Miecz Aniolow Fabryka Slow Fantastyka


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
2/24
Ilustracje
Dominik Broniek
Lublin 2011
O Mordimerze Madderdinie
1. Płomień i krzyż  tom 1
2. Ja, inkwizytor. Wieże do nieba
3. Ja, inkwizytor. Dotyk zła
4. Ja, inkwizytor. Bicz Boży
5. Sługa Boży
6. MÅ‚ot na czarownice
7. Miecz Aniołów
8. Aowcy dusz
Dym ich katuszy na wieki wieków się wznosi i nie mają odpoczyn-
ku we dnie i w nocy czciciele Bestii i jej obrazu i ten, kto bierze
znamiÄ™ jej imienia.
Apokalipsa św. Jana
GÅ‚upcy idÄ… do nieba
Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie
zatraci lub szkodÄ™ poniesie?
Ewangelia św. Aukasza
7/24
8/24
ły łotr wrzeszczał niczym potępiony (słusznie
zresztą, bo w końcu jak miał wrzeszczeć?), kiedy
Z
rzymscy legioniści przybijali jego dłonie do krzyża.
Dobry łotr krzyczeć nie mógł, gdyż przed spektaklem
wyrwano mu język i zaszyto usta. Jezus górował nad
nimi wszystkimi, wpatrując się w przestrzeń bole-
snym wzrokiem, a na jego twarzy odbijało się cier-
pienie. Tymczasem legionista huknął ostatni raz mło-
tem w żelazny hufnal, a krzyż ze złym łotrem uniesio-
no na sznurze i postawiono. Kobieta stojąca tuż obok
mnie głośno szlochała, jej synek przyglądał się
wszystkiemu z palcem władowanym do buzi i wy-
trzeszczonymi oczami. Ponieważ zły łotr nie przesta-
wał wrzeszczeć, a to zaburzyłoby dalszy plan przed-
stawienia, legionista dzgnÄ…Å‚ go mocno pod serce
ostrzem włóczni. Ukrzyżowany mężczyzna wyprężył
się, potem zwiotczał, głowa opadła mu na ramię. Z
ust popłynęła gęsta strużka ciemnoczerwonej krwi.
Teraz nadszedł czas Jezusa. Grający go aktor (w jego
wypadku hufnale wbito pomiędzy palce, w pęcherze
ze świńską posoką) powiódł wkoło wzrokiem i rzekł
donośnie:
 Ukorzcie siÄ™ przed Ojcem i uwierzcie we mnie.
Kto mi zawierzy, ten jeszcze dzisiaj będzie sycić się
chwałą Bożą!
 Sycić się chwałą?  mruknął z wyraznym nie-
smakiem ktoÅ› stojÄ…cy obok mnie.  Na miecz Pana, z
roku na rok są coraz słabsi!
Obróciłem się, by spojrzeć, kto wypowiedział te
śmiałe słowa, i dostrzegłem mistrza Rittera, poetę,
9/24
dramaturga oraz aktora. Musiał być wściekły, że nie
jemu powierzono przygotowanie jasełek, gdyż z taką
inscenizacją wiązały się zwykle wysokie wypłaty. A
mistrz Ritter, jak większość artystów, cierpiał na
chroniczny niedobór gotówki. W czym niewątpliwie
był podobny do waszego uniżonego sługi.
 Piszecie gorsze rzeczy  szepnąłem złośliwie i
dałem znak, by nie przeszkadzał.
 Odrzućcie szatana!  zawołał aktor grający Je-
zusa.  Oto powiadam wam: nadeszła chwila, w któ-
rej musicie dokonać wyboru. Miłosierny Bóg mówi
moimi ustami: ukorzcie się przed chwałą Pańską!
Jeden z legionistów usiadł obok krzyża i wycią-
gnął z zanadrza bukłak z winem, drugi z premedy-
tacją dzgnął Chrystusa włócznią o stępionym gro-
cie. Tłum zawył złowrogo, a legionista oberwał w
skroń zgniłym jabłkiem. Odwrócił się wściekły, szu-
kając wzrokiem tego, kto go zaatakował. Nie znalazł,
więc splunął tylko pod nogi i odszedł parę kroków na
bok, by krzyż z wiszącym Jezusem zasłonił go przed
następnymi pociskami.
