Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Pani Domu Miłości (1975)


http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
KLASYKA WAMPIRYZMU
by blood luna
PANI DOMU MIAOŚCI
Angela Carter
oryg. " The Lady of the House of Love", 1975
* * *
tłum. Aleksandra Ambros
1
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
Materiał na potrzeby prywatne
http://blood-luna.ovh.org
Portal  BLOOD LUNA
Polska Biblioteka Wampira
Kolekcja klasyki wampiryzmu
2
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
W końcu duchy stały się tak dokuczliwe, \e chłopi opuścili wioskę,
która przeszła na wyłączną własność nieuchwytnych i mściwych
mieszkańców, manifestujących swoją obecność cieniami, które padają
niemal niedostrzegalnie na wspak, zbyt wieloma cieniami, nawet w południe,
cieniami, które nie mają zródła w niczym widocznym; albo te\ odgłosem
szlochu w opuszczonej sypialni, gdzie pęknięte lustro, zwieszające się ze
ściany, nie odbija \adnej obecności; nieokreślonym niepokojem, jaki
nawiedzi podró\nika na tyle nierozsądnego, \eby przystanąć i napić się wody
z fontanny na rynku, która nadal tryska wodą z kurka umieszczonego w
paszczy kamiennego lwa. Kot buszuje po ogrodzie zarośniętym chwastami;
szczerzy zęby i prycha, wyprę\a grzbiet, odskakuje od tego, co nieuchwytne,
na czterech przez strach usztywnionych łapach. Teraz wszyscy unikają
wioski u stóp zamku, w którym piękna lunatyczka w pojedynkę kontynuuje
zbrodniczą tradycję przodków.
W staromodnej sukni ślubnej piękna królowa wampirów siedzi zupełnie
sama w ciemnym, wysokim domostwie, z portretów zaś spoglądają na nią
oczy szalonych i okrutnych antenatów, z których ka\dy jej zawdzięcza
zgubne pośmiertne istnienie; odlicza karty tarota, bez końca tworząc
konstelację mo\liwości, jak gdyby przypadkowy układ kart na czerwonym
pluszu obrusa mógł przenieść ją z zimnego pokoju o zasłoniętych oknach w
krainę wiecznego lata i uleczyć beznadziejny smutek dziewczyny, która jest
zarazem śmiercią i dziewicą.
W jej głosie pobrzmiewają odległe echa, niby pogłos w jaskini: oto jesteś
w miejscu unicestwienia, oto jesteś w miejscu unicestwienia. Ona sama jest
jaskinią pełną ech, jest systemem powtórzeń, obiegiem zamkniętym.  Czy
ptak potrafi śpiewać tylko pieśń, którą zna, czy te\ mo\e wyuczyć się nowej
pieśni? Przeciągając długim, ostrym paznokciem po prętach klatki, w której
śpiewa jej ulubiony skowronek, wydobywa z nich jękliwy ton, jakby kto serce
wyrywał z piersi metalowej kobiety. Jej włosy spływają jak łzy.
Zamek w większej części znajduje się we władaniu nieziemskich
mieszkańców, ale ona ma apartament zło\ony z salonu i sypialni. Szczelne
okiennice i cię\kie aksamitne story nie dopuszczają ani promyka naturalnego
światła. Wykłada swojego nieśmiertelnego tarota na okrągłym stoliku o
pojedynczej nodze, nakrytym czerwonym pluszowym obrusem; pokój zawsze
oświetla tylko lampa z głębokim kloszem, która stoi na gzymsie kominka, a
ciemnoczerwona wzorzysta tapeta pokryła się na skutek wpadającego przez
dziurawy dach deszczu nieczytelnym, niepokojącym deseniem
przypadkowych plam, wymownych jak ślady pozostawione na prześcieradle
przez zmarłych kochanków. Zgnilizna i grzyb dokonały wszędzie dzieła
zniszczenia. Nie zapalony \yrandol jest tak gęsto pokryty kurzem, \e
pojedyncze kryształki nie mają ju\ \adnego kształtu, pracowite pająki
rozsnuły baldachimy w rogach tego przeładowanego ozdobami, niszczejącego
pomieszczenia, złapały porcelanowe wazony na kominku w szarą sieć. Ale
pani całej tej ruiny nie dostrzega niczego.
Siedzi w fotelu wyściełanym aksamitem barwy wina, wyjedzonym przez
mole, przy niskim, okrągłym stoliku i rozkłada karty; skowronek niekiedy
zaśpiewa, ale przewa\nie pozostaje kupką nastroszonych szarych piórek.
3
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
Czasami hrabianka pobudzi go do krótkiej improwizacji, brzdąkając na
prętach klatki: lubi, jak on oznajmia, \e nie mo\e uciec.
Wstaje o zachodzie słońca, natychmiast idzie do stolika, na którym
układa pasjansa, dopóki nie zgłodnieje, dopóki nie zacznie skręcać się z
głodu. Jest tak piękna, \e to a\ nienaturalne, jej piękność to wybryk natury,
kalectwo, poniewa\ \aden z jej rysów nie wykazuje owych wzruszających
niedoskonałości, które godzą nas z niedoskonałościami kondycji ludzkiej. Jej
piękność jest przejawem wewnętrznej dysharmonii, braku duszy.
Białe ręce mrocznej piękności rozdają karty przeznaczenia. Paznokcie
ma dłu\sze ni\ mandaryni staro\ytnych Chin, o cienkich, wyostrzonych
końcach. Te paznokcie oraz zęby, spiczaste i białe jak cukrowa wata na
szpikulcu, są widomymi znakami przeznaczenia, którego za pomocą
arkanów1 pragnęłaby uniknąć; jej szpony i zęby ostrzyły się przez wieki na
trupach, jest ostatnim pączkiem na zatrutym drzewie wyrosłym z lędzwi
Vlada Palownika2, który posilał się zwłokami na majówkach w lasach
Transylwanii.
Ściany sypialni obite są czarnym atłasem, wyhaftowanym perłowymi
łezkami. W czterech rogach pokoju stoją \ałobne urny i misy, z których
wydziela się senny, gryzący dym kadzidła. W środku znajduje się ozdobny
katafalk z hebanu, otoczony długimi świecami w olbrzymich srebrnych
świecznikach. W białym koronkowym peniuarze, nieco poplamionym krwią,
hrabianka co rano o świcie wspina się na katafalk i kładzie do otwartej
trumny.
Pop z koczkiem przebił kołkiem jej niegodziwego ojca na karpackich
rozstajach, zanim jej wyrosły mleczne zęby. Kiedy go przebijali, nieszczęsny
hrabia wykrzyknął:  Umarł Nosferatu, niech \yje Nosferatu! Teraz ona
posiada wszystkie te lasy pełne strachów i tajemnicze uroczyska w jego
olbrzymim majątku armii cieniów, które pod postacią sów, nietoperzy i lisów
penetrują bory, sprawiają, \e mleko się kisi, a masło nie ubija, zaje\d\ają
konie w dzikim pościgu przez całą noc, a\ rano pozostaje z nich tylko skóra i
kości, doją krowy do ostatniej kropli, a przede wszystkim dręczą dojrzewające
dziewczęta omdleniami, zaburzeniami krwi, chorobami wyobrazni.
Ale samej hrabiance obojętna jest własna przedziwna władza, jakby to
wszystko jej się śniło. W snach chciałaby być człowiekiem, ale nie wie, czy to
mo\liwe. Tarot pokazuje zawsze taki sam układ: La Papesse, La Mort, La Tour
Abolie, mądrość, śmierć, rozkład3.
W bezksię\ycowe noce stra\niczka wypuszcza ją do ogrodu. Ów ogród,
nadzwyczaj przygnębiające miejsce, bardzo przypomina cmentarz, a
wszystkie ró\e, posadzone przez zmarłą matkę hrabianki, rozrosły się w
olbrzymi kolczasty mur, który ją więzi w zamku przodków. Kiedy otwierają
się tylne drzwi, hrabianka wącha powietrze i wyje. Opada na czworaki.
Gotująca się do skoku, dr\ąca, wietrzy zapach ofiary. Rozkoszny chrzęst
delikatnych kosteczek królików i drobnych puszystych stworzeń, które ściga
chy\o na czterech łapach; do domu przyczołga się skowycząc, z policzkami
umazanymi krwią. W sypialni nalewa wodę z dzbanka do miski, obmywa
twarz raptownymi, pedantycznymi kocimi ruchami.
śarłoczne noce łowczyni w posępnym ogrodzie, przyczajenie i skok,
stanowią kontrapunkt dla udręki powszedniej somnambulicznej egzystencji,
4
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
dla \ycia lub imitacji \ycia. Oczy nocnej istoty powiększają się i świecą.
Zredukowana do pazurów i zębów, uderza, po\era, ale nic nie mo\e jej
wynagrodzić potworności tej sytuacji, nic. Szuka magicznej pociechy w talii
tarota, tasuje i rozkłada karty, czyta z nich, zbiera je z westchnieniem,
znowu tasuje, wcią\ tworząc hipotezy na temat przyszłości, która jest
nieodwracalna.
Opiekuje się nią stara niemowa, która dba o to, by jej pani nigdy nie
oglądała słońca, \eby cały dzień pozostawała w trumnie, \eby w pobli\u nie
było lustra ani \adnej odbijającej powierzchni - krótko mówiąc, wypełnia
wszelkie obowiązki sługi wampirów. Wszystko, co dotyczy tej pięknej i
potwornej damy, jest takie, jak być powinno, królowa nocy, królowa grozy - z
jednym wyjątkiem: jej straszliwej niechęci do tej roli. Niemniej, jeśli
nierozsądny poszukiwacz przygód zatrzyma się na rynku opuszczonej wioski,
\eby odświe\yć się przy fontannie, stara baba w czarnej sukni i fartuchu
natychmiast wynurzy się z domu. Zaprosi cię uśmiechem i gestem, pójdziesz
za nią. Hrabianka potrzebuje świe\ego mięsa. Kiedy była małą dziewczynką,
przypominała lisa i najzupełniej wystarczały jej młode króliczki, piszczące
\ałośnie, kiedy wbijała im zęby w kark z mdlącą lubie\nością, nornice, myszy
polne, które dygotały przez chwilę między jej palcami hafciarki. Ale teraz jest
kobietą, musi mieć mę\czyzn. Jeśli zabawisz zbyt długo przy chichoczącej
fontannie, zostaniesz poprowadzony za rękę do hrabiowskiej spi\arni.
Cały dzień le\y w trumnie w koronkowym negli\u poplamionym krwią.
Kiedy słońce chowa się za górami, ziewa, wstaje i wkłada swoją jedyną
suknię, ślubną suknię matki, po czym siada, wró\y sobie z kart, a\
zgłodnieje. Nienawidzi jedzenia, które spo\ywa, tak by chciała zabrać króliki
do domu, karmić je sałatą, pieścić i wymościć im kryjówkę w czerwono-
czarnej sekreterze z chińskiej laki, ale głód zawsze bierze górę. Zatapia zęby
w karku, tam gdzie arteria pulsuje strachem; sflaczałą skórę, z której
wydobyła całe po\ywienie, odrzuci z cichym okrzykiem zarówno bólu, jak
wstrętu. Podobnie rzecz się ma z młodymi pasterzami i Cyganami, którzy z
niewiedzy albo z głupoty przychodzą zmyć kurz z nóg pod wodą z fontanny:
guwernantka hrabianki przyprowadza ich do salonu, gdzie karty na stole
zawsze pokazują Ponurego śniwiarza4. Hrabianka osobiście poda im kawę w
mikroskopijnych, popękanych, bezcennych fili\aneczkach oraz cukrowe
ciasteczka. Gamoniowaci młodzieńcy siedzą z pełną fili\anką w jednej dr\ącej
ręce i herbatnikiem w drugiej, gapiąc się na hrabiankę w atłasach, która
nalewa kawę ze srebrnego czajniczka i szczebioce zapamiętale, by ich
ośmielić na ich zgubę. Jakiś \al w nieruchomym spojrzeniu wskazuje, \e nie
da się jej pocieszyć. Chciałaby dotykać ich chudych, opalonych policzków i
gładzić potargane włosy. Kiedy bierze ich za rękę i prowadzi do swojej
sypialni, nie są w stanie uwierzyć własnemu szczęściu.
Pózniej guwernantka zgarnie szczątki w zgrabny stosik i zawinie w
porzucone ubranie właściciela. Następnie zagrzebie dyskretnie ten śmiertelny
pakunek w ogrodzie. Krew na policzkach hrabianki zmiesza się ze łzami,
stra\niczka oczyści jej paznokcie srebrną wykałaczką, \eby usunąć resztki
skóry i kości, jakie tam utkwiły.
Fiku-miku na patyku
Czuję zapach krwi Anglika5.
5
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
Pewnego upalnego, dojrzałego lata w dzieciństwie naszego obecnego
stulecia młody oficer armii brytyjskiej, blondyn, niebieskooki, dobrze
umięśniony, bawiąc z wizytą u przyjaciół w Wiedniu, zdecydował się spędzić
resztę urlopu na zwiedzaniu mało znanych górskich okolic Rumunii. Kiedy w
przypływie donkiszoterii postanowił podró\ować po zrytych koleinami
wiejskich drogach rowerem, uderzył go komizm sytuacji:  na dwóch kołach w
krainie wampirów . Ze śmiechem więc rusza na swoją wyprawę.
Posiada szczególną cechę: dziewictwo, najbardziej i najmniej zagadkowy
ze stanów  to ignorancja, lecz zarazem moc in potentia, a równie\ niewiedza,
której nie nale\y mylić z ignorancją. Młody oficer jest czymś więcej, ni\ sam
wie - bije poza tym od niego specjalny blask jego pokolenia, dla którego
historia przygotowała ju\ szczególny, wzorcowy los w okopach Francji. Ta
istota, wywodząca się z przemiany i czasu, ma oto zderzyć się z bezczasową
gotycką wiecznością wampirów, dla których wszystko jest takie, jakie zawsze
było i będzie, którym karty pokazują zawsze ten sam układ.
Choć tak młody, jest przecie\ rozsądny. Wybrał najbardziej racjonalny
pod słońcem sposób przemieszczania się podczas tej swojej wycieczki w
Karpaty. Jazda na rowerze sama przez się zabezpiecza od przesądnego
strachu, poniewa\ rower jest produktem czystego rozumu w zastosowaniu do
ruchu. Geometria w słu\bie człowieka! Dajcie mi dwa koła i linię prostą, a
poka\ę wam, jak daleko potrafię je doprowadzić. Sam Wolter mógłby
wynalezć rower, gdy\ rower w znacznym stopniu przyczynia się do
pomyślności człowieka, w \aden natomiast sposób do jego zguby. Zbawienny
dla zdrowia, nie wydziela spalin i dopuszcza jedynie szybkość nie obra\ającą
dobrego smaku. Jak mógłby rower kiedykolwiek stać się narzędziem
nieszczęścia?
Jeden jedyny pocałunek obudził Śpiącą Królewnę w Lesie.
Woskowe palce hrabianki, palce świętej z obrazu, odwracają kartę
zwaną Les Amoreuxb. Nigdy, nigdy przedtem... nigdy przedtem hrabianka nie
wywró\yła sobie losu, który zawierałby miłość. Wstrząsa się, dr\y, wielkie
oczy zamykają się pod cieniutkimi, po\yłkowanymi, nerwowo trzepoczącymi
powiekami: tym razem - po raz pierwszy - śliczna wró\bitka rozdała sobie
karty miłości i śmierci.
Czy \ywego, czy zmarłego
Na chleb zemlę kości jego7.
O liliowym wieczornym zmierzchu angielski m'sieu pnie się mozolnie pod
górę do wioski, którą wypatrzył z daleka; musi zsiąść i pchać rower, ście\ka
jest zbyt stroma na jazdę. Ma nadzieję znalezć przyjazną gospodę, w której
mógłby odpocząć przez noc, jest zgrzany, głodny, spragniony, zmęczony,
zakurzony... Na początek, có\ za rozczarowanie odkryć, \e dachy wszystkich
chat się pozapadały, wysokie chwasty przebijają się przez stosy le\ących na
ziemi dachówek, a okiennice zwisają smutnie z zawiasów - miejsce całkowicie
opuszczone. Wybujała roślinność szepce jakieś sprośne sekrety, tu, gdzie
jeśli ktoś ma dość wyobrazni, mógłby niemal zobaczyć wykrzywione twarze
pojawiające się na chwilę pod zbutwiałymi okapami... ale smak przygody,
otucha, jaką napawają przejmująco jaskrawe malwy, nadal dzielnie kwitnące
w zapuszczonych ogrodach, piękno płonącego zachodu słońca, wszystkie te
okoliczności wkrótce pozwalają podró\nemu przezwycię\yć rozczarowanie,
6
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
nawet uśmierzyć lekki niepokój, który odczuwał. W dodatku fontanna, gdzie
wiejskie kobiety prały niegdyś odzie\, wcią\ tryska jasną, czystą wodą:
szczęśliwy, obmył nogi i ręce, zbli\ył usta do kurka, a następnie podstawił
twarz pod lodowaty strumień.
Kiedy, odświe\ony, uniósł ociekającą głowę spod paszczy lwa, zobaczył,
\e na rynek przyszła za nim bezszelestnie stara kobieta, która teraz
uśmiechnęła się przymilnie, niemal zachęcająco. Miała na sobie czarną
suknię i biały fartuch, a u pasa gospodarskie klucze na kółku; siwe włosy
zwinięte były w schludny węzeł pod białym płóciennym czepkiem, jaki noszą
starsze kobiety z tych okolic. Dygnęła przed młodzieńcem i gestem nakazała
mu iść za sobą. Kiedy się zawahał, wskazała w górze wielkie zamczysko,
którego fasada groznie zawisła nad wioską, następnie potarła \ołądek,
pokazała na swoje usta, znowu potarła \ołądek, najwyrazniej odgrywając
zaproszenie na kolację. Raz jeszcze nań skinęła, po czym odwróciła się
zdecydowanie na pięcie, jak gdyby nie dopuszczając sprzeciwu.
Gdy tylko opuścili wioskę, potę\na upojna fala cię\kiego zapachu
czerwonych ró\ wionęła mu w twarz, wywołując mroczący zmysły zawrót
głowy; podmuch intensywnej, zalatującej zgnilizną słodyczy był tak silny, \e
prawie go przewrócił. Zbyt wiele ró\. Zbyt wiele ró\ kwitło w gęstwinie po obu
stronach ście\ki, gęstwinie naje\onej cierniami, a i same kwiaty wydawały się
niemal zbyt bujne: olbrzymie ilości aksamitnych płatków, wręcz
nieprzyzwoitych w swym nadmiarze, i poskręcane ciasno, stulone środki,
obrazliwie sugestywne. Zamek wynurzył się niechętnie z tej d\ungli.
W miękkim i czarownym świetle zachodzącego słońca, złocistym świetle
przepełnionym nostalgią za mijającym dniem, posępna fasada budowli, na
poły dworu, na poły warownej zagrody, zrujnowanego orlego gniazda na
turni, u której stóp przycupnęła towarzysząca mu wioska, przypomniała
podró\nemu dziecinne opowieści snute w zimowe wieczory, kiedy z
rodzeństwem tak się nawzajem straszyli historiami o duchach,
rozgrywającymi się w takich właśnie miejscach, \e musieli brać świecę, by w
drodze do łó\ka oświetlić sobie przera\ające nagle schody. Skłonny był
\ałować, \e przyjął nie wypowiedziane zaproszenie staruchy, ale wiedział, \e
teraz, kiedy stoi przed nadgryzionymi zębem czasu dębowymi drzwiami, a
ona wyciąga olbrzymi \elazny klucz z pobrzękującego pęku u pasa, jest ju\
za pózno, by zawrócić, i szorstko napomniał sam siebie, \e nie jest
dzieckiem, które boi się własnych fantazji.
Stara otworzyła drzwi, które rozwarły się z melodramatycznym
skrzypieniem zawiasów, po czym, wbrew protestom młodego człowieka,
skrzętnie zajęła się jego rowerem. Poczuł mimowolny skurcz serca, widząc,
jak ów piękny dwukołowy symbol racjonalności oddala się w ciemne
zakamarki obejścia, niewątpliwie do jakiejś wilgotnej szopy, gdzie ani go nie
naoliwią, ani nie sprawdzą opon. Ale jak się powiedziało a, trzeba powiedzieć
i b - w swojej młodości, sile i blond urodzie, w niewidzialnym, nawet nie
uświadamianym, magicznym pentagramie dziewictwa, młodzieniec przestąpił
próg zamku Nosferatu i nie zadr\ał w powiewie zimnego powietrza, którym,
niby otwarty grób, zionęło pozbawione świateł, otchłanne wnętrze.
Starucha wprowadziła go do niewielkiej komnaty, gdzie stał czarny
dębowy stół, nakryty śnie\nym obrusem, a na obrusie starannie poukładano
7
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
cię\ką srebrną zastawę, nieco sczerniałą, jak gdyby nachuchał na nią ktoś o
nieświe\ym oddechu, ale nakryto tylko dla jednej osoby. Coraz dziwniej:
zaproszono go do zamku na wieczerzę, teraz ma wieczerzać sam. Usiadł
jednak przy stole, jak mu kazała. Chocia\ na dworze nie było jeszcze ciemno,
story szczelnie zaciągnięto i tylko skąpe światło sączące się z jedynej lampy
naftowej ukazywało mu, w jak smętnym znalazł się otoczeniu. Starucha
krzątała się, wyjmując butelkę wina i kieliszek ze starej serwantki, której
dębowe drewno prze\arły korniki. Kiedy oszołomiony popijał wino, zniknęła,
by wkrótce powrócić z dymiącym talerzem miejscowego, na ostro
przyprawionego gulaszu z piero\kami oraz pajdą razowego czarnego chleba.
Był głodny po całym dniu jazdy, zajadał z apetytem i wyczyścił talerz skórką,
mimo \e ta prosta strawa nie była ucztą, jakiej się spodziewał w pańskim
domu, dziwił go te\ czujny błysk w oczach niemowy, która obserwowała go
przy jedzeniu.
Pognała jednak po drugą porcję, ledwo skończył pierwszą, i w ogóle poza
tym wydawała się tak \yczliwa i pomocna, \e wiedział, i\ mo\e liczyć na
nocleg w zamku, nie tylko na wieczerzę, surowo więc zganił sam siebie za
dziecinny brak entuzjazmu dla niesamowitej ciszy i wilgotnego chłodu, jakie
tu panowały.
Kiedy skończył drugi talerz, przyszła stara, gestem nakazała mu wstać
od stołu i ponownie udać się za nią. Odegrała czynność picia, wywnioskował
więc, \e proszą go do innego pokoju na kawę z jakimś wysoko postawionym
domownikiem, który nie \yczył sobie jeść z nim kolacji, niemniej chciał go
poznać. Niewątpliwy zaszczyt, przez szacunek zatem dla opinii gospodarza,
poprawił krawat i strzepnął okruchy z tweedowej marynarki.
Zdumiało go zrujnowane wnętrze - pajęczyny, stoczone przez korniki
belki u stropu, sypiący się tynk, ale niemowa prowadziła go bez wahania po
nie kończących się korytarzach, kręconych schodach, przez galerie, gdzie z
rodzinnych portretów, gdy przechodzili, rozbłyskiwały na chwilę malowane
oczy, oczy, które jak zauwa\ył, nale\ały bez wyjątku do twarzy
pozostawiających niezatarte wra\enie okrucieństwa. W końcu stanęła, a zza
drzwi, przed którymi się zatrzymali, doszedł go słaby, metaliczny brzęk, coś
niby potrącenie struny klawikordu. Następnie zaś, o cudzie, płynna kaskada
pieśni skowronka, przynosząca mu z głębi - gdyby\ tylko wiedział - grobowca
Julii całą świe\ość poranka.
Starucha zastukała kłykciami w płyciny drzwi; najbardziej
uwodzicielsko pieszczotliwy głos, jaki kiedykolwiek słyszał w \yciu, zawołał z
silnym cudzoziemskim akcentem po francusku, w adoptowanym języku
rumuńskiej arystokracji: - Entrez!
Najpierw ujrzał jedynie kształt, kształt promieniujący delikatną
świetlistością, jako \e chwytał i odbijał na swoich \ółtawych powierzchniach
tę odrobinę światła, jaka była w mrocznym pokoju: kształt przemienił się -
któ\ by to przypuścił - w krynolinę z białego atłasu, przybranego tu i ówdzie
koronką, suknię od kilkudziesięciu lat niemodną, która jednak niegdyś
musiała być suknią ślubną. Następnie zobaczył dziewczynę, która tę suknię
miała na sobie, dziewczynę tak kruchą jak szkielecik ćmy, tak chudą, tak
wątłą, \e wydawało mu się, jakby suknia utrzymywała się w piwnicznym
powietrzu sama przez się, bez lokatorki  obdarzone własnym \yciem
8
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
baśniowe przebranie, w którym dziewczyna przebywała niby duch w
machinie. Jedyne światło w pokoju pochodziło z lampy palącej się niskim
płomieniem pod cię\kim zielonkawym kloszem na odległym gzymsie
kominka; towarzysząca podró\nemu starucha osłoniła dłonią swoją latarkę,
jak gdyby chciała ustrzec panią przed zbyt nagłym widokiem gościa albo
ustrzec gościa przed zbyt nagłym widokiem pani.
Tak więc powoli, w miarę jak jego oczy przyzwyczajały się do półmroku,
przekonywał się, jak piękne i jak bardzo młode jest to wystrojone straszydło.
Przyszło mu na myśl dziecko przebierające się w suknie matki, dziecko, które
mo\e dlatego przebiera się w suknie zmarłej matki, by choć na chwilę
przywrócić ją do \ycia.
Hrabianka stała za niskim stolikiem, obok ładnej absurdalnej ptasiej
klatki ze złotych drucików, ręce wyciągnęła w oszołomieniu, niemal w geście
ucieczki, sprawiała wra\enie zaskoczonej ich wejściem, choć przecie\ sama
poleciła im wejść. Ze swoją przerazliwie białą twarzą, piękną głową umarłej,
otoczoną ciemnymi włosami spadającymi tak prosto, jakby były mokre,
przypominała oblubienicę po katastrofie statku. Ogromne, ciemne oczy
niemal złamały mu serce swoim wyrazem opuszczenia i zabłąkania;
jednocześnie niepokoiły go, niemal budziły w nim wstręt jej niezwykle
mięsiste usta o szerokich, pełnych, nabrzmiałych, fioletowoszkarłatnych
wargach, chorobliwie zmysłowe. Nawet - ale tę myśl odrzucił natychmiast -
usta ladacznicy. Cały czas przebiegało ją dr\enie, śmiertelny chłód,
malaryczne poruszenie kości. Pomyślał, \e musi mieć najwy\ej szesnaście,
siedemnaście lat, nie więcej, z tą gorączkową, chorobliwą pięknością
gruzliczki. Była kasztelanką całej tej ruiny.
Z zachowaniem najdalej posuniętych środków ostro\ności starucha
uniosła przyniesione przez siebie światło, \eby pani mogła zobaczyć twarz
gościa. Na ten widok hrabianka wydała słaby, przypominający miauczenie
okrzyk. Zatrzepotała bezradnie dłońmi w geście przera\enia, jak gdyby
chciała go odepchnąć, w wyniku czego potrąciła stolik i motyli rój jaskrawo
oślepiających kart sfrunął na podłogę. Jej usta uło\yły się w okrągłe, \ałosne
 o , zachwiała się z lekka i opadła na fotel, w którym le\ała teraz, niezdolna
się poruszyć. Zdumiewające przyjęcie. Stara cmoknęła cicho i zaczęła szukać
po stole, a\ znalazła olbrzymią parę ciemnozielonych okularów, jakich
u\ywają niewidomi \ebracy, i umieściła je na nosie hrabianki.
Podró\ny schylił się, \eby podnieść karty z dywanu, który, jak stwierdził
ze zdziwieniem, był częściowo przegniły, a częściowo pokryty najrozmaitszego
rodzaju złośliwym grzybem. Podniósł karty i przetasował je niedbale, nic
bowiem dla niego nie znaczyły, chocia\ wydawały się dziwaczną rozrywką dla
młodej dziewczyny. Có\ za przera\ający obrazek pląsającego kościotrupa!
Zakrył go przyjemniejszym wizerunkiem pary młodych, uśmiechających się
do siebie kochanków, po czym wło\ył owe zabawki w rękę tak wiotką, \e
delikatna sieć kostek była niemal widoczna pod przezroczystą skórą, rękę o
paznokciach tak długich i spiczastych jak plektrony.
Pod jego dotykiem hrabianka nabrała nieco \ycia i prawie się
uśmiechnęła, unosząc
głowę.
- Kawa - oświadczyła - musisz się napić kawy.
9
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
Zgarnęła karty na kupkę, \eby starucha mogła postawić przed nią
srebrny spirytusowy czajnik, srebrny dzbanek do kawy, dzbanuszek do
śmietanki, cukiernicę, fili\anki przygotowane na srebrnej tacy - zaskakujące
wspomnienie elegancji, choćby i nieco przygasłej, w tej ruinie, której pani
promieniowała nieziemską, jak gdyby własną przygaszoną podmorską
poświatą.
Starucha znalazła dla niego krzesło i chichocząc bezgłośnie, wycofała
się, pozostawiając pokój jeszcze ciemniejszym.
Gdy młoda dama zajmowała się kawą, podró\ny przyglądał się, z
pewnym niesmakiem, następnej serii portretów rodzinnych, które zdobiły
poplamione i łuszczące się ściany komnaty; ka\da z tych wściekłych twarzy o
grubych wargach naznaczona była gorączkowym szaleństwem, wielkie,
obłąkane oczy, jednakowe u wszystkich, niepokojąco przypominały oczy
nieszczęsnej ofiary wsobnego chowu, cierpliwie filtrującej w tej chwili
aromatyczny napar, mimo \e w jej wypadku rzadki wdzięk tak pięknie
przekształcił owe rysy. Skowronek, skończywszy swój refren, dawno ju\
zamilkł, słychać było tylko brzęk srebra na porcelanie. Podała mu
miniaturową fili\aneczkę w ró\yczki.
- Witaj - odezwała się tym swoim głosem, w którym pobrzmiewały echa
oceanu, głosem, który zdawał się wydobywać skądś indziej, nie z jej białego
nieruchomego gardła. - Witaj w moim chateau. Rzadko przyjmuję gości, a to
nieszczęśliwie się składa, poniewa\ nic mnie tak nie o\ywia, jak obecność
nieznajomego... To miejsce jest takie samotne, teraz gdy wioska opustoszała,
a moja jedyna towarzyszka niestety nie mówi. Często tak długo milczę, i\
wydaje mi się, \e ja równie\ wkrótce zapomnę mówić i nikt się tu ju\ nigdy
nie odezwie.
Podsunęła mu talerz z cukrowymi ciasteczkami, jej paznokcie
wygrywały kuranty na starej porcelanie z Limoges. Głos wydobywający się z
tych warg, czerwonych jak nabrzmiałe ró\e w ogrodzie, warg, które się nie
poruszają, jest dziwnie bezcielesny - ona przypomina lalkę, pomyślał, kukłę
brzuchomówcy, czy raczej du\ą, pomysłowo zrobioną zabawkę mechaniczną,
bo wydawało się, \e napędza ją jakaś powolna energia, nad którą ona sama
nie ma \adnej władzy, jak gdyby nakręcono ją lata temu, kiedy się urodziła,
a teraz mechanizm wyczerpywał się nieubłaganie, pozbawiając ją \ycia. Myśl,
\e ona mo\e być automatem, zrobionym z białego aksamitu i czarnego futra,
który sam z siebie nie potrafi się poruszać, nie chciała go opuścić,
przeciwnie, głęboko zapadła mu w serce. Karnawałowy wygląd białej sukni
podkreślał nierealność dziewczyny, przypominającej smutną Kolombinę,
która zabłądziła w lesie dawno temu i nie dotarła na jarmark.
- No i światło. Muszę przeprosić za brak światła... dziedziczna choroba
oczu...
W okularach ślepca odbijała się podwójnie jego własna przystojna twarz;
gdyby stanął
przed nagim obliczem hrabianki, oślepiłby ją jak słońce, na które nie
wolno jej spoglądać, bo od razu by sczezła - biedny nocny ptak, biedny mały
drapie\ny ptaszek.
Vous serez ma proie.
10
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
Ma pan taką piękną szyję, m'sieu, przypomina kolumnę z marmuru.
Gdy wszedłeś w drzwi, wnosząc z sobą całe złociste światło letniego dnia, o
którym ja nie wiem nic, nic zgoła, karta zwana Les Amoreux właśnie się
wyłoniła z chaosu wizerunków tłoczących się przede mną. Wydawało mi się,
\e zstąpiłeś z karty w moją ciemność, i przez chwilę myślałam, \e mo\e
potrafisz ją rozświetlić.
Nie chcę uczynić ci krzywdy. W mojej godowej szacie zaczekam na ciebie
w ciemnościach.
Nadchodzi oblubieniec, wejdzie do komnaty, którą mu przygotowano.
Skazana jestem na samotność i ciemność, nie chcę uczynić ci krzywdy.
Będę bardzo delikatna.
(Czy miłość mo\e wyzwolić mnie od moich cieni? Czy ptak potrafi
śpiewać tylko pieśń, którą zna, czy te\ mo\e wyuczyć się nowej pieśni?)
Widzisz, jestem gotowa na twoje przyjęcie, zawsze byłam gotowa na
twoje przyjęcie, czekałam na ciebie w ślubnej sukni, dlaczego tak długo
zwlekałeś... bardzo szybko będzie po wszystkim.
Nie poczujesz bólu, kochany.
Ona sama jest nawiedzonym domem. Nie nale\y do siebie, jej
przodkowie przychodzą czasem i wyglądają oknami jej oczu, i to jest
przera\ające. Odznacza się tajemną samotnością stanów pośrednich,
zawieszona nad ziemią niczyją między \yciem i śmiercią, snem i
przebudzeniem, za \ywopłotem kolczastych kwiatów, krwio\erczy pączek ró\y
rodu Nosferatu. Okrutni przodkowie na ścianach skazują ją na wieczne
powtarzanie własnych namiętności.
(Ale jeden pocałunek, jeden jedyny, obudził Śpiącą Królewnę w Lesie).
Nerwowo, by ukryć wewnętrzne głosy, hrabianka prowadzi błahą
paplaninę po francusku, usiłując zachować pozory, podczas gdy jej
przodkowie uśmiechają się obleśnie i wykrzywiają ze ścian; choćby z całych
sił próbowała wyobrazić sobie jakiś inny - zna tylko jeden rodzaj spełnienia.
Znowu zdumiały go ptasie, drapie\ne szpony, stanowiące zakończenie
jej wspaniałych dłoni; poczucie niesamowitości, które narastało w nim,
odkąd wło\ył głowę pod strumień wody w wiosce, odkąd wkroczył w ciemne
podwoje fatalnego zamku, teraz ogarnęło go w pełni. Gdyby był kotem,
uciekłby od jej rąk jednym skokiem do tyłu na czterech sztywnych z
przera\enia łapach, ale nie jest kotem, jest bohaterem.
Zasadniczy brak wiary w to, co rozgrywa się przed jego oczami, pozwala
mu zachować spokój, nawet w buduarze samej hrabianki Nosferatu; być
mo\e powiedziałby, \e istnieją rzeczy, których, nawet jeśli są prawdziwe, nie
powinniśmy uwa\ać za mo\liwe. Mógłby powiedzieć: to szaleństwo wierzyć
własnym oczom. Nie chodzi o to, \eby nie wierzył w nią - widzi ją, ona jest
rzeczywista. Gdyby zdjęła ciemne okulary, z oczu jej wypełzłyby wszystkie
widziadła, jakie zamieszkują tę krainę nawiedzaną przez wampiry, ale
poniewa\ on sam bezpieczny jest wobec cieni dzięki swemu dziewictwu (nie
wie jeszcze, czego miałby się obawiać) i dzięki swemu bohaterstwu, które
upodabnia go do słońca - widzi przed sobą przede wszystkim ofiarę szeregu
mał\eństw w obrębie rodziny, przewra\liwioną dziewczynkę bez ojca i matki,
zbyt długo trzymaną w ciemności, bladą jak roślina, która nigdy nie widuje
słońca, półślepą z powodu jakiejś dziedzicznej wady wzroku. I chocia\
11
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
odczuwa niepokój, nie potrafi odczuwać przera\enia, jest więc jak ten
chłopiec z bajki, który nie wiedział, co to strach, i \adne zjawy, upiory,
bestie, sam Diabeł ze swoim orszakiem nie byli w stanie go przerazić8.
To brakowi wyobrazni zawdzięcza bohater swoje bohaterstwo.
Pozna strach w okopach. Ale dziewczyna nie zdoła napełnić go lękiem.
Jest ju\ ciemno. Nietoperze tłuką się z piskiem za szczelnie zamkniętymi
okiennicami. Kawa wypita, cukrowe ciasteczka zjedzone. Jej paplanina
słabnie i cichnie, wreszcie ustaje, hrabianka wykręca palce, skubie koronkę
u sukni, kręci się nerwowo na krześle. Pohukują sowy, jej tabor skrzeczy i
mamrocze wokół nas. Oto jesteś w miejscu unicestwienia, oto jesteś w
miejscu unicestwienia. Ona odwraca głowę od błękitnych promieni jego oczu,
nie zna innego spełnienia poza tym jednym, które jest mu w stanie
ofiarować. Od trzech dni nie jadła. To pora wieczerzy. Pora pójść do łó\ka.
Suivez-moi.
Je vous attendais.
Vous serez ma proie.
Kruk kracze na przeklętym dachu.  Pora wieczerzy, pora wieczerzy -
skandują portrety na ścianach. Potworny głód skręca jej wnętrzności.
Czekała na niego całe \ycie, nie wiedząc o tym.
Przystojny cyklista, nie wierząc własnemu szczęściu, podą\y za nią do
sypialni. Świece wokół jej ofiarnego ołtarza palą się niskim, jasnym
płomieniem, światło migocze w srebrnych łzach wszytych w tapetę. Zapewni
go głosem, który jest czystą pokusą:  Niech tylko opadną ze mnie szaty, a
ujrzysz korowód dziwów .
Ona nie ma ust, które mo\na by całować, nie ma rąk, które potrafiłyby
pieścić, tylko kły i pazury drapie\nej bestii. Dotknąć jej ciała, połyskującego
jak minerał w zimnym blasku świecy, to sprowokować jej uścisk; posłuchaj
jej niskiego, słodkiego głosu, zanuci ci kołysankę domu Nosferatu.
Uściski, pocałunki: twoja złota głowa, głowa lwa, chocia\ nigdy nie
widziałam lwa, słońca, choć wizerunek słońca widziałam tylko na karcie
tarota, twoja złota głowa kochanka, o którym śniłam, \e mnie pewnego dnia
wyzwoli, ta głowa opadnie do tyłu, z oczyma wywróconymi w spazmie, który
błędnie wezmiesz za spazm miłości, nie śmierci. Oblubieniec wykrwawia się
w mojej perwersyjnej mał\eńskiej ło\nicy. Nagi i martwy, biedny cyklista,
zapłacił cenę za noc z hrabianką, a są tacy, którzy uwa\ają, \e to cena zbyt
wysoka, chocia\ inni uwa\ają, \e nie.
Jutro stra\niczka zakopie jego kości pod ró\ami. Pokarm, którym \ywią
się ró\e hrabianki, daje im soczystą barwę, omdlewający zapach, który
lubie\nie tchnie zakazanymi rozkoszami.
Suivez-moi.
- Suivez-moi!
Przystojny cyklista, pełen obaw co do zdrowia swojej gospodyni, tak
fizycznego, jak umysłowego, ostro\nie podą\a za nią do drugiej komnaty,
spełniając histeryczny rozkaz; chciałby wziąć ją w ramiona i obronić przed
antenatami, lubie\nie spoglądającymi ze ścian.
Có\ za makabryczna sypialnia!
Jego pułkownik, stary rozpustnik o zu\ytych apetytach, dał mu kiedyś
wizytówkę pewnego domu publicznego w Pary\u, gdzie, jak go zapewniał ów
12
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
satyr, za dziesięć ludwików mo\na sobie zafundować taką właśnie \ałobną
sypialnię z nagą dziewczyną w trumnie: za kulisami domowy pianista
wygrywa Dies Irae na fisharmonii, podczas gdy klient doświadcza
nekrofilskiej przyjemności z rzekomym trupem wśród pełni zapachów z
zakładu balsamowania zwłok. Dobrodusznie odrzucił zaproszenie starego do
takiej inicjacji; byłoby zbrodnią, gdyby teraz wykorzystał obłąkaną
dziewczynę z rozpalonymi gorączką rękami, zło\onymi ze skóry, kości i
szponów, oraz oczyma, które swoim przera\eniem, smutkiem, swoją
straszliwą, unicestwioną czułością przeczą wszelkiej erotycznej obietnicy jej
ciała. - Taka delikatna, a zarazem przeklęta. Nieodwołalnie przeklęta.
Jednak chce wierzyć, \e ona nie wie, co robi.
Ona się trzęsie, jak gdyby jej członki nie były dostatecznie mocno z sobą
połączone, jak gdyby mogła rozlecieć się na kawałki. Unosi ręce, \eby rozpiąć
kołnierzyk u sukni, oczy jej wzbierają łzami, łzy wypływają zza oprawki
ciemnych okularów. Nie mo\e zdjąć matczynej sukni, je\eli nie zdejmie
ciemnych okularów, zakłóciła rytuał, przestał być niewzruszony. Wewnętrzny
mechanizm zawodzi ją w chwili, kiedy potrzebuje go najbardziej. Przy
zdejmowaniu okulary wyślizgują jej się z palców i rozbijają na kawałki na
podłodze. W jej dramacie nie ma miejsca na improwizację, niespodziewany
ziemski dzwięk tłuczonego szkła całkowicie niweczy zły urok. Dziewczyna
wpatruje się w okruchy niewidzącymi oczami, a usiłując obetrzeć łzy,
rozmazuje je piąstką po całej twarzy. Co ma teraz zrobić?
Kiedy się schyla, \eby pozbierać kawałki szkła, ostra szklana drzazga
wbija się głęboko w poduszeczkę kciuka, hrabianka wydaje okrzyk,
przejmujący, prawdziwy. Klęka wśród potłuczonego szkła i patrzy, jak z
jasnego paciorka krwi tworzy się kropla. Nigdy przedtem nie widziała swojej
własnej krwi, t e j nigdy. Ów widok wzbudza w niej pełną grozy fascynację.
Do ohydnej, śmiertelnej komnaty przystojny cyklista przynosi niewinne
środki zaradcze rodem z pokoju dziecinnego; sam przez się, przez swoją
obecność, spełnia rolę egzorcyzmu. Aagodnie ujmuje jej rękę, własną
chusteczką stara się zatamować krew, ale krew nadal płynie. Przykłada więc
usta do ranki. Scałuje skaleczenie, jak zrobiłaby to jej matka, gdyby \yła.
Wszystkie srebrne łzy odpadają od ściany, podzwaniając z lekka.
Malowani przodkowie odwracają oczy i zgrzytają kłami.
Jak ona zniesie ból stawania się człowiekiem?
Kres wygnania jest kresem istnienia.
Obudził go śpiew skowronka. Okiennice odemknięto, story
porozsuwano, nawet od dawna zabite okna potwornej sypialni otwarto, a
światło i powietrze strumieniem napływały do środka. Teraz widać było, jakie
to wszystko tandetne, jak wyświechtany i pośledniego gatunku jest atłas,
katafalk nie był wcale z hebanu, ale z pomalowanego na czarno papieru,
rozpiętego na drewnianych podpórkach, jak w teatrze. Wiatr przywiał do
pokoju garść ró\anych płatków z ogrodu i pachnące szkarłatne szczątki
wirowały po posadzce. Świece się wypaliły. Musiała wypuścić z klatki swojego
ukochanego skowronka, poniewa\ przysiadł na brzegu tej głupiej trumny, by
zanucić ekstatyczną pieśń poranną. Cyklista czuł sztywność i ból w
13
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
kościach: poło\ywszy dziewczynę do łó\ka, spał na podłodze, za poduszkę
mając własną zwiniętą kurtkę.
Teraz jednak po dziewczynie nie było ani śladu, tylko na pogniecionej
kapie z czarnego atłasu le\ał rzucony niedbale koronkowy negli\, lekko
splamiony krwią, na podobieństwo śladów krwi miesięcznej, oraz ró\a
pochodząca niewątpliwie z płomiennych krzewów, które zaglądały w okno.
Powietrze cię\kie od woni kadzidła i ró\ przyprawiło go o kaszel. Hrabianka
musiała wstać wcześnie, \eby nacieszyć się słońcem, wyślizgnęła się na
dwór, \eby zerwać mu ró\ę. Wstał, przywabił skowronka, który usiadł mu na
nadgarstku, i podszedł z nim do okna. Z początku skowronek objawiał wobec
nieba niechęć stworzenia długo przebywającego w klatce, ale podrzucony w
górę, w strumienie powietrza, rozpostarł skrzydełka i pofrunął w czystą
błękitną kopułę. Podró\ny śledził jego lot z radością w sercu.
Następnie udał się do buduaru, z głową pełną planów. Zawieziemy ją do
kliniki w Zurychu, tam wyleczą ją z nerwowej histerii. Potem okulista, ze
względu na jej światłowstręt, i dentysta, \eby wyrównał jej zęby. Ka\da
wykwalifikowana manikiurzystka poradzi sobie z jej szponami. Zrobimy z
niej śliczną dziewczynę, którą przecie\ jest - ju\ ja ją wyleczę z tych
wszystkich nocnych koszmarów.
Cię\kie story rozsunięto, \eby wpuścić jaskrawe strzały wczesnorannego
światła, w samotni buduaru ona, w białej sukni, siedzi przy okrągłym
stoliku, przed sobą mając rozło\one karty. Zapadła w sen nad kartami
przeznaczenia, które są tak wytarte, tak poplamione, tak zu\yte przez ciągłe
tasowanie, \e na \adnej nie da się ju\ zobaczyć obrazka.
Ona nie śpi.
Umarła wygląda na o wiele starszą, mniej piękną, a zatem po raz
pierwszy w pełni ludzką istotę.
Zniknę w świetle poranka, byłam tylko wytworem ciemności.
Ciemną, kolczastą ró\ę, którą wyrwałam sobie spomiędzy ud, zostawię
ci na pamiątkę, jak kwiat poło\ony na grobie. Na grobie.
Moja stra\niczka zajmie się wszystkim.
Nosferatu zawsze dopilnuje własnego pogrzebu, nie zło\ą jej do grobu
bez eskorty. Teraz zmaterializowała się szlochająca starucha i szorstkim
gestem nakazała mu opuścić dom. Przeprowadziwszy poszukiwania w
śmierdzących szopach, odkrył swój rower i rezygnując z dalszych wakacji,
ruszył wprost do Bukaresztu, gdzie na poste restante zastał telegram
wzywający go do natychmiastowego powrotu do pułku. Du\o pózniej, kiedy w
swojej kwaterze przebierał się w mundur, zobaczył, \e wcią\ ma ró\ę
hrabianki; musiał wło\yć ją do kieszonki na piersi w kurtce, po tym jak
odnalazł jej ciało. Dziwna rzecz, choć wiózł ró\ę taki szmat drogi z Rumunii,
sprawiała wra\enie nie całkiem zwiędniętej i pod wpływem impulsu,
poniewa\ dziewczyna była tak piękna, a jej śmierć tak niespodziewana i
smutna, postanowił przywrócić kwiat do \ycia. Napełnił szklankę do zębów
wodą z karafki na swojej szafce i wetknął w nią ró\ę, tak \e oklapła główka
pływała po powierzchni.
Kiedy wieczorem powrócił z messy, mocna woń ró\y hrabiego Nosferatu
kamiennym korytarzem przypłynęła mu na powitanie, a jego spartańską
kwaterę przepełniał odurzający zapach płomiennego, aksamitnego,
14
http://blood-luna.ovh.org  Polska Biblioteka Wampira   BLOOD LUNA
monstrualnego kwiatu, którego płatki odzyskały cały swój poprzedni blask i
prę\ność, swój perwersyjny, wspaniały, zgubny przepych.
Następnego dnia jego pułk wypłynął do Francji.
1
Karty w tarocie dzielą się na dwa zbiory: wielkie arkana (22 karty) i
małe arkana (56 kart).
2
Vlad IV, hospodar wołoski, który w drugiej połowie XV w. rządził
Wołoszczyzną, Transylwanią i Mołdawią. Słynął z okrucieństwa; jego
ulubioną karą było wbijanie na pal. Przeszedł do legendy jako wampir
Dracula. Bohater słynnej powieści Brama Stokera, Dracula, do której Angela
Carter nawiązuje.
3
Wielkie arkana V, XIII i XV; w polskim nazewnictwie Papie\, Śmierć,
Wie\a.
4
Karta Śmierci w tarocie przedstawia \niwiarza kościotrupa ścinającego
kosą na polu ludzkie kończyny.
5
Cytat z popularnej w Anglii rymowanej opowiastki dziecięcej Jack the
Giant Killer.
6
Wielki arkan VI Kochankowie.
7
Zob. przyp. 5.
8
Baśń braci Grimm, do której Carter nawiązuje, w polskim przekładzie
E. Bielickiej nosi tytuł Bajka o jednym takim, co wyruszył w świat, \eby
strach poznać.
15


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Piotruś i Wilk (1982)
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Wilkołak Werewolf (1979)
Klasyka Wampiryzmu Carter Angela Towarzystwo Wilków (1977)
Klasyka Wampiryzmu Grabiński Stefan W Domu Sary (1922)
Klasyka Wampiryzmu Grabiński Stefan Biały Wyrak (1922)
Klasyka Wampiryzmu Goethe
faworki młodej pani domu
Idealna pani domu Blyskawiczna organizacja przestrzeni za pomoca feng shui
Kuhn Poradnik pani domu
Idealna pani domu Zlote zasady organizowania czasu i przestrzeni idepaz
Klasyka Wampiryzmu Grabiński Stefan Kochanka Szamoty (1922)

więcej podobnych podstron