Wystarczy że zamkniesz oczy r 26 EPILOG


Rozdział 26.
I kochałem ją. Kochałem ją wiedząc, że spędzimy razem całe życie.
{Bella}
Przebudzenie się Edwarda po operacji było punktem zwrotnym. Lekarze zgodnie
orzekli, że zagrożenie życia minęło i teraz musieliśmy jedynie uzbroić się w cierpliwość,
gdyż rekonwalescencja mogła trochę potrwać. Ale to się nie liczyło; byłam tak
niesamowicie szczęśliwa, że przeżył, że nic i nikt nie mogło popsuć mi nastroju.
 Czy mógłbym cię o coś poprosić?  spytał jakiś czas pózniej Edward. Za oknami było
już ciemno; Carlise i Esme pojechali do jego mieszkania, z kolei Alice i Jazz, a także Rose i
Emmett wrócili do swoich domów. Wszyscy byliśmy wykończeni, ale ja uparcie trwałam
przy szpitalnym łóżku ukochanego.
 Oczywiście  odparłam bez zastanowienia.
 Błagam, jedz do domu.
Zamrugałam parokrotnie oczami; miałam wrażenie, że się przesłyszałam.
 Przepraszam?
 Bello, poważnie. Idz sobie stąd. Jestem prawie pewien, że przez ostatnie dwa dni w
ogóle nie spałaś, prawie że nie jadłaś i pewnie wypiłaś hektolitry kawy. Proszę cię,
naprawdę lepiej będzie mi się dochodziło do siebie, gdy nie będę zmuszony cały czas
mieć cię na oku.
 Nie musisz mieć mnie na oku  żachnęłam się, chwytając go za rękę.
 Cały czas czekam na moment, aż zasłabniesz, żebym mógł wezwać pielęgniarkę 
westchnął ciężko.  A chętnie bym się przespał.
Poczułam się okropnie. Nawet nie przyszło mi do głowy, jak bardzo musi być
zmęczony. Cholera, przecież niecałe dwie doby temu został ugodzony nożem!
Oczywiście, że powinien odpoczywać! Czułam, że oczy zachodzą mi łzami.
 A teraz doprowadziłem cię do płaczu. Super.  Edward próbował poruszyć się, żeby
objąć mnie ramieniem, co wywołało grymas bólu na jego twarzy.
 Nie, nie rób tego!  zaprotestowałam w pośpiechu.  Masz& Masz rację. Lepiej już
sobie pójdę.  Przygryzłam wargę i wyszeptałam:  Ale tak bardzo boję się zostawić cię
samego.
 Nic mi nie będzie, kotko. Nie mam zamiaru umierać w najbliższej przyszłości. Nie
masz się czym martwić.
Zacisnęłam powieki, żeby zahamować te piekielne łzy. Przytaknęłam, przyznając mu
rację; wiedziałam, że akurat w szpitalu Edward jest najbezpieczniejszy. Ale mimo
wszystko serce kazało mi nie spuszczać go z oka.
 No dobrze. Ale wrócę najszybciej jak to będzie możliwe  obiecałam.
 Nie wcześniej niż za osiem godzin  odparł, przymykając oczy. Uśmiechnęłam się
słabo i sięgając z fotela torebkę i płaszcz, pocałowałam go delikatnie w czubek głowy.
 Zdrowiej szybko  szepnęłam.
 Zrobię, co w mojej mocy!  zaśmiał się.
* * *
Kolejne dni były zdecydowanie spokojniejsze, za co dziękowałam Bogu. Miałam już
dość wrażeń jak na całe życie, naprawdę.
Edward powoli wracał do siebie. Z każdą dobą wydawał się być silniejszy; nabierał też
kolorów i wracał mu dobry humor. Na początku bałam się, jak informacja o
samobójstwie Rileya wpłynie na jego psychikę, ale wiedziałam też, że nie mogę przed
nim tego zataić. Moje obawy były jednak bezpodstawne: Edward odetchnął z ulgą,
mówiąc, że wolałby zapomnieć o wszystkim, co ten człowiek nam zrobił, niż kilkakrotnie
spotykać się z nim na Sali sądowej  szczególnie po tym, jak odkrył siniaki na mojej szyi i
ramionach, przez co wpadł prawie w furię, twierdząc, że nie udało mu się mnie przed
Rileyem obronić.
Ta, jasne.
Tak jakby ten nóż nie był przeznaczony dla mnie.
Siedem dni po tej feralnej nocy szłam odwiedzić Edwarda w szpitalu  po raz ostatni,
jeśli nic nie miało ulec zmianie.
Już miałam otworzyć drzwi do jego Sali, gdy przez szybę dostrzegłam, że nie był sam.
Na łóżku Edwarda siedziała młoda blondynka, która aktualnie ocierała chusteczką łzy;
on sam leżał z głową opartą o ramę łóżka i tępo wpatrywał się w sufit. Czułam, że
oblewa mnie zimny pot.
