Zaslona Klamstw Fabryka Slow Ebook


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
2/41
Jeri Westerson
Zasłona kłamstw
Tłumaczył
Robert Kędzierski
Lublin 2012
Crispin Guest. Kroniki Ogara
1. Zasłona kłamstw
2. Wąż wśród cierni
3. The Demon's Parchment
4. Troubled Bones
Mojemu ukochanemu mężowi Craigowi, którego
wytrwała wiara we mnie sprawia, że wszystko jest
możliwe.
Podziękowania
siążki nie pojawiają się tak po prostu. I choć bar-
dzo pragnęłabym myśleć, że wystarczy błyskotli-
K
wy autor, który siedzi sam w pokoju, z monitorem i
klawiaturą, to jednak wiem, że to nie wszystko. Do
tego punktu przywiodła mnie długa, interesująca
droga. Tak wielu jest ludzi, którym należy podzięko-
wać  zwłaszcza po czternastu latach.
Przede wszystkim pragnę złożyć wyrazy wdzięcz-
ności mojemu mężowi Craigowi, któremu dedykuję
tę książkę. Przez czternaście lat, kiedy odmawiano
wydania mych książek  odkąd zaczęłam pisać fanta-
stykę historyczną, aż do czasu, gdy zabrałam się do
pisania historycznych thrillerów  stał u mojego bo-
ku i mnie zachęcał.  Pewnego dnia to się wydarzy 
mawiał.  Jestem tego pewien . Miał rację. Dzięku-
ję również mojemu cudownemu synowi Grahamowi,
który przez tyle lat z radością bawił się sam, podczas
gdy mama była zamknięta w gabinecie i pisała.
Thriller historyczny wiąże się z koniecznością zgro-
madzenia materiałów zródłowych. Z tego właśnie po-
wodu odbyłam wiele wędrówek do różnych bibliotek
 pragnę więc przekazać wyrazy wdzięczności po-
mocnym pracownikom Tomá Rivera Library przy Uni-
wersytecie Kalifornijskim w Riverside, a także Nancy
7/41
Smith i jej wspaniałemu personelowi z Sun City Li-
brary ( Kim jest ta kobieta i dlaczego zawsze tu sie-
dzi? ). Zaś informacji, których nie mogłam pozyskać
w lokalnych bibliotekach, udzielili mi bardzo pomoc-
ni naukowcy, historycy i pisarze, których poznałam w
Sieci na mediev-1.
Pragnę również gorąco podziękować mojej najlep-
szej przyjaciółce Marie Meadows, która przez cały ten
czas tak bardzo mnie wspierała. Spędziłyśmy wiele
godzin, dyskutując nad fabułą i pracując nad herbem
Crispina. Dziękuję także Luci Zahray, która prawdo-
podobnie nawet nie wie, jak bardzo mnie zachęci-
ła; Kat Cormie za podsunięcie mi wspaniałego zwrotu
akcji; Henk t Jong za pomoc w tłumaczeniu, France-
sco Dall Aglio z Instituto Italiano per gli Studi Filoso-
fici w Neapolu za włoskie, niewybredne przekleństwa
(cieszę się, że wymienialiśmy e-maile i nie musieli-
śmy wypowiadać do siebie przez telefon wszystkich
tych brzydkich słów).
Idąc dalej  gdzieżbym była bez wnikliwego spoj-
rzenia grupy moich krytyków? Przede wszystkim były
to Rebecca Farnbach i Carol Thomas ze swoimi ostry-
mi czerwonymi ołówkami. A następnie mój  zamknię-
ty krąg , w którego skład weszli Ana Brazil, Bobbie
Gosnell i Laura James. Te niezmordowane panie wie-
dzą, jak przywołać mnie do porządku (a to nieła-
twe!). Może i ich wirtualne ołówki nie są czerwone,
8/41
ale z pewnością na tyle ostre, by mnie przyszpilić,
dać mi małego klapsa i sprawić, by wszystko działało.
Dziękuję również grupie internetowej Guppies of
Sisters in Crime, której członkinie nie mają nic prze-
ciwko ciągłemu odpowiadaniu na to samo pytanie i
są zawsze dostępne, by mentalnie poklepać człowie-
ka po plecach.
Na koniec wyjątkowo gorące podziękowania dla
mojego agenta Steve a Mancino. Był nieustępliwy jak
mastiff i naprawdę długo męczył się nad moim ręko-
pisem. A także szczególne podziękowania dla moje-
go wspaniałego redaktora z St. Martin s Press, Keitha
Kahla, który tak bardzo polubił moje postacie, że dał
im drugÄ… szansÄ™.
Dziękuję Wam wszystkim.
Rozdział 1
Londyn, rok 1384
eszcz mu nie przeszkadzał, choć w Londynie
zdawał się gęstszy i bardziej przenikliwy niż na
D
wsi. Przesiąknięty fetorem miasta, opadał w gęstych
strugach, chłoszcząc skórzaną kapotę, którą Crispin
miał na sobie, przy czym najbardziej skupił się chyba
na zaciągniętym na jego głowę kapturze. Krople wo-
dy spływały w dół długimi strużkami, rozlewając się u
stóp. Peleryna nie radziła sobie już tak dobrze jak
kiedyś  przylegała do jego drżących ramion niczym
ciężka, przemoknięta draperia.
Ale nawet to nie robiło na nim wrażenia.
Irytowało go natomiast, że stoi na tym przeklętym
deszczu, podczas gdy zwykły sługa bezczelnie mierzy
go wzrokiem, jakby był jakimś stajennym czy domo-
krążcą. Obejrzał sobie Crispina od góry do dołu, po-
czynając od jego wyświechtanej, sięgającej kolan co-
tehardie, aż po łatane rajtuzy.
Twarz służącego, kwadratowa i wyrazista, świad-
czyła raczej o wiejskim pochodzeniu i w niczym nie
przypominała rysów ludzi zaprawionych życiem w
mieście.
10/41
 Czego chcecie?  spytał, gdy już skończył oglą-
dać przybysza.
Crispin wychylił się ku niemu.
 Otóż chcę  odparł ponurym tonem, który spra-
wił, że jego rozmówca aż zesztywniał  żebyś zapo-
wiedział mnie swojemu panu, bo to on mnie tu we-
zwał. A nazywam się  ciągnął dalej, stawiając stopę
na progu  Crispin Guest. Nie każ swojemu panu cze-
kać.
Mężczyzna zawahał się na chwilę, a potem skłonił
przed nim kpiÄ…co, wykonujÄ…c zarazem zapraszajÄ…cy
gest, w którym nie było za grosz szacunku.
Weszli do przestronnej sali. Malowidła na ścianach
i kosztowne gobeliny przedstawiały farbiarzy i tkaczy
przy pracy. W chłodnym pomieszczeniu unosił się
przyjemny aromat suszonej lawendy i rozmarynu.
Zapach ten przypomniał Crispinowi o jego dawno
utraconym folwarku w Sheen, w którym komnaty i
korytarze też dekorowano w podobny sposób. Ale to
było osiem długich lat temu, gdy był jeszcze ryce-
rzem.
Kiedy przemierzyli salę i dotarli do przeciwległych
drzwi, służący wyjął zza pasa klucz. Gdy przekroczyli
próg i znalezli się w sklepionym przejściu po drugiej
stronie, sługa odwrócił się i zamknął starannie za-
mek, a potem ruszył dalej.
Crispin ze zdziwieniem przyglądał się zachowaniu
mężczyzny. Chciał zapytać o przyczynę tej ostrożno-
11/41
ści, ale wątpił, czy doczeka się odpowiedzi. Tak więc
po prostu obserwował w milczeniu ten powtarzają-
cy się dziwny rytuał, póki nie wspięli się po scho-
dach i nie dotarli do ciepłego solaru. Dlaczego roz-
mowa miała się odbyć właśnie tu? O interesach zwy-
kle rozmawiano w salonie. Przytulnie urzÄ…dzony so-
lar bardziej odpowiadał prywatnym spotkaniom w ro-
dzinnym kręgu. Crispin odepchnął od siebie tę myśl,
zrzucając wybór miejsca na karb ekscentryczności
swego zamożnego gospodarza.
Sługa otworzył drzwi. Biało tynkowane ściany po-
koju zdobiły girlandy bogatych błękitnych draperii za-
wieszone na kołkach. W rogu stał olbrzymi, rzezbiony
w drewnie kredens, który sięgał niemal do ciemnych
belek sufitu, ciÄ…gnÄ…cych siÄ™ szeregiem ku wielkiemu
oknu. Na ciężkim, zdobionym stole leżały zwoje per-
gaminu i oprawione w skórę księgi rachunkowe.
Służący skłonił się lekko, ale nie było w tym nawet
cienia poważania.
 Pan zjawi się niebawem  oznajmił i odwrócił się
na pięcie, ale zaraz cofnął się i spojrzał na gościa. 
Niczego nie dotykajcie  dodał, a widząc przymrużo-
ne oczy Crispina, wyszczerzył zęby w uśmiechu, po
czym wyszedł, zostawiając otwarte drzwi.
Crispin poprawił pelerynę i słysząc jego cichnące
kroki, uśmiechnął się szyderczo. Zerknął na zamek i
przesunął palcem po czarnej żelaznej zasuwie. Nowa.
I można ją było zasunąć i zaryglować tylko od środ-
12/41
ka. Z całą pewnością solar był na tyle ważny, by za-
mykać go na klucz z obydwu stron.
Podszedł do kominka. Był wielki, wręcz za duży,
jak na ten pokój, równie wysoki jak Crispin. Na
gzymsie nad paleniskiem dumnie widniał wyciosany
w kamieniu znak cechowy.
 Kupiec bławatny  prychnął Guest, rozkoszując
się ciepłem żaru.
Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju. Jego uwagę
przykuły srebrne świeczniki i kosztowne meble. Poki-
wał głową.
 Wybrałem sobie niewłaściwy zawód  dodał, a
potem spojrzał na dzban stojący po drugiej stronie
pokoju i oblizał wargi.
Wezwanie, które przyszło ubiegłej nocy, zdziwiło
go. Był podekscytowany. Jeśli wszystko dobrze się
ułoży, będzie to z pewnością najbogatszy klient w ca-
Å‚ej jego czteroletniej karierze, a w tej chwili bardzo
potrzebował honorarium. Znów zalegał z czynszem,
a poza tym był winien Gilbertowi i Eleanor Langto-
nom spory rachunek w tawernie. Gdzie się podziały
te pieniądze? Zabawne, że nigdy nie przyszło mu do
głowy, jak ciężko jest zarobić na życie, póki sam nie
był do tego zmuszony.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w Crispinie in-
stynktownie obudziła się czujność. Odwrócił się w ich
stronę. Do pokoju wszedł mężczyzna, który w ba-
rach był niemal równie szeroki jak samo przejście.
13/41
Utkwił na chwilę spojrzenie w gościu, a potem ostroż-
nie rozejrzał się po pomieszczeniu. Zdawało się, że
zawładnął przestrzenią, jak generał polem bitwy. Cri-
spin uśmiechnął się wbrew sobie. Nie miał wątpliwo-
ści, że człowiek ten przywykł do wydawania poleceń i
do tego, aby były one natychmiast wypełniane. Bar-
dzo cenił tę cechę u ludzi. Przed laty sam się nią
cieszył. Inna sprawa, że temu zamożnemu kupcowi
pewnie nie było dane znalezć się na jakimkolwiek po-
lu bitwy. Jego areną był handel, a żołnierzami  bele
sukna.
Sam również uważnie zlustrował gospodarza, pró-
bując ocenić człowieka skrywającego się pod tą pew-
ną siebie powierzchownością. Uważniejsze spojrzenie
pozwalało dostrzec, że mężczyzna nie miał mięśni
czy krzepy jak kamieniarz albo kowal. Wyglądał ra-
czej na korpulentnego człowieka oddającego się ucie-
chom życia. Nalana, ogorzała twarz miała zmarszczki
wokół oczu, a starannie przystrzyżona broda przy-
prószona była już siwizną. Jego sięgającą tuż za kola-
na houppelande w barwie głębokiej zieleni wykonano
z drogiego aksamitu i obszyto futrem z gronostaja.
Fałdziste rękawy zwisały niemal do samej podłogi, a
sztywny kołnierz postawiony był prosto, zasłaniając
zwalisty kark. Na szerokich piersiach nosił dwa złote
łańcuchy, zaś u pasa, w ozdobnej pochwie, sztylet z
wysadzaną klejnotami rękojeścią.
14/41
Za gospodarzem pojawił się ten sam sługa, który
powitał Crispina przy wejściu. Wszedł do pokoju za
swym panem i stanÄ…Å‚ przy drzwiach, czekajÄ…c na in-
strukcje.
Spojrzenie bogacza ponownie spoczęło na gościu i
tak już pozostało.
 Crispin Guest?  spytał.
 Do usług, panie.
W odpowiedzi na powitalny ukłon kupiec szybko
skinął głową.
 Możesz odejść, Adamie  oświadczył przez ra-
mię.  Obsłużymy się sami.
Służący obrzucił Crispina podejrzliwym wzrokiem.
Przez chwilę się wahał, najwyrazniej jednak w końcu
uznał, że dyskutowanie z jego panem nie ma sensu,
złożył więc wymuszony ukłon, po czym powłócząc
nogami, wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Gospodarz
podszedł do nich i przesunął żelazną zasuwę. Guest
przyglądał się temu, nie kryjąc zdziwienia, ale nic nie
powiedział.
 Cenię sobie moją prywatność  oznajmił z
uśmiechem mężczyzna, odwracając się w jego stro-
nÄ™.
Crispin wciąż milczał.
 Proszę.  Kupiec wskazał na obite tapicerką
krzesło.  Spocznijcie, mistrzu. Napijecie się wina?
 Tak, chętnie.
15/41
Gospodarz napełnił srebrny puchar i podał gościo-
wi, ten zaś usiadł i delektował się uwodzicielskim za-
pachem napoju. Niemal przymknął oczy, czując słod-
ki jagodowy aromat dobrego gaskońskiego wina. Ku-
piec usiadł naprzeciwko w większym fotelu. Crispin
upił niewielki łyk i niechętnie odstawił naczynie.
 Doszły mnie słuchy o waszej dyskrecji, Guest 
odezwał się w końcu tamten.  A w tym przypadku
zachowanie tajemnicy ma ogromne znaczenie.
 Tak, panie. Podobnie jak w większości przypad-
ków.
 Pańska reputacja... Czy jest zasłużona?
 Jako tropiciel jestem znany od czterech lat. Nie
spotkałem się w tym czasie z żadnymi zażaleniami, a
moi klienci zawsze byli zadowoleni.
 Rozumiem.  Kupiec uśmiechnął się i z satysfak-
cją pokiwał głową, zaraz jednak znów spoważniał.
Zapadła pełna napięcia cisza. Przez dłuższą chwilę
mierzyli się wzrokiem, a potem niespodzianie męż-
czyzna zerwał się na nogi i stając przed kominkiem,
nerwowo wyciągnął dłonie w stronę ognia.
 Być może  odezwał się Crispin po kolejnej dłu-
giej chwili milczenia  powinniśmy zacząć od po-
czątku, a wówczas łatwiej mi będzie poznać pańskie
oczekiwania.
Mężczyzna zerknął na zamknięte drzwi i westchnął
ciężko.
 Nazywam siÄ™ Nicholas Walcote.
16/41
Guest kiwnął głową. Tyle wiedział już wcześniej.
Najbogatszy kupiec bławatny w Londynie, być może
nawet w całej Anglii. Samotnik, dziwak. Mówiło się,
że Walcote a nie widziano w gildii od czasów mło-
dości, co nie zmieniało faktu, że od lat cieszył się
nieskazitelną reputacją. Ten człowiek zawsze wyda-
wał się wyprzedzać modę o krok; zawsze sprowadzał
właściwe sukno we właściwym czasie i był to towar,
który niezmiennie zachwycał klientów. Ktoś taki musi
mieć głowę do interesów jak mało kto. Crispin otrzą-
snął się z zamyślenia. Handel materiałami był dla nie-
go całkowitą zagadką. Pamiętał czas, gdy podążał za
trendami mody, dziś jednak nie musiał już przejmo-
wać się dworską wykwintnością, nawet gdyby było go
na nią stać.
Nagle poczuł przykre ukłucie, zresztą jak zawsze,
kiedy wspominał życie na dworze króla Ryszarda. Hi-
storia, w którą się wplątał, sprawiła, że kupiec bła-
watny był teraz bardziej wpływowym człowiekiem niż
on, jemu zaś pozostały jedynie resztki z pańskiego
stołu. Ale nie na długo. Dziś Crispin oceniał każdego
człowieka po tym, z jaką ilością złota ów był gotów
się rozstać. A wszystko wskazywało na to, że Nicho-
las Walcote mógł sobie pozwolić, by wypłacić tropi-
cielowi duże wynagrodzenie.
Przechylając się na krześle, Crispin starał się nie
okazać na twarzy swoich uczuć. Obciągnął rąbek co-
17/41
tehardie, by zakryć dziurę w rajtuzach na lewym
udzie.
 A więc cóż to za wymagająca dyskrecji sprawa,
mistrzu Walcote?
Gdy ich oczy się spotkały, twarz kupca przybrała
twardy wyraz.
 Chodzi o moją żonę. Obawiam się... Obawiam
się, że mnie zdradza...  odparł, a do oczu nagle na-
płynęły mu łzy. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął pła-
kać.
Crispin odchylił się na krześle i przyglądał swoim
paznokciom, czekając, aż Walcote się uspokoi. I
trwało to całkiem długo.
Wreszcie gospodarz uniósł głowę i otarł twarz wiel-
ką, kwadratową dłonią.
 Proszę mi wybaczyć.  Pociągnął nosem.  To
przykra sprawa. Oczywiście nie mam pewności. To
dlatego was wezwałem.
Crispin wiedział, dokąd zmierza ta rozmowa, i
wcale mu się to nie podobało.
 Co chcecie, panie, abym zrobił?
 Z pewnością macie doświadczenie w tego typu
sprawach...
Guest zmrużył oczy.
 Mam szpiegować waszą żonę?  zapytał wprost.
Walcote przeszedł przez pokój i zatrzymał się przy
swym nietkniętym pucharze z winem. Obramowane
szronem szyby nadawały szary odcień słabemu świa-
18/41
tłu padającemu na wypolerowaną drewnianą podło-
gę. Pozostała część pokoju pogrążona była w cie-
niach, z wyjątkiem aureoli otaczających płomienie
świec.
 To mnie doprowadza do szaleństwa  syknął. 
Muszę wiedzieć! Interesy, moje włości... Muszę mieć
pewność, że jej potomstwo będzie moim. Jesteśmy
małżeństwem od tak niedawna... A ja dużo podróżu-
jÄ™ w interesach.
Miłość i zazdrość to jedno, a sprawy związane z
dziedziczeniem to już coś zupełnie innego.
 Rozumiem. Co zamierzacie, panie, jeśli odkryje-
cie nieprzyjemnÄ… prawdÄ™?
Ogorzałe oblicze Walcote a oblało się głębokim ru-
mieńcem.
 To już chyba moja sprawa.
 Nie sądzę, panie. Nie chcę być przyczyną prze-
mocy, choćby nawet była usprawiedliwiona.
Walcote rzucił mu gniewne spojrzenie, a potem
nagle jego zaciśnięte pięści się otworzyły.
 Proszę o wybaczenie...  Uśmiechnął się prze-
praszajÄ…co.  To osobiste sprawy i trudno mi zacho-
wać dystans. Oczywiście padną pewne słowa i być
może nastąpi jakaś forma kary, ale przemoc? Nie.
Mimo wszystko kocham swoją żonę.
Crispin powstał, podszedł do kominka i odwrócił
się plecami w stronę płomieni. Woda z jego peleryny
zaczęła skapywać na podłogę.
19/41
 Nie lubię tego rodzaju zleceń, mistrzu Walcote.
