v 04 077







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.77)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






77. W GALGALI
Napisane 18 lutego 1946. A, 8009-8021
Nie wiem, jak
obecnie wygląda
Galgala. W chwili gdy Jezus do niej wchodzi, jest to zwykłe
palestyńskie miasto, dość
zaludnione, usytuowane na niewysokim wzgórzu, porośniętym przede
wszystkim winoroślą
i oliwkami. Słońce jest jednak tak silne, że również zboża mogą tu
rosnąć,
posiane przypadkowo pod drzewami lub pomiędzy rzędami winorośli.
Dojrzewają pomimo
liści, gdyż wystarczająco mocno ogrzewa je słońce, w którym odczuwa się
już
bliskość pustyni.
Pył, zgiełk, brud,
zamęt dnia
targowego i... nieuniknieni jak przeznaczenie, jak zwykle gorliwi i
nieprzejednani –
faryzeusze oraz uczeni w Piśmie. W najlepszym miejscu placu, mocno
gestykulując,
rozprawiają i popisują się. Udają, że nie widzą Jezusa lub że Go nie
znają. Jezus
idzie prosto, aby spożyć posiłek w małym pomieszczeniu na podrzędnym
placu, niemal na
przedmieściu. Całkowicie ocienia go splot gałęzi drzew najróżniejszych
rodzajów.
Mam wrażenie, że to część góry, która od niedawna stanowi fragment
zabudowy i
zachowuje jeszcze wspomnienie swego naturalnego stanu.
Jezus je chleb i
oliwki. Zaraz
podchodzi do Niego mężczyzna w łachmanach. Prosi o trochę chleba. Jezus
oddaje mu
Swój chleb i wszystkie oliwki, jakie miał w dłoni.
«A Ty? Nie mamy
pieniędzy, wiesz o
tym – stwierdza Piotr. – Wszystko zostawiliśmy Ananiaszowi...»
«Nieważne. Nie
jestem głodny. Chce
Mi się pić...» [– mówi Jezus.]
Żebrak odpowiada:
«Tam, z tyłu,
jest studnia. Ale dlaczego dałeś mi wszystko? Mogłeś mi oddać połowę
Twego
chleba... Jeśli nie odczuwasz odrazy przed przyjęciem go z powrotem...»
«Jedz, jedz. Mogę
się bez niego
obejść. Ale żebyś nie myślał, że odczuwam odrazę, daj Mi kawałek z
twoich rąk, a
zjem go, abyśmy pozostali przyjaciółmi...»
Smutną i
zachmurzoną twarz
mężczyzny rozjaśnia uśmiech. Mówi: «O! Po raz pierwszy, odkąd jestem
ubogim
Choglaszem, ktoś mi powiedział, że chce być moim przyjacielem!» – i
daje kęs
chleba Jezusowi. Pyta: «Kim jesteś? Jak się nazywasz?»
«Jestem Jezusem z
Nazaretu, Rabbim z
Galilei.»
«A!... Słyszałem,
jak inni mówili
o Tobie... Ale... Czyż nie jesteś Mesjaszem?..»
«Jestem» [–
odpowiada mu Jezus.]
«I Ty, Mesjasz,
jesteś tak dobry
dla żebraków? Tetrarcha nakazuje sługom bić nas, gdy nas widzi na swej
drodze...»
«Ja jestem
Zbawicielem. Nie biję.
Kocham.»
Mężczyzna
przygląda Mu się
uważnie. Potem zaczyna cicho płakać.
«Dlaczego
płaczesz?» [– dopytuje
się Jezus.]
«Dlatego że...
chciałbym być
zbawiony... Już Ci się nie chce pić, Panie? Mógłbym Cię zaprowadzić do
studni i
porozmawiać z Tobą...»
Jezus pojmuje, że
mężczyzna chce
się z czegoś zwierzyć. Wstaje więc, mówiąc: «Chodźmy.»
«Ja też idę!» –
woła żywo
Piotr.
«Nie. Zaraz
wracam, a zresztą...
Trzeba uszanować nawracającego się.»
Odchodzi z
mężczyzną za dom, gdzie
ciągną się już pola.
«Tam jest
studnia... Napij się, a
potem wysłuchaj mnie.»
«Nie, człowieku.
Najpierw wylej na
Mnie swój smutek, a potem... napiję się. Być może będę miał później
słodszą
wodę dla [ugaszenia] Mojego pragnienia niż tę z ziemi.»
«Jaką,
Nauczycielu?» [– pyta
żebrak.]
«Twoją skruchę.
Chodźmy pod te
drzewa. Tutaj obserwują nas niewiasty. Chodź» - i kładzie mu dłoń na
ramieniu, i
popycha go w kierunku gęstych oliwek.
«Skąd wiesz, że
zawiniłem i że
odczuwam skruchę?» [– pyta mężczyzna.]
«O!... Mów i nie
bój się Mnie.»
«Panie... Było nas
siedmiu braci z
jednego ojca, lecz ja urodziłem się z niewiasty, którą mój ojciec
poślubił, gdy
owdowiał. Sześciu pozostałych nienawidziło mnie. Ojciec, umierając,
pozostawił nam
wszystkim równe części [majątku]. Jednak kiedy umarł, sześciu innych,
przekupując
sędziów, odebrało mi moje dobra. Wypędzili moją matkę i mnie,
niegodziwie nas
oskarżając. Ona umarła, gdy miałem szesnaście lat... umarła z
niedostatku... i
odtąd nie miałem już nikogo, kto by mnie kochał...»
Płacze bardzo
przygnębiony. Potem
mówi dalej:
«Sześciu było
bogatych i
szczęśliwych. Żyli w dostatku, również dzięki moim dobrom. Ja zaś
umierałem z
głodu, bo rozchorowałem się czuwając przy mojej wyczerpanej matce...
Bóg jednak
uderzył ich, jednego po drugim. Tak bardzo ich przeklinałem, tak ich
nienawidziłem, że
padli ofiarą tej niechęci. Źle robiłem? Z pewnością. Wiem o tym.
Wiedziałem o tym.
Jak jednak mogłem ich nie nienawidzić i nie przeklinać? Ostatni – w
rzeczywistości
trzeci według wieku – był odporny na wszystkie przekleństwa. Nawet
powodziło mu się
jeszcze lepiej, dzięki dobrom pięciu pozostałych. Zgodnie z prawem
odziedziczył dobra
trzech młodszych, którzy umarli nie posiadając żon. On sam poślubił
wdowę po
pierwszym, który umarł bez dzieci. Podstępnie przejął większą część
[dóbr]
drugiego. Dzięki oszustwom i pożyczkom odebrał ją wdowie po nim i jego
osieroconym
dzieciom. Kiedy mnie spotykał przypadkiem na targowiskach, gdzie
chodziłem sprzedawać
żywność jako sługa bogacza, znieważał mnie i bił... Pewnego wieczora
spotkałem
go... Byłem sam i on był sam. On był trochę upojony winem... Ja zaś
byłem upojony
wspomnieniami i nienawiścią... Minęło dziesięć lat od śmierci mojej
matki...
Obraził mnie, znieważając moją matkę... Nazwał ją „brudną suką”, a mnie
nazwał „synem hieny”... Panie, gdyby nie to, że tknął moją matkę...
zniósłbym
to. Ale on ją znieważył... Ścisnąłem go za gardło. Biliśmy się...
Chciałem go
tylko uderzyć... ale on upadł na ziemię... Na ziemi była śliska trawa,
na zboczu... a
w dole – parów i strumień... Stoczył się, bo był pijany, i wpadł... do
dziś go
szukają, od tak wielu lat... Pogrzebały go jednak kamienie i piasek
strumienia na
Libanie. Ja nie wróciłem już do mojego pana, a on nie wrócił już do
Cezarei
Filipowej. Szedłem bez spoczynku... O! Kainowe przekleństwo! Lęk przed
życiem... Lęk
przed śmiercią... Rozchorowałem się... A potem... usłyszałem o Tobie...
Jednak
bałem się... Mówiono, że Ty widzisz serce człowieka. A ci rabini
izraelscy są tak
źli!... Oni nie znają litości... Ty więc, Rabbi rabbich, wzbudzałeś
moje
przerażenie... I uciekałem przed Tobą. A jednak chciałbym uzyskać
przebaczenie...»
Wyczerpany osunął
się na ziemię z
płaczem...
Jezus patrzy na
niego i szepcze:
«Niech będą
nałożone na Mnie i
te grzechy!... Synu! Posłuchaj. Nie jestem przerażającym, lecz –
Litościwym. To
także dla ciebie przyszedłem. Nie wstydź się Mnie... Jestem
Odkupicielem. Chcesz
uzyskać przebaczenie? Za co?» [– pyta Jezus.]
«Za moją zbrodnię.
Ty mnie o to
pytasz? Zabiłem mego brata» [– odpowiada żebrak.]
«Powiedziałeś:
„Chciałem go
tylko uderzyć”, bo w tamtej chwili byłeś znieważony i rozgniewany. Ale
kiedy
nienawidziłeś i przeklinałeś nie jednego, lecz sześciu braci, nie byłeś
obrażany
ani rozgniewany. Czyniłeś to spontanicznie, tak samo jak się oddycha.
Nienawiść i
przeklinanie, radość z tego, że zostali uderzeni – to był twój chleb
duchowy,
prawda?» [– pyta Jezus.]
«Tak, Panie. Przez
dziesięć lat
[karmiłem się] tym jak chlebem.»
«Właśnie. W
rzeczywistości
największa zbrodnia rozpoczęła się w chwili, w której [zacząłeś]
nienawidzić i
przeklinać. Jesteś sześciokrotnym zabójcą twoich braci.»
«Ale, Panie, oni
mnie zrujnowali i
nienawidzili... A moja matka umarła z głodu...»
«Chcesz
powiedzieć, że miałeś
rację mszcząc się...» [– mówi Jezus.]
«Tak, to chcę
powiedzieć» [–
przytakuje żebrak.]
«Nie masz racji.
Był Bóg, aby
karać. Ty miałeś kochać. A Bóg pobłogosławiłby ci na ziemi i w Niebie.»
«Zatem nie
pobłogosławi mi?»
«Skrucha sprowadza
błogosławieństwo. Ale ileż bólu, ileż strapień sobie zadałeś! Przez swą
nienawiść wywołałeś ich o wiele więcej niż spowodowali twoi bracia!...»
«To prawda! To
prawda! To
przerażenie, które trwa ponad dwadzieścia sześć lat... O! Przebacz mi w
imię Boga.
Widzisz, że mam w sobie ból z powodu mojej winy! Nie proszę o nic dla
mojego życia.
Jestem chorym żebrakiem. Ale chcę nim zostać, cierpieć i pokutować. Daj
mi jednak
pokój Boży! Składałem ofiary w Świątyni, cierpiąc głód, aby zebrać sumę
na
całopalenie. Nie mogłem jednak wypowiedzieć mojej zbrodni, więc nie
wiem, czy moja
ofiara została przyjęta...» [– wyznaje mężczyzna.]
«Była
bezwartościowa. Nawet
gdybyś każdego dnia składał jedną, na cóż by się zdała, skoro kłamałbyś
ofiarowując ją? To obrzęd zabobonny i daremny, jeśli go nie
poprzedza szczere
wyznanie grzechu. To grzech dodany do grzechu, a zatem [taka
ofiara jest] bardziej
niż bezużyteczna... ofiara świętokradzka. Co mówiłeś kapłanowi?» [–
pyta
Jezus.]
«Mówiłem:
„Zgrzeszyłem
nieświadomie, czyniąc rzeczy zakazane przez Pana, i chcę za to
wynagrodzić.”
Myślałem: „Ja wiem, w jaki sposób zgrzeszyłem, i Bóg to wie. Ale
człowiekowi nie
mogę tego powiedzieć wyraźnie. Bóg, który wszystko widzi, wie, że myślę
o moim
grzechu.”»
«Uściślenia tylko
umysłowe to
niegodne uniki. Najwyższy ich nienawidzi. Kiedy się grzeszy, trzeba
odpokutować. Nie
czyń tego więcej» [– odpowiada mu Jezus.]
«Nie, Panie. A
otrzymam
przebaczenie? Albo mam iść wszystko wyznać? Zapłacić życiem za życie,
jakie
odebrałem? Wystarczy mi, że umrę z przebaczeniem Bożym.»
«Żyj, aby
odpokutować. Nie
mógłbyś przywrócić męża wdowie ani ojca dzieciom... trzeba było się
zastanawiać,
zanim zezwoliłeś na to, żeby nienawiść stała się twoją panią! Ale wstań
i krocz
twoją nową drogą. Znajdziesz Moich uczniów... na górach Judei, jeśli
pójdziesz z
Tekoa do Betlejem... i dalej, ku Hebronowi. Z pewnością tamtędy
przejdą. Powiedz im,
że Jezus cię wysyła. Powiedz im też, że przed Pięćdziesiątnicą pójdzie
w
kierunku Jerozolimy, przechodząc przez Betsur i Beter. Pytaj o Eliasza,
Józefa, Lewiego,
Macieja, Jana, Beniamina, Daniela, Izaaka. Będziesz pamiętał te imiona?
Szczególnie do
nich się zwróć. Teraz chodźmy...»
«Nie pijesz?» [–
pyta żebrak.]
«Wypiłem twoje
łzy. Nie ma dla
Mnie nic bardziej krzepiącego od duszy, która powraca do Boga.»
«Otrzymałem więc
przebaczenie?!
Powiedziałeś bowiem: „powraca do Boga...”»
«Tak. Zostało ci
wybaczone. I już
nigdy nie żyw nienawiści.»
Mężczyzna, który
wstał, pochyla
się znowu i całuje stopy Jezusa. Wracają do apostołów i zastają ich na
dyskusji z
uczonymi w Piśmie.
«Oto Nauczyciel.
On może wam
odpowiedzieć i powiedzieć, że jesteście grzesznikami.»
«Co się dzieje?» –
pyta Jezus,
którego pełne szacunku powitanie nie spotyka się z odpowiedzią.
«Nauczycielu, oni
nas gnębią
swoimi pytaniami i kpinami...»
«Znosić przykrości
to uczynek
miłosierdzia.»
«Ale oni obrażają
Ciebie. Oni z
Ciebie czynią cel pogardy... i ludzie się wahają. Widzisz? Udało nam
się zgromadzić
ludzi... A kto został? Kilka niewiast...»
«O, nie! Macie też
mężczyznę,
brudasa! To dla was i tak zbyt wiele! Ale... o Nauczycielu, czyż Ci się
nie wydaje, że
się zbytnio zanieczyszczasz?... Ty, który zawsze powtarzasz, że brud
budzi w Tobie
odrazę?» – szydzi jakiś młody uczony w Piśmie, wskazując palcem
żebraka, którego
Jezus ma u Swego boku.
«On nie jest
brudny. On nie ma
brudu, który Mnie odpycha. On jest „ubogi”. Ubogi nie napawa wstrętem.
Jego nędza
powinna wywołać w duszy jedynie uczucie braterskiego współczucia.
Brzydzę się tylko
nędzą duchową, cuchnącymi sercami, duszami w łachmanach, duchami
okrytymi ranami.»
«A wiesz, że on
taki nie jest?»
[– pytają.]
«Wiem, że teraz,
gdy poznał Boga,
wierzy i ufa Jemu i Jego miłosierdziu » [– odpowiada im Jezus.]
«Poznał? A gdzież
On mieszka?
Powiedz, abyśmy i my mogli tam pójść i ujrzeć Jego oblicze. Cha! Cha!
Bóg
straszliwy, na którego Mojżesz nie ośmielał się patrzeć, musi mieć
oblicze tak samo
straszliwe także w Swoim miłosierdziu, nawet jeśli po tak wielu wiekach
złagodził
Swą surowość!» – odpowiada młody uczony w Piśmie i wybucha śmiechem
bardziej
szyderczym niż bluźnierstwo.
«Ja, który do
ciebie mówię,
jestem Miłosierdziem Boga!» – woła Jezus. Wyprostował się i jak
błyskawica jest
moc Jego spojrzenia i gestu. Nie wiem, jak tamten może się nie bać...
Jednak, chociaż
nie ucieka, nie potrafi dalej szydzić. Milknie.
Zastępuje go inny:
«O! Próżne
słowa! Chcielibyśmy móc Ci uwierzyć. Nie prosimy o więcej. Ale, aby
wierzyć, trzeba
mieć dowody. Nauczycielu, czy wiesz, czym jest dla nas Galgala?»
«Bierzesz Mnie za
głupca? – pyta
Jezus. I tonem recytacji psalmu, powoli, nieco przeciągle, zaczyna
mówić: –
„Wczesnym rankiem wstał Jozue i wszyscy Izraelici. I wyruszyli z
Szittim, przybyli nad
Jordan i zatrzymali się na trzy dni. Po ich upływie przeszli zwiastuni
przez obóz
wołając: ‘Gdy ujrzycie Arkę Przymierza Pana, Boga waszego, niesioną
przez kapłanów
z pokolenia Lewiego, wyruszcie i wy i postępujcie za nią. Zostawcie
jednak przestrzeń
około dwu tysięcy łokci, abyście mogli widzieć ją z daleka i rozpoznać
drogę,
którą macie iść, bo nigdy nią nie szliście.’ Wtedy...”»
«Dość! Dość! Znasz
pouczenie.
Otóż chcielibyśmy otrzymać od Ciebie podobny cud, aby uwierzyć. W
Świątyni, na
Paschę, ogłuchliśmy od rozlegającej się nowiny, przyniesionej przez
przewoźnika, iż
zatrzymałeś wezbraną rzekę. Skoro więc dla jakiegoś tam mężczyzny tak
wiele
uczyniłeś, to dla nas – będących kimś o wiele więcej niż on – uczyń
cud,
wstępując do Jordanu z Twoimi [uczniami]. Przejdźcie suchą stopą jak
Mojżesz przez
Morze Czerwone i Jozue w Galgali. Dalej!... Czary służą jedynie
niewykształconym. Nas
nie zwiedzie Twoja nekromancja. Chociaż Ty, to rzecz znana, znasz
sekrety Egiptu i
magiczne zaklęcia...»
«Nie potrzebuję
ich» [– mówi
Jezus.]
«Zejdźmy do rzeki,
a uwierzymy w
Ciebie.»
«Jest napisane:
„Nie będziesz
wystawiał na próbę Pana, Boga twego”!»
«Nie jesteś
Bogiem! Jesteś biednym
szaleńcem. Jesteś kimś, kto podburza niewykształcone tłumy. Z nimi to
łatwe, bo masz
ze sobą Belzebuba. Jednak przy nas, przyozdobionych oznakami
egzorcystów, jesteś mniej
niż niczym» – mówi jeden uczony tonem agresywnym.
«Nie obrażaj Go!
Proś Go, aby
sprawił nam radość. Kiedy Go tak traktujesz, upada na duchu i traci Swą
moc. Chodźmy,
Rabbi z Nazaretu! Daj nam dowód, a oddamy Ci cześć» - mówi jadowicie
stary uczony w
Piśmie, a jest w swoich wężowych pochlebstwach bardziej wrogi niż inni
w jawnym
okrucieństwie.
Jezus spogląda na
niego. Potem
odwraca się na południowy zachód i otwiera ramiona, wyciągając je do
przodu. Mówi:
«Tam znajduje się
Pustynia Judzka i
tam przemówił do Mnie Duch Zła, [kusząc Mnie], abym wystawił na próbę
Pana, Mego
Boga. Ale Ja odpowiedziałem: „Idź precz, szatanie! Powiedziane jest, że
Boga trzeba
czcić, a nie – kusić. I aby Mu służyć, trzeba wznieść się ponad ciało i
krew”. To i wam powiadam.»
«Nas więc nazywasz
szatanem? Nas?
O! Przeklęty!»
Bardziej podobni
do uliczników niż
do doktorów Prawa podnoszą kamienie rozrzucone na ziemi, żeby Go
uderzyć, i krzyczą:
«Wynoś się! Wynoś!
Bądź na
wieki przeklęty!»
Jezus patrzy na
nich bez lęku.
Paraliżuje ich świętokradcze gesty, podnosi płaszcz i mówi:
«Chodźmy! Mężu,
idź przede
Mną» – i powraca do studni, do oliwek wyznania. Wchodzi między nie... I
przygnębiony
spuszcza głowę. Dwie łzy, których nie potrafi opanować, toczą się z
rzęs po Jego
bladej twarzy.
Wszyscy dochodzą
do drogi. Jezus
się zatrzymuje i mówi do żebraka: «Nie mogę ci dać pieniędzy. Nie mam.
Błogosławię cię. Żegnaj. Czyń to, co ci powiedziałem.»
Rozstają się...
Apostołowie są
przygnębieni. Nie odzywają się. Spoglądają na siebie ukradkiem... Jezus
przerywa
milczenie, podejmując ponownie tonem psalmu słowa ucięte przez uczonego:
«”Rzekł Pan do
Jozuego:
Wybierzcie dwunastu mężów spośród ludu, po jednym z każdego pokolenia,
i dajcie im
takie polecenie: ‘Podnieście stąd, ze środka Jordanu, z miejsca, gdzie
stały nogi
kapłanów, dwanaście kamieni, przenieście je ze sobą i połóżcie w
miejscu, gdzie
rozłożycie się obozem, by spędzić noc’. Wtedy Jozue wezwał dwunastu
mężczyzn,
których wyznaczył spośród Izraelitów, po jednym z każdego pokolenia. I
rzekł do
nich Jozue: ‘Przejdźcie przed Arkę Pana, Boga waszego, aż do środka
Jordanu i niech
każdy wyniesie na swym ramieniu jeden kamień odpowiednio do liczby
pokoleń synów
Izraela. Niech to będzie znakiem pośród was. A gdy w przyszłości
synowie wasi
zapytają was: Co oznaczają dla was te kamienie? – odpowiecie im, że
wody Jordanu
rozdzieliły się przed Arką Przymierza Pańskiego. Gdy przechodziła ona
przez Jordan,
rozdzieliły się wody Jordanu, a te kamienie są pamiątką na zawsze dla
Izraelitów’.”»
Jezus podnosi
głowę, którą miał
cały czas spuszczoną. Spogląda na dwunastu, którzy na Niego patrzą.
Mówi głosem
zmienionym, Swoim głosem z chwil najbardziej smutnych:
«I Arka była w
rzece. I to nie
wody, lecz niebiosa się otwarły ze czci dla Słowa, które się w niej
zatrzymało, aby
ich uświęcić, uczynić bardziej świętymi, bo nie stali się takimi, gdy
Arka
zatrzymała się w korycie rzeki. I Słowo wybrało sobie dwanaście
kamieni. Bardzo
twardych, bo muszą przetrwać aż do końca świata. I dlatego że muszą
stanowić
fundamenty nowej Świątyni i wiekuistego Jeruzalem. Dwanaście.
Pamiętajcie o tym. Taka
ma być liczba. A potem zostało wybranych dwunastu dla drugiego
świadectwa. Pierwsi
uczniowie - pasterze i Abel - trędowaty... i Samuel chromy, pierwsi
uzdrowieni... i
wdzięczni... I [te kamienie] także bardzo twarde, bo będą musiały
wytrzymać
uderzenia Izraela, który nienawidzi Boga!... który ma w nienawiści
Boga!...»
Jakiż głos
rozdarty, osłabiony,
niemal matowy ma Jezus płaczący nad zatwardziałością Izraela! Mówi
dalej:
«Czas i ludzie
rozrzucili
pamiątkowe kamienie w rzece... Na ziemi nienawiść rozproszy Moich
dwunastu. Upływ
czasu i ludzie zniszczyli pamiątkowy ołtarz nad brzegami rzeki... Już
nie można
odróżnić pierwszych od drugich kamieni. Służyły bowiem do
najróżnorodniejszych
celów z powodu nienawiści demonów, które są nie tylko w piekle, ale
także w
ludziach. Niektóre z nich zostały użyte nawet do zabijania. Któż Mnie
zapewni, że
pośród kamieni podniesionych przeciw Mnie nie było odłamków bardzo
twardych [kamieni]
wybranych na polecenie Jozuego? Bardzo twardych! Wrogich! O, bardzo
twardych! Nawet
pośród Moich będą tacy, którzy, podzieleni, posłużą za chodnik dla
demonów
nacierających na Mnie... i staną się kamieniami, aby Mnie uderzyć... I
już nie będą
kamieniami wybranymi... lecz szatanami... O! Jakubie, bracie Mój!
Bardzo twardy jest
Izrael wobec swego Pana!»
Jezus jest
przygnębiony, opanowany
jakimś smutkiem. I – rzecz nigdy nie widziana – pochyla się na ramię
Jakuba
Alfeusza i obejmuje go płacząc...


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron