v 04 089







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.89)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






89. W BETER
Napisane 12 marca 1946. A, 8127-8137
Jezus puka do drzwi stróża w Beter.
Za Nim [idzie] Zelota, prowadząc za uzdę osła, na którym siedzi Eliza.
Nie szli tą
samą drogą, co ostatnio. Dotarli do posiadłości Joanny od strony małej
wioski,
leżącej na zachodnich zboczach góry, na której wznosi się zamek.
Stróż rozpoznaje
Pana, spieszy
się, żeby otworzyć wielką kratę, która jest przy jego domu. Otwiera
wejście do
ogrodu przed domostwem. To początek tego baśniowego miejsca, jakim są
rozaria Joanny.
Przenikliwy zapach świeżych róż i esencji różanej nasyca powietrze,
ciepłe o
zmierzchu. A kiedy od wschodu przychodzi wieczorna bryza, sprawiając,
że falują krzewy
obsypane kwiatami, wtedy zapach staje się jeszcze bardziej przenikliwy,
świeży,
wyczuwalny. Przychodzi od pagórków porośniętych różami i pokonuje
ciężką woń
esencji, wznoszącą się spod niskiej i szerokiej wiaty, opartej o
zachodni mur
posiadłości. Stróż wyjaśnia:
«Tam jest moja
pani. Każdego
wieczoru idzie tam, w godzinie gromadzenia się tych, którzy zajmują się
zbieraniem
[róż] i olejarzy. Mówi do nich, pyta, troszczy się, pociesza. O! Dobra
jest nasza
pani! Zawsze taka była. Ale odkąd jest Twoją uczennicą!... Zaraz ją
zawołam. To czas
wielkich robót i nie starcza zwykłych zbieraczy, choć od Paschy
zatrudniła nowe sługi
i służące. Poczekaj na mnie, Panie...»
«Nie, Ja tam
pójdę. Niech cię
Bóg błogosławi i obdarzy pokojem» - mówi Jezus unosząc rękę, żeby
pobłogosławić starego stróża, którego aż do tej chwili cierpliwie
słuchał.
Pozostawia go i odchodzi ku niskiej i szerokiej wiacie.
Odgłos kroków na
twardej ziemi
ścieżki sprawia, że Maciej, zaciekawiony, podnosi głowę. Chłopiec z
krzykiem wybiega
na zewnątrz. Ma otwarte i już uniesione w górę ramiona, żeby otrzymać
upragniony
pocałunek.
«Jest tu Jezus!
Jest tu Jezus!» –
woła biegnąc.
A kiedy jest już w
ramionach Pana,
który go całuje, podchodzi Joanna otoczona sługami.
«Panie!» – woła
ona z kolei i
upada na kolana, aby tam Mu oddać hołd, gdzie się znajduje. Pochyla się
do ziemi, a
potem wstaje z twarzą, którą wzruszenie zabarwia purpurą przypominającą
płatki
rozwiniętej róży. Potem podchodzi do Jezusa i jeszcze raz upada na
twarz, aby
ucałować Jego stopy.
«Pokój tobie,
Joanno. Chciałaś
Mnie ujrzeć? Przybyłem.»
«Chciałam Cię
ujrzeć... Tak,
Panie...»
Joanna blednie i
poważnieje. Jezus
to zauważa.
«Wstań, Joanno.
Czy Chuza jest
zdrowy?»
«Tak, mój Panie.»
«A mała Maria,
której tu nie
widzę?»
«Ona również,
Panie... Poszła z
Esterą zanieść lekarstwo choremu słudze.»
«To z jego powodu
Mnie wzywałaś?»
«Nie, Panie... Z
powodu... Ciebie.»
Można zauważyć, że
Joanna nie
chce mówić w obecności wszystkich otaczających ją ludzi. Jezus pojmuje
to i mówi:
«To chodźmy
zobaczyć twoje
róże...»
«Musisz być
zmęczony, Panie.
Powinieneś coś zjeść... Jesteś spragniony...» [– mówi Joanna.]
«Nie.
Zatrzymaliśmy się w
godzinach najbardziej upalnych w domu uczniów - pasterzy. Nie jestem
zmęczony...» [–
odpowiada jej Jezus.]
«Chodźmy więc...
Jonatanie,
przygotujesz wszystko dla Pana i dla tych, którzy Mu towarzyszą... –
nakazuje
zarządcy, stojącemu z szacunkiem przy niej – Zejdź, Macieju...» – mówi
do
dziecka.
[Maciej] jest jak
w gnieździe w
ramionach Jezusa. Głaszcząc Go, trzyma małą brunatną główkę przy szyi
Jezusa jak
turkawka pod rodzicielskim skrzydłem. Dziecko wzdycha ze smutkiem, ale
zamierza
posłusznie wykonać [polecenie]. Jednak Jezus mówi:
«Nie. On pójdzie z
nami i nie
będzie nam przeszkadzał. To aniołek, przy którym nie mogą mieć miejsca
zachowania
czy gorszące rozmowy. On zapobiegnie zrodzeniu się w sercach
najlżejszego podejrzenia.
Chodźmy..»
«Nauczycielu,
pójdę z Elizą do
domu, chyba że wolisz, żebyśmy byli w pobliżu?» – pyta Zelota.
«Chodźcie i wy» [–
poleca im
Jezus.]
Joanna prowadzi
Jezusa szeroką
aleją, przecinającą ogród. Idą do krzewów różanych, które to się
wspinają, to
opadają z leżących naprzeciw siebie stoków kwiecistej posiadłości
uczennicy. Joanna
idzie dalej. Wydaje się, iż szuka miejsca odosobnionego, takiego, gdzie
są wyłącznie
róże, drzewa i na konarach ptaki, które się kłócą o miejsce na
spoczynek lub
zataczają ostatni krąg nad gniazdami.
Róże wydzielają
silny zapach, nim
zasną okryte rosą. Tego wieczoru są jeszcze w pąkach, jutro zaś
rozkwitną i spadną
pod cięciem nożyc. Zatrzymują się w małej kotlinie pomiędzy dwoma
fałdami terenu.
Tworzą na nim pełne wdzięku girlandy: z jednej strony róże bladoróżowe,
a z drugiej
– czerwone jak plamy zakrzepłej krwi. Jest tam skała, która może służyć
za
miejsce do siedzenia lub oparcie dla stawiających kosze zbieraczy. W
trawie i na skale
leżą zmięte róże i płatki, świadczące o pracy w ciągu dnia.
Joanna dłonią
ozdobioną
pierścieniami oczyszcza skałę z tych odpadków i mówi:
«Usiądź,
Nauczycielu. Muszę z
Tobą pomówić... długo.»
Jezus siada, a
Maciej biega po trawie
to tu, to tam. Wreszcie całkowicie pochłania go pogoń za wielką żabą,
która
przyszła zażyć chłodu wieczoru. Oddala się, krzycząc i podskakując z
radości,
chodząc tu i tam za biedną żabą, aż przyciąga jego uwagę jama
świerszcza. Grzebie
w niej małą gałązką.
«Joanno,
przyszedłem cię
wysłuchać... Nie odzywasz się?» – pyta Jezus po chwili ciszy,
przestając patrzeć
na dziecko. Spogląda na uczennicę, która stoi przed Nim, poważna i
milcząca.
«Tak, Nauczycielu.
Ale... to bardzo
trudne... sądzę, że słuchanie tego będzie przykre...»
«Mów z prostotą i
ufnością...»
Joanna osuwa się
na trawę i siada
na piętach, [u stóp] Jezusa, który siedzi na skale, w pozie surowej i
sztywnej, pełen
dystansu jako człowiek – bardziej niż gdyby dzieliło ich wiele metrów i
liczne
przeszkody – lecz bliski jako Bóg i Przyjaciel, dzięki dobroci
spojrzenia i uśmiechu.
Joanna patrzy na Niego, przypatruje Mu się w łagodnym zmierzchu
majowego wieczora.
Wreszcie odzywa się:
«Mój Panie...
przed rozmową...
muszę Cię o coś zapytać... poznać Twą myśl... pojąć, czy pomyliłam się
co do
znaczenia Twoich słów... Jestem niewiastą, głupią niewiastą... być może
śniłam... i dopiero teraz zdaję sobie sprawę... z tego, co
powiedziałeś, co
przygotowałeś, czego chcesz dla Twego Królestwa... Być może to Chuza ma
rację, a ja
się mylę...»
«Chuza ci czynił
wyrzuty?» [–
pyta ją Jezus.]
«Tak i nie, Panie.
Powiedział mi
jedynie w imię swej mężowskiej władzy, że jeśli jest tak, jak tego
dowodzą ostatnie
wydarzenia, to ja muszę Cię opuścić, gdyż on, dostojnik Heroda,
nie może
pozwolić, aby jego małżonka spiskowała przeciw Herodowi.»
«A kiedyż
spiskowałaś? Któż
myśli o wyrządzeniu krzywdy Herodowi? Jego biedny tron, tak odrażający,
nie jest wart
tego miejsca pośród krzewów róż. Tu usiadłem, ale nie zasiadłbym na
jego tronie.
Niech Chuza będzie spokojny! Nie wzbudza we Mnie pragnienia ani tron
Heroda, ani nawet
Cezara. To nie są Moje trony ani Moje królestwa.»
«Tak?! O, Panie!
Bądź
błogosławiony! Jaki pokój we mnie wlewasz! Od tak wielu dni cierpię!
Mój Nauczycielu,
święty i boski, Mój drogi Nauczycielu, Mój Nauczycielu zawsze taki,
jakim Cię
pojmowałam, widziałam, kochałam; taki, któremu wierzyłam, tak wzniosły,
tak bardzo
wyniesiony ponad Ziemię, tak... Boski, o mój Panie i niebieski Królu!»
I Joanna, ująwszy
dłoń Jezusa,
całuje ją z szacunkiem, pozostając cały czas na kolanach w pozycji
adoracji.
«Cóż więc się
stało? Coś, o
czym nie wiem, a co było zdolne tak cię poruszyć, zamroczyć w tobie
przejrzystość
Mojej sylwetki moralnej i duchowej? Powiedz!»
«Co, Nauczycielu?
Opary błędu,
pychy, pragnienia władzy, uporu, wzniosły się z cuchnących kraterów i
zaćmiły Twój
obraz w myśli niektórych... i próbowały uczynić to samo ze mną. Ale ja
jestem Twoją
Joanną, Twoją łaską, o Boże! I nie zagubię się. Przynajmniej ufam,
wiedząc, jak
dobry jest Bóg. Ale człowiek, który jest jedynie zalążkiem duszy –
walczącej
jeszcze, żeby się uformować - może umrzeć z powodu rozczarowania. A
tego, kto z
błotnistego morza, wzburzonego gwałtownymi prądami, próbuje dotrzeć do
brzegu, do
portu, żeby się oczyścić, poznać inne miejsca spokojne, sprawiedliwe...
takiego
człowieka może pokonać zmęczenie, jeśli utraci ufność w [istnienie]
tego brzegu,
tych [spokojnych] miejsc... Znowu porwą go prądy i błoto. A ja byłam
tak zasmucona,
udręczona z powodu tego zniszczenia dusz, dla których błagam o
Światłość. Dusze,
które kształtujemy dla wiecznego Światła, są nam droższe niż ciała,
którym dajemy
światło ziemskie. Teraz rozumiem, co znaczy być matką ciała i matką
duszy. Płacze
się po umarłym dziecku, lecz to tylko nasz ból. Ale nad duchem
– któremu
próbowaliśmy pomóc wzrosnąć w Twoim Świetle, a który umiera – płaczemy
nie tylko
my sami. Ale [płaczemy] z Tobą, z Bogiem... bo nasz ból z powodu
duchowej śmierci
duszy to także Twój ból, nieskończony ból Boga... Nie wiem, czy dobrze
to
wyjaśniam...»