 Czy to tragedia, czy komedia?  znowu usłysza-
Å‚em zgryzliwy szept Rittera.
Skrzywił usta w niechętnym grymasie i szarpnął
wąską czarną bródkę, którą hodował, zdaje się, od
niedawnego czasu, a która nadawała mu wygląd
strapionego koziołka. Tymczasem Jezus smutno
zwiesił głowę.
 Nie ukorzyli się przed Panem  rzekł jakby do
siebie, lecz jego słowa poniosły się głośnym echem,
10/24
gdyż widownia zamilkła, wiedząc, iż zbliża się kulmi-
nacyjny moment.  Pozostali pełni pogardy, pychy i
obojętności. Cóż więc mam robić?  Aktor powiódł
spojrzeniem po publiczności, jakby oczekując, że
właśnie ona mu coś doradzi.
 Ukarz ich!  wrzasnął któryś z wynajętych kla-
kierów, zaraz potem zawtórował mu tłum.
 Zejdz do nas, Jezu! Ukarz grzeszników!
 Może powinienem okazać litość?  zapytał aktor
w przestrzeń.
 Nie! Nie! Dość litości! Ukarz ich!
 Tak!  rzekł Jezus mocnym głosem.  Bo czyż
nie jest to litościwy uczynek, gdy zabija się wście-
kłego psa? Czyż nie chroni się w ten sposób wiernej
trzódki? Czy dobry pasterz może pozwolić, by jego
stado drżało w przerażeniu przed bestią?
 Nie, nie może! Zejdz i ukarz ich! Zabij bestię!
 Niech się tak stanie!  krzyknął więc aktor, a za
jego plecami rozległ się huk i pojawił błysk.
Z sufitu opadła jaśniejąca bielą kotara, zasłania-
jąc krzyże. Jednak niemal natychmiast uniosła się
z powrotem, tyle że Jezus stał teraz w błyszczącej
zbroi, w hełmie z szerokim nosalem i z mieczem w
dłoni. Z ramion spływała mu wyszywana złotymi nić-
mi purpurowa szata.
 Podmienili aktora  mruknÄ…Å‚ Ritter niepotrzeb-
nie, ponieważ sam wiedziałem, że pierwszy aktor nie
zdołałby się przebrać tak szybko. A publiczność nie
miała prawa w tej zamianie się zorientować, gdyż
11/24
hełm z nosalem nie pozwalał dokładnie dostrzec ry-
sów twarzy.
Legioniści zerwali się w udawanym przerażeniu,
które zaraz zamieniło się w prawdziwe, kiedy Jezus
chlasnął mieczem i ściął jednemu z nich głowę tak, że
fontanna krwi z kadłuba bluznęła prosto na publicz-
ność, a głowa odtoczyła się na skraj sceny. Oczy-
wiście trwoga ogarnęła tylko drugiego z legionistów,
bo pierwszy zginął, zanim zdążył się zorientować, że
spektakl przybrał tak niespodziewany obrót. Mężczy-
zna próbował zastawić się włócznią, jednak miecz Je-
zusa przeciął drzewce, a potem ostrze wbiło się nie-
mal po rękojeść w pierś ofiary. Legionista opadł na
kolana z wyrazem groteskowego zdumienia na twa-
rzy. Publiczność wrzeszczała i klaskała w dłonie. Si-
wy, sprawiający wrażenie wieśniaka mężczyzna sto-
jący tuż przede mną otarł z wąsa kroplę krwi. Przypa-
trywał się scenie, wytrzeszczając oczy i mamrocząc
coś bezgłośnie.
 No, no  w głosie mistrza Rittera tym razem
usłyszałem nutę niechętnego podziwu.
Przyznam, że rozwój sytuacji też mnie zaskoczył,
gdyż jasełka zwykle nie przybierały aż tak drastycz-
nej formy. Owszem, zły i dobry łotr zawsze byli na-
prawdę krzyżowani, ale do tych ról wybierano za-
twardziałych kryminalistów skazanych na śmierć
przez miejskÄ… AawÄ™. Natomiast pierwszy raz zoba-
czyłem, by na scenie zabito legionistów, a drugi z od-
grywających postać Jezusa aktorów musiał być za-
wodowym szermierzem, ponieważ ciosy wyprowadził
12/24
z widocznym kunsztem. Publiczność była zachwyco-
na, lecz ja zastanawiałem się, kiedy twórcom wpad-
nie do głowy, żeby uzbrojonych Chrystusa i Aposto-
łów wpuścić pomiędzy oglądającą przedstawienie ga-
wiedz. W końcu Pismo mówiło wyraznie: Tego dnia
ulice Jeruzalem spłynęły krwią. Kto wie czy któregoś
dnia inscenizacyjna wyobraznia autorów nie przybliży
dawnych czasów mieszkańcom Hez-hezronu w spo-
sób o wiele bardziej dosłowny, niżby sobie tego ży-
czyli.
Przedstawienie w zasadzie się skończyło, grający
Jezusa aktor podniosłym tonem cytował Świętą Księ-
gę. Do ramion zdążono mu przyczepić złocistą aure-
olę, a pod sufitem na sznurach unosiło się coś białe-
go i skrzydlatego, co wedle zamierzeń twórców mia-
ło symbolizować Anioła. Mogłem mieć tylko nadzie-
ję, że mój Anioł tego nie widzi, gdyż bywał drażliwy
na punkcie swego wizerunku i lubił, kiedy okazywano
mu szacunek.
 Chodzmy  westchnÄ…Å‚em, ujÄ…Å‚em Rittera za ra-
mię i zaczęliśmy się przepychać przez tłum.
Ktoś zrugał mnie, że przeszkadzam w widowisku,
ktoÅ› inny zionÄ…Å‚ odorem cebuli i piwa, jeszcze inny
wbił mi łokieć pod żebra. Znosiłem to ze spokojem,
choć ubolewałem, że nie mam na sobie służbowego
stroju  czarnego płaszcza i kaftana z wyhaftowanym
na piersi połamanym krzyżem. Bowiem, jak zdołałem
zauważyć, ludzie zyskiwali nieoczekiwaną umiejęt-
ność wtapiania się w otoczenie, kiedy tylko ujrzeli
inkwizytora. A nawet najbardziej zatłoczone hezkie
13/24
ulice wydawały się po chwili pustawe. Jednak my,
funkcjonariusze Świętego Officjum, jesteśmy z regu-
ły ludzmi cichymi i pokornego serca. Wolimy trzymać
się w cieniu, aby z niego tym baczniej śledzić grzesz-
ne uczynki bliznich. Tak to już jest, że właśnie z cie-
nia najlepiej dostrzec mrok, tymczasem blask tylko
oślepia zrenice...
W końcu udało nam się wydostać na ulicę. Przy-
grzewało mocne kwietniowe słońce i w pierwszym
wiosennym upale tym silniej czuć było Hez-hezron.
Odpadki piętrzące się w zaułkach, nieczystości spły-
wające ulicami lub zaschnięte w twardą skorupę, któ-
rÄ… jednak rozmyje pierwszy deszcz. Brudnych, prze-
poconych ludzi, nigdy niekorzystajÄ…cych z Å‚azni i nig-
dy niepiorących odzieży. No i najwyrazniej ku ser-
decznemu ubolewaniu waszego uniżonego sługi by-
łem jednym z niewielu, którym to wszystko przeszka-
dzało. Taki właśnie był Hez-hezron, a ja musiałem się
pogodzić z faktem, że mój los związany był z tym
miastem na dobre i na złe.
 Znowu odrzuciliście mi sztukę  rzekł mistrz
Ritter oskarżycielskim, choć jednocześnie nieco zre-
zygnowanym tonem.
 Nie my, lecz biskupia kancelaria  wyjaśniłem,
unikając jednocześnie pijaka, który omal nie wpadł
wprost w moje objęcia.  Wiecie przecież, że Inkwi-
zytorium nader rzadko zajmuje siÄ™ sprawami delikat-
nej artystycznej materii.
 Czy nie wszystko jedno?  Machnął ręką.  Wie-
cie, jakie poniosłem straty?
14/24
 A dlaczego nie piszecie komedii?  zapytałem i
odtrąciłem dłoń złodziejaszka, który próbował obma-
cać pas Rittera.  Zajmijcie się pogodnymi stronami
życia.
Dwie tłuste przekupki rozjazgotały się przy stra-
ganach, jedna próbowała zdzielić drugą po głowie cy-
nową patelnią, ale poślizgnęła się na kupie przegni-
łych kapuścianych liści i runęła jak długa z wysoko
zadartą spódnicą. Spod materii błysnęły grube łydki
poznaczone krwistoczerwonymi wykwitami rozdrapa-
nych pryszczy.
 O, właśnie  podpowiedziałem.   Wesołe prze-
kupki z Hezu . Macie gotowy temat na sztukÄ™.
 Drwicie sobie.  AypnÄ…Å‚ na mnie ponurym wzro-
kiem, a jego blade, niedogolone policzki pokrył ce-
glasty rumieniec.
 Nie drwię  odparłem.  Czytałem wasze dzieła.
Tragiczne miłości, zli władcy, intrygi, zdrady, oszu-
stwa, trucicielstwo, skrytobójstwa, cierpienie w kaza-
matach, widma pomordowanych, leśne duchy... Ko-
mu to potrzebne, Heinz? Kto by chciał czytać lub
oglądać takie rzeczy?
 Wyście jednak przeczytali...
Usiedliśmy przy stole ustawionym przed karczmą
 Pod Postronkiem i Pętlą . Nosiła taką dziwną nazwę,
bo podobno dawno temu w najbliższej okolicy wzno-
siła się miejska szubienica. Właściciel pokazywał na-
wet gościom przegniły pniak, który miał być niegdyś
tej szubienicy podstawą, ale ja ośmielałem się uwa-
żać to za chwyt obliczony na przyciągnięcie klienteli.
15/24
 Dzbanek piwa i dwa kufle  rozkazałem służeb-
nej dziewce.
Ritter próbował ją chwycić za pośladki, gdy od-
chodziła, lecz wywinęła się zręcznie i wyszczerzyła do
niego w uśmiechu połamane zęby.
 Myślicie, że kiedyś będzie wolno nam pisać i
wystawiać, co zechcemy?  spytał.  A tylko widz lub
czytelnik będą decydować o wszystkim?
 Oczywiście, że nie.  Roześmiałem się.  Co też
wam chodzi po głowie, panie Ritter? Czy pozwolili-
byście dziecku zagłębić się samotnie w nieznany las,
nie mówiąc wcześniej, którędy ma iść, i nie usuwając
niebezpieczeństwa z jego drogi? Słowa mają ogrom-
ną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kon-
trolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła.
 Zapewne macie rację  mruknął, widziałem
jednak, że nie jest przekonany.
 Nie zapewne, lecz na pewno  odparłem twar-
do.  Mam jednak nadzieję, że kiedyś dojdziemy do
tego, iż kościelna lub cesarska cenzura nie będą po-
trzebne...
Ritter uniósł brwi.
 ...gdyż tak wykształcimy artystów, że treści
niezgodne z oficjalnymi wskazaniami nie tylko nie
przejdą im przez gardło, lecz nawet nie znajdą oni
słów na oddanie wątpliwych treści.
 Chcecie pozbawić ludzi wolnych myśli?
 Nie, panie Ritter. Pragniemy, by rozsÄ…dnie ko-
rzystali ze swej wolności. Słowa mogą być niczym za-
16/24
raza. Nieść śmierć oraz chaos. Któż mądry na to po-
zwoli?
Westchnął głośno.
 A może, może...  po chwili zastukał nerwowo
palcami w blat  napisałbym sztukę o Świętym Offi-
cjum? O trudzie codziennego życia inkwizytorów i o
tym, jak borykają się ze złem, które otacza nas ze
wszystkich stron? Na przykład...  Wyraznie był za-
chwycony własnym pomysłem, ale mu przerwałem.
 Dajcie pokój Świętemu Officjum  przykazałem
stanowczo.  Nie chcemy, byście pisali o nas zle, nie
chcemy także, byście pisali o nas dobrze. Nie chce-
my, byście w ogóle o nas pisali. Inkwizytorium jest
zbyt pokorne, by służyć za temat sztuki. Ganiąc nas,
popełnilibyście grzech, a chwaląc, zawstydzilibyście.
 No tak  stropił się.  Więc mówicie:  Wesołe
kumoszki z Hezu ?
Powiedziałem wprawdzie  przekupki , lecz być
może słowo  kumoszki było nawet lepsze.
 Niech się kłócą o utargi i mężczyzn, walą po
łbach patelniami, szarpią za kudły, wywracają na
podłożonych przez kogoś liściach kapusty, intrygują
pomiędzy sobą... To się spodoba ludziom, wierzcie
mi. Oni zawsze lubią oglądać głupszych od siebie.
 Tylko czy to będzie jeszcze prawdziwa sztuka,
panie Madderdin?  Spojrzał na mnie z przejęciem.
 Ja chciałbym pisać o życiu i o śmierci, o wielkich
miłościach i tragicznych wyborach, o zżerającej ludzi
nienawiści i o niedościgłym honorze, o tym, gdzie
przebiega granica pomiędzy uczciwością a podłością,
17/24
fałszem a prawdą...  Odetchnął głęboko i opuścił
głowę.  A nie o jędzach bijących się patelniami.
 Macie pisać o tym, czego pragnie wasza pu-
bliczność  powiedziałem.
 Baaa  odparł zadumany.  Lecz czegóż ona
pragnie? Chciałbym to wiedzieć...
 My jesteśmy waszą publicznością  wyjaśniłem
z uśmiechem.  Więc najpierw starajcie się nas zado-
wolić, a potem jakoś już pójdzie. Przede wszystkim
nie zadawajcie wielu pytań, zwłaszcza takich, na któ-
re ciężko znalezć odpowiedz. Świat jest zbyt skompli-
kowany, byście jeszcze wy zmuszali ludzi do myśle-
nia. Ofiarujcie im chwilę beztroskiej zabawy, każcie
śmiać się z bohaterów waszych sztuk, by poczuli, że
sÄ… lepsi od nich...
Dziewczyna postawiła przed nami dwa kufle o
wyszczerbionych brzegach i dzban z urwanym
uchem. Ritter znowu próbował ją klepnąć, ale tym
razem z tak mało widocznym zapałem, że nawet nie
musiała odskakiwać. Uśmiechnęła się szczerbatym
uśmiechem i odeszła, kołysząc biodrami. Ayknąłem
piwa i skrzywiłem się.
 Brudne kufle, stary dzbanek, chrzczone piwo,
bezzębna posługaczka. Piszcie właśnie o tym. Śmia-
ło, z otwartą przyłbicą, piętnujcie plagi naszych cza-
sów.
 Bardzo zabawne  mruknÄ…Å‚, nurzajÄ…c wÄ…sy w
piwie. Widziałem, że nie jest pewien, czy mówię po-
ważnie, czy też kpię.  A gdybym napisał sztukę o
heretykach?  Przysunął się nieco bliżej mnie i ob-
18/24
niżył głos.  O tym, jak straszne wymyślają pluga-
stwa i jak potem pełni skruchy płoną w zbawczym
ogniu oczyszczenia? Zbawczym ogniu oczyszczenia 
powtórzył sobie nieco ciszej, widać po to, by zapa-
miętać sformułowanie.  Przedstawiłbym mordercze
intrygi i podłe knowania.  Wyraznie zapalał się do
pomysłu.  Ukazałbym niewinną dzierlatkę zakocha-
ną w młodzieńcu, który jest zamaskowanym herety-
kiem. On próbuje splugawić jej duszę i ciało, ona wy-
daje go sprawiedliwości, gdyż obowiązek przedkłada
nad miłość...
 A pózniej zakochuje się w powabnym, mądrym
inkwizytorze  dopowiedziałem poważnie.
 No, nie wiem...  Zastanowił się, pocierając po-
liczek, i dopiero po chwili zorientował się, że tym ra-
zem naprawdę z niego kpię.  Nie sądzicie, że to do-
bry temat?  zapytał niemal obrażonym tonem.
Obok nas jakiś pijak chlupnął w błotnistą kałużę,
opryskując przechodzącego opodal młodego szlachci-
ca oraz jego służącego. Szlachcic zaklął szpetnie i za-
czął okładać nieszczęśnika szpicrutą, zaś służący stał
tuż za nim i powtarzał przestraszony:
 Wasza wielmożność się zgrzeje i co ja powiem
ojcu waszej wielmożności... Bardzo proszę, przestań-
cie, panie...
 To jest wasz temat  pokazałem.  Publiczność
pęknie ze śmiechu.
Przyglądaliśmy się przez chwilę, jak młodzieniec
okłada pijaka, który komicznie jęczał i zakrywał gło-
wę rękami, by osłonić twarz przed ciosami. Próbował
19/24
wstać, ale zagmerał tylko butami w błocie i rymnął w
nie z powrotem.
 Mógłby być jego dziadkiem  westchnął Ritter.
 Czy godzi się tak bić starego człowieka?
 Ochlapał mu płaszcz. Nie zauważyliście?  spy-
tałem, gdyż widziałem już, jak za mniejsze przewiny
zabijano na ulicach Hezu.
Poeta wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.
 Nie mogę na to patrzeć  mruknął.  Przemoc
budzi we mnie obrzydzenie, choć nie wiem, czy wy
jako inkwizytor rozumiecie podobną wrażliwość du-
szy.
Pijak nie zdołał się dobrze osłonić, dostał szpicru-
tą w ucho i zakwiczał szczególnie przerazliwie, a spod
siwej szczeciny spłynęła mu strużka krwi. Kilku przy-
glądających się scenie wyrostków parsknęło głośnym
śmiechem.
Książki Jacka Piekary wydane nakładem
naszego wydawnictwa
1. Sługa Boży
2. MÅ‚ot na czarownice
3. Miecz Aniołów
4. Necrosis. Przebudzenie
5. Świat jest pełen chętnych suk
6. Aowcy dusz
7. Przenajświętsza Rzeczpospolita
8. Płomień i krzyż  tom 1
9. Charakternik
10. Ja, inkwizytor. Wieże do nieba
11. Alicja
12. Ja, inkwizytor. Dotyk zła
13. Mój przyjaciel Kaligula
14. Ja, inkwizytor. Bicz Boży
COPYRIGHT © BY Jacek Piekara
COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2009
WYDANIE V
ISBN 978-83-7574-412-5
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jaki-
kolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, foto-
optycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywa-
na w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski, Robert Aaku-
ta
GRAFIKA ORAZ PROJEKT OKAADKI Paweł Zaręba
GRAFIKA NA OKAADCE © iStockphoto.com/Valentin Casarsa
ILUSTRACJE Dominik Broniek
REDAKCJA Karolina Wiśniewska
KOREKTA Marian Aleksandrowicz, Bogusław Byrski
SPRZEDAÅ» INTERNETOWA
ZAMÓWIENIA HURTOWE
Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o.o. s.k.a.
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91
22/24
tel./faks: 22 721 30 00
www.olesiejuk.pl, e-mail: hurt@olesiejuk.pl
WYDAWNICTWO
Fabryka Słów sp. z o.o.
20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a
tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91
www.fabrykaslow.com.pl
e-mail: biuro@fabrykaslow.com.pl
24/24
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klamca 4 Killem All Fabryka Slow Fantastyka
Lowcy Dusz Fabryka Slow Fantastyka
Zborowski Fabryka Slow Fantastyka
Rzeznik Drzew Fabryka Slow Fantastyka
E book Fantastyka Oko Jelenia Srebrna Lania Z Visby Fabryka Slow
E book Homo Bimbrownikus Fabryka Slow
Strasznie Mi Sie Podobasz Fabryka Slow Ebook
Miecz Aniołów
Zaslona Klamstw Fabryka Slow Ebook
E book Popiol I Kurz Opowiesc Ze Swiata Pomiedzy Fabryka Slow
J S Russel Miasto Aniołów
Nie w wymowie slow
Interpretacja słów Hiuzungi
Slow start up when using Norton Internet Security 2002 (3)
Sila slow nauczanie tolerancji

więcej podobnych podstron