032 19





B/032: H.von Ditfurth - Duch nie spadł z nieba







Wstecz / Spis
Treści / Dalej
19. Wielkie złudzenie
Półkule mózgowe nie mają władzy zwierzchniej
Duchowi boskiemu zastrzeżone jest prawo swobodnego unoszenia się nad wodami. To, co nazywamy naszym duchem, okazuje się związane ze strukturą naszego mózgu. Tym samym ten nasz duch podlega określonym warunkom materialnej egzystencji. Brzmi to wprawdzie paradoksalnie, ale w rzeczywistości doświadczamy tego codziennie i od dawna uważamy za oczywiste, że właśnie owe warunki wyciskają piętno na wielu swoiście ludzkich cechach naszej psychiki.
Zmęczenie i wyczerpanie nie są więc
właśnie jako zjawiska psychiczne
niczym innym jak tylko skutkiem nieuniknionych warunków energetycznych. To samo dotyczy oczywiście biegunów przeciwnych, a więc przedsiębiorczości i wzmożonych sił napędowych. W taki sposób determinowane są nie tylko ilościowe treści naszego życia psychicznego, lecz także, jak dobrze wiemy, treści jakościowe. Ostateczna przyczyna uczucia głodu i towarzyszącego mu szczególnego nastawienia uwagi i aktywności na ściśle określone cechy i możliwości naszego środowiska również tkwi w wymiarze materialnym. Dotyczy to także popędu seksualnego i wyzwalania lęku wraz z ich nie mniej swoistymi formami ukierunkowania zainteresowań i aktywności, jakkolwiek tutaj bilans energetyczny (warunki przemiany materii) jest tylko środkiem do celu, a nie ostateczną przyczyną. Ale to, co w obu tych przypadkach przeżywamy, jest skutkiem naszego uwikłania w ową sieć utworzoną przez międzymózgowie i łączącą nas nieodwracalnie ze środowiskiem za pośrednictwem wzajemnych oddziaływań między zewnętrznymi sygnałami a wrodzonymi programami, między wewnętrzną gotowością a swoistymi czynnikami wyzwalającymi. Jest to sieć zależności wegetatywnych, której wątki i wzory powiązań można opisać i analizować, której zatem nie sposób jeszcze zaliczać do poziomu psychicznego.
Natomiast, odwrotnie, owe wegetatywne zależności, których wzorce nieustannie się zmieniają, z pewnością nie są pozbawione wpływu na nasze przeżywanie. Nie tylko je przeżywamy, gdy mówimy o pewnych uczuciach, popędach lub nastrojach, jakie miewamy czy w jakich się znaleźliśmy. Nasze półkule mózgowe w żadnym razie nie zachowują się w tej sytuacji jak bierny widz wobec wydarzeń na niższym poziomie. Rządzi tu bowiem zasada hierarchii od dołu do góry, której konieczność biologiczną wykazaliśmy szczegółowo w jednym z poprzednich rozdziałów.
To, co przeżywamy jako nastroje, popędy i uczucia, jest przede wszystkim odzwierciedleniem czynności międzymózgowia odbijającej się w półkulach mózgowych, zdolnych do świadomego przeżywania, a także do samoprzeżywania. To, że przeżycia nasze rozgrywają się na poziomie wegetatywnym poza obrębem właściwego wymiaru naszej psychiki, wyjaśnia znane każdemu osobliwości charakteryzujące te nastroje, popędy i uczucia.
Wszystkie tego rodzaju przeżycia znajdują się poza wpływem naszej woli. Nie możemy być weseli, zmęczeni czy głodni wtedy, kiedy chcemy. Uczucia i popędy budzą się i przemijają bez naszego współdziałania. Przyczyna tkwi w tym, że nie są one funkcjami psychicznymi, lecz jedynie rejestrowanym przez świadomość działaniem niższych ośrodków. Możemy najwyżej starać się unikać ludzi i sytuacji, o których wiemy, że wywołują w nas niepożądane nastroje czy uczucia
i odwrotnie.
Ale to jeszcze nie wszystko. Jak każdy wie, nastroje i uczucia wpływają na nasze postępowanie i myślenie. Jesteśmy na nie nieuchronnie skazani. Radość może nas porwać, lęk może nas ogarnąć. Złość czyni nas ślepymi, podobnie jak miłość czy nienawiść, jak każde inne uczucie dość silne na to, aby nas opanować.
Zależność ta dotyczy w zasadzie wszystkich przypadków, nie tylko skrajnie silnego uczucia. Każdy nastrój, każde uczucie nastawia nas w określony sposób do środowiska. Głód
bez względu na to, czy chcemy, czy nie, czy go świadomie rejestrujemy, czy dajemy się bezmyślnie nim powodować
prowadzi do tego, że ze wzrastającym zainteresowaniem, a przy nasilającym się głodzie z wzrastającą wyłącznością, badamy otoczenie tylko pod względem występowania obiektów jadalnych. Seksualne nastrojenie z kolei sprawia, że w świadomości na pierwszy plan wysuwają się zupełnie inne, nie mniej swoiste sygnały środowiska. Lęk każe nam widzieć rzeczywistość świata zupełnie inaczej aniżeli nastrój radosny.
Wszystko to, stępione codziennym przyzwyczajeniem, aż nazbyt łatwo wydaje nam się banalne. Jednak pomni na to, co już zostało powiedziane, powinniśmy mieć się na baczności i nie dać się uśpić pozorną oczywistością stwierdzenia, że rzeczywistość naszego świata bywa zmienna w zależności od nastroju. Stwierdzenie to może być bowiem przesłanką rewolucjonizującą nasze rozumienie samych siebie: wynika z niej przecież rozpoznanie, że także ów udostępniony nam przez półkule mózgowe i świadomie przez nas przeżywany świat wciąż jeszcze nie może w żadnym razie być tym światem.
Używając sformułowania "wciąż jeszcze" myślimy w kategoriach ewolucyjnego miernika czasu. Stwierdzenie, że przeżywany przez nas świat "wciąż jeszcze" nie jest absolutnie identyczny ze światem obiektywnym, którego istnienie zakładamy, sprowadza się do przekonania, że
wyrażając się dosadnie i ostro
sytuacja człowieka różni się na razie od sytuacji kleszcza opisanego przez Uexkulla (por. s. 235-236) tylko pod względem stopnia, a nie zasady.
Prawo do takiego przekonania wymaga szczegółowego uzasadnienia. Jako przykład przytoczymy tutaj dla większej wyrazistości pewien przypadek skrajny, a mianowicie przypadek głodu. Pierwotnie głód jest obiektywną sytuacją fizyczną: sytuacją braku rezerw energetycznych niezbędnych do utrzymania ciągłości przemiany materii. Dowiedzieliśmy się już, w jaki sposób organizm wielokomórkowy reaguje na tę sytuację: przez obniżenie progów wyzwalania wrodzonych sposobów zachowania służących zdobywaniu pożywienia i wykorzystaniu go, czyli wrodzonego programu "pozyskiwanie pokarmu".
Mówiliśmy również o skutkach takiego swoistego obniżenia progów. Rozpatrywane globalnie polegają one na powstaniu nowej hierarchii priorytetów zachowania: progi wszystkich innych istniejących programów zachowania z tą chwilą zostają przynajmniej relatywnie podwyższone. W sensie szczegółowym wynika z tego swoista wewnętrzna gotowość podnosząca zdolność reagowania na odpowiednie wyzwalające sygnały środowiska, podczas gdy wszystkie inne sygnały, ukierunkowane na inne zakresy zachowań, przestają oddziaływać. Wskutek tego świat rzeczywisty organizmu międzymózgowiowego zmienia się zgodnie ze swym wegetatywnym charakterem. Tak więc na przykład w stanie głodu, ale także w stanie seksualnego zaspokojenia partner seksualny dosłownie i zupełnie konkretnie "znika" z rzeczywistości. W obu przypadkach bowiem progi wyzwalania seksualnych programów zachowania ulegają podwyższeniu, tak że wszystkie sygnały seksualne
albo czynniki wyzwalające
pozostają nieskuteczne.
Wszystko to teraz już nie jest dla nas nowe. Zaskakujące może być jedynie odkrycie, że sprawy te rozgrywają się z zasady zupełnie tak samo również na poziomie półkul mózgowych, na szczeblu świadomego przeżywania.
Przecież gdy naprawdę boleśnie cierpimy wskutek głodu, krąg rzeczy jadalnych rozszerza się dla nas w sposób, który trudno sobie nawet wyobrazić, kiedy jesteśmy syci. Czyż ja i moi rówieśnicy w latach głodu po wojnie nie spożywaliśmy takiej strawy, której skład i jakość w obecnych latach normalnych progów głodu przejmowałyby nas wstrętem? A przede wszystkim: przecież dla wszystkich w stanie głodu świat kurczy się do pewnej rzeczywistości, która w końcu składa się już tylko z obiektów jadalnych bądź niejadalnych. A czyż mizerność przeżywanej rzeczywistości, która skurczyła się do takich rozmiarów, odbiega tak daleko, a zwłaszcza tak zasadniczo od opisanego przez Uexkulla rzeczywistego świata kleszcza?
Niewątpliwie osiągnęliśmy wiele, ale tylko relatywnie. Żałosny kadłub świata, w jakim kleszcz w związku ze stanem swego rozwoju pozostaje zamknięty przez całe życie, nam grozi co najwyżej w jakiejś przymusowej, skrajnej sytuacji wegetatywnej, niczym ciasna klatka, w której moglibyśmy się znaleźć tylko przejściowo. Ale czyż sama taka możliwość nie wyrównuje już przepaści dzielącej nas od małego roztocza, przepaści, którą zwykliśmy uznawać za coś zasadniczego?
Nikt nie zaprzeczy, że ta różnica jest astronomicznie wielka. Dzielą nas, dosłownie i konkretnie, całe światy. Wydaje się, że wobec poziomów bytowania kleszcza i człowieka sama myśl porównania ich jest niedopuszczalna. Ale jakkolwiek dobitnie eksponowalibyśmy tę różnicę, pozostaje ona różnicą stopnia, a nie praprzyczyny. Pozostaje sam suchy fakt, że nie tylko w świecie kleszcza, lecz również w naszym rzeczywistość bywa zmienna, zależna od wewnętrznej, wegetatywnej konstytucji podmiotu, dla którego jest środowiskiem. Czyż przed chwilą jeszcze nie uznaliśmy za całkowicie oczywiste, a nawet banalne stwierdzenia, że lęk każe nam widzieć zupełnie inny świat aniżeli radość?
Może w tej sytuacji czyhać na nas pokusa, by wykręcić się argumentem, że jest to wspólna cecha dotycząca prawdopodobnie wszystkich żywych istot, podobna więc do tych, jakie obserwujemy analizując wspólność budowy komórek albo identyczność kodu genetycznego organizmów
że więc jej obecność niczego nie dowodzi. Mielibyśmy słuszność. Ale hipokryzją byłoby na tym poprzestać. Owo głębokie przekonanie
jawne lub skryte
że w odróżnieniu od wszystkich innych istot żywych na tej Ziemi żyjemy w świecie obiektywnym, wypływa z wielkiej naiwności. Myślimy sobie, że jako jedyni osiągnęliśmy poziom rozwoju umożliwiający poznanie prawdziwej treści świata, poznanie go "takim, jaki jest".
Mimo niejednokrotnie powtarzanych wskazówek i ostrzeżeń dotychczasowa treść tej książki prawdopodobnie także przyczyniła się do utrzymania tego złudzenia. Było to nie do uniknięcia, zanim bowiem można przystąpić do skutecznego zwalczania przesądu, trzeba najpierw zebrać niezbędny materiał. Ponadto logika prezentacji tematu wymagała powiedzenia pewnych rzeczy, które niestety mogły zostać niewłaściwie zinterpretowane.
Logika ta dotąd wyrażała się w próbie rekonstrukcji pewnego rozwoju historycznego, w oddaniu chronologicznego przebiegu ewolucji naszego mózgu. Szczególnie zależało mi na tym, aby opisać i wyjaśnić to, co na każdym etapie tego rozwoju było nowe. Śledząc to "nowe" krok za krokiem i szczebel za szczeblem, kładłem nacisk, chociażby ze względu na poglądowość opisu, na różnicę między starymi a nowymi funkcjami.
Pomimo wszelkich antycypujących uwag, wyprzedzania wypadków, tok niniejszych rozważań mógł wywoływać wrażenie, jakoby i w tej historii nowe wstępowało zawsze na miejsce starego, a przynajmniej czyniło je nieważnym. Wskazałem co prawda na istnienie "żyjących skamieniałości" w naszych głowach i demaskowałem zjawy, które ludzki lęk przed ciemnością każe widzieć nam w cieniu każdego krzaka. Jednakże do tej pory nie mówiłem wyraźnie o tym, że jakiś przesąd narzuca nam wiarę w absolutną władzę zwierzchnią półkul mózgowych.
Obecnie jednak dotarliśmy do punktu, w którym już dłużej nie można zwlekać. Ta rekonstrukcja rozwoju mózgu doszła do szczytu, najwyższego piętra, miejsca, w którym rozwój się kończy, w każdym razie dla nas i dla naznaczonego naszą egzystencją momentu ewolucji. Inna sprawa, że nie ma żadnego powodu mniemać, aby ewolucja mózgu miała się zatrzymać akurat na szczeblu reprezentowanym przez naszą epokę. Przebiegi ewolucji są absolutnie nie do przewidzenia, daremne byłoby zatem snucie domysłów na temat jej przyszłego kształtu.
Odtąd więc styl tych rozważań zmieni się zasadniczo. Już nie o historii będzie mowa, lecz o teraźniejszości. Teraz już nie będzie chodziło o opis i wyjaśnienie filogenetycznych przebiegów, lecz o przyjrzenie się produktowi wytworzonemu przez te procesy i o zrozumienie go. Całość, którą będę chciał zanalizować na tym ostatnim, trzecim szczeblu rozwoju mózgu, składa się z różnych części, istniejących jednocześnie obok siebie. Nasuwa się więc pytanie, jaki jest wzajemny stosunek owych części produktu pochodzących z różnych epok rozwoju.
W poprzednim rozdziale podałem już konkretne przykłady skutków takiego sąsiedztwa, nie zastanawiając się szczegółowo nad zachodzącymi zależnościami. Wymienione powiązania były jeszcze stosunkowo łatwe do uchwycenia
we wszystkich przykładach anachronicznej kooperacji role międzymózgowia i półkul mózgowych wyraźnie się od siebie różniły.
Omawiane przypadki ilustrowały właściwie tylko przejściową ingerencję archaicznych prawideł funkcjonowania międzymózgowia w naszą świadomość
momenty, w których hierarchia naszego centralnego układu nerwowego bywa niejako postawiona na głowie. Przede wszystkim obie sfery: archaiczna sfera międzymózgowia oraz sfera świadomie przez nas przeżywanego świata nawet w takich sytuacjach pozostawały ciągle jeszcze ostro od siebie oddzielone i dawały się rozróżniać.
Sedno zagadnienia, do którego właśnie doszliśmy, ujawnia się z chwilą, gdy zaczynamy rozumieć, że w rzeczywistym świecie naszej psychiki rzecz na tym się nie kończy. Wcale tak nie jest, jak by nam się mogło wydawać na podstawie pierwszych przykładów dobranych ze względu na ich przejrzystość, że rzeczywistość archaiczna i świadomie przeżywany świat wprawdzie istnieją jednocześnie, ale tylko obok siebie. Prawdą jest, że wzajemnie się przenikają, że tworzą amalgamat, że przeżywany przez nas świat jest w istocie obojnaczym tworem, do którego istnienia z zasady w równym stopniu przyczyniają się obie części mózgu.
Jakkolwiek nasz rozum, skrępowany kategoriami "albo
albo", wzdraga się przed zaakceptowaniem takiej możliwości, znowu otrzymujemy niezawodną wskazówkę co do tego, że
z biologicznego punktu widzenia -jesteśmy formą przejściową. Bliższe rozpatrzenie naszej reakcji przestrachu i jej wyzwalania
podobnie jak analiza warunków wyzwalania się popędu pokarmowego
zmusiły nas do przyznania, że nie przekroczyliśmy jeszcze całkowicie strefy przejściowej zwierzę-człowiek.
Szczegółowe przebadanie istoty naszych nastrojów ukazuje teraz inne oblicze tego samego stanu rzeczy: fakt, że po niewyobrażalnie długich okresach prehistorii przebytych w bezświadomości wciąż jeszcze trwamy w stanie budzenia się do świadomości. Nic w ewolucji nie dzieje się nagle, bez fazy przejściowej. Zwolniony proces budzenia się do świadomości przebiega w męce. Wymaga tysięcy wieków.
Świat pozostaje nieosiągalny
Rozpatrzmy teraz fakty. Uczucia i nastroje są, jak już uzasadniliśmy, odbiciem wrodzonych programów wzbudzanych raz po raz w międzymózgowiu. Powiedzieliśmy, że jako posiadacze półkul mózgowych nie możemy w pewnym sensie uniknąć przeżywania rozgrywających się w nas oddziaływań tego wrodzonego repertuaru zachowań, nawet jeśli pozostaje on niedostępny dla naszej woli ze względu na swoją lokalizację w międzymózgowiu. Wyrażając to samo inaczej
uczucia i nastroje nie są niczym innym tylko sposobem, w jaki przeżywamy nasze instynkty. Nonsensem jest więc mówić, że człowiek w odróżnieniu od zwierzęcia już nie ma instynktów.1 Prawdą jest tylko, że od kiedy pozostawiliśmy za sobą poziom "istoty międzymózgowiowej", nie panują one nad nami już wyłącznie.
W tych warunkach biologicznych niezbędność międzymózgowia, życiowa konieczność jego nieustannego funkcjonowania, powoduje, że jesteśmy ciągle w jakiś sposób nastrojeni. Dzieje się to oczywiście w bardzo zróżnicowanym stopniu. Świadomość nasza nie zawsze, może tylko w zupełnie rzadkich wypadkach, bywa przepojona takim swoistym nastrojem jak w przytaczanych dotąd gwoli jak największej obrazowości przykładach.
Przede wszystkim u większości ludzi wpływ nastrojów maleje z wiekiem. Jednakże zupełnie wolny od jakiegokolwiek nastroju nie bywa żaden człowiek zdrowy na umyśle, w żadnym momencie swego życia. A tym samym wszyscy w każdej chwili naszego istnienia na jawie jesteśmy w jakiś sposób nastawieni na środowisko pod-wpływem zmagazynowanych w międzymózgowiu programów. To zaś znaczy jednocześnie, że w równie swoisty sposób w naszym "nastrojeniu" bywamy bardziej podatni na pewne określone
właśnie przez nastrój dobrane
osobliwości tego środowiska aniżeli inni ludzie w tej samej chwili.
Oczywiście tylko zupełnie wyjątkowo występuje to tak jaskrawo jak w przypadku głodu. Z reguły przeżywany świat objawia się nam w całej swej nieograniczonej pełni i różnorakości, także gdy bywamy "nastrojeni". Ale często niepostrzeżenie zmienia on swój charakter. Nie ma żadnej wątpliwości, że w odróżnieniu od "istoty międzymózgowiowej" my istniejemy w świecie przedmiotowym, w świecie obiektywnie naprzeciwległym i od nas oddzielonym. Jednakże przy bliższym rozpatrzeniu równie bezsporny okazuje się fakt, że różnica ta nie jest absolutna, lecz niezależnie od swoich rozmiarów w gruncie rzeczy tylko względna.
Takie stwierdzenie znowu wydaje się nie do przyjęcia dla naszej logiki. Jak należy sobie wyobrażać względną przedmiotowość, obiektywność relatywną? Odpowiedź jest prosta, ale znamienna: tak jak naszą egzystencję psychiczną z całą jej charakterystyczną odrębnością i rozdwojeniem. Gdy bowiem uważnie i bez uprzedzeń szukać będziemy wszystkich kryteriów, które poznaliśmy swego czasu jako charakterystyczne cechy samej istoty archaicznej rzeczywistości międzymózgowia
odnajdziemy je również w świadomie przeżywanym, przedmiotowym i obiektywnym świecie jako rezultat naszych nastrojów.
Przyznajemy, że w naszym świecie ani partner seksualny już nie "znika", gdy jesteśmy zaspokojeni, ani żadna potrawa, gdy nasyciliśmy głód. Przyznajemy również, że nie mamy już do czynienia z wymienialnymi nosicielami cech, którzy pozostają schematyczni w swej jednorazowej osobliwości, lecz z konkretnymi jednostkami i obiektami, które pozostają stałe. Ale z drugiej strony przyznać musimy, że w rzeczywistości naszego świata ciągle jeszcze odnajdujemy wyraźne występowanie archaicznych reguł gry międzymózgowia.
Jego reguły już nad naszym światem nie panują. Ale w subtelny sposób określają one
w możliwie dosłownym znaczeniu
jego charakter. Zmiana naszej wewnętrznej gotowości wprawdzie nie każe już innym osobnikom pojawiać się i znikać, jednakże rola, jaką określony partner w danym momencie dla mnie odgrywa, zależy nieuchronnie również od mojego nastrojenia.
Rzeczywistość z reguły już nie redukuje się do rzeczy jadalnych i niejadalnych. Natomiast same potrawy zmieniają swój charakter: w zależności od mojego usposobienia wydają się kuszące lub nieinteresujące albo
w stanie przesycenia
nawet odstręczające. To, co pojawia się i znika w naszym przeżywaniu, to nie rzeczy i partnerzy, lecz rozmaitego rodzaju wymagania. Rzeczywistość nie zmienia już swoich składników, zmienia natomiast swą jakość.
Nawet w tej rozcieńczonej, a zarazem rozwiniętej formie taki stan rzeczy jest oczywiście sprzeczny z potocznym złudzeniem co do obiektywności świata, w której
zda się
żyjemy. Twierdzenie, że świat widzimy takim, jaki jest, staje się bezsensowne tam, gdzie treść zmienia się nieustannie wraz ze zmianą naszych nastrojów. Okazuje się, że nawet na samo pytanie o właściwą, "prawdziwą" naturę naszego świata odpowiedzi nie ma, skoro musimy przyznać, że świat ten w ciemnościach bezsennej nocy prezentuje się krańcowo różnie aniżeli w letni urlopowy poranek.
Charakter świata i nasze własne nastrojenie są zawsze zbieżne. Między nimi nigdy nie pojawia się sprzeczność. Pozorna oczywistość tego codziennego doświadczenia nie powinna nam zasłaniać faktu, że owa harmonia
o konsekwencjach zarówno pozytywnych, jak i negatywnych
stanowi archaiczny składnik naszego przeżywania świata. Tylko półkule mózgowe mogą wywołać antagonizm między nami a światem. W naszych nastrojach rozdział przeżywającego podmiotu i obiektywnego świata, dla rozumu tak oczywisty i zrozumiały, jeszcze się nie dokonał. Na szczeblu międzymózgowia pierwotna ich jedność jeszcze nie została prawdziwie przełamana.
Okazuje się więc, że złudzeniem jest obiektywność świata, którą przeważnie zakładamy jako rzecz oczywistą, jego pozornie tak bezsporna jednoznaczność. Naturalnie musimy uznać fantastyczny wprost postęp, gdy uzmysłowimy sobie oddalenie dzielące nas od kleszcza. Ale w żadnym razie jeszcze nie przybyliśmy do celu. Nikt nie potrafi z bezświadomości snu obudzić się bezpośrednio, w jednej chwili, do pełnej jasności. A cóż dopiero, gdy w grę wchodzi sen, który trwał miliardy lat. Jesteśmy wszyscy w trakcie ścierania jego śladów z naszych oczu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TI 99 08 19 B M pl(1)
19 Nauka o mózgu
[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)
0 19 431547 9 i
34 (19)
0 19 431547 9 l
Mała konstytucja z 19 lutego 1947 roku
19 (135)
54 19 Maj 2000 Czeczenia kona

więcej podobnych podstron