Bogucka Dzieje kultury polskiej do18


Maria Bogucka

Dzieje kultury

polskiej

do 1918 roku

Wrocław Warszawa Kraków Gdańsk Łódź Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich Wydawnictwo 1987

Redaktor Teresa Wasowiczowa

Opracowanie typograficzne Maciej Szlapka

i Copyright for the Polish edition by Maria Bogucka, 1987 Printed in Poland

ISBN 83-04-02303-2

Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wydawnictwo Wrocław 1987

Wstęp

Zadaniem niniejszej pracy jest przedstawienie narodzin i naszkicowanie głównych elementów ewolucji kultury polskiej aż po rok 1918 na podsta­wie analizy rozwoju jej zbiorowego twórcy — społeczeństwa żyjącego na polskich ziemiach. Słowo “kultura" jest jednak wieloznaczne i dlatego należy się Czytelnikowi kilka wstępnych wyjaśnień.

Pojęcie kultury — podobnie jak ona sama — jest zjawiskiem historycz­nym i podlegało od starożytności poprzez renesans i oświecenie aż po wiek XX różnorakim przemianom. Obecnie istnieje ponad 160 definicji kultury, a spory toczone między reprezentantami szkół filozoficzno-historycznych, anglosaskiej, francuskiej i niemieckiej, koncentrują się w dużej mierze wo­kół pojęć: kultura a cywilizacja'. W polskiej historiografii nawiązuje się naj­częściej do wypracowanej przez Stefana Czarnowskiego jeszcze w latach trzydziestych formuły, według której “kultura jest dobrem zbiorowym i zbiorowym dorobkiem, owocem twórczego i przetwórczego wysiłku nie­zliczonych pokoleń"2. W Wielkiej encyklopedii powszechnej PWN pod od­powiednim hasłem czytamy, iż kultura to “całokształt dorobku ludzkości, społecznie nagromadzony i utrwalony w ciągu jej dziejów, stale wzbogacany nowymi dziełami twórczymi i pracą wszystkich społeczeństw; również po­ziom rozwoju społeczeństw, grup i jednostek w danej epoce historycznej, uwarunkowany stopniem opanowania sił przyrody, osiągniętym stanem wie­dzy i twórczości artystycznej oraz formami współżycia społecznego"3.

Na nieco inny aspekt zagadnienia, zawężając je znacznie, kładzie nacisk współczesny historyk amerykański Philip Bagby, mówiąc, że kultura to tyle, co “regularności w zachowaniu wewnętrznym i zewnętrznym członków społeczeństwa, wyjąwszy te regularności, których geneza jest na pew­no dziedziczna"4. Tej rygorystycznej definicji można przeciwstawić nieco rozwichrzoną, mało precyzyjną, ale z pewnością bliższą bogatej rzeczywisto­ści, definicję wielkiego historyka francuskiego Fernanda Braudela, który pi­sze: “Cywilizacja to przede wszystkim pewna przestrzeń, »obszar kulturo­wy« (aire culturelle), jak powiadają antropologowie, ramy pomieszczenia. W obrębie tego bardziej czy mniej obszernego, ale nigdy bardzo ciasnego

mieszkania wyobrazić sobie proszę bardzo różnorodną masę »dóbr«, rysów kulturowych, zarówno więc kształt, budulec domów, ich dach, jak i sposób wykonania strzały oblepionej piórami, jakiś dialekt lub grupę dia­lektów, a także upodobania kulinarne, jakąś szczególną technikę, sposób wierzenia, sposób kochania czy wreszcie busolę, papier, prasę drukarską. Pierwszymi oznakami spójności kulturowej jest regularne zgrupowanie lub częstotliwość pewnych rysów oraz wszechobecność ich na określonym ob­szarze. Jeżeli do tej spójności w przestrzeni dochodzi trwałość w czasie, to całą »sumę« repertuaru obdarzam mianem cywilizacji czy kultury. Owa »suma« stanowi »formę« cywilizacji"5.

Przytoczyliśmy te przykłady, aby zademonstrować bogactwo i różnorod­ność treści, zamykanych w pojęciu “kultura". W dalszych rozważaniach, na­wiązując częściowo do powyższych sformułowań, przez “kulturę" rozumieć będziemy zarówno zespół (materialnych i niematerialnych) wytworów człowieka, jak społecznie uznane sposoby bycia i systemy wartości, typowe dla danej epoki i badanego terenu. Oznacza to w konsekwencji zakreślenie bardzo szerokiego pola analizy, postulat ogarnięcia niemal całokształtu życia społeczeństwa we wszystkich jego najistotniejszych przejawach. W dodatku mamy tu do czynienia z dwustronną, ścisłą zależnością. Społeczeństwo orga­nizując swe istnienie w określone ramy i zaczynając funkcjonować jako świadomy swej tożsamości naród wytwarza specyficzną, oryginalną kulturę, która jest jednocześnie warunkiem sine qua non jego dalszej egzystencji. Unicestwienie kultury narodowej oznacza nieuchronną śmierć jego twórcy — narodu. Uświadomienie sobie tej prawdy skłania do pochylenia się ze specjalną troską i szacunkiem nad spuścizną kulturalną, przekazaną nam przez minione epoki i minione pokolenia.

Nasze studium ze względu na swe niewielkie rozmiary objętościowe do­tknie jedynie najważniejszych faktów i procesów. Ukażemy w nim narodziny i rozwój kultury dawnej, przedrozbiorowej Polski, a następnie funkcjonowa­nie tej spuścizny i wzbogacanie jej nowymi elementami w niezwykle trud­nych dla społeczeństwa okresach zaborów i niewoli narodowej w XIX w. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. otworzyło nową kartę dziejów, zamy­kając jednocześnie w pewien sposób epoki poprzednie. Tak więc w książce znalazły się jako dwie zasadnicze cezury: lata 1795 i 1918, a więc daty z kręgu wydarzeń politycznych. Spełniają one oczywiście rolę jedynie umo­wną, porządkującą, gdyż dzieje kultury utkane są z procesów długofalowych, z całych łańcuchów wydarzeń, które zazębiając się wzajemnie tworzą wątki wędrujące poprzez stulecia. Niniejsze skromne opracowanie nie rości sobie oczywiście pretensji do współzawodniczenia Z dotychczasowymi syntezami historii kultury polskiej — powstałym przed ponad pół wiekiem, a więc choć fundamentalnym to jednak w wielu partiach już przestarzałym, dzie­łem Aleksandra Briicknera6 i niedawno opublikowanym przez Interpress zbiorem studiów pióra Bogdana Suchodolskiego7. Nasza książka różni się od obu wyżej wymienionych zarówno rozmiarami, jak konstrukcją, przede wszystkim zaś — przeznaczeniem. Pragnieniem autorki jest, by opracowanie

6

to służyło szerokiemu kręgowi Czytelników, zwłaszcza zaś by było po­mocne w pracy nauczycieli i studentów. Stąd stosunkowo znaczne nasyce­nie treści konkretami — faktami, nazwiskami, datami. Natomiast przypisy w celu zwiększenia czytelności książki ograniczone zostały do bardzo skro­mnej liczby. Sygnalizują one jedynie źródła cytatów oraz dokumentują nie­które specjalnie godne uwagi, ewentualnie kontrowersyjne, fragmenty tek­stu. Ponieważ odsyłają do ważniejszych bądź nowszych pozycji wydawni­czych, stanowią pewnego rodzaju przewodnik bibliograficzny po literaturze przedmiotu, na pewno niekompletny, niemniej umożliwiający dotarcie do innych prac.

7

Początek dziejów

Ogromnie trudno ustalić początki występowania gatunku homo sapiens w Europie; podobnie niełatwo jest sprecyzować, jak dawno pojawiły się pierwsze grupy ludzkie na ziemiach polskich. Badacze sądzą, że były one pierwotnie bardzo nieliczne i dlatego pozostawiły po sobie wątłe, trudne do odszukania ślady, które dodatkowo zniszczyły nasuwające się i topniejące później lodowce.

“Liczniejsze dowody zamieszkiwania terenów Polski datują się dopiero od trzeciego zlodowacenia — pisze W. Henseltzw. środkowopolskiego (Riss) i grupują się w części południowej [kraju]"1. Hensel wylicza miejsca, gdzie natrafiono na pozostałości działania prapierwotnych myśliwych: Jaski­nia Ciemna w Ojcowie, Racibórz-Studzienna, Pietrowice Wielkie, Piekary pod Krakowem, Konradówka pod Złotoryją, Maków pod Raciborzem. Odnaleziono tu ślady obozowisk powstałych w okresie między 250 000 a 180 000 r. p.n.e. oraz narzędzia krzemienne, m. in. tzw. pięściaki — tłuki kamienne w kształ­cie wielkiego migdała lub serca, używane do oprawiania zabitej zwierzyny i różnych innych prac gospodarczych. Pochodzą one ze starszej epoki ka­miennej, zwanej paleolitem (z greckiego “palaios" — stary i “lithos" — ka­mień). Ludzie żyli wówczas w niewielkich, koczowniczych grupach, a pod­stawą ich utrzymania było zbieranie roślin oraz łowy. W tzw. młodszym pa­leolicie i w mezolicie (z greckiego “mezos" — średni, okres między starszą a młodszą epoką kamienną), które trwały w przybliżeniu od 115 000 do 4500 p.n.e., pojawiło się nowe, nie znane przedtem zajęcie: górnictwo od­krywkowe. Ślady jego oglądać dziś można w Orońsku pod Radomiem. Stop­niowo zmieniał się tryb życia człowieka. Miejsce dawnego stada-hordy zaj­mować poczęła wspólnota rodowa. Obozowiska zakładano już na czas dłuż­szy. Niektóre z nich, np. te, które odkryto pod Warszawą, w okolicach Świ­dra i Płud, były dużymi, wyspecjalizowanymi ośrodkami produkcji narzędzi z krzemienia. Zapewne więc pojawiły się już też zaczątki wymiany.

Neolit (z greckiego “neos" — nowy), czyli młodsza epoka kamienna (około 4500 — około 1700 p.n.e.), przyniósł dalszy rozwój umiejętności ludzkich, a więc także gospodarki i kultury. Poczęto wypalać puszcze, aby

8

na tak oczyszczonym i użyźnionym za pomocą popiołu terenie zasiać jęcz­mień, pszenicę, bób, groch, soczewicę. Bardzo szybko pierwsi rolnicy nau­czyli się także spulchniać ziemię — kijem, a wkrótce motyką wykonaną ze zgiętej gałęzi. Było to już tzw. rolnictwo kopieniackie, którego upowszech­nienie przypada na ziemiach polskich na połowę III tysiąclecia p.n.e. Oswo­jenie zwierząt i rozwój pasterstwa (1800—1600 p.n.e.) zapewniły reguralniej-sze i obfitsze zaopatrzenie w żywność, a także cenny surowiec do wyrobu odzieży (skóry, wełna). Poczęto także staranniej obrabiać i doskonalić na­rzędzia krzemienne oraz wyrabiać naczynia gliniane. Właśnie na podstawie wyrobów glinianych klasyfikuje się wymarłych mieszkańców dawnej Polski, zwąc ich ludem “kultury ceramiki grzebykowej" lub “wstęgowej" albo lu­dem kultury pucharów lejkowatych", zależnie od kształtów i sposobu zdo­bienia garnków i mis, dziś odnajdywanych przez archeologów w różnych punktach kraju2.

Jak żył człowiek w owych odległych wiekach, opowiadają nam groby. Ludzie neolitu wierzyli w jakieś formy życia pośmiertnego, dlatego wkła­dano zmarłym do grobu narzędzia, broń, ozdoby, naczynia, wszystko, co mo­gło się przydać w dalszym bytowaniu. Obrzędy pogrzebowe łączyły się z kultem przodków. Zapewne oddawano także cześć budzącym lęk i podziw zjawiskom przyrody — słońcu, ziemi, księżycowi. Odnalezione w grobow­cach z okresu neolitu szkielety ze śladami krępowania ciała, trepanacji cza­szek itp. zabiegów pozwalają się domyślać istnienia rozbudowanej magii. Amulety bursztynowe i gliniane w kształcie podwójnego topora świadczą o zagadkowym kulcie tego narzędzia; być może symbolizowało ono jakieś potężne bóstwo.

Ogromne znaczenie dla rozwoju kultury miały postępy zapoczątkowanej w okresie poprzednim wymiany handlowej. Pasiasty krzemień wydobywany w Krzemionkach Opatowskich oraz krzemień szary, biało nakrapiany ze Świeciechowa nad Wisłą wędrowały — jak świadczą wykopaliska — na odle­głe tereny. Zapewne w tym czasie zaczęto także handlować bursztynem. Na ziemiach późniejszej Polski pojawiają się wówczas pierwsze produkty odle­głych krain: ozdobne muszle z południowych mórz, wyroby miedziane z ba­senu Morza Śródziemnego, paciorki fajansowe znad Nilu itp. Świadczą one o pierwszym zetknięciu się neolitycznych mieszkańców nadwiślańskich ziem z wytworami kultury śródziemnomorskiej, co nie mogło pozostać bez wpływu na ich własny poziom kulturalny.

Już w końcu III tysiąclecia p.n.e. znano i użytkowano na ziemiach pol­skich metale: złoto i miedź, które służyły początkowo do wyrobu ozdób, a potem, gdy nauczono się sporządzać także brąz, do wyrobu broni i róż­nych narzędzi. Odrzucając służące mu w ciągu tysiącleci niezdarne narzę­dzia krzemienne i chwytając za metalowe człowiek wkroczył w nową epokę, zwaną epoką brązu (około 1700—1600 p.n.e.). Wędrując jego śladami sta­jemy przed reliktami kultury łużyckiej, zwanej tak od cmentarzyska odkry­tego na Łużycach. Plemiona tej kultury, wykształconej na terenach zachod­niej Polski, zajmowały w okresie od 1300 do 400 r. p.n.e. znaczne obszary.

9

Wykopaliska kultury łużyckiej rozpoznajemy po charakterystycznej cera­mice (m. in. wyrobach naczyń o kanciastym profilu, zdobionych guzami), a także po ciałopalnym obrządku grzebalnym. Twórcy kultury łużyckiej wy­warli ogromny wpływ na dalszy rozwój polskich ziem3.

U schyłku epoki brązu i we wczesnej epoce żelaza (650—400 p.n.e.) ludy kultury łużyckiej budowały dziesiątki obronnych osad. Jedną z nich jest sze­roko znany z przeprowadzonych tam prac badawczych Biskupin, leżący w Wielkopolsce pod Żninem4. Była to duża, obronna osada wzniesiona około 550—400 p.n.e. na małej wysepce otoczonej wodami głębokiego je­ziora. Mieszkańcy Biskupina uprawiali rolnictwo i hodowlę, rybołówstwo i różne rzemiosła. Pewnego dnia w wielkim pośpiechu opuścili swe domo­stwa, uciekając zapewne przed jakimś niebezpieczeństwem. Ucieczka ta, jak też gorączkowa budowa umocnień innych osad, nasuwa przypuszczenie, iż spokojnemu życiu “łużyczan" zagroził jakiś nieprzyjaciel. I znów kurhany i grobowce, rozkopywane przez archeologów, zdradzają nam tajemnicę nie­pokojów przeżywanych przez dawno zmarłych ludzi. Niektóre grobowce są bogato wyposażone w złote i brązowe przedmioty, inne zaopatrzone zostały skromnie. Wspólnota pierwotna rozpadała się. Gromadzone bogactwa mu­siały stanowić przedmiot pożądania, walka o nie była coraz częstszym zjawi­skiem. Groby jeźdźców z mieczami, rysunki na ceramice itp. zabytki z tego okresu świadczą, iż wojna w celu zdobycia łupów oraz podboje sąsiadów stały się codziennym elementem bytowania ówczesnych ludzi.

Jednocześnie na ogromnych obszarach środkowej i wschodniej Europy dokonywały się ważne przemiany. Zapewne u schyłku ostatniego tysiąclecia p.n.e. nastąpił podział przybyłych ze stepów eurazyjskich plemion prasło­wiańskich na dwie grupy: zachodnią i wschodnią. Tym grupom plemiennym odpowiadają dwa zespoły kultury, nazwane od sposobu chowania popiołów zmarłych po spaleniu ich zwłok kulturą grobów jamowych (na zachód od Wołynia i źródeł Dniestru) oraz kulturą pól grzebalnych (nad środkowym Dniestrem). Słowiańszczyzna zachodnia od pewnego czasu z jednej strony kształtowała się pod wpływem kultury Celtów, którzy w końcu IV i w III w. p.n.e. przeniknęli na ziemie Śląska i Małopolski, przynosząc tu udoskonalone metody obróbki żelaza i wynalazek koła garncarskiego. Z drugiej strony od­działywała na nią silnie tzw. kultura pomorska, wytworzona w V w. p.n.e. przez plemiona żyjące na Pomorzu, które chowały prochy swoich zmarłych do charakterystycznych urn z wizerunkami twarzy. W wyniku tego podwój­nego oddziaływania, a przede wszystkim żywego rozwoju samych Słowian zachodnich doszło do ukształtowania się w I w. p.n.e. na polskich ziemiach nowej kultury, zwanej niekiedy wenedzką. Objęła ona głównie ziemie dzi­siejszej Polski zachodniej i środkowej, a także wschodnią część Niemiec. Po­zostawiła po sobie charakterystyczne ślady w postaci grobów jamowych5.

W tych czasach ziemie późniejszej Polski stanowiły już teren wysoko roz­winięty. Rozwój rolnictwa ornego, potężne hutnictwo żelazne (m. in. na sto­kach Gór Świętokrzyskich, w Igołomi i na obszarze dzisiejszej Nowej Huty), wymiana z odległymi krajami, m. in. z cesarstwem rzymskim (słynny szlak

10

bursztynowy) — wszystko to czynniki stanowiące o szybkim podnoszeniu się poziomu życia, a także kultury i o jej wchodzeniu w orbitę wpływów śródziemnomorskich. W związku z tym stulecia I—IV n.e. noszą nawet nazwę “okresu rzymskiego". Uczeni i pisarze starożytni zaczęli, w wyniku tych kon­taktów, zamieszczać wzmianki o Słowiańszczyźnie. W V w. p.n.e. historyk grecki Herodot pisał o Neurach żyjących nad środkowym Bugiem. W I w. p.n.e. na mapie rzymskiej widnieje już Wisła (Vistula), a wkrótce po wykre­śleniu owej mapy uczony Rzymianin Pliniusz zamieścił informacje o miesz­kającym nad brzegami owej rzeki ludzie, który zwie się Wenedami. W poło­wie II w. na mapach rzymskich pojawia się nazwa ważnego centrum ple­miennego nad środkową Prosną, położonego na bursztynowym szlaku — Kalisia. Nazwa ta przetrwała jako określenie późniejszego miasta Kalisza. Od 1950 r. prowadzone są wokół Kalisza intensywne prace wykopaliskowe, które przyniosły poważny plon. Jak z nich wynika, był to teren już w II i I w. p.n.e. gęsto zasiedlony. Odkryto tu ponad 150 cmentarzysk i osad. Która z nich była ową Kalisia, praprzodkiem dzisiejszego miasta? Archeologowie sądzą, że nazwa na rzymskiej mapie dotyczy zapewne całej okolicy, znanej kupcom z wypraw handlowych. Większość osad odkrytych wokół Kalisza to niewielkie skupiska, liczące po kilkanaście gospodarstw. Wśród szczątków drewnianych domostw wyróżnić można z łatwością resztki glinianych pie­ców piekarskich oraz kamienne paleniska, które dawały ciepło i służyły do przyrządzania strawy. Wokół nich zbierali się wieczorami w porze posiłku mieszkańcy owych chat — rolnicy oraz hodowcy bydła. Nie brakło też rze­mieślników, zwłaszcza kowali i metalowców trudniących się wyrobem przedmiotów z brązu.

Warsztaty rzemieślnicze musiały dobrze prosperować, skoro groby ich właścicieli (można je zidentyfikować po narzędziach, w które bliscy zaopa­trywali zmarłego) są zazwyczaj bogato wyposażone. Najpiękniejsze jednak rzeczy znajdują się oczywiście w grobowcach starszyzny plemiennej, która utrzymywała najbardziej ożywione kontakty z przyjezdnymi z dalekiego Rzymu. Nic też dziwnego, że okoliczne cmentarzyska obfitują w całe złoża rzymskich denarów i drobne przedmioty pochodzenia śródziemnomorskie­go. Wszak tędy wędrowały karawany handlarzy; w poszukiwaniu bursztynu i niewolnika szły wzdłuż Prosny, a potem Swędrni, ku przeprawie na Warcie. Cały ten odcinek “bursztynowego szlaku" jest dosłownie usiany rzymskimi monetami.

Wieki III i IV n.e. stanowiły apogeum pomyślności górnych warstw spo­łeczeństwa rodowego ziem polskich. Niektóre z grobów późnego okresu rzymskiego zdumiewają różnorodnością i zbytkiem wyposażenia. Archeolo­gowie znajdują w nich wiele cennych importów rzymskich, naczyń brązo­wych, srebrnych pucharów, kostek i kamyków do gry, posążków bóstw greckich oraz rzymskich itd. Znaleziska te dowodzą zarówno ostrego zróżni­cowania społecznego na tych terenach, jak i ogólnego podniesienia poziomu życia możnych.

Wzrostowi potęgi możnych i rozkładowi wspólnoty pierwotnej, którą

11

powoli zastępowała wspólnota terytorialna, tzw. Opole, towarzyszyło kształ­towanie się związków plemiennych — pierwszych prymitywnych organiza­cji politycznych na ziemiach późniejszej Polski. Pojawienie się ich zostało przyśpieszone przez nacisk plemion obcych — Gotów i Gepidów ze Skandy­nawii, którzy około początku naszej ery wylądowali u ujścia Wisły6. Opuścili oni północne ziemie Polski dopiero w II i III w. n.e., wędrując ku Morzu Czarnemu. Ale nie tylko obronne cele przyświecały związkom terytorialno-plemiennym ówczesnej Słowiańszczyzny. Szybki rozwój demograficzny sprawił, że stała się ona źródłem rozległych ruchów ludnościowych7. Zape­wne już od I w. n.e. przez przełęcze karpackie i Bramę Morawską przenikali Słowianie na południe. W IV i V w. stało się to zjawiskiem masowym. Kryzys wewnętrzny cesarstwa rzymskiego oraz uderzenia Germanów na rzymskie prowincje sprzyjały wędrówkom Słowian na zachód i południe. W końcu IV w. uderzenie Hunów otworzyło ostatecznie Słowianom drogę na ziemie poło­żone na południe od Karpat. Prawie jednocześnie ruszyły się plemiona ger­mańskie osiadłe między Odrą a Łabą. Ich marsz na południowy zachód zadał, jak wiemy, śmiertelny cios upadającemu cesarstwu zachodniorzymskiemu.

W ciągu V i VI w. n.e. plemiona słowiańskie objęły Połabszczyznę, Mora­wy, Kotlinę Czeską i Panonię. W VI i VII w. Antowie, najznaczniejszy wscho-dniosłowiański związek plemienny, oraz Sklawinowie (znad Dunaju) dotarli na Półwysep Bałkański. Jednocześnie w łonie samej Słowiańszczyzny zacho­dziły procesy różnicujące jej strukturę. Obok istniejących już grup Słowian zachodnich i wschodnich powstawała w związku z zarysowanymi wyżej ru­chami ludnościowymi grupa trzecia — Słowianie południowi. Wśród Sło­wian zachodnich około IV—V w. nastąpił również ważny podział. Wyodręb­nił się mianowicie odłam południowo-zachpdni, który obejmuje Czechów, Słowaków i Łużyczan, oraz północno-zachodni, tak zwani Słowianie lechiccy, czyli plemiona połabskie oraz polskie.

Wielka burza dziejowa wędrówek ludów, zwłaszcza zaś ubytki ludności związane z rozprzestrzenianiem się Słowian na południe i na zachód nie mo­gły pozostać bez wpływu na sytuację ziem nadwiślańskich. Bogate obszary Polski południowej zostały spustoszone przez ludy uchodzące znad Morza Czarnego. Sami Hunowie otarli się zresztą także o południowo-zachodnie połacie polskich ziem. Upadek Rzymu przekreślił niedawne kontakty han­dlowe i wpływy kulturalne. Poziom życia możnych znacznie się obniżył. Na­stąpił kryzys, będący zresztą częścią kryzysu ogólnoeuropejskiego, który na naszych ziemiach trwał zwłaszcza przez VI—VII stulecie. Jednak już przełom VII i VIII w. zapoczątkował okres nowego, szybkiego rozwoju. Jego pod­stawę stanowiły postępy rolnictwa (rozpowszechnienie się orki sprzężajnej, udoskonalenie narzędzi, upowszechnienie żyta), którym towarzyszyły zna­czne zmiany także w innych dziedzinach gospodarki8.

Co wiosnę na rozległe pola ruszali oracze i siewcy. Miejsce prosa, przeważającego w okresie poprzednim, zajmowało teraz żyto. Uprawiano także jęczmień i owies. W czasie żniw używano żelaznych sierpów, które w tym okresie stały się większe i bardziej wygięte w porównaniu z dawniejszymi.

12

Umożliwiło to szybsze i wydajniejsze żęcie, a także zagarnianie części słomy, nie zaś samych kłosów, jak niegdyś.

Dużą rolę w gospodarstwie odgrywała hodowla. Poświadczają to obfite znaleziska kości zwierząt domowych. Wyzyskując naturalne pastwiska w dą­browach i w lasach bukowych, hodowano świnie, krowy i woły, owce, a także konie, używane zresztą głównie nie do pracy na roli, lecz jako wierz­chowce. Domy ówczesnych rolników otoczone były sadami, w których ro­sły jabłonie, wiśnie, śliwy, czereśnie, czasem grusze. Pod koniec X w. zawę­drowała w te strony szlachetna winorośl, a także — ze wschodu — brzo­skwinie i wiśniośliwy. Na ziemi pomiędzy drzewami owocowymi zakładano ogródki warzywne. Sadzono w nich marchew, ogórki, cebulę, rzepę. Rybo­łówstwo i bartnictwo oraz zbierane w lesie grzyby i jagody pozwalały na większe urozmaicenie pożywienia.

W miarę upływających lat rosły plony z pól i ogrodów. Zbierano zazwy­czaj dwa razy więcej ziarna, niż go wysiewano. Rozwój rolnictwa i hodowli

— a więc produkcji żywności — sprzyjał wzrostowi liczby ludności. Ostat­nie obliczenia wskazują, że po osiągnięciu przewagi rolnictwa stałego można dla ziem późniejszej Polski przyjąć gęstość zaludnienia około 4—5 osób na l km2. Znaczna jak na owe czasy liczba mieszkańców była czynnikiem sprzy­jającym rozwojowi kraju, przede wszystkim zaś umożliwiła powstanie obok rolniczych także ośrodków handlowo-przemysłowych.

Głównym eksploatowanym w tym czasie bogactwem kruszcowym była ruda darniowa, której pokłady, występujące dość obficie na ziemiach pol­skich, umożliwiły rozwój hutnictwa. W Kołobrzegu, a na nieco mniejszą skalę na Kujawach, warzono sól z wody morskiej lub ze słonych okolicz­nych źródeł. W miarę powstawania nadwyżek produkcyjnych w rolnictwie coraz więcej osób zajmowało się wyłącznie rzemiosłem; pojawili się liczni, wyspecjalizowani garncarze, kowale, garbarze, tokarze. Pod obronnymi gro­dami, które od VIII do X w. pokryły gęsto kraj, formowały się całe osiedla rzemieślnicze, stanowiące zalążek późniejszych miast9. Osiedla takie przy­ciągały także kupców, którzy coraz częściej wędrowali drogami biegnącymi przez puszcze. Okres pewnej izolacji, dającej się zauważyć w czasach przesi­lenia w VI—VII w., mijał. Już w VIII i IX w. ziemie późniejszej Polski utrzy­mywały stałe kontakty z wieloma krajami wczesnośredniowiecznej Europy, wyrastającej na gruzach rzymskiego imperium: z państwem Franków (mimo zakazów sprzedaży Słowianom broni wydawanych przez jego "władców), ze Skandynawią, z Rusią. Frankowie dostarczali broni, z kotliny naddunajskiej przywożono awarskie spinki i okucia brązowe. Płynęły z dalekich stron przedmioty zbytku, sukna, miecze, wyroby złotnicze, ruskie przęśliki z różo­wego łupku, pisanki oraz grzechotki z Kijowa itd. Na eksport składały się głównie futra, bursztyn, a także — podobnie jak w czasach starożytnych — niewolnicy.

Wieki VII—IX to okres szybkiego różnicowania się społeczeństwa ziem polskich. Na gruzach wspólnoty rodowej powstawała wspólnota terytorialna

tzw. Opole — w ramach której natychmiast wytworzyła się grupa starszyzny:

13

możnych skupiających w swych rękach wpływy i bogactwa. To z ich rozkazu i dla ich ochrony zaczęto budować znowu osiedla warowne. Arche­ologowie naliczyli ich dla tej epoki przeszło dwa tysiące. Najlepiej dziś znane wczesne grodki z tego okresu znajdują się na Dolnym Śląsku (Gosty­nia, Popęszyce, Klenica) oraz na Górnym Śląsku (Lubomia); nieco większe grodziska odkryto w Małopolsce, w ziemi łęczyckiej itd. Wznoszone w miejs­cach obronnych, otoczone mocnymi wałami, różnią się one od umocnień “łużyczan". Tamte były obszerne, mieściły się w nich w razie potrzeby setki ludzi, przybyłych z całej okolicy. Te budowano najczęściej dla niewielkiej liczby osób — miały stanowić siedzibę możnych i wyrastających z ich grona książąt, którzy stąd wydawali rozkazy i urządzali wypady dla złamania oporu niezadowolonych, a w razie ataku wrogów bronili się przeciw nim spoza umocnień. Okoliczna ludność zobowiązana została stopniowo do udziału w budowie i naprawie grodów, a także do składania danin na utrzymanie księ­cia i jego drużyny.

Grody i grodki odgrywały więc rolę filarów podtrzymujących istnienie rodzących się w tym czasie na ziemiach polskich licznych państewek10. Znamy niestety jedynie nazwy najważniejszych. W połowie IX w. nieznany autor, mieszkaniec państwa Franków, nazwany później Geografem Bawars­kim, spisał je, zaznaczając jednocześnie liczbę grodów. Uzupełniwszy jego wiadomości innymi jeszcze zachowanymi źródłami otrzymamy dość dokła­dny obraz rozmieszczenia organizacji terytorialno-plemiennych na naszych ziemiach w połowie IX w. Na Śląsku mieli swe “państewka" Dziadoszanie, Bobrzanie, Trzebowianie, Ślężanie i Opolanie. Na granicy Moraw i Małopol­ski mieścili się Gołęszyce. Na obszarach środkowej Polski wspomniani są Goplanie i Polanie, na Pomorzu — “państewka" Wieluńczan i Pyrzyczan. Musiały też istnieć tego rodzaju organizacje na Mazowszu. Polska połud­niowa to obszar rozwoju “państewka" Lachów, zwanych także Lędzianami, oraz Wiślan, których książę, wedle źródła z początków X w., tzw. Żywota Metodego, “był bardzo potężny". Jego państwo obejmowało dorzecze gór­nego biegu Wisły; być może podlegali mu także Lędzianie. Byłaby to więc pierwsza próba większego zjednoczenia państwowego na tych terenach, do­syć jednak nietrwała. W latach 875—893 Świętopełk morawski podbił połu­dniową Polskę, a po katastrofie Wielkich Moraw kraj Wiślan wraz ze Śląs­kiem dostał się na jakiś czas pod panowanie czeskie.

Trwalszy ośrodek państwowy ukształtował się w tym samym mniej wię­cej czasie na obszarze Wielkopolski, zasiedlonej przez plemię rolniczych — jak sama nazwa wskazuje — Polan. Stolica Polan, Gniezno, zbudowana zo­stała zapewne w początkach VIII w. Był to mocny gród obronny, wzniesiony na stromym pagórku otoczonym wodami jezior. Tutaj władali znani z le­gend, spisanych potem przez pierwszego polskiego kronikarza , Galia, po­przednicy Mieszka I: jego pradziad — Siemowit, dziad — Leszek i ojciec — Ziemomysł. Ich imiona świadczą o rodzimości dynastii Piastów.

Zanim jeszcze Mieszko I wstąpił na tron, rozszerzyli Polanie znacznie swe dziedziny, podbijając kraj między górną Wartą a Pilicą oraz górną Bzurą,

14

a następnie przyłączając do swego państwa Mazowsze i Pomorze Gdańskie. W połowie X w. książę Polan władał już więc znacznym terytorium. Zjedno­czenie wymienionych wyżej ziem we wspólnym organizmie państwowym ułatwiała wspólnota zasadniczych cech kulturalnych, etnicznych i języko­wych, ścisłe związki gospodarcze łączące dorzecza Odry i Wisły, a także fakt, iż miejscowym możnym odpowiadały cele realizowane przez książąt Polan. Stosunki gospodarczo-społeczne i kultura na tych terenach dojrzały już do powstania organizacji państwowej. Kształtowały się jej zalążki w VIII i IX w., a w połowie X stulecia okazała się tworem na tyle dojrzałym i silnym, aby na mapie politycznej i kulturalnej Europy odegrać niemałą rolę".

15

Pierwsi Piastowie

W 966 r. kupiec żydowski pochodzący z arabskiej wówczas części Hi­szpanii, Ibrahim-ibn-Jakub, pisał: “Co zaś dotyczy ziemi Mieszka, to jest ona największą z ich ziem (tj. z opisanych przezeń czterech państw słowiańskich — polskiego, czeskiego, bułgarskiego i obodrzyckiego). Obfituje w zboże i mięso, i miód, i ryby. I ma on (Mieszko) trzy tysiące pancernych, a to są wojownicy, których secina równa się dziesięciu secinom u innych"'. Pań­stwo Mieszka, zwanego przez Ibrahima z szacunkiem “królem północy", było więc już wysoko zorganizowanym tworem. Posiadało — jak wynika z jego relacji — rozwinięty system skarbowy i silny aparat wojskowy, liczną i do­brze uzbrojoną drużynę. Ibrahim nazywa wojów Mieszkowych pancernymi. Archeologowie pomagają nam odtworzyć ich uzbrojenie. Składało się ono z pancerza, często nie metalowego, lecz skórzanego, tarczy, topora i miecza, rzadziej hełmu. Groźną broń stanowiły potężne łuki. Koniom bojowym na­kładano siodła z okuciami, strzemiona i uzdy o żelaznych wędzidłach. Kraj, nad którym władał Mieszko, liczył około 180 tyś. km2 i zamieszkany był przez jakieś 700 tyś. ludzi. W tym czasie ludność sąsiednich Niemiec prze­kraczała już zapewne 3 min2.

Członkowie drużyny książęcej rekrutowali się z różnych okolic. Młodzi, silni ludzie, pragnący życia pełnego przygód, porzucali swe Opola i zgłaszali się na dwór księcia, gdzie otrzymywali pełne utrzymanie i wyposażenie w zamian za rycerskie usługi. Nie brakło też zapewne w tym gronie przyby­szów z dalszych stron — z sąsiednich Prus i Jaćwierzy, z Rusi czy kraju Wiś-lan, a może nawet ze Skandynawii. Tylko zresztą część drużynników prze­bywała stale przy księciu. Większość z nich uzyskiwała od władcy majątki ziemskie w różnych punktach kraju, zapewne zwolnione z danin, i przyby­wała na dwór tylko w razie potrzeby, na wezwanie. Ci drużynnicy nie tylko żywili się sami (co w warunkach ówczesnej gospodarki było znaczną ulgą dla książęcego dworu), ale w dodatku silniej wiązali odległe Opola z organi­zacją państwową i kontrolowali skutecznie lokalnych możnych.

O sile militarnej kraju decydowała zresztą nie tylko drużyna książęca. W razie potrzeby na wyprawy wojenne ruszały także szersze masy wolnej

16

ludności. To “pospolite ruszenie" obejmowało w pewnych wypadkach, zwłaszcza w momentach szczególnego zagrożenia, także zależną ludność wiejską. Stale rozbudowywana sieć warowni podnosiła również obronność kraju. Liczne książęce grody miały bronić kraju przed napaścią z zewnątrz, a jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo wewnętrzne rosnącej w liczbę klasie możnych. Spełniały one również ważne funkcje administracyjne. Za­rząd poszczególnymi ziemiami scentralizowany był w najważniejszych gro­dach, które stopniowo nabierały charakteru miejskiego (Wrocław, Kraków, Sandomierz, Poznań, Gniezno — stolica, Kruszwica, Płock, Łęczyca)3. Głów­nym ośrodkiem zarządu państwowego był oczywiście dwór książęcy. Książę wraz z dworem i grupą drużynników objeżdżał państwo, podejmując lokal­ne decyzje na miejscu i przebywając w poszczególnych grodach tak długo, jak długo pozwalały na to miejscowe zapasy żywności. Grody i grodki ksią­żęce ściągały daniny, do których obowiązana była ludność kraju. Składały się na nie różne naturalia, a po części także ówczesne środki płatnicze, jak sól czy wiązki skór oraz futer. Wiele grodów było jednocześnie ośrodkami administracji majątków książęcych, powstałych na ziemiach zagarniętych przez władcę do osobistego użytku. Kierowano stąd prowadzoną w tych do­brach gospodarką rolniczo-hodowlaną i leśną, której produkty, obok danin od ludności, zapewniały obfitość książęcemu stołowi.

Główną siedzibę władcy stanowiło nadal wielkopolskie Gniezno4. Coraz większe znaczenie zyskiwały jednak także, m.in. w związku z podróżami księcia po kraju, inne rezydencje. Na ich czoło wysuwał się gród rozbudo­wany w drugiej połowie X w. przez Mieszka — Poznań. U ujścia Wisły rozra­stał się szybko dzięki ożywionym kontaktom handlowym portowy Gdańsk;

źródło z końca X w. określa go jako “bardzo ludne miasto". Sieć grodów i grodków gęstniała szybko, nie tylko wzmagając obronność kraju, ale także pomnażając liczbę rzemieślników, przyciągając kupców, słowem — aktywi­zując życie ekonomiczne i kulturalne młodego państwa.

Na zachodzie Europy jednym z głównych filarów organizacji państwowej był w tym czasie Kościół. Duchowni tworzyli trzon administracji i kancelarii królewskich, posłowali do obcych władców, umacniali autorytet panujących wewnątrz kraju i poza nim. Pogaństwo, które panowało w ówczesnej Polsce, nie mogło spełniać tych ważnych, rozlicznych funkcji. Nie posiadało ono ani rozwiniętego stanu kapłańskiego, ani systemu wierzeń odpowiadającego ak­tualnym potrzebom władzy świeckiej. Poddani Mieszka czcili słońce, matkę -ziemię, ogień i wodę. Dla odprawienia modłów, wróżb i biesiad zbierali się w lasach, przy starych drzewach lub potężnych głazach. Cześć przodkom oddawali w czasie malowniczych obrzędów, tzw. dziadów, paląc ognie na rozdrożach i urządzając uczty ofiarne na cmentarzach. Organizacja kultu miała charakter rodzinny, odziedziczony z doby rodowo-plemiennej. Ofiary składał zwykle gospodarz domu, a w imieniu szerszej wspólnoty opolnej — jeden ze starszyzny, cieszący się wyjątkowym autorytetem. Istnieli wpraw­dzie wieszczbiarze, zajmujący się wróżbą i rzucaniem czarów, ale do rozwi­nięcia się osobnej, zorganizowanej służby wobec jakiegoś upersonifikowa-

nego bóstwa naczelnego nie doszło, choć wykształciły się pewne ośrodki kultowe, związane zapewne z ugrupowaniami politycznymi i cieszące się specjalną powagą (Góra Ślęz — Sobótka, szczyt Łysica). Podobnie układały się stosunki w innych zakątkach Słowiańszczyzny; ośrodki kultowe Słowian połabskich w Radogoszczy i Arkonie rozwijały się najintensywniej, ale jed­nocześnie znajdowały się one w opozycji politycznej i ideowej wobec Pol­ski piastowskiej.

W tych warunkach możni i władca Polski poszli za przykładem innych ludów słowiańskich — Chorwatów, Serbów, Bułgarów, mieszkańców Rusi, a także Węgrów i Skandynawów, przyjmujących w VIII—X w. kolejno chrze­ścijaństwo. Chrzest Polski (966) ułatwiony został dzięki uprzedniemu mał­żeństwu Mieszka z czeską księżniczką Dobrawą (965 )5. Za przykładem księ­cia poszli możni, a z czasem i lud. Oczywiście przywiązana do starych wie­rzeń ludność niechętnie przyjmowała nową religię. Akt chrztu był często aktem politycznym, symbolem uznania władcy i podporządkowania się jego woli, a nie aktem wiary. Proces prawdziwej chrystianizacji postępował bar­dzo powolnie, a obyczaje i obrzędy pogańskie przetrwać miały — zwłaszcza na wsi — jeszcze przez długie stulecia, wywierając swe piętno na kulturze ludowej.

A jednak rok 966 stanowi rzeczywiście moment przełomowy w dziejach Polski. Polityczne i kulturalne cele, jakie przyświecały budowniczym pań­stwa polskiego, zostały przez akt chrztu — mimo iż formalny i początkowo powierzchowny — osiągnięte. Nowa wiara pozwoliła zneutralizować w pew­nym stopniu partykularyzmy dzielnicowe, mające świetną pożywkę w po­gaństwie, i stworzyć obok świeckiego, nie bardzo jeszcze sprawnego, apa­ratu zarządzania sprężysty, niezależny od czynników lokalnych, a związany mocno z władzą centralną, z władzą księcia, aparat kościelny. Pojawienie się nowej grupy o osobnych funkcjach społecznych — duchowieństwa — uwa­żają niektórzy badacze za powstanie odłamu zbliżonego charakterem do pó­źniejszej preinteligencji (przewaga kulturalna, zajmowanie się pracą umysło­wą, zdolności techniczno-organizacyjne, pośrednictwo w wymianie dóbr niematerialnych). Kler początkowo składał się z obcych przybyszów, ale — jak na to wskazuje pilna nauka języka polskiego — dopasowywał się szybko do potrzeb lokalnych i z energią włączał do programu działania, jaki mu sta­wiał obóz rządzący.

Przyjęcie chrześcijaństwa miało jednak obok wzmocnienia władzy także szerokie znaczenie kulturalne — włączało ono Polskę do kręgu cywilizacji powstałej w Europie na gruncie dziedzictwa szczytowych osiągnięć Grecji i Rzymu, umożliwiając partnerstwo w zakresie wymiany myśli i wzajemnych wpływów cywilizacyjnych. Przyswajanie chrześcijańskiego systemu warto­ści i norm etycznych wymagało wprawdzie znacznych przemian w mental­ności ówczesnych ludzi, a więc nie mogło się dokonać szybko, niemniej zaczy­nał się proces gruntownej rewolucji w zakresie postaw i sposobu widzenia świata. Również od strony technicznej przed kulturą polską otworzyły się nowe możliwości. Przybywający nad Wisłę mnisi przynieśli kunszt wyrobu

18

pergaminu, a co ważniejsze — sztukę pisania i czytania. Wielkie znaczenie miało także wprowadzenie do polskiej kultury łaciny; ten międzynarodowy w owym czasie język stał się dla Polaków prawdziwym oknem na świat6.

Chrystianizacja umocniła międzynarodową pozycję Polski, silną zresztą także wskutek militarnych sukcesów Mieszka. Pod koniec jego rządów granice państwa piastowskiego objęły całość ziem zamieszkanych przez ludność nale­żącą do polskiej grupy etnicznej, osiadłej w dorzeczu Odry i Wisły. Włączone zostały m.in. do jego dziedziny Pomorze Zachodnie, Mazowsze, Małopolska i Śląsk. Przypieczętowaniem tego procesu zbierania ziem polskich było poja­wienie się jednej nazwy na oznaczenie całego kraju. W kronikach i dokumen­tach pochodzących ze schyłku X w. znajdujemy po raz pierwszy nową nazwę:

Polska.

W tym też czasie Piastowie podjęli próby ekspansji poza zespół teryto­riów leżących w dorzeczu Odry i Wisły. Ekspansja ta, świadcząca o dużej żywotności młodego państwa, miała także obok politycznego duże znacze­nie kulturalne. Szło mianowicie o podjętą przez syna i następcę Mieszka, Bo­lesława Chrobrego, akcję chrystianizacji ziemi Prusów, leżącej między Zale­wem Wiślanym a Zalewem Kurońskim nad Bałtykiem. Na początku 997 r. ruszyła w tym kierunku polska misja chrystianizacyjna z wygnańcem z Czech, biskupem Wojciechem, na czele. W kwietniu misja stanęła w Gdań­sku, gdzie Wojciech — jak pisze kronikarz — “ochrzcił wielkie tłumy lu­dzi"7. Stamtąd członkowie misji udali się morzem do Prus i wylądowali nieco na wschód od dzisiejszego Elbląga. Tutaj doszło do zatargu z miejscową ludnością: Wojciech zginął na miejscu, przebity włócznią przez jednego z Prusów. Bolesław i współpracujący z nim możni potrafili jednak to tragicz­ne niepowodzenie zamienić w sukces dyplomatyczny na skalę europejską. Wieść o śmierci Wojciecha, pochodzącego ze znakomitego rodu Sławniko-wiców i będącego bardzo znaną w ówczesnych kołach kościelnych osobi­stością, rozeszła się szybko po świecie. Zmarłego uznano za męczennika i świętego. Wykupienie przez Bolesława zwłok Wojciecha na wagę złota i uroczyste złożenie ich we wspaniałym grobowcu w Gnieźnie spotkało się z powszechnym uznaniem. Kult św. Wojciecha, umiejętnie podsycany przez propagandę piastowską, szerzył się szybko; opromieniał on specjalnym blas­kiem władcę, z którym Wojciech jako misjonarz współpracował. Korzystając z takich nastrojów Bolesław zaczął zabiegać o założenie w Polsce arcybi-skupstwa oraz kilku biskupstw. Była to sprawa ogromnej wagi nie tylko po­litycznej, lecz także kulturalnej. Dotąd działał w Polsce, kraju należącym od niedawna do wspólnoty chrześcijańskiej, tylko biskup misyjny. Stworzenie odrębnej, własnej, zależnej jedynie od Rzymu prowincji kościelnej stano­wiło w owych czasach ważny krok, umacniający jedność i suwerenność pań­stwa oraz uniezależniający je od niepożądanych wpływów obcych. Otwiera­ło ono jednocześnie nowe, specjalnie sprzyjające warunki do rozwoju kultu­ralnego. W 999 r. papież Sylwester II ogłosił bullę, na mocy której brat Woj­ciecha, Gaudenty, zostawał arcybiskupem gnieźnieńskim. W 1000 r. w Kra­kowie, Wrocławiu i Kołobrzegu powstały biskupstwa podległe gnieźnieńskiej

19

stolicy. Zaczynała się formować rodzima hierarchia kościelna, która w średniowieczu stanowiła trzon elity kulturalnej każdego społeczeństwa, oddziaływając w sposób bezpośredni na jego rozwój.

W marcu 1000 r. z pielgrzymką do grobu nowego świętego wybrał się ów­czesny cesarz Otto III. Bolesław z licznym orszakiem oczekiwał dostojnego go­ścia na granicy państwa. Przyjęcie było wspaniałe, miało bowiem zademonstro­wać potęgę i bogactwo władcy Polski. Wedle świadectwa kronik Bolesław “przedziwne wprost cuda przygotował na przybycie cesarza; najpierw szyki przeróżne rycerstwa, następnie książąt rozstawił, jakoby chóry, na obszernej równinie, a poszczególne, z osobna stojące szyki wyróżniała odmienna barwa strojów. A nie była to tania pstrokacizna byle jakich ozdób, lecz wszystko co­kolwiek kosztowniejszego można znaleźć u wszystkich ludów"8. Cesarz i jego świta otrzymali cenne podarki — szaty mieniące się srebrem i złotem, drogie naczynia, łańcuchy, znakomite wierzchowce; przy ucztach podawano im jadło na złotych i srebrnych misach, które po użyciu Bolesław rozdawał biesiadni­kom. “Zważywszy jego (władcy Polski) chwałę i potęgę, i bogactwa, cesarz rzymski zawołał w podziwie: na koronę mego cesarstwa, to, co widzę, większe jest, niż wieści niosły!"9 — opowiada w sto lat później o tym wydarzeniu kro­nikarz Anonim zwany Gallem, znający je z tradycji żywej na polskim dworze.

Koronacja Bolesława zwanego Chrobrym (1025) zamknęła wieloletnie panowanie tego władcy, panowanie pełne chwały i zwycięstw wojennych. O Polsce w owych latach głośno było w całej Europie. Koronacja stanowiła niewątpliwie zwieńczenie owych ewidentnych procesów wzrostu potęgi i symboliczny znak mocarstwowości młodej monarchii. Symbol ów okazał się niezwykle trwały. Pamięć o świetnych latach panowania Chrobrego mia­ła żyć cale lata wśród potomnych, stanowiąc pokrzepienie w ciężkich późniejszych

20

momentach dziejowych. Weszła ona jako kamień węgielny do hi­storycznej tradycji, z której utkana została więź jednocząca młode państwo.

Dorobek panowania obu pierwszych historycznych władców Polski przedstawia się więc imponująco zarówno w sferze polityki, jak kultury, a nawet mentalności społecznej, wówczas bowiem powstały w dorzeczu Wi­sły i Odry początki samowiedzy państwowo-narodowej10. Używamy tu poję­cia “naród" zamiast stosowanego niekiedy w odniesieniu do epoki średnio­wiecza terminu “narodowość"; B. Zientara wykazał przed kilku laty dowod­nie, że rozróżnienie takie (“narodowość" dla feudalizmu, “naród" dopiero w dobie kapitalizmu) nie jest uzasadnione". Niemniej trzeba zdać sobie spra­wę, że wykrystalizowana, dojrzała świadomość narodowa w tych latach ograniczona była do bardzo wąskiej grupy ludzi — budowniczych pań­stwa12. Na innych, niższych piętrach drabiny społecznej funkcjonowały wię­zi węższe — regionalne i lokalne — i ich odbicia w świadomości, choć oczy­wiście istniało także pewne poczucie wspólnoty szerszej, etnicznej, wywo­dzące się jeszcze z okresu plemiennego, a wypływające głównie z tożsamo­ści (mimo różnic gwarowych) języka, jakim się porozumiewał z łatwością mieszkaniec np. Mazowsza z Wielkopolaninem czy Małopolaninem. Okazji do takich spotkań i rozmów nie było jednak wiele. Trudno określić, jaki pro­cent ludzi ówczesnych nie wyjrzał nigdy poza obręb swej rodzinnej osady i nie stykał się z dalszym światem — na pewno był on bardzo znaczny. Pole widzenia mieszkańca wczesnośredniowiecznego grodu, a jeszcze bardziej chłopa z zagubionej wśród puszcz osady było z konieczności ogromnie ograniczone. I jeden, i drugi całe swe życie obracał się w małej społeczności lokalnej, której członkowie znali się od dzieciństwa, która rządziła się "wła­snymi prawami i obyczajami, a każdy przybysz z zewnątrz uważany był za

21

“obcego". Pojawienie się i funkcjonowanie pewnych ogólnych, nadrzędnych instytucji państwowych (choćby takich, jak pobór danin, pociąganie do określonych robocizn, sprawowanie sądów) wywierało jednak coraz silniej­szy wpływ na egzystencję w najdalszych nawet zakątkach kraju; w związku z tym z wolna budziło się poczucie przynależności do pewnej szerszej, po-nadlokalnej, a nawet ponadregionalnej zbiorowości. Oznaczało to ponosze­nie pewnych ciężarów, ale dawało także poczucie bezpieczeństwa nie zna­nego dawniej. Wielką rolę w tym zakresie spełniały także podróże władcy i jego dworu po kraju, w czasie których przebywał on czas jakiś w poszcze­gólnych ośrodkach, żyjąc z lokalnych zasobów, a także wymierzając sprawie­dliwość i kontrolując stosunki lokalne i lojalność miejscowych wielmożów. Również momenty konfliktów militarnych sprzyjały rozwojowi poczucia na­rodowego: zarówno najazdy wroga, jak i wyprawy poza terytorium uważane za własne cementowały solidarności, które przeradzały się już w patriotyzm.

Tak więc dla narodu i dla rozwoju świadomości narodowej powstanie państwa i jego coraz sprawniejsze, coraz doskonalsze funkcjonowanie miało zasadnicze znaczenie. Organizacja państwowa stworzona przez pierwszych Piastów rolę tę potrafiła spełnić. Co więcej, w ciągu kilkudziesięciu zaledwie lat — a więc stosunkowo szybko — państwo Piastów nie tylko okrzepło od wewnątrz i poszerzyło krąg ludzi świadomie realizujących jego politykę, się i zdobyło sobie niepoślednią pozycję wśród europejskich potęg, a organizu­jąc misję pruską wysunęło się także kulturalnie na czoło grupy krajów świe­żo włączonych do wspólnoty chrześcijańskiej. O międzynarodowym znacze­niu ówczesnej Polski świadczy rosnąca szybko od 963 r. liczba wzmianek o niej w kronikach, rocznikach, relacjach i innych źródłach pochodzących z tej epoki. Dynastia piastowska wchodzi w tym czasie w stosunki powino­wactwa i pokrewieństwa z licznymi dworami i domami panującymi (co oży­wiało wzajemne kontakty i przepływy kultury): z czeskimi Przemyślidami, węgierskimi Arpadami (małżeństwo siostry Mieszka, Adelajdy, z Gezą w 968 r. i poślubienie córki Gezy przez Bolesława Chrobrego w 984 r.), z niemiec­kimi Wettynami, ruskimi Rurykowiczami, z władcami Danii i Szwecji (siostra Bolesława Chrobrego wyszła około 988 r. za Eryka szwedzkiego), a nawet z domem cesarskim (synową Chrobrego została w 1013 r. Rycheza, siostrze­nica Ottona III). Polska Mieszka i Chrobrego wydobywa się szybko z pier­wotnej partykularnej izolacji. Łączą ją ożywione kontakty z potężnymi ośrodka­mi ówczesnej kultury — z klasztorami niemieckimi (Nowa Korbeja i Fulda), z opactwami włoskimi (Rawenna, Rzym) i francuskimi (Dijon). Wkrótce obok duchownych cudzoziemców przybywających nad Wisłę z zagranicy pojawił się kler rodzimego pochodzenia, wykształcony częściowo za grani­cą, częściowo zaś już na miejscu — w kraju. Wojowie Chrobrego dzięki wy­prawom wojennym mieli okazję poznać obce kraje: Czechy, Węgry, Ruś, niektórzy z nich towarzyszyli swemu władcy w podróży do Akwizgranu. Tego typu wędrówki nie mogły pozostać bez wpływu na ich osobowość i horyzonty. Wracając do domu przynosili ze sobą znajomość wielkiego świata, nowe, nie znane dotąd nawyki. W oralnej głównie kulturze wczesnego

22

średniowiecza opowieści, jakimi raczyli niewątpliwie swych ciekawych ziomków, grały rolę pomostu prowadzącego z głębi nadwiślańskich puszcz i pól w odległe kraje.

Ogłada górnych warstw społecznych rosła w tych latach bardzo szybko. Zmieniały się zwłaszcza mentalność i sposób bycia tych kręgów, które utrzy­mywały żywsze kontakty z monarszym dworem. Ten ostatni pełnił w owych czasach funkcję ważnego ośrodka kulturalnego. Skupiało się tu grono ludzi niezwykle jak na owe lata wykształconych. Kapelani i spowiednicy służyli władcy jednocześnie jako lektorzy i sekretarze, rachmistrze, wychowawcy dzieci. O wychowanie tych ostatnich bardzo się na dworze piastowskim tro­szczono. Nie wiemy, jakie wykształcenie miał Mieszko I, jednakże jego zna­jomość ludzi i świata, umiejętność spożytkowania zdarzeń, orientacja w taj­nikach dyplomacji świadczą o wybitnych zaletach umysłu. Wrodzone talen­ty Chrobrego uzupełniło i rozszerzyło staranne wychowanie. Pierwszy koro­nowany 'władca Polski znał łacinę, a zapewne i język niemiecki, a sam cesarz Otto III chwalił jego “podziwu godną umiejętność rządzenia". Syn Chrobre­go, Mieszko II, był młodzieńcem bardzo uczonym nawet jak na zachodnie

5. Poznań,

katedra.

Fragment

Drzwi

Gnieźnieńskich,

ok. 1170 r.

23

stosunki; obok łaciny znał grekę i niemiecki, a może również inne języki. Jego zamiłowanie do ksiąg musiało być znane w Europie, skoro w 1027 r. Matylda, żona księcia lotaryńskiego Fryderyka, przesłała mu w darze egzem­plarz Ordo Romanus, dzieła o liturgii Kościoła katolickiego, opatrzony po­chlebną dedykacją.

Otoczenie władców musiało już także stać na dość wysokim poziomie kulturalnym. Zwłaszcza Chrobry dbał, aby dwór jego był godny wielkiego władcy potężnego mocarstwa. Otaczał się więc stale tłumem dworzan, a przepych, który zademonstrował Ottonowi w Gnieźnie, nie był czymś wy­jątkowym; stanowił niezbędny element celebrowania codziennych czynno­ści monarchy, przydając im niezwykłości i blasku. Była to propaganda wizu­alna, obliczona na wywarcie wrażenia nie tylko na cudzoziemcach, ale także na własnych poddanych, zwłaszcza możnych. “Za czasów Bolesława — stwierdza Gali — wszyscy rycerze i wszystkie damy dworskie ... nosiły płasz­cze z delikatnych tkanin, a skór, nawet kosztownych, choćby były nowe, nie noszono na dworze bez podszycia cenną tkaniną i bez złotogłowia"13. Dalej zaś opowiada, iż damy tego dworu chodziły tak obciążone naszyjnikami, łań­cuchami, naramiennikami i różnego rodzaju klejnotami, że musiano je podtrzymywać! Na pewno jest w tym opisie sporo przesady, kronikarz idealizo­wał nieco epokę Chrobrego, którą przedstawiał jako “wiek złoty" dziejów Polski; niemniej jednak wydaje się, iż należy przyjąć, że dwór pierwszych Piastów nie ustępował otoczeniu innych władców owych czasów, a jego blask padał na cały kraj.

Oczywiście między poziomem kulturalnym władcy, grona najbliższych mu osób, grup związanych z dworem możnych, a nawet członków drużyny wojskowej a poziomem zwykłych mieszkańców kraju istniała przepaść ogro­mna. Znaczne różnice w zakresie ukształtowania horyzontów myślowych i światopoglądowych, poziomu życia, obyczajów — to cecha charaktery­styczna kultury całej wczesnośredniowiecznej Europy. Lud nie znał tajni­ków dyplomacji i wielkiej polityki, nie widział obcych krajów i miast; prze­ciętny mieszkaniec polskich ziem w X i XI w. nigdy nie miał w ręku skrawka pergaminu, nie wiedział nawet, jak wygląda książka. Ale Polska nie stanowi tu wyjątku. Tak ostre różnice kulturalne między wykształconą “górą" społe­czną a masami istniały wtedy wszędzie. Podobnie w prymitywnych, ciężkich warunkach bytowych, na codziennych, najprostszych zajęciach upływało ży­cie setek mieszkańców ówczesnych wsi i osad wszystkich krajów Europy. Niemniej i w tym zakresie dokonywał się w X i XI w. wyraźny postęp. Wy­kopaliska archeologiczne dowodzą, że w owym właśnie czasie doskonali się na ziemiach polskich poważnie budownictwo, zarówno domów mieszkal­nych, jak i obwarowań. Były to oczywiście konstrukcje drewniane, ale wznoszone nad podziw mocno i estetycznie przez zręcznych cieśli. Mistrzo­stwo Słowian w tym zakresie chwalili zresztą nieraz obcy podróżnicy, m.in. cytowany już Ibrahim-ibn-Jakub.

Na wsi przeważały domy typu ziemianki lub półziemianki, ale znacznych rozmiarów, bardzo starannie wykończone i posiadające zrębową konstruk-

24

cję ścian. Tego typu konstrukcja występowała także w budownictwie naziem­nym, choć częściej spotykamy tu domy o konstrukcji słupowej. Oprócz do­mów przeznaczonych do stałego zamieszkania wznoszono liczne lekkie sza­łasy, służące jako czasowe mieszkania letnie, zarówno w osadach, jak poza nimi. Oprócz budynków mieszkalnych we wszystkich osadach znajdowało się wiele pomieszczeń gospodarczych. Były to przede wszystkim różnego typu jamy służące za magazyny żywności; osobny typ pomieszczenia wystę­pującego w każdej osadzie stanowiły łaźnie. Ważny postęp w zakresie budo­wnictwa mieszkaniowego polegał na zastępowaniu otwartych, prymitywnych palenisk wcześniejszego okresu przez bardziej ekonomiczne, a przede wszys­tkim nie zanieczyszczające powietrza dymem, kryte piece typu kopułkowego.

Budownictwo grodowo-miejskie było znacznie bardziej zróżnicowane. Najprymitywniejszym a jednocześnie najbardziej rozpowszechnionym typem był tu budynek o ścianach plecionych z gałęzi brzozowych i wierzbowych, a następnie oblepionych gliną. Budowla była wzmocniona grubymi słupami w narożnikach i stanowiła obszerne pomieszczenie (powierzchnia 25—35 m2). Pokrywał ją dach dwuspadowy. Otwór drzwiowy zaopatrzony w próg zamy­kano zapewne za pomocą przenośnej ścianki plecionej. Budowano także domy o konstrukcji słupowej, których ściany sporządzano z ułożonych ści­śle, a nawet zachodzących na siebie połówek belek, tak iż tworzyły one zwarte powierzchnie pozbawione szpar. Półbelki owe wsparte były na kon­strukcji nośnej z grubych słupów wkopywanych głęboko w ziemię. Znano już także technikę budownictwa “na zrąb"; podstawowym elementem były tu równej średnicy grube belki dębowe lub sosnowe, układane poziomo jedna na drugiej. W partiach narożnych belki te dzięki specjalnym nacię­ciom zahaczały się o siebie i wychodziły poza naroża budynku, tworząc cha­rakterystyczne zręby. Ze względu na bardzo solidną konstrukcję były tego typu domy trwalsze i cieplejsze niż budynki słupowe i plecionkowe. Składa­ły się zwykle z dwu, czasem trzech, a nawet czterech izb. Podłogę tworzyły belki lub ubita glina. Izby bielono wapnem, bardzo często pokrywano nim również zewnętrzne ściany domostw, co nadawało im schludny wygląd. Okna, prawdopodobnie bardzo małe, wycinano MV belkach, zasłaniając otwo­ry pęcherzami rybimi. Domy zrębowe posiadały także drzwi zbite z desek i zamykane za pomocą haczyków, drewnianych zasuw oraz zamków otwiera­nych kluczami drewnianymi lub metalowymi. Bardzo często wchodziło się do domu po kilku wykonanych z grubych bali schodkach. Budowa domu zrębowego wymagała nie tylko dużych umiejętności, ale była także bardzo pracochłonna i kosztowna. Obliczono, iż do wzniesienia budynku o powierz­chni 20 m2 potrzeba było około 9 m3 drewna, które ważyło od 4300 kg (sosna) do 6000 kg (dąb), a które należało przetransportować z dużej nieraz odległości na plac budowy.

Świadectwem wysokich umiejętności budowniczych tego okresu są tak­że odsłaniane w czasie prac wykopaliskowych fragmenty umocnień obron­nych, jakie grody posiadały już w X—XI w. Wykonane były one z drewna, kamieni i ziemi; ich szerokość u podstawy dochodzi do 20 m, wysokość do

25

10—20 m. Wzniesienie tak potężnych wałów wymagało planowania i nadzo­rowania całości robót przez bardzo dobrych fachowców. Szczególnie ma­sywnymi umocnieniami otoczone były w X—XI w. centralne grody pań­stwowe, jak Gniezno, Poznań, Wrocław, ale także mniejsze ośrodki (Libusza, Daleszyn, Łęczyca itd.) miały mocne obwarowania.

Przełom w dziejach polskiego budownictwa stanowiło zastosowanie w po­łowie X w. po raz pierwszy konstrukcji romańskiej w kamiennej architekturze monumentalnej, zarówno sakralnej, jak świeckiej. Wśród budowli świeckich na czoło wysuwają się wspaniałe palatia wznoszone przez pierwszych wład­ców; tu koncentrowały się oficjalne funkcje państwowe, które musiały po­siadać odpowiednią oprawę. Po przyjęciu chrztu palatium stawało się tak­że miejscem kultu, co wyraziło się w dołączaniu do kompleksu pałacowego także niewielkiej kaplicy. Najlepiej zachowany i najlepiej znany jest zespół z Ostrowa Lednickiego. Palatium lednickie posiadało kształt prostokąta długiego ponad 30 m, szerokiego ponad 13 m. W części zachodniej znajdowała się obszerna sala wsparta na dwu słupach, zapewne mieszkalna, z przylegającą do niej sienią (pomieszczenie dla służby? dworzan?). We wschodniej części budynku mieściła się tu sala reprezentacyjna, obok kaplica o układzie

26

centralnym, stanowiącym połączenie krzyża greckiego z rotundą. Kaplica i sala były piętrowe i posiadały wewnętrzne schody; zbudowano je z kamie­nia polnego połączonego gipsową zaprawą. Ściany pokryto tynkami, a częś­ciowo mozaiką; równie starannie wykonana była ozdobna wielobarwna po­sadzka. Dach kryty był ołowiem w postaci niewielkich łuskowatych płytek. Palatium lednickie stanowiło godne tło dla wspaniałego dworu Chrobrego, nie było jednak jedynym tego typu zespołem na ziemiach polskich. Podobne kompleksy architektoniczne odkryto także w Gieczu, Przemyślu, Wiślicy14. Z kamienia wznoszono również na rozkaz Mieszka i Chrobrego pierwsze

27

kościoły, m. in. przedromańską jeszcze, trójnawową bazylikę, mającą pełnić funkcje katedry, w Poznaniu (z lat siedemdziesiątych X w.) oraz nieco póź­niejszą od niej katedrę w Gnieźnie, w której pochowano św. Wojciecha. Obie świątynie miały potężne rozmiary (poznańska 23 m szerokości oraz 48 m długości), a budową ich musieli kierować dobrze znający rzemiosło architekci. Z innych przedromańskich budowli kamiennych powstałych w tym czasie wymienić należy niedużą trójnawową bazylikę w Trzemesznie, wzniesioną na potrzeby osadzonych tu benedyktynów (jej architektura wy­kazuje wyraźne wpływy północnowłoskie), oraz dość zagadkowy zespół w Tumie pod Łęczycą, składający się z trzech niewielkich prostokątnych po­mieszczeń i apsydy (małe palatium? monasterium o nietypowej formie?). Oprócz wielkich budowli sakralnych typu bazylikowego wznoszono rów­nież mniejsze świątynie typu rotundy, jak np. zbudowany na ciekawym pla­nie czwórliścia kościół pod wezwaniem Panny Marii (później, od XIV w., pod wezwaniem Feliksa i Adaukta) na Wawelu oraz kościół-rotunda w Płoc­ku. Pracujący przy tych budowach rzemieślnicy, zapewne dość często kiero­wani przez cudzoziemców architektów, zapoznawali się z nowymi, nie zna­nymi przedtem na naszych ziemiach technikami budowlanymi. Świetność monumentalnej architektury państwowo-sakralnej umacniała autorytet władców, podkreślała ich wyższość nad zwykłymi możnymi, komentującymi się drewnianymi dworami, nie mówiąc już o masie przeciętnych mieszkań­ców ziem polskich. Wspaniałość wznoszonych w tym czasie kamiennych świątyń miała także wyrażać wyższość panującej od 966 r. oficjalnie religii — chrześcijaństwa — nad pogańskimi wierzeniami i umacniać pozycję du­chowieństwa w nowym dla niego, często niechętnym lub wręcz wrogim otoczeniu.

Tak jak architektura owego okresu wyrażała ówczesne struktury społecz­ne, tak i strój stawał się w coraz większym stopniu nie tylko zwykłym zabez­pieczeniem przed deszczem, śniegiem i zimnem, ale także wykładnikiem sta­tusu społecznego. Ów proces zróżnicowania przebiegał oczywiście powoli ze względów technicznych. Szaty odznaczały się np. dość jednostajnym i stosunkowo prostym krojem, były bowiem najczęściej sporządzane w domu15. Strój męski składał się z koszuli, spodni i wierzchniej tuniki-blu-zy, z okrągłym obszernym wycięciem przy szyi lub rozcięciem z przodu, umożliwiającym wciąganie przez głowę. Jako odzieży wierzchniej używano kożuchów lub płaszczy z sukna, często o kroju peleryny, obszernych i pofał­dowanych, a także dość długich. Kobiety nosiły koszulę-rubaszkę skrywającą całe ciało i suknię wierzchnią z długimi, najczęściej kimonowymi rękawami, rozszerzającymi się u dołu. W porach deszczu lub chłodu okrywały się ko­biety lnianymi, wzorzystymi chustami, na wsi zakładały też zapaski — pro­stokątne kawałki materii, którymi okręcały się w biodrach wiążąc je w pasie, tak iż tworzyło to jakby spódnicę. Znano też już rodzaj pończoch, wykony­wanych szydełkiem lub szytych z płótna. Bogatsi nosili szaty z drogich tka­nin zagranicznych, przywożonych z daleka przez kupców. Ale i rodzime su­kna oraz płótna, tkane na domowym warsztacie, stanowiącym nieodzowny

28

8. Wisiorek

i|p-' ,“li»s.;, : "iy bursztynowy,

Gdańsk X—XII w.

9. Wisiorek bursztynowy, Gdańsk X—XII w.

sprzęt w każdym gospodarstwie, były niepośledniego gatunku. Cechowały je piękne barwy — ulubionymi kolorami były żywa czerwień, zieleń, błękit i fiolet — oraz estetyczne wzory, często inspirowane przez kwiaty czy liście popularnych roślin. Odzież ozdabiano skomplikowanymi kolorowymi hafta­mi, często wykonywano ją także z tkanin pasiastych, wykazujących dążenie do uzyskania efektu estetycznego przez komponowanie barw, a także różnej szerokości pasów. Ubiory wierzchnie zapinano na guzy wykonane, jak to po­kazują znaleziska archeologiczne, z metali, drewna, kości lub skóry, którą obciągano drewniany krążek, bądź też zwijano rzemienny pasek tak, aby końce tworzyły nóżkę guzika. Mężczyźni okrywali głowy czapami z futra lub kapeluszami z wełny. Nakrycie głowy kobiet stanowiło ważny element ubioru, pozwalający odróżnić mężatkę od panny. Pierwsza nosiła głowę za­krytą białą chustką lnianą, tzw. zawojem, a włosy upięte, druga miała włosy rozpuszczone lub splecione w warkocze, przytrzymywane nad czołem wstąż­ką, plecionką lub specjalnie sporządzonym z tkaniny lub skóry tzw. czół-kiem, niekiedy bogato zdobionym, a nawet wyposażonym w tzw. kabłączki skroniowe — małe wisiorki metalowe w kształcie nie zamkniętego koła. No­siły także kobiety — w zależności od stanu majątkowego mniej lub bardziej kosztowne — metalowe kolczyki, różnego kształtu korale ze srebra, szkła, kryształu górskiego lub bursztynu oraz pierścionki. Mężczyźni również nie gardzili ozdobami, uważając je za niezbędną oznakę statusu społeczno-mająt-kowego. Szerokie skórzane pasy nabijane metalem zapinano na misterne klamry, płaszcze umocowywano za pomocą ozdobnych zapinek i guzów, na palce wsuwano liczne grube pierścienie. Bogatsi zawieszali na szyi cięż­kie, kosztowne łańcuchy. Były to w większości wyroby miejscowych złotni­ków, wśród których zdarzali się prawdziwi mistrzowie filigranu i granulacji. Do podobnie wysokiej wprawy doszli w owych czasach szewcy. Tylko naj­uboższa ludność chodziła latem boso, a zimą w łapciach z kory i łyka. Zamo­żniejsi przywdziewali, zwłaszcza w dni świąteczne, piękne obuwie zszywane z kolorowej skóry, zdobionej haftem, wytłaczaniem lub nacięciami, wyko­nane w warsztatach zawodowych rzemieślników.

Jak widać, odzież w tych czasach była już dość zróżnicowana w zależno­ści od stopnia zamożności i pozycji społecznej. Można też przypuszczać, iż

29

ludność miast już w X i XI w. różniła się wyglądem zewnętrznym od wieś­niaków, zwłaszcza w dni świąteczne. Już bowiem w X w. zaczyna się zdecy­dowany postęp tak w zakresie włókiennictwa, jak obróbki skóry, co wy­raźnie musiało się zaznaczyć w wyglądzie odzieży wykonanej przez fa­chowców w miejskich warsztatach. Ich produkcja była oczywiście na razie niewielka i służyła zaspokajaniu potrzeb tylko nielicznych grup społeczeń­stwa, ale wzorce i przykłady idące z tych kręgów oddziaływały na szerokie masy ludności.

W zakresie pożywienia prawdziwą rewolucję16 wywołało wspomniane już wyżej upowszechnienie się pieców kopułkowych. Dzięki nim w IX—X w. wchodzi w codzienne użycie pieczywo przyrządzane na zakwasie lub na tzw. gęstym piwie, czyli fermentującej brasze. Nawet zresztą placki bez za­kwasu, lecz pieczone w piecu, a nie na otwartym palenisku, okazywały się znacznie pulchniejsze i smaczniejsze. Pieczywo w interesującym nas okresie wypiekano głównie w postaci chlebków o okrągłych kształtach, sporządza­nych z mąki mieszanej (żytniej, jęczmiennej i pszennej). Od X w. coraz po­pularniejszy był chleb żytni, razowy lub biały, często pszenny. Wypiekano również pieczywo obrzędowe, tzw. kołacze i korowaje, które uświetniały stół w czasie różnych świąt i uroczystości rodzinnych. Spożywano sporo ka­szy tłuczonej w stępach lub mielonej w żarnach z prosa oraz jęczmienia i gotowanej z wodą na gęstą bryję, często dopiekaną na koniec w piecu. Dużej ilości białka dostarczały ziarna grochu, bobu i soczewicy. Spożywano też ogórki tak surowe, jak i kwaszone; na przełomie X i XI w. sprowadzono na nasze ziemie kapustę, która — gotowana lub kwaszona — stała się jedną z najbardziej rozpowszechnionych jarzyn. Sól zastępowano — zwłaszcza na wsi — niektórymi roślinami bogatymi w sole mineralne (babka — Plantago lanceolata, psianka czarna — Solarium nigrum).

Spożywano stosunkowo dużo mięsa — badacze przyjmują ostatnio, iż produkty mięsne we wczesnym średniowieczu stanowiły od 1/4 do 1/3 cało­ści pożywienia. Oczywiście jest to średnia; w praktyce mięso najobficiej wy­stępowało w jadłospisie możnych, ludność uboższa spożywała go znacznie mniej. Znano już sposoby wędzenia i solenia szynek; wieprzowina to naj­bardziej popularny gatunek mięsa, konsumpcja wołowiny była znacznie mniejsza. Wbrew rozpowszechnionym poglądom mięso dzikich zwierząt nie stanowiło ważnej pozycji w jadłospisie ogółu ludności. Zorganizowanie ło­wów wymagało posiadania broni, koni, wozów i ludzi; w dodatku już w owych czasach polowanie na grubego zwierza stanowiło wyłączny przy­wilej panującego i nielicznych grup możnych. Toteż tylko na ich stołach po­jawiała się dziczyzna w większych ilościach, jak to zresztą wynika z opisu uczty na dworze Bolesława Chrobrego u Galia Anonima. Mięso spożywano gotowane w wodzie lub smażone, ewentualnie pieczone na rożnie; sporzą­dzano też galarety i polewki z kości zwierzęcychi Za przysmak uchodził szpik kostny. Znano też różne sposoby przyrządzania ryb, jak solenie, wędze­nie, suszenie; ryby świeże smażono na oleju Imanym lub konopnym, praw­dopodobnie używając do tego glinianych rynienek. Umiano też sporządzać

30

rodzaj kiszonki z ryb, dającej się nieco dłużej przechowywać, a także cennej ze względu na pikantny smak. Konsumpcja ryb wzmogła się znacznie, zwła­szcza w środowisku dworskim i kościelnym, po wprowadzeniu chrześcijań­stwa, które w owym czasie wymagało częstych postów (około 150 dni w roku).

Mleka pito niewiele, spożywano za to sporo sera. Jako podstawowy na­pój służyły różne gatunki piwa (wspominane m. in. przez Galla) oraz kwas chlebowy sporządzany z resztek pieczywa i fermentującej bryi, zalewanych wrzątkiem, być może także z dodatkiem miodu, a następnie odstawiany na kilka dni. Fermentujące napoje przyrządzano także z różnych dzikich roślin i owoców oraz z soków niektórych drzew (klon, brzoza). Miód pitny poja­wiał się głównie na stołach możnych; wino weszło w szersze użycie po wprowadzeniu chrześcijaństwa, ale długo miało być podawane jedynie pod­czas posiłków najwyższych dostojników państwowych i duchowieństwa.

Przyrządzanie posiłków, a także magazynowanie żywności wymagały po­siadania licznych naczyń i sprzętów domowych. W powszechnym użyciu były naczynia drewniane i gliniane, najczęściej pięknie zdobione wzorami geometrycznymi, liniami spiralnymi lub falistymi. Władca (a być może także część możnych) jadał wedle świadectwa Galia Anonima na zastawie srebr­nej, a nawet złotej. Sprzętów domowych poza naczyniami, a także niezbęd­nymi urządzeniami produkcyjnymi, jak warsztaty tkackie, kołowrotki, żarna, stępy, było w owej epoce niewiele. Nieliczne ławy, stoły, skrzynie wykony­wano z różnych gatunków drzewa, zdobiąc je chętnie wzorami geometrycz­nymi lub roślinnymi. Narzędzia pracy, takie jak noże, topory, dłuta, wyrabia­no z żelaza, często również nadając im szlachetne, ozdobne kształty. Spano na obszernych pryczach lub ławach, stanowiących coś w rodzaju rozległych pomostów drewnianych pokrytych skórami. Łóżek indywidualnych nie było — nawet w pałacach władców i dworcach możnych. Jedynie niemowlęta w obawie przed uduszeniem lokowano na noc w plecionych z wikliny, wi­szących u pułapu, kołyskach. W tych warunkach utrzymanie higieny osobi­stej było trudne. A jednak stała ona na dość wysokim poziomie dzięki wspo­minanym wyżej łaźniom parowym, które znajdowały się w każdym osiedlu. Korzystanie z nich co kilka przynajmniej dni stanowiło pradawny obyczaj, związany zresztą z ówczesnym życiem towarzyskim. Wśród drobnych przed­miotów wydobywanych w czasie prac wykopaliskowych nie brak pięk­nie zdobionych grzebieni, nożyc, kijanek do prania itp. przedmiotów świad­czących o zamiłowaniu do czystości. Skądinąd wiemy, że pomieszczenia mieszkalne były często zamiatane; istniał też zwyczaj wysypywania podłogi pachnącymi ziołami i kwiatami.

Ciężka praca i walka z groźną, nieujarzmioną przyrodą wypełniały czas ówczesnych ludzi, niewiele go pozostawiając na rozrywki. Do tych ostatnich należała ulubiona we wszystkich kręgach społecznych i wykonywana przy różnych okazjach muzyka. Wykopaliska archeologiczne świadczą, że istniały różne instrumenty muzyczne w tych czasach: przypominające nieco dzisiej­sze skrzypce cytry ijgesle, drewniane trąbki, rozmaitej budowy i kształtu fu-

31

jarki oraz piszczałki, trąby z rogów zwierzęcych, wreszcie bębny. Muzyka towarzyszyła ucztom wyprawianym w czasie uroczystości weselnych, zarę­czynowych, postrzyżynowych (obyczaj “postrzyżyn" chłopca jako wprowa­dzenie w wiek męski). Również w karczmach — jak pisze Gali Anonim — grywano na cytrach dla zabawienia gromadzącej się tam okolicznej ludności, a także podróżnych: kupców, rycerzy i innych wędrowców. Trąby i bębny towarzyszyły manewrom militarnym, uświetniały uroczystości państwowe. Małe trąbki i fujarki nie tylko umilały czas, ale służyły celom praktycznym np. w pasterstwie. Używano również instrumentów muzycznych przy róż­nych rozpowszechnionych czynnościach magicznych.

Obok muzyki czas wolny od pracy skracały różnego rodzaju gry, a więc kości (często wyrabiane także z bursztynu) i szachy oraz warcaby. Znajdo­wane przez archeologów maski z drewna i skóry pozwalają przypuszczać, że uprawiano jakieś, być może obrzędowe, pantomimy, połączone ze śpie­wem i pląsami. Te magiczne i kultowe zwyczaje nie są niczym innym niż zalążkiem teatru, przenoszącego człowieka w świat marzeń i baśni. Jako wspaniałe, choć niezupełnie zrozumiałe, widowisko magiczno-teatralne od­bierane były niewątpliwie także przez widzów, a zarazem uczestników, pierwsze ceremonie i uroczystości kościelne na ziemiach polskich. Głębsze zrozumienie liturgii — i to głównie w kręgach wykształconych — przynieść miały dopiero stulecia następne.

Wśród wykopalisk liczne są drobne przedmioty wyobrażające sprzęt co­dziennego użytku (np. miniaturowe łódeczki, naczyńka) i zwierzątka. Czy były to zabawki dziecinne, takie jak np. równie licznie zachowane grzechotki, czy też służyły do jakichś obrzędów kultowo-magicznych, jak np. pisanki wywodzące się z pogańskich czasów, a "włączone następnie do obrzędowo­ści chrześcijańskiej — trudno dziś rozstrzygnąć. Być może spełniały one po­dwójną funkcję, służąc, zależnie od potrzeby i okoliczności, zarówno doro­słym, jak dzieciom. Świat wyobrażeń dziecka i dorosłego nie był bowiem wówczas tak ściśle rozgraniczony, jak dziś, a magię i zabawę łączyły różnora­kie powiązania idące w obu kierunkach.

32

W orbicie wpływów Zachodu

Głęboki kryzys polityczny i społeczny, który ogarnął ziemie polskie po śmierci Chrobrego, zadał ciężki cios młodej, łacińskiej, feudalno-rycerskiej kulturze, kiełkującej w Polsce po przyjęciu chrześcijaństwa i nawiązaniu kontaktów z Europą zachodnią. Ciężkie konsekwencje miało zwłaszcza po­wstanie “gminnej" ludności, protestującej przeciw nakładanym na nią feudal­nym obciążeniom i pragnącej powrócić do dawnych obyczajów także w za­kresie religii (1037). “I było zaburzenie wielkie na ziemiach Polski i po­wstawszy ludzie pozabijali biskupów i kapłanów i panów swoich" — po­wiada współczesny ruski kronikarz1. Rozruchy owe splotły się z niszczącymi najazdami wrogich sąsiadów. W rezultacie w ciągu kilku lat w gruzach legły wznoszone z takim nakładem pracy i kosztów przez Mieszka i Bolesława świątynie, spustoszone zostały królewskie palatia, klasztory i liczne siedziby możnych. W 100 lat potem tak pisał o tych wypadkach Gali: “Poddani po­wstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc ... i zbrodniczo rozdrapali dostojeństwa". Powstanie było dziełem wspólnym obu grup “pospolitej" ludności: zarówno tej, która wsku­tek procesów feudalizacyjnych już popadła w zależność, jak i wolnej, lecz zagrożonej w swej starej swobodzie. Ruch skierował się przeciw wszelkim “panom", tak świeckim, jak — może jeszcze bardziej znienawidzonym, bo niosącym przymus nowej wiary i nowego obyczaju — duchownym. “Rozpo­częli bunt przeciw biskupom i kapłanom Boga, niektórych z nich, jakoby godniejszą śmiercią, mieczem zgładzili, innych, jakoby godnych lichszej śmierci, ukamienowali" — stwierdza Gali2. U Jana Długosza opis wydarzeń roku 1037 jest jeszcze barwniejszy i obszerniejszy; widocznie pamięć o nich długo nurtowała górne warstwy społeczeństwa. Nagromadziły się wielkie rzesze niewolników i chłopów, którzy porzucali pola i pługi, chwytali za broń i rzucali się z obranymi przez siebie wodzami tu i ówdzie na szlachet­nie urodzonych i możniejszych ludzi. Tych, których zwyciężyli, zabijali, za-jąwszy, zniszczywszy i zrabowawszy ich dobra, innym zaś, których nie mogli

3 — M. Bpgucka, Dzieje kultury '*) ~)

pokonać, palili wsie, domy i wszelkie ich dobro i okrutnie nad nimi pastwili się". Długosz zamieszcza też przejmujący opis reakcji pogańskiej, która wią­zała się z buntem, opis oparty zresztą w dużej mierze na przekazie Galia. “W czasie owym nie szczędzono ani świątyń, ani rzeczy poświęconych Bogu, ani sług Bożych, lecz drapieżnymi i zbrodniczymi rękami łupiono zna­czniejsze i bogatsze kościoły i grabiono dobra kościelne ... Wiele także opu­szczonych kościołów stało się legowiskiem dzikich zwierząt"3. Ścisłe powią­zanie ruchu ludowego z odrodzeniem pogaństwa, poświadczone przez ró­żne źródła, dowodzi, jak cienką warstwą powlokła chrystianizacja ziemie polskie, jak mocne było w masach prostej ludności przywiązanie do starych wierzeń. Walka przeciw kształtującemu się nad Wisłą feudalnemu ładowi łą­czyć się musiała z walką przeciw Kościołowi, który ten ustrój podpierał i umacniał Boskim autorytetem. Stąd — utopijne zresztą — hasło powrotu do pogaństwa jako symbolu starych, “dobrych" czasów, gdy społeczeństwo nie było jeszcze tak zróżnicowane i nie było w nim tak bezwzględnego i zorganizowanego na wielką skalę ucisku słabszych.

Odnowienie organizacji państwowej przez wnuka Chrobrego, Kazimie­rza, i rządy jego następców pełne dramatycznych konfliktów4 oznaczały jed­nocześnie nowy etap rozwoju polskiego państwa. Nadciągały lata rozdrob­nienia feudalnego, epoka "władzy drobnych, skłóconych ze sobą książąt lo­kalnych, wzmożonego lęku przed najazdami już nie tylko starych, znajo­mych wrogów, ale nowych, poprzedzanych z daleka złowieszczą sławą:

Mongołów, a wkrótce także Krzyżaków.

Mimo owych zawieruch i katastrof rozwój ziem polskich nie uległ trwal­szemu zahamowaniu. Z każdym dziesiątkiem lat XII—XIII w. rozszerzały się obszary wzięte pod uprawę, a kurczyły puszcze i nieużytki. Dawne osady rozbudowywały się i zaludniały. Gdzie do niedawna rozciągały się trudne do przebycia pustkowia, wyrastały nowe osiedla. W niektórych rejonach kraju w XII w. gęstość zaludnienia dochodziła już do 16—18 osób na l km2, co odpowiadałoby stosunkom panującym w tym czasie np. we Francji. Lu­dne i dobrze zagospodarowane było np. Mazowsze, zwłaszcza ziemia płocka, o której Gali pisze, że już w XI stuleciu “rolnikom pola, mieszkańcom sioła, trzodom pastwiska nie były tam dość przestronne"5. Wsie obsiadły również gęsto żyzne gleby kujawskie i sandomierskie czarnoziemy. Oczywiście inne części kraju nie osiągnęły takiego zaludnienia. Wielkie obszary pozostawały nadal pokryte lasami pełnymi wszelkiego zwierza. W puszczach żyły tury, żubry i niedźwiedzie, na które książęta i możni polowali całymi tygodniami. Toteż przeciętną gęstość zaludnienia Polski w owym czasie oblicza się na 4—5 osób na l km2. Niewiele to w porównaniu z krajami Europy zachodniej, takimi jak np. Włochy, gdzie gęstość zaludnienia dochodziła do 20 i więcej osób na l km2. Warto jednak przypomnieć, że np. na Rusi gęstość zaludnie­nia była o połowę mniejsza niż w Polsce, oraz podkreślić, iż potencjał demo­graficzny ziem nadwiślańskich szybko wzrastał, mając w niespełna 200 lat ulec podwojeniu: w pierwszej połowie XIV w. na l km2 przypadało już 8—9 mieszkańców6.

34

Ważny czynnik rozwoju stanowił postęp w zakresie rolnictwa. Stary dwupolowy system upraw, panujący w XI w., a polegający na pozostawianiu odłogiem połowy roli, wypierała nowa, wydajniejsza metoda, oparta na po­dziale uprawnego gruntu na trzy części. Na pierwszym polu rolnicy wysie­wali oziminę, na drugim zboże jare, trzecie zostawiano odłogiem dla odpo­czynku, przy czym kolejność ulegała co roku zmianie. System ten nie do­puszczał do zbytniego wyjałowienia gruntu, był więc w czasach, gdy rolnik rozporządzał jedynie skąpymi zasobami nawozu naturalnego, nie do zastą­pienia. Był on jednocześnie bardziej ekonomiczny od dwupolówki, przy któ­rej co roku nie wyzyskane zostawały znaczne obszary.

W połowie XII w. dokonano także ulepszenia narzędzi rolniczych: w po­wszechny użytek weszły pługi i brony7. Plony zaczęły sięgać, a nawet prze­kraczać liczbę trzech ziaren z jednego użytego na zasiew. Zwiększona wy­dajność rolnictwa zachęcała możnych do popierania osadnictwa na nie zago­spodarowanych jeszcze terenach. Ściągali oni do siebie osadników, tzw. go­ści, dając im różne ulgi i wolnizny, obiecując prawo odejścia w wypadku wywiązania się z powinności oraz dania zastępcy. Ustalały się w związku z tym pewne zwyczajowe normy regulujące prawa i obowiązki rolników:

powstawało tzw. prawo polskie, w odróżnieniu od niemieckiego, zapożyczone­go z Niemiec w XIII w. Sytuacja nowych osadników na prawie polskim była znacznie lepsza od położenia z dawna osiadłych mieszkańców. Wśród tych ostatnich liczba swobodnych chłopów, tzw. dziedziców (heredes), szybko topniała; ziemie ich zagarniali urzędnicy książęcy lub możniejsi feudałowie. Szczególnie liczną grupę stanowili w tym czasie tzw. przypisańcy (ascripti-cii) — ludność pierwotnie wolna, która utraciła już jednak swobodę ruchów i część dawnych praw własnościowych, zbliżając się do położenia osadzo­nych na roli niewolnych. Przypisańcy i niewolili musieli składać panu znacz­ne daniny w naturze (zboże, drób, nabiał, skóry itp.), a nadto pracowali w jego gospodarstwie. Ze świadczeń odrobkowych najczęstsze były roboci­zny przy koszeniu siana, zwózce drzewa, grodzeniu płotów, stróży przy dworze itd. Osiągały one często bardzo duże rozmiary. Obowiązywała także dziesięcina na rzecz Kościoła oraz daniny na rzecz księcia. W rezultacie sze­rzyło się zbiegostwo chłopów, nie mogących podołać gniotącym ich cięża­rom8.

Druga połowa XIII w. przyniosła znaczne zmiany w życiu wsi. Nowy etap osadnictwa splótł się z tzw. kolonizacją na prawie niemieckim. Różniła się ona od kolonizacji na prawie polskim. Osadzeni na tzw. prawie niemieckim chłopi pozostawali ludźmi osobiście wolnymi. Za użytkowanie ziemi mieli płacić panu określony czynsz, a wieś otrzymywała dość szeroki samorząd. Podstawą uposażenia jednego kmiecia był łan ornej ziemi, równy 30 mor­gom (około 16,8 ha). Niektórzy kmiecie otrzymywali nawet po kilka łanów. Zwalniano ich także na kilka lub kilkanaście lat od opłat. Po tym okresie świadczenia kmiecia polegały na płaceniu rocznego czynszu, który w począt­kach XIV w. wynosił, w zależności od wielkości gospodarstwa, od 12 do 15 groszy. Obok kmieci osadzano na wsi także zagrodników; otrzymywali oni

35

dom i niewielki kawałek ziemi i aby się utrzymać, wynajmowali się do pracy u kmieci oraz u sołtysa, który był głową samorządu wiejskiego.

Poza świadczeniami na rzecz pana chłopi lokowani na prawie niemieckim opłacali podatki państwowe i kościelne. Jednak wszystkie te świadczenia nie były zbyt wysokie. Kmieć wraz z rodziną mógł żyć całkiem dostatnio, a nawet bogacić się. Duże znaczenie dla jego sytuacji miał fakt, że jako człowiek wolny mógł odejść ze wsi po daniu zastępcy lub opłaceniu czynszu za lata wolnizny. Nieco gorsza była oczywiście dola zagrodników, zależnych i od kmieci, i od sołtysów, ale ich praca była ważnym czynnikiem, wzmagającym wydajność go­spodarstwa kmiecego9. W rezultacie lokacje stanowiły świetny interes dla wszystkich. Bogacił się na nich właściciel ziemi, któremu najpierw zasadźca, tj. organizator całego przedsięwzięcia, wpłacał znaczną sumę pieniężną za udzie­lenie przywileju lokacyjnego, a który następnie, po upływie lat wolnizny, miał zapewnione coroczne wpływy z czynszów. Bogacił się też zasadźca, który z reguły zostawał sołtysem w nowo założonej osadzie, co oznaczało zajęcie w niej najlepszych pól i inne dodatkowe przywileje. Nieźle wychodzili na ca­łym układzie także osadnicy, zwykle znacznie polepszający swe dotychcza­sowe warunki życiowe. Początkowo prawo niemieckie nadawano głównie lud­ności obcej, przybywającej z zatłoczonych Niemiec czy Flandrii i szukającej nowych terenów dla założenia gospodarstwa. Wkrótce jednak zaczęto je roz­ciągać także na osadników miejscowych, i to nie tylko wędrowców ściągają­cych z innych okolic Polski i starających się o polepszenie swej kondycji socjal­nej. Od połowy XIII i w XIV w. bardzo często całe istniejące z dawna wsie przenoszono na to nowe, wygodniejsze i dla pana, i dla chłopów prawo. Stop­niowo chłop na prawie polskim uzyskiwał przywileje podobne do przywilejów rolnika osiadłego na prawie niemieckim, zaczynał płacić czynsze w pieniądzu i rozwijać swe gospodarstwo tak, aby sprzedając jego płody na targu mieć za­wsze trochę grosza w zanadrzu. Wieś 'wkraczała w okres przyśpieszonego roz­woju i przemian.

Od początku XIII w. zaczęło się także lokowanie miast na prawie niemiec­kim. Lokacje te były w znacznej mierze przeorganizowaniem prawnym i prze­strzennym istniejących już miast, miasteczek lub targów10. Otrzymywały one samorząd i tzw. prawa miejskie, przyznające obywatelom (cives) szczególne uprawnienia. Pewna część lokacji wiązała się jednak także z założeniem no­wych centrów miejskich. Postępy urbanizacji oznaczały ożywienie wymiany lo­kalnej i wielkiego handlu, przed którymi stanęły zadania zaspokajania rosną­cych potrzeb bogacącego się i coraz bardziej zróżnicowanego społeczeństwa. Możni poszukiwali drogich tkanin, sprzętów i luksusowych artykułów żywnoś­ciowych, średnie i drobne rycerstwo także coraz częściej nabywało poza do­mem odzież, poszukiwało broni, rumaków bojowych, słowem — koniecznego przy wyprawach wojennych wyposażenia, które przygotowywać musieli facho­wcy. Kmiecie sprzedający na targu zboże dla uzyskania pieniędzy potrzebnych na opłatę czynszu przy okazji nabywali pewne przedmioty przydatne w gospo­darstwie: żelazne narzędzia, sól, lepsze obuwie i sukno. Popyt na owe niezbyt drogie artykuły stanowił ważny stymulator rozwoju — obok handlu — także

36

miejscowej produkcji, powodował wzrost liczby i bogacenie się miejskich rze­mieślników. Niemałe znaczenie miał fakt, iż akcja lokacyjna łączyła się ze wzmożonym napływem do Polski obcych rzemieślników i kupców (Niemców, Flamandów, Włochów), którzy znajdowali tu doskonałe warunki zarobkowania. Wywołane przez fale imigrantów zróżnicowanie etniczne ludności miejskiej odbijało się z kolei bardzo silnie na rozwoju kultury ośrodków miejskich, któ­rych wpływ promieniował na okolicę.

Rosnąca zamożność różnych grup ludności i wzrost produkcji zarówno rolniczej, jak rzemieślniczej oraz ożywienie wymiany miały daleko sięgające konsekwencje w zakresie ukształtowania warunków bytu mieszkańców ziem polskich. Na przełomie XII i XIII w. zanikły ziemianki, zmniejszyła się też liczba chat plecionych z chrustu, ustępując budownictwu zrębowych do­mów, trwałych i cieplejszych, coraz częściej wznoszonych na fundamencie z calcu lub grubych dranic. Zapobiegało to deformacji budynków wskutek usuwania się gruntu, a także chroniło dodatkowo przed zimnem.

Odzież, którą dla bogatszych wykonywali już fachowcy rzemieślnicy, róż­nicowała się, wykazując wpływy mody niemieckiej i francuskiej11. I tak np. w XII—XIII w. można zaobserwować na podstawie przekazów archeologicz­nych i ikonografii coraz wyraźniejsze zwężanie się dotąd zaokrąglonych no­sków obuwia, nawiązujące do charakterystycznej mody zachodnioeuropej­skiej. Obuwie to jest już często sporządzane z kolorowych safianów, zdo­bione haftem z barwnych nici czy aplikacjami z metali (u możnych z metali szlachetnych), wytłoczeniami i ażurami. Postępy w zakresie garbowania i wyprawiania skór sprawiły, że wykonywane z nich kaftany czy tuniki były często prawdziwymi dziełami sztuki. I tak np. w pochodzącej z XIII w. war­stwie osady rzemieślniczej na Nowym Targu we Wrocławiu odkryto frag­ment kaftana uszytego z kawałków skóry zachodzących na siebie na kształt łusek pancerza; inny odnaleziony fragment to kawałek szaty skórzanej z or­namentem w kształcie orła wyłożonego łuskami ze złotych blaszek na tle złotych punktów, wyobrażających zapewne gwiazdy. Tego typu odzież mu­siała być oczywiście sporządzona dla osobnika zamożnego, o wysokiej ran­dze społecznej, może dla samego księcia. Właśnie bowiem odzież dworska najbardziej podatna była na wszelkie wpływy idące z zagranicy, tu też naj­szerzej wykorzystywane były wszelkie możliwości stwarzane przez postęp techniczny wytwórczości lokalnej, a także przez szybko rosnący import ko­sztownych zagranicznych surowców do sporządzania odzieży. Odzież wład­cy, jego dworu, a także możnych, stanowiąc wizytówkę ich statusu społecz­nego miała już z daleka wywołać wrażenie majestatu i bogactwa. Efekty te uzyskiwano drapując się w długie, o wiele dłuższe od pospolitych, płaszcze, w kolorze kontrastującym z szatami, na które je narzucano, spinając je na kształt togi na prawym ramieniu lub na karku ozdobną zapinką — tak odzia­ny jest np. książę na palenie ufundowanej dla katedry płockiej przez Kon­rada Mazowieckiego w XIII w. Letnie płaszcze zdobiło podszycie z jedwabiu lub lamowanie złotolitą tkaniną czy kosztownym futrem, zimowe w całości podbijano futrem. Podobne płaszcze nosili zresztą panujący i możni w całej

37

ówczesnej Europie — od Bizancjum po Francję. Odzież męska składała się nadal z tuniki, rozszerzanej często dołem za pomocą klinów, z prostymi lub lekko zwężającymi się rękawami, bogato lamowanej, i spodniej koszuli oraz gaci. Kobiety ubierały się w suknie, których główną ozdobą były niezwykle długie, rozszerzające się rękawy. Niewiasty z górnych warstw społecz­nych nosiły rękawy długie (do kostek!) i przesadnie rozkloszowane; spod nich wyłaniały się wąskie rękawy koszuli z cienkiego płótna, zebrane lamów-ką w nadgarstku. W połowie XIII w. — jak można sądzić z licznych źródeł ikonograficznych — moda zmieniła się: rozkloszowane rękawy znikły, zaczę­to nosić suknie o rękawach wyraźnie zwężających się w nadgarstkach. Tego typu rękawy spotykamy także wśród odzieży mieszczek, które podobnie jak żony i córki możnych ubierały się według mody zachodniej. Na wsi panował strój niewiele zmieniony od wczesnego średniowiecza, być może tylko częściej noszono tu skórzane, sporządzone przez zawodowego szewca obu­wie; lepszą zaś, świąteczną odzież szyto już z tkanin nie tylko domowych, lecz zakupionych w pobliskim mieście.

Bogaciło się też i urozmaicało pożywienie. Wraz ze wzrostem liczby kla­sztorów, które otoczone były zwykle ogrodami, upowszechniały się nie zna­ne przedtem warzywa; tak np. w XIII w. weszła do polskiej kuchni cebula. Ożywienie wymiany wprowadziło do codziennego użytku sól, a na bogatsze stoły także egzotyczne przyprawy. Zwiększenie wydajności rolnictwa i roz­wój hodowli oznaczały obfitsze posiłki także dla szerokich mas ludności, choć przywilej pełnej sytości posiadali nadal przede wszystkim możni. Re­szta mieszkańców ziem polskich cierpiała okresowe głody, związane z nie­urodzajami, powodziami, zamieszkami wojennymi.

Jednym z podstawowych czynników kształtujących rozwój kultury w tej epoce był fakt znacznego zwiększenia się liczby ośrodków wzorcowych i pojawienia o wiele szerszego, niż to było dawniej, mecenatu społecznego. Wiązało się to z nowymi, rozbudowanymi możliwościami gospodarczymi i zmieniającymi się strukturami socjalnymi kraju; rozdrobnienie polityczne również odegrało tu swą rolę. Za pierwszych Piastów jedynym mecena­sem był władca państwa, a jego dwór stanowił centralny i właściwie jedyny ośrodek życia kulturalnego. Począwszy od XII w. następuje przełamanie tego monopolu, a liczba mecenasów szybko wzrasta. Ambicje w tym zakre­sie szły w parze z rozwojem ambicji politycznych i społecznych. Akcję wer­bowania na swe usługi artystów kamieniarzy oraz budowniczych i uświet­niania swego imienia przez wznoszenie imponujących gmachów oraz ozda­bianie ich wnętrz podejmują w XII i XIII w. liczni dzielnicowi, konkurujący ze sobą i spierający się o prymat, książęta. Za ich przykładem szli coraz liczniejsi wysocy, wpływowi urzędnicy, biskupi, wzrastające w siłę klasztory, możniejsi przedstawiciele rycerstwa. Wielmoża ze Śląska, wojewoda Bole­sława Krzywoustego, Piotr Włostowic, był wedle legendy fundatorem 77 świątyń, w tym 2 kościołów we Wrocławiu: pod wezwaniem Św. Wincen­tego na Ołbinie i Panny Marii na Piasku. Inni możni szli jego śladem. Budowni­ctwo monumentalne zaczęło powstawać w całym kraju; w drugiej połowie

38

XI i w XII stuleciu jest już ono w pełni oparte na świetnych wzorach zachod­nioeuropejskiej romańszczyzny. Z budowli świeckich na specjalną uwagę zasługują pochodzące z XII w. założenia pałacowe Krakowa, Wiślicy i Płoc­ka: prostokątne kamienne palatia, nie mające już, jak dawniej, bezpośrednie­go połączenia z kaplicą, a więc wyspecjalizowane w funkcjach mieszkalno-reprezentacyjnych, których obszerne pomieszczenia służyły książętom i ich otoczeniu. Możni mieszkali w dworcach drewnianych, wprawdzie rozle­głych i obronnych, lecz najczęściej ustępujących wspaniałością siedzibom książąt.

Najintensywniej oczywiście rozwijało się w owych czasach budownic­two sakralne. W drugiej połowie XI w. odbudowano zniszczone w czasie katastrofy państwowej po śmierci Chrobrego katedry w Gnieźnie i Pozna­niu. W związku z przeniesieniem przez Kazimierza Odnowiciela stolicy do Krakowa przystąpiono do szeroko zakrojonych prac na Wawelu. W drugiej połowie XI w. powstały tu dwa imponujące gmachy świątynne: trójnawowa bazylika z transeptem i wydzielonym prezbiterium, zdradzająca silne wpły­wy romańszczyzny nadreńskiej, oraz osobna katedra, ozdobiona dwiema du­żymi kwadratowymi wieżami; tu znajdowała się do dziś zachowana krypta Św. Leonarda. W pierwszej połowie XII w. wzniesiono w Płocku wielką (szero­kość nawy 25 m, długość 53 m) katedrę romańską, wzorowaną również na budowlach nadreńskich, oraz nie mniej imponującą trójnawowa katedrę we Włocławku. Mnożyły się też w związku z rozbudową hierarchii duchownej i sieci klasztornej kościoły kanonickie i klasztorne. Najstarszym kościołem kanonickim na ziemiach polskich jest wzniesiony w latach 1086—1098 ko­ściół pod wezwaniem Św. Andrzeja w Krakowie, uważany za fundację mo­żnego palatyna ówczesnego — Sieciecha. Jest to zachowana do dziś dość dobrze, trójnawowa romańska bazylika o dwu przęsłach. Z dwunastowiecz-nych kolegiat warto wymienić świątynie w Kruszwicy, Opatowie i w Tumie pod Łęczycą. Zwłaszcza kolegiata tumska świadczy o wysokim kunszcie bu­downiczych, a także o wielkim nagromadzeniu środków umożliwiających podjęcie i przeprowadzenie tak skomplikowanej budowy. Jest to zachowana do dziś trójnawowa bazylika bez transeptu, o długości około 50 m i szeroko­ści naw około 20 m, o rozbudowanej i skomplikowanej części wschodniej, na którą złożyło się aż sześć absyd. Część zachodnia posiada imponującą dwukondygnacjową emporę i szerokie kwadratowe wieże. Budowla wznie­siona została z granitowej kostki; jej ogólna kubatura szacowana jest na bli­sko 20 000 m?.

Najstarszy z zachowanych do dziś zespołów klasztornych to opactwo be­nedyktyńskie w Tyńcu pod Krakowem, powstałe w drugiej połowie XI w. W jego skład wchodził trójnawowy kościół z przyległym wirydarzem, wokół którego rozmieszczono jednotraktowe pomieszczenia klasztorne. Niedawno stosunkowo, bo w 1946 r., dokonano znacznego odkrycia, które rozszerzyło naszą wiedzę o kulturze polskiej XII w. We wnętrzu bazyliki (ufundowanej w Strzelnic przez wojewodę kujawskiego, Piotra Wszeborowica, dla norber­tanek około 1185 r.), przebudowanej w XVIII w., odkryto, po usunięciu

39

nawarstwień cztery wspaniałe kolumny 4-metrowej wysokości o średnicy 62 cm każda. Dwie z nich są wspaniale rzeźbione. W obramowaniu arkadek i roślinnego fryzu nieznany z imienia rzeźbiarz odtworzył 36 postaci ludz­kich, których identyfikacja nie jest łatwa. Niektóre z nich trzymają w rękach przedmioty pozwalające przypuszczać, iż mamy do czynienia tu z personifi­kacją cnót i grzechów, takich jak sprawiedliwość, pobożność, gniew. Obok

10. Strzelno,

kościół

Św. Trójcy.

Kolumny

rzeźbione

z końca XII w.

40

11. Sulejów,

opactwo

Cystersów.

Głowica

kolumny

z początku

XIII w.

nich występują zagadkowe, trudne do rozszyfrowania postacie rycerzy, ko­biet, świętych, przybrane w szaty o subtelnych liniach załamań, zastygłe w hieratycznym spokoju lub geście pełnym ekspresji (panny wyrywające sobie włosy z głowy). Niektórzy badacze przypuszczają, iż płaskorzeźby te stanowiły ilustracje do tekstu ułożonego przez ksienię Hildegardę z Bingen, poetkę, lekarkę, filozofkę, jedną z najciekawszych kobiet XII w. Przy tego typu interpretacji dekoracja kolumn strzeleńskich byłaby nie tylko dowo­dem wysokiego kunsztu kujawskiego warsztatu kamieniarsko-snycerskiego, ale także świadectwem poziomu intelektualnego żeńskich zgromadzeń kla­sztornych w ówczesnej Polsce i ich żywych kontaktów z centrami kultury w Europie zachodniej.

Z poczynaniami książąt i możnych świeckich konkurowały inicjatywy bi­skupów (liczne kościoły i kościółki wiejskie). Nie brakło również, choć były one w owym czasie znacznie skromniejsze, fundacji rycerskich, jak np. ów niezwykły w kształcie kościół pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela w Pran-docinie, który zbudował w pierwszej połowie XII w. komes Prandota Stary. Nieco później, na schyłku XII i w XIII w., zaczęły się mnożyć kościoły wiej­skie, niewielkie, wznoszone przy siedzibach rodowych, np. w Michałowie, Bierzowie, Bąkowie, Starym Gostyniu, Głuszynie itd., świadcząc o dorabianiu się rycerstwa i jego rosnącej samowiedzy oraz ambicjach stanowo-rodowych.

Ogromną rolę w rozwoju budownictwa odegrał mecenat klasztorny. To cystersi zapoczątkowali nowy typ budownictwa nad Wisłą, wznosząc bazy­liki w Jędrzejowie, Koprzywnicy i Wąchocku. Miejsce półokrągłych, szero­kich sklepień romańskich zajęły sklepienia wydłużone, ostrołukowe. Zmie-

41

nią się także podstawowy materiał budowlany — kamień wyparty został przez ciemnoczerwoną, wypalaną z gliny cegłę. Druga połowa XIII w. stoi już na ziemiach polskich pod znakiem gotyku. W tym stuleciu i w następ­nych liczne kościoły gotyckie wzniesione zostały we Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Toruniu i innych miastach. Wysmukłe gotyckie wieże stają się od XIII w. elementem dominującym w panoramie większych ośrod­ków miejskich. Coraz bogatszy wystrój wnętrz kościołów, efekty świetlne uzyskiwane dzięki różnokolorowym witrażom, barwne malowidła i rzeźby — wszystko to świadczy o wyrabiającym się smaku artystycznym i rosną­cych umiejętnościach ówczesnych rzemieślników i artystów, a także o boga­ceniu się miast i ich mieszkańców, którzy stopniowo sami zaczynają podej­mować koszt pewnych fundacji.

Charakterystyczne zjawisko stanowił szybki wzrost rangi społecznej arty­stów, zapraszanych na dzielnicowe dwory książęce i suto opłacanych za wy­konanie zleconych im prac. Rola artysty była tym ważniejsza, że walory arty­styczne dzieł sztuki zostawały coraz wyraźniej wprzęgnięte w określone za­dania ideologiczne czy polityczne i miały służyć konkretnym akcjom oraz ce­lom propagandowym. Przykładem takiej propagandowej fundacji mogą być np. słynne Drzwi Gnieźnieńskie, wedle tradycji dar Krzywoustego dla katedry w Gnieźnie, niewątpliwie pochodzące jednak z drugiej połowy XII w.12 Na ogro­mnych, brązowych wrotach nieznany artysta wykonał 18 płaskorzeźb, przed­stawiających sceny z legendarnego życia biskupa Wojciecha, patrona świątyni i pierwszego polskiego — mimo czeskiego w istocie pochodzenia — świętego. Zamknięte w ramkach z roślinnej ornamentacji, z wplecionymi w nie moty­wami figuralnymi, odtwarzają koleje życia pobożnego biskupa od narodzin aż do śmierci i wykupu jego zwłok przez Chrobrego. Zastygły w zręcznie podpa­trzonych pozach korowód duchownych, rycerzy i Prusów spogląda od setek lat na zwiedzających, świadcząc o 'wielkim kunszcie anonimowego rzeźbiarza, a także o pomysłowości fundatora, który tak zaplanował dzieło, aby w dobie rozbicia dzielnicowego przypominało o wielkiej misji planowanej przez Chro­brego i o symbolicznym akcie odzyskania relikwii patrona Polski z rąk pogan-, skich nieprzyjaciół. Nie jest to zresztą jedyny przykład wyzyskania oręża sztuki do celów polityki. I tak np. wspaniały kościół Św. Krzyża we Wrocławiu, budo­wany w latach 1288—1295 z inspiracji śląskiego Piasta, księcia Henryka Probu-sa, wiązał się niewątpliwie z pomysłami tego władcy w zakresie zjednoczenia Polski i uzyskania dla siebie korony królewskiej. W początkach XIV w. spadko­biercy Probusa wznieśli mu "w tejże świątyni wspaniały grobowiec, wzorowany na królewskich grobach Kapetyngów francuskich, akcentując w ten sposób raz jeszcze roszczenia i marzenia zmarłego. Interesujące, iż wzór królewskiego gro­bowca Probusa naśladowany był przez styl nagrobków jego następców: Bol­ka I w Krzeszowie, Henryka ziębicidego w Henrykowie, Henryka żagańskiego w Żaganiu, świadcząc, iż ambitne aspiracje do korony długo żyły w gronie śląs­kich Piastów. Jednym z najwspanialszych przedsięwzięć, związanych z tymi as­piracjami, jest wspaniała kaplica grobowa na planie “treflowym", wzniesiona w początkach XIV w. przy kościele Cysterskim w Lubiążu. Fundator, książę Bolesław

42

legnicki, został tu pochowany w sarkofagu ustawionym w skrzyżo­waniu naw, pod konsolami sklepiennymi pokrytymi rzeźbą ukazującą walkę dobrego ze złem. Zworniki polecił książę ozdobić swymi znakami heraldycznymi.

Wielka architektura monumentalna tej epoki pełniła rolę nie tylko wy­kładnika idei politycznych i środka propagandy. Była jednocześnie elemen­tem umacniającym obronność kraju, mającym zabezpieczać możnych przed powstaniem ludowym, a ludność przed grozą wojenną. Potężne mury ko­ściołów i klasztorów stanowiły kryjówkę, do której ściągano z całej okolicy na wieść o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Podobnie obwarowania miejskie chroniły podczas wojen i napadów tatarskich; sztuka oblężnicza była jeszcze tak słabo rozwinięta, że mocniejsze warownie można było w praktyce zdo­być jedynie głodem. Toteż wszystkie większe miasta starały się ulepszać ota­czające je wały ziemno-drewniane, a niektóre zaczynały się już pod koniec XIII w. zdobywać na pierwsze odcinki murów i bramy ceglane (Kraków, Po­znań, Sławków). Solidne, imponujące obwarowania stanowiły nie tylko gwa­rancję spokojnego bytu mieszkańców miasta, były one jednocześnie symbo­lem jedności rodzącej się właśnie autonomicznej gminy miejskiej, jej odręb­ności od otaczającej ją okolicy. Wzmagając poczucie bezpieczeństwa i pod­kreślając istnienie specjalnych, zagwarantowanych obwarowanemu tere­nowi uprawnień, tworzyły psychologiczne przesłanki narodzin myśli o sta­nowej odrębności i godności mieszczaństwa.

Nie były to jedyne zmiany w zakresie mentalności społecznej zachodzą­ce w tym czasie. Reakcja pogańska, jaka w połowie XI w. przeszła jak burza nad polskimi ziemiami, zakończyła się ponownym triumfem młodego, ale prężnego chrześcijaństwa, popieranego przez władze państwowe, przez ksią­żąt i możnych. Nie oznaczało to jednak pełnego unicestwienia rozlicznych pogańskich obyczajów i przeżytków, które nadal żyły wśród niemal wszyst­kich grup społecznych. W całej Europie człowiek średniowiecza poszukując wyjaśnienia otaczających go zjawisk musiał się uciekać niejednokrotnie do ich magicznej interpretacji. Było to wynikiem znacznej jeszcze bezbronno­ści wobec potęg przyrody, wykładnikiem skromnych zasobów ówczesnej wiedzy. Tym się tłumaczy żywotność przekazywanych z pietyzmem z poko­lenia na pokolenie wierzeń, przesądów, zaklęć. Zresztą chrześcijaństwo rów­nież dostarczało możliwości magicznej interpretacji wielu zjawisk, często nawet w sposób bardziej sugestywny niż system pogański. Obrzędy chrztu, zaślubin, pogrzebu ujmowały życie ludzkie w uświęcone ramy, nadając mu walor pielgrzymki ku wiecznemu zbawieniu po śmierci. Reli­kwie, dewocjonalia, modlitwy służyły jako niezawodna tarcza przeciw złym potęgom losu: klęskom nieurodzaju, powodzi, moru, wojny. Gdy to zabezpieczenie zawodziło, Kościół tłumaczył nieszczęścia niezbadanymi wyrokami Opatrzności i karą za grzechy, nawoływał do pokuty, cierpliwości i wytrwania, obiecywał nagrody w życiu przyszłym. Zrządzeniem Bożym tłu­maczono również przebieg rozwoju społecznego, niesprawiedliwości towa­rzyszące rozwojowi feudalnych stosunków i tworzeniu się stanów, pogłębiającej

43

się przepaści między “szlachetnie urodzonymi" a zwykłym ludem.

Mimo postępów w zakresie chrystianizacji stary słowiański obyczaj tkwił mocno na polskiej ziemi. W wielu wypadkach przenikał on do obrzędów chrześcijańskich i splatał się z nimi, przy cichej aprobacie duchowieństwa. Nowe, zagraniczne obyczaje szerzyły się natomiast głównie za pośrednictwem obcego duchowieństwa i dworów panujących; żony władców — cudzoziemki — i ich otoczenie przynosiły ze sobą różne nowinki, zarówno zachodnioeuro­pejskie, jak i rusko-bizantyjskie. Nowe obyczaje przynosili również ściągający do miast kupcy i rzemieślnicy z Niemiec, Włoch i innych krajów. Już jednak od czasów najdawniejszych kształtowała się na polskich ziemiach specyficzna, rodzima obyczajowość, inna niż u bliższych i dalszych sąsiadów.

Krytyczny okres rozbicia dzielnicowego nie przyniósł, mimo likwidacji jedności państwa, cofnięcia się w zakresie świadomości narodowej ludzi ży-

44

13. Patena Mieszka III tzw. kaliska z końca XII w.

jących na ziemiach polskich. Wprost przeciwnie — zagrożenie i kryzys poli­tyczny poszerzyły wybitnie kręgi społeczne wyposażone w wyraźne już po­czucie polskiej wspólnoty narodowej, ponadregionalnej i ponaddzielnico-wej. Rozwijały się także i różnicowały formy, w jakich się to poczucie mani­festowało. W XIII w. już nie tylko dynasta i jego rodzina występuje jako wi­domy, namacalny znak narodowości (choć oczywiście nadal głównym sym­bolem kraju jest książę). Gali Anonim wprowadził do swojej Kroniki perso­nifikację idei kraju — Polski w postaci owdowiałej po zgonie Chrobrego, zbolałej niewiasty, wzywającej do żałoby po wielkim władcy ludzi wszelkie­go stanu i kondycji, zamieszkujących polską ziemię. Pisze też Gali wielokro­tnie o miłości ojczyzny (amor patriae) i o jej obrońcach (defensor patriae), na kartach jego Kroniki występuje zarówno pojęcie “natio" (w sensie zbio­rowości ludzi wspólnego pochodzenia, wywodzących się z jednego korze­nia), jak i znamienne określenie “gens Polonorum", co w średniowieczu o-znaczało ludzi jednego języka i jednej organizacji politycznej. Można by oczywiście sądzić, że Kronika Galia odzwierciedla w dużym stopniu konwe­nans i terminologię zachodnią, a więc import na naszym gruncie, ale inne źródła tego czasu również świadczą o krzepnięciu i rozszerzaniu się idei na­rodu właśnie w trudnej dobie rozbicia dzielnicowego.

Katalizatorem był tu z jednej strony napływ żywiołu obcego, przede wszystkim niemieckiego, bardzo intensywny w XIII i XIV w., powodujący ostre kontrasty obyczajowe, co sprzyjało samookreśleniu się dawnych mie-

45

szkańców wobec przybyszów. Z drugiej strony agresywne posunięcia Bran­denburgii i Krzyżaków, wywołujące poczucie zagrożenia zwłaszcza w półno­cnych i połnocno-zachodnich częściach kraju, grały poważną rolę. W licz­nych źródłach z tego okresu znajdujemy sformułowania świadczące o istnieniu w pełni dojrzałej samowiedzy narodowej licznych grup złożo­nych z kleru i rycerstwa. Zwłaszcza znamienne są tu protesty synodu łęczy­ckiego (1285 r.) wobec prób “zamienienia Polski w Saksonię" i uchwały te­goż synodu dotyczące nauki języka polskiego w szkołach katedralnych i kla­sztornych. Obrona języka polskiego odegrała wielką rolę w ruchu politycz­nym, zmierzającym w drugiej połowie XIII w. do zjednoczenia ziem pol­skich. Związki emocjonalne z polskim językiem i obyczajem cechują wyraź­nie kroniki trzynastowieczne, a także występują w wypowiedziach działaczy tego okresu, np. arcybiskupa Jakuba Świnki. W aktach procesu kanonicznego wytoczonego w latach 1306—1308 zwalczającemu Łokietka zniemczonemu biskupowi Janowi Muskacie określa się go mianem “prześladowcy narodu polskiego". Znany bunt krakowskiego wójta Alberta w 1311 r. nosił wyraźne cechy ostrego konfliktu narodowego i właśnie jako walkę Niemców z Polakami uwieczniły go pieśni współczesne13. Z początków XIV w. pocho­dzi też wzmianka dowodząca, że polskie rycerstwo walczyło w tych latach nie tylko z obowiązku wierności wobec władcy, ale świadomie składało swe życie w ofierze ojczyźnie. W kalendarzu kapituły krakowskiej zanotowano pod rokiem 1318 o kasztelanie krakowskim Prandocie Warszowicu: “obiit... pugnando pro gente Polonica usque ad mortem" (“zginął walcząc za naród polski aż do śmierci")14. Rycerz Prandota jest więc pierwszym znanym z imienia bojownikiem o sprawę polską, otwierającym swą ofiarą życia tłumny aż po wiek XX pochód żołnierzy patriotów.

Przytoczone przykłady ugruntowują supozycję, iż właśnie w okresie roz­bicia dzielnicowego kler wszystkich szczebli i rycerstwo — nawet szerego­we — stają się nosicielami w pełni już rozwiniętego poczucia narodowego. Świadomość tych właśnie grup odegrała wielką rolę w dziele zjednoczenia15. Bardziej skomplikowanie przedstawia się sprawa świadomości narodowej mieszczan w tym okresie; właściwie należałoby mówić o istnieniu dwu świa­domości narodowych w miastach XIII—XIV w.: niemieckiej (w grupach pa-trycjuszowskich i zamożnego mieszczaństwa) i polskiej (część warstw śred­nich i biedota miejska). Ich ścieranie się zaostrzało konflikty społeczne i po­lityczne, jakie wybuchały w tym czasie w licznych miastach. Odrębności ję­zyka i obyczaju przyniesione przez przybyszów utrzymywać się miały w śro­dowiskach mieszczańskich bardzo długo, pomniejszając rolę, jaką miasta mo­głyby odegrać w dążeniu do politycznej jedności kraju. Najmniej wiemy o po­stawach ludności chłopskiej. J. Baszkiewicz dopatruje się rozwoju świado­mości narodowej wśród najszerszych mas ludowych, podkreślając rolę tego faktu dla zjednoczenia16. Wydaje się jednak, że wśród chłopstwa nie tylko w średniowieczu, ale nawet jeszcze u progu czasów nowożytnych do­minowały nie narodowe i nawet nie regionalne, lecz lokalne, miejscowe więzi (być może poza terenami pogranicza, zwłaszcza brandenbursko-krzy-

46

żackiego, gdzie częste starcia i state zagrożenie wywoływały szybkie przeo­brażanie się zakodowanych jeszcze w epoce plemiennej pojęć “swój" — “obcy" w formę przeciwstawień narodowych).

Dla rozwoju myśli politycznej i narodowej ogromne znaczenie miała lite­ratura oficjalna, stojąca na usługach władców i ich celów politycznych. W literaturze tej panował oczywiście niepodzielnie język łaciński. Przyjęcie chrześcijaństwa ułatwiło wprawdzie Polsce przez wprowadzenie tego mię­dzynarodowego w średniowieczu języka kontakty z innymi krajami Europy, ale jednocześnie opóźniło rozwój własnego języka literackiego. Najstarsze zabytki piśmiennictwa ziem polskich to jak wszędzie: roczniki, żywoty świę­tych, teksty kazań, kroniki. Na czoło tych ostatnich wysuwa się cytowane już kilkakrotnie dzieło Galia Anonima — nieznanego duchownego przyby­łego na dwór Krzywoustego z krajów romańskich. Mimo że był cudzoziem­cem, Gali przepoił swą Kronikę duchem szczerego, polskiego patriotyzmu. Zwłaszcza czasy Chrobrego znalazły w nim gorliwego chwalcę. Zafascyno­wany niezwykłą osobowością tego władcy, o którym tradycja żyła jeszcze wśród możnych i ludu, stworzył Gali sugestywną wizję złotego wieku, jaki przeżywała Polska pod berłem wielkiego Bolesława.

W początkach XIII w. do pisania dziejów Polski od czasów bajecznych aż do 1202 r. zasiadł biskup krakowski Wincenty Kadłubek. Jego dzieło jest niezwykle interesującym świadectwem typu umysłowości i wykształcenia elity ówczesnego społeczeństwa polskiego. Kronika mistrza Wincentego peł­na jest reminiscencji z historii starożytnej, której znajomość musiała się już widocznie upowszechnić nad Wisłą. Górnolotny styl i frazeologia, obniżają­ce wartość dokumentalną pracy Kadłubka, pozwalają jednocześnie wniosko­wać o zamiłowaniu do retoryki i malowniczości, o dbałości o estetykę zgo­dną z ówczesnymi wzorcami, które nam dziś wydać się mogą zbyt wybujałe, ale odpowiadały impulsywnej naturze współczesnych Kadłubkowi. Mistrz Wincenty położył wielkie zasługi zwłaszcza dla rozpowszechnienia legend osnutych wokół jednego ze swych poprzedników na biskupim tronie, owego Stanisława, którego zabójstwo zemściło się tak srodze na Bolesławie Śmiałym. Biskup Stanisław stał się wkrótce nowym patronem Polski, usuwa­jąc w cień dawny kult św. Wojciecha. Życie tego nowego, tym razem już w pełni polskiego, męczennika odczytywano jako symboliczny wykład dzie­jów kraju, rozczłonkowanego jak ciało św. Stanisława. Wierzono też, iż zaró­wno Polska, jak rozproszone członki biskupa zostaną w cudowny sposób zje­dnoczone. Wierzenia te odegrały ważną rolę w XIII w., budząc tęsknoty do ponownej politycznej jedności ziem polskich i umacniając przekonanie, że jest ona możliwa do osiągnięcia17.

Szybko rozwijała się w Polsce wiedza i oświata. Oczywiście ich dobro­dziejstwa docierały przede wszystkim do klasy panującej. Istniejące już w XI w. szkoły służyły głównie kształceniu kadr duchowieństwa. Obok nich ośrodkami znajomości sztuki pisarskiej były coraz liczniejsze klasztory. W XII i XIII w. sieć szkół w Polsce uległa rozbudowie. Początkowo zakładano je tylko przy katedrach, wkrótce jednak zaczęto organizować szkoły parafial-

47

14. Kraków,

klasztor

Klarysek.

Inicjał

antyfonarza

z pierwszej

połowy XIV w.

ne, zwłaszcza w większych ośrodkach administracyjnych i w miastach. Obok szkół rolę ośrodków kulturalnych i naukowych odgrywały istniejące u nas już w XI w. biblioteki, niektóre dość pokaźne jak na owe czasy. I tak np. biblioteka katedry krakowskiej posiadała w początkach XII w. - jak wynika

48

z inwentarza — 48 pozycji. Były to oczywiście wszystko dzieła przepisywa­ne z mozołem ręcznie, często bogato iluminowane i oprawne w ozdobne skórzane, drewniane oraz metalowe okładki, a więc owoc niemałych tru­dów i kosztów. Kadra zawodowych kopistów była już w XII—XIII w. liczna:

w klasztornych skryptoriach cierpliwi mnisi całe życie, dzień po dniu, spę­dzali przy pulpitach. W XIII stuleciu w takim właśnie zaciszu klasztornym powstała słynna Księga ośmiu proroków — dzieło o specjalnie bogatej or­namentyce, budzące od setek lat podziw i żywe wzruszenia artystyczne, dziś przechowywane w Bibliotece Narodowej w Warszawie. Nieco późniejsza, bo pochodząca z XIV w., jest wykonana dla kolegiaty w Brzegu wspaniała obrazowa Legenda o św. Jadwidze, pobożnej księżnej śląskiej, dzieło Miko­łaja Pruzi z Lubina.

Nauka w omawianej epoce znajdowała się oczywiście przede wszystkim w rękach kleru i służyć miała feudałom duchownym oraz świeckim, co nada­wało jej — jak w całej Europie — specyficzne piętno. Nie brakło zresztą wybitnych w skali międzynarodowej uczonych pochodzących z polskich ziem. Ślązak Witelon, filozof, przyrodnik i matematyk, zyskał w XIII w. mię­dzynarodową sławę swym dziełem Perspectwa, traktującym m. in'. o rozcho­dzeniu się światła. Mikołaj z Polski, autor dwu głośnych traktatów medycz­nych, był w końcu tegoż stulecia profesorem uniwersytetu w Montpellier. Współczesny mu astronom Franko z Polski zasłynął jako autor znanego w całej Europie traktatu o przyrządzie astronomicznym, zwanym z łacińska torquetum.

4 — M. Bogucka, Dzieje kultury

49

Nie była więc Polska, mimo iż kraj młody cywilizacyjnie, kulturalnym zaściankiem w owych latach. Obyczajowo musiała oczywiście różnić się znacznie zwłaszcza od krajów Europy zachodniej — Francji, Włoch czy An­glii — gdzie kultura rycerska, rozkwitła wspaniale w epoce wypraw krzyżo­wych, nadawała specyficzne piętno życiu społeczeństw, wpływy tej kultu­ry docierały jednak nad Wisłę, ogarniając przede wszystkim dwory książąt i możnowładców, utrzymujących żywe kontakty z zagranicą. I tak np. w po­czątkach XII w. palatyn Piotr Włostowic, ożeniony z ruską księżniczką Marią, znany był dobrze w Niemczech i Francji; nazwisko jego spotykamy w necro-logium opactwa St. Gilles w Prowansji i w Rocznikach magdeburskich. Świetny dwór Włostowica, konkurujący z książęcymi, przyciągał, jak się zdaje, licznych cudzoziemców. Bawił tu m. in. niejaki rycerz Roger, któremu za jakieś usługi magnat darował wieś na Śląsku; przybrała ona nazwę Rożerowo.

Tryb życia polskich możnych niewiele się różnił od życia wielkich feuda-łów w innych krajach Europy. Objazd włości, polowanie, uczty, gra w kości i szachy wypełniały wolno płynący w tej epoce czas pokoju. Wojnę trakto­wano jako główne zajęcie, godne szlachetnego rycerza, zwłaszcza zaś wład­cy. “Stale zajęty jest pracą, rzadko inną niż poważną, zawsze szlachetną — pisze o księciu Kazimierzu Sprawiedliwym, który w XII w. władał dzielnica­mi: sandomierską, krakowską, kujawską i mazowiecką, kronikarz. — Życie bowiem ludzi dzielnych jest zawsze czynne, gnuśne zaś lenistwo już przez samą bezczynność budzi odrazę. Ilekroć nie są zajęci zewnętrznymi wojna­mi, z zamiłowaniem oddają się polowaniom, ponieważ niemałą szkołą dziel­ności jest unikanie próżniactwa, a mąż silny z zabaw czerpie niekiedy nie mniejszą zaprawę do zajęć poważnych"18. Dalej zaś kronikarz podkreśla, iż zwłaszcza polowanie i gra w kości to zajęcia godne panującego, uczą one bowiem opanowania.

Ideały rycerskie kształtowały się podobnie w całej Europie. Wprawdzie rycerstwo polskie nie. przeszło w swojej masie wielkiej szkoły, jaką dla Za­chodu stanowiły wyprawy krzyżowe, ale konieczność odpierania najazdów niemieckich, ruskich, czeskich, potem walki z Prusami, Jadżwingami, wresz­cie Tatarami, położyły podwaliny pod kodeks cnót, wysuwający na czoło męstwo, wierność, wytrwałość, a więc mający walor międzynarodowego wzorca osobowego. Kościół, oddziaływając intensywnie na mentalność pozys­kanych dla swego grona grup wyznawców, dorzucał ideały ascezy i samoumar-twienia, te jednak nie były do przyjęcia w bardziej masowej skali. Niemniej specjalnie predysponowane psychicznie jednostki podchwytywały je, wcie­lając gorliwie w życie. Otoczone legendą już przed śmiercią wielkie ascetki:

Jadwiga, księżna śląska, córka Bertolda, księcia Merami, a żona Henryka Bro­datego, opiekunka cystersek trzebnickich, i Kinga, księżna krakowsko-sando-mierska, córka Beli węgierskiego, a żona Bolesława Wstydliwego, założy­cielka klasztoru klarysek w Starym Sączu, propagowały w ówczesnej Polsce praktyki samowyrzeczenia, ćwicząc się w cnocie czystości i pokory. Nie miały jednak zbyt wielu naśladowców, choć podziwiano je powszechnie19.

Natomiast ideały i obyczaje rycerskie trafiły na grunt podatny, ogarnia-

50

jąć i podporządkowując sobie całą górę ówczesnego społeczeństwa. Aby zo­stać rycerzem, trzeba się było poddać skomplikowanym, jednakowym w ca­le) Europie, obrzędom. Już Gali Anonim opisywał uroczyste pasowanie Bole­sława Krzywoustego na rycerza w katedrze płockiej. Wraz z młodym księ­ciem pasowana została wówczas pewna liczba młodzieńców z możnych ro­dów. W XII w. kroczenie po szczeblach kariery — od giermka do rycerza — przez szlachetnie urodzoną młodzież było już, jak się zdaje, w Polsce dość powszechne. Obrzęd pasowania poprzedzony przygotowaniami: postem, uroczystą kąpielą, medytacją, uważano za przypieczętowanie rozwoju szla­chetnie urodzonego młodzieńca, za wprowadzenie go w męski świat dziel­nych czynów i sławy. O młodym księciu Leszku, synu Kazimierza Sprawie­dliwego, późniejszym władcy dzielnicy sandomierskiej i krakowskiej (na przełomie XII i XIII w.) pisze kronikarz: Jako młodzieniec ćwiczył się w polowaniu na miarę młodych sił. Rychło nabrał w tym sporej wprawy i rwał się do władania bronią. A chociaż nie był jeszcze giermkiem, a cóż dopiero pasowanym rycerzem, okazywał zawczasu chwalebne cechy rycers­kie"20. I dalej, wprowadzając nas w krąg ówczesnych pojęć i mechanizmów mentalnych: “Prosi Lestko stryja [księcia Mieszka Starego, który zagarnął jego ojcowiznę — M. B.}, aby pasował go na rycerza; prosi, nalega, żeby stryj spełnił przyrzeczenie i ustanowił go stałym w Krakowie dziedzicem"21. Pasowa­nie jest tu wysuwane jako konieczny prolog do objęcia władzy; bez otrzyma­nia upragnionego, symbolicznego rycerskiego pasa młody człowiek uchodził za niedojrzałego do pełnej, samodzielnej aktywności. Pasowanie na rycerza było w ówczesnej Polsce w tym czasie aktem już w pewnych kręgach nie­zbędnym. Za pośrednictwem rycerzy polskich zapewne obyczaj ten przedo­stał się w XII w. dalej, na Ruś. Kronikarze wspominają, iż Bolesław Kędzie­rzawy, władca dzielnicy mazowiecko-kujawskiej i Krakowa (od 1146 r.), przebywając w Łucku jako sojusznik księcia włodzimierskiego Izjasława w 1149 r. pasował na rycerzy licznych synów ruskich bojarów.

Nie należy jednak sądzić, iż polscy książęta i możni, zajęci polowaniem i wojną, nie rozumieli potrzeby wykształcenia intelektualnego i nie zapewnia­li swym synom także pewnej wiedzy książkowej, jakże przydatnej w roz­grywkach politycznych. O znacznym wykształceniu i oczytaniu Mieszka II wspominaliśmy wyżej; liczni książęta epoki rozbicia dzielnicowego umieli czytać, pisać i znali łacinę, a czasem także inne języki, zwłaszcza gdy — jak to było najczęściej — ich matki i żony były cudzoziemkami pochodzącymi z Rusi, Węgier, Czech i Niemiec. Oczywiście poziom owego wykształcenia w dużej mierze zależał od predyspozycji samego młodzieńca — czy miał ochotę ślęczeć na księgami, czy też unikał ich, wymykając się na zabawy i ćwi­czenia cielesne z towarzyszami. Toteż w epoce tej nie brakło i w Polsce, jak zresztą w całej Europie, władców analfabetów. Niemniej na wielu ambitniej­szych dworach starano się chłopców, a nawet dziewczynki, zapoznać z alfabe­tem i podstawami dziejów ojczystych; nie brakło też księży i kleryków pełnią­cych funkcje zaufanych wychowawców i nauczycieli. Bardzo często byli oni cudzoziemcami, propagującymi wiedzę i obyczaje zachodnie. Biografowie

51

biskupa niemieckiego, żyjącego na przełomie XI i XII w., Ottona bamber-skiego wspominają np., że jako młody duchowny bawił on w Polsce, ucząc dzieci możnych. Wynagradzano go za to hojnie, tak iż wyjeżdżając z Polski wywiózł znaczne bogactwa. Takich duchownych-nauczycieli było wówczas wielu; każdy niemal większy dwór skupiał ludzi pióra i artystów, pracują­cych dla uświetnienia sławy rodu swego protektora, a ich obecność wpływa­ła niewątpliwie na szlifowanie umysłów i serc oraz kształtowanie obyczajów.

Dwory książąt i możnych stawały się zatem, w miarę upływu lat, ośrod­kami kultury subtelniejącej, często w pewnym sensie wyrafinowanej. Uczty nie były już tu zwykłym środkiem zaspokojenia głodu, lecz stanowiły spotka­nia towarzyskie, wydarzenia socjalne, w czasie których obowiązywało okre­ślone ceremonialne zachowanie się. Gdy na stół podawano wymyślne potra­wy, rozlegały się dźwięki lir i harf, wystąpowali nie tylko ucieszni, prymity­wni linoskoczkowie czy niedźwiednicy, lecz także ćwiczeni w swej sztuce pieśniarze, skandujący poematy poświęcone życiu oraz czynom legendar­nych herosów i sławnych rycerzy. Były to teksty przyniesione do Polski z zachodu Europy lub powstałe na rodzimym gruncie. Wielką popularność zyskała w owych czasach zwłaszcza malownicza postać Piotra Włostowica, wyrastająca ponad przeciętny pułap możnych; śpiewano o nim liczne pieśni, układano poematy. Jeden z owych utworów, pióra cudzoziemskiego poety imieniem Maurus, bawiącego na dworze tego wielmoży, we fragmentach za­chował się do dziś (tzw. Carmen Mauri).

Recytowano i śpiewano pieśni nie tylko zresztą na dworach możnych. Obok literatury oficjalnej, stojącej na usługach władców i ich polityki, roz­wijała się bogata, żywiołowa twórczość ludowa, powstająca zarówno na wsi, jak w miastach. Ludowe pieśni i przypowieści krążyły od grodu do grodu i z ziemi do ziemi. Zaledwie ich okruchy przetrwały do dziś. Przypuszcza się, że np. znana pieśń ludowa O pani, co zabiła pana pochodzi właśnie z głębi XIII w. Wędrowni grajkowie, śpiewacy i sztukmistrze, zwani z łacińska wa-gantami, a po polsku igrcami, występowali — jak w całej ówczesnej Europie — wszędzie, gdzie zbierało się trochę więcej ludzi, a więc przede wszystkim na jarmarkach lub po karczmach. Kościół najczęściej niechętnie spoglądał na te widowiska i zabawy, w których nierzadko dopatrzyć się można było śladów dawnego pogaństwa czy świeżych, heretyckich poglądów. Spełniały one jednak ważne zadanie w zakresie rozszerzania horyzontów myślowych, w ćwiczeniu imaginacji, pomagały w identyfikowaniu się mieszkańców miast i wsi, zaspokajały potrzebę nie tylko rozrywki, ale i informacji, poma­gały w porządkowaniu percepcji świata: tego najbliższego, obejmującego dom i sąsiadów, i tego dalszego, będącego okolicą, ziemią, wreszcie — ro­dzinnym krajem.

Słowo odgrywało w owej epoce, gdy pismo było sztuką rzadką i znaną tylko wąskim kręgom edukowanych, ogromną rolę. Na każdym targu i jar­marku, w karczmach i zajazdach popisywali się wędrowni pieśniarze i recy­tatorzy, otaczani przez zasłuchane tłumy. W kościele ambona spełniała rolę przekaźnika zarówno prawd wiary, jak barwnych historyjek i anegdot o dziel-

52

nych, cnotliwych rycerzach, a przede wszystkim o licznych świętych poko­nujących pokusy i wystawianych ustawicznie na próby pełnego przygód ży­wota. Miały one zbudować, ale jednocześnie także zabawić słuchaczy, przy­ciągnąć ich do obrzędów wciąż jeszcze obcych w odczuciu większości wier­nych, wyrosłych w tradycjach resztek pogaństwa. Pieśni i kazania, docierając zarówno do możnych, jak i do ludu, niwelowały w pewnym stopniu ostre przedziały kulturalne, ujednolicały świat pojęć i horyzonty myślowe ówcze­snych ludzi, choć oczywiście masy ludowe musiały znajdować się na znacz­nie niższym niż elita społeczna poziomie, już choćby przez fakt, że życie ich wypełniała od świtu do nocy ciężka, niewdzięczna praca na roli lub w warsztacie, nie pozostawiająca zbyt wiele wolnego czasu. W tej epoce tylko rycerz, którego jedynym zadaniem była walka, i duchowny, przezna­czony do modlitwy i kontemplacji, cieszyli się szerokim dostępem do skarbca wartości intelektualnych i artystycznych, stanowiących pełnię ówczesnej kultury.

53

Kultura monarchii stanowej

Rozległe procesy gospodarcze i społeczne legły u podstaw przezwycię­żenia w Polsce, jak i w innych krajach Europy, rozbicia dzielnicowego. Potę­żnym stymulatorem były w tym zakresie jednak także zjawiska dokonujące się w sferze ideologii i mentalności1. Mimo podziału ziem polskich na odrę­bne księstwa utrzymywała się przez cały wiek XIII nazwa Królestwa Polskie­go (Regnum Poloniae) dla oznaczenia wszystkich ziem polskich, bez wzglę­du na to, jaki książę nimi władał. Tęsknota do korony — tego symbolu mocy państwa ucieleśnionego w postaci króla, pomazańca Bożego, czerpiącego swą władzę z nadnaturalnych źródeł — trwała w zbiorowej pamięci miesz­kańców poszczególnych dzielnic. Rozbicie polityczne nie mogło zresztą zni­weczyć z dnia na dzień starych, a ulegających w czasie XIII w. dalszemu wzmocnieniu, więzi ekonomicznych. Wspierała je ukształtowana od stuleci jedność języka, obyczaju, tradycji wynikającej ze wspólnoty zbiorowych doświadczeń pokoleń. Wszystko to czyniło z ziem polskich nadal określoną całość, wprawdzie nie polityczną, lecz kulturalną. Nie uległa zniszczeniu pa­mięć o świetnym panowaniu Mieszka i Chrobrego, twórców potężnego, jed­nolitego państwa. Szerzył się międzydzielnicowy kult św. Wojciecha i św. Stanisława, patronów całej Polski. Zwłaszcza żywot Stanisława zapładniał wy­obraźnię, gdyż w dziejach tego świętego męża upatrywano analogię do lo­sów kraju, a legendę o cudownym zrośnięciu się członków biskupa męczen­nika tłumaczono jako przepowiednię, iż tak samo scalą się kiedyś odrębne księstwa polskie i odrodzi zjednoczone, silne państwo jak za pierwszych Pia­stów. Łokietek, a potem Kazimierz Wielki mieli więc w swym dziele oparcie w potężnej tradycji historycznej, która w procesach zjednoczeniowych ode­grała poważną rolę.

Miano Wielkiego uzyskał Kazimierz niewątpliwie głównie w związku z sukcesami w zakresie swej polityki wewnętrznej. W XII i XIII w. wykształ­ciły się w Polsce, podobnie jak w całej Europie, stany których istnienie okre­śliło formę państwa w XIV-w.: monarchia stanowa. Stanem, który wykształcił

54

się nad Wisłą najwcześniej, było duchowieństwo. Okres rozbicia dzielnico­wego wyzyskało ono do szybkiej emancypacji spod wpływów władzy książę­cej. W początkach XIII w. spór między księciem wielkopolskim Władysła­wem Laskonogim a popędliwym arcybiskupem gnieźnieńskim Henrykiem Kietliczem zakończył się interwencją papieską na rzecz tego ostatniego. “Cóż cię opętało.— pisał papież Innocenty IV do polskiego księcia — że niesprawiedliwości popełniasz, nie boisz się powstawać przeciw Bogu, niby glina przeciw garncarzowi... Czyż na to cię Pan uczynił księciem, abyś wol­ność Kościoła poddawał w jarzmo niewoli?"2 Władcy niewielkich dzielnic, w dodatku skłóceni między sobą, nie byli w stanie podporządkować sobie duchownych potentatów. W 1210 r. Kościół polski w Borzykowie uzyskał od książąt Leszka Białego i Władysława Odonica potwierdzenie posiadanych już dawniej szerokich praw immunitetowych oraz zatwierdzenie zniesie­nia tzw. ius spolii, tzn. przestrzeganego niegdyś prawa księcia do zaboru ru­chomości biskupa po jego śmierci. Jednocześnie Kościół uzyskał prawo wy­boru biskupów przez kapituły; dawniej było to przywilejem książąt i świeckich władców. Wyposażone w odrębne sądownictwo i szerokie przywileje du­chowieństwo przekształciło się w odrębny, potężny stan. Politykę Kościoła polskiego ustalano w XIII w. na synodach — specjalnych zjazdach wyższego kleru pod przewodnictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego. Zjazdy te stanowiły oczywiście ważny element jednoczący rozbite na dzielnice ziemie polskie, ale w tym samym czasie budowały niezależność duchowieństwa i odgra­dzały go od reszty społeczeństwa.

Stan rycerski, zwany później szlacheckim, również ukształtował się jesz­cze przed objęciem rządów Kazimierza Wielkiego. Powstał ów stan w wyni­ku masowego zdobywania przywilejów immunitetowych przez możnowład-ców, a także — zwykłych rycerzy. Członków tego stanu wyróżniała od re­szty społeczeństwa zwierzchnia własność nad ziemią użytkowaną przez chłopów, co stanowiło podstawowy składnik prawa rycerskiego. Prawo feu­dalne przewidywało też w Polsce — jak w całej Europie — dla członków sta­nu szlacheckiego wyższą główszczyznę i wyższą nawiązkę oraz wiele innych przywilejów, uważanych za rekompensatę obowiązku przelewania krwi w obronie kraju.

Uformowany jeszcze w zasadzie w ciągu XIII w. stan rycerski nie był wszakże jednolity. Grupy możnowładców, rycerzy i “rycerzyków" różniły się między sobą bardzo znacznie majątkiem i pozycją społeczną. Dalszy roz­wój społeczny różnice owe pogłębiał. Część ubogiego rycerstwa deklaso­wała się, przechodząc do miast lub w ogóle spadając do poziomu chłopstwa. Średnie rycerstwo zabiegało energicznie o zrównanie z możnymi i przeciw­stawiało się próbom wyodrębnienia tych ostatnich w osobny stan.

