Prolog Rozdział drugi

background image

Exchange

Prolog

strona 1

Rozdział I

strona 2

Rozdział II

strona 5

Rozdział III

Prolog

Mojej mamie nie wyszło w życiu nic, z wyjątkiem mnie - wielokrotnie powtarzała te słowa, żaląc się,

że nigdy nie dane jej było spełnić swoich marzeń. Uporczywie przypominała mi, że powinnam brać

życie garściami póki jest na to czas. Niepoprawna marzycielka. Wiedziała, że ja posiadam coś, czego

jej nigdy nie było dane mieć - ambicję i motywację. Problem polegał na czymś zupełnie innym. Świat

tracił dla mnie wartość, gdy tylko w grę wchodziły pieniądze. Pragnęłam niezależności i wolności,

jednakże wiedziałam, że nigdy nie poczuję ich smaku. Chyba że w życiu dorosłym, gdy już sama

zapracuję sobie na dobry byt i czyste sumienie. Tak też planowałam zrobić skończyć liceum, pójść na

studia, znaleźć pracę, być szczęśliwą.

W planie tym pominęłam jednak pewną, bardzo ważną rzecz - miłość i oddanie. Mama jest w stanie

ofiarować mi gwiazdkę z nieba. I chociaż na co dzień nie tryska radością to wiem, że w głębi serca jest

ze mnie dumna i zrobi wszystko, aby spełnić moje marzenie. Najpierw oczywiście te małe,

niepozorne. Później pomoże mi w realizacji tych bardziej ambitnych, mających decydujące znaczenie

nie tylko dla mnie, ale i wszystkich otaczających mnie osób. Na razie stawiam pierwszy krok w dorosłe

życie, chociaż do pełnoletności zostało mi jeszcze trochę czasu.

Czuję, że to doświadczenie będzie przełomowym w moim życiu.

Poir

Niezbyt zadowolona z własnych przemyśleń kliknęłam `publikuj`. Odczekałam chwilę, aby strona w
pełni się załadowała, po czym zatrzasnęłam laptopa. Niepozornie rozejrzałam się wokół, dostrzegając
na tablicy odlotów, że pasażerowie lotu Wrocław - Nowy Jork niezwłocznie powinni udać się w
kierunku odprawy. Niespiesznie wstałam, starając się ogarnąć wzrokiem ogromną przestrzeń, która

background image

mnie otaczała. Czułam, że nikt nie przyjdzie. Nie wiem, jak w ogóle mogłam się łudzić... To nie jest
odpowiedni moment, na tego typu przemyślenia. Przywołałam na twarz szeroki, względnie szczery
uśmiech, wstałam i żwawym krokiem podążyłam w stronę nowego, lepszego życia. Witaj Nowy Jorku!

Rozdział I

Gdy po raz pierwszy miałam okazję lecieć samolotem byłam nieco przerażona - wybierałam się
wtedy z rodzicami do Turcji na dwa tygodnie. Miały to być nasze pierwsze rodzinne wakacje od
bardzo dawna. Z czasem zrozumiałam, że chyba nie potrafimy dogadać się na tyle, by w spokoju
spędzić wspólnie chociażby tydzień. Po paru dniach każdy z nas znalazł sobie własne zajęcie, coraz
bardziej oddalając się od pozostałej dwójki. Nikt nie wspomina tego zbyt dobrze. W Nowym Jorku
będę za około dziesięć godzin. To niestety dość długo, ale jestem na to w pełni przygotowana.
Telefon, parę książek, mp4 i, przede wszystkim, laptop.

Słuchawki niezdarnie wetknęłam do uszu, starając się równocześnie wyjąć komputer z torby, która
znajdowała się pod siedzeniem. Włączyłam odtwarzacz. Gdy usłyszałam pierwsze słowa piosenki od
razu było mi raźniej. Z Internetem również nie było większego problemu. Niewiele myśląc wpisałam
na pasku wyszukiwarki adres swojego bloga. Wszystkie te czynności wykonywałam machinalnie, z
czego doskonale zdawałam sobie sprawę. Powtarzam tą sekwencję bardzo często, za często. Trzy
nowe komentarze.

Kochana, nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę, że już wyjeżdżasz. To cudownie, że jednak będziesz
miała ze sobą komputer - będziemy mogły rozmawiać codziennie, o ile w natłoku nowych
doświadczeń i wrażeń o mnie nie zapomnisz. Straszliwie Ci zazdroszczę, ale wiem, że ciężko
pracowałaś na ten wyjazd! Należy Ci się trochę odpoczynku, zwłaszcza po tym, co ostatnio przeszłaś.
Twoja mama jest cudowna. Baw się dobrze! : *

Absurdalna

Mówiąc szczerze, też chciałabym przeżyć taką przygodę jak Ty. Mam nadzieję, że dasz sobie tam radę
sama. Wiemy przecież obydwie, że z angielskiego wcale nie idzie Ci zbyt dobrze... ; ) Nie należysz do
nieśmiałych osób, angielski masz opanowany, och, dasz sobie radę! <3 Wierzę w Ciebie, razem na
pewno osiągniemy wiele. Pamiętaj, gdyby coś się działo - od razu pisz do nas.

Butterfly

background image

Trzeci komentarz okazał się powiadomieniem o publikacji kolejnego rozdziału na jednym z
czytanych przeze mnie opowiadań. Usunęłam go, po czym odpowiedziałam dziewczynom. Mało kto
wie, jaka jestem naprawdę. Kiedyś w szkole byłam bardzo lubiana - jeszcze za czasów gimnazjum
miałam mnóstwo znajomych, którzy chętnie spędzali ze mną każdą wolną chwilę. Później popełniłam
parę błędów, kilka osób źle zrozumiało to, co powiedziałam, świat zaczął się kręcić i dziwnie wirować
od plotek. W niespełna miesiąc zostałam praktycznie sama. Skupiłam się na nauce i takim oto
sposobem skończyłam gimnazjum z wybitnym świadectwem. Dostałam się do wymarzonego liceum.
Po pewnym czasie starzy znajomi odkryli, jak bardzo mylili się wobec mnie. Mimo przeprosin nie
potrafiłam im wybaczyć. Czasem z przykrością stwierdzam, że moimi jedynymi, zaufanymi
przyjaciółkami są bloggerki.

Przetarłam niemrawo zaspane oczy, nieprzytomnie rozglądając się dookoła. Pewnie moje włosy
teraz są w kompletnym nieładzie. Przeciągnęłam się, po czym po raz kolejny oparłam plecy o fotel,
wyciągając z torebki szczotkę do włosów. Przeczesałam je parokrotnie, spoglądając w podręczne
lusterko. Po chwili wyglądałam zupełnie tak, jakby spędziła w łazience ponad godzinę. I o to chodzi.

- Proszę zapiąć pasy, lądujemy za dwadzieścia minut. - Głos stewardessy odpędził ode mnie resztki
snu. Wypełniłam polecenie kobiety. Po chwili sięgnęłam po jedną z paru książek, leżących na wolnym
siedzeniu obok.

- Dzień dobry. Jestem James. Nie jestem pewny czy to Ty, ale jesteś bardzo podobna do
dziewczyny z tego zdjęcia... - powiedział mężczyzna, pokazując mi zdjęcie, które sama wysłałam mu
niecały tydzień temu. - Maja, prawda? - zapytał. Mmm, to śmieszne. Pierwszy raz widzę tego
mężczyznę na oczy a będę musiała mieszkać u niego przez przynajmniej dwa miesiące. Doskonale
rozumiałam, co do mnie mówił, jednakże nie mam na tyle odwagi, by odpowiedzieć w jego ojczystym
języku. Wiem, że prędzej czy później będę musiała się przełamać, bo w Stanach Zjednoczonych na
pewno nie porozumiem się z nikim po polsku, jednakże czuję, że to nie jest jeszcze odpowiedni czas.
W odpowiedzi pokiwałam jedynie niemrawo głową i podałam nieznajomemu swój paszport. Ten
jedynie, najwyraźniej rozumiejąc moje obawy, wziął do ręki dwie dość obszerne walizki po czym
powolnym krokiem ruszył w kierunku schodów. Byłam mu za to niezwykle wdzięczna. Idąc za nim,
swobodnie mogłam przyjrzeć się mężczyźnie.

Miał nie więcej niż trzydzieści pięć lat. Wysoki, dobrze zbudowany, opalony, roześmiany brunet z
obrączką na palcu. Sprawiał wrażenie miłego, uczynnego człowieka. Takiego, który nosi zakupy
starszym paniom i pomaga im przejść przez pasy. Gdyby nie moja niepewność na pewno bez
problemu bym się z nim dogadała. Zazwyczaj również emanuje radością i tryskam energią. Nim się
obejrzałam staliśmy przed srebrnym samochodem. Bez problemu rozpoznałam BMWx5. James
otworzył drzwi od strony pasażera a gdy weszłam zatrzasnął je i zapakował moje bagaże.

background image

- Mieszkało u mnie już wielu studentów - powiedział mężczyzna po dziesięciu minutach jazdy w
ciszy. - Wiem, że często młodzież ma różnorodne obawy czy też po prostu wstydzi się mówić w
języku, który nie jest ich ojczystym. Nie wiem, na jakim poziomie jest Twój angielski, ale chciałbym
wiedzieć, czy mnie rozumiesz?

- Tak.

- To świetnie - odparł uradowany. - Przykro mi to mówić, ale kiedyś i tak będziesz musiała zacząć z
nami rozmawiać. Oczywiście nie chcę cię popędzać. Nie musisz się przy mnie krępować, gdyby coś
było nie tak od razu Cię poprawię, obiecuję - dodał z uśmiechem. Na pewno w tej chwili lekko się
zaczerwieniłam. Lubię tego człowieka!

- Mmm, rozumiem. Postaram się nie denerwować, ale nie wiem, czy mi się uda. – Uśmiechnęłam
się lekko. - Czuję jakąś dziwną, wewnętrzną blokadę, której nie rozumiem. W szkole, na lekcji zawsze
odzywałam się normalnie. - James wyglądał na zadziwionego. Może oczekiwał mnóstwa błędów
gramatycznych, seplenienia i próśb o przypomnienie słów? - Mógłby mi pan mniej więcej powiedzieć,
jak wygląda pana dom i ile osób będzie w nim mieszkać?

- Po pierwsze byłoby nam o wiele wygodniej, gdybyś zwracała się do mnie po imieniu. Nie jestem
aż taki stary, żeby mówić do mnie per 'pan'. A ty nie jesteś już taka młodziutka... Masz szesnaście lat,
prawda? - Twierdząco przytaknęłam głową, dając mu możliwość kontynuowania. - Jeśli mam być
szczery to trudno jest mi opisać mój dom. Będziemy na miejscu za parę minut, więc sama zobaczysz.
Co roku na okres wakacyjny przyjmujemy do nas dziesięciu studentów, wszyscy mieszkają z nami
przez rok. Tym razem jednak nikt nie zostaje u nas przez całe dziesięć miesięcy, ponieważ moja żona
spodziewa się dziecka... Wszyscy wyjeżdżają w tym samym terminie, co ty, pod koniec listopada, czyli
za pięć miesięcy. - W odpowiedzi kiwnęłam jedynie głową na znak zrozumienia, byłam zbyt skupiona
na własnych myślach, by odpowiedzieć. Zastanawiałam się nad tym, jaka będzie jego żona. Czy ludzie,
którzy przyjadą, podobnie jak ja na wymianę okażą się fajni. No i, przede wszystkim - z kim będę
musiała dzielić pokój. Na głowie oczywiście miałam jeszcze inne problemy, ale z ich rozwiązaniem
musiałam poradzić sobie później.

Jasnozielone ściany, duże okna, dwa balkony, weranda - dom sprawiał wrażenie przestronnego.
Zdecydowanie nie można było go nazwać niewielkim. Ogromny ogród dodatkowo potęgował
pierwsze wrażenie. W Polsce nie ma takich domów albo jest ich na tyle mało, że nikt nie docenia tego
piękna. Idealny dom na spędzenie pięciu miesięcy za granicą - pomyślałam, uśmiechając się szeroko.

- Widzę, że ci się podoba - powiedział James rozpromieniony. Gdy zaparkował samochód w oknie
na parterze dostrzegłam zarys postaci. Nie trudno się domyślić, że to żona Jamesa. Czekała na nas. Po
chwili z zamyślenia wyrwał mnie głos mężczyzny. Okazało się, że już wyciągnął mój bagaż i teraz stoi
przede mną, uchylając drzwi od samochodu. Z niewielkim trudem wygramoliłam się z pojazdu po
czym przejęłam swoje torby.

- Dzień dobry! Mam na imię Noemi. Miło mi Cię poznać - powiedziała kobieta, uśmiechając się
promiennie. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to jej nieprzeciętna uroda. Miała ciemną

background image

karnację i długie, kręcone włosy. Odznaczające się brwi, czarne oczy, szeroki, cudowny uśmiech.
Kojący głos. Mam nadzieję, że moja opinia na jej temat nie ulegnie zmianie, bo jak na razie sprawia
wrażenie bardzo przyjemniej osoby. Kolejną rzeczą, której nie dało się nie zauważyć przy pierwszym
spotkaniu z Noemi był jej brzuch. I chociaż to dopiero początek czwartego miesiąca ciąży nie ma
możliwości, aby się jej wyparła.

- Dzień dobry. Gratuluję - odparłam, znacząco spoglądając w stronę jej brzucha. Kobieta objęła
mnie na chwilę po czym odwróciła się, mówiąc, że oprowadzi mnie po domu. Obecnie znajdowaliśmy
się w przedpokoju. Widać, że przygotowali się na przyjazd młodzieży, ponieważ w szafce
przygotowane było miejsce na nasze buty i kurtki. Salon był bardzo duży. Spokojnie zmieściłoby się w
nim na raz dwanaście osób i każdemu byłoby całkiem wygodnie. Dzięki dużym oknom pomieszczenie
było bardzo jasne i przestronne. Po lewej stronie znajdowała się kuchnia a za nią łazienka. Po prawej
natomiast James i Noemi mają sypialnię.

- Masz to szczęście, że jesteś pierwszą osobą, która do nas przyjechała w tym roku. Możesz więc
sobie wybrać ten pokój, który spodoba Ci się najbardziej. Jak już się pewnie domyślasz każdy pokój
musisz z kimś dzielić. Pytanie tylko: z iloma osobami chcesz spać? - zapytał James, wchodząc po
schodach. Gdy stanęliśmy już u ich szczytu bez słowa podeszłam do ostatnich drzwi po lewej stronie.

- Tutaj będzie idealnie - powiedziałam, otwierając drzwi. Moim oczom ukazało się dość duże,
przestronne pomieszczenie. Ściany pomalowane były na zielono. Znajdowały się tam dwa łóżka, dwa
biurka i szafa, zajmująca niemalże całą ścianę. Za oknem widać było kawałek 'naszej' działki i piękny
ogród sąsiadów. Perfekcyjnie.

Rozdział II

Mówi się, że pierwsza noc w nowym miejscu zawsze jest najgorsza. Podobnie było w moim
przypadku. Mam tak odkąd jestem mała. Nigdy nie mogę zasnąć i wiercę się w łóżku przez dłuższy
czas, dopóki nie poczuję się na tyle zmęczona, by dać sobie spokój z jakimikolwiek chaotycznymi
ruchami. Podobnie było i tym razem. Dręczyły mnie różnorodne myśli, zaczynając od tego, jak będzie
wyglądało moje życie tutaj, kończąc na tym, co robi w tej chwili moja mama i 'znajomi' z Polski.

Podczas kolacji dowiedziałam się, że cała reszta domowników trafi tutaj już jutro wieczorem. To
dobrze, nie będzie mi się nudziło zbyt długo. Zastanawiam się tylko, z kim będę tutaj mieszkać. Mam
nadzieję, że ten piękny, zielony pokój wybierze osoba, z którą będę się mogła w jakikolwiek sposób
dogadać. Wolałabym miło wspominać te pół roku. Zwłaszcza, że nie wiem, czy okazja, aby powtórzyć
taki wyjazd kiedykolwiek jeszcze się nadarzy. Najprawdopodobniej nie, więc wypadałoby zaprzyjaźnić
się z kimś już na początku.

Noemi stwierdziła, że nie ma sensu, abym wysłuchiwała wszystkich zakazów i nakazów dwa razy,
więc dzisiaj miałam jeszcze prawo zachowywać się tutaj w pełni swobodnie. Jednakże jutro po kolacji
James przedstawi nam ogólne zasady, panujące w ich domu oraz co nam grozi w razie
nieposłuszeństwa czy złych wyników w szkole. Szczerze mówiąc w Polsce niespecjalnie zagłębiałam

background image

się w te kwestie, ale jestem ciekawa, czy będę musiała wyrzec się jakichś przyzwyczajeń na rzecz mile
spędzonych wakacji.

W Polsce budziłam się bardzo wcześnie. Zasypiałam zazwyczaj przed jedenastą, więc gdy
otworzyłam oczy po szóstej czułam się w pełni wyspana. Oczywiście czasem, na przykład gdy
chodziłam na imprezy, bądź też uczyłam się do późna, potrafiłam spać do jedenastej, jednakże
miałam wtedy dziwne wrażenie, że tracę swój cenny czas. Uwielbiam rano biegać, zwłaszcza w lesie.
Cisza, spokój, szum drzew, śpiew ptaków. Pochodzę z gór, więc bieganie tam jest o wiele trudniejsze
aniżeli nad morzem. Mimo wszystko uwielbiam swój region, Dolny Śląsk ma swój magiczny klimat.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam tuż po przebudzeniu, było oczywiście sprawdzenie, którą mamy
godzinę. Ósma piętnaście. W zasadzie nie jest tak źle. W tempie ekspresowym ubrałam się i umyłam
po czym zeszłam na dół, żeby w spokoju zjeść śniadanie.

Ukradkiem spojrzałam w stronę zegarka, który znajdował się nad moim biurkiem. Wskazywał on
godzinę osiemnastą trzydzieści. 'Długo, powinni już tutaj być od... około pół godziny` - pomyślałam,
nerwowo okręcając się na krześle. Powoli zaczynała irytować mnie ta ciągła niepewność. Cały dzień
nudziłam się w pokoju. Noemi pozwoliła mi wyjść jedynie do ogrodu, ale gdy tylko przekroczyłam
próg domu zza rogu wyszedł Grey. To pies Jamesa. Młody, bo jedynie roczny, labrador miał w sobie
wydawać by się mogło, że nieskończone pokłady energii. Biegał, szalał, szczekał, witał się... Bądź co
bądź jednak był śliczny - czekoladowa, zadbana sierść i te śmieszne uszka. Na pewno często będę się z
nim bawić, tyle że dziś niekoniecznie miałam na to ochotę. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk
samochodu, wjeżdżającego na podjazd. Podeszłam do okna. Przed domem zaparkował James, tyle że
nie siedział w tym aucie, którym odbierał mnie wczoraj z lotniska, lecz w srebrnym Vanie. Miałam
nadzieję, że wszyscy wysiądą na podjeździe, tak, żebym mogła zobaczyć, z kim najprawdopodobniej
przyjdzie mi dzielić pokój. James rozmyślił się jednak i po chwili wjechał do garażu.

Miałam dwa wyjścia. Albo zejść na dół i przywitać ich razem z Noemi, albo zaczekać tutaj aż
wszyscy zaczną wybierać sobie pokoje. Gdybym zeszła na dół wszyscy dowiedzieliby się, że przez cały
dzień nie robiłam nic innego tylko na nich czekałam. Postanowiłam więc zaczekać tutaj i zająć się
czymś na najbliższe piętnaście minut. Usiadłam przy biurku, włączając komputer. Po chwili z
głośników cichutko sączyła się "Kiss my eyes and lay me to sleep", a ja odwiedziłam swojego bloga,
żadnego nowego komentarza. Post opublikuję wieczorem, wyślę też e-maila do mamy. Pewnie się
martwi...

Niestety, moje przemyślenia w tej kwestii przerwał niespodziewany, jakby stłumiony huk,
dochodzący zza moich pleców. Obróciłam się gwałtownie, niechcący zrzucając z biurka butelkę wody.
Gdy uderzyła o ziemię okazało się, że jest nie do końca zakręcona, na panelach stworzyła się więc
średnich rozmiarów plama.

- Ooo! - Podniosłam wzrok na przybysza. W drzwiach stał dość wysoki, dobrze zbudowany,
kompletnie zdezorientowany chłopak. Miał ciemniejszą karnację aniżeli moja, aczkolwiek nie można
go było nazwać murzynem. Afroamerykanin? Ciemne oczy, brwi i loczki okalające jego twarz
zdecydowanie dodawały mu uroku. Był podobny do Noemi, chociaż ewidentnie nie byli ze sobą

background image

spokrewnieni. W ręce trzymał dużą, czerwoną torbę, przez ramię natomiast przewieszony miał bagaż
podręczny. - Eeee. - Hm, jeśli są to jedyne rzeczy, które ten chłopak potrafi z siebie wykrztusić po
angielsku to będzie miał tu duży problem.

- Cześć. Nic się nie stało, wcale nie jestem zła, że wszedłeś bez pukania - powiedziałam swobodnie,
uśmiechając się przy tym szeroko. - Pewnie szukacie sobie pokoi. Niestety, jak już pewnie zauważyłeś,
nie możesz tu mieszkać. Na przeciwko jest całkiem ładne pomieszczenie - dodałam, idąc w kierunku
swojej torebki. Wyjęłam z niej paczkę chusteczek po czym z powrotem wróciłam nad kałużę na
środku pokoju. Po drodze zgrabnie przesunęłam obrotowe krzesło biodrem. - Tak w ogóle to mam na
imię Maja. Bardzo miło mi Cię poznać - oznajmiłam, kucając z dwiema rozłożonymi chusteczkami w
ręce. Skupiłam się na tym, by zebrać całą wodę na raz, gdy w okolicy drzwi znów usłyszałam trzask.
Jeśli zemdlał to chyba padnę tu ze śmiechu.

Uniosłam głowę i moim oczom ukazała się wysoka, niebieskooka blondynka. Pierwsze co rzuciło mi
się w oczy to to, że spod mocnego makijażu nie dało się właściwie dojrzeć skóry na jej twarzy. Poza
tym - jak można wytrzymać na takich szpilkach?! Nie przepadam za tego typu butami. Oczywiście,
czarne, eleganckie, niezbyt wysokie szpilki wyglądają całkiem ładnie, aczkolwiek te różowe,
dziesięciocentymetrowe... buty niekoniecznie sprawiały miłe wrażenie. Dziewczyna stała pośrodku
drzwi, przyciskając sobą chłopaka do framugi. Jego mina w tym momencie była bezcenna. Nie dość,
że był przerażony to jeszcze ewidentnie dziwiło go to, co blondynka ma na twarzy.

- Mmm... ten pokój jest już chyba zajęty, prawda? - zapytała, patrząc to na mnie to na
nieznajomego. W jej głosie zdecydowanie słychać było rosyjski akcent. Dziewczyna oparła lewą rękę
na biodrze, prawą natomiast poprawiła włosy, nieco zalotnie spoglądając w stronę chłopaka. Miałam
ochotę się zaśmiać, ale wypada być miłym dla nowo poznanych ludzi. Poza tym nie osądza się nikogo
po pozorach. Wstałam więc powoli, starając się powstrzymać śmiech bądź też prychnięcie.
Podeszłam do śmietnika, do którego wyrzuciłam mokre chusteczki.

- W zasadzie tak. To znaczy mieszkam tu ja, ale pokój jest dwuosobowy. Kolega jeszcze nie znalazł
sobie odpowiedniego lokum. - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego w co mogłabym się
niechcący wpakować. Może ona chce tu mieszkać?! Błagam, nie...

- Katrina! Chodź, znalazłam dla nas odpowiedni pokój po drugiej stronie korytarza! - Usłyszałam
głos dochodzący zza drzwi. Czyżbym została uratowana?! Tak! Blondynka wycofała się z moich drzwi,
oblizując, rzekomo zalotnie, wargi i puszczając oczko do biednego chłopaka. Po chwili, gdy tylko
zyskałam pewność, że odeszła wystarczająco daleko, by mnie nie usłyszeć zaczęłam głośno się śmiać.
Mój towarzysz poszedł w moje ślady. Najpierw nieśmiało, widać było po wyrazie jego twarzy, że
strach mieszał się z rozbawieniem. Po chwili jednak w pełni się rozluźnił.

- Hej, jestem Theodore, ale mów mi Theo - powiedział, podchodząc do mnie i podając mi rękę. -
Naprawdę przepraszam, że cię wcześniej przestraszyłem. Noemi i James mówili nam, że u góry już
ktoś jest, ale jakoś nie pomyślałem, żeby zapukać. Tak w ogóle to za chwilę mamy zejść na dół.
Kolacja jest o dziewiętnastej.

- Ekhem, przepraszam bardzo, ale czy łóżko tutaj jest wolne? - Wychyliłam się lekko zza Theo, aby
zobaczyć kto stoi w drzwiach. Była to niska, brązowowłosa dziewczyna. Sprawiała wrażenie całkiem
miłej. Miała długie, kręcone włosy, które dodatkowo dodawały jej uroku. Nieśmiało przeskakiwała z

background image

nogi na nogę, bawiąc się przy tym rękami i co chwila wyłamując palce. Theo pożegnał się z nami i
minął z dziewczyną w drzwiach, szukając miejsca dla siebie.

- Jasne, wchodź. Pozwoliłam sobie zająć łóżko po prawej stronie, ale jeśli będzie ci wygodniej spać
tutaj to nie ma najmniejszego problemu, możemy się przecież zamienić. Mam na imię Maja, miło mi
Cię poznać - powiedziałam. - Nie było mnie na dole przed chwilą, a Theo mówił coś o kolacji. Mamy
już schodzić?

- Jestem Anna, mnie także miło jest Ciebie poznać. Tak, mamy już schodzić na dół... Poczekałabyś
na mnie chwilę? Tylko pójdę na moment do łazienki i przebiorę bluzkę - powiedziała, uśmiechając się
szeroko po czym wyszła na korytarz w poszukiwaniu łazienki.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
16(2), Rozdzial drugi
Kod Biblii, 2) KB-Rozdział drugi-Atomowa zagłada
ROZDZIAŁ DRUGI 6XGDXFEI2I2EE7G4XG2NYCSNHHPEZQ5UKFMC73Q
Rozdział drugi
Rozdział drugi O ŻYCZLIWOŚCI
Czas Przeznaczenia prolog rozdziały 1 5
Prolog i rozdział I
29 4, Rozdzia˙ drugi
Rescued - Prolog i 1 rozdział, Rescued - Ocaleni FF (ZAWIESZONE), Wersja DOC ;)
2(10), ROZDZIA˙ DRUGI
2(7), Rozdzia˙ drugi
Prolog + Rozdział 1, Moja twórczość, Wybrana
DOM NOCY 11 rozdział drugi
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział3
Siła przeznaczenia; Prolog Rozdział5
Rozdział drugi
Pittacus Lore JESTEM NUMEREM CZTERY prolog rozdziały 1 3
prolog i rozdział 1
Pittacus Lore JESTEM NUMEREM CZTERY (prolog rozdziały 1 3)(1)

więcej podobnych podstron