«O, bardzo dobrze!
Jednak opowiedz
to w sposób bardziej uporządkowany, jeśli chcesz, żebym cię
pocieszył...» [–
prosi Jezus.]
«Dobrze,
Nauczycielu. Wysłałeś do
Betanii Szymona Zelotę i Judasza z Kariotu, prawda? W sprawie tej
młodej hebrajskiej
dziewczyny, którą Rzymianki Ci dały, a którą odesłałeś do Nike...»
«Tak! I co dalej?»
[– pyta
Jezus.]
«Ona chciała
pożegnać swe dobre
panie, a Szymon i Judasz towarzyszyli jej aż do Antonii. Wiesz o tym?»
[– pyta
Joanna.]
«Wiem o tym. I co
dalej?»
«Nauczycielu...
muszę Ci zadać
ból... Nauczycielu, czy Ty naprawdę jesteś tylko Królem ducha? Nie
myślisz o
królestwach ziemskich?»
«Ależ nie, Joanno!
Jakże jeszcze
możesz tak myśleć?»
«Żeby mieć,
Nauczycielu, radość
ujrzenia Ciebie jeszcze bardziej Boskim, tylko Boskim... Ale właśnie
dlatego, że taki
jesteś, muszę wywołać Twój ból... Nauczycielu, mąż z Kariotu nie
rozumie Cię i
nie rozumie tej, która szanuje Cię jako mędrca, jako wielkiego
filozofa, jako Cnotę na
ziemi. Ona podziwia Cię jedynie za to i z powodu tego Cię broni. To
dziwne, że poganki
rozumieją to, czego nie pojmuje jeden z Twoich apostołów, po tak długim
przebywaniu z
Tobą...»
«Zaślepia go
natura ludzka,
miłość ludzka.» [– wyjaśnia Jezus.]
«Usprawiedliwiasz
go... Ale on Ci
szkodzi, Nauczycielu. W czasie gdy Szymon prowadził rozmowę z Plautyną,
Lidią i
Walerią, Judasz rozmawiał z Klaudią w Twoim imieniu, jako Twój
wysłannik. Chciał
wymóc na niej obietnice odbudowy królestwa Izraela. Klaudia długo
go
wypytywała... On wiele jej mówił. Z pewnością myśli, że jego
szalone
marzenie jest właśnie na progu urzeczywistnienia się... Nauczycielu,
Klaudia jest tym
oburzona. Ona jest córą Rzymu... Ma cesarstwo we krwi... Jak można
chcieć, żeby ona,
właśnie ona, z rodu Klaudiuszów, wystąpiła przeciw Rzymowi? Była tym
tak głęboko
wstrząśnięta, że zwątpiła w Ciebie i w świętość Twej nauki. Ona jeszcze
nie umie
pojąć, zrozumieć świętości Twego Pochodzenia... Ale dojdzie do tego, bo
ma dobrą
wolę. Dojdzie do tego, gdy się upewni co do Ciebie. W tej chwili
wydajesz się jej
buntownikiem, uzurpatorem żądnym władzy, oszustem... Plautyna i inne
[Rzymianki]
próbują ją uspokoić... Ale ona chce od Ciebie natychmiastowej
odpowiedzi» [–
wyznaje Joanna.]
«Powiedz jej, żeby
się nie
obawiała. Ja jestem Królem królów, Tym, który ich stwarza i osądza,
lecz nie będę
miał innego tronu niż [tron] Baranka, najpierw złożonego w ofierze, a
potem
zwycięskiego w Niebie. Daj jej o tym znać jak najszybciej.»
«Dobrze,
Nauczycielu, pójdę
osobiście, zanim opuści Jerozolimę. Bo Klaudia jest tak oburzona, że
nie chce
pozostawać dłużej w [twierdzy] Antonia... żeby nie... oglądać
nieprzyjaciół Rzymu.
Tak mówi.»
«Kto ci o tym
powiedział?» [–
pyta Jezus.]
«Plautyna i Lidia.
Przyszły... i
był przy tym Chuza... a potem... kazał mi wybrać. Albo Ty będziesz
tylko Mesjaszem
duchowym, albo ja mam Cię na zawsze opuścić.»
Na twarzy Jezusa
maluje się
zmęczony uśmiech. Pobladł z bólu w czasie opowiadania Joanny. Pyta:
«Chuza tu nie
przyjdzie?»
«Jutro przybędzie,
bo jest
szabat.»
«Uspokoję go [–
mówi Jezus –]
Nie obawiaj się. Niech się nikt nie lęka. Ani Chuza o swe miejsce na
Dworze, ani Herod
z powodu ewentualności przywłaszczenia sobie [jego tronu], ani Klaudia
z powodu swej
miłości do Rzymu, ani ty nie bój się zwiedzenia, oddzielenia... Niech
nikt się nie
boi... Tylko Ja mam powód do obawy... i muszę cierpieć...»
«Nauczycielu, tego
bólu nie
chciałam Ci zadać. Jednak milczenie byłoby oszukiwaniem... Nauczycielu,
jak postąpisz
wobec Judasza?... Lękam się jego reakcji... przez wzgląd na Ciebie,
zawsze na
Ciebie...»
«Tak jak [wymaga]
prawda. Dam mu
poznać, że wiem i że nie pochwalam jego czynu ani zaciętego uporu» [–
mówi Jezus.]
«On mnie
znienawidzi, bo zrozumie,
że wiesz o tym ode mnie...» [– wyznaje Joanna.]
«Cierpisz z tego
powodu?» [– pyta
Jezus.]
«Twoja nienawiść
byłaby dla mnie
bolesna. Jego – nie. Jestem niewiastą, lecz bardziej mężną od niego...
na Twojej
służbie. Służę Ci, bo Cię kocham... nie po to, żeby otrzymać od Ciebie
zaszczyty.
Jeśli jutro, z powodu Ciebie, utraciłabym bogactwa, miłość mego
małżonka, a nawet
wolność i życie, kochałabym Cię jeszcze bardziej, bo wtedy miałabym już
tylko
Ciebie, żeby Cię kochać i Twoją miłość» – mówi Joanna z uniesieniem,
podnosząc
się.
Jezus także wstaje
i mówi:
«Bądź
błogosławiona, Joanno, za
te słowa. I bądź spokojna. Ani nienawiść, ani miłość Judasza nie może
zmienić
tego, co jest napisane w Niebie. Moja misja dokona się, jak zostało
postanowione. Nigdy
nie miej wyrzutów sumienia. Bądź spokojna jak mały Maciej. Tak się
napracował przy
budowaniu domku – według niego piękniejszego – dla tego świerszcza, że
zasnął z
czołem na płatkach róż. Uśmiecha się... sądząc, że ma go pod różami.
Życie
bowiem jest piękne, gdy jest się niewinnym. Ja też się uśmiecham, nawet
jeśli Moje
ludzkie życie nie ma kwiatów, lecz – płatki, oberwane i zwiędnięte.
Jednak w Niebie
będę miał wszystkie róże tych, którzy się zbawią... Chodź. Zapada
zmierzch.
Wkrótce już nie będziemy widzieć ścieżki.»
Joanna chce wziąć
dziecko na ręce.
[Jezus mówi:]
«Zostaw... Ja go
wezmę. Spójrz,
jak się uśmiecha! Z pewnością śni o Niebie, o swej mamie. I o tobie...
Ja też w
Moich smutkach w każdej godzinie śnię o Niebie, o Mamie i o dobrych
uczennicach.»
I powoli idą w
kierunku domu...


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron