G J Gruner Jahr Prawda Jest Hipnoza Kryminal


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.
Maciej Bennewicz
Prawda
jest
hipnozÄ…
28 czerwca 2010
Copyright © 2010 by Maciej Bennewicz
Copyright © 2010 G+J Gruner+Jahr Polska
Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 41 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77
Redakcja: Małgorzata Grudnik-Zwolińska
Korekta: Aleksandra Sachanowicz
Projekt okładki: Paweł Rafa
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
ISBN: 978-83-62343-17-1
ISBN: 978-83-7778-011-4
Projekt i skład: IT WORKS, Warszawa
Druk: Nasza Drukarnia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych,
odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych  również
częściowe  tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Spis treści
Prolog 9
część PierwSza
KieDY PrzeMÓwi BÓG O SMUTNYM OBLiczU 15
Bóg ma smutne oblicze 17
Mistrz 35
Granica 48
Modlitwa i wróżba 63
Pościg 79
Najczulsza matka 87
Bóg bywa litościwy 97
Pies 110
Na drugim brzegu rzeki 127
Aasica i pies 143
Dzwięk Harfy 157
Wychowanka 173
Mnich, który zdradził 187
Kamienna Góra 201
Wielka Wróżba 219
część DrUGa
wSzYScY, KTÓrzY UMr,
wSzYScY, KTÓrzY ŻYć BęD 241
Dyrygent 243
Zbawienny 256
Prawda jest jak& 266
Teatr 272
Uwięziony głupiec 283
Zdrajcy 292
Matka Wielkiej Ciszy 301
Nowy dowódca 311
List 322
WÅ‚adza absolutna 339
Zbieracz Dzwonków 345
Siostry 359
Święte Falun 369
Urwane dzwonki 387
Rozdzielone światy 399
Epilog 408
Wszyscy, którzy umrą, wszyscy, którzy żyć będą
wiecznie, tylko snem byli, który się przyśnił i który
będzie zapomniany, nim jutro znowu się nie wyśni.
Inskrypcja na drzwiach bazyliki Oświecenia w Falun
P PrPl
Dla Michała
Prolog
o sparaliżowanego chłopca zbliżył się mężczyzna z workiem
na ramieniu. Szybkim ruchem ręki wyciągnął z niego żółtego,
Dcienkiego węża, niespotykanego w tych stronach, i podniósł go.
Przez tłum przeszedł szmer zdziwienia i nabożnego lęku. Zapadła cisza.
Drugi, znacznie młodszy mężczyzna uniósł chłopca, który leżał na derce
na ziemi, odsłaniając wykrzywione nogi. W pierwszej chwili nieszczęsny
chłopiec wysunął mu się z rąk. Górna część ciała również była skręcona
i w chwili, kiedy tamten go unosił, ciało wygięło się jeszcze bardziej.
Przez tłum przeszedł jęk i ktoś usłużny z pierwszego rzędu gapiów rzu-
cił się do pomocy, ale starszy mężczyzna powstrzymał go gestem ręki.
Znowu uniósł węża, zatańczył i w dziwnym podskoku zbliżył się do spa-
raliżowanego, przystawił węża najpierw do jednej, a potem do drugiej
nogi, a żółty potwór dwukrotnie ukąsił, strzelając jadem. Mężczyzna
wykrzyknął na całe gardło:
 Idz precz, zły duchu! Niech jad przepędzi z ciała tego nieszczęś-
nika wszelkie złe moce! Idz precz! Idz precz!
Wąż zniknął w torbie, chłopca na ziemi opanował szał. Miotał się
i wił w pyle wioskowego placyku, a ręce i nogi jeszcze bardziej wykrę-
cone bezwładnie uderzały w podłoże. Przez tłum przeleciał kolejny
pomruk, tym razem wyrażający przestrach i uczucie zawodu. Mężczy-
zna z całej siły walnął kijem w ziemię. Tłum ucichł, a sparaliżowany
9
P awda jest hiPnPzÄ…
chłopiec przestał się ruszać. Leżał jak martwy. Obaj egzorcyści kilka
razy okrążyli go, wpatrując się w nieruchome ciało. Wtem starszy
znowu podskoczył tanecznym krokiem, wyciągając z worka kolejnego,
tym razem czerwonego węża, który wił się w jego dłoni. Przystawił go
do czoła leżącego i znów wąż zębami uderzył w skórę chłopca. Tłum
zafalował. Mężczyzna powtórzył wezwanie:
 Idz precz, zły duchu, któryś zamieszkał w głowie i rękach! Niech
jad przepędzi z ciała tego nieszczęśnika wszelkie złe moce! Idz precz!
