historia wywiadu i kontrwywiadu










HISTORIA WYWIADU I KONTRWYWIADU NA ŚWIECIE







ROGER FALIGOT, REMI KAUFFER
SŁUŻBY SPECJALNE
HISTORIA WYWIADU I KONTRWYWIADU NA ŚWIECIE
1998
 
(...)
 
Jerzy Sosnowski
Polski "wywiad głęboki" na Niemcy po 1934 r.
opierał się głównie na placówkach oficerskich, organizowanych przy
konsulatach w różnych miastach Niemiec i krajów z nimi sąsiadujących. Na
tego rodzaju rozwiązanie zdecydowano się po aresztowaniu w Berlinie - w
lutym 1934 r. - czołowego polskiego agenta i jego siatki, która od 1926 r.
skutecznie penetrowała centralne instytucje wojskowe stolicy Rzeszy z
Ministerstwem Obrony na czele. Głośna sprawa Jerzego Sosnowskiego ma swoją pokaźną i dość
kontrowersyjną literaturę, nie została też jeszcze dotąd definitywnie wyjaśniona.
Jerzy Sosnowski, urodzony w 1896 r. jako syn inżyniera, współwłaściciela
firmy budowlanej we Lwowie, w czasie pierwszej wojny światowej służył w
kawalerii austriackiej, w 1918 r. przeszedł do armii polskiej i jako rotmistrz
dowodził stacjonującym w Krakowie szwadronem 8 Pułku Ułanów. W 1926 r.
przeszedł do służby wywiadowczej i został skierowany na placówkę berlińską.
Podawał się tam za bogatego, pozostającego w opozycji do rządu ziemianina,
zwolennika nawiązania przyjaznych stosunków z Niemcami i członka
"ponadnarodowej organizacji do walki z bolszewizmem". Według jego
opowiadań, wysoki standard życiowy miały rzekomo zapewniać mu dochody z
rozległych rodzinnych dóbr w Polsce, w rzeczywistości ich źródłem był budżet
Oddziału II Sztabu Głównego WP, a akcja Sosnowskiego w Berlinie otrzymała
kryptonim "In-3" *[Por. M. Zgórniak "In-3"
- Sprawa Jerzego
Sosnowskiego, "Studia Historyczne" 1970, z. 4 (51)]. Sukcesy towarzyskie otwarły Sosnowskiemu wkrótce
drogę również do sukcesów wywiadowczych. Nawiązał romans z Benitą von Falkenhayn, która zgodziła się na współpracę z polskim wywiadem, a miała
rozległe znajomości w kołach Reichswehry, zarówno wśród oficerów, jak i
zatrudnionych w ministerstwie sekretarek, pochodzących na ogół z rodzin
oficerskich. Przy pomocy Benity udało się Sosnowskiemu wciągnąć do współpracy
jej koleżankę, Irenę von Jena, córkę emerytowanego generała, pracującą w
oddziale budżetowym Ministerstwa Reichswehry, oraz Renatę von Natzmer, również
pochodzącą ze starej arystokracji, zatrudnioną w dziale inspekcji podlegającym
bezpośrednio szefowi Heeresleitung, a więc naczelnemu dowódcy
wojskowemu. Ponadto uzależnił od siebie finansowo oficera Abwehry Gnthera
Rudloffa, który również zgodził się na współpracę. Zwerbowane agentki
przez kilka lat dostarczały Sosnowskiemu fotokopie tajnych dokumentów różnych
instytucji Reichswehry, w tym także kompletną kopię "Organization -
Kriegsspiel" - gry wojennej skierowanej przeciw Polsce. W archiwum
wojskowym we Freiburgu udało się odnaleźć owe dokumenty. W latach
1928-1935 kierownictwo Reichswehry organizowało corocznie gry wojenne na temat
ewentualnej wojny z Polską. Każdy z kilkunastu biorących udział w grze
oficerów, poinformowany o siłach i realiach wojskowych obu stron, przedstawiał
swoją koncepcję rozegrania kampanii. Sztab wybierał wariant najlepszy i miał
on obowiązywać w razie konfliktu. Głównym i ważnym pytaniem, jakie dowództwo
Reichswehry stawiało grającym, było ustalenie, jakie minimalne siły należy
pozostawić na wschodzie na wypadek wojny dwufrontowej z Francją i Polską.
Rozpatrywano też warianty działań ofensywnych przeciw Polsce. Specjalnie
intensywne gry prowadzono w początkach lat trzydziestych, to jest w okresie
napięcia w stosunkach polsko-niemieckich i pogłosek w związku z przygotowywaną
rzekomo przeciwko Niemcom wojną prewencyjną. Agentki zażądały za tak ważną
zdobycz wynagrodzenia w wysokości 40 000 marek, co w Warszawie uznano za sumę
zbyt wygórowaną. Ponadto centrala podawała w wątpliwość autentyczność
dokumentu, podejrzewając możliwość zainspirowania całej sprawy przez Abwehrę.
Tymczasem w jesieni 1933 r. kontrwywiad niemiecki wpadł na trop polskiej siatki
wywiadowczej. W dniu 27 lutego 1934 r. gestapo dokonało aresztowań. W więzieniu,
oprócz Sosnowskiego, znalazły się Benita von Falkenhayn, Irena von Jena i
Renata von Natzmer, nie wszczęto natomiast postępowania przeciw Rudloffowi, który
swoje bliskie stosunki z Sosnowskim tłumaczył chęcią zdobycia od polskiego
rotmistrza wiadomości wywiadowczych. Po rocznym śledztwie, w lutym 1935 r.
odbył się w Berlinie głośny proces Sosnowskiego i jego grupy. Sosnowski próbował
ochraniać swoich współpracowników i podjął starania o zgodę na zawarcie w
więzieniu małżeństwa z Benitą. Prośba ta nie została uwzględniona, choć
sprawa dotarła do samego Hitlera. Benita von Falkenhayn i Renata von Natzmer
zostały skazane na śmierć i ścięte toporem w więzieniu w Moabicie. Irena
von Jena i Sosnowski otrzymali wyroki dożywotniego więzienia, jednak Sosnowski
już w kwietniu 1936 r. został wymieniony za agentów niemieckich aresztowanych
w Polsce i powrócił do Warszawy. Nie znalazł tam jednak przychylnej dla
siebie atmosfery. Wprawdzie uzyskał awans na majora, ale wkrótce podjęto
przeciwko niemu dochodzenie zarzucając mu zdradę i współpracę z wywiadem
niemieckim. Być może stało się to w pewnej mierze pod wpływem inspiracji
niemieckiej. Nowy szef Abwehry, Canaris, pragnąc zdezawuować osiągnięcia
wywiadowcze Sosnowskiego, rzekomo podsuwał stronie polskiej materiały, których
porównanie ze zdobyczami Sosnowskiego miało zachwiać wiarę w prawdziwość
tych ostatnich. Oddział II zastanawiał się także nad stosunkami łączącymi
Sosnowskiego z Rudloffem, który nie został aresztowany, i podejrzewał, że właśnie
przez niego Sosnowski nawiązał stosunki z Abwehrą i stał się podwójnym
agentem. Po długim procesie Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie skazał
Sosnowskiego na piętnaście lat więzienia za zdradę i współpracę z
wywiadem niemieckim. Wyrok nie był prawomocny, ale nowa rozprawa w wyższej instancji nie odbyła się z powodu wybuchu
wojny. Po zajęciu Warszawy przez wojska niemieckie Canaris wszczął
poszukiwania Sosnowskiego. Wykazały one, że w okresie narastającego zagrożenia
stolicy Polski Sosnowski został pod strażą ewakuowany w kierunku wschodnim i
zastrzelony przez konwojentów. Według innej wersji rannego Sosnowskiego
znaleźli w pobliżu granicy rumuńskiej żołnierze sowieccy. Wyleczony i
internowany w ZSRR, rzekomo zmarł w końcu lutego 1942 r. w okolicach
Saratowa. Według informacji udzielonych autorowi piszącemu te słowa przez pułkownika
Jana Ciałowicza, generał Boruta-Spiechowicz opowiadał mu, iż w 1940 r.
spotkał Sosnowskiego w moskiewskim więzieniu na Łubiance. Ten miał z rozżaleniem
opowiadać o wyrządzonej mu przez władze polskie niesprawiedliwości. Przed
przekroczeniem granicy rumuńskiej konwojujący go żandarmi jakoby oddali do
niego strzały, które pozbawiły go przytomności. Uznany przez konwojentów za
zabitego i znaleziony przez okolicznych chłopów, Sosnowski został przekazany
władzom sowieckim, umieszczony w szpitalu, a następnie przewieziony do Moskwy.

Jesienią 1939 r., w czasie poszukiwań przeprowadzonych w części zdobytych
przez Niemców akt Oddziału II, znaleźć się miał rewers Rudloffa na dwa
tysiące marek, pożyczonych przez niego niegdyś od Sosnowskiego. Na tej
podstawie Rudloff, który awansował już do stopnia ppłk. Abwehry, został
aresztowany i 7 lipca 1941 r. popełnił samobójstwo w więzieniu.

W Polsce przez wiele lat utrzymywała się opinia o podwójnej grze
Sosnowskiego i świadczonych przez niego usługach na rzecz wywiadu
niemieckiego. Na takim stanowisku stoi jeszcze elaborat Sadowskiego
i szereg publikacji, zresztą nie tylko polskich. Do innych wniosków prowadzi
lektura opartej na materiałach archiwalnych Oddziału II pracy W. Kozaczuka *[W. Kozaczuk Bitwa o tajemnice...],
a także licznych publikacji niemieckich, pisanych często
przez byłych pracowników Abwehry lub gestapo, a niekiedy opartych również
na aktach berlińskiego procesu siatki Sosnowskiego. W świetle tych materiałów
wyrok sądu w Warszawie z czerwca 1939 r. był wysoce niesprawiedliwy, a
tragiczna postać Jerzego Sosnowskiego zasługuje na rehabilitację.

 

Milczenie pułkownika Redla

Alfred Victor Redl był wspaniałym oficerem! Prezentował się dumnie w
mundurze koloru butelkowej zieleni, z dwoma rzędami guzików, jakie nosili
oficerowie Sztabu Generalnego Franciszka Józefa, cesarza Austrii i króla Węgier
z łaski Boga.
Czterdziestoośmioletni Redl, jako zwierzchnik bardzo troszczący się o
dobro swych młodych towarzyszy oficerów, był wybitnym specjalistą od
logistyki, dowódcą nie mającym sobie równego w terenie, a nade wszystko -
mózgiem służb wywiadowczych cesarstwa austro-węgierskiego.
Na początku stulecia, 1 października 1900 r., Alfred Victor Redl wszedł do
miejsca "najświętszego ze świętych" - Evidenzbro des kaiserliche
und konigliche Generalstabes (Służby Wywiadu Sztabów Generalnych -
cesarskiego i królewskiego).
Wywiad armii austriacko-węgierskiej, dowodzony w owym czasie przez barona
Giesla von Gieslingena, wydawał się pogrążony w uśpieniu.
Tajna służba, zwłaszcza w stanie bezwładu, cóż lepszego dla ambitnego
kapitana, pragnącego, aby szybko zapomniano o jego nieszlacheckim pochodzeniu,
źle widzianym w Sztabie Generalnym, pełnym synów z tzw. dobrych rodzin.
Ojciec Redla - Franz, były porucznik armii cesarskiej, musiał zatrudnić się
jako skromny zawiadowca stacji. On, Alfred, zajdzie dużo wyżej. Pragnąc zrobić
karierę w Evidenzbro, kapitan Redl liczył głównie na swoją doskonałą
znajomość języka rosyjskiego. Imperium carskie stało się potencjalnym
wrogiem numer jeden Austro-Węgier.
Po odbyciu błyskotliwych studiów w Szkole Kadetów Cesarskich i stopniowym
pokonaniu kolejnych szczebli hierarchii wojskowej, bardzo powolnym z powodu jego
pochodzenia społecznego, Redl wyjechał na półtoraroczny staż do Rosji.
Poznał tam obyczaje Rosjan, ich język, doktryny wojskowe. Były to cenne
atuty.
Dzięki poparciu barona von Gieslingena, Alfred Redl szybko objął
kierownictwo sekcji rosyjskiej Evidenzbro. Mianowano go również szefem innej
sekcji - operacyjnej, Kundschafterstelle, cieszącej się dużym prestiżem.
Bystry kapitan wkrótce odkrył prawdę: beztroska Kundschafterstelle pozwalała
mieszać się do swej pracy niemieckim sojusznikom z III b, którą dowodził pułkownik
Walter Nicolai. A nawet, co gorsza: sekcja rosyjska i Kundschafterstelle były
"zarażone" przez agentów majora Mikołaja Batiuszyna, szefa carskich służb
wywiadu na Zachodzie, mającego bazę w Warszawie.
Należało oczywiście zareagować. Redl bez najmniejszych oporów zaczął
wchodzić w kompetencje kolegów z sekcji kontrwywiadu Evidenzbro. Zresztą
nie bez powodzenia: stopniowo zdemaskował kapitana kawalerii Alexandra von
Carina, winnego tajnej współpracy z Francuzami i Rosjanami; Josepha
Zalewsky'ego i Petera Schustera, którzy dostarczyli tym ostatnim szczególnie
dużo informacji; Antona Aloisa Burghardta, który usiłował na próżno wykraść
plany mobilizacji twierdzy w Przemyślu; dr. Ossolińskiego, będącego agentem
Batiuszyna, i innych.
Nowy szef Evidenzbro, pułkownik Eugen Hordliczka, uznał, że to polowanie
na szpiegów jest wspaniałe. W 1903 r. nalegał, aby Redla przydzielono do
niego, zamiast wysyłać go do pułku, gdzie miał odbyć przewidywaną
regulaminem armii cesarskiej służbę. Tej decyzji będzie mógł sobie
pogratulować - Alfred Redl działał ze zdwojoną skutecznością. Hordliczka
spostrzegł, że jego podwładny lubi życie towarzyskie w gronie młodych
oficerów wiedeńskich. Redl zapraszał ich chętnie do swego mieszkania przy
Florianigasse nr 48. Adoptował również czternastoletniego Stefana Hromodkę,
którego wszyscy uważali za jego siostrzeńca.
W końcu 1903 r. Alfred Redl zdemaskował podpułkownika Sigmunda Helaiko.
Twierdził, że ten były sędzia wojskowy, odpowiadał za dezercje, które
budziły taki niepokój sztabu cesarskiego. Redl uważał, że na skutek tego
Rosjanie dysponowali już większą częścią planów militarnych Austrii,
przygotowywanych na wypadek wybuchu konfliktu na Wschodzie.
Helaiko, którego przywieziono do Wiednia dokonując jego ekstradycji z
Brazylii, dokąd uciekł, przyznał się do współpracy z Rosjanami. Zaprzeczał
natomiast stanowczo, jakoby przekazał Rosjanom tajne plany Sztabu Głównego. Mówił
Redlowi, że nie miał żadnej możliwości poznania tych planów. Ale jakie to
miało znaczenie! Redl, as Evidenzbro, jako zastępca pułkownika Hordliczki
kontynuował swoją pracę wraz ze słynnym łowcą szpiegów, kapitanem
Maximilianem Ronge, który wstąpił do tej służby w 1907 r. W 1909 r. za
szpiegostwo aresztowanych zostało 1100 osób.
W tym samym roku spotkało Redla wielkie rozczarowanie: kiedy Hordliczka
przechodził na emeryturę, dyrektorem Evidenzbro został nie on, ale pułkownik
August Urbański von Ostrymiecz, człowiek mało ambitny. Raz jeszcze tytuł
szlachecki okazał się lepszą rekomendacją niż praca.
Ostrymiecz starał się jednak naprawić tę niesprawiedliwość. Uzyskał
dla swego zastępcy szlify podpułkownika. W maju 1912 r. Redla mianowano pułkownikiem,
a następnie przeniesiono do Pragi jako szefa sztabu 8 Korpusu Armijnego. Ta placówka niewątpliwie miała przed sobą przyszłość, a o Redlu mówiono
jako o przyszłym szefie sztabu armii cesarskiej.
Wszystko toczyłoby się dobrze, gdyby nie informacje, które posiadał
Walter Nicolai. Dzięki jednemu ze swych najlepszych agentów, pułkownikowi żandarmerii
rosyjskiej Sergiejowi Miasedowowi, szef niemieckiego III b dowiedział się, że
sztab carski znał najtajniejsze plany sztabu austriackiego. Dowiedział się też,
kim był zdrajca, który od 1903 r. informował wrogów cesarza Franciszka Józefa - to pułkownik Redl. Ów syn skromnego pracownika kolei grał podwójną rolę,
współpracując z majorem Batiuszynem. Na podobieństwo bohaterów powieści
szpiegowskich obaj mężczyźni sprzedawali sobie nawzajem własnych agentów,
osiągając w ten sposób łatwy sukces i awanse.
Szef wywiadu niemieckiego w Wiedniu, książę Kraft zu
Hohenlohe-Ingelfingen, starał się uzupełnić informacje podane przez III b,
odkrywając drugą stronę medalu: Alfred Redl był ukrytym homoseksualistą, stąd
jego skłonność do młodych oficerów i przesadne uczucie, jakim darzył
"siostrzeńca" Stefana. Sprytny major Batiuszyn umiał wykorzystać tę słabość
Redla.
Dla Nicolaia stwarzało to wymarzoną okazję, by skończyć z kłopotliwym
Redleni, który od wielu lat przeszkadzał III b, ograniczając jego wpływy w
Evidenzbro. Główny szpieg kajzera przekazał Maximilianowi Rongemu list
pisany na maszynie do niejakiego Nikona Nizetasa, adresowany na poste restante w
Wiedniu. List, po który nikt się nie zgłosił, zawierał pieniądze i adresy
dwóch ośrodków szpiegowskich w Paryżu i w Genewie.
Walter Nicolai wiedział, że Nikon Nizetas, to pseudonim Redla w służbach
specjalnych cara. Dokładnie przewidział reakcję Rongego. Zaniepokojony szef
kontrwywiadu Evidenzbro zrobił obławę na poczcie. W sobotę 13 maja 1913 r.,
o osiemnastej trzydzieści w urzędzie pocztowym pojawił się nieznajomy, pytając
o list na poste restante dla pana Nizetasa, po czym znikł. Ludzie Rongego
stracili go z oczu, ale udało się im odnaleźć taksówkę, która zawiozła
ściganego do hotelu Klosser, gdzie mieszkał. W samochodzie znaleziono scyzoryk
w szarej pochewce. Należał on do Redla.
W nocy szef sztabu cesarskiego i królewskiego w towarzystwie Ostrymiecza i
Rongego zapukał do drzwi byłego zastępcy Evidenzbro.
"Wiem, dlaczego przyszliście. Piszę właśnie listy pożegnalne. Dowody
mojej zdrady znajdziecie w moim mieszkaniu w Pradze" - powiedział po
prostu Redl. Poprosił o broń. Podano mu browning. Kilka chwil później rozległ
się wystrzał...
Alfred Victor Redl nie żył. W Pradze rzeczywiście znaleziono liczne
dokumenty, jak również dowód na to, że Redl był homoseksualistą: bardzo
wymowne zdjęcia, listy miłosne jego kochanków, szuflady pełne damskiej
bielizny, którą lubił wkładać podczas szalonych wieczorów.
Cesarstwo chyliło się ku upadkowi. Zdrada Redla w znacznym stopniu
przyczyniła się do osłabienia pozycji Austro-Węgier wobec Rosji w przededniu
pierwszej wojny światowej. W 1914 r. komunistyczny dziennikarz Egon Erwin Kisch (później jeden z asów tzw. Koncernu Mnzenberga) badał sprawę
samobójstwa Redla. Odkrywając tajemnicę, wywołał skandal. Słynny pisarz
austriacki - Stefan Zweig, który spotkał Redla w Wiedniu, opisał jego
skomplikowaną osobowość w książce Świat
wczorajszy, wspomnienia Europejczyka.

Jednak dopiero w 1965 r. jeden z "młodych gniewnych" teatru
angielskiego, John Osborne, napisał dla Royal Court Theatre sztukę poświęconą
Redlowi, A Patriot for Me (Według mnie to patriota). Później, w 1984
r., postać "upadłego oficera" pojawiła się na ekranie. Redla grał
Austriak Klaus Maria Brandauer.
Jedno jest pewne - sprawa Alfreda Redla w znacznym stopniu przyczyniła się
do umocnienia przekonania, że homoseksualiści są podatni na zdradę, a więc
niezdolni do pracy w tajnej służbie.

 

Mata Hari - siła
legendy

Nie była, jak nazwał ją podczas procesu prokurator Mornet, "największą
kobietą szpiegiem stulecia". A jednak Mata Hari, rozstrzelana 15 października
1917 r. na poligonie w Vincennes, do dziś uważana jest za pierwowzór tajnej
agentki, zdobywającej informacje w łóżku, awanturnicy szkodliwej jak
trucizna i patetycznej zarazem, wyciągającej od oficerów, którzy ulegli jej
urokowi, najskrytsze tajemnice.
Margaretha Gertruda Zelle, bo tak brzmiało jej prawdziwe nazwisko, urodziła
się 7 sierpnia 1876 r. w Leeurwarden, mieście w północno-zachodniej części
Holandii. Córka zubożałego kapelusznika, poślubiła w 1895 r. Rudolfa MacLeoda, oficera armii holenderskiej. Mieli dwoje dzieci, z których jedno, mały
Norman, umarło w wieku niespełna trzech lat.
Margarettia i Rudolf mieszkali w Indiach Holenderskich, na Jawie, a potem na
Sumatrze. Śmierć małego Normana i monotonia życia w koloniach przyczyniły
się do separacji małżonków. W marcu 1902 r. Margaretha powróciła do
Holandii. Pięć miesięcy później opuściła dom, porzucając córkę i męża.
Ta dwudziestosześcioletnia kobieta rozpoczęła nowe życie, którego treścią
stały się przygody miłosne jak z powieści i występy bardziej lub mniej
artystyczne. Nie była brzydka, ale też nie tak piękna, jak głosi legenda.
Wprawdzie podziwiano jej pełne usta, tajemniczy wygląd, elastyczny chód, ale
też krytykowano zbyt płaski biust i za szerokie ramiona. Margaretha potrafiła
za to się poruszać! Taniec ożywiał jej ciało, przydając mu prawdziwego
uroku. Tak prezentowała się była pani MacLeod, kiedy w 1903 r. przyjechała
do Paryża.
Rozczarowana jednak pierwszym pobytem we Francji wróciła do rodzinnej
Holandii, by po roku, nie mogąc znaleźć pracy, ponownie przybyć do Paryża.
Tym razem zdecydowana zerwać z anonimowością, przybrała pseudonim Mata Han
- "Oko dnia", co w języku malezyjskim znaczy "słońce" - i
wymyśliła sobie niezwykłą biografię: podawała się za córkę księcia
krwi, urodzoną według jednej z wersji na południu Indii, wedle innej - na
Jawie. W Azji wprowadzono ją, jako bardzo młodą dziewczynę, w tajniki tego,
co się nazywa "tańcem wschodnim".
Początkiem obiecującej kariery stał się dla niej dzień 13 marca 1905 r.,
kiedy to w pomieszczeniu biblioteki na drugim piętrze Muzeum Guimet w Paryżu
wyczarowano dzięki dekoracjom pseudohinduską świątynię. Na wpół naga, z
bransoletkami na ramionach, Mata Hari tańczyła dla rozrywki małego grona widzów,
wśród których znajdowali się ambasadorzy Niemiec i Japonii. Tym razem jej
urok podziałał.
Stała się sławna. Bogactwo, szalone wieczory, zamożni kochankowie. Ale
niestała Margaretha wybrała pobyt w Berlinie, u boku ukochanego, porucznika
huzarów - Alfreda Kieperta. Ich związek trwał dwa lata, a w Paryżu
zapomniano już o egzotycznej tancerce.
Po zerwaniu z Kiepertem Margaretha musiała więc zaczynać niemal od zera. A
przekroczyła już trzydziestkę. Z pomocą Gabriela Astruca, swego impresaria,
odzyskała stopniowo dawną sławę. Jednak w trzy lata później zeszła z
dobrej drogi, rujnując bogatego bankiera Xaviera Rousseau.
Na szczęście wierny Astruc czuwał - Mata Hari odbyła tournee po Włoszech,
następnie z wielkim powodzeniem występowała w Folies-Bergere, wreszcie
wyjechała na tournee do Niemiec, gdzie się osiedliła w marcu 1914 r.
W sierpniu wybuchła wojna. Kraj rodzinny Maty Hari - Holandia - zachował
neutralność. W końcu roku Mata Hari opuściła Niemcy i udała się do Hagi,
dokąd zaprosił ją jej nowy protektor, baron van der Capellen.
Ale Haga wydała się jej dziurą zabitą deskami. Znudzona prowincjonalnym
życiem w ojczyźnie, Mata Hari marzyła odtąd tylko o Paryżu. W maju 1916 r.
złożył jej wizytę w Hadze Karl Cramer, konsul niemiecki w Amsterdamie -
oficer III b, kierowanej wówczas przez pułkownika Nicolaia.
Cramer zaproponował tancerce powrót do Paryża. Tam będzie można
wykorzystać jej urok do zdobywania informacji, których Niemcy, prowadzące
wojnę, tak bardzo potrzebowały. Przyzwyczajona do przyjmowania pieniędzy od mężczyzn
w zamian za "świadczone usługi", Mata Hari nie dziwiła się, że
dyplomata Rzeszy wręczył jej 20 tysięcy franków francuskich. Ani też, że
nadał jej numer rejestracyjny: H 21. Bez wątpienia była całkowicie nieświadoma
ryzyka, jakie wiązało się z jej pierwszymi krokami w niebezpiecznym świecie
tajnych służb.
Nareszcie Paryż! Mata Hari poznała tam swego nowego kochanka, Wadima Masłowa,
młodego oficera rosyjskiego. W sierpniu 1916 r., kiedy wystąpiła o pobyt w
strefie "newralgicznej" Vittel, aby móc odwiedzić Masłowa, po raz
pierwszy spotkała kapitana Ladoux, asa kontrwywiadu francuskiego. Szef Sekcji
Gromadzenia Informacji przyjął ją w Ministerstwie Wojny.
Ladoux nie ufał holenderskiej tancerce i nie ukrywał tego. A jednak
zaproponował jej pracę dla francuskich służb specjalnych. Obiecał
wynagrodzenie "za wydajność" w wysokości miliona franków, jeśli
zdobyte informacje okażą się pierwszej jakości. Mata Hari przyjęła
propozycję kapitana, podobnie jak wcześniej przyjęła propozycję Cramera. H
21 stała się podwójną agentką, nadal słabo uświadamiającą sobie związane
z tym ryzyko. Aby ją wypróbować (a może zastawić pułapkę?), szef
kontrwywiadu wysłał ją do Hiszpanii, gdzie również toczyła się tajna
wojna.
Początek okazał się niefortunny - statek, na którym płynęła Mata
Hari, został zatrzymany przez Royal Navy. Anglicy wzięli tancerkę za Klarę
Benedix, asa wywiadu niemieckiego. Przesłuchał ją Basil Thomson, szef Special
Branch. W końcu - po skontaktowaniu się z kapitanem Ladoux - odesłano ją
do Hiszpanii.
Madryt - miasto neutralne - był dogodnym miejscem do prowadzenia tajnej
wojny. Mata Hari lawirowała pomiędzy attache wojskowym Niemiec - Hansem von
Kalle, miejscowym informatorem III b, a pułkownikiem Denvignes, szefem
francuskiej służby wywiadu na Hiszpanię. Przekonana, że Ladoux wręczy jej
dużą sumę pieniędzy za informacje na temat ruchów niemieckich okrętów
podwodnych u wybrzeży Maroka, agentka H 21 opuściła 2 stycznia 1917 r. stolicę
Hiszpanii. Dwa dni później przybyła do Paryża.
Ziemia paliła się już pod stopami "wschodniej tancerki", ale ona
nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Francuzi przejęli, a następnie
rozszyfrowali wiadomość przekazaną przez kapitana von Kalle do Berlina 13
grudnia 1916 r. Człowiek Nicolaia w Madrycie opisał Matę Hari według spisu
agentów - jako H 21, "agentka Sekcji Gromadzenia Informacji w
Kolonii". Dwa inne komunikaty z 26 i 28 grudnia uściśliły sposób, w
jaki agent H 21 będzie mógł podjąć 15 tysięcy franków, przesłanych dzięki
staraniom konsula Cramera na konto Banku Handlowego w Paryżu.
Sprawa była zakończona, 13 lutego 1917 r. komisarz Surete Generale, Priolet,
i pięciu jego zastępców wdarli się do pokoju hotelowego Maty Hari na Champs-Elysees. Tancerka została natychmiast przewieziona do Conciergerie,
paryskiego więzienia dla kobiet, a następnie do więzienia Saint-Lazare.
Niektórzy twierdzą, że Matę Hari zadenuncjowała pewna zazdrosna kobieta,
aktorka filmowa - Claude France. W akcie oskarżenia wojskowy sędzia śledczy - Boucheron
- zawarł tylko te szczegóły sprawy, które przedstawił
kontrwywiad. Mata Hari przez nieostrożność dostarczyła mu zresztą jeszcze
innych dodatkowych informacji. Tancerka - bardziej awanturnica niż zawodowy
szpieg - przeczyła sama sobie, pogrążała się i wreszcie przyznała do
winy. Przyzwyczajona do życzliwego traktowania przez mężczyzn, Mata Hari nie
zrozumiała okrutnych reguł tajnej wojny. Dlatego musiała umrzeć. Jej legenda
przetrwała w filmach.

 

Lawrence z Arabii przeciwko Saint Johnowi Philby'emu

Nikomu nie trzeba przedstawiać Thomasa Edwarda Lawrence'a, legendarnej
postaci z powieści i kina, która za życia zyskała światową sławę. Jednak
trzeba tu oddzielić prawdę od mitu. Na pół Anglik, a na pół Irlandczyk,
Lawrence urodził się w Walii w 1888 r. i spędził całą młodość w
Oxfordzie. Pasjonując się archeologią, uczestniczył w wielu wyprawach
naukowych, zwłaszcza podczas poszukiwań prowadzonych w 1909 r. na zlecenie
British Museum na północy Syrii, w pobliżu źródeł Eufratu. Pierwsza wojna
światowa oderwała od studiów tego młodego erudytę, introwertyka, mającego
różne problemy seksualne.
Wojna zaskoczyła go na Wschodzie. W 1914 r. szef angielskiego wywiadu w
Egipcie działający na rzecz MI 1c major Gilbert Falkingham Clayton, zwerbował
młodego człowieka. Clayton kierował również, wraz z sir Ronaldem Storrsem,
placówką MO 4, czyli tzw. Biurem Arabskim, służbą, która miała za zadanie
śledzić rozwój nacjonalistycznych ruchów arabskich wewnątrz imperium osmańskiego.
Jego zastępcą został wkrótce bardzo operatywny major Wyndham Deedes.
MO 4 podlegało bezpośrednio Foreign Office, brytyjskiemu Ministerstwu Spraw
Zagranicznych, a ustanowione zostało głównie po to, by zapewniać bezpieczeństwo
ważnej drogi morskiej do Indii, którą stanowią: Kanał Sueski - Morze
Czerwone - Zatoka Adeńska.
Zgodnie z tym MO 4 starało się wywołać powstanie mieszkańców wybrzeża
Morza Czerwonego przeciwko Turkom, wspólnemu wrogowi Arabów. Celem akcji była
zachodnia część Półwyspu Arabskiego. MO 4 czyniło szczególne zakusy na
szejka Mekki, Husajna ibn Alego, przywódcę rodziny Haszymidów, który w 1916
r. mianował się królem Al-Hidżazu.
Właśnie w 1916 r. Clayton wysłał do Arabii młodego Thomasa Edwarda, po
dwuletnim intensywnym przeszkoleniu w biurach MO 4. Misja Lawrence'a polegała
na powiadomieniu Husajna i jego trzech synów, że wysoki komisarz brytyjski w
Kairze, sir Henry MacMahon, był zdecydowany uczynić z nich przywódców
konfederacji arabskiej, która zostanie utworzona po upadku imperium osmańskiego.
Ten polityczny plan został opracowany wspólnie przez Claytona i jego zastępców,
odpowiedzialnych pracowników MO 4 i MI lc w Aleksandrii (Philip Vickery) i w
Chartumie (Reginald Wingate), w ścisłej współpracy z szefem wywiadu
wojskowego na Bliskim Wschodzie, majorem George'em Astonem. Ale plan nie został
przyjęty jednomyślnie. Działające w Bombaju Indian Office (Biuro Indyjskie),
którego zadaniem była ochrona kolonii indyjskich, miało odmienne zdanie.
Okazało się, że jego cele strategiczne były sprzeczne z celami Foreign
Office. Biuro Indyjskie opowiadało się za działaniem w kierunku Zatoki
Perskiej i południa Półwyspu Arabskiego - tam gdzie Abd al-Aziz ibn Saud,
przywódca sekty religijnej wahabitów i zaprzysięgły wróg Haszymidów,
wzniecił rewoltę arabską przeciw Turkom.
A więc Haszymidzi czy wahabici? Opowiadający się za tymi pierwszymi
Lawrence zdołał pozyskać zaufanie najbardziej stanowczego z synów Husajna,
emira Fajsala. Po wyczerpującym marszu przez pustynię obaj mężczyźni i ich
oddziały wzięli z zaskoczenia port Akaba w lipcu 1917 r. Ale Biuro Indyjskie
już przygotowywało kontratak. Miało swojego człowieka - Harry'ego Saint
Johna Bridgera Philby'ego, postać równie barwną, jak Lawrence, którego
Philby stanie się rywalem. Saint John, syn plantatora, urodził się na
Cejlonie trzy lata wcześniej niż Thomas Edward. Studiował na uniwersytecie w
Cambridge. Znał około dziesięciu języków wschodnich.
W 1910 r. Saint John Philby wstąpił w związek małżeński. 1 stycznia
1912 r. w Ambali, stolicy okręgu Pendżab, jego żona, Dora, urodziła syna, który
został ochrzczony jako Harold Adrian Russel, ale już wkrótce cały świat będzie
nazywał go Kim. Ten człowiek za ćwierć wieku wstrząśnie Intelligence
Service, pracując dla radzieckich służb specjalnych.
Jesienią 1917 r. Philby podążał w kierunku przeciwnym niż Lawrence! Jego
zadaniem było dotrzeć do Rijadu, by poinformować Abd al-Aziza ibn Sauda,
imama wahabitów, że Jego Królewska Wysokość Jerzy V zamierza uczynić go
przywódcą konfederacji arabskiej, która powstanie po upadku imperium otomańskiego.
Była to perfidia czy też chodziło o dwie różne, sprzeczne i nie
uzgodnione z sobą strategie? Żeby zachęcić wahabitów do walki partyzanckiej
przeciwko Turkom, Wielka Brytania obiecała im ustami Philby'ego terytoria, które już
"przyznała" Haszymidom ustami Lawrence'a. Ale rok wcześniej Wielka
Brytania porozumiała się dyskretnie ze swymi sojusznikami i rywalami
europejskimi, podpisując porozumienie Sykes-Picot, zgodnie z którym Syria,
ofiarowana na papierze Fajsalowi, zostanie faktycznie protektoratem
francusko-brytyjskim!
I oto w listopadzie 1917 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw
Zagranicznych, lord Balfour, oświadczył bez zmrużenia oka lordowi
Rothschildowi, że ochotnicy syjonistyczni, walczący po stronie Brytyjczyków,
uzyskają po wojnie rekompensatę w formie "narodowego ośrodka żydowskiego"
w Palestynie. Czyżby Balfour zapomniał, że w imieniu brytyjskiego MSZ
Lawrence przyznał tę samą Palestynę rodzonemu bratu emira Fajsala, Abd
Allahowi?
Dziel i rządź - to stara dewiza wszystkich imperatorów. Świadomie czy
nieświadomie Thomas Edward Lawrence prowadził więc podwójną grę ze swymi
arabskimi przyjaciółmi. Być może chodzi o jedno i drugie, ten przebiegły człowiek
był bowiem zdolny do obłudy.
Saint John Philby - podobnie jak jego rywal zakochany we Wschodzie agent
specjalny w służbie Jego Królewskiej Mości - w istocie niczym nie różnił
się od Lawrence'a. Obaj, każdy na swój sposób, byli realistami na tyle, by
wiedzieć, że Wielka Brytania nigdy nie dotrzyma obietnic, które złożyli w
jej imieniu Arabom, niemniej nie zaniechali swych misji.
Wkrótce nadszedł czas rozstrzygnięć. Oddziały Turków osmańskich wycofały
się. Obok Fajsala, Nouri es-Saida - przyszłego premiera Iraku, porucznika
Joyce'a i swego francuskiego konkurenta, kapitana Pisaniego, którego postarał
się zręcznie usunąć, Thomas Edward Lawrence maszerował na Damaszek. Miasto
zostało zdobyte 1 października 1918 r. Lawrence towarzyszył Fajsalowi do
Londynu na konferencję pokojową. Ale już wkrótce, w myśl porozumienia
Sykes-Picot, francuscy żołnierze generała Gourauda wypędzą z Damaszku
oszukanych wojowników arabskich.
Obietnice okazały się zwodnicze! Na długo przedtem, zanim zaczęły się
walki Żydów z Arabami, Haszymidzi i wahabici chwycili za broń w sporze o to,
co pozostało z terytoriów zdobytych na Turkach. Fajsal, "brat krwi"
Lawrence'a, został królem Iraku, gdzie działała jedna z najzdolniejszych
agentek brytyjskich, piękna Gertruda Bell. Ale ibn Saud, przyjaciel Saint Johna
Philby'ego, w 1924 r. wypędził z Mekki Husajna, ojca Fajsala, zakładając
Arabię Saudyjską.
Zdymisjonowany przez swych brytyjskich zwierzchników Lawrence wpadł w wir różnych
nowych przygód. Tęsknił do pustyni i przyjaciół stamtąd. Opowiemy o tym na
dalszych stronach książki. Wiadomo, że zmarł 19 maja 1935 roku, cztery dni
po wypadku motocyklowym.
Losy Saint Johna Philby'ego były równie niezwykłe. W 1919 r., przebrany za
Araba, zdołał przedostać się, jako agent MI 6, na kongres komunistyczny ludów
Wschodu w Baku. Nawróciwszy się na islam, przyjął muzułmańskie imię
Abdallah. W 1925 r., wbrew zasadzie "dziel i rządź", doprowadził do
czasowego pogodzenia ognia z wodą, czyli wahabitów i Haszymidów, odgrywając rolę pośrednika
pomiędzy ibn Saudem a trzecim synem Husajna, oblężonym w Dżiddzie.
Gdy tylko przeszedł na przedwczesną emeryturę, zamieszkał w Dżiddzie
jako handlowiec, stając się "bardziej Arabem niż Anglikiem". Będzie
sporządzał mapy regionu, zbierał okazy geologiczne i zoologiczne, służył
za przewodnika pisarzowi francuskiemu Josephowi Kesselowi i za rozmówcę swemu
rodakowi, znakomitemu reporterowi Albertowi Londres'owi. W przeddzień drugiej
wojny światowej opowiedział się po stronie Hitlera, później, w 1953 r., był
zamieszany w skandal wokół zwłok ibn Sauda, wreszcie 29 września 1960 r. w
Bejrucie, gdzie udał się z wizytą do swego syna, asa wywiadu, powalił go
zawał serca.

 

Niemieccy agenci wpływu

9 lipca 1917 r., Paryż. Jak co roku, gmach Zgromadzenia Narodowego sprzątany
był gruntownie. Żartując sobie, dwóch woźnych odkurzało szatnie
deputowanych. Nagle jeden z nich zatrzymał się jak wryty przed szafą. Przejęty
zawołał do kolegi: "Chodź szybko, zobacz. To niewiarygodne..."
Odkrycie, jakiego dokonali dwaj sprzątający, spowoduje wybuch jednego z największych
skandali w historii parlamentaryzmu francuskiego. W kopercie, którą znaleźli,
był plik nowiuteńkich banknotów - 25 tysięcy franków szwajcarskich z
kolejną numeracją.
W normalnych czasach sprawa z pewnością przeszłaby bez echa. Ale latem
1917 r. wojna znajdowała się w punkcie zwrotnym. Na froncie, w okopach, trwały
walki na bagnety, w oparach trujących gazów, pod nieustannym gradem pocisków.
Po stronie francuskiej wiosną doszło do poważnych incydentów - buntów żołnierzy.
Środowiska pacyfistyczne nawoływały do "białego pokoju" - bez zwycięzców
i zwyciężonych. Na wschodzie armia rosyjska została niemal całkiem wyłączona
z walki wskutek rewolucji lutowej 1917 r.
Wszędzie przenikali szpiedzy. Nie bez znaczenia pozostawał fakt
zdemaskowania agenta H 21, egzotycznej tancerki Maty Hari. Atmosfera była napięta.
Kiedy prezydium Izby Deputowanych dowiedziało się o dziwnym znalezisku dwóch
woźnych, nakazano przeprowadzenie dyskretnego dochodzenia. Okazało się, że
koperta należała do trzydziestojednoletniego deputowanego bretońskiego,
Louisa-Marii Turmela, adwokata i mera miasta Loudeac, wybranego do parlamentu w
1910 r. z ramienia partii radykalnej.
Czy był on niemieckim agentem wpływu? Pytanie tym bardziej zasadne, że
minister spraw wewnętrznych, Louis-Jean Malvy, niedawno kazał aresztować założyciela
skrajnie pacyfistycznego dziennika "Le Bonnet rouge", Miguela
Vigo-Almeyredę, ojca późniejszego znanego filmowca Jeana Vigo.
Almeyreda, dziwna postać, o sposobie bycia operetkowego anarchisty, wydawał
się mocno powiązany z pierwszoplanowymi osobistościami francuskiego życia politycznego, w tym właśnie z Louisem Jeanem Malvy i Josephem Caillaux. Te
jego przyjaźnie już od roku gwałtownie piętnował Charles Maurras, teoretyk
ruchu rojalistycznego, Action Francaise, głosiciel teorii "szpiegostwa żydowsko-niemieckiego".
Maurras sprawiał wrażenie dobrze poinformowanego o wszystkim. Skąd brał
szczegóły ujawniane czytelnikom wydawanego przez siebie dziennika "L'Action
Francaise"? Niewątpliwie od Mariusa Plateau, szefa swej własnej służby
wywiadu, który pozostawał w stałym kontakcie z byłym zwierzchnikiem 2. Biura
okręgu wojskowego Paryża, kapitanem Baudierem.
Również współpracownik Almeyredy - Paul Marion został oskarżony o
szpiegostwo na rzecz wroga. Dyrektor administracyjny "Le Bonnet rouge",
Raoul Duval, jak się okazało wszedł w posiadanie czeku na 135 tysięcy franków.
Rzucało to wyraźne światło na ukryte związki zespołu anarchistycznego
dziennika z pewnym bankierem niemieckim o nazwisku... Marx. A przy tej okazji na
jego kontakty ze służbami specjalnymi kajzera!
To jeszcze nie wszystko! Surete Generale śledziła uważnie pewnego dość
niezwykłego awanturnika. Liończyk z pochodzenia, Paul Bolo, nosił tytuł
Pasza, nadany mu przez Abbasa Hilmiego, kedywa Egiptu, usuniętego przez Anglików.
Od 1915 r. opłacali go, i to bardzo wysoko, Niemcy. Nawet jeśli ci przeceniali
nieco jego skuteczność, nie ulega wątpliwości, że uważali go za jednego z
najlepszych agentów wpływu we Francji.
Kontakty Bolo Paszy były równie zaskakujące jak te, które utrzymywał
Almeyreda. Tworzyły prawdziwą siatkę. I tak pierwszy przewodniczący sądu
apelacyjnego w Paryżu, Monier, był ważną postacią wśród jego agentów.
Ten wyższy urzędnik sądowy służył między innymi za pośrednika przy
zakupie redakcji czasopisma "Journal". Finansowany potajemnie przez Bolo
Paszę, ten wielki dziennik paryski stał się główną tubą propagandy
antybrytyjskiej we Francji. Poza tym zamieszczane w nim ogłoszenia były
idealnym sposobem porozumiewania się agentów niemieckich.
Kiedy Louis Turmel dowiedział się, że w jego sprawie prowadzone jest
dochodzenie, w pierwszej chwili sprawiał wrażenie zaskoczonego. Został oskarżony
o to, że zdradził szpiegom niemieckim treść obrad Izby Deputowanych, toczących
się przy drzwiach zamkniętych, a następnie usiłował zbiec wraz z żoną do
Szwajcarii. Aby oczyścić się z zarzutów, Turmel zwołał u siebie w domu
kilka konferencji prasowych. Zaprzeczał, że zamierzał zbiec do Szwajcarii.
Twierdził, że chciał tam jedynie znaleźć dowody swej niewinności. Przyznał
się, że przechowywał w swej szafce w parlamencie 25 tysięcy franków, ale te
pieniądze, jak twierdził, pochodziły z prowizji za całkowicie legalne
transakcje, mianowicie za sprzedaż bydła.
"Stara się zagmatwać sprawę. Ale nie ma szansy: sam kanclerz niemiecki
pochwalił się publicznie, że zna treść tajnych obrad izby dzięki świadkowi,
który widział i słyszał to osobiście" - twierdzili jego polityczni
przeciwnicy. Przypominali też dziwne samobójstwo Miguela Vigo-Almeyredy, którego znaleziono
uduszonego sznurem w celi więziennej 11 sierpnia, cztery dni po aresztowaniu.
Skompromitowani Cailloux i Malvy chcieli w ten sposób usunąć dowody istnienia
zorganizowanej proniemieckiej siatki wpływów. Tak w każdym razie twierdził,
nie bez ukrytej intencji, przyszły prezydent Francji Georges Clemenceau.
Rue de Saussaies, siedzibę Surete Generale, postawiono w stan gotowości. Chętnie
przesłuchano by Louisa Turmela, ale zgodnie z konstytucją, bretońskiego
deputowanego chronił immunitet poselski.
Zebrała się jedenastoosobowa komisja, aby rozstrzygnąć tę sprawę. 29
września nadeszła wiadomość o aresztowaniu Bolo Paszy. Dzięki
rozszyfrowanym w USA depeszom niemieckim Surete ustaliła, że Pasza podjął
sumę ponad półtora miliona dolarów w filii Deutsche Bank w Nowym Jorku.
Louis Turmel przyznał wreszcie, że 25 tysięcy franków otrzymał z Banku
Federalnego Szwajcarii. Ale upierał się przy tym, że pieniądze pochodziły z
legalnej transakcji mięsem. Ten system samoobrony okazał się mało skuteczny,
wkrótce bowiem odkryto, że deputowany utrzymywał kontakty z włoskim
awanturnikiem Cavallinim, dobrze znanym, jako jeden z kontaktów Bolo Paszy.
Prowadzący dochodzenie ustalił, że Turmel znał od 1915 r. księcia Bernharda
von Bulowa, byłego kanclerza Niemiec, którego Francuzi obciążali
odpowiedzialnością za uprawianie pacyfistycznej propagandy proniemieckiej.
5 października Turmel został pozbawiony immunitetu poselskiego. Oskarżony
o szpiegostwo na rzecz wroga i osadzony w więzieniu we Fresnes, umarł tam w
wyniku choroby 5 stycznia 1919 r., w rok po śmierci Bolo Paszy, rozstrzelanego
przez francuski pluton egzekucyjny 17 kwietnia 1918 r., i Raoula Duvala, również
rozstrzelanego 17 lipca 1918 r. Pierre Lenoir umarł 24 października 1919 r.

 

Lawrence z Arabii w Afganistanie

Kapitan W. E. Johns był człowiekiem, którego nic nie mogło zaskoczyć w
pracy wywiadowczej. Później został autorem popularnych powieści opisujących
przygody Bigglesa, nieustraszonego brytyjskiego bohatera bez skazy i zmazy, wysyłanego
w misjach specjalnych w służbie Jego Królewskiej Mości. Pewnego dnia 1922
roku, gdy człowiek nazwiskiem John Hume Ross zapukał do drzwi ośrodka
rekrutacji Royal Air Force, kierowanego przez Johnsa, ten od razu poczuł
nieufność. Ross był jakiś dziwny...
Ostrożny W. E. Johns zaczął się dowiadywać, o co chodzi. I nie wyszło
mu to na zdrowie. Odpowiedź Ministerstwa Lotnictwa w tej sprawie brzmiała
wprost niewiarygodnie: "Uwaga, ten człowiek to sam Lawrence z Arabii. Niech
go Pan przyjmie. Jeśli nie, może się Pan czuć zwolniony..."
Rozkaz pochodził od bardzo wysoko postawionej osobistości, wicemarszałka
Swanna lub, być może, nawet od sir Winstona Churchilla, zaprzyjaźnionego z
Lawrence'em z Arabii, który rok wcześniej odkrył przed Churchillem Bliski
Wschód, jego magię i złożoność jego problemów.
Czyż można było odmówić wykonania takiego rozkazu? Kapitan Johns podporządkował
się więc i w końcu lata Thomas Edward Lawrence alias Ross (od panieńskiego
nazwiska jego matki, Irlandki) - zdymisjonowany doradca do spraw arabskich w
Ministerstwie Kolonii, wstąpił do RAF-u jako zwykły żołnierz. 8 listopada
bohater tajnej wojny przeciwko Turkom został przyjęty do Szkoły Fotografii
Wojskowej w Farnborough. Miesiąc później dobrze poinformowani dziennikarze
angielscy wykryli tajemnicę jego fałszywej tożsamości. "Król bez korony
zwykłym żołnierzem" - doniósł "Daily Express" na pierwszej
kolumnie.
12 stycznia 1923 r. Lawrence został wydalony z RAF-u. Ale jego nalegania na
powrót do lotnictwa brytyjskiego pod fałszywym nazwiskiem w końcu zostały
uwieńczone sukcesem. Po krótkiej służbie w wojskach lądowych, 6 lipca
uzyskał wreszcie długo oczekiwaną zgodę szefa sztabu RAF-u Trencharda. W połowie
sierpnia otrzymał numer identyfikacyjny 338171. Przydzielony do bazy w
Cranwell, eskadra B, uczył się latać na bristolach i DH 9 A.
Trzy lata później, w czerwcu 1926 r., powiadomiono Rossa, że ma lecieć do
Indii. 7 stycznia 1927 r. znalazł się w Karaczi. Po przybyciu tam - jak
opowiedział później swemu przyjacielowi, kronikarzowi wojskowemu
Liddell-Hartowi - poświęcił się działalności wywiadowczej dla wojska i
dokonał zwiadu lotniczego, wykorzystując przy tej okazji swe umiejętności
fotografowania nabyte w Farnborough. 23 maja 1928 r. przeniesiono go do fortu
Miransha w Peszawarze. Inaczej mówiąc - na granicę afgańską.
Co działo się tak interesującego w Afganistanie, tej górzystej krainie,
gdzie wciąż zderzały się wpływy rosyjskie i brytyjskie? Nic pomyślnego dla
Anglików. Dziesięć lat wcześniej, po śmierci swego ojca Habibulli Chana,
Amanulla Chan został emirem, proklamując przy tej okazji niepodległość Afganistanu.
Wojna partyzancka, którą następnie wszczął na granicy z Indiami, zmusiła
Anglików do zbadania przyczyn tej sytuacji. Amanulla Chan wykorzystał
porozumienia podpisane z sir Henrym Dobbsem, aby nawiązać kontakt z ZSRR i też
podpisać układ o przyjaźni.
Gorący zwolennik nowoczesnych idei, afgański emir był zdecydowany
"otworzyć" swój kraj. Sam dał przykład monogamii, rozpoczął reformy
gospodarcze i społeczne, ograniczył przywileje wielkich feudałów, wprowadził
nauczanie świeckie, zaprosił francuskich i rosyjskich inżynierów i powierzył
im roboty górnicze w swoim kraju. Krótko mówiąc, robił, co chciał, nie
bacząc na "żywotne interesy" Wielkiej Brytanii.
Angielskie służby specjalne zareagowały na jego zbliżenie z ZSRR, dokonując
napaści na pierwszą radziecką misję handlową w Kabulu. Bilans akcji - dwu
zabitych i osiemnastu rannych. Nie koniec jednak na tym. W maju 1928 r.
wielbiciel dzieła Mustafy Kemala Atatrka, Amanulla Chan podpisał układ o
przyjaźni z Turcją.
Lawrence z Arabii doskonale rozpoznał sytuację. Już w 1927 r. pisał do
swego przyjaciela Winstona Churchilla, iż czuje, że "wkrótce dojdzie do
konfliktu z Rosją", "Afganistan bowiem to najniebezpieczniejszy punkt
zapalny". W wywodzie Lawrence'a, który rozmawiał jak równy z równym z
jednym z najsłynniejszych polityków Zjednoczonego Królestwa, było wiele
pewności siebie.
Prawdą jest, że Royal Air Force odgrywała dość szczególną rolę w
dziedzinie wywiadu na Bliskim Wschodzie i w krajach Lewantu, wobec braku tam
innych struktur Intelligence Service. Ross miał być mianowany attache
wojskowym w Kabulu. Niestety, okazało się, że nie potrafił dość dobrze
pisać na maszynie. Pozostał więc w forcie Miransha, i to aż przez sześć
miesięcy, podczas gdy normalny pobyt trwał tylko dwa miesiące.
Dobrze wykorzystał ten czas. Lawrence z Arabii interesował się medycyną i
chciał leczyć ludność zamieszkałą na granicy indyjsko-afgańskiej. Był to
z pewnością chwalebny zamiar, ale też i doskonały sposób na to, by nawiązać
kontakt z przywódcami miejscowych plemion.
Inny szpieg Intelligence Service, Gertrudę Bell, która już pracowała z
nim w Arabii, opowiadała później, że Ross, przebrany za poganiacza wielbłądów,
przez trzy miesiące wędrował po całym regionie.
Francuzi z 2. Biura również pojawili się w Afganistanie. Nastąpiło to w
związku z obecnością tam jednego z dawnych pomocników Lawrence'a z okresu
jego pobytu w Arabii - kapitana Davida Huberta Younga, oficera wywiadu, który
ubezpieczał ugrupowania afgańskie, zbuntowane przeciwko Amanulli Chanowi.
Wybuch buntu przeciwko nowatorskiemu i antybrytyjskiemu emirowi był już w
istocie bardzo bliski. Zbiegł się on z końcem pobytu Rossa w forcie Miransha.
W ostatnich dniach 1928 r. Baczcza-i-Sakau, były tadżycki roznosiciel wody, zwerbowany przez Brytyjczyków, wzniecił powstanie. Jego oddziały szybko się
organizowały i umacniały.
W Kabulu natomiast Amanulla Chan został poinformowany przez Dybenkę -
miejscowego przedstawiciela Międzynarodówki Komunistycznej i przez Francuzów
z 2. Biura o obecności Lawrence'a z Arabii w jego kraju. Amanulla natychmiast
rozgłosił tę informację, a prasa radziecka poświęciła temu długie artykuły.
Wkrótce pałeczkę przejęły gazety angielskie.
5 stycznia 1929 r. liberalny dziennik "Daily Herald" pisał: "Władze
afgańskie oskarżają Lawrence'a z Arabii o pomaganie rebeliantom i chcą go
aresztować". Do sprawy natychmiast wtrąciła się też opozycja
laburzystowska. W Londynie Lawrence znalazł się na cenzurowanym. W parlamencie
lewicowy deputowany Ernest Thurtle zgłosił interpelację. W Indiach doszło do
manifestacji przeciwko "brytyjskiemu imperializmowi". Konserwatysta
Joseph Austen Chamberlain odpowiedział na to, stwierdzając w Izbie Gmin, że
T. E. Lawrence jest tylko "zwykłym mechanikiem..." Niemniej "zwykłego
mechanika" postanowiono przenieść na inną placówkę. Decyzja ta nie wpłynęła
jednak na uspokojenie nastrojów, ale nie miało to już większego znaczenia.
Cele brytyjskie w Afganistanie zostały i tak osiągnięte. 14 stycznia 1929 r.
Amanulla Chan abdykował. 7 lutego nowa władza anulowała reformy królewskie i
przywróciła zasłony na twarzach kobiet.
"Zwykły mechanik Ross" powracał do Anglii w nimbie chwały i
tajemnicy, towarzyszącej mu przez cały pobyt w Afganistanie. Z fortu Miransha
wyjeżdżał w wielkim pośpiechu, zapominając nawet o swym ulubionym
gramofonie. W Port Saidzie, gdzie statek zawinął po drodze, nabrzeże było
strzeżone, aby zapobiec ewentualnym niemiłym "wizytom". W Plymouth
odszukał Lawrence'a wysłany specjalnie oficer i niepostrzeżenie sprowadził
go ze statku. W Londynie nakazano mu ubrać się po cywilnemu, nie rzucać się
w oczy i czekać na dalsze rozkazy. Nie przeszkodziło to Lawrence'owi w
utrzymywaniu stałego kontaktu telefonicznego z dwoma szefami Intelligence
Service, których nazwisk nigdy nikomu nie ujawnił, nawet swemu przyjacielowi
Lidell-Hartowi.
W 1929 r. Amanulla Chan został wygnany z kraju i schronił się w Rzymie.
Jego wuj Nadir Szah przejął władzę. Jako dobry taktyk, rozbił oddziały
Baczcza-i-Sakau, opuszczonego przez Intelligence Service. Nadir Szah został
zamordowany w 1933 r. Dwa lata później, 19 maja 1935 r., Thomas Edward
Lawrence, "król bez korony", zmarł w wyniku wypadku motocyklowego.


 

GLADIO

Z chwilą rozpoczęcia zimnej wojny, w obliczu radzieckiej ofensywy na Zachód,
służby specjalne, w tym amerykańskie, przystąpiły do tworzenia równoległych
struktur antykomunistycznych. O istnieniu siatek takich jak utworzone w ramach
MINOS świat dowie się dopiero po upływie czterdziestu lat, a to dzięki
uporowi garstki włoskich urzędników, którzy nie chcieli dopuścić do tego,
by sankcjonowano zbrodnie, popełniane w imię antykomunistycznej krucjaty, a
także dzięki uporowi kilkunastu europejskich dziennikarzy, do których mamy
zaszczyt się zaliczać.
Zaczęło się od tego, że młody sędzia Felice Casson wszczął
dochodzenie w sprawie podłożenia ładunku wybuchowego w fiacie 500 w sąsiedztwie
tajnego magazynu broni siatek GLADIO w Petano. Wybuch okazał się dziełem
bojowników skrajnie prawicowego ugrupowania Ordine Nuevo, zniecierpliwionego
faktem, iż jest manipulowane przez włoskie służby. W wyniku wybuchu, który
nastąpił 31 maja 1972 r., poniosło śmierć trzech karabinierów.
6 grudnia 1989 r. sąd wezwał generała Pasquale Natarnicolę, byłego zastępcę
szefa SISMI (włoskiego kontrwywiadu), który wyjawił istnienie wielu tajnych
magazynów broni, utworzonych bez wiedzy Parlamentu. Dowiedziawszy się, iż
szef SISMI, admirał Fulvio Martini, udał się w okolice Petano po zapas
materiałów wybuchowych, sędzia Casson zwrócił się do premiera o udostępnienie
supertajnych dokumentów zdeponowanych w Fort Braschi, siedzibie SISMI. Premier
długo się wahał. Guilio Andreotti, kluczowa postać włoskiej sceny
politycznej, nie darzył sympatią zbyt dociekliwych urzędników. Wreszcie, po
upływie ośmiu miesięcy, Casson otrzymał upragnione zezwolenie.
Upór młodego sędziego opłacił się mimo wszystko. 25 października 1990
r. Andreotti był zmuszony potwierdzić oficjalnie istnienie tajnej siatki, której
działalność w ramach NATO datuje się od okresu zimnej wojny.
NATO początkowo utrzymywało, że "nie wie o istnieniu GLADIO", po
czym nagle wycofało się z tego stanowiska.
Wkrótce potem William Colby, były dyrektor CIA, odpowiedzialny za
"operacje polityczne" w Rzymie w latach 1953-1959, przyznał, iż
finansował działalność partii centrum, ich związków zawodowych i
organizacji młodzieżowych, ale zaprzeczył, jakoby miał wiedzieć cokolwiek
na temat GLADIO.
W grudniu 1990 r. rząd włoski rozwiązuje siatki GLADIO, co zostaje
potwierdzone przez człowieka, który je zakładał w latach 1974-1980, generała
Paola Inserillego. Decyzja przychodzi zbyt późno: 7 stycznia 1991 r. włoska
prasa ujawnia listę 577 aktualnych członków GLADIO! Przyjrzyjmy się
ujawnianym raz po raz rewelacjom na temat odpowiedników GLADIO rozmieszczonych
na terenie Europy, pochodzącym ze śledztwa prowadzonego przez dziennikarzy.
Dzięki nim, rok po zburzeniu muru berlińskiego i upadku wschodnich reżimów
komunistycznych, zachodnia opinia publiczna przekona się dowodnie, że żadnej,
nawet zimnej wojny nie wygrywa się bez ofiar...

Pajęcza sieć nad Włochami

29 kwietnia 1945 r. James Angleton, szef OSS we Włoszech, odbiera w
Mediolanie i dyskretnie przerzuca do Rzymu Junia Valeria Borghesego, byłego
zastępcę komendanta Decima Mas, elitarnej jednostki Mussoliniego.
Angleton, początkowo przedstawiciel Strategie Sendces Unit w Rzymie, następnie
szef CIA, zajmował się, za zgodą ministra spraw wewnętrznych, Maria Scelby,
werbowaniem byłych członków dowództwa OVRA, tajnej policji Mussoliniego
oraz faszystowskich kadr politycznych i wojskowych. Werbowano tym spieszniej, że
Włoska Partia Komunistyczna (PCI), rosnąca w siłę, mogła mieć decydujący
głos w wyborach 1948 r.
Nazwisko Angletona nie pojawia się tutaj przypadkiem. Wbrew temu, co można
by sądzić na podstawie oficjalnych wyjaśnień, komisja dochodzeniowa ujawniła
w 1990 r., że GLADIO w znacznie większym stopniu związane były z CIA i
amerykańskim wywiadem wojskowym niż z NATO.
W roku 1947, wraz z początkiem zimnej wojny, pod czujnym okiem Scelby zaczęto
tworzyć pierwszą strukturę antykomunistyczną, AIL (Armata Italiana delia
Liberta), dowodzoną przez pułkownika Ettorego Musco i finansowaną przez
Angletona. Prócz pomocy amerykańskiej organizacja korzystała ze wsparcia
masonów, jakiego udzielała później słynna loża P2, której przewodniczący,
Licio Gelli, był ściśle związany z działalnością siatek GLADIO.
Po upadku Mussoliniego, od grudnia 1945 r., wojskowe służby wywiadowcze
oficjalnie przestały istnieć. Przetrwał jedynie kontrwywiad -
Controspionaggio de L'Arma dei Carabinieri i Zarząd Główny Służb Specjalnych
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - Direzione Generale di Servizi Speciali
presso ii Ministero degli Interni.
W rzeczywistości wszystko koncentruje się w Rzymie, gdzie służby
specjalne działają pod przykrywką Centrum X. Tam też rozwija działalność
tandem złożony z pułkownika Musco i innego oficera, Giovanniego De Lorenzo.
Na przełomie marca i kwietnia 1949 r., kilka dni po utworzeniu NATO, zostaje
oficjalnie powołana do życia służba informacyjna sił zbrojnych, SIFAR -
Servizio Informazioni Forze Armate, której pierwszym szefem zostanie generał
Giovanni Carlo Re.
Począwszy od 1951 r. CIA, wraz z generałem Umbertem Broccolim, następcą
generała Re, zakłada bazy operacyjne GLADIO: powstają tajne grupy typu stay
behind, uśpione struktury gotowe przystąpić do akcji w razie
komunistycznej ofensywy. Struktury te zostaną rozszerzone w sposób naturalny
przez generała dywizji Musco, założyciela AIL, gdy tego samego roku zastąpi
Broccolego w SIFAR. Po odjeździe francuskiego korpusu ekspedycyjnego na placu
boju pozostaną w zasadzie tylko Amerykanie.
W tworzonych grupach osiemdziesiąt procent stanowią byli faszyści, co
potwierdzają słowa Licia Gellego, wypowiedziane w listopadzie 1990 r.: "Ci
ludzie byli nie tylko patriotami. Oni umieli walczyć. Zwerbowaliśmy ich na
terenie byłej Republiki Salo, stanowiącej ostatni bastion Mussoliniego w roku
1943".
Jakkolwiek bazę organizacji stanowili faszyści, przypominała ona jota w
jotę europejskie siatki ruchu oporu przeciwko nazistom. To tylko jeden z wielu paradoksów tej podziemnej infrastruktury antykomunistycznej, która przyjęła
za swoje godło miecz, symbol upadłej Republiki Salo!
Od grudnia 1955 r. pułkownik Renzo Rocca (szef departamentu R - Ufficio
Ricerca) otrzymuje zadanie werbowania "gladiatorów", którzy zostaną
przeszkoleni przez angielskich i amerykańskich instruktorów. Wkrótce jest ich
622, przydzielonych do sekcji wywiadu, sabotażu, partyzantki, propagandy i
ucieczek w ośrodku szkolenia sabotażystów w Alghero-Poglina na Sardynii, któremu
patronują zarówno oficerowie Agencji, Gerald Miller i William Colby, przyszły
dyrektor CIA, jak i specjaliści z MI 6, których baza antyradziecka, kierowana
przez Harolda Gibsona, mieści się w Rzymie.
Z tego też powodu niektórzy członkowie kadr operacyjnych będą szkoleni
przez angielską Special Air Service (SAS) - Powietrzna Służba Specjalna -
zbrojne ramię służb Jego Królewskiej Mości w siedzibie w Hareford.
Umowa CIA - Włochy, dotycząca utworzenia GLADIO, zostaje oficjalnie
zawarta 26 listopada 1956 r.
W tym samym roku szefem SIFAR zostaje De Lorenzo. W 1964 r. ten sam Lorenzo,
bardziej zainteresowany walką z "wewnętrzną dywersją" niż zadaniami
związanymi z wywiadem zagranicznym, opracowuje wspólnie z Billem Harveyem,
szefem rzymskiej placówki CIA, plan SOLO, którego celem jest niedopuszczenie
lewicy do władzy.
W dwa lata później odkrycie tego planu doprowadzi do kolejnych przetasowań
we włoskim świecie wywiadu, dziwnym świecie, w którym, pomimo nieustannych
zmian struktur, pozostaje ta sama i niezmienna skłonność do spiskowania.
Wśród szumu wywołanego fiaskiem operacji SOLO, na uwagę zasługuje proces
wytoczony generałowi De Lorenzo na przełomie 1967/1968 r. przez dwóch
dziennikarzy "Expresso", podczas którego generał brygady Giovanni
Allavena, szef SIFAR w latach 1965-1966, odmówił wyjaśnienia okoliczności
powstania tej służby, tłumacząc odmowę racjami bezpieczeństwa. Allavena
nie zawsze dochowywał tajemnic zawodowych. Za jego to bowiem pośrednictwem
Licio Gelli uzyskał dostęp do znacznej części archiwów SIFAR, z których
obficie skorzysta przy zakładaniu loży P2, której Allavena będzie jednym z
pierwszych członków.
We Włoszech nic nie jest proste. Nawet śmierć. 27 czerwca 1968 r. pułkownik
Rocca popełnia samobójstwo w swoim rzymskim biurze na via Barberini. Czy
istotnie sam do siebie strzelił, jak wykazało dochodzenie? Czy może ktoś pomógł
temu tajemniczemu mężczyźnie rozstać się ze światem, który stał się
nagle zbyt okrutny? Oficjalnie Rocca był emerytowanym pułkownikiem i
przedstawicielem handlowym Fiata, w istocie jednak były instruktor gladiatorów
nadal wykorzystywał swoje talenty w ramach prywatnej instytucji, związanej zarówno
ze środowiskiem handlu, jak i wywiadu.
W związku z przekształceniem SIFAR w SID (Servizio Informazioni
Difeza), w latach 1972-1974 łączność z gladiatorami przejęła 5 Sekcja
Departamentu R (badań), zarządzana przez Gerarda Serravallego. Wezwany w 1990
r. przed komisję dochodzeniową, scharakteryzował ówczesną sytuację posługując się
typowo włoską metaforą literacką: "Żyjąc w atmosferze Pustyni Tatarów
rozumowali w ten sposób: w
razie inwazji Rosjanie otrzymają wsparcie narodowych partii komunistycznych. Po
co więc czekać na inwazję? Przystąpmy do akcji już teraz!"

Strategia napięcia

W latach 1968-1969 odpowiedzią na rewoltę studentów i wydarzenia majowe we
włoskich fabrykach, które wstrząsnęły Półwyspem Apenińskim, było
opracowanie "strategii napięcia". Strategia ta zostanie wprowadzona w życie
przez neofaszystowskich bojowników, manipulowanych przez służby specjalne.
Niektórzy gladiatorzy, występujący u ich boku, odegrają mocno podejrzaną
rolę w całej sprawie.
Następujące po sobie serie zamachów "brunatnych" i
"czerwonych" wytworzą - zgodnie z zamierzonym celem - klimat
strachu, hamujący lewicowy ruch kontestacyjny. I tak mają miejsce: masakry na
piazza Fontana (szesnaście ofiar w 1969 r.), nieudany zamach stanu "czarnego
księcia" Borghesego (grudzień 1970 r.), utworzenie loży P2 (1971 r.),
wykrycie tajnej organizacji Róża Wiatrów, rekrutującej wojskowych, oficerów
służb wywiadowczych i neofaszystów (październik 1973 - kwiecień 1974 r.),
zamach w Bresci (28 maja 1974 r., siedem ofiar), zamach na pociąg "Italicus"
Rzym - Monachium (4 sierpnia 1974 r., dwanaście ofiar), postawienie przed sądem
około pięćdziesięciu osób, wśród nich generała Vita Micelego, szefa SID
i członków neofaszystowskiego ugrupowania Avanquardia Nazionale, którego
przywódcy należeli do służb kontrwywiadu generała Malettiego (październik
1974 r.).
Jaką rolę w tym ponurym okresie odegrali Amerykanie? Według Victora
Marchettiego, Graham Martin, ambasador USA w Rzymie w latach 1969-1972,
przeniesiony w czerwcu 1973 r. do Sajgonu, miał jakoby finansować za pomocą
CIA (której kolejnymi szefami rzymskiej placówki byli Howard Edward Stone i
Hugh Montgomery) rozmaite ugrupowania skrajnie prawicowe, prowadzące podejrzaną
działalność. Z drugiej zaś strony Agencja i amerykański wywiad wojskowy (DIA)
dostarczały bezpośrednio lub za pośrednictwem GLADIO pokaźnych sum szefom włoskich
służb specjalnych.
Służbom tym udzielono potężnego wsparcia finansowego właśnie w 1978 r.,
co może być odczytywane rozmaicie, gdyż właśnie wtedy miało miejsce
uprowadzenie, a następnie zabójstwo Aldo Moro, przywódcy chrześcijańskich
demokratów i gorącego zwolennika dojścia do władzy Włoskiej Partii
Komunistycznej (zamach "czerwony"). Dofinansowanie miało również
miejsce przed masakrą na dworcu w Bolonii, 2 sierpnia 1980 r., w której
raniono dwieście osób, a osiemdziesiąt pięć poniosło śmierć (zamach
"brunatny").
Dwaj młodzi dziennikarze, blisko związani z byłą Włoską Partią
Komunistyczną, Antonio i Gianni Cipriani, byli zdania, że działalność
Czerwonych Brygad była sterowana przez CIA, co zostało zapoczątkowane przez
Angletona i swoją tezę wyłożyli w Sovranita limitata (Ograniczona
suwerenność), opublikowanej w 1991 r. Naszym zdaniem, na potwierdzenie tej
tezy nie mieli wystarczających dowodów, co nie podważa zasadności pytania o
postawę włoskich służb specjalnych i odpowiedzialność Amerykanów za
krwawe wydarzenia "dziesięciolecia ołowiu".
Włochy doznały straszliwego szoku. I nadal zadają sobie pytanie, jaką rolę
w tych nieustannych próbach destabilizacji odegrały GLADIO...
Andre Moyen, kluczowa postać
siatek stay behind

W listopadzie 1990 r., gdy rozgorzały polemiki na temat afery GLADIO,
belgijska opinia publiczna zapoznaje się z osobą Andre Moyena. Jednak niewielu
jest takich, którzy znają przeszłość tego weterana służb specjalnych, a
którą po raz pierwszy zgodził się ujawnić na użytek tej książki.
Wszystko zaczęło się w roku 1935, z chwilą gdy osierocony przez ojca młody
robotnik, a następnie uczeń kolegium nauczycielskiego, wstąpił do wojska. Na
kilka dni przed zwolnieniem ze służby, sierżant Moyen zatrzymuje przypadkowo
niemieckiego agenta obserwującego linię fortyfikacji granicznych. W ten sposób,
zupełnie niechcący, młody podoficer dostaje się w sieć wywiadu. W lipcu
zostaje wezwany przez belgijskiego asa wywiadu, kapitana Rene Mampuysa, który
dokładnie przestudiował jego dossier.
- Co zamierzasz robić po zwolnieniu ze służby?
- Kontynuować studia nauczycielskie.
- Nie wolałbyś uczyć się języków obcych? Na przykład niemieckiego?
- Owszem.
- W takim razie dziś w nocy, o 24.07, wsiądziesz na gare du Nord do pociągu
jadącego do Kolonii...
- Ale ja nie mam paszportu!
- Proszę bardzo!
Mampuys wręczył Moyenowi paszport z jego własnym zdjęciem, wystawiony na
nazwisko Freddy'ego Bastogne. I ten pseudonim przylgnie do niego na dłużej.
Pragnąc sprawdzić nowego agenta, Mampuys wysyła go następnie do Hanoweru,
potem do Bonn jako profesora języka flamandzkiego w katolickim liceum
belgijskim. Z końcem 1938 r. powierza mu tajną misję obserwowania dziwnego
hurtownika płaszczy nieprzemakalnych, którym okazuje się nie kto inny, ale
sam Leopold Trepper, jeden z głównych animatorów słynnej radzieckiej siatki
szpiegowskiej na terenie Francji i Belgii, zwanej Czerwoną Orkiestrą...
Po zajęciu Belgii przez Niemcy Moyen wstępuje do ruchu oporu. Jako kapitan
Freddy zakłada Oddział 8 (likwidacja zdrajców i nazistowskich agentów) i
zostaje zastępcą szefa siatki Athos (wywiadu wojskowego związanego z OSS,
tajnymi służbami amerykańskimi czasu wojny), dzięki czemu będzie miał
sposobność doświadczyć osobiście metod przesłuchiwania, praktykowanych
przez Gestapo...
Po wyzwoleniu Andre Moyen znów pracuje dla Mampuysa, szefa 2. Departamentu
Ministerstwa Obrony Narodowej, który wkrótce przekształci się w SGR/SDRA (Ogólne
Służby Wywiadowcze/Służby Dokumentacji, Badań i Operacji). Pozostaje w ścisłych
kontaktach z oficerami OSS, między innymi z amerykańskim attache wojskowym w
Brukseli, Robertem Solborgiem, synem carskiego generała i byłym szefem sekcji
operacji specjalnych (OPC). To właśnie Solborg pozna go dwa lata później z
Irvingiem Brownem, działaczem związkowym i głównym inspiratorem rozłamu między
CGT i FO, a także najmocniejszym atutem amerykańskich akcji
antykomunistycznych w środowiskach robotniczych krajów Europy i Afryki.
Mampuys i Moyen są przekonani, że nowym zagrożeniem są Rosjanie. Mampuys,
począwszy od 1946 r., zleca tworzenie podziemnych siatek, zalążków
podziemnej armii na wypadek radzieckiej inwazji. Tymczasem kapitan Freddy,
etatowy agent 2. Departamentu i świeżo upieczony dziennikarz, wiele podróżuje.
We Francji zwiąże się z wyjątkowym człowiekiem, dr. Henrim Martinem, zwanym
wujem Bipem, byłym szefem wywiadu tajemniczej Cagoule z okresu przedwojennego,
równie zażartym antykomunistą, z którym się zaprzyjaźni, by następnie
zostać jego "korespondentem" w Belgii.
Dawny uczestnik ruchu oporu zapewnia łączność pomiędzy SGR/SDRA, pułkownikiem
Serotem z wojskowych służb specjalnych i dyrektorem generalnym SDECE Henrim
Ribierem. Przyszły minister Andre Boulloche skontaktuje go również z Rogerem
Wybotem, szefem DST.
Wściekły, że Moyen odmówił zostania jego agentem, Wybot powoduje
wydalenie Moyena z Francji w roku 1948. Moyen nadal kontynuuje działalność
antykomunistyczną. W porozumieniu z Mampuysem i bankierem Marcelem De Rooverem,
jeszcze tego samego roku zakłada prywatną siatkę wywiadowczą Milpol,
finansowaną przez potężne banki belgijskie. Zdobyte informacje Milpol
przekazuje SDRA. Moyen rozciągnie działalność Milpolu na Kongo belgijskie,
pod kryptonimem Krokodyl.
Przed wyjazdem do Afryki Henri Ribiere i przyjaciele z SDECE proponują
Moyenowi, by został korespondentem tajnych ugrupowań antykomunistycznych na
terenie Belgii. Moyen wyraża zgodę, mimo obiekcji Mampuysa, i od tej chwili
zaczyna pełnić funkcję szefa centrali uśpionych siatek, których nieustannie
przybywa. Wysłany z misją do Włoch przez ministra spraw wewnętrznych Alberta
De Vleeschauwera zaprzyjaźnia się z Mariem Scelbą, rzymskim odpowiednikiem
Vleeschauwera. Scelba przedstawia mu z kolei generała Gallego, szefa Publica Sicurezza
(Bezpieczeństwa Publicznego). Moyen podziwia zarówno przeszłość
generała, walczącego w weneckim ruchu oporu, jak i jego energiczne metody
utrzymywania ładu. W Niemieckiej Republice Federalnej Moyen zwiąże się z pułkownikiem
Heinzem Huckelheimem, z Militarische Abschirmdienst (MAD), w Szwajcarii nawiąże
kontakt z pułkownikiem Paulem Schautelbergiem oraz ze sztabem generalnym, w
Hiszpanii z przemysłowcami i oficerami Gwardii Cywilnej.
W samej Belgii Moyen utworzy kilkanaście grup stay behind, podlegających
kontroli sekcji SDRA, SDRA-8.
Bezpieczeństwo Stanu, belgijski odpowiednik DST, kierowane przez Roberta de
Foy i podlegające Ministerstwu Sprawiedliwości, tworzy w obrębie własnych
struktur organizację zajmującą się werbowaniem ochotników. Decydującą rolę
w zakładaniu podziemnych siatek odegra w związku z tym Albert De Vleeschauwer.
Zimna wojna zaczyna przeradzać się w dramat. 18 sierpnia 1950 r. Julien
Lahaut, przewodniczący Partii Komunistycznej Belgii, zostaje zamordowany przed
własnym domem. Sprawcy, wywodzący się z siatki Moyena, działali na własną
rękę nie licząc się z formalnym sprzeciwem szefa wobec fizycznej likwidacji
komunistycznego przywódcy, człowieka "politycznie skończonego". Jednak
Moyen postanawia ich kryć. Trzy dni później, dzięki przyjaciołom z SDECE i
grupie dr. Martina, wysyła do Bretanii Alberta De Vleeschauwera, któremu grożą
represje, mimo iż nie zajmuje dawnego stanowiska.
Gdy Rene Mampuys, z powodu poważnej choroby, ustępuje na rzecz swojego zastępcy
pułkownika Boyarda, Moyen nadal prowadzi operacje dla SGR/SDRA. W Azji współpracuje
z szefami tajwańskich służb specjalnych, między innymi z Pao Czin-anem,
dyrektorem Research Department/Executive, i Wangiem Czi, doradcą prezydenta
Czang Kaj-szeka.
I jak w powieściach kryminalnych, były oficer SDRA, któremu walka w cieniu
nie przyniosła grosza oszczędności, zostaje prywatnym detektywem w wieku, w
którym inni przechodzą zazwyczaj na emeryturę. Zawód ten wykonywał w 1985
r., w chwili gdyśmy go poznali, i wykonuje go do dziś, mając osiemdziesiąt
lat i różnego rodzaju problemy.
Chciałoby się wynagrodzić jakoś założycielowi belgijskich siatek GLADIO
oddanie, z jakim zdejmował odpowiedzialność z innych, podczas wydarzeń,
jakie miały miejsce u naszych belgijskich sąsiadów na początku lat
osiemdziesiątych: prowokacji organizowanych przez niektóre grupy stay
behind, pozostające nadal w kontakcie ze służbami amerykańskimi;
infiltracji i manipulacji ugrupowaniami skrajnej prawicy w imię oporu wobec
komunizmu; penetracji komunistycznych komórek walczących (belgijskich
Czerwonych Brygad), a nawet, jak twierdzą niektórzy, a co wydaje się równie
nieprawdopodobne jak niepokojące, Szalonych Zabójców Brabanta Walończyka.

Europa spod znaku miecza

W końcu lat czterdziestych działalność większości siatek GLADIO (pod
taką lub inną nazwą) była koordynowana przez tajny komitet planowania (CCP),
działający w ramach Naczelnego Dowództwa Sił Sprzymierzonych w Europie (SHAPE,
czyli Supreme Headquarters Allied Powers Europe).
Jaki był ich cel? Tworzenie tajnych zalążków zdolnych przeobrazić się w
ośrodki oporu na wypadek inwazji Armii Czerwonej w Europie Zachodniej.
Nawet wówczas, gdy Francja wycofała się z Paktu Północnoatlantyckiego, a
SHAPE przeniosło się do Belgii, tajne siatki pozostawały nadal w kontakcie z
Allied Coordination Committee (ACC). Służby anglosaskie starały się we
wszystkich krajach organizować podlegające im bazy agenturalne.
Frank Wisner z Office of Policy Coordination (OPC/CIA) rozciąga sieć stay
behind na całą Europę. Były członek Jedburghów, mieszanych ekip
komandoskich amerykańsko-francusko-angielskich, zrzucanych latem 1944 r., by
wesprzeć ruch oporu, chętnie włączy do akcji wczorajszych żołnierzy
"armii cieni".
Wspierają go w tym byli członkowie brytyjskich siatek MI 9 oraz sekcja
koniunkturalna MI 6, Special Operations Branch (SOB/SIS), kierowana przez byłego
szefa SOE, pułkownika Collina Gubbinsa. Chodzi o organizację, której początkowym
zadaniem miała być neutralizacja istniejących nadal tajnych grup sił Osi w
Niemczech, Austrii i północnych Włoszech. W rezultacie, wzorem OPC/CIA, czy
też SOB/SIS, służby państw demokratycznych, które wygrały wojnę, będą
usiłowały "zwrócić" niektóre z tych jednostek przeciwko byłemu
sprzymierzeńcowi, Związkowi Radzieckiemu.

W Niemieckiej Republice Federalnej

W języku Goethego miecz to Schwert, i tak będzie brzmiała jedna z
nazw siatki w odbudowujących się Niemczech. Ich obszar zostanie potraktowany w
sposób uprzywilejowany, ze względu na sąsiedztwo Niemieckiej Republiki
Demokratycznej, wysuniętego na zachód bastionu komunizmu.
Siatka podlegająca anglo-amerykańskiej władzy zwierzchniej jest animowana
przez rozmaite służby wywiadu wojskowego, które w 1956 r. połączą się
tworząc Militarische Abschirmdienst (MAD) oraz przez Organizację Gehlena (OG,
z której w 1955 r. powstanie BND). Bliskie więzi, łączące Gehlena i
Gerharda Wessla, szefa MAD, sprzyjają tajnej działalności. Zastąpienie
Gehlena przez Wessla w 1968 r. wzmocni jedynie spójność niemieckiego GLADIO.
W zasadzie OG od początku swego istnienia stanowiła potencjalną siatkę
GLADIO ze względu na fundamentalny antykomunizm i rodowód większości jej
kadr, byłych oficerów Wehrmachtu, członków nazistowskiej SD. W przyszłości
wielu byłych pracowników hitlerowskich służb zostanie zastąpionych młodymi
bojownikami neofaszystowskimi.
Siatki MAD utrzymują kontakty ze swymi odpowiednikami w innych krajach
Europy. Przykładem tego może być stały kontakt Belga Andre Moyena z pułkownikiem
Heinzem Huckelheimem z MAD.

W Austrii

W Austrii mamy do czynienia ze szczególnym przypadkiem: siatki stay
behind są animowane głównie przez bojowników wywodzących się spośród
socjaldemokratów i związkowców, utrzymujących stałą więź z Amerykanami,
przede wszystkim z Irvingiem Brownem, przedstawicielem American Federation of
Labor (AFL-CIO) w Europie.
Kurt Fachner, szef austriackich służb w latach sześćdziesiątych,
zapewnia stałą współpracę z BND, zachodnioniemiecką federalną służbą
wywiadowczą.

W Belgii

Od 1946 r. pod egidą pułkownika Mampuysa zaczynają powstawać siatki o
specyficznie narodowym charakterze. W latach 1948-1950 powstają trzy grupy
siatek stay behind, tym razem przy amerykańskiej, angielskiej, a także
francuskiej współpracy.
W wyniku sekretnych układów między Paulem Henrim Spaakiem (byłym
premierem i przewodniczącym Zgromadzenia Konsultacyjnego w Radzie Europy) a
Stewartem Menziesem, w 1952 r. MI 6 dostarcza broni belgijskim siatkom GLADIO.
Jedna z siatek podlega bezpośrednio Bezpieczeństwu Stanu. Jest nią Sekcja
Treningu i Komunikacji (STC/MOB). Inna jest związana ze służbą wywiadu
wojskowego, SDRA-8 przy SGR, dowodzona przez siedem lat przez pułkownika
Bernarda Legranda, aż do chwili jej oficjalnego rozwiązania.
Roger Gheysens, były spadochroniarz, agent 2. Departamentu (i autor książki
Aventuries de l'histoire: les espions [Szpiedzy - historyczni łowcy
przygód]) organizuje w roku 1953 inną siatkę GLADIO, składającą się z
dwudziestu agentów (w tym dwunastu spadochroniarzy), której zadaniem jest
pomoc w ewakuacji belgijskiego rządu do Konga w razie ewentualnej inwazji
radzieckiej. Gheysensa odnajdziemy kilka lat później w przyszłym Zairze w związku
z aferą Lumumby.

W Hiszpanii

Układ Hiszpania-USA z 1953 r. pozwolił utworzyć, dzięki powiązaniom służb
generała Franco z CIA, siatki - Segunda Bis oraz Brigada de Investigación
Social - DGS.
W środowiskach frankistowskich istniała niewielka siatka składająca się
z przemysłowców, wyższych urzędników, oficerów Gwardii Cywilnej oraz
wojskowych. Kilku Francuzów i Włochów otrzymało przeszkolenie operacyjne na
Wyspach Kanaryjskich. Wyspy Kanaryjskie były miejscem, do którego zamierzano
ewakuować rząd hiszpański w razie zwycięskiej ofensywy Armii Czerwonej.
Człowiekiem, który doprowadził do powiązania Hiszpanii z GLADIO, był pułkownik
SR Jose Ignacio San Martin, który w 1981 r. znalazł się w więzieniu jako
jeden z przywódców spisku F-23.
Fakt ten skłonił dziennikarzy do bardziej szczegółowych dociekań, w
wyniku których zamach na księcia Carlosa Hugo i Irenę de Bourbon-Parme, jaki
miał miejsce 9 maja 1976 r. podczas tradycyjnej manifestacji partii
karlistowskiej na górze Montejurra (w północnej Hiszpanii), zaczęto
przypisywać ludziom z GLADIO.
Policja była przekonana, że w skład antykarlistowskiego oddziału
zamachowców wchodziło dwóch Włochów znanych ze skrajnie prawicowej działalności,
Stefano Delie Chiaie i Carlo Cicuttina. Nawiasem mówiąc, Cicuttina należał
do siatek GLADIO i podczas włoskiego procesu to on powiedział najwięcej o
działalności gladiatorów...
W Barcelonie w latach pięćdziesiątych szefem GLADIO jest nie kto inny, jak
holenderski konsul Hermann Laatsman. Deportowany podczas wojny, kierował
paryskim, oddziałem siatki Dutch-Paris, której szef, Gilbert Beaujolin, został
partnerem finansowym założyciela lyońskiej GLADIO, Francois de Grossouvre'a.
Laatsman, uprzednio konsul w Liege, pracował dla wywiadu holenderskiego i
razem z żoną był silnie związany z Richardem, czyli Andre Moyenem.

We Francji

Francja znajdowała się w sytuacji dosyć specyficznej, której szczegóły
ujawniamy tutaj po raz pierwszy.
Rozmaite, często rywalizujące ze sobą siatki, miały jedną wspólną cechę
- dowódcy rekrutowali się spośród byłych członków ruchu oporu. Ponieważ
większość byłych działaczy ruchu oporu reprezentowała nastawienie
zdecydowanie antykomunistyczne, toteż we Francji sytuacja przedstawiała się
odmiennie niż we Włoszech, gdzie CIA była zmuszona odwoływać się do
gladiatorów o faszystowskim rodowodzie.
We Francji istniały także ośrodki kierowane przez służby amerykańskie
(pierwszym szefem paryskiej placówki CIA był Philipp Clark Horton) i
angielskie (szefem placówki MI 6 był Charles de Salis, a jego zastępcami byli
Bruce Lockhart i Robin Hooper). Poza tym Anglicy pod przykrywką ambasady nawiązali
bezpośredni kontakt z dawnymi francuskimi agentami angielskich siatek. Na przykład
z komandorem Davidem Birkinem (ojcem aktorki i piosenkarki Jane Birkin), który podczas wojny był specjalistą od operacji morskich,
przeprowadzanych przy współudziale Francuzów z okupowanej Francji.
Bretania jest dla Anglików najbliżej usytuowaną geograficznie strefą,
stanie się więc bazą siatki odnotowywanej w kronikach pod kryptonimem Błękitny
Plan. Jeden z jej animatorów, Luc Robet, odniósł szczególne sukcesy w walce
z komunizmem. Wraz z kapitanem Jeanem Jobą i przy współpracy służb
frankistowskich zniszczył siatki komunistyczne i wytropił tajny skład broni w
Tuluzie... Podobnie jak Moyen, Robet jest przyjacielem wujka Bipa, czyli dr.
Martina, byłego szefa służb wywiadowczych Cagoule, który zmuszany do
nieustannej ucieczki niejednokrotnie znajdował u niego schronienie...
Robet zna doskonale komisarza Henriego Soutifa, przeciw któremu walczył
podczas wojny, a któremu udało się wniknąć w szeregi paryskiej DGER pod
nazwiskiem komisarza Simonina.
Henri Soutif jest poszukiwany przez antenę w Quimper, gdzie podczas wojny
zwalczał ruch oporu. Tymczasem Soutif zostaje szefem wywiadu Błękitnego
Planu. Anglicy i Amerykanie są w stałym kontakcie z członkami sprzysiężenia,
między innymi z hrabią Jellicoe, który brał udział w zdławieniu komunizmu
w Grecji. Jako parawan posłuży Stowarzyszenie kombatantów (Action Combat
Rassemblement), mające siedzibę przy avenue de l'Opera pod numerem 38. Nie
wszyscy członkowie stowarzyszenia (choćby jego przewodniczący Maurice
Bourges-Maunoury) uczestniczą w spisku, ale wielu z jego czołowych działaczy,
takich jak Alexandre Ducoudray, Edme de Vulpian i były kolaborant Jean-Andre Faucher alias pułkownik Clark, zostanie zdekonspirowanych wraz z innymi
"asami wywiadu", takimi jak pułkownik Loustaunau-Lacau czy generał Jean
Merson (szef SR w 1928 r.).
Gdy w czerwcu 1947 r. wybuchnie afera związana z Błękitnym Planem, ludziom
tym zarzucać się będzie wykorzystywanie działalności antykomunistycznej do
destabilizacji państwa francuskiego. I chociaż było w tych zarzutach sporo
racji, to ogólnie rzecz biorąc, mocno przesadzano.
Luc Robet, uniewinniony podczas procesu, po odejściu na emeryturę zwierzył
się nam w latach osiemdziesiątych: "Ówczesny minister spraw wewnętrznych
Depreux, socjalista, spowodował wniesienie sprawy Błękitnego Planu do sądu
po to, by uderzyć w prawicę, a następnie w lewicę. Jak również po to, by
rozbić francuską armię, która miała mentalność pronunciamento".

Soutif zostanie złapany w 1947 r. wraz ze swym przyjacielem Paulem Touvierem, także uczestnikiem Błękitnego Planu. Ale nie zostanie
potraktowany zbyt surowo, uda mu się bowiem pozyskać sympatię wybitnej
postaci francuskiego ruchu oporu, Marie-Madelaine Fourcade, która wyznała nam
trzydzieści lat później, że pozostając w ścisłym kontakcie ze swym
przyjacielem Kennethem Cohenem, kontynuowała współpracę z Intelligence
Service w imię dawnego braterstwa broni i obecnej walki z komunizmem.
Touvier, były szef SR lyońskiej milicji podczas okupacji, zostanie również potraktowany pobłażliwie, przede wszystkim dzięki pułkownikowi Zahmowi,
oficerowi SDECE, który z ramienia Służby Operacyjnej będzie w latach pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych odpowiedzialny za łączność między siatkami GLADIO.
Warto zwrócić uwagę, że głównymi sprawcami zniszczenia Błękitnego
Planu byli Henri Ribiere (szef SDECE) i Pierre Boursicot (szef bezpieczeństwa,
a później następca Ribiere'a w Basenie), którzy okazali się twórcami
siatek GLADIO we Francji. A więc wszystko wskazuje na to, że zniszczenie Błękitnego
Planu musiało nastąpić dlatego, że spisek przeszkadzał w realizacji wspólnego
projektu utworzenia poważnych jednostek stay behind. A także dlatego,
że był w zbyt wielkim stopniu manipulowany przez Anglików i Amerykanów.
Siatki tworzone przez SDECE otrzymują kryptonimy Misja 48, Róża Wiatrów,
Tęcza, Siatki Bis.
"Błękitny Plan i Róża Wiatrów nie miały ze sobą nic wspólnego. W
razie inwazji czerwonych chodziło o odtworzenie struktury kretów i śpiochów
na terenie całej Francji", potwierdził nam Raymond Hamel, jeden z
animatorów Róży Wiatrów, który w sposób zupełnie paradoksalny został
niesłusznie pomówiony przez "L'Humanite" o uczestnictwo w Błękitnym
Planie, podczas gdy w rzeczywistości prowadził w tym czasie operacje na
terenie Czechosłowacji.
Przyjrzyjmy się uważniej szczegółom całej sprawy. Były związkowiec
Henri Ribiere wraz ze swym szwagrem i szefem gabinetu w Basenie, Blochem,
postanowili w porozumieniu z Moyenem podzielić Francję na sektory i utworzyć
w nich niewielkie, całkowicie odseparowane podziemne oddziały "spokojnych
tatusiów" (peres tranquilles), gotowe w razie radzieckiej inwazji
toczyć walkę w cieniu. Zachowując daleko idącą ostrożność SDECE utrwala
najważniejszą część archiwów na mikrofilmach i wysyła je do Senegalu.
Nad całością przedsięwzięcia czuwa wydział operacji specjalnych (Service
25 2/4), kierowany przez pułkownika Morvana, nie wahającego się werbować
agentów w środowiskach, które zna najlepiej, uczestników ruchu oporu
Liberation-Nord (których szefem był niegdyś Ribiere) oraz masonów. Marcel Le
Roy-Finville, kierując akcją z rodzinnej Bretanii, zajmuje się zachodem.
Raymond Hamel werbuje w regionie baskijskim, lyońskim i w regionie Bordeaux. To
on wciągnie do siatki przyszłego doradcę prezydenta Mitterranda od spraw
tajnych, Francois de Grossouvre'a. Vandeau działa w centrum kraju. Marcel
Chaumien, animator oddziału MINOS, operuje na południu, werbując przy okazji
ochotników spośród członków progaullistowskiej Amicale Action.
Od stycznia 1951 r. nowy szef SDECE, Boursicot, zacznie zacieśniać więzi z
Anglikami i Amerykanami. Jego szef gabinetu, Philippe Thyraud de Vosjoli,
doprowadza do spotkania ze Stewartem Menziesem, szefem MI 6.
Siatki służb SDECE (później DGSE), uśpione w 1958 r. przez generała de
Gaulle'a, pozostaną w kontakcie z Allied Coordination Committee (ACC), mimo
wycofania się Francji z NATO.
W 1990 r., gdy Francois Mitterrand po konsultacji z "szarą eminencją" Francois de Grossouvre'em postanawia bez wiedzy krajów sąsiednich rozwiązać
siatki, okazuje się, że odpowiedzialnym za nie jest generał Heinrich, szef sił
specjalnych DGSE. W końcu siatki zostały rozwiązane, a przynajmniej
oficjalnie.
Nie wyczerpaliśmy jeszcze do końca tematu francuskich gladiatorów. Równolegle
do siatek związanych bezpośrednio z SDECE (a co za tym idzie, z premierem), w
okresie powojennym powstaje inna sieć związana bezpośrednio z armią, a
patronuje jej wojskowa służba bezpieczeństwa (SM). I o niej właśnie
zamierzamy teraz opowiedzieć.
Za parawan służyć jej będzie Stowarzyszenie Narodowych Republikanów, a
inspiratorem jej powstania okaże się Max Lejeune, kolejno minister byłych
kombatantów (1947) i sekretarz stanu Sił Zbrojnych (1948). Szefowie SM, pułkownicy
Serot i Bonnefous, dokonują podziału Francji według stref militarnych na wzór
swoich kolegów z SDECE.
Oficjalnie Stowarzyszeniem Narodowych Republikanów kieruje komendant
Blessing wraz z komendantem Gastaldo, byłym agentem łącznikowym pomiędzy
Jeanem Moulinem i tajną armią za czasów okupacji. SDECE będzie musiała go
pośpiesznie ewakuować z Pragi w roku 1951, gdyż tamtejsze służby
wywiadowcze będą usilnie próbowały go zwerbować.
Były agent MI 6 i OSS, i były oficer marynarki wojennej Eprinchard, który
przeszedł do pracy w policji, zajmuje się strefą środkowowschodnią, wraz z
nie byle jaką kobietą, komendantką Claude. W Lyonie działa Bressac alias
Peyraud wspólnie z Watsonem, tajemniczym agentem MI 6, który podaje się za
naturalnego syna Winstona Churchilla...
Bressac jest w pewnym sensie wykonawcą zadań Stowarzyszenia Narodowych
Republikanów, bo pracuje pozostając w bezpośrednim kontakcie z komendantem Bonnefousem.
W miastach takich jak Lille, Lyon czy Bordeaux wojskowymi służbami
bezpieczeństwa (SM) opiekują się ludzie ze Stowarzyszenia Narodowych
Republikanów. Przyczajeni oczekują radzieckiej inwazji...

W Wielkiej Brytanii

Po spektakularnej ucieczce z Colditz, Airey Neave, angielski bohater wojenny,
został ojcem chrzestnym MI 9, służb specjalnych czasu wojny, zajmujących się
szkoleniem komandosów w technikach ucieczek i repatriacją zbiegłych jeńców
wojennych na terenie okupowanej Europy. Z tego tytułu Neave był w latach
1941-1951, a więc jeszcze wiele lat po zakończeniu wojny, naczelnym
komendantem Intelligence School no 9 (IS 9), która została przekształcona w
jednostkę rezerwową (Territorial Army) i wspierana przez oddział łącznościowy
63. Signal Squadron, przybierając nazwę 23. Plutonu SAS.
W plutonie tym służyło podczas wojny wielu Polaków, którzy zostaną zmobilizowani na nowo w ramach GLADIO przez Neave'a i jego przyszłą żonę
Dianę Giffard, członkinię polskiego plutonu SOE, a następnie MI 6.
Gordon Instone to oficer wywiadu IS 9 z piętnastoletnim stażem, który od
1944 r. rozpoczyna reorganizację siatek na terenie Francji.
Holendrzy, John Weidner i Hermann Laatsman, byli animatorzy siatki
Dutch-Paris, pracują dla holenderskiego wywiadu BNV. I oni pozostają w
kontakcie ze służbami Aireya Neave'a.
W Belgii generał Albert Guerisse, były szef organizacji ucieczek, Pat
O'Leary i hrabia d'Outremont nadal utrzymują silną więź z MI 9.
Dzięki tego rodzaju powiązaniom służby Neave'a będą mogły wysyłać
swoich agentów nawet za żelazną kurtynę.
Z upływem lat 23. SAS (V) pod dowództwem podpułkownika Muira Mamforda będzie,
wzorem masonów, skłaniał się coraz bardziej (aż do lat siedemdziesiątych)
w stronę polityki. To właśnie 23. SAS wesprze błyskotliwą karierę Margaret
Thatcher, w której rządzie "szarą eminencją" będzie sam Airey Neave.
Jego dziełem będzie także otumaniająca kampania zmierzająca do
destabilizacji rządu laburzystowskiego premiera Harolda Wilsona.
Wszystko wskazuje na to, że siatka Neave'a nie przeżyła swojego szefa,
zamordowanego w 1979 r. w Parlamencie przez komandosów irlandzkich.

W Grecji: długi marsz gladiatorów do władzy

W rezultacie układu, zawartego w 1955 r. pod nazwą Skóra Czerwonej Owcy,
CIA i greckie służby KYP przystąpiły do organizacji miejscowego odpowiednika
GLADIO. Kontrolę nad tym przedsięwzięciem przejęła IDEA, tajna organizacja
złożona wyłącznie z byłych kolaborantów z nazistami. IDEA, przy wsparciu
ze strony Amerykanów, utworzy "tajną armię rezerwową", rekrutowaną
spośród wojska, żandarmerii i batalionów obronnych Gwardii Narodowej (TEA),
milicji związanej ze skrajną prawicą. W tajnych składach broni znajdzie się
pełne wyposażenie dla 15 tysięcy ludzi. Plan PROMETEUSZ, opracowany przez
Johna Maury'ego i jego zastępcę Jamesa Potta, kierujących placówką CIA w
Atenach, doprowadzi do przejęcia władzy przez ludzi z greckiej GLADIO, mimo
zakończenia zimnej wojny.
W wyniku puczu 21 kwietnia 1967 r., władzę przejmuje Georgios Papadopoulos.
Papadopoulos, zwerbowany przez CIA w roku 1952, zapewnia stały kontakt z KYP,
a jego bezpośrednim przełożonym jest sam Pott.
Nawiasem mówiąc, większość członków junty, rządzącej Grecją w
latach 1967-1974, należała do służb specjalnych.
Największa ich liczba wywodziła się z IDEA: Georgios Ioannides, Ullysses
Evanghelis, Georgios Ladas i Nicolas Makarezos. Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje się dziwne, że przy okazji odkrycia włoskich siatek GLADIO nikt nie
zwrócił uwagi na fakt, że Grecja jest jedynym krajem europejskim, gdzie
gladiatorzy po destabilizacji kraju, przeprowadzonej w imię walki z komunizmem,
rzeczywiście doszli do władzy.

W Holandii

Kolejni premierzy Holandii w znacznym stopniu ułatwili utworzenie GLADIO.
Taką informację podała w grudniu 1990 r. holenderska gazeta "NRC
Handelsblad", co potwierdziło biuro prasowe Ruud Lubbers dodając, że
premierzy pomagali w werbowaniu agentów na terenie strategicznych przedsiębiorstw,
takich jak Philips czy Holenderskie Koleje Państwowe.
W wyniku skrupulatnych poszukiwań w archiwach Ministerstwa Obrony w 1992 r.,
dziennikarz Paul Koedijk publikuje w gazecie "Vrij Nederland" artykuł
ujawniający szczegóły funkcjonowania holenderskiego GLADIO.
W Holandii, podobnie jak w innych krajach, GLADIO ma dwa odgałęzienia:
cywilne i wojskowe.
Sekcja I, znana pod nazwą G-IIIC, G 7 lub też nazywana bardziej powściągliwie
Sekcją spraw ogólnych (Sectie Algemene Zaken), mieściła się od 1946 r. w
Wassenaar, w willi Maarheeze. Jej założycielem był podpułkownik J. M. Somer,
podczas wojny szef służb holenderskich w Londynie, który od roku 1945, w
porozumieniu ze swoim szefem, generałem Krulsem, szefem wojskowego wywiadu
generałem Sasem oraz niektórymi politykami, na przykład premierem rządu
chrześcijańskich demokratów Beelem i przyjaciółmi z MI 6, przystąpił do
organizowania pierwszych stay behind. Sekcja I podlegała dowództwu
wojskowemu.
W 1948 r. Somer zostaje mianowany szefem NEFIS, służb wywiadowczych na
terenie azjatyckich kolonii, w tym Indonezji, dokąd zamierzano ewakuować rząd
w razie radzieckiej inwazji. Rozwinięciem służb i nawiązaniem współpracy z
innymi państwami zachodnimi zajmie się jego następca w latach 1948-1962,
baron J. J. L. Van Lynden.
Powiązania z Anglikami są szczególnie silne, gdyż baron Van Lynden,
podobnie jak Airey Neave, był więziony w nazistowskiej twierdzy Colditz, skąd
zbiegł, choć później został złapany powtórnie. Tego rodzaju wspólne doświadczenia
szczególnie zacieśniają więzi.
Drugą flankę stanowi Sekcja O (operacyjna), na czele której stoi szef
holenderskiego wywiadu BNV (Bureau Nationale Veiligheid), Louis Einthoven, przed
wojną komisarz rotterdamskiej policji. Zwerbowawszy byłych agentów z czasów
wojny, należących do BBO (Bureau voor Bijzondere Opdrachten) i poddawszy ich
przeszkoleniu w SOE, Einthoven stworzył z nich niewielką tajną armię 200
gladiatorów szkolonych nieustannie w bazach NATO, wspólnie z agentami służb
belgijskich.
Na początku lat sześćdziesiątych Louis Einthoven oddaje bazy
wielonarodowościowej agencji wywiadowczej w służbę siatek GLADIO, Interdoc.
Dyrektorem INTERDOC z siedzibą w Hadze, przy Van Stolkweg numer 10, jest słynny
agent MI 6 C. C. Van den Heuvel, z pochodzenia Holender. Interdoc jest centralną
agencją gromadzenia danych na temat komunizmu, ale podobnie jak większość
tego typu ośrodków, wkrótce staje się obiektem głębokiej penetracji ze
strony KGB. Francuska SDECE, świadoma tego, że Interdoc jest infiltrowana
przez służby radzieckie, nie utrzymuje z nią bliższych kontaktów.

W Portugalii

Lokalna siatka GLADIO, PIDE-DGS, związana z tajną policją reżimu
Salazara, utrzymuje kontakty z Mission 48 francuskiej SDECE dzięki Patrice'owi
Bougrainowi.
Według "O Jornal" prawdziwym sprawcą zabójstwa generała Humberta
Delgado, przywódcy opozycji przeciwko reżimowi Salazara, zamordowanego w 1965
r., miał być portugalski oddział GLADIO.
Na czele agencji Aginter-Presse, związanej ze skrajną prawicą, stali byli
członkowie OAS, współpracującej z luzytańskim GLADIO, którego zarysy
naszkicował francuski dziennikarz Frederic Laurent (Czarna Orkiestra) w
1976 r.
Po upadku dyktatury, aż do 1977 r., na północy kraju działała
organizacja terrorystyczna, której dziełem były liczne zamachy, wymuszenia
okupu, zastraszenia, nie ukrywająca swojej sympatii do byłego reżimu. Dziwnym
trafem godłem organizacji Exercito de Libertacao Portuges (ELP) był miecz!

W Skandynawii

Skandynawia, podobnie jak Niemcy, była uznawana za strefę uprzywilejowaną,
a to ze względu na bliskie sąsiedztwo z ZSRR. Składy broni i siatki utworzone
na terenie Skandynawii były dziełem Williama Colby'ego, który przez dwa i pół
roku (w latach 1951-1953) przebywał w Szwecji jako attache ambasady amerykańskiej,
nim został przeniesiony do Włoch.
Policja przeprowadziła staranne dochodzenie dotyczące ewentualnego udziału
GLADIO w zabójstwie premiera Olofa Palmego, dokonanym 28 lutego 1986 r.
Począwszy od 1947 r. Alf Martens Meyer alias MM i major Wilhelm Evang,
szefowie wywiadu, organizują przy pomocy angielskich służb oraz angielskiej
marynarki wojennej grupy stay behind na terenie Norwegii. Szefem placówki
MI 6 jest Frank Slocum, który w czasie drugiej wojny światowej dowodził
flotyllą kutrów przewożących członków ruchu oporu oraz agentów na
kontynent. Jego norweskim odpowiednikiem jest kapitan E. C. Danielsen.
Grupy stay behind dzielą się na trzy sektory, występujące pod
kryptonimami LINDUS, ROCK i BLUE MIX, specjalizujące się w wywiadzie, sabotażu
i planowaniu operacji. Najbardziej znaną postacią norweskiego GLADIO jest
major Sven Blindheim z wojskowego wywiadu, który ze względu na swoje umiejętności
będzie przez wiele lat instruktorem w "żłobku" MI 6, mieszczącym się
w Fort Monckton w południowej Anglii.
Inne siatki egzystują w formie "prywatnej". W 1983 r. były członek
norweskich wojskowych służb specjalnych, a następnie redaktor naczelny gazety
"Morgenbladet" Christian Christensen ujawni, że w roku 1947, z chwilą
rozpoczęcia zimnej wojny, grupa ludzi biznesu utworzyła własne służby
wywiadowcze, działające w środowisku Partii Pracy oraz związkowców. Ich
celem było dławienie wszelkich przejawów komunizmu na terenie kraju.

W Szwajcarii

W początku lat pięćdziesiątych, wraz z opracowaniem Projektu-25 (zwanego
później P-26), powstał zalążek tajnej armii, złożonej z 400 ludzi
pozostających pod kontrolą wojskowych tajnych służb (Groupe de
renseignements et securite - GRS - Federalnego Departamentu Wojskowego).
Chodziło głównie o zapewnienie ochrony sieciom banków i ewentualną ewakuację
środków finansowych przy ścisłej współpracy ze służbami brytyjskimi.
Z chwilą rozwiązania P-26 minister finansów Schlatter Verner zaproponował,
by fundusz wojenny tajnej armii przekazać na Czerwony Krzyż.
Postanowieniem władz federalnych z 12 marca 1990 r. powołano parlamentarną
komisję dochodzeniową do zbadania działalności siatek typu GLADIO na terenie
Szwajcarii. "Z czego wynika, że w roku 1957 lub 1958 szef EMG zlecił zastępcy
szefa służby terytorialnej EMG, generałowi dywizji Weyowi, stworzenie
organizacji ruchu oporu, ze szczególnym uwzględnieniem służb
wywiadowczych", napisano w raporcie.
W połowie lat sześćdziesiątych odpowiedzialność za przygotowanie owego
ruchu oporu spada na GRS (szwajcarski wywiad) dysponujący służbami
specjalnymi, dowodzonymi przez pułkownika Alberta Bachmanna.
Na uwagę zasługuje fakt, że w latach 1972-1976 łączność pomiędzy P-26
a MI 6 zapewniał Paddy Ashdown, oficjalnie członek angielskiej misji przy ONZ
w Genewie, który po powrocie do Wielkiej Brytanii wystąpił ze służb
wywiadowczych, by zostać przywódcą partii liberalno-demokratycznej.
Równolegle, w latach siedemdziesiątych, pułkownik Bachmann rozważał możliwość
przeniesienia rządu federalnego do Irlandii, na wypadek lewicowej rewolucji.
Wydalony ze służb w 1979 r. na skutek popełnionych nadużyć, sam przeniósł
się do Irlandii, gdzie wkrótce został właścicielem pubu!
P-26, przemianowane na służby wywiadowcze P-27, zarządzane przez Ferdinanda Knechta, zostało zlikwidowane oficjalnie w styczniu 1992 r. Większość
tajnych akt przejęło w ramach transferu do sztabu głównego Groupement
renseignement et securite (GRS).

W Turcji

Turecki oddział GLADIO, utworzony w 1953 r. pod nazwą Departamentu Wojny
Specjalnej (organizacji do walki z partyzantką), składał się z pięciu służb:
grupy szkoleniowej (w technikach wojny psychologicznej i wywiadu); jednostki
specjalnej (od 1984 r. zaangażowanej w walce z Kurdami z
marsksistowsko-leninowskiej partii tureckiego Kurdystanu); jednostki specjalnej
do spraw operacji na Cyprze; grupy koordynacyjnej (zwanej 3. Departamentem) oraz
Departamentu Administracji. Przyszły minister obrony, Necip Torumtay, stał
dwukrotnie na czele tej organizacji: w latach 1974-1978 i 1985-1987.
Rola tureckich siatek GLADIO w zamachach stanu w 1971 i w 1980 r. nigdy nie
została wyjaśniona.
Organizacja do walki z partyzantką pojawi się jeszcze w roku 1993, tym
razem pod nazwą Dowództwa Sił Specjalnych, oskarżona przez niektórych posłów
o ochranianie anty kurdyjskich integrystów z Hezbollah.

 

Planeta kretów

W przeciwieństwie do Igora Guzenki, którego ucieczka dała sygnał do
rozpoczęcia zimnej wojny, Anatolij Klimow jest jedynie zwykłym redaktorem, mało
znaczącym analitykiem w Departamencie Informacji 1. Dyrekcji KGB.
Drobny mężczyzna o okrągłej twarzy i kruczoczarnych włosach, pukający
15 grudnia 1961 r. do mieszkania Franka Friberga, szefa placówki CIA w
Helsinkach, zdaje sobie sprawę, że chcąc być potraktowany poważnie, musi
dostarczyć mnóstwa informacji. A przede wszystkim ujawnić swoje prawdziwe
nazwisko: Anatolij Michajłowicz Golicyn. Towarzysząca mu żona ma na imię
Irena, a siedemnastoletnia córka - Katarina.
Nazwisko Golicyna jest znane CIA od siedmiu lat. Piotr Dieriabin, przeszedłszy
w Wiedniu 1954 r. na stronę Zachodu, wskazał go jako potencjalnego kandydata
do pracy w amerykańskim kontrwywiadzie, a to z racji zawodu, jakiego doznał w
pożyciu małżeńskim.
Tymczasem Golicyn został odwołany do Moskwy i wysłany na czteroletnie
studia w Instytucie KGB. Po ukończeniu studiów podejmuje pracę w sekcji NATO
Departamentu Informacji KGB, gdzie dokonuje się syntezy informacji zebranych
przez agentów oraz rezydentów, którzy rzecz jasna nie są przy tej okazji
ujawniani. Żmudne zajęcie, nie mające nic wspólnego z ekscytującą pracą w
kontrwywiadzie, do której był początkowo przygotowywany.
Golicyn tęskni za życiem w Wiedniu. Snując plany przejścia na stronę
Zachodu, kopiuje schematy organizacji i skrzętnie notuje wszystko, co dzieje się
w jego biurze i biurach sąsiednich. Z czytanych przez siebie raportów usiłuje wydedukować tożsamość ich autorów, agentów KGB infiltrujących struktury
NATO. Okazja do przekroczenia Rubikonu trafia się wreszcie w roku 1960, z chwilą
podjęcia pracy na terenie Finlandii.
Czy Golicyn jest w istocie, jak z przekonaniem twierdzą niektórzy, największym
wschodnim zdrajcą od początków zimnej wojny? Tak można by sądzić po
lekceważącym sposobie, w jaki traktuje przesłuchujących go agentów CIA. Życzy
sobie nawet, by specjalny samolot z Białego Domu przybył po niego do bazy we
Frankfurcie. Odmawia również posługiwania się rodzimym językiem z obawy, że
rozmówca szczególnie biegły w języku rosyjskim mógłby pracować dla strony
przeciwnej. Tak więc odpowiada na pytania pracowników CIA usiłujących przesłuchać
dezertera na "fermie" w Ashford, służącej właśnie do tych celów,
monosylabami wypowiadanymi w kulawej angielszczyźnie.
Wbrew pozorom Golicyn nie jest żadną "bombą". Jakie informacje
posiada? Żadnych konkretnych nazwisk, zaledwie strzępki informacji na temat źródeł,
jakie KGB ma wewnątrz NATO. Z czasem jednak legenda przypisze mu wykrycie co
najmniej czterech kretów: Francuza Georges'a Paques'a, zastępcy szefa Wydziału
Prasy i Informacji NATO, zatrzymanego 12 sierpnia 1963 r. przez DST; Johna
Williama Vassalla, woźnego sądowego brytyjskiej Admiralicji; Johna Watkinsa,
kanadyjskiego dyplomaty, oraz prof. Hugh Hambletona, pochodzenia
anglo-kanadyjskiego, którego formalna identyfikacja zajmie lat siedemnaście!
Chlubny bilans. Aż nadto chlubny, zwłaszcza że w rzeczywistości wyżej
wymienieni agenci zostali przechwyceni dzięki zeznaniom innych uciekinierów
oraz cierpliwej pracy służb kontrwywiadowczych. Znamienny jest zwłaszcza
przypadek Georges'a Paques'a, który przystąpił do pracy w NATO latem 1962 r.,
a więc sześć miesięcy po ucieczce Golicyna. A zatem Golicyn nie mógł
wiedzieć o funkcji, jaką Paques pełnił w NATO. Jego deklaracje mogłyby co
najwyżej wywołać uzasadnione zainteresowanie ze strony DST...
Ale w kontekście danej epoki wszystko wygląda inaczej. John McCone nie
posiada się ze szczęścia. Nie minęły jeszcze trzy miesiące, odkąd zastępuje
Dullesa na czele Agencji, a tu spada mu z nieba radziecki dezerter, ochrzczony
kryptonimem AE/LADLE. Psycholog z sekcji tajnych operacji, dr John Gittinger,
stwierdza wprawdzie u Golicyna skłonności do zachowań paranoicznych oraz
fantazji wynikających z megalomanii, ale to nikomu zdaje się nie przeszkadzać.
Wszak paranoja to typowa choroba asów kontrwywiadu! A jaka satysfakcja, gdy
Ukrainiec stwierdza, że o ile mu wiadomo, KGB nie zdołała przeniknąć szeregów
CIA. Aż ciepło się robi na sercu, mimo że oficer KGB odwoła później swoje
wcześniejsze zeznania.
Tylko sceptyczna Soviet Bloc Division (Wydział do spraw Bloku Sowieckiego)
wykaże wiele rezerwy wobec informacji Ukraińca. Jak choćby wtedy, gdy Golicyn
stwierdza, że zerwanie stosunków chińsko-radzieckich jest jedynie mydleniem
oczu Zachodu, manipulacją KGB na użytek przeciwnika; jak i to, że osobiście
przedłożył Chruszczowowi plan reorganizacji służb. I przede wszystkim
wtedy, gdy zażąda 15 milionów dolarów na przygotowanie operacji, której
celem ma być dezintegracja jego macierzystych służb.

Zawód: spycatcher

Wreszcie do akcji wkracza James Jesus Angleton, spycatcher, inaczej łowca
szpiegów, legendarny szef kontrwywiadu CIA. Angleton jest synem Meksykanki i
amerykańskiego oficera, który walczył z Pancho Villą. Absolwent uniwersytetu
w Yale posiada w życiu dwie pasje: poezję i uprawę orchidei. Niektóre z jego
roślin potrzebują wielu lat, żeby zakwitnąć, a ich pielęgnowanie wymaga
ogromnej cierpliwości... podobnie jak długie i żmudne tropienie kretów.
Druga wojna światowa rzuciła młodego Angletona w świat kontrwywiadu, który
zdawał się odpowiadać jego zawiłej, a jednocześnie metodycznej umysłowości.
W 1942 r. zakłada w Londynie biuro kontrwywiadowcze OSS. Jego angielskim
odpowiednikiem był Kim Philby, lecz żaden szósty zmysł nie podpowiedział
Angletonowi, że ma do czynienia z jednym z największych podwójnych agentów
stulecia.
W 1944 r. zostaje zrzucony do Rzymu, gdzie gromadzi byłych przywódców
faszystowskich oraz członków tajnej policji Mussoliniego (OVRA), tworząc z
nich zalążki przyszłych siatek GLADIO. Po powrocie do USA zajmuje się
organizacją kontrwywiadu CIA, przy czym popełnia fatalny błąd: zostaje
serdecznym przyjacielem Philby'ego, który zjawia się w Stanach w 1949 r., by
zapewnić stałą więź z amerykańskimi "kuzynami". W roku 1962, gdy
CIA osiada na stałe w nowo wybudowanym ośrodku w Langley, Jim Angleton jest
szefem Counter Intelligence Staff, zatrudniającego dwustu ekspertów, których
zadaniem jest przede wszystkim niedopuszczenie do infiltracji szeregów Soviet
Bloc Division (SBD) przez KGB. Każdy wchodzący do biura Angletona, mieszczącego
się na drugim piętrze południowo-zachodniego skrzydła budynku, szuka
wzrokiem tej tajemniczej postaci o orlim nosie, ukrytej za okularami, stosem piętrzących
się akt i chmurą papierosowego dymu w półmroku gabinetu.
Według jego biografa, Toma Mangolda (Cold Warrior, James Jesus Angleton, [Bojownik
zimnej wojny, J. J. Angleton]), zjawienie się Golicyna jest tym bardziej mile widziane, że od pewnego czasu SBD ostro krytykuje paranoję miłośnika
orchidei, która w wielu przypadkach paraliżuje, inaczej mówiąc udaremnia
operacje. Zresztą informacje zebrane w Związku Radzieckim przez Olega Pieńkowskiego
nie pokrywają się zupełnie ze skomplikowanym rozumowaniem Golicyna. W
rezultacie, gdy Wydział do spraw Bloku Sowieckiego pozbawia Angletona możliwości
działania, rewelacje Golicyna brzmią w uszach łowcy szpiegów niczym czarowna
muzyka, tym bardziej że wizja komunizmu, jaką roztacza dezerter z KGB, całkowicie
zgadza się z jego własną.
Przez kilka kolejnych miesięcy AE/LADLE składa coraz bardziej bulwersujące
zeznania, z których wynika że KGB przedsięwzięło projekt infiltracji na
szeroką skalę, który udaremnić może jedynie on, Golicyn, niemal cudem zesłany
Amerykanom przez Opatrzność. Według Nigela Westa, który analizował tę
sprawę ze strony angielskiej, naliczono 270 przypadków infiltracji zachodnich
służb i przeróżnych ministerstw (Molehunt
[Polowanie na kreta], 1987).
Następnie zredukowano znacznie tę liczbę, twierdząc, iż w wielu przypadkach
istniały jedynie poszlaki.
Zaniepokojony tym John McCone zezwala Angletonowi na otwarcie archiwów
kontrwywiadu, by ułatwić pracę Golicynowi. Ten informuje między innymi i o
tym, że wie o istnieniu brytyjskiego "Klubu Pięciorga", do którego
należą m.in.: MacLean i Burgess... pracujący od 10 lat dla Rosjan! Trzeci członek,
o pseudonimie Stanley, działa zdaniem Golicyna na Środkowym Wschodzie. Nie
jest to wprawdzie informacja precyzyjna, lecz angielscy oficerowie dochodzeniowi
dedukują z niej, iż może tu chodzić o Philby'ego, który już od pewnego
czasu pozostaje pod obserwacją. Warto jednak zauważyć, że również inny
kret, formalnie zidentyfikowany, działa w tym samym okresie na Środkowym
Wschodzie, a jest nim George Blake. I ilu jeszcze angielskich agentów obróconych
przez Rosjan?
Golicyn potwierdza również, że w przypadku Konstantina Wołkowa, członka
NKWD działającego na terenie Turcji, który w 1945 r. chciał się dopuścić
dezercji, a następnie został porwany i zlikwidowany w ZSRR, nastąpiła zdrada
ze strony Anglików (Philby piastował w owym czasie funkcję szefa tamtejszej
placówki MI 6). Podtrzymuje również twierdzenie Igora Guzenki, zbiegłego w
1945 r. na stronę kanadyjską, zgodnie z którym w MI 5 operuje kret o
pseudonimie Elli. (Nieco dalej będzie mowa o tym, w jaki sposób MI 5
zinterpretuje tę informację). Golicyn potwierdzi również pogłoski, jakoby
jeden z oficerów łącznikowych MI 2, polski uciekinier Michał Goleniewski,
pracował dla KGB.
Po roku szczegółowych przesłuchań Angleton proponuje angielskim przyjaciołom
przesłuchanie "opatrznościowego" uciekiniera na ich własnym terenie.
Odpowiednikiem amerykańskiego kontrwywiadowcy jest na terenie Anglii Arthur
Martin, szef sekcji D MI 5 (antyradzieckiego kontrwywiadu). Martin zaprasza
ukraińskiego uciekiniera w nadziei zatrzymania go u siebie. W marcu 1963 r. Golicyn pod fałszywym nazwiskiem John Stone udaje się wraz z małżonką do
Wielkiej Brytanii.
W Londynie wszyscy jeszcze są pod wrażeniem afery Profumo, w której
sekretarz stanu został skompromitowany przez call-girl Christine Keeler
i attache radzieckiej floty Jewgienija Iwanowa.
W tak napiętej atmosferze Golicyn, któremu Anglicy nadali pseudonim Kago,
informuje Brytyjczyków, że kret o pseudonimie Peters drąży głęboki podkop
w Intelligence Service. Inna informacja Golicyna, ta mianowicie, że sprawcą śmierci
przywódcy partii laburzystów Hugh Gaiskella jest 13 Departament KGB,
wyspecjalizowany w "mokrych operacjach", którego człowiek miał
wstrzyknąć politykowi śmiercionośne bakterie, całkowicie zbija z tropu
Arthura Martina i Geoffreya Hintona z MI 6. Rosjanom miało bowiem zależeć na
tym, by wiernego zwolennika NATO zastąpił "ich człowiek" Harold
Wilson, który nawiasem mówiąc właśnie objął kierownictwo partii laburzystów...
Następnego roku, z chwilą objęcia przez Wilsona stanowiska premiera, Jim
Angleton wnosi przeciwko niemu oskarżenie. Amerykanin proponuje MI 5
zorganizowanie kampanii przeciwko przywódcy partii. Jeszcze dziś wielu czołowych
przedstawicieli MI 5, takich jak Peter Wright (autor książki Spycatcher, 1987)
podtrzymuje tezę o zamordowaniu Gaiskella przez KGB i zwerbowaniu Wilsona przez
Rosjan.
Tymczasem istnieją fakty przemawiające przeciw podtrzymywaniu takiej tezy.
Przede wszystkim 13 Departament KGB, któremu Chruszczow zakazał dokonywania
zabójstw zachodnich przywódców politycznych, został rozwiązany w 1959 r. I
jeśliby nawet zrobił w przypadku Gaiskella odstępstwo od tej zasady, to
historycy potwierdzą, że miejsce Gaiskella miał zająć nie Wilson, lecz
George Brown, człowiek o podobnym pronatowskim nastawieniu... Po trzecie cała
ta sprawa jest jedynie wymysłem Golicyna, choćby i dlatego, że zmarły przywódca
laburzystów zachorował w grudniu 1962 r., czyli rok po dezercji Ukraińca.
Tak czy owak Brytyjczycy wykazują ogromne zainteresowanie Golicynem, który 7
lipca 1963 r. jest niestety zmuszony ich opuścić, albowiem "Daily Telegraph"
ujawnia, że przebywa na terenie Londynu jako gość służb brytyjskich.
Nazwisko Ukraińca zostaje zniekształcone. Przez dobre dziesięć lat
uciekinier występuje we wszystkich książkach poświęconych szpiegostwu jako
Dolnicyn. Informację taką przekazało waszyngtońskie biuro tej konserwatywnej
gazety i dla Anglików staje się jasne, że Angleton umożliwił przeciek, by
dodać znaczenia osobie ukraińskiego dezertera, choćby ze względu na Soviet
Bloc Division, coraz bardziej powściągliwy na jego temat i pełen zastrzeżeń...
Na prośbę szefa kontrwywiadu, sir Rogera Hollisa, Patrick Stewart,
pracownik Sekcji D3 (badań) w MI 5 sporządza raport na temat rewelacji
poczynionych przez Golicyna. Od tego momentu szef MI 5 zaczyna budzić
podejrzenia Angletona oraz Petera Wrighta, którzy nabierają przekonania, że
to Hollis-Niedowiarek jest Ellim-kretem, o którym wspominał Guzenko w 1946 r.!



Kretem, który sam nie wie o sobie, albowiem nie kto inny jak właśnie
Hollis inicjuje powołanie specjalnej komisji dochodzeniowej, nazwanej FLUENCY.
Członkowie komisji, gentlemani z Intelligence Service, rozpoczną długoletnie
dochodzenie, w wyniku którego dojdzie do identyfikacji sir Anthony'ego Blunta,
eksperta JKM w dziedzinie malarstwa, jako radzieckiego agenta.
Blunt okaże się czwartym człowiekiem siatki z Cambridge, obok Philby'ego,
Burgessa i MacLeana... Dojdzie również między innymi do identyfikacji Leo
Longa, o którym od razu powiemy (by sprawy nieco uprościć, albowiem bardzo są
skomplikowane), że był prawdziwym Ellim...

Prawda o siatce SZAFIR

Po drugiej stronie kanału La Manche niestrudzony Jim Angleton bada
niezliczone poszlaki prowadzące na teren Francji, a wskazujące na sekretarzy
stanu, ministrów czy ludzi z najbliższego otoczenia de Gaulle'a, gdzie znalazł
się agent o pseudonimie Colombine.
Rozmaite fakty i domysły naprowadzają Angletona na ślad siatki SZAFIR, składającej
się z dwunastu agentów KGB, działających w samym sercu SDECE. Teza o działalności
siatki wewnątrz SDECE ogromnie odpowiada szefowi placówki SDECE w
Waszyngtonie, Thyraudowi de Vosjolemu, sympatyzującemu z anty-gaullistowskimi
zwolennikami "Algierii francuskiej".
Prezydent Kennedy, świadom powagi sytuacji, wysyła wreszcie do Paryża
specjalnego kuriera, "zluzowanego" wkrótce przez szefa placówki CIA,
Alfreda Ulmera.
"Zawracają mi d... całą tą historią", miał powiedzieć generał
de Gaulle, przekonany, że Amerykanie wymyślili wszystko po to, by mu zaszkodzić.
Takie samo wrażenie odnosi generał Jacquier.
Szef SDECE tym zawzięciej broni swoich pozycji, że Jacques Foccart, bliski
współpracownik de Gaulle'a, któremu zawdzięcza stanowisko szefa wywiadu,
znalazł się w kręgu podejrzeń Angletona.
Do USA udaje się generał Tempie de Rougemont, pracownik 2. Biura, który w
wywiadzie pełni funkcję doradcy. Wraca bardzo wzburzony, oznajmiając, że
Golicyn informuje o istnieniu 30-40 kretów na terenie Francji. "Wystarczający
powód, by przeprowadzić dochodzenie", oznajmia generałowi.
Jest koniec lata 1963 r. Pułkownik Georges Lionnet, od wyzwolenia piastujący
funkcję szefa Wydziału Bezpieczeństwa SDECE, jest rzecz jasna poinformowany o
całej sprawie. Po trzydziestu latach wspomina: "Golicyn był naprawdę
dezerterem KGB, ale nie miał nic wspólnego z sekcją francuską. Przekazywał
więc jedynie strzępki oderwanych informacji".
W DST Golicyn otrzymuje kryptonim VIRU. Trzej szefowie służb, Louis Niquet (szef E 2, sektor operacyjny), Alain Montarras (łączność ze służbami
zagranicznymi) i Marcel Chalet (specjalna komórka zajmująca się badaniem
infiltracji CARU - w żargonie wywiadowczym nazwa Rosjan), odbywają, podobnie
jak ich naczelny, Daniel Doustin, podróż do USA.
"Przesłuchiwałem VIRU szereg razy" - zdradzi nam jeden z nich.
"Prowadziliśmy dyskusje w luźnej, nieoficjalnej atmosferze. Przebywaliśmy
we czterech czy pięciu w wiejskiej posiadłości. Dwaj Murzyni zajmowali się
kuchnią. Golicyn był niesamowity, głęboko przekonany o własnej wartości.
Chciał, żeby Francja przyznała mu Legię Honorową za wyświadczone przysługi.
Po jakimś czasie przyjechał do Francji i zażądał rozmowy z generałem de
Gaulle'em! Miał nadzieję zostać kimś w rodzaju szarej eminencji zachodnich służb...
Wyobrażał sobie, że będziemy przynosić mu akta do czytania, czekać na jego
wnioski i ostateczne instrukcje".
Niewiele brakowało, by oczekiwania Golicyna się spełniły. Za pośrednictwem
Angletona i Thyrauda, nawiasem mówiąc każdego z osobna, Golicyn uzyskuje dostęp
do list Francuzów, uznanych za podejrzanych. SDECE zna jedynie anonimowego
zdrajcę o pseudonimie Martel. Lionnet oraz pułkownik Rene Delseny (szef
kontrwywiadu) skrzętnie notują rewelacje Golicyna. Pojawiają się nazwiska:
Jacques Foccart, Louis Joxe, a także nazwisko jednego z oficerów wywiadu,
przesłuchującego Golicyna. Jim Angleton bierze na muszkę Leonarda Hounau, o
czym informuje otwarcie Daniela Doustina, szefa DST, wyrażając ubolewanie, że
Hounau został mianowany numerem 2 w SDECE.
Hounau, absolwent politechniki, zajmuje się przede wszystkim sekcją badań
w SDECE, patronując przy okazji wywiadowi i kontrwywiadowi. Po powrocie do Paryża Doustin nawiązuje kontakt z Georges'em Barazerem de Lannurien, szefem gabinetu
generała Jacquiera, i numerem 3 tajnych służb. Zostaje rekomendowany
premierowi Pompidou.
"Proszę jechać do USA, spotkać się z szefami CIA i wyświetlić ten
przypadek. Ale tylko ten", pada odpowiedź. Tymczasem Lannurien postanawia
wyjaśnić przy okazji problem Thyrauda de Vosjoli, który wydaje się
nadmiernie podporządkowany Angletonowi. Pułkownik zjawia się w Waszyngtonie
12 listopada 1963 r. Jego spotkanie z Richardem Helmsem, zastępcą dyrektora
CIA, udaremnia nieoczekiwana śmierć Kennedy'ego. Czekając, aż opadną emocje
związane z zabójstwem prezydenta, Lannurien aranżuje spotkanie między
Thyraudem de Vosjolim i Raymondem Laportem, proponowanym na stanowisko szefa
placówki SDECE na miejsce Vosjolego.
Przez cały tydzień Lannurien w obecności Angletona, którego opisuje jako
"błyskotliwego faceta, ale kompletnie skrzywionego, który wszędzie wokoło
widzi Sowietów", przesłuchuje Martela, "członka KGB pracującego w
sekcji anglo-amerykańskiej, a zatem zupełnie nie zorientowanego w
problematyce francuskiej".
"Jego raporty wywoływały nie lada konsternację", przyzna stary
oficer. Ale Jacquier życzył sobie, żeby się ograniczyć do usunięcia Hounau...
Z USA zaczynają sypać się oskarżenia, że Lannurien blokuje dochodzenie,
bo sam jest agentem "Popowów"! W czasie drugiej wojny światowej walczył
przecież w partyzantce czechosłowackiej, gdzie zetknął się z radzieckimi
oficerami... A co miało oznaczać jego wydalenie z Węgier, gdzie w 1950 r. pełnił
funkcję attache wojskowego? To była zorganizowana akcja mająca lepiej maskować
jego podwójną grę!
W rezultacie Hounau zostaje zastąpiony pułkownikiem Rene Bertrandem (alias
Jacques Beaumont), a Lannurien, choć dochodzenie w jego sprawie zostanie
umorzone, poda się w maju 1964 r. do dymisji.
"Panująca wokół atmosfera ogromnie mi ciążyła. Przed odejściem sporządziłem
raport, będący przeglądem sowieckich infiltracji poczynając od czasów
wojennych. Moje raporty zniknęły. Nie wiem, kto je przekazał Rosjanom. Po
pewnym czasie Michel Debre zwrócił się do mnie prosząc o te raporty, bo w
Centrali już ich nie było..."
Co zarzucali Hounau jego oskarżyciele z SDECE? Przede wszystkim przyjaźń z
Francois Saar-Demichelem, byłym pracownikiem wywiadu zajmującym się handlem
ze Wschodem. Saar-Demichel ujawni później Pierre'owi Peanowi na potrzeby jego
książki o Foccarcie (L'Homme de l'ombre [Człowiek cienia], 1990), na
jakich warunkach współpracował z Rosjanami.
Drugim powodem do podejrzeń była rola, jaką Hounau odgrywał w Pradze,
gdzie był attache wojskowym, a StB, tajne służby czeskie obrały sobie za cel
jego i jego żonę.
Zdaniem Georges'a Lionneta sprawa Hounau budzi wiele wątpliwości: "Istniały
jedynie przypuszczenia, brakowało dowodów". Arytmetyczny wynik tej
zagadki wygląda następująco: z 21 informacji zebranych przez DST na temat
Hounau, ustalono prawdziwość jedynie w 17 przypadkach.
Wynik ten wydaje się wystarczająco obciążający dla kogoś na tak wysokim
stanowisku, w związku z czym 15 czerwca 1964 r. zdruzgotany Hounau podaje się
do dymisji, ale do końca życia będzie utrzymywał, że jest niewinny: "To
była zorganizowana akcja Angletona, wymierzona przeciwko de Gaulle'owi.
Angleton był szaleńcem", wyzna nam Hounau.
Dziś, kiedy jest już za późno, CIA jest skłonna przyznać mu rację. W
książce napisanej przy współudziale pracowników Agencji, którzy poddali
ponownej ocenie rolę byłego łowcy szpiegów, Tom Mangold cytuje wywiad z
szefem Agencji, od której to lektury ciarki chodzą po plecach, a który
znakomicie tłumaczy zawziętość Angletona wobec francuskiego oficera: "Angletonowi
zależało na spreparowaniu teczki obciążającej jedną z pierwszoplanowych
postaci we francuskich służbach, żeby udokumentować wiarygodność Golicyna.
Wybrali Hounau, bo wspaniale nadawał się na winnego. Tyle tylko, że nigdy nie
zdołano mu dowieść czegokolwiek. Strona francuska postanowiła zmusić go do
odejścia. Nie został wydalony na podstawie jakichkolwiek dowodów, lecz
jedynie na skutek podziałów w samej SDECE". Tymczasem 16 września 1963
r. podziękowano za dotychczasową pracę szefowi placówki SDECE, Thyraudowi de
Vosjolemu, który nie będzie szczędził oskarżeń pod adresem francuskich służb, między
innymi w swojej książce zatytułowanej Lamia.

Czas jakiś po ukazaniu się książki Vosjoli spotyka się ze słynnym
pisarzem Leonem Urisem, który zaproponuje mu napisanie wspólnej powieści. Będzie
nią Topaz (zamiast
SZAFIRU), na podstawie której Alfred Hitchcock nakręci film o tym samym
tytule.

Angleton "agent KGB"

Przesłuchiwaniem zdrajców w Stanach Zjednoczonych zajmuje się nie tylko
CIA. J. Edgar Hoover i FBI nie uczestniczyli wprawdzie w aferze AE/LADLE, ale
wykazali niemałą aktywność w innych, nie mniej istotnych przypadkach.
Jeden z ważniejszych nosił kryptonim Top Hat i jak dziś wiadomo dotyczył
sprawy zakończonej aresztowaniem Johna Vassalla, pracownika brytyjskiej
Admiralicji, zwerbowanego przez KGB dzięki temu, że był homoseksualistą.
Jeszcze jeden kwiatek w ogródku Angletona...
Przez dłuższy czas wiedziano jedynie tyle, że Top Hat był oficerem KGB,
zwerbowanym przez FBI podczas pobytu delegacji radzieckiej w Stanach
Zjednoczonych. Opiekę nad nim roztoczył Wydział do spraw Bloku Sowieckiego
CIA (SBD) wspólnie z FBI, z całkowitym pominięciem Angletona. Łowca szpiegów,
wściekły, że nie ma dostępu do cennego agenta, rozpuścił pogłoski, że
Top Hat jest fałszywym zdrajcą...
Po trwającej trzydzieści lat głuchej ciszy afera ponownie wypływa na
powierzchnię w roku 1990 i zostaje częściowo wyświetlona. Dziennik
"Prawda" z 14 stycznia 1990 r. publikuje informację, że Top Hat został
zdemaskowany i skazany na śmierć. Wtedy amerykańskie media ujawniają
nareszcie jego tożsamość: jest nim generał Dimitrij Fiodorowicz Poliakow.
Tajemnicą pozostaje to, czy rzeczywiście został rozstrzelany, czy też KGB
ocaliło go po to, by posłużyć się nim w celach dezinformacji.
Tymczasem w latach sześćdziesiątych nic nie stwarza większego zamieszania
jak polowanie na krety. Tym bardziej że oto w czerwcu 1962 r. do Amerykanów w
Genewie zgłasza się kolejny dezerter, tym razem wysokiej rangi, Jurij Nosenko
alias AE/FOXTROT, zastępca szefa 7. Departamentu 2. Dyrekcji Głównej,
odpowiedzialnej za kontrolę turystów. AE/FOXTROT przeczy niejednemu
twierdzeniu AE/LADLE'a, między innymi i temu, że w CIA działa kret o
pseudonimie Sasza. Nosenko staje się niewygodny, w związku z czym orzeka się,
że został nasłany przez Rosjan, żeby zdeprecjonować Golicyna.
Tu znowu Angleton wkracza na ścieżkę wojenną. Po zamordowaniu Kennedyego
jesienią 1963 r., Nosenko zostaje poddany przesłuchaniu dotyczącemu osoby zabójcy
prezydenta, Lee Harveya Oswalda. Nosenko, którego zadaniem było kontrolowanie poczynań obcokrajowców odwiedzających ZSRR, słyszał być
może o Oswaldzie jako agencie KGB? Tymczasem AE/FOXTROT zdecydowanie zaprzecza
temu, by Oswald miał jakoby otrzymać naganę od KGB za zamordowanie
prezydenta.
Angleton upatruje w tym stwierdzeniu dowodów spisku. Jego zdaniem Nosenko
został nasłany po to, by stworzyć legendę Oswalda i oczyścić KGB z zarzutów
o udział w zabójstwie prezydenta! Były zastępca szefa 7. Departamentu
zostaje natychmiast odizolowany na wiele miesięcy jako ten, na którym ciążą
najgorsze podejrzenia. W końcu, uznany za wiarygodnego uciekiniera, otrzyma
obywatelstwo USA.
Tymczasem CIA zaczyna nabierać podejrzeń co do metod działania Angletona,
zważywszy na to, że syndrom Golicyna nadal sieje zniszczenie... Informacje
dostarczone przez Angletona doprowadzają do aresztowania 12 września 1965 r.
niejakiej Ingeborg Lygren, sekretarki szefa norweskich tajnych służb, pułkownika
Wilhelma Evanga (organizatora siatek GLADIO na terenie Norwegii, w roku 1948).
Okazuje się, że chodzi tu o wojnę wewnętrzną. Angleton pertraktuje bezpośrednio
z konkurencyjnymi służbami kontrwywiadowczymi, Overaaksningstjeneste, których
szef Asbjrn Bryhn tylko zaciera ręce z uciechy. Ingeborg miała jakoby zdradzić
trzynastu agentów krajów sprzymierzonych. Dopiero trzy lata później zostanie
uniewinniona i otrzyma pokaźne odszkodowanie od norweskiego rządu. (Dziś
wiadomo, że była to pomyłka: prawdziwy kret nazywał się Gunvor H...).
W Kanadzie sprawy nie wyglądają lepiej. Herbert Norman, ambasador w Kairze,
zostaje również wskazany przez Golicyna. Popełnia samobójstwo jeszcze przed
przesłuchaniem. Bardziej wstrząsające było postawienie w stan oskarżenia
kanadyjskiego odpowiednika Angletona, Leslie Bennetta.
Kanadyjski kontrwywiad jest częścią Królewskiej Policji Konnej (RCMP).
Bennettowi udało się złamać byłego ambasadora Kanady w ZSRR, Johna
Watkinsa, który po przyznaniu się do współpracy z KGB zmarł na zawał
serca. Kanadyjski specjalista od kontrwywiadu okazuje niezadowolenie z faktu, że
jego własne odkrycie przypisuje się Golicynowi.
Według Johna Sawatsky'ego (autora książki For Services Rendered, Leslie
James Bennett & the RCMP Security Service [Dla wyznaczonej służby.
James Bennett i Służby Bezpieczeństwa RCMP], 1982), Bennett zaczął kręcić
sznur na własną szyję podczas koktajlu wydanego pewnego wieczora w
apartamencie nowego szefa placówki MI 6 w Waszyngtonie, Maurice'a Oldfielda. Na
koktajlu tym była obecna sama śmietanka łowców szpiegów: Angleton, jego
zastępca Raymond Rocca, Arthur Martin z MI 5 i w charakterze gwiazdy wieczoru,
Anatolij Golicyn. Bennett, pochodzący z rodziny walijskich górników, miał
niewiele wspólnego z tym gronem arystokratów. Koniak VSOP serwowany przez
Oldfielda zrobił swoje i Bennett dał swobodny upust drążącym go wątpliwościom,
czy owo polowanie na krety nie przypomina aby polowania na czarownice
prowadzonego przed dziesięciu laty przez senatora McCarthy'ego i czy Angleton nie posuwa
się zbyt daleko.
Na takie dictum Angleton po powrocie do siebie nie omieszkał wpisać Bennetta na czarną listę domniemanych kretów. Szef Security Service prowadził
dochodzenie w sprawie swojego zastępcy przez ponad dwa lata, i choć niczego się
nie doszukał, samo podejrzenie starczyło, by został zwolniony. Bennett został
sam. Opuściła go żona, opuścili przyjaciele. Zrehabilitowano go całkowicie
dopiero w latach osiemdziesiątych.
Angleton niezmordowanie brnie dalej i wspomagany przez Golicyna wszczyna
dochodzenie w sprawie kolejnych "agentów sowieckich", równie wysoko
sytuowanych, co Harold Wilson. Mierzy w Olofa Palmego, Willy'ego Brandta,
ambasadora Averella Harrimana, Henry'ego Kissingera. Wydaje się, że nikt i nic
nie jest w stanie go powstrzymać i kiedy w 1966 r. kolejny radziecki
uciekinier, Igor Kosznow (Kittyhawk), potwierdza, że wśród kadry CIA nie ma
żadnego kreta, Angleton niezwłocznie zalicza go w szereg fałszywych zdrajców...
Angleton wdraża w życie projekt HONETOL, zmierzający do wykrycia kretów wewnątrz
CIA.
Pracownicy operacyjni Agencji stają się kolejno przedmiotem najgorszych
podejrzeń. Są dymisjonowani lub przenoszeni na inne, niewiele znaczące
stanowiska, tak jak w przypadku Pete'a Karłowa, Pete'a Kowicza, Georgesa
Kiselvatera, Wasi Gmirkina. Ofiarą podejrzeń Angletona pada w sumie
czternastu pracowników.
Weźmy przypadek Wasi Gmirkina, o którym głośno było na wyspie Mauritius,
gdzie był szefem placówki. Gmirkin urodził się w Szanghaju. Jego rodzicami
byli biali Rosjanie. Wasia mówił wieloma językami (między innymi rosyjskim i
mandaryńskim chińskim) i był jednym z najbardziej przedsiębiorczych oficerów
CIA. Realizował niezwykle śmiałe operacje Agencji na terenie Japonii i Iraku.
W 1956 r. przy pomocy pięknej Japonki zastawił w Tokio pułapkę na rezydenta
KGB Anatolija Rozanowa (Rozanow wróci ponownie do Tokio, nim zostanie mianowany
na stanowisko ambasadora ZSRR w Tajlandii). Fakt, że ojciec Gmirkina był przed
rewolucją rosyjskim konsulem w prowincji Sinciang, wydaje się Angletonowi początkiem
właściwego tropu, który staje się tym bardziej istotny, że Gmirkin nigdy
nie unikał spotkań z ludźmi z KGB, próbując przeciągnąć ich na swoją
stronę. Dopiero w latach osiemdziesiątych Gmirkin dowiedział się, czemu nie
awansowano go pod koniec kariery, a przyjaciele odwrócili się do niego
plecami; czemu, wbrew przyjętym obyczajom, z chwilą odejścia na emeryturę
nie otrzymał żadnego dyplomu ani medalu...
Lista podejrzanych jest tak długa, że ograniczymy się jedynie do
najbardziej znanego przypadku, podanego do wiadomości publicznej przez Billa
Colby'ego, coraz bardziej zirytowanego "manipulacjami" Angletona.
Angleton doprowadził nawet do tego, że David Murphy, który znalazł się w
kręgu jego podejrzeń, został zdjęty ze stanowiska szefa Wydziału do spraw Bloku Sowieckiego CIA. Mimo to Murphy został szefem placówki w Paryżu, na
co rozwścieczony Angleton zareagował zorganizowaniem spotkania z Francuzami.
Szef SDECE, Alexandre de Marenches, zapytawszy łowcę szpiegów, całkowicie
pozbawionego poczucia humoru, czy i jego również podejrzewa o współpracę z
Rosjanami, został w końcu i tak zmuszony do odwołania Murphy'ego w 1973 r.
Colby wyprowadzony ostatecznie z równowagi decyduje się w tym samym czasie
ostatecznie unieszkodliwić Jamesa Angletona. Decyzji nie ułatwia bynajmniej
fakt, że Angleton przypisał sobie sprawowanie nadzoru nad kontaktami z Mosadem.
Po odejściu na emeryturę Angleton utrzymuje nadal kontakty z Brytyjczykami
i z jego inspiracji powstaną takie książki jak KGB kontra CIA D. C.
Martina czy W atmosferze zdrady nieżyjącego już Andrew Boyle'a, który
potwierdził wkład Angletona w prace w czasie, gdy książka miała ukazać się
na rynku.
Pragmatyczni Francuzi niezwłocznie nawiążą stosunki z jego następcą
George'em Kalarisem. W czasie podróży do Waszyngtonu Marcel Chalet wyzna
nawet swojemu rozmówcy, że żaden trop sugerowany przez Golicyna nigdy nie wiódł
do Francji. DST wpadła wprawdzie na ślad niejednej siatki, ale dzięki zupełnie
innym uciekinierom, a przede wszystkim dzięki skrzętnemu zbieraniu informacji
i nieustannej obserwacji Rosjan.
Jeszcze przed śmiercią Angletona, 11 maja 1987 r., CIA dokładnie przyjrzała
się wszystkim sprawom, które prowadził. Wnioski okazały się przytłaczające:
przez co najmniej dziesięć lat Angleton paraliżował skutecznie działalność
Wydziału do spraw Bloku Sowieckiego. To samo odnosi się także do służb
sprzymierzonych.
Agencji groziło niebezpieczeństwo, że pogrąży się w tej samej paranoi,
która prześladowała Angletona i oskarży go o to, że pracował dla KGB! Bo
który z prawdziwych agentów radzieckich na równie strategicznym stanowisku
oddałby większe usługi Moskwie?
Dwadzieścia lat później pułkownik Delseny wypowiedział następującą
opinię: "Sowietom nigdy nie udałoby się zmontować tak wspaniałej
operacji, nawet gdyby bardzo chcieli". A Clare Petty, jeden z dawnych zastępców
hodowcy orchidei, wyraził się o Angletonie w ten sposób (w filmie BBC Angleton):
"Posługując się metodą Angletona można by wydedukować, zważywszy na
skutki, że duet Angleton - Golicyn został wylansowany przez KGB. Zresztą
gdyby Jim kierował się własną logiką konsekwentnie aż do końca, powinien
był wszcząć dochodzenie przeciw samemu sobie".

 

Operacja CHAOS

Vietcong jest w trakcie wygrywania wojny psychologicznej. Kontestująca
inteligencka młodzież Zachodu, której część identyfikuje się z walką
wietnamskich komunistów entuzjastycznie odnosi się do komunistycznych zwycięstw
nad potężną machiną wojenną USA. Zachodnia młodzież pali flagi amerykańskie,
głośno skandując: "Ho-Ho-Ho-Chi-Minh". W amerykańskich kampusach
uniwersyteckich odbywają się polowania na "sierżantów-werbowników" z
CIA.
W 1967 r. prezydent Johnson, zaniepokojony zagrożeniem wewnętrznym, którego
efektem jest straszna demoralizacja, zleca Dickowi Helmsowi opracowanie programu
kontroli środowisk kontestatorskich. Uważa za rzecz haniebną, że podczas gdy
jedni giną każdego dnia w Indochinach, inni potępiając ów zbrojny konflikt,
sabotują wysiłek wojenny.
Agencja, nienawykła (w przeciwieństwie do FBI) do praktykowania szpiegostwa
wewnętrznego, znalazła się w kłopotliwej sytuacji. Helms rozwiązał ów
problem oświadczając, że operacja CHAOS, taki bowiem nadano programowi
kryptonim, leży w gestii kontrwywiadu o tyle, o ile chodzi w niej o
zdemaskowanie zagranicznych agentów, wykorzystujących falę kontestacji, by łatwiej
spenetrować USA. Nadzór nad operacją powierzył zatem Jimowi Angletonowi, miłośnikowi
orchidei, który jak już wiemy, należał do tych, którzy gotowi są zburzyć
dom, by sprawdzić, czy nie ma w nim przypadkiem termitów.
Angleton, nie znajdując żadnych dowodów obcej ingerencji, nie daje za
wygraną. Helms będzie musiał wykorzystać wszystkie swoje talenty, by uspokoić
nadgorliwego zastępcę i zanieść do Białego Domu okropną wiadomość: Stany
Zjednoczone są w Wietnamie "ugotowane"; coraz więcej młodych Amerykanów
odmawia służby wojskowej, dezerteruje, ucieka do Kanady i nie można nawet
powiedzieć, że są manipulowani przez KGB.
Istotnie, jest od czego popaść w depresję. Lecz oto, na horyzoncie pojawia
się osoba, która twierdzi, że jest w stanie rozwiązać problem wietnamski z
korzyścią dla USA - nowy prezydent, republikanin Richard Nixon.

Watergate story

20 stycznia 1969 r. Richard Milhous Nixon obejmuje oficjalnie urząd
prezydenta Stanów Zjednoczonych i wprowadza się do Białego Domu. Nixon,
podobnie jak jego specjalny doradca do spraw obrony narodowej, Henry Alfred
Kissinger, jest przekonany, że tylko jego polityka jest w stanie położyć
kres hekatombie, a jednocześnie odsunąć widmo zwycięstwa komunizmu. Tylko
dzięki "wietnamizacji" konfliktu, czyli wyposażeniu południowowietnamskiego
reżimu w środki społeczne, administracyjne i militarne, których mu brakuje
można będzie stopniowo ściągnąć amerykańskich "chłopców" z
powrotem do kraju.
Proste, ale przecież ktoś to musiał wymyślić. W rzeczywistości jednak
jest to droga pełna rozmaitych zasadzek, i to nie tylko ze strony Vietcongu.
Tandem Nixon-Kissinger kieruje się iście piekielną logiką: żeby wycofać
"chłopców" nie doprowadzając przy tym do upadku Wietnamu Południowego,
trzeba zmniejszyć presję militarną ze strony komunistów przez jej
zredukowanie, co z kolei wymaga osłabienia potencjału Vietcongu. Żeby to osiągnąć,
trzeba zintensyfikować naloty bombowe i użycie broni chemicznej, co nie pociągnie
za sobą ofiar wśród Amerykanów, lecz jedynie wśród Wietnamczyków. W związku
z czym należy konflikt zaostrzyć i wystąpić w roli podżegacza, co wzmocni
ruch pacyfistyczny nie tylko w USA, ale na całym świecie. Innymi słowy oddać
jedną ręką to, co się drugą zyskało.
Nixon prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z kryjącej się w tym
zasadzki. Darzył prawdziwą nienawiścią "snobów" z Ivy League, słynnych
uniwersytetów wschodniego wybrzeża, którzy jego zdaniem sterylizują
administrację i dyplomację amerykańską, podobnie jak Averell Harriman, do którego
żywił szczególną antypatię, a który za czasów prezydentury Johnsona
prowadził negocjacje z Wietnamem Północnym. Nixon darzył również szczególną
niechęcią dziennikarzy, których winił za brak sympatii dla siebie, podczas
gdy prezydenta Johna F. Kennedy'ego potrafili wynosić pod niebiosa, oraz za osłabianie
amerykańskiego morale poprzez rozpowszechnianie szczegółowych informacji,
dotyczących rozwoju konfliktu wietnamskiego.
Nixon żywił również głęboką niechęć do pacyfistów. Podobnie jak do
komunistów z okresu zimnej wojny i czasów maccartyzmu, którego był gorącym
poplecznikiem, uważał hippisów, kontestujących studentów, buntowniczych
pastorów i lewicujących intelektualistów za zwykłych zdrajców, zaangażowanych
w rodzaj wojny psychologicznej przeciwko Stanom Zjednoczonym. Każda z ich
manifestacji umacniała pozycję Vietcongu.
5 czerwca 1970 r. Nixon zwołuje w Białym Domu posiedzenie członków
amerykańskiego środowiska wywiadowczego, które reprezentują: Richard M.
Helms z ramienia CIA, J. Edgar Hoover z ramienia FBI, generał Donald V. Bennett,
szef DIA, wiceadmirał Noel Gayler, dyrektor NSA. W posiedzeniu tym uczestniczą
również jego współpracownicy: Robert Finch, John Ehrlichman, Bob Haldeman i
Tom Charles Huston. Operacja CHAOS nie przyniosła spodziewanych rezultatów,
należy zatem poddać ruch pacyfistyczny stosownej presji.
Huston, były członek DIA, jest poważnie zaniepokojony nieudolnością
amerykańskiego kontrwywiadu wobec Rosjan, a przede wszystkim wobec wewnętrznego
wroga, skrajnych lewicowców, takich jak Czarne Pantery czy inni Weathermani.
Na posiedzeniu zostaje powołana grupa robocza, której praca zaowocuje
wieloma dokumentami, zalecającymi powrót do tajnej kontroli korespondencji, włamywania
się do prywatnych mieszkań w celu przeprowadzenia rewizji, wzmocnienia
kontroli elektronicznej, werbowania informatorów na terenie kampusów
uniwersyteckich oraz przydzielania dodatkowych środków finansowych głównie dla DIA, która będąc organizacją wojskową jest w znacznie większym
stopniu niż inne zagrożona demoralizacją (w 1972 r. generał brygady Joseph
J. Cappucci utworzy Defense Investigative Service [służba śledcza], której
celem będzie ochrona armii przed demoralizacją, na wzór francuskiego
Bezpieczeństwa Wojskowego).
Tak zwany plan Hustona nieoczekiwanie spotka się ze zdecydowanym oporem ze
strony J. Edgara Hoovera. Ten szczwany lis, odwieczny szef FBI, zrozumiał
bowiem, że czasy się zmieniły i że podjęcie tego rodzaju środków może
niekorzystnie wpłynąć na wizerunek FBI w oczach opinii publicznej. Więc
nagle on, który nigdy nie przebierał w środkach, nie zważając na to, czy są
zgodne z prawem czy nie, występuje w roli gorącego orędownika stosowania środków
legalnych, stwierdzając, że FBI od 1966 r. zaniechało definitywnie włamań
do prywatnych mieszkań, a podsłuchiwanie rozmów telefonicznych obywateli
amerykańskich i innych to sprawa NSA, a nie FBI.
Mimo ustępstw ze strony Toma Hustona, Hoover pozostaje niewzruszony. Zwraca
się nawet do ministra sprawiedliwości, Johna N. Mitchella, o odrzucenie planu
Białego Domu. W ten sposób ostrożny J. Edgar Hoover, którego służby posługują
się na co dzień metodami, o jakich lepiej nie wiedzieć, zdołał zabezpieczyć
sobie tyły na wszelki wypadek. W razie skandalu FBI będzie kryte.
Tymczasem rozwój wypadków w Wietnamie zdaje się wciąż niepewny, a
przecieki nadal przedostają się do prasy. 13 czerwca 1971 r. nagłówki "New
York Timesa" stawiają na równe nogi prezydenta i jego doradcę do spraw
bezpieczeństwa narodowego. Gazeta codzienna informuje, że "dokumenty
Pentagonu odtwarzają trzydziestoletni przebieg rosnącego zaangażowania
amerykańskiego w Wietnamie" i zapowiada publikację obszernych fragmentów
liczącego 7 tysięcy stron raportu, sporządzonego na polecenie ministra obrony
w rządzie prezydenta Johnsona, jak również przedruk oryginalnych dokumentów.
Już na przełomie kwietnia i maja 1969 r. dziennik publikował inne
fragmenty, zaczerpnięte z najlepszych źródeł, dotyczące planów Narodowej
Rady Bezpieczeństwa wobec Wietnamu, przeglądu radzieckiej broni rakietowej, a
także fragmenty dyskusji na temat zasadności stałej obecności szpiegowskiego
statku na wodach Korei Północnej, tajnych nalotów bombowych na Kambodżę,
dokonywanych na wyraźne polecenie Białego Domu.
Od tamtej pory przecieki przedostawały się do prasy nieustannie. Nixon
wpada w furię. W rewelacjach prasowych na temat tajnych nalotów na Kambodżę,
stanowiących największy atut w jego polityce "wietnamizacji", upatruje
spisku. Dowodem na istnienie spisku jest też jego zdaniem opublikowanie
dokumentów Pentagonu. Po gwałtownych sporach prawnych 30 czerwca sąd w wyniku
głosowania 6 przeciwko 3 postanawia przyznać rację dziennikowi "New York
Times".
Nixon chce za wszelką cenę doprowadzić do wykrycia, ukarania i
wyeliminowania winnych. Chce "podłożyć ogień pod dupę FBI", jak sam
się wyrazi, wiedząc o tym, że wbrew protestom ze strony J. Edgara Hoovera FBI
między 1969 r. a 1970 r. siedemnaście razy praktykowało podsłuch telefoniczny w związku
z "przeciekami wystawiającymi na szwank narodowe bezpieczeństwo".
Ten, kto właśnie jest w trakcie rozbijania banku kasyna, nie lubi, żeby mu
w tym przeszkadzano. Nixon obawia się przede wszystkim jednego: żeby kolejne
przecieki nie zmusiły go do zaniechania projektu numer 1, jakim jest tajny
wyjazd Henry'ego Kissingera do Chin, mający stanowić preludium spektakularnego
zwrotu w stosunkach dyplomatycznych i - jak dziś wiadomo - zdecydowany krok
naprzód w kierunku rozpadu sowieckiego bloku, który nastąpi dopiero dwadzieścia
lat później.
Niespodziewanie jednak Nixon, ogarnięty nienawiścią do dziennikarzy, traci
zimną krew. Opierając się na nie sprawdzonych pogłoskach, nabiera
przekonania, że Daniel Ellsberg, wysoki urzędnik podejrzewany o przekazanie
"New York Timesowi" dokumentów Pentagonu, należy do spisku,
zorganizowanego wspólnie z Rosjanami.
W lipcu John D. Ehrlichman (jeden z "Prusaków Białego Domu", drugim
jest Harold Robbins Haldeman) powierza młodemu adwokatowi z rady wewnętrznej,
Egilowi Kroghowi, utworzenie prezydenckiej ekipy dochodzeniowej, mającej położyć
kres przeciekom do prasy.
Członkowie tajnej ekipy do spraw przecieków zyskujący miano "hydraulików"
zakładają sztab operacyjny w Białym Domu. Do najbardziej aktywnych należy dwóch
weteranów CIA, Everett Howard Hunt i James W. McCord, oraz George Gordon Liddy,
twardziel ze szkoły J. Edgara Hoovera. Te trzy nazwiska pojawią się wkrótce
na pierwszych stronach gazet, w związku z wybuchem afery Watergate...

"Hydraulicy", doradcy i CIA

Ehrlichman nie ustaje w wysiłkach. 7 lipca 1971 r. nawiązuje kontakt z zastępcą
dyrektora CIA, Robertem E. Cushmanem. Pragnie poinformować generała piechoty
morskiej, że prezydent powierzył pieczę nad bezpieczeństwem Białego Domu
Howardowi Huntowi, który otrzymał od niego carte blanche i zwróci się,
jeśli będzie trzeba, o pomoc do CIA.
Dwa tygodnie później dochodzi do spotkania między Cushmanem i Huntem.
Obydwaj panowie znają się od dawna. Współpracowali ze sobą podczas
pierwszego pobytu w CIA, w latach 1949-1951, potem spotykali się jeszcze w
czasie przygotowań do lądowania w Zatoce Świń. Hunt alias Eduardo zajmował
się wówczas kubańskimi emigrantami z Miami, podczas gdy Cushman sprawował
nadzór nad operacjami z upoważnienia Nixona, który był wówczas zastępcą
prezydenta. Tym właśnie kanałem "hudraulicy" zdobędą z magazynów w
Langley wyszukaną aparaturę szpiegowską.
Nielegalny podsłuch, przechwytywanie korespondencji, śledzenie, pogróżki, korupcja, szantaż, wywieranie nacisku, włamania połączone z kradzieżą
(na przykład do Lewisa Fieldinga, psychiatry Daniela Ellsberga), dowolne posługiwanie
się wykrywaczem kłamstw, dostarczonym przez CIA, bezprawne powoływanie się
na oficjalne urzędy, takie jak Internal Revenue Service, czyli urząd ściągania
należności podatkowych, zatrudniające specjalnych agentów -
"hydraulicy" uciekają się do wszelkich możliwych środków, mogących
ułatwić im wykonanie zadania. W ten sposób polowanie na sprawców przecieków
przeradza się w szpiegostwo polityczne.
Wreszcie 17 czerwca 1972 r. miara się przebrała. Bernard Barker, Eugenio
Martinez, Virgilio Gonzales, James McCord i Frank A. Sturgis zostają przyłapani
podczas włamania do centrali Partii Demokratycznej, mieszczącej się na szóstym
piętrze gmachu o nazwie Watergate. Hunt i Liddy, kierujący operacją z
hotelowego pokoju za pomocą przenośnych radionadajników, zostaną aresztowani
później.
Ponieważ chodzi tu o przestępstwo federalne, w związku z tym śledztwo
zostaje powierzone FBI. Biały Dom na próżno robi co może, by nie dopuścić
do wybuchu skandalu. Wykorzystuje wszystkie możliwości. Nixon wyraża zgodę,
gdy Haldeman przedstawia mu linię obrony, opracowaną przez prezydenckich
doradców. Haldeman wraz z Ehrlichmanem zamierzają skontaktować się z Dickiem
Helmsem, szefem CIA, i jego zastępcą Vernonem Waltersem. W imieniu Białego
Domu poproszą, by spotkali się czym prędzej z nowym dyrektorem FBI,
Patrickiem L. Grayem, któremu, gdy dowie się, iż w istocie chodziło o tajną
operację Agencji, nie pozostanie nic innego jak tylko wstrzymanie śledztwa.
Nixon był przekonany, że dyrektor CIA Richard Helms, którego Biały Dom w
wielu przypadkach "krył" i który okazywał się niezwykle drażliwy,
gdy w jego obecności poruszano temat nieszczęsnej operacji w Zatoce Świń,
nie będzie robił większych trudności. Vernon Walters natomiast był nie
tylko jego starym znajomym, ale był mu również coś winien zważywszy na to,
że Nixon awansował go w marcu na stanowisko zastępcy dyrektora.
Było to jednak rozumowanie zdecydowanie zbyt optymistyczne. Helms i Walters
znaleźli się w ogromnie trudnej sytuacji. Z jednej strony winni stosować się
do zaleceń Białego Domu, z drugiej doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli
zgodzą się kryć "hydraulików", CIA zostanie zamieszana w nieunikniony
skandal. Wobec tego Walters spotyka się wprawdzie z szefem FBI, ale nie
przekazuje mu wszystkich poleceń Białego Domu. Z tą chwilą stanowisko
Agencji jest już jasno określone: nie odmawiać niczego prezydentowi Nixonowi
(zresztą Helms nie jest w stanie odmówić czegokolwiek prezydentowi Stanów
Zjednoczonych), a jednocześnie nie dopuścić do kompromitacji Agencji.
Taka linia postępowania wydać się może szalenie sprytna, w rzeczywistości
jednak CIA znalazła się w ślepym zaułku, zaplątana w półprawdę, która
siłą rzeczy staje się półkłamstwem. W rezultacie Agencja wiele straci w
oczach amerykańskiej opinii publicznej, która będzie jej czynić zarzuty ze
wszystkiego: z tego, co przeprowadziła - a więc z operacji CHAOS i operacji
FENIKS; z tego, czemu starała się zapobiec - a więc z
wplątania w wojnę w Wietnamie; z tego, czego żądał prezydent, a czego ona
nie potrafiła odmówić - a więc z prób destabilizacji pozycji Salvadore
Allende jeszcze przed jego oficjalną nominacją; i pomocy udzielanej
"hydraulikom".
 

Tajni agenci kontra ETA

Jean-Pierre Szerid jest rodzonym bratem Andre-Noela Szerida, działającego
na rzecz SOA na terenie Algierii. Były członek brygady spadochronowej, a następnie
OAS, opuszcza Algierię tuż przed odzyskaniem niepodległości i potajemnie
udaje się do Hiszpanii, gdzie do 1967 r. żyje z dorywczych prac aż do chwili
nawiązania kontaktu z francuskimi agentami, poszukującymi najemników do
Biafry.
W 1974 r. Szerid spotyka w Madrycie hiszpańskich oficerów, którzy proponują
mu wstąpienie do zbrojnych oddziałów organizowanych przeciwko nacjonalistom
baskijskim z ETA. Oficerowie szukający odpowiedniego narybku należą do
Servicio de Información Naval (Morskich Służb Wywiadowczych) SEIN. Hiszpańska
marynarka ma swoje porachunki z organizacją ETA, która w grudniu dokonała
zamachu na życie szefa rządu, admirała Carrera Blanco.
Kontraktowy agent SEIN, Jean-Pierre Szerid, werbuje jednego Francuza i
jednego Amerykanina. Ten niewielki oddział, działający pod przykrywką nie
istniejącej Organizacji Anty-ETA (OATE), lokalizuje, a następnie likwiduje
wielu zbiegłych do Francji członków ETA (tzw. Etarras).
Rozpoczyna się "brudna wojna" (guerra sucia) z organizacją
ETA. Jean-Pierre zostaje szefem GAL (Groupe antiterroriste de Liberation -
Antyterrorystycznej Grupy Wyzwoleńczej), przeprowadzającej liczne zamachy na
przebywających we Francji członków ETA. Jej bezpośrednimi zleceniodawcami były
kolejno: SECED (Servicio Central de Documentación de la Presidencia del
Gobierno - centralne wewnętrzne służby dokumentacji), CESID (Centro
Superior de Información de la Defensa - Dyrekcja Generalna Informacji i
Obrony) i MULC (Mando unificado para la lucha contraterrorista, czyli Zjednoczone Dowództwo Walki
Antyterrorystycznej).
19 marca 1984 r. Szerid ginie w Biarritz od wybuchu bomby podłożonej w jego
renault 18. Ta niespodziewana śmierć budzi wiele domysłów, między innymi i
ten, że stał się zbyt kłopotliwy dla swoich mocodawców, którzy postanowili
go zlikwidować.
Miguel Legarza Egia jest osobowością całkowicie odmienną. Ten młody,
niezwykle religijny Bask, urodzony nad Zatoką Biskajską, zostanie wykorzystany
jako agent infiltrujący środowisko podziemne.
Na początku 1973 r. dwaj policjanci z Bilbao proponują mu współpracę z
SECED, służbami wywiadowczymi Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Po odbytym
przeszkoleniu Legarza - kryptonim El Lobo (Wilk) nawiązuje w 1974 r. kontakt
z przedstawicielami ETA.
Z wywiadu, którego udzielił Xavierowi Vinanderowi, dziennikarzowi katalońskiemu
z "Interviu", specjaliście od spraw związanych z wywiadem, wynika, że
El Lobo był w owym czasie szefem logistyki oddziałów specjalnych (berezis),
a także autorem zakrojonej na szeroką skalę obławy, która we wrześniu
1975 r. rozbiła "polityczno-wojskowe" skrzydło organizacji. W zasadzie
jego kariera powinna się na tym zakończyć, tym bardziej że był nieustannie
poszukiwany przez Eterras, ale oficerowie SECED poddali go operacji plastycznej,
rozpuszczając jednocześnie pogłoski o jego wyjeździe za granicę.
Legarza z zupełnie nową twarzą przeprowadza tajne operacje na Wyspach
Kanaryjskich, a także w samym Kraju Basków. Współpracę z CESID zrywa w 1985
r., odmawiając przeniesienia do placówki służb wywiadowczych na terenie
ambasady hiszpańskiej w Meksyku. W zamian za to przechodzi do Specjalnych Służb
Operacyjnych Gwardii Cywilnej (GOSSI, Grupo Operativo de Servicios Secretos de
Información). Jako konsultant do spraw walki z ETA kieruje operacją
infiltracji najwyższych szczebli organizacji podziemnej.
W grudniu 1987 r. podejmuje pracę w prywatnej agencji bezpieczeństwa, założonej
przez byłych członków GOSSI, po czym wraca do tułaczego życia, pracując na
konto CESID, z którym, wbrew temu co sam sugerował, nigdy nie zerwał kontaktów.
W grudniu 1993 r., gdy wybucha skandal związany z podsłuchami
telefonicznymi, Legarza jest agentem kontraktowym CESID. Polityczni rywale szefa
CESID, generała Manglano, podlegający Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, pragnęli
doprowadzić do upadku generała, ujawniając istnienie na terenie Hiszpanii
polityczno-przemysłowej siatki szpiegowskiej. Nielegalne podsłuchy CESID były
jednym ze środków, mających doprowadzić do upadku generała.
Środowisko wywiadowcze Hiszpanii nie jest bynajmniej wyjątkiem w dziedzinie
prowadzenia "wojny służb"...

 

Tajemnica DC 9

Mimo dwugodzinnego opóźnienia podczas międzylądowania w Rzymie, lot
samolotu DC 9 włoskich linii lotniczych Itavia na trasie Bolonia-Palermo zdaje
się przebiegać 27 czerwca 1980 r. bez zakłóceń. Tymczasem na północ od
Sycylii, w okolicach niewielkiej wysepki Ustica zaczyna się dziać coś niesłychanego.
Pilot dostrzega dwie ciemne sylwetki lecące wprost na niego. Są to dwa myśliwce
MIG-32 w barwach libijskich. Migi nie są same. W korytarzu powietrznym nagle
robi się tłoczno. W tym samym kierunku leci co najmniej jeszcze jeden zachodni
samolot. Jeden z migów chowa się pod DC 9, podczas gdy nie zidentyfikowany myśliwiec,
francuski czy może amerykański, otwiera ogień. DC 9 jest znacznie cięższy
od miga. O godzinie 20.59 włoski samolot zostaje poważnie uszkodzony. Po
kilkunastu minutach po DC 9 i 81 pasażerach pozostaną jedynie szczątki.
W wyniku tej surrealistycznej bitwy powietrznej jeden mig zdoła uciec, drugi
rozbije się w górach Kalabrii. Taki jest scenariusz, zrekonstruowany scena po
scenie przez adwokatów, zaangażowanych przez rodziny ofiar oraz sędziego
Priore.
A jednak kilka zagadek pozostaje nie wyjaśnionych. Przelot wszystkich innych
samolotów został zarejestrowany przez radary w Marsala (na Sycylii) i w Poggio
Ballone (na północ od Rzymu). Widnieje on również w archiwach komputerowych
SIOS (włoskiego wywiadu sił powietrznych), ale maszyn biorących udział w
bitwie nigdy nie udało się zidentyfikować. Włoskie siły powietrzne twierdzą
skądinąd, że właśnie w tym fatalnym momencie wystąpiła trwająca dziesięć
minut awaria techniczna.
Całą sprawę komplikują dodatkowo manipulacje natury psychologicznej. W
1987 r. na przykład dysydent Abd el-Hamid Baccouche, były ambasador libijski
we Francji, oznajmia, że samolot DC 9 zestrzeliły myśliwce Kadafiego.
Niestety po pewnym czasie uda się odnaleźć szczątki pocisku, pochodzącego z
arsenału NATO. Przez ten czas bowiem pozostałości po rozbitym samolocie zostały
wydobyte na powierzchnię i poddane analizie. Oświadczenie Baccouche'a i
informacje z czarnej skrzynki wywołują żywą reakcję admirała Fulvia
Martiniego, szefa SISMI - włoskich służb tajnych, który próbuje postawić
kropkę nad "i" w notatce sporządzonej dla komisji dochodzeniowej: "Wygląda na to, że wszystko
zmierza ku temu, by odpowiedzialnością obarczyć Libijczyków, oczyszczając
tym samym Francuzów z wszelkich zarzutów [...] Ekspertyzę czarnej skrzynki
mają przeprowadzić Amerykanie, których wrogi stosunek do Libii jest ogólnie
znany. [...] Z oznakami, świadczącymi o współpracy francuskich i amerykańskich
tajnych służb w walce z międzynarodowym terroryzmem oraz w operacjach
antylibijskich, spotkaliśmy się już w przeszłości". Admirał Martini
robi wyraźną aluzję do okresu, w którym CIA, MI 6 i SDECE wspierały służby
tunezyjskie i egipskie w tajnych operacjach przeciwko reżimowi libijskiemu.
W Libii natomiast samoloty hurel-dubois, pilotowane przez oficerów tajnej
eskadry Basenu, lądują nocą na pustyni, by nawiązać kontakt z placówkami
wywiadowczymi SDECE. Jest to zapewne jedna z przyczyn, dla której w lutym 1980
r. splądrowano ambasadę francuską w Trypolisie, a czerwone berety pułkownika
Kadafiego wzięły miejscowego szefa SDECE, Christiana Dallaportę, w
charakterze zakładnika.
Tydzień po zniszczeniu samolotu DC 9 zaczyna krążyć pogłoska o próbie
puczu w Tobruku, zdławionej przez komendanta Dżalluda, człowieka numer 2
libijskiego reżimu i wschodnioniemieckich ekspertów ze Stasi. Włoscy inżynierowie
zostają aresztowani. Podczas śledztwa zeznają, że pracowali dla Francuzów.
Jednocześnie na Malcie tajemniczy Maltański Front Wyzwolenia przeprowadza serię
zamachów, godzących w interesy Libijczyków. W rzeczywistości jest
manipulowany przez MI 6 sir Dicka Franksa.
W tej skomplikowanej układance brakuje nadal jednego fragmentu: zniszczenie
DC 9 nastąpiło niemal w przeddzień powstania w Tobruku. Przez pomyłkę.
Samolot francuskich służb specjalnych, lecący z Korsyki, miał dostarczyć
broń do Egiptu, przeznaczoną do operacji wymierzonej w Kadafiego. Tymczasem we
włoskich służbach SISMI istnieje silne lobby prolibijskie, do którego należy
między innymi generał Giuseppe Santovito, członek słynnej loży masońskiej
P-2. Trypolis otrzymał informację o samolocie francuskim, wypełnionym bronią
po brzegi właśnie od SISMI. Migi, które go miały zestrzelić, wystartowały
najprawdopodobniej z bazy San Pancrazio Salentino, położonej na samym obcasie
włoskiego buta.
Samolot DC 9 przez swoje opóźnienie znalazł się w tej samej strefie
powietrznej, co samolot przewożący potajemnie broń. Pojawienie się migów
wywołało kontratak amerykańskich czy też francuskich myśliwców i jeden z
nich zestrzelił cywilny samolot.
O tej tragedii żadne służby nie chcą dziś nawet wspominać. W 1994 r.
wyszły na jaw nowe okoliczności: po szczegółowym dochodzeniu Claudio Gatti,
dziennikarz z "Europeo", udziela wyjaśnienia w swojej książce Il
Quinto Scenario (Piąty scenariusz). Samolot DC 9 został zestrzelony przez
izraelskie myśliwce, przekonane, że mają do czynienia z samolotem konwojującym
uran z Francji do Iraku, z przeznaczeniem dla Saddama Husajna.

 

SPECIAL BRANCH
STULECIE WYWIADU POLITYCZNEGO

Brytyjska Special Branch jest jedną z najstarszych struktur policji
politycznej, jakie działają nieprzerwanie do naszych czasów. Wywodzi się z
Criminal lnvestigative Department Scotland Yardu, a oficjalnie ujrzała światło
dzienne w marcu 1883 r., w dniu świętego Patryka (święto narodowe Irlandii)
pod nazwą Special Irish Branch.
Jej celem było przerwanie serii zamachów bombowych, organizowanych przez
republikanów irlandzkich - Fenian. Jeden z ich komandosów, tzw. niezwyciężonych,
zabił na krótko przed tym lorda Fredericka Cavendisha, sekretarza spraw
irlandzkich, i jego zastępcę.
Tę elitarną jednostkę tworzyło dwunastu policjantów pochodzenia
irlandzkiego, dowodzonych przez Szkota, inspektora Littlechilda. Pierwsze
zadanie SIB to nadzór nad emigrantami irlandzkimi oraz zapewnienie ochrony królowej
Wiktorii i jej ministrom. Oczywiście przy współpracy umundurowanych bobbies.

Na początku skuteczność tej służby pozostawiała wiele do życzenia -
w maju 1884 r. Irlandczycy wysadzili w powietrze... kwaterę główną Special
Irish Branch. Na szczęście bomba nie spowodowała ofiar śmiertelnych. Cztery
lata później fala zamachów ustała, a policja specjalna rozszerzyła swe
prerogatywy, zmieniając nazwę na Special Branch.
Special Branch interesowały już inne rodzaje działań przeciwko Koronie,
począwszy od anarchistów z różnych krajów, przebywających na wygnaniu w
Anglii. Do jej pierwszych "klientów" należał Piotr Kropotkin. W 1892
r., dzięki francuskiemu informatorowi, policjanci rozbili grupę sześciu
anarchistów, podejrzewaną o dokonywanie zamachów.
Później, przed wojną 1914 r., Special Branch zajmowała się sufrażystkami,
domagającymi się prawa głosu dla kobiet. Special Branch pod kierunkiem Basila
Thomsona przeciwdziałała także całej serii masowych ruchów społecznych z
lat dwudziestych - w tym strajkowi generalnemu w 1926 r. i pojawieniu się
ruchu komunistycznego.
Stąd nalot w 1927 r. na firmę Arcos - radziecką misję handlową. W ten
sposób wykrystalizowały się główne kierunki działania Special Branch, która
w latach trzydziestych liczyła już około stu pięćdziesięciu inspektorów i
wywiadowców.
W tym czasie również nawiązana została współpraca z kontrwywiadem -
Ml 5. Podobnie jak Ml 5, Special Branch stosowała starą metodę infiltracji
agentów, prowokatorów i zdrajców.
W przededniu wojny, w godzinie zagrożenia hitlerowskiego, Special Branch
powróciła do swych pierwotnych zadań - walki z Irlandią. 12 stycznia 1939
r. IRA postawiła Wielkiej Brytanii ultimatum, dając jej cztery dni na
opuszczenie Irlandii Północnej. W przeciwnym razie przygotowany był Plan S. I
w istocie, od stycznia 1939 r. do lutego 1940 r. IRA zorganizowała kampanię
zamachów bombowych w Anglii. W sierpniu 1939 r. w wyniku eksplozji w Coventry
zginęło pięć osób, a osiemdziesiąt zostało rannych.
Tak więc kwestia irlandzka pozostała głównym zajęciem Special Branch.
Pociągnęło to za sobą dwie konsekwencje: umocnienie aparatu policyjnego o
tym samym charakterze w Irlandii Północnej (Royal Ulster Constabulary Special
Branch) i próbę nawiązania współpracy ze Special Branch wolnej Irlandii,
powstałą po uzyskaniu niepodległości przez Irlandię Południową.
Faktycznie Special Branch w Dublinie (po gaelicku: An Craoibhin Slibhin) była
o krok od utworzenia nowej siły, kiedy w lutym 1922 r. szef wywiadu IRA, Mick
Collins powołał Urząd Śledczy dla spraw Kryminalnych (CID - Criminal
lnvestigation Department). Mieścił się on w Oriel House, a ludzie rekrutowali
się z dawnych jednostek wywiadu republikańskiego. Szefami tego wydziału byli
dwaj starzy oficerowie IRA: Sean Tempelton i Charles Kinsella.
Po śmierci Collinsa w policji wolnego państwa, tzw. Garda Siochana,
ponownie przeważali dawni specjaliści z czasów kolonizacji. W 1933 r. pułkownik
Eamon Broy - szef policji blisko powiązany z probrytyjskim ruchem
faszystowskim Niebieskie Koszule, kierowanym przez byłego prefekta policji
Eoina O'Duffy - zreformował Special Branch. Uczynił z niej jednostkę
uderzeniową. Jej głównym zadaniem było destabilizowanie ruchu republikańskiego,
który pozostał w opozycji po podziale kraju.
Podobnie jak pomiędzy gangami w Chicago, tak i pomiędzy oddziałami Special
Branch i jednostkami IRA dochodziło do bardzo gwałtownych walk.
W 1939 r. szef nadintendent Patrick Carroll zreorganizował ponownie Special
Branch. Jednym z jej zadań po tej reorganizacji było przechwytywanie szpiegów
niemieckich, wspólnie z kontrwywiadem wojskowym G-2, i niedopuszczenie, aby
agenci Abwehry kontaktowali się z ludźmi z IRA. Czuwał nad tym Cecil Lidell,
kierujący sekcją irlandzką angielskiej Ml 5.
Special Branch do dziś uważana jest za brytyjską piątą kolumnę w
Republice Irlandii. W tym również przez Irlandczyków, którzy nie aprobowali
akcji armii republikańskich.


Większa dawka top secret








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nov 2003 History Africa HL paper 3
Historia harcerstwa 1988 1939 plansza
Historia państwa i prawa Polski Testy Tablice
Historia Kosmetyków
historia
Gaza w staroegipskich źródłach historycznych
A short history of the short story

więcej podobnych podstron