v 04 080







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.8o)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –






80. POUCZENIE I CUD W ENGADDI
Napisane 21 lutego 1946. A, 8041-8054


Jezus kieruje się
o zmierzchu w stronę głównego placu. To
zmierzch, który barwą ognia czerwieni całkiem białe domy w Engaddi i
nadaje Morzu
Martwemu blask czarnej perłowej masy. Jest z Jezusem młodzieniec, który
udzielił Mu
gościny, a teraz prowadzi Go przez zakamarki miasta o zabudowie iście
orientalnej.
Słońce musi mocno
palić w tych tak
odkrytych miejscach, naprzeciw ciężkiej tafli Morza Słonego. Znajduje
się ono
wyizolowane pośrodku suchej pustyni. Słońce praży bez litości
sprawiając, że ziemia
jest wypalona. Mam wrażenie, że w miesiącach letnich od morza dochodzą
rozżarzone
podmuchy. Dla swej obrony mieszkańcy Engaddi zbudowali wąskie uliczki.
Jeszcze bardziej
zwężają się one z powodu ścieków i gzymsów domów, które zbliżają się do
siebie
tak mocno, że kiedy się podnosi głowę widzi się w górze tylko wąski
przesmyk
liliowolazurowego nieba.
Domy są wysokie.
Niemal wszystkie
– piętrowe, uwieńczone tarasami. Mimo wysokości domów winorośle pną się
w górę
i rozciągają na nich swe pędy. Zapewniają cień i przynoszą radość swymi
kiściami.
[Winogrona] – dojrzałe w silnym słońcu, odbijającym się od murów i
podłogi tarasu
- muszą być słodkie jak rodzynki z Damaszku. Winorośle rywalizują ze
sobą, aby
sprawić przyjemność ludziom i ptakom. Te zaś są bardzo liczne i – od
wróbli po
gołębie – wiją gniazda w Engaddi. [Czynią to] na wysokich palmach,
rosnących po
trochu wszędzie, na rozłożystych drzewach owocowych, znajdujących się
na
dziedzińcach, w ogrodach ściśniętych między domami. [Winorośle]
pochylają się nad
uliczkami i opadają na pobielone mury pędami obciążonymi owocami,
dojrzewającymi w
radosnym słońcu. Wystają ponad bardzo licznymi archiwoltami,
formującymi w niektórych
miejscach prawdziwe galerie, poprzerywane to tu, to tam – z powodu
wymogów
architektonicznych. Wznoszą się ku błękitnemu niebu. Jest ono tak
jednolite, ma kolor
tak delikatny, że – gdyby było możliwe dotknięcie go – to, jak się
wydaje,
dotknęłoby się ciężkiego weluru lub gładkiej skóry, pomalowanej i
zabarwionej przez
mądrego artystę. Barwa nieba jest doskonała: intensywniejsza od koloru
turkusa, a mniej
– od szafiru, bardzo piękna, niezapomniana.
A wody... Ileż
źródeł i fontann
musi wytryskać na dziedzińcach i w ogrodach domów pośród zieleni
tysięcy roślin!
Idący opustoszałymi uliczkami – gdyż mieszkańcy są jeszcze przy pracy
lub w domach
– słyszą wodę, która płynie, pluska, szumi, jak liczne struny harfy
poruszanej
przez ukrytego artystę. A archiwolty, ciągłe zaułki uliczek wchłaniają
odgłosy
wód, wzmacniają je, pomnażają przez efekt echa, czyniąc z nich cały
utwór na harfę
i zwiększając ich wdzięk.
I palmy, palmy,
palmy!... Na
najmniejszym placu, szerokim jak pomieszczenie mieszkalne, [widać ich]
pnie smukłe i
bardzo wysokie. Wystrzelają w niebo wahadłowym ruchem liści
szeleszczących,
ściśniętych bardzo mocno, jak pędzel, na wierzchołku pnia. Cień, który
w pełne
południe pada z góry na maleńki plac i całkowicie go okrywa, pojawia
się teraz w
dziwacznej formie na murkach najwyższych tarasów.
Miasto jest czyste
w porównaniu z
miastami Palestyny. Być może fakt, że domy są przyciśnięte jeden do
drugiego – a
wszystkie posiadają dziedzińce i uprawne ogrody – dopomógł mieszkańcom
w nauczeniu
się unikania wyrzucania różnych nieczystości na ulice. Nauczyli się
gromadzić je i
łączyć z odchodami zwierzęcymi, aby otrzymać kompost przeznaczony do
[nawożenia]
drzew i klombów, oraz z powodu... bardzo rzadkiej troski o porządek.
Uliczki są więc
czyste, wysuszone słońcem. Nie ma na nich niemiłych kupek jarzyn,
wyrzuconych na
śmietnik, zniszczonych sandałów, brudnych szmat, odchodów i innych
nieprzyjemnych
rzeczy. A to widać nawet na ulicach samej Jerozolimy, gdy tylko wyjdzie
się poza centrum
miasta.
Oto pierwszy
rolnik powraca z pracy
na szarym osiołku. Dla ochrony przed muchami mężczyzna ozdobił całego
czworonoga
gałązkami jaśminu. Pod falującym przykryciem pachnących gałęzi zwierzę
postępuje
naprzód lekkim truchtem, potrząsając uszami i dzwonkami. Mężczyzna
spogląda i
pozdrawia. Młodzieniec mówi mu:
«Przyjdź na wielki
plac.
Posłuchasz Rabbiego, który jest z nami.»
Potem stado owiec
zajmuje ulicę,
nadchodząc z placyku w głębi, za którym dostrzec można pola. Posuwają
się
ściśnięte, jedna przy drugiej, stawiając nogi tam, gdzie postawiły je
idące przodem.
Głowy mają pochylone, jakby ciążyły im zbyt mocno na karkach, zbyt
smukłych w
stosunku do krągłych ciał. Idą krokiem zabawnym, drobnym truchtem, a
ich bardzo
tłuste ciała wyglądają jak tobołki umocowane na czterech prętach...
Jezus, Jan i
Piotr idą w ślad za mężczyzną, który jest z nimi. Przylegają do
rozgrzanego muru
jakiegoś domu, aby pozwolić przejść owcom. Jakiś mężczyzna i dziecko
idą za
stadem. Spoglądają i pozdrawiają.
Młodzieniec odzywa
się:
«Zamknijcie owce i
przyjdźcie z
krewnymi na wielki plac. Rabbi z Galilei jest pośród nas. Będzie do nas
przemawiał.»
A oto wychodzi
pierwsza niewiasta.
Otacza ją gromada dzieci. Idą gdzieś. Młodzieniec mówi do niej:
«Przyjdź z Janem i
dziećmi
posłuchać Rabbiego, którego zwą Mesjaszem.»
Domy otwierają się
powoli w
nadchodzącym wieczorze. W głębi można dostrzec zielone ogrody lub
spokojne
dziedzińce, na których gołębie spożywają ostatni posiłek. Młodzieniec
wsuwa
głowę do każdych otwartych drzwi i mówi:
«Przyjdźcie
posłuchać Rabbiego,
Pana.»
W końcu wchodzą na
prostą
uliczkę. To jedyna prosta uliczka tego miasta. Nie zostało ono bowiem
zbudowane w taki
sposób, jakby tego chciano, lecz tak, jak tego chciały palmy lub
potężne drzewa
pistacjowe. Z pewnością mają po sto lat. Mieszkańcy szanują je jak
zacnych obywateli,
gdyż to im zawdzięczają fakt, że nie umierają z powodu udaru
słonecznego.
Oto w głębi –
plac. Rolę kolumn
spełniają tu pnie licznych palm. Można by rzec, że to jedna z
hypostylowych sal
starożytnych świątyń lub pałaców, wykonanych z obszernej przestrzeni,
wypełnionych
kolumnami. Stoją w równych odstępach. Ten las to jakby kamienie
podtrzymujące
sklepienie. Palmy pełnią tu rolę kolumn i są tak ściśnięte, że tworzą -
wraz z
liśćmi, które się ze sobą plączą – szmaragdowy sufit nad białym placem.
Pośrodku niego znajduje się głęboki czworokątny [zbiornik] źródła.
Napełniają go
krystaliczne wody. Wytryskują z kolumienki pośrodku zbiornika i spadają
do niższych
części, w których gaszą pragnienie zwierzęta. Łagodne, domowe gołębie
ruszyły
właśnie do szturmu. Piją wodę lub na różowych łapkach pląsają menueta
na
najwyższym brzegu [zbiornika]. Inne opryskują swe piórka wodą, co
nasila ich mienienie
się z powodu kropli wody, które na chwilę okrywają pióra.
Tutaj są ludzie.
Jest ośmiu
apostołów, którzy poszli w różne strony w poszukiwaniu domów. Każdy
zgromadził
swych wiernych, pragnących posłuchać tego, którego ich apostoł wskazał
jako
obiecanego Mesjasza. Apostołowie pospiesznie podbiegają ze wszystkich
stron do
Nauczyciela. Są jak liczne komety, ciągnące za sobą w ogonie grupki
swych zdobyczy.
Jezus zaś podnosi rękę, aby pobłogosławić uczniów i osoby z Engaddi.
Juda Alfeusz mówi
w imieniu
wszystkich:
«Oto, Nauczycielu
i Panie,
uczyniliśmy to, co poleciłeś. Oni wiedzą, że dziś Łaska Boga jest
pośród nich.
Ale pragną też Słowa. Wielu zna Ciebie dzięki zasłyszanym pogłoskom,
niektórzy
spotkali Cię w Jerozolimie. Wszyscy, szczególnie niewiasty, pragną Cię
poznać. Ale
przede wszystkim – przewodniczący synagogi. Oto on. Podejdź, Abrahamie.»
Podchodzi
mężczyzna naprawdę
bardzo sędziwy. Jest wzruszony. Chciałby odezwać się, mówić. Jest
jednak tak
wzruszony, że nie znajduje ani jednego z przygotowanych słów. Pochyla
się, aby
uklęknąć, wspierając się na swej lasce. Jezus przeciwstawia się temu.
Całuje go i
mówi:
«Pokój sędziwemu i
sprawiedliwemu
słudze Boga!»
Ten zaś, coraz
bardziej wzruszony,
potrafi odpowiedzieć jedynie:
«Chwała Bogu! Moje
oczy ujrzały
Obiecanego! O cóż więcej mogę prosić Boga?»
I podnosząc
ramiona w hieratycznej
pozie, intonuje psalm Dawida:
«”Z niepokojem
wyglądałem Pana,
a On zwrócił się ku mnie... (Nie mówi całego psalmu. Wypowiada te
urywki, które
najbardziej odnoszą się do wydarzenia.) On usłyszał mój krzyk i wybawił
mnie z
otchłani nędzy i z bagna moczar... W moje usta włożył pieśń nową.
Błogosławiony
człowiek, który ufność swą złożył w Panu. Uczyniłeś wiele cudów, o
Panie mój,
Boże! Nie ma nikogo równego Tobie w wyrokach. Chciałbym je nazwać,
mówić o nich,
lecz ilość ich jest niezliczona. Nie chciałeś ofiary ani całopalenia,
lecz otwarłeś
moje uszy... (Jest coraz bardziej wzruszony). Jest powiedziane, że mam
czynić Twoją
wolę... Twoje Prawo jest w moim sercu. Głosiłem Twoją sprawiedliwość w
wielkim
zgromadzeniu. Oto nie zamykałem ust swoich, Ty to wiesz, Panie. Nie
trzymałem w ukryciu
Twej sprawiedliwości, lecz głosiłem prawdę i zbawienie pochodzące od
Ciebie... Ty
zaś, o Panie, nie oddalaj ode mnie Swego współczucia... Niezliczone
nieszczęścia
spadły na mnie... (Naprawdę płacze wypowiadając te słowa głosem, który
łzy czynią
jeszcze starszym i bardziej drżącym). Jestem żebrakiem i potrzebującym,
lecz Pan
troszczy się o mnie. Ty jesteś mi pomocą, mój obrońco, o mój Boże, nie
zwlekaj!...”
Oto psalm, mój
Panie, i dodaję ze
swej strony: „Powiedz mi: ‘Chodź’, a ja powiem Ci to, co mówi psalm:
‘Oto
jestem, idę!’...»
Milknie i płacze z
całą swą
wiarą w oczach, zamglonych z powodu lat. Ludzie wyjaśniają:
«Stracił córkę,
która
pozostawiła mu wnuki. Jego żona oślepła i straciła rozum z powodu
licznych
nieszczęść. Słuch zaginął o ich jedynym synu. Znikł tak nagle, któregoś
dnia...»
Jezus kładzie dłoń
na ramieniu
starca i mówi do niego:
«Cierpienia
sprawiedliwych mijają
tak szybko jak jaskółka, w porównaniu z czasem trwania wiecznej
nagrody. Ale pójdziemy
przywrócić dawne oczy twojej Sarze i rozum z czasu jej młodości, aby
cię pocieszyła
w starości.»
«Ona się nazywa
Gołębica» –
zauważa ktoś z ludu.
«Dla niego jest
jego księżniczką.
Ale posłuchajcie przypowieści, którą wam przedstawię.»
«Nie pójdziesz
najpierw uwolnić z
ciemności oczu i umysłu mojej małżonki, aby mogła zakosztować
Mądrości?» –
mówi z niepokojem stary przewodniczący synagogi.
«Czy potrafisz
uwierzyć, że Bóg
może wszystko i że z innego świata pochodzi Jego moc?»
«Tak, o Panie.
Przypominam sobie
pewien wieczór sprzed wielu lat. Wtedy byłem szczęśliwy, ale nawet w
radości
zachowywałem wiarę. Bo to tak jest! Człowiek, kiedy jest szczęśliwy,
może nawet
zapomnieć o Bogu. Co do mnie to wierzyłem w Boga nawet w tym radosnym
czasie, kiedy
byłem młody, a moja małżonka – w dobrym zdrowiu. Moja Eliza dorastała,
młoda
dziewczyna, piękna jak palma, już zaręczona. Elizeusz zaś, dorównujący
jej pięknem,
przewyższał ją siłą, jak przystoi mężczyźnie... Poszedłem z synem do
źródeł,
które są blisko winnic stanowiących posag Gołębicy. Zostawiłem żonę i
córkę przy
krosnach, na których tkały weselne wiano... Ale być może Cię zanudzam?
Marne marzenie
senne, wspominające przeszłą radość... ale to innych nie interesuje...»
«Mów, mów!» [–
zachęca go
Jezus.]
«Poszedłem z
dzieckiem...
Źródła... Skoro przyszedłeś drogą od zachodu, wiesz, gdzie się one
znajdują...
Źródła były na granicy błogosławionego miejsca. Dalej widać było
pustynię i
białą drogę, z rzymskich kamieni, wtedy jeszcze dobrze widocznych w
piaskach Judy...
Później... i ten znak się skończył! Ale to nic, że w piaskach gubi się
oznakowanie!
Złem jest to, że zatarł się w umysłach Izraela znak Boży wysłany po to,
aby Ciebie
wskazać. W zbyt wielu umysłach!...
Syn powiedział mi:
„Ojcze,
spójrz! Wielka karawana! I konie, i wielbłądy, i słudzy, i panowie idą
w kierunku
Engaddi. Może dojdą do źródeł przed zmrokiem...” Podniosłem oczy znad
gałązek,
które mocowałem, bo opadły po obfitym owocowaniu i ujrzałem... Mężowie
ci
rzeczywiście zdążali do źródeł. Zsiedli i ujrzeli mnie. Zapytali, czy
mogą w tym
miejscu rozłożyć obóz na noc.
„Engaddi ma
gościnne domy i jest
całkiem blisko” – powiedziałem do nich.
„Nie. Będziemy
czuwać, gotowi do
ucieczki, bo Herod nas szuka. Stąd wartownicy będą obserwować każdą
drogę i łatwo
będzie uciec przed tropiącymi nas.”
„Jakiż to grzech
popełniliście?” – zapytałem zaskoczony. Gotowy byłem wskazać im
jaskinie naszych
gór, bo dla nas to zwyczaj święty wobec prześladowanych. I dodałem:
„Jesteście
obcymi i z różnych miejsc... Nie wiem, czym mogliście zawinić wobec
Heroda...?”
„Złożyliśmy hołd
Mesjaszowi,
który się narodził w Betlejem Judzkim. Przyprowadziła nas do Niego
gwiazda Pana. Herod
szuka Go, a zatem szuka i nas, abyśmy mu wskazali miejsce, gdzie On się
znajduje. A
szuka Go, aby Go zabić. My być może znajdziemy śmierć na pustyniach, na
tej drodze
długiej i nieznanej, lecz nie zdradzimy Świętego, który zstąpił z
Nieba!”
Mesjasz! Marzenie
każdego
prawdziwego Izraelity! Moje marzenie! I On był na świecie! Był w
Betlejem Judzkim
według przepowiedni!... Prosiłem, trzymając syna w ramionach, o nowiny,
o wieści,
mówiąc: „Słuchaj, Elizeuszu! Pamiętaj! Ty z pewnością Go ujrzysz!”
Miałem
wówczas pięćdziesiąt lat i nie miałem nadziei Go ujrzeć... nie
spodziewałem się
żyć dość długo, aby Go ujrzeć jako [dorosłego] mężczyznę... A to
Elizeusz... nie
może Mu oddać czci...»
Starzec płacze
znowu, ale uspokaja
się i mówi:
«Trzej Mędrcy
przemawiali z
cierpliwą łagodnością. Opisali mi Twoje święte dzieciństwo, Matkę,
ojca...
Spędziłbym z nimi całą noc. Jednak Elizeusz zasnął na mojej piersi.
Pożegnałem
trzech Mędrców obiecując milczenie, aby im nie zaszkodzić przez możliwe
donosy.
Jednak opowiedziałem wszystko Gołębicy, w małżeńskiej komnacie. To było
słońce
pośród nieszczęść, jakie nas potem uderzyły. Następnie dowiedziałem się
o
masakrze... i przez lata nie wiedziałem, czy ocalałeś. Teraz wiem.
Tylko ja, bo Eliza
umarła, Elizeusza już nie ma, a Gołębica nie może usłyszeć szczęśliwej
nowiny...
jednak wiara w moc Boga, już żywa, osiągnęła doskonałość od tamtego
dawnego
wieczora. Wtedy trzech mężów z różnych ras zaświadczyło o potędze Bożej
przez swe
zjednoczenie się – dzięki głosom gwiazd i dusz – na drodze Bożej dla
uwielbienia
Jego Słowa.»
[Jezus mu
odpowiada:]
«Twoja wiara
zostanie nagrodzona.
Teraz posłuchajcie.
Czym jest wiara?
Jest ona czasem
podobna do twardego ziarna palmy, maleńka, uformowana z krótkiego
zdania: „Bóg
istnieje”, sycona jedynym stwierdzeniem: „Widziałem Go”. Tak było z
wiarą
Abrahama we Mnie, dzięki słowom trzech Mędrców ze Wschodu. Tak było z
wiarą naszego
ludu od dawnych patriarchów, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, od
Adama – jego
potomstwu. Od Adama - grzesznika. Uwierzono mu jednak, gdy powiedział:
„Bóg istnieje,
a my istniejemy, gdyż On nas stworzył. Poznałem Go”. Tak było z wiarą
coraz
doskonalszą, gdyż coraz bardziej objawianą, która przyszła potem jako
dziedzictwo.
Rozjaśniły ją Boże objawienia, anielskie zjawienia, światła Ducha...
Ziarna zawsze
maleńkie w porównaniu z Nieskończonym... Ziarna bardzo małe. Jednak
zapuszczając
korzenie, rozłupują twardą łupinę zwierzęcości, z jej wątpliwościami i
skłonnościami. Pokonują szkodliwe chwasty namiętności, grzechów, pleśni
duchowych
upadków, czerwy wad, wszystko. I [kiełek wiary] wznosi się w sercach,
rośnie,
wystrzela ku słońcu, ku niebu, pnie się, wzbija w górę... aż do
uwolnienia się z
ograniczeń ciała... zatapia się w Bogu, w Jego doskonałym poznaniu, w
Jego pełnym
posiadaniu, ponad życiem i śmiercią, w prawdziwym Życiu.
Kto posiada wiarę,
posiada drogę
Życia. Kto potrafi wierzyć, nie błądzi. Widzi, rozpoznaje, służy Panu i
osiąga
zbawienie wieczne. Dla niego Dekalog to coś żyjącego. Każdy jego nakaz
to perła
zdobiąca jego przyszłą koronę. Dla niego jest zbawienie, obietnica
Odkupiciela. Już
umarł ten, który wierzył, zanim przyszedłem na ziemię? Nieważne. Jego
wiara czyni go
równym tym, którzy obecnie zbliżają się do Mnie z miłością i wiarą.
Sprawiedliwi
zmarli wkrótce posiądą radość, gdyż ich wiara zostanie nagrodzona. Po
wypełnieniu
woli Mojego Ojca pójdę i powiem: „Chodźcie!”. I wszyscy, którzy umarli
w Wierze,
wejdą razem ze Mną do Królestwa Pana.
Naśladujcie w
wierze palmy waszej
ziemi. Zrodziły się z małego nasienia, jednak tak wielkie mają
pragnienie wzrastania;
tak prosto kiełkują, zapominając o ziemi, rozmiłowane w słońcu,
gwiazdach, niebie.
Wierzcie we Mnie. Umiejcie wierzyć w to, w co wielu wierzy w Izraelu.
Ja zaś obiecuję
wam Królestwo niebieskie, dzięki zmazaniu grzechu pierworodnego i
dzięki słusznej
nagrodzie dla wszystkich tych, którzy wcielają w życie Moją naukę. Ona
stanowi
najsłodszą doskonałość doskonałego Dekalogu Boga.
Pozostaję pośród
was dziś i jutro
– w dniu świętego szabatu. Odejdę o świcie, nazajutrz po szabacie.
Niech strapiony
przyjdzie do Mnie! Niech wątpiący przyjdzie do Mnie! Niech spragniony
Życia przyjdzie
do Mnie! Bez lęku, gdyż Ja jestem Miłosierdziem i Miłością.»
Jezus czyni
szeroki gest
błogosławieństwa, żegnając słuchaczy odchodzących na wieczorny posiłek
i
spoczynek. Już ma się oddalić, gdy niska staruszka, aż dotąd ukrywająca
się w
zaułku uliczki, przeciska się przez tłum, który pragnie pozostać
jeszcze z
Nauczycielem. Pośród zaskoczonych okrzyków tego tłumu klęka u stóp
Jezusa,
wołając:
«Błogosławiony
bądź Ty i
Najwyższy, który Cię posyła! I łono, które Cię zrodziło, będące czymś
więcej
niż [zwykłym] łonem niewiasty, bo mogło nosić Ciebie!»
Krzyk mężczyzny
zlewa się z jej
[wołaniem]:
«Gołębico!
Gołębico! O! Ty
widzisz! Słyszysz! Mówisz rozumnie rozpoznając Pana! O, Boże! Boże
moich ojców!
Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba! Boże proroków! Boże Jana, proroka!
Boże! Mój Boże!
Synu Ojca! Królu jak Ojciec! Zbawicielu z posłuszeństwa Ojcu! Boże, jak
Ojciec, i mój
Boże, Boże Twego sługi! Bądź błogosławiony, miłowany, naśladowany,
uwielbiany
wiecznie!»
I stary
przewodniczący synagogi
osuwa się na kolana, u boku swej [małżonki -] staruszki. Obejmując ją
lewym ramieniem
i przytulając do siebie, schyla się wraz z nią, aby ucałować stopy
Zbawiciela. Krzyk
radości w całym tłumie jest tak potężny, że wywołuje drżenie pni
[drzew].
Przestraszone gołębie, które były już w swoich gniazdach, zrywają się
do lotu,
zataczając koło nad Engaddi – jakby po to, aby po całym mieście
roznieść nowinę,
że Zbawiciel jest w jego murach.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 (131)
2006 04 Karty produktów
04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 1
04 How The Heart Approaches What It Yearns
str 04 07 maruszewski
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14
MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiO
r07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi
04 kruchosc odpuszczania rodz2
Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowych
KNR 5 04
egzamin96 06 04

więcej podobnych podstron