Idz precz!
Obaj mężczyzni ponownie zaczęli okrążać sparaliżowanego, ale
tym razem bardzo szybko, wydając przerazliwe, dziwne piski, chłopiec
zaś znowu zaczął się gwałtownie szarpać i wić, waląc na oślep rękami
i nogami. Bieg stawał się coraz szybszy, piski głośniejsze. Kurz wirował
w powietrzu, a nad głowami wibrował przerazliwy wizg. Wtem sparali-
żowany zerwał się na równe nogi i zaczął biegać razem z egzorcystami,
krzyczÄ…c:  Ja biegam, ja chodzÄ™, ja biegam, moje nogi sÄ… zdrowe, moje
ręce są zdrowe. Zanim ludzie się zorientowali, ucałował dłonie obu
egzorcystów i pobiegł drogą, nadal wykrzykując:  Ja biegam, moje nogi
sÄ… zdrowe.
Nastała cisza. Egzorcyści upadli na ziemię. Naraz cisza ustąpiła
miejsca harmidrowi. Ludzie przerzucali się komentarzami i głośnymi
okrzykami. Na placyk wskakiwały dzieci, naśladując ruchy egzorcystów
i konwulsje sparaliżowanego. Wtedy wioskowi wypchnęli na środek
kolejną osobę  dziewczynę na powrozie. Brudne zlepione włosy zakry-
wały jej twarz. Na grzbiecie miała strzęp poszarpanej starej sukni, od wielu
miesięcy nieprany. Była bosa. Kiedy starszy wioski zdjął jej powróz z szyi,
dziewczyna nagle się ożywiła, ruszyła za dziećmi, a potem wokół studni,
wymachując rękami i krzycząc:  Zboczeńcy, zboczeńcy, gwałciciele.
Chłopak podskoczył i sprawnym chwytem przytrzymał dziew-
czynę, krępując jej ruchy. Owinął ją ramionami i zablokował uściskiem.
Szarpała się i pluła na zebranych wokół. Wierzgała, ale chwyt był tak
skuteczny, że mogła jedynie obracać się razem z młodym egzorcystą.
Wioskowi ludzie błogosławili się rytualnym gestem po trzykroć, a obcy,
przejezdni i gapie zaciekawieni obrzędem zasłaniali twarze przed plwo-
ciną, wypychali się z tłumu w kierunku opętanej, rzucali kamykami
w jej stronę. Śmiech i kpiny zmieszane z lękiem przerywały jej wrzaski
i lamenty wioskowych. Dziewczyna wydawała z siebie rytmiczne, beł-
kotliwe dzwięki, a wtedy jej ciałem wstrząsały konwulsje.
10
P PrPl
Starszy mężczyzna o szpakowatych długich włosach wrzucił
do kociołka stojącego na palenisku garść jakiegoś specyfiku. Przykrył,
docisnął pięścią: ze środka buchnęło ogniem i dymem, odrzucając
pokrywkę wysoko w górę. Przez ciżbę ludzką przeszedł kolejny pomruk
i wszyscy, nawet ci przyjezdni i miastowi, cofnęli się. W powietrzu roz-
szedł się intensywny smrodliwy zapach, a dym nad kociołkiem zmienił
kolor na jasnobłękitny. Znaczniejszy egzorcysta umoczył w kociołku
koniec długiego, ostrego szpikulca i zbliżył do czoła dziewczyny.
Ta w pierwszej chwili targnęła głową, a potem znieruchomiała. Mężczy-
zna nakłuł jej skórę na środku czoła. Malutkim strumyczkiem pociekła
krew. Jej kroplę zgrabnym ruchem zebrał do małej czarki, którą trzymał
w drugiej dłoni, i podsunął ją do ust opętanej. Obaj mężczyzni jedno-
cześnie odchylili głowę dziewczyny, młody szarpiąc ją do tyłu, a stary
unosząc podbródek. Płyn z czarki znalazł się w gardle. Przez chwilę stali
tak znieruchomiali we trójkę. Starszy wrzasnął przerazliwie:
 Oczyszczam ciÄ™ i uwalniam! BÄ…dz uzdrowiona. Oczyszczam ciÄ™
i uwalniam! Idz precz, zły duchu! Oczyszczam cię i uwalniam! Bądz
uzdrowiona.
Chłopak rozluznił uścisk. Dziewczyna już spokojna i jakby lekko
uśpiona osunęła się na ziemię. Egzorcysta o szpakowatych włosach zdjął
z szyi amulet i pokazał go tłumowi, po czym wymierzył w ludzi swój
szpikulec i kilkakrotnie wykonał gest, jakby chciał ukłuć nim wszystkich
i każdego z osobna. Tłum znowu się cofnął.
 Daję ci ten amulet mocy  powiedział do dziewczyny, wkładając
jej rzemień na szyję  abyś była chroniona. Noś go zawsze, a będziesz
jak święta dziewica, zawsze uzdrowiona i zawsze bezpieczna.  Nagle
odwrócił się do ludzi, powtarzając gest szpikulcem, i krzyknął gar-
dłowo:  A wy nie ważcie się jej ruszać. Ma być odtąd czysta i nietknięta
jak dziewica. Jeśli ktoś złamie moją świętą klątwę, na wioskę spadnie
pomór, jakiego najstarsi ludzie nie pamiętają, a temu, kto by ją tknął,
zgniją wszystkie członki, język sczernieje, w konwulsjach straszliwych
przez miesiąc tracił będzie życie, a umrzeć nie będzie mógł, aż przyjdzie
po niego zły duch, który opuścił dziewczynę.
Zbliżył się do kobiety stojącej w pierwszym rzędzie i wcisnął jej
w ręce woreczek.
 A ty lekarstwo jej masz podawać, dobra kobieto, jeśli osłabnie
albo cień zmąci jej umysł. Szczyptę na mały dzbanek wrzątku. Pamiętaj!
Opiekuj siÄ™ niÄ… troskliwie.
11
P awda jest hiPnPzÄ…
 A którędy zły duch z niej wyszedł?  spytał nieufnie mężczyzna,
pewnie mąż kobiety obarczonej teraz nowym obowiązkiem.
Szpakowaty egzorcysta gwałtownie zbliżył twarz do jego śmierdzą-
cej, nieogolonej twarzy, tak szybko i tak blisko, że tamten bezwiednie
uklęknął.
 Przez sikanie wyjdzie, z uryną osłabiony i niemal martwy, ale
wróci, jeśli ktoś tknie tę małą choćby palcem  wycedził przez zęby
dostatecznie głośno, by wszyscy wkoło słyszeli, co mówi. Lecz zanim
odsunął się od mężczyzny, przez tłum przeszedł kolejny pomruk. Wokół
dziewczyny siedzącej na ziemi pojawiła się kałuża.
 Umyć ją, odziać i nakarmić, a będzie się wam dobrze działo  roz-
kazał tym razem starszemu wioski.
Zatrzymali wóz daleko za wsią, za lasem. Zza krzaków wyszedł
uśmiechnięty niedawny paralityk. Machnął przyjaznie ręką. Młodszy
z mężczyzn podał mu woreczek z monetami i szeroko się uśmiechnął.
Padli sobie w ramiona w serdecznym uścisku.
 Żal mi, że nie jedziesz dalej z nami. Dobrze się nam z tobą
współpracowało, teraz będzie nam nie tylko trudniej, ale i smutniej
 powiedział.
 Żegnaj, Filipie Fi i ty, Marceliuszu, dla mnie to również była
wspaniała przygoda, zwłaszcza że tyle razy cudownie mnie uzdrowili-
ście. Wy jednak ruszacie za granicę, a mnie tam nie po drodze. Trudno,
może się jeszcze spotkamy.
 Uważaj na siebie.  Szpakowaty egzorcysta sięgnął do worka,
wydobył z niego żółtego węża i rzucił nim w stronę chłopca. Ten chwy-
cił go zręcznie i udał, że został dotkliwie ugryziony.  Na pamiątkę!
Mądrze używaj tego sztucznego gada, ale zważywszy na twoją przebie-
głość, dasz sobie radę, tylko zmień wizerunek. Zbyt często odgrywałeś
w tej okolicy paralityka.  Trzasnął lejcami i wóz powoli ruszył.
 Dam sobie radę, żegnajcie i niech wam się szczęści  krzyknął,
machając za odjeżdżającym wozem.
Ruszył w stronę lasu i po chwili, brodząc przez wysokie paprocie,
znalazł się na małej polance. Rozejrzał się i skierował ku gęstym zaro-
ślom, dostrzegł kątem oka ruch i wtedy ich zauważył. Trzech mężczyzn
siedzÄ…cych na koniach, ubranych na czarno. Na jego widok jeden z nich,
w szerokim kapeluszu ze spadzistym rondem, zeskoczył na ziemię
i wyszedł mu naprzeciw. Chłopak skłonił się mu nisko.
12
P PrPl
 Oto mój szczegółowy raport, panie. Jadą do brodu na Margwii.
Chcą przekroczyć granicę w Średniej Wodzie.
 Czy mają to ze sobą?  spytał.
 Chyba tak, panie, lecz już raz przekraczali granicę i zawrócili.
Coś musiało zajść. Nie wiem co, w każdym razie młodego, Filipa Fi,
aresztowano, starszy Marceliusz spotykał się ze swoimi stronnikami.
Udzielili mu pomocy, ale zaraz potem zawrócili, zatoczyli koło i teraz
z całą pewnością znowu jadą ku granicy. Nie ma wątpliwości, że ją prze-
kroczą. Młodszy to Gamuńczyk, takie ma zresztą imię, dwuczłonowe,
starszy to chyba Markończyk, sądząc po imieniu i akcencie. Zaprzyjaz-
nili się ze mną, zwłaszcza młody, i gdyby mieli zostać w kraju, na pewno
bym o tym wiedział. Wymyśliłem bajeczkę o pościgu za mną i uwierzyli.
Mężczyzna w czerni podał mu sakiewkę, bez słowa się odwrócił
i ruszył do swoich towarzyszy, trzymając w ręce rulon z raportem.
 Jakie rozkazy, panie? Mam podążyć za nimi? Śledzić? Cudownie
się im objawić za granicą? Czekać?
Mężczyzna odjechał już spory kawałek, zatrzymał się, odwrócił
i kiwnął na chłopca ręką, przywołując go do siebie. Ten ochoczo pod-
biegł. Okrążył człowieka w czerni, gdyż ten nie odwrócił się do niego,
wciąż stojąc nieruchomo jak posąg. Stanął naprzeciwko, nagle ze zdu-
mieniem poczuł gwałtowne ciepło w podbrzuszu i na udzie, a potem
poczuł słabość i osuwając się z nóg, ujrzał krótkie zakrwawione ostrze,
które trafiło go w pachwinę. Mężczyzna schylił się i wytarł krótką, ostrą
klingę o koszulę chłopca.
Jeden z jezdzców zbliżył się i spytał:
 Åšcigamy ich, czcigodny Nadarze Na?
 Nie, ktoś inny będzie im teraz towarzyszył. Musimy zyskać pew-
ność, że mają to przy sobie. W przeciwnym razie tylko ich spłoszymy
i wszyscy spiskowcy ukryjÄ… siÄ™ jak szczury w piwnicach i wylezÄ… w naj-
bardziej nieoczekiwanym momencie.
13
część pierwsza
KIEDY PRZEMÓWI
BÓG O SMUTNYM
OBLICZU
BBl Ba sBgtne PBrimze
ROZDZIAA 1
Bóg ma smutne oblicze
yszedł z wydziału na Szturmowej po szóstej. Czekał na dok-
tora Marca dwie godziny, by omówić z nim temat pracy
Wsemestralnej z psychologii organizacji. Doktor poświęcił mu
swój cenny czas, a jakże, dziesięć minut w drzwiach; zapomniał, że się
umówił. Trzeci raz z rzędu. Filip wymyślił świetny temat:  Szkolenie
z rozwoju osobistego a wzrost motywacji do pracy . Doktor powiedział,
że ta praca może być znakomitym wstępem do pracy magisterskiej.
Co z tego, kiedy nie miał czasu nawet na nią zerknąć.  Znakomity temat,
świetny pomysł, proszę kontynuować to za mało. Na zajęciach był super,
najlepszy z asystentów, żarty, przykłady z życia firm, krótkie scenki
z filmów fabularnych ilustrujące elementy teorii psychologicznych.
Puścił nawet fragment Shreka. Świetny gość. Jednak na dyżur zawsze
się spózniał, umówiony z dziesiątkami ludzi nigdy nie miał czasu,
i w efekcie olewał studentów. Chłopaki z grupy odradzali mu uwiąza-
nie się do Marca z pracą magisterską  Zostaniesz sam, mówili. Ani ci
nie pomoże w konspekcie, ani w zdobywaniu materiałów, a jak będziesz
chciał zrobić gdzieś badania motywacji, nawet nie zadzwoni, żeby cię
wpuścili do firmy z ankietami. Co z tego, że fajny z niego gość i pro-
wadzi zabawnie zajęcia, jeśli zostaniesz z pracą sam, a w końcu profesor
17
P awda jest hiPnPzÄ…
twój konspekt pokreśli i odrzuci. Ostatnio dwa razy tak się zdarzało.
Tylko nie Marzec na promotora. Każdy ci to powie.
Na zarządzaniu było inaczej niż na teologii, na której spędził dwa
lata. Tam było przewidywalnie, tutaj tłumy ludzi, sporo zajęć. Teraz
w pocie czoła odrabiał skutki swojej decyzji. Bał się zostać księdzem,
ale nie chciał zawieść matki. Zarządzanie było trudniejsze, inni ludzie,
więcej szans, zapieprz całymi dniami, z zajęć do biblioteki, z biblioteki
na seminaria. Wiedział, że z pracą semestralną sobie poradzi. W firmie,
w której odbywał staż, obiecali mu pomóc z przeprowadzeniem ankiet
wśród pracowników. No i Lilka, która od września pracowała w dużej
korporacji jako asystentka, obiecała pomóc. Był w kropce, lecz na razie
luzik, musi to przemyśleć i może wystartuje do innego promotora. Cie-
kawiły go zajęcia profesora Grzyba z socjologii małych grup, więc może
u niego spróbuje, jeśli z Marcem nie da rady.
Padał śnieg i nad skrzyżowaniem wirowały płatki wielkie jak
motyle. Pomarańczowe światło przebijało się przez mgliste, migoczące
cienie ludzi, autobusów, setek samochodów. Korek. Jak zwykle w cza-
sie opadów Warszawa stała w miejscu. Postanowił podjechać tramwajem
do metra i metrem pod dom. Chociaż się cofał, jednak było to najszybsze
rozwiązanie i najbardziej rozsądne z powodu przeciekających adidasów.
Kasa, tak jest kaska, to był newralgiczny punkt programu. Wynajem
trzypokojowego mieszkania przy Artystów na Ursynowie sporo kosz-
towało, chociaż dorzucał tylko jedną czwartą. Buła i Kozłowski płacili
resztę, Kozłowski najwięcej, bo po sprowadzeniu swojej dziewczyny
zarekwirował największy pokój. Wszystko się ułożyło, ale jednocześnie
popsuło. Laska wprowadziła swoje rządy i dawna przyjazń z Kozłem,
jeszcze z liceum, podupadła. Co innego Buła. Poznali się przypadkiem
na castingu, jaki właściciel urządził z okazji wynajmu mieszkania. Jakiś
kolega tatusia Buły, serio prawnik, tutejszy bardzo ważny mecenas.
Zajechał czarnym lexusem. Dość wredny. Palił papierosa za papiero-
sem, wykrzykiwał, pouczał i machał rękami. I kiedy Filip myślał już,
że w castingu odpadł jako obcy, niespodziewanie przeszedł do finału,
razem z Kozłem, gdyż starsi Buły i tak byli zszokowani warszawskimi
cenami wynajmu. Dlatego obecność dwóch grzecznych chłopców, jak ich
określiła mamuśka Buły, była im na rękę, finansowo rzecz jasna. Właści-
ciel mieszkania od tamtego czasu się nie wtrącał. Pieniądze przesyłali mu
na konto, i tyle. Nawet nie zaglądał. Widocznie taki miał styl. Na począ-
tek zdeptać, postraszyć, pokazać władzę, a potem pełna absencja. Teraz
18
BBl Ba sBgtne PBrimze
Buła stał się mu bliższy, niż serdeczny kumpel z dzieciństwa. Dziwne.
Trzeci rok był dla niego i dla Buły najtrudniejszy, imprezy więc przyga-
sły, zmarniały i stopniowo zdechły, a teraz każdy latał za zaliczeniami.
Buła na warunku przerażony starszymi, którzy dali mu zero taryfy ulgo-
wej. Oni prawnicy i on prawnik i nie inaczej miało być. Dotąd pociecha
dostarczała im świadectwa z paskiem oraz wygrane na olimpiadach,
a nieoczekiwanie na studiach złe towarzystwo, pijaństwo i drugi waru-
nek. Ustalono nawet, że jeśli nie będzie postępów, to Buła powróci pod
rodzinne Kielce, do Jędrzejowa, gdzie rodziciele mieli swoją kancelarię,
i dalsze studia odbędzie w Krakowie pod okiem tatusia i jego kolegów.
Były też inspekcje, a jakże, i nawet grozba, że zostaną z Kozłem karnie
usunięci, ale synek się przejął, zaczął zakuwać i sprawa ucichła.
Tymczasem Kozioł się zakochał, a panna okazała się zaborcza.
U Filipa na zarządzaniu też nie było lekko. Jeszcze komp siadł mu nie-
odwracalnie i kolesie zażądali za nową płytę dziewięć paczek, o czym
dowiedział się dzisiaj, co było sprawstwem rozbójniczym, jak mawiał
Buła prawnik. Czyli dupa. Ze stypendium cieniutko, bo naukowe
z powodu klapnięcia wyników odpadło mu w tym semestrze. Z robotą
cienko. Stróżowanie w przychodni na Surowieckiego było super. Bli-
ziuchno, ciepło i dało się całą noc czytać albo się uczyć, a nawet złapać
komara, ale było i się skończyło. Dyrekcja otrzymała nowe przepisy
i teraz stróżuje profesjonalna agencja ochrony, czyli byłe policyjne
dziadki, z brzuchami metr przed paskiem, którym się nie chce nawet
ruszyć sprzed telewizora. Cała kaska, którą odłożył z letniej pracy
na zmywaku w Hammersmith w Londynie, poszła na szkolenia. Wie-
rzył, że to jest jego ścieżka. Uwielbiał to. Od pewnego czasu bardziej
niż imprezy i browki. Teraz zainwestuje w siebie, póki jeszcze studiuje,
póki nie wszedł w lata hipokryzji i odpadziochy, i jeszcze zanim otrzyma
dyplom, wystartuje jako supertrener rozwoju indywidualnego, a potem
już tylko własna firma i& sukces. Jeśli w ogóle w coś wierzył, to właśnie
w sukces. Na początku tak nie było, na początku był po prostu leszczem
z Aomży, zdziwionym i przestraszonym stolicą, odległościami, ludzmi.
Który kiedy ma odpowiedzieć na sakramentalne:  A ty skąd jesteś? ,
 Cześć, jestem z Aomży , nazwa jego rodzinnego miasta układa mu się
dziwnie w ustach i mówi:  Ayyyomży albo Aeeeomży , jakby zdrętwia-
łymi ustami, z jąkaniem, wstydem, że zaraz w jego ustach pojawi się coś
niestrawnego i zwymiotuje. Tak było kiedyś. Sam się dziwił, przecież
lubił swoje miasto. Jednak czas mijał. Już nie wstydził się swego miasta,
19
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siÄ™ jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dlaczego prawda jest piękna O symetrii w matematyce i fizyce
G J Gruner Jahr Milosc Toksyczna Milosc Dojrzala Coaching Relacji Ebook
E book G J Gruner Jahr Coaching Czyli Przebudzacz Neuronow
E book G J Gruner Jahr Coaching Czyli Przebudzacz Neuronow
tylko prawda jest skuteczna
G J Gruner Jahr Coaching I Mentoring W Praktyce Ebook
Eddu – Hipnoza – poznaj czym jest trans
Gadamer Hans Georg Cóż to jest prawda (1)[1]
Linkin Park Wszystko jest hybrydÄ… Whitaker Brad
Cała prawda o Tusku
Męska prawda o singielkach
Heller Czy fizyka jest naukÄ… humanistycznÄ…
Choresterol nie jest groźny margaryna art Polityki
Prawda i kłamstwo
39 20 Listopad 2001 Zachód jest wart tej mszy

więcej podobnych podstron