Moliere Improwizacja w Wersalu


Moliere

IMPROWIZACJA W WERSALU

(L'IMPROMPTU DE VERSAILLES)

KOMEDJA W JEDNYM AKCIE

OSOBY.

MOLIÉRE, Markiz śmieszny.

BRÉCOURT, człowiek przyzwoity.

La GRANGE, Markiz śmieszny.

DU CROISY, poeta.

PANI MOLIÉRE, satyryczka dowcipna.

PANI DU CROISY, słodziuchna.

PANNA DU PARC, grzecznisia układna.

PANNA BÉJART, skromnisia.

PANNA DE BRIE, rozsądna kokieta,

PANNA HERVÉ, służąca wykwintna

LA THORILLIÉRE, Markiz natrętny.

BÉJART, potrzebnicki.

CZTRECH gońców.

Scena w Wersalu, w przedpokoju Króla.

IMPROWIZACJA W WERSALU

Scena I

MOLIÉRE, BRÉCOURT, LA GRANGE, DU CROISY, Panie: DU PARC, BÉJART, DE BRIE, MOLIÉRE, DU CROISY, HERRÉ

MOLIÉRE.

(sam, mówiąc do swoich towarzyszów będącycli za teatrem).

No Panowie i Panie, żartujecie ze mnie swem nudziarstwem ? i nie chcecie przyjść tu wszyscy ? A to licho rai ich nadało! Hola! Panie Brecourl!

BRÉCOURT

(za teatrem).

Co?

MOLIÉRE.

Panie la Grange!

LA GRANGE

(za teatrem)

Czego ?

MOLIÉRE.

Panie Du Croisy!

DU CROISY (za teatrem)

Słucham.

MOLIÉRE.

Panno Du Parc!

PANNA DU PARC

(za teatrem).

Zaraz.

MOLIÉRE

Panno Bejart!

PANNA BÉJART,

(za teatrem)

Cóż tam ?

MOLIÉRE:

Panno De Brie.

PANNA DE BRIE

(za teatrem).

Czego fam chce?

MOLIÉRE.

Pani Du Croisy

PANI DU CROISY

(za teatrem).

O co rzecz idzie ?

MOLIÉRE

Panno Herve?

PANNA HERVÉ

(za teatrem).

Natychmiast.

MOLIÉRE.

A to przyjdzie mi oszaleć z tymi ludźmi! Nuż, prędzej.

(BRÉCOURT, La Grange, Du Croisy wchodzą).

Ach Panowie, czy chcecie abym dziś głowę strącił?

BRÉCOURT;

Cóż ty zamyślasz? my jeszcze nie umiemy ról swoich; ty sam chcesz abyśmy poszaleli przymuszając nas, do takiego grania.

MOLIÉRE.

Cóż to za nędza prowadzić tych nieuków aktorów!

(Panie Bejart, Du Parc, De Brie, Moliére, Du Croisy i Herve. wchodzą).

PANNA BÉJART.

Otóż jesteśmy. Czegoż Pan potrzebuje ?

PANNA DU PARC.

Co Pan zamierza?

PANNA DE BRIE.

Na cośmy tu potrzebne ?

MOLIÉRE.

Zmiłujcie się Panowie i Panie, ponieważ jesteśmy wszyscy poubierani, a Król ma przyjść za dwie godziny, przygotujmy się tymczasem do grania naszej sztuki, i powtórzmy razem wszystkie role...

LA GRANGE.

Jakże ją grać możemy nie, umiejąc nic a nic ?

PANNA DU PARC.

Ja przyznam się że nie pamiętam i słowa z mojej roli.

PANNA DE BRIE.

Ja wiem że się spuszczam na suflera z początku do końca.

PANNA BÉJART

A ja przygotowałam się trzymać mocno w ręku moję rolę.

PANI MOLIÉRE.

A ja także.

PANNA HERVÉ.

Ja przynajmniej nie wiele mam do mówienia.

PANI DU CROISY.

I ja, ale z temwszystkiem nie zaręczam że się nie pomylę.

DU CROISY

Dałbym dukata abym się od tego uwolnił.

BRÉCOURT.

A jabym przyjął dziesięć dobrych kijów.

MOLIÉRE.

Wiec was boli głowa dla tego że macie wielkie role? Cóżbyście robili na mojem miejscu?

PANNA BÉJAKT.

Cóż Pana smucić może ? napisawszy sztukę, pewny jesteś, że się w graniu swojej roli nie pomylisz.

MOLIÉRE.

A jaż to nie mogę czasem zapomnieć jakiego słowa? Jestże u was niczem niespokojność moja o pomyślne przyjęcie sztuki, które się mnie jednego tycze ? I myślicie, że to mała rzecz wysławić cóś komicznego przed tak świetnem zgromadzeniem, i chcieć rozśmieszyć osoby, które w nas najgłębsze wrażają uszanowanie, i tylko się uśmiechną kiedy im się podoba ? jakiż autor drżeć nie powinien wysławiając się na taką próbę? nie mamże ja raczej przyczyny powiedzieć, że dałbym wszystko abym się od tego uwolnił?

PANNA BÉJART.

Gdyby to Pana straszyło, byłbyś w tym wględzie

ostróżniejszym i nie przedsięwziąłbyś napisania i wy sławienia sztuki w ośmiu dniach.

MOLIÉRE.

Jakże się wykręcić kiedy Król rozkazuje?

PANNA BÉJART.

Jak? wymówić się najpokorniej niemożnością wykonania tego rozkazu w tak krótkim czasie: inny na Pańskiem miejscu nie narażałby lak swojej sławy, i strzegłby się przedsiębrać lak niepodobnych rzeczy. Cóż Pan pocznie jeżeli się mu źle uda, i jaką nad nim górę wezmą jego nieprzyjaciele ?

PANNA DE BRIE.

W samej rzeczy, trzeba było z uszanowaniem wymówić się Królowi, albo prosić o więcej czasu.

MOLIÉRE.

Mój Boże! moja Panno, Królowie lubią prędkie posłuszeństwo i żadnych nie cierpią zawad. Oni chcą uciech, ale aby nie czekali na nie, a najmniej przygotowane, są dla nich najmilsze. Podobać się im, jest naszym obowiązkiem; i jeśli nam co rozkazują, powinniśmy prędko korzystać z ich woli. Lepiej jest źle ją wypełnić niż zwlekać jej wypełnienie; i chociaż się czasem zawstydzimy, że się nam źle uda, zawsze się możemy szczycić szybkiem ich rozkazów wykonaniem. Ale powtórzmy sobie proszę was.....

PANNA BÉJART.

Cóż my będziem powtarzali kiedy rol swoich nieumiemy ?

MOLIÉRE.

Będziecie je umieli, będziecie i nie umiejąc ich nawet dokładnie można cóś swego dołożyć, bo to jest proza, i znacie rzecz.

PANNA BÉJART

Sługa Pana: proza jeszcze gorzej niż wiersze

PANI MOLIÉRE.

Tyś powinien zrobić komedyą w którejbyś grał sam jeden.

MOLIÉRE,

Daj pokój moja Pani żono, wolałabyś zamilczeć.

PANI MOLIÉRE.

Czy tak? mój Panie mężu! O! jak to małżeństwo odmienia ludzi! Tybyś mi tego nie powiedział przed osiemnastu miesiącami.

MOLIÉRE.

Milcz proszę ciebie.

PANI MOLIÉRE.

To śmieszna rzecz aby ślub odejmował nam wszystkie piękne przymioty! aby mąż i kochanek lak odmiennem na nas patrzali okiem !

MOLIÉRE.

Co tu gadania !

PANI MOLIÉRE

Ja gdybym mogła pisać komedje, to nie w innym tylko w tym przedmiocie. Usprawiedliwiałabym płeć moję z wielu niesłusznie przypisywanych jej rzeczy; a

żowie nasi zlękliby się różnicy, między ich postępkami grubijańskiemi, a grzecznością ujmującą kochanków.

MOLIÉRE

Ach dosyć już o tem! co innego teraz mamy na głowie. .

PANNA BÉJART.

Ale kiedy Panu kazano mścić się za osławianie siebie, czemużeś nie zrobił komedji aktorów, o której nam niedawno mówiłeś ? Do niej wszystko miałeś gotowo; tem więcej, że kiedyś był w ich krytykach malowanym, miałeś powód malowania ich nawzajem, i to z największą łatwością; to byłoby dopiero prawdziwym ich obrazem, bo w ich sztukach twój, nie może się nazwać twoim. Bo aktora w roli komicznej wystawić dobrze nie można; nie jego się w niej maluje, ale osobę, którą on wyobraża, i na jego odmalowanie biorą się te same rysy i farby jakich on używa na wystawienie charakterów śmiesznych, które on podług natury naśladuje: ale malować aktora w roli poważnej, dopiero się wydadzą własne jego wady bo role poważne nie przypuszczają ani postaci, ani brzmienia głosu śmiesznego; a po tym ruchu i głosie zaraz aktora poznać można.

MOLIÉRE.

To prawda; aleja miałem przeciwne temu powody i mówiąc między nami, to nie warto było pracy. Potem, trzeba było czasu na wykonanie tego zamiaru. Jako oni w te same dni co i my, grają swe sztuki, zaledwie

dwa lub trzy razy mogłem być na ich teatrze, od kiedy tu jesteśmy; nie mogłem schwycić ich sposobu mówienia prócz niektórych mało znacznych śmieszności, które mnie najpierwej uderzyły w oczy; a chcąc wystawić podobne im obrazy, musiałbym więcej na ich poznanie potrzebować czasu.

PANNA DU PARC.

Ja ich niektórych poznałam w ustach Pana.

PANNA DE BRIE.

Ja o tem nic nie słyszałam.

MOLIÉRE

Myśl ta przeszła mi kiedyś przez głowę; lecz zaniechałem jej jako fraszki, któraby żadnego może nie wzbudziła śmiechu. .

PANNA DE BRIE.

Proszęż mi ją powiedzieć, kiedy oni słyszeli a ja nie.

MOLIÉRE.

Nie mamy teraz czasu.

PANNA DE BRIE.

W krótkości, w krótkości.

MOLIÉRE.

Mysłałem tedy o komedji, w którejby był poeta, i jabym go sam wyobrażał. Onby dawał do grania swą sztukę nowo przybyłej do stolicy trupie. Czy macie, rzekłby im, aktorów i aktorki zdolnych dobrze wysławić dzieło? bo moja sztuka, jest to sztuka..... O panie, odpowiedzieliby mu aktorowie; nasi mężczyźni i kobiety wszędzie odbierali poklaski, gdzieśmy tylko przechodzili.

A któż u was gra Królow ? Oto ten młody Pan aktor. Co? ten wymuskany młodzik! czy żartujecie ? Król powinien być za czterech wielki i gruby, Król, do sto katów, powinien być szerokiego swojej budowy obwodu, aby tron mógł zająć jak należy. To, moi kochani, już jest wielką wadą. Niechże mi zadeklamuje kilkanaście wierszy. Zarazby aktor zaczął mówić naprzykład, kilka wierszy i to najnaturalniej jak tylko może:

(deklamuje kilka wierszy traicznych).

Co ? wy to nazywacie deklamacyą? krzyknąłby poeta: trzeba to mówić z napuszeniem. Słuchajcie mnie.

(deklamuje to samo, jak Montfleury, aktor Hotelu Burgońskiego).

Widzicie tę postawę ? uważajcie to dobrze. Natężać trzeba głos na ostatni wiersz, i to mocno: tak można mieć pochwały i oklaski. Ale Panie, odpowiedziałby aktor, zdaje mi się, że Król samnasam zozmawiając z kapitanem swej gwardji, nie krzyczy z takim zapałem i nadętością. Ty nie wiesz co mówisz: gdybyś mówił swoim trybem, nie usłyszałbyś w parterze żadnego ach!., No, obaczmyż jeszcze scenę kochanka z kochanką. Tu aktor z aktorką mówiliby scenę Kamilli i Kuryacyusza, naprzykład:

(deklamuje kilka wierszy miłośnych).

tym sposobem co i pierwszy kawałek, i jeszcze naturalniej. A poeta natychmiast: żartujecie: to nic nie warto, uważajcie, tak trzeba oddać tę scenę:

(deklamuje jak Panna Beauchateau, aktorka Hotelu Burgońskiego).

Widzisz jak to naturalnie i czule. Patrz na tę jej twarz uśmiechającą się w największych zasmuceniach. To tak być powinno. A tak przeszedłby wszystkich aktorów i wszystkie aktorki.

PANNA DE BRIE.

Zabawna myśl. Od pierwszego wiersza poznałam osobę. Proszę jeszcze więcej.

MOLIÉRE.

(deklamuje jak Beauchateau aktor Hotelu Burgońskiego).

A tego, poznajecie, w Pompeuszu ?

(deklamuje jak Hauterocha aktor Hotelu Burgońskiego).

PANNA DE BRIE.

Poznaję go poznaję.

MOILÉRE.

A tego?

(deklamuje jak Villiers aktor Hotelu Burgońskiego).

PANNA DE BRIE.

Tak jest, wiem kto to. Ale są, mnie się zdaje, tacy, których Pan nie mógłbyś udać.

MOLIÉRE.

O, nie ma tam żadnego, któregobym w czemkolwiek nie złapał i nie udał, gdybym ich znał lepiej. Ale my darmo czas tracimy na próżnych rozmowach. Powtórzmy swe role. (de La Grange). Ty, pamiętaj dobrze ze mną grać Markiza.

PANI MOLIÉRE.

Czyż zawsze Markizów ?

MOLIÉRE.

A zawsze Markizów. Cóż ja zabawniejszego na teatrze wystawić mogę? Markiz jest teraz śmiesznisiem w komedji: a jako we wszystkich komedjach starożytnych pełno zabawnych służalców, którzy rozśmieszają widzów, tak we wszystkich dzisiejszych sztukach trzeba zawsze jakiegoś śmiesznego Markiza, któryby zabawił zgromadzenie.

PANNA BÉJART.

Prawda, że się bez nich obejść trudno.

MOLIÉRE.

A więc, Panna....

PANNA DU PARC.

O, ja wiem, że mi się rola moja nie uda, i ja nie wiem dla czego mi Pan kazał grać grzecznisię..

MOLIÉRA.

Takeś właśnie Pani mówiła kiedyś miała grać w krytyce szkoły żon; jednak dobrze ci się udała i wszyscy to przyznają żeś grała wybornie. Proszę mi wierzyć, że i tu możesz grać lepiej niż myślisz.

PANNA DU PARC.

Jakże to być może, kiedy ja najmniej jestem grzesznisią?

MOLIÉRE.

Prawda, ale przez to pokażesz, że jesteś wyborną aktorką kiedy będziesz udawała lak przeciwną swemu humorowi osobę. Starajcież się Państwo wszyscy dobrze schwycić rol swoich charaktery, i wystawić so

bie, że jesteście temiż samemi osobami, które grać macie.

(do Du Croisy).

Pan graj poetę; powinieneś się przejąć tym duchem, utrzymać tę powierzchowność pedancką, ten głos wyraźny, i tę dokładność wymawiania, nie opuszczając żadnej litery, z jak najsurowszą ortografią.

(do Brecourt).

Pan graj zacnego człowieka, jak w krytyce szkoły żon; to jest, naturalnie, bez najmniejszych przysad.

(do La Grange).

Panu nic nie mam do mówienia.

(do Panny Bejart).

Pani, będziesz grała kobietę, która, chociaż się nie kocha, sądzi że jej wszystko wolno; która zawsze chlubnie wyjeżdża ze swojem skromnictwem; ogląda każdego od stop do głowy, i chce aby najpiękniejsze przymioty drugich, nic nie znaczyły w porównaniu ze smutnym jej honorem, o który nikt nie dba. Miej Pani zawsze przed oczami ten charakter, abyś dokładnie udała wszystkie jego odcienia.

(do Panny De Brie).

Pani zaś, grasz tę kobietę, która ma się za najcnotliwszą w świecie, chociaż taką tylko ma powierzchowność, która sądzi że samo tylko zgorszenie jest grzechem, która tajemnie miłośne prowadzi sprawki, i kochanków nazywa przeto przyjaciołmi. Przejmij się dobrze tym charakterem.

(do Pani Moliere).

Pani masz do grania tę sarnę osobę co i w krytyce szkoły żon: nic jej nie mam więcej do mówienia, równie jak i Pannie Du Parc.

(do Pani Du Croisy).

Pani, wystawiasz kobietę, która kochając wszystkich, każdego jakby z niechcenia uszczypnie, i nie lubi aby kto mówił dobrze o bliźnim. Zdaje mi się, że nie źle wystawisz tę rolę.

(do Panny Herve).

A Pani, jesteś służącą wykwintnisi, mieszasz się we wszelkie rozmowy, i naśladujesz wszystkie słówka swojej Pani. Przypominam Państwu wszystkie te charaktery, abyście je lepiej wydać mogli. Zacznijmyż teraz powtórzenie i zobaczmy jak nam pójdzie. Ach! oto właśnie mamy natrętnika! wcaleśmy gościa takiego potrzebowali!

Scena II.

Ci wszyscy i LA THORILLIÉRE.

LA THORILLIÉRE.

Jak się masz Panie Moliere.

MOLIÉRE.

Do usług Pana.

(na stronie)

Czy go kaci tu nadnieśli.

LA THORILLIÉRE.

Co ? zdrów jesteś ?

MOLIÉRE.

Zdrów Bogu dzięki,

(do aktorek)

a zatem moje Panie....

LA THORILLIÉRE.

Byłem w pewnem miejscu, gdziem o tobie mówił najlepiej.

MOLIÉRE

Bardzom ci obowiązany.

(na stronie)

Bodaj cię licho porwało!

(do aktorów)

A wy, proszę was...

LA THORILLIÉRE.

Wystawiasz dzisiaj jaką nową sztukę ?

MOLIÉRE

Tak jest.

(do aktorek)

Nie zapominajcież Panie, abyście.....

LA THORILLIÉRE

Czy ci Król kazał ją napisać?

MOLIÉRE

Tak jest.

(do aktorów)

Zmiłujcież się Panowie pamiętajcie....

LA THORILLIÉRE.

Pod jakim tytułem ?

MOLIÉRE.

Tak jest, Panie.

LA THORILLIÉRE.

Ja pytam się pod jakim tytułem ?

MOLIÉRE.

Dalibóg, nie wiem.

(do aktorek)

trzeba koniecznie, abyście Panie...

LA THORILLIÉRE.

Jakże będziecie ubrani ?

MOLIÉRE.

Jak widzisz.

(do aktorów)

Ja Panów proszę.....

LA THORILLIÉRE.

Kiedy zaczniecie?

MOLIÉRE.

Skoro Król przyjdzie.

(na stronie)

Bodajeś złamał szyję ze swemi pytaniami.

LA THORILLIÉRE.

A kiedyż Król przyjdzie ?

MOLIÉRE.

Niech zginę jeżeli wiem.

LA THORILLIÉRE.

Nie wieszże ty... ?

MOLIÉRE.

Mój Panie kochany, ja nie wiem nic a nic; pytaj mnie o co chcesz, ja ci na nic odpowiedzieć nie mogę.

(na stronie)

Złość mnie bierze: ten wściubski przyszedł nas tu męczyć swemi pytaniami, a nie wie, że my mamy co innego na głowie.

LA THORILLIÉRE.

A! najniższy sługa Pań moich,

MOLIÉRE

(na stronie).

Ach! do kata! z innej zaczyna beczki.

LA THORILLIÉRE

(do Pani Du Croisy).

Pani dziś tak ładnie wygląda jak niewinniutki aniołeczek. Czy gracie dziś obie?

(patrząc na Pannę Herve).

PANI DU CROISY.

Tak jest.

LA THORILLIÉRE.

Bez Pani komedja jest jak dusza bez ciała.

MOLIÉRE

(cicho do aktorek).

Czy Panie go nie odprawicie do licha?

PANNA DE BRIE

(do Lathorilliere).

My Panie musimy tu powtarzać swoje role.

LA THORILLIÉRE.

O dla Boga! ja Państwu nie przeszkadzam, proszę sobie powtarzać.

PANNA DE BRIE.

Ale...

LA THORILLIÉRE.

Nie, nie; ja nikomu na zawadzie nie jestem. Niech Państwo swobodnie robią swoje.

PANNA DE BRIE.

Dobrze; ale....

LA THORILLIÉRE

Ja jestem człowiek prosty, bez tych ceremonji; Państwo mogą więc sobie powtarzać co się im podoba.

MOLIÉRE.

Te Panny nie mogą Panu powiedzieć, że nie lubią aby podczas ich repetycji był kto przytomny.

LA THORILLIÉRE.

Dla czego? niech się mnie nie żenują.

MOLIÉRE.

Kiedy to ich jest zwyczajem: i Pan zobaczy sztukę jak będzie doskonale wyuczona.

LA THORILLIÉRE.

No, to ja pójdę i powiem żeście już golowi.

MOLIÉRE.

Nie, nie śpiesz się Panie, bądź łaskaw.

Scena III.

Ci wszyscy prócz LA THORILLIÉRE.

MOLIÉRE.

Ach! jakże na świecie pełno tych w łeb postrzelonych !.... No, zaczynajmyż. Wystawcie sobie Państwo naprzód, że to jest przedpokój Króla; bo w tem miejscu najwięcej śmieszności widzieć można. Łatwo tu wprowadzać osoby jakie się podoba, można nawet znaleźć przyczyny upoważnienia wejścia kobiet jakie tu umieszczam. Scena otwiera się przez dwóch Markizów, którzy się tu spotykają.

(do Pana La Grange).

Pamiętajże Pan postawić się tu z twarzą wyniosłą, poprawiając swę perukę i mrucząc jaką piosukę między zębami. La, la, la, la, la. Państwo wszyscy ustąpcie trochę na bok; dla dwóch Markizów trzeba miejsca, bo oni swych osób w szczupłym zakresie pomieścić nie mogą. No, zaczynaj Pan.

LA GRANGE.

"Jak się masz, Markizie. "

MOLIÉRE.

Mój Boże ! nie tak się gra Markiza: trzeba głos pod

nieść wyżej. Ci Panowie mają sposób mówienia szczególniejszy, dla rozróżnienia się od pospolitego: "Jak się masz Markizie, tak". No, mów.

LA GRANGE.

"Jak się masz Markizie",

MOLIÉRE.

"A! jak się masz. "

LA GRANGE.

"Co ty tu porabiasz?

MOLIÉRE.

"Do sto katów! widzisz że czekam póki ci Ichmość cokolwiek drzwi odsłonią abym lam i ja twarz swoję pokazał. "

LA GRANGE.

"A dla Boga! co za tłum ! nie będę ja się tam cisnął, i lepiej wole wejść ostatni. "

MOLIÉRE.

"Mnóstwo jest takich, którzy są pewni, że ich nie puszczą, a przecie się cisną i drzwi ciągle trzymają w oblężeniu. "

LA GRANGE.

"Zakrzyczmy nasze imiona Szwajcarowi aby nas puścił. "

MOLIÉRE.

"To dobre dla ciebie; ale ja nie chcę być granym przez Moliera. "

LA GRANGE.

"A mnie się przecie zdaje Markizie, że on ciebie grał w swojej krytyce szkoły żon. "

MOLIÉRE.

"Mnie? najniższy sługa: to on grał ciebie, w twojej własnej osobie. "

LA GRANGE.

"A! gracki jesteś, że we mnie wmawiasz swoję osobę. "

MOLIÉRE.

Śmieszny jesteś, że mi dajesz swoje przymioty. "

LA GRANGE

(śmiejąc się).

"Cha cha cha! to zabawnie. "

MOLIÉRE

(śmiejąc się).

"Cha cha cha! to śmiesznie. "

LA GRANGE.

"Co ? ty upierasz się, że to nie twój obraz w tym "Markizie Krytyki ?"

MOLIÉRE.

"Prawda, mój, mój. Śmietanka do kawy dla Boga! śmietanka do kawy. To ja jestem, w samej rzeczy, ja, w mojej osobie. "

LA GRANGE.

"A ty, ty; nie masz czego żartować; i jeżeli chcesz, załóżmy się o to. "

MOLIÉRE,

"Cóż ty stawiasz ?"

LA GRANGE.

"Ja stawiam sto dukatów, że to ty. "

MOLIÉRE.

"A ja stawiam sto dukatów, że to ty. "

LA GRANGE

"Sto dukatów gotówką. "

MOLIÉRE.

"Dobrze. Dziewiędziesiąt na poczekanie, a dziesięć gotówką. "

LA GRANGE.

"Niech i tak będzie. "

MOLIÉRE.

" Zgoda. "

LA GRANGE

"Pożegnaj się ze swemi pieniędzmi. "

MOLIÉRE.

"Ty zaśpiewaj swoim wieczny odpoczynek. "

LA GRANGE.

"Któż nas rozsądzi. "

MOLIÉRE.

"Oto jest człowiek z rozumem. Poruczniku. "

BRÉCOURT.

"Co tam ?"

MOLIÉRE.

Brawo! to już będzie trzeci Markiz. Nie mówiłemże ci, abyś swą rolę grał jak możesz najnaturalniej ?

BRÉCOURT.

Prawda.

MOLIERE.

No, popraw się więc. "Poruczniku. "

BRÉCOURT.

" Co tam?"

MOLIÉRE.

"Rozsądź tu nas obu, bośmy się o pewną rzecz założyli. "

BRÉCOURT.

"O co?"

MOLIÉRE.

"My się sprzeczamy, kto z nas dwóch jest tym Markizem w krytyce Moliera: on się zakłada, że ja, a ja mówię że on. "

BRÉCOURT.

"A ja powiadam, że ani jeden ani drugi. Wyście śmieszni oba, że stosujecie do siebie takie rzeczy: właśnie o to samo słyszałem niedawno skarżącego się Moliera na osoby, które mu podobne dawali zarzuty. Powiadał mi, że nic go tyle nie smuci, jak upor pewnych ludzi, co siebie koniecznie w jego obrazach dostrzedz usiłują, bo on wystawia tylko obyczaje, nie tykając osób; że jego osoby są urojone, i niejako mary, którym, podług swego upodobania, dla rozweselenia widzów, różne nadaje postacie i ubiory, i że przykroby mu było wystawiać na swoim teatrze obraz czyjś rzeczywisty. Przytem, żalił się przedemną, że la sama przyczyna zniechęcić go zdoła od pisania komedji; bo jego nieprzyjaciele w takiem będąc rozumieniu, czernią go u osób, których on nigdy obrazić nie myślał. W samej rzeczy słusznie się na to użala; bo dla czegoż, proszę ja was koniecznie stosować do siebie wszystkie jego ruszenia i słowa, i robić mu nieprzyjaciół, ogłaszając, że gra tego a lego, kiedy te rzeczy do stu osób stosować się mogą? Jako istota konie

dji zależy na wystawianiu w powszechności wszystkich wad ludzkich, mianowicie tegoczesnych, niepodobna aby Molier malując tyle charakterów, nie mógł trafić na laki obraz, w którymby kto z widzów nie dostrzegł siebie; a jeżeli go obwiniać będziemy, że każdego z nas wady podaje z osobna na pośmiewisko, to powinien się wyrzec pisania komedji.

MOLIÉRE.

"O! ty chcesz przyjacielu usprawiedliwić Moliera, i zakryć naszego Markiza. "

LA GRANGE.

"Nie, wcale; on ciebie zakrywa, dla tego poszukamy innych sędziów. "

MOLIÉRE.

"Zgoda. Ale powiedźże Poruczniku, czy myślisz że twój Molier zupełnie się już teraz wyczerpał, i nie znajdzie przedmiotów do.....

BRÉCOURT.

"Nie znajdzie przedmiotów ? Ach mój luby Markizie my ich codziennie mu dostarczamy dosyć, bo nie myślimy się nawet poprawiać z tych wad jakie on wyśmiewa. "

MOLIÉRE.

Zaczekaj trochę; trzeba lepiej wydać to miejsce. Posłuchajże mnie ja powiem to słowo.... "i nie znajdzie przedmiotów do...... Nie znajdzie przedmiotów ? my ich codziennie dostarczamy mu dosyć, bo nie myślimy się nawet poprawiać z tych wad jakie on wyśmiewa. Czy myślisz, że on w swoich komedjach wyczerpał wszystkie

śmieszności ludzi? i nie wychodząc z dworu, niema on jeszcze tłumu charakterów których nie dotknął nawet ? Nie ma on takich naprzykład, co sobie wzajemnie najgłębszą oświadczają przyjaźń, a na boku radziby zjeść jeden drugiego ? Nie ma on tych pochlebnisiów, którzy bez braku chwalą, a ich pochwały są pełne nikczemności rażącej uszy wszystkich ? Nie ma on łych ludzi kieszonkowych, tych płochych losów wielbicielów, którzy ci kadzą w pomyślności a znikają w nieszczęściu? Nie maż on tych próżniaków, którzy za owe urojone zasługi ciągle oblegają tron o nagrodę? Nie maż on tych, którzy zarówno ściskają wszystkich, rozsypując swe przyjacielskie malowania na lewo i na prawo, i lecą bez braku do. drugich chociaż mato znanych, albo znanych ze złej strony, z temże samem oświadczaniem najczulszej przyjaźni? A! najniższy sługa Pana mego! najuniżeńszy podnóżek. Bądź zawsze przekonany o mojej dla siebie przyjaźni, uważaj mnie jako najgorętszego z twoich przyjaciół. Niechże cię najserdeczniej uściskam i ucałuję! Używaj mnie do swoich usług. Szczęśliwy będę, jeżeli ci w czemkolwiek usłużyć mogę. Ja Pana czczę i uwielbiam nad wszystko. Nikogo nie kładę na równej szali z Panem: wierz mi Panie, zaklinam. Najwierniejszy sługa i podnóżek do zawarcia powiek.... Daj pokój Markizie, Molier zawsze będzie miał więcej przedmiotów niż ty myślisz: i wszystko co dotąd pisał, jest jeszcze fraszką w porównaniu z tem co mu zostaje do pisania. " Oto uważaj, jak to powinno być odegranem.

BRÉCOURT.

Dosyć już.

MOLIÉRE

Dalejże.

BRÉCOURT.

"Oto Klimena i Eliza. "

(do Pani Moliere i Du Parc. )

I zaraz Panie przyjdziecie obie.

(do Panny Du Parc. )

Pani staraj się jak najlepiej udawać i jak najwięcej robić ceremonji. Może to jej będzie przykro, ale coż robić: trzeba się czasem przymusić.

PANI MOLIÉRE.

"A właśnie poznałam Panią zdaleka; z jej ruszenia i kibici przekonałam się, że to nie kto inny tylko Pani"

PANNA DU PARC.

"Ja tu oczekuję na pewną osobę z którą mam do mówienia. "

PANI MOLIÉRE.

"I ja także. "

MOLIÉRE.

Oto Paniom te kufry służyć mogą za krzesła.

PANNA DU PARC.

"Usiądźmyż Pani, racz Pani usiąść. "

PANNI MOLIÉRE.

"Niech Pani wprzódy. "

MOLIÉRE.

Dobrze. Po tych niemych ceremonjach usiądziecie obie, i wszyscy, oprócz Markizów, którzy to usiądą, to

wstaną podług ich wrodzonej niespokojności. "Dla Boga mój Poruczniku, ty powinieneś dać jakie lekarstwo twoim zalotom. "

BRÉCOURT.

"Dla czego ?"

MOLIÉRE.

"Bo się źle mają. "

BRÉCOURT.

"Najniższy sługa turlupinadzie!'

PANI MOLIÉRE.

"Mój Boże! cera Pani zdaje być bielszą niż lilija, a jej usta mają kolor ognia zadziwiający. "

PANNA DU PARC.

"Ach! co Pani mówi? nie patrz na mnie: ja dziś jestem ostatnią brzydotą. "

PANI MOLIÉRE.

"Ach Pani, uchylże trochę swego welonu. "

PANNA DU PARC.

"Fi! ja jestem straszna, i ja sama się boję siebie. "

PANI MOLIÉRE.

"Pani tak jesteś piękną. "

PANNA DU PARC.

"Nie, nie. "

PANI MOLIÉRE.

"Raczże pokazać twarz twoję. "

PANNA DU PARC.

"Ach fi, fi! proszę Pani. "

PANI MOLIÉRE

"Zmiłujże się. "

PANNA DU PARC.

"Mój Boże! nie, nie. "

PANI MOLIÉRE.

"Pokaż się, ja proszę. "

PANNA DU PARC.

"Fi, fi, Pani mnie chce zawstydzić. "

PANI MOLIÉRE.

"Na momencik. "

PANNA DU PARC!

"Fi don ! ach ach ach!

PANI MOLIÉRE.

"O! Pani musi się pokazać, bo nie można się obejść aby jej nie widzieć. "

PANNA DU PARC.

"Mój Boże! jakżeś Pani zabawna, że chcesz koniecznie zadosyć uczynić owym chęciom!"

(odsłania twarz).

PANI MOLIÉRE.

"Ach Pani! z taką pięknością, bezpiecznie na wielkim świecie pokazać się można. Co to za złość tych ludzi co utrzymują, że Pani bielideł używasz! jakbym ja ich zawstydziła w tej chwili!"

PANNA DU PARC.

"Niestety! ja nawet nie wiem, co to są bielidła. Lecz dokądże idą te damy? "

PANNA DE BRIE.

"Ach! my Paniom najprzyjemniejszą niesiemy nowinę. Właśnie oto Pan Lizydas powiada, że już jest zrobiona sztuka na Moliera, którą wielcy aktorowie grać mają. "..

MOLIÉRE.

"A prawda, słyszałem kilka z niej wyjątków. Zrobił ją jakiś Pan Br... Brom.... Broussaut.... podobno. "

DU CROISY.

"Ona jest tylko napiętnowana imieniem Boursaulta: ale, mówiąc między nami, wiele osób do niej się przyłożyło, co niemałe o niej rodzi w nas nadzieje. Jako wszyscy autorowie i aktorowie największego dla siebie w Molierze widzą nieprzyjaciela, wszyscyśmy się więc złączyli, aby mu należytą przypiąć lalkę. Każdy z nas dołożył coś do jego obrazu: aleśmy naszych imion wcale nie wyrazili: bo mu byłoby chlubnie, w oczach świata, upaść pod usiłowaniami całego Parnasu; i abyśmy jego upadek większą jeszcze okryli niesławą, obraliśmy umyślnie autora bazgracza, bez żadnego talentu. "

PANNA DU PARC.

"Ach! to mnie najżywszą przenika radością. "

MOLIÉRE.

"I mnie także. Do sto katów! do czasu dzban wodę nosi; śmieszek będzie wyśmiany, będzie miał za swoje, na honor. "

PANNA DU PARC.

"Nauczymy go dopiero, jak to satyrować wszystkich. ?Jakto ten śmiałek nie chce aby płeć nasza miała do

wcip ? gani wszystkie nasze wynioślejsze wyrażenia, i roi sobie abyśmy się zawsze czołgały po ziemi?"

PANNA DU BRIE.

"O ! to jeszcze niczem: ale on satyruje najniewinniejsze nasze chęci, i nasze zasługi nazywa przywarami!"

PANNA DU CROISY.

" A! to rzecz nieznośna. My wszystkie związane odtąd mamy ręce. Czemu on nie da pokoju naszym mężom, ale otwiera im oczy aby strzegli różnych rzeczy, których się nie spodziewają!"

PANNA BÉJART.

"Jeszcze mniejsza oto; ale on satyruje najuczciwsze nawet kobiety; i ten płaski żartowniś nazywa ich uczciwemi djablicami! "

PANI MOLIÉRE.

"A to grubijanin! trzeba mu przytrzeć rogów. "

DU CROISY.

"Ta komedja, Pani, będzie potrzebowała oklasków;

i wszyscy aktorowie hotelu.... "

PANNA DU PARC.

"Mój Boże! niech się nie troszczą o nic; ja ich zaręczam o oklaski. "

PANI MOLIERE.

"Zapewne, wielu ludzi których ona obchodzi, za piękną ją uważają. Niech Pani pomyśli, czy wszyscy ci, którzy byli przez Moliera satyrowani nie uchwycą też zręczności zemszczenia się nad nim, klaskając tej komedji"

BRÉCOURT

(z ironją).

"To pewna. Ja odpowiadam za dwunastu Markizów za dwadzieścia kokietek, za trzydziestu jeleni, którzy z hukiem klaskać będą. "

PANI MOLIÉRE

"W istocie, po co obrażać te osoby, a szczególniej jeleni, którzy są najuczciwszymi ludźmi?"

MOLIÉRE.

"Na honor? ja słyszałem, że go z jego komedjami zetrą na tabakę, bo autorowie i aktorowie, wszyscy, od A do Z, w łyżce wody utopić go radzi. "

PANI MOLIÉRE.

"Godzien lego: dla czegoż kleci złe komedje, w których tak trafnie maluje ludzi, że każdy się pozna ? Czemuż on nie pisze takich, jak Pan Lizydas? nie miałby nikogo przeciw sobie, i chwaliliby je wszyscy autorowie. Prawda, te podobne komedje nie wiele mają widzów: ale za to, tak są dobrze napisane, że nikt przeciw nim nie powstaje, nikt przeciw nim nie pisze, i wszyscy chcą gwałtem mieć je za piękne.

DU CROISY.

"To prawda, że ja z tej strony nie mam nieprzyjaciół, i że wszystkie moje dzieła są chwalone od uczonych ludzi. "

PANI MOLIÉRE.

"Pan dobrze robi, żeś z siebie kontent; to więcej znaczy niż wszystkie oklaski widzów, i wszystkie pieniądze które Molier bierze za swoję komedje. Cóż to Pan"

szkodzi że na jego komedjach mało bywa ludzi, kiedy masz pochwały swych Panów spółbraci?"

LA GRANGE.

"Ale kiedyż będzie grany Obraz Malarza? "

DU CROISY.

"Ja nie wiem, ale ja już się gotuję krzyczeć bravissimo!"

MOLIÉRE.

"O! i ja także.

LA GRANGE.

"I ja także! niech mnie piorun palnie. "

PANNA DU PARC.

"Co do mnie, ja z całej siły klaskać będę; a wszystkich nas wrzaski, rozpędzą wszelkie zdania nieprzyjacielskie. To miłą dla nas będzie rzeczą, wesprzeć pochwałami mściciela krzywd naszych. "

PANI MOLIÉRE

"O! zapewne. "

PANNA DE BRIE.

"My się wszystkie za ręce trzymać będziemy.

PANNA BÉJART.

"O ! tak jest. "

PANI DU CROISY.

"Bez wątpienia. "

PANNA HERVÉ

"Nie przebaczymy temu prześladówcy. "

MOLIÉRE.

"Ej! schowaj gdzie Poruczniku, zmiłuj się, swego Moliera. "

BRÉCOURT.

"Moliera ? Ja ci daję słowo, mój Markizie, że on przyjdzie na waszę komedją, i będzie śmiał się z drugimi ze swego obrazu.

MOLIÉRE.

"Na jasne nieba! będzie śmiał się przez zęby"

BRÉCOURT

"Idź spać, idź mój bracie. Może on będzie miał więcej niż ty myślisz, do śmiechu powodów. Ja czytałem tę sztukę; a jako najlepsze w niej miejsca są wzięte z Moliera, więc to go nie obrazi, jeżeli z nich śmiać się będą; a ja cię zaręczam, że ludzie uczciwi innym miejscom, w których staracie się go czernić, poklasków żadnych nie dadzą. A co się tycze publiczności, którą wy przeciw niemu rozjątrzyć usiłujecie, za to że podobne maluje obrazy, bardzo wątpię aby naganiła komika, który dobrze wystawia ludzi. "

LA GRANGE.

"Aktorowie mi mówili, że czekają na jego odpowiedź... "

BRÉCOURT

"Na odpowiedź? jabym go miał za szalonego aby odpowiadał na ich obelgi. Wszyscy wiedzą z jakiego one pochodzą źródła: najlepszą więc jego będzie odpowiedzią jeżeli wystawi nową komedją, któraby się publiczności tyle podobała co pierwsze; oto jest najskuteczniejsza jego zemsta. A jako ja ich znam doskonale, jestem pewny, że nowa sztuka co im wszystkich pozabiera widzów, dopiecze im więcej, niżeli wszystkie na nich satyry. "

MOLIÉRE

"Ale bo mój Poruczniku... "

PANNA BÉJART.

Niech Pan pozwoli, że ja przerwę na chwilę. Ja będąc na miejscu Pana, zrobiłabym inaczej. Wszyscy od Pana czekają mocnej odpowiedzi; a kiedy w ich komedji tak haniebnie, jak słyszałam, jesteś wysławiony, miałbyś prawo wystawić ich równie i nie zapomnieć o żadnym,

MOLIÉRE.

Zły jestem, że Pani mówi takie rzeczy: otoż jest sposób myślenia wszystkich kobiet. Jażbym miał przeciw nim zapalać się natychmiast, i za ich przykładem wybuchać obelgami? o wielki z tegobym miał zaszczyt, a oni wielką krzywdę! Nie sąż oni na to przygotowani? a rozmyślając nad wystawieniem swego Obrazu Malarza, pewni odpowiedzi mojej, nie powiedzieliż sobie nakoniec: niech nam odda satyrę za satyrę, cóż to nam szkodzi, byleśmy mieli swoje dochody ? nie jestże to oznaką duszy lękającej się niesławy?

PANNA DE BRIE.

Oni się wszelako skarżyli na kilka stów, któreś Pan o nich powiedział w Krytyce i Wykwintnisiach.

MOLIÉRE.

Prawda: te kilka słów okrutnie ich obraża, słusznie więc z niemi wyjeżdżają! Nie, nie, nie to ich gniewa. Im to najbardziej dopieka, że ja miałem szczęście podobania się kilka razy publiczności, nad ich nadzieje;

a wszystkie ich postępki, od kiedy jesteśmy w Paryżu, dają nam do poznania co ich boli. Ale niech robią co się im podoba; ich zamachy obchodzić nas nie powinny. Krytykują moje sztuki, tem lepiej: a mnie niech Pan Bóg strzeże abym pisał takie, któreby się im podobały; tuby mi nie bardzo było pochlebnie.

PANNA DE BRIE.

Jednakże to nie milo widzieć paszkwile dziel swoich.

MOLIÉRE.

A cóż to mi szkodzi? czyż mi źle poszła moja sztuka, kiedy miała szczęście zabawić te świetne osoby, którym podobać się jedynym jest moim zamiarem? niemamże powodu być jej dolą zaspokojonym, i czy wszystkie krytyki nie zapóźno się odezwały ? Czyliż teraz ich ciosy do mnie stosować się mogą ? i kiedy nacierają na sztukę z oklaskami przyjętą, nie nacierająż raczej na sąd tych, którzy ją pochwalili, a nie na jej autora?

PANNA DE BRIE

Na honor, jabym grała tego Pana autorka, co pisze na ludzi, którzy ani myślą o nim.

MOLIÉRE.

Pani zabawna jesteś. Piękny przedmiot do zabawienia dworu, Pan Boursault! Ja nie wiem, jakby go można obrócić, aby się wydał pociesznym: mógłby się mieć za szczęśliwego gdyby publiczność rozśmieszyć zdołał. Nadto miałby zaszczytu być granym przed tak świetnem zgromadzeniem, tegoby tylko pragnął; i on na mnie a tego naciera, aby Się jakimbądź sposobem dał po

znać publiczności. Ten człowiek nic nie ma do stracenia, aktorowie go na mnie wypuścili, aby mnie wplątać do nędznej wojny, i tym podstępem odwrócić od dalszych prac moich; a wy w tę zasadzkę dajecie się ułowić! Aleja publiczne zrobię oświadczenie, i żadnej nie myślę dawać odpowiedzi na krytyki i antykrytyki. Niech szarpią moje sztuki, zgoda: niech je nicują na różne strony jak suknie, i korzystają z mego szczupłego szczęścia na teatrze, niech sobie nawet przywłaszczają, i na to zgoda, jeżeli im tego trzeba; miło mi będzie przyłożyć się do ich sposobu utrzymania się, byleby przestali na tem, czego im z przyzwoitością udzielić mogę. Dworactwo powinno mieć swe granice; są rzeczy które nikogo nie rozśmieszą. Oddaję im z całego serca moje dzieła, moję postawę, mój ruch, moje słowa, mój sposób mówienia i głos, niech o nich mówią i piszą co się im podoba, jeżeli to im jaką przyniesie korzyść; na wszystko przystaję, i rad będę, jeśli to ludzi ubawić zdoła; ale oddając im to wszystko, proszę ich, aby mi łaskawie zostawili resztę, i nie dotykali rzeczy, za które na mnie, jak słyszałem, niesłusznie nacierają w swoich komedjach. O to jedynie śmiem błagać tego zacnego Pana autora, który za nich ze mną walczyć pragnie, to będzie moją całą dla nich odpowiedzią.

PANNA BÉJART.

Ale nakoniec...

MOLIÉRE

Ale nakoniec Pani chce abym oszalał. Nie mówmy już o tem; my się bawimy próżną gawędą zamiast po

wtarzania rol swoich. Na czemżeśmy stanęli? ja nie

pamiętam.

PANNA DE BRIE

Stanęliśmy.... stanęliśmy....

MOLIÉRE.

O Boże! słyszę jakiś turkot: to król zapewne; nie mamy więc już czasu do powtórzenia. Oto, żeśmy kilka godzin strawili na próżnych gadaninach. No, grajcie więc jak możecie.

PANNA BÉJART

Na honor, strach mnie bierze — Nie będę mogła grać swej roli, jeżeli jej nie powtórzę.

MOLIÉRE.

Jakto? nie będziesz Pani mogła grać swej roli?

PANNA BÉJART

Nie, wcale.

PANNA DU PARC

Ani ja swojej

PANNA DE BRIE

Ani ja.

PANI MOLIÉRE.

Ani ja.

PANNA HERVÉ

Ani ja.

PANI DU CROISY.

Ani ja.

MOLIÉRE

Cóż Panie myślicie? Czy wszystkie żartujecie ze mnie?

Scena IV.

Ci wszyscy i BÉJART

BÉJART.

Donoszę Państwu, że Król przybył, i czeka abyście zaczynali.

MOLIÉRE.

Ach! zastajesz mnie w najprzykrzejszem położeniu; w lej chwili jestem w rozpaczy. Te damy lękają się, i mówią, że im potrzeba zrobić próbę przed zaczęciem reprezentacji. Zmiłuj się jeszcze momencik. Król dla nas dobry, i wie że to rzecz naglą bardzo.

Scena V.

MOLIÉRE i ciż sami prócz BÉJARTA.

MOLIÉRE

Zmiłujcie się Państwo, bądźcie śmiało, nie traćcie ducha, proszę was.

PANNA DU PARC.

Pan powinien pójść i wymówić się....

MOLIÉRE.

Jakto, pójść i wymówić się ?

Scena VI

Ci wszyscy i GONIEC.

GONIEC.

Panowie. zaczynajcież.

MOLIÉRE.

Zaraz, zaraz, natychmiast. Ja tu, zdaje mi się, stracę głowę....

Scena VII.

Ci wszyscy i DRUGI GONIEC.

DRUGI GONIEC

Zaczynajcież Państwo.

MOLIÉRE.

Natychmiast zaczynamy.

(do aktorów).

Cóż? Państwo chcecie, abym się wstydził ?

Scena VIII.

Ci wszyscy i TRZECI GONIEC.

TRZECI GONIEC

Zaczynajcież Państwo.

MOLIÉRE.

Już, już, zaczynamy. Jakże się ci ludzie spieszą!

Scena IX

Ci wszyscy i CZWARTY GONIEC.

CZWARTY GONIEC.

Zaczynajcież Państwo.

MOLIÉRE.

Już, już, gramy,

(do aktorów)

Mamże znieść hańbę...

Scena X.

Ci wszyscy i BÉJART.

BÉJART.

Donoszę Państwu, że Król dowiedziawszy się o przykrem waszem położeniu, szczególną dobrocią swoją, odkłada waszę nowe komedję na drugi raz; a dziś przestanie na jakiejkolwiek.

MOLIÉRE

Ach! życie mi wracasz. Król dla nas największę okazuje łaskę, dajac nam więcej czasu na wypełnienie jego żądań; i my wszyscy najszczersze mu złożymy dzięki.

Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
System wersalski i jego upadek
molier suvamp39
MOLIER ŚWIĘTOSZEK, Język polski - opracowanie epok, pojęć i lektur
Wersal!!!!, Wiedza O Kulturze WOK, Rezydencje Barokowe
Molier, Świętoszek
Wymowa i artyzm Wielkiej Improwizacji z III cz ,,Dziadów” A Mickiewicza
Wielka improwizacja Stefanowska
Wersal
Moliere Świętoszek
Moliere Natręty
Moliere Skąpiec
moliere skapiec 7xc7mbarsk4udbw3q7rvob4
Molier Mizantrop, WOT
Moliere Trzpiot
Moliere Szkoła mężów

więcej podobnych podstron