Odzyskuję zgubioną biżuterię, skradzione dokumen-
ty. Ale cudzołóstwo? Pozostawiam to duchownym. 
Potrząsnął głową i ruszył w stronę drzwi, jednak Wal-
cote stanął mu na drodze i nawet rozłożył ręce, by
uniemożliwić mu przejście.
Kupiec ważył dobre szesnaście kamieni, ale cała ta
masa była jedynie owocem wygodnego życia i cięż-
kiej strawy. Szczupły i zręczny Crispin nie wątpił ani
przez chwilę, że gdyby zechciał wyjść, gospodarz nie
byłby w stanie mu w tym przeszkodzić.
 Proszę, Guest. Wiesz, że jestem zamożnym czło-
wiekiem. Zapłacę każdą cenę. Nie umiałbym jeszcze
raz opowiedzieć tej historii komuś innemu. Błagam!
 To przykra i osobista sprawa, mistrzu Walcote 
mówiąc to, Crispin przyglądał się swojej porzuconej
czarze z winem.  Moim zdaniem, powinniście poroz-
mawiać z żoną.
Położył dłoń na ramieniu Walcote a i zacisnął pal-
ce, by po chwili z łatwością odsunąć gospodarza na
bok. Potem sięgnął do zasuwy, zamierzając otworzyć
drzwi, lecz kupiec chwycił go za nadgarstek.
 Jakżeż miałbym wierzyć jej słowom?
Crispin uśmiechnął się.
 Równie dobrze może was okłamać, jak i powie-
dzieć prawdę. Widziałem już dziwniejsze rzeczy.
 Nie znacie mojej żony  mruknął Walcote.  Pró-
bowałem, ale jej prawda różni się od innych.
20/41
Kupiec mocniej ścisnął nadgarstek Crispina.
 Na pewno możecie posłać sługę  rzucił tropiciel.
 I stać się dla służby pośmiewiskiem?  Walcote
potrząsnął głową i puścił rękę swojego gościa.  Nig-
dy nie zostaliście zdradzeni? Nie wolelibyście wtedy,
żeby ktoś was uprzedził? Żeby was ostrzegł?
Crispina dotknęły te słowa i przeżuwał je teraz w
milczeniu. Czy został zdradzony? W życiu dwukrotnie
oszukano go w najgorszy możliwy sposób. Pierwszy
raz zrobił to człowiek, któremu gotów był powierzyć
własne życie, a drugi raz  kobieta, którą zamierzał
poślubić. Gdyby tylko ktoś go wówczas ostrzegł, gdy-
by powiedział...
Zdjął dłoń z zasuwy. Zastanawiał się przez chwilę,
trzymając wzrok wbity w podłogę. Potem westchnął
ciężko i odwrócił się, by spojrzeć na Walcote a. Ten
człowiek był zdesperowany, co do tego nie miał cie-
nia wątpliwości. Jego rumiana twarz poczerwieniała,
a na nosie i czole połyskiwał pot. Mimo całego swo-
jego bogactwa wyglądał jak ktoś, kto jest głęboko
nieszczęśliwy i potrzebuje natychmiastowej pomocy.
Crispin niemal parsknął, uzmysławiając sobie ironię
tej sytuacji.
Zamiast tego jeszcze raz westchnÄ…Å‚, sfrustrowany
pustym mieszkiem u pasa.
 A więc dobrze. Co mam zrobić?
Z ust Walcote a popłynął potok słów.
21/41
 Obserwujcie, panie, dom. Sprawdzcie, dokÄ…d
chodzi i kto się tu pojawia pod moją nieobecność.
Zdajcie mi potem relacjÄ™ z tego, czego siÄ™ dowiedzie-
liście. Ja zajmę się resztą  przerwał na chwilę, ocie-
rając pot z górnej wargi.  Jakie jest wasze honora-
rium za takie usługi?
 Sześć pensów za dzień. Plus wydatki.
 Zapłacę tyle, a nawet więcej. Oto wasza zalicz-
ka, w dowód zaufania.  Kupiec sięgnął do sakiewki
przy pasie i wydobył z niej trzy monety.  Teraz dam
połowę dziennego honorarium. Resztę będę wypłacał
w miarę postępów w waszych działaniach.
Crispin spojrzał na monety w wilgotnej dłoni Wal-
cote a. Trzy srebrne krążki. Jeśli odmówi, będzie to
oznaczało głodowanie  nic nowego, zdarzało mu się
nie jadać już wcześniej. Jeśli z kolei przyjmie zlece-
nie, będzie musiał skradać się w cieniu i być kimś nie-
wiele lepszym od zwykłego podglądacza. Tyle tylko,
że ta umowa mogła go doprowadzić do zamożniejszej
klienteli, do większych możliwości. Być może nawet
droga ta wiodła do najbogatszych domów w Londy-
nie. A to byłoby już naprawdę coś.
Rozgoryczony zgarnÄ…Å‚ monety i wsunÄ…Å‚ je do sa-
kiewki.
 Jak rozpoznam waszą żonę, panie?  spytał. 
Mogę ją zobaczyć?
 O nie! To niemożliwe!  Walcote podszedł do
kredensu i otworzył drzwiczki. Z dolnej półki wyjął ja-
22/41
kiś niewielki przedmiot i przyglądając mu się z czuło-
ścią, podszedł do tropiciela, a potem niechętnie podał
go na wyciągniętej dłoni.  To portret Philippy. Jest
na nim bardzo do siebie podobna.
Guest spojrzał na miniaturę. Widniała na niej mło-
da, dwudziestokilkuletnia dziewczyna o orzechowych
oczach. Jej włosy, zaczesane w przedziałek pośrod-
ku, miały złocistą barwę czystego mosiądzu, a dwa
upięte nad uszami warkocze dodawały jej specyficz-
nego uroku.
 Czarująca. I młodsza od Walcote a, który najpew-
niej dobiega pięćdziesiątki. Nic dziwnego, że się mar-
twi .
Crispin chciał zwrócić portret, ale kupiec potrzą-
snął głową.
 Zatrzymajcie go  powiedział.  To wam pomoże
ją zidentyfikować.
Wzruszył ramionami i wsunął niewielki obrazek za
pazuchÄ™.
 Chcę, żebyście zaczęli dziś wieczorem  oznajmił
rozkojarzonym głosem Walcote.  I powiadomcie
mnie jak najszybciej o tym, co odkryliście.
 Miejmy nadzieję, że to tylko próżne obawy.
 Tak...  mruknÄ…Å‚ gospodarz.
Zacisnął dłonie i odwrócił się w stronę kominka,
plecami do Crispina.
 Adam odprowadzi was do wyjścia  dodał.
