Zegar jest w kuchni.

Sam idź i zobacz.

- A ty nie możesz? Jestem zajęty. - Idź, a ja

popatrzę. Sam Burris oddał jej lunetę.

- Coś chyba trzeba zrobić. Może był jakiś

wypadek? Zaczął się ubierać.

- Może któraś z tych dziewczyn dała mu to,

na co zasłużył? - zasugerowała.

- Najwyższy czas.

background image

- Nie mów tak. Idziesz tam?

- Chyba powinienem.

- Cushing będzie zły.

- No i co z tego? Rozbita szyba i ten krzyk...

- To krzyczała Belle Adrian.

- Skąd wiesz?

- No a kto?... Sam, ona jakoś tak chodzi,

jakby się skradała.

- Skąd! To jej córka krzyczała, a ona teraz

próbuje zacierać ślady.

Chwycił latarkę, przeszedł przez pokój do

kuchni, wrócił i powiedział:

- Jest wpół do trzeciej. Idę.

- Idź.

- I nie mów nikomu, że widziałaś tam panią

Adrian.

- A niby dlaczego?

- Bo to miłe kobiety. Jej córka była tam

wcześniej i jeżeli są jakieś problemy... I tak za dużo

gadasz.

- No wiecie co? Będziesz mi rozkazywał?

Jeżeli ta kobieta baluje z facetem o dziesięć lat

młodszym, odbija go własnej córce, to mam chyba

prawo powiedzieć, co o tym myślę, szczególnie że

widziałam to na własne oczy.

Siedź cicho - powiedział. - Plotki i tak za

szybko się tu rozchodzą.

- Wiesz co? Wypraszam sobie.

- To są miłe kobiety - powtórzył z uporem.

- Ale powiedziałeś, że słyszałeś strzał.

- Słyszałem hałas z rury wydechowej. Gdyby

naprawdę ktoś strzelał, to myślisz, że pani Adrian

chodziłaby tam tak spokojnie?

- Wcale nie tak spokojnie, a jeżeli jej córka

była u Arthura Cushinga, to znając go...

background image

- Zostaw je w spokoju. Znając Arthura

Cushinga, wiemy, na co zasłużył.

- Sam, idź i zobacz, co tam się stało. Może

go złapała, jak się dobierał do córki, i zrobiła mu coś

złego?

Ociągając się, Sam Burris podszedł do szafy

i zaczął nakładać gruby płaszcz, czapkę i nauszniki.

- Już możesz przestać się guzdrać - kwaśno

odezwała się pani Burris. - Poszła sobie.

background image

Rozdział 3

Z sercem bijącym mocno z powodu

wydarzeń ostatniej godziny pani Adrian dotarła do

miejsca, gdzie ścieżka łączyła się z drogą, i skręciła

w kierunku domu.

Garaż wciąż był pusty.

Zastanowiło

to,

ponieważ

była

przekonana, że Carlotta wyjechała z domu

Cushingów tuż po tym, jak krzyk przerażenia

przeciął zimną ciszę nocy. Carlotta zawsze po

powrocie wstawiała samochód do garażu i zamykała

bramę, zanim poszła do łóżka.

Pustka ziejąca teraz ze środka mogła

oznaczać tylko jedno - Carlotta uciekła, a była to

najgłupsza, najbardziej szalona rzecz, jaką mogła

zrobić.

Ucieczka oznaczała przyznanie się do winy.

Ucieczka oznaczała, że podejrzenia skoncentrują się

na Carlotcie. Policja dowie się, że Arthur Cushing

zaprosił ją do siebie na kolację, więc spróbuje się z

nią skontaktować, a kiedy stwierdzą, że zniknęła,

natychmiast uznają ją za Podejrzaną Numer Jeden.

A wtedy żaden, nawet najsprytniejszy adwokat nie

będzie w stanie przedstawić ławie przysięgłych

przekonującej wersji wydarzeń.

Pani Adrian zatrzymała się na chwilę, żeby

ocenić sytuację. Ucieczkę Carlotty trzeba ukryć,

zmienić w coś normalnego, planowanego od wielu

dni, jak wyjazd do miasta na zakupy.

To oznacza, że musi zrobić dwie rzeczy.

Musi odnaleźć Carlottę, zanim policja zacznie

poszukiwać wieczornego gościa Arthura Croshinga,

i musi spakować jej walizkę, a przynajmniej torbę

background image

podróżną, dzięki czemu pośpieszny wyjazd Carlotty

nie będzie wygląda” na ucieczkę.

Pani Adrian wpadła do pokoju Carlotty,

podbiegła do szafy i znieruchomiała zaskoczona,

widząc w świetle księżyca, jak ktoś poruszył się w

łóżku.

Carlotta krzyknęła, ale uspokoiła się,

rozpoznając matkę.

- Mamo! Co się stało? - spytała.

- To ty? - wykrzyknęła pani Adrian.

Rozbudzona już Carlotta odpowiedziała cicho:

- Oczywiście,

że

ja.

A

kogo

się

spodziewałaś?

- Ja... Od kiedy jesteś w domu?

background image

- Na litość boską, nie wiem. Dosyć długo.

Dlaczego pytasz?

- Samochodu nie ma w garażu.

- Złapałam gumę w połowie drogi, więc go

zostawiłam i wróciłam na piechotę. Na litość boską,

nie mów mi, że się martwiłaś, szukałaś i...

- Carlotto, nie szpiegowałam.

- Mamo, nie powiedziałam, że szpiegowałaś,

tylko szukałaś.

-To jest to samo.

Carlotta odparła lekkim tonem: Mamusiu, nie

bądź staroświecka i nie zaperzaj się. Rozumiem, że

matce trudno pogodzić się z faktem, że jej dziecko

jest dorosłe. Pani Adrian zapaliła światło.

- Carlotto, czy... czy były jakieś problemy?

Mamo, proszę cię, nie wchodźmy w to.

Pani Adrian podeszła do krzesła, na którym

leżała bluzka w jasnym kolorze, którą Carlotta miała

na sobie wieczorem. Podniosła ją i przyjrzała się

nierównemu rozdarciu na przodzie.

Carlotta poczerwieniała. Mamusiu, to już jest

szpiegowanie.

- Carlotto, ja... ja muszę wiedzieć, co się

stało.

Carlotta odparła z urazą w głosie:

- Dobrze, sama tego chciałaś. Jestem dorosła,

moje ciało ma swoje krągłości i mężczyźni je widzą.

Reagują na nie, tacy już są, nie zmienimy tego. Sam

fakt, że bluzka jest podarta, stanowi odpowiedź.

Twoja matczyna troska byłaby bardziej na miejscu,

gdyby bluzka nie była podarta.

- Nie o to chodzi, Carlotto. Powiedz mi, co...

co zrobiłaś?

Carlotta odparła znużonym tonem:

- Powiedziałam najpierw grzecznie „nie” ze

background image

cztery czy pięć razy, potem dowiodłam, że nie

żartuję, ale kiedy zaczął faulować na polu karnym,

pokazałam mu czerwoną kartkę i poszłam do domu.

- Dałaś mu w twarz?

- W twarz, akurat! - powiedziała Carlotta. -

Przyłożyłam mu prosto w podbródek. Szczerze

mówiąc, nie mam nic przeciwko temu, że mężczyźni

mnie podrywają. Podoba mi się to. Podoba mi się

też, kiedy potrafią zrozumieć, że „nie” znaczy „nie”.

A teraz, kiedy już wtrąciłaś się w moje prywatne

sprawy, może pożegnamy się i powoli przygotujemy

do snu, chociaż nie sądzę, żeby udało mi się zasnąć.

Pani Adrian włożyła rękę do kieszeni

tweedowego żakietu i powiedziała:

- To jest twoja puderniczka.

Carlotta wysunęła gołe nogi spod kołdry i

wyskoczyła z łóżka, sięgając po szlafrok.

- Skąd ją masz?

- Znalazłam w domu Arthura Cushinga.

Twarz Carlotty stężała, nie ujawniając

żadnych uczuć.

- Mamo... na litość boską, byłaś tam?

Pani Adrian kiwnęła głową.

Carlotta powiedziała z zaciśniętymi ustami:

- Przepraszam bardzo, ale posuwasz się za

daleko, nawet jak na matkę.

Pani Adrian kontynuowała:

- I znalazłam go w fotelu inwalidzkim z

dziurą po kuli w klatce piersiowej, twoja

puderniczka leżała na podłodze, szyba w oknie była

rozbita...

- Z dziurą po kuli!

- Tak.

- To znaczy, że on...?

- Tak, nie żyje.

background image

- I co zrobiłaś?

- Usunęłam

wszystkie

ślady,

które

wskazywałyby, że tam byłaś. A przynajmniej mam

nadzieję, że je usunęłam.

- Boże! - wykrzyknęła Carlotta i rozkazała: -

Zgaśmy światło. Nie musimy wszystkim dookoła

pokazywać, że jeszcze nie śpimy. Chodź do łóżka,

musimy to wszystko omówić.

Rozdział 4

Zimne, mroźne światło dnia pokryło jezioro

szarą opończą. Delikatny kolor porannego nieba

wyodrębnił

poszarpane

wierzchołki

gór

z

metalicznego, zielonkawoniebieskiego tła.

Nagle w domu pani Adrian rozległ się długi i

przeraźliwy dźwięk dzwonka.

Pani Adrian trzymała latarkę w taki sposób,

że lewą dłonią przysłaniając szkło, rozsunęła dwa

place na tyle tylko, żeby uzyskać słaby strumyczek

światła. W tym prawie niewidocznym blasku widać

było niepokój na jej twarzy i na twarzy Carlotty.

- To

policja

-

wyszeptała

matka. -

Myślałam... miałam nadzieję, że zdążę cię spakować

i stąd wyprawić. Że też nie miałyśmy więcej czasu.

- Cholerna opona - odparła Carlotta - żeby

nie to...

- Zapamiętaj - przerwała jej pani Adrian -

prawie natychmiast po wyjściu służącej wybuchła

między wami kłótnia. Kiedy wychodziłaś, siedział w

fotelu inwalidzkim. Nawet nie odprowadził cię do

drzwi. Był wściekły i obrażony. Po drodze złapałaś

gumę, zostawiłaś samochód i przyszłaś na piechotę.

Planowałaś...

- Mamusiu - przerwała jej Carlotta - oni już

background image

tu są. Może lepiej będzie udawać, że nie planowałam

żadnego wyjazdu?

- Kochanie, a spakowane walizki?

- Schowajmy je w szafie.

- Mogą zrobić rewizję.

Dzwonek wciąż odzywał się natarczywie.

- Żeby tylko Harvey się o tym nie dowiedział

- wyszeptała Carlotta.

- Ależ, kochanie, on jest prawnikiem. Może

ci pomóc.

- Mamusiu, nie chcę pomocy za tę cenę.

Harvey ma szlachetne zamiary, ale dopiero na

przyszłość. Kocham go. Arthur Cushing to playboy.

Jego intencje były mniej szlachetne, ale chciał tego

natychmiast. Chyba podobało mi się to igranie z

ogniem... Musisz zdjąć ubranie. Nie możemy w

nieskończoność udawać, że nie słyszymy tego

przeklętego dzwonka.

Pani Adrian zdjęła buty i ostrożnie zrobiła

kilka kroków na bosaka.

- Idź do łóżka, kochanie - powiedziała, a

potem zawołała głosem, któremu usiłowała nadać

zaspany ton. - Kto tam?

Jedyną

odpowiedzią

był

naglący,

nieprzerwany dźwięk dzwonka.

background image

- Chwileczkę - zawołała zrezygnowanym

tonem - muszę coś na siebie włożyć.

Stanęła przy łóżku, szybko zdejmując

ubranie, po czym narzuciła na siebie szlafrok,

podeszła do drzwi i zapaliła światło na werandzie.

W świetle żarówki zobaczyła cierpliwie

czekającego Sama Burrisa z uszami i nosem

zaczerwienionymi od mrozu.

Pani Adrian otworzyła drzwi i powiedziała z

ziewnięciem:

- Ależ to pan Burris! O co chodzi? Co się

stało?

- Chcę z panią porozmawiać - odpowiedział

Sam.

- Tak wcześnie rano?

- To ważne.

- O mój Boże. W domu jest bałagan, ale

proszę wejść. Chodźmy do dużego pokoju. Będzie

pan musiał poczekać, aż się ubiorę.

Sam Burris wydawał się przepraszająco

zakłopotany, kiedy usiadł na krześle, które mu

wskazała.

- No więc? O co chodzi? - spytała.

- Nie wiem, jak zacząć - odezwał się z oczami

wbitymi w podłogę.

- Panie Burris, skoro przyszedł pan tak

wcześnie, zakładam, że jest to sprawa wyjątkowo

pilna i...

- Wyjątkowo. Pani wie, że mamy dom tam,

gdzie...

- Wiem, gdzie jest pański dom.

- Przez nasze okno widać pokój Arthura

Cushinga.

- Jego pokój! - wykrzyknęła. - Jak to?

Przecież odległość między waszymi domami musi

background image

być przynajmniej taka, jak ze dwie przecznice w

mieście. Pan...

- Tak, jakieś sto jardów, ale w nocy wszystko

widać, kiedy się patrzy na oświetlony pokój i zasłony

nie

zasunięte.

W

nocy

też

wszystko wyraźnie słychać.

- Właściwie do czego pan zmierza?

- Arthur Cushing... - powiedział - to znaczy,

nie pozwoliłbym swojej córce zadawać się z nim.

- Wie pan co? Dziękuję bardzo - odparła

cierpko - ale po pierwsze, dziewczęta teraz chcą żyć

po swojemu, a po drugie, nie podobaj mi się, że budzi

mnie pan tak wcześnie, by ostrzec mnie przed

znajomymi mojej córki, bo zakładam, że właśnie o to

panu chodzi?

- Chodzi o coś więcej. Widzi pani, Arthur

Cushing nie żyje.

background image

- Nie żyje! - wykrzyknęła. - Nie żyje! Arthur

Cushing?

Kiwnął głową.

Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć, ale

obserwowała go w napięciu, zastanawiając się, jak

dużo on wie. Zdawała sobie sprawę, że musi

wyciągnąć z niego wszystko, ale tak sprytnie, żeby

nie zdał sobie z tego sprawy, ani z tego, jak bardzo ją

to interesuje.

- Boże - odezwała się w końcu - to straszna

tragedia. To musiało stać się nagle. Zdaje się, że moja

córka była u niego wczoraj na kolacji. Oglądali filmy.

Z powodu jego nogi nie wychodzili. Wróciła do domu

wcześnie i...

- Nie musi mi pani niczego wyjaśniać. To

właśnie próbuję pani powiedzieć.

- Może lepiej będzie - stwierdziła - jak pan mi

wszystko powie. Proszę śmiało mówić, panie Burris.

Słucham.

- Arthur Cushing potrafił zachować się jak

prawdziwy bogaty dżentelmen, jeśli w ten sposób

mógł osiągnąć to, czego chciał, ale jeżeli nie, wpadał

w straszną złość i... no cóż, robił się brutalny.

W pełni opanowana pani Adrian siedziała

nieruchomo, nie odzywając się.

- Żona i ja dużo widzieliśmy z tego, co się tam

działo - kontynuował. - Słyszeliśmy kłótnie, czasem

krzyk kobiety i... nigdy mu się nie chciało zaciągnąć

zasłon w oknie pokoju. Pewnie myślał, że z tej

odległości nic nie widać.

Pani Adrian nie odezwała się.

- Ale wie pani - mówił dalej Sam Burris -

mieszkamy nad jeziorem już tyle lat i mamy bardzo

dobrą

lunetę,

trzydziestokrotne

powiększenie,

świetnie widać.

background image

- Lunetę? - powtórzyła pani Adrian, próbując

ukryć przestrach w swoim głosie.

Pokiwał głową i po chwili powiedział:

- Niech pani nie myśli, że jesteśmy wścibscy

albo jacyś podglądacze, czy coś w tym rodzaju, ale

kiedy słyszy się krzyk kobiety w nocy i widzi, jak

dwie osoby się szamocą, to trzeba mieć pewność, że

wszystko jest w porządku, zanim wróci się do łóżka.

Przytaknęła, zacisnąwszy usta.

- Mam lekki sen - powiedział Sam Burris. -

Moja żona śpi mocno, trzeba nią nieźle potrząsnąć,

żeby ją obudzić. Jest taka, jak większość kobiet tutaj,

dużo gada, więc nie wszystko jej mówię. Kiedy to się

stało po raz pierwszy, obudziłem ją i pomyśleliśmy,

że I chyba musimy coś zrobić, ale potem okazało się,

że nie ma takiej i potrzeby. - Jak to?

- Tamta dziewczyna potrafiła się obronić -

powiedział Sam Burris. - Niech mi pani wierzy, nieźle

mu przyłożyła, zanim wyszła.

- Czy to było... jakiś czas temu? - spytała.

- Dwa albo trzy miesiące.

- Aha - powiedziała, po czym zmarszczyła

brwi, rozdrażniona, że pokazała po sobie, jaką ulgę

sprawiła jej ta wiadomość.

- Za drugim razem - kontynuował Burris -

było odwrotnie.

- Jak to?

- Ta dziewczyna się broniła. Ubrałem się. Nie

mamy telefonu, więc chciałem pójść po szeryfa, ale...

chyba jej się to spodobało, bo zaczęli całować się w

oknie. Niedobrze mi się robi, jak pomyślę, że I są

dziewczyny, którym coś takiego się podoba.

- Są takie kobiety - powiedziała pani Adrian. -

Może udawała. Czy... czy pan ją rozpoznał?

- Przez lunetę widziałem ją jak na dłoni -

background image

odpowiedział Burris. - Potem przychodziła jeszcze

parę razy. Bardzo ładna dziewczyna. Nie wiem, jak

się nazywa. Czarne włosy i ciemnoszare oczy... ale... i

niech pani nie myśli, że podglądamy ludzi... po prostu

nie podoba mi się, że tacy ludzie jak Arthur Cushing

mieszkają w naszej okolicy. - Ale to pan go tu

sprowadził... to znaczy, przepraszam, sprzedał mu

pan ziemię.

- Zrobiłem z siebie głupka - przyznał Burris. -

Byłem idiotą. Nasłali na mnie pośrednika od

nieruchomości, który nagadał mi kupę kłamstw.

Powiedział, że ma klienta, który chce kupić ziemię

uprawną, nie żeby coś uprawiać, ale żeby mieć farmę,

która będzie przynosić straty, a on je sobie odpisze od

podatku. Pomyślałem, że jeżeli chce stracić pieniądze,

to mu pomogę, i zażądałem za paręset akrów ze

cztery razy więcej, niż były warte, i dałem mu opcję

na I resztę mojej ziemi za cenę cztery razy większą,

niż była warta jako I ziemia pod uprawę.

- A potem okazało się, że prawdziwym

nabywcą jest Dexter Cushing?

- Zgadza się. Nie chciał mieć farmy, ziemia

potrzebna mu była, żeby zbudować hotel...

Przypuszczam, że to pomysł właśnie Arthura. W

każdym razie zbudowali ten dom i ogłosili plany

postawienia wielkiego hotelu. Zrobili ze mnie głupka.

- Ale

przecież wartość pańskiej ziemi

wzrośnie.

- Tylko dla urzędu skarbowego - powiedział

Burris. - Ja będę musiał zapłacić podatek, a oni mogą

kupić ziemię, kiedy tylko zechcą. Ale nie o to chodzi.

Powiedziała pani, że ich tu sprowadziłem, więc

chciałem wyjaśnić, jak to było. Ale tak naprawdę to

chcę powiedzieć, że widzieliśmy tam panią wczoraj

wieczorem.

background image

Pani Adrian wyprostowała się sztywno na

krześle.

- Mnie? - spytała, mając nadzieję, że słychać

w jej głosie oziębłe niedowierzanie.

- Tylko proszę nie zrozumieć mnie źle -

poprosił Burris. - My... my wiemy, że panie są bardzo

miłe. Pani i pani córka Carlotta to najmilsze osoby,

jakie się tu pojawiły.

- Dziękuję - odpowiedziała lodowatym tonem.

- I... to znaczy, wiedziałem, co się stanie,

wiedziałem, czego spróbuje Arthur Cushing i... wie

pani, pomyślałem, że przyjdę tu do pani i powiem to,

to znaczy, postanowiłem to zrobić na wszelki

wypadek.

- To bardzo miło z pana strony, ale w dalszym

ciągu nie rozumiem, co pan chciał przez to

powiedzieć, że widział mnie pan w domu Cushingów.

Carlotta tam była, to się zgadza, ale...

- Widzieliśmy Carlottę - powiedział Burris - a

potem poszliśmy spać. To ja obudziłem się pierwszy,

kiedy usłyszałem brzęk tłuczonej szyby i strzał,

potem krzyczała kobieta i... no to wstaliśmy, żeby

zobaczyć.

- Jeżeli stało się coś złego - powiedziała - to

jest pańskim obowiązkiem pójść na policję i...

- Byłem już na policji - wyjaśnił cierpliwie. -

Dlatego nie mogłem przyjść tu wcześniej.

- Aha - odrzekła słabym głosem.

- Niech pani posłucha. Chcę coś wyjaśnić. Nie

mamy dużo czasu, a chcę, żeby mnie pani dobrze

zrozumiała.

- Zgoda - powiedziała - proszę, niech pan

mówi.

- Komuś takiemu jak ja nie jest łatwo

rozmawiać z kimś takim jak pani tak, żeby wszystko

background image

dobrze powiedzieć - wykrztusił Burris - ale wiem,

czego pani się obawia. Pani córka zabiła Arthura

Cushinga I i należało mu się. Usłyszała pani jej krzyk

i usłyszała strzał, i pobiegła pani, żeby zobaczyć, co

się dzieje. Potem pomogła pani córce zatrzeć ślady.

Oczywiście nie wiem, jakie ślady znajdzie szeryf, ale

jeżeli chodzi o mnie i moją żonę, to nie piśniemy ani

słowa. Carlotta to miła I panienka, a Arthur Cushing

to zwykła szumowina i... to znaczy, chciałem, żeby

pani wiedziała, że chcemy być dobrymi sąsiadami,

i…

- Panie Burris, jest pan w wielkim błędzie.

Carlotta wróciła wcześnie do domu i...

- Nie musi pani nic mówić. Po prostu chcę

pani powiedzieć, żel wiem, jak to jest. Gazety

uwielbiają takie sprawy, a kiedy dziewczyna

przejdzie przez coś takiego, będzie naznaczona na

całe życie. I Wiem, jak było naprawdę. Wiem, że

brzęk szyby, strzał i ten krzyki były na długo

przedtem, zanim pani poszła to sprawdzić. Moja żona

gada za dużo jak na mój gust, ale tym razem

postawiłem się i kazałem jej siedzieć cicho.

- Ale... ale nie rozmawiał pan z szeryfem i...

- Jasne, że rozmawiałem - odpowiedział

Burris. - Szeryf zadał mil wiele pytań. Pytał mnie, czy

widziałem, jak ktoś opuszcza dom, i powiedziałem

mu, że nie, że nikogo nie widziałem. I nie skłamałem,

boi nikogo nie zauważyłem. Potem powiedziałem mu,

że najpierw usłyszałem brzęk rozbitej szyby, a potem

strzał, i że to chyba było wtedy, kiedy go zabili, i że

dopiero po chwili usłyszałem, jak krzyczy jakaś

kobieta, i że wstałem dopiero chwilę po tym, jak

usłyszałem dźwięk stłuczonej szyby i strzał, i że

wyjrzałem, ale niczego nie zobaczyłem. Zawołałem

żonę i mniej więcej wtedy usłyszeliśmy ten krzyk, ale

background image

ani żona, ani ja niczego nie zobaczyliśmy, kiedy

wyglądaliśmy przez okno. Alei nie powiedziałem mu,

że jak już chwilę staliśmy w oknie, to zobaczyliśmy

tam panią, bo pomyślałem, że to nie jego sprawa.

- Carlotta była w domu w łóżku na długo

przed północą - odpowiedziała mu z naciskiem.

- Pani

Adrian,

nie

musi

mnie

pani

przekonywać. Chcę tylko, żeby pani wiedziała, że

chcemy być dobrymi sąsiadami.

- Wiem - powiedziała z rozpaczą w głosie. -

Chce pan być dobrym sąsiadem, ale tak naprawdę

myśli pan, że moja córka zabiła! Arthura Cushinga.

Podniósł wzrok.

- Pani też tak myśli.

Zdanie to, proste i absolutnie szczere, padło

tak nagle, że Belle Adrian nie zdobyła się na to, by

spojrzeć mu w oczy. Sam Burris wstał.

- Pomyślałem, że powiem to pani. Szeryf

pewnie przyjdzie, by porozmawiać z pani córką.

Niech mu pani powie, że wróciła do domu przed

północą i że byłem tu i powiedziałem pani...

- Przecież tego nie powinnam mu mówić!

- Musi mu pani powiedzieć. Jeżeli będzie pani

udawać zaskoczoną, przesadzi pani tak samo, jak

wtedy, kiedy usłyszała pani ode mnie, że Arthur

Cushing nie żyje. Trochę za bardzo się pani stara...

Ludzie ze wsi nie są specjalnie wygadani, ale potrafią

patrzeć. Nie umiem powiedzieć pani, co pani źle

zrobiła, i szeryf też pewnie nie, ale coś pani zrobiła

nie tak. Nasz szeryf jest bardzo bystry w takich

sprawach. Lubi zagonić w narożnik i złapać w

pułapkę. Niech mu pani powie, że przyszedłem tutaj

jak sąsiad powiedzieć pani, że Arthur Cushing został

zastrzelony.

- Tak wcześnie rano? - spytała. - Na pewno się

background image

zdziwi...

- Bo - ciągnął uparcie - wiedziałem, że

Carlotta była u niego na kolacji, i chciałem sprawdzić

z własnej ciekawości, o której wróciła do domu.

Myślę, że najlepiej będzie, jak pani będzie wściekła

na mnie, wie pani, że obudziłem panią tak wcześnie.

My tutaj jesteśmy inni niż miastowi. Niech mu pani

powie, że byłem podniecony i wyglądałem, jakbym

coś wiedział i musiał komuś o tym powiedzieć. Tak

będzie najlepiej, wtedy nie będzie pani musiała

udawać zaskoczonej i w nic pani się nie wkopie.

Wstał gwałtownie i ruszył ku drzwiom.

- No, to chyba powiedziałem wszystko -

powiedział.

W milczeniu wyciągnęła do niego rękę.

Burris przytrzymał ją w swojej sękatej dłoni.

- Wie pani co? - powiedział. - Zawsze

chciałem być taki jak wy, taki, co to potrafi obracać

językiem i zna ładne słowa. Skończyłem tylko cztery

klasy i całe życie harowałem... Dużo miastowych tu

przyjeżdża i wiemy, kto jest w porządku, a kto udaje.

Większość udaje lepszych, niż są, ale czasem, kiedy

spotyka się szczerych ludzi, to... takie miłe. Pani i

pani córka to tacy ludzie. Nie umiem lepiej tego

powiedzieć.

- Powiedział pan to bardzo dobrze - odrzekła

delikatnie.

- Chyba lepiej będzie, jak pani weźmie

adwokata. Nie musi pani I tego mówić szeryfowi,

ale...

- Perry Mason, ten sławny prawnik, jest tu na

wakacjach. Pomyślałam, że może poproszę go i...

- Też o nim pomyślałem - przyznał Sam

Burris. - Chociaż dużo I sobie liczy.

- Mam pieniądze - odparła po prostu.

background image

- To byłby sprytny ruch - powiedział. - Jest

dobrym adwokatem. W sumie myślę, że szeryf nie

będzie za bardzo was wypytywał.! On wie, że ludzie

tutaj was lubią i...

- Naprawdę? Nie wiedziałam, że mamy tu

dobrą opinię.

- Zdziwiłaby

się

pani.

My,

którzy

mieszkaliśmy tu i uprawialiśmy ziemię na długo,

zanim zrobiło się z tego letnisko, potrafimy odróżnić

porządnych ludzi od snobów. Zdziwiłaby się pani, ile

się tu mówi o przyjezdnych i jak dobrze się znamy na

ludziach... Życzę powodzenia, pani Adrian, i jeżeli

coś będę mógł dla pani zrobić albo w czymś pomóc,

może pani na mnie liczyć.

Zakłopotany Sam Burris ruszył w kierunku

drzwi, ale zatrzymał I się i powiedział:

- Pani córka go zabiła i miała rację. Niech pani

nie wypytuje jej za dużo i niech pani nie pozwoli

adwokatowi za bardzo jej męczyć. Są jeszcze inne

dziewczyny i jeżeli pani adwokat je odnajdzie, to

trochę jej pomoże. Pani wie swoje i ja wiem swoje... I

oboje wiemy, że pani córka to sól tej ziemi, taki miły

mały króliczek, najlepszy, jaki może być. Niech jej

pani nie męczy.

Powiedziawszy to, Burris wyszedł na zimne,

mroźne powietrze I szarego poranka.

Po jego wyjściu pani Adrian postała chwilę na

środku pokoju, zatopiona w myślach, po czym ruszyła

w kierunku drzwi do sypialni Carlotty.

- Mamusiu, co ci powiedział?

- Nic takiego. Powiedział mi, że Arthur

Cushing nie żyje. - Skąd on to wie?

Słyszał strzał i odgłos tłuczonej szyby.

- Naprawdę? Kiedy?

- Wtedy, kiedy to się stało. Chyba około

background image

drugiej w nocy.

background image

Mamusiu, czy on... czy patrzył przez okno?

Widział kogoś? Pani Adrian się uśmiechnęła.

- Carlotto, on mieszka trzysta stóp od domu

Cushingów.

Na twarzy Carlotty odmalowała się wyraźna

ulga.

- Jasne - powiedziała - przecież nie można

nikogo rozpoznać z tej odległości, prawda?

- Oczywiście, że nie - potwierdziła matka i

dodała uspokajająco: - Zresztą to i tak nie ma

żadnego znaczenia. Pójdę do Perry’ego Masona,

tego adwokata.

Rozdział 5

Perry Mason, leżąc pod ciepłą kołdrą w nie

ogrzewanej sypialni w górskiej chacie, zauważył, że

jest już wystarczająco jasno, aby dojrzeć parę

wydobywającą się z jego ust przy każdym oddechu.

Mason wynajął dom od jednego ze swoich

klientów,

ponieważ

bardzo

potrzebował

odpoczynku. Jednak teraz z irytacją zdał sobie

sprawę, że po czterech czy pięciu godzinach snu

obudził się i myśli intensywnie o sprawach, o

których chciał zapomnieć.

W ciągu dnia Perry Mason regularnie

aplikował sobie tyle fizycznego wysiłku, jeżdżąc na

nartach, konno i spacerując, by wieczorem czuć się

bardzo zmęczonym i o dziewiątej z radością wsunąć

pod kołdrę z nadzieją na długi, błogi sen przez całą

noc. Jednakże o północy budził się nagle, zakładał

szlafrok i kapcie i wychodził z zimnej sypialni, aby

rozgrzać się w wygodnym salonie, gdzie piec

olejowy utrzymywał stałą temperaturę 73 stopni

Fahrenheita.

background image

Tutaj adwokat rozsiadał się w dużym fotelu,

brał do ręki kilka biuletynów Sądu Najwyższego i

Okręgowego Sądu Odwoławczego i rozpoczynał

lekturę, z uwagą studiując orzeczenia i zapamiętując,

jak sędziowie uzasadniają swoje decyzje. Czasem

kiwał głową z aprobatą, a czasem marszczył brwi lub

powoli kręcił głową, nie zgadzając się z

orzeczeniami sądu.

Po dwóch, trzech godzinach, kiedy znowu

czuł się śpiący, powracał do rześkiego chłodu

sypialni, owijał się kołdrą i zasypiał tylko po to, żeby

z irytacją stwierdzić, iż o świcie gotów jest wstać z

łóżka.

Adwokat aż za dobrze znal przyczyny. Do

tego stopnia pochłaniały go sprawy klientów, że jego

podświadomość protestowała, kiedy próbował

odpocząć. Della Street, jego zaufana sekretarka,

otrzymała polecenie, by nie kontaktować się z nim, z

wyjątkiem nadzwyczaj ważnych spraw, i już od

czterech dni powstrzymywała się nawet od

dzwonienia do niego.

Nadeszła niedziela i Della miała przyjechać

rano z teczką pełną ważnych spraw, które wymagały

konsultacji samego Masona.

Leżąc w chłodnym świetle poranka i patrząc,

jak para jego oddechu szybuje ku sufitowi i znika,

Mason podjął decyzję. Wyjedzie stąd wraz z Delią.

Lepiej będzie powrócić do kieratu i zająć się

problemami na miejscu. Przyzwyczaiwszy swój

umysł do pracy na najwyższych obrotach, Mason

cierpiał teraz z powodu wymyślnego mechanizmu

psychologicznego, który wciąż domagał się

kolejnych podniet, a pozbawiony pracy, nie mógł

zwolnić tempa, zupełnie tak jak silnik pozbawiony

koła zamachowego nie może prawidłowo działać.

background image

Mason przeciągnął się i ziewnął, założył

szlafrok i kapcie. Kiedy szedł w kierunku łazienki,

usłyszał szybkie, lekkie kroki zmierzające ku

domowi, potem stukot obcasów na werandzie i w

końcu nerwowe stukanie do drzwi.

Marszcząc brwi, Mason przeszedł przez duży

salon z podłogą przykrytą dywanem zrobionym

przez Indian Navaho, z wygodnymi fotelami i

ogólną atmosferą uroczej prostoty, otworzył drzwi i

napotkał pełne lęku oczy Belle Adrian.

Belle Adrian spojrzała na wysokiego

prawnika, jego gęste, potargane włosy, kamienne

rysy twarzy i spokojne, wnikliwe oczy. Ujrzała

szlafrok, kapcie i spodnie od piżamy wystające spod

szlafroka.

- Przepraszam - odezwała się - bardzo

przepraszam, że pana obudziłam, ale... Trochę mi

głupio, że pana nachodzę.

- O co chodzi? - spytał Mason.

- Nazywam się Belle Adrian - odpowiedziała.

- W pewnym sensie jesteśmy sąsiadami. Wiele o

panu słyszałam, panie Mason, chociaż pan pewnie

nas nie zna. Nasz dom stoi tam, nad zatoką. Mamy

kłopoty, straszne kłopoty.

Mason uniósł brwi i palcami lewej dłoni

przeczesał gęste włosy.

background image

- Jakie kłopoty? - spytał.

Pani Adrian odpowiedziała gorączkowo:

- Wiem, że jest pan bardzo drogi, ale ja nie

jestem biedna. Wiem też, że przyjechał pan tutaj

odpocząć, że jest pan strasznie zapracowany, że chciał

pan być sam i unikał kontaktów towarzyskich, że

pewnie nie zechce pan nawet rozważyć podjęcia się tej

sprawy, ale... muszę z panem porozmawiać... szczęście

mojej córki... od tego wszystko zależy.

- Jakiej sprawy? - spytał Mason.

- Sprawy morderstwa.

Rysy jego twarzy złagodniały.

- No, teraz mamy coś konkretnego. Proszę

wejść - powiedział. Naprawdę nie chcę panu

przeszkadzać. Czuję się tak niezręcznie...

- Proszę wejść, bardzo proszę - serdecznie

powiedział Mason. - Proszę usiąść i rozgościć się, a ja

w tym czasie wezmę prysznic, ogolę się i ubiorę.

Przynajmniej wysłucham, co pani ma do powiedzenia,

i...

- Tylko że chyba nie mamy czasu -

powiedziała. - To kwestia minut. Biegłam przez całą

drogę.

Mason wskazał jej krzesło.

- Proszę usiąść - powiedział. - Czy chce pani

zapalić?

Potrząsnęła przecząco głową.

Mason wziął papierosa. Kiedy pani Adrian

usiadła wygodnie, przysiadł na poręczy fotela, owinął

się

szlafrokiem

i

zaciągając

się

głęboko,

roziskrzonymi oczami patrzył na nią przez snujący się

dym.

- Proszę mówić - powiedział.

- Panie Mason, jestem wdową. Mieszkam z

córką Carlottą. Przyjechałyśmy na odpoczynek, mamy

background image

tu dom. Córka ma dwadzieścia jeden lat. Mąż umarł,

kiedy miała piętnaście. Próbuję być dobrą matką...

- Chciała pani porozmawiać o morderstwie -

przerwał Mason - i powiedziała pani, że mamy

niewiele czasu.

- Tak, tak, wiem, ale chcę panu powiedzieć o

Carlotcie. To dobre dziecko.

Mason zbył tę informację lekkim skinieniem

głowy.

- W mieście pozostał przyjaciel, który jest nią

bardzo zainteresowany. To młody adwokat, który

zaczyna robić karierę, jak najbardziej odpowiednia

partia... Chyba jest w niej bardzo zakochany.

- A co z morderstwem? - podpowiedział

Mason. - Kto zginął?

- Arthur Cushing. Mason uniósł brwi.

- Ten syn bankiera, tego, który chce tu

wybudować hotel?

- Tak, właśnie on.

- Co się stało?

- Moja córka jeździła z nim na nartach, nic

poważnego, po prostu stanowił męskie towarzystwo,

chociaż

myślę,

że

bardzo

mu

się

podobała, ale nie... nie w taki sposób, jak temu

drugiemu.

- A w jaki? - spytał Mason.

Spojrzała mu w oczy i powiedziała:

-

Więc...

nazwijmy

to

biologicznym

instynktem. Taki był Arthur Cushing. Warto posłuchać

plotek, jakie tu o nim krążą. To« zawodowy

podrywacz wykorzystujący swoją pozycję, pieniądze i

władzę, żeby dostać to, czego chce. Jeżeli to dostanie,

bierze bez skrupułów albo...

- Widzi pani w nim samca, jak każda matka

córki na wydaniu. I W końcu wszyscy mężczyźni

background image

mniej więcej...

- Panie Mason, proszę mnie zrozumieć. Nie

jestem zacofana ani I pruderyjna. Zdaję sobie sprawę z

tego, że życie nie zawsze pasuje do teorii, ale Arthur

Cushing to... zwierzę.

- Pozwalała pani Carlotcie spotykać się z nim?

- Nie spotykać, panie Mason... dlaczego pan mi

utrudnia?

- To pani komplikuje sprawę - odpowiedział

Mason.

- Nigdy pan tego nie zrozumie, nie wie pan, jak

to jest być matką i patrzeć, jak córka dorasta. Najpierw

trzeba się nią opiekować, kiedy dojrzewa fizycznie, a

potem, nagle, rozkwita i dojrzewa psychicznie, i... już

nie ma się odwagi, żeby się nią opiekować, bo albo

złamie się serce sobie lub jej, albo zmusi sieją do

udowodnienia, że; jest już niezależna.

Niektórych rzeczy musi nauczyć się sama,

Musi nauczyć się życia, przestać być dzieckiem i stać

się dorosłą kobietą, i jeżeli w tym; okresie życia

poczuje, że się jej pilnuje i opiekuje się nią, nic

dobrego z tego nie wyniknie, a można też narobić

dużo szkody.

background image

Tak łatwo zniszczyć porozumienie między

matką a córką, zniszczyć uczucie. Można potem

udawać, ale miłość zniknie.

- Dobrze - powiedział Mason - marnujemy

czas. Rozumiem, co pani chce powiedzieć.

- Tak się panu może wydawać - powiedziała -

ale nikt, kto nie był matką, nie jest w stanie tego

zrozumieć.

- Dla dobra dyskusji przyjmuję ten argument

- powiedział Mason. - Ma pani rację, nigdy nie będę

matką. Więc co się stało?

- Carlotta wiedziała, jaką opinią cieszy się

Arthur Cushing. Oczywiście próbował ją zdobyć -

dodała, z dumą prostując się w fotelu - ale mu się nie

udało. Podobało się jej, że może mu się oprzeć, bo

traktowała

go

jak

niebezpieczny

rodzaj

nieokiełznanej męskości, którą drażniła i którą

chciała lepiej poznać. Jeździli na nartach, kiedy...

myślę, że Carlotta bardzo by się rozczarowała, gdyby

nie wypadek.

- Słyszałem, że Cushing złamał nogę w

kostce - powiedział Mason.

- Tak, w kostce. Miał gips. Mógł się poruszać

tylko o kulach i na wózku... Miał kolorowe filmy,

które nakręcił, kiedy byli razem na nartach. Zaprosił

Carlottę na kolację i razem je oglądali.

- Jak pani na to zareagowała?

- Panie Mason, to były najtrudniejsze chwile

w moim życiu, ale nic nie powiedziałam, ani słowa.

Zachowywałam się naturalnie, choć wiedziałam, co

się stanie.

- I co się stało?

- Zachowywał

się jak dżentelmen do

momentu, kiedy podano kolację i służąca poszła do

domu. Wtedy zaczął nalegać, a kiedy nic z tego nie

background image

wyszło... no cóż, potwierdził opinię na swój temat.

- Co się stało?

- Nie znam szczegółów, panie Mason. Nie

pytałam Carlotty. Może ona panu powie. Nie

chciałam jej wypytywać. Wiem, że wróciła do domu,

że ubranie miała podarte i że była strasznie wściekła.

Chyba mocno mu przyłożyła.

- Proszę dalej - powiedział Mason.

- Dzięki Bogu, mamy z Carlotta zdrowe,

cywilizowane stosunki. Powiedziała mi, co się stało,

i w końcu zaczęłyśmy się z tego śmiać. To było

przykre doświadczenie, ale udało nam się znaleźć

jego humorystyczny aspekt, jak w bajce o

Czerwonym Kapturku i złym wilku. Napiłyśmy się i

położyłyśmy

się

spać,

ale

Carlotta

była

zdenerwowana i zmartwiona, więc poszłam do jej

pokoju i spałam razem z nią.

Mason lekko przymknął powieki.

- Więc kiedy około drugiej nad ranem

usłyszałam krzyk kobiety, wstałam i zastanawiałam

się, skąd dobiegł. Wydawało mi się, żej ktoś krzyczy

w domu Arthura Cushinga, i zauważyłam, że świecą

się tam światła.

- A Carlotta? - spytał Mason.

-

Carlotta

spokojnie

spała.

Była

zdenerwowana i niespokojna, kiedy się kładłyśmy,

ale gdy usłyszałam krzyk, spała głębokim snem,

więc postanowiłam jej nie budzić. Wróciłam do

łóżka i zasnęłam.

- Ale oczywiście - powiedział Mason - nie

spała pani długo.

- Czy zna pan Sama Burrisa?

Mason potrząsnął głową.

- Sam Burris był właścicielem prawie całej

ziemi po północno-zachodniej stronie jeziora. Jest

background image

jednym ze starych mieszkańców, od lat uprawiał

ziemię i...

- A co on ma z tym wspólnego? - spytał

Mason.

- Pana Burrisa obudził ten sam krzyk, który

usłyszałam - odpowiedziała - krzyk kobiety, tyle że

usłyszał też dźwięk rozbitego szkła i odgłos strzału.

Poszedł, żeby sprawdzić, co się stało, i zna lazł

Arthura Cushinga martwego na wózku inwalidzkim.

- Zamordowanego? - spytał Mason.

Kiwnęła głową.

- Z dziurą po kuli rewolwerowej w klatce

piersiowej. Zawiadomił szeryfa, a potem przyszedł

mnie o tym powiedzieć.

Mason zmrużył oczy.

- Tak wcześnie rano?

- Tak. Właśnie zaczynało świtać.

- Dlaczego przyszedł?

- Nie rozumie pan? Wie, że Carlotta była na

kolacji u Arthura Cushinga. Służąca też to wie.

Szeryf bada sprawę i w każdej chwil może spytać

Carlottę o jej wersję wydarzeń. A sam Burris wie,

jakim draniem jest - był Arthur Cushing.

background image

- No dobrze - powiedział Mason - to

dlaczego pani córka nie może po prostu powiedzieć

szeryfowi, co się wydarzyło?

- Panie Mason, nie rozumie pan. To... to

trzeba rozegrać delikatnie. Chodzi o rozgłos i tak

dalej. Jeżeli przeczyta o tym w gazetach przyjaciel

Carlotty...

Mason niecierpliwie potrząsnął głową.

- Nie zdołam powstrzymać gazet.

- Ale gdybyśmy miały adwokata, kogoś, kto

przypilnuje naszych interesów, gdybyśmy...

- Jak rozumiem - w głosie Masona słychać

było lekką nutkę rozczarowania - nie ma

najmniejszej możliwości, że pani córka ma

cokolwiek wspólnego z morderstwem?

- Oczywiście, że nie.

- W takim razie - kontynuował Mason - nie

mam tu nic do roboty. Najlepiej będzie, jeśli pani

córka powie całą prawdę. I proszę mi wierzyć -

dodał, patrząc znacząco na panią Adrian -

jakakolwiek próba ukrycia prawdy będzie miała

katastrofalne skutki.

- Rozumiem - powiedziała, unikając jego

wzroku. Mason przyjrzał się jej uważnie.

- Czy na pewno mówi mi pani prawdę?

- Tak, tak, oczywiście. Mason powiedział:

- Najwyraźniej Arthur Cushing, zniechęcony

nieudaną próbą łatwego zdobycia pani córki,

zadzwonił do innej kobiety, którą znał lepiej lub

która, jak miał nadzieję, mogła okazać mu więcej

sympatii. Pani i Carlotta zeznacie, że córka była w

domu. Zeznanie Sama Burrisa pozwoli ustalić czas

popełnienia przestępstwa, a pani może to

potwierdzić. To wszystko.

- Chyba tak, ale... nie jestem pewna

background image

umiejętności tutejszego szeryfa. Jeszcze parę lat

temu była tu tylko wieś i...

- Proszę - powiedział Mason - niech pani

wyrzuci to z siebie. Na czym polega problem?

Odpowiedziała:

- Pomyślałam, że może pan będzie wiedział,

jak zdobyć fakty. Musimy wiedzieć, bardziej niż

cokolwiek innego, to, kim była tam ta dziewczyna,

ta, która krzyczała i która strzeliła.

background image

- Sam fakt, że krzyczała, nie oznacza, że to

ona pociągnęła za spust - zauważył Mason.

- Nie, nie, oczywiście, że nie. Mówi pan jak

prawnik. To nie dowodzi, że go zabiła. Ale kiedy

ustali się jej tożsamość, logiczne będzie, że to ona

będzie podejrzana. Szeryf pójdzie tym tropem,

gazety się nią zajmą i wie pan, nikt wtedy nie

wspomni o Carlotcie...

Mason kiwnął głową. Mówiła dalej:

- Wiem, że zna się pan na tych sprawach, i

pomyślałam, że... znaczy, pomyślałam, że może pan

poprowadzi śledztwo i...

Mason odrzekł z powątpiewaniem:

- Obawiam się, że szeryf nie byłby

zadowolony z mojej pomocy w prowadzeniu

śledztwa w sprawie morderstwa. W końcu jestem

adwokatem, a nie detektywem. Poza tym policja na

ogół za mną nie przepada.

- Chyba nie zdaje pan sobie sprawy z

reputacji, jaką pan ma, panie Mason - powiedziała. -

Jest pan prawnikiem i detektywem.

Mason odpowiedział:

- Wynajmuję agencję detektywistyczną. Paul

Drakę z Agencji Detektywistycznej Drake’a pracuje

dla mnie od lat. Jest bardzo dobry. Mógłbym do

niego zadzwonić i poprosić o przysłanie tu kilku

ludzi, ale nawet gdyby przylecieli samolotem,

minęłoby kilka godzin, zanim wzięliby się do pracy.

Potem musieliby...

- Ale dzisiaj jest niedziela - odpowiedziała z

rozpaczą. - Gazety nie próżnują. Gdybyśmy... nie

rozumie pan? Mamy cały dzień. Gdybyśmy

odnaleźli tę dziewczynę do wieczora... wtedy nie

byłoby za późno.

- A tymczasem - spytał Mason - co powie

background image

Carlotta?

- Prawdę.

- To dobrze - powiedział Mason. Zawahał się

przez chwilę, po czym podszedł do telefonu i rzekł: -

Proszę się rozgościć, pan Adrian. Na stole leżą

czasopisma.

- Dziękuję. Nie mogę czytać, za bardzo

jestem zdenerwowana.

Mason zamówił międzymiastową, podając

zastrzeżony numer prywatny Paula Drake’a.

- Czy pani córka wie, że pani jest tutaj? -

spytał, trzymając przy uchu słuchawkę.

background image

Kiwnęła głową.

- To niedobrze - powiedział.

- Dlaczego?

- Szeryf może przyjść, żeby spytać Carlottę, co

się wydarzyło wczoraj wieczorem i gdzie była, kiedy

zastrzelono Cushinga. Ona mu powie, że spała we

własnym łóżku i że pani może to potwierdzić. On się

spyta, gdzie pani jest, i dowie się, że poszła pani do

mnie. To...

- Oczywiście - przerwała mu - właśnie to

chciałam powiedzieć, dlatego tak się śpieszę. Muszę

wrócić, żeby być w domu, kiedy przyjdzie szeryf. Nie

chcę, żeby ktoś wiedział, że byłam tutaj.

- Więc niech pani idzie - powiedział Mason. -

Chyba rozumiem okoliczności... Chwileczkę.

Odwrócił się ku słuchawce i powiedział:

- Cześć, Paul... Nie, jeszcze jestem w górach.

Miałem odpoczywać... Paul, mam dla ciebie zadanie...

Tak, tak, wiem. Della Street już tu jedzie. Dotrze

wcześnie rano, ale to jest nagła sprawa... Chodzi o

morderstwo. Posłuchaj, przyślij samolotem paru ludzi.

Jeżeli możesz, też przyjedź. Potrzebuję tu dobrych

detektywów tak szyb ko, jak się da. Nic więcej nie

mogę powiedzieć przez telefon.

Chcę, żebyś zajął się sprawą morderstwa...

Nie, to w ogóle nie ten typ sprawy. Chodzi o to, że

tutejszy szeryf może dużo popsuć. Chcę wydobyć

prawdziwe fakty. Chcemy pomóc władzom... Nie, nie

prosili o pomoc. Pewnie nie będą chcieli żadnej

pomocy. Musimy postępować taktownie i... Przyślij tu

ludzi i wtedy wszystko wyjaśnię. Sam też możesz

przyjechać?

Mason kiwnął głową zadowolony i powiedział:

- Zadzwoń na lotnisko i niech grzeją silniki. Tu

pogoda jest dobra, widoczność doskonała. Zimno,

background image

mroźnie i słonecznie, ani jednej chmury nad górami.

Dolecisz tu w godzinę, ludzi możesz zebrać i dojechać

na lotnisko w pół godziny albo czterdzieści pięć

minut.

Ruszaj... Co?... Do diabła ze śniadaniem. Przyjeżdżaj.

Tak, to aż tak ważne.

Odłożył słuchawkę i zwrócił się do pani

Adrian:

- No cóż, to chyba wszystko, co możemy w tej

chwili zrobić. Proszę wracać, tak jak...

Nagle przechylił głowę na bok, nasłuchując,

po czym podszedł do okna i spojrzał przez żaluzje.

- Zdaje się - powiedział cicho - że na początku

naszej rozmowy i nie doceniłem tej sprawy. Zbyt

wiele czasu zmarnowałem, prosząc panią o

wyjaśnienia.

- Nie rozumiem.

- Szeryf właśnie zaparkował, a on sam i jego

trzech zastępców z ponurymi minami...

Przerwał, słysząc łomot stóp na werandzie i

zdecydowane walenie do drzwi.

Pani Adrian zrobiła się blada jak ściana.

Rozdział 6

Mężczyzna stojący w drzwiach wyraźnie czuł

się zakłopotany, ale I zarazem sprawiał wrażenie

człowieka stanowczego, takiego, który posuwa się do

przodu wprawdzie powoli, ale za to nigdy się nie cofa.

Trzech mężczyzn stojących za nim przyjęło

pozycję, która wskazywała, że są tu po to, by go

wspierać, równocześnie poddając się jego rozkazom.

- Pan jest Mason - odezwał się mężczyzna -

Perry Mason, ten sławny prawnik. Jestem Bert

Elmore, szeryf w tym hrabstwie. Pan mnie nie zna, ale

background image

ja dużo o panu słyszałem.

Perry Mason uścisnął mu dłoń.

- Nie mógłbym pana z nikim pomylić, szeryfie.

Bardzo mi miło pana poznać. Czy mogę coś dla pana

zrobić?

- Chcielibyśmy wejść - powiedział szeryf.

- Przykro mi - odpowiedział Mason - ale

jestem w tej chwili i bardzo zajęty.

- Zdaje się - powiedział szeryf - że jest pan

zajęty sprawą, I w związku z którą chcę się z panem

zobaczyć. Mason uniósł brwi.

- Jest u pana pani Adrian, prawda? Mason

kiwnął głową.

- Chcemy zadać jej kilka pytań. Mason

powiedział:

- Prowadziłem z panią Adrian poważną

rozmowę i chcielibyśmy ją skończyć, zanim pan nam

przeszkodzi. Jednakże - dodał uprzejmie, widząc

zacięty wyraz twarzy szeryfa - bardzo proszę wejść i

pytać, oczywiście pod warunkiem, że może się

okazać, iż będę musiał dokończyć rozmowę z moją

klientką w trakcie pańskiego przesłuchania. Proszę

wejść... A ci panowie?

- To moi zastępcy - odpowiedział szeryf.

- Proszę wejść - serdecznie zaprosił ich Mason.

- Powinno wystarczyć krzeseł.

Czterech mężczyzn wtłoczyło się do środka.

Szeryf,

korpulentny

pięćdziesięcioparoletni

mężczyzna, zdjął z głowy olbrzymi kapelusz i

powiedział:

- Dzień dobry, pani Adrian.

- Dzień dobry, szeryfie.

Szeryf podsunął sobie krzesło i usiadł. Trzech

zastępców stanęło rzędem pod przeciwległą ścianą

pokoju.

background image

- Proszę usiąść - zaproponował Mason.

- Dziękuję - odpowiedział jeden z mężczyzn,

najwyraźniej zakłopotany. - Postoimy.

Szeryf nie zwracał na nich uwagi, przyglądając

się cały czas pani Adrian.

- Domyśla się pani, że jestem zmuszony zadać

pani kilka pytań.

Skinęła głową w milczeniu.

- Byliśmy u pani w domu - powiedział szeryf -

i rozmawialiśmy z Carlottą, pani córką. Powiedziała,

że był u was Sam Burris i opowiedział, co się stało

wczoraj w nocy.

Pani Adrian ponownie skinęła głową.

- Źle zrobił.

- Dlaczego? - spytała pani Adrian.

- Chcieliśmy...

No, chcieliśmy z panią

porozmawiać pierwsi.

- Co w tym złego, że Sam Burris zachował się

jak sąsiad i opowiedział nam, co się stało?

- No cóż, już za późno, nie będziemy o tym

dyskutować. Chciałem z panią porozmawiać o

panience Carlotcie.

- Proszę bardzo.

- Powiedziała nam - rzekł szeryf - że jest pani

tutaj. Nie wyglądało na to, że miała zamiar to

powiedzieć. Czy ma pani jakieś powody ukrywać się

przed nami?

- Oczywiście, że nie.

- Jakoś tak dziwnie się zachowywała.

Pani Adrian się uśmiechnęła.

- Na pewno dlatego, że jest w dziwnej i

niezręcznej sytuacji. Wie pan, była wczoraj u Arthura

Cushinga na kolacji.

- To wiem - odparł szeryf. - Dowiedzieliśmy

się. Była tam na kola - I ej i. Służąca umyła naczynia i

background image

poszła do domu tuż po dziesiątej. Kiedy wychodziła,

Arthur Cushing i pani córka oglądali filmy w salonie.

Pani Adrian ponownie skinęła głową.

- O której pani córka wróciła do domu?

- Nie... nie wiem dokładnie. Chyba około

jedenastej. Szeryf powoli pokiwał głową, w skupieniu

obserwując kobietę szarymi oczami.

- O której dokonano morderstwa? - spytał

Mason.

Szeryf zignorował pytanie, ciągle wpatrując

się w panią Adrian.

- Czy pani córka wychodziła jeszcze raz z

domu po tym, jak 51 przyszła piechotą, porzuciwszy

unieruchomiony samochód?

- Nie, oczywiście, że nie.

- Czy pani wychodziła?

- Przyszłam tutaj.

- I poza tym nie opuszczała pani domu?

- Oczywiście, że nie.

- I nie była pani w domu Cushingów?

- Ależ nie.

- Ani pani córka?

- Skądże. Była na kolacji i...

- Chodzi mi o to, czy poszła tam jeszcze raz po

powrocie z kolacji.

- Nie.

- Jest pani pewna?

- Oczywiście. Leżałam z nią w jednym łóżku i

łatwo mnie zbudzić. Zresztą, po co miałaby tam iść?

- Nie wiem. Właśnie dlatego pytam.

- Już panu powiedziałam.

- Kiedy pani córka tam była - powiedział

szeryf - pan Cushinga zaczął się bardzo nieprzyjemnie

zachowywać.

- To zależy. Moja córka to dobre dziecko, a

background image

Arthur Cushing znany był z braku powściągliwości w

pewnych sprawach.

background image

- Chodzi mi o to - powiedział szeryf - czy

rzuciła w niego lustrem?

- Lustrem

w

Arthura

Cushinga?!

-

wykrzyknęła pani Adrian.

- Właśnie o to chodzi.

- Ależ nie. Po prostu dała mu w twarz i

wyszła.

- A on nie rzucił?

- Nie. Zaczął się zachowywać po chamsku,

to wszystko.

- Kiedy

do

niego

przyjechaliśmy

i

przeszukaliśmy pokój - powiedział szeryf -

stwierdziliśmy, że najwyraźniej ktoś rzucił lustrem.

Lustro uderzyło w okno i się rozbiło. Szyba też się

rozbiła. Kawałki szkła leżały na zewnątrz i w pokoju

na podłodze.

Pani Adrian milczała.

- Czy coś pani wie na ten temat? - Nie.

- A Carlotta nic pani nie mówiła?

- Ależ nie. Carlotta niczym by nie rzuciła.

Potrafi się zachować jak dama nawet w najbardziej

irytujących sytuacjach. Mówię panu, że dała mu w

twarz i poszła do domu.

- I złapała gumę?

- Zgadza się - powiedziała pani Adrian. -

Mogę panu dalej opowiedzieć.

- Chwileczkę - delikatnie przerwał Mason -

zdaje się, że szeryf chce coś powiedzieć na temat

przebitej opony.

- Jeszcze nie teraz - odparł szeryf - najpierw

chcę usłyszeć całą historię od pani Adrian.

- Wydaje mi się, że w sposób nieuprawniony

wykorzystuje pan swoją przewagę - powiedział

Mason. - Proszę po prostu powiedzieć pani Adrian,

do czego pan zmierza.

background image

- Chcę ustalić fakty - powiedział szeryf,

odwracając się powoli w kierunku Perry’ego

Masona.

- No właśnie - powiedział Mason - ale

wyraźnie widać, że dysponuje pan wiedzą o

pewnych faktach, której pani Adrian nie ma.

- I w porządku - odpowiedział szeryf. - Tak

ma właśnie być. Mamy fakty na temat zabójstwa, a

przecież pani Adrian nie może nic na ten temat

wiedzieć.

Triumfalny ton w jego głosie spowodował,

że Mason rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.

- Nie mam nic do ukrycia - powiedziała pani

Adrian trochę do prawnika, a trochę do szeryfa. - W

świetle tego, co powiedziała mi córka, poczułam się

trochę zaniepokojona. Wydawało mi się, żel

pojawiły się pewne komplikacje.

- W jakim sensie?

- Jesteśmy zaprzyjaźnione z Cushingami.

Naturalnie to bardzo znana tutaj rodzina. Starszy pan

Cushing jest dystyngowanym człowiekiem. Jak

wiadomo jego syn ma opinię rozpustnika. Nie

zawracałabym sobie tym głowy, gdyby... to znaczy,

gdyby... tylko i próbował poderwać Carlottę, ale

kiedy użył siły...

- Próbował ją zmusić?

- Miała podartą bluzkę.

- Proszę dalej - powiedział szeryf.

- Wiedziałam, że będę musiała coś zrobić,

kiedy go zobaczę. Nie i wiedziałam, czy

porozmawiać z nim o tym, czy też po prostu go I

zignorować. Martwiłam się. Nie mogłam zasnąć. W

końcu postanowiłam, że następnym razem będę

chłodna, z dystansem i bardzo I wyniośle uprzejma.

- I była pani? - spytał szeryf. Zdziwiona

background image

uniosła brwi.

- Nie widziałam go - powiedziała. - Sam

Burris powiedział mi...

- Na pewno pani nie widziała się z nim

ponownie?

- Oczywiście - odpowiedziała. - Proszę mi

nie przerywać. Chcę wyjaśnić jeszcze jedną sprawę.

- Proszę.

- Chyba lepiej będzie, jeśli pani... - odezwał

się Mason.

- Nie, bardzo proszę, panie Mason -

powiedziała. - Doskonale I wiem, co robię, i chyba

domyślam się, o co chodzi szeryfowi. Chcę mu

pomóc. Usłyszałam coś bardzo istotnego około

drugiej piętnaście w nocy.

- Co to było?

- Usłyszałam krzyk kobiety, który dochodził

jakby z domu Cushingów.

- I co pani zrobiła?

- Wstałam z łóżka bardzo cicho, żeby nie

obudzić Carlotty. Podeszłam na palcach do okna.

Zobaczyłam światło w domu Cushingów... Nie

zauważyłam, żeby ktoś się tam poruszał, i niczego

więcej nie usłyszałam. Było bardzo zimno, więc

wróciłam do łóżka.

- Czy pani córka była wtedy z panią?

- Leżała w łóżku i spokojnie spała.

- A więc - powiedział szeryf, drapiąc się po

podbródku - wszystko to pasuje do siebie i układa

się w ładny obrazek, tyle że ten obrazek nie pasuje

do faktów.

- W takim razie źle pan interpretuje fakty -

zawyrokowała chłodno.

- No dobrze - powiedział szeryf - ale coś

jeszcze mnie niepokoi, pani Adrian. Mam dużo

background image

obowiązków i nie wszystkie sprawiają mi

przyjemność. Proszę powiedzieć, dlaczego pani

przybiegła tutaj, żeby spotkać się z prawnikiem?

- Powiem panu, dlaczego „przybiegłam” tutaj

- odpowiedziała pani Adrian kwaśno. - Będę z

panem szczera. Wiedziałam, że moja córka była na

kolacji

w

domu

Cushingów.

Krzyk,

który

usłyszałam, oznacza, że była tam też jakaś inna

dziewczyna. Zależało mi na tym, żeby się

dowiedzieć, czy można by ją odnaleźć, zanim moja

córka zostanie w to wplątana.

- No, to mogę zrozumieć - przyznał szeryf.

- Więc przyszłam do pana Masona i

poprosiłam, żeby zatrudnił detektywów, którzy

mogliby pomóc panu zebrać materiał dowodowy w

tej sprawie. Właśnie dlatego przyszłam.

- To bardzo uprzejmie z pani strony, pani

Adrian, i mogę pani powiedzieć, że pomoc mi się

przyda, dużo pomocy.

- Cóż - powiedziała, nie do końca potrafiąc

ukryć nutkę triumfu w głosie - tak wygląda prawda.

Pan Mason może to potwierdzić.

Mason odezwał się gładko:

- Dla pańskiej informacji, szeryfie, właśnie

dodzwoniłem się do Paula Drake’a z Agencji

Detektywistycznej Drake’a. Przyleci tu samolotem i

odda się do pańskiej dyspozycji.

- No dobrze, świetnie - powiedział szeryf -

tylko że ja nie potrzebuję takiej pomocy.

- Nie? - spytał Mason.

- Nie - odpowiedział szeryf - mam swoje

obowiązki wobec podatników i wiem, jaka ciąży na

mnie odpowiedzialność.

background image

- Ależ - powiedziała pani Adrian - nie wydaje

się panu chyba, że jest pan nieomylny? Sam pan

powiedział minutę temu, że...

- Chwileczkę - przerwał szeryf - proszę mnie

nie zrozumieć źle. Przyda mi się pomoc, ale na moich

warunkach. Jeżeli pan Drakę chce tu przyjechać i

prowadzić dochodzenie, proszę bardzo, a jeżeli coś

znajdzie, z radością przyjmę go i wysłucham. Ale nie

mogę mianować tego miastowego detektywa moim

zastępcą, zaufać mu i informować go o wszystkim,

co odkryję.

- Ależ nie - powiedział Mason - nikt tego nie

oczekuje, szeryfie. Poprosimy pana Drake’a, żeby

zdobył materiał dowodowy, i jak tylko ustali

tożsamość tej kobiety, przekaże tę informację panu.

Szeryf pomyślał przez chwilę, po czym

spojrzał na Perry’ego Masona spod krzaczastych

brwi. - I, ma się rozumieć, równocześnie przekaże ją

gazetom.

- Zgadza się - odpowiedział Mason.

- No, to chyba jest w porządku - powiedział

szeryf - ale chciałbym dostać tę informację pierwszy

i zatrzymać ją na chwilę dla siebie.

Mason nie odpowiedział.

Szeryf Elmore zwrócił się do pani Adrian:

- Wie pani, pani Adrian, pani i pani córka

jesteście bardzo sympatycznymi osobami, takimi,

jakie tutaj lubimy.

- Dziękuję.

- I dlatego nie chcę, żeby się pani w coś

wkopała.

- Nie rozumiem.

- To znaczy - powiedział szeryf - jest tak, pani

Adrian. Nie:

wiem, czy ma pani jakieś doświadczenie w

background image

rozpoznawaniu śladów i w takich tam sprawach, ale

kiedy chwyci mróz, to robi pewne bardzo konkretne

rzeczy. Na przykład, o ile wiemy, wczoraj w nocy

mróz przyszedł dopiero po północy i szybko powstała

gruba warstwa białego szronu. Wczoraj wieczorem

było bardzo wilgotno i z tego, co wiem, szron to

tylko zamrożona wilgoć. Może pan Mason wie coś o

tym więcej niż ja, ale w każdym razie szron tworzy

na ziemi nieskazitelnie białą pokrywę.

- No i? - spytała.

- Więc - odpowiedział szeryf - kiedy zrobiło

się jasno, ujrzeliśmy ślady kobiety w tym szronie,

kobiety, która szła z pani domu do domu Cushingów

i z powrotem.

background image

Na twarzy pani Adrian nagle pojawiła się

konsternacja.

- Będę z panią szczery. Znaleźliśmy samochód

z przebitą oponą, tak jak mówiła pani córka, około

dwustu jardów od domu, na poboczu, tam gdzie go

zaparkowała i zostawiła.

Pani Adrian milczała.

- Zdjęliśmy koło - kontynuował szeryf - żeby

zobaczyć, co przebiło oponę, i znaleźliśmy kawałek

szkła.

- No to co? - powiedziała pani Adrian. -

Kawałek szkła to kawałek szkła. Przecież kawałki

szkła codziennie przebijają setki tysięcy opon i...

- Chwileczkę - powiedział szeryf, grzebiąc w

kieszeni i wyciągając gruby kawałek szkła - niech pani

sama popatrzy, pani Adrian. To kawałek szkła gruby

na ponad ćwierć cala, srebrny z jednej strony. Innymi

słowy, to jest kawałek zabytkowego lustra, które się

potłukło, gdy ktoś nim rzucił w domu Cushingów,

tego, co się rozbiło o okno. Niektóre kawałki tego

lustra wypadły na zewnątrz, a inne rozsypały się w

pokoju... Ten kawałek szkła nie mógł przebić opony,

zanim samochód odjechał po tym, jak lustro zostało

stłuczone.

Ale pani twierdzi, że córka była w domu przed

północą. Szron zaczął się robić dopiero około północy.

Od samochodu prowadzą ślady kobiecych butów do

domu Cushingów, z powrotem do samochodu i potem

do pani domu.

Jeżeli te ślady w ogóle coś oznaczają, to tyle,

że po przebiciu opony pani córka poszła do domu

Cushingów, potem wróciła do samochodu i dopiero

potem poszła do domu.

Teraz szczerze, pani Adrian. Takie są fakty.

Muszę znać odpowiedź. Musi mi pani to wyjaśnić. O

background image

nic panią nie oskarżam, jeszcze nie. Po prostu tak się

mają sprawy. Od pani zależy, co pani teraz zrobi.

- Uważam - wtrącił się Mason - że lepiej

będzie odłożyć tę rozmowę. Pani Adrian jest

wyprowadzona z równowagi i zdenerwowana.

Pomogła panu najlepiej, jak potrafi.

- Chcę to załatwić uczciwie - powiedział szeryf

Elmore. - To bardzo sympatyczne osoby. Nie chcę ich

wpuszczać w maliny, a pan jej mówi, żeby nie

odpowiadała na moje pytania.

- Nie. - Mason wytrzymał spojrzenie szeryfa.

- Tak to mi wygląda.

- Nie mówię jej, żeby nie odpowiadała na

pańskie pytania. Chcę powiedzieć panu, żeby pan już

o nic więcej nie pytał.

Szeryf podrapał się po podbródku i powoli się

uśmiechnął.

- Teraz widzę, że opinia o panu nie wzięła się...

Przerwał, słysząc kroki na werandzie i stukanie

do drzwi. Chwilę potem, zanim Mason zdążył podejść

do drzwi, ktoś je otworzył, I pchnąwszy od zewnątrz.

Na progu stał podekscytowany mężczyzna, który

trzymał rewolwer w wyciągniętej ręce. W lufie tkwił

ołówek, a broń balansowała na jego końcu.

- Szeryfie,

znalazłem go - mężczyzna

wykrzyknął z triumfem. - Znalazłem go i zrobiłem

dokładnie tak, jak pan kazał, żeby nie zniszczyć

odcisków palców. Włożyłem ołówek do lufy i w ogóle

go I nie dotykałem. To rewolwer, kaliber 38,

znalazłem go w krzakach I około trzydziestu stóp od

samochodu, tam gdzie go wyrzuciła, tak daleko jak się

da, kiedy wysiadła z samochodu.

- Chwileczkę - odezwał się zniecierpliwiony

szeryf. - Zabierz to na zewnątrz, za chwilę przyjdę do

ciebie. Trzymaj tak, żeby...

background image

- Niech pan idzie już teraz, szeryfie -

powiedział Perry Mason. - Pani Adrian jest wzburzona

i nie będzie z nikim rozmawiać.

- Uważam - stwierdził szeryf - że powinna nam

powiedzieć coś więcej o...

- Nie sądzę - rzucił Mason.

- W tym przypadku najważniejsze jest prawo,

panie Mason - powiedział szeryf. - Jest pan

prawnikiem i powinien pan to wiedzieć.

- Oczywiście, że wiem - odparł Mason. - Jeżeli

chce pan aresztować panią Adrian, proszę bardzo,

niech pan ją aresztuje, a ja zrobię, co do mnie należy, i

zażądam rozprawy w najbliższym sądzie i

wyznaczenia kaucji. Nie ma kaucji w sprawach o

morderstwo.

- A więc oskarża pan panią Adrian o

morderstwo?

- Jeszcze nie. Chyba że pan mnie zmusi.

Mason spojrzał mu prosto w oczy.

- Dobrze, proszę to zrobić. Szeryf się zamyślił.

Trzej zastępcy równocześnie ruszyli do przodu,

zbliżając się d« Masona.

background image

Szeryf Elmore ruchem ręki kazał im się

cofnąć.

- W porządku, chłopcy - powiedział. - Nowy

materiał dowodowy wskazuje na to, że strzelała

kobieta,

która

prowadziła

samo

chód. Teraz pójdziemy porozmawiać trochę z

panienką Carlottą.

Pani Adrian zerwała się z fotela i ruszyła do

drzwi.

- Chwileczkę, pani Adrian - zawołał Mason. -

Proszę tu wrócić.

- Niech pani tu zostanie - rozkazał jej szeryf.

- Nie zmusi mnie pan - odpowiedziała. -

Mogę iść, dokąd mi się...

- Mówiłem pani już parę razy - zaczął szeryf

- że chcę grać uczciwie. Jeżeli pani pobiegnie ostrzec

córkę, wkopie się pani na całego. Będzie to

wyglądało, jakby była winna i... Mój Boże, pani

Adrian, niech pani mnie zrozumie. Nie chcę pani

wpuszczać w maliny. Jeżeli potrafi pani wyjaśnić te

fakty, niech pani mi je wyjaśni, i to teraz.

Mason odezwał się gładko:

- Ma pan rację, szeryfie. Od początku stawia

pan sprawę uczciwie. Jestem przekonany, że w

odpowiednim czasie pani Adrian będzie w stanie

wszystko wyjaśnić.

- Właśnie teraz jest odpowiedni czas.

Mason potrząsnął głową.

- Pani Adrian jest w tej chwili wzburzona, nie

jest w stanie podać spójnych zeznań.

- Nie widzę, żeby była bardzo wzburzona -

powiedział szeryf. - Ale jeżeli o mnie chodzi, chcę

teraz porozmawiać z panienką Carlottą.

Machnął ręką na swoich zastępców i

gromadnie wyszli na zewnątrz.

background image

Belle Adrian nerwowo zacisnęła dłoń i

przyłożyła pięść do zbielałych ust.

Mason poczekał, aż zamkną się drzwi, po

czym spokojnie podszedł do telefonu i spytał się

pani Adrian:

- Jaki jest numer do pani domu?

- Dwieście

czterdzieści

osiem

-

odpowiedziała. - Mój Boże, ona go zabiła.

Mason podał numer telefonistce i po chwili

się odezwał: - Czy to Carlottą?... Tu Perry Mason,

adwokat. Szeryf jedzie do pani z rewolwerem, który

znaleźli trzydzieści stóp od pani unieruchomionego

samochodu... Nie, tak, tak... Proszę posłuchać, nie

ma czasu na dyskusje. Proszę po prostu powiedzieć

szeryfowi, że odmawia pani zeznań, dopóki nie

poradzi się pani swojego adwokata, że ktoś usiłuje

wrobić panią w morderstwo i że nic pani nie powie,

dopóki nie będzie pani wiedziała, o co tu chodzi. Bez

względu na to, co się będzie działo, bez względu na

ich obietnice i groźby, proszę nic więcej nie mówić...

Nie ma czasu na dyskusje. Pani matka jest tutaj i

podziela moje zdanie. Mason odwiesił słuchawkę.

- A teraz - zwrócił się do pani Adrian -

proszę mi powiedzieć, dlaczego poszła pani do domu

Cushingów i kiedy.

Spojrzała mu w oczy i powiedziała

spokojnie:

- Nie poszłam. Nie wiem, kto poszedł. To nie

była Carlotta. Być może są jakieś ślady na szronie,

ale przykryły je nowe warstwy. Nigdy ich nie

zidentyfikują, nawet za tysiąc lat.

- To nie pani ślady?

- Nie, nie moje i nie Carlotty... Panie Mason,

ustalmy jedną rzecz. Jeżeli jakimś cudem znajdą

dowody

przeciw

Carlotcie, wtedy zastosuję

background image

najprostsze rozwiązanie. Wtedy... Jak to mówią?

Nadstawię karku?

- Wtedy - powiedział Mason zimno - zostanie

pani skazana za morderstwo z premedytacją, podczas

gdy

pani

córka

mogłaby

zostać

uniewinniona, gdyby udowodniła, że broniła swojej

czci i honoru.

- I byłaby naznaczona na całe życie -

powiedziała pani Adrian.

- Jasne - odparł Mason - ale jak by się czuła,

gdyby ludzie wytykali ją palcami i mówili: „To ta

kobieta, której matka dostała karę śmierci za

morderstwo”?

- Niech pan przestanie! - krzyknęła Belle

Adrian.

- Chciałem tylko pokazać pani - powiedział

Mason - że nie ma tu łatwych rozwiązań. Niech mi

pani wierzy: nie ma.

Rozdział 7

Paul Drakę, zmęczony, głodny i lekko

rozdrażniony, wysiadł z taksówki, zapłacił kierowcy

i wspiął się po schodach prowadzących na werandę

domu Masona.

Prawnik otworzył drzwi i powiedział:

background image

- Część, Paul. Szybki jesteś.

- Nawet się nie ogoliłem - powiedział - i

umieram z głodu. Masz coś do jedzenia? Gdzie jest

maszynka do golenia?

- Gdzie twoi ludzie?

- W mieście, jedzą śniadanie w restauracji.

Powiedziałem im, że zadzwonię i podam instrukcje.

Przyjechałem tu, żeby się dowiedzieć, czego chcesz.

- Dobrze - odpowiedział Mason. - Maszynka

jest w łazience.

- Po co to całe zamieszanie?

- Powiem ci, kiedy się ogolisz. Co chcesz na

śniadanie?

- Wszystko, co masz, byle dużo. - Jajka?

- Trzy.

- Boczek?

- Z sześć plasterków.

- Grzanki?

- Cztery albo pięć.

- Kawa?

- Cały dzbanek. - Sok?

- Stawiaj na stół.

- Przygotuję śniadanie, kiedy będziesz się

golił - powiedział Mason.

- Della już tu jest? - spytał Drakę.

- Jeszcze nie.

- W

każdej

chwili

może

nadjechać.

Powiedziała mi, że ruszy wieczorem, prześpi się

gdzieś po drodze i będzie tu wcześnie rano.

- Świetna dziewczyna. Jest mi bardzo

potrzebna.

- Powiedziała, że masz odpoczywać, ale może

się założyć, że cię nosi - rzucił Drakę, uśmiechając

się szeroko.

Włączył elektryczną maszynkę do golenia i

background image

zaczął nią przesuwać po twarzy, podczas gdy Mason

nastawiał kawę, wbijał jajka na patelnię, wkładał

grzanki do tostera i otwierał puszkę z sokiem

pomarańczowym. Bekon smażył się powoli.

Drakę poczuł zapach, wyłączył maszynkę i

umył twarz, nie żałując mydła i zimnej wody, zanim

użył płynu po goleniu.

- Ach, teraz dobrze - powiedział.

- Kiedy twoi ludzie będą gotowi do pracy?

Drakę spojrzał na zegarek.

- Dajmy im jeszcze z dziesięć minut...

Chłopcy muszą sobie podjeść.

Mason powiedział:

- Trzeba coś zrobić, i to szybko.

- Co? Zaraz zagonię ich do roboty.

Mason

odpowiedział,

polewając

jajka

tłuszczem z bekonu:

- Paul, zadzwoń do nich, do restauracji. Niech

wezmą papier i ołówki i zanotują numer

rejestracyjny każdego samochodu, który zobaczą.

Podzielcie całe miasto na sektory. Jak tylko

skończymy śniadanie, pojedziemy im pomóc.

- O co ci chodzi?

- Ta sprawa zmusza mnie do pracy po

omacku - odpowiedział Mason. - Potrzebuję

informacji i potrzebne mi są numery rejestracyjne,

tyle, ile się da.

- Numery rejestracyjne? - zdziwił się Drakę,

kończąc duży łyk soku pomarańczowego. -

Dostaniesz tysiące numerów. Człowieku, jest

niedziela, ludzie przyjeżdżają na narty. Całe miasto

będzie zatłoczone. Dostaniesz więcej numerów

rejestracyjnych, niżbyś zebrał w miesiąc.

- Właśnie o to chodzi.

- Po co ci one, jeżeli nie możesz sprawdzić,

background image

do kogo należą?

- Są mi potrzebne.

- No dobrze, powiedz mi coś o tej sprawie. O

co w niej chodzi?

Mason delikatnie przeniósł jajka z patelni na

ogrzany talerz, dołożył boczek i posmarował grzankę

Paula roztopionym masłem.

- Świetnie wygląda - powiedział Paul z

uśmiechem. - Nawet nie wiesz, jakie to będzie

smaczne. Pewnie jadłeś już śniadanie i jesteś

prawie gotów na lunch.

- Jadłem śniadanie około pół godziny temu -

powiedział Mason. - Zostałem wplątany w sprawę

morderstwa i jest to najtrudniejsza sprawa, jaką

dotychczas miałem.

- Podaj mi szczegóły.

- Matka i córka - powiedział Mason. - Jestem

pewien, że matka myśli, że jej córka zabiła faceta.

- A zabiła?

background image

- Nie wiem - odpowiedział Mason. - Jeżeli

tak, to jest cholernie dobrą aktorką.

- Czyli udaje niewinną?

- Nie, jest najwyraźniej przekonana, że to

matka go zabiła. Tej wersji się trzyma.

- Jakie są dowody?

- Dowody są mocne - powiedział Mason. - W

tej chwili szeryf próbuje ściągnąć biegłego od

balistyki, żeby zbadać rewolwer, który znalazł. Pięć

załadowanych komór i pusta łuska w szóstej. Paul,

na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to ta broń.

- Gdzie ją znaleźli?

- Tuż koło samochodu, którym

córka

odjechała z miejsca przestępstwa.

- Mogą udowodnić, że była na miejscu

przestępstwa?

- Tak.

- No, to wygląda na to, że sprawa jest

przesądzona.

- Mogą udowodnić, że była na miejscu

przestępstwa - powiedział Perry Mason - ale nie

mogą udowodnić, kiedy tam była.

Drakę rozsiadł się przy kuchennym stole i

skupił na śniadaniu. Po chwili odezwał się głosem

zniekształconym przez jedzenie, które miał w ustach:

- Więc to są dowody, które łączą córkę ze

zbrodnią?

- Część z nich.

- O Boże, nie mów mi, że jest ich więcej!

Mason pokiwał głową.

- A co z matką? Co ją z tym łączy?

- Ślady na szronie - powiedział Mason. -

Widać z nich, że albo matka, albo córka wyszła z

domu i udała się na miejsce zbrodni, być może w

czasie, w którym popełniono przestępstwo.

background image

- A co na to córka?

- Matka daje córce alibi. Córka w tym czasie

spała i nie może dać alibi matce. Obydwie mówią to

samo.

- Jeśli to kłamstwo, nie sądzisz, że mogły się

umówić, by dać sobie nawzajem alibi?

- Być

może, jeżeli w chwili, kiedy

popełniono morderstwo, zdały sobie sprawę, jak

ważne jest alibi. Matka zeznała, że córka była w

domu, i najwyraźniej uważa, że to załatwia sprawę.

- A była w domu?

- Matka twierdzi, że tak. Córka też.

- Nie przekonają ławy przysięgłych? Nie są

wystarczająco ładne?

- Są - odpowiedział Mason - obydwie.

- No to o co się martwisz?

- Ktoś wyszedł z domu mniej więcej wtedy,

kiedy zaczął osiadać szron, poszedł na miejsce

zbrodni i wrócił, i była to albo ta sama osoba, albo

ktoś inny. Co więcej, dowód w postaci przebitej

opony wskazuje, że samochód musiał odjechać z

miejsca przestępstwa po tym, jak popełniono

morderstwo, i że ktoś tam wrócił, potem poszedł do

auta i w końcu udał się do domu pań Adrian.

Drakę dolał sobie kawy, dodał gęstej

śmietanki, wrzucił cukier i powiedział:

- Perry, wygląda na to, że mają zbyt wielu

podejrzanych... No, wymęczył mnie ten przyjazd

tutaj, ale teraz czuję się jak nowo narodzony. Dobra,

dzwonię do moich ludzi.

Detektyw postawił kubek z kawą koło

aparatu, zatelefonował do restauracji i polecił swoim

ludziom zająć się numerami rejestracyjnymi.

- Nie

rozumiem,

Perry

-

powiedział,

odkładając słuchawkę - co nam dadzą te numery?

background image

- Nie wiem - odpowiedział Mason - myślę...

- Oho - odezwał się Drakę - przyjechała

Della.

Duży sedan Masona zatrzymał się przed

domem. Wysiadła z niego Della Street, wyjęła dwie

wypakowane teczki i wbiegła lekko po schodach.

Mason otworzył drzwi.

- Cześć, szefie - powiedziała Della. - Pewnie

cieszysz się, że mnie widzisz... to znaczy - te teczki.

Mason uśmiechnął się szeroko.

- Normalnie tak by było, ale teraz musimy

zająć się innymi sprawami. Wchodź.

Della Street rzuciła teczki na fotel. Mason

objął ją ramieniem, poklepał po plecach i

powiedział:

- Dzielna dziewczyna.

- Czuję kawę - powiedziała - i... A to co?

Paul Drake! Co ty tu robisz?

- Zgadnij - powiedział Drake.

background image

- Jak się tu dostałeś? Rozmawialiśmy przez

telefon wczoraj wieczorem, zanim wyjechałam, a

ty...

- Wynająłem samolot - odpowiedział Drakę -

przyleciałem bez śniadania i ogoliłem się dopiero

tutaj. Zgaduj dalej.

- Sprawa? - spytała Della Street. Drakę

pokiwał głową.

- Jaka? - pytała dalej.

- Morderstwo - powiedział Mason.

- Kogo zamordowano?

- Wilka złego.

- Jak to?

- Właśnie to niepokoi szeryfa - powiedział

Mason - i niepokoi mnie.

- A co mówi klient?

- Chyba będę miał dwie klientki - powiedział

Mason. - Jedną z nich jest matka, która chroni córkę,

a drugą córka, która chroni matkę, albo przynajmniej

mam nadzieję, że ją chroni.

- Gdzie teraz są?

- Córka jest przesłuchiwana, a matka poszła

wesprzeć ją moralnie, kiedy odmówi zeznań.

- Aż tak poważnie?

- Chyba tak.

- Dlaczego?

- Za dużo mówiły, zanim dowiedziały się, jak

wyglądają fakty - powiedział Mason.

- Uważaj - powiedział Drakę. - Może bronisz

winnych.

- Prawnik musi podjąć to ryzyko - odparł

Mason. - Nie sądzę, żeby obydwie były winne.

Próbują się nawzajem chronić. Szeryf ma teraz dwie

podejrzane i nie może się zdecydować, którą się

zająć. Ma tyle dowodów, że może zrobić z tego

background image

sprawę poszlakową przeciw każdej z nich.

- A może zrobiły to razem? - zasugerował

Drakę.

- Może - odpowiedział Mason - ale nie sądzę.

- Więc co sądzisz?

- Paul, to są poszlaki - odrzekł Mason. - Nie

ma lepszych dowodów w tej sprawie, ale też łatwo je

źle zinterpretować... W tej chwili musimy przyjąć

interpretację szeryfa.

- No to co robimy? - spytała Della Street.

- Paul skończy kawę - odpowiedział Mason. -

Ty też się napij, jeżeli chcesz. Potem weźmiemy

papier i coś do pisania i pójdziemy spisywać numery

rejestracyjne

wszystkich

samochodów,

które

zobaczymy.

- Nie widziałeś rzeki samochodów jadących

do doliny - powiedziała - samochodów z nartami na

dachach i...

- Wiem - przerwał jej Mason - ale te numery

są mi potrzebne. Wszystkie.

Rozdział 8

Harvey Delano, młody adwokat, z którym

Garlotta Adrian ostatnio bardzo się zaprzyjaźniła,

zaparkował samochód przed domem pań Adrian i z

rozmachem otworzył drzwi.

Szczupły i niewysoki, nie przepadał za

nartami, uwielbiał natomiast jazdę konną. Jego

umiejętności pozwalały mu zaledwie na jazdę na

zrównoważonych wałachach, ale w weekendy

wkładał kowbojskie ubranie.

I tym razem włożył kowbojskie buty,

stetsona z szerokim rondem, kraciastą koszulę i

ciężki, ręcznej roboty pas ze srebrną klamrą.

background image

Carlotta Adrian otworzyła drzwi i stała w

nich, kiedy był dopiero w połowie frontowego

trawnika.

- Ach, Harv! - wykrzyknęła. - Tak się cieszę,

że cię widzę. Bardzo chciałam cię zobaczyć.

- Witaj, Carlotto. Masz trochę czasu? Może

sobie pojeździmy na koniach?

- Wyruszyłeś

chyba przed świtem -

powiedziała.

- Żebyś wiedziała. Kto rano wstaje, temu Pan

Bóg daje.

- Czy ja wiem? Zaśmiał się:

- Pojeździmy? A może śniadanie? Umieram z

głodu.

- Harv, wejdź. Mamy straszne kłopoty.

- Co?

- Straszne kłopoty.

- Kto ma?

56

background image

-Mama i ja.

Objął ją ramieniem i poprowadził wzdłuż

werandy do domu.

- Jakie kłopoty? - spytał.

- Znasz Arthura Cushinga?

- Znam. - Jego głos nagle nabrał twardego

tonu. - Prawdę mówiąc, słyszałem, że nieźle się

razem bawicie.

- Tylko narty, nic więcej... Harv, on nie żyje.

Ktoś go zamordował wczoraj w nocy.

- Co?

- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale...

wygląda na to, że mógł to zrobić ktoś z tego domu.

- Ktoś z tego domu? Carlotto, co ty

opowiadasz?

- Mama.

- To znaczy, że twoja matka...?

- Nie, nie! Nic takiego nie powiedziałam.

Tylko próbuję ci powiedzieć, co się dzieje, co się

stało.

- Czy twoja matka jest tu teraz?

- Nie, pojechała do centrum.

- No dobrze, chodźmy do środka, i to szybko.

- Posłuchaj - odezwała się zrozpaczonym

tonem - musisz mnie dobrze zrozumieć. Tak

naprawdę nie sądzę, że mamusia miała z tym

cokolwiek wspólnego. Chcę ci tylko powiedzieć, że

są dowody, poszlaki, przez które to wszystko

wygląda... cóż, bardzo źle.

- Czy ktoś ją oskarżył? Czy policja...?

- Tak, policja tu była, zadawali pytania i tak

dalej.

- Sugerując, że podejrzewają twoją matkę

o...?

- Mamusię albo mnie.

background image

- No dobrze, konkretnie. Co mam zrobić? Ile

mamy czasu?

- Mama była u Perry’ego Masona -

powiedziała Carlotta.

- To znaczy: u tego Perry’ego Masona?

- Tak, przyjechał tu na kilka dni. Jakiś jego

klient ma dom w okolicy i pozwolił mu w nim

pomieszkać. - I co powiedział pan Mason?

- Pan Mason zakazał mi mówić cokolwiek

policji i... i tak zrobiłam.

Harvey

Delano

odezwał

się

z

powątpiewaniem:

- Perry Mason to wielki adwokat i bardzo

sławny prawnik, ale tego nie pochwalam.

Przyzwyczaił się do obrony innego typu klientów,

więc ściągnie na ciebie jeszcze większe podejrzenia.

- Pan Mason chyba właśnie tego chciał. -

Mój Boże, dlaczego?

- Bo myślę, że on uważa, iż moja matka

zastrzeliła Arthura, i chce tak namieszać, żeby

władze nie wiedziały, którą z nas aresztować, bo się

będą bali, że zamkną nie tę osobę, jeżeli będą działać

za szybko.

- To może odwlec trochę sprawę, ale na

dłuższą metę nic nie da.

- Wiem... Harv, nie mam pojęcia, co robić.

Gdyby mama rzeczywiście go zastrzeliła, żeby mnie

bronić, tobym... nie pozwolę jej nadstawiać karku.

- Co ty mówisz?

- No właśnie, nie pozwolę jej. Wezmę

odpowiedzialność na siebie.

- Carlotto, zwariowałaś?

- Nie, jeżeli to zrobiła, Harv, jeżeli zrobiła to

dla mnie. Harvey Delano usiadł i powiedział:

- Ile mamy czasu, zanim wróci twoja matka?

background image

- Nie wiem, może z pół godziny.

- W porządku. Opowiedz mi wszystko -

rzekł. - Kogo reprezentuje Perry Mason?

- No, na razie tak jakby reprezentuje nas

obydwie.

- Niedobrze.

- Wiem.

- Zabiłaś go, Carlotto?

- Mój Boże, nie! Harv, myślisz, że

mogłabym kogoś zabić? Miałam na to ochotę, ale po

prostu dałam mu w twarz i wyszłam.

- No dobrze. Czy twoja matka go zabiła?

- Wygląda, jakby... chcę być bardzo ostrożna

w tym, co mówię, ale wygląda na to, że ktoś z tego

domu... Na pewno zrobiła to kobieta, ale jeżeli to

była mama... zrobiła coś, czego nie potrafię

zrozumieć. Zrobiła coś, co wyraźnie wskazuje na

moją winę.

- To znaczy co?

- Jechałam do domu. Złapałam gumę, więc

zostawiłam samochód i wróciłam piechotą. Ktoś z

tego domu, jakaś kobieta poszła do domu

Cushingów, potem do mojego unieruchomionego

samochodu, tam rzuciła broń w krzaki, wróciła

znowu do domu Cushingów i stamtąd z powrotem

tutaj. Osoba, która to zrobiła, nie zdawała sobie

sprawy, że zostawia na szronie ślady - nie na tyle

wyraźne, żeby zidentyfikować tego, kto je zrobił, ale

na tyle wyraźne, żeby narobić nam kłopotów. No i

trochę nakłamałyśmy policji. Mama chciała mnie z

tego wyciągnąć... Trudno sobie wyobrazić większe

zamieszanie.

Wtedy myślałam, że mamusia chce, żebyśmy

nakłamały policji, by mnie chronić, ale teraz... Harv,

okropnie się boję, że chciała ukryć coś strasznego!

background image

- Może zacznijmy od początku - powiedział.

- Opowiedz mi, co się stało, a potem powiesz mi, co

chcesz, żebym zrobił.

- Nie chcę, żebyś coś robił, chcę tylko, żebyś

zrozumiał... Będzie wielkie zamieszanie, będą o

mnie pisać w gazetach, będzie dużo spekulacji i

aluzji, dużo rzeczy, które... chcę, żebyś wiedział i

zrozumiał, reszta mnie nie obchodzi.

- No dobrze, co takiego mam zrozumieć?

- Są pewne poszlaki - odpowiedziała. -

Wczoraj w nocy zrobił się szron, chyba nikt nie wie

dokładnie kiedy, gdzieś koło północy. Byłam na

kolacji u Arthura Cushinga. Po kolacji pokazywał mi

filmy nakręcone tutaj na nartach i zdjęcia, które

zrobił, kiedy byliśmy razem.

- Co potem?

- Potem przystawiał się do mnie parę razy,

ale pokazałam mu, gdzie jest jego miejsce, jednak po

chwili zrobił się brutalny i dałam mu w twarz. Złapał

mnie i trochę poturbował, nawet podarł mi bluzkę.

Znowu mu przyłożyłam, tak mocno, jak się dało, i

wyszłam... Złamał nogę w kostce i miał gips. Gdyby

nie to, to nie wiem, co by się stało. On... Harv, on w

ogóle nie liczył się z konsekwencjami.

- Właśnie to o nim słyszałem. - Oczy

Harveya Delano się zwęziły. - Mówią, że miał taką

teorię, że jak pójdzie na całość, wręcz będzie

brutalny, nikt się nie poskarży, a nawet gdyby, to

wiedział, że mając tyle znajomości w odpowiednich

kręgach, wszystko uda mu się zatuszować.

- No właśnie - powiedziała - wiesz, jak to

jest. Żadna dziewczyna nie chce wysuwać oskarżeń,

które postawiają w centrum uwagi. Lepiej siedzieć

cicho i o wszystkim zapomnieć... Słyszałam o paru

mężczyznach, którzy działają w taki sposób, i

background image

słyszałam, jak dziewczyny I opowiadają takie

historie. Zawsze myślałam, że dam sobie radę, ale

mój Boże, Harvey, on był taki silny i wyglądał,

jakby mu odbiło, i Gdyby nie ta złamana kostka, nie

wiem, czybym sobie poradziła... Ale udało mi się.

Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.

- I co potem?

- Potem złapałam gumę i zostawiłam

samochód na poboczu, i poszłam dwieście jardów

piechotą do domu.

- Która to była godzina?

- Wszystkim powiedziałam, że to była

jedenasta, ale naprawdę to było około pierwszej.

- Carlotto, dlaczego nie podałaś prawdziwej

godziny?

- Musiałyśmy,

Harvey. Nie rozumiesz.

Zrozumiesz, kiedy opowiem ci resztę.

- No dobrze. Co dalej?

- Mama zaczęła się martwić o mnie około

drugiej nad ranem. Zajrzała do garażu i zobaczyła,

że jest pusty. Teraz mówi, że mniej więcej w tym

czasie usłyszała krzyk kobiety od strony domu

Cushingów. Pomyślała, że ciągle tam jestem.

- Co dalej? Co się wydarzyło?

- Poszła tam i znalazła martwego Arthura

Cushinga. Wpadła w panikę i wróciła, weszła do

mojego pokoju i tu przeżyła nieprawdopodobne

zaskoczenie, kiedy zobaczyła mnie pod kołdrą w

łóżku. Powiedziałam jej, co się stało, i ona

powiedziała mi, co się stało... Żadna z nas nie

zdawała sobie sprawy, że zostawiłyśmy ślady na

szronie, które widać było dopiero dzisiaj rano.

- A więc szeryf wie, że tam była?

- Szeryf wie, że ktoś stąd poszedł tam, i to

wtedy, kiedy chwycił już mróz. A teraz najgorsza

background image

sprawa, Harv, coś, co musisz wiedzieć... Pamiętasz,

jak ostatnim razem byłeś tu i uczyłeś mnie strzelać?

Jak pokazałeś mi, jak trzymać broń?

- Tak, tak, dalej. O co chodzi?

- Zostawiłeś

rewolwer,

żebym

mogła

ćwiczyć...

Włożyłam

go

do

schowka

w

samochodzie.

- Mój Boże, kto jeszcze wiedział, że tam

jest?

- Mama. Zobaczyła go, kiedy chciała

schować rękawiczki. Harv, ona mogła pójść do

domu Cushingów i... Może coś się stało i poszła

prosto do mojego samochodu, wzięła rewolwer ze

schowka, wróciła i zastrzeliła go, a potem przyszła

do domu... ale nie... nie mogła tego zrobić. Po

zabójstwie rewolwer wyrzucono w krzaki i... Oczy

Harveya Delano zwęziły się.

- A kiedy ty wróciłaś do domu? Czy wtedy

był mróz?

- Tak. Zauważyłam, że wszystko się pokryło

skrzącą bielą, ale chodzi o to, że przyszłam prosto

do domu. Widać po moich śladach, że poszłam

prosto do domu. Nie ma żadnych innych śladów

oprócz tych, które prowadzą do samochodu z domu

Cushingów... Kilka samochodów przejechało drogą

dzisiaj rano, ale nie ma żadnych śladów butów

oprócz moich, prowadzących z samochodu do domu.

- A co twoja matka mówi o śladach?

-

Oczywiście mama zostawiła ślady

prowadzące do domu, to wiem. Przyznała się mi i

nikomu innemu. Powiedziała, że poszła tam po tym,

jak usłyszała krzyk.

- Czy policja wie o tym?

- Nie. Co więcej, nie powiedziała o tym

Perry’emu Masonowi. Tu zrobiła błąd, bo nie

background image

wiedziała, że zostawiła ślady na szronie. Ale, Harv,

sam rozumiesz, że prokuratura musiałaby to

udowodnić poza wszelką wątpliwość, a ostatecznie

nie uda im się dowieść, że to są ślady mamy.

- Mogą być twoje albo twojej matki.

Tak, albo jakiejś innej kobiety, albo, jeżeli o

to chodzi, nawet ślady mężczyzny w kowbojskich

butach, gdyby miał małe stopy. Dlaczego kobieta nie

miałaby podjechać samochodem pod dom, potem

pójść tam, wrócić, wsiąść do samochodu i odjechać?

Zamyślił się, marszcząc brwi.

- Były jeszcze jakieś ślady opon na drodze?

- Oczywiście. Dużo ludzi przyjechało na

weekend do doliny. Wiesz, narciarze, no i dużo

sobotnich imprez w okolicy.

- Czy ślady były na tyle wyraźne, że policja

mogłaby udowodnić...?

- Nic a nic - przerwała.

- Czy zabrali buty twojej matki?

- Poprosili o buty, ale powiedziała im, że ma

bardzo dużo par butów i nie życzy sobie, by grzebać

jej w szafie. Nie pozwoliła im rozejrzeć się po domu

bez nakazu rewizji.

- No to co zrobiła z butami?

- Dokładnie je wyczyściła, ale się bała...

Chciała mieć pewność, to wszystko.

- Wygląda na to, że twoja matka jest w

trudnej sytuacji. Lepiej by zrobiła, gdyby

powiedziała prawdę i...

- Wiem, ale chciała mnie ochronić.

- Naprawdę w to wierzysz?

- Harvey, sama nie wiem. Czasem mi się

wydaje, że niepokoiła się o mnie i poszła tam, a...

Arthur Cushing był w morderczym nastroju, kiedy

wychodziłam, to wiem.

background image

- A co z rewolwerem? Czy udowodnili, że to

nim właśnie popełniono morderstwo?

- Jeszcze nie, ale to chyba kwestia czasu.

- Kiedy to udowodnią - powiedział Harvey -

będą mieli wystarczająco dużo dowodów, żeby...

Przerwało mu głośne i natarczywe walenie

do drzwi. Carlotta odwróciła ku niemu zbladła

twarz.

- Zobacz, kto to - powiedział.

Carlotta otworzyła drzwi i ujrzała szeryfa

Elmore’a i jego trzech zastępców stojących na

werandzie z ponurymi, lecz zdecydowanymi

minami.

- Przykro mi - odezwał się szeryf Elmore -

ale mam tutaj nakaz rewizji tej nieruchomości.

Panno Adrian, proszę przyjąć kopię i...

- Harvey Delano, adwokat - odpowiedziała

szybko. Delano postąpił krok do przodu.

- Szeryfie, proszę mi powiedzieć, jaki jest

tego cel?

- Przykro mi - powiedział szeryf Elmore. -

Poszlaki wskazują na konieczność przeszukania. W

ręce mam nakaz rewizji i jestem tu, żeby przeszukać

dom. Proszę obejrzeć nakaz, a zobaczy pan, że

wszystko jest formalnie załatwione. Potem proszę

się usunąć i niczego nie dotykać. Siądźcie oboje

gdzieś, gdzie będziemy was widzieć. Zrobimy

rewizję. Carlotto, czy pani matka jest w domu?

- Nie.

- Dobrze, chłopcy, do roboty - powiedział

szeryf.

- Chwileczkę - odezwał się Delano - jeszcze

nie sprawdziłem te go nakazu.

background image

- A ja tak - powiedział szeryf ponuro. - Niech

pan siada i bada go tak długo, jak pan chce, ale

proszę niczego nie dotykać, nie próbować niczego

chować i nie ruszać się. Panowie, przystępujemy do

rewizji.

Carlotta spojrzała na Harveya z niepokojem.

Harvey wzruszył ramionami.

Zastępca szeryfa, który został, żeby ich

pilnować, powiedział:

- Proszę tu usiąść, nie zrobimy więcej

zamieszania niż to konieczne.

Siedzieli na kanapie i rozmawiali szeptem,

podczas gdy szeryf i jego zastępcy chodzili po domu,

otwierali i zamykali szuflady, mówili coś ściszonymi

głosami, przenosząc się powoli z pokoju do pokoju.

- To skandal - powiedziała Carlotta.

- Popełniono morderstwo - wyjaśnił zastępca.

- Szeryf robi, co do niego należy. Wie pani, ludzie

oczekują od niego wyników.

- Cóż, osobiście...

Przerwała, ponieważ szeryf Elmore wszedł

do pokoju, trzymając w ręce złotą puderniczkę.

- To jest złota puderniczka z brylantem -

powiedział - i z wygrawerowanym napisem „Od

Arthura dla Carlotty z wyrazami miłości”. Czy coś

pani o niej wie, panno Adrian?

Wymieniła spojrzenie z Harveyem.

- To prezent.

- Od kogo? Nich pani pamięta, że możemy to

sprawdzić.

- Dostałam ją od Arthura.

- Arthura Cushinga? - Tak.

- Kiedy ostatni raz miała ją pani w rękach?

- Chyba wczoraj. Zgubiłam ją, kiedy... kiedy

szłam do domu odsamochodu.

background image

Szeryf powiedział:

- Znaleźliśmy tę puderniczkę w bucie do

jazdy konnej, upchniętą w czubku i owiniętą w watę.

- Pan zwariował - powiedziała Carlotta. - To

moja puderniczka. Gdzieś... gdzieś ją zgubiłam. Nie

próbowałam jej ukryć.

- No to jak się znalazła upchnięta w czubku

buta do jazdy konnej?

- Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to

pytanie.

- Panno Adrian, będę z panią szczery -

powiedział szeryf. - Kiedy badaliśmy dom

Cushingów, znaleźliśmy puder rozsypany na

podłodze i na bucie Arthura. Znaleźliśmy też

ciekawe kawałki cienkiego, srebrnego szkła.

Poskładaliśmy je i utworzyły okrągłe lusterko.

Wyglądały, jakby pochodziły z lusterka w

puderniczce, więc szukaliśmy puderniczki jako

dowodu w tej sprawie... Szczerze mówiąc, dlatego

zrobiliśmy tu rewizję. Szukaliśmy puderniczki z

rozbitym lusterkiem.

Z trzaskiem otworzył puderniczkę.

- Widzi pani - powiedział - że lusterko jest

rozbite. Jest tu puder, którego konsystencja i kolor są

podobne

do

pudru

znalezione

go na miejscu zbrodni.

Carlotta uniosła podbródek i zacisnęła usta.

- Czy ma pani coś do powiedzenia? - spytał

szeryf.

- Nie.

- Niech pan posłucha - odezwał się Harvey -

to można wyjaśnić. Mój Boże, każdy mógł... Carlotta

zgubiła tę puderniczkę, ktoś ją znalazł i...

- Jasne - odezwał się szeryf sarkastycznie -

przyniósł ją do domu i ukrył w czubku buta do jazdy

background image

konnej.

Harvey Delano nie wiedział, co na to odrzec.

- Panno

Adrian, czy chce pani coś

powiedzieć?

- Mój adwokat poradził mi, żebym niczego

nie komentowała - odparła. - Mogę dokładnie

wyjaśnić, co się wydarzyło. Zrobię to kiedy

przyjdzie odpowiedni moment.

- Właśnie nadszedł odpowiedni moment.

Potrząsnęła głową w milczeniu, zaciskając usta.

- No dobrze, Bill - zawołał szeryf.

Jeden z zastępców wszedł do pokoju,

trzymając w ręce parę butów.

- Czy rozpoznaje pani te buty? - spytał.

- Oczywiście - odpowiedziała - to buty mojej

matki.

- Nie pani?

- Czy mogłaby pani je przymierzyć?

- Nie rozumiem, po co pan o to prosi.

background image

- Chcemy zobaczyć, czy pasują.

- Mogę pana zapewnić, że tak. Mama i ja

nosimy buty w tym samym rozmiarze. Czasem je

sobie nawzajem pożyczamy.

- Nosiła pani te buty?

- Nie sądzę.

- Czy to są buty pani matki?

- Tak.

- To nic nie znaczy - wojowniczo odezwał się

Harvey. - Mnóstwo ludzi ma ten sam rozmiar buta.

Niech pan popatrzy, mam małe stopy. Jestem pewny,

że wcisnąłbym się w te buty... Niech pan pokaże,

udowodnię panu, jak absurdalne są to...

- Niech pan się trzyma od nich z daleka -

powiedział szeryf. - To dowód w sprawie.

- Absurd - odpowiedział Harvey - boi się pan,

żebym nie pokazał, jaki to marny dowód. Nie będzie

mógł pan użyć ich w sądzie, chyba że wskaże pan na

jakieś szczególne cechy samych śladów, a potem

udowodni, że...

Szeryf kiwnął głową do swego zastępcy.

- Dobra, Bill - powiedział - idziemy.

Wręczył Carlotcie kawałek papieru, na

którym napisał:

Ja, Bert Elmore, szeryf tego hrabstwa,

wybrany zgodnie z prawem i posiadający

kwalifikacje do sprawowania swej funkcji, biorę w

posiadanie jedną parę damskich butów i jedną złotą

puderniczkę ozdobioną brylantem ze zbitym

lusterkiem i z wygrawerowanym napisem „Od

Arthura dla Carlotty z wyrazami miłości”.

- Oto zaświadczenie - powiedział.

Wcisnął je do rąk Carlotty i wyszedł,

lekceważąc fakt, że młody adwokat wciąż mówi.

background image

Rozdział 9

Perry Mason, Della Street i Paul Drakę

naradzali się z Carlottą Adrian i Harveyem Delano.

Delano, blady i nieopalony, w kowbojskim ubraniu i

kowbojskich butach na wysokim obcasie wciśniętych

na małe stopy, nie pasował wyglądem do

pozostałych rozmówców. Wyraźnie czuł się

nieswojo, jakby postanowił coś powiedzieć, ale nie

był pewien, czy powinien.

- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała

Carlotta. - Pomyśleć tylko, że aresztowali mamę... a

mimo to... no tak... tak to jest.

- Wyjaśnijmy to sobie - powiedział Mason. -

Czy myśli pani, że matka poszła do domu

Cushingów wczoraj wieczorem albo dziś nad ranem?

- Nie odpowiadaj na to pytanie - odezwał się

Harvey Delano.

- Na

litość

boską

-

odezwał

się

zniecierpliwiony Mason - wyjaśnijmy w końcu

wszystkie fakty.

Delano się zarumienił.

- Przykro mi, panie Mason - powiedział - ale

jako przyjaciel Carlotty i jej adwokat nie mogę

pozwolić, aby przyznała się do czegokolwiek.

- Kto ją reprezentuje? - spytał Mason. - Pan

czy ja?

- Pan reprezentuje Belle Adrian - z godnością

odezwał się Harvey Delano - ja natomiast poczuwam

się do odpowiedzialności za Carlottę. Uważam też,

że w miarę rozwoju wypadków może pojawić się

kwestia konfliktu interesów.

- O co panu chodzi? - spytał Mason. - Usiłuje

pan powiedzieć, że Carlotta nie chce, żebym ją

reprezentował?

background image

- Mam do pana wielkie zaufanie, panie

Mason - pośpiesznie odezwała się Carlotta - ale tu

chodzi o związek, o przyjaźń między Harveyem i

mną...

- Niech pani to z siebie wydusi - powiedział

Mason. - Jak wygląda sytuacja?

- No dobrze, skoro pan tego chce - odrzekł

Delano. - Poradziłem Carlotcie, aby ani panu, ani

nikomu innemu nie mówiła nic na temat matki, o

tym, co jej matka zrobiła, czy co się wydarzyło

wczoraj i dzisiaj rano.

- Czy chce pan przez to powiedzieć, że

przejmuje pan sprawę Carlotty?

- Na razie policja aresztowała panią Adrian -

powiedział Delano. - Załóżmy, tylko załóżmy, że

Carlotta jest w posiadaniu informacji, która skłania

ją do przypuszczenia, że to jej matka oddała

śmiercionośny strzał. Załóżmy, że zostanie wezwana

na świadka.

background image

- No dobrze - powiedział Mason. - I co z

tego?

- W sposób oczywisty chcę, żeby mogła...

chronić siebie i swoją matkę.

- Dobrze - cierpliwie odezwał się Mason -

ustalmy coś. Pan będzie doradzał Carlotcie, zgadza

się?

- Jestem przekonany, że mam wszelkie

powody jako przyjaciel...

- Będzie pan jej doradzał czy nie?

- Tak.

- W takim razie - powiedział Mason - śmiało,

niech pan jej doradza.

- O co panu chodzi?

- Niech pan jej doradza gdzieś, gdzie nikt nie

będzie mógł usłyszeć, co pan mówi.

- Ależ pan...

- Ja jej nie doradzam - powiedział Mason. -

Od tej chwili to pańska klientka. Przejął pan jej

sprawę. Ja reprezentuję Belle Adrian, pan

reprezentuje Carlottę.

Harvey Delano poczerwieniał ze złości.

Wstał sztywno i powiedział:

- Świetnie. Carlotto, idziemy.

- Do widzenia - zawołał za nimi Mason, gdy

opuszczali pokój.

- Do widzenia - powiedziała Carlotta.

Harvey Delano nie odezwał się.

Kiedy drzwi z hukiem się za nimi zamknęły,

Mason odwrócił się do Delii Street i stwierdził:

- To upraszcza sprawę.

- Nie byłeś dla niego trochę za ostry? -

spytała Della ze współczuciem.

- Musiałem. Albo jest jego klientką, albo

moją. Teraz mam znacznie prostsze zadanie.

background image

- W jakim sensie? - spytał Drakę.

- Nie byłem pewien, czy to Carlotta osłania

swoją matkę, czy też matka osłania Carlottę.

- A teraz wiesz?

- Teraz - odpowiedział Mason, uśmiechając

się szeroko - teraz nic mnie to nie obchodzi. Ja mam

swoją klientkę, a Delano swoją.

Rozdział 10

Prywatne biuro Perry’ego Masona wyglądało

jak kwatera główna polityka w dniu wyborów. Cały

tłum pracowników zajęty był: wypełnianiem tabel,

cztery telefonistki podawały numery, cztery wynajęte

sekretarki zapisywały numery w tempie, w jakim je

podawano.

Godzinę wcześniej Mason wyjaśnił swoją

teorię.

-

Dolina Niedźwiedzia leży o sto

dziewięćdziesiąt mil stąd. Ci, którzy tam mieszkają,

nie mają nic wspólnego z ludźmi stąd. Cushingowie

mieli tu przyjaciół i interesy, a tam tylko interesy.

Niemieli przyjaciół w Dolinie Niedźwiedziej.

Załóżmy, że pani Adrian powiedziała prawdę,

mówiąc, że była w domu, kiedy usłyszała krzyk

kobiety w domu Cushingów i że Carlotta też w tym

czasie była w domu.

Kobieta ta musiała być na tyle zaprzyjaźniona

z Arthurem Cushingiem, że mogła być u niego o

drugiej trzydzieści nad ranem. W takim razie będzie

również na pogrzebie.

Jeżeli ma samochód i prowadzi, musiała być

w Dolinie w niedzielę rano i wraz z setkami innych

będzie na pogrzebie dziś po południu.

- Przecież do tego czasu nie uda się

background image

sprawdzić wszystkich numerów - zaoponował Drakę.

- Nie musimy, Paul. Wystarczy, jeżeli

ułożymy listę i poszukamy powtarzających się

numerów. Nie powinno ich być wiele.

Paul przemyślał to i wykrzyknął:

- Wpadłeś na to przed ósmą rano w niedzielę,

pół godziny po tym, jak przyszła do ciebie pani

Adrian?

Odpowiedziała mu Della:

- Za to mu płacą, Paul, za myślenie.

- No to tym razem faktycznie pomyślałeś -

odparł Drakę.

Dwie mile dalej, w pretensjonalnym domu

pogrzebowym, trumna z doczesnymi szczątkami

Arthura

Cushinga

wystawiona

była

na

udekorowanym

kwiatami

katafalku.

Po

przemówieniu

pastora

ząj

śpiewał

chór.

Pomieszczenie wypełnione było ściszoną muzyką

organową,

intensywnym

zapachem

kwiatów,

atmosferą głębokiej powagi i napięcia w obliczu

Wielkiej Niewiadomej.

background image

Na zewnątrz detektywi Paula Drake’a

pośpiesznie poruszali się po parkingu, zapisując

numery rejestracyjne wszystkich samochodów i

podając je detektywom w budkach telefonicznych,

którzy natychmiast przekazywali je do biura

Masona.

Mason, Della Street i Paul Drakę,

odebrawszy tabele z numerami, w pośpiechu

porównywali je, szukając powtarzających się tablic

rejestracyjnych, zgodnie z systemem wymyślonym

przez Masona.

Żałobnicy

w

domu

pogrzebowym

przechodzili

obok

trumny,

spoglądając

na

nieruchomą twarz młodego człowieka, który, jak to

ujął pastor w mowie pogrzebowej, „został zgładzony

ręką bezwzględnego zabójcy w kwiecie wieku, u

progu życia dla pożytku ludzkości i społeczności, w

której żył”.

Następnie powoli podeszli grabarze, dłonie w

białych rękawiczkach sprawnie przeniosły trumnę

do karawanu i uroczysty kondukt ruszył w kierunku

mauzoleum.

Kilku detektywów, stojących po obydwu

stronach

ulicy,

sprawdzało

każdą

tablicę

rejestracyjną, dodając numery do listy sporządzonej

na parkingu i na ulicach przyległych do domu

pogrzebowego.

Gdy kondukt doszedł do cmentarza, Mason,

Della Street i Paul Drakę znaleźli już cztery

powtarzające się numery. Dziesięć minut później,

dzięki pomocy zaprzyjaźnionego policjanta, Paul

Drakę miał nazwiska i adresy właścicieli tych

czterech samochodów.

Jednym z nich był pośrednik w handlu

nieruchomościami

mieszkający

w

Dolinie

background image

Niedźwiedziej. Innym młody człowiek, bliski

przyjaciel Arthura, który często towarzyszył mu

podczas wyjazdów na narty i dwa razy brał udział w

wyskokach Cushinga zakończonych niepochlebnym

rozgłosem. Trzecim była kobieta mieszkająca w

miasteczku dwadzieścia mil dalej, a czwartym

niejaka panna Marion Keats zamieszkała przy 2316

Huntless Avenue.

Raz jeszcze wywiadowcy Drake’a ruszyli do

pracy i po chwili dostarczyli informacje, że kobieta

mieszkająca w miasteczku ma czterdzieści dwa lata,

była przyjaciółką matki Arthura Cushinga i uważa,

że Dexter Cushing jest odpowiedzialny za śmierć

młodszej od siebie żony - z powodu zaniedbania czy

też okrucieństwa.

Kobieta ta od dawna nienawidziła Dextera

Cushinga, ale w stosunku do Arthura wykazywała

coś w rodzaju matczynego uczucia i od czasu do

czasu ganiła go za jego gnuśne i rozpustne życie.

background image

Raport na temat Marion Keats mówił, że ma

dwadzieścia cztery lata, wzrost - pięć stóp i cztery

cale, wagę - sto czternaście funtów oczy - brązowe,

włosy - ciemne.

Mason kiwnął głową.

- Marion Keats. Wchodzę w tę koncepcję.

- To apartamentowiec - powiedział Drakę. -

Mieszka w apartamencie numer 314. Co robimy?

- Można zrobić tylko jedno. Będziemy kuć

żelazo, póki gorące. Po powrocie z pogrzebu będzie

wzburzona. Jest szansa, jedna na milion, że coś z

niej wyciągniemy.

- Być może to ona krzyczała - powiedział

Drakę - rzuciła lustrem, może pociągnęła za spust,

ale trudno mi sobie wyobrazić, że się do tego

przyzna.

- Oczywiście - odparł Mason w zamyśleniu -

mamy tylko poszlaki... Poszlaki to najmocniejsze

dowody. Zadziwiające, jakie błędy można popełnić

przy ich interpretacji. Na przykład prokurator

założył, że jakaś kobieta poróżniła się z Arthurem

Cushingiem i że Cushing cisnął w nią ciężkim

zabytkowym lustrem, a ona odpowiedziała, zabijając

go z broni palnej.

- Więc? - spytał Drakę.

Mason potrząsnął głową.

- O wiele bardziej prawdopodobne jest, że

Arthur Cushing narzucał się ze swymi amorami

dziewczynie i to ona uderzyła go w głowę lustrem.

Nie mogę się zgodzić z hipotezą prokuratora, że on

nim rzucił.

- Może masz rację - powiedział Drakę -

prędzej kobieta czymś rzuci niż mężczyzna.

- A co będzie, jeżeli Marion Keats nie zechce

z tobą rozmawiać?

background image

- Jeszcze lepiej - powiedział Mason. - Pozwę

ją na świadka i użyję do odwrócenia uwagi. To jedna

z tych spraw, w których lepiej nie powoływać swojej

klientki. Jeżeli powie prawdę, zniszczą ją,

wykazując, że jej zeznanie różni się od tego, co

powiedziała w czasie dochodzenia. Jeżeli podtrzyma

zeznania z dochodzenia, udowodnią jej żałosne i

nieudolne wykręty.

- A jeżeli będzie milczeć? - spytał Drakę.

- Jeżeli nic nie powie - odpowiedział Mason -

zrazi do siebie ławę przysięgłych, którzy uznają ją za

winną. Więc najpierw poszukamy czegoś, co

odwróci uwagę, a potem narobimy zamieszania.

- Potrzebujesz towarzystwa? - spytał Drakę.

Mason spojrzał na zegarek.

- Dopóki jej nie zobaczę, nie będę wiedział,

jak postąpić. Wstępne przesłuchanie wyznaczono na

jutro. Paul, mam wezwanie na świadka wystawione

in blanco. Będziesz czekał pod drzwiami jej

mieszkania. Dam ci znać, pukając w drzwi. Jak tylko

usłyszysz pukanie, zadzwoń i powiedz, że chcesz jej

wręczyć wezwanie do stawienia się w sądzie w roli

świadka. Udawaj, że mnie nie znasz.

- Mam czekać pod drzwiami, kiedy wejdziesz

do środka? - spytał Drakę.

- Jeżeli uda mi się wejść - zaznaczył Mason.

- Szefie, zagroź, że wywołasz aferę -

odezwała się Della Street. - To zrobi na niej

wrażenie.

- Całe moje odwiedziny zrobią na niej

wrażenie - odezwał się ponuro Mason.

- Masz coś na nią? - spytał Drakę.

- Nic dobrego, Paul - Mason roześmiał się.

- Uważaj, żebyś nie dał jej czegoś na siebie -

ostrzegła go Della Street.

background image

Mason odezwał się zniecierpliwiony:

- Niestety, Delio, są momenty, kiedy

ostrożność do niczego nie prowadzi, a to jest właśnie

jeden z tych momentów.

Rozdział 11

- To komplikuje sprawę - powiedział Drakę,

ponuro przyglądając się pretensjonalnej fasadzie

apartamentowca. - Będą problemy. Portier będzie

chciał zadzwonić do Marion Keats, żeby nas

zapowiedzieć, a ona odpowie, że jest w złym

nastroju i nas nie przyjmie.

- Wszystko w porządku - odparł Mason -

znajdziemy sposób, żeby się do niej dostać.

Pamiętaj, że wezwanie to tylko zwykły pic. Nie

można jej zmusić do stawienia się w sądzie poza

hrabstwem, w którym wezwanie zostało wydane,

jeżeli nie jest zatwierdzone przez sędziego, który

prowadzi sprawę. Nie ma czasu na zdobycie

zatwierdzenia, po prostu blefuję. Nie możemy

posuwać się za daleko. Nie dyskutuj z nią. Wręcz jej

wezwanie i wyjdź.

Drakę pokiwał głową.

Portier podniósł wzrok, kiedy Mason i Drakę

weszli do hallu. Jego twarz przybrała starannie

przećwiczony wyraz wyniosłości.

- Brak klasy - wymamrotał Mason - tylko

wysoki czynsz. W miejscu z prawdziwą klasą ten

facet nie dotrwałby do dnia pierwszej wypłaty.

Nadęty snob i założę się, że bierze w łapę.

- Jak to załatwisz? - spytał Drakę pod nosem.

- Elokwencją i walorami pieniężnymi -

odpowiedział Mason

i ruszył do przodu.

- Dzień dobry - odezwał się portier. - Kogo

panowie życzą sobie odwiedzić? Czy są panowie

background image

umówieni?

- Reprezentujemy rząd - powiedział Mason.

Mężczyzna poruszył brwiami i przybrał

jeszcze bardziej oficjalną postawę.

- Wydział podatkowy?

- Nie - odpowiedział Mason - wydział

dystrybucji rządowych papierów wartościowych.

- Czyżby?

Mason otworzył portfel, wyjął banknot

dziesięciodolarowy i rzekł:

- W

celu

sprawiedliwszej

dystrybucji

rządowych papierów wartościowych rozprowadzamy

nieodpłatne datki. Oto pańska część.

- Co powinienem uczynić w zamian? - spytał

mężczyzna, ukradkiem spoglądając przez ramię,

żeby się upewnić, czy nikt ich nie obserwuje.

- Absolutnie nic - odpowiedział Mason - i

jeżeli nie zrobi pan absolutnie nic, otrzyma pan

kolejne dziesięć dolarów, kiedy zejdziemy na dół.

- Obawiam się, że pana nie rozumiem.

- Jasne, że nie - powiedział Mason - o to nam

chodzi. Chcemy odwiedzić lokatora z trzeciego

piętra i nie chcemy, żeby zapowiedziano naszą

wizytę. Jeżeli zostaniemy zapowiedzeni, te dziesięć

dolarów stanie się jedynym pańskim udziałem w

redystrybucji

dóbr.

Jeżeli

nie

zostaniemy

zapowiedzeni, znajdzie się dla pana kolejne dziesięć

dolarów.

background image

- Muszę was zapowiedzieć - powiedział

mężczyzna z niepokojem - bo mnie wyrzucą z pracy.

Mason milczał znacząco.

- Chociaż - portier dodał w pośpiechu - jeżeli to

panów zadowoli, zapowiem was, jak już dotrzecie do

mieszkania... Powiem, że jacyś panowie przeszli koło

recepcji i wsiedli do windy, i że zobaczyłem, że winda

zatrzymała się na trzecim piętrze, i że dzwonię do

wszystkich lokatorów na trzecim piętrze, by...

- Świetnie - rzekł Mason - tylko nie panowie.

- Nie? - spytał portier, znowu unosząc brwi.

- Pan - powiedział Mason - jeden, liczba

pojedyncza. Rozumie pan?

- Tak - odpowiedział portier.

- Za dwadzieścia dolców - napomniał go Mason -

należy nam się coś więcej.

- Tak, proszę pana - powiedział portier. - Muszę

znać numer mieszkania. Nie mogę dzwonić do

wszystkich lokatorów na trzecim piętrze, bo zrobiłaby się

afera.

- Idziemy do mieszkania Marion Keats, to chyba

numer 314.

- Zgadza się, tak.

- Tak i?

- Tak, proszę pana.

- Teraz lepiej - powiedział Mason. Przeprowadził

Drake’a obok recepcji.

- Trzecie - rzucił do czarnoskórego windziarza.

- Perry, nie sądziłem, że weźmiesz go na coś tak

prymitywnego - Drakę rzekł po cichu.

- Byłem pewny, że zadziała - powiedział Mason. -

Jest zbyt zarozumiały, za bardzo się sadzi. Takie nadęte

snoby jak on są zawsze zakłamane. Uwielbia odgrywać

swoją rolę, ale kiedy zastąpi się wyższość grzecznością,

można popróbować podejścia bezpośredniego.

background image

Czarnoskóry

windziarz

z

zainteresowaniem

błysnął oczami w kierunku Masona.

- Tak to brzmi, jakbyście rozmawiali o kimś, kogo

znam - powiedział, odsłaniając zęby w uśmiechu.

- Tak - powiedział Mason, kiedy winda się

zatrzymała - o gubernatorze tego stanu.

- Tak jest, właśnie tak myślałem.

- Poczekaj - polecił Mason Drake’owi. Szybko

przeszedł korytarzem i nacisnął przycisk dzwonka przy

drzwiach oznaczonych numerem 314.

Kilka sekund później drzwi się otworzyły.

Mason ocenił, że ta dobrze zbudowana,

wysportowana brunetka, patrząca na niego pytająco, jest

w najwyższym stopniu atrakcyjna, mimo że wygląd oczu

i nosa zdradza, iż płakała.

- Tak? - spytała. - Kim pan jest?

Bijący od niej spokój spowodował, że Mason

zmienił plan działania.

- Nazywam się Mason - odparł prawnik z

uśmiechem - i chciałbym porozmawiać z panią o

Arthurze Cushingu.

- Panie Mason, goście zazwyczaj umawiają się

wcześniej.

- Wiem - Mason uśmiechnął się jeszcze

przyjaźniej - ale w tych okolicznościach ten sposób

wydał mi się delikatniejszy.

- Delikatniejszy? - spytała.

- Na pewno pani zrozumie, kiedy wszystko

wyjaśnię - powiedział, śmiało robiąc krok naprzód.

Nie cofnęła się, żeby go wpuścić. Jej spokój

dorównywał jego pewności siebie, kiedy tak stała,

blokując przejście.

- Co pan właściwie chce wiedzieć o panu

Cushingu, panie Mason?

Mason rzekł z naciskiem:

background image

- Czy chce pani omówić tę sprawę na korytarzu?

- Oczywiście - odparła.

Zadzwonił

telefon.

Zmarszczyła

brwi

i

powiedziała:

- Proszę tu poczekać, panie Mason - i podeszła do

telefonu.

Kiedy podniosła słuchawkę, Mason spokojnie

wszedł do mieszkania i nogą zamknął za sobą drzwi.

Ze złością zmarszczyła brwi, po czym

powiedziała do telefonu:

- Pańskim zadaniem jest nie dopuścić do takich

sytuacji. Człowiek, o którym pan mówi, właśnie się do

mnie dostał i wszedł do mieszkania wbrew mojej woli.

Proszę przysłać tu natychmiast dozorcę, a jeżeli to nie

wystarczy, proszę wezwać policję.

Rzuciła słuchawką i odezwała się z gniewem:

- Panie Mason, prosiłam, żeby zaczekał pan na

korytarzu.

background image

- Przepraszam, ale jestem przekonany, że nie

wie pani, o co chcę zapytać - powiedział Mason. -

Naprawdę

lepiej

będzie

nie

rozma

wiać o tym na korytarzu.

Jej twarz pociemniała od gniewu.

- Czy była pani na pogrzebie pana Cushinga?

- spytał Mason.

- Oczywiście. Byliśmy przyjaciółmi.

- I była pani - kontynuował Mason - w

Dolinie Niedźwiedziej w nocy, kiedy zmarł pan

Cushing. Spojrzała na niego z namysłem.

- Czy to jest pytanie?

- To jest zdanie twierdzące - powiedział

Mason.

- Czy to ma jakieś znaczenie?

- A nie ma?

- Nie. Lubię narty.

- Była

pani bardzo zaprzyjaźniona z

Arthurem Cushingiem?

- Nie poszłabym na pogrzeb, gdybyśmy nie

byli przyjaciółmi.

- Jak dobrze pani go znała?

- Kim pan jest, panie Mason?

- Jestem adwokatem.

- A kogo pan reprezentuje?

- Obecnie reprezentuję panią Belle Adrian.

- Pani

Adrian

została

oskarżona

o

zamordowanie Arthura.

- Zgadza się.

- Obawiam się, że nie mam panu nic do

powiedzenia, panie Mason.

- Czy w takim razie - spytał Mason - ma pani

coś do ukrycia?

- Jasne, że nie.

- Rozumie pani, oczywiście, że chcę się

background image

czegoś dowiedzieć o Arthurze Cushingu.

- Rozumiem, że chce pan doprowadzić do

uniewinnienia swojej klientki. Gdybym wiedziała o

czymś,

co

może

mieć

jakieś

znaczenie,

powiadomiłabym o tym prokuratora okręgowego.

Mam nadzieję, że pana klientka zostanie skazana.

- Czy mieszka pani sama?

- Naprawdę, panie Mason. Słyszał pan, co

powiedziałam przez telefon. Zaraz będzie tu

dozorca.

Mason wstał i ukłonił się.

background image

- Trudno. Miałem nadzieję, że okaże się pani

bardziej skłonna do współpracy. Pomyślałem sobie,

że lepiej będzie porozmawiać ze mną, niż złożyć

zeznanie jako świadek w sprawie.

- Świadek! - wykrzyknęła z pogardą. - A co

ja mogłabym zeznać?

Ruszając ku drzwiom, Mason rzekł:

- Przepraszam

za

kłopot.

Wstępne

przesłuchanie jest jutro. Rozumiem, że będzie pani

mogła się stawić.

- Z całą pewnością nie będę mogła i nie mam

zamiaru tam się pojawić.

Mason odwrócił się i mocno uderzył łokciem

w drzwi.

- Jak długo znała pani pana Cushinga?

- Jak już panu powiedziałam, panie Mason,

gdybym coś wiedziała, zawiadomiłabym prokuratora

okręgowego i...

Rozległ się ostry brzęk dzwonka.

- To dozorca - oznajmiła z triumfem. - Co

oznacza, że pańska niepożądana wizyta właśnie

dobiegła końca, panie Mason.

Z rozmachem otworzyła drzwi.

Paul Drakę wcisnął jej do ręki dokument,

rozłożył zwinięty kawałek papieru i powiedział:

- Oto oryginał wezwania pani na świadka na

wstępną rozprawę w sprawie z oskarżenia

publicznego przeciw Belle Adrian. Ma pani

stawić się jutro o dziesiątej rano. Oto pani kopia.

Marion Keats cofnęła się zaniepokojona, po

czym, zdjęta nagłą paniką, spróbowała wepchnąć

złożoną kopię wezwania w ręce Drake’a. Drake po

prostu włożył oryginał do kieszeni i się odwrócił.

- Będzie lepiej, gdy pan wejdzie - odezwał

się Mason formalnym tonem. - Chcę zobaczyć, czy

background image

strona zamierza usłuchać wezwania.

- To skandal - powiedziała. - Nie może mi

pan tego zrobić. Nie wiem nic, co miałoby

jakiekolwiek znaczenie.

- Nie chce pani współpracować - powiedział

Mason. - Będę z panią absolutnie szczery. Nie musi

pani usłuchać tego wezwania, jeżeli pani nie che.

- Nie muszę? - spytała, z trudem ukrywając

ulgę w głosie.

- Tak jest - powiedział Mason. - Wezwanie to

nie obowiązuje poza tym hrabstwem. Żeby nabrało

ważności, musi być zatwierdzone przez sędziego,

który uzna, że pani obecność jest konieczna.

Dziękuję, że mnie pan o tym poinformował -

powiedziała, przyglądając mu się z uwagą, jakby

próbując zgłębić motywy, dla których udzielił jej tej

informacji.

- Ale - gładko kontynuował Mason - jeżeli

nie potwierdzi pani na oryginale woli pojawienia się

w sądzie, będę zmuszony stawić się przed sędzią i

oświadczyć, że jest pani niezbędnym świadkiem.

- Niezbędnym do czego? - spytała.

- Tego nie mogę zdradzić do chwili, kiedy

pojawi się pani na miejscu dla świadka - odparł

Mason, uśmiechając się z niezachwianą pewnością

siebie.

- Panie Mason, nic nie wiem o tej sprawie,

nic, co przyniosłoby jakąkolwiek korzyść pańskiej

klientce...

- Myślę, że jednak tak - odpowiedział Mason.

- Co takiego? - spytała.

- Skoro nie zdecydowała się pani mi zaufać -

odparł Mason - zachowam pytania na jutro. A teraz

proszę powiedzieć, czy potwierdzi pani na

wezwaniu, że je pani akceptuje i że pojawi się pani

background image

w sądzie?

- Absolutnie nie.

- Bardzo dobrze - powiedział Mason. - W

takim razie stawię się przed sędzią i złożę niezbędne

oświadczenie. To oczywiście ściągnie na panią

uwagę gazet.

- Panie Mason, to skandal.

- Przyjmuję pani punkt widzenia - powiedział

Mason - ale moja klientka również uważa, że to

skandal.

- Pańska klientka! - odparła z pogardą. -

Dowody przeciwko niej są na tyle obciążające, że

powinni ją... Zresztą, nie będę jej z góry potępiać.

- To byłoby niewskazane, szczególnie w

świetle znaczenia, jakie będzie miało pani zeznanie.

- Co pan mówi? Nic nie wiem o tej sprawie.

Mój Boże, ja...

- Wydaje mi się, że wie pani wszystko o

sprawie przeciwko mojej klientce.

- Czytałam o tym w gazetach. Ślady butów,

podarta bluzka, kawałek zbitego lustra w oponie,

broń, którą dokonano zabójstwa, porzucona w

krzakach, kiedy ta dziewczyna wysiadła z

samochodu... Jeżeli o mnie chodzi, pani Adrian

winna jest morderstwa z premedytacją i z zimną

krwią i mam nadzieję, że zostanie skazana na

najwyższą karę. Pan Cushing był miłym,

czarującym...

- Proszę dalej - powiedział Mason.

- To nie jest miejsce, żeby mówić coś więcej.

- Bardzo dobrze - Mason zwrócił się do Paula

Drake’a. - Proszę zanotować, że odmawia, a ja

stawię się przed sędzią i stwierdzę, że główny

świadek odmawia stawienia się w sądzie.

- Panie Mason - powiedziała - pan blefuje.

background image

Pan... pan zobaczył mnie dzisiaj na pogrzebie i... to

jest blef.

Mason odparł spokojnie:

- Jeżeli pani twierdzi, że blefuję, to proszę

nie podpisywać tego wezwania, a jutro przeczyta

pani w gazetach o moim oświadczeniu przed sędzią

Norwoodem, który prowadzi tę sprawę.

- Panie Mason - rzekła - z całą przyjemnością

potwierdzę na wezwaniu, że pojawię się w sądzie, i

będę tam! I pożałuje pan tego.

- Pożałuję?

- Tak - potwierdziła. - Jeżeli zostanę

powołana na świadka, moje zeznanie pogrąży

pańską klientkę. Dopilnuję tego!

Powiedziawszy to, podeszła do biurka,

chwyciła za pióro i zwróciła się do Paula Drake’a:

- Proszę mi dać to wezwanie. Pokażę temu

cwanemu adwokacikowi coś, czego długo nie

zapomni.

Rozdział 12

Gdy Mason i Paul Drakę weszli do hallu,

portier rozmawiał przez telefon, usiłując ułagodzić

rozgniewaną lokatorkę. Był tak pochłonięty

rozmową, że nie zauważył dwóch mężczyzn, którzy

cicho podeszli do recepcji.

- Bardzo przepraszam, panno Keats. Przeszli

obok recepcji. Próbowałem ich zatrzymać, ale nie

zwrócili na mnie uwagi. Zanim wyszedłem zza

biurka, byli już w windzie... To ten windziarz. Nie

powinien był ruszać bez mojego pozwolenia, ale wie

pani, jacy oni są. Czasem są tacy nieporządni i

niezdyscyplinowani.

Dopilnuję,

żeby

dostał

naganę... Tak, było ich dwóch... Nie, powiedziałem

background image

„panowie”, a nie „pan”. Przepraszam, jeżeli doszło

do nieporozumienia... dozorca nie odbierał telefonu.

Cieszę się, że już sobie poszli. Czy mam wezwać

policję?... Tak, rozumiem. Naprawdę bardzo, bardzo

mi przykro. Nie miałem pojęcia, dokąd idą, ale

ponieważ winda zatrzymała się na trzecim piętrze,

postanowiłem zadzwonić do lokatorów, o których

wiedziałem, że są w domu... Tak, widziałem, jak

pani wchodzi parę minut wcześniej... Dziękuję

bardzo, panno Keats. To miło, że pani tak mówi.

Bardzo przepraszam za to, co się stało, ale

chciałbym, żeby pani zrozumiała, że to nie moja

wina... Tak, tak. Jeszcze raz dziękuję. Portier

rozłączył się, westchnął z ulgą, obrócił się i ujrzał

Masona i Drake’a.

- Narobiliście mi kłopotów - odezwał się ze

złością - masę kłopotów.

- Nie sądzę, żeby była aż tak wściekła, jak

udaje - powiedział Mason. - Oto reszta rządowych

papierów wartościowych, które rozdajemy.

Portier wziął banknot ze złością i nie

dziękując.

Mason

wyciągnął

banknot

dwudziestodolarowy i zaczął obracać go w palcach.

Obrażony portier z wolna objawiał

zainteresowanie, patrząc zafascynowany na banknot,

którym bawił się Mason.

- Bardzo ładnie pan z tego wybrnął, prawda?

- odezwał się prawnik.

- Uratowałem głowę, jeżeli o to panu chodzi.

- Nie o to mi chodzi, ale niech będzie -

powiedział Mason, wciąż obracając w palcach

dwudziestodolarówkę.

- Narobiliście mi kłopotów - powtórzył

portier. - Gdyby tu zeszła i zobaczyła, jak

background image

rozmawiamy...

- Wtedy zacząłby pan na nas krzyczeć -

powiedział Mason - za łamanie zasad panujących w

tym budynku, co tylko potwierdziłoby wersję, którą

pan właśnie jej podał.

Portier się zamyślił. Mason milczał.

- Czego pan jeszcze chce? - burknął w końcu

portier.

- Mamy nadzieję, że uda nam się rozdać

jeszcze trochę rządowych papierów wartościowych.

- Do cholery, niech pan przestanie się

wygłupiać i przejdzie do konkretów. Nie chcę z

wami konwersować, ktoś może przyjść i... Czego

pan chce?

- Pracuje pan popołudniami?

- Tak, przychodzę o drugiej i pracuję do

północy.

- Był pan w pracy w sobotę? - Tak.

- Panna Keats to wspaniała kobieta, bardzo

piękna i bardzo interesująca. Wielki temperament i

osobowość.

- No i co z tego?

- Każdy na pańskim miejscu - powiedział

Mason - oczywiście zauważyłby taką kobietę.

- Co pan insynuuje?

Mason znowu zaczął bawić się banknotem.

- No? - odezwał się portier.

- Jestem przekonany - powiedział Mason - że

przypomni pan sobie, czy była tu w sobotę po

południu i o której wyszła. - I wtedy dostanę

dwadzieścia dolarów? - I czy były jakieś telefony.

Portier odezwał się ze złością:

- Mnie nie można przekupić.

- Oczywiście

-

odezwał

się

Mason

uspokajająco, wciąż obracając banknot w palcach.

background image

Zapadła cisza, w czasie której Mason, nie

patrząc na portiera, zajął się banknotem, zwijał go i

rozwijał, i obracał w palcach tak, żeby zawsze było

widać jego nominał.

- Więc? - spytał w końcu Mason.

- No dobrze - niecierpliwie odezwał się

portier - nie wiem, o co chodzi, ale będzie musiał

mnie pan kryć.

- Ależ oczywiście - powiedział Mason.

- Jak pan już to inteligentnie zauważył -

zaczął portier – panna Keats jest wspaniałą kobietą z

wielką osobowością. Oczywiście... nie szpieguję

lokatorów, pan rozumie, ale są rzeczy, które z tego

miejsca widać. Należy posiadać umiejętność

obserwacji i dobrą pamięć.

- Oczywiście - potwierdził Mason, rzucając

długie spojrzenie Drake’owi.

- W sobotę po południu - powiedział portier -

panna Keats była bardzo wzburzona. Kilka razy

wyszła, a potem siedziała w mieszkaniu, jakby

czekała na telefon. Ktoś zadzwonił do niej tuż przed

dziewiątą trzydzieści wieczorem, a po piętnastu

minutach ona zatelefonowała do garażu, żeby

podstawili jej samochód. Szybko zeszła na dół z

niewielką torbą w ręku, wskoczyła do wozu i

odjechała.

- Nie wie pan, dokąd się udała?

- Nie mam pojęcia.

- Ale - powiedział Mason, wciąż bawiąc się

banknotem - wie pan, skąd był telefon, czy była to

rozmowa miejscowa, czy międzymiastowa, i kto

dzwonił.

- Nie podsłuchuję rozmów telefonicznych.

To wbrew prawu i mogliby mnie aresztować,

gdybym ujawnił, o czym była mowa.

background image

- Jasne - powiedział Mason. - Nikt tego nie

chce.

- Pewnie, że nie.

- Więc - powiedział Mason - niech pan nam

powie wszystko o tej rozmowie. Na dłuższą metę

będzie to najlepsze krycie.

- Telefon był z Doliny Niedźwiedziej -

wyrzucił z siebie portier.

- Mężczyzna? Kobieta? - spytał Mason.

- Kobieta.

- I co powiedziała?

- Mówiłem już, że nie podsłuchuję. Mason

uśmiechnął się szeroko.

- To skąd pan wie, że to kobieta?

Portier odwrócił się, zawahał i ponownie

zwrócił się do Masona:

- No dobrze. To była najkrótsza rozmowa

telefoniczna, jaką kiedykolwiek słyszałem. Centrala

poprosiła o połączenie z panną Keats i wyjaśniła, że

to rozmowa z Doliny Niedźwiedziej. Zadzwoniłem

do niej i czekałem, by się przekonać, czy odebrała

telefon.

Nigdy

nie

podsłuchuję

rozmów

telefonicznych, ale słucham, czy zrealizowano

połączenie, czy nie ma zakłóceń, i wtedy

natychmiast...

- Jasne, rozumiem - powiedział Mason. - Ale

ta rozmowa była inna.

- Nie, po prostu słuchałem, żeby przekonać

się, czy zrealizowano połączenie i niechcąco

usłyszałem całą rozmowę.

- I co to było?

- Jedno słowo - powiedział portier. -

Telefonistka z centrali międzymiastowej poprosiła o

pannę Keats i powiedziała, że to telefon z Doliny

Niedźwiedziej. Wiem, że dzwoniono z budki

background image

telefonicznej, bo kiedy panna Keats odebrała,

telefonistka spytała się, czy to ona, a potem

powiedziała „Chwileczkę” i usłyszałem, jak

powiedziała do kogoś po drugiej stronie: „Jeden

dolar i piętnaście centów za trzy minuty”.

- I co potem?

- Potem usłyszałem odgłos wrzucanych

czterech ćwierćdolarówek, jednej dziesięciocentówki

i jednej pięciocentówki i słowa telefonistki:

„Połączenie zrealizowane. Proszę mówić”. Chcę,

żeby pan pamiętał, że słuchałem tylko po to, by mieć

pewność, że połączenie jest w porządku, a potem

chciałem się wyłączyć.

Mason pokiwał głową.

- To

była

najdziwniejsza

rozmowa

telefoniczna, jaką słyszałem - powiedział portier. -

Nikt nie powiedział: „Czy to panna Keats?” albo

„Cześć, Marion”, czy coś w tym stylu. Kobieta po

tamtej stronie powiedziała „Tak” i się rozłączyła.

- Tylko jedno słowo?

- Tylko jedno słowo.

- I co zrobiła panna Keats?

- Natychmiast położyła słuchawkę. Byłem

kompletnie zszokowany. To w ogóle nie była

rozmowa, ale ledwo się rozłączyłem, a już panna

Keats niecierpliwie waliła w widełki. Połączyłem się

znowu, a ona powiedziała: „Proszę zadzwonić do

garażu i poprosić, żeby natychmiast podstawili mój

samochód”.

Mason dał mu dwadzieścia dolarów.

Portier szybko złapał banknot.

- Nie zapomniał pan o czymś? - spytał

Mason.

- Nie - ze złością odpowiedział portier. -

Teraz widzę, że to wy powinniście mi dziękować.

background image

Rozdział 13

Perry Mason, Paul Drakę i Della Street

rozlokowali się w obszernym apartamencie hotelu

Bear Valley Inn. Pokoje zamieniono w tymczasowe

biuro, rozstawiając biurka, przenośne maszyny do

pisania i dyktafony; zatrudniono również asystentkę

dla Delii Street.

Układy

Dextera Cushinga w sferach

bankowych oraz fakt, że sławny Perry Mason stanął

do walki z miejscowym prokuratorem okręgowym,

spowodowały,

że

zainteresowanie

lokalnej

społeczności zbliżającym się procesem osiągnęło

poziom chorobliwego podniecenia.

Skoncentrowany Mason chodził długimi

krokami po apartamencie, marszcząc brwi.

- Paul, żeby tu dojechać, trzeba trzech godzin

i czterdziestu pięciu minut szybkiej jazdy -

powiedział. - Tyle nam to zajęło, a nie

zatrzymywaliśmy się ani na moment.

Drakę kiwnął głową.

- Wobec tego - powiedział Mason - jeżeli

Marion Keats wyjechała tuż po dziewiątej

czterdzieści pięć wieczorem, przyjechała tu gdzieś

około wpół do drugiej nad ranem. Burris obudził się

około drugiej - kontynuował Mason. - Ustalono, że

broń, którą znaleziono niedaleko samochodu

Carlotty, została użyta do dokonania zabójstwa i że

należy do Harveya Delano, młodego adwokata,

bliskiego przyjaciela Carlotty.

- Ale Delano jest w tej sprawie czysty -

powiedział Drakę. - Ma na to wielu świadków, na

przykład

właściciela

miejscowego

sklepu

sportowego. Delano uczył Carlottę strzelać i

background image

powiedział, że zostawi jej rewolwer, żeby mogła

poćwiczyć. W sklepie kupił sprzęt do czyszczenia i

dał Carlotcie, wyjaśniając jej, jak dbać o broń. Sklep

jest nieformalnym punktem zbornym miejscowego

klubu plotkarzy, więc w razie czego pół miasta może

potwierdzić, że o tym wiedziało.

Mason pokiwał głową w zamyśleniu.

- Tak więc - kontynuował Drakę - to łączy

Carlottę i jej matkę z rewolwerem. Carlotta twierdzi,

że trzymała go w schowku w samochodzie, ale może

to być jeszcze jeden pomysł na chronienie matki.

Po chwili milczenia Drakę spytał:

- Czy Delano pozwoli jej wystąpić w roli

świadka? Jej zeznania złożone szeryfowi zmierzają

do oczyszczenia matki, ale co będzie, kiedy stanie na

miejscu dla świadków?

- Nie odważy się - powiedział Mason. - To

by ją pogrążyło. Nie mówiła prawdy i to wszystko.

Zdaje sobie z tego sprawę, tak jak i szeryf. Zeznając

jako świadek, zaczęłaby się plątać i kompletnie

pogrążyła.

- No tak - powiedział Drakę - te ślady

prowadzące od samochodu dowodzą, że nie wróciła

do domu przed północą. Ślady powstały po tym, jak

szron osadził się grubą warstwą na ziemi.

- Ślady małych butów na obcasie

-

powiedział Mason zadumany - prowadzące z

samochodu Carlotty do domu, skręcające przy

bramie i prowadzące na werandę, stanowiąc

obciążający dowód.

- Popatrzmy na to w ten sposób - odezwał się

nagle Drakę - bo tak to widzi prokurator okręgowy.

Carlotta nie wróciła do domu o jedenastej, tak jak to

powiedziała, ale około drugiej nad ranem. Matka

czekała na nią i Carlotta opowiedziała jej historię, od

background image

której zawrzała w niej krew. Postanowiła

bezzwłocznie pójść do Cushinga i się z nim

rozmówić. Poszła tam, ale Cushing ją wyśmiał.

Wpadła w szał. Wiedziała, że Carlotta porzuciła

samochód i wiedziała, że w schowku jest broń.

Dotarła do samochodu, wzięła rewolwer, wróciła,

zastrzeliła Cushinga i poszła do domu... I tyle, Perry.

Taką hipotezę przyjmie prokurator.

- Wszystko pasuje - powiedział Mason -

tylko co zrobiła z rewolwerem po zabiciu Cushinga?

- Chciała go wyrzucić gdzieś, gdzie nikt go

nie znajdzie. Najpierw planowała odłożyć go do

schowka i... Drakę przerwał.

- Chwileczkę

-

odezwał

się

z

powątpiewaniem - nie mogła wrócić do samochodu,

nie zostawiając śladów... To... Słuchaj, Perry, to się

nie trzyma kupy, chyba że Carlotta go zabiła... Tak

musiało być. Pani Adrian wstała i zajrzała do garażu,

żeby się przekonać, czy Carlotta jest w domu. Garaż

był pusty, więc ubrała się i poszła do domu

Cushingów, i znalazła ciało Arthura. Zaczęła się

zastanawiać, co się stało z córką, i poszła do domu

drogą, którą musiała pojechać Carlotta, i natknęła się

na unieruchomiony samochód.

- Więc - powiedział Mason - zamiast iść

bezpośrednio do domu, wróciła po swoich śladach

do domu Cushingów i tą drogą wróciła do domu?

- Tak czy inaczej - powiedział Drakę -

właśnie to musiało się zdarzyć. Czegoś musiała

szukać, może puderniczki.

- Podoba ci się ta hipoteza? - spytał Mason.

- Ależ tak, Perry. To musi być prawda, tak to

musiało być. Tylko w ten sposób można wyjaśnić,

skąd rewolwer wziął się w miejscu, w którym go

znaleziono, i dlaczego ślady ułożyły się w taki

background image

właśnie sposób.

background image

-W porządku - powiedział Mason - skoro

tobie się podoba, pewnie spodoba się też ławie

przysięgłych.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? -

powiedział Drakę. - Zwalasz wszystko na Carlottę.

- Carlotta

nie jest moją klientką -

odpowiedział Mason. - Moją klientką jest pani Belle

Adrian.

Drakę przyjrzał mu się z uwagą.

- Perry, co ty kombinujesz?

- Paul, jest jeszcze jedno wyjaśnienie, o

którym nie pomyślałeś.

- Jakie?

- Takie, że rewolweru nie było w schowku,

że Carlotta powiedziała to, aby pomóc matce.

Drakę zmarszczył brwi.

- W takim razie... w takim razie pani Adrian

musiała mieć rewolwer ze sobą, kiedy poszła do

domu Cushingów. Mason pokiwał głową.

- Boże

-

wykrzyknął

Drakę

-

to

premedytacja! Musiała zaplanować, że go zabije,

zanim tam poszła. W takim razie musiała pójść do

samochodu Carlotty tylko po to, żeby wyrzucić

rewolwer w krzaki, potem poszła do Cushinga, a

potem wróciła do domu. Tak jest, Perry, to wyjaśnia

wszystko, rewolwer, ślady, morderstwo, całą

sprawę!

- Paul, właśnie tak będzie rozumował

prokurator okręgowy - powiedział Mason.

- A ty nie?

Mason odpowiedział:

- Paul, potrzebujemy dwóch rzeczy. Jedna to

kobieta, która krzyczała, a druga to osoba w butach

na obcasie, która zostawiła ślady prowadzące od

samochodu Carlotty do domu Cushingów i z

background image

powrotem - albo od domu Cushingów do samochodu

i z powrotem.

Rozdział 14

Wszyscy mieszkańcy Doliny Niedźwiedziej

stawili się na wstępnym przesłuchaniu.

Sędzia Raymond Norwood, świadomy faktu

obecności

przedstawicieli

najważniejszych

dzienników, dokładał wszelkich starań, żeby

zachować powagę sądu na miarę okoliczności.

Dexter C. Cushing zatrudnił C. Crestona

Ivesa jako oskarżyciela posiłkowego i nawet jeżeli

prokurator okręgowy Darwin Hale czuł się urażony

tym, że będzie musiał dzielić się sławą z jakimś

wysoko opłacanym radcą prawnym, bogactwo

Dextera Cushinga spowodowało, że nie dał tego po

sobie poznać.

Szybko okazało się, że C. Creston Ives

pomimo wielkiej sławy, jaką sobie wypracował, nie

jest prawnikiem procesowym, lecz radcą prawnym,

specjalistą od prawa podatkowego i gospodarczego.

Jednakże jego pozycja zawodowa, zamożność i

sława były wsparciem moralnym dla Darwina

Hale’a.

Podstawowym

celem

wprowadzenia

oskarżyciela posiłkowego była sama jego obecność.

W ten sposób Dexter Cushing pokazał wszystkim

zebranym, że uważa, iż Belle Adrian jest winna, i że

rzuca do boju całe swoje wpływy i bogactwo,

popierając oskarżenie.

Darwin Hale, który miał już za sobą pewne

sukcesy na lokalną skalę, szykował się do ataku z

postanowieniem wygrania sprawy, w której za

przeciwnika miał sławnego Perry’ego Masona.

background image

Hale rozpoczął oskarżenie z typową dla

siebie agresywną energią, ale wyraźnie dawał do

zrozumienia,

że

zamierza

ograniczyć

swe

wystąpienie tak, by oskarżoną zająć się dopiero w

czasie procesu. To miało pozbawić Masona, znanego

z tego, że często zamienia przesłuchanie wstępne w

główną rozprawę, możliwości inicjatywy, chyba

żeby w geście rozpaczy zechciał przesłuchać

oskarżoną. Ten rozwój wypadków sprawiłby tak

wielką satysfakcję oskarżycielowi, że Hale był

gotów zarzucić każdą przynętę, by do tego

doprowadzić. Złożone pod przysięgą zeznanie Belle

Adrian dałoby mu niesamowitą przewagę w czasie

rozprawy przed ławą przysięgłych.

Dr Alexander L. Jeffrey, powołany jako

pierwszy świadek, stwierdził, że znał Arthura B.

Cushinga za życia, ponieważ zajął się jego nogą

złamaną w kostce na skutek wypadku na nartach.

Trzeciego bieżącego miesiąca został wezwany do

domu zajmowanego przez Arthura Cushinga około

czwartej trzydzieści rano. Zastał go martwego,

zmarłego w wyniku rany powstałej od kuli, która

przebiła klatkę piersiową. Czas śmierci, który mógł

określić w trakcie badania na miejscu i późniejszej

sekcji zwłok, przypadł gdzieś między drugą a trzecią

rano.

Zeznał dalej, że w czasie sekcji odnalazł w

ciele zmarłego pocisk kalibru 38. Spowodował on

natychmiastową

śmierć

i

po

odpowiedniej

identyfikacji został przekazany biegłemu do badania.

- Proszę zadawać pytania - rzucił do Masona

Darwin Hale.

- Panie doktorze, kiedy noga została złamana

w kostce? - spytał Mason.

- Mniej więcej dwa tygodnie przed śmiercią.

background image

- Jaki był jej stan?

- Bardzo dobry.

- Czy noga była w gipsie?

- Tak, podudzie.

- Czy zmarły mógł chodzić?

- Tak, z pomocą kul.

- A bez nich? - Nie.

- Czy

mógł poruszać się w wózku

inwalidzkim?

- Oczywiście.

- Ale nie mógł jeszcze obciążać nogi?

- Zgadza się.

- Co do czasu śmierci, panie doktorze. Czy

możliwe jest, żeby nastąpiła, powiedzmy, o

pierwszej trzydzieści nad ranem?

Lekarz potrząsnął głową, po czym rzekł z

namysłem:

- Zakładam, że kolację spożyto mniej więcej

między dziewiątą a dziewiątą piętnaście. Założenie

to opieram na zeznaniu służącej, która ugotowała i

podała posiłek. Procesy trawienne są dosyć

niezmienne, panie Mason. Stan pożywienia we

wnętrznościach wskazuje, że śmierć nastąpiła w

przybliżeniu pięć godzin po posiłku.

- Więc - Mason odezwał się lekko - nic

więcej pan nie wie o czasie śmierci, poza tym, co

pan założył na podstawie niezobowiązującego

stwierdzenia.

- Nie, proszę pana. Kiedy go znalazłem,

zmarły był już martwy od dwóch do trzech godzin.

- Ale kiedy pytałem przed chwilą, oparł pan

swą koncepcję na ilości czasu niezbędnej do

strawienia pożywienia.

background image

- No cóż - lekarz poruszył się - temperatura

ciała, jeden z czynników wskazujących na czas

śmierci,

dowodziła...

powiedziałbym,

że zmarł około dwóch godzin przed pierwszym

badaniem.

Mason zamyślił się, powoli pokiwał głową i

powiedział:

- To wszystko, panie doktorze.

Dr Jeffrey zaczął schodzić z miejsca dla

świadków.

- Chwileczkę - odezwał się z uśmiechem

prokurator Hale. - Panie doktorze, pan Mason znany

jest jako demon krzyżowego ognia pytań, więc lepiej

będzie, jeżeli od razu załatwimy sprawę jego

wcześniejszych insynuacji jednym czy dwoma

pytaniami w czasie powtórnego przesłuchania.

Hale podniósł głowę i zwrócił ją ku Masonowi,

pokazując, że jego sława nie robi na nim wrażenia, po

czym spojrzał na rzędy twarzy w sali, twarzy, które

najczęściej wyrażały wyjątkowe poparcie.

Darwin Hale osobiście znał większość tych

ludzi, którzy, jako mieszkańcy Doliny Niedźwiedziej,

stali po jego stronie i cieszyli się, widząc, jak ich

chłopak dobrze sobie radzi.

Spojrzenie Darwina Hale’a skierowane na

publiczność mówiło: „Patrzcie na to, ludzie, będzie

ostro”.

- Panie doktorze - powiedział Hale - jak to już

zaznaczył pan Mason, pańskie założenie co do czasu

śmierci, oparte na wiedzy o procesie trawiennym,

wynika z faktu, że ktoś poinformował pana, kiedy

podano kolację?

- Tak jest.

- Ale następne stwierdzenie, które uzyskał od

pana pan Mason, że stan ciała wskazywał na to, iż

background image

śmierć nastąpiła około dwóch godzin przed pańskim

badaniem, nie opiera się na niczym, co ktoś mógł panu

powiedzieć, prawda?

- Zgadza się.

- To chyba wszystko - powiedział Darwin

Hale, uśmiechając się do Masona. - Chciałem mieć

pewność, że dobrze pan zrozumiał świadka.

- Ależ tak - uprzejmie odezwał się Mason -

zrozumiałem. Czy zakończył pan przesłuchanie?

- Tak, dziękuję, panie doktorze.

- Chwileczkę - odezwał się Mason. - Ponieważ

poruszył pan szczegóły techniczne tej sprawy, panie

Hale, oraz wspomniał o mojej sławie jako „demona

krzyżowego ognia pytań”, chcę zadać jeszcze jedno

czy dwa pytania.

- Proszę bardzo - powiedział Hale - nich się

pan ośmieszy, jeśli pan tego chce.

- Panowie, chwileczkę - przerwał sędzia

Norwood - postarajcie się unikać takich sformułowań.

Do tej pory można było określić je jako żartobliwy

sarkazm, ale wiem z doświadczenia, że sytuacja taka

może zamienić się w wymianę złośliwości między

stronami, co zaszkodziłoby powadze sądu i zrodziłoby

negatywne emocje u stron. Proszę tego więcej nie

robić.

- Oczywiście, wysoki sądzie - przytaknął

Mason. - Chciałbym zadać kilka pytań doktorowi

Jeffreyowi.

- Ma pan do tego prawo. Proszę - powiedział

sędzia Norwood.

- Panie doktorze, na czym pan opiera

twierdzenie, że stan ciała wskazywał, iż śmierć

nastąpiła około dwóch godzin przed badaniem?

- Z

jednej

strony

na

temperaturze

-

odpowiedział dr Jeffrey, poruszając się na krześle. -

background image

Ciało traci ciepło w określonym tempie. Musi pan

sobie zdać sprawę z tego, że ludzkie ciało jest

świetnym przykładem systemu klimatyzacyjnego. Z

wyjątkiem reakcji na zakażenie wewnętrzne w postaci

gorączki, ciało utrzymuje prawie stałą temperaturę

dziewięćdziesięciu ośmiu i sześciu dziesiątych stopnia

Fahrenheita przez całe życie. Po zgonie traci ciepło w

tempie, które w miarę precyzyjnie wskazuje

doświadczonemu lekarzowi na czas śmierci.

- Oczywiście - powiedział Mason - dziękuję za

pańskie wyjaśnienie.

Dr Jeffrey kiwnął głową.

- Jeżeli dobrze zrozumiałem - gładko

kontynuował Mason – po temperaturze ciała

zorientował się pan, że śmierć nastąpiła około dwóch

godzin przed momentem, gdy po raz pierwszy

zobaczył pan ciało Arthura Cushinga.

- Tak jest.

- O ile dobrze pamiętam - powiedział Mason -

po śmierci ciało traci ciepło w tempie półtora stopnia

Fahrenheita na godzinę. Zgadza się?

Dr Jeffrey przyłożył dłoń do karku i zaczął

przesuwać nią w górę i w dół.

- Tak, mniej więcej - powiedział. - To

oczywiście zależy od okoliczności.

- Zakładam więc - powiedział Mason - że kiedy

po raz pierwszy zobaczył pan ciało Arthura Cushinga,

określił pan jego temperaturę na dokładnie trzy stopnie

poniżej dziewięćdziesięciu ośmiu i sześciu dziesiątych,

czyli na dziewięćdziesiąt pięć i sześć dziesiątych.

- Nie - odpowiedział dr Jeffrey - pańskie

założenie jest błędne.

- W jakim sensie jest błędne?

- Nie zmierzyłem temperatury od razu, kiedy

zobaczyłem ciało. Zrobiłem to, dopiero kiedy

background image

przeniesiono je w inne, bardziej dogodne miejsce.

- Kiedy to było?

- Chyba godzinę później.

- Zakładam więc, że temperatura w tym czasie

wskazywała, iż zgon nastąpił trzy godziny wcześniej.

- No... tak.

- Dlaczego pan się zawahał?

- Chciałem

mieć

pewność,

że

dobrze

zrozumiałem pytanie.

- Czy zrozumiał je pan?

- Tak.

- I odpowiedział na nie - rzucił prokurator

Hale.

- Zgadza się - powiedział Mason - zrozumiał i

odpowiedział. Czy wobec tego jest pan gotów zeznać,

że gdy zmierzył pan temperaturę ciała, wynosiła ona

dziewięćdziesiąt cztery i jedną dziesiątą stopnia?

- Tego nie powiedziałem - stwierdził dr Jeffrey.

- Powiedział pan, że temperatura ciała

wskazywała, iż śmierć

nastąpiła trzy godziny wcześniej.

- Tak jest.

- To znaczy trzy godziny przed momentem,

kiedy

faktycznie

zmierzył

pan

temperaturę

termometrem.

- Tak jest.

- Zeznał pan dalej, że przeciętne tempo spadku

temperatury po śmierci wynosi półtora stopnia na

godzinę.

- Zeznałem tak w odpowiedzi na pańskie

pytanie, w którym wspomniał pan o takim tempie

spadku temperatury.

- Ale to się zgadza, prawda?

background image

- To zależy.

- Od czego?

- Od temperatury otoczenia.

- Rozumiem - powiedział Mason. - Nie

wspomniał pan o tym, kiedy zadałem pytanie.

- Na ogół,

przeciętnie i z pewnymi

ograniczeniami, półtora stopnia przyjmuje się jako

normę.

- Tak,

z

pewnymi

ograniczeniami

-

powiedział Mason - i o ile nie zawodzi mnie moja

wiedza kryminalistyczna, a ufam, że poprawi mnie

pan, gdy się pomylę, tempo takie można przyjąć,

gdy temperatura otoczenia mieści się w granicach

między pięćdziesięcioma a dziewięćdziesięcioma

stopniami Fahrenheita. Temperatura wyższa lub

niższa ma ogromny wpływ na zmianę temperatury

ciała. Czyż nie tak, panie doktorze?

- Zgadza się - powiedział dr Jeffrey - i

wziąłem ten czynnik pod uwagę.

- Co ma pan na myśli?

- Temperatura na dworze wynosiła około

dwudziestu trzech stopni Fahrenheita, a ponieważ w

czasie zgonu zostało rozbite okno, temperatura

wewnątrz błyskawicznie dostosowała się do

temperatury powietrza na zewnątrz, wziąłem to więc

pod uwagę.

- Rozumiem - powiedział Mason. - Czy

osobiście zmierzył pan temperaturę na zewnątrz?

- Nie, oparłem się na oficjalnych danych

synoptycznych.

- A skąd pan wie, że okno zbito w czasie,

kiedy nastąpił zgon?

- No, to logiczne, przecież...

- Skąd pan wie, że zbito je w czasie, kiedy

nastąpił zgon?

background image

- Tak mi powiedział prokurator okręgowy

Hale.

- Rozumiem - rzekł Mason. - A czy

powiedział panu, skąd to wie?

- Powiedział, że świadek Sam Burris usłyszał

strzał i brzęk szkła i że natychmiast tam poszedł, i

zobaczył rozbitą szybę w oknie. Podobno zastał

pokój w takim stanie, w jakim ja go zobaczyłem w

chwili przybycia.

- Tak więc - powiedział Mason - mylił się

pan, kiedy w odpowiedzi na pytanie prokuratora

okręgowego stwierdził pan, że przypuszczenie, iż

zgon nastąpił na dwie godziny przed pańskim

przyjazdem, nie opiera się na niczym, co ktoś mógł

panu powiedzieć. Zgadza się?

- Już wtedy pomyślałem - dr Jeffrey odezwał

się ze złością - że pytanie jest trochę niebezpieczne.

- Ale zrozumiał je pan?

- Zrozumiałem. - I odpowiedział pan na nie?

- Odpowiedziałem. - I odpowiedział pan

błędnie, czyż nie?

- A co miałem zrobić? - spytał lekarz. -

Prokurator mi to podpowiedział i w pewnym sensie

miał rację.

- Chwileczkę - rzucił Mason, kiedy lekarz się

zawahał. - Czy mam przez to rozumieć, że

powiedział pan coś, czego chciał prokurator?

- Nie, nie to miałem na myśli.

- Wydaje mi się, że jednak tak.

- Nie. Nie byłem do końca przekonany,

udzielając takiej odpowiedzi... W końcu, panie

Mason, wszystko w życiu zależy od pewnych

założeń, które poczynimy, uzyskując informacje ze

źródeł, które uważamy za pewne.

- Rozumiem - gładko odezwał się Mason. -

background image

Nie przywiązywałem wielkiej wagi do tego

szczegółu, dopóki prokurator nie postanowił tak

mocno tego podkreślić. Wtedy pomyślałem, że może

ustalę fakty. Dziękuję, panie doktorze, to wszystko.

Dr Jeffrey wstał z krzesła, jakby nagle stało

się bardzo gorące. Prokurator okręgowy Hale

próbował ukryć zakłopotanie, demonstracyjnie

przeglądając dokumenty.

- Czy ma pan jeszcze jakieś pytania? - spytał

Mason tonem demonstracyjnie łagodnym i

pojednawczym.

Z tyłu sali dobiegł chichot.

- Niech pan zajmie się swoją sprawą, a moją

zostawi mnie! - Hale rzucił przez ramię w kierunku

Perry’ego Masona, wciąż przeglądając papiery.

Sędzia Norwood postukał gwałtownie w blat

biurka, za którym siedział.

-

Wystarczy, panowie. Sąd zarządza

dziesięciominutową przerwę.

background image

Rozdział 15

Pani Burris charakteryzowała się gorliwą

dociekliwością

i

wielkim

zainteresowaniem

prywatnymi sprawami sąsiadów. Aktualne tematy

dnia opisywane w gazetach wydawały się jej blade i

bezbarwne

w

porównaniu

z

informacjami

dotyczącymi mieszkańców okolicy.

Podczas przerwy w rozprawie pani Burris,

czując się ważna ze względu na bliski związek jej

męża ze sprawą, nie mogła odmówić sobie

przyjemności wygłoszenia paru tajemniczych uwag

do Hazel Perris, żony miejscowego rzeźnika.

W odpowiedzi na opinię wygłoszoną przez

panią Perris, że panie Adrian są zbyt miłymi

osobami, aby rzeczywiście mieć coś wspólnego z

czymś takim, zauważyła:

- Może właśnie dlatego, że są takie miłe,

wplątały się w to.

- Co ty mówisz, Betsy?

- Hazel, wiesz przecież, jaki był Arthur

Cushing.

- Co to ma wspólnego z tą sprawą?

- A jak ty byś się czuła, gdybyś była na

kolacji z mężczyzną, który nie rozumie, kiedy mówi

mu się „nie”?

- Waliłabym go po głowie wałkiem tak

długo, aż jego uszy zaczęłyby normalnie

funkcjonować - odpowiedziała Hazel Perris,

zacisnąwszy usta z determinacją.

Pani Burris pokiwała głową.

- Też bym tak zrobiła. Carlotta zrobiła to

samo, tylko że nie miała wałka. Miała lustro.

- Nieprawda - odparła pani Perris. - Gdyby

background image

miała lustro, Arthur Cushing miałby na głowie

siniaki i pociętą twarz i szyję.

- Kto ci to powiedział?

- Przecież to logiczne.

Pani Burris zrobiła minę kogoś, kto mógłby

powiedzieć znacznie więcej, gdyby tylko chciał.

- Nie zawsze można ufać wszystkiemu, co w

takich sprawach mówią biegli.

- To jest logiczne, Betsy, wiesz to równie

dobrze jak ja. Poza tym, czy twój mąż nie

powiedział, że najpierw usłyszał strzał, a dopiero

potem brzęk szkła?

background image

- Czasem mu się miesza - odparła zgryźliwie.

- W tej sprawie też mu się pomieszało? -

spytała pani Perris z czujnością psa, który chwycił

trop.

- Według mnie - powiedziała pani Burris -

Carlotta dała mu w twarz, rzuciła lustrem i wyszła.

Pewnie nie trafiła i lustro uderzyło w tył wózka.

Potem, kiedy powiedziała matce, co się stało, Bełle

Adrian włożyła rewolwer do kieszeni i poszła

powiedzieć Arthurowi, co o nim myśli. Arthur pewnie

ją wyśmiał i pani Adrian wyjęła rewolwer z kieszeni,

prawdopodobnie tylko po to, żeby go nastraszyć.

Zapewne Arthur Cushing złapał wtedy za obrazek i

rzucił w nią, a ona się uchyliła i rewolwer wystrzelił.

- Akurat, bzdura - powiedziała pani Perris. -

Carlotta może siedzieć w tym po uszy, ale jej matka

nic o tym nie wie. Dzisiejsze dziewczęta są całkiem

cwane. Kto to wie, o co jej chodziło, kiedy tak po

nocach balowała sama u faceta. Ale Belle Adrian jest

inna. Nikt mi nie wmówi, że poszła tam o drugiej nad

ranem. To elegancka dama, poczekałaby do świtu.

Pani Burris chciała coś powiedzieć, ale się

powstrzymała.

- Gdybyś znała się na ludziach tak jak ja -

kontynuowała

pani

Perris

z

pewną

dozą

samozadowolenia - wiedziałabyś, że Belle Adrian to

nie ten typ... Zanim tu się sprowadziłam, byłam

kelnerką i miałam okazję poznać ludzi, i to tak

naprawdę.

- Ty i to twoje doświadczenie! - parsknęła pani

Burris. - Przyjdzie dzień, kiedy ci udowodnię, że się

mylisz. Nic teraz nie mogę powiedzieć, ale jak proces

się skończy, to wszystko ci opowiem. Myślisz, że

tylko ty znasz się na ludziach i potrafisz ich ocenić. Ja

też coś tam wiem.

background image

- Betsy, co ty mówisz? Co chcesz mi

powiedzieć po procesie?

- Nic - odpowiedziała pani Burris - tak sobie

mówię. Muszę poszukać Sama. Przepraszam.

Zacisnęła usta i z pewną szorstkością, tak

różną od jej zazwyczaj gadatliwego zachowania,

odwróciła się i poszła wzdłuż zatłoczonego korytarza.

Pani Perris stała przez kilka sekund, patrząc na

obfite kształty kobiety kiwającej się na boki w rytm

stawianych kroków, po czym odwróciła się i stanęła

twarzą w twarz z szeryfem Elmore’em.

- O czym tak rozmyślasz? - spytał serdecznie.

Niewiele myśląc, chwyciła go za ramię i

odciągnęła od innych, tak żeby nikt ich nie usłyszał.

- Słuchaj, Bert - powiedziała - mocno

wymaglowałeś Sama Burrisa?

- Sama? Jasne. Dokładnie ustaliliśmy kolejność

wydarzeń.

- Nie chodzi mi o kolejność. Pytam się, czy

mocno go wymaglowałeś, żeby się dowiedzieć

wszystkiego, co wie.

- No, chyba tak.

- Na twoim miejscu wolałabym mieć większą

pewność. A skoro już o tym mówimy, to nie

marnowałabym czasu na Sama, ale zabrałabym się za

Betsy i ją przycisnęła.

- Co?

- Betsy Burris wie coś o tej sprawie, ale boi się

mówić przed zakończeniem procesu. Prawie się

wygadała i myślę, że to jest coś, co łączy Belle Adrian

z morderstwem.

- Skąd to podejrzenie, Hazel?

- Z tego, co mi powiedziała. Mówię ci, Bert,

zabierz się za nią, ale tak, żeby Sam nic o tym nie

wiedział. Weź ją do swojego biura i przycisnij. Założę

background image

się, że wydobędziesz z niej informację, która

całkowicie zmieni całą sprawę.

Szeryf zmrużył oczy w zamyśleniu.

- Hazel, co ona ci dokładnie powiedziała?

- Nie chodzi tylko o to, co powiedziała, ale o

to, jak się zachowywała.

- Powiedziała, że wie coś, co może ujawnić

dopiero po zakończeniu sprawy?

- Zgadza się.

- Zasugerowała, że ona i Sam wiedzą coś,

czego nie powiedzieli?

Pani Perris pokiwała głową.

- Dzięki, Hazel - rzekł szeryf, odwrócił się

raptownie i udał się w kierunku - sali rozpraw, gdzie

prokurator

okręgowy

Hale

naradzał

się

z

oskarżycielem posiłkowym Ivesem.

Rozdział 16

Po zakończeniu przerwy, kiedy sędzia

Norwood nakazał publiczności zachowanie spokoju,

prokurator okręgowy Hale powołał biegłego od

balistyki

z

policji

miejskiej,

specjalnie

oddelegowanego do wykonania ekspertyzy.

Biegły zeznał, że zbadał pocisk i porównał z

rewolwerem Colt Police Special, kaliber 38, o

numerze 740818, i ustalił, iż pocisk, który zadał

śmierć, pochodzi z tej broni. Biegły zademonstrował

fotografie ukazujące pocisk wystrzelony z rewolweru,

porównany z pociskiem znalezionym w ciele

zmarłego.

Mason wywołał pewne poruszenie, rezygnując

z przesłuchania świadka.

Prokurator okręgowy zaskoczył wszystkich,

powołując Harveya Delano na świadka oskarżenia.

background image

Drobny, ale dobrze zbudowany Delano o wiele

lepiej pasował do otoczenia w drogim dwurzędowym

garniturze, niż kiedy miał na sobie kowbojskie

akcesoria, włącznie z ręcznie wykonanymi butami na

wysokim obcasie, w których jego małe stopy

wyglądały na jeszcze mniejsze, i ciężkim nabijanym

pasem podkreślającym jego szczupłą sylwetkę.

- Wysoki sądzie - powiedział Darwin Hale -

ten świadek jest adwokatem córki oskarżonej.

Gwałtownie obrócił się w kierunku Delano i

poprosił:

- Proszę spojrzeć na rewolwer oznaczony jako

dowód oskarżenia A. Czy widział go pan już kiedyś?

Delano, przygotowany do roli świadka, rzeki: -

Jestem adwokatem Carlotty Adrian i jako taki

odmawiam działania przeciwko mojej klientce.

- Nie chcę, żeby działał pan przeciw swojej

klientce. Nie pytam o nic, co powiedział pan swojej

klientce i co pańska klientka powiedziała panu. Proszę

o potwierdzenie faktów, Czy widział pan już ten

rewolwer?

- Tak.

- Czyj to rewolwer? - Mój.

- Kiedy widział go pan po raz ostatni?

Delano zwilżył wargi językiem, trochę

bezradnie spojrzał na sędziego i powiedział:

- Zostawiłem ten rewolwer Carlotcie Adrian,

mojej przyjaciółce i klientce.

background image

- Wie pan, czy rewolwer ten znajdował się w

jej posiadaniu wieczorem drugiego i rankiem

trzeciego bieżącego miesiąca?

- Nie wiem.

- Czy wie pan, że nie znajdował się w jej

posiadaniu? - Nie.

- Kiedy ostatni raz miał go pan w swoim

posiadaniu?

- W zeszłą niedzielę.

- To wszystko.

- Nie mam pytań w tej chwili - powiedział

Mason - ale być może później będę chciał o coś

zapytać.

Na świadka powołano zastępcę szeryfa, który

znalazł rewolwer. Zeznał on, że znalazł go „w

niskich krzakach” około trzydziestu dwóch i pół

stopy od najbliżej położonego fragmentu samochodu

pań Adrian.

Mason ponownie zrezygnował z zadawania

pytań.

Dexter C. Cushing, powołany na świadka,

zeznał, że jest ojcem zmarłego. Starając się

pohamować rozpacz, powiedział przez zaciśnięte

usta, że uszkodzona rama przedstawiona mu przez

prokuratora stanowi część zabytkowego lustra, które

od pokoleń znajdowało się w posiadaniu rodziny.

Zabrał lustro do Doliny Niedźwiedziej i kazał

synowi zawiesić w salonie, a tymczasem zostawił je

w garażu.

- Proszę zadawać pytania - powiedział Hale.

- Czy Arthur był pańskim jedynym synem? -

spytał Mason.

- Tak.

- Czy był jedynym spadkobiercą? - Tak.

- Czy jest pan wdowcem?

background image

- Tak.

- Czy jest pan zainteresowany wynikiem tego

dochodzenia?

- Tak.

- Czy zatrudnił pan wybitnego adwokata C.

Crestona Ivesa, żeby wspomógł prokuratora

okręgowego?

- Tak - prawie krzycząc odpowiedział Dexter

Cushing.

- W celu

doprowadzenia do skazania

oskarżonej?

- Tak.

- Czy to pan płaci honorarium pana Ivesa?

- Tak.

- I oczywiście jest pan jak najbardziej

zainteresowany tym, żeby oskarżoną skazano za

morderstwo?

- Mam nadzieję, że zostanie uznana winną

morderstwa z premedytacją i skazana na śmierć.

- Ponieważ - powiedział Mason - chce pan

pomścić śmierć syna?

- Tak.

- I rozumiem, że nie chce pan, aby morderca

pańskiego syna

uniknął kary?

- Oddałbym

każde

pieniądze,

żeby

sprawiedliwości stało się zadość.

- Jeżeli jednak - powiedział Mason -

oskarżona okazałaby się niewinna, wszystkie

pieniądze, które pan wydał, żeby doprowadzić do jej

skazania, pomogłyby uniknąć kary rzeczywistemu

mordercy. Czy pomyślał pan o tym?

- Panie Mason, niech pan się zajmie swoimi

sprawami, a ja dopilnuję swoich!

- Czy pomyślał pan o tym?

background image

- Nie pomyślałem i nie będę o tym myślał.

Oskarżona jest winna. - I w związku z pańskim

założeniem, że jest winna, czyni pan

wszelkie wysiłki, żeby doprowadzić do jej

skazania?

- Niech pan poczeka, aż wszystkie dowody

zostaną ujawnione - odrzekł Cushing ponuro.

- Dziękuję - powiedział Mason - poczekam i

proponuję, żeby pan też poczekał. Dziękuję, panie

Cushing, to wszystko.

Sztywnym krokiem Cushing opuścił miejsce

dla świadka.

- Aha, tak przy okazji - odezwał się Mason,

jakby coś sobie przypomniał - na to pytanie może

pan odpowiedzieć z miejsca, w którym pan teraz

stoi. Czy zna pan pannę Marion Keats?

- Nie.

- Czy pański syn kiedykolwiek o niej

wspominał?

- Nie.

- Dziękuję - powiedział Mason, maskując

uśmiechem cios, jakim była dla niego odpowiedź

Cushinga - to wszystko.

- Proszę wezwać Norę Fleming - powiedział

prokurator.

Nora Fleming okazała się młodą, dobrze

zbudowaną i atrakcyjną blondynką. Była służącą

Arthura

Cushinga. Zeznawała niechętnie, z

opuszczonymi oczami i głosem tak cichym, że

czasem trudno było ją zrozumieć.

Mówiła powoli, ograniczając się do

odpowiedzi na pytania.

Arthur Cushing powiedział jej, że oczekuje

towarzystwa

na

kolacji

wieczorem

drugiego

bieżącego miesiąca. Przygotowała posiłek, a

background image

„towarzystwo” pojawiło się w osobie Carlotty

Adrian, jednej z oskarżonych w tej sprawie. Carlotta

przyjechała sama samochodem. Podała kolację

Cushingowi i Carlotcie Adrian. Jedli ją tete-a-tete.

Cushing siedział w fotelu inwalidzkim.

Prokurator Hale w dramatycznym geście

zademonstrował porwaną część garderoby.

- Czy widziała pani to już kiedyś?

- Tak, proszę pana.

- Co to jest?

- To jest bluzka, którą Carlotta Adrian miała

na sobie w czasie kolacji.

- Proszę wziąć tę bluzkę i dokładnie ją

obejrzeć.

- Tak, proszę pana.

- Czy bluzka ta różni się od tej, którą

widziała pani na pannie Adrian?

- Tak, proszę pana.

- Czym?

- Rozdarciem na przodzie.

- Czy była rozdarta, kiedy widziała ją pani

owego wieczoru? - Absolutnie nie.

- O której pani wyszła?

- Myślę, że o dziewiątej piętnaście. Umyłam

naczynia i spytałam pana Cushinga, czy mam coś

jeszcze zrobić. Odrzekł, że nie. Powiedziałam mu, że

przyjdę o ósmej trzydzieści, by zrobić mu śniadanie.

Kiedy wychodziłam, oglądali kolorowe filmy.

- O której zwykle jadł śniadanie?

- Około dziewiątej.

- Proszę zadawać pytania - powiedział Hale.

Mason przyjrzał się jej uważnie.

- Czy jest pani panną Fleming czy panią

Fleming?

- Panią Fleming.

background image

- Czy jest pani mężatką?

background image

- Już nie.

- Czy jest pani wdową?

- Jestem rozwiedziona.

- Czy długo pani tu mieszka?

- Od dwóch miesięcy.

- Od kiedy zna pani Arthura Cushinga?

- Od sześciu miesięcy.

- Czy pracowała pani u niego przed przyjazdem

tutaj?

- Nie. Jego ojciec zatrudnił mnie, kiedy tu

przyjechałam.

Hale wyraźnie gotował się do zgłoszenia

sprzeciwu, ale Mason zaskoczył prokuratora nagłą

zmianą linii ataku.

- Czy zna pani zabytkowe lustro, które pan

Cushing umieścił w garażu?

- Tak, proszę pana. Widziałam je, odkurzałam.

- Czy było ciężkie?

- Tak, proszę pana.

- Czy wie pani, ile ważyło?

- Nie, proszę pana.

- Pokażę pani teraz zabytkowe lustro - powiedział

Mason - któ - I re, jak myślę, jest mniej więcej podobne

do lustra, na którego temat złożyła pani zeznanie, i

poproszę, żeby je pani wzięła do rąk i po - I wiedziała

nam, czy ma takie same rozmiary i ciężar, jak lustro,

o którym mówimy.

- Jaki to ma cel? - spytał Darwin Hale.

- Sprawdzam jej pamięć - odpowiedział Mason.

C. Creston lves powstał i odezwał się, starannie

wymawiając każdy wyraz, głosem wysoko opłacanego

radcy prawnego, przyzwyczajonego do precyzyjnego

wysławiania się:

- Wysoki sądzie, każdy eksperyment musi być

wykonany w dokładnie takich samych warunkach jak te,

background image

które miały miejsce w czasie popełnienia przestępstwa.

Nie sądzę, aby wysoki sąd zaakceptował twierdzenie, że

to lustro jest dokładną kopią lustra z garażu.

- Dokładną kopią? - odezwał się zdziwiony

Mason. - Ależ oczywiście, że nie! Skąd ten pomysł, że

przeprowadzam

eksperyment?

Po prostu pytam świadka, czy lustro, które stało w

garażu, ma podobne rozmiary i ciężar, jak lustro, które

pokazałem.

background image

Tymczasem pani Fleming uniosła lustro kilka

razy w górę parę cali, sprawdzając jego ciężar, i

odezwała się:

- Waży chyba...

- Chwileczkę - przerwał sędzia Norwood - czy

chce pan zgłosić sprzeciw, panie Ives?

- Nie, wysoki sądzie, w zasadzie nie. Po

prostu przytoczyłem przepisy prawne dotyczące

eksperymentów.

- Ma pan całkowitą rację - przyjaźnie odezwał

się Mason. - W tej chwili sprawdzam tylko pamięć

świadka.

- Proszę odpowiedzieć na pytanie.

- Ma mniej więcej takie same rozmiary i

ciężar - odpowiedziała.

- Panowie, czas na południową przerwę -

odezwał się sędzia Norwood. - Sąd ogłasza przerwę

do drugiej po południu. Oskarżona pozostanie pod

opieką szeryfa.

Mason spojrzał na Paula Drake’a, ruchem

głowy wskazał wyjście i omijając tłum, wraz z Delią

Street do niego podeszli. Szybko udali się do

apartamentu w hotelu, gdzie o godzinie dwunastej

dziesięć miał zostać podany lunch.

Gdy weszli do pokoju, Mason powiedział:

- Powinieneś był mieć jakieś informacje o tej

gosposi, Paul.

- Sam wiem - Paul Drakę odezwał się ponuro.

- Kiedy tu przyjechaliśmy, kazałeś nam zająć się

numerami rejestracyjnymi... Ale powinienem był się

czegoś dowiedzieć mimo całego pośpiechu.

Przepraszam.

- Mieliśmy mało czasu - powiedział Mason. -

Od tutejszych ludzi usłyszałem, że stary Cushing

zatrudnił gosposię, która tu mieszkała, więc nie

background image

zwróciłem na to uwagi. Teraz się okazuje, że Arthur

Cushing mu ją podstawił.

- Tak musiało być - powiedziała Della Street.

- Siedziałam w takim miejscu, że mogłam

obserwować twarz ojca, kiedy ona zeznawała. Gdy

wyszło na jaw, że znała Arthura, zanim tu przyjechał,

dostrzegłam zdziwienie na jego twarzy.

- Tak to wygląda - powiedział Mason. -

Arthur Cushing chciał ją zatrudnić, ale tak, żeby

ojciec jej płacił. Ściągnął ją tu i w sprzyjającym

momencie powiedział ojcu, że potrzebuje służącej, i...

Zresztą sami możecie sobie wyobrazić, co dalej.

- A kiedy już wszyscy przeczytają o tym w

gazetach - powiedział Paul Drakę - nie pozostanie to

bez wpływu na proces.

Mason zmarszczył brwi.

- Właśnie tego nie chcę, Paul.

- Co masz na myśli?

- Popatrz na to w ten sposób - powiedział

Mason, przemierzając pokój długimi krokami. - Zgon

nastąpił po północy. Szron zupełnie odizolował dom.

Ta młoda kobieta poszła do domu, tak mówi. Carlotta

to potwierdza, a ślady wskazują, że musiało tak być.

- Jasne, ale mogła wrócić i zastrzelić

Cushinga.

- Musiałaby zostawić ślady - powiedział

Mason.

- Ale posłuchaj - powiedział Drakę z

naciskiem - kula nie zostawia śladów. Gdyby strzeliła

do Cushinga z drogi, przez okno, kula pomknęłaby

ponad ziemią, nie zostawiając żadnych śladów.

- Pocisk zrobiłby dziurę w szybie - powiedział

Mason - a fotel Cushinga był obrócony tyłem do

okna.

Kula

tkwiła

w

jego

klatce

piersiowej.

background image

- Ktoś mógł później przesunąć fotel -

powiedział Drakę.

- Paul, nikt go nie przestawiał... Posłuchaj.

Nikt nie przesuwał fotela po tym, jak rozbito szybę i

lustro. Dokładnie sprawdziłem opony fotela i nie

znalazłem w nich kawałków szkła. Gdyby

przesunięto fotel po rozbiciu szyby, kiedy podłoga

była zasłana kawałkami szkła, niektóre z nich

wbiłyby się w opony. I jeszcze coś musimy wziąć pod

uwagę, Paul. Zastrzelenie Arthura z drogi

wymagałoby mistrzostwa w posługiwaniu się

rewolwerem. Najbliższe miejsce na drodze, z którego

ktoś mógłby strzelić przez okno, leży w odległości

pięćdziesięciu jardów.

Kelner przyniósł lunch. Della Street

dopilnowała, żeby go odpowiednio rozłożył na stole,

podpisała rachunek i dała mu dwa dolary napiwku.

- Musiał być jakiś powód, żeby rzucić lustrem

- powiedział Mason. - To jest naprawdę interesujący

aspekt tej sprawy, Paul. Wokół tego musimy

zbudować naszą linię obrony.

- Nie widzę tutaj większych możliwości -

powiedział Drakę. - Fakty są takie, że ktoś tym

lustrem rzucił.

- Po co?

- Są dwie hipotezy - powiedział Drakę. -

Pierwsza: Arthur Cu-shing rzucił w kogoś lustrem.

Druga: ktoś rzucił lustrem w Arthura Cushinga.

background image

Prokurator przyjmie hipotezę, że Cushing

rzucił lustrem w napastnika. Mam dla ciebie parę

ciekawych informacji, Perry. Powiedzieć ci teraz?

- Wal śmiało, Paul. Zjedzmy coś.

Usiedli przy stole.

- Po pierwsze - powiedział Drakę -

sprawdziliśmy wszystkie rozmowy telefoniczne do

Marion Keats z tutejszych budek. Znaleźliśmy

budkę, choć to niewiele dało. Jest na stacji

benzynowej,

którą

zamykają

o

dziewiątej

wieczorem, dosyć blisko domu Cushingów. Na

zewnątrz stoi budka telefoniczna dostępna

dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ktoś dzwonił z

tej budki o dziewiątej dwadzieścia.

Mason odezwał się z namysłem:

- To znaczy, że ktoś obserwował dom

Cushingów i zadzwonił do Marion Keats, by jej

powiedzieć, że Arthur Cushing je kolację z Carlottą.

- I w tych okolicznościach - powiedział Paul

Drakę - nie ma żadnej szansy, żeby stwierdzić, kto to

był. Stacja była zamknięta, ten ktoś wślizgnął się do

budki, zadzwonił, wyszedł i zniknął.

- Co jeszcze masz, Paul?

- Kiedy szeryf szukał odcisków palców w

unieruchomionym

samochodzie

Carlotty

-

powiedział Drakę - znalazł odciski jej palców, matki

oraz jeden świeży odcisk na klamce, którego nie

potrafi zidentyfikować. Z kształtu wynika, że jest to

prawdopodobnie odcisk prawego kciuka. Mojemu

człowiekowi udało się zdobyć fotokopię. Da mija,

kiedy wrócimy do sądu o drugiej.

- Co jeszcze? - spytał Mason.

- Trzecia rzecz - odparł Drakę - chyba nie

jest ważna. Szeryf wziął w obroty panią Burris.

Mason zmarszczył brwi.

background image

- Po co miałby to robić?

- Może jest jakaś niewielka rozbieżność

między jej zeznaniem a zeznaniem Sama -

powiedział Drakę - i prokurator okręgowy chce ją

wyjaśnić w czasie przerwy.

Mason potrząsnął głową i rzekł:

- Nie musi powoływać pani Burris na

świadka. Wystarczy, jak powoła Sama Burrisa i

ustali, co się stało. Zeznanie żony tylko to

potwierdzi.

- Cóż - powiedział Drakę - szeryf naprawdę

ostro się za nią wziął.

Mason znów zmarszczył brwi. Zadzwonił

telefon.

Della Street odebrała i przekazała słuchawkę

Paulowi Drake’owi.

- Jeden z twoich ludzi ze świeżą informacją -

zaanonsowała.

Drakę wziął słuchawkę, rzucił: „No, dobra,

co tam?” i słuchał przez kilka sekund. Potem

powiedział: „Dobrze, obserwujcie ich tak dokładnie,

jak się da” i odłożył słuchawkę.

- Co się dzieje? - spytał Mason.

Drakę wyjaśnił:

- Prokurator okręgowy je lunch w restauracji

na dole. Parę minut temu zadzwonił do niego szeryf

i prokurator nagle bardzo się ucieszył. Powiedział

coś C. Crestonowi Ivesowi i obaj wyglądali, jakby

wygrali milion. Są tak podekscytowani, że nie mogą

rozmawiać, i pałaszują jedzenie tak szybko, jak się

da, by zdążyć z czymś jeszcze przed drugą... To

może mieć coś wspólnego z panią Burris.

- Pani

Burris ma opinię plotkarki -

powiedziała Della Street. - Nie potrafi zachować

żadnej tajemnicy.

background image

- Możliwe - powiedział Mason - że Sam

Burris chciał pomóc pani Adrian, a żona wszystko

wypaplała... Paul, jeżeli ktoś w tym stanie chce

dostać prawo jazdy, musi zostawić odcisk kciuka,

który nanosi się na dokument?

Drakę kiwnął głową. Mason rzekł:

- Paul, twój człowiek ma fotokopię tego

niezidentyfikowanego

odcisku

palca.

Poproś

jakiegoś

zaprzyjaźnionego

policjanta,

żeby

zatrzymał Marion Keats, zanim pojawi się w sądzie

po południu, i obejrzał jej dokumenty. Niech

porówna odcisk z tym na jej prawie jazdy... To może

być najważniejszy element w tej sprawie. Zadzwoń

do niego i niech zaczyna. Powiedz mu, że jeżeli

będzie musiał, niech wyda pieniądze.

Drakę pokiwał głową. Trzymając w ręce

kanapkę, sięgnął po telefon.

Rozległo się długie, nerwowe stukanie do

drzwi. Della Street odsunęła krzesło.

background image

- Komuś bardzo się śpieszy - powiedziała.

- Może kiedyś przyjdzie dzień, że będę mógł

skończyć tę kanapkę - rzucił Mason z szerokim

uśmiechem.

Della Street otworzyła drzwi.

Do pokoju wpadła Carlotta Adrian.

Ujrzawszy osoby zgromadzone w pokoju,

zatrzymała się skonsternowana, ale po chwili się

opanowała i podeszła do stołu, stając naprzeciw

Perry’ego Masona.

- Panie Mason - powiedziała - nie daję sobie z

tym rady, nie mogę tego wytrzymać! Muszę to z siebie

wyrzucić. Myślę, że będzie lepiej dla mamy, lepiej dla

nas wszystkich, kiedy dowie się pan prawdy o tym, co

się stało, i...

- Zaraz, chwileczkę - powiedział Mason - ma

pani adwokata.

- A, jego - powiedziała Carlotta. - To miły

chłopak, ale praktykuje dopiero od kilku lat. Bardzo...

bardzo go lubię, ale... chodzi o mamę...

- Zaraz, wyjaśnijmy to - powiedział Mason. -

Czy rezygnuje pani ze swojego adwokata?

- Broń Boże, nie!

- Wobec tego nie mogę z panią rozmawiać pod

jego nieobecność.

- Ale gdyby tu był, dostałby szału. On...

- On tu jest - odezwał się Harvey Delano od

drzwi. - O co chodzi, Carlotto?

Obróciła się ku niemu.

- Chciałam powiedzieć panu Masonowi coś, co

powinien wiedzieć.

- Dlaczego nie powiedziałaś mnie, a ja

powiedziałbym o tym panu Masonowi?

- Ponieważ

chciałam mu powiedzieć i

ponieważ... Harv, myślałam...

background image

Wyprostował się z powagą człowieka, który

jest jeszcze na tyle młody, że traktuje siebie samego

bardzo poważnie.

- Nie ufasz mi? - spytał.

- Ufam, Harvey. Pomagasz mi, bronisz mnie,

ale myślę, że tak naprawdę uważasz, że mama

zastrzeliła Arthura Cushinga, czyż nie?

- Nie widzę powodu, żeby rozmawiać o tym w

tej chwili, w tych okolicznościach i w tym

towarzystwie.

- Ale uważasz tak, prawda? Tak naprawdę

właśnie to myślisz. Odpowiedział jej pytaniem:

- A czy ty uważasz, że twoja matka go

zastrzeliła?

- Harvey, nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę,

żeby szła na rzeź jak bezbronna owca, i że pan Mason

powinien wiedzieć o pewnych sprawach.

- Carlotto, mówiłem ci parę razy, żebyś z

nikim nie rozmawiała. Masz milczeć. Nawet ja nie

chcę wiedzieć o pewnych sprawach. Dobrze, że

przyszedłem w porę i usłyszałem to, co usłyszałem. W

przeciwnym razie mógłbym pomyśleć, że pan Mason

zachował się nieprofesjonalnie, rozmawiając z tobą za

moimi plecami.

- Cieszę

się,

że

rozumie

pan

moje

postępowanie - powiedział Mason.

- Rozumiem, ale nie jestem panu wdzięczny -

wybuchnął Harvey Delano. - Nie posunął się pan do

nieetycznego zachowania, ale to wszystko. Mógł pan

powiedzieć Carlotcie, żeby mi zaufała i że na pewno

wiem, co robię.

- Nie jestem pewien, czy pan wie, co robi -

odrzekł Mason.

- Czy zdaje pan sobie sprawę, że krytykuje

mnie pan w obecności mojej klientki?

background image

- To pan krytykował mnie - powiedział Mason.

- Mówiąc, że nie jestem pewien, ujawniłem tylko

swoje stanowisko dotyczące tego, co pan powiedział.

Harvey zwrócił się do Carlotty:

- Carlotto, idziemy.

- Harvey, chcę ci coś powiedzieć, chcę coś

powiedzieć panu Masonowi.

- Najpierw powiesz to mi, a ja zdecyduję, czy

przekazać tę informację panu Masonowi.

- Rozumiem - Mason zwrócił się do Delana -

że pańska klientka nie wszystko panu powiedziała.

- Niech pan zajmie się sprawami swojej

klientki - powiedział Delano - a ja zajmę się sprawami

swojej. Powiedziałem Carlotcie, że nie chcę niczego

słyszeć, dopóki nie dowiem się, co wie szeryf. Panie

Mason, oprócz związku wynikającego z mojej roli

zawodowej istnieje jeszcze związek osobisty i byłbym

wdzięczny, gdyby wziął pan obydwa te związki pod

uwagę.

background image

Mason podszedł do drzwi, otworzył je i rzekł:

- Panna Adrian ma dwadzieścia jeden lat. Jest

dorosła, ma prawo wybierać sobie adwokatów i

przyjaciół

i

tylko

ona

ponosi

za

te

wybory odpowiedzialność.

Delano obrócił się gwałtownie do Masona.

- To wszystko, na co pana stać?

- Robię to specjalnie dla pana - odezwał się

Mason. - Do widzenia.

- Carlotto, idziemy - powiedział Harvey.

Drzwi zamknęły się za nimi.

- No proszę! - powiedziała Della Street i

demonstracyjnie powachlowała się kartą dań.

- Facet naprawdę jest młody - powiedział Paul

Drakę. - Ma kompleksy i orzeszek zamiast mózgu.

Z rękami wbitymi w kieszenie marynarki

Mason stał koło drzwi, szeroko rozstawiwszy stopy i

w zamyśleniu mrużąc oczy.

- No? - spytał Paul Drakę.

- Sam chciałbym wiedzieć, o co chodzi -

odpowiedział Mason.

- Chodzi ci o to, co Carlotta chciała

powiedzieć? - spytała Della Street.

- O to, czego Harvey Delano zabronił jej

mówić.

Rozdział 17

Gdy sąd zebrał się po przerwie, wokół stołu

prokuratora panowała atmosfera triumfalnego

oczekiwania, która natychmiast udzieliła się

wszystkim zebranym w sali.

Gdy sędzia Norwood zajmował swe miejsce,

Della Street wręczyła Perry’emu Masonowi notatkę

zawierającą następujące słowa:

background image

Do diabła, Perry. Przepraszam. To nie jej

odcisk. Niech to szlag.

Mason zmiął notatkę, wcisnął głęboko do

bocznej kieszeni marynarki, odwrócił się do Delii

Street i szepnął:

- W porządku, Delio, niech sprawdzi

gosposię. To może być jej odcisk.

Darwin Hale wstał.

- Wysoki sądzie, następnym świadkiem

będzie szeryf Elmore. Być może powołam go znowu,

ale chciałbym powołać go teraz w celu wyjaśnienia

pewnych spraw.

- Proszę bardzo - powiedział sędzia.

Szeryf Elmore usiadł na miejscu dla świadka.

- Czy w niedzielę, trzeciego bieżącego

miesiąca - spytał Hale - przeszukał pan dom należący

do pani Belle Adrian, oskarżonej w tej sprawie?

- Tak jest.

- Co pan znalazł, szeryfie?

- Znalazłem rozbitą puderniczkę.

- Gdzie ją pan znalazł?

- Upchniętą w czubku buta do jazdy konnej.

- Czy ma pan tę puderniczkę ze sobą? - Tak

jest.

- Czy to ta puderniczka? - Ta.

- Wysoki sądzie, proszę o włączenie tego do

sprawy jako... zaraz, rewolwer to dowód prokuratury

A, kula jest dowodem prokuratury B, więc to będzie

dowód prokuratury C.

- Bez sprzeciwu - pogodnie odezwał się

Mason.

- Co jeszcze pan znalazł?

- Parę butów.

- Czy ma pan te buty ze sobą?

- Tak jest.

background image

- Czy coś pana zastanowiło w związku z tymi

butami?

- Tak jest. Były świeżo wyczyszczone.

- Co pan znalazł na tych butach?

- Na podeszwie prawego buta znalazłem małą,

lecz dobrze widoczną plamkę krwi, która

przesiąknęła między podeszwę a wyściółkę. W

podeszwy obydwu butów wciśnięte były małe

kawałki szkła.

- Czy udało się panu zidentyfikować szkło?

- Tak jest.

- Jak?

- Za pomocą analizy spektroskopowej.

background image

- Czy potrafi pan operować spektrografem w

celu wykonania analizy?

- Nie, ale byłem obecny, kiedy biegły, który

gotów jest zeznawać, wykonywał analizę, i widziałem

uzyskane wyniki na własne oczy. Część szkła z

podeszwy

pochodzi

z

rozbitych

fragmentów

antycznego lustra. Szkło lustra zostało wykonane

dawną metodą i zawiera obce substancje, nieobecne

we współcześnie wytwarzanym szkle.

- Poproszę o włączenie tych butów do

materiałów dowodowych. Lewy but będzie dowodem

D.l, a prawy będzie D.2 - powiedział prokurator

okręgowy, spoglądając na Masona.

- Bez sprzeciwu - swobodnie odezwał się

Mason - bez żadnego sprzeciwu.

- Co? - wykrzyknął prokurator.

- Bez sprzeciwu - powtórzył Mason - chcemy,

żeby buty stały się materiałem dowodowym.

To zaskoczyło oskarżycieli. Poszeptali chwilę,

po czym Hale rzekł:

- Mam jeszcze jedno czy dwa pytania do

szeryfa. Odwrócił się do szeryfa i spytał:

- Czy zbadał pan fragmenty szyby z okna w

domu Cushingów?

- Tak jest.

- Czy znalazł pan fragmenty ze śladem otworu

zrobionego przez pocisk?

- Nie.

- Czy zbada pan koła fotela inwalidzkiego?

- Tak jest.

- Czy znalazł pan kawałki szkła w oponach?

- Nie. Z położenia ciała i toru pocisku jasno

wynikało, że pocisk nie mógł wlecieć przez okno,

chyba że ktoś przestawił fotel. Pamiętając o tym,

kazałem bardzo ostrożnie wynieść fotel z pokoju.

background image

Hale pokiwał głową z aprobatą.

- Bardzo dobrze, szeryfie - powiedział. - A

teraz chciałbym, żeby opisał pan, co znalazł w czasie

oględzin pokoju. Proszę po prostu opisać, co pan

zobaczył i jaki był stan ogólny.

- Wszędzie na podłodze było szkło -

powiedział szeryf. - Zidentyfikowaliśmy przynajmniej

pięć źródeł, skąd mogło pochodzić.

- Jakie to źródła?

- Rozbite lustro, którym najwyraźniej rzucono

tak, że uderzyło w okno i rozbiło szybę. Kawałki

szkła z lustra i szyby okiennej leżały na podłodze.

Część z nich wypadła na zewnątrz i leżała na ziemi.

- Dobrze, to dwa. Jakie inne źródła szkła

jeszcze pan znalazł?

- Kiedy rzucono lustrem, lub w innym

momencie kłótni - powiedział szeryf - ze ściany spadł

duży, oprawiony w szkło obraz. To szkło rozbiło się i

leżało na podłodze wraz z innymi kawałkami, ale

można było odróżnić poszczególne fragmenty. Szkło

z obrazu było cieńsze niż szyba.

- Dobrze, to daje trzy źródła.

- Dalej - kontynuował szeryf - były cienkie,

posrebrzane kawałki szkła, które najwyraźniej

pochodziły z małego lusterka. Udało nam się je

oddzielić od innych i ułożyć na kawałku

przezroczystej taśmy klejącej, tak że widać linie

pęknięć i obydwie strony szkła. W ten sposób

zrekonstruowaliśmy całe lusterko.

- Czy maje pan ze sobą?

- Tak jest.

Szeryf sięgnął do kieszeni i wyjął małe kółko

rozbitego szkła,

starannie posklejane taśmą.

- Czy znalazł pan to w pokoju, gdzie

background image

znajdowało się ciało?

- Tak, w pokoju, gdzie znajdowało się ciało.

Prokurator okręgowy Hale rzekł:

- Wysoki

sądzie,

ponieważ

oskarżenie

twierdzi, że szkło to pochodzi z puderniczki opisanej

jako dowód powoda C, proszę o włączenie tego jako

dowód powoda C.2.

- Bez sprzeciwu - powiedział Mason.

- Proszę włączyć - powiedział sędzia.

- Wysoki sądzie, proszę wziąć do ręki

puderniczkę i zrekonstruowane lusterko i sprawdzić,

jak doskonale pasuje ono do puderniczki.

Sędzia Norwood wykonał test. Pod wrażeniem

jego wyniku powoli pokiwał głową.

- A więc - kontynuował prokurator okręgowy

Hale - mamy cztery źródła pochodzenia szkła: szyba,

zabytkowe lustro, oprawiony obraz i lusterko z

puderniczki. A co z piątym źródłem, szeryfie?

- Łatwo było je odnaleźć - powiedział szeryf. -

To było szkło ze szklanki leżące w małych kawałkach

na podłodze.

background image

- Gdzie leżały te kawałki?

- Wyglądało to tak, jakby ktoś kopnięciem

rozrzucił je po podłodze. Nie można było ustalić, co

spowodowało...

- Mniejsza o to, szeryfie. Chcę tylko wiedzieć,

gdzie leżały kawałki szkła ze szklanki.

- Leżały rozrzucone dookoła po prawej

stronie fotela inwalidzkiego. Tam też leżały

fragmenty lusterka z puderniczki. Reszta szkła leżała

rozrzucona po całym pokoju i, oczywiście, była sterta

szkła koło okna, dosyć duża. Fotel znajdował się

około sześciu stóp od okna i szkło leżało wokół

fotela. Te kawałki leżały tak, jakby zostały

porozrzucane w czasie szamotaniny.

Prokurator rzekł:

- Wysoki sądzie, chciałbym wprowadzić

jeszcze jeden dowód. Jest to kawałek szkła

znaleziony w oponie samochodu pań Adrian. Szeryf

nie ma go w tej chwili przy sobie. Proszę o

pozwolenie na powołanie szeryfa jeszcze raz później.

- Sąd wyraża zgodę.

- W takim razie może pan przesłuchać

świadka - stwierdził Hale.

- Powiedział pan, że szkło porozrzucano

jakby w czasie szamotaniny - zaczął Mason.

- Zgadza się, tak.

- Kiedy doszło do szamotaniny? Zanim

szklanka została rozbita czy potem?

Szeryf uśmiechnął się szyderczo.

- Panie

Mason,

jeżeli

szkło

zostało

porozrzucane w wyniku szamotaniny, musiała ona

mieć miejsce, zanim rozbito szklankę.

- Zgadza się - odrzekł Mason - ale czy

zobaczywszy szkło porozrzucane wokół fotela,

znalazł pan jakieś fragmenty w oponach fotela?

background image

- Nie.

- Czy opony te są zrobione z gumy na tyle

miękkiej, że szkło by się w nie powbijało?

- Oczywiście. Są z gąbczastej gumy, bardzo

sprężystej. Bez dętek, ale z miękkiej, gąbczastej

gumy. Szkło weszłoby w nią bez trudu.

- A więc, gdy doszło do szamotaniny -

powiedział Mason - Arthur Cushing nie brał w niej

udziału?

- Mógł już być martwy - oschle powiedział

szeryf.

- Zakłada pan więc, że Arthur Cushing został

zastrzelony i do szamotaniny doszło już po jego

śmierci?

- Na to wygląda.

- Jednym z uczestników, szamotaniny musiał

być morderca.

- Tak można by założyć, panie Mason.

- A kim był drugi uczestnik?

- Tego, oczywiście, nie wiem.

- Ale - powiedział Mason - tylko dwa rodzaje

śladów wychodzą z domu.

- Tu mi pan zabił klina, panie Mason -

przyznał szeryf. - Ja podaję tylko fakty, poszlaki, to,

co znalazłem.

- Jak rozumiem - powiedział Mason - zbadał

pan ślady bardzo dokładnie?

- Tak jest.

- Ile rodzajów śladów pan stwierdził?

- Były ślady zrobione przez panią Adrian -

przepraszam, panie Mason, to już są wnioski. Były

ślady prowadzące z domu pań Adrian do domu

Cushingów i było widać, że osoba, która je zostawiła,

podeszła do drzwi frontowych, potem okrążyła dom i

weszła na podjazd, a potem udała się na tył domu i

background image

weszła do środka przez tylne drzwi. Po jakimś czasie

osoba ta wyszła przez tylne drzwi i wróciła po

śladach do domu pań Adrian. Były jeszcze inne

ślady, przynajmniej tak zakładamy, wychodzące z

domu Cushingów przez frontowe drzwi, prowadzące

do samochodu pań Adrian i z powrotem - lub

odwrotnie. I są ślady prowadzące z samochodu do

domu pań Adrian.

- Innymi słowy - powiedział Mason - osoba

kierująca samochodem pań Adrian mogła zatrzymać

się, wysiąść, wrócić piechotą do domu Cushingów,

powrócić do samochodu, a potem przejść z

samochodu do domu pań Adrian. Zgadza się?

- Tak jest.

- Czy był pan w stanie stwierdzić, że to

wszystko były te same

ślady?

- Wyglądały na te same. Miały mniej więcej

ten sam rozmiar. Zrobione zostały butami na obcasie

i to właściwie wszystko, co o nich wiem. Obcasy

były dosyć szerokie, nie takie wąskie, spiczaste

obcasy kobiecych butów, ale bardziej jakby z

dobrych butów do chodzenia z dość szerokimi

obcasami.

- A ślady prowadzące z domu pań Adrian do

domu Cushingów?

- Zostały zrobione takimi samymi butami albo

butami o mniej więcej takim samym rozmiarze i

wyglądzie.

- A więc - powiedział Mason - wszystko, co

może pan powiedzieć, to to, że są dwa rodzaje

śladów?

- Zgadza się.

- Były jeszcze jakieś ślady?

- Tylko ślady zrobione przez Sama Burrisa,

background image

kiedy poszedł sprawdzić, co się stało, moje ślady i

ślady moich dwóch zastępców... Chcę dodać, panie

Mason, że szczególnie uważaliśmy, by nie uszkodzić

pozostałych śladów. Szliśmy szeregiem i w miarę

możliwości po śladach osoby z przodu.

- A więc - powiedział Mason - wszystko, co

pan wie, to tyle, że jeżeli w domu doszło do

szamotaniny, to mogły w niej brać udział tylko dwie

osoby. Jedna z nich to kobieta, kimkolwiek by była,

która zostawiła ślady prowadzące z domu pań Adrian

do domu Cushingów, a druga to osoba, która

zostawiła ślady prowadzące z samochodu do domu

Cushingów.

- Zgadza się. Tak jest.

- A więc były tylko dwie osoby, które mogły

wdać się w szamotaninę, kiedy popełniono już

morderstwo?

- Tak jest - powiedział szeryf i rzucił oschle: -

Chciałbym dodać, że obydwa rodzaje śladów

dochodziły do domu pań Adrian i że bluzka Carlotty

była podarta.

- Dziękuję - powiedział Mason - to tyle na

razie.

Hale wymienił szybkie spojrzenie z Ivesem,

po czym powiedział z triumfem, który z trudem starał

się ukryć:

- Moim następnym świadkiem będzie pani

Burris.

Pani Burris, duża kobieta o wyraźnie

spłoszonym wyglądzie, podeszła, kołysząc się na

boki, do miejsca dla świadków. Złożyła przysięgę,

podała nazwisko i adres zamieszkania, po czym

zwróciła wzrok na prokuratora okręgowego.

- Chciałbym, żeby przypomniała pani sobie,

co się stało we wczesnych godzinach porannych

background image

trzeciego bieżącego miesiąca - powiedział prokurator

okręgowy. - Czy miała pani możliwość przyjrzenia

się domowi Cushingów? - Tak jest.

- W jakich okolicznościach?

- Mój mąż usłyszał...

- Mniejsza o to, co usłyszał pani mąż. Co

spowodowało, że pani spojrzała w tamtą stronę?

- Mąż mnie obudził.

- Czy coś powiedział?

- Tak.

- Mniejsza o to, co powiedział. Co pani

zrobiła, kiedy się do pani odezwał?

- Wstałam i popatrzyłam na dom Cushingów.

- Która to była godzina?

- O ile dobrze pamiętam, było to około

drugiej trzydzieści nad ranem.

- Co pani zobaczyła?

- Zobaczyłam światła w domu.

- Czy posłużyła się pani sprzętem optycznym?

- Tak. Mamy lunetę powiększającą trzydzieści

razy.

- Czy użyła jej pani?

- Tak jest.

- Co pani zobaczyła?

- Zobaczyłam rozbite szkło. Zobaczyłam

stłuczoną szybę, szkło leżało na parapecie i na ziemi

pod oknem, gdzie odbijało światło padające ze środka

pokoju.

- Czy okno było rozbite?

- Tak.

- Czy zasłony były zaciągnięte?

- Nie w tym oknie.

- Czy słyszała pani coś?

- Tuż przed wstaniem usłyszałam krzyk

kobiety.

background image

- Czy wie pani, kim była ta kobieta? - Nie.

- Czy widziała pani jakąś osobę w tamtym

domu w owej chwili?

- Tak, pięć czy dziesięć minut po tym, jak

usłyszeliśmy krzyk.

background image

- Czy rozpoznała pani tę osobę?

- Tak jest.

- Kto to był?

- Pani Belle Adrian, oskarżona, która tam

siedzi.

- Proszę zadawać pytania - powiedział

prokurator okręgowy. Mason uśmiechnął się

uspokajająco do pani Burris.

- Pan prokurator - powiedział Mason -

oczywiście bardzo uważał, żeby nie powtarzała pani

niesprawdzonych

wiadomości, ale w naszej

rozmowie nie ma to żadnego znaczenia. Co takiego

powiedział mąż, że pani wstała i spojrzała na dom

Cushingów?

- Powiedział, że usłyszał coś jakby brzęk

szkła i chyba strzał - odrzekła pani Burris. -

Powiedział, że wstał i popatrzył, ale niczego nie

zobaczył.

- Czy pani słyszała te dźwięki?

- Nie, proszę pana. Mam twardy sen. Mąż nie

śpi tak mocno.

- Ale wstała pani, żeby popatrzeć?

- Tak, chciałam zobaczyć, co się dzieje.

- Często pani tak robi?

- No... Czasem obserwowaliśmy tamten dom.

Tylko od nas dobrze widać to okno. Arthur Cushing

rzadko zaciągał zasłony. - I co pani widziała?

- Sprzeciw. Niedopuszczalne, nieistotne i bez

znaczenia. To nie jest prawidłowe przesłuchanie -

zaprotestował Darwin Hale.

- Podtrzymuję - powiedział sędzia Norwood.

- Czy tej nocy zobaczyła pani panią Belle

Adrian, oskarżoną w tej sprawie? - Tak jest.

- Czy widziała pani kogoś jeszcze? - Nie.

- Czy widziała pani, co robi pani Adrian?

background image

- Widziałam, jak się pochyla, jakby coś

podnosiła, i widziałam, jak przechodzi na tle okna

raz czy dwa razy.

- Czy widziała pani, jak porusza ustami,

jakby z kimś rozmawiała?

- Nie.

- I nikogo innego pani nie widziała?

- Nie.

- I co było później?

- Zobaczyłam, że okno jest rozbite, i kazałam

mężowi pójść tam i sprawdzić, co się stało.

Znalazł...

- Nie wie pani, co znalazł.

- Powiedział mi.

- Myślę, że lepiej będzie, gdy poprosimy go,

żeby nam to powiedział osobiście - powiedział

Mason. - To wszystko, pani Burris. Dziękuję bardzo.

Chciałem wyjaśnić pewne sprawy.

- To całe pańskie przesłuchanie? - spytał

Ives.

- To wszystko - odpowiedział Mason.

W porządku - powiedział prokurator. -

Powołam teraz Sama Burrisa. Wysoki sąd rozumie,

że w tej chwili próbujemy nakreślić ogólny obraz

tego, co się stało. Celem tej rozprawy jest

wykazanie, iż popełniono przestępstwo i że są

podstawy, by sądzić, iż dokonała go oskarżona.

Wtedy sąd wyda polecenie, aby oskarżona stawiła

się na procesie, który odbędzie się w obecności ławy

przysięgłych i...

- Nie ma potrzeby, aby pouczał pan sąd w

kwestiach prawnych - powiedział sędzia Norwood. -

Sąd zna się na prawie, panie prokuratorze. Proszę

prowadzić sprawę.

- Oczywiście, wysoki sądzie. Chciałem tylko

background image

wyjaśnić, dlaczego nie ujawniam teraz wszystkich

faktów.

- Niech pan ujawni wystarczająco wiele, aby

sąd mógł zadecydować o procesie - powiedział

sędzia Norwood - bo w przeciwnym wypadku sąd

takiej decyzji nie wyda.

- Bez obaw - ponuro odezwał się prokurator -

zrobię to.

- Wydaje się, że tylko prokuratura ma jakieś

obawy - powiedział sędzia Norwood. - Sąd zna

prawo i sąd wie, że pan zdaje sobie sprawę, iż sąd je

zna. Jeżeli chce pan wygłosić oświadczenie dla

publiczności, proszę zrobić to w odpowiednim

czasie i w odpowiedni sposób oraz proszę zwrócić

się do publiczności, a nie do sądu. Teraz proszę

wezwać następnego świadka.

- Tak, wysoki sądzie - powiedział Hale,

lekko zbity z tropu. - Panie Burris, proszę podejść i

złożyć przysięgę.

Sam Burris, wyglądający jak zmokły kot

złapany przez burzę z piorunami i miotający się

między uczuciem gniewu i upokorzeniem, podszedł

do miejsca dla świadków.

background image

Prokurator

okręgowy

był

lodowato

bezlitosny.

- Czy miał pan możliwość spojrzeć na dom

Cushingów nad ranem trzeciego bieżącego miesiąca?

- Tak jest.

- O której godzinie?

- Chyba około drugiej trzydzieści, drugiej

dwadzieścia pięć.

- Z jakiego powodu patrzył pan na ten dom o

tej porze?

- Mam lekki sen. Przewracałem się w łóżku i

byłem trochę niespokojny. Usłyszałem brzęk szkła i

odgłos strzału i zastanowiło mnie to. Potem zacząłem

zasypiać, ale ciągle byłem poruszony. Wyjrzałem, ale

nic nie zobaczyłem. Odezwałem się do żony,

obudziłem ją i wtedy oboje usłyszeliśmy krzyk

kobiety. Więc wstałem znowu i oboje wyglądnęliśmy

przez okno.

- Co państwo zobaczyli?

- Zobaczyłem światła w domu i powiedziałem

do żony...

- Mniejsza o to, co powiedział pan żonie. Co

pan zrobił?

- Przypatrywałem się domowi. Moja żona też.

- Czy

posłużyli się państwo sprzętem

optycznym?

- Trzydziestokrotnie powiększającą lunetą.

- Co pan zobaczył?

- Rozbite okno, rozbite lustro, a potem panią

Adrian.

- Oskarżoną w tej sprawie?

- Tak.

- Dlaczego nie wspomniał pan wcześniej, że

widział pan oskarżoną?

- Chwileczkę, wysoki sądzie - przerwał

background image

gładkim głosem Mason - to próba poddania własnego

świadka przesłuchaniu w krzyżowym ogniu pytań.

Tak

jakby

prokuratura

chciała

podważyć

wiarygodność własnego świadka.

- Sąd przychyla się do tej opinii - powiedział

sędzia Norwood.

- Wysoki sądzie, próbuję tylko wyjaśnić

sytuację. Jeżeli tego nie zrobię, Perry Mason

podważy

wiarygodność

świadka

w

czasie

przesłuchania.

- No cóż, to byłby właściwy moment -

powiedział sędzia Norwood.

- Dlaczego przypuszcza pan, że chcę to

zrobić? - spytał Mason prokuratora.

- No bo przecież pan to zrobi. Niech pan się

nie wygłupia.

- Nie wygłupiam się - powiedział Mason. -

Nie widzę w tej chwili powodu, żeby go pytać,

dlaczego nic nie powiedział, że zobaczył oskarżoną.

Nie jestem nawet pewien, czy pan go o to spytał.

Spytał go pan?

- Prokurator się zawahał.

- Więc spytał go pan, czy widział oskarżoną?

- Nie jestem świadkiem - odpowiedział

prokurator. - Niech pan spyta świadka.

- Czy prokurator okręgowy spytał pana, czy

widział pan tam oskarżoną? - zadał pytanie Mason.

- Sprzeciw. To jest pytanie poza porządkiem.

Nie skończyłem jeszcze przesłuchania.

- No proszę - powiedział Mason. - Sam pan

zaproponował, żebym zadał mu pytanie.

-

Nie proponowałem. Rzuciłem panu

wyzwanie.

- Powiedział pan, żebym zadał mu pytanie,

więc je zadałem.

background image

O co panu chodzi?

- Panowie, wystarczy - odezwał się sędzia

Norwood z uśmiechem. - Myślę, że propozycja czy

też wyzwanie ze strony prokuratora może być

interpretowane jako zachęta do zadania pytania

świadkowi właśnie w tym momencie. Oddalam

sprzeciw.

- Panie Burris, zadałem panu pytanie, czy

prokurator okręgowy zapytał pana, czy zobaczył pan

tam panią Adrian.

- Nie - odpowiedział Burris. - Gdyby się

spytał, to bym mu odpowiedział, ale nie pytał, więc

nie powiedziałem. Postanowiłem powiedzieć prawdę,

gdyby kiedykolwiek spytano mnie o to, ale sam nie

podałbym tej informacji. Pani Adrian jest naszą

sąsiadką. Była tam, ale to nie ona zabiła Arthura

Cushinga i nie sądzę, że to ona krzyczała. Była...

- Mniejsza o to, co pan sądzi - rzucił

prokurator.

- Tak jest - odrzekł Burris.

- Nie mam więcej pytań w tej chwili -

powiedział Mason. Prokurator rzucił się na

nieszczęsnego świadka.

- Co więc pan zrobił, kiedy rozpoznał pan

panią Adrian?

- Przedyskutowałem

to

z

żoną

i

postanowiliśmy...

- Pytałem o to, co pan zrobił.

background image

- No właśnie to zrobiłem. Rozmawiałem.

Pytał się pan, więc odpowiadam.

Przez salę przetoczyła się fala śmiechu.

- Mniejsza o rozmowę. Proszę dalej. Co pan

zrobił? Dokąd pan poszedł?

- Poszedłem do domu Cushingów.

- Po co?

- Żeby zobaczyć, co się stało.

- Co pan tam zobaczył?

- Stłuczone okno, szkło z porozbijanego

lustra na parapecie, w całym pokoju i trochę szkła na

zewnątrz. Zobaczyłem Arthura Cushinga siedzącego

w fotelu inwalidzkim, przechylonego bezwładnie na

jedną stronę, jak worek mąki. Z przodu koszuli była

krew. Wybiegłem i wezwałem szeryfa.

- Zauważył pan jakieś ślady?

- Nie, wtedy nie.

- Czy po wezwaniu szeryfa powrócił pan na

miejsce zbrodni?

- Nie, poszedłem do domu. Szeryf mi kazał.

- Czy szeryf otoczył miejsce taśmą, tak żeby

nie dopuścić do uszkodzenia śladów?

- Zobaczyłem taśmę, kiedy zrobiło się

jasno... Poszedłem tam i szeryf zadał mi kilka pytań.

- Jakie ślady zobaczył pan oprócz własnych i

szeryfa?

- Ślady kobiety prowadzące od domu pań

Adrian.

- Szeryf spytał pana, czy wie pan, czyje to

ślady, a pan odpowiedział, że nie wie. Zgadza się?

- Tak.

- Dlaczego pan kłamał?

- Nie kłamałem.

- Widział pan oskarżoną, panią Adrian, więc

wiedział pan, że to muszą być jej ślady, ale

background image

powiedział

pan

szeryfowi

prowadzącemu

dochodzenie, że nie wie pan, do kogo należą.

- Zgadza się. Nie wiedziałem, teraz też nie

wiem i wątpię, czy pan to wie.

Cięta odpowiedź Sama Burrisa wywołała

śmiech wśród publiczności. Sędzia poprosił o spokój

i upomniał zgromadzonych.

- Wiedział pan, że pani Adrian tam była.

- Tak.

- Więc jak się tam dostała, przyleciała?

- Sprzeciw - rzucił niedbale Mason. - To

próba poddania własnego świadka przesłuchaniu w

krzyżowym ogniu pytań.

- Sprzeciw podtrzymany.

- Czy w czasie, kiedy wrócił pan na miejsce

przestępstwa, zobaczył pan również ślady kobiety

prowadzące od drogi?

- To były ślady małych stóp. Nie mogę

powiedzieć na pewno, że to ślady kobiety, i nie

wiem, skąd prowadziły. Równie dobrze mogły

prowadzić od domu i z powrotem. Jeżeli o mnie

chodzi, to jest coś dziwnego z jednym rodzajem

śladów.

- Co takiego?

- To znaczy, nie wyglądały naturalnie, a

swego czasu dużo tropiłem... Nie wierzę, żeby te

ślady powstały...

- Mniejsza o pańskie wnioski - przerwał

prokurator lodowatym tonem. - Pytam o fakty.

- Wysoki sądzie - zaprotestował Mason - to

coraz bardziej przypomina krzyżowy ogień pytań.

- Też mi się tak wydaje - pokiwał głową

sędzia Norwood. - Proszę prokuratora o

powstrzymanie się od poddawania własnego

świadka przesłuchaniu w krzyżowym ogniu pytań.

background image

- To

świadek nie wykazujący chęci

współpracy - powiedział Hale.

- Ale mimo wszystko to pański świadek.

Może pan zadawać pytania naprowadzające, jeżeli

zmusi pana do tego jego brak chęci współpracy, ale

proszę nie poddawać go krzyżowemu ogniowi pytań

i nie zastraszać go.

- Nie zastraszałem go.

- Nie twierdzę, że tak, ale był pan blisko.

Proszę to potraktować jako ostrzeżenie ze strony

sądu. Proszę kontynuować.

- Czy były jeszcze jakieś inne ślady

prowadzące do domu, poza tymi, o których pan już

wspomniał?

- Nie widziałem.

- Kiedy po raz pierwszy poszedł pan do

domu Cushingów, czy zobaczył pan rozbite lusterko

z puderniczki? Małe kawałki posrebrzanego szkła?

- Nie.

background image

- Czy zauważył pan puder na ubraniu

zmarłego, to znaczy puder do twarzy, taki jak z

puderniczki?

- Nie, nie zwróciłem uwagi.

- Czy zauważył pan ramę lustra?

- Tak,

połamaną

drewnianą

ramę

z

fragmentami szkła.

- Czy był tam samochód? - Nie.

- A ślady opon?

- Jedne ślady opon. Nie widziałem ich wtedy.

Zobaczyłem je dopiero, kiedy zrobiło się jasno. Ślady

opon samochodu, który zaparkowano, zanim pojawił

się szron, i który odjechał po tym, jak się osadził.

- Czy zobaczył pan coś jeszcze za pierwszym

razem?

- Nie widziałem zbyt wiele. Kiedy wszedłem i

zobaczyłem to wszystko, dostałem gęsiej skórki.

Pomyślałem, że kobieta, która była u niego na

kolacji, poszła do domu i...

- Dlaczego pomyślał pan, że poszła do domu?

- Nie mogę powiedzieć, tak na gorąco... Jak

tak się zastanawiam, to może nie miałem lepszego

pomysłu... ale myślę, że coś tam było takiego...

- Mniejsza o to, co pan myśli - przerwał Hale

- proszę nam powiedzieć, co pan zobaczył.

- Właśnie to usiłuję zrobić. Wydaje mi się, że

była tam szklanka ze śladami szminki...

- Czy chce pan powiedzieć, że obejrzał pan

rozbitą szklankę, która leżała na podłodze? - spytał

Hale.

- Nie, nie obejrzałem szklanki. Nie jestem

pewien... Chyba na podłodze leżała szklanka, a w

pokoju były te rzeczy do puszczania filmów. Prawdę

mówiąc, miesza mi się, co tam było, a czego nie było.

Drzwi frontowe były zamknięte na zamek z zapadką.

background image

Poszedłem na tył domu. Drzwi były nie zamknięte i

po wejściu przeszedłem przez kuchnię, i dotarłem do

jego pokoju, a pierwsze, co zobaczyłem, to było ciało

rozwalone w fotelu i krew spływająca na podłogę...

Teraz przypominam sobie tę rozbitą szklankę. Było

na niej coś czerwonego. To chyba była krew. Nie

podszedłem bliżej, ale to był czerwony kolor, i wtedy

pomyślałem, że to szminka.

- W którym miejscu stał fotel?

- Około sześciu albo ośmiu stóp od okna,

obrócony do niego na wpół tyłem.

- Tuż po tym, jak zawiadomił pan władze,

wrócił pan do domu, a potem, kiedy zrobiło się jasno,

poszedł pan jeszcze gdzieś. Poszedł pan do pani

Adrian, prawda?

- Sprzeciw

-

powiedział

Mason.

-

Niedopuszczalne, nieistotne i bez znaczenia.

- Próbuję wykazać postawę świadka, jego

nastawienie.

- W celu wzięcia go w krzyżowy ogień pytań?

- spytał Mason.

- Myślę, że sąd powinien wziąć to pod uwagę

- odpowiedział Hale.

- Cały czas próbuje poddać pan świadka

krzyżowemu ogniowi pytań - powiedział Mason. -

Proszę tego nie robić. Ale założę, że rzeczywiście

poszedł do pani Adrian.

- Panowie, chwileczkę - odezwał się sędzia

Norwood. - Zwracałem już panom uwagę co do tego

rodzaju utarczek słownych. Jeśli dobrze rozumiem,

pytanie i założenie odnoszą się do tego, co świadek

zrobił po odnalezieniu ciała, po powiadomieniu

władz i po otrzymaniu polecenia pójścia do domu,

gdzie miał czekać.

- Tak jest. W celu wykazania nastawienia. Nie

background image

chcę usprawiedliwiać zachowania świadka. Ukrył

informację, którą powinien był nam podać. Nie chcę

nawet wykazać, że motywem do takiego zachowania

była chwalebna próba utrzymania dobrych układów

sąsiedzkich. Szczerze powiem obronie, że nie mam

zamiaru nakładać jakichkolwiek ograniczeń, kiedy

będzie przesłuchiwać świadka. Przypuszczam, że pan

Mason dosłownie rozerwie go na kawałki, ale to jest

coś, co świadek sam sobie zgotował.

- Czy zakończył pan już swoją dyskusję z

sądem? - spytał Mason.

- Chciałem tylko podkreślić, że nie mogę

zaakceptować takiego zachowania świadka i że

prawdopodobnie rozerwie go pan na kawałki i będzie

sugerował, iż planował szantaż i tak dalej. Nie mam

zamiaru być jego orędownikiem. Proszę przesłuchać

świadka.

Mason ziewnął ostentacyjnie i gestem dobrze

wychowanego człowieka zakrył usta dłonią.

- Piękna mowa, panie prokuratorze - odezwał

się lekko. – Mam nadzieję, że poczuł się pan lepiej.

Nie mam pytań do świadka.

- Co? - wykrzyknął Ives z niedowierzaniem.

Mason uśmiechnął się tylko.

background image

Prokurator Darwin Hale spojrzał na Masona

jak na człowieka, który nagle stracił rozum.

- Nie ma pan pytań? - Nie.

- Ani jednego? - Ani jednego.

- To wszystko, panie Burris - powiedział

sędzia Norwood - może pan opuścić miejsce dla

świadków.

Darwin

Hale

wydawał

się

zupełnie

zdezorientowany.

Szeptem

naradził

się

z

prokuratorem posiłkowym i powiedział:

-

Przepraszam,

wysoki

sądzie.

Oczekiwaliśmy, że pan Mason przesłucha świadka,

co zajmie większą część popołudnia. My...

- Czy jest pan gotów kontynuować sprawę? -

spytał Mason.

- Wysoki sądzie, chcieliśmy prosić o dziesięć

minut przerwy.

- To rozsądna prośba - powiedział sędzia

Norwood. - Sąd zarządza dziesięć minut przerwy.

Kiedy sędzia opuścił swoje miejsce, Mason

poczuł drżące palce Belle Adrian na swoim ramieniu.

- Panie Mason - wyszeptała - co pan sobie o

mnie myśli?

- Myślę, że postępuje pani głupio - krótko

odpowiedział Mason. - Każdy, kto wynajmuje

prawnika i pozwala przygotować mu obronę na

podstawie fałszywych przesłanek, postępuje głupio...

Czy zdawała sobie pani sprawę, że Sam Burris panią

widział?

- Tak, powiedział mi o tym.

- Wtedy, kiedy przyszedł do pani w niedzielę

rano?

- Tak.

- Czy próbował panią szantażować?

- Słucham?

background image

- Czy chciał od pani pieniędzy za milczenie?

- Nie, mój Boże. Powiedział, że to sąsiedzka

przysługa. - Może i tak - powiedział Mason. - Z

drugiej strony, może

przyjść i zażądać pieniędzy po rozprawie

wstępnej, gdyby zapadła decyzja o procesie.

- Co teraz będzie? - spytała.

- Teraz - powiedział Mason - mamy jedną

szansę na tysiąc... Niech pani będzie ze mną szczera.

Proszę mi powiedzieć, co się naprawdę stało.

- Nie wiedziałam, że Carlotta jest w domu -

powiedziała. - Zajrzałam do garażu, ale był pusty,

więc założyłam, że jest jeszcze u Arthura Cushinga.

Poszłam do kuchni i popatrzyłam na jego dom przez

okno. Zobaczyłam światła i wtedy usłyszałam krzyk

kobiety. To był krzyk pełen prawdziwego przerażenia

i pomyślałam, że to Carlotta.

- Więc ubrała się pani i tam poszła?

- Zarzuciłam coś na siebie i pobiegłam.

- Co tam pani zobaczyła?

- Weszłam do domu i znalazłam martwego

Cushinga. Na podłodze leżała rozbita puderniczka

Carłotty i... zrobiłam to, co zrobiłaby każda matka.

Podniosłam ją i schowałam do kieszeni, a potem

rozejrzałam się, czy są jeszcze jakieś obciążające

dowody.

- Znalazła pani coś?

- Nie, nie chciałam ryzykować. Powycierałam

miejsca, gdzie mogły być jakieś odciski palców.

Wymyłam trzy szklanki i odłożyłam je do szafki.

Wytarłam odciski palców z butelek i odstawiłam je.

Nawet przetarłam chusteczką klamki.

Mason jęknął:

-

W swej chęci pomocy Carlotcie

bezpowrotnie zniszczyła pani wszelkie ślady, które

background image

mogłyby jej pomóc.

Pani

Adrian

pokiwała

głową

z

przygnębieniem. Widząc to, Mason powiedział:

- Pani myśli, że Carlotta go zabiła, prawda?

- Nie, tak myślałam tylko przez chwilę. Nie

wiem... To ona myśli, że ja go zabiłam.

- Proszę mi powiedzieć prawdę - rzekł Mason.

- Czy poszła pani w kierunku samochodu Carlotty?

- Nie, panie Mason, przysięgam.

- Dobrze - stwierdził Mason - jeżeli

powiedziała pani teraz prawdę, zaczniemy...

- Zapewniam pana, panie Mason, że mówię

teraz całą prawdę. Nie skłamałabym, gdybym nie

chciała osłonić Carlotty, a chciałam ją chronić

najlepiej, jak się da... i oczywiście mój plan nie

wypalił. Tylko narobiłam jej kłopotów.

- Teraz to pani ma kłopoty - westchnął Mason.

- No nic, niech pani siedzi spokojnie i zrobimy, co się

da.

background image

Rozdział 18

Gdy sąd zebrał się po przerwie, Hale, który

najwyraźniej zaplanował nową strategię, powiedział:

- Wysoki sądzie, chcę wezwać ponownie

szeryfa, żeby zadać mu jedno czy dwa pytania.

- Proszę.

Szeryf Elmore, pojawiwszy się znowu na

miejscu dla świadków, krótko zdał sprawozdanie ze

szczegółowych

oględzin

samochodu,

który

prowadziła Carlotta Adrian w noc morderstwa.

- Czy zbadał go pan dokładnie? - Tak jest.

- Czy obejrzał pan lewą przednią oponę?

- Tak jest.

- Czy to opona, z której uszło powietrze?

- Tak.

- Czy znalazł pan przyczynę? - Tak jest.

- Co to było?

- Sprzeciw - swobodnie odezwał się Mason -

niedopuszczalne, nieistotne i bez znaczenia. Nie ma

odpowiedniego uzasadnienia dla tego pytania.

- Co do pierwszej części sprzeciwu, za

chwilę wykażę, że pytanie jest istotne - powiedział

prokurator. - Jeżeli chodzi o zarzut braku

uzasadnienia, to absurd.

- Ależ tak - zripostował Mason. - Domaga się

pan od świadka wyciągnięcia wniosków. Nie

wezwał go pan jako biegłego. Świadek może zeznać,

co znalazł w oponie, a potem może pan poprosić

biegłego o opinię, czy ten przedmiot mógł

spowodować ujście powietrza z opony.

- Bzdura! - odpowiedział Hale. - Wysoki

sądzie, to desperacka próba chwycenia się brzytwy

przez tonącego. Jestem przekonany, że gdy sąd

background image

wysłucha zeznania, dojdzie do wniosku, iż sprzeciw

jest całkowicie absurdalny.

- Oddalam sprzeciw - powiedział sędzia

Norwood.

- Co spowodowało, że z opony zeszło

powietrze?

- Ostry kawałek szkła.

- Czy ma pan go ze sobą? - Tak jest.

- Gdzie go pan znalazł?

- Znalazłem go w oponie, był wbity w taki

sposób, że przeszedł na wylot i przeciął dętkę, co

spowodowało, że uszło z niej powietrze.

- Wysoki sądzie, zgłaszam ten kawałek szkła

jako dowód prokuratury E - powiedział Hale.

- Bez sprzeciwu - odezwał się Mason.

- Proszę przesłuchać świadka - rzucił Hale.

- A więc, szeryfie - powiedział Mason -

znalazł pan ten kawałek szkła w oponie?

- Tak jest.

- I uważa pan, że wygląda podobnie do

kawałków pochodzących ze zbitego lustra?

- Tak jest.

-

I

przeprowadził

pan

analizę

spektrograficzną w celu określenia, czy to jest to

samo szkło?

- Nie przeprowadziłem jej osobiście i tym

razem nie byłem przy tym, ale wiem, że zostało to

zrobione.

- I wyniki wskazują, że to kawałek szkła z

rozbitego lustra?

- Tak jest.

- Czy poszukał pan odcisków palców w

samochodzie?

- Tak jest. Myślę, że obejrzeliśmy każdy cal

samochodu.

background image

- Jakie odciski pan znalazł?

- Znaleźliśmy odciski palców oskarżonej, jej

córki

Carlotty

oraz

kilka

odcisków,

które

prawdopodobnie były tam od jakiegoś czasu, ale

których nie mogliśmy zidentyfikować.

- A czy były jakieś nowsze odciski palców?

- To trudno stwierdzić - powiedział szeryf.

- Czy ma pan specjalistę od daktyloskopii?

- Nie. Nie możemy sobie na to pozwolić w

naszym hrabstwie. Coś niecoś wiem na ten temat i

moi zastępcy pracowali trochę nad odciskami, ale

nie mogę uważać, że któryś z nas jest specjalistą.

- Kto więc zebrał te odciski?

- Niektóre z nich zebraliśmy sami, ale

większość pracy wykonał specjalista oddelegowany

z miasta. On wykonał większość pracy.

background image

- Wróćmy teraz do niezidentyfikowanych

odcisków, które pan znalazł.

- Wysoki sądzie - odezwał się prokurator - to

nie jest prawidłowe przesłuchanie świadka. Pytania

odchodzą od zasadniczego tematu.

- Szeryf stwierdził, że bardzo dokładnie

zbadał samochód, chcę się więc dowiedzieć, co

zrobił i co znalazł - powiedział Mason. - To jest

właściwy sposób prowadzenia przesłuchania.

- Oddalam sprzeciw.

- Chcę dowiedzieć się czegoś o tych

niezidentyfikowanych odciskach palców. Czy były

wśród nich takie, które wyglądały na pozostawione

niedawno?

- No... Tak, odcisk na klamce lewych drzwi

wyglądał na świeży.

- Czy to jest ten niezidentyfikowany odcisk?

- Tak jest.

- Czy odcisk uzyskano, nakładając proszek?

- Tak jest.

- I sfotografowano?

- Tak jest. Mason spytał:

- Czy ma pan ze sobą fotografię tego odcisku

palca?

- Tak, mam.

- Proszę nam ją pokazać.

- Wysoki sądzie - odezwał się Hale - to nie

jest prawidłowo prowadzone przesłuchanie. Jeśli pan

Mason chce powołać szeryfa jako świadka obrony,

proszę bardzo, ale sprzeciwiam się takiej formie

prowadzenia przesłuchania.

- Uważam, że wszystko jest w porządku -

powiedział

sędzia

Norwood,

najwyraźniej

zainteresowany. - Ten odcisk może mieć wielkie

znaczenie. Sąd chciałby mu się przyjrzeć.

background image

Szeryf sięgnął do wewnętrznej kieszeni i

wyciągnął kopertę, z której wyjął fotografię i podał

ją Masonowi.

- Ciekawe - powiedział Mason. - To bardzo

wyraźny odcisk.

- Rzeczywiście jest niezwykle wyraźny -

potwierdził szeryf - pewnie dlatego, że ktoś mocno

przycisnął kciuk do drzwi.

- Wysoki sądzie - powiedział Mason -

chciałbym zgłosić tę fotografię jako dowód obrony

numer 1.

- Bez sprzeciwu - odezwał się Hale

znużonym głosem. - Jedynym powodem mojego

protestu było to, że chciałem uniknąć marnowania

czasu na zbędny materiał. To ani nie jest odcisk

palca oskarżonej, ani Carlotty. Nie wiemy, do kogo

należy, i nie ma to dla nas znaczenia.

- Szeryfie, powiedział pan, że kawałek szkła

przedziurawił oponę - powiedział Mason.

- Tak jest.

- Skąd pan wie, że tak było?

- Przecież to logiczne.

- Nie jest pan biegłym, prawda?

- No cóż, jeżdżę samochodem i tyle razy

łapałem gumę, że właściwie już nim jestem - odciął

się szeryf.

Mason poczekał, aż umilknie śmiech

publiczności, i spytał:

- Ale nigdy nie naprawiał pan opon

profesjonalnie?

- Nie, oczywiście, że nie.

- I kiedy złapał pan gumę, zazwyczaj

podnosił pan samochód, zmieniał koło i zawoził

przedziurawioną oponę do warsztatu?

- Tak jest.

background image

- Wobec tego dlaczego uważa się pan za

eksperta, który może wyjaśnić, co spowodowało

przebicie tej opony?

- Nie mogłem nikomu zlecić tego badania -

powiedział szeryf - więc kazałem zdjąć oponę i

kiedy zobaczyliśmy rozciętą dętkę, przesunąłem ręką

po wewnętrznej stronie opony, żeby stwierdzić, co

spowodowało przebicie. Skaleczyłem rękę o ten

kawałek szkła, który wystawał wewnątrz opony,

więc rozciąłem oponę i go wydobyłem.

- Rozciął pan oponę?

- Wyciąłem otwór w oponie, tak aby

wydobyć ten kawałek szkła, nie uszkadzając go.

- Kawałek szkła - powiedział Mason - około

półtora cala długości, w kształcie klina o bardzo

ostrym końcu?

- Tak jest. Wbił się w oponę pod kątem

prostym.

- Czy zbadał pan ślady, żeby stwierdzić, jak

długo samochód jechał bez powietrza w oponie?

- Tak jest. Stwierdziliśmy, że opona straciła

powietrze prawie natychmiast po odjeździe spod

domu Cushingów. Dodam, że koło domu były ślady

tylko jednego samochodu, pozostawione przez

pojazd, który odjechał po tym, jak chwycił mróz.

Ślady pokazują, że przednia lewa opona zaczęła

tracić powietrze już po przejechaniu kilku stóp.

Samochód zrobił jeszcze około stu jardów z oponą

tracącą powietrze, aż został porzucony.

- Dziękuję - powiedział Mason - to wszystko.

- Czy są jeszcze jakieś pytania? - spytał

sędzia Norwood.

- Nie mam pytań - powiedział Darwin Hale,

po czym, najwyraźniej postępując z wcześniej

ułożonym planem, wstał i rzekł:

background image

- Wysoki sądzie, na tym kończymy nasze

dochodzenie i wnioskujemy o podjęcie decyzji o

rozpoczęciu procesu.

Sędzia Norwood kiwnął głową.

- Uważam, że są dowody na to, iż dokonano

przestępstwa, i jest wystarczająco dużo dowodów, że

to prawdopodobnie oskarżona...

- Chwileczkę, wysoki sądzie - przerwał

Mason - czy sąd pozwoli mi przedstawić moją

wersję tej sprawy?

Sędzia Norwood wyraził zdziwienie.

- Czy to znaczy, że chce pan przesłuchać

oskarżoną?

- Tego nie powiedziałem - rzekł Mason. -

Chcę przedstawić moją wersję.

- Oczywiście - powiedział sędzia Norwood -

pan wybaczy. Nie zamierzałem pochopnie

decydować o losie oskarżonej. Naturalnie założyłem,

że w świetle tego dochodzenia... zazwyczaj w

naszym hrabstwie wstępne przesłuchania rodzą

niewiele kontrowersji, szczególnie kiedy dowody tak

niezbicie... Jednakże nie będę ferował wyroków z

góry, panie Mason. Proszę przedstawić argumenty

obrony.

- Dziękuję - powiedział Mason. - Moim

pierwszym świadkiem będzie Marion Keats. Czy

Marion Keats jest w tej sali?

Z tyłu pomieszczenia nastąpiło lekkie

zamieszanie. Marion Keats wstała i podeszła

zdecydowanym krokiem do miejsca dla świadków.

To, że ani prokurator okręgowy, ani

oskarżyciel posiłkowy C. Creston lves nie zadali

sobie trudu, żeby na nią spojrzeć, powiedziało

Masonowi, że się z nimi kontaktowała.

Poczekał

cierpliwie,

zostanie

background image

zaprzysiężona, i powiedział:

- Wysoki sądzie, oto świadek, który nie

wykazuje chęci współpracy. Być może będę musiał

zadać kilka pytań naprowadzających...

background image

- Skąd mamy wiedzieć, że nie wykazuje chęci

współpracy? - spytał Darwin Hale.

- Wystarczy popatrzeć - z uśmiechem odrzekł

Mason.

- Proszę zadawać pytania - powiedział sędzia

Norwood.

- Czy nazywa się pani Marion Keats?

- Tak.

- Panna Keats czy pani Keats?

- Jestem... byłam mężatką.

- Czy Keats to nazwisko po mężu? - Tak.

- Czy przedstawia się pani jako panna Keats

czy pani Keats?

- Jako panna Keats. Mam chyba prawo

przedstawiać się, jak mi się podoba?

- Oczywiście - powiedział Mason - tylko

pytam.

- Więc odpowiedziałam panu.

- Czy znała pani Arthura Cushinga? - Tak.

- Czy wyjeżdżała pani czasem z nim na narty?

- Tak.

- Czy była pani w Dolinie Niedźwiedziej w

nocy drugiego i rankiem trzeciego bieżącego

miesiąca?

- Byłam tu trzeciego rano - odpowiedziała

przez usta zaciśnięte w geście oburzenia.

- I była pani również na pogrzebie Arthura B.

Cushinga?

- Sprzeciw. Niedopuszczalne, nieistotne i bez

znaczenia - odezwał się C. Creston Ives.

- Sprzeciw podtrzymany.

- Czy była pani kilka razy na nartach z

Arthurem Cushingiem?

- Tak.

- Jak długo pani go znała?

background image

- Około sześciu miesięcy.

Nagle i bez ostrzeżenia Mason wstał

gwałtownie z krzesła, zrobił dwa kroki w kierunku

świadka, wycelował palec w stronę jej twarzy i

zawołał:

- Proszę krzyknąć!

Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze i

wydała z siebie krzyk przerażenia.

130

background image

Darwin Hale i C. Creston Ives skoczyli na

równe nogi, mówiąc jeden przez drugiego.

- Spokój - krzyknął sędzia Norwood - proszę

o spokój! Panowie, proszę nie mówić równocześnie.

Słucham, panie Hale.

- To niedopuszczalne, nieistotne i bez

znaczenia

-

wykrztusił Hale. - To próba

sterroryzowania i zastraszenia własnego świadka.

C. Creston Ives dołączył się, mówiąc z

zimną, akademicką precyzją:

- Wysoki sądzie, jeżeli celem przesłuchania

jest zastawienie pułapki na własnego świadka, to nie

jest prawidłowe przesłuchanie. Jeżeli ma to na celu

przeprowadzenie

próby

identyfikacji

krzyku

świadka, co, jak wysoki sąd przyzna, jest z góry

skazane na niepowodzenie, test ten musi być

przeprowadzony w porównywalnych warunkach.

- Proszę krzyknąć! - powtórzył Mason.

Zanim ktokolwiek zdołałby ją powstrzymać,

kobieta otworzyła usta i wydała z siebie ochrypły,

nieartykułowany krzyk gniewu i nienawiści,

zwierzęcy krzyk, w którym nie było strachu, lecz

tylko gniew.

- Dziękuję - rzekł Mason, uśmiechając się i

kłaniając - naprawdę bardzo pani dziękuję.

W sali zaległa cisza pełna zdumienia.

- Jak widać - oschle zauważył sędzia

Norwood - świadek, nerwowa, emocjonalna kobieta,

nie uważał za stosowne poczekać na decyzję sądu.

Sprzeciw jest więc bezprzedmiotowy. Proszę dalej,

panie Mason.

- Czyja muszę to znosić? - spytała Marion

Keats.

- Jest pani świadkiem - rzekł sędzia

Norwood. - Obrona będzie zadawać pani pytania.

background image

Ma pani obowiązek odpowiadać tylko na pytania

istotne. Strona przeciwna i sąd dopilnują, żeby nie

łamano pani praw. Gdyby pani wykazała więcej

cierpliwości i milczała, podtrzymałbym sprzeciw.

- Przepraszam, wysoki sądzie, ale jestem

zdenerwowana.

Chciałabym

porozmawiać

z

adwokatem, zanim odpowiem na pytania. To jest

szantaż, który zmierza do zniszczenia mojej

reputacji. Pan Mason wyraźnie to zasugerował,

kiedy zmusił mnie do przyjęcia wezwania. Uważam,

że mam prawo do adwokata. Słyszałam, że nie

można ciągać po sądach kogoś, kto nie ma pojęcia o

sprawie, która się toczy.

background image

Hale trącił Ivesa łokciem i uśmiechnął się

szeroko.

- Ma pani rację w ogólnym sensie -

powiedział sędzia Norwood. - Osoba posiadająca

informacje istotne dla sprawy ma obowiązek stawić

się na wezwanie sądu, ale nikogo nie można ciągać

po sądach tylko po to, żeby... Ale na razie

powstrzymam się od dalszych komentarzy. Panie

Mason, co pan ma do powiedzenia?

- Jeżeli chce adwokata, proszę bardzo -

powiedział Mason.

- Dobrze, jest pani wolna - sędzia Norwood

zwrócił się do Marion Keats. - Proszę porozumieć się

z adwokatem i wrócić tu jutro o dziesiątej rano. Jeżeli

pani chce, proszę przyjść razem z adwokatem. Czy

ma pan jeszcze jakiegoś świadka, panie Mason?

- Wysoki sądzie, chciałbym zakończyć, ale

jest jeszcze parę kwestii technicznych, które

zaniedbała prokuratura, oraz materiał dowodowy,

który prokurator okręgowy najwyraźniej postanowił

pominąć.

- O czym pan mówi? - odezwał się Hale. -

Niczego nie pominąłem.

- Ależ tak - powiedział Mason. - Nie pokazał

pan fotela inwalidzkiego, w którym znaleziono ciało.

- Przedstawiłem

materiał

dowodowy

dotyczący wszystkich istotnych faktów związanych z

fotelem. Fotel jest duży i nieporęczny i dlatego nie

widziałem powodu, żeby...

- No właśnie - przerwał Mason - fotel jest

jednym z najważniejszych dowodów poszlakowych w

tej sprawie, lecz pan prokurator okręgowy zadowolił

się zeznaniami szeryfa, że w oponach fotela nie było

szkła.

- No dobrze - powiedział Hale - spełnię

background image

pańską zachciankę. Jeżeli chce pan fotela, będzie pan

go miał... Szeryfie, proszę sprowadzić fotel.

- Czy prosi pan o ponowne rozpatrzenie

sprawy?

- Tak jest, zaczniemy od nowa. Sprowadzę

fotel i zgłoszę go jako dowód.

- Proszę bardzo - powiedział Mason.

Szeryf sprowadził fotel z pomieszczenia na

tyłach sali sądowej, gdzie przechowywano materiał

dowodowy.

- Oto fotel - powiedział.

- Czy chce pan, żeby szeryf stanął na miejscu

dla świadków i przysiągł, że to ten fotel? - spytał

Hale.

background image

Mason wzruszył ramionami.

- Skoro twierdzi pan, że to ten fotel, założę,

że można włączyć go do materiałów dowodowych.

- To wszystko - powiedział Hale. Mason

rzekł:

- Teraz poproszę o wezwanie Sama Burrisa

jako świadka obrony.

- Jako pańskiego świadka? - odezwał się ze

zdziwieniem Hale. - Tak jest.

- Zgoda - powiedział sędzia Norwood. -

Panie Burris, proszę zająć miejsce dla świadka.

Będzie pan świadkiem obrony. Został pan już

zaprzysiężony, więc nie ma potrzeby robić tego

powtórnie. Proszę, panie Mason.

Mason wskazał na poplamiony krwią fotel

stojący koło miejsca dla świadków.

- Panie Burris, o ile pan pamięta, czy to jest

fotel, w którym znalazł pan ciało Arthura Cushinga,

kiedy wszedł pan do domu we wczesnych godzinach

porannych trzeciego tego miesiąca?

- Tak jest.

- Czy jest jakaś różnica w wyglądzie tego

fotela w stosunku do chwili, kiedy widział go pan po

raz pierwszy?

- Nie.

- Panie Burris, był pan w sali parę minut

temu. Czy słyszał pan krzyk świadka Marion Keats?

- Nie słyszałem, jak krzyczy - odpowiedział

Burris. - To, co usłyszałem, to śmieszny, cichy

okrzyk. Nie nazwałbym tego krzykiem. Panie

Mason, zastanawiałem się, czy zmusił ją pan do

krzyku, żebym mógł go zidentyfikować. Mogę

powiedzieć panu już teraz, że żaden dźwięk, który

świadek wydala z siebie w tej sali, w niczym nie

przypomina tamtego krzyku.

background image

- Ustalmy to od razu - powiedział Mason -

jak rozumiem, nikt nie krzyczał, kiedy usłyszał pan,

jak ktoś rzucił lustrem w Arthura Cushinga.

Hale skoczył na równe nogi.

- Niech pan nic nie mówi, niech pan nic nie

mówi! - krzyknął do świadka i zwrócił się do sądu: -

Wysoki sądzie, sprzeciw. To nie jest właściwy

sposób prowadzenia przesłuchania. Obrona sugeruje

istnienie faktów niepopartych dowodami, domaga

się od świadka wyciągania wniosków i zakłada

sytuacje odwrotne do tego, co się rzeczywiście

wydarzyło. Wysoki sąd zdaje sobie sprawę, że żadna

kobieta ani nikt inny nie rzucił lustrem w Arthura

Cushinga. To Arthur Cushing rzucił lustrem, broniąc

się desperacko, zanim został zastrzelony.

- Cóż, bez wchodzenia w szczegóły tego

sporu - odezwał się sędzia Norwood - sąd

podtrzymuje sprzeciw, ponieważ obrona domaga się

od świadka wyciągnięcia wniosków. Świadek może

zeznać, kiedy usłyszał krzyk w odniesieniu do

momentu, kiedy usłyszał brzęk rozbitego szkła.

- Dobrze - beztrosko powiedział Mason -

sformułuję pytanie inaczej. Panie Burris, kiedy

usłyszał pan krzyk w odniesieniu do momentu,

kiedy usłyszał pan brzęk rozbitego szkła?

Sam Burris zawahał się.

- Ciężko to ułożyć w głowie, kiedy jest się

wyrwanym ze snu.

- Rozumiem - powiedział Mason - niech pan

się postara.

- Więc - powiedział Burris - chyba, tak jak

pamiętam, usłyszałem odgłos tłuczonego szkła,

potem strzał, a potem leżałem rozbudzony i dopiero

po chwili usłyszałem krzyk kobiety.

- Jak długo leżał pan rozbudzony?

background image

- Może kilka sekund.

- Minutę?

- Może nawet dłużej niż minutę.

- Pięć minut?

Burris się zamyślił.

- Tak - odezwał się - może nawet i pięć

minut. Szczerze mówiąc, panie Mason, chyba

zasnąłem - nie na długo, maksymalnie może na...

zresztą, nie wiem.

- Chciał pan powiedzieć, na jak długo pan

zasnął - powiedział Mason - ale zmienił pan zdanie.

Dlaczego?

- To bez sensu, to nie ma sensu.

- Innymi słowy - rzekł Mason - tak naprawdę

nie wie pan, ile czasu minęło między odgłosem

rozbijanego szkła i krzykiem, i kiedy próbuje pan

określić maksymalną ilość minut, dochodzi pan do

wniosku, który wydaje się absurdalny w świetle

faktów. Tak?

- Zgłaszam sprzeciw wobec tego pytania,

ponieważ jest argumentacyjne oraz stanowi próbę

poddania własnego świadka krzyżowemu ogniowi

pytań - odezwał się Hale. - Pan Mason zręcznie

zmienia przesłuchanie świadka w przedstawienie...

- Sprzeciw ma charakter proceduralny i

dlatego sąd go oddala - powiedział sędzia Norwood.

- Prokurator wydaje się zapominać, że naczelnym

celem przesłuchania jest ustalenie faktów, a nie

danie prokuraturze okazji do uprawiania prawniczej

gimnastyki

i

wykazania

się

umiejętnością

przeskakiwania od jednej kwestii proceduralnej do

następnej. Panie Burris, proszę odpowiedzieć na

pytanie.

- Szczerze mówiąc - odezwał się Burris -

chciałem powiedzieć, że mogło upłynąć nawet

background image

piętnaście minut między strzałem i odgłosem

tłuczonego szkła a momentem, kiedy usłyszałem

krzyk. To brzmi bezsensownie, ale jakoś tak mi się

wydaje, że mogło upłynąć aż tyle czasu.

- Czy wstał pan natychmiast po tym, jak

usłyszał pan krzyk?

- Nie całkiem. Wstałem, kiedy usłyszałem

brzęk szkła. Stałem w oknie ze dwie albo trzy

minuty, ale poza światłami w domu Cushingów nic

więcej nie zobaczyłem. Nie wziąłem lunety, nie

wtedy, ale obudziłem żonę i właśnie kiedy wstawała,

usłyszeliśmy krzyk.

- I nie ma pan pojęcia, czy brzęk szkła został

spowodowany faktem, że ktoś rzucił lustrem w

Arthura Cushinga, ale nie trafił, czy też tym, że to

Arthur Cushing rzucił nim w kogoś?

- Zgadza się.

- Odpowiedź mówi sama za siebie -

zauważył oschle Hale. - Dla oskarżyciela jest

oczywiste, że to pan Cushing rzucił lustrem,

desperacko broniąc się przed napastnikiem.

- Musiał więc rzucić nim do tyłu -

powiedział Mason.

- Wysoki sądzie, oskarżenie twierdzi -

powiedział Hale - że pan Cushing rzucił lustrem w

niezidentyfikowanego napastnika, który stał wtedy

między nim a oknem. Rzuciwszy nim, obrócił fotel,

tak aby siedzieć przodem do napastnika, i wtedy

padł śmiertelny strzał.

- Sąd rozumie założenie prokuratury -

powiedział sędzia Norwood.

- Wydaje mi się, że twierdził pan, iż fotel nie

zmienił pozycji - zauważył Mason.

- Nie zmienił pozycji po momencie, kiedy

szkło rozsypało się po podłodze.

background image

- Szkło rozsypało się natychmiast po tym, jak

rzucono lustrem.

- Być może było na podłodze, ale po

zastrzeleniu Cushinga zostało rozrzucone po całym

pokoju. Myślę, że sąd doskonale rozumie sytuację.

- Sąd nie jest tego pewny - powiedział sędzia

Norwood, marszcząc brwi i drapiąc się po głowie

tuż nad skronią. - Twierdzenie pana Masona daje

pole do interesujących spekulacji.

- Które będę chciał jeszcze trochę rozwinąć -

pogodnie dodał Mason. - Panie Burris, proszę usiąść

w fotelu w taki sposób, jak siedział pan Cushing,

kiedy zobaczył pan jego ciało.

Świadek usiadł, przyjmując bezwładną pozę.

- Poruszając tylko głową i ramionami -

powiedział Mason - proszę wyprostować się w

fotelu. Proszę nie zmieniać pozycji bioder i stóp.

Burris posłusznie się wyprostował.

Mason wręczył Burrisowi zabytkowe lustro.

- Fotel znajdował się około sześciu stóp od

rozbitego okna? - spytał.

- Zgadza się.

- Róg stołu sędziowskiego znajduje się w

odległości około sześciu stóp. Proszę spróbować

rzucić tym lustrem tak, żeby uderzyć w róg stołu.

- Chwileczkę! Chwileczkę! - krzyknął

prokurator okręgowy, skacząc na równe nogi. - Tu

nie

ma

warunków

do

przeprowadzania

eksperymentów.

- Sąd absolutnie sprzeciwia się rzucaniu

lustrami w sali sądowej - powiedział sędzia

Norwood.

- Nie uda mu się rzucić lustrem w pozycji

siedzącej - powiedział Mason - a jest silniejszy,

bardziej krzepki niż Arthur Cushing. Jeżeli siedząc

background image

podniesie ramiona i przesunie do tyłu tak, żeby móc

rzucić lustrem na odległość sześciu stóp, fotel

przewróci się do tyłu. Nie uda mu się tym rzucić, tak

jak nie mógł tego zrobić Arthur Cushing.

- Cushing rzucił lustrem - powiedział Hale -

na pewno.

- Proszę, niech pan spróbuje - Mason

powiedział świadkowi.

Burris podniósł lustro. Na jego twarzy

pojawił się wyraz zdziwienia.

- Ja spróbuję - powiedział sędzia Norwood.

background image

Wstał, usiadł w fotelu, podniósł lustro,

przesunął ramiona do tyłu i szybko je opuścił.

- Próbował pan? - spytał prokuratora.

- Nie, wysoki sądzie.

- Niech pan spróbuje - sędzia rzucił krótko,

wracając na miejsce.

- Ależ, wysoki sądzie, przecież wiemy, że

ktoś rzucił lustrem - powtórzył Hale.

- Ale nie ktoś, kto siedział w fotelu - z

przekonaniem powiedział sędzia - nie na odległość

sześciu stóp. To lustro waży z trzydzieści funtów.

- Wysoki sądzie - powiedział Hale z irytacją -

nie chcę wchodzić w polemikę z wysokim sądem, ale

jeżeli sąd trzeźwo oceni dowody, zobaczy, że nie ma

takiej możliwości, żeby ktokolwiek mógł rzucić

lustrem w Arthura Cushinga.

- Nie ma takiej możliwości, żeby siedząc w

fotelu, mógł rzucić tym lustrem na odległość sześciu

stóp - powiedział sędzia Norwood.

- Wysoki sądzie, przecież to nie tym lustrem

rzucono. Sąd pamięta, jak ostro protestowaliśmy

przeciwko sposobowi, w jaki to lustro pojawiło się na

rozprawie. Perry Mason sprytnie je przemycił,

pytając świadka, czy ma mniej więcej ten sam

rozmiar i mniej więcej tę samą wagę.

Sędzia Norwood pokiwał głową.

- Jednakże - zauważył - lustro, którym

rzucono, nie nadaje się już do eksperymentów, a

musiało być ciężkie. Ktoś siedzący w fotelu mógł

przytrzymać je na kolanach i rzucić na niewielką

odległość, ale nie podnieść ramiona za głowę i nim

cisnąć. Ponieważ panna Keats chce skonsultować się

z adwokatem, a sąd chce obejrzeć miejsce, w którym

dokonano przestępstwa, sąd ogłasza przerwę do

godziny dziesiątej jutro rano.

background image

Gdy publiczność wychodziła z sali, Paul

Drakę przysunął się do Perry’ego Masona i

powiedział:

- Nie jest dobrze, Perry. Wygląda na to, że

Marion Keats odwiedziła biuro prokuratora

okręgowego, zanim przyszła do sądu. Ustalili, że się

stawi, odpowie na kilka pytań, a potem poprosi o

możliwość zobaczenia się z adwokatem. To wszystko

jest ukartowane. Ma pójść do faceta o nazwisku

Lansing, fanatycznie przywiązanego do etyki

zawodowej i ogólnie nie do wytrzymania. Oskarży

cię o utrudnianie postępowania procesowego i o to,

że

powołanie

Marion

Keats

służy

tylko

zasugerowaniu jej bliskiej znajomości z Cushingiem,

co ma odwrócić uwagę od twojej klientki. Mają

szczery zamiar wysunąć poważne zarzuty. Mason

zacisnął zęby.

- Domyślałem się, że to jest ukartowane. Ani

Ives, ani Hale nie raczyli nawet na nią spojrzeć, kiedy

ruszyła w kierunku miejsca dla świadków. Wtedy

zrozumiałem, że coś kombinują.

- Będą w stanie to zrobić? - spytała Della

Street.

- Jeżeli uda im się udowodnić, że nie miałem

powodu jej powoływać, mogą zrobić się

nieprzyjemni - przyznał Mason.

- W takim razie będą bardzo nieprzyjemni -

powiedział Paul Drakę. - Do twojej wiadomości,

Perry, sędzia Norwood jest szczególnie uczulony na

utrudnianie pracy sądu, a adwokat, którego wybrali

dla panny Keats, to sztywniak bez przerwy zrzędzący

na temat etyki zawodowej i domagający się kar

dyscyplinarnych.

Mason zmarszczył brwi.

- Paul, przyznaję, że to była desperacka próba.

background image

Liczyłem, że przyjdzie prosić o litość, zanim w ogóle

pojawi się na miejscu dla świadków. Potem

pomyślałem, że albo zdobędę informację, albo

powiem jej, że już mi nie jest potrzebna, co by

usprawiedliwiło jej nieobecność. Teraz tkwię po uszy

w kłopotach, chyba że uda mi się udowodnić, że

miałem powód przypuszczać, iż wie coś istotnego.

- Błagałaby o litość, gdyby nie prokurator

okręgowy i Ives - powiedział Drakę. - Poszła do nich,

a oni zobaczyli szansę na wykończenie ciebie.

Mason zmrużył oczy.

- Paul, zajmij się tym odciskiem palca. Jeżeli

niczego nie znajdziemy, już po mnie... Będę

blefował, ale wszyscy ci goście należą do tutejszej

kliki... Do roboty, Paul.

Rozdział 19

Gdy Mason, Della Street i Paul Drakę wrócili

z sądu do hotelowego apartamentu, przywitała ich

asystentka Delii.

background image

- Dzwonił

George Henry Lansing -

powiedziała - adwokat. Prosił, żeby pan się z nim

natychmiast skontaktował. Mówił, że to wyjątkowo

ważne. Chodzi o Marion Keats.

- Ach, tak - odparł Mason - też chciałem z

nim porozmawiać. Proszę mnie połączyć.

Chwilę później dziewczyna skinęła głową i

Mason chwycił za słuchawkę. Powiedział „halo” i

usłyszał oschły, chropowaty głos, przemawiający

starannie dobranymi słowami:

- Panie Mason, reprezentuję Marion Keats,

którą powołał pan na świadka obrony w sprawie

przeciwko pani Adrian z oskarżenia publicznego.

- Aha - odezwał się Mason.

- Pragnę pana poinformować, że uważam

owo wezwanie za bardzo niefortunne posunięcie.

- Sam będę oceniał swoje posunięcia - odparł

Mason. - Co jeszcze chce mi pan powiedzieć?

- Uważam, że powinien pan wiedzieć, iż

będzie o wiele lepiej dla pana, jeżeli zakończy pan

sprawę bez jakichkolwiek ponownych prób

przesłuchania panny Keats.

- Czyżby? - spytał Mason.

- Jeżeli zmusi pan ją do składania zeznań, ja,

jako jej adwokat, sprzeciwię się pańskim próbom

posłużenia się nią w celu odwrócenia uwagi

wymiaru sprawiedliwości. Zaprotestuję przeciwko

próbom łamania jej prawa do prywatności.

Oświadczę przed sądem, iż uważam, że utrudnia pan

postępowanie procesowe, i jeżeli będzie to

konieczne, w ostateczności doradzę świadkowi, aby

nie odpowiadała na pytania. Zamierzam również

wnieść skargę na pańskie postępowanie.

- Coś jeszcze? - beztrosko spytał Mason.

- To wszystko - odrzekł Lansing. - Jest to

background image

moje ostateczne stanowisko.

- Tak pan uważa? - powiedział Mason. -

Niech pan dopilnuje, żeby była jutro w sądzie, albo

oskarżę ją o obrazę sądu.

- Będzie tam, ale zażądam zwolnienia jej z

obowiązku stawiennictwa, po czym formalnie

oskarżę

pana

o

utrudnianie

postępowania

procesowego.

- Czy pańska klientka wszystko panu

powiedziała? - spytał Mason.

- Ależ oczywiście.

- Dobrze - powiedział Mason - skoro pan się

tak rzuca i grozi, jak się panu spodoba oskarżenie o

ukrywanie dowodów, utrudnianie pracy wymiaru

sprawiedliwości i współudział w przestępstwie?

- Nie zastraszy mnie pan, panie Mason.

- Akurat - powiedział Mason. - To pan

próbował zastraszyć mnie. Gdzie pan jest?

- Jestem w swojej kancelarii.

- Gdzie się znajduje?

- W Equitable Bank Building.

- Naprzeciwko hotelu? - Tak.

- Niech pan się stamtąd nie rusza. Idę do

pana...

- Obawiam się, iż nie jest to dogodny

moment, żebym się z panem zobaczył.

- Jeśli mnie pan nie przyjmie, jutro w sądzie

gorzko pan tego pożałuje.

- Panie Mason, pragnę pana ostrzec, iż nie

zezwolę na zastraszanie i poniżanie mojej klientki,

nie mam również zamiaru...

- Siedź pan tam - powiedział Mason - będę za

trzy minuty.

Rzucił słuchawkę, chwycił kapelusz i

odezwał się do Delii Street i Paula Drake’a:

background image

- Czekajcie tu. Mogę was potrzebować.

Wypadł z pokoju, zlekceważył wysłużoną

windę i zbiegł po schodach, przeskakując po dwa

stopnie na raz, przeszedł przez hall, przeciął ulicę i

wszedł do Equitable Bank Building, gdzie stwierdził,

że kancelaria George’a Henry’ego Lansinga jest na

trzecim piętrze.

Mason wszedł na górę, znalazł drzwi z

napisem „wejście” i wpadł do środka.

- Czy to pan Mason? - spytała go lekko

zdenerwowana sekretarka. - Pan Lansing jest w tej

chwili zajęty, ale...

- Niech pani powie panu Lansingowi -

powiedział Mason - że przyszedłem pokazać mu, iż

jego klientka jest zamieszana w morderstwo. Daję

mu dziesięć sekund na decyzję, czy chce usłyszeć o

tym teraz, czy też jutro w sądzie. Jeżeli wybierze to

drugie, oświadczę, że przyszedłem do jego

kancelarii, żeby mu wyjaśnić, iż jego klientka jest

zamieszana w morderstwo, lecz on odmówił

wysłuchania mnie.

background image

Jeżeli po tym będzie twierdził, że utrudniam

postępowanie procesowe, rozerwę go na strzępy.

Niech pani idzie mu to powiedzieć i zobaczymy, jak

zareaguje. Jeżeli jest mało bystry, będzie

potrzebował więcej czasu, dam mu więc trzydzieści

sekund.

Niech

pani

idzie.

Sekretarka

stała

niezdecydowana.

- Pan Lansing polecił mi wyjaśnić panu, że

jest bardzo zajęty i...

- No i wyjaśniła mi pani - powiedział Mason

- a ja przekazałem pani wiadomość dla niego.

Powtórzy mu ją pani?

Bez słowa obróciła się i wślizgnęła

dyskretnie do biura.

Po trzydziestu sekundach wróciła w

towarzystwie wysokiego, wychudzonego mężczyzny

w wieku pięćdziesięciu paru lat. Miał wystające

kości policzkowe, łysinę, długą szyję, wyblakłe

niebieskie oczy, cienkie szare usta i otaczała go

atmosfera śmiertelnej powagi.

- Dzień dobry, panie Mason. Uważam, że

powinienem panu wyjaśnić osobiście, iż jako

adwokat Marion Keats powiedziałem już panu...

Mason zaczął głośno:

- Chcę panu wyjaśnić, dlaczego potrzebuję

zeznania Marion Keats. Od pana oczekuję jedynie,

że będzie pan słuchał. Gdy zobaczy się pan ze swoją

klientką, niech pan ją zapyta, ile zapłaciła

informatorowi, by zadzwonił i powiedział, że

Carlotta spotkała się tete-a-tete na kolacji z

Arthurem Cushingiem. Niech pan się spyta, gdzie

była w nocy, kiedy popełniono morderstwo, około

drugiej trzydzieści nad ranem.

- To są prywatne sprawy mojej klientki -

powiedział Lansing - nie ma obowiązku ujawniania

background image

mi ich.

- W

porządku - powiedział Mason,

podnosząc głos - dałem jej szansę. Jestem gotów

wysłuchać wyjaśnień i oszczędzić jej wstydu, jeżeli

będzie ze mną szczera. Może nawet nie będę musiał

jej powoływać. Jeżeli...

Drzwi do biura otworzyły się gwałtownie.

Blada Marion Keats stanęła na progu i powiedziała:

- Panie Mason, niech pan posłucha...

- Proszę wrócić do gabinetu - polecił jej

George Lansing, nie odwracając głowy.

- Chcę

wyjaśnić

panu

Masonowi

-

powiedziała Marion Keats - że jeżeli dowiedział się,

że ja...

- On blefuje - powiedział Lansing. - Proszę

wrócić do gabinetu.

Mason uśmiechnął się szeroko.

- Nie będę rozmawiał z pańską klientką,

Lansing. To nie byłoby profesjonalne. Porozmawiam

z panem. Jeżeli pańska klientka woli, by wszystko to

wydało się w sądzie i żeby obsmarowały ją gazety,

to jej prawo. Jeżeli woli pan omówić to teraz, może

pan...

- Próbuję panu wyjaśnić, panie Mason, że

moje oświadczenie było pełne, przemyślane i

ostateczne. A teraz proszę, żeby pan wyszedł.

- Dzięki - powiedział Mason. - Nie jest pan

zbyt bystry. Pewnie potrwa to całą noc, zanim pan

zrozumie, że chcę pana wyciągnąć z pułapki.

Próbowałem wyjaśnić panu, dlaczego wezwałem

Marion Keats, ale pan nie chce słuchać. Dałem panu

szansę uniknięcia przesłuchania jej, ale pan kazał mi

wyjść. Niech pan to powie swojemu przyjacielowi,

prokuratorowi okręgowemu.

Obróciwszy się na pięcie, Mason wyszedł z

background image

kancelarii, opuszczając zaskoczonego prawnika oraz

jego przestraszoną i wściekłą klientkę.

Drakę i Della Street czekali w hotelu, z

trudem maskując napięcie.

- Udało się, Perry?

- Poszedłem na całość. Wiedziałem, że jest w

jego

biurze, kiedy dzwoniłem. Gdyby był

bystrzejszy, pozbyłby się jej, zanim przyszedłem.

Jest mało bystry i tego nie zrobił. Poprosiłem

sekretarkę, żeby przekazała wiadomość, która w

moim zamierzeniu miała zmusić Marion Keats do

rozmowy. Przycisnąłem ją, ale nie dał się na to

wziąć. To facet o prostym umyśle, jeżeli ma jeden

cel, to już nic innego nie przychodzi mu do głowy.

- Czy to źle - dla ciebie? - spytał Drakę.

- Będzie źle, jeżeli nie wymyślimy czegoś,

zanim...

Rozległ się ostry dźwięk dzwonka telefonu.

Drakę odebrał, rozłączył się po chwili i

zwrócił się do Masona:

- To może pomóc, Perry. Miałeś rację z tym

odciskiem. To odcisk prawego kciuka Nory Fleming,

a Sam Burris zadzwonił i powiedział, że Marion

Keats to ta młoda kobieta, o której powiedział pani

Adrian, ta, którą kilka razy widział w domu

Cushingów.

background image

Rozdział 20

Gdy sąd zebrał się rano, brakowało nawet

miejsc stojących.

- Proszę kontynuować - powiedział sędzia

Norwood. - Rozumiem, że mieliśmy podjąć

przesłuchanie panny Marion Keats jako świadka

obrony.

- Tak jest, wysoki sądzie - powiedział

Mason. - Chcę powtórnie powołać Marion Keats.

Spodziewam się, że reprezentuje ją adwokat.

George Lansing wstał, wyprostował się i

rzekł oschłym, chropawym głosem:

- Wysoki sądzie, reprezentuję Marion Keats.

Zgłaszam sprzeciw wobec powołania jej na świadka

i oskarżam obronę o utrudnianie postępowania

procesowego.

- Na czym polega to utrudnianie? - spytał

sędzia Norwood.

- Obrona wezwała świadka wyłącznie po to,

aby skalać jej reputację, wystawiając na żer żądnej

sensacji prasie. Świadek nic nie wie na temat tej

sprawy, nie posiada żadnej informacji o najmniejszej

nawet wartości, natomiast rzeczywiście przyjaźniła

się ze zmarłym. Opierając swe działania wyłącznie

na przypadkowym odkryciu, iż przyjaźń taka miała

miejsce, pan Mason posunął się do szantażu,

zamierzając

oczernić

świadka

w

czasie

przesłuchania tylko i wyłącznie w celu podsunięcia

fałszywego tropu, który to zostałby nagłośniony

przez prasę brukową, tym samym odwracając uwagę

od rozpaczliwego położenia oskarżonej, a jego

klientki.

Skonsternowany sędzia Norwood spojrzał na

Perry’ego Masona.

background image

- To poważne oskarżenie, panie Mason,

szczególnie że wysunął je tak solidny i szanowany

członek palestry. Ufam, że potrafi pan je obalić.

- Kiedy panna Keats stanie na miejscu dla

świadków - odezwał się adwokat - zadam jej pięć

pytań i szybko się okaże, czy wie coś o sprawie.

- Panie Mason - powiedział sędzia Norwood

- muszę uprzedzić pana, że jeżeli oświadczenie

złożone przez pana Lansinga opiera się na prawdzie,

lub jeżeli okaże się, że takie rzeczywiście są fakty,

stanie się ono bardzo poważnym oskarżeniem. Być

może w pańskim interesie leży, żeby je obalić, zanim

panna Keats zacznie zeznawać.

- Oskarżenie już padło - odpowiedział Mason

- i jest bardzo poważne. Panna Keats była już na

miejscu dla świadków. Powstaje wobec tego pytanie,

czy mam być ukarany wyłącznie na podstawie

oświadczenia złożonego przez adwokata?

- Ależ nie, oczywiście, że nie - odparł sędzia

Norwood.

- Czy ma mi zostać odebrana możliwość

przesłuchania świadka dla dobra oskarżonej, tylko

dlatego, że...

- Ależ nie.

- Wobec tego - powiedział Mason - proszę,

aby panna Keats jeszcze raz stanęła na miejscu dla

świadka.

- Oczywiście - wtrącił Darwin Hale - w ten

sposób obrona robi dokładnie to, o co oskarżył ją

mój szanowny kolega, a mianowicie używa świadka

do odwrócenia uwagi od zasadniczej kwestii tego

postępowania.

- Zadam tylko pięć pytań - powiedział

Mason. - Pan może zgłaszać sprzeciw, a sąd może

pański sprzeciw podtrzymać lub oddalić. To jest

background image

właściwy sposób postępowania.

- Ostrzegłem pana dla pańskiego dobra, aby

nie doprowadził pan do sytuacji, kiedy to zostanie

pan ukarany dyscyplinarnie - odezwał się Lansing.

- Proszę pozwolić, że sam zadecyduję, co jest

etyczne, a co nie - odpowiedział mu Mason.

- Nie rozumiem.

- Kiedy panna Keats skontaktowała się z

panem po raz pierwszy?

- To pozostaje tylko do mojej wiadomości.

- Do pańskiej wiadomości może pozostać to,

co powiedziała i co zrobiła, ale jeżeli umówiliście

się z nią i prokuratorem okręgowym, że stanie na

miejscu dla świadków, udając, że nie zna swoich

praw, a potem poprosi sąd o pozwolenie na

skonsultowanie się z adwokatem, podczas gdy w

rzeczywistości wcześniej skonsultowała się już z

panem, to niech pan się nad tym wszystkim jeszcze

raz poważnie zastanowi.

- Wie pan co? - powiedział Lansing. - To mi

się nie podoba.

- Podoba, nie podoba. Niech pan temu

zaprzeczy - rzucił Mason.

Lansing potarł ręką łysinę i spojrzał na

Hale’a, który nagle zaczął przewracać papiery, i

rzekł:

background image

- Panno Keats, skoro obrona nalega, proszę

zająć miejsce dla świadka.

Marion Keats popatrzyła na niego z

wściekłością.

- Przecież powiedział pan, że nie będę

musiała...

- Proszę zająć miejsce - powtórzył Lansing. -

Da mi to podstawy do złożenia formalnego

oskarżenia.

Zła i trochę przestraszona Marion Keats

podeszła do miejsca dla świadka.

- Panno Keats - ostrzegł ją Lansing - proszę

nie spieszyć się z udzielaniem odpowiedzi, ponieważ

prokurator okręgowy zgłosi sprzeciw do większości

pytań, natomiast ja zgłoszę sprzeciw do nich

wszystkich. Za każdym razem proszę poczekać na

decyzję sądu. Wtedy prawdopodobnie nie będzie

musiała pani odpowiadać na żadne pytanie. Proszę

nie bać się pytań, jestem tu po to, żeby bronić pani

praw.

- Panno Keats - spytał Mason - czy zna pani

Norę Fleming, gosposię zatrudnioną przez państwa

Cushingów?

- Sprzeciw. Niedopuszczalne, nieistotne i bez

znaczenia dla przedmiotu tego dochodzenia - rzekł

prokurator okręgowy, wyraźnie odgrywając dobrze

wyćwiczoną rolę, przygotowaną w porozumieniu z

Lansingiem.

- Ja, jako adwokat panny Keats - dodał

Lansing - zgłaszam sprzeciw, ponieważ pytanie to

jest tylko kolejną próbą utrudnienia postępowania

procesowego i wyrazem braku szacunku dla sądu,

gdyż obrona nie ma żadnego wyraźnego powodu do

zadania tego pytania, ponieważ jest to tylko próba

odwrócenia uwagi od oskarżonej oraz ponieważ

background image

jedynym

celem

tego

przesłuchania

jest

napiętnowanie świadka przez ukazanie normalnego i

naturalnego związku świadka ze zmarłym w złym

świetle i za pomocą zręcznie skonstruowanych pytań

wystawienie jej złego świadectwa w kwestii tegoż

związku w oczach opinii publicznej.

- Jak na razie wszelkie sugestie, że ta

znajomość to było coś złego, pochodzą od pana -

powiedział Mason.

- Panie Mason - odezwał się sędzia Norwood

- postawiono panu zarzut, że postępuje pan bez

żadnego planu i jasnego celu, i zarzut ten został teraz

formalnie zgłoszony sądowi.

- To oświadczenie - powiedział Mason -

podobnie jak wiele innych poczynionych dzisiaj, jest

absolutnie mylne. Jeżeli wysoki sąd sobie tego

życzy, przedstawię cel mojego działania, chociaż

wiem, że robiąc to, stracę możliwość zaskoczenia

świadka, co, jak uważam, pomogłoby w wyjaśnieniu

wszelkich wątpliwości.

- Jednakże - odrzekł sędzia Norwood - w

świetle poważnych oskarżeń, które padły pod

pańskim adresem, panie Mason, myślę, że powinien

pan przedstawić ogólny cel pańskiego postępowania.

- Dobrze, wysoki sądzie. Chcę wykazać, że

świadek była zakochana w Arthurze Cushingu, że

miał on rozmaite zachcianki i na pewno nie był

typem mężczyzny, który wiąże się z jedną kobietą, i

że świadek była szaleńczo zazdrosna. Chcę wykazać,

że świadek umówiła się z Norą Fleming, gosposią, iż

ta zadzwoni do niej, kiedy Arthur Cushing i Carlotta

Adrian znowu będą ze sobą tete-a-tete, i że świadek

miała zamiar przyjechać nad jezioro i ich nakryć.

- Wysoki sądzie - przerwał Lansing - to

zwykłe fantazjowanie, to... naruszenie prywatności

background image

świadka. Obrona sama przyznaje, że świadek

zaplanował zrobić dokładnie to, co...

- Sąd poprosił mnie, żebym określił cel

mojego działania, i właśnie to robię - przerwał mu

Mason, podnosząc głos. - Niech pan milczy i

poczeka, aż skończę, wtedy będzie pan mógł

wygłosić takie oświadczenie, jakie się panu żywnie

spodoba.

- Ostrzegam pana, że jeżeli zniesławi pan

świadka, to...

- Ostrzegał mnie pan już kilka razy - odparł

Mason. - A teraz niech mi pan pozwoli

odpowiedzieć na pytanie sądu.

Skonsternowany Lansing popatrzył na

Darwina Hale’a z próżną nadzieją, że ten coś zrobi.

Mason odezwał się silniejszym głosem, tak

aby zagłuszyć ewentualną próbę przerwania mu.

- Chcę wykazać, że około dziewiątej

dwadzieścia drugiego bieżącego miesiąca Nora

Fleming, gosposia, podała kolację, wymknęła się z

domu, pobiegła do budki telefonicznej, pośpiesznie

połączyła się z Marion Keats i powiedziała do

telefonu jedno i tylko jedno słowo. Powiedziała

„tak” i rozłączyła się.

Wykażę, że Marion Keats zrozumiała, co

oznacza ten tajemniczy przekaz telefoniczny,

wykonany zgodnie z wcześniej ustalonym planem,

że wskoczyła do samochodu, przyjechała tu w

najkrótszym możliwym czasie i spotkała się z Norą

Fleming we wcześniej ustalonym miejscu, że jadąc

drogą prowadzącą do domu Cushingów, natknęły się

na porzucony na poboczu samochód Carlotty

Adrian, że albo Marion Keats, albo Nora Fleming

poszła z miejsca, gdzie stał samochód, do domu

Arthura Cushinga o około drugiej trzydzieści nad

background image

ranem i że mniej więcej w tym czasie Sam Burns

usłyszał krzyczącą kobietę.

- To niedorzeczne! - krzyknął Lansing. - To

wytwór pańskiej wyobraźni. Nie ma pan cienia

dowodu, żeby uzasadnić swoje twierdzenie. To

narusza powagę sądu w stopniu jeszcze bardziej

rażącym, niż mogłem się tego spodziewać. Nie ma

pan

nic

na

poparcie

tych

oszczerczych

i

absurdalnych oskarżeń.

- Aby to udowodnić - kontynuował Mason,

jakby nie słyszał adwokata - spytam świadka, jak to

się stało, że Nora Fleming pozostawiła odcisk

prawego kciuka na klamce samochodu Carlotty

Adrian, a jeżeli sąd potrzebuje jeszcze jakiegoś

dowodu, niech spojrzy na twarz Marion Keats i...

- Nie! - krzyknęła Marion Keats, zrywając się

na równe nogi z krzesła - o nie, w to mnie pan nie

wrobi! Tak nie można, nie może mi pan tego zrobić!

Nie miałam złych zamiarów. Weszłam tam i

zobaczyłam, że nie żyje. Dla mnie był to taki sam

szok jak...

Nagle zamilkła.

Mason

uśmiechnął

się

do

sędziego

Norwooda i rzekł:

- A teraz, wysoki sądzie, w świetle zeznania

świadka i w świetle dowodu, który przedstawiłem,

usiądę i dam panu George’owi Henry’emu

Lansingowi możliwość przekonania sądu, że

utrudniam postępowanie procesowe, że nie mam

żadnego planu postępowania i że rolą świadka jest

odwrócić uwagę od meritum sprawy.

To mówiąc, usiadł, jakby nie był

zainteresowany dalszym rozwojem sytuacji.

Lansing głaskał się dłonią po łysinie w geście

oszołomienia i bezsilności.

background image

- Panie Lansing? - rzekł sędzia Norwood.

- Wysoki

sądzie,

jestem

zupełnie

zaskoczony. Uważam, że świadek histeryzuje, że jest

wyczerpana

nerwowo

z

powodu

cierpienia

psychicznego spowodowanego wiedzą, iż zostanie

poddana aż tak ciężkiej próbie. Uważam, że jej

oświadczenie nie opiera się na prawdzie, lecz

wynika z histerii. Proszę odroczyć postępowanie do

chwili, kiedy będzie mogła zasięgnąć porady

lekarza.

- Sąd odroczył postępowanie wczoraj, aby

mogła zasięgnąć porady adwokata.

- Wysoki sądzie, jej potrzebny jest lekarz.

- Być może jest jej potrzebne coś innego -

powiedział sędzia. - Oddalam sprzeciw. Panie

Mason, czy chce pan przesłuchać świadka?

- Tak.

- Nie, nie - odezwała się Marion Keats - będę

mówić! Powiem wszystko! Tylko trzymajcie go ode

mnie z daleka. Arthur Cushing miał się ze mną

ożenić, to znaczy, przynajmniej mówił, że się ze

mną ożeni. Pewnie mówił to samo wszystkim

innym. Domyślałam się, że mnie oszukuje, więc

umówiłam się z Norą Fleming, że zadzwoni do

mnie, kiedy znowu będzie się bawił w złego wilka.

Nora zadzwoniła do mnie w sobotę

wieczorem. Pojechałam tam, spotkałam się z Norą i

pojechałyśmy moim samochodem do domu

Cushingów. Po drodze natknęłyśmy się na

porzucony samochód Carlotty, przynajmniej tak

wtedy pomyślałyśmy. Zatrzymałam swój wóz. Nora

przeszła ze stopnia mojego samochodu na stopień

samochodu Carlotty, otworzyła drzwi i powiedziała:

„Ta wydra była tu jeszcze parę minut temu.

Samochód jest jeszcze ciepły”. Potem podniosła

background image

puderniczkę, przyjrzała się napisowi i powiedziała

„Może to cię zainteresuje”.

- Jaką puderniczkę? - spytał sędzia Norwood.

- Nie chce pani powiedzieć, że to była puderniczka,

którą...

- To

była dokładnie ta puderniczka,

kosztowna, ze złota, z brylantem i napisem „Od

Arthura dla Carlotty z wyrazami miłości”.

- Co pani wtedy zrobiła? - spytał sędzia

Norwood z surowym wyrazem twarzy.

- Byłam tak wściekła, że nie mogłam myśleć

- odpowiedziała. - Wiedziałam już, że nie uda mi się

ich złapać na gorącym uczynku. Wzięłam

puderniczkę i powiedziałam Norze: „Siedź w

samochodzie i nigdzie się nie ruszaj. Sama to

załatwię”. Byłyśmy tylko siedemdziesiąt pięć albo

sto jardów od domu Arthura, więc pobiegłam w

tamtą stronę.

- I co pani zrobiła?

- Miałam klucz do drzwi frontowych,

dostałam go od Nory. Dlatego jej potrzebowałam.

Chciałam wejść bez uprzedzenia, złapać go z inną

kobietą... Otworzyłam drzwi i weszłam.

- Czy zabiła pani Arthura Cushinga? - spytał

sędzia Norwood. - Proszę mnie dobrze zrozumieć,

panno Keats. Nie musi pani odpowiadać na to

pytanie, nikt pani nie zmusza. Nie musi pani

obciążać samej siebie...

- Oczywiście, że go nie zabiłam. Dlaczego

miałabym go zabić? Kochałam go. Jak tylko

spojrzałam na pokój, zaczęłam krzyczeć. Nora

słyszała mój krzyk. Upuściłam puderniczkę,

obróciłam się i wybiegłam z domu. Nora może

potwierdzić wszystko, co mówię. Ona wie, że go nie

zabiłam. Usłyszała krzyk, a nie strzał. Kiedy

background image

dobiegłam do samochodu, Nora siedziała już za

kierownicą. Wskoczyłam do środka i powiedziałam:

„Odjeżdżaj stąd, szybko. Nie żyje. Ktoś go zastrzelił,

rozbił okno, a na podłodze jest pełno szkła”.

Mason odezwał się cicho:

- Wysoki sądzie, nie mam więcej pytań.

- Nie ma pan pytań? - spytał sędzia

Norwood. - Wydaje mi się, że właśnie teraz

powinien pan mieć. Mamy do czynienia z

ukrywaniem dowodów i zmową milczenia... Panie

Lansing!

- Tak, wysoki sądzie?

- Czy pan o tym wiedział?

- Mogę zapewnić wysoki sąd, że jestem tak

zdziwiony i zaskoczony, iż jeszcze teraz nie mogę

ogarnąć umysłem tej sytuacji.

- Panie Hale, czy pan coś o tym wiedział?

- Ależ nie, wysoki sądzie.

- No to teraz pan wie - rzucił sędzia

Norwood.

- Tak, wysoki sądzie.

Sędzia zwrócił się do Marion Keats:

- Panno Keats, być może mówi pani prawdę.

Jednakże przypuszczam, iż zdaje pani sobie sprawę,

że jeżeli rewolwer znajdował się w schowku w

samochodzie, jak twierdzi Carlotta Adrian, miała

pani sposobność wziąć go, uzmysłowić sobie, że oto

nadarza się świetna okazja do popełnienia zbrodni,

która byłaby zemstą na zmarłym, a równocześnie

obciążyłaby pani rywalkę, i z rewolwerem w jednej

ręce, a puderniczką w drugiej poszła pani do domu

i...

- Ale ja tego nie zrobiłam, wysoki sądzie.

- Twierdzę, że miała pani możliwość, by to

zrobić. Czy zdaje pani sobie z tego sprawę?

background image

- No chyba... tak.

- Nie musi pani odpowiadać na pytania, które

mogłyby panią obciążyć - powiedział sędzia

Norwood - ale spytam panią, czy otworzyła pani

schowek w samochodzie?

- Byłyśmy...

byłyśmy

przekonane,

że

Carlotta Adrian...

- Pytam, czy otworzyła pani schowek?

Podniosła głowę, spojrzała sędziemu prosto w

oczy i powiedziała:

- Tak, otworzyłyśmy go. Przeszukałyśmy cały

samochód, ale w schowku nie było rewolweru. Już

wtedy ktoś musiał go wyrzucić...

- Chwileczkę - Lansing przerwał chropawym

głosem. - Jak wysoki sąd wie, nie znam się na

prawie karnym. Jednakże pamiętając o mojej roli i

odpowiedzialności, jaka na mnie spoczywa, oraz w

związku z szokującymi nowymi okolicznościami,

reprezentuję świadka, który może zostać oskarżony

o popełnienie przestępstwa. W związku z tym radzę

pani, panno Keats, żeby nie odpowiadała pani już na

żadne pytania.

- Pan i pańskie rady! - zaatakowała go. - To

właśnie pan mnie w to wpakował.

- Chwileczkę - powiedział Lansing -

ostrzegam panią, panno Keats, jako pani adwokat,

żeby nie odpowiadała pani na żadne pytania. Ma

pani odmówić składania zeznań, ponieważ wszystko,

co pani powie, może być wykorzystane przeciwko

pani. Proszę opuścić miejsce dla świadków.

- Nareszcie dał mi pan jakąś dobrą radę -

odpowiedziała, przechodząc obok niego i kierując

się w głąb sali.

Sędzia Norwood uderzył mocno młotkiem.

- Ja ze swojej strony - powiedział - poproszę

background image

szeryfa, aby zatrzymał tę kobietę do czasu

rozpoczęcia dochodzenia. Tymczasem sąd zarządza

przerwę i prosi, aby strony udały się wraz z nim do

jego gabinetu.

Sędzia Norwood wstał i szybkim krokiem

wyszedł z sali.

Mason czekał na Hale’a, ale prokurator

okręgowy szeptał o czymś z Ivesem i skutecznie

unikał jego wzroku.

Mason wszedł rozluźniony do gabinetu

sędziego Norwooda, a po chwili wszedł Lansing, po

nim zaś prokurator okręgowy Hale, a za nimi C.

Creston Ives.

- Panie sędzio, zapewniam, że nic o tym nie

wiedziałem - powiedział Dansing - ja...

150

background image

- George, jestem absolutnie przekonany, że

nie wiedziałeś - zapewnił go sędzia.

- Próbowałem uprzedzić pana wczoraj, ale

nie chciał pan słuchać - powiedział Mason.

Lansing poruszył się, jakby nagle zrobiło mu

się bardzo niewygodnie.

- Gdyby posłuchał pan - kontynuował Mason

- oszczędziłby pan świadkowi dużo niepotrzebnego

zdenerwowania.

- Niepotrzebnego? - spytał sędzia Norwood. -

Mój Boże, panie Mason, nie chce pan chyba...?

- Niepotrzebnego - odpowiedział Mason. -

To nie ona go zabiła.

- Panie Mason, czy jest pan świadom, że to

dziwne i dosyć niebezpieczne oświadczenie? Jest

pan w dalszym ciągu adwokatem pani Belle Adrian.

Jeżeli to nie Marion Keats go zabiła, to zrobiła to

Carlotta Adrian, a pańska klientka jest jej

wspólniczką.

- Dlaczego pan tak uważa? - spytał Mason.

- Ponieważ tylko dwie osoby weszły do tego

domu po wyjściu Carlotty Adrian. Wiemy, że jedną

z nich była Marion Keats, a wydaje mi się, że

dowody jasno wskazują, iż drugą była Belle Adrian.

Jeżeli Marion Keats rzeczywiście mówi prawdę,

jasne jest, że to Carlotta Adrian go zabiła, wróciła do

domu i powiedziała o tym matce i że jej matka

poszła tam usunąć dowody, co czyni ją

wspólniczką... Może być tylko tak albo tak.

- Niekoniecznie - powiedział Mason i

uśmiechnął się szeroko, widząc, jak sędzia Norwood

poczerwieniał na twarzy.

- Proszę spojrzeć na dowody - powiedział

Mason. - Jasne jest, że bez względu na powód, dla

którego Belle Adrian poszła do tego domu, po

background image

przyjściu tam zaczęła sprzątać. Sam Burris i jego

żona widzieli, że porusza się po pokoju tak, jakby

sprzątała, i jasne jest, że podniosła puderniczkę, bo

wiedziała, że należy do Carlotty, zabrała ją do domu

i ukryła w bucie.

- Właśnie to powiedziałem - odezwał się

sędzia Norwood. - Co pan właściwie robi? Chce pan

pogrążyć swoją klientkę?

- Chcę tylko pokazać, że skoro Arthur

Cushing nie mógł chodzić i miał służącą, na pewno

nie mył naczyń.

- O czym pan właściwie mówi? - spyta!

Darwin Hale.

- O tym powiedział Mason - że kiedy pani

Adrian tam weszła, zobaczyła, że Cushing nie żyje, i

znalazła szklankę ze śladami szminki, naturalnie

założyła, że będą na niej odciski palców jej córki.

Więc bardzo dokładnie umyła ją, wytarła i schowała

do szafki.

Sędzia Norwood zmarszczył brwi.

- Nie jestem pewny, czy dobrze pana

rozumiem, panie Mason.

- Nie rozumie pan? - odpowiedział Mason. -

Wśród tego całego porozbijanego szkła leżała jedna

szklanka. To była jedyna szklanka, jaka tam się

znajdowała. Pozostałe umyła i wytarła pani Adrian.

- No i co z tego? - odezwał się prokurator

okręgowy Hale. - Marnuje pan nasz czas w tak

ważnym momencie, komentując sprawy nieistotne.

Mason zmierzył go wzrokiem.

- Jeżeli uważa pan, że to nieistotne, niech pan

zacznie myśleć. Może powinien pan przeczytać

protokół zeznania. Zmówiliście się tutaj, żeby mnie

oskarżyć o utrudnianie postępowania sądowego,

więc nie mam zamiaru za was myśleć.

background image

Sędzia Norwood wyprostował się nagle na

krześle.

- Boże, panie Mason, nie chce pan chyba

powiedzieć, że ta szklanka oznacza, że...?

- Ależ tak - odpowiedział Mason.

Hale popatrzył na Lansinga, potem na Ivesa,

a potem na sędziego.

- Nie rozumiem - powiedział.

- Zrozumie pan - powiedział Mason - z

czasem.

Powiedziawszy to, prawnik wyszedł z

gabinetu sędziego Norwooda, zamykając za sobą

drzwi.

Rozdział 21

Po powrocie do hotelu Paul Drakę, Della

Street i Perry Mason weszli do apartamentu.

- Uff - rzekł Mason, wycierając czoło - już

myślałem, że się nie przedrę przez ten tłum

reporterów chcących się dowiedzieć, o co chodzi.

- No właśnie - spytała Della Street - o co

chodzi?

background image

- Nie mogę powiedzieć - odpowiedział

Mason, patrząc na zegarek - ale pewnie za piętnaście

albo dwadzieścia minut ci faceci sami rozwiążą

zagadkę.

- To znaczy, że nie rozwiązałeś jej za nich? -

spytał Drakę.

- Jeszcze czego? - powiedział Mason. -

Zostawiłem im wskazówkę i wyszedłem.

- Dlaczego nie powiedziałeś im wszystkiego?

- spytał Drakę.

- Bo wtedy - rzekł Mason - wzięliby mnie za

drogiego adwokata z miasta, który wciska im swoją

teorię, i zrobiliby się podejrzliwi. A tak, kiedy już

sami na to wpadną, będą uważali, że to ich dzieło.

- Na

pewno

podpowiedziałeś

im

wystarczająco wiele? - spytała Della Street.

- Sędzia Norwood zrozumiał - odpowiedział

Mason.

- Ale właściwie co takiego zrozumiał? -

spytał Drakę.

Mason rzekł:

- Do domu Cushingów prowadzą trzy rodzaje

śladów, a jeden rodzaj śladów wychodzi z domu.

- Carlotty?

- Zgadza się.

- Carlotta mogła go zabić. Naturalnie teraz

ona jest główną podejrzaną i...

- Nie, to nie ona. Pomyśl. Wszystko zostało

wykonane z absolutną premedytacją. Ktoś celowo

rozbił szkło. Nikt nie rzucił lustrem w Arthura

Cushinga i Arthur Cushing nie rzucił w nikogo

lustrem.

- No to dlaczego zostało rozbite?

- Z dwóch powodów - odpowiedział Mason.

- Po pierwsze, żeby zdobyć kawałek szkła, który

background image

morderca wcisnął w oponę samochodu Carlotty, tak

aby wyglądało, że odjechała po tym, jak szkło

zostało rozbite. Po drugie po to, żeby narobić tyle

hałasu, aby Sam Burris mógł stwierdzić, że obudził

go brzęk szkła i odgłos strzału.

- O czym ty mówisz? - spytał Drakę. - Sam

Burris?

- Zgadza się - powiedział Mason. -

Morderca.

- Zwariowałeś? Idąc tam, musiałby zostawić

ślady.

- Przecież je zostawił, prawda?

- Kiedy poszedł tam po tym, jak usłyszał

strzał, po tym, jak krzyczała kobieta, po tym...

- Skąd wiesz, że poszedł tam po tym, jak padł

strzał?

- A nie? Tak mówi jego żona. Musiało tak

być. Mason potrząsnął głową.

- W sobotę po południu Sam Burris wziął

zabytkowe lustro z garażu i je rozbił. Kiedy Carlotta

i Arthur Cushing mieli swoje tete-a-tete, Burris

odkręcił wentyl, wypuścił około dwóch trzecich

powietrza z przedniej opony, naciął nożem i wcisnął

w nią długi kawałek szkła. W oponie było tak mało

powietrza, że szkło musiało przebić dętkę. Potem

wyjął broń ze schowka w jej samochodzie i czekał w

bezpiecznej odległości.

Zrobił to wcześnie wieczorem.

Mróz przyszedł, zanim Carlotta odjechała. Po

jej odjeździe Burris poszedł do domu Cushingów z

workiem pełnym potłuczonego szkła. Zastrzelił

Cushinga, rozbił okno, stłukł szkło z oprawy obrazu,

rozbił szklankę, z której pił Cushing, porozrzucał

szkło po całym pokoju i poszedł do domu, poczekał

z pół godziny i dopiero wtedy obudził żonę, mówiąc,

background image

że usłyszał odgłos rozbitego szkła. I wtedy

uśmiechnął się do niego los. Rzeczywiście rozległ

się krzyk kobiety, potem pojawiła się pani Adrian...

Żeby zrealizować plan, wystarczyło powiedzieć, że

pójdzie sprawdzić. Wyszedł z domu i stał w garażu

dziesięć minut, po czym wrócił i powiedział żonie,

że musi sprowadzić szeryfa. Wskoczył do

samochodu, pojechał do miejsca, gdzie natknął się

na porzucony samochód Carlotty, i nie wysiadając z

auta, wyrzucił rewolwer w krzaki. Potem dopiero

pojechał po szeryfa.

- Ale skąd ty to wiesz? - spytał Drakę. - Jak

to udowodnisz?

- Po prostu, kiedy Sam Burris opisał, co

zobaczył, gdy wszedł do pokoju, wspomniał, że była

tam szklanka ze śladami szminki. W chwili kiedy to

powiedział, zdał sobie sprawę, co zrobił, i starał się

mimochodem wyjaśnić ten fakt w ten sposób, aby

wyglądało, że mówi o kawałkach szklanki

poplamionych krwią, leżących na podłodze. Jeśli tak

jak ja poddało się tylu świadków krzyżowemu

ogniowi pytań, wie się, jak rozpoznawać, kiedy

świadek zaczyna kręcić, żeby wycofać się ze słów,

które mu się wymknęły.

Gdy Sam Burris zaczął kręcić, nadstawiłem

uszu i zacząłem myśleć. Po wyjściu Sama na stole

rzeczywiście została szklanka, ale pani Adrian ją

umyła, wytarła i odstawiła do szafki. Gdyby Burris

mówił prawdę, powiedziałby, że na stole nie było

żadnej szklanki. Był przekonany, że tam stała, do

chwili, gdy mu się to wymknęło. Wtedy

przypomniał sobie, że pani Adrian sprzątała i że na

pewno ją umyła. Więc zaczął kręcić.

Sędzia Norwood zrozumiał to - kontynuował

Mason - pozostałym zajmie to trochę czasu.

background image

Przeciągnął się, ziewnął i uśmiechnął

szeroko.

- Dobra - powiedział - sprawa skończona.

Pakujemy się i wracamy do miasta. Mam dosyć

sielskich krajobrazów na przynajmniej pół roku.

- To wszystko, co miałeś? - spytał Drakę. -

Słowa, które wymknęły się świadkowi w czasie

przesłuchania?

- Skąd - powiedział Mason. - Wtedy

zacząłem myśleć. A kiedy już pomyślałem,

wszystko zaczęło wskazywać na prawdziwego

mordercę.

- Nie rozumiem - powiedział Drakę.

- Po pierwsze - zaczął Mason - Burris zna się

na tropieniu. Potwierdził to w zeznaniu, a jako

człowiek, który spędził całe życie na wsi, na pewno

wie, że kiedy pojawia się szron, wyraźnie widać

ślady. Wiedział, że pani Adrian była w domu

Cushingów, więc wiedział też, że jej ślady zostały na

szronie i że o świcie będzie można je z łatwością

odkryć.

Pomimo tego poszedł do pani Adrian

wcześnie rano i poradził, żeby nic nie mówiła o tym,

iż była w tamtym domu, co w tych okolicznościach

było najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić, bo

czyniło ją osobą podejrzaną. Potem utwierdził ją w

przekonaniu, że to Carlotta dokonała morderstwa,

wiedząc, że pani Adrian zrobi wszystko, by ją

chronić.

Pamiętaj, że jego zamiarem było skierowanie

podejrzenia na Carlottę. Zrobiwszy to, odegrał

piękną komedię, udając, że chce chronić Carlottę i

jej matkę, w ten sposób udowadniając, że skoro

morderca chciał wrobić Carlottę, a on próbował

odwrócić od niej podejrzenia, to nie on może być

background image

mordercą. Sprytne - taki rodzaj chytrego sprytu, jaki

ma kłusownik zastawiający wnyki.

- Ale dlaczego to zrobił? - spytał Drakę.

- Wielki Boże - powiedział Mason - miał

motyw. Śmiertelnie nienawidził Arthura Cushinga.

Dopóki Cushing nie pokazał mu, ile naprawdę warta

jest jego farma, uważał, że ma taką sobie wartość.

Potem okazało się, że Cushing postanowił zbudować

hotel, a oprócz tego miał opcję na wykup reszty

ziemi Burrisa.

Cushing mógł zrealizować opcję, kiedy

chciał, i kupić grunt za cenę ustaloną w kontrakcie.

Burris musiałby zapłacić podatek, a gdyby ziemia

nabrała wartości jako działka pod hotel, podatek

byłby tak wysoki, że Burris straciłby wszystkie

pieniądze.

Gdyby to wyszło na jaw, Burris stałby się

pośmiewiskiem całej okolicy. Nienawidził więc

śmiertelnie

Arthura

Cushinga

nienawiścią

człowieka, który spędził całe życie w głuszy, z dala

od

poszerzających

horyzonty

kontaktów

międzyludzkich. A ponieważ był przekonany, że za

całym tym planem stoi Arthur i że stary Cushing

straci motywację do robienia wielkich pieniędzy po

śmierci swego jedynego spadkobiercy, wydało mu

się, że zamordowanie Arthura Cushinga będzie

najlepszym rozwiązaniem. Liczył na to, że Cushing

zrezygnuje z opcji, porzuci plany budowy hotelu i

wycofa się z Doliny Niedźwiedziej, a wtedy on

będzie mógł zainteresować ziemią innego inwestora

na bardziej korzystnych warunkach.

Musisz wziąć pod uwagę rodzaj mentalności,

o której tu mówimy, i całe tło. To typ człowieka,

który wszczyna krwawe waśnie rodowe. Kiedy

ludzie tacy jak Burris czują, że zrobiono im

background image

krzywdę, zaczynają zabijać. Zabrakło mu odwagi i

siły charakteru, żeby po prostu zastrzelić Arthura

Cushinga. Posłużył się sprytem i kiedy dowiedział

się, tak jak wszyscy, że Carlotta wozi rewolwer

Harveya Delano w schowku w samochodzie, wpadł

na pomysł... Dobra, pakujemy się i jedziemy, zanim

przyjdą ludzie z gratulacjami, domagając się

wyjaśnień i wyłudzając darmowe porady... W

chwilach takich jak ta miejsce adwokata jest w jego

kancelarii.

„KB”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 86 Sprawa odłożonego morderstwa
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 84 Sprawa podzielonego domu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 66 Sprawa falszywego obrazu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 73 Sprawa niecierpliwych spadkobierców
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 11 Sprawa kulawego kanarka
Gardner Erle Stanley Perry Mason 31 Sprawa samotnej dziedziczki 2
Gardner Erle Stanley Perry Mason 73 Sprawa niecierpliwych spatkobierców 2
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 69 Sprawa zakochanej ciotki
Gardner Erle Stanley Perry Mason 49 Adorator panny West
Gardner Erle Stanley Sprawa nerwowej żalobniczki
Gardner, Erle Stanley Mason 67 The Case Of The Blonde Bonanza
Gardner, Erle Stanley Mason 04 The Case Of The Howling Dog
Gardner, Erle Stanley Mason 30 The Case Of The Lazy Lover
Gardner, Erle Stanley Mason 09 The Case Of The Stuttering Bishop
Gardner Erle Stanley Sprawa haczyka z przynętą
Gardner Erle Stanley Sprawa zakochanej ciotki

więcej podobnych podstron