Stan mieszczański powstał w rezultacie upowszechnienia się organizacji samorządowej miast i ich autonomii. O przynależności do tego stanu decy­dowało posiadanie praw obywatelskich w którymś mieście. Aby zostać ta­kim miejskim obywatelem, trzeba było spełnić szereg warunków: przedsta­wić świadectwo wolnego i prawego urodzenia, wnieść pewne opłaty, wyka-

55

zać się posiadaniem określonego majątku, czasem także — zawrzeć związek małżeński. Mając obywatelstwo w danym mieście, na terenie innych ośrod­ków było się nadal człowiekiem obcym, pozbawionym przywilejów, każde bowiem miasto nadawało obywatelstwo samodzielnie i rządziło się włas­nymi prawami, wszystkich przybyszów uważając za obcych.

Członkowie stanu mieszczańskiego byli ludźmi osobiście wolnymi; śred­niowieczne przysłowie głosiło nawet: “Powietrze miejskie czyni wolnym". Podobnie jak stan rycerski byli mieszczanie jako stan mocno zróżnicowani. W skład tego stanu wchodzili zarówno kupcy trudniący się wielką wymianą, jak drobni handlarze i rzemieślnicy. Sytuacja gospodarcza i społeczna tych grup nie była jednakowa.

Na najniższym szczeblu drabiny feudalnej — jak wszędzie — znajdowali się chłopi. Większe lub mniejsze ograniczenie wolności osobistej i praw do ziemi, poddanie w wielu wypadkach sądownictwu pana — oto podstawowe cechy charakteryzujące sytuację licznych grup ludności chłopskiej, choć, jak mówiliśmy, w wyniku akcji kolonizacyjnej jej ogólne położenie nie było złe, a kmieci nawet dobre.

Kazimierz Wielki w swym dążeniu do scentralizowania i umocnienia władzy państwowej opierał się głównie na miastach i średnim rycerstwie, popadając często w zatargi z możnymi świeckimi i duchownymi3. Zatarg z biskupem krakowskim Janem Grotem doprowadził nawet do rzucenia na króla klątwy kościelnej, co zresztą nie dało spodziewanych rezultatów i nie osłabiło pozycji władcy. Sprężyste rządy za pośrednictwem sprawnych urzęd­ników, tzw. starostów, łączących władzę policyjną, karno-sądowniczą i woj­skową z zarządem nad grodami i majątkami króla, doprowadziły szybko do scentralizowania państwa i wzmocnienia autorytetu monarchy. Ważnym zja­wiskiem w skali ogólnokrajowej była przemiana wywodzących się z daw­nych stuleci wieców dzielnicowych, obradujących u boku książąt nad waż­niejszymi sprawami dzielnicy, w zjazdy poszczególnych ziem; obok nich po­jawił się zwyczaj odbywania zjazdów ogólnopaństwowych, na których po­chodzący z różnych ziem dostojnicy i urzędnicy ziemscy, a także reprezen­tanci rycerstwa i miast wypowiadali się o najważniejszych kwestiach bieżą­cej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Funkcjonowanie owych zjazdów cementowało świeżo odbudowaną jedność kraju, a jednocześnie umożli­wiało górnym warstwom społeczeństwa branie udziału w rządach. Udział ów realizował się także przez istnienie u boku króla rady królewskiej, na której rozpatrywano wszelkie ważniejsze bieżące sprawy publiczne. Trzeba podkreślić, iż w radzie tej zasiadało sporo bogatych mieszczan, zwłaszcza krakowskich, m. in. słynny z ogromnego majątku kupiec Wierzynek. Kazi­mierz Wielki cenił bardzo głos doradczy miast, głównie w sprawach polityki gospodarczej, która go szczególnie zaprzątała.

Funkcjonowanie zjazdów ziemskich, ogólnopaństwowych, a także rady królewskiej, wciągając do zarządzania dość szerokie grono osób sprzyjało rozwojowi i podnoszeniu się poziomu kultury politycznej górnych warstw społecznych, a rozwój urządzeń prawnych także kultury sądowniczo-praw-

56

nej, co miało ogromne znaczenie dla wykształcenia i ugruntowania państwo­wej praworządności. W tym kierunku szły też podejmowane przez króla re­formy i innowacje. W zakresie sądownictwa miejskiego istotną reformą było utworzenie własnych polskich instancji odwoławczych od istniejących w miastach sądów ławniczych. Tak powstały tzw. wyższe sądy prawa nie­mieckiego, uniezależniające mieszczaństwo krajowe od obcego sądu apela­cyjnego w Magdeburgu, do którego uprzednio kierowano sprawy dla ostate­cznego werdyktu.

Wydarzeniem ogromnej wagi była, dokonana w latach 1346—1347, kody­fikacja praw, czyli sporządzenie tzw. statutów wiślicko-piotrkowskich. Obo­wiązujące dotąd różne zwyczaje ujęto w konsekwentne systemy norm praw­nych, usuwając chaos i okazje do nadużyć. Oczywiście statuty były dziec­kiem swej epoki, a więc podkreślały uprzywilejowanie rycerstwa, a ich prze­pisy dotyczące wsi zapoczątkowały wzmożoną akcję ograniczania wolności osobistej jej mieszkańców. Legenda o Kazimierzu — “królu chłopów" — in­spirująca dziewiętnastowieczną historiografię jest więc tylko legendą. Nie­mniej w miarę swych możliwości .i w zgodzie z pojęciami epoki rządził on krajem sprawiedliwie, tępiąc wszelkie wynaturzenia i nadużycia. “Za jego czasów żaden z potężnych panów lub szlachty nie śmiał biednemu gwałtu czynić, wszystko się sądziło według szali sprawiedliwości" — stwierdza kro­nikarz4. Na pewno dokonał się w tym zakresie postęp w porównaniu do doby rozbicia feudalnego, gdy brutalna siła możnych i brak silnej władzy centralnej dawały się nieraz we znaki niższym kategoriom ludności.

Brzemienny w następstwa, nie tylko polityczne, ale i kulturalne, był zwrot w dotychczasowej polityce zagranicznej Polski, dokonany przez Kazi­mierza: rezygnacja — chwilowa być może w intencji króla, ale w istocie nieodwracalna na całe stulecia — z władztwa nad Śląskiem5 i nad Pomorzem na rzecz ekspansji w kierunku ważnej handlowo Rusi (opanowanie Rusi Ha­lickiej w latach 1344—1349). Utworzono tu łacińskie arcybiskupstwa — naj­pierw halickie, w jakiś czas potem lwowskie — i kilka biskupstw. Wprowa­dzenie rzymskiej hierarchii kościelnej miało ogromne znaczenie dla zapo­czątkowania polonizacji tych obszarów.'Przebiegała też ona dość szybko, za­pewne zresztą właśnie dlatego, że władze odnosiły się tolerancyjnie zaró­wno do ludności ruskiej i jej obyczajów, jak do działającej na tych terenach od stuleci prawosławnej hierarchii duchownej.

Wiele uwagi poświęcił Kazimierz organizacji sił zbrojnych. Od czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego dużo się w tym zakresie zmieniło. Budowa warownych zamków, zabezpieczenie miast potężnymi murami — wszystko to zmuszało do ciągłego doskonalenia sztuki oblężniczej. Pojawiły się tzw. kata-pulty, czyli machiny miotające pociski kamienne i naczynia z palącą się smolą, tarany służące do kruszenia murów i bram, wieże oblężnicze, z których wdzie­rano się na wały i umocnienia wroga. Podstawę sił zbrojnych stanowiła jazda złożona ze “szlachetnie urodzonych" rycerzy i innych osób zobowiązanych do stawania na wojnę konno (obowiązek taki ciążył np. na sołtysach). Do boju rycerstwo ruszało zakute w blachy żelazne, chroniące całe ciało przed ciosa-

57

mi wroga. Oprócz mieczy, toporów i kopii używano także łuków, zwłaszcza ciężkich, tzw. kusz. Do obrony miast stawała cała ich ludność, która obowią­zana była również posiadać broń. W razie większego napadu nieprzyjaciel­skiego powoływano do walki także chłopów w pospolitym ruszeniu (tzw. expeditio generalis). Chłopska piechota była szczególnie przydatna przy zdobywaniu zamków i umocnionych miast.

Na te właśnie czasy przypadają narodziny ustroju chorągwianego. Woj­sko miało się odtąd składać z oddziałów, zwanych od znaków i proporców, które je od siebie odróżniały, chorągwiami. Obok tzw. chorągwi rodowych, w których skład wchodzili pod dowództwem możnych zależni od nich ryce­rze służebni, utworzone zostały chorągwie ziemskie. Służyła tu niezależna szla­chta oraz sołtysi; ci ostatni pochodzący głównie z dóbr królewskich. Za cza­sów Kazimierza pojawiły się także w Polsce pierwsze oddziały zaciężne, w których zresztą często służyli miejscowi chłopi i lokalne drobne rycerstwo.

Budowa licznych zamków (53 wzniesiono za panowania Kazimierza) i fortyfikowanie miast stały się podstawą słynnego przysłowia o królu, który zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. W XIV w., głównie w latach rządów wielkiego króla, kamienno-ceglane mury otrzymały m. in. Będzin, Biecz, Bochnia, Bodzentyn, Brześć Kujawski, Dobczyce, Iłża, Inowłódź, Kazi­mierz Krakowski, Konin, Krosno, Lelów, Lublin, Lwów, Łęczyca, Olkusz, Opoczno, Piotrków Trybunalski, Płock, Pyzdry, Radom, Rypin, Sandomierz, Skawina, Słupca, Stawiszyn, Szydłów, Tarnów, Wieliczka, Wieluń, Wiślica, Żnin. Była to gigantyczna akcja budowlana, rewolucjonizująca krajobraz ar­chitektoniczny polskich ziem w ciągu dosłownie kilku dziesięcioleci. Fundu­sze na owe prace znaleziono reorganizując skarb i umacniając go przez re­windykację wielu zagarniętych dawniej przez moźnowładców dóbr panują­cego i ich sprawną administrację. W majątkach królewskich zaczęła się in­tensywna kolonizacja pustek; Kazimierz lokował dziesiątki nowych wsi i miast. “Za czasów tego króla w lasach, gajach i dąbrowach tyle założono miast i wsi, ile ich bodaj nie powstało kiedy indziej w Królestwie Polskim" — stwierdza kronikarz. Wielka akcja zakładania gospodarstw rybnych, bu­dowy młynów, tartaków, cegielni i wapniarni przebiegała sprawnie dzięki umiejętnemu dobieraniu przez króla współpracowników gospodarczych i wykonawców poleceń. Kazimierz chętnie uczestniczył w różnych przed­sięwzięciach przemysłowo-handlowych, wydawał przywileje na poszukiwa­nie metali, interesował się górnictwem olkuskim i wielicko-bocheńskim. W 1368 r. wydał specjalny statut, porządkujący stosunki w kopalniach soli, który stał się podstawą ich szybkiego rozwoju.

Polityka zagraniczna Kazimierza była obliczona na stworzenie jak najlep­szych warunków handlu dla polskich kupców. Król zdawał sobie doskonale sprawę, iż bez rozwoju ekonomicznego suwerenność Polski będzie iluzory­czna. Tej suwerenności zaś bronił i przed cesarzem, i przed papieżem — dwoma potęgami, rywalizującymi w średniowieczu o władanie nad światem. Polski dyplomata. Spytek z Melsztyna, posłując pewnego razu na dwór cesar­ski dał wyraz odrodzonemu w Polsce poczuciu siły, oświadczając dwora-

58

kom: “Wasz cesarz jest niższy od papieża, składa mu przysięgę. Nasz król dzierży berło i miecz dane mu od Boga, a prawo i wzięte od przodków trady­cje przenosi nad prawa cesarskie"7. Ciekawy to dowód na to, jak ważną rolę w kształtowaniu suwerenności grało nie tylko przekonanie, iż władza mo­narchy pochodzi wprost od Boga, ale także odwołanie się do tradycji historycz­nej i “prawa przodków" jako mocnego fundamentu państwowego gmachu.

Gdy w 1364 r. król gościł w Krakowie czterech panujących: króla Węgier Ludwika, króla Cypru Piotra, króla Danii Zygmunta i cesarza Karola IV, zasob­ność i poziom kulturalny Polski wywołały uznanie i szczere pochwały cudzo­ziemców, znających wszak dobrze całą Europę. Spotkanie odbywało się z okazji zaślubin wnuczki królewskiej, a córki księcia pomorskiego Bogu­sława V. Pannę krwi piastowskiej poślubiał pierwszy monarcha ówczesnego świata — cesarz Karol IV. Zawarcie tak błyskotliwego związku świadczy naj­lepiej o ówczesnej pozycji międzynarodowej Polski. Zjazd krakowski miał poważne znaczenie dyplomatyczne. Nie tylko wiązał on personalnie Kazi­mierza z Karolem, ale — podobnie jak niemal 400 lat temu wizyta Ottona III w Gnieźnie — rozsławiał bogactwo i potęgę Polski. “Chcąc zaś tenże król Kazimierz okazać swoje i królestwa swego bogactwa i dostatki, któremi wszystkich poprzedników swoich, królów polskich, przewyższył, przez cały czas trwającego wesela goszczących' u siebie królów, książąt i panów codziennie wytwornemi raczył biesiadami i z wielką podejmował 'wspa­niałością. A na tem nie przestając, każdego dnia po skończonej biesiadzie wszystkim królom i gościom rozdawał mnogie i niezwykłej wartości upo­minki"8. Hojność — nieodzowny przymiot każdego wielkiego monarchy — przypieczętować miała układy przyjaźni, zawieranych, jak obyczaj każe, w czasie uczt i wspaniałych przyjęć; ich scenerię stanowił nie tylko królew­ski Wawel, rozbudowany przez Kazimierza jako obszerny ceglany gotycki zamek z takąż katedrą (wzniesioną w latach 1320—1364), ale cały, świetnie na ową okazję przyozdobiony Kraków. Niemałą w tym zasługę mieli mie­szczanie krakowscy, radzi z okazji do zaprezentowania swej zamożności i wierności królowi. Na rynku — jak opowiada kronikarz — ustawiono becz­ki pełne wina i owsa, z których każdy mógł czerpać do woli. Nawet najskrom­niejsi członkowie orszaków cudzoziemskich gości zostali ugoszczeni i ob­darowani. Czterech władców zaś pewnego wieczoru podjął w swym domu rajca krakowski Mikołaj Wierzynek ucztą tak wspaniałą, że przeszła ona do legendy.

Na ten sam rok 1364 przypada, stanowiące fakt przełomowy w dziejach polskiej kultury, założenie Akademii Krakowskiej. Powstała ona jako druga tego typu uczelnia w środkowej Europie (po uniwersytecie praskim, założo­nym w 1348 r.). Budowa nowej administracji państwowej i reformy sądo­wnicze podejmowane przez Kazimierza wymagały kadr ludzi wykształco­nych, przede wszystkim prawników. Miała ich dostarczyć właśnie Akademia Krakowska. Wydając 12 maja 1364 r. akt erekcyjny uczelni Kazimierz Wielki wyrażał w nim pragnienie “aby tam (t j. na uniwersytecie) była potężnych nauk perła, w której wykształciliby się mężowie wyróżniający się dojrzałą

59

16. Odnowienie

Akademii

Krakowskiej.

Sztych

z XVII w.

wedle

nie istniejącego

obrazu z XV w.

rozwagą, uwieńczeni cnotami i biegli w różnych dziedzinach wiedzy, aby powstało tam obfite źródło nauki, z którego bogactwa mogliby czerpać wszyscy pragnący wtajemniczenia w arkana wiedzy"9. Postanawiał jedno­cześnie, że “wszyscy, nie tylko królestwa naszego i krajów okolicznych miesz­kańcy, ale także inni, pochodzący z różnych stron świata, mogą bezpiecznie i swobodnie przybywać do tego miasta, pragnąc zdobyć wspaniałą ową perłę nauk". Tak więc od początku swego istnienia uniwersytet krakowski był pomy­ślany jako uczelnia oddziałująca na bardzo szerokie tereny, także leżące poza granicami państwa. Jakoż miał ośrodek krakowski w przyszłości odegrać nie­małą rolę, zwłaszcza w zakresie kontynuowania kontaktów i więzi kulturalnych z ziemiami od Polski wówczas odpadłymi, jak Śląsk i Pomorze.

Fundację swą oparł król na wzorach włoskich, zapewniając uczelni dość szeroką autonomię. Środków materialnych dostarczył hojnie, ubezpieczając sumę 340 grzywien rocznie na kopalniach wielickich. Stąd co kwartał miała Akademia czerpać swe zaopatrzenie. Na początek powołano do życia jedena­ście katedr, w tym osiem prawniczych (z naciskiem na prawo rzymskie),

60

dwie medyczne i jedną filozoficzną. Polacy, szukający dotąd wiedzy w Bolo­nii czy Padwie, otrzymali własną wyższą uczelnię, a jej poziom od samego początku nie ustępował poziomowi ośrodków zagranicznych. Warto pod­kreślić, iż wewnętrzna struktura uniwersytetu oparta była na samorządzie studenckim, z możliwością dość skutecznej ingerencji władzy państwowej w zakresie wyboru profesorów, nadawania stopni naukowych itd. Charakte­rystyczny jest także brak katedry teologii, stanowiący dodatkowy dowód na praktycyzm celów przyświecających twórcy uczelni.

Odrodzenie państwa polskiego po okresie rozbicia dzielnicowego i do­prowadzenie go do rozkwitu przez Kazimierza Wielkiego wzmogło i przy­śpieszyło rozwój świadomości narodowej na ziemiach polskich. Poważną rolę odegrał w tym zakresie zwłaszcza rozwój polskiego języka. Postępował on pomyślnie mimo wszechwładzy łaciny w piśmiennictwie. W elementar­nej nauce, zwłaszcza religii, już od XIII stulecia posługiwano się, dla uzyska­nia lepszych wyników, językiem ojczystym. Uchwala synodu łęczyckiego z 1285 r. postanawiała wyraźnie: “nakazujemy dla pielęgnowania i rozwoju języka polskiego, aby przy szkołach katedralnych, klasztornych i jakich­kolwiek innych tylko tacy byli stanowieni kierownikami szkół, którzy dobrze mówią językiem polskim, by mogli chłopcom objaśniać autorów po pol­sku"10. Zalecenie to świadczy, iż autorzy jego świadomie starali się popierać rozwój polszczyzny; jednocześnie stwarzało ono bodziec do rozwoju liczeb­nego miejscowej, rodzimej hierarchii duchownej, dając jej pierwszeństwo wo­bec cudzoziemców. Także zresztą księża, wygłaszający kazania do ludu, mu­sieli posługiwać się zrozumiałym dla wszystkich, nie tylko dla elity, języ­kiem. Po polsku śpiewano najczęściej psalmy i pieśni religijne. Zapewne gdzieś w XIII w. zrodziły się w związku z tym pierwsze zwrotki pieśni ry­cerskiej, słynnej Bogurodzicy, z którą zastępy polskiego rycerstwa ruszały do boju. Na koniec XIII lub początek XIV w. przypada wreszcie powstanie pierwszego zachowanego pomnika pisanej polszczyzny, tzw. Kazań święto­krzyskich, o mieszanym, łacińsko-polskim tekście.

Kronikarzem epoki był gorący wielbiciel Kazimierza Wielkiego, współ­czesny mu Janko z Czarnkowa. Osobistość to nader zajmująca, o burzliwych kolejach życia. Mieszczanin, syn wójta z Czarnkowa, wybitnym zdolnościom zawdzięczał błyskotliwą karierę dworską, którą ukoronowało w 1365 r. ob­jęcie urzędu podkanclerzego. Po śmierci Kazimierza Wielkiego zaczął Janko działać jako stronnik pretendującego do tronu wnuka królewskiego, księcia Kazka słupskiego, i nawet wykradł dla niego insygnia królewskie. Intryga się nie powiodła. Pozbawiony przez stronnictwo andegaweńskie urzędów, prze­siedział Janko jakiś czas w więzieniu; potem, po wielu perypetiach, osiadł z dala od dworu, na wygnaniu w Gnieźnie. Tu napisał swą Kronikę, poświę­coną głównie dziejom XIV stulecia, a więc czasom, których był świadkiem. Dodało to niewątpliwie barwności wywodom, choć jednocześnie sprawiło, że są niejednokrotnie wyraźnie stronnicze.

Cechą charakterystyczną Polski Kazimierzowej był szybki, pomyślny rozwój miast i mieszczaństwa. Wielka epidemia “czarnej śmierci", która spustoszyła

62

w połowie stulecia Europę i wyludniła liczne osady, powodując cięż­ki kryzys demograficzno-gospodarczy na Zachodzie, szczęśliwie ominęła zie­mie położone nad Wisłą11. Do największych polskich miast w XIV w. nale­żały Kraków i poza granicami państwa leżące Wrocław i Gdańsk, które miały około 15 tyś. mieszkańców. Poznań liczył 4—5 tyś. mieszkańców. Miastami średnimi były ośrodki 2—3-tysięczne, jak małopolska Bochnia i Nowy Sącz czy wielkopolskie Gniezno. Miasta małe, których sieć gęstniała szybko, li­czyły 1000—1500 osób. Ważnym czynnikiem w zakresie rozwoju kultury był stopniowo, lecz stale zmieniający się stosunek liczby ludności wiejskiej do mieszczan. Ci ostatni stanowili już w tym czasie zapewne około 15% lud­ności kraju — odsetek znaczny nawet w skali europejskiej.

Podstawę egzystencji przeważającej części ludności miejskiej stanowiło rzemiosło, które w XIV w. przeżywało w Polsce czasy rozkwitu12. W cia­snych uliczkach ówczesnych miast gnieździły się liczne warsztaty, w któ­rych produkowano najrozmaitsze przedmioty. Pomyślnie rozwijało się zwła­szcza sukiennictwo. Sukna produkowane na Śląsku naśladowały zręcznie wy­sokiej jakości tkaniny zagraniczne, zwłaszcza flandryjskie. W Wielkopolsce wyrabiano sukno grube i tanie, znajdujące za to masowy zbyt. Małopolska słynęła z wyrobu płócien lnianych i konopnych, białych lub barwionych (najczęściej na kolor niebieski lub czarny). Większe miasta, takie jak Kra­ków, Poznań, Gdańsk, stanowiły ośrodki dobrze rozwiniętych rzemiosł me­talowych. Zajmowały się metalurgią różnorodne, wyspecjalizowane warszta­ty: kowale przygotowywali już teraz wyłącznie grube i ciężkie przedmioty z żelaza, jak narzędzia rolnicze, podkowy, okucia itd. Oddzielne zakłady pro­wadzili ślusarze, blacharze, kotlarze, gwoździarze, specjalizujący się w wyro­bie delikatniejszych przedmiotów. Inny rzemieślnik przygotowywał ostre noże, inny wyrabiał niezawodne miecze, jeszcze inny — misterne, a mocne pancerze i pasy. Produkcją różnorodnych naczyń z cyny zajmowali się kon-wisarze, mebli — różne grupy stolarzy, tokarzy i snycerzy. W większych miastach znajdowały się także warsztaty złotnicze. Tu wyrabiano złote i srebrne, zdobione kosztownymi kamieniami sprzęty kościelne, a także na­czynia stołowe i różnorodną biżuterię.

Wzrost liczby ludności pociągał za sobą wzmożone zapotrzebowanie na wytwarzaną poza gospodarstwem domowym odzież i żywność. Zwiększała się więc liczba krawców szyjących płaszcze i suknie, szewców produkują­cych różne rodzaje obuwia, kuśnierzy dostarczających futer, paśników, rę-kawiczników i kaletników. Powstawały wielkie browary, zakłady piekarni­cze, jatki mięsne. Nad jakością wyrobów rzemieślniczych czuwały władze miejskie, nie dopuszczając do sprzedaży towarów lichych i tandetnych. W wielu branżach technika stała już na wysokim poziomie, a produkty rze­miosła — dzieła znakomitych fachowców — odznaczały się z reguły dużym artyzmem. Podstawową rolę w wytwórczości spełniała praca ręczna, podob­nie zresztą jak w całej Europie ówczesnej. I w Polsce jednak już od XIII w. używano coraz częściej energii rzek i strumieni oraz siły wiatru do przyspie­szenia i usprawnienia procesów produkcyjnych. Różnego rodzaju młyny wodne

63

i wiatraki stosowane były przy przemiale zboża, przeróbce rud metali, do prac garbarskich, foluszniczych itd.

W warsztacie rzemieślniczym pracował właściciel-mistrz przy pomocy l lub 2 czeladników, czasem także ucznia. Często pomagały mu żona z cór­kami, choć w większości rzemiosł praca kobiet nie była dobrze widziana, a statuty formalnie jej zakazywały. Chodziło tu o utrącenie konkurencji tań­szej kobiecej siły roboczej, a także o to, by warsztat nie rozrastał się zbytnio. Jego nieduże rozmiary skutecznie ograniczać miały możliwości wytwórcze, utrudniając wybijanie się i bogacenie pojedynczych, zbyt przedsiębiorczych rzemieślników. Już jednak w tym czasie niektórzy mistrzowie umieli mimo wszystko skupić więcej surowca, zatrudnić większą liczbę pomocników i produkować więcej niż ich koledzy po fachu. Temu zjawisku stawały na przeszkodzie, tak u nas, jak i w całej Europie, statuty cechowe. Już od końca XIII w. w miastach polskich powstawały liczne organizacje cechowe; zaró­wno ich cele, jak i sposób funkcjonowania nie odbiegał od modelu wytwo­rzonego w miastach zachodnioeuropejskich13. Były to zrzeszenia jednej lub — w mniejszych ośrodkach — kilku specjalności, powstałe dla obrony inte­resów należących do nich producentów. Cechy dążyły do zapewnienia swym członkom monopolu produkcji w danym mieście i jego okolicy (zwykle w promieniu kilkudziesięciu mil). Wytwórcę nie należącego do cechu uwa­żano za “przeszkodnika" lub “partacza" (z łacińskiego a parte — na stronie, tj. poza cechem) i zwalczano wszelkimi sposobami: od konfiskaty towaru i kar pieniężnych do demolowania warsztatu i osadzania w więzieniu włącznie.

W skład cechu wchodzili samodzielni rzemieślnicy — mistrzowie, two­rzący górny, najwyższy szczebel cechowej hierarchii. Na najniższym znajdo­wali się uczniowie, przyjmowani na 2—3, czasem więcej lat do terminu i wy­konujący w warsztacie bezpłatnie różne prace, często zatrudniani także jako pomoc domowa w gospodarstwie mistrza. Po kilku latach nauki terminator zostawał wyzwolony na czeladnika; w tej właśnie epoce powstały i rozwi­nęły się rozbudowane obrzędy towarzyszące temu wydarzeniu, które prze­trwać miały aż do XX w. W licznych rzemiosłach obowiązywała następnie wędrówka do innych miast w celu zaznajomienia się tam z pracą w danej branży. Niektórzy czeladnicy wędrowali przy tej okazji daleko za granicę;

jednocześnie przybywali do polskich miast na tej samej zasadzie czeladnicy obcy, np. z Niemiec, Czech, Skandynawii. Te wędrówki stanowiły ważny ele­ment wykształcenia mieszczan nie tylko w zakresie zawodu: poszerzały ho­ryzonty, umożliwiały poznanie i adaptację panujących w innych ośrodkach obyczajów, przyspieszały obieg informacji ustnej, tak ważnej w epoce nie znającej jeszcze druku. Czeladnik, który odbył wędrówkę, a także staż w warsztacie miejscowego mistrza, ubiegał się o zezwolenie na złożenie eg­zaminu, czyli wykonanie tzw. sztuki mistrzowskiej. W XIV w. obowiązek sztuki mistrzowskiej wprowadzony został do większości cechów w naszych miastach. Po egzaminie należało wnieść do kasy cechu przepisane, często dość wysokie jak na czeladniczą kieszeń, opłaty i urządzić sutą ucztę dla eg­zaminatorów oraz wszystkich mistrzów. W wielu statutach, regulujących

65

sprawy rzemiosła, istniały dodatkowe przepisy wymagające, aby kandydat na mistrza wykazał się posiadaniem pewnego majątku, zobowiązał się do za­warcia w ciągu roku związku małżeńskiego, nabył pancerz i broń — a więc spełnił warunki odpowiadające wzorcowi solidnego, osiadłego obywatela miejskiego.

Cechy wywierały w tej epoce przemożny wpływ na stosunki panujące nie tylko w rzemiośle; ich działalność wyciskała charakterystyczne piętno na całym życiu miasta. Władze cechowe starały się organizować zbiorowy zakup surowca, reglamentowały produkcję i zbyt, nadzorowały jakość wyro­bów. Ich polityka, podobnie jak na zachodzie Europy, zmierzała do utrzymywa­nia “równości" między mistrzami przez likwidowanie konkurencji, ograni­czanie rozmiarów warsztatu, zakazy udzielania pożyczek surowca współbra­ciom, wchodzenie do spółki z “partaczami" itd. W praktyce te wysiłki nie mogły okazać się owocne. Już więc w XIV w. rzemiosło w miastach polskich było silnie zróżnicowane. Obok mistrzów ubogich istnieli zamożni, trudnią­cy się często dodatkowo lichwą i handlem, uzależniający od siebie mniej zaradnych współtowarzyszy. Kierunki rozwoju rzemiosła w Polsce nie róż­niły się więc od dróg, jakimi rozwijała się w tym czasie produkcja na Zacho­dzie. Odmienne w tym zakresie były jedynie skala zjawisk i ich proporcje.

Oprócz funkcji zawodowych cechy spełniały także inne, szersze zadania. Ideałem średniowiecznego systemu korporacyjnego było ogarnięcie cało­kształtu życia swych członków. Każdy cech miał swego patrona, opiekował się jego ołtarzem w pobliskim kościele, fundował szaty i naczynia liturgi­czne, świece woskowe i liczne uroczyste msze, brał gremialnie udział w obchodach religijnych, takich jak procesje czy solenne nabożeństwa. Uczestniczenie w tych wspólnych praktykach religijnych było obowiązko­we, każde spóźnienie czy nieobecność karano grzywnami jako złamanie soli­darności kolektywu. Cechy oddziaływały także na obyczajowość i sposób spędzania wolnego czasu przez rzemieślników i ich rodziny, urządzając spot­kania i wieczorki towarzyskie, bacząc przy tym pilnie, aby przestrzegano za­sad dobrego tonu i zachowywano się “przystojnie". Kłótnie, pijatyki, rękoczyny były tępione surowo. Starał się też cech wyrobić w swych członkach poczu­cie solidarności i odpowiedzialności grupowej. 2 kasy cechowej wypłacano zapomogi chorym lub zubożałym członkom korporacji, troszczono się o wdowy i sieroty. W razie śmierci mistrza lub kogoś z jego rodziny cały cech brał udział w uroczystościach pogrzebowych, niosąc mary z trumną i śpiewając pieśni. Cechy spełniały również ważną rolę w systemie wojsko-wo-obronnym ówczesnych miast. Starsi cechowi winni byli dbać o to, aby każdy z mistrzów posiadał zdatną do użycia zbroję i broń. Co pewien czas organizowano specjalne zawody i ćwiczenia, podnoszące sprawność fizyczną rzemieślników i przygotowujące ich do walki w obronie miasta (strzelanie z kuszy i łuku, a wkrótce także z broni palnej). Mury miejskie podzielone były zazwyczaj na odcinki, których w razie potrzeby broniły poszczególne korporacje, mające też obowiązek stałej opieki konserwatorskiej nad tymi odcinkami. Tradycja tych powinności przetrwała aż do XX w. w nazwach

66

poszczególnych wież i bram (np. Baszta Pasamoników, Wieża Kaletników itd.).

Władza w miastach spoczywała jednak w rękach nie cechów, lecz boga­tego kupiectwa. W XIV w. nastąpił szybki rozwój handlu polskiego i błyska­wiczne mnożenie się fortun kupieckich, zwłaszcza w większych miastach, takich jak Kraków, Wrocław, Poznań, Toruń, Gdańsk, Sandomierz. Obok nich ważną rolę w wymianie spełniały także małe ośrodki. Na odbywające się w miastach co tydzień, a w niektórych ośrodkach dwa razy w tygodniu, targi ściągała tłumnie okoliczna ludność. Kupowała ona przede wszystkim sól i sukno, poza tym wyroby z żelaza i inne artykuły rzemieślnicze. Dwa lub trzy razy w roku w większych miastach odbywały się jarmarki. Przybywali na nie liczni bogaci kupcy z całego kraju i z zagranicy oraz dumy kramarzy detalistów. W czasie jarmarków feudałowie oraz bogaci mieszczanie mogli się zaopatrzyć w luksusowe towary importowane z Flandrii, Niemiec, Rusi i krajów Wschodu. Dokonywano tu także wielkich, hurtowych transakcji dla zaopatrzenia magazy­nów i składów miejskich na cały rok w sukno, płótno, zboże, śledzie, chmiel, ołów, barwniki itd. W kantorach maklerów odbywała się wymiana pieniędzy, jako iż krążyły wówczas po Europie i docierały do Polski różnorodne monety złote i srebrne, bardzo różnej w dodatku jakości stopu i zawartości czystego kruszcu. Często byty one także wytarte od długiego użytku lub rozmyślnie po-obrzynane, co zmniejszało ich wartość. Zwłaszcza dużo kursowało w Polsce w XIII w. czeskich srebrnych groszy; na ich wzór zaczął wybijać polskie grosze już Władysław Łokietek, kontynuował jego politykę menniczą Kazimierz Wiel­ki. Grosz polski za jego czasów zawierał 2,6 g czystego srebra. Przy większych transakcjach posługiwano się jednostkami obrachunkowymi, tj. tzw. grzywną (krakowska liczyła 48 groszy, pruska — 20 groszy) lub kopą (60 groszy). W początkach XIV w. pojawiły się też w Polsce, używane głównie w wielkim han­dlu, monety złote bite we Florencji (floreny) i Wenecji (dukaty) — świadec­two zacieśniających się kontaktów z zagranicą. Wkrótce po koronacji Łokietek wypuścił z mennic krajowych pewną liczbę dukatów polskich. Była to jednak głównie demonstracja prestiżowo-propagandowa. Z polskich mennic w XIV w. wychodziło niewiele złotego pieniądza, tak iż potrzeby ówczesnego wielkiego polskiego handlu w tym zakresie zaspokajało użycie złotej monety 'węgierskiej, tzw. florenów węgierskich.

Duże znaczenie dla rozwoju handlu miały przecinające kraj wielkie szlaki, po których przewożono towary. Z południa na północ biegła droga z Węgier przez Kraków nad Bałtyk. Kursowały po niej wozy wyładowane węgier­ską miedzią i winem oraz tkaninami. Wisłą w górę rzeki transportowano sól i śledzie, w dół — drewno i zboże. Niestety rozwój wymiany na tej trasie utrudniało opanowanie Pomorza z jego wielkim portem Gdańskiem przez zakon krzyżacki. Szlak prowadzący ze wschodu na zachód miał kilka odgałę­zień. Północne wiodło z opanowanej przez Kazimierza Wielkiego Rusi przez Kraków lub Sandomierz nad Bałtyk, południowe zaś — przez Kraków i Wrocław do Niemiec. Przewożono tędy z Zachodu sukna flandryjskie, wy­roby metalowe,'galanterię, ze Wschodu korzenie, jedwabie, ozdobną broń, przedmioty zbytku. W zamian za importowane artykuły luksusowe, tkaniny,

67

broń itd. Polska eksportowała w XIV w. głównie produkty leśne: futra, wosk, miód, drewno. Wywóz wyrobów rzemieślniczych odgrywał tylko niezna­czną rolę, eksport zboża był nieduży, na większą skalę miał się rozwinąć nieco później.

Wśród kupców panowała zaciekła walka konkurencyjna. Już w XIII, zwła­szcza zaś w XIV w;, większe miasta zdobyły ważne, znane także na Zachodzie uprawnienia: prawo składu i przymus drogowy. Zwłaszcza połączenie przy­musu drogowego z prawem składu stwarzało kupcom uprzywilejowanych miast bardzo dogodne warunki nabywania różnorodnych towarów. W 1274 r. prawo składu uzyskał Wrocław, w 1283 r. Szczecin, w 1306 r. Kraków. Kupiectwo wymienionych miast bogaciło się w związku z tym bardzo szybko, wchodząc do europejskiej elity handlowej tej epoki.

Ustrój większości miast polskich, zwłaszcza dużych, był ustrojem o ce­chach wybitnie oligarchicznych. Bogate mieszczaństwo zajmujące się han­dlem starało się odepchnąć od rządów resztę ludności i ograniczyć jej prawa. Miejsca w radach miejskich zostały szybko zmonopolizowane przez najbo­gatsze rodziny, tworzące tzw. patrycjat miejski. Na czele rady stał bur­mistrz, wywodzący się z reguły z tych kręgów. Kompetencje rady były —

w myśl przywilejów lokacyjnych — bardzo szerokie. Należało do niej wyda­wanie wilkierzy i statutów cechowych, zarząd majątkiem miasta, kierowanie jego polityką itd. Większe miasta szybko zdołały wykupić stanowisko wójta

— którym początkowo zostawał zasadźca lokacyjny — z rąk prywatnych

68

i w ten sposób pozbyć się niewygodnego nadrzędnego czynnika. W tddch wypadkach rada stanowiła już w pełni właściwą władzę miasta. Ława (kilku — lub kilkunastoosobowy organ sądowniczy) była od niej zwykle dość sil­nie uzależniona.

Patrycjat nie tylko monopolizował władzę w mieście, ale korzystając z tego monopolu starał się dla swych członków przechwycić dochody miej­skie (dzierżawę gruntów miejskich, młynów i innych zakładów przemysło­wych) w ten sposób, że najmocniej obciążały one szerokie warstwy mie­szkańców miast, tzw. pospólstwo i biedotę. Ostre antagonizmy społeczne rozdzierały społeczeństwo miejskie już w XIV w. Szczególnie sprzeczne in­teresy istniały w grupach kupieckich i rzemieślniczych. Kupcy starali się wcisnąć między producenta i konsumenta jako przymusowi pośrednicy, ob­niżyć ceny na wyroby rzemieślnicze, podwyższyć ceny surowca, związać rzemieślników systemem wysoko oprocentowanych pożyczek. Zjawiska te znane są dobrze z terenów całej ówczesnej Europy. W związku z tym cechy z reguły stawały na czele opozycji rodzącej się w miastach, skierowanej przeciw sprawującemu władzę w myśl swych egoistycznych interesów patry-cjatowi. Boje toczyły się głównie o wprowadzenie do rady miejskiej przed­stawicieli pospólstwa. Tak np. w 1314 r. we Wrocławiu rzemieślnicy uzys­kali połowę miejsc w radzie; było to jednak tylko krótkotrwale zwycięstwo, w kilka lat potem monopol kupieckiego patrycjatu został przywrócony. Bar­dzo często spory i tarcia w mieście przeradzały się w wybuch otwartego powstania. W 1333 r. np. wybuchł — znów we Wrocławiu — bunt tkaczy, do których przyłączyli się inni wyzyskiwani przez kupców reprezentanci biedoty miejskiej. W rozruchach wzięło udział kilkaset osób. W 1378 r. w Gdańsku powstali przeciw radzie browarnicy, pociągając za sobą innych rzemieślników, głównie bednarzy. W stuleciu następnym konflikty te miały ulec dalszemu zaostrzeniu.

Nie były to zresztą jedyne starcia, jakie miały miejsce na terenie miasta w XIV w. Najuboższe warstwy mieszkańców — czeladnicy, wyrobnicy, rze­mieślnicy pozacechowi itp. elementy, nie posiadające nawet prawa miejskie­go a spełniające w mieście najcięższe i najgorzej płatne prace — były wyzy­skiwane zarówno przez patrycjat, jak przez pospólstwo. Biedota miejska czę­sto popierała pospólstwo w toczonych przez nie walkach, jednocześnie jed­nak występowała przeciw niemu. Szczególnie ostre starcia miały miejsce między czeladnikami a ich pracodawcami, mistrzami cechowymi. Już w XIV w. w większych ośrodkach miejskich, takich jak Wrocław czy Gdańsk, wybuchały strajki rzemieślniczej czeladzi. Statuty cechowe zawierają liczne sformuło­wania grożące buntowniczej czeladzi karami, zakazujące samowolnego po­rzucania pracy, opuszczania pracy w dni poświąteczne, obrzucania mistrzów i ich rodzin obelgami, a zwłaszcza dopuszczania się wobec nich rękoczy­nów. Częstotliwość tych zakazów pozwala przypuszczać, że zatargi nie wy­buchały sporadycznie, a ich przebieg był gwałtowny.

Rozdzierające czternastowieczne miasto polskie konflikty społeczne za­ostrzał antagonizm narodowościowy. Wśród zamożnych kupców i bogat-

69

21. Kraków,

katedra.

Nagrobek

Kazimierza

Wielkiego,

koniec XIV w.

szych rzemieślników w dużych miastach śląskich, pomorskich i małopol­skich przeważał — zwłaszcza w dobie polokacyjnej — element obcy, głów­nie niemiecki. Plebs natomiast, a także częściowo pospólstwo rekrutowały się spośród rodzimej polskiej ludności. Zanim procesy polonizacji owe róż­nice języka, obyczaju, mentalności zatarły i zniwelowały, stanowiły one po­wód wzmożonej nienawiści i niechęci.

70

Życie w mieście średniowiecznym było więc bujne i pełne wydarzeń, rodziło gwałtowne często emocje, wymagało umiejętności obcowania z lu­dźmi, powodowało rozwój świadomości grupowych i solidarności, które jed­nak nie wybiegały poza mury jednego ośrodka. Uprawianie zajęć miejskich wymagało posiadania pewnego minimum wykształcenia. Samo zresztą obra­canie się w środowisku miejskim dawało pewną sumę ogłady i wiedzy, jakiej nie osiągał przeciętny wieśniak. Podnoszeniu się poziomu kultury umysło­wej sprzyjał postęp w zakresie materialnych warunków bytu ludności miej­skiej. W XIII—XIV w. wykształcił się w Polsce typ domu mieszczańskiego jako jedno- lub dwupiętrowego budynku, o wąskiej fasadzie i wysokim szczycie, osłaniającym prostopadły do pierzei dach. Wprawdzie przewaga budynków miejskich tego okresu była nadal drewniana, ale w większych ośrod­kach w centrum zaczynała przeważać cegła. Przyziemia kamienic otrzymywały już piękne, starannie wykończone sklepienia; tak m. in. wyglądały domy przy krakowskim Rynku. Izby wyższych pięter nakrywano drewnianymi stropami z masywnych, profilowanych belek. Na ścianach izb i sieni pojawiały się poli­chromie o tematyce ómamentacyjnej lub religijnej (Warszawa, Kraków). Ulice w centrach większych miast moszczono porządnie balami lub brukowano. Po­tężne mury obronne separowały gminę miejską od otaczającej ją okolicy, zape­wniając bezpieczeństwo dobytkowi mieszczan i stanowiąc jednocześnie sym­bol miejskiej autonomii. Testamenty zamożnych mieszczan z tego okresu wyliczają wykwintne meble, bogate zastawy stołowe, kosztowności, duże

71

zapasy odzieży szytej wedle wzorów zbliżonych do mody ogólnoeuropej­skiej, wiele pościeli, a także bielizny osobistej i pościelowej.

W życiu kulturalnym kraju miasta grały specjalną rolę14. Tu najłatwiejszy był dostęp do szkolnictwa i księgozbiorów, tutaj największy odsetek ludzi umiał czytać i pisać, a kontakty z obcymi w czasie targów i jarmarków sprzy­jały poszerzaniu horyzontów myślowych. Nagromadzenie w miastach dzieł sztuki wysokiej nieraz wartości dawało okazję obcowania z nimi na co dzień,

72

umożliwiało wyrabianie gustu i wrażliwości estetycznej. Kapitały mieszczan płynęły hojnym strumieniem na rozwój kultury. Właśnie w XIV w. można mówić o pojawieniu się w Polsce masowych mieszczańskich inwestycji kul­turalnych. Monumentalna architektura gotycka zdominowuje w tych latach budownictwo większych, bogatszych, ambitniejszych ośrodków. Obok ka­mienic mieszkalnych, o których wspominano wyżej, powstają świetne go­tyckie ratusze (Wrocław, Kraków, Toruń), ozdobne hale targowe (słynne Sukiennice krakowskie) i spichrze towarowe (Gdańsk, Toruń, Warszawa, Sandomierz), wreszcie specjalne budynki przeznaczone na spotkania towa­rzyskie miejskich elit (toruńskie i gdańskie Dwory Artusa). Również budo­wnictwo sakralne znalazło w ambitnym, wzbogaconym mieszczaninie potęż­nego opiekuna i inwestora, a liczne wieże gotyckich kościołów fundowa­nych i rozbudowywanych przez mieszczan zdominowały w XIV w. pano­ramę nawet mniejszych polskich miast.

Obok mecenatu mieszczańskiego, przewyższając go niewątpliwie rozma­chem, choć może nie liczbą inicjatyw, kwitł mecenat monarszy, stanowiący nieodłączną część państwowej polityki Kazimierza i wydatnie wzmagający blask tronu ostatniego Piasta. Zostały po tej epoce liczne charakterystyczne, bo imponujące ogromem, dwunawowe królewskie kościoły (Niepołomice, Szydłów, Wiślica, Stopnica). W zamyśle fundatora służyć one miały nie tylko sakralnym, ale także świeckim, społeczno-publicznym celom, jako miejsca zgromadzeń sądowych i wieców ziemskich. Otrzymywały te budowle z re­guły bardzo bogaty wystrój wnętrz: sklepienia gwiaździsto-przeskokowe, kolorowe

73

freski (zwłaszcza zasłynął nimi Ląd nad Wartą) i malowidła, bogato rzeźbione ołtarze i liczny sprzęt liturgiczny. Ta dbałość o świetność wyposa­żenia łączyła się również z określonym programem ideowo-politycznym monarchy15. Trzeba bowiem pamiętać, iż sztuki plastyczne grały niemałą rolę w życiu ówczesnego społeczeństwa, którego jedynie elita kontaktowała się na co dzień z książką. Malowidła i rzeźby zdobiące coraz wspanialej wnę­trza kościołów stanowiły rodzaj ogromnej, barwnej w dosłownym znaczeniu literatury, dostępnej i łatwo czytelnej dla każdego. Był to jednocześnie czyn­nik oddziaływania na wyobraźnię ludu, narzędzie kształtowania jego postaw

— słowem, niezwykle ważny oręż propagandowo-ideologiczny.

Z monarchą na polu mecenatu konkurowali coraz liczniejsi możni du­chowni i świeccy. Z inicjatywy biskupa Jarosława Bogorii ze Skotnik zaczęto około 1343 r. wznosić w Gnieźnie katedrę opartą wyraźnie na przykładzie wspaniałych świątyń francuskich. Na wzór wielkich kościołów fundowanych przez króla budują liczne świątynie możni rycerze małopolscy: Skotniccy

w Kurzelowie i Skotnikach, Śnieźkowscy w Chybicach, Michał ze Stróżysk w Stróżyskach itd. Powstają też liczne obronne murowane i kamienne rycer­skie zamki i zameczki: w Melsztynie, Rudnie, Rytrze, Nidzicy, Mirowie, Ku-rozwękach. Mnożą się świetne rezydencje biskupie w Bodzentynie, Iłży, Sie­wierzu, Żninie, Łowiczu, Raciążu. Obok architektury sakralnej rozkwita więc w XIV stuleciu coraz bujniej, dzięki zapobiegliwym i hojnym fundatorom, architektura świecka różnych typów i różnym grupom społecznym służąca:

rycerstwu, mieszczanom, duchownym. Gotyk, mocno związany w tej epoce z wpływami czeskimi, francuskimi i włoskimi, a przecież wypracowujący nad Wisłą swe własne, nieco może surowsze, lecz oryginalne kształty i for­my, stał się w drugiej połowie XIV stulecia nieodłączną częścią składową polskiego krajobrazu. Był to niemal symboliczny znak, że średniowiecze osiągnęło w Polsce swoje południe.

74

Nowe społeczeństwo, nowe formy państwa

Ze śmiercią Kazimierza Wielkiego wygasła w 1370 r. gałąź dynastii pia­stowskiej, władająca Polską od kilkuset lat. Kraj znalazł się na ostrym zakrę­cie dziejowym, zwłaszcza że siostrzeniec i następca Kazimierza, Ludwik król węgierski, zmarły rychło, bo już w 1382 r., nie miał męskich potomków. Uznanie praw córek do następstwa w Polsce kosztowało Ludwika przywilej koszycki (1374), który stworzył podwaliny pod przyszłe rozległe uprawnie­nia stanu rycersko-szlacheckiego i znacznie osłabił władzę królewską. W Pol­sce zaczynały się procesy społeczno-ustrojowe, których przebieg zaważyć miał silnie w przyszłości także na kształcie kultury. Również w dziedzinie polityki zachodziły w tych latach fakty o dalekosiężnych konsekwencjach. Małżeństwo Jadwigi, córki Ludwika, z księciem Litwy, Jagiełłą, zapoczątko­wało unię dwu państw. Unia ta, zawarta w dużej mierze pod wpływem za­grożenia przez Krzyżaków obu partnerów, wywarła zasadniczy wpływ na dalszy rozwój społeczno-kulturalny nie tylko Litwy, ale także i Polski. Od­działywania nie mogły być jednostronne, choć oczywiście ze względu na ówczesną wyższość kulturalną ziem polskich silniejsze prądy kierowały się z zachodu na wschód, odwrotne były słabsze. Wraz z chrystianizacją napły­wał na Litwę polski kler, niosący polski obyczaj. Niemałą rolę grało w tych procesach tworzenie się sieci szkół przykościelnych, organizowanych na wzór szkół polskich. Pierwsza taka szkoła powstała przy katedrze wileńskiej tuż po 1387 r., druga w Trokach po 1409 r. Na wzór polski zaczęły otrzymy­wać formy organizacyjne miasta litewskie: w 1387 r. samorząd nadano Wil­nu, w 1408 r. — Kownu. Ożywiony handel polsko-litewski (zwłaszcza na szlaku Wilno—Lublin—Kraków) prowadził nie tylko do bogacenia się miesz­czaństwa i wymiany towarów (wywóz na Litwę soli i wyrobów żelaznych, przywóz futer oraz wosku), ale także do osobistych kontaktów mieszkańców miast litewskich i polskich oraz podróży w obu kierunkach. Nie brakło też w Polsce już w pierwszych latach po zawarciu unii przybyszów z Litwy szla­checkiego pochodzenia. Młodzież litewska przyjeżdżała przede wszystkim

75

25. Kraków, katedra. Fragment nagrobka Władysława Jagiełły, 1430—1440

na wyższe studia do Krakowa; tylko w latach 1402-1440 studiowało tu 38 młodych Litwinów. W 1401 r. rektorem uniwersytetu krakowskiego został Litwin imieniem Jan, prawdopodobnie pochodzący z książęcego rodu Kiej­stuta. Na dworze Jagiełły, a potem Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka spotkać można było wśród dworzan, służby i domowników licznych Rusi-nów i Litwinów.

Największa rolę w szybko postępującym zbliżeniu obu krajów odgry­wało oczywiście zafascynowanie litewskiego bojarstwa aktywnością i przy­wilejami polskiej szlachty. W ostrej rywalizacji z możnowładztwem zdoby­wała ona właśnie w tych latach coraz to nowe prawa, wymuszając je na ko­lejnych, niezbyt pewnie czujących się na tronie władcach. Jagiełło, nie­dawny poganin, król jedynie dzięki małżeństwu z Jadwigą, myśląc o zabez­pieczeniu tronu dla swych synów musiał wzorem Ludwika Węgierskiego po­czynić znaczne koncesje na rzecz szlachty.

76

Do jeszcze większych ustępstw wobec szlachty zmusiły okoliczności syna i następcę Jagiełły — Kazimierza — choć starał się on wcielić w życie ogromnie ambitny program: uniezależnienia państwa polskiego od papie-stwa, poddania hierarchii kościelnej kontroli, złamania siły możnych panów, przekształcenia Polski w nowożytną, scentralizowaną, sprężyście zarządzaną monarchię1.

Dwór monarszy był w owych latach wylęgarnią śmiałych koncepcji poli­tycznych; ich twórcy zmierzali do zbliżenia form polskiej państwowości do kształtów, jakie przybierała w owym czasie monarchia angielska (Henryk VII i VIII Tudor) i francuska (Ludwik XI). Do daleko idących reform nawoływał świetny pisarz Jan Ostroróg, autor głośnego dzieła Monumentum pro Rei-publicae ordinatione. Zawarte w tym traktacie wywody można traktować jako program całego obozu królewskiego, konsekwentnie rozwijany i uzupeł­niany w miarę rozwoju wypadków2. Szereg pomysłów zrodzonych wyraźnie z ducha zachodnioeuropejskiego absolutyzmu podsuwał królowi i jego do­radcom Włoch Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem. Ścigany przez papie­ża za udział w spisku na terenie Rzymu, znalazł schronienie w Polsce; tu też rozwinął ożywioną działalność jako propagator humanizmu, nauczyciel dzie­ci królewskich, częsty poseł z ramienia Kazimierza do różnych władców.

Na pierwszy plan w programie reformy wysuwała się sprawa unifikacji i centralizacji państwa. Chodziło tu nie tylko o przezwyciężenie separaty-zmów ziem niedawno inkorporowanych, jak np. Prus, lecz także o wzmoc­nienie spójni między Małopolską a Wielkopolską, które tradycyjnie były do siebie niechętnie nastawione. Chodziło też o silniejsze zespolenie z resztą kraju Rusi, zdobytej jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, ale wciąż różniącej się narodowością, wyznaniem, obyczajem od Korony, o likwidację wreszcie antagonizmów polsko-litewskich. Upłynąć miało jednak jeszcze dobrych parę dziesiątków lat, zanim stanowa solidarność szlachty silniej zespolić miała ową wielonarodowościową mozaikę, jaką w czasie XIV i XV w. stało się polskie państwo. Przed Kazimierzem Jagiellończykiem stały więc zadania znacznie przewyższające możliwości i środki, jakimi ten energiczny król dy­sponował. Mimo najszczerszych wysiłków Jagiellończyka jego następcy otrzymali w spadku wielkie terytorialnie3, lecz niespójne wewnętrznie pań­stwo, nurtowane przez silne tendencje odśrodkowe.

Wiele miejsca w planach Kazimierza zajmowały sprawy skarbu i wojska, wymagające gruntownej reformy. Podstawą siły militarnej ówczesnej Polski było pospolite ruszenie szlachty. Służyć ono miało jednak głównie do obro­ny kraju; poza granicami król miał płacić żołd uczestnikom wyprawy. Było to wyraźne odstępstwo od średniowiecznej zasady, głoszącej, że podstawo­wym obowiązkiem “szlachetnie urodzonych" jest walka, a przelewana przez nich krew stanowi właśnie usprawiedliwienie wyjątkowego statusu społecz­nego. W dodatku przyjął się zwyczaj potwierdzony w połowie XV w. w przy­wilejach cerekwicko-nieszawskich, iż powołanie pospolitego ruszenia wy­maga specjalnej zgody zjazdów szlacheckich. Było więc pospolite ruszenie machiną ciężką, niełatwą do uruchomienia, a w dodatku zawodziło coraz

77

częściej bojowo. Słabo wyćwiczona, niezdyscyplinowana szlachta okazywała się nieudolna — jak wykazały już pierwsze miesiące wojny trzynastoletniej — w starciu z zaciężnymi zawodowymi oddziałami, które stanowiły trzon armii innych krajów w tym okresie. Wodzem pospolitego ruszenia był dy­gnitarz ziemski — wojewoda — często człowiek zupełnie pozbawiony talen­tów wojskowych. Szlachta stawiała się na wyprawę źle uzbrojona, nierzadko w słomianych kapeluszach zamiast hełmów, z przestarzałym, odziedziczo­nym po dziadach orężem. Bardziej myślała o porzuconej gospodarce, o nie dokończonych żniwach czy nadchodzących siewach niż o nieprzyjacielu, którego należało pokonać. Nie byli to już średniowieczni, wojowniczy ryce­rze, lecz spokojni rolnicy, których niełatwo było zamienić w żołnierzy.

Jedynym wyjściem mógł być zaciąg najemników, których w XV w. nie brakło. Wykształcił się w owym czasie typ zawodowego żołnierza, odbiega­jący bardzo od wzorca osobowego rycerza średniowiecznego. Najemnik słu­żył każdemu, kto miał tylko pieniądze i płacił regularnie żołd. Najemników werbowano setkami na terenie Śląska, Czech oraz Niemiec i posługiwano się nimi we wszystkich konfliktach wojennych epoki. Takich właśnie najem­ników rzucił Kazimierz Jagiellończyk na Krzyżaków po klęskach pospolitego ruszenia, odniesionych w początkach wojny o ujście Wisły. Posługiwanie się jednak najemnymi oddziałami na szerszą skalę wymagało znacznych pienię­dzy. Najemnicy, jeśli nie otrzymali w porę żołdu, albo “odbierali" sobie sami należność rabując kraj, albo przerzucali się do obozu przeciwnika. Był to miecz ostry, ale obosieczny i należało operować nim z wielką przezornością.

Dochody zaś, jakimi rozporządzał Kazimierz, były bardzo niewielkie. Sta­rostwa i tenuty, tj. dochody z dóbr królewskich, zadłużone, pozastawiane i obciążone różnymi spłatami, przynosiły niewiele. Wpływy z należących do króla żup solnych również były nieduże; zmniejszyły się one zwłaszcza po udzieleniu w połowie XV w. szlachcie prawa zakupu soli po zniżkowej ce­nie. Trochę pieniędzy przynosiły cła, ale już w tym czasie żądano zwolnienia od nich wszystkich “szlachetnie urodzonych", którzy też uchylali się w prak­tyce od ponoszenia tego typu opłat. Niewielkie sumy przynosiło poradine, ustalone przez przywilej koszycki na dwa grosze od łanu; w dodatku Kazi­mierz często musiał z góry je zastawiać, aby opędzić najpilniejsze potrzeby. Ratowała go trochę olbora z kopalń olkuskich (1/10 wydobywanego krusz­cu), ale była to kropla w morzu potrzeb. Roczny dochód skarbu królew­skiego wahał się w latach 1480—1490 od kilku do dwudziestu tysięcy duka­tów. Tymczasem utrzymanie tysiąca jezdnych kosztowało w owym czasie około 24 tyś. dukatów rocznie.

Musiał więc król zabiegać o uchwalenie poborów nadzwyczajnych. Nie było to łatwe, gdyż szlachta niechętnie sięgała do kies, z trudem tylko da­wała się namówić na dodatkowe świadczenia, żądając za nie znacznych ustępstw dla siebie. Okres rządów Kazimierza przyniósł w rezultacie — wbrew zamierzeniom króla — niezwykłe wzmocnienie stanu szlacheckie­go. Decydującą rolę w tym procesie przekształcania się Polski w państwo szlacheckie odegrało ostateczne odepchnięcie od współrządów miast i mieszczaństwa.

78

Jeszcze za Kazimierza Wielkiego liczono się z mieszczanami i dopuszczano ich do współdecydowania w ważniejszych sprawach pań­stwowych. Jak bardzo zmieniła się sytuacja w tym zakresie w ciągu niespeł­na 100 lat, dowiodły wypadki krakowskie, które rozegrały się w czasie wojny trzynastoletniej. 16 lipca 1461 r. “rycerz znakomity, Jędrzej z Tęczyna, rozgniewany na Klemensa, płatnerza, że mu wychodzącemu na wojnę nie wygotował na czas i w zupełności zbroi", złajał go i pobił — opowiada kro­nikarz4. Klemens pobiegł na ratusz ze skargą i rajcy ujęli się za pokrzywdzo­nym mieszczaninem. Delegacja krakowskiej rady udała się na zamek, aby prosić o sprawiedliwość żonę Kazimierza, królową Elżbietę, która obiecała rozsądzić sprawę nazajutrz.

Tymczasem wieść o zatargu obiegła miasto, które wzburzyło dodatkowo butne zachowanie się Tęczyńskiego, demonstracyjnie spacerującego ulica­mi. Doszło do rozruchów; w ostatniej chwili Tęczyński wraz z synem ukrył

79

się w zakrystii kościoła Franciszkanów. Ktoś jednak wskazał kryjówkę. Mie­szczanie wyważyli ciężkie drzwi, wywlekli zza szaf magnata i zamordowali go. Młody Tęczyński uratował się dzięki temu, iż w zamieszaniu wypadł z kryjówki i schował w przyległym domu.

Cała szlachecka Polska powstała teraz przeciw krakowskim mieszcza­nom, żadne natomiast miasto nie odważyło się ująć za swymi współbraćmi

80

stanowymi. Król, który lubił i cenił Tęczyńskiego, a przy tym miał mu właś­nie powierzyć ważne zadania militarne, stanął bez wahania po stronie szla­chty. Już w drugiej rozprawie sądowej skazano rajców krakowskich na karę śmierci, nie biorąc pod uwagę ich protestów, wskazujących, iż winni być sądzeni przez sąd miejski, zgodnie z przywilejami miejskimi. Trzecia rozpra­wa, w styczniu 1462 r., wyrok “gardłowy" powtórzyła pod nieobecność za­trwożonych oskarżonych. Tego samego dnia straż zamkowa przybyła na ra­tusz i aresztowała tu 9 mieszczan, uważanych za głównych sprawców zabój­stwa, w tym czterech rajców. “Dla ochronienia reszty mieszczan wydani zo­stali" — tak komentuje kronikarz brak oporu ze strony miasta. 6 z uwięzio­nych zostało jeszcze w styczniu 1462 r. straconych.

Przebieg wydarzeń wskazuje na szybkie zmiany w statusie społecznym Krakowa i na fakt niezwykle łatwej akceptacji tych zmian przez jego miesz­kańców, a także przez mieszkańców innych miast. Znieważony rzemieślnik ujmuje się jeszcze honorem, jego współobywatele zdobywają się na zaatako­wanie szlachcica. Już jednak w toku procesu zdają sobie sprawę z własnej słabości, przestają dochodzić swych praw i poddają się losowi. Decydujące znaczenie miała tu oczywiście postawa króla, który okazał się sojusznikiem szlachty. A przecież Kazimierz Jagiellończyk nie był wrogiem mieszczan. W czasie wojny trzynastoletniej bratał się z mieszkańcami Torunia i Gdańs­ka, w samym Krakowie miał dobrych przyjaciół wśród bogatych kupców, którzy w potrzebie służyli mu znacznym kredytem. Popierał Kraków w spo­rach z Wrocławiem o prawo składu i przymus drogowy, starał się stworzyć dla kupców polskich pomyślne warunki działalności. Wydał wiele przywile­jów nowych i potwierdzeń starych praw dla miast i miasteczek koronnych. Zwalczał szerzące się rozbójnictwo, które utrudniało kontakty handlowe po­między miastami. Rozumiał potrzeby mieszczaństwa, popierał jego rozwój, o ile to tylko leżało w jego możliwościach. Równocześnie jednak zdawał so­bie sprawę, iż w Polsce miasta i mieszczanie nie mają szans na odegranie takiej roli, jaka im przypadła w tym czasie w innych krajach, np. we Francji czy Anglii. Tam rola polityczna miast w związku z ich potęgą ekonomiczną wzrastała z każdym rokiem — u nas zaczynała właśnie maleć. Był to proces ewidentny i król, obserwując jego przebieg, zdecydował się oprzeć na sil­niejszej grupie społecznej, z większą inicjatywą niż mieszczanie. Taką gru­pą była w państwie polskim szlachta — liczna, bogata, energiczna, solidarna. Występowała ona wyraźnie przeciw mieszczanom, wypierając ich z różnych dziedzin życia, odbierając im nawet prawo głosu w sprawie nakładanych na miasta podatków (1456), starając się ograniczyć ich zarobki. W tym wła­śnie czasie pojawiły się cenniki na towary miejskie, wydawane przez woje­wodów, a więc układane w myśl ochrony interesów szlachty. Zaczynała się już także szerzyć pogarda dla zajęć mieszczańskich. Przy różnych okazjach podkreślano niższość stanową mieszczaństwa i wyższość szlachty. Narastała atmosfera, która już 'wkrótce po śmierci Jagiellończyka doprowadzić miała — w 1496 r. — do uchwalenia konstytucji zakazującej mieszkańcom miast zakupu i posiadania dóbr ziemskich oraz zwalniającej szlachtę od opłaty ceł.

6 — M. Bogucka, Dzieje kultury O

Owe nieprzyjazne sygnały i posunięcia nie napotykały właściwie oporu miast. Wypierane ze zjazdów ogólnopaństwowych, a nawet prowincjonal­nych, obojętnie przyglądające się najważniejszym wydarzeniom politycz­nym, miasta coraz wyraźniej schodziły z areny szerszej działalności. Bogaty patrycjat bardziej interesował się tłumieniem ruchów pospólstwa i biedoty (np. w Gdańsku w l4l6 r., w Gdańsku i Toruniu w 1456 r.) niż solidarną akcją na zewnątrz. Każde miasto stanowiło odrębną, zamkniętą całość gospo­darczą, zazdrośnie strzegącą własnych przywilejów. Największe ośrodki, ta-

28. Kraków katedra. Grupa zbrojnych z tryptyku Św. Trójcy, ok. 1467 r.

82

kie jak Kraków, Lublin, Poznań itd., toczyły między sobą zacięte walki kon­kurencyjne i nie były zdolne do wspólnego działania. Potężne miasta po­morskie, które od pokoju toruńskiego weszły w skład Rzeczypospolitej, uważały, że antymiejska polityka szlachty ich nie dotyczy. Ten separatyzm grupy najpotężniejszych ośrodków zaszkodził bardzo sprawie miejskiej. W dodatku liczni najbogatsi mieszczanie skupowali dobra ziemskie mimo zakazów i przechodzili w szeregi szlachty. Było to wygodniejsze niż walka o prawa i przywileje mieszczańskie, a jednocześnie zaspokajało snobistyczne marzenia o wejściu do kręgu “szlachetnie urodzonych".

Sojusz króla i szlachty, zrodzony w ogniu wspólnej 'walki z magnaterią, a raczej z jej starym odłamem kierowanym przez biskupa krakowskiego, wkrótce kardynała, Zbigniewa Oleśnickiego, przypieczętowany został u pro­gu wojny trzynastoletniej. We wrześniu 1454 r. zebrane w Cerekwicy, nie­wielkiej wsi koło Torunia, rycerstwo wielkopolskie, grożąc, iż nie pójdzie do boju, wymogło na władcy dokument obiecujący, że w przyszłości nie bę­dzie powoływał pospolitego ruszenia ani nakładał nowych podatków bez zgody zjazdów ziemskich, tj. szerokich rzesz szlachty. W kilka tygodni póź­niej w podobny sposób wymogła na królu analogiczny dokument szlachta małopolska, zgromadzona we wsi Opoki w pobliżu Nieszawy. Tak doszło do narodzin statutów cerekwicko-nieszawskich, filaru wolności i wpływów szlacheckich w Polsce na długie stulecia5. Kazimierz Jagiellończyk, przy­party do muru, poczynił ustępstwa, które już wkrótce zemściły się na nim samym. Za szczególną ironię losu poczytać trzeba fakt, że król, którego ide­ałem była scentralizowana, silna monarchia absolutna, w praktyce własnymi rękami położył fundamenty po<J rządy demokracji szlacheckiej w Polsce i podciął korzenie siły tronu.

Y'Przedstawione wyżej zmiany w zakresie struktur społecznych i politycz­nych odbijać się musiały silnie na mentalności, kulturze, całym sposobie ży­cia mieszkańców Polski schyłkowego średniowiecza. Była to epoka niezwy­kle ostrego przełomu we wszystkich dziedzinach. Zmieniał się w owych la­tach intensywnie nawet sam wygląd kraju: miast, wsi, pól uprawnych, któ­rych obszar rósł, lasów, które tu i ówdzie ulegały dalszemu znacznemu prze­trzebieniu6. Oczywiście mimo postępów osadnictwa i szerokiej, prowadzo­nej od XIII w., intensywnej akcji kolonizacyjnej ogromne lasy i puszcze wciąż pokrywały większą część terytorium Polski. W źródłach występują niezwykle obrazowe określenia owych przepastnych borów: las ciemny (ni-gra silva), splątana gęstwina leśna (densus nemus); często wspominane są także gaje i zagajniki bukowe i leszczynowe, zielone dąbrowy i łęgi — zale­sione tereny nadrzeczne, na których królowały wiązy, olchy, wierzby, topo­le, graby, jesiony. Dużo było lasów sosnowych, jodłowych i modrzewio­wych, choć przeważały mieszane, liściasto-iglaste, o gęstym poszyciu i boga­tym runie. W kniei pełno było grubego i drobniejszego zwierza: turów, żu­brów, łosi, wilków, niedźwiedzi, jeleni i saren, dzików, nie licząc “pospól­stwa" leśnego — zajęcy, wiewiórek, ptactwa różnych gatunków. Las budził lęk w podróżnym, ale miejscowym dostarczał kryjówki w czasie wojny i żywił

83

ich w czasie pokoju. Grzyby, orzechy, jagody, miód dzikich leśnych pszczół stanowiły cenne uzupełnienie wyżywienia najszerszych kręgów ludności, zwłaszcza wiejskiej. Chłop zastawiał wnyki na ptaszki i zające, możni z mo­narchą włącznie spędzali długie tygodnie na łowach, będących w owych czasach nie tylko rozrywką, ale i ekonomiczną koniecznością. Dziczyzna od­grywała dużą rolę w codziennym jadłospisie feudałów, a już tradycyjnie przed każdą większą wyprawą wojenną czy uroczystością (np. zaślubinami) wyruszano na polowanie dla zgromadzenia wielkich zapasów mięsa solone­go i wędzonego. Tak przygotowywał się do wielkiej wojny z Krzyżakami Władysław Jagiełło w 1409 r., tak też na przełomie lat 1453 i 1454 całe mie­siące spędził w litewskich kniejach młody Kazimierz Jagiellończyk, oficjalnie szykując zwierzynę na swój ślub z Elżbietą Habsburżanką, a być może myśląc także po cichu o zaopatrzeniu wojska na nadciągające starcie z Zakonem.

(TlMowa epoka wkraczała już jednak do puszczy, wprowadzając na jej teren różne “przemysły" drzewne. Na polanach wśród najgęstszych ostępów roz­siadały się coraz liczniejsze budy smolarzy i węglarzy, przygotowujących po­szukiwane na rynkach miast towary leśne: smołę, popiół, węgiel drzewny. Najurodziwsze świerki i jodły padały teraz ofiarą topora drwali; spławiano je następnie rzekami aż do Gdańska oraz dalej, za morze, i sprzedawano na poszukiwane maszty okrętowe. 2 drwalem posuwał się coraz głębiej w gę­stwinę leśną chłop karczownik i osadnik, rąbiący grube pnie siekierą, wy­dzierający uparcie pozostawione korzenie z gruntu, wypalający na dużych przestrzeniach drobniejsze zarośla. Kierunki penetrowania puszczy przez człowieka wyznaczane były głównie przez sieć wodną kraju, daleko gęstszą i obfitszą niż współczesna. Wisła, Odra i ich dopływy były szersze, nabrzmia­łe zwłaszcza wiosną i jesienią wielkimi, rozlewającymi się wodami. Wpływa­ła do nich masa drobniejszych rzek i rzeczułek, strumieni i strumyków. Mię­dzy lasami ciągnęły się wielkie obszary bagien i rozlewisk, zarosłych bogatą roślinnością, zdradliwych dla jeźdźca i pieszego. Nie brakło też większych i mniejszych jezior, które zręcznym rybakom dostarczały ryb różnego ga­tunku. Nad brzegami wód, w dolinach rzek i nad łagodnymi zagłębieniami jezior rozsiadały się liczne osady, wsie i miasta. Obsiadły one przede wszy­stkim oczywiście brzegi głównych rzek, tj. Wisły i Odry, oraz ich dopływów. Najbardziej nasycone skupiskami ludzkimi były tereny nadodrzańskie, ócT Opola począwszy przez Wrocław aż po Głogów, a także obszary położone nad lewobrzeżnymi dopływami Odry: Ślężą, Kaczawą i Bobrem. Były to już jednak tereny zhołdowane przez Czechy, choć nadal władane przez książąt piastowskich. Podobnie gęsto zaludnione były okolice leżące nad średnią Wartą koło Poznania oraz dawna kolebka państwa polskiego: pojezierze wo­kół Gniezna, Mogilna i Kruszwicy, a także dolina Prosny koło Kalisza (gdzie w czasach rzymskich przebiegał słynny szlak bursztynowy) oraz dorzecze Warty koło Sieradza. Ludne było także lewobrzeżne dorzecze Wisły od Kra­kowa po Sandomierz oraz dorzecze mazowszańskie, gdzie rozsiadły się, oto­czone licznymi wsiami, Płock, Włocławek, Sochaczew i Łęczyca. Im dalej zresztą "w dół Wisły, tym gęściej skupiały się nad nią wsie i miasta. Zwłaszcza

84

29. Kraków,

katedra.

Fragment

nagrobka

Władysława

Jagiełły

(1430—1440)

przedstawiający

płaczącego

chłopa

w dolnym odcinku rzeki, od Chełmna do Gdańska, kraj był zabudowany bardzo intensywnie.

Większość osad ludzkich stanowiły w owym czasie większe i mniejsze wsie, otoczone polami uprawnymi i łąkami, na których wypasano bydło. Ob­szar pól rozrastał się z roku na rok; szybki przyrost nastąpił zwłaszcza w XIV stuleciu.|Doskonaliły się też metody uprawy i używane przez rolników na­rzędzia. Upowszechniła się trójpolówka, polegająca na podziale areału upra­wnego na trzy części, tzw. niwy. Niwy były najczęściej ogradzane płotami plecionymi z chrustu i gałęzi. Chroniło to cenne uprawy przed szkodnikami, zarówno zwierzętami gospodarskimi, jak leśnymi, a jednocześnie wyciskało charakterystyczne piętno na pejzażu najbliższej okolicy wsi. Grodzono rów­nież i pilnie strzeżono łąki, położone zwykle nad wodą, tak aby bydło łatwo było napoić. Poza układem niwowym znajdowały się dość liczne w owym czasie skrawki gruntów świeżo wziętych pod uprawę (tzw. kopaniny albo karczunki, zwane także klinami lub przymiarkami), często leżące dość dale-

85

ko od wsi i jej zabudowań. Ich liczba świadczyła o prężności osady i ten­dencjach do jej rozbudowy.

Wygląd i rozplanowanie wsi różniły się znacznie w zależności od dzielni­cy i jej warunków terenowych oraz wytworzonych od wieków tradycji bu­dowlanych. W Małopolsce i na Mazowszu np. zabudowania grupowały się zwykle wokół placu zwanego nawsiem, na którym najczęściej znajdował się wspólny zbiornik wodny; tu w porze letniej nocowało po napasieniu i napo­jeniu bydło należące do wieśniaków. Wokół nawsia leżały domy i zagrody bogatych gospodarzy, tzw. kmieci, nieco dalej, na skraju wsi, gnieździli się chłopi ubożsi i zagrodnicy. Karczma, niezbędny element każdej większej osady, leżała zwykle opodal, na skrzyżowaniu dróg, obsługując zarówno miejscową ludność, jak podróżnych. Inny typ wsi, bardziej może nawet ma­lowniczy, występował na świeżo karczowanych obszarach, zwłaszcza w po-łudniowo-zachodniej Wielkopolsce lub na Podgórzu. Wzdłuż drogi przebie­gającej środkiem wsi wytyczano tam po obu stronach pasy gruntu szeroko­ści kilkudziesięciu metrów. Sama droga w falistym terenie podgórskim prze­biegała najczęściej dołem, często wiła się wzdłuż strumienia czy rzeczki, niwy natomiast wznosiły się łagodnie ku górze. Zagrody kmieci budowano pośrodku owych wytyczonych pasów gruntu, stąd zabudowania często ciąg­nęły się wzdłuż drogi, czasem na przestrzeni kilku kilometrów. Ten typ wsi, zwany ulicówką, można do dziś spotkać na Podgórzu.

Zagrodę kmiecia, tzw. siedlisko, stanowiło w tym czasie kilka zabudowań wzniesionych najczęściej z drewna. Oprócz pomieszczenia mieszkalnego, składającego się pospolicie z jednej izby, czasem także przedsionka, były to (dobudowane zwykle pod jednym dachem do izby) komora, chlewik i obo­ra, spichrz, stodoła. Tylko w uboższych zagrodach ludzie i zwierzęta gospo­darskie mieścili się w tym samym pomieszczeniu. Ogrzewał izbę wielki gli­niany piec z okapem, dym ulatniał się przez komin, zazwyczaj drewniany, ale oblepiony gliną dla ochrony przed pożarem; chat kurnych było już nie­wiele. Zagroda otoczona była płotem z chrustu, który ogradzał także poło­żony koło domu sad i ogródek. Wielu kmieci rozporządzało wcale znacznym dobytkiem, a ich sytuacja prawno-społeczna nie była zła7.

Do uprawy pól używano żelaznych pługów, radeł i bron; były też one coraz liczniejsze i coraz lepiej wykonane. Jako zwierzęta sprzężajne nadal pracowały głównie woły. Chów koni był rzadszy; oszczędzano je przed cięż­ką pracą, gdyż były drogie. Służyły też przeważnie do transportu, a także jako konieczne wyposażenie oddziałów zbrojnych na wypadek wojny. Nie­mniej liczba wzmianek o koniach roboczych rośnie w źródłach na przeło­mie XIV i XV w., świadcząc o wzroście zamożności wsi. Używano koni ro­boczych zwłaszcza do bronowania — pracy nie tak ciężkiej, jak orka, a wy­magającej szybszego i lżejszego poruszania się po zoranej roli. Od XIII w. znano już na polskiej wsi, a w XIV i XV w. szeroko stosowano żelazną kosę do ścinania trawy, a także do sieczenia jarego owsa. O rozpowszechnieniu kosy świadczy wczesne związanie jej — podobnie jak na zachodzie Europy — z wyobrażeniem śmierci. “Ma kosa wisz [sitowie —M.B.}, trawę siecze,

86

przed nie się nikt nie uciecze"8 — grozi śmierć Mistrzowi Polikarpowi w piętnastowiecznym poemacie, przypominającym o nieubłaganym kresie ludzkiego żywota. Zboża żęto sierpami, które miały szerokie, wykonane z dobrego żelaza ostrza. Inne jednak narzędzia rolnicze, np. grabie, widły itd., były najczęściej nadal drewniane, co najwyżej opatrywano je metalo­wymi okuciami. Drewniane były również, choć z okuciami, wozy i sanie słu­żące do transportu towarów rolnych na rynek miejski, l

Praca wieśniaka była niezwykle ciężka9. TrudnaHbyła zwłaszcza obróbka ugoru, gdyż wbrew pozorom nie można go było pozostawić na cały rok bez kultywacji. Przeznaczony pod najbliższą uprawę ugór trzeba było zaorać już w czerwcu, najpóźniej w lipcu, i to dwukrotnie. Raz pługiem, który musiał poruszyć zbitą, zaskorupiałą ziemię, przerośniętą gęsto twardymi korzeniami licznych roślin, potem — w kierunku poprzecznym do skib — radłem. We wrześniu lub październiku, tuż przed siewem ozimin, orano ugór po raz trzeci. Na polach jarych, przeznaczonych pod owies, wystarczała jedna orka wraz z bronowaniem; odbywało się to w końcu marca lub w początkach kwietnia, gdy tylko ziemia rozmarzła. Tam jednak, gdzie miano zasiać rośliny strączkowe, włókniste lub jęczmień, trzeba było grunt orać dwukrotnie:

wiosną i jesienią, potem zaś jeszcze radlić i bronować. Siewy miały miejsce w różnych terminach. W początkach kwietnia wysiewano np. owies i rośliny strączkowe, w czerwcu — proso, tatarkę, rzepę i rzepnik, we wrześniu — oziminy. Odbywało się to oczywiście ręcznie: siewca ruszał w pole boso, przepasany płachtą, w której niósł ziarno, rozrzucane następnie szerokim, półkolistym ruchem na skiby. Po siewie trzeba było pole raz jeszcze zabro-nować, aby starannie pokryć cenne ziarno ziemią.

Siano najwięcej żyta, zwanego w owych latach rżą, obok owsa, pszenicy, jęczmienia. Mniejsze znaczenie miała uprawa bardzo popularnego we wcze­snym średniowieczu prosa, a także orkiszu (gatunek pszenicy), gryki i przy­niesionej do Polski ze Wschodu w XIV w. tatarki. Z roślin strączkowych źró­dła wymieniają najczęściej groch, soczewicę i wykę pastewną. Z jednego wysianego ziarna zbierano 3—4, a nawet 5 ziaren10. Wydajność rolnictwa polskiego ustępowała w zasadzie niewiele wydajności rolnictwa sąsiednich Niemiec czy Francji.

Sporą rolę w gospodarstwie wiejskim przełomu XIV i XV w. odgrywała hodowla, choć stała ona niżej niż na pewnych terenach zachodniej Europy (np. w Niderlandach, Francji). Główne pożywienie inwentarza stanowiła naturalna karma na pastwiskach, które w związku z tym musiały być bardzo rozległe, bo bydło pasąc się jednocześnie niszczyło i wydeptywało trawę. Na zimę trzeba było oczywiście przygotować odpowiednie zapasy paszy;

a więc skosić, wysuszyć i zmagazynować siano, zebrać buczynę i żołędzie dla nierogacizny (pamiętajmy, że nie znano jeszcze ziemniaka). Zima, a zwłaszcza przednówek stanowiły z reguły okres bardzo trudny dla zwie­rząt, a także dla ludzi — rzadko zapasy były tak znaczne, aby wystarczyły w obfitości do nowych zbiorów. Ale tego typu kłopoty przeżywała cała piętnastowieczna Europa. Wieś polska nie była zapewne dużo uboższa niż wieś

87

niemiecka czy francuska tejże epoki.

Rozwijało się w owych latach pomyślnie nie tylko rolnictwo i bogaciła się nie tylko wieś. Pomyślne zakończenie wojny trzynastoletniej i otwarcie drogi ku morzu zapoczątkowało fazę nowego ożywienia ekonomicznego dla polskich ziem. Mieszczaństwo odsuwane przez szlachtę na margines życia politycznego tym gorliwiej zajęło się handlem i produkcją. W poszczegól­nych miastach powiększa się w tym czasie liczba cechów i pojawiają nowe gałęzie wytwórczości. Kupcy polscy, zwłaszcza krakowscy i gdańscy, nawią­zują kontakty z odległymi wielkimi rynkami ówczesnej Europy: Norymbergą i Augsburgiem, Antwerpią i Lyonem. Na Zachodzie zaczyna się właśnie po­większać popyt na polskie produkty leśne i hodowlane, co umożliwia wzmo­żenie importu poszukiwanych towarów luksusowych: korzeni, win, jedwabi, cienkich płócien. Rozwija się wydobycie kruszców i soli, postępy czyni akumulacja kapitału, nowe ożywienie powoduje upowszechnienie się rozma-

88

itych form kredytu (przelewy bezgotówkowe, czeki, zalążki weksla). Przy­spieszony obrót rzutuje na rytm życia w wielkich ośrodkach miejskich, ta­kich jak Kraków, Gdańsk, Poznań, Lublin. Na targach i jarmarkach spotykają się cudzoziemcy i Polacy, mieszczanie i szlachta, a nawet zamożniejsi chłopi, kupcząc, targując, wymieniając towary i pieniądze, zaciągając oraz spłacając pożyczki, podpisując kontrakty.

Ożywienie gospodarcze dawało się odczuć także w zakresie szybkiego rozwoju materialnej kultury. Rosnąca stopa życiowa zarówno mieszczan, jak szlachty wyrażała się w coraz wyższych wymaganiach w zakresie stroju, odżywiania się, wyposażania mieszkań, sposobu spędzania wolnego czasu. Popularyzowały się stopniowo w szerszych kręgach wykwintne materie, no­szone we wczesnym średniowieczu tylko przez możnych: jedwabie, aksami­ty, atłasy. Używano coraz powszechniej bielizny z cienkiego płótna zdobio­nego koronkami. Na stołach pojawiały się zagraniczne produkty: węgierskie, włoskie, hiszpańskie i francuskie wina, cukier, pomarańcze, cytryny.

31. Lublin,

zamek,

kaplica

Św. Trójcy.

Fragment

polichromii

(1413—1418)

przedstawiaj acy

muzykantów

89

Mimo że podróżujący po Polsce w drugiej połowie XV w. cudzoziemcy narzekali na prymitywizm oferowanych warunków noclegowych, brak wina, nudę postojów? w małych miasteczkach11 (te same skargi słychać będzie zre­sztą także w następnych stuleciach!), to jednak była to ważna epoka zmian w zakresie kultury dnia codziennego i form międzyludzkich kontaktów. Znany wiersz Słoty O chlebowym stole12 świadczy o przykładaniu coraz większej wagi do umiejętności zachowania się w towarzystwie, prowadzenia gładkiej konwersacji, okazywania niezbędnego szacunku wobec niewiast, osób starszych lub wyższych rangą społeczną. Społeczeństwo ukazane przez autora wiersza to zbiorowość wyraźnie zhierarchizowana, rządząca się po­dobnymi jak na zachodzie Europy dość już subtelnymi regułami dobrego wychowania i rycerskości. Barbarzyństwo i prostactwo były natychmiast piętnowane i wyśmiewane. Wiersz Słoty jest także dodatkowym dowodem istnienia rozwiniętego już poczucia humoru i komizmu, którym potrafiono operować przy różnych towarzyskich okazjach; ślady tego typu postaw od­krywają zresztą także historycy sztuki w plastyce tego okresu, zwłaszcza w miniaturach, gdzie często przewija się motyw błaznów i głupców w gro­teskowych pozach lub małp parodiujących zachowania ludzkie13.

Przemiany w materialnych warunkach bytu łączyły się więc z przeło­mem w sferze mentalności, w świecie zachowań, idei oraz wyobrażeń, a tak­że w sferze sztuki, będącej artystycznym wyrazem rozwoju duchowego epo­ki. Od tej strony oglądany wiek XV ukazuje nowe perspektywy i osiągnięcia, torujące drogę ku humanizmowi i zalążkom renesansu.

90

Zmierzch polskiego średniowiecza

Charakterystyczne zjawisko owych czasów stanowiło w Polsce — podo­bnie jak w całej zresztą Europie — rozlewanie się kultury szerszym w po­równaniu do epok poprzednich strumieniem, jej pewnego rodzaju demokra­tyzacja. Z roku na rok postępy czyniła podstawowa oświata. Obok szkół ka­tedralnych i przyklasztornych, służących do kształcenia duchowieństwa, gęstniała sieć dostępnych dla szerszych mas ludności szkół parafialnych. Sy­nod diecezji krakowskiej z 1408 r. stwierdza, że tyle po miasteczkach i wsiach powstało ostatnio szkół, iż brakuje dla nich nauczycieli. W szkołach owych uczono czytania i pisania, rachunków, śpiewu kościelnego. Żacy re­krutowali się nie tylko ze stanu szlacheckiego, ale także z mieszczan i chło­pów. Polska XV w. to kraj ludzi kształcących się. Gdy Kazimierz Wielki fun­dował Akademię Krakowską, mając na oku przygotowanie potrzebnych pań­stwu kadr prawników i administratorów, w całym kraju mogło być najwyżej kilkadziesiąt osób z wyższym wykształceniem. W sto lat potem liczba ta wzrosła już do kilku tysięcy. Ogromny pęd do nauki poświadczają zapiski synodu gnieźnieńskiego z 1456 r., stwierdzające, iż tak wiele osób pragnie uczyć się i w miastach, i na wsi, że szkoły tylko z trudem mogą zapewnić wszystkim chętnym miejsce. Pod koniec XV w. działało już w Polsce prawie 600 szkół parafialnych, funkcjonujących dzięki temu, że Akademia Krakow­ska co roku wypuszczała dziesiątki magistrów i bakałarzy, podejmujących pracę pedagogiczną'.

Zbiegło się to z wielkim przełomem, jaki w zakresie możliwości upo­wszechnienia kultury stanowił wynalazek druku. Już w 1473 r. powstał w Krakowie najstarszy znany druk polski — kalendarz na rok 1474. Docie­rały też nad Wisłę książki drukowane za granicą. Około 1480 r. księgarze gdańscy mogli już swoim klientom oferować po pół setki tytułów na raz. Cóż za kolosalna różnica w stosunku do epoki, gdy pojedyncze egzemplarze przepisywanych ręcznie latami manuskryptów dostępne były tylko nielicz­nym wybranym! Powiększały się szybko księgozbiory przykatedralne i zakon-

91

32. Nauczyciel i uczniowie. Drzeworyt, ok 1497 r.

ne, powstawały też pierwsze biblioteki prywatne, laickie. Duży księgozbiór miał np. Piotr z Szamotuł (zm. 1473), rodzina Bażyńskich na Pomorzu, Mel-sztyńscy w Małopolsce. Korzenie “rewolucji kulturalnej", o jakiej się mówi w odniesieniu do Polski XVI wieku, tkwią niewątpliwie głęboko w poprzed­nim stuleciu.

f Oczywiście był to przełom ogromny w stosunku do okresów poprzed­nich, niemniej nadal, procentowo rzecz biorąc, zarówno dostęp do nauki, jak do nowych humanistycznych prądów i idei stanowił przywilej mniejszo­ści społecznej. Jednocześnie jednak dokonywały się także zmiany szersze, uchwytne w skali masowej, a dotyczące ważnych cech światopoglądu, zwła­szcza religijności. Fale tzw. nowożytnej religijności (devotio moderna") do­cierając do pięfhastowiecznej Polski powodowały tu ferment niewątpliwie głębszy niż prądy humanizmu; te ostatnie ograniczone były do elit szlachec-ko-mieszczańskich. Wpływ “nowożytnej religijności" polegał na przenikaniu chrystianizmu w głąb mas ludowych i jego adaptacji do potrzeb prostych wieśniaków oraz mieszkańców małych osad zagubionych wśród lasów i ro­zlewisk. Dużą rolę w tych procesach grało gęstnienie sieci parafialnej. Bada­cze szacują, iż u schyłku panowania Kazimierza Jagiellończyka istniało już

92

w Polsce okoto 6 tyś. parafii, z czego prawie połowa powstała właśnie w XV w.2 Ówczesna parafia ząsJo nie tylko podstawowa pod wieloma wzglę­dami komórka administracji państwowo-kościelnej; spełniała ona również wa­żne funkcje kulturalne. W kościele parafialnym spotykano się co tydzień i już sam ten fakt miał znaczenie, zwłaszcza na wsi, w warunkach znacznego czasem rozproszenia domostw oraz rzadkich wskutek zaabsorbowania cię­żką praca (chłopi) i trudności dojazdowych (szlachta) kontaktów towarzy­skich. Kościół parafialny był miejscem intensywnego oddziaływania potęż­nych w skali ówczesnej środków audiowizualnych, jedynych zresztą, jakimi rozporządzały ówczesne władze. Oddziaływaniu temu byli poddawani — rzecz godna podkreślenia — wszyscy mieszkańcy danej okolicy, bez względu na ich przynależność społeczną, co w pewnym stopniu niwelowało ostrość różnic kulturalnych, charakterystycznych dla epoki. Tu, w parafii, egzystował ośrodek wychowania społecznego przez uczestnictwo we wspól­nych liturgicznych obrzędach, tu z ambony sterowano przeżyciami zbioro­wymi, kształtowano podstawowe pojęcia etyczno-moralne. Dużą rolę speł­niały w tym zakresie także bractwa religijne, powstające w większych mia­stach i umożliwiające ludziom świeckim bardziej aktywne uczestnictwo w życiu Kościoła3. Powoli świat pogańskich wierzeń, żywy wciąż, mimo iż od chrztu Polski minęło kilka stuleci, a od chrztu Litwy ponad sto lat, zaczynał ustępować ludowemu kultowi Chrystusa i Marii, przede wszystkim zaś róż­nych świętych patronów chroniących od nieszczęść i pomagających w po­trzebie. Upowszechniał się on w tych latach w różnych grupach społe­cznych, także na wsi, i kształtował w swej ostatecznej formie obchody Bo­żego Narodzenia, Wielkiejnocy, Bożego Ciała, czerpiąc zresztą wzory i za­chowując liczne elementy z zakorzenionej głęboko tradycji pogańskich uro­czystości i zwyczajów. Wzrostowi chrześcijańskiej pobożności nie towarzy­szyło zresztą zerwanie z magią i przesądami; nabierały one jedynie innego zabarwienia, stapiały się w jedno z chrystiańizmem, kładąc podwaliny pod specyficzną ludową religijność, która z kolei oddziaływała na formy poboż­ności wśród elit społecznych. Magia uprawiana była zresztą wówczas nawet w kręgach intelektualnych, m. in. na uniwersytecie"krakowskim przez tam­tejszych scholarów, a jeśli wierzyć zapiskom z archiwum diecezjalnego w w Płocku, sławny później czarnoksiężnik mistrz Twardowski, zwany polskim Faustem, był postacią historyczną i działał właśnie u schyłku XV w. w War- ' szawie4. Erupcja zainteresowania naukami tajemnymi, które ogarnęło całą Europę w XVI w., korzeniami swymi tkwi w poprzednim stuleciu; Polska nie stanowiła pod tym względem wyjątku.

Jednocześnie jednak i u nas, jak w innych krajach, rodził się krytycyzm i powstawały próby racjonalistycznego myślenia. Pewne wpływy zdobywała w Polsce nauka Husa z jej ostrzem skierowanym przeciw hierarchii kościel­nej i śmiałą krytyką panujących w Kościele stosunków. W Krakowie działał jakiś czas namiętny zwolennik husytyzmu, a także angielskiego reformatora Wiklefa — Andrzej Gałka z Dobczyna, zanim około 1448 r. nie przeniósł się na Śląsk. We wszystkich środowiskach społecznych, tak na wsi, jak i w mia-

93

53. Lublin,

zamek,

kaplica

Św. Trójcy.

Fragment

polichromii

(1413—1418)

przedstawiający

duchownego

i giermka

stach, krążyły w owych latach liczne antyklerykalne wierszyki i piosenki. Ga­niły one chciwość księży i zakłamanie zakonników, oburzały się na pobór dziesięcin przez Kościół i na rozległe przywileje duchowieństwa. W samych zresztą środowiskach duchownych powstawał ferment przeciw licznym, za­korzenionym od lat występkom i nadużyciom, drążącym Kościół od we­wnątrz. Rosnący w tej epoce indywidualizm wyładowywał się także w sprze-

94

ciwach wobec zbyt ciężkich rygorów życia zakonnego i przesadnej ascezy, zrodzonych w poprzednich surowych stuleciach i nie zdających egzaminu w nowym, powstającym właśnie świecie. W powietrzu czuć już było wyraź­nie powiewy zarówno humanizmu, jak reformacji.

g Ów tak charakterystyczny dla epoki wzrost indywidualizmu i przemożna potrzeba wyrażania jednostkowych emocji dały zapewne impuls do powsta­nia w Polsce XV w. wiersza świeckiego, i to nie tylko epiki o zabarwieniu społecznym czy politycznym, upamiętniającej ważne wydarzenia, jak np. li­czne pieśni o zabiciu Andrzeja Tęczyńskiego czy o grunwaldzkiej bitwie. Na­rodziła się obok nich subtelna, świadcząca o ogromnym wzbogaceniu skali pojęć i odczuć liryka miłosna. Jej kolebką było zapewne środowisko żaków, a może takze"wagahtów i igrców, przemierzających kraj w wesołej, nieustan­nej wędrówce, popasających raz w miejskiej gospodzie, raz w wiejskiej kar­czmie. W miarę upływających lat zajmowała coraz więcej miejsca obok po­bożnych pieśni, podawanych z ust do ust legend i podań o ulubionych świę­tych, które, aby były zrozumiałe dla wszystkich, także dla chłopów, układano po polsku. Ale nie tylko potrzeby wieśniaków wpływały na rozwój polszczy­zny w owych latach. Wiele tekstów pobożnych tłumaczono na język polski w celu udostępnienia ich np. kobietom, odciętym od gruntownie j szego wy­kształcenia nawet w grupach elitarnych. I tak np. w 1455 r. zamówiła dla siebie tłumaczenie Biblii królowa Zofia, matka Kazimierza Jagiellończyka. Bywały już zresztą także niewiasty uczone znające łacinę. Zmarła w 1478 r. Urszula z Kurozwęckich Odrowążowa czytywała podobno wydany w 1475 r. łaciński traktat Boccaccia O sławnych kobietach, będący jednym z bestselle­rów epoki.

Największe zapotrzebowanie na teksty polskie panowało oczywiście w zakresie literatury religijnej. W związku z nim zapewne powstało tzw. Rozmyślanie przemyskie, dzieło kompilatorskie, ale jakże bogate, świad­czące o dostępie autora do ogromnej łacińskiej biblioteki, o dobrej znajo­mości licznych autorów i tekstów. Znalazły się tu, przełożone na piękną, jęd­rną polszczyznę, wszystkie żywoty Marii i Jezusa, jakie znała ówczesna litera­tura europejska, cała Ewangelia wedle Mateusza, duże fragmenty dzieła Hi­storia Ecciesiastica Piotra Comestora. Twórca Rozmyślania to zapewne du­chowny, może zakonnik, wykształcony i oczytany, pragnący przyswoić swym rodakom teksty, z którymi ze względu na barierę językową obcować mogły dotąd tylko jednostki z elity intelektualnej.

Językiem urzędowym, językiem warstw uprzywilejowanych pozostawała jednak nadal łacina. Ona królowała w środowiskach literackich skupionych przy kancelarii królewskiej i Akademii Krakowskiej, w rozrzuconych po kra­ju skryptoriach klasztornych i katedralnych. Ale już w 1445 r. mistrz Jakub Par-kosz z Żurawicy pisze traktat o ortografii polskiej, usiłując uporządkować zasady ojczystego piśmiennictwa. Językoznawcy sądzą, iż właśnie w drugiej połowie XV w. ukształtował się ostatecznie ogólnopolski język literacki o bogatym zasobie słownictwa i dużej ekspresji5.

Jan Długosz (1415—1480), najsławniejszy polski kronikarz schyłkowego

95

średniowiecza, choć w jego dziele znaleźć można także już sporo elemen­tów renesansowych, pisał jednak jeszcze po łacinie. Na roku 1480 urywają się jego księgi “sporządzone dla dobra powszechnego, dla pożytku i zaszczy­tu miłej ojczyzny"6. Cierpliwy zbieracz różnorodnych źródeł polskich i ob­cych, znawca kronik i legend, autor katalogów biskupów polskich, nie wahał się w pogoni za prawdą i dla wzbogacenia obrazu dziejów Polski poszuki­wać świadków opisywanych wydarzeń lub ich synów, mogących tradycją ustną wesprzeć dokumenty i spisane świadectwa. Konstruując swe dzieje Polski starał się Długosz wiązać fakty w łańcuch przyczyn i skutków, a nawet próbował oświetlać je krytycznie, zestawiać i porównywać.

Surowy moralizator, władcom, których sylwetki upamiętniał na kartach swego dzieła, stawiał wysokie wymagania. Ideał Długosza to panujący szanu­jący Kościół i kler, mąż sprawiedliwy i pełen cnót, opiekun kraju i obrońca jego wolności; przeciwieństwem jest tyran i gwałtownik, nie szanujący praw Boskich i ludzkich. Religijność Długosza — a był człowiekiem głęboko wie­rzącym — oparta jest na niezachwianym przekonaniu o istnieniu Boga, czu­wającego nieustannie nad losem ludzi i świata, karzącego zarówno jednostki, jak całe narody za występki, ale i nagradzającego za cnotliwość. Pobożność i umiłowanie ojczyzny sprawiły, że dzieło Długosza zdradza silne tendencje moralizatorsko-dydaktyczne, często z uszczerbkiem dla prawdy history­cznej: powodowany zbożnymi intencjami przemilcza lub przekręca pewne wydarzenia, cieniuje oceny w zależności od kontekstu faktu. Niewątpliwie chodziło mu o przedstawienie dziejów Polski w optymalnym świetle; nie­którzy badacze zarzucają mu nawet jawną tendencyjność lub szowinizm. A przecież nie brak w Długoszowej historii akcentów krytycznych zarówno wobec poszczególnych władców, jak i całego polskiego społeczeństwa. Zwłaszcza niepokoiło Długosza uleganie przez współczesnych “zniewieścia-łemu" stylowi życia, wzorowanemu na zachodnim, i odstępowanie — pod wpływem renesansowych już przemian — od starych, surowych obyczajów poprzednich stuleci. Głęboko więc ubolewa nad zanikiem dawnej prostoty i upadkiem cnót, które były udziałem przodków. Drugi niezwykle ważny wą­tek w jego dziele stanowi troska o podtrzymanie pamięci o niezbywalnych prawach Polski do ziem na północy i zachodzie, do Pomorza i Śląska, utraco­nych na rzecz nieprzyjaznych Polakom, podstępnych sąsiadów. Rewindyka­cja tych obszarów to wedle Długosza główne zadanie stojące przed wład­cami i społeczeństwem.

Owiane duchem szczerej, żarliwej pobożności i gorącego patriotyzmu, pisane barwnie i żywo, stanowi dzieło Długosza świetny zabytek polskiej hi­storiografii, a jednocześnie pomnik pełnej chwały przeszłości7. Znakomity historyk działał także na niwie dyplomatycznej, zwłaszcza w latach wojny trzynastoletniej oraz podczas zabiegów o trony czeski i węgierski dla synów Kazimierza Jagiellończyka. O jego aktywności w charakterze mecenasa ar­chitektury i pedagoga piszemy na innym miejscu.

Skromny dwór zajętego wojnami Władysława Jagiełły, a następnie Kazi­mierza Jagiellończyka, na którym liczono się z każdym groszem, nie mógł

96

34. Matematycy w pracowni. Drzeworyt z publikacji Jana z Łańcuta, Algorithmus linearis, Kraków 1513 r.

rościć sobie pretensji do roli centrum kulturalnego na skalę epoki wielkich Piastów8. Niemniej sam fakt, iż np. kancelaria królewska skupiała licznych wykształconych ludzi, humanistów hołdujących nowym prądom i ideom (Uriel Górka, Jakub Dębna, Krzesław z Kurozwęk i inni), że wokół króla przebywali ludzie takiej miary, co Długosz, musiał wpływać na atmosferę pa­nującą- na dworze. Oddziaływały też na nią wykształcone i kulturalne żony władców; duże zasługi miały w tym względzie zwłaszcza pierwsza żona Ja­giełły, Jadwiga, a potem, w drugiej połowie XV w., Elżbieta Habsburżanka. Niemniej w XV w. Wawel musiał ustąpić pierwszeństwa w zakresie oddziały­wania kulturalnego rozwijającej się u jego stóp i pod jego opieką Akademii Krakowskiej.

Akademia Krakowska, zaniedbana po śmierci Kazimierza Wielkiego, po-dźwignęła się do nowej świetności już w końcu XIV w. dzięki ofiarności kró-

7 — M. Bogucka, Dzieje kultury

97

Iowę] Jadwigi i mądrej działalności jej męża. Przed śmiercią (1399) Jadwiga zapisała na cele naukowe swe klejnoty, rozwiązując w ten sposób trudności materialne uniwersytetu, JagieHo zaś otoczył uczelnię staranną opieką. Obok katedr teologicznych i filozoficznych uruchomiono w odrodzonej Akademii Krakowskiej katedry gramatyki i retoryki, poetyki, prawa, matematyki i astrono­mii. Wkrótce uczelnia stała się potężnym centrum naukowym, ośrodkiem roz­woju i upowszechniania nowoczesnych, śmiałych idei9. Jedną z cech charak­terystycznych schyłku średniowiecza w zakresie myśli filozoficznej była w całej Europie walka ze scholastyką. Owe antyscholastyczne koncepcje re­prezentował na krakowskim uniwersytecie już Mateusz z Krakowa (zm. 1410), który choć krótko tu wykładał, to jednak wpłynął silnie na uformo­wanie się poglądów zgrupowanych wokół uczelni scholarów. W swym dziele Rationale operum dwinorum, ujętym w formę rozmowy ojca z synem, za­warł Mateusz nowatorskie rozważania, deklarując nieufność wobec starej spekulatywnej teologii i wobec uświęconej przez Arystotelesa wiedzy de­dukcyjnej, stawiając znak zapytania wobec tradycyjnych rozstrzygnięć dyle­matów, takich jak sens istnienia świata, przeznaczenie człowieka, istota do­bra i zła itd. Jako przeciwnik scholastyki zadeklarował się także w wykładzie inauguracyjnym w 1400 r. pierwszy rektor odnowionej uczelni — Stanisław ze Skalmierza, autor głośnego traktatu o wojnie sprawiedliwej. Wkrótce po­tem, w 1412 r., Łukasz z Wielkiego Koźmina zaprezentował w swym wykła­dzie sylwetkę modelową “prawdziwego uczonego", dowodząc, że mądrość polega na tym, by w nic nie wierzyć bez rozumowego uzasadnienia, by nie sądzić, iż naukowe poznanie polega tylko na wywodzie dialektycznym i spe­kulacji metafizycznej, by obok pism filozofów i tradycji uwzględniać w bada­niach także doświadczenie i obserwację. Ten powiew krytycyzmu wobec autorytetów, a zaufania do rozumu i empirii wprowadza nas już w przedsio­nek nowej epoki. Następcy Mateusza, Stanisława, Łukasza poszli jeszcze da­lej, odrzucając spekulatywny, średniowieczny charakter filozofii, a pojmując ją jako naukę o działaniu oraz historię moralności i kładąc niejako znak rów­ności między teologią a historią (Benedykt Hesse, zm. 1456).

Rozkwit etyki uprawianej w ścisłym powiązaniu z nauką prawa zapewnił polskim uczonym świetne wystąpienie na soborze w Konstancji (l 414— 1418), a więc wkrótce po bitwie grunwaldzkiej. Pokonani Krzyżacy szerzyli właśnie potwarze przeciw Polsce i Litwie, wzywając Europę do krucjaty pod hasłem rzekomej obrony Kościoła. Odpowiedzią na te oszczerstwa była roz­prawa polskiego uczonego, Pawła Włodkowica (ok. 1370—po 1435), uro­dzonego w Brudzeniu w ziemi dobrzyńskiej (a więc blisko granicy krzyża­ckiej), profesora i rektora uniwersytetu krakowskiego, pt. Traktat o władzy papieża i cesarza w stosunku do pogan. Przedstawiony na forum soboro­wym w 1415 r. traktat ten potępiał ostro wojny agresywne i podkreślał pra­wo wszystkich ludów do swobodnego życia na własnej ziemi. “Krzyżacy — dowodził Paweł Włodkowic — walcząc ze spokojnymi niewiernymi jako takimi nigdy nie mieli wojny sprawiedliwej. Jest to oczywiste, ponieważ wszelkie prawo przemawia przeciw napadającym na tych, którzy chcą żyć

98

w pokoju". Tu następowały argumenty zaczerpnięte z prawa cywilnego, ka­nonicznego, naturalnego i Boskiego, po których Włódkowic stwierdzał: “Po­nadto takie napadanie niewiernych, zwłaszcza bez sprawiedliwej przyczyny, nie godzi się z miłością bliźniego, ponieważ we j ście, jednego przeciwieństwa powoduje wyjście drugiego, bliźnimi zaś naszymi są wedle prawdy zarówno wierni, jak niewierni, bez różnicy". Protestował też polski uczony przeciw zmuszaniu gwałtem do przyjęcia chrztu: “Nie jest dozwolone zmuszać nie­wiernych bronią albo uciskami do wiary chrześcijańskiej, ponieważ ten tryb jest z krzywdą bliźniego, a nie należy czynić złych rzeczy, aby wynikły dobre ... służby wymuszone nie podobają się Bogu". Hasła nawracania pogan na wiarę siłą są niesłychanie niebezpieczne, w istocie chodzi w nich o ludzkie interesy, przeprowadzane pod pokrywką troski o zbawienie dusz ludów niechrześcijańskich. “Gdzie bardziej działa moc niż miłość, tam ludzie szu­kają tego, co ich, nie tego, co Jezusa Chrystusa, i dlatego łatwo odchodzi się tam od reguły prawa Boskiego. Kiedy zaś bardziej pragnie się panować niż sprawować troskę, to zaszczyt rozdyma pychę i to, co było przewidziane dla zgody, prowadzi do szkody ... Z tego wynika błędna konkluzja, której w ża­den sposób nie wolno tolerować, mianowicie że chrześcijanie gromadzą się tam celem napadania niewiernych z racji tego, że są niewiernymi. A nie na­leży jej tolerować niezależnie od tego, czy się mówi, że to w celu szerzenia wiary chrześcijańskiej, gdyż pod pretekstem pobożności nie należy popeł­niać bezbożności ... czy mówi się, że to w celu wykonywania zawodu ry­cerskiego itd. Wszyscy bowiem dobrowolnie udzielający pomocy Krzyża­kom w napadaniu na spokojnych niewiernych nie mogą być uniewinnieni od śmiertelnego grzechu, czy są ich poddanymi, czy nie"10. Śmiała treść roz­prawy Włodkowica uderza do dziś trwałymi, humanistycznymi akcentami i trafnością sądów.

Kontynuowali osiągnięcia Włodkowica inni wielcy krakowscy myśliciele XV w.: Paweł z Worczyna (zm. około 1430), wysuwający etykę na czoło filo­zofii, Jan z Ludziska (zm. około 1460), który zasłynął jako obrońca chłopów przed uciskiem, wreszcie najbardziej z nich znany w Europie Jakub z Paradyża (zm. 1464), rozważający wnikliwie społeczny charakter etyki i analizujący obszernie stosunek jednostki do zbiorowości. Jego wywody miały na owe czasy rewolucyjny posmak, uważał bowiem, że w społeczeństwie nie powin­no być grup uprzywilejowanych. Kościół pojmował Jakub z Paradyża jako wspólnotę wiernych, posiadających jednakowe prawa i obowiązki. Podobne zasady równouprawnienia winny wedle niego obowiązywać także w innych zbiorowościach; współżycie jednostek, regulowane przez etykę, należy — jak twierdził — układać według jednakowych dla wszystkich, sprawiedli­wych reguł.

O prężności ówczesnej nauki polskiej świadczy fakt, że jej reprezentanci brali aktywny udział w międzynarodowych dyskusjach toczących się w owym stuleciu na temat reformy Kościoła; skłaniali się oni przy tym do tezy wyższości soboru nad papieżem (Mateusz z Krakowa, Paweł Włódko­wic, Jakub z Paradyża). Specjalny traktat w tej materii przedstawił na sobo-

99

35. Śpiewający

z nut.

Drzeworyt

z dzieła

S. Monetariusa,

Epitoma

utriwąne

musices,

Kraków

ok. 1515 r.

rżę w Bazylei (1431—1449) Polak Tomasz ze Strzępina.

Obok filozofii również krakowska szkoła fizyki, związana zresztą ściśle ze studiami matematycznymi i astronomicznymi, osiągnęła bardzo wysoki poziom. Początek rozkwitu studiów matematyczno-astronomicznych w Kra­kowie wiąże się z działalnością profesora Marcina Króla z Żurawicy. W poło­wie XV stulecia zreformował on program i metody nauczania w tym zakre­sie na krakowskim uniwersytecie. Był zresztą Król nie tylko wybitnym peda­gogiem, lecz także dociekliwym teoretykiem. Spod jego pióra wyszedł trak­tat arytmetyczny Algorismus minutiarum, poświęcony wykładowi teorii ułamków, oraz książka zatytułowana Geometria, zawierająca zarys całej ów­czesnej geometrii praktycznej. Były to na naszym terenie prace pionierskie i przez długi czas niezastąpione. Korzystały z nich całe pokolenia studentów i badaczy.

Marcin Król uważany jest, nie bez słuszności, za właściwego twórcę kra­kowskiej szkoły matematyczno-astronomicznej, która przerosła zresztą szyb-

100

ko swego mistrza. Cechował ją najwyższy europejski poziom, śmiałe poszu­kiwania nowych rozwiązań, szybkie przyswajanie osiągnięć zagranicznych, co nie było rzeczą prostą w epoce nie posiadającej regularnego serwisu in­formacyjnego. Sława wykładów, prowadzonych przez licznych świetnych matematyków i astronomów, przyciągała do Krakowa przez całą drugą po­łowę XV w. rzesze żądnej wiedzy młodzieży z całej Polski i innych krajów. Jednocześnie krakowscy uczeni zapraszani byli często na zagraniczne uni­wersytety; o ich współpracę ubiegały się uczelnie w Pradze, Lipsku, Wied­niu, Padwie i Bolonii. W 1480 r. rektorem uniwersytetu paryskiego był Ma­ciej Kolbe ze Świebodzina. Zwłaszcza wielką popularność zyskał za granicą wychowanek Akademii Krakowskiej, matematyk i astronom, Marcin Bylica z Olkusza. Działał on głównie w Austrii i na Węgrzech, a umierając zapisał Akademii Krakowskiej prawdziwy skarb gromadzony skrzętnie przez całe życie: bogatą kolekcję przyrządów i ksiąg astronomicznych, unikalną na owe czasy. W jej skład wchodziło ~m.ih. astrolabium arabskie, wykonane przez znakomitego konstruktora wiedeńskiego Jana Dorna, dzieła najsławniejszego astronoma XV w. Jerzego Peurbacha itd. Sprowadzono zbiór Bylicy do Kra­kowa w rok po jego śmierci, tj. w 1494 r. W dniu 14 października tego roku rektor uniwersytetu doceniając wagę otrzymanej spuścizny zawiesił wykła­dy, aby umożliwić studentom i profesorom obejrzenie kolekcji. Wśród mło­dzieży zapoznającej się tego dnia z instrumentarium i biblioteką Bylicy był niewątpliwie późniejszy światowej sławy astronom, Mikołaj Kopernik, wpi­sany do metryk uczelni zimą 1491/92 r.

Działalność Marcina Króla kontynuowali na krakowskim uniwersytecie jego uczniowie: dwukrotny rektor uczelni, autor dziełka traktującego o ukła­daniu kalendarza astrologicznego na podstawie danych astronomicznych, Andrzej Grzymała z Poznania (zm. 1466), trzykrotny rektor, wybitny mówca oraz autor ciekawej rozprawy astrometeorologicznej, Piotr Gaszowiec z Łoźmierzy (zm. 1474), wreszcie zaś Jan ze śląskiego Głogowa (zm. 1507), matematyk, astronom i astrolog, “mąż przenikliwy we wszelakiej wiedzy", lansujący pionierskie badania w zakresie geografii regionalnej i klimatologii. Ten niezwykle pracowity badacz i pisarz zostawił po sobie liczne podręczni­ki, m. in. ciekawy komentarz do zarysu astronomii teoretycznej Gerarda z Cremony, pt. Wstęp do kosmografii, oraz liczne traktaty astronomiczne, m. in. godny specjalnej uwagi Tractatus de 48 imaginibus caelestibus, z astronomiczno-astrologicznym opisem konstelacji niebieskich. On to w 1475 r. zaczął wydawać, wzorem Marcina Króla, modne wówczas druki astronomiczno-astrologiczne, tzw. Almanachy krakowskie, zawierające horo­skopy i prognostyki. Zyskały te druki ogromną poczytność w całej Europie.

Główne miejsce wśród gwiazd krakowskich tego okresu należy się bez wątpienia Wojciechowi z Brudzewa – uważanemu za mistrza samego Koper­nika. W ostatnich latach XV w. wykładał jednak Wojciech w Krakowie już nie astronomię, lecz filozofię przyrody, komentując dzieła Arystotelesa i Ayerroesa, zwłaszcza słynne Arystotelesowskie De coelo i Metafizykę. Jako astronom pozostawił Wojciech po sobie pisma nawiązujące do nowych teorii

101

w zakresie objaśniania ruchów planet; opierał się w nich m. in. na lekturze dzieł Peurbacha, wnosząc jednak do rozważań własne, oryginalne pomysły.

Ze szkołą krakowską związany był także Mikołaj Wódka z Kwidzynia (zm. 1494), który w latach 1479 i 1480 zasłynął jako wykładowca astronomii w Bolonii. Po powrocie do Polski działał jako lekarz i astrolog w Poznaniu i Włocławku.

Uniwersytet krakowski stanowił również żywy ośrodek filologii i latyni-styki. Katedra gramatyki i retoryki, kórej byt finansowo zabezpieczył kano­nik sandomierski Nowkon, powstała już w 1400 r. W 1449 r. uczelnia wzbo­gaciła się o drugą katedrę podobnego profilu. Ufundowała ją — rzecz godna podkreślenia — kobieta, żona wojewody ruskiego, Jana Mężyka z Dąbrowy. Czytano tu i objaśniano wielkich poetów starożytnych: Wergiliusza, Horace­go, Owidiusza, Tybullusa. Pod koniec XV w. uniwersytet krakowski stanowił już bardzo żywy ośrodek zainteresowań antykiem. Poetów klasycznych czy­tali i objaśniali Stanisław Biel z Nowego Miasta pod Przemyślem, Jakub z Gostynina, Wawrzyniec Korwin ze Śląska, Jan Sacranus z Oświęcimia. Do ożywienia prądów humanistycznych przyczyniały się wykłady zagranicznych profesorów, którzy dość często bawili w Krakowie. Obok słynnego niemieckie­go humanisty Konrada Celtesa przebywali tu m. in. w drugiej połowie XV w. dwaj znakomici włoscy grecyści: Jan Silvius Amatus i Constanzo Ciaretti de Cancelieri. Studenci krakowscy mieli więc okazję do zapoznawania się z pierwszej niejako ręki z najświeższymi nowościami naukowymi i literackimi.

Uniwersytet krakowski cieszył się w owych latach dużym rozgłosem i do­brą opinią za granicą. Słynny humanista Eneasz Silvius Piccolomini, późniejszy papież Pius II, choć Polsce na ogół niechętny, w pierwszych latach drugiej po­łowy XV w. zanotował, iż w stolicy Królestwa Polskiego “kwitnie ... szkoła nauk wyzwolonych"". Uczony norymberski Hartman Schedelius w swojej Kronice świata, powstałej między rokiem 1480 a 1492, tak pisał o Krakowie: “Obok kościoła Św. Anny znajduje się uniwersytet głośny z bardzo wielu sławnych i uczonych mężów, w którym uprawiane są wszelkie umiejętności: nauka wy­mowy, poetyka, filozofia i fizyka. Najbardziej jednak kwitnie tam astronomia, a pod tym względem, jak wiem to od wielu osób, w całych Niemczech nie masz szkoły sławniejszej"12.

Do Akademii garnęło się mieszczaństwo, szlachta, nawet synowie chłopscy docierali tu w poszukiwaniu wiedzy. W latach 1400—1499 zapisało się wabum studiosorum 17 937 studentów, w tym około 2/3 pochodziło z terenów państwa polskiego. Połowę polskich studentów stanowili synowie mieszczan, zwłaszcza z większych miast (Kraków, Poznań, Gdańsk), a także ze średnich ośrodków (Kościan, Gniezno)13. W końcu XV w. wzrasta wyraźnie liczba stu­dentów pochodzących z Pomorza, Mazowsza i Rusi Czerwonej; ciągnęła też coraz liczniej do Krakowa młodzież z Litwy. W sumie integracyjno-kulturalna rola Akademii Krakowskiej musiała być w XV stuleciu ogromna, a jej autorytet zarówno w skali państwowej, jak międzynarodowej — bardzo poważny.

Kształcili się zresztą młodzi Polacy nie tylko w Krakowie. Już na przeło­mie XIV i XV w. zaczęły się wyjazdy młodzieży szlacheckiej i mieszczańskiej

102

nastudia za granicę, w drugiej połowie XV w. stało się to już ruchem maso­wym. Tezażóńo" do Pragi czeskiej, na uniwersytety niemieckie (Lipsk) i wło­skie (Bolonia, Padwa). Prawdziwe pielgrzymki płynęły także, już w tym cza­sie, znad Wisły do Wiecznego Miasta. Rzym stanowił magnes dla podróżni­ków i studentów z jednej strony jako stolica papiestwa, z drugiej jako miasto pełne wspaniałych, ocalałych od zagłady pomników starożytności. Przycią­gała więc tu pobożność typu średniowiecznego jeszcze, spleciona z nowo­żytną żądzą wiedzy, chęć ujrzenia następcy Chrystusa na ziemi, przemie­szana z zafascynowaniem artystyczną “pogańską" kulturą. W drugiej połowie XV w. powstała nad Tybrem cała kolonia przybyszów z Polski, duchownych i świeckich: byli wśród nich studenci, osoby załatwiające różne sprawy w kurii rzymskiej, wysłannicy polityczni, agenci handlowi, zwykli turyści wreszcie. Z grona tego coraz to ktoś ubywał, albo wracając do kraju, albo ruszając w dalszą podróż, nierzadko aż do Ziemi Świętej. Na opróżnione miejsca napływali jednak wciąż nowi przybysze. Ruchliwość sprzyjająca po­znawaniu świata i przenoszeniu się nowych prądów? i idei, zapowiada­jąca renesansową “podróżomanię" narodziła się właśnie w tych czasach, obejmując w Polsce różne grupy społeczne: magnatów, szlachtę, kup­ców, ubogich rzemieślników nawet, ruszających z węzełkiem na ple­cach, aby w dalekich krajach poznawać inne obyczaje i doskonalić swe umiejętności.

Te podróże i kontakty, z Italią zwłaszcza, przyspieszyły zachodzące na skalę społeczną w tej epoce przemiany w zakresie światopoglądu i mentalności. Były to lata kształtowania się licznego już stosunkowo środowiska intelektualnego, rozmiłowanego w starożytności, dyskutującego coraz swobodniej o człowieku i jego roli w świecie, i to nie tylko w murach uniwersyteckich, ale i poza nimi. Ten właśnie okres wydał Grzegorza z Sanoka (1406—1477), pierwszego pol­skiego pisarza humanistę14. Pochodził z ubogiej mieszczańskiej rodziny; jako dwunastoletni chłopak uciekł z domu, jakiś czas wędrował od miasta do miasta, kręcił się po Krakowie, wreszcie ruszył za granicę. Zdobyte jeszcze w Polsce wykształcenie początkowe rozwinął i uzupełnił w Niemczech, zwłaszcza w za­kresie muzycznym. W tym też zapewne czasie po raz pierwszy otarł się o hu­manistyczne idee. Po powrocie do Krakowa zarabiał na życie jako kantor, jed­nocześnie studiując na uniwersytecie, który ukończył w 1433 r. w stopniu ba­kałarza. Kiedy magnat Jan Tarnowski powierzył Grzegorzowi wychowanie swych synów, przed młodym humanistą stanęły wszystkie drzwi otworem wraz z wrotami na Wawel. Podróż do Włoch przyniosła Grzegorzowi dalsze sukcesy: uznanie na dworze papieża Eugeniusza TV, przyjaźnie z Horenckimi humanistami, dostęp do znakomitych bibliotek. Miłośnik ksiąg przywiezie do Polski z Florencji niemały księgozbiór, częściowo zakupiony, częściowo wła­snoręcznie pracowicie skopiowany; wśród licznych pozycji zwłaszcza cenny był znakomity kodeks Genealogia deorum Boccaccia, prawdziwe humanisty­czne yademecum, które dzięki Grzegorzowi trafiło do Polski.

Powrót do Krakowa w 1439 r. był triumfalny. Podjęte przez Grzegorza wykłady Bukolik Wergiliusza na Akademii Krakowskiej stały się rewelacją;

103

36. Kraków, kościół

Dominikanów. Płyta nagrobna z postacią F. Kallimacha, wykonana wedle projektu Wita Stwosza po 1506 r,

w rezultacie humanista uzyskał tytuł magistra artium. Odtąd wokół Grzegorza grupuje się sprzyjające nowym ideom żywe środowisko intelektualne, najpierw w Wieliczce, gdzie był proboszczem, potem, po otrzymaniu w 1451 r. arcybi-skupstwa lwowskiego, w Dunajowie pod Lwowem, gdzie powstał pierwszy w Polsce humanistyczny dwór wzorowany na renesansowych dworach włoskich. Bogata biblioteka, wytworny tryb życia, codzienne dysputy przyciągały tu licz­nych ludzi pióra i nauki z całego kraju i zza granicy. Tutaj, w Dunajowie, schro-

104

nil się w 1470 r. przed zemstą papieża Kallimach, tutaj znalazł przystań inny zbieg, wenecjanin Marino Condulmero. Aż do śmierci Grzegorza w 1477 r. było to żywe centrum humanizmu o szerokim zasięgu oddziaływania.

Z górą ćwierć wieku (1470—1496) spędził w Polsce humanista włoskiego pochodzenia, Filip Buonaccorsi, zwany Kallimachem. Zamieszany w spisek przeciw papieżowi Pawłowi II musiał w 1468 r. uciekać z Rzymu. Po dwu la­tach tułaczki dotarł do Polski, gdzie przyjął go z otwartymi ramionami Grze­gorz z Sanoka. Kallimach szybko zrobił karierę w Polsce. Już w 1472 r. powie­rzono mu wykłady na Akademii Krakowskiej, a następnie został wciągnięty w orbitę dworu królewskiego — został mianowicie, obok historyka Jana Długo­sza, wychowawcą synów królewskich. Powierzano mu też różne misje dyplo­matyczne. Zasługi Kallimacha dla Polski jako polityka są często kwestionowane, za to jego rola w rozwoju polskiego humanizmu jest bezsporna. Zasłużył się specjalnie — obok Konrada Celtesa, który bawił w Polsce tylko dwa lata — jako założyciel w 1489 r. literackiego towarzystwa Sodalitas Utteraria Yistulana, gromadzącego grono twórców i miłośników literatury oraz nauki. Towarzy­stwo organizowało spotkania, dyskusje, wymianę myśli i poglądów. Działali w nim m. in. Wojciech z Brudzewa oraz Wawrzyniec Korwin, Ślązak z pochodze­nia, autor słynnej Kosmografii, a także Pożegnania Prus — wierszowanej przed­mowy łacińskiej do Kopernikowskiego przekładu Listów Teofila Symokatty (1508—1509). Sam Kallimach był autorem licznych wierszy okolicznościowych pisanych z typowo humanistyczną swadą: jemu właśnie zawdzięczamy powstanie pierwszej polskiej świeckiej biografii poświęconej Grzegorzowi z Sanoka. Skreślił w niej Kallimach panegiryczny wizerunek przyjaciela jako mędrca-humanisty, będący świetnym świadectwem ówczesnych tęsknot i ideałów.

Wokół Kallimacha skupiło się grono wielbicieli włoskiego odrodzenia i an­tyku. Należeli do tego grona liczni mistrzowie Krakowskiej Akademii, przesiąk­niętej w owym czasie wpływami humanizmu: Jakub Bokszyca, Mikołaj Wódka z Kwidzyna, Mikołaj Tauchan (Mergus). Przyjaźnił się z nimi ówczesny nota­riusz miasta Krakowa, a wkrótce proboszcz w krakowskim kościele Panny Ma­rii, Jan Heydecke (Mirica). Do grona tego wciągnął także Kallimach swego ulu­bionego ucznia Macieja Drzewickiego, późniejszego kanclerza i arcybiskupa gnieźnieńskiego. Miało kółko Kallimacha potężnego patrona w osobie wytwor­nego humanisty i mecenasa, biskupa kujawskiego Piotra z Bnina. Na wzór sym­pozjów urządzanych w Akademii Florenckiej organizował Kallimach ze swymi przyjaciółmi zebrania towarzyskie w ogrodach krakowskiej rezydencji Jana Hey-deckego lub w pałacach biskupa Piotra. Były to wytworne biesiady intelektu­alne, których treść stanowiło głośne czytanie klasyków, deklamacje, dyskusje naukowe, literackie i polityczne. Korespondencja, jaką Kallimach utrzymywał stale z luminarzami włoskiego humanizmu, takimi jak Wawrzyniec Wspaniały czy Pico delia Mirandola, sprawiała, że docierały doń szybko nowinki europej­skie, nadając dysputom posmak aktualności.

Ale wpływa7 szły do nas w tym czasie nie tylko z Zachodu. Ważną cechę charakterystyczną omawianej epoki stanowiło wtargnięcie — wraz z Ja­giellonami — silnych wpływów litewsko-ruskich do Polski. Istniały one

105

wprawdzie i dawniej, nasilając się w latach, gdy żony panujących były Ru-sinkami (częste były tego typu mariaże zwłaszcza w epoce rozbicia dzielni­cowego) czy Litwinkami (warto tu przypomnieć zawarte w 1325 r. małżeń­stwo Kazimierza Wielkiego z księżniczką litewską, córką Gedymina, Aldo­ną), dopiero jednak teraz, po przyłączeniu rozległych ziem litewsko-ruskich i objęciu tronu przez litewską dynastię, specyfika owych obszarów zaczęła w sposób przemożny oddziaływać na rozwój polskiej kultury. Wyższość cy­wilizacyjna polskich ziem i ich atrakcyjność ustrojowa dla bojarstwa powo­dowały oczywiście szybkie upowszechnianie się polskiego obyczaju i kul­tury na rozległych terytoriach złączonych z Koroną Księstwa Litewskiego. Ale prądy szły także w kierunku przeciwnym. Zwłaszcza należące do Litwy ziemie ruskie, posiadające dawną metrykę rozwoju, a także przyłączona do Korony ostatecznie przez Jadwigę w 1387 r. Ruś Czerwona dostarczyły ory­ginalnego i niemałego wkładu w rozwój polskiej kultury, i to me tylko późnego średniowiecza, ale także epok następnych. Dużą rolę w XV w. odgrywał w przekazywaniu tych prądów dwór królewski. Pierwsza żona Jagiełły, Jadwiga, wychowana w kręgu obyczajów Zachodu, kształtowała jeszcze życie dworu i mecenat monarszy według płynących stamtąd idei i wzorców. Po jej śmierci Jagiełło, zwłaszcza zaś jego ruska żona, królowa Zofia (Sonka), a także wycho­wany przez nią Kazimierz Jagiellończyk coraz wyraźniej dają wyraz swym gu­stom związanym z tradycjami ruskiej sztuki. Świetna fundacja Jagiełły — kaplica Św. Trójcy na zamku w Lublinie, ozdobiona wspaniałymi freskami wzorowa­nymi na malarstwie ikonowym — to najlepszy przykład typowego dla epoki skrzyżowania wpływów i tradycji Wschodu z Zachodem. Ten sam typ malar­stwa prezentuje dokonany na polecenie Jagiełły i Kazimierza Jagiellończyka wystrój licznych kościołów w Lublinie, Sandomierzu, Wiślicy, Gnieźnie. Ele­menty charakterystycznego malarstwa ikonowego i typowego dla Rusi zdobni­ctwa pojawiają się także w tym czasie w wystroju kaplic (Św. Trójcy, Św. Krzy­ża) i komnat na Wawelu. Tak pierwsza poważna — ale nie ostatnia — fala “orientalizacji" polskiej sztuki przeszła przez cały niemal kraj dzięki, w dużej mierze, upodobaniom i skłonnościom jagiellońskich władców.

Trzeba jednak silnie podkreślić, iż w XV w. dwór monarszy przestał już być jedynym ośrodkiem mecenatu i dyktatu kulturalnego. Postępująca decentraliza­cja życia kulturalnego Polski (wiążąca się zresztą ze wspominaną wyżej “demo­kratyzacją" kultury i jej rozlewaniem się szerszym niż dawniej strumieniem) wyrażała się zarazem w braku jednego dominującego centrum, a jednocześnie w istnieniu licznych ośrodków większych i mniejszych, zależnych od mecena­sów należących do różnych grup i warstw społecznych15. Aktywnymi protekto­rami nauki i sztuki byli w owym czasie liczni moźnowładcy duchowni i świec­cy, pragnący w ten sposób podkreślić swą rangę społeczną i prestiż. Prześcigają się w inicjatywach budowlanych biskupi: Władysław Oporowski, Jakub z Sien­na, Wojciech Jastrzębiec (ciekawa próba przebudowy prezbiterium katedry poznańskiej na wzór wielkich świątyń nadbałtyckich). Zbigniew Oleśnicki w rodzinnym Pińczowie każe zburzyć stary, czternastowieczny zamek, a na jego miejsce wznosi z ciosanego kamienia nową, imponującą budowlę, fundu-

106

37. Kraków, katedra. Fragment tryptyku Św. Trójcy, przedstawiający kopijnika w pełnej zbroi, ok. 1467 r.

jąć obok kościół parafialny i klasztor Paulinów. W Goslawicach biskup Andrzej taskarz Gosławski wznosi świątynie — wierną kopię kościoła zbudowanego nad grobem Chrystusa w Jerozolimie — dając świadectwo kontaktom artysty­cznym i podróżniczym bardzo rozległym. Ze szczególnym zapałem wznoszą

107

38. Gniezno, katedra.

Płyta nagrobna Zbigniewa Oleśnickiego wykonana przez Wita Stwosza, 1495 r.

108

możni wspaniałe, obronne siedziby rodowe. Rosną więc zamki Gosławickich w Gosławicach i Borysławicach, Oporowskich w Oporowie, Herburtów w Felsztynie, Jakuba z Dębna w Dębnie.

Dwory biskupów: Zbigniewa Oleśnickiego, Władysława Oporowskiego, Jakuba z Sienna, Piotra z Bnina, Uriela Górki, gromadziły licznych artystów

39. Gniezno, katedra. |s| Płyta nagrobna Jakuba z Sienna. Warsztat flandryjski, po 1480 r.

109

i ludzi pióra. O dworze Grzegorza z Sanoka w Dunajowie pod Lwowem pisa­liśmy już wyżej. Każdy taki dwór był jednocześnie wielkim centrum działal­ności mecenasowskiej. Stąd wychodziły zamówienia na bogate liturgiczne sprzęty i szaty, na obrazy zdobiące wnętrza kościołów, tu podejmowano de­cyzje przebudowy i przedekorowania świątyń wzniesionych w poprzednich latach, gdy królował jeszcze gotyk surowy i nie znane były ozdobne szczyty z formowanej lub glazurowanej cegły, bogactwo sklepień sieciowych i gwiaź­dzistych, wymyślnych wiązań, przypominających skomplikowaną, delikatną koronkę. Są to lata, gdy złagodzenie surowości linii portali, okien i skarp zmienia radykalnie zarysy budowlanej bryły kościołów. W ich wnętrzach gra światłocień, bogactwo detali daje efekty wręcz malarskie. Świątynia schyłko­wego średniowiecza nie tylko wzbudza nastrój strzelistego skupienia, ale także raduje oko uczestnika nabożeństw odprawianych pod jej dachem.

Z biskupimi szły o lepsze inicjatywy zakonów i niższego kleru. Kanonik kra­kowski Jan Długosz np. to jeden z ruchliwszych budowniczych czasów Kazi­mierza Jagiellończyka, fundator licznych kościołów (powstał w tym czasie w Małopolsce specjalny typ świątyni tzw. Długoszowej — niewielkiego kościoła wiejskiego kamienno-ceglanego, jednonawowego, z prostokątnym prezbite­rium) i budynków świeckich (wikarówka w Wiślicy, Dom Psałterzystów w Krakowie, tzw. Dom Długosza w Sandomierzu)16. Najbardziej jednak charak­terystyczny i zarazem najbardziej nowatorski był w tej epoce mecenat rycer-sko-szlachecki, świadczący o szybko rosnącej samowiedzy stanowej tego środo­wiska. Mnożą się więc fundacje kościołów wiejskich, związanych z siedzibami ambitniejszych rodzin. Z reguły nad portalami tych siedzib umieszcza się teraz tablice erekcyjne z imieniem, a nierzadko także podobizną fundatora. Szla­checcy mecenasi wyobrażeni w zmniejszonej skali wobec wielkich postaci Chrystusa, Marii czy świętych pojawiają się także na licznych obrazach zdobią­cych wnętrza kościołów, przede wszystkim na wchodzących coraz bardziej w modę epitafiach i obrazach wotywnych. Zworniki sklepień, wykusze, portale, okna świątyń ozdabiane są herbami rycerskimi. Zwiększa się też w drugiej po­łowie XV w. liczba nagrobków rycerskich, najczęściej w formie płyt kamien­nych i metalowych, świadcząc dodatkowo o rosnących ambicjach i świadomo­ści tego stanu, o staraniu jego członków, aby zapewnić sobie i swoim przod­kom wieczystą pamięć. Na nagrobkach tego czasu znikają ulubione dawniej symbole moralizatorskie, ich miejsce zajmują akcesoria mające podkreślać rangę społeczną zmarłego: zbroja, miecz, tarcza herbowa, dla duchownych: pa­storał i infuła (płyty arcybiskupa Jakuba z Sienna, Jana z Czeminy w Rydzynie, Koniecpolskich w Wielgomłynach itd.). Zdobywający coraz silniejszą pozycję w państwie ambitni przedstawiciele stanu rycersko-szlacheckiego wznoszą nie­rzadko całe kaplice nagrobkowe (np. kaplica Ścibora ze Ściborzyc przy kościele Św. Katarzyny w Krakowie) lub fundują kościoły “pochówkowe" (Gosławice, Mniszewo), w których mają spocząć sami lub w otoczeniu najbliższej rodziny.

Z mecenatem rycerskim konkurował rozkwitający wspaniale mecenat mie­szczański. Spychane na margines, pozbawiane praw politycznych miasta mani­festują tym gorliwiej swe bogactwo i znaczenie w innych sferach życia, przede

110

wszystkim zaś w kulturze. Inwestycje kulturalne mają służyć tu do podreperowania naruszonego wskutek agresywności szlachty prestiżu socjalnego mieszczanina i uchromć go od zbytniej frustracji. Nagromadzone w kantorach ku­pieckich ogromne kapitały pozwalały na prowadzenie intensywnych, różnorod­nych prac architektonicznych, na zamawianie licznych świetnych dzieł, mają­cych zdobić świątynie, gmachy publiczne, domy prywatne. W drugiej połowie XV w. następuje fala wielkiej przebudowy urbanistycznej polskich miast. Wią­zała się ta akcja nie tylko zresztą z ambicjami mecenasowskimi ich mieszkań­ców, ale także z szybkim wzrostem ludności, zabudową pustych placów, dziele­niem parcel na mniejsze, wzrastającym w obrębie murów miejskich tłokiem i wylewaniem się zabudowy poza fortyfikacje — na przedmieścia. Domy w centrum większych miast stawiane są już najczęściej z cegły. Władze miejskie przebudowują lub wznoszą od nowa reprezentacyjne gmachy ratuszy (Kra­ków, Toruń, Gdańsk, Ometa, Wrocław, Tarnów, Sandomierz, Poznań, Lublin), zdobne wieżami, na których umieszczone zegary dzielą czas mieszczanina bar­dziej precyzyjnie niż dźwięk kościelnego dzwonu. Wnętrza ratuszy zapełniają coraz liczniejsze rzeźby i obrazy, gromadzi się tu księgi, wyroby złotnicze i konwisarskie o wysokiej wartości artystycznej. Zwłaszcza druga połowa XV w. stanowi okres świetnego rozkwitu rzemiosł artystycznych, w dużej mierze związany właśnie z mecenatem mieszczańskim. Przyozdabianie ratuszy miało

111

zresztą swoje głębsze uzasadnienie: tu koncentrował się zarząd miastem, tu funkcjonował wymiar sprawiedliwości, tu także odbywały się przyjęcia i za­bawy patrycjatu, który pragnął stworzyć dla wszystkich tych czynności oprawę godną wielkości i bogactwa miasta. Z reguły występowały w tej oprawie także akcenty moralizatorsko-dydaktyczne: częste przedstawianie w formie scen ma­larskich czy rzeźb cnót obywatelskich, liczne upostaciowania sądów sprawie­dliwych i niesprawiedliwych, scenki nawiązujące do pouczających mitów anty­cznych lub legend z życia świętych, wreszcie przedstawienia ważniejszych wydarzeń historycznych. Ta tematyka przewija się w wystroju wnętrz nie tylko zresztą ratuszy, ale także innych miejskich gmachów użyteczności pu­blicznej (pomorskie Dwory Artusa, domy bractw miejskich, liczne gospody, zajazdy, szpitale itd.), a nawet prywatnych kamienic.

Kościoły stanowiły przedmiot szczególnej troski i zabiegów mieszczaństwa. Oddziaływała tu zarówno gorąca pobożność epoki, chęć zapewnienia sobie przez religijne fundacje odkupienia win i zapewnienia zbawienia wiecznego, jak i duma oraz patriotyzm lokalny; wspaniałość miejscowej świątyni była naj­lepszym wykładnikiem zamożności i znaczenia miasta. Wiele nowych okaza­łych świątyń powstało w tym czasie we wszystkich większych ośrodkach, stare z reguły niemal poddawane były większej lub mniejszej przebudowie, czynią­cej z nich przykłady późnego, koronkowego gotyku. Charakterystyczne są zwłaszcza liczne kaplice przykościelne, fundowane przez bogatych patrycjuszy, przez cechy rzemieślnicze i gildie kupieckie. Wzrasta liczba ołtarzy fundowa­nych przez instytucje i osoby prywatne — w niektórych bardziej popularnych świątyniach jest ich już 30—40. W testamentach mnożą się legaty na ozdobę wnętrz kościelnych; nie do oszacowania jest liczba zamawianych przez cechy i bogatszych mieszczan szat liturgicznych, kielichów, monstrancji, ozdobnych mszałów. Podobnie jak rycerstwo fundują mieszczanie epitafia i płyty nagrob­ne, utrwalające pamięć i rysy zmarłych patrycjuszy dla przyszłych pokoleń. I w miastach następuje więc zerwanie z obowiązującą dawniej anonimowością, po­jawia się chęć uwiecznienia rodowego, a nawet indywidualnego imienia, zape­wnienia sobie przez dzieło sztuki pewnego rodzaju trwalszej, pośmiertnej egzy­stencji. Również artyści zaczynają się coraz częściej wychylać z mgły anonimo­wości, sygnując swe dzieła inicjałami lub nawet pełnym imieniem.

Człowiek schyłku średniowiecza coraz silniej zaczyna zdawać sobie sprawę ze swej jednostkowej, niepowtarzalnej, indywidualnej egzystencji, co w no­wym dramatycznym, świetle ukazuje mu kres życia, nieubłaganie oczekujący każdego. Zachował się do dziś bardzo charakterystyczny dla mentalności tej epoki tekst dramatyczny, pochodzący zapewne z połowy XV w. Była to tzw. Skarga umierającego — w formę teatralną ujęty instruktarz, jak należy rozsta­wać się ze światem. Jest to znamienna bardzo, choć króciutka sztuka obrzędo­wa, w której świat doczesny miesza się co chwila z przybyszami “stamtąd". Lu­dzie, anioły, diabły, dusza chorego, święty Piotr obcują ze sobą i dyskutują ku zbudowaniu widzów, pouczając ich o podstawowych ostatnich obowiązkach dobrego chrześcijanina: sporządzeniu testamentu, spłaceniu należności, prze­proszeniu osób, które się rozgniewało lub skrzywdziło17. Śmierć przygotowana

112

przez taką codzienną, dobrze znaną krzątaninę, wśród rozporządzania dobyt­kiem i podsumowywania ziemskich rachunków (tak jak co roku każdy dobry kupiec podsumowywał swe księgi i obliczał saldo), “obłaskawiona" przez przy­jęcie sakramentów neutralizujących strach, miała w sposób łagodny, niemal na­turalny przenosić człowieka ku wieczności. Sztukę grywano zapewne na cmen­tarzach czy w kościołach w dni zaduszne, aby zastąpić przez nowe obrzędy dawne pogańskie obyczaje przynoszenia na groby jadła i napitku oraz ucztowa­nia wraz ze zmarłymi, tak jakby stanowili oni nadał część świata materialnego, niewiele się różniącego od świata żywych. Ten naiwny podręcznik dobrego kupieckiego" rozstawania się z życiem świadczy o potrzebie zneutralizowania narastającego w tej epoce lęku przed zjawiskiem, które dawniej traktowano chyba bardziej naturalnie, a któremu w każdym razie poświęcano o wiele mniej uwagi i myśli, gdyż nie stanowiło "wedle pogańskich wyobrażeń tak waż­nego progu wiodącego ku straszliwej karze lub wiecznemu szczęściu. Nie jest rzeczą przypadku, iż właśnie w połowie XV w. została spolszczona wcześniejsza łacińska Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią; w polskiej wersji obraz straszliwej Kostuchy ścinającej “wojewody i czestniki [dygnitarzy — M.B. ]" nabrał niespodziewanie lokalnych, niemal ludowych barw, zyskując także nie znaną dawniej popularność.

Fale “nowej pobożności" i przemiany w zakresie mentalności owocowały w sztukach plastycznych ciekawymi nowymi środkami wyrazu. Rzeźby i obrazy zamawiane przez rycerzy polskich i mieszczan w XV w. dla kaplic rodowych budowanych przy kościołach lub dla domowych kapliczek zaczynają w tym czasie przedstawiać Chrystusa i Marię jako zwykłych, uwikłanych w ziemskie radości i troski ludzi. Częstym motywem staje się teraz Matka Boża — kobieta w szatach mieszczki czy wieśniaczki, opłakująca zmarłego syna, albo Chrystus Boleściwy lub Frasobliwy — ukazany jako zmęczony całodzienną pracą, smu­tny mężczyzna, pogrążony w zadumie na de rodzimego pejzażu. Artyści pod­kreślali w ten sposób z jednej strony człowieczeństwo losów Świętej Rodziny, a z drugiej zachęcali wiernych do intymnego skupienia i indywidualnej, głęb­szej medytacji. Piękny przykład takiego stylu, zwanego przez historyków sztuki “psychologizującym", stanowi obraz Opłakiwanie Chrystusa z Chomranic, po­wstały w połowie XV w. Prostota i realizm, a jednocześnie dążenie do wykrycia i oddania psychologicznej prawdy czynią z licznych powstałych w tym czasie przedstawień scen Zwiastowania czy Bożego Narodzenia pełne liryzmu suge­stywne kompozycje. Postacie z tych kompozycji ubrane są najczęściej w co­dzienne współczesne stroje, wydarzenia dzieją się na de przyrody lub architek­tury miejskiej, w których liczne elementy realistyczne, dobrze znane widzowi, mieszają się z fantastycznymi, a naiwna często kolorystyka podkreśla wdzięk całości (Ołtarz Jerozolimski z kościoła Mariackiego w Gdańsku, Zdjęcie z Krzyża u Św. Jana w Toruniu itd.). Jednocześnie w sztuce pojawia się nie znane dawniejszym twórcom zachwycenie ziemską urodą, stanowiące pierw­szy powiew zbliżającego się renesansu. Pełne wdżTę&u figury tzw. Pięknych Ma­donn zdobią w tej epoce liczne polskie kościoły (najsławniejsze to Madonna z Wrocławia, z Krużlowej, z Kazimierza nad Wisłą, z Torunia). Były ich zape-

8 — M. Bogucka, Dzieje kultury

113

41. Piękna Madonna z Krużlowej, pow. Nowy Sącz, ok.1420—1430

114

proporcjami ciała, pięknym układem fałdzistych szat.

W tej atmosferze krzyżowania się nowych idei i pomysłów, zmagania sta­rych, sztywnych konwencji i wyobrażeń z nowatorskimi, prądów płynących ze wschodu, z Zachodu i wyrastających z rodzimej społecznej gleby zrodziło się — jako rezultat mecenatu mieszczańskiego — najwspanialsze dzieło pla­styczne owych czasów: wielki ołtarz w kościele Mariackim w Krakowie, po­wstały w latach 1477—1489. Twórcą jego był późniejszy autor nagrobka Ka­zimierza Jagiellończyka, Wit Stwosz z Norymbergi (1445—1533). Na słynny tryptyk składają się tak ulubione przez ówczesnych artystów sceny z życia Marii i jej Syna. Kompozycję centralną stanowi Zaśnięcie, gdzie wiotką po­stać umierającej podtrzymują brodaci, zatroskani apostołowie. Na wyrazis­tych, pełnych ekspresji twarzach postaci malują się różnorodne uczucia. Ar­tysta tworząc scenę ewangeliczną myśli tu już o człowieku, o jego psychice i coraz bardziej skomplikowanych przeżyciach. Nieobce mu jest także poczu­cie humoru. Figury swych bohaterów wyrzeźbił Stwosz w nadnaturalnej wielkości, aby były dobrze widoczne z głębi wielkiego wnętrza kościoła, ale

42. Kraków, kościół NMP. Scena narodzin z Ołtarza Mariackiego Wita Stwosza, koniec XV w.

uchwycił je w naturalnym, pełnym życia ruchu. Zdumiewa precyzja i staran­ność, z jaką odtworzono rysy twarzy, kształty dłoni, fałdy szat, elementy ro­ślinne i architektoniczne. Modelem dla genialnego rzeźbiarza był niewątpli­wie piętnastowieczny Kraków i jego ruchliwi, pełni energii mieszkańcy18.

U Horyzont umysłowy przeciętnego Polaka uległ w tym czasie znacznemu rozszerzeniu. Wpływały na to wspominane wyżej zwiększone możliwości zdo­bycia wykształcenia, a także ruchliwość związana z podróżami za granicę i zin­tensyfikowanym krążeniem ludności po kraju. Ruchliwy tryb życia cechował zwłaszcza szlachtę, coraz częściej podążającą na swe lokalne zjazdy zwane sej­mikami, a także na zjazdy prowincjonalne, gromadzące mieszkańców całej zie­mi, lub walne, obejmujące cały kraj (zalążek późniejszego sejmu). Bardzo czę­sto powoływano także w XV w. pospolite ruszenie. Poznawał przy tego typu okazjach szlachcic odleglejsze rejony niż najbliższa okolica, nabierał wyobraże­nia o całości ziemi ojczystej, która go żywiła i której miał w razie potrzeby bronić. Jeździło również często mieszczaństwo — kupcy z towarem, rzemieśl­nicy dla doskonalenia się w zawodzie, młodzież na naukę do szkół. Powraca­jący z podróży dalszych, zagranicznych — zarówno szlachta, jak mieszczanie

— wprowadzali do obiegowych pojęć obraz także innych krajów, ich pejzażu, architektury, obyczajów. Mogło to służyć upowszechnianiu obcych wzorców, mogło jednak także umacniać poczucie odrębności i specyfiki polskiej nacji. Na uniwersytety lub w celach turystyczno-poznawczych (“dla przetarcia się w świecie") wybierali się oczywiście głównie reprezentanci elit finansowych i społecznych, ale wyjazdy za granicę w ogóle nie były ich monopolem. Jeździli także w sprawach handlowych kupcy — do Włoch, Niemiec, Francji, Anglii, Holandii; pieszo wędrowali czeladnicy rzemieślniczy lub po prostu ubodzy pobożni pielgrzymi, pragnący odwiedzić różne słynne miejsca kultu; kręcili się po różnych krajach także przedsiębiorczy żacy (znany przykład Grzego­rza z Sanoka!). Ich opowieści rozbrzmiewały po powrocie w miejskich go­spodach i wiejskich karczmach, przekazując mieszaninę konkretnych infor­macji o świecie i legend najszerszym rzeszom mieszkańców Polski i budząc

w nich świadomość regionalną, a także szerszą — krajową.

Tak więc wiek XV przynosi dalszy krok w kierunku umacniania polskiej świadomości narodowej i jej rozlewania się na szersze niż dawniej kręgi społeczeństwa. Obok konfrontacji “pokojowej", dokonywanej w miarę wzrostu ruchliwości różnych grup społecznych i coraz częstszych podróży po kraju (m. in. w związku z rozwojem szlacheckich organów przedstawi­cielskich) i za granicę, odegrała tu także niewątpliwie ogromną rolę konfronta­cja z zakonem krzyżackim: najpierw procesy polsko-krzyżackie, będące okazją do prezentacji przed sądem polskiej racji stanu i krzywd doznanych przez Po­laków ze strony niemieckiego zakonu, następnie zaś wielkie starcia zbrojne — Grunwald, a zwłaszcza wojna trzynastoletnia, wymagające mobilizacji nie tylko znacznych środków materialnych, ale również psychicznych: ofiarności, patrio­tyzmu, głębokiego przekonania o słuszności polskiej sprawy19.

Na umysłowość ówczesnego społeczeństwa oddziaływało również coraz gęstsze, przedstawione wyżej, nasycanie ziem polskich dziełami sztuki, sta-

116

43. Kraków, kościół NMP. Krucyfiks — dzieło Wita Stwosza, ok. 1491 r.

nowiącymi wyraz nowych prądów artystycznych. Obcowanie z nimi miało za­sadnicze znaczenie dla kształtowania bardziej nowożytnych gustów, subtelniej-szego poczucia piękna, a nawet pewnej wiedzy o świecie, bo w czasach, gdy wynalazek druku dopiero zaczynał się upowszechniać, a analfabeci stanowili

117

około 90% społeczeństwa, rolę przekaźnika ideowo-umysłowego sprawowały głównie treści zawarte w malarstwie, rzeźbie i architekturze. Były to ówczesne “publikatory", przemawiające do wyobraźni i umysłów widzów, bardziej chyba uczulonych na ten typ przekazu, niż to jest obecnie. Największe i najłatwiej dostępne skupiska dzieł sztuki istniały oczywiście w miastach, dlatego też one spełniały szczególnie ważną kulturotwórczą rolę, zwłaszcza w zakresie kształto­wania się zaczątków tzw. kultury masowej. Dla wsi tego typu zadania na znacz­nie jednak skromniejszą skalę spełniały wiejskie kościoły parafialne.

Rytm życia ludzkiego ulegał w tej epoce wyraźnemu przyspieszeniu, choć jego przeciętna długość (30—35 lat) nie uległa zmianie. Że jednak na ową niską przeciętną wpływała przede wszystkim znaczna śmiertelność położnic i noworodków, w odczuciu społecznym świadomość owego stanu rzeczy nie była zbyt ostra. Wiele osób dożywało sędziwego wieku, i to w dobrym wcale zdrowiu, zwłaszcza na wsi. W mieście częste zarazy i niski poziom higieny sta­nowiły dodatkowy czynnik zmniejszający szansę dłuższego życia jednostki, ale dotyczyło to głównie uboższych mieszkańców skupisk miejskich, a nie patry-cjatu, którego członkowie w czasie epidemii wyjeżdżali na wieś i mogli sobie pozwolić na większy luksus w zakresie higieny mieszkań, kuchni itd.

Zmieniało się i precyzowało poczucie czasu, mierzonego już nie tylko klep­sydrą piaskową czy cieniem przesuwającym się na tarczy zegara słonecznego. I w tym zakresie przodowały duże miasta, gdzie pierwsze zegary mechaniczne pojawiły się już na wieżach kościołów i ratuszy. Mieszczanin musiał dokładnie kalkulować termin spłaty długów, czas transportu towarów, dotrzymywać prze­pisów dotyczących okresu “próby" przy najmie uczniów czy daty rozwiązywania umów z czeladnikami itd. Wieś regulowała swe zatrudnienia nadal wedle słońca i rytmu zmieniających się miesięcy, warunkujących cykl prac polowych.

Zmieniającemu się trybowi życia i wzrastającej roli rolnictwa produkują­cego na rynek krajowy, a także na eksport, odpowiadało powolne przekształ­canie się ideałów i postaw życiowych. Dawna kultura rycerska przeżywała swe apogeum na przełomie XIV i XV w., wydając “rycerza bez skazy" — sławnego w całej Europie jako wzór cnót i zalet rycerskich Zawiszę z Garbo-wa. W drugiej połowie XV w. wszakże ideały rycerskie, wciąż żywe w eli­tarnych kręgach magnatem i w niektórych grupach szlachty, zaczęły zanikać w szerokich masach szlachty wraz ze wzrostem zainteresowania folwarkiem i produkowanym w jego ramach zbożem. Wprawdzie pełna zamiana ideału życiowego szlachty z rycerza na ziemianina i narzucenie tego wzorca także innym grupom ludności nastąpiło dopiero w XVI w., to jednak zalążki tych procesów zrodziły się już na schyłku średniowiecza. Jakże symptomatyczne jest dla tej epoki zajęcie się eksportem do Gdańska przez samego króla Kazi­mierza Jagiellończyka i grupę możnych małopolskich!

Tak więc schyłek XV w. stanowił dla Polski świt nowych czasów we wszystkich dziedzinach życia. To właśnie te lata położyły podwaliny pod kształt ekonomiczno-społeczny i kulturalny szesnastowiecznej, renesanso­wej Polski i przygotowały blaski i cienie nadciągającego właśnie “złotego wieku" nadwiślańskich ziem.

118

Rzeczpospolita szlachecka

<

] Dla całej Europy schyłek XV i początek XVI w. oznaczały zasadniczy przełom we wszystkich dziedzinach życia. Nastąpiła wówczas gwałtowna ewolucja struktur gospodarczych i społecznych, a powstanie nowych prą­dów i idei oraz gorączkowe poszukiwanie odmiennych środków wyrazu w twórczości łączyło się z narodzinami nowej grupowej i indywidualnej mentalności oraz z uformowaniem się człowieka doby renesansu. W Polsce epoka ta — złoty wiek rozwoju kultury, lata świetności i dobrobytu, do któ­rych wracać miano nieraz myślą w ciężkich stuleciach następnych — zaczy­nała się nie mniej burzliwie, mimo iż ominęły ziemie położone nad Wisłą niepokoje wojny chłopskiej i krwawych walk religijnych, jakie rozgorzały na zachodzie Europy. Ominęły — nie bez powodu zresztą.

Mapa polityczna Europy w początkach XVI w. wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Cały zachód, południe, wielkie obszary środkowe kontynentu pokry­wała mozaika niewielkich państewek, wywodzących się jeszcze z okresu roz­drobnienia feudalnego. Poważniejsze bloki terytorialne zdołali skupić pod swoim berłem tylko władcy Kastylii, Francji i Anglii. Półwysep włoski, tereny Niemiec i Austrii to strefa największego rozczłonkowania politycznego; potęga Habsburgów i Brandenburgii znajdowała się dopiero w zalążku. Natomiast na wschód od granic ówczesnego cesarstwa niemieckiego widnieją na mapie za­rysy większych organizmów: to królestwo Węgier i oblewające je od południa, jak groźne morze, zdobycze Turcji; niedawno (1453) podbiła ona Konstan­tynopol i opanowała całe Bałkany, grożąc coraz mocniej chrześcijańskiej, lecz skłóconej i podzielonej Europie. Przede wszystkim jednak rozpościera się tu ogromny, okrągławy kształt, sięgający od Bałtyku na północy aż po Morze Czarne na południu, na wschodzie zaś niemal po Wielkie Łuki, obej­mując swym zasięgiem liczne miasta ruskie — Połock, Wiaźmę, Kursk. Ten obszar potężny to państwo polsko-litewskie, rozsiadłe w dorzeczach czterech wielkich rzek: Wisły, Niemna, Dniepru i Dniestru, jednoczące w swych granicach różne narodowości i różne typy kultury, ale tworzące

119

całość wsparta, na tolerancji, rzadkiej gdzie indziej w ówczesnej Europie.

Pod koniec panowania Kazimierza Jagiellończyka terytorium związanych już przeszło od stulecia unią personalną krajów: Polski i Litwy, wynosiło około 111 500 km2, nie licząc ziem lennych; na północy były to resztki za­konu krzyżackiego, które w początkach XVI w. przekształcone miały zostać w świeckie Księstwo Pruskie, oraz Lębork z Bytowem i Mazowsze. Mazo­wsze było zresztą inkorporowane stopniowo, a ostatecznie po śmierci lokal­nych książąt w 1526 r., co oznaczało dla państwa polskiego przyrost teryto­rialny o dalsze 32 tyś. km2. Na południu lenno Polski stanowiła Mołdawia, choć pretensje do niej wysuwali zarówno władcy Węgier, jak sułtani turec­cy. Poza granicami ówczesnego państwa polskiego znajdował się natomiast stary piastowski Śląsk, zhołdowany od XIV w. przez Czechy, oraz Pomorze Zachodnie, rządzone przez miejscowych książąt.

Na tym ogromnym obszarze żyło ponad 7 min ludzi — przeciętna gęstość zaludnienia nie była więc wysoka, wynosiła zaledwie 6—7 osób na l km2, gdy np. Francja miała już wówczas 28 mieszkańców na l km2, Niemcy — 20, An­glia — 15. Ale w sąsiednim Księstwie Moskiewskim żyło zaledwie 2—3 osób na l km2, bardzo słabo zaludniona była także Norwegia i Szwecja, stosunkowo niewielki potencjał demograficzny reprezentowały Węgry1. Było zresztą zalud­nienie ówczesnego państwa polskiego bardzo nierównomierne: obok krain ki­piących życiem, nasyconych wielkimi miastami i bogatymi wsiami, jak Prusy, obok ludnej Małopolski i Wielkopolski, gdzie gęstość zaludnienia dochodziła do 15 i więcej osób na l km2, rozpościerały sią na wschodzie, na Litwie i na tzw. kresach (Podole, Wołyń, Ruś) ogromne obszary puszcz i pustek, gdzie dymy świadczące o istnieniu ludzkiej osady należały do rzadkości. Tereny te stanowiły zresztą magnes dla wszelkiego rodzaju awanturników, banitów, ludzi luźnych, zbiegłych chłopów, wreszcie przedsiębiorczych eksploatatorów, i roz­rzedzały w ten sposób zaludnienie reszty kraju.

Jedną z charakterystycznych cech ówczesnego państwa polskiego była jego wielonarodowość. Obok Polaków znaczną część ludności stanowili od mo­mentu zawarcia unii Litwini i Rusini. W XVI w. związek obu krajów uległ zacie­śnieniu: unię personalną zastąpiono (1569) realną (tzw. unia lubelska), która ustanawiała wspólnotę władcy i sejmu, przy zachowaniu przez Litwę jedynie odrębnego skarbu i wojska. Miał to być związek “wolnych z wolnymi, równych z równymi" — wedle określenia samych współczesnych. Prócz Litwinów i Ru-sinów istniały liczne mniejszości narodowe, jak Niemcy, Żydzi, Ormianie, Fla-mandowie, Włosi itd. Zwłaszcza ludność miast stanowiła skomplikowaną mo­zaikę narodowościową, co w niektórych wypadkach zaostrzało różne konflikty, m.in. wyznaniowe i społeczne, typowe dla tej epoki. Nie doszło jednak na ca­łym tym wielkim obszarze do ostrzejszych prześladowań religijnych, nie wybu­chły tu też wojny wyznaniowe, jakie stanowiły codzienne zjawisko w innych krajach w XVI stuleciu. W większości wypadków różnorodne grupy etniczne i religijne współżyły ze sobą w państwie polsko-litewskim zgodnie, od katoli­ków i wyznawców prawosławia aż do mahometan, karaimów i wyznawców judaizmu. W XVI w. ten wachlarz miał się powiększyć o kalwinów, luteranów

120

44. Wykład. Drzeworyt ze Zwierciadła M. Reja, Kraków 1562 r.

i arian. Asymilacja różnych grup narodowościowych następowała na terenie państwa polsko-litewskiego bardzo szybko; stapiając się ze sobą i polonizując, wnosiły one swój wkład do ogólnopolskiej kultury, która kształtowała się w tym czasie. Stąd w polskim budownictwie, sztuce, a także obyczaju, tyle wpły­wów włoskich, niemieckich, flamandzkich, ruskich, starolitewskich, które ze­spolone 2 rodzimymi, często ludowymi, pierwiastkami stanowią o specyfice polskiego gotyku i wczesnego renesansu, o jego bujnych, urzekających kształ­tach, nie znanych na innym terenie.

Nie byłoby to twórcze współżycie możliwe, gdyby nie tolerancyjność ówczesnej Polski, głośna i podziwiana w całej Europie. Wyraził znakomicie ową mądrą atmosferę liberalizmu i wolności myśli pisarz mieszczański, Bier-nat z Lublina, stwierdzając w 1515 r., iż żadne represje nie zdołają zabić twórczego intelektu, gdyż “rozum ludzki nie da się powstrzymać, aby wciąż nie dociekać prawdy"2. Reformacja, która w początkach XVI w. ogarnęła także polskie ziemie, stanowiła tu oręż w ostrej walce ideologicznej, politycznej, kulturalnej. Ale owe zmagania, choć burzliwe, nie wychodziły poza sferę idei, walka poglądów nie zamieniała się w walkę na miecze. Poza grupą przy­wódców? powstania ludowego ściętych w Gdańsku w 1526 r., z pobudek zresztą bardziej społeczno-politycznych niż religijnych, nie było w Polsce krwawych ofiar, nie zapłonęły stosy inkwizycyjne, których blask trwożył całą ówczesną Europę. Aby “wolność każdemu rozumieniu ostawić" — do­magali się posłowie w czasie dyskusji sejmowych w 1556/57 r. Wiązała się

121

owa atmosfera oczywiście z panującym w Polsce modelem społeczno-ustrojo-wym i z szerokimi wolnościami szlachty, z jej uprzywilejowaną pozycją w pań­stwie. Tolerancja wobec chłopskich przekonań, wolność sumień wieśniaczych była już bardziej problematyczna. I tak np. do dziś toczą się wśród historyków spory, czy słynna konfederacja warszawska z 1573 r., zezwalająca każdemu w państwie polskim na wyznawanie religii takiej, jaką mu jego własne sumienie dyktuje, obejmowała dobrodziejstwem owej swobody przekonań i wyboru także chłopów. Wielu badaczy sądzi, że dopuszczała ona przymus pana wsi w stosunku do poddanych w sprawach wiary. Ale nawet jeśli przyjąć taką inter­pretację niezbyt jasnych słów dokumentu, to należy przypomnieć, iż w owych latach w Europie zachodniej panowała jeszcze mniej tolerancyjna (bo dotyka­jąca nie tylko chłopów) zasada: “cuius regio, eius religio". W Polsce natomiast znaczna bardzo część społeczeństwa — bo “dobrze urodzeni" byli niezwykle liczni i stanowili około 10% ludności — cieszyła się pełnią swobód osobistych i całkowitą wolności przekonań, zarówno wyznaniowych, jak politycznych. Aż do końca istnienia Rzeczypospolitej szlacheckiej — jak słusznie podkreślają ba­dacze — żaden szlachcic nie został skazany na śmierć za wiarę (jedyny smutny wyjątek stanowi egzekucja domniemanego ateisty K- Łyszczyńskiego, dokonana zresztą u schyłku następnego, nie tak już tolerancyjnego stulecia, w 1689 r.), żadna szlachcianka nie stanęła przed sądem, by odpowiadać za rzekome upra­wianie czarów, a i proste chłopki raczej rzadko padały ofiarą tego typu oska­rżeń. Gdy to zestawimy ze straszliwym wzmożeniem się fali procesów przeciw heretykom i czarownicom w różnych krajach Europy — od Anglii i Skandyna­wii aż po Francję i Niemcy — w XVI—XVII w., to okaże się iż Polska była w owych latach istotnie wyjątkową oazą spokoju i wolności sumienia3.

Ciągnęli też do tej oazy uchodźcy różnych narodowości, członkowie sekt i bractw źle widzianych przez rządy, ludzie, którzy z tych czy innych powodów narazili się swym władcom lub hierarchii duchownej. Znajdowali nad Wisłą z reguły przychylne przyjęcie, pomoc materialną, życzliwych pro­tektorów i opiekunów, możliwość pracy, uznanie. Byli wśród nich myślicie­le, pisarze, działacze społeczni i wyznaniowi, artyści, ale także ludzie zwykli:

rzemieślnicy, kupcy, rolnicy, opuszczający wstrząsaną krwawymi zaburze­niami Europę zachodnią w poszukiwaniu spokojniejszych siedzib. Nie spo­sób oszacować liczebności owych ciągnących z Niemiec, Francji, Włoch, Ni­derlandów grup uchodźców, szły one jednak z pewnością w setki i tysiące ludzi. Już w latach trzydziestych XVI w. zaczęli przybywać do Polski prześla­dowani w Niemczech i Niderlandach anabaptyści; dotarli oni do Prus Kró­lewskich, na Lubelszczyznę i Wołyń. W drugiej połowie XVI w. zaczęły na­pływać — głównie na Pomorze — fale niderlandzkich menonitów, którzy mieli w tym rejonie tak bardzo zasłużyć się dla rozwoju bankierstwa, handlu i rzemiosł tekstylnych (w tym rozwinięcia produkcji pasów i pasamonów po­trzebnych do kształtującego się wówczas właśnie stroju polskiego szlachcica). Ich wiejscy rodacy osuszali Żuławy i warszawską (późniejszą Saską) Kępę, bu­dowali wiatraki i zakładali przodujące gospodarstwa rolno-hodowlane w całej Polsce północno-zachodniej. Nie brakło też wśród przybyszów z Niderlandów

122

wybitnych intelektualistów i artystów. Holender Wilhelm Gnapheus, były rek­tor szkoły w Hadze, zasłużył się w pierwszej połowie XVI w. dla rozwoju po­morskiego renesansowego szkolnictwa. Niderlandczyk Comelis Floris ukształ­tował całą szkołę polską nagrobnej rzeźby. Malarze Izaak van dem Blocke i Jan Yredeman z Fryzji, architekci Wilhelm van dem Blocke i Antoni van Opbergen byli twórcami świetności późnorenesansowego i manierystycznego Gdańska, który dzięki nim w dużej mierze zyskał miano Wenecji Północy. Z drugiej strony w Niderlandach sława kraju użyczającego gościny prześladowanym rosła z roku na rok. Świetny poeta holenderski przełomu XVI i XVII w. Joost van den Vondel wprowadził nawet do swego poematu (1637) wizję szczęśliwej Nowej Holandii założonej przez wygnańców “w żyznej ziemi pruskiej nad Wisłą"4.

W latach siedemdziesiątych XVI w. chronią się w Polsce prześladowani w Niemczech antytrynitarze. Adama Neusera i Macieja Vehe-Gliriesa jedynie pośpieszny wyjazd z Palatynatu do Polski uchronił przed kolejnym proce­sem i ścięciem (taki los spotkał ich współwyznawcę Jakuba Sylwanusa). Na przełomie XVI i XVII w. przybyli do Polski Jan Crell z Frankonii, Walenty Szmale z Gothy, Marcin Ruar z Holsztynu. Również włoscy zwolennicy re­formacji przybywali bardzo licznie nad Wisłę, wśród nich znani intelektuali­ści: Leliusz Socyn, Jerzy Blandrata, Walenty Gentiiis, Bernardo Ochino, Jan Paweł Alciato, Gianbattista Bovio, Giovanni Bernardino Bonifacio markiz d'0ria (fundator Miejskiej Biblioteki w Gdańsku), wreszcie najsłynniejszy z nich Faust Socyn, który wywarł tak znaczny wpływ na polskich działaczy reformacyjnych, iż cały ich odłam zaczęto nazywać socynianami5. Włoscy, tak jak i inni uchodźcy swobodnie prowadzili działalność konfesyjno-inte-lektualną i gospodarczą na terenie Krakowa oraz innych miast Rzeczypospo­litej; niektórzy z nich dorabiali się majątków (np. bankier Gian Battista Cet-tis) i otrzymywali lukratywne stanowiska przy dworze królewskim. I tak np. Włoch Prosper Provana był poczmistrzem Zygmunta Augusta, włoscy leka-rze-heretycy pielęgnowali Stefana Batorego (N. Bucella, S. Simonius), sekre­tarzem tegoż króla był znany historyk włoskiego pochodzenia Michael Bruto.

Bardzo liczna była imigracja wyznaniowa z Czech, głównie na tereny Wiel­kopolski. Prześladowani przez Habsburgów bracia czescy (pierwsza grupa li­cząca około 400 osób przybyła w 1548 r. do Poznania) znaleźli tu możnych opiekunów wśród protestanckiej magnatem (Ostrorogów, Górków, Leszczyń­skich). W XVII w., w okresie wojny trzydziestoletniej, szlachta wielkopolska planowo ściąga do swych dóbr prześladowanych w Niemczech protestantów, zapewniając im pełną swobodę wyznania. Dzięki tej polityce, uprawianej nie tylko zresztą przez zwolenników reformacji, ale i przez katolików, miasta wiel­kopolskie zostały zasilone liczną kadrą wysoko kwalifikowanych rzemieślni­ków, co umożliwiło świetny rozwój tych ośrodków, oparty głównie na pro­dukcji tekstyliów.

Wśród uchodźców nie brakło także innych narodowości: Francuzów, Szkotów, Irlandczyków. Schyłek XVI w. przyniósł imigrację do Polski katoli­ków szwedzkich i angielskich, uciskanych przez protestanckich władców. Napływali też cały czas bardzo Uczni Żydzi, głównie z Niemiec, Czech i Pół-

123

wyspu Iberyjskiego. Była więc imigracja niezwykle różnorodna i narodowo­ściowo, i wyznaniowe, a wlewała się do już wcześniej zróżnicowanego pod tymi względami tygla ludnościowego, powodując zagęszczenie zróżnicowa­nia barw w mozaice struktur składających się na ówczesne polskie państwo.

Tolerancja i pokój zawsze sprzyjają rozwojowi kulturalno-cywilizacyjne-mu. A była to w Polsce epoka nie tylko tolerancji, lecz także spokoju, stano­wiąc rzadki wyjątek w burzliwych, pełnych wojen dziejach kraju. Prawda, nie był to pokój absolutny. Jeszcze w końcu XV i w początkach XVI w. do­chodziło do konfliktów zbrojnych z Krzyżakami; zakończyły się one dopiero w 1525 r. sekularyzacją państwa zakonnego i utworzeniem świeckiego Księ­stwa Pruskiego, którego pierwszy władca, były mistrz krzyżacki, zrzuciwszy habit złożył już jako książę pruski uroczysty hołd lenny na Rynku krakow­skim polskiemu królowi. Niebezpieczeństwo z tej strony zostało więc na ra­zie zażegnane. Niespokojne za to były ciągle kresy południowo-wschodnie, zagrożone nie tylko przez luźne napady tatarskie, ale także przez Turcję, ro­szczącą sobie pretensje do Mołdawii. Ze zmiennym szczęściem toczyły się również walki litewsko-ruskie, zapoczątkowane w 1507 r. Wszystkie te kon­flikty miały jednak charakter peryferyjny; pustoszyły wyłącznie ziemie po­graniczne, a przez resztę mieszkańców państwa były odczuwane jedynie pośrednio, wskutek zwoływania pospolitego ruszenia szlachty pewnych po­wiatów czy województw lub w rezultacie uchwalania specjalnych podatków dla wzmożenia obronności granic. Wielkie połacie kraju zapominały szybko co to wojna; rozkwitając w poczuciu bezpieczeństwa i spokoju. Szlachcic od­kładał miecz i szyszak, zamieniał zbroję na płócienny kitel i zabierał się do do­glądania gospodarki. Kupiec bez lęku wyprawiał ładowne wozy z towarem w drogę, pewny, że nie napadną na nie obcy żołnierze lub zwykli, rozzuchwaleni wojną łotrzykowie. Miasto i wieś odbudowywały spalone domy, magazyny, spi­chlerze. Była to więc w niełatwych dziejach Polski epoka unikalna, czyniąca z niej także — w porównaniu z resztą pustoszonej przez wojny domowe i wy­znaniowe, nie licząc konfliktów międzypaństwowych, Europy — obszar poza kresami wschodnimi wyjątkowo “sielankowy". Dopiero druga połowa XVI w. przyniosła dla Polski poważniejsze, wymagające znaczniejszego wysiłku militar­nego zatargi: wybuch wojny (1560) o ulegające właśnie, podobnie jak Prusy Hohenzollernów, sekularyzacji Inflanty, przechodzące na status świeckiego lenna Polski, przewlekłą wojnę o tzw. dominium maris Baltici, której pierwszy etap rozegrał się w latach 1563—1570, a następnie wielkie starcia Batorego z Moskwą (1579—1582). I tu jednak działania wojenne toczyć się miały da­leko od Polski centralnej, w której szlachta bez przeszkód budowała swe demo­kratyczne, tak bardzo niepodobne do innych, państwo.

Granice owej demokracji były oczywiście ściśle określone i obejmowały jedynie rozrodzony liczebnie stan “szlachetnie urodzonych". Ograniczona klasowo była też walka toczona przez reprezentantów światłej szlachty o dalszą demokratyzację ustroju państwa, o utrwalenie w nim tolerancji wyzna­niowej i praworządności, naruszanej nader często przez magnatów. Orężem ideologicznym w tych rozgrywkach była szerząca się właśnie na ziemiach

124

polskich reformacja, która znalazła dość słaby oddźwięk w miastach (poza Po­morzem i Wielkopolską), częściowo tylko zyskała zwolenników wśród magna-terii, przyjęła się natomiast dość szeroko w kręgach średniej szlachty, która przystosowała ją do swych aktualnych potrzeb, zyskując dzięki temu tak po­trzebną dla swych postulatów argumentację i wyższą, bo religijna, sankcję6.

Zaczęło się od żądań, aby opodatkować Kościół na rzecz obrony pań­stwa, zwłaszcza pilnej wobec zagrożenia turecko-tatarskiego na południowo-

-wschodnich kresach. Poszedł za tym postulat zniesienia uprawnień sądo­wnictwa duchownego w stosunku do osób świeckich, a więc żądanie, aby władza świecka nie wykonywała wyroków sądów duchownych, zapadają­cych za wykroczenia przeciw wierze, odmowę opłaty dziesięciny itd. Doma­gano się także odebrania Kościołowi wszystkich majątków nadanych po 1382 r. (zmniejszyłoby to dobra duchowne o 1/3). Prócz ostrza antykościelnego miała polska reformacja — mimo że była szlacheckim ruchem — także swój odłam o radykalnym społecznie zabarwieniu7. Chodzi tu o arianizm, który nazwę zapożyczył od teologa aleksandryjskiego z IV w., Ariusza, kwestionu­jącego dogmat Trójcy Świętej. Arianizm dojrzewał początkowo w łonie Ko­ścioła kalwińskiego, od którego się oddzielił w 1565 r. Arianie polscy znani byli pod różnymi nazwami: antytrynitarzy (jako że sprzeciwiali się dogmato­wi Trójcy), nurków i nowochrzczeńców (bo wzywali do ponownego chrztu dorosłych), najczęściej jednak występowali jako tzw. bracia polscy. Znacze­nie i rewolucyjność tego odłamu reformacji leżały nie w jego założeniach teologicznych, lecz w treści społecznej, arianie potępiali bowiem pańszczy­znę i poddaństwo chłopów, głosili, iż “rzecz to jest pogańska panować nad swoim bratem" (ideolog ariański Paweł z Wizny). Podczas synodu w 1568 r. arianie wprost “szlachcie braciej mówili, że się wam nie godzi chleb jeść z potu ubogich poddanych swych, ale sami róbcie"8. Poglądy te budziły jed­nak ostre sprzeciwy wśród bardziej umiarkowanych zwolenników reformy

— kalwinów oraz luteranów; tych ostatnich zresztą wśród szlachty polskiej było niewielu, luteranizm zapuścił głębsze korzenie głównie w środowi­skach mieszczańskich w Wielkopolsce i na Pomorzu9.

Znaczne konsekwencje dla rozwoju sytuacji w Polsce miał stosunek panują­cego do reformacji. Zygmunt I oficjalnie afiszował swą niechęć do protestan­tyzmu, wydając surowe ( często zresztą nie egzekwowane) edykty przeciw zwolennikom “nowinek religijnych". W istocie osobiście był dość chyba indy-ferentny wobec sporów religijnych. Nie dostrzegł także w reformacji szansy rozszerzenia i wzmocnienia swej władzy. Gdy rządy objął Zygmunt August, zwolennicy reformacji zaczęli się łudzić, że nowy władca wzorem panujących w Anglii, Danii czy Szwecji zerwie z Rzymem i ogłosi się głową narodowego Kościoła. Ale syn Zygmunta Starego me umiał się zdobyć na taki rewolucyjny krok. Co więcej, w grudniu 1550 r. z kancelarii królewskiej wyszedł nowy surowy edykt, w którym król oddawał sprawę walki z herezją" w ręce biskupów i nakazy­wał starostom, a więc władzy świeckiej, współdziałać z nimi w tym zakresie.

W kraju zawrzało. Na sejmie piotrkowskim w 1552 r. szlachta zmusiła króla do zawieszenia tych postanowień aż do następnego sejmu. W trzy lata

125

później, na sejmie 1555 r., walka wybuchła ze zdwojoną siłą. Protestanci, wśród których rej wodzili Jakub Ostroróg, Mikołaj Sienicki, Hieronim Osso­liński i Rafał Leszczyński, domagali się od króla, aby ujął sprawy religii w swoje ręce i ogłosił tymczasowe wyznanie wiary, co byłoby pierszym kro­kiem do ustanowienia polskiego Kościoła narodowego. Posłowie domagali się zupełnej likwidacji sądownictwa duchownego nad osobami świeckimi, zniesienia bezżeństwa księży, wprowadzenia komunii pod dwiema postacia­mi, wreszcie wyboru kapłanów przez szlachtę. W celu załatwienia wszy­stkich spornych spraw wyznaniowych proponowano zwołanie soboru naro­dowego. Być może projektom tym sprzyjali nawet niektórzy biskupi.

Jednocześnie szlachta nie ustawała w próbach forsowania programu egzekucyjnego, który w toku dyskusji przybierał coraz bardziej konkretne kształty. Część szlachty wysuwała wraz z tym postulat wzmocnienia władzy centralnej przez silniejsze oparcie się króla na izbie poselskiej. Nieliczni opowiadali się także przeciw wzrastającemu uciskowi chłopa, zwłaszcza przeciw podwyższaniu pańszczyzny. Było to w pewnej mierze zasługą haseł głoszonych przez największego polskiego pisarza politycznego XVI w., zwo­lennika silnej władzy królewskiej i obrońcy chopów, Andrzeja Frycza-Mo-drzewskiego (1503—1572). Modrzewski, syn wójta z małego miasteczka Wolborza, już w 1543 r. wystąpił z głośnym protestem przeciw pogwałceniu zasad sprawiedliwości w ustawie o mężobójstwie, przewidującej niejedna­kowe kary za zabicie szlachcica, mieszczanina i chłopa. W 1551 r. ukazało się pierwsze wydanie jego znakomitego dzieła O naprawie Rzeczypospolitej (Commentariorum de Republica emendanda libri ąuinąue). Frycz postu­lował traktowanie chłopów i mieszczan jako wolnych obywateli kraju: “jest bowiem Rzeczpospolita niby ciało stworzenia żyjącego, którego żaden czło­nek nie służy tylko sobie samemu, ale i oko, i ręce, i nogi, i inne członki pospólnie o siebie mają staranie i tak pełnią swe obowiązki, aby całe ciało miewało się dobrze; gdy ono mianowicie ma się dobrze, dobrze się mają i one; gdy ono zaś źle, muszą być upośledzone także członki"10.

Trzeba przyznać, iż szerokim masom szlachty bardziej od postępowego, wymagającego likwidacji stanowego egoizmu, programu Frycza odpowiadały poglądy głoszone przez innego pisarza tej epoki, księdza, który opowie­dział się po stronie reformacji, Stanisława Orzechowskiego (1513—1566). Najważniejsze publikacje tego ostatniego: Rozmowa albo Dyjalog około egzekucyjęj Polskiej Korony oraz Quincunx, to jest wzór Korony Polskiej, J wywarły wielki wpływ na umysłowość współczesnych. Lansował w nich Orzechowski hasła “złotej wolności", kładąc egoistycznie i krótkowzrocznie znak równości między szlachtą a państwem.

Agresywność szlachty tak bardzo przeraziła króla i magnatów, że przez cztery lata (1559—1562) zaniechano zwoływania sejmu, obywając się bez niego. Ale rozpoczęta 1560 r. wojna z Moskwą o Inflanty wymagała pie­niędzy. Ponieważ dochody królewskie nie wystarczały do przygotowania kampanii, trzeba było zwrócić się do szlachty. Tak więc Zygmunt August musiał skapitulować przed szlachtą, podobnie jak jego poprzednicy. Na słyn-

126

127

nym sejmie piotrkowskim w latach 1562—1563, o którym kronikarz Marcin Bielski pisze, iż był “jako sądny dzień", zakazano ostatecznie starostom egze­kwować wyroki sądów duchownych. Różnowiercy uzyskiwali pełną toleran­cję, szlachta — całkowitą niezależność od potentatów duchownych. Zapadła też wreszcie uchwala w sprawie egzekucji dóbr — główny i najzacieklej przez magnatów zwalczany punkt szlacheckiego programu reformy. Uchwa­lono mianowicie zwrot wszystkich królewszczyzn rozdanych po 1504 r. Utworzono jednocześnie zalążek stałej armii, postanawiając, iż 1/4 docho­dów królewskich ma iść na utrzymanie wojska. Była to bardzo skromna uchwała. Tzw. kwarta, wpłacana odtąd do skarbu w Rawie, pozwalała na za­ciąg najwyżej 4000 ludzi, nie rozwiązała więc problemu obronności kraju.

Wygaśnięcie dynastii Jagiellonów w 1572 r. i przyjęcie zasady wyboru nowego władcy przez elekcję viritim (tj. przy czynnym udziale całej szla­chty) zamyka okres formowania się państwa szlachty, tak bardzo niepodob­nego do otaczających je organizmów państwowych., Podnosi się często w literaturze podobieństwa w zakresie ideologii, mentalności, obyczaju, łą­czące szlachtę polską z węgierską, chorwacką, hiszpańską. Państwo demo­kracji szlacheckiej, zbudowane w XVI w. nad Wisłą, było jednak dziełem unikalnym. Było też, mimo swego wyraźnego charakteru stanowego, najbar­dziej demokratycznym państwem ówczesnej Europy. Wystarczy przypom­nieć, iż prawie 10% ludności posiadało tu już pełne czynne i bierne (każdy szlachcic teoretycznie mógł być nawet wybrany królem) prawo wyborcze. W Anglii takie prawo w 1832 r. uzyskiwało jedynie 3,2% ogółu mieszkań­ców, we Francji w latach 1831—1848 zaledwie 1,5%, we Włoszech w 1874 r. tylko 2,1%. Cała polska szlachta cieszyła się pełnią swobód osobistych, nie znanych gdzie indziej (przywilej neminem captivabimus, wolność słowa i druku, łącząca się z tym swoboda przekonań oraz ich głoszenia, równość wobec prawa). Nic dziwnego, iż spoglądała na to z zazdrością szlachta in­nych krajów, a Prusy Książęce i Inflanty zabiegały o łączność z Polską. Trze-} ba zresztą przyznać, iż wysokiemu rozwojowi swobód obywatelskich odpo­wiadał poziom uświadomienia politycznego ówczesnej polskiej szlachty. Sejm polski tego okresu był jednym z najlepiej działających w Europie orga­nów reprezentacji stanowej. Stosowano w nim faktyczną (nie formalną) za-A sadę większościową przy równoczesnym uwzględnianiu opinii mniejszości, modus deliberandi polegał na uzgadnianiu stanowisk (tzw. ucieranie kon­stytucji) i poszukiwaniu rozstrzygnięć najbardziej słusznych, często kompro­misowych, zadowalających większość sejmujących. Nawet tak drażliwa kwe­stia, jak egzekucja dóbr, została w ten sposób wreszcie uchwalona. Podejmo­wano też, w razie potrzeby, nawet znaczne uchwały podatkowe, gdy wyma­gały tego cele militarne państwa. “Złota wolność" szlachecka w XVI w. nie oznaczała jeszcze, iż szlachcie wszystko wolno, była raczej interpretowana jako ograniczenie władzy zwierzchniej, która musiała się liczyć z prawami obywatelskimi poddanych i nie mogła sobie pozwolić wobec nich na żadną samowolę11. Tego rodzaju stosunek władza—obywatel był nie do pomyśle­nia w tym czasie w innych krajach Europy, we Francji, Anglii czy krajach

128

habsburskich, nie mówiąc już o despotycznej Moskwie. Dzieło Wawrzyńca Goślickiego De optimo senatore (1568), wskazujące na odpowiedzialność władcy przed ludem (szlacheckim) i upatrujące źródła władzy nie w tronie, lecz właśnie w społeczeństwie (co prawda w jego elicie, bo w senacie), chwalące rządy parlamentarne, a ganiące absolutyzm, spotkało się ze znacz­nym zainteresowaniem na zachodzie Europy. Dwukrotnie wydana w języku angielskim (1598 i 1607) książka ta za każdym razem ulegała konfiskacie. Niemniej była znana w dążących do reformy kręgach, a zwłaszcza stała się popularna w dobie rewolucji angielskiej (powoływał się na wywody Goślic­kiego m. in. ówczesny działacz parlamentarny i pisarz William Prynne). Na­stępny renesans przeżył Goślicki w XVIII w., kiedy to zawędrował na drugą półkulę, by dostarczyć argumentacji w polemikach toczących się w latach wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Tak więc już w XVI w. Pol­ska zaczynała się kojarzyć z umiłowaniem wolności i potępieniem tyranii;

tradycja ta, jedna z najcenniejszych w spuściźnie polskiej kultury, miała na­stępnie odegrać wielką rolę w stuleciu XIX — epoce walk o wyzwolenie narodowe i społeczne.

Polskie odrodzenie

Nie sposób analizując genezę i osiągnięcia polskiego “złotego wieku" nie dotknąć spornej kwestii rozwoju szlacheckiego folwarku. Budzi ta sprawa od lat ożywione dyskusje wśród historyków. Lista zarzutów jest długa i poważna. Oskarża się folwark o podcięcie gospodarki chłopskiej, przypisuje się winę za upadek miast, w rozwoju folwarku doszukują się niektórzy badacze praprzy­czyny rozbiorów i upadku państwa polskiego w XVIII w. Ostatnie badania wskazują jednak, że początkowo folwark przyriióśrpewien postęp gospodarczy. Szlachta powiększała jego ziemie nie tylko zagarniając gospodarstwa chłopskie i mająteczki sołtysów, ale karczowała lasy, zaorywała nieużytki i łąki. Oczywiś­cie czyniła to rękami chłopów, niemniej obszar pól uprawnych powiększał się:

w samej tylko Polsce centralnej (tzn. Koronie) pod koniec XVI w. przybytek ten wyniósł 15%. Następowała też intensyfikacja produkcji, polegająca na tro-skliwszej, bardziej przemyślanej gospodarce i dokonywaniu różnych inwestycji (zarybianie jezior lub urządzanie sztucznych stawów, rozbudowa ogrodów, za­kładanie pasiek itd.). Właściciel folwarku, zwłaszcza niewielkiego, często osobi­ście dozorował prace, dbając, by nic się nie marnowało. Toteż folwark szlache­cki był z reguły bardziej dochodowy niż duże, zarządzane przez wynajętych ekonomów lub wydzierżawione majątki magnatów'.

Przeciętny folwark szlachecki w XVI w. liczył 60—80 ha pól uprawnych, obok lasów, łąk itd. Zabudowania folwarczne były drewniane, w ich skład wchodziły stajnie, obory, chlewy, stodoły, szopy na narzędzia oraz spichle­rze przeznaczone do magazynowania ziarna. Z reguły trzymano na folwarku kilkanaście sztuk bydła (krowy, woły), trochę świń, owiec i drobiu. Wła­snych koni roboczych nie było dużo, na ogół dostarczali ich chłopi z oko­licznych wsi w ramach przymusowego odrobku dla pana.

Każdy prawie folwark miał trochę czeladzi: najemnych parobków i dzie­wek, mieszkających w tzw. izbie czeladnej i pracujących za wikt, czasem odzież oraz niewielkie wynagrodzenie pieniężne. Większość prac polowych wykonywali jednak bezpłatnie okoliczni chłopi.

130

Plony szesnastowiecznego folwarku szacuje się na 7—9 kwintali żyta i psze­nicy z l hektara, 8—9 kwintali jęczmienia i 5—7 kwintali owsa. Oznaczałoby to zbiór około 5 ziaren z jednego wysianego. Na ówczesne warunki gospodarki trójpolowej było to niemało i pozwalało na znaczny wzrost eksportu ziarna za granicę. Jeszcze pod koniec XV w. szło z Gdańska rocznie kilka tysięcy łasztów (1 łaszt = około 2 tony). W ciągu XVI w. wywóz wzrósł do kilkudzie­sięciu tysięcy łasztów rocznie. Sumy uzyskane ze sprzedaży tego zboża obcym szyprom, po potrąceniu zysku zagarnianego przez gdańskiego pośrednika, zasi­lały kieszenie właścicieli folwarków. Dochód ze średniego folwarku kształtował się w tym czasie rocznie w granicach 200—400 złotych, co było dużą sumą, zwłaszcza że mieszkanie, opał i podstawowy wikt szlachcic miał zapewnione w ramach folwarcznej gospodarki.

Znaczne dochody uzyskiwane z folwarku łączyły się ze zmianą trybu ży­cia szlachty, przekształcającej się w tym czasie z rycerstwa w ziemian. Miało to wpływ na budownictwo dworów i dworków szlacheckich, na sposób ubierania się, poziom konsumpcji żywnościowej — słowem całokształt tzw. życia codziennego tej warstwy społecznej. Folwark należy więc rozpatrywać nie tylko w kategoriach ekonomicznych, ale i kulturalnych. W tym właśnie czasie stal się on podstawową komórką bytowania szlachty i znacznej części chłopstwa, a więc i podstawową komórką kultury, nadającej cechę patriar-i chalnego rustykalizmu całej mentalności epoki. —

Dawny, średniowieczny dwór był jednocześnie ufortyfikowanym pun­ktem oporu; zbudowany w czworobok, z wieżyczkami na rogach, otoczony palisadą, a często i fosą, pozwalał odeprzeć atak wroga. W XVI w. tego typu budownictwo występuje fuż tylko na kresach, w województwach ruskim, podolskim, wołyńskim, na ziemiach narażonych na najazdy tatarskie. Szla­chta w głębi Polski zażywa pokoju; dwór z obronnej strażnicy staje się po prostu wygodnym mieszkaniem ziemianina. Zwykle drewniany (choć zda­rzały się także murowane), kryty dachówką, u uboższej szlachty gontem czy nawet słomą, prezentuje się jako obszerny, parterowy lub jednopiętrowy budynek z gankiem, przecięty w połowie sienią, mieszczący sporo izb i al­kierzy2. Okna miały już najczęściej szyby szklane, pokoje ogrzewano za po­mocą kaflowych pieców. Meble u zamożniejszych były bogato rzeźbione, u uboższych proste, najwyżej malowane we wzory, jakie zdarzały się także w chatach bogatszych kmieci. W zależności od stopnia zamożności właści­ciela ściany dworu ozdabiały miejscowe kilimy lub wschodnie kobierce, broń ozdobna lub prosta, trofea myśliwskie, czasami także zwierciadła i obrazy.

Nie żałowała szlachta pieniędzy na stroje, szyte najchętniej z koszto­wnych, zagranicznych tkanin. Właśnie w wieku XVI rozliczne wpływy i prą­dy, od włoskich poprzez niemieckie, francuskie i hiszpańskie, oddziaływały na polską modę, by ostatecznie pod koniec tego stulecia ustąpić wschod­nim, tatarsko-tureckim; tak ukształtował się pyszny, mieniący wspaniałymi barwami staropolski strój szlachecki, który z niewielkimi zmianami prze­trwał aż po czasy oświecenia. Składały się nań obcisłe sukienne spodnie

131

46. Iwno, kościół parafialny. Renesansowa płyta

nagrobna Jana lwińskiego (zm.1549)

wpuszczane w buty, które sporządzano z kolorowej (czerwonej lub żółtej) skóry, i lniana koszula. Na to wkładano tzw. źupan: długą suknię z wąskimi rękawami, zapinaną z przodu na gęste haftki i guziki. Uboższa szlachta nosiła latem żupany lniane, białe, zimą wełniane, szare lub brunatne. Zamożni szyli źupany z barwnego brokatu i jedwabiu, zapinali je na kosztowne pozłociste guzy. Żupan opasywano kilkakrotnie szerokim, wzorzystym jedwabnym pa­sem. Latem służył szlachcicowi jako strój wierzchni krótki kontusz, z ręka­wami rozciętymi, które zarzucano na plecy; zimą wkładano szubę podbitą

132

futrem lub inne sute okrycie. Zamożniejsi obsypywali ów strój klejnotami, tak iż błyszczał i mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Futrem, piórami, bi­żuterią przybierano również czapki, które szlachta nosiła na mocno podgo-lonych (wedle mody z drugiej połowy XVI w.) głowach. Równie wspaniale prezentowała się broń szlachcica: nieodzowna zakrzywiona (na wzór tatar­skiej) szabla, koncerz i pałasz. Jak kosztowne bywały to cacka, świadczą ceny dochodzące w XVI w. do kilkunastu tysięcy złotych za jedną sztukę broni. Obsypywano klejnotami zwłaszcza pochwy szabel i ich głowice, a także czekany (rodzaj laski, podobnej do góralskiej ciupagi), które w XVI w. stanowiły popularną, groźną broń polskiej szlachty.

W porównaniu do męskiego strój kobiecy był znacznie skromniejszy, choć w ogólnych zarysach na nim się wzorował. Na suknie, składające się z marszczonych spódnic, złączonych z obcisłym stanikiem, zarzucały szla­chcianki jako okrycie wierzchnie kontusiki, delie i szuby. Rodzaj zwoju z lekkiej materii, tzw. podwika, okrywał głowę mężatek, osłaniając zarazem podbródek i szyję. Zimą nosiła szlachcianka kołpaczek, podobny do męskiej czapki3.

Kolorowy, egzotyczny, bo na wschodniej modzie oparty, polski strój szlachecki różnił się znacznie od typu odzieży noszonej na zachodzie Euro­py. Jedynie szlachta węgierska i chorwacka ubierała się podobnie. Przemia­ny, jakie w czasie XVI w. dokonały się w polskiej modzie, były najbardziej może widocznym i jaskrawym, ale nie jedynym przejawem początków pro­cesu orientalizacji polskiej kultury. Do problemu tego jeszcze powrócimy.

Spore zmiany wykazuje sposób odżywiania się szlachty w XVI w. Oczy­wiście nadal podstawą wyżywienia były produkty własnego gospodarstwa:

mięso wołowe i wieprzowe, drób, ryby z pobliskiej rzeki czy stawu, nabiał, kasze i potrawy mączne, jarzyny z dworskiego warzywnika i owoce z wła­snego sadu. Za główny napój służyło piwo przygotowane w dworskim bro­warze, stanowiące także podstawę licznych zup i polewek. Jednocześnie jed­nak, dzięki ożywionemu handlowi z Zachodem, mogli właściciele folwar­ków sprowadzać na swe potrzeby różne luksusowe artykuły spożywcze z całego świata. Na szlacheckich stołach pojawiały się drogie wina francu­skie i włoskie, pomarańcze, daktyle, rodzynki, ryż, migdały itd., do codzien­nego użycia wchodził cukier, można było także nie oszczędzać korzeni i przypraw4.

Dobrobyt szlachty łączył się oczywiście z wyzyskiem chłopa, z jego pra­cą pańszczyźnianą. Ale jeszcze przez cały wiek XVI chłopi mimo pogorsze­nia się ich sytuacji formalnoprawnej żyli raczej dostatnio. Większość chłop­stwa stanowili nadal kmiecie, uprawiający role jedno- lub półłanowe, które nie tylko pozwalały wyżywić rodzinę, lecz dostarczały pewnych nadwyżek towarowych, korzystnie sprzedawanych na pobliskim targu. Niektórzy kmiecie byli tak zamożni, że wynajmowali do pomocy okresowo uboższych sąsiadów, a nawet na stałe parobka. Przeciętny dochód z łanowego gospo­darstwa chłopskiego wynosił 20—30 złotych rocznie, co nie było małą sumą i pozwalało na zakup soli, narzędzi, odzieży itd. w pobliskim mieście. Pod-

153

stawowe wyżywienie było oczywiście zapewnione w ramach własnego go­spodarstwa.

Inwentarze chłopskie z tego okresu wyliczają całkiem liczne i zróżnico­wane, czasem zdobione, meble, sporo pościeli, naczyń i ubrań. Odzież szyto na wsi nie tylko z tkanin wykonanych w domu, ale także z sukna i płótna zakupionego w mieście. Mężczyźni nosili spodnie i wyrzucaną na nie koszu­lę, często zdobioną haftami, na to kaftan lub sukmanę sukienną, zimą ko­żuch. Najzamożniejsi naśladowali strój szlachecki. Kobiety ubierały się w marszczone, kolorowe spódnice, bluzki i obcisłe staniki. Stroje odświętne ozdobione były haftem, koronkami, wstążkami, czasami także sznurem ko­rali i srebrną biżuterią. Odżywiała się wieś polska w tym czasie jeszcze dość dostatnio; przeważały kasze i potrawy mączne, z napoi piwo; rośliny strącz­kowe i nabiał wyrównywały niedobór mięsa. Oczywiście zdarzały się okresy głodu w wypadku nieurodzaju, epidemii, powodzi i innego rodzaju klęsk, nie trwały one jednak zbyt długo. Systematyczne niedożywianie miały przy­nieść dopiero stulecia następne.

Tak więc zrozumiałym się staje, dlaczego nie doszło w Polsce w XVI w. do buntów chłopskich, mimo iż rozwijał się folwark i rozpoczynała era tzw. wtórnego poddaństwa: Przejawem walki klasowej na wsi było w tym czasie głównie zbiegostwo. Najczęściej zbieg spod zbyt bezwzględnego lub okrut­nego pana wędrował na rozległe, słabo zaludnione obszary tzw. kresów, gdzie nie przyglądano się nadto dokładnie przybyszom. Rzadsze natomiast były w tym czasie migracje do miast, choć oczywiście, mimo prawnych ba­rier, nie ustały one w zupełności.

Miasta polskie, odsunięte od wpływu na życie polityczne kraju, a także ograniczane w możliwościach prowadzenia handlu (szlachta wolała sama spławiać zboże do Gdańska i tam kupować zagraniczne towary, omijając kra­jowego kupca oraz producenta i obcinając w ten sposób ich zarobki), przeży­wały w XVI w. ostatnie dziesięciolecia pomyślności. Mimo iż przypływ lud­ności ze wsi był już w tym czasie utrudniony (nie można go było jednak całkowicie zlikwidować, jak pragnęłaby szlachta), liczba mieszkańców miast rosła, i to nie tyle wskutek wewnętrznego przyrostu naturalnego, ile imi­gracji z zewnątrz. Poznań, liczący w końcu XV w. według dawniejszych sza­cunków około 4 tyś., a według nowszych (chyba zresztą zbyt optymistycz­nych) 8,5—10 tyś. mieszkańców5, w połowie stulecia XVI miał ich już około 15 tyś. Liczba mieszkańców Krakowa zbliżała się w tym czasie do 20 tyś., Gdańsk, w połowie XVI w. liczący około 30—40 tyś., pod koniec stulecia niemal podwoił swoją ludność. Ten wielki ośrodek portowy przyciągał zre­sztą przybyszy nie tylko z najbliższych okolic, lecz także z odleglejszych re­gionów, przede wszystkim zaś z zagranicy (w XVI w. chronili się tu m. in. tłumnie uchodźcy z Niderlandów), jego rozwój był więc znacznie szybszy niż innych miast. Podobnie szybko rozwijała się także Warszawa, awansująca do roli stolicy kraju; w połowie XVI stulecia liczyła kilka tysięcy mieszkań­ców, a pod koniec XVI w. zapewne już kilkanaście tysięcy.

Istniało w tym czasie na ziemiach polskich i ruskich tzw. Korony oraz

134

w Prusach Królewskich (a więc bez Litwy) około 700 miast i miasteczek;

Mieszczanie stanowili według niektórych badaczy 20 lub nawet 25% ludno­ści kraju6, co świadczyłoby o znacznym stopniu umiastowienia ziem pol­skich nawet w skali europejskiej. Trzeba jednak pamiętać, iż nie było wów­czas tak ostrego, jak dziś rozgraniczenia między miastem a wsią, a więc pro­blem urbanizacji w związku z tymi liczbami wyglądał odmiennie, niż można sądzić na podstawie współczesnych nam pojęć. Ludność miejska, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, z reguły zajmowała się obok handlu i rzemiosła także rolnictwem. Mieszczanie uprawiali, okoliczne pola, byli właścicielami sadów i ogrodów, hodowali bydło, świnie, drób. Niektórzy badacze sądzą, iż jeszcze w połowie XVI w. co drugi mieszczanin utrzymywał się głównie z zajęć rolniczych, uprawiając zawody miejskie tylko w niewielkim zakresie. Jednocześnie jednak na wsi siedziało bardzo wielu zdolnych rzemieślników, np. płócienników (Małopolska, Pomorze), sukienników (Wielkopolska, Po­morze), nie licząc stolarzy, kołodziejów, stelmachów, krawców, szewców, piwowarów itd. Pracowali oni na potrzeby dworu i własnej wsi, czasem także na odleglejsze rynki zbytu. Również hutnictwo i szklarstwo ówczesne (potężne ich centra znajdowały się zwłaszcza w Małopolsce) rozwijało się głównie na wsi7.

Liczni energiczni i zapobiegliwi mieszczanie dochodzili już w drugim czy trzecim pokoleniu do znacznych majątków (Bonerowie w Krakowie, Ba-ryczkowie w Warszawie, Ferberowie w Gdańsku itd.). Niestety wzbogacenie takie niemal z reguły kończyło staraniem o nobilitację i przejściem do szere­gów szlachty. W ten sposób miasto traciło najzamożniejszych i najenergicz-niejszych pbywatelira kapitały przez nich zebrane odpływały na wieś. Najła­twiej bogacili się wielcy kupcy, uprawiający oprócz handlu także operacje kredytowe (bankierstwo, lichwę). Nieźle powodziło się jeszcze w tym cza­sie również rzemieślnikom, zwłaszcza niektórych branż. W sukiennictwie i wielu innych gałęziach produkcji pojawiał się nakład, wyrastali mali przed­siębiorcy rozdając surowiec uboższym majstrom. W hutach żelaza i szkła, w papierniach i drukarniach pracowało już po kilku, czasem po kilkunastu ludzi. Stosowana w tych wczesnokapitalistycznych manufakturach technika stała na wysokim poziomie. Liczni mieszczanie (a także szlachta) intereso­wali się górnictwem, lokowali kapitały w czynne kopalnie (Olkusz) lub pro­wadzili poszukiwania nowych złóż kruszcowych8.

Szczególnie pomyślnie rozwijały się miasta położone nad spławnymi rze­kami. Ich dobrobyt wiązał się głównie z transportem zboża i innych płodów folwarcznych do portów morskich. Do ośrodków rozwijających się na głów­nym, wiślanym szlaku należały obok Warszawy m. in. Sandomierz, Kazimierz Dolny, Płock, Włocławek, Toruń. Stare spichrze i kamieniczki w pięknym renesansowym stylu świadczą do dziś o zamożności ich mieszkańców.

'! Najbogatsze miasto Rzeczypospolitej szlacheckiej to oczywiście główny (port eksportowo-importowy kraju — Gdańsk. Włoch Ruggieri, który tu za-f wędrował w drugiej połowie XVI w., tak pisał: “W miesiącu sierpniu odbywa się tu wielki jarmark, od św. Dominika 14 dni i dłużej trwający, na którym

135

47. Panorama Warszawy, druga polowa XVI w.

136

zbierają się Niemcy, Francuzi, Flamandowie, Anglicy, Hiszpanie, Portugal-czycy i wtedy zawija do portu przeszło 400 okrętów naładowanych winem francuskim i hiszpańskim, jedwabiem, oliwą, cytrynami, konfiturami i in­nymi płodami hiszpańskimi, korzeniami portugalskimi, cyną i suknem angiel­skim. Zastają w Gdańsku magazyny pełne pszenicy, żyta i innego zboża, lnu, konopi, wosku, miodu, potażu, drzewa do budowy, solonej wołowiny i in­nych drobniejszych rzeczy, którymi kupcy rozładowane swoje okręty na po­wrót ładują, co się odbywa w pierwszych 8 dniach jarmarku, a w ostatnich 8 i przez cały rok przybywają do tego miasta nie tylko kupcy krajowi, ale i wiele innych osób dla zaopatrzenia swych sklepów i domów w wino, suk­na, korzenie i inne potrzebne rzeczy. Zboże zaś i inne płody zbywające od potrzeb krajowych spławiają do Gdańska na wiosnę i przedają hurtem kup­com gdańskim, którzy składają je w swych magazynach na następny jarmark, a że oni tylko sami mogą prowadzić ten handel, są niezmiernie bogaci i nie masz miasta, z którego by król polski mógł mieć więcej pieniędzy"9.

Patrycjat wielkich polskich miast chętnie naśladował tryb życia “szlache­tnie urodzonych", a w każdym razie prześcigał się z nimi w zakresie stan­dardu życiowego. Kamienice zamożnych kupców Gdańska, Warszawy, Kra­kowa, Lublina, Lwowa kryły w swych wnętrzach obszerne, wielopokojowe mieszkania, urządzone nierzadko ze znacznym przepychem. Bogate renesan­sowe meble, Obrazy na ścianach, naczynia z cyny i srebra, kilimy i dywany stanowiły z reguły wyposażenie komnat mieszkalnych. Inwentarze mie­szczańskie wspominają także o kaflowych piecach i szklanych szybach w ok­nach, wymieniają dużo pościeli, bielizny osobistej (m. in. ręczniki, chustki do nosa, osobne nocne koszule, szlafmyce) i stołowej (serwety, obrusy). Odzież mieszczańska kształtowała się w niektórych ośrodkach pod silnymi wpływami strojów zachodnich (niemieckiego i hiszpańskiego na Pomorzu, niemieckiego i włoskiego w Krakowie i Warszawie itd.), w wielu jednak miastach mieszczanie naśladowali także — a nawet ze szczególnym upodo­baniem — modę szlachecką. Mimo ustaw antyzbytkowych nawet pospól­stwo miejskie stroiło się w kosztowne materie i biżuterię, tak iż było “tru­dno odróżnić pana od szaraka"10.

W kadrach owego szczególnego ożywienia gospodarczego i bogacenia się różnych grup ludności dokonywał się przełom renesansowy w zakresie mentalności i obyczaju, wykształcenia i światopoglądu,-, prądów naukowych i artystycznych. Narodziny humanizmu i jego szybki rozwój nad Wisłą przy­nosząc wzrost indywidualizmu sprawiły, iż przełom okazał się bardzo głębo­ki, dotykając podstawowych form życia społecznego i przynosząc przede wszystkim rozluźnianie się dawnych więzów spajających człowieka ze zbio­rowością w średniowieczu. To zjawisko, niosące ze sobą nieuchronnie po­czucie osamotnienia i nieprzystosowania, musiało zostać zrównoważone przez inne czynniki. -Tak więc wydaje się, iż od końca XV w. następować poczęło silniejsze scementowanie i wzrost roli podstawowej komórki społe­cznej, jaką była rodzina. Już nie cały wielki ród krewniaczy, ale niewielka grupa najbliższych (mąż — żona, rodzice — dzieci) stanowić zaczyna głów-

137

ne oparcie jednostki. Związane to było ze zmianami na odcinku stosunków emocjonalnych, łączących członków owej grupy. Wiek XVI przynosi w Pol­sce nowoczesny, w pełni już rozkwitły kształt miłości rodzicielskiej, przy­najmniej w górnych, zamożniejszych, bardziej wykształconych warstwach społeczeństwa. Odbijało się to wyraźnie w sztuce ówczesnej i literaturze:

pojawienie się portretu dziecinnego, zarówno w kręgach mieszczańskich, jak szlacheckich, żałobne Treny Jana Kochanowskiego na śmierć córeczki to właśnie ślady owych procesów, o których świadczą także liczne źródła epistolograficzne, pamiętnikarskie itd. tego okresu.

Zmieniał się również, choć zapewne wolniej, stosunek między kobietą a mężczyzną, między mężem a żoną, zwłaszcza w górnych warstwach społe­cznych. Łączyło się to z szerszym procesem, który można by określić mia­nem swoistej “emancypacji", toutes proportions gardćes oczywiście. Wyra­żało się to m. in. w większym niż dotąd zwracaniu uwagi na sposób wycho­wania i kształcenia dziewcząt. Kołowrotek i krosienka przestawały być jedy­nymi sposobami zatrudniania dziewczęcych rąk, świat kobiety poszerzał się o tereny leżące poza kuchnią i spiżarnią. Pisarz wielkopolski Andrzej Glaber w latach trzydziestych XVI w. wręcz żądał szerokiego dostępu kobiet do na­uki. Oczywiście tego typu hasła nie mogły liczyć na praktyczną realizację, niemniej coraz częściej uczono dziewczęta czytać i pisać, zwłaszcza w dwo­rach szlacheckich i w zamożnych domach mieszczańskich. Z potulnej siły roboczej i biernej rodzicielki potomstwa zamienia się kobieta górnych warstw społecznych w istotę coraz bardziej świadomą swej ludzkiej warto­ści, pragnącą być intelektualnie i moralnie partnerem mężczyzny. To w tej epoce rodzi się i utrwala kwitnący przez cały czas trwania Rzeczypo­spolitej szlacheckiej ideał żony-przyjaciela. Nie zawsze osiągalny w praktyce, jak każdy zresztą ideał, był popularyzowany przez mowy wygłaszane w cza­sie uroczystości ślubnych, przez wspomnienia o zmarłych matronach, wy­głaszane w czasie pogrzebów, ryte na nagrobkach, wpisywane na puste strony modlitewników.

Głęboki przełom zaznaczył się w dziedzinie obyczajów. “Widziałem jakąś dziwną ruchliwość i skrzętność — pisał w połowie XVI w. polski pedagog Szymon Marycjusz z Pilzna — która ogarnęła wszystkie prawie zawody i sta­ny. Umysły naszych rodaków nabrały jakiejś siły i wzmogła się ich czynność ... Jeżeli się naszą dawną Polskę porówna z tą naszą nową i ludzi dawnego wieku zestawi z dzisiejszymi, odnosi się wrażenie, że po jednej stronie ma się barbarzyństwo i brak kultury, a po drugiej życie na wskroś cywilizowa­ne"11. Wprawdzie Łukasz Górnicki, wytworny i wymagający autor Dworza-nina polskiego (1566), stanowiącego przeróbkę słynnego włoskiego traktatu Cortegiano pióra B. Castiglione, wzdychał ze smutkiem, iż Polacy “delica-tum palatum", czyli smak wybredny, niedawno mieć poczęli, ale właśnie da­wał w ten sposób najlepszy dowód dokonujących się w tym zakresie prze­mian. Zabawy w tej bujnej i bardzo zmysłowej epoce polegały oczywiście w dużej mierze na uciechach stołu i łoża, które jednakowoż ulegały w sto­sunku do poprzednich lat pewnemu uszlachetnieniu. Renesansowe uczty

138

służyły w Polsce — jak zresztą i w innych krajach Europy — nie tylko ku zaspokojeniu głodu, ale miały, łechcąc podniebienie wyszukanymi potra­wami i napitkami, stwarzać okazję do towarzyskich kontaktów i wymiany myśli. Urządzano je teraz nie tylko, jak jeszcze niedawno, na dworze królew­skim i w pałacach magnackich. Wytworne biesiady odbywają się coraz czę­ściej w dworach szlacheckich i w kamienicach mieszczańskich, urządzają je gildie kupieckie i cechy rzemieślnicze dla swych członków. Przy ucztach rozbrzmiewa nieodzowna muzyka, wprowadzając nastrój świąteczny i uszla­chetniając całe zgromadzenie. Baczono pilnie na zachowanie wykwintnych manier i dobrych obyczajów. Wydane w 1533 r. Wiersze o obyczajach chło­pców, stanowiące swoisty podręcznik savoir-vivre'u owych lat, pouczają do­kładnie swych czytelników, jak mają się zachować przy stole, jak wkładać do ust kąski, operować nożem itd. Jak wynika z tekstu, nadal jadano ze wspólnej misy i nie znano jeszcze widelców, ale stół zaścielony już był obru­sem, starano się o zachowanie czystości palców, o nieplamienie odzieży, sło­wem — o powściągliwość i estetykę spożywania pokarmów.

Renesansowych ludzi cechowało znaczne poczucie humoru; czasem był to nawet humor filozoficzny, refleksyjny, którego upostaciowaniem stał się dla współczesnych i potomnych legendarny błazen Zygmunta Starego — Stańczyk. Liczne anegdoty związane z życiem tego monarchy i jego dworu (z bardziej znanych przypomnijmy zakład dwu dworzan o potłuczenie garn­ków przez podwawelską przekupkę czy dowcipne powiedzonko samego Zygmunta o czwartym królu przy grze w karty), a także analiza ciętych epi-gramatów i wierszyków układanych przez nadwornych poetów (wodził między nimi rej zjadliwy szyderca, Andrzej Krzycki) skłaniają do przypusz­czenia, że ludziom ówczesnym nieobca była ironia czy nawet autoironia często zupełnie już nowożytnego typu.

Dużą rolę w upowszechnianiu nowych postaw i zręcznego, “gładkiego" obejścia grały dwory magnackie, na które ciągnęła młodzież szlachecka, tro­chę w celu nabrania “szlifu", trochę zaś dla uzyskania zatrudnienia, zdobycia protekcji, nawiązania korzystnych znajomości. Ta dworska edukacja miała swoje dobre i złe strony. Na dworach uczą się młodzi ludzie “zręcznie kła­niać, grzecznie ustępować z drogi, odważnie stawać w potrzebie, bezczelnie przemawiać, układnie schlebiać, hulać dzień i noc" — pisał w połowie XVI w. Szymon Marycjusz12. I dodawał z rozgoryczeniem: “wychowujemy nasze dzieci, aby umiały gromadzić dostatki, aby chodziły w purpurze, aby zagar­niały zaszczyty nie na mocy zasługi i uczoności, lecz przez protekcję"13. Opinia ta, nie pozbawiona słuszności, jest jednak jednostronna. Nie można zaprzeczyć, że dwory możnych stanowiły w dużej mierze centra prawdzi­wej, humanistycznej kultury, która dzięki rozpowszechnianym tu wzorcom przyjmowała się szybko w szerokich kręgach średniej i uboższej szlachty.

Największe zaś znaczenie przełomu kulturalnego, dokonującego się w do­bie renesansu, polegało na jego dużej stosunkowo masowci. Po raz pierw­szy dzięki rozwojowi szkolnictwa, sztuki drukarskiej, upowszechnieniu kontaktów z zagranicą, narastającej fali polemik religijnych i politycznych, zwią-

159

48. Środa,

kościół

parafialny.

Fragment

kraty

renesansowej

do kaplicy

Gostomskich,

1548 r.

zanych z ruchem egzekucyjnym i reformacją, tak liczne grupy ludności ogar­nięte zostały przez nie znane przedtem ożywienie umysłowe. Rosła liczba szkół parafialnych, a ich program rozbudowywano i częściowo przynajmniej zeświecczano. Przyjmuje się, iż w połowie XVI w. większość (prawie 90 % )

140

parafii w Polsce miała już szkoły; istniały więc one nie tylko w miastach i miasteczkach, ale również na wsi14. Szkoła podstawowa uczyła czytać i pi­sać (około 50% “szlachetnie urodzonych" umiało się podpisać, podobnie wy­glądała sytuacja wśród zamożniejszego mieszczaństwa wielkich miast)15, da­wała początki rachunków, kształciła umiejętność śpiewu. Szkoły w miastach większych realizowały często programy szersze, ambitniejsze.

Zwiększała się liczba szkół typu średniego i wyższego. Pierwszą próbę dostosowania wykształcenia do nowych, humanistycznych wymogów na szczeblu średnim podjęła szkoła założona w 1519 r. w Poznaniu przez bis­kupa Lubrańskiego. Ta tzw. Akademia Lubrańskiego miała w swym progra­mie matematykę, astronomię, teologię, gramatykę, retorykę, poetykę. Młodzież zaznajamiała się tu z pismami starożytnych autorów, uczyła się sztuki dysku­towania, brała udział w szkolnych przedstawieniach teatralnych. W połowie XVI w. szeroką akcję propagandową w celu unowocześnienia szkolnictwa w Polsce podjęła grupa pisarzy humanistów (E. Gliczner, Sz. Marycjusz, A. Frycz-Modrzewski). Wysuwali oni postulaty zapewnienia całej młodzieży, bez względu na przynależność stanową, dostępu do oświaty, położenia naci­sku na wychowanie w duchu patriotyczno-obywatelskim, silniejszego po­wiązania nauki z praktycznymi wymogami życia. Liczne szkoły dostosowywały się do tych założeń. Zwłaszcza dużą rolę odegrały w kształtowaniu umysłów młodzieży zakładane licznie w drugiej połowie XVI i w początkach XVII w. szkoły różnowiercze: kalwińskie (w Krakowie, Dubiecku, Bychawie, Turobi-nie, Łańcucie, na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego w Wilnie, Brześciu Litewskim, Nieświeżu, Siemiatyczach, Kiejdanach, Słucku), prowadzone przez braci czeskich (Poznań, Ostróg, Koźminek, Wieruszewo, Łobżenica, Barcin, Leszno), przez arian (Lewartów, Pińczów, Raków), i przez luteranów (Wschowa, Rawicz, Leszno, Zduny, Bojanowo). Wprowadzono do nich sze­roki program nauk matematyczno-przyrodniczych, historii, ekonomii, etyki, języka polskiego. Organizatorami tych szkół i autorami wykorzystywanych tu podręczników byli wybitni pedagodzy (m. in. P. Statorius, Wojciech z Kalisza, M. Ruar, J. Crell, J. Pastorius, H. Stroband, J. A. Komeński); ich dziełem był stosowany w tych szkołach nowy system nauczania, polegający m. in. na organizacji klasowo-lekcyjnej.

Powiększała się także szybko liczba uczelni wyższych. Zaliczyć do nich trzeba przede wszystkim powstałe w połowie XVI w. jako szkoły średnie, szybko jednak uzyskujące poziom akademicki, gimnazja w Gdańsku, Toruniu i Elblągu oraz dwie nowe akademie założone na wschodnich terenach pań­stwa: w Wilnie (1578) i Zamościu (1595). Pewien spadek poziomu naucza­nia wystąpił na uniwersytecie krakowskim, który jednak nie był pozbawiony dynamiki działania, skoro powołał do życia 17 tzw. kolonii akademickich — nadzorowanych przez uczelnię szkół średnich w różnych ośrodkach o no­woczesnym, z punktu widzenia praktycznych wymogów życia układanym programie. Kryzys Krakowa rekompensowany był bardzo licznymi w tych la­tach wyjazdami młodzieży, zarówno magnackiej, jak ze średniej szlachty i mie­szczaństwa na studia za granicę: do Włoch, Niemiec, Francji, Niderlandów.

141

Ogromną rolę w podnoszeniu ogólnego poziomu umysłowego odgrywały polemiki religijne, toczące się w wyniku reformacji, oraz dyskusje, związane z ruchem egzekucyjnym. Dla udostępnienia argumentacji szerszemu ogó­łowi publikowano dziesiątki traktatów, broszur i pamfletów, i to nie po łaci­nie, lecz w języku polskurL.W 1534 r. na sejmiku w Środzie (Wielkopolska) zgromadzeni domagali się wydania także Biblii w języku polskim, aby była ona zrozumiała dla wszystkich. Były to więc lata żywiołowego rozwoju polszczyzny jako języka literackiego. Na potrzeby walk polemicznych po­wstały dziesiątki drukarń, w tym bardzo liczne różnowiercze — kalwińskie, luterańskie, ariańskie. Powstawały one nie tylko w wielkich miastach (Gdańsk, Kraków, Lublin, Poznań), ale także w mniejszych miasteczkach lub na wsi, w dobrach magnatów sprzyjających “religijnym nowinkom". W re­zultacie tej rozbudowy książka w Polsce XVI w. przestaje być zjawiskiem rzadkim i luksusowym, a staje się przedmiotem codziennego użytku nie tylko na dworach możnych, lecz również w domach szlachty i mieszczan. Liczba bibliotek prywatnych rośnie, wiele z nich liczy' już dziesiątki i setki tomów. Wśród nich przeważały dzieła teologiczne i traktaty polemiczne, egzemplarze Pisma św., modlitewniki i śpiewniki, zbiory kazań i moralnych przypowiastek, ale obok tego kupowano także coraz częściej książki medy­czne, przyrodnicze, historyczne, geograficzne, dzieła klasyków literatury sta­rożytnej, zbiorki poezji.

Wraz z intensywnymi lekturami rosła wiedza o świecie. Świat ów, jesz­cze niedawno odgrodzony od polskiej wioski i miasteczka nieprzebytymi, zdawałoby się, przestrzeniami, przybliżył się znacznie i nabrał realnych, kon­kretnych kształtów, przestała je bowiem kryć mgła oddalenia. Udoskonalało się przekazywanie informacji — list z Antwerpii, największego centrum ży­cia gospodarczego Europy w XVI w., szedł do Gdańska przy sprzyjających okolicznościach niepełny tydzień. Zygmunt August rozwinął wcześniejsze i równoległe inicjatywy większych miast, organizując połączenia pocztowe między Polską a niektórymi wielkimi miastami Europy zachodniej. Europa kon­kretyzowała się w wyobraźni szesnastowiecznego mieszkańca Polski, a fakt ów znajdował odbicie w literaturze, która operuje już wyraźnym pojęciem kon­tynentu jako pewnej wspólnoty nie tylko wiary; średniowiecze widziało Eu­ropę przede wszystkim jako wslnotę chrześcijaństwa, częściowo tylko jako pewną jedność polityczną wynikłą z uniwersalizmu cesarstwa — teraz za­czyna się ją pojmować jako wspólnotę kultury. Przekonanie o wyższości i “starszości" cywilizacyjnej Europy; nawiązującej wszak do antycznej spuś­cizny rzymskiego rodowodu, nakładało się na przeciwstawianie europejskiej tradycji wolnościowej despotyzmowi Azji; to przeciwstawienie występuje w XVI i XVII w. u wielu polskich pisarzy, takich jak M. Bielski, A. Gwagnin, Ł Opaliński.

Wiedziano już także w Polsce o dalekich, zamorskich lądach; dość szyb­ko np. dotarły nad Wisłę informacje o odkryciu Ameryki i podbojach kon­kwistadorów. Świat, który jeszcze niedawno, w oczach człowieka średnio­wiecza, był poza najbliższą okolicą tajemniczy i niezbadany, wyłaniał się już

142

z mgławicy wyobrażeń w swych realnych, konkretnych kształtach. Miało to ważne następstwa nie tylko w zakresie psychologii jednostkowej, sprzyjając umacnianiu się kolektywnego poczucia przynależności do własnego kraju, pojmowanego już nie jako jedna wieś czy jedno miasto, okolica czy dzielnica, ale jako określone granicami politycznymi, odrębnym ustrojem (który wśród szlachty budził tyle dumy) i wspólnym losem historycznym zwarte terytorium.

Wiązały się owe procesy mentalne także ze wzmagającą się z dnia na dzień ruchliwością społeczną owych czasów. Najbardziej ruchliwą warstwą była oczywiście szlachta. Zarówno prywatne interesy gospodarskie, jak i ro­snące zainteresowanie kwestiami publicznymi wyrywały jej przedstawicieli z gnuśnego życia w odosobnieniu rodzinnej wioski i zmuszały do obcowania z szerszym światem, co powodowało wyraźniejsze samookreślenie się. Roz­wijający się folwark wiązał swego właściciela z rynkiem, skłaniając w konse­kwencji do wyjazdów nie tylko w kierunku pobliskiego miasta, ale także da­lej. Nadwiślańskie punkty spławu, wśród nich zwłaszcza rozbudowujące się szybko Sandomierz i Kazimierz, a w średnim biegu rzeki miasta mazowiec­kie, stanowiły punkty docelowe licznych peregrynacji szlacheckich. Na Po­morzu przyciągały szlachtę jak magnes potężne centra handlowe: Toruń i Gdańsk, gdzie można było szczególnie korzystnie sprzedać płody folwarku i nabyć poszukiwane towary zagraniczne. Przybywając do ruchliwych miast pomorskich, zwiedzając i podziwiając ich wspaniałe gmachy i porty (echa tego podziwu rozbrzmiewają wyraźnie w szesnastowiecznym poemacie Fa­biana Sebastiana Klonowica pt. Flis), zachodząc do kantorów i mieszkań to­ruńskich i gdańskich kupców, nabywając wyroby pomorskiego rzemiosła, mniej lub bardziej świadomie ulegała szlachta szerzącym się na tym terenie nowoczesnym prądom. W tym czasie zaczyna się w całej Polsce popyt na gdańskie meble i zegary, bądź sprowadzone z Gdańska czy Torunia, bądź produkowane na wzór wyrobów pomorskiego rzemiosła. Wkrótce było ich wiele we wszystkich polskich dworach i dworkach. Na wzór gdański in­stalowano piece kaflowe, układano na półkach ceramikę z Delft lub jej ko­pie. Istniał w owych latach niewątpliwie snobizm na posiadanie w domu sprzętów i wyrobów gdańskich, od bursztynowych cacek począwszy, na przyborach do pisania czy szachach skończywszy.

Tak więc sprawy gospodarskie, troska o dostawę zboża do portów, o ko­rzystne zakupy i wszechstronne wyposażenie domu, otwierały szlachcicowi oczy na problem piękna sprzętów użytkowych, uczyły go porównań i wycią­gania wniosków, budziły pragnienie lepszego, bardziej wytwornego ułożenia sobie życia w rodzinnej wsi. Ale wyprawy do miasta i wpływy kulturalne, jakie się z owymi wyprawami łączyły, sięgać musiały głębiej, dotyczyć spraw bar­dziej istotnych. W wielkich portach można było kupić lub przynajmniej obej­rzeć książki i wydawnictwa z całego świata, nie mówiąc już o obfitej produkcji miejscowych drukarń, zapoznać się — zwłaszcza w Krakowie, Gdańsku, Toruniu — z malowidłami znanych mistrzów włoskich, niderlandzkich, nie­mieckich. Miejskie ratusze i popularne na Pomorzu gospody kupieckie, tzw.

143

Dwory Artusa, spełniały m. in. funkcje podobne do tych, jakie dziś pełnią galerie malarstwa i rzeźby. Można tu było również posłuchać nowin z szero­kiego świata, przekazywanych w listach napływających regularnie od fakto­rów większych kupców z Amsterdamu, Antwerpii, Londynu czy Lizbony lub wprost od przybyszów z obcych krajów. W toku handlowych i towarzyskich kontaktów zapoznawano się szybko z wydarzeniami europejskimi (świadczy o tym np. rychły pełen oburzenia odzew na krwawy terror księcia Alby w Niderlandach czy noc św. Bartłomieja we Francji), z nowymi prądami i modami, co niewątpliwie poszerzało horyzonty umysłowe przybyszy z za­padłej prowincji.

Możliwość tego typu kontaktów miała oczywiście przede wszystkim szla­chta, na drugim miejscu także dość jeszcze ruchliwe w owych latach miesz­czaństwo. Ale także chłopi wciągani byli w pewnym stopniu w orbitę wy­miany kulturalnej, już choćby przez fakt, iż niektórzy z nich jeździli z towa­rami do miast, uczestniczyli w spławie wiślanym jako flisacy, stykali się w karczmie z podróżnymi i różnego typu ludźmi luźnymi, często zresztą za­silając szeregi tych ostatnich. Wieś ulegała także bezpośredniemu wpływowi kultury szlacheckiego dworu; zwłaszcza zamożniejsi gospodarze starali się naśladować szlachtę odzieżą, sposobem bycia, przejmowali niektóre jej po­glądy, przyswajali sobie, choć z drugiej ręki, pewne informacje. Kościół wiejski i folwarczna izba czeladna to teren, na którym dokonywała się nie­ustannie wymiana impulsów kulturalnych, idących zresztą nie tylko z góry na dół, lecz i odwrotnie.

Stosunkowo szybka laicyzacja sztuki, wtargnięcie realizmu i ziemskich wartości do różnych jej dziedzin łączyły się z procesami ogólnego zeświec­czenia, które choć w mniejszym może zakresie niż na zachodzie Europy dają się jednak zaobserwować w Polsce tego czasu. Oczywiście, wydobywając pierwiastki nowego, które ziemiom położonym nad Wisłą przyniósł rene­sans, i przeciwstawiając go średniowieczu nie można popadać w przesadę;

była to bardziej kontynuacja i rozwój niż zaprzeczenie. Tak więc obserwacja procesów zeświecczenia nie oznacza wcale tezy, iż człowiek przestał wie­rzyć w Boga. Wprost przeciwnie, ateizm w owych czasach nadal występo­wał niesłychanie rzadko. Laicyzacja polegała nie na utracie wiary w Boga, lecz na fakcie, iż ów Bóg nie był już tak wszechobecny, nie dominował nad wszystkimi przejawami życia jak w średniowieczu. Humanistyczne zafascy­nowanie starożytnością łączyło się ze wzrostem zainteresowań egzystencją doczesną, ze zmianami postaw moralnych i wzorców życiowych. Już nie as-ceza i myśl o zbawieniu miały stanowić wyłączną, przewodnią nić postępo­wania. Człowiek pojął, że życie ziemskie posiada tysiące uroków, z których nie warto rezygnować. Upowszechniały się zresztą nie tylko ideały hedoni-styczne, choć były one może specjalnie jakiś czas w pewnych kręgach silne ze względu na reakcję w stosunku do średniowiecznych ascetycznych wzor­ców. Jednocześnie jednak wzrost samowiedzy narodowej i społecznej spra­wiał, iż jako model godny naśladowania i pochwały coraz częściej wysu­wano postawy obywatelskie i patriotyczne, pojmowane zgodnie ze sformuło-

144

waniami poczytnych rzymskich i greckich pisarzy. Roztropny “homo politi-cus", ofiarny, czujny wobec potrzeb kraju jego syn, dobry gospodarz i mądry działacz sejmikowy oraz sejmowy — oto wzorce, które się ceni, pochwala i naśladuje, które wpaja się młodzieży i wystawia w czasie pogrzebów.

Laicyzacja nie oznaczała, jakoby człowiek tej epoki stał się materialistą. Wprost przeciwnie, kurczące się miejsce dawnej religijności oficjalnej zaj­mował nieraz zabobon i przesąd. Wiek XVI to lata rozkwitu astrologii i ro­snącej — w całej zresztą Europie — wiary w czarną magię i czary. Nieprzy­padkowo legenda umiejscawia w tym stuleciu zarówno polskiego pana Twardowskiego, jak międzynarodowego Fausta. Nie umiano jeszcze racjo­nalnie wyjaśnić wielu zjawisk, przyroda wciąż kryła swe tajemnice przed bezradnym wobec licznych zjawisk człowiekiem. Średniowiecze widziało rozwiązanie wszystkich zagadek w Bogu; wiek XVI, stawiając na rozum ludz­ki, zmuszony był uciekać się na razie w wielu przypadkach do okultyzmu i czarów. Polska stała jednak jakby nieco na uboczu tego nurtu, który na Zachodzie spowodował rozpalenie tysięcy stosów i rozpętał okrutne prze­śladowanie rzekomych “wiedźm". Egzekucje czarownic, jak już wspomina­no, zdarzały się w Polsce niesłychanie rzadko, i to raczej w XVII i XVIII niż w XVI w. Oczywiście w ich istnienie wierzono święcie, nie tak dalece jed­nak, by się np. posuwać do oskarżenia o czary szlachcianki. Ofiarą zabobonu padały wyłącznie mieszczki i chłopki, uprzywilejowanie warstwy szlachec­kiej chroniło skutecznie kobiety tej grupy przed prześladowaniami.

Obok wiary w czarownice powszechna też była wiara w upiory i demo­ny, w celowość pewnych magicznych czynności, w możliwość szkodzenia człowiekowi na odległość za pomocą praktyk ze ścinkami jego włosów, pa­znokci itd. Wierzenia te, z niewielkimi regionalnymi zabarwieniami, wystę­powały w całej Europie i nie potrafili na nie kytycznie spojrzeć nawet lu­dzie wykształceni.

A przecież omawiana epoka była — w porównaniu ze średniowieczem — czasami zwiększonego krytycyzmu. Coraz częściej bowiem odwoływano się zarówno w nauce, jak i życiu codziennym do empiryzmu, do doświad­czenia. Argument: “oculi testes sunt", pojawia się nieraz zwycięsko w róż­nych dysputach na przekór królującej w średniowieczu tezie o słabości i ułomności zmysłów człowieka. I choć empiryzm ów, oparty na zasadach zdrowego, chłopskiego rozsądku, mógł zawodzić w wielu wypadkach (tak było np. w sporze geocentrystów z heliocentrystami), to jednak stanowił na tym etapie podstawę szybkiego rozwoju licznych gałęzi nauk.

Nauka polska tej epoki ma na swoim koncie znaczne osiągnięcia. Najwy­bitniejszy jej sukces na skalę międzynarodową stanowiło bez wątpienia dzie­ło mieszczanina toruńskiego Mikołaja Kopernika (1473—1543). Swą roz­prawą O obrotach sfer niebieskich ("l 543, De revolutionibus orbium coele-stium) wielki astronom dokonał rewolucji w dotychczasowych poglądach na wszechświat — “wstrzymał słońce i poruszył ziemię". Kopernik — wszechstronny humanista, wychowanek uniwersytetu krakowskiego i włos­kich uczelni — interesował się też geografią i kartografią, prawem i medycy -

10—M. Bogucka, Dzieje kultury 145

49. Mikołaj

Kopernik.

Muzeum

we Fromborku

na, ekonomią (był autorem nowatorskich traktatów o monecie, dowodzą­cych, że zły pieniądz wypiera dobry), filologią, poezją i malarstwem, na wszystkich tych dziedzinach wyciskając piętno swego talentu.

Obok astronomii rozkwitały inne nauki16. Wydawali liczne prace wybitni fizycy — Jan z Głogowa, Michał z Wrocławia, Jan ze Stobnicy, Grzegorz ze

146

Stawiszyna. Medycyna, stojąca pod znakiem uczonych lekarzy starożytnych — Hipokratesa i Galena — uprawiana była w kilku ośrodkach. W Krakowie działał sławny Józef Struś, autor dzieła o pulsie, wydanego w Bazylei w 1555 r., które wzbudziło zainteresowanie całej Europy. W Gdańsku Jan Bretschnei-der (Placatomus) opracował pierwszy podręcznik dietetyki: De tuenda sa-nitate (1559). Zaburzeniami nerwowymi zajmowali się jako pionierzy w skali europejskiej Maciej z Miechowa i Andrzej Grutinius; ten ostatni opu­blikował pod koniec XVI w. ciekawą rozprawkę o melancholii. Innym sław­nym polskim lekarzem tej epoki był Wojciech Oczko z Lublina, zajmujący się m. in. dermatologią i wenerologią. Warto przypomnieć, iż już na przeło­mie XV i XVI w. władze większych miast przystąpiły do poważniejszych re­form w zakresie lecznictwa praktycznego. Utworzono wówczas instytucję “miejskich fizyków" — lekarzy na etacie władz, których obowiązkiem miało być czuwanie nad stanem zdrowotnym miasta, zwalczanie zaraz, kontrola działalności lekarzy, aptek i chirurgów, polegająca m. in. na egzaminowaniu adeptów tych zawodów. Za postępem w zakresie teorii medycyny szło więc także podnoszenie poziomu lecznictwa.

Szybko rozwijała się botanika i zoologia. Jan Stanko, kanonik krakowski a Ślązak z pochodzenia, jeszcze na schyłku XV w. opracował wielki słownik przyrodniczo-medyczny, w którym zestawił 523 gatunki roślin i 219 gatun­ków zwierząt krajowych. W wieku XVI pojawiają się już dziesiątki katalogów i zielników; zwane najczęściej “herbarzami" (po łacinie herba = ziele) sta­nowiły swego rodzaju encyklopedie, niezastąpione w ówczesnej praktyce lekarskiej i aptekarskiej.

Geografię uprawiali wymienieni wyżej fizycy, m. in. Jan ze Stobnicy. Uni­wersytet krakowski stanowił jeszcze na przełomie XV i XVI w. wybitny ośro­dek naukowo-badawczy w tym zakresie. Pierwszą po polsku napisaną “ko­smografię", czyli zarys geografii powszechnej, dał historyk kompilator — Marcin Bielski, pisząc Kronikę wszystkiego świata (1551). Najwybitniej­szym geografem wczesnego polskiego odrodzenia był lekarz i historyk w jed­nej osobie Maciej z Miechowa (1457—1523), wieloletni profesor uniwersy­tetu krakowskiego. Obok niego wymienić trzeba biskupa Warmii, Marcina Kromera (1512—1589), który w 1577 r. opublikował książkę pt. Polonia swe de situ, populis, moribus, magistratibus et Republica Regni Polonici libri duo, zawierającą opis geografii, obyczaju i ustroju Polski. Trzecim wiel­kim geografem “złotego wieku" był Bernard Wapowski (zm. 1535), ojciec polskiej kartografii, autor wielkich map “Sarmacji" obejmujących obszary Europy od Tokaju po granicę żmudzko-kurlandzką i od Frankfurtu nad Odrą aż po południk Baru (Rowu) na Podolu.

O ile na polu dociekań w zakresie nauk ścisłych badacze pochodzenia mieszczańskiego wyraźnie dystansowali szlachtę, o tyle twórczość literacka i historiograficzna epoki stawała się w miarę posuwania się w głąb “złotego wieku" coraz wyraźniej domeną “szlachetnie urodzonych"17. Otwiera jesz­cze jednak stulecie twórczość syna chłopskiego — Klemensa Janickiego (1516—1543), najwybitniejszego reprezentanta tzw. humanistycznej poezji

10*

147

łacińskiej w Polsce. W lirykach Janickiego, choć nie po polsku pisanych, roz­kwita po raz pierwszy literacko ujęta miłość do polskiego krajobrazu i przy­rody, melancholijna tęsknota do ojczyzny, wspominanej na włoskim “wygna­niu" (w latach 1538—1540 poeta studiował, dzięki pomocy materialnej ma­gnata Piotra Kmity, w Padwie; we Włoszech uzyskał, prócz doktoratu, wie­niec laurowy, przyznawany najwybitniejszym twórcom). Cechowała Janic­kiego głęboka refleksja psychologiczna (elegia autobiograficzna De se ipso) typu nowożytnego, a także nowożytnego typu rozwinięty patriotyzm i po­czucie obywatelskie (satyra na możnowładztwo Querela Rei Publicae Regni Poloniae, 1538, patriotyczne epitalamium na ślub Zygmunta Augusta, 1543, cykl wizerunków królów polskich Vitae Regum Polonorum..., 1563).

Literatura mieszczańska nawiązywała do europejskich, plebejskich prą­dów, typowych dla tego okresu. W 1521 r. wyszedł Marchołt w tłumaczeniu Jana z Koszyczek, rok później ukazała się przeróbka bajek pt. Żywot Ezopa Fryga pióra Biernata z Lublina, około 1530 r. polski Sowiźrzał. W 1535 r. Marcin Bielski opublikował Żywoty filozofów. Nie były to dzieła oryginalne. Operowały wątkami znanymi w starożytności i średniowieczu, przyswajając je polskiej kulturze. Ich rubaszna ludowość, moralizatorstwo połączone z ostrzem satyrycznego spojrzenia wyrastały jednak na gruncie tak typowej dla humanizmu pochwały ludzkiego rozumu, tutaj przybierającego formę zdrowego ludowego rozsądku. Zawierały radosną pochwałę życia z jego uciechami, szydziły z ascetyzmu i innych średniowiecznych przeżytków. Ich plebejskość miała ostry społeczny posmak: sprytny chłop wywodził w pole szlachcica, ubogi czeladnik kpił z zamożnego mieszczucha. Był to praw­dziwy ładunek wywrotowy ukryty w atrakcyjnej formie przygód, komicz­nych awantur i bajek, zręcznie opowiedzianych biografii. Pod koniec XVI w. dojdzie do tego apoteoza pracy nierolniczej — odosobniona w coraz bar­dziej agraryzujących się postawach polskiej kultury — wyrażona w poema­cie Officina ferraria (opublikowany 1612) pióra hutnika Walentego Roz-dzieńskiego, częściowo także w pochwale pracy flisaka, zawartej w poema­cie Sebastiana Fabiana Klonowica (Flis, 1595).

Wyraźnie natomiast nie mieszczańskie, lecz szlacheckie ideały przepajają twórczość dwu największych reprezentantów literatury polskiego odrodze­nia — Reja i Kochanowskiego18.

Mikołaj Rej z Nagłowić (1505—1569), “ojciec" polskiego języka literac­kiego (był autorem powiedzenia: “niechaj to narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają"), programowo zwalczający łaci­nę, typowy reprezentant średniej szlachty, otwiera długą listę piewców ży­cia w szlacheckim dworku, uroków zajęć ogrodowo-rolniczych na łonie przyrody rodzącej obficie różne “dostatki" i “pożytki" (Żywot człowieka po­czciwego, 1568). Jest więc Rej typowym przedstawicielem szlachty, która zdobywszy przodownictwo w państwie poczyna tworzyć oprawę ideową dla swych poglądów i trybu życia. W wielu swych utworach wybiegał jednak — trzeba to przyznać — poza ramy przeciętnego światopoglądu szesnasto-wiecznego polskiego ziemianina. Krótka rozprawa między panem, wójtem

148

50.Jan

Kochanowski. Nagrobek w Zwoleniu

a plebanem, jeden z najgłośniejszych utworów Reja (1543), to ostra satyra na stosunki społeczne panujące w Polsce. Pan z Nagłowić zarzuca w niej szla­chcie i klerowi dbałość wyłącznie o własne korzyści, piętnuje chciwość i nadużycia, których ofiarą pada biedny chłop. Jako zwolennik reformacji pragnął Rej uderzyć w ten sposób w duchowieństwo katolickie, ale utwór

149

ugodził także w szlachtę, obnażając jej rosnący egoizm i bezwzględność wo­bec poddanych.

Szczytowe osiągnięcie literackie epoki stanowi twórczość Jana Kocha­nowskiego (1530—1584). Jego poezja uczyniła język polski, rubaszny i twar­dy chwilami jeszcze nawet u Reja, giętkim narzędziem wyrazu najsubtelniej­szych uczuć (Treny opłakujące śmierć córeczki, 1580). Odprawa posłów greckich (1565—1566) i Satyr (około 1564) związane z walką o reformę państwