Tego co duchowe nie da si skopiowa


Tego, co duchowe nie da się skopiować
By David Wilkerson
April 10, 2000 Tutaj, na ulicach Nowego Jorku można za 15 dolarów kupić zegarek firmy "Rolex".
Sprzedawca krzyczy: "Tutaj kupisz Rolexa" i wymachuje świecącą tarczą zegarową z napisem
"Rolex". Po przyjrzeniu się wszystko wygląda jak w prawdziwym zegarku "Rolex". Ale każdy
nowojorczyk wie, że te zegarki nie są prawdziwymi "Rolexami". To zwykłe podróbki - tanie kopie
oryginału.
Tysiące osób odwiedzających Nowy Jork kupuje te "Rolexy" od ulicznych sprzedawców, zabiera je z
sobą do domu i nosi na ręce. Na początku są zadowoleni, że mogą się pokazać w swoich "drogich"
zegarkach. Ale szybko orientują się, że nie powinni dawać innym oglądać tego zegarka, ponieważ
waży on tylko jedną dziesiątą wagi prawdziwego "Rolexa".
W Nowym Jorku można też znalezć inne podróbki ekstrawaganckich produktów. Na przykład w sklepie
"Saks" na Piątej Alei sukienka znanego projektanta kosztuje 1000 dolarów - ale na ulicy Orchard
Street można za 95 dolarów kupić jej podróbkę, która wygląda dokładnie tak jak oryginał. Te
podrabiane sukienki nie są zrobione z tego samego materiału, co oryginały, ale nie da się tego
rozpoznać na pierwszy rzut oka.
Istnieją też podróbki drogich torebek, okularów przeciwsłonecznych i biżuterii. W rzeczywistości wiele
diamentów, które noszą osoby z bogatych klas to podróbki. Ci bogaci nowojorczycy boją się nosić
prawdziwe diamenty w miejscach publicznych, ponieważ ktoś mógłby je pochwycić i ukraść. Tak więc
zamiast nich noszą cyrkonie - tanie imitacje oryginałów.
Wydaje się, że obecnie istnieją kopie praktycznie wszystkiego. Jest jednak coś, czego nie da się
skopiować - prawdziwa duchowość. Nie da się skopiować niczego, co jest prawdziwie duchowe. Pan
rozpoznaje dzieło własnych rąk i nie zaakceptuje wykonanej przez człowieka kopii jakiegokolwiek z
Jego Boskich dzieł.
W każdym pokoleniu powstaje ruch dążący do skopiowania nowotestamentowego Kościoła
apostolskiego.Co jakiś czas niektórzy chrześcijanie otrzymują takie przekonanie: "Aby być
pobożnymi, musimy powrócić do przeszłości i przyjąć zwyczaje oraz obrzędy pierwszego zboru. Tylko
w ten sposób możemy prawdziwie czcić Boga i być może zapoczątkować nową Pięćdziesiątnicę".
Ludzie ci realizują wszystkie znane programy kościoła apostolskiego współczesnego uczniom Jezusa.
Ustanawiają starszych, diakonów i biskupów tak, jak robił to Paweł i adaptują apostolskie zalecenia co
do sposobów ubierania i zachowywania się. Następnie w "boskim porządku" ustanawiają
rozporządzenia dotyczące chrztu i wieczerzy, dokładnie tak, jak czynił to pierwszy zbór. Ale jeżeli to
wszystko jest tylko kopią bez mocy Ducha Świętego, pozostaje to jedynie martwą religią.
Niestety, jedynym owocem tego rodzaju wysiłków jest również martwa, stworzona przez człowieka
duchowość. Dlaczego? Ponieważ niemożliwe jest, aby człowiek skopiował coś, co jest prawdziwie
duchowe. Jest to dziełem tylko i wyłącznie Ducha Świętego. On nieustannie pracuje, czyniąc nowe
rzeczy w Swoim ludzie. I nie ma żadnego sposobu na skopiowanie tego dzieła.
Na tym polega zasadniczy błąd współczesnej religii. Wydaje nam się, że jeżeli po prostu przekażemy
ludziom wiedzę zawartą w Piśmie Świętym i zasady biblijne, ludzie ci staną się duchowi. Wysyłamy
nawróconych do szkół lub seminariów biblijnych, gdzie są faszerowani Słowem, teologią i etyką.
Uczymy ich jak głosić kazania, chrzcić i administrować. Kształtujemy ich na teologów, pastorów i
misjonarzy. Ale faktem pozostaje to, że żadna osoba ani instytucja nie ma mocy wytworzenia w kimś
duchowości. Zrobić to może tylko Duch Święty.
W twoim zborze mogą się odbywać wspaniałe nabożeństwa uwielbiające, spotkania modlitewne,
grupy domowe, studia biblijne. Ale te rzeczy same w sobie nie wytwarzają duchowości. Tak naprawdę
można zostać prawdziwym wojownikiem w modlitwie lub gorliwym świadkiem dla Chrystusa, mieć
całkowicie przemienione myślenie i zachowanie, a jednak ciągle nie być osobą duchową. Jeśli tej
pracy nie wykona Duch Święty, jesteśmy bezradni.
Dzisiaj wielu pastorów z umierających zborów również popełnia ten sam błąd. Są przekonani, że
jeżeli tylko będą w stanie zaimportować jakiś rodzaj duchowego przebudzenia do swojego zboru, to
Duch Boży powróci. Tak więc ciągle szukają jakiegoś ruchu duchowego, który byłby dla nich kołem
ratunkowym. Ale w rezultacie otrzymują kopię bez prawdziwego namaszczenia.
Uczęszczałem do tego typu zboru "kopii", będąc kilka lat temu na urlopie. Pastor stał za kazalnicą
próbując wykrzesać energię i radość, której doświadczył w pewnym dobrze znanym przebudzeniu. Ale
całe nabożeństwo było martwe. Pastor stworzył jedynie podróbkę - tanią kopię oryginału, która wcale
nie skutkowała.
Z powodu tego rodzaju prób kopiowania, obecnie w kościołach mają miejsce podziały. Biedne zbory są
zagubione i umierają duchowo, ponieważ nie karmi się ich czystym Słowem Bożym. Powiadam wam,
nie da się skopiować tego, co jest prawdziwie duchowe - tego, co jest prawdziwie z Boga.
Duchowość, którą wytwarza Duch Święty jest głębokim, niewidzialnym działaniem w sercu. Bardzo
niewiele z tej pracy, jaką wykonuje w nas Duch Boży, można zobaczyć. Dlatego prawdziwie duchowi
ludzie rzadko szukają widocznych dowodów Jego działania. Paweł mówi: "...nie patrzymy na to, co
widzialne, ale na to, co niewidzialne" (2 Kor 4,18).
W kontekście tego fragmentu, Paweł mówi o cierpieniu i uciskach. Słowa Pawła można streścić w ten
sposób: "Nikt, oprócz Ducha Świętego, nie wie o tych wszystkich rzeczach, przez które przechodzimy.
I właśnie tak przejawia się prawdziwa duchowość - w tyglu cierpienia".
Jednak nie każdy kto cierpi, staje się osobą duchową. Wielu chrześcijan doświadczających silnych
ucisków staje się ludzmi zgorzkniałymi, zatwardziałymi, wściekłymi na Boga i cały świat. Są
przekonani, że Pan z nich zrezygnował i oskarżają Go o wydanie ich w dzikie szpony szatana.
Ale ci, którzy poddają się prowadzeniu Ducha Bożego, którzy przechodzą przez swoje uciski, mając
pewność, że Pan coś w nich wytwarza - wynurzają się ze swojego tygla wzmocnieni w wierze. I
zaświadczają, że Duch nauczył ich więcej podczas okresu cierpienia niż wtedy, gdy wszystko w ich
życiu było w porządku.
Mogę o tym zaświadczyć na podstawie własnego życia. Przez wszystkie lata chodzenia z Panem
rzadko oglądałem wzrost mojej duchowości w przyjemnych okresach życia. Wzrost miał raczej
miejsce zwykle wtedy, gdy znajdowałem się w trudnych położeniach, znosiłem agonię i próby -
wszystkie te wydarzenia dopuścił Duch Święty.
Wiem, że to samo może powiedzieć większość prawdziwie duchowych ludzi, których znam od dawna.
Upodabnianie się do Chrystusa było w nich wytwarzane w chwilach, gdy przechodzili przez piec
ucisku. W takich właśnie momentach najlepiej poznawali swojego Pana.
W pewnym momencie chodzenia w wierze Paweł powiedział: "Duch Święty stanowczo upewnia mnie,
że czekają mnie więzy i uciski" (patrz Dz 20,23). I rzeczywiście przez całe życie Pawła uciski nigdy nie
ustawały. Przychodziły jeden za drugim.
Możecie się zastanawiać: "Jak to możliwe? Bóg, któremu służymy jest wszechmogący i zwycięski.
Wystarczy, że powie słowo, a wszystkie nasze uciski i cierpienia przeminą w jednej chwili. Mógłby
sprawić, że będziemy przechodzić przez życie triumfując, nie doświadczając w ogóle żadnych
problemów. Dlaczego więc nasz miłujący, troskliwy Bóg pozwala, aby Jego lud tak cierpiał?"
Paweł odpowiada: "Albowiem nieznaczny chwilowy ucisk przynosi nam przeogromną obfitość
wiekuistej chwały" (2 Kor 4,17). Według Pawła, nasze uciski i trudności przyczyniają się do
wytworzenia w nas wartości wiecznych. Parafrazując, słowa Pawła brzmią: "Cierpienie, przez które
przechodzimy na tej ziemi, będzie prawdopodobnie trwało przez całe nasze życie. Ale w porównaniu
do wieczności jest to tylko moment. I właśnie w tej chwili, kiedy doświadczamy ucisków, Bóg
wytwarza w nas objawienie Swojej chwały, które będzie trwało na wieki".
Tak jak większość chrześcijan, wierzę, że Paweł był duchowym gigantem. Miał wspaniałe objawienie
Chrystusa, niesamowicie silną wiarę i ogromne poznanie duchowe. W jaki sposób Paweł doszedł do
tego wszystkiego? Gdzie pozyskał takie zródło chwały Chrystusowej? Wszystko to osiągnął poprzez
różnorodne uciski - cierpienie za cierpieniem.
Raz za razem Paweł był uderzany i bity, kamienowany przez wściekłe tłumy, rabowany przez złodziei,
wtrącany do więzienia. Trzy razy Bóg stał obok, gdy statek Pawła się rozbił i apostoł był oddany na
pastwę wzburzonego morza. Cierpiał głód, zimno, nagość. Był policzkowany przez samego diabła,
który krzyżował jego plany. Napisał: "Dlatego chcieliśmy przyjść do was... ale przeszkodził nam
szatan" (1 Tes 2,18).
Lista cierpień Pawła jest bardzo długa. To wszystko brzmi niebiblijnie, zle, a nawet jak złośliwość ze
strony Boga. Ale w rzeczywistości, gdyby Paweł nie przechodził tego rodzaju cierpień, nie mielibyśmy
takiego Nowego Testamentu, jak dzisiaj. Listy nie byłyby podobne do tych, które znamy. Dlaczego?
Paweł byłby zupełnie innym człowiekiem.
Czytałem ostatnio szokującą wypowiedz kaznodziei ewangelii sukcesu. Człowiek ten powiedział:
"Apostoł Paweł niepotrzebnie cierpiał. Gdyby dysponował duchową wiedzą, którą my dzisiaj
dysponujemy, mógłby przejąć władzę nad wrogiem".
Nie, przenigdy! Dawid odpowiada na takie oszustwo ognistą prawdą: "Błądziłem, zanim przyszło
utrapienie; teraz jednak strzegę Twej mowy. Dobrze to dla mnie, że mnie poniżyłeś, bym się nauczył
Twych ustaw" (Ps 119,67.71 BT).
Paweł rozumiał, że we wszystkim, przez co przechodził, Duch Święty uczył go rzeczy, których nie
mógłby się nauczyć w żaden inny sposób. Napisał: "Ja, Paweł... teraz raduję się z cierpień, które za
was znoszę i dopełniam na ciele moim niedostatku udręk Chrystusowych za ciało jego... abym w pełni
rozgłosił Słowo Boże" (Kol 1,23-25).
Apostoł mówi tutaj: "Bóg poprzez tę próbę daje mi coś dla was. Objawia mi prawdę, która była ukryta
przez wieki. A prawdą tą jest Chrystus w was, nadzieja chwały. Jego moc potężnie w was działa"
(patrz werset 29).
Ewangelia Pawła nie była kopią ani imitacją czyjegoś wymysłu.Gdy Paweł postanowił udać się do
Jerozolimy, nie było to spowodowane tym, iż usłyszał, że rozpoczęło się tam przebudzenie. Nie był
zniechęconym kaznodzieją, poszukującym kogoś, kto udzieliłby mu czegoś Bożego. Nie - jasno
stwierdza: "Udałem się... do Jerozolimy... na skutek objawienia i wyłożyłem im... ewangelię, którą
zwiastuję" (Gal 2,1-2). Paweł udał się do Jerozolimy w celu podzielenia się tajemnicą, jaką Bóg chciał
objawić Swojemu ludowi.
Ten pobożny człowiek miał własne, chwalebne objawienie Chrystusa. Nie poznawał doktryn, których
nauczał, poprzez zamykanie się w gabinecie z książkami i komentarzami. Nie był jakimś oderwanym
od świata filozofem, który wyśnił sobie teologiczne prawdy z myślą: "Pewnego dnia, przyszłe
pokolenia będą czytać moje prace i nauczać o nich".
Pozwólcie, że powiem wam, jak i gdzie Paweł pisał swoje listy. Otóż pisał je w ciemnych, wilgotnych
celach więziennych. Pisał je i jednocześnie ścierał z pleców własną krew po biczowaniu. Pisał je po
wyczołganiu się z morza po kolejnej katastrofie morskiej.
Paweł wiedział, że cała prawda i objawienie, jakich nauczał, brały się z pola bitewnego wiary.
Radował się w swoich uciskach, jakie znosił dla ewangelii. Powiedział: "Teraz dopiero mogę głosić z
wszelkim autorytetem każdemu marynarzowi, który przeżył katastrofę morską, każdemu więzniowi,
który przebywał w zamknięciu bez żadnej nadziei, każdemu, kto zajrzał śmierci w oczy. Duch Boży
czyni ze mnie doświadczonego weterana, tak, abym mógł przekazywać Jego prawdę każdemu, kto ma
tylko uszy do słuchania".
Pozwólcie, że was zapytam: do kogo zwracacie się po pomoc w chwilach smutku i ucisku? Z
pewnością nie zwracacie się do jakiegoś niedoświadczonego teoretyka tryskającego teologią, który
zna jedynie łatwą drogę. Nie - zwracacie się do świętego, który przeszedł wielkie trudności i
udowodnił, że Bóg był wierny w nich wszystkich.
Paweł mówi o takich świętych: "We wszystkim okazujemy się sługami Bożymi w wielkiej cierpliwości,
w uciskach, w potrzebach, w utrapieniach, w chłostach, w więzieniach, w niepokojach... jako nieznani,
a jednak znani; jako umierający, a oto żyjemy; jako karani, a jednak nie zabici; jako zasmuceni, ale
zawsze weseli; jako ubodzy, jednak wielu ubogacający; jako nic nie mający, a jednak wszystko
posiadający" (2 Kor 6,4-5.9-10).
Bóg nie oddał cię w łapy szatana. Nie - zezwolił na twoją próbę, ponieważ Duch Święty wykonuje w
tobie niewidzialną pracę. Chwała Chrystusa jest w tobie formowana na całą wieczność.
Prawdziwą duchowość odnajdujemy nie poprzez zmianę naszych okoliczności, ale przez pozostawanie
pośrodku obecnej sytuacji.Nie da się zdobyć prawdziwej duchowości od kogoś innego lub z innego
zródła. Jeśli chcesz zasmakować Bożej chwały, to musi się ona pojawić dokładnie tam, gdzie się
znajdujesz właśnie teraz - w obecnych okolicznościach, przyjemnych czy też nie. Bóg nie zmieni
twojej sytuacji, dopóki nie zrealizuje w tobie Swojego wiecznego celu.
Wierzę, że jedną z wielkich tajemnic duchowości Pawła była jego gotowość do zaakceptowania bez
żadnego narzekania każdych warunków, w jakich się znalazł. Paweł pisze: "...nauczyłem się
wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem" (Flp 4,11 BT). "Umiem się ograniczać, umiem też żyć
w obfitości... umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek" (Flp 4,12).
Grecki zwrot "wystarczać sobie" oznacza tutaj "odwracać". Paweł mówi: "Nie próbuję zabezpieczyć się
przed nieprzyjemnymi okolicznościami. Nie błagam Boga o uwolnienie mnie z nich. Przeciwnie,
skwapliwie z nich korzystam. Wiem z dotychczasowego życia z Bogiem, że dokonuje On we mnie
czegoś wiecznego".
Wiele frustracji, jakich doświadczamy w naszym życiu, bierze się z naszego niezadowolenia z
okoliczności, w jakich się znajdujemy. Z tego powodu znaczna część naszych modlitw składa się z
błagania Boga o zmianę jakiegoś bolesnego stanu: "Panie, wyciągnij mnie z tego. Już wystarczająco
długo w tym trwam. Powiedziałeś, że nie pozwolisz mi cierpieć więcej niż to mogę znieść".
Jednak słowo "znieść", którego Paweł używa w 1 Liście do Koryntian 10,13, sugeruje, że nasz stan nie
zmieni się. Rzecz w tym, żebyśmy wytrwali w konkretnej sytuacji. Dlaczego? Bóg wie, że jeśli
spowoduje zmianę naszego stanu, zakończy się to naszym zniszczeniem. Pozwala, abyśmy cierpieli,
ponieważ nas kocha.
Przedstawię to obrazowo. Wezmy pod uwagę wysoki odsetek rozwodów wśród chrześcijan. Jedno z
badań ankietowych mówi, że odsetek ten jest wyższy wśród chrześcijan ewangelicznych niż wśród
osób świeckich. Sądzę, że przyczyną tego wszystkiego jest ludzkie niezadowolenie. W miarę jak w
małżeństwie narastają frustracje, każda ze stron stawia mury. Jeśli jedna ze stron nie chce szukać
Boga celem uzyskania łaski i zadowolenia w tej próbie, to nie ma żadnej szansy na uzdrowienie
takiego związku.
Wielu chrześcijan rozumuje sobie: "Nie jestem w stanie dalej się z tym borykać. Na pewno jest gdzieś
ktoś, kto zrozumiałby mnie, okazałby współczucie i pokochałby takiego, jaki jestem. Czyż Bóg nie
chce tego dla mnie?". Mówię wam, takie myśli pochodzą prosto od wroga. Są chwytem, za pomocą
którego szatan próbuje was przekonać, że wasze małżeństwo jest skończone.
Droga żono, czy naprawdę uważasz, że lepiej byłoby ci w separacji od twojego męża? Czy pozwalasz
sobie na to, żeby myśleć, iż Bóg może mieć dla ciebie kogoś innego, kogoś bardziej troskliwego i
spełniającego twoje najgłębsze potrzeby?
Mężu, czy jesteś przekonany, że twoja sytuacja w domu jest beznadziejna? Czy wszystkie kłótnie i
spory w końcu doprowadziły do tego, że zastanawiasz się nad odejściem? Czy mówisz do siebie: "Mam
już dość. Cokolwiek innego, tylko nie to"?
Do każdej osoby pozostającej w związku małżeńskim, która czyta te słowa chcę powiedzieć
następujące słowa - nigdy nie osiągniesz stanu prawdziwej duchowości, jeśli spakujesz walizki i
uciekniesz. Bóg zezwala na twoją próbę z konkretnego powodu. Nie zmienił jeszcze okoliczności, w
jakich się znajdujesz, ponieważ chce przemienić ciebie.
Naszym zadaniem w każdej próbie jest ufać Bogu, że daje nam wszelką moc i wszelkie środki
potrzebne do odnalezienia zadowolenia pośrodku naszego cierpienia. Nie zrozumcie mnie zle - bycie
"zadowolonym" w naszych próbach nie oznacza, że się z nich cieszymy. Oznacza tylko, że nie
próbujemy już zabezpieczać się przed nimi. Jesteśmy zadowoleni z tego, że pozostajemy na swoim
miejscu i znosimy wszystko, co Bóg na nas zsyła, ponieważ wiemy, że nasz Pan dopasowuje nas do
obrazu Swojego Syna.
Twoja obecna sytuacja może się zmienić w piekło na ziemi i wycisnąć z ciebie wszystkie łzy. Ale jeśli
jesteś wierny, pozostając w tej sytuacji - jeśli szanujesz Boże Słowo, wierząc, że Pan da ci siły do
wytrwania, to On radykalnie przemieni cię w prawdziwie duchową osobę.
Niedawno ktoś mi powiedział, że jeden z najbardziej utalentowanych byłych futbolistów
amerykańskich przyjął Jezusa. Trudno mi było w to uwierzyć, ponieważ słyszałem, że człowiek ten był
właśnie bliski rozwodu. Żył w separacji z żoną z powodu wybryków w swoim "nocnym życiu" i ciągłych
romansów. Pomyślałem sobie: "Ten człowiek skończy zapewne tak samo jak wielu innych
"nawróconych" sportowców. Zarobi pieniądze na składaniu swojego świadectwa, ale nadal będzie
prowadził podwójne życie".
Jednak krótki czas pózniej inny znajomy powiedział mi, że ten futbolista wcale nie składał
świadectwa. Zamiast tego, uczestniczył w sesjach chrześcijańskiego poradnictwa. Chciał doprowadzić
do odbudowy swojego małżeństwa i ponownie zabiegał o względy swojej żony, umawiając się z nią na
randki i zalewając ją miłością. Powiedział: "Nie mam co głosić kazań, dopóki nie udowodnię, że Jezus
naprawdę we mnie mieszka. A jeśli Jego obecność jest realna, to okaże On Swoją uzdrawiającą moc w
moim małżeństwie".
To przekonało mnie o zbawieniu tego człowieka. Duch Święty pokazał mu to, co jest najważniejsze.
Ten człowiek był gwiazdą sportu i mógł sobie w dowolnej chwili pozwolić na zaspokojenie każdej ze
swoich pożądliwości, a jednak zamiast tego, chciał wrócić do swojej żony, znowu borykać się z
problemami małżeńskimi i tym wszystkim.
Obecne pokolenie nie ma pojęcia, co oznacza słowo "wytrwać".Słowo "wytrwać" oznacza "wytrzymać
pomimo trudności; cierpliwie znosić nie poddając się". Krótko mówiąc, oznacza ono trzymać się albo
nie ustępować. Jednakże słowo to oznacza bardzo niewiele dla obecnego pokolenia. Wielu dzisiejszych
Amerykanów łatwo się poddaje, włączając w to chrześcijan. Rezygnują ze swoich małżeństw, swoich
rodzin i swojego Boga.
Piotr odnosi się do tej kwestii w następujący sposób: "Albowiem to jest łaska, jeśli ktoś związany w
sumieniu przed Bogiem znosi utrapienie i cierpi niewinnie" (1 Ptr 2,19). Po czym dodaje: "Bo jakaż to
chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za grzechy? Ale jeżeli okazujecie cierpliwość, gdy
za dobre uczynki cierpicie, to jest łaska u Boga.
Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście
wstępowali w Jego ślady; On grzechu nie popełnił, ani nie znaleziono zdrady w ustach Jego; On, gdy
mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę temu,
który sprawiedliwie sądzi.
On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy obumarłszy grzechom, dla
sprawiedliwości żyli; Jego sińce uleczyły was. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz
nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych" (wersety 20-25).
Podobnie apostoł Paweł nakazuje: "Znoś zatem trudy jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa" (2 Tym
2,3 KJV). I wreszcie sam Pan daje nam obietnicę: "A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony" (Mat
24,13).
Pytam cię - na czym polegają twoje przeciwności? Czy masz problemy w małżeństwie? Czy
przeżywasz kryzys w pracy? Czy masz konflikt z kimś bliskim, z osobą, od której wynajmujesz
mieszkanie, czy też z przyjacielem, który cię zdradził?
Wydawało mi się kiedyś, że młodzi ludzie nie mają wielu okazji do cierpienia. Kiedy tylko słyszałem
jak jakiś młody człowiek mówił o swoich doświadczeniach, myślałem sobie: "A na co on może
narzekać? Nadal ma wszystkie włosy, wszystkie zęby, nadal dobrze widzi. Nie budzi się codziennie z
bólem stawów, uniemożliwiającym wstanie z łóżka. Wszystko mu się dobrze układa i nawet o tym nie
wie".
Być może młodzi ludzie nie cierpią w taki sposób jak starsi. Ale cierpią równie mocno na swój własny
sposób. Widzę mnóstwo cierpienia wśród ludzi w wieku około trzydziestu lat. Wielu z nich odczuwa
ból związany z poczuciem niekompetencji, nieprzydatności, niespełnienia. Niektórzy nie wiedzą, co
zrobić z resztą swojego życia. Są samotni, pełni obaw, nie mają celu - a ich ból stale się przeciąga.
Umiłowani, zrozumcie moje słowa - takie jest życie. Nadal każdemu z nas będzie ciężko, dopóki nie
znajdziemy się w domu w ramionach Jezusa. Jedyne, co się zmieni w miarę jak będziemy się starzeć,
to nowe próby, jakim będziemy poddawani. Naszego cierpienia nie będą już stanowić samotność i
poczucie niekompetencji, ale raczej ból fizyczny, wrzody, utrata wcześniej posiadanych zdolności.
Będziemy stawiać czoła bólowi, ale również radości związanej z wychowywaniem dzieci i wnuków.
A jednak mamy mieć nadzieję. Widzisz, tak jak cierpienia Pawła nigdy nie ustawały, tak samo nie
ustawały jego objawienie, dojrzałość, głęboka wiara, niewzruszony pokój. Paweł powiedział: "Jeśli mam
być osobą duchową - jeśli naprawdę chcę przypodobać się mojemu Panu - nie mogę walczyć ze
swoimi okolicznościami. Będę się trzymał i nigdy się nie poddam. Nic na tej ziemi nie może dać mi
tego, co daje mi codziennie Duch Boży w moich próbach. On czyni ze mnie duchowego człowieka".
Życie Pawła "zionęło" Duchem Chrystusowym. I dokładnie tak samo jest z każdą naprawdę duchową
osobą. Z wnętrza takiego sługi wylewa się Duch Święty, będąc niebiańskimi podmuchami Bożego
wiatru. Osoba taka nie jest zrezygnowana, nie szemrze ani nie narzeka na swój los. Być może
przechodzi przez próbę swojego życia, ale nadal się uśmiecha, ponieważ wie, że Bóg w niej pracuje,
objawiając Swoją wieczną chwałę.
Drogi święty, kiedy niesłusznie cierpisz, nadstaw drugi policzek i przyjmij obelgę. Możesz
doświadczyć zadowolenia w każdej sytuacji, ponieważ masz obietnicę Jezusa: "Ten, kto wytrwa do
końca, będzie zbawiony".


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nie chcę dawać tego co najpszeON544 txt
Co było i nie wróci Żydzi
OGRANICZANIE TEGO CO CUDOWNE
Wydobywanie tego, co znajduje się w ziemi
C Rivas Wizja tego co się dzieje podczas śmierci (Miłujcie się)
Jak medytować, czyli wstęp do tego co już znasz
Uczenie tego, co jest ważne Postępowanie z dziećmi z zespołem Aspergera
Warszawiak zarabia jedną czwartą tego, co nowojorczyk

więcej podobnych podstron