Kraszewski Staraśń BN

Józef Ignacy Kraszewski: Stara baśń. Oprac. Wincenty Danek. Wyd. 6. Wrocław 1969, BN.

Rodowód Starej baśni.

- I ogniwo cyklu 29 kronik powieściowych Kraszewskiego z dziejów Polski.

- Zainteresowania pisarza początkami narodu i państwa polskiego, kulturą słowiańską.

- Doświadczenia życiowych kontaktów pisarza.

- Gromadzenie materiałów ludoznawczych i etnograf.

- Śledził przejawy „ruchu” zbierania samorzutnej twórczości ludowej w zakresie pieśni, podań, legend. Korespondencja z jego głównymi przedstawicielami. Recenzje i wypowiedzi w „Tygodniku Petersburskim”

- Baczne śledzenie naukowej produktywności historycznej, dotyczącej początków Polski i pradziejów narodu.

- Sztuka u Słowian miała się stać w zamiarze autora początkiem encyklopedycznym dzieła o historii cywilizacji w Polsce. Jest wysoko ceniona przez historyków etnografii.

- Stara baśń – artystyczna realizacja poszukiwań pisarza na terenie dziejów Słowiańszczyzny i początków Polski, realizacja pragnień ich przedstawienia.

- Cykl prelekcji wygłoszonego w Warszawie 1860, wydane w 1861 Odczyty o cywilizacji. Autor wylicza główne motywy pieśni ludowych, ulubione tematy. Odtwarza świat uczuć ludu, typowe postaci jego pieśni, sytuacje, ludzkie konflikty. Próbuje przedstawić różnice między pieśniami różnych regionów kraju, na I miejsce wysuwa krakowiaka. Łączy pochodzenie pieśni ludowych z podaniami o przedhistorycznych dziejach narodu.

- Podanie o Lechu, Czechu i Rusie – „idea braterstwa ludzkości całej”.

- Gniazdo orle – „ziemia, która karmi (…) wszystkie stany społeczeństwa”

- 12 wodzów – „przypomnienie stanu przejścia i rządów wiernych i wybranych przez lud naczelników”.

- Krakus, jego koncepcja rządów – ludowy ideał władzy państwowej (w królestwie).

- Zabicie smoka – zwycięstwo nad „przemożnym żywiołem, pożytym sztuką, a nie siłą, umysłem, a nie pięścią”.

- Mogiła Krakusa – idea zbiorowej siły, która góry wznosi i wieki trwać może.

- Wanda – „ideał w brzasku dziejowej zorzy”, symbol odwiecznych zmagań z germanizacją, niebezpieczeństwem.

- Niechęć do naszego Oświecenia i jego głównych reprezentantów w literaturze i nauce.

- Literacka tradycja gatunku.

1. Fr. S. Jezierski, Rzepicha – dzieje poznania się Piasta z Rzepichą, dzieje konkurentów o jej rękę, małżeństwa i zamieszkanie w Kruszwicy, wybór Piasta i Rzepichy na „królestwo”, sprawiedliwe rządy Piasta, zwycięskie walki Siemowita, śmierć Piasta i jego pogrzeb; dydaktyczne. i satyryczne – konfrontacja bytu i moralności ludu wiejskiego z zepsuciem na dworach pańskich i w mieście; wypowiedzi programowe; Kraszewski uznał powieść za niesmaczną, ale uważał, że powieści Jezierskiego rozpowszechniały idee demokratyczne.

2. Aleksander Bronikowski, Mysia wieża utrzymana w poetyce grozy – Popiel jako okrutnik, pijak, zła żona Gierda, Piast – wieśniak spod Kruszwicy; wiele scen krwawych, obrazy pełne sadyzmu. Okrucieństwa Gierdy i Popiela.

3. Tadeusz Bułharyn, Słowianie czyli oswobodzenie Arkony – powieść z dziejów starożytnych, pomoc udzielona zdobytej przez Duńczyków i Niemców Arkonie na Rugii (w tekście Wolin) poprzez rycerza z Nowogrodu Rościsława Aleksandrowicza Lubicza; zaakcentowanie jedności Słowian w walce z naporem obcym; w zamian za pomoc – przyjęcie chrześcijaństwa.

4. Tłumaczenie „powieści” Christopha Martina Wielanda Libussa albo założenie miasta Pragi – śladami kroniki Kosmasa; o pochodzeniu Libussy i jej miłości do pięknego strzelca-rolnika Przemysława; poetyka baśniowa.

5. Krasicki, Pow. prawdziwa o narożnej kamienicy w Kukurowcach – alegoria.

6. Mieczysław Romanowski, tragedia w 5 akt. Popiel i Piast – związki ze Słowackim (język, wiersz, koncepcja postaci Popiela); zawikłana akcja, gąszcz postaci, wątki uboczne, sceny epizodyczne; Popiel – tragedia bohatera, który ginie śmiercią samobójczą; krwawe sceny; chaotyczność, brak konsekwencji myślowej i artystycznej.

7. Niemcewicz, Śpiewy historyczne, śpiew I Piast – popularna wersja tematyczna; w Przydatku do tego śpiewu – przytoczone podania o początkach narodu i państwa polskiego.

8. Słowacki, Lilla Weneda – teoria podboju.

9. Kronika Wielkopololska.

10. Słowacki, dramat Krak.

11. Norwid, dramat Krakus, ks. nieznany.

12. Lenartowicz, Wanda.

13. Lenartowicz, Szopka.

- Zamiar stworzenia dzieła, które mogłoby zastąpić oryginalne, pochodzenie co najmniej ze średniowiecza, ludowe pieśni i epos bohatera ludowego pochodzenia.

- Znajomość zabytków słowiańskich i średniowiecznych zabytków literatury zachodniej.

- Motywy patriotyczny. Świadectwo naszego pochodzenia, dawności organizacji państwowej, poziomowi kultury naszych przodków.

- Kraszewski zdawał sobie sprawę z tego, że było wielkie społeczne zamówienie na wszelkie artystyczne realizacje związane z początkami naszych dziejów w zakresie literatury i malarstwa.

- Polemiczny charakter w stosunku do cyklu niemieckiego powieściopisarza Gustawa Freytaga Die Ahnen – Przodkowie. (Polemika w ramach generalnej kampanii przeciw zakusom Bismarckowskiego Kulturkampfu).

Stara baśń

- Kraszewski – pełna dojrzałość artystycznej.

- Model powieści dokumentarnej nie nadawał się tu do wykorzystania.

- Nie chciał rozpoczynać swej zbeletryzowanej historii kraju ojczystego w zamierzonym cyklu powieściowym od interpretacji błędnych i przez to kontynuować tradycji tych poprzedników, którzy naiwnie powtarzali lub przerabiali kroniki, legendy i utrwalali w świadomości społecznej fałszywe mniemania o historyczności baśniowo-legendarnych postaci i zdarzeń.

- Trudno jednak było zrezygnować z podań i legend jako główny materiał powieściowy.

- Droga RACJONALIZACJI legend – zużytkowanie ich jako elementów fabularnych powieści; ich krytyczna ocena w Dopisku. Teoretyczny postulat zgodności z prawdą dziejową, od której uzależniał artystyczny sens powieści historycznej.

- Na czoło wysunął (…) konflikt społ. między starym i nowym, między Polską plemienną i rodową a Polską kneziowską, (…) wczesnofeudalną. (…) Stosunki społ., zobrazowane w pow., w og. zarysie nie odbiegają od tego, co dziś sądzimy o wiekach VIII-X w proc. kształtowania się organizmów państw. na naszych ziemiach. (…) świat wolnych chłopów, tkwiących w przeżytkach wspólnoty pierwotnej, tchnie prawdą (…). Nie doceniał (…) w pełni schyłkowej postaci wspólnoty (…) terytorialnej jako formy życia pol. (…).

- Pozory powieści dokumentarnej. Niezwykła intuicja historyczna. Umiejętności narracyjne. Na ogół trafnie i zgodnie ze stanem ówczesnej wiedzy odtworzony główny proces społeczno-ustrojowy – powstanie formacji wczesno fundamentalnej. Świadomość wspólnoty narodowej. Słowian od Łaby za Bug.

- Błędy w obrazie kultury materialnej nadgoplańskich Polan, w opisie wierzeń, przedstawieniu Olimpu polańskiego i inne nieścisłości.

- Zarzuty: czemu opowiedział się za wolnymi kmieciami, ich swobodami, wiecami? Czemu nie dał Piastowi cech typowego władcy? Bo: byłoby to sprzeczne z przekazami źródłowymi; kilkakrotnie daje do zrozumienia, że chodzi mu o likwidację złego władcy, a wprowadzenie na jego miejsce dobrego z ludu.

Stara baśń - Czas i miejsce akcji

Akcja rozgrywa się w IX wieku na terenach przyszłego państwa polskiego, gdy dynastia Piastów przejęła władzę od księcia Popiela (w powieści Chwostek).

Stara baśń - Plan wydarzeń

 

 Podróż Henga i Gerdy.

 Ugoszczenie Henga przez Wisza.

 Wizyta drużyny knieziowej w domu Wisza, zabranie Sambora.

 Wizyta Henga w zamku Chwostka.

 Wymordowanie kmieciów przez Chwostka.

 Zwoływanie wiciów (na wiec) przez Wisza i Domana.

 Napad drużyny knieziowskiej na zagrodę Wisza (Sambor przekazuje te wieści uciekając z grodu), zabicie Wisza.

 Pogrzeb Wisza.

 Zwołanie wiecu (zakończony niczym, podsłuchiwanie Znoska).

 Przestroga Jaruchy, starej wiedźmy.

 Święto Kupały, porwanie Dziwy przez Domana.

 Wstąpienie Dziwy do zgromadzenia kapłanek.

 Wróżba Dziwy dla Chwostka.

 Wysłanie Hadona do Sasów po wsparcie (kmiecie go zatrzymali).

 Przyjazd Myszko i innych ze skargą do Chwostka. Ten kazał ich zakuć i w dyby, walka, Brunhilda utopiła nóż w szyi Myszki, broniąc męża.

 Szukanie poparcia Chwostka i Brunhildy – wysłanie ślepego Leszka do ojca Miłosza, szpiega Muchy, by zaprosił stryjów pozostałych, Mściwoja i Zaboja na ucztę pojednawczą.

 Otrucie Leszków.

 Kolejny wiec – Myszko Krwawa Szyja wojewodą.

 Nieudany atak na Chwostka przy polowaniu.

 Schronienie się Smerdy i Chwostka u Piasta.

 Przybycie dwóch obcych nowej wiary.

 Postrzyżyny syna Piasta, Ziemowida.

 Wizyta Domana u zduna i w Lednicy (rozmowa z Dziwą).

 Przybycie synów Chwostka (i szybkie ich odesłanie).

 Atak na gród Chwostka.

 Śmierć Chwostka i jego żony w wieży.

 Przybycie Wizuna na wiec z przepowiednia – wybrać najmniejszego, najbiedniejszego, najskromniejszego na kniazia.

 Przybycie Niemców (na czele synowie Chwostka – Leszek i Pepełek).

 Wesele Domana i Mili.

 Atak Niemców na wsie, zabicie Mili.

 Ranny Doman trafia na Lednicę.

 Obietnica Jaruhy, że przyczyni się do zdobycia Dziwy przez Domana.

 Wybór Piasta na kniazia.

 Śmierć Miłosza i jego syna przez synów Chwostka.

 Hengo w niewoli u Polan – próba przekupstwa Dobka na pomoc Niemcom.

 Parszywa śmierć Hengi.

 Ostateczna walka Polan z Niemcami w dolinie nad Lednicą, wygrana Polan.

 Ranny Dobek.

 Budowa grodu na miejscu zwycięskiej bitwy (Knieźno).

 Zgoda Polan z Leszkami, Niemcami, synami Chwostka.

 Wesele Dziwy i Domana (porwanie jej z Lednicy do Wiszowego domu).

Brunhilda

Żona Popiela, trucicielka, okrutna.

Doman

Jeden z kmieciów, zakochany w Dziwie.

Dziwa

Córka Wisza, kaleczy zakochanego w niej Domana, który chciał ją porwać i pojąć za żonę. Postanawia zostać kapłanką, ale ostatecznie zakochuje się w Domanie. Jest bardzo piękna, mądra, uduchowiona, przewodzi innym kobietom.

Hengo

Niemiecki kupiec, ma syna Gerdę z którym podróżuje. Szpieg Brunhildy.

Chwostek

Książę Polan, apodyktyczny władca.

Wisz

Jeden z kmieciów, inicjator buntu przeciw praktykom Chwostka.

Znosek

Szpieg Chwostka, podsłuchiwał i donosił.

J. I. Kraszewski: Stara baśń. Streszczenie szczegółowe:

Tom I

Rozdział 1

Wczesnym świtem z szałasu lada jak skleconego i dobrze ukrytego w gęstwinie leśnej wyszedł Hengo i zaczął budzić śpiącego syna Gerdę. Spieszyło mu się w dalszą drogę. Ledwie napoiwszy konie, ruszyli przez las, wysokim brzegiem rzeki. Przy drodze stał stary posąg pogańskiego bóstwa, na który Hengo splunął z pogardą. Niemal natychmiast zostali zaatakowani przez tajemniczego wroga - świsnęły strzały, młodszy - Gerda - został ranny w nogę, jedna ze strzał utkwiła w koszuli Hengi, ale ich rany okazały się niegroźne.

W południe zatrzymali się w zagrodzie starego kmiecia Wisza i jego żony - Jagi. Uprzednio Hengo nakazał Gerdzie, aby nie zdradził się z tym, że zna mowę Polan, której matka go nauczyła (żona Henga pochodziła z Polan). Zostali przyjęci gościnnie, jak nakazywał stary zwyczaj. Zresztą Wisz znał Hengę, to handlarz. I chociaż Wisz nie bardzo rad był przybyszowi podejrzewając, że szpieguje na rzecz Niemców, pozwolił mu zanocować.

Rozdział 2

Po wejściu do chaty Wisz przełamał się z nim chlebem, a następnie Hengo rozłożył towary, które przywiózł z dalekich stron. Gospodarz pozwolił, aby i kobiety - żona, córki, synowe - mogły przypatrzeć się przedmiotom rozłożonym na ławie. A były tam szpilki do spinania chust, naszyjniki, pierścionki, bransoletki mistrzowskiej roboty, na które kobiety patrzyły jak zauroczone. Dla mężczyzn kupiec miał siekierki, długie noże w pokrowcach, dłuta, kliny i inną broń. Wszyscy ciekawie oglądali towary.

Wśród oglądających Hengo dostrzegł piękną córkę Wisza - Dziwę - i chciał jej ofiarować pierścionek, ale dziewczyna go nie przyjęła. Pomału zaczęto dobijać targu - za broń, narzędzia i ozdoby Wisz zapłacił skórami i bursztynem. Potem zjedli kolację i gospodarz z gościem, korzystając z ciepłego, pięknego wieczoru, wyszli nad rzekę.

Rozdział 3

Tu Wisz dowiedział się, że Hengo wybiera się z towarami do knezia Chwostka, więc zaprowadził go na wzgórze, skąd było widać całą okolicę i pokazał najkrótszą drogę do grodu nad jeziorem. Kiedy wracali do zagrody, Wisz dostrzegł drużynę kneziowską złożoną z kilku ludzi, którzy zmierzali do jego domu. Przestraszył się i zdenerwował - wizyta pachołków Chowstka zawsze zwiastowała jakieś nieszczęście, toteż kmiecie patrzyli na nich krzywym okiem spodziewając się najgorszego. I tym razem tak było: jednego ze swoich ludzi Wisz musiał oddać do kneziowskiej drużyny. Miał oddać dwóch, ale Smerda go znał, więc kazał jednego. Wybór padł na Sambora, który od dzieciństwa wychował się w chacie i którego gospodarze kochali jak własnego syna. Był on mądrzejszy i sprytniejszy od innych parobków - Wisz nakazał mu, aby pilnie uważał, co się dzieje na dworze kneziowskim i o wszystkim mu donosił.

Hengę dowódca drużyny - Smerda - rozkazał związać i nie pomogły tłumaczenia Niemca, że on z dobrej woli wybiera się do grodu na handel. Dopiero kilka słów wyszeptanych na ucho Smerdzie spowodowało, że rozwiązano kupca, a nawet zaczęto go dobrze traktować.

Rozdział 4

Wczesnym świtem wyruszyli w drogę do knezia. Sambor się rozczulił, że opuszczał dom, opowiadał Hendze co tam za pagórek stoi przy drodze – Leszkowa mogiła. Na Kupałę można tam wejść, zebrać skarby, ale mało czasu jest na wyjście. Jeden tam podobno kiedyś siedział zamknięty. Aż do południa jechali bez przestanku, ale wreszcie zmęczenie dało znać o sobie i zatrzymali się na odpoczynek w cieniu dębów. Tu spotkali starego ślepca, śpiewaka, o imieniu Słowan (gęślarz), prowadzonego przez małego chłopca. Zaśpiewał im stare pieśni:

- o wielkiej bitwie nad Dunajem – król dunajski prosił boga Wiszyny, by dał mu ziemię. Ten kazał iść za Dunaj. Kamiana żona przeciw bogom, nie chciała ludu przepuścić zgodnie z wolą boga. W zimie woda zamarzła i wojsko przeszło. Za to utopiła się w Wiśle (w sumie trudna opowieść…).

- o królu Kraku – smok gnębił lud, Krak każe napić owce siarką, smok wszystko zżerał, zjadł i owce, wypija Wisłę i pęka

- królewnie Wandzie – Krak ma córkę Wandę i dwóch synów, Kraka i Lecha. Podzielono kraj na pół po jego śmierci. Bracia jadą na łowy pewnego dnia, siostra im zabrania, co miała krwawy wieszczy sen, ale mają ją gdzieś. Lech zabija Kraka, rąbie go na ćwierci, białym piaskiem przysypuje. Powiedział, że go zwierz zabił. A tam lilie płaczą i mówią, wiatr odwiewa ciało i wędrowcy się kapnęli. Wypędzono Lecha, Wanda została królową, ale ślubowała dawniej, że nie będzie miała męża. A tu Niemiec się zakochał, Rytgar. Wyrusza na nią z wojskiem, ale jej wojsko silniejsze. Rytgar się zabija, Wanda się rzuca w Wisłę (by nikt więcej nie napadł przez nią kraju).

Słowan przestał śpiewać, bo wyczuł obcego w pobliżu (Henga nieco niemrawy, że w pieśni było o Niemcu). Poszedł sobie w kierunku chaty Wisza. Drużyna książęca, Sambor i Hengo - do grodu.

Rozdział 5

O zachodzie słońca dojechali do grodu nad jeziorem. Smerda zdał kneziowi sprawę z wyprawy: zaprezentował mu Hengę i powiadomił, że przyprowadził parobka od kmiecia Wisza. Kneź kazał Hengę zabrać do pomieszczeń drużyny, nakarmić i napoić, a nazajutrz rano Niemiec miał przyjść do niego.

Gdy Hengo rozglądał się po pańskim dworze, jakiś pachołek skinął na niego i poprowadził do żony knezia. Brunhilda - żona Chwostka i matka dwóch jego synów pochodziła z rodu grafów niemieckich. Hengo pokazuje jej pierścień, ona się ucieszyła (to znak, że jest posłańcem od jej ojca i synów, którzy wychowywali się na dworze dziadka ze względów bezpieczeństwa i których matka od kilku lat nie widziała). Ojciec księżnej ofiarował pomoc zięciowi i córce, gdyby doszło do starcia z buntującymi się przeciwko władzy książęcej kmieciami. Odprawiła go.

Podczas gdy Hengo rozmawiał z księżną, Sambor spotkał znajomego pachołka – Kosa. Słychać wieczorem jęki z podziemia – Kos tłumaczy, że ubiegłego dnia z rozkazu Chwostka został oślepiony (oczy mu wyłupili) i wrzucony do wieży Leszek - synowiec księcia (syn Miłosz, drugiego jego syna zabito). Niby za zdradę.

Wieczorem w swoich komnatach kneź wydał ucztę dla zaproszonych gości. Kruki się zbierają.

Rozdział 6

Hengo je. Smerda mówi, że uczta jest u kniazia (kmiecie, żupany, starszyzna). Uczta u Chwostka zawsze kończy sie tragicznie. Tak tłumaczył się potem Chwostek: upojeni miodem kmiecie wpadli w obłęd - rzucili się na siebie i wymordowali nawzajem. W rzeczywistości Hengo widział, jak wypadli z izby, wyraźnie się dusili, puchli itd. Miód był zatruty. Rzucali klątwy na Chwostka. Knieź patrzył na mord i ryczał ze śmiechu. Odgrażał się, że wszystkich kmieci tak zgładzi. Trupy kazał do jeziora wrzucać. Ale ten się tylko dalej śmiał.

Hengo obserwował tę sytuację z przerażeniem, które wzrosło, gdy bezpośrednio po rzezi Chwostek dostrzegł go i zawołał do siebie. Poczęstowany miodem Niemiec wzbraniał się przed piciem, ale dwóch pachołków chwyciło go pod ramiona i przemocą wlało trunek do gardła. Chwostek pijany, pachołki zanieśli go do łoża. Czeladź i dwór się śmiali (też już zepsuci jak kniaź). Hengo legł na sianie pijany. Rano kniaź wezwał go do siebie i mówił, że pomocy od niego nie potrzebuje. Chwostek wiedział bowiem, z czym Hengo przyjechał. Dopytywał się o synów, ale teściowi kazał powiedzieć, że sam sobie poradzi z kmieciami i nie potrzebuje jego pomocy. Również synom zabronił wracać do kraju, dopóki nie będzie w nim spokoju.

Potem Niemiec został wezwany do Brunhildy. Rozłożył swoje towary - tym razem wybrał cenniejsze niż te, które prezentował w chacie Wisza - i kobiety natychmiast je rozchwyciły (złote pierścionki itd.). Złośliwy Chwostek powiedział, że nie zapłaci za nie, bo traktuje to jako prezent od grafa dla córki. Hengo się go bał, więc się nie wykłócał. Na szczęście dla kupca księżna się nad nim ulitowała i zapłaciła z własnych zasobów za wszystko (kazała mu iść do drugiego pokoju i wybrać sobie skóry, futra takie, jak chce).

Tego samego ranka do grodu nadciągnęły rodziny pomordowanych w czasie uczty kmieci upomnieć się o swoich bliskich. Płacz, krzyki, jęki. Niewiasty wyławiały swoich bliskich z jeziora. Niektórzy szli prosto do grodu ze skargami, paru postanowił Chwostek wpuścić. Kniaź chciał całą winę zrzucić na nieboszczyków (tak jak pisałam: upojeni miodem kmiecie wpadli w obłęd, rzucili się na siebie i wymordowali nawzajem), ale wtem podniósł się jeden z niedobitków - przedstawiał sobą makabryczny widok - i wyjawił prawdę o zatrutym miodzie i o wczorajszych zajściach, na czar i dur. Klął. Po chwili padł nieżywy. Przerażeni kmiecie wycofali się z podworca, by pozbierać trupy bliskich i sprawić im godny pogrzeb. Czeladź wyszła z grodu, by ładniejsze babeczki wypatrzeć i zawlec do grodu (wiadomo o co chodzi). Knieź się śmiał (uważał to za zabawę).

Hengo z synem również w pośpiechu opuszczali straszny dwór Chwostka. Sambor prosił (półgębkiem i zawoalowanymi słowami, by i jego nie zabili) Hengę, żeby wszystko opowiedział Wiszowi, bawiąc u niego w drodze powrotnej, ale Niemiec tylko milczałi to samo przykazał synowi.

Pojechali do Wisza jak najszybciej, korzystając z okazji, że każdy był zajęty innymi sprawami. Cóż, dramatyczne sceny, jakich był świadkiem Gerda, okazały się zbyt ciężkimi przeżyciami dla młodziutkiego chłopca. Dostał z szoku zimnicy. Hengo milczał o grodzie. Wzięto Gerdę z szopy do ognia, do izby gdzie babeczki śpiewały. To mu matkę przypomniało, powie ciał „Macierz moja”, tylko Dziwa to usłyszała, Wiszowa córka, obiecała go nie wydać. Płacząc opowiedział wszystko Dziwie w tajemnicy, by ojcu nie zdradziła jego, a ona powtórzyła Wiszowi potem Wisz podjął decyzję - trzeba zwołać wiec. Dość panowania okrutnego Chwosta, łamania odwiecznych praw, dość mordów - trzeba wspólnie rozprawić się z niegodziwym władcą. Dziwie kazał milczeć o wydarzeniach w grodzie. Wisz bardzo cenił sobie Dziwę, jego najstarszą córkę, była mądra, w chacie mało się zajmowała domem. Złożyła siebie bogom, miała się nigdy nie ożenić, tylko pójść pilnować wiecznego ognia u Niji w chramie na jeziorze Lednica.

Rozdział 7

Wisz w godzinę był gotowy do drogi, jakby odzyskał młodzieńcze siły. Wszyscy go żegnali. Jaga przeczuwała zło, bo stary z domu tak nie wychodził (nie mówił, gdzie jedzie). Wyruszył konno w towarzystwie dwóch parobków, by zwołać kmieci na wiec. Mijał osadę złożonych z błędnych (tacy rybacy), potem Brodniarzy. Dopiero następnego dnia przybyli do zagrody Domana - młodego gospodarza, który przyjął gościa serdecznie i z szacunkiem. Zdecydowali, że dalej pojadą we dwóch udając, iż wybrali się na łowy. Chodziło o utrzymanie tajemnicy, bo kneź miał wszędzie swoich szpiegów i ludzi, którzy mu sprzyjali.

Byli u Ścibora. Tam zabawa, wilka mieli w niewoli, puścili go i do niego strzelali. Doman dzidą go zabił, Wisz nie brał udziału, bo uważał, że jest za stary na takie zabawy, ale w młodości to często robił. Taka niby gra na zręczność… Doman i Wisz mieli jechać jeszcze do Piasta i Miłosza.

Wyjechali następnego dnia o świcie, a celem ich podróży był dom knezia Leszka Miłosza. Tradycja: przed zagrodą trąbili, gdy zbliżali się do domostwa. Mimo bliskiego pokrewieństwa, jakie łączyło Miłosza z Chwostkiem, kniaź kazał jednego z synów Miłosza zabić, drugiego - Leszka - oślepić i wtrącić do lochu (o tym opowiadał Kos). W Miłoszu wszystko „wyschło z bólu” po stracie dzieci: stracił siłę, pamięć, nawet ochotę do zemsty. Zagroda jego ponura, jakby opuszczona. Doman i Wisz niby po radę, ale Miłosz myślał, że może na przeszpiegi od Chwostka. Straszył ich niedźwiedziem Maruchą (takiego miśka miał, co wychował jak pieska i kruka oswojonego), a oni przyjechali do niego po radę. Odmówił kmieciom pomocy, mówił, że już nie ma siły, bo wszystko stracił. Chwostek nie ma już co od niego zabrać. Stwierdził jednak, że gdyby go zgładzili, to byłby rad, ale sam na zemstę jest już zmęczony. Czeka tylko śmierci. Udzielił im jednak gościny i noclegu (musiał, taka tradycja). Radzi wyjechali, bo u Miłosza jak na cmentarzysku (smutno, cicho…).

Rozdział 8

Nazajutrz wczesnym rankiem Wisz z Domanem ruszyli w kierunku chaty Piasta (Piastuna), ubogiego ale powszechnie szanowanego dla swej mądrości kmiecia. Żona Rzepica. Często przychodzono do niego po radę, on, najpierw wysłuchawszy wszystkiego, dawał zwykle trafne odpowiedzi. Zastali go w drodze do barci leśnych i nie poszli do zagrody lecz w szopce na siane usiedli i rozmawiali do wieczora, rozważając wszystkie niebezpieczeństwa, jakie mogą wyniknąć z wystąpienia przeciwko Chwostkowi. Nie chcieli, by ktoś doniósł o nich knieziowi. Potem dopiero poszli do zagroda, jak już opowiedzieli o wszystkim Piastowi.

Nie wszyscy ogólnie byli zgodni co do konieczności usunięcia okrutnego władcy; Chwostek miał swoich zwolenników, a i sporo było ludzi obojętnych czy wręcz tchórzliwych. Było zatem możliwe, że na wiecu żadnej decyzji nie podejmą, a na osłabionych i skłóconych uderzą Niemcy. Pozbędą się kniazia, a przyjdą Niemcy, trzeba jednak wiecu i zmian.

Wieczorem wrócili do chaty a za nimi wcisnął się jakimś cudem nieproszony gość - Znosek, szpieg Chwostka,mały, krępy człeczyna z głową krótko ostrzyżoną, z oczyma kocimi...”. Pozdrowił Piasta i się gapił, przysiadł na ławie, Rzepica dała mu kubek piwa (cieszył się, bo nikt tak nie robił, miła). Przyniósł wiadomość, że na dworze Chwostka szykuje się wielka uczta: kneź sprosił wszystkich stryjów i bratanków, by się z nimi pojednać i zjednoczyć przeciwko kmieciom. Ale śmiał się.

Przybył jeszcze jeden niespodziewany gość - stary Ziemby; kmieć, którego syna zabito w czasie uczty na książęcym dworze (miał trzech synów, teraz więc dwóch). Kiedy ujrzał Znoska wycofał się natychmiast, Znosek wszystko pilnie notował w pamięci, by później móc donieść o tym Chwostkowi. Znosek odszedł.

Po naradzie u Piasta, Wisz i Doman szybko wrócili do swoich domów. Wisz wysłał swego syna - Ludka - z wiciami, aby zwołał wiec na dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku.

Po kilku dniach nagle w zagrodzie Wisza pojawił się Sambor z ostrzeżeniem, że kneziowi doniesiono już o zwoływaniu wiecu i roli, jaką Wisz w tym odegrał. Drużyna książęca wyruszyła na zagrodę Wisza, by krwawo się z nim rozprawić. Wisz spokojnie wydał rozkazy domownikom: kobiety z dziećmi miały schronić się w lesie, parobcy zwołać ludzi z pobliskich osad do pomocy i bronić zagrody. Psy wyły – zła wróżba. Całą noc czuwano w obejściu a rankiem chłopak wysłany na zwiady wrócił z wiadomością: „Jadą!”. Na ten okrzyk uzbrojeni parobcy pochowali się po kątach, ale na pierwszy okrzyk pana gotowi byli do ataku. Wisz nieuzbrojony stanął we wrotach zagrody.

Rozdział 9

Nadjechała drużyna książęca pod dowództwem Smerdy, tego samego, który niedawno bawił w gościnie u Wisza i zabrał Sambora na dwór Chwostka.

Gospodarz grzecznie prosił pachołków, by odstąpili od jego domu, wrócili do grodu i powtórzyli księciu, że wiec i tak się odbędzie, bo takie jest prawo kmieci. Trochę szydzą, wyzywają się, potem Smerda daje rozkaz do ataku. Doszło do bitwy między ludźmi knezia i parobkami Wisza, podczas której stary Wisz poległ, broniąc swej zagrody. Dostał w pierś i padł już martwy na ręce Ludka.

Rozjuszeni śmiercią gospodarza parobcy odparli atak, ale nie ścigali mocno poturbowanych najeźdźców, a i oni nie mieli ochoty na wszczynanie nowej bitwy ciesząc się, że uszli z życiem. Smerda poturbowany także, Ludek rozkwasza mu głowę (Smerda nie umiera). Reszta jego załogi poczekała trochę pod zagrodą, po czym wrócili do grodu.

Sambor dał znać kobietom ukrytym w lesie, że mogą wrócić do domu. Zwłoki Wisza leżały na posłaniu w świetlicy; przy nich zgromadziły się żona, córki i synowe z łkaniem i jękami.

Następnego dnia odbył się pogrzeb Wisza. Jego ciało spalono na stosie, na który dobrowolnie wstąpiła Jaga, nie chcąc pozostać po śmierci męża wśród żywych, samotna. Również ukochane zwierzęta: koń i psy towarzyszyły panu do krainy przodków. Odchodzili wśród pieśni żałobnych i przeraźliwych jęków płaczek. Parobcy obiegali z dzidami wokół stosu, by odgonić złe siły. Kiedy stos dogasł (musiał sam zgasnąć), zgliszcza polewano wodą ze świętego zdroju, kobiety zgarnęły do popielnic resztki kości, węgla i popiół. Potem wyruszono na żalnik (cmentarz). Tam na urnę zaczęto sypać ziemię obok przodków (garść ziemi każdy rzucał i usypała się górka), a gdy usypano pagórek, noc już zapadła. Zapalono więc łuczywo i rozpoczęto ucztę żałobną, trwającą trzy dni.

Siedziano w dwóch kręgach, osobno kobiety, osobno mężczyźni. Śpiew i zawodzenie (O, łado!), także zawody, np. rzut oszczepem, bo trzeba się weselić, skoro Wisz już u siebie.

Synowie Wisza przyrzekli ojcu, że będą się mścić za jego śmierć („krew za krew”). Doman, który kochał Wisza jak ojca, obiecał pomoc w zemście. Ale... poprosił Ludka - najstarszego syna - o rękę Dziwy, pięknej córki Wisza i spotkał się z odmową. Dziwa nie chciała wychodzić za mąż - ofiarowała się bogom, miała dar jasnowidzenia i wróżenia, układała najpiękniejsze pieśni, chciała pilnować świętego ognia, natomiast stanowczo odrzucała możliwość zamążpójścia. W zamian proponowali mu Żywię, młodszą, ale nie chciał.

Obrażony i rozgoryczony odmową Doman zapowiedział, że weźmie dziewczynę siłą - porwie ją przy pierwszej nadarzającej się okazji. „A my siłą ją bronić będziem”.

Na miejscu Jagi w chacie żona Ludkowa teraz panowała, bo Ludek był najstarszy, przejął władzę po ojcu w domu. Po powrocie Ludek do Dziwy: po co Domana oczarowałaś. Ona mówiła, że czarów nie zna. Chciała, by zostawili ją w spokoju, pójdzie do Bogów i już.

Rozdział 10

Dzień przed Kupałą na Żmijowym Uroczysku, Horodyszcze zebrał się wiec. Tu zawsze zbierały się starszyzny, otaczały je Morawy i trzęsawiska, jedna droga prowadziła tylko, małe jeziorko i dąb stary. Nim zjechali się kmiecie, dotarł tam Znosek i ukrył się w dziupli starego dębu, by móc podsłuchiwać i podpatrywać obrady. Nie przewidział, że w dziupli czai się ryś i że będzie musiał stoczyć krwawą walkę ze zwierzęciem o miejsce w wypróchniałym pniu. Człowiek wyszedł z tej walki zwycięsko i, mimo że poraniony i zakrwawiony, zdołał wspiąć się do dziupli i wnieść tam martwego rysia. Trupem się przykrył.

Mroczek, Doman, pod koniec Ludek przyjechał, rzucił krwawą koszulę Wisza z siermięgą, potem miał ją na ramionach. Nawoływał o pomstę krwawą. Bomir – za knieziem, namawiał innych. Rudan – poczekajcie, aż umrze (kiedyś musi…). Mieszkowie (zwane Myszy, Myszki) – precz z kniaziem. Inni dowodzili, że bez knezia zapanuje nieład i zamęt, a wtedy każdy wróg wtargnie na ziemie Polan, jeszcze inni wprost mówili, że przeciw księciu nie pójdą, bo nie czują się na siłach go zwyciężyć, a niektórzy opowiedzieli się za Chwostkiem. Ogólnie wiec miał burzliwy przebieg i zakończył się niczym.

Tymczasem parobek z czeladzi stojącej opodal obradujących kmieci dostrzegł w dziupli dębu błyszczące oczy. Przestraszył się, myślał, że to jakiś duch, a potem postanowił strzelić z łuku. Strzała trafiła Znoska (bo to jego oczy błyszczały w dziupli) i wybiła mu oko. Parobek pobiegł, wszedł na dąb, rękę włożył do środka i wyłowił martwego rysia ze strzałą. Sprytny Znosek przykrył się ciałem martwego rysia i tak przetrwał oględziny dziupli. Nieprawdopodobnie odporny i wytrzymały na ból nawet nie jęknął. Parobek szczęśliwy, że takie celne oko (ego chłopa ), nie sprawdził co pod rysiem było i nie dziwił się, że ryś trochę już za mocno był martwy (w sumie pół dnia minęło). Wszyscy uznali taki świetny cel za dobrą wróżbę – że taki sobie ryś to Chwostek i oni go tak ustrzelą. A mimo to wiec zszedł na niczym… Dalej kłótnie.

Przyszedł Słowian śpiewak, ślepy gęślarz. Śpiewał stare pieśni, oczywiście, o lepszych czasach:

- Jak panował Lech, potem wybrano dwunastu spośród ludu, jak Krak nimi rządził, wybrał kmieci z wojewodów. Potem ironia, że Chwostek taki dobry… że swoich zabija. Staremu dano miodu, wylał najpierw duchom uroczyska (na pogrzebie też lano duchom… taki zwyczaj), dalej pieśni (o lepszych czasach).

W końcu wiec się skończył, kmiecie bez podjęcia decyzji rozjechali się do zagród, a gdy ostatnie odgłosy ucichły, Znosek zsunął się z drzewa i na pół po omacku zaczął szukać drogi powrotnej. Ale niedźwiedź się pojawił. Udał martwego. Niedźwiedź podszedł, powąchał i poszedł dalej. Znosek uciekł.

Rozdział 11

Tego samego dnia, kiedy na Żmijowym Uroczysku odbywał się wiec, Dziwa ze swą młodszą siostrą Żywią wybrały się do lasu na grzyby. Dziwa przekazywała słowa Sroczki, że swaty przyjdą. Uznała, że do Żywii, bo ona nie może. Sroczka kręciła głową, odleciała, bo jastrząb ją wystraszył. Przyleciało więcej sroczek i go odgoniły (pewnie jakaś znowu wizja zwycięstwa Chwostka, jak się kmiecie zjednoczą -> także do czasów współczesnych). Żywia chciała wianek pleść dla siostry, ale się nie udawało. Las zatętniał, uciekły w gąszcz. Cisza. Wróciły na trawę.

Spotkały Jaruhę - starą kobietę, która potrafiła leczyć ziołami i przepowiadać przyszłość (czytała im z dłoni). Przestrzegła Dziwę, żeby nie szła na Kupałę, bo jak pójdzie to „krew się poleje”. Bo ktoś się w niej zakochał. Sama co roku wędrowała na to święto, bo w nocy jakiś chłopak może ją pocałować, a normalnie nie, bo ona stara… Wyjadała Jaruha im syrojeżki z koszyków, zapraszały do chaty, ale nie chciała.

Kiedy starucha gawędziła z siostrami, z lasu wyszedł Znosek, zakrwawiony i pokaleczony. Spłoszone dziewczyny uciekły, a Jaruha zajęła się opatrywaniem ran Znoska (po to do niej przyszedł). Żywia jej pomagała, dała też fragment własnego fartucha na bandaż. Jaruha udawała, że mu ból odczyni, jak powie jak zdobył ranę. Powiedział, a ona że: ból odczynić może dopiero po Kupale .

Tom II

Rozdział I

Święto Kupały było najradośniejsze ze wszystkich pogańskich świąt: dzień zwyciężył noc, życie zwyciężyło śmierć. Dzień Białego Boga dnia i światła. Wcześnie rano odbywała się rytualna kąpiel w rzekach lub jeziorach, a potem mężczyźni znosili drzewo na stosy (góra święta nad jeziorem), które miały zapłonąć wieczorem, zwiastując najkrótszą noc w roku. Każda gromada obejmowała dawne miejsce i zgliszcza swe świętsze.

O zachodzie słońca zaczynało się święto. Wesołość, śpiewy (głównie jedno słowo: Kupała lub Łado). Niedaleko gęślarze, Słowan i Wiłuj. Śpiewali wymiennie: Kupała, bóg dwu światów, śmierci i życia, chór za nich pieśni powtarzał.

Stos Wiszów, Ludek i Sambor, Dziwa i Żywia się spóźniałi Dziwa miała pierwsza podpalić stos i pieśni zanucić o Kupale. Smutne szły, bo się bały wróżby Jaruhy. Nawet Ludek ostrzegł znowu Dziwę o Domanie (by była miedzy swoimi). Dziwa poszła na Kupałę przekonana, że nikt nie ośmieli się porwać jej spośród rodziny. Wokół tańce, stada chłopców napadały na dziewczyny, brali w las i… (^^), bo tylko na Kupałę mogło być wybaczone. Starsi siedzieli w kółkach, pili, śpiewali, czasem bronili swoje córki przed porwaniami. Wołano „Kupało”, skakano przez ogniska, lano miód na cześć Białemu Bogu. Dziwa w ogóle rozpoczynała pochód, potem tylko gapiła się w ogień. Była „chmurna i smutna”, a jej wrażliwa dusza pełna była złych przeczuć, obrazów pożogi i najazdów. Żywia próbowała ją wziąć do tańca, odmawiała. Sambor, wiedząc o miłości Domana do pięknej dziewczyny, czuwał z daleka nad bezpieczeństwem Dziwy, aż panna ofuknęła go i kazała iść się bawić. Lecz i Sambor nie miał nastroju do zabawy - opuścił roztańczoną, rozśpiewaną gromadę i poszedł w las.

W tym czasie Doman ze swymi parobkami nadjeżdżał, by porwać Dziwę. Pochwycili Sambora i związali, żeby nie mógł ostrzec dziewczyny ani jej braci. Więzy były na tyle mocne, że Sambor do rana mocował się ze sznurami, nim się z nich uwolnił. Gdy w końcu dokonał tego (przegryzł łyka), było już dawno po Kupale, ludzie porozchodzili się do domów. Tylko stara wiedźma, Jaruha, siedziała w lesie i od niej Sambor dowiedział się o porwaniu Dziwy przez Domana (dokładnie, że najpiękniejszą porwano, a dobrze jej tak, bo była pyszna, wyniosła; Doman był ze swoją drużyną). Nie mogła wstać o własnych siłach, musiał pomóc jej.

Gdy wrócił do domu: kobiety płakały, mężczyźni kłócili się spychając winę jeden na drugiego. Ludek chciał napaść na Domana. Niespodziewanie w sam środek zamieszania wkroczyła Dziwa ze straszną wiadomością, że zabiła Domana jego własnym mieczem, a potem uciekła (na jego koniu).

Wszyscy spodziewali się zemsty ze strony rodziny zabitego. Dziewczyna tego samego dnia postanowiła opuścić dom rodzinny i schronić się „na ostrowiu, na Lednicy, w chramie Nijoły”, by się rodzina Domana nie mściła, bo w końcu na święte miejsce nie ważą się pójść z zemstą Tam jako kapłanka miała strzec świętego ognia.

Dziwa pożegnała się uroczyście z każdym kątem w domu (ostatni raz wodę zaczerpnęła ze studni, ostatnie łuczywo do ognia, najbardziej żegnała się z Żywią) i ruszyła w podróż. Konia Domana puszczono wolno, by wrócił do swoich.

Rozdział II

Następnego dnia do zagrody Domana przybył Myszko i już na wstępie dowiedział się od parobka, że pan leży ranny, że „baba mu ranę szyje i ziołami zakłada”. Rzeczywiście w izbie Jaruha krzątała się przy chorym, próbując odczynić ranę i krew zamawiać. Myszkowi mówiła, że niby dzik go ranił, potem że jeleń, bo Domanowi było wstyd, że go dziewka raniła (i straszna hańba). W końcu brat Domana, Duży, zdradził Myszkowi, że to Dziwa raniła młodzieńca, chociaż wstyd było przyznać się do tego. Doman sam za to twierdził, że to z konia spadł i nadział się na mieczyk (dopiero później przyznał się do córki Wiszowej). Opowiedział, że jego miecz wyciągnęła i w piersi go jego utopiła.

Myszko powiedział, po co przyjechał: przywiózł wiadomość, że Chwostek zbiera drużynę, Niemców i Pomorców wezwał na pomoc, wśród kmieci ma i swoich, chce się rozprawić z kmieciami, którzy w takim wypadku muszą się zorganizować i bronić, bo inaczej Chwostek ich „w niewolniki obróci”. Doman obiecał swoją pomoc w tej sprawie, jak tylko wyzdrowieje, i Myszko pojechał dalej namawiać kmieci do oporu.

Błąd zapisu Kraszewskiego (ciekawostka): postać Duży zamiast Doman. Kraszewskiemu się to zdarza, uwzględnione w przypisach.

Wieczorem jeszcze jeden gość przybył do Domanowej zagrody - Bumir, który chciał się początkowo wywiedzieć, po której stronie stoi Doman. Potem odkrył się niechcąco i namawiał Domana, aby opowiedział się po stronie księcia przeciwko kmieciom. Nie w smak była gospodarzowi ta przemowa, ale jawnie odmówić nie mógł, więc chytrze udał, że rana okropnie mu dokucza, zaczął wołać Jaruhę i w ten sposób wykręcił się od odpowiedzi. Bumir odjechał z niczym.

Późnym wieczorem do chaty wcisnął się Znosek. Przyszedł trochę na przeszpiegi, ale więcej do Jaruhy, żeby mu opatrzyła rany i ulżyła w bólu. Jaruha pomaga każdemu. Ale przy opatrywaniu rany Doman się przebudził, świeca się jakoś jaśniej zapaliła i Doman wezwał czeladź. Wpadł we wściekłość i najpierw kazał powiesić karła na dębie, ale potem ulitował się i darował mu życie, tylko kazał psami poszczuć z obejścia. Znosek zwinnie wszedł na drzewo, ale pies uczepił się jego łydki i trochę mięsa wygryzł. Znosek zaprzysiągł Domanowi mu zemstę. Jaruha mogła zostać u Domana, nikt nie miał jej za złe, że ludziom pomaga.

Rozdział 3

Na trzeci dzień Dziwa dotarła do świętej wyspy na jeziorze Lednicy. Można było się dostać tylko łódką, przewozili biedni rybacy. Dziwę Sambor odprowadzał, trzy dni, ale łódką już sama popłynęła. Dziwa blada. Na Ostrowiu łączka, na niej ludzie różnej narodowości (po wróżbę, schronienie itd.). Babka stara w wianku ruty (że panna), biały strój, pokazała jej drogę, nikt nic nie mówił. Poprosiła Wizuna, starzec kapłan i wróżbita, o przytułek na wyspie, przyjęcie do chramu na kapłankę. Powiedziała, że ślubowała bogom, że jej powołaniem jest pilnowanie świętego ognia. Przyznała się również do zabójstwa (jak sądziła) Domana. Ta ostatnia wiadomość wywarła straszne wrażenie na Wizunie, ponieważ kochał Domana jak syna, znał go od dziecka. Nie chciał jej wierzyć, ale wyczuł, że ona nie kłamie. Był też pewien, że Dziwa nie wytrzyma długo w chramie i zatęskni za światem.

Pozwolił jej jednak zostać i razem z innymi kapłankami pilnować świętego ognia. Tak jakby na gościnę. Weszła do chramu, ciemność. Zaczerpnęła wody z czerpaka -> taki symbol przywitania, wokół ofiary pielgrzymów. Spędziła noc w chramie (na środku nieforemny posąg Niji, czaszki u nóg, oręż i łupy na nim, u góry dwoje oczu gorejących, czerwone). Dwie starsze babeczki podsycały ogień. Dziwa siadła na kamieniu koło nich i rzuciła łuczywo w ogień, nim ją powstrzymały. Noc spędziła całą przy ogniu, wszyscy tu znużeni, cisza. Całe dnie spędzała teraz w mrocznym chramie, oczy ją piekły od dymu, nuda dobijała, ale bała się zemsty rodziny Domana. Dziewczyna szybko przekonała się, że nie o takim życiu marzyła.

Wisz wypytywał ją o Domana, ona się tłumaczyła, że to była samoobrona, musiała to zrobić, bo ma prawo się bronić (ale to tylko w jej mniemaniu). Wisz twierdzi wciąż, że nie mogła zabić Domana.

Dużo pielgrzymów. Najcięższą pracę dostawała Dziwa, takie dręczenie nowego. Ale wykonywała ją bez szemrania, wszyscy się śmiali, kierowali do niej ostre słowa, gardzili nią – ale ona spokojna, dumna, nie skarżyła się – więc dano jej w końcu spokój. Musiała nawet gotować, czego nie musiała robić w domu. Ostatecznie zaczęła u wszystkich wzbudzać respekt. Po dziesięciu dniach już panowała w chramie.

Dziesiątego dnia pobytu Dziwy na wyspie do chramu przypłynął Chwostek żądając wróżby. Dziwa wzbraniała się, że wróżyć nie umie, ale stara Nania siwowłosa kazała jej spełnić żądanie kniezia. Upoili dziewczynę ziołami mającymi narkotyczną moc, okadzono dymem i na pół przytomna Dziwa przepowiadała Chwostkowi przyszłość: wszędzie widziała krew, trupy i ogień, przewidziała spalenie grodu, najazd obcych wojsk i wojnę domową. Chwostek za taka wróżbę chciał ją zbić rózgami i zamknąć w lochu, a chram spalić, ale Wizun wytłumaczył mu, że to bogowie mówili, nie dziewczyna, i że nie w mocy knezia jest wszczynanie wojny z bogami.

Wściekły Chwostek szedł do łodzi, na brzeg wyspy, ale musiał się przedzierać przez tłum niechętnych ludzi, którzy słyszeli jego groźby pod adresem świątyni i złorzeczyli mu. Przezywali go i szydzili z niego. Burza nadchodziła, jakby bogowie chcieli ukarać Chwostka za to, że ich znieważył. Chwostek bał się bogów, modlił się po ciuchy, kruki nad nim leciały, gołębie i słowiki na chramie. Stare babeczki rzucały z Ostrowia na niego klątwy.

Rozdział 4

Biała pani (tak zwana Brunhilda) czeka na męża, niepokoi się. Dopiero po północy wściekły Chwostek powraca do grodu. Książę postanowił, że zaraz następnego dnia wyśle Hadona (szpieg, chyba kochanek Brunhildy, a na pewno umiłowany. Był Niemcem, ale gadał dobrze po polsku, dobrze mieszał się w tłum, donosiciel pani) na dwór teścia, by Sasi przyszli pomóc mu rozprawić się z kmieciami, pierścień mu dali jako znak, ale po krótkiej naradzie z żoną zdecydowali, że Hadon pojedzie natychmiast, trzymając swą wyprawę w głębokiej tajemnicy.

Następnego dnia w południe przyjechała do księcia delegacja kmieci, żupanów i władyków. W ich imieniu przemówił Myszko: proponował księciu zgodę i wspólne ustalenie najważniejszych praw. Skarżyli się na niego, liczyli, że się z nim dogadają, ma zmienić spoje postępowanie, bo tak się nie da. Myszko mówił spokojnie, ale potem wrzawa, jak zaczęli wymieniać jego dotychczasowe zbrodnie… Chwostek, już nieco podpity, przyjął ich pogardliwie i wyniośle, a kiedy kmiecie zaczęli wyliczać swoje krzywdy, rozkazał pachołkom związać ich i zakuć w dyby.

Usłyszawszy ten rozkaz Myszko po prostu rzucił się na Chwostka i byłby może zabił go na miejscu, ale knieżna nadbiegła z nożem w ręce i zaatakowała go (w szyję). Chwostek zły, że czeladź nie reaguje lub za słabo. Oprzytomniała służba rzuciła się na kmieci i doszło do zaciętej walki. Kmiecie, broniąc się, wycofali się poza obręb zabudowań i przedostali przez groblę na brzeg jeziora. Przewodził im Myszko, który wywinął się z rąk Brunhildy, ale któremu szyja jeszcze silnie krwawiła. Za to, że pachołkowie pozwolili uciec kmieciom , że żona go musiała ratować. Chwostek kazał ich wychłostać, ale później, za radą żony - ugościł ich mięsem i piwem, aby załagodzić swój poprzedni wybuch i na nowo zjednać sobie ludzi.

Mądra Brunhilda rozumiała, że po bójce z kmieciami sytuacja stała się groźna. Rozzłoszczony lud mógł uderzyć na gród, nim Sasi nadciągną z pomocą. Łatwo przyszło jej przekonać męża, że należy pojednać się z krewnymi, ze stryjami i synowcami, żeby przeciągnąć ich na swoją stronę i zapobiec ich połączeniu się z kmieciami. W tym celu należało wypuścić Leszka z lochu i odesłać go do ojca - knezia Miłosza, uprzednio przekonawszy młodego człowieka o tym, że jego oślepienie zostało spowodowane nadgorliwością sług, a nie poleceniem Chwostka, błędem. Pani podjęła się rozmawiać z Leszkiem i poszła po niego do lochu. Poszła tam z Muchą (Kaszub, rozumny, chytry, przystojny), kolejnym szpiegiem Brunhildy. Nadmienienie, że Mucha i Hadon walczyli zawsze o względy Brunhildy, jej to pochlebiało.

Leszek leżał na zgniłej słomie, w lochach, był piękny i młody, długie jasne włosy, ale puste krwawe oczodoły przez Chwostka. Ciało pożółkłe. Słodziła mu Brunhilda, umniejszała winy. Leszka wyprowadzono z więzienia, dano mu dobrze jeść i pić, ubrano w piękne szaty i w eskorcie dwóch konnych odesłano na dwór Miłosza. Leszek obiecał tylko, że doniesie o wszystkim, co słyszał. Tak to nie mówił wcale.

Potajemnie Brunhilda wyprawiła swojego posłańca - pachołka Muchę - do stryjów Chwostka, Miłosza, Mściwoja i Zaboja, z zaproszeniem, by szybko przyjechali na dwór dla pojednania się i radzenia już nie o obronie kniezia, ale całego rodu, który mógł paść ofiarą kmiecej nienawiści.

Chwostek tymczasem dużo zjadł i chrapał. Żona działała.

Rozdział 5

Nazajutrz od rana trwały w grodzie przygotowania do obrony: umacniano wały, przeglądano zapasy, kazano obserwować okolicę, czy się gdzieś wróg nie pokaże. Straże na murach, psy wyły. Zapasy w prastarej wieży, smoła na oblegających, lochy, tam trzymano Leszka, skarby kniazia, zapasy żywności. Dzień jednak mijał spokojnie, nie licząc wiadomości o złapaniu Hadona przez kmieci, którą to nowinę przyniósł pastuch Chwostkowi, stary Listun, przerażony przyszedł, ale dopiero rano go przyprowadzono do kniazia, by go nie budzić, zresztą był pijany, to by się słabo udało… I straże się bały budzić go w takim stanie, był w końcu nieobliczalny. Hadon był u starego Listuna, kmiecie widzieli, jak szedł do kmiecia, kazał mu Hadon iść na gród i opowiedzieć o jego złapaniu.

Tymczasem oślepiony Leszek dotarł do domu rodzinnego ku radości, ale i rozpaczy rodziców - na widok okaleczonego okrutnie syna przeżywali straszny ból i utwierdzali się w swej nienawiści do Chwostka. Lecz stary Miłosz nie pragnął już zemsty - jedynie spokoju. Nie chciał też łączyć się z kmieciami przeciwko Chwostkowi, pragnął tylko spokoju, oddzielić się od tego wszystkiego. Leszek wszystko opowiedział, nie łudził się zmianą Brunhildy i Chwostka, a Miłosz nigdy nie zjedna się z oprawcą swych dzieci..

Kilka dni później przybyli do Miłosza jego bracia: Mściwój i Zabój; chcieli dowiedzieć się, czy Miłosz pojedzie z nimi do grodu na zaproszenie Chwostka i co on w ogóle o tym sądzi. Starzec zdecydowanie odmówił, ale oni postanowili jechać.

Na dworze Chwostka przyjęto wystawnie i stryjów i ich synów. Rozmowa toczyła się przy suto zastawionym stole. Chwostek chciał koniecznie wiedzieć, czy stryjowie połączą się z nim przeciwko kmieciom. Usłyszał, że nie pójdą ani z nim, ani z kmieciami przeciwko swojemu rodowi. Gdy mężczyźni dyskutowali, Brunhilda podała taki miód, który niby sama zrobiła, po urodzeniu pierwszego syna... Otruła stryjów i kuzynów męża: kiedy się zorientowali, że piją truciznę - na ratunek było już za późno. Skonali w strasznych męczarniach, ale zaciskali zęby, by nie krzyczeć z bólu i nie dać większej satysfakcji knieziowi. Czeladź ich kazał związać. Chwostek patrzał strwożony na umierających stryjów, Brunhilda z pogardą na męża, że taki słaby… Dla większego pohańbienia, Chwostek nie pozwolił spalić zwłok na stosie, tylko kazał pogrzebać je w dole wykopanym w ziemi.

Rozdział 6

Jeden z ludzi, starosta Mściwoja - Żuła - zdołał uciec z pogromu (zorientował się wcześniej i uciekł). Pojechał wprost na dwór Miłosza, aby donieść o zbrodni Chwostka (że Leszków potruto) i go ostrzec. Wzburzony Miłosz kazał rodzinie ukryć się w lesie, a sam z dziesięcioma zbrojnymi podążył na Lednicę (głównie do Wizuna po radę), gdzie już zbierali się kmiecie. Dyskusjom i naradom nie było końca. Jak zwykle zdania były podzielone: Myszkowie krzyczeli, że czas uderzyć na Chwostka, Bumir dowodził, że kmiecie są zbyt słabi, by zdobyć gród, że trzeba się opamiętać i błagać Chwostka o wybaczenie, Miłosz wzywał do opamiętania i do wybrania dowódcy, bez którego trudno prowadzić jakąkolwiek wojnę.

W końcu zgodzili się oddać dowództwo Myszkowi, „którego już Krwawą Szyją nazywano”. Wojny jednak tymczasem nie wszczynano, bo Myszkowie liczyli, że może uda się pochwycić Chwostka na polowaniu i zabić bez większego rozlewu krwi. Wszyscy w spokoju rozjechali się do domów, tylko Bumir podążył wprost na dwór książęcy z wiadomością, że kmiecie przestraszyli się potęgi Chwostka i nie zaatakują grodu, choć wybrali wojewodów w postaci Myszków, a ci dopiero stchórzyli. Myszki i przed nim w tajemnicy trzymali swój plan, wiedzieli, komu należy ufać, Leszkom też nie ufano (nawet Miłoszowi). Brunhilda się ucieszyła. Chwostek chce wytępić Myszki, Bumir (tam znany zausznik) zostaje z Chwostkiem sam u stołu i boi się pić miodu, ale musi…

Rozdział 7

Zgodnie z przewidywaniami Myszków, Chwostek nie wytrzymał długo zamknięty w grodzie i kilka dni później wybrał się na polowanie na uroczysko Głubie, wbrew prośbom Brunhildy. Najpierw jednak wysłał służbę, by sprawdziła, czy w lasach nie ma jakiejś zasadzki. Smerda powrócił z wiadomością, że wszędzie jest spokojnie i bezpiecznie, więc Chwostek w otoczeniu drużyny wyruszył na łowy.

Na leśnej polanie spotkali Jaruhę, Chwostek się boi wiedźm, jest zabobonny. Smerda podchodzi do niej, bo w pierwszej chwili ich nie zauważyła (uznała go za wilkołaka). Zagadywał do niej. Jaruha wyznała, że dalej myszki (czyli Myszkowie) siedzą (na Głubie), ostrzegła cicho przed zasadzką. Zwiadowcy donieśli kmieciom, że Chwostek jest na polanie i Myszkowie otoczyli knezia z drużyną, napadli go. Doszło do walki; Chwostkowi udało się uciec, wierny Smerda wpadł na pomysł, żeby zmylić pogoń – sam z kniaziem pobiegł w prawo, a reszta drużyny z krzykiem w lewo. Smerda ogólnie pokrwawiony, przetrącone ramię oszczepem. Udało się im tak uciec, przez jakiś czas błąkali się po leśnych ostępach, konie w końcu padły, jednego udusili, bo jęczał. Schowali się w zgniłych pniach. Smerda poszedł na zwiady (w nocy dopiero mieli iść dalej)i okazało się, że obok są w pobliżu zagrody Piasta (zagroda Koszyczki, przodkowie Piastuna) i Smerda zdecydował się poprosić kmiecia o pomoc, licząc na to, że nie zostaną rozpoznani. Bo Smerda pada. Smerda prosi o gościnę, Chwostkowi każe się nie wychylać, nic nie mówić. Niby, że zabłądzili z łowów. Piast przyjął ich gościnnie - jak kazał obyczaj - nakarmił, napoił i zaprosił na nocleg. Rzepicha opatrzyła rękę Smerdy, poznała, że rana nie po oszczepie, walce, ale nic nie powiedziała. Chwostek zamaskowany, ale ośmielił się po miodzie… Do rozmowy o wiecach kmieci, Piastun mówił, że mają prawo, bo knieź nawet swoich (ród) wytępił, knieź roześmiał się (a jego śmiech znany, Smerda w strachu).

W chwili, kiedy gospodarz przyrzekał gościom bezpieczeństwo, na nocleg, choćby was ścigano, Myszkowie zastukali do drzwi chaty. Piast chowa Smerdę i Chwostka w komorze. Myszki napoili konie i sami się napić. Piast dał im miodu i spokojnie czekał, aż odpoczną i odjadą. Po odjeździe Myszków wypuścił ściganych z komory. Chwostek dziękował Piastowi za uratowanie życia, szczęśliwy zapraszał go do grodu, bo myślał, że Piast jest z nim. Kmieć, który rozpoznał przybyszy, powiedział, że „nie z miłości to uczynił” ale dlatego, że „gości bogi zsyłają”, a kiedy wszyscy pójdą przeciw kneziowi - dołączy i on do nich. Chwostek zły.

Rozdział 8

Zwyczajny tryb życia w chacie Piastuna. W nocy wici miały błysnąć po pagórkach. Piast myślał o postrzyżynach syna, że nikt nie przyjdzie, bo wszyscy wojną zajęci. Nazajutrz do chaty Piasta zawitali następni goście: byli to dwaj przybysze z dalekiego kraju, posługujący się językiem nie-lechickim, ale brzmiącym swojsko i zrozumiale. Poprosili o gościnę i nocleg, której Piast chętnie udzielił. Mówili, że w grodzie ich wysłali precz, i mówili, żeby do Piasta przyjść… Zdziwili się, że Piast jest kmieciem, a wiedzie takie biedne życie. Po posiłku długo rozmawiali o nowej wierze symbolizowanej przez krzyż, Boga Czech i Morawi. W jednego Boga., jeden Bóg dla wszystkich, Piast za żadne jednak skarby nie chce się bratać z Niemcami. Namawiali oni do ich wiary, ale nie na siłę. Mówili, co oznacza Krzyż – Boga Człowieka. Twierdzili, że jedni wyznawali ją, by być całością większą przeciwko Niemcom. Wieści o niej już wcześniej docierały do kraju Lechitów, więc Piast z zainteresowaniem słuchał opowieści mężczyzn. Wieczorem wyszli przed chatę, skąd dostrzegli ogniste wici - znak, że kmiecie wypowiedzieli Chwostkowi wojnę. Chwostek u siebie też zapalił stos, na znak, że się ich nie boi.

Piast trochę się tym zmartwił, bo nazajutrz jego siedmioletni syn miał obchodzić postrzyżyny. Lękał się, że uroczystość nie wypadnie godnie, gdyż ludzie zajęci wojną nie będą mieli czasu ani ochoty świętować. Zaprosił więc dwóch nieznajomych z nowej wiary na postrzyżyny, ci chętnie się zgodzili.

W dzień postrzyżyn zjechało się tak wielu gości, że mimowolnie stali się przyczyną następnej troski Piasta i Rzepicy: czy wystarczy jedzenia, aby wszystkich godnie przyjąć? Koło południa podwórko pełne było ludzi. Bracia znowu mówili o nowej wierze, ale im odpowiadano, że najpierw kniazia złego obalą, a później się zastanowią. Przyprowadzono biało ubranego malca, który rzucił się ojcu do nóg; spod opieki matki chłopiec szedł pod opiekę stryja (bo serce ojca może być za miękkie). Piast podniósł go, pokropił wodą ze źródła a następnie nożycami ściął mu włosy. Wszystkie włosy skrzętnie zebrano i zakopano pod kamieniem (miejsce odwiecznych ofiar). Włosy nie mogą się zapalić, bo to źle wróży. Piast poprosił obcych o nadanie imienia dla chłopca. Młodszy z obcych przybyszów ochrzcił chłopca nadając mu piękne imię Ziemowid (znak na czole wodą zrobił). Wszyscy się ucieszyli, że takie ładne. Bracia usunęli się, by reszta mogła mówić o wojnie. Boją się, że Niemcy przyjdą, że krew Chwostka u Miłosza siedzi, że knieź ma synów u Niemców i oni się upomną.

W końcu Piast wziął syna za rękę i poprosił wszystkich, by poszli z nimi na cmentarz (żalnik), pokłonić się duchom przodków i złożyć ofiarę (obiatę). Niewiasty śpiewały stare pieśni związane z obrzędem. Obcy zniknęli, zostawili tylko złoty krzyżyk.

Pośrodku żalnika mogiła Koszyczka, dziadów i pradziadów od wieków chowana, wylewano picie na mogiły, niewiasty śpiewały. Była już późna noc, gdy ostatni biesiadnicy opuścili gościnną chatę Piasta. Rzepica mówi mężowi, że komory puste. Piast na to, że podanie mówi, że wróci z nawiązką, byle wojna przeszła. Nie mógł żałować jadła na uroczystość własnego syna.

Rozdział 9

Autor mówi: My cofnąć się nieco z powieścią naszą musimy.

W tym miejscu, gdzie się na ostrów Lednicę przeprawiali pielgrzymi do chramu idący, na wzgórzu nad jeziorem stało chat kilka, między którymi najprzedniejszą była zdunowa chałupa Mirsza. Mirsz robił najpiękniejsze gliniane naczynia; był człowiekiem zamożnym i mądrym. Stary Mirsz zamożniejszy był od kmieci. Na dnie garnków zawsze dawał znak ognie (czyli swastykę -> to starożytny znak szczęścia i powodzenia… Informacja z przypisów). Miał uroczą córkę – Milę. Najmłodsza, wszystkie inne już wydał. Miał jeszcze syna Mirsza. Kiedyś dwie żony, ale już zmarły. Przychodzono do niego po radę (bo z duchami gadał).

Pewnego dnia, już po Kupale, zdun siedział nad brzegiem jeziora pod swoja ulubioną wierzbą, gdy nadjechało kilku konnych. Był to Doman z czeladzią. Zaczęli rozmawiać i stary obdarował Domana kilkoma miseczkami glinianymi, które miał postawić w chramie. Doman chciał dać pieniądze, Polanie już je znali, ale to wciąż była rzadkość, zdun odmówił. Gadali też o Chwoście – że nie chce zdun wojny.

W chramie Nii siedziała przed ogniem Dziwa.” Gdy ujrzała Domana u wejścia padła zemdlona. Przywykła do myśli, że Doman nie żyje i „zdało jej się, że wilkołakiem czy upiorem na świat powracał”. Kiedy odzyskała przytomność, Doman wyjaśnił, że przyjechał specjalnie do niej: chciał ją zobaczyć i pokazać, że żyje. Dziwa chciała, by ja zabił, a nie szukał zemsty na jej bliskich. Długo rozmawiali. On próbował ją przekonać, że życie w chramie jest niewiele warte. Mówił też, że ją jedną kocha i żadna inna mu się nie podoba. W dziewczynie drgnęło serce, ale nie chciała się przed sobą przyznać. Przyrzekła się bogom i obietnicy dotrzyma, bo one są zazdrosne, nie można służyć i ludziom i duchom. Mówił, że przyjdzie jeszcze na nią popatrzeć, tego mu nie może zabronić, ona uciekła do ognia.

Wizun uradował się bardzo na widok Domana, że żyje, i poradził mu, aby zrezygnował z zabiegania o Dziwę: skoro ona go nie chce, niech znajdzie inną, może piękniejszą i milszą dziewczynę i zapomni o tej, która ślubowała bogom.

Wracając z Lednicy Doman zatrzymał się na noc u Mirsza, gdzie poznał Milę. Dziewczyna zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Spodobała się też Domanowi: była urocza, wesoła, strojna. Obwieszona biżuterią, kręciła się przy stole, zerkała bez przerwy na Domana, ojciec ją potem za to zganił. Następnego dnia Doman znów popłynął na Lednicę, Mila zerkała na niego z ukrycia, ojciec zmilczał. Dziwa jakaś inna (dużo myślała o Domanie ^^), Doman stanął przed nią nagle, zarumieniła się i wyszła z chramu. Doman za nią – pocałował ją (bo tam nikogo nie było), ona krzyknęła, ale Doman szybko uciekł. Dziwa wróciła do ognia, Nija jakiś zły, zaczęła śpiewać z ludźmi. Doman dalej się kręcił na wyspie, Wizun do niego podszedł, namawiał wciąż do innej dziewczyny. Doman wrócił do zduna.

Tymczasem Mila spotkała się z Jaruhą i kupiła od niej garść lubczyku za srebrny guz od sukni. Zaprawiła miód lubczykiem i podała napój Domanowi przy kolacji. Miała mu w oczy patrzeć, gdy pił i ani nie mrugnąć, bo przepadnie. Udało się jej, ignorując ganiący wzrok ojca. Teraz była pewna, że ją pokocha. W nocy do jej okienka podszedł Doman, rozmawiali, powiedziała, ze z domu nie wyjdzie bez ślubu. Trzeciego dnia Doman nie pojechał ani na wyspę, ani do domu. Siadł nad brzegiem jeziora i rozmyślał. Wieczorem zapytał Mirsza, czy jak przyśle swaty, to czy je przyjmie na Milę. Ugadali się, ale ogniste wici się pokazały. Doman obiecał, że wróci ze swatami, al. Teraz musi jechać na wojnę. Mila smutnie go żegna, obiecuje czekać.

Rozdział 10

U grodu stali i patrzyli na wici, czy kmiecie będą na tyle odważni, by wypowiedzieć wojnę. Niespodziewanie na dworze Chwostka zjawili się jego synowie. Przychodzili szpiedzy i nadawali, co się dzieje (jednego do lochów, bo złe wieści). Brunhilda prosi męża, by dzieci odprawić. Zapaliły się wici ogniste, Chwostek zapalił swój stos na wieży na znak, że się nie boi. Przed porankiem synów odprawiono, Brunhilda ich odprowadziła, płynęli łódką. Dzieci przebrano w proste stroje dla niepoznaki. Dzieci mają pomścić rodziców, jeśli nie przeżyją, mają sprowadzić Sasów. Wojna groziła lada chwila.

Nie było widać gromad zbrojnych, ale potem dużo przyszło w nocy… Chwostek most spalił, więc tamci czółna przynieśli i do grodu. Strzały i w ogóle, walka, wszyscy z grodu uciekli do wieży, Chwostek żonę na plecach wyniósł (na drabinę, do wieży, na stołb).

Myszki szybko zdobyli dwór, który puścili z dymem. Rozłożyli się obozem na pogorzelisku. Chwostek pewny na wieży, iż tam bez trudu przetrzyma oblężenie i doczeka się pomocy od Sasów. Myszki znaleźli trupy otrutych stryjów, pomieszane z truchłami psów, co ich chciały wywlec i też się potruły. Pomyli ciała, w sukna, ustawiono rzędem i spalono. Myślano, co robić – siedzieć, aż tamci z głodu pomrą, część poszła do domów.

Przyjechał Bumir, który trzymał z Leszkami. próbował przekonać Myszków, żeby puścili Chwostka wolno. Straszył Niemcami i Sasami, ganił ich, że tylko swoboda im w głowie. Ale kmiecie nawet słyszeć o tym nie chcieli. Innych z rodu Leszków zostawili w spokoju, nie szukali zemsty na całej rodzinie, lecz Chwostek musiał zginąć za wszystkie nieprawości i okrucieństwa, których się dopuścił. Chwostek krzyknął na Bumira, że ma się nie wygłupiać, tylko przyprowadzić ludzi i walczyć za niego. Myszko strzelił do niego w okienko, ale nie trafił. Chwost strzelił w Krwawą Szyje, ale strzała ugrzęzła w jego suknie. Zaczęli się więc rzucać obelgami (ach, ci chłopcy…). Krwawa Szyja Myszko rzucił klątwę na Bumira (jeśli przyjedzie z wojskiem, to go wytępi), klątwa na garść ziemi.

Tymczasem w wieży panowały straszliwe warunki: ranni w czasie walki poczęli umierać; na ciasnej przestrzeni zgromadzono zbyt wielu ludzi, było duszno, jak w saunie, głód zaczął zaglądać w oczy oblężonym. Pełno ludzi, ścisk: czeladź, pachołki, niewolnicy. Strzelcy gotowali się do obrony. Wyrzucono przez okno trzy trupy, pogruchotały się. Chwostek i Brunhilda zganiali winę za zaistniałą sytuację na siebie nawzajem, ale w duch, tak to milczeli. Zawołała Muchę i oglądała zasieki. Dużo zboża, ale mało drewna do pieca. Chleb za zboża, ale woda kiepska, bo stara studnia zapuszczona. Ogólnie nie za wesoło, ale mieli co jeść. Smerdy pilnowali spokoju, ale podnosiły się już groźby na Chwostka, już mruczeli. A Myszkowie tymczasem pili piweczko… Brunhilda naradza się z Muchą. Musiała do końca być wierna swoim praktykom… Zwołano ludzi na nową straż, niewiasty przynosiły jadło, kaszę, po której wszyscy nagle pospali snem niespokojnym. Potem nastało głuche milczenie. Wytruła ludzi niepotrzebnych, a pozostali przy życiu wyrzucali trupy przez okna, ludzie do tego przywykli, a Myszkowie zdziwieni – trupem sypało, jak deszcz.

W nocy niekiedy z wieży strzelano do wypatrzonego Myszka. Kruki zadowolone. Myszki się rozdzielali. Jedni po chleb na dwory poszli, inni na polowanie, drudzy dalej pilnują, by nikt nie uciekł. Śpiewano pieśni, weselono się przy ogniach, na Chwostka leciały obelgi, jak go tylko zobaczyli.

Trzeciego dnia oblężeni poprosili o rozpoczęcie układów i wszyscy myśleli, że Chwostek się podda. Ale kiedy najmłodszy z braci Myszków, Żuraw, podszedł pod okno, zrzucono na niego ogromny głaz i w ten sposób pozbawiono go życia. Zaciekłość oblegających nie malała... chwost się śmiał. Myszki zabrały jakoś trupa i spalili go na stosie.

Pojawił się Znosek (podczas początku oblężenia uciekł z grodu wpław przez jezioro, teraz wrócił). Nikt z Myszków go nie poznał. Był głodny, myśleli, że to włóczęga zwykły, a obyczaj kazał takich nakarmić – to mu rzucono coś do jedzenia, nie widzieli, że ten patrzył ukradkiem na stołb. A w nocy spuszczono z wieży linę, Znosek się wspiął. Stróż od Myszków dostrzegł coś, więc na wszelki wypadek puścił strzałę, ale tak celnie, że przebiła karłowi szyję. Zdołał jeszcze dostać się do środka i powiedzieć, że był wysłany od Miłosza i tam był. Podczołgał się do nóg Brunhildy, pocałował ją w stopę i skonał (jak pies do pani). Płachtą do narzucono, Chwost kopnął.

Smerda dnia czwartego zaczął łajać z wieży, uznali, że taki głodny, to mu na długiej żerdzi kawał mięsa końskiego ze zdechłej świerzopy podali (śmiejąc się szydząc, to taki żart). Nocą wrzawa w wieży jak w ulu, krzyki i płacze, blade twarze w oknach.

Dziesięć dni trwało oblężenie wieży. Dziesiątego dnia wszystko ucichło, kruki się tam chciały dostać. Poczekano jeszcze cztery dni, tak dla pewności. Wreszcie zaczęli wiązać drabiny, do wrót zabrano siekiery i wybili je. Przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności, weszli do środka. Tam czuć zgniliznę. W wieży leżały same trupy. Kamieniami zgnieciono motłoch u dołu. Mucha i Smerda zostali na długie konanie. Część ludzi została prawdopodobnie wybita, część otruta. Chwostek i Brunhilda wypili truciznę, kiedy sprawa przyjęła beznadziejny obrót, bo mieli sine plamy na ciałach. A może jednak głód? Ogólnie radość Myszków, że to koniec, roznieśli po mirach dobrą wieść.

Tom III

Rozdział 1

Na spustoszonym grodzie Chwostkowym zwołano wielki wiec kmieci o następnego miesiąca pełni”. Zapraszano również Piasta (szczególnie Ścibor i Doman), ale wymówił się: „...jam ubogi człek i przodować nie chcę, bo się na siłach nie czuję”. Piast wolał pszczoły.

Na wiecu po raz kolejny kmiecie nic nie uchwali. Chcieli nawet losy rzucać, ale i temu rozwiązaniu się sprzeciwiono. Ogólnie bardzo wiele wieców zwoływano i nie mogli się dogadać. Wszyscy chcieli rządzić za Chwostka, Myszki myślały, że skoro to oni w sumie pokonali kniazia, to oni powinni rządzić, ale chcieli też Leszkowie (ale nie chciano złej krwi Chwostka). Każdy ród miał swojego przedstawiciela.

Dobek był ostry i hardy, ale nie chciał władzy. Proponował na losy (ale tylko Doman był za). Doman odwiedził ponownie Piastuna, opowiadał o swojej ranie (Dziwa). Jaruha się zjawiła. Opowiedziała historię o mrówkach, które nie miały władcy i napadały na nie ptaki i inne (i tak po nich, bo nie było zgody i władcy-ojca).

Przez kilka następnych dni Dobek, Doman i inni kmiecie prosili i namawiali Piasta, żeby wziął udział w wiecu. Mimo że był ubogi i skromny, wszyscy go szanowali, uważano go za człowieka mądrego i rozważnego, polegano na jego zdaniu. On stale odmawiał tłumacząc, że skoro zgody nie ma, to on jeden sam nic nie poradzi. „Wiec (...) rozszedł się z niczym lub gorzej jeszcze, bo ci, co nań przybyli druhami, popowracali wrogami, w sercu z żalem i z nienawiścią.”

Coraz mniej kmieci stawiało się na wiecach. Trochę przerwy, bo żniwa. Na wiec po dniu święta żniw więksi kmiecie poprzywozili dary, by na nich zagłosowano, nabrano na wozy jadła. Na ten wiec przybył i Wizun z Lednicy. Podobno podróżował po świętych miejscach, by przynieść jakieś mądre słowa, k™óre zaradzą złej sytuacji. Przyniósł kmieciom słowa wyroczni: „Wybierzcie pokornego!”, „Wybierzcie małego!”, „Wybierajcie ubogiego!”. Będzie wojna trwać, dopóki nie mały nie będzie uczyniony wielkim. Jak wybiorą go, to ich wszystkie problemy się skończą.

Zaczęto się niestety znowu kłócić, bo każdy się wywyższał, a nie umniejszał. Wizun się uśmiechał tajemniczo, nie przerywał im. Wtem obrady przerwała wiadomość przyniesiona przez posłańca, że synowie Chwostka „z Pomorcami i Kaszubami, Niemcy już idą” na kmieci i że przeszli już puszczę na granicy. Każdy na koń, zbiera ludzi. Przywództwo nad przygotowaniami do obrony i nad wojskiem objął Dobek, bo lubił wojnę, a wobec powagi sytuacji nikt się temu nie sprzeciwił. Zaraz zorganizował ludzi w drużyny, a najsprytniejszych wysłał na zwiady. Ukryto się dalej od jeziora.

Rozdział 2

Niemcy już szli, niszczyli, bardzo dużo ich. Zwiadowcy wrócili z wieścią, że Niemcy są blisko (Niemcy z Pomorcami trzymali). Z pewnością najeźdźców było wielu i mieli znacznie lepsze uzbrojenie niż Polanie. Tam, gdzie przeszli „zostawała po nich pustynia i zgliszcza”: kobiety i młodzieńców zabierali w niewolę, kmieciów wieszali, palili zagrody, brali łupy. W skrócie: masakra. Dobek w obawie, że w otwartym polu nie wytrzymają przewagi wrogów, chciał napaść na nich w nocy, gdy spali, kiedy zmęczeni marszem, syci i pijani nie będą się spodziewali ataku. Otoczył ich, w lesie znaleźli uciekinierów z podpalonych wiosek. Dowiedzieli się od nich więcej: że Niemcy brali jeńców itd. Gdy się Dobek podpatrywał im, widział jak strzelano dla zabawy do jeńców z łuku.

Plan był dobry i powiódł się w zupełności. Pomorcy byli tak głości i nie przeczuwali ataku, że dali się zaskoczyć jak dzieci. Z pogromu uratowali się Niemcy, którzy w obawie o życie Leszka i Pepełka (synami Chwostka), uciekli. Wielka radość zapanowała w obozie Polan. Zrobili stosy na trupy lub wrzucali do rzeki, dwie noce tam zostali na imprezie z okazji zwycięstwa (taka polska tradycja). Zostawili Niemcy i Pomorcy dużo trunków i jadła, było z czego się bawić… Kto co rozpoznał z ludu, to mógł zabrać ze sobą (owieczki czy coś). Zdobyli też wiele cennej broni i inne łupy, uwolnili swoich, pobrali z Pomorców jeńców. Ci byli dziwni. Milczący, odwracali głowy z hańby, odgryzali palce tym, co chcieli podnieść im głowy. Wśród nich znalazł się też Hengo - handlarz i szpieg z początku powieści. Ludek - syn Wisza - rozpoznał go, ale nie pozwolił, by Niemca powieszono. Mówił, że może się z nim dogadać. Zabrał go do swojej zagrody jako niewolnika.

Dwa dni Polanie ucztowali i świętowali a trzeciego postanowili udać się za wojskiem niemieckim choćby i za granicę; wyrzucić ich z kraju raz na zawsze. Tak więc główne siły pociągnęły pod dowództwem Dobka na zachód, a Ludek odprowadzał jeńców w głąb kraju i rozdzielał po zagrodach, gdzie mieli pracować (głównie przy żniwach).

Znaczniejszych kmieci (Myszków i innych) zaniepokoiło zwycięstwo Dobka. Obawiali się, że teraz sięgnie po władzę, a to im było nie w smak. Coraz częściej wspominali słowa wyroczni, aby wybrać „pokornego, małego i ubogiego”; takiego, który wdzięczny będzie za wyniesienie do godności kneziowskiej. Nikt nie miał zielonego pojęcia, kto to może być…

Rozdział 3

Doman pojechał do zagrody Wiszowej, zaprosić Ludka na drużbę. Darowali sobie przeszłe zatargi, pogodzili się. Żywia smutna, bo nikt jej nie chce A miała nadzieję, że może Doman ją weźmie, skoro Dziwa go nie chce. Jaruha odwiedziła Milę. Mówiła, że to wszystko jej zasługa, wypiła trzy kufle piwa i poszła odczyniać krowę.

Huczne były zaślubiny Domana z Milą. Doman przysłał swaty, Mila miała aż sześć drużbów, siostra Mirsza zastępowała matkę Mili. Bracia dziewczyny smutni, że siostra odchodzi (w sumie ciekawe, kto będzie im gotować, jak była ostatnią kobietą w domu).

Mila się bała, udawała smutną (taka tradycja). Cały dzień ją przygotowywano do ślubu. Śpiewano wciąż pieśni, bo na każdą okazję były osobne, pieczono korowaja wielkiego (taki chleb), kosy Mili pleciono. Czekano na Księżyc – czyli pana młodego (przyjechał o zmierzchu). Stary Mirsz przygotował wystawną ucztę, na niczym nie zbywał, w końcu kasę miał, a pan młody przywiózł bogate podarki dla narzeczonej (musiał wnieść przekupne, by go dopuścili do Mili, przychodził niby jako obcy). Znowu śpiewano pieśni, żałobną, potem półwesołą, wróżby, modlitwy do bogów… W nocy odbył się uroczysty pochód państwa młodych i gości weselnych, drużby na konie, pannę młodą na wóz. Ruszyli na uroczysko, pod święte dęby, gdzie ojciec i przybrana matka pobłogosławili młodej parze; „wylano bogom ofiarę, odpędzono czary i uroki”. Znowu pieśni, teraz o chmielu (bardzo ciekawa pieśń, swoją drogą…) i cały orszak ruszył z powrotem do domu. Zaczęły się zabawy w chacie Mirszowej. Na wesele wszyscy mogli przyjść, posili się, każdego zapraszano, nie wyganiano. Teraz Mili rozpleciono warkocze i założono czepek na głowę. Panna młoda trochę popłakała, ale to tak tradycja nakazała. Doman był cały czas zamyślony, Mila posmutniała w pewnym momencie, nie wiedziała, za czym tak rozmyśla, a ponadto miała złe przeczucia. Zabawy i tańce trwały całą noc.

O świtaniu z biegła co sił drogą Jaruha - Pomorcy zmierzali wprost na weselną chatę. Nikt nie chciał wierzyć starej babie, ale kogoś wysłano na zwiady. Zrobiło się zamieszanie, gdy okazało się to prawdą. Doman porwał Milę na konia i uciekał, kto mógł, wskakiwał na konie i w nogi. Mirsz z synem, gdy zobaczyli, że Milą zajął się Doman, schowali się chyłkiem w specjalnym na takie okazje dole. Reszta leciała do czółen i na Lednicę lub wpław na wyspę. Ale i tak Pomorcy strasznie wybili, zabijali nawet psy, na czele byli Leszek i Pepełek, wciąż chcący pomścić śmierć ojca i upomnieć się o prawa do tronu kneziowskiego. Zaskoczeni, nieprzygotowani weselnicy ani myśleli się bronić, ani ta obrona nie miała sensu - garstka przeciwko tłumowi uzbrojonych napastników.

Najeźdźcy rozdzieli się; część mordowała i łupiła (choć bardziej niszczyła; Garki zduna tłuczono, tylko skarby brano) w - do niedawna weselnej - zagrodzie; część rzuciła się w pogoń za Domanem i Milą, strzelano do czółen i płynących wpław. Dogonili Domana: jego poranili, Milę zabili oszczepem. Doman trzymał martwą żonę na rękach, nie chciał jej wypuścić. Synowie Chwostka zasiadli u stołu weselnego, na centralnym miejscu, źli na Polan, wściekli. Uważali, że wszystko im się należy, po ojcu. Chciano wieszać starego gęślarza (przywieźli go z sobą), ale najpierw wydobyć pewne informacje (jak się najlepiej dostać do Lednicy, bo tam pewnie największe skarby), ale starzec nie był głupi. Znęcano się potem nad rannym Domanem, ale ten tylko mówił, że kniaziowie to wrodzy, zbóje, że nie należy im się nic po ojcu. Związano go (nogi miał wolne), zostawiono nad jeziorem. Kiedy zapadły ciemności, Doman zsunął się do jeziora i - mimo pęt na rękach - popłynął na wyspę.

Rozdział 4

Na Lednicy wszyscy stoją przy brzegu i patrzą, co się dzieje. Widzą ogień, strzały, słyszą wrzaski. Nie wiedzą, czy i do nich przyjdą Pomorcy. Ciała płyną do nich, oni sprawdzają, czy któryś żyje. Ledwie dopłynął i Doman. Wizun sam wszedł w wodę i wyciągnął go na brzeg, rozpoznając od razu. Ucieszył się, że jeszcze żyje. Zaraz zajęli się nim, babką rany obłożono, ułożyli na łożu, napoili ziołami aż zasnął twardym snem. Dziwa pomagała, mimo niechęci (w końcu ranny).

Również Jaruha dopłynęła na wyspę w starym czółnie. Mówiła, że wszyscy zginęli, że Pomorcy poszli dalej, uciekli. Chwilę później przybił do brzegu jeden z parobków, któremu udało się też uniknąć rzezi. Przywiózł pewną wieść, że Pomorcy nie będą zdobywać Lednicy; cofnęli się w lasy, bo dostali jakąś wieść.

Przez kilka dni Doman ciężko chorował, ale powoli wracał do zdrowia. Dziwa go unikała, bała się rozmowy, bała się zostać z nim sam na sam, ale musiała pomagać w jego chorobie. Doman ją namawiał do przyjścia.

Wścibska jak zwykle Jaruha wszędzie wsadzała swoje trzy grosze. Korzystając z tego, że Doman sam leży w chacie, poszła do niego porozmawiać o Dziwie (bo dostrzegła, jak się na nią lampi) i przekonać go, że może dziewczynę i z chramu wziąć, to się nawet kilka razy zdarzyło, byleby złożył odpowiedni okup. Obiecała mu swoją pomoc, że ona wszystko potrafi, nawet w niby beznadziejnych przypadkach (w końcu Doman już stracił nadzieję, dlatego żenił się z Milą). Doman obiecał dać jej wszystko, czego zażąda, jeśli to spełni.

Potem Jaruha poszła do Dziwy do ogródka i wiążąc zioła, opowiedziała jej bajkę o królewnie, która się nie chciała się żenić, wszystkich starających się o jej rękę wyśmiewała. Nagle znalazł się taki twardszy królewicz. Królewna obiecała mu, że będzie ją miał, jeśli ją siedem razy znajdzie, gdy się ukryje. Niestety, trafiła na czarownika (chociaż sama też się posługiwała czarami). Zamieniła raz się nawet w starą babę, a i tak ją rozpoznał, kamyczek na plaży – to samo. W końcu musiała zrozumieć, że jest jej przeznaczony („co przeznaczone, nie minie”). Wtedy Dziwa po raz pierwszy pomyślała, że jej przeznaczeniem jest Doman (skoro tyle razy na siebie wpadają).

Rozdział 5

W kraju panował nieład i zamieszanie: Leszek i Pepełek raz po raz z Pomorcami i Kaszubami wpadali w granice, palili i niszczyli. Kmiecie ciągle się zwoływali na wiece, „radzili, swarzyli i z niczym precz jechali. Knezia sobie wybrać nie umieli.”

Pewnego dnia wieczorem, gdy kolejny wiec kończył się na niczym, zjawiło się niespodziewanie dwóch mężczyzn. Byli to ci sami przybysze z dalekiej krainy, którzy gościli u Piasta na postrzyżynach jego syna. Wysłuchali, co im gromada ma do powiedzenia i poradzili im, aby wybrali człowieka spośród siebie, małego i ubogiego. Oni zdziwienie, że właśnie to samo powiedziała im wyrocznia (Wizun był w wielu wyroczniach). Podpowiedzieli, że Piast jest właśnie taki: ubogi, pokorny, mały. Jakby nagle wszystkim otwarły się oczy: „Piastun! - zawołali. - Piastun!.

Część kmieci, Ścibor, Bolko, Myszko, pojechała do chaty Piasta, gdzie zjawił się i Doman powracający z Lednicy. Całą noc trwały rozmowy, dyskusje i narady (nie powiedzieli Piastunowi o decyzji wiecu, ale chcieli go jakoś zmusić do pojawienia się na wiecu). Rankiem Piast zabrał kobiałkę i chciał cichcem wynieść się do lasu, ale podpatrzono jego manewr i niemal siłą zabrano na wiec. Pytano tam o radę Piasta, a ten mówił, że nie wie, kogo mają wybrać i niechcąco powiedział, że jest biedny, małym bartem… Czyli się sam wkopał. Tu jednogłośnie okrzyknięto Piasta kneziem. Ale on się tak przestraszył wyboru, że uciekł. Dopadł konia od syna i - zanim się wyborcy zorientował - skoczył w las. Schował się tak dobrze, że sześć dni go szukali i pewnie by nie znaleźli, gdyby nie pomoc Jaruhy, która zaprowadziła kmieci do kryjówki Piasta, szałasu (ona zawsze zjawiała się w odpowiednich miejscach). Bardzo dobrze znała las. Trzymano syna Piasta jako zakładnika (ale tylko tak). Gdy znaleźli Piasta, ten już bez wielkich oporów dał się zaprowadzić na wiec, ale w dalszym ciągu wzdragał się przed przyjęciem władzy: rozumiał ją jako wielką odpowiedzialność i bał się - wiedział „co czyni w ubóstwie swoim”, ale nie wiedział jaki się stanie, gdy poczuje władzę i moc. Jaruha została w szałasie Piasta. Ścibor dał miecz Piastowi, bo ten nie nosił. Wydał pierwszy rozkaz – na koń, zebrać jak najwięcej ludzi. Nie chce być na grodzie Chwostka, mają go nie odbudowywać, wybudują gród kiedyś, na miejscu zwycięstwa.

Trzeba było więc szykować naród do wojny z Leszkiem i Pepełkiem, którzy coraz śmielej najeżdżali granice. Rozesłano zaraz wici po kraju zwołując wszystkich, aby stawili się u swoich wojewodów (dowódców większych oddziałów wojskowych). Wieczorem w chacie Piasta odbyła się uczta, przede wszystkim dzięki temu, że kmiecie dowiedziawszy się o wyborze, poznosili do jego zagrody co który miał do jedzenia i picia (i tak komora Piasta, o które się tak martwiła Rzepicha, napełniły się).

A po kilku dniach nad jeziorem zebrało się prawie tysiąc ludzi, szykując się do ostatecznej rozprawy z Niemcami.

Rozdział 6

Miłosz, stryj Chowstka, zamknął się przed światem w swoim grodzie. Znalazł oślepionemu Leszkowi żonę - zaledwie piętnastoletnią Biełkę i żył nadzieją, że doczeka się wnuka. Dni płynęły cicho i spokojnie; jedynie straże na wałach zostały na wszelki wypadek podwojone. Leszek zdziecinniał, Biełka jeszcze dziecko – to się dobrze dogadywali. Matka Leszka często im bajki czytała pod drzewem. Bawił się z psami, Biełka karmiła gołębie, Miłosz zajmował się swoim niedźwiadkiem. Taka niemal sielanka.

Pewnego dnia do wrót grodu Miłosza zastukało dwóch nieoczekiwanych i niemile widzianych gości: Leszek i Pepełek, synowie Chwostka (rozpoznani dopiero po połówce pierścienia). Tak to ludzi w ogóle nie wpuszczano do grodu, odcięci byli, ale Miłosz rozpoznał pierścień. Przyszli zmusić stryja, by szedł z nimi i pomógł im odzyskać władzę. Właściwie mówili, że to jego obowiązek, nie ma prawa się im sprzeciwiać. Straszna, bo długo tłumiona wściekłość zawrzała w sercu Miłosza: oto stali przed nim synowie mordercy i kata jego synów; młodzi i piękni, podczas gdy jedno jego dziecko już dawno spoczywało w mogile, a w drugim, ślepym, ledwo tliło się życie. Rozkazał obydwóch związać i wrzucić do lochu. Ale nie miał odwagi wydać rozkazu zamordowania młodzieńców (chciał jak Chwost, jednego zabić, drugiego oślepić): była to jego krew, krew Leszków i cały wzdragał się na myśl o popełnieniu zbrodni, jaką by była egzekucja młodych i zdanych na jego łaskę potomków rodziny.

Gdy Miłosz bił się z myślami, „do wrót się gwałtownie dobijać poczęto” i wołać o oddanie knezi. To przyboczna drużyna Leszków żądała uwolnienia swoich panów. Wkrótce nadciągnęła reszta wojska i rozpoczęło się oblężenie grodu. W nocy pojedynczy ludzie z wojska Leszków przekonali niektórych spośród czeladzi Miłosza, żeby go zdradzili i rano otwarto wrota. Miłosz był surowy, a życie na jego dworze „nędzne i nieznośne”, więc znalazła się grupka zdrajców. Rano wpuścili oblegających, którzy najpierw uwolnili Leszka i Pepełka, a potem na podwórzu rozpoczęła się rzeź: synowie Chwostka nie mieli żadnych skrupułów, zabito starego Miłosza i jego żonę, ślepego Leszka, Biełkę przyprowadzono w ofierze zwycięzcom. Dwór został doszczętnie ograbiony.

Po tym uczynku reszta rodu Leszków, dotąd wspierająca w imię solidarności rodowej ich działania, teraz odwróciła się od nich. Zabrali swoich ludzi i odjechali do domów; Leszek i Pepełek zostali tylko z garstką Niemców, opuszczeni przez swoich (postępowali jak Chwostek, jak ojciec).

Ślepy gęślarz przyszedł na zgliszcza, opłakiwać zabitych, jego chłopiec-przewodnik nie mógł znieść tego widoku masakry. Starzec śpiewał, że: złe gniazdo (ród Chwostka), że musi zostać wytępione, taka kolej rzeczy.

Rozdział 7

Gdy wybierano się na wyprawę przeciwko Niemcom, Piast kazał zgromadzić niewolników od Pomorców i Niemców i zamknąć w jednym miejscu, otoczyć strażami, aby nie uciekli i nie donieśli wrogowi o sile i zamiarach Polan.

Wśród jeńców znalazł się Hengo, który dopóty prosił Piasta, żeby go nie zamykano, że u Pomorców był siłą, nie miał innego wyboru. Piast mu pozwolił zostać u siebie w chacie, tak długo przysięgał, że nie ucieknie, aż kneź się zgodził i zostawił Henga w zagrodzie. Sprytny Niemiec wszędzie się wciskał, słuchał co ludzie mówią, służył ochoczo radą i pomocą, niby wszystko mu zabrano, a jakimś cudem znalazło się parę rzeczy, których mógł przehandlować lub kogoś przekupić. Zjednywał sobie zaufanie. Potrafił ostrzyć noże i miecze jak nikt; potrafił też oprawić na nowo złamane i utrzymać broń w czystości.

Dobek, przybywszy po rozkazy do Piasta, zorientował się w umiejętnościach Hengi i zaczął nalegać na knezia, by pozwolił mu zabrać Hengę do siebie, bo potrzebował kogoś, kto tak dobrze potrafi dbać o broń. Piast pozwolił i Dobek z Hengą odjechali.

Dobek był dziwakiem, lubił polowania, walki i ciekawe historie. Niemiec szybko wkradł się w łaski nowego pana, licząc na to, że swoim sprytem i wymową nakłoni go do zdrady. Nie wiedział, że Dobek przejrzał jego grę i specjalnie go zachęca do rozmów i opowiadań o niemieckich wspaniałościach, by tym łatwiej zorientować się w jego zamiarach. Kiedy Hengo już wprost zaczął nakłaniać do zdrady i ucieczki do Niemców, Dobek udał, że przychyla się do jego pomysłu. Po naradzie z Piastem postanowił jechać z Hengiem choćby po to, żeby zbadać siły i zamiary wroga.

Po kilkudniowej podróży przez lasy Dobek wraz z Hengą znaleźli się w obozie Leszków (w puszczy Dzikiej). Młodzi kniaziowie z wujem Klodwigiem. Tu Dobek wysłuchał cierpliwie narzekania młodych kneziów na niewdzięczność narodu, a potem ich obietnic: jeżeli namówi do zdrady swoich krewnych i uderzy na tyły wojska polskiego podczas bitwy dostanie „ziemi wiele, władzę, namiestnictwo, skarby znaczne”, a na dodatek pannę z niemieckiego rodu ze sporym posagiem. Teraz kazano mu wracać do siebie i przeciągać kogo się da na stronę Leszków. W Dobku krew się gotowała, ale zachował spokój. Udawał głupka. U Leszków spędzili zaledwie jeden dzień, lecz Dobek zdołał się przyjrzeć wszystkiemu, co go interesowało: ludziom, uzbrojeniu, organizacji. Skarby od kniaziów go paliły – miecz, pierścień, kufel.

Wcześnie rano ruszyli z powrotem do kraju Polan. Teraz Dobek mógł dokonać zemsty na Hendze i zrobił to w sposób wyjątkowo okrutny: pod starym dębem rozpalił wielkie ognisko i uwiesił nad nim nieszczęsnego Niemca (zrobił to pod pretekstem, że postronki od siodła pogubił i by Niemiec pomógł mu sklecić nowe, bo jego są za cienkie; Hengo początkowo wziął to za żart), podwiązanego pod pachy, powoli palił go żywcem w płomieniach. W końcu z litości przebił go oszczepem – Hengo ogólnie krzyczał, błagał, a ten milczał, tylko patrzył. To chciał za upokorzenie swojej dumy. Dobek pognał konia - spieszno mu było znaleźć się wśród swoich. Natychmiast do Lednicy, tam wojsko Piasta.

Natychmiast po powrocie zdał sprawę Piastowi z tego, co zobaczył we wrogim obozie. Piastun u Gopła nad Lednicą wojsko zbierał, dużo ich już miał, ład i porządek (obstawił też tysiączników, setników, dziesiętników, oni utrzymywali porządek w wojsku). Wezwał też do pomocy Kujawiaków, Poznańczyków, Bachórów, Międzyrzeczan.

Rozdział 8

W piękny, jesienny dzień, w dolinie nad Lednicą doszło do stanowczej rozprawy między Leszkami a kmieciami. Piast stał w otoczeniu sześciu wojewodów, sam wyznaczył, za zasługi, nie z imienia rodu, dlatego zostali zwykle wyznaczeni ci, co się tego w ogóle nie spodziewali: Ścibora, „który lud prowadził od Warty”; Nagiego, mimo podeszłego wieku niecierpliwie rwącego się do walki; „za nim stał Luty, Międzyrzeczan wiodący”; „czwartym był Bolko Czarny; „z drugiej strony stał Myszko zwany Kulikiem i Poraj - najmłodszy z nich. Tuż przed bitwą do obozu Piasta dotarł Wizun przynosząc wojom wróżbę wyroczni: „wroga czeka zguba”.

W końcu dwa wojska ruszyły na siebie i doszło do starcia. W trwającej cały dzień krwawej i zaciętej bitwie Polanie pokonali Niemców. Luty ranił Klodwiga, nie brano jeńców, Leszki pouciekały. Trupy dla ptaków i wilków zostawiono, by też się pocieszyły… Wieczorem, zmęczeni zasiedli przy ogniu na noc. Uradzili, aby dwóch wojewodów wysłać w pościg za niedobitkami Leszkowych wojsk, a w miejscu, w którym bogowie dali im tak znaczne zwycięstwo założyć gród i nazwać go Kneźnem. Każdy chciał lecieć za Niemcami, ale Piast wyznaczył Lutego i Bolko Czarnego.

Dobek - głównodowodzący wojskiem, wyznaczony przez Piasta, ale się spóźnił, bo był jako szpieg u Niemców - został ranny w nogę i Doman oraz Sambor czółnem przewieźli go na wyspę do chramu, by Wizun mógł opatrzyć ranę. Ale naprawdę i Domanem i Samborem powodowała chęć ujrzenia Dziwy (Ludek nie pojechał, bo nie chciał zobaczyć Dziwy, że nie pozwoliłby jej tam zostać więcej). Wizun orzekł, że ranę Dobka wystarczy przemyć wodą ze świętego źródła i powinna się zagoić. Po wodę poszła Dziwa, a Doman wymknął się za nią. Przekazał jej pozdrowienia od brata, ale dziewczyna była wyraźnie speszona i jak najszybciej powróciła do chaty Wizuna, gdzie było dużo ludzi. Szybko obmyła ranę chorego ręcznikiem i znikła cicho i niepostrzeżenie. Wyraźnie uciekała przed Domanem. Jaruha mówiła mu, że Dziwa ucieka, bo chce, by ją gonić. Doman został, bo wszyscy otoczyli go kołem pytając o przebieg bitwy, o czym musiał obszernie opowiedzieć. Potem przyspał w czółnie, rano wrócił do kontyny, a tam śpiewała Dziwa. Wprost zapowiedział, że ją porwie z chramu. „Musi być moją” - myślał odpływając z wyspy. Ona ucichła. Wizuna potem zapytał, czy to prawda, że kmiecie nie raz porywali dziewki z chramu. Ten zmilczał. Doman odpłynął razem z Samborem.

Rozdział 9

Story trupów palono po wojnie. Piast postanowił odłożyć założenie stolicy na później, a ponieważ wojsk wysłanych w pościg za uciekającym niedobitkami Niemców nie było widać, postanowił pójść na Pomorze „i na Leszki” (ich dać w niewolę), aby więcej nie występowali przeciwko Polanom. Zaledwie ogłosił swoją wolę, gdy na wzgórzu pojawił się orszak zbrojny, złożony z kilkunastu ludzi. To Bumir z Leszkami w imieniu knieziów przyjechał prosić o pokój i zgodę. Piastun powiedział, że może im wybaczy, ale mają sami przyjechac, a nie w ich imieniu. Wkrótce przed Piastem mieli stanąć synowie Chwostka, by pogodzić się z kmieciami.

Piątego dnia po wizycie Bumira nadciągnął orszak Leszka i Pepełka. Młodzi kneziowie przybyli skromnie ubrani, bez oznak władzy. Wszyscy zasiedli w kole, by radzić o pokoju. I znowu pojawili się dwaj mężczyźni, ci, którzy byli na postrzyżynach Ziemowida i przy wyborze Piasta (prawdopodobnie byli to Paweł i Jan, dwaj chrześcijanie). I znowu młodszy z nich przemówił zachęcając do zgody (miał dar przekonywania), a mówił tak, że wkrótce wszyscy się zgodzili na zawarcie pokoju (choć kniezie niechętnie). Złożyli uroczystą przysięgę „na kamień w wodę” rzucając kamyki do jeziora ze słowami: „Jak kamień w wodę niech przepadną w niepamięć waśnie i nieprzyjaźnie nasze! Jak kamień w wodę!”. A potem świętowali zawarcie pokoju.

Piast zawsze pamiętał, że pochodził z ludu, z biednych.

Wreszcie nadszedł uroczysty dzień założenia nowego grodu. Piast ujął w dłonie pług zaprzężony w dwa czarne woły i zaorał pierwszą skibę wyznaczającą granice nowego grodu, a potem po kolei orali wojewodowie i starszyzna na znak, że wszyscy budują stolicę i każdy daje jej cząstkę swej pracy i siły. „A było obyczajem prastarym, iż dla odegnania złych duchów ofiarą, domy, dwory i chaty zawsze na głowę zakładano”, czyli zabijano w ofierze zwierzę lub... niewolnika (ofiara na pierwszą belkę). I tym razem dwunastu jeńców niemieckich miało zostać złożonych w ofierze, ale w zaoranej ziemi już bielały jakieś kości i Wizun orzekł, że nie trzeba nowej ofiary. Tym sposobem Kneźno nie powstało na ludzkiej krwi i krzywdzie (nie, w ogóle…). Najpierw baran wszedł do izby, potem go zabito i na ucztę. Około grodu budowano domy..

Nadszedł błogosławiony czas pokoju, budowy, krzątania się wokół dobytku.

Doman w końcu zdecydował się na porwanie Dziwy. Przypłynął na wyspę i wieczorem spotkał Dziwę idącą samotnie brzegiem jeziora. Bogowie mu sprzyjali: chciała uciekać, zaczęła cofać się w kierunku, gdzie stały naszykowane czółna. Doman zaniósł dziewczynę do łodzi, która natychmiast odbiła od brzegu. I chociaż panna popłakiwała trochę, to przecież nie opierała się temu, co uważała za swoje przeznaczenie (przez Jaruhę). Tylko zasłaniała oczy rękami.

Doman zawiózł ją do chaty rodziców, by stamtąd uroczyście wyprowadzić ją jako swoją żonę. Dziwa ucieszyła się, widząc znajome lasy, a potem swój dom. Witała się strasznie z Żywią. Ludek się nie opierał więcej, dał narzeczoną. Wesele wielkie.

I ja tam byłem, miód i wino piłem…

Ps. Na końcu jeszcze parę słów od autora, o tym, jak zbierał materiały, z czym miał problem i w ogóle. Ogólnie starał się ukazać prawdę historyczną, opartej na racjonalizmie, bo zbytnio nie miał z czego korzystać, bo połowę uważał za fałsz. Najwięcej czerpał od Długosza. Właściwie wszystkie jego złote myśli zawarte są we wstępie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń (BN) doc
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń BN
J I Kraszewski, Stara baśń Opracowanie Wstępu BN
Kraszewski J I , Stara?śń (opracowanie streszczenie)
Kraszewski Stara?śń
Kraszewski J I Stara?sn
Kraszewski Stara?śń opracowanie
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń Powieść z XI wieku opr Wincenty Danek
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń (plan wydarzeń)
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń (streszczenie)
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń (streszczenie)
Jozef Ignacy Kraszewski Stara Basn T3
Józef Kraszewski Stara baśń opracowanie
Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń (streszczenie)
Kraszewski Stara basn (tom drugi)
Jozef Ignacy Kraszewski Stara Basn T2

więcej podobnych podstron