23/41
* * *
Opuszczając podwórze domu Walcote a, Crispin nie
mógł się powstrzymać, by się nie odwrócić. Jeszcze
raz obrzucił wzrokiem potężną kamienną budowlę.
Przeszedł przez stróżówkę, żegnając siedzącego
tam odzwiernego jedynie krótkim skinieniem. Nacią-
gnął na głowę kaptur i szczelniej okrył się pelery-
ną. Nad nim wisiało szare i ponure jesienne niebo.
Był wdzięczny, że przestało padać, ale wciąż panował
chłód i z ust unosiła się para.
Skoro Walcote chciał, by zaczął jeszcze dziś wie-
czorem, to równie dobrze mógł zrobić to teraz. Prze-
szedł na drugą stronę ulicy, by ogrzać się przy pie-
cyku jakiegoś sklepikarza. Skinął głową człowiekowi,
który już tam stał. Mężczyzna wskazał gestem na
dom.
 Szukaliście pracy?  spytał. Miał gęsty jak mgła
akcent z Southwark, ale jego wygląd według Crispina
był trochę zbyt kobiecy.
 Tak  uśmiechnął się Guest.  Znacie ich?
 A jakże. Mój kuzyn kiedyś dla nich pracował.
 KiedyÅ›?
 Ano. Opowiadał, że to straszne dziwaki. Właśnie
się zebrałem, żeby samemu poszukać tam jakiegoś
zajęcia, chociaż mój kuzyn Harry bardzo mi to odra-
dzał. Ale nie czas wybrzydzać, kiedy trzeba zarobić
na życie.
24/41
Był chudym mężczyzną o zapadniętej twarzy, ja-
snych włosach, orlim nosie i wodniście niebieskich
oczach. Długimi palcami naciągnął głęboko kaptur i
mocno zacisnął materiał pod brodą.
 I co, udało się wam?
 Rozmawiałem z panią domu  odparł włóczęga.
 Surowa z niej niewiasta. Nie wiem, co miała na my-
śli, ale kazała wrócić jutro.
Guest nic nie odpowiedział. Jeszcze raz zerknął na
dom. Jego okazała fasada powoli znikała w kłębach
nadciągającej mgły i teraz widać było już tylko roz-
mazaną szarą bryłę z ciemniejszymi obramowaniami
okien.
Obcy zmierzył wzrokiem wystającą spod peleryny
wyświechtaną rdzawoczerwoną szatę Crispina, jego
połatane rajtuzy i znoszone buty.
 A jak wam, powiodło się?  spytał.
Tropiciel zadrżał z zimna i przysunął się bliżej do
płomieni. W milczeniu potrząsnął przecząco głową.
 Nienażarty opój  mruknął ze zrozumieniem
mężczyzna.  Walcote ma więcej złota niż król Sa-
lomon. Co to dla niego jeszcze jeden sługa... Nie da
się zabrać bogactw do nieba!  rzucił w stronę domu,
unosząc pięść. Potem opuścił rękę i dodał ściszonym
głosem:  Podobno opuszcza dom tylko wtedy, gdy
wyjeżdża z kraju, żeby kupować to swoje sukno. Ale
są tacy, co twierdzą, że w ogóle nigdzie nie jezdzi.
25/41
Wyczarowuje te swoje cuda w piwnicy. To dzieło sza-
tana... Tyle pieniędzy!
 Niektórzy ludzie po prostu dobrze wykonują
swojÄ… robotÄ™.
Mężczyzna pociągnął nosem i otarł go rękawiczką
bez palców.
 Cóż, ja tam w niczym za dobry nie jestem. A w
czym wy jesteście mocni?
Crispin uśmiechnął się nieszczerze.
 Och, w wielu rzeczach. I z żadnej nie mam dość
złota.
 Bóg mi świadkiem, że mam tak samo. Czasy są
ciężkie, no nie?  Mężczyzna zatarł ręce i szczelniej
otulił się kapotą.  Myślę, że teraz powinniśmy obaj
zapomnieć o naszych troskach.  Wyciągnął dłoń w
rękawiczce.  Zwą mnie John Hoode. Może napiliby-
śmy się piwa?
Guest jeszcze raz zerknÄ…Å‚ w stronÄ™ domu. Wszyst-
kie drzwi i okna zamknięte były na głucho. Spojrzał
w niebo. Zmierzch nadejdzie dopiero za parÄ™ godzin,
a jak wiadomo, schadzki odbywajÄ… siÄ™ zwykle nocÄ….
Może ten człowiek miał jakieś informacje o Walco-
te ach, które mogłyby mu się przydać? Mocno potrzą-
sając, uścisnął jego dłoń.
 Z miłą chęcią przyjmę wasze zaproszenie.
 A zatem chodzmy!
26/41
Mężczyzna wskazał Crispinowi kierunek i ruszył
przodem. Kiedy dotarli do najbliższej przecznicy, we-
szli do pierwszej z brzegu tawerny.
Rozsiedli się przy stole. Guest zsunął z głowy kap-
tur i przeczesał palcami wilgotne czarne włosy. Ho-
ode cały czas rozprawiał wesoło o Londynie i swoich
zabawnych przygodach najemnego robotnika, zaÅ›
Crispin pozwalał mu mówić, obserwując go uważnie
swoimi szarymi oczyma i powoli sÄ…czÄ…c piwo. O sobie
powiedział niewiele, tylko tyle, że imał się różnych
zajęć, aby mieć czym napełnić brzuch.
 Zdradzcie mi  odezwał się w końcu, przerywa-
jąc paplaninę mężczyzny  jakie wrażenie zrobiła na
was pani Walcote?
 Aadna, młoda, uczciwa.  Wzruszył ramionami i
siorbnÄ…Å‚ piwo z kufla.
Crispin także pociągnął łyk złocistego napoju.
 Uczciwa? W takim razie dlaczego Walcote w ogóle ją
o coś podejrzewał?
 Myślicie, żeby się tam zakręcić i dobrać do jego
żony, co?  zapytał John wprost.  Na waszym miej-
scu nawet bym tego nie próbował. Jak mówiłem, jest
uczciwa, nawet do przesady. Ale w końcu wie, że to,
co dobre dla niego, jest dobre także dla niej. Nie ma-
cie żadnych szans.
Crispin nie odpowiedział, tylko znów napił się piwa
i niewiele już potem mówił. Chciał jeszcze raz spoj-
rzeć na portret, ale nie mógł tego zrobić w obecności
27/41
Hoode a. Być może powinien dokładniej wypytać
Walcote a, dlaczego podejrzewa żonę, lecz osobista
niechęć do tego typu zadań wzięła górę. Potrząsnął
głową.
Cóż to mogła być za sprawa, która tak wzburzyła
kupca? Może ktoś kręcił się wokół domu? A może
jego żona zatrudniała bardziej urodziwych służących
niż ten Hoode?
A jednak trzeba było dowiedzieć się więcej.
* * *
Po prawie dwóch godzinach ściskania w dłoniach ku-
fla z wodnistym piwem i słuchania, jak John gada o
tym i o owym, Guest podziękował za towarzystwo i
życząc włóczędze wszystkiego dobrego, pośpiesznie
wyszedł z tawerny. Drżąc na chłodzie, powoli ruszył
ulicą, teraz czarną i srebrzystą w słabym świetle za-
słoniętego chmurami księżyca.
Wrócił do piecyka naprzeciwko stróżówki domu
Walcote ów, przy którym wcześniej poznał Hoode a.
Jednak płomienie już wygasły, a na dnie żelaznego
paleniska pozostał tylko szary, rozwiewany wiatrem
popiół.
Zdawało mu się, że stoi w ciemnościach przez całą
wieczność. Księżyc zaszedł już dawno temu i noc zro-
biła się jeszcze zimniejsza. W końcu przed wejściem
pojawiła się drobna postać. Gdyby stróż nie uniósł
28/41
pochodni, by oświetlić jej twarz, Crispin być może nie
rozpoznałby Philippy Walcote, jednak w tej krótkiej
chwili dostrzegł włosy w kolorze mosiądzu i przypo-
mniał je sobie z miniaturowego portretu.
Kobieta obejrzała się przez ramię, spoglądając na
dom, w którym teraz panowały ciemności, a potem
ruszyła. Guest odczekał, aż oddali się na odległość
strzału z łuku, po czym nasunął kaptur na oczy i po-
dążył za nią.
Szła szybko. Cienie wąskiej uliczki wkrótce pochło-
nęły szczupłą postać, ale wyćwiczone oczy Crispina
wychwytywały jej ruch. Zachowując sporą odległość,
przeszedł pod kamiennym łukiem, śliskim od mgły i
śmierdzącym stęchlizną. Drobne kroki Philippy odbi-
jały się echem od ścian i musiał chwilę odczekać, aż
znów ucichną, by wznowić tropienie.
Żona kupca wyszła na ulicę, która lekko skręcała.
Po obu stronach stały wysokie na kilka pięter budynki
z warsztatami piętrzącymi się jeden nad drugim. Ro-
biły wrażenie jakby ściśniętych swą bliskością. Wzno-
siły się nad uliczką niczym milczące kolosy obojętne
na przemykającą pod nimi drobną postać, zasłaniając
czarne niebo. Wszystkie drzwi były zaryglowane, a
przez szczeliny w zatrzaśniętych okiennicach sączyło
się ciepłe, złociste światło. Spłukana deszczem ulicz-
ka była pusta z wyjątkiem tajemniczej kobiety i jej
cienia.
29/41
Zatrzymała się i obejrzała uważnie. Crispin przy-
lgnął do ściany kamiennego domu. Nierówna po-
wierzchnia kamienia wbijała mu się boleśnie w plecy.
Ledwie ważąc się tchnąć, by nie zdradziła go para,
wyjrzał ostrożnie spod swojego kaptura.
Philippa wydawała się wyraznie usatysfakcjonowa-
na tym, że jest sama. Zebrała pelerynę, odwróciła się
zamaszyście i znów ruszyła po nierównym bruku, od
czasu do czasu wpadając w jakąś kałużę.
Guest wziął głęboki oddech, odczekał, aż kobieta
skręci za róg, a potem pospiesznie ruszył za nią, cho-
wając się jak szczur w cieniach okapów. Gdy zbliżył
się do rogu, zwolnił i zacisnął dłoń na bielonym wap-
nem drewnie. Wychylił się powoli. Zobaczył powiewa-
jÄ…cy na wietrze rÄ…bek jej peleryny. KrzywiÄ…c siÄ™, pa-
trzył, jak wchodzi na most nad Fleet Ditch. Szła na
południe, w stronę dzielnic Londynu, do których sa-
motna dama nie powinna się zapuszczać. Crispin par-
sknÄ…Å‚ z dezaprobatÄ….
 Głupia kobieta!  pomyślał.  Prosi się o śmierć.
Albo jeszcze gorzej .
Philippa przesunęła dłonią po plecionym z wikliny
płocie i weszła na granitowy bruk przed gwarną
karczmą. Zanim otworzyła na oścież drzwi, obejrzała
się za siebie. Crispin patrzył, jak znika wewnątrz bu-
dynku. Jasny prostokąt światła na moment oświetlił
ciemną ulicę, a potem wrota znów się zamknęły.
30/41
Kilka chwil pózniej w jednym z okien na górze za-
paliła się świeca. Jej światło rozlało się na ulicę przez
nieszczelne okiennice. Guest podszedł bliżej, licząc,
że coś podejrzy, ale parapet był za wysoko.
Potykając się, przebrnął przez podwórze karczmy,
na którym panowały kompletne ciemności, i zaczął
szukać drabiny. Stała oparta o drzwi stajni. Ostrożnie
zaniósł ją pod okno i przystawił do ściany, tuż obok
zamkniętej okiennicy. Wspiął się po szczeblach  za-
trzymujÄ…c siÄ™ i wykrzywiajÄ…c twarz w grymasie iry-
tacji, gdy drabina zaskrzypiała  po czym dotarł na
samą górę i zajrzał do środka przez wąską szparę.
Philippa Walcote stała twarzą do okna. Tym razem
wyraznie widział jej rysy. Rzeczywiście była młoda i
dość urodziwa. Jej blada skóra wydawała się gładka,
niemal przezroczysta. Pod ciężkimi rzęsami skrywały
się ciemne oczy, teraz przysłonięte sennymi powie-
kami. Przypomniał sobie z miniaturki ten sam lekko
zadarty nos i drobne usta, z wargami w idealnym
kształcie dwóch przeciwległych łuków. Jej włosy 
bardziej rude niż na portrecie  rozświetlały się ja-
snymi błyskami złota, gdy padało na nie światło z pa-
leniska.
Co młoda, zamożna kobieta robi w tak podłej ta-
wernie? Wybór tego właśnie miejsca na schadzkę był
dziwny, o ile faktycznie chodziło o spotkanie kochan-
ków.
31/41
Rozpięła agrafę, która łączyła pod brodą dwa brze-
gi peleryny, i rzuciła okrycie na łóżko. Jej niebieską
suknię ze złotogłowiu zdobiły hafty obszyte wokół
półokrągłego dekoltu, co uwydatniało zarówno jej
długą szyję, jak i uniesione wysoko przez gorset peł-
ne piersi. Lśniąca atłasowa tkanina podkreślała w
półmroku smukłą sylwetkę Philippy. Guestowi było
niemal żal tej ładnej dziewczyny. Zastanawiał się,
dlaczego Walcote nie był w stanie zatrzymać żony
w domu  i to pomimo tych wszystkich zamków w
drzwiach.
Z ciemności wynurzył się jakiś człowiek. Stanął za
kobietą i bez żadnych wstępów przesunął dłonią po
jej karku. Miał mroczne rysy, szerokie, nieprzyjemne
usta i małe oczy. Powinien się ogolić i zapewne przy-
dałaby mu się kąpiel, bo włosy zwisały mu na twarz
w tłustych, poskręcanych strąkach.
Crispin przyglądał się jej obojętnej twarzy. Nie wy-
rażała ani pożądania, ani miłości. Philippa patrzyła
gdzieś w podłogę, zaś powieki miała na wpół przy-
mknięte. Nie tego oczekiwał.
 Niezwykła to schadzka  stwierdził w duchu.  To
na pewno .
Mężczyzna zaczął mocować się z wiązaniami na
plecach jej sukni. Ciągnął tak mocno, że kobieta pod-
skakiwała niczym jakaś słomiana kukła, mimo to nie
zdradzała żadnej chęci, by pomóc mu w tych wy-
siłkach. Mruknął gniewnie, chwytając swą kochankę
32/41
za szyję. Jedyną wskazówką świadczącą o tym, że
uświadamiała sobie jego obecność, był lekki grymas
na jej twarzy. Przybysz przesunął smagłą dłonią po
kremowej skórze Philippy, sięgając w stronę dekoltu.
Zacisnął palce na biuście. Nagle szarpnął za mate-
riał, a wtedy wiązania z tyłu puściły i ubranie zsunę-
Å‚o siÄ™ nieco z ramion. PociÄ…gnÄ…Å‚ jeszcze raz i ciemna
suknia opadła do pasa, odsłaniając białą halkę. Wiel-
kie łapska wciąż wędrowały po ciele kobiety, ani na
chwilę nie przestając miętosić na wpół gołych pier-
si i ramion. Ale teraz w oczach żony kupca pojawiło
się coś nowego, jakby zniecierpliwienie... A może ra-
czej rozdrażnienie? Sapiąc z podniecenia, kochanek
zebrał fragment płóciennej halki w garść i pociągnął
w dół. Rozległ się dzwięk rozrywanego materiału i na-
gle przed oczami Crispina  w całej swojej okazało-
ści  pojawiły się białe, zwieńczone różowymi sutka-
mi piersi. Zaskoczony poruszył się gwałtownie, tak że
nogi obsunęły mu się ze szczebla.
 A niech mnie!  warknÄ…Å‚ pod nosem.
Zawisł z ramieniem oplecionym wokół drabiny i
tkwił tak przez chwilę, oddychając z trudem. Oparł
czoło o wilgotne drewno i czekał. Nic. Nie słyszeli go.
Nikt nie wszczÄ…Å‚ alarmu. Najwyrazniej byli zbyt zajÄ™-
ci sobą. Potrząsnął głową. Upłynęło sporo czasu, od-
kąd widział tak piękną kobietę. I tak bardzo rozebra-
ną. Ostrożnie podciągnął się z powrotem, następnie
chwiejnie zszedł na dół.
33/41
A więc jednak! Philippa Walcote zdradzała męża.
Teraz był tego pewien. Bardzo szybko zarobił te sześć
pensów. Szkoda, że nie dało się przeciągnąć zlecenia
na parę dni, wtedy honorarium byłoby wyższe.
Crispin odstawił drabinę na miejsce i wcisnął się do
zatłoczonej karczmy. Usiadł blisko ognia  tak żeby
mieć widok na schody  i zamówił wino za jedną ze
srebrnych monet od Walcote a. Nie był zachwycony
tym, że będzie musiał opowiedzieć kupcowi o wybry-
kach żony, ale nie miał innego wyjścia.
Gdy podano mu trunek, szybko opróżnił cały pu-
char. Potem nalał sobie następną kolejkę i znów wy-
pił wszystko wielkimi łykami. Alkohol go rozgrzał i
poczuł się trochę lepiej. Po kwadransie zauważył Phi-
lippę, która zeszła po schodach, a następnie drobnym
krokiem przebiegła przez zatłoczone pomieszczenie.
Najwyrazniej po tej wyjÄ…tkowo szybkiej schadzce
wracała już do domu.
Zerwał się, porzucając swój puchar, i ruszył za żo-
ną kupca. Gdy znalazł się już na zewnątrz, spojrzał w
stronę okna i zobaczył, że świeca przygasa, a kom-
nata za okiennicami pociemniała.
Było o wiele za pózno, by iść teraz do Walcote a,
zwłaszcza że wieści były tak nieprzyjemne. Myśl o
powrocie do domu wydała mu się miła, opuścił więc
wilgotne ulice, a w łóżku śnił o drabinach i otwartych
oknach.
34/41
* * *
Kiedy obudził się nad ranem, spojrzał na popioły w
wygasłym palenisku i skrzywił się na myśl o pustej
spiżarni i burczeniu w brzuchu. Sześć pensów nie
miało już takiej wartości co kiedyś  dawniej można
było za nie kupić o wiele więcej.
Zapłata. Próbował traktować całą tę sprawę lekko,
po prostu jak kolejnÄ… robotÄ™, ale najwyrazniej mu to
nie wychodziło. Irytowało go wieczne ukrywanie się
w cieniach i podglÄ…danie innych przez okna, niczym
jakiś głupi szpieg, ale jeszcze bardziej dręczyło go
wspomnienie pięknego nagiego ciała Philippy Walco-
te. Jej obraz wciąż tkwił mu przed oczami.
Jakiś głośny łomot w warsztacie poniżej oderwał
jego myśli od niepokojącej wizji. To rodzina druciarza
rozpoczynała swój dzień. Pewnie najlepiej zrobi, idąc
w ich ślady. Podniósł się i podszedł do miski, by umyć
twarz i się ogolić. Zawiązał koszulę, naciągnął skar-
pety, włożył rajtuzy i zapiął guziki cotehardie pod sa-
mÄ… szyjÄ™.
W ciągu następnego kwadransa dotarł do stróżów-
ki przed domem Walcote a. Wszedł na podwórze i
przeszedł po wyłożonej kamieniem ścieżce aż do sze-
rokich schodów zwieńczonych łukiem portyku z rzez-
bionego granitu. PociÄ…gnÄ…Å‚ za sznur dzwonka i po kil-
ku chwilach ujrzał tego samego sługę co wczoraj.
35/41
 Dzień dobry, Adamie  powiedział Crispin, szcze-
rzÄ…c siÄ™ od ucha do ucha na widok zaskoczonego takÄ…
wylewnością służącego.  Przychodzę zobaczyć się z
twoim panem. Pamiętasz mnie, prawda?
Sługa odpowiedział mu słabym uśmiechem.
 Tędy proszę  bąknął zmieszany.