Co znowu?
Nie czekając ani chwili dłużej z impetem nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.
Żadne mnie nie widziało, gdyż oboje podskoczyli na swoich miejscach.
 Przepraszam, wystraszyłam was?  spytałam bez cienia żalu w głosie, wpatrując się
w nieznaną mi kobietę. Wydawało mi się, że skądś znam tę blondi, ale nie mogłam sobie
przypomnieć skąd. Z niecierpliwością czekałam na jakieś wyjaśnienia, bo jak na razie
jedyne, co wiedziałam to to, że jej obecność nie była na rękę Edwardowi.
A to wystarczyło, żebym nie pałała do niej sympatią.
 Och, witaj, Bello.  Uśmiechnął się Edward.
 Nie przedstawisz nas?  spytałam, nie zwracając na to, co mówił uwagi. Interesowała
mnie tylko jego towarzyszka.
 Ale masz dziś dobry humor, o ludzie  westchnął, delikatnie się przy tym śmiejąc. 
To moja zazdrosna i zaniepokojona, jak podejrzewam, dziewczyna, Bella  powiedział. 
A to Grace, Bello. Opowiadałem ci o niej.
Cała niechęć i chłód natychmiast mnie opuściły; uśmiechnęłam się delikatnie,
marszcząc przepraszająco brwi.
 Och  zdołałam z siebie wydusić, oblewając się ciepłym rumieńcem.  Ależ ze mnie
idiotka! Przepraszam za moje zachowanie. Widziałam, że chyba jesteście w trakcie
nieprzyjemnej rozmowy, a że mój pierwszy instynkt to bronić Edwarda&
 O, tak!  przyznał.  Gdy Jacob Black jej się przedstawił, rzuciła się na niego,
przewróciła na ziemię i drapała na oślep. Ledwie ją z niego zwlokłem. Naprawdę
współczuję wszystkim swoim wrogom, którzy kiedyś Bellę spotkają.  Roześmiał się
 Rzuciłaś się na Jacoba?  spytała Grace, otwierając szeroko oczy.
 Tak, wiem, to było głupie.  Przygryzłam wargę.
 Głupie? Chyba i ja, i Edward zgodzimy się, że to najlepsza reakcja pod słońcem. 
Uśmiechnęła się smutno.  Jestem Grace  przedstawiła się.  Twój chłopak parę razy
uratował mi życie.
Kątem oka widziałam, jak bohater przewraca oczami.
 Daj spokój  mruknął.  To było dawno temu.
Widząc jego zakłopotanie, podeszłam do niego i cmoknęłam w usta na powitanie.
 Przypomniałaś sobie, że mnie lubisz?  Uniósł brew.
 Jeszcze się zastanawiam, ale uznałam, że nic mnie nie kosztuje dać ci trochę nadziei
 odpowiedziałam.  A jak to się stało, że go tu znalazłaś?  spytałam Grace.
 No zaczęło się od facebooka. Tak bardzo się ucieszyłam, gdy zaprosił mnie do
znajomych. Przez te wszystkie lata zastanawiałam się, gdzie się podziewa. Ale znałam
tylko jego imię; żadnego nazwiska, adresu, nic. Nie wiedziałam nawet, czy został w
Wielkiej Brytanii, czy nie. Gdy już wiedziałam, że to on, napisałam mu wiadomość. Ale
widocznie nie zdążył jej odczytać, bo już następnego dnia wszystkie gazety pisały o tym,
że Edward został zaatakowany i leży w szpitalu. Trochę czasu minęło nim dowiedziałam
się o który szpital chodzi, ale pózniej& Postanowiłam przyjść.
 Cieszę się  odparłam szczerze.
 Ja też  dodał cicho Edward.
* * *
Z biegiem czasu okazało się, że Grace i Edwarda naprawdę łączyła swego rodzaju
więz, która odżyła po ich ponownym spotkaniu. Miałam wrażenie, że oboje byli sobie
wdzięczni: Grace za to, że Edward bronił jej przed Jacobem, a on za to, że mimo bycia
małą dziewczynką, starała się pomóc mu leczyć rany, których ten człowiek był twórcą.
Tak czy inaczej, Grace stała się częścią naszego życia, a jej przyjazń z Edwardem z dnia
na dzień rosła w sile.
Westchnęłam głośno, dopisując ją do listy gości na imprezę bożonarodzeniową.
Edward mnie zabije.
Jeszcze raz przeanalizowałam zapisane nazwiska; wszystko się zgadzało. Nikogo nie
mogłam wykreślić. Niestety nie za bardzo szło to w parze z moją obietnicą urządzenia
cichej i rodzinnej Gwiazdki. Może i Edward zmienił się nie do poznania w przeciągu
ostatnich paru miesięcy, ale nadal nie lubił tłumów.
No cóż, musiał to wytrzymać. Jakoś go przekonam, żeby się zgodził, prawda? Musiał
istnieć jakiś sposób.
Seks odpada, a to zdecydowanie zawęża pole manewru.
 Wyglądasz na zdesperowaną.  Usłyszałam za plecami.  Coś nie tak?
 Jaaa?  spytałam, unosząc brwi w udawanym zdziwieniu.  To znaczy, nie, wszystko
okej.
Edward oparł się o ścianę i przyglądał mi się w milczeniu. Przez pierwszych parę
chwil nie mogłam nacieszyć oczu tym widokiem  był w domu, wracał do zdrowia w
niesamowitym tempie, a tym samym ja przestawałam nieustannie zamartwiać się jego
stanem. Nasze życie wracało do normy.
Jednak po jakimś czasie to spojrzenie stało się nie do zniesienia. Zaczęłam wiercić się
na krześle i przygryzłam wargę, żeby nie przyznać się do wszystkiego.
Chyba traciłam dar kłamania bez zająknięcia, a to zakrawało o tragedię.
 Może mogę ci w czymś pomóc?
 Ależ skąd!  żachnęłam się.  Pisałam& notatki& do pracy. Nowy artykuł.
 O! O czym?  Wydawał się być szczerze zainteresowanym
Cholera.
 O& to tajemnica. Ty też mi nie mówisz o swoich nowych projektach.
 Tanya jest okropna  odparł.  Zarzucać cię pracą w przerwę świąteczną? To
doprawdy okrutne.
 Prawda?  przytaknęłam słabo.
 Wiesz skarbie  powiedział, podchodząc bliżej.  Coś mi się mocno wydaje, że za
długo byłem niedysponowany.
 Co masz na myśli?
 Wyszłaś z wprawy. Poćwicz kłamanie na Alice, bo odbierasz mi całą zabawę.
 Nie mam zielonego pojęcia o co może ci chodzić&  Mruknęłam. Edward jedynie
machnął ręką i zajął miejsce na kanapie w salonie, skupiając całą swoją uwagę na
Zafrinie.
Ja tymczasem raz jeszcze zerknęłam na listę gości. Wszystko się zgadzało. W
najlepszym razie święta w moim niewielkim mieszkaniu miało spędzić dwanaście osób.
Co najmniej.
Edward mnie zabije.
* * *
W końcu nadeszła noc wigilijna. Nasze  małe przyjęcie miało się odbyć dzień przed
Bożym Narodzeniem ponieważ nasi przyjaciele mieli swoje rodziny, z którymi
zamierzali spędzić ten najpiękniejszy dzień w roku.
Czesząc włosy, uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
Przeżyłam.
Edward strasznie kręcił nosem, twierdząc, że o ile on ich wszystkich lubi, nie podoba
mu się pomysł spędzania całego wieczoru w takim gwarze. Na początku nie rozumiałam
o czym mówi.
Gdy Alice, Rosalie i Grace zaczną plotkować, ty i Esme na pewno do nich dołączycie. Nie
mówiąc już o twojej matce. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co tu się będzie działo? 
powiedział wtedy.
Wzruszyłam jedynie ramionami, w duchu przyznając mu rację. Gdy oczy zaszły mi
łzami, poddał się od razu.
Znalazłam na niego nowy sposób, z czego byłam jeszcze bardziej zadowolona.
 Mam złe wieści.  Głos Edwarda wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam głowę w
jego kierunku.
 Co się stało?  zapytałam wystraszona.
 Twoja mama dzwoniła. Chyba nie przyjadą.
 Żartujesz!  Skrzywiłam się.  Rozmawiała z tobą?
 Nie odbierałaś komórki  wyjaśnił.  Podobno muszą zostać w Seattle. Twój ojciec
został zaproszony na jakiś bankiet i będą mogli przylecieć do Nowego Jorku dopiero w
drugi dzień świąt.
 To takie typowe  westchnęłam, mimowolnie czując, że robi mi się smutno.  Tak
jest w każde święta. Ostatnie Boże Narodzenie, które spędziliśmy razem było& Nawet
nie pamiętam kiedy. Renee udaje, że te wszystkie bankiety ją męczą, ale tak naprawdę
założę się, że jest przeszczęśliwa.
 Nie mów tak.  Edward podszedł bliżej i przytulił mnie do siebie.  Gdy byłem w
szpitalu przylecieli pierwszym samolotem.
 Bo się o mnie bali  przytaknęłam.  Wiem, że mnie kochają. Ale rozmowy przez
Skype im wystarczają.
 Bello&  zaczął, ale mu przerwałam.
 Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście. Zaraz zaprzeczysz, wiem, ale taka jest prawda.
Mój ojciec zawsze pracował; spędzaliśmy razem czas miło, ale rzadko. Bardzo rzadko.
Mama uwielbia jego pracę i pozycję, jaką jej to daje. To dobrzy ludzie, serio. Ale nigdy nie
byłam najważniejsza. A ty? Elizabeth i Edward świata poza tobą nie widzieli.  Czułam,
jak jego wszystkie mięśnie się napinają.  Fakt, to co zrobił twój ojciec jest
niewybaczalne. To, co zrobił Jacob też. Ale los dał ci też Esme i Carlisle a. Ludzi, dla
których jesteś najważniejszym człowiekiem na świecie. Robili wszystko, by dać ci to,
czego potrzebowałeś: własną przestrzeń, szanowali każdy twój wybór, każdą decyzję&
Pamiętasz, co wyprawiała moja mama, gdy się o nas dowiedziała? A Esme& Esme
szczerze się cieszyła.
 Isabello, jak możesz porównywać&  wysyczał przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, że
przeginam. Ale dokładnie tak to wszystko odczuwałam.
 Nie mogę wytrzymać z Renee dłużej niż parę godzin w jednym pomieszczeniu. Z
Esme nie rozstawałabym się na krok.  Powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. 
To jest takie przykre&
 Masz szczęście, Edwardzie  dodałam po chwili.  Los bardzo cię skrzywdził. Nikt nie
powinien tak cierpieć, skarbie. Ale zobacz też ile dobrych rzeczy cię spotkało. Niektórzy
mogą tylko o tym pomarzyć.
Wyswobodziłam się z jego stalowego uścisku i poszłam do łazienki, zamykając za sobą
drzwi na klucz.
Gdy po jakimś czasie wróciłam do pokoju, żadne z nas nie wspomniało tamtej
rozmowy ani słowem.
* * *
Wszyscy goście zjawili się na czas. Mimo obaw, Edward świetnie odnalazł się w roli
gospodarza; podczas, gdy on zabawiał naszych przyjaciół w salonie, ja krzątałam się w
kuchni, czekając już tylko na Esme i Carlisle a.
W końcu, parę minut po dziewiętnastej, usłyszałam dzwonek do drzwi. Prawie
wybiegłam z kuchni, z impetem wpadając w korytarzu na Edwarda. Ten instynktownie
mnie wyasekurował, unosząc przy tym brwi.
 Otworzę  powiedział
 Nie, nie. Ja to zrobię, nie ma problemu.
 Daj spokój, jesteś pewnie zajęta  stwierdził, delikatnie popychając mnie w kierunku
kuchni.
 To moje mieszkanie!  warknęłam.
 Ale moi rodzice!  odparł mechanicznie. Przez moment myślałam, że się
przesłyszałam, ale gdy dostrzegłam, że jego policzki oblewa delikatny rumieniec, moją
twarz rozświetlił promienny uśmiech.
 A więc zróbmy to razem  zaproponowałam. Edward fukną w odpowiedzi, ale
przytaknął. Otworzywszy drzwi, naszym oczom ukazali się Esme i Carlisle, za którymi 
najwidoczniej  oboje tęskniliśmy.
Bez uprzedzenia rzuciłam się Esme w ramiona, głośno się przy tym śmiejąc.
 No nareszcie!
 Myśleliśmy, że pomyliliśmy mieszkania. Nikt nie otwierał  powiedział Carlisle.
 Zdążyliśmy pokłócić się o to, kto ma większe prawo otworzyć te drzwi  wyjaśnił
Edward.  Chciałbym z tego miejsca bardzo przeprosić za to, jaką synową wam
wybrałem.
Obie z Esme na chwilę zamarłyśmy.
 Udawaj, że to normalne  szepnęłam jej do ucha.  Zaufaj mi.
Esme delikatnie przytaknęła, po czym zwróciła się do Edwarda:
 Chyba jakoś przeżyjemy!
Ich powitanie wyglądało tak, jak wcześniej  uśmiechy i zero faktycznego kontaktu.
Ale postanowiłam to przemilczeć. Te dwa razy, kiedy to Edward zasugerował, że
traktuje ich jak rodziców  coś, o czym ja wiedziałam od dawna, a do czego on
najwyrazniej dziś postanowił się przyznać  dawało mi nadzieję na& owocny wieczór.
Miałam rację.
Cullenowie poznali Alice i Jaspera jeszcze w szpitalu, Rose i Emmetta znali już
wcześniej. Grace i jej narzeczony również szybko się w naszej grupie odnalezli, dzięki
czemu kolacja przebiegła w bardzo miłej atmosferze.
Pózniej było tylko lepiej. Mężczyzni przenieśli się do salonu, gdzie pogrążyli się w
rozmowie popijając szkocką, a my rozsiadłyśmy się w kuchni z butelką wina na stole.
 Nie sądzicie, że powinnyśmy być z nimi?  spytała Grace niepewnie.  Chyba nie
wypada tak się rozdzielać&
 Och, proszę cię!  Machnęła ręką Ali.  Jesteśmy z nimi non stop. Myślisz, że taki
Emmett chce słuchać o mojej ciąży? Nie. A czy ja chcę słuchać o kłótniach Edwarda z
Rose? Nie. Dlatego też musimy spędzić trochę czasu osobno!
 Zgadzam się z Alice, choć akurat kłótnie Edwarda i Rosalie to ciekawy temat 
odparłam.
 Nie żebym coś sugerowała, ale ja go kiedyś uduszę.
 Zawsze zakładam się z Carlisle m, które pierwsze ucierpi  zaśmiała się Esme.
 Moje dziecko będzie wychowywać się w tak dziwnym towarzystwie  wyszeptała
Alice.
 To musi być takie ekscytujące!  powiedziała Esme.  To oczekiwanie  dodała,
czując na sobie nasz wzrok.
 Och, ja&  Alice przygryzła wargę; widziałam, że poczuła się niekomfortowo mając
świadomość, że ani ja, ani Esme tego nie doświadczymy.
 Kochanie, błagam.  Poklepałam ją po ramieniu.
 Alice, nigdy nie czuj się zle z tym, że doświadczasz cudu. Przecież ja też jestem
matką, mimo że Edwarda nie urodziłam. To nieważne. Szczerze cieszę się twoim
szczęściem  zapewniła ją Esme.
 Ja też. Wiesz o tym  dodałam.
 Co nie zmienia faktu, że życie jest niesprawiedliwe  stwierdziła Rosalie.
 Mogło być gorzej  odpowiedziałam.  W każdym razie, Ali, pogódz się z tym, że
niemiłosiernie rozpieścimy mojego chrześniaka.
Alice westchnęła głośno.
 W ogóle mi to nie przeszkadza, wierz mi! Będę mieć tyle nianiek, gotowych zająć się
maluchem, gdy tylko zajdzie taka potrzeba! Żyć nie umierać!
Żadna z nas nie zaprzeczyła.
* * *
Dochodziła północ, gdy w końcu zostaliśmy tylko my i Cullenowie. Siedzieliśmy na
kanapie oglądając stary świąteczny film. Główny bohater twierdził, że świat byłby
lepszy, gdyby nigdy się nie urodził; zesłany z nieba anioł pokazał mu więc, jak
potoczyłyby się losy jego bliskich, gdyby nie było go na świecie.
To było przerażające.
Gdy zdał sobie sprawę, że każde życie jest ważne, płakałam jak bóbr. Esme też
schowała twarz w koszuli męża, cicho szlochając. Edward siedział bez ruchu; mało tego,
prawie w ogóle nie mrugał. Nie odrywał wzroku od telewizora.
 Przepraszam  odezwał się, gdy film się skończył. Otarłam łzy, myśląc, że chce gdzieś
wyjść. Jednak on odwrócił się do Esme i Carlisle a i powtórzył:  Tak strasznie was
przepraszam.
 Ale& Ale za co?  spytał Carlisle, marszcząc brwi. Esme była tak zdezorientowana jak
ja.
 Chciałem wam to powiedzieć od jakiś dziesięciu lat, ale nigdy nie miałem odwagi.
Ale ostatnie miesiące, a szczególnie ostatnie wydarzenia&  Zamknął oczy, po czym
ciągnął dalej.  Przepraszam, że nigdy wam nie podziękowałem za to, ile dla mnie
zrobiliście. Za to, że nie dzwoniłem. Za to, że byłem takim egoistą, który potrafił tylko
katować się wspomnieniami. Za to, że byłem takim beznadziejnym synem. Że
wykręcałem się pracą. Że nie dzwoniłem. Boże, przepraszam za wszystko.
 Przestań!  Esme próbowała mu przerwać.
 Nie  odparł.  Twierdzicie, że wszystko w porządku, kiedy nic nie jest w porządku.
Jak świadczy o mnie to, że dopiero Bella otworzyła mi oczy? Przecież pracowałem w
domu dziecka, widziałem, jak te maluchy marzą o rodzicach& A ja ich miałem. Miałem
ich tuż pod nosem i przez dwadzieścia lat nie potrafiłem tego docenić! Przecież ja bym
bez was nie przeżył!
 Edwardzie&
 Nie oszukujmy się. Gdyby nie wy, już dawno bym nie żył. Wiem, że jest za pózno.
Ale& Mamo? Tato? Dziękuję.
Nigdy nie widziałam szczęśliwszej osoby, niż Esme w tamtej chwili.
I wtedy po raz pierwszy zastanowiłam się, czym zasłużyłam sobie na pojawienie się
tego wspaniałego mężczyzny w moim życiu.
I kochałem ją. Kochałem tak bardzo wtedy, gdy naprawdę zyskałem rodziców.
I na dobre poczułem się szczęśliwy.
Epilog.
Pięć lat pózniej.
{Bella}
 Ralph, na boga, czy mógłbyś przestać ciągnąć Sophie za włosy?  krzyknęła Alice,
tupiąc nogą. Blondwłosy chłopiec popatrzył na nią za zdziwieniem, udając absolutnie
niewinnego.
 Nie krzycz na niego  odparła Rose, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. 
Soph sobie poradzi.  W tej samej chwili dziewczynka kopnęła o głowę wyższego
kompana w kość piszczelowej z całej siły, jaką trzyletnie dziecko może posiadać. Ralph
opadł na ziemię, patrząc na nią z niedowierzaniem.  A nie mówiłam?
 Sophie! Tak niewolno!  skarciła ją Grace. Roześmiałam się głośno, kręcąc z
pobłażaniem głową. Zajmowanie się dziećmi było ciężkie.
Kątem oka obserwując bawiące się nieopodal maluchy, wróciłyśmy do rozmowy.
Central Park o tej porze roku był ujmujący i nie mogłam nacieszyć się widokiem
nadchodzącego lata.
 Jak przyjemnie wyrwać się na chwilę z domu i z pracy, prawda?  spytała Rosalie. 
Brakowało mi słońca.
 Kto by jeszcze do niedawna pomyślał, że pani dyrektor wypowie takie słowa? 
zaśmiałam się. Rose wzruszyła ramionami, zerkając na swoje słodko śpiące w wózku
bliznięta. Maggie i Simon mieli teraz półtora roku i jak na razie sprawiali najmniej
kłopotów z całej gromadki; nie chciałam nawet myśleć o tym, czego doświadczymy, gdy
trochę podrosną.
Jakby nie patrzeć, to były dzieci Rosalie i Emmetta. Brak rogów i ogonków nadal mnie
zadziwiał.
Uśmiechnęłam się i westchnęłam patrząc na maluchy. Odkąd maluchy pojawiły się w
naszym życiu, było ono zdecydowanie weselsze.
I pomyśleć, że&
Pokręciłam głową, odpędzając złe wspomnienia. Postanowiłam skupić się tylko na
terazniejszości.
 Więc Edward ma dziś trzydzieste piąte urodziny? Jak ten czas zleciał.  Pokręciła
głową Alice.
 Prawda? Jeszcze przed chwilą świętowaliśmy jego trzydziestkę, a tu za parę
miesięcy będziemy obchodzić moje trzydzieste urodziny. To jest przerażające.
 Masz jakieś plany?
 Chciałam urządzić mu przyjęcie urodzinowe, ale odmówił  mruknęłam.  Wiesz,
jaki on jest. Więc pewnie spędzimy cichy wieczór we dwoje.
 Jak bóg da!  zaśmiała się Grace.
 No oby!  przytaknęłam.  O której kończy się przedstawienie?  spytałam Rosalie.
 Po dwudziestej pierwszej powinien być wolny. Był strasznie obrażony, że spektakl
wypada akurat w jego urodziny. Ale nic nie dało się z tym zrobić, wybacz.
 Coś ty.  Machnęłam ręką.  Książę nadal nie zrozumiał, że nie jest władcą świata. To
już też się raczej nie zmieni.  Westchnęłam.
 Wszyscy się już do tego przyzwyczaili!  stwierdziła Alice.
Chciałam odpowiedzieć, ale na moje kolana wskrabał się Ralph. Uśmiechnęłam się
ciepło do mojego jedynego chrześniaka; był idealną kopią Ali.
 Co tam?  spytałam, całując go w policzek.
 Ciociu, błaaagam, czy możesz coś zrobić z Sophie? Ona mi nie daje żyć!
 Nie możesz sobie z tym diabłem poradzić?  Chłopczyk pokręcił przecząco głową. 
Dobra, przyślij ją do mnie.
Mała przybiegła do mnie chwilę pózniej. Wzięłam ją na kolana i spytałam:
 Dlaczego tak męczysz kuzyna, co?  Zmarszczyłam brwi.  Co twoja mama ci zawsze
powtarza?
Dziewczynka spuściła wzrok i wymamrotała:  Ze to nieładnie.
 No więc?
 Bo ja chcę do tatyyyyy  jęknęła.
 Ale tata pracuje  wyjaśniłam.  Wieczorem się z nim zobaczysz.
 Ja chcę telaz  mruknęła. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową i zwróciłam się do
przyjaciółek:
 Przypomina mi kogoś, kogo znam.
 Bello, kochanie, nie mów tak o sobie!  Roześmiała się Alice.
 Ja nie miałam z tym nic wspólnego. To wszystko wina Edwarda!
 Taty?  spytała Sophie, wyraznie zaintrygowana.
 Taty, taty  przytaknęłam, całując córkę we włosy.
Ach, no bo byłabym zapomniała!
Okazało się, że Edward wcale nie był taki bezpłodny&
* * *
Pobraliśmy się sześć miesięcy po tej pamiętnej Gwiazdce Bożego Narodzenia.
Dokładnie w trzydzieste urodziny Edwarda powiedzieliśmy sobie sakramentalne tak.
Przez te pięć lat nic się w naszym związku nie zmieniło. Nadal sprzeczaliśmy się jak w
pierwszych dniach naszej znajomości i obrażaliśmy się przy każdej nadarzającej się po
temu okazji. Dwa lata po naszym ślubie Carlisle otrzymał propozycję pracy w jednym z
nowojorskich szpitali. Widząc, jak oboje się z tego szczerze ucieszyliśmy, Cullen nie
wahał się ani chwili dłużej; dzięki temu, że jego rodzice mieszkali w tym samym mieście
co my, kontakt Edwarda z rodzicami był teraz lepszy niż kiedykolwiek.
A jak w naszym życiu pojawiła się Sophie? Przypadkiem.
Jak wszystkie dobre rzeczy, które nas do tej pory spotkały.
Jakiś czas poślubię odstawiłam tabletki antykoncepcyjne. Stwierdziłam, że skoro i tak
nie grozi mi nieplanowana ciąża, faszerowanie się hormonami było bez sensu. Tak więc,
gdy mniej więcej rok pózniej zachorowałam i nic nie było w stanie pokonać nudności,
jakie mnie męczyły, nawet nie podejrzewałam, że stało się coś, o czym oboje tak kiedyś
marzyliśmy.
Badania wykazały, że faktycznie byłam w ciąży. Nie mogłam w to uwierzyć; uparcie
powtarzałam lekarzom, że to niemożliwe, gdyż mój mąż nie może mieć dzieci. Ale wyniki
nie kłamały. Jakimś cudem nosiłam pod sercem dziecko Edwarda i były na to niezbite
dowody. Ciężko mi było oswoić się z tym faktem.
Nie mówiąc już o Edwardzie.
Gdy wpadłam do jego garderoby po przedstawieniu, był zaniepokojony.
Gdy powiedziałam, że byłam u lekarza, był przestraszony.
Gdy nie mogłam wydusić z siebie, co mi jest, był przerażony.
Gdy wyznałam, że jestem w ciąży, spytał z kim go zdradziłam.
Wtedy też po raz pierwszy spoliczkowałam mojego męża.
Nigdy wcześniej i nigdy pózniej tak się nie pokłóciliśmy. Chyba cały teatr słyszał nasze
krzyki, przekleństwa, szlochy i rozbite o ściany przebieralni przedmioty. Po godzinie
byliśmy tak wykończeni, że nie mogliśmy złapać tchu.
Edward wpadł z histerię; kolejną godzinę spędziłam na uspokajaniu go.
Ale w końcu, w końcu, uwierzył w to, że nasze największe pragnienie miało się spełnić.
Chcesz mi powiedzieć, że& Że naprawdę dam ci to, czego od zawsze tak bardzo chciałaś?
Że naprawdę zostaniemy rodzicami? Że ja będę& ojcem?  spytał mnie wtedy.
Lekarz, do którego udał się wkrótce pózniej powiedział, że doktorzy badający go w
dzieciństwie mieli rację  istniało zaledwie parę procent szans na to, że Edward zostanie
ojcem. Najwidoczniej tyle wystarczyło.
Sophie Elizabeth Masen Cullen urodziła się siedem miesięcy pózniej. Zdrowa, silna i
prześliczna. Z pierwszym oddechem owinęła sobie swojego ojca wokół małego paluszka;
nikt, nawet ja, nie miał nad nim takiej władzy. Soph szybko zdała sobie z tego sprawę.
Była oczkiem w głowie tatusia, za co uwielbiała go, jak nikogo innego na świecie.
Obserwowanie tej dwójki było nieziemskim doświadczeniem.
I tak oto od trzech lat tworzyliśmy małą rodzinę.
* * *
 Nie wierć się tak, skarbie  upomniałam córkę, poprawiając ją na masce samochodu.
 Tatuś zaraz przyjdzie.
 Juuuuż, ja chcę juuuuż!
 Trzeba być cierpliwym  dodałam.
 E tam.  Wzruszyła ramionami.
Muszę porozmawiać o jej charakterku z Edwardem, poważnie!
 O, tata!  Wykrzyknęła w pewnej chwili, zamykając sobie buzię rączką, gdy
przypomniała sobie, że miała być cicho. Zaśmiałam się pod nosem, skupiając uwagę na
Edwardzie.
Było zupełnie tak, jak wtedy, gdy poznaliśmy się po raz pierwszy.
Jeszcze mnie nie widział; szedł powolnym, powłóczystym krokiem, lekko
zgarbiony, z rękoma schowanymi głęboko w kieszeniach, jakby zupełnie nie
spieszyło mu się do domu. Zastanawiające. Zazwyczaj, aktorzy są tak
zmęczeni po spektaklu, że wprost nie mogą doczekać się powrotu do swoich
mieszkań, gdzie mają szansę odpocząć i się zrelaksować. Edward sprawiał
wrażenie, jak gdyby wyjście z teatru było dla niego jakąś karą.
