Izabela Zawis Światło anioła

background image
background image
background image

Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem;

Możemy latać wtedy, gdy obejmujemy drugiego człowieka

Bruno Ferrero

background image

Spis treści

Rozdział 1.

Rozdział 2.

Rozdział 3.

Rozdział 4.

Rozdział 5.

Rozdział 6.

Rozdział 7.

Rozdział 8.

Rozdział 9.

Rozdział 10.

Rozdział 11.

Rozdział 12.

Rozdział 13.

Rozdział 14.

Rozdział 15.

Rozdział 16.

Rozdział 17.

Rozdział 18.

background image

Rozdział 19.

Rozdział 20.

Epilog

background image

Rozdział 1.

Siedziałam pod drzewem, korzystając z przerwy przed

ostatnią lekcją. Nareszcie jest piątek. Do końca zostały dwa

tygodnie szkoły. Wolność od obowiązków ucznia na całe dwa

miesiące. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Wraz

z

Natally,

moją

najlepszą

przyjaciółką

od

czasów

piaskownicy, powtarzałyśmy materiał z literatury.

Wszyscy wychodzili ze skóry, by dzięki systematycznej

nauce osiągać dobre wyniki z tego przedmiotu i zadowolić

naszego nauczyciela. Notabene był ciachem i to przez

wielkie C. Wszystkie dziewczyny z naszej klasy i nie tylko

skrycie się w nim podkochiwały. Pomijając ten fakt, był

naprawdę fajnym i sympatycznym gościem. Uczył z widoczną

i nieskrywaną pasją. Nie było ucznia, który by go nie lubił,

toteż wszyscy starali się, by uszczęśliwić nauczyciela, choć

nie było to łatwe zadanie, ponieważ przy tak ślicznej,

słonecznej pogodzie cała szkoła żyła już wyłącznie

wakacjami. Trzeba jednak było próbować.

Zamknęłam

oczy,

co

zawsze

pomagało

mi

się

skoncentrować. Tak bardzo skupiłam się nad zeszytem i nad

tym, co było w nim zapisane, że przestały docierać do mnie

background image

jakiekolwiek odgłosy. Całkowicie pochłonęła mnie nauka.

W jednej chwili wszystko uległo zmianie. Włosy na rękach

stanęły mi dęba, a po plecach przebiegł mi dreszcz. Nie, nie

było to ze strachu, raczej świadczyło o oczekiwaniu na coś.

Jeszcze nie miałam pojęcia na co, ale wiedziałam, że na

pewno coś się stanie. Instynktownie wyczułam czyjąś

obecność. Otwarłam oczy, ale wszystko wyglądało jak chwilę

wcześniej. Nadal trwała przerwa, więc większość uczniów

wylegiwała się na trawniku lub zwyczajnie spacerowała.

Dzięki pogodzie wszystkim dopisywał humor. Dookoła

rozbrzmiewał śmiech, każdy był naładowany – w pozytywnym

znaczeniu tego słowa. Popatrzyłam na siedzącą obok Natt.

Nie zwracała uwagi na to, co się działo wokół.

– Megan – usłyszałam szept. Towarzyszył mu delikatny

ruch kosmyka włosów, który wymknął się z kucyka.

Obejrzałam się za siebie, myśląc, że któryś z kolegów robi

sobie ze mnie głupie żarty. To by było całkowicie w ich stylu.

O dziwo, przy drzewie nie było, nie licząc mnie i Natt,

nikogo. Swoim niezrozumiałym zachowaniem zwróciłam na

siebie uwagę Natt.

– Co się kręcisz? Rozpraszasz mnie – burknęła

zniecierpliwiona.

– Mówiłaś coś do mnie?

Popatrzyła na mnie kpiącym wzrokiem. Brakowało jeszcze

tylko, żeby mi kazała popukać się po głowie, jak to miała

w zwyczaju.

– Pytałam się, czemu zachowujesz się jak szurnięta.

background image

– Nie, nie to – usta wykrzywiłam w grymasie. – Czy wołałaś

mnie przed chwilą po imieniu?

Złożyłam swój zeszyt i wrzuciłam go do plecaka. Byłam tak

rozkojarzona, że z pewnością nie udałoby mi się już niczego

nauczyć.

– Wyraźnie słyszałam, jak ktoś do mnie szepcze „Megan” –

zniżyłam swój głos do szeptu, żeby jej to zademonstrować.

Roześmiała się. Natt zaśmiewała się ze mnie, jakbym

powiedziała jakiś śmieszny żarcik. Cholera.

– Dziewczyno, wyluzuj! Pewnie liście zaszeleściły, a ty się

zachowujesz jakbyś co najmniej ducha zobaczyła – zakpiła.

W tym momencie zabrzmiał szkolny dzwonek.

– Tak, pewnie masz rację – westchnęłam ciężko, bo nie

bardzo mnie przekonywało to tłumaczenie, nie było nawet

najmniejszego wiaterku.

Podniosłyśmy się z trawy, strzepując śmieci, które

przyczepiły się nam do spodni. Szłam wolnym krokiem,

próbując sobie samej jakoś racjonalnie wyjaśnić to, co się

wydarzyło. Mimo że ostatnio ciągle miałam wrażenie, że ktoś

jest obok mnie, nic logicznego nie przychodziło mi do głowy.

Pewnego wieczoru, wracając od Natt, tuż za sobą

usłyszałam kroki. Spanikowana odwróciłam się, szykując do

ewentualnego

ataku

lub

obrony,

ale

byłam

sama.

Stwierdziłam, że jest późna godzina, a ja byłam bardzo

zmęczona, stąd omamy słuchowe. Wróciłam do domu,

poszłam spać i następnego dnia już o tym nie pamiętałam.

Przypomniałam sobie o tym dopiero, słysząc ten niby-szept.

background image

Zastanawiał mnie jednak fakt, dlaczego ten dreszcz

przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa nie wywołał u mnie

żadnego złego odczucia, jego doznanie było bowiem jego

przeciwieństwem. Czułam się spokojna, ale jednocześnie

podniecona oczekiwaniem na to, co miało się wydarzyć.

Liczyłam na to, że może będzie to coś zaskakującego.

Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z niej te niedorzeczne

myśli. Naprawdę mi chyba odwala – pomyślałam.

Została nam ostatnia lekcja do weekendu. Miałam zamiar

spędzić go w łóżku albo na leżaku za domem, wygrzewając

się na słońcu. Pocieszona tą myślą zajęłam miejsce obok

Natally, która przyszła na długo przede mną.

Lekcje z panem Johnsonem zawsze odbywały się

w bibliotece. Był zdania, że literaturę łatwiej omawia się

i zapamiętuje w otoczeniu książek. Przychodząc do naszej

szkoły, szybko zyskał miano spoko gościa. Jego lekcje były

bardzo ciekawe, a czasami wręcz zabawne, bo chcąc ułatwić

nam naukę, przebierał się za autorów lektur, które akurat

omawialiśmy. Do dzisiaj pamięć przywodzi mi na myśl naszą

ostatnią lekturę – wszedł do klasy przebrany za Jane Austen.

Wszyscy

najpierw

wpatrywaliśmy

się

w

niego

jak

zamurowani, by chwilę potem ryknąć śmiechem. Trwało to

pięć minut, zanim udało nam się uspokoić.

W bibliotece panowała cisza, wszyscy w skupieniu słuchali

lekcji, która była podsumowaniem całego materiału

omówionego w tym roku szkolnym. Ziewnęłam. Wydało się

mi niepojęte, że nie wykazałam żadnego zainteresowania

background image

wykładem. Zawsze byłam pilną i aktywną uczennicą. Co mnie

napadło? – pytałam samą siebie. Spojrzałam na koleżankę –

siedzącą obok Susan. Maślanym wzrokiem, z głupim

uśmiechem na twarzy wpatrywała się w pana Johnsona.

Zerknęłam i ja.

Był całkiem przystojny, choć dobiegał trzydziestki, co dla

naszego pokolenia oznaczało podeszły już wiek. Nie był za

wysoki, ale też nie był niski. Pewnie lubił przebywać na

świeżym powietrzu, bo jego skóra przybrała lekko złocisty

odcień. Podobno w wolnym czasie grywał w piłkę.

Najbardziej interesujące wydawały się jego oczy. Nie bez

powodu mówi się, że to właśnie one są zwierciadłem duszy

człowieka i to patrząc na nie, można wyczytać z jakiego typu

człowiekiem ma się do czynienia. Jego oczy były szczere

i ciepłe, w odcieniu szarego błękitu. Mówiłam: interesujące.

Jak mawiała Susan: tańczyły w nich radosne iskierki.

Już miałam się nachylić w stronę Natt, żeby rzucić jakiś

szybki żarcik, ale zrezygnowałam. Ponownie poczułam

dreszczyk płynący aż od szyi, wzdłuż kręgosłupa, który

zatrzymał się tam w dole. Masakra.

Brakowało mi powietrza. Zaczęłam oddychać szybciej,

żeby złapać go jak najwięcej. Nie panikuj – nakazywałam

sobie. Nic mi nie grozi, jestem bezpieczna. Poczułam na

karku delikatne muśnięcie, jakby ktoś mnie połaskotał.

Odruchowo sięgnęłam ręką do tyłu, miałam dziwne

wrażenie, jakbym złapała kogoś za palce. Błyskawicznie się

odwróciłam, ale za mną nikogo nie było. Gwałtownie

background image

poderwałam się na równe nogi, co spowodowało, że

przewróciłam krzesełko. Echo rozeszło się po pogrążonej

w ciszy bibliotece. Wszyscy zwrócili głowy w moją stronę.

Natt pokręciła w milczeniu głową – ten gest był w jej

wykonaniu bardzo wymowny. Jasno i wyraźnie odebrałam jej

przekaz. Chciała mi podać do wiadomości, że jestem

wariatką. Zresztą sama zaczęłam tak o sobie myśleć.

– Czy mogę na chwilę wyjść? Zrobiło się mi strasznie

duszno – nie czekając na pozwolenie, posłałam wszystkim

przepraszający uśmiech i wybiegłam z sali.

Zatrzymałam się dopiero, będąc na świeżym powietrzu.

Wdech, wydech – powtarzałam sobie to kilka razy, próbując

się uspokoić. Moje nerwy, które jak dotąd zawsze były

niezawodne, zaczynały szwankować. Nie czekałam na

dzwonek kończący zajęcia, zabrałam swoje rzeczy z szatni

i obrałam kierunek – dom. Miałam przed sobą kilometr do

pokonania, ale to było bez znaczenia. Pogoda była idealna na

spacer. A może uda mi się po drodze w końcu rozwikłać, co

przed chwilą miało miejsce? Nie bardzo wiedziałam, jak się

do tego zabrać. Mimo że zawsze potrafiłam rozwiązać nawet

najtrudniejsze kłopoty, tym razem nic nie przychodziło mi do

głowy. Wszyscy wiedzieli o moich zdolnościach. Powtarzali

między sobą: masz problem, zgłoś się do Meg, na pewno coś

znajdzie, choćby miała wykopać to spod ziemi. Efekt był taki,

że miałam mnóstwo znajomych i wielu przyjaciół, czułam się

lubiana.

Pewnego razu dyrektor szkoły miał problem z – łagodnie to

background image

ujmując – niesfornym uczniem. Dewastował szkolne mury,

umieszczając na nich ubliżające innym malowidła graffiti.

Niby przypadkiem znalazłam się kiedyś obok niego, kiedy

właśnie takie tworzył. Stałam przez chwilę i przyglądałam się

temu, co robił. To było fascynujące, w jaki sposób dobierał

barwy, psikając i pryskając bez określonego wcześniej planu

czy projektu, aż do momentu, kiedy obraz obierał jakiś

konkretny kształt. Był zły, kiedy mnie zauważył, ale uspokoił

się, kiedy dojrzał na mojej twarzy nieukrywany zachwyt nad

jego pracą. Poprosiłam go, żeby mnie nauczył tak malować.

Zgodził się dopiero, kiedy wspomniałam, że oczywiście mu

zapłacę. Lekcje zajęły nam około dwóch miesięcy. W tym

czasie i ja, choć dyskretnie, uczyłam go szacunku dla innych.

Nawet się nie połapał, co mu wbijałam do głowy.

W rezultacie przeprosił wszystkich tych, których obraził,

a sam zaczął wykorzystywać swój talent do innych celów.

Niestety,

tym

razem

jakoś

nie

umiałam

znaleźć

rozwiązania swojej sprawy.

W domu panowała cisza i spokój. Mama pewnie będzie

dzisiaj pracowała do późna, zresztą jak co dzień. Cóż zrobić,

zajmowała wysokie kierownicze stanowisko w banku. Miałam

jeszcze

kilka

godzin

niczym

niezakłóconej

ciszy.

Przynajmniej taką miałam nadzieję. Zresztą i tak zawsze

panował u nas spokój, bo mieszkałyśmy tylko we dwie: mama

i ja.

Ojca nigdy nie poznałam. Podobno był oszustem. Nawiązał

romans z mamą tylko dlatego, że zwietrzył szansę na łatwą

background image

kasę. Kiedy się zorientowała, zawiadomiła policję, ale zdążył

zwiać. Potem okazało się, że była w ciąży i nigdy więcej nie

potrafiła już zaufać żadnemu innemu mężczyźnie. Choć

czasami byłam święcie przekonana, że to tylko część historii,

nie naciskałam na nią, bo nie chciałam dodawać jej trosk

i smutków.

Wskoczyłam pod prysznic. Lubiłam to relaksujące uczucie,

jakie dawała spływająca od czubka głowy aż po stopy gorąca

woda,

która

zmywała

wszystkie

problemy.

Kiedy

wyczerpałam cały zapas ciepłej wody, owinęłam się

szlafrokiem i wskoczyłam z westchnieniem ulgi do łóżka,

rozrzucając zalegające na nim puszyste poduchy. Zasypiałam

już, kiedy pojawiło się to samo uczucie, dreszczyk

przebiegający wzdłuż moich pleców. Czułam, jak łóżko ugięło

się pod czyimś ciężarem. Zaczęłam się histerycznie śmiać.

Rewelacja, rok szkolny skończę w zakładzie dla psychicznie

chorych. A może sama przeżywam jakiegoś rodzaju

załamanie nerwowe? Przecież ostatnio nie sypiałam po

nocach, żeby przyswoić jak najwięcej materiału i zdobyć

najlepsze oceny. Teraz za to płacę, głowa się zbuntowała

i potrzebuje się zresetować. Tak! To jest na pewno to! A co

mi tam, pójdę na całość! – pomyślałam.

– Wiem, że tam jesteś… Chyba zwariowałam – mruknęłam.

Zesztywniałam, kiedy poczułam obejmującą mnie w pasie

rękę.

– Rozluźnij się – szepnął niewątpliwie ciepły i uspokajający

obcy głos. – Wkrótce się zobaczymy. Śpij – zamruczał. Nim

background image

wpadłam w objęcia niosącego kojący sen Morfeusza,

pomyślałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

background image

Rozdział 2.

– Jakieś wieści? – zapytała mnie bez zbędnego wstępu

Heather, lecz nawet nie podniosła głowy znad papierów,

które walały się po całym biurku. – Znalazłeś już ją?

– Tak – zaciekawiona uniosła głowę. – Kilka dni temu. Od

samego początku zdaje sobie sprawę z czyjejś obecności –

usiadłem na krzesełku naprzeciwko niej, nie czekając na

zaproszenie.

– Standardowo myśli, że jej odbija – uśmiech zagościł na

mojej twarzy na samą myśl o ich spotkaniu.

Heather pokiwała głową, wyrażając swoją aprobatę.

– Co jeszcze? Widziała cię już?

– Nie, ale czuła mój dotyk. Najpóźniej za dwa dni sama do

nas przyjdzie – byłem z siebie bardzo zadowolony, że tak

szybko ją odszukałem, a więź nas łącząca była na tyle silna,

że nie miałem problemów z nawiązaniem z nią kontaktu.

– Oby. Czas nam się kończy – wróciła do swoich papierów,

co w jej przypadku oznaczało koniec rozmowy.

Nie pozostało mi nic innego, jak opuścić jej gabinet.

Poszedłem do swojego pokoju. Wskoczyłem na swoje wielkie

łóżko pochodzące z czasów tak dawnych, że nie potrafiłem

background image

sobie przypomnieć, z jakiej jest epoki. Na poduszce leżało jej

zdjęcie, z którym nigdy się nie rozstawałem. Było co prawda

mocno podniszczone, ale nadal pięknie na nim wyglądała.

Tyle lat, a nadal czuję dziwne mrowienie, patrząc, jak się do

mnie uśmiecha spod przymkniętych powiek. Z moich ust

wydobyło się ciche westchnienie.

Doskonale pamiętam dzień, w którym zostało zrobione.

Korzystając z pięknego, słonecznego dnia wybraliśmy się

nad brzeg pobliskiej rzeczki. Urządziliśmy sobie piknik. Nie

pamiętam dokładnie, co powiedziałem, ale zawstydziła się,

a na jej policzek wypłynął delikatny rumieniec, który dodał

jej uroku. Opuściła wzrok, żeby to przede mną ukryć, a ja nie

mogłem oprzeć się pokusie i szybko zrobiłem jej zdjęcie.

Niewinność w czystej postaci.

– Oby moje ostatnie niepowodzenie nie zmieniło jej w zbyt

dużym stopniu – pomyślałem głośno.

Długo przyszło mi czekać, aż dostanę kolejną szansę.

Podejrzewam, że Ian jeszcze nie wpadł na jej ślad. Tym

razem to on był górą i udało mu się jako pierwszemu dotrzeć

do Megan. Miałem bardzo silną motywację – ostatnim razem

zawaliłem całą sprawę i wymknęła mi się. Teraz przyszedł

czas dla nas i naszej bezgranicznej miłości. Czas, żebyśmy

mogli zacząć wszystko od nowa. Jutro… – przeleciało mi

przez głowę.

*

background image

Obudziłam się kompletnie rozbita po niedorzecznym śnie,

jaki mi się przyśnił. Byłam w nim małą, włochatą myszką.

Towarzyszyła mi też druga, nieco większa mysz, z którą

byłyśmy nierozłączne. Wyruszyłyśmy na poszukiwanie

jedzenia, bo byłyśmy bardzo głodne. Na szafce kuchennej

leżał ser. Swoimi małymi, krótkimi nóżkami w szybkim

tempie rzuciłyśmy się w jego kierunku. Już prawie go

miałyśmy, kiedy zza fotela wyskoczyło wielkie rude kocisko.

Nie miałabym żadnych szans. Gdyby nie druga mysz, która

rzuciła się na ratunek, gryząc kota w łapę, byłoby po mnie.

Niestety, jednym ruchem kot przycisnął tamtą i ją zjadł.

– Przecież ja nawet nie lubię sera – mruknęłam głośno

w drodze do łazienki. Potrząsnęłam głową, żeby pozbyć się

paskudnego wrażenia po tym pokręconym koszmarze. Już

chyba

wolałabym

psychola

goniącego

mnie

z

piłą

mechaniczną.

Szybko wskoczyłam w jakieś pierwsze lepsze ciuchy, jakie

miałam pod ręką. Do sprzątania jakoś nie trzeba specjalnie

ładnie wyglądać, prawda? Przynajmniej gotowanie kolacji

miałam z głowy. Rano umówiłyśmy się z mamą, że przywiezie

tego pysznego kurczaka z warzywami, którego serwują

w restauracji obok jej banku.

Mijając po drodze duże lustro, przystanęłam jak wryta, bo

ledwo rozpoznałam dziewczynę, która na mnie patrzyła. Czy

to aby na pewno ja? Może jeszcze śpię, a to jest kolejny

koszmar? Cholerka, wyglądam jakbym przez tydzień nie

spała, tylko balowała z kumplami z ostatniej klasy.

background image

Okropieństwo, gdzie się podziała ta podobno śliczna

dziewczyna, za którą mnie uważają? Cóż, z pewnością nie

jestem nią w tej chwili. Zrobiłam grymas do poczwarki

w lustrze. I choć daleko mi do próżności, starałam się zawsze

dbać o swoje zdrowie, zwracając uwagę na to, co jem i co

najmniej trzy razy w tygodniu ćwicząc. Z reguły były to tylko

zwykłe spacery, ale ruch jest zawsze ruchem. Mój wygląd był

właśnie efektem odpowiednich nawyków.

Teraz moje błyszczące, zielone oczy były opuchnięte

i podkrążone, a karmelowe, półdługie włosy tworzyły na

głowie brzydkie gniazdo. Największą rozpacz poczułam,

widząc ziemistoszary odcień swojej cery. Wzdrygnęłam się.

Chyba przyszła pora na badania kontrolne, może bierze mnie

jakieś choróbsko? – pomyślałam.

Miałam już odejść, bo dość się już napatrzyłam na swoje

niezbyt ciekawe odbicie, ale nie mogłam się ruszyć. Zupełnie

jakby ktoś zabetonował mi nogi. Zerknęłam na pokój

i szeroko otwarłam oczy ze zdziwienia. Najpierw zauważyłam

wyciągniętą w moim kierunku męską dłoń, a następnie moim

oczom ukazała się reszta sylwetki: najpierw stopy

w tenisówkach, potem nogi w jeansach, na koniec uwidocznił

się tors w koszulce i twarz, po której błąkał się ciepły

uśmiech. Co do jasnej…?! Zaczęłam się obawiać, lecz nie

zjawy, ale o swoje zdrowie psychiczne. Mimo to nie mogłam

przestać na niego patrzeć, hipnotyzował mnie swoim

spojrzeniem i orzechową barwą tęczówki. Jakby tego było

mało, wyglądał jak anioł, który został wyrzeźbiony przez

background image

najlepszego artystę. Nie był napakowany jak kulturysta po

dopingu, ale pod koszulką wyraźnie rysowały się mięśnie.

Zastanowiły mnie jego tatuaże na ręce, które świadczyły

o tym, że raczej nie jest on aniołem. W gardle zaschło mi

z wrażenia.

– To twoją obecność czuję cały dzień? – powiedziałam

cichutko, jakbym bała się, że zaraz zniknie.

Jego twarz rozjaśnił czuły uśmiech.

– Ten uśmiech widywałam w swoich snach – nieco się

rozluźniłam. – Pewnie nadal śpię?

Ledwie widocznym ruchem głowy zaprzeczył. Podszedł

krok bliżej.

– Chciałbym cię dotknąć. Tak bardzo za tobą tęskniłem –

nie poruszył ustami, ale wyraźnie usłyszałam głos w swojej

głowie.

Nie wiem skąd, ale miałam pewność, że nie zrobi mi

krzywdy. Zgodziłam się. Skinęłam głową na zgodę. Podszedł

bliżej, zatrzymując się tuż za moimi plecami.

Sama nie wierzyłam temu, co czułam – bijące od niego

ciepło. Jedną ręką objął mnie w talii, przysuwając jeszcze

bliżej do siebie. Drugą odsunął włosy i pogłaskał wzdłuż szyi.

Otwarłam usta, głośno łapiąc powietrze i drżąc na całym

ciele. Czy to naprawdę się stało? – zapytałam samą siebie

w myślach. W jego oczach dojrzałam jakiś błysk, a uśmiech

stał się szerszy, był zaraźliwy i ze zdziwieniem zobaczyłam,

że sama też się uśmiecham. Pochylił się w moją stronę

i pocałował czubek mojej głowy. W ciągu sekundy, niczym

background image

jakieś objawienie, zrozumiałam, że stoi obok mnie

najważniejsza osoba w moim życiu i nie tylko.

– Ja nic nie rozumiem – szepnęłam do niego. – Co się

dzieje? Kim jesteś?

– Wkrótce, moja ukochana Megan – ponownie usłyszałam

jego głos w swojej głowie. Nogi się pode mną ugięły. Zanim

pochłonęła mnie ciemność poczułam dłoń, która pogłaskała

mnie po policzku.

*

– Megan! Megan! – krzyczała moja mama chyba po to,

żebym oprzytomniała. Byłam tak zdezorientowana, że ledwo

otwarłam oczy.

– No nareszcie – oznajmiła z ulgą mama. – Dlaczego śpisz

na podłodze?

Rozejrzałam się.

– Ja… nie wiem – na siłę próbowałam sobie przypomnieć,

ale ciężko mi to szło. Zachwiałam się, kiedy wstałam.

– Jesteś lodowata! – krzyknęła do mnie, kiedy złapała mnie

za rękę.

– Jakoś niewyraźnie się czuję – ledwo wybełkotałam.

– Kładź się do łóżka, przyniosę kolację i zjemy tutaj –

wybiegła w pośpiechu, pewnie do kuchni. Może powinnam ją

poprosić, żeby zadzwoniła do jakiegoś psychiatry.

Oparłam głowę na poduszce, była tak ciężka, jak bym

zamiast mózgu nosiła w niej kamienie. Obok mnie leżało

background image

zdjęcie, którego wcześniej tu nie było. Wzięłam je do ręki,

żeby lepiej się mu przyjrzeć, bo jeszcze nigdy go nie

widziałam. Zamarłam w połowie ruchu. Na tym zdjęciu

byłam ja z chłopakiem ze snu. Oboje byliśmy tak roześmiani,

że widać było łączące nas głębokie uczucie.

– Jak w moim śnie – szepnęłam do siebie.

– Jesteś pewna, że to był sen? – znowu usłyszałam ten głos.

– Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi – westchnął.

– Przestań! Wyłaź z mojej głowy! – krzyknęłam i zatkałam

sobie uszy rękami.

– Dobrze się czujesz? Naprawdę się zaczynam o ciebie

martwić – mama postawiła na moim łóżku talerz z jedzeniem.

Zerknęłam na nią. Jej twarz faktycznie wyrażała troskę

i obawę. Może powinnam się jej zwierzyć i wspólnie

znalazłybyśmy jakieś logiczne wytłumaczenie. Inaczej

powinnam chyba złapać za telefon i spędzić jakiś czas na

oddziale zamkniętym. Na razie nie miałam na to ochoty. Nie

chciałabym dostarczać mamie dodatkowych trosk. Wolę,

kiedy jest rozluźniona i szczęśliwa, wtedy jej buzia i oczy

zawsze są uśmiechnięte, a jej krok – lekki i taneczny. Ma

dużo wrodzonej gracji, bo w młodości chodziła na lekcje

baletu. Miała nawet zamiar związać z tańcem swoją

przyszłość, ale dziadkowi i babci nie podobał się ten pomysł

i wymusili na niej zmianę decyzji. Skończyła więc studia

z zakresu bankowości. Kiedy oboje dziadkowie zginęli

w wypadku, było już za późno, żeby zmienić szkołę,

a wkrótce potem mama zaszła ze mną w ciążę i jej plany

background image

legły w gruzach. Nie, stanowczo nie chciałam sprawiać jej

żadnych przykrości. Dlatego też zawsze chciałam być

idealnie grzeczna, miła dla innych, dobrze się uczyć tylko po

to, żeby jak najczęściej widzieć ją uśmiechniętą.

– Dzwoniła Natally – przerwała moje rozmyślania. –

Chciała o czymś z tobą pogadać. Prosiła, żebyś odzwoniła.

Miałam usta pełne jedzenia, a wiadomo, że nieładnie jest

mówić z pełną buzią, więc tylko kiwnęłam głową, słysząc tę

wiadomość. Oczywiście, nie zadzwoniłam do niej. Będzie na

mnie w poniedziałek zła, ale jakoś ją ugłaskam. Nie mam

zielonego pojęcia, co miałabym jej powiedzieć, tym bardziej,

że sama nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Miałam

jeszcze całe dwa dni, by coś wykombinować i to jakoś

ogarnąć.

W nocy miałam kolejny sen. Stałam przed wielkim lustrem,

takim samym jak to, które stoi u mnie w pokoju, tylko było

jakby nowsze, mniej zniszczone. Przyglądałam się swojemu

odbiciu. Byłam piękna i promieniałam szczęściem. Obróciłam

się wokół własnej osi, sprawdzając, czy sukienka, którą

miałam na sobie, leżała jak powinna, czy gdzieś się nie

zadarła. Szkoda by było, gdyby coś się jej stało, bo była

śliczna, uszyta cała z delikatnej, białej koronki i lekko

spływała aż do kostek, a sam tył sięgał jeszcze dalej, tworząc

płynący za mną tren. Stanik sukni ozdobiony był malutkimi

kryształkami, które w blasku słońca tworzyły łagodną

poświatę. Szybko rzuciłam okiem na moją fryzurę – kilka

kosmyków wyślizgnęło się spod spinek, ale tak je

background image

pozostawiłam, spodobało mi się w jaki sposób okalały moją

twarz. Oczy błyszczały nie mniej niż moja suknia, a moje

ciało lekko drżało z podniecenia. Nie mogłam się już

doczekać tego, co miało dzisiaj nastąpić: mój wielki

i szczęśliwy dzień. Odwróciłam się, kiedy do pokoju weszła

moja mama. Ona też była bardzo podenerwowana

i podekscytowana. Podeszła do mnie i założyła mi na szyi

łańcuszek, na którym błyszczał piękny, zielony szmaragd

w kształcie łezki. Idealnie pasował do moich oczu.

– Mamo, jaki piękny – szepnęłam, głaskając go lekko

palcami. Rzuciłam się w jej ramiona, mocno ściskając.

– Jest przekazywany w naszej rodzinie z pokolenia na

pokolenie pannom młodym w dniu ich ślubu – uśmiechnęła

się lekko. – Jesteś gotowa? Wszyscy już na nas czekają –

otarła samotną łezkę wzruszenia, która popłynęła po

policzku.

Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc tylko kiwnęłam

głową. Wyszłyśmy z domu wprost w promienie sierpniowego

słońca. Z największą ostrożnością wsiadłyśmy do powozu,

uważając na suknię. Powóz tonął w białych kwiatach, a ich

zapach wręcz oszałamiał, nie były potrzebne żadne perfumy

– zanim dojadą na miejsce, zapach przesiąknie moją skórę.

Nawet koniom dostały się kwiaty. Wyglądały dostojnie

z wiankami na szyjach. Ich grzbiety zostały okryte białymi,

atłasowymi pledami, szły dumne ze swojego wyglądu.

– Zaraz się rozpłaczę – głos mi się załamał. – Jestem taka

zdenerwowana.

background image

– Weź głęboki wdech, potem wydech, powtórz to kilka

razy, powinno cię to trochę uspokoić – mama poklepała mnie

po ręce dla dodania otuchy. – Poza tym nie możesz płakać

w tak ważnym dla ciebie dniu. Pamiętaj, kto tam na ciebie

czeka, nie możesz mu się pokazać z czerwonymi oczami.

Głęboko westchnęłam, żeby do płuc dotarło jak najwięcej

kojącego nerwy powietrza. Zadziałało, a na mojej twarzy

pojawił się tak szeroki uśmiech, na jaki byłam w stanie się

zdobyć.

– Jedziemy – mój głos był już spokojny, pewny i mocny.

Obie

się

roześmiałyśmy

i

cały

stres

odszedł

w zapomnienie. Wchodząc do kościoła, przystanęłam. Nie

dlatego, że dopadły mnie jakieś wątpliwości, tylko chciałam

jak najwięcej zapamiętać z tego dnia.

Sam kościół nie był duży, jego przystrojenie nie sprawiło

naszym sąsiadkom żadnych kłopotów. Wzdłuż ławek stały

wazony wypełnione białymi kwiatami. Na ziemi został

rozłożony czerwony dywan, a gdy dziewczynki idące przed

nami sypały płatkami polnych kwiatów, cały kościół wypełnił

ich zapach. Przy ołtarzu nie było miejsca, które nie byłoby

wypełnione bukietami. Wszyscy zebrani wstali na mój widok.

Zjawili się wszyscy, którzy byli bliscy dla mnie, żeby

świętować z nami ten piękny dzień. Była moja rodzina, byli

moi przyjaciele i sąsiedzi. Atmosfera w kościele stała się

bardzo podniosła i uroczysta.

Najważniejszą osobą był jednak ten, który czekał na mnie

na końcu krótkiej drogi prowadzącej do ołtarza. Zaparło mi

background image

dech na jego widok. Zrezygnował z czarnego smokingu na

rzecz białego. Czekał na mnie cierpliwie, ale znałam go na

tyle, że wiedziałam, jak bardzo pragnie, żebym była już przy

nim. Wystarczyło spojrzeć w jego orzechowe oczy –

błyszczały z podniecenia i szczęścia tak samo mocno jak

i moje. Uśmiechnęłam się do niego, widziałam, że robi to

samo. Organy zaczęły grać marsza weselnego. Ruszyłam

wolnym krokiem ku mojemu przeznaczeniu. Z każdym

krokiem mój oddech przyspieszał, chciałam być już obok

niego, więc trochę przyspieszyłam kroku, co zostało przyjęte

lekkim śmiechem zebranych gości.

Złapaliśmy nasze dłonie, jakby były ostatnią deską

ratunku. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, kiedy przyszedł

czas na nasze przysięgi.

– Ślubuję ci być twoim towarzyszem i przyjacielem

każdego dnia i oświetlać twoją drogę, abyś nigdy jej nie

zgubiła i nie zabłądziła. Rozłożę nad tobą swoje opiekuńcze

skrzydła, chroniąc przed smutkami i troskami, zamieniając je

w radość. Nie rozdzieli nas nikt: ani śmierć, ani czas. Nasza

miłość wszystko przetrwa, by kiedyś powrócić w innym

miejscu, w innym czasie, ale zawsze do ciebie. Kocham cię

teraz i na wieki – wyrecytował miękko Adam.

Potem przyszła kolej na mnie. Jego przysięga sprawiła, że

zmiękły mi kolana, a głos uwiązł mi w gardle, miałam tylko

nadzieję, że jeszcze wytrzymam, zanim się poryczę.

– Ślubuję ci – zaczęłam ostrożnie, ale mimo wzruszenia

mój głos pozostał spokojny. – Być zawsze przy tobie, jeśli nie

background image

ciałem, to na pewno sercem i duszą. Nawet jeśli zgubię

drogę do ciebie, to znajdę cię w kolejnym życiu, bo nasza

miłość nigdy nie umiera, czeka tylko na kolejną szansę, aby

rozkwitnąć na nowo. Ani czas, ani śmierć jej nie pokonają.

Jest wieczna. Kocham cię teraz aż do końca świata.

Kiedy skończyłam, ksiądz ogłosił nas mężem i żoną. Adam

pochylił się ku mnie, składając delikatny pocałunek, który

zawierał całe uczucie, jakie nas łączyło. Za nami rozległy się

głośne brawa.

Wesele zorganizowaliśmy na świeżym powietrzu, żeby

pomieścić wszystkich obecnych gości. Między drzewami

zostały zawieszone białe płachty, które stanowiły schronienie

przed promieniami słońca. Wszyscy świetnie się bawili,

wszędzie było słychać śmiech i pobrzękiwanie kieliszków

i talerzy. W tle grała delikatna muzyka, która z upływem

czasu i wypitych trunków zamieniała się w weselszą

i bardziej skoczną.

Widać było, że wszyscy świetnie się bawią, a dla nas

liczyło się tylko to, co działo się między nami. Największą

radością dla nas było nasze dopiero co zawarte małżeństwo,

które było zwieńczeniem zwycięstwa Dobra nad Złem.

– Moja słodka Megan – szepnął Adam do mojego ucha. –

Kolejny raz odnieśliśmy sukces i udało nam się odnaleźć –

złożył na moich ustach lekki pocałunek.

– Adam – odszepnęłam. Zamknęłam oczy, rozkoszując się

jego pieszczotą, tym dniem i wszystkim, co nas otaczało.

Szybko pożegnaliśmy się z rodziną i resztą gości,

background image

chcieliśmy już zostać we dwoje. Oczywiście nie obyło się bez

drobnych żarcików i porozumiewawczych mrugnięć, co nam

tak śpieszno. Pojechaliśmy do naszego małego domku. Nie

miało to dla nas znaczenia, bo najcenniejsi byliśmy my

i nasza miłość, reszta stanowiła tylko jakiś dodatek, a nam

wiele do szczęścia nie było potrzebne. Cieszyłam się również

z faktu, że zostajemy w miasteczku niedaleko mojej matki.

Nie chciałam jej opuszczać, tym bardziej, że po śmierci taty

zostałaby sama. Adam zapewnił mnie, że dla niego nie ma

znaczenia, gdzie mieszkamy, byle razem. Noc poślubna była

naszą pierwszą, ale tak naprawdę była kolejną. Doskonale

wiedzieliśmy, jak sprawić sobie przyjemność i osiągnąć

fizyczne spełnienie. Zasnęliśmy szczęśliwi i wyczerpani

w swoich ramionach.

*

Z trudem otwarłam oczy, nie miałam ochoty budzić się z

tak cudownego i szczęśliwego snu. Chciałam, żeby jeszcze

trwał. Poczułam się nieszczęśliwa. Żałowałam, że to był tylko

sen a nie jawa.

– Nie smuć się, kochana – usłyszałam znajomy głos.

Uśmiechnęłam się, myśląc, że to nie koniec i nadal śnię. A

może to wcale nie był żaden sen, tylko rzeczywistość.

Zaczęłam się przeciągać, pomyślałam, że muszę wstać.

Rozejrzałam się po pokoju i aż jęknęłam. Jednak były to tylko

marzenia senne. Drgnęłam, kiedy po moim pokoju rozległ się

background image

śmiech, który tak dobrze znałam.

– Oj, Megan, masz poważne problemy z głową –

powiedziałam do siebie na głos. – Skoro słyszę głosy, to

równie dobrze mogę gadać sama ze sobą.

– Jak zawsze dowcipna, podejdź kochana do lustra –

szepnął mi do ucha jego głos.

Na chwiejnych nogach podeszłam do lustra i spojrzałam za

siebie. Oczywiście spodziewałam się tego, że go w nim

zobaczę. Mimo wszystko byłam trochę zaskoczona, widząc

go. Do takiego widoku nie da się przyzwyczaić w ciągu paru

chwil, a wątpię, żeby w ogóle się udało. Stał tuż za mną z

szerokim uśmiechem na twarzy. Zbliżyłam się do lustra,

chcąc

mu

się

lepiej

przyjrzeć.

Był

idealnym

odzwierciedleniem tamtego chłopaka z mojej fantazji. Różnili

się tylko ubraniami, jakie mieli na sobie, i fryzurami. Ta w

odbiciu była bardziej nowoczesna, lekko zmierzwiona ku

górze, przypominała artystyczny nieład.

– Coraz bardziej skłaniam się ku temu, żeby zadzwonić do

psychiatry i zgłosić się na leczenie – wykrzywiłam moje usta

w krzywym grymasie, a w mojej głowie ponownie rozbrzmiał

życzliwy śmiech.

– Nie, moja najdroższa. Wiem, że czujesz się trochę

zagubiona i zdezorientowana.

– Serio? – wtrąciłam z ironią w głosie.

– To wszystko niebawem minie, a wszystko stanie się

jasne. Cierpliwości, mój Aniele.

Podszedł do mnie bardzo blisko, aż poczułam bijące od

background image

niego ciepło. Takie rzeczy się przecież nie zdarzają, a jeśli

tak, to tylko w książkach czy filmach. Przyciągał mnie do

siebie jak magnes, lgnęłam do niego jak ćma do światła.

Tylko co ja miałam z tym zrobić? – było to pytanie za sto

punktów, na które nie znałam odpowiedzi. Przynajmniej nie

w tej chwili.

– Śniłeś mi się przed chwilą.

– Opowiedz mi, proszę.

– Yyy – żałowałam, że zaczęłam ten temat, mógł przecież

pomyśleć, że jestem śmieszna.

Hej, chwilunia, przecież stoję przed lustrem i rozmawiam z

duchem – upomniałam się w duchu.

Co może być bardziej szalonego? Pewnie to zdjęcie, które

znalazłam na poduszce, zadziałało na mój mózg niczym

autosugestia – wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam

powietrze. Gorzej już być nie może, prawda? – No więc… to

zdjęcie, na którym stoi para młodych ludzi wyglądających

bardzo podobnie do nas… Śniło mi się, jak biorą ślub w

takim małym kościółku – uśmiechnęłam się pod nosem. –

Wypełniony był białymi kwiatami, wciąż jeszcze czuję ich

zapach, taki oszałamiający i taki prawdziwy. To naprawdę

był dla nich ważny dzień, wypełniony prawdziwym

szczęściem i szczerym uczuciem. Chyba jestem zazdrosna –

powiedziałam już bardziej do siebie. – W dzisiejszych czasach

taka miłość jest mało realna.

– To był najszczęśliwszy dzień w naszym życiu – zlękłam

się, słysząc go tuż przy swoim uchu. Podniosłam wzrok,

background image

myślałam, że sobie ze mnie paskudnie żartuje, a on

wpatrywał się we mnie intensywnie, jego oczy wyrażały

tylko… miłość. Zaczęłam drżeć, jakbym dostała gorączki.

– Adam? – szepnęłam cicho. Przytaknął bez słowa.

– Teraz to już zupełnie się pogubiłam i kompletnie nic nie

rozumiem…

– Musisz odpocząć, wracające wspomnienia pozbawiają

energii – pociągnął mnie za rękę w stronę łóżka. Słowo daję,

że poruszyłam się i grzecznie dostosowałam do jego

polecenia, bo padałam z nóg. Zanim zapadłam w głęboki sen,

poczułam lekki dotyk na mojej głowie.

*

Przekręcając się na łóżku, zdawałam sobie sprawę, że

wracam do rzeczywistości. Zerknęłam na zegarek, miałam za

sobą ponad trzynaście godzin snu, ale mimo to czułam się

fatalnie

jakbym

przeżyła

co

najmniej

wypadek

samochodowy, wszystko mnie bolało.

– Zaczyna mnie to wszystko wkurzać – mruknęłam ze

złością. – Przynajmniej obyło się bez żadnych niby-

wspomnień – głośno ziewnęłam. – Przecież dzisiaj jest

sobota, więc zostaję w łóżku i nigdzie się nie ruszam –

narzuciłam na siebie kołdrę zadowolona ze swojego

genialnego pomysłu.

– Wstawaj śpiochu – usłyszałam melodyjny głos.

– Idź sobie – zaburczałam spod kołdry. – Jestem skonana.

background image

– Nie bądź uparciuchem. Czas nam się kończy.

– Mnie się nic nie kończy. Jest sobota, mam wolne i mam

zamiar z tego w pełni skorzystać.

Usiadłam zszokowana, kiedy moja kołdra poleciała na

drugi koniec pokoju.

– Hej! To nie jest fair! – oburzyłam się.

– Co nie jest fair? – zapytała mama, wchodząc do mojego

pokoju. Automatycznie schyliła się i podniosła leżącą u jej

stóp kołdrę, odkładając ją na swoje miejsce. – Dzisiaj mamy

zbyt ładny dzień, żebyś marnowała go na wylegiwanie się w

łóżku.

– Mamo… – jęknęłam w jej stronę.

– Nie powinnaś czasem gdzieś iść? – odwróciła się do mnie

na odchodne.

– Co? – zrobiłam się podejrzliwa. Czyżby o czymś

wiedziała?

– No wiesz, dziewczyny w twoim wieku wiecznie gdzieś

pędzą, są spóźnione. Dzisiejsza młodzież ciągle gdzieś gna,

jakby paliło jej się pod stopami – wzruszyła ramionami. –

Śniadanie masz na stole, ja muszę jechać na zebranie –

posłała mi przepraszający uśmiech i wyszła, a po chwili

usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych.

– To twoja sprawka, prawda?! – warknęłam pod nosem,

ścieląc swoje łóżko. Nie doczekałam się odpowiedzi, ale po

pokoju rozniósł się jego śmiech.

– Idę do łazienki. Jeśli pójdziesz za mną, to obiecuję, że

skopię ci cztery litery, kiedy tylko nadarzy się okazja –

background image

podeszłam do lustra i szybko odszukałam go wzrokiem. Stał

oparty o futrynę drzwi od łazienki z szelmowskim uśmiechem

na twarzy. O rany, drażnił się ze mną.

Złapałam się na tym, że też odwzajemniałam jego uśmiech.

Pokręciłam głową. – Mówię poważnie – pogroziłam mu

palcem.

– Moja droga, zapominasz, że jesteśmy małżeństwem od

stuleci, więc wiem, co się kryje pod tą króciutką koszulką –

wskazał na moją niby-piżamę. Zerknęłam na siebie i

zarumieniłam się. – Cholerka! Ona naprawdę jest zbyt

krótka, ledwie zasłania moje pośladki. Szybkim ruchem

starałam się ją naciągnąć, co tylko wywołało u niego wybuch

śmiechu, ale w oczach zapłonął jakiś inny błysk. – Idź,

obiecuję, że tu zaczekam – powiedział, kiedy się uspokoił.

background image

Rozdział 3.

Zaśmiałem się pod nosem na to jej marudzenie. Niemal już

zapomniałem, jak bardzo potrafi być uparta. Przypomniało

mi się, jak jednego razu obraziła się na mnie, bo zrobiłem jej

jakiegoś psikusa. Stanowczym głosem oznajmiła mi, że nigdy

więcej mnie nie pocałuje.

Wychodziłem ze skóry, żeby mi przebaczyła. To była dla

mnie bardzo pouczająca lekcja. Drugi raz nie popełniłem

tego błędu, choć może kiedyś się odważę, bo z każdą

sprzeczką dostrzegam u niej coś nowego, pewne cechy

charakteru ulegają drobnym zmianom. Zobaczymy.

Korzystając z okazji, że Megan poszła pod prysznic,

wróciłem do Heather. Trzeba było zdać jej raport z moich

poczynań, bo z pewnością już na niego czekała.

– Postępy? – zadała mi pytanie jak zwykle, nie podnosząc

głowy znad tych swoich papierów. Zawsze wiedziała, kto do

niej przychodzi. Ale skąd? Tego nikt nie wie. Raz nawet

odważyłem się ją o to zapytać, ale tylko wzruszyła ramionami

i zakończyła rozmowę.

– Tak, znaczne – zaintrygowana podniosła na mnie wzrok –

Rozmawiałem z nią, widzi mnie w swoim lustrze, a co

background image

najważniejsze czuje mój dotyk i zaczęły jej wracać

wspomnienia.

– Fantastyczna wiadomość! – jej twarz rozjaśnił szczery

uśmiech. Wygląda tak młodo i pięknie, kiedy się śmieje.

Szkoda, że nie robi tego częściej. Cóż w jej sytuacji… też nie

miałbym ochoty nawet żyć, a co dopiero się cieszyć.

– Zrobię co w mojej mocy, żeby ją tu sprowadzić. Mam

pewien pomysł na wskazanie jej drogi, nie naruszając

przymierza „wolnej woli”.

– Rób, co trzeba. Pamiętaj tylko o tej jednej zasadzie: Ian

nie przebiera w środkach i wykorzystuje wszystkie

możliwości, żeby nam pokrzyżować plany – posmutniała na

jego wspomnienie. Aż żal było ją oglądać tak nieszczęśliwą,

ale była twarda i dawała sobie ze wszystkim radę sama.

– Tym razem nam się uda i to on będzie pokonany –

powiedziałem z całą mocą, tylko po to, żeby dodać jej otuchy,

okazać wsparcie i miłość. Nigdy nikogo o nic nie prosiła,

podejrzewaliśmy, że nawet sama przed sobą gdzieś głęboko

w podświadomości ukryła ten fakt, ale każdy z nas wiedział,

że tego potrzebuje. Dlatego też bardzo dyskretnie staraliśmy

się jej to okazywać.

*

Wychodząc z łazienki, wiedziałam, że go nie ma. Poszłam

do kuchni, żeby coś zjeść, bo byłam już potwornie głodna.

Przelotnie spojrzałam na kanapki przygotowane przez mamę,

background image

ale… nie chyba ich nie przełknę, nie będę ryzykować, że

żołądek odmówi mi posłuszeństwa.

Wybieram bezpieczniejsze wyjście i decyduję się na jogurt

z płatkami – coś lekkiego, ale pożywnego. Uśmiechnęłam się

do siebie, czując znany mi już dreszcz na plecach.

– Nie wystraszysz mnie tym razem. Wiem, kiedy jesteś w

pobliżu – rzuciłam w przestrzeń miedzy kęsami.

– To bardzo dobry znak, tym łatwiej będzie ci podążać za

mną – wyszeptał jej tuż przy uchu, na co zareagowałam,

kuląc się przestraszona.

– Zapłacisz mi za to – mruknęłam z udawaną złością. –

Kiedy tylko cię znajdę.

– Jeśli mnie znajdziesz – zaśmiał się.

– Już moja w tym głowa, daj mi tylko jakąś małą

wskazówkę – wstawiłam miseczkę do zlewu. Byłam już

gotowa do działania.

– Wsłuchaj się w siebie i w głos swojej intuicji. Kieruj się

emocjami. To są twoje mocne strony, zaufaj sobie.

Moje brwi poszybowały w górę, chyba nie tego się

spodziewałam, nie byłam zbyt zadowolona.

– Tylko tyle?! Chyba jaja sobie robisz?! To ma mi niby

pomóc znaleźć coś, o czym nie mam pojęcia, ani jak wygląda,

ani gdzie się znajduje?!

Po domu rozszedł się znowu jego śmiech, muszę być

bardzo dowcipną osobą, skoro tak się ze mnie śmieje.

– Pomyśl, ja pójdę przed tobą.

Przekrzywiłam głowę na bok, zastanawiając się nad jego

background image

słowami. Nie minęła chwila, a dotarł do mnie sens jego słów,

aż otwarłam oczy ze zdumienia, myśląc o tym, jakie to jest

banalne i proste rozwiązanie.

– Prowadź! – krzyknęłam, zrywając się z krzesła.

Wybiegłam z domu i rozglądając się dookoła siebie,

zastanawiałam się, w którą stronę pobiec najpierw. Podobno

najlepsze są pierwsze myśli, jakie przychodzą człowiekowi do

głowy, ale jak zwykle wybrałam odwrotnie.

Ruszyłam przed siebie, ale nie poczułam nic, więc chyba

pomyliłam się, zawróciłam i skierowałam swoje kroki w

drugą stronę, w tę, którą chciałam pójść najpierw.

Wybór okazał się słuszny, bo po plecach przebiegł mi

dreszcz.

Gdybym

posłuchała

swojej

intuicji,

zaoszczędziłabym dziesięć minut. Na mojej twarzy pojawił

się uśmiech triumfu.

Nie gościł na niej zbyt długo. Błądziłam po ulicach mojego

miasteczka przez dwie godziny.

Kiedy udało mi się odnaleźć dobry kierunek, to kolejny

okazywał się błędny. Krążyłam, zawracałam, skręcałam, by

potem iść przez chwilę w dobrą stronę. I tak w kółko.

Byłam już zła, zmęczona i spragniona. Że też nie

pomyślałam, żeby zabrać ze sobą butelkę wody – jak na złość

słońce dzisiaj piekło niemiłosiernie.

Chciałam się już poddać i zrezygnować, ale w pewnej

chwili na całym ciele poczułam silny dreszcz. Wiedziałam, że

jestem już bardzo blisko. Zatrzymałam się w pół kroku i

badawczo rozejrzałam wokół siebie.

background image

Znałam to miejsce, choć ostatnio byłam tu jako podlotek.

Przede mną stał budynek starej, zamkniętej wiele lat temu,

szkoły. Był otoczony wysokim, podupadającym już murem.

Uwielbialiśmy przychodzić tu całą grupą, było to miejsce

idealne dla dzieciaków, tajemnicze, pełne korytarzy i

zakamarków. Było naszą bazą. Urządzaliśmy tu różne gry i

zabawy. Dziwne, że zostałam sprowadzona akurat w to

miejsce. Dziura, przez którą przechodziliśmy, nadal istniała.

Na samo to wspomnienie uśmiechnęłam się pod nosem.

Chciałam iść dalej, ale coś zwróciło moją uwagę. Wyrwa

zaiskrzyła się mieniącym słabym srebrzysto-niebieskim

światłem.

Zaczęłam biec w tamtym kierunku. Z każdym kolejnym

krokiem światło stawało się coraz bardziej wyraźne i jasne,

zapraszając do siebie. Zawahałam się tylko ułamek sekundy,

słysząc za sobą rozpaczliwe wołanie.

– Nieee, nie idź tam!

Było za późno. Rozpędzona wskoczyłam w jego otchłań.

Była przyjemna, chłodna i jedwabiście miękka. Po drugiej

stronie wypluło mnie, jakby ktoś wystrzelił z procy,

przetoczyłam się po moście. W głowie mi się zakręciło, kiedy

próbowałam wstać na nogi. Cały świat zawirował mi przed

oczami. Zanim pochłonęła mnie ciemność, poczułam na sobie

elektryzujące muśnięcie czyichś ciepłych rąk. Zadrżałam, bo

znałam ten dotyk. Zaczęłam się unosić wyżej i wyżej, aż

przestałam czuć cokolwiek.

Kosztowało mnie sporo wysiłku i trudu, żeby wykonać

background image

najzwyklejszą czynność – otworzyć oczy. W tym momencie to

było najbardziej wyczerpujące zajęcie, z jakim przyszło mi

się zmierzyć.

Spod wpółprzymkniętych oczu zauważyłam, że leżę na

wielkim łożu, które pewnie wypełniłoby mój pokój niemal w

całości. Byłam okryta wielkim, puchatym, mięciutkim kocem.

Pomieszczenie

było

oświetlone

blaskiem

świec.

Pociągnęłam nosem i zaczęłam się zastanawiać, co tak

pachnie. Zapach przypominał lawendę, ale był wyczuwalny

jeszcze jakiś inny ton, którego nie potrafiłam teraz

rozpoznać. Moje komórki nie funkcjonowały jeszcze

poprawnie. Czułam się natomiast, jakbym znalazła się w

bajce o śpiącej królewnie.

Odwróciłam delikatnie głowę w innym kierunku. Obok

okna stał ktoś, kto był całkowicie pochłonięty rozmyślaniami.

Uzmysłowiłam sobie, że przecież go znałam! To on nawiedzał

mnie w moich snach. Różnica polegała na tym, że teraz nie

potrzebowałam lustra, żeby go zobaczyć.

Był realny i prawdziwy. Lśnił wewnętrznym blaskiem.

Chyba, że znowu o nim śnię – pomyślałam.

Zdumiona otwarłam oczy szeroko i dokładniej mu się

przyjrzałam. Z tyłu pleców zwisały duże, połyskująco białe

skrzydła. Przetarłam oczy, upewniając się, czy na pewno z

moim wzrokiem jest wszystko w porządku. Nie zniknęły, to

były najprawdziwsze skrzydła.

– Chyba dalej śnię – mruknęłam zdziwiona.

Odwrócił się w moją stronę, a na jego przystojnej buzi

background image

pojawił się olśniewający uśmiech.

Jego oczy wyrażały ulgę, troskę i coś jeszcze…, czyżby

miłość? Jakoś jeszcze nie mogłam w to wszystko uwierzyć,

wydawało mi się to tak mało realne. Logika i serce

najwyraźniej jeszcze nie doszły w tej sprawie do

porozumienia i nadal trwały negocjacje, które pewnie szybko

nie dobiegną końca.

– Prawdziwa z ciebie śpiąca królewna – na dźwięk jego

głosu, aż mi serce o mało nie wyskoczyło z piersi.

– To samo pomyślałam, kiedy otworzyłam oczy. Jakbym

przez jakiś kiepski żart znalazła się w bajce – ledwo

wychrypiałam słabym głosem. – Znam cię, prawda? A

przynajmniej twój głos – zamknęłam oczy i opadłam z

powrotem na poduszki, ból rozsadzał mi czaszkę.

– To paskudne uczucie niedługo minie – poczułam dotyk

jego dłoni na swoim czole.

Westchnęłam, czując ogromną przyjemność. – Prześpij się

jeszcze trochę, pogadamy, jak nabierzesz sił – pocałował

mnie w skroń.

Zmógł mnie sen. Długi, relaksujący i odnawiający.

*

– Jak się czuje? – zapytała mnie Heather, wchodząc do

pokoju.

– No widzisz, jak zwykle śpi – z moich ust wyrwał się

chichot.

background image

Przysiadła na brzegu łoża, czule głaszcząc jej policzek.

– Wszyscy z niecierpliwością czekają, aż się obudzi.

Niestety odniosłam wrażenie, że boją się tej chwili i jej samej

– spojrzała na mnie, a jej oczy skrywały cierpienie. Moje brwi

poszybowały w górę.

– Chyba im aż tak nie odbiło, żeby czuć przed nią strach? –

byłem oburzony. – Przecież przez te wszystkie minione lata

zbłądziła tylko raz! Jeden jedyny raz, a oni zachowują się,

jakby była złem wcielonym!

Wstała i podeszła do mnie, łapiąc mnie za ramiona.

– Uspokój się, ja ją znam i wiem jaka jest, ale mam także

świadomość tego, jaka potrafi być. Nie zapominajmy, co się

działo ostatnim razem – w jej głosie zabrzmiał smutek. –

Udało ci się ją tutaj sprowadzić, za co jestem ci bardzo

wdzięczna, ale do ostatecznego wyboru jest jeszcze zbyt

długa droga. Wszystko może się jeszcze wydarzyć, a Ian tak

łatwo nie odpuści, szczególnie jeśli chodzi o Megan –

zerknęła raz jeszcze w jej stronę, obdarzając ją ciepłym

spojrzeniem i lekko się uśmiechając, ucałowała ją w czubek

głowy. – Witaj w domu, kochanie – wyszeptała.

– Wiem – mruknąłem. – Tym razem nie odpuścimy, jest

nasza! Jest moja i nic nie stanie nam tym razem na

przeszkodzie, żeby być razem!

– Wierzę w ciebie. Wierzę w was – powiedziała pewnym i

mocnym, ale spokojnym głosem, poklepała mnie po ręce i

wyszła.

background image

*

Śniłam. Widziałam swojego męża kołyszącego naszego

dwuletniego synka. Płakał, bo biegając za motylami upadł i

zranił się w kolanko. Był miniaturką swojego taty, wyglądali

niemal identycznie. Nawet mówili w bardzo podobny sposób.

Adam bardzo dobrze sobie z nim radził, kryzys został więc

szybko został zażegnany. Uśmiechnęłam się na ich widok.

Podeszłam do swojego lustra, odwróciłam się bokiem,

podziwiając swój coraz większy brzuch.

– Już niebawem powitamy cię na tym świecie, mój mały

aniołeczku – szepnęłam, z miłością go głaszcząc.

Obraz uległ zmianie. Nadal stałam przed lustrem, ale

byłam starsza. Moje blond włosy związane były w luźny

koczek, a oczy otaczały już drobne zmarszczki, ale biło z nich

szczęście i spełnienie. Dzięki temu nadal byłam dość ładna.

Ręka, w której trzymałam ściereczkę, wycierając kurz z

tafli lustra, zatrzymała się w powietrzu. Poczułam niepokój

mieszany ze strachem. Po plecach przebiegł mi dreszcz,

wywołując drżenie całego ciała. Zło było blisko.

Zerwałam się z miejsca i ruszyłam szukać Adama.

Ogarniała mnie coraz większa panika, bo nigdzie nie mogłam

go odnaleźć. Przeszukałam cały dom, każdy pokój. Niczego

nie znalazłam. Było pusto. Wybiegłam z domu, obiegając go

niemal dookoła.

Pod drzewami dostrzegłam jakiś ruch. Zamarłam. Obcy

trzymał w ręce nóż splamiony krwią, na ziemi ktoś leżał.

background image

Rozpoznałam białą bluzkę, którą Adam założył tego ranka.

– Nie! – przestrzeń wypełnił jej rozdzierany bólem krzyk.

Ile sił w nogach biegłam w ich stronę. – Pewnego dnia znajdę

cię i choćbym miała zginąć, na zawsze zabiorę cię ze sobą! –

syknęłam w stronę obcego przez zaciśnięte zęby.

– Moja droga, to będzie spełnienie moich marzeń – zaśmiał

się szyderczo, rozłożył swoje czarne skrzydła i wzbił się w

górę.

Rzuciłam się do mojego umierającego męża.

– Nie – odgarnęłam jego włosy z czoła. – Nie – szeptałam

zrozpaczona, a z oczu zaczęły kapać mi łzy. – Jeszcze nie

teraz, proszę, nie zostawiaj mnie – z przerażeniem patrzyłam

na wypływającą z rany na brzuchu życiodajną krew.

Powoli otwarł oczy, uśmiechnęłam się do niego przez łzy.

– Nie zostawiaj mnie – błagałam go.

– Pamiętaj – wyszeptał z trudem, łapiąc oddech. – Ty… ja…

my… na zawsze… Po kraniec świata… Kocham Cię –

westchnął po raz ostatni. Zmarł.

– Nie! Adam! – zaczęłam nim szarpać w nadziei, że jeszcze

zdoła do mnie wrócić.

Ból rozpaczy ogarnął całe moje ciało. Czułam, jak moje

serce pęka.

– Zaczekaj na mnie – szepnęłam. Z moich płuc uleciał

ostatni oddech, opadłam obok mojego ukochanego męża.

Poszłam za nim.

*

background image

Obserwowałem ją, kiedy spała. Widziałem, że coś się z nią

dzieje. Z pewnością blokada cofała się i zaczęły zalewać ją

wspomnienia. Zaczęła drżeć.

– Nie! – pokój wypełnił jej rozdzierający z bólu krzyk.

Z oczu popłynęły jej łzy.

– Adam – szepnęła zbolałym głosem.

Nastąpiła cisza. Wiedziałem, do jakiego momentu się

cofnęła. Jego śmierci. Oby nigdy nie przypomniała sobie, co

działo się potem – modliłem się w duchu.

Zerwała się, siadając na łóżku. Oczy miała szeroko otwarte

z przerażenia. Szybkim ruchem złapałem ją w ramiona,

mocno przytulając do siebie, otoczyłem nas swoimi

skrzydłami.

Cicho westchnęła z ulgą.

– Już po wszystkim. Jesteś bezpieczna – przemawiałem do

niej łagodnie.

– To był okropny koszmar – wyjąkała wstrząśnięta.

– Wiem, zapomnij o tym – wyszeptałem do jej ucha, nie

wypuszczając jej jeszcze z ramion.

Podniosła głowę, badawczo mi się przyglądając, szybko

oprzytomniała, kiedy spostrzegła otaczające nas skrzydła.

Uniosła w górę roztrzęsioną dłoń i pogłaskała mnie po nich.

*

Rany Julek! Otaczały mnie skrzydła. Jego skrzydła.

Odważyłam się i dotknęłam ich. Aż się zachłysnęłam z

background image

wrażenia, bo były delikatniejsze niż sam atłas.

Zmrużył oczy, co najwyraźniej świadczyło o tym, że

sprawiłam mu tym dotykiem przyjemność. Przeniosłam swoje

dłonie na jego twarz. Uśmiechnął się do mnie spod

przymkniętych powiek.

Poprawiłam się, żeby mieć do niego lepszy dostęp.

Poszłam za głosem serca i pocałowałam go, zaskakując tym

zarówno siebie, jak i jego. Uścisk skrzydeł stał się

mocniejszy, a nasz pocałunek się po chwili pogłębił. Zawarta

w nim była siła tęsknoty i miłości.

Miałam wrażenie, że zadrżała pod nami ziemia.

Nie bałam się go, wręcz przeciwnie, nigdy nie czułam się

bardziej bezpieczna. W tej chwili, a nawet już wcześniej,

wiedziałam, że chcę być obok tego oto chłopaka. Mimo że był

mi zupełnie obcy, miałam wrażenie, że znamy się całą

wieczność. Chcę, żeby mnie dotykał, sama też mam ochotę

czuć jego skórę pod swoimi palcami. Pragnę go każdą

cząstką swojego ciała.

Jestem pewna tego, że moje serce go kocha, choć rozum

go nie zna.

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał wprost w moje nabrzmiałe

od pocałunku usta.

– Mój umysł krzyczy na mnie, że jestem idiotką, bo

straciłam rozum, pozwalając na to wszystko – zatoczyłam w

powietrzu ręką. – Natomiast moje serce – zaśmiałam się

nerwowo – fika koziołki ze szczęścia, bo jestem w domu i

odzyskałam utraconą, brakującą część siebie samej –

background image

zebrałam się na odwagę i spojrzałam mu głęboko w oczy,

szukając jakiś najmniejszych oznak tego, że to jakiś kiepski

żart lub też coś innego. Nie znalazłam niczego oprócz

szczerości, radości i miłości. – Są takie piękne –

wymruczałam, dotykając jego skrzydeł – działają na mnie jak

narkotyk, ciągle chcę więcej.

– Zawsze dotykasz ich w ten sposób – uśmiechnął się do

mnie. – Uwielbiam te nasze pierwsze spotkania, są jak

delikatny deszczyk podczas upałów, napełniają nas nową

energią – lekko musnął mój kark.

Przerwałam tę pieszczotę, kiedy dotarło do mnie to, co

przed chwilą mi powiedział.

– Zawsze? Ile było tych pierwszych razów?

– Hmm… – zastanawiał się przez chwilę. – Prawie

dwieście.

Zbaraniałam. Moje brwi poszybowały wysoko w górę.

– To naprawdę kiepski żart – nie byłam z niego

zadowolona.

– Nie, mój aniele. Żaden żart – potarł swoim nosem o mój.

– Prawie dwieście razy umarłam? Dwieście razy

narodziłam się ponownie? Prawie dwieście razy prowadziłeś

ze mną tę rozmowę? Prawie dwieście razy wyszłam za ciebie

za mąż?

– byłam coraz bardziej podenerwowana.

– Tak – powiedziałem z wahaniem, bo czułem, jak narasta

w niej panika.

– Wypuść mnie! To przestało być śmieszne, mam tego już

background image

dość! – zaczęła się szarpać.

– Nie mogę – umocniłem uścisk. – Gdy to zrobię,

wpadniesz w szał. Raz popełniłem ten błąd i więcej tego nie

powtórzę. Skrzydła cię uspokajają. Kiedy skończymy

rozmowę, schowam je.

– Gdzie? Do szafy? – zapytała mnie, prychając ze złości.

Rozbawiła mnie, więc roześmiałem się.

– Jesteś cudowna. Zapomniałem już, że także dowcipna.

Poddałam się. Wdech… wydech… wdech… wydech… –

nakazywałam sobie. Zaczęło przynosić to zamierzony efekt.

Jeszcze raz wyciągnęłam swoją dłoń w kierunku skrzydeł,

żeby ich dotknąć. Ze zdziwieniem zauważyłam, że w jakiś

sposób mnie odprężają. Kiedy się uspokoiłam, uderzyło we

mnie

jeszcze

inne

uczucie,

zbyt

intensywne,

zbyt

przerażające.

Pożądanie. Zadrżałam.

*

Stanowczym, lecz niechętnym ruchem złapałem jej dłoń,

zawczasu przerywając to, co zaczęło się dziać między nami.

Oczywiście, nie chciałem tego, ale musiałem. Ograniczała

nas wyłącznie jedna zasada, której żadne z nas nie mogło

złamać.

– Wiem… – ucałowałem jej dłoń, którą nadal trzymałem w

swojej ręce. – Ale jeszcze nam nie wolno, musimy zaczekać

do dnia naszego ślubu.

background image

– Jakiego ślubu?! – wyszarpnęłam swoją dłoń.

– W dniu twoich osiemnastych urodzin zawsze bierzemy

ślub.

Parsknęłam śmiechem.

– Robi się coraz ciekawiej – mruknęłam. – Ile ty masz lat?

– Jestem o rok starszy od ciebie.

– Świetnie. Umierasz tak jak ja, prawda?

– Tak. Tylko na krótko. Odradzam się w tym samym dniu,

co ty. Dlatego zawsze wiem, kiedy wracasz, żeby

przygotować wszystko i odnaleźć cię na czas. Niestety nie

wiemy, w którym miejscu akurat się odradzasz i muszę cię

szukać. Wracam już jako osiemnastolatek i z całym

kompletem wspomnień. Upadamy na terenie Siedziby Dobra,

z dala od ciekawskich spojrzeń innych ludzi. Jest to dla nas

najbezpieczniejsze wyjście. Ty rodzisz się jako niemowlę i

potrzebujesz czasu, żeby sobie całą resztę przypomnieć.

Zastanawiałam się przez chwilę nad kolejnym pytaniem,

jednocześnie przyswajając to, co właśnie usłyszałam.

– Co by się stało, gdybyś się spóźnił?

– Przejęłoby cię Zło – powiedział to tak spokojnie, jakby

zamawiał pizzę.

– Zło?! – ledwo wyjąkałam.

– Tak. Jeśli jest Dobro, to musi być i Zło. We

wszechświecie musi panować równowaga – oparł się

wygodnie o poduszki, przyciągając mnie do siebie, a moje

nogi zniknęły pod skrzydlastą kołderką.

– Ach – wyrwało mi się. – Ich dotyk przypomina lekki puch

background image

chmur – moja ręka sama powędrowała w ich stronę.

– Ręce trzymaj przy sobie – skubnął moje ucho. To się źle

skończy, a ja nie mam zamiaru być Upadłym.

Zacisnęłam ręce w pięści i schowałam pod pachy.

– Opowiadaj – ponagliłam go. Te skrzydła doprowadzają

mnie do obłędu.

– Na świecie bez względu na pochodzenie, kolor skóry,

wyznanie czy kulturę, jedyną, niepodważalnie najważniejszą

wartością jest Dobro, które powinno łączyć wszystkie żyjące

istoty. Wiele setek lat temu pojawiła się pierwsza i jedyna

para: Arcyanioł w towarzystwie Arcyświatła. Z nich narodziły

się Anioły, które dla równowagi muszą mieć swoje Światło,

aby zawsze mogły trafić do swoich domów. Aniołowi

przypisane jest zawsze to samo Światło, razem tworzą

harmonijną, uzupełniającą się wzajemnie parę. Natomiast z

nich rodzą się zwykli śmiertelnicy. Przez setki lat panowały

harmonia, miłość i spokój. Niestety Zło stało się zazdrosne,

więc przystąpiło do działania. Zaczęły się różne jego

knowania i podszepty.

Cierpliwie czekało na tego, który się skusi. Oczywiście

celowało dość wysoko. Jego priorytetem stała się Arcypara.

Jedno z nich uległo i od tamtej pory zostało Upadłym. Zostało

stąd wygnane.

Od tamtej pory dokłada wszelkich starań, żeby stworzyć

swoją Siedzibę Zła, tylko po to, aby rozsiewać po świecie

wszystko to, co najgorsze. Ma się rozumieć, że równowaga

została zachwiana i nie rodzą się już Anioły – ciężko

background image

westchnął.

– Ok, rozumiem. Teraz jesteśmy w Siedzibie Dobra? Mam

nadzieję, że tak – pomyślałam.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy potwierdził skinieniem głowy.

– Kto jest tutaj tym Arcy-?

– Heather jest Arcyaniołem. Kiedy tylko skończymy,

pójdziemy do niej. Była tu, kiedy spałaś. Chciała zobaczyć, co

z tobą.

Zerknęłam na niego z wysoko uniesionymi brwiami.

– Dlaczego? Przecież jestem tylko zwykłym człowiekiem,

daleko mi do niej – wzruszyłam ramionami.

Roześmiał się.

– Mylisz się. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Jesteś jej córką,

a wiadomo przecież, że matka zawsze troszczy się o swoje

dzieci.

– Córką?! Przecież to ty jesteś Aniołem, nie ja! –

krzyknęłam.

– Nie. Ja jestem twoim Światłem, a ty jesteś Aniołem –

pocałował mnie w nos.

– Ale to ty masz skrzydła – zaczęłam szybko łapać

powietrze, czując, że zbliża się kolejny atak paniki. – Chyba

znowu ich potrzebuję – nie skończyłam jeszcze mówić, a już

mnie otaczały. Odetchnęłam głęboko.

– One są lepsze niż jakiekolwiek tabletki uspokajające –

rozluźniłam się, czując ich cudowne działanie.

– Po to je mam. Chodź, ubieraj się – szybko zeskoczył z

łóżka, wyciągając w moim kierunku swoją dłoń. – Heather

background image

czeka na nas, a zwłaszcza na ciebie.

– Ooo – zawahałam się, zatrzymując w połowie drogi.

– Nie panikuj – zaśmiał się leciutko. Znacie się przecież od

setek lat. Kocha cię. Kiedy usunie blokadę z twojej pamięci,

wtedy sobie wszystko przypomnisz.

background image

Rozdział 4.

Trzymając mnie za rękę, prowadził do stojącej na

przeciwległej ścianie ogromnej szafy. Dopiero teraz

dokładniej przyjrzałam się wystrojowi pokoju. Stanowił

mieszankę dawnego stylu z obecnym. Sufit był niebotycznie

wysoki, przyozdobiony różnymi malowidłami. Okno było

ogromne – zajmowało trzy czwarte ściennej przestrzeni, po

tej samej stronie stało to bardzo wygodne łóżko, z którego

dopiero co wstałam.

Uśmiechnęłam się, kiedy dojrzałam te elementy świata

współczesnego. Oczywiście,

znalazło

się miejsce

na

telewizor, który, żeby pasować do całego wystroju, musiał

być spory, obok niego stał nowiutki model konsoli. Nie

zabrakło też biurka z laptopem najlepszej na rynku firmy z

podłączonym

szerokopasmowym,

szybkim

Internetem.

Można tu siedzieć, nie ruszając się z miejsca, a mieć tak

naprawdę wszystko pod ręką. Wskazałam palcem na to

wszystko.

– Nie szczędzimy środków na szukanie swoich Aniołów, a

wbrew temu, co sobie teraz myślisz, wcale nie jest to łatwe

zadanie.

background image

– Jak się to odbywa?

– Jak już tłumaczyłem ci wcześniej, pojawiam się z chwilą

twoich powtórnych narodzin.

Potem cierpliwie czekam, aż zaczynam wyczuwać twoją

energię. Z każdym kolejnym dniem staje się ona silniejsza i

bardziej namacalna. Nie potrafimy przewidzieć, kiedy cię

odnajdę.

Dużą rolę odgrywasz także ty sama, bo podświadomie

decydujesz, kiedy chcesz zostać znaleziona. Jeśli jesteś

gotowa, wtedy energia przybiera na sile, a ja wówczas

szybko potrafię cię zlokalizować i przystąpić do działania w

celu sprowadzenia cię tutaj. Niestety, Zło robi dokładnie tak

samo. Zaczyna się między nami wyścig z czasem i walka o to,

kto będzie pierwszy.

– Trochę to pogmatwane – mruknęłam. – A to dla zabicia

czasu? – wskazałam głową na konsolę.

– Naturalnie – roześmialiśmy się.

Otwarł przede mną „moją” część szafy. Z moich ust

wyrwał się zduszony jęk zachwytu.

Szafa wypełniona była po brzegi wszystkim tym, o czym

mogłaby marzyć dziewczyna w moim wieku. Najróżniejsze

modele butów, od klapek po kozaczki, ustawione w

równiutkim rzędzie pod ścianą szafy. Na wieszakach

porozwieszane bluzki, sweterki i spodnie w najróżniejszych

fasonach i kolorach. Znalazłam jeszcze sukienki, spódniczki,

okrycia wierzchnie. Spłonęłam rumieńcem, kiedy otwarłam

szufladę z koronkową bielizną.

background image

Osłupiała zerknęłam w stronę Adama. Szczerzył się do

mnie szerokim uśmiechem.

Wzruszył ramionami, widząc moje pytające spojrzenie.

– Po prostu wiem, co lubisz i tyle.

– Naturalnie – odpowiedziałam tonem sugerującym

rozmowę o bułkach, a nie o bieliźnie, ale w środku cała

drżałam. Jeśli tak dalej pójdzie, eksploduję z nadmiaru

emocji i tego wszystkiego, co się dzieje teraz wokół mnie.

Z drugiej strony, intuicja podpowiadała mi, że to wszystko

jest naturalnym stanem rzeczy, podobnie jak oddychanie. W

głowie miałam już totalny mętlik, a wyglądało na to, że to

dopiero początek rewelacji.

– Czy nie powinna cechować nas skromność? – zatoczyłam

ręką łuk, wskazując na to, co nas otacza.

– To tylko ubrania. Nie ma tam przecież drogocennej

biżuterii, prawda? – puścił do mnie oczko.

Roześmiałam się lekko.

– Słuszna uwaga. Mój prywatny sklep odzieżowy – wzięłam

dopasowane jeansy i biały sweterek, po czym pognałam do

łazienki.

– Ha! – zawołam do siebie, wchodząc do środka.

Przynajmniej to pomieszczenie było małe, ale urządzone

bardzo w starym stylu, nie mam zielonego pojęcia, w jakim.

Zachwycałam się wanną, która była wolnostojąca, na ślicznie

zdobionych, złotych nóżkach. Ciekawe, czy są z prawdziwego

złota? – pochyliłam się, żeby ich dotknąć.

Zanurzona

po

sama

szyję

w

pachnącej

pianie

background image

kontynuowałam oględziny. Lustro najwidoczniej tworzyło

komplet z wanną. Jego rama miała identyczne zdobienia, jak

te przy nóżkach. Wychyliłam się lekko, żeby się upewnić.

Hmm, tak, takie same. Podobała mi się.

O kurczę! Komoda miała takie tamo wykończenie.

Wyskoczyłam z wody, żeby się przekonać, co skrywał jej

środek. Zatkałam usta dłonią. Kosmetyki! Całe mnóstwo

kosmetyków – zupełnie jakbym znalazła się w drogerii.

Byłam zachwycona, a moje kobiece ego skakało pod sam

sufit, który – uprzedzam – był dość wysoki.

Szybko się ubrałam i zrobiłam lekki makijaż. Zadowolona

ze swojego wyglądu mogłam iść na spotkanie z samym

wszechmogącym.

– Mam pytanie – odszukałam wzrokiem Adama, który leżał

na sofie i grał na konsoli.

Odwrócił się w moją stronę, przerywając swoją grę. Na

jego twarz wypłynął szeroki uśmiech. Ciekawe, czy

spodobałam mu się w tym, co miałam na sobie, czy też może

cieszył się, że mnie widzi. Ciekawe, że w ogóle się nad tym

zastanawiałam. Tak jakbym zawsze chciała go zadowolić.

Czyżby moja podświadomość wiedziała więcej niż ja sama?

– Jak zawsze ślicznie wyglądasz i cieszy mnie twój widok –

powoli podchodził do mnie.

Kurczę, czyżby czytał mi w myślach? Nie wspominał o tym,

że to potrafi. Zadumałam się przygryzając dolną wargę.

Roześmiał się na widok mojej miny.

– Nie, Aniele. Nie czytam twoich myśli.

background image

Chyba w tej chwili oczy wyskoczyły mi z orbit.

– Znam cię od stuleci – pocałował mnie delikatnie w czoło,

a ręce zamknęły się wokół mojej talii – To naturalne, że znam

cię, jak siebie samego, czasami się zdarzy, że coś dzieje się

kilkakrotnie.

– Nie jesteś tym znudzony? To tak, jakbyś przeżywał każdy

kolejny dzień od nowa.

Pokręcił przecząco głową.

– To nie wygląda tak, jak myślisz. Za każdym razem jesteś

taka sama, jest wiele podobieństw, ale jesteś też odmieniona

w jakimś stopniu przez poprzednią siebie. Przecież nic nie

jest trwałe, a ludzka osobowość ewoluuje. Zawsze wnosisz

coś nowego do swojej osobowości. Dlatego tak bardzo

kocham te momenty, kiedy odkrywam w tobie coś nowego.

Znam cię na wylot, a jednocześnie jesteś wielką

niespodzianką.

Podeszliśmy do sofy, wygodnie się na niej lokując.

Oparłam się o niego. Nasze ciała idealnie dopasowały się do

siebie.

– Hmm, bardzo to ciekawe. Jasno mówi o tym filozofia

Heraklita – widząc jego nieme pytanie, pospieszyłam z

wyjaśnieniem. Zatrzymałam swój wzrok na jego szyi,

skupiając się na jednym punkcie, żeby jakoś logicznie

przekazać to, co wiem i niczego nie przekręcić, jak to

miewam w zwyczaju. – Filozofia ta głosi, że ciągłe stawanie

się i przemijanie jest najważniejszą cechą bytu. Byt nie ginie

i nie powstaje, jedynie się zmienia. Samo stawanie się i

background image

przemijanie

jest

wynikiem

ciągłego

ścierania

się

wyodrębnionych z bytu przeciwieństw, jak jasność i

ciemność.

– Słuszna uwaga – pogłaskał moje włosy. – Doskonale

odnosi się do tego, co dzieje się z nami.

– Mam jeszcze jedno pytanie.

– Słucham – wyszeptał, trącając mnie swoim nosem w

ucho, w efekcie czego zadrżałam, lecz starałam się to

zignorować.

– Czy muszę tu teraz mieszkać? Czy mogę wrócić do siebie

i do tego życia, które wiodłam do tej pory?

– Byłoby bezpieczniej dla ciebie i dla pozostałych, gdybyś

tu została. Wtedy Zło nie miałoby do ciebie żadnego dostępu,

ale w pewnym momencie mogłabyś zacząć czuć się jak w

klatce, a w rezultacie to mogłoby odbić się na twoim zdrowiu

psychicznym.

Przyjrzałam mu się dokładniej, w odpowiedzi wzruszył

tylko ramionami.

– Wolna wola, pamiętasz? Nikt do niczego cię nie zmusi, a

jak cię znam, lubisz przestrzeń i poczucie swobody w

podejmowaniu decyzji, szczególnie jeśli chodzi o ciebie

samą.

Faktycznie, doskonale mnie zna – pomyślałam.

– To prawda, nie lubię, gdy coś zostaje mi z góry

narzucone.

Przytaknął i lekko się uśmiechnął. Usiadłam, prostując

plecy, w mojej głowie pojawiło się kluczowe pytanie.

background image

– A co z moją matką, Jill? Kim ona jest dla mnie? –

poczułam ucisk w sercu.

Pogłaskał mnie uspokajająco po plecach.

– Nadal jest twoją matką, urodziła cię i wychowała.

Natomiast twoje życie pochodzi od Heather.

Jego głos był tak kojący i ciepły, że mogłabym go słuchać

bezustannie.

– Nie wyklucza to faktu, że mam problem, bo zupełnie nie

wiem, co mam teraz zrobić – wyrwało mi się ciężkie

westchnienie, ale ponownie oparłam się plecami o Adama. To

bijące od niego ciepło bardzo uzależniało, zupełnie jakby

mnie ktoś zaczarował i zaprogramował na niego.

Trochę to niepokojące, ale jakoś niespecjalnie się tym

przejmowałam, bo zwyczajnie było mi dobrze. – Czas?! Ile tu

już jestem? Musimy wracać, mama będzie odchodziła od

zmysłów, że mnie tak długo nie ma – zerwałam się z sofy, ale

Adam szybkim ruchem złapał mnie i posadził z powrotem

obok siebie.

– Uspokój się. Kiedy jesteś tutaj, czas płynie inaczej.

Minęło ponad dwanaście godzin odkąd tu jesteś, ale tam, u

ciebie, dopiero godzina.

Zaczęłam się rozluźniać, ale ciężko mi to było pojąć. Nie

dość, że jestem jakimś Aniołem, a obok mnie spokojnie siedzi

chłopak, który jest mi przeznaczony na wieczność, poluje na

mnie Zło, to jeszcze czas płynie inaczej. Jak to ogarnąć i nie

zwariować?

– Nie martw się, przypilnuję upływu czasu. Wieczorem

background image

wrócimy do ciebie – podał mi rękę, pomagając wstać. – Jakoś

to poukładamy, zresztą jak zawsze. Jeśli nie masz więcej

pytań, to musimy iść. Heather na nas czeka.

Roześmiał się, widząc moją minę i popchnął mnie lekko w

stronę drzwi, nie dając czasu na tchórzostwo.

Wyszliśmy na zewnątrz, byłam tak zdumiona, że szeroko

otwarłam usta. Moim oczom ukazał się ciągnący się bez

końca korytarz. Po prawej stronie szeregiem ciągnęły się

drzwi. Jak wyjaśnił mi Adam, były to pokoje innych Aniołów.

Po przeciwnej stronie znajdowały się okna w kształcie

półkoli, sięgały od podłogi po sam sufit. Wpadały przez nie

promienie wschodzącego słońca, tworząc fenomenalny efekt.

Czułam się, jakbym przypadkiem znalazła się w baśni o

księżniczce.

Największe wrażenie zrobił na mnie charakter wnętrza,

będący

pomieszaniem

dawnego

zamczyska

z

nowoczesnością. Nad wszystkimi drzwiami wisiały lampy z

żarówkami LED, a zamiast korkowej tablicy wisiały tam

tablety, gdyby ktoś zechciał zostawić komuś wiadomość.

Czyżby naprawdę było tu połączenie internetowe? –

zastanawiałam się. Adam zauważył jak intensywnie się im

przyglądam.

– Tak, mamy tutaj Internet – odpowiedział, uprzedzając

moje pytanie.

Szczerze mówiąc, byłam zachwycona tym wszystkim coraz

bardziej. Zanim Adam wprowadził mnie do komnaty Heather,

zatrzymałam się przed drzwiami, żeby wziąć trzy głębokie

background image

wdechy dla uspokojenia. Tym razem nie śmiał się ze mnie,

tylko czekał cierpliwie, aż będę gotowa. Byłam mu za to

bardzo wdzięczna. Skinęłam głową w jego kierunku i

poszłam za nim na spotkanie z moją Anielską Matką.

Kolejny raz dzisiaj zaniemówiłam, tym razem na widok

kobiety siedzącej za biurkiem.

Była nieziemsko piękna. Jej błękitne oczy patrzyły na mnie

ciepło i łagodnie, a długie, kręcone, blond włosy tworzyły

wokół twarzy błyszczącą aureolę. Wyczuwało się bijące od

niej dobro i życzliwość. Na mój widok zerwała się z krzesła i

szybkim, energicznym krokiem podeszła do mnie. Bez

żadnych ogródek złapała mnie w ramiona, mocno ściskając.

– Nareszcie jesteś z nami, moja droga – wyszeptała

delikatnym głosem.

Głosu Adama mogłabym słuchać bez końca, ale gdybyście

posłuchali jej… Chyba nie znajdę odpowiedniego słowa, żeby

go opisać. Jedyne, co mogę powiedzieć na pewno, to to, że

był spokojny, łagodny i przepełniony miłością.

Nie bardzo wiedziałam, jak się zachować w stosunku do

niej.

– Witam – tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.

– Nie bój się mnie – szepnęła, unosząc lekko brwi.

– Nie boję się ciebie, lecz czuję się onieśmielona twoją

urodą. Jesteś tak śliczna, że szczerze wątpię, żebym była

twoją córką – odważyłam się głośno wygłosić to, co mnie

gryzło.

W pokoju rozbrzmiał jej serdeczny śmiech. Wskazała nam

background image

ręką miejsce na pobliskiej sofie, zapraszając, żebyśmy

usiedli. Zajęliśmy miejsca tuż obok niej, żeby móc się jej

lepiej przyjrzeć. Adam usiadł za mną, aby być blisko mnie, w

razie gdybym go potrzebowała.

– Zapewniam cię, że nią jesteś. Twój obecny kolor włosów i

oczu jest w tej chwili neutralnej barwy, charakterystyczny

dla Aniołów, ale zmieni się po dokonaniu przez ciebie wyboru

strony, do której chcesz należeć.

Rozumiem

wzięłam

od

niej

szklankę

soku

pomarańczowego. Czyżby ona także znała mnie tak dobrze

jak Adam? – A jak wyglądają ci po drugiej stronie? –

pożałowałam tego pytania, jeszcze zanim skończyłam je

wypowiadać, ponieważ w jej oczach dostrzegłam błysk

strachu. – Przepraszam, chyba nie powinnam o to pytać.

– Spokojnie – dotknęła mojej dłoni. Nic się nie stało.

Zresztą, powinnaś to wiedzieć – wzięła głęboki oddech. –

Mają czarne włosy, a kolor ich oczu przypomina bursztyn. Na

swój niebezpieczny sposób są także piękni. Tylko po to, żeby

oddziaływać na ludzi.

– Czy dobrze zrozumiałam, że wszyscy anielscy adepci

wyglądają

podobnie

do

mnie,

ale

po

dokonaniu

jakiegokolwiek

wyboru

upodobniają

się

do

waszego

wyglądu?

– Tak. Doskonale.

– Kiedy następuje ten wybór?

– W naszym przypadku, gdy połączysz się ze swoim

Światłem z własnej, szczerej i nieprzymuszonej woli.

background image

Natomiast w ich wypadku, kiedy masz świadomość, że nie

chcesz być częścią naszego świata i kiedy ciągle czujesz

złość – wyjaśniła.

– Bez presji – mruknęłam pod nosem.

Heather poklepała mnie po dłoni, dodając otuchy.

– Czy w chwili wyboru można przekonać Anioła do zmiany

jego wcześniejszej decyzji?

– I tak, i nie. Jest to możliwe, ale bardzo czasochłonne.

Najczęściej atakowane są Anioły, które nie podjęły jeszcze

decyzji. Wtedy są najłatwiejszym celem, bo są bardzo

życzliwe i podatne na sugestie.

– Hmm, nadążam – poprawiałam się na kanapie,

przygotowując się do pytania, które krążyło mi po głowie. –

Czy można przeciągnąć Światło na tę złą stronę? –

zerknęłam w stronę Adama, ale nie zauważyłam, żeby

zbulwersowało lub zezłościło go moje pytanie. Posłał mi

ciepły uśmiech w sposób, który stał mi się już dobrze znany,

a może pamiętany? Naprawdę, zaczęłam się już gubić.

– Tak, można, ale jest to zadanie jeszcze trudniejsze niż

przekonanie Anioła. Natomiast istnieje możliwość, że jeśli

jedno znajdzie się po tej drugiej stronie, to drugie podąży za

nim.

– A co wtedy się dzieje?

– Rodzi się Zło w czystej postaci – głos Heather zrobił się

twardy, o co bym jej nigdy nie podejrzewała.

– Czy tak się już kiedyś stało? – poczułam jak Adam

niespokojnie poruszył się za mną.

background image

– Na szczęście jeszcze do tego nie doszło, ale było już

bardzo blisko.

W jej oczach dojrzałam coś, co skutecznie zniechęciło

mnie to dalszego drążenia tego tematu. Na razie musi mi

wystarczyć to, co przed chwilą usłyszałam. Pokiwałam głową

na znak, że rozumiem.

– A czy Światło można zabić? Miałam sen… – czułam, jak

ponownie ogarnia mnie ból.

Na mojej nodze spoczęło jedno skrzydło Adama,

uśmiechnęłam się pod nosem i pogłaskałam go po nim.

– Niestety, moja droga, to nie był sen – szepnęła do mnie,

a jej głos wypełnił smutek.

– To było twoje wspomnienie.

Zerknęłam na Adama.

– Nie chcę go przeżywać ponownie – westchnęłam. –

Umarłam tamtego dnia, pękło mi serce, prawda? – zwróciłam

się w stronę Heather.

– Niestety, ale tak. Po połączeniu Anioła i Światła w parę,

jedno bez drugiego nie potrafi i nie chce żyć. Najczęściej

odchodzą w tym samym czasie.

– A co dzieje się ze Światłem, jeśli Anioł obiera inny

kierunek?

– Jak wcześniej wspomniałam, może podążać za swoją

drugą połową, ale na szczęście nie robi tego, lecz zwyczajnie

umiera. Wtedy Anioł staje się nosicielem zła, rozsiewając je

po świecie. Wtedy następuje czas panowania Zła, czyli na

ziemi otaczają ludzi choroby, morderstwa, kradzieże i

background image

wszelkie inne nieszczęścia.

– Zrobiłam to kiedyś? – w środku cała się trzęsłam, zadając

to pytanie, ale musiałam poznać odpowiedź.

Oboje milczeli. To była moja odpowiedź. Przeraziłam się

nie na żarty.

– Nie, to niemożliwe, żebym była taka głupia! – zaczęłam

łapczywie i nerwowo łapać powietrze, a łzy popłynęły mi po

policzkach.

Otoczyły mnie skrzydła. Przymknęłam oczy, czerpiąc z

nich ciepło, spokój i miłość.

Jednak moje odczucia były inne niż wtedy, kiedy mnie nie

otaczały. Przepełniło mnie uczucie życzliwości i matczynej,

troskliwej miłości. Otwarłam oczy. Odetchnęłam już

spokojniejsza.

– Dziękuję – powiedziałam, patrząc z wdzięcznością w oczy

Heather. – Dlaczego to zrobiłam? – z trudem wykrztusiłam to

z siebie.

– Upadły dotarł do ciebie pierwszy – usłyszałam za sobą

zbolały głos Adama.

– Spóźniłem się.

Rzuciłam się w jego ramiona, nie mogłam znieść bólu w

jego oczach. Nie miałam jego kojących skrzydeł, więc nie

mogłam mu pomóc i ująć tej udręki, która z pewnością

ciążyła mu na barkach. Miałam nadzieję, że uda mi się choć

trochę mu ulżyć.

– Na pocieszenie dodam, że udało mu się to tylko raz –

wyplątałam się z ramion mojego Adama i ponownie usiadłam

background image

obok Heather.

– O jeden raz za dużo – mruknęłam z większą złością niż

zamierzałam. – Kiedy to było?

– musiałam zacisnąć usta, żeby nie powiedzieć nic więcej.

– Dawno temu. Nie ma sensu teraz to tego wracać –

pokiwała ze smutkiem głową.

– Skupmy się na tym, co jest tu i teraz. Ian będzie cię kusił.

Jesteś jego celem numer jeden.

Musimy być gotowi. Zaczniemy od powrotu wspomnień.

Może być trochę nieprzyjemnie.

Wracające wspomnienia będą jak fala tsunami. Pamiętaj,

jesteśmy z tobą w razie czego. Gotowa? – nie czekając na

moją odpowiedź, obiema rękami złapała mnie za głowę.

Przeszył mnie tak ostry ból głowy, jakby ktoś przebił ją

sztyletem. Mocno szarpnęłam się, próbując uwolnić od tego

ucisku. Nie minęła chwila, a poczułam wyraźną ulgę. Od razu

rozpoznałam, komu to zawdzięczam. Wiedziałam i czułam, że

Adam jest blisko mnie. Ścisnęłam go mocniej za ręce, które

nadal trzymałam. Dzięki obecności ich obojga wiedziałam, że

jestem bezpieczna i nic mi nie grozi, bo cokolwiek się

wydarzy, nie jestem sama. Odetchnęłam głębiej, pozwalając

dziać się temu, co mnie czeka.

Szturmem zaczęły napływać wspomnienia.

Stałam przy ognisku, pilnując, żeby nie zgasło i trzymałam

małe dziecko na biodrze. Ubrana byłam w skórzaną opaskę

przepasaną przez biodra. Obróciłam się, kiedy usłyszałam za

sobą trzask łamanej gałązki. Ujrzałam mojego mężczyznę

background image

idącego do mnie. Ciągnął za sobą upolowanego zwierza.

Uśmiechnęliśmy się do siebie. Przepłynęła przeze mnie fala

miłości.

Następnie zobaczyłam siebie stojącą przed lustrem.

Ubrana byłam w aksamitną, piękną, zieloną suknię, idealnie

podkreślającą kolor moich oczu. Zaczęłam nerwowo

przechadzać się po zamku, czekając z niecierpliwością na

swojego gościa. Zerknęłam przez okno, kiedy usłyszałam

odgłos końskich kopyt dobiegających z dołu. Na widok

jeźdźca serce zaczęło tłuc mi w piersi tak mocno, że mogło w

każdej chwili z niej wyskoczyć. W brzuchu poczułam stado

latających motylków. Tak szybko, na ile pozwalała mi na to

długa suknia, zbiegałam schodami w dół, żeby go przywitać.

Pisnęłam ze szczęścia na jego widok. Wyglądał imponująco,

dosiadając dużego, czarnego wierzchowca. Szybko z niego

zeskoczył i ze śmiechem wpadliśmy sobie w ramiona,

ukradkiem się całując.

Otoczenie uległo zmianie. Ponownie stałam przed dobrze

już znanym lustrem. Moja twarz była bardzo podobna do tej

obecnej, ale bił z niej blask szczęścia. Oczy miałam mocno

podkreślone czarną kreską. Włosy połyskiwały złotem w

blasku świec, które paliły się wszędzie, gdzie tylko sięgałam

wzrokiem. Na sobie miałam delikatną, złotą chustę, która

spływała aż do samej ziemi. Była tak upięta, że odkrywała

moje ramię, a na nodze tworzyła długie rozcięcie. Na głowie

spoczywał

diadem

wysadzany

drogimi

kamieniami,

świadczący o wysokim pochodzeniu.

background image

Za plecami dojrzałam ruch. Odwróciłam się w chwili, kiedy

do komnaty wszedł On. Jego twarz rozjaśniał szeroki

uśmiech. W rękach niósł dwa puchary, zapewne z

czerwonym winem. Jego skóra połyskiwała złotem, a oczy

podkreślone były czarną kreską. Biodra miał przepasane

taką samą chustą, jaką na sobie miałam ja.

– I jak się czuje wasza wysokość w dniu naszych zaślubin?

– zapytał, podając jeden puchar.

Wznieśliśmy toast, upijając słodkie czerwone wino. Kiedy

odstawił puste puchary, przyciągnął mnie do siebie i

pocałował – długo i namiętnie. Pisnęłam, kiedy poderwał

mnie na ręce i zaprowadził w stronę wspólnego łoża.

Delikatnie wyciągnął diadem z długich włosów.

Subtelnie dotknął klamry przytrzymującej chustę, a kiedy

ją odpiął, spłynęła mu u stóp złotą falą.

W jego oczach dojrzałam nieukrywany zachwyt i miłość.

Dodało mi to śmiałości i rzuciłam się w jego ramiona, mocno

całując, co wywołało uśmiech i razem wylądowaliśmy w

miękkich falach łóżka.

Gdy

otwarłam

oczy,

przechodziłam

obok

lustra.

Przystanęłam na chwilę, żeby poprawić kapelusz, który

miałam na głowie. Przy okazji wygładziłam swoją suknię,

która ciasno opinała z każdym dniem bardziej zaokrągloną

sylwetkę. Uśmiechnęłam się do dziewczyny w lustrze.

Byłam taka szczęśliwa. Wyszłam przed dom zwabiona

dobiegającymi odgłosami śmiechu i zabawy. Mój mąż i nasz

trzyletni synek uganiali się za biedronką, próbując ją złapać.

background image

Ich śmiech unosił się w powietrzu. Kiedy zostałam

zauważona, chłopiec ile sił w nogach podbiegł do mnie, żeby

pochwalić się tymi, które już zdążyli złapać. W ślad za nim

podążał mój przystojny Adam. Mocno mnie przytulił, całując

w skroń i z uśmiechem na twarzy przysłuchiwał się

radosnemu szczebiotaniu dziecka. Usiedliśmy na ławeczce,

chroniąc się pod baldachimem z kwiatów glicynii przed

ostrym, palącym słońcem. Z radością patrzyliśmy jak nasz

syn, tak wierne odbicie Adama, ugania się teraz dla odmiany

za motylami. Ich wspólne szczęście było tak duże, że aż

wyczuwalne.

Kolejne wspomnienie było z wcześniejszego snu. Przed

oczami mignęła mi chwila, kiedy braliśmy ślub. Przyjęcie

odbywało się na świeżym powietrzu. Zobaczyłam nas z

dwójką prawie dorosłych dzieci siedzących przy wspólnym

stole podczas świątecznego obiadu. Jak to możliwe, żeby w

każdym życiu mieć takie szczęście, by szczęśliwie i w miłości

je przeżyć? Jestem wielką szczęściarą, skoro wiem, że

zawsze los spogląda na mnie przychylnie. Byłam bardzo

zadowolona, że tym razem ominęło mnie ponowne

przeżywanie śmierci Adama, ale za to w głowie zabrzmiały

mi moje słowa wypowiedziane tamtego dnia.

– Pewnego razu znajdę cię i zabiję. Będę to robiła za

każdym razem, kiedy się odrodzę.

Następna reminiscencja nie była taka jak pozostałe.

Wypełnił mnie strach, w wyniku czego zaczęłam drżeć. Coś

było nie tak. Rozejrzałam się dokoła siebie. Nigdzie nie

background image

mogłam znaleźć Adama. Parę kroków dalej stał wysoki

mężczyzna. Patrzył w moją stronę, ale w jego wzroku nie

dojrzałam niczego, czego powinnam się obawiać, wręcz

przeciwnie. Uspokoiłam się, bo o dziwo wiedziałam, że nie

zrobi mi żadnej krzywdy. Czekał cierpliwie na mnie, a kiedy

się uśmiechnął, poczułam coś dziwnego wokół serca: jakbym

była w domu i we właściwym miejscu.

Nic z tego nie rozumiałam, co nie zmieniało faktu, że

czułam się dobrze i dominowało nade mną jeszcze dotąd

nieznane uczucie – jakaś potężna siła i moc, której mogłam

bezkarnie używać, kiedy i jak chciałam. Ogarnął mnie też

szereg niespotkanych dotąd uczuć. Wiedziałam, że jestem zła

i wcale nie rozpaczałam z tego powodu, dawało mi to

niesamowitą wolność.

Odwzajemniałam jego uśmiech i złapałam wyciągniętą w

moją stronę dużą, męską dłoń.

Poczułam nie tylko dotyk ręki, ale także skrzydeł na

swoich plecach. Były dużo większe od tych, które mieli Adam

i Heather, a na dodatek w czarnym kolorze. Robiły

imponujące wrażenie.

Przystanęłam obok lustra, które mijaliśmy po drodze. Mój

wygląd niczym nie przypominał moich wcześniejszych

postaci. Długie blond włosy lśniły głęboką czernią, a oczy

błyszczały bursztynowym blaskiem. Podobałam się sobie.

Zadowolona poszłam za mężczyzną idącym przede mną.

Usiedliśmy

w

wielkiej

sali,

popijając

wino,

usatysfakcjonowani swoimi działaniami.

background image

Na świecie zapanował chaos. Ludzie stali się niemoralni,

grzeszyli ciągle w każdy możliwy i znany im sposób. Okradali

nie tylko obcych, ale i sąsiadów, a nawet członków swoich

rodzin.

Zaczęli zapadać na ciężkie choroby, świadomie zarażając

także innych. Nie mieli żadnych skrupułów, żeby skrzywdzić

fizycznie czy psychicznie inną osobę, nawet tę najbliższą.

– Córeczko, jestem taki szczęśliwy, że w końcu

postanowiłaś do mnie dołączyć. We dwoje możemy zrobić

bardzo wiele, a do tego świat teraz należy tylko do nas –

unieśliśmy swoje kielichy, wznosząc toast.

background image

Rozdział 5.

Skończyło się. Bezwładna opadłam w ramiona Adama.

Zawsze jest przy mnie. Zawsze mogę na niego liczyć, co do

tego nie mam żadnych wątpliwości. Tylko coś się we mnie

zmieniło i nie wiem, co mam o tym myśleć i co z tym teraz

zrobić.

Moim ciałem raz za razem wstrząsały nieprzyjemne

dreszcze. Nie miałam nawet odwagi otworzyć oczu, bo tak

mi się kręciło w głowie, że chciałam zwymiotować. Zaczęłam

szybciej oddychać, żeby jakoś to opanować. Nie poczułam

tego, ale wiedziałam, że otoczyły mnie skrzydła Adama –

mogłam głębiej oddychać, a nieprzyjemne skutki powrotu

wspomnień zaczęły ustępować. Zaczęłam po kolei rozluźniać

napięte do granic wytrzymałości mięśnie.

Powoli otwierałam oczy, upewniając się, czy zawroty

głowy mnie opuściły, bo nie miałam zamiaru na kogoś

zwymiotować. To byłby dopiero blamaż, który wlókłby się za

mną po wsze czasy.

– Nie wykonuj gwałtownych ruchów – ostrzegł mnie

szeptem Adam.

Czyżby było już za późno i wiedział o czymś, o czym ja nie

background image

wiem? Oby nie. Dla pewności leżałam jeszcze przez chwilę w

jego bezpiecznych, skrzydlatych ramionach, czerpiąc z nich

siłę.

Gdy poczułam się lepiej, usiadłam. Spojrzałam w spokojne

i ciepłe oczy Adama.

– Cześć – szepnęłam, lekko się uśmiechając. – Cudownie

znów być obok ciebie – bez żadnego skrępowania

pocałowałam go.

By nie wprawiać nikogo w zakłopotanie na widok naszego

intymnego powitania, otulił nas kurtyną utworzoną z jego

skrzydeł.

– Dobrze się czujesz? – wyszeptał tuż przy moich ustach.

Kiwnęłam twierdząco głową i natychmiast zwróciłam się w

stronę mojej matki.

– Czy ten potwór jest moim ojcem? – zapytałam bez

ogródek.

– Tak – odparła.

– Miałam nadzieję, że zaprzeczysz – mruknęłam

niezadowolona z takiego obrotu sprawy, bo nie miałam

zielonego pojęcia, jak to wszystko sobie poukładać.

Coś zaświtało mi w głowie.

– Jak go możemy pokonać? Można go zabić? – wypaliłam

szybciej, niż pomyślałam.

Heather była szczerze zaskoczona, Adam zresztą też.

– Jeszcze nigdy nie zadałaś mi tego pytania. Zwykle tylko

płakałaś, bałaś się.

– Naprawdę?! Coś w takim razie musiało się we mnie

background image

zmienić. Adam mówił, że za każdym razem zyskuję coś lub

tracę, więc takie są tego skutki. Jestem zła, naprawdę zła!

Denerwuje mnie to, jak mnie wykorzystał i się mną

posłużył, żeby rozsiewać zło! Nie mam zamiaru być taka po

raz drugi! Chcę to zakończyć raz na zawsze! Tylko jeszcze

nie wiem jak – przygryzłam wargę, głęboko się nad czymś

zastanawiając.

– No więc… – zaczęła ostrożnie matka. – Istnieje sztylet,

który może unicestwić zarówno Światło, jak i Anioły, a nas,

Arcyanioły, może prawdopodobnie poważnie zranić lub

unieszkodliwić na dłuższy czas. Nie wiem, czy tak jest

faktycznie, bo nikt jeszcze tego nie sprawdził. Wiem tylko, że

tylko Ian wie, gdzie ten sztylet się znajduje. Skradł go, kiedy

został stąd wygnany, więc z pewnością musi być bardzo

cenny i odgrywać jakąś kluczową rolę.

– Widziałam go! To ten, który cię zabił?! – spojrzałam w

stronę Adama.

– Zgadza się.

Zerwałam się z miejsca i zaczęłam się nerwowo

przechadzać po pokoju. W głowie zaczynał świtać mi pewien

plan. Nie wiedziałam tylko, czy ma on jakiś sens i jak mam

go zrealizować. Przecież moim przeciwnikiem był nie tylko

Upadły, który na dodatek okazał się moim ojcem, ale bardzo

potężne Zło. I masz babo placek. Ogarnij i pokonaj. Mam

zdrowo pod górę, a jej wierzchołek sięga samego nieba.

– Megan, co ci chodzi po głowie? – przerwała moje

rozmyślania zaniepokojona Heather.

background image

Mam

złe

przeczucia

podzieliła

się

swoimi

wątpliwościami z równie mocno przejętym Adamem.

– Wiem, gdzie on jest! Przypominam sobie, że Ian wskazał

mi swoją skrytkę, w której widziałam sztylet! Mało tego,

podarował mi go, należy do mnie, bo podobno to moje

dziedzictwo! – byłam dumna ze swojego odkrycia. Niestety,

pozostała dwójka nie podzielała mojego entuzjazmu.

– Niestety, moje drogie dziecko, będąc po naszej stronie,

nie przypomnisz sobie drogi do Siedziby Zła – podeszła do

mnie z troską w oczach.

– To wybiorę Zło – wzruszyłam lekko ramionami, jakbym

wybierała buty na wycieczkę i zamiast tenisówek wybrała

klapki.

Adam i Heather spoglądali na siebie coraz bardziej

zdenerwowani.

– Nie! – krzyknęli równocześnie.

– Dziecko, jeśli wybierzesz Zło, to znowu będziesz zła i

historia zatoczy koło – potrząsnęła mnie za ramiona, chcąc

chyba wybić mi ten pomysł z głowy. – A on ponownie umrze –

wskazała palcem na Adama.

Spojrzałam na niego. Nie był zły ani przestraszony

pomysłem, że świadomie chcę go doprowadzić do kolejnej

śmierci. Na jego twarzy widziałam tylko zmartwienie. O

mnie? Pewnie tak. Docierał do niego fakt, jak bardzo

poprzednie życie mnie zmieniło i w jakim stopniu

przypominam tamtą siebie. Posmutniałam. Czy aby na pewno

mój plan wart jest ich cierpienia?

background image

A może zostawić wszystko tak, jak jest teraz i uzbroić się

w obronną tarczę, jaką jest dla mnie ich miłość i trwać przy

ich boku? Razem stawimy czoło Upadłemu.

Adam, widząc wyraz mojej twarzy, spokojnym krokiem

podszedł do mnie.

– Poradzimy sobie – szepnął uspokajająco. Cokolwiek

postanowisz, jestem po twojej stronie, poprę każdą twoją

decyzję.

Oparłam czoło o jego klatkę, napawając się ciepłem i

zapachem rozgrzanej skóry.

– Najgorsze jest to, że zupełnie nie wiem, co mam robić –

mruknęłam wtulona w jego tors. – Czego bym nie zrobiła i

tak będzie źle lub nawet bardzo źle. Trochę za dużo jak na

młodą dziewczynę.

– Coś wymyślimy – dobiegł mnie spokojny głos Heather. –

Poza tym mamy jeszcze czas, Ian nie trafił jeszcze na twój

ślad.

Odwróciłam głowę w jej stronę.

– Nie byłabym tego taka pewna. Coś mi mówi, że tamtego

dnia, kiedy przechodziłam przez przejście, słyszałam jego

głos, który próbował mnie powstrzymać.

– Jasny… – nie dokończyła, ale wszyscy wiedzieliśmy, co

chciała powiedzieć.

Uśmiechnęłam się do niej szeroko.

– Hmm, czy Anioły mogą przeklinać? Nieładnie, mamo –

żartobliwie pogroziłam jej palcem.

Heather wstała zza biurka i zbliżyła się do mnie, ze łzami

background image

w oczach mocno mnie uściskała.

– Tęskniłam za tobą, Aniele mój. Uwielbiam te chwile,

kiedy po powrocie pierwszy raz mówisz do mnie „mamo”.

Długo musiałam na to czekać.

I znowu dopadło mnie to uczucie smutku. Przysporzyłam

im tyle trosk i zmartwień. Jak mam to wszystko odwrócić,

żeby to Zło zastąpić czymś dobrym? Przecież to nie jest

normalne zadania dla dorosłego, a co dopiero dla nastolatki.

Kurczę!

Moje oczy wypełniły się łzami.

– Ja też bardzo za tobą tęskniłam. Ciągle mi czegoś

brakowało. Teraz wiem, że chodziło o ciebie i Adama. Nie

wiem, jak mam was przeprosić za to, co zrobiłam ostatnio.

Ciężko mi pogodzić się z tym, że mogłam zrobić coś tak

potwornego – poczułam łzy płynące po policzku.

– Megan, to nie jest twoja wina, tylko moja. To ja się

spóźniłem – wierzchem dłoni otarł moje łzy i popatrzył mi

głęboko w oczy. – Nie gryź się tym, mamy kolejną szansę i

musimy dołożyć wszelkich starań, żeby ją wykorzystać jak

należy.

Uśmiechnęłam się, z trudem pokonując kolejną falę

napływających łez. Och, mój Adam jak zawsze wszystko wie i

potrafi sobie poradzić nawet w najgorszej sytuacji. Mocno

objęłam go rękami w pasie, pokazując, jak bardzo go

kocham.

Odsunęłam się od niego, z uwagą przyglądając się matce.

– Odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie.

background image

Heather uniosła zaciekawiona brwi.

– Pytaj.

– Dlaczego Ianowi tak bardzo zależy na tym, żeby mieć

mnie po swojej stronie? Przecież są także inne Anioły.

Nieświadomie zaczęłam znowu swoją wędrówkę po

pokoju, czekając na odpowiedź.

– Bo ty jesteś pierwsza.

Byłam zdziwiona.

– Dobrze, ale nie rozumiem, co to znaczy.

– Pierwsza jest najsilniejsza – wyjaśniła z ciepłym

uśmiechem na ustach.

Przystanęłam zaciekawiona.

– Co ty mówisz? Czy mam jakąś moc, o której nie wiem?

Heather roześmiała się serdecznie, jakbym zaserwowała

jakiś dobry żarcik.

– Nie taką, o jakiej myślisz. Posiadasz ogromne pokłady

uczuć. Dużo większe niż twoje siostry. Czy nigdy nie

zauważyłaś, że obok ciebie jest zawsze sporo ludzi? Wszyscy

chcą się z tobą przyjaźnić, prawda?

Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, co usłyszałam.

– Nie wiem, chyba tak – wzruszyłam ramionami.

– No właśnie. Ludzie intuicyjnie wyczuwają w tobie Dobro.

Lgną do ciebie jak ćmy do światła. Uwielbiają to, jak się przy

tobie czują. Roztaczasz Dobro samym swoim istnieniem.

Sprawiasz, że ludzie, którzy cię otaczają chcą być dobrzy i

takimi się stają. Przy tobie wszystko się zmienia. Pod tym

względem jesteś bardzo potężna – wyjaśniła.

background image

– Rozumiem – musiałam usiąść. Wybrałam brzeg biurka,

bo był najbliżej, choć miałam ochotę wskoczyć na kolana

Adama, przytulić się i zasnąć. Od tych wszystkich rewelacji

poczułam się bardzo zmęczona. – Gdyby to wszystko

odwrócić w drugą stronę. Jasny gwint!

Teraz wszystko stało się jasne i klarowne. Czy nie można

mnie jakoś powstrzymać, kiedy wybieram źle?

– Niestety, ale nie…

– No tak, wolna wola – wpadłam jej w słowo.

Wpadł mi do głowy pewien pomysł, więc zwróciłam się w

stronę Adama, który stał przy oknie.

– Adamie, ile czasu minęło zanim zabiłam cię złą decyzją?

Chciał znowu wyjaśniać, że to nie była moja wina, ale

uciszyłam go ruchem dłoni.

– Więc? – ponagliłam go.

– Około dwóch tygodni – powiedział cicho. – Światło nie

może żyć bez swojego Anioła.

– Czy muszę zrobić coś złego, żeby dostać się do Siedziby

Zła?

– Młoda damo, nawet o tym nie myśl! – krzyknęła moja

matka, co było wręcz niespotykane. Oboje spojrzeliśmy na

nią zaskoczeni. – Ian jest wybitnie dobry w kuszeniu, nawet

nie będziesz świadoma momentu, w którym mu ulegniesz – w

jej oczach błysnął gniew.

Zeszłam z biurka i podeszłam do niej, klękając przed nią.

– Zrozum, musimy przynajmniej spróbować. Co mamy do

stracenia? Tylko kolejne życie, a następnym razem będziemy

background image

o krok do przodu – mądrzejsi o kolejne doświadczenie i

wiedzę – jej wzrok złagodniał, pogłaskała mnie po głowie. –

Proszę cię, nie chcę znowu kiedyś być zła – wyszeptałam.

– Kochana ty moja… – ucałowała czubek mojej głowy. –

Adamie, co o tym myślisz?

– Jak już mówiłem, poprę każdy pomysł Megan bez

względu na konsekwencje. Ufam jej.

– stanął przy moim boku, ciepło się uśmiechając.

Heather przez moment się nam przyglądała, ale w końcu

kiwnęła głową na znak, że się zgadza.

– Dobra. Nie będzie łatwo, trzeba wszystko dokładnie

przemyśleć i podjąć jakieś decyzje.

Klasnęłam w dłonie zadowolona z takiego obrotu sprawy.

– Świetnie! – wykrzyknęłam. – Sukinsyn… nie wie, z kim

zadarł!

– Megan, Anioły nie posługują się takim językiem – mówiąc

to, zgromiła mnie wzrokiem.

– Wybacz – powiedziałam skruszona. – Chyba zostało mi

coś z poprzedniego ja. Musimy się go pozbyć raz na zawsze,

bo ciągle będziemy czuć jego oddech na plecach.

Zaburczało mi w brzuchu. No tak, z tego wszystkiego

zapomniałam o jedzeniu.

Roześmialiśmy się wszyscy.

– Dobra, na tym na razie skończymy. Idźcie, dzieciaki, coś

zjeść.

Z gabinetu Heather udaliśmy się w stronę stołówki. Mój

brzuch wyczuwał jedzenie na odległość, wydając przy tym

background image

coraz głośniejsze dźwięki.

Przez ogromne drzwi weszliśmy do niemałej sali.

Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam się.

– Brakuje jeszcze przezroczystego dachu i latających

świec, a bylibyśmy w Hogwarcie.

Adam się roześmiał.

– Autorka tej powieści jest twoją siostrą, więc opisała to,

co pamiętała, trochę to ubarwiając. Ludziom się spodobało,

uwielbiają takie historie.

– Fantastycznie, pochodzę ze sławnej rodziny.

Mimo że znajdowaliśmy się na zamku, wnętrze było bardzo

unowocześnione. Po jednej stronie były poustawiane stoliki,

a przy każdym ustawiono cztery krzesełka. Pod oknami

znajdowały się wygodne kanapy ze stertami puszystych

poduch. Widać, że było to centralne miejsce i serce tego

zamczyska, gdzie wszyscy spotykali się w wolnych chwilach.

Na przeciwległej ścianie mieścił się aneks kuchenny z

kilkoma dużymi lodówkami wypełnionymi przeróżnym

jedzeniem. Można było w nich znaleźć smaki z różnych stron

świata. Każdy mógł znaleźć w nich to, co lubił lub to, na co

miał ochotę. Można było także złożyć specjalne zamówienie u

pań w kuchni.

Nałożyliśmy sobie trochę jedzenia na talerzyki. Adam

skusił się na kanapki z wędzonym łososiem, a ja na sałatkę z

krewetkami. Wzrokiem szukaliśmy wolnego stolika, co było

trudne, bo trwała pora śniadaniowa. Udało nam się znaleźć

jeden, który zdawał się czekać właśnie na nasze przybycie.

background image

Byłam tak pochłonięta jedzeniem, że dopiero po chwili

zorientowałam się, że wszyscy ukradkowo mnie obserwują.

Nie było to zbyt miłe, ledwo udało mi się przełknąć to, co

miałam w ustach w taki sposób, żeby się nie udławić.

– Czemu mi się tak przyglądają? – spytałam szeptem

Adama.

Rozejrzał się po sali.

– Z pewnością cieszą się, że tym razem jesteś z nami, ale

muszą się przekonać, ile zostało ci z poprzedniego wcielenia

– wrócił do jedzenia.

Wykrzywiłam usta w krzywym grymasie.

– Świetnie – mruknęłam. – Raz powinie ci się noga, a długo

nikt ci tego nie zapomni.

Głośno się roześmiał. Śledziłam wzrokiem szmer ulgi,

który przeszedł po sali.

– Witaj, siostro – podeszła do nas piękna dziewczyna, która

była bardzo podobna do mnie, ale jej włosy były wyraźnie

jaśniejsze, a oczy wciąż błyszczały szmaragdowym blaskiem.

Znam ją – pomyślałam.

– Alice? – zapytałam niepewnie.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie i wpadłyśmy sobie w

objęcia.

– Pamięć wraca?

– Jeszcze nie do końca, wciąż kuleje, ale mam nadzieję, że

za parę dni wszystko powróci.

– To dobrze, że tu jesteś. Czekaliśmy na ciebie. Pamiętasz

Jake’a? – wskazała na stojącego obok niej chłopaka.

background image

W niczym nie przypominał mojego Adama. Przede

wszystkim

był

czarnoskóry,

miał

ciemne

włosy

i

ciemnobrązowe oczy. Jedyne podobieństwo, jakie ich łączyło

to ten blask, który go otaczał, zresztą jak każde inne Światło.

– Nie patrz tak na niego. Zawsze w myślach porównujesz

go do swojego Światła – zaśmiała się, widząc mój zdumiony

wzrok. Nie raz o tym mówiłaś. Panowie muszą się różnić od

siebie, bo na świecie pełno byłoby podobnych do siebie

dzieci – lekko się roześmiała.

– No tak – rozejrzałam się po twarzach osób w stołówce.

Faktycznie, każdy wyglądał inaczej. Inna narodowość,

kolor skóry, włosów czy różna barwa oczu. Natomiast

dziewczyny – moje siostry – na pierwszy rzut oka były do

siebie bardzo podobne, ale kiedy przyjrzeć im się dokładniej,

można było wyłapać różnice. Jedne były wyższe, drugie

niższe, jedne były szczuplejsze, inne miały bardziej pełne

kształty, z włosami krótszymi lub dłuższymi, kręconymi lub

prostymi. Jedyne co nas łączyło – prócz wspólnych rodziców

– to oczywiście kolor włosów i oczu.

Adam zerknął na zegarek.

– Musimy wracać do twojego domu, zbliża się późny

wieczór.

Jęknęłam.

– Znowu będę taka chora? – poszłam w jego ślady i także

wstałam od stołu.

Pożegnaliśmy się szybko z Alice i Jakiem.

Pokręcił przecząco głową.

background image

– Nie. Tym razem szybko dojdziesz do siebie. Przedtem

byłaś osłabiona, poza tym był to pierwszy raz. Kolejne będą

już łatwiejsze – puścił do mnie łobuzerskie oczko.

Odnieśliśmy talerze i oboje pospiesznym krokiem

skierowaliśmy się do wyjścia. Jeszcze raz przelotnie

zerknęłam na obecnych w jadalni. Przeczucie mnie nie myliło

– wszyscy bez wyjątku bacznie mi się przyglądali. Nawet nie

próbowali się z tym ukrywać. Świetnie, nie ma co.

Jakbym miała mało trosk i problemów.

– Nie ufają mi – westchnęłam zrezygnowana. – Jeśli się

dowiedzą o naszych planach, wyrzucą mnie przez okno, a

ciebie zwiążą, żebyś nie mógł mnie uratować – mruknęłam.

Roześmiał się.

– Spokojnie, nie będzie tak źle, ale na razie nasze plany

niech zostaną między nami – ostrzegł mnie. – Chodźmy do

naszego pokoju, pokażę ci, jak będziemy od tej pory

przechodzić.

Odetchnęłam z wyraźną ulgą, kiedy zamknęły się za nami

drzwi komnaty – nikt już nie będzie mógł nas obserwować.

Dopiero teraz dotarło do mnie, jak byłam przez to spięta,

czułam każdy mięsień pod skórą. Adam z uwagą się mi

przyjrzał i oczywiście odgadł, co się ze mną dzieje. Podszedł

do mnie i troskliwie przytulił do siebie, otaczając tymi

niebiańskimi skrzydłami.

Po chwili poczułam, jak moje mięśnie się rozluźniają, a

mnie opuszcza całe napięcie. Podniosłam rękę i czule go po

nich pogłaskałam. Wyrwało mu się ciche westchnienie. Objął

background image

mnie jeszcze mocniej, żebyśmy mogli być jeszcze bliżej

siebie. Na szyi poczułam ciepły dotyk jego ust. Przeszedł

mnie dreszcz podniecenia. Szybko uniosłam głowę i z całą

żarliwością wpiłam się w jego usta. Zaczęliśmy się całować

tak zapamiętale, że aż zabrakło nam tchu. Ten pocałunek

zawierał wszystko to, co nas przepełniało: całą miłość, która

nas łączy, tęsknotę, jaką czuliśmy od naszego ostatniego

spotkania, i obawę przed tym, co nas czeka.

– Musimy przestać – usłyszałam jego zrezygnowany głos.

Uraczyłam go swoją nadąsaną miną, mając nadzieję, że to

na niego podziała i wrócimy do naszego ulubionego zajęcia.

Niestety, pomyliłam się, choć zauważyłam jego wahanie,

mocno trzymał rękę na pulsie, czego nie mogę powiedzieć o

sobie.

– Powiedz mi, co z tym przejściem – odsunęłam się od

niego na bezpieczną odległość, pokusa była zbyt duża.

Cieszył mnie fakt, że jego też męczyło to samo, co mnie.

Przynajmniej mam towarzysza w udręce. Poprawiło mi to

trochę humor i na moich ustach zawitał lekki uśmieszek.

Adam w odpowiedzi uniósł tylko swoje brwi, po czym

podszedł do szkatuły stojącej nad kominkiem. Kiedy wrócił

do mnie, w ręce trzymał wisiorek. Na srebrnym łańcuszku

zawieszony był wykonany z angelitu anioł otoczony

skrzydłami. Zmarszczyłam brwi, poznawałam go.

Należał do mnie. Odwróciłam się do niego tyłem i

podniosłam włosy, żeby mógł mi go założyć.

– Poznaję go. Nie rozstawałam się z nim – poczułam chłód

background image

kamienia, kiedy opadł mi na dekolt. Odruchowo podniosłam

rękę i zatoczyłam okrężny ruch dłonią. Natychmiast otwarło

się przejście. Spojrzeliśmy na siebie, a nasze twarze rozjaśnił

szeroki uśmiech.

– Którędy wyjdziemy?

– W pobliżu twojego domu lub w pokoju. Musisz się skupić

i wiedzieć, dokąd chcesz pójść. Zobaczymy, jak ci pójdzie.

Złapał mnie za rękę i weszliśmy w srebrzysto-niebieskie

światło. Otoczył nas jego

przyjemny

chłód.

Zanim

mrugnęłam okiem, znaleźliśmy się w moim pokoju i

upadliśmy na moje łóżko.

– O złośliwy losie – spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy

śmiechem.

– Megan! – usłyszeliśmy po chwili dobiegający z dołu głos

mojej matki Jill. – Jesteś w domu?!

– Która jest godzina? – szepnęłam.

– Dziewiętnasta tego samego dnia.

– Czyli nadal mamy sobotę – uśmiechnęłam się. – Chcesz ją

poznać?

– Jasne.

Zeszliśmy na dół, gdzie zastaliśmy mamę szykującą

kolację.

– Mamo? – zaczekałam, aż podniesie głowę i spojrzy na

nas. – Chciałabym, żebyś poznała Adama.

Ewidentnie była zdumiona faktem, że jej córka, która

zawsze stroniła od chłopaków, właśnie przyprowadziła

jednego do ich domu. W dodatku bardzo przystojnego, wręcz

background image

anielsko ładnego.

– Miło mi panią poznać. Megan bardzo dużo o pani mówiła

– wyciągnął ku niej dłoń na powitanie.

– Witaj – mama ocknęła się z zadumy. Obserwowałam ją z

uśmiechem na twarzy, bo doskonale wiem, jakie wrażenie

Adam robi na innych. Ja sama jeszcze nie przyzwyczaiłam się

do jego wyglądu. – Zjesz z nami?

Pomogliśmy jej dokończyć przygotowywanie kolacji i

wspólnie zasiedliśmy do stołu. Co prawda chwilę temu

zjedliśmy śniadanie, ale nie wiedzieliśmy, jak jej to

wytłumaczyć, więc nałożyliśmy sobie trochę jedzenia na

talerze.

– Skąd się znacie? – zapytała, patrząc raz na mnie, raz na

Adama.

Wymieniliśmy szybkie spojrzenia. Ups, zapomnieliśmy o

tym drobnym szczególe, tego nie uzgodniliśmy, a kłamać nie

mogliśmy.

– Megan jest moim Aniołem – mrugnął do mnie

porozumiewawczo.

– Adam jest moim Światłem – poszłam w jego ślady i

powiedziałam prawdę.

– Oczywiście – była zbita z tropu, bo takiej odpowiedzi

mama się nie spodziewała. – Nie rozumiem tego waszego

młodzieżowego slangu, ale niech wam będzie – wróciła do

jedzenia swojego łososia z sałatką.

Roześmialiśmy się. Kolacja przebiegła w fajnej atmosferze.

Jill najwidoczniej polubiła Adama, bo wymieniali się nawet

background image

żarcikami. Z wielką przyjemnością ich obserwowałam, a

szczególnie mamę, już dawno nie była taka roześmiana i

wyluzowana. Rozmawialiśmy jeszcze o szkole, planach na

zbliżające się wakacje.

Kiedy sprzątaliśmy po posiłku, podeszłam do Jill i mocno

się do niej przytuliłam.

– Megan, czy coś się stało? – zaniepokoiła się.

– Mamo, chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepsza i

bardzo mocno cię kocham – serce ścisnęła mi stalowa obręcz

strachu. Bałam się tego, co może przynieść najbliższa

przyszłość, która rysowała się niepewnie.

– Och, córeczko – szepnęła wzruszona. – Też bardzo cię

kocham. Jesteś prawdziwym aniołem.

Posłałam jej ciepły uśmiech. Och, mamo, gdybyś wiedziała,

jak jesteś bliska prawdy – pomyślałam.

Musiałam wyjść na powietrze, żeby odetchnąć i uspokoić

moje wzburzone emocje. Wieczór był ciepły i przyjemny.

Spojrzałam na jego plecy, na śmierć zapominając o jego

skrzydłach. Nie widziałam ich. Dotknęłam miejsca, w którym

powinny być. Adam lekko drgnął i złapał mnie za tę rękę.

– Gdzie one są?

– Nadal na swoim miejscu, tylko tutaj stają się

niewidoczne nawet dla ciebie.

– Aha, szkoda.

Spojrzał na mnie z ukosa z uśmiechem błąkającym się na

ustach.

– Tęsknisz za nimi?

background image

Wzruszyłam ramionami.

– Och, moja Megan, one nadal tam są i zawsze do twojej

dyspozycji – ucałował moją skroń.

Spacerując po centrum, natknęliśmy się na grupę moich

szkolnych przyjaciół.

– Megan! – wykrzyknęła na mój widok Natally. – Od

wczoraj próbowałam wbić się do ciebie. Martwiłam się po

tym, jak wybiegłaś ze szkoły – powiedziała z wyrzutem.

– Wybacz – bąknęłam zakłopotana. – Byłam trochę chora, a

potem zajęta. Zauważyłam jak z zaciekawieniem przygląda

się Adamowi. – Poznajcie się, to jest Adam – wskazałam na

niego ręką. – A to są Nat, Susan, Ana, Tobey i Lucas –

kolejno uściskali sobie ręce, wymieniając standardowe

„cześć” na powitanie. Wywarł na nich wrażenie, bo

wpatrywali się z niego z otwartymi ustami, nawet Nat

zapomniała języka w gębie.

– Witajcie – powitał ich Adam swoim głębokim i ciepłym

głosem. – To moja wina, że nie oddzwoniła do ciebie –

zwrócił się w stronę mojej najlepszej przyjaciółki. – Dopiero

co się odnaleźliśmy i chciałem mieć ją chociaż przez chwilę

tylko dla siebie – posłał jej tak czarujący uśmiech, że pod

jego wpływem mógłby stopnieć nawet lód. Uśmiechnęłam się

pod nosem dumna, że ten facet należy tylko do mnie. Chyba

przemawia przeze mnie już próżność, ale nic na to nie

poradzę.

– Tak… jasne… nic… się… nie stało – ledwo wydusiła z

siebie tych parę słów.

background image

Musiałam się ugryźć w język, żeby nie parsknąć

śmiechem. – Widzimy się w poniedziałek w szkole – widać

było, że włożyła sporo wysiłku, żeby odwrócić od niego swój

wzrok i przenieść na mnie. – Musisz mi wszystko

opowiedzieć ze szczegółami – szepnęła mi konspiracyjnie do

ucha, kiedy mnie objęła na pożegnanie.

Kiedy odeszli na bezpieczną odległość, upewniłam się

jeszcze, czy mnie nie słyszą i wybuchnęłam śmiechem.

– Nat straciła dla ciebie głowę. To się jej nie zdarza, żeby

zapomnieć przy kimkolwiek, jak należy posługiwać się

rozumem – wyrwało mi się westchnienie. – Będę za nią

bardzo tęsknić.

Zatrzymał się przede mną.

– Zawsze możesz się wycofać z tego szalonego planu, który

chodzi ci po głowie.

Wymyślimy coś innego lub jak zawsze będziemy się

zwyczajnie pilnować – założył mi zabłąkany kosmyk za ucho.

– Nie. Podjęłam już decyzję. Ojciec czy nie, mam już dość

tego całego bałaganu. Poza tym już dość przez niego

wycierpieliśmy.

– Podziwiam cię – szepnął tuż przy moich ustach. – Bez

względu na wszystko pamiętaj, że cię kocham i że jesteś

nadzieją dla tego świata.

– Żałuję tylko, że nas co nieco może ominąć – z figlarnym

błyskiem w oku włożyłam mu rękę pod sweter, poczułam jak

zadrżał.

– Jesteś niemożliwa – trącił mnie lekko nosem o nos, a

background image

potem w odwecie otulił swoimi skrzydłami, doskonale

wiedząc, jak to na mnie podziała.

Roześmiałam się, udając, że ten gest nie zrobił na mnie

żadnego wrażenia.

– Hmm, czy prowadzimy jakieś gierki na środku ulicy? –

zażartowałam, wiedząc, że sama na siebie ukręciłam bat, bo

to ja zaczęłam tę zabawę.

Usiedliśmy na ławce, przytulając się do siebie. Wieczór

robił się coraz chłodniejszy, ale nie przeszkadzało nam to

zbytnio. Było nam ciepło, bo siedzieliśmy mocno wtuleni w

siebie. Postanowiłam jak najlepiej wykorzystać czas, jaki

nam pozostał.

– Powiedz mi, czy bardzo zmieniam się z biegiem czasu i

czy cechy nabyte przeze mnie w poprzednim życiu stają

widoczne? – bałam się usłyszeć odpowiedź, nie chciałam

wiedzieć, jak bardzo jestem podobna do poprzedniej ja.

– Już ci wspominałem, że z każdego życia zawsze coś ci

zostanie. Czy to z dobrego, czy to ze złego, zawsze wnosisz

coś nowego do swojego charakteru.

– Tak, pamiętam o tym. Pytam bardziej o to, czy do tej

pory uwidoczniło się coś złego z mojego minionego życia?

Zastanawiał się przez chwilę, a mnie ogarnął strach.

– Stałaś się odważniejsza, ale i mniej cierpliwa – przyjrzał

mi się z uwagą, kiedy usłyszał jak wypuściłam powietrze,

które nieświadomie zatrzymałam w płucach. – Czego się

spodziewałaś? Że usłyszysz, jaka jesteś okropna i zepsuta? –

lekko się roześmiał, całując czubek mojego nosa. – Aniele

background image

mój, to tak nie działa. Wiesz co, tak się zastanawiam nad

tym, czy wyczuwasz obecność Iana?

– Teraz czy ogólnie?

– To i to?

– Tak, wydaje mi się, że wiem, kiedy jest w pobliżu. Tak

samo jak było z tobą. Tylko ten dreszcz, który przebiega mi

po plecach jest inny – zawiesiłam na sekundę głos, szukając

odpowiedniego określenia. – Tak jakby był podszyty

mieszanką strachu ze złem. Pierwszy raz doświadczyłam go

przed przejściem. Potem już nie. Czy miałam tak już

wcześniej?

– Tak ale nie było to tak silne jak teraz. Nie wiem, czy to

dobrze czy źle. Zapytamy później, co o tym myśli Heather.

– Tamtego dnia, kiedy znalazłam cię pod drzewem…

wiedziałam. Wiedziałam, że coś się dzieje… i jest to bardzo

złe… dlatego wybiegłam z domu. Niestety, za późno –

westchnęłam.

– Tamtego dnia odebrał nam tak wiele… ostatnio także. A

teraz! – wzbierał we mnie gniew. – Jeśli się tam dostanę, to

już nie wrócę! To nie jest sprawiedliwe! Czy inni też mają

takie problemy jak my?

– Oczywiście, że tak. Choć nie takie same. Nasza sytuacja

jest trudniejsza ze względu na to, że jesteś jego ulubienicą.

– Rany! Jak ty to wszystko ogarniasz? Za każdym razem

taka sama historia. Ja przynajmniej mam trochę normalnego

życia. Ty ciągle żyjesz pod presją i zmagasz się z

upływającym czasem – wyprostowałam się, żeby mu się lepiej

background image

przyjrzeć. – A potem musisz znosić moje humory i rozterki

jak w tej chwili – w odpowiedzi uniósł brwi. – No co? –

uśmiechnęłam się. Jak znam siebie, to ciągle marudzę.

– Pamiętaj o jednej istotnej rzeczy. Żyję dla ciebie i z tobą,

bo masz ważną rolę do odegrania. Nie zamieniłbym tego

życia na żadne inne. Żeby być silną, musisz mieć wsparcie i

oparcie. Uzupełniamy się, a we dwoje tworzymy wspaniałą

całość. Nie zapominaj o tym nigdy.

– Dziękuję i przepraszam – nie wiedziałam, co mogłabym

jeszcze dodać, więc usiadłam mu na kolanach i wtuliłam się

w niego jeszcze bardziej, całując delikatnie w szyję.

Nie dano nam się zbyt długo cieszyć tą zachwycającą

chwilą. Jak zawsze została nam odebrana.

Zadrżałam, kiedy poczułam na plecach dreszcz.

Zło.

Był blisko.

– Jest tutaj – szepnęłam mu tuż przy uchu ledwo

słyszalnym głosem. – Chodźmy, jestem już taka zmęczona –

odezwałam się na pozór normalnym głosem, głośno ziewając.

Rozejrzałam się tak zwyczajnie i obojętnie, jak tylko

potrafiłam. Widziałam go, stał oparty o pobliskie drzewo. Nie

wykonał żadnego ruchu w moją stronę. Tylko się nam

przyglądał. Szliśmy spokojnie i zwyczajnie rozmawialiśmy o

tym, co nam ślina na język przyniosła.

Stwarzaliśmy pozory normalności – pozory spaceru dwojga

zakochanych w sobie nastolatków, ale w środku cała się

trzęsłam ze strachu i złości. Intensywnie myślałam, co robić.

background image

Co prawda jeszcze nie wiedziałam co, ale jednego byłam

pewna. Nie zostawię tak tego i Ian zapłaci mi za to wszystko.

Plamy na moim honorze mu nie podaruję.

Weszliśmy do domu. Znalazłam na stole kartkę od mamy,

która informowała mnie, że poszła na drinka ze swoją

przyjaciółką, Morgan. Nalałam nam soku do szklanek i

piliśmy go przez chwilę w milczeniu. Pokręciłam przecząco

głową, odpowiadając na nieme pytanie Adama.

– Nie ma go. Sprawdza mnie, prawda?

– Tak – zamknął mnie w objęciu swoich skrzydeł.

– Widziałam go bardzo wyraźnie. Ciebie widywałam tylko

w lustrze, a jego tak wyraźnie jak teraz ciebie –

zaniepokoiłam go tą wiadomością. – Co to może oznaczać?

– Nie wiem. Wróćmy do Siedziby i zapytajmy twoją matkę.

background image

Rozdział 6.

Nie czekając na zaproszenie, wpadliśmy w pośpiechu do jej

pokoju. Uniosła wysoko brwi na nasz widok.

– Goni was coś? – zapytała spokojnie.

– Tak, mój ojciec – odparowałam, nawet się nad tym nie

zastanawiając.

Heather zerwała się z krzesła. Powstrzymałam ją ruchem

dłoni.

– Nie dosłownie – pospieszyłam z wyjaśnieniem. –

Widziałam go przed chwilą. Wiedział, że na niego patrzę, ale

udawałam, że go nie poznaję. Co to znaczy? Adama

widziałam tylko w lustrze, a jego tak wyraźnie jak ciebie

teraz.

Podeszłam do okna, żeby je uchylić, czułam jak brakuje mi

powietrza. Napełniłam płuca orzeźwiającym i czystym

powietrzem. Zdumiewające jest to miejsce.

– Jest Aniołem, choć Upadłym, ale zawsze Aniołem –

powróciłam do rzeczywistości.

– Poza tym jest bardzo silny. Dodatkowo napędza go fakt,

że ostatnim razem udało mu się ciebie zwerbować.

Chciała jeszcze coś dodać, ale nakazałam im milczenie,

background image

przykładając palec do ust. Wzdłuż pleców przebiegł mi

znajomy dreszcz oznaczający, że Zło jest w pobliżu.

– Muszę na chwilę was opuścić – oderwałam się od okna,

kierując się w stronę drzwi.

Zrobiło mi się strasznie duszno – trochę się zdziwili, bo

przecież cały czas stałam przy otwartym oknie. Mimo to bez

zbędnych pytań Adam wstał i zaczął iść w moją stronę.

– Nie. Zostań. Zaraz wracam.

Kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi, pognałam ile sił w

nogach, mijając wszystkich i wszystko w rekordowym

tempie. Wybiegłam na dwór, instynktownie skierowałam się

w stronę lasu. Zatrzymałam się dopiero na małej polance,

dość daleko od zamku. Zrobiłam to tylko po to, żeby nikt nie

mógł mnie zobaczyć ani tym bardziej usłyszeć.

Był bardzo blisko.

– Witaj…, tato – powiedziałam pierwsza, zanim się

odezwał.

Zbliżył się do mnie z szerokim uśmiechem na swojej

przystojnej, ale i groźnej twarzy.

– Witaj, córko – jego oczy zalśniły radością. – Wiedziałem,

że mnie rozpoznałaś, mimo że udawałaś, że jest inaczej.

Dziwnie się poczułam w jego obecności. Nie, to nie był

strach, wręcz przeciwnie. Mimo że bardzo mnie skrzywdził,

cieszyłam się, że go widzę. Zrobiłam coś, czym zaskoczyłam

nas oboje. Zwyczajnie rzuciłam się mu w ramiona. Przytulił

mnie jak swój najcenniejszy skarb.

– Och, Megan, jestem taki szczęśliwy, że cię widzę –

background image

wyszeptał, a jego głos wypełniła ojcowska miłość do mnie.

Pod powiekami poczułam napływające łzy. To się porobiło.

Jak to mówią, wpadłam po same uszy. Znalazłam się

pośrodku największej i najdłuższej wojny, jaką toczą ludzie.

Między Dobrem a Złem. Już chyba gorzej nie mogło być.

– Jak się tu dostałeś? – rozejrzałam się dookoła,

upewniając się, czy aby na pewno nikt nas nie widzi.

– Mieszkałem tu. Zapomniałaś? Znam wszystkie sekretne

przejścia, a poza tym nadal mam to – wskazał na schowany

pod koszulą medalion.

– Myślałam, że mama ci go odebrała – zmarszczyłam brwi,

widząc jego kpiący wzrok.

Czy ja mówiłam, że gorzej być nie może? A jednak może.

– To ja ci go dałam, prawda?

Nie musiał nawet odpowiadać, bo i tak wiedziałam, co

powie.

W

mojej

głowie

pojawiło

się

wspomnienie

przedstawiające moment, kiedy wykradłam ten medalion z

sejfu Heather i przekazałam go Ianowi. No tak, a jeszcze

kilka godzin temu słyszałam, że wcale nie jestem zepsuta.

Koszmar goni coraz większy koszmar.

– Nie powinno cię tu być. Bardzo ryzykujesz, tylko po co? –

jeszcze raz rozejrzałam się po okolicy, ale chyba nikt nie

zapuszcza się tak daleko od głównego budynku.

– Chciałem się upewnić, czy mam rację co do ciebie –

roześmiał się na widok moich wysoko uniesionych brwi. –

Sprawdzałem, czy faktycznie wyczuwasz moją obecność, czy

to tylko moje życzenie.

background image

– Nie możesz się tu pokazywać i to w biały dzień, jak

gdyby nigdy nic, bo udaremnisz nasz plan i, co gorsza,

zdemaskujesz mnie – szepnęłam konspiracyjnym tonem.

Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, najwyraźniej był

zadowolony z faktu, że nadal jestem po jego stronie.

– Mam dość udawania tego, że jestem kimś, kim tak

naprawdę nie jestem! – zezłościłam się. – Chcę być wolna!

Przyjdę do ciebie, kiedy będę gotowa i wtedy wszystko

powinno być dopracowane. Inaczej nam się nie uda –

powiedziałam prawdę, a Ian doskonale o tym wiedział.

Widziałam ten błysk zwycięstwa w jego bursztynowych

oczach.

– Tęskniłem za tobą. Jesteś moją dumą i radością – objął

mnie ponownie. – Daję ci wolną rękę. Tylko pospiesz się,

czuć od ciebie Dobro – skrzywił nos. – Ale jest też i Zło.

Otworzył przejście. Puścił do mnie oczko i zniknął.

Wracałam

wolnym

krokiem.

Nie

spieszyło

mi

się,

potrzebowałam czasu na zastanowienie się nad tą całą

pogmatwaną sprawą. Co ja mam im teraz powiedzieć? Nie

mogę przecież kłamać. Nie pozostało nic innego, jak tylko

oznajmić całą prawdę. Tak jak w przypadku Iana. Chcę mieć

czyste sumienie.

Powoli weszłam do pokoju Heather. Zastałam ich tak, jak

zostawiłam, choć ich niepokój był bardzo wyczuwalny.

Odwlekając wszystko w czasie, podeszłam do stolika, żeby

napić się wody. Z powodu szybkiego biegu i upału, jaki

panował na zewnątrz, zaschło mi w gardle lub raczej prawda

background image

nie chciała mi przez nie przejść. Oboje wpatrywali się we

mnie wyczekującym wzrokiem.

Spojrzałam na Heather.

– Mamo, czy odczuwasz obecność taty?

– Nie – pokręciła głową. – Poza tym on nie ma tutaj

wstępu.

Posmutniałam, a słowa uwięzły mi w gardle. Musiałam

odchrząknąć, żeby przekonać się czy nadal mam głos.

– Niestety, mylisz się – widziałam, jak jej oczy stają się

coraz większe. – Właśnie przed momentem z nim

rozmawiałam na polanie.

Heather zachłysnęła się powietrzem, Adam zerwał się na

równe nogi. Był ewidentnie zły.

– Czyś ty zgłupiała?! – krzyknął do mnie, takiego tonu

jeszcze u niego nie słyszałam.

Mama stanęła w mojej obronie i uciszyła go samym

spojrzeniem, jakie mu posłała.

Z Arcyaniołem się nie dyskutuje.

– Dziecko, to jest niemożliwe. Wszystkie przejścia są

zablokowane, a jego medalion spoczywa w moim sejfie.

Uciekłam przed ich wzrokiem, podeszłam do okna, żeby

zaczerpnąć siły i odwagi z widoku, jaki ukazał się moim

oczom.

– Megan? – delikatnie próbowała mnie zachęcić do

wyrzucenia tego z siebie. – Kochanie, co przed nami

ukrywasz?

Odwróciłam się w ich stronę. Tak bardzo ich kochałam, a

background image

teraz muszę zadać im bolesny cios dokonanej poprzednio

zdrady.

– Przepraszam – szepnęłam bezradnie. – Przepraszam za

wszystko, co zrobiłam i za to, jak bardzo nawaliłam – na

policzku poczułam spływające, gorące łzy.

Adam w mgnieniu oka zapomniał o całej swojej złości i

szybko znalazł się u mojego boku.

– Powiedz nam wszystko. Niczego nie ukrywaj, nawet

najgorszej prawdy – dla dodania otuchy złożył czuły

pocałunek na moim czole.

– Więc… to przyjście Iana tutaj… ułatwiłam mu, to ja…

bo… oddałam mu jego medalion – zerknęłam na nich,

czekając na kolejny wybuch złości, ale wpatrywali się we

mnie wielkimi oczami. – Niestety, to nie wszystko… Mamy

gotowy plan przejęcia Siedziby i zabicia ciebie – szepnęłam

ledwo słyszalnym głosem w stronę Heather. – Wybaczcie mi,

jestem zła… bardzo zła – rozpłakałam się na dobre.

Zapadła grobowa cisza. Nie miałam odwagi na nich

patrzeć, bałam się tego, co mogłabym zobaczyć, więc

siadłam na pobliskim krześle, pochyliłam głowę i pozwoliłam,

żeby łzy kapały mi na ręce.

Adam pierwszy wyszedł z szoku. Chciał rozłożyć nade mną

skrzydła, żeby ukoić moje cierpienie, ale powstrzymałam go.

W pełni zasłużyłam sobie, żeby to czuć, ten ból rozdzierający

od środka.

Heather uklękła przede mną, uniosła delikatnie mój

podbródek. Spojrzałam w jej oczy, bez słowa otoczyła mnie

background image

swoimi pięknymi skrzydłami, żeby przekazać mi w ten

sposób, co tak naprawdę czuła.

Przymknęłam oczy, rozkoszując się tą miłością, ciepłem i

spokojem płynącymi z kochającego, matczynego serca.

Odetchnęłam głęboko, niemal słysząc, jak kamień spada mi z

serca na myśl o tym, że nie czuje do mnie nienawiści za ten

nikczemny plan jej uśmiercenia.

Rozpłakałam się jeszcze raz, ale tym razem z ulgi i

rzuciłam się wprost w jej ramiona.

– Już lepiej? – usłyszałam jej serdeczny głos.

Pociągnęłam nosem, na co się lekko roześmiała.

– Tak, dziękuję. Nie zasłużyłam sobie na waszą dobroć i

wyrozumiałość – przyjęłam chusteczkę od Adama.

– Och, dziecino, nie bądź dla siebie taka surowa –

westchnęła. – Jesteśmy z tobą. Zawsze będziemy po twojej

stronie. Zawsze będziemy ci ufać, nawet jeśli gdzieś po

drodze się potkniesz.

Wtedy podamy ci pomocną dłoń. Przez resztę wieczności

masz naszą bezgraniczną miłość.

Nigdy o tym nie zapominaj – powiedziała dokładnie,

akcentując każde słowo, po policzkach ponownie popłynęły

mi łzy, ale tym razem z wdzięczności za taką rodzinę i

oparcie, jakie otrzymuję z ich strony.

– Powiesz nam, czego chciał tym razem? – usłyszałam za

sobą łagodny głos Adama.

Odwróciłam się ku niemu i ujęłam jego wyciągniętą dłoń,

odruchowo przytulając do swojego policzka i rozkoszując się

background image

jego ciepłem. Posłał mi jeden z tych swoich rozbrajających

uśmiechów.

Kiwnęłam głową.

– Przyszedł upewnić się, po czyjej jestem stronie.

Powiedziałam mu prawdę, ale tylko to, co powinien wiedzieć.

Wy też musicie mi zaufać i o nic na razie nie pytać. Poza tym

oznajmił mi coś, co wy pominęliście.

Czekałam na ich reakcję, ale wpatrywali się tylko na mnie

wyczekującym wzrokiem.

– Powiedział mi, że czuć ode mnie Dobro, ale wyraźnie

wyczuwalne jest także i Zło – spojrzeli szybko na siebie. –

Więc? – czekałam.

– Dla twojego psychicznego spokoju umyślnie pominęliśmy

ten fakt – oznajmiła mi spokojnym głosem matka.

– A czy nie uważasz, że powinnam znać całą prawdę,

nawet tę, która może mi się nie spodobać? – ogarniała mnie

frustracja.

– Co czujesz w tej chwili? – wtrącił się Adam.

– A co to ma do rzeczy? – wypaliłam.

– A to, że jesteś teraz wściekła, nikomu to nie posłuży

oprócz oczywiście Iana.

Otwarłam usta, żeby coś powiedzieć, w sumie miałam

ochotę zrobić coś nieprzyjemnego, ale zawahałam się i

zastanowiłam się przez chwilę, komu by to wyszło na dobre,

bo z całą pewnością nie mnie, a ich bym znowu skrzywdziła.

Pytanie, czy tego chciałam. Nie, stanowczo nie. Zamknęłam

usta.

background image

– Ok, macie rację. Przepraszam – przez ich twarze

przemknął wyraz ulgi. – Proszę was tylko, żebyście to

wszystko zostawili dla siebie, podejrzewam, że ojciec może

mieć tutaj szpiegów lub ukrytych zwolenników.

– Dobrze. Kiedy przyjdzie czas, musisz nam wszystko

opowiedzieć. Tak? – wyłapałam w jej głosie smutek.

– Oczywiście. Tylko… co jeśli nie będę miała ku temu…

okazji?

– Nawet jeśli tak, to w następnym życiu postaram się, aby

ta chwila wróciła do ciebie i wszystko nam na spokojnie

wyjaśnisz, może tak być? – kiwnęłam w odpowiedzi głową.

Pamiętaj tylko o tym, że masz jedną szansę, potem mogą

minąć stulecia, zanim ci ponownie zaufa i dopuści do

sztyletu. Trudne zadanie przed tobą, gdybym mogła,

zastąpiłabym cię bez wahania.

Za gardło ścisnęła mnie paskudna obręcz strachu. Mam

już dość tego uczucia!

– Wiem, ale muszę spróbować.

– Dasz radę. Wierzę w ciebie. Oboje wierzymy – Adam

ścisnął mocniej rękę, która nadal spoczywała w jego dłoni. –

Czeka na nas życie w spokoju.

Albo i nie – pomyślałam, ale tę myśl zachowałam dla

siebie.

background image

Rozdział 7.

Wyszliśmy na spacer. Za dużo emocji kłębiło się we mnie.

Obawiałam się już sama siebie i tego, do czego potrafię być

zdolna. Musiałam ochłonąć, a nic tak nie uspokaja jak

obcowanie z naturą. Podczas jej obserwowania człowiek

może się uspokoić i naładować akumulatory pozytywną

energią.

Uniosłam twarz ku górze, pozwalając, aby słońce mnie

ogrzało i optymistycznie nastroiło, a wiatrowi dałam zgodę,

aby wywiał mi z głowy wszystko to, co jest złe. Oby tylko moc

żywiołów okazała się skuteczna w stosunku do Aniołów,

które zaczynają błądzić i gubić się pomiędzy tym, co

powinny, a tym czego chcą.

Po chwili poczułam, że jest mi lepiej, a mój humor, na

szczęście, uległ pozytywnej zmianie. Niech żyje natura i jej

moc odradzania się. Byłam zadowolona, że podziałało to na

mnie. Uśmiechnęłam się do towarzyszącego mi Adama

najpiękniej jak potrafiłam.

W odpowiedzi objął mnie w talii i poszliśmy przed siebie.

Dzień był taki piękny, ciepły i słoneczny. Rozejrzałam się.

Głodnym a zarazem chciwym wzrokiem chłonęłam wszystko

background image

to, co nas otaczało. Zamek wyglądał imponująco na tle

soczystej zieleni, która porastała każdy wolny zakątek.

Nieopodal płynęła rzeczka z krystalicznie czystą wodą,

wesoło sobie szumiąc. Obok niej poustawiane były ławeczki,

a przy nich rosły ozdobne krzewy, dając schronienie w

upalny dzień.

Niesamowita

kompozycja.

Szepczący

strumyk

i

oszałamiający zapach kwiatów działały zapraszająco na

przechodzących obok.

Usiedliśmy na jednej z wolnych ławek. Kwiaty były w pełni

rozkwitu, z czego chętnie korzystały motyle i pszczoły.

– To miejsce jest takie magiczne – schyliłam się, żeby

powąchać rosnące obok róże.

– Zawsze je lubiłaś – zerwał jedną i złożył na niej delikatny

pocałunek, a potem ukląkł i wpiął mi ją we włosy.

To się nazywa romantyczność w pełnej odsłonie.

Uśmiechnęłam się w podzięce, ale to było w moim odczuciu

za mało, więc pocałowałam go, nie zważając na ciekawskie

spojrzenia przechodzących obok nas innych spacerujących.

– Dziękuję – szepnęłam tuż przy jego ustach.

Osłonił nas swoimi skrzydłami przed pozostałymi, co dało

nam trochę prywatności.

– Cała przyjemność po mojej stronie – pieszczotliwie potarł

nosem o nos. – Czy czujesz obecność Iana?

– Nie. Poprosiłam go o to samo, co was – aby dał mi wolną

rękę i pozwolił działać po swojemu – mój uśmiech zgasł. –

Boję się, że znowu wszystkich zawiodę i ponownie znajdę

background image

przyjemność w byciu tą złą, a najbardziej tego, że znowu cię

skrzywdzę.

– Nie myśl o tym. Skup się na wykonaniu zadania. Reszta

wyjdzie w praniu. A gdyby coś poszło nie po twojej myśli,

będę tu czekać, kiedy znowu zechcesz powrócić na ten świat.

Usiedliśmy na ławce.

– Jak to „zechcesz powrócić”?

– No tak, kiedy twoja dusza chce wrócić, to po prostu

rodzisz się. Tego samego dnia wracam i ja.

– Dziwne. Przecież powinnam zrobić to choćby następnego

dnia.

Przytuliłam się do niego.

– Niestety nie. Każda dusza potrzebuje czasu na

regenerację swoich sił witalnych. Nie da się tego ominąć

albo

przyspieszyć.

Kiedy

jest

już

gotowa

lub

ma

niedokończone zadanie, wtedy odnawia się.

– A co się dzieje, kiedy umieram w młodym wieku?

– Wszyscy, którzy cię znali, zapominają o twoim istnieniu.

– Zapominają?! Dlaczego?!

– Po to, abyś mogła szybciej powrócić. Inaczej musiałabyś

czekać na moment śmierci wszystkich swoich bliskich, tym

bardziej, że zawsze jesteś taka sama.

Wstaliśmy i kontynuowaliśmy swój spacer.

Parę kroków dalej znajdował się lasek, w którym podobno

żyły samotne wilki, a pośrodku niego była polana, którą

zdążyłam już poznać. Nie miałam ochoty iść w tamtą stronę.

Skierowaliśmy się więc w przeciwną. Krzyknęłam z

background image

przerażenia, kiedy dotarliśmy do kresu, a pod nami, gdzie

okiem sięgnąć, była przepaść.

– Nie widać końca – zapiszczałam.

– Bo praktycznie go nie ma… chyba, że na ziemi –

rozbawiłam go swoim strachem. Nie zaśmiał się wprost, ale

widziałam iskierki rozbawienia w jego oczach.

– Jak to na ziemi?!

– Jesteśmy na wyspie.

– Nie rozumiem, jak to na wyspie, a gdzie woda?

– Wyspa unosi się w powietrzu.

Byłam wstrząśnięta. Wpatrywałam się w niego szeroko

otwartymi oczami i z otwartą buzią, nie wiedziałam, jak

zareagować na tę niecodzienną informację. To pobiło

wszystko, co usłyszałam do tej pory.

– Chcesz sprawdzić? – posłał mi łobuzerski uśmiech.

– Yyy, ale jak? – wzbudził tym moją ciekawość.

– Skoczymy.

Roześmiałam się.

– Chyba żartujesz, mało mamy kłopotów?! – ale wciąż

byłam ciekawa i zaczynałam się oswajać z tym szalonym

pomysłem.

Zauważył to, bo intensywnie mi się przyglądał. Wychyliłam

się bardziej w dół, szukając dna przepaści.

– Złapiesz mnie?

Tym razem to on się roześmiał.

– Co?

Pokręcił głową, nie przestając się śmiać.

background image

– Jeszcze nigdy nie usłyszałem od ciebie takiej odpowiedzi.

A przyprowadzam cię tu za każdym razem.

Moje brwi uniosły się w górę.

– Co to może oznaczać?

Wzruszył ramionami.

– Tylko to, że cię kocham bez względu na twoje drobne

zmiany.

Przyjęłam to wyjaśnienie, ale w głowie przerabiałam swój

skok. Jeśli uda mi się pokonać strach, to nic nie powstrzyma

mnie przed wprowadzeniem planu w życie. Potraktuję to jak

egzamin przed spektakularnym końcem mnie albo reszty

świata.

Zagryzłam wargę, głęboko się nad tym zastanawiając.

Serce tłukło mi w piersi jak szalone, aż w uszach słyszałam

jego echo. Spojrzałam na Adama, posłał mi pokrzepiający i

jednocześnie uspokajający uśmiech.

Odeszłam kilka kroków w tył, żeby zrobić sobie rozbieg.

Adam przyglądał mi się z nieukrywanym zachwytem

pomieszanym z ciekawością.

– Tylko mnie złap, bo będę cię straszyć, jeśli pozwolisz mi

zginąć, a potem poczujesz mój gniew.

Z tymi słowami, nie zastanawiając się już dłużej,

pobiegłam przed siebie, z każdym krokiem przyspieszając.

Rzuciłam się w bezgraniczną otchłań z krzykiem na ustach,

który echem rozszedł się po okolicy.

Adrenalina w szaleńczym tempie krążyła w żyłach,

przyprawiając o zawrotne bicie serca. Ręce rozłożyłam jak

background image

ptak skrzydła to lotu. Wiatr smagał mnie po twarzy, ale

podobało mi się to wariactwo, na które się odważyłam.

Zaczęłam się śmiać, zachodząc w głowę, czy czasem nie

zwariowałam. Poczułam się wolna, naprawdę wolna i niczym

nieograniczona.

Zobaczyłam Adama obok siebie, ale nie złapał mnie, dając

mi czas na cieszenie się chwilą. Lecieliśmy więc tak obok

siebie przez jakiś czas, aż do momentu, kiedy cała wyspa

została daleko za nami. Wiedziałam, że mam już dość.

Skinęłam w jego stronę, dając mu znak. Błyskawicznym

ruchem odwrócił się do mnie i złapał w swoje bezpieczne

ramiona.

Zawiśliśmy w powietrzu. Otaczały nas chmury. Zadrżałam.

Spojrzałam mu prosto w oczy i przywarliśmy do siebie

ustami, rozkoszując się czasem, jaki mamy tylko dla siebie, z

dala od wszystkich. Na ułamek sekundy zapomnieliśmy o tym

całym bałaganie, który został wysoko nad nami. Byliśmy

tylko my, dwoje młodych ludzi, którzy kochają się ponad

wszystko.

– Powinniśmy chyba wracać? Pewnie jestem ciężka?

– Cały czas unosimy się w górę, tylko robię to bardzo

powoli, żeby jak najdłużej mieć cię dla siebie.

Rozejrzałam się. Faktycznie, pięliśmy się ku górze, ale

było to tak bardzo subtelne, że ledwie odczuwalne.

– Musimy to kiedyś powtórzyć. Wspaniałe uczucie.

Oparłam głowę na jego piersi, ciesząc się z jego bliskości.

Po chwili lekko postawił mnie na ziemi. Zachwiałam się,

background image

tracąc czucie w nogach, ale jak zawsze mogłam liczyć na

niezawodną pomoc Adama.

Usiedliśmy pod pobliskim drzewem z przeogromną koroną

drzewną tworzącą piękny parasol o niebotycznym rozmiarze.

Adam oparł się o drzewo, a ja usiadłam, opierając się

plecami o jego tors. Dzięki temu mógł bez skrępowania

bawić się moimi włosami, które po naszych powietrznych

akrobacjach były rozpuszczone, po gumce nie było ani śladu.

Pewnie gdzieś się zsunęła i poleciała z wiatrem.

Leżałam tak przez kilka minut, ale kiedy otwarłam oczy,

krzyk zamarł mi na ustach.

– Czy… to… jest… wilk? – wskazałam palcem, żeby

pokazać go Adamowi.

W naszym kierunku podążał biało-szary, wielki wilk.

Najbardziej przerażające były jego ślepia wlepione wprost

we mnie. Z każdym jego krokiem coraz bardziej wciskałam

się w Adama.

– Zrób coś! – pisnęłam nie swoim głosem. – Zabierz mnie

stąd!

Adam się nie ruszył, przyglądał mi się pobłażliwym

uśmiechem na ustach. Wilk natomiast, kiedy doszedł do nas,

usiadł naprzeciwko i tylko patrzył na mnie. Trochę się

uspokoiłam, bo dotarło do mnie, że wcale nie chce nam

zrobić krzywdy. Posłuchałam głosu serca i wyciągnęłam

rękę, kładąc ją na jego łbie. Nadal tylko siedział. Zaczęłam

go spokojnie głaskać, przemawiając cichym głosem.

– Panikara ze mnie – w odpowiedzi ułożył się u naszych

background image

stóp. – Nie wiedziałam, że są tu dzikie zwierzęta – zerknęłam

na drzemiącego Adama, który otworzył jedno oko.

– Żadne zwierzę, czy to wilk, czy jakieś inne nie zrobi

Aniołowi krzywdy, jeśli czuje bijące od niego Dobro.

– Ale Ian powiedział, że ja jestem tak pośrodku, mam w

sobie i to, i to…

– Widocznie więcej jest tego dobrego niż złego. W innym

wypadku wilk pokazałby ci swoje zęby, dając czas na

ucieczkę.

– Aha – wróciłam do głaskania wilka.

Usłyszałam miarowy oddech Adama, więc wiedziałam, że

zapadł w drzemkę. Biedaczek pewnie był wyczerpany tym

ciągłym niańczeniem mnie. Ja zaś czułam się jak na

nieustającym haju. Poziom adrenaliny wciąż utrzymywał się

na wysokim poziomie. Zapomniałam nawet o jedzeniu i

spaniu. Ciągle coś się działo.

Poderwałam głowę, bo wpadł mi głowy pewien pomysł.

– Co się znowu stało? – zapytał, nie otwierając oczu,

sennym głosem Adam.

– Chyba wiem, jak sprawdzić wszystkich, czy są po tej

stronie, nie wzbudzając podejrzeń.

– Podstępna mała żmijka z ciebie – ucałował mnie w kark,

co potraktowałam jako zaproszenie.

Odwróciłam się w jego stronę i dotknęłam jego ust.

Ogarnął nas żar, który szukał zaspokojenia. Zaraz spłoniemy

– przeszło mi przez myśl. Kiedy oderwaliśmy się od siebie,

żeby zaczerpnąć powietrza, słychać było galopujące bicie

background image

naszych serc.

– Na pewno nie możemy…? – uniosłam znacząco brwi,

wsuwając mu rękę pod koszulkę.

– Nie! – zachichotał, ale zdążyłam zobaczyć jego płonące z

pożądania oczy.

Prychnęłam na niego i zrobiłam nadąsaną minę.

– Chodź, mój niezaspokojony Aniele, opowiedz mi o swoim

pomyśle – podał mi rękę, pomagając wstać z ziemi.

– Zawsze taka jestem, czy to kolejne piętno, jakie

odziedziczyłam? Może Ian chce, żebym cię skusiła, po to

abyś upadł razem ze mną, miałby wtedy komplet.

Zatrzymał się, z uwagą mi się przyglądając. Wszystko było

możliwe, a taki człowiek, jakim stał się mój ojciec, nie cofnie

się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Adam nadal

milczał, a ja w środku trzęsłam się ze strachu, już nie

chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.

– Nie. Zawsze lubiłaś się ze mną droczyć, choć z upływem

czasu robisz to coraz bardziej skutecznie, a mnie coraz ciężej

jest się przed tym bronić – mrugnął do mnie rozbawiony.

Głośno wypuściłam powietrze nieświadoma, że przestałam

oddychać.

Adam zerknął na zegarek.

– Musimy wracać. U ciebie jest już północ, pewnie zaraz

Jill wróci. Nie możemy dopuścić do jakichkolwiek pytań, na

które moglibyśmy nie odpowiedzieć.

background image

Rozdział 8.

Obudziłam się wcześnie rano. Zbyt wcześnie – pomyślałam

niezadowolona. Przecież jest niedziela, powinnam spać do

samego południa, tym bardziej, że jestem wyczerpana tym

wszystkim,

co

się

ostatnio

wydarzyło.

Ironia

dnia

codziennego. Kiedy człowiek musi wstać, wtedy najlepiej mu

się śpi, a kiedy może sobie bezkarnie pospać, budzi się skoro

świt. Jutro jest poniedziałek i rano będę miała potworny

problem, żeby wstać do szkoły. Aż zazgrzytałam zębami na

samą myśl. Masakra.

Zeszłam na dół do kuchni. Nastawiłam kawę i zabrałam się

za robienie śniadania dla siebie i mamy, która też powinna

zaraz wstać. Zawsze podświadomie wyczuwała, kiedy coś

mnie trapiło i nie mogłam spać. Poza tym wspólne niedzielne

śniadania i obiady były naszą tradycją. Wokół serca zacisnęła

mi się bolesna obręcz na myśl o tym, że kończy się dany nam

czas.

Prawdopodobnie nie doczekam końca wakacji. Przyszła

chwila na uspokajające ćwiczenie oddechowe – pomyślałam.

Wdech, wydech, wdech, wydech. Kiedy tak napełniałam

płuca powietrzem, miałam nadzieję, że znowu mi to pomoże i

background image

poczuję się lepiej, ale tym razem nie pomogło, tylko

rozdrażniło jeszcze bardziej.

Przeszłam do afirmacji, powtarzając sobie w kółko jak

mantrę: Dasz radę. Adam i Heather wierzą w ciebie, nie

możesz ich zawieść. Nie sprawisz im zawodu kolejny raz –

szeptałam cicho do siebie, powtarzając raz po raz.

Jakąś ulgę mi to przyniosło, ale niedużą.

– Dzień dobry – przywitała się ze mną mama, całując w

czubek głowy i przerywając mi wojnę myśli.

Byłam jej za to wdzięczna. Wzięłam głęboki wdech, żeby

poczuć i zapamiętać jej zapach. Może udałoby mi się kiedyś

do niej wrócić. Pocieszyłam się tym marzeniem.

– Cześć, mamuś – mocno ją uściskałam.

Jadłyśmy śniadanie, wymieniając się ploteczkami, które

szumiały w mieście.

– Będę za tobą tęsknić – wypaliłam szybciej, niż

pomyślałam.

Ups, zagalopowałam się.

– Dokąd to się wybierasz? – uniosła brwi.

Zawahałam się.

– No wiesz, studia i tym podobne – dalsze słowa uwięzły w

gardle.

Mama roześmiała się serdecznie.

– Kochanie, jeszcze rok szkoły ci został, ale… ja też będę

za tobą tęsknić – złapałyśmy się za ręce nad stołem.

Westchnęłam ciężko.

– Czas tak szybko leci – łzy szczypały mnie pod powiekami.

background image

– Widzę, że dopadła cię melancholia. Co powiesz na

zakupy? Poszalejemy trochę po sklepach, a potem zjemy

obiad, może i lody? Co ty na to? – powiedziała ciepłym

głosem.

– Genialny pomysł – zamrugałam szybko, chcąc

powstrzymać cisnące się do oczu łzy.

Poczułam znajomy dreszcz. Adam. Wiedziałam, że jest

obok.

– Zadzwonię tylko do Adama uprzedzić go, że spotkamy się

później.

– Dobrze, idę się przebrać – wstawiłam talerze do zlewu i

wyszłam do swojego pokoju.

– Wybierasz się gdzieś? – usłyszałam głos w swojej głowie.

– Tak – odszepnęłam. – Chcę spędzić trochę czasu z mamą,

zanim o mnie zapomni – w głosie zabrzmiała nuta bólu. –

Będziemy w centrum. Dasz nam kilka godzin?

– Naturalnie. Nie spieszcie się i baw się dobrze – zabrzmiał

jego czuły głos. Spotkamy się po obiedzie, będę czekał przed

domem – poczułam pocałunek na szyi.

Zadrżałam, czym wywołałam jego ciepły śmiech.

– Bardzo śmieszne. Odegram się – mruknęłam. – Do

zobaczenia.

background image

Rozdział 9.

W centrum było już bardzo tłoczno jak na tę porę dnia.

Ludzie uwielbiają tutaj spędzać swój wolny czas. Zakochani

chodzą przytuleni, nie przejmując się innymi, rodziny z

dziećmi uzupełniają zapasy, a samotni spragnieni szukają

towarzystwa.

Chodziłyśmy od sklepu do sklepu, przymierzając wszystko

to, co nam trafiło w ręce, świetnie się przy tym bawiąc. Nie

bardzo wiedziałam, jak wytłumaczyć mamie, że nie

potrzebuję tylu nowych rzeczy, więc moja garderoba

wzbogaciła się o sukienkę na zakończenie szkoły i pasujące

do niej buty, dwie pary jeansów, krótkich spodenek i kilka

bluzek na ramiączkach, a także o obowiązkowe okulary

przeciwsłoneczne.

To sklepowe szaleństwo zajęło nam kilka godzin, aż

zaburczało mi w brzuchu. Obładowane torbami poszłyśmy

coś zjeść. Restauracja była wypełniona po brzegi. Z

ledwością

znalazłyśmy

wolny

stolik.

Zamówiłyśmy

grillowanego kurczaka z mieszanką sałat i warzywami.

A do picia wzięłam colę, a mama sok pomarańczowy.

– Jakie masz plany na wakacje? – zagadnęła mnie, kiedy

background image

czekałyśmy na nasze zamówienie.

Wzruszyłam ramionami.

– Jeszcze nie wiem. Jakoś z głowy mi to wyleciało –

uśmiechnęłam się, żeby mama nie zaczęła podejrzewać, że

moje plany są bardzo mroczne i niezbyt wesołe. – Czemu

pytasz?

– A tak, z ciekawości. Może udałoby mi się zaklepać urlop

na sierpień.

Wyskoczyłybyśmy gdzieś we dwie. Nie wiem, to taki luźny

pomysł, jeszcze to obgadamy.

– Jasne! Byłoby super – ucieszyłam się.

Do domu wracałam już w lepszym nastroju, przynajmniej

starałam się, żeby taki był. Nie miałam zamiaru zasmucać

mamy i dodawać jej trosk swoim żałosnym humorem.

Przed domem czekał na mnie zgodnie z obietnicą Adam.

Siedział spokojnie na schodkach niedbale oparty o poręcz.

Niby nic, ale serce zadudniło mi w piersi na jego widok. Na

twarz wypłynął szeroki uśmiech. Wybiegłam z auta i

rzuciłam się wprost w jego czekające ramiona.

– Cześć, mój Aniele – ze względu na obecność mamy

obdarzył mnie szybkim całusem w policzek.

Nie na to liczyłam, zareagowałam więc grymasem

niezadowolenia. Oczywiście, zaśmiał się ze mnie.

– Dzień dobry pani – uprzejmie skinął głową i zabrał torby

z zakupami z jej rąk.

– Witaj, Adamie. Mów mi proszę po imieniu, czuję się jak

starsza pani, kiedy ktoś się tak do mnie zwraca.

background image

– Jeśli jest takie twoje życzenie, to z przyjemnością –

uśmiechnęli się do siebie.

Weszliśmy do domu, wnosząc zakupy. Żeby zrobić

przyjemność mamie, przebrałam się w nowe rzeczy. Wybór

padł na białe spodenki i koszulkę w kolorze butelkowej

zieleni idealnie współgrającej z kolorem moich oczu, a do

tego rdzawe trampki dopasowane odcieniem do moich

włosów.

– Wyglądasz pięknie, moja droga – ucieszyła się mama na

mój widok.

– To prawda – zawtórował jej Adam.

– Dziękuję wam – tanecznym krokiem zrobiłam obrót, nie

wiadomo dlaczego zrobiło mi się lżej, więc zwyczajnie się

roześmiałam.

– Czy mogę porwać Megan na kilka godzin? – Adam

zwrócił się w stronę mamy.

– Obiecuję, że wróci na kolację.

– Jasne. Myślę, że na dzisiaj ma dość towarzystwa matki –

puściła do nas oczko.

– Och, mamo, nigdy – szybko podeszłam do niej, żeby ją

uściskać. – Do zobaczenia wieczorem.

Na dworze musiałam założyć swoje nowe okulary, słońce

piekło dzisiaj dość mocno.

Adam poszedł za moim przykładem i zrobił to samo.

Widziałam swoje odbicie w jego lusterkowych szkłach.

Uśmiechnęłam się, wiedząc, a raczej wyczuwając, że na mnie

patrzy.

background image

Kiedy odpowiedział tym samym, objęliśmy się w pasie i

niespiesznym krokiem poszliśmy w stronę budynku dawnej

szkoły, gdzie mieściło się przejście.

Bez zastanowienia weszłam w migotające srebrzyste

światło, nie było dla mnie już niczym szczególnym. Zupełnie

jakby to były drzwi do kolejnego pokoju, a nie portal

przenoszący nas na wyspę, która pływa sobie kilka

kilometrów nad ziemią w nieznanym nikomu miejscu.

Jęknęłam, kiedy wyszliśmy w tym samym miejscu, co

ostatnio, jednak tym razem miałam okazję dokładnie i bez

pośpiechu obejrzeć całe przejście.

Nie dość, że byliśmy na ziemi, która dryfuje sobie w

powietrzu, to przed nami był betonowy, liczący sobie

kilometr, wąski most bez bezpiecznej balustrady. Jeden

fałszywy krok mógł spowodować upadek w dół.

Było to tak przerażające, że nie potrafiłam zrobić nawet

kroku z obawy, że najmniejszy podmuch wiatru rzuci mnie w

przepaść pod nami.

– Pięknie, nie dość, że czeka nas długi spacerek, to

wątpliwe, żebyśmy tam doszli – mruknęłam.

Poczułam podmuch wiatru i aż pisnęłam, kiedy przede

mną miękko wylądował Adam.

– To jest nasze zabezpieczenie w razie gdyby ktoś kiedyś

się tu dostał. A poza tym zapomniałaś chyba o tym drobnym

szczególe

zatrzepotał

wielkimi

skrzydłami,

które

zaprezentował przede mną w całej swojej okazałości.

Ulżyło mi, że nie muszę iść tą mało bezpieczną drogą.

background image

Adam podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.

– Trzymaj się – szepnął tuż przy uchu.

Szybko zarzuciłam mu ręce na szyję, czując, jak unosimy

się w powietrzu. Z zachwytem poddałam się temu, że

latałam, lubiłam to uczucie, jakie mi dzięki temu

towarzyszyło. Był to smak wolności, który sobie tak bardzo

ceniłam. Poszybowaliśmy wysoko w chmury, które w

wyższych partiach zrobiły się gęste jak pianka lub bita

śmietana.

Zaśmiewałam się jak małe dziecko, przecinając je rękami.

Złapałam Adama mocniej, kiedy spojrzałam w dół, a nasza

wyspa okazała się malutką plamką na tle błękitnego nieba.

Mimo to nie czułam strachu, bo przy Adamie nic mi nie

groziło, wiem, że oddałby za mnie swoje życie, gdyby

nastąpiła taka konieczność.

Kiedy schodziliśmy delikatnie w dół, mój wzrok padł na

plecy, a dokładnie na miejsce, gdzie skrzydła łączyły się z

plecami. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana, a

jakiś głosik podszeptywał mi, żebym go tam dotknęła. Moja

ciekawość już nie raz przysporzyła mi kłopotów.

Ciekawość zwyciężyła i moja ręka powędrowała w tamtym

kierunku. Szybko tego pożałowałam, bo Adam natychmiast

się szarpnął, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.

Zatrzymaliśmy się i zawisnęliśmy w powietrzu.

– Przepraszam, nie powinnam – powiedziałam szybko. –

Nie wiedziałam – zaczerwieniłam się zakłopotana.

Oczy miał przymknięte, a oddech przyspieszony. Czekał,

background image

aż minie fala boleści, która zalała całe jego ciało.

– Nigdy… więcej… tego… nie rób – w jego głosie

zabrzmiała nuta rozdrażnienia.

– Mogłabyś wbić mi nóż w plecy, a wówczas czułbym

znacznie mniejszy ból.

Kiedy odzyskał siły, postanowiliśmy wrócić na ziemię.

– Przepraszam – szepnęłam, a po policzkach spływały mi

łzy smutku, byłam zła na siebie, że tyle razy go już

skrzywdziłam.

Otarłam łzę wierzchem dłoni, a pęd wiatru spowodował jej

zdmuchnięcie. Spadła wprost w miejsce, przez które miałam

teraz zmartwienie. Otwarłam szeroko oczy, nie wierząc, że

mam takiego potwornego pecha. Adam ponownie się

zatrzymał i z uwagą mi się przyjrzał.

No pięknie, teraz mnie puści i runę jak kamień na ziemię.

– Przepraszam – wyszeptałam, chcąc go ułagodzić. –

Naprawdę nie wiem, jak to się stało.

On tylko uśmiechnął się życzliwie i pocałował mnie w

czubek nosa.

– Jak to zrobiłaś?

– Co?

– Ten potworny ból po prostu zniknął.

– Ja… to była moja łza. Wytarłam ją, a wiatr zdmuchnął ją

właśnie w to miejsce. Nic już z tego nie rozumiem –

mruknęłam.

– Ja też nie – powiedział lekko, stając na ziemi i stawiając

mnie na nogi, które odmówiły posłuszeństwa.

background image

Upadłam na ziemię wprost na pośladki. Tak leżąc,

zaczęłam się śmiać.

– Moje nogi zapomniały, że są już na twardej ziemi i

powinny mnie trzymać w pionie.

Adam podał mi pomocną dłoń i postawił mnie na nogi.

Zanim mnie puścił, upewnił się, czy pewnie stoję.

– Zobacz – podążyłam wzrokiem w kierunku, w którym był

skierowany jego palec.

– Rany – szepnęłam szczerze zdziwiona. – Wilk znowu

zmierza w naszym kierunku.

Przysiadł przed nami. Już bez strachu uklękłam przed nim

i podrapałam go za wilczym uchem. Wywalił z pyska długi

jęzor i polizał mnie po twarzy, wywołując nasz śmiech.

Weszliśmy do środka Siedziby, a wilk podreptał za nami u

boku mojej prawej nogi.

– Chyba masz zwierzątko, siostro – zawołała do mnie jedna

z sióstr, Bianca, machając do nas serdecznie na powitanie.

Pomachałam jej, posyłając buziaka w powietrzu, bo z tego

co pamiętam, zawsze szczerze się lubiłyśmy. Trochę jej

zazdrościłam, za tydzień kończyła dziewiętnaście lat i mogła

wyjść za mąż. Opuści wraz ze swoim Światłem nasz dom i

oboje znajdą sobie swoje miejsce, gdzie spędzą razem resztę

swojego obecnego życia, choć z tego, co słyszałam, oboje

zaraz po ślubie zaczynają naukę w tym samym college’u.

Weszliśmy do stołówki, licząc na to, że znajdziemy jeszcze

coś do zjedzenia i przy okazji wdrożymy mój plan. Polegał on

na tym, żeby wykorzystać pomoc wilka, który swoim

background image

zwierzęcym instynktem wyczuwa Zło i komunikuje to

warczeniem. Chcemy więc wybadać, czy znajdzie się ktoś,

kto nie jest po naszej stronie, lecz po tej niewłaściwej.

– Idź, wąchaj, może znajdziesz osobę, której nie polubisz.

Tylko nie gryź jej, a głośno warcz – wyszeptałam wilkowi

polecenie do ucha.

Podeszliśmy do lodówek, żeby wziąć coś do picia. Po

drodze rozmawialiśmy z kilkoma osobami, a kątem oka, niby

od niechcenia, zerkaliśmy na salę, obserwując reakcję wilka.

Na razie chadzał sobie wolnym krokiem wśród obecnych,

wlepiając w każdego swoje wilcze ślepia. Jego obecność

została przyjęta ze spokojem, nikt nie panikował, nie

krzyczał i nie uciekał. To dobry znak – pomyślałam.

W jednej chwili poczułam w ustach metaliczny smak,

wzrok przysłoniła mi mgła, a głowę przeszył ostry, tępy ból.

Zgięłam się wpół, wiedząc, że zaraz zemdleję. Zanim

straciłam przytomność, czułam jak Adam ratuje mnie przed

upadkiem, potem zastała mnie już tylko ciemność.

background image

Rozdział 10.

Otwarłam bardzo powoli oczy, upewniając się, czy ponownie

nie obezwładni mnie rozdzierający ból głowy. Ku mojemu

zdziwieniu stałam na półce skalnej, która była częścią jakiejś

wysokiej

góry.

Gdybym

wyżej

wyciągnęła

rękę,

prawdopodobnie sięgnęłabym chmur, które dosłownie nade

mną wisiały.

Spokojnie obserwowałam, co się działo wokół mnie.

Bardzo daleko widziałam zarys lasu i płynącą w dole

krystalicznie czystą rzekę. Nie mam pojęcia, jakim cudem to

wszystko dostrzegłam, będąc tak wysoko. Nic mnie już nie

zdziwi, w końcu moi rodzice to najwyższej rangi Anioły, moja

miłość to skrzydlaty przystojniak, a moim pupilem został

najprawdziwszy wilk.

Jedynie czego byłam pewna to tego, że uwielbiam to

miejsce. Dawało mi ono chwilę wytchnienia i pozwalało na

doładowanie moich baterii.

– Wiedziałem, że cię tu znajdę – odezwał się tuż za moimi

plecami Ian.

Drgnęłam.

– Wystraszyłeś mnie! Mogłabym spaść w dół – zawołałam,

background image

łapiąc się za serce.

Tata nieznacznie wzruszył ramionami, ale jego twarz

rozjaśnił ciepły uśmiech.

– Złapałbym cię. Wybacz, nie chciałem – puścił do mnie

oczko. – Chodź, wszyscy czekają na ciebie.

Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się wielki zamek.

Nie taki, jaki jest u Heather, ale bardziej mroczny i zimny,

jak na mój gust niezbyt przyjemny. Był wysoki, a jego górne

partie tonęły w chmurach, ale wiem, że siedziały tam

kamienne gargulce, które wszystko obserwowały z góry.

Weszliśmy do środka. Owinęłam się ciaśniej ciepłym

swetrem, który miałam tego dnia na sobie, w środku było

wręcz zimno, a w powietrzu odczuwalna była wilgoć.

Zadrżałam.

Ian otwarł przede mną ciężkie drzwi. Przepuścił mnie

pierwszą. To pierwsze pomieszczenie było w miarę

przyjemne.

Bardzo duża komnata miała ściany w srebrzysto-czarnym

kolorze. Ku mojej uciesze w kominku, który zajmował

niemalże całą ścianę, palił się ogień, nadając pomieszczeniu

łagodniejszego charakteru. Na środku stał kwadratowy,

dębowy stół z sześcioma pięknie rzeźbionymi krzesłami.

Dwa z nich były zajęte. Zamurowało mnie na widok mojej

kochanej siostry Alice, u której boku siedział Jake, jej

Światło. Zerknęłam w stronę ojca, który aż promieniał

szczęściem, mając u siebie pierwszy komplet pary, Anioła i

jej towarzysza. Zmierzyłyśmy się wrogim spojrzeniem. Nie

background image

darzyłyśmy się sympatią, wręcz przeciwnie – wyczuwalna

była obustronna niechęć.

– Jesteśmy w komplecie, więc możemy wrócić do

omawiania naszego planu. Meg – spojrzał w moją stronę –

kiedy będziesz gotowa, prześlizgniesz się do Heather i

użyjesz tego – postawił przede mną szkatułę i uchylił wieko.

Na czarnym atłasie leżał sztylet. Wykonany był z czystego

srebra. Ostrze pokryte było starodawnymi znakami. Nie było

długie, miało może jakieś dwadzieścia centymetrów, ale było

zwieńczone ostrą końcówką. Największe wrażenie robiła

rękojeść. Po obu stronach widoczne były skrzydła: z jednej

strony wysadzane niebiesko błękitnymi diamentami, a z

drugiej – diamentami pomarańczowymi. Równowaga została

zachowana nawet tutaj.

Wzięłam go do ręki. Był tak przyjemny w dotyku, że aż

zamruczałam. Poobracałam nim w dłoni jak wojowniczka.

Kiedy podniosłam wzrok, spostrzegłam, że ojciec obserwuje

mnie z niekłamanym zachwytem.

– Idealnie, ale potrzebujesz jeszcze tego – rozłożył swoje

czarne skrzydła i szybkim ruchem pociągnął za jedno ze

swoich piór.

Po jego twarzy przemknął bolesny wyraz, kiedy je

wyrywał. Końcówka ociekała krwią. Delikatnie złożył je na

mojej dłoni. Zupełnie jakby je dalej czuł. Wraz ze sztyletem

ostrożnie odłożyłam je do szkatuły.

– Nie zawiodę cię – oznajmiłam z dumą. – Zaraz ruszam w

drogę.

background image

– Wiem – oznajmił z przekonaniem. – Tylko ty potrafisz to

zrobić.

Wyszłam na zewnątrz, trzymając szkatułę. Z ulgą

powitałam powiew ciepłego powietrza.

Nie znoszę uczucia wilgoci. Brrr.

Poszłam jeszcze w stronę mojego ulubionego miejsca.

Stanęłam na skalnej półce, sycąc oczy rozciągającym się aż

po horyzont uspokajającym widokiem i wsłuchując się w

śpiew hulającego na tej wysokości wiatru.

Miałam obawy, czy ostatecznie podołam swojemu zadaniu.

Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, ale wiem, że z całą

pewnością nie miałam zamiaru zawieść Iana. Nie chciałam

dać plamy.

Odwróciłam się, słysząc za sobą czyjeś kroki.

– Podziwiasz widoki? – zapytała Alice podejrzanie słodkim

głosem.

– Tak, ładny obraz aż się prosi, żeby go namalować –

zatoczyłam krąg ręką.

– Mogę obejrzeć? – nie czekając na moją zgodę, uniosła

wieko.

Nie spuszczałam z niej swojego wzroku, coś mnie

niepokoiło w postawie jej ciała.

– Zawsze mnie denerwowało, że oboje tak cię idealizują –

w jej głosie zabrzmiał gniew, a oczy zapłonęły nienawiścią.

Mój strach narastał z każdą mijającą sekundą.

– Alice? Co ty robisz? – w jej dłoni dojrzałam skierowany

we mnie sztylet.

background image

Skradała się do mnie ostrożnie jak zwierzę do ofiary, która

zaraz miała zginąć.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę. Wiesz, jakie

to jest uczucie, kiedy jesteś tą drugą i we wszystkim jesteś

porównywana do tej pierwszej?! – echem odbił się jej krzyk.

– Marzę o tym za każdym razem, kiedy cię widzę –

skoczyła ku mnie ze sztyletem wymierzonym w moje serce.

Uskoczyłam, unikając śmiercionośnego ciosu.

– Alice, proszę cię, porozmawiajmy. Jesteśmy rodziną,

znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Roześmiała się szyderczo.

– Zapamiętaj sobie jedno! Nigdy, ale to przenigdy nawet

nasze kolejne wcielenia nie zmniejszą mojej nienawiści do

ciebie! Ty cholerna idealna córeczko! Zdychaj! – skoczyła ku

mnie, tym razem nie chybiła.

Spojrzałam wstrząśnięta w dół. Z mojej piersi wystawała

rękojeść, którą tak niedawno temu się zachwycałam, a która

teraz odebrała mi życie. Bluzka zabarwiła się czerwoną

plamą od sączącej się krwi.

O dziwo, nie czułam bólu, może tylko ten psychiczny, bo

właśnie umierałam od ciosu zadanego przez własną siostrę,

zrodzoną z tej samej krwi. Jak to możliwe, że była zepsuta do

szpiku kości? Z oczu popłynęły mi łzy, rozpaczałam nad jej

zdradą. Upadłam na kolana, czując nadchodzącą ciemność.

Nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w ramionach Iana.

Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam nad sobą

jego zatroskaną twarz.

background image

– Tato… przepraszam – szepnęłam z trudem.

– Cichutko – wykrztusił z bólem. – Następnym razem nam

się uda – kołysał mnie w swoich ramionach, przynosząc mi

ulgę dzięki swoim skrzydłom.

*

Z nadludzkim wysiłkiem przyglądałem się, jak uchodzi z

niej życie, a piękne błyszczące oczy stają się puste i

pozbawione energii. Resztką sił uśmiechnęła się do mnie.

Zamknęła oczy.

Cichutko westchnęła, a jej ciało stało się bezwładne.

Umarła. Z moich ust wydobył się głośny ryk, który

dudniącym echem rozbrzmiał dookoła.

background image

Rozdział 11.

Szarpnęłam się, głośno chwytając powietrze.

– Ciii… – usłyszałam znajomy szept. – Jesteś bezpieczna –

wzmocnił uścisk skrzydeł, które natychmiast przyniosły mi

spokój.

Sennie uniosłam głowę.

– Jak długo? – zapytałam, próbując wstać.

– Kilka godzin – Adam poszedł za moim przykładem i

niezgrabnie wstał za mną cały odrętwiały.

Rozejrzałam się dookoła.

– Pusto. Gdzie jest wilk?

– Tam śpi – wskazał miejsce pod stołem obok nich.

Zagwizdałam na niego.

– Chodź tu do mnie – zaczekałam, aż usiądzie przede mną.

Nachyliłam się ku niemu.

– Dziękuję ci za twą pomoc. Wiem już, kto jest mi

wrogiem. Uwalniam cię – wyszeptałam do jego ucha.

Wilk polizał mnie po ręce na odchodne i pobiegł do

wyjścia.

– Megan, wszystko w porządku? – odwrócił mnie w drugą

stronę, bo zamyślona nadal patrzyłam w kierunku, gdzie

background image

przed chwilą zniknęło zwierzę.

Spojrzałam na Adama wyrwana z zadumy.

– Co? Ach tak, wszystko gra. Głowa mnie tylko trochę boli

– zaczęłam sobie masować skronie. – Muszę tylko przetrawić

to wspomnienie.

– Raczej nie należało do najprzyjemniejszych, byłaś

napięta jak struna. Nawet moje skrzydła nie mogły cię ukoić

– w jego oczach dojrzałam zmartwienie.

– Chodźmy do pokoju. Wskoczymy do wanny i ci wszystko

opowiem – puściłam żartobliwie oczko.

W łazience zanurzyłam się po samą szyję w wannie

wypełnioną gorącą wodą z dodatkiem mojego ulubionego

lawendowego płynu. Leżałam przez chwilę z przymkniętymi

oczami, poddając się relaksującemu zapachowi.

Adam przysiadł na brzegu wanny, czekając, aż będę

gotowa na to, żeby mu wszystko opowiedzieć.

*

Ze smutkiem obserwowałem jej drobną postać. Zbyt wielki

ciężar wzięła sobie na barki – przemknęło mi przez myśl. A

niestety najgorsze jeszcze przed nią.

Zupełnie jakby czytała mi w myślach, podniosła na mnie

swój czujny wzrok. Jej twarz rozjaśnił słodki uśmiech, który

rozgrzewał mnie od środka.

Klęknąłem przy wannie i łagodnym ruchem dłoni

nakazałem jej usiąść. Podniosła brwi, ale posłusznie usiadła.

background image

Położyła głowę na swoich kolanach, a ja delikatnymi ruchami

ręki zacząłem wędrówkę po jej plecach, żeby rozmasować

napięte mięśnie. Po paru minutach dobiegło mnie

westchnienie ulgi. Złapała moją dłoń i przytuliła do swojego

policzka.

– Megan? – wyszeptałem. – Czas nam się niedługo skończy

– postukałem w tarczę swojego zegarka.

– Tak. Wróciło do mnie wspomnienie, kiedy Ian podarował

mi sztylet i pióro ze swojego skrzydła – zerknęła na mnie

przez ramię, a ja stałem nad nią zszokowany. – Wiem także,

gdzie jest jego kryjówka, a także kto pała do mnie czystą,

nieprzemijającą, szczerą nienawiścią – wyszła z wanny,

zapominając, że stoi przede mną zupełnie naga.

Stałem jak głupek, gapiąc się na nią; minęło tyle stuleci, a

ja wciąż nie potrafię przyzwyczaić się do jej pięknego ciała;

mimo że znam je na pamięć, wciąż mnie zachwyca.

Przełknąłem ślinę, z nadludzkim wysiłkiem ruszyłem się z

miejsca, sięgając po szlafrok, gdy na jej skórze pojawiła się

gęsia skórka. Była tak pochłonięta nowym wspomnieniem, że

o wszystkim innym zupełnie zapomniała. Musiałem ją ubrać

sam, co było niewyobrażalnie trudne; dotykać jej, a nie móc

dotknąć w taki sposób, w jaki bym pragnął.

– Adamie, słuchasz mnie? – spojrzała na mnie

przekrzywiając głowę.

– Tak – ukryłem zakłopotanie pod uśmiechem. Więc kto tak

bardzo cię nienawidzi?

– Alice – jej głos zabrzmiał chłodno.

background image

– Chyba się przesłyszałem, powiedziałaś Alice?

– Ta sama – mruknęła zniesmaczona.

– Alice?! – wykrzyknąłem zdumiony, kiedy w końcu dotarła

do mnie ta informacja.

Podeszliśmy do łóżka, szybkim ruchem poprawiłem

poduszki, żeby było nam wygodniej podczas dalszej części jej

opowiadania. Oparłem się o poduszki, a Megan zwinnie

wskoczyła obok mnie, wtulając się w moje czekające na nią

ramiona.

– Nie krzycz tak, bo nas jeszcze ktoś usłyszy – upomniała

mnie, zatykając moje usta swoją dłonią. – Nie musi być

świadoma, że akurat to wspomnienie do mnie wróciło.

Uniosłem brwi, a jej oczy rozbłysnęły. Z rozmysłem nie

cofnęła ręki, tylko palcem obrysowała moje wargi.

Mimowolnie rozchyliłem je, nie mając nad nimi żadnej

kontroli.

Usiadła okrakiem na mnie. Ten jej manewr zupełnie

pozbawił mnie kontroli nad sobą i nad nią. Tak dobrze szło

mi pilnowanie, żeby nie pozwolić jej ani sobie na posunięcie

się o krok dalej, niż mogliśmy, aż do tej chwili. Nie

zastanawiając się ani chwili dłużej, przyciągnąłem ją bliżej

do siebie.

Wpiłem się w jej usta mocnym pocałunkiem. Jęknęła, co

rozbudziło moje pożądanie jeszcze bardziej. Nawet nie wiem,

kiedy poły jej szlafroka się rozwiązały, a moja ręka zaczęła

błądzić po jej atłasowej skórze. Nienasyconym wzrokiem

podążałem za swoją ręką od nasady szyi, poprzez wypukłość

background image

małych piersi, zatrzymując się na płaskim brzuchu,

obejmując jej idealne ciało, które jest wprost stworzone dla

mnie. Nie miałem odwagi posunąć się dalej, choć nie

marzyłem o niczym innym, mógłbym całkowicie zatracić się

w niej, ale moje opanowanie mogłoby nie wystarczyć.

– Uwielbiam cię dotykać – wychrypiałem napiętym głosem.

– A ja uwielbiam, kiedy mnie tak dotykasz – przerwała

pocałunki i szepnęła wprost w moje usta.

Sięgnęła

mojego

swetra,

chcąc

go

ściągnąć.

Zdecydowanym ruchem złapałem ją za rękę, zastanawiając

się, jak długo dam radę opierać się naszym uczuciom.

Podniosła na mnie swoje zielone oczy, lekko się

czerwieniąc.

– Chcę tylko wyrównać nasze szanse – wskazała na swoje

prawie nagie ciało.

Puściłem jej dłoń, pozwalając na rozebranie mnie. Sweter

z cichym szelestem wylądował na podłodze. Drżeliśmy.

Dotykała mnie wszędzie, doskonale wiedziała, co lubię i co

sprawia mi przyjemność. Swoją wędrówkę zaczęła od szyi,

powolnym ruchem przesuwając się coraz niżej.

Kiedy zatrzymała się na brzuchu, musiałem zacisnąć zęby,

głośno wciągając powietrze. Złapałem ją za pośladki i

położyłem ją pod sobą. Musiałem ją czuć, bo traciłem już

zmysły. Zaczęliśmy się tarzać po łóżku coraz bardziej i coraz

mocniej pochłonięci przez trawiące nas pożądanie.

– Ach… – wyrwał się jej krzyk, który został stłumiony przez

pocałunek.

background image

Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, kiedy usłyszeliśmy

mocne pukanie do drzwi. Megan szybko owinęła się

szlafrokiem i pognała do łazienki, a ja w drodze do drzwi w

pośpiechu ubrałem leżący na podłodze sweter.

Otwarłem drzwi.

Na zewnątrz stała Heather, weszła do środka nie czekając

na zaproszenie. Wystarczył jej jeden rzut oka na pogniecioną

pościel, a wszystkiego się domyśliła.

Zgromiła mnie wzrokiem.

– Mam nadzieję, że pamiętacie o tej jednej, najważniejszej

zasadzie? – wskazała palcem na mój źle założony sweter.

Czułem, jak oblewam się szkarłatnym rumieńcem. Heather

przewróciła oczami.

– Kiedy odprowadzisz Megan, wstąp do mnie.

– Oczywiście – wykrztusiłem.

Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, zostawiając nas w

kłopotliwej sytuacji. Megan wychyliła głowę.

– Poszła?

– Tak.

Opuściła łazienkę w samym tylko staniku. Męczyła się,

żeby odwrócić bluzkę, ale trzęsły się jej ręce. Głośno

przełknąłem ślinę, bo nagle zaschło mi w gardle. Jeszcze nie

ochłonąłem po tym, co przed chwilą się wydarzyło między

nami, a ona znowu funduje mi męczarnie.

Niewiele brakowało. Muszę się bardziej pilnować, choć nie

jest to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Tym bardziej, że

ostatnie stulecie spędziliśmy osobno. Byłem rozdarty między

background image

tym, czego chciałem i pragnąłem, a tym, co powinienem.

– Cholera! – zakląłem pod nosem.

Megan zerknęła w moją stronę pytającym wzrokiem.

– Adamie?

Lekceważąco machnąłem ręką.

– Takie tam męskie rozterki.

Roześmiała się.

– Wiem, co myślisz, bo u mnie toczy się taka sama wojna –

popukała się palcem w głowę.

*

– Proszę! – usłyszałem dobiegający zza drzwi głos Heather.

– Jestem, jak sobie życzyłaś – usiadłem na krzesełku

naprzeciwko niej.

– Megan w domu? – podniosła na mnie swój czujny wzrok.

– Tak – byłem lekko stremowany.

– Czy mam ci przypominać o jedynej zasadzie, jaka was

obowiązuje?

Nie.

To

się

więcej

nie

powtórzy.

Na

swoje

usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że bardzo za nią

tęsknię, a każda komórka mojego ciała rwie się do niej.

Przepraszam, powinienem się bardziej pilnować.

– W porządku. Trzymaj siebie i Megan w ryzach.

Zachichotała, a ja się trochę rozluźniłem.

– Za każdym razem przerabiam z wami to samo. Narwane

dzieciaki – pokręciła głową.

background image

– Masz coś nowego? – zapytała, zmieniając temat.

– Tak – streściłem jej wszystko. Zacząłem od pomysłu

Megan z wilkiem, co Heather przyjęła z uśmiechem, a

skończyłem na ostatnich wydarzeniach, o których nic nie

wiedzieliśmy, bo miały miejsce, kiedy Megan była po tej

drugiej stronie, u boku swojego ojca.

Kiedy Heather usłyszała imię swojej drugiej ukochanej

córki, jej oczy wypełniły łzy bólu.

– Alice?! Nie wierzę, jak mogła nam to zrobić? –

potrząsnęła głową, nadal nie dowierzając. – Ale muszę

przyznać, że z tym wilkiem dobrze wykombinowała – w jej

głosie było słychać dumę.

– To prawda. Każdy jej powrót wnosi coś nowego i

interesującego do jej osobowości. Jest jak powiew rześkiego

powietrza. Poznawanie jej to jest prawdziwa frajda.

Wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy.

– Niestety, jest mały problem. Nie wiem, czy zauważyłeś,

ale jest rozdarta między miłością do nas a uczuciem do ojca –

westchnęła ciężko Heather. – Zawsze mocno go kochała.

Teraz jest z nami, ale co zrobi, kiedy spotka Iana na jego

terenie?

Pytanie było kluczowe, jednak nie podzieliłem się tą myślą

z Heather, wolałem to przemilczeć.

– Może ze względu na jej misję powinnaś w tajemnicy

zezwolić na nasz wcześniejszy ślub? Wtedy nasza więź

będzie jeszcze silniejsza – tliła się w moim sercu nadzieja.

Pokiwała ze smutkiem głową.

background image

– Nie mogę. Ian zaraz zwietrzy podstęp i jej nie wpuści do

siebie – moja nadzieja zgasła tak szybko, jak szybko się

pojawiła.

– A co z piórem? Może powinnaś dać jej swoje, tak na

wszelki wypadek.

Heather skinęła głową.

– Tak zrobię. Wiesz, że to będzie ostateczne starcie? –

przygarbiła się pod ciężarem własnego smutku. – Żałuję, że

nie mogę zrobić tego sama. Niestety, ja nie wrócę jak

Megan.

– Musimy wierzyć, że ostatecznie dokona właściwego

wyboru – złapałem ją za rękę ponad stołem, podzielając jej

przygnębienie. – Wyznaczyła sobie termin na początek lipca.

– Myślisz, że to dobry pomysł?

– Jego zmiana niczego nie zmieni. Szybciej do nas wróci.

Pokiwała z żalem głową.

– Przykro mi ze względu na was.

background image

Rozdział 12.

W poniedziałkowy poranek obudził mnie stukający w okno

deszcz. Wstanie z łóżka okazało się dla mnie prawdziwą

mordęgą, co oczywiście przewidziałam dnia poprzedniego.

To wystarczyło, żeby popaść w koszmarny nastrój.

Dobrze, że kiedy wychodziłam rano do szkoły, mamy już

nie było. Bałam się, że mogła mnie czymś zdenerwować, a

ostatnią rzeczą, której chciałam, to powiedzieć jej coś

okropnego.

W szkole nawet paplanina Natally o superciachu, jakim

jest Adam, wcale nie polepszyła mi humoru, wręcz

przeciwnie – tylko mnie zirytowała. Była tak zajęta swoim

gadaniem, że nawet nie zauważyła, że prowadzi monolog

sama ze sobą.

Na długiej przerwie poczułam znajomy dreszcz na plecach,

westchnęłam, bo na próżno łudziłam się, że może Adam

zdoła poprawić mi samopoczucie. Zostawiłam zdziwioną

przyjaciółkę i poszłam pod swoje ulubione drzewo, żeby

przez chwilę pobyć sama. Deszcz wcale mi nie przeszkadzał.

– Dobrze się czujesz? – usłyszałam ciepły głos w swojej

głowie.

background image

– A ty co, sprawdzasz mnie? – warknęłam.

– Megan…? – zawahał się.

– Mów, czego chcesz i spadaj.

– Nic… tylko chciałem cię zobaczyć… ale widzę, że nie był

to dobry pomysł.

– Tak mówisz?

Nic nie odpowiedział. Dreszcz mnie opuścił, a ja poczułam

wyrzuty sumienia.

– Co za wredna małpa ze mnie! – byłam tym razem zła

sama na siebie.

Kiedy lekcje dobiegły końca, odetchnęłam z ulgą.

Stwierdziłam, że zamknę się w swoim pokoju i nie będę

dzisiaj już więcej z nikim rozmawiać, żeby nikogo nie

skrzywdzić

swoim

paskudnym

charakterkiem,

który

najwidoczniej postanowił się uzewnętrznić.

Przed szkołą czekał już na mnie Adam. Bez słowa objął

mnie w pasie i skierował nas w stronę mojego domu. W

pokoju otworzyłam przejście i przeszliśmy do jego komnaty

w Siedzibie. Usiadłam na łóżku razem z Adamem, w tej

samej sekundzie przed oczami pojawiły mi się jego skrzydła.

Nie minęła minuta, a już czułam ich dobroczynny wpływ.

Zadowolona i zrelaksowana przymknęłam oczy i odrzuciłam

głowę w tył, opierając się na klatce piersiowej Adama. Nie

wiem, ile czasu tak siedzieliśmy, ale kiedy poczułam się w

pełni sobą, spojrzałam zawstydzona na swoje Światło.

– Przepraszam – szepnęłam.

Jego przystojną twarz rozjaśnił wyrozumiały uśmiech.

background image

– W porządku – pocałował mnie w czubek nosa. – Wiem, że

ostatnio życie cię nie oszczędza i żyjesz w niewyobrażalnym

stresie.

– Dziękuję – złożyłam na jego kusząco pełnych ustach lekki

pocałunek. – Ile czasu tak siedzieliśmy? – zmarszczyłam

brwi, widząc, z jakim trudem wstał z łóżka, żeby

rozprostować nogi.

– Ponad godzinę – wzruszył ramionami.

– Godzinę?! Jeszcze nigdy nie potrzebowałam tyle czasu,

żeby się wyciszyć! – popchnęłam go z powrotem w stronę

łóżka. – Siadaj! – rozkazałam.

Kiedy bez zbędnych pytań posłusznie usiadł, ja umościłam

się za nim i zaczęłam masować jego ramiona, co wcale nie

było łatwe przez te jego wielkie, pierzaste skrzydliska.

– Mógłbyś je jakoś schować albo odwiesić do szafy? –

zażartowałam.

Parsknął śmiechem. Przerzucił mnie przez siebie tak, że

wylądowałam na jego kolanach, face to face. Stało się to tak

szybko, że zaparło mi dech w piersiach i odebrało mowę.

– Cieszę się, że wrócił ci dobry humor – powiedział do

mnie wesoło, co mi się udzieliło.

Miałam ochotę zmienić pozycję i usiąść okrakiem, ale po

wczorajszym byłoby lepiej nie ryzykować.

– Powiedz mi, jak poszła wczorajsza rozmowa z mamą?

Była bardzo zła?

Zaprzeczył nieznacznym ruchem głowy.

– Nawet nie, przypomniała mi tylko o jedynej zasadzie,

background image

której musimy przestrzegać, a potem się roześmiała, że za

każdym razem musi przerabiać z nami tę samą historię.

– Uff, to dobrze – odetchnęłam z wyraźną ulgą. – Nie

wiem, jak bym spojrzała jej w oczy.

Wtorek i środa były jeszcze gorsze niż poniedziałek. Bez

żadnej przyczyny ogarniała mnie furia. Zastanawiałam się,

czy aby nie symulować choroby, żeby tylko zostać w domu i

zejść wszystkim z oczu lub żebym to raczej ja nie musiała

innych oglądać.

– Meg? – zagadnęła mnie Nat podczas przerwy.

– Hmm?

– Czy pamiętasz o piątkowym ognisku?

Przykuła tym moją uwagę. Czy pamiętałam o takiej

przyziemnej przyjemności jak zabawa z przyjaciółmi? Nie do

jasnej cholery, nie pamiętałam, bo mam ważniejsze sprawy

na głowie. Staram się nie dać się omotać złu, żebyś mogła

jutro bezpiecznie wstać z łóżka, bez niebezpieczeństwa,

które mogłoby cię otaczać z każdej strony – pomyślałam

rozdrażniona.

– Tak – odpowiedziałam od niechcenia.

Codziennie po szkole udawaliśmy się z Adamem do

Siedziby po to, żeby mógł mnie ukoić i wyciszyć za pomocą

swoich skrzydeł. Z każdym dniem czas, jaki poświęcaliśmy

na tę czynność, wydłużał się. We wtorek były to dwie

godziny, ale już w środę straciliśmy ze trzy.

Nie mieliśmy pojęcia, skąd to moje podłe samopoczucie.

Czułam się jak człowiek uzależniony od narkotyków, oprócz

background image

rozdrażnienia wystąpiło także drżenie rąk. Z każdym dniem

ku mojemu przerażeniu mi się pogarszało.

W czwartek stwierdziliśmy, że powinniśmy iść z tym do

Heather.

Ku mojemu niezadowoleniu stwierdziła, że to Zło daje mi

tak w kość, upominając się o mnie. Poczułam się osaczona. Z

każdej strony ktoś czegoś ode mnie chciał, każdy czegoś ode

mnie oczekiwał i wymagał. Rozsadzała mnie już ledwo

hamowana wściekłość. Bez żadnych ceregieli otwarłam

przejście i wróciłam do swojego domu.

Adam przyszedł za mną.

– Proszę, zostaw mnie samą, nie mam ochoty na niczyje

towarzystwo – mruknęłam, nawet nie patrząc na niego.

– Dobrze – jego głos zabrzmiał życzliwie, ale wyczułam w

nim smutek.

Kiedy wyszedł, rozpłakałam się. Wiedziałam, że jestem już

u kresu swojej wytrzymałości zarówno psychicznej, jak i

fizycznej. To wszystko, co się wydarzyło w ostatnich

tygodniach zwyczajnie zaczęło mnie przerastać.

– Cholera!!! – krzyknęłam, złapałam, co miałam pod ręką i

rzuciłam w ścianę.

Nie przyniosło mi to nawet malutkiej ulgi. Z moich oczu

znowu popłynęła rzeka łez.

Z wyczerpania zapadłam w niespokojny sen.

Następnego dnia obudziłam się, kiedy zaczęło świtać.

Głowę rozsadzał tępy ból, a oczy piekły. Wstałam i

powlokłam się do łazienki przemyć twarz. Ręce mi zamarły,

background image

kiedy spojrzałam na swoje odbicie. Przysunęłam się bliżej, by

upewnić się, czy aby na pewno dobrze widzę.

– Nie, to niemożliwe – szepnęłam przerażona.

Na mojej tęczówce pojawiły się małe, bursztynowe plamki,

które zaczęły wypierać błękitne. W jednej sekundzie

otwarłam przejście, żeby pobiec do Adama i zapytać go, co to

może oznaczać. Zatrzymałam się w pół kroku. Nie mogłam

do niego pójść, bo co by sobie o mnie pomyślał. Było mi

wstyd, zwyczajnie przegrałam walkę i zmieniam się w tę złą.

Uległam jego podszeptom i teraz dostrzegam konsekwencje.

Siedziba była ostatnim miejscem, które powinnam wybrać

w tej sytuacji. Wszyscy zaraz by się domyślili, co się dzieje i

nie zapomnieliby mi tego przez następne stulecia.

Zostałabym

naznaczona

łatką

jako

ta,

którą

łatwo

przechytrzyć i zwerbować.

Koniec nadszedł szybciej, niż bym tego chciała. Mój czas

właśnie dobiegł końca.

Zwiesiłam głowę w dół. Co teraz? – pomyślałam.

Stałam tak już przez dwie godziny, kiedy zadzwonił mój

budzik, który zawsze budzi mnie do szkoły. Ruszyłam się z

miejsca, wróciłam do pokoju i w żółwim tempie zaczęłam się

ubierać.

Dobrze, że dzisiaj słońce świeciło od samego rana, więc

bez żadnych zbędnych tłumaczeń mogłam założyć okulary

przeciwsłoneczne.

Nie chciałam ryzykować, żeby ktoś zauważył tę zmianę w

moich oczach. Czuję się taka przegrana – pomyślałam,

background image

wsiadając do szkolnego autobusu.

Nat jak zawsze gadała, co jej ślina na język przyniosła, nie

zauważając, że w ogóle jej nie odpowiadam.

Z ulgą przywitałam dzwonek rozpoczynający lekcje.

Miałam czterdzieści pięć minut spokoju. Podczas pierwszej

przerwy cierpliwie wytrzymałam jej gadaninę, w czasie

drugiej zaczęłam burczeć na nią, po to, by po chwili poczuć

wyrzuty sumienia. Szybko przeprosiłam ją, wymyślając

bajeczkę o nieprzespanej nocy. Połknęła to bez mrugnięcia

okiem. Naszła mnie wtedy niepokojąca refleksja, że jako

Anioł nie mogę kłamać, a to kłamstewko tak gładko przeszło

mi przez gardło. To nie wróżyło niczego dobrego.

Podczas trzeciej przerwy poszłam do toalety, tylko dlatego

żeby uniknąć spotkania ze znajomymi. Naprawdę, nie

miałam ochoty z nimi gadać o nic nieznaczących pierdołach,

kiedy we mnie toczyła się wojna na śmierć i życie. Przelotnie

zerknęłam w lustro i jęknęłam. Moje oczy w znacznej części

zrobiły się bursztynowe.

Nie zastanawiając się dłużej, porwałam swoją torbę z

książkami i ukradkiem wymknęłam się ze szkoły. Szłam

wolnym krokiem do domu, w końcu miałam sporo wolnego

czasu, żeby do niego dojść. Stanęłam jak wryta, kiedy przede

mną pojawił się Ian. Na widok moich oczu jego twarz

rozjaśnił szeroki uśmiech.

background image

Rozdział 13.

– Co tu robisz? – zapytałam, ale z góry wiedziałam już, jaka

będzie jego odpowiedź.

– Przyszedłem po ciebie. Widzę, że już jest odpowiedni

czas – wskazał ruchem głowy na moje oczy.

Wzruszyłam zniecierpliwiona ramionami.

– Ciężki tydzień? – zabrzmiał jego głęboki głos.

– Tak. A do tego wkurzający – usiadłam na pobliskiej

ławce, z powrotem zakładając okulary.

Ian poklepał mnie dobrodusznie po mojej dłoni, którą

trzymał w swojej.

– Gotowa?

Chciałabym

jeszcze

zaczekać

przynajmniej

do

zakończenia szkoły, żeby odebrać świadectwo.

– A po co ci ono? Masz już ich z setkę – czyżby zakpił ze

mnie?

– Co się stanie z tymi, którzy mnie znają?

Jego brwi poszybowały w górę.

– Będą się bali zbliżyć do ciebie, ale kiedy zasmakujesz

czekającej na nas władzy, przestanie cię to obchodzić.

– Masz rację! Mam dość tego wszystkiego tutaj –

background image

zatoczyłam ręką na wszystko to, co nas otaczało. – Chodźmy

od razu do Siedziby i działajmy! – roześmiałam się

zadowolona.

Jednym krokiem znaleźliśmy się na zamku. Najpierw

skierowałam się w stronę mojego ulubionego miejsca,

którym była półka skalna. Popatrzyłam pustym wzrokiem na

miejsce, w którym w poprzednim wcieleniu nagle straciłam

życie.

– Pamiętasz? – zapytał Ian, idąc za mną.

Przytaknęłam nieznacznym ruchem głowy.

– Co się stało z Alice tamtego dnia? – spojrzałam w jego

oczy.

– Zapowiedziałem jej, że jeśli kiedykolwiek to się

powtórzy, to znajdę ją pierwszy, żeby przywlec ją tutaj i

zrzucić w dół, a będę powtarzać to wciąż aż po wieczność.

Dla przykładu zrzuciłem ją ze skał, żeby nigdy nie

zapomniała, jak to jest niespodziewanie stracić życie –

mrugnął do mnie rozbawiony.

Parsknęłam śmiechem, który przeszedł w ryk. Na chwilę

zesztywniałam, kiedy poczułam, że obejmuje mnie jego

sporych rozmiarów mroczne skrzydło, ale zaraz ogarnęło

mnie błogie uczucie odprężenia.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, napawając oczy

widokiem przed nami. Wzięłam głęboki wdech, napełniając

płuca czystym powietrzem. Uwielbiałam to miejsce.

Kochałam człowieka, który stał u mojego boku. Teraz dotarło

do mnie, jak bardzo tęskniłam za nim każdego dnia. Wtuliłam

background image

się w niego mocniej, w odpowiedzi zacieśnił uścisk

skrzydłem.

– Któż to się zjawił? – pojawiając się, wycedziła przez

zaciśnięte zęby wściekła jak zawsze Alice. – Twój chłoptaś

wszędzie cię szuka.

– Pilnuj się, Alice – ostrzegł ją Ian surowym tonem.

Wzruszyłam ramionami, bo było mi to naprawdę obojętne,

ale w moim sercu zadrżała jakaś nuta i odczułam

rozchodzący się po moim ciele ból. Nadal był moim czułym

punktem i to raczej nie ulegnie zmianie.

– Zawsze może tu przyjść za mną. Z pewnością już wie,

gdzie jestem – posłałam jej słodki uśmiech, wiedząc, że już

nigdy nie podniesie na mnie ręki.

Spojrzenie

Alice

pozostało

lodowate

i

bezduszne,

odpowiedziała mi grymasem, będącym czymś na kształt

pogardliwego uśmiechu i odeszła na tych swoich długich

nogach.

– Gotowa? Z pewnością Adam zdążył wszystkich

zaalarmować, nie mamy zbyt wiele czasu.

– Tak. Chodźmy, pora na wprowadzenie planu w życie – w

środku zadrżałam.

Weszliśmy do środka. W kominku palił się ogień.

Uśmiechnęłam się na jego widok.

– Wynocha stąd, wszyscy! – krzyknęłam do tych, którzy

byli już obecni, mój głos echem rozniósł się po sali.

Alice już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale Ian

powstrzymał ją ruchem ręki.

background image

Widząc, że mam jego poparcie, wszyscy posłusznie wstali i

opuścili pomieszczenie. Nie wiem, po co ich wygnałam, jakiś

głos podsunął mi pomysł, żebym tak zrobiła, a ja go

posłuchałam.

– Ja też? – zapytał Ian z błyskiem w oku. Był zachwycony

moim władczym tonem.

– Nie – odparłam chłodnym głosem. – Zamknij tylko drzwi,

żeby nikt nam nie przeszkodził, bo mam ci coś do

powiedzenia.

Skuliłam się na dźwięk zamykanego zamka w drzwiach.

Nie przestawałam patrzeć w ogień, był hipnotyzujący, a

jednocześnie kojący.

Gwałtownie odwróciłam się wyrwana z transu na odgłos

dobiegający za mną. Dopiero, kiedy mój wzrok padł na

szkatułę, przypomniałam sobie, gdzie jestem i w jakim celu.

Nie mogłam się oprzeć, żeby nie dotknąć jej wieka i

pogłaskać wyrytych na niej symboli.

Powoli uniosłam je w górę. Dotknęłam zimnej stali, a

potem kamieni. Zalśniły pod moim dotykiem, jakby cały czas

czekały na mnie, aż wrócę. Spojrzałam na Iana, patrzył na

sztylet tak samo zafascynowany jak i ja. Swój wzrok

przeniosłam na pióro, które spoczywało obok sztyletu.

Przechyliłam głowę na bok, intensywnie się mu

przyglądając.

– To te same? – wskazałam je palcem.

Jego końcówka nadal była pokryta krwią, która wyglądała

tak samo świeżo, jakby dopiero co zostało wyrwane ze

background image

skrzydła.

– Tak.

Wyciągnęłam sztylet, żeby ponownie poczuć

jego

przyjemny ciężar. Uśmiechnęłam się zadowolona, kiedy

kamienie rozbłysły jeszcze mocniej, rzucając kolorowe

refleksy na ściany komnaty.

– Cudowne, prawda? – drgnęłam, kiedy usłyszałam jego

głos tuż za swoimi plecami.

Przytaknęłam, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nadal

usilnie wpatrywałam się w sztylet spoczywający w mojej

dłoni. Złapałam go mocniej obiema rękami. Błyskawicznie się

obróciłam, wykonując energiczne pchnięcie do przodu. Oboje

byliśmy zaskoczeni tym, co się działo potem. Spojrzeliśmy na

siebie szeroko otwartymi oczami, które wypełnił szok i ból.

– Nie – Ian pokręcił mocno głową, jeszcze nie wierząc w to,

co przed chwilą mu zrobiłam.

Spojrzałam w dół. Z jego piersi wystawała rękojeść

sztyletu. Nawet nie starał się go wyciągnąć, doskonale

zdawał sobie sprawę, że dla niego nie ma już żadnego

ratunku.

– Dokończ to! – słyszałam w swojej głowie obcy głos.

Trzęsącymi rękami sięgnęłam do swojej torby. Zalśniła w

nich biel pióra pochodzącego ze skrzydła Heather.

– Megan, kochanie, co ty robisz? – wyszeptał smutno Ian.

Drasnęłam go w szyję. Zaczął drżeć na całym ciele. Upadł

na kolana, a po chwili leżał już u moich stóp.

Stałam nad nim, nie wiedząc, co dalej mam robić.

background image

Jego świszczący oddech oprzytomnił mnie. Rzuciłam się w

jego stronę, klękając przy nim. Delikatnie położyłam sobie

jego głowę na kolanach.

– Przepraszam cię – z moich oczu popłynęły łzy. –

Musiałam to zrobić… łamałeś mi serce, rozdzielając mnie ze

wszystkimi, nawet ze sobą… tak bardzo zawsze za tobą

tęsknię – wyszeptałam przez łzy. – Kocham cię tak bardzo, że

zaraz pęknie mi serce – ucałowałam go w czubek głowy. –

Wybacz mi – szepnęłam, a moje serce zalała niewyobrażalna

fala bólu.

Resztkami sił złapał mnie za rękę.

– Musisz wbić go głębiej – wychrypiał.

Zaprzeczyłam energicznie głową.

– Nie mogę… nie dam rady zrobić tego znowu.

– Pospiesz się… nie mam zbyt wiele czasu.

Przeczołgałam się bliżej i roztrzęsionymi dłońmi sięgnęłam

w stronę sterczącego nadal noża. Jednym ruchem pchnęłam

go głębiej. Nasz rozpaczliwy krzyk się zmieszał, wypełniając

ściany pokoju. Łzy popłynęły nową falą, spływając po

policzku aż po brodę i zaczęły kapać wprost na zadaną przez

mnie śmiercionośną ranę.

Ian westchnął z ulgą, kiedy rozpierające cierpienie mijało

wraz z dotykiem łez jego ukochanej córeczki.

*

Doznałem nagłego olśnienia – byłem słabym głupcem,

background image

słuchając podszeptów Zła. Udało mu się zmącić mój umysł i

racjonalne

myślenie.

Świadomie

zrezygnowałem

ze

szczęśliwego życia, jakie wiodłem u boku ukochanej kobiety i

swoich dzieci. Bardzo tego żałowałem i oddałbym swoją

wieczność, żeby tylko mieć możliwość naprawienia tego.

– Megan? – zwróciła na mnie swoje obolałe oczy. –

Wybaczam ci, jeśli i ty mi wybaczysz. Bardzo żałuję tego

wszystkiego, co wam zrobiłem – brakowało mi już sił do

dalszej rozmowy. – Kocham cię.

– Oczywiście, że ci wybaczam, nie mogłabym inaczej, bo

też bardzo cię kocham.

– Przekaż Heather, że po wieczność będę żałował swojego

wyboru i tego, że was zostawiłem… a moja miłość do niej

będzie trwała aż do końca świata, a nawet dłużej.

Oczy mi się zamknęły. Ostatnie zdania wyczerpały resztki

moich sił życiowych.

Poczułem obejmujące mnie ramiona Megan, a na twarzy –

jej lub swoje ciepłe łzy. Nie wiem do kogo należały i nie mam

już sił, żeby się o tym przekonać.

*

Mocno go przytuliłam do siebie, chcąc towarzyszyć mu tak

długo, jak się da. Lekko westchnął i zmarł. Jego ciało

natychmiast zaczęło zamieniać się w popiół, nagle zerwał się

mocny wiatr i zaraz wszystko rozwiał. Ziemia zadrżała

potężnym wstrząsem.

background image

Siedziałam na pustej i zimnej podłodze niezdolna do

żadnego ruchu. Dopiero czyjeś głośne walenie w drzwi

ocuciło mnie jak kubeł zimnej wody. Pozbierałam sztylet i

pióro, które spokojnie spoczywało na pustej posadzce i

włożyłam je do szkatuły, gdzie było jego miejsce.

Zatrzasnęłam wieko i lodowatymi rękami schowałam ją do

swojej torby.

Otwarłam przejście i szybko znalazłam się w swoim

pokoju. Rozejrzałam się, czując się tutaj nie na miejscu, tak

obco. Nie należysz tutaj – przemknęło mi przez myśl.

Wyraźnie czułam czyjąś obecność, ale nie był to ktoś, kogo

bym znała. To było coś potężnego i bardzo złego.

Podeszłam do lustra i cofnęłam się o krok przerażona

swoim widokiem, moje oczy błyszczały bursztynowym

blaskiem.

Nie! Nie mam zamiaru żyć za pan brat ze Złem. Właśnie

zabiłam własnego, ukochanego ojca, żeby je pokonać. Oczy

zaczęły mnie szczypać na samo wspomnienie śmierci Iana.

Nie będę jego kolejną ofiarą. Koniec z tym błędnym kołem!

Energicznie podbiegłam do kąta pokoju, gdzie na podłodze

było kilka obluzowanych desek. Traktowałam to miejsce jak

swoją skrytkę, o której nikt nie wiedział. Odchyliłam je,

robiąc dość miejsca, żebym mogła położyć tam mój

niebezpieczny skarb, jakim stała się szkatuła.

Ręce zaczęły mi dygotać, kiedy po nią sięgnęłam.

Postawiłam ją u swoich stóp i powoli odchyliłam wieko.

Złapałam sztylet i chwyciłam dwoma rękami, kierując ostrze

background image

w swoją stronę.

O dziwo, ruchy miałam pewne, pozbawione najmniejszego

drżenia. Zupełnie jakby wiedziały, że mają się tak zachować,

bo mają misję do wypełnienia. Kamienie znów lekko zalśniły

pod wpływem mojego dotyku.

Zanim dopadły mnie wątpliwości i ogarnął strach, mocno

pchnęłam. Ciało zalała fala piekącego bólu. Krzyknęłam.

Ziemia zadrżała.

Resztkami sił z powrotem schowałam wszystko do

szkatuły, a ją samą ukryłam bezpiecznie pod podłogą.

Miejsce to było znane tylko mnie.

Upadłam. Mój wzrok padł na lustro.

– Adamie – wyszeptałam.

Krok po kroku pomału czołgałam się w jego stronę, żywiąc

nadzieję, że zobaczę swoją miłość po raz ostatni. Walcząc z

rozdzierającym bólem i ciemnością przysłaniającą moje oczy,

dotarłam do celu. Intensywnie się w nie wpatrywałam, ale

nic to nie dało, nie było go. Byłam tylko ja. W tej

najtrudniejszej chwili zostałam całkiem sama.

Rozpłakałam się. Zanim zapadłam w ciemność, usłyszałam

z daleka przeraźliwy krzyk.

– Adamie – traciłam przytomność. – Przepraszam.

background image

Rozdział 14.

– Megan! – dobiegł mnie czyjś stłumiony głos, czułam się,

jakbym była w bańce.

– Hmm – wymruczałam.

– Hej! Obudź się, śpiąca królewno!

Z trudem otwarłam oczy, były ciężkie jak z ołowiu. Czułam

się co najmniej jak po przejechaniu przez ciężarówkę albo

nawet czołg. Nade mną stała Natally. Rozejrzałam się

zdezorientowana. Siedziałam pod drzewem na szkolnym

trawniku!

– Nat?

– No przecież nie papież – posłała mi drwiący uśmiech.

Czekała, aż wyjdę z sennego otępienia, nerwowo tupiąc

nogą o ziemię.

– Ruszaj się. Przez ciebie spóźnimy się na ostatnią lekcję –

ponaglała mnie.

– Lekcję? Jaki mamy dzisiaj dzień?

– Piątek, przedostatni tydzień szkoły, potem zaczną się

wakacje – zaczęła pstrykać mi palcami przed oczami. –

Pobudka! Idziemy. Nie chcę stracić ani minuty lekcji z

panem Johnsonem – ciągnęła mnie za sobą, a ja ledwo

background image

powłóczyłam nogami, zmuszając się do logicznego myślenia.

– Yhm. Idę, idę. Ale miałam dziwny sen – mruknęłam. –

Śniło mi się, że jestem Aniołem.

Nat gwałtownie przystanęła, przez co wpadłam na jej

plecy. Spojrzała na mnie z wysoko uniesionymi brwiami i z

kpiącym uśmiechem na twarzy.

– Aniołem?! – roześmiała się, – Możesz być, kim zechcesz,

ale jeśli się nie pospieszysz, to będziesz martwym Aniołem.

Ruszaj się!

To był tylko sen. Tak dziwaczny i niezrozumiały, a zarazem

piękny i rzeczywisty.

Miłość… był przepełniony właśnie tym uczuciem –

westchnęłam. Jak w bajce o aniołach i demonach, które

walczą ze sobą od wszech czasów na śmierć i życie.

Oczywiście, jak zawsze zwyciężyło Dobro. Tak musiało być,

nie inaczej. Bez względu na poniesioną cenę, zawsze

wygrywa Dobro.

Mimo to jakoś dziwnie się czułam. Pomijając fakt sennego

rozbicia, byłam jakby pusta i niekompletna. Miałam

wrażenie, jakby coś było nie tak. Coś się nie zgadzało. Ale

co? Pytałam samą siebie.

W pośpiechu wbiegłyśmy do biblioteki, zajmując te same

miejsca co zwykle.

Rozejrzałam się, szukając czegoś lub kogoś? Nie wiem.

– Mam deja vu – mruknęłam do ucha Nat, bo pan Johnson

zaczął już sprawdzać obecność.

– Meg, opamiętaj się – syknęła cicho w moją stronę,

background image

podsuwając krzesło, żebym dobrze ją usłyszała. – Za chwilę

kończymy szkołę. Potem czekają nas zabawa, imprezy,

chłopcy i wylegiwanie się na plaży – z każdym słowem oczy

Nat rozpromieniały się coraz bardziej. Na razie jesteśmy tu i

teraz, więc proszę, skup się albo przynajmniej daj posłuchać

tego seksownego głosu – wskazała głową na nauczyciela

piszącego temat dzisiejszej lekcji na tablicy.

Natally pokiwała jeszcze zrezygnowana głową i skupiła

swoją uwagę na mężczyźnie, wsłuchując się w to, co mówił.

Przez całą lekcję byłam niespokojna, nerwowo kręciłam się

na krzesełku i rozpaczliwie kogoś wypatrywałam. Co chwilę

napotykałam rozgniewane spojrzenie przyjaciółki, które

bezgłośnie nakazywało spokój.

Pochłonięta własnymi myślami, które goniły jedna za

drugą jak kot za myszką, nie usłyszałam nawet dzwonka

kończącego lekcje. Wstałam wolno i ociężale. Podążałam za

resztą klasy do wyjścia.

– Idziemy całą paczką nad rzekę – zagadnęła Susan. –

Idziesz z nami?

Posłałam jej przepraszający uśmiech.

– Nie. Chyba tym razem sobie odpuszczę – wyrecytowałam

bezbarwnym głosem.

– Głowa mi pęka. Zapytaj Nat, jak mną trzepnęło po

drzemce w czasie przerwy. Idźcie sami – pomachałam

wszystkim i skierowałam się w stronę domu.

Wchodząc do domu, odetchnęłam głęboko, ciesząc się ze

spokoju. Rzuciłam torbę w kąt, nie mając zamiaru spojrzeć

background image

na nią ani razu przez cały weekend.

W swojej sypialni runęłam na łóżko jak kłoda ściętego

drzewa. Jaka ja jestem wypompowana – przemknęło mi przez

myśl. Przez chwilę miałam zamknięte oczy, dając im czas na

odpoczynek. Po paru minutach błądziłam wzrokiem po

pokoju, ale zatrzymałam się na lustrze stojącym pod ścianą.

Wyglądało identycznie jak we śnie. Wcale mnie to nie

zdziwiło, często śnimy o znajomych przedmiotach. Wstałam i

wolnym krokiem podeszłam do niego.

Spojrzałam na swoje odbicie. Porównywałam się z

dziewczyną ze snu. Niby takie same, ale jednak byłyśmy

inne. Długość włosów miałyśmy podobną. Chociaż nie, moje

były dłuższe.

Kolor też się nie zgadzał. Ona miała włosy w odcieniu

karmelu, a moje były w kolorze jasnego blondu, miękko

spływały aż do pasa. Przyjrzałam się oczom, które też się

różniły:

jej

były

zielone

z

niebiesko-bursztynowymi

plamkami, a moje przypominały błękit bezchmurnego nieba.

Spojrzałam za siebie, jakbym spodziewała się go tam

zobaczyć.

Pokiwałam głową, śmiejąc się pod nosem ze swojego

absurdalnego pomysłu. Machnęłam ręką do swojego odbicia.

Wróciłam na łóżko, przysiadając na brzegu. Dla

rozluźnienia napiętych ramion zaczęłam nimi wymachiwać,

zataczając koła najpierw w przód, a po chwili w tył.

Kontynuowałam wzrokową inspekcję, jakbym znalazła się

tu po raz pierwszy po dłuższej nieobecności.

background image

– Tak, z pewnością przydałby się mały remoncik, tak dla

odświeżenia – powiedziałam do siebie. – Pomalować ściany

na inny kolor, zmienić firanki, poprzestawiać meble. Niby nic

wielkiego, ale zawsze coś innego – zapatrzyłam się na deski

w rogu mojego pokoju i cały pomysł z remontem ulotnił się.

Nogi zdecydowały za mnie same. Uklękłam, wpatrując się

w podłogę i czekając, czy coś się wydarzy.

Zaśmiałam się nerwowo.

– Odbija ci, Megan – zażartowałam z siebie. – Otwórz to.

Czego się spodziewasz?

Niczego tam nie znajdziesz. Przecież to był tylko sen.

Kolejny w twoim życiu – przekonywałam sama siebie.

Mimo to ręce jakby żyły własnym życiem i same odnalazły

tę właściwą obluzowaną deskę. Powoli wyjęłam ją.

– Ach… – zatkałam dłonią usta, tłumiąc krzyk zdumienia.

Moim oczom ukazała się pięknie zdobiona skrzynka,

dokładnie taka sama jak ta ze snu.

Pogłaskałam ją delikatnie, bojąc się, że zaraz okaże się

wytworem mojej bujnej wyobraźni i zniknie, rozpływając się

w powietrzu. Nie miała nawet krzty kurzu. Ciekawe, jak

długo tu leżała?

Drżącymi ze strachu i podniecenia rękami, sięgnęłam po

nią. Ostrożnie uchyliłam wieko.

– To nie był sen – szepnęłam wystraszona. – To nie był sen

– mój głos stawał się mocniejszy, bo docierała do mnie

prawdziwa rzeczywistość. – To nie był sen! – tym razem

usłyszałam swój własny okrzyk radości.

background image

Łagodnie odłożyłam szkatułę na miejsce. Starannie

ułożyłam deski i przesunęłam komodę, żeby je dodatkowo

osłonić.

Poderwałam się na równe nogi. Wybiegłam z domu jak po

zastrzyku adrenaliny.

Pędziłam, ile sił w nogach, śmiejąc się przez łzy. On

naprawdę istniał. Nie był wytworem mojego snu. Czekał na

mnie. Tęskniłam za nim. To on był powodem mojego

dzisiejszego podenerwowania i rozbicia. Podświadomie

szukałam go!

Przyspieszyłam jeszcze bardziej, widząc otwierające się

przede mną przejście.

Z uczuciem euforii skoczyłam przed siebie. Z satysfakcją

witałam jedwabisto-chłodne, srebrzyste światło. Zanim

straciłam przytomność, zobaczyłam na tle słońca ogromne

skrzydła.

background image

Rozdział 15.

Poczułem wstrząs. Popatrzeliśmy na siebie zdziwieni.

– Czuliście to? – zapytała Heather.

– Tak, bardzo wyraźnie – potwierdziłem.

Skoczyłem na równe nogi, przewracając krzesło, na

którym przed chwilą siedziałem.

Wzdłuż

kręgosłupa

poczułem

przebiegające

ciarki.

Spojrzałem na nich zaszokowany.

– To Megan! Ale to niemożliwe, za szybko! – byłem w

drodze do okna, kiedy poczułem na barku mocną dłoń.

– Mogę? – zapytał cicho.

Skinąłem głową, wskazując ręką okno, dając mu wolną

drogę.

*

Wyskoczyłem, widząc, jak przejście wypluło Megan.

Rozłożyłem skrzydła, nabierając pędu. Upadała, tracąc już

przytomność. Złapałem ją w ostatniej chwili, chroniąc przed

upadkiem.

– Witaj, dziecinko – wyszeptałem, składając czuły

background image

pocałunek na jej ślicznej głowie.

Poderwałem się delikatnie, trzymając ją w swoich

ramionach. Lekko wylądowałem, żeby przedwcześnie jej nie

zbudzić. Przed nami otwarły się szeroko drzwi. Wszyscy było

zaciekawieni ostatnimi wydarzeniami, więc szybko zbiegli do

głównego holu, żeby zobaczyć co lub raczej kto wywołał

wstrząs.

Z dumą niosłem ją na rękach, patrząc na zdumione

spojrzenia zebranych. Rozległ się szmer. Weszliśmy do

pokoju Adama, za nami cicho zamknęły się drzwi, uciszając

dobiegające zewsząd głosy.

Starannie ułożyłem ją w łóżku.

– Jak to możliwe? – wyszeptała wzruszona Heather.

– Widzicie, jak wygląda? – Adam oczarowany ukląkł przy

łóżku, zamykając jej dłoń w swojej.

– Tak, jest piękna – westchnąłem szczęśliwy. Budzi się –

czekałem.

*

Chciałam jeszcze spać, ale z każdej strony dobiegały mnie

jakieś natarczywe szepty.

Z trudem uchyliłam zbyt ciężkie powieki. Z czego one są, z

ołowiu? – zastanawiałam się w myślach.

Jęknęłam, kiedy się tylko ruszyłam. Zamarłam, bo każdy

ruch wywoływał nieprzyjemne uczucie. Wszystko mnie

bolało. To okropne uczucie ostatnimi czasami zdarzało mi się

background image

stanowczo zbyt często.

Z głośnym i bolesnym jękiem przewróciłam się na bok, z

udręką otwierając wciąż zmęczone oczy. Pierwsze co

zobaczyłam to szczęśliwa i uśmiechnięta twarz Adama.

Natychmiast mnie to otrzeźwiło i oprzytomniałam. Rzuciłam

się wprost w jego ramiona, płacząc z radości.

– Ocknęłam się pod drzewem tamtego dnia, kiedy

usłyszałam po raz pierwszy twój szept.

Myślałam, że to wszystko, co nam się przytrafiło, było

zwyczajnym snem… Cały dzień byłam rozbita i czułam się tak

dziwnie, jakby mi brakowało części mnie – wyrzuciłam z

siebie jednym tchem. Dopiero w domu, kiedy znalazłam

szkatułę, oprzytomniałam. Dotarło do mnie, że to jednak nie

był sen, a ty istniejesz i czekasz na mnie – nie mogąc się

powstrzymać, wpiłam się w jego usta, ale zaraz zaatakowało

mnie przykre wspomnienie i posmutniałam.

– Teraz już nam nic nie przeszkodzi w byciu razem –

wyszeptał Adam, a ja pod powiekami poczułam szczypiące

łzy.

– Tak, ale jakim kosztem… nie chciałam tego zrobić… – po

policzkach popłynęły gorące łzy – Musiałam… ale to tak

bardzo bolało… że nie potrafiłam z tym żyć, a poza tym

wstępowałam na jego miejsce… i widziałam tylko jedno

wyjście.

Adam chusteczką osuszył moją twarz, sadzając mnie na

kolanach. Oparłam głowę na jego ramieniu.

– Megan? – natychmiast obróciłam głowę w kierunku, z

background image

którego dobiegał głos.

– Adamie, czy ja jeszcze śpię? – zapytałam osłupiała.

– Nie, Aniele – odparł, pomagając mi wstać.

Spojrzałam na jego twarz, kiwnął głową, potwierdzając, że

dobrze widzę.

– Tato? – wymamrotałam. – Ale… jak? Przepraszam –

szepnęłam udręczonym głosem.

Na chwiejnych nogach, z okrzykiem radości na ustach

rzuciłam się w jego kierunku, wpadając wprost w czekające i

kochające ramiona. Rozwinął skrzydła, wypełniając nimi

niemal całą przestrzeń w pokoju. Otoczył nas nimi.

Westchnęłam, rozluźniając się po chwili. Zalała mnie fala

miłości, ojcowskiej miłości. Oparłam na nim głowę

wypełniona ogromnym szczęściem. Unosiliśmy się pod

sufitem, dzieląc tę chwilę tylko między sobą. Czułam się taka

lekka i wolna. Cały ciężar, jaki ostatnio nosiłam w sercu,

właśnie spadł na podłogę, a rozpacz rozpłynęła się w

powietrzu. Miękko stanęliśmy na podłodze.

– Twoje skrzydła – patrzyłam na nie jak zaczarowana. Są

białe i takie olbrzymie – szepnęłam dotykając ich. Zerknęłam

w oczy. – Mają czarny kolor – mocno się do niego

przytuliłam, ledwo powstrzymując kolejną z napływających

łez.

– Mamo! – rzuciłam się w jej ramiona, mocno ściskając. –

Gdzie są twoje skrzydła?! – wykrzyknęłam zdumiona,

okrążając ją dookoła.

– Kochanie, Anioły nie mają skrzydeł – obdarzyła mnie

background image

ciepłym matczynym uśmiechem.

– A te, które miałam wróciły na swoje miejsce – zerknęła w

stronę Iana.

– Kiedy was opuściłem, moje skrzydła zostały podzielone

między nas, żeby Heather mogła uzupełnić brak Światła –

przez jego twarz przebiegł grymas wzgardy dla siebie

samego.

Heather podeszła do niego, głęboko patrząc w jego wciąż

udręczone zdradą oczy.

– Powinniśmy o tym zapomnieć i ruszyć do przodu – jego

usta wygięły się w szerokim uśmiechu, a oczy wypełniły

czystą miłością. Schylił się ku niej, gorąco całując.

– Yhm – śmiejąc się, znacząco chrząknęłam. – Idźcie do

pokoju – uśmiech zamarł mi na ustach.

Głowa eksplodowała nową falą bólu. Jęknęłam, zwracając

na siebie uwagę pozostałych.

Wiedziałam, że tracę przytomność, a ciało traci energię.

Pochłaniała mnie ciemność… nie, tym razem dla odmiany

była to światłość. Przyjemna, ciepła, bezpieczna, emanująca

wszechobecnym Dobrem.

*

– Coś dotąd niespotykanego działo się z Megan. Chciałem

do niej podbiec, ale Ian powstrzymał mnie stanowczym

ruchem ręki.

Kiedy straciła przytomność, nie upadła jak zawsze przy

background image

omdleniu, a zaczęła się unosić w powietrzu. Wyglądała jak

Anioł. Włosy rozsypane dookoła głowy utworzyły błyszczącą

aureolę, ręce rozrzucone w bok wyglądały jakby na kogoś

czekały, a biała suknia falowała wokół niej.

– Co się z nią dzieje? – zapytałem Arcyparę.

– Spokojnie synu, nic złego. Została wezwana, kiedy

otrzyma przesłanie, wróci do nas.

– Wezwana, ale gdzie i do kogo?

Oboje spojrzeli na mnie jak na niegrzeczne dziecko – z

reprymendą w oczach. Olśniło mnie. Doznała zaszczytu i to

takiego, jaki zdarza się raz na milenium. Kiwnąłem głową w

ich stronę, dając znak, że rozumiem. Jedyne co nam

pozostało to spokojnie czekać, aż wróci.

*

– Hmm, to z pewnością nie jest żadne wspomnienie –

mruknęłam do siebie, nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje.

O dziwo, nie czułam strachu, więc to może nie było nic

złego – przemknęło mi przez myśl. No chyba, że właśnie

umarłam, więc to już inna bajka. Usiadłam, czekając na

dalszy rozwój wydarzeń. Tylko co, jeśli upłynie tak wiele

mojego czasu, że kiedy wrócę nikt nie będzie już na mnie

czekał?

– Tyle pytań w tej młodej głowie się kłębi – usłyszałam

wokoło brzmiący, życzliwy głos.

– Witaj, Aniele.

background image

– Witam – odpowiedziałam ostrożnie. – Kim jesteś?

Zaśmiał się serdecznie.

– Kolejne pytanie – głos nie był ani męski, ani kobiecy, taki

pośredni. – Czy to jakaś różnica? Chyba się nie boisz?

Zawahałam się przez moment.

– Nie. Tylko tego, że nie zobaczę więcej swojej rodziny –

odpowiedziałam już pewniejszym głosem. – Poza tym czuję

się jeszcze spokojna, szczęśliwa i kochana.

– Cieszę się. Taka właśnie jesteś. Wyjątkowa – chwila

ciszy. – Tylko ty mogłaś podołać temu niewątpliwie trudnemu

zadaniu, jakie postawiono przed tobą. Ian zagubił się. Mnie

nie chciał słuchać. Potrzebował właśnie kogoś, kto jest

bardzo podobny do niego samego. Kogoś, kogo bardzo kocha

i pokaże mu powrotną drogę, nie bacząc na konsekwencje.

– Ale zrobiłam coś haniebnego. Popełniłam największą

zbrodnię przeciwko własnym rodzicom – szepnęłam, czując

łzy zbierające się pod powiekami.

– Uczyniłaś to, co było konieczne. Nie było innej drogi –

przeszedł mnie na wskroś kojący głos. – Tylko tak mogłaś

uratować swojego ojca. Kocha cię, więc natychmiast ci

wybaczył, a ty przestań tracić swój czas na katowanie się

tym, co już macie wszyscy za sobą.

Posłuchaj rady swojej mądrej matki, ty także musisz

ruszyć do przodu.

– Wygraliśmy ze Złem, prawda? Będziemy mieć trochę

spokoju?

Ponownie usłyszałam dźwięczny śmiech.

background image

– Tak. Przez jakiś czas. Cieszcie się tym. Zło kiedyś

przypomni o sobie, ale teraz żyjcie w szczęściu. Oczywiście,

za twoje bezinteresowne poświęcenie czeka cię nagroda.

– Tak? – byłam szczerze zdziwiona, bo nie oczekiwałam

tego.

– Póki panuje Dobro, będziecie wracać już w wieku przez

was najbardziej oczekiwanym i z wyglądem odpowiednim do

tej chwili. Kiedy zacznie dziać się coś niedobrego,

powrócicie, wyglądając tak, jak wcześniej.

Jęknęłam na samą myśl.

– Czy znowu będę musiała kogoś zabić?

– Nie. Twoja osobista walka się skończyła, a ta rola będzie

należała do kogoś innego. Ty musisz być dla niej wsparciem,

bo będzie tego potrzebowała.

– Nie powiesz mi nic więcej – byłam trochę zagubiona.

W odpowiedzi otaczające mnie światło zrobiło się

cieplejsze.

– Niestety. Mam tylko prośbę.

– Słucham?

– Przekażesz ode mnie coś moim dzieciom?

– Oczywiście, z radością.

– Ma się nazywać Angel.

– Angel? Ale kto?

– Wkrótce się dowiesz – powietrze zawibrowało od

serdecznego śmiechu.

*

background image

Powrót do rzeczywistości na szczęście nie był taki

uciążliwy, jak przejście przez portal. Wiedziałam, że złapały

mnie czyjeś ręce, nad sobą zobaczyłam uśmiechniętego

Adama. Rzuciłam się w jego objęcia szczęśliwa, że kolejny

raz było mi dane powrócić do niego.

– Nie musimy czekać! Mam osiemnaście lat! –

roześmialiśmy się we czwórkę. – Zawsze taka będę wracać…

no przynajmniej dopóki panuje niczym niezmącone Dobro –

przyjrzałam się twarzom najukochańszych mi ludzi. – Mój

poprzedni wygląd będzie sygnałem, że dzieje się coś

niedobrego… tak przynajmniej usłyszałam.

Ian i Heather uklękli przy nas.

– Spotkałaś Dobro? – zapytał Ian.

Przytaknęłam.

– Widziałaś Ją? Jego? – wtrąciła szybko Heather.

– Nie. Otaczało mnie tylko światło – zadrżałam na jego

wspomnienie. – Ale było cudowne – westchnęłam. – Nie

wiem, czy potrafię znaleźć odpowiednie słowa, żeby je wam

opisać.

Zastanowiłam się przez chwilę.

– To było jakbym odczuwała miłość… radość… szczęście…

spokój… spełnienie, a to wszystko w tym samym czasie…

cudowne uczucie. A głos nie był ani męski, ani kobiecy, taki

pośredni.

Adam pomógł mi wstać z podłogi, ale nie odeszłam zbyt

daleko, nogi nadal mi drżały, więc szybko usiadłam na

brzegu łóżka, nie chciałam znowu się zbłaźnić i przewrócić.

background image

– Aha! – rodzice się zatrzymali w pół kroku i ponownie na

mnie spojrzeli. Mam wam przekazać jedno zdanie. Cytuję:

„Ma nazywać się Angel”.

Oboje popatrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.

– Hej! Wiecie, co to oznacza, prawda?

W chwili kiedy zadałam to pytanie i do mnie dotarł sens

tych słów. No tak, a czego mogłam się spodziewać, skoro nie

widzieli się taki szmat czasu. Przecież nie leżą obok siebie

jak przedszkolaki.

Super! Kolejna siostra, już nie mogę się doczekać.

– Za kilka tygodni przypadają twoje urodziny – rzuciła na

odchodne Heather, skutecznie odwracając moją uwagę od

nich.

Zerknęłam na Adama. Spojrzał na mnie z błyskiem w oku.

Objął dłońmi moją twarz, składając na niej gorący pocałunek.

background image

Rozdział 16.

– Masz lodowate ręce – szepnął Adam, czując mój dotyk na

plecach.

– Jakoś mi zimno – jak na zawołanie moja skóra pokryła się

gęsią skórką.

Adam bez słowa podszedł do kominka i zajął się

rozpalaniem ognia. Przysunęłam się bliżej i usiadłam na

podłodze, czekając aż pojawi się ogień. Zapatrzyłam się w

przestrzeń, zastanawiając się, jak to możliwe, żebyśmy oboje

z ojcem powrócili, cofając się w czasie o tydzień. Kolejne

pytanie, które zostaje zawieszone w próżni bez odpowiedzi.

Ogień wesoło trzeszczał w kominku. Po chwili poczułam

obejmujące mnie ramiona Adama. Od razu zrobiło mi się

cieplej. Oparłam się plecami o Adama. Siadamy tak zawsze,

zupełnie tego nie kontrolując. Tak nam jest wygodnie.

Czujemy się wtedy blisko siebie, co sprawia nam dużą

przyjemność.

Spojrzałam na niego, lekko zadzierając głowę.

– Opowiedz mi, co się wydarzyło tamtego dnia –

poprosiłam cicho.

Kiwnął głową na znak zgody. Przez chwilę milczeliśmy

background image

oboje zapatrzeni w palący się ogień, wracając do wspomnień

z tamtego dnia.

– Nie pamiętam dokładnie, która była u ciebie godzina, ale

coś około pory, kiedy kończysz lekcje – odezwał się

spokojnie, ale z wyczuwalnym drżeniem w głosie. – Miałem

iść do ciebie, żeby cię zobaczyć. Miałaś taki nerwowy

tydzień. Chciałem cię tu znów przyprowadzić, żebyś mogła

odpocząć… Przejście było już otwarte… Miałem już wejść,

kiedy pod stopami poczułem lekką wibrację ziemi, a ja nagle

przestałem cię odczuwać… zupełnie jakby twoja energia

przestała dla mnie istnieć… Wystraszyłem się, bo doskonale

wiedziałem, co to oznacza, ale łudziłem się jeszcze, że może

jednak to jakaś chwilowa pomyłka… Wiem, że taki był plan,

ale nawet nie zdążyłem ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham

i że będę tu na ciebie czekał, kiedy znowu powrócisz – ciężko

westchnął. – Zacząłem w pośpiechu przeszukiwać nasze

miejsca, potem twoje ulubione… ale nigdzie cię nie było…

Byłem w drodze do Heather, żeby jej wszystko powiedzieć,

kiedy ziemia się zatrzęsła tak mocno, że upadłem… Z oddali

usłyszałem jej przepełniony bólem krzyk, który rozniósł się

echem po zamku.

– To musiał być ten moment, kiedy ugodziłam Iana

sztyletem – szepnęłam ledwie słyszalnym głosem.

Nie widziałam tego, ale wiedziałam, że mi przytaknął.

– Heather znalazłem na podłodze… Jej twarz była blada jak

kreda, a skóra lśniła od potu, ciało całe drżało… Chciałem ją

przenieść na łóżko, ale zabroniła mi się dotykać, powiedziała

background image

mi z trudem, że płonie z bólu… Spojrzeliśmy na siebie i oboje

wiedzieliśmy, co się stało… Ian został pokonany… Zaczęła

płakać, kiedy to do niej dotarło… Położyłem się obok niej na

wyciągnięcie ręki, żeby nie była w tym wszystkim sama…

– Dziękuję ci za to – do oczu cisnęły mi się łzy.

– Nie wiem, jak długo tak leżeliśmy… Wydawało mi się, że

była to wieczność…

W pewnym momencie Heather wykrzywiła się z bólu i

straciła przytomność… Wtedy skorzystałem z okazji i

przeniosłem ją z tej twardej podłogi na łóżko… Szedłem do

łazienki po ręcznik, aby zrobić kompres i położyć go na jej

czole, kiedy i moje ciało przeszył potworny ból… Upadłem,

ledwie łapiąc powietrze i zacząłem czuć dokładnie to samo,

co Heather chwilę wcześniej. Zanim i ja popadłem w czarną

otchłań miałem wrażenie, że słyszę twój szept…

Zadarłam głowę i ucałowałam go w szyję.

– Przepraszam, że musiałeś przez to przejść.

Spojrzał na mnie czułym wzrokiem i ciepło się uśmiechnął.

– Nie masz za co przepraszać. Wszyscy wiemy, że to było

konieczne.

– Tak… Usłyszałeś mnie… – pospieszyłam z wyjaśnieniem,

widząc jego pytający wzrok.

– Mówiłeś, że zanim straciłeś przytomność, słyszałeś mój

szept…? Więc zanim ja umarłam, leżałam przed lustrem w

moim pokoju i resztką siły wołałam ciebie… chciałam po raz

ostatni cię zobaczyć.

– To tylko dowodzi, jak silna łączy nas więź.

background image

Uśmiechnęliśmy się do siebie szczęśliwi, że te straszne

wydarzenia są już za nami.

– Teraz ty mów, co się działo, bo od Iana nie usłyszałem

zbyt wiele. Stwierdził, że z poznaniem szczegółów muszę

poczekać na ciebie.

Opowiedziałam mu wszystko, nie pomijając nawet mojego

wewnętrznego rozdarcia między nim a ojcem.

W chwili kiedy skończyłam, poderwałam się na równe

nogi.

– Alice! – wykrzyknęłam. – Nie wróciła, prawda?!

Zaprzeczył, utwierdzając mnie w moim przeczuciu.

– Megan! – krzyknął za mną, kiedy błyskawicznie

wybiegłam z pokoju. – Zaczekaj!

Wpadłam do pokoju Alice i w ekspresowym tempie

zaczęłam przeglądać jej rzeczy. Zamurowało mnie, kiedy

otwarłam ogromną szafę ukrytą w sypialni Jake’a.

– Jasny gwint! – usłyszałam za sobą zdumiony okrzyk

Adama. – Teraz już wiemy, dlaczego nikt jej nie przejrzał.

Szafa była wypełniona perukami w różnych odcieniach –

od rudego po jasny blond, a na spodzie znalazłam pudełko z

setkami opakowań jednodniowych szkieł kontaktowych,

które zmieniały kolor oczu z zielonego na niebieski.

– Podstępna żmija! – wściekła trzasnęłam drzwiami szafy. –

Muszę iść do rodziców i im o tym powiedzieć, na pewno będą

wiedzieli co należy dalej robić.

Adam złapał mnie za rękę, zatrzymując w miejscu.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby ich nachodzić bez

background image

wcześniejszego telefonicznego uprzedzenia – puścił oczko,

szeroko się uśmiechając.

Otwarłam usta, żeby je zaraz zamknąć.

– O tym nie pomyślałam – czułam, jak policzki palą mnie

zawstydzającym rumieńcem.

A co mają innego robić, skoro byli rozdzieleni przez

stulecia? Logiczne, że chcą nacieszyć się sobą – zganiłam się

w myślach.

– Daj telefon, wyślę im SMS-a, że natychmiast musimy z

nimi pogadać… Nadal nie rozumiem, jakim cudem działają

tutaj telefony i Internet – mruknęłam, pisząc wiadomość.

– Mamy łącze satelitarne – odpowiedział mimochodem

Adam.

– No jasne – cmoknęłam na siebie za brak bystrości.

„Musimy pogadać o Alice! To pilne!

Czekamy na moście” – oddałam telefon.

– Na moście? – zapytał. – A czemu akurat tam?

Uśmiechnęłam się, puszczając mu oczko. Roześmiał się.

– Czekamy już pięć minut – niecierpliwiłam się, stukając

nogą o ziemię. Ile czasu można iść, mając skrzydła? –

wskazałam głową na okno ich pokoju.

– Rozprostujemy nogi? – zapytał z błyskiem w oku.

Nie odpowiedziałam, ale rzuciłam się do biegu przed

siebie, by po chwili gwałtownie skręcić w bok. Z radosnym

okrzykiem rzuciłam się w dół. Zaczęłam się głośno śmiać,

przecinając powietrze.

Adam po sekundzie zrównał się ze mną. Złączyłam dłonie

background image

przed sobą, jakbym wykonywała skok do wody. Nabierałam

prędkości. Zrobiłam fikołka do przodu, potem drugiego, ale

po chwili rozłożyłam ręce, żeby zwolnić, bo zbyt szybko

zbliżaliśmy się ku niebezpiecznej strefie, gdzie ktoś z ziemi

mógłby nas zobaczyć.

Szybko znalazłam się w bezpiecznych ramionach mojego

Światła.

– Uwielbiam to – sapałam, jakbym przebiegła długi dystans

w szybkim tempie.

Ogarnęły nas te same uczucia, co poprzednim razem.

Przywarliśmy do siebie ustami spragnieni pocałunków.

Zatracaliśmy się w gwałtowności naszych uczuć, dopóki nie

dotarł do nas głęboki głos Iana.

– Hej! Wy tam, na dole!

Roześmialiśmy się, patrząc w górę, ale osłaniały nas

chmury, za co im w duchu podziękowałam. Szybko

wznosiliśmy się ku górze. Miękko stanęliśmy na moście

przed moimi rodzicami. Adam zanim mnie puścił, tym razem

najpierw się upewnił, że pewnie stoję na nogach.

Wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy.

– Megan? Co wy wyprawiacie? – zapytała lekko

przestraszona Heather.

Spojrzeliśmy z Adamem na siebie i jednocześnie

wzruszyliśmy ramionami, co nas jeszcze bardziej rozbawiło.

– Nic. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. A tata

doskonale wie, jak lubię wysokość i pęd powietrza –

zerknęłam na niego, ledwo powstrzymywał się, żeby nie

background image

wybuchnąć śmiechem.

– Tak, to prawda – szybko mnie poparł. – Kochanie, nie

martw się, Meg jest w dobrych rękach – objął ją ramieniem,

całując w czubek głowy.

Aż ciepło mi się zrobiło na sercu, kiedy na nich patrzyłam.

Ich miłość, mimo tych wszystkich problemów, rozterek i

minionych lat rozstania, przetrwała. Nie odcisnęło się na niej

żadne piętno. Nadal się kochają jak w dniu, kiedy zostali

sobie przeznaczeni.

Odchrząknęłam, przerywając im te płonące pożądaniem

spojrzenia.

– Dobrze, Słonko, co było tak ważne, że ściągnęłaś nas aż

tutaj? – zapytał ojciec.

– Alice – to wystarczyło, żeby przykuć ich uwagę.

Pokrótce opowiedziałam im, co znaleźliśmy w pokoju

Jake’a.

– Nie wróciła – dodał Adam.

– Podejrzewam, że może… – zawiesiłam głos, bo nie

mogłam tego wypowiedzieć na głos.

– Mnie zastąpić – domyślił się Ian.

– I nie jest sama – dodała Heather.

– No i mamy problem – podsumował ze stoickim spokojem

Adam.

background image

Rozdział 17.

Pogrążeni w niewesołych myślach, przeszliśmy wolnym

krokiem do wnętrza zamku. Usiedliśmy na kanapie w pokoju

zajmowanym przez rodziców. W czasach, kiedy mama była

sama, korzystała tylko z gabinetu połączonego wspólnymi

drzwiami z sypialnią. Teraz rozsiedliśmy się w pokoju, w

którym nie byłam od lat, bo drzwi zostały zamknięte na

klucz. Zarówno dla mamy, jak i dla nas wszystkich

przebywanie w pomieszczeniu wiążącym się z tyloma

wspomnieniami było i piękne, i bolesne.

Nie różnił się zbytnio wystrojem od pozostałej części domu

z wyjątkiem ściany pokrytej setkami zdjęć nas wszystkich,

całej naszej rodziny, począwszy od wynalezienia aparatu

fotograficznego. Drugą ścianę wypełniły nasze portrety

namalowane farbami i naszkicowane ołówkiem. Były to

wspaniałe pamiątki, dzięki którym z łatwością możemy

wrócić pamięcią do minionych żyć.

Z Adamem odszukaliśmy na fotografiach siebie. Mimo że

na pierwszy rzut oka jesteśmy na nich tacy sami,

przyglądając się dokładniej, zauważyliśmy subtelne różnice

wskazujące na to, jak zmienialiśmy się z biegiem czasu.

background image

Chodziliśmy z nosami przy ścianie, zaśmiewając się z siebie

samych.

– Stanowczo musimy wznowić tę tradycję i uzupełnić braki

– wskazałam palcem na puste miejsca, które znalazłam na

ścianie.

Odwróciłam się do rodziców, sprawdzając, czy mnie

usłyszeli, ale mogłam się nadal łudzić. Uśmiechnęłam się pod

nosem, bo jak to mieli ostatnio w zwyczaju, wpatrywali się

tylko w siebie, zapominając całkowicie o reszcie świata.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni Adama, nakazując mu

palcem milczenie. Jeden pstryk i zrobiłam fotkę. Obejrzałam

to, co wyszło i pokazałam Adamowi.

Uśmiechnął się, kiwając z aprobatą głową.

– Pierwsze do kolekcji już mamy – oddałam Adamowi jego

własność. – Hej gołąbeczki! – zawołałam, żeby zwrócić ich

uwagę. – Co z naszym problemem?

Siedliśmy z Adamem przy kominku w naszej ulubionej

pozycji do odpoczynku. Mimo że był czerwiec, w tych murach

zawsze czuło się chłód.

– Sądzę, że jeśli Alice będzie słuchać podszeptów, to teraz

przyczai się i nie będzie podejmowała żadnych radykalnych

kroków – stwierdził ze spokojem ojciec. – Poczeka aż nadarzy

się lepsza okazja.

– Myślę, że przez jakiś czas będziemy mieć spokój i bez

obaw możemy zająć się przygotowaniami do waszego ślubu –

wtrąciła do rozmowy mama.

Spojrzeliśmy na siebie, szeroko się uśmiechając.

background image

– Wiem, że rzadko ostatnio na nich bywałam, ale przyszła

pora, żeby to zmienić.

Postanowiliśmy z Ianem, że będziemy uczestniczyć w

ślubach naszych dzieci – uśmiechnęli się do siebie,

porozumiewając się bez słów.

– W charakterze rodziców ze strony Światła – dodał Ian.

Nie ma innego wytłumaczenia dla naszej obecności.

Super!

wykrzyknęłam

uradowana.

Znowu

zaprowadzisz mnie do ołtarza – zaklaskałam w dłonie. –

Zanim ruszymy tę całą machinę ślubnych uzgodnień, muszę

wiedzieć, co się z tobą działo od tamtego dnia?

Rodzice wymienili szybkie spojrzenia.

– Pamiętasz to uczucie, kiedy trafiłaś przed oblicze Dobra?

– zapytał.

Bez słowa kiwnęłam głową.

– Znalazłem się w tym samym miejscu… W pierwszej

chwili myślałem, że to jakiś rodzaj kary – czuć Dobro, a nie

mieć się z kim tym podzielić… że przez resztę wieczności

będę sam…

Zacząłem biec przed siebie, szukając kogoś lub czegoś, z

każdym krokiem wpadałem w coraz większą panikę…

Zatrzymałem się nagle, kiedy przede mną pojawiło się

srebrzysto-niebieskie

światło,

coś

na

wzór

naszego

przejścia… Dostałem dreszczy, ale zaraz rozległ się dookoła

mnie ciepły głos… „Witaj Arcyświatło” – usłyszałem. „Miło

cię powitać na łonie rodziny”. Trudno było mi cokolwiek

wykrztusić z siebie, bo zwyczajnie odebrało mi mowę. „Twoja

background image

córka Megan tak bardzo cię kocha, że wzięła na swoje młode

barki olbrzymi ciężar i za ciebie dokonała wyboru między

Dobrem a Złem. Męczyło ją tak ogromne poczucie winy, że

sama postanowiła odebrać sobie życie, aby nie podzielić

twojego losu. Ocaliła tym samym was oboje. Wiem, że w

chwili śmierci szczerze żałowałeś wszystkich swoich

uczynków, dlatego pozwalam ci ponownie narodzić się, żebyś

mógł wszystko naprawić, udowadniając mnie, sobie, Megan,

Heather, a także pozostałym, że zasługujesz na drugą

szansę. Następnym razem, kiedy zajdzie taka potrzeba, a

zapewniam cię, że nadejdzie, wybierzesz słusznie. Nie

zmarnuj tej szansy!”.

– Poczułem ciepły, wręcz gorący dotyk na czole i w sercu,

a po chwili wiedziałem, że spadam. Uderzyłem o ziemię,

gdzie wracają Światła.

Adam podał mi chusteczkę. Nawet nie wiedziałam, że

płaczę. Podeszłam do ojca, wtulając się w jego kochające

ramiona.

– Kocham cię – szepnęłam, nadal płacząc.

Światła miały to do siebie, że nie musiały mówić o

uczuciach. Wszystko przekazywały poprzez swoje skrzydła,

toteż wcale nie zdziwiłam się, kiedy otoczyło mnie jedno z

nich.

Zalała mnie fala ojcowskiej, bezgranicznej miłości. Z

całych sił walczyłam ze sobą, żeby nie zamknąć oczu, to było

tak przyjemne. Trwaliśmy jak dwa posągi – wpatrzeni w

siebie, pozwalając na swobodny przepływ uczuć między

background image

nami.

W tym samym momencie kiwnęliśmy głowami, rozumiejąc,

co chcieliśmy

sobie

powiedzieć.

Roześmialiśmy

się.

Doskonale wiem, że jesteśmy różni pod względem wyglądu,

ale identyczni jeśli chodzi o charaktery.

Adam był zmuszony, aby przerwać nam tę chwilę.

Dalszą

rozmowę

musimy

przełożyć

postukał

wskazującym palcem w tarczę zegarka.

– Musimy wracać, jest wieczór. Jill będzie się martwiła.

Wykrzywiłam usta w krzywym grymasie.

– Ale ze mnie córka – zapomniałam o własnej matce.

Otwarłam przejście, ale zanim przeszłam, obejrzałam się,

spoglądając jeszcze raz na szczęśliwych rodziców.

– Dzieciaki, macie być grzeczne – pogroziłam palcem,

puszczając do nich oczko.

Ze śmiechem znaleźliśmy się w moim pokoju, a za nami

wpadła do niego poduszka, którą najprawdopodobniej rzucił

Ian.

background image

Rozdział 18.

– Megan! – usłyszałam głos mamy dobiegający z dołu, a zaraz

potem trzaśnięcie drzwi wejściowych.

– Jestem! Już schodzimy! – odkrzyknęłam.

– W samą porę – wyszeptał Adam, skradając mi szybkiego

całusa.

Roześmiani wpadliśmy do kuchni.

– Mamo, chciałabym…

O,

jesteście.

Cześć,

Adamie

powiedziałyśmy

jednocześnie.

– Dobry wieczór, Jill – posłał jej ciepły uśmiech.

Spojrzałam zdezorientowana. Nie zapomniała go. Zupełnie

jakby miniony tydzień nie miał w ogóle miejsca.

– No, Megan rusz się, nakrywaj do stołu, bo zaraz padnę z

głodu – pogoniła mnie, wyciągając jedzenie z torby.

– Tak, oczywiście – wyrwała mnie z zamyślenia. Szybko

ruszyłam w stronę szafek po talerze. – W sumie to sama nie

pamiętam, kiedy miałam coś w ustach. Jakiś tydzień temu? –

zapytałam Adama, zajmując miejsce obok niego.

Mama skupiła wzrok na mnie.

– Znowu ten wasz młodzieżowy slang, którego nie

background image

rozumiem – machnęła ręką, rezygnując z próby. – Jakieś

plany na wakacje? – powiodła wzrokiem na nas.

– Coś tam planujemy, ale porozmawiamy o tym przy innej

okazji – wyprzedził mnie Adam.

– Zanim cokolwiek postanowimy, rodzice … – musiałam

przełknąć ślinę, bo kłamstwo z oporem przechodziło mi przez

gardło. – Rodzice Adama chcieliby cię poznać.

Jej widelec zawisł w powietrzu.

– Czy powinnam o czymś wiedzieć? – zapytała nas

ostrożnie.

– Nie! Spokojnie. – uspokoiłam ją szybko. Tak po prostu,

taki pomysł nam dzisiaj wpadł do głowy.

Nie powiedziała tego głośno, ale widać było ulgę – nie

zostanie babcią w tak młodym wieku. Podejrzewam, że

właśnie to jej przyszło do głowy jako pierwsza myśl.

– Aha. Dobrze. W końcu spotykacie się już rok, więc to

chyba odpowiednia pora – odparła spokojnie, wkładając do

ust kawałek sałatki.

Za to ja zaczęłam się krztusić. Zerknęłam szybko na

Adama.

– Rok? – zapytałam go bezgłośnie.

Przytaknął głową, nakazując mi spokój, ale zaraz potem

wzruszył ramionami, dając mi do zrozumienia, że sam też nie

bardzo to rozumie.

*

background image

Na koniec szkoły nie musiałam długo czekać. Te dni, które

dzieliły od tego wydarzenia, minęły w okamgnieniu. Kolejne

świadectwo do mojej kolekcji – pomyślałam, patrząc na to,

które już trzymałam w dłoni wręczone mi chwilę temu przez

samego dyrektora szkoły.

Sama uroczystość była bardzo wzruszająca. A kiedy Susan

zaczęła przemawiać o czasie, który przecieka nam przez

palce i powinniśmy go jak najlepiej wykorzystać, łzy płynęły

mi ciurkiem po policzkach.

Ciągle myślałam o tym, co się wydarzyło w ostatnich

tygodniach. Tak niewiele brakowało, a mogłabym stracić

wszystko, co mam i wszystkich, których kocham.

Nie płakałam ze smutku, tylko ze szczęścia, że zwycięsko

udało mi się wyjść z próby, której zostałam poddana.

Zwyciężyłam. Wszyscy wygraliśmy, a naszą nagrodą jest

wspólne życie w spokoju i miłości.

Po rozdaniu świadectw urządziliśmy sobie klasowe

ognisko, żeby uczcić koniec szkoły i początek lata. Była

muzyka, jedzenie, a przede wszystkim świetna zabawa.

Ognisko ogrzewało nas kiedy późnym wieczorem zrobiło

się chłodno. Siedzieliśmy, zaśmiewając się, wspominając, co

się wydarzyło przez te wszystkie lata, które spędziliśmy

razem.

Potem zaczęliśmy opowiadać o swoich planach na

przyszłość. Ten temat zbytnio mi nie odpowiadał, bo nie

wiedziałam, co chcę robić. Nie wspomnę o fakcie, że

przegapiłam moment składania podań na uczelnię.

background image

– Megan, a ty kiedy wyjeżdżasz? – zapytała Susan.

O kurczę?! Wyjeżdżam, ale dokąd?

– Ja? Nie wiem – udzieliłam wymijającej odpowiedzi, bo

byłam w kropce.

– W sumie to nie będziesz miała daleko, mogłabyś

dojeżdżać autem. Po co wydawać kasę na akademik –

wtrąciła Natally.

Uniosłam brwi. Spojrzałam w górę na Adama. Lekko

wzruszył ramionami. Miałam totalną pustkę w głowie. Dobra

wiadomość jest taka, że jednak idę na studia. Muszę tylko

wybadać, na jakie.

– Mam jeszcze czas, żeby zdecydować. Teraz mam inne

rzeczy na głowie.

Deborah zaklaskała w dłonie.

– Oczywiście, wasz ślub – zaszczebiotała.

– Jak twoja matka przyjęła informację, że jej jedyna córka

tak szybko wychodzi za mąż?

Czyżby był jakiś powód waszego pośpiechu? – zapytała

podejrzliwie Sus z błyskiem w oku, łakoma ploteczek.

Zerknęłam na Adama. W odpowiedzi uśmiechnął się i

pocałował mnie, nie bacząc na to, że jesteśmy obserwowani

przez kilkanaście ciekawych par oczu.

Podniósł głowę i całą uwagę skupił na Susan.

– Nie planujemy dzieci w tak młodym wieku. Dopiero co

się odnaleźliśmy. Chcemy się nacieszyć sobą – z powrotem

spojrzał na mnie. – Kocham Megan tak bardzo, że braknie

nam słów i czasu we wszechświecie, abym mógł to wam

background image

wytłumaczyć. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł bez niej

żyć. Wywodzę się z rodu, gdzie bardzo dużą wagę

przywiązuje się do tradycji – spojrzał na twarze zebranych

obok nas, wszyscy jak zaczarowani wsłuchiwali się w jego

głęboki i spokojny głos. – Spełnieniem moich marzeń będzie

poślubienie takiej dziewczyny jak Megan.

Dziewczyny wzdychały, rzucając mi zazdrosne, ale

życzliwe spojrzenia. A ja byłam nie tylko dumna, ale i

niewyobrażalnie szczęśliwa.

Uklękłam przed nim, biorąc jego twarz w dłonie.

– Kochać cię będę tak długo, jak istnieje życie na ziemi, aż

po jej kres, a nawet jeszcze dłużej – wyszeptałam, składając

na jego ustach delikatny pocałunek i wywołując głośne

brawa moich szkolnych kolegów. Roześmialiśmy się, ale nikt

poza nami nie rozumiał znaczenia naszych słów.

– No cóż, kochani, zostaliśmy bez słowa, zbieramy nasze

szczęki z piachu – zażartowała Nat, puszczając mi oczko.

background image

Rozdział 19.

Tydzień później odbyła się zapoznawcza kolacja mojej mamy

z Ianem i Heather, którzy – jak wcześniej uzgodniliśmy –

wystąpili w roli rodziców Adama.

Byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam swojego ojca za

kierownicą najnowszego modelu Audi. Podekscytowana

wybiegłam z domu, by ich powitać.

– Nie wierzę! – zawołałam wesoło. – Ty prowadzisz auto!

Zapominając, że Jill może nas obserwować z okna,

wpadłam wprost w ramiona Iana, który wesoło mną zakręcił.

– Cześć, śliczna – szepnął czule, całując moje czoło.

– Heather, dobrze się czujesz? – zapytałam, ściskając ją na

powitanie. – Jakaś blada jesteś.

Oczywiście ich ukradkowe spojrzenia nie umknęły mojej

uwadze. Dowiem się potem, pomyślałam.

– Tak. Nie martw się – objęła mnie, ciepło się uśmiechając.

– Aniele mój – porwał mnie w ramiona Adam, składając na

ustach szybki pocałunek.

Weszliśmy

do

środka,

gdzie

czekała

na

nas

podenerwowana mama Jill.

– Mamo! – zawołałam, nie zastając jej w hollu.

background image

– Tutaj! – usłyszałam jej głos dobiegający z tarasu. –

Pomyślałam, że przy takiej pięknej pogodzie miło będzie

posiedzieć na dworze – odparła, kiedy nas zauważyła. –

Witam serdecznie – szeroko się uśmiechnęła, maskując

osłupienie na widok Iana i Heather.

– Pozwólcie, to jest moja mama Jill – objęłam ją ramieniem

dla dodania pewności siebie.

– Mamo to są Heather i Ian – celowo pominęłam określenie

„rodzice Adama”, bo przecież to by było kłamstwo.

Wszyscy serdecznie się przywitali, po czym usiedliśmy na

tarasie pod markizą, która dawała nutę cienia w ten dość

gorący dzień.

Widok był niczego sobie, bo ogród tonął obecnie w feerii

barw kwitnących kwiatów, co było zasługą mamy. Kochała

wszystkie rośliny, a najbardziej te, które nagradzały jej

ciężką pracę pachnącymi kwiatami. Wcale się nie dziwię, że

właśnie na pierwsze spotkanie wybrała miejsce, w którym

czuła się najlepiej. Popijając mrożoną herbatę, omawialiśmy

szczegóły związane z nadchodzącym ślubem. Największy

problem stanowiło wybranie miejsca ceremonii. Marzyłam o

ślubie na zamku, ale nie było to możliwe. Jak mielibyśmy

wytłumaczyć gościom portal i całą resztę. Dlatego ciężko

było mi się zdecydować na cokolwiek innego. W efekcie

żadne inne miejsce nie wzbudzało we mnie dostatecznego

zachwytu i aprobaty.

– Megan, kochanie musisz się na coś zdecydować –

powiedziała Jill, delikatnie mnie upominając.

background image

– Wiem, ale… – westchnęłam zrezygnowana.

– Słonko, wiemy, że marzysz o uroczystości na zamku, ale

przed nami są przeszkody nie do pokonania – wtrącił się Ian.

Jill uniosła brwi, nie bardzo rozumiejąc o czym mowa, ale

pominęła to milczeniem.

– Tak, wiem. Tę kwestię zostawmy na sam koniec. Dobrze?

– zapytałam z cichą nadzieją, że może coś się jeszcze zmieni.

– A może tutaj? – zaproponowała do tej pory zaskakująco

cicha Heather. – Jeśli nie miałabyś nic przeciwko temu –

zwróciła się do Jill. – To bardzo piękne miejsce – Jill posłała

jej zaskoczone spojrzenie, ale widać było jej przyjemnie z

powodu nieoczekiwanego komplementu.

– Naturalnie we wszystkim ci pomożemy.

– Hmm, to całkiem dobry pomysł – podchwyciła

uszczęśliwiona Jill. – Megan?

– Tak… – zastanawiałam się przez chwilę, patrząc na

ogród, spodobał mi się ten pomysł.

– Miejsca jest sporo… Pomieścimy wszystko bez trudu…

Tam namiot – wskazałam palcem miejsce pomiędzy dwoma

dużymi drzewami. – Zupełnie jak w 1918 roku – wypaliłam

bez namysłu.

– Dziecko, co ty wygadujesz?! – zapytała Jill.

– Hmm? – spojrzałam na nią, zapominając, że mama jest

poza kręgiem wtajemniczenia.

– Ach… – machnęłam lekceważąco ręką. – Wiesz, gdzieś o

tym czytałam – skrzywiłam się, brzydząc się tym kłamstwem.

– Spojrzałam na rodziców z palącym rumieńcem wstydu na

background image

policzkach, wymawiając nieme „Przepraszam”.

W

odpowiedzi

tylko

kiwnęli

głowami,

lekko

się

uśmiechając.

Na karku poczułam dotyk ciepłej dłoni Adama, jakby bez

słowa chciał dodać mi otuchy z powodu popełnionej gafy.

Odruchowo wsparłam się plecami o niego, czerpiąc jego siłę.

*

– Widać, że cię szczerze uwielbiają – stwierdziła Jill, kiedy

po ich wyjściu zostałyśmy same.

– No cóż, tak samo jak ja ich. Są cudowni – posłałam jej

uśmiech, zbierając talerzyki i szklanki ze stołu.

– Kiedy ich wprowadziłaś, ich widok aż mnie zamurował.

Są tacy piękni – westchnęła.

– Bije od nich wewnętrzny blask… zupełnie jakby nie byli

zwyczajnymi ludźmi tylko… Aniołami.

Zaczęłam się krztusić.

– No coś ty? – nerwowo się zaśmiałam.

– Nie denerwuj się – uśmiechnęła się, obejmując mnie

swoim matczynym ramieniem.

– Rzadko kiedy spotyka się ludzi, którzy oprócz

zewnętrznej urody są także wspaniali wewnątrz.

Emanują Dobrem, aż miło było ich poznać i spędzić w ich

towarzystwie trochę czasu. Miałam wrażenie jakbym

ładowała baterie.

– Tak, to prawda – ucałowałam ją z wdzięczności za te

background image

słowa w policzek.

background image

Rozdział 20.

Dwadzieścia lat później

Siedziałam pod drzewem pogrążona we wspomnieniach.

Ten

najważniejszy

dzień,

na

który

czekałam

z

niecierpliwością nadszedł szybciej, niż mogłam się tego

spodziewać. Od Heather dostałam suknię, którą miałam na

sobie tamtego dnia w 1918 roku. Rozryczałam się ze

wzruszenia, że przechowywała ją dla mnie przez te wszystkie

lata. Pasowała idealnie. Postanowiłam, że moja ślubna

fryzura będzie odzwierciedleniem tamtej z ulepszeniami

stosownymi do współczesnej mody.

Tak więc w pewien sierpniowy, słoneczny dzień kolejny raz

w otoczeniu najbliższych nam osób powiedzieliśmy sobie z

Adamem „tak”. Nigdy nie przyzwyczaję się do tych emocji,

jakie mi towarzyszą w tym dniu. Za każdym razem

odczuwam je tak samo intensywnie, jakby to był naprawdę

nasz pierwszy raz.

Ta ceremonia nieco różniła się od poprzednich.

background image

Najważniejszy był dla mnie moment, kiedy to Ian

poprowadził mnie do ołtarza. Byłam tak niecierpliwa, że

chciałam przyspieszyć kroku, ale Ian delikatnie mnie

powstrzymał, przytrzymując za ramię.

– Kochanie, daj mi się nacieszyć tą chwilą – zażartował.

Roześmialiśmy się oboje, co trochę rozładowało kotłujące

się we mnie napięcie.

Przyjęcie trwało do białego rana. Nie doczekaliśmy do

końca. Kiedy nastał wieczór, niepostrzeżenie zerwaliśmy się i

uciekliśmy do naszego pokoju w Siedzibie.

Tym sposobem mogłam być w pobliżu swoich bliskich.

Najbardziej martwiłam się o Jill – bałam się, że zostanie

sama. Kilka tygodni po naszym ślubie poinformowała mnie

jednak, że wyjeżdża do pobliskiego miasta, bo poznała

interesującego mężczyznę i chcą być razem.

Żeby dom nie stał pusty i nie niszczał, postanowiliśmy się

do niego wprowadzić. Oboje także poszliśmy na studia. Ja

wybrałam psychologię, w czym byłam całkiem niezła, a Adam

– socjologię. Był bardzo podekscytowany, bo studiował po raz

pierwszy, ale szybko się przekonał, że nie jest to trudne –

wystarczy tylko systematycznie się uczyć, a reszta pójdzie

gładko.

Cztery lata szybko minęły, a w czasie ostatniego semestru

okazało się, że spodziewamy się naszego pierwszego dziecka.

Po kilku miesiącach powitaliśmy na świecie naszego

ślicznego syna Davida, który był wierną kopią swojego taty.

Trzy lata później urodziła się Anastazja – dla równowagi

background image

przypominała mnie samą, kiedy byłam w jej wieku, co

najbardziej cieszyło Iana.

Niestety, dzieci nigdy nie poznają prawdy o tym, kim

naprawdę są ich rodzice. Jedyne co mogliśmy zrobić, to

dołożyć wszelkich starań, żeby wychować je jak najlepiej na

dobrych ludzi.

Największą niespodzianką były dla mnie narodziny mojej

siostry Angel – małego Aniołeczka o czarnych włoskach.

Heather przez te tysiące lat swojego życia miała setki

córek, ale tak naprawdę urodziła tylko mnie i Angel.

W jej organizmie często powstaje nowe życie, ale zawsze

ma prawo wyboru, czy urodzi je sama, czy przekazuje

duszyczkę dobrej rodzinie pragnącej dziecka, która z

różnych powodów nie może go mieć. Wtedy popularnie mówi

się, że stał się cud, tymczasem za wszystkim stoi moja

matka. Uszczęśliwiła tym samym setki wspaniałych rodzin.

Dzięki temu ludzie nie przestają wierzyć, że na świecie

zdarzają się dobre rzeczy bez medycznego czy naukowego

wyjaśnienia. Tak działa ten świat, a dopóki na straży życia

stoi Dobro, nic nie ulegnie zmianie.

Uśmiechnęłam się na widok nadchodzącego męża.

Jesteśmy ze sobą tyle lat, a wciąż czujemy do siebie tak samo

gorące uczucia jak w dniu, w którym odnajdujemy się po

czasie rozłąki.

– Co tak sobie tu siedzisz sama? – zapytał, zajmując

miejsce jak zawsze za moimi plecami.

– Wspominam – zamruczałam zadowolona, kiedy otulił

background image

mnie jego zapach.

– Ucałował moje wrażliwe miejsce w zagłębieniu szyi, na

co od razu zareagowałam drżeniem.

– Ciężko zliczyć nasze wspólne wspomnienia z tego życia,

a co dopiero ze wszystkich – podjął temat.

– Czasami myślę, czy tego nie spisać, ale boję się, że

mogłoby to trafić w niepowołane ręce i cała prawda wyszłaby

na jaw.

– Co nam pozostało? – zadał retoryczne pytanie. –

Pamiętać.

– Zawsze – odwróciłam głowę, nadstawiając usta do

pocałunku.

background image

Epilog

– Angel, dokąd idziesz? – zawołała za mną moja

zaniepokojona mama Heather.

Była stanowczo nadopiekuńcza w stosunku do mnie.

Wiem, że z ojcem bardzo mnie kochają, ale czasami stawało

się to nie tylko męczące, ale i nieznośne.

Sama kiedyś przyznała, że jej niepokój był związany z

faktem, że jako jedyna wśród Aniołów nie miałam swojego

Światła, które roztoczyłoby nade mną swoje opiekuńcze

skrzydła.

Żadne z rodziców nie potrafiło wyjaśnić tej nietypowej i

dotąd niespotykanej anomalii. Mnie też nie było łatwo żyć ze

świadomością, że spędzę wieczność na tym świecie zupełnie

sama. Z trudem patrzyłam na moje szczęśliwe siostry,

mające u boku swoje przeznaczone im Światła. A ja ciągle

byłam sama. Minęło już dziewiętnaście lat od chwili mojego

przyjścia na świat i nic. Powinnam od roku być już szczęśliwą

mężatką i wypełniać nasze przeznaczenie.

Nie będę ukrywać, że czuję się pokrzywdzona. Dlaczego

mnie to spotkało? Pytałam nie tylko samą siebie i moich

rodziców, ale rzucałam to pytanie w przestrzeń, oczekując

background image

choćby najkrótszej odpowiedzi.

Megan kiedyś mi opowiedziała, że kiedy Anioł umiera, sam

wybiera moment ponownych narodzin. Tamtego dnia

postanowiłam, że nigdy już nie wrócę.

Zignorowałam wołanie mamy i pospiesznie przeszłam

przez portal, pragnąc miejsca, w którym mogłabym ukryć się

przed ukradkowymi spojrzeniami, z jakimi spotykam się od

dnia moich narodzin.

Naprawdę byłam tym już zmęczona. Po co się narodziłam,

skoro nie mogę wypełnić swojego przeznaczenia?

Wyszłam w nieznanym mi miejscu. Otaczały mnie wysokie

góry. Przestraszyłam się, stojąc na szczycie jednej z nich.

Przecież nikt mnie nie złapie, kiedy zawieje silniejszy wiatr i

spadnę – przemknęło mi przez myśl.

– A może to dobrze – szepnęłam przez łzy. – Po co mam

żyć?! – krzyknęłam z rozpaczy.

Spojrzałam w dół. Tak niewiele brakuje, wystarczy mały

kroczek i skończy się gehenna, z jaką przyszło mi żyć.

Kiedy podniosłam nogę, coś na niebie zwróciło moją

uwagę. Coś nadlatywało w błyskawicznym tempie.

– Jakie wielkie ptaszysko – wyszeptałam przestraszona.

Zachwiałam się, tracąc równowagę na kruchym gruncie.

Głośno krzyknęłam, kiedy zaczęłam spadać.

W chwili kiedy myślałam, że oto spełniło się moje

pragnienie o szybkiej śmierci, coś chwyciło mnie mocno.

Bałam się otworzyć oczy. Dopiero czując twardą ziemię pod

stopami, odważyłam się unieść głowę, żeby zobaczyć

background image

swojego wybawcę.

Zamarłam. Serce waliło tak mocno, że obawiałam się, że

zaraz wyskoczy mi z piersi.

Zadrżała ziemia. Cicho krzyknęłam.

Spojrzałam jeszcze raz na stojącego przede mną chłopaka.

Wpatrywał się we mnie intensywnie bursztynowymi oczami.

Coś mnie przyciągało do niego – jakaś niewidoczna, ale

ogromna siła.

Zrobiłam krok w jego stronę.

Czy się bałam? Nie. Przecież skrzydła to dla mnie żadna

nowość.

Zaskoczył mnie tylko ich kolor, hebanowa czerń…

Ciąg dalszy nastąpi…

background image
background image

Światło anioła
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8147-292-0

© Izabela Zawis i Wydawnictwo Novae Res 2018

REDAKCJA: Aleksandra Zok-Smoła
KOREKTA: Małgorzata Szymańska
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
KONWERSJA DO EPUB/MOBI:

Inkpad.pl


WYDAWNICTWO NOVAE RES
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail:

sekretariat@novaeres.pl

,

http://novaeres.pl


Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej

zaczytani.pl

.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Swiatło Anioła
Światło Anioła, Niekonwencjonalne, Anioly
Światło Anioła Ulatowska An
Swiatło Anioła
Światłolecznictwo
16 Metody fotodetekcji Detektory światła systematyka
Polaryzacja światła
Zastosowanie światła w medycynie i kosmetologii
ŚWIATŁOLECZNICTWO 1
23 Pddzialywanie swiatla z materia
automatyczne swiatla
Michaels Fern Światła Las Vegas 03 Żar Vegas
Ćwiczenie 1 Badania strumienia świetlnego różnych źródeł światła
Chadda Sarwat Pocałunek anioła ciemności 01 Pocałunek Anioła Ciemności
45Załamania światła na powierzchni sferycznej
CZUJKI DYMU WYKORZYSTUJĄCE ŚWIATŁO ROZPROSZONE DO POMIARU GĘSTOŚCI OPTYCZNEJ DYMU
Liturgia Uczty, Ruch Światło-Życie (oaza), Materiały formacyjne, Diakonia Liturgiczna (DL)
Chmurki anioła, Przepisy kulinarne i dekoracje potraw

więcej podobnych podstron