plonacy iso


JAY INGRAM P?ON?CY DOM. Odkrywaj?c tajemnice umys?u (The Burning House. Unlocking the Mysteries of the Brain / wyd. Orygin.: 1994) Dzi?ki ich u?omno?ci? tak wiele wiemy o mózgu. Tym wszystkim - znanym tylko z inicja?ów - moj? ksi??k? po?wi?cam CZ??? I: ISTOTA SZARA Rozdzia? 1: Wycieczka do muzeum Rozdzia? 2: Odczytywanie mózgu Rozdzia? 3: Przeprawa przez synaps? CZ??? II: JEDNOSTRONNA NIEUWAGA Rozdzia? 4: Plac katedralny Rozdzia? 5:Wewn?trzne mapy zewn?trznej przestrzeni Rozdzia? 6: P?on?cy dom CZ??? III: HOMUNKULUS Rozdzia? 7: Fili?anka kawy Rozdzia? 8: Cz?owieczek Rozdzia? 9: Ko?czyny fantomowe Rozdzia? 10: Jestem ca?kowicie pewna, ?e to nie moja r?ka Rozdzia? 11: Dusza z cia?a wylecia?a CZ??? IV: TWARZE Rozdzia? 12: Czy rozpoznajesz t? twarz? Rozdzia? 13: Twarze, krowy i psy do góry nogami Rozdzia? 14: Jednostronna twarz CZ??? V: PAMI?? Rozdzia? 15: H.M. Rozdzia? 16: Tu i teraz Rozdzia? 17: Gdzie?, kiedy? Rozdzia? 18: Wyczyny pami?ci CZ??? VI: MARZENIA SENNE Rozdzia? 19: Freudowski sen Rozdzia? 20: Sny kolczatek Podzi?kowania Literatura uzupe?niaj?ca S?OWO WST?PNE Czy pozwolisz, Czytelniku, bym ju? teraz oszcz?dzi? Ci troch? czasu oraz trudu i powiedzia?, czego nie znajdziesz w tej ksi??ce? Nie ma tu prawie nic na temat ró?nic mi?dzy mózgami m??czyzn i kobiet, nie znajdziesz w mej pracy ?adnych sztuczek pozwalaj?cych poprawi? pami?? ani s?ów pocieszenia, ?e sprawno?? mózgu nie obni?a si? wraz z wiekiem. Ponadto nie pisz? o tym, gdzie w mózgu znajduje si? o?rodek kontroluj?cy potrzeby seksualne. Chocia? stara?em si? unikn?? pogoni za sensacj? i w zwi?zku z tym moje intencje musz? by? nieskazitelnie czyste, musz? przyzna? (bez najmniejszego wstydu), ?e lobotomia, Prozac i t?umione wspomnienia wyst?puj? w tej ksi??ce, podobnie jak ko?czyny fantomowe, opowie?? o kobiecie, która my?la?a, ?e jej lewa r?ka w rzeczywisto?ci nale?y do kogo? innego, oraz relacja o m??czy?nie, który nie pami?ta nic z ostatnich czterdziestu lat swego ?ycia. Naukowcy badaj?cy mózg maj? na co dzie? do czynienia z tego typu historiami - bez nawi?zania do nich ksi??ka na temat mózgu nie by?aby wyczerpuj?ca, a mo?e i dostatecznie interesuj?ca. Moim zdaniem, ?aden opis osoby, która dozna?a jakiego? upo?ledzaj?cego uszkodzenia mózgu, nie b?dzie jednak pe?ny, o ile nie zako?czy si? pytaniem: "Jakie p?yn? z tego wnioski dla mnie?" Zgadzam si?, ?e rzecz? dziwn? i fascynuj?c? jest na przyk?ad to, ?e rozs?dna pod pewnymi wzgl?dami kobieta mo?e uwa?a?, i? jej sparali?owana lewa r?ka nale?y do kogo? innego. R?ka ta rzekomo zosta?a przyczepiona do cia?a pacjentki przez chirurgów ze szpitala, w którym odbywa ona rekonwalescencj? po wylewie. Sprowadzenie tej historii do podobnego opisu przypomina?oby w?drówk? po g?ównym korytarzu jakiego? muzeum i przygl?danie si? tylko najbardziej interesuj?cym eksponatom. A przecie? taka opowie?? wymaga namys?u; przyjrzawszy si? jej baczniej - co mo?e wi?za? si? z potrzeb? wyobra?enia sobie, ?e znalaz?e? si? w sytuacji tej pacjentki - stwierdzisz, ?e rozumowanie chorej jest znacznie mniej dziwaczne, ni? wydaje si? na pierwszy rzut oka. Pewne jej my?li mog?yby pojawi? si? w Twoim mózgu, innymi s?owy, Twój mózg móg?by przyj?? podobny tok rozumowania. Ludzki mózg nie cierpi pró?ni i je?li jaka? historia pozostaje nie doko?czona lub jaka? zagadka nie rozwi?zana, mózg ka?dego z nas b?dzie dok?ada? stara?, by temu zaradzi?, niezale?nie od tego, czy b?dzie to sensowne. Ustalanie strat, jakie wynik?y z jakiego? uszkodzenia mózgu, to jedna z najcz??ciej stosowanych metod badania jego funkcjonowania; alternatywne podej?cie polega na bezpo?redniej obserwacji pracy mózgu. Wykorzystuje si? zatem techniki, które pozwalaj? na uzyskanie informacji o mózgu przy zastosowaniu rezonansu magnetycznego lub emisyjnej tomografii pozytonowej (PET). Techniki te dostarczaj? fascynuj?cych obrazów pracuj?cego mózgu. W momencie gdy pisz? te s?owa, czasopismo "Natur?" opublikowa?o seri? zdj?? przedstawiaj?cych mózgi szachistów. W czasie gdy gracze patrzyli na szachownic? na ekranie komputera, proszono ich o wykonanie serii zada?: pocz?wszy od bardzo ?atwego - "Jakiego koloru s? poszczególne figury?" - sko?czywszy na najtrudniejszym - "Czy w nast?pnym ruchu mo?liwy jest mat?" Gdy badani namy?lali si? nad odpowiedzi? na ostatnie pytanie, wzrost aktywno?ci obserwowano w dwóch obszarach mózgu: w p?atach czo?owych i w rejonach wzrokowych, po?o?onych w tylnej cz??ci mózgu. Ten obraz aktywno?ci w mózgu interpretowano nast?puj?co: p?aty czo?owe zajmuj? si? planowaniem ruchu maj?cego doprowadzi? do mata (wiadomo, ?e w innych sytuacjach odgrywaj? one podobn? rol?), podczas gdy zadanie rejonów wzrokowych polega na stworzeniu my?lowego obrazu tego posuni?cia. W tym miejscu konieczne jest jednak pewne zastrze?enie. Stwierdzenie - dokonane na podstawie obrazów otrzymanych metod? PET - ?e dane obszary mózgu uaktywniaj? si?, nie pozwala jeszcze na uznanie sprawy za definitywnie rozstrzygni?t?. Albowiem dzi?ki tym obrazom wiemy podobnie du?o o procesach przebiegaj?cych w mózgu, co o zdarzeniu na danej ulicy na podstawie satelitarnego zdj?cia ?wiate? miejskich, które zosta?o zrobione po tej stronie naszej planety, gdzie panuje noc. Wiele rzeczy pozostaje tu nie wyja?nionych, podobnie jak w przypadku za?o?enia, ?e istnieje ?cis?y zwi?zek mi?dzy zmian? w zachowaniu pacjenta, który dozna? urazu mózgu, a cz??ci? mózgu, która zosta?a uszkodzona. Wniosek, ?e ta cz???, która uleg?a uszkodzeniu, jest odpowiedzialna za konkretne zachowania, nie zawsze musi by? prawdziwy. Natomiast prawd? jest zarówno to, ?e w ci?gu ostatnich dwudziestu lat naukowcy zrewolucjonizowali nasze poj?cia na temat mózgu, jak i to, ?e s? oni wci?? bardzo odlegli od tego, by go ca?kowicie pozna?. W tym sensie badacze mózgu pozostaj? w sytuacji przypominaj?cej nieco po?o?enie Martina Froshibera, który wp?yn?wszy w 1576 roku do Zatoki Froshibera [Zatoka na Ziemi Baffina w arktycznych rejonach wschodniej Kanady; przyp. t?um.] przypuszcza?, ?e znajduje si? u wrót "...Morza Zachodniego, prowadz?cego do Chin i do Indii Zachodnich". By?o to wspania?e osi?gni?cie, a roztaczaj?cy si? przed oczyma podró?nika krajobraz z?o?ony z gór i lodów okaza? si? niezwyk?y, tajemniczy i pi?kny. Froshiber nie odnalaz? jednak Przej?cia Pó?nocno-Zachodniego, którego poszukiwa?. Krajobraz mózgu, który mo?emy obecnie ogl?da? dzi?ki nowym technikom, jest równie cudowny jak ten, który widzia? Froshiber. Mimo to - podobnie jak wyprawa dawnego zdobywcy - podró? naukowca nie dobieg?a ko?ca. Nie wiadomo nawet, jak móg?by wygl?da? koniec tej podró?y. A jednak w?a?nie ta niepewno?? czyni ca?e przedsi?wzi?cie jeszcze bardziej atrakcyjnym. Nie nale?y oczekiwa?, ?e rozwój nowego my?lenia o funkcjonowaniu mózgu wyrwie z korzeniami albo te? tylko troch? podkoloruje ca?? dotychczasow? wiedz?; wiedza ta ulegnie po prostu modyfikacji. We?my, na przyk?ad, wspomnienia. Pomy?l o nich nie jak o ma?ych scenkach, odtwarzanych w Twoim umy?le, ale jak o momentach, w których wiele ró?nych obszarów mózgu, jakie uleg?y pobudzeniu w czasie pierwotnego zdarzenia, uaktywnia si? ponownie. Uaktywnienie to zachodzi za ka?dym razem tak samo i jest koordynowane w czasie przez pewien elektryczny rytm, przy czym Twoje odczucie, ?e przypominasz sobie jak?? wcze?niej zapami?tan? scen?, zawdzi?czasz wy??cznie temu, i? takie ponowne uaktywnienie si? tych wszystkich obszarów nast?puje jednocze?nie. Przyj?cie tej nowej interpretacji zjawisk jest typowe dla zmian zachodz?cych w rozumieniu mózgu, do których dochodzi w miar? rozwoju bada? naukowych. Mózg bywa nazywany najbardziej z?o?onym elementem wszech?wiata, ale James, zaprzyja?niony ze mn? stolarz "z?ota r?czka", okre?li? go bardziej trafnie. Stali?my w?a?nie obaj na ?rodku mojej kuchni, zmagaj?c si? z samym poj?ciem mózgu, gdy nagle James przerwa? cisz?, mówi?c: "To ci dopiero narz?d". ROZDZIA? 1 - WYCIECZKA DO MUZEUM Jeden z najbardziej pami?tnych wywiadów w moim ?yciu przeprowadzi?em z Mohamadem Haleemem, kustoszem Zbioru Anatomii Prawid?owej i Patologicznej oraz Rozwoju Mózgu im. Yakovleva w Instytucie Patologii Si? Zbrojnych w Waszyngtonie. Trudno sobie wyobrazi? lepsze miejsce: Zbiór Yakovleva znajduje si? w g??bi pewnego budynku skonstruowanego tak, by wytrzyma? wybuch bomby atomowej (jest to jedyny tego typu budynek w tym mie?cie). Gdy w 1949 roku Zwi?zek Radziecki przeprowadzi? pierwszy wybuch swojej bomby atomowej, wydano polecenie wybudowania w Waszyngtonie budynku odpornego na skutki u?ycia broni j?drowej, który na wypadek ataku zamieni?by si? w siedzib? rz?du. Jednak?e w sierpniu 1953 roku ZSRR wypróbowa? sw? bomb? wodorow?, co sprawi?o, ?e bomba atomowa straci?a znaczenie militarne, a zabezpieczenia przeciwko niej sta?y si? po prostu bezu?yteczne. Zbiór Mózgów znajduje si? w jasno o?wietlonej sali, w której po jednej stronie mo?na prowadzi? szczegó?owe badania wybranych mózgów, po drugiej za? stoi rz?d gablot. Gabloty s? w tej kolekcji odpowiednikiem ci??kich bibliotecznych pó?ek na rolkach, które przesuwaj? si?, gdy kr?ci si? korbk?. Gabloty te ró?ni? si? jednak od wyposa?enia biblioteki; po pierwsze: brak w nich pólek, wida? natomiast sze??dziesi?t czy siedemdziesi?t g??bokich na par? centymetrów szuflad; po drugie: Zbiór Mózgów im. Yakovleva wyposa?ony jest w specjalny system elektryczny, który wysuwa gabloty. Moja wizyta w tym muzeum mia?a szczególny charakter dzi?ki osobie mego rozmówcy, którym by? Mohamad Haleem. Pe?ni? on funkcj? kustosza kolekcji, a ponadto przez z gór? dwadzie?cia lat blisko wspó?pracowa? z doktorem Paulem Ivanem Yakovlevem, za?o?ycielem Zbioru. Yakovlev umar? w 1983 roku, lecz Haleem wci?? mówi? o nim z g??bok? czci? (nazywa? go "mistrzem") i traktowa? zbiór jak powierzony mu w opiek? bezcenny skarb. Muzeum mózgów jest powa?nym przedsi?wzi?ciem naukowym, do tego miejsca ?ci?gaj? neurobiolodzy z ca?ego ?wiata. Spowodowane jest to nie tylko niewiarygodn? ró?norodno?ci? mózgów, udost?pnionych tutaj dla celów badawczych, lecz tak?e tym, ?e ka?dy mózg zosta? poci?ty dok?adnie w taki sam sposób: w serie przylegaj?cych do siebie plastrów, niczym bochenek chleba pokrajany od pi?tki do pi?tki. Liczba plastrów w danym mózgu mo?e ?atwo przekroczy? cztery tysi?ce, chocia? dok?adna liczba zale?y od tego, czy mózg zosta? poci?ty w p?aszczy?nie z przodu do ty?u, z góry w dó? czy od jednego boku do drugiego. Ponadto przybywaj?cy naukowcy dobrze wiedz?, co mo?na znale?? w Zbiorze Yakovleva. Je?li chce si? zmierzy? wielko?? na przyk?ad zakr?tu obr?czy (gyrus cinguli) w mózgu cz?owieka, który dozna? wylewu, a nast?pnie porówna? ten mózg, plaster po plastrze, z innym, to jest to mo?liwe. Mo?na równie? bada? plastry pochodz?ce z mózgu dziesi?ciotygodniowego p?odu lub mózgu stujednolatka. W kolekcji znajduj? si? mózgi uszkodzone w wyniku zatrucia tlenkiem w?gla, mózgi chorych w pó?nych stadiach syfilisu i choroby Alzheimera, a tak?e mózgi ma?p, kaszalota oraz konia. Mimo ?e mózgi s? ofiarowywane do zbiorów przez ca?y czas, przyjmuje si? tylko najbardziej niezwyk?e z nich (niezwyk?y w tym przypadku mo?e oznacza? tak?e mózg tak "normalny", jak tylko jest to mo?liwe). Trzeba ca?ego roku na utwardzenie mózgu metodami chemicznymi, by przy krojeniu w plastry nie zniekszta?ca? si? pod naciskiem ostrza. Ka?dy mózg pokrojony jest w plastry o grubo?ci oko?o jednej trzydziestej milimetra (cztery czy pi?? plastrów z?o?onych razem mia?oby grubo?? jednej kartki tej ksi??ki). Ka?dy plaster chroniony jest mi?dzy dwiema cienkimi szybkami, które maj? wielko?? niedu?ego obrazka. Plastry s? tak cienkie, ?e wydaj? si? przezroczyste i z ?atwo?ci? mo?na je ogl?da? pod mikroskopem. Zbiór Yakovleva nie ma charakteru sensacyjnego, przeciwnie - jest to tradycyjnie pomy?lane muzeum, gdzie starannie gromadzony i porz?dkowany zbiór ma s?u?y? badaczom teraz i w przysz?o?ci. Mimo to ?wiadomo??, ?e jest si? otoczonym przez setki tysi?cy kawa?ków mózgu, wywo?uje niezwyk?e uczucie. Miejsce to przyprawia o md?o?ci wi?kszo?? ludzi - w?a?ciwie nie bardzo wiem, dlaczego tak si? dzieje. By? mo?e, chodzi o konsystencj? mózgu, który jest wilgotny, mi?kki i ci??ki. My?l o tym, by wzi?? jeden z eksponatów do r?ki, jest dla wi?kszo?ci ludzi nie do zniesienia. Rzecz jasna, w przypadku Zbioru Yakovleva ten argument akurat nie jest zbyt istotny, poniewa? plastry mózgów umieszczone w szufladach maj? mniej wi?cej tyle wspólnego z "wilgotnym" mózgiem, ile plastry ?ó?tego sera z pierwotnym produktem, z którego powsta?y. Mimo wszystko - jak wolno przypuszcza? - wra?enie, jakie wywo?uje mózg, nie jest chyba wyj?tkowe. Moja ?ona Cynthia jest g??boko przekonana, ?e wzi?cie do r?ki nerki by?oby czym? znacznie gorszym. Uczucie niesamowito?ci, jakie wywo?uje w nas taki kontakt z mózgiem, wynika prawdopodobnie z faktu, ?e dla wi?kszo?ci z nas mózg jest czym? wi?cej ni? cz??ci? cia?a. Mózg cz?owieka kojarzy nam si? bezpo?rednio z jego my?lami i uczuciami; trzymaj?c czyj? mózg odnosimy wra?enie, ?e mamy "w r?kach" samego cz?owieka. Powoduje to tak?e doznanie emocjonalne, jakiego przypuszczalnie nie mieliby?my szans do?wiadczy?, gdyby dr Yakovlev gromadzi? trzymetrowe odcinki ludzkich jelit i nazwa? sw? kolekcj? Zbiorem Dwunastnic im. Yakovleva. Nawiasem mówi?c, brak szczególnego szacunku dla mózgu doprowadzi? niemal do wymarcia pewnej grupy etnicznej, plemienia Fore, ?yj?cego na Nowej Gwinei. Do zwyczajów tego plemienia nale?a? rytua?, w czasie którego ka?dy ostatnio zmar?y krewny zostawa? zjadany. Na nieszcz??cie plemi? to dotkni?te by?o przez rzadk? chorob? zaka?n?, która atakowa?a mózg, powoduj?c post?puj?ce wprawdzie powoli, ale na ogó? ?miertelne pora?enie funkcji ruchowych. Ktokolwiek zjad? kawa?ek mózgu osoby zmar?ej na t? chorob?, zwan? kuru, móg? by? w zasadzie pewny, ?e sam równie? padnie jej ofiar?. Wkrótce po rym jak przekonano cz?onków tej spo?eczno?ci, by zaniechali tego szczególnego rytua?u, kuru znikn??a, chocia?, zanim to nast?pi?o, mózgom dwóch ofiar tej choroby uda?o si? trafi? do Zbioru Yakovleva. W naszych czasach mózg zdoby? szczególny szacunek. Warto natomiast wiedzie?, ?e nie zawsze tak by?o, nawet w tych kulturach, gdzie pojawia?y si? g??bokie refleksje o mózgu. Na przyk?ad staro?ytni Egipcjanie, którzy stworzyli wyszukane poj?cia dotycz?ce ?ycia umys?owego i duchowego, takie jak ba (niematerialna reprezentacja charakteru lub osobowo?ci) i ka (rodzaj ducha-sobowtóra, który prze?ywa? swojego ?miertelnego odpowiednika), wierzyli, ?e siedzib? tych bytów jest serce, a nie mózg. St?d podczas mumifikacji serce starannie zabezpieczano, mózg za? by? wyci?gany przez nozdrza lub przez podstaw? czaszki, a nast?pnie wyrzucano go. Od czasów Imperium Rzymskiego a? do momentu odleg?ego od nas o zaledwie kilka stuleci znawcy anatomii - cho? zdawali ju? sobie spraw? z tego, ?e mózg jest narz?dem my?lenia - mylnie przypisywali kluczow? rol? wype?nionym p?ynem przestrzeniom w mózgu, które zwano komorami, pomijali za? komórki mózgowe wraz z ich po??czeniami, bior?c je - by tak rzec - za opakowanie. Nawet konkretne w?a?ciwo?ci umys?owe, takie jak rozumowanie, formu?owanie s?dów i pami??, przypisywano ró?nym, chocia? ??cz?cym si? ze sob? przestrzeniom. Dzi? nie jest znany ?aden p?yn, który móg?by odpowiada? za ca?? z?o?ono?? mózgu; obecnie komórki mózgowe i ??cz?ce je w?ókna - pomijane uprzednio jako opakowanie - uznaje si? za najwa?niejsz? cz??? mózgu cz?owieka. Niezale?nie od tego, ka?de uczucie skr?powania wynikaj?ce z przebywania w?ród mózgów w Zbiorze Yakovlewa jest irracjonalne - oboj?tnie jak na to spojrzymy. Je?eli wierzymy w istnienie duszy, uznamy, ?e opu?ci?a ona mózg na d?ugo przed w??czeniem go do Zbioru Yakovleva. Z drugiej strony, je?li my?limy, ?e ?mier? k?adzie kres wszystkiemu, to dlaczego wzi?cie do r?ki mózgu mia?oby przyprawia? nas o md?o?ci w wi?kszym stopniu ni? dotkni?cie ko?ci udowej. Wszystko to jest tylko martw? tkank?. A jednak mózgi s? czym? specjalnym: przeprowadzanie wywiadu radiowego w otoczeniu tysi?ca sze?ciuset mózgów zapowiada?o si? Jako niezapomniane do?wiadczenie. Pan Haleem wybra? dla mnie niektóre spo?ród najciekawszych okazów i wyeksponowa? je w o?wietlonych gablotach. Znajdowa? si? w nich m.in. mózg pacjenta poddanego lobotomii, nast?puj?co opisany: "M??czyzna, pi??dziesi?t dziewi?? lat. Zgon sze?? miesi?cy po operacji". Poniewa? lobotomia by?a zabiegiem stosowanym w latach czterdziestych i pi??dziesi?tych, wi?kszo?? z nas ma mizerne wyobra?enie o tym, na czym polega? ów zabieg. Ponadto wielu z nas z pewno?ci? nie ma najmniejszego poj?cia o tym, jak cz?sto go stosowano oraz jak wielkim uznaniem si? cieszy?. Operacja ta polega?a na naci?ciu p?atów czo?owych mózgu i by?a zalecana dla pacjentów poddawanych leczeniu psychiatrycznemu, co do których uznano, ?e nie ma innego sposobu opanowania ich l?ku czy antysocjalnego zachowania. Takich operacji wykonano tysi?ce, a badania oceniaj?ce rezultaty lobotomii, prowadzone w latach czterdziestych, zgodnie wskazywa?y, ?e stan wi?kszo?ci pacjentów poprawi? si? dzi?ki temu zabiegowi. Specjali?ci potwierdzali, ze ?ycia tych pacjentów nie dezorganizowa?y ju? cierpienia spowodowane obsesyjnymi my?lami lub dziwacznymi zachowaniami, typowymi dla schizofrenii czy psychozy maniakalno-depresyjnej. Jakkolwiek dzi? brzmi to dziwnie, faktem jest, ?e portugalski lekarz odpowiedzialny za wprowadzenie lobotomii, Antonio Cayetano Moniz, zosta? jednym z laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny w 1949 roku za: "odkrycie terapeutycznych w?a?ciwo?ci leukotomii p?atów czo?owych (lobotomii) w leczeniu pewnych psychoz". Warto doda?, ?e w samych Stanach Zjednoczonych przeprowadzono oko?o 40 000 tych operacji, g?ównie na pocz?tku lat pi??dziesi?tych. Jednym z powodów, dla których ta brutalna forma leczenia zaburze? psychiatrycznych zosta?a przyj?ta z nadmiernym entuzjazmem - zanim dokonano w?a?ciwej jej oceny - by? fakt, ?e ofiarami drugiej wojny ?wiatowej byli tak?e liczni weterani z powa?nymi problemami psychiatrycznymi, których leczenie nastr?cza?o trudno?ci. Poza tym psychiatrów by?o zbyt ma?o, a prace nad lekami przeciwpsychotycznymi ledwie si? rozpocz??y. Wielu ludzi b??dnie uwa?a, ?e lobotomia polega na usuni?ciu przedniej cz??ci mózgu. Chocia? istnia?a pewna technika, w ramach której usuwano kawa?ki p?atów czo?owych (wa?ono je, by ustali? dok?adnie, ile zosta?o wyci?te), w wi?kszo?ci przypadków po prostu je roz??czano, zazwyczaj poprzez wprowadzenie do przedniej cz??ci mózgu ostrza, którym nast?pnie poruszano tam i z powrotem ruchem wahad?owym. Mózg poddany niegdy? zabiegowi lobotomii zosta? w Zbiorze Yakovleva poci?ty w plastry (po ?mierci pacjenta) w taki sposób, by z boku mo?na by?o zobaczy? naci?cie, które rozdzieli?o p?aty czo?owe, lecz pozostawi?o je w tym samym miejscu, podtrzymywane przez ko?ci czaszki. Znajomo?? dziejów lobotomii pomaga w zrozumieniu krótkich opisów, którymi opatrzono niektóre mózgi. Jeden z nich opisany jest w katalogu Yakovleva jako: "C-64... 32 It... 13 It... K... H". Kobieta, lat trzydzie?ci dwa, zgon trzyna?cie lat po operacji, przekrój horyzontalny. A ten eksponat? Lobotomia z powodu anoreksji, 1951 rok; by? to czas szczytu popularno?ci lobotomii. Pan Haleem pokaza? mi równie? mózgi ofiary wylewu, czterolatka z zespo?em Downa oraz ró?nych zwierz?t, w tym goryla i delfina. By? mo?e, w ci?gu tych kilku minut sp?dzonych w Zbiorze zanadto przywyk?em do mózgów; mo?e nies?usznie za?o?y?em, ?e codzienna praca w tym miejscu sprawia, i? cz?owiek zaczyna rutynowo traktowa? ludzkie szcz?tki. Mniejsza o to, jak to si? sta?o, przekroczy?em jednak granice zwyk?ego wywiadu, kiedy zacz??em rozmawia? z panem Haleemem o jego mistrzu, Paulu Ivanie Yakovlevie. Gdy Yakovlev umar? w 1983 roku, jego mózg natychmiast zosta? w??czony do kolekcji jako jeden z jej najcenniejszych okazów. Jest on oczywi?cie poci?ty w plastry, tak samo jak pozosta?e mózgi... no có?, wcale nie tak samo. W przypadku mózgu swojego prze?o?onego pan Haleem nagi?? nieco obowi?zuj?ce regu?y. Aby mo?na by?o ogl?da? pod mikroskopem mózg, barwi si? co dwudziesty jego plaster. Tym razem Haleem zabarwi? co dziesi?ty plaster. W rezultacie eksponowanych jest wi?cej plastrów mózgu dra Yakovleva ni? jakiegokolwiek innego mózgu, dlatego wi?cej szuflad przeznaczono dla niego. Nawiasem mówi?c, podobnie jak w galerii sztuki, tylko cz??? kolekcji plastrów jest wystawiona, reszt? za? przechowuje si? w magazynie. Pan Haleem zadba? te? o to, by mózg dra Yakovleva zosta? pokrajany w ulubiony przez "mistrza" sposób: w przekroju strza?kowym, polegaj?cym na cieciu od lewej strony ku prawej. By?em tak zafascynowany tym, co us?ysza?em, ?e chcia?em koniecznie zobaczy? mózg Yakovlewa: INGRAM: Czy jego mózg jest tutaj? HALEEM: Naturalnie. INGRAM: Czy mo?emy go zobaczy?? HALEEM: Oczywi?cie. Jest tutaj. Zobaczy go pan i chocia? b?dzie mi naprawd? bardzo smutno, poka?? panu ten mózg. To jest w?a?nie mózg... doktora Yakovleva... INGRAM: Czy nie ma on Jakiego? specjalnego miejsca? HALEEM: Nie. Jest on Jeszcze Jednym pacjentem, który, niestety, koniec ko?ców znalaz? si? tutaj. INGRAM: Nie ma tu nawet Jego nazwiska. HALEEM: To prawda. Nie mo?emy ujawnia? nazwisk. INGRAM: Tylko numery. HALEEM: W rzeczy samej, w zawodzie lekarza niedopuszczalne jest podawanie nazwisk i by? mo?e, my te? nie powinni?my tego robi?. INGRAM: OK, a wi?c on jest po prostu MU... HALEEM: MU 157. INGRAM: 1183. Osiemdziesi?t trzy to rok jego ?mierci? HALEEM: Zgadza si?. To s?, jak pan widzi, plastry jego mózgu. To jest numer 511. Je?li chodzi o mnie, to z przyczyn sentymentalnych lub, by? mo?e, z innych powodów postanowi?em zabarwi? co dziesi?ty plaster zamiast, jak zwykle, co dwudziesty. Chcia?em mie? mo?liwie najwi?cej wycinków tego mózgu. Ach... oto on. Widzi Pan, ile jest tutaj szuflad. Oko?o... mniej wi?cej... trzydzie?ci pi?? szuflad na ten jeden mózg. INGRAM: Je?li patrzy pan na ten mózg jako na przypadkowy egzemplarz w tej ogromnej kolekcji, czy s?dzi pan, ?e jest ró?ny od innych? HALEEM: Naturalnie. Szczerze mówi?c, rozmawiaj?c teraz z panem, mam dreszcze. Naprawd?. Czuj?...Gdy mówi? o innych mózgach, czuj? si? w porz?dku. Ale ten mózg jest dla mnie czym? wyj?tkowym. Nawet gdyby pana tu nie by?o... Za ka?dym razem, gdy t?dy przechodz?, czuj? si? jako? szczególnie. Ludzki mózg wa?y ?rednio oko?o 1400 g, przy czym mózgi m??czyzn s? ci??sze od mózgów kobiet, przeci?tnie o oko?o 100 g {szczegó?owe badania anatomiczne wykaza?y, ?e liczba komórek mózgowych, czyli neuronów, obecnych w ka?dym centymetrze sze?ciennym mózgu kobiety jest wi?ksza ni? u m??czyzny, tak ?e ostatecznie ca?kowita liczba neuronów jest taka sama dla obu p?ci. Pami?taj o tym nast?pnym razem, gdy us?yszysz kogo?, kto próbuje wyja?ni?, dlaczego mózgi m??czyzn s? wi?ksze). A? 1400 g, w przybli?eniu pó?tora kilograma - mózg ludzki wa?y ca?kiem sporo. Jego naturalny kolor jest raczej ró?owy ni? szary. Naprawd? zaskakuj?c? cech? w wygl?dzie ?ywego mózgu s? rozmiary naczy? krwiono?nych, przebiegaj?cych na jego powierzchni. Wiedzia?em wprawdzie, ?e s? one przewodami zaspokajaj?cymi olbrzymie zapotrzebowanie mózgu na krew bogat? w tlen, ale nie mia?em poj?cia, ?e wybrzuszaj? si? na powierzchni mózgu jak ?y?y na ramieniu kulturysty. Nie jest to jednak dziwne, gdy we?mie si? pod uwag? potrzeby energetyczne mózgu: oko?o 25% ca?kowitego poboru tlenu przez cia?o jest przeznaczone dla mózgu, tlen zasila elektryczn? aktywno?? komórek mózgowych. Inn? wa?n? cech? powierzchni mózgu jest to, co niew?tpliwie wszyscy ju? widzieli, nawet je?li nie po?wi?cili temu wiele uwagi. Mam na my?li pofa?dowanie powierzchni mózgu, szczególnie na bokach i na szczycie. Ca?a zewn?trzna powierzchnia mózgu jest nie ko?cz?cym si? ci?giem niskich, ?agodnych wzniesie? rozdzielonych g??bokimi, w?skimi szczelinami. Ka?de wzgórze to gyrus (zakr?t); ka?da dolina to sulcus (bruzda). Niektóre z g?ównych elementów nosz? imiona anatomów, którzy pierwsi zwrócili uwag? na te cz??ci: bruzda Rolanda (W?och ?yj?cy w XVIII wieku), bruzda Sylwiusza (Francuz ?yj?cy w XVII wieku); wi?kszo?? za? zosta?a po prostu nazwana od miejsca, gdzie si? znajduje - na przyk?ad: zakr?t czo?owy. Geograficzne podej?cie zastosowano równie?, wprowadzaj?c podzia? ca?ej powierzchni mózgu na cztery p?aty: czo?owy, ciemieniowy, skroniowy i potyliczny. Obszary te zosta?y wyró?nione tak, by odpowiada?y rejonom czaszki po?o?onym bezpo?rednio nad nimi, ale przyporz?dkowanie to jest tylko przybli?one. Najwi?ksze s? p?aty czo?owe, które zajmuj? oko?o 30% ca?ej kory mózgowej; rozci?gaj? si? one poprzez ca?? przedni? cz??? mózgu a? do miejsca, gdzie zaczynaj? si? uszy. P?at ciemieniowy obejmuje szczytow? cz??? mózgu i ci?gnie si? do ty?u mniej wi?cej do miejsca, gdzie znajdowa?by si? pasek czapki baseballowej. P?at potyliczny le?y z ty?u czaszki, a p?aty skroniowe rozpo?cieraj? si? wokó? uszu. W tym miejscu warto wyja?ni? trzy ?ci?le ze sob? powi?zane terminy. Powierzchnia wypuk?a mózgu dzieli si? na cztery wspomniane p?aty. Linie graniczne mi?dzy p?atami s? niezbyt widoczne i wyznaczono je nieco arbitralnie, ale wyst?puje tu jeden wyra?ny podzia?, przebiegaj?cy dok?adnie przez ?rodek. Ludzki mózg widziany z góry przypomina orzech w?oski, którego po?ówki to lewa i prawa pó?kula mózgowa. Wierzchnia warstwa ca?ego mózgu - zarówno prawej, jak i lewej pó?kuli - zwana jest kor? mózgow? i rzeczywi?cie przypomina kor? drzewa. Kora mózgowa ma grubo?? tylko kilku milimetrów i w?a?nie w tej cienkiej, wierzchniej warstwie znajduj? si? cia?a komórek nerwowych. Przestrze? we wn?trzu mózgu poni?ej kory mózgowej jest zaj?ta, przez tak zwan? istot? bia??, czyli sie? przewodów ??cz?cych ró?ne cz??ci powierzchni mózgu. Dzi?ki temu, ?e kora mózgowa jest pomarszczona, wi?ksza jej ilo?? mie?ci si? na powierzchni mózgu. Gdyby ca?kowicie rozprostowa? kor? mózgow?, zwisa?aby poza brzegi mózgu. Pofa?dowanie kory mózgowej jest jedynym sposobem na zmieszczenie jej wewn?trz czaszki. Powstanie bardziej pofa?dowanej kory mózgowej, szczególnie z przodu, stanowi?o jedno z g?ównych osi?gni?? ewolucji mózgu w ci?gu ostatniego miliona lat. Przeczyta?em kiedy?, ?e gdyby rozpostarto fa?dy kory mózgowej, to pokry?aby ona stolik do gry w karty. Wydawa?o si? to ca?kiem niewiarygodne, ale sprawi?o, ?e zacz??em si? zastanawia?, jak du?a by?aby kora mózgowa, gdyby?my j? rozprostowali. Wed?ug mnie mia?aby wielko?? pizzy dla ca?ej rodziny: nie by?by to z?y wynik, ale trudno go porównywa? z rozmiarami stolika do gry w karty. By?em zdumiony, gdy zda?em sobie spraw?, ?e nikt nie zna odpowiedzi na moje pytanie. Szybko przejrza?em literatur? fachow? i znalaz?em nast?puj?ce szacunki dotycz?ce rozmiarów wyg?adzonej kory mózgowej ludzkiego mózgu. Julie Ann Miller w artykule opublikowanym w czasopi?mie "Bioscience" w listopadzie 1987 roku twierdzi, ze kora mózgowa ma powierzchni? zwyk?ej serwetki, czyli kwadratu o boku równym 25cm. Miesi?cznik "Scientific American" we wrze?niu 1992 roku znacznie poprawi? ten wynik, podaj?c wielko?? 1,5 m2; otrzymujemy zatem kwadrat kory mózgowej o boku 125 cm, co zbli?a nas do rozmiarów stolika do gry w karty. Cho? pewien psycholog z Uniwersytetu w Toronto doszed? do wniosku, ?e kora mózgowa pokry?aby pod?og? jego salonu (nie widzia?em jego salonu), to rekordowe oszacowanie pojawi?o si? na plakacie wydanym w 1993 roku przez czasopismo brytyjskie "New Scientist" - okaza?o si?, ?e kora mózgowa po rozprostowaniu zakry?aby kort tenisowy. Jak dosz?o do takich rozbie?no?ci? Dlaczego tylu specjalistów nie wie, jak wielka jest kora mózgowa? Nie umiem odpowiedzie? na to pytanie, ale obecnie poluj? na eksperta, który powie, ?e ca?kowicie rozpostarta kora mózgowa pokry?aby boisko futbolowe. Takie sytuacje sprawiaj?, ?e niezbyt ch?tnie odwo?uj? si? do innych fascynuj?cych twierdze? na temat mózgu - obawiam si? po prostu, ?e oka?? si? równie niewiarygodne. Z jednego z nich, na przyk?ad, dowiadujemy si?, ze je?li ?wie?y mózg pozostawi? w spokoju - cho?by w misce na spaghetti - to b?dzie on poma?u "siada?" i powoli straci swoj? sztywno?? bry?y. "Rozp?ynie si?", poniewa? zawiera stosunkowo du?o p?ynu. Nie pami?tam, gdzie o tym przeczyta?em po raz pierwszy, ale jestem pewien, ?e niewielu ludzi mia?o okazj? zaobserwowa?, co dzieje si? z mózgiem umieszczonym w misce na spaghetti. Sk?din?d mózg w oko?o 85% sk?ada si? z wody i trzeba go nas?czy? ?ywic? i utwardzi?, zanim b?dzie mo?na go pokroi? i w??czy? do Zbioru Yakovleva. Gdyby mózg by? po prostu pofa?dowany jak chodnik przyci?ni?ty nog? kanapy, trudno by?oby sobie wyobrazi?, ?e ma jakiekolwiek znaczenie to, i? jest si? na dnie szczeliny zamiast na szczycie wzniesienia, czy te? nawet na jednym wzniesieniu zamiast na innym. Wyniki ostatnich bada? dowodz? jednak, ?e pozostawanie na wzniesieniu b?d? w dolinie nieoczekiwanie odgrywa pewn? rol?. W serii bada? dr George Ojemann i jego wspó?pracownicy z Uniwersytetu stanu Waszyngton w Seattle podj?li prób? bardzo dok?adnego oznaczenia rejonów zwi?zanych z mow? na powierzchni lewej pó?kuli; zaobserwowali oni ogromn? zmienno?? w po?o?eniu rejonów odgrywaj?cych istotn? rol? w nazywaniu rzeczy. Jednym z najbardziej intryguj?cych i najmniej zrozumia?ych odkry? by?o ustalenie, ?e jedna z tych ró?nic jest skorelowana z poziomem sprawno?ci j?zykowej. Okazuje si?, ?e obszary odgrywaj?ce kluczow? rol? w nazywaniu znajduj? si? na szczycie jednego zakr?tu u ?ych, którzy sprawnie pos?uguj? si? j?zykiem, i na szczycie nast?pnego u tych, których sprawno?? jest mniejsza. Wyniki innych bada? dotycz?cych pami?ci, opublikowane na pocz?tku 1994 roku przez naukowców z Toronto, ujawni?y, ?e najwi?ksz? aktywno?? mózgu obserwuje si? raczej w g??bokich szczelinach mi?dzy fa?dami, a nie na ich szczytach. Ochotnicy uczestnicz?cy w tych eksperymentach s?uchali serii zda?, których znaczn? cz??? s?yszeli dzie? wcze?niej. Obrazy monitoruj?ce aktywno?? mózgu w czasie s?uchania zda? z poprzedniego dnia (przypuszczalnie pami?tanych jeszcze w momencie badania) wykaza?y, ?e aktywno?? wyst?powa?a g?ównie w przedniej cz??ci mózgu, skupiaj?c si? w szczelinach. Podobnie jak George Ojemann, naukowcy z Toronto nie potrafili w pe?ni wyja?ni? swego odkrycia, ale badania tego rodzaju mog? pomóc w ustaleniu topografii mózgu, a nawet w wyznaczeniu dok?adnych wspó?rz?dnych poszczególnych rejonów. Szybki rzut oka na zewn?trzn? powierzchni? mózgu nie wystarczy, aby przekona? si?, ?e jest to jeden z cudów natury. Nie trzeba jednak dr??y? bardzo g??boko, by dostrzec szczególne w?a?ciwo?ci mózgu. Pod mikroskopem wida?, ?e pofa?dowana kora mózgowa jest wype?niona szczelnie przylegaj?cymi do siebie komórkami mózgowymi, u?o?onymi w poziome warstwy (co najmniej sze?? w niektórych miejscach, a by? mo?e, wsz?dzie) i w pionowe kolumny. G??biej znajduj? si? w?ókna, które ??cz? zarówno s?siaduj?ce ze sob?, jak i odleg?e od siebie komórki. Te przebiegaj?ce pod powierzchni? obwody przesy?aj? informacje z jednej cz??ci mózgu do innych, ni?ej za? s? po?o?one inne o?rodki nerwowe, w sensie ewolucyjnym bardziej "staro?ytne" ni? kora mózgowa. To tutaj, w g??bi mózgu, znajdujemy tak zwany mózg ssaczy oraz mózg gadzi, w których znajduj? si? o?rodki emocji, pragnienia i pop?du p?ciowego, a tak?e obwody reguluj?ce oddychanie i sen. S? to "stare" cz??ci mózgu, wspólne dla cz?owieka i innych zwierz?t, ale zasadnicza praca ludzkiego mózgu - obliczenia i przetwarzanie informacji, które, jak si? wydaje, wykonujemy lepiej ni? jakikolwiek inny gatunek - odbywa si? w cienkiej zewn?trznej pokrywie: korze mózgowej. Odró?nia nas ona od wszelkich innych stworze?, nawet po ?mierci. Precyzyjne krojenie i barwienie plastrów - stosowane w Zbiorze Yakovleva - to tylko jeden ze sposobów przechowywania mózgów. Kanadyjski Bank Tkanki Mózgowej w Toronto gromadzi mózgi co najmniej równie szybko jak Zbiór Yakovleva, ale, jak ka?dy inny bank, z maksymaln? pr?dko?ci? zamienia wp?aty na wyp?aty. Badacze - zainteresowani raczej chemi? ni? anatomi? - przesy?aj? do owego banku list? swoich ?ycze? i gdy pojawia si? odpowiedni mózg, dzieli si? go na kawa?ki - 20 g p?atu skroniowego kory mózgowej temu, par? gramów istoty czarnej dla tamtego - które mo?liwie pr?dko s? przesy?ane badaczom. Im mózg ?wie?szy, tym lepszy, gdy? badanie chemii mózgu wymaga tkanki, która zachowa?a jak najwi?cej w?asno?ci ?ywej tkanki. Instytucja ta ma tak?e odpowiedniki bankowych sejfów: po?owa ka?dego mózgu konserwowana jest w formalinie i przechowywana w plastikowych pojemnikach, wype?niaj?cych jedno z pomieszcze? Budynku Bantinga na College Street w Toronto. Jedn? z g?ównych przyczyn gromadzenia mózgów by?a nadzieja, ?e uda si? zidentyfikowa? jakie? ich strukturalne w?asno?ci - szczególnie w mózgach s?ynnych ludzi - które mog?yby pomóc w wyja?nieniu nadzwyczajnych zdolno?ci genialnych umys?ów. Oczekiwanie to jednak nigdy si? nie spe?ni?o. Przypominam sobie, ?e kiedy pisa?em t? ksi??k?, dyrektor Moskiewskiego Instytutu Mózgu, Oleg Adrianów, og?osi?, ?e siedemdziesi?t lat bada? nad mózgiem Lenina doprowadzi?o do konkluzji: mózg wodza rewolucji nie zawiera "niczego sensacyjnego". Rosyjscy naukowcy, którzy badali mózg Lenina, musieli spodziewa? si?, ?e znajd? w nim co? niezwyk?ego, jak?? charakterystyczn? cech?, która pozwoli?aby im wykrzykn??: "To w?a?nie sprawi?o, ?e W?adimir Ilicz by? wielkim cz?owiekiem!" Nigdy jednak nie uda?o si? znale?? zwi?zku mi?dzy ró?nicami w strukturze mózgu a poziomem osi?gni?? intelektualnych, cho? pewni badacze ostatnio starali si? wykaza? korelacj? mi?dzy wielko?ci? mózgu a inteligencj? cz?owieka. W jednych z najbardziej wiarygodnych bada? tego typu Nancy Andreasen z Uniwersytetu stanu Iowa i jej wspó?pracownicy starali si? znale?? zwi?zek mi?dzy inteligencj? (mierzon? ilorazem inteligencji, czyli IQ) a rozmiarami ró?nych cz??ci mózgu. Stwierdzili oni, ?e osoby o wi?kszych mózgach cz??ciej uzyskuj? wy?sze wyniki w testach mierz?cych IQ, ale zarazem podkre?lili, ?e si?a tej korelacji jest "umiarkowana", a ponadto "wiele innych czynników musi równie? odgrywa? istotn? rol?". Innymi s?owy, nie mo?esz ograniczy? si? do ogl?dzin danego mózgu, by na podstawie jego wielko?ci oceni? inteligencj? jego w?a?ciciela. To samo b?dzie dotyczy? szczelin, fa?d i innych cech strukturalnych. Pojawiaj? si? zatem powa?ne w?tpliwo?ci co do opinii dra Adrianowa, ?e mózg Lenina, cho? nie wykazywa? ?adnych nadzwyczajnych cech, by? jednak "z pewno?ci? mózgiem utalentowanego cz?owieka". W mie?cie Lawrence, w stanie Kansas, mózg Einsteina wci?? moczy si? w formalinie w mieszkaniu doktora Thomasa Hanreya, który w 1955 roku przeprowadzi? sekcj? zw?ok s?ynnego uczonego. W mózgu nie znaleziono nic istotnego: nie by? to szczególnie du?y mózg, a jego waga wynosi?a 1230 g. Do tej pory nikt nie podejmowa? stara?, aby mózg Einsteina przenie?? z mieszkania doktora Harveya w inne miejsce. INGRAM: Prosz? Pana, czy w przysz?o?ci pa?ski mózg zostanie w??czony do kolekcji? HALEEM: Takie jest moje ?yczenie i oczywi?cie jest to wp?yw doktora Yakovleva oraz tego, czemu po?wi?ci?em ostatnie trzydzie?ci lat, pracuj?c w s?u?bie nauki. Uwa?am, ?e przynajmniej tyle mog? zrobi? dla nauki, hm, ?e móg?bym si? jeszcze na co? przyda?. S?owa te, wypowiedziane w 1992 roku, brzmi? teraz inaczej. Pan Haleem zmar? na raka na pocz?tku 1994 roku i prawdopodobnie wiedzia? o swej chorobie, gdy przeprowadza?em z nim wywiad. ?yczenie, by jego mózg zosta? w??czony do zbiorów, zosta?o spe?nione. Mózg pana Haleema jest obecnie poddawany d?ugiemu procesowi przygotowywania do poci?cia na plastry. W przeciwie?stwie do swojego mentora, dra Yakovleva, pan Haleem nie mia? chyba szczególnych preferencji co do kierunku ci?cia, ale okre?li?, jaki numer ma by? przypisany fragmentom jego mózgu oraz wskaza? pó?k?, na której maj? by? one przechowywane. Dr Adriann? Noe, która sprawowa?a piecz? nad zbiorami mózgów w czasie, gdy pisa?em t? ksi??k?, jest jedn? z trzech osób, które omawia?y z panem Haleemem sposób przygotowania jego mózgu. Jak si? od niej dowiedzia?em, w ca?ej swojej karierze, gdy zajmowa?a si? du?ymi zbiorami muzealnymi, nigdy wcze?niej nie zdarzy?o jej si? bra? udzia?u w dyskusji nad przygotowaniem eksponatu, w której uczestniczy?by sam eksponat. Na koniec wa?na informacja: kolekcja ta nosi obecnie nazw? Zbioru Anatomii Prawid?owej i Patologicznej oraz Rozwoju Mózgu im. Yakovleva i Haleema. ROZDZIA? 2 - ODCZYTYWANIE M?ZGU Pobyt w muzeum mózgów stanowi ?wietn? okazj?, by troch? poszpera? w bezcennym archiwum. Mimo wszystko nie mo?na jednak dowiedzie? si?, jak mózg dzia?a, badaj?c go w muzeum, gdzie przechowywany jest w ca?o?ci lub nawet w plastrach. Je?li mózg naprawd? decyduje o tym, ?e jeste?my tym, czym jeste?my, lepiej obserwowa? go bezpo?rednio lub po?rednio, s?owem - w akcji. Na pocz?tku XIX wieku narodzi?a si? pewna teoria mózgu, która zyska?a ogromn? popularno??, cho? zapewne na to nie zas?ugiwa?a. Teoria ta g?osi?a, ?e na podstawie wygl?du powierzchni czaszki (nie mózgu!) mo?na wnioskowa? o tym, co dzieje si? w jej wn?trzu. Nauka ta, zwana frenologi?, opiera?a si? na nast?puj?cym dwustopniowym rozumowaniu - po pierwsze: mózg sk?ada si? z autonomicznych regionów, które odpowiedzialne s? za pewne cechy osobowo?ci; po drugie: te regiony mózgu, które u danej osoby s? szczególnie dobrze rozwini?te, napieraj? na czaszk? od spodu i tworz? wyczuwaln? wypuk?o??, gdy dotyka si? górnej cz??ci g?owy. Ciekawo??, dowcip, s?uch, mowa i pró?no??. Je?li kto? ma wyj?tkowe zdolno?ci czy sk?onno?ci, zwi?zane zjedna z wymienionych cech lub z któr?kolwiek z pozosta?ych trzydziestu paru, zidentyfikowanych przez frenologów, to powinien mie? namacaln? wypuk?o?? na czaszce bezpo?rednio nad t? cz??ci? mózgu, której przypisano odpowiedni? cech?. Indywidualizm /osta? na przyk?ad umiejscowiony tu? nad nosem i uwa?any by? za cz??? mózgu odpowiedzialn? za tworzenie poj?? (zapewne twierdzenie to sformu?owano wtedy, gdy kto? zaobserwowa?, ?e czaszka Micha?a Anio?a mia?a wypuk?o?? w tym rejonie, podczas gdy Szkoci - jako grupa - jej nie mieli). Umi?owanie progenitury, czyli mi?o?? do dzieci, reprezentowana by?a przez wypuk?o?? z ty?u mózgu, obserwowan? o wiele cz??ciej u kobiet i ma?p cz?ekokszta?tnych ni? u m??czyzn. A jednak ca?a sprawa nie wygl?da?a tak prosto. Gdy kto? mia? wyj?tkowo du?y "narz?d" - jak nazywano regiony mózgu odpowiedzialne za poszczególne cechy - nie by?o to wcale równoznaczne z tym, ?e cech? przypisywan? temu narz?dowi mia? maksymalnie rozwini?t?. Mózg ka?dej osoby by? bowiem analizowany oddzielnie, a rozmiar ka?dego narz?du oceniano przez porównanie z rozmiarami innych narz?dów tego samego mózgu. Tak wi?c Johan Kaspar Spurzheim, czo?owy propagator frenologii, móg?by przyzna?, ?e mózgi kobiet s? na ogó? mniejsze ni? mózgi m??czyzn, ale bynajmniej nie poprzesta?by na tym. Uczony ten doda?by zapewne, i? z powy?szego nie musi wynika?, ?e wszystkie cechy s? silniej rozwini?te w mózgu m??czyzny ni? kobiety: "narz?dy skryto?ci i przezorno?ci [w mózgu kobiety] s? mimo wszystko najwi?ksze i dlatego maj? zasadniczy wp?yw na kszta?towanie charakteru kobiety". Komentarz ten jest najlepszym dowodem na to, ?e przes?dy dotycz?ce braku równo?ci mi?dzy p?ciami i pseudonauka s? siebie warte. Rewelacyjne czasopismo po?wi?cone zagadnieniom Etnologii, Fizjologii, Frenologii. Fizjonomii, Psychologii, Socjologii, Biografii, Edukacji, Sztuki, Literatury, stawiaj?ce sobie za cel Zreformowanie, Podniesienie i Doskonalenie Ludzko?ci pod wzgl?dem Fizycznym, Mentalnym i Duchowym. Podstawowe ?ród?o wiedzy we wszelkich kwestiach zwi?zanych z Naukami o Cz?owieku. Redagowane i wydawane przez S. R. Wells, 389 Broadway, New York; w cenie $3,00 za rok lub 30 centów za numer. Numery z listopada i grudnia bezp?atne dla nowych prenumeratorów. amativeness - kochliwo??; conjugal love - mi?o?? ma??e?ska; phitoprogenitiveness - umi?owanie progenitury; friendship - przyja??; continuity - ci?g?o??; selfesteem - samoakcepatacja; approbativeness - zgodno??; cautiousness - rozwaga; combativeness - waleczno??; vitaliveness - ?ywotno??; secretiveness - skryto??; sublimity - wznios?o??; consctentiousness - sumienno??; firmness - stanowczo??; veneration - cze??; hope - nadzieja; ideality - kierowanie si? idea?ami; acquisttiveness - materializm; destructiveness - destrukcyjno??; altmentiveness - ?akomstwo; constructiveness - zdolno?ci techniczne; spirttuality - uduchowienie; imitation - na?ladownictwo; benevolence - ?yczliwo??; suavity - uprzejmo??; mirthfulness - weso?o??; time - czas; tune - s?uch; calculation - rachunki; language - j?zyk; order - porz?dek; weight - waga; size - wielko??; form - kszta?t; individuality - indywidualizm; locality - po?o?enie; memory - pami??; causality - przyczynowo??; human nature - cz?owiecze?stwo; compassion - lito??; inhabitiveness - zasiedzia?o??. Mentor Spurzheima, wiede?ski lekarz Franz Joseph Gali, by? twórc? frenologii, a w dodatku niez?ym znawc? anatomii. To w?a?nie on rozró?ni? w mózgu substancj? szar? (cia?a komórek mózgowych) i substancj? bia?? (obwody ??cz?ce ze sob? ró?ne cz??ci kory mózgowej), a tak?e wyja?ni?, dlaczego powierzchnia wypuk?a mózgu jest tak bardzo pofa?dowana. Jednak nawet je?li Gali, tworz?c podstawy frenologii, naprawd? my?la? o uprawianiu nauki, to jego idea zosta?a wkrótce wypaczona na skutek gwa?townie rosn?cej popularno?ci analiz wypuk?o?ci na czaszce. Niebawem pojawi?y si? nie tylko tysi?ce praktykuj?cych frenologów, zapraszaj?cych klientów na wizyty, ale powsta?y te? dziesi?tki towarzystw, a nawet kilka specjalistycznych czasopism po?wieconych tym badaniom [Oczywi?cie nie znaczy to, ?e samo posiadanie czasopisma musi by? istotne - na przyk?ad w Stanach Zjednoczonych istnieje czasopismo naukowe po?wi?cone badaniu Klingonu, czyli j?zyka, którym w telewizyjnym serialu Star Trek pos?uguj? si? Klingonowie, mieszka?cy obcej planety. Czasopismo nosi tytu? "HolQeD" ("Lingwistyka") i zawiera artyku?y w rodzaju: "Pierwsze kroki w kierunku fonologicznej teorii Klingonu"]. Pomimo istnienia owych instytucji frenologia nie mog?a jednak przetrwa?, gdy? nietrudno wykaza? brak korelacji miedzy inteligencj? i osobowo?ci? a kszta?tem ludzkiej g?owy. ?mier? frenologii by?a natomiast do?? powolna. Mimo ?e oko?o po?owy XIX wieku powszechne zainteresowanie frenologia zacz??o s?abn??, badania opinii publicznej ujawni?y ?e jeszcze w 1925 roku 40% Amerykanów ci?gle wierzy?o w zasady frenologii; koniec ko?ców oko?o 1974 roku liczba ta spad?a do zera. Brytyjskie Towarzystwo Frenologiczne zosta?o rozwi?zane dopiero w 1967 roku. Frenologia zawsze by?a przedmiotem ataków ze strony naukowców, pod koniec dziewi?tnastego wieku wy?miewano si? z niej w ró?nych drukach i karykaturach. Cho? dzi? traktowana jest jako absurdalny przypadek zbiorowego urojenia, nie powinni?my jednak uwa?a? teorii frenologii za nonsens, który móg? si? zrodzi? tylko z ciemnoty panuj?cej w dawnych czasach. Dzisiejsi przedstawiciele nauk o mózgu nie s? wprawdzie frenologami, ale nie maj? nic przeciwko przypisywaniu ró?nych funkcji umys?owych poszczególnym cz??ciom mózgu. Rozpoznawanie twarzy zachodzi g?ównie w prawej pó?kuli mózgowej; uwa?a si?, ?e w pos?ugiwaniu si? imionami w?asnymi bierze udzia? szczytowy rejon lewego p?ata skroniowego; pami??, zwana operacyjn? lub krótkotrwa??, anga?uje g?ównie przedni? cz??? mózgu. Pogl?d, ?e ró?nego rodzaju operacje umys?owe zachodz? w ró?nych miejscach, respektuj? dzisiejsi naukowcy, podobnie jak dawni frenolodzy. Oczywi?cie nikt dzisiaj nie odwa?y si? przydzieli? konkretnego miejsca w mózgu cesze tak wyspecjalizowanej jak na przyk?ad mi?o?? do dzieci. Nikt te? nie b?dzie twierdzi?, ?e - w jaki? bli?ej nie okre?lony sposób - te rejony mózgu, które dobrze si? rozwin??y, b?d? napiera?y na czaszk? bezpo?rednio nad nimi. Sama zasada natomiast nie zosta?a podwa?ona. Nawet pomys?, by bada? wypuk?o?ci czaszki, nie jest a? tak ?mieszny. Gdy naukowcy badaj?cy ewolucj? naszego gatunku staj? wobec trudnych pyta? w rodzaju: Kiedy nasi przodkowie zacz?li mówi?? czy te?: Kiedy pojawi? si? mózg podobny do ludzkiego? - to musz? g??boko dr??y?, by znale?? jakiekolwiek wskazówki. I tak: mo?liwe jest odtworzenie mózgu jednego z naszych wymar?ych przodków, je?li zbada si? wypuk?o?ci na powierzchni czaszek znalezionych w czasie wykopalisk. Nie jest to jeszcze frenologia, gdy? w tym przypadku chodzi o wewn?trzn? powierzchni? czaszki. Antropologów interesuj? nie tyle wypuk?o?ci, ile ledwo widoczne bruzdy czy zag??bienia na powierzchni ko?ci. Oczywi?cie, badaj? oni czaszki nale??ce do tych naszych przodków, których uzna? mo?na za dobrych kandydatów na twórców ludzkiego j?zyka. Czaszki maj?ce wi?cej ni? dwa miliony lat s? po prostu zbyt ma?e, by zmie?ci? mózg, który radzi?by sobie ze z?o?ono?ci? j?zyka; poza tym uwa?a si?, ?e od dwustu tysi?cy lat j?zykiem w?adano Ju? ca?kiem sprawnie. To w?a?nie ten przej?ciowy okres - trwaj?cy 1,8 miliona lat - jest przedmiotem zainteresowania naukowców, gdy? w?a?nie w tym czasie umiej?tno?? pos?ugiwania si? j?zykiem pojawi?a si?, a nast?pnie zaw?adn??a pewnymi cz??ciami mózgu i "rozros?a si?" zarówno pod wzgl?dem wielko?ci, jak i znaczenia. Mózg przywiera do wewn?trznej powierzchni czaszki tak szczelnie, ?e niektóre elementy jego budowy, takie jak wypuk?o?? i bruzdy, a tak?e najbardziej wydatne spo?ród naczy? krwiono?nych przebiegaj?cych na powierzchni mózgu, pozostawiaj? p?ytkie odciski na ko?ci. Podczas gdy od pó?tora miliona lat mózg ludzki gwa?townie si? zwi?ksza?, niektóre jego cz??ci rozrasta?y si? szybciej ni? inne. Wynikaj?ce st?d zmiany w wewn?trznej budowie mózgu mo?na okre?li?, analizuj?c serie chronologicznie uporz?dkowanych czaszek. Oceniaj?c wiek danej czaszki, specjalista mo?e poszukiwa? znaków towarzysz?cych pojawieniu si? i wczesnym stadiom rozwoju p?atów czo?owych, które w naszych wspó?czesnych mózgach s? tak bardzo rozro?ni?te. Ponadto ten sam badacz mo?e nawet próbowa? odnale?? w lewej pó?kuli rejony odpowiedzialne za j?zyk, które zajmuj? tak wa?ne miejsce w mózgu wspó?czesnego cz?owieka. Gdy czaszka znaleziona w wykopaliskach jest rozbita na kawa?ki, co zdarza si? nader cz?sto, mo?na j? sklei?, a nast?pnie pokry? wewn?trzn? powierzchni? pow?ok? z silikonu. Po jej na?o?eniu puszk? mózgow? wype?nia si? gipsem modelarskim. Kiedy usunie si? klej ??cz?cy fragmenty czaszki i roz?o?y j? na kawa?ki, otrzymuje si? - pokryty warstw? gumy - gipsowy mózg pierwotnego cz?owieka. Odlew ten pod wzgl?dem szczegó?ów powierzchni odpowiada orygina?owi. Nast?pnie naukowcy zbieraj? si? i snuj? swoje rozwa?ania: chocia? nie jest to frenologia, z pewno?ci? wygl?da to podobnie. Badacze mózgu elektronicznymi suwmiarkami mierz? wypuk?o?ci p?atów ciemieniowych i szeroko?? p?atów czo?owych oraz wypowiadaj? si? na temat zdolno?ci umys?owych pierwotnego w?a?ciciela mózgu. Wi?kszo?? specjalistów nie zgadza si? co do tego, co w?a?ciwie zobaczyli. ?lady na wewn?trznej powierzchni czaszki s? na tyle p?ytkie i niewyra?ne, ?e pozostawiaj? sporo miejsca dla ró?nych hipotez. A je?li gdzie? pojawi si? pró?nia, naukowcy ch?tnie j? zape?ni?. Warto wspomnie?, ?e jedna z najgor?tszych dyskusji w tej dziedzinie toczy?a si? wokó? pytania o to, jak wcze?nie pojawi?a si? organizacja mózgu podobna do organizacji mózgu ludzkiego. Przedmiotem sporów by?a ledwo widoczna linia na jednej z najs?ynniejszych spo?ród wszystkich czaszek, które pochodz? z wykopalisk - czaszce tak zwanego dziecka z Taung, znalezionej w Afryce Po?udniowej przez Raymonda Darta w po?owie lat dwudziestych. Uczony ten natychmiast zda? sobie spraw?, ?e ma do czynienia z zupe?nie nowym rodzajem zwierz?cia; owemu dziecku, którego czaszka zawiera?a pe?ne mleczne uz?bienie, nada? naukowe imi? Australopithecus africanus, chocia? na co dzie? u?ywa? okre?lenia ma?polud. Dart by? przekonany o bliskim zwi?zku mi?dzy dzieckiem z Taung a wspó?czesnymi lud?mi, poniewa? organizacja jego mózgu, oceniana na podstawie linii widocznych wewn?trz czaszki, by?a podobna do organizacji mózgu cz?owieka. W 1980 roku paleoantropolog Dean Falk o?wiadczy?a, ?e Dart pope?ni? ogromn? pomy?k?, gdy? b??dnie uzna? lini? po??czenia mi?dzy dwiema ko??mi czaszki za ?lad pozostawiony przez jedn? z g??bszych bruzd w korze mózgowej. Wed?ug Falk, z powodu tej pomy?ki Dart uzna? b??dnie, ?e mózg dziecka z Taung jest bardziej podobny do mózgu cz?owieka ni? ma?py. Przez par? nast?pnych lat Falk musia?a broni? swojego pogl?du przed atakami kolegów po fachu. Obecnie wydaje si?, ?e jej pozycja znacznie si? umocni?a - wielu naukowców uznaje teraz, ?e mózg dziecka z Taung jest podobny do mózgu ma?py. Spór ten wci?? jednak nie zosta? rozstrzygni?ty i, niestety, jest prawd?, ?e odciski mózgu na czaszkach pochodz?cych z wykopalisk niemal zawsze stanowi? zagadk?. Dlatego te? trudno na podstawie owych znalezisk wyci?gn?? jakie? ostateczne wnioski. Mimo to mo?na rozwa?y? ró?ne mo?liwo?ci. W po?owie lat osiemdziesi?tych w Kenii zosta? odkryty niemal kompletny szkielet dwunastoletniego ch?opca, nale??cego do gatunku Homo erectus, gatunku znacznie nam bli?szego ni? jakikolwiek australopitek. Ch?opiec ten prze?y? swoje krótkie ?ycie oko?o miliona sze?ciuset tysi?cy lat temu. Jego czaszka by?a nie?le zachowana i na jej podstawie zrekonstruowano mózg. Wyst?puj?ca w nim nieznaczna asymetria mi?dzy praw? i lew? pó?kul? pozwala przypuszcza?, ?e ch?opiec ten by? prawor?czny, a dobrze rozwini?ty obszar z przodu lewej cz??ci mózgu móg? odgrywa? pewn? rol? w mówieniu lub w koordynacji skomplikowanych ruchów r?k. Wyja?nianie tajemnic prehistorycznych mózgów poprzez analiz? wypuk?o?ci na znajdowanych w wykopaliskach czaszkach wymaga wielkiej ostro?no?ci w formu?owaniu wniosków, mimo to praca ta ma wi?cej sensu ni? frenologia. Troch? szkoda, ?e frenologia nie spe?ni?a pok?adanych w niej oczekiwa?, gdy? jako metoda badania mózgu nie wymaga?a ?adnej ingerencji w jego wn?trze, a przy tym by?a nawet zabawna. Mimo wszystko mia?aby jednak pewne ograniczenia. Nawet gdyby?my uznali, ?e pewne obszary mózgu odpowiedzialne za konkretne cechy s? lepiej rozwini?te ni? inne obszary, wci?? nie wiedzieliby?my zbyt wiele o tym, jak naprawd? mózg funkcjonuje na co dzie?. Co dzieje si?, gdy mózg - charakteryzuj?cy si? wyj?tkowym "umi?owaniem progenitury" - podejmuje decyzj? o rodzinnym bud?ecie? Czy mózg z wydatnym narz?dem republikanizmu zachowuje si? przy umie wyborczej odmiennie od innych? S? to pytania, na które frenologia nie mog?aby odpowiedzie?. W ko?cu lat dwudziestych poszukiwania jakiej? metody, która umo?liwi?aby obserwacj? pracy ?ywego mózgu, zwróci?y si? w stron? elektryczno?ci, a w szczególno?ci ku aparatowi zwanemu elektroencefalografem, czyli EEG. Mo?na si? dziwi?, ?e w mózgu poszukiwano elektryczno?ci, zw?aszcza, ?e robiono sobie nadzieje, i? uda si? uto?sami? elektryczno?? z procesami my?lowymi. O istnieniu zwi?zku mi?dzy funkcjonowaniem nerwów a elektryczno?ci? my?lano zreszt? ju? oko?o 1770 roku - wtedy w?a?nie w?oski uczony Luigi Galvani zademonstrowa?, ?e odci?ta ko?czyna ?aby zaczyna podskakiwa?, gdy zawiesi siej? na mosi??nym haczyku tak, by stopa dotyka?a srebrnej p?ytki. Galvani by? przekonany, i? odkry?, ?e tkanka zwierz?ca wytwarza elektryczno??, i chocia? okaza?o si?, ?e mia? pod tym wzgl?dem racj?, eksperyment ten pokazywa? nieco inne zjawisko. W przypadku do?wiadczenia Galvraniego zastosowanie odmiennych metali powodowa?o wytwarzanie s?abego pr?du elektrycznego, powoduj?cego uaktywnienie si? g?ównego nerwu ruchowego, który z kolei nakazywa? mi??niom nogi kurczy? si?. Galvani by? zatem prekursorem bada? nad elektryczn? natur? ?ycia. Mniej wi?cej sto lat pó?niej elektryczna aktywno?? mózgu zosta?a po raz pierwszy zarejestrowana na powierzchni odkrytych mózgów psów i królików, natomiast dopiero w po?owie lat dwudziestych naszego wieku pomys? mierzenia elektrycznej aktywno?ci mózgu zosta? wykorzystany równie? do bada? nad mózgiem cz?owieka. Niemiecki psychiatra Hans Berger zdo?a? zarejestrowa? fale mózgowe swojego syna, u?ywaj?c do ich wykrycia jedynie metalowych p?ytek przywi?zanych do g?owy dziecka. Chocia? ch?opiec by? przypuszczalnie nieprzytomnie szcz??liwy, ?e nie trzeba by?o usuwa? cz??ci jego czaszki, aby wykry? elektryczno?? w jego mózgu, to sukces tej - nie wymagaj?cej bezpo?redniej ingerencji - techniki oznacza? równie?, ?e elektroencefalograf (dos?ownie: "elektryczny opisywacz g?owy") mo?e by? u?ywany bez obawy o negatywne skutki dla zdrowia. Mimo to opublikowane przez Bergera zapisy EEG - nieskomplikowane serie d?ugich faluj?cych linii - nie wzbudzi?y zbytniego zainteresowania w?ród naukowców, którzy si? z nimi zetkn?li, przypuszczalnie dlatego, ?e wi?kszo?? badaczy za?o?y?a, i? co? takiego nie mo?e przynosi? wyników maj?cych jakiekolwiek znaczenie. W opinii naukowców by?oby absurdem oczekiwa?, ?e z?o?ono?? mózgu mog?aby by? zredukowana do czego? tak prostego i konkretnego jak EEG. Stosunek do encefalogramu uleg? wprawdzie zmianie, lecz badacze mózgu wci?? jeszcze staraj? si? zrozumie?, co dany uk?ad fal oznacza: zmieniaj? si? one od wzburzonych i nieregularnych do powolnych i g?adkich. Mimo ?e przypuszcza si?, i? przedstawiaj? zbiorcz? aktywno?? elektryczn? milionów komórek mózgowych (rejestrowan? ze stosunkowo odleg?ej pozycji na skórze otaczaj?cej czaszk?, która z kolei ochrania mózg), nie jest ?atwo wyt?umaczy?, dlaczego fale mia?yby by? synchronizowane w dany sposób i co to wszystko znaczy. EEG zawsze jednak intrygowa?a badaczy, nawet je?li nie dostarcza?a im zbyt wielu informacji. Ju? pod koniec lat czterdziestych i na pocz?tku lat pi??dziesi?tych naukowcy zauwa?ali ró?nice w kszta?cie fal obserwowanych u poszczególnych osób, które to ró?nice pionier EEG, Amerykanin William Grey Walter, nazwa? "zapisem mózgowym" (brainprint). W numerze "Scientific American" z czerwca 1954 roku uczony ten wypowiedzia? my?l, ?e aparaty EEG sta?y si? tak skomplikowane, i? ka?dy zawiera "tuziny a nawet setki lamp radiowych". Dalej za? Grey Walter przedstawi? odkrycia dotycz?ce mózgu ma?ego dziecka, których dokonano stosuj?c EEG: "zaraz po urodzeniu reakcja ca?ego mózgu jest niezró?nicowana, ale ju? we wczesnym wieku, oko?o trzech czy czterech [podkre?lenia J. L] lat, zapis mózgu dziecka nabywa cech charakterystycznych dla mózgów osób doros?ych". Grey Walter wspomnia? tak?e o tym, ?e poszczególne rodzaje fal mózgowych pojawiaj? si? po raz pierwszy w ró?nym wieku: fale theta (oko?o 5-6 fal na sekund?) zaczyna si? obserwowa? pod koniec pierwszego roku, a fale alfa (od dziewi?ciu do jedenastu na sekund?) w ci?gu drugiego i trzeciego roku ?ycia. Czterdzie?ci lat pó?niej badania EEG przedstawiaj? odmienny obraz dzia?ania mózgu jednorocznego dziecka. W Instytucie Salka w La Jolla w Kalifornii, znajduj?cym si? nie opodal San Diego, Helen Neville i jej wspó?pracownicy tak?e mierz? fale mózgowe, ale zasadnicza ró?nica mi?dzy ich badaniami a pracami Greya Waltera polega na precyzji. Badaj?c umiej?tno?ci j?zykowe bardzo ma?ych dzieci, dr Neville mo?e pos?u?y? si? komputerami, aby bardzo dok?adnie okre?li? przebieg w czasie nag?ych wy?adowa? elektrycznych w mózgu, rejestrowanych przez elektrody umieszczone na g?owach pacjentów. Ponadto mo?e okre?li? miejsce tych wy?adowa? i ustali? ich zwi?zek z pojawieniem si? oraz brzmieniem pojedynczego s?owa. Jedn? z najbardziej intryguj?cych rzeczy, których mo?na dokona? u?ywaj?c tej techniki, jest obserwowanie tego, co dzieje si? w mózgu dziecka, gdy s?yszy ono w s?uchawkach pojedyncze s?owo. Dzi?ki tej wersji metody EEG - umo?liwiaj?cej precyzyjne mierzenie czasu - dowiadujemy si?, ?e w mózgu dwudziestomiesi?cznego dziecka zachodzi reorganizacja dostosowuj?ca jego mo?liwo?ci do nowych zada? zwi?zanych z u?ywaniem j?zyka. W ci?gu jednej dziesi?tej sekundy po us?yszeniu s?owa lub zobaczeniu rysunku rzeczy, któr? to s?owo oznacza, w mózgu pojawia si? reakcja elektryczna, której cechy zale?? od sprawno?ci j?zykowej dziecka. Wydaje si? to paradoksalne, ale mózgi dwudziestomiesi?cznych dzieci, których umiej?tno?ci j?zykowe s? jeszcze niedu?e, odpowiadaj? na d?wi?k s?ów i widok rysunków siln? elektryczn? reakcj? w obu pó?kulach mózgowych, przy czym reakcja ta obejmuje rozleg?y obszar. Natomiast w mózgach dzieci sprawniejszych j?zykowo te same wy?adowania elektryczne s? s?absze i wyst?puj? w du?o bardziej ograniczonych rejonach. W przypadku mózgu wi?ksze wcale nie znaczy lepsze; wspomniane oraz inne badania wskazuj?, ?e w miar? uczenia si? mózg dzia?a coraz skuteczniej i bardziej wybiórczo. Mniej wi?cej w tym samym czasie, gdy elektrody umieszczone na czaszce rejestrowa?y zmiany w rozmieszczeniu aktywno?ci elektrycznej mózgu, kanadyjski neurolog Wilder Penfield prowadzi? badania - by tak rzec - z odwrotnej perspektywy, gdy? pobudza? elektrycznie mózg i obserwowa? nast?pnie szeroki zakres reakcji: pocz?wszy od zaburze? j?zykowych po pojawianie si? dawno zapomnianych wspomnie? z dzieci?stwa. Wielu spo?ród pacjentów Penfielda w Montrealu chorowa?o na padaczk?, a ich napady nie mog?y by? skutecznie leczone za pomoc? dost?pnych wówczas specyfików. Chorzy ci decydowali si? na operacj? mózgu jako ostatni? desk? ratunku. Wydawa?oby si?, ?e interwencja medyczna polegaj?ca na usuni?ciu kawa?ka mózgu jest drastycznym posuni?ciem (mo?e si? nawet kojarzy? z doktorem Frankensteinem), ale nie trzeba zapomina?, ?e ?ycie pacjentów, którzy zostali wytypowani do tego zabiegu, by?o ca?kowicie zaburzone przez padaczk?. Skoro wyci?cie chorej cz??ci tkanki mózgowej mog?o usun?? przyczyn? ataków, wi?kszo?? pacjentów bez wahania zgadza?a si? na znoszenie innych skutków operacji. Zreszt? po dzi? dzie? usuwanie tkanki mózgowej w celu wyleczenia padaczki jest stosunkowo cz?sto stosowanym zabiegiem chirurgicznym. Wykorzystuj?c wykresy EEG, znaj?c charakterystyczne cechy napadów padaczkowych, które mog?y by? przypisane danej cz??ci mózgu, oraz dysponuj?c dowodami jego uszkodzenia, Penfield i wspó?pracuj?cy z nim chirurdzy cz?sto mieli przekonuj?ce argumenty, by uzna?, ?e nale?y usun?? dan? cz??? mózgu. Lekarze ci nieustannie d??yli do zminimalizowania prawdopodobie?stwa uszkodzenia wa?nych rejonów mózgu, szczególnie odpowiedzialnych za pos?ugiwanie si? mow?. Utrata mowy by?aby zbyt wysok? cen? za uwolnienie si? od napadów padaczki. Gdy chirurdzy planowali usuni?cie kawa?ka tkanki mózgowej z pó?kuli mieszcz?cej struktury zwi?zanej z mow? (prawie zawsze jest to lewa pó?kula), przeprowadzali seri? testów w celu zlokalizowania i zaznaczenia tych obszarów, a w czasie operacji starali si?, by skalpel ostro?nie je omija?. W owych testach najbardziej zdumiewaj?cy by? sposób ich j przeprowadzania. Pacjentka le?a?a sobie spokojnie na ?ó?ku w sali operacyjnej, podczas gdy usuwano boczn? cz??? czaszki oraz odci?gano b?on? otaczaj?c? powierzchni? mózgu. Poniewa? sam mózg nie ma receptorów bólu, pacjentka mog?a pozo - i stawa? w pe?ni ?wiadoma i ca?kowicie wolna od niepokoju, mimo ?e po?owa jej mózgu by?a ods?oni?ta. Nast?pnie pacjentce pokazywano obrazki oraz nazwy ró?norodnych przedmiotów i proszono, by rozpoznawa?a je na g?os. W tym samym czasie Penfield przesuwa? po powierzchni mózgu pacjentki koniuszek elektrody wytwarzaj?cej s?aby pr?d elektryczny. Gdy pacjentka odpowiada?a na pytanie, Penfield lekko dotyka? wybrane miejsce elektrod?. Je?li pacjentka nagle nie mog?a odpowiedzie?, mia?a trudno?ci z wypowiedzeniem s?owa lub wielokrotnie podawa?a niew?a?ciwe s?owo, natychmiast poprawiaj?c si? po usuni?ciu elektrody, zespó? lekarzy uznawa? wówczas, ?e elektroda dotkn??a wa?nego rejonu zwi?zanego z mow?. Zaznaczano wówczas to miejsce ma?ym kwadratem wysterylizowanego cienkiego papieru, po czym Penfield i jego elektroda ruszali dalej. W ko?cu obszary mózgu odpowiedzialne za mow? by?y ju? zaznaczone kwadracikami papieru i chirurdzy mogli przyst?powa? do operacji, maj?c nadziej?, ?e ewentualne uszkodzenia obszarów wa?nych dla mowy b?d? zredukowane do minimum. Rzecz jasna, te kwadraciki papieru tworzy?y jednocze?nie map? g?ównych struktur zwi?zanych z mow? w mózgu. To pozwoli?o Penfieldowi na bezpo?rednie potwierdzenie tego, co psychologowie podejrzewali od wielu lat: w lewej pó?kuli (prawie zawsze) wyst?puj? dwa g?ówne obszary odpowiedzialne za pos?ugiwanie si? mow?. Zlokalizowanie granic rejonów zwi?zanych z mow? by?o równie fascynuj?ce dla psychologów, jak dla chirurgów operuj?cych mózgi, ale najdziwniejsze odkrycie, jakiego dokona? Penfield, nie mia?o nic wspólnego z mow?. Kolejni pacjenci dostarczali dowodów na to, ?e badanie na ?ywo powierzchni mózgu, prowadzone za pomoc? elektrody, przywo?ywa?o dawno utracone wspomnienia. Wszyscy zwrócili uwag? na to zjawisko. Jedna z pacjentek, która zg?osi?a si? do Penfielda, by podda? si? operacji w celu wyleczenia padaczki, opowiedzia?a, ?e tu? przed napadem, zachowuj?c wci?? ?wiadomo?? tera?niejszo?ci, czu?a si? tak, jakby powróci?a w czasie do swej przesz?o?ci i znalaz?a si? na stacji kolejowej w ma?ym miasteczku, które wed?ug niej mog?o by? miejscowo?ci? Vanceburg w stanie Kentucky lub mog?o nosi? nazw? Garrison: "Jest zima, na zewn?trz wieje wiatr, a ja czekam na poci?g". Tym powrotom w przesz?o??, poprzedzaj?cym napady padaczki, towarzyszy?y cz?sto uczucie strachu i deja vu: "Jakbym ju? prze?y?a to wszystko wcze?niej". Gdy Penfield bada? powierzchni? p?atu skroniowego, gdzie, jak podejrzewano, tkwi?a przyczyna napadów, zaobserwowano u tej pacjentki pewne zaskakuj?ce reakcje na dotyk elektrody: Pobudzanie w punkcie 15: Po prostu króciutki przeb?ysk wra?enia, ?e to ju? znam i uczucie, ?e doskonale wiem, co ma si? zdarzy? w najbli?szej przysz?o?ci... jak gdybym ju? przesz?a przez to wszystko wcze?niej i uwa?a?a, ?e dok?adnie wiem, co Pan zamierza zaraz zrobi?. Punkt 11: Mam wra?enie, ?e us?ysza?am gdzie? g?os kobiety wo?aj?cej swojego synka. Wydaje mi si?, ?e wydarzy?o si? to wiele lat temu. Punkt 11 (jeszcze raz): Tak, s?ysz? te same znajome d?wi?ki, wydaje si?, ?e to wo?a kobieta, ta sama kobieta. To nie by?o w naszej dzielnicy. Wydaje si?, ?e mo?e to by? sk?ad drewna... Nigdy nie by?am w sk?adzie drewna. Punkt 13: Tak, s?ysz? g?osy. Jest pó?no w nocy, chyba w czasie karnawa?u - co? w rodzaju w?drownego cyrku. Pó?niej, po usuni?ciu elektrody: W?a?nie zobaczy?am wiele du?ych wagonów, takich jakich u?ywa si? do przewo?enia zwierz?t. Pacjentka ta, znana jako M.M., nie by?a jedyn? osob?, której wspomnienia z dzieci?stwa mog?y by? przywrócone przez dotyk elektrody lub napad padaczki. Nigdy jednak nie mo?na by?o przewidzie?, co si? odkryje. U innego z pacjentów Penfielda, wielbiciela jazzu, napady poprzedza?a muzyka. Pacjent ten tak?e mia? wra?enie, ?e w momencie, gdy zaczynaj? si? napady, zostaje przerzucony w przesz?o??. Kolejne próby pobudzenia tego samego miejsca w mózgu wywo?ywa?y u niego nast?puj?ce wra?enia: ?e jest znowu w szkolnej toalecie, ?e znalaz? si? na rogu ulicy w miejscowo?ci South Bend w stanie Indiana, w ko?cu, ?e s?yszy wykonanie utworu Guys and Dolls. Wilder Penfield nie mia? w?tpliwo?ci, ?e odkry?, i? mózg zachowuje wszystkie czy prawie wszystkie do?wiadczenia przesz?o?ci "z zadziwiaj?c? ilo?ci? szczegó?ów", natomiast wielu z tych wspomnie?, z bli?ej nie znanych powodów, nie mo?na przywo?a? poprzez zwyk?e procesy pami?ciowe. By?o to odkrycie bardzo istotne i bardzo atrakcyjne, poniewa? pokazywa?o, ?e przesz?o?? - z ca?ym bogactwem szczegó?ów - jest wci?? obecna w naszych mózgach i czeka na swe przebudzenie. Od czasu, gdy Penfield opisa? swych pacjentów, wysuni?to wiele zastrze?e? wobec twierdzenia, ?e relacje chorych przedstawiaj? prawdziwe wspomnienia. Elizabeth Loftus, psycholog z Uniwersytetu stanu Waszyngton, zwróci?a uwag? na to, ?e tylko o ma?ym procencie pacjentów Penfielda mo?na by powiedzie?, i? do?wiadczyli oni jakich? prawdziwych wspomnie?, gdy ich mózgi by?y pobudzone elektrod?; co wi?cej, nawet w najbardziej przekonuj?cych przypadkach istniej? podstawy do sceptycyzmu. Dlaczego, zapytuje Loftus, M.M. mia?a wra?enie, jakby znajdowa?a si? w sk?adzie drewna, gdy sama przyznaje, ?e nigdy tam nie by?a? Inna pacjentka zobaczy?a siebie sam? w momencie, gdy rodzi?a dziecko, co znaczy?oby, ?e ogl?da?a siebie z zewn?trz - taka perspektywa rzadko pojawia si? w prawdziwych wspomnieniach. Loftus argumentowa?a, ?e wi?kszo?? przypadków, które Penfield interpretowa? jako ponowne prze?ywanie zdarze? z przesz?o?ci, polega?o w rzeczywisto?ci na ich rekonstrukcji: odbieraniu wywo?ywanych przez pobudzenie wizji lub g?osów i wymy?laniu dla nich prawdopodobnego kontekstu. Spór ten zapewne nigdy nie zostanie rozstrzygni?ty, cz??ciowo dlatego, ?e po prostu jest zbyt ma?o okazji, by w podobny sposób bada? mózg. Jest to przecie? metoda inwazyjna, która mo?e by? brana pod uwag? tylko wówczas, gdy tak czy inaczej planuje si? operacj? mózgu. Poza tym obecnie istniej? techniki pozwalaj?ce "ogl?da?" mózg w akcji - dzi?ki nim osi?gniemy, by? mo?e, wi?cej przy znacznie mniejszym ryzyku. Zarówno EEG, jak i badanie otwartej powierzchni mózgu w znacznym stopniu utorowa?y drog? do zaawansowanych technik otrzymywania obrazu mózgu, takich jak emisyjna tomografia pozytonowa, czyli PET. Stosuj?c technik? PET, dokonuje si? tylko po?rednich pomiarów aktywno?ci mózgu, gdy? rejestruje si? jedynie miejscowe nasilenie przep?ywu krwi, a nie zmiany w elektrycznej aktywno?ci samych komórek. Zak?ada si?, ?e je?li gdzie? obserwuje si? nag?e nasilenie przep?ywu krwi, to wyst?puje tam podwy?szona aktywno?? komórek nerwowych. Ochotnikowi, którego mózg jest poddawany badaniu technik? PET, wstrzykuje si? do ?y?y ma?? ilo?? radioaktywnej wody. Woda ta dociera do mózgu (poprzez krwiobieg) mniej wi?cej w ci?gu minuty i przez kilka nast?pnych minut, je?li gdzie? w mózgu rozszerzaj? si? naczynia krwiono?ne, pojawia si? tam wi?cej krwi (i wi?cej radioaktywnej wody). Przez ca?y czas radioaktywna woda wysy?a pozytony, cz?stki atomowe zwi?zane z elektronami. Analizator PET przechwytuje je, gdy opuszczaj? mózg, i dokonuje wstecznej ekstrapolacji ich trajektorii, by precyzyjnie okre?li? miejsce, z którego pochodz? [Istota tej reakcji polega na tym, ?e pozyton w zetkni?ciu z elektronem ulega anihilacji i powstaj? dwa fotony promieniowania gamma, które jest rejestrowane przez odpowiedni? aparatur? i analizowane komputerowo; przyp. red.]. Im wi?cej pozytonów wysy?anych jest z danej cz??ci mózgu, tym ja?niejszy jest jej obraz rejestrowany technik? PET. W ten sposób, u?ywaj?c techniki PET, mo?na otrzyma? obrazy pracuj?cego mózgu. Gdy poprosi si? ochotnika, by przeczyta? jakie? s?owo, na obrazie PET jasna plama pojawi si? w miejscu odpowiadaj?cym obszarom mózgu, które s? zwi?zane z doznaniami wzrokowymi; gdy poprosi si? badanego, by pomy?la? o czasowniku, który kojarzy?by si? z tym s?owem, rozja?ni si? obszar w lewym p?acie czo?owym, tu? za ga?kami ocznymi. Jednak nawet metoda PET - mimo ?e tak imponuj?ca - mo?e zosta? zdystansowana przez pokrewn? technik?, zwan? magnetycznym rezonansem j?drowym (NMR). Dzi?ki niej mo?na sprawi?, ?e hemoglobina, zwi?zek chemiczny przenosz?cy tlen we krwi, zacznie zachowywa? si? jak ma?y magnes, przy czym jej magnetyczne w?a?ciwo?ci mog? si? zmienia? w zale?no?ci od tego, jak? porcj? tlenu akurat przenosi. Umieszczaj?c dan? osob? w polu magnetycznym - bez potrzeby wstrzykiwania jej czegokolwiek - naukowcy mog? zlokalizowa? w mózgu miejsca, w których znajduje si? hemoglobina bogata w tlen. S? to obszary o wysokiej, w danym momencie, aktywno?ci komórek mózgowych. Chocia? kibice sportowi mogli zetkn?? si? z NMR jako metod? otrzymywania szczegó?owych i wiernych zdj?? urazów r?ki miotaczy z pierwszoligowych dru?yn baseballowych, jednak najnowsze zastosowania NMR polegaj? na zdobywaniu tych informacji o mózgu, których nie mo?na uzyska? za pomoc? metody PET. Podczas gdy PET dostarcza migawkowych zdj??, nowa metoda NMR tworzy odpowiednik filmu przedstawiaj?cego mózg w akcji. Badacze prze?cigaj? si? nawzajem, chc?c zdoby? zdj?cia ka?dego stanu umys?u, jaki tylko mog? sobie wyobrazi?: jak wygl?da mózg, który czyta nuty lub improwizuje muzyk?; co dzieje si? w mózgu schizofrenika, cz?owieka cierpi?cego na depresj? czy nastolatka? Dok?adno??, z jak? obrazy te koreluj? z tym, co przypuszczalnie zachodzi w mózgu, jest równie imponuj?ca jak w przypadku PET: osoba badana my?li o rzeczowniku i w tym momencie rozja?nia si? dany rejon; nast?pnie my?li o czasowniku pasuj?cym do tego rzeczownika i wówczas uaktywnia si? inny rejon mózgu. Nowe metody uzyskiwania obrazów mózgu stanowi? du?y krok naprzód w porównaniu z tym, co dot?d by?o dost?pne. Nie mog? si? jednak oprze? wra?eniu, ?e kiedy fala bada? wykorzystuj?cych te techniki opadnie i naukowcy przesiej? miliony uzyskanych obrazów mózgu, zdobyta dzi?ki nim wiedza mo?e okaza? si? wcale nie tak Istotna, jak to si? teraz wydaje. Obraz PET pokazuje, ?e przep?yw krwi nasili? si? w tej czy innej cz??ci mózgu. Czy rzeczywi?cie przybli?a nas to do ustalenia, co poszczególne komórki mózgowe robi?, gdy mózg "my?li"? Czy uda nam si? zrozumie? biologiczne mechanizmy, le??ce u podstaw naszego my?lenia i naszych pragnie?? Ostatecznym celem naukowych bada? mózgu jest mo?liwie dok?adny opis ludzkich my?li i uczu? poprzez odwo?anie si? do dzia?ania komórek mózgowych i tworzonych przez nie elektrochemicznych systemów sygnalizacji, które stanowi? zasadnicz? aparatur? mózgu. Jest jednak ma?o prawdopodobne, by opieraj?c si? tylko na obrazach aktywno?ci mózgu, da?o si? ustali? tego typu zwi?zek. ROZDZIA? 3 - PRZEPRAWA PRZEZ SYNAPS? Pojedyncza komórka mózgowa, czyli neuron, jest bardzo skutecznym, cho? na pozór nieskomplikowanym urz?dzeniem komunikacyjnym. Pod mikroskopem typowa komórka kory mózgowej przypomina wiekowe drzewo, które wymaga natychmiastowej piel?gnacji. G?ówny pie? rozdziela si? na ga??zie, które tak?e rozga??ziaj? si?, co powtarza si? wielokrotnie. Koniec ko?ców powstaje spl?tana sie?, zajmuj?ca przestrze?, której wielko?? mierzy si? w u?amkach milimetra. Komórki te s? upakowane w ca?ej korze mózgowej, a ka?da komórka u?ywa swych odga??zie?, by komunikowa? si? z innymi komórkami. Ka?da ze stu miliardów komórek tworzy, oko?o dziesi?ciu tysi?cy po??cze?; liczby tego rz?du u?wiadamiaj? nam, w jaki sposób mózg mo?e przetwarza? z?o?one informacje z w?a?ciw? sobie szybko?ci? i inteligencj?. Wy?adowania elektryczne w mózgu rejestrowane przez EEG oraz kolorowe obszary na obrazach otrzymywanych za pomoc? PET przedstawiaj? dzia?alno?? milionów neuronów, czyli komórek mózgowych, pobudzonych w tym samym momencie. Wszystkie czynno?ci mózgu, od kontrolowania podnoszenia nogi przez ?y?wiarza, który przygotowuje si? do wykonania potrójnego lutza, do przypominania sobie s?ów piosenki She Loves You, opieraj? si? na dzia?alno?ci tych komórek. "Pobudzenie" neuronu jest krótkotrwa?ym wydarzeniem: fala elektryczno?ci przep?ywa z jednego ko?ca komórki na drugi i zatrzymuje si?, gdy dotrze do ko?ców odga??zie?. To wy?adowanie elektryczne, zachodzi jedynie we wn?trzu komórki; aby przekaza? sygna? nast?pnej komórce, neuron zmienia no?nik z elektrycznego na chemiczny. Zachodz?ce w neuronie procesy chemiczne budz? wi?ksze zainteresowanie ni? procesy elektryczne, m.in. dlatego, ?e ?atwiej je sobie wyobrazi?. Ponadto poznanie zachodz?cych w mózgu procesów chemicznych pomaga w zrozumieniu wielu zagadek mózgu oraz ludzkiego zachowania. Gdy impuls elektryczny dociera do ko?ca (czy ko?ców) neuronu, dzieje si? co? dziwnego. Setki malutkich p?cherzyków w?druj? w kierunku wewn?trznej powierzchni b?ony komórkowej i ??cz? si? z ni?, oddaj?c sw? zawarto?? ?wiatu zewn?trznemu - w tym przypadku przestrzeni mi?dzy komórkami mózgowymi. Ka?dy z p?cherzyków zawiera wiele tysi?cy cz?steczek, zwanych neurotransmiterami (przeka?nikami nerwowymi), których jedynym ?yciowym zadaniem jest przenoszenie sygna?ów nerwowych z jednej komórki nerwowej do nast?pnej. Opu?ciwszy macierzyst? komórk?, cz?steczki te dryfuj? w przestrzeni pomi?dzy s?siaduj?cymi komórkami, ale poniewa? przestrze? ta jest niewyobra?alnie ma?a (oko?o 0,00002 mm), wi?kszo?? cz?steczek neurotransmiterów z konieczno?ci wchodzi w kontakt z nast?pn? komórk?. Na jej powierzchni rozmieszczone s? receptory, których kszta?t odpowiada kszta?towi przeka?ników. W momencie kontaktu receptory i przeka?niki natychmiast ??cz? si? ze sob?. Przestrze?, gdzie jedna komórka mózgowa porozumiewa si? z drug?, zwana jest synaps?. Cho? analogie tego procesu mo?na wskaza? w ?yciu codziennym - na przyk?ad klucz pasuje do zamka, pi?ka baseballowa do r?kawicy - ?adna z nich nie oddaje w pe?ni precyzji po??czenia ani z?o?ono?ci wynikaj?cych z niego zdarze?. Po pierwsze, struktura receptorów jest znacznie bardziej skomplikowana ni? forma r?kawic czy nawet budowa zamków: ka?dy receptor to d?uga, podobna do ?a?cucha cz?steczka, która powsta?a z po??czenia wielu typów ogniw. Cz?steczka ta jest tak zwini?ta, aby pasowa? wy??cznie do kszta?tu cz?steczki konkretnego neurotransmitera. Receptory s? z kolei cz??ci? cz?steczki bia?ka pe?ni?cego funkcj? bramy - przez ?rodek tych cz?steczek przebiega kana?, który otwiera si?, gdy receptor uchwyci swój neurotransmiter. Chwil? potem wyposa?one w ?adunek elektryczny atomy przechodz? przez otwart? bram? i, je?li jest ich wystarczaj?co du?o, w drugiej komórce powstaje nowy impuls elektryczny i ca?y proces zaczyna si? od nowa. Tak wi?c mózg wykorzystuje w równym stopniu elektryczno?? i chemi?: elektryczno?? w obr?bie ka?dej komórki mózgowej, chemi? w miejscach porozumiewania si? komórek. Natura impulsu elektrycznego jest taka sama w ka?dym miejscu mózgu i u wszystkich organizmów - zarówno w mózgu cz?owieka, jak i przedstawicieli innych gatunków. Jednak?e neurotransmitery s? zró?nicowane: w mózgu wyst?puje oko?o pi??dziesi?ciu ich rodzajów, przy czym niektóre obszary mózgu faworyzuj? jeden rodzaj bardziej ni? inne, a ponadto ka?demu rodzajowi odpowiada specyficzny typ receptora. Tak naprawd? ka?demu neurotransmiterowi mog? odpowiada? trzy, cztery, a nawet wi?cej receptorów, ka?dy o odmiennej zdolno?ci dopasowania si? lub zapocz?tkowania ró?nych serii zdarze? wewn?trz komórki, która odbiera sygna?. I - jak to bywa w biologii - najprostsze uk?ady s? tak "dopracowane", ?e wr?cz przekracza to granice naszej wyobra?ni. Wzajemna odpowiednio?? mi?dzy konkretnymi neurotransmiterami i receptorami jest tak zaprogramowana, ?e dana kombinacja wydzielanych przeka?ników nerwowych mo?e spowodowa? gam? ró?nych odpowiedzi. Mechanizmy kontroluj?ce i koryguj?ce, które wyst?puj? na ka?dym etapie przesy?ania impulsu z jednej komórki mózgowej do innej, strzeg? ?adu i porz?dku zdarze?. Niszczycielskie enzymy czyhaj?ce w przestrzeni mi?dzy komórkami spowoduj? rozk?ad lub rozbroj? zab??kane cz?steczki neurotransmitera, czasem zanim znajd? one receptor, niekiedy za? po jego znalezieniu. Natomiast obecno?? tych enzymów gwarantuje, ?e pojawienie si? pojedynczego impulsu nerwowego na ko?cu neuronu nie powoduje ci?g?ego pobudzenia nast?pnej komórki przez neurotransmitery, które - pozostawione samym sobie - wielokrotnie atakowa?yby receptory. W dodatku ten neuron, który wydzieli? przeka?niki nerwowe, wychwytuje je z powrotem, cz??ciowo po to, by zapobiec nadmiernemu pobudzeniu, cz??ciowo, by unikn?? marnotrawstwa materia?u. Neuron ma te? mo?liwo?? wydzielania neurotransmiterów hamuj?cych, które zmniejszaj? szans?, ?e przyjmuj?ca je komórka zostanie pobudzona. To, czy pojedyncza komórka mózgowa zostanie pobudzona czy nie, b?dzie wi?c zale?e? od wzajemnego pobudzania i hamowania w danej chwili. Pami?taj?c o tym, ?e EEG rejestruje bie??ce procesy elektryczne wewn?trz milionów neuronów w mózgu, wyobra? sobie, co musi si? dzia? w szczelinach mi?dzy tymi milionami: ka?dy pojedynczy impuls elektryczny powoduje gor?czkow? dzia?alno?? neurotransmiterów, które zalewaj? szczeliny mi?dzy komórkami, ??cz? si? z receptorami i nast?pnie zostaj? zniszczone lub pobrane z powrotem. Ka?dy neuron przypuszczalnie komunikuje si? w ten sposób z tysi?cami innych i ka?dy ; z nich mo?e przej?? przez ca?y ten cykl w ci?gu kilku tysi?cznych cz??ci sekundy; dodajmy do tego komplikacje wynikaj?ce z istnienia pi??dziesi?ciu ró?nych neurotransmiterów, z których wiele ma wi?cej ni? jeden typ receptora. Pami?taj?c o tym wszystkim, ?atwo przyjdzie nam zrozumie?, dlaczego wci?? nie jest mo?liwe ?ledzenie procesów chemicznych w mózgu w taki sposób, w jaki mo?emy obserwowa? tam procesy elektryczne. A jednak to przedstawienie mikrozdarze? zachodz?cych mi?dzy neuronami zrewolucjonizowa?o nasze spojrzenie na mózg, dostarczaj?c prostego modelu, który umo?liwia odpowied? na pytanie: "Co si? stanie, je?li co? nie zadzia?a tu albo tam, albo gdzie? indziej?" Przypomina to wprawdzie prób? opisania baseballu, w której wspomnimy jedynie o miotaczu oraz o pa?karzu. Im wi?cej jednak zadajemy pyta? na temat danego sta?ego fragmentu gry, tym wi?cej si? dowiadujemy: "Co stanie si?, je?li pi?ka zostanie wybita na aut lub poleci wysoko w powietrze? Co trzeba zrobi?, gdy biegn?cy partner jest w pierwszej bazie: czy nale?y odbi? pi?k? na lew? czy na praw? stron? wewn?trznego pola? Dlaczego prawor?czny pa?karz ma wi?ksze szans? na wygran?, gdy miotacz jest lewor?czny?" Gr? w baseball mo?na pokaza? na podstawie pojedynczych interakcji mi?dzy kijem a pi?k?. To samo mo?na osi?gn??, ograniczaj?c opis mózgu do opisu receptorów i neurotransmiterów: "Co si? stanie, gdy b?dzie zbyt du?o lub zbyt ma?o receptorów? Co si? stanie, gdy pojawi? si? obce zwi?zki chemiczne, podobne do przeka?ników nerwowych, i zablokuj? receptory? Co si? stanie, gdy inne zwi?zki chemiczne uniemo?liwi? neurotransmiterom opuszczenie synapsy, tak ?e b?d? one wielokrotnie stymulowa? dost?pne receptory?" Podane przyk?adowo pytania rzucaj? nieco ?wiat?a na zagadnienie pracy mózgu. W po?owie lat pi??dziesi?tych zastosowano leki przeciwpsychotyczne w leczeniu schizofrenii i chocia?, rzecz jasna, nie wyeliminowa?y one tej choroby, doprowadzi?y jednak do radykalnego zmniejszenia si? liczby pacjentów ze schizofreni?, których trzymano w szpitalach psychiatrycznych. Najbardziej skuteczne okaza?y si? leki, które blokowa?y receptory neurotransmitera, zwanego dopamin?. By? to pierwszy konkretny dowód na to, ?e halucynacje, urojenia i rozkojarzenie my?lenia, charakterystyczne dla schizofrenii, mog? wynika? z nadmiaru pewnego zwi?zku chemicznego w mózgu. Gdy pisz? te s?owa, ostatnie próby wyja?nienia zwi?zku mi?dzy schizofreni? a dopamin? dotyczy?y wy??cznie jednego spo?ród ró?nych typów receptorów dopaminy w mózgu. Wyniki bada? prowadzonych w Toronto wskazuj?, ?e w mózgach osób cierpi?cych na schizofreni? receptorów tych jest sze?ciokrotnie wi?cej ni? w mózgach innych ludzi. Oczywi?cie, wi?ksza liczba receptorów stwarza wi?ksze mo?liwo?ci ??czenia si? neurotransmiterów z receptorami i w rezultacie sprzyja cz?stszemu pobudzaniu komórek mózgowych. Trzeba jednak przyzna?, ?e ustalenie zwi?zku mi?dzy nadmiern? aktywno?ci? komórek, które zawieraj? dopamin?, znajduj?cych si? w pewnych cz??ciach mózgu, a dziwnym zachowaniem i przekonaniami, które towarzysz? schizofrenii, wymaga sporego skoku my?lowego. Prawdopodobnie receptory s? tylko cz??ci? wi?kszego obrazu, ale nie mo?na zaprzeczy?, ?e istnieje tu jaki? zwi?zek, skoro wyst?pienie pewnego ci?gu zdarze? w synapsach mo?e wyra?nie zmieni? zachowanie danej osoby. Warto tu te? wspomnie? o interesuj?cym zwi?zku powy?szych zagadnie? z chorob? Parkinsona, zwi?zku, który mo?e by? ?atwo wyt?umaczony na poziomie receptorów. Choroba Parkinsona polega g?ównie na trudno?ciach z poruszaniem si?: pacjenci do?wiadczaj? dr?enia, sztywno?ci i maj? k?opoty z rozpocz?ciem ruchu. Wszystkie te trudno?ci bez w?tpienia wynikaj? ze stopniowego obumierania komórek w pewnym obszarze ?rodkowej cz??ci mózgu. Rozga??zienia tych komórek si?gaj? do komórek po?o?onych w innych obszarach, odpowiedzialnych za kierowanie ruchem, i u?ywaj? do przesy?ania sygna?ów tej samej dopaminy, któr? wi??e si? ze schizofreni?. St?d oczywi?cie wynika, ?e je?li populacja komórek przesy?aj?cych te sygna?y maleje, zmniejsza si? te? ilo?? dopaminy mog?cej pobudzi? komórki, które kieruj? ruchem. Jednym z najbardziej skutecznych sposobów leczenia jest podanie pacjentom L-DOPA, zwi?zku wyj?ciowego do produkcji dopaminy, która mo?e dotrze? do mózgu poprzez krwiobieg. Gdy we?miemy pod uwag? zwi?zek mi?dzy receptorem a neurotransm?terem, oka?e si?, ?e choroba Parkinsona jest lustrzanym odbiciem schizofrenii. Uwidacznia si? to bardzo wyra?nie, gdy leczenie której? z tych chorób nie podlega starannej kontroli. Podanie chorym na schizofreni? nadmiernej dawki leków psychotropowych mo?e tak bardzo obni?y? skuteczno?? dopaminy, ?e pojawi? si? objawy choroby Parkinsona: dr?enie, powolno?? i ot?pia?y wyraz twarzy. Z drugiej strony zbyt du?a dawka L-DOPA, podana pacjentom z chorob? Parkinsona dla z?agodzenia trudno?ci z poruszaniem si?, mo?e wywo?a? u nich przej?ciow? psychoz?. Jest to klasyczny przyk?ad tego, jak ten sam neurotransmiter mo?e pe?ni? dwie zupe?nie ró?ne funkcje. W chorobie Parkinsona obserwujemy skutki zmniejszenia si? poziomu dopaminy w obwodzie komórek nerwowych odpowiedzialnych za ruch; w przypadku schizofrenii ta sama dopamina nadmiernie stymuluje obwody, które odgrywaj? rol? w procesach my?lenia i kojarzenia. Pogl?d, ?e receptory mog? mie? nieco ró?ne kszta?ty i rozmiary, dostarczy? tak?e rozwi?zania zupe?nie innej zagadki. W ksi??ce Rudyarda Kiplinga Ksi?ga D?ungli wyst?puje ichneumon Rikki-Tikki-Tavi, który wcale nie obawia si? kobry, napotkanej przeze? w ogrodzie. Kipling najpierw odrzuca tradycyjne wyja?nienie, ?e ichneumon zjada specjalne zio?a, aby uchroni? si? przed jadem kobry; potem za? podaje w?asne wyt?umaczenie: "Dwie tylko rzeczy przyczyni? si? mog? do zwyci?stwa: bystro?? wzroku i zwinno?? nóg, dzi?ki którym ichneumon potrafi w por? uskoczy? przed natarciem w??a - a g?owa w??a umie dokonywa? cudów wi?kszych ni? jakiekolwiek zio?a czarnoksi?skie (...)" [Rudyard Kipling: Ksi?ga D?ungli. Przek?ad autoryzowany Józefa Birkenmajera. Nasza Ksi?garnia, Warszawa 1971, s. 119.]. Kipling ma tylko po?owicznie racj?: brak strachu u ichneumona nie wi??e si? oczywi?cie z ?adnymi czarnoksi?skimi zio?ami, ale i nie zale?y te? od jego szybko?ci. Rikki-Tikki-Tavi ma w zanadrzu "cud wi?kszy ni? jakiekolwiek zio?a". Jad kobry blokuje receptory, znajduj?ce si? nie tyle na neuronach, co na komórkach mi??niowych, którym nerwy przekazuj? neurotransmitery nakazuj?ce skurczenie si?. W normalnych warunkach impuls nerwowy w?druje do ko?ca tak zwanego nerwu ruchowego i powoduje wydzielenie przeka?nika nerwowego - acetylocholiny. Je?li dostateczna ilo?? cz?steczek acetylocholiny po??czy si? z receptorami komórki mi??niowej, komórka ta skurczy si?. Ogólnie rzecz bior?c, gdy system nerwowy wydaje instrukcj? "skacz", miliony komórek jednocze?nie kurcz? si? i skaczesz. Jad kobry blokuje za? receptory i tym samym parali?uje mi??nie - tak?e te, które s? odpowiedzialne za ruchy konieczne do oddychania. Niewydolno?? uk?adu oddechowego powoduje ?mier?. Rikki-Tikki-Tavi powinien by? wdzi?czny swym przodkom za odporno?? na dzia?anie jadu kobry. W wyniku ewolucji ichneumon rozwin?? na swoich komórkach mi??niowych receptory o kszta?cie ró?ni?cym si? nieco od normalnego, w wyniku czego cz?steczki jadu kobry nie mog? si? z nimi ??czy?. Jednak?e ta ró?nica kszta?tu nie jest na tyle istotna, aby zapobiec ??czeniu si? z acetylocholin?. Tak wi?c zalanie receptorów cz?steczkami jadu nie wywo?uje ?adnego skutku lub jest on niewielki, dlatego mi??nie ichneumona nadal poruszaj? si? i umo?liwiaj? mu zabicie kobry. Jak na ironi? istnieje jeszcze jedno zwierz?, które rozwin??o t? sam? strategi?, aby by? odpornym na trucizn?: jest nim w?a?nie w?? kobra. Inny zwi?zek chemiczny, blokuj?cy receptory mi??niowe, to wyst?puj?ca w wilczej jagodzie atropina, której dzia?anie podobne jest do dzia?ania jadu kobry. Kontrolowane stosowanie atropiny jest jednak znacznie bezpieczniejsze; nawiasem mówi?c, druga nazwa wilczej jagody - belladonna, czyli "pi?kna kobieta" - stanowi aluzj? do jednego z dawnych zastosowa? wspomnianej substancji. Kobiety w staro?ytnym Rzymie i Egipcie zwyk?y zakrapia? oczy wyci?giem z belladonny i gdy trucizna blokowa?a receptory mi??ni kontroluj?cych t?czówk?, ?renice rozszerza?y si?. Kobiety robi?y to w prze?wiadczeniu, ?e rozszerzone ?renice czyni?y je pi?kniejszymi. Warto doda?, ?e badania psychologiczne prowadzone na Uniwersytecie w Toronto w latach siedemdziesi?tych wykaza?y, i? istnieje pewna podstawa dla dawnego pogl?du. Okazuje si?, ?e nasze ?renice rozszerzaj? si?, gdy zdarza nam si? patrze? na co?, na co mamy ochot?. Gdy jeste? g?odny i zobaczysz czekoladowe ciastko, Twoje ?renice rozszerz? si?, ale je?li w?a?nie zjad?e? obfity posi?ek, Twoje ?renice nie zmieni? si? na widok smacznego deseru. Gdy poproszono studentów, by porównali dwa identyczne zdj?cia kobiety, z których jedno podretuszowano, powi?kszaj?c na nim ?renice, badani rzadziej wybierali oryginaln? fotografi?. ?eby wyt?umaczy? wp?yw zakrapiania oczu na atrakcyjno??, musimy dorzuci? jeszcze jeden szczegó? z zakresu psychologii: m??czyzna zagl?daj?cy g??boko w oczy kobiety o rozszerzonych ?renicach pod?wiadomie uznaje, ?e jest ona nim zainteresowana, i sam - nie wiedz?c dlaczego - b?dzie odczuwa? do niej poci?g. W mózgu ludzkim wyst?puje wi?cej ni? pi??dziesi?t rodzajów neurotransmiterów, które ró?ni? si? mi?dzy sob? zarówno szczegó?ami budowy swych cz?steczek, jak i swoim wp?ywem na zachowanie i procesy my?lowe. Natomiast inne zwierz?ta musz? zadowoli? si? o wiele mniejsz? liczb? neurotransmiterów - pijawka jest tego doskona?ym przyk?adem. Zanim spostrze?esz przyssan? do Twojej go?ej nogi pijawk? (na wpó? wype?nion? Twoj? krwi?), zd??y ona ju? odby? pi?knie zaplanowan? sekwencj? zachowa? zwi?zanych z pobieraniem pokarmu, z których ka?de zosta?o umo?liwione przez ten sam neurotransmiter - serotonin?. Drobne fale, jakie wywo?a?e? wchodz?c do wody, powiadomi?y pijawk? o Twojej obecno?ci i zwierz? zacz??o energicznie p?yn?? w Twoim kierunku. Kiedy pijawka dotkn??a Twojej skóry, znalaz?a ciep?e miejsce, by si? w nie wgry??, po czym - wstrzykuj?c Ci ?lin?, która zapobiega krzepni?ciu krwi - sprawi?a, ?e Twoja krew nie przestawa?a p?yn??. Gdyby? nawet nie przerwa? pijawce w ?rodku obiadu, i tak w ko?cu przesta?aby si? po?ywia? w momencie, gdy jej rozd?ty brzuch zawiadomi?by j?, ?e jest pe?ny. Zwi?zek chemiczny o nazwie serotonina, który bra? udzia? w ka?dym z tych etapów, ma równie? istotne znaczenie dla ludzkiego mózgu. Odgrywa on wa?n? rol? w okre?laniu nastroju, o czym ?wiadczy ogromny sukces leku przeciwdepresyjnego o nazwie Prozac [Prozac to fabryczna nazwa tylko jednego z preparatów fluoksetyny - zwi?zku hamuj?cego zwrotny wychwyt serotoniny przez uwalniaj?ce j? komórki nerwowe. Inne podobne preparaty dost?pne w naszym kraju to polski Bioxetin i fi?ski Seronil; przyp. red.]. Sukces Prozacu sprawi? zarazem, ?e sta? si? on lekiem kontrowersyjnym. ?rodek ten bowiem poprawia nastrój ludziom cierpi?cym na kliniczn? posta? depresji, ale w niektórych przypadkach pomaga tak?e ludziom w znacznie mniejszym stopniu dotkni?tym chorob?, których mo?na by po prostu uzna? za przyt?oczonych zmaganiami z codzienno?ci?. Prozac mo?e pomóc ludziom nadmiernie wra?liwym na krytyk?, z obni?onym poczuciem w?asnej warto?ci, obawiaj?cym si? odrzucenia lub maj?cym jak?kolwiek kombinacj? powy?szych cech. Z punktu widzenia etyki powstaje pytanie, czy przepisywa? Prozac ludziom, którzy - je?li w ogóle szukali leczenia - polegali dot?d bardziej na psychoterapii ni? na ?rodkach farmakologicznych. Niektórzy s?dz? nawet, ?e na naszych oczach rodzi si? spo?ecze?stwo bardziej uzale?nione od leków zmieniaj?cych nastrój ni? od nikotyny, kofeiny i alkoholu. Prozac utrudnia pobranie serotoniny z powrotem przez komórk?, która j? wydziela, a przed?u?ona obecno?? tego neurotransmitera w przestrzeni mi?dzy komórkami nerwowymi powoduje, ?e dana cz?steczka serotoniny mo?e oddzia?ywa? na receptory dwu - lub trzykrotnie, nie za? tylko raz na ka?dy im-Puls nerwowy. Wywo?uje to podobny efekt jak zwi?kszenie poziomu serotoniny (LSD i meskalina dzia?aj? w ten sam sposób [Kliniczne skutki LSD i meskaliny s? jednak odmienne ni? fluoksetyny. Fluoksetyna dzia?a przeciwdepresyjnie, podczas gdy LSD i meskalina "rozkojarzaj?co" przyp. red.] - ich kszta?t równie? imituje kszta?t cz?steczek tego neurotransmitera). Niektóre pytania dotycz?ce Prozacu pozostaj? jednak bez odpowiedzi. W mózgu - co samo w sobie jest zadziwiaj?ce - znajduje si? czterna?cie ró?nych receptorów serotoniny, z których wiele zajmuje konkretne miejsce. Przypuszczalnie ka?dy receptor u?ywa serotoniny dla w?asnych celów, co pomaga wyja?ni?, dlaczego wcze?niej stosowane leki podnosz?ce poziom serotoniny, takie jak dzia?aj?ca przeciwdepresyjnie imipramina, ?agodz? depresj?, ale powoduj? równie? skutki uboczne, m.in. sucho?? w ustach i nieregularny rytm serca. Jak w takim razie, w przypadku Prozacu, udaje si? unikn??; tych skutków ubocznych, które ograniczaj? si? tylko do pewnych problemów behawioralnych? Dlaczego efekty Prozacu odczuwa si? dopiero po kilku tygodniach? Faktem jest, ?e (przynajmniej w momencie, gdy pisz? te s?owa) nie mamy odpowiedzi na te pytania, poniewa? nikt nie wie dok?adnie, co dzieje si? w synapsach z receptorami serotoniny, gdy pojawia si? tam Prozac [Badania laboratoryjne wykaza?y, ?e gdy zanurzymy pijawki w serotoninie przejd? ca?y cykl pobierania pokarmu ze znacznie wi?kszym entuzjazmem. Wyobra?my sobie pechowego wczasowicza, któremu ca?y letni zapas Prozacu wpada do pobliskiego zbiornika wodnego; nasz bohater wskakuje za swym lekiem do wody, by znale?? si? oko w oko z mas? nadruchliwych, pobudzonych serotonin? krwiopijców]. Pokaza?em pobie?nie, co si? dzieje z neurotransmiterami, gdy przep?ywaj? przez przestrze? mi?dzy dwoma komórkami mózgowymi. Trzeba jednak przyzna?, ?e jest to obraz bardzo schematyczny. Gdyby?my przyjrzeli si? dok?adniej komórce wyposa?onej w receptory, zobaczyliby?my, ?e akt ??czenia si? neurotransmiterów z receptorami w synapsie wyzwala niezliczone cykle chemiczne, które uczestnicz? w kszta?towaniu reakcji komórki. Wci?? nie rozumiemy jeszcze wielu szczegó?ów tego zjawiska; jest to zaledwie chwila w ?yciu pojedynczej synapsy. Gdy u?wiadomimy sobie, ?e ka?dy neuron w mózgu rejestruje setki - je?li nie tysi?ce - takich aktów w ka?dym momencie, a ponadto neurony s? upakowane w mózgu tak ciasno, i? dos?ownie nie sposób przejrze? na wylot poprzez g?szcz ich pni i ga??zi, to stanie si? jasne, dlaczego tak trudno zrozumie?, jak naprawd? pracuje nasz mózg. Prawdziwa trudno?? polega na tym, jak powi?za? to, co wszyscy znamy i czego do?wiadczamy jako my?li, uczu? i wyobra?e?, z chemicznymi oraz elektrycznymi zdarzeniami zachodz?cymi w mózgu. Nasze my?lenie jest wynikiem zbiorowej dzia?alno?ci neuronów, ale w którym momencie ta dzia?alno?? przeistacza si? w aktywno?? umys?ow?? W jaki sposób par? setek tysi?cy neuronów lub ich neurotransmiterów wspó?pracuje, gdy przypominasz sobie, jak wygl?da?a kuchnia Twojej babci? By? mo?e, nigdy si? tego nie dowiemy i jest raczej ma?o prawdopodobne, by uda?o si? nam to wyja?ni?, rozpoczynaj?c badania od poziomu neuronów. Bardziej rozs?dne wydaje si? badanie ca?ego mózgu i analiza poszczególnych jego cz??ci. W ostatnich latach podej?cie takie pokaza?o, jak wiele niespodzianek kryje mózg, niezale?nie od tego, która z jego cz??ci jest badana. ROZDZIA? 4 - PLAC KATEDRALNY Sercem Mediolanu, miasta po?o?onego w pó?nocnych W?oszech, jest Plac Katedralny, Piazza del Duomo. Nad placem tym dominuje, wznosz?ca si? na jego wschodnim kra?cu, wielka katedra, której budow? rozpocz?to w 1386 roku i uko?czono dopiero w roku 1965, kiedy to zainstalowano ostatnie z pi?ciorga drzwi odlanych z br?zu. Katedra robi wra?enie: je?li nie elegancj?, to rozmiarem i skomplikowan? architektur?. ?wi?tynia ta, zbudowana z bia?ego oraz ró?owego marmuru w?oskiego, jest jednym z najwi?kszych ko?cio?ów na ?wiecie i mo?e pomie?ci? do 40 000 ludzi (podobno rzadko bywa wype?niona po brzegi). Przewodniki turystyczne delektuj? si? liczbami: 135 marmurowych wie?yczek, 2245 marmurowych rze?b i (wewn?trz) 52 dwudziestometrowe kolumny, ka?da zwie?czona grup? rze?b. D. H. Lawrence nazwa? t? ?wi?tyni? "katedr? udaj?c? je?a", ale inni byli troch? bardziej wstrzemi??liwi: Bili Bryson, w ksi??ce Netther Her? Nor There, wyrazi? opini?, ?e jest to katedra "ca?kiem wspania?a w nieco pos?pny sposób". Przed katedr? rozpo?ciera si? otwarta przestrze? wielko?ci mniej wi?cej boiska futbolowego, po?rodku której wznosi si? pomnik króla Wiktora Emanuela zagrzewaj?cego swoje wojska do walki. Wszystkie budynki znajduj?ce si? na obrze?ach placu s? doskonale znane Mediola?czykom, lecz najwa?niejsza jest Galleria, wielkie dziewi?tnastowieczne centrum handlowe, przykryte szklanym dachem. Gdy stoisz twarz? do katedry, wyj?cie Gallerii na plac znajduje si? po lewej stronie. Galleria to ulubione miejsce spotka?, posi?ków i rozmów. Jest to równie? pasa? wiod?cy do La Scali, s?ynnej w ?wiecie opery. Wyobra? sobie: centrum handlowe o wielowiekowej historii i z wielk? klas?. Dalej, po tej samej stronie placu, znajduje si? popularny bar-restauracja Motta (gdzie mo?esz przygotowa? sobie pó?misek spaghetti, u?ywaj?c zwyk?ych sk?adników lub tych dla "znawców"), potem hotel Duomo i dom handlowy Rinascente. Stoj?c twarz? do katedry, po prawej stronie placu, na jego ko?cu widzimy Pa?ac Królewski o bezpretensjonalnej fasadzie, dalej ma?y budynek, zwany Arengario (obecnie mieszcz?cy biura turystyczne) i wreszcie, na rogu, Galtrucco - tu od lat szyj? na miar? drogie m?skie garnitury. Lokatorzy, sklepy i restauracje zmieniaj? si?, ale budynki na Piazza del Duomo pozostaj? te same i ka?dy mieszkaniec Mediolanu zna je doskonale. W 1978 roku neuropsycholog Edoardo Bisiach wybra? Piazza del Duomo na miejsce swego niezwyk?ego eksperymentu. Tak naprawd? nie chodzi?o o sam plac, lecz jego my?low? reprezentacj?. W tym czasie Bisiach mia? dwóch pacjentów z uszkodzon? w wyniku wylewu praw? stron? mózgu. Byli to 86-letnia kobieta, emerytowany mened?er, oraz 72-letni m??czyzna, z zawodu prawnik. Poniewa? w obu przypadkach wylew uszkodzi? g?ównie praw? stron? mózgu, a o?rodki mowy znajduj? si? prawie zawsze po lewej stronie, oboje pacjenci unikn?li afazji, czyli utraty mowy, najbardziej typowego skutku wylewu. Jakimi u?omno?ciami zostali zatem dotkni?ci? Bisiach poprosi? oboje pacjentów, by wyobrazili sobie Piazza del Duomo i wymienili wszystkie budynki, które pami?taj?. Ciekawe w tym eksperymencie by?o to, ?e pacjenci musieli wyobrazi? sobie plac z dwóch ró?nych perspektyw: najpierw stoj?c na ko?cu placu twarz? w kierunku katedry, a nast?pnie stoj?c na schodach katedry i patrz?c w stron? miejsca, gdzie uprzednio wyobra?ali sobie, ?e stoj?. Wynik? tego prostego do?wiadczenia ujawni?y nowe fascynuj?ce aspekty Jednego z najdziwniejszych zjawisk opisanych przez neuropsychologów. jednostronnej nieuwagi. 86-letnia kobieta, wyobra?aj?c sobie, ?e patrzy w stron? katedry, wymieni?a Pal?c Królewski, ci?g schodów tu? naprzeciw Pa?acu, Arengario i, nieco dalej, Via delie Ore (ulic? w rzeczywisto?ci niewidoczn? z placu). Wszystkie te obiekty znajduj? si? po prawej stronie osoby patrz?cej w kierunku katedry. Pacjentka nie wymieni?a niczego z lewej strony placu. Kiedy jednak poproszono j? o opisanie widoku ze schodów katedry, przedstawi?a zupe?nie inn? list?, obejmuj?c? sklepy jubilerskie, sklep z koszulami, bar Motta i Via Dante - wszystkie te obiekty znajduj? si? po prawej stronie, gdy plac ogl?da si? ze schodów katedry. Prawnik zachowa? si? tak samo. Wyobra?aj?c sobie, ?e patrzy na plac z twarz? zwrócon? w stron? katedry, wymieni? katedr?, róg Pa?acu Królewskiego, Arengario i Galtrucco (sklep z ubraniami m?skimi na prawym obrze?u tej perspektywy). Po przeniesieniu si? w my?lach na schody katedry i wyobra?eniu sobie, ?e patrzy na plac z przeciwnej strony, badany wymieni? zupe?nie inny zestaw budynków, ulic, sklepów i restauracji, znalaz?y si? tu m.in. Motta i Rinascente. Wszystkie te obiekty znów znajduj? si? po prawej stronie, je?li stoi si? na schodach katedry. Badane zjawisko - preferencja prawej strony i nieu?wiadamianie sobie strony lewej - zwane jest jednostronn? nieuwag?. Pojawia si? na ogó? po uszkodzeniu prawej cz??ci mózgu, zw?aszcza w p?acie ciemieniowym, powy?ej prawego ucha i za nim. Pacjenci cierpi?cy na jednostronn? nieuwag? zachowuj? si? tak, jakby lewa strona przestrzeni w ogóle nie istnia?a. Jedz? wy??cznie z prawej strony talerza, a je?li obróci si? go tak, ?e pozostaj?ce na nim jedzenie znajdzie si? teraz po prawej stronie, pacjenci b?d? zwykle twierdzi?, ?e jedzenie to w jaki? tajemniczy sposób pojawi?o si? znik?d (maj? racj?: dla nich lewa strona to tyle co nigdzie). Ponadto zdarza si?, ?e czytaj? s?owa jedynie po prawej stronie kolumny w gazecie lub nawet tylko praw? cz??? ka?dego s?owa oraz gol? tylko praw? cz??? twarzy (która oczywi?cie odbija si? w prawej cz??ci lustra). Zjawisko jednostronnej nieuwagi wyst?puje najsilniej natychmiast po wylewie i zazwyczaj stopniowo zanika po up?ywie kilku tygodni. Z tej krótkiej wzmianki na temat jednostronnej nieuwagi mog?oby wynika?, ?e wspomniani pacjenci maj? po prostu niezwykle ograniczone pole widzenia, jak gdyby patrzyli przez tunel o asymetrycznym przekroju zw??aj?cym si? po lewej stronie. Ale nie Jest to prawda; wielokrotnie wykazano, ?e chocia? uszkodzenie wzroku mo?e pojawi? si? jednocze?nie ze zjawiskiem jednostronnej nieuwagi - jako wynik tego samego wylewu - uszkodzenie to nie musi powodowa? nieuwagi, podobnie jak nieuwaga nie Jest uzale?niona od problemów z widzeniem. Zjawisko jednostronnej nieuwagi wykracza poza sfer? widzenia. Eksperyment przeprowadzony przez Edoardo Bisiacha ujawni?, ?e jednostronna nieuwaga jest czym? znacznie g??bszym - i ciekawszym - ni? uprzednio s?dzono. Bisiach dowiód? bowiem, ?e pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? wykazuj? preferencj? wobec prawej strony nie tylko wtedy, gdy patrz? na co?, ale nawet wówczas, gdy co? sobie wyobra?aj?. Jednostronna nieuwaga nie mo?e zale?e? od wzroku, poniewa? odchylenie w prawo wyst?puje równie? w ?wiecie ich wyobra?e?. W tym samym eksperymencie poproszono równie? prawnika, aby opisa? biuro, w którym pracowa? przez dziesi?tki lat, widziane z dwóch ró?nych punktów: od strony drzwi wej?ciowych i zza biurka. I tym razem badany zdawa? sobie spraw? z obecno?ci jedynie tych przedmiotów, które znajdowa?y si? po jego prawej stronie - tylko te przedmioty wymienia?. Eksperyment ten uwidacznia równie?, jak daleko posuni?ta jest preferencja prawej strony czy te? niezauwa?anie strony lewej. Drugi opis placu lub biura nast?powa? niemal natychmiast po pierwszym, a jednak zbiór wymienianych obiektów by? zupe?nie ró?ny. Pomimo tego w ?adnym momencie badani pacjenci - podobnie jak wi?kszo?? innych pacjentów, u których wyst?puje jednostronna nieuwaga - nie zauwa?yli, ?e zaistnia?a sytuacja jest wewn?trznie sprzeczna, a nawet absurdalna. Gdzie znika pierwszy zestaw budynków w momencie, gdy pacjent opisuje widok ze schodów katedry? Któ? to wie? Po otrzymaniu dodatkowej zach?ty ze strony eksperymentatora obojgu pacjentom uda?o si? poszerzy? swoje listy o dodatkowe elementy, przy czym w jednym przypadku zosta? nawet wymieniony pojedynczy budynek po lewej stronie. Zasadniczo jednak, chocia? ka?de z nich niew?tpliwie pami?ta?o wszystkie budynki, oboje mogli przywo?a? w my?li jedynie obiekty znajduj?ce si? po prawej stronie wyobra?anego sobie miejsca. Zagadnienie, o którym mowa, mo?e by? nieco bardziej skomplikowane, ni? mog?oby si? wydawa? na pierwszy rzut oka. Typowy mieszkaniec Mediolanu przechowuje zapewne w swojej g?owie zarówno list? budynków przy placu, jak i szczegó?y ich po?o?enia. Informacje te mog? by? przechowywane b?d? w dwóch niezale?nych magazynach pami?ci, b?d? te? lista budynków nie mo?e istnie? niezale?nie od wyobra?anego planu placu; w ka?dym razie jednostronna nieuwaga powoduje zniekszta?cenie zarówno planu przestrzennego, jak i pami?ci. Pogl?d, ?e mo?na nie zauwa?a? po?owy otaczaj?cego ?wiata, jest trudny do poj?cia. Mo?na by pomy?le?, ?e oczywista terapia dla tego typu pacjentów polega?aby na zach?caniu ich do ?wicze? w patrzeniu na lew? stron? talerza lub wk?adaniu wi?kszego wysi?ku w wyobra?anie sobie lewej strony placu. Chocia? neurolog Oliver Sacks opisa? pacjentk?, która dotkni?ta jednostronn? nieuwag? [Oliver Sacks: M??czyzna, który pomyli? swoj? ?on? z kapeluszem. Prze?o?y?a Barbara Linderberg, Wydawnictwo Zysk i Ska, Pozna? 1994. Rozdzia? 8. Na prawo patrz!, s. 105-107; przyp. red], nauczy?a si? robi? pe?ny obrót w prawo (o prawie 360ł), aby zobaczy? rzeczy znajduj?ce si? po lewej stronie - i nawet za??da?a obrotowego wózka inwalidzkiego, aby to sobie u?atwi? - w wi?kszo?ci przypadków nie jest to mo?liwe. Ludzie, u których nast?pi?o wypadni?cie kawa?ka pola widzenia, s? ?wiadomi tego, ?e nie widz? rzeczy znajduj?cych si? po lewej stronie i ucz? si? rekompensowa? to odpowiednimi ruchami g?owy. Natomiast w przypadku jednostronnej nieuwagi ludzie zwykle nie s? ?wiadomi, ?e maj? jakie? k?opoty. Nie wiedz? nawet, czego s? pozbawieni. B??dem by?oby przypuszcza?, ?e w swoich wyobra?eniach wyra?nie widz? praw? stron? Piazza del Duomo, a mgli?cie lub schematycznie lew? stron? placu. To, co sobie wyobra?aj? lub postrzegaj?, jest tym, co istnieje. Problem nie polega na tym, ?e utracili oni poj?cie "strony lewej" - pacjenci w eksperymencie Bisiacha wiedzieli, które spo?ród budynków przywo?anych przez nich w wyobra?ni znajduj? si? na lewo, a które na prawo wzgl?dem innych - rzecz polega na tym, ?e dla pacjentów istnieje znacznie mniej .strony lewej", ni? Ty lub ja widzieliby?my lub mogliby?my sobie wyobrazi?. Nie mo?na przekona? kogo?, kto wierzy, ?e ju? nie ma ani troch? wi?cej "lewej strony", by obróci? si? dalej w tym kierunku. Czy kto?, kto nie jest dotkni?ty jednostronn? nieuwag?, mo?e sobie wyobrazi?, czego do?wiadcza si? w tej sytuacji? Bezpo?rednio - nie, ale my?l?, ?e poprzez przyj?cie zupe?nie innego punktu widzenia mo?emy poczu?, jak do?wiadcza si? takiego dziwnego zniekszta?cenia przestrzeni. W ksi??ce Flatland, wydanej ponad sto lat temu, Edwin Abbott opisuje, jak wygl?da?oby ?ycie w przestrzeni dwuwymiarowej. Mieszka?cy P?askiego Kraju, b?d?cy zbiorowiskiem kó?, trójk?tów, kwadratów i prostych linii, ?yj? w ?wiecie, w którym nie istnieje wymiar pionowy, nie ma góry ani do?u. S? oni ca?kowicie nie?wiadomi - i nawet nie s? w stanie poj?? - trzeciego wymiaru. Prze?lizguj? si? po swoim ?wiecie, czyli powierzchni cienkiej jak b?ona, rozpoznaj?c si? nawzajem poprzez odbicie ?wiat?a od swych boków. Mieszka?com P?askiego Kraju ko?o jawi si? jako obraz jasny w centrum i stopniowo zanikaj?cy na bokach, kwadrat widziany z boku jest jednolicie o?wietlony, postrzegany za? od strony wierzcho?ka prezentuje si? jako Jasny punkt. Bohater ksi??ki o nazwisku A. Kwadrat, mieszkaniec P?askiego Kraju, staje twarz? w twarz z przybyszem z trójwymiarowego ?wiata, zwanego Krajem Przestrzeni (Spaceland). Przybysz jest kul?, a wi?c czym? zgo?a niepoj?tym dla A. Kwadrata. Dopóki go?? o kszta?cie kuli unosi si? nad P?askim Krajem, jest ca?kowicie niewidoczny (cho? s?yszalny). A. Kwadrat nie mo?e spojrze? do góry ani nie potrafi nawet zrozumie?, co "spogl?danie do góry" ima?oby oznacza?. Gdy kulisty przybysz obni?a si? i jego droga cz??ciowo przecina P?aski Kraj, wszystko, co A. Kwadrat mo?e zauwa?y?, to pojedyncze ko?o, czyli przekrój kuli, który w danym momencie znajduje si? w p?aszczy?nie P?askiego Kraju. Aby wykaza?, ?e ów przekrój jest czym? wi?cej ni? ko?em, kulisty przybysz opuszcza P?aski Kraj, unosz?c si? powoli do góry. Jednak dla A. Kwadrata nie jest to ?aden dowód na istnienie dodatkowego wymiaru; bohater przekona? si? jedynie o tym, ?e owo konkretne ko?o jest Jakim? "nadzwyczajnym sztukmistrzem", który posiad? niezwyk?? zdolno?? kurczenia si? a? do stania si? punktem, a nawet ca?kowitego znikni?cia, tylko po to, by znów nieoczekiwanie pojawi? si?, gdzie tylko zechce. A. Kwadrat by? ca?kowicie niezdolny do wyobra?enia sobie, ?e ko?o, którego wielko?? zmienia?a si? w czasie, mog?o by? jednym, niezmiennym trójwymiarowym obiektem. Pacjent cierpi?cy na jednostronn? nieuwag? jest w takim samym stopniu nie?wiadomy pe?nych wymiarów przestrzeni. Wyniki eksperymentu z Placem Katedralnym dowodz?, ?e badanym by?oby bardzo trudno przypomnie? sobie okres, kiedy byli ?wiadomi ca?ej rozleg?o?ci przestrzennej ?wiata. Eksperyment przeprowadzony przez Edoardo Bisiacha wykaza?, ?e jednostronna nieuwaga dotyczy nie tylko miejsc, które pacjent obserwuje, ale tak?e wyobra?enia tych miejsc, jakie pojawia si? w mózgu badanego. Warto doda?, ?e przeprowadzono wiele wersji tego eksperymentu i ka?da z nich rzuci?a nowe ?wiat?o na zjawisko jednostronnej nieuwagi. Jeden z najbardziej zaskakuj?cych wyników zosta? przedstawiony w 1993 roku, ponownie przez w?oskich badaczy, rym razem z Uniwersytetu w Rzymie. Ich pacjent, ofiara wylewu, w ?adnym ze standardowych testów psychologicznych nie ujawni? jakichkolwiek objawów nieuwagi. Testy wymaga?y postawienia znaku dok?adnie na ?rodku poziomej linii (pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? stawiaj? znak daleko na prawo od ?rodka, tak jakby lewa cz??? linii nie istnia?a) lub narysowania tarczy zegara (w przypadku jednostronnej nieuwagi pacjenci albo staraj? si? zmie?ci? wszystkie dwana?cie godzin po prawej stronie tarczy, albo po prostu opuszczaj? liczby od 7 do 11). Nawiasem mówi?c, u obu osób badanych przez Bisiacha identyczne testy wykaza?y obecno?? wyra?nych objawów jednostronnej nieuwagi. M??czyzna badany pó?niej mia? natomiast najwyra?niej normalne poczucie przestrzeni, na któr? patrzy? w danym momencie; jednak gdy poproszono go, by z pami?ci opisa? plan s?ynnego rzymskiego placu Piazza dei Cin?uecento, konsekwentnie pomija? budynki po lewej stronie, bez wzgl?du na to, jak? perspektyw? przyj?? w wyobra?ni. Na szcz??cie wi?kszo?? tych eksperymentów przeprowadzono we W?oszech i dotyczy?y one w?oskich placów. Mo?na sobie wyobrazi?, jak wygl?da?yby relacje pacjentów, gdyby takie eksperymenty powtórzono w pó?nocnej Ameryce: "Po prawej stronie, tu? obok Taco Bell, znajduje si? McDonalds. Wej?cie do centrum handlowego jest zaraz za sklepem Wal-Mart z sze?ciopoziomowym parkingiem z ty?u..." Podczas gdy Bisiach pokaza?, ?e jednostronna nieuwaga wi??e si? zarówno ze scen? wyobra?an?, jak i rzeczywi?cie widzian?, przypadek wspomnianego m??czyzny ?wiadczy o tym, ?e te dwa problemy nie musz? wspó?wyst?powa?, tzn. mo?na nie zauwa?a? lewej strony sceny, któr? si? sobie wyobra?a, a pomimo tego by? ca?kowicie zdolnym do widzenia, czyli zwracania uwagi na ca?o?? miejsca, gdy si? na nie patrzy. Pojawia si? przeto wiele ciekawych pyta?. Gdyby ów cz?owiek rzeczywi?cie sta? na Piazza dei Cinquecento i patrzy? na znajduj?ce si? tam budynki, a nast?pnie zosta? poproszony o zamkni?cie oczu i wyliczenie domów przy placu - czy potrafi?by to zrobi?? A je?li tak, to czy fakt, ?e potrzeba oko?o pó? minuty, by wymaza? obraz z pami?ci krótkotrwa?ej, czyli operacyjnej, oznacza, ?e po tym czasie badany utraci?by zapami?tany przed chwil? obraz placu i, b?d?c zdanym na wyobra?ni?, zacz??by pomija? Jego lew? stron?? Co by si? sta?o, gdyby badany sta? na jednym ko?cu placu z otwartymi oczami i zosta? poproszony, by wyobrazi? sobie, ?e stoi na przeciwnym ko?cu, patrz?c stamt?d w swoim kierunku - co by wówczas opisa?? Przypadek ten jest szczególnie interesuj?cy, poniewa? mózg ucierpia? nie w tym rejonie, który Jest niemal zawsze uszkodzony, gdy mamy do czynienia z jednostronn? nieuwag? - wysoko po prawej stronie w p?acie ciemieniowym. Badany m??czyzna dozna? uszkodzenia w prawym p?acie czo?owym, czyli znacznie bardziej z przodu i praktycznie "na drugim ko?cu ?wiata", gdy mówimy o mózgu. Przypadek ten jest zatem niejasny. Opisano wprawdzie wielu pacjentów, u których wyst?puje przeciwny zespó? objawów: we wszystkich standardowych testach wykazuj? oni daleko posuni?t? jednostronn? nieuwag?, ale nie maj? ?adnych k?opotów z wymienieniem z pami?ci wszystkich budynków wokó? placu czy te? z opisaniem tego, co mo?na zobaczy?, jad?c po tej samej drodze w którymkolwiek kierunku. Ostatecznie narzuca si? wniosek, ?e jednostronna nieuwaga mo?e si? pojawia? przy ogl?daniu miejsc, podczas gdy ich wyobra?enie pozostaje prawid?owe - czasem bywa te? na odwrót. Je?li nawet tego typu pacjenci my?l? w ogóle o swojej przypad?o?ci, trudno by?oby ustali? tre?? tych my?li. W wi?kszo?ci przypadków wydaj? si? nie?wiadomi swojej sytuacji, podobnie jak mieszka?cy Haskiego Kraju, którzy akceptuj? tylko znane sobie wymiary przestrzeni. Pewien pacjent w Niemczech wini? "niegrzecznych berli?skich kierowców" za to, ?e w czasie spacerów by? cz?sto o krok od wpadni?cia pod auto. Inny chory zwyk? codziennie chodzi? do pobliskiej piekarni po?o?onej za rogiem, na prawo od domu, w którym mieszka?. Wychodz?c z piekarni, cz?sto skr?ca? ponownie w prawo (z powodu jednostronnej nieuwagi, na któr? cierpia?), po czym stwierdziwszy, ?e zaszed? zbyt daleko, zawraca? i przechodzi? tu? obok swojego domu (który teraz znajdowa? si? po jego lewej stronie); nast?pnie uprzytomniwszy sobie, ?e znów si? pomyli?, robi? zwrot o 180ł i wreszcie dociera? do domu. Niezdolno?? do powrotu do domu bezpo?rednio z piekarni przypisywa? swojemu "roztrzepaniu" i w ca?ej tej sprawie prezentowa? postaw? klasyczn? dla pacjentów dotkni?tych jednostronn? nieuwag?: "Pa?ski pogl?d, ?e ja nie potrafi? widzie? ca?ej przestrzeni, jest typowym wymys?em naukowca". Im wi?cej czyta si? relacji z bada? klinicznych obejmuj?cych pacjentów cierpi?cych na jednostronn? nieuwag?, tym bardziej jest si? pod wra?eniem nie tylko dziwnych objawów, ale równie? beztroski okazywanej przez chorych. Wydaje si?, ?e wcale si? nie przejmuj?. Mo?na to cz??ciowo wyt?umaczy? rodzajem szoku, który by? reakcj? na pot??ny cios, jakim jest wylew. Gdy jednak bezpo?rednie skutki wylewu ust?pi? i zjawisko jednostronnej nieuwagi zaniknie, od pacjentów tych rzadko mo?na us?ysze? jakie? istotne uwagi na temat tego stanu. Mo?emy wi?c jedynie zastanawia? si? nad tym, jak to jest, gdy zamieszkuje si? zniekszta?con? przestrze? pacjentów z jednostronn? nieuwag? oraz co mog?oby to nam powiedzie? o mózgu. ROZDZIA? 5 - WEWN?TRZNE MAPY ZEWN?TRZNEJ PRZESTRZENI W?a?ciwo?ci przestrzeni, która jest tylko cz??ciowo reprezentowana w umys?ach pacjentów dotkni?tych jednostronn? nieuwag?, s? stopniowo rozpoznawane: jedni badacze usi?uj? zdefiniowa? jej wymiary w pionie i poziomie, inni staraj? si? ustali?, czy jednostronna nieuwaga si?ga a? do najdalszych kresów przestrzeni, któr? potrafimy postrzega?. W Anglii pewien chory, mi?o?nik rzucania lotkami do tarczy, po ci??kim wylewie w prawej cz??ci mózgu wydawa? si? by? dotkni?ty niezauwa?aniem lewej cz??ci przestrzeni, która go bezpo?rednio otacza?a, dostrzega? jednak przestrze? odleg?? o d?ugo?? rzutu. Gdy proszono go, by wskaza? ?rodek linii oddalonej o oko?o 45 cm, mia? wyra?n? tendencj? do umieszczania go daleko na prawo od rzeczywistego ?rodka, co jest jednym z typowych objawów niezauwa?alna lewej strony. Ale gdy tylko w tym samym te?cie odleg?o?? zwi?kszono do 2,5 m, wyniki pacjenta znacznie si? polepszy?y. Sta? si? on bardziej dok?adny zarówno w identyfikowaniu za pomoc? ?wietlnego wska?nika ?rodka linii narysowanej na bia?ej tablicy, jak i w trafianiu lotk? w ?rodek tej linii. Co ciekawe, nie wykazywa? ?adnych objawów jednostronnej nieuwagi w stosunku do w?asnego cia?a, mog?c bez wahania dotkn?? w?asnego lewego kolana, ?ydki, uda, nadgarstka i ramienia, gdy by? o to proszony. Wszystkie te fakty wzi?te razem wskazuj?, ?e reprezentacja przestrzeni w mózgu przypomina budow? cebuli: w opisanym przypadku tylko przestrze? pozostaj?ca bezpo?rednio wokó? cia?a, ale nie samo cia?o, by?a nie zauwa?ana. Jednym z najdziwniejszych zjawisk (w tym niezwyk?ym upo?ledzeniu) jest cz?stsze niezauwa?anie lewej strony wskutek wylewu w prawej cz??ci mózgu, zw?aszcza w p?acie ciemieniowym i skroniowym w okolicy tu? nad uchem. Nie jest bynajmniej zaskakuj?ce, ?e uszkodzenie jednej strony mózgu ogranicza zdolno?? dostrzegania przestrzeni po przeciwnej stronie. Prawie wszystkie informacje wej?ciowe odbierane przez nasze zmys?y przechodz? na przeciwn? stron? z chwil? dotarcia do mózgu. Odczucia z du?ego palca Twojej prawej nogi docieraj? do lewej strony mózgu. Tak samo dzieje si? w przypadku wysy?anych przez mózg polece? dotycz?cych ruchu, co zreszt? t?umaczy, dlaczego uszkodzenie lewej strony mózgu cz?sto powoduje parali? prawej r?ki lub nogi. To, ?e uszkodzenie prawej cz??ci mózgu prowadzi do niezauwa?ania lewej strony, nie jest zaskakuj?ce. Dziwi jednak fakt, ?e s? to niemal jedyne znane przypadki jednostronnej nieuwagi. Dlaczego nie obserwuje si? równie licznych przypadków niezauwa?ania prawej strony w wyniku uszkodzenia lewej strony mózgu? Istniej? dwa rodzaje odpowiedzi na to pytanie: jedni sugeruj?, ?e mamy tu do czynienia z iluzj? - w rzeczywisto?ci przypuszczalnie istnieje wielu ludzi, którzy nie zauwa?aj? prawej strony, ale poniewa? wyst?puj?ce u nich uszkodzenie lewej cz??ci mózgu wp?ywa równie? na o?rodki mowy, s? oni po prostu niezdolni do prowadzenia rozmów i tym samym do ujawnienia, ?e ignoruj? praw? stron?. Poniewa? nie mówi si? o tym zjawisku, pozostaje ono nie zauwa?one. W jednym z wa?nych bada? rzeczywi?cie stwierdzono, ?e przypadki niezauwa?ania prawej strony s? o wiele cz?stsze, ni? przypuszczano, ale ni< wydaje si?, by badanie to wywar?o istotny wp?yw na opinie wielu naukowców zainteresowanych tym zjawiskiem. Wi?kszo?? z nich ci?gle uznaje, ?e niezauwa?anie strony lewej - odpowiadaj?ce uszkodzeniu prawej strony mózgu - jest znacznie bar dziej powszechne ni? przypadek odwrotny, i usi?uje dopasowa? ten fakt do w?asnych teorii na temat przyczyn tego dziwnego upo?ledzenia. Jedno z podej?? do problemu jednostronnej nieuwagi polega na wyobra?eniu sobie, ?e pewna cz??? mapy w mózgu, czyli czego? w rodzaju wewn?trznego opisu ?wiata zewn?trznego, zosta?a zniekszta?cona czy nawet uci?ta wskutek uszkodzenia mózgu. Gdy mózg przywo?uje obraz Piazza del Duomo, obraz ten jest zdeformowany. Deformacja ta mo?e jednak dotyczy? tylko chwilowego wy?wietlenia obrazu w umy?le pacjenta, a nie stale przechowywanej wersji; eksperymenty Bisiacha dowiod?y, ?e gdzie? w swej pami?ci d?ugotrwa?ej pacjenci utrzymuj? prawid?owy zapis wszystkich budynków zarówno po prawej, jak i po lewej stronie placu. Niemo?no?? widzenia pe?nego zapisu by?aby podobna do sytuacji, w której dysponowali?my zbiorem wideokaset wysokiej jako?ci, ale odtwarzacz by?by uszkodzony. Albo inaczej: mamy wspania?? kolekcj? przezroczy, ale lewa strona naszego ekranu jest postrz?piona i podarta. Je?li jednak jednostronna nieuwaga polega na utracie jednej strony my?lowego obrazu czy te? mapy, to w jaki sposób badaczom udaje si? uzyska? wi?cej szczegó?ów od pacjentów, którzy zostali zach?ceni do wymienienia nast?pnych budynków - jak to zdarzy?o si? w jednym z eksperymentów Bisiacha? Albo obraz my?lowy badanych jest uszkodzony - i tym samym niedost?pny - albo nie jest. To, ?e kryje si? tu co? wi?cej, mo?na wykaza? w prostym eksperymencie. Pacjentów nie zauwa?aj?cych lewej strony poproszono, by postawili znak dok?adnie w po?owie linii. Pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? na ogó? stawiaj? znak na prawo od ?rodka, poniewa? nie s? ?wiadomi istnienia znacznej cz??ci lewej strony linii. W tym eksperymencie pacjenci - jak oczekiwano - stawiali znak daleko po prawej stronie. Gdy jednak tu? na lewo od linii umieszczono ma?? cyfr?, zasz?y dwie zmiany. Pacjenci potrafili powiedzie?, jaka to by?a cyfra, a ponadto poprawili si? znacznie w ustalaniu ?rodka Unii. Natomiast gdy cyfry umieszczono na obu ko?cach linii albo, co gorsza, tylko na prawym ko?cu, pacjenci powracali do pomijania lewej strony, ponownie stawiaj?c znak daleko na prawo od rzeczywistego ?rodka linii. Trudno by?oby wyja?ni? te wyniki, u?ywaj?c poj?cia zniekszta?conej lub uszkodzonej wewn?trznej mapy otaczaj?cego ?wiata. W jaki sposób pojawienie si? pojedynczej cyfry w pobli?u lewego ko?ca linii - po?rodku utraconej cz??ci przestrzeni - mog?o spowodowa?, ?e pacjent sta? si? bardziej ?wiadomy tre?ci mapy, która jest przecie? zniekszta?cona? Aby to wyja?ni?, trzeba by uciec si? do desperackich argumentów w rodzaju twierdzenia, ?e mapa jest jako? zagi?ta (czy w jaki? inny sposób cz??ciowo zas?oni?ta) wskutek uszkodzenia mózgu; zmuszaj?c za? pacjentów, by zwrócili uwag? na co?, co znajduje si? po lewej stronie, na przyk?ad na cyfr?, powoduje si?, ?e ten zagi?ty róg chwilowo odgina si?, ujawniaj?c to, co si? tam znajduje. Ta analogia jest troch? zbyt wyrafinowana, by w ni? uwierzy?. Jednostronn? nieuwag? mo?na wyt?umaczy? w znacznie prostszy sposób: rozpatruj?c problem uwagi. Innymi s?owy, wspomniane zjawisko nie polega na uszkodzeniu sceny ogl?danej przez wyobra?ni?, czyli "oczami duszy", lecz na niew?a?ciwym kierowaniu samymi "oczami" [Zanim ca?kowicie odrzucimy hipotez? uszkodzonej mapy wewn?trznej, warto zwróci? uwag? na wyniki bada? zainspirowanych eksperymentem z Placem Katedralnym. Pokaza?y one, ?e pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? poproszeni o to, by wyobra?aj?c sobie plac, skupili uwag? wy??cznie na lewej lub tylko na prawej jego stronie, wymieniali wi?ksz? liczb? budynków, cho? wiele z nich umieszczali po niew?a?ciwej stronie. Czy jest to kolejna sugestia, ?e mamy do czynienia z uszkodzon? map??]. Jedna z wersji tego pogl?du g?osi, ?e ka?da pó?kula mózgu ma tendencj? do zwracania uwagi na rzeczy znajduj?ce si? po przeciwnej stronie cia?a - od najbli?szych (cz??ci cia?a) po najdalsze elementy (horyzont), przy czym lewa pó?kula jest w tym znacznie bardziej sprawna ni? prawa. Z tego wynika, ?e uwaga wszystkich ludzi, nie tylko ofiar wylewu, mo?e by? ?ci?gana w prawo z powodu braku równowagi mi?dzy pó?kulami. Pewne dane potwierdzaj? ten wniosek: gdy niemowl?ta przestraszy si? nag?ym d?wi?kiem, cz??ciej zwracaj? si? w prawo ni? w lewo, nawet je?li ?ród?o d?wi?ku znajduje si? dok?adnie po?rodku. Przeprowadzono równie? pewne niecodzienne badania na temat tego, co ludzie lubi?, a czego nie lubi? w obrazach: w dwóch badaniach, ameryka?skim i brytyjskim, stwierdzono, ?e wi?kszo?? ludzi woli obrazy czy fotografie, w których g?ówne elementy wyst?puj? po prawej stronie lub sprawiaj? wra?enie sekwencji wiod?cej na prawo, wzgl?dnie naprawd? poruszaj? si? ku prawej stronie. Inaczej mówi?c, preferowane s? te obrazy lub fotografie, które kieruj? oczy widza na prawo. Powszechnie twierdzi si? te?, ?e ludzie zagubieni w terenie pozbawionym punktów orientacyjnych, takim jak Arktyka, lub w czasie o?lepiaj?cej zamieci przemierzaj? wielkie odleg?o?ci, by w ko?cu znów znale?? si? w... punkcie wyj?cia. W po?owie lat trzydziestych nowojorski psychiatra Paul Schilder stwierdzi?, ?e wi?kszo?? tych ludzi zatacza ko?a w prawo. Ponadto uwa?a? on, ?e gdy poprosi si? kogo?, by zamkn?? oczy i wyci?gn?? przed siebie obie r?ce, zwykle prawa r?ka b?dzie uniesiona wy?ej ni? lewa (nie wprowadzi? rozró?nienia mi?dzy lud?mi prawo - i lewor?cznymi). Zdaniem Schildera dowodzi to, ?e wszyscy ignorujemy - do pewnego stopnia - lew? stron?. Obecnie niektórzy neurofizjolodzy s?dz?, ?e wszystkie te dane - upodobania w odbiorze obrazów, zwracanie g?owy przez niemowl?ta i inne doniesienia - pokazuj?, ?e preferencja lewej pó?kuli dla prawej strony jest nieco silniejsza ni? podobna preferencja prawej pó?kuli dla lewej strony, a w pewnych okoliczno?ciach preferencja lewej pó?kuli mo?e ca?kowicie przewa?y?. Je?li to wszystko jest prawd?, sprawy maj? si? tak: gdy nast?puje uszkodzenie s?abszej, prawej strony mózgu, lewa pó?kula uzyskuje nagle wi?cej swobody i narzuca uwadze oraz ruchom swoj? siln? prawostronn? tendencj?. W wyniku tego pacjent zaczyna patrze? na prawo, porusza? si? w praw? stron? i mie? ?wiadomo?? tylko prawej strony. Inny pogl?d na temat zasadniczej roli uwagi zak?ada, ?e w normalnych warunkach prawa pó?kula mózgu jest odpowiedzialna za zwracanie uwagi na obie strony przestrzeni, podczas gdy lewa pó?kula monitoruje tylko praw? stron?. Gdyby to by?o prawd?, okaza?oby si?, ?e je?li lewa pó?kula ulega uszkodzeniu, obie strony przestrzeni s? w dalszym ci?gu monitorowane przez praw? pó?kul? (wyja?nia?oby to, dlaczego liczba ludzi dotkni?tych niezauwa?aniem prawej strony jest znacznie mniejsza). Natomiast uszkodzenie prawej strony mózgu powodowa?oby niezauwa?anie rzeczy le??cych po lewej stronie. Inny - nieco zmodyfikowany - pogl?d g?osi, ?e omawiany problem nie wi??e si? z tendencj? do zwracania uwagi na lew? stron?, a dotyczy raczej niemo?no?ci przeniesienia uwagi po tym, gdy zosta?a ju? ona skierowana w prawo. Innymi s?owy, gdy pacjent dotkni?ty jednostronn? nieuwag? skoncentruje si? na prawej stronie, to - chocia? potrafi on przenie?? uwag? na drug? stron? - b?dzie mia? z tym du?e trudno?ci. W eksperymentach sprawdzaj?cych, czy problem rzeczywi?cie tkwi w niemo?no?ci oderwania uwagi, pacjenci patrz? na ekran i staraj? si? zauwa?y? proste elementy, takie jak kwadrat lub gwiazdka, wyskakuj?ce nagle i na krótko po jednej stronie ekranu, po drugiej lub po obu jego stronach. Na ogó? pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? trac? ca?kowicie ?wiadomo?? lewej strony, gdy akcja toczy si? po prawej stronie. Je?li jednak jedyny sygna? na ekranie pojawia si? po lewej stronie, mog? zwróci? na to uwag?. Doskona?ym przyk?adem jest tu eksperyment, który wykaza?, ?e pacjenci znacznie lepiej dziel? lini? na po?ow?, je?li na lewo od ko?ca linii pojawi si? cyfra. Takie eksperymenty s? zgodne z koncepcj? uwagi dzia?aj?cej jak snop ?wiat?a latarki, który automatycznie kieruje si? w prawo i tylko si?? mo?e by? skierowany w lewo. W przypadku badania jednostronnej nieuwagi, podobnie jak w wielu innych badaniach nad mózgiem, nowoczesne techniki obrazowania umo?liwi?y obserwacj? pracy mózgu oraz pozwoli?y na uzyskanie zupe?nie nowego obrazu tego, co si? dzieje w mózgu. Wyniki bada?, og?oszone na pocz?tku 1993 roku przez Maurizia Corbett? i jego wspó?pracowników z Wydzia?u Medycyny Uniwersytetu Waszyngto?skiego, pokaza?y, ?e dwie pó?kule mózgu funkcjonuj? rzeczywi?cie odmiennie, kiedy dochodzi do przerzucania uwagi z jednego obiektu na drugi. Eksperyment wspomnianych naukowców polega? na tym, ?e ochotnicy siedzieli naprzeciw ekranu, na którym wy?wietlano zbiór malutkich prostok?tów. Dziesi?? z nich uk?ada?o si? w szereg biegn?cy z lewa na prawo, a jedenasty prostok?t - po?o?ony ponad nimi - znajdowa? si? dok?adnie po?rodku szeregu. Uczestnicy wpatrywali si? w krzy?yk umieszczony w jedenastym prostok?cie i bez przenoszenia wzroku starali si? zauwa?y? migaj?c? gwiazdk?, przesuwaj?c? si? z Jednego do drugiego prostok?ta w szeregu poni?ej. Gwiazdka najcz??ciej porusza?a si? wed?ug przewidywalnego schematu: systematycznie na prawo lub na lewo, by nast?pnie powróci? w ten sam sposób i zacz?? od nowa. W tym samym czasie przy u?yciu analizatora PET uzyskiwano obrazy mózgów uczestników eksperymentu. Wyniki by?y zaskakuj?ce. Gdy gwiazdka pojawia?a si? i znika?a w prostok?tach po lewej stronie szeregu, zgodnie z oczekiwaniami prawa strona mózgu stawa?a si? bardzo aktywna. Lewa pó?kula mózgowa wykazywa?a, co prawda, ?ladow? aktywno??, gdy uwaga by?a skierowana na lewo, ale g?ówn? rol? wyra?nie odgrywa?a tu prawa pó?kula. Wbrew oczekiwaniom prawa pó?kula pracowa?a intensywnie równie? wtedy, gdy gwiazdka wyskakiwa?a po prawej stronie, czyli wówczas, kiedy to lewa pó?kula powinna kierowa? przenoszeniem uwagi z jednego prostok?ta na drugi. Prawa pó?kula nie tylko ma istotniejszy udzia? ni? lewa w przenoszeniu uwagi z jednego miejsca na inne, ale te? wi?ksza cz??? tej pó?kuli uczestniczy w wykonywaniu tego zadania. Obrazy PET uzyskane w tym eksperymencie pokaza?y dwa oddzielne obszary, po?o?one w tylnej cz??ci prawej pó?kuli mózgowej, z których jeden odpowiada? za kierowanie uwagi ku lewej, a drugi ku prawej stronie. W tym samym rejonie lewej pó?kuli znaleziono tylko jeden aktywny obszar, którego reakcje by?y s?abe i który uaktywnia? si? niezale?nie od tego, gdzie znajdowa?a si? przeskakuj?ca gwiazdka. Te obrazy PET silnie wspieraj? hipotez?, ?e prawa pó?kula mózgowa odgrywa g?ówn? rol? w przypadku uwagi, przynajmniej w przypadku takiej uwagi, jakiej wymaga? ten eksperyment. A zatem kontrolowanie otaczaj?cej przestrzeni nie jest zrównowa?one: uwaga obejmuj?ca lew? stron? znajduje si? niemal wy??cznie pod kontrol? prawej pó?kuli mózgowej, natomiast za uwag? po prawej stronie odpowiedzialne s? obie pó?kule. Obrazy PET doskonale wyja?niaj?, dlaczego w?ród ofiar wylewu niezauwa?anie lewej strony wyst?puje znacznie cz??ciej. Uszkodzenie prawej pó?kuli mo?e ?atwo wyeliminowa? rozleg?y i wyspecjalizowany obszar, który jest jedyn? cz??ci? mózgu odpowiadaj?c? za zwracanie uwagi na wydarzenia po lewej stronie. Za to analogiczne uszkodzenie lewej pó?kuli - bez wzgl?du na to, jak b?dzie ci??kie - pozostawi nienaruszonym obszar kieruj?cy uwag? obejmuj?c? praw? stron?, który znajduje si? w prawej pó?kuli. Gdy zaczynamy snu? teorie na temat jednostronnej nieuwagi, nie mo?emy pomin?? pewnego szczególnego zjawiska. Stwierdzono bowiem, ?e wstrzykni?cie lodowatej wody bezpo?rednio na b?on? b?benkow? lewego ucha pacjenta, który cierpi na lewostronn? nieuwag?, powa?nie ?agodzi jej objawy, cho? czasem tylko na krótk? chwil?. To dziwne, ale taka terapia nie jest dla chorych przykra - cho? u wi?kszo?ci ludzi lodowata woda na b?onie b?benkowej powoduje silny ból. Jeszcze dziwniejsze wydaje si? to, ?e ozi?bienie b?ony b?benkowej mo?e komu? pomóc do?wiadczy? - czasem na bardzo krótko - pe?nych wymiarów otaczaj?cej go przestrzeni. Zwykle t?umaczy si? to szokiem spowodowanym zimn? wod?, reaktywuj?cym pó?kul? (w tym przypadku praw?), która utraci?a zdolno?? kierowania uwagi ku "brakuj?cej" stronie przestrzeni. W sposób typowy dla zjawiska jednostronnej nieuwagi, w miar? jak skutki lodowatej wody zanikaj? i jednostronna nieuwaga powraca, zanika tak?e pami?? pacjenta o tym, ?e zaledwie przed chwil? odbiera? przestrze? w pe?nym wymiarze. Skoro jednostronna nieuwaga wynika z niezdolno?ci do kierowania uwagi ku lewej stronie lub, mówi?c inaczej, do oderwania uwagi od strony prawej, mo?e to t?umaczy?, dlaczego i ludzie dotkni?ci jednostronn? nieuwag? zazwyczaj nie umiej? wyja?ni?, co to naprawd? znaczy. Jak opisa? co?, na co nie mo?esz zwróci? w?asnej uwagi? Gdyby natomiast jednostronna nieuwaga by?a wynikiem zniekszta?conej mapy my?lowej, mo?na by si? spodziewa?, ?e pacjenci potrafiliby - podobnie jak przenosi si? snop ?wiat?a latarki - skierowa? uwag? na owo zniekszta?cenie i opisa? je. W zasadzie co? takiego nie zdarza si?, ale istniej? pewne wyj?tki. W latach pi??dziesi?tych William Battersby z nowojorskiego szpitala Mount Sinai opisa? przypadek m??czyzny, który gdy ust?pi?y u niego objawy jednostronnej nieuwagi, pami?ta?, jak wcze?niej ?le wykonywa? seri? testów: - Ostatnim razem, gdy to czyta?em, zacz??em po lewej stronie, a potem przeskoczy?em ca?kiem na prawo. - Dlaczego Pan to zrobi?? - Nie wiem, z lew? stron? by?o co? bardzo nie w porz?dku i w ogóle, po prostu, nie chcia?em patrze? w tamt? stron?. Ca?kiem niedawno przypadek innego pacjenta dostarczy? intryguj?cych informacji o zjawisku niedostrzegania pewnej cz??ci przestrzeni. Lewor?czny angielski farmer przeszed? dwa wylewy, pod koniec 1981 i na pocz?tku 1982 roku, których skutkiem by?a m.in. dziwna niezdolno?? literowania s?ów. Gdy proszono go, by przeliterowa? na g?os (umiej?tno?? pisania tego pacjenta ucierpia?a powa?nie w wyniku obra?e? mózgu) trzy- , cztero- lub pi?cioliterowe s?owa, najwyra?niej nieprzypadkowo wymienia? on litery od ko?ca wyrazu i myli? si? znacznie cz??ciej przy pierwszych ni? przy ostatnich literach s?owa. Przypuszczaj?c, ?e mo?e tu wyst?powa? problem z pami?ci? - zanim pacjent dotar? do pierwszych liter, móg? zapomnie?, jakie s?owo mia? przeliterowa? - eksperymentatorzy poprosili chorego o przeliterowanie podobnych zbiorów s?ów zarówno w zwyk?y sposób, jak i od ko?ca do pocz?tku. W obu przypadkach wi?kszo?? pomy?ek dotyczy?a jednej lub dwóch pocz?tkowych liter s?owa (dzieci maj? tendencj? do robienia odwrotnych b??dów). Doreen Baxter i Elizabeth Warrington, specjalistki w dziedzinie psychologii badaj?ce tego pacjenta, twierdz?, ?e zjawisko to jest charakterystyczne dla jednostronnej nieuwagi: m??czyzna wymienia? litery, wy?wietlaj?c s?owa na "wewn?trznym ekranie", ale nie móg? zidentyfikowa? na nim lewej strony s?ów (jednej lub dwóch pocz?tkowych liter). Sam pacjent mówi?, ?e próbuj?c literowa?, mia? wra?enie: "jakby odczytywa? obraz, w którym litery po prawej stronie by?y bardziej wyra?ne ni? po lewej". Jest to jeden z bardzo nielicznych opisów odczuwania zjawiska jednostronnej nieuwagi. M??czyzna ten zas?uguje na wzmiank? z jeszcze jednego powodu. Skoro jego jednostronna nieuwaga polega?a na niemo?no?ci skupienia uwagi na lewej stronie czy te? oderwania uwagi od strony prawej, dlaczego mimo to móg? on "widzie?" rozmyte pocz?tki s?ów, a nawet potrafi? oceni?, ile pocz?tkowych liter s?owa poda? b??dnie. W tym przypadku jednostronna nieuwaga dotyczy s?ów samych w sobie, a nie tak zwanego wewn?trznego ekranu, z którego pacjent odczytywa? te s?owa. Czy zatem istota problemu dotyczy przestrzeni czy uwagi, a mo?e chodzi i o jedno, i drugie? Na to pytanie nie mo?emy jeszcze odpowiedzie?. ROZDZIA? 6 - P?ON?CY DOM W 1988 roku angielscy neuropsycholodzy John Marshall i Peter Halligan opisali seri? niezwyk?ych eksperymentów z udzia?em pacjentki dotkni?tej jednostronn? nieuwag?. Pokazuj?c badanej schematyczne rysunki domu, wykazali oni, ?e kto?, kto wydaje si? by? zupe?nie nie?wiadomy jednej strony otaczaj?cego ?wiata, mo?e w rzeczywisto?ci co? o niej wiedzie?, a mimo to pozostawa? ca?kowicie nie?wiadomym tej wiedzy. Wspomnian? pacjentk? by?a 49-letnia kobieta. Dozna?a ona wylewu do mózgu, co spowodowa?o jednostronn? nieuwag? w klasycznej postaci: przerysowuj?c obrazki, chora pomija?a ich lew? stron?; gdy proszono j? o czytanie s?ów, opuszcza?a lew? cz??? wyrazu (stmtie /'porównanie'/ zmieni?o si? w mile /'mila'/} albo j? wymy?la?a (facade /'fasada'/ przesz?o w arcade /'arkada'/) - W najwa?niejszym do?wiadczeniu pokazano badanej dwa obrazki, jeden nad drugim, z których ka?dy przedstawia? narysowany jakby r?k? przedszkolaka dom, sk?adaj?cy si? wy??cznie z dachu, komina, pi?ciu okien i drzwi. Oba domy by?y identyczne, czarno-bia?e, ale lewy bok jednego z nich spowija?y jaskrawoczerwone p?omienie. Pacjentk? poproszono nast?pnie, by opisa?a oba rysunki: - Dom - odpowiedzia?a. - Czy te dwa domy s? takie same czy ró?ne? - Takie same. - Czy co? jest nie w porz?dku na którym? z tych obrazków? - Nie. Potem - umieszczaj?c rysunek p?on?cego domu b?d? nad drugim rysunkiem, b?d? pod nim - zadano pacjentce siedemna?cie razy to samo, pozornie ?mieszne pytanie: "W którym z tych domów wola?aby Pani mieszka??"... Nawet ona uwa?a?a, ?e ca?y ten eksperyment jest nierozs?dny, zw?aszcza ?e wed?ug niej oba domy by?y identyczne - tak przynajmniej twierdzi?a. Natomiast same wyniki trudno by?oby uzna? za nierozs?dne - czterna?cie na siedemna?cie razy pacjentka wybra?a dom bez p?omieni. Przez ca?y czas twierdzi?a zarazem, ?e nie zauwa?a ?adnej ró?nicy mi?dzy obydwoma domami. Gdy nast?pnie Halligan i Marshall pokazali jej nowe obrazki, przedstawiaj?ce ten sam dom, ale tym razem z p?omieniami po prawej stronie, wybiera?a za ka?dym razem dom bez p?omieni i w ko?cu powiedzia?a rozdra?niona: "Mam nadziej?, ?e to wszystko ma jaki? sens". Oczywi?cie, mia?o to sens. Najbardziej racjonalnym wyt?umaczeniem faktu, ?e kto? konsekwentnie wybiera jeden dom zamiast drugiego - ca?y czas utrzymuj?c, ?e s? one identyczne - jest za?o?enie, i? pod?wiadomie zdaje on sobie spraw?, ?e jeden dom jest mniej po??dany ni? drugi. Mówi?c bardziej konkretnie: mózg pacjentki zauwa?y? p?omienie, zrozumia?, co one znacz?, l kierowa? Jej procesem podejmowania decyzji. A Jednak pacjentka nie mia?a poj?cia o przebiegu tego procesu. Dalsze badania, b?d?ce rozszerzeniem tego eksperymentu, do pewnego stopnia ujawni?y, co mo?e si? dzia? w umy?le kogo?, kto znajduje si? w podobnej sytuacji. Edoardo Bisiach - ten od eksperymentu z Placem Katedralnym - przeprowadzi? podobne do?wiadczenie, ale poza p?on?cymi domami wprowadzi? te? kilka nowych obiektów - m.in. dwa kieliszki do wina, Jeden nienaruszony, drugi z lekko wyszczerbionym brzegiem po lewej stronie, a ponadto dwa wazony: jeden z kwiatami u?o?onymi po lewej stronie, a drugi pusty. Gdy Bisiach pokaza? te rysunki swoim pacjentom dotkni?tym jednostronn? nieuwag?, zaobserwowa? - ku swemu wielkiemu zdziwieniu - ?e wi?kszo?? z nich potrafi?a prowadzi? palec wzd?u? konturów tych rysunków z du?? precyzj?, ale Jednocze?nie nie udawa?o im si? zauwa?y? ani kwiatów, ani wyszczerbionego brzegu, po których wodzili palcami. Na rysunku domu zarys dachu oraz górnej cz??ci ?ciany po lewej stronie by? zakryty przez p?omienie, jednak?e pacjenci prowadzili swoje palce prosto wzd?u? domniemanego konturu dachu i ?ciany. Nigdy nie zauwa?yli nic dziwnego. Bisiach móg? si? tylko domy?la?, ?e jego pacjenci dzia?ali bezwiednie, [Angielski psycholog Andrew Young dostarczy? najdziwniejszego przyk?adu tego zjawiska. Pokaza? on pacjentowi rysunek-hybryd?, którego praw? stron? zajmowa?a po?owa szklanej miski, ??cz?ca si? z po?ow? pi?ki futbolowej po lewej stronie. Rozmiary po?ówek by?y tak dopasowane, ?e kontur miski przechodzi? w kontur pi?ki i na odwrót. Pacjent Younga twierdzi?, ?e obiekt ten jest misk? i ju?, i przyst?pi? do udowodnienia swojej tezy, zarysowuj?c palcem brzeg miski jako zamkni?ty obwód. Czyni?c to, poprowadzi? palec wzd?u? brzegu po?owy miski, po czym g?adko przeszed? na zarys po?owy pi?ki, okr??y? j? i powróci? do miski] gdy wodzili palcem po lewej stronie rysunków. Ale nawet sposób prowadzenia palca po narysowanych konturach nie by? tak istotny, jak inna obserwacja eksperymentatorów, która dotyczy?a tej grupy pacjentów. W eksperymencie z dwoma domami domów niektórzy pacjenci wymy?lali najbardziej niecodzienne przyczyny, dla których woleli jeden dom od drugiego. Zadziwiaj?ce, ?e kilku pacjentów Bisiacha wybiera?o p?on?cy dom, ale mimo to, podobnie jak pacjentka Halligana i Marshalla, zapewniali, ?e oba domy s? identyczne. Niektórzy spo?ród tych pacjentów podawali pó?niej rozmaite przyczyny swoich wyborów. Jeden powiedzia?, ?e wybra? dom "bardziej obszerny"; drugi twierdzi?, ?e dom ten jest "bardziej przestronny, szczególnie na poddaszu, oraz lepiej rozplanowany". Ten ostatni pacjent wola? tak?e nieuszkodzony kieliszek do wina, twierdz?c, ?e jest "bardziej pojemny", potem za? b??dnie uznawszy wazony za garnki do gotowania, za ka?dym razem wybiera? wazon z kwiatami jako "wi?kszy i bardziej odpowiedni do gotowania". Badanemu uda?o si? w ko?cu zobaczy? kwiaty, gdy pokazano mu lustrzane odbicie tej pary wazonów (teraz z kwiatami po prawej stronie). "Jakie ?adne stokrotki" - powiedzia?, ca?y czas utrzymuj?c, ?e ma do czynienia z garnkami do gotowania. Gdy zapytano go, dlaczegó? to w garnku mia?yby by? stokrotki, odpar?: "Jaka? delikatna r?ka je tam wstawi?a". Spostrze?enia te s? bardziej ni? zdumiewaj?ce. Je?li wyobrazimy sobie, ?e kto? móg?by prowadzi? palec wzd?u? konturu domu i równocze?nie przej?? przez mas? p?omieni buchaj?cych z okna, nie b?d?c jednak ?wiadomym ich obecno?ci, to jest to co? nadzwyczajnego. Tym samym przekonujemy si?, ?e ka?da teoria jednostronnej nieuwagi musi wyj?? poza (relatywnie) proste zjawisko niezwracania uwagi na jedn? stron? przestrzeni, aby uwzgl?dni? to, ?e pacjenci w opisanym eksperymencie mog? kierowa? swoim dzia?aniem, chocia? tego nie widz?. Na niektórych rysunkach p?omienie by?y widoczne na prawo od palca, a jednak nic nie wskazywa?o na to, aby pacjent w ogóle je zauwa?a?. Sytuacja staje si? jeszcze bardziej zagadkowa w przypadku pacjentów, którzy twierdzili, ?e wybrali niewyszczerbiony kieliszek do wina, poniewa? by? on "bardziej pojemny", lub dom bez p?omieni, gdy? by? bardziej przestronny, "szczególnie na poddaszu". Takie wyja?nienia nazywa si? konfabulacjami - s? to "uczciwe k?amstwa", historie wymy?lone dla uzasadnienia przyczyn, dla których konsekwentnie wybiera si? dany obiekt zamiast innego, utrzymuj?c jednocze?nie, ?e mi?dzy tymi obiektami nie ma absolutnie ?adnej ró?nicy. Takie przypadki ujawniaj? g??bi? ca?ego zjawiska: rzucaj? ?wiat?o nie tylko na to, do jakiego stopnia pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? nie s? ?wiadomi lewej strony, ale równie? na to, jak radz? sobie z tym brakiem. Prowadzone do?wiadczenia dowodz? równie?, ?e nasze mózgi mog? uzyskiwa? pewnego rodzaju informacje i wykorzystywa? je do kierowania naszym post?powaniem, cho? nie jeste?my w ogóle ?wiadomi istnienia tych informacji. Wprawdzie powy?sze przyk?ady nie zaskoczy?y badaczy mózgu - istniej? inne dane, które je potwierdzaj? - ale robi? one szczególne wra?enie. Dlaczego pacjenci opowiadaj? podobne historie i sk?d je bior?? Na to pytanie istnieje kilka ró?nych odpowiedzi, a najprostsza z nich mówi, ?e - je?li pominiemy skutki uszkodzenia mózgu - badani pacjenci nie ró?ni? si? od nas niczym specjalnym. Istnieje wiele danych, które ?wiadcz? o tym, ?e w ?yciu codziennym wi?kszo?? ludzi nie potrafi poprawnie ustali? czynników, które sk?aniaj? ich do podj?cia decyzji, zw?aszcza gdy decyzje te dotycz? wyborów zbli?onych do tych, jakich oczekiwano od pacjentów we wspomnianych eksperymentach. W latach siedemdziesi?tych ameryka?scy psycholodzy Timothy De Camp Wilson i Richard Nisbet przeprowadzili seri? eksperymentów maj?cych na celu ustalenie, czy ludzie wiedz?, dlaczego dokonali pewnych wyborów. Czy ktokolwiek z nas mo?e wymieni? czynniki, które sk?aniaj? nas do podj?cia konkretnych decyzji? Zwykle odpowied? brzmi: nie. W pewnym eksperymencie dano ochotnikom trzydzie?ci sekund, by nauczyli si? na pami?? o?miu par s?ów (na przyk?ad: galaretka-purpura, ocean-ksi??yc i pizza-oliwka), po czym sprawdzano, czy uda?o im si? zapami?ta? te pary. W rzeczywisto?ci celem tego eksperymentu by?o ustalenie, czy podane pary s?ów wp?yn? na odpowiedzi pacjentów w pó?niejszym te?cie skojarze?. Wymieniono zatem (przyk?adowo) s?owa i wyra?enia: "owoc", "nazwa proszku do prania" i "obcy kraj", oczekuj?c, ?e wcze?niej podane pary s?ów wywo?aj? skojarzenia: "winogrona", "Tide" [ang.: 'przyp?yw'; nazwa proszku do prania; przyp. red.] i "W?ochy" - i tak si? sta?o. Oczekiwane odpowiedzi by?y wymieniane dwa razy cz??ciej przez tych uczestników badania, którzy widzieli pary s?ów, ni? przez uczestników z grupy kontrolnej, którzy owych par nie widzieli. Zapami?tanie par s?ów mia?o zatem jednoznaczny wp?yw na odpowiedzi w te?cie na kojarzenie s?ów. Nigdy jednak nie mo?na by si? o tym przekona? pytaj?c o to wprost uczestników bada?. Gdy poproszono ich by wymienili wszystkie czynniki, które mog?y mie? jakikolwiek wp?yw na ich odpowiedzi w te?cie skojarze?, podali w sumie dwana?cie powodów: od charakterystycznych cech wymienianych obiektów, poprzez osobiste upodobania, do niedawnych prze?y?. Jaka by?a ostatnia pozycja na tej li?cie? Prezentowane uprzednio s?owa, czyli ten czynnik, który w rzeczywisto?ci mia? oczywisty i silny wp?yw na odpowiedzi. Inny eksperyment Nisbeta i Wilsona przeprowadzony zosta? w centrum handlowym. Przed sklepem z przecenionymi artyku?ami ustawili oni stolik i u?o?yli na nim w jednym rz?dzie cztery Identyczne pary rajstop, a nad nimi napis "Instytut Bada? Spo?ecznych - sonda? ocen konsumenckich: Która para jest najlepszej jako?ci?" W do?wiadczeniu tym wzi??y udzia? pi??dziesi?t dwie osoby i tylko dwie z nich podejrzewa?y, ?e wszystkie rajstopy s? takie same, pozostali uczestnicy natomiast nie mieli ?adnych trudno?ci z wyborem najlepszej pary spo?ród czterech w rzeczywisto?ci identycznych par. Po?o?enie rajstop okaza?o si? istotnym czynnikiem - im bardziej na prawo znajdowa?a si? dana para, tym cz??ciej j? wybierano - ale uczestnicy eksperymentu twierdzili, ?e ich decyzje zale?a?y od: Jako?ci dziewiarstwa, rodzaju splotu, przezroczysto?ci, elastyczno?ci lub staranno?ci wykonania". Nisbet i Wilson przeprowadzili wiele ró?nych do?wiadcze? tego typu i doszli do wniosku, ?e ludzie na ogó? nie tylko nie zdaj? sobie sprawy z tego, jakie czynniki naprawd? wp?ywaj? na ich decyzje (po prostu tego nie wiedz?), ale równocze?nie nadzwyczaj ch?tnie wyliczaj? ró?ne zmy?lone powody, czyli mówi? wi?cej, ni? wiedz?. W wielu przypadkach, podobnie jak we wspomnianych przyk?adach, wymieniane powody s? rozs?dne. S? to rzeczywi?cie te czynniki, których wp?ywu na ludzi mo?na by si? spodziewa?: na przyk?ad wówczas, gdy niedawny kontakt z winogronami nasuwa? skojarzenie ze s?owem "owoc" lub gdy przezroczysto?? rajstop podwy?sza?a ich jako??. Czynniki te s? wiarygodne, lecz w opisanych do?wiadczeniach nie odgrywaj? ?adnej roli. Je?li prawd? jest, ?e w normalnych warunkach cz?sto nie umiemy okre?li? czynników, które rzeczywi?cie wp?ywaj? na nasze wybory, i zamiast tego odwo?ujemy si? do tych, które wydaj? si? najbardziej wiarygodne, to czy nie dzieje si? tak samo w przypadku pacjentów z jednostronn? nieuwag?? Widoczna niesprawno?? stawia ich w sytuacji, któr? zapewne uzna?by? za zdecydowanie niekorzystn?. Uszkodzenie mózgu czyni ich co prawda nie?wiadomymi istnienia wyszczerbionego brzeguj kieliszka czy p?omieni buchaj?cych z wn?trza domu, ale konsekwencja, z jak? wybieraj? to samo, dowodzi, ?e prawdopodobnie zachodzi tu jaka? nie?wiadoma rejestracja nieprawid?owo?ci wyst?puj?cych na rysunkach. Poniewa? jednak p?omienie czy wyszczerbiony kieliszek nie s? dost?pne ?wiadomo?ci pacjentów, post?puj? oni tak, jak ka?dy post?pi?by w podobnej sytuacji: t?umacz? swoje preferencje wobec konkretnego kieliszka czy domu, odwo?uj?c si? do wiarygodnych czynników - rozk?adu domu czy pojemno?ci naczynia. Takie zachowanie mo?e cz??ciowo t?umaczy? wyniki eksperymentów z pacjentami dotkni?tymi jednostronn? nieuwag? st?d - je?li mamy tu racj? - fakt ów podkre?la, w jakim stopniu jednostronna nieuwaga jest dziwaczn? mieszank? elementów niezwyk?ych i zwyczajnych. Nikt z nas nie mo?e naprawd? wyobrazi? sobie, ?e jest niezdolny do odbierania lewej strony otaczaj?cych nas rzeczy. Z drugiej strony, jak wolno s?dzi? na podstawie do?wiadcze? Nisbeta i Wilsona, nikt nie potrafi ustali? przyczyn, dla których dokonuje pewnych wyborów, cho? jednocze?nie bardzo pragnie wyja?ni? ich powody a w dodatku jest pewien, ?e jego wyja?nienia s? prawid?owe. Poszukiwanie ?róde? owej potrzeby wyja?niania mo?e nasj zaprowadzi? do lewej cz??ci mózgu. Michael Gazzaniga z Centrum Nauk o Mózgu Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis sformu?owa? hipotez?, ?e lewa pó?kula mózgowa zawiera "interpretator", czyli o?rodek, którego zadaniem jest znajdowanie wyt?umacze? dla informacji sprzecznych lub niemo?liwych do wyja?nienia. Koncepcja ta zrodzi?a, si? w wyniku rozleg?ych bada?, maj?cych za cel ustalenie ró?nic mi?dzy praw? pó?kul? mózgow? a lew?. Pogl?d, ?e dwie cz??ci mózgu "my?l?" odmiennie, ma swój pocz?tek w badaniach nad lud?mi, których poddano operacji mózgu z powodu padaczki. W latach pi??dziesi?tych w Stanach Zjednoczonych chirurdzy zacz?li ponownie stosowa? rzadko wcze?niej wykonywany typ operacji, zwanej komisurotomi?. jako ostateczn? metod? leczenia ci??kich przypadków padaczki. W sytuacjach, gdy lekarstwa okazywa?y si? nieskuteczne, a ataki, mimo ?e pocz?tkowo mia?y charakter miejscowy, szybko rozprzestrzenia?y si? po mózgu, chirurdzy przecinali g?ówne po??czenie mi?dzy praw? i lew? pó?kul?, zwane spoid?em wielkim (inaczej: cia?em modzelowatym). Lekarze spodziewali si?, ?e dzi?ki temu napady ogranicz? si? do jednej tylko po?owy mózgu. Wtedy w?a?nie dokonano niespodziewanego odkrycia: okaza?o si?, ?e w pewnych sytuacjach ludzie z tak zwanym rozszczepionym mózgiem zachowywali si? tak, jakby mieli dwa niezale?ne mózgi lub umys?y. Ka?d? pó?kul? mo?na by?o pobudzi? do dzia?ania we w?a?ciwy dla niej sposób. Ogromna ilo?? bada? podj?tych w nast?pstwie tego odkrycia mia?a pot??ny wp?yw na nasze rozumienie zasad dzia?ania mózgu (notabene odkrycie to cieszy?o si? powszechnym zainteresowaniem). Michael Gazzaniga, jeden z pionierów w eksperymentalnych badaniach nad pacjentami z rozszczepionym mózgiem, nigdy nie waha? si? przed formu?owaniem odwa?nych wniosków, p?yn?cych z prowadzonych do?wiadcze?. To w?a?nie on pierwszy wykaza?, ?e starannie przeprowadzone eksperymenty z udzia?em pacjentów z rozszczepionym mózgiem ujawniaj?, i? w pewnych sytuacjach rozumowanie badanych bardzo przypomina rozumowanie pacjentów dotkni?tych jednostronn? nieuwag?. Eksperymenty te polega?y na tym, ?e do ka?dej pó?kuli mózgowej wysy?ano odmienne informacje, co niespodziewanie ?atwo osi?gn??. Gdy siedzisz bezpo?rednio przed ekranem z wzrokiem skierowanym prosto przed siebie, krótka ekspozycja obrazu z boku po lewej stronie sprawi, ?e uka?e si? on wy??cznie w skrajnym lewym rogu Twojego pola widzenia i zostanie przekazany wy??cznie do prawej pó?kuli. W normalnej sytuacji prawa pó?kula podzieli si? natychmiast informacj? o tym obrazie z lew? pó?kul? poprzez spoid?o wielkie, ale u pacjentów z rozszczepionym mózgiem oczywi?cie to nie nast?pi. Podobnie obrazy, które pojawiaj? si? na u?amek sekundy z boku po prawej stronie, s? "widziane" wy??cznie przez lew? pó?kul?. To odkrycie otworzy?o drog? do pewnych eksperymentów, które s? zaskakuj?ce, a nawet zabawne, przynajmniej dla ?rodowiska psychologów, których poczucie humoru jest specyficzne. Jedno z tych do?wiadcze? - Gazzaniga pisa? o nim pod koniec lat siedemdziesi?tych - polega?o na tym, ?e pacjent za pomoc? swej lewej pó?kuli mózgowej widzia? rysunek przedstawiaj?cy kurzy pazur, a za pomoc? prawej - za?nie?ony krajobraz. Gazzaniga nast?pnie u?y? s?uchawek, by poprosi? pacjenta (a raczej ka?d? z jego pó?kul po kolei) o wybranie obrazka najlepiej pasuj?cego do widzianego uprzednio. Instrukcja przekazywana do prawego ucha trafia?a do lewej pó?kuli, która nie mia?a trudno?ci ze zrozumieniem polecenia, poniewa? u wi?kszo?ci ludzi rejony odpowiedzialne za mow? znajduj? si? w?a?nie w tej pó?kuli. Mo?na te? (przez lewe ucho) przekaza? t? sam? prost? instrukcj? prawej pó?kuli - chocia? brak o?rodków mowy uniemo?liwia jej sformu?owanie odpowiedzi werbalnej, pó?kula ta potrafi jednak rozumie? us?yszane s?owa. W tym przypadku lewa r?ka pacjenta (kierowana przez praw? pó?kul?) wybra?a ?opat? do odgarniania ?niegu jako pasuj?c? do za?nie?onego krajobrazu, a zespó? z?o?ony z lewej pó?kuli i prawej r?ki wybra? kurczaka, ??cz?c go z pazurem. Oczywi?cie ?adna pó?kula nie wiedzia?a, co widzia?a druga, tak wi?c ka?da z nich musia?a czu? si? dziwnie, widz?c, jak obie r?ce wybieraj? dwa ró?ne obrazki, z których tylko jeden wydawa? si? mie? sens. Brak informacji nie powstrzyma? jednak mózgu od tego, by podsun?? pewne wyja?nienie. Pacjenta zapytano, dlaczego wybra? w?a?nie te obrazki. Jedyn? pó?kul? zdoln? do mówienia jest lewa pó?kula i poniewa? pó?kula ta by?a zupe?nie nie?wiadoma ogl?dania za?nie?onego krajobrazu, zatem nie powinna by?a mie? poj?cia o powodach, dla których lewa r?ka wybra?a ?opat?. Nie zra?ony tym pacjent (a raczej jego lewa pó?kula) odpowiedzia?: "Och, to proste. Pazur kurczaka pasuje do kurczaka, a ?opata potrzebna jest, by wyczy?ci? kurnik". Jest to odpowied? wiarygodna, lecz nie maj?ca nic wspólnego z tym, co si? rzeczywi?cie sta?o. Dla lewej pó?kuli taka taktyka nie jest nietypowa. Gazzaniga opisuje inne przypadki, gdy - na przyk?ad - prawej pó?kuli przekazuje si? s?owo: "id?", to po up?ywie kilku sekund pacjent wstaje i wychodzi z pokoju. Zapytany o przyczyn?, odpowiada on (a raczej jego lewa pó?kula): "Chce mi si? pi?, po prostu pomy?la?em, ?e zejd? na dó? i wezm? sobie cole". Tu zatem pojawia si? interpretator, którego istnienie postuluje Gazzaniga. Uczony ten twierdzi, ?e w lewej pó?kuli znajduje si? o?rodek, który dostarcza uzasadnie?, a potem podaje zwerbalizowane wyja?nienia dzia?a?, nastrojów i my?li, o których sam nic nie wie. Opisano setki przyk?adów, odwo?uj?c si? do bada? pacjentów z rozszczepionym mózgiem, które to przypadki przypomina?y histori? z kurnikiem i ?opat?. Gazzaniga uwa?a, ?e nawet w normalnych (nie rozszczepionych) mózgach lewa pó?kula odgrywa rol? interpretatora. Przypuszczalnie nasze mózgi potrzebuj? interpretatora, by powi?za? w jedno, spójne, ?wiadome do?wiadczenie odr?bne porcje informacji, nap?ywaj?ce z ró?nych o?rodków mózgowych, które pe?ni? odmienne funkcje. Gdy podrywasz si? na widok wchodz?cego do pokoju znajomego, by go powita?, nie jeste? ?wiadomy, ?e poszczególne o?rodki: mowy, rozpoznawania twarzy, emocji i pami?ci, wszystkie bior? w tym jednocze?nie udzia?. Michael Gazzaniga powiedzia?by, ?e dzieje si? tak dzi?ki Twojej lewej pó?kuli mózgowej. Obserwowa? on, jak u pacjentów z rozszczepionym mózgiem lewa pó?kula reaguje na zmian? nastroju zapocz?tkowan? w prawej pó?kuli. Niezale?nie od tego, czy nastrój zmienia si? na lepszy czy na gorszy, interpretator zupe?nie dowolnie przypisuje t? zmian? czynnikom, które nie maj? z ni? nic wspólnego, na przyk?ad innym ludziom, konkretnemu miejscu, porze dnia, ostatniemu posi?kowi. Interpretator musi wyt?umaczy? zmian? nastroju, na tym polega jego zadanie. Wyja?nienia, które podaj? pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag?, uzasadniaj?c swój wybór rysunków, podejrzanie przypominaj? wytwory interpretatora z lewej pó?kuli mózgowej. Zarówno jedne, jak i drugie maj? pozorny sens i s? wypowiedziami na temat zdarze?, których mózg najwyra?niej nie jest ?wiadomy. Ten brak ?wiadomo?ci ma kluczowe znaczenie: rozszczepienie mózgu uniemo?liwia komunikacj? mi?dzy jego lew? i praw? stron?, tote? lewa pó?kula nie wie, co zrobi?a pó?kula prawa. W przypadku jednostronnej nieuwagi lewa pó?kula nie ma zapewne ?wiadomo?ci takich okoliczno?ci, jak unosz?ce si? z okna p?omienie, które powoduj?, ?e wybór pada na inny dom. Dzi?ki umiej?tno?ci mowy, któr? dysponuje lewa pó?kula, pacjent pocz?tkowo twierdzi, ?e mi?dzy rysunkami nie ma ?adnej ró?nicy, ale pó?niej zostaje zepchni?ty w ?wiat wyimaginowanych uzasadnie?. Czy dzia?alno?? interpretatora w lewej pó?kuli mózgowej mo?emy obserwowa? jedynie w owych (na szcz??cie rzadkich) przypadkach uszkodze? lub operacji mózgu? Michael Gazzaniga sugeruje, ?e interpretator pozostaje aktywny przez ca?y czas, dokonuj?c syntezy i próbuj?c znale?? wyt?umaczenie dla ró?nego typu informacji, przesy?anych przez niezale?ne o?rodki w mózgu. Podawane przez ca?kowicie normalnych ludzi powody, dla których wybrali oni dan? par? jako najlepsz? spo?ród zbioru identycznych rajstop, wydaj? si? potwierdza? t? koncepcj?. Jeden z ulubionych przyk?adów Gazzanigi dotyczy powstawania fobii. Jego zdaniem, w sytuacji gdy kto? do?wiadczy ataku paniki, wynikaj?cego z ca?kowicie spontanicznej zmiany w chemii mózgu, jest mo?liwe, ?e interpretator w lewej pó?kuli mózgowej, staraj?c si? znale?? wyja?nienie dla tej silnej reakcji emocjonalnej, skojarzy nieprzyjemne uczucia z towarzysz?cymi im okoliczno?ciami, na przyk?ad z pobytem w restauracji, przebywaniem w t?umie, windzie lub z czymkolwiek innym. Strach przed tymi okoliczno?ciami mo?e potem trwa? znacznie d?u?ej ni? same ataki, do których wyt?umaczenia okoliczno?ci te zosta?y pierwotnie u?yte. Czy kiedykolwiek uda nam si? przy?apa? nasz w?asny interpretator na gor?cym uczynku? Jest to ma?o prawdopodobne, poniewa? informacja, któr? on wykorzystuje, pochodzi, co wynika z samej definicji interpretatora, z nie?wiadomo?ci. I nie ma w tym nic z?ego, poniewa? - je?li powy?sza teoria jest poprawna (niektórzy badacze mózgu maj? co do tego pewne w?tpliwo?ci) - interpretator próbuje nada? sens du?ej ilo?ci sprzecznych, niejasnych i zagadkowych informacji, o których prawdopodobnie lepiej nie wiedzie?. To, czego jeste?my ?wiadomi, to historia b?d?ca wytworem interpretatora, a nie zdarzenia, które sk?oni?y go do opowiedzenia tej historii. Dopiero wtedy, gdy - jako zewn?trzni obserwatorzy maj?cy wiedz?, która niedost?pna jest lewej pó?kuli, tak jak w przypadku rozszczepienia mózgu czy jednostronnej nieuwagi - znajdziemy si? w uprzywilejowanej pozycji, potrafimy natychmiast rozpozna?, czym s? naprawd? bajeczki opowiadane przez lew? pó?kul?. Podsumowuj?c: mózg utrzymuje map? otaczaj?cej nas przestrzeni - dynamiczne, trójwymiarowe przedstawienie przestrzeni - i map? t? trzeba przypuszczalnie o?wietli? my?low? latark?, kieruj?c? wi?zk? uwagi na dan? cz??? sceny, zanim zostanie ona o?ywiona. I cho? w pewnych przypadkach mog?oby si? wydawa?, ?e sama mapa uleg?a uszkodzeniu, prawd? jest, i? uwaga mo?e by? jednak ponownie skierowana na lew? stron?, cho?by tylko na krótk? chwil?. Sugeruje to, i? jednostronna nieuwaga polega na kombinacji nienaruszonej mapy ze ?le dzia?aj?c? latark? (trudno wyobrazi? sobie odwrotny przypadek, czyli pacjenta potrafi?cego doskonale skierowa? uwag? na dowolny punkt w przestrzeni, ale pozbawionego mapy, na której móg?by t? uwag? skupi?). Czego szczególnego dowiadujemy si? z historii o p?on?cym domu? U?wiadamia nam ona, ?e wszystkie mózgi, uszkodzone lub nie, dzia?aj? tak, by ?wiadome doznania ich w?a?cicieli mia?y sens, cho?by by?o to do?? trudne w konkretnym przypadku. Pacjenci dotkni?ci jednostronn? nieuwag? nie s? ?wiadomi znacznej cz??ci otaczaj?cego ich ?wiata, w dodatku nie s? ?wiadomi tego, ?e nie s? ?wiadomi. A jednak - pomimo swej podwójnie niekorzystnej sytuacji - poproszeni o wyja?nienie swojego rozumowania s? oni, podobnie jak reszta ludzi, zdolni uciec si? do rozs?dnego zgadywania. Wydaje si? dziwne, ?e kto? uwa?a, i? wyszczerbiony kieliszek jest w zasadzie taki sam jak ca?y. Zwa?ywszy jednak na ów ubytek w magazynach ?wiadomej informacji, cz?owiek ten post?puje nast?pnie tak i samo. Jak post?pi?by ka?dy z nas: uzasadnia, dlaczego woli jeden obiekt od innego, odwo?uj?c si? do wiarygodnych, lecz nie istniej?cych ró?nic. Pomys?owo?? mózgu, jego niepohamowana ! ch?? wyja?niania, uzasadniania i nadawania sensu dost?pnym informacjom - bez wzgl?du na to, jak os?abiona - powoduje, ?e przypadki te s? jednocze?nie fascynuj?ce i smutne. ROZDZIA? 7 - FILI?ANKA KAWY Gdy nast?pnym razem b?dziesz si?ga? po fili?ank? porannej kawy, znajd? troch? czasu, by zastanowi? si?, jak w?a?ciwie to robisz. B?dzie to wymaga?o skupienia uwagi na czynno?ci tak rutynowej i tak dobrze wy?wiczonej, ?e nigdy dot?d nie by?e? jej nawet ?wiadom. Gdyby? jednak uzna?, ?e oznacza to, i? owa czynno?? jest nieskomplikowana i pozbawiona tajemnic, spotka Ci? niespodzianka. Je?li zachowujesz si? tak jak ja, to najpierw rzucisz okiem w stron? fili?anki, przywo?uj?c w pami?ci ostatni ?yk kawy, co pomo?e Ci w?a?ciwie skierowa? wzrok i upewni? si?, ?e fili?anka rzeczywi?cie znajduje si? tam, gdzie by? powinna. Niemal jednocze?nie skierujesz r?k? w stron? fili?anki i ruch ten b?dzie p?ynnie kontynuowany, nawet gdy przestaniesz patrze? na fili?ank?. Uszko fili?anki mo?na uj??, pos?uguj?c si? samym dotykiem, chocia?, by? mo?e, w ostatniej chwili b?dziesz potrzebowa? wzroku, by sprawdzi?, czy Twoje palce nale?ycie trzymaj? naczynie. Fili?ank? potrafisz podnie?? do ust ca?kowicie na wyczucie: mo?esz w tym czasie czyta?, rozmawia? lub po prostu bezmy?lnie wpatrywa? si? w przestrze?, nie trac?c ani ?adnego szczegó?u rozmowy, ani nie rozlewaj?c kropli kawy. Ten ci?g czynno?ci jest mo?liwy tylko dlatego, ?e Twój mózg nieustannie tworzy, przechowuje i scala ró?nego rodzaju mapy my?lowe oraz oblicza na ich podstawie w?a?ciwe ruchy. Do takich map nale?? zarówno mapy Twojego tu?owia oraz ko?czyn, a tak?e ich wzajemnego po?o?enia, jak i mapy otaczaj?cej przestrzeni. Wprawdzie nie u?wiadamiasz sobie wcale tej aktywno?ci Twojego mózgu, ale spróbujmy sobie wyobrazi? ?ycie bez takich map my?lowych. Jak wygl?da?oby si?ganie po fili?ank? kawy stoj?c? obok na stole, gdyby Twój mózg nie by? zdolny do przechowywania informacji o wzajemnym po?o?eniu Twojej r?ki i fili?anki? Kierowanie t? prost? czynno?ci? wy??cznie za pomoc? wzroku by?oby dziwnym do?wiadczeniem: natychmiast po tym, jak poczu?by? ochot? na ?yk kawy, pie? mózgu (cz??? mózgu powy?ej rdzenia kr?gowego, która kieruje prostymi ruchami oczu) nakaza?aby oczom przeczesywanie okolic prawej cz??ci Twojego cia?a - w przypadku osób prawor?cznych - w poszukiwaniu r?ki, a potem d?oni (przy za?o?eniu, ?e wiesz, gdzie znajduje si? fili?anka - co samo w sobie mog?oby stanowi? problem). Od momentu, w którym r?ka zacz??aby si? porusza? mniej wi?cej w kierunku fili?anki, Twój wzrok niestrudzenie przebiega?by tam i z powrotem, by upewni? si?, ?e r?ka rzeczywi?cie stopniowo zbli?a si? do uszka fili?anki. Ponadto wzrok korygowa?by nieustannie ruchy r?ki, dopóki palce w ko?cu nie dotkn??yby celu. Uj?wszy uszko, móg?by? teraz podnie?? fili?ank? do ust w zwyk?y sposób. Ale czy na pewno móg?by?? Sk?d by? wiedzia?, gdzie dok?adnie znajduj? si? Twoje wargi w stosunku do d?oni trzymaj?cej fili?ank?, je?eli nie ?onglowa?by? ich mapami w swoim umy?le? Bez map my?lowych to, co teraz jest jednym z setek rutynowych zada?, z którymi Twój mózg codziennie sobie radzi, sta?oby si? dzia?aniem ?mudnym i nieskoordynowanym. Podczas gdy specjali?ci przyznaj?, ?e mapy my?lowe maj? zasadnicze znaczenie dla skutecznego dzia?ania, kwestia, czym w?a?ciwie s? te mapy w mózgu, stanowi przedmiot powa?nych sporów. Poniewa? mózg dzia?a jak komputer i obecnie nikt ju? nie wierzy, ?e gdzie? g??boko pod kor? mózgow? ukryta jest ma?a sala kinowa z panoramicznym ekranem, wi?kszo?? neurobiologów w?tpi, by mapy my?lowe mog?y by? przedstawiane w mózgu tak samo jak mapy w atlasie. Wi?kszo?? tych specjalistów uzna?aby za ma?o prawdopodobne, ?e kiedy przywo?ujesz w my?lach map? Kanady, to nagle w mózgu, blisko Twojego prawego ucha, zostaj? jednocze?nie pobudzone zbiory komórek przedstawiaj?cych Now? Fundlandi? oraz komórki ci?gn?ce si? poprzez ca?? kor? mózgow? a? do wyspy Vancouver. Oczywi?cie, gdyby tak naprawd? by?o, obrazy mózgów mieszka?ców Toronto, uzyskane za pomoc? PET, mog?yby ujawni? to, co ka?dy z nich zawsze podejrzewa?: mianowicie, ?e ich mapy s? dziwnie zniekszta?cone, poniewa? Toronto zawsze znajduje si? w samym centrum mapy - i to ka?dej mapy. Obecnie panuje prze?wiadczenie, ?e informacje o przestrzeni, konieczne dla wykonania czynno?ci takich jak si?ganie po fili?ank? kawy, mog? by? zakodowane lub zapisane w inny sposób. Na przyk?ad, mo?esz znale?? jakiekolwiek miejsce na mapie ?wiata, je?li tylko znasz d?ugo?? i szeroko?? geograficzn? - nie potrzebujesz w tym celu odtwarza? w my?lach po?o?enia tego miejsca. Mo?na sobie wyobrazi?, ?e informacje o po?o?eniu otaczaj?cych Ci? przedmiotów mog?yby by? zapisane w kodzie podobnego typu, który pozwoli?by si?ga? po przedmiot bez konieczno?ci tworzenia w my?lach jego obrazu lub jego otoczenia. Nie znaczy to, ?e nie mo?esz zamkn?? oczu i wyobrazi? go sobie - oczywi?cie mo?esz - ale przypuszczalnie b?dzie to zupe?nie inny (i rzadko konieczny) proces. Aby umo?liwi? Ci si?gni?cie po fili?ank? kawy, mózg musi okre?li? po?o?enie tej fili?anki w stosunku do Twojej d?oni i r?ki, a nast?pnie u?y? tej informacji do zapocz?tkowania w?a?ciwych ruchów. Pierwszy etap tego procesu, umiejscowienie fili?anki, wymaga ustalenia mapy bezpo?rednio otaczaj?cej Ci? przestrzeni. Naukowcy próbuj?cy zrozumie?, jak mózg wyobra?a sobie ow? przestrze?, aby wykona? takie czynno?ci jak, na przyk?ad, podniesienie fili?anki czy gra na pianinie, u?ywaj? okre?lenia "przestrze? w zasi?gu r?ki" (grosping space). Z drugiej strony niektórzy psycholodzy spo?eczni interesuj? si? tym najbli?szym otoczeniem cz?owieka z zupe?nie innych przyczyn. Ich zainteresowanie dotyczy nie tyle tego, co mo?esz zrobi? z t? najbli?sz? przestrzeni?, ile Twojego przekonania, ?e jeste? jej w?a?cicielem. Dlatego psycholodzy przestrze? ow? nazywaj? "przestrzeni? osobist?" (personal space). Jest to obszar bezpo?rednio przylegaj?cy do Twojego cia?a, a inni ludzie mog? wkroczy? tam tylko na zaproszenie. Wiele bada? pozwoli?o ustali? wymiary przestrzeni osobistej - rozci?ga si? ona nieco bardziej do przodu ni? do ty?u, a jej górny kres znajduje si? nieco powy?ej szczytu g?owy - i wykaza?o pojawianie si? uczucia skr?powania, gdy przestrze? ta zostaje naruszona. Teoretycy badaj?cy problematyk? przestrzeni osobistej po?wi?cili wiele energii próbom wyja?nienia, dlaczego mo?emy spokojnie sta? bardzo blisko, twarz? w twarz, z obcymi lud?mi w wagonie metra, ale zacz?liby?my krzycze?, gdyby jeden z nich zbli?y? si? do nas na równie blisk? odleg?o?? w ?rodku pomieszczenia biurowego. Mimo ?e potrafimy dostosowa? nasz poziom tolerancji wobec narusze? przestrzeni osobistej do wymogów sytuacji, jest zaskakuj?ce, w jak du?e zak?opotanie mo?e nas wprawi? takie naruszenie, gdy nic go nie uzasadnia albo zdarza, si? ono w nieodpowiednim momencie. To, ?e - jak si? wydaje - ró?ne kultury ustalaj? odmienne wymiary przestrzeni osobistej, oraz to, ?e zasi?g przestrzeni, któr? dana osoba zgadza si? dzieli? z innymi, mo?e ulec rozszerzeniu lub skurczeniu w zale?no?ci od okoliczno?ci, ?wiadczy, ?e przestrze? owa nie stanowi jakiego? zasadniczego, nienaruszalnego elementu naszej percepcji, lecz jest poj?ciem wyuczonym. Tym samym mamy tu do czynienia ze znacznie bardziej elastycznym typem "przestrzeni". Z drugiej strony, mózg przechowuje odmienn? my?low? reprezentacj? dok?adnie tej samej przestrzeni fizycznej. Jest to model przestrzeni, który - w przeciwie?stwie do "przestrzeni osobistej" - nie zawiera tre?ci emocjonalnych i pozwala kierowa? oczyma, d?o?mi oraz ca?ym cia?em dzia?aj?cym w ramach tej przestrzeni. Neuropsycholog Otto-Joachim Grusser z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie podkre?la, ?e jest to tylko jedna spo?ród wielu otaczaj?cych nas przestrzeni o ró?nych rozmiarach (warto tu przypomnie? fragment Rozdzia?u 5, gdzie mowa o pacjencie, który w znacznie mniejszym stopniu ignorowa? przestrze? odleg?? o rzut lotk? ni? przestrze? w swoim bezpo?rednim zasi?gu). Za granicami bezpo?rednio otaczaj?cej Ci? przestrzeni zaczyna si? przestrze?, w ramach której mo?esz dzia?a? swobodnie. Grusser twierdzi, ?e dobrze znane uczucie niepokoju, które ogarnia Ci?, gdy próbujesz przej?? z zamkni?tymi oczyma przez szkolne podwórko, pozwala zakre?li? granice tej przestrzeni: po oko?o dziesi?ciu czy pi?tnastu krokach osi?gasz punkt, w którym czujesz, ?e musisz otworzy? oczy, by oceni? swoje po?o?enie, nawet je?li doskonale wiesz, ?e przed Tob? nie czyha ?adne niebezpiecze?stwo. U ludzi niewidomych s?uch zast?puje wzrok w rozpoznawaniu bliskiej przestrzeni. Poza granicami tej bliskiej przestrzeni - od odleg?o?ci oko?o pi?tnastu kroków a? po horyzont - rozci?ga si? jeszcze inna przestrze?, która ró?ni si? od dwóch wy?ej omówionych przestrzeni ma?ej skali tym, ?e ulega wypaczeniu. Niebo nie jawi si? nam jako doskonale okr?g?a kopu?a, lecz jakby by?o sp?aszczone: linia horyzontu wydaje si? bardziej oddalona ni? punkt na niebie bezpo?rednio nad nami. Zjawisko to zosta?o udokumentowane w testach percepcyjnych, mo?na je te? ?atwo zaobserwowa? w czasie pe?ni Ksi??yca, kiedy to ulega si? s?ynnemu "z?udzeniu ksi??ycowemu". Ksi??yc, znajduj?c si? tu? nad lini? horyzontu, wydaje si? wi?kszy ni? wtedy, kiedy wisi nad nasz? g?ow?, mimo ?e prosty test polegaj?cy na trzymaniu tabletki aspiryny w wyci?gni?tej r?ce ujawnia, ?e wielko?? Ksi??yca pozostaje taka sama. Niezale?nie od wysoko?ci, na której widnieje Srebrny Glob, mo?na zas?oni? go tabletk?. Wyja?nienie tego z?udzenia wi??e si? ze sposobem postrzegania odleg?o?ci dziel?cej nas od Ksi??yca. Ka?dy obiekt na poziomie horyzontu wydaje si? bardziej oddalony ni? ten sam obiekt, umieszczony bezpo?rednio nad nami, poniewa? nasza wizualna "bardzo odleg?a" przestrze? ma niskie sklepienie. Mózg musi wi?c upora? si? z nast?puj?cym dylematem: gdy Ksi??yc jest na linii horyzontu, wydaje si? bardziej odleg?y, ni? gdy wisi nam nad g?ow?, zarazem jednak wielko?? jego obrazu powstaj?cego na siatkówce oka jest w obu przypadkach identyczna. Jedyny sposób wyja?nienia tej pozornej sprzeczno?ci to uzna?, ?e gdy Ksi??yc znajduje si? tu? nad horyzontem, jest znacznie wi?kszy. Drugi etap tego z?udzenia ma pod?o?e psychologiczne - Ksi??yc najpierw uznany za wi?kszy na podstawie logicznych przes?anek, zaczyna nam si? wydawa? rzeczywi?cie wi?kszy. Ty sam pozostajesz ca?kowicie nie?wiadomy tego procesu - Ksi??yc po prostu wydaje Ci si? wielki - ale mo?esz ?atwo uwolni? si? od tego z?udzenia, je?li popatrzysz na to samo do góry nogami. Po spojrzeniu na prawdziwy Ksi??yc lub nawet na obrazek przedstawiaj?cy wielki Ksi??yc wisz?cy tu? nad horyzontem, odwró? ten obrazek lub schyl si? tak, by patrze? na Ksi??yc poprzez rozstawione nogi. Poniewa? horyzont przestaje by? w takiej sytuacji punktem odniesienia, zobaczysz Ksi??yc takim, jakim by? go widzia?, gdyby znajdowa? si? nad Twoj? g?ow?, i b?dziesz mia? wra?enie, ?e Ksi??yc si? zmniejszy?. Rozumowanie takie prowadzi do wniosku, ?e jeste?my otoczeni przez wiele percepcyjnych kulistych przestrzeni ró?nej wielko?ci, zawartych jedna w drugiej. Najbli?sza z tych, podobnych do skórek cebuli, przestrzeni obejmuje miejsce, gdzie spoczywa fili?anka (teraz ju? zimnej) kawy. Okre?lenie w ramach tej przestrzeni po?o?enia fili?anki musi nast?pi?, by mo?na by?o po ni? si?gn??, ale równie wa?na jest ?wiadomo?? po?o?enia oraz pozycji r?k w stosunku do tej fili?anki. Mózg u?ywa receptorów zmys?owych znajduj?cych si? w ko?czynach i w uchu wewn?trznym, by okre?li? zarówno si?? ci??enia grawitacyjnego, jak i po?o?enie ko?czyn wzgl?dem ?rodka Twojego cia?a. Je?li wi?c uniesiesz w bok swoj? wyprostowan? r?k? (przypominaj?c stracha na wróble), Twój mózg - nie u?ywaj?c do tego wzroku - b?dzie wiedzia?, gdzie si? ona znajduje, poniewa? grawitacja poci?gnie Twoj? r?k? w dó?, a receptory zmys?owe w mi??niach potwierdz?, ?e r?ka jest pod takim-to-a-takim k?tem w stosunku do osi Twojego cia?a. Teraz rzecz polega na tym, by dopasowa? map? Twojego cia?a (oboj?tnie jak? ma form?) do tej cz??ci mapy przestrzeni, w której znajduje si? fili?anka, b?d?ca przedmiotem wszystkich tych zabiegów. Problem le?y w tym, ?e istnieje niesko?czona liczba mo?liwych kombinacji, o tym za?, która z nich jest w konkretnej sytuacji w?a?ciwa, decyduj? okoliczno?ci. Spójrzmy na to zagadnienie w nast?puj?cy sposób. Siedzisz na przyk?ad na krze?le, ogl?daj?c porann? telewizj?, a fili?anka kawy znajduje si? obok - po Twojej prawej stronie. Rzucaj?c okiem na fili?ank? (podczas gdy Twoja g?owa pozostaje nieruchoma, bo wpatrujesz si? w ekran telewizora), ustalasz jej po?o?enie, po czym si?gasz po ni?. Mo?esz jednak równie? poruszy? g?ow? zamiast oczyma, zwracaj?c j? w prawo, dopóki oczy, które teraz patrz? prosto, nie natrafi? na fili?ank?. Kiedy tak si? stanie, si?gniesz po ni?. W obu sytuacjach sam ruch si?gania jest identyczny, ale obraz fili?anki na siatkówkach Twoich oczu ró?ni si?: w pierwszym przypadku pada on blisko brzegu [pod warunkiem, ?e po spojrzeniu w stron? fili?anki znowu patrzy si? na wprost - wtedy rzeczywi?cie dostrzega si? j? k?tem oka; przyp. red.], w drugim na sam ?rodek siatkówki. Pozycja Twojej g?owy te? uleg?a zmianie i w Twoim mózgu musia?o co? si? sta?: nale?a?o uwzgl?dni? te ró?nice, a jednocze?nie zapewni? precyzyjne si?gni?cie po fili?ank?. Dzi?ki pos?ugiwaniu si? mapami wszystkie te operacje mo?na wykona?, cho? nie jest to proste. Trzy przyk?ady, zaczerpni?te z bada? naukowych dotycz?cych tych zagadnie?, pozwol? Ci wyrobi? sobie pogl?d na to, jak faktycznie ca?y ten problem jest skomplikowany. Atrakcyjno?? ?ab jako zwierz?t do?wiadczalnych w badaniach neurologicznych wynika z tego, i? nie trzeba si? martwi? o to, ?e przypadkowe, nie kontrolowane my?li przebiegaj?ce przez pó?kule mózgowe mog? zak?óci? wykonywanie zada?, które wymagaj? skupienia si? na danym celu. W istocie, ?aby nie maj? pó?kul mózgowych. Mózgi tych zwierz?t ró?ni? si? od naszych mózgów, podobnie jak chip steruj?cy Twoj? kuchenk? mikrofalow? ró?ni si? od obwodów komputera. ?aby reaguj? w mo?liwy do przewidzenia sposób, gdy w ich przestrzeni osobistej pojawi si? jaki? cel. Dr Paul Grobstein z Bryn Mawr College w stanie Pensylwania analizowa? zjawiska zachodz?ce w mózgu ?aby, gdy pokazuje si? jej fili?ank? zawieraj?c? zamiast kawy jaki? ?ywy ?up - jej "zwierzyn? ?own?". Rzecz jasna, aby b?yskawicznie wyskoczy? i trafi? j?zykiem w cel, ?aba musi umie? dok?adnie okre?li? jego po?o?enie w trzech wymiarach - chodzi tu o kierunek ruchu, odleg?o?? i wysoko??. Grobsteinowi uda?o si? wykaza?, ?e w mózgu ?aby nie wyst?puje pojedynczy o?rodek, który przetwarza wszystkie te informacje. Informacje na temat kierunku przetwarzane s? w pewnych miejscach - warto pami?ta?, ?e w mózgu ?aby nie ma zbyt wielu miejsc - fizycznie oddzielonych od miejsc odpowiedzialnych za informacje o odleg?o?ci i wysoko?ci. Uszkodzenie obwodów nerwowych, które przenosz? informacje o kierunku, mo?e doprowadzi? do takiej oto dziwacznej sytuacji: ca?kiem z boku, na prawo od ?aby, umieszczony zostaje pon?tny owad, na co ?aba natychmiast reaguje atakiem na w?a?ciwej wysoko?ci, przy czym zwierz? wyskakuje wykorzystuj?c tak? si??, jaka potrzebna jest do pokonania odleg?o?ci dziel?cej je od ?upu. I tu pojawia si? drobny problem - ?aba mierzy prosto przed siebie. Niezale?nie od tego, gdzie faktycznie znajduje si?. cel, ?aby z takim uszkodzeniem mózgu zawsze atakuj? punkt po?o?ony dok?adnie na wprost od nich. Jest oczywiste, ?e widz? one cel, poniewa? ich reakcja nast?puje natychmiast po tym, jak zostaje on pokazany. S? one ?wiadome zarówno odleg?o?ci, jak i wysoko?ci jego po?o?enia, nie maj? natomiast poj?cia, w jakim kierunku si? znajduje. Mo?liwe, ?e dalsze eksperymenty ujawni?, i? odleg?o?? i wysoko?? s? równie? obliczane w niezale?nych od siebie rejonach mózgu ?aby, cho? ju? z dotychczasowych bada? wynika, ?e zlokalizowanie i po?arcie ?upu nie jest dla ?aby dzia?aniem opartym na prostych odruchach, jak uprzednio s?dzono. Kusz?c? wydaje si? prób? wyobra?enia sobie, co taka sytuacja mo?e dla ?aby znaczy? Najprostsza odpowied? brzmia?aby: nie znaczy nic. To raczej nieprawdopodobne, by malutki p?azi mózg by? zdolny do refleksji - zapewne nie po?wi?ca ani chwili na zastanowienie siej dlaczego nie uda?o si? z?apa? owada. Wydaje si?, ?e mózg ?abi zbiera informacje o tym, i? w jej zasi?gu pojawi? si? owad, po czym nakazuje mi??niom nóg, by wykona?y skok, a j?zykowi by chwyci? ?up. Je?li nie sko?czy si? to przek?sk?, to trudno. ?aba powraca do stanu oczekiwania, nie odczuwaj?c ?alu czy zdziwienia. W ko?cu jest to zwierz?, którego oczy s? zaprogramowane tak, by postrzega? ma?e, ciemne, poruszaj?ce si? obiekty i wyró?nia? je spo?ród wi?kszo?ci innych bod?cowi wzrokowych - dzi?ki temu radzi sobie ona doskonale z ?apaniem poruszaj?cych si? much. Z drugiej jednak strony, ?aba umieszczona w klatce zawieraj?cej stert? nie?ywych (a wi?c nieruchomych) much zginie z g?odu, poniewa? nie b?dzie mog?a ich dostrzec. Czy wi?c mo?emy wczu? si? w sytuacj? ?aby? By?oby to bardzo trudne: po cz??ci dlatego, ?e nigdy nie uda si? nam dowiedzie?, co sprawia, ?e ?aby z opisanym wy?ej uszkodzeniem mózgu zawsze celuj? prosto przed siebie. Czy mózg ?aby "my?li", ?e owad rzeczywi?cie si? tam znajduje, i - wychodz?c z owej (b??dnej) oceny - nakazuje skok w tym kierunku? Czy te? mózg ?aby nie ma w tej sytuacji w ogóle dost?pu do ?adnych informacji dotycz?cych kierunku, w wyniku czego nakazuje on skok do przodu, poniewa? ten kierunek skoku wybierany jest automatycznie, gdy brak szczegó?owych instrukcji? Gdyby?my znale?li si? w takiej samej sytuacji, doznaj?c z?udzenia, ?e cel znajduje si? bezpo?rednio przed nami, byliby?my bardzo sfrustrowani, gdyby?my po próbie si?gni?cia i z?apania stwierdzili, i? schwytali?my jedynie powietrze. Równie denerwuj?cym doznaniem - sk?din?d bardzo trudnym do wyobra?enia - by?aby taka sytuacja: wiemy, ?e gdzie? w pobli?u jest jaki? obiekt, i chocia? umiemy dok?adnie okre?li?, jak wysoko i jak daleko od nas si? on znajduje, nie mamy bladego poj?cia o tym, w którym kierunku nale?y go szuka?. Czy czuliby?my si? jak w sali pe?nej luster, w której widzimy ten sam przedmiot niezale?nie od tego, w jakim zwrócimy si? kierunku - a wi?c mieliby?my do czynienia z czym? w rodzaju kalejdoskopu wewn?trz naszego uk?adu wzrokowego? A mo?e nierozs?dne jest nawet podejmowanie prób odgadni?cia, jakie by?oby to odczucie? W?ród filozofów toczy si? gor?cy spór o to, czy mo?na dowiedzie? si?, co znaczy by? ?ab?. Je?li mózg ?aby, jak wielu badaczy podejrzewa, nie ma wbudowanej samo?wiadomo?ci, to nawet sama ?aba nie potrafi?aby odpowiedzie? na to pytanie. Podczas gdy psycholodzy, etolodzy i filozofowie przegryzaj? si? przez te kwestie, wyniki eksperymentów, w których bior? udzia? ludzie, wskazuj?, ?e mi?dzy ?abami a lud?mi istniej? Pewne punkty styczne. Martha Flanders i John Soechting z Uniwersytetu Stanu Minnesota przeprowadzaj? badania na innych królikach do?wiadczalnych - studentach m?odszych lat kierunków uniwersyteckich. Chocia? studenci zajmuj? nieco wy?sz? ga??? drzewa filogenetycznego ni? ?aby (czy te? odleg?? ga???, je?li przyjmiemy punkt widzenia wolny od gatunkowych uprzedze?), wykazuj? oni wiele cech wspólnych z ?abami, przynajmniej gdy maj? odnale?? jaki? obiekt. W eksperymentach przedmiot stanowi?cy cel by? pokazywany studentom przez krótk? chwil?, po czym - po jego usuni?ciu i zgaszeniu ?wiate? - proszono badanych, by wskazali r?k? punkt, w którym przedmiot ten si? znajdowa?. Studenci regularnie pope?niali b??dy, które nie doi tyczy?y kierunku, lecz odleg?o?ci: czasami umieszczali przedmiot a? 10 cm bli?ej, ni? nale?a?o, chocia? bez trudu si?gn?liby dalej. Analiza tych b??dów wykaza?a, ?e studenci przetwarzaj informacje o po?o?eniu przedmiotu wzd?u? osi wschód-zachód niezale?nie od informacji o jego odleg?o?ci oraz o wysoko?ci, na której si? znajdowa? - a wi?c zachowywali si? niemal tak sam? jak ?aby. Pogl?d, ?e nasz mózg zawiera elementy mózgu gada (lub co najmniej p?aza), jest wi?c s?uszny, przynajmniej je?li chodzi o si?ganie po przedmioty oraz chwytanie ich. Uzupe?nieniem powy?szych wyników s? prace psychologii z Uniwersytetu Zachodniego Ontario, Mela Goodale'a, którjlj wraz ze wspó?pracownikami ustali?, ?e w mózgu wiedza o tym gdzie znajduje si? przedmiot taki jak fili?anka kawy, jest oddzielona od umiej?tno?ci si?gni?cia po fili?ank? i umiej?tno?ci wzi?cia jej do r?ki. Goodale pracowa? z dwoma pacjentkami, które dozna?y obra?e? mózgu: obie badane stanowi?y w pewnym sensie swe lustrzane odbicia. U jednej pacjentki, oznaczonej inicja?ami D.F., o?rodki wzrokowe w mózgu uleg?y uszkodzeniu wskutek zatrucia tlenkiem w?gla. Je?li poka?e si? jej zbiór asymetrycznych przedmiotów o ró?nych kszta?tach (taj kich jak kamyki na pla?y), to na podstawie ich wygl?du D.F nie b?dzie potrafi?a ustali?, które z nich s? takie same. Druga pacjentka Goodale'a, znana jako R.V., która dozna?a uszkodze? w innych rejonach mózgu, nie mia?a k?opotów z dostrzeganiem ró?nic i podobie?stw mi?dzy takimi przedmiotami. Sytuacja uleg?a ca?kowitemu odwróceniu, gdy obie pacjentki proszono o wzi?cie tych przedmiotów do r?ki. Pomy?l o tym podczas nast?pnych zakupów w sklepie samoobs?ugowym. Kiedy bierzesz do r?ki obiekty o nieregularnych kszta?tach, takie jak ziemniaki, gruszki czy kawa?ki ?wie?ego imbiru, zwykle wybierasz dwa ?atwe do uchwycenia punkty, znajduj?ce si? na przeciwleg?ych stronach przedmiotu i ustawiasz swój kciuk oraz palec wskazuj?cy w taki sposób, by wyl?dowa?y one w tych punktach. Jest to jeszcze jedna czynno??, któr? wykonujesz bez udzia?u my?li, ale z wielk? precyzj?. R.V., kobieta nie maj?ca trudno?ci z odró?nieniem dwóch przedmiotów danego typu, jest mimo to niezdolna do uchwycenia ich w normalny sposób. W czasie eksperymentów cz?sto wybiera niew?a?ciwe punkty, które nie zapewniaj? stabilno?ci jej palcom. Dany przedmiot mo?e pewnie uchwyci? dopiero po dotkni?ciu go. Innymi s?owy, gdy przychodzi do wzi?cia tych przedmiotów do r?ki, pacjentka nie potrafi wykorzysta? swej umiej?tno?ci przeprowadzania wzrokowej analizy ich kszta?tów. Przypadek D.F. jest dok?adnie odwrotny. Kobieta ta nie ma poj?cia, jak odró?ni? od siebie ogl?dane kszta?ty - nie zdaje sobie nawet sprawy, ?e istniej? mi?dzy nimi jakie? ró?nice. Mimo to potrafi wzi?? przedmioty do r?ki równie sprawnie jak Ty czy ja, swobodnie, lecz nieomylnie wybieraj?c miejsca odpowiednie do uchwycenia. Porównanie przypadków tych dwóch pacjentek potwierdza opini? Goodale'a, ?e zobaczenie na pobliskim stole fili?anki z kaw? zapocz?tkowuje dwa oddzielne procesy my?lowe. Jeden skupia si? na istocie samej fili?anki, pozwalaj?c Ci okre?li? jej wymiary oraz ustali?, co ró?ni j? od innych fili?anek i gdzie dok?adnie si? ona znajduje. Drugi strumie? aktywno?ci umys?owej - wywo?any widokiem owego naczynia - sprawi, ?e zacznie si? czynno?? si?gania po t? fili?ank?. Oba te procesy maj? swój pocz?tek w o?rodkach wzrokowych po?o?onych z ty?u mózgu - tam pierwotnie prosty obraz fili?anki nabiera kszta?tów, posuwaj? si? nast?pnie ku przedniej cz??ci mózgu (i ulegaj?c dalszemu przetwarzaniu) i obieraj? ró?ne drogi: si?ganie po fili?ank? anga?uje drog? biegn?c? w gór? w kierunku szczytu kory mózgowej, podczas gdy wiedza o fili?ance anga?uje drog? biegn?c? ni?ej, wiod?c? wzd?u? p?atów skroniowych. W zale?no?ci od tego, która z tych dróg zostanie uszkodzona, albo wiedza o fili?ance zostanie zachowana, ale utraci si? umiej?tno?? dok?adnego si?gania po ni? (przypadek R.V.), albo doskonale potrafi si? si?gn?? po fili?ank? i wzi?? j? do r?ki, nie wiedz?c jednocze?nie, a przynajmniej nie umiej?c opisa?, jaki jest kszta?t tej fili?anki i czym ró?ni si? ona od innych (przypadek D.F.). Mel Goodale próbuje przeciwstawi? swoj? koncepcj? tradycyjnemu punktowi widzenia; dawniej owe dwa strumienie Informacji okre?lano jako "co" i "gdzie", podczas gdy Goodale s?dzi, ?e mamy tu do czynienia z "co i gdzie" oraz "jak po to si?gn??". Tyle zachodu z powodu marnej fili?anki kawy. Przypomina mi to pewn? wypowied? Tomaso Poggio z MIT, pioniera prac nad wzrokiem robotów. Uczony ten zwróci? uwag?, ?e cho? wszyscy jeste?my a? nazbyt ?wiadomi tego, z czym nasz mózg radzi sobie najmniej sprawnie - na przyk?ad z niedawno wyuczonymi (przynajmniej z perspektywy ewolucji) zaj?ciami, takimi jak matematyka czy filozofia - wci?? nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak niezwykle skuteczny jest mózg, gdy chodzi o proste (i odwieczne) umiej?tno?ci, na przyk?ad ogl?danie ró?nych przedmiotów (cho?by fili?anki). Doda?bym tylko, ?e nic tak naprawd? nie jest proste. ROZDZIA? 8 - CZ?OWIECZEK Ludzkie mózgi najbardziej przyci?gaj? nasz? uwag? wtedy, gdy dokonaj? czego? spektakularnego, czy b?dzie to monolog Robina Williamsa czy te? równanie Stephena Hawkinga. B?yskotliwe osi?gni?cia mog? by? nawet czasem udzia?em mózgów, którym daleko jest do doskona?o?ci. Genialni odmie?cy, kiedy? okre?lani w krajach anglosaskich mianem idiot souant, czyli opó?nieni w rozwoju osobnicy dysponuj?cy jak?? zdumiewaj?c? umiej?tno?ci?, potrafi? na przyk?ad poda? dzie? tygodnia odpowiadaj?cy dowolnej dacie albo zagra? trudny utwór muzyczny, wys?uchawszy go tylko jeden raz. Jednak wyczynianie podobnych cudów nie jest podstawowym zadaniem mózgu. Jego codzienna praca polega na ?mudnym, ale niezb?dnym utrzymywaniu cia?a we w?a?ciwym stanie fizjologicznym, a tak?e na sprawdzaniu tego stanu sekunda po sekundzie. Rzadko kiedy zwracamy uwag? na t? dzia?alno?? mózgu - du?a Jej cz??? nigdy w ogóle nie dociera do naszej ?wiadomo?ci i, w przeciwie?stwie do my?li Hawkinga czy Williamsa, nie mo?e zosta? zwerbalizowana. Chocia? dzia?alno?? ta nie jest spektakularna i pozostaje niezauwa?ona, programuje j? bardzo pomys?owy mechanizm umys?owy. Jednym z codziennych zada? mózgu jest czuwanie nad po?o?eniem i ukierunkowaniem ko?czyn, tu?owia i g?owy, ?eby umo?liwi? proste ?yciowe czynno?ci, takie jak wzi?cie do r?ki fili?anki kawy. Nie musisz o to dba? - Twój mózg utrzymuje obraz cia?a niezale?nie od tego, czy jeste? tego ?wiadom czy nie. Mo?esz zwraca? na to uwag?, je?li zechcesz, ale proces ten nie ustaje, je?li tego nie robisz. Obrazu swojego cia?a ?atwo mo?na do?wiadczy?: zamkn?wszy oczy potrafisz sobie dok?adnie uzmys?owi?, jakie jest po?o?enie wszystkich cz??ci Twojego cia?a w przestrzeni. Znaczniej trudniej jednak zrozumie?, w jaki sposób Twój mózg tworzy taki obraz, ale proces ten zaczyna si? od powstaj?cej w mózgu mapy ca?ej powierzchni Twojego cia?a. Mapa cia?a w mózgu zwana jest dotykowym homunkulusem, przy czym ostatnie s?owo znaczy 'cz?owieczek'. To dziwne s?owo ma ciekaw? histori?, zwi?zan? z dziejami nauki. W siedemnastym i osiemnastym wieku powszechnie uwa?ano, ?e ka?dy ludzki plemnik (wed?ug innych teorii - jajo) zawiera w sobie miniaturow? osob?, która po zap?odnieniu rozwija si? w p?ód. T? teori? okre?lano mianem preformacjonizmu, a cz?owieczka zwano homunkulusem. Zwykle przedstawiano go skulonego w przedniej cz??ci plemnika czy jaja, z r?koma oplecionymi wokó? kolan, w pozycji bardziej niewygodnej ni? pozycja pasa?erów kabin pierwszych statków kosmicznych. Teoria ta dostarczy?a przekonuj?cego dowodu na to, ?e to, w co si? wierzy, staje si? tym, co si? widzi: mikroskop, wynaleziony pod koniec siedemnastego wieku, pozwoli? wielu naukowcom wmówi? sobie, ?e po raz pierwszy uda?o im si? ujrze? owych miniaturowych ludzi. Oczywi?cie plemnik znajduj?cego si? w plemniku homunkulusa musia? zawiera? inne homunkulusy i tak dalej, i tak dalej. Zgodnie z powy?szym rozumowaniem ostatni homunkulus w tym ci?gu musia? by? przedstawicielem ostatniego pokolenia ludzi na Ziemi, natomiast Adam lub Ewa musieli nosi? w swoich plemnikach czy te? komórkach jajowych ca?o?? przysz?ej rasy ludzkiej. Koncepcj? cz?owieczka obecnego w ka?dym plemniku porzucono dawno temu, ale zaistnia?a ona ponownie w dziedzinie bada? mózgu jako obraz cz?owieczka przedstawiaj?cy to, jak nasze cia?o jest reprezentowane w mózgu. Pasmo tkanki mózgowej biegn?ce w poprzek szczytowej cz??ci mózgu, z jednej strony na drug?, odbiera wra?enia przekazywane przez receptory dotyku rozrzucone na ca?ej powierzchni skóry. Po drodze do mózgu wra?enia te s? sortowane w taki sposób, ?e w obr?bie homunkulusa wra?enia pochodz?ce ze stóp docieraj? blisko miejsca, do którego dochodz? wra?enia wysy?ane przez nogi. Te za? wra?enia s?siaduj? z wra?eniami docieraj?cymi z tu?owia i tak dalej. Gdyby ka?dy neuron móg? wyprodukowa? malutki obrazek tego kawa?eczka skóry, z którego otrzymuje wra?enia, podobny do pojedynczego punktu ?wietlnego na ekranie wideo, taka punktowa reprezentacja powierzchni cia?a rozci?ga?aby si? na powierzchni mózgu. Homunkulus jest elektrycznym odpowiednikiem tej reprezentacji. Dotknij swojego kolana, a kolano homunkulusa "zapali si?", czyli nast?pi masowa aktywacja komórek mózgowych, widoczna jako ostre szczyty na wykresie. W mózgu doznania to nic innego jak wzorzec wy?adowa? elektrycznych. Homunkulus to zbiór komórek mózgowych nastawionych na odbiór sygna?ów pochodz?cych z okre?lonych regionów powierzchni cia?a, które to sygna?y tworz? portret cia?a, ró?ni?cy si? od wi?kszo?ci portretów z dwu istotnych powodów. Poniewa? prawa pó?kula otrzymuje informacje z lewej strony cia?a i vice versa, obraz cia?a zapisany na powierzchni mózgu sk?ada si? w rzeczywisto?ci z dwóch "pó?cia?", z których ka?de zawiera si? w jednej pó?kuli. Z palcami stopy wetkni?tymi w szczelin? mi?dzy praw? i lew? pó?kul? wyleguj? si? one na plecach, z g?ow? zwieszon? w dó?, na powierzchni kory mózgowej. Gdy po?askoczesz swoje palce u nóg, wra?enia dotr? do szczytu, do najwy?ej po?o?onej cz??ci tego pasma tkanki mózgowej; gdy zaci?gniesz pasy bezpiecze?stwa na swoim ramieniu, nacisk pasów zostanie zarejestrowany ni?ej, po odpowiedniej stronie mózgu. Ale we?my poca?unek w usta! Dociera on znacznie ni?ej, mniej wi?cej na wysoko?? górnej cz??ci uszu. Poza rym cia?o reprezentowane jest na powierzchni mózgu w zniekszta?conej formie: stanowi karykatur? istoty ludzkiej o zbyt du?ej g?owie, ogromnych wargach i palcach jak kie?basy. Zniekszta?cenia te odzwierciedlaj? fakt, ?e pewne cz??ci cia?a, takie jak wargi i koniuszki palców, maj? wi?ksz? wra?liwo?? na dotyk ni? inne, poniewa? receptory dotyku s? na nich g??ciej rozmieszczone. Wszystkie te receptory wysy?aj? sygna?y do mózgu, dlatego te? cz??ci cia?a obdarzone wi?ksz? liczb? receptorów potrzebuj? wi?cej miejsca na powierzchni mózgu. Tak wi?c w mózgu wra?liwo?? na dotyk odpowiada wielko?ci powierzchni. Wynikiem tego jest groteskowy kszta?t cia?a dotykowego homunkulusa: miniaturowy tu?ów, r?ce i nogi dziwacznie pomniejszone, w porównaniu z rozpostart? r?k? i d?ugim, wyci?gni?tym kciukiem. Dalej, za ko?cem kciuka, oddzielona od reszty cia?a, znajduje si? twarz homunkulusa, w której oczy i nos zdominowane s? przez wargi. Poni?ej twarzy le?? Jedne obok drugich: z?by, dzi?s?a i j?zyk. Fakt, ?e proporcje homunkulusa s? zniekszta?cone, jest w pe?ni uzasadniony: rzeczom wa?nym mózg powinien po?wi?ca? wi?cej energii. Rzadko zdarza si? sytuacja, w której istotne by?oby rozró?nienie dwóch odleg?ych o par? centymetrów dotkni?? Twoich pleców. Ale w przypadku kciuka kilka centymetrów w jedn? lub drug? stron? decyduje o tym, czy jak?? rzecz utrzymasz czy te? j? upu?cisz. Zwracamy wi?c wi?ksz? uwag? na nasze d?onie i twarz, a szczególnie usta. Inne zwierz?ta maj? swoje w?asne wersje reprezentacji cia?a w mózgu i ka?da z nich podlega zasadzie, ?e najbardziej wra?liwe cz??ci cia?a s? nieproporcjonalnie du?e. Tak zwany ratunkulus {'szczurek' - przyp. t?um.) ma pyszczek tej samej wielko?ci co reszta cia?a, a ka?demu jego w?sowi odpowiada oddzielny obszar mózgu. Batunkulusa ('nietoperzyk' - przyp. t?um.) cechuj? odrzucone do ty?u ko?czyny - zwykle tak w?a?nie u?o?one s? w czasie lotu. Znaczny post?p w poznaniu kszta?tu homunkulusa umo?liwi?y prace kanadyjskiego neurochirurga Wildera Penfielda. Przygotowywa? on chorych do operacji, której celem by?o z?agodzenie ci??kich objawów padaczki. Operacje te wymaga?y otwarcia czaszki i Penfield mia? rzadk? okazj?, by wytyczy? kontury homunkulusów pacjentów. Chocia? koncepcja homunkulusa opiera si? na solidnych podstawach i zapewne stosuje si? do wszystkich ssaków, wyniki ostatnich bada? wskazuj?, ?e plan cia?a w korze mózgowej nie jest niezmienny. Obraz cia?a powstaje - pos?u?my si? porównaniem do wideo - jak gdyby na zwolnionym filmie, z tym, ?e zmiany mog? zachodzi? raczej w ci?gu miesi?cy ni? sekund. Je?li ma?pki b?d? sp?dza? oko?o godziny dziennie, u?ywaj?c okre?lonego palca do kr?cenia kr??kiem, to po up?ywie trzech miesi?cy wielko?? obszaru koty mózgowej po?wi?conego odbiorowi wra?e? z tego palca zostanie zwi?kszona kosztem obszaru innych palców. Je?li zmiany tego typu mog? zachodzi? w ci?gu zaledwie trzech miesi?cy, to jak wygl?daj? homunkulusy innych wysoce wytrenowanych istot, takich jak gimnastycy, akrobaci ?wicz?cy na trapezie czy piani?ci? Ustalono ju?, ?e u ludzi niewidomych, którzy ucz? si? alfabetu Braille'a, powi?kszeniu ulegaj? obszary kory mózgowej przeznaczone do odbioru sygna?ów z palców bior?cych udzia? w czytaniu. Czy intensywny wysi?ek, z którym mamy do czynienia w tym przypadku, jest niezb?dny w ka?dej sytuacji? By? mo?e, homunkulus maszynistki u?ywaj?cej tylko jednego palca spoczywa na powierzchni mózgu, przygnieciony jednym, olbrzymim paluchem. Przypadek homunkulusa ilustruje wa?n? zasad? organizacji mózgu: to nie charakter nap?ywaj?cego sygna?u, lecz miejsce, do którego dociera, okre?la nasz? percepcj?. Gdyby? móg? pods?uchiwa? sygna?y docieraj?ce do mózgu z nerwów czuciowych w Twojej szyi i Twoim kolanie, nie móg?by? rozró?ni? owych sygna?ów - ka?dy z nich by?by ci?giem elektrycznych impulsów i nie istnia?aby ?adna wskazówka co do ich ?ród?a. Ale - dzi?ki odpowiednim po??czeniom w mózgu - sygna?y z szyi i kolana docieraj? do ró?nych miejsc na ciele dotykowego homunkulusa; w?a?nie ta ró?nica po?o?enia pozwala Ci ustali?, gdzie w danej chwili poczu?e? dotyk. Gdyby dotkni?to elektrod? przegubu r?ki Twojego homunkulusa, odczu?by? to nie na powierzchni Twojego mózgu, lecz na przegubie. Odczucie takie mo?e by? wzmocnione przez inne procesy my?lowe, takie jak oczekiwanie (wyczuwanie dolnego stopnia schodów w ciemno?ci) czy l?k (otarcie si? o ?uskowat? skór? w mrocznej jaskini). Mo?na nawet "w??czy?" ?wiadomo?? homunkulusa. Po?wi?? chwil?, aby poczu? ubranie na swoim ciele. Robi?c to, stajesz si? ?wiadomy wielu wra?e?, które ca?y czas by?y obecne, lecz nie zauwa?ane. Gdy raz zostan? o?wietlone reflektorem uwagi, bardzo trudno jest zdj?? je ze sceny. Nawet pozornie prosta kwestia: w jaki sposób wra?enia dotykowe zostaj? u?wiadomione, budzi liczne kontrowersje. Wydaje si? to proste: mucha l?duje na Twoim nadgarstku, impulsy w?druj? od receptorów dotyku poprzez rdze? kr?gowy do nadgarstka homunkulusa, czujesz malutkie nó?ki muchy i strzepujesz j? z r?ki. Wszystko to trwa znacznie krócej ni? sekunda. Ten prosty opis zosta? jednak podany w w?tpliwo?? po serii do?wiadcze?, prowadzonych od lat sze??dziesi?tych przez Benjamina Libeta z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Libet, podobnie jak przed nim Wilder Penfield, mia? niezwyk?? sposobno?? badania pacjentów, których mózgi ods?aniano w czasie operacji, ale którzy mimo to pozostawali przytomni i czujni. Libet móg? wi?c prosi? ich o porównanie dwóch ró?nych wra?e?, z których jedno wywo?ane by?o przez dotkni?cie elektrod? nadgarstka pacjenta, drugie za? przez u?ycie tej samej elektrody do stymulacji "nadgarstka" dotykowego homunkulusa. Je?li taki eksperyment przeprowadzi si? starannie, pacjent powinien w obu przypadkach odczuwa? to samo: dotkni?cie nadgarstka - z t? jedyn? ró?nic?, ?e bezpo?rednia stymulacja obszaru homunkulusa odpowiadaj?cego nadgarstkowi skraca normaln? drog? takiego sygna?u czuciowego. Libet stwierdzi?, ?e pacjenci faktycznie w obu przypadkach odczuwali dotkni?cie nadgarstka, ale zaobserwowa? te? co?, co stanowi?o spor? niespodziank?. Je?eli zaczyna? od stymulacji lewej strony mózgu (co pacjent odczuwa? jako dotkni?cie prawego nadgarstka), a potem dotyka? nadgarstka lewej r?ki pacjenta, to badany donosi?, ?e jego wra?enia nast?powa?y w odwrotnej kolejno?ci: dotkni?cie lewego nadgarstka poprzedza?o dotkni?cie prawego nadgarstka. Jest to bardzo dziwne: nawet gdyby kontakt z obiema elektrodami zaistnia? dok?adnie w tym samym momencie, bezpo?rednia stymulacja mózgu powinna by? odczuwana wcze?niej z prostego powodu: doj?cie impulsu z nadgarstka do mózgu wymaga przecie? czasu. Podczas eksperymentu nadgarstka dotykano elektrod? jednak oko?o dwie dziesi?te sekundy pó?niej ni? mózgu, a mimo to pacjenci najpierw stawali si? ?wiadomi dotkni?cia r?ki. Wyniki tych do?wiadcze? trudno wyja?ni?. Libet wysuwa tez?, ?e istnieje pewna ró?nica mi?dzy rzeczywistym sygnalizowaniem zdarze? a u?wiadamianiem ich sobie, oraz twierdzi, ?e chocia? sygna? z nadgarstka pojawi? si? pó?niej ni? sygna? bezpo?rednio dostarczony mózgowi, zosta? on "odniesiony do wcze?niejszego punktu w czasie". Innymi s?owy, gdy stajemy si? ?wiadomi sygna?u z nadgarstka, wydaje si? nam, ze sygna? ten nast?pi? wcze?niej ni? naprawd? si? to zdarzy?o; mo?na powiedzie?, ?e jest to sytuacja, w której mózg wprowadza w b??d umys?. Powy?sza interpretacja zosta?a przyj?ta z wielkim niesmakiem, gdy? jak gdyby potwierdza tez? o oddzieleniu mózgu, ci??ko pracuj?cego narz?du, który postrzega i zapisuje zdarzenia, od umys?u, czyli miejsca, gdzie faktycznie stajemy si? ich ?wiadomi. Obecnie wi?kszo?? badaczy mózgu uwa?a, ?e mi?dzy tymi dwoma elementami nie ma ?adnej ró?nicy: mózg jest umys?em, nie brakuje wi?c krytycznych opinii o badaniach Libeta. Jedni wskazuj? na fakt, ?e do?wiadczenia te nie zosta?y powtórzone; inni sugeruj?, ?e pacjenci badani podczas eksperymentów Libeta mogli po prostu doznawa? z?udzenia, ?e jedno zdarzenie poprzedza?o drugie, podobnie jak wszyscy jeste?my skutecznie wprowadzani w b??d przez iluzje optyczne. Jeszcze inni krytycy utrzymuj?, ?e w rzeczywisto?ci nie jest mo?liwe dok?adne ustalenie momentu, w którym stajemy si? ?wiadomi danego zdarzenia, poniewa? ?wiadomo?? miesza percepcje i my?li Jak krupier tasuj?cy karty w kasynie w Las Yegas: patrz?c na swoj? r?k?, nigdy nie mo?esz by? pewny, które karty da? Ci najpierw. Z najwi?ksz? krytyk? spotka?a si? jednak wysuni?ta przez Libeta teza, ?e mózg znakuje zdarzenia - u?ywaj?c b??dnego kodu czasowego - zanim jeszcze staniemy si? ich ?wiadomi. Eksperymenty Libeta wci?? domagaj? si? jakiego? wyt?umaczenia. Trzeba jednak przyzna?, ?e pokazuj? one, i? odczuwanie otaczaj?cego nas ?wiata, a nawet ubrania, które w danej chwili nosimy, nie jest spraw? prost?. Nawet gdy pominiemy do?wiadczenia Libeta, ?atwo wykaza?, ?e odczuwanie jakiej? rzeczy to znacznie wi?cej ni? samo wykrycie sygna?u docieraj?cego do dotykowego homunkulusa. To tylko pocz?tek: nast?pnie mózg zaczyna interpretowa? te informacje i mo?e nawet przypisa? znaczenie prostemu uk?adowi sygna?ów dotykowych. Do?wiadczenia, w których po ludzkiej skórze wodzono drewnianym patyczkiem, tak aby zakre?la? ma?e litery alfabetu, ujawni?y, ?e litera odbierana jako "b", gdy kre?lono j? na wewn?trznej stronie d?oni, mo?e by? identyfikowana jako "d", gdy pojawia si? na wierzchu d?oni. W rzeczywisto?ci to samo dotyczy ca?ego cia?a: wszystko to, co nakre?lono z przodu, jest lustrzanym odbiciem tego samego rysunku nakre?lonego z ty?u. Ten sam efekt mo?na uzyska? nawet wtedy, gdy dotyka si? ca?y czas tej samej powierzchni cia?a - gdy trzymasz d?o? tak, ?e jej wn?trze skierowane jest na zewn?trz, litera "b" jest na ogó? odczuwana jako "d", ale gdy zwrócisz d?o? ku sobie, ten sam ruch patyczka zostanie odczytany jako "b". Ale Jak to mo?liwe? Litera .b" na Twojej d?oni to "b" na Twojej d?oni i trudno mie? wi?ksze w?tpliwo?ci co do tego, ?e pierwotne wra?enie tej w?a?nie litery zostaje bez ?adnych zmian wys?ane do w?a?ciwego miejsca na powierzchni dotykowego homunkulusa. A jednak gdzie? indziej, w wy?szego rz?du o?rodkach przetwarzania informacji, owa niedwuznaczna interpretacja dotyku jest ponownie analizowana z uwzgl?dnieniem informacji o po?o?eniu - równie? wzgl?dem ?rodka cia?a - konkretnego kawa?ka skóry, który zosta? dotkni?ty. Nie obserwuje si? ?adnego widocznego opó?nienia wynikaj?cego z tego dodatkowego przetwarzania, ale, by? mo?e, dzieje si? tak, poniewa? nie stajesz si? ?wiadomy dotkni?cia a? do momentu, gdy Twój mózg sko?czy je analizowa?. Jeszcze bardziej przekonuj?cych dowodów dostarczaj? badania zjawiska jednostronnej nieuwagi. Morris Moscovitch z Uniwersytetu w Toronto - wspó?pracuj?c z Marlene Behrmann - wykaza?, ?e u pacjentów dotkni?tych jednostronn? nieuwag? brak ?wiadomo?ci lewej strony ?wiata dotyczy nawet zwyk?ego dotykania r?k, wra?e?, co do których mo?na by oczekiwa?, ?e pow?druj? bezpo?rednio do dotykowego homunkulusa i oznajmi? tam swoj? obecno??. A jednak dotkni?cie nadgarstka po prawej stronie - gdy wn?trze d?oni zwrócone jest do góry - tam, gdzie mierzysz swój puls, b?dzie przez badanych odczuwane, podczas gdy ich uwadze umyka dotkni?cie par? centymentrów bardziej na lewo. Je?li teraz pacjentka odwróci sw? d?o?, to powtarzaj?c do?wiadczenie, stwierdzimy, ?e ponowne dotkni?cie po prawej stronie jest odczuwane, a po lewej nie. Innymi s?owy, pacjentka by?aby ?wiadoma swojego ma?ego palca u r?ki, maj?c d?o? zwrócon? ku do?owi, ale nie by?aby go ?wiadoma, kiedy zwraca d?o? ku górze. Taka sytuacja utrudnia nieco zadanie ustalenia, na czym polega jednostronna nieuwaga, poniewa? pewne cz??ci cia?a s? zauwa?ane albo nie, zale?nie od tego, gdzie si? w danej chwili znajduj?. Tak wi?c jednostronna nieuwaga dotyczy ich tylko w pewnych momentach, ale nie w innych. Jak to si? dzieje, ?e reflektor uwagi mo?e by? zwrócony ku pewnym komórkom mózgowym w danej chwili, ale ju? nie w nast?pnej? Homunkulus to jeden z nielicznych przyk?adów mapy, która jest przejrzystym i wzajemnie jednoznacznym (po uwzgl?dnieniu zniekszta?ce?) odzwierciedleniem w mózgu pewnego aspektu ?wiata zewn?trznego - w tym przypadku, powierzchni skóry. Ale mapa jest tylko map?, w tym sensie, ?e mapa Istambu?u pozwala Ci znale?? dowoln? ulic? w tym mie?cie, ale w ?aden sposób nie pozwala Ci odczu?, co naprawd? znaczy znale?? si? na takiej ulicy. Twój homunkulus nie dostarcza wra?e? - to jedynie przewodnik pomagaj?cy Ci umiejscowi? i zidentyfikowa? sygna?y dotykowe. Nie oznacza to, ?e mechanizm ten jest niedopracowany, niedok?adny lub ?e brak mu plastyczno?ci. W pewnych sytuacjach Twój zmys? dotyku ma zadziwiaj?c? zdolno?? przekraczania swoich zwyk?ych ogranicze?. Daniel Dennett, autor ksi??ki Consctousness Explotned, zwraca uwag? na to, ?e mo?emy bardzo skutecznie bada? struktur? materia?ów w otaczaj?cym nas ?wiecie, u?ywaj?c ko?ca trzymanego w palcach o?ówka. Wodz?c lekko grafitem o?ówka po powierzchni takich materia?ów, jak papier, drewno, plastik czy bawe?na, nie b?dziesz mia? na ogó? trudno?ci z rozró?nianiem ich. Jest to zdumiewaj?ce, gdy we?miemy pod uwag?, ?e to, co odczuwasz, to nie wra?enia odbierane przez receptor - efekt bezpo?redniego kontaktu mi?dzy materia?em a skór? - ale podskoki i skr?ty ko?ca o?ówka. A Jednak wydaje si?, ?e te wibracje mo?na bez trudu przet?umaczy? na wra?enia czuciowe. Mo?na posun?? si? nawet dalej i trzyma? o?ówek w z?bach: wtedy wibracje o?ówka b?d? skierowane przez nerwy z?bów do mózgu, gdzie wywo?aj? te same wra?enia. Nikt nie b?dzie twierdzi?, ?e zmys? dotyku nie wywi?zuje si? ze swych zada? bardzo dobrze, natomiast w przypadku tworzenia obrazu Twojego cia?a, rola zmys?u dotyku ogranicza si? w zasadzie do po?o?enia fundamentów. Fakt, ?e postrzeganie liter kre?lonych na d?oni mo?e zmienia? si? w zale?no?ci od tego, w któr? stron? d?o? jest zwrócona, wskazuje, ?e jeden z istotnych czynników, wp?ywaj?cych na stosunkowo prosty sposób odczuwania dotyku na Twojej skórze, to u?o?enie Twoich r?k i nóg. Informacje dotycz?ce pozycji nap?ywaj? do mózgu z wyspecjalizowanych receptorów znajduj?cych si? w mi??niach na ca?ym ciele. Gdy siedzisz z r?koma za?o?onymi na piersi, receptory te nie mówi? Twojemu mózgowi, gdzie znajduj? si? r?ce - rejestruj? po prostu, które mi??nie kurcz? si? w tym momencie, a które nie. Zadanie mózgu polega z kolei na przet?umaczeniu tych pomiarów napi?cia mi??ni na informacje o po?o?eniu r?k i nóg. Powa?n? cz??? informacji o po?o?eniu uzyskuje si? dzi?ki napi?ciu mi??ni stawiaj?cych opór sile grawitacji, gdy za? grawitacja znika, powstaje zamieszanie. Dobrze wiadomo, ?e dwie trzecie astronautów cierpi na zawroty g?owy, powszechna jest te? utrata poczucia, gdzie znajduj? si? ko?czyny. Kanadyjczyk Marc Garneau zauwa?y? w czasie podró?y w promie kosmicznym, ?e dopóki po porannym przebudzeniu jego oczy pozostawa?y zamkni?te, nie mia? poj?cia, gdzie znajdzie swoje r?ce i nogi. Testy, w których bra? udzia?, uwiarygodni?y te spostrze?enia, dowodz?c, ?e w przypadku braku grawitacji astronauci z trudem potrafili okre?li?, w jakim stopniu ich r?ce i nogi by?y ugi?te. W latach sze??dziesi?tych jeden z astronautów bior?cych udzia? w programie Gemini, podczas którego dwóch ameryka?skich astronautów zajmowa?o t? sam? kabin? statku kosmicznego, obudziwszy si? rano, by? zaskoczony widokiem fosforyzuj?cych tarczy zegarków unosz?cych si? mu przed oczami. Gdy si?gn?? po owe zegarki, ich tarcze odsun??y si? nieco, utrzymuj?c sta?? odleg?o?? od próbuj?cych uchwyci? je palców. Zegarki znajdowa?y si? na przegubie astronauty. Gdy spa?, jego r?ka unios?a si? do poziomu oczu. Nawet w warunkach normalnej grawitacji mózg mo?e by? ?atwo wprowadzony w b??d co do po?o?enia ró?nych cz??ci cia?a. Jest to zaskakuj?ce - trudno sobie przecie? wyobrazi? bardziej podstawow? i maj?c? starsze korzenie ewolucyjne dzia?alno?? mózgu ni? utrzymywanie dok?adnego obrazu cia?a. O wyst?powaniu takiego b??du ?atwo si? przekona?: wystarczy stan?? z wyprostowanymi r?koma i po uniesieniu jednej r?ki pod k?tem oko?o 45ł trzyma? j? w tej pozycji przez pó? minuty. Gdy nast?pnie zamkniesz oczy i spróbujesz przywróci? r?k? do jej pierwotnej pozycji, analogicznej do pozycji drugiej r?ki, która nie zmienia?a po?o?enia, to niemal zawsze stwierdzisz, ?e umie?ci?e? j? teraz znacznie wy?ej. Je?li z kolei obni?ysz jedn? z r?k i przez chwil? j? tak potrzymasz, a potem spróbujesz podnie?? j? do pierwotnej pozycji, to znów zatrzymasz si? wcze?niej, ni? nale?y. W ci?gu kilku nast?pnych sekund Twoja r?ka, bez udzia?u woli, dokona szeregu poprawek tego k?ta i ostatecznie wróci do w?a?ciwej pozycji (ten ma?y eksperyment udaje si? niezale?nie od tego, czy sam utrzymujesz swoje r?ce w górze czy te? kto? inny podtrzymuje je za Ciebie; przeprowadzaj?c to do?wiadczenie, pami?taj, ?e zawsze wychodzi ono lepiej, kiedy osoba uczestnicz?ca w nim nie wie, jaki jest oczekiwany wynik). Inna wersja tego eksperymentu wygl?da tak: trzeba zamkn?? oczy i obróci? g?ow? w bok mo?liwie mocno - tak aby nie odczuwa? jednak niewygody. Nast?pnie nale?y trzyma? g?ow? w tej pozycji, korzystaj?c ewentualnie z czyjej? pomocy. Po oko?o dziesi?ciu minutach b?dziesz mia? wyra?ne uczucie, ?e Twoja g?owa odwróci?a si? z powrotem ku przodowi o co najmniej pó? pierwotnego obrotu. Takie do?wiadczenia pokazuj?, ?e opinie mózgu o po?o?eniu r?k, nóg i g?owy nie s? dostatecznie poprawne: musz? by? korygowane przez informacje dostarczane przez zmys?y, a zw?aszcza wzrok. Gdy otworzysz oczy, wszelkie pomy?ki dotycz?ce oceny po?o?enia zostaj? natychmiast poprawione. O ile tylko masz otwarte oczy i pozostajesz w warunkach ziemskiej grawitacji, b?dziesz ca?kiem nie?le zorientowany w tym, gdzie znajduj? si? Twoje ko?czyny oraz g?owa. James Lackner i jego wspó?pracownicy z Uniwersytetu Brandeisa w Waltham, w stanie Massachusetts, opracowali eksperymenty laboratoryjne, które rozszerzaj? wy?ej omówione ?wiczenia tak, by powsta?y spektakularne z?udzenia cielesne. Stwierdzili oni, ?e wibracja mi??nia lub jego ?ci?gna w r?ce lub nodze spowoduje, i? mi?sie? skurczy si?, ale je?eli powstrzyma si? ruch, który w normalnych warunkach by?by nast?pstwem tego skurczu, osoba testowana b?dzie mia?a z?udzenie, ?e ko?czyna porusza si? w przeciwnym kierunku. W normalnych warunkach informacja na temat stopnia skurczenia mi??ni jest przesy?ana do mózgu, który u?ywa jej, tworz?c obraz u?o?enia cia?a. W tych do?wiadczeniach, ilekro? zachodzi?a sprzeczno?? miedzy informacj? o po?o?eniu ko?czyny a obrazem cia?a, po?o?enie ko?czyny zawsze bra?o gór?, powoduj?c powstanie bardzo dziwnych obrazów u?o?enia cia?a. Wyobra? sobie, ?e uczestniczka eksperymentu trzyma si? za nos, podczas gdy mi?sie? dwug?owy jej r?ki wprawiany jest w wibracj?. Osoba ta ma wra?enie, ?e jej przedrami? wyci?ga si? do przodu. Poniewa? jednak jej palce wci?? utrzymuj? kontakt z nosem i - na tyle, na ile mo?e to ona ustali? - jej g?owa nie zmienia pozycji, sytuacja ta prowadzi j? do jednego z dwóch wniosków: albo palce, albo nos (albo i jedno, i drugie) wyd?u?y?y si? proporcjonalnie do zmiany pozycji r?ki. Niektórzy ludzie bior?cy udzia? w tych do?wiadczeniach byli przekonani, ?e ich nosy osi?gn??y d?ugo?? 30cm. Je?eli w wibracj? wprawia si? mi?sie? trójg?owy (po?o?ony po przeciwleg?ej stronie r?ki), osoba badana do?wiadcza odwrotnego z?udzenia, wydaje si? jej, ?e jej nos bezbole?nie zag??bia si? w twarz lub ?e palce ??cz? si? z d?o?mi, przechodz?c przez nos. W innym eksperymencie ochotnicy trzymali d?onie na szczycie g?owy, a gdy mi?sie? trójg?owy wprawiano w wibracj?, mieli wra?enie, ?e d?o? poma?u wciska g?ow? w tu?ów. Wydaje si? dziwne, ?e r?ce i nogi maj? do tego stopnia pierwsze?stwo przy ustalaniu obrazu cia?a, ?e ich pozorne ruchy mog? doprowadzi? do nieprawdopodobnych zniekszta?ce? reszty cia?a. James Lackner sugeruje nast?puj?c? prost? odpowied?: w dowolnym momencie potrafimy sprawdzi? po?o?enie oraz d?ugo?? naszych r?k i nóg, si?gaj?c po jakie? rzeczy i dotykaj?c ich. Natomiast nos pozbawiony jest takiej mo?liwo?ci, a wi?c potrzebuje kontaktu z ruchomymi cz??ciami cia?a - przede wszystkim z r?koma i nogami - aby uaktualni? informacje o swoim kszta?cie i wymiarach. Powy?sza teoria mo?e by? wprawdzie fa?szywa, ale jest co? poci?gaj?cego w idei, ?e takie cz??ci cia?a, jak klatka piersiowa, plecy czy twarz b?agaj? , o dotkni?cie po to, by mózg móg? upewni? si?, ?e ich rozmiar i ich kszta?t pozostaj? zgodne z jego wspomnieniami. ROZDZIA? 9 - KO?CZYNY FANTOMOWE W powie?ci Hermana Melville'a Moby Dick stolarz okr?towy, zaj?ty robieniem nowej sztucznej nogi z ko?ci wieloryba dla kapitana Ahaba, odwa?y? si? go zagadn??, aby przekona? si? o prawdziwo?ci zas?yszanej gdzie? dziwnej pog?oski: "...?e cz?ek, któremu maszt od?ama?o, nigdy ze szcz?tem nie traci czucia w swym dawnym drzewcu, ale ?e co? go od czasu do czasu w nie k?uje. Dopraszam si? pokornie, czy naprawd? tak jest, panie kapitanie?" W odpowiedzi Ahab potwierdza, ?e utracona ko?czyna w pewnym sensie ci?gle istnieje w odczuciach inwalidy: " - Patrz, postaw sw? ?yw? nog? tutaj, w tym miejscu gdzie moja by?a... Gdzie ty wyczuwasz t?tni?ce ?ycie - tam, dok?adnie tam, na w?os nie gdzie indziej wyczuwam je i ja..." [Herman Melville: Moby Dick. T?um. Bronis?aw Zieli?ski. Czytelnik, Warszawa 1954, tom 2, Rozdzia? CVI, s. 209] Moby Dick zosta? wydany po raz pierwszy w 1851 roku; nieco ponad dziesi?? lat pó?niej drugie nawi?zanie do tego niezwyk?ego tematu pojawi?o si? w opowiadaniu The Case ofGeorge Dedlow, opublikowanym w czasopi?mie "The Atlantic Monthly". Tytu?owy bohater tego opowiadania - posta? zreszt? fikcyjna - by? chirurgiem, który s?u?y? w 79 pu?ku ochotników ze stanu Indiana podczas wojny domowej i odniós? wiele ran. Poniewa? pojawi?y si? powik?ania, musiano mu amputowa? wszystkie cztery ko?czyny. W opowiadaniu tym narrator przytacza szczegó?owe spostrze?enia Dedlowa na temat ci?g?ego ' odczuwania amputowanych ko?czyn zarówno przez niego samego, jak i przez innych inwalidów: zdarza?o im si? tak mocno czu?, jakie jest dok?adne po?o?enie brakuj?cej r?ki lub nogi, ?e potrafili okre?li? nawet pod jakim k?tem ugi?te s? ich palce; czasami stopa lub d?o?, niezwykle realistycznie odczuwana, wydawa?a si? by? doczepiona bezpo?rednio do najbli?szego stawu, kolana czy ?okcia, lub nawet do samego kikuta. W jednej z niezwyk?ych scen Dedlow bierze udzia? w seansie spirytystycznym, podczas którego medium przekazuje przes?anie ze ?wiata duchów: "Muzeum Medyczne Armii Stanów Zjednoczonych, numery eksponatów 3486, 3487". Dedlowowi zapar?o dech w piersiach, gdy zda? sobie spraw?, ?e te eksponaty to jego w?asne nogi. Nazwisko autora opowiadania z "The Atlantic Monthly" nie by?o podane, ale wiadomo, ?e napisa? je dr S. Weir Mitchell, lekarz z Filadelfii pracuj?cy w szpitalu, w którym wi?kszo?? pacjentów stanowili weterani wojny domowej poddani amputacjom. W par? lat po ukazaniu si? opowiadania o Dedlowie Mitchell wydrukowa? w 1871 roku w popularnym czasopi?mie "Lippincotfs Magazine of Popular Literatur? and Science" drugi tekst na podobny temat. W artykule tym nazwa? zjawisko odczuwania brakuj?cych r?k i nóg mianem "ko?czyn fantomowych" - termin ten u?ywany jest do dzi?. Dopiero w 1872 roku dr Mitchell opisa? zjawisko ko?czyn fantomowych w fachowej publikacji z dziedziny neurologii. Nie wydaje si?, ?eby ktokolwiek wiedzia?, dlaczego podszed? on do tego tematu tak nie?mia?o, zaczynaj?c od anonimowo og?oszonej prozy, potem pisz?c w popularnym magazynie (i wci?? nie przyznaj?c si? do autorstwa opowiadania z "The Atlantic Monthly"), a dopiero na ko?cu zwracaj?c si? do swoich kolegów po fachu. Niektórzy s?dzili, ?e temat by? zbyt drastyczny, co t?umaczy zapewne anonimowo?? opowiadania, ale nie wyja?nia niech?ci Mitchella do pisania o ko?czynach fantomowych w pi?mie medycznym. Inni podejrzewaj?, ?e Mitchell napisa? wspomniane opowiadanie dla w?asnej rozrywki, ale zacz??o ono kr??y? w?ród szerszego kr?gu czytelników, a? trafi?o w r?ce wydawców "The Atlantic Monthly", którzy postanowili je wydrukowa? i zap?acili za nie Mitchellowi 80 dolarów. Zgodnie z tym wyja?nieniem, celem artyku?u w "Lippincotfs Magazine" by?o skorygowanie pewnych b??dnych wra?e? wyniesionych przez czytelników na podstawie lektury opowiadania w "The Atlantic Monthly". Mniejsza o to, z czego to wszystko wynik?o: w ka?dym razie takie zwrócenie uwagi na zagadnienie medyczne by?o raczej niecodzienne. Dzisiaj jest nie do pomy?lenia, by kto? po raz pierwszy opisa? zjawisko medyczne w niespecjalistycznym czasopi?mie, przeznaczonym dla ogó?u czytelników [?yjemy w czasach, gdy naukowcy prowadz?cy badania medyczne nie wspominaj? nawet o tre?ci swoich artyku?ów, które wysiali do jakiego? medycznego czasopisma. Ludzie nauki obawiaj? si?, ?e wie?? o ich braku dyskrecji dojdzie do uszu wydawców. Ci za? w przysz?o?ci mogliby im odmówi? drukowania artyku?ów. Jednak gdy tylko narzucone przez czasopismo embargo przestaje obowi?zywa?, tre?? artyku?u staje si? powszechnie znana: kilka lat temu "The New England Journal of Median?", jedno z najbardziej cenionych czasopism medycznych na ?wiecie, zmieni?o godzin? cotygodniowego prezentowania swoich najwa?niejszych artyku?ów po to, by umo?liwi? dziennikarzom z ró?nych programów telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych przedstawienie materia?ów na ten temat w wiadomo?ciach wieczornych]. Jeden z najwi?kszych ?wiatowych autorytetów w dziedzinie bólu, Ronald Melzack, psycholog z Uniwersytetu McGilla, prowadz?c swoje badania nad ?ród?ami i leczeniem bólu, niejako z konieczno?ci znalaz? si? w dziwnym ?wiecie ko?czyn fantomowych. Po amputacji niemal wszyscy pacjenci odczuwaj? brakuj?ce ko?czyny. Wielu odczuwa nieraz niezno?ny ból, którego ?ród?o stanowi ko?czyna fantomowa. Zjawisko to nie polega bynajmniej na prostej kontynuacji aktywno?ci nerwów w kikucie amputowanej ko?czyny; prawdopodobnie fantomy te powstaj? w mózgu. Mo?na si? o tym przekona? na podstawie historii jednego z przypadków niedawno badanych przez Melzacka. Melzack i jego wspó?pracownicy opisuj? szczegó?owo do?wiadczenia m?odej kobiety K.G., której w wieku zaledwie sze?ciu lat amputowano nog? poni?ej kolana, a wkrótce potem dopasowano jej protez? dolnej cz??ci nogi. K.G. powiedzia?a naukowcom, ?e nied?ugo po amputacji zacz??a odczuwa? obecno?? stopy fantomowej mniej wi?cej w tym samym miejscu, gdzie przed amputacj? znajdowa?a si? jej prawdziwa stopa. Chocia? fantom ten nie jest kompletny (obejmuje on boki stopy i jej palce, ale brak mu wierzchu i spodu), to potrafi on wykonywa? pewne ruchy i odbiera? wra?enia: pacjentka umia?a przebiera? jego palcami, a w pobli?u pieca lub kominka odczuwa?a ciep?o. Najbardziej niezwyk?? cech? tej stopy fantomowej stanowi to, ?e nie jest ona jedynym fantomem. Pacjentka ma jeszcze jeden fantom: zespó? miniaturowych palców stopy, które wydaj? si? do??czone do spodu kikuta. Owe miniaturowe palce - cho? tak malutkie - s? najbardziej dokuczliwe, nieustannie sw?dz? i poruszaj? si?. To przebieranie palcami powoduje, ?e K.G., obecnie dwudziestokilkuletnia kobieta, ma trudno?ci z zasypianiem w nocy. Ponadto istnieje jeszcze trzeci fantom: ?ydka i stopa, które pojawiaj? si?, by wy - ? pe?ni? sztuczn? nog?, gdy pacjentka zak?ada protez?. Ten trzeci fantom jest najmniej wyra?ny, ale jego stopa dostarcza ró?norakich odczu?. Mo?na j? ?askota?, czasem wydaje si? spocona i, co najbardziej nieprzyjemne, jakby unieruchomiona w jednej pozycji. Ta ostatnia sprawa szczególnie intryguje badaczy, poniewa? przed amputacj? owa stopa by?a równie? unieruchomiona, chocia? K.G. tego nie pami?ta - jest prze?wiadczona, ?e potrafi?a si? normalnie porusza?. Tak wi?c fakt, ?e nieruchomy; fantom przypomina jej prawdziw? stop?, nie mo?e by? przypisany ?adnym ?wiadomym wspomnieniom pacjentki. Mamy tu do czynienia z pami?ci?, ale w pewnym sensie jest to bardziej pami?? mózgu K.G. ni? jej w?asna, ?wiadoma pami??. Przypadek ten odznacza si? wszystkimi cechami, zapewniaj?cymi ko?czynom fantomowym tak du?e zainteresowanie badaczy mózgu. Podstaw? zainteresowa? jest samo istnienie fantomu, cz??ci cia?a, która stanowi twór wyobra?ni - cokolwiek by to w tym kontek?cie znaczy?o - ale mo?e odbiera? wszystkie wra?enia, które by?yby udzia?em jej odpowiednika z krwi i ko?ci; (czyli nie istniej?cej ko?czyny), i wydaje si? by? absolutnie prawdziwa. Obserwator zapewne uwa?a to za cudowne zjawisko, ale rzadko kiedy uzna je za takie osoba, która go do?wiadcza. Zarówno drugi, jak i trzeci fantom s? dla K.G. dokuczliwe, ale wielu pacjentów po amputacji cierpi du?o bardziej. Wi?kszo?? pacjentów, u których wyst?puje zjawisko ko?czyny fantomowej, odczuwa z tego powodu ból, a ich relacje ?wiadcz? o tym, jak okropne mog? by? te cierpienia. Ból fantomowy, jak mówi? pacjenci, przypomina krajanie no?em, jest pal?cy, druzgoc?cy, wykr?caj?cy i mia?d??cy: "Masz wra?enie, jakby kto? próbowa? wyrwa? twoj? nog?"; "Jak pora?enie pr?dem"; "Jakby kto? j? odpi?owywa?". Niektórzy pacjenci mieli równie? wra?enie, jakby próbowano im przebi? d?o? kciukiem lub wyrywano im paznokcie. Z opisów tych jasno wynika, ?e nie mamy tu do czynienia ze zwyk?ym na?ladowaniem wcze?niej do?wiadczanych wra?e?, lecz z ca?kowicie nowym i straszliwie wyra?nym bólem, pochodz?cym z nie istniej?cej ko?czyny lub d?oni. Zdarza?o si?, ?e pacjenci, u których przeprowadzono amputacj?, pope?niali samobójstwo, aby ostatecznie uciec od ci?g?ego, rozdzieraj?cego bólu. I, niestety, wi?kszo?? stara? jakie podejmowano, by z?agodzi? ból cierpi?cych, nie daje spodziewanych wyników. Wszczepianie elektrod, masowanie lub naciskanie na kikut, hipnoza lub leki znieczulaj?ce - ?adne z tych ?rodków nie s? do?? skuteczne. Si?gano nawet po takie metody jak wyci?cie kawa?ka mózgu, do którego powinny dociera? te wra?enia bólowe, ale i to - na ogó? - nie przynosi?o rezultatu. Nawet gdy ból nie wyst?puje, ko?czyny fantomowe odczuwa si? niezwykle wyra?nie. Znana jest historia pacjenta, który utraci? praw? r?k? poni?ej ramienia, ale wci?? odnosi? wra?enie, ?e ma praw? d?o?. W chwil? po tym, jak pacjent si?gn?? swoj? fantomow? d?oni? po fili?ank? kawy, eskperymentator odsun?? nagle naczynie i pacjent wyda? okrzyk bólu. Badany poczu?, jakby fili?anka zosta?a wyrwana z jego (nie istniej?cych) palców. Chocia? ból mo?e by? najwa?niejszym wra?eniem towarzysz?cym fantomowi, nie jest to wcale jedyne wra?enie, o czym ?wiadczy przypadek K.G. Fantomy mog? sw?dzie?, szczypa?, stwarza? wra?enie wilgoci, ciep?a lub zimna. Zdarza si?, ?e na palcu-fantomie wci?? odczuwa si? noszony uprzednio pier?cionek, a na nadgarstku-fantomie czuje si? zegarek. Oprócz tego, ?e istnieje zjawisko "pami?tania" takich szczegó?ów jak bi?uteria noszona niegdy? na amputowanej r?ce, bywa te?, ?e odczucia ko?czyny fantomowej mog? si? zmienia? w zale?no?ci od okoliczno?ci. Mo?e si? zdarzy?, ?e gdy posiadacz fantomu zmarznie, b?dzie mia? wra?enie, i? fantom pokry? si? g?si? skórk?. Pewien pacjent z chorob? Parkinsona coraz mocniej odczuwa? w swojej lewej r?ce fantomowej charakterystyczn? sztywno??, niezr?czno?? i mrowienie, w miar? jak choroba ta post?powa?a. Zazwyczaj fantom zachowuje si? jak normalna ko?czyna - r?ka zwisa z boku, gdy pacjent stoi, ale porusza si? w przód i w ty?, gdy zaczyna on i??. Kiedy osoba po amputacji siedzi na krze?le, noga fantomowa pozostaje zgi?ta w kolanie. Nie zawsze jednak tak si? dzieje: znany jest przypadek pewnego m??czyzny, który uwa?a?, ?e jego r?ka-fantom sterczy z ramienia, wyci?gni?ta w bok pod k?tem prostym, i w zwi?zku z tym cz?owiek ten zawsze obraca? si? bokiem, kiedy przechodzi? przez drzwi. Trudno sobie wyobrazi? bardziej jaskraw? ilustracj? przekonania, ?e ko?czyna-fantom wydaje si? rzeczywi?cie istnie?. W ko?cu wystarczy?oby, aby chory przyjrza? si? sobie i przekona? si?, ?e jego r?ki ju? nie ma. Fantomy r?k i nóg wyst?puj? zdecydowanie najcz??ciej, ale znane s? te? przypadki, gdy zjawisko to dotyczy?o amputowanego nosa, m?skiego cz?onka czy piersi. Brak natomiast jakichkolwiek doniesie? na temat fantomu ucha [Mo?na by przypuszcza?, ?e operacji przyszycia uci?tej cz??ci cia?a dokonuje si? na ogó? na tyle szybko, ?e nie ma do?? czasu, aby powsta? fantom. Mimo to nasuwa si? tu interesuj?ce pytanie: gdyby przyszycia dokonano po tym, jak pojawi? si? fantom, to czy przyszyta cz??? cia?a zast?pi?aby go, powi?kszy?aby go czy mo?e wspó?istnia?aby z nim? Przyznaj?, ?e to przypadek Bobbitta - znany z prasowych i telewizyjnych relacji nieszcz?sny Amerykanin, którego zapalczywa ?ona pozbawi?a cz?onka; przyp. red. - sk?oni? mnie do rozwa?enia tej kwestii]. Przypadek K.G. jest wa?ny, poniewa? mia?a ona zaledwie sze?? lat, gdy amputowano jej doln? cz??? nogi. Niektórzy twierdzili, ?e u tak ma?ych dzieci fantomy nie b?d? powstawa?: albo dlatego, ?e dzieci nie mia?y ko?czyny przez czas wystarczaj?co d?ugi, by sta?a si? ona elementem obrazu ich cia?a, albo dlatego, ?e ich m?ody i wci?? rozwijaj?cy si? mózg szybko zmieni przeznaczenie opuszczonego przez amputowan? ko?czyn? obszaru czuciowego, przydzielaj?c mu zadanie odbioru jakich? zupe?nie innych docieraj?cych do niego informacji. Wyobra?my sobie obszar cia?a dotykowego homunkulusa w mózgu K.G., pierwotnie przydzielony prawej nodze. Co si? stanie z tym obszarem po amputacji? Na krótk? met? - stanie si? on niemy, gdy? nie b?d? ju? do? nap?ywa?y ?adne wra?enia. Istnieje jednak coraz wi?cej danych, które wskazuj?, ?e taki stan rzeczy b?dzie tylko przej?ciowy. Mózg nie mo?e sobie pozwoli? na utrzymywanie w korze mózgowej grupy komórek, które nie maj? nic do roboty. Eksperymenty przeprowadzane w ci?gu ostatniego dziesi?ciolecia dowiod?y, ?e mózgi (wliczaj?c mózg ludzki) s? znacznie bardziej plastyczne i znacznie mniej sztywno "okablowane", ni? uprzednio s?dzono; nag?e usuniecie z pewnego ich obszaru wszelkich wra?e?, wysy?anych uprzednio przez amputowan? teraz ko?czyn?, przypomina oczyszczenie grz?dki w ogrodzie przez wyrwanie wszystkich kwiatów - nie trzeba d?ugo czeka?, wkrótce zakie?kuj? nowe ro?liny. Analogia ta nie jest pe?na, poniewa? komórki mózgowe w rejonie nogi homunkulusa pozostan? takie same; zmiana polega na tym, ?e b?d? one teraz otrzymywa? sygna?y z innej cz??ci cia?a, dzi?ki uzyskaniu po??czenia z inn? grup? neuronów czuciowych. W przypadku brakuj?cej r?ki mo?na by oczekiwa?, ?e pozbawiona teraz zaj?cia przestrze? w mózgu zostanie opanowana albo przez komórki nerwowe wysy?aj?ce sygna?y z rejonu twarzy, albo przez komórki z rejonu ramienia, poniewa? obszary te po?o?one s? bezpo?rednio po jednej i po drugiej stronie r?ki dotykowego homunkulusa. Istotnie, w pewnych przypadkach prawdopodobnie tak w?a?nie si? dzieje; u niektórych pacjentów mo?na wywo?a? wra?enie r?ki fantomowej, dotykaj?c albo kikuta w pobli?u ramienia, albo te?, co wydaje si? do?? dziwne, twarzy. Uda?o si? nawet odtworzy? map? opisuj?c? po?o?enie poszczególnych cz??ci r?ki fantomowej bezpo?rednio na twarzy: nadgarstek - pod brod?, ?okie? - wzd?u? szcz?ki i tak dalej. Takie odwzorowania ko?czyn fantomowych zapewne dowodz?, ?e obszar mózgu, uprzednio zajmowany przez amputowan? ko?czyn?, poddawany jest kolonizacji niemal natychmiast. Wyniki tych eksperymentów stanowi? jednak zagadk?, gdy? z punktu widzenia biologii przej?cie nie zaj?tej przestrzeni w mózgu powinno s?u?y? powi?kszeniu zdolno?ci mózgu do przyjmowania mo?liwie najwi?kszej ilo?ci informacji czuciowych. Po amputacji r?ki biologicznie rozs?dne rozwi?zanie polega?oby na przeznaczeniu obszaru, który pierwotnie by? przydzielony tej r?ce, do odbioru wra?e? z twarzy oraz na jednoczesnym pozbyciu si? wszelkich wra?e? pochodz?cych z nerwów, które uprzednio monitorowa?y t? r?k?. Nie jest natomiast rozs?dne - z tego punktu widzenia - by r?ka fantomowa nak?ada?a si? na wra?enia z twarzy. Sam fakt, ?e fantomy istniej? (nie mówi?c o ich uporczywo?ci), dowodzi, ?e nie mo?na uzna? tej sprawy za zupe?nie prost?. W omawianym przypadku r?ka stara si? narzuci? swoj? obecno?? w postaci podobnego do ducha obrazu, który rzuca cie? na twarz. Mo?na by s?dzi?, ?e mamy tu do czynienia ze stanem przej?ciowym mi?dzy obrazem r?ki a maj?c? go zast?pi? twarz?. Ale jak wówczas wyt?umaczy? takie przypadki jak K.G., kiedy fantomy trwaj? w bardzo wyra?nej i niezmiennej formie przez wiele lat (w tym przypadku 14 lat), d?ugo po tym, gdy powinna ju? nast?pi? reorganizacja homunkulusa? Tego typu anomalie przekona?y Ronalda Melzacka, ?e obraz w?asnego cia?a jest tylko cz??ciowo wytworem naszych zmys?ów. Zmys?y odgrywaj? oczywi?cie wa?n? rol?: ci?g?e odczuwanie Twojego cia?a pozwala Ci po zamkni?ciu oczu bardzo precyzyjnie okre?li? po?o?enie tu?owia i r?k. Ale w tych rzadkich przypadkach, gdy brak informacji czuciowych, obraz cia?a pozostaje niezmienny niezale?nie od wszelkich reorganizacji - Melzack za? uwa?a, ?e stanowi to wynik ci?g?ego istnienia reprezentacji cia?a w mózgu. Uczony ten zak?ada, ?e trzy cz??ci mózgu wspó?pracuj?, by zachowa? tak zwany neuropodpis (newosignatwe) cia?a. S?dzi on, ?e oprócz dotykowego homunkulusa równie? uk?ad limbiczny, stanowi?cy cz??? mózgu odpowiedzialn? za emocje, a tak?e p?at ciemieniowy bior? udzia? w utrzymywaniu kompletnego obrazu cia?a. Melzack jest przekonany, ?e uk?ad limbiczny musi odgrywa? tu rol?, poniewa? paraplegicy, u których rdze? kr?gowy zosta? przerwany, opisuj? wra?enia dotycz?ce dolnych fantomowych cz??ci cia?a, nadal u?ywaj?c takich samych emocjonalnych okre?le? (na przyk?ad: "przyjemne", "wyczerpuj?ce"), jakie stosowali przed wypadkiem. P?at ciemieniowy odgrywa zasadnicz? rol? w rozró?nieniu w sensie przestrzennym mi?dzy tym, co stanowi nas, a tym, co jest na zewn?trz. Uszkodzenie tej cz??ci mózgu mo?e spowodowa? ignorowanie ró?nych cz??ci cia?a lub dziwaczne wypowiedzi na ich temat (por. Rozdzia? 10). Zdaniem Melzacka kombinacja dozna? dotykowych, emocji i trójwymiarowego odczuwania cia?a w przestrzeni tworzy tak silny obraz cia?a, ?e mo?e on udzieli? schronienia nawet fantomom. Chocia? amputacja mo?e spowodowa? ca?kowite wyeliminowanie pewnych wra?e? spo?ród potoku informacji nap?ywaj?cych do neuropodpisu, obraz cia?a w mózgu jest w pe?ni zdolny do przetrwania nawet w takich warunkach. Wed?ug Melzacka aktywno?? w dowolnej cz??ci sieci neuronów tworz?cej neuropodpis na ogó? pozwoli zachowa? poprzedni obraz cia?a. Zgodnie z takim podej?ciem ko?czyna fantomowa stanowi po prostu wymys? mózgu. Przypomina rzeczywist? ko?czyn?, poniewa? przez lata by?a reprezentacj? rzeczywistej ko?czyny. W tym sensie jest ona czym? w rodzaju neuronalnego portretu. Tak d?ugo, jak pozuj?cy model (ko?czyna) istnieje, portret cechuje si? niewiarygodn? dok?adno?ci?. Gdy jednak model odchodzi, portret poma?u, lecz nieuchronnie zmienia si?. Zdarzaj? si? wi?c ko?czyny fantomowe, które pocz?tkowo maj? naturalne wymiary, ale z czasem stopniowo sk?adaj? si? jak teleskop, przybieraj?c form? d?oni doczepionej do ramienia lub, jak drugi fantom K.G., posta? miniaturowych paluszków na ko?cu kikuta. Taki neuronalny portret jest jednak przynajmniej cz??ciowo niezale?ny od tego, co dzieje si? w dotykowym homunkulusie, i nie musi znikn?? nagle - czy to bezpo?rednio z powodu utraty ko?czyny czy te? w wyniku stopniowej reorganizacji. Mo?na nawet zaryzykowa? twierdzenie, ?e my?lowy portret cia?a jest w pewnym sensie ca?kowicie niezale?ny od nap?ywaj?cych wra?e? czuciowych - jak inaczej wyja?ni?, ?e niektórzy ludzie urodzeni bez ko?czyny mog? mimo wszystko wyra?nie odczuwa? jej fantom? Mimo ?e termin "ko?czyny fan tomowe" brzmi dziwacznie, fantomy s? znacznie bli?sze codziennej rzeczywisto?ci, ni? nam si? wydaje. Ronald Melzack dowiód?, ?e ka?dy cz?owiek mo?e do?wiadczy? odczucia ko?czyny fantomowej, je?li zablokuje si? dop?yw krwi do jego r?ki lub nogi, tak ?e ko?czyna ta ulegnie u?pieniu. Uczony zdo?a? to osi?gn?? w warunkach laboratoryjnych, hamuj?c dop?yw krwi do r?ki ochotnika za pomoc? mankietu u?ywanego do pomiaru ci?nienia krwi. Badany siedzia? przy stole, trzymaj?c pod sto?em r?k? zas?oni?t? kawa?kiem czarnego materia?u. Od czasu do czasu proszono go, by okre?li? dok?adne po?o?enie swojej r?ki. Melzack stwierdzi?, ?e gdy ustawa?y wszelkie doznania w tej r?ce, ochotnicy zaczynali odczuwa? wra?enie ruchomego fantomu: r?ka, która by?a wyci?gni?ta, stopniowo ugina?a si? w ?okciu, tak ?e z ka?d? minut? d?o? przybli?a?a si? do piersi. Badani do?wiadczali nie tyle poruszania si? r?ki, ile wra?enia, ?e przed chwil? znajdowa?a si? ona w danym punkcie, a teraz jest gdzie indziej. Wystarczy?o nieca?e pó? godziny, aby powsta?o wra?enie, ?e r?ka znacznie si? ugi??a. Niektórzy ochotnicy byli najwyra?niej zdumieni odleg?o?ci? miedzy miejscem, gdzie r?ka rzeczywi?cie si? znajdowa?a, a miejscem, gdzie, jak im si? wydawa?o, powinna si? znajdowa?. Kiedy materia? zas?aniaj?cy r?k? usuwano i mo?na j? by?o zobaczy?, fantom znika?. Po up?ywie odpowiedniego czasu, by fantom ca?kowicie uniezale?ni? si? od rzeczywistej r?ki, proszono uczestników do?wiadczenia o wskazanie pewnego punktu. Punkt ten wybierano tak, by znajdowa? si? dok?adnie w po?owie odleg?o?ci mi?dzy fantomem a rzeczywist? r?k? - tak wi?c na ogó? r?ka fantomowa znajdowa?a si? na lewo, a rzeczywista r?ka na prawo od tego celu. Wi?kszo?? uczestników po spojrzeniu na cel kierowa?a swoj? r?k? fantomowa na prawo, tak aby na? wskazywa?a. Oczywi?cie ruch ten wykonywany by? przez rzeczywist? r?k?, która w rezultacie oddala?a si? jeszcze bardziej w prawo od celu. Wi?kszo?? osób do?wiadczaj?cych odczu? ko?czyn fantomowych nie dozna?a ?adnego uszkodzenia mózgu i s? oni w pe?ni ?wiadomi, ?e odczucia te nie s? rzeczywiste, nawet je?li w roztargnieniu zachowuj? si? tak, Jakby ko?czyna ta ci?gle istnia?a. Pod tym wzgl?dem ró?ni? si? zasadniczo od pacjentów, którzy wskutek ci??kiego wylewu nie mog? uwierzy?, ?e sparali?owana r?ka czy noga jest naprawd? ich w?asn? (szerzej na ten temat w Rozdziale 10). Ale mi?dzy tymi dwoma sytuacjami wyst?puje pewna analogia: wielu pacjentów, którzy nie przyznaj? si? do sparali?owanej ko?czyny, upiera si? Jednocze?nie, ?e "prawdziwa" r?ka czy noga ci?gle znajduje si? na swoim miejscu, chocia? na ogó? jest niedost?pna dla oczu. Mog? j? czu?, twierdz?, ?e potrafi? ni? porusza?, a nawet, ?e poruszyli ni? na polecenie. Nawet po?ród tych z?udze? istnieje jaki? rodzaj obrazu cia?a zachowuj?cy wspomnienie o tym, jak kiedy? odczuwa?o si? sparali?owan? obecnie r?k?. Proces prowadz?cy do powstania ko?czyn fantomowych nie jest tak wa?ny, jak sam fakt wyst?powania tego zjawiska. Przypomina nam ono raz jeszcze, ?e mózg jest w pe?ni zdolny do tworzenia wra?e?, które s? pod ka?dym wzgl?dem tak samo wyra?ne i przekonuj?ce jak rzeczywiste doznania. Dopóki musimy polega? na naszym mózgu, nie potrafimy po prostu ustali?, czy to, co widzimy, w?chamy, s?yszymy czy pami?tamy, jest rzeczywiste, zbli?one do rzeczywisto?ci, czy te? jest jak?? pospiesznie wymy?lon? wersj? rzeczywisto?ci. Ale czy istnieje cokolwiek innego, na czym mogliby?my polega?? ROZDZIA? 10 - JESTEM CA?KOWICIE PEWNA, ?E TO NIE MOJA R?KA Dr Sandra Black, neurolog ze Szpitala Sunnybrook w Toronto, ma co roku setki pacjentów po wylewie. Jeden na czterdziestu lub pi??dziesi?ciu spo?ród nich wykazuje dziwaczne objawy "anosognozji" [w oryginale wyst?puje s?owo "asomatognozja" - termin ten nie jest jednak u?ywany w polskiej literaturze neuropsychologicznej; przyp. red.]: zaprzecza, jakoby mia? w?asne r?ce i nogi oraz wymy?la niestworzone historie, by wyja?ni? obecno?? "obcych" ko?czyn. Postronnym obserwatorom wyda - , je si? to dziwaczne, ale z punktu widzenia pacjenta (i jego uszkodzonego mózgu) bajki te mog? by? po prostu prób? nadania sensu dost?pnym informacjom. Oto jeden z takich przypadków: sze??dziesi?ciokilkuletnia kobieta, piel?gniarka, zosta?a przyj?ta do Szpitala Sunnybrook po tym, jak skar?y?a si? na ból g?owy i wyst?pi? u niej nag?y parali? lewej strony cia?a. Dozna?a ona rozleg?ego wylewu po prawej stronie mózgu. Po up?ywie czterech tygodni mia?a ca?kiem przytomny umys? i nie wykazywa?a os?abienia inteligencji, ale lewa strona jej cia?a pozostawa?a ca?kowicie sparali?owana, a wed?ug standardowych testów pacjentka by?a te? dotkni?ta jednostronn? nieuwag?. Chocia? wydawa?o si?, ?e chora nie postrzega lewej strony przestrzeni, czego dowiod?y testy na oznaczanie ?rodka linii oraz przekre?lanie linii porozrzucanych po ca?ej kartce, pacjentka by?a w nienormalny sposób ?wiadoma sparali?owanej lewej strony swego cia?a. Konsekwentnie zaprzecza?a, jakoby jej bezw?adna lewa r?ka rzeczywi?cie nale?a?a do niej: - Czy nie ma pani jakich? podejrze?, czyja to mo?e by? r?ka? - Mam. Spojrza?am na ta?m? [szpitalna bransoletka identyfikuj?ca pacjenta] na jej nadgarstku; jest tam nazwisko podobne do mojego. To sprawia, ?e wszyscy uwa?aj? j? za moj? r?k?. - Jakie nazwisko tam figuruje? - H-Y-N-E-K" [Nazwisko zosta?o zmienione, by pacjentce zapewni? anonimowo??]. - Jakie jest pani nazwisko? - H-Y-N-E-S [z naciskiem na "S"]. W obu przypadkach imi? jest takie samo [najwidoczniej pacjentka b??dnie odczyta?a nazwisko na bransoletce]. - A kim jest pani Hynek? - Zanim znalaz?am si? na oddziale, widocznie w moim pokoju by? kto? o nazwisku Hynek [nie by?o nikogo takiego]. - Jak pani my?li, w jaki sposób owa r?ka mog?a dotrze? do pani cia?a? - Nie wydaje mi si?, ?e ta r?ka ??czy si? z moim cia?em. Ona na mnie le?y. Jest bardzo ci??ka i bardzo dokuczliwa. - Czy t? r?k? pozostawiono, gdy tamta pani opuszcza?a szpital? - To jedyne wyt?umaczenie, jakie mi przychodzi do g?owy. Nie rozumiem, jak to si? sta?o. Pani Hynes, jako piel?gniarka, próbowa?a nawet snu? rozwa?ania, ?e r?ka, która pierwotnie nale?a?a do pani "Hynek", utrzyma?a si? przy ?yciu dzi?ki temu, ?e zosta?a w niej krew. Pacjentka by?a przekonana, ?e nawet teraz w tej r?ce nie ma jej w?asnej (czyli pani Hynes) krwi. Ponadto przyzna?a, ?e wydaje si? to dziwne, ale doda?a: "Nie jestem osob?, która wierzy?aby w zjawiska nadprzyrodzone. To nie ma sensu, ale jestem ca?kowicie pewna, ?e to nie jest moja r?ka". Przy pomocy personelu medycznego chora podda?a t? obc? r?k? szczegó?owym badaniom. Wyniki ogl?dzin utwierdzi?y pacjentk? w przekonaniu, ?e nie jest to jej w?asna r?ka. Palce by?y grubsze, a kszta?t paznokci i uk?ad ich pr??ków nie odpowiada?y, wed?ug pani Hynes, tym na prawej r?ce. Obr?czka ?lubna, chocia? przypadkowo "podobna w stylu" do jej w?asnej, by?a zdecydowanie inna. Dla chorej my?l, ?e jej obr?czka mog?aby si? znale?? na r?ce innej osoby, by?a nie do zniesienia. Zdaniem pani Hynes, fikcyjna pani Hynek wysz?a na tej ca?ej historii gorzej, poniewa? pozostawi?a swoj? r?k? i nie dosta?a innej w zamian. Natomiast r?ka pani Hynes najwidoczniej wci?? by?a po??czona z jej cia?em - ukryta pod r?k? pozostawion? przez pani? Hynek: - Gdy mówi pani o swojej w?asne} r?ce, co pani ma na my?li? - Mam na my?li prawdziw? lew? r?k?. - Gdzie jest teraz ta prawdziwa r?ka? - Gdzie? mi?dzy moim ramieniem a t? dodatkow? r?k?. Cz?sto czuj?, jakby by?a ona pod ni? lub zaledwie odrobin? nad ni?. - Czy kiedykolwiek j? pani widzi? - Nie, tylko j? czuj?. Przez ca?y ten czas pani Hynes w jakim? sensie by?a oboj?tna na niewyobra?alnie dziwne zdarzenia, które - jak s?dzi?a - z pewno?ci? zasz?y. Nie lubi?a dodatkowej r?ki i uwa?a?a, ?e r?ka ta - naciskaj?ca z góry na jej cia?o - jest ci??ka i dokuczliwa. Pani? Hynes podobnie (je?li nie bardziej) irytowa?o, ?e personel medyczny wydawa? si? nie dawa? wiary jej wyja?nieniom; i usilnie stara? si? przekona? j?, i? jest to jej w?asna r?ka. W ci?gu nast?pnych dwóch miesi?cy pacjentka stopniowo zaakceptowa?a fakt, ?e to jej r?ka i ?e jest ona sparali?owana. W tej historii najbardziej dziwi z?o?ono?? uroje?. Zacz??y si? one od zaprzeczania, ?e sparali?owana r?ka to w?asna ko?czy- ; na, a nast?pnie rozwin??y si? w opowie?? o tym, ?e r?ka w rzeczywisto?ci nale?y do kogo? innego. Urojenie to by?o w pe?ni potwierdzone przez (nieprawdziwe) spostrze?enia, i? lewa d?o? i obr?czka ?lubna ró?ni? si? od "w?asnej" d?oni i "w?asnej" obr?czki chorej. Nawiasem mówi?c, pani Hynes nie posun??a si? do rzeczywi?cie k?opotliwych czynów, spotykanych u innych pacjentów, których Irytacja z powodu obcej ko?czyny osi?ga?a taki poziom, ?e ko?czyn? t? atakowali: kopali lew? nog? praw? albo usi?owali wyrzuci? lew? r?k? z ?ó?ka. Niekiedy trzeba by?o tym pacjentom ograniczy? swobod? ruchów, aby uchroni? ich przed zadaniem sobie ran. Zdarza?o si?, ?e pacjenci personifikowali sparali?owan? ko?czyn?, nadaj?c jej niekiedy poni?aj?ce przezwisko: jedna z pacjentek Sandry Black nazywa?a swoj? lew? r?k? "Ma?kutem" i wypomina?a jej, ?e jest bezradna jak niemowl?, które nie potrafi sobie z niczym poradzi?. W niektórych przypadkach podobne przezwiska ??cz? si? z radosnym ignorowaniem powagi sytuacji ("Szcz??liwy Joe", "Doi?y Gray" czy "Leniwe Ko?ci"), ale w innych wyra?aj? odczuwan? niekiedy wrogo?? oraz gniew ("g?uptas", "kawa? martwego mi?sa" czy "drewniany kloc"). Ponadto zdarzaj? si? rzadkie momenty weso?o?ci: w jednym przypadku, opisanym w 1913 roku, okaza?o si?, ?e pacjent s?dzi?, i? lewa strona jego cia?a w rzeczywisto?ci nale?y do zmys?owej kobiety, która le?y w tym samym ?ó?ku. M??czyzna ten mia? zwyczaj robi? o niej dowcipne uwagi i od czasu do czasu g?aska? swoj? bezw?adn? lew? r?k?. Dwa tygodnie pó?niej z?udzenie to znik?o i pacjent móg? tylko mgli?cie opisa? je z pami?ci. Pewien lekarz, meloman, nazwa? swoj? zdrow? praw? r?k? "Chopin", a sparali?owan? lew? r?k? "Schumann", poniewa? z t? ostatni? "by?o co? nie w porz?dku". Inny pacjent nazwa? swoj? r?k? "Komunista", poniewa? odmawia?a ona wykonywania pracy. A Jednak nie ?arty s? tu najwa?niejsze. Kobieta, która nazwa?a swoj? r?k? "g?uptas", okre?la?a sam? siebie jako "popsut? lalk?". Najcz??ciej sparali?owana r?ka - r?ka, której chorzy nie uznaj? ju? za w?asn? - postrzegana jest jako nieforemna, bezkszta?tna lub (bardzo cz?sto) przypominaj?ca w??a; sk?din?d w??e pojawiaj? si? w podobnych opisach ca?y czas. Nic dziwnego, ?e pacjenci tacy jak pani Hynes wykazuj? jednocze?nie lewostronn? nieuwag? przestrzeni i obsesj? na temat lewej strony w?asnego cia?a, zw?aszcza swojej r?ki. Wydaje si? to paradoksalne: dlaczegó? nie mieliby oni pomija? swej sparali?owanej lewej strony? Neuropsycholodzy mog? jak dot?d powiedzie? na ten temat tylko tyle, ?e chocia? jednostronna nieuwaga i anosognozja cz?sto wspó?wyst?puj?, to ka?de z tych zaburze? mo?e wyst?pi? osobno. Zapewne oznacza to, ?e mapy przestrzeni oraz mapy cia?a ró?ni? si? i istniej? niezale?nie od siebie - dlatego mog? ulec selektywnemu uszkodzeniu. Gdy zestawi si? wszystkie zarejestrowane dot?d przypadki, otrzymuje si? wielk? rozmaito?? reakcji na w?asny stan: od ca?kowitej beztroski i braku zainteresowania (w??cznie z utrzymywaniem, ?e r?ka czy noga w rzeczywisto?ci mo?e si? porusza?), poprzez oburzenie, a nawet pe?ne gniewu zaprzeczanie jakoby mia?o si? sparali?owan? ko?czyn?, po próby pozbycia si? jej. ?ywiona przez pacjentów wiara w to, co reszcie ?udzi wydaje si? dziwaczne i ca?kowicie bezsensowne, jest niemal ?lepa: w jednym przypadku, opisanym na pocz?tku naszego wieku, wybitny naukowiec by? tak dalece przekonany o swojej pe?nej sprawno?ci, ?e pow?tpiewa? o zdrowiu swej siostrzenicy, która uparcie twierdzi?a (zgodnie z prawd?), i? jest on sparali?owany. Gdy wyst?puj? podobne urojenia, s? one szczegó?owe i kompletne. Wi?kszo?? pacjentów, ??cznie z pani? Hynes, bohaterk? wspomnianej historii, utrzymuje, ?e sprawa dotyczy dwóch; r?k. Jedna, bezw?adna nale?y do kogo? innego, druga za? to j ich w?asna r?ka, zazwyczaj schowana pod tamt? "obc?" r?k?. Pacjenci ci nie maj? ?adnych k?opotów ze wskazaniem miejsca., w którym znajduje si? "prawdziwa" r?ka, a nawet mog? mie? halucynacje na temat odbieranych z niej wra?e?, chocia? oczy- , wi?cie r?ka ta jest sparali?owana i ca?kowicie niewra?liwa. Nie tylko wymy?laj? oni wra?enia tam, gdzie ich w ogóle nie ma - co wi?cej, prawdziwe wra?enia czuciowe s? raczej dopasowywane do zmy?lanej historii ni? na odwrót. Pacjenci tacy jak pani Hynes potrafi? bada? szczegó?y d?oni, palców, a nawet bi?uterii i s? wtedy przekonani, ?e ogl?dane r?ce nie nale?? do nich. Pewien pacjent Sandry Black wiedzia?, ?e r?ka nie jest jego, poniewa? wydziela?a zwierz?cy zapach. Nie znam ?adnego; przypadku, w którym logiczna argumentacja lub odwo?anie si? do tego, o czym naocznie mo?na si? przekona?, sprawi?yby, ?e pacjent zgodzi?by si?, i? ko?czyna ta rzeczywi?cie do niego nale?y. Wydaje si?, ?e musi up?yn?? troch? czasu, aby mózg powróci? do normalnego stanu i aby z?udzenia te zanik?y. Zanim to jednak nast?pi, wytykanie logicznych niespójno?ci na ogó? nie wp?ynie na zmian? przekona? pacjenta: Lekarz (ujmuje sparali?owan? lew? r?k? pacjenta i przenosi j? na jego praw? stron?): Czyja to d?o?? Pacjent: Pa?ska d?o?. L (trzymaj?c lew? d?o? pacjenta mi?dzy swoimi d?o?mi): Czyje to d?onie? P: To pa?skie d?onie. L: Ile ich jest? P: Trzy. L: Czy widziano kiedykolwiek cz?owieka z trzema d?o?mi? P: D?o? jest zako?czeniem r?ki. Skoro ma Pan trzy r?ce, wynika z tego, ?e musi Pan mie? trzy d?onie. L (podnosi swoj? d?o?): Prosz? po?o?y? swoj? lew? d?o? na mojej. P: Zrobione (oczywi?cie jego sparali?owana lewa r?ka pozostaje nieruchoma). L: Ale? ja jej nie widz? i Pan jej nie widzi! P (po d?ugiej przerwie): Widzi pan, panie doktorze, fakt, ?e r?ka nie poruszy?a si?, mo?e znaczy?, i? nie chcia?em jej podnie??. Moje s?owa mog? Pana wprawi? w os?upienie, ale mamy tu do czynienia z dziwacznymi zjawiskami. To, i? nie ruszam moj? r?k?, mo?e wynika? st?d, ?e je?li powstrzymam si? od wykonania tego ruchu, mog? uzyska? mo?liwo?? wykonywania takich ruchów, które inaczej by?yby niemo?liwe. Zdaj? sobie spraw?, ?e wydaje si? to nielogiczne i wr?cz niesamowite... Wys?uchiwanie takich opowie?ci od ludzi, którzy pod ka?dym innym wzgl?dem s? ca?kowicie przy zdrowych zmys?ach, jest szokiem. Nie widz? oni nic niezwyk?ego w tym, ?e sparali?owana noga rzekomo si? porusza albo ?e ich lewa r?ka jakoby nale?y do kogo? innego. Trudno?? wyja?nienia tego, co si? dzieje w ich mózgach, polega na tym, ?e mamy tu do czynienia z wieloma ró?nymi problemami - zarówno z nieu?wiadamianiem sobie w?asnego zaburzenia, jak i niemo?no?ci? pogodzenia si? z parali?em, a tak?e ze z?udzeniem, i? pojawi?a si? dodatkowa ko?czyna. Wi?kszo?? z tych problemów mo?e wyst?pi? niezale?nie od siebie: niektórzy pacjenci s? po prostu nie?wiadomi parali?u w r?ce czy nodze, podczas gdy inni przyznaj? si? do sparali?owanej r?ki, ale zaprzeczaj?, i? maj? sparali?owan? nog?. Jeszcze inni prawie si? przyznaj?, jednocze?nie wci?? zaprzeczaj?c: "To ciekawe, wydaje mi si?, jakbym by? sparali?owany". Drug? skrajno?? stanowi? historia pani Hynes oraz inne podobne przypadki. Aby wyja?ni? t? ró?norodno?? kombinacji objawów, Daniel Schacter z Uniwersytetu Harvarda stawia tez?, ?e w mózgu istnieje pewnego rodzaju sie? ?wiadomo?ci, b?d?ca zbiorem po??czonych ze sob? modu?ów, nieco podobnym do systemu stereo. Sie? ta ma uk?ad wykonawczy - odpowiednik tunera - który dostraja i odczytuje sygna?y ze wszystkich innych modu?ów: odtwarzacza p?yt kompaktowych, ta?m magnetofonowych oraz telewizora. Uszkodzenie mo?e wyst?pi? b?d? w ramach pojedynczego modu?u, b?d? te? w samej centrali, w wyniku czego mog? pojawi? si? symptomy o ró?nym stopniu nat??enia, co zgadza?oby si? z powy?szym opisem. W systemie stereo objawy mog? by? równie ró?norodne: od ca?kowitego braku d?wi?ku do zak?óce? w jednym g?o?niku; przyczyny mog? tkwi? wewn?trz jednego modu?u (kurz w odtwarzaczu p?yt kompaktowych) lub w ich po??czeniach z jednostk? centraln? (odtwarzacz kaset nie jest pod??czony do tunera). Przypuszcza si?, ?e w mózgu istotne modu?y tej sieci znajduj? si? w tych miejscach, których uszkodzenie cz?sto powoduje brak ?wiadomo?ci w?asnych zaburze? lub zaprzeczanie o ich istnieniu: tymi miejscami mog? by? p?aty ciemieniowe i czo?owe. Ca?a sprawa jest jednak znacznie bardziej z?o?ona. Po pierwsze: mamy tu do czynienia ze skomplikowanymi urojeniami i towarzysz?cymi im wymy?lonymi historiami; zarówno jedne, jak i drugie ró?ni? si? od zwyk?ego braku ?wiadomo?ci. Po drugie: wi?kszo?? przypadków wynika z uszkodzenia prawej strony mózgu i nie wiadomo, jakie to ma znaczenie. Urojenia oraz uszkodzenie prawej pó?kuli mózgowej odgrywaj? rol? w przypadkach takich jak pani Hynes; badanie ka?dego z tych zjawisk zbli?a nas do rozwi?zania tej zagadki. Brendan Maher, psycholog z Harvardu, przedstawi? pewn? nieco sprzeczn? z intuicj? teori?, która zak?ada, ?e tak naprawd? nie ma nic nienormalnego w powstawaniu uroje?. Maher uwa?a, ?e urojenia s? teoriami, do których cz?owiek odwo?uje si? po to, by nada? sens czemu?, co wydaje si? niezrozumiale - podobnie jest w przypadku teorii naukowych. Kiedy naukowcowi albo pacjentowi uda si? znale?? zadowalaj?ce wyja?nienie zagadki, bardzo niech?tnie uwzgl?dniaj? oni pojawiaj?ce si? sprzeczno?ci (przypomnijmy sobie niecierpliwo?? okazywan? przez pani? Hynes wobec tych, którzy nie wierzyli w jej wyja?nienia). Podobnie jak w nauce, dane, które potwierdzaj? urojenie, s? skwapliwie przyjmowane, podczas gdy dane z nim niezgodne s? ignorowane lub odrzucane (nawet obr?czka ?lubna mo?e by? uznana za inn? ni? w?asna). Tym, co odró?nia b??dne my?lenie od prawomocnej teorii, jest zagadka, która je zapocz?tkowa?a. Ludzie uwa?aj? za bezsensowne te teorie, które opieraj? si? na informacjach dost?pnych najwyra?niej tylko pacjentowi lub na informacjach, które dost?pne s? wszystkim, ale które tylko pacjent uwa?a za zagadkowe. Pani Hynes dozna?a powa?nego uszkodzenia mózgu i z tego powodu nie mog?a zrozumie? równie ?atwo jak jej piel?gniarki, ?e straci?a czucie w swojej sparali?owanej r?ce. By?a wi?c jedyn? osob?, która musia?a znale?? jak?? teori? dla wyt?umaczenia, dlaczego jej odczucia s? zaburzone. Tylko ona my?la?a, ?e doczepione Jej r?k? nale??c? do kogo? innego. Ale - je?li przyjmiemy taki punkt wyj?cia - teoria pacjentki jest starannie przemy?lana i logicznie spójna. Warto zauwa?y?, ?e wystarczy jeden b??dny krok, by zapocz?tkowa? proces my?lowy prowadz?cy do urojenia. Uznanie, ?e: "To nie jest moja r?ka" nieodwo?alnie prowadzi do ca?ego dziwacznego opowiadania o tym, sk?d si? ta r?ka wzi??a, jak pozosta?a przy ?yciu i jakie by?y tego przyczyny Mo?e si? nawet zdarzy?, i? opowiadanie wydaje si? jego autorce tak przekonywaj?ce, ?e wp?ywa na dostrzeganie szczegó?ów jej obr?czki i paznokci. A wi?c to nie uszkodzenie mózgu zmieni? u chorej wzrokow? percepcj? w ten sposób, ?e r?ka pacjentki nie wygl?da jak jej w?asna. Tak? rol? odegra?o raczej przypuszczenie, ?e to nie jest r?ka pacjentki. Domys? ten mo?e sta? si? na tyle nieodparty, ?e decyduje o tym, co i jak widzi chora. I nie trzeba wcale czego? tak powa?nego jak wylew, by doprowadzi? do powstania podobnych uroje?. W pewnym do?wiadczeniu, przeprowadzonym w Danii ponad trzydzie?ci lat temu, poproszono uczestników, by usiedli naprzeciw du?ego pud?a, którego przód stanowi?a szyba; proszono ich nast?pnie, by za?o?yli r?kawiczk? i umie?cili d?o? z r?kawiczk? w otworze na górze pud?a. Na sygna? badani mieli wzi?? znajduj?cy si? w pude?ku o?ówek i poprowadzi? go wzd?u? prostej linii narysowanej na kartce papieru. Uczestnicy mogli obserwowa? wszystkie ruchy przez szyb? z przodu pud?a, ale nie wiedzieli, ?e z ty?u bezpo?rednio za pud?em stoi asystent, który trzyma w d?oni w identycznej r?kawiczce identyczny o?ówek nad identyczn? prost? lini?. Ruchome lustro pozwala?o zmienia? obraz widziany przez uczestnika i pokazywa?o albo jego w?asn? d?o?, albo te? d?o? asystenta, nie daj?c jednak uczestnikowi pozna?, ?e zasz?a zmiana. Po kilku próbach, w których uczestnicy ogl?dali swoje w?asne d?onie, lustro zosta?o obrócone i asystent, którego d?o? uczestnik ogl?da? teraz, jakby to by?a jego w?asna, na?ladowa? ruchy d?oni uczestnika prawie do po?owy linii, a potem zaczyna? odchyla? si? na bok. Wyobra? sobie, ?e jeste? uczestnikiem tego eksperymentu: czujesz, ?e prowadzisz swoj? d?o? po prostej, ale d?o?, na któr? patrzysz - a zak?adasz, ?e nale?y ona do Ciebie - zaczyna ze?lizgiwa? si? w lewo lub w prawo. Gdy tylko d?o? dotar?a do ko?ca linii, zgaszono ?wiat?o w pudle i zapytano uczestników o ich reakcje. Wielu z nich twierdzi?o, ?e czuli, jak ich d?o? porusza si? w z?? stron?, chocia? ca?a sztuczka dotyczy?a wy??cznie wra?e? wzrokowych. W innej wersji tego eksperymentu, opisanej przez Brendana Mahera, uczestnicy podawali równie? wyja?nienia w rodzaju: "By?em pod wp?ywem hipnozy", "Moja d?o? zacz??a wykonywa? automatyczne ruchy" i "Na mojej d?oni z pewno?ci? by?y elektrody, cho? nie widzia?em ?adnej z nich; znajdowa?y si? tam, a mnie wprowadzono w b??d". Zw?aszcza ten ostatni komentarz nie ró?ni si? zbytnio od uroje? osób cierpi?cych na schizofreni?. Je?li we?miemy pod uwag?, ?e tak ?atwo mo?na sprowokowa? oparte na urojeniach wyja?nienia, to opowie?? pani Hynes o r?ce obcej osoby wydaje si? znacznie mniej niezwyk?a: pacjentka postawiona wobec niezrozumia?ej dla siebie sytuacji wymy?li?a rozs?dn? teori?, aby t? sytuacj? wyja?ni?. Jednak?e skoro nawet ona sama zdawa?a sobie spraw?, ?e jej historia jest dziwaczna (przyzna?a: "To nie ma sensu"), dlaczego si? przy niej upiera?a? W tym wypadku w?a?nie uszkodzenie prawej pó?kuli mózgowej mo?e odgrywa? kluczow? rol?. W licznych eksperymentach wykazano, ?e uszkodzenie prawej pó?kuli wi??e si? z niemo?no?ci? w?a?ciwej oceny nielogicznych lub nawet bezsensownych twierdze?. Gdy uczestnikom bada? opowiadano krótk? histori? t potem proszono ich, by odtworzyli j? w?asnymi s?owami, ludzie z uszkodzon? praw? pó?kul? upi?kszali swoje opowie?ci znacznie bardziej ni? ci z nienaruszon? praw? pó?kul?. Ci pierwsi dodawali niekiedy do w?a?ciwej historii zupe?nie nie zwi?zane z ni? w?tki poboczne. Czasem utrzymywali oni - by? mo?e s?usznie - ?e te dodatki ulepsza?y opowie??. Pewien pacjent, odtwarzaj?c opowie?? o obrabowanym sklepikarzu, zast?pi? skradzione pieni?dze artyku?ami spo?ywczymi i doda?: "Potkn?? si? na nierównym chodniku, wywróci? si? i rozbi? wszystkie jajka". Wprawdzie pojawi?o si? ciekawe przypuszczenie, ?e kompulsywni k?amcy mog? mie? jakie? problemy z praw? pó?kul?, ale na podstawie obserwacji pacjentów, którzy maj? powa?ne uszkodzenia mózgu, ryzykowne by?oby wyci?ganie wniosków na temat ludzi, którzy cz?sto k?ami?, ale s? sprawni umys?owo. Nasza wiedza o tym, co si? dzieje w uszkodzonym mózgu, nie wystarcza, aby dokonywa? prostych porówna?. Pomys?owo?? pacjentów polega jednak nie tylko na wymy?laniu cz??ci historii. Kiedy w opowie?ci pojawia?o si? zdanie nie pasuj?ce do reszty (celowo dodane przez eksperymentatorów), badani usilnie starali si? uzasadni? to zdanie. I tak, w przypadku historii o farmerze, który znalaz?szy swego pomocnika ?pi?cego w stogu siana, podwy?szy? mu wynagrodzenie, pacjenci z uszkodzeniem prawej pó?kuli proponowali nast?puj?ce wyja?nienia: "Koszty utrzymania rosn?(...)"; "By? mo?e, nie p?aci? mu zbyt dobrze(...)"; "(...)aby zach?ci? go do wydajniejszej pracy"; zaobserwowano nawet przyk?ady wyrafinowanego rozumowania: "Facet nagle porzuca prac?, farmer spotyka go i podnosi mu stawk?. - Jak si? masz, Joe! Je?li porzucasz prac?, podnios? twoj? stawk?. Nie strac? na tym ani centa, gdy? ciebie tu nie b?dzie!" Trudno z ca?? pewno?ci? twierdzi?, ?e zarówno upi?kszenia opowie?ci, jak i wyszukane wyja?nienia dla nie pasuj?cych zda? s? wytworami wy??cznie lewej pó?kuli mózgowej. Mia?oby si? ochot? uzna?, ?e uszkodzenie prawej pó?kuli ods?ania dzia?alno?? lewej, ale jest równie? mo?liwe, ?e niekonsekwencje w opowiadaniach pokazuj?, czego mo?na spodziewa? si? po uszkodzonej prawej pó?kuli. W ka?dym razie tendencja do wymy?lania niezwyk?ych historii, po??czona z umiej?tno?ci? uzasadniania dowolnego twierdzenia - mniejsza o jego niezwyk?o?? - stwarza podatny grunt dla powstawania skomplikowanych uroje?. Gdy spojrzymy z tej perspektywy, oka?e si?, ?e urojenia, które wyst?puj? w przypadkach parali?u lub niezauwa?ania lewej strony oraz bezkrytyczna akceptacja tych uroje? przez pacjenta mog? si? wywodzi? w?a?nie z zaburze? w odtwarzaniu opowiedzianych historii. [neuropsycholodzy mówi? wówczas o zaburzeniach dyskursu; przyp. red.] Dalsze eksperymenty pozwoli?y ustali?, ?e wspomniani pacjenci wykazuj? niezwyk?? sztywno?? my?lenia, gdy chodzi o rozumienie sensu us?yszanych informacji. Poproszeni o wyja?nienie znaczenia nast?puj?cych dwóch zda?: "Id?c na spotkanie ze s?ynn? gwiazd? filmow?, Sally wzi??a z sob? pióro i papier. Tre?ci? artyku?u mia?y by? wypowiedzi znanych osobisto?ci na temat energii j?drowej", pacjenci z uszkodzon? praw? pó?kul? cz?sto trzymali si? swoich interpretacji opartych wy??cznie na pierwszym zdaniu i twierdzili, ?e Sally idzie po autograf gwiazdy filmowej. Mog? oni zrozumie? ka?d? pojedyncz? my?l, ale nie potrafi? zmieni? pocz?tkowej interpretacji na podstawie szerszego kontekstu opowiadania. Je?li przypomnisz sobie pokr?tn? logik?, do której uciekali si? pacjenci staraj?cy si? wyt?umaczy? fakt, ?e r?ka jakiej? innej osoby jest doczepiona do ich cia?a, to w wy?ej opisanych zaburzeniach mo?esz dopatrzy? si? symptomów tego samego zjawiska. Mo?e to równie? pomóc w wyja?nieniu, dlaczego - gdy stan ?tych pacjentów tak si? poprawi, ?e w ko?cu przyznaj? si? do tego, ?e maj? sparali?owan? ko?czyn? (zdarza si? to do?? cz?sto) - nie potrafi? przypomnie? sobie, w jaki sposób mogli wierzy? w rzeczy niewiarygodne. Pami?taj?, ?e wierzyli w dziwne rzeczy, ale nie potrafi? sobie przypomnie?, jak to jest, kiedy si? wierzy w co? absurdalnego. Niemo?no?? ?ledzenia logiki opowie?ci by?a problemem przej?ciowym, natomiast uwagi, jakie wówczas robili, najpewniej wydawa?yby im si? teraz pozbawione sensu. Przypuszcza si?, i? takie urojenia mo?na wyt?umaczy? zjawiskiem zaprzeczania, polegaj?cym na tym, ?e psychologiczny szok, wynikaj?cy z faktu sparali?owania ko?czyny czy nawet ca?ej strony cia?a, jest tak silny, i? chorzy po prostu nie umiej? si? przyzna? ani przed sob?, ani przed kimkolwiek innym, ?e ich to spotka?o. Oczywi?cie, takie zaprzeczanie stanowi?oby proces nie?wiadomy, który potem ujawni si? w zachowaniu pacjenta. Zwró?my uwag?, ?e identyczny argument wysuwano dla wyja?nienia zjawiska jednostronnej nieuwagi; ca?kowite niedostrzeganie sparali?owanej ko?czyny mo?e wynika? tylko z tego, ?e umys? w ogóle nie dopuszcza takiej my?li. Pewne fakty dowodz? jednak, ?e ten mechanizm nie t?umaczy wszystkiego; uporczywe twierdzenie, ?e dana r?ka nale?y do kogo? innego, pojawia si? zazwyczaj natychmiast po uszkodzeniu mózgu, gdy pacjent nie odzyska? jeszcze jasno?ci my?lenia, a potem stopniowo zanika, w miar? jak pacjent zaczyna u?wiadamia? sobie powag? ca?ej sytuacji. Gdyby ?ród?em problemu by?o zaprzeczanie, to nie powinno ono zanika? wraz z powracaniem ?wiadomo?ci - powinno by? dok?adnie na odwrót. Jest te? faktem, ?e niektórzy pacjenci zaprzeczaj? istnieniu jednego problemu, na przyk?ad sparali?owanej r?ki, przyznaj?c jednocze?nie, ?e maj? problemy z mówieniem. Specjali?ci zaproponowali wiele wyja?nie?, ale, podobnie jak w przypadku innych zaburze? spowodowanych przez wylew, sami pacjenci nie potrafi? na ten temat nic powiedzie? lub mówi? bardzo niewiele. Jak widzieli?my, albo nie s? oni zainteresowani, albo wydaj? si? nie zauwa?a?, ?e co? jest nie w porz?dku. Zanim ich stan polepszy si? na tyle, by to zauwa?yli ich z?udzenia zd??? zanikn??. Sprawia to takie wra?enie jakby z?udzenia wyst?pi?y u innej osoby: je?li za? mózg rzeczywi?cie Jest osob?, zapewne nie mijamy si? z prawd?. ROZDZIA? 11 - DUSZA Z CIA?A WYLECIA?A Jak dalece obraz cia?a w mózgu jest zniekszta?cony? Mo?na ów obraz na krótk? chwil? zniekszta?ci?, u?ywaj?c prostych sztuczek - takich jak wspomniane w Rozdziale 8 - i gdy z zamkni?tymi oczami staramy si? opu?ci? podniesion? r?k?. Wi?kszo?? ludzi ma w tej sytuacji wielkie trudno?ci z wyczuciem, gdzie faktycznie r?ka si? znajduje - jej obraz w mózgu nie jest tak precyzyjny. Zmiany te s? jednak bardzo niewielkie, je?li porówna? je z takimi, jakie mog? powsta? w wyniku uszkodzenia mózgu. U pacjentów z guzem mózgu lub po wylewie obraz cia?a mo?e by? wypaczony do tego stopnia, i? nie b?d? oni ?wiadomi tego, ?e dana ko?czyna nale?y do nich, a nawet mog? temu zdecydowanie zaprzecza?. Znana jest wstrz?saj?ca relacja z pocz?tku naszego wieku o kobiecie, która tak dalece utraci?a kontakt z ca?ym swoim cia?em, ?e prosi?a, by wyprowadzono j? na dwór i wrzucono w ?nieg - tak bardzo pragn??a wra?e? czuciowych. Znacznie cz??ciej natomiast wspomina si? o zjawisku, które, je?li prawdziwe, stanowi?oby ostateczne stadium utraty obrazu cia?a. S? to doznania pozacielesne, czyli wra?enie, ?e pozostawi?o si? swoje cia?o i w?druje si? tam, gdzie tylko si? zechce. Gdy ostro?nie mówi? "je?li prawdziwe", stawiam pod znakiem zapytania realno?? najbardziej niezwyk?ych form dozna? pozacielesnych, kiedy to ludzie donosz?, ?e odbyli podró? do odleg?ych miejsc i rzekomo maj? ?wiadków potwierdzaj?cych owe doniesienia. Jeden z najs?ynniejszych przypadków tego typu rzekomo zdarzy? si? w roku 1774 w Neapolu, gdy Alfons di Liguori, za?o?yciel Zakonu Redemptorystów, zemdla? przygotowuj?c si? do odprawienia mszy. Gdy odzyska? przytomno??, opowiedzia? zebranym wokó? siebie ludziom, ?e by? przy ?o?u ?mierci papie?a Klemensa XIV w Watykanie, oddalonym o cztery dni drogi. Wiadomo?? o ?mierci papie?a dotar?a kilka dni pó?niej wraz z relacjami, ?e rzeczywi?cie widziano ?w. Alfonsa u papieskiego ?o?a i ?e rozmawia? on tam z innymi osobami. Czytelnicy - nawet ci, którzy nie s? zbyt sceptyczni - b?d? z pewno?ci? sk?onni w?o?y? t? relacj? mi?dzy bajki, podobnie jak inne dziwne-cho?-prawdziwe opowie?ci. Warto jednak pami?ta?, ?e tego typu historie zdarzaj? si? rzadko i stanowi? skrajny przypadek w?ród najrozmaitszych relacji o do?wiadczeniach pozacielesnych. S? w?ród nich i takie, którym - wed?ug mnie - trzeba da? wiar?. Susan Blackmore, psycholog z Wielkiej Brytanii specjalizuj?ca si? w znajdowaniu psychologicznych wyt?umacze? dla tzw. zjawisk paranormalnych, prze?y?a swoje w?asne do?wiadczenie pozacielesne, które sk?oni?o j? do napisania na ten temat ksi??ki - nosi ona tytu? Beyond the Body [Poza cia?em]. Nie nast?pi? tu wprawdzie cud a la Liguori, a pani Blackmore w swojej fizycznej postaci pozostawa?a przez ca?y czas w tym samym pokoju i co pewien czas opisywa?a zgromadzonym tam przyjacio?om podró?e, które prze?ywa?o jej "mentalne ja". Mog? oni po?wiadczy?, ?e nigdy nie opu?ci?a swojego pokoju: w ?adnym z miejsc, które pono? odwiedzi?a, nie by?o nikogo, kto by j? tam widzia?, a ona sama nie przywi?zuje do tego do?wiadczenia przesadnej wagi, uznaj?c je w swoich psychologicznych analizach raczej za przypadek halucynacji ni? za cud. Oczywi?cie jedna taka historia nic jeszcze nie znaczy, ale mo?na znale?? inne - niektóre z nich pochodz? od najbardziej trze?wo my?l?cych naukowców. Jedna z opowie?ci wspomnianych w bardzo specjalistycznej serii publikacji na temat neuropsychologii procesów wzrokowych Visual Agnosias [Agnozje wzrokowe] jest - moim zdaniem - typowym przyk?adem relacji o doznaniu pozacielesnym, który stanowi poparcie pogl?du, ?e ludzie opowiadaj?cy o takich doznaniach rzeczywi?cie zostali psychicznie (Je?li nie fizycznie) przeniesieni w inne miejsce. Zachowuj?cy anonimowo?? naukowiec opisuje, jak sta? kiedy? w sali wyk?adowej, college'u i przemawia? do grupy mniej wi?cej dziesi?ciu osób. W jego relacji czytamy: "Nagle odczu?em wyra?nie, ?e obserwuj? sam siebie... z wysoko?ci wi?cej ni? metr ponad g?ow? i nieco z boku, pod sufitem sali". Uczucie to trwa?o zaledwie oko?o pi?tnastu sekund: w tym czasie cia?o kontynuowa?o przemow?, "on" za? przygl?da? si? temu. Mia? wówczas 19 lat, nigdy nie do?wiadczy? czego? takiego po raz drugi i do dzi? uwa?a, ?e wiele opisywanych dozna? to zwyk?e oszustwa, w?asne do?wiadczenie przypisuje za? chwilowym zaburzeniom natury biochemicznej. Ta zwi?z?a relacja ró?ni si? od relacji Susan Blackmore z dwóch istotnych wzgl?dów. Po pierwsze: doznania pani psycholog by?y znacznie bardziej skomplikowane; zacz??o si? od uniesienia przez tr?b? powietrzn? w d?ugim szpalerze drzew, po czym nast?pi?a podró? dooko?a ?wiata: do Pary?a, Nowego Jorku, Ameryki Po?udniowej i nad Morze ?ródziemne, gdzie Susan Blackmore zatrzyma?a si?, by dokona? inspekcji drzew na wyspie "w kszta?cie gwiazdy" - przez ca?y ten czas relacjonowa?a swoje przygody obecnym przy niej przyjacio?om. Po drugie: poda?a ona swoje doznania do wiadomo?ci publicznej. Natomiast fakt, ?e "s?ynny ameryka?ski neurofizjolog", jak okre?lono go we wspomnianej publikacji, pozostaje osob? anonimow? - jego relacja nie jest przesadnie efektowna - dowodzi tego, z jak wielk? podejrzliwo?ci? traktowane s? zjawiska dozna? pozacielesnych. Mi?dzy opowie?ci? Alfonsa di Liguoriego a relacj? anonimowego naukowca sytuuj? si? tysi?ce doniesie? o doznaniach pozacielesnych; na ich podstawie mo?na odtworzy? typowe tego rodzaju do?wiadczenie. Ludzie, którym zdarzy?o si? mie? doznania pozacielesne, znajdowali si? w tym czasie w stanie rozlu?nionej uwagi, niekiedy odczuwali zm?czenie, czasem budzili si? ze snu lub w?a?nie zasypiali. Wówczas nagle u?wiadamiali sobie, ?e wydaje im si?, i? unosz? si? w powietrzu ponad w?asnym cia?em [Opieraj?c si? na istnieniu zwi?zku dozna? pozacielesnych ze snem, wysuni?to sugesti?, ?e doznania pozacielesne s? w rzeczywisto?ci snami. Poniewa? jednak wymagaj? one, by do?wiadczaj?ca ich osoba ?wiadomie prze?ywa?a to, co si? dzieje, oraz odczuwa?a oddzielenie si? od cia?a, jest bardzo ma?o prawdopodobne, by do?wiadczenia te by?y zwyk?ymi snami. Mimo to przypominaj? one nieco "przytomne" sny, czyli sny, w których osoba ?ni?ca zdaje sobie spraw? z tego, ?e ?ni. Rozdzia? 19 zawiera wi?cej informacji na ten temat. Wyja?nienie dozna? anonimowego naukowca przez odwo?anie si? do zjawiska snu na jawie jest jednak ma?o przekonywaj?ce]. Ludzie doznaj?cy do?wiadcze? pozacielesnych mog? widzie? zarówno samych siebie, jak i innych ludzi, a tak?e meble w pokoju, jak gdyby patrzyli na wszystko z góry. Ci, którzy s? na tyle odwa?ni, by st?umi? panik? i nie wycofa? si? z tej sytuacji, odkrywaj?, ?e ich unosz?ca si? w powietrzu posta? obdarzona jest niezwyk?ymi zdolno?ciami: przenika przez pod?ogi i ?ciany, sk?ada wizyty przyjacio?om, niezale?nie od tego, Jak daleko si? znajduj?, a nawet - w najbardziej niesamowitych przypadkach - odwiedza inne ?wiaty. W jednym z takich przypadków doznaj?ca do?wiadcze? pozacielesnych kobieta s?ysza?a, jak pewien przedstawiciel cywilizacji pozaziemskiej mówi: "O, ona jest z Ziemi" (jak to mi?o z ich strony, ?e zawsze mówi? naszym j?zykiem). Jedn? z zadziwiaj?cych cech tego typu dozna? jest to, ?e zamiast obezw?adniaj?cego strachu i paniki, jakich mo?na by si? spodziewa?, relacje wielu ludzi, którzy to prze?ywali, mówi? jedynie o mi?ych wra?eniach: o zdolno?ci widzenia z tak? ostro?ci?, jakiej nigdy wcze?niej nie do?wiadczyli, o uczuciu niewiarygodnej lekko?ci i wolno?ci, o pragnieniu, by móc prze?y? to jeszcze raz. Nie trzeba dodawa?, ?e dla wi?kszo?ci ludzi jest to niezapomniane do?wiadczenie. Trzeba tu zwróci? uwag?, ?e ludzie, którzy doznaj? tych odczu?, nie musz? mie? ?adnych wcze?niej ukszta?towanych pogl?dów na temat opuszczania swego cia?a ani te? nie musz? by? bardzo uduchowieni. Brak wiary w doznania pozacielesne w du?ym stopniu wyp?ywa z podejrze?, ?e ci, którzy ich do?wiadczaj?, s? po prostu bardzo wra?liwymi lud?mi, tak silnie wierz?cymi w istnienie duszy lub w ?ycie pozagrobowe, i? doznaj? halucynacji i wyda je im si?, ?e prze?ywaj? to, czego najbardziej pragn?. W latach siedemdziesi?tych nowojorski psychiatra Jan Ehrenwald podda? badaniom grup? takich ludzi i doszed? do wniosku, ?e wspóln? ich cech? by?o .przemo?ne d??enie do nie?miertelno?ci" - pod?wiadomy strach przed ?mierci? doprowadzi? do dozna? pozacielesnych, stanowi?cych namiastk? tego, co, jak mieli nadziej?, stanie si?, gdy dusza ostatecznie opu?ci cia?o. Formu?uj?c ten wniosek, dr Ehrenwald wrzuci? do jednego worka ekstatyczny trans szamanów i doznania pozacielesne ludzi, którzy z powodu choroby byli w stanie ?pi?czki. Ale pe?en sceptycyzmu pogl?d, ?e jedynymi lud?mi donosz?cymi o swych doznaniach pozacielesnych s? ci, którzy naprawd? w nie wierz?, opiera si? nie na opinii psychiatrów, ale na fakcie, ?e doznania pozacielesne zawsze wi?zano z niezwyk?? ide? .projekcji astralnej". Idea ta wywodzi si? z nauk Towarzystwa Teozoficznego, za?o?onego w Nowym Jorku w XIX wieku. Z teozoficznego punktu widzenia egzystencja ludzka ma posta? wielowarstwow?, przy czym fizyczne cia?o cz?owieka jest najmniej interesuj?ce l najmniej istotne. Oprócz fizycznego cia?a istnieje wiele innych, mi?dzy innymi cia?o astralne, które zamieszkuje ?wiat astralny. Teozofowie utrzymuj?, ?e cia?o astralne potrafi oddzieli? si? od cia?a fizycznego i porusza? si? w przestrzeni bez niego, a poniewa? ?wiadomo?? ulokowana jest w ciele astralnym, takie oddzielenie si? powoduje doznania pozacielesne: umys? w?druje z cia?em astralnym, podczas gdy cia?o fizyczne nie zmienia swego po?o?enia. Gdy dojdziesz do wprawy, b?dziesz móg? uwolni? swoje cia?o astralne z cia?a fizycznego, kiedy tylko zechcesz, podobnie jak wystrzeliwuje si? rakiet? w kosmos (st?d okre?lenie projekcja astralna). Doznania pozacielesne wydaj? si? mle? du?o wspólnego z projekcj? astraln?, a w?ród najwi?kszych entuzjastów takich dozna? by?o wielu i teozofów. Dziwaczne w koncepcji projekcji astralnej jest przekonanie, ?e przez ca?y czas cia?o astralne pozostaje po??czone z cia?em l fizycznym srebrnym sznurem. Niektórzy ludzie, w tym kilku, którzy wcze?niej w ogóle nie s?yszeli o teozofii czy projekcji astralnej, donosili, ?e widzieli ów sznur w czasie dozna? pozacielesnych. Nawet Susan Blackmore, która nie uznaje projekcji astralnej za wyja?nienie dozna? pozacielesnych, zauwa?y?a, ?e podczas tych dozna? by?a przywi?zana srebrnym sznurem. Teoretycznie srebrny sznur ulega rozlu?nieniu, gdy cia?o s?abnie, co oznacza, ?e choroba lub wyczerpanie fizyczne stwarzaj? warunki dla projekcji astralnej (albo dozna? pozacielesnych). Uwolnienie cia?a astralnego jest ?atwiejsze, ni? mog?oby si? to wydawa?. Zostaje ono uwolnione podczas narkozy; ma pewn? swobod? w czasie snu; a nawet gwa?towne zatrzymanie samochodu mo?e na chwil? wyrzuci? cia?o astralne poza obr?b cia?a fizycznego (chocia? na ogó? trudniej otrzyma? odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej z tego powodu ni? z powodu urazu kr?gos?upa szyjnego). Po uwolnieniu si? cia?o astralne porusza si? z ró?n? pr?dko?ci?, mo?e nawet b?yskawicznie przenosi? si? z miejsca na miejsce: raz jeste? tu, a za chwil? zupe?nie gdzie indziej. Wi?ksze znaczenie ni? te szczegó?y ma to, ?e istniej? tysi?ce relacji o doznaniach pozacielesnych i chocia? wielu z tych ludzi mo?na uzna? za nawróconych na now? wiar?, wielu innych pozostaje na gruncie sceptycyzmu. W dodatku, na co zwracaj? uwag? eksperci z dziedziny projekcji astralnej, relacje te - nawet pochodz?ce od ludzi, którzy nie mieli poj?cia, czego mog? oczekiwa? - maj? wystarczaj?co du?o punktów wspólnych, by podpowiedzie? nam, ?e napotykamy tu na kwesti? wart? zastanowienia. Jedno z najwa?niejszych pyta? brzmi: Czy doznania pozacielesne mówi? nam co? o mózgu? W tym wypadku odpowied? jest znacznie bardziej zawi?a ni? samo pytanie. Trudno ustali?, jak cz?ste s? doznania pozacielesne, poniewa? na ogó? badano nietypowe grupy osób (na przyk?ad studentów, którzy zg?osili si? jako ochotnicy do eksperymentów badaj?cych postrzeganie pozazmys?owe) lub zadawano pytania, które mog?y by? interpretowane na ró?ne sposoby. Mimo to liczb? ludzi, którzy twierdz?, ?e do?wiadczyli dozna? pozacielesnych, szacuje si? na 10%-34% - moim zdaniem ka?da liczba z tego przedzia?u jest zdumiewaj?co wysoka. Gdy pomy?l?, ?e co trzecia osoba, nawet w jakiej? specjalnie wybranej grupie ochotników, mog?a mie? doznania pozacielesne, zaczynam zastanawia? si?, gdzie te? sam si? wtedy podziewa?em. I - jakby tego by?o ma?o - ludziom zdarza?o si? do?wiadcza? dozna? pozacielesnych w okoliczno?ciach, by tak rzec, zupe?nie Ziemskich: kiedy zdawali egzamin na prawo jazdy, sk?adali przysi?g? (nikt ze zgromadzonych nie zauwa?y? niczego niezwyk?ego), stali obok szafki z dokumentami czy robili sobie makija?. Warto te? wspomnie? o innym badaniu przeprowadzonym przez Charlesa Tarta, psychologa, wielce zas?u?onego dla studiów nad zjawiskami paranormalnymi oraz wszystkim, go cho? troch? wykracza poza ramy codzienno?ci. W roku 1971 relacjonowa? on, ?e 66 spo?ród 150 ludzi za?ywaj?cych marihuan? - zadziwiaj?co du?o, bo a? 44% - twierdzi?o, ?e do?wiadczyli dozna? pozacielesnych. I chocia? Susan Blackmore ,w swojej ksi??ce Beyond the Body zwraca uwag?, ?e liczby te lnie musz? wskazywa? na zwi?zek przyczynowo-skutkowy (mog?o si? zdarzy?, ?e pal?cy marihuan? s? akurat typem ludzi, którym przytrafiaj? si? doznania pozacielesne), to zwi?zek mi?dzy tymi doznaniami a oddzia?uj?cym na psychik? narkotykiem mo?e by? nieprzypadkowy. Fakt, ?e u pani Blackmore doznania pozacielesne wyst?pi?y natychmiast po wypaleniu haszyszu, wydaje si? znacz?cy. Podejmowano próby badania zjawiska dozna? pozacielesnych w laboratorium poprzez rejestrowanie przypuszczalnych ^fizjologicznych zmian, które mog? zachodzi? w czasie tych dozna?. Z oczywistych powodów osoba testowana w takim eksperymencie musi by? kim?, kto potrafi wprowadzi? si? w stan dozna? pozacielesnych praktycznie zawsze, gdy tego zechce. Istnieje garstka ludzi, u których doznania takie najwidoczniej wyst?puj? regularnie. Niestety, eksperymenty te wnios?y bardzo ma?o; nawet w przypadku osób najbardziej do?wiadczonych w wywo?ywaniu dozna? pozacielesnych zapisy fal mózgowych nie pozwoli?y na wyci?gni?cie ?adnych wniosków. Co najwy?ej mo?na powiedzie?, ?e w chwili, kiedy mózg przestawia si? ze stanu normalnego funkcjonowania na doznania pozacielesne, nie obserwuje si? jakiej? charakterystycznej zmiany we wzorcu jego aktywno?ci elektrycznej, a czasami nie ma w ogóle ?adnej zmiany. Wi?kszo?? tych bada? zosta?a przeprowadzona dwadzie?cia lat temu za pomoc? najlepszego z dost?pnych wówczas aparatów do elektroencefalografii i bez w?tpienia te same eksperymenty mo?na by obecnie wykona? lepiej. Jednak?e, zwa?ywszy niepewn? reputacj? tego typu bada? (przynajmniej w oczach wi?kszo?ci specjalistów od EEG), ma?o prawdopodobne, by?my w niedalekiej przysz?o?ci us?yszeli o powtórzeniu takich eksperymentów. Wielka szkoda, ?e eksperymenty te niczego nie wykaza?y, bo nast?pny etap by?by jeszcze bardziej interesuj?cy: polega?by na przekonaniu jednego z owych pozacielesnych w?drowców, by dokona? swej w?drówki w czasie, gdy b?dzie monitorowany przez jeden z najnowocze?niejszych analizatorów pracy mózgu - na przyk?ad tomograf pozytonowy. To by by?o co?: zobaczy?, które obszary mózgu staj? si? aktywne podczas dozna? pozacielesnych. Nie odnotowano te? istotnych sukcesów w wykrywaniu sobowtórów - zadaniu, z którym technologia XX wieku powinna by?a sobie poradzi?. W ko?cu, je?eli cia?o w?druj?ce w czasie dozna? pozacielesnych jest tak podobne do swojego orygina?u, ?e ?a?obnicy zgromadzeni przy ?o?u papie?a Klemensa mogli by? absolutnie przekonani, i? widz? Alfonsa di Liguoriego i rozmawiaj? z nim (pomimo ?e nieprzytomny orygina? le?a? jak k?oda, odleg?y o cztery dni drogi), nale?a?oby przypuszcza?, ?e gdyby w pokoju rzeczywi?cie wyl?dowa?o cia?o astralne, to powielacze fotoelektronowe, detektory pól elektromagnetycznych i czujniki tensometryczne powinny co? wykry?. A jednak dotychczas ?adne próby wykrycia takich obiektów nie da?y rezultatów, które mo?na by uzna? za wiarygodne. Brak naukowych danych sprawia, ?e w tej dziedzinie mamy do czynienia g?owi nie z subiektywnymi i w?a?ciwie nieweryfikowalnymi opowie?ciami o opuszczaniu cia?a, czasem wielogodzinnej podró?y do odleg?ych miejsc i powrocie do punktu wyj?cia. Nic wi?c dziwnego, ?e wobec braku rzetelnych danych i z powodu zalewu podobnych relacji powsta?o kilka ró?nych teorii usi?uj?cych! wyt?umaczy? zjawisko dozna? pozacielesnych. Niektóre z tych teorii t?umacz? jedne dziwne zjawiska przez odwo?ywanie si? do innych dziwnych koncepcji, czego przyk?adem jest twierdzenie, ?e to, co opuszcza cia?o, jest tworem psychicznym, a nie fizycznym przedmiotem. ?w twór nie zamieszkuje ?wiata materialnego, lecz ?wiat psychiczny, tworzony i do?wiadczany przez wszystkich ludzi doznaj?cych takich prze?y?. Jest jednak ma?o prawdopodobne, by tego typu koncepcje ujawni?y cokolwiek na temat pracy mózgu. Warto przez chwil? odetchn?? od dziwacznego ?wiata dozna? pozacielesnych i uj?? to zagadnienie z innej strony: z perspektywy nauk o mózgu, po których mo?na si? spodziewa? spokojnego i ch?odnego obiektywizmu. Neurolodzy i psycholodzy równie? zajmowali si? zjawiskiem rozdwajania si? ludzi, ale wi?kszo?? badanych osób (czy te? pacjentów) nie do?wiadcza?a dozna? pozacielesnych, lecz ogl?da?a samych siebie - zobaczyli oni swojego sobowtóra. Od razu jednak wida? do?? istotn? ró?nic? mi?dzy tymi dwoma rodzajami prze?y?. Je?li do?wiadczasz doznania pozacielesnego, to subiektywny "Ty" znajduje si? u góry, nad Twoim cia?em. Nawet je?eli Twoje cia?o dalej zajmuje si? tym, co robi?o uprzednio, "Ty" przemie?ci?e? si?. Je?li widzisz swojego sobowtóra, jest przeciwnie: "Ty" w ogóle nie zmieni?e? miejsca, a Twoja replika pojawia si? naprzeciw Ciebie. Zdumiewaj?ce, jak wielu by?o pisarzy i poetów, którzy albo pisali o tym przera?aj?cym do?wiadczeniu, albo te? sami je prze?yli. Fiodor Dostojewski, Edgar Allan Poe, Percy Shelley, Johann W. Goethe i wielu innych wiedzieli co? o sobowtórach i byli nimi zafascynowani, co zreszt? sk?oni?o neurologów do rozwa?a?, dlaczego akurat pisarze s? tak podatni na to niezwyk?e do?wiadczenie. Badacze, którzy zajmowali si? t? kwesti?, przeszukuj?c ró?ne ?ród?a (utwory literackie, pami?tniki, osobiste relacje i sprawozdania), doszli do wniosku, ?e aby ujrze? w?asnego sobowtóra - przynajmniej w przypadku twórców - musz? wyst?pi? dwa lub trzy czynniki. Wszystkie one pojawi?y si? u dziewi?tnastowiecznego francuskiego nowelisty, eseisty i poety, Guy de Maupassanta. Pod koniec ?ycia nieustannie widywa? on swego sobowtóra: "Co drugi raz, gdy wracam do domu, widz? mojego sobowtóra. Otwieram drzwi i widz? siebie siedz?cego w fotelu (...) Nie przestraszy?by? si??" Dlaczego tak go to prze?ladowa?o? Po pierwsze: de Maupassant mia? silnie rozwini?t? wyobra?ni? wzrokow?, czyli zdolno?? wyczarowywania ?ywych obrazów w swoim umy?le. By? on te? obsesyjnie skoncentrowany na samym sobie, stanowi?c klasyczny przypadek narcyzmu. Po??czenie tych dwóch cech to doskona?a recepta na widzenie sobowtóra - có? lepszego mo?esz zobaczy? w swojej wyobra?ni ni? samego siebie, g?ówny obiekt Twojej fascynacji? Po drugie: de Maupassant by? wówczas prawdopodobnie podatny na halucynacje, poniewa? znajdowa? si? w ko?cowym stadium nie leczonego syfilisu. Znakomita umiej?tno?? wizualizacji, narcyzm i pewne zaburzenia w mózgu pojawiaj? si? u twórców, którzy pisali o sobowtórach. Podobne wnioski s? jednak problematyczne, poniewa? opieraj? si? one na doniesieniach z drugiej lub trzeciej r?ki oraz na - by tak rzec - psychoanalizie na odleg?o??. Dlatego te? wnioski te nie mog? by? ?ród?em u?ytecznych informacji o ?adnych mózgach, nawet o mózgach pisarzy. Mimo to przez ostatnie pó?tora wieku neurolodzy zidentyfikowali niektóre czynniki bezpo?rednio oddzia?uj?ce na mózg, które usposabiaj? ludzi do widzenia swoich sobowtórów. S? to m.in. narkotyki wywo?uj?ce halucynacje, wysoka gor?czka, padaczka, migrena, guzy, a nawet uszkodzenie mózgu spowodowane zatruciem tlenkiem w?gla. To, ?e w ka?dym z tych przypadków mamy do czynienia z czynnikami stresowymi dla mózgu, wydaje si? oczywiste. Jest jednak zaskakuj?ce, ?e wcale nie musz? to by? tak tragiczne okoliczno?ci jak padaczka czy organiczne uszkodzenie mózgu. Pod koniec lat pi??dziesi?tych opisano przypadek kobiety, która zacz??a widywa? swojego sobowtóra zaraz po ?mierci m??a. Kiedy wróci?a do domu z pogrzebu i otworzy?a drzwi sypialni, zda?a sobie spraw?, ?e poza ni? jest tam jeszcze kto? inny: naprzeciw niej sta?a kobieta, identycznie ubrana i wiernie na?laduj?ca ka?dy jej ruch. Pocz?wszy od tego pierwszego spotkania, sobowtór pojawia? si? codziennie i chocia? posta? ta by?a troch? niewyra?na - dolna cz??? tu?owia i nogi nie rysowa?y si? dok?adnie - jednak dla tej kobiety wygl?da?a bardzo realnie. "Jestem w pe?ni ?wiadoma, ?e mój sobowtór jest wy??cznie wynikiem halucynacji. Mimo to widz? go, s?ysz?, czuj? go wszystkimi moimi zmys?ami. To jestem ja sama, rozdwojona i rozdzielona". Spotkania z w?asnym sobowtórem obejmuj? ca?y zakres do?wiadcze?, pocz?wszy od bardzo wyra?nego i naturalnie barwnego wra?enia s?uchowego, a nawet dotykania w?asnej repliki, sko?czywszy na odczuwaniu jedynie czyjej? obecno?ci - niekoniecznie w?asnego sobowtóra. Ten ostatni typ odczu? cz?sto pojawia si? wówczas, gdy ludzie s? zupe?nie sami lub znajduj? si? w niebezpiecze?stwie. Wiele relacji o takich zdarzeniach pochodzi od skazanych na samotno?? rozbitków dryfuj?cych w ?odziach ratunkowych, a jeszcze cz??ciej opowie?ci te dotycz? prze?y? alpinistów. Wspinaczka wysokogórska przypuszczalnie wywo?uje podobne odczucia, poniewa? ??cz? si? w niej stres wynikaj?cy z sytuacji, w której ka?dy krok mo?e by? ostatnim, oraz dodatkowe trudno?ci spowodowane tym, ?e do mózgu dociera zbyt ma?o tlenu. F. Smythe, jeden ze wspinaczy bior?cych udzia? w nieudanej próbie zdobycia Mount Everestu w 1933 roku, opowiada?, ?e by? tak dalece przekonany, i? kto? posuwa si? tu? za nim na wysoko?ci ponad 8000 m, ?e w pewnym momencie zatrzyma? si?, prze?ama? na pó? swoje ciastko mi?towe, po czym odwróci? si?, by pocz?stowa? nim swego wyimaginowanego towarzysza i dopiero wtedy u?wiadomi? sobie, ?e nikogo tam nie ma: "Odkrycie, ?e nie mam kogo pocz?stowa?, by?o dla mnie szokiem" (w tym przypadku towarzysz wspinaczki by? przynajmniej ?agodny i ?yczliwy - w latach osiemdziesi?tych zdarzy?o si?, ?e obok samotnego wspinacza pojawi? si? obcy cz?owiek i nak?oni? go do zej?cia ze szczytu inn? drog?, która okaza?a, si? zdecydowanie zbyt d?uga i niebezpieczna. W rezultacie alpinista sp?dzi? samotnie noc w temperaturze - 30ł i odmrozi? sobie kilka palców u nóg). Smythe nie mia? poczucia, ?e pod??aj?cy za nim osobnik stanowi? jego alter ego, ale znane s? przypadki, gdy niewidoczna posta? by?a wyra?nie odczuwana jako sobowtór. Halucynacje te wywar?y na tych ludziach równie silne wra?enie jak sytuacja, w której ujrzeliby samych siebie. Wybitny brytyjski neurolog McDonald Critchley opisa? szczególnie jaskrawy przypadek tego typu: kobiet? w wieku 43 lat, która budzi?a si? w ?rodku nocy z prze?wiadczeniem, ?e w jej sypialni znajduje si? kto? bardzo dobrze jej znany - nie mia?a ?adnych w?tpliwo?ci, ?e to jej sobowtór. Nigdy nie zdarzy?o si? jej zobaczy? samej siebie, ale by?a do tego stopnia przekonana o obecno?ci sobowtóra w pokoju, ?e nieraz wychodzi?a na palcach z sypialni: okr??ywszy dom, wraca?a z drugiej strony, maj?c nadziej?, i? uda jej si? zaskoczy? t? "osob?". Critchley opisa? równie? dziwny przypadek, który mo?na by uzna? za nieudane doznanie pozacielesne. Chodzi?o tu o m??czyzn? cierpi?cego na padaczk? skroniow?. Tu? przed napadami padaczkowymi cz?owiek ten odnosi? wra?enie, ?e jego cia?o uros?o o jedn? szesnast? swej zwyk?ej wielko?ci. Obawia? si? on, ?e jego osobowo?? opu?ci jego w?asne cia?o, by ulokowa? si? w tej dodatkowej jednej szesnastej, a nast?pnie od??czy si? ca?kowicie i opu?ci go. Dwa ostatnie przypadki ?wiadcz? o tym, na jakie powa?ne trudno?ci napotka ka?dy, kto próbuje umiejscowi? te dziwne zjawiska w mózgu. Kobieta, która czu?a swoj? w?asn? obecno?? w sypialni, mia?a uszkodzone oba p?aty ciemieniowe, podczas gdy napady padaczki u m??czyzny, którego cia?o powi?ksza?o si? o jedn? szesnast?, zaczyna?y si? w p?atach skroniowych. Z anatomicznego punktu widzenia te dwa obszary mózgu maj? niewiele wspólnego. Je?li dodamy do tego dane wskazuj?ce, ?e stany, takie jak schizofrenia, napad padaczki, gor?czka i oczywi?cie narcyzm oraz bogata wyobra?nia wzrokowa, mog? sprzyja? widzeniu sobowtóra, to jedyny wniosek, jaki mo?na sformu?owa?, brzmi: widzenie sobowtóra rzeczywi?cie si? zdarza, ale to, jaka cz??? mózgu bierze w tym udzia? i dlaczego tak si? dzieje, ci?gle pozostaje tajemnic?. Jakie analogie istniej? mi?dzy widzeniem swojego sobowtóra a do?wiadczaniem dozna? pozacielesnych? W obu sytuacjach nasze cia?o jest ogl?dane z niemo?liwej perspektywy: widzi si? siebie samego na wprost albo z góry. Ronald Siegel, psychiatra z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, twierdzi, ?e jest to typowa cecha naszej pami?ci. Siegel s?dzi, ?e Twoje wspomnienia z ostatniej k?pieli w morzu zawieraj? obrazy Ciebie samego widzianego z boku lub z góry, czyli z perspektywy wymy?lonej przez Twój mózg (chocia? trzeba pami?ta?, ?e w miar? rozpowszechniania si? kamer wideo, coraz cz??ciej to, co bierzemy za nasze wspomnienia, b?dzie zawiera?o tak?e zdarzenia zarejestrowane na ta?mie, kiedy to ogl?damy siebie cudzymi oczami). Nasza wyobra?nia mo?e wi?c produkowa? takie obrazy w normalnych warunkach. Co wi?cej, prowadzone przez Siegela badania ludzi, którzy za?yli okre?lon? ilo?? ?rodków halucynogennych, ujawni?y, ?e ?rodki te wywo?ywa?y cz?sto wizje zawieraj?ce obrazy z lotu ptaka. Nale?y te? pami?ta?, ?e ludzie za?ywaj?cy marihuan? donosili o doznaniach pozacielesnych cz??ciej ni? jakakolwiek inna grupa poddana badaniom - narkotyki wywo?uj?ce halucynacje odgrywaj? zapewne rol? w przypadkach ogl?dania w?asnego sobowtóra. Susan Blackmore, psycholog i ekspert w dziedzinie dozna? pozacielesnych, uwa?a, ?e doznania te, podobnie jak widzenie w?asnego sobowtóra, wymagaj? umiej?tno?ci tworzenia szczegó?owych i robi?cych silne wra?enie obrazów, które staj? si? tre?ci? halucynacji. Z drugiej strony, zachodz? wyra?ne ró?nice mi?dzy widzeniem sobowtóra a doznaniami pozacielesnymi - jedna z nich dotyczy towarzysz?cych tym zdarzeniom emocji. Ludzie, którzy zobaczyli swojego sobowtóra i opisali swoje odczucia, na ogó? odczuwali niepokój, podczas gdy - jak wspomnia?em ju? wcze?niej - ludzie do?wiadczaj?cy dozna? pozacielesnych opisuj? je jako prze?ycie niepodobne do ?adnego wcze?niejszego doznania: poczucie lekko?ci, swobody i jedno?ci z wszech?wiatem. Ponadto, o ile doznania pozacielesne wymagaj? ca?kowitego przekszta?cenia perspektywy widzenia, o tyle obraz sobowtóra nak?ada si? po prostu na ogl?dan? rzeczywisto??, a w pewnych przypadkach jest nawet sterowany przez widz?c? go osob?. Kobieta, która powróciwszy do domu z pogrzebu m??a, zobaczy?a swego sobowtóra, zauwa?y?a, ?e jego ruchy by?y lustrzanym odbiciem jej w?asnych ruchów. Inni ludzie opowiadali, ?e wyraz twarzy sobowtóra zmienia si? równocze?nie ze zmian? wyrazu ich w?asnej twarzy. Zauwa?, jak odmienne s? pod tym wzgl?dem doznania pozacielesne, w czasie których mo?na by? przeniesionym do innych, prawdziwych lub wyimaginowanych, krain. Te dwa rodzaje dziwnych odczu? doskonale pokazuj?, ile jeszcze musimy si? dowiedzie? o mózgu. Mo?na powiedzie?, ?e zarówno doznania pozacielesne, jak i ogl?danie w?asnego sobowtóra s? wynikiem jakiego? stresu wyzwalaj?cego procesy my?lowe, w których wspomnienia, obsesje, obawy i obraz cia?a w mózgu mieszaj? si? ze sob?, tworz?c jedno, fantastyczne, wyimaginowane do?wiadczenie. Ale co z tego? W przeciwie?stwie do prostszych funkcji umys?u, takich jak rozpoznawanie twarzy, zespó? zdarze? zachodz?cych w mózgu w zwi?zku z tymi zjawiskami jest po prostu nadal nieznany. I mo?liwe, ?e nigdy nie uda si? ich opisa? tak szczegó?owo, jak pragn?liby tego naukowcy badaj?cy mózg. Maj?c do czynienia z tak skomplikowanymi doznaniami mentalnymi, by? mo?e, natrafiamy na barier?, która - jak s?dz? niektórzy naukowcy - z pewno?ci? gdzie? istnieje i zablokuje nasze próby zrozumienia mózgu. Badacze zastanawiaj? si?, czy nie oka?e si? kiedy?, ?e ludzki mózg nie mo?e w pe?ni zrozumie? siebie samego. ROZDZIA? 12 - CZY ROZPOZNAJESZ T? TWARZ? W czerwcu 1976 roku ameryka?ska sonda kosmiczna Viking zrobi?a rutynowe zdj?cie powierzchni Marsa na 41ł szeroko?ci pó?nocnej i 9,5ł d?ugo?ci zachodniej. Na fotografii widnia?y wszystkie typowe elementy marsja?sklego krajobrazu: kratery, równiny, nieregularne, skaliste góry sto?owe i niskie wzgórza. Znalaz?o si? tam równie? co? niezwyk?ego: twarz, a raczej Twarz. By?a to szeroka na 1,5 km góra sto?owa z pofa?dowaniami powierzchni, na których ?wiat?a i cienie popo?udniowego s?o?ca uk?ada?y si? w obraz rysów twarzy. Naukowcy z NASA nie dostrzegli w tej twarzy niczego szczególnego i przez cztery kolejne lata nie by?a ona niczym wi?cej ni? geologiczn? ciekawostk?. Nast?pnie w 1980 roku dwaj specjali?ci z dziedziny komputerowego generowania obrazów, Yincent Dipietro i Gregory Molenaar, rozpocz?li nowe, tym razem bardziej szczegó?owe, ogl?dziny Twarzy. Latem 1981 roku og?osili oni, ?e analiza powi?kszenia oryginalnego zdj?cia sk?oni?a ich do uznania, ?e Twarz nie jest wytworem "si? natury". By? to zaledwie pocz?tek: wkrótce potem entuzja?ci zlokalizowali w pobli?u marsja?skie "miasto", zespó? piramid i podobnych do plastrów miodu budowli, po?o?onych w odleg?o?ci kilku kilometrów od Twarzy, dok?adnie na przed?u?eniu linii jej warg. Im usilniej garstka ludzi zafascynowanych Twarz? bada?a i obrabia?a zdj?cia, tym wi?cej informacji udawa?o im si? z nich wydoby? - nawet ga?ka oczna w jaki? cudowny sposób wy?oni?a si? z cienia oczodo?u, a ponadto Richard Hoagland, autor tekstów popularnonaukowych, ustali? nawet, ?e w pierwszy dzie? marsja?skiego lata istota znajduj?ca si? w odpowiednim miejscu w pa?mie wzgórz, po?o?onych na po?udniowy zachód od Twarzy, mog?aby ujrze? s?o?ce wschodz?ce wprost z ust Twarzy. Podczas gdy zwolennicy hipotezy, ?e rze?ba ta stanowi wytwór kultury buduj?cej twarze, gromadzili tego typu "odkrycia", specjali?ci z NASA utrzymywali, ?e Twarz to górotwór o szczycie przypominaj?cym powierzchni? sto?u, podobny do setek innych, rozsianych po powierzchni Marsa. W opinii tych naukowców rzekome rysy twarzy powsta?y po prostu w wyniku przypadkowego na?o?enia si? nieregularno?ci powierzchni i nie s? bynajmniej monumentaln? rze?b?, sto razy wi?ksz? od czegokolwiek porównywalnego na Ziemi. Kult marsja?skiej twarzy osi?gn?? szczyt absurdu w lecie 1993 roku, gdy NASA straci?a kontakt ze swoj? sond? kosmiczn? Mars Observer akurat w momencie, gdy mia?a ona wej?? na orbit? Marsa. Grupa wyznawców kultu Twarzy zareagowa?a na to demonstracj? pod g?ówn? siedzib? NASA. Twierdzili oni, ?e sonda ta zosta?a celowo zniszczona przez grup? pracowników NASA, którzy nie chcieli, aby prawdziwo?? Twarzy zosta?a potwierdzona przez wysokiej jako?ci zdj?cia, jakie mia?y by? przesy?ane przez Observera na Ziemi?. To, co najciekawsze w tej ca?ej historii, by? mo?e, w ogóle nie ma nic wspólnego z Marsem i wi??e si? raczej z tym, ?e ludzki mózg bardzo sprawnie rozpoznaje twarze - i to w ka?dych okoliczno?ciach. W sprzyjaj?cej sytuacji potrafimy zobaczy? twarz nawet w uk?adzie cieni na kawa?ku ska?y. Z?e o?wietlenie, brak ostro?ci, nietypowe u?o?enie twarzy - ?adna z tych okoliczno?ci nie mo?e powstrzyma? ludzkiego mózgu od wypatrzenia jakiej? kombinacji rysów twarzy. Zdaniem niektórych naukowców pewne cz??ci mózgu nie tylko biegle rozpoznaj? twarze, ale wr?cz s? przeznaczone do pe?nienia tej w?a?nie funkcji. Tak naprawd? nie jest zaskakuj?ce, ?e po?ród setek tysi?cy geologicznych tworów na powierzchni Marsa zdarzy? si? jeden, którego uk?ad ?wiate? i cieni jest na tyle sugestywny, ?e ka?dy ludzki mózg mo?e w nim rozpozna? twarz. Gdy raz powstanie takie wra?enie, inne mechanizmy dzia?aj?ce w mózgu (takie jak rozbudzona wyobra?nia) zajm? si? reszt?, doprowadzaj?c w rezultacie nawet do takich uwag, jak ta wypowiedziana przez pewnego entuzjast? Twarzy, który uzna?, ?e Twarz jest ?adna i wygl?da "majestatycznie". Stwierdzenie, ?e nasze mózgi po?wi?caj? specjaln? uwag? twarzom, jest równie fascynuj?ce jak spekulacje na temat dawnych cywilizacji na Marsie. Ma ono nad nimi t? przewag?, ?e poparte jest rzetelnymi danymi. Okazuje si?, ?e w kolejnych - przeznaczonych specjalnie do tego celu - obszarach mózg przeprowadza analiz? twarzy, zaczynaj?c od podstawowych elementów jej wizerunku, a ko?cz?c na imieniu osoby, do której twarz nale?y. Proces ten rozpoczyna si? w tylnej cz??ci mózgu, gdzie analizowane s? informacje wzrokowe. Nast?pnie - z ka?dym kolejnym etapem - przesuwa si? on ku przodowi, g?ównie wzd?u? dolnych kraw?dzi p?ata skroniowego, czyli cz??ci mózgu po?o?onej w okolicach uszu. Ten szereg obszarów mózgu, wyspecjalizowanych w rozpoznawaniu twarzy, jest szczególnie dobrze rozwini?ty po prawej stronie mózgu, tak ?e niektórzy badacze zastanawiaj? si?, czy w ogóle u?ywamy lewej strony mózgu przy rozpoznawaniu dobrze nam znanych twarzy. Istniej? ludzie, którzy utracili zdolno?? rozpoznawania twarzy, mimo ?e zachowali normaln? sprawno?? w przeprowadzaniu niemal wszystkich innych operacji umys?owych. Podobnie jak jednostronna nieuwaga, jest to trudne do poj?cia. Ludziom dotkni?tym t? dolegliwo?ci?, zwan? "prozopagnozj?", zdarza si? twierdzi?, ?e wszystkie twarze, ??cznie z twarzami cz?onków ich w?asnej rodziny - chocia? niezaprzeczalnie s? twarzami, a nie na przyk?ad czajniczkami do herbaty - nie posiadaj? ?adnych charakterystycznych cech, które pozwoli?yby twarze te od siebie odró?ni?. S? to po prostu tylko twarze [by? mo?e, do?wiadczenie to nie jest nam a? tak obce. Bo przecie? có? sami mówimy o twarzach ludzi nale??cych do innych ras? Przy pierwszym zetkni?ciu wszyscy Afrykanie czy Azjaci wygl?daj? dla nas tak samo; przyp. red]. Inni chorzy maj? powa?niejsze problemy, przejawiaj?ce si? w tym, ?e myl? oni twarze z ró?nego rodzaju przedmiotami. Znane s? nawet relacje na temat ludzi, którzy widz? twarze zniekszta?cone, upodabniaj?ce si? do dzie? malarzy kubistów. Najcz??ciej spotykana dolegliwo?? polega jednak na tym, ?e twarze po prostu przestaj? cokolwiek znaczy? i jedynym sposobem identyfikacji danej osoby staje si? s?uchanie jej g?osu lub kroków, szukanie znajomego elementu bi?uterii lub ubrania, a nawet, w rzadkich wypadkach, badanie twarzy w poszukiwaniu jakiego? pieprzyka lub blizny, które zapocz?tkowa?yby proces identyfikacji. W skrajnych przypadkach prozopagnozji chory, znalaz?szy si? nagle i nieoczekiwanie naprzeciw lustra, b?dzie my?la?, ?e jego w?asne odbicie to jaki? obcy cz?owiek. Mia?em sposobno?? rozmawiania z pewnym mieszka?cem prowincji Ontario, który przeszed? dwa wylewy i w ich wyniku utraci? zdolno?? rozpoznawania twarzy nawet cz?onków w?asnej rodziny. Ten towarzyski m??czyzna, odgrywaj?cy przedtem wa?n? rol? w swoim ?rodowisku, mia? teraz wskutek prozopagnozji k?opoty w kontaktach z lud?mi. Ka?d? rozmow? z kim? na ulicy musia?a poprzedza? uwaga w rodzaju: "Wiem, ?e ci? znam, ale nie pami?tam ju? twojej twarzy..." M??czyzna ten opowiedzia? mi histori? o tym, jak pojecha? z ?on? do Sudbury, gdzie kupi?a sobie ona niebieski zimowy p?aszcz. W nast?pn? niedziel? ?ona posz?a do ko?cio?a nieco wcze?niej ni? on i gdy dotar? tam sam, zobaczy? j? rozmawiaj?c? z ksi?dzem (ksi?dza rozpozna? po stroju). Sta? obok nich przez dobr? chwil?, gdy w odleg?o?ci kilku kroków zauwa?y? machaj?c? do niego kobiet? - by?a to jego ?ona. Okaza?o si?, ?e sta? obok niew?a?ciwego niebieskiego p?aszcza. Dlaczego nie zorientowa? si?, ?e g?os kobiety w niebieskim p?aszczu rozmawiaj?cej z ksi?dzem nie nale?a? do jego ?ony? Kiedy? nie mia? z tym problemów, ale drugi wylew ograbi? go z mo?liwo?ci rozpoznawania ludzi po g?osie (takie rozpoznawanie jest najcz?stsz? strategi? stosowan? przez osoby dotkni?te prozopagnozj?). Chory pozostawa? wi?c w prawdziwej izolacji. Gdy rozmawia?em z nim przez telefon, wygl?da? przez okno i mówi?, ?e teraz osi?gn?? ju? stan, w którym z trudno?ci? widzi ludzi przechodz?cych pod oknem: "Cia?o nie wygl?da jak cia?o, a jak jakie? kartonowe pud?o...nie widz? nóg, nie wygl?daj? jak nogi - raczej jak para kikutów. Nie mog? odró?ni?, kto jest m??czyzn?, a kto kobiet?". ?w cz?owiek utraci? co? wi?cej ni? tylko umiej?tno?? rozpoznawania znajomych twarzy. Umar? w miesi?c po naszej rozmowie. Identyfikacja osoby, do której nale?y dana twarz, nie jest etapem wst?pnym. Twój mózg musi najpierw zda? sobie spraw?, ?e patrzy na jak?? twarz, by nie wzi?? jej przez pomy?k? za kapelusz, zw?aszcza gdy chodzi o Twoj? ?on? [jest to aluzja do ksi??ki Olivera Sachsa: M??czyzna, który pomyli? swoj? ?on z kapeluszem; przyp. red]. Znaczna cz??? tej wst?pnej dzia?alno?ci mózgu obejmuje rutynowe czynno?ci, które w procesie ewolucji pojawi?y si? do?? wcze?nie i które dotycz? mózgu ka?dej ?ywej istoty. Nale?? do nich wyodr?bnianie kraw?dzi i konturów obiektu z t?a oraz takie ??czenie wyodr?bnionych cech ze sob?, aby wy?oni?y si? rzeczywiste przedmioty. Nast?pny etap (czas pomi?dzy kolejnymi etapami jest rz?du tysi?cznych cz??ci sekundy) to analizowanie cech przedmiotu i wzajemnych zwi?zków mi?dzy nimi, co prowadzi do decyzji, ?e ogl?dany obiekt jest rzeczywi?cie twarz?. Etap ten ma szczególne znaczenie. Nawet niemowl?ta w kilka godzin po urodzeniu (a mo?e nawet, jak wykaza?y jedne z bada?, ?rednio w dziewi?tej minucie ?ycia) bardziej interesuj? si? kó?kiem, które zawiera oczy i nos narysowane prostymi kreskami, ni? takim samym kó?kiem, w którym elementy te zosta?y umieszczone w przypadkowych miejscach. Ca?a sprawa staje si? naprawd? interesuj?ca, gdy ogl?dany przedmiot zostaje uznany za twarz, poniewa? w tym w?a?nie momencie mózg zaczyna analizowa? t? twarz, by znale?? w niej znajome cechy. Wci?? jeszcze nie wiemy, jak to si? w?a?ciwie odbywa. Przeprowadzono liczne badania, których celem by?o ustalenie, jakie elementy twarzy odgrywaj? tu najwa?niejsz? rol?, ale poszukiwania te nie przynios?y jednoznacznych wyników. Niektórzy badacze doszli do wniosku, ?e przy rozpoznawaniu twarzy zwracamy szczególn? uwag? na oczy i w?osy, natomiast inne eksperymenty dowiod?y, ?e usta i podbródek maj? najwi?ksze znaczenie. Te dwie szko?y my?lenia istnia?y ju? w czasach Dzikiego Zachodu, kiedy to pewni bandyci ukrywali swoj? to?samo??, zak?adaj?c mask? na oczy - jak Zorro - podczas gdy inni woleli zas?ania? usta i nos kolorow? chustk?. Obecnie bandyci, którzy nie chc? opowiada? si? za ?adn? z tych teorii, dysponuj? jeszcze jednym rozwi?zaniem, czyli zniekszta?ceniem rysów ca?ej twarzy poprzez naci?gni?cie na g?ow? nylonowej po?czochy. Mo?e si? tak?e okaza?, ?e ?adna lista dziesi?ciu najwa?niejszych dla rozpoznawania twarzy elementów nie istnieje i ?e pozorna zale?no?? decyzji od tej czy innej cz??ci twarzy wynika po prostu ze sposobu, w jaki zaplanowano dany eksperyment. Niektórzy psycholodzy twierdz?, ?e kluczow? rol? w rozpoznawaniu twarzy odgrywa jej ogólny kszta?t i wzajemne u?o?enie ró?nych jej elementów wzgl?dem siebie. Mog?oby to t?umaczy?, dlaczego prawa pó?kula mózgowa ma - jak si? si? wydaje - zasadnicze znaczenie dla rozpoznawania twarzy. W?a?nie ta cz??? mózgu jest bowiem g?ównie zaanga?owana w postrzeganie przestrzennych relacji mi?dzy ró?nymi obiektami. Nie od rzeczy by?oby zapyta?, czy tworzona przez mózg reprezentacja twarzy jest realistyczna. Skrajnie zniekszta?cone wizerunki s?awnych ludzi - na przyk?ad w politycznych karykaturach - s? przecie? natychmiast rozpoznawane. Dlaczego niektóre z najlepszych karykatur, mimo ?e wykazuj? niewiele wspólnego z jak?kolwiek ludzk? twarz?, w lot rozumiemy. Karykatura Briana Mulroneya [by?y premier Kanady; przyp. t?um], która przedstawia go jako podbródek z doczepionym cia?em, to znakomity przyk?ad. Inne karykatury wyolbrzymiaj? te? te elementy twarzy, których pewnie nigdy nie wzi??by? pod uwag?. Czy karykaturzy?ci maj? specjalny dar kontaktowania si? ze swoimi neuronami odpowiedzialnymi za rozpoznawanie twarzy? Czy obraz znanej twarzy powstaj?cy w mózgu jest sam w sobie karykatur?? Par? lat temu grupa ameryka?skich psychologów próbowa?a odpowiedzie? na to pytanie, wykorzystuj?c karykatury. Najpierw tworzyli oni na podstawie zdj?cia rysunek wiernie przedstawiaj?cy dan?, dobrze znan? twarz, a nast?pnie u?ywali tego rysunku jako punktu wyj?cia dla serii karykatur i "antykarykatur". Karykatur? wymy?lano wyolbrzymiaj?c ró?nice miedzy narysowan? a przeci?tn? twarz?, antykarykatur? otrzymywano przez zmniejszanie tych ró?nic. Studenci ogl?daj?cy ró?ne wersje tej samej twarzy s?dzili, ?e karykatury lepiej oddawa?y podobie?stwo do rzeczywistej osoby, której twarz by?a powszechnie znana. Szybciej te? udawa?o ?m si? rozpoznawa? karykatury ni? realistyczne rysunki. Kto wie, by? mo?e, mózg przechowuje obrazy prawdziwych twarzy w formie karykatur i w?a?nie dlatego przyporz?dkowanie ich rzeczywistym twarzom jest zarówno szybkie, jak i poprawne. Je?li to prawda, nic dziwnego, ?e karykatury wywo?uj? natychmiastow? reakcj? i tak ?atwo je rozpozna? - przej?cie od nich do przechowywanych w pami?ci informacji o danej twarzy jest bardziej bezpo?rednie ni? w przypadku ogl?dania prawdziwej twarzy. Napisa?em "je?li to prawda", poniewa? ci?gle nie ma zgody co do rzeczywistego znaczenia tego eksperymentu. Ja za? uwa?am go za bardzo interesuj?cy, gdy? pokazuje on, ?e karykaturzy?ci bezwiednie ujawnili nam co? o sposobie, w jaki dzia?a mózg. Aby sprawi?, ?e nawet dobrze znana twarz b?dzie trudna do rozpoznania, wystarczy pokaza? j? albo odwrócon? "do góry nogami", albo jako negatyw zdj?cia. Trudno?ci w rozpoznawaniu twarzy odwróconych "do góry nogami" ?wiadcz? o tym, ?e wysoce wyspecjalizowany program u?ywany przez nasze neurony s?u?y do analizowania zbiorów rysów twarzy u?o?onych w bardzo specyficzny sposób: oczy na górze, nos po?rodku, a pod nim usta. Nie ulega w?tpliwo?ci, ?e program ten jest ogromnie elastyczny pod wzgl?dem k?ta obrócenia danej twarzy - profil Johna Fitzgeralda Kennedy'ego mo?na rozpozna? równie ?atwo jak jego portret en face. Elastyczno?? ta ko?czy si? jednak, gdy twarz zostaje odwrócona o 180ł. Pewne dane wskazuj?, ?e u dzieci znaczna ró?nica w umiej?tno?ci rozpoznawania twarzy ustawionych normalnie i odwróconych nie pojawia si? przed dziesi?tym rokiem ?ycia, co pozwala s?dzi?, ?e poni?ej tego wieku system rozpoznawania twarzy nie jest jeszcze dojrza?y. To z kolei mo?e oznacza?, ?e system rozpoznawania twarzy potrzebuje naprawd? du?o czasu, by osi?gn?? precyzj?, zw?aszcza je?li zauwa?ymy, i? ju? dla kilkudniowych noworodków twarze stanowi? bod?ce przyci?gaj?ce ich uwag?. Fotograficzne negatywy twarzy s? równie trudne do rozpoznania, co mo?e wynika? st?d, ?e wyst?puje tu podobnego typu odwrócenie (chocia? pod innym wzgl?dem). W 1992 roku Stuart Anstis, psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, przez trzy dni odgrywa? rol? królika do?wiadczalnego w badaniu, które mia?o ustali?, dlaczego negatywy s? tak trudne do interpretowania. W ci?gu dnia nosi? okulary pod??czone do kamery wideo, która zamienia?a czarne na bia?e i bia?e na czarne oraz zast?powa?a ka?dy kolor jego dope?nieniem. Okulary te zdejmowa? na noc, ale spa? z zawi?zanymi oczami, a prysznic bra? w ciemno?ci. Anstis stwierdzi?, ?e rozpoznawanie wszelkiego typu przedmiotów, a szczególnie twarzy, sprawia?o mu du?e trudno?ci. Uczony ten zastanawia? si?, czy fakt, ?e ewolucja naszego uk?adu wzrokowego nastawiona by?a na ogl?danie przedmiotów o?wietlonych ?wiat?em padaj?cym z góry, mo?e t?umaczy? trudno?ci powstaj?ce przy ogl?daniu rzeczywisto?ci w negatywie, czyli w sytuacji podobnej do tej, jaka powstaje, gdy uk?ad cieni ulega odwróceniu tak, ?e elementy normalnie zacienione s? dobrze o?wietlone i na odwrót. Je?li tak w?a?nie jest, wtedy nawet przy normalnym u?o?eniu twarzy nos (na przyk?ad) mo?e si? wydawa? dziwacznie odwrócony. O?wietlanie z do?u powszechnie wykorzystuje si? w starej sztuczce z okazji Halloween, polegaj?cej na trzymaniu zapalonej latarki pod brod?, co zmienia twarz w straszn? mask? o osobliwym uk?adzie kolorów. Domy?lacie si?, co to mo?e oznacza?? Na Marsie istnieje przypuszczalnie mnóstwo innych "twarzy", które nie zosta?y dot?d wykryte, poniewa? w czasie gdy Viking fotografowa? t? planet?, ?wiat?o pada?o na nie z niew?a?ciwej strony. Nawet badania ma?p mog? dostarczy? pewnych informacji o tym, w jaki sposób mózg rozpoznaje dan? twarz na podstawie uk?adu jej rysów. Okaza?o si?, ?e gdy u ma?p rejestruje si? aktywno?? elektryczn? pojedynczych komórek nerwowych w p?atach skroniowych, wiele z tych komórek reaguje szczególnie intensywnie na twarze. Fakt, ?e mózg ma?py równie? jest szczególnie zaanga?owany w rozpoznawanie twarzy, dodatkowo potwierdza du?e znaczenie, jakie owa czynno?? ma dla zwierz?t spo?ecznych. Niektóre komórki mózgowe nastawione na odbiór twarzy reaguj? na konkretny wyraz twarzy, inne na jej ogólny obraz, zw?aszcza w pewnym po?o?eniu, a jeszcze inne na poszczególne cz??ci twarzy, takie jak oczy czy w?osy. Mo?na te? sobie wyobrazi?, ?e komórki ostatniego typu rejestruj? tak?e odleg?o?ci mi?dzy poszczególnymi elementami twarzy - na tym móg?by polega? Jeden ze sposobów przechowywania jej w pami?ci ma?py: znajoma twarz tego a tego osobnika charakteryzuje si? odleg?o?ci? 1,5 cm mi?dzy oczami, 1,25 cm od oczu do nosa itd. Jakkolwiek to si? odbywa, mózgi zarówno ma?p, jak i ludzi maj? znakomit? zdolno?? zapami?tywania twarzy oraz rozpoznawania ich niemal natychmiast po ujrzeniu, nawet po wieloletnim niewidzeniu. W klasycznym eksperymencie proszono ludzi po siedemdziesi?tce i po osiemdziesi?tce o wybranie twarzy, które rozpoznaj? na zdj?ciach maturalnych, przedstawiaj?cych wielu kolegów z ich w?asnej szko?y oraz z tego samego rocznika, lecz z innych szkó?. Nawet osoby, które uko?czy?y szko?? ?redni? przed pi??dziesi?cioma laty, osi?gn??y zadziwiaj?co dobre wyniki. Badanie to u?wiadamia nam, ?e rozpoznanie twarzy zale?y od pami?ci, co z kolei oznacza., ?e u ludzi niezdolnych do rozpoznawania twarzy k?opoty z pami?ci? mog? odgrywa? wi?ksz? rol? ni? trudno?ci ze wzrokow? ocen? elementów danej twarzy. Jest to w jakim? stopniu zgodne z prawd?: niektóre do?wiadczenia dowodz?, ?e ludzie cierpi?cy na prozopagnozj? mimo wszystko potrafi? wybra? replik? danej twarzy spo?ród zbioru ró?nych twarzy. Wynika?oby z tego, ?e ich k?opoty spowodowane s? raczej niemo?no?ci? przypomnienia sobie twarzy, która pasowa?aby do obecnie ogl?danej ni? z niemo?no?ci? w?a?ciwego postrzegania ogl?danej twarzy. Eksperymenty te wci?? jednak nie daj? jednoznacznej odpowiedzi, a ich wyniki s? sprzeczne z relacjami ludzi cierpi?cych na prozopagnozj?, którzy twierdz?, ?e wszystkie twarze wygl?daj? dla nich tak samo. Do pewnego stopnia nie ma to znaczenia: jest oczywiste, ?e pami?? odgrywa zasadnicz? rol? w rozpoznawaniu twarzy. Potwierdzaj? to analizy komputerowych obrazów mózgu, uzyskiwanych w czasie ogl?dania znajomych i nieznajomych twarzy. Nie?yj?ca ju? dr Justine Sergent z Montrealskiego Instytutu Neurologicznego przez lata prowadzi?a studia nad postrzeganiem i rozpoznawaniem twarzy oraz opisywa?a wzorce aktywno?ci mózgowej, obserwowane podczas ogl?dania przez ochotników ró?nych twarzy, pojawiaj?cych si? na ekranie. Wyniki tych bada? ujawniaj?, ?e, jak wspomniano wy?ej, proces rozpoznawania twarzy kolejno anga?uje struktury biegn?ce od ty?u ku przodowi mózgu. Uczestnicy ogl?dali serie obrazów, z których ka?dy by? nieco bardziej skomplikowany od poprzedniego, pocz?wszy od pustego ekranu, poprzez sinusoidalne paski oraz twarze wymagaj?ce jedynie ustalenia, jakiej p?ci jest dana osoba, a sko?czywszy na ?atwych do zidentyfikowania przedmiotach lub znanych twarzach (w tym ostanim przypadku nale?a?o okre?li?, czy 's? to twarze aktorów czy polityków). Porównanie komputerowych obrazów aktywno?ci mózgu uzyskanych na poszczególnych etapach pozwoli?o ustali?, ?e w miar? jak zadania stawa?y si? trudniejsze, uaktywnia?y si? coraz to nowe obszary mózgu. Dr Sergent wykaza?a, ?e patrzenie na pusty ekran lub proste paski, czyli naj?atwiejsze ze wszystkich zada?, powodowa?o aktywacj? tych obszarów z ty?u mózgu, w których zachodzi wst?pna obróbka bod?ców wzrokowych. W czasie ustalania p?ci by?y wykorzystywane obszary po?o?one bardziej z przodu, a identyfikacja konkretnej twarzy wymaga?a pobudzenia wielu obszarów wysuni?tych jeszcze bardziej ku przodowi mózgu, na ogó? mieszcz?cych si? w prawej pó?kuli. Jeden z tych obszarów znajdowa? si? w p?acie skroniowym, obok struktury zwanej hipokampem, po?o?onej w dolnej cz??ci mózgu. Hipokamp odgrywa g?ówn? rol? w przechowywaniu i wydobywaniu z pami?ci informacji - w tym przypadku przypuszczalnie informacji dotycz?cych twarzy. Inn? cz??? mózgu, bior?c? udzia? w przetwarzaniu Informacji o twarzach, stanowi przedni kraniec p?ata skroniowego. Tu w?a?nie nast?powa? ostatni etap tej - biegn?cej od ty?u mózgu do przodu - analizy wizerunków twarzy. Oba p?aty skroniowe, prawy i lewy, uaktywnia?y si?, gdy ochotnicy rozpoznawali, czy dana twarz nale?y do aktora czy do polityka. Ciekawe, ?e biegun lewego p?ata skroniowego uczestniczy w ustalaniu imion w?asnych. Je?li zatem rozpoznajesz czyj?? twarz, ale nie potrafisz poda? imienia tej osoby, to prawdopodobnie ten chwilowy uszczerbek pami?ci "dotyczy" w?a?nie tej cz??ci mózgu, tu? pod Twoj? lew? skroni?. W jednej z ostatnich serii eksperymentów, przeprowadzonych przez zespó? dr Sergent przed jej przedwczesn? ?mierci? na pocz?tku 1994 roku, wykazano, ?e lewa pó?kula potrafi rozpozna? dan? twarz, jedynie wówczas, gdy by?a ona pokazywana ju? wcze?niej. Wygl?da na to, ?e prawa pó?kula jest niezb?dna, by rozpozna? dan? twarz po raz pierwszy, a gdy raz ju? tego dokona, znajomo?? tej twarzy mo?e zosta? przekazana drugiej pó?kuli. Ale je?li ta sama twarz zostanie przedstawiona w nieco zmienionym po?o?eniu, lewa pó?kula poczuje si? zagubiona. Bardziej interesuj?cy by? eksperyment maj?cy na celu ustalenie, które cz??ci mózgu s? aktywne, gdy cz?owiek ocenia, na ile dane nazwisko czy twarz wydaj? mu si? znane. Zbiór nazwisk i twarzy podzielono na dwie cz??ci: do jednej z nich w??czono aktorów, a do drugiej przedstawicieli innych zawodów, m.in. polityków, sportowców i ?piewaków. Ochotnicy mieli zaliczy? ka?d? osob?, której nazwisko lub twarz zobaczyli, do w?a?ciwej grupy. Zdumiewaj?cym rezultatem tego do?wiadczenia by?o odkrycie, ?e w przypadku danego cz?owieka, na przyk?ad Jeana Chretiena [obecnie by?y obecny premier Kanady; przyp. A], cz??ci mózgu identyfikuj?ce go na podstawie twarzy jako polityka, s? inne ni? te cz??ci, które okre?laj? jego zawód na podstawie nazwiska. Innymi s?owy, Jean - jak ka?dy cz?owiek - ma w naszym mózgu dwie ró?ne reprezentacje, przy czym nie wiadomo, dlaczego tak si? dzieje. Mo?na tu przyj?? dwa punkty widzenia. Pierwsza koncepcja mówi: cho? to podwójne przechowywanie informacji wydaje si? na pozór zb?dne, przypuszczalnie kiedy? oka?e si?, ?e ma ono jakie? istotne uzasadnienie. Drugie wyja?nienie zak?ada natomiast, ?e mózg rozwija? si? ad hoc w jaki? chaotyczny sposób i w rezultacie nieuniknione by?o pojawienie si? pewnych mniej skutecznych rozwi?za? w przetwarzaniu niektórych informacji. Gdyby mo?na zaprojektowa? mózg ca?kiem od nowa lub dokona? jego reorganizacji (na wzór tych, które przeprowadza si? w wielkich korporacjach), mog?oby si? okaza?, ?e jeden zapis dla Jeana Chretiena najzupe?niej wystarcza. Mózg bardzo rzadko zachowuje si? tak, jak by?my tego oczekiwali. Je?li stawiamy przed mózgiem zadanie rozpoznawania przedmiotów, a nie twarzy, to powtarza si? podobny proces, który jest równie? uporz?dkowany od ty?u ku przodowi, tyle ?e proces ten zachodzi g?ównie w lewej pó?kuli. Istniej? jednak pewne ró?nice: w eksperymentach przeprowadzonych przez Justine Sergent ?aden przedmiot nie spowodowa? uaktywnienia si? jakiegokolwiek obszaru po lewej stronie mózgu w pobli?u hipokampa, co mo?e oznacza?, ?e procesy pami?ciowe bior?ce udzia? w rozpoznawaniu twarzy nie s? takie same, a przynajmniej nie w?druj? tymi samymi drogami co procesy uczestnicz?ce w rozpoznawaniu przedmiotów. Biegun lewego p?ata skroniowego równie? nie bra? udzia?u w rozpoznawaniu przedmiotów i w gruncie rzeczy nie jest to zaskakuj?ce, gdy we?miemy pod uwag?, ?e - jak si? wydaje - zwi?zany jest on z imionami w?asnymi. Przypuszczalnie biegun lewego p?ata skroniowego nie jest Ci potrzebny do rozpoznania, ?e to, co widzisz, to znaczki pocztowe, ale móg?by? go potrzebowa?, gdyby? mia? zadecydowa?, czy to, co widzisz, to kanadyjski znaczek z 1851 roku, znany jako "czarna dwunastopensówka". Ponadto zaobserwowano dziwn? systematyczn? zale?no??: im trudniejsze zadanie, tym dalej od pierwotnych o?rodków wzrokowych jest ono rozwi?zywane. Proste obrazki s? analizowane z ty?u mózgu, a twarze polityków z przodu (chocia? mo?na by s?dzi?, ?e nie ma mi?dzy nimi du?ej ró?nicy). Stwierdzono te?, ?e w postrzeganiu twarzy g?ówn? rol? odgrywa prawa pó?kula. Komputerowe obrazy mózgu osób rozwi?zuj?cych takie zadania rozwia?y wi?c kontrowersje zwi?zane z t? kwesti?. Wiedz?c, jak rozleg?e s? obszary mózgu uczestnicz?ce w percepcji twarzy, trudno si? dziwi?, ?e ludzie, którzy utracili zdolno?? rozpoznawania twarzy, stanowi? bardzo niejednorodn? grup?: uszkodzenia ró?nych obszarów powoduj? ró?nego rodzaju zaburzenia percepcji. Niektórzy mog? jedynie rozpozna?, ?e dwa identyczne zdj?cia przedstawiaj? t? sam? twarz (a s? i tacy, którzy nawet tego nie potrafi?), podczas gdy inni umiej? ustali?, ?e dwa wizerunki twarzy przedstawiaj? t? sam? osob?, ale nie zdaj? sobie sprawy, ?e na obu zdj?ciach jest ich twarz. Dziwny w tym wszystkim jest fakt, ?e niektórzy ludzie twierdz?cy, i? nie potrafi? odró?nia? twarzy, w rzeczywisto?ci posiadaj? t? umiej?tno??, cho? nie s? Jej ?wiadomi. Zjawisko to okre?la si? mianem ukrytej wiedzy i mo?na je zademonstrowa? na wiele sposobów. Gdy osob?, która twierdzi, ?e nie potrafi rozpozna? ?adnej twarzy, podda si? na przyk?ad testowi polegaj?cemu na dopasowywaniu nazwisk do twarzy, to wyniki b?d? mimo wszystko lepsze ni? te, jakie mo?na osi?gn??, dzia?aj?c na zasadzie czystego przypadku. I odwrotnie: osoba badana b?dzie mia?a s?abe wyniki, gdy test polega na zapami?tywaniu twarzy, którym przyporz?dkowano niew?a?ciwe nazwiska. Jeszcze bardziej zaskakuj?ce s? dane wskazuj?ce, ?e nawet je?li niektórzy uczestnicy takich eksperymentów nie wykazuj? najmniejszego zainteresowania, gdy w d?ugiej serii zdj?? ró?nych twarzy od czasu do czasu pojawi si? twarz którego? z cz?onków ich w?asnej rodziny, to ich uk?ady nerwowe reaguj? na ten widok. Urz?dzenie podobne do wykrywacza k?amstw rejestruje w takich momentach zmian? tzw. przewodnictwa skóry. Mimo to, gdy zapyta? badanych, zaprzecz?, jakoby wiedzieli cokolwiek o którejkolwiek z ogl?danych twarzy. Najwidoczniej rozpoznawanie twarzy zachodzi bez udzia?u ?wiadomo?ci, co raz jeszcze potwierdza, ?e czasem nie "wiemy", co dzieje si? w naszych mózgach. Okre?lenie "czasem" mo?e zreszt? zabrzmie? nieco eufemistycznie. Wprawdzie ?wiadomo?? samego siebie jest, zdaniem wielu naukowców, t? cech?, która odró?nia ludzki mózg od mózgów innych zwierz?t, staje si? jednak coraz bardziej oczywiste, ?e nasze mózgi przedstawiaj? nam do ?wiadomego rozwa?enia jedynie wyselekcjonowane informacje. Wiele poczyna? mózgu umyka naszej uwadze. ROZDZIA? 13 - TWARZE, KROWY I PSY DO G?RY NOGAMI W 1988 roku mieszkaniec Toronto, znany w literaturze medycznej jako C.K., w wyniku wypadku samochodowego dozna? obra?e? mózgu, które uczyni?y go praktycznie niezdolnym do nazywania przedmiotów. Badania wykaza?y, ?e problem C.K. dotyczy? w równym stopniu rzeczywistych przedmiotów, jak i rysunków: w jednym te?cie pacjent ów okre?li? narysowany szparag jako "ga??zk? ró?y z kolcami", rakiet? tenisow? jako "mask? szermierza", a lotk? do rzucania do tarczy Jako "szczotk? z piór do odkurzania". Warto zauwa?y?, ?e chocia? w tym te?cie badanemu uda?o si? zidentyfikowa? zaledwie 18 na 60 przedmiotów (przeci?tny wynik to 57), to jednak poprawnie ocenia? on zarówno ogólny kszta?t, jak i charakterystyczne cechy ogl?danych przedmiotów. Je?li nie uda si? rozpozna? rakiety tenisowej, maska szermierza jest w istocie najlepszym przybli?eniem w?a?ciwej odpowiedzi. Dalsze badania C.K. wykaza?y, ?e jego nieumiej?tno?? nazywania ogl?danych przedmiotów nie wynika?a z tego, i? nic o nich nie wiedzia? lub zapomnia? ich nazwy. Trzymaj?c przedmiot w r?ce i maj?c zawi?zane oczy, badany nie mia? ?adnych trudno?ci w nazwaniu owego przedmiotu oraz w szczegó?owym opisaniu, jak on dzia?a. Problemy z nazywaniem przedmiotów u C.K. nie s? czym? szczególnym - nieumiej?tno?? nazywania przedmiotów, czyli agnozja wzrokowa, to stosunkowo cz?sta konsekwencja uszkodzenia mózgu. Ale w przypadku C.K. pojawiaj? si? inne elementy, które czyni? go wyj?tkowym. Pacjent ten nie potrafi na przyk?ad nazwa? wieszaka na ubranie, je?li mu si? go poka?e, ale umie bez ?adnych trudno?ci narysowa? wieszak z pami?ci. Na 30 przedmiotów, których nie uda?o mu si? nazwa? podczas wspomnianego testu na rozpoznawanie rysunków, potrafi? narysowa? poprawnie 29 i zrobi? to ca?kiem dobrze - studiowa? kiedy? sztuki pi?kne. Jednak?e gdyby? mu pokaza? zbiór jego rysunków przedstawiaj?cych ró?ne przedmioty, to - cho? brzmi to niewiarygodnie - nie potrafi?by ich rozpozna?. Gdy poprosisz go, by narysowa? k?ódk?, zrobi to doskonale, lecz gdy po up?ywie tygodnia zapytasz C.K., co ten rysunek przedstawia, prawdopodobnie rozpozna w nim kolczyk. C.K. ma normaln? zdolno?? tworzenia my?lowego obrazu danego przedmiotu na podstawie jego nazwy, ale nie potrafi znale?? zwi?zku mi?dzy czym?, na co patrzy, czyli wizualnym obrazem przedmiotu, a jego nazw?. Chocia? nie jest zupe?nie jasne, co nam to mówi o mózgu, pojawiaj? si? tutaj co najmniej dwie mo?liwo?ci. Po pierwsze: mo?liwe, ?e w mózgu istniej? dwie wersje "szparaga", z których jedn? mo?emy przyporz?dkowa? p?dowi szparaga, który w?a?nie ogl?damy, a druga odnosi si? do szparaga, który przywo?ujemy w umy?le, by? mo?e, w odpowiedzi na jego nazw?. Po drugie: jest równie? mo?liwe, ?e istnieje tylko jedna my?lowa reprezentacja szparaga, ale s? ró?ne drogi dotarcia do niej, jedna poprzez wyobra?ni?, a druga poprzez wzrok. W przypadku C.K. pojawia si? jeszcze co? dziwnego, co mo?e rzuci? troch? ?wiat?a na kwesti? rozpoznawania twarzy: o ile pacjent ten jest dalece niesprawny je?li chodzi o nazywanie przedmiotów, o tyle twarze nie nastr?czaj? mu ?adnych trudno?ci. Poka? mu jak?? twarz i popro?, by j? rozpozna? w?ród sze?ciu twarzy, a zrobi to z ?atwo?ci?. W istocie C.K. osi?gn?? wynik powy?ej ?redniej w te?cie na rozpoznawanie twarzy, w którym pewne twarze pokazywano z pó?profilu lub s?abo o?wietlone. C.K. nie mia? równie? trudno?ci z identyfikacj? Imeldy Marcos, Borysa Jelcyna, Olivera Northa a nawet Królowej Matki z g?ow? owini?t? szalem. Jak to wyt?umaczy?? Przecie? szczegó?y pozwalaj?ce odró?ni? dwie twarze, nawet tak ma?o do siebie podobne jak twarze Jelcyna i Northa, s? mimo wszystko nieznaczne w porównaniu z ró?nicami wyst?puj?cymi mi?dzy p?dem szparaga a ga??zk? ró?y z kolcami. Fakt, ?e C.K. ma powa?ne problemy z przedmiotami, a nie ma ?adnych z twarzami, podsun?? niektórym badaczom my?l, ?e cz?owiek ten stanowi ?ywy dowód tego, i? mózg posiada odr?bn? zdolno?? do rozpoznawania twarzy - co? w rodzaju oddzielnego programu, który zajmuje si? twarzami i niczym innym. Pogl?d ten wywo?uje w?ród psychologów podobne kontrowersje, jak koncepcja Noama Chomsky'ego, która mówi o istnieniu w lewej pó?kuli mózgowej wyspecjalizowanego "narz?du mowy". Mo?na by zapyta?, jakie to ma znaczenie? Czy istnieje jaka? istotna ró?nica mi?dzy twierdzeniem, ?e mózg jest szczególnie sprawny w dziedzinie j?zyka i rozpoznawania twarzy, a posuni?ciem si? o krok dalej i uznaniem, i? ka?dej z tych dziedzin przyporz?dkowany jest oddzielny obszar, który rz?dzi si? swoimi w?asnymi prawami? Jest to wa?ne w tym sensie, i? uznanie mo?liwo?ci istnienia w mózgu jednego lub dwóch niezale?nych wyspecjalizowanych o?rodków przetwarzania informacji toruje drog? pogl?dowi, ?e ca?y mózg pracuje w ten sposób. Wielu neuropsychologów uwa?a, ?e mózg stanowi zbiorowisko poszczególnych "modu?ów", których praca podlega koordynacji - tworz? one jedn?, wewn?trznie spójn? maszyn? do my?lenia. Ale pogl?d ten nie jest bynajmniej powszechnie akceptowany. Mamy tu do czynienia z kwesti? wiary lub niewiary: albo wierzysz, ?e mózg jest wieloo?rodkowym zbiorowiskiem ró?nych wyspecjalizowanych obszarów przetwarzaj?cych informacje, albo w to nie wierzysz. Je?li wierzysz, to przypadek C.K. uwa?asz za dowód istnienia Jednego z tych o?rodków. Mo?na te? wysun?? kontrargument: analiza twarzy przeprowadzana jest w taki sam sposób jak analiza przedmiotów (chocia? przez inne cz??ci mózgu), dlatego zdarza si?, ?e jeden proces ulega zaburzeniu, podczas gdy drugi nie zostaje niczym zak?ócony. Poznano wiele przypadków, które mo?na by zaliczy? do tej kategorii: C.K. potrafi rozpoznawa? twarze, ale nie przedmioty; Justine Sergent z Montrealskiego Instytutu Neurologicznego opisa?a m??czyzn?, który utraci? ca?kowicie zdolno?? rozpoznawania twarzy (nie potrafi? nawet ustali?, ?e dwie identyczne fotografie przedstawiaj? t? sam? twarz), ale umia? poprawnie okre?li? mark?, model i rok produkcji 172 spo?ród 210 samochodów, których zdj?cia mu pokazano - takiego wyniku nie uda?o si? osi?gn?? ?adnemu cz?owiekowi z nie uszkodzonym mózgiem. By bardziej skomplikowa? ca?? spraw?, nale?y wspomnie?, ?e znane s? przypadki ludzi, którzy utracili co? wi?cej ni? zdolno?? rozpoznawania ludzkich twarzy. Pewna kobieta w Izraelu, która by?a zapalon? obserwatork? ptaków, straci?a umiej?tno?? rozpoznawania ich, chocia? nadal potrafi?a widzie? ich kolory, s?ysze? ich g?osy i ?ledzi? ich ruchy. Mówi?a po prostu: "Wszystkie ptaki wygl?daj? tak samo". Inny pacjent, farmer, w wieku 58 lat prawdopodobnie dozna? wylewu. Gdy odzyska? przytomno??, nie potrafi? rozpozna? swojego lekarza, s?siadów, a nawet w?asnej ?ony i brata. Stopniowo wróci?a mu zdolno?? rozpoznawania najbli?szych osób i nie zaobserwowano u niego ?adnych innych problemów a? do momentu, gdy powróci? na sw? farm?. Znalaz?szy si? tam, ku swemu zdziwieniu odkry?, ?e nie potrafi ju? tego, co kiedy? umia? najlepiej: nie rozpoznaje poszczególnych krów i ciel?t. Dawniej rozró?nia? je na podstawie wygl?du ich "twarzy", ale teraz, niestety, wszystkie krowy wygl?da?y dla niego tak samo. Cz?owiek ten wydawa? si? bardziej przej?ty utrat? tej umiej?tno?ci ni? tym, ?e nadal nie umia? rozpoznawa? niektórych ludzi. Sk?din?d mo?na go zrozumie?: nauczenie si? rozró?niania krowich pysków to bardzo trudne i na ogó? niewdzi?czne zadanie. Wielu artystów najwyra?niej nie potrafi mu sprosta?, kiedy próbuj? oni wiernie odda? ró?nice pysków poszczególnych zwierz?t, chocia? polski malarz Kossak namalowa? stado koni, z których ka?dy mia? inny wyraz "twarzy". Jakie to ma znaczenie dla naszego wywodu? Otó? je?eli w mózgu istnieje specjalny program do analizy ludzkich twarzy, to czy musz? te? tam by? inne programy odpowiadaj?ce ca?emu królestwu zwierz?t? A mo?e to, ?e par? osób umie rozpozna? poszczególne krowy, ptaki albo znaczki pocztowe, oznacza po prostu, i? dzi?ki ci??kiej pracy mo?na nauczy? si? rozró?nia? nawet rzeczy bardzo do siebie podobne? Niektórzy naukowcy uznali za s?uszn? koncepcj? ci??kiej pracy i wielokrotnego powtarzania. Ponadto starali si? dowie??, i? psycholodzy b??dz?, gdy my?l?, ?e mózg w szczególny sposób przetwarza informacje o twarzach. Ich zdaniem taki punkt widzenia psychologów wynika z tego, ?e sp?dzaj? wi?kszo?? czasu, badaj?c ludzi, którzy utracili zdolno?? rozpoznawania twarzy. Sceptycy twierdz?, ?e ludzki mózg mo?e osi?gn?? mistrzostwo w identyfikowaniu czegokolwiek; jedyna ró?nica polega na tym, ?e rozpoznawanie twarzy to umiej?tno?? wspólna dla wszystkich ludzi, podczas gdy zdolno?? identyfikacji ptaków, samochodów czy te? staro?ytnych amfor greckich wyst?puje niezmiernie rzadko. Dlatego szansa znalezienia przypadków, gdy uszkodzenie mózgu przeszkadza w rozpoznawaniu twarzy, jest znacznie wi?ksza ni? prawdopodobie?stwo natrafienia na farmera, który utraci? umiej?tno?? identyfikacji "twarzy" swoich krów. Liczba ludzi, których mo?e dotkn?? to pierwsze zaburzenie, jest po prostu olbrzymia. Ka?dy cz?owiek to specjalista w dziedzinie twarzy; natomiast tylko jeden na milion zostaje specjalist? w rozpoznawaniu przedmiotów jakiego? innego typu. Rhea Diamond i Susan Carey z MIT próbowa?y udowodni? s?uszno?? tego argumentu, porównuj?c ludzk? zdolno?? do rozpoznawania psów (ca?ych zwierz?t) ze zdolno?ci? do rozpoznawania ludzkich twarzy, pokazywanych zarówno w normalnej pozycji, jak i odwróconych do góry nogami. W badaniach uwzgl?dniano obie te pozycje, poniewa? dobrze wiadomo, ?e nasza zdolno?? rozpoznawania twarzy jest znacznie ograniczona, gdy s? one odwrócone do góry nogami. Carey i Diamond przyj??y, ?e skoro rozpoznawanie twarzy stanowi po prostu jeden z przyk?adów zastosowania wiedzy specjalisty, to u specjalistów od psów równie? mo?e nast?pi? ogromne obni?enie umiej?tno?ci rozró?niania poszczególnych psów, je?li badanym znawcom b?dzie si? pokazywa? zdj?cia psów odwrócone do góry nogami. Uczone wybra?y zdj?cia seterów irlandzkich, szkockich terierów oraz pudli i zadba?y o to, by wybrane zdj?cia nie ró?ni?y si? t?em ani pozycj? fotografowanego psa. Fotografie te pokazano osobom wymienionym w spisie Ameryka?skiego Stowarzyszenia Hodowców Psów. Ka?dy specjalista najpierw ogl?da? seri? zdj?? psów, a nast?pnie pokazywano mu po kolei ka?dego psa w parze z innym, podobnym psem: zadanie eksperta polega?o na wskazywaniu, którego z dwóch psów ogl?da? uprzednio. T? seri? zdj?? pokazywano zarówno w normalnej pozycji, jak i odwrócone do góry nogami. Diamond i Carey stwierdzi?y, ?e badanym by?o znacznie trudniej rozpozna? psy odwrócone do góry nogami. Mnie to zadanie wydaje si? bardzo trudne - móg?bym patrze? na ca?y szpaler szkockich terierów i nie znalaz?bym mi?dzy nimi ?adnych ró?nic - ale ci ludzie to przecie? hodowcy, opiekunowie i s?dziowie konkursowi. Nie przestawali oni by? znawcami psów, dopóki zwierzaki te pokazywano im w normalnej pozycji. Mo?e si? wyda? paradoksalne, ?e w?a?nie eksperci, którzy na ogl?dzinach seterów i pudli sp?dzili dziesi?tki lat swojego ?ycia, s? jednocze?nie tymi samymi lud?mi, którym rozpoznawanie psów na obrazkach odwróconych do góry nogami sprawia?o najwi?ksze trudno?ci, ale to akurat mia? pokaza? opisywany tu eksperyment. Badani to prawdopodobnie jedyni ludzie, którzy potrafi? rozpoznawa? psy w normalnej pozycji na tyle dobrze, aby mo?na by?o zaobserwowa? ogromny spadek zdolno?ci rozpoznawania (psów), podobny do tego, jaki zachodzi u nas, pozosta?ych ludzi, w przypadku twarzy (czyli dziedziny, w której jeste?my znawcami), gdy zostan? one odwrócone do góry nogami. Czy ten eksperyment dowodzi, ?e rozpoznawanie twarzy nie jest umiej?tno?ci?, która opiera si? na oddzielnych obwodach neuronalnych w mózgu, lecz jest raczej rodzajem doskonale wy?wiczonego rozpoznawania, które mo?e równie dobrze dotyczy? psów, znaczków pocztowych lub ?yrandoli? Wspomniany eksperyment pokazuje, ?e powy?sza opinia mo?e by? prawdziwa, chocia? nie wzi?to tu pod uwag? faktu, ?e praktycznie od urodzenia niezwykle interesujemy si? twarzami. Mózg zajmuje si? rozpoznawaniem twarzy w sposób automatyczny - natomiast rozró?niania pudli musi dopiero si? nauczy?. Jest jednak ma?o prawdopodobne, by neuropsycholodzy, którzy wierz?, ?e w mózgu istnieje specjalny procesor zajmuj?cy si? twarzami, zechcieli porzuci? swe pogl?dy tylko ze wzgl?du na jakie? odwrócone do góry nogami teriery. Nie jeste?my jedynym gatunkiem, którego mózg bardzo sprawnie reaguje na twarze. T? sam? umiej?tno?? maj? mózgi ma?p, które - jak wykaza?y eksperymenty - reaguj? zarówno na ludzkie, jak i ma?pie twarze, a ponadto ich pojedyncze komórki mózgowe selektywnie uaktywniaj? si? na widok twarzy. To, ?e mózgi ma?p reaguj? specyficznie na twarze, nie jest tak naprawd? zaskakuj?ce, poniewa? ma?py to zwierz?ta spo?eczne, które za pomoc? wyrazu twarzy sygnalizuj? swój gniew, strach czy te? agresj?. St?d dla mózgów takich zwierz?t korzystna jest podwy?szona wra?liwo?? na twarze przekazuj?ce okre?lone sygna?y (wi?kszo?? naukowców zgodzi si? z pogl?dem, ?e nasze umiej?tno?ci rozpoznawania twarzy si?gaj? wstecz do wspólnego przodka ma?p, ma?p cz?ekokszta?tnych i ludzi). Niewielu jednak badaczy domy?la?o si?, ?e inne, dobrze nam znane zwierz?ta równie? wykazuj? wysoce rozwini?t? umiej?tno?? rozpoznawania twarzy w t?umie; chodzi mianowicie o owce. Owce, o których mowa, umieszczano naprzeciw ekranu oddalonego o l metr. Na ekranie tym wy?wietlano naturalnej wielko?ci obrazy (ka?dy przez pi?? sekund) i chocia? badacze : nie kontrolowali ruchów oczu owiec, to jednak s?dzili, ?e badane zwierz?ta ogl?da?y te przezrocza - ilekro? pojawia? si? obrazek przedstawiaj?cy inn? owc? lub misk? z jedzeniem, owce zaczyna?y becze?. Pod??czone do ich mózgów elektrody rejestrowa?y aktywno?? komórek mózgowych, pojawiaj?c? si? w odpowiedzi na cztery ró?ne rodzaje obrazków; wi?kszo?? komórek uaktywnia?a si?, gdy umieszczone w hamaku zwierz? zobaczy?o rogat? owc? (na przyk?ad muflona - zw?aszcza gdy mia? on du?e rogi); inne komórki reagowa?y, gdy ogl?dana owca by?a znajoma, natomiast w ogóle nie reagowa?y, gdy testowane zwierz? nigdy jej nie spotka?o. Niektóre komórki mózgowe uaktywnia?y si? tylko na widok owczarków i ludzi, a jeszcze inna grupa komórek reagowa?a na ró?ne "twarze", w tym tak?e ?wi?. Ciekawe, ?e te same komórki nie aktywizowa?y si?, gdy twarze pokazywano odwrócone do góry nogami - zjawisko to przypomina wyst?puj?ce u ludzi trudno?ci w rozpoznawaniu odwróconych twarzy. Nawiasem mówi?c, komórki w mózgach ma?p reaguj? na widok odwróconych twarzy ma?p, ale mo?na to wyja?ni? tym, ?e ma?py cz?sto ogl?daj? twarze innych ma?p w tej pozycji; natomiast owce rzadko kiedy maj? okazj? ogl?da? odwrócone "twarze" innych owiec. Fakt, ?e reakcja niektórych komórek zale?a?a od wielko?ci widzianych rogów, dowodzi, ?e czynniki spo?eczne odgrywaj? kluczow? rol? w rozwoju tych komórek. Owca wyposa?ona w mózg, który potrafi szybko oceni? istotne sygna?y wskazuj?ce na status spo?eczny, to owca, która ma wi?ksz? szans? prze?ycia kolejnego dnia. Fascynuj?ce jest równie? to, ?e istniej? komórki, które reaguj? na widok owczarków i ludzi, chocia? "wtargn?li" oni w ?ycie owiec stosunkowo niedawno. Oswojenie zwierz?t domowych nast?pi?o zaledwie kilka tysi?cy lat temu - podczas gdy mózg owcy ewoluowa? (chocia? niekoniecznie z du?? szybko?ci?) przez miliony lat. Z czym? podobnym mamy do czynienia w przypadku pewnego - na pozór dziwnego - zjawiska: w ludzkim mózgu powsta?y uk?ady s?u??ce czytaniu, czyli umiej?tno?ci, która pojawi?a si? zaledwie kilka tysi?cy lat temu. W obu wspomnianych przypadkach rozs?dne wyja?nienie musi zak?ada?, ?e uk?ady o mo?liwo?ciach podobnych do tych, jakich wymagaj? .nowe" zadania, istnia?y ju? wcze?niej i po prostu przystosowa?y si? do jak najlepszego wykonywania niezb?dnych czynno?ci. Opisane do?wiadczenia wykaza?y, ?e w mózgu owcy wyst?puj? komórki, które w ogóle reaguj? na twarze - by? mo?e, oswojenie owiec zmusi?o grup? tych komórek, by nastawi?y si? na rozpoznawanie twarzy psów i ludzi. Nie mog? rozsta? si? z kwesti? rozpoznawania twarzy bez przytoczenia paru dziwnych opowie?ci, które niezbicie dowodz?, ?e mózg - niezale?nie od tego, czy zosta? wyposa?ony w specjalny modu? dla analizy twarzy czy te? nie - traktuje twarze jako obiekty jedyne w swoim rodzaju. Przypadek opisany przez dra Ottona-Joachima Grussera dotyczy kobiety, która podczas spaceru ze swoim m??em nagle spostrzeg?a, ?e lewa strona jego twarzy jest mocno zniekszta?cona i spuchni?ta. Strach, który natychmiast ogarn?? t? kobiet?, znik?, gdy jej m?? oznajmi?, ?e czuje si? absolutnie normalnie. Mimo to oboje niezw?ocznie pospieszyli do domu, by obejrze? si? w lustrze. M??owi wszystko wydawa?o si? zupe?nie normalne, ale ona zobaczy?a, ?e straszna zmiana zasz?a nie tylko na jego twarzy, lecz równie? na jej w?asnej. Mniej wi?cej przez dwa nast?pne tygodnie widzia?a ci?gle pot??ne zniekszta?cenia po lewej stronie ró?nych twarzy, nawet ogl?danych na zdj?ciach, chocia? pod ka?dym innym wzgl?dem zachowa?a zwyczajn? umiej?tno?? rozpoznawania wyrazu twarzy oraz identyfikowania twarzy s?ynnych ludzi. W innym przypadku, opisanym tak?e przez dra Grussera, 62-letnia kobieta, która przesz?a wylew i po dziewi?ciu miesi?cach powróci?a do zdrowia, siedzia?a w wagonie metra, naprzeciwko pasa?erki z pudlem na kolanach. Spojrzawszy nieco wy?ej, zobaczy?a, ku swemu przera?eniu, ?e owa pasa?erka ma g?ow? pudla. Cz?sto si? mówi, ?e po pewnym czasie w?a?ciciele psów zaczynaj? upodabnia? si? do swoich czworono?nych przyjació?, ale to by?o co? innego: powa?ne i niewyt?umaczalne zniekszta?cenie twarzy. Starszej pani wydawa?o si?, ?e wszyscy inni pasa?erowie w tym wagonie równie? maj? g?owy pudli, podobnie jak wszyscy ludzie, których widzia?a po wybiegni?ciu z metra. Ca?e to przedziwne doznanie trwa?o oko?o pó? godziny. Kobieta ta prze?y?a drugie zdarzenie tego typu w pracy, gdzie nagle zacz??o jej si? wydawa?, ?e wszyscy urz?dnicy w biurze maj? ca?? seri? oczu i nosów rozmieszczonych dooko?a g?owy, niezale?nie od tego, w któr? stron? spogl?dali. Z pewno?ci? nie istnieje ?adne wyt?umaczenie tych przypadków. Mo?na tylko powiedzie?, i? nie jest zaskakuj?ce, ?e tego rodzaju dziwaczne z?udzenia dotycz? twarzy - a wi?c takiego obiektu, któremu po?wi?camy wi?cej czasu i wi?cej przestrzeni w mózgu ni? czemukolwiek innemu. Koniec ko?ców pojawia si? odwieczny problem: dlaczego tak trudno przypomnie? sobie nazwisko pasuj?ce do twarzy, któr? dobrze znamy? By? mo?e dlatego, ?e przypisanie w?a?ciwego Imienia lub nazwiska jest ostatnim etapem procesu zachodz?cego wówczas, kiedy widzimy jak?? twarz. Najpierw zostaje ona zidentyfikowana jako po prostu twarz, nast?pnie przypisuje si? jej p?e?, uznaje si? t? twarz za znajom? i ??czy si? j? ze wszystkimi innymi informacjami o danej osobie. Dopiero wówczas dodaje si? imi? i nazwisko osoby, co stanowi jakby neurofizjologiczny odpowiednik umieszczenia kandyzowanej wisienki na szczycie melby. Poniewa? nazwisko pojawia si? na samym ko?cu, jest w pewnym sensie najbardziej nara?one na ryzyko. Zgodnie z t? teori? nale?a?oby si? spodziewa?, ?e nigdy nie zdarzy Ci si? przywo?a? z pami?ci imienia i nazwiska danej osoby, o ile wcze?niej nie przypomnisz sobie wszystkich innych informacji o tej osobie - nie przytrafi Ci si?, ?e popatrzysz na jak?? twarz i stwierdzisz: "To jest Leonard Cohen", nie mog?c potem przypomnie? sobie, kim jest osoba, o której mówisz. Zgodnie z regu??, która dotyczy absolutnie wszystkiego, co ma zwi?zek z mózgiem, i w tym przypadku istnieje kilka konkurencyjnych teorii. Jedna z nich pos?uguje si? argumentem, ?e kombinacja imienia i nazwiska odnosi si? wy??cznie do danej osoby, podczas gdy wszystkie inne cechy najcz??ciej s? wspólne dla wielu ludzi. Tak wi?c mamy tysi?ce piosenkarzy, równie du?o poetów, wielu z nich pochodzi z Montrealu, ale jest tylko jeden Leonard Cohen {przynajmniej w tej kategorii). Im bardziej dana informacja jest specyficzna, tym trudniej j? sobie przypomnie?. Inna hipoteza, wysuni?ta przez Gillian Cohen (nie ma tu ?adnego pokrewie?stwa) z Otwartego Uniwersytetu w Anglii, g?osi, ?e imiona i nazwiska s? trudne do zapami?tania, poniewa? nic nie znacz?. Na przyk?ad "Ingram" nic nie znaczy (nawet dla mnie), podczas gdy "pisarz" co? znaczy; st?d informacj?, ?e kto? jest pisarzem, ?atwiej zapami?ta?. Gillian Cohen wymy?li?a list? nazwisk i zawodów, w której ich zwyk?e role zosta?y odwrócone: nazwiskom nadano znaczenie, a zawody pozbawiono znaczenia. Na tej li?cie figurowali m.in. pan Piekarz z zawodu rumiarz, pan Kucharz b?d?cy paciawcem, pan Fryzjer pracuj?cy jako waciarz i zwa?nik o nazwisku Tragarz. Tym razem osoby testowane zapami?tywa?y nazwiska lepiej ni? zawody, odwrotnie ni? zwykle si? to obserwuje. Zapewne ?wiadczy to o tym, ?e cechuj?cy wi?kszo?? nazwisk brak znaczenia powoduje, ?e trudno nam je zapami?ta?. Z drugiej strony typowe nazwiska s? cz?sto nazwami zawodów [kapitaln? ilustracj? problemu zapami?tywania nazwisk jest nowela Antoniego Czechowa Ko?skie nazwisko, której bohaterowie usi?uj? przypomnie? sobie, jak brzmi nazwisko pilnie poszukiwanego medyka; przyp. red]. ?adna z tych teorii nie wyja?nia tego, czego wi?kszo?? z nas do?wiadcza od czasu do czasu, a mianowicie znacz?cej roli kontekstu. Twarz sama w sobie nie wystarcza, poniewa? je?li zobaczysz j? w jakich? niecodziennych okoliczno?ciach, to przypuszczalnie b?dziesz musia? w?o?y? sporo wysi?ku, by umie?ci? j? we w?a?ciwym kontek?cie, zanim zdo?asz j? zidentyfikowa? (przy czym nie chodzi tu o kontekst informacyjny, lecz o kontekst wizualny). Je?li spotkasz swojego weterynarza na zakupach, to up?ynie dobra chwila, zanim uzmys?owisz sobie, kto to jest. Ale je?li wyobrazisz sobie t? sam? twarz u osoby ubranej w bia?y fartuch i przebywaj?cej w pomieszczeniu wype?nionym zapachem ?rodków dezynfekuj?cych, to masz gotow? odpowied?. ROZDZIA? 14 - JEDNOSTRONNA TWARZ Gdyby chcia?o Ci si?, Czytelniku, po?wi?ci? czas na wyliczenie wszystkich miejsc w mózgu, które najprawdopodobniej odgrywaj? jak?? rol? w postrzeganiu lub analizowaniu twarzy, z pewno?ci? doszed?by? do wniosku, ?e "obróbka" twarzy to raison d'etre mózgu. Prawa i lewa strona, przód i ty? - ka?da z tych cz??ci mózgu ma swój udzia?. Przypuszczalnie dzieje si? tak, poniewa? jeste?my zwierz?tami spo?ecznymi ?yj?cymi w warunkach, w których ogromne znaczenie ma rozpoznawanie znanych nam osób i, co bardziej istotne, ustalanie, jakie ?ywi? uczucia. Dwa poprzednie rozdzia?y w ogóle nie porusza?y kwestii odczytywania wyrazu twarzy. Nie jest to umiej?tno?? wy??cznie ludzka. Du?e ma?py cz?ekokszta?tne - najbli?si krewni cz?owieka - a nawet zwyk?e ma?py kszta?tuj? swoje kontakty spo?eczne, pos?uguj?c si? ró?nego rodzaju sygna?ami; ?ród?em wielu z nich jest twarz. I chocia? ci, którzy nie wierz? w ewolucj?, mog? si? poczu? zak?opotani, istnieje oczywiste podobie?stwo mi?dzy wyrazem twarzy ma?p i ludzi, zw?aszcza w strachu lub w gniewie. Poniewa? liczebno?? grup spo?ecznych tworzonych przez ludzi (i wynikaj?ca st?d liczba twarzy, z którymi dana osoba ma kontakt) jest znacznie wi?ksza ni? liczebno?? grup tworzonych przez inne naczelne, ludzki mózg du?? swoj? cz??? musi przeznaczy? na rozpoznawanie i zapami?tywanie twarzy, a tak?e na odcyfrowywanie sygna?ów, które twarze te przekazuj?. Istnieje sporo dowodów po?rednich na to, ?e zdolno?? percepcji wyrazu twarzy rozwin??a si? we wczesnym stadium ewolucji i w zwi?zku z tym stanowi sta?y element wyposa?enia mózgu, a nie po prostu wyuczon? umiej?tno??. To, ?e w mózgach ma?p znajduj? si? obszary, których zadaniem jest analiza twarzy, a tak?e to, ?e u ludzi zdolno?? rozpoznawania wyrazu twarzy pojawia si? bardzo wcze?nie w okresie niemowl?cym (z pewno?ci? w pierwszych tygodniach, je?li nie dniach, ?ycia) wskazuje, ?e mózg wykonywa? ten typ pracy co najmniej przez setki tysi?cy lat. Fakt, ?e znaczenie ró?nych wyrazów twarzy jest takie samo w ró?nych kulturach, równie? sprzyja teorii twierdz?cej, ?e ró?ne rodzaje wyrazu twarzy s? nam wrodzone. Wykaza?y to przede wszystkim badania, jakie przez ostatnie dwadzie?cia lat prowadzi? Paul Ekman z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Ekman pokazywa? przedstawicielom ró?nych zachodnich i niezachodnich kultur zdj?cia twarzy wyra?aj?cych sze?? podstawowych ludzkich uczu?: zaskoczenie, gniew, szcz??cie, obrzydzenie, strach oraz smutek, i okaza?o si?, ?e wszyscy badani rozumieli te uczucia i byli zgodni co do znaczenia ró?nego wyrazu twarzy. Ekman do?o?y? stara?, by ludzie, których reakcje chcia? bada?, nie byli uprzednio poddani wp?ywom zewn?trznych ?róde? informacji. W obawie, ?e niektóre z badanych przez niego niezachodnich grup mog?y mie? kontakt z programami telewizyjnymi, pokazuj?cymi zachodni sposób interpretowania wyrazu twarzy, Ekman dotar? do plemion na Nowej Gwinei, które nigdy nie zetkn??y si? z telewizj?. Stwierdzi? on, ?e jedyna ró?nica polega?a na tym, ?e zamieszkali tam ludzie nie odró?niali strachu od zaskoczenia. Zgodno?? ocen uzyskano tak?e wówczas, gdy przedstawiciele spo?ecze?stw zachodnich interpretowali uczucia maluj?ce si? na twarzach mieszka?ców Nowej Gwinei. Cho? niektórzy antropolodzy utrzymuj?, ?e wyraz twarzy jest uwarunkowany kulturowo, a pewne szczegó?y wci?? nie zosta?y zbadane (na przyk?ad to, czy powszechnie wyst?puj?ce ró?ne rodzaje wyrazu twarzy ograniczaj? si? do wymienionej listy sze?ciu uczu?), to jednak badania Ekmana ciesz? si? szerokim uznaniem. Je?li naprawd? istnieje podstawowy zestaw wrodzonych rodzajów wyrazu ludzkich twarzy, rodzajów identycznych niezale?nie od wp?ywów danej kultury, to wyraz twarzy mo?e by? uznany za sygna? pozwalaj?cy danemu mózgowi komunikowa? si? bezpo?rednio z drugim mózgiem. Gdy do?wiadczasz jakiego? uczucia, mog? wczu? si? w Twoj? sytuacj? bez udzia?u ?adnych s?ów. We wspó?czesnym ?wiecie, w którym wi?kszo?? informacji to przekazy werbalne, wyraz twarzy nadal pozostaje bardzo skutecznym ?rodkiem komunikacji, a musia? by? jeszcze wa?niejszy, zanim powsta? j?zyk mówiony - w czasach, gdy u?ywano wy??cznie gestów, d?wi?ków i mimiki. ?adna z powy?szych informacji nie jest szczególnie zaskakuj?ca - niespodzianki pojawi?y si? dopiero wtedy, gdy naukowcy zajrzeli w g??b mózgu. Okazuje si?, ?e - podobnie jak przy rozpoznawaniu twarzy - obszary wyspecjalizowane w interpretowaniu wyrazu twarzy znajduj? si? z prawej strony mózgu. Jednym ze sposobów wykazania udzia?u prawej pó?kuli w postrzeganiu wyrazu twarzy jest szybkie wy?wietlanie kolejnych rysunków twarzy wyra?aj?cych emocje z jednej lub drugiej strony ekranu, podczas gdy badana osoba patrzy prosto przed siebie. Obrazy twarzy ukazuj?cych si? z lewej strony b?d? przesy?ane najpierw do prawej pó?kuli, a twarze ukazuj?ce si? z prawej strony do lewej pó?kuli. Dzieje si? tak na skutek krzy?owania si? informacji dop?ywaj?cych do mózgu. Badania te wykaza?y, ?e wyniki rozpoznawania wyrazu twarzy s? lepsze, gdy obraz dociera do prawej pó?kuli. Na przyk?ad, gdy najpierw pokazuje si? na krócej ni? jedn? dziesi?t? sekundy rysunek bardzo wyrazistej twarzy, a potem pokazuje si? jak?? inn? twarz przez nieco d?u?szy czas, wi?kszo?? ludzi potrafi lepiej oceni?, czy wyraz obu twarzy jest taki sam czy nie, Je?li twarze te pojawiaj? si? po lewej stronie, w tak zwanym lewym polu widzenia. Brzmi to sensownie, gdy we?miemy pod uwag?, ?e prawa pó?kula, jak si? wydaje, odgrywa g?ówn? rol? w rozpoznawaniu twarzy - przej?cie od zdania sobie sprawy, ?e patrzy si? na jak?? twarz, do analizy wyrazu tej twarzy nie stanowi zbyt du?ego skoku. Liczne dane dotycz?ce ofiar wylewów mówi?, ?e analiza wyrazu twarzy zachodzi w prawej po?owie mózgu, tu? obok obszarów zajmuj?cych si? rozpoznawaniem twarzy, a by? mo?e, nawet cz??ciowo w tych samych rejonach mózgu. Natomiast to, ?e niektórzy pacjenci utracili jedn? z tych umiej?tno?ci, zachowuj?c jednocze?nie drug?, dowodzi, ?e procesy te nie zachodz? w tych samych obszarach mózgu [Czasami zdarzaj? si? pacjenci, którzy potrafi? doskonale rozpoznawa? wyraz twarzy, ale trac? umiej?tno?? nazywania go. Jeden z takich pacjentów potrafi? wybra? w?a?ciwy wyraz twarzy pasuj?cy do danej sceny, na przyk?ad do pogrzebu lub do zdania przeczytanego z bardzo wyra?nym emocjonalnym zabarwieniem g?osu; potrafi? te? rozró?ni?, czy dwie twarze wyra?aj? to samo uczucie czy te? nie, natomiast gdy przysz?o mu nazwa? konkretny wyraz twarzy jako szcz??liwy, smutny czy zagniewany, nie móg? sobie z tym poradzi?. Mimo to, gdy temu samemu pacjentowi zadano podobne pytanie, u?ywaj?c s?ów ("nazwij uczucie, jakie wyra?a twarz osoby, któr? zaatakowa? z?y pies"), wszystkie jego odpowiedzi by?y poprawne. Zna on ró?ne rodzaje wyrazu twarzy oraz okre?laj?ce je s?owa, ale nie potrafi po??czy? ze sob? tych dwóch elementów]. Prawa pó?kula odgrywa zasadnicz? rol? nie tylko w percepcji wyrazu twarzy, ale równie? w powstawaniu wyrazu twarzy. Chocia? mo?e si? to wyda? bardzo dziwne, wszystkie kolejne badania prowadzi?y do wniosku, ?e lewa strona twarzy wyra?a emocje w sposób bardziej ekspresywny ni? prawa (dotyczy to zarówno ma?p, jak i ludzi) - w?a?nie prawa pó?kula kontroluje najbardziej aktywne mi??nie lewej strony twarzy. Mo?na to pokaza? w prosty sposób: trzeba fotografi? jakiej? twarzy przeci?? po?rodku, tak by otrzyma? oddzielne zdj?cia lewej i prawej strony. Nast?pnie, u?ywaj?c lusterka, nale?y uzyska? lustrzane odbicia obu cz??ci i, zestawiaj?c je parami, stworzy? z nich dwie nowe twarze. Jedna nowa twarz powstanie z po??czenia rzeczywistej prawej strony z jej lustrzanym odbiciem, a druga z kombinacji pierwotnej lewej cz??ci oraz jej odbicia. Ilekro? post?pi si? tak z fotografiami twarzy wyra?aj?cych ró?norodne uczucia, niezale?ni obserwatorzy uznaj?, ?e kombinacja lewej cz??ci twarzy z jej odbiciem jest bardziej ekspresywna. Mo?na to sobie ?atwo wyobrazi?, nawet je?li nigdy nie widzia?o si? takiego do?wiadczenia: gdy w u?miechu lewa cz??? ust rzeczywistej twarzy podnosi si? wy?ej ni? prawa, twarz powsta?a z po??czenia lewej strony i jej odbicia ma oba k?ciki ust wygi?te ku górze, podczas gdy po??czenie prawej strony i jej odbicia daje praktycznie p?ask? lini? ust. Dlaczego nasz wyraz twarzy mia?by by? asymetryczny? Skoro wiadomo, jakim bogactwem mi??ni twarzy dysponujemy i jak wielkie jest znaczenie wyrazu twarzy, ograniczanie naszych mo?liwo?ci poprzez ujawnianie uczu? g?ównie po jednej stronie twarzy wydaje si? skandalicznym b??dem. My?l?, ?e nie istnieje na to pytanie odpowied?, z któr? zgodzi?aby si? wi?kszo?? specjalistów; jedna odpowied? uwzgl?dnia podwójn? rol? prawej pó?kuli, odpowiedzialnej zarówno za postrzeganie, jak i tworzenie wyrazu twarzy. Wyobra? sobie, ?e patrzysz na twarz znajduj?c? si? na wprost Ciebie. Obraz prawej strony tej twarzy (która jest po Twojej lewej stronie) dociera najpierw do Twojej prawej pó?kuli i vice versa. Pami?tajmy, ?e prawa pó?kula lepiej - a przynajmniej szybciej - rozpoznaje wyraz twarzy. Ca?a ironia polega na tym, ?e wyraz twarzy, który starasz si? zinterpretowa?, odmalowuje si? wyra?niej na lewej stronie ogl?danej twarzy i tym samym dociera do Twojej lewej pó?kuli, która jest mniej sprawna, gdy chodzi o twarze. Có? z tego? Dlaczego sprawniejsza strona jednego mózgu mia?aby zwraca? si? do s?abszej strony drugiego? Proste wyt?umaczenie wygl?da?oby tak: lewa strona twarzy musi przesadnie wyra?a? swe uczucia w?a?nie dlatego, ?e odbieraj?ca je pó?kula (Twoja lewa) potrafi odczyta? te sygna?y jedynie wówczas, gdy zostan? one napisane wielkimi literami oraz podkre?lone. Natomiast bardziej sprawna prawa pó?kula Twojego mózgu ?atwo spostrze?e bardziej subtelny wyraz maluj?cy si? po prawej stronie ogl?danej twarzy. Moje spekulacje mieszcz? si? gdzie? pomi?dzy hipotez? a zgadywaniem. Inni badacze uwa?aj?, ?e rozbie?no?? mi?dzy praw? a lew? stron? jest nieistotna, poniewa? w rzeczywisto?ci, ogl?daj?c czyj?? twarz, i tak niemal nigdy nie patrzysz na ni? wprost. Twoje oczy przebiegaj? po ogl?danej twarzy, zaczynaj?c chyba od spojrzenia na lewe oko, po czym przesuwaj? si? ku k?cikowi ust. W dodatku zarówno wyraz twarzy, jak i sama twarz nie pozostaj? nieruchome przez wi?cej ni? u?amek sekundy, a mózg w mig przetwarza informacje o zmieniaj?cym si? wyrazie. Taki sceptycyzm wydaje si? rozs?dny, ale przecz? mu pewne do?wiadczenia, wykazuj?ce, ?e - przynajmniej w laboratorium - ludzie poproszeni o dok?adne przyjrzenie si? danej twarzy sp?dzaj? oko?o dwóch trzecich czasu, patrz?c na jej praw? stron?. Czy znaczy to, ?e w codziennym ?yciu post?pujemy podobnie? Nie s?dz?, by ktokolwiek potrafi? odpowiedzie? na to pytanie. Badania nad tym zjawiskiem pod??aj? nieraz w dziwnych kierunkach. Warto wspomnie? o odkryciu dokonanym przez dra Ottona-Joachima Grussera, który stwierdzi?, ?e zdecydowana wi?kszo?? spo?ród kilkuset portretów, namalowanych mi?dzy pocz?tkiem XV a ko?cem XVII wieku, przedstawia osob? z g?ow? zwrócon? ku prawemu ramieniu. Oczywi?cie w ten sposób eksponuje si? bardziej ekspresywn?, lew? stron? twarzy. By? mo?e, najbardziej w tym intryguj?cy jest fakt stopniowego os?abiania si? tej tendencji od XVIII wieku a? po dzie? dzisiejszy. Warto doda?, ?e przez ca?y czas tendencja ta by?a wyra?niejsza w przypadku portretów kobiet ni? m??czyzn. Mo?na by co prawda uzna?, ?e chodzi tu tylko o artystyczn? konwencj?, ale nawet wówczas warto zapyta?, jakie by?y jej pocz?tki i czy nie mamy tu do czynienia z milcz?cym uznaniem lewej strony twarzy za szczególnie godn? uwagi. Mo?na tu zaobserwowa? dziwn? analogi? do jednego z wa?nych, a ci?gle otwartych pyta?, dotycz?cych ludzkiego zachowania: dlaczego kobiety trzymaj? swoje niemowl?ta w taki sposób, by g?owa dziecka znajdowa?a si? po lewej stronie? Bez w?tpienia tak w?a?nie si? dzieje: obserwacje kobiet z ró?nych kultur, przegl?d zdj?? dotycz?cych tubylczych kultur pierwotnych mieszka?ców Zachodu, Wschodu i Ameryki Pó?nocnej, a tak?e eksperymenty wykazuj?, ?e oko?o 80% kobiet ko?ysze swe niemowl?ta na lewej r?ce (natomiast inaczej trzymane s? siatki z zakupami - I. Hyman Weiland z Uniwersytetu Po?udniowej Kalifornii zaobserwowa?, ?e w?ród kupuj?cych z torbami wielko?ci zbli?onej do rozmiarów niemowl?cia po?owa nosi je w lewej, a po?owa w prawej r?ce). Wi?kszo?? ludzi b?dzie twierdzi?, ?e poniewa? kobiety s? na ogó? prawor?czne, to trzymanie dziecka na lewej r?ce uwalnia ich dominuj?c? r?k? i umo?liwia wykonywanie innych czynno?ci. Niestety, nie wyja?nia to jednak, dlaczego wi?kszo?? lewor?cznych matek równie? nosi niemowl?ta na lewej r?ce. Na pocz?tku lat siedemdziesi?tych Lee Salk wysun?? hipotez?, ?e matki trzymaj? niemowl?ta w ten sposób po to, by mog?y one s?ysze? bicie serca matki - uspokajaj?cy odg?os, znany dziecku z okresu ?ycia p?odowego. Poniewa? serce znajduje si? po lewej stronie cia?a, kierowanie g?owy niemowl?cia na lewo wydaje si? rozs?dne. Salk dowiód? nawet, ?e niemowl?ta, które w ??obkach s?ucha?y nadawanego przez g?o?nik nagrania bicia serca, przybra?y wi?cej na wadze w ci?gu czterech dni i p?aka?y mniej ni? niemowl?ta, które nie s?ucha?y tego nagrania. Naukowcy nadal jednak zastanawiaj? si?, czy ca?? t? spraw? da si? tak wyja?ni?. Wyniki przeprowadzonych niedawno bada? wskazuj?, ?e matki trzymaj? niemowl? tak, ?e jego g?owa znajduje si? po lewej stronie, z powodów, które mog? by? bardziej zwi?zane z mózgiem, a zw?aszcza z praw? pó?kul? mózgow?, ni? z sercem. Wyobra? sobie, ?e ko?yszesz niemowl? i spogl?dasz w dó? na jego twarz. Je?li niemowl? jest na Twojej lewej r?ce, jego twarz znajduje si? w Twoim lewym polu widzenia i wystarczy szybki rzut oka, by jej obraz dotar? do Twojej prawej pó?kuli, gdzie emocjonalny wyraz twarzy niemowl?cia zostanie skutecznie oraz bezb??dnie odczytany. Co wi?cej, trzymane niemowl? patrzy wtedy na lew? stron? Twojej twarzy, korzystaj?c tym samym z mo?liwo?ci ogl?dania najpe?niejszego wyrazu Twoich uczu?. Dr John Manning z Uniwersytetu w Liverpoolu wykaza?, ?e matki, którym zawi?zano przepask? na lewym oku (pozbawiaj?c je korzy?ci p?yn?cych z bezpo?redniego przesy?ania obrazu twarzy niemowl?cia do prawej pó?kuli) znacznie rzadziej ko?ysz? niemowl?ta na lewej r?ce. By? mo?e, trudno uzna? ten fakt za jednoznaczne potwierdzenie teorii mówi?cej o roli pó?kul mózgowych, ale wolno przypuszcza?, ?e w?a?ciwa odpowied? musi uwzgl?dnia? nie tylko odg?os bicia serca. Analizuj?c sposób noszenia niemowl?t, odwo?ywano si? równie? do przedstawie? matki z dzieckiem na r?ku w sztukach pi?knych. Badacze porównali tworzone przez stulecia obrazy i rze?by przedstawiaj?ce matki nosz?ce niemowl?ta i okaza?o si?, ?e wyst?puje tu identyczna zagadkowa niezgodno??, Jak w przypadku portretów. Gdy zestawi si? wyniki ró?nych bada?, ?atwo dostrzec, ?e noszenie dziecka po lewej stronie by?o charakterystyczne mniej wi?cej do ko?ca XV wieku, potem za? coraz powszechniejsze stawa?o si? noszenie dziecka po prawej stronie. Przybli?ona równowaga mi?dzy dwiema stronami utrzymywa?a si? a? do XVII wieku, a nast?pnie lewa strona zacz??a odzyskiwa? przewag?, zachowuj?c j? do dnia dzisiejszego. Mimo oczywistych pu?apek czyhaj?cych na nas, gdy próbujemy dok?adnie odtworzy? ?ycie spo?eczne, pos?uguj?c si? wy??cznie dzie?ami sztuki, nast?puj?cy w ci?gu stuleci wzrost i spadek popularno?ci noszenia niemowl?t po lewej stronie domaga si? jednak jakiego? wyt?umaczenia. Je?li obrazy wiernie oddaj? rzeczywisto?? i kobiety rzeczywi?cie zmienia?y sposób noszenia niemowl?t, to teoria podkre?laj?ca rol? odg?osów bicia serca wydaje si? jeszcze trudniejsza do utrzymania. Je?li z kolei preferencja noszenia niemowl?t po lewej stronie wynik?a z potrzeby komunikowania si? prawych pó?kul matki i niemowl?cia, psychologowie staj? wobec konieczno?ci uznania, ?e w XV i XVI wieku nast?pi?a jaka? dziwaczna zmiana organizacji mózgu. Ca?a ta sytuacja jeszcze bardziej komplikuje si?, poniewa? badania rze?b z Ameryki ?rodkowej i Ameryki Po?udniowej ujawni?y, ?e noszenie po lewej stronie by?o cz?stsze tylko w jednym okresie, od 300 do 600 roku n.e., i tylko w jednym rejonie, w Ameryce ?rodkowej. Interpretuj?c te wyniki, mo?na przyj??, ?e same w sobie s? one prawdziwe i wynikaj? z mózgowych mechanizmów warunkuj?cych noszenie dziecka po lewej stronie. W konsekwencji nale?a?oby za?o?y?, ?e ró?nice mi?dzy dwiema pó?kulami mózgowymi zmieniaj? si? od czasu do czasu w wyniku dzia?ania czynników kulturowych. Je?li tak, to mi?dzy IV a VII wiekiem n.e. w Ameryce ?rodkowej zdarzy?o si? co?, co uwypukli?o ró?nice mi?dzy lew? i praw? pó?kul?, przyczyniaj?c si? do cz?stszego noszenia dziecka po lewej stronie, podczas gdy w kulturach ludów ?yj?cych w Andach nie zasz?o w tym okresie ?adne podobne zdarzenie. Z kolei w Europie jakie? tajemnicze si?y kulturowe zmniejszy?y potrzeb? noszenia niemowl?cia po lewej stronie na ponad dwa stulecia, po czym si?y te stopniowo zanik?y. Istniej? dane wskazuj?ce, ?e stopie? zró?nicowania mi?dzy pó?kulami mo?e ulec zmianie w zale?no?ci od czynników spo?ecznych, ale mimo to powy?sza interpretacja wydaje si? nieco naci?gana. Znacznie ?atwiejsze by?oby odrzucenie jej i ograniczenie si? do stwierdzenia, ?e dzie?a sztuki nie stanowi? dok?adnego odzwierciedlenia rzeczywistych zdarze?. Spostrzegawczy czytelnik zauwa?y, ?e nie wspomnia?em nic o noszeniu niemowl?t przez m??czyzn - mia?em ku temu powód. M??czy?ni nie wykazuj? preferencji do trzymania niemowl?t po lewej stronie. Nawet bardzo szerokie i szczegó?owe analizy zdj?? z rodzinnych albumów dowodz?, ?e m??czy?ni trzymaj? niemowl?ta - by tak rzec - w sposób losowy, umieszczaj?c g?ow? dziecka raz po prawej, raz po lewej stronie. Czy wynika to z tego, ?e odg?os bicia serca m??czyzny nie wp?ywa uspokajaj?co na niemowl?? Wydaje si? to ma?o prawdopodobne. A mo?e m??czy?ni nie s? tak sprawni albo, mówi?c bardziej precyzyjnie, ich prawa pó?kula nie wyspecjalizowa?a si? tak bardzo w wykrywaniu emocjonalnego wyrazu twarzy? Istniej? pewne dane potwierdzaj?ce takie wyja?nienie i w chwili obecnej jest to przypuszczalnie najlepsze wyt?umaczenie faktu, ?e kobiety wol? trzyma? niemowl?ta z g?ow? po lewej stronie, a m??czy?ni nie wykazuj? takiej tendencji. Nie mog? porzuci? tematu twarzy, nie wspomniawszy o niektórych dziwacznych badaniach. Wydaje si?, ?e nie tylko prze?ywanie pewnych uczu? wywo?uje odpowiedni wyraz twarzy (jeste? szcz??liwy, a wi?c u?miechasz si?), ale zachodzi równie? odwrotny zwi?zek: u?miechnij si?, a zaczniesz czu? si? szcz??liwy. Ten niezwyk?y pogl?d ma swe ?ród?o w badaniach zapocz?tkowanych w latach osiemdziesi?tych przez Paula Ekmana i zosta? nast?pnie rozwini?ty przez wielu innych badaczy. Ekman prosi? ochotników, by przyjmowali wyraz twarzy odpowiadaj?cy pewnym uczuciom, nie mówi? jednak wprost: "u?miechnij si?", "zmarszcz brwi" czy "naburmusz si?". Zamiast tego typowy zestaw instrukcji wygl?da? na przyk?ad tak: "?ci?gnij brwi w dó? i ku sobie, unie? górn? powiek? oka i napnij doln? powiek?, zw?? wargi i ?ci?nij je razem". Gdy osoby badane stosowa?y si? do tych sprytnych polece? (czego wynikiem by? zagniewany wyraz twarzy), obserwowano u nich przyspieszone bicie serca i podwy?szone elektryczne przewodnictwo skóry. Te zmiany fizjologiczne, towarzysz?ce negatywnym emocjom, takim jak gniew, strach i obrzydzenie, systematycznie by?y wi?ksze ni? zmiany towarzysz?ce szcz??liwemu wyrazowi twarzy l nale?a?y do tego samego rodzaju zmian, jakie mo?na by zauwa?y?, gdyby dana osoba rzeczywi?cie doznawa?a emocji wyra?anych przez jej twarz. Instrukcje przedstawiano jako zestaw ruchów poszczególnych mi??ni, po to, by utrudni? identyfikacj? uczucia, jakie ostatecznie pojawia?o si? na twarzach ochotników. Chodzi?o o to, by zmniejszy? prawdopodobie?stwo wywierania ?wiadomego wp?ywu na fizjologiczne reakcje cia?a. Chocia? jest oczywi?cie mo?liwe, ?e w miar? wykonywania instrukcji mo?na si? zorientowa?, ?e twarz przybiera gniewny wyraz, Ekman i jego koledzy stwierdzili jednak, i? umiej?tno?? rozpoznawania uczu?, jakie ostatecznie pojawiaj? si? na w?asnej twarzy jest zaskakuj?co s?aba. Sam Ekman powstrzymuje si? od uznania, ?e dzi?ki odpowiedniemu u?o?eniu mi??ni twarzy mo?na doznawa? uczu?, które normalnie towarzysz? takiemu wyrazowi twarzy. Nie ulega w?tpliwo?ci, ?e mo?esz w ten sposób wywo?a? w swoim ciele zmiany, które normalnie towarzysz? tym uczuciom, ale to nie to samo, co prze?ywanie samych uczu?. Mimo to dostrze?ono jednak, ?e ochotnicy uczestnicz?cy w eksperymentach rzeczywi?cie prze?ywali zmiany emocjonalne, szczególnie wówczas, gdy przyjmowali wyraz twarzy zwykle towarzysz?cy negatywnym uczuciom. Jak to mo?liwe, ?e przyjmuj?c wyraz twarzy najcz??ciej kojarzony z danym uczuciem, potrafimy spowodowa? zmiany w naszej fizjologii, nie wywo?uj?c samego uczucia? Ekman mówi, ?e w naszym mózgu istnieje zapewne sie? neuronów, która kontroluje ca?y zbiór reakcji towarzysz?cych silnym emocjom. Kiedy wi?c przestraszy Ci? niespodziewany d?wi?k w ciemno?ci, na Twojej twarzy pojawia si? przera?enie, bicie Twojego serca ulega przyspieszeniu, poziom hormonów podnosi si?, dodatkowa ilo?? krwi zostaje przetoczona do mi??ni, przygotowuj?c Ci? do ucieczki lub walki, mo?esz nawet - mimo woli - wyda? okrzyk; wszystkie te reakcje s? dzie?em wzajemnie po??czonych obwodów komórek nerwowych. Paul Ekman s?dzi, ?e ten kontroluj?cy emocje uk?ad mo?e aktywizowa? si? nawet wówczas, gdy brak jest typowej przyczyny (w naszym przypadku - nieoczekiwanego d?wi?ku), a istniej? jedynie jej konsekwencje, takie jak wyraz strachu na twarzy. Gdy uaktywni si? którykolwiek z obwodów, zostaje uruchomiony ca?y uk?ad. Wyja?nienie proponowane przez Ekmana nie jest jedyn? prób? wyt?umaczenia natury tego zjawiska. Inni badacze uwa?aj?, ?e chodzi tu nie tyle o zjawisko ograniczone do komórek nerwowych, ile o znacznie bardziej okr??ny proces: mózg poleca pewnym mi??niom twarzy, by si? skurczy?y, ich skurcz zaciska niektóre naczynia krwiono?ne prowadz?ce do mózgu lub ze? wychodz?ce (podczas gdy inne naczynia nie ulegaj? ?adnym zmianom); zmiana w uk?adzie kr??enia krwi powoduje zmiany aktywno?ci mózgu w pewnych obszarach, ale nie w innych, czego ostatecznym wynikiem jest zmiana uczu?. Niezale?nie od tego, z jakim mechanizmem mamy tu w rzeczywisto?ci do czynienia, sama my?l, ze u?miech mo?e poprzedza? uczucie szcz??cia, a nie odwrotnie, stanowi doskona?? ilustracj? tego, ?e nigdy nie mo?na by? pewnym niczego, co dotyczy mózgu. Czy dowcipy wydaj? nam si? bardziej ?mieszne, poniewa? - oczekuj?c na puent? - zaczynamy si? u?miecha? ju? w ich po?owie i w ten sposób polepszamy swój nastrój a? do momentu zako?czenia? Czy w?a?nie dlatego znany komik rozbawia nas nawet wtedy, kiedy jego ?arty wcale nie s? ?mieszne? ROZDZIA? 15 - H.M. Dnia 25 sierpnia 1953 roku 27letn? m??czyzna z Hartford w stanie Connecticut oraz jego rodzice zgodzili si? na przeprowadzenie pewnej operacji. Mia?a to by? ostatnia deska ratunku dla chorego, któremu nieustanne napady padaczkowe kompletnie rujnowa?y ?ycie. Cz?owiek ten nie wiedzia? wówczas, ?e niebawem stanie si? najcz??ciej opisywanym przypadkiem w historii medycyny. Tragedi? jest, ?e nie wie on o tym nawet teraz. W czasopismach i podr?cznikach medycznych pacjent ten wyst?puje jako H.M. W 1953 roku H.M. doznawa? ?rednio dziesi?ciu ma?ych napadów padaczkowych dziennie i chocia? podczas tych pó?minutowych epizodów nie traci? ?wiadomo?ci, Cz?sto traci? kontakt z otoczeniem, zamykaj?c wbrew w?asnej *roli oczy i krzy?uj?c r?ce i nogi. Te niewielkie napady wprawia?y go w stan ci?g?ej dezorientacji. Mniej wi?cej raz na tydzie? H.M. mia? znacznie powa?niejszy, du?y napad, któremu towarzyszy?y konwulsje i utrata ?wiadomo?ci, czasem nawet ulega? zranieniom. Leki, które dostawa? w najwi?kszych dawkach, jakie organizm mo?e tolerowa?, nie pomaga?y w opanowaniu napadów ani jednego, ani drugiego rodzaju, tak ?e w ko?cu operacj? mózgu uznano za jedyn? szans?. Rozwi?zanie to nie jest zreszt? tak ekstremalne, jak mog?oby si? wydawa?: operacje w celu z?agodzenia napadów padaczkowych wci?? si? praktykuje i ?ycie wielu chorych na padaczk? ludzi ca?kowicie zmieni?o si? dzi?ki usuni?ciu ma?ego kawa?ka tkanki mózgowej - zazwyczaj tego, który uleg? zmianom chorobowym czy urazowi. Chocia? elektryczna nawa?nica spowodowana napadem padaczkowym nieraz szaleje bez ogranicze? po ca?ym mózgu, najprawdopodobniej jednak napad zaczyna si? w jednym konkretnym punkcie (ognisku padaczkowym). Nadzieja, ?e wraz z usuni?ciem fragmentu uszkodzonej tkanki ataki ustan?, wydaje si? wi?c uzasadniona. Przypadek H.M. nie by? jednoznaczny. Zapisy EEG nie wskazywa?y na ?adne konkretne ?ród?o ataków, a raczej ujawni?y bli?ej nieokre?lone zaburzenia po obu stronach mózgu, w obu p?atach skroniowych. Ponadto jedyn? wskazówk?, ?e H.M. móg? w ci?gu swego ?ycia dozna? uszkodzenia mózgu, które spowodowa?o napady padaczkowe, by? fakt, ?e jako 7-letni ch?opiec straci? na oko?o pi?? minut przytomno??, kiedy wpad? pod rower. Pierwszy ma?y napad wyst?pi? w wieku dziesi?ciu lat, a jako szesnastolatek prze?y? on swój pierwszy du?y napad, w czasie którego straci? przytomno??. H.M. zdo?a? uko?czy? szko?? ?redni? i móg? wykonywa? stosunkowo proste czynno?ci a? do momentu, gdy napady uczyni?y nawet te prace zbyt trudnymi. Gdy wszystkie dost?pne leki okaza?y si? nieskuteczne, H.M. sta? si? kandydatem do operacji. Wybitny chirurg mózgu, dr William Beecher Scoville, który mia? j? przeprowadzi?, musia? podj?? trudn? decyzj?. Z jednej strony zapis EEG by? niejasny - nie wskazywa? jednoznacznie ?adnego konkretnego miejsca, które stanowi?oby oczywisty cel operacji; z drugiej strony nale?a?o pami?ta?, ?e napady padaczkowe uczyni?y H.M. niezdolnym do normalnego ?ycia. Dr Scov?lle zdecydowa? si? wyci?? znaczne fragmenty p?atów skroniowych po obu stronach mózgu H.M. i chocia? otwarcie przyzna?, ?e ta szczególna procedura chirurgiczna jest "prawdziwie eksperymentalna", nie mo?na zapomina?, ?e trwa? wtedy z?oty wiek psychochirurgii. Opracowano wówczas wiele ró?norodnych metod usuwania mniejszych i wi?kszych kawa?ków mózgu, a efektem tych operacji mia?o by? uspokojenie pacjentów cierpi?cych na psychozy lub te? opanowanie napadów u chorych na padaczk?. Wprawdzie to, ?e dr Scoville okre?li? t? procedur? mianem "prawdziwie eksperymentalnej", dowodzi, ?e nie bez obaw podj?? si? wykonania tego zabiegu, ale mimo wszystko faktem jest, ?e w tamtych czasach zasada "krój i lecz" cieszy?a si? szerszym uznaniem ni? obecnie. W trakcie operacji nie wydarzy?o si? nic szczególnego - H.M. przez ca?y czas jej trwania pozostawa? ?wiadomy i rozmawia?. Dr Scoville usun?? oko?o 8 cm przy?rodkowej powierzchni obu p?atów skroniowych. Obszary te zawiera?y nie tylko tkank? kory mózgowej, ale tak?e fragmenty uk?adu limbicznego (s? to, znajduj?ce si? pod kor?, ró?ne struktury odpowiedzialne za stany emocjonalne). William Scoville usun?? te? prawie ca?y hipokamp i oba cia?a migda?owate po obu stronach mózgu. Hipokamp zawdzi?cza nazw? swojemu wygl?dowi - rzekomo podobny jest do pary koników morskich, ale mnie kojarzy si? bardziej z ogryzionymi "wide?kami" ko?ci obojczykowych kurczaka. Hipokamp sk?ada si? z dwóch ramion, wychodz?cych ze wspólnego punktu z ty?u mózgu i wyci?gaj?cych si? do przodu, które s? wt?oczone w p?aty skroniowe. Do ko?ców obu ramion hipokampa przywieraj? cia?a migda?owate - ma?e ga?ki o kszta?cie migda?ów (st?d ich nazwa). Uk?ad limbiczny, którego cz??ci stanowi? zarówno cia?a migda?owate, jak i hipokamp, okre?la si? te? jako "mózg ssaczy", co oznacza, ?e w sensie ewolucyjnym uk?ad ten jest bardzo stary i wyst?puje nawet w mózgach tych zwierz?t, których na ogó? nie uznaje si? za wybitnych my?licieli - my?l? tu o susie, oposie, a nawet o moim kocie. Tragedia H.M. wi?za?a si? z tym, ?e w 1953 roku niewiele wiedziano na temat funkcji pe?nionej przez wymienione cz??ci mózgu. Jedno z pierwszych doniesie? o tym, ?e w wyniku operacji sta?o si? z nim co? bardzo niedobrego, pochodzi?o od samego Williama Scoville'a; by? to artyku? opublikowany w 1954 roku w "Journal of Neurosurgery". Podsumowuj?c rezultaty serii chirurgicznych zabiegów stosowanych w leczeniu zarówno padaczki, jak i psychozy, Scoville stwierdzi?, ?e usuni?cie tkanki z obszarów p?atów skroniowych po obu stronach mózgu "nie spowodowa?o ?adnych istotnych zmian w fizjologii czy zachowaniu z wyj?tkiem bardzo powa?nej utraty zdolno?ci zapami?tywania nowych zdarze?" (podkre?lenie Scovllle'a). Niew?tpliwie by? to okres pionierskich poszukiwa? oraz przesadnego optymizmu: w zako?czeniu swojego artyku?u Scoyllle zastanawia si?, czy w leczeniu padaczki operacje mózgu nie wypr? kiedy? 'ca?kowicie terapii opartych na ?rodkach farmakologicznych. Obecnie wiemy - w znacznej mierze dzi?ki H.M. - ?e hipokamp odpowiada za tworzenie nowych ?ladów pami?ciowych. Wskutek usuni?cia wi?kszej cz??ci obu ramion hipokampa H.M. zacz?? cierpie? na amnezj?: od 1953 roku nie mo?e zapami?ta? nowych zdarze?, chyba ?e w najbardziej ulotny i fragmentaryczny sposób. M??czyzna ten, obecnie zbli?aj?cy si? do siedemdziesi?tki, nie wie nic na temat wojny w Zatoce Perskiej, Beatlesów, afery Watergate czy ko?ca zimnej wojny, mimo ?e regularnie czyta gazety i ogl?da telewizj?. H.M. nie rozpoznaje ludzi, których spotyka? wielokrotnie w ci?gu minionych lat, i - prawd? mówi?c - nie rozpozna?by Ci?, nawet gdyby? widzia? si? z nim pi?? minut temu. H.M. nie ma poj?cia, w jakim jest wieku, który mamy teraz rok, nie wie tak?e, co Jad? na ?niadanie, i nie potrafi?by powiedzie?, co robi? tu? przed obiadem. H.M. zachowa? wspomnienia sprzed 1953 roku i cho? powsta?y one przed operacj?, nie s? jednak kompletne. Obecnie przypuszcza si?, ?e ataki, na które H.M. cierpia? mi?dzy 16 a 27 rokiem ?ycia, utrudnia?y mu zapami?tywanie nowych informacji. W odbiorze w?asnej przesz?o?ci przez H.M. nale?y wi?c wyró?ni? trzy okresy: od urodzenia do 16 roku ?ycia, gdy pami?? funkcjonowa?a normalnie; od 16 do 27 roku ?ycia, gdy zapami?tywanie by?o powa?nie utrudnione przez napady padaczkowe; od 27 roku ?ycia do chwili obecnej - gdy chory praktycznie utraci? zdolno?? zapami?tywania. Chocia? H.M. jest starannie ukrywany przed opini? publiczn?, w 1992 roku uda?o mi si? odegra? pewn? rol? w przeprowadzeniu pierwszego wywiadu, jakiego H.M. udzieli? ?rodkom masowego przekazu. Dr Suzanne Corkin (MIT) pracuje z H.M. od trzydziestu lat, prowadz?c badania, których celem jest ustalenie, do jakiego stopnia chory utraci? pami??. Dr Corkin zgodzi?a si? na przeprowadzenie wywiadu dla Radia CBC w ramach cyklu Cranial Pursuite, którego by?em gospodarzem. Wywiad ten da? nam wstrz?saj?cy obraz istnienia osoby, która ?yje niemal ca?kowicie w tera?niejszo?ci, lecz mimo to stara si? zmobilizowa? ca?y swój potencja? intelektualny, by jako? poradzi? sobie z obezw?adniaj?c? u?omno?ci?. Suzanne Corkin: Od jak dawna ma Pan problemy z zapami?tywaniem? H.M.: No... (?mieje si?) ... sam nie wiem. Nie mog? Pani tego powiedzie?, poniewa? nie mog? sobie przypomnie?. S.C.: Ale czy my?li Pan, ?e chodzi tu o dnie czy tygodnie, miesi?ce... lata? H.M.: Có?, widzi Pani, nie mog? tego okre?li? dok?adnie co do dnia, tygodnia czy miesi?ca... czy roku. S.C.: Ale czy s?dzi Pan, ?e boryka si? z tym problemem d?u?ej ni? rok? H.M.: My?l?, ?e co? ko?o tego. Mniej wi?cej rok albo d?u?ej. Bo wydaje mi si?, ?e mia?em... tylko domy?lam si?, ?e... có?, przypuszczalnie mia?em jak?? operacj? czy co? w tym rodzaju. S.C.: Prosz? mi o tym opowiedzie?. H.M.: Nie pami?tam, gdzie j? przeprowadzono. I, hm... S.C.: Czy pami?ta Pan nazwisko swojego lekarza? H.M.: Nie, nie pami?tam. S.C.: Czy nazwisko Scoville wydaje si? Panu znane? H.M. (wpadaj?c w s?owo): Tak. S.C.: Czy spotka? go Pan kiedykolwiek? H.M.: My?l?, ?e tak. My?l?, ?e spotka?em go w jego biurze. S.C.: A gdzie to by?o? H.M.: Hm, od razu my?l? o Hartford (przerwa). Có?, to, czego dowiedzia? si? o mnie, pomog?o te? innym i ciesz? si? z tego. S.C.: Jakie uczucia wywo?uje u Pana ?wiadomo??, ?e ma Pan problemy z zapami?tywaniem? H.M.: Có?, nie jest mi przyjemnie z tego powodu, ale, hm... to, co wiadomo o mnie, mo?e pomóc równie? innym ludziom. Gdy H.M. powraca my?lami do swego dzieci?stwa, potrafi przywo?a? w pami?ci podobne wydarzenia jak ka?dy cz?owiek w wieku oko?o 70 lat. Suzanne Corkin zwróci?a jednak uwag? na pewn? ró?nic?. Nasze wspomnienia z dzieci?stwa s? ci?gle poprawiane i odnawiane. Gdy ostatnio brat przys?a? mi zdj?cia zrobione w czasie ?wi?t Bo?ego Narodzenia w naszym domu wiele lat temu, na jednym z nich ujrza?em siebie siedz?cego obok choinki z rozpakowan? w?a?nie rakiet?. Zawsze s?dzi?em, ?e kupi?em j? sobie latem za pieni?dze zarobione na malowaniu p?otu, a teraz dowiedzia?em si?, w jaki sposób naprawd? sta?em si? jej w?a?cicielem. H.M. nie ma takiej mo?liwo?ci, poniewa? nawet gdyby pokazano mu album ze zdj?ciami, chwil? pó?niej zapomnia?by o tym. Wspomnienia z dzieci?stwa, do których mo?e si? on odnie??, wyst?puj? wi?c w ich pierwotnej postaci. Suzanne Corkin obawia si?, ?e z tego powodu wraz z up?ywem czasu wspomnienia te stopniowo ubo?ej?: S.C.: Jakie jest Pana ulubione wspomnienie dotycz?ce matki? H.M.: ... po prostu, ?e jest moj? matk?. S.C.: Czy ma Pan jakie? ulubione wspomnienie na temat ojca? H.M.: Có?... S.C.: Czy pami?ta Pan jakie? szczególne wydarzenie zwi?zane z ojcem, wycieczk? czy co? w tym rodzaju? H.M.: Mam tutaj problem, poniewa? pami?tam wycieczk? i co? tam jeszcze. Jedna rzecz, któr? pami?tam, to wycieczka szlakiem Mohawków, poniewa? byli?my tam tyle razy... moja matka, mój ojciec i ja. S.C.: Czy mo?e mi Pan powiedzie? o tym co? wi?cej? H.M.: By?o to blisko Jacob's Ladder i tam, przy Jacob's Ladder, jest na drodze serpentyna. S.C.: W którym roku odbyli?cie t? wycieczk?? H.M.: Ojej, zapomnia?em, ile razy tam by?em. S.C.: Czy by?o to ostatnio czy te? dawno temu? H.M.: Powiedzia?bym, ?e to by?o dawno temu. S.C.: Prosz? mi opowiedzie? co? o swoich kolegach. H.M. (d?ugie milczenie, nast?pnie H.M. chichocze): Có?, by?... (chichocze znowu) ... by? pewien facet, który wraz z rodzin? przeprowadzi? si? tam, gdzie mieszka?em, do Hartford. Nazywa? si? McCarthy i mia? na imi? Charles (chichocze znowu na my?l o tym, ?e jego kolega móg? nosi? takie samo imi? jak kukie?ka brzuchomówcy Edgara Bergena). By? jeszcze inny facet, który prowadzi? samochód i by? starszy ode mnie, mieszka? na ulicy Essex. Chodzili?my do tej samej szko?y i uko?czyli?my j? w tym samym czasie. Szko?a ?w. Piotra w Hartford. Uko?czyli?my j? razem i, có?, wyprawili?my si? do Springfleld, zwiedzali?my okolice. Charlie te? by? z nami... i on... S.C.: Jak si? nazywa?? H.M.: Hamilton. Hany Hamilton. S.C.: Czy mia? Pan Jak?? kole?ank?? H.M.: Có?... hm, tak. Mia?a na imi? Margaret. S.C.: Prosz? mi opowiedzie? o Margaret. H.M.: Ona... Tak naprawd? wo?ali na ni? Poi?y. Chodzi?a do wy?szej klasy ni? ja. By?a w drugiej klasie szko?y ?redniej, gdy zaczyna?em w?a?nie pierwsz?. By?a o jedn? klas? wy?ej ode mnie. Ale pozna?em j? wcze?niej, gdy zamieszka?a przy Franklin Avenue w Hartford. Rozmowa toczy?a si? dalej w tym stylu. H.M. opowiada? dr Corkin, jak pewnego razu próbowa? jazdy na wrotkach w Miami na Florydzie. Mówi? tak?e, jak w dzieci?stwie zwykle wyje?d?a? na wie? i strzela? tam do blaszanek z ró?nych rodzajów r?cznej broni palnej. Chocia? H.M. czasami si? waha i mówi cichym g?osem, mo?na by go uzna? za typowego 68latka wspominaj?cego swoje dzieci?stwo. Jego wspomnienia nie s? szczegó?owe zapewne dlatego, ?e nie móg? on ich uaktualnia?. Gdyby? pozna? go przed chwil?, nie podejrzewa?by?, ?e co? jest nie w porz?dku. Natomiast zupe?nie inny obraz wy?ania si?, gdy rozmowa przenosi si? w tera?niejszo??: S.C.: Co Pan zwykle robi w te dni, których nie sp?dza Pan w MIT? H.M.: Hm, widzi Pani... mam k?opoty z zapami?tywaniem. S.C.: Czy pami?ta Pan, co Pan robi? wczoraj? H.M.: Nie, nie pami?tam. S.C.: A dzi? rano? H.M.: Nie pami?tam nawet tego. S.C.: Czy mo?e mi Pan powiedzie?, co Pan jad? dzisiaj na obiad? H.M.: Szczerze mówi?c... nie wiem. S.C.: Co zamierza Pan robi? jutro? H.M.: Co?, co mo?e pomóc innym. S.C.: Czy Pan i ja kiedy? ju? si? spotkali?my? H.M.: Tak. My?l?, ?e si? spotkali?my. S.C.: Gdzie? H.M.: No... w szkole ?redniej. S.C.: W szkole ?redniej?! H.M.: Tak. S.C.: Jaka to by?a szko?a? H.M.: W East Hartford. S.C.: A który to by? mniej wi?cej rok? H.M.: 1945. S.C.: Czy kiedykolwiek spotkali?my si? w jakim? innym miejscu oprócz szko?y ?redniej? H.M. (po d?ugiej przerwie): Prawd? mówi?c, nie potrafi?... Nie. My?l? ?e nie. Twierdzenie H.M., ?e szko?a ?rednia by?a jedynym miejscem, gdzie zetkn?? si? z Suzanne Corkin, nie jest oczywi?cie rozs?dne: nie s? oni w tym samym wieku i nie chodzili do tej samej szko?y - w ci?gu ostatnich trzydziestu lat spotykali si? setki razy w MIT. H.M. ma przypuszczalnie jakie? niejasne wspomnienie spotka? z dr Corkin i umieszcza je w dalekiej przesz?o?ci, w okresie, z którego potrafi odtworzy? pewne wspomnienia. Nie móg? on przecie? podejrzewa?, ?e spotka? j? po raz pierwszy w latach sze??dziesi?tych - wspomnie? z lat sze??dziesi?tych H.M. nie ma. S.C.: Czy jest Pan szcz??liwy? H.M.: Tak... o ile w ogóle rozumiem wyniki badania mnie, pomagaj? one nie?? pomoc innym ludziom. Co wa?niejsze, Ja te? kiedy? chcia?em zosta? lekarzem. Chirurgiem mózgów. S.C.: Prosz? mi o tym opowiedzie?. H.M.: Gdy tylko zacz??em nosi? okulary, powiedzia?em sobie: nie. Poniewa? przy operacji mózgu u?ywa si? jasnych ?wiate?, które odbija?yby si? w okularach, odblask ten móg?by ci? porazi? w?a?nie wtedy, kiedy dokonujesz najwa?niejszego ci?cia. Wystarczy, ?e posuniesz si? odrobin? za daleko... i ten cz?owiek mo?e zosta? sparali?owany po jednej stronie cia?a. Dlatego nie zdecydowa?em si?... S.C.: Czy jest Pan kiedykolwiek smutny? H.M.: Nie. Rozumiem, ?e to, co ze mn? robi?, hm... pomaga lekarzom i piel?gniarkom, i ka?demu cz?owiekowi, pomaga innym ludziom. Wydaje mi si?, ?e jest to w jaki? sposób wa?ne. To, czego dowiaduj? si?, badaj?c mnie, mog? równie? zastosowa? wobec kogo? innego lub te? nie zastosowa? wobec kogo? innego. S.C.: To prawda. H.M.: Mia?em kiedy? taki pomys?... sam chcia?em zosta? chirurgiem. Ale gdy tylko zacz??em nosi? okulary, powiedzia?em sobie: nie. Powiedzia?em sobie: za?ó?my, ?e w czasie operacji jeden z asystentów, ocieraj?c z potu twoje czo?o, potr?ci twoje okulary, zrzucaj?c je na bok. Móg?by? wtedy zrobi? niew?a?ciwy ruch, a operowany móg?by umrze? albo zosta? sparali?owany. Ostatnia minuta tej rozmowy obrazuje ?wiat, w jakim ?yje H.M., wyra?niej ni? reszta konwersacji. H.M. podaje dwie ró?ne wersje swojej decyzji o porzuceniu marze?, by zosta? chirurgiem mózgu. Opowie?? ta stanowi prawdopodobnie pewnego rodzaju osobisty mit, zwi?zany z operacj?, któr? przeby? H.M. Na ta?mie, na której pierwotnie nagrano t? rozmow?, owe dwie wypowiedzi dzieli nie wi?cej ni? trzydzie?ci pi?? sekund. Ledwie pierwsza wersja historii zd??y?a znikn?? z pami?ci krótkotrwa?ej H.M., a ju? opowiada on j? na nowo, lekko j? przy tym zmieniaj?c. Sk?din?d nie jest to nic nowego dla ludzi, którzy dobrze znaj? H.M. Porównajmy powy?sze opowie?ci o planach zostania lekarzem z wersj? podan? w 1991 roku przez neuropsychologa Jenni Ogden: H.M.: (...) W pewnym okresie chcia?em zosta? w?a?nie chirurgiem mózgów. J.O.: Naprawd?? Chirurgiem mózgów? H.M.: I powiedzia?em sobie "nie", zanim jeszcze mia?em jakiekolwiek problemy z padaczk?. J.O.: Aha, tak Pan sobie powiedzia?. A dlaczego? H.M.: Poniewa? nosi?em okulary. Powiedzia?em sobie: za?ó?my, ?e kroisz w?a?nie pacjenta (chwila milczenia) i krew zamazuje ci okulary albo kto? z personelu obciera twoje czo?o i opuszcza r?k? zbyt nisko, str?caj?c twoje okulary. Móg?by? wtedy zrobi? niew?a?ciwy ruch... W czasie tej rozmowy, podobnie jak w cytowanej wcze?niej nagranej wypowiedzi, H.M. powróci? po chwili do tego tematu, tym razem nie wspominaj?c w swej opowie?ci o krwi na okularach. Taki jest ?wiat, w którym ?yje H.M. - to zbiór ci?gle powtarzanych historii, niemal w ogóle nie zmienianych mi?dzy jedn? wypowiedzi? a drug?. Historiom tym towarzysz?, jak mówi? naukowcy pracuj?cy z H.M., ci?gle ten sam wyraz twarzy i takie same gesty. Wspomnienia H.M. z okresu dzieci?stwa - chocia? raczej sk?pe i przypuszczalnie stopniowo ulegaj?ce zatarciu - zawieraj? mnóstwo informacji w porównaniu ze wspomnieniami z pó?niejszego okresu, pocz?wszy od operacji w 1953 roku. Trudno powiedzie?, ?e H.M. nie pami?ta nic z tego, co zdarzy?o si? od czasu operacji: ma on mgliste poj?cie o zabójstwie prezydenta Kennedy'ego, chocia? wiele razy nazywa? go "Robertem", a w innym przypadku, mimo ?e potrafi? zidentyfikowa? Elvisa Presley'a jako gwiazd? estrady (pierwsza p?yta Elvisa ukaza?a si? po operacji H.M.), zastanawia? si?, czy przypadkiem Elvis nie zosta? zabity przez kul? przeznaczon? dla prezydenta - t? hipotez? najwyra?niej przeoczyli zwolennicy ró?nych teorii g?osz?cych, ?e ?mier? Johna F. Kennedy'ego by?a wynikiem spisku. Ale poza tymi strz?pami wspomnie? wspó?czesne ?ycie H.M. stanowi zupe?n? pustk?. Nie bez powodu H.M. jest rekordzist? w historii medycyny ze wzgl?du na ilo?? stron, jakie po?wi?cono jego osobie. Najwa?niejsz? przyczyn? takiego zainteresowania by?o to, ?e do czasu tragedii H.M. nie wiedziano, jak? rol? odgrywa hipokamp w powstawaniu nowych ?ladów pami?ciowych. Pewien neurofizjolog powiedzia? mi, ?e gdyby nie przypadek H.M., to nadal po usuni?ciu hipokampa u szczura zastanawia?by si? ze swymi wspó?pracownikami, czy wywo?ana u tego gryzonia amnezja ma jakiekolwiek odniesienie do ludzi. Przypadek H.M. czarno na bia?ym pokaza? zwi?zek mi?dzy hipokampem a pami?ci?, i to, ?e H.M. zachowuje kilka urywków wspomnie? dotycz?cych zdarze?, które nast?pi?y ju? po operacji, przypuszczalnie mo?e wynika? z tego, i? w jego mózgu wci?? pozostaj? niewielkie fragmenty hipokampa. Obecnie prowadzi si? badania w celu uzyskania komputerowych obrazów mózgu H.M. i ustalenia raz na zawsze, czy te 8 cm hipokampa, o których usuni?ciu doniós? William Scoville, rzeczywi?cie precyzyjnie zmierzono i czy informacja ta by?a dok?adna. Hipokamp sta? si? teraz przedmiotem wielu ró?norodnych bada? - ukazuje si? nawet osobne, po?wi?cone mu czasopismo naukowe "Hippocampus". Zainteresowanie badaczy nie ogranicza si? do ludzkiego hipokampa. Stwierdzono, ?e ptaki i inne zwierz?ta, którym potrzebna jest dobra pami?? - zw?aszcza dotycz?ca miejsc - równie? u?ywaj? do zapami?tywania swoich hipokampów. Sikora czarnog?owa stanowi tu dobry przyk?ad. W normalny dzie? ten ma?y ptaszek potrafi ukry? par? setek ziaren wewn?trz sosnowych szyszek, w dziuplach lub nawet w zwini?tych suchych li?ciach. Oznacza to, ?e w niewielkiej odleg?o?ci od swojego gniazda sikora czarnog?owa ma tysi?ce takich potencjalnych kryjówek. W d?ugiej serii prac dr David Sherry (Uniwersytet Zachodniego Ontario) i jego wspó?pracownicy wykazali, ?e sikory z pewno?ci? pami?taj?, gdzie ukry?y swoje ziarna. Ustalono, ?e u sikor oraz innych ptaków, które magazynuj? ziarna, hipokamp jest wi?kszy, ni? mo?na by oczekiwa?, bior?c pod uwag? rozmiary mózgów tych zwierz?t. Sikory, u których hipokamp uleg? uszkodzeniu, w?druj? po okolicy w do?? przypadkowy sposób, czasem znajduj?c ziarna, a czasem nie. Istnieje coraz wi?cej danych wskazuj?cych, ?e ka?dy ptak lub inne zwierz? z du?ym hipokampem wykazuje szczególn? potrzeb? pami?tania wielu ró?nych miejsc. I niekoniecznie chodzi tu o miejsca magazynowania po?ywienia; du?y hipokamp umo?liwia samcom polnika (powszechnie znanego jako mysz polna) precyzyjne zapami?tanie, gdzie mog? znale?? ka?d? spo?ród swoich licznych partnerek. U samców hipokamp jest znacznie wi?kszy ni? u samic. Jednak?e u blisko spokrewnionych - ale monogamicznych - polników le?nych i preriowych hipokampy samic i samców nie ró?ni? si? wielko?ci?. Mysz polna wypada jednak blado przy samcu ma?ego pustynnego gryzonia, ryjówki workowatej, który nie tylko ma liczne partnerki, ale w dodatku przechowuje jedzenie w wielu ró?nych kryjówkach. Sp?dza on swe ?ycie na nieustannym przetwarzaniu informacji przestrzennych, o czym ?wiadczy dobitnie wielko?? Jego hipokampa. Przypadek H.M. pokaza? równie?, ?e istniej? ró?ne formy pami?ci, i ?e - co zadziwiaj?ce - mo?e on nauczy? si? nowych czynno?ci, chocia? cierpi na niemal ca?kowit? amnezj? faktów, zdarze? i ludzi. Odkrycia tego dokona?a pod koniec lat pi??dziesi?tych dr Brenda Milner z Montrealskiego Instytutu Neurologii. By?a ona jednym z pierwszych specjalistów w dziedzinie nauk o mózgu, którzy badali H.M. Na drugie spotkanie z H.M. przynios?a z laboratorium psychologicznego Uniwersytetu McGilla materia?y potrzebne do przeprowadzenia testu na obrysowywanie przy u?yciu lusterka figury sk?adaj?cej si? z dwóch gwiazd, z których mniejsza by?a wpisana w wi?ksz? tak, ?e pozostawa?a mi?dzy nimi w?ska szczelina. Test polega? na tym, by obrysowa? mniejsz? gwiazd?, prowadz?c o?ówek w szczelinie. Jest to znacznie trudniejsze, ni? by mog?o si? wydawa?, poniewa? swoje ruchy mo?na ogl?da? tylko w lusterku. Gdy dochodzi si? do za?amania konturu, to naturaln? ch?ci? jest poprowadzenie r?ki - widzianej w lusterku - w niew?a?ciwym kierunku: po kilku próbach wi?kszo?? ludzi opanowuje t? umiej?tno??. Co zabawne, H.M. równie? nauczy? si? wykonywa? to zadanie. Po trzydziestu próbach, powtarzanych w ci?gu trzech dni, potrafi? obrysowa? kontury gwiazdy bez wi?kszego wysi?ku. Nie wiedzia? jednak, ?e kiedykolwiek wcze?niej mia? do czynienia z tym testem, który wydawa? mu si? zupe?nie nieznany, podobnie jak nieznajoma wydawa?a mu si? osoba dr Milner. W ci?gu nast?pnych lat H.M. nauczy? si? innych umiej?tno?ci i fakt, ?e by? do tego zdolny, wykaza? jasno, ?e istniej? ró?ne typy pami?ci. Pami?? potrzebna do nauczenia si? nowej umiej?tno?ci jest czym? odmiennym od pami?ci potrzebnej do przyswojenia nowych' informacji (w przypadku H.M. ten pierwszy rodzaj pami?ci pozosta? nieuszkodzony). Chodzi tu na przyk?ad o ró?nic? mi?dzy pami?taniem, jak si? je?dzi na rowerze, a pami?taniem dotycz?cym koloru Twojego pierwszego roweru. Przypadek H.M. pozwala równie? u?wiadomi? sobie co? jeszcze na temat pami?ci i, mimo ?e mo?e to by? trudne do opisania w kategoriach ilo?ciowych, jest to zapewne najwa?niejszy mora? p?yn?cy z ca?ej tej historii. Zwykle my?limy o pami?ci jako o umiej?tno?ci odtwarzania zdarze? z przesz?o?ci, takich Jak wspomnienia H.M. o samochodowej wycieczce z kolegami do Springfleld. Pami?? to jednak co? znacznie bardziej z?o?onego: towarzyszy ka?dej my?li, która Ci si? w dowolnej chwili nasuwa. Gdy czytasz te s?owa, masz jednocze?nie ?wiadomo?? tego, gdzie jeste?, jaki jest dzisiaj dzie?, co robi?e? w godzinach poprzedzaj?cych czytanie; potrafisz zapewne wymieni? ci?g rzeczy, które b?dziesz musia? zrobi?, gdy od?o?ysz t? ksi??k?; Twoje my?li s? przesi?kni?te pami?taniem. Nic takiego nie zachodzi w umy?le H.M. Utrata pami?ci nie wydaje si? prowadzi? do spadku inteligencji, przynajmniej tej, jak? mierz? testy na IQ. W rzeczy samej wyniki H.M. poprawi?y si? po przej?ciu operacji, prawdopodobnie dlatego, ?e jego ?ycie codzienne nie by?o Ju? przerywane uci??liwymi napadami padaczki. Ale, nie maj?c pami?ci, nie mo?esz uto?sami? si? z danym miejscem i z dan? chwil?, nie potrafisz te? my?le? o przysz?o?ci. Bez pami?ci by?by? nie tylko nie?wiadomy tego, co jad?e? na obiad; by?by? równie? nie?wiadomy tego, kim jeste?. H.M. wie jedynie, kim by?, a przechowywany przez niego autoportret Jest , stary i stopniowo blaknie. Mimo to ?ycie H.M. nie ró?ni si? i zbytnio od ?ycia innych ludzi. Suzanne Corkin, która najd?u?ej pracowa?a z H.M., opowiada?a o tym, jak w 1982 roku towarzyszy?a mu w spotkaniu klasowym, zorganizowanym z okazji 35lecia uko?czenia szko?y ?redniej. Wielu dawnych kolegów Z klasy bardzo si? cieszy?o, ?e go ponownie zobaczyli, ale H.M. nie rozpozna? ?adnego z nich ani z imienia, ani z twarzy. Na pierwszy rzut oka mo?e si? to wydawa? zaskakuj?ce: skoro H.M. zosta? poddany operacji wiele lat po uko?czeniu szko?y ?redniej, powinien zachowa? nietkni?te wspomnienia z tego okresu. Albo jego amnezja rozci?ga si? wstecz na okres poprzedzaj?cy operacj?, albo te? napady padaczki, na które cierpia? w latach szko?y ?redniej, oraz silne dawki leków przeciwdrgawkowych nie dopu?ci?y do powstania ?ladów pami?ciowych. Tak czy owak H.M. nie by? jedynym uczestnikiem spotkania, który mia? takie problemy. Jedna z przyby?ych na spotkanie kobiet równie? twierdzi?a, ?e nie zna nikogo z obecnych. W tym przypadku wydawa?o si?, ?e Jej k?opoty z pami?ci? s? po prostu spowodowane wiekiem. Czy chirurg, który operowa? H.M., dr William Beecher Scoville, odegra? w tym dramacie rol? czarnego charakteru? O ile mi wiadomo, nigdy nie zosta? on oskar?ony o b??d w sztuce lekarskiej. Od pocz?tku przyznawa?, ?e operacja ta by?a "prawdziwie eksperymentalna", a wi?kszo?? specjalistów zapewne zgodzi?aby si?, ?e wobec niemo?no?ci opanowania napadów H.M. zwyk?ymi metodami nale?a?o podj?? rozpaczliwe kroki w tym przypadku. Dzi? krytykowanie tej operacji u?ywaj?c argumentu, ?e tak inwazyjna operacja mózgu to niezwykle brutalny zabieg, nie mia?oby sensu - w ka?dej epoce niektóre praktyki lekarskie, stosowane czterdzie?ci lat wcze?niej, zosta?yby ocenione jako prymitywne lub wr?cz biedne. Gdy dr Scoville zda? sobie spraw?, jak katastrofalne skutki mia?o dla H.M. usuni?cie niemal ca?ego hipokampa, rozpocz?? w ?rodowisku lekarskim energiczn? kampani? przeciwko takim operacjom, zwracaj?c uwag?, ?e nara?aj? one pacjentów na "powa?ne niebezpiecze?stwo". Wydaje si? jednak - i s? po temu dane - ?e fakt, i? operacja mo?e spowodowa? utrat? pami?ci, by? do przewidzenia jeszcze przed tym zabiegiem. Gdyby tak si? sta?o, losy H.M. potoczy?yby si? zupe?nie inaczej. W ci?gu kilku lat, pocz?wszy od 1950 roku, William Scoville przeprowadzi? wiele operacji usuni?cia hipokampa wraz z otaczaj?c? go tkank? w celu z?agodzenia najci??szych objawów schizofrenii. Usuniecie hipokampa i cz??ci p?atu skroniowego stanowi?o po prostu rodzaj lobektomii. Scoville przeprowadza? takie operacje na dwa sposoby: pierwszy z nich, który mo?na okre?li? jako umiarkowany, ogranicza? si? do usuni?cia oko?o 5 cm tkanki mózgowej, podczas gdy drugi, bardziej radykalny (przypadek H.M.), polega? na odseparowaniu i wyci?ciu 8 cm tkanki. Ró?nica mi?dzy obydwoma sposobami dotyczy?a paru centymetrów tkanki mózgowej, zarówno po lewej, jak i prawej stronie mózgu. H.M. to jedyny pacjent, u którego zastosowano radykaln? wersj? operacji, aby uwolni? go od napadów padaczki. Natychmiast po zabiegu sta?o si? jasne, ?e H.M. dozna? "bardzo powa?nej utraty pami?ci o niedawnych zdarzeniach", o czym Scoville powiadomi? pó?niej swych kolegów po fachu. H.M. nie móg? nawet znale?? drogi powrotnej do swojej sali szpitalnej. Nie by? zreszt? pierwsz? osob?, u której dokonano tak radykalnego usuni?cia hipokampa. W grudniu 1952 roku, wiele miesi?cy przed operacj? H.M., Scoville przeprowadzi? identyczn? operacj? u 55-letniej kobiety dotkni?tej psychoz? maniakalno; - depresyjn?, zwan? dzi? dwubiegunow? chorob? afektywn?. Pacjentka ta, z zawodu urz?dniczka - znana jako M.B. - zosta?a umieszczona w Szpitalu Stanowym Stanu Connecticut z powodu powa?nych zaburze? umys?owych. Tak?e u niej w wyniku operacji nast?pi?a niemal ca?kowita utrata pami?ci o niedawnych zdarzeniach, ale fakt ten odkryto dopiero wówczas, gdy pacjentk? t? poddano testom psychologicznym po up?ywie niemal ca?ego roku od czasu jej operacji - i w dwa miesi?ce po tym, jak zoperowano H.M. Sam Scoville przyzna? pó?niej, ?e pocz?tkowo fakt utraty pami?ci uszed? jego uwadze "z powodu zaburze? emocjonalnych" M.B. Zaburzenia te musia?y by? bardzo powa?ne, bo (gdy j? wreszcie poddano testowi) szybko okaza?o si?, ?e jest to drugi przypadek typu H.M. Gdy w 1955 roku dr Brenda Milner bada?a M.B. po raz drugi (by?a ona jednym z dziesi?ciu pacjentów Scoville'a, których dalsze losy ?ledzi?a dr Milner), chora nie mog?a nawet przypomnie? sobie, ?e przychodz?c na badania do gabinetu lekarskiego, musia?a przej?? z jednego budynku do drugiego. Czy mo?liwe jest, by tak ogromn? utrat? pami?ci zamaskowa?y zaburzenia w zachowaniu, czy te? utrata pami?ci nie by?a tym, czego lekarze spodziewali si? lub czego szukali u pacjentów po takich operacjach? Pewne dane dowodz?, ?e ci, którzy dokonywali oceny tych nowych i - przynajmniej wtedy - obiecuj?cych zabiegów, nie interesowali si? zjawiskiem utraty pami?ci. Chocia? M.B. jako jedyna spo?ród podopiecznych Williama Scoville'a dozna?a powa?nej utraty pami?ci, zanim jeszcze przeprowadzi? on operacj? u H.M., pacjentka ta nie by?a zarazem jedyn?, której pami?? w pewnym stopniu ucierpia?a wskutek usuni?cia cz??ci hipokampa. W?ród pacjentów, którzy zostali poddani bardziej umiarkowanej operacji, polegaj?cej na wyci?ciu 5 cm hipokampa po obu stronach, znalaz?o si? wielu, których pami?? - w niektórych przypadkach w powa?nym stopniu - uleg?a os?abieniu. Brenda Milner bada?a nawet pewn? kobiet? o ilorazie inteligencji 123, potrafi?c? okre?li? bie??cy rok, ale nie miesi?c lub dzie?. Dwie spo?ród pacjentek zas?uguj? jednak na szczególn? uwag?, poniewa? dwukrotnie poddano je badaniom: raz po to, by ustali? wp?yw operacji na ich psychoz?, i powtórnie - po uptywie pewnego czasu - aby okre?li? sprawno?? ich pami?ci. W obu przypadkach Milner stwierdzi?a, ?e pacjentki dozna?y istotnego uszczerbku pami?ci. Chocia? badaczka s?usznie okre?la te przypadki jako mniej ci??kie ni? H.M., to jednak upo?ledzenie by?o na tyle powa?ne, ?e uniemo?liwi?o jednej z pacjentek podanie nazwy firmy, w której pracowa?a, oraz przypomnienie sobie po po?udniu rozmowy, któr? prowadzi?a rano. Natomiast w sprawozdaniach z wcze?niejszych pooperacyjnych bada? psychiatrycznych po prostu nie wspomina si? o pami?ci. Scoville i jego koledzy oceniali tylko zmiany nasilenia objawów psychozy u operowanych pacjentów na skali liczbowej od - l (po operacji nast?pi?o pogorszenie) do +4 (znaczna poprawa, pacjent wypisany do domu). Jedna ze wspomnianych dwóch kobiet, których pami?? zosta?a upo?ledzona, dosta?a ocen? +1, druga +4. Obie operowano w listopadzie 1951 roku, niemal dwa lata przed H.M. Niestety, dopiero w 1955 roku obie pacjentki poddano badaniom prowadzonym przez Brend? Milner, oceniaj?cym sprawno?? pami?ci. Tak wi?c u trzech pacjentów nast?pi? ubytek pami?ci w wyniku umiarkowanej lub radykalnej operacji usuni?cia hipokampa, przeprowadzonej, zanim operowano H.M. Upo?ledzenie pami?ci zosta?o ujawnione dopiero wtedy, gdy przypadek H.M. u?wiadomi? wszystkim wag? tego problemu. Nawet wówczas nie zaprzestano jednak takich zabiegów. Osiem miesi?cy po operacji H.M., 13 maja 1954 roku, Williama Scoville'a wezwano do Chicago, by zoperowa? pewnego lekarza cierpi?cego na schizofreni?. Scov?lle przeprowadzi? umiarkowan? wersj? usuni?cia hipokampa - oko?o 5,5 cm - i nast?pnego dnia jego pacjent potrafi? przypomnie? sobie mnóstwo szczegó?ów z czasów swoich studiów medycznych, lecz nie wiedzia?, gdzie i dlaczego si? znajduje. Nigdy te? nie uda?o mu si? odzyska? zdolno?ci zapami?tywania niedawnych wydarze?. Wkrótce po tej operacji William Scoville rozpocz?? swoj? zako?czon? sukcesem kampani? na rzecz zaprzestania operacji polegaj?cych na obustronnym usuwaniu fragmentów hipokampa. Dlaczego zatem jeszcze raz zdecydowa? si? operowa?, chocia? wiedzia? ju? o H.M. i o jego poprzedniczce, M.B.? Broni?c tej decyzji, mo?na powiedzie?, ?e u nich obojga dokonano radykalnej wersji operacji, podczas gdy tym razem ograniczono si? do umiarkowanego wyci?cia. Natomiast gdy my?li si? o ewentualnym usuni?ciu 5 cm hipokampa, a jednocze?nie nie poddaje si? szczegó?owym testom psychologicznym pacjentów, którzy wcze?niej przeszli ju? tak? operacj?, trzeba mie? co najmniej niezachwian? pewno?? (lub g??boko wierzy?), ?e wszystko pójdzie dobrze. Historia H.M. ma swój epilog. Niezale?nie od tego, jak bardzo nieudana by?a ta operacja, interwencje chirurgiczne dla z?agodzenia padaczki nadal si? stosuje, zreszt? uznanie, jakim ciesz? si? te zabiegi jest - je?li we?miemy pod uwag? ich skuteczno?? w wi?kszo?ci przypadków - w pe?ni zas?u?one [takie zabiegi stosowane obecnie obejmuj? wy??cznie jedn? stron? mózgu i nie powoduj? tak powa?nych zaburze? pami?ci, jak opisane powy?ej; przyp. red]. Precyzyjne umiejscowienie rejonu tkanki mózgowej, gdzie znajduje si? ?ród?o napadów, a nast?pnie usuni?cie tego fragmentu, mog? gruntownie zmieni? ?ycie cierpi?cego na padaczk? pacjenta. Utrata ma?ego kawa?ka p?ata skroniowego jest zapewne niezbyt wygórowan? cen? za uwolnienie si? od obezw?adniaj?cych napadów. Pierwsze, zwykle nieudane, próby zwi?zane z opracowywaniem tego typu post?powania s? zazwyczaj najbardziej bolesne, zw?aszcza dlatego, ?e dotycz? ?yj?cych ludzi. Zasada ta nigdy nie okaza?a si? bardziej prawdziwa ni? w przypadku H.M. ROZDZIA? 16 - TU I TERAZ Wskutek niemo?no?ci przekazania czegokolwiek do pami?ci d?ugotrwa?ej, H.M. jest straszliwie upo?ledzony, ale jego pami?? krótkotrwa?a jest nie uszkodzona - tylko dzi?ki temu jego ?ycie nie sta?o si? ca?kowicie beznadziejne. Ró?nica mi?dzy tymi dwoma rodzajami pami?ci nie ogranicza si? do d?ugo?ci przechowywania informacji w mózgu. Obydwiema pami?ciami kieruj? dwa ró?ne rejony mózgu i w?a?nie to anatomiczne oddzielenie dwóch typów pami?ci pozwoli?o H.M. zachowa? pami?? krótkotrwa??. Cz?owiek ten mo?e nie mie? hipokampa, ale ma struktury, które radz? sobie z pami?ci? krótkotrwa??. Cz?sto przytacza si? opowie?? o H.M., która ilustruje kontrast mi?dzy dwoma rodzajami pami?ci. Pewnego dnia, gdy dr Brenda Milner pracowa?a z H.M., kaza?a mu zapami?ta? liczb? 584, po czym opu?ci?a pokój na kilka minut. Jest to okres znacznie przekraczaj?cy granice pami?ci krótkotrwa?ej, a jednak gdy dr Milner wróci?a do pokoju, H.M. natychmiast uda?o si? powtórzy? ten numer. Chocia? mog?o si? wydawa?, ?e nast?pi?o tu jakie? cudowne przywrócenie pami?ci d?ugotrwa?ej, w rzeczywisto?ci nic takiego nie zasz?o - podczas nieobecno?ci dr Milner nic nie rozprasza?o uwagi H.M., móg? on wi?c powtarza? liczb? 584 w kó?ko, od?wie?aj?c na swoim my?lowym ekranie jej obraz, zanim zd??y? si? on zatrze?. Gdy tylko dr Milner zada?a nowe pytania, liczba ta znikn??a z umys?u H.M. Dopóki mia? on mo?liwo?? powtarzania tej liczby, dopóty pami?ta? j? równie dobrze jak ktokolwiek inny. Gdyby pami?? krótkotrwa?a zale?a?a od hipokampa i tych cz??ci mózgu, które go bezpo?rednio otaczaj?, to id? o zak?ad, ?e H.M. nie potrafi?by zapami?ta? liczby 584 nawet na pi?? sekund, a co dopiero na pi?? minut. Pami?? krótkotrwa?a musi mie?ci? si? w jednej z tych cz??ci mózgu, które u H.M. pozosta?y nie uszkodzone (lub prawie nie uszkodzone). Liczba cyfr, które potrafi on na chwil? zachowa? w swoim umy?le, spad?a par? lat temu z sze?ciu do pi?ciu [w tym wypadku test bada tak zwan? pami?? bezpo?redni? i polega na powtarzaniu szeregu cyfr natychmiast po us?yszeniu ich; przyp. red.]. Zmiana ta zosta?a uznana przez badaj?cych chorego za normalne obni?enie sprawno?ci, b?d?ce wynikiem starzenia si?, co przypomina nam, ?e H.M. jest ju? dobrze po sze??dziesi?tce. Ale poza tym niewielkim zmniejszeniem pojemno?ci pami?? krótkotrwa?a dzia?a u H.M. normalnie, co - prawd? mówi?c - stanowi niewielk? pociech? dla cz?owieka, w którego ?yciu "ka?dy dzie? jest osamotniony i zamkni?ty sam w sobie, niezale?nie od tego, jakich rado?ci i jakich smutków w ci?gu tego dnia do?wiadczy?em". Mo?na sobie wyobrazi?, ?e ?ycie H.M. by?oby jeszcze trudniejsze, gdyby los skaza? go na utrat? pami?ci krótkotrwa?ej, a nie d?ugotrwa?ej. W takim przypadku mo?na by oczekiwa?, ?e pe?nosprawny hipokamp siedzia?by bezczynnie po wsze czasy, czekaj?c na nowe obrazy i wra?enia, które nigdy by si? nie pojawi?y, poniewa? upo?ledzony uk?ad pami?ci krótkotrwa?ej nigdy nie móg?by ich uchwyci?. Mo?na by tak rozumowa?, ale - o dziwo - w wi?kszo?ci opisanych dot?d przypadków ci??kiego upo?ledzenia pami?ci krótkotrwa?ej, na przyk?ad dotycz?cych niemo?no?ci zapami?tania naraz wi?cej ni? dwóch cyfr, dotkni?ci nim ludzie wydaj? si? nie mie? k?opotów z tworzeniem ?ladów w pami?ci d?ugotrwa?ej. Przypadki takie postawi?y pod znakiem zapytania tez?, ?e wszelkie informacje przechowywane w pami?ci d?ugotrwa?ej, by si? tam dosta?, musz? najpierw przej?? przez pami?? krótkotrwa??. Pami?? krótkotrwa?a to pami?? ulotna o ograniczonej pojemno?ci, bardzo wygodna w przypadku numerów telefonicznych. Jest doskonale dostosowana do tego, by znale?? numer w ksi??ce telefonicznej i przetrzyma? go w umy?le podczas wykr?cania numeru. Gdyby nic Ci nie przeszkadza?o, to w warunkach podobnych do tych, w których H.M. skupi? si? na liczbie 584, móg?by? powtarza? dany numer telefonu przez kilka minut, utrzymuj?c go tym samym w pami?ci krótkotrwa?ej. Umia?by? równie? zrobi? to, czego H.M. nie potrafi, czyli przes?a? ten numer do pami?ci d?ugotrwa?ej, po czym nie musia?by? ju? go powtarza?. Numer telefoniczny to informacja typowa dla pami?ci krótkotrwa?ej, poniewa? maksymalna liczba cyfr, które w danym momencie potrafimy "trzyma? w g?owie", wynosi oko?o siedmiu. Ide? siódemki jako liczby magicznej dla pami?ci wysun?? po raz pierwszy w latach pi??dziesi?tych psycholog George Miller. Ostatecznie uzna? on, ?e uwzgl?dniwszy powa?ne ró?nice zachodz?ce mi?dzy lud?mi, nale?y mówi? o przedziale od 5 do 9 (7 ń 2) cyfr. Stwierdzi? on równie?, ?e chocia? limit ten odnosi si? do cyfr lub liter, to jednak bezpieczniej by?oby okre?la? te pojedyncze elementy informacji mianem "jednostek". Jednostka to co?, co zapami?tuje si? naraz jako ca?o??; mo?e to by? zarówno pojedyncza cyfra, jak i trzy cyfry (w przypadku, gdy pierwsze trzy cyfry numeru telefonicznego stanowi? powszechnie znany kod, odpowiadaj?cy pewnej dzielnicy miasta) lub cztery (data jakiego? s?ynnego wydarzenia), a nawet siedem cyfr (gdy sprytna firma dostarczaj?ca pizz? na telefoniczne zamówienie wybierze sobie taki numer telefonu, ?e z siedmiu cyfr powstanie pojedyncza i ?atwa do zapami?tania jednostka). Nie nale?y jednak s?dzi?, ?e pami?? krótkotrwa?a rozwin??a si? tylko po to, by u?atwi? zapami?tywanie numerów telefonicznych. Psycholodzy, m.in. dr Meredyth Daneman z Uniwersytetu w Toronto, wykazali, jak wa?na jest rola pami?ci krótkotrwa?ej w czytaniu, gdzie zdolno?? zapami?tania s?ów na jedn? czy dwie sekundy jest jedynym czynnikiem umo?liwiaj?cym zrozumienie d?ugich, skomplikowanych zda?. Nieco pó?niej badania te opisz? bardziej szczegó?owo. Jak krótka jest ta krótkotrwa?o??? Pytanie to wcale nie jest tak proste, jak mo?na by si? spodziewa?, poniewa?, podobnie jak to czyni? H.M., ka?dy z nas mo?e polega? na powtarzaniu, by przechowywa? jednostki informacji w pami?ci przez bardzo d?ugi czas, znacznie d?u?szy, ni? teoretycznie pozwala?aby na to pami?? krótkotrwa?a. Gdy zachodzi potrzeba, potrafisz zachowa? numer telefoniczny w umy?le przez czas potrzebny, by przej?? kolejne pokoje w poszukiwaniu najbli?szego telefonu, ale w takiej sytuacji odtwarzasz ten numer ci?gle na nowo a? do chwili, gdy go wykr?cisz - wtedy przestajesz si? ju? nim przejmowa?. Wydaje si? prawdopodobne, ?e wi?kszo?? z tego, co si? zwyczajowo okre?la mianem pami?ci krótkotrwa?ej, w rzeczywisto?ci dotyczy powtarzania, natomiast pami?? krótkotrwa?a bez powtarzania, zjawisko raczej rzadkie, jest faktycznie znacznie bardziej ulotna. Dr Paul Muter z Uniwersytetu w Toronto wymy?li? pod koniec lat siedemdziesi?tych eksperyment, którego celem by?o dok?adne ustalenie, ile czasu trwa pami?? krótkotrwa?a, gdy pozbawi si? j? mo?liwo?ci powtarzania. Muter bynajmniej nie ?artowa?, nadaj?c swojemu sprawozdaniu z tego eksperymentu tytu?: Bardzo natychmiastowe zapominanie. W do?wiadczeniu dra Mutera siedz?cy przed ekranem komputera ochotnicy otrzymywali ponad sto zada?, z których ka?de zaczyna?o si? od wy?wietlenia na ekranie na czas jednej sekundy trzech losowo wybranych liter. W wi?kszo?ci wy?wietle? po literach nast?powa?a dwusekundowa przerwa, a nast?pnie pojawia?o si? s?owo "LITERY?". W tym momencie ochotnicy mieli powtórzy? zestaw trzech liter, który widzieli przed paroma sekundami. W innych natychmiast po trzech literach pojawia?a si? liczba z?o?ona z trzech losowo wybranych cyfr, a uczestnicy do?wiadczenia mieli liczy? do ty?u co trzy, zaczynaj?c od tej liczby. Wykonuj?c to zadanie, badani nie mogli powtarza? liter. W rzeczywisto?ci ?adna z tych dwóch wersji eksperymentu nie pozwoli?a oszacowa?, jak szybko zapominamy informacje. Uda?o si? to osi?gn?? tylko w kilku bardzo rzadkich "krytycznych" próbach, które stanowi?y kombinacj? powy?szych zada? - na pocz?tku pojawia?y si? trzy litery, potem trzycyfrowa liczba, a potem s?owo "LITERY?". Tak wi?c uczestnicy najpierw wprowadzali litery do swojej pami?ci krótkotrwa?ej, nast?pnie koncentrowali si? na liczeniu do tylu, a zaraz potem mieli przypomnie? sobie zapami?tywane litery. Badani nie wykonywali tego zadania zbyt dobrze; wystarcza?y zaledwie dwie sekundy liczenia do ty?u, by ca?kowicie wymaza? litery z pami?ci. Powtórzenie tego do?wiadczenia w ?yciu codziennym mog?oby wygl?da? tak: patrzysz na numer telefoniczny, po czym natychmiast rozpoczynasz z kim? rozmow?. Czy uda Ci si? zapami?ta? numer telefonu? Wiele innych dowodów na to, jak ulotna jest pami?? krótkotrwa?a, dotyczy czytania. W jednym z bada? uczestnikom przerywano czytanie w po?owie zdania i proszono ich o przypomnienie sobie, w jakiej kolejno?ci wyst?powa?y s?owa w pewnym fragmencie poprzedniego zdania. Badani wykonywali to zadanie bezb??dnie o wiele rzadziej ni? ludzie, którzy dostawali do czytania nieco zmieniony tekst, gdzie przerwane zdanie zaczyna?o si? od takiej samej frazy, jak? zawiera?o zdanie poprzednie. Znaczenie fragmentu zdania mo?e nie by? jasne, dopóki nie sko?czy si? czytania ca?ego zdania, nale?y wi?c przypuszcza?, ?e fragment ten musi by? pami?tany a? do tego momentu. I w tym przypadku zapominanie musia?o nast?powa? nie pó?niej ni? po paru sekundach. Dwie sekundy wydaj? si? raczej przelotnym utrzymaniem obrazu ni? pami?taniem, ale s?dzimy tak tylko dlatego, ?e s?ów takich jak "pami??" i "zapominanie" na ogó? u?ywamy, mówi?c o wydarzeniach z minionych dni lub lat. Nawet dla zachowania w umy?le jakiego? obrazu, my?li czy fragmentu zdania w czasie rozmowy trwaj?cej zaledwie par? sekund potrzeba czego? wi?cej ni? po prostu odebrania tych informacji - tym czym? jest w?a?nie pami??. Nie powinno nas dziwi?, ?e pami?? krótkotrwa?? mierzy si? w sekundach. Zdrowy rozs?dek wskazuje, ?e musi ona trwa? minimalnie krótko: ilo?? informacji zalewaj?cej nasze zmys?y i zapisywanej w mózgu - nawet na krótki czas - jest osza?amiaj?ca. 99% tych informacji jest nieistotne i powinno jak najszybciej ulec zapomnieniu. Czy znaczy to, ?e pami?? krótkotrwa?a to po prostu jaki? p?ytki zbiornik w mózgu, przetrzymuj?cy jedynie ograniczon? ilo?? informacji i tylko przez ograniczony czas (przy czym, o ile nie ma mo?liwo?ci powtarzania, ten "ograniczony czas" oznacza zaledwie jedn? czy dwie sekundy). Zdecydowanie nie. W ci?gu ostatnich dziesi?cioleci dowiedzieli?my si? wiele o tym systemie pami?ci, a jego z?o?ono?? i mo?liwo?ci sk?oni?y badaczy do zmiany jego nazwy na pami?? "operacyjn?" oraz, co bardziej istotne, do wyró?nienia w nim trzech lub wi?cej podsystemów. Ka?da grupa badaczy wyró?nia lub definiuje je w inny sposób, ale jeden z popularnych modeli pami?ci operacyjnej sk?ada si? z trzech cz??ci, którym nadano imponuj?ce nazwy. S? to: "centralny o?rodek wykonawczy" oraz podporz?dkowane mu systemy, czyli "p?tla fonologiczna" i "zapis wzrokowo-przestrzenny" (twórcy innych ?argonów technicznych mogliby nabawi? si? kompleksów). Ka?dy z tych dwóch systemów specjalizuje si? w obróbce informacji specjalnego rodzaju; centralny o?rodek wykonawczy natomiast nadzoruje dzia?alno?? tych systemów i ustala ich zwi?zki z informacjami nap?ywaj?cymi z innych cz??ci mózgu. P?tla fonologiczna jest miejscem magazynowania informacji, a zarazem cz??ci? pami?ci operacyjnej zarezerwowan? dla takich potrzeb, jak ci?g?e powtarzanie sobie numeru telefonicznego przy wykorzystaniu mowy wewn?trznej, g?osiku, który s?yszysz w swoim umy?le w?a?nie teraz, gdy czytasz te s?owa. Fakt, ?e du?o trudniej zapami?ta? ci?g s?ów, które brzmi? bardzo podobnie, na przyk?ad: man ('cz?owiek'), cap ('czapka'), can ('puszka'), map ('mapa'), mad ('szalony'), ni? zapami?ta? ci?g pi?ciu ?atwo rozró?nialnych s?ów, takich jak: pit ('dó?'), day ('dzie?'), cow ('krowa'), pen ('pióro'), rig ('oszustwo') ?wiadczy o s?uchowej naturze tego procesu. W dodatku Twoja umiej?tno?? odtworzenia takich s?ów znacznie si? obni?a, je?li w tym samym czasie s?uchasz jakich? innych s?ów, nawet s?ów w j?zyku obcym. Co zabawne, nag?e wybuchy ha?asu nie maj? wp?ywu na zapami?tywanie, co dowodzi, ?e nie chodzi tu o samo zak?ócenie uwagi. Alan Baddeley, psycholog zatrudniony w Pracowni Psychologii Stosowanej Uniwersytetu w Cambridge, jeden z g?ównych zwolenników trzycz??ciowego systemu pami?ci operacyjnej, twierdzi, ?e s?owa - niezale?nie od tego, z jakiego j?zyka pochodz? - wdzieraj? si? si?? do p?tli fonologicznej, zaburzaj?c porz?dek informacji, które ju? si? tam znajduj?, oraz powoduj?c, ?e cz??? z nich zostaje zapomniana. Maksymalna liczba stów, cyfr czy liter, które potrafimy przechowywa? w pami?ci operacyjnej, zale?y od mowy wewn?trznej w zaskakuj?co du?ym stopniu. Jak wspomnia?em wcze?niej, wi?kszo?? ludzi potrafi utrzyma? w swojej pami?ci operacyjnej siedem (ń2) jednostek informacji. Alan Baddeley ustali?, ?e liczba ta odpowiada liczbie jednostek informacji, które cz?owiek potrafi wypowiedzie? w ci?gu dwóch sekund, co wskazuje, jak silny jest zwi?zek miedzy przetrzymywaniem informacji w pami?ci operacyjnej a powtarzaniem sobie s?ów. Czy wynika st?d, ?e je?li w j?zyku, którego u?ywasz do mówienia i powtarzania w swoim umy?le, nazwy cyfr s? bardzo d?ugimi s?owami, to maksymalna liczba cyfr, które potrafisz zapami?ta?, b?dzie mniejsza? Najwyra?niej tak w?a?nie jest. Do?wiadczenie, którego wyniki opublikowano w 1980 roku, wykaza?o, ?e u osób dwuj?zycznych, w?adaj?cych zarówno angielskim, jak i walijskim, liczba cyfr przetrzymywanych w pami?ci operacyjnej by?a mniejsza, gdy badani u?ywali j?zyka walijskiego, ni? gdy pos?ugiwali si? angielskim. Na pozór ró?nice w d?ugo?ci s?ów nie wydaj? si? tak du?e (jeden, dwa, trzy, cztery, pi?? to po angielsku ci?g: one, two, three, fow, Jwe, a po walijsku: un, dau, trt, pedwar, pump), ale - mimo ?e uczestnicy tego eksperymentu uwa?ali si? za bardziej bieg?ych w walijskim - na samo przeczytanie nazw liczb po walijsku potrzebowali wi?cej czasu ni? na przeczytanie nazw angielskich. Ró?nica w ?redniej liczbie cyfr, które badani potrafili zapami?ta?, przeczytawszy Je w tempie jednego s?owa na sekund?, by?a ju? istotna: 6,55 po angielsku i 5,77 po walijsku. Eksperyment ten wskazuje, ?e pami?tanie cyfr ma charakter s?uchowy - nawet wówczas, gdy s? one wy?wietlane jedna po drugiej na ekranie, zapami?tuje sieje na podstawie brzmienia ich nazw. Eksperymenty polegaj?ce na wys?uchiwaniu nieistotnych stów w czasie, gdy próbuje si? utrzyma? w umy?le jakie? informacje, obrazuj?, w jakim stopniu ta cz??? pami?ci operacyjnej, która dotyczy p?tli fonologicznej, zale?y od ci?g?ego powtarzania sobie tych informacji. Z drugiej strony, zak?ócanie p?tli fonologicznej w ?aden sposób nie wp?ywa na zdolno?? zapami?tywania przez graczy uk?adu figur na szachownicy, co dowodzi, ?e w tym przypadku podporz?dkowanym systemem, który ma istotne znaczenie, jest zapis wzrokowo-przestrzenny. Odgrywa on tak? sam? rol? w stosunku do informacji wzrokowych, jak p?tla fonologiczna w stosunku do s?ów: utrzymuje istotny obraz na tyle d?ugo, by mo?na by?o co? z nim zrobi?. Je?li owemu zapisowi przeszkadza si?, zmuszaj?c go do ?ledzenia przesuwaj?cego si? po ekranie obiektu lub do czytania (a nie do s?uchania) nieistotnego tekstu, to zdolno?? zapami?tywania pozycji w szachach znacznie si? obni?a. Warto zauwa?y?, ?e przyk?ad zapami?tywania uk?adu na szachownicy pokazuje, i? ?aden z tych systemów pami?ci nie dzia?a w izolacji - ka?dy z nich zale?y od dodatkowych informacji, do których w konkretnej sytuacji dana osoba ma dost?p. Znakomity szachista zapami?tuje po?o?enie figur na szachownicy znacznie dok?adniej ni? nowicjusz, ale tylko wówczas, gdy ich ustawienie przypomina uk?ad rzeczywi?cie mog?cy si? zdarzy? w trakcie gry. Je?li pionki s? rozstawione w sposób losowy, wielcy mistrzowie wcale nie zapami?tuj? ich lepiej ni? inni ludzie. Fakt, ?e szachi?ci tak dok?adnie zapami?tuj? realistyczne uk?ady figur szachowych, w sposób oczywisty stanowi wynik tego, ?e ich pami?? operacyjna ma dost?p do rozleg?ych zasobów do?wiadczenia, nie za? tego, ?e pami?? operacyjna zawodowych graczy sama w sobie jest niezwyk?a. Oznacza to, ?e tak zwana pami?? fotograficzna mo?e by? znacznie ?ci?lej zwi?zana z pami?ci? d?ugotrwa?? ni? operacyjn?. Ci niezwykli ludzie, którzy potrafi? przypomnie? sobie ka?dy szczegó? sceny ogl?danej poprzedniego dnia, nie u?ywaj? do tego celu pami?ci operacyjnej. Im bardziej skomplikowany jest test na zapami?tywanie pozycji na szachownicy, tym bardziej prawdopodobne, ?e w procesie rym we?mie udzia? trzeci element pami?ci operacyjnej, czyli centralny o?rodek wykonawczy. Centralny o?rodek wykonawczy "rozsiad? si?" nad podporz?dkowanymi mu systemami, przegl?da zawarty w nich materia? i decyduje o tym, na co - je?li w ogóle na co? - nale?y zwróci? uwag?. Jego zadanie to wybór, podczas gdy systemy podporz?dkowane po prostu przechowuj? i powtarzaj? informacje. Je?li w czasie, gdy powtarzasz sobie jaki? numer telefoniczny, kto? poprosi Ci? o podanie jego czwartej cyfry lub o dodanie do siebie wszystkich siedmiu cyfr tego numeru, do akcji wkracza centralny o?rodek wykonawczy. Gdy poprosi si? szachistów o wybranie najlepszego posuni?cia na szachownicy, któr? widzieli moment wcze?niej, i jednocze?nie dla odwrócenia uwagi za??da si? od nich wykonania innego zadania, na przyk?ad wypowiadania przypadkowych cyfr lub liter, wówczas centralny o?rodek wykonawczy badanych graczy ulegnie przeci??eniu. Nie tylko b?d? mieli oni trudno?ci z wyborem nast?pnego ruchu, lecz w dodatku w?ród ich "przypadkowych" cyfr zaczn? si? pojawia? takie ci?gi jak 3,4,5,6. Badania Meredyth Daneman skupi?y si? niemal wy??cznie na centralnym o?rodku wykonawczym, a zw?aszcza na problemie jego przeci??enia, zilustrowanym w poprzednim akapicie przyk?adem szachisty, którego zmusza si? do mówienia. Z bada? Daneman nad czytaniem wy?oni? si? obraz centralnego o?rodka wykonawczego jako miejsca, w którym procesy przechowywania i przetwarzania informacji odbywaj? si? równolegle, a nawet bazuj? na tych samych zasobach, w zwi?zku z czym przeci??enie jednego z tych procesów mo?e przeszkadza? drugiemu. W pewnym sensie taki obraz centralnego o?rodka wykonawczego przypomina wczesne wersje dzisiejszych komputerów osobistych, w których nie mo?na by?o jednocze?nie przechowywa? du?ej ilo?ci informacji i dokonywa? na nich skomplikowanych operacji. Je?li pozostajesz jeszcze na etapie przedkomputerowym, to pomy?l o centralnym o?rodku wykonawczym jako o jednej kartce papieru, na której musisz zapisa? seri? stosunkowo trudnych oblicze?. Je?li znasz wzory pozwalaj?ce skróci? obliczenia, pozostanie Ci na kartce du?o miejsca na napisanie odpowiedzi. Je?li nie znasz wzorów - zabraknie Ci miejsca. Prawie pi?tna?cie lat temu Daneman i jej wspó?pracowniczka Patricia Carpenter opracowa?y metod? pokazuj?c? zasadnicze znaczenie centralnego o?rodka wykonawczego dla czytania. Czytanie uzale?nione jest od pami?ci w wi?kszym stopniu, ni? mo?na by przypuszcza?, poniewa? w danym momencie widzisz zaledwie pi?? czy sze?? liter poza t?, na której w?a?nie koncentrujesz swój wzrok. Oznacza to, ?e czytamy s?owo po s?owie (wbrew temu, co twierdz? ci, którzy umiej? czyta? bardzo szybko) i tym samym, by mie? jakakolwiek nadziej? na zrozumienie czytanego tekstu, musimy w du?ym stopniu polega? na naszym zapami?tywaniu tego, co przeczytali?my wcze?niej. Zwa?ywszy, ?e pami?? operacyjna dysponuje zapewne ograniczon? przestrzeni?, badacze zajmuj?cy si? czytaniem s?dz? od pewnego czasu, ?e ró?nice mi?dzy czytaj?cymi sprawnie a tymi, którzy czytaj? powoli, mog? wynika? po prostu z ró?nic pojemno?ci ich pami?ci operacyjnej. A jednak wyniki ?adnego z testów, które mia?y okre?li? t? pojemno??, nie koreluj? zbyt dobrze z rzeczywist? sprawno?ci? czytania. Niektórzy ludzie, potrafi?cy zapami?ta? tylko trzy zamiast siedmiu cyfr, osi?gali bardzo dobre wyniki w czytaniu i vice versa. Daneman i Carpenter, opieraj?c si? na pogl?dzie, ?e pami?? operacyjna s?u?y do przetwarzania oraz przechowywania informacji, uzna?y, ?e zasadnicz? kwesti? jest nie to, jak du?o przestrzeni pami?? ta ma do swej dyspozycji, lecz o to, ile przestrzeni jeszcze pozosta?o po rozpocz?ciu przetwarzania informacji. Uczone przetestowa?y t? hipotez?, prosz?c uczestników badania, by przeczytali na g?os seri? zda?, z których ka?de by?o wydrukowane na oddzielnej kartce, a nast?pnie starali si? zapami?ta? ostatnie s?owo ka?dego zdania. Gdyby wybra? zdania z tego akapitu, ostatnie s?owa brzmia?yby: "czytania", "wzrok", "wcze?niej", "operacyjnej", "czytania", "vice versa", "informacji" i "zdania". Bardzo nieliczni ludzie potrafi? w tej sytuacji zapami?ta? wi?cej ni? pi?? s?ów, a wi?kszo?ci udaje si? zapami?ta? tylko dwa lub trzy. Ciekawe, ?e ludzie, którzy najlepiej zapami?tuj? ko?cowe wyrazy zda?, czytaj? szybciej i maj? najlepsze wyniki w testach na rozumienie przeczytanego tekstu. Meredyth Daneman twierdzi, ?e w jej te?cie na ko?cowe wyrazy uczestnicy podwójnie obci??aj? swój centralny o?rodek wykonawczy, analizuj?c zdania i jednocze?nie zapami?tuj?c s?owa. S?aby wynik tego testu wskazuje, ?e centralny o?rodek wykonawczy nie jest skuteczny (co przytrafia si? tylu innym o?rodkom wykonawczym), a przetwarzanie informacji zajmuje tyle przestrzeni, ?e nie zostaje jej wystarczaj?co du?o dla przechowywania informacji. Z drugiej strony, u osób maj?cych sprawny centralny o?rodek wykonawczy pozostaje mnóstwo przestrzeni dla przechowywania informacji, co ludziom tym pozwala nie tylko lepiej zapami?tywa? ostatnie wyrazy zda? - sk?din?d sprawno?? ta rzadko kiedy si? przydaje - ale te? lepiej radzi? sobie z szybkim wy?apywaniem znaczenia niejasnych zda?, takich jak: "Chocia? mówi? cicho, wczorajszy mówca móg? us?ysze? pytanie ma?ego ch?opca". Osoba, która ma zbyt ma?o przestrzeni do przechowywania informacji, b?dzie musia?a powraca? kilkakrotnie do tego zdania, by je zrozumie?. W innym eksperymencie uczestników proszono o zapami?tanie ci?gu cyfr, gdy czytali (i starali si? zrozumie?) takie zdania, jak: "Kot, którego ugryz? pies zjad? mysz". Gdy zadanie polega?o tylko na przeczytaniu tego zdania, oczy wi?kszo?ci badanych zatrzymywa?y si? na chwil? w trudnym miejscu, mi?dzy s?owami "pies" i "zjad?", ale w miar? wyd?u?ania si? ci?gu przetrzymywanych w umy?le cyfr pozostawa?y w tym miejscu coraz d?u?ej. A jednak i tu zachodzi?y ró?nice mi?dzy uczestnikami eksperymentu: ci, którzy czytali najsprawniej, potrafili zapami?ta? najwi?cej cyfr, czytaj?c jednocze?nie zdanie, podczas gdy ludzie z najs?abszymi wynikami w czytaniu musieli skupi? si? ca?kowicie na czytanym zdaniu. Wszystko to ?wiadczy o tym, ?e im sprawniejszy jest Twój centralny o?rodek wykonawczy, tym wi?cej przestrzeni pozostaje w nim nie zaj?tej i dost?pnej dla przechowywania informacji - i tym lepiej radzisz sobie z czytaniem. Utrata sprawno?ci centralnego o?rodka wykonawczego to jeden z wielu uci??liwych objawów choroby Alzheimera. Pacjenci dotkni?ci t? degraduj?c? umys? chorob? potrafi? zapami?ta? albo zestaw s?ów, albo po?o?enie obiektu na ekranie (ka?de z tych zada? przypuszczalnie stanowi domen? jednego z podporz?dkowanych systemów), ale osi?gn? bardzo s?abe wyniki, gdy poprosi si? ich o jednoczesne wykonanie obu tych zada?, w czym powinien uczestniczy? centralny o?rodek wykonawczy. W miar? jak sprawno?? ich umys?u pogarsza si?, potrafi? oni sprosta? pojedynczemu zadaniu, ale coraz gorzej b?d? sobie radzi? z jednoczesnym wykonywaniem obu zada?. Jedna z tajemnic pami?ci operacyjnej wi??e si? z jej umiejscowieniem w mózgu. O ile przypadki H.M. i innych pacjentów cierpi?cych na amnezj? wykaza?y, ?e hipokamp ma zasadnicze znaczenie dla powstawania trwa?ych ?ladów pami?ciowych, o tyle nie odgrywa on zapewne ?adnej roli w pami?ci operacyjnej. Eksperymenty, w których ma?py ogl?da?y przez krótki moment obraz na ekranie, a kilka sekund pó?niej mia?y spojrze? dok?adnie w ten punkt, gdzie obraz uprzednio si? pojawi?, wykaza?y, ?e wykonanie tego zadania zale?y w znacznym stopniu od p?atów czo?owych. Mo?na nawet odnale?? pojedyncze komórki mózgowe, które odgrywaj? rol? w poszczególnych etapach tego procesu: niektóre uaktywniaj? si?, gdy obraz pokazuje si? na ekranie, inne ulegaj? pobudzeniu, gdy zwierz? ma skierowa? oczy na w?a?ciwe miejsce po znikni?ciu obrazu; co ciekawe, jeszcze inne uaktywniaj? si?, w czasie przerwy, gdy ekran jest pusty. Najwidoczniej komórki te przechowuj? w umy?le informacje o po?o?eniu obrazu na ekranie. Latem 1993 roku grupa ameryka?skich badaczy zajmowa?a si? podobnymi badaniami pami?ci operacyjnej u ludzi, analizuj?c obrazy komputerowe przedstawiaj?ce aktywno?? zapisu wzrokowo-przestrzennego w trakcie wykonywania zada?. Badani ludzie ogl?dali na ekranie trzy kropki przez oko?o 0,2 sekundy, po czym musieli czeka? trzy sekundy na pojawienie si? kó?ka i mieli oceni?, czy kó?ko obj??oby jedn? z tych kropek czy nie. Gdy wykonywali to zadanie, analizator PET rejestrowa? miejsca w ich mózgach, gdzie nast?powa? gwa?towny wzrost przep?ywu krwi. Okaza?o si?, ?e intensywnie pracuj? g?ównie cztery rejony mózgu - wszystkie po?o?one z jego prawej strony. Jeden z tych rejonów znajdowa? si? w p?acie czo?owym, jak nale?a?o si? spodziewa? na podstawie eksperymentów z ma?pami. Drugi rejon by? po?o?ony tu? za nim, trzeci dostrze?ono w tylnej prawej cz??ci mózgu, w korze mózgowej p?ata ciemieniowego - obszaru, który, jak wiadomo, bierze udzia? w umiejscawianiu obiektów. Natomiast czwarty rejon znajdowa? si? w tylnej cz??ci mózgu, w obszarze uczestnicz?cym w postrzeganiu obiektów. Nale?y jednak zaznaczy?, ?e pytanie o zwi?zki mi?dzy poszczególnymi rejonami pozostaje otwarte: Czy p?aty czo?owe przechowuj? ?lady pami?ciowe obrazu powsta?ego na podstawie informacji, które nap?ywaj? z innych rejonów mózgu, czy te? wszystkie cztery rejony pracuj? jednocze?nie nad utworzeniem wewn?trznego obrazu? Inne - bardzo podobne - badania pozwoli?y uzyska? obraz aktywno?ci p?tli fonologicznej. Ich uczestników proszono, by utrzymywali w umy?le sze?? s?ów. Tym razem równie? zaobserwowano aktywno?? wielu ró?nych rejonów mózgu, nie tych jednak, które bra?y udzia? w pracy zapisu, chocia? znowu p?aty czo?owe odgrywa?y tu bardzo wa?n? rol?. Ka?dy rodzic wie, ?e poj?cie trwa?o?ci przedmiotu rozwija si? u dzieci w wieku oko?o o?miu miesi?cy: w?ó? kulk? do jednego z dwóch pude?ek tak, by dziecko zauwa?y?o to, a nast?pnie na moment odwró? jego uwag?; potem popro? dziecko o znalezienie tej kulki. Bardzo ma?e dzieci nie maj? poj?cia, gdzie jej szuka?, ale o?miomiesi?czne dziecko potrafi ju? zapami?ta?, które pude?ko powinno wybra?. Mniej wi?cej w tym okresie ?ycia dziecka w p?atach czo?owych tworz? si? obwody nerwowe, takie jak u ludzi doros?ych. Wydaje si? wi?c, ?e dla zapewnienia funkcjonowania pami?ci operacyjnej ka?da istota ludzka potrzebuje w pe?ni rozwini?tych p?atów czo?owych - przed osi?gni?ciem wieku o?miu miesi?cy p?aty czo?owe nie osi?gaj? jeszcze pe?ni rozwoju. Chocia? tradycyjnie uznaje si?, ?e pojemno?? pami?ci operacyjnej (a przynajmniej p?tli fonologicznej) ograniczona jest do mniej wi?cej 5-9 jednostek informacji, to dzi?ki treningowi pami?? ta mo?e si? czasem nadzwyczajnie rozwin??. Warto wspomnie? klasyczny ju? przypadek pewnego m?odego studenta z Uniwersytetu Carnegie-Mellona w Pittsburgu z ko?ca lat siedemdziesi?tych. Cz?owiek ten (znany jako S.F.) zmar? na bia?aczk? wkrótce po przeprowadzeniu testów pami?ci. Gdy rozpocz?? on trenowanie pami?ci, nie osi?ga? nadzwyczajnych wyników i potrafi? zapami?ta? nie wi?cej ni? siedem cyfr na raz. Przez dwadzie?cia miesi?cy ?wiczy? zapami?tywanie cyfr przez trzy do pi?ciu godzin tygodniowo i w tym czasie liczba cyfr, które potrafi? zapami?ta?, wzros?a z siedmiu do... osiemdziesi?ciu! Oznacza to, ?e gdyby przeczyta? sto cyfr po kolei (po jednej na sekund?), na ogó? potrafi?by zapami?ta? pierwszych osiemdziesi?t. Zanim zbadano S.F., poprzedni odnotowany rekord, ustanowiony przez ludzi o fenomenalnej pami?ci, wynosi? osiemna?cie. Ciekawe, ?e S.F. nie otrzyma? ?adnych instrukcji i sam opracowa? metody doskonalenia pami?ci. By? on zarazem dobrym biegaczem d?ugodystansowym i ju? w drugim tygodniu trenowania pami?ci zauwa?y?, ?e niekiedy kolejne cyfry tworzy?y grupy, które móg? rozpoznawa? jako czasy osi?gane w ró?nych konkurencjach: na przyk?ad ci?g cyfr 3492 jawi? mu si? jako: "3 minuty i 49,2 sekundy, czas zbli?ony do rekordu ?wiata w biegu na l mil?". Gdy S.F. zabrak?o zestawie? dogodnych do porówna? z czasami biegów, zacz?? grupowa? ci?gi cyfr tak, by odpowiada?y wiekowi lub dacie. W kolejnym etapie grupowa? kilka trzycyfrowych lub czterocyfrowych ci?gów, tworz?c "supergrupy" w taki sposób, ?e liczba z?o?ona z dwudziestu pi?ciu cyfr stawa?a si? kombinacj? trzech ci?gów czterocyfrowych, trzech ci?gów trzycyfrowych i czterech ko?cowych cyfr - metoda S.F. polega?a po prostu na powtarzaniu tych elementów. Nic nie wskazuje na to, ?e S.F. mia? jakie? szczególne cechy. Po jego ?mierci ci sami badacze wytrenowali innego studenta, u?ywaj?c tej samej metody, i doszed? on do wyniku 106 cyfr. Prawdopodobnie robi? szybkie post?py, poniewa? równie? by? d?ugodystansowcem i ju? na pocz?tku nauczono go sztuczki wymy?lonej przez S.F., polegaj?cej na zapami?tywaniu liczb jako wyników biegów sportowych. W powy?szych przyk?adach wyj?tkowych pami?ci problem polega na tym, ?e s? one bardzo wyspecjalizowane. Zarówno S.F., jak i jego nast?pca, D.D., doskonale zapami?tywali cyfry, ale w przypadku s?ów osi?gali wyniki przeci?tne, poniewa? nie wymy?lili ?adnego systemu dla s?ów. Tak wi?c ich superpami?? mia?a niewiele zastosowa? praktycznych. Inaczej jest w przypadku doskona?ej pami?ci krótkotrwa?ej, czyli fenomenalnej zdolno?ci do zapami?tywania zamówie? na drinki przez kelnerki roznosz?ce koktajle (w eksperymencie, który w?a?nie zamierzam omówi?, przeprowadzonym na pocz?tku lat osiemdziesi?tych, bra?y udzia? wy??cznie panie). Henry Bennett z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis wymy?li? eksperyment sprawdzaj?cy, jak studenci i kelnerki zapami?tuj? zamówienia na drinki. By dostosowa? ten eksperyment do warunków laboratorium psychologicznego, Bennett skonstruowa? miniaturowy bar z drinkami, wyposa?ony w malutkie krzese?ka i stoliki, a jako klientów umie?ci? w nim 10centymetrowe lalki, których w sumie by?o trzydzie?ci trzy. Lalki te przedstawia?y ró?ne postaci: znajdowa?y si? w?ród nich kobiety {obwieszone bi?uteri? i bez ozdób) oraz m??czy?ni (brodaci i g?adko ogoleni). Role drinków odgrywa?y gumowe koreczki (u?ywane w laboratoriach do zatykania szklanych naczy?) z wbitymi ma?ymi flagami (ka?da flaga nosi?a nazw? jakiego? drinka). I wreszcie, dla dope?nienia tej dziwacznej sceny, puszczano kaset? magnetofonow? z nagran? seri? kolejnych zamówie?, padaj?cych co dwie sekundy: "Poprosz? o margarit?... Dla mnie Budwelsera". Zadziwiaj?ce w tym badaniu jest to, ?e gdy naukowcy zanie?li w walizce ca?y ten miniaturowy bar do prawdziwego baru i zapytali kelnerki, czy zechcia?yby wzi?? udzia? w eksperymencie dotycz?cym pami?ci, wcale nie zostali wy?miani. Gdy uzyskano zgod? kelnerek - tylko jedna odmówi?a - ustawiono miniaturowy bar na stole, miniaturowych klientów posadzono na miniaturowych krzese?kach i puszczono ta?m?. W jaki sposób kelnerki wiedzia?y, który z nich si? odzywa? "W chwili, gdy jaki? g?os na ta?mie b?dzie zamawia? drinka, poruszymy jedn? z lalek, jak gdyby to ona sk?ada?a zamówienie". Eksperyment wykonano kilkakrotnie, ustalaj?c liczb? zamówie? na siedem, jedena?cie i pi?tna?cie oraz stosuj?c w ka?dym przypadku zarówno losow? kolejno??, jak i kolejno?? zgodn? z miejscami "klientów" przy sto?ach. Podobnej procedurze badawczej poddano studentów, z t? ró?nic?, ?e odgrywali oni swoje role w mniej inspiruj?cych warunkach, czyli w laboratorium psychologicznym. Jak nale?a?o oczekiwa?, kelnerki zapami?tywa?y zamówienia drinków na ogó? lepiej ni? studenci: mia?y 90% poprawnych odpowiedzi podczas gdy studenci 77%. Ru?nica mi?dzy tymi dwoma grupami by?a szczególnie widoczna w przypadku jedenastu i pi?tnastu drinków. Jak zauwa?y? dr Bennett, mamy tu do czynienia z niezwyk?ym wyczynem pami?ci, dzia?aj?cej rutynowo, gdy cz?owiek wykonuje zwyk?? prac?. W istocie zamówienia sk?adane w rzeczywistym barze sprawiaj? znacznie wi?ksz? trudno??: kelnerki przyjmuj? zamówienia i musz? uporz?dkowa? je przed przekazaniem ich barmanowi, znów zbieraj? zamówienia, chwil? rozmawiaj?, wreszcie bior? przygotowane przez barmana drinki i roznosz? je do w?a?ciwych stolików. Dobra kelnerka potrafi dokona? tego wszystkiego w swojej g?owie i nigdy nie odgrywa "aukcji" - nie staje przy stoliku i nie pyta: "Kto zamówi? Krwaw? Mary?" Rozmowy ujawni?y, i? kelnerki mia?y wra?enie, ?e ich zdolno?? pami?tania ros?a, im bardziej by?y zaj?te; jak powiedzia?a jedna z nich: "Jestem wtedy jak w transie". Zdaniem kelnerek ich napiwek by? lepszy, je?li dobrze zapami?ta?y zamówienia - by? mo?e, wynika to z tego, ?e niektórzy klienci (sk?onni desperacko doszukiwa? si? dowodów specjalnego traktowania tam, gdzie go wcale nie ma) interpretowali dok?adno?? jako ch?? przypodobania si? im. Najciekawsz? jednak rewelacj? tego do?wiadczenia by?o co?, co nie jest ?adn? rewelacj?: wi?kszo?? kelnerek nie potrafi?a wyja?ni?, w jaki sposób dokonuj? takich wspania?ych wyczynów pami?ci. Okaza?o si?, ?e kelnerki stosowa?y ró?norakie strategie, miedzy innymi takie jak powtarzanie sobie zamówie? (wykorzystuj?ce p?tl? fonologiczn?) i zwracanie szczególnej uwagi na rozmieszczenie go?ci przy stole. Ale najcz?stsza strategia polega?a na tym, by przewidzie?, co ka?dy z klientów zamówi. Stosuj?c t? metod?, kelnerki najwyra?niej skupiaj? swoj? uwag? na twarzy i ubiorze klienta oraz kojarz? je z odpowiednim drinkiem. Trzy kelnerki by?y na tyle szczere, by wyzna?, ?e po kilku miesi?cach pracy: "Klienci zaczynaj? wygl?da? jak drinki". Przychodzi mi tu na my?l zapis wzrokowo-przestrzenny. Z tego badania mo?na wyci?gn?? wniosek, ?e kelnerki roznosz?ce drinki (i inni ludzie o fenomenalnej pami?ci) przewiduj?c przysz?o??, potrafi? obej?? problem ograniczonej pojemno?ci pami?ci operacyjnej. Kelnerki nie poprzestaj? na powtarzaniu sobie zamówie? w miar? ich nap?ywu, ale raczej przewiduj?, jakie zamówienia otrzymaj?, a potem dopasowuj? rzeczywiste zamówienia do oczekiwa?. Je?li przewidywania s? trafne, wtedy informacja, któr? kelnerki musz? zapami?ta?, znajduje si? w ich umys?ach, zanim jeszcze klient zacznie zamawia?. W pewnym sensie kelnerki zamieniaj? problem, któremu z trudem sprosta?aby ich pami?? operacyjna - jej pojemno?? jest ograniczona - na inne zadanie, wymagaj?ce udzia?u bardziej rozleg?ych zasobów zawodowego do?wiadczenia, czyli pami?ci d?ugotrwa?ej. Niezale?nie od tego, jakie przyjmiemy wyja?nienie, tego typu badania zwracaj? uwag? na zdumiewaj?c? ewentualno??: by? mo?e, liczba ró?nych zamówie?, które kelnerki potrafi? zapami?ta?, nie ma ?adnego ograniczenia. Pewna kelnerka, która musia?a pracowa? sama w noc sylwestrow?, gdy jej dwie kole?anki zachorowa?y, pami?ta, ?e obs?u?y?a oko?o 150 osób: "Przed ko?cem nocy wiedzia?am, jakim trunkiem raczy? si? ka?dy klient. Po prostu sta?am przy barze, patrzy?am na podnosz?ce si? r?ce i sk?ada?am barmanowi odpowiednie zamówienie. Naprawd? nie wiem, jak mi si? to udawa?o". ROZDZIA? 17 - GDZIE?, KIEDY? Nawet najlepsza kelnerka zapewne nie b?dzie pami?ta?a drinków zamawianych przed tygodniem. Okres tygodnia wykracza daleko poza zasi?g pami?ci operacyjnej, a jakiekolwiek ?lady pami?ciowe dotycz?ce tak dawnych czy jeszcze dawniejszych zdarze? s? czym? zupe?nie odmiennym. Dla uproszczenia u?ywa si? okre?lenia pami?? d?ugotrwa?a, ale - jak zobaczymy - w mózgu istnieje niewiele informacji, które sk?onni byliby?my uzna? za zdeponowane na sta?e dok?adne zapisy przesz?o?ci. Zachowujemy jedynie male?k? cz??? spo?ród wszystkich docieraj?cych do nas w ka?dej sekundzie wra?e? oraz informacji; nawet ten niewielki zbiór stopniowo zmniejsza si? w miar? up?ywu dni, tygodni i lat. ?lady pami?ciowe, które przetrwaj? ten proces, prawie zawsze ró?ni? si? - czasem w ogromnym stopniu - od pierwotnego zdarzenia. Co pozostaje w pami?ci, a co z niej znika i dlaczego? Gdy poznamy odpowiedzi na te pytania, zbli?ymy si? znacznie do zrozumienia, co znaczy by? cz?owiekiem. Ró?nica mi?dzy pami?ci? operacyjn? a d?ugotrwa?? polega nie tylko na kontra?cie mi?dzy tym, co ulotne, a tym, co trwa?e, czy te? mi?dzy rym, co si? odrzuca, a tym, co zostaje zapisane. Te dwa rodzaje pami?ci zale?? od oddzielnych systemów w mózgu. Zwa?my, ?e H.M. ma w pe?ni sprawn? pami?? operacyjn? i prawdopodobnie potrafi pami?ta? numer telefoniczny mniej wi?cej równie d?ugo jak Ty. Poniewa? jednak H.M. nie ma hipokampa, nie mo?e utrzyma? jakichkolwiek informacji na d?u?ej, chyba ?e - co praktycznie niemo?liwe - przez ca?e dziesi?ciolecia styka?by si? nieustannie, ci?gle na nowo, z t? sam? osob? lub z tym samym wydarzeniem. Hipokamp to miejsce, gdzie pami?? d?ugotrwa?a bierze swój pocz?tek. Jest to stosunkowo stara cz??? mózgu ["stara" w sensie filogenetycznym; przyp. red.], w przeciwie?stwie do bardzo rozbudowanej i pofa?dowanej kory mózgowej. U wszystkich ?ywych organizmów, które maj? hipokamp, odgrywa on pewn? rol? w zapami?tywaniu. U ludzi jest wa?niejszy ni? u wi?kszo?ci stworze?: nie ulega w?tpliwo?ci, ?e potrzebujemy go, aby tworzy? d?ugotrwa?e ?lady pami?ciowe. Bez hipokampa ?yliby?my w wiecznej tera?niejszo?ci; dzi?ki niemu mo?emy robi? niewiarygodne wyprawy w przesz?o??, która istnieje w naszych osobistych wspomnieniach. Mimo wszystko ci?gle stoimy jednak przed tajemnic? i nie wiemy, czym s? w?a?ciwie procesy zachodz?ce w hipokampie, a pó?niej w innych cz??ciach mózgu, które to procesy zamieniaj? konkretne, prze?ywane ostatnio wydarzenie, wybrane spo?ród wielu innych, w co?, co b?dziesz pami?ta? przez tydzie?, a mo?e nawet przez czterdzie?ci lat. W?ród g?ównych pyta? dotycz?cych pami?ci, na które nie ma dot?d odpowiedzi, dwa bezpo?rednio wi??? si? z procesem tworzenia d?ugotrwa?ych ?ladów pami?ciowych. Gdzie w mózgu mo?na te ?lady umiejscowi? i co dzieje si? w mózgu, gdy powstaje nowy ?lad pami?ciowy? Odpowied? na pierwsze pytanie brzmi: "prawdopodobnie w korze mózgowej". Tam, w jej wzniesieniach i szczelinach, znajduje si? wystarczaj?co du?o komórek nerwowych - s? ich miliardy - i ka?da z nich ma wystarczaj?co du?o po??cze? z innymi komórkami - s? ich dziesi?tki tysi?cy - by przechowa? wszystkie informacje trwale zapisane w naszej pami?ci. Zagadkow? cech? pami?ci jest to, ?e o ile utrata cz??ci mózgu, czy nawet ca?ej pó?kuli, mo?e ca?kowicie pozbawi? dan? osob? mo?liwo?ci u?ywania j?zyka, rozpoznawania codziennych przedmiotów lub ?ledzenia toku rozumowania, to jednak przypadki, w których utrata lub uszkodzenie konkretnej cz??ci ludzkiego mózgu wyeliminowa?aby pewne ?lady pami?ciowe, pozostawiaj?c jednocze?nie inne, zdarzaj? si? nader rzadko. Karl Lashley, psycholog z Harvardu, kiedy?, po bezowocnych próbach zbadania, gdzie w mózgach zwierz?t znajduje si? pami??, powiedzia?, ?e uczenie si? (które oczywi?cie zale?y ca?kowicie od pami?ci) "jest po prostu niemo?liwe". Nieuchwytno?? zapisów pami?ci doprowadzi?a do powstania tak niezwyk?ych koncepcji, jak ta, ?e ?lady pami?ciowe s? przechowywane w mózgu w postaci hologramów. Zalet? tego pogl?du, który przez pewien czas traktowano ca?kiem powa?nie, jest to, ?e - w przeciwie?stwie do negatywu fotograficznego - uszkodzony hologram traci co prawda pewn? precyzj? szczegó?ów, ale zachowuje ogólny obraz, wykazuj?c tym samym pewne analogie do uszkodzonego mózgu. Ale chc?c rozszerzy? t? analogi? na ?lady przechowywane przez komórki mózgowe, trzeba by j? znacznie naci?gn??. Mo?e si? nawet okaza?, ?e ten sam ?lad pami?ciowy znajduje si? jednocze?nie w wielu miejscach w mózgu. Obecnie popularny jest pogl?d, ?e zapis danego zdarzenia istnieje w tylu miejscach w mózgu, ile wra?e? zmys?owych zosta?o wywo?anych przez to zdarzenie. Za?ó?my, ?e masz ?ywe wspomnienie jakiego? pikniku z czasów Twojego dzieci?stwa - z gam? kolorów, smaków, zapachów, ?miechów i krzyków, wymieszanych razem w jednym krótkim kadrze z Twojego ?ycia. W jaki sposób i w którym miejscu w mózgu wspomnienie to zosta?o zapisane? Wi?kszo?? wspó?czesnych badaczy mózgu i filozofów uwa?a, i? wyobra?anie sobie, ?e w mózgu znajduje si? malutka sala kinowa, gdzie to wszystko jest odgrywane, nie ma sensu, poniewa? wówczas trzeba by za?o?y? istnienie malutkiego widza - a kim mia?by on by?? W dodatku mo?na zapyta?, czy przednie cz??ci mózgu, gdzie - jak si? przypuszcza - ró?ne nap?ywaj?ce fragmenty informacji mia?yby ulega? scaleniu, tworz?c jedno spójne wspomnienie, maj? wystarczaj?c? pojemno??, by przechowywa? wspomnienia przez okres ca?ego ?ycia? Cz??ci te wyposa?one s? w mniejsz? liczb? komórek nerwowych ni? cz??ci po?o?one bardziej z ty?u, które przypuszczalnie dostarczaj? informacji cz??ciom przednim. Alternatywna koncepcja, zdobywaj?ca obecnie coraz wi?ksze uznanie, zosta?a wysuni?ta przez Antonio Damasio z Uniwersytetu Stanu Iowa. Twierdzi on, ?e ka?de pami?tane zdarzenie sk?ada si? z wielu ró?nych elementów i ?e elementy te nigdy si? ze sob? w mózgu nie spotykaj?. Wed?ug Damasio wizualne elementy wspomnie? z dawnego pikniku pozostaj? we wzrokowej cz??ci kory mózgowej z ty?u mózgu, zapachy s? przechowywane w tej cz??ci prawego p?ata czo?owego, która - jak si? s?dzi - odgrywa rol? w pami?taniu woni, i tak dalej. Gdyby tak rzeczywi?cie by?o i gdyby? zosta? poproszony o przypomnienie sobie tego pikniku, to ka?da z cz??ci mózgu odtworzy?aby swoj? cz??? wspomnienia, dzi?ki czemu w jaki? sposób do?wiadcza?by? wszystkiego równocze?nie, jako jednego, spójnego wspomnienia. I tu mamy twardy orzech do zgryzienia, czyli problem scalania - w jaki sposób mózgowi udaje si? reaktywowa? te wszystkie zmys?owe cz?stki zdarzenia tak, by ponownie prze?y? to zdarzenie jako ca?o??? Zadanie to nie musi by? a? tak trudne, jak by si? wydawa?o. Gdy podniesiesz wzrok znad tej ksi??ki, by rozejrze? si? woko?o, ka?dy aspekt ogl?danego obrazu - kolor, kszta?t czy ruch - jest przetwarzany w innym miejscu wzrokowej kory mózgowej w tylnej cz??ci Twojego mózgu. Mimo to w jaki? sposób wyniki dzia?ania tych ró?nych "urz?dze? przetwarzaj?cych" zostaj? po??czone i natychmiast otrzymujesz pe?ny i spójny obraz. Podobny proces ??czenia ró?nych elementów prowadzi zapewne do powstawania ?ladów pami?ciowych. Mo?e si? zdarzy?, ?e bodziec wywo?uj?cy jakie? wspomnienie oddzia?uje tylko na jeden ze zmys?ów, które bra?y udzia? w pierwotnym zdarzeniu, i pobudzenie to mo?e "poci?gn??" za sob? inne zmys?y, doprowadzaj?c do odtworzenia pe?nego wspomnienia. Pami?tam z dzieci?stwa, ?e bardzo cz?sto bawi?em si? Meccano, czyli podziurkowanymi kawa?kami metalu, które mo?na skr?ca? ze sob? na ró?ne sposoby, konstruuj?c miniaturowe samochody, d?wigi albo domy. Zestaw Meccano zawiera? równie? nakr?cane motorki, dzi?ki którym d?wig naprawd? dzia?a?, a samochodzik je?dzi? po pod?odze. Gdybym dzisiaj us?ysza? taki motorek, przypomnia?bym sobie zarówno jego kolor i kszta?t, jak i wra?enie towarzysz?ce dotkni?ciu tego urz?dzenia, a nawet ?lisko?? spiralnej spr??yny, która je nap?dza?a. Potrafi?bym dok?adnie okre?li? wielko?? i kszta?t kluczyka, którym nakr?ca?em ten motorek, chocia? wszystkie te obrazy pochodz? sprzed kilkudziesi?ciu lat. Antonio Damasio powiedzia?by, ?e bod?cem dla pojawienia si? tych wszystkich szczegó?ów by? d?wi?k motorka i ?e obwody komórek nerwowych, po?o?onych w rejonach mózgu odpowiedzialnych za s?uch, uzyska?y po??czenie z okolicami konwergencyjnymi, które z kolei zaktywizowa?y inne cz??ci mózgu, przechowuj?ce dotykowe i wzrokowe aspekty tego wspomnienia. Dotkni?cie kluczyka lub widok spr??yny mog?yby równie ?atwo wywo?a? pojawienie si? pozosta?ych elementów tego wspomnienia. Gdyby by?o prawd?, ?e fragmenty ka?dego wspomnienia, przechowywanego w pami?ci d?ugotrwa?ej, znajduj? si? w ro?nych rejonach mózgu odbieraj?cych wra?enia zmys?owe lub w po??czonych z nimi rejonach zajmuj?cych si? scalaniem tych fragmentów, wtedy cz??ciowo mo?na by wyt?umaczy? to, ?e wspomnienia maj? tak wielk? zdolno?? odradzania si?. Je?li rzeczywi?cie tak jest, trudno które? z nich ca?kowicie wymaza?. Wtedy jednak powinny istnie? takie rodzaje uszkodze? mózgu, które usuwaj? jak?? konkretn? sk?adow? pami?ci, na przyk?ad zapach lub d?wi?k. Rzeczywi?cie, uszkodzenie tej cz??ci wzrokowej kory mózgowej, która zajmuje si? kolorem, nie tylko pozbawia pacjenta mo?liwo?ci widzenia kolorów, ale równie? czyni go niezdolnym do pami?tania, jak wygl?da?y ró?ne kolory. ?wiat widziany przez tych pacjentów jest czarno-bia?y, podobnie jak ich wspomnienia. Co si? dzieje w mózgu, gdy powstaje nowy ?lad pami?ciowy? Wi?kszo?? badaczy uwa?a, ?e musz? wówczas zachodzi? trwa?e zmiany w synapsach, czyli miejscach, gdzie s?siednie komórki mózgowe komunikuj? si? ze sob?. Wtedy nast?puj? prawdopodobnie fizyczne zmiany komórek mózgowych, w wyniku czego powstaje co? w rodzaju komórkowego odpowiednika "?wierzbi?cego palca na spu?cie". Pomy?lmy o psach Pawiowa: wytresowano je, by ?lini?y si? na d?wi?k dzwonka, który to d?wi?k kojarzy? im si? z zapachem po?ywienia. ?linienie si? na d?wi?k dzwonka nie wywo?uje takich emocji, jak wspomnienie odblasku promieni s?onecznych na w?osach najwi?kszej mi?o?ci Twojego ?ycia, ale jest ca?kiem prawdopodobne, ?e na poziomie neuronów w obu przypadkach mamy do czynienia z procesami tego samego typu. Obecnie wyniki s?ynnego eksperymentu Pawiowa mo?na wyja?ni? w nowy sposób, wykorzystuj?c poj?cia zwi?zane z synaps?. Przed rozpocz?ciem treningu te komórki w mózgu psa, które reaguj? na zapach po?ywienia, s? po??czone poprzez szereg neuronów po?rednicz?cych z komórkami mózgowymi steruj?cymi produkcj? ?liny. Wprowadzenie w czasie treningu trzeciego elementu, czyli d?wi?ku dzwonka, spowoduje uaktywnienie komórek mózgowych w tej cz??ci kory mózgowej, która zajmuje si? bod?cami s?uchowymi. I chocia? komórki te mog? w sposób rutynowy uwalnia? kilka neurotransmiterów w kierunku komórek zajmuj?cych si? odbiorem zapachu i wydzielaniem ?liny, to wszelkie - raczej s?abe - spowodowane tym reakcje pocz?tkowo zagubi? si? w?ród ogólnego zamieszania, zwi?zanego z wydzielaniem ?liny w trakcie psich posi?ków. Systematyczne i uporczywe wyst?powanie sygna?ów d?wi?kowych w?a?nie wtedy, gdy pojawia si? zapach po?ywienia, przyczyni si? do stopniowego wzmocnienia tego pocz?tkowo niewielkiego oddzia?ywania chemicznego. Wkrótce komórki nerwowe wchodz?ce w sk?ad obwodu zajmuj?cego si? wydzielaniem ?liny b?d? reagowa?y na dzwonek w takim samym stopniu, jak na zapach. Niektóre molekularne szczegó?y naszkicowanego powy?ej procesu uda?o si? ustali?. Wyobra? sobie pojedyncz? komórk? nerwow? w centrum tych obwodów, których g?ównym zadaniem jest reagowanie na d?wi?k dzwonka i przekazywanie informacji o nim dalej. Komórka ta musi jednocze?nie "nas?uchiwa?" sygna?ów z wielu innych komórek mózgowych, a w?ród nich tak?e z tych, które tworz? g?ówne obwody zajmuj?ce si? w?chaniemi-?linieniem. Gdy odzywa si? dzwonek i natychmiast po tym pojawia si? zapach, komórka ta otrzymuje dwa niemal równoczesne sygna?y: jeden przes?any przez dzwonek (niemal bezpo?rednio) i drugi dotycz?cy zapachu (z trzeciej czy czwartej r?ki). Wielokrotne powtarzanie si? takiej sytuacji, w której jeden sygna? neuronalny pojawia si? zaraz po drugim, powoduje, ?e reakcje chemiczne przebiegaj?ce w komórce, do której docieraj?, zachodz? ?atwiej. Blisko?? w czasie ma zasadnicze znaczenie, poniewa? niektóre zmiany chemiczne s? przej?ciowe i je?li odg?os dzwonka i zapach nie wyst?pi? niemal równocze?nie, to zmiana spowodowana przez pierwszy bodziec ustanie, zanim pojawi si? drugi. Skutkiem zmian w procesach chemicznych jest to, ?e komórka zaczyna teraz reagowa? na d?wi?k dzwonka znacznie silniej ni? w normalnych warunkach, uwalniaj?c znacznie wi?cej neurotransmiterów ni? poprzednio. Wywiera ona tym samym znacznie wi?kszy wp?yw na wszystkie komórki mózgowe, z którymi si? komunikuje, w tym na sie? neuronów steruj?cych wydzielaniem ?liny. W ten sposób komórka ta zaczyna pe?ni? wa?n? funkcj? w obwodzie mózgowym kontroluj?cym wydzielanie ?liny. Na d?u?sz? met? komórka ta mo?e na sta?e wej?? w now? rol?, demontuj?c i przebudowuj?c zupe?nie swój wewn?trzny szkielet, tak aby wyeksponowa? pewne receptory poprzednio ukryte wewn?trz b?ony. Receptory te mog? spowodowa?, ?e komórka b?dzie jeszcze bardziej wyczulona na d?wi?k dzwonka. Komórka potrafi te? stworzy? sobie ca?e nowe terminale do przyjmowania lub wysy?ania neurotransmiterów. Zmiany te mog? mie? trwa?y charakter, przy czym, na co warto zwróci? uwag?, nie wymagaj? one wci?gni?cia do gry nowych komórek mózgowych. Mózgi psów Pawiowa zapami?ta?y niecodzienne skojarzenie mi?dzy dzwonkiem a po?ywieniem, reorganizuj?c uk?ady istniej?cych ju? komórek mózgowych. Hipoteza, i? nowe wspomnienia tworzone s? przez zmiany w uk?adzie po??cze? mi?dzy komórkami mózgowymi, jest zapewne najrozs?dniejszym wyja?nieniem. Mimo ?e mamy do dyspozycji miliardy komórek, pojemno?? naszej pami?ci nieuchronnie zosta?aby przekroczona, gdyby?my "zajmowali" dziesi?tki albo i setki komórek dla przechowania ka?dego nowego ?lady pami?ciowego. Lepsze rozwi?zanie polega na nieustannym manipulowaniu tysi?cami synaps, z którymi ka?da komórka s?siaduje. Inn? zalet? przechowywania ?ladów pami?ciowych w postaci wzorca po??cze? pomi?dzy komórkami mózgowymi jest to, ?e komórki te s? sta?ymi elementami, co stanowi te? cech? wielu wspomnie?. Nic innego, co dotyczy mózgu, nie jest równie d?ugowieczne. Mimo to w latach sze??dziesi?tych naukowcy wysun?li hipotez?, ?e ?lady pami?ciowe mog? by? zapisywane w postaci pojedynczych cz?steczek. Pogl?d ten wi??e si? z jednym z najdziwniejszych epizodów w dziejach bada? nad pami?ci?. W roku 1962 James McConnell og?osi? wyniki eksperymentów wskazuj?ce, ?e pewne robaki, wyp?awki, mog? zyska? pami?? o pewnych faktach, zjadaj?c po prostu swoich ziomków, którzy zostali odpowiednio wytrenowani. Wyp?awki to ma?e robaki, nale??ce do typu p?azi?ców. ?yj? one w wodach s?odkich i maj? nadzwyczajn? zdolno??: nie tylko prze?ywaj?, gdy zostan? przeci?te na pó?, ale nawet wyci?gaj? z tego korzy?ci. Ka?da z po?ówek staje si? wówczas pe?nowarto?ciowym, nowym robakiem. Chocia? budowa tych zwierz?t jest prosta, maj? one zdolno?? uczenia si?, które przecie? jest równoznaczne z zapami?tywaniem. McConnell wykaza? najpierw, ?e wyp?awki, podobnie jak psy Pawiowa, mog? si? nauczy? kojarzenia ?wiat?a z gro?b? natychmiastowego pora?enia pr?dem. Podczas tych bada? uznano, ?e robaki nauczy?y si? tego skojarzenia, je?li reagowa?y kurczeniem cia?a na samo ?wiat?o. McConnell dowiód?, ?e je?li tak wyuczone wyp?awki podano jako po?ywienie nie wytrenowanym wyp?awkom, to nowicjusze uczyli si? kojarzy? ?wiat?o i pora?enie pr?dem szybciej ni? wyp?awki pozostaj?ce na zwyk?ej diecie. Wyci?gni?to st?d wniosek, ?e zjadaj?c swych uczonych kolegów, w jaki? sposób spo?ywa?y one "moleku?? pami?ci" u?atwiaj?c? im uczenie si?. Oczywi?cie odkrycie to wzbudzi?o olbrzymie emocje, chocia? nie trzeba dodawa?, ?e mo?liwo?ci jego zastosowania dla poprawy wyników uczenia si? ludzi nie by?y ca?kiem jasne. Niestety, eksperyment z wyp?awkami znacznie straci? na atrakcyjno?ci, gdy wykazano, ?e to, czy na przek?sk? podawano wyuczone czy te? nie wyuczone robaki, nie mia?o wi?kszego znaczenia. Nawet je?li podawane do zjedzenia wyp?awki ani nie widzia?y odpowiedniego ?wiat?a, ani nie dozna?y szoku elektrycznego, zjedzenie ich przyspiesza?o proces uczenia si?. Uprzedni wniosek, ?e uczenie si? by?o szybsze po zjedzeniu wyp?awków, by? wi?c prawdziwy, ale prawdopodobnie efekt ten zawdzi?czano g?ównie obfitemu posi?kowi, a nie jakiej? hipotetycznej molekule pami?ci. Szkoda, ?e nie uda?o si? potwierdzi? tej hipotezy, gdy? mog?aby ona s?u?y? jako temat niejednego filmu po?ledniej kategorii (wyobra?my sobie, na przyk?ad, tak? scen?: s?ynny futbolista, któremu grozi usuni?cie z uniwersyteckiej dru?yny z powodu s?abych stopni, zwraca si? do jajog?owego studenta: .Cze?? - s?ysza?em, ?e przygotowa?e? si? ju? do tego wa?nego egzaminu, który mamy w przysz?ym tygodniu..."). W badaniach, które maj? precyzyjnie wyt?umaczy? procesy zachodz?ce na poziomie molekularnym w momencie powstawania ?ladów pami?ciowych, u?ywa si? niemal wy??cznie prostych zwierz?t o nieskomplikowanych mózgach, takich jak morskie ?limaki, muszki owocowe czy szczury. W tym samym czasie psycholodzy nie ustaj? w wy?uskiwaniu dalszych szczegó?ów na temat dzia?ania ludzkiej pami?ci i maj? nadziej?, ?e kiedy? te dwa podej?cia zetkn? si? w jakim? punkcie. Badania pami?ci ludzkiej sprowadzaj? si? w znacznej mierze do introspekcji dokonywanych przez ochotników, czyli tego rodzaju "my?lenia o pami?ci", jakie zdarza si? nam wszystkim. Jedn? z cech ludzkiej pami?ci, która to cecha staje si? oczywista, gdy tylko si? nad ni? zastanowi?, jest brak natychmiastowego przej?cia z pami?ci krótkotrwa?ej (operacyjnej) do d?ugotrwa?ej (sta?ej), oraz brak w mózgu jakiegokolwiek prze??cznika, który w jednej chwili decydowa?by, ?e w?a?nie zapami?tany numer telefoniczny staje si? odt?d cz??ci? sta?ego zapisu w pami?ci. Trzeba miesi?cy lub nawet lat, by ?lady pami?ciowe zosta?y utrwalone. Dopóki pozostaj? one w szarej strefie: "niezupe?nej trwa?o?ci", dopóty grozi im, ?e zostan? zapomniane. Wyobra? sobie, ?e idziesz z przyjació?mi na kolacj?. Podczas tego wieczoru pami?tasz numer telefonu i adres restauracji, podobnie jak istotne bie??ce wydarzenia z ?ycia Twoich przyjació? oraz Twojego. Nie my?l jednak, ?e zdarzenia tego wieczoru zostan? zapomniane tylko przez obs?uguj?c? was kelnerk?. Nazajutrz rano b?dziesz móg? przypomnie? sobie, co ka?dy z was zamówi?, tematy rozmów i wszystko to, co by?o szczególnie zabawne lub irytuj?ce, ale w tydzie? pó?niej, o ile nie powtarza?e? sobie tych informacji, wiele z tych - pierwotnie tak wyra?nych - szczegó?ów ulegnie rozmyciu, wymiesza si? mi?dzy sob? lub ulotni si? bez ?ladu. Po up?ywie miesi?ca b?dziesz si? musia? bardzo stara?, by przypomnie? sobie jakie? fragmenty rozmowy (chyba ?e pad?o w niej co? niezwyk?ego), a po roku czy dwóch latach mo?esz w ogóle nie pami?ta?, ?e poszli?cie na kolacj?. Je?li nawet b?dziesz co? pami?ta?, to b?dzie to suchy zapis faktu, ?e by?e? w restauracji z tymi lud?mi. Nie b?dzie to bynajmniej barwne i ?ywe wspomnienie, jakie pojawi?o si? nazajutrz. Liczne badania dowiod?y, ?e proces zapominania zachodzi z mniej wi?cej sta?? pr?dko?ci? w ci?gu miesi?cy i lat od momentu, gdy zdarzenia mia?y miejsce i gdy po raz pierwszy zosta?y zarejestrowane w naszej pami?ci. Wyniki jednego z bada? wykaza?y, ?e je?li wybierzemy jako punkt odniesienia jaki? rok sprzed sze?ciu czy siedmiu laty, to stwierdzimy, ?e w kolejnych latach - a? do chwili obecnej - ilo?? pami?tanych przez nas zdarze?, które zasz?y w danym roku, zmniejsza?a si? o oko?o 6% rocznie. I na tym nie koniec, gdy? w tym samym czasie zmieni? si? charakter tych wspomnie?. Wydarzenia nast?puj?ce pó?niej zmieniaj? cz?sto znaczenie wcze?niejszych zdarze?, sprawiaj?c, ?e b?d? one pami?tane z mniejszym lub wi?kszym prawdopodobie?stwem. Podobne zdarzenia nak?adaj? si? na siebie, tworz?c jedno wspólne wspomnienie, którego fragmenty zosta?y dok?adnie zapami?tane, ale ca?o?? jest nieprawdziwa (tak, z?apa?e? w??a obok domku letniego, ale nie by?o przy tym cioci Lou, gdy? odwiedzi?a was ona dopiero nast?pnego lata). Dwa zjawiska staj? si? szczególnie oczywiste, gdy pozwolisz swoim my?lom cofn?? si? w czasie, by przyjrze? si? wspomnieniom z wcze?niejszych lat. Obu tym zjawiskom badacze pami?ci po?wi?caj? du?o uwagi. Chodzi tu o amnezj? dzieci?c? i wspomnienia pojawiaj?ce si? jak blask lampy b?yskowej, czyli tak zwane wspomnienie typu flesz. Wspomnienie-flesz to niewiarygodnie szczegó?owy i ?ywy obraz my?lowy takich dramatycznych zdarze?, jak tragedia promu kosmicznego Challenger czy zabójstwo prezydenta Kennedy'ego. Kanadyjczycy dodaliby tu przypuszczalnie bramk? zdobyt? przez Paula Hendersona, która zapewni?a hokeistom Kanady zwyci?stwo w pojedynku ze Zwi?zkiem Radzieckim o mistrzostwo ?wiata w 1972 roku. ?wiadkowie tych zdarze? potrafi? ustali?, gdzie znajdowali si? w momencie us?yszenia danej wiadomo?ci i w czyim towarzystwie wówczas byli. Pami?taj? tak?e swoje reakcje i dowoln? liczb? dodatkowych szczegó?ów, których nie potrafiliby poda? w stosunku do zwyk?ych wydarze? z tego samego okresu. Ma si? wra?enie, ?e odczucia doznawane w takim dramatycznym momencie zosta?y zarejestrowane na b?onie fotograficznej. Ka?dy z nas ma równie? osobiste wspomnienia typu flesz dotycz?ce takich zdarze?, jak narodziny czy zgony najbli?szych cz?onków rodziny. S?dzi si?, ?e mechanizm pami?tania tak szczególnych zdarze? mo?e by? inny ni? ten, który przechowuje bardziej powszednie wspomnienia. Je?li ta hipoteza jest prawdziwa, okaza?aby si? bardzo u?yteczna dla zrozumienia pami?ci w ogóle. Najbardziej ekscytuj?ca cecha wspomnie? typu flesz to zadziwiaj?ca ilo?? zachowanych w nich szczegó?ów. Gdyby uda?o nam si? wyja?ni?, w jaki sposób osi?ga si? tak? wierno??, mo?na by - je?li oczywi?cie by?oby to po??dane - w podobnie intensywny sposób zarejestrowa? wiele innych wspomnie?. Dwaj psychologowie z Harvardu, Roger Brown i James Kulik, wprowadzili okre?lenie "wspomnienie-flesz" (flashbulb rnemory] w 1977 roku, w publikacji zawieraj?cej pierwsz? powa?n? analiz? tego zjawiska. Zauwa?yli oni, ?e po to, aby jakie? zdarzenie zosta?o zapisane jako wspomnienie-flesz, trzeba, by cechowa?o si? ono nieprzewidywalno?ci? i by?o brzemienne w skutkach - musi mie? istotne znaczenie dla danej osoby. Oczywi?cie przyj?cie na ?wiat i zgony cz?onków rodziny spe?niaj? oba te warunki. Zamach na Johna F. Kennedy'ego i tragedi? Challengera charakteryzuje niezwykle wysoki stopie? nieprzewidywalno?ci czy zaskoczenia, cho? by?y one mniej brzemienne w skutki, szczególnie dla Kanadyjczyków. A gol Hendersona? Có? mo?na powiedzie? o chwili, która wesz?a do mitologii narodowej? Brown i Kulik si?gn?li do ma?o znanej teorii, zwanej "Teraz rejestruj!", by znale?? biologiczne podstawy dla twierdzenia, ?e wspomnienia typu flesz wyró?niaj? si? wysokim stopniem nieprzewidywalno?ci i maj? istotne znaczenie dla osoby je rejestruj?cej. Teoria "Teraz rejestruj!", zaproponowana przez psychologa R. B. Livingstona, g?osi?a, ?e mózg potrafi w ci?gu u?amka sekundy okre?li? stopie? nowo?ci zdarzenia, oceni? jego istotno?? dla danej osoby i, je?li oba kryteria s? spe?nione w wysokim stopniu, wyda? polecenie: "Teraz rejestruj!" Spowoduje to zachowanie w pami?ci nie tylko samego zdarzenia, ale tak?e wszelkich innych operacji umys?owych, które zachodz? równolegle z nim. Urok tego t?umaczenia tkwi w jego ostatniej cz??ci, która mog?aby wyja?ni?, dlaczego ró?ni ludzie, opisuj?c to samo zdarzenie, przypominaj? sobie drobniutkie i zupe?nie nieistotne szczegó?y: na przyk?ad pewien profesor z Hanrardu pami?ta? uczucie zwi?zane ze st?paniem po wy?o?onych ochronn? gum? schodach w momencie, gdy us?ysza? o zabójstwie prezydenta Kennedy'ego. Ja sam pami?tam krzyk towarzysz?cy golowi Hendersona, jaki us?ysza?em w czasie prowadzonych przeze mnie zaj?? dla grupy straszliwie znudzonych studentów grafiki u?ytkowej. ?wiczenia te odbywa?y si? w laboratorium chemicznym uczelni, która obecnie nosi nazw? Uniwersytetu Politechnicznego Ryersona w Toronto (gdybym by? m?drzejszy, to wszyscy ogl?daliby?my ten mecz). Dlaczego pami?? o wygl?dzie tego laboratorium albo miejsca, w którym wówczas sta?em, mia?aby mie? jakiekolwiek znaczenie? Dlaczego mózg mia?by w??cza? do wspomnienia typu flesz szczegó?y, które nie mia?y nic wspólnego z g?ównym wydarzeniem? Brown i Kulik g?osili pogl?d, ?e mechanizm odpowiedzialny za wydawanie polecenia "Teraz rejestruj" musia? rozwin?? si? co najmniej setki tysi?cy lat temu, gdy zdarzenia wywo?uj?ce wspomnienia typu flesz nie dociera?y do nas po?rednio, poprzez ?rodki masowego przekazu, lecz by?y bezpo?rednio prze?ywane. W takiej sytuacji okoliczno?ci, które obecnie mog? si? nam wydawa? nieistotne (w którym miejscu sta?e?, co mia?e? zamiar zrobi?), stanowi?y w rzeczywisto?ci cz??? samego zdarzenia i jako takie warte by?y zapami?tania. W nast?pnych latach rozgorza? spór na temat znaczenia wspomnie? typu flesz. Nawet Brown i Kulik przyznali, ?e nie s? one a? tak bardzo niezwyk?e, jak to si? pierwotnie wydawa?o. Po pierwsze, daleko im do fotograficznej dok?adno?ci. Przywo?aj w my?lach ulubione wspomnienie-flesz tak dok?adnie, jak tylko potrafisz, po czym zadaj sobie nast?puj?ce pytania. Jakie buty mia?e? wówczas na nogach? - tylko wspomnienia kogo?, kto publicznie biega? bez ubrania, zawiera?yby ten szczegó?. Jaka by?a wtedy pogoda? Z kim jad?e? kolacj? w ten wieczór? Co robi?e? pi?? minut (albo godzin?) przed tym zdarzeniem? Kilka pyta? tego typu powinno przekona? Ci?, ?e wspomnienie-flesz ani troch? nie jest podobne do pe?nego zapisu danej chwili i nie musi by?, przynajmniej pod wzgl?dem tre?ci, bardziej bogate ni? zwyk?e wspomnienia. Sugestia, ?e takie wspomnienia mog? anga?owa? specjalny mechanizm pami?ci ("Teraz rejestruj!"), wzbudzi?a u niektórych psychologów niepokój cho?by dlatego, ?e postulowanie istnienia dwóch typów pami?ci w sytuacji, gdy zapewne wystarczy?by jeden, bez w?tpienia czyni bardziej skomplikowanym zadanie wyja?nienia tego, jak funkcjonuje pami??. W latach osiemdziesi?tych ukaza?o si? wiele ró?nych publikacji, które mówi?y, ?e wspomnienia typu flesz nawet w przybli?eniu nie s? ani tak szczegó?owe, ani tak dok?adne, jak twierdz? ci, którzy ich do?wiadczaj? (jeden z artyku?ów zatytu?owano: "Wspomnienia typu flesz: wyj?tkowe, ale nie a? tak bardzo"). Badania te, chocia? same by?y przedmiotem kontrowersji, wzbudzi?y w?tpliwo?ci co do istoty i jako?ci wspomnie? typu flesz, a ponadto co do istnienia specjalnego mechanizmu, który mia?by je tworzy?. W 1991 roku szcz??liwy zbieg okoliczno?ci sprawi?, ?e Charles Weaver, psycholog z Uniwersytetu Baylora, podda? wspomnienia typu flesz jedynemu w swoim rodzaju testowi. Weaver próbowa? ustali?, czy mo?na utworzy? tego typu wspomnienia w odniesieniu do zwyk?ych zdarze?: 16 stycznia 1991 roku poprosi? badanych studentów, by ka?dy z nich, gdy nast?pny raz spotka swego przyjaciela lub wspó?lokatora, zapami?ta? mo?liwie jak najwi?cej towarzysz?cych temu okoliczno?ci. W tym celu uczestnicy bada? mieli wype?ni? specjalny kwestionariusz, podaj?c czas i miejsce spotkania, informacj? o tym, jak ka?dy z nich by? ubrany i tak dalej. Traf chcia?, ?e tego w?a?nie wieczoru prezydent George Bush wyda? rozkaz zbombardowania Iraku. W ten sposób Weaver niespodziewanie dosta? w prezencie praktycznie niemo?liwy do powtórzenia eksperyment: dwa równoczesne zdarzenia, z których jedno - bombardowanie - mia?o cechy uzasadniaj?ce powstanie wspomnienia-flesz, drugie za? - towarzyskie spotkanie - mia?o te cechy uzyska?. W ci?gu tego samego tygodnia Weaver poprosi? studentów o wype?nienie drugiego kwestionariusza dotycz?cego momentu, w którym us?yszeli o bombardowaniach. Zdolno?? zapami?tania przez nich okoliczno?ci towarzysz?cych obu tym zdarzeniom zosta?a sprawdzona po up?ywie trzech miesi?cy i ponownie po dwunastu miesi?cach. Weaver stwierdzi?, ?e u badanych studentów jako?? wspomnie? o obu zdarzeniach pogarsza?a si? wed?ug schematu dobrze znanego badaczom pami?ci: dok?adno?? spad?a w ci?gu pierwszych trzech miesi?cy, ale pó?niej nie obserwowano ju? wi?kszych zmian. Bardziej interesuj?ce okaza?o si? spostrze?enie, ?e nie by?o istotnej ró?nicy mi?dzy jako?ci? wspomnie? o spotkaniu z przyjacielem a jako?ci? wspomnie? o bombardowaniu. Studentom uda?o si? utworzy? wspomnienia typu flesz zwi?zane ze spotkaniem towarzyskim, które w normalnych warunkach by?oby ca?kiem nieistotnym zdarzeniem. Natomiast wyra?na ró?nica dotyczy?a stopnia pewno?ci co do tego, czy wspomnienia te s? dok?adne. Studenci niezmiennie uwa?ali, ?e dok?adniej pami?taj? wypowied? Busha i nast?puj?ce po niej bombardowania ni? spotkanie ze swoim wspó?lokatorem. Weaver wyci?gn?? st?d wniosek, ?e "flesz" nie jest konieczny do powstania wspomnie? typu flesz - wystarcza do tego ch?? zapami?tania. Tym, co naprawd? wyró?nia wspomnienia typu flesz, jest nieuzasadniona pewno?? co do ich dok?adno?ci. Eksperyment Weavera stawia pod znakiem zapytania pogl?d, ?e wspomnienia typu flesz powstaj? w jaki? szczególny sposób. Skoro studenci potrafili na ??danie nada? cechy wspomnienia typu flesz swojemu wspomnieniu o zupe?nie zwyk?ym wydarzeniu, to wydaje si?, ?e warunkiem wystarczaj?cym jest skupienie uwagi na danym zdarzeniu. Na pytanie, dlaczego uwa?amy, ?e nasze wspomnienia typu flesz s? bardziej dok?adne ni? s? w rzeczywisto?ci, nie znaleziono dot?d odpowiedzi, chocia? Ulric Neisser, psycholog z Uniwersytetu Emory w Atlancie, s?dzi, ?e maj? one dla nas ogromne znaczenie, poniewa? wi??? wydarzenia osobiste z wydarzeniami historycznymi i dlatego wierzymy w dok?adno?? tych wspomnie?. Wprawdzie eksperymenty przyczyni?y si? do os?abienia pocz?tkowej fascynacji wspomnieniami typu flesz, ale nie da si? tego powiedzie? o amnezji dzieci?cej. Zjawisko to jest - by u?y? popularnego obecnie okre?lenia - "mocarne" i nadal wprawia naukowców w zak?opotanie. Amnezja dzieci?ca polega na niemo?no?ci przypomnienia sobie jakichkolwiek szczegó?ów, a cz?sto w ogóle czegokolwiek, z kilku pierwszych lat ?ycia. Istniej? pewne ró?nice w oszacowaniach d?ugo?ci tego okresu, ale wi?kszo?? badaczy zgodzi?aby si?, ?e wszyscy cierpimy na amnezj? obejmuj?c? trzy czy cztery pierwsze lata ?ycia. Poniewa? zjawisko to ma charakter powszechny, rzadko kiedy zdajemy sobie spraw?, jak niezwyk?y jest w istocie fakt, ?e nie pami?tamy nic z chwil, gdy zacz?li?my chodzi?, gdy przestawili?my si? z mleka matki na inne po?ywienie czy nauczyli?my si? mówi? - wszystkie te ogromnej wagi zdarzenia zostaj? po prostu wymazane z rejestru, o ile w ogóle kiedykolwiek zosta?y zarejestrowane. W artykule opublikowanym w 1993 roku wspomniany ju? przeze mnie Ulric Ne?sser wykaza? jednak, ?e amnezja dzieci?ca nie dotyczy wszystkich wydarze? w równym stopniu, gdy? w przypadku wydarze? o du?ym ?adunku emocjonalnym wspomnienia mog? si?ga? do lat wcze?niejszych. Neisser prosi? studentów z college'u, by przypomnieli sobie najwcze?niejsze wydarzenie, jakie pami?taj?, po czym prosi? ich rodziców o potwierdzenie tych relacji. Stwierdzi? on, ?e takie zdarzenia, jak pobyt w szpitalu (na przyk?ad w zwi?zku z operacj? wyci?cia migda?ów) czy przyj?cie na ?wiat brata lub siostry by?y niekiedy pami?tane, nawet je?li zdarzy?y si? w wieku dwóch lat, podczas gdy pami?? o innych wydarzeniach, które mo?na by uzna? za wa?ne, takich jak przenosiny do innego domu czy ?mier? cz?onka rodziny, nie si?ga?a wcze?niej ni? wieku trzech lat. Ale nawet je?li te wyniki przesuwaj? zas?on? dzieci?cej amnezji z wieku lat trzech czy czterech do dwóch, to pozostaje faktem, ?e nie pami?tamy absolutnie nic z tego, co zdarzy?o si? nam przed uko?czeniem drugiego roku ?ycia. Pierwsze dwa lata wydaj? si? kompletn? pustk?, z jednym ma?ym zastrze?eniem: ?aden ze studentów bior?cych udzia? w tym badaniu nie przebywa? w szpitalu w ci?gu drugiego roku ?ycia, a wi?c - mimo ?e nie pami?tali okoliczno?ci zwi?zanych z narodzeniem swojego rodze?stwa, gdy? zdarzy?o si? to, zanim uko?czyli dwa lata - nie mo?na wykluczy?, ?e potrafiliby zapami?ta? swój w?asny pobyt w szpitalu, je?li nast?pi?by w tym wieku. Niektórzy psycholodzy kwestionowali wiarygodno?? danych zebranych w tym badaniu, argumentuj?c, ?e w niektórych przypadkach to, co wydaje si? prawdziwym wspomnieniem, mo?e w rzeczywisto?ci by? wynikiem zgadywania {"Gdzie po raz pierwszy zobaczy?e? swoj? nowo narodzon? siostrzyczk??" - "W szpitalu".) lub wynika? z informacji zdobytych pó?niej, pochodz?cych z ta?m wideo, przezroczy lub opowie?ci rodzinnych. Je?li te zastrze?enia s? s?uszne, nale?a?oby przesun?? granic? najwcze?niejszych rzetelnych wspomnie? ponownie do wieku trzech lat. Pytanie: "Dlaczego zapominamy wydarzenia z najwcze?niejszych lat?" - wci?? jednak pozostaje bez odpowiedzi [O ile mi wiadomo, wszelkie badania nad amnezj? dzieci?c? skupi?y si? na zagadnieniu zapominania zdarze?. Ale w bardzo m?odym wieku nabywamy tak?e ró?nych umiej?tno?ci. Niektórych z nich, takich jak chodzenie, nigdy nie tracimy, ale s? te? inne, które zostaj? wyuczone, a potem zapomniane jeszcze w dzieci?stwie. Mój syn Max ma teraz dwa lata i ju? od dawna wie, co nale?y robi?, gdy kto? zbli?a si? do niego ze ?limakiem. Wyci?ga r?ce i sk?ania szyj? tak, by mo?na by?o zawi?za? mu ?liniak. Je?li zbli?? si? do niego ze ?liniakiem, gdy sko?czy dziesi?? lat, czy b?dzie pami?ta?, co ma zrobi?? Czy amnezj? dzieci?ca dotyczy zarówno umiej?tno?ci, jak i zdarze??]. Sformu?owano wiele hipotez maj?cych wyja?ni?, dlaczego nie pami?tamy praktycznie nic z paru pierwszych lat naszego ?ycia. Zygmunt Freud pierwszy zwróci? uwag? na ten rodzaj amnezji i twierdzi?, ?e t?umimy wspomnienia z naszego dzieci?stwa, poniewa? s? one pe?ne tre?ci seksualnych wywo?uj?cych poczucie winy. Sto lat pó?niej wyja?nienia tego zjawiska skupiaj? si? raczej na niesprawno?ci procesu przetwarzania informacji w mózgu niemowl?cia. Na przyk?ad hipokamp, cz??? mózgu odgrywaj?ca u osób doros?ych zasadnicz? rol? w procesie zapami?tywania, w momencie przyj?cia na ?wiat nie jest jeszcze w pe?ni rozwini?ty, a wi?c powstawanie ?ladów pami?ciowych mo?e by? niemo?liwe, dopóki proces ten nie zostanie zako?czony. Ale, jak dowodzi Neisser, odpowied? nie mo?e si? ogranicza? do stwierdzenia tego faktu. Jedna z zagadek dotycz?cych amnezji dzieci?cej polega na tym, ?e w owym okresie "pustki" dzieci maj? zupe?nie dobr? pami??. Dzieci w wieku dwóch i pó? roku pami?taj? zdarzenia, które zasz?y sze?? miesi?cy wcze?niej, dlaczego wi?c nie potrafi? przypomnie? sobie tych zdarze? wiele lat pó?niej? Mo?liwe, ?e dzieci w wieku poni?ej dwóch lat po prostu nie zapisuj? swoich do?wiadcze? w taki sam sposób, jak to robi? doro?li. Je?li zagadniesz ma?e dziecko na temat jakiego? niedawnego wydarzenia, na przyk?ad odwiedzin u krewnych w innym mie?cie, przypuszczalnie skupi si? ono na rutynowych, niespecjalnie zapadaj?cych w pami?? czynno?ciach: "Zjedli?my ?niadanie, potem bawili?my si?, potem zjedli?my obiad". Niektórzy badacze uwa?aj?, ?e poniewa? czynno?ci te s? powtarzalne i zdarzaj? si? nie tylko podczas takich odwiedzin, to zapewne ca?a wizyta zostaje zapomniana. Jest równie? mo?liwe, ?e mózg dziecka nie rejestruje informacji w taki sam sposób, jak robi to mózg doros?ego cz?owieka, i tym samym nie w??cza do pami?ci d?ugotrwa?ej tych zdarze?, których w??czenia mo?na by si? spodziewa?. Ka?dy doros?y, który sp?dzi? troch? czasu z ma?ymi dzie?mi, wie, ?e ich ?wiat ró?ni si? od naszego: zauwa?aj? obrazy i d?wi?ki, które my od dawna nauczyli?my si? ignorowa?. Ich uwag? przykuwa klakson samochodu na ruchliwej ulicy albo przelotny cie? chmury na zalanym s?o?cem trawniku. Przypuszczenie, ?e mózgi dzieci po prostu rejestruj? ?wiat w odmienny sposób, wydaje mi si? bardziej ni? rozs?dne. Zdaniem Ulrica Neissera zapewne wyja?nia to, dlaczego pami?? o narodzinach rodze?stwa, poprzedzonych wielkim oczekiwaniem i przedstawianych przez rodziców jako bardzo istotne wydarzenie - co nadaje mu specjalne znaczenie - si?ga do lat wcze?niejszych ni? pami?? o ?mierci cz?onka rodziny, która jest dla ma?ych dzieci zdarzeniem du?o bardziej tajemniczym. W przypadku narodzin wspomnienia dziecka zostaj? uporz?dkowane bez jego udzia?u. Ponadto jest mo?liwe, ?e te rejony mózgu, które odgrywaj? wa?n? rol? w przechowywaniu i odtwarzaniu wspomnie?, zw?aszcza p?aty czo?owe, ulegaj? reorganizacji w pewnym etapie rozwoju dziecka i wszelkie wspomnienia powsta?e przed t? reorganizacj? zostaj? zniszczone, podobnie jak kartoteki w magazynie, który w?a?nie zosta? skomputeryzowany. Zgodne z tym by?oby nast?puj?ce wyt?umaczenie: nic z tego, co zosta?o wch?oni?te przez bardzo niedojrza?y mózg mi?dzy narodzinami a wiekiem dwóch lat, nie mo?e przetrwa? reorganizacji zwi?zanej z dojrzewaniem mózgu. Tylko najbardziej niezwyk?e spo?ród zdarze?, które zasz?y, gdy dziecko mia?o trzy lub cztery lata, zostan? zapami?tane, poniewa? w tym przej?ciowym okresie mózg dziecka zaczyna nabiera? cech mózgu doros?ego cz?owieka, zachowuj?c jednak pewne cechy niedojrza?o?ci organizacyjnej. Pocz?wszy od momentu, gdy mózg jest w pe?ni rozwini?ty, pami?? dzia?a normalnie. To cena, jak? p?acimy za posiadanie tak du?ych mózgów. U ludzi mózg powi?ksza si? i rozwija po urodzeniu w wi?kszym stopniu ni? u jakiegolwiek porównywalnego gatunku; warto wiedzie?, ?e noworodek z ca?kowicie rozwini?tym mózgiem nie przecisn??by si? przez kana? porodowy. Ewolucja musia?a wybra? mi?dzy poszerzeniem tego kana?u do niedogodnych rozmiarów, a rozwi?zaniem polegaj?cym na powi?kszaniu si? mózgu ju? po narodzinach. Amnezja dzieci?ca mo?e by? konsekwencj? tego wyboru. ROZDZIA? 18 - WYCZYNY PAMI?CI W?ród stereotypów dotycz?cych mózgu mam swój ulubiony. Jest nim od zawsze powtarzana my?l: "U?ywamy zaledwie 10% naszego mózgu". Twierdzenie to jest prawdziwe w tym sensie, ?e gdy na przyk?ad siedzisz, nie u?ywasz tych komórek mózgowych, które ka?? Twoim nogom biega?. Nie odda?em jednak jeszcze ca?o?ci znaczenia powy?szego zdania: stanowi ono wyraz optymizmu, ?e gdyby?my tylko chcieli si? wysili?, to mogliby?my wykorzystywa? pozosta?e 90% mózgu i wtedy dopiero byliby?my bystrzy. Mimo wszystko jest to pogl?d osobliwy. Jaki sens mia?oby posiadanie mózgu, który u?ywa tylko 10% swoich mo?liwo?ci? Wtedy ludzki mózg, wa??cy oko?o 1500 g, mo?na by porówna? ze 150gramowym mózgiem ma?py, zak?adaj?c oczywi?cie, ?e ma?pa u?ywa ca?ego potencja?u swojego mózgu. Czy celem trwaj?cej setki tysi?cy lat ewolucji by?o po prostu zbudowanie mózgu z wi?ksz? ilo?ci? pustych pó?ek? Nie mia?oby to sensu. Z drugiej strony wydaje si?, ?e nasze mózgi zawsze dysponuj? jak?? rezerw?. Co by si? sta?o, gdyby? jutro zmieni? swój zwyk?y plan dnia i po?wi?ci? ca?y dzie? na nauczenie si? na pami?? jakiego? wiersza? Gdzie, je?li nie w jakiej? dot?d nie wykorzystanej przestrzeni, zosta?yby umieszczone s?owa, rymy, skojarzenia emocjonalne i wspomnienia zwi?zane z tym wierszem? A gdyby? jutro zacz?? uczy? si? nowego ta?ca lub nowej gry sportowej? Powtarzane w trakcie nauki ruchy l towarzysz?ce Im my?li musz? zosta? gdzie? umieszczone, a poniewa? pojemno?? mózgu jest sko?czona, to czy? nie wynika st?d, ?e spory jej procent musi przez ca?y czas pozostawa? nie zaj?ty, oczekuj?c na przybycie nowych informacji tego typu? Jednym z elementów koniecznych do rozwi?zania tego paradoksu musi by? uznanie, ?e nowe informacje mog? si? nak?ada? na stare dzi?ki mechanizmowi, który zmienia schemat po??cze? mi?dzy komórkami mózgowymi, pozwalaj?c im u?ywa? istniej?cych ju? sieci do przesy?ania nowych informacji. Nawet niepozorny, pozbawiony muszli morski ?limak z rodzaju Aplysia, maj?cy zaledwie dwadzie?cia tysi?cy neuronów, mo?e nauczy? si? reakcji na jakie? nowe bod?ce, podobnie jak psy Pawiowa. Osi?ga to najpierw poprzez zmian? (na drodze chemicznej) reakcji niektórych neuronów, a w dalszym etapie poprzez faktyczn? przebudow? uk?adów pewnych neuronów, dostosowywanych do nowych reakcji. Aplysia nie ma jednak neuronów czekaj?cych bezczynnie na to, by naukowcy dotkn?li syfonu lub porazili pr?dem tego ?limaka. Tak samo musi dzia? si? z ludzkim mózgiem: nie znajdziemy tu wolnych komórek nerwowych, czekaj?cych na nowy przebój muzyki pop. Dlatego po?wi?canie komórek mózgowych na zapami?tanie s?ów piosenki (Yummy Yummy Yummy, I've Got Love in My Tummy) nie stanowi zapewne tak ogromnego marnotrawstwa, jak Ci si? dot?d wydawa?o. Te same komórki mózgowe mo?na przecie? wykorzysta? do zapami?tania jeszcze innych piosenek. Wszystko to musi mle? oczywi?cie jaki? kres. Liczne badania wykaza?y, ?e procesy zapominania, przebiegaj?ce na ró?nych skalach czasowych, zachodz? nieustannie i, w rzeczywisto?ci, zapominanie jest niezb?dne dla zachowania zdrowych zmys?ów i dla rozumienia ?wiata zewn?trznego. Twój mózg nie zwraca najmniejszej uwagi na wi?kszo?? informacji zmys?owych, które do niego docieraj? w ka?dej sekundzie. Informacje te zostaj? "zapomniane", zanim w ogóle zd??y?e? zauwa?y? ich istnienie. Znakomita wi?kszo?? informacji, które przechodz? przez pami?? operacyjn? - na przyk?ad numery telefoniczne, wysoko?? sumy, jak? wczoraj zap?aci?e? za podwójn? porcj? pizzy sprzedawan? w cenie jednej, czy wiadomo?? o tym, kto zdoby? poprzedniego wieczora bramki dla Calgary Flames - jest bezceremonialnie usuwana. W dodatku, nawet je?li jakie? informacje przejd? przez ten szlaban (lub go omin?) i przedostan? si? do pami?ci d?ugotrwa?ej, b?d? nara?one na stopniowy zanik - zapominanie mo?e trwa? d?ugie tygodnie, miesi?ce, a nawet lata. Porównaj cho?by zestaw wspomnie?, które s? obecnie ?ywe i wyra?ne w Twoim umy?le, z zestawem, jaki mia?e?, gdy by?e? o po?ow? m?odszy. Id? o zak?ad, ?e w tych dwóch zestawach znajdziesz niewiele elementów wspólnych. Nie b?d? zaskoczony, je?li zdziwi Ci? my?l, ?e trudno przeceni? znaczenie zapominania dla zachowania zdrowych zmys?ów. Wi?kszo?? z nas zapomina, jak ?atwo przychodzi nam zapominanie, i dlatego trudno nam poj??, co by si? sta?o, gdyby?my nie mieli tej umiej?tno?ci. Mo?na natomiast wyobrazi? sobie niemo?no?? zapominania. Prawie trzydzie?ci lat temu rosyjski neuropsycholog, Aleksander ?uria, opisa? przypadek Szereszewskiego, fantastycznego mnemonisty, popisuj?cego si? sw? pami?ci? na estradzie. Szereszewski, wyst?puj?c przed publiczno?ci?, stawa? obok tablicy pe?nej liczb l, po?wi?ciwszy chwil? na przyjrzenie si? im, odwraca? si? ty?em do tablicy, by bezb??dnie je wyrecytowa?. Kiedy? zapami?ta? d?ugi, skomplikowany i pozbawiony sensu wzór matematyczny, a pi?tna?cie lat pó?niej potrafi? ów wzór bezb??dnie powtórzy?, mimo ?e nigdy nie uprzedzono go, ?e zostanie o to poproszony. Problemy pojawia?y si? wówczas, gdy Szereszewski musia? wyst?powa? tego samego wieczoru wi?cej ni? jeden raz, poniewa? nawet po starciu tablicy z trudem zapomina? liczby z pierwszego wyst?pu, a zaczyna? si? ju? drugi spektakl! Szereszewski musia? dok?ada? wielkich stara?, by wymaza? te liczby z pami?ci. Najpierw wyobra?a? sobie, ?e oblepia tablic? nieprzezroczyst? b?on?, któr? nast?pnie zdejmuje i drze na kawa?ki razem z pozostaj?cymi na niej cyframi. Mimo to nawet po tym zabiegu, liczby czasem ponownie wyskakiwa?y na tablicy. Szereszewski próbowa? wówczas zapisywania na papierze liczb, które chcia? zapomnie?. Mia? nadziej?, ?e jego umys? przestanie kurczowo si? ich trzyma?, je?li zostan? napisane na papierze - mo?e nie b?dzie ju? potrzebowa? pami?ta? tego, co zosta?o zapisane. Problem polega? na tym, ?e umys? tego cz?owieka zachowywa? obraz liczb zapisanych na papierze. Szereszewski ostatecznie pokona? t? trudno?? nagle i nieoczekiwanie. Pewnego kwietniowego wieczoru, kiedy niewiele czasu pozosta?o do pocz?tku czwartego przedstawienia i ka?da minuta pot?gowa?a l?k Szereszewskiego (jego umys? wype?nia?y liczby z trzech poprzednich spektakli), niespodziewanie zda? on sobie spraw?, ?e mo?e spowodowa? znikni?cie liczb, je?li po prostu tego zechce. Poprzednie starania nie przynosi?y po??danych rezultatów najwyra?niej dlatego, ?e jego wola zapomnienia tych liczb nie by?a wystarczaj?co silna. Niewiele jest przyk?adów ludzi podobnych do Szereszewsk?ego, ale mój kolega Chris Grosskurth przeprowadza? kiedy? wywiad z jednym z nich w audycji Cranial Pursuits. Cz?owiek ten nazywa? si? Jacques Scarella i przez wiele lat by? szefem w pewnej luksusowej restauracji w Waszyngtonie. Chocia? restauracja ta zosta?a zamkni?ta dziewi?? lat wcze?niej, Scarella utrzymywa?, ?e potrafi wybra? dowolny stolik i przypomnie? sobie, co siedz?cy przy nim ludzie zamówili w czasie ostatniego wieczoru dzia?alno?ci restauracji. Przy jednym stoliku siedzia?o sze?? osób: "(...) dwie z nich zamówi?y piecze? z jagni?cia. Jedna osoba, kobieta, zamówi?a dorsza. Inny m??czyzna za??da? pol?dwicy i nie chcia? ?adnego sosu. A jeszcze inny za?yczy? sobie eskalopki..." Jeszcze ciekawsze w przypadku Scarelli by?o to, ?e jak gdyby prze?ama? on barier? amnezji dzieci?cej. Pami?ta? niektórych ludzi i pewne widoki z czasów, gdy rodzice wys?ali go do rodziny mieszkaj?cej w górach, we W?oszech. Mia? wówczas zaledwie sze?? miesi?cy. Wspania?a pami?? Scarelli nie dorównuje jednak pami?ci Szereszewskiego. Scarella przyzna?, ?e cz?sto zdarza mu si? zapomina? numery telefoniczne lub nie pami?ta? o jakich? rocznicach czy o urodzinach ?ony. Pami?? Szereszewskiego by?a natomiast tak niewiarygodnie sprawna i tak wszechogarniaj?ca, ?e sta?a si? raczej patologiczn? nieumiej?tno?ci? zapominania ni? po prostu pami?ci?. Na jawie jego umys? nieustannie zalewa?o mnóstwo wspomnie?, których nie ?yczy? sobie i wcale nie potrzebowa?. Wyczyny pami?ci Szereszewskiego naprawd? zadziwiaj?, ale istnieje ma?a grupka ludzi o szczególnych w?a?ciwo?ciach, którzy potrafi? mu dorówna?, nie cierpi? jednak przy tym ?adnych udr?k zwi?zanych z niemo?no?ci? zapominania. Mowa tu o "genialnych odmie?cach", czyli ludziach obdarzonych jedn? wyj?tkow? - cz?stokro? zwi?zan? z pami?ci? - zdolno?ci? umys?ow?, która jest tym bardziej zaskakuj?ca, ?e towarzyszy powa?nemu upo?ledzeniu umys?owemu. Ludzie ci s? tak niezwykli, ?e niektórzy badacze uwa?aj?, ?e nigdy nie uda nam si? pozna? mechanizmów pami?ci, dopóki nie wyja?nimy tych przypadków. W krajach anglosaskich do pewnego czasu okre?lano ich mianem idiot sauant, warto doda?, ?e sauont ('uczony') odnosi?o si? do osób posiadaj?cych wyj?tkow? erudycj?. Pó?niej s?owo idiot odrzucono jako okre?lenie pejoratywne i niedok?adne. Termin ten stosowano kiedy? wobec ludzi o ilorazie inteligencji (IQ) poni?ej 25, ale obecnie s?owo to wysz?o z u?ycia, a poza tym wi?kszo?? owych genialnych odmie?ców ma i tak iloraz inteligencji powy?ej tego poziomu. Wyra?enie idiot sauant dobrze oddawa?o paradoksalno?? tych przypadków: pod wzgl?dem wi?kszo?ci kryteriów ludzie ci s? umys?owo upo?ledzeni, a jednak maj? zazwyczaj jedn?, zadziwiaj?c? umiej?tno??. Niekiedy jest to umiej?tno?? odegrania na pianinie skomplikowanego utworu muzycznego po zaledwie jednokrotnym us?yszeniu go; w innych przypadkach chodzi o zadziwiaj?c? zdolno?? obliczania dat, pozwalaj?c? ustali? natychmiast, jaki dzie? tygodnia odpowiada? dowolnej dacie z kalendarza; kiedy indziej s? to niezwyk?e zdolno?ci artystyczne. Przypadki, w których niezwyk?y talent dotyczy?by innych dziedzin ni? wymienione, zdarzaj? si? rzadko, co m.in. stanowi o zagadkowo?ci ca?ego zjawiska. To, co wspólne dla wszystkich tych przypadków, poza jedn?, nieraz wr?cz niewiarygodn? umiej?tno?ci?, to g??bokie upo?ledzenie umys?owe, na ogó? tak powa?ne, ?e uniemo?liwia ono dbanie o podstawowe potrzeby ?yciowe. Niektórzy genialni odmie?cy posiadaj? zdolno?ci, które wydaj? si? wr?cz nadludzkie. Oliver Sacks opisa? dwa przypadki identycznych bli?niaków [O. Sacks: Ibid. Rozdzia? 23. Bli?niacy, s. 237-258; przyp. red.], którzy potrafili oblicza? w my?li liczby pierwsze, po czym wymieniali je mi?dzy sob? dla rozrywki (liczba pierwsza jest liczb?, która dzieli si? bez reszty tylko przez sam? siebie i przez jeden). Sacks, wyposa?ony w ksi??eczk?, w której wymienione by?y liczby pierwsze, uczestniczy? w jednej z takich sesji. W pewnym momencie, gdy bli?niacy wymieniali mi?dzy sob? sze?ciocyfrowe liczby pierwsze, postanowi? podda? ich testowi, rzucaj?c o?miocyfrow? liczb? pierwsz?. Po d?u?szej (wype?nionej milczeniem) przerwie na twarzach bli?niaków pojawi? si? u?miech. Ka?dy z braci poda? w?asn? o?miocyfrow? liczb? pierwsz?. Pos?uguj?c si? swoj? ksi??eczk?, Sacks móg? potwierdzi? poprawno?? ich odpowiedzi. Ale gdy bli?niacy przeskoczyli na poziom dwunastocyfrowych liczb pierwszych, autor M??czyzny, który pomyli? swoj? ?on? z kapeluszem podda? si? - lista w ksi??eczce ko?czy?a si? na liczbach dziesi?ciocyfrowych. Wprawdzie wspomniani bli?niacy mieliby k?opoty z dodawaniem typu 3 + 3, ale jednak w jaki? sposób mogli stworzy? sobie wizualn? reprezentacj? liczb pierwszych. Zwykli ludzie nie potrafi? nawet zrozumie? poj?cia wizualnej reprezentacji takich liczb, nie mówi?c ju? o ich znajdowaniu. Dr Bernard Rimland, który badaniom nad genialnymi odmie?cami po?wi?ci? dziesi?tki lat, opowiedzia? mi histori? o pewnym mieszka?cu zachodniego wybrze?a Stanów Zjednoczonych, który komunikuje si? z otoczeniem, pos?uguj?c si? swoj? ogromn? kolekcj? p?yt gramofonowych. Gdy zadasz mu jakie? pytanie, zaczyna przegl?da? p?yty (nie wiem, czy nie zmodernizowa? swojej kolekcji, przechodz?c na CD), k?adzie jedn? z nich na adapter i ustawia ig?? dok?adnie w tym miejscu, w którym s?owa piosenki daj? odpowied? na Twoje pytanie. Wielu spo?ród tych zadziwiaj?cych osobników wyposa?onych jest w zupe?nie niewiarygodn? pami??. Wielu mistrzów kalendarza potrafi nie tylko ustali? dzie? tygodnia odpowiadaj?cy dowolnej dacie (co, samo w sobie, nie wydaje si? by? szczególnym wyczynem pami?ci), ale mo?e równie? powiedzie?, jaka wtedy by?a pogoda, o ile tylko data ta przypada na okres jego doros?ego ?ycia (celowo u?y?em tu formy "jego": genialnych odmie?ców jest w?ród m??czyzn sze?ciokrotnie wi?cej ni? w?ród kobiet). W XIX wieku ?y? pewien cz?owiek, który potrafi? przypomnie? sobie dat? pogrzebu ka?dego zmar?ego mieszka?ca swojej parafii, jak równie? umia? poda? wiek zmar?ego i list? ?a?obników. Niektórzy badacze twierdz?, ?e mistrzowie kalendarza s? równie? mistrzami pami?ci, a ich zdolno?ci polegaj? po prostu na tym, ?e potrafi? wyobrazi? sobie kalendarze z poprzednich lat roz?o?one przed "oczyma" psychiki i w ten sposób znajduj? dzie? tygodnia odpowiadaj?cy w?a?ciwej dacie. Gdyby tak by?o, mistrzów kalendarza ??czy?aby z bli?niakami opisanymi przez Sacksa umiej?tno?? zapami?tywania i przegl?dania w umy?le ogromnych zbiorów liczb. Sugerowano równie?, ?e ci odmie?cy, którzy obdarzeni s? fantastyczn? pami?ci?, maj? co? wspólnego z Szereszewskim, a mianowicie nieumiej?tno?? zapominania (oczywi?cie to, co ich zasadniczo ró?ni, to fakt, ?e Szereszewski nie by? umys?owo upo?ledzony). Mimo ?e trudno to udowodni?, warto wspomnie?, ?e o ile poprawne odegranie kolejnych nut utworu Mozarta mog?oby by? uznane za osi?gni?cie niezwykle sprawnej pami?ci operacyjnej, o tyle dla przypomnienia sobie wszystkich osób pogrzebanych w danej parafii konieczna jest pami?? d?ugotrwa?a, a wi?c zupe?nie odmienny system pami?ci. Ale w jaki sposób mo?na w ogóle osi?gn?? takie wyniki? Bernard Rimland s?dzi, ?e jednym z czynników odgrywaj?cych tu zasadnicz? rol? jest skrajne ograniczenie si? do jednego rodzaju informacji. Uczony ten twierdzi, ?e uwag? wszystkich pozosta?ych ludzi nieustannie rozprasza zalew nap?ywaj?cych z ka?d? sekund? informacji, z których wi?kszo?? nie wi??e si? z zadaniem, na którym w danej chwili próbujemy si? skupi?; natomiast niezwyk?y odmieniec, chocia? upo?ledzony pod wieloma wzgl?dami, nie jest obci??ony zb?dnym baga?em ?yciowym i mo?e si? ca?kowicie skoncentrowa? na rozwijaniu jednego talentu. Ja sam musz? przyzna?, ?e moja uwaga rzeczywi?cie bardzo si? rozprasza, skoro w ?aden sposób nie potrafi? sobie wyobrazi?, ?e zaw??aj?c j?, móg?bym cho? troch? zbli?y? si? do wyników tych geniuszy. Co si? dzieje w mózgu genialnego odmie?ca? Nawet je?li pominiemy muzyk?, sztuk? i kalendarze, a skoncentrujemy si? na samej pami?ci, to znajdziemy bardzo ma?o wskazówek, które mog?yby wyja?ni? jej wyj?tkowo??. Pami?? tych ludzi wydaje si? bardziej automatyczna i bezpo?rednia ni? nasza, ale to, ?e tak j? charakteryzujemy, nic nie mówi o jej istocie. Ponadto wi?kszo?? tych geniuszy, niestety, nie potrafi wyja?ni? swoich umiej?tno?ci opieraj?c si? na introspekcji. Jeden z badaczy, dr Darold Treffert, wysun?? hipotez?, ?e nadzwyczajne zdolno?ci w tym przypadku wynikaj? z jakiego? uszkodzenia lewej pó?kuli, po??czonego z rozregulowaniem hipokampa i reszty maszynerii, która w normalnych warunkach kieruje procesami pami?ci. Tym samym prawa pó?kula mog?a zdominowa? ?ycie umys?owe tych zarazem upo?ledzonych i genialnych ludzi. Koncepcja ta zgadza si? z obserwacjami, ?e cz?sto maj? oni szczególnie rozwini?te zdolno?ci muzyczne albo matematyczne. Trudno sobie jednak wyobrazi?, w jaki w?a?ciwie sposób normalna pami?? mog?aby zosta? wzmocniona dzi?ki rozregulowaniu czy uszkodzeniu mózgu, chyba ?e powrócimy do my?li, ?e stan ten zapobiega rozpraszaniu uwagi i sprzyja bardzo wybiórczemu skupianiu si? na okre?lonym rodzaju informacji. Pami?? "niedorozwini?tych geniuszy" ró?ni si? od naszej nie tylko pod wzgl?dem sprawno?ci. Jak zauwa?y? dr Treffert, ich pami?? jest w?ska, ale niezwykle g??boka, podczas gdy nasza jest du?o p?ytsza i ma o wiele szerszy zakres. Ich pami?? cechuje brak emocjonalnych subtelno?ci. Jest ona zarazem znacznie mniej elastyczna ni? nasza, a nawet pod pewnymi wzgl?dami bezmy?lna, gdy? przypomina rodzaj pami?ci, która najcz??ciej odnosi si? do czynno?ci wykonywanych nawykowo. Na takiej w?a?nie pami?ci polegamy, gdy pokonujemy codziennie samochodem drog? do pracy. Wymienione ró?nice ograniczaj? si? jednak do powierzchni zjawiska. Dot?d nie uzyskano bowiem rzetelnych danych, które ?wiadczy?yby o tym, ?e w mózgu genialnego odmie?ca rzeczywi?cie dzia?a jaki? szczególny system pami?ci. Pewne zdarzenie zrodzi?o nadziej?, ?e kiedy? uda si? wyja?ni? natur? tych zadziwiaj?cych zdolno?ci. Badacze byli tak zafascynowani wyczynami s?ynnych mistrzów kalendarza i liczb pierwszych, ?e zaproszono pewnego doktoranta psychologii do udzia?u w eksperymencie, który mia? pokaza?, czy cz?owiek ten potrafi osi?gn?? tak? bieg?o??, aby zosta? mistrzem kalendarza w swojej grupie doktoranckiej. Uczestnik eksperymentu nauczy? si? na pami?? stosownych wzorów i przez pewien czas pracowa? dniami i nocami, by podnie?? swoje umiej?tno?ci. Stopniowo nauczy? si? ustalania dnia tygodnia odpowiadaj?cego danej dacie; pozostawa?o to jednak ?mudnym zadaniem a? do momentu, gdy nagle odkry?, ?e potrafi wykonywa? takie zadanie równie szybko jak genialni odmie?cy. Obliczenia zwi?zane z kalendarzem uleg?y w jego mózgu automatyzacji. Bernard Rimland zastanawia? si?, czy ta nag?a zmiana w pr?dko?ci oblicze? nie stanowi?a rezultatu przemieszczenia tych operacji z lewej pó?kuli mózgowej, która dzia?a na zasadzie krok-po-kroku, do prawej pó?kuli, która znacznie lepiej potrafi oceni? ca?okszta?t problemu. Jak stwierdzi? dr Rimland, hipoteza ta nie jest jednak niczym wi?cej ni? tylko "domys?em". By? mo?e, nigdy nie zrozumiemy, jak dzia?aj? mózgi "niedorozwini?tych geniuszy", oraz nie uda nam si? ustali?, w jaki sposób dokonuj? oni takich wyczynów w pami?taniu czy obliczaniu. Mimo to przypuszczenie, ?e rejestruj? znacznie mniej informacji ni? inni ludzie i dlatego mog? skoncentrowa? ca?? swoj? pami?? na stosunkowo ma?ej ilo?ci informacji, mo?e u?atwi? równie? rozstrzygni?cie problemu: dlaczego niedorozwini?ci geniusze nie zapominaj? w ten sam sposób, jak wszyscy ludzie? Odpowied? brzmi: po prostu nie s? do tego zmuszeni. Zapominanie stanowi niezwykle wa?ny proces dla naszych mózgów, poniewa? liczba istotnych zdarze? zachodz?cych w ci?gu ka?dego dnia jest bardzo ma?a, a wi?kszo?? bod?ców docieraj?cych do naszych mózgów dotyczy nudnych szczegó?ów codziennego ?ycia i mo?e spokojnie zosta? zapomniana. Nasz problem polega na tym, ?e zapominamy równie? wa?ne wydarzenia. Zapominanie nale?y wi?c traktowa? raczej jako proces nanoszenia poprawek do naszych ?ladów pami?ciowych: prawda, ?e niekiedy jakie? zdarzenie zostaje ca?kowicie usuni?te z pami?ci, ale czasem zapominamy samo zdarzenie, cho? wci?? zachowujemy wspomnienie o nim. Wtedy wspomnienie to staje si? niestarann? karykatur? pierwotnego zdarzenia, kszta?towan? przez zdarzenia i bod?ce bli?sze w czasie, takie jak zdj?cia i rodzinne opowie?ci, których pami?tanie - bardziej ni? pami?tanie pierwotnego zdarzenia - powoduje, i? odnosimy wra?enie, ?e pami?tamy. Niektórzy naukowcy przypuszczaj? nawet, ?e jedyn? rzecz?, któr? pami?tamy, jest ostatnia wersja danego wspomnienia, wszystko inne za? zostaje usuni?te z pami?ci. ?atwo przekonasz si?, ?e to mo?liwe, gdy skupisz si? na jakim? przechowywanym od dawna wspomnieniu i b?dziesz usi?owa? rozbudowa? to wspomnienie tak, by uszczegó?owi? je. Odkryjesz wówczas, ?e wi?kszo?? najbardziej drogich Ci wspomnie? jest statyczna i niezmienna, odporna na wszelkie próby dodania nowych szczegó?ów. To zaledwie wspomnienia wspomnie?. Nawet je?li wi?kszo?? ludzi nie marzy o pami?ci dorównuj?cej pami?ci Szereszewskiego, przyjemnie by?oby móc odzyska? pewne wspomnienia, które kiedy? mieli?my, a potem utracili?my. Zagadnienie to pasjonuje psychologów od dziesi?tków lat. Czy mo?liwe jest odzyskanie raz utraconych wspomnie?? Kuzyn Karola Darwina, Francis Galton [Sir Francis Galton (1822-1911), przyrodnik, antropolog i lekarz; stworzy? podstawy eugeniki, zas?yn??, badaj?c dziedziczenie wybitnych uzdolnie?; autor m.in. Hereditary Genius (1869); przyja?ni? si? z Karolem Darwinem; przyp. red.]. nie tylko interesowa? si? ró?nymi aspektami ludzkiej natury, ale mia? równie? dar zadawania w?a?ciwych pyta? oraz pomys?owego planowania eksperymentów, które mog?yby udzieli? odpowiedzi na te pytania. Obecnie Galtona traktuje si? z pewn? podejrzliwo?ci?, poniewa? prezentowa? on typowo wiktoria?skie pogl?dy na kwestie rasowe i klasowe: wierzy? na przyk?ad, ?e sk?onno?ci kryminalne maj? podstawy biologiczne, i opracowa? technik? ??czenia ze sob? rysów twarzy wielu przest?pców, tak by uzyska? kombinacj? typowych rysów twarzy kryminalisty. Uczony by? rozczarowany, gdy okaza?o si?, ?e metoda ta nie przynios?a spodziewanych rezultatów. Mimo wszystko nie ma w?tpliwo?ci, ?e Galton okaza? si? zr?cznym eksperymentatorem. Intrygowa?y go zjawiska zwi?zane z pami?taniem i zapominaniem, a zw?aszcza pytanie: Czy wspomnienia mog? zosta? utracone na zawsze? Galtonowi nie chodzi?o bynajmniej o to, czy jakiekolwiek wspomnienia mog? by? utracone na zawsze, poniewa? jest oczywiste, ?e wi?kszo?? tego, co ka?dego dnia przechodzi przez pami?? operacyjn?, na przyk?ad numery telefoniczne czy rodzaj zamówionej pizzy, zostaje bezpowrotnie zapomniane po up?ywie tygodnia. Galtona interesowa?a kwestia, czy wspomnienie, które kiedy? by?o dobrze pami?tane, a potem zosta?o zapomniane, mo?e zosta? przywo?ane dzi?ki odpowiednim wskazówkom. Prowadzi? on badania na samym sobie, u?ywaj?c zestawu pojedynczych (nie znanych mu) s?ów, zapisanych na kartkach papieru. Najpierw przygl?da? si? danemu s?owu, rozmy?laj?c swobodnie, co to s?owo oznacza, a? przychodzi?o mu do g?owy par? idei czy niewyra?nych skojarze?. Wtedy nagle skupia? ca?? uwag? na jednym z tych przelotnych wspomnie?, staraj?c si? przypomnie? sobie jak najwi?cej zwi?zanych z nim szczegó?ów, które nast?pnie zapisywa?. Galton powtarza? ten eksperyment wiele razy, a? w ko?cu móg? sformu?owa? pewne wnioski o swoich zasobach pami?ci i mo?liwo?ci odtworzenia tych wspomnie?, które dawno zosta?y zapomniane. Galton stwierdzi?, ?e wi?kszo?? skojarze?, wywo?anych przez losowo wybrane s?owa, pochodzi?a z dawnej przesz?o?ci, z czasu dzieci?stwa lub okresu m?odzie?czego, a tylko oko?o 15% wspomnie? dotyczy?o niedawnych wydarze?. Zaobserwowa? równie?, ?e to samo s?owo wywo?ywa?o to samo skojarzenie nawet po up?ywie wielu tygodni. Wyci?gn?? st?d wniosek, ?e liczba wspomnie?, które móg? wywo?a?, by?a ?ci?le ograniczona i ?e jego umys? ci?gle wpada? w te same koleiny, tydzie? po tygodniu. Nie da?o si? zatem powiedzie?, ?e odzyskiwanie dawno zapomnianych wspomnie? jest niemo?liwe, ale Galton nabra? przekonania, ?e zdarza si? to niezwykle rzadko. Zdolno?ci introspekcyjne Galtona i jego umiej?tno?? analizowania w?asnych procesów my?lowych dostarczy?y przyk?adu wspomnienia, które na pierwszy rzut oka wygl?da?o, jakby wynurzy?o si? znik?d, ale ostatecznie okaza?o si? fragmentarycznym ?ladem pami?ciowym, który nigdy nie by? odleg?y od ?wiadomo?ci. Kiedy?, w czasach swej m?odo?ci, Galton za namow? ojca sp?dzi? kilka dni w laboratorium chemicznym, aby rozszerzy? sw? wiedz? ogóln?. Okaza?o si?, ?e s?owa na kartkach prezentowane w ramach eksperymentu trzykrotnie przywo?ywa?y u Galtona skojarzenia dotycz?ce po?o?enia sto?ów w laboratorium oraz woni chloru. Jak zauwa?y?, gdyby te dwa odczucia zosta?y wywo?ane w ramach zwyk?ego biegu codziennych zdarze?, wydawa?oby si?, ?e jest to wspomnienie odtworzone z nico?ci. Eksperyment z kartkami wykaza? jednak, ?e wspomnienia obija?y si? gdzie? w zakamarkach pami?ci, oczekuj?c, ?e którego? dnia zostan? przypomniane. Galton doszed? do wniosku, ?e "w wi?kszo?ci przypadków zapomnienie wydaje si? zjawiskiem nieodwracalnym..." i ?e niepokoj?ca idea, i? w momencie ?mierci staj? nam przed oczyma wszystkie zdarzenia naszego ?ycia, jest raczej nieprawdopodobna. Dopowiadaj?c my?l Galtona, mo?na by rzec, ?e proces ten polega?by na odgrzaniu tych samych, wielokrotnie powtarzanych wspomnie?, co by?oby naprawd? okropnym sposobem zej?cia z tego ?wiata. Pomimo bada? Galtona wyniki nieformalnej ankiety, przeprowadzonej pod koniec lat siedemdziesi?tych, wykaza?y, ?e oko?o 70% ludzi (i a? 84% psychologów, czyli zaskakuj?co du?o) utrzymywa?o, ?e wszelkie wspomnienia s? przechowywane na sta?e i mo?na do nich dotrze?, je?li tylko u?yje si? w?a?ciwych metod. Badanie to przeprowadzi?a psycholog Elizabeth Loftus, która odkry?a, ?e jednym z powodów takiej wiary jest fakt, ?e wi?kszo?ci ludzi zdarzy?o si? kiedy? przypomnie? sobie nagle co?, co wydawa?o si? dawno zapomniane. Nic nie mo?e konkurowa? z naszym w?asnym do?wiadczeniem. Wielu psychologów nie tylko podziela?o to przekonanie, ale w dodatku powo?ywa?o si? na prace Wildera Penfielda. Jak wiemy, uczony ten pobudza? ró?ne rejony ods?oni?tego mózgu i w ten sposób udawa?o mu si? wywo?ywa? w umy?le pacjentów szczegó?owe obrazy ró?nych sytuacji, które mia?y wszelkie pozory wspomnie?, w niektórych przypadkach si?gaj?cych dziesi?tki lat wstecz. Wspomnia?em ju? w Rozdziale 2, ?e Elizabeth Loftus szczegó?owo przeanalizowa?a relacje tych pacjentów i stwierdzi?a, i? wi?kszo?? opisywanych przez nich sytuacji prawdopodobnie nie odpowiada?a prawdziwym wspomnieniom, a ponadto owe rzekome wspomnienia wyst?powa?y tylko u nielicznych pacjentów. Przypuszczano równie?, ?e hipnoza i psychoanaliza mog? pomóc w wydobyciu na ?wiat?o dzienne tego, co latami pozostawa?o ukryte w mózgu. Dr Loftus obawia si?, ?e w przypadku obu metod mo?e dochodzi? zarówno do powstawania nowych ?ladów pami?ciowych, dotycz?cych czego?, co nigdy si? nie zdarzy?o, jak i do odtwarzania prawdziwych wspomnie?. Uczona ta razem ze wspó?pracownikami przeprowadzi?a seri? eksperymentów, które wykaza?y, jak ?atwo to osi?gn??. W jednym z tych do?wiadcze? ochotnicy ogl?dali seri? kolorowych przezroczy przedstawiaj?cych wypadek: samochód potr?ci? pieszego na skrzy?owaniu. Po?owie testowanych osób pokazano przezrocze, na którym wida? by?o znak stopu na tym skrzy?owaniu, a drugiej po?owie pokazano znak drogi podporz?dkowanej. Nast?pnie wszyscy uczestnicy musieli odpowiedzie? na pytania, z których jedno, pytanie 17, mia?o dwie wersje: "Czy jaki? samochód wyprzedzi? czerwonego datsuna, kiedy ten zatrzyma? si? przed znakiem stopu (drogi podporz?dkowanej)?" Eksperyment zaplanowano w ten sposób, ?e ci spo?ród uczestników, którym pokazano slajdy ze znakiem stopu, otrzymali pytanie, w którym wyst?powa? znak drogi podporz?dkowanej i vice versa. Po krótkim czasie badanym pokazano seri? przezroczy zestawionych w pary i poproszono, by z ka?dej pary wybrali slajd, który widzieli wcze?niej. W przypadku przezrocza o zasadniczym znaczeniu dla tego do?wiadczenia badani musieli wybra? mi?dzy znakiem stopu a znakiem drogi podporz?dkowanej i okaza?o si?, ?e wi?kszo?? (w jednej cz??ci eksperymentu a? 80%) wybra?a niew?a?ciwy slajd. Fakt ten mo?na t?umaczy? na wiele sposobów, z których najprostszym by?oby uznanie, ?e wielu uczestników po prostu w ogóle nie zauwa?y?o znaku drogowego w czasie pierwszego pokazu, a pytanie 17 dostarczy?o im informacji, których wcze?niej po prostu nie mieli. To wyja?nienie jest jednak ma?o prawdopodobne: kiedy sprawdzano, czy bezpo?rednio po obejrzeniu slajdów ochotnicy, którym nie zadawano myl?cych pyta?, pami?tali, jaki znak widzieli, w 90% przypadków dokonywali w?a?ciwego wyboru i wskazywali to przezrocze, które rzeczywi?cie widzieli wcze?niej. Mo?na by równie? uzna?, ?e w mózgu Istniej? równocze?nie dwie wspó?zawodnicz?ce ze sob? wersje wydarze? - jedna oparta na przezroczach, a druga na tre?ci pyta?. Chocia? nie sposób udowodni?, ?e dwa wspomnienia tych samych zdarze? nie mog? wspó?istnie? ze sob?, faktem jest, ?e ludzie konsekwentnie wybieraj? wersj? nieprawdziw? - na przyk?ad: znak drogi podporz?dkowanej, gdy faktycznie widzieli znak stopu - nawet gdy pokazuje si? im przezrocza odpowiadaj?ce obu wersjom i prosi o wybranie jednego z nich. Trudno uzasadni?, dlaczego w takiej sytuacji tendencja do wybierania b??dnej wersji mia?aby si? utrzymywa?, je?li w momencie wyboru w mózgu istniej? obie wersje wspomnie?. Seria kolejnych testów ró?nego typu przekona?a Elizabeth Loftus, ?e pytania wprowadzaj?ce nie widziany uprzednio znak drogowy nie tylko przeszkadza?y w dok?adnym przypomnieniu sobie rzeczywi?cie widzianego znaku, ale wr?cz powodowa?y zast?pienie pierwotnego wspomnienia przez nowe, nieprawdziwe wspomnienie. Powy?sze eksperymenty ogranicza?y si? oczywi?cie do bardzo specyficznych warunków laboratoryjnych, ale ?atwo uogólni? ich wyniki na sytuacje dziej?ce si? poza pracowni? psychologa. Kto mo?e ustali?, na jakiego rodzaju przepytywania, sugestie i zach?ty wystawiony by? g?ówny ?wiadek, zanim zacz?? zeznawa? na sali s?dowej? Je?li a? tak mo?na nagina? pami??, to jak? maj? warto?? relacje oparte na pami?ci ?wiadka, który na sali s?dowej jest prawdopodobnie w wi?kszym stresie ni? jakikolwiek ochotnik w uniwersyteckim laboratorium psychologicznym? Od ko?ca lat siedemdziesi?tych, kiedy przeprowadzano te eksperymenty, problem krucho?ci ?ladów pami?ciowych nabra? nowego i Istotnego znaczenia w zwi?zku ze szczególnym rodzajem przywo?ywania przesz?o?ci, dotycz?cym odtwarzania t?umionych wspomnie? przez osoby, które jako dzieci by?y wykorzystywane seksualnie. W latach dziewi??dziesi?tych dosz?o do istnej "epidemii" przypadków, gdy osoby w dzieci?stwie wykorzystywane seksualnie przypominaj? sobie o tym po dwudziestu czy trzydziestu latach. Wspomnienia te na ogó? wychodz? na jaw dzi?ki psychoterapii. T?umaczy si? to tym, ?e wspomnienia te. Jako bardzo bolesne, by?y t?umione i pozosta?y po nich zaledwie szcz?tkowe ?lady Istnienia. Zdaniem niektórych, mog? si? one przejawia? na przyk?ad niech?ci? do próbowania nowych rzeczy lub te? niepewno?ci? co do tego, czego naprawd? si? chce. Gwiazda telewizyjna Roseanne Arnold, by?a Miss Ameryki Marilyn Van Derbur i dos?ownie setki (a nawet tysi?ce) innych zwyk?ych ludzi po trzydziestce lub po czterdziestce przypomniaj? sobie takie prze?ycia, których - jak twierdz? - do?wiadczyli dziesi?tki lat wcze?niej i dot?d zupe?nie nie byli tego ?wiadomi. Procesy s?dowe o odszkodowania w takich sprawach staj? si? coraz cz?stsze l wiele stanów USA wprowadzi?o przepisy pozwalaj?ce ofierze wykorzystywania seksualnego wej?? na drog? s?dow? po wielu latach od czasu zaj?cia tych zdarze? (kiedy? nie by?o to mo?liwe z powodu przedawnienia). W tej sytuacji - co wcale nie dziwi - nast?pi?a reakcja przeciwna: w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie dzia?a False Memory Syndrome Foundation [Fundacja ds. zespo?u fa?szywych wspomnie?), która propaguje ide?, ?e wspomnienia dotycz?ce wykorzystywania seksualnego, pojawiaj?ce si? po rozpocz?ciu psychoterapii, s? najprawdopodobniej fa?szywe, gdy? rzekoma ofiara pod?wiadomie kreuje je w odpowiedzi na sugesti? lub, co gorsza, zach?t? ze strony terapeuty. Przeciwnicy powy?szej koncepcji, a w?ród nich niektórzy psycholodzy, twierdz? z kolei, ?e Fundacja odznacza si? równie wysok? "kreatywno?ci?", odwo?uj?c si? do zespo?u fa?szywych wspomnie?, które to poj?cie nie opiera si? na ?adnych wynikach psychologicznych bada? naukowych. Niestety, ca?a ta afera to kopalnia nienawi?ci i z?o?ci. Jestem pewien, ?e wi?kszo?? badaczy ludzkiej pami?ci nie chcia?aby mie? nic wspólnego z tym wszystkim, cho? s? i tacy, a w?ród nich Elizabeth Loftus, którzy staraj? si? uporz?dkowa? i zanalizowa? ten zalew wzajemnie sprzecznych twierdze? i o?wiadcze?. Powo?uj?c si? na wyniki swoich bada? nad krucho?ci? wspomnie?, dr Loftus obawia si?, ?e same starania, by odtworzy? wspomnienia, które przez dziesi?tki lat pozostawa?y u?pione, mog? przyczyni? si? do powstania cz??ciowo lub ca?kowicie nowych wspomnie?. Takie zmy?lone wspomnienia mog? za? by? nie do odró?nienia. W opublikowanym na lamach pisma "American Psychologist" podsumowaniu bada? w tej dziedzinie dr Loftus opisuje przypadek pewnego m??czyzny. Pocz?tkowo cz?owiek ten zaprzecza? oskar?eniom, ?e wykorzystywa? seksualnie dzieci, ale po miesi?cach przes?uchiwa? i terapii zacz?? "przypomina?" sobie zdarzenia, o które go oskar?ano, a tak?e wiele innych przest?pstw: poczynaj?c od gwa?tów i napadów, sko?czywszy na uczestnictwie w kulcie szatana. Sprawa sko?czona? Nie ca?kiem. Psycholog zatrudniony przez oskar?yciela wymy?li? ca?? histori? o rzekomym wykorzystywaniu seksualnym i powiedzia? oskar?onemu, ?e pochodzi ona od dwojga jego w?asnych dzieci. Po okresie zaprzecze? oskar?ony w ko?cu "przypomnia?" sobie ca?y ten incydent i opisa? go na trzech stronach. W rzeczywisto?ci "przypomnia? sobie" ca?kowicie wymy?lone zdarzenie. Loftus zwraca uwag?, ?e metody u?yte, by przekona? go o prawdziwo?ci tej opowie?ci, nie ró?ni? si? istotnie od metod stosowanych do odtworzenia u?pionych wspomnie?. Ale czy rzeczywi?cie jest to typowy przyk?ad? W chwili obecnej istnieje tylko kilka podstawowych prawd, co do których panuje powszechna zgoda. Ka?dy przypadek seksualnego wykorzystania dziecka to o jeden przypadek za du?o, a cz?stotliwo?? wyst?powania takich zdarze? jest znacznie wy?sza, ni? ktokolwiek przypuszcza?by jeszcze dziesi?? lat temu. Nie wiem, czy wielu ludzi zaj??oby stanowisko tak skrajne, jak kanadyjska pisarka, Sylvia Fraser, która w artykule w "Saturday Night" okre?li?a spo?eczne przyzwolenie na seksualne wykorzystywanie dzieci jako "d?entelme?sk? umow?, która pozwala traktowa? dziecko jako ?rodek do natychmiastowego zaspokojenia potrzeb seksualnych, równie ?atwy do pozbycia si? jak prezerwatywa". Zarazem jednak tylko ludzie o zadziwiaj?cych normach post?powania nie zgodziliby si? z pogl?dem, ?e seksualne wykorzystywanie dzieci jest czym? z gruntu z?ym i nale?y do?o?y? wszelkich stara?, by je ca?kowicie wykorzeni?. Z drugiej strony jest prawd? równie? to, ?e rzetelno?? wspomnie?, które wy?aniaj? si? dopiero po intensywnych spotkaniach w cztery oczy z terapeut?, mo?e budzi? pewne w?tpliwo?ci. Wzi?te razem, oba wspomniane fakty prowadz? po prostu do wniosku, ?e w?ród przypadków nag?ego przypomnienia sobie dawno zapomnianych incydentów niektóre dotycz? prawdziwych zdarze?, a niektóre nie. Niepodobna stwierdzi?, jaka cz??? tych przypadków nale?y do ka?dej z tych dwóch kategorii. Próbuj?c wyj?? poza te proste i niezbyt u?yteczne prawdy, natrafiamy na grz?ski grunt sprzecznych danych oraz ich interpretacji. Psycholodzy próbuj? ustali?, jaki procent doros?ych, którzy jako dzieci byli wykorzystywani seksualnie, ca?kowicie st?umi?o wspomnienia na ten temat na d?u?szy czas. Niektórzy psycholodzy twierdz? nawet, ?e zjawisko t?umienia wspomnie? w ogóle nie istnieje. Utrzymuj? oni natomiast, ?e przera?enie i szok w czasie pierwotnego zdarzenia w ogóle nie pozwoli?y, by jego szczegó?y przedosta?y si? do pami?ci. W tej dziedzinie nie mo?na jednak pozwoli? sobie na uogólnienia i ka?dy przypadek musi by? rozpatrywany oddzielnie. Nie ulega w?tpliwo?ci, ?e wyja?nienie procesów, jakie zachodz? wówczas, gdy przywo?uje si? wspomnienia z dalekiej przesz?o?ci, jest wa?ne z powodów znacznie wykraczaj?cych poza granice akademickiej dociekliwo?ci. Sama my?l, ?e nasze wspomnienia, dostarczaj?ce nam materia?u do tworzenia historii naszego ?ycia, mog? by? fa?szywe lub mog? wprowadza? w b??d, jest szokuj?ca. Przecie? ca?o?? naszych osobistych wspomnie? to jedyna "rzecz", która nale?y do nas i tylko do nas. Inni znaj? jej poszczególne fragmenty, ale tylko w naszym mózgu ca?a historia toczy si? od pocz?tku do ko?ca. A jednak okazuje si?, ?e nawet w naszym w?asnym mózgu historia ta nigdy nie zostaje opowiedziana do ko?ca i nieraz mija si? z prawd?. ROZDZIA? 19 - FREUDOWSKI SEN W obr?bie cywilizacji zachodniej popularne pogl?dy na temat snów znajdowa?y si? przez niemal sto lat pod przemo?nym wp?ywem my?li Zygmunta Freuda, który g?osi?, ?e sny s? spe?nieniem zakazanych pragnie? z okresu dzieci?stwa. Wspó?czesna nauka po?wi?ca natomiast wi?cej czasu na próby zrozumienia, jak mózg tworzy marzenia senne, ni? na interpretacj? ich tre?ci. Wi?kszo?? wspó?czesnych bada? nad snami przeprowadza si? w laboratoriach snów; w maju 1992 roku uda?o mi si? sp?dzi? noc w laboratorium snów dra Josefa DeKonincka na Uniwersytecie w Ottawie. Naukowcy oczekuj?, ?e w laboratorium snów b?dziesz spa? dok?adnie tak samo, jak u siebie w domu; zamontowana na ?cianie kamera wideo zarejestruje ka?dy Twój ruch, elektrody b?d? naci?ga? skór? Twojej g?owy, ilekro? ta poruszy si? na poduszce, a d?uga, elastyczna plastikowa sonda - nie przerywaj?c Twojego snu - b?dzie zbiera?a dane na temat temperatury wewn?trz Twego cia?a przez pewien nisko i wygodnie po?o?ony otwór. Nawiasem mówi?c, w moim przypadku wyst?pi?y dodatkowe komplikacje natury chemicznej, wynikaj?ce z wieczornego posi?ku z?o?onego z pizzy, zbyt du?ej ilo?ci wina i kawy espresso. Elektrody rozmieszczone wokó? mojej g?owy mia?y wykrywa? aktywno?? mózgu; te, które znajdowa?y si? pod podbródkiem, mierzy?y napi?cie mi??ni, a te w okolicy oczu rejestrowa?y ich ruchy. Wszystkie te elektrody reaguj? na zmiany si?y miejscowego pola elektrycznego; obraz tych zmian stanowi? zygzaki, które kre?li piórko na przesuwaj?cej si? papierowej ta?mie. Rezultatem jednej przespanej nocy mo?e by? tyle papieru, zapisanego o?mioma wykresami faluj?cych linii, ?e pokry?by on powierzchni? dwóch boisk futbolowych. Patrz?c na wykres, naukowiec zajmuj?cy si? snami potrafi ?atwo ustali?, kiedy badanej osobie co? si? ?ni. W ci?gu nocy cz?stotliwo?? fal mózgowych zmienia si? okresowo, przy czym ka?dy nowy rytm oznacza przej?cie z jednej fazy snu w inn?. Istniej? cztery fazy snu, w ci?gu których fale mózgowe zdecydowanie ró?ni? si? od fal obserwowanych w stanie czuwania, przy czym w pierwszej fazie - tej, w któr? wchodzisz najpierw - sen jest najl?ejszy, a w fazie czwartej najg??bszy. Od czasu do czasu powolne fale charakterystyczne dla snu ust?puj? miejsca falom ca?kiem podobnym do obserwowanych w stanie czuwania i w tym samym momencie oczy zaczynaj? porusza? si? do przodu i do ty?u. Jest to, s?ynny obecnie, "sen z szybkimi ruchami oczu" (ang. Rapid-eye-movement. czyli REM); osoby obudzone ze snu REM prawie zawsze potrafi? opowiedzie?, co im si? w?a?nie przy?ni?o. Chocia? specjali?ci zgadzaj? si?, ?e umys? pozostaje aktywny tak?e w innych stadiach snu (w tak zwanym ?nie non-REM), jednak najbardziej wyraziste relacje - i te najbardziej "jak we ?nie" - dotycz? snu REM. Moje okresy REM tamtej nocy w Ottawie by?y chaotyczne i fragmentaryczne (jako ?e ostra papryka i w?oska kawa pozostawi?y swoje pi?tno na moich p?atach czo?owych), ale mimo to, gdy si? rano obudzi?em, uda?o mi si? przypomnie? sobie trzy ró?ne sny, z których najzabawniejszy, przynajmniej wed?ug trzech specjalistów analizuj?cych moje dane, by? nast?puj?cy: Wraca?em do swojego samochodu (typowo rodzinnego auta), pozostawionego na niemal pustym parkingu, gdy zauwa?y?em, ?e moja dobra znajoma, której nie widzia?em od dwóch czy trzech lat, zaparkowa?a swój bardzo podobny samochód tu? obok mojego. Jej samochód by? wi?kszy, mój za? nowszy. Nast?pnie ona, ja i jacy? inni ludzie wsiedli?my do mojego samochodu, by porozmawia? o takich sprawach, jak ceny tych samochodów oraz ich przebieg. Allan Moffitt z Uniwersytetu Carleton, jeden z badaczy snów, my?l?c o moim ?nie, powiedzia?: "Freud przewróci?by si? w grobie". Wed?ug powszechnej opinii postawa "freudowska" polega?aby na przesianiu tre?ci tej sennej historyjki w poszukiwaniu symboli seksualnych, poniewa? wszyscy zak?adamy, ?e Freud uwa?a?, i? sny s? po prostu wyszukan? form? kryj?c? seksualne tre?ci. Niew?tpliwie uzna?by on, ?e prawdziwe znaczenie snu o tym, ?e "jej samochód by? wi?kszy, mój za? nowszy", jest tak oczywiste jak, hm, nos na Twojej twarzy. Dla freudysty krótki ci?g zdarze? na parkingu stanowi "jawn? tre??" mojego snu, czyli to, co mi si? przydarzy?o podczas snu. Za t? jawn? tre?ci? majaczy znacznie bardziej istotna "ukryta tre??" snu: sie? skojarze? i znacze?, które mo?na by ujawni? - musia?bym tylko zastanowi? si? nad tym snem i, snuj?c refleksje, zastosowa? metod? swobodnych skojarze? pod kierunkiem analityka snów. Kim byli ludzie w moim ?nie, co dla mnie znaczyli i dlaczego rozmawiali?my w?a?nie na takie tematy? To tylko trzy spo?ród wielu mo?liwych pyta?. Ukryta tre??, gdy si? j? raz wydob?dzie, oka?e si? znacznie bardziej szczegó?owa ni? fragmentaryczna, jawna tre??. Freud twierdzi?by, ?e ?ród?em tego wszystkiego by?o jakie? pragnienie z czasów mojego dzieci?stwa zanadto zawstydzaj?ce, bym je ?wiadomie dopu?ci? do swojego umys?u; dopóki nie ?pi?, pozostaje ono st?umione, ale w czasie marze? sennych mo?e uzyska? dost?p do ?wiadomo?ci. Gdyby jednak takie t?umione my?li zalewa?y nasz? ?wiadomo?? pe?ni? odstr?czaj?cych szczegó?ów, to w najlepszym razie zrujnowa?yby nocny sen i dlatego, wed?ug Freuda, mój umys?, podobnie jak umys?y wszystkich innych ludzi, zawiera cenzora, który przez dwadzie?cia cztery godziny na dob? zajmuje si? maskowaniem przedzieraj?cych si? ku ?wiadomo?ci t?umionych my?li. Oznacza to, ?e nawet je?li mój sen o samochodach rzeczywi?cie zawiera? jakie? zakazane my?li, to by?y one zamaskowane na tyle skutecznie, ?e nie umia?bym ich rozpozna?, dopóki nie dokona?bym analizy tego snu. Wspomniany cenzor to wirtuoz, który chwyta si? ró?nych sposobów, by uniemo?liwi? mi dojrzenie w moich snach pragnie? z czasów dzieci?stwa. Jeden ze sposobów dzia?ania cenzora polega na kondensacji, czyli takim przekszta?caniu istniej?cych w pod?wiadomo?ci z?o?onych zbiorów wzajemnie powi?zanych my?li, by zasadnicz? ich tre?? zawrze? w kilku minutach snu. Ca?y mój sen o samochodach trwa? chyba niespe?na minut?, ale dzi?ki kondensacji móg? zawiera? tak? ilo?? informacji o mnie samym, ?e wyjawienie ich zaj??oby mi wiele godzin wynurze?. Czasami kondensacja wygl?da nast?puj?co: pojedyncza osoba lub miejsce we ?nie w istocie reprezentuje dwa ró?ne elementy rzeczywisto?ci. Cenzor potrafi te? zagmatwa? spraw? tak, ?e nieistotne przedmioty lub ludzie wydaj? si? osobie ?ni?cej wa?ne i vice versa. Czy moje emocje wi?za?y si? z moj? dawn? przyjació?k? czy z moim samochodem? A mo?e te? z jej samochodem? A mo?e autem Van Morrisona? [w tek?cie pojawia si? gra s?ów: samochód dla ca?ej rodziny to po angielsku von (przyp. t?um.]. Cenzor nadaje te? abstrakcyjnym poj?ciom konkretn? form?: strach, zazdro?? czy gniew - ka?de z tych uczu? musi ukaza? si? na scenie snu w fizycznej postaci, jako wizualna reprezentacja. I w ko?cu, chocia? z pewno?ci? nie jest to bez znaczenia, najbardziej popularna funkcja cenzora to nadawanie symbolom tre?ci seksualnych. Parasol to cz?onek, piec to pochwa, a samochód rodzinnego typu symbolizuje przypuszczalnie oba te narz?dy. W tym miejscu podam nieco bardziej szczegó?ow? wersj? mojego snu po to, by pokaza?, dlaczego freudowski pogl?d na sny zdoby? powszechne uznanie (mimo ?e jego popularna wersja odesz?a nieco od orygina?u), oraz udowodni?, ?e ka?dy z nas potrafi przerobi? nawet ca?kiem niewinn? opowie?? na ordynarne igraszki z pod?wiadomo?ci?. Oto sen o samochodzie z pewnymi dodatkami. Wykrzykniki wstawi?em wsz?dzie tam, gdzie Freud zareagowa?by uniesieniem brwi: Zaparkowa?em swój samochód typu van (!) na du?ym (!) parkingu (!), po?o?onym nieco poni?ej (!!) szosy, tak ?e trzeba by?o zjecha? w dó? niewielkiego pagórka, by tam dotrze? (!!). Wraca?em do samochodu, gdy zauwa?y?em, ?e kto? inny zaparkowa? tu? (!) obok i ?e w tym drugim samochodzie znajduje si? moja dobra znajoma (!!) ze swoim przyjacielem (!!!). Nie zna?em go, ale przypomina? mi on kogo? obecnego tej nocy w laboratorium snów. Tak czy owak mia? on wielk? ochot? poprowadzi? mój samochód (!!), który by? nowszy od jego samochodu (!!!), wi?c oni oboje i ja wsiedli?my do ?rodka (!!!!) i rozmawiali?my d?ugo o tym, jak du?o kosztowa? (!!) i o podobnych sprawach. Tak wygl?da? jeden z trzech snów, które uda?o mi si? przypomnie? sobie rano, po nocy sp?dzonej w laboratorium snów - mia?em zreszt? wra?enie, ?e pojawi? si? on wcze?niej ni? pozosta?e. Freud twierdzi?, ?e wszystkie sny, które ?nili?my danej nocy, dotycz? tego samego tematu. Tak wi?c, chocia? moje dwa pozosta?e sny na pozór dotyczy?y zupe?nie ró?nych rzeczy - odczytywania zapisu moich snów nast?pnego ranka (podczas pierwszej nocy sp?dzonej w laboratorium snów zdarza si? to bardzo cz?sto) i spaceru w stron? starego, ceglanego budynku szko?y ?redniej oraz mijaj?cych mnie po drodze uczniów w ozdobionych kwiatami samochodach z lat pi??dziesi?tych - to analitycy snów próbowaliby doszuka? si? czego?, co ??czy?oby wszystkie trzy sny. Zauwa?my, ?e pojawienie si? osoby, któr? widzia?em w laboratorium snów kilka godzin wcze?niej, nie stanowi problemu z freudowskiego punktu widzenia. Freud wyja?ni?, ?e wyst?pienie we ?nie zdarze? lub osób z mijaj?cego dnia to wynik kojarzenia tak zwanych pozosta?o?ci dnia i pod?wiadomych t?umionych pragnie?. Wyniki bada? prowadzonych w laboratoriach snów, takich jak to, które odwiedzi?em, os?abi?y wp?ywy freudyzmu. Wspó?czesne koncepcje marze? sennych opieraj? si? raczej na zbieraniu danych ni? na intuicji, a wnioski formu?uje si? na podstawie statystycznej istotno?ci danych, nie za? na podstawie wyobra?ni badacza. Nie twierdz?, ?e takie podej?cie jest zawsze lepsze - niektóre ksi??ki szczegó?owo opisuj?ce najnowsze eksperymenty w dziedzinie snów s? zaskakuj?co nudne, mimo ?e temat ten cieszy si? powszechnym zainteresowaniem. My?l Freuda mo?e wprawdzie rzuci? du?o ?wiat?a na istot? marze? sennych, ale dzi?ki podej?ciu eksperymentalnemu uda?o si? opisa? je w kategoriach innych ni? freudowskie. Wydaje si?, ?e na przyk?ad koty i szczury równie? maj? marzenia senne, a zachodz?ce w czasie ich snu procesy chemiczne i elektryczne s? bardzo podobne do procesów obserwowanych u ludzi. Skoro marzenia senne (przynajmniej we ?nie REM) u ró?nych, tak odleg?ych pod wzgl?dem pokrewie?stwa zwierz?t s? z punktu widzenia fizjologii tak podobne, to musz? by? one rodzajem aktywno?ci mózgu, która pojawi?a si? bardzo dawno, by? mo?e, ponad sto milionów lat temu. Stwierdzenie to przekona?o wielu badaczy, ?e po pierwsze: podej?cie Freuda mo?e narzuca? zbyt daleko id?c? interpretacj? czego?, co nie jest swoi?cie ludzkie, a po drugie: warto szuka? innych wiarygodnych przyczyn naszych snów. Sen REM odkryto dopiero na pocz?tku lat pi??dziesi?tych i potrzeba by?o dziesi?ciu lat, by dostrzec niezwyk?o?? tego stanu umys?u. Wyraziste sny nie stanowi? bynajmniej najdziwniejszego sk?adnika stadium REM. Obserwowany w tym czasie spadek napi?cia mi??ni podbródkowych wskazuje, ?e podczas snu REM cia?o ogarnia ogólna atonia (zwiotczenie mi??ni). Niekiedy zadr?y Ci kciuk lub du?y palec u nogi; czasem palce podskocz? spazmatycznie, ale w gruncie rzeczy nie mo?esz porusza? si?. Niektórzy mogli do?wiadczy? tego stanu w pierwszych chwilach po obudzeniu si? ze snu. Tym fizjologicznym zjawiskiem t?umaczy si? przera?aj?ce sny, kiedy próbujesz zerwa? si? z ?ó?ka, by rzuci? si? do ucieczki, ale nie mo?esz ruszy? r?k? ani nog? - w wi?kszo?ci przypadków parali? ów zanika, zanim obudzisz si? na tyle, by to sobie u?wiadomi?. Wyj?tek dotyczy nag?ego, przera?aj?cego ataku przysennego parali?u, który zdarza si? u osób cierpi?cych na narkolepsj?. Narkolepsja to dolegliwo?? neurologiczna, która powoduje nadmiern? senno??: ludziom cierpi?cym na narkolepsj? zdarza si? zapa?? w drzemk? w czasie pracy lub prowadzenia samochodu. Wi?kszo?? z nich, by odegna? senno??, za?ywa leki pobudzaj?ce. Ludzie ci cierpi? z powodu wielu dziwnych objawów, które mo?na zrozumie? tylko wówczas, gdy uzna sieje za oderwane fragmenty snu REM. Dla takich ludzi najgorsze s? chwile tu? przed za?ni?ciem lub obudzeniem si?, poniewa? wchodz? oni wtedy w ?wiat snów, b?d?c jednocze?nie w pe?ni przytomnymi. Zdarza si? im doznawa? wyrazistych halucynacji na samej granicy snu, zwanych "omamami hypnagogicznymi" - pewna kobieta cierpi?ca na narkolepsj? powiedzia?a mi, ?e gdy le?y w ?ó?ku i patrzy na lamp? na suficie, to z lampy tej zaczynaj? wype?za? w??e. Jednocze?nie ludzie ci mog? doznawa? tzw. parali?u przysennego, czyli uczucia zwiotczenia mi??ni, które ogarnia nas zawsze w czasie snu, ale rzadko, je?li w ogóle, u?wiadamiamy je sobie. Niektórym osobom cierpi?cym na narkolepsj? zdarza si? le?e? sparali?owanym, chocia? w pe?ni obudzonym, nawet przez dziesi?? minut. Co dziwniejsze, osoby takie mog? popa?? w ca?kowity parali? przysenny, b?d?c w pe?ni przytomnymi, a nawet wtedy, kiedy stoj?. Silne uczucie lub g?o?ny ?miech mog? wzmaga? takie ataki. Narkolepsj? leczy si? ró?nymi lekarstwami, które wspó?dzia?aj? z neurotransmiterami lub na?laduj? ich dzia?anie, ale dok?adna przyczyna wspomnianej dolegliwo?ci pozostaje nieznana. Dlaczego w czasie marze? sennych mieliby?my by? sparali?owani? Mo?e to ochrona przed samym sob?: je?li u kota zablokuje si? o?rodek wywo?uj?cy parali? przysenny, to wchodzi on w stadium REM w zwyk?y sposób, ale nast?pnie - zamiast po prostu le?e? skulony, podryguj?c od czasu do czasu - nagle podnosi si? i zaczyna ugania? si? za jak?? iluzoryczn? ofiar? lub obna?a z?by, jakby odgrywa? jaki? ci?g zdarze? ze snu. Je?li to samo mia?oby si? przytrafia? ludziom, to chyba bezpieczniej by? unieruchomionym. Trzeci element snu REM to ruchy oczu, same w sobie stanowi?ce przedmiot zagorza?ych sporów. Czy s? to po prostu ruchy wynikaj?ce z nagle zwi?kszonej aktywno?ci mózgu czy te? dos?ownie ?ledz? one wydarzenia pojawiaj?ce si? we ?nie? Podejmowano wiele prób ustalenia, która z tych interpretacji jest prawdziwa, i chocia? uzyskano pewne intryguj?ce relacje (mówi?ce, na przyk?ad, o ci?g?ym przeskakiwaniu oczu z góry w dó?, gdy badanej osobie ?ni?o si?, ?e wchodzi na schody), to chyba nie uzyskano danych, które ?wiadczy?yby o tym, ?e poszczególne ruchy oczu rzeczywi?cie odpowiadaj? zmianom kierunku patrzenia bohatera ?nionej historii. Mo?liwe nawet, ?e jest wr?cz przeciwnie: mianowicie ruchy oczu poprzedzaj? i narzucaj?, je?li nie szczegó?ow? tre?? snu, to przynajmniej gwa?towne zmiany biegu akcji. Inn? cech? marze? sennych, wspóln? dla nas wszystkich, jest ich regularno??. Mi?dzy kolejnymi stadiami REM up?ywa dziewi??dziesi?t minut; ka?dej nocy wyst?puje cztery lub pi?? takich faz. Podczas gdy pierwsze stadium REM mo?e trwa? zaledwie dziesi?? do dwudziestu minut, ka?de nast?pne jest d?u?sze, tak ?e ostatecznie wydaje si? ca?kiem prawdopodobne, ?e ka?dej nocy sp?dzasz dwie godziny w stadium REM. Ten cykl wyst?puje praktycznie u wszystkich ludzi poza tymi, którzy cierpi? na powa?ne zaburzenia snu. Owa rytmiczno?? nasuwa wniosek, ?e istniej? jakie? biologiczne zegary, które reguluj? zarówno przechodzenie ze snu do stanu czuwania, jak i przej?cia mi?dzy ró?nymi stadiami snu REM i non-REM. Ustalanie rozk?adu naszych snów to zatem domena biologii, a nie psychologii, i niektórzy badacze sk?onni byli pój?? znacznie dalej, argumentuj?c, ?e freudowska interpretacja snów, oparta w istocie na relacjach o pojedynczych snach interpretowanych przez samego Freuda, nie jest po prostu metod? naukow? i powinna zosta? zarzucona. Natomiast inni badacze wprawdzie uznaj? biologiczn? istot? snów, ale mimo to przyznaj?, ?e sny zawieraj? przes?ania, które mo?na analizowa? i które s? wa?ne dla ?ni?cej osoby. Nie ma jednak w?tpliwo?ci, ?e odkrycie snu REM i towarzysz?cych mu zdarze? wytyczy?o ca?kowicie nowy kierunek bada? naukowych nad snem. Wi?kszo?? nas ma podobne marzenia senne, ale wyst?puj? one w ró?nych, dziwnych odmianach. Jedn? z nich jest sen "przytomny", czyli rodzaj snu, w którym jeste?my ?wiadomi, ?e ?nimy, a mimo to nie budzimy si?. Ci?gniesz dalej fabu?? snu, a czasem nawet mo?esz ni? kierowa?. Niektórzy ludzie tak si? w tym wy?wiczyli, ?e regularnie maj? "przytomne" sny; jedn? z u?ytecznych tu metod mo?esz zastosowa?, gdy obudzisz si? wcze?nie rano. Polega ona na tym, by najpierw ca?kowicie si? rozbudzi?, zachowuj?c jednocze?nie sen w pami?ci, a potem zaj?? si? energicznie jakim? wymagaj?cym skupienia lub wysi?ku dzia?aniem, na przyk?ad czytaniem lub wchodzeniem po schodach, a w ko?cu ponownie po?o?y? si? do ?ó?ka. W tym momencie nale?y odtworzy? swój sen i wyobrazi? sobie, ?e si? do niego wraca. Je?li uda Ci si? powróci? do snu, to zapewne b?dziesz zdawa? sobie spraw?, ?e ?nisz. Inna, trudniejsza metoda wymaga, by? wielokrotnie w ci?gu dnia zapytywa? sam siebie: "Czy jestem obudzony czy te? to wszystko sen?" Gdy uda Ci si? wyrobi? taki nawyk, pytanie to mo?e powróci? do Ciebie w czasie snu. Mo?e Ci si? wówczas uda zebra? dosy? wskazówek, by stwierdzi?, ?e to, co prze?ywasz, to tylko sen. Wtedy w?a?nie b?dziesz mia? "przytomny" sen. Taki sposób stanowi oczywi?cie wielk? pomoc dla ludzi, których prze?laduj? nocne koszmary, a zarazem stwarza niepowtarzalne mo?liwo?ci tym wszystkim, którzy lubi? fantazjowa?. Wi?kszo?ci ludzi zdarzy?o si? ?ni?, ?e lataj?; wyobra? sobie taki sen, z t? istotn? ró?nic?, ?e ca?kowicie kontrolujesz swój lot (warto zauwa?y?, ?e "przytomny" sen o lataniu jest niemal identyczny z doznaniem pozacielesnym, cho? niewielu ludzi maj?cych takie sny ogl?da samych siebie unosz?cych si? nad w?asnym cia?em). Zjawisko "przytomnego" snu stanowi rzadki przyk?ad wtargni?cia obudzonej ?wiadomo?ci do sennego marzenia - w pewnym sensie stanowi to przeciwie?stwo narkolepsji, kiedy sen wdziera si? w stan ?wiadomo?ci - a istnienie tego zjawiska doprowadzi?o do wniosku, ?e istniej? jeszcze inne kombinacje tych dwóch stanów. Jedn? z cz?stszych stanowi "fa?szywe obudzenie si?", gdy ?nisz, ?e si? budzisz, wstajesz z ?ó?ka i ubierasz si? - tylko po to, by rzeczywi?cie obudziwszy si? z tego snu, odkry?, ?e musisz wszystkie te czynno?ci powtórzy?. Celia Green z Instytutu Psychofizjologii w Oksfordzie w Anglii twierdzi, ?e zjawisko nieoczekiwanego zapadni?cia w przytomny sen w ci?gu dnia - o ile rzeczywi?cie si? kiedykolwiek zdarza - mog?oby wyja?ni? wiele dziwnych "przywidze?", takich jak na przyk?ad zobaczenie duchów. Duch nie by?by w takim przypadku zwidem nak?adaj?cym si? na obraz rzeczywistego ?wiata, lecz po prostu jedn? z postaci w ca?kowicie wy?nionej scenie. Pewien angielski specjalista od przytomnych snów, Alan Worsley, potrafi bezpo?rednio po obudzeniu wprowadzi? si? w stan, w którym ?ni, zachowuj?c jednocze?nie przytomno??. Wydaje si? to proste: wystarczy le?e? bez ruchu. Niestety, taki sen, chocia? osi?galny, d?ugo si? rodzi, ale trwa krótko: mo?e up?yn?? nawet ponad dwie godziny, zanim si? pojawi, ale gdy si? ju? zacznie, cz?sto jest tak wyrazisty, ?e nie sposób si? nie poruszy?. A poruszenie si? ko?czy taki sen. Worsley ?wietnie to uj??: "Je?li komu? ?ni si?, tak jak to by?o w moim przypadku, z pe?ni? wra?e? dotykowych i s?uchowych, ?e w ciemno?ci badaj? go roboty lub ?e jest operowany przez stworzonka, których zamiary oraz kompetencje budz? w?tpliwo?ci..., to do?? trudno si? nie poruszy?". Zjawisko "przytomnego" snu dowodzi, ?e granice mi?dzy snem a czuwaniem nie s? sztywne. Istnieje mnóstwo mitów na temat marze? sennych. Jeden z nich g?osi, ?e je?li ?nisz, ?e umierasz, to faktycznie umierasz. Nieprawda. Wed?ug innego mitu sny trwaj? tylko przez moment, nawet je?li w rzeczywistym ?wiecie historia stanowi?ca tre?? snu dzia?aby si? przez wiele minut. Mniemanie to równie? nie wydaje si? prawdziwe, chocia? ?ród?em tego mitu jest ten oto fascynuj?cy sen o Rewolucji Francuskiej, który przydarzy? si? dziewi?tnastowiecznemu badaczowi snów, Alfredowi Maury'emu: ?ni? mi si? Terror; by?em obecny przy scenach masakry, sta?em przed obliczem trybuna?u rewolucyjnego, widzia?em Robespierre'a, Marata, Fouquier-Tinville'a, wszystkie najszpetniejsze twarze tej strasznej epoki; rozmawia?em z nimi; w ko?cu, po wielu wydarzeniach, które tylko mgli?cie sobie przypominam, zosta?em os?dzony, skazany na ?mier?, przewieziony wozem na olbrzymi plac wieców rewolucyjnych. Wchodz? na szafot; kat przywi?zuje mnie do strasznej deski; zwalnia ostrze; ostrze spada; czuj?, jak moja g?owa oddziela si? od cia?a..." W tym w?a?nie momencie Maury obudzi? si?, by stwierdzi?, ?e oparcie ?ó?ka spad?o mu od ty?u na szyj?, dok?adnie w tym miejscu, gdzie uderzy?oby ostrze gilotyny. ?w sen przekona? Maury'ego, ?e ca?a seria zdarze? do?wiadczanych w jego ?nie powsta?a w ci?gu jednej czy dwóch sekund mi?dzy momentem, gdy zosta? uderzony przez oparcie, a obudzeniem si?. Na tej podstawie doszed? do wniosku, ?e nawet tak skomplikowane sny trwaj? zaledwie jedn? lub dwie sekundy. Od tego czasu przeprowadzono jednak wiele bada?, które mia?y ustali?, ile czasu zajmuje sen, i wyniki wi?kszo?ci z nich dowodz?, ?e sny trwaj? nie krócej, ni? widziane w nich zdarzenia trwa?yby w rzeczywisto?ci. Mo?na to zbada?, na przyk?ad budz?c ludzi po up?ywie pewnego czasu, ró?nego dla poszczególnych osób, od rozpocz?cia snu REM. Nast?pnie prosi si? badanych, by opowiedzieli, co im si? przy?ni?o do tego momentu. Je?li zdarzenia we ?nie odbywaj? si? w czasie rzeczywistym, to ilo?? szczegó?ów w opowiadanym ?nie powinna wzrasta?, w miar? jak wyd?u?a si? czas poprzedzaj?cy obudzenie; nale?y si? te? spodziewa? pewnej korelacji: dodatkowe pi?? minut snu powinno odpowiada? dodatkowym zdarzeniom, które w rzeczywisto?ci zaj??yby oko?o pi?ciu minut. Oba te przewidywania s? poprawne i na tej podstawie wi?kszo?? badaczy snu zak?ada, ?e sny cechuje to samo tempo co rzeczywiste wydarzenia. Sen Maury'ego pozostaje nie wyja?niony, chocia? istnieje du?o dowodów, ?e prze?ywany w?a?nie sen mo?e z ?atwo?ci? w??czy? w sw? tre?? nag?e i niespodziewane zdarzenia, takie jak odg?os dzwonu czy uczucie, ?e zosta?o si? opryskanym wod?. Zewn?trzne zdarzenia mog? by? dopasowane do tre?ci snu w taki sposób, ?e wydaj? si? co najmniej równie logiczne, jak reszta snu. W jednym badaniu prawie po?owa osób, które w czasie snu REM zosta?y lekko spryskane wod?, w relacjach ze swoich snów wspomnia?a co? o lej?cej si? wodzie. Sugestia, ?e Maury mia? ju? w swoim umy?le z góry przygotowany zbiór elementów, które natychmiast, na sygna? dany przez spadaj?ce wezg?owie ?ó?ka, zosta?y po??czone w histori? o Rewolucji Francuskiej, wydaje si? jednak nieprzekonywaj?ca. Nie brakuje te? innych wyja?nie? snu Maury'ego. By? mo?e, oparcie ?ó?ka najpierw zaskrzypia?o ostrzegawczo i, zanim spad?o, da?o umys?owi Maury'ego czas na przebiegni?cie serii zdarze? we ?nie; kto wie, czy wartki bieg wydarze? w relacji o tym ?nie nie jest dos?ownym odzwierciedleniem samego snu, a wynika raczej ze zdolno?ci narracyjnych Maury'ego; by? mo?e, sen ten zrodzi? si? z przeczucia czy z przewidywa?, ?e wezg?owie rzeczywi?cie spadnie. Pewni badacze snów s?dz? nawet, ?e relacja Maury'ego nie jest rzetelna, co oczywi?cie stanowi?oby naj?atwiejsze wyja?nienie. Matka Maury'ego znajdowa?a si? jednak wówczas przy jego ?ó?ku {jej syn by? inwalid?) i potwierdzi?a, ?e sen ten trwa? zaledwie moment. Ale w jaki sposób mog?a ona ustali? d?ugo?? tego snu? Wszyscy do?wiadczyli?my wtargni?cia jakiego? rzeczywistego zdarzenia w tre?? snu: jedn? z przyczyn fascynacji snami jest w?a?nie to, ?e pewne ich aspekty dotycz? nas wszystkich. Marzenia senne wydaj? si? tak osobiste i specyficzne (któ? inny móg?by zebra? we ?nie t? sam? grup? ludzi i zdarze??), ale na wielu poziomach wyst?puj? pewne intryguj?ce punkty wspólne, wybiegaj?ce poza obr?b czystej fizjologii. Jednym z takich wspólnych elementów jest to, ?e pierwsze sny w ci?gu danej nocy maj? tendencj? do skupiania si? na najbardziej niedawnych wydarzeniach, podczas gdy pó?niejsze sny w poszukiwaniu fabu?y wkopuj? si? g??biej w przesz?o??. Inna wspólna w?a?ciwo?? dotyczy tego, ?e miejsce akcji snu mo?e pochodzi? z zupe?nie innego okresu Twojego ?ycia ni? osoby i zdarzenia, które si? we ?nie pojawiaj?. Wielu ludzi odkry?o, ?e to samo miejsce z czasów dzieci?stwa, na przyk?ad dom lub podwórko, powtarza si? w ró?nych snach, niezale?nie od tego, czy z punktu widzenia tre?ci danego snu miejsce to jest w?a?ciwe czy nie. Natomiast dwie najwa?niejsze wspólne cechy snów to ich dziwaczno?? oraz ?atwo??, z jak? je zapominamy. Aby dana teoria snów by?a cokolwiek warta, powinna wyja?ni? obie te w?asno?ci. Je?li sny s? tak wa?ne, ?e ka?dej nocy mózg zaprz?ta sobie nimi uwag? cztery czy pi?? razy przez d?u?sze odcinki czasu (o ile nie w sposób ci?g?y poprzez wszystkie fazy snu), to dlaczego tak cz?sto zdarza si?, ?e przez wiele kolejnych nocy nie pami?tamy ani jednego snu? Chocia? trudno ustali? to w sposób niepodwa?alny, istnieje przynajmniej jedno oszacowanie, które mówi, ?e 95% ca?ej tre?ci snów ulega zapomnieniu. Freud mia? gotowe wyt?umaczenie tej amnezji obejmuj?cej sny: szkodliwy charakter wywodz?cych si? z dzieci?stwa pragnie? zawartych w snach sprawia, ?e jak najszybciej musz? one wróci? do pod?wiadomo?ci i ulec ponownemu st?umieniu - d?in musi z powrotem znale?? si? w butelce. Wspó?czesne niefreudowskie teorie na temat przyczyn, dla których mamy sny, równie? musz? upora? si? z faktem, ?e tak trudno je nam zapami?ta?. Drug? cech? snów wymagaj?c? wyja?nienia jest ich dziwaczno??. Ja akurat uwa?am, ?e mój sen o samochodzie by? ca?kiem prosty i sam w sobie stanowi? ca?o??, lecz jest ca?kiem mo?liwe, ?e stanowi? on jedynie fragment jakiego? innego, bardziej obszernego i znacznie mniej wewn?trznie spójnego snu. Nie zaskoczy?oby mnie, gdyby parking sta? si? nagle placem targowym lub gdyby ludzie, którzy wsiedli do mojego samochodu, zmieniali si? za ka?dym razem, kiedy odwróci?bym g?ow?, lub gdybym nagle znalaz? si? w restauracji. Bez w?tpienia miewam dziwne sny: w pewnym okresie wielokrotnie powraca? do mnie sen, w którym próbuj? gra? w squasha na korcie zastawionym meblami albo w koszykówk? w sklepie z artyku?ami ?elaznymi. Nieprzewidywalno?? i nienaturalno?? snów odró?nia je od my?lenia na jawie. Freud uwa?a?, ?e dziwaczno?? snów to wynik wyko?lawie? spowodowanych przez cenzora snów: jak?e? sen móg?by unikn?? dziwaczno?ci, je?li cenzor skondensowa? opowie??, zast?pi? abstrakcyjne poj?cia konkretami, poprzestawia? ludzi i rzeczy tak, by ukry? prawdziwe ?ród?o konfliktu emocjonalnego, po czym naszpikowa? ca?y sen symbolami seksualnymi? I znów, jak to zobaczymy w nast?pnym rozdziale, wspó?cze?ni analitycy snów zgadzaj? si?, ?e ka?da przyzwoita teoria snów musi poruszy? kwesti? wyst?puj?cych w nich dziwaczno?ci, lecz niewielu z nich uzna, ?e jest to sprawka freudowskiego cenzora snów. ROZDZIA? 20 - SNY KOLCZATEK ?ni?o mi si? ostatnio, ?e moi najbli?si s?siedzi gotowali co? w kuchni u?ywaj?c bardzo ostrego ?wiat?a i ?e ich jedzenie zacz??o si? przypala?. Wszyscy po?pieszyli?my wtedy do ich domu, po czym nagle znalaz?em si? w suterenie i nie mog?em wyj?? z podziwu, jak znakomicie uda?o im si? powycina? w betonowej pod?odze g??bokie kana?y oraz wype?ni? je wod? tak, aby ich dzieci mog?y bawi? si? stateczkami. Nast?pnie znalaz?em si? na zewn?trz domu, rozmawiaj?c z moim przyjacielem przez co?, co by?o chyba dzieci?cym telefonem komórkowym. Akurat w momencie, gdy zacz??em si? martwi?, ?e jestem nieco z?o?liwy w na?ladowaniu angielskiego akcentu przyjaciela, nad moj? g?ow? pojawi? si? pi?kny latawiec, czego nie omieszka?em skomentowa?, porzucaj?c poprzedni temat rozmowy. To bardzo typowy sen, w tym sensie, ?e przeskakuje z tematu na temat bez widocznego powodu i zestawia ze sob? najmniej prawdopodobne sceny najzupe?niej swobodnie. Nikogo nie zaskoczy to, ?e mia?em taki sen, ani to, ?e jako osoba prze?ywaj?ca ten sen bez wahania wszystko akceptowa?em. Z drugiej strony ów sen jest nietypowy, poniewa? go zapami?ta?em. Wszyscy dobrze znamy te przemijaj?ce sny, znikaj?ce zaraz po obudzeniu, ale nie zdajemy sobie sprawy z tego, ?e znakomit? wi?kszo?? snów natychmiast zapominamy. Ka?da tworzona dzisiaj teoria snów powinna wyja?ni? te dziwne w?a?ciwo?ci marze? sennych, a zarazem powinna zawrze? - lub przynajmniej uwzgl?dni? - wyniki czterdziestu lat bada? nad elektrycznymi i chemicznymi w?asno?ciami komórek mózgowych. Nie znaczy to, ?e wspó?cze?ni badacze snu s? tak przyt?oczeni mas? danych, ?e nie ma Ju? sensu prowadzi? dalszych bada?. Przeciwnie, wci?? mo?na wykaza? si? kreatywno?ci? w znajdowaniu zwi?zków miedzy w?asno?ciami snów, zw?aszcza ich dziwaczno?ci?, oraz nasz? sk?onno?ci? do zapominania ich a wykresami EEG i w?a?ciwo?ciami neurotransmiterów. Poni?sza próbka ró?nych teorii snów poka?e, co mam na my?li. Jedna z nich sformu?owana zosta?a blisko dziesi?? lat temu przez Graeme'a Mitchisona i Francisa Cricka (tego samego, który wspólnie z Jamesem Watsonem odkry? struktur? DNA) i wzbudzi?a pocz?tkowo wielk? sensacj? w prasie. Teoria ta postulowa?a, ?e zapominanie snów wcale nie stanowi ich "skutku ubocznego"; przeciwnie - w rzeczywisto?ci jest to g?ówny cel prze?ywania marze? sennych: "?nimy, by zapomnie?". Crick i Mitchison twierdzili, ?e marzenia senne nie maj? ?adnego znaczenia, poniewa? s? jedynie pobie?nym przegl?dem materia?u, którego mózg pozbywa si? w procesie nocnego oczyszczania si? z nadmiaru informacji. Argumenty obu uczonych opiera?y si? raczej na obserwacji komputerów ni? ?ywych ludzi. Crick i Mitchison zwrócili uwag? zw?aszcza na to, ?e sieci neuropodobne - proste uk?ady komórek w pami?ci komputera, zaprojektowane tak, by na?ladowa?y dzia?anie grup prawdziwych komórek mózgowych - napotykaj? du?e trudno?ci, je?li zalewa je masa informacji. Komórki te mo?na nawet zmusi? do nienormalnego przetwarzania informacji, które przypomina aberacje w zachowaniu ludzkiego umys?u. Polega to m.in. na tworzeniu niew?a?ciwych skojarze? mi?dzy ró?nymi elementami informacji (fantazjowanie) czy na zablokowaniu si? w niesko?czonym powtarzaniu (obsesja). Wed?ug Cricka i Mitchisona to, co sie? neuropodobna powinna w takiej sytuacji zrobi?, to wyregulowa? si? - zamykaj?c wszystkie wej?cia i wyj?cia - a nast?pnie, wielokrotnie stymuluj?c si? od wewn?trz, wywo?a? te szkodliwe reakcje i pozbywa? si? ich w miar?, jak si? pojawiaj?. Tak si? sk?ada, ?e ten proces samoregulacji - a zw?aszcza procesy zwi?zane z Izolowaniem si? od bod?ców zewn?trznych i samostymulacj? - przypominaj? sen w fazie REM i prze?ywanie marze? sennych. Crick i Mitchison okre?lili ten proces uwalniania mózgu od zb?dnych informacji mianem "odwrotnego uczenia si?". Je?li Crick i Mitchison maj? racj?, pami?tanie snów by?oby rzeczywi?cie niepo??dane, podobnie jak ogl?danie obci??aj?cych dokumentów tu? przed ich znikni?ciem w maszynie niszcz?cej papiery. Istnieje jednak pewien problem: zgodnie z t? teori? sen, który raz si? pojawi?, powinien znikn?? na zawsze, a przecie? wszyscy mieli?my do czynienia ze snami, które nie raz si? powtarzaj?. U osób przechodz?cych kryzys emocjonalny takie powracaj?ce sny s? norm? raczej ni? wyj?tkiem. Crick i Mitchison zostali zatem zmuszeni do wysuni?cia dodatkowej hipotezy: ich zdaniem obudzenie si? w czasie snu sprawia, ?e proces usuwania zb?dnych informacji ulega odwróceniu, skutkiem czego sen nie tylko zostaje zapami?tany, ale równie? powraca w przysz?o?ci. Pracuj?c nad swoj? teori? uczeni zwrócili uwag? na kolczastego mrówkojada, zwanego kolczatk?, ?yj?cego tylko w Australii. Jest to prymitywny le?ny ssak, spokrewniony z innym mieszka?cem Australii, dziobakiem, który ma charakterystyczny kaczy dziób. Kolczatka to chyba jedyny ssak l?dowy, u którego nie wyst?puje sen REM. Zwierz? to ma natomiast dwie okaza?e pó?kule mózgowe, ze szczególnie du?ymi p?atami czo?owymi, które w stosunku do rozmiaru ca?ego cia?a s? nawet wi?ksze ni? u ludzi. Crick i Mitchison twierdz?, ?e zwierz?ciu temu potrzebny jest tak du?y mózg, poniewa? brak stadium REM uniemo?liwia odwrotne uczenie si?, a tym samym pozbycie si? nadmiaru informacji. Kolczatka mo?e wi?c tylko gromadzi? te zbyteczne informacje gdzie? w swojej wielkiej g?owie. Tu pojawia si? zgodno?? z teori? komputerów: je?li nie mo?esz wyregulowa? sieci neuropodobnej, to innym, stosunkowo dobrym rozwi?zaniem jest jej powi?kszenie. Crick i Mitchison nie s? jedynymi teoretykami snów, którzy zwrócili uwag? na kolczatk? (fakt, ?e w teoriach z lat osiemdziesi?tych i dziewi??dziesi?tych kolczasty mrówkojad pojawia si? równie cz?sto jak freudowskie spe?nienie ukrytych pragnie?, wydaje si? dobrze okre?la? charakter tych teorii). Dr Jonathan Winson z Uniwersytetu Rockefellera uwa?a, ?e przypadek kolczatki potwierdza równie? jego teori? snów, mimo i? teoria ta stanowi niemal dok?adne przeciwie?stwo teorii Cricka i Mitchisona. Zdaniem Winsona, wcale nie "?nimy, by zapomnie?". Twierdzi on, ?e pojawianie si? marze? sennych jest metod? zapami?tywania informacji o najwi?kszym znaczeniu dla przetrwania danego zwierz?cia: czy to szczura, czy cz?owieka. Teoria snów Winsona ??czy informacje o procesach chemicznych i elektrycznych z danymi na temat zachowania. U ka?dego zwierz?cia wykonuj?cego czynno?ci o zasadniczym znaczeniu dla jego prze?ycia - na przyk?ad: tropienie zdobyczy lub badanie terenu - wyst?puje niezwyk?y uk?ad fal mózgowych. Zaatakuj nozdrza ospa?ego królika zapachem kapusty, a jego fale mózgowe gwa?townie zmieni? si?, zw?aszcza w hipokampie - cz??ci mózgu wa?nej dla pami?ci. Pojawiaj?ce si? tam uprzednio szerokie, poszczerbione fale, w?a?ciwe dla pogranicza snu i jawy, natychmiast ust?pi? miejsca regularnym, wyst?puj?cym z cz?stotliwo?ci? sze?ciu na sekund? falom, zwanym falami theta. Fale theta mog? pojawi? si? wskutek ró?nych zachowa?: u królików mo?e to by? czujno?? wzbudzona przez podejrzane d?wi?ki (nie mówi?c o kapu?cie), u kotów skradanie si?, a u szczurów badanie najbli?szego otoczenia (czynno?? ta jest dla szczura tak wa?na, ?e nawet g?odne zwierz? zbada teren, zanim zainteresuje si? pod?o?onym pod nos pokarmem). Bior?c pod uwag?, ?e fale te wyst?puj? w hipokampie, rozs?dnie brzmi przypuszczenie, ?e fale theta odgrywaj? wa?n? rol? w zapami?tywaniu najistotniejszych elementów wspomnianych zachowa?. Winsonowi uda?o si? uzyska? dane potwierdzaj?ce t? hipotez?. Rejestrowa? on poziom aktywno?ci elektrycznej poszczególnych komórek mózgowych szczurzego hipokampa. Chocia? brzmi to wr?cz niewiarygodnie, wszystko wskazuje na to, ?e w czasie badania labiryntu mózg szczura przyporz?dkowuje pojedynczym komórkom mózgowym zadanie pami?tania pewnych miejsc. Mo?e si? zdarzy?, ?e do zapami?tania niektórych wa?nych miejsc u?yta zostanie wi?cej ni? jedna komórka, ale zadziwiaj?ce jest to, ?e pojedyncza komórka w ogóle potrafi sobie z tym poradzi?. Winsonowi oraz jego kolegom uda?o si? znale?? niektóre z takich "neuronów miejsca" w mózgu szczura i wykaza?, ?e ulegaj? one szybkiej aktywacji tylko wówczas, gdy zwierz? znajduje si? w konkretnym miejscu labiryntu, na przyk?ad tu? przed drzwiczkami do ?cie?ki nr 1. Gdy tylko szczur opu?ci to miejsce, odpowiadaj?cy mu neuron przestaje by? aktywny, podczas gdy inne neurony uaktywniaj? si?. Przypuszczalnie ka?demu istotnemu miejscu w labiryncie odpowiada jaki? "neuron miejsca" w mózgu szczura. Tu pojawia si? zwi?zek ze snami. Fale theta obserwuje si? te? w hipokampie w czasie snu REM. Jonathan Winson dowiód?, ?e te same komórki nerwowe, które s? wyczulone na poszczególne miejsca w labiryncie, dzia?aj? bardzo aktywnie w czasie snu REM. Na tej podstawie wywnioskowa?, ?e podczas snu REM ulegaj? one reaktywacji w celu przes?ania do pami?ci posiadanych informacji zebranych wówczas, gdy szczur bada? labirynt. Informacje te wymagaj? zmian w chemii i w architekturze receptorów w synapsie i tu powstaje problem: jak powi?za? elektryczny charakter fal theta z synaps?? W pierwszym przypadku chodzi o proces, w drugim o struktur? - w jaki sposób mog? one wspó?dzia?a?, by rejestrowa? wydarzenia dnia? Wszystko wskazuje na to, ?e z niewiadomych powodów obecno?? fal theta sprzyja zachodzeniu fizycznych zmian w synapsie. Dlatego fale theta pojawiaj? si? w wa?nych momentach na jawie, a nast?pnie odtwarzane s? podczas snu REM, kiedy zdarzenia te zostaj? w??czone do pami?ci. Jonathan Winson twierdzi, ?e - przynajmniej u badanych zwierz?t - faza REM jest okresem, w ci?gu którego wspomnienia na temat zachowa? oraz zdarze? o najwi?kszym znaczeniu dla przetrwania od?ywaj? i zostaj? przes?ane do pami?ci d?ugotrwa?ej, czyli, jak mi powiedzia?: "Kot musi powtórnie prze?y? dane zdarzenie, by je zapami?ta?". A co z kolczatk?? Hipokamp tego zwierz?cia równie? wytwarza fale theta, przede wszystkim wówczas, gdy ryje ono w ziemi w poszukiwaniu owadów. Jest jednak pozbawione snu REM, który (przynajmniej zgodnie z t? teori?) pozwoli?by mu odtworzy? i skonsolidowa? wspomnienia o tej czynno?ci. Dlatego, zdaniem Winsona, kolczatka ma tak wielkie zwoje p?atów czo?owych: przechowuj? one na sta?e wszystkie istotne, zebrane przez ni? w ci?gu dnia informacje, pocz?wszy od momentu ich uzyskania (jest to pogl?d dok?adnie przeciwny do pogl?du Cricka i Mitchisona, wed?ug których wielki mózg jest niezb?dny do przechowywania bezu?ytecznych informacji, jakich kolczatka nie mo?e si? pozby?). Zwierz?ta o mózgach wi?kszych ni? mózg kolczatki nie mog?yby sobie pozwoli? na posiadanie p?atów czo?owych tak nieproporcjonalnie du?ych, jak p?aty kolczatki, gdy? wówczas ich mózgi musia?yby by? groteskowo wielkie; Winson lubi mówi?, ?e ludzie potrzebowaliby taczek do przenoszenia swych mózgów. Z tego w?a?nie powodu (je?li zechcesz uwierzy? w t? teori?) pojawienie si? snu REM na pewnym etapie ewolucji jest takie wa?ne: pozwoli?o bowiem ssakom przeznaczy? przestrze? w p?atach czo?owych na przetwarzanie z?o?onych informacji, nie za? wykorzystywa? owe p?aty jako gigantyczne neuronowe parkingi. Powy?sza teoria napotyka jednak pewne trudno?ci, cho?by tak?, ?e fale theta nie zosta?y dot?d odkryte w mózgach ?adnych naczelnych, w tym ludzi. Mimo to Winson nie wydaje si? bardzo przej?ty nieobecno?ci? tych fal. Mówi, ?e przecie? w synapsach zachodz? zmiany konieczne do zapisania informacji w pami?ci d?ugotrwa?ej. Twierdzi, ?e z pewno?ci? zmiany te u?atwia jaki? inny, dot?d nie odkryty typ fal mózgowych. Jego zdaniem fale takie maj? prawdopodobnie wi?ksz? cz?stotliwo?? ni? fale theta. Fale theta s? idealne dla zwierz?t, u których w?ch pe?ni bardzo wa?n? funkcj?; zmys? ten potrzebuje tylko niedu?ych zasobów do przetwarzania informacji. Jednak ludzie i ich cz?ekokszta?tni krewniacy polegaj? g?ównie na wzroku, czyli zmy?le, który zaczai odgrywa? dominuj?c? rol? w pó?niejszych stadiach ewolucji i który wymaga znacznie wi?kszej szybko?ci przetwarzania. Czy ten model - "?nimy, by zapami?ta?" - mo?na zastosowa? do wyja?nienia sensu pojawiania si? dziwacznych i fascynuj?cych tre?ci ludzkich snów? Tak, je?li s?owu "przetrwanie" nada si? mo?liwie szerokie znaczenie. Dla ludzi odpowiednikami stanu czujno?ci w oczekiwaniu na zbli?aj?ce si? niebezpiecze?stwo, konieczno?? tropienia zdobyczy czy badania terenu mog? by?: brak poczucia bezpiecze?stwa, strach, zazdro??, gniew, a nawet freudowska frustracja z powodu nie spe?nionych pragnie? z czasów dzieci?stwa. Winson sugeruje nawet, ?e uk?ady w mózgu, które bior? udzia? w wykorzystywaniu snu REM dla ponownego przetworzenia informacji zebranych w ci?gu dnia, to pod?wiadomo?? w sensie zgodnym z definicj? Freuda. Winson wierzy, ?e sny nie s? dobrze zapami?tywane, poniewa? nie ma takiej potrzeby - ponowna rejestracja w pami?ci zwi?zanych z nimi zdarze? odbywa si? niezale?nie od tego, czy pami?tasz dany sen, czy te? nie. Z drugiej strony, zapami?tanie snu nie zak?óca tego procesu. Chocia? nie ma dot?d dowodów na istnienie fal theta w ludzkim hipokampie, jednak liczba danych wskazuj?cych, ?e u ludzi sen REM zwi?zany jest z uczeniem si?, ci?gle ro?nie. Carlyle Smith z Uniwersytetu Trent w Peterborough wykaza?, ?e je?li studenci ucz? si? rozwi?zywania podchwytliwych testów logicznych, to w ci?gu nast?pnych nocy ich sen REM wykazuje charakterystyczne zmiany. Zaskakuj?ce jest tu u?ycie liczby mnogiej s?owa "noc", okazuje si? bowiem, ?e u badanych studentów, podobnie jak u szczurów w laboratorium, zmiany we ?nie REM mog? nast?powa? nawet w 72 godziny po czasie uczenia si? trudnego materia?u. W jednym z eksperymentów studenci uczyli si? pewnej gry logicznej mi?dzy czwart? a szóst? po po?udniu, a nast?pnie zostali podzieleni na trzy grupy. Jedna grupa nie spa?a pierwszej nocy, druga spa?a pierwsz? noc, ale czuwa?a nast?pnej nocy, trzecia za? grupa czuwa?a trzeciej nocy z kolei. Otrzymano dziwne dane: brak snu zarówno w ci?gu pierwszej, jak i trzeciej nocy powodowa? pogorszenie wyników uzyskiwanych potem w grze, natomiast czuwanie w ci?gu drugiej nocy nie mia?o takiego wp?ywu. Badaj?c dalej to zjawisko, Smith dowiód?, ?e wielokrotne budzenie studentów w czasie snu poza stadium REM nie wp?ywa?o na ich sprawno?? w grze nast?pnego dnia, ale przerywanie snu REM wywar?o negatywny skutek. Smith postuluje, ?e istniej? okresowe "okienka" REM - niektóre wyst?puj? w kilka dni po pierwotnym zdarzeniu - w ci?gu których uczenie si? i zapami?tywanie w jaki? sposób zale?? od snu REM. Fakt, ?e te okresowe okienka nie pojawiaj? si? w ci?gu drugiej nocy, stwarza moim zdaniem doskona?? okazj?, by uczy? si? dwóch ró?nych rzeczy, na przyk?ad jakiej? gry logicznej i szachów, w ci?gu dwóch kolejnych dni. Potem nale?y pozwoli? mózgowi w okresie kilku nast?pnych nocy przeskakiwa? tam i z powrotem od jednej do drugiej umiej?tno?ci, by najpierw zapami?ta? elementy gry logicznej, pó?niej za? powtarza? pewne nietypowe otwarcia szachowe, po czym znów powraca? do gry i tak dalej. Tak czy inaczej, eksperymenty te mówi? nam, ?e uczenie si? i sen REM s? jako? ze sob? zwi?zane. Teoria snów i uczenia si? zaproponowana przez Jonathana Winsona pokazuje zarówno plusy, jak i minusy wspó?czesnych bada? nad snem. Badania te osi?gn??y poziom znacznie wy?szy ni? za czasów Freuda, gdy? uwzgl?dniaj? wiedz? o pracy mózgu, zarazem jednak wci?? nie udaje si? wyja?ni? ró?norodno?ci sennych marze? i zwi?zanych z nimi dozna?. Fakt, ?e sny stanowi? ca?kowicie subiektywne do?wiadczenie, utrudnia ich naukow? analiz?. Gdy opowiadam Ci mój sen, musisz mi wierzy?: nie masz poj?cia, czy mówi? prawd?, ca?? prawd? czy te? co? zupe?nie innego. Nawet ja sam mog? nie wiedzie?, czy poprawnie odtwarzam tre?? mojego snu. Na podstawie wykresu moich fal mózgowych mo?esz wywnioskowa?, ?e ?ni?em, ale to wszystko, co mo?esz ustali?. Freud obchodzi? te przeszkody, przyjmuj?c postaw? nienaukow? i opieraj?c si? na anegdotach, ale powiedzia? co? naprawd? ciekawego. Niestety, próby zrozumienia snów oparte na wiedzy o mózgu nie s? nawet w przybli?eniu tak atrakcyjne, poniewa? nie zajmuj? si? indywidualnymi snami. Co jest bardziej podniecaj?ce: rozszyfrowywanie zakazanych pragnie? ukrytych w danym ?nie czy ustalanie, które receptory s? aktywne w hipokampie w czasie snu REM? Teorie g?oszone przez Cricka i Mitchisona oraz przez Winsona proponuj? wygodne, chocia? ca?kowicie przeciwstawne, wyt?umaczenia faktu, ?e zapominamy nasze sny. Jedna z najwa?niejszych teorii, które narodzi?y si? w ostatnich pi?tnastu latach, skupi?a si? natomiast na wyja?nieniu dziwaczno?ci snów, powo?uj?c si? na wiedz? o biologii mózgu. Twórc? tej teorii jest Allan Hobson z Harvardu. W 1977 roku, wspólnie z Robertem McCarleyem, wysun?? on hipotez?, ?e historie prze?ywane w snach to po prostu wynik usilnych stara? mózgu, by nada? jaki? sens losowo generowanym seriom wra?e? wzrokowych, powstaj?cych w wyniku aktywno?ci w pniu mózgu. Pierwotna teza obu uczonych g?osi?a, ?e sny wcale nie s? na?adowane znaczeniami, a wr?cz przeciwnie, najzwyczajniej w ?wiecie nic nie znacz?. Hobson uwa?a, ?e dziwaczno?? marze? sennych - gwa?towne zmiany osób i miejsc, nielogiczno?? wydarze? i ich scenerii oraz mno?enie si? nie wynikaj?cych z niczego i pojawiaj?cych si? ad hoc wyja?nie? - to rezultat dwóch ró?nych zmian chemicznych, które zachodz? w czasie snu REM. Jedna z tych zmian dotyczy czasowego zablokowania kluczowych o?rodków nerwowych w pniu mózgu (cz??ci mózgu le??cej tu? ponad rdzeniem kr?gowym), co powoduje znaczne obni?enie si? poziomu dwóch neurotransmiterów, w normalnych warunkach dostarczanych przez te o?rodki do p?atów czo?owych. Poniewa? transmitery te dzia?aj? raczej hamuj?co ni? pobudzaj?co, odci?cie ich dop?ywu os?abia zahamowania, co z kolei sprzyja nieprzewidywalnej dzia?alno?ci umys?owej - dziwaczno?? zostaje uwolniona z p?t. Równocze?nie nast?puj? wybuchy nag?ych i przypadkowych wy?adowa? elektrycznych, zwanych ostrymi falami PGO (pontogenicidooccipitol) [nazwa ta wywodzi si? od struktur, w których powstaj?; s? to wi?c fale mostowo-kolankowo-potyliczne; przyp. red.], które zachodz? w innym o?rodku pnia mózgu. Wed?ug Hobsona wy?adowania te sprzyjaj? szybkim ruchom oczu obserwowanym w czasie snów, a oddzia?ywanie tych wy?adowa? na procesy my?lowe ?ni?cego mózgu bardzo przypomina sposób, w jaki niespodziewane zdarzenie przykuwa nasz? uwag? wtedy, gdy nie ?pimy. Ka?de zwierz?, które us?yszy jaki? odg?os gdzie? z boku lub ujrzy niespodziewanie pojawiaj?cy si? cie?, natychmiast kieruje uwag? w jego stron? - w mózgu tego typu reakcja zaznacza si? eksplozj? fal PGO. Jedyna ró?nica polega na tym, ?e w czasie snu nie ma ?adnych zdarze? zewn?trznych, a fale PGO wybuchaj? same z siebie. W pewnym sensie wi?c obni?enie poziomu zwi?zków chemicznych w mózgu czyni mózg mniej stabilnym, a wtedy fale PGO wystarczaj?, by wytr?ci? go z równowagi. W efekcie rodzi si? niekonsekwentny ?wiat snów. Alan Hobson to jedna z g?ównych postaci w dziedzinie bada? nad snem, cho?by ze wzgl?du na swój bogaty dorobek: w jednym z ostatnich numerów czasopisma "Consciousness and Cognition" zamieszczono osiem artyku?ów - wszystkie s? autorstwa Hobsona oraz jego zespo?u badawczego z Uniwersytetu Harvarda. Mimo to, a mo?e w?a?nie dlatego, niewiele z pogl?dów Hobsona zyska?o jednomy?ln? akceptacj? innych badaczy. Jego wyja?nienie dotycz?ce dziwaczno?ci snów nale?y do tych, które nie zosta?y uznane. Chocia? wszystkim nam zdarzy?o si? mie? sny naprawd? niesamowite, niektórzy badacze jednak podaj? w w?tpliwo?? samo pojawianie si? jakich? dziwacznych elementów. Jonathan Winson (ten od teorii: "?nimy, by zapami?ta?") utrzymuje, ?e o ile w scenach ze snu mog? wyst?pi? jakie? dziwne skojarzenia, jednak ich niezwyk?o?? jest po prostu spowodowana "trudno?ciami w odkodowywaniu": sny wydaj? si? nam dziwne tylko wtedy, gdy nie potrafimy uzmys?owi? sobie, co te? próbuj? nam one powiedzie?. Niewykluczone, ?e zrozumienie ?ród?a bie??cych zmartwie? mog?oby nagle wyja?ni? skojarzenia wi???ce ze sob? ró?ne dziwne obrazy senne, cho? Hobson dostrzega dalsze niekonsekwencje: zarówno w sposobie, w jaki ?niona historia powstaje z ró?nych elementów, jak i w nag?ych zmianach scenerii i wzajemnym nak?adaniu si? dziwacznych pomys?ów. Gdy przychodzi do konkretów, Hobson du?o bardziej ni? Winson sk?onny jest odmówi? snom jakiegokolwiek znaczenia. Oczywi?cie Winson to nie jedyny naukowiec, którego zastanawia dziwaczno?? snów. John Antrobus, badacz snów z City College w Nowym Jorku, dokona? pewnych zaskakuj?cych od' kry?, z których jedno zrodzi?o si? w wyniku przesuni?cia czasu k?adzenia si? do ?ó?ka i budzenia ochotników o trzy godziny pó?niej tak, by prze?ywali ostatnie sny danej nocy w czasie, gdy normalnie byliby ju? obudzeni. W tych porannych godzinach mózg osi?ga ju? poziom aktywacji zbli?ony do poziomu obserwowanego na jawie - innymi s?owy, mózg wylania si? ze snu - i relacje ze snów prze?ywanych w tym okresie wskazuj?, ?e s? one dziwniejsze i bardziej niespójne ni? sny pojawiaj?ce si? we wcze?niejszych fazach nocy. Nikt nie wie, dlaczego tak si? dzieje, chocia? niektórzy przypuszczaj?, ?e aktywny mózg jest bardziej ?wiadomy dziwaczno?ci swoich w?asnych snów. Pewne cz??ci mózgu mog? szczegó?owo ?ledzi? zmiany w?tku, b?d?ce dzie?em innych cz??ci. Je?li my?l, ?e pewne cz??ci mózgu mog? obserwowa?, co robi? inne cz??ci, wyda Ci si? dziwna, przypomnij sobie zjawisko "przytomnych" snów, kiedy to sceny we ?nie rozgrywaj? si? w tym samym czasie, gdy Ty (czy te? ta cz??? Twojego mózgu, która w danym momencie reprezentuje "Ciebie") przygl?dasz si? temu i mo?esz nawet ingerowa? w tre?? swojego snu. John Antrobus zastanawia si?, czy dziwaczno?? snów nie mówi nam wi?cej o stanie mózgu i o stopniu aktywno?ci ró?nych jego obszarów ni? o zmianach w chemii, których znaczenie podkre?la Hobson. Jeszcze bardziej zaskakuj?ce spostrze?enie Antrobusa dotyczy tego, ?e marzenie senne nie jest jedynym okresem, w czasie którego umys? nasz zbacza z utartych ?cie?ek. Antrobus porównywa? tre?? snów z b??dz?cymi my?lami ludzi, którzy przez pewien czas le?eli w samotno?ci w zaciemnionym pokoju, a nast?pnie proszono ich, by odpowiedzieli na pytanie: "Co przechodzi?o przez twój umys?, zanim ci? zawo?a?em?" Marzenia na jawie tych ludzi, przynajmniej wed?ug kryteriów stosowanych przez Antrobusa, okaza?y si? bardziej dziwaczne ni? historie prze?ywane w snach. Na przyk?ad nieci?g?o?ci, czyli zdarzenia na ogó? poprzedzane w relacjach ze snów wyra?eniem: "a? tu nagle...", pojawia?y si? dwukrotnie cz??ciej na jawie ni? w czasie snu REM. Antrobus zwraca uwag?, ?e zwyk?e porównania mi?dzy snem a stanem czuwania mog? prowadzi? do zbytnich uproszcze?. Gdy czuwamy, nasze mózgi s? cz?sto zmuszone do prowadzenia rozmowy (lub, co gorsza, sporu); wtedy nasza uwaga musi by? napi?ta i skupiona na logicznej konstrukcji wywodów, ale zdarzaj? si? takie momenty, gdy mo?emy pozwoli? naszym mózgom na luz. Uzyskane przez Antrobusa wyniki bada? osób snuj?cych wolne skojarzenia w sk?po o?wietlonym pokoju sugeruj?, ?e mózg, pozostawiony sam sobie, doskonale potrafi oddawa? si? dziwacznym my?lom, mimo ?e brak jakichkolwiek zapisów EEG, wskazuj?cych na to, ?e ludzie ci do?wiadczaj? marze? sennych. Antrobus s?dzi, i? rozs?dne by?oby przypuszczenie, ?e mamy tu do czynienia z dzia?alno?ci? zarówno o?rodków wzrokowych, jak i konceptualnych. Gdy czuwamy, o?rodki wzrokowe przesy?aj? z?o?one przez siebie obrazy, a o?rodki konceptualne interpretuj? je i nadaj? im znaczenie. To samo dzieje si? w czasie snu REM, z t? ró?nic?, ?e wobec niemo?no?ci widzenia ?wiata zewn?trznego o?rodki wzroku w jaki? sposób generuj? wówczas w?asne obrazy. Wed?ug Antrobusa problem polega na tym, ?e o ile o?rodki wzrokowe mózgu doskonale radz? sobie ze sk?adaniem ró?nych kszta?tów, kolorów i odcieni w obrazy, to jednak w ?aden sposób nie potrafi? u?o?y? tych obrazów w sensowny ci?g, poniewa? w normalnych warunkach czuwania robi? to oczy, które rejestruj? zdarzenia w takiej kolejno?ci, w jakiej one zachodz?. W rzeczywisto?ci istnieje naturalne uporz?dkowanie zdarze? w czasie i uk?ad wzrokowy po prostu zachowuje ten porz?dek. We ?nie nie funkcjonuje jednak ?aden mechanizm, który dyktowa?by taki porz?dek i w zwi?zku z tym obrazy mog? by? zestawiane w niezwyk?e sekwencje [Warto przypomnie?, ?e sny prze?ywane w fazie REM to tylko cz??? omawianego tu zjawiska, nawet je?li jest to cz??? najlepiej widoczna. Istniej? solidne dowody aktywno?ci ?pi?cego mózgu równie? w innych fazach snu. Ludzie obudzeni ze snu non-REM cz?sto mówi?, ?e przed obudzeniem przez ich umys? przebiega?y ró?ne my?li, ale my?li te nie mia?y ?adnych dziwnych cech w?a?ciwych my?lom fazy REM. S?dzono nawet, ?e sny zdarzaj? si? równie? w ci?gu ca?ego dnia, ale ich istnienie jest wówczas zamaskowane przez zalew informacji zmys?owych, charakterystyczny dla stanu czuwania; przyp. red.]. W stanie czuwania do mózgu nap?ywa tyle informacji zmys?owych, ?e ich wi?kszo?ci nie po?wi?ca si? ?adnej uwagi. W dodatku nawet informacje, które nie zostaj? natychmiast odrzucone przez rejony mózgu odbieraj?ce sygna?y ze zmys?ów, przechowywane s? w pami?ci krótkotrwa?ej zaledwie przez moment, zanim pozwala si? im znikn??. Sygna?y przesy?ane przez zmys?y wp?ywaj? nawet na rozwój mózgu niemowl?cia: u dziecka pozbawionego od urodzenia mo?liwo?ci widzenia lub s?yszenia mózg rozwija si? inaczej i kiedy cz?owiek ten dorasta, jego mózg ma inn? budow? ni? mózg cz?owieka, który od dziecka odbiera? bod?ce wszystkimi zmys?ami. Mózg tak przyzwyczaja si? do interpretowania wra?e? przesy?anych przez zmys?y, ?e gdy si? go ich pozbawi, zaczyna tworzy? swoje w?asne wra?enia. ?ni?cy na jawie ochotnicy w eksperymentach Johna Antrobusa, ludzie unosz?cy si? w pojemnikach, które eliminuj? wszelkie wra?enia zmys?owe, i my wszyscy w czasie naszych snów do?wiadczamy tego, do czego s? zdolne nasze mózgi, gdy pozwoli si? im pisa? ich w?asny scenariusz. Pomimo niemal ca?kowitego braku informacji zmys?owych (wyj?tkiem jest nag?y d?wi?k, który móg?by wtargn?? w g??b snu), te cz??ci mózgu, które zajmuj? si? interpretowaniem obrazów i nadawaniem im znaczenia, pozostaj? czujne, sprawne i zdolne do stworzenia historii na podstawie czegokolwiek. Dla snuj?cego opowiadanie gaw?dziarza nie jest istotne, czy materia?u dla jego historii dostarczaj? t?umione pragnienia z czasów dzieci?stwa czy te? przypadkowe pobudzenia pewnych komórek mózgowych. Ten ?wiat podwójnie zadziwia, poniewa? w czasie prze?ywania snów uczucie niedowierzania ulega zawieszeniu, w wyniku czego, dopóki ?nimy, nic, co zdarza si? we ?nie, nie mo?e nas zaskoczy?. Freud okre?la? sny mianem "królewskiej drogi do pod?wiadomo?ci", ale s? one równie? próbk? tego, czym mózg zajmuje si? w ci?gu dnia - chocia? nieraz wydaje si?, ?e zosta?y zestawione przez ob??kanego producenta wideoklipów - a wi?c: przywo?ywania wspomnie?, w?drowania po mapach ró?nych obszarów przestrzeni, przypominania sobie znajomych twarzy, a nawet snucia niezwyk?ych opowie?ci. Znaczenie snów nie ogranicza si? do tego, ?e s? one dziwne. Polega na tym, ?e owa dziwno??, któr? uwa?amy za tak specyficzn? cech? snów, nigdy zanadto si? od nas nie oddala, nawet kiedy mózg pozostaje w stanie czuwania. Obrazuje to chocia?by eksperyment z p?on?cym domem. Przekonali?my si?, ?e wiele procesów zachodz?cych w naszym mózgu mo?e odbywa? si? poza nasz? ?wiadomo?ci?. Nie chodzi bynajmniej o stosunkowo nieskomplikowane czynno?ci, zwi?zane z przetwarzaniem i ??czeniem ze sob? wra?e? wzrokowych lub s?uchowych, lecz raczej o snucie skomplikowanych opowie?ci i rozwa?a?, stanowi?ce podstaw? naszego sposobu my?lenia i naszej osobowo?ci, nawet je?li opieraj? si? one na my?leniu, które nigdy nie dociera do naszych "umys?ów". ?eby nikt nie pomy?la?, ?e ten brak ?wiadomo?ci wyst?puje tylko u ludzi cierpi?cych z powodu uszkodzenia mózgu, przypomnijmy sobie eksperyment z rajstopami, podczas którego ca?kiem normalni ochotnicy wymy?lali ró?ne uzasadnienia dla swoich wyborów - a przecie? dla wyborów tych nie by?o ?adnych rzeczywistych podstaw. Czy istnieje zatem wyra?ny kontrast mi?dzy tak zwanym racjonalnym umys?em i stanem mózgu w czasie snu, je?li oba zajmuj? si? tworzeniem strumieni my?li poza nasz? ?wiadomo?ci?? Masz co najmniej dwa mózgi (a przypuszczalnie znacznie wi?cej): jeden produkuje my?li, o których my?lisz, ?e masz nad nimi kontrol? - to do tego mózgu prawdopodobnie odwo?ujesz si?, gdy "okre?lasz stan swojego umys?u", podejmuj?c decyzj?. Drugi mózg to ten, który bez Twojej wiedzy podejmuje w Twoim umy?le decyzj? za Ciebie. To jeszcze jeden powód, by u?o?y? si? wygodnie i rozkoszowa? swoimi snami: daj? Ci one mo?liwo?? przej?cia przez kurtyn? i przyjrzenia si? ukrytej dzia?alno?ci Twojego mózgu. PODZI?KOWANIA Nie trzeba nikogo przekonywa?, ?e ka?dy, kto próbuje pisa? o mózgu, uzna si? za szcz??liwca, je?li mo?e liczy? na pomoc specjalistów. Ja sam zawdzi?czam im ogromnie du?o. Kanadyjscy patrioci powinni by? dumni z prowadzonych w Kanadzie bada? nad mózgiem. Wielu ludzi s?ysza?o o Montrealskim Instytucie Neurologicznym, gdzie prowadzi si? badania na najwy?szym poziomie, z których s?ynie ta instytucja. Niemniej jednak prace badawcze, które zyska?y mi?dzynarodowe uznanie, wykonuje si? tak?e w wielu innych miejscach. Nie waha?em si? prosi? naukowców pracuj?cych w którymkolwiek z tych o?rodków badawczych o pomoc, kiedykolwiek jej potrzebowa?em, czyli niemal codziennie. Dwie osoby zas?uguj? na szczególne uznanie za cierpliwo?? w znoszeniu moich nagabywa?; s? to dr Sandra Black ze szpitala Sunnybrook w Toronto i dr Morris Moscovitch z Erindale College Uniwersytetu w Toronto. Mo?e si? to wydawa? paradoksalne, ale nauczyli mnie oni, jak proste i jak skomplikowane mo?e by? obserwowanie mózgu. Znalaz?o si? tak?e wiele innych osób, które odpowiadaj?c szybko na moje pytania i pro?by o odbitki artyku?ów, deklarowa?y równocze?nie, ?e ch?tnie wyst?pi? w roli ekspertów na zawo?anie. Nawiasem mówi?c, mog? by? one wdzi?czne dr Black i drowi Moscovitchowi za to, ?e nie n?ka?em ich cz??ciej. W?ród nich znale?li si?: John Kalaska, Mel Goodale, Paul Muter, Ronald Melzack, Meredyth Daneman, Brenda Milner i Allan Moffitt. Ameryka?scy naukowcy Paul Grobstein i Jonathan Winson równie? bardzo mi pomogli, a kontakt z Suzanne Corkin z MIT (Massachusetts Institute of Technology) w czasie nagrywania programu Cranial Pursuits (Podró? do wn?trza czaszki), nadawanego przez CBC Radio, by? dla mnie bezcenny. Adriann? Noe z Narodowego Muzeum Zdrowia i Medycyny w Stanach Zjednoczonych dostarczy?a mi aktualnych informacji na temat Zbioru Anatomii Prawid?owej i Patologicznej oraz Rozwoju Mózgu im. Yakovleva i Haleema. Annette Dukshta oprowadzi?a mnie po Kanadyjskim Banku Tkanki Mózgowej. Josef DeKoninck zechce jeszcze raz przyj?? ode mnie podzi?kowania za to, ?e pozwoli? mi sp?dzi? nie przespan? noc w swoim laboratorium snów na Uniwersytecie w Ottawie. Dwie osoby, których pracom po?wi?ci?em w tej ksi??ce du?o uwagi, to Mohamad Haleem i Justine Sergent - oboje zmarli przedwcze?nie w 1994 roku. Zawsze b?d? o nich pami?ta?, podobnie jak nie zapomn? pewnego cz?owieka, cho? nigdy go nie widzia?em - pacjenta Sandry Black, który po wylewie straci? umiej?tno?? rozpoznawania twarzy. Nied?ugo przed jego ?mierci? rozmawia?em z nim przez telefon o tym, co znaczy widzie? ludzk? twarz i nie mie? najmniejszego poj?cia, do kogo ona nale?y. By? on jednym z mnóstwa pacjentów po wylewach, którzy zechcieli podda? si? badaniom, co w nieoceniony sposób przyczyni?o si? do g??bszego zrozumienia ludzkiego mózgu. Wspó?praca nad programem Cranial Pursuits z Ir? Basenem, Chrisem Grosskurthem i Benem Schaubem zainspirowa?a mnie do napisania tej ksi??ki. Ca?ej trójce jestem wdzi?czny za to, ?e pomogli mi okre?li?, jakie pytania na temat mózgu s? najbardziej fascynuj?ce. Dobrze wiem, ?e przejrz? oni t? list? w poszukiwaniu swoich nazwisk. Udzia? w tworzeniu tej ksi??ki mia?y tak?e: Cynthia Good, Karen Cossar, Rosemary Reid, Meg Masters i Mary Adachi. Warto doda?, ?e w?a?nie Meg i Mary by?y odpowiedzialne za wyja?nienie wszystkich zagmatwanych kwestii, a ze swego zadania jak zwykle wywi?za?y si? doskonale i bez narzeka?. Podzi?kowania nale?? si? równie? cz?onkom Komisji Wydawnictwa Penguin ds. Tytu?ów Rozdzia?ów, którzy spotkali si? ze mn? na kolacji. Ponadto jestem wdzi?czny Davidowi Pecautowi, który zwiedzi? w moim imieniu Plac Katedralny w Mediolanie oraz s?u?y? mi rad? i nie szcz?dzi? s?ów zach?ty, gdy ich naprawd? potrzebowa?em. A jednak g?ówny ci??ar tego wszystkiego znowu spad? na barki mojej rodziny: moja ?ona Cynthia wie o tym najlepiej. Moje dzieci s? przekonane, ?e ka?dy ojciec, sko?czywszy czyta? bajki swym pociechom przed za?ni?ciem, wraca na gór? do komputera. Nie mog? si? wprost doczeka?, kiedy b?d? móg? sp?dza? wi?cej czasu, obserwuj?c, jak pracuj? mózgi moich dzieci. LITERATURA UZUPE?NIAJ?CA Rozdzia? 1 W. Budohoska, A. Grabowska: Dwie pó?kule - jeden mózg. Wiedza Powszechna, Warszawa 1994. Znakomita pozycja popularyzuj?ca najnowsz? wiedz? na temat mózgu oraz funkcji pe?nionych przez obie pó?kule mózgowe. F. Crick, C. Koch: Problem ?wiadomo?ci, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s. 126-134. Artyku? zamieszczony w monograficznym numerze tego czasopisma, zatytu?owanym Umys? a mózg, po?wieconym naukom o mózgu. G. D. Fischbach: Psychika a mózg, "?wiat Nauki" nr 11 (1992) ss. 20-31. Artyku? ten omawia biologiczne podstawy zjawisk psychicznych. R. Gregory (red.): The Oxford Companion to the Mind. Harvard University Press, Oksford 1987. Jedna z najlepszych ksi??ek dla osób, które chc? si? dowiedzie? czego? wi?cej o mózgu. A Luria: ?wiat utracony i odzyskany. PWN, Warszawa 1984. Wstrz?saj?ca relacja o tym, co znaczy ?y? z uszkodzonym mózgiem. Gdyby trzeba by?o wybra? jedn? jedyn? ksi??k? o mózgu, mog?aby to by? w?a?nie ta pozycja. R. Omstein: The Evolution oj Consciousness. Prentice Hali, Nowy Jork 1991. Ksi??ka ta jest po?wi?cona ?wiadomo?ci, ale autor pisze tu o mózgu wyj?tkowo jasno, a zarazem dowcipnie. B. Sadowski, J. A. Chmurzy?ski: Biologiczne mechanizmy zachowania. PWN, Warszawa 1989. Podr?cznik akademicki opisuj?cy funkcje uk?adu nerwowego kr?gowców oraz jego udzia? w regulacji pracy organizmu i w warunkowaniu ró?nych zachowa?. B. ?ernicki: Od neuronu do psychiki. Ossolineum, Wroc?aw 1988. Wyja?nienie podstawowych poj?? neurofizjologlcznych, którego dokonano w sposób Interesuj?cy i przyst?pny. Rozdzia? 2 M. E. Raichle: Obrazowanie procesów my?lowych, "?wiat Nauki" nr 6 (1994), s. 26-33. Przegl?d najnowszych technik umo?liwiaj?cych obserwacj? pracy mózgu. Rozdzia? 3 J. Bara?ska, L. Kaczmarek i J. Skangiel-Kramska: Kaskada procesów biochemicznych po pobudzeniu neuronu. [W:] M. Kossut (red.): Mechanizmy plastyczno?ci mózgu. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. Artyku? ten omawia kolejne etapy zjawisk molekularnych towarzysz?cych przekazywaniu informacji mi?dzy komórkami nerwowymi (dla osób nie?le obeznanych z biochemi?). E. S. Gershon, R. O. Rieder: Choroby psychiczne a mózg, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s.94-105. Artyku? przedstawia genetyczne i biologiczne uwarunkowania schizofrenii oraz choroby maniakalno-depresyjnej, a tak?e zasady dzia?ania leków stosowanych u takich chorych. E. R. Kandel: Biologiczne podstawy uczenia si? i osobowo?ci, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s. 52-63. Autor omawia m.in. eksperymenty prowadz?ce do powstania odruchu warunkowego u ?limaków morskich z rodzaju Aplysia oraz wyja?nia pod?o?e molekularne tego zjawiska. P. M. Milner: Umys? wed?ug Donalda Hebba, "?wiat Nauki" nr 3 (1993), s. 64-70. A. Wróbel: D?ugotrwa?e wzmocnienie synaptyczne - funkcjonalna modyfikacja po??cze? mi?dzy komórkami nerwowymi. [W:] M.Kossut (red.): Mechanizmy plastyczno?ci mózgu. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. Pozycja dla najbardziej wnikliwych czytelników, chc?cych pozna? podstawy procesów le??cych u podstaw uczenia si? l pami?ci. Tekst ten poleca si? zw?aszcza tym osobom, dla których lektura prac naukowych nie jest nowo?ci?. Rozdzia? 4 E. Bislach, C. Luzzatti: Unilateral Negiect of Representatlonal Space, "Cortex" 14 (1978), s. 129-133. Opis eksperymentu z Placem Katedralnym. I. Doma?ska: Zespól pomijania stronnego. [W:] A. Herzyk, D. K?dzielawa (red.): Zaburzenia w funkcjonowaniu cz?owieka z perspektywy neuropsychologii klinicznej. Wydawnictwo UMCS, Lublin 1996. Obszerne omówienie tego zaburzenia, a tak?e przedstawienie hipotez na temat mechanizmów powstawania zespo?u pomijania stronnego. Pozycja zaopatrzona w obszern? bibliografi?. O. J. Grusser, T. Landis: Visual Agnosias. Tom 12 serii Vision and Visual Function pod redakcj? J. Cronly-Dillona, CRC Press, Boca Raton 1991. Chocia? pisana stylem akademickim, ksi??ka ta zawiera opisy wielu ciekawych przypadków, m.in. pacjenta, który obwinia? "niegrzecznych berli?czyków" za swoje k?opoty z poruszaniem si? po ulicy, anonimowego naukowca, który do?wiadcza? dozna? pozacielesnych, kobiety, która widzia?a w metrze same pudle, oraz samotnego wspinacza, któremu zdawa?o si?, ?e kto? z nim jest. C. Guariglla, A. Padovanl, P. Pantano i L. Pizzamigllo: Unilateral Negiect Restr?cted to Visual Imagery, "Nature" tom 364 (15 czerwca 1993), s. 235-237. Relacja opisuj?ca przypadek cz?owieka, u którego wyst?powa?a jednostronna nieuwaga, kiedy patrzy? na rzeczywiste obiekty, nie za? wtedy, gdy je sobie wyobra?a?. J. Mroziak: Zaburzenia spostrzegania - agnozje. [W:] A. Herzyk, D. K?dzielawa (red.): Zaburzenia w funkcjonowaniu. cz?owieka z perspektywy neuropsychologii klinicznej. Wydawnictwo UMCS, Lublin 1996. Szeroka prezentacja ró?nych zaburze? spostrzegania - agnozji wzrokowych, w?chowych, dotykowych oraz amuzji l prozopagnozji. Rozdzia? 5 W. Battersby, M. Bender, M. Pollack i R. Kahn: Unilateral 'Spada? Agnosia' ('Inattentlon') In Patlens with Cerebral Lesions, "Brain" 79 (1956), s. 68-93. W artykule tym cytowana jest wypowied? m??czyzny, który opowiada o w?asnych problemach spowodowanych jednostronn? nieuwag?. D. Barter, E. K. Warrington: Negiect Dysgraphia, "Joumal of Neurology, Neurosurgery and Psychiatry" 46 (1983), s. 1073-1078. Tekst o farmerze, który nie potrafi? odczyta? lewej strony swego "wewn?trznego ekranu". M. Corbetta, F. Miezin, G. Shulman i S. Petersen: A PET Study of Visuospatial Attention, "The Journal of Neuroscience" tom 13 nr 3 (1993). Artyku? ten omawia o?rodki uwagi w obu pó?kulach mózgowych. P. Halligan, J. Marshall: Left Negiect for Near But Not Far Space in Man, "Nature" tom 350 (11 kwietnia 1991), s. 498-500. Przypadek gracza rzucaj?cego strza?kami, u którego jednostronna nieuwaga znika?a wraz ze zwi?kszaniem si? odleg?o?ci od tarczy. P. Schilder: The Image and Appearance of the Human Body. Keagan Paul, Londyn 1933. Mimo ?e ksi??ka Schildera zdezaktualizowa?a si?, nie brakuje w niej interesuj?cych my?li. Rozdzia? 6 E. Bisiach, M. L. Rusconi: Breakdown of Perceptual Awareness in Unilateral Negiect, "Cortex" 26 (1990), s. 643-49. Rozbudowana wersja eksperymentu z p?on?cym domem, w której wykorzystano wyszczerbione kieliszki do wina oraz wazony. T. De Camp Wilson, R. Nisbett: The Accuracy of Yerbal Reports About the Effects of Stimuli on Evaluations and Behavior, "Social Psychology" 41 nr 2 (1978), s. 118-131. O ludziach wybieraj?cych rajstopy z przeró?nych powodów. M. Gazzaniga: Organization ofthe Human Brain, "Science" 245 (wrzesie? 1989), s. 947-952. Artyku? ten dotyczy interpretatora w lewej pó?kuli mózgowej. J. Marshall, P. Halligan: Blindsight and Insight in Yisuospatial Negiect, "Nature" 336 (22/29 grudnia 1988), s. 766-767. Opis pierwotnej wersji eksperymentu z p?on?cym domem. Rozdzia? 7 M. Flanders, S. I. Helms Tillery i J. F. Soechting: Early Stages in a Sensorimotor Transformation: "Behavioral and Brain Sciences" 15 (1992), s. 309-362. Podzia? pracy w mózgach studentów psychologii okaza? si? podobny do podzia?u w mózgach ?ab. M. A. Goodale, J. P. Meenan, H. H. Bulthoff, D. A. Nicolle. K. Murphy i C. Racicot: Separate Neural Pathways for the Visual Analysis of Object Shape in Perception and Prehension, "Current Biology" sierpie? 1994. Opisanie danego przedmiotu i umiej?tno?? uchwycenia go to dwie. ró?ne sprawy. A. Grabowska, W. Budohoska: Procesy percepcji. [W:] Psychologia ogólna. Tom 1. Percepcja, my?lenie, decyzje. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992. Omówienie procesów neuroflzjologicznych warunkuj?cych odbieranie wra?e? zmys?owych. P. Grobstein: Directed Movement In the Frog: Motor Choice, Spatial Representation, Free Will? [W:) J. Kien, C. McCrohan i W. Winlow (red.): Newobiology of Motor Programme Selection. Pergamon Press, Oksford 1992, s. 250-279. U ?ab percepcja kierunków w p?aszczy?nie poziomej Jest sterowana przez inny obwód komórek mózgowych ni? ocena odleg?o?ci i wysoko?ci, na której znajduje si? ?er. A. Wróbel: Jak dzia?a mózg, czyli od receptora do percepcji. [W:] M.Kossut (red.): Mechanizmy plastyczno?ci mózgu. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. Próba zastosowania wiedzy na temat dzia?ania sieci nerwowej do wyja?nienia procesu percepcji wzrokowej (tekst dla zaawansowanych). S. Zeki: Obrazy wzrokowe w mózgu i umy?le, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s. 42-51. Opis procesów umo?liwiaj?cych mózgowi synchronizacj? wra?e? wzrokowych i tworzenie z nich obrazu otaczaj?cego ?wiata. Rozdzia? 8 M. Behrman, M. Moscovitch: Object-Centered Negiect in Patients with Unilateral Negiect: Effects of Leftright Coordinates of Objects, "Journal of Cognitive Neuroscience" 6 nr l (1994), s. 1-16. M. Kossut: Plastyczno?? doros?ej kory mózgowej. [W:] M.Kossut (red.): Mechanizmy plastyczno?ci mózgu. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. Artyku? ten omawia tzw. mapy korowe - tj. obszary kory mózgowej przyjmuj?ce ró?nego rodzaju informacje zmys?owe - oraz pokazuje hipotetyczne mechanizmy ich zmian, które nast?puj? na przyk?ad w wyniku uczenia si?. J. Lackner: Some Proprioceptive Influences on the Perceptual Representation of Body Shape and Orientatlon, "Braln" 111 (1988), s. 281-297. Eksperymenty wykazuj?ce, ?e mo?na ludzi przekona? o tym, ?e ich nosy mierz? trzydzie?ci centymetrów. B. Libet: Subjective Antedatlng of a Sensory Experience and Mind-Brain Theories, .Journal of Theoretical Biology" 114 nr 4 (1985), s. 563-570. Odpowiedz Libeta na zarzuty naukowców krytykuj?cych jego prace. Rozdzia? 9 E. Lacroix, R Melzack, D. Smith i N. Mitchell: Multiple Phantom Limbs in a Child, "Cortex" 28 (1992), s. 503-507. Przypadek dziewczynki z trzema fantomami. R. Melzack: Fantomowe ko?czyny, "?wiat Nauki" nr 6 (1992), s. 74-81. Wyczerpuj?ca prezentacja koncepcji "neuropodpisu", czyli obrazu cia?a obecnego w mózgu nawet wówczas, gdy cia?o ulega uszkodzeniu. Rozdzia? 10 E. Bisiach: Language Without Thought. [W:] L.We?skrantz (red.): Thought Without Language. Clarendon Press, Oksford 1988, s. 464-484. Rozmowa mi?dzy lekarzem a pacjentem, w której ten ostatni zaprzecza, jakoby by? w?a?cicielem swojej w?asnej d?oni. M. Critchley: The Partetal Lobes. Hafner Press, Londyn 1953. Klasyczna ksi??ka zawieraj?ca opisy wielu przypadków pacjentów, którzy zaprzeczali, jakoby byli w?a?cicielami swoich ko?czyn. A. Herzyk: Nie?wiadomo?? zaburze? zachowania w uszkodzeniach mózgu. [W:] A. Herzyk, D. K?dzielawa (red.): Zaburzenia wjunkcionowaniu czlowteka z perspektywy neuropsychologtt klinicznej. Wydawnictwo UMCS, Lublin 1996. Wyczerpuj?cy opis zjawiska anozognozji. M. J. Hohol, S. E. Black: Asomatagnosia: Denial of Ownership of a Paralyzed Limb, "Neurology" 42 Supp. 3 (1992), s. 223. B. Maher: Anomalous Experience and Delus?onal Thinking: The Logic of Explanations. (W:] T. Oltmanns, B. Maher (red.): Delusional BeUefs. John Wiley and Sons, Nowy Jork 1988. s. 15-30. W. Wapner, S. Hamby, H. Gardner: The Role of the Right Hemisphere ?n the Apprehension of Complex Linguistic Materials, "Brain and Language" 14 (1981), s. 15-33. Relacja o tym, jak pacjenci z obra?eniami prawej pó?kuli mózgowej upi?kszaj? i zmieniaj? swoje historie. Rozdzial 11 S. Blackmore: Beyond the Body. William Heinemann Ltd., Londyn 1982. M. Lukianowicz: Autoscop?c Phenomena, "A.M.A. Archives of Neurology and Psychiatry" 80 (sierpie? 1958), s. 025-220. Przypadek kobiety, która po powrocie do domu z pogrzebu m??a widzia?a swojego sobowtóra. H. Ruttledge: Euerest 1933. Hodder and Stoughton, Londyn 1934. J. Todd, K. Dewhurst: The Double: Its Psychopathology and Psychophysiology, "The Journal of Nervous and Mental Disease" 122 (1955), s. 47-55. Wyst?puj? tu Guy de Maupassant l jego sobowtór. Rozdzia? 12 G. Rhodes, S. Brennan, S. Carey: Identification and Ratings of Caricatures: Implications for Mental Representations of Faces, "Cognitive Psychology" 19 (1987), s. 473-497. Dane, które prezentuje ten artyku?, potwierdzaj?, ?e mózg zapami?tuje twarze w karykaturalnej formie. J. Sergent, J. L. Signoret: Functional and Anatomical Decomposition of Face Processing: Evidence From Prosopagnosia and PET Study of Normal Subjects, "Philosophical Transactions of the Royal Statlstical Society London" B (1992), s. 55-62. Artyku? ten mówi o tym, jak rozpoznawanie twarzy stopniowo przesuwa si? od ty?u do przodu mózgu. J. Sergent, B. MacDonald i E. Zuck: Structural and Functional Organization of Knowledge about Faces and Proper Names: A PET Study, "Attention and Performance" XV. Lawrence Erlbaum Associates Inc., New Jersey 1994. Informacja o odkryciu, ?e w mózgu biograficzne informacje o nazwisku danej osoby i informacje o jej twarzy s? przechowywane w oddzielnych miejscach. Rozdzia? 13 M. Behrmann, G. Wlnocur i M. Moscovitch: Dissociatlon Between Mental Imagery and Object Recognltlon In a Braindamaged Pat?ent, "Nature" 359 (15 pa?dziernika 1992), s. 636-637. Pierwsza wzmianka o C.K. B. Bornsteln, H. Sroka, H. Munitz: Prosopagnosia wlth Animal Face Agnosia, "Cortex" 5 (1969), s. 164-169. O cz?owieku, który nie potrafi? rozpozna? swych krów. G. Cohen: Why Is It Dlfflcult To Put Names to Faces?, "British Journal of Psychology" 81 (1990), s. 287-298. Czy chodzi rzeczywi?cie o nazwiska czy o zawody? R. Diamond, S. Carey: Why Faces Ar? and Ar? Not Speclal: A? Effect of Expertise, "Journal of Experimental Psychology: General" 115 nr 2 (1986), s. 107-117. Rozró?nianie psów odwróconych do góry nogami nie jest wcale ?atwe! K. M. Kendrick, B. A. Baldwln: Cells In Temporal Cortex of Conscious Sheep Can Respond Preferentlally to the Sight of Faces, "Science" 236 (24 kwietnia 1987), s. 448-450. Tekst mówi o rym, które komórki kory skroniowej owcy reaguj? na widok twarzy. Rozdzia? 14 P. Ekman: Facial Expressions of Emotion: A? Old Controversy and New Findlngs, "Phllosophical Transactlons of the Royal Society London" B (1992), s. 63-69. Ekman jeszcze raz przedstawia swoje teorie na temat wyra?ania emocji na twarzy. O.-J. Grusser: Face Recognltion Within the Reach of Neurobiology and Beyond It, "Human Neurobiology" 3 (1984), s. 183-190. Jak przedstawiano twarz - badania nad dziejami malarstwa. J. T. Manning, A. T. Chamberlain: Left-Side Cradling and Brain Lateralizatlon, "Ethology and Socioblology" 12 (1991), s. 243-244. Manning mówi o roli pó?kul mózgowych, nie za? serca. L. Salk: The Role of the Heartbeat In the Relations Between Mother and Infants, "Scientlfic American" 228 (maj 1973). s. 24-29. Salk przedstawia sw? hipotez?, ?e odg?os bicia serca ma zasadniczy wp?yw na sposób trzymania niemowl?t. Rozdzia? 15 O. Narkiewicz, J. Mory?: Hlpokamp a zaburzenia pami?ci w chorobie Alzheimera, "Kosmos" nr 2 (1993), s. 453-472. Omówienie zmian degeneracyjnych w hipokampie, towarzysz?cych procesom starzenia i chorobie Alzheimera. J. Ogden, S. Corkin: Memories of H.M. [W:] W. Abraham, M. Corbalis i G. White (red.): Memory Mechanisms: A Tribute to G.Y.Goddard. Lawrence Erlbaum Associates, Inc., New Jersey 1991, s. 195-215. W. B. ScovUle, B. Milner: Loss of Recent Memory After Bilateral Hippocampal Lesions, "Journal of Neurology, Neurosurgery and Psychiatry", 20 (1957), s. 11-21. D. Sherry, L. Jacobs i S. Gaulin: Spatial Memory and Adaptive Specializatlon of the Hippocampus, "Trends ?n Neurosciences" 15 nr 8 (1992), s. 298-303. Sikorki i myszy polne. O. Szymanska: Udzia? p?atów skroniowych w procesach pami?ci u cz?owieka. [W:] A. Grabowska i A. Kosmal (red): Ploty skroniowe - morfologia, junkcje i ich zaburzenia. Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Bada? Uk?adu Nerwowego, Warszawa 1995. Omówienie wyników najnowszych bada?, zawieraj?ce obszern? bibliografi?. Rozdzia? 16 A. Baddeley: Work?ng Memory, "Science" 255 (31 stycznia 1992), s. 556-559. Podsumowanie stanu wiedzy jednego z czo?owych badaczy pami?ci. H. Bennett: Remembering Drink Orders: The Memory Skills of Cocktail Waltresses, "Human Learnlng" 2 (1983), s. 157-169. M. Daneman, P. Carpenter: Individual D?fferences In Working Memory and Reading, "Journal of Yerbal Learnlng and Yerbal Behavior" 19 (1980), s. 450-466. Pierwszy artyku? naukowy Meredyth Daneman dotycz?cy zwi?zku mi?dzy rozumieniem czytanego tekstu a pami?ci? robocz?. N. C. Ellis, R. A. Henelly: A Bilingual Wordlength Effect: Implicatlons for Intelligence Testing and the Relatlve Ease of Mental Calculatlon In Welsh and Engllsh, "Britlsh Journal of Psycho?ogy" 71 (1980), s. 43-51. Okazuje si?, ?e trudniej jest zapami?ta? dany ci?g cyfr w j?zyku walijskim ni? w angielskim. K. A. Ericsson, W. Chase: Exceptional Memory, "American Scientist" 70 (listopad-grudzie? 1982), s. 607-615. O zdumiewaj?cej krótkotrwa?ej pami?ci operacyjnej S.F. P. S. Goldman-Rakic: Pami?? operacyjna i umys?, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s. 74-83. Opis prowadzonych na ma?pach bada? umo?liwiaj?cych identyfikacj? struktur mózgowych, które uczestnicz? w powstawaniu reprezentacji ?wiata zewn?trznego w mózgu. J. Jonides, E. Smith, R. Koeppe, E. Awh, S. M?noshima i M. Mlntun: Spatial Working Memory in Humans as Revealed by PET, "Nature" 363 (17 czerwca 1993), s. 623-625. Ogl?danie zapisu wzrokowo-przestrzennego przy pracy. L. Kaczmarek: Rola pobudzenia genomu w procesach uczenia si? i pami?ci. [W:] M. Kossut (red.): Mechanizmy plastyczno?ci mózgu. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994. Omówienie zjawisk towarzysz?cych tworzeniu si? ?ladów pami?ciowych i udzia?u czynników genetycznych w tych procesach. I. Kurcz: Psychologia ogólna. Tom 2. Pami??, uczenie si?, j?zyk. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1992. Podr?cznik akademicki, który daje bogaty przegl?d nowych danych empirycznych oraz teoretycznych modeli procesów umo?liwiaj?cych aktywne poznawanie ?wiata. P. Muter: Very Rapid Forgetting, " Memory and Cognition" 8 nr 2 (1980), s. 174-179. Tytu? wyja?nia wszystko: "Pami?? i poznanie". J. Nurkowska: Jak powstaje pami??, "Wiedza i ?ycie" nr 4 (1995), s. 10-16. Interesuj?cy artyku? popularnonaukowy, omawiaj?cy najnowsze teorie pami?ci, uwzgl?dniaj?cy m.ln. udzia? czynników genetycznych. Rozdzia? 17 R. Brown, J. Kulik: Flashbulb Memories, "Cognition" 5 (1977), s. 73-99. W tym artykule po raz pierwszy u?yto terminu wspomnienie typu flesz. A. Hartry, P. Keith-Lee i W. Morton: Planaria: Memory Transfer Through Cannibalism Reexamined, "Science" 146 (pa?dziernik 1964), s. 274-275. Okazuje si?, ?e w rzeczywisto?ci wyniki w nauce tych ma?ych robaczków wcale nie ulegaj? poprawie... J. A. Usher, U. Neisser: Childhood Amnesia and the Beginntngs of Memory for Four Early Life Events, "Journal of Exper?mental Psychology: General" 122 nr 2 (1993), s. 155-165. Artyku? ten podejmuje prób? ustalenia na nowo granic wiekowych amnezji dzieci?cej. C. A. III Weaver: Do You Need A Flash to Form a Flashbulb Memory?, "Journal of Experimental Psychology: General" 122 nr l (1993), s. 39-46. Mózg zapami?ta nawet zupe?nie nieistotne rzeczy, je?li si? go o to poprosi. Rozdzia? 18 E. Loftus: The Reality of Repressed Memories, "American Psychologist" 48 nr 5 (1993), s. 518-537. A. ?uria: The Mind ofa Mnemonist. Avon, Londyn 1968. O wyczynach Szereszewskiego. O. Sacks: M??czyzna, który pomyli? swoj? ?on? z kapeluszem. Wydawnictwo Zysk i Ska, Pozna? 1994. Wspania?a, pe?na intryguj?cych opowie?ci ksi??ka, napisana przez angielskiego neurologa i psychiatr?. Znakomita lektura dla ka?dego, kogo fascynuje ?wiat mózgu. D. Treffert: The Idiot Savant: A Review of the Syndrome, "American Journal of Psychiatry" 145 nr 5 (1988), s. 653-672. Rozdzia?y 19 i 20 J. Antrobus: Bizarreness in Dreams and Waking Fantasy, [w:] J. Antrobus i M. Bert?ni (red.): The Newopsychology oJSleep and Dreaming. Lawrence Erlbaum Associates, Inc., Hillsdale, New Jersey 1992. G. E. Hinton: Jak sieci neuropodobne ucz? si? na podstawie do?wiadcze?, "?wiat Nauki" nr 11 (1992), s. 116-124. Omówienie prób skonstruowania uproszczonych modeli rzeczywistych sieci nerwowych w celu poznania zasad rz?dz?cych przyswajaniem informacji przez mózg. A. Hobson: The Dreaming Bra?n. Penguin Books, Nowy Jork 1990. G. G. Luce, J. Segal: Sen, marzenia senne i czuwanie. PWN, Warszawa 1969. Wydana w "Bibliotece Problemów" bardzo ciekawa ksi??ka, która obszernie opisuje ówczesn? wiedz? o ?nie. I. Oswald: Sen. PWN, Warszawa 1968. Pochodz?ca wprawdzie sprzed trzydziestu lat, ale wci?? warta lektury pozycja, która opisuje pierwsze do?wiadczenia nad snem l próby odpowiedzi na pytanie o znaczenie snu dla funkcjonowania mózgu. C. Smith: REM Sleep and Leamlng: Some Recent Flndings. [W:] A. Moffltt, M. Kramer i R. Hoffman (red.): The Functions ofDreaming. State Unlversiry of New York Press, Albany 1993. J. Winson: Brain and Psyche. Random House, Nowy Jork 1986.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
drzwi iso
Komunikacja w świetle wymagań normy ISO 9001(1)
P S Proces zakupów ISO 9001
2006 02 Qt ISO Maker–moja pierwsza aplikacja w Qt [Programowanie]
Create & Burn ISO
iso?59 1 7
Encyklopedie roślin 5CD [PL] [ iso]
Dlaczego wdrażać ISO 9001
Główne wymagania normy PN EN ISO IEC 17025
Czy warto wdrażać ISO 9001 artykuł na podstawie badania internetowego
slackware 13 37 install d1 iso
iso 8859 x
normy z rodziny iso?00

więcej podobnych podstron