KAMIEŃ NA KAMIENIU MYŚLIWSKI doc


WIESŁAW MYŚLIWSKI , KAMIEŃ NA KAMIENIU (1984)

OPRACOWANIE

Wiesław Myśliwski (ur. 1932) - urodzony w Dwikozach pod Sandomierzem, autor powieści i dramatów, zazwyczaj omawianych w kontekście tzw. literatury chłopskiej, podejmującej problematykę tożsamości wsi i jej mieszkańców w czasach historycznych przemian; scenarzysta. Absolwent filologii polskiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W latach 1955 - 1976 redaktor w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, 1975 -1999 redaktor kwartalnika „Regiony”, 1994-1999 dwutygodnika „Sycyna”. Był członkiem Narodowej Rady Kultury (1983-1989 - wiceprzewodniczący). w latach 1986-1989 wchodził w skład Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa.

Twórczość Myśliwskiego dalece wykracza poza nurt literatury chłopskiej dzięki swej filozoficznej i antropologicznej doniosłości. O chłopskości prozy Myśliwskiego decyduje przekonanie pisarza, iż kultura wiejska zawiera w sobie wieczne wartości ludzkiej egzystencji i najbardziej uniwersalne siły pozwalające na kształtowanie własnego losu ( uprawienie ziemi, budowanie domu, przekazywanie tradycji rodzinnej). Natomiast o filozoficzności tego dorobku decyduje przeświadczenie, że człowiek dochodzi do samowiedzy, buntując się przeciwko swemu losowi.

Pisarz debiutował w 1967 roku powieścią „Nagi sad”, która zaskoczyła krytyków swoją dojrzałością, zawartością, a także wyjątkowym - nie tylko na tle polskiej, lecz i europejskiej literatury - przepełniony miłością portretem ojca sporządzanym przez syna. Konfliktu między tożsamością odziedziczoną i pożądaną ukazał pisarz w dramacie „Klucznik” oraz powieści „Pałac”. Najobszerniejszą epopeją chłopskiego losu okazała się powieść „ Kamień na kamieniu” - arcydzieło literatury powojennej, zwieńczenie nurtu chłopskiego, najpiękniejsza książka w dorobku pisarza i jedna z najwznioślejszych w polskiej literaturze. Kolejna powieść Myśliwskiego - „Widnokrąg” uhonorowana w 1998 roku nagrodą Nike, stanowi summę wcześniejszego dorobku, a zarazem wnosi akcenty nowe. Jest to, bodaj jedyny w literaturze polskiej lat 90., przypadek eposu o spełnionej nostalgii - o możliwym powrocie do utraconych doświadczeń, które rozegrały się w kręgu rodzinnym.

Ranga pisarstwa Myśliwskiego wynika z podejmowania wszystkich kluczowych zagadnień współczesnej kondycji wsi, a zarazem z podniesienia prozy nurtu chłopskiego na poziom dialogu o uniwersaliach ludzkiej egzystencji.

„Bóg się każe słowami modlić, bo bez słów nie odróżniłby człowieka od człowieka. A i człowiek sam siebie by nie odróżnił, gdyby nie miał słów. Od słowa zaczyna się życie i na słowach kończy. Bo śmierć to tak samo tylko koniec słów.” („Kamień na kamieniu”)

Twórczość:

* Nagi sad, PIW, Warszawa 1967 (filmowa wersja: "Przez dziewięć mostów")

* Pałac, PIW, Warszawa 1970

* Złodziej, Dialog 1973, nr 7, s. 5-34

* Klucznik, Dialog 1978, nr 6, s. 32-60

* Kamień na kamieniu, PIW, Warszawa 1984

* Drzewo, Twórczość 1988, nr 7, s. 11-73

* Widnokrąg, Muza, Warszawa 1996 (uhonorowany w 1997 roku Nagrodą Nike)

* Requiem dla gospodyni, Muza, Warszawa 2000

* Traktat o łuskaniu fasoli, Znak, Kraków 2006 (uhonorowany w 2007 roku Nagrodą Nike, Nagrodą Literacką Gdynia i nagrodą TV Kultura, nagrodą miesięcznika "Odra")

WIESŁAW MYŚLIWSKI A NURT CHŁOPSKI

Bardzo istotne dla zrozumienia twórczości Myśliwskiego jest jego usytuowanie wobec zjawisk tzw. nurtu chłopskiego. Chodzi głównie o jego widzenie tej problematyki, a nie jedynie miejsce, jakie wyznaczyli mu krytycy. Różnią się one bowiem w znacznym stopniu.

Źródeł nurtu chłopskiego w literaturze poszukuje się pod koniec XIX wieku. Zachodzące wtedy przemiany kulturowe spowodowały, że do głosu dopuszczeni zostali o chłopskim pochodzeniu - np. Jan Kasprowicz czy Władysław Orkan. W czasie międzywojennym literatura pochodzenia wiejskiego zaczyna wypracowywać sobie pewną odrębność. W tym właśnie czasie, w latach trzydziestych debiutują pisarze pierwszej generacji nurtu chłopskiego. Prawdziwa zaś eksplozja „chłopskości w literaturze” przypada na okres powojenny - lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte.

Henryk Bereza bez cienia wątpliwości zalicza Wiesława Myśliwskiego, obok Tadeusza Nowaka, Edwarda Stachury, Mariana Pilota, Urszuli Kozioł, Ernesta Brylla, Henryka Jachimowskiego, Bogusława Koguta, Zygmunta Trziszki, Czesława Kuriata, Adolfa Mamota, Zygmunta Wójcika i innych, do drugiej generacji pisarzy nurtu chłopskiego, czyli twórców urodzonych w latach 1920-40 i debiutujących w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Choć większość krytyków bez wahania zalicza twórcę „Pałacu” do nurtu chłopskiego w literaturze polskiej to jego „inności” na tle tegoż zjawiska nie można pominąć. Wyraźnie akcentuje ją Stanisław Burkot:

„Twórczość Wiesława Myśliwskiego nie mieściła się bez reszty w schematach stworzonych przez krytykę dla opisu literatury współczesnej. Związanie autora „Nagiego sadu” z nurtem chłopskim, rozwijającym się w literaturze lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, wydawała się oczywista, choć kolejne utwory Myśliwskiego wskazywały na odrębność jego poszukiwań”.

W prozie Myśliwskiego nie chodzi o zatrzymanie świata chłopskiego, dawnych form życia zbiorowego wsi. Podlegają one głębokim przemianom. Nie chodzi również o wydobywanie rodzajowej odmienności, o folklorystyczny „koloryt lokalny”, lecz o zbudowanie z elementów kultury chłopskiej całościowej wizji świata ludzkiego. Nie temat, nie to, co się opowiada, ale jak się opowiada, decyduje o wartości literatury, o jej charakterze. Taka jest więc dla Myśliwskiego jego sfera związków z kultura chłopską. Chłopskość Myśliwskiego - nie jest to kwestia tematu, ideologii, lecz artyzmu.

Proza Myśliwskiego jest nieustanną walką o uznanie tożsamości chłopskiego z uniwersalnym. Autora chłop interesuje jedynie jako człowiek, a nie jako chłop w szczególności. Lokalność i chłopskość postrzegane są przez niego tylko w wymiarze ludzkiego uniwersum. „Kamień na kamieniu” jest dziełem zakrojonym na szerszą skalę i podejmuje problemy ogólnoludzkie. To wszystko, co przydarzyło się Szymonowi Pietruszce nie jest wyłącznie chłopskie - jest przede wszystkim ludzkie, a dopiero potem, w drugim planie, chłopskie.

O UTWORZE

Pisarz ukończył powieść w 1982 roku po 10 latach pracy; w następnym roku opublikował ją w „Twórczości” (nry 3-7), a w 1984 pojawiła się w księgarniach. Było o niej głośno jeszcze przed pierwodrukiem prasowym, m. in. za sprawą filmu R. Bera Droga z 1980, wykorzystującego niektóre wątki rękopisu. W 1955 ten sam reżyser przygotował pełnometrażową ekranizację „Kamienia na kamieniu”. W sezonie 1984 - 1985 teatry im. Jaracza w Łodzi i kalambur we Wrocławiu zaprezentowały pierwsze adaptacje sceniczne powieści. Utwór wyróżniono kilkoma nagrodami, m. in. Stowarzyszenia Księgarzy Polskich i Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich; czytelnicy „Tygodnika Kulturalnego” uznali „Kamień na kamieniu” za książkę dziesięciolecia 1975-1985.

TEMATYKA

Powieść ma charakter pamiętnika. Szymon Pietruszka spogląda w przeszłość z perspektywy lat 70. XX wieku, opisując swoją rodzinną wieś, zmiany, jakie w niej zaszły, jej mieszkańców i sprawy, którymi żyli. Błahe codzienne wydarzenia sąsiadują w tych wspomnieniach z wydarzeniami ważnymi, inspirującymi narratora do wygłaszania uniwersalnych opinii na temat życia, śmierci, przemijania, losu człowieka.

WYMOWA TYTUŁU

Pierwszym krokiem do odkrycia najważniejszych sensów powieści Myśliwskiego musi stać się pogłębiona analiza samego tytułu. Uderza w nim niejednoznaczność i symboliczność.

W samym utworze autor wyraźnie wskazuje na proweniencję tytułowych słów. Pochodzą one ze znanej piosenki ludowej, której fragment stanowi jednocześnie motto powieści: „Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień, a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień”. Tak więc pierwsze znaczenie tytułu nie jest trudne do rozszyfrowania - oznaczać może właściwą pewnemu modelowi życia chłopskiego powtarzalność jego rytmów, regulowaną pracą na roli.

Na takie pochodzenie tytułu i tę sferę znaczeń wskazuje motto, a w samej powieści wyraźne stwierdzenie bohatera (a zarazem narratora), że wyżej wspomniana piosenka jest jego ulubioną melodią. Jednakże słowa „kamień na kamieniu” istniejące autonomicznie, w oderwaniu od piosenki, odsyłają nas do zupełnie innego kręgu sensów. Tytuł może pochodzić z Ewangelii, z zapowiedzi zagłady Jeruzalem, z którego ma zostać tylko >>kamień na kamieniu<<. Biorąc pod uwagę fakt, że cały tekst Myśliwskiego jest wprost naszpikowany staro- i nowotestamentowymi aluzjami, wypada przyjąć to stwierdzenie za pewnik, a nie hipotezę.

„Gdy wychodził ze świątyni, rzekł Mu jeden z uczniów: >>Nauczycielu, patrz, co za kamienie i jakie budowle!<< Jezus mu odpowiedział: >>Widzisz te potężne budowle? Nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie został zawalony<<”. ( Mk 13, 1-2)

Wynikające z sięgnięcia do poetyki Biblii destrukcyjne znaczeni tytułu jest w powieści wciąż obecne. Mówi ona bowiem o „ umieraniu pewnego porządku, pewnej kultury”, o upadku gmachu, który, choć wielowiekowy, nie zdołał wytrzymać naporu czasów.

Funkcjonowałyby więc obok siebie dwie płaszczyzny. Jedna, mieszcząca w sobie zagadnienia dotyczące cykliczności, trwałości i ciągłości. Druga, akcentująca destrukcję, burzenie i zrywanie wyżej wspomnianej ciągłości. Jedna wskazywałaby na strukturę rytmicznej konstrukcji, druga zapowiadałaby, że „kamień na kamieniu” nie pozostanie i jednocześnie ukazywałaby ten proces ruiny.

Aby utwierdzić się w takim rozumieniu konstrukcji powieści, której podstawą byłyby wzajemnie przeplatające się procesy nawiązywania i zrywania ciągłości, wystarczy prześledzić okoliczności pojawienia się motywu „kamienia na kamieniu” w dziele. Zjawia się on tylko dwa razy (poza mottem i tytułem). Warto porównać te cytaty. Pierwszy raz odnajdujemy tytułowe słowa we fragmencie przedstawiającym partyzanckie losy Szymona Pietruszki:

„Po mnie mieli tak samo nakazane, gdybym zginął, że nie wolno żadnemu łzy uronić, tylko baczność! Najwyżej na organkach miał mi któryś zagrać. >>Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień<<. Bo gdyby przyszło ze wszystkich melodii jedną wziąć na tamten świat, tę bym z sobą wziął. Z melodii i z życia”.

Drugie nawiązanie do tej piosenki spotykamy w rozdziale w opisie powrotu Szymka z zabawy do domu:

„ I pomyśleć, że za kawalerskich czasów tą samą drogą, gdy wracało się z zabawy, to się całą noc nieraz wracało. (…) Bo gdzie się człowiek miał śpieszyć? W głowie jeszcze mu zabawa wirowała, muzyka mu grała, to sobie i przytupnął o drogę jak o deski w remizie i zaśpiewał, co mu ślina na język przyniosła. >>Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień<<. I droga słowem się nie użaliła, że ją budzisz.”

Czas wojny i czas zabawy. Śmierć i życie. Smutek i radość. Dwie uzupełniające się strony ludzkiej egzystencji. Wymieszane ze sobą, czasem trudne do odróżnienia. Krew, rany, a nawet trup na wiejskiej zabawie, a obok tego radość i wesele w czas wojny. Literackie obrazy, w które wplecione są słowa piosenki, znakomicie korespondują za naszymi wcześniejszymi ustaleniami. Zabawa, witalność, droga życia jako następstwo czasowe, ciągłość. Śmierć, grób -destrukcja, przerwanie ciągłości. Oto najogólniejsze ramy kompozycyjne „Kamienia na kamieniu”.

KONSTRUKCJA CHŁOPSKIEGO BOHATERA

„Kamień na kamieniu” jest to powieść o Szymonie Pietruszce, przez niego samego opowiedziana, z jego perspektywy postrzegana. Postać głównego bohatera ma dla sensów dzieła znaczenie kluczowe. Aby się jej dokładnie przyjrzeć, zacząć należy od biografii, którą dość łatwo daje się zrekonstruować z poszarpanej, stroniącej od chronologicznych układów, narracji. Małgorzata Szpakowska kwituje tę biografię kilkoma zdaniami:

„ Oto bohater: Szymon Pietruszka, drugi z czterech braci, spadkobierca niewielkiego gospodarstwa gdzieś w Polsce centralnej, nieśmiały, dobiegający sześćdziesiątki (miał 23 lata, gdy w rok po wybuchu wojny poszedł do partyzantki, zaś pierwszy plan czasowy powieści to lata siedemdziesiąte). Zadziorne dzieciństwo, szkoła powszechna, potem wariacka i junacka młodość, z zabawy na zabawę, z bójki w bójkę. (…) Wojna, cztery lata w lesie, nawet jako dowódca z dumnym pseudonimem „ Orzeł”, choć do lasu trafił przypadkiem, ocaliwszy się z masowej egzekucji. Po wojnie milicjant, urzędnik w gminie, wcześniej nawet fryzjer-amator. A później już tylko na gospodarstwie opuszczonym przez pozostałych braci. I to wszystko!”

W wielu szczegółach uderza typowość Szymona jako bohatera nurtu chłopskiego. Jednak tylko w niewielkim stopniu przystaje on do galerii postaci charakterystycznych dla literatury wiejskiej. Rolnik gospodarzący na siedmiu morgach ziemi, urodzony ok. 1917 roku.

Młodość bohatera to apoteoza zabawy i święta - czasu nie objętego pracą. Czesław Dziekanowski widzi w tej postawie elementy filozofii homo ludens i przeciwstawia ją postawie homo Faber, którą w utworze reprezentuje ojciec narratora. Ojciec i syn pozostają w ścisłym związku, wynikającym z wykluczania się ich filozofii. Idealizacja tańca i zabawy dokonywana przez Szymona jest jednocześnie buntem przeciwko codzienności wypełnionej od świtu do nocy pracą na roli. Jest więc przede wszystkim próbą wyzwolenia się spod wszechwładnego panowania ziemi, oderwania od niej. Bohater pragnąłby przekształcić znojny trud pracy w radosny wysiłek zabawy; nie zamierzał pozostać na roli.

Jakby przedłużeniem karnawału stała się dla Szymona Pietruszki wojna i jego udział w leśnej partyzantce. Udział w niej jest raczej typowy dla bohaterów o chłopskim rodowodzie. Wystarczy przypomnieć choćby prozę Tadeusza Nowaka i „Takie większe wesele”. Ciekawe, że obrazy wojny u Nowaka i Myśliwskiego mają wiele wspólnego. Myśliwskiego jednak od razu zakłada sytuację niewinności biorącego udział w walce. Rozterki moralne związane z zabijaniem nie interesują go i w planie powieściowym nie mają żadnego znaczenia. Wojna jest dla Szymka kolejną okazją do ucieczki od ziemi. Tak jak udział w zabawach, czas wojny oddala go od ojcowizny.

Szymon, podczas czterech lat spędzonych w lesie, traci kontakt ze swoją chłopskością. Ciągle toczy nieustającą grę ze śmiercią. Siedem ran, które nosi na ciele, zyskują wymiar symboliczny. Własnymi rękami kopie już grób dla siebie, ucieka i żyje dalej. Ze wszystkich opresji wychodzi cało. Jego główny imperatyw brzmi - żyj za wszelką cenę.

Po wojnie trwa proces zrywania przez bohatera „Kamienia na kamieniu” więzów z ziemią i chłopskością. Szymon przyjmuje kolejne role oddalające go oddalające go od ojcowskiej gospodarki. Jest po kolei fryzjerem, milicjantem i urzędnikiem gminnym. Motywacja tych decyzji jest taka sama: robić wszystko, aby nie pracować na roli. Wierzy głęboko, że jego przeznaczenie jest inne. Gdy pracował w Urzędzie Gminnym, podkochiwał się w koleżance z pracy Małgorzacie, myślał nawet, czy by się z nią nie ożenić, ale niezdecydowany, zwlekał z oświadczynami. Gdy dowiedział się, że Małgorzata dokonała aborcji ich dziecka, zbił ją i zostawił. Zwolniony pod zarzutem pijaństwa, zajął się w końcu uprawą ziemi, przejmując po ojcu gospodarstwo. W wypadku drogowym stracił nogi, dwa lata przeleżał w szpitalu. Miał dużo czasu na przemyślenia; ich efektem była decyzja o wybudowaniu grobu dla rodziny.

„Kamień na kamieniu” to powieść o Szymonie Pietruszce, ponieważ dla jej autora dzieje ludzkości są zawsze dziejami jednostki. Myśliwski nie waha się z podkreśleniem tożsamości jednostki i jej losu z losem zbiorowości. Jego bohater ma więc przede wszystkim wymiar uniwersalny.

POZOSTAŁE POSTACIE

Józef Pietruszka - ojciec Michała, Szymka, Antka i Staśka. Rolnik, który „wszystko by zaprzągł do gospodarki”. Uosobienie chłopskiej doli - pracowity, cierpliwy, uparty i pobożny. Niezmiernie przywiązany do ziemi, która w jego systemie wartości była dobrem najwyższym i najbardziej pożądanym (nawet umierając, przykazał Szymkowi, by nadal poszukiwał papierów dziadka Kaspra). Synów od dzieciństwa przyuczał do prac polowych. Największym jego strapieniem było poczucie, że nie ma komu zostawić ojcowizny. Na starość, po śmierci żony zdziwaczał i odciął się od świata.

Matka - kochająca, ogromnie tęskniąca za synami, kiedy porozjeżdżali się po świecie. Nieustannie pisała do nich listy, licząc na odpowiedź, i stale płakała za nimi. Zmarła wkrótce po powrocie Michała.

Michał Pietruszka - brat Szymka, starszy od niego o 3 lata, najzdolniejszy z nich wszystkich, miał być księdzem lub krawcem. Wysłany na naukę do miasta, już tam pozostał. Zatrudnił się w fabryce, przestał wierzyć w Boga, odnajdując swoją prawdę w ideologii. Po wojnie został dygnitarzem, ożenił się. W niejasnych okolicznościach zwariował, żona odwiozła go pod opiekę rodzicom. Po ich śmierci został na utrzymaniu Szymka, a w czasie jego pobytu w szpitalu - sąsiadów. Zamknięty w sobie, milczący, bez jakichkolwiek potrzeb.

Antek Pietruszka - młodszy brat Szymka. Po wojnie wyjechał ze wsi, ukończył wyższe studia, zamieszkał w mieście, ożenił się, ale braci ani rodziców na wesele nie zaprosił. Rzadko pojawiał się w rodzinnym domu, zawsze spiesząc się do swoich miejskich spraw.

Stasiek Pietruszka - najmłodszy brat Szymka. To on miał zostać na roli i przejąć gospodarstwo i to jego wyjazd najbardziej zabolał ojca. Zdecydował się jednak po wojnie budować Polskę. Ukończył wyższe studia, zamieszkał w mieście, rzadko zaglądał do rodzinnego domu.

Dziadek Łukasz i babka Rozalia - rodzice matki Szymka. Dziadek zabił karbowego, który mu obmacywał żonę i jeszcze w XIX wieku musiał uciekać do Ameryki. Babka czekała na niego kilka lat, w końcu dostała list, wybrała się w podróż za mężem, ale statek zatonął na oceanie.

Dziadek Kasper i babka Paulina - rodzice ojca Szymka. Dziadek wymyślił ponoć kabłąk do kosy i założył we wsi straż pożarną. Podobno też dostał jakieś nadziały na ziemię za to, że ratował powstańców styczniowych, ale papiery zakopał i za nic nie mógł sobie przypomnieć, gdzie, czym doprowadzał ojca do szewskiej pasji.

ŚWIAT OPOWIEDZIANY

We współczesnej prozie ludowość wiąże się bardzo mocno z problemami języka. Bardzo często wyraża się to w negacji wzorów tzw. języka literackiego, tworzącego ogólnie przyjęte i zrozumiałe kody. Nurt chłopski pokazał literaturze, że można mieć inny niż dotąd stosunek do języka.

Pisarze nurtu chłopskiego wyszli ze słusznego chyba założenia, że jeśli opisują nową literacką rzeczywistość, to narzędziem tego opisu musi być także nowy język, wyrażający zupełnie świeże doświadczenia. Odrębność prozy chłopskiej budowana bywa poprzez wprowadzenie do utworu gwary. Może się to odbywać w różnym natężeniu, począwszy od lewie zauważalnej stylizacji, a skończywszy na całkowitym zastąpieniu języka ogólnego określoną gwarą.

„Kamień na kamieniu” jest jednym wielkim monologiem Szymona Pietruszki. Jeżeli nawet pojawia się w powieści kilkanaście innych monologów (np. ojca, matki, sklepowej Kaśki, naczelnika gminy, księdza, itd.), to są one podporządkowane „ja”, które poznaje, a więc są tworzywem autokreacji bohatera dzieła Myśliwskiego. Dla autora taki sposób konstruowania narracji jest bardzo charakterystyczny i występuje już w dwóch jego wcześniejszych powieściach: „Nagim sadzie” i „Pałacu”.

Językiem „kamienia na kamieniu” jest język Szymona Pietruszki. Autor stawia znak jedności między tym językiem a światem. Odzwierciedla się tutaj wielka wiara w kreacyjna moc słowa. Świat ukazany w powieści jest tym doskonalszy, im doskonalszy jest sposób opowiadania Szymka.

W „Nagim sadzie” i „Pałacu” siłą sprawczą stawania się utworu była wyobraźnia - aktywna, wręcz zaborcza. Wyobraźnia i związaną z nią zdolność wymyślania ojca, siebie, siebie prawdziwego i innego. W powieści „Kamień na kamieniu” siłą sprawczą jest nie tyle zdolność wymyślania, co opowiedzenia. Powieść stanowi wielką demonstrację umiejętności opowiadania. Bo artyzm w powieści - to właśnie sztuka, umiejętność opowiadania.

Typ narracji zastosowany w tej powieści wywodzić można z ludowej tradycji gawędy. Bohater posiada częsty w kulturze chłopskiej talent bajarza, gawędziarza. Powieść wypełniona jest zatem zbiorem gawęd. Dzieło to ma być przekazem chłopskiej kultury. Według autora każda kultura wypracowała sobie swój system przekazu. Przekazem chłopskiej kultury stała się pamięć, gdyż powszechność analfabetyzmu i niski procent chłopów piśmiennych hamowały rozwój przekazów pisanych.

W „Kamieniu na kamieniu” zaobserwować można nie tylko sięgnięcie po ludową gawędę, ale również obfite czerpanie z poetyki pamiętnika. Pamiętnik sprzyja konstruowaniu wrażenia autentyczności poprzez inną perspektywę oglądu. Otwiera możliwość widzenia wsi pod kątem świadomości narratora obdarzonego „wiejską wyobraźnią”. Opowiedzenie świata ustami postaci szczególnie uwrażliwionej na wszystko, co cechuje kulturę środowiska, daje przeświadczenie o prawdziwości przekazu. Nie jest to zadnie łatwe. Musi to być opowieść, która zostanie poddana regułom chłopskiego myślenia, głęboko przynależna do zespołu wzorców i zachowań, wartości i konwencji wytworzonych w tym środowisku.

Szymon Pietruszka, będący jednocześnie bohaterem i narratorem, tworzy zupełnie nowy porządek narracyjny. Tradycyjnie pojmowane chronologicznie uporządkowanie fabuły zostaje zanegowane. W zamian występuje częsta w prozie ostatnich lat synchroniczność zdarzeń i odczuć, które ze swej istoty charakteryzuje diachroniczność, następstwo po sobie. Jedną z zasad jest zasada funkcjonowania pamięci. Podjąwszy pewien motyw, autor rozwija go, uzupełniając o motywy poboczne, dookreślające, które pojawiają się w utworze na zasadzie ciągów skojarzeniowych. swoboda podejmowania kolejnych wątków ograniczona jest jednak logiką dzieła.

Mamy do czynienia z narracją fragmentaryczną, skupioną wokół tematów zaznaczonych w tytułach poszczególnych cząstek. Cmentarz, Droga, Bracia, Ziemia, Matka, Płacz, Alleluja, Chleb, Brama - to tematy bardziej w znaczeniu muzycznym niż fabularnym. Nie ma między nimi związków przyczynowo-skutkowych , brak następstwa.

Epickość jest główną zaletą pisarstwa Myśliwskiego. Ten rys zgodnie podkreślają krytycy. Podstawową formułą, która mogłaby określić artystyczny plan „Kamienia na kamieniu” byłaby: „powieść epicka”, będąca „panoramą życia” i „pożegnaniem świata”, który odchodzi ostatecznie.

Kunsztowność, poetyckość i muzyczność to główne cechy języka Myśliwskiego. Jest ona szczególnie nacechowany stylistycznie, a jedną z cech utworu jest metaforyczność. Chodzi o wielkie metafory, organizujące sensy ogólne (motyw „grobu”), jak też metaforyzację języka.

Ważną cechą jest chętne operowanie porównaniami. Te tropy przeważnie wyłamują się ze stereotypów odbiorczych i zawsze odsyłają w świat wiejskiej wyobraźni. Dotyczą one elementów otaczającej rzeczywistości („jak słupek od płotu”, „niczym blaszane wiadro”), bliskich człowiekowi wsi zwierząt („jak cielę”, „niczym krowie oczy”), prac gospodarskich („jakby cały dzień kosił”, jakby beczkę z kapustą upychał”, „jakby chleb do pieca wsuwał”), zjawisk atmosferycznych („niczym mżawkę jesienną, „jakby gruby, ciepły deszcz majowy”) czy wyobrażeń religijnych („jak pióra z aniołów”, „jak sam Wielki Post”). Nie brak również porównań metaforycznych, personifikujących przyrodę, przybliżających ja do doświadczeń chłopskich („jakby w oku nieba źdźbło łzawiło”). Wszystkie te porównania rekonstruują krąg chłopskich doświadczeń, odszyfrowywują sposób ludowego postrzegania rzeczywistości, a jednocześnie potęgują wrażenie autentyczności narracji. Sfera odniesień porównań pokrywa się bowiem z naszymi czytelniczymi oczekiwaniami.

STRESZCZENIE

Powieść składa się z obrazków dotyczących Szymona Pietruszki, który wspomina role, jakie pełnił w swoim życiu: był zwykłym wiejskim chłopakiem, żołnierzem partyzantem, urzędnikiem udzielającym ślubów, fryzjerem, milicjantem, zakochanym i urażonym mężczyzną, alkoholikiem oraz inwalidą opiekującym się chorym bratem Michałem, aż w końcu na starość doszedł do wniosku, że najlepiej czuje się jako zwykły prosty chłop, mimo iż ten los konsekwentnie próbował odrzucić od najmłodszych lat.
Przyczynkiem do wspomnień stała się chęć wybudowania rodzinnego grobowca, co wcale nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać:

Wybudować grób. To się tylko tak mówi. A kto nie budował, nie wie, co taki grób kosztuje. Choć grób, mówią, też dom, tylko że na tamto życie. Bo wieczność nie wieczność, ale swój kąt powinien człowiek mieć.


Zastanawiając się nad wyglądem przyszłego pomnika, ilością kwater, wyborem głównego wykonawcy robót czy ozdoby grobu (anioł czy wizerunek Chrystusa: Anioł najwyżej się wstawi, ale nie zbawi), Szymek rozmyśla o swojej przeszłości, zahacza o najróżniejsze tematy, przypomina sobie dawnych przyjaciół, wydarzenia, w których brał udział. Wszystkie te opowieści składają się na fabułę utworu, podczas lektury którego czytelnik ma wrażenie, że Pietruszka to właśnie jemu się zwierza, z nim dzieli się historią swojego życia, rozprawiając o zabawach w remizie strażackiej, jedzeniu wypiekanego w domu chleba czy poświęconych jajek, udziale w partyzantce, o obściskiwaniu wiejskich dziewczyn w zbożu i za sklepową ladą czy bijatykach z okolicznymi chłopakami, w których wodził prym.

I. CMENTARZ

Szymon Pietruszka przez ostatnie dwa lata leżał w szpitalu. Miał wtedy dużo czasu na rozmyślanie o swoim życiu. Wtedy też postanowił, że postawi grób dla

całej swojej rodziny

. Po powrocie do domu wynajął najlepszego

rzemieślnika we wsi - Chmiela, który rozpoczął budowę

grobu, co stało się powodem wspomnień bohatera o wydarzeniach związanych z tytułowym cmentarzem.

Podczas wojny na cmentarzu we wsi Szymona przez sześć tygodni trwała zaciekła bitwa. Dwa niemieckie

działa waliły na wschód, przez co szkielety ciał i pootwierane trumny leżały porozrzucane po całym terenie. Ludzie we wsi zbierali kikuty, drugi raz chowali umarłych. Szymon pamięta, że wtedy wszystkie ptaki uciekły z drzew cmentarnych, choć wcześniej był na nich istny ptasi raj. Kościelny Franciszek po wojnie zbijał karmniki, wieszał na drzewach i razem z ministrantami łapał szpaki, sikorki i inne ptactwo, zanosił je na cmentarz, by choć w taki sposób przywrócić na nim życie i śpiew.

Z dalszych wspomnień okazuje się, że Szymon w czasie wojny walczył w partyzantce, nosił pseudonim „Orzeł”. Był siedem razy ranny, dlatego powiedział wszystkim kolegom z oddziału, że gdyby zginął, mają mu zagrać na pogrzebie na organkach jego ulubioną pieśń ludową Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień.
Szymon wspomina swoich dziadków ze strony

matki, którzy nie mieli grobu. Dziadek Łukasz w czasach, gdy Polska była w niewoli zabił kosą karbowego. Uciął mu głowę, ponieważ zalecał się do jego żony - babki Pietruszki. Z tego powodu musiał uciec do Ameryki przed Kozakami.

Z kolei babka Rozalia - powód zbrodni Łukasza, była niezwykle rozrywkową kobietą lubiącą się bawić. Po wyjeździe męża oddała swoją córkę (matkę Szymona) i syna (w niedługim czasie po tym umarł na czerwonkę) na wychowanie swojej siostrze Agacie, przekazała jej gospodarstwo, ogólnie cały dobytek, i popłynęła statkiem do Ameryki do męża. Niestety rozpętała się burza, statek zatonął zabierając Rozalię na dno. Po jakimś czasie umarł także dziadek, nigdy już nie wracając do domu i nie oglądając swoich osieroconych przez matkę dzieci.

Historia dziadków ze strony ojca była bardziej „zwyczajna”.
Babka Paulina umarła młodo, a dziadek Kasper Pietruszka żył długie lata

. Oboje zostali pochowani w ziemi, nie mieli nagrobka.
Dziadek Kasper pierwszy we wsi założył straż pożarną. Za ratowanie powstańców otrzymał papiery na ziemię, ponoć warte majątek. Mógł zostać dziedzicem, ale musiał zrezygnować z tej propozycji, ponieważ za posiadanie takich dokumentów groził Sybir. Zakopał je więc głęboko w ziemi.
Gdy powstawała Polska i niewola się zakończyła, wówczas nic już mu nie groziło. Wtedy zaczął kopać w ziemi szukając tych papierów… Oczywiście nie odnalazł zawiniątka. Do końca życia nie mógł sobie przypomnieć, w którym miejscu je zakopał. Wprawiało to w złość syna, tak bardzo miał żal o to do ojca, że jego pogrzeb urządził jak nie ojca, najzwyklejsze trumna, a potem nawet nie odwiedzał jego grobu, chociaż przychodził na cmentarz do matki.
Po jego śmierci czynność tą kontynuował jego syn - ojciec Szymona. Dalej kopał w ziemi: w stodole, w chlewach, na polach, w sadzie, pod chałupą.. Na łożu śmierci bohater prosił Szymona, aby nie przestawał w kontynuacji rodzinnej

misji. Rodzice Pietruszki, tak jak i ich matki i ojcowie - zostali pochowani w ziemi, czekają, aż Szymon skończy budowę grobu. (Matka zmarła w pół roku po urodzeniu najmłodszego Michała).

Szymon, choć nie był najstarszy spośród braci, to jednak został na siedmiomorgowej gospodarce. Gdy był młodszy nawet nie myślał, że tak się losy potoczą - nie była ani najstarszy, ani najmłodszy. Gospodarzem miał zostać Stasiek - razem z ojcem rozmyślali o wybudowaniu nowego domu. Pozostali bracia nawet nie mogli się z nim równać,. Michał wcześnie pojechał w świat szukać szczęścia, a Antek był w gorącej wodzie kąpany.

W Szymku była wielka chęć życia. Nie wiedział, czy chce tak żyć na gospodarstwie, ale wiedział, że pragnie żyć. Gdy był trzyletnim dzieckiem, rzucił się na niego indor, malec uczepił się jego szyi i ostatecznie go udusił. Zbiegła się chmara ludzi, myśleli, że poranione dziecko nie przeżyje. Stało się inaczej. Na jasełka był zawsze Herodem, bo niby śmierć ścina mu głowę - a kolędnicy mieli prawdziwą kosę. Będąc w partyzantce siedem razy był ranny, mimo to przeżył.

Podczas pobytu w szpitalu postanowił, że po powrocie wystawi grób dla całej rodziny

: żyjącej i nieżyjącej. Już na 3 dzień po opuszczeniu szpitala Szymon wybrał się na cmentarz mierzyć groby.
Zamierzał nieżyjącym rodzicom kupić nowe trumny i przenieść ich z ziemi do budowanego grobu, przewidzianego także dla żyjących braci: Antka i Staśka (oraz ich żon), dla brata Michała i dla niego samego - razem osiem kwater.

Niestety, pieniędzy z odszkodowania za wypadek (za nogi) starczyło tylko na wybudowanie przez Chmiela murów grobu. Wiele funduszy pochłonął przedsionek, który był zaledwie jedną trzecią częścią całego grobu. Pietruszka we wszystkim potrafił znaleźć powód do szczęścia. Teraz był zadowolony z przedsionka, ponieważ powtarzał, że będzie można przynajmniej wejść do środka grobu i obrócić się swobodnie.

Poza małym

korytarzem, były już zrobione szerokie, przedzielone ściankami kwatery (cztery na dole, cztery u góry), do których miano wsuwać trumny. Potem wszystko miało zostać zamurowane.

Niestety, główny wykonawca Chmiel umarł, a Szymon musiał odpowiadać na dociekliwe i wścibskie pytania ludzi o termin postawienia sklepienia i wykończenia grobu, a na jego barki spadały coraz to nowe problemy: brak pieniędzy, ciągłe wydatki.

Gdy Pietruszka musiał zapłacić podatki do gminy i kupić węgiel na zimę, sprzedał zegarek na dewizce, kawałek pola oraz zapożyczył się u sąsiada - Kubika. Po jakimś czasie, gdy pożyczkodawca zaczął domagać się zwrotu pieniędzy, ponieważ jego syn się żenił. Wtedy Szymek zwrócił się z prośbą do innego sąsiada Maciołka. Oddał Kubikowi całą sumę i wszystko byłoby dobrze, gdyby po jakimś czasie nowy wierzyciel nie zaczął domagać się zwrotu oraz rozpuszczać po wsi plotki o swoim dłużniku. Szymon sprzedał jałówkę i oddał mu pieniądze.

II. DROGA

Kiedyś przez wieś Szymona przebiegała jedna droga- kręta, pełna dziur i łat. Można było nią dojechać na jarmark czy do sąsiedniej wsi. Była wspólnym dobrem, przed domem każdy dbał o swój fragment. Ludzie zamiatali ją w lecie, zimą odgarniali śnieg. Wieczorem każdy siadał na ławeczce przed domem i gawędził z sąsiadem po drugiej stronie drogi , obrosłej pięknymi akcjami. Było cicho, bezpiecznie. Niestety, po jakimś czasie przyjechali robotnicy i wybudowali nową szosę dla samochodów, zabierając niektórym mieszkańcom pola pod budowę. Stara droga została wyprostowana i ustąpiła miejsca nowej. Teraz to ona biegła pod oknami domów, które trzęsły się za każdym razem, gdy ktoś po niej przejeżdżał. Nowa droga była także nielubiana z innego powodu: zaczęli ginąć na niej ludzie, gdy ruch był gęsty. Na przykład jakiś człowiek przechodził na drugą stronę do sklepu czy do kościoła - zagapił się i zginął pod kołami rozpędzonego auta.

Wycięte akacje zostały odkupione przez mieszkańców od robotników. Szymon nie zdążył na transakcję, bo drzewa były wycinane piłą motorową, w niedługim czasie z szpaleru akacji ostały się trzy, może cztery akcje. Szymkowi przypadła spróchniała wierzba, której nikt nie chciał kupić, bo powiadali, że diabeł ma w niej siedlisko. Zakupione drzewo zwalono pod stodołą i tam już zostało. Sąsiad Józek Winiarczyk kupił sześć akacji, Szymek chciał od niego zakupić jedną za podwójną cenę na stół, ale drewno było potrzebne Józkowi na zrobienie nowego wozu. Stary stół był bardzo zniszczony i miał swoją historię: gdy Szymek wrócił z partyzantki, poszedł sprawdzić, czy ich pole nie zaminowane, a na sąsiednim polu dworskim znalazł blat stołu. Stopniowo kompletował resztę części. Nogi leżały pod lasem, szuflada ze złoconą rączką została znaleziona przez sąsiada, który zrobił sobie z niej korytko dla świń. Dzięki wymianie za prawdziwe korytko i butelkę wódki, Szymek był dumnym posiadaczem pięknego dziedzicowego stołu w komplecie (za rączkę musiał dać pół korca żyta i wypożyczyć konia do orki). Dotychczas jego rodzina nigdy nie miała stołu, dlatego gdy stół był już kompletny zjedli przy nim prawdziwie świąteczny obiad, „jak ludzie”.

Za kawalerskich czasów jeszcze przed wojną, Szymon lubił się bawić i hulać na wiejskich zabawach. Nie stronił także od bójek będąc zdania, że zabawa bez bójki jest nieudana. Zatem wszyscy bili wszystkich, sala była zrujnowana, sztachety z płotów wyłamane. Szymon prawie nigdy nie oberwał w walce, był najsilniejszy we wsi, wszyscy się go bali, jako jeden z nielicznych nosił przy sobie nóż. Z czasem stał słynny, kupił go Szymek za cztery wiązki czosnku ukradnięte matce. Młody Pietruszka często prowokował bójki. Raz się zdarzyło, że dostał nożem - na szczęście było to draśnięcie, po trzech dniach odleżenia ran przyszedł do niego ojciec i kazał razem z nim pójść kosił (były żniwa). Koledzy lubili Szymona, cieszył się też powodzeniem u kobiet, był dobrym tancerzem. Przebierał w nich jak w ulęgałkach, sypiał z nimi po stodołach czy łąkach, godząc się na ich propozycje, często je odprowadzał do domu nawet na skraj wsi, a nawet podglądał kąpiące się w rzece, czasem zabierał jednej ubrania i droczył się, że nie odda. Gdy zarobił pieniądze przy budowie nasypu kolejowego, kupił sobie garnitur oraz płaszcz, stając się nie tylko najładniejszym, ale i najlepiej ubranym kawalerem we wsi. By tylko zdobyć pieniądze na zabawę, potrafił wyszukać najróżnorodniejsze metody zarobku - podbiera jajka, sprzedał nawet ulubionego psa ojca. Szymek lubił też odpusty, szukał na nich przez długie lata figurki Matki Boskiej, którą kiedyś zbił. Dopiero po śmierci matki, odnalazł podobną do tamtej, przy której matka się modliła.

Pewnej świątecznej niedzieli, gdy na niebie zebrały się czarne chmury, wszyscy ze wsi pojechali furmankami na pola, aby zdążyć przed ulewą pozwozić snopki zboża. Szymon, powożąc jedną furą, nie czekał długo, aby wyjechać na drogę asfaltową. Za drugim razem było już gorzej. Jechało dużo aut, przerwy między nimi były coraz mniejsze. Z furmanką zaprzężoną w jednego konia z polnej drogi nie można wyjechać szybko, ponieważ była ona położona wyżej od pól. Gdy się na nią wjeżdżało, trzeba było od razu skręcić w lewo, do wsi. Szymonowi udało się to tylko dlatego, że zsiadł z wozu i ciągnął konia za uzdę. Jednak gdy narrator podjechał z trzecią furą przed wyjazdem na drogę asfaltową zastał furmankę sąsiada starego Kusia. Stanął więc za nią i zaczął ponaglać znajomego. Sąsiad jednak się bał. Auta jechały szybko, jednym sznurem, żadne nie chciało zwolnić, aby wpuścić dwie furmanki na drogę.Za Szymonem ustawili się następni sąsiedzi, w sumie było już z dziesięć furmanek, kolejka się wydłużyła. Niektórzy rzucali pomysły, aby wspólnie wejść na drogę i machać rękami - może wtedy się zatrzymają. Później wszyscy złorzeczyli kierowcom, wyzywali auta. Taka stagnacja trwała bardzo, bardzo długo. Auta wciąż jechały. W końcu Szymon nie wytrzymał - krew się w nim zagotowała - i odbił furmankę do tyłu, zjechał w pole, pognał konia batem, ominął sąsiada stojącego z przodu i ruszył wprost na drogę, nie patrząc na sznur samochodów. Ludzie krzyczeli, że jedzie na śmierć, ale on się nie zatrzymał, już był na asfalcie. Nagle poczuł uderzenie, coś trzasnęło. W pierwszej chwili nic nie poczuł. Dopiero gdy chciał wstać zobaczył, że jego nogi leżały dziwnie poskręcane. Słyszał krzyczących ludzi, potem już nic nie pamiętał.

III. BRACIA

Szymon Pietruszka, którym mieszkał ze swoim najstarszym bratem Michałem (był dziwny: nie mówił, stale był nieobecny myślami, apatyczny), napisał list do dwóch młodszych Antka i Staśka, żeby przyjechali i podjęli ostateczną decyzję w sprawie grobu. Musiał wiedzieć, czy chcą „leżeć” ze wszystkimi, czy może u siebie. Jeśli wybraliby druga opcję, wtedy poniósłby mniejsze koszty budowy… Póki co Chmiel nie mógł rozpocząć roboty, czekał na decyzję co do wielkości grobu. Antek i Stasiek mieszkali w mieście, wracali na wieś bardzo rzadko. Jeden był za granicą, drugi kupił samochód, jeden dostał mieszkanie, drugi ponownie się ożenił, jeden ma córkę i syna, drugi tylko syna, jeden ma tytuł magistra, drugi inżyniera. Gdy żyła ich matka, regularnie pisała do nich listy, wysyłała paczki, lecz nigdy nie otrzymała odpowiedzi czy podziękowania. Po jej śmierci Szymon wysłał im telegram, który powtórzył parę lat później, gdy umarł ojciec.

Po miesiącu bohaterowie przysłali odpowiedź na list dotyczący grobu. Zawiadamiali, że przyjadą omówić szczegóły w nadchodzącą niedzielę. Oczekując braci, Szymon wysprzątał izbę, wykąpał i ogolił Michała, założył mu i sobie czyste ubranie, zabił kurę i ugotował rosół, nawet makaron kupił w sklepie, bo domowego przecież by nie zjedli. Gdy w końcu przyjechali, od progu zaczęli narzekać na Szymka, że ma nadal ten stary stół (ten z pola dziedzica), że jeszcze nie położył podłogi w izbie, że ma tylko jedno krzesło. Potem zaczęły się pytania: czemu się jeszcze nie ożenił, czemu nie założył sadu. Szymon czuł się dziwnie. Ostatni raz widział braci na pogrzebie ojca. Dał wtedy Staśkowi wówczas biednemu studentowi - trochę pieniędzy, a teraz zrobił się z niego wielki pan, Szymek go nie poznawał. Z kolei Antek był wtedy świeżo poślubionym młodym mężem, nie powiadomił brata o tej ważnej ceremonii. Zaraz po pogrzebie Stasiek i Antek wyjechali: spieszyli się do swoich spraw (pierwszy miał egzamin, a drugi wyjazd służbowy).

Pietruszka zaczął wspominać dzieciństwo i młodość. Pierwszy z domu w świat poszedł Antek. Ojciec był zły, ponieważ nie miał mu kto pomagać w polu: Stasiek był jeszcze dzieckiem, Szymon pracował w milicji, całe tygodnie nie było go w domu. Wraz z kolegami z pracy jeździł po okolicach i rekwirował od chłopów broń. Antek był zachwycony wizją pracy po 8 godzin, zapłaty, możliwością chodzenia do kina (na wsi nawet nie wiedzieli, co to kino).

Po Antku w świat poszedł Stasiek. Wtedy ojciec naprawdę się wściekł. Do tej pory był pewien, że to on zostanie na gospodarce, ponieważ lubił robić w polu, często snuł z ojcem marzenia o dokupieniu ziemi, postawieniu nowego dom, kupnie drugiego konia. Takie rozmowy cieszyły ojca, dla którego najważniejsza była ziemia.

Po Staśku rodziców rozczarowało postanowienie najstarszego syna Michała. Marzyli, by został księdzem, ale też poszedł „w świat”, zawsze jednak przyjeżdżał na żniwa.

Po powrocie z partyzantki ze stopniem porucznika, Szymon chciał iść do wojska, aby zostać zawodowym żołnierzem. Nie lubił pracować w polu, najgorzej nie znosił żniw. Musiał jednak zmienić plany i pomagać ojcu w polu, który często narzekał, że wojna doprowadziła ich do ruiny (chlewy były spalone od pocisku, dach w chałupie dziurawy). Antka i Michała już nie było w domu, a Stasiek był za mały na pomocnika. Szymon nie zostałby na gospodarstwie, ale zmusiły go do tego okoliczności. We wsi otworzono szkołę, do której miał pójść Stasiek. Nie miał jednak zimowych butów, więc jego starszy brat poszedł w pola w ich poszukiwaniu. W tamtym czasie na otwartych, rozległych terenach leżało pełno ruskich i niemieckich trupów. Narrator trafił na jedną parę butów, ale niestety były dziurawe. Ludzie już dawno pozabierali szynele i co wartościowsze przedmioty. Wprawdzie były jeszcze trupy w butach, ale leżały pod zaminowanym lasem, Szymon nie chciał zginąć za buty. Od tej pory pożyczał Staśkowi swoje jedyne oficerki, które zrobił sobie jeszcze przed wojną u szewca na zamówienie. Młodszy brat poruszał się w nich jak bocian. Gdy szedł do szkoły, Szymek musiał całe przedpołudnie siedzieć boso w domu, nie mógł nawet wyjrzeć na świat, bo szyby były pokryte mrozem, przez co zrobił się leniwy i osowiały.

Pewnego dnia wpadł na pomysł pożytecznego wykorzystania przymusowego siedzenia w domu. Z partyzantki przyniósł brzytwę i nożyczki, więc zaczął strzyc i golić. Klienci przychodzili do niego nawet z innych wsi, nie mógł nadążyć, chętni wypełniali zawsze całą izbę. Interes się kręcił, narrator zarabiał coraz więcej, kupił nawet maszynkę do strzyżenia. Wszystko zmieniło się, gdy przyszła wiosna i Stasiek oddał buty. Później poszedł w świat „budować Polskę” i… ojciec znowu chodził wściekły, matka podupadła na zdrowiu. Nie doczekała wizyty synów, którzy przyjechali dopiero na jej pogrzeb.

Teraz Stasiek i Antek przyjechali na prośbę Szymka. Pokrzyczeli, popyskowali i wyjechali. Bardzo się im śpieszyło. Pietruszka zdążył im jedynie nasypać mąki w woreczki, nic innego nie mógł dać. Po ich wyjeździe poszedł do Chmiela i kazał stawiać grób na osiem kwater marząc, że może kiedyś bracia zechcą tu wrócić. Wstydził się przyznać kamieniarzowi, że nawet nie zdążył przedyskutować ze Staśkiem i Antkiem tematu grobu.

IV. ZIEMIA

Zanim Szymon przyszedł na świat, jego ojciec już prawował się w sądzie z sąsiadem Prażuchem o miedzę. Raz jeden wysuwał pisemną skargę, raz drugi. Ciągnęło się to latami, aż Pietruszce zabrakło pieniędzy na kontynuowanie. Nie oznaczało to jednak, że sąsiedzi doszli do porozumienia. Kłócili się tak samo intensywnie, jak wcześniej. Prażuch wiosną podorał pas miedzy, ojciec jesienią odorał. Jak Pietruszka zbił go batem, to dostał widłami. Bójkom nie było końca. Ojciec Szymka cały czas odgrażał się sąsiadowi, że gdy syn podrośnie, to mu pokaże sprawiedliwość. Gdy bohater osiągnął już wiek chłopięcy i jego obowiązki w gospodarstwie stały się poważniejsze, przejął spór z Prażuchem na siebie. Podczas kolejnej kłótni Szymon nie wytrzymał i pobił sąsiada, innym razem wlał Antkowi, który akurat pasł krowy i jedna weszła w pole agresora. Po tym incydencie Prażuch przez jakiś czas się ukrywał, bał się zemsty Szymka. Gdy trzej synowie Prażucha - Wojtek, Jędrek i Bolek - dorośli, zastawili w imię sąsiedzkiej zwady pułapkę na Szymka, gdy ten wracał nocą pijany z zabawy i dotkliwie go pobili (2 tygodnie nie mógł wstawać z łóżka). Na jakiś czas był spokój, ponieważ narrator poszedł na wojnę. Wszystko jednak wróciło, gdy i on wrócił., choć po oglądaniu zła wojny ten problem wydał się Szymkowi odległy, pozbawiony dawnej rangi. Usłyszał od ojca o tym, że Prażuch kolejny raz podorał jego miedzę. Nie mogąc iść do sądu - nie było ich tak samo, jak Polski - namawiał syna, żeby sam się rozprawił ze znienawidzoną rodziną. Gdy Szymon spotkał trzech Prażuchów na odpuście, wyrównał rachunki za niedawne pobicie. Tym razem oni chodzili z podbitymi oczami.

W czasie wojny Szymon pewnego dnia ukradkiem skradał się lasem do rodziców, gdy natknął się na patrol niemiecki, który zaczął do niego strzelać. Jako że w okolicy stała tylko jedna chałupa - Prażuchów, narrator zastukał do drzwi z wołaniem, że Niemcy go gonią. Stary Prażuch zlitował się nad przybyszem i wpuścił go do środka mimo protestów synów, którzy wkrótce poszli spać. Szymek przesiedział u nich do rana. Jakiś czas po tym wydarzeniu do partyzanckiego oddziału Szymka dołączyli trzej synowie Prażucha. Ich śmierć wywołała u Prażuchowej chorobę i ona także wkrótce zmarła. Sąsiad Pietruszków został sam. Nadal dbał o swoje gospodarstwo, choć był już stary i samotny. Siał, orał, miał w izbie zawsze posprzątane. Jakby tego było mało - na starość nauczył się pisać i czytać, korzystając z domowych wizyt i darmowych lekcji nauczycieli. Szymon czasem go odwiedzał, czym zaskarbił sobie sympatię sąsiada. Gdy na dwa lata trafił do szpitala po ciężkim wypadku, jedyny Prażuch z całej wsi zaopiekował się jego gospodarstwem i Michałem. Dbał o ziemię i Pietruchę, a Szymka regularnie odwiedzał w szpitalu, zawsze przynosząc coś dobrego.

Za którymś razem, podczas jednej z wizyt powiedział, że nie będzie już mógł opiekować się gospodarstwem Szymona, bo synowie i żona wołają go do siebie. Na koniec zakomunikował, że w niedzielę umrze. Potem wrócił do domu, poszedł do księdza, który namaścił go olejami świętymi, posprzątał w izbie, dał zwierzętom jeść, umył się, ubrał w garnitur, poprosił sąsiada, aby mu zapalił gromnicę i wyjaśniła, gdzie leży testament, położył się do trumny i… umarł.

Po śmierci Prażucha gospodarka Pietruszków została bez opieki. Gdy w końcu Szymon wrócił ze szpitala, to chodził o laskach. W gospodarstwie zastał pobojowisko, pustą stodołę, w której stali wychudzenia krowa i koń. Okazało się, że kury, pies (z łańcuchem!), sztachety z płotu, wszystkie narzędzia rolnicze, a nawet książeczka do nabożeństwa będącą pamiątką po matce, szuflada od stołu oraz narzędzia fryzjerskie - wszystko to zostało ukradzione. Szansa bohatera na powrót do fryzjerstwa spełzła na niczym, a przecież osłabiony i z kulami po bokach nie nadawał się do pracy fizycznej. Szymon był bardzo przygnębiony, czego nie poprawiły oględziny brudnego domu, w którym zalęgły się myszy, światło zostało odcięte (nie było komu zapłacić rachunku). Jedyne, co mu zostało to kot, który nie wzbudzał sympatii Pietruszki, ale teraz po powrocie ucieszyło go, że przynajmniej on się ostał.

Ucieczką od zmartwień było wspominanie szpitalnego życia. Na sali z Szymkiem leżało jedenastu rekonwalescentów. Gdy Szymon zaczął wstawać, pomagał chorym się myć, golił ich i czesał. Zaprzyjaźnił się z salową Jadwigą - panną, która była pod wrażeniem jego blizn z czasów partyzantki i wiejskich zabaw. Lubiła słuchać historii ich powstawania. Często podsuwała mu po kryjomu większe kawałki mięsa na obiad czy dokładkę zupy. Raz nawet poczęstowała go pomarańczą - Szymon pierwszy raz w życiu jadł taki owoc.

V. MATKA

Ślub gminny (cywilny) na wsi bardzo się opłacał, choć nie cieszył się dużym zainteresowaniem - ludzie woleli brać śluby kościelne. Łatwiej można było dostać przydział na konia z unrry, na materiały budowlane itp. Takimi sposobami gmina zachęcała do wstępowania w związek . W niedzielę ksiądz w kościele z ambony krzyczał, że śluby w gminie są bezbożne, straszył piekłem, wypisaniem z kościoła. Wójt urządził w gminie specjalny pokój do udzielania ślubów i zaproponował Szymkowi - niegdysiejszemu pracownikowi milicji, pełnienie funkcji urzędnika. Cały czas powtarzał, że Pietruszka to swój chłop.

Niespodziewanie w domu zjawił się Michał. Nie było go bardzo długo, przez parę lat nie odpisywał na listy matki. Przyjechał czarną limuzyną pod dom, jego szofer wniósł walizki do izby, a on wyjął z niej prezenty dla rodziny. Ojciec widząc to zaniemówił z wrażenia, matka płakała. Ludzie ze wsi się zlecieli pod chałupę, nigdy nie widzieli takiego samochodu. W końcu zostali przegonieni przez głowę rodziny Pietruszków. Szymon widział się z Michałem przed wojną. Wtedy starszy brat, z którym łączył na najtrwalsza więź, ostrzegał rodzinę, że zbliża się konflikt zbrojny. Był smutny, zamyślony, nawet matce nie chciał powiedzieć, co mu jest. Później, już w czasie wojny znowu pojawił się w domu. Chciał rozmawiać z Szymkiem, który akurat był w partyzantce. Podczas tego pobytu spał w stodole, ukryty w sianie, nie wychodził na dwór. Przynosili mu jedzenie wieczorem, a nocą Michał wyjechał. Teraz Michał był elegancko ubrany, miał bystre oczy, zachowywał się dziwnie. Wypytywał ojca o ilość hektarów otrzymanych z reformy rolnej, o to, czy ksiądz na kazaniu mówi o polityce, chciał wiedzieć wszystko o wszystkich. Ojciec w końcu się zdenerwował i powiedział, że Michał wszystko już wie i teraz on chce wiedzieć, co słychać u jego najstarszego syna. Ta deklaracja spowodowała, że Michał pożegnał się i odjechał, obiecując, że następnym razem przyjedzie ze swoją żoną, której jeszcze nikt z rodziny nie poznał. Oczywiście to się nie stało - nie przyjechał, mimo iż matka wciąż wysyłała do niego listy, na które nawet nie odpowiadał.

Z rodzicami na gospodarce został tylko Szymek. Matka czuła się coraz gorzej, kuło ją w piersiach, prawie nie wstawała z łóżka. Ojciec zajmował się domem, siedział przy jej łóżku i prosił, aby mu czytała, razem odmawiali różaniec, przekomarzali się, Gdy powiedziała mu, że niedługo umrze, przylgnął do niej jak dziecko i nie odstępował na krok. Szymon rzadko bywał w domu. Albo był w pracy, albo u jakiejś panny, albo chodził na wódkę, co było powodem częstych kłótni z ojcem. Pietruszka nie chciał się jednak ustatkować i spełnić prośby matki. Rodzice byli zawiedzeni, gdy Szymon zaczął dawać śluby gminne, uważali, że jako katolickiej rodzinie przynosi im to wstyd.

W pracy Szymon się nudził. Do szesnastej gapił się w sufit, ponieważ ślubów było mało. Jednak gdy już uroczystość miała miejsce, Szymon pięknie wygłaszał przemówienie na cześć młodych. Czasami musiał napisać przemówienie dla wójta, które ten odczytywał na zebraniach. Wkrótce potem wójt został zastrzelony. Do jego ciała była przypięta kartka „śmierć czerwonym pachołkom”. Stanowisko po nim objął przewodniczący Leon Maślanka - człowiek bez przeszłości, z żoną ze wsi Pietruszki.

Szymon trzy lata dawał śluby, potem został przeniesiony ma planowe odstawy. W gminie pracowało dużo dziewczyn. Szymon je podrywał dzięki obdarowywaniu ich nylonowymi pończochami, które kupował od handlarki. Czasami wydawał na to całą pensję, były bardzo drogie, ale musiał się dobrze zaprezentować, ponieważ dziewczyny nie latały już za nim tak, jak przed wojną. Był już niemłody, mimo to za parę pończoch umawiały się z nim. Specjalnie schował je w zbożu na strychu, jednak ojciec je znalazł, co spowodowało kłótnię. Szczególnie podobała mu się pracująca w dziale podatkowym Małgorzata - zawsze ładnie ubrana, miała nawet małą maturę. Nie dała się poderwać „na pończochy”, czasami pozwoliła się tylko odprowadzić po pracy do domu, mieszkała w Łanowie - sąsiedniej wsi. Gdy Małgorzata nie uległa namowom Szymka, ten poszedł do sklepowej Kaśki - wiejskiej kurwy, jej podarował nylonowe pończochy, z nią można było zawsze się odprężyć, niczego nie wymagała.

Pewnej niedzieli straż pożarna urządziła w lesie na polanie zabawę z orkiestrą, na którą Małgorzata zgodziła się pójść z Szymonem. Odżyła w nim nadzieja na „zdobycie” koleżanki z pracy: był dobrym tancerzem, a ona chciała tańczyć tylko „wolne”, podczas których przytulała się do niego całym ciałem. Wtedy narrator kupił pół litra i kanapki w bufecie, chcąc ją ośmielić. Gdy jednak odmówiła picia - całą butelkę wyżłopał sam. Potem zaczął coś mamrotać, zebrało mu się na obejmowanie, aż kobieta nie wytrzymała, uderzyła go w twarz mówiąc przez łzy, że myślała, że jest inny, a potem uciekła. Zdziwiony Szymek nie gonił Małgorzaty. Był bardzo zły, że tyle czasu zmarnował i nic z „tego” nie wyszło. Wszedł sam na parkiet i oddał się magii muzyki, potrącając przy tym tańczących ludzi. Wszystkim stawiał wódkę, upił się jak świnia i jak zwykle narozrabiał. Po tym incydencie w urzędzie komentowano jego zachowanie. Maślanka krzyczał, że przez Szymka ludzie uciekli z zabawy, a strażacy nie uzbierali funduszy na motopompy. Za karę Pietruszka został przeniesiony po trzech latach pracy przy ślubach do działu ściągania planowych dostaw mleka, zboża, żywca. Praca była gorsza i trudniejsza, musiał dużo pisać. Po jakimś czasie od zabawy do rodziców bohatera doszły wieści, że ich syn „ma pannę”. Zaczęli go o nią wypytywać, a on dla świętego spokoju nie zaprzeczył i raczył ich opowieściami o posagu. Ojciec był zadowolony, że syn będzie miał tyle ziemi, już snuł plany z nią związane, jednak po śmierci żony pomieszało mu się w głowie. Cały czas milczał, nie obchodziło go nic nawet jego ukochane pole.

VI. PŁACZ

Ludzie we wsi dopytywali Szymka, kiedy w końcu wykończy grób. Doradzali mu, że powinien chociaż papą przykryć przedsionek, ponieważ niszczał, ale Pietruszka miał pilniejsze sprawy i wydatki na głowie. A to podatek do gminy musiał zapłacić, a to węgiel kupić, a to ubranie na zimę dla Michała. Chmiel cierpliwie czekał, aż narrator zdobędzie trochę funduszy i wtedy on ruszy z robotą. Mury stały, kwatery były podzielone, do zrobienia zostało już tylko sklepienie. Wszystkie materiały na budowę grobu zdobywał z trudem i dzięki okazjom (na przykład szynę utrzymującą sklepienie odkupił od kolejarzy nadzorujących wymianę torów kolejowych).

Aby zarobić jakiekolwiek szybkie pieniądze na wykończenie grobu, Szymon zajął się hodowlą świni. Musiał wiele czasu poświęcić na oporządzenie zwierzęcia, które okazało się bardzo wymagające. Pietruszka tuczył świnię osiem miesięcy. Gdy osiągnęła wagę stu sześćdziesięciu kilo, miał ją sprzedać na skupie, ale… świnia zachorowała! Usłyszał od wezwanego weterynarza, że trzeba ją dorżnąć. Później przyszli jacyś ludzie i spryskali chlew specjalnym preparatem, a Szymek stracił przypływ gotówki.

Po wypadku Szymon musiał chodzić podpierając się laskami. Gdy wykupił miejsce na cmentarzu, trzeba było wykopać dół pod grób, bo Chmiel go ponaglał. Wynajął więc do tej roboty Jaśka Kurtykę „Pocztowca” ze swojej wsi, który nigdzie nie pracował, tylko całe dnie pił. Uzgodnił z nim, że dostanie i pieniądze i wódkę wieczorem, jeśli cały dzień będzie kopal. Na koniec pokazał, w którym miejscu miał to robić i wrócił do domu. Przez parę następnych dni Jasiek przychodził do Szymka z zapewnieniem, że jutro już skończy, że już dół ma wykopany, tylko natrafił na korzenie i potrzebuje na siekierkę. Co chwilę wymyślał inne utrudnienia, wyciągając od Pietruszki pieniądze na wódkę. Na szczęście pewnego dnia Szymek pokuśtykał na cmentarz i ujrzał na własne oczy nietknięty łopatą teren. Był już pewien, że Jasiek go oszukał, że wyciągnął tyle pieniędzy, a roboty nawet nie zaczął. Ścigał więc Kurtykę po całej wsi, a ten skutecznie się przed nim ukrywał. W końcu sam musiał wykopać dół, nie było innego wyjścia. Nie mogąc tego zrobić szpadlem - miał chore nogi - kopał rękami, aż powstał głęboki i szeroki dół pod grób. Trwało to kilka dni, pot zalewał mu oczy, nie miał siły wieczorem dowlec się do domu. W tamtej chwili żałował, że żyje. Gdyby go w przeszłości rozstrzelali, miałby święty spokój.

Przypomniał sobie, jak podczas wojny poszedł na zebranie, na którym było dużo ludzi z okolicznych wsi. Oficer niemiecki upominał ich, że muszą oddawać większe kontyngenty dla armii niemieckiej. Potem wybrał spośród nich dwadzieścia pięć osób, zapakował na samochód, wywiózł do lasu, kazał kopać dół i… rozstrzelał ich. Z tej grupy jedyny Szymek przeżył, udało mu się uciec z lasu mimo postrzelenia. Dowlókł się do jakiejś chałupy, obcy ludzie go ukrywali i leczyli rany przez kilka miesięcy. W rodzinnej wsi, gdy wrócił po jakimś czasie, nie dowierzali, że przeżył tę masakrę, przecież już go pochowali. Matka widząc go długo płakała ze szczęścia, choć wiedziała, że jej łzy sprawiały mu ból i że bolało go w takich chwilach serce, co odziedziczył chyba po ojcu, który, by poradzić sobie z płaczem żony, maszerował po izbie, śpiewał, tłukł garnkami, wyczyniał różne dziwactwa. Wracając do epizodu leśnego, o paru latach do domu Pietruszków przyszło trzech urzędników z gminy Borowice, w której wtedy Niemcy rozstrzelali ludzi. Przynieśli wódkę, kiełbasę i zaczęli rozmawiać. Okazało się, że stawiali w lesie pomnik ku czci pomordowanych i dowiedzieli się, że Szymon jako jedyny uciekł. I tu tkwił problem, ponieważ tajemniczy goście chcieliby, żeby nikt nie uciekł, tylko wszyscy zginęli. Bo jak jeden uciekł, to trzeba by więcej o nim wyryć niż o tamtych co leżą. A tak nikt nie uciekł, tylu przywieźli, tylu rozstrzelali. Zaczęli przekonywać Szymka, aby wyraził zgodę na wyrycie swojego nazwiska. Powiedzieli, że kiedyś i tak umrze, ludzie o nim zapomną, a pomnik będzie „na lata”. Chcieli go w jakiś sposób uśmiercić, wiec nie zgodził się - przecież żył i ludzie go znali.

Gdy był dzieckiem, podczas pasania krów, jedna z nich się ocieliła - wszyscy koledzy uciekli, został jeden Szymek, który nie wiedział co się dzieje. Kiedy pojawiło się cielę, chłopiec został nazwany „chrzestnym”. Swojego chrzestnego - zduna Franciszka Pietruszka widział w życiu dwa razy, nie licząc tego, gdy go podawał do chrztu. Ojciec go kiedyś przywiózł do naprawienia kuchni i w ten sposób został chrzestnym Szymona. Pierwszy raz bohater spotkał Franciszka, gdy był już dorosłym kawalerem - przyszedł do nich w odwiedziny. Drugi raz widział go w Płocicach podczas wojny, w knajpie. Miał wtedy wraz z dwoma kolegami rozkaz do wykonania: rozstrzelanie woźnego magistrackiego, który stał się Niemcem. Warto zaznaczyć, że wtedy Szymek nosił pseudonim Orzeł.

Przed akcją partyzanci we trójkę weszli do knajpy, w której siedział tylko pijany chrzestny Pietruszki. Rozpoznał Szymka i krzyczał na cały głos Pietruszków syn, mimo ciągłego uciszania: stulcie pysk, nie żaden Pietruszków, tylko Orzeł. Franciszek nic nie robił sobie z takich wyjaśnień i uparcie pytał: jakiś ty znów Orzeł?, Pietruszków syn mój chrześniak. Na nieszczęście narratora w knajpie było pełno szpicli… W końcu Szymon nie wytrzymał i walnął chrzestnego pięścią między oczy. Twarz Franciszka natychmiast zalała krew. Ze strachu, cichym głosem, leżąc na podłodze rzęził - Nie bij, już nie bij. Niech ci będzie Orzeł.

VII. ALLELUJA

Szymkowi najbardziej z wszystkich potraw smakowały jajka wielkanocne. Poświęcone, dla niego miały lepszy smak. Całe życie, co roku chodził w Wielką Sobotę ze święconką. Tak też się stało, gdy wrócił ze szpitala. Choć na chorych nogach i z laskami w ręku, to pokuśtykał wczesnym rankiem do kościoła, aby zająć miejsce w ławce, gdyż tego dnia do kaplicy przybywali ludzie z pięciu przyległych wsi. Nie wiedział jeszcze, że zamiłowanie do wielkanocnej potrawy przyczyni się do jego zwolnienia z pracy. Gdy Szymek pracował w gminie w dziale planowanych dostaw, nieraz siedział w biurze do wieczora. Ciągle były narady, goniły terminy skupu zboża, mleka. Od pisania aż ręka go bolała. Wypisywał do ludzi ponaglenia, kary, niektórym przesuwał termin dostaw na później, za co w podziękowaniu był zapraszany ciągle do gospody znajdującej się naprzeciwko urzędu gminy. Tam stawiano mu wódkę nawet w godzinach pracy. Nieraz z całym towarzystwem siedzieli w gospodzie do rana i pili, po czym Pietruszka rano, ledwie żywy, szedł do pracy, siadał za biurkiem i leczył kaca. Wtedy się rozpił na całego. Nieraz ojciec zamykał przed nim drzwi na noc, nie wpuszczał pijaka do izby (matka nie mogła mu otworzyć, bo już prawie nie wstawała z łóżka), więc spał na ławce, na podwórku.

Pewnej nocy, gdy Pietruszka wrócił pijany, zdziwił się, że drzwi były otwarte. W izbie na ławie siedział Michał. Wyglądał dziwnie, był jakby nieobecny, nic nie mówił, był zupełnie innym człowiekiem. Matka powiedziała zdziwionemu Szymkowi, że żona jego brata - której nigdy wcześniej nie widzieli - przywiozła go do nich bez niczego i zostawiła. Mimo ciągłych pytań nie mogli dowiedzieć się od Michała, co mu się stało, dlaczego był w takim stanie. Nic nie mówił, już nigdy nie powiedział ani jednego słowa, żył w swoim świecie. W wyniku stanu Michała Pietruszkowa bardziej podupadła na zdrowiu, serce jej pękało. Po jej śmierci ojciec nie mógł sobie znaleźć miejsca, w głowie zaczęło mu się mieszać. Razem z Michałem potrafił przesiedzieć bez ruchu całe dnie w izbie, w milczeniu. Każdy z nich był nieobecny, w swoim świecie. Gdy Szymon wracał z pracy, nie wiedział co robić. Gotował, sprzątał, mył Michała, oporządzał inwentarz. Sąsiadki po śmierci matki trochę mu pomagały, ale krótko. Bohater nie miał na nic czasu, myślał nawet, aby zwolnić się z pracy, tylko pensji mu było szkoda stracić. Los sam zdecydował za niego.

Po Wielkanocą w urzędzie gminy była kontrola z powiatu. Szymon rozłożył jajka święcone na biurku i zaczął ucztować. Na nieszczęście w tym czasie przewodniczący Maślanka przyprowadził do jego pokoju kontrolera. Gdy usłyszał, że Szymek je święcone jajka, gość wpadł we wściekłość. Po tygodniu Maślanka zwolnił go z pracy, za powód podając pijaństwo, choć Szymek nie pił już tyle, co kiedyś. Wiedział, że powodem zwolnienia były święcone jajka.

Budowa grobu rodziny Pietruszków trwała kilka lat. Jednym z powodów był brak materiałów budowlanych. Gdy Chmiel chciał ruszyć z robotą, nie było na przykład cementu. Choć mówił Szymonowi, że może go kupić od złodzieja, on jednak nie chciał. Wolał iść do gminy i załatwić przydział na cement, co okazało się sprawą niezwykle skomplikowaną. Od przewodniczącego Maślanki usłyszał, że może dostać cement, ale tylko na budowę domu, obory, na wycementowanie podwórka (bo był kaleką). Na grób nie było przydziału, nie było takich przepisów, a Maślanka nie zamierzał ryzykować utratą stanowiska, gdyż do emerytury brakowało mu tylko cztery lata, a i tak chcieli go wygryźć z pracy (nie miał żadnej szkoły). Na osłodę poczęstował Szymka kawą i koniakiem, gdyż nie widzieli się kilka lat. W końcu wypisał mu zlecenie na zakup dziewięciu metrów cementu, kazał je wziąć z przydziału na budowę mleczarni, czyli ponownie udowodnił, że ma głowę do „interesów”.

Małgorzata już nie pracowała w gminie. Przeniosła się do miasta, podobno wyszła za mąż. Narrator wspominał, jak pewnego dnia przyszła wystrojona do domu Pietruszków. Usłyszawszy od matki Szymka, że śpi on pijany, prosiła, aby go od niej pozdrowić. Pietruszka nie przejął się tym za bardzo, ponieważ po pamiętnej strażackiej zabawie w lesie dał sobie z nią spokój. Mimo iż unikał jej wtedy jak tylko się dało, ona zaczęła przychodzić podczas pracy do jego pokoju, prosiła, aby jej pomógł wypisać zaległe kwity, nieraz to trwało do późnej nocy. Z czasem chciała, aby ją odprowadzał do domu, a skoro mieszkała cztery kilometry od jego wsi, więc chodził z nią pokonując dziennie osiem kilometrów. Wspominał na starość, że wychodził się wtedy za wszystkie czasy. Później Małgorzata zaczęła go zapraszać do domu. Mieszkała z rodzicami i była jedynaczką (jej brat umarł na suchoty). Szymon spodobał się jej ojcu i matce. Byli zadowoleni z przyszłego zięcia, długo u nich przesiadywał. Lubił obserwować, jak Małgorzata krzątała się po domu. Była dobrą kucharką, ciągle sprzątała, co zapowiadało z niej zaradną gospodynię. Z drugiej jednak strony było w niej coś, co nie dawało Szymkowi spokoju. Gdy czasami zgadzała się, żeby ją pocałował i on się nachylał, rozmyślała się. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie trwało przez rok. Była jedyną dziewczyną, z którą chodził tak długo i której jeszcze nie „zdobył”. Pewnego razu, gdy rodzice Małgorzaty pojechali na wesele, oni zostali w domu sami i kochali się pierwszy raz. Po tym wydarzeniu kobieta zaczęła się zachowywać jeszcze dziwaczniej. W pracy unikała Szymka, choć wcześniej nie dawała mu spokoju... Myślał, że może jest zawstydzona tym co zaszło między nimi. Gdy wyjechała na urlop do kuzynki, do miasta, wtedy postanowił, że na Boże Narodzenie oświadczy się jej. Nie chciał już zwlekać z tą życiową decyzją: ona była młoda, on był już starym kawalerem. Gdy wróciła z urlopu wyznała, że była z nim w ciąży, którą usunęła. Obiecała, że będą mieli dzieci, tylko później. Wtedy Szymon wpadł we wściekłość, powtarzał, że zabiła jego dziecko, nawet posunął się do pobicia jej i zostawienia na drodze mimo iż błagała, aby jej wybaczył. Nie potrafił tego zrobić. Dla niego Małgorzata przestała istnieć.

Po tej kłótni Szymek upił się. Nie mógł sobie znaleźć miejsca, więc poszedł do sklepu, w którym pracowała Kaśka - dziewczyna mająca na swoim koncie wiele romansów, nawet z przypadkowymi mężczyznami, otoczona złą sławą, częsty obiekt wyzwisk wiejskich kobiet. Bohaterka szczególną słabość miała do Szymka. Gdy po roku zjawił się u niej w sklepie (przez 12 miesięcy był zajęty Małgośką), przyjęła go z otwartymi ramionami, pocieszała go. Została jego kochanką. Powtarzała, że spośród wszystkich mężczyzn on był jej najlepszym partnerem (miała w czym porównywać), że zrobiłaby dla niego wszystko, poszłaby w ogień, gdyby zechciał ją za żonę.

VIII.CHLEB

Na wiosnę trzeba było pługiem orać ziemię. Ojciec Szymka zawsze w pierwszą skibę wkładał najpierw kromkę chleba, którą przechowywano aż z Wigilii, odkrojoną z pierwszego bochenka chleba. Pietruszka chleb trzymał w stodole na bontach, wysoko, aby miał przewiew i nie pleśniał. Od bochenka zawsze zaczynali postnik. Matka robiła na nim znak krzyża, kroiła wielką kromkę do ziemi, a potem każdemu według starszeństwa: dziadkom, ojcu, synom, na końcu sobie. Ojciec zawijał pierwszą kromkę w białą szmatkę, wsadzał pod krokiew na strychu i leżała tam aż do wiosny, gdy odwijał ją, kładł na skibie ziemi. Potem na czepiegach kładł ręce synów (każdego według starszeństwa), potem swoje, w końcu zaczynał orać pole. Czasami gdy przynosił ostatni bochenek ze stodoły, a wiosna była jeszcze daleko, nie mogli go nawet dotknąć. Bywało, że tygodniami nie jedli chleba - dopiero na Wielkanoc, bo matka zawsze przechowała trochę mąki, aby upiec Wielkanocny chleb. Narrator pamiętał, że chleb czasem jest, czasem go nie ma, i że kiedy jest, jest dobry. Gdy go brakowało, bywało, że gdzieś zapachniało nim, by za nim mniej tęsknić w modlitwie „Ojcze nasz” na słowa: „chleba powszedniego daj nam dzisiaj” milkli.

Szymon zapamiętał z dzieciństwa szczególnie jeden rok, gdy nie padało całą wiosnę, a od lata do jesieni lał deszcz. Wtedy ludzie bali się, żeby rzeka nie wylała z koryta. W deszczu, w błocie zbierali z pól, co się dało i składowali na zimę. Tamtego roku ojciec narratora zebrał tylko trzy fury kartofli, odłożył trochę żyta na następny siew, z reszty po przemiale mieli tylko pół worka mąki, więc chleba napieczono tylko na miesiąc. Wtedy całą zimę jedli kartofle. Rano był żur z kartoflami, na obiad kartoflanka, na kolację kartofle pieczone w popielniku z solą. Ojciec musiał sprzedać jałówkę, aby móc zapłacić podatki w gminie. Była bieda, a żyli jeszcze dziadkowie. Seniorzy spali w komorze po drugiej stronie sieni. Ojciec złościł się na dziadka z byle przyczyny: o to, że deszcz padał, że topola się przewróciła i uszkodziła stodołę, a najwięcej o papiery, które kiedyś zakopał i nie pamiętał gdzie. Ale, jak wspominał Szymek, dziadek był dobrym człowiekiem, nigdy na nic się nie skarżył. W tamtą zimę Pietruszka ukradł kromkę chleba ze strychu, która była przeznaczona do odsiewu, do pierwszej skiby ziemi. Zjadł ją i zasnął szczęśliwy. Gdy ojciec odkrył, co zrobił, z krzykiem zawlókł go pod stodołę, na szyi powiesił łańcuch krzycząc, że go udusi. Wpadł w szał i chyba spełniłby swą groźbę, gdyby nie słowa matki: Nie ma takiej winy żeby jej swojemu dziecku nie przebaczyć (…) A to twoje dziecko, złe czy dobre ale twoje. Wówczas ojciec oprzytomniał, puścił syna, potem klęknął na ziemi i powstrzymywał łzy.

Za ten zły uczynek Szymek poszedł z matką na pielgrzymkę w ramach pokuty. Dużo ludzi ze wsi i okolic im towarzyszyło. Ksiądz, organista, kościelny Franciszek nieśli obraz Matki Boskiej. Szli od świtu do wieczora, z dwoma przerwami na posiłek i odpoczynek. Spali po wsiach i lasach. Podróżowali w kurzu, ale ze śpiewem kościelnych pieśni na ustach. Szymkowi szczególnie w pamięci utkwiło wspomnienie żwirowej drogi pod Kawęczynem, po obu stronach której rosły akacje.

Po kilku latach przypomniał sobie tę żwirówkę. Był wtedy partyzantem. Szedł po niej ze swym oddziałem do wsi Maruszew, dwie mile od Kawęczyna. Niedaleko wsi był dwór dziedzica. Mieścina otoczona była z czterech stron gęstymi lasami. Prowadziła do niej tylko jedna polna droga, po której często chodzili żołnierze, by oprać się w płynącej niedaleko rzece. We wsi panował spokój, mogli pomieszkiwać po chałupach, zawsze jednak rozstawiali czujki, mimo iż dotychczas nigdy się w niej nie pokazali Niemcy. Aż do pewnego dnia… Jako że do wsi nikt nie przychodził, nikt z niej także nie wychodził, więc ktoś z oddziału musiał ich wydać Niemcom. Pewnego ranka zostali otoczeni, rozpętała się strzelanina, jedna trzecia oddziału partyzantów zginęła. Szymon był ranny, ale zdążył dać rozkaz do odwrotu i żywi uciekli w las. Jak się później okazało, Pietruszka dostał dwie kule w bok, trzecią w brzuch - na szczęście obie nie były głębokie. Koledzy ukryli go na plebani w Płochcicach. Po paru miesiącach, gdy wyzdrowiał, ruszył pieszo do domu, do którego miał sześćdziesiąt kilometrów. Czasami ktoś go podwiózł. Musiał zobaczyć się z matką, powiedzieć, że nie zginął. Gdy w końcu dotarł do domu, na jego widok kobieta popłakała się ze szczęścia. Powiedziała, że był u nich Michał, że szukał Szymona, ponieważ chciał z nim koniecznie porozmawiać.

Wtedy w Maruszewie Niemcy wyłapali i powiesili na akacjach, które rosły wzdłuż drogi żwirowej rannych partyzantów i wszystkich chłopów ze wsi. Powrozy wzięli od dziedzicowych krów. Ludzie trzy dni tak wisieli. Sołtys miał zakaz ich zdejmowania. Ręce mieli powiązane drutem kolczastym, a stopy bose. Ich los podzielił także dziedzic. Niemcy zajechali do dworu dwudziestoma autami. Chcieli przejechać przez piękną i zabytkową bramę (miała dwa wysokie słupy złączone u góry sklepieniem, odrzwia kute z żelaza, na nich wykute lilie i winorośl), stojącą od strony drogi akacjowej, lecz nie mogli jej staranować. Mimo wysiłków nawet nie drgnęła. Gdy przybiegł służący, okazało się, że nie może przekręcić klucza w zardzewiałym zamku. Został zastrzelony. W końcu dziedzicowi udało się otworzyć bramę, na której kilka chwil później zawisnął. Kiedy w końcu ludzie zdjęli jego ciało z bramy, ktoś ją ponownie zamknął, a klucz zaginął.

Po wojnie dziedzicowe pola zostały podzielone w ramach reformy między ludzi, pałac oraz ogrodzenie rozebrano, drzewa z parku wycięto na opał. Po pięknym dworze nic nie zostało, tylko ta zamknięta brama, która stała przez długie lata w szczerym polu. Kiedyś nawet próbowano ją usunąć, albo chociaż otworzyć, lecz nie udało się to - nawet nie drgnęła, tak mocno trzymała się ziemi. Do dzisiaj turyści robią sobie przy niej zdjęcia, a jej historię przekazują dalej.

IX.BRAMA

Szymon, leżąc jeszcze w szpitalu postanowił, że wybuduje grób. Myślał też o postawieniu bramy na nim - „ Krzyż nie. Pan Jezus nie, anioł nie, śmigło nie, i co tu na tym grobie postawić?”- takiej samej, która stała w polach po dworze dziedzica, tylko mniejszej. Ale zrezygnował z tego pomysłu dochodząc do wniosku, że ludzie we wsi śmieliby się z niego, że do podwórka nie ma bramy, a na cmentarzu sobie stawia.

Gdy narrator wrócił do domu, uzgodnił z Chmielem warunki budowy grobu. Potem poszedł do księdza w sprawie wykupu placu na cmentarzu. Zdążył to załatwić jeszcze ze starym proboszczem, który był w ich parafii od pięćdziesięciu lat i znał dobrze wszystkich swoich parafian, a jego od urodzenia (nieraz wzywał go z ambony i prosił jego rodziców, aby kazali mu się ustatkować, poprawić, przestać pić i zmienić swoje życie). Proboszcz przyjął go bardzo dobrze, poczęstował kieliszkiem wina, doradził, które miejsce ma wykupić na cmentarzu, długo rozmawiali, niekoniecznie zgodnie. Szymon martwił się o cenę, jaką zażyczy sobie proboszcz, lecz ten stwierdził, że nic nie chce w zamian za miejsce. Niedługo po tej wizycie ksiądz umarł i przyszedł nowy, młody.

Po powrocie ze szpitala, gdy okazało się, że w domu nie było Michała, pomimo zmęczenia i braku siły Szymek poszedł szukać brata. Podpierał się laskami. Chodził od sąsiada do sąsiada, szukał, pytał. Dowiedział się, że ostatnio nikt nie widział najstarszego Pietruszki. Okazało się, że w czasie nieobecności Szymka sąsiedzi brali jego brata do pomocy w polu. Za ciężką pracę otrzymywał… talerz zupy! Ludzie go wykorzystywali, a wręcz prześladowali. Był pośmiewiskiem całej wioski. Przewodniczący na przykład wydał nakaz, aby go ostrzyc i ogolić, bo wstyd gminie przynosił chodząc brudnym. Szymon obszedł całą wieś bez rezultatu. Dopiero przypadkiem dowiedział się, że Michał pracuje u Skobla, u którego Pietrucha go nawet szukał, ponieważ Skobel był człowiekiem chciwym, nigdy nikomu szczypty soli nie pożyczył, nikomu nie pomógł, nikt do niego nie chodził w odwiedziny czy tym bardziej do pracy. Skobel widząc Szymka od razu zaczął krzyczeć, żeby mu podziękował za to, że wziął Michała do roboty za talerz zupy, bo inaczej ten zdechłby z głodu.

Szymon wszedł do chlewa i zobaczył swego najstarszego brata - kiedyś przed chorobą takiego mądrego człowieka - stojącego boso po kostki w gnoju z widłami w ręku i robiącego za parobka w garniturze, jaki przed pójściem do szpitala kupił mu . Wyglądał jak kościotrup, broda zwisała mu do piersi, maił długie włosy, był oblepiony i zarośnięty brudem. Szymon nawrzeszczał na Skobla, że chorego człowieka do gnoju zapędził. Gdy zawołał brata po imieniu, on spojrzał w jego kierunku błędnym, nieobecnym wzrokiem. W drodze powrotnej do domu Michał szedł pokornie przed nim - może myślał, ze znowu go ktoś do roboty prowadzi. W domu Szymon w złości zbił go powrozem po plecach, lecz Michał nawet nie zareagował, nie bronił się, żył w swoim świecie. Później Pietruszka nagrzał wody i umył brata w bali. Po wytarciu okrył płachtą, bo nic innego nie znalazł w okradzionym domu. Na koniec ostrzygł go oraz ogolił. Dopiero teraz zobaczył, jak przez te dwa lata brat się postarzał. Mimo iż nie wiedział, czy go rozumie, cały czas mówił do niego, opowiadał o ich dzieciństwie. Po doprowadzeniu wyglądu Michała do jako takiego stanu Szymek przygotował kolację z produktów ofiarowanych ze szpitala przez salową Jadwigę. Nie wyznał kobiecie, że ma chorego brata. Powiedział, że ma troje rodzeństwa, z których dwójkę poznała. Stasiek i Antek odwiedzili go raz w szpitalu, tydzień po wypadku. Nie miał pojęcia, skąd się o tym dowiedzieli. Przyszli w garniturach, robili mu wymówki, że przez swoją głupotę spowodował wypadek, kłócili się jak zawsze. O Michała nawet nie spytali, dla nich od chwili gdy zachorował, przestał istnieć. Tylko salowa wspomniała, że Szymek jest dzielny, na nic się nie skarży, mimo wielkiego bólu.

W czasie kolacji Szymek zaobserwował, że Michał gryzł chleb jak zawsze, po kawałeczku, a garnuszek trzymał dwoma palcami. Doszedł do wniosku, że pomimo choroby pewne nawyki w nim zostały i w jakimś stopniu był taki, jak kiedyś. To spostrzeżenie spowodowało, że narrator zaczął wspominać zdrowego Michała, który zawsze był inny od braci: nie skakał po drzewach, nie pływał w rzece, nie strzelał z procy, nie ganiał z chłopakami. Najlepiej się uczył i ciągle czytał. Rodzice chcieli, aby został księdzem, ale nie mieli pieniędzy na jego naukę. Gdy kiedyś przyjechał do nich kuzyn matki, uprosiła go i zabrał Michała do siebie na trzyletnią naukę krawiectwa. W tym czasie chłopak często przyjeżdżał do domu, matka zawsze uszykowała dla niego paczkę z żywnością. Z czasem nie chciał już opowiadać o sobie, zrobił się milczący. Któregoś razu oznajmił, że nie mieszka już u kuzyna, tylko pracuje w fabryce. Nie chciał już paczek, bardzo zdziwaczał. Po paru latach przyjechał limuzyną - musiał być kimś ważnym, ale nic nie chciał o sobie nic powiedzieć. W czasie wojny pokazał się w domu i chciał rozmawiać z Szymkiem, ale się nie spotkali, a po zakończeniu walk jego żona przywiozła go do rodziców i zostawiła. Nigdy już nie usłyszeli głosu Michała. Szymon po śmierci rodziców opiekował się nim jak dzieckiem: ubierał, mył, lecz nigdy się nie dowiedział, co takiego spotkało Michała, że zamieniło go w milczącego dziwaka.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kamień na kamieniu - myśliwski, Filologia polska
Tajemniczy kamieniołom w Wojcieszkowie, DOC
kamienie szaniec (2) doc
Protokół wprowadzenia na roboty, Pliki DOC PPT
Uchwała - poszukiwanie wykonawców prac na nieruchomości, Pliki DOC PPT
Ocena ryzyka zawodowego na satnowisku kucharza doc
Zamach na Hitlera w Warszwie, DOC
Wniosek o pozwolenie na broń myśliwską, UMOWY
Czy jest sposób na zmniejszenie odstępu między ikonami na pulpicie w Windows 7, DOC
Podziemia na Dolnym Śląsku, DOC
US Army na Dolnym Śląsku, DOC
Próba zamachu na Adolfa Hitlera, DOC
Odziaływanie transportu na środowisko 1 połówka doc
zmiana zamierzonego sposobu użytkowania pismo merytoryczne na stronę internetową doc wspr 27022012
Preludium do bitwy na Łuku Kurskim, DOC
Wniosek o pozwolenie na użytkowanie, Pliki DOC PPT
Protokół wprowadzenia na roboty, Pliki DOC PPT
Wzmacniacz na tranzystorze unipolarnym doc
~$sunki na egzamin z techniki doc

więcej podobnych podstron