Teraz było inaczej. Wyglądał, jak gdyby nie marzył o niczym innym, jak tylko o
znalezieniu się w swoim domu. Szedł szybkim krokiem, był wyprostowany i skupiony na
ekranie swojego telefonu. Uśmiechnęłam się szeroko, tak jak wtedy machając beztrosko
nogami.
Wreszcie uniósł głowę i spotkałam jego wzrok. To, co zobaczyłam, jeszcze bardziej mnie
zadziwiło. Jeśli w garderobie zanotowałam, że jego oczy były smutne, teraz wyglądały na
absolutnie zdewastowane. Nie miałam zielonego pojęcia, co może się za tym kryć. Pewne
jednak było to, że tylko na scenie Edward był pewnym siebie człowiekiem; w życiu
prywatnym sprawiał wrażenie kompletnie zmęczonego życiem i pozbawionego wszelkiej
energii.
Gdy nas zauważył, miałam ochotę się rozpłakać. Przystanął na chwilę i szeroko się
uśmiechnął, co sprawiło, że Sophie głośno zachichotała. Potem jednak zdał sobie
sprawę, że siedzimy na jego samochodzie, a to nadal było niewybaczalne.
 Fajna bryka, panie Cullen!  powiedziałam. Wiedziałam, że sobie przypomni.
 Co panie tu robią, panie Cullen? Przecież mówiłem, że nie mam ochoty na wywiady.
Sophie znów się roześmiała i w tej swojej radości, zbyt mocno kopnęła nóżką maskę
zderzak samochodu. Edward wyraznie się skrzywił słysząc ten dzwięk. Złapałam córkę
za rękę i mrugnęłam do niej; widziałam, że intensywnie myśli po czym jej oczy szeroko
się otwierają a jej miedziane loczki podskakują, gdy żywo mi przytakuje.
Odwróciła się do Edwarda i jęknęła, szeroko rozkładając małe ramionka:
 Tak bardzo cię kochamy, tatusiu!  Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że nauczenie jej
tego będzie przydatne.
Widziałam, jak Edwardowi dosłownie miękną kolana na to wyznanie. Podszedł bliżej i
wziął Sophie na rękę, drugą ściągając mnie z maski auta.
 Ja też was bardzo kocham. Ale żadna ilość miłości nie jest w stanie odciągnąć mojej
uwagi od waszego wandalizmu  zaśmiał się.
 Wiesz, że gdy się poznaliśmy, twój tata zrobił dokładnie to samo. Ściągnął mnie z
samochodu.
 No wiesz?  pokręciła głową z pobłażaniem.  Do domu& Chcę spać& - Westchnęła,
zanurzając buzię w ramieniu Edwarda.
 To co? Dom?  spytał.
 Dom  zgodziłam się.
* * *
Edward pocałował czoło śpiącej Sophie i zgasiwszy światło, dołączył do mnie w
korytarzu. Podałam mu lampkę wina i powiedziałam:
 Wszystkiego najlepszego, kochanie. I z okazji urodzin, i z okazji rocznicy ślubu.
 Nawzajem  odparł.  Jakie to wygodne; rocznica ślubu w urodziny. Nigdy nie
zapomnę o życzeniach  zaśmiał się.
 Jesteś strasznym mężem  westchnęłam.
 Ty jesteś straszną żoną. To dlatego jesteśmy tacy szczęśliwi.
Miał rację.
Nasze życie nie było idealne. Wątpiłam, że Edward kiedyś całkowicie uwolni się od
swojej przeszłości; nadal czasem męczyły go koszmary, tak samo jak i nadal borykał się
z bezsennością. Bywały dni, że był tak niesamowicie smutny&
Ale byliśmy szczęśliwi. Perfekcja nie istnieje. Nam było dobrze z tym, co mieliśmy.
 Obiecaj mi, że tak będzie zawsze  poprosiłam.
 Będzie. Ja to wiem. Widzę to. Wystarczy, że zamknę oczy&
I żyliśmy długo i szczęśliwie.
Uwierzcie mi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wystarczy być, wystarczy, że nikt nie ukradł żyrandola
Memorandum ze Strasburga z dnia 26 2 2014 wersja polska1
Oczy szeroko zamknięte Eyes Wide Shut (1999)
Wykład 26 Przepływy W Przewodach Zamkniętych (cz 2)
Oczy szeroko zamknięte (Eyes Wide Shut)
Oczy szeroko zamknięte (1999)Thriller , Erotyczny Eyes Wide Shut
Oczy szeroko zamknięte (1999)Thriller , Erotyczny Eyes Wide Shut
Oczy szeroko zamknięte Łzy
OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE Łzy
ZARZĄDZANIE WARTOŚCIĄ PRZEDSIĘBIORSTWA Z DNIA 26 MARZEC 2011 WYKŁAD NR 3
canelloni ze szpinakiem i marchewka
» Otwórz oczy przy TDI tyl

więcej podobnych podstron