Rankiem, o tak wczesnej porze, w domu panował
spokój. Wśród zimnych tynków i drewnianych belek
nie było słychać żadnego odgłosu prócz stukotu ich
własnych kroków na drewnianej podłodze i podzwa-
niania kluczy u pasa służącego.
Dotarli do solaru, jednak gdy Adam sięgnął ręką
do kołatki i pociągnął za nią, drzwi uparcie pozostały
zamknięte. Przez chwilę gapił się na nie z głupkowa-
tym wyrazem twarzy, a potem zapukał.
 Mistrzu Walcote?  powiedział, unosząc podbró-
dek.  Przyszedł Crispin Guest, żeby się z wami spo-
tkać.
Obaj czekali. Nic. Bez odpowiedzi. SÅ‚uga zerknÄ…Å‚
na gościa, a potem znów przysunął się do drzwi.
 Panie!  zawołał głośniej.  Macie wizytę!
Znów cisza.
 Jesteś pewien, że tam jest?  zapytał Crispin,
spoglądając nań gniewnie.
Zdumiał się, widząc konsternację na twarzy Ada-
ma. Ten człowiek nie wyglądał na typa, który często
bywał zdezorientowany. Jego długa szata i pęk kluczy
świadczyły o tym, że musiał być zarządcą, co w na-
36/41
turalny sposób czyniło z niego osobę, która wie o
wszystkim, co dzieje siÄ™ w domu.
 Musi tam być  odparł.  Drzwi zamykają się od
środka.
Wymienili między sobą spojrzenia. Adam uniósł
rękę i znów zapukał. Chwilę pózniej uprzejme stuka-
nie przeszło w łomotanie, a potem sługa odwrócił się
z wyrazem rozpaczy na twarzy.
 Coś jest nie tak  wymamrotał.
Guest odsunął Adama na bok i sam zaczął walić w
drzwi.
 Mistrzu Walcote!  wykrzykując te słowa, uświa-
domił sobie, że to głupie myśleć, iż jego działania da-
dzą lepsze rezultaty niż próby zarządcy. Jakiś nieja-
sny niepokój ścisnął mu serce.  Przynieś coś do wy-
ważania. I sprowadz pomoc. Pospiesz się!
Służący pobiegł korytarzem, zostawiając gościa
szarpiącego za kołatkę. Crispin zaparł się stopą o
ścianę i ciągnął z całych sił obiema rękoma, aż po-
siniał na twarzy. Na próżno. Jego wzrok błądził po
drzwiach, szukając jakiegoś sposobu, by dostać się
do środka. Ciężkie żelazne zawiasy i grube, mocne
dębowe deski wykluczały otwarcie solaru bez odpo-
wiednich narzędzi.
Odwrócił się, słysząc odgłos kroków, i odsunął na
bok, by przepuścić dwóch mężczyzn z toporami w rę-
kach.
 Panie Walcote!  zawołał jeden z nich.
37/41
Spojrzeli na Adama, niemo proszÄ…c go o pozwole-
nie na podjęcie ostrzejszych działań, ten zaś skinął
desperacko głową.
Stojąc naprzeciw drzwi, zaczęli uderzać toporami
w twarde drewno. Pracowali na przemian  gdy jeden
walił w dębowe deski, drugi brał zamach. Połyskujące
ostrza cięły powietrze w precyzyjnych odstępach cza-
su. Z wrót coraz to odłupywały się długie drzazgi i
padały na podłogę wraz z drobnymi wiórami. Zarząd-
ca stał lekko w tyle, kiwając się na piętach i mrużąc
oczy przy każdym ciosie. W końcu mężczyzni wybi-
li dziurę tuż nad kołatką i przestali uderzać. Jeden z
nich sięgnął przez niewielką szczelinę, a potem odsu-
nÄ…Å‚ zasuwÄ™.
Gdy drzwi otworzyły się z impetem, obaj męż-
czyzni zajrzeli do środka. Zanim padło jakiekolwiek
pytanie, zaczęli się żegnać i mruczeć pod nosami
modlitwy. Adam wyrzucił z siebie pełen zaskoczenia
okrzyk, a następnie, potykając się, wpadł do pokoju.
Crispin poczuł, jak po plecach przebiegł mu
dreszcz. Gdy zajrzał do komnaty, okazało się, że jego
przypuszczenia były słuszne. Nicholas Walcote leżał
na wznak na podłodze, z otwartymi ustami i wy-
trzeszczonymi oczyma, zaś pod nim widniała niere-
gularna plama czerwieni.
COPYRIGHT © BY Jeri Westerson
COPYRIGHT © BY Fabryka Słów sp. z o.o., LUBLIN 2012
COPYRIGHT © FOR TRANSLATION BY Robert KÄ™dzierski, 2012
TYTUA ORYGINAAU Veil of Lies
WYDANIE I
ISBN 978-83-7574-686-0
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana
ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicz-
nie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani od-
czytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wy-
dawcy.
PROJEKT I ADIUSTACJA AUTORSKA WYDANIA Eryk Górski, Robert Aakuta
PROJEKT OKAADKI Magdalena Zawadzka
ILUSTRACJA NA OKAADCE Steve Gardner PixelWorks Studios, Inc
REDAKCJA Małgorzata Hawrylewicz-Pieńkowska
KOREKTA Magdalena Grela-Tokarczyk, Magdalena Byrska
SKAAD Dariusz Nowakowski
SPRZEDAÅ» INTERNETOWA
ZAMÓWIENIA HURTOWE
39/41
Firma Księgarska Olesiejuk sp. z o.o. s.k.a.
05-850 Ożarów Mazowiecki, ul. Poznańska 91
tel./faks: 22 721 30 00
www.olesiejuk.pl, e-mail: hurt@olesiejuk.pl
WYDAWNICTWO
Fabryka Słów sp. z o.o.
20-834 Lublin, ul. Irysowa 25a
tel.: 81 524 08 88, faks: 81 524 08 91
www.fabrykaslow.com.pl
e-mail: biuro@fabrykaslow.com.pl
DRUK I OPRAWA OPOLGRAF S.A. www.opolgraf.com.pl
41/41
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Strasznie Mi Sie Podobasz Fabryka Slow Ebook
Klamca 4 Killem All Fabryka Slow Fantastyka
E book Homo Bimbrownikus Fabryka Slow
Lowcy Dusz Fabryka Slow Fantastyka
Zborowski Fabryka Slow Fantastyka
E book Fantastyka Oko Jelenia Srebrna Lania Z Visby Fabryka Slow
Rzeznik Drzew Fabryka Slow Fantastyka
Miecz Aniolow Fabryka Slow Fantastyka
E book Popiol I Kurz Opowiesc Ze Swiata Pomiedzy Fabryka Slow

więcej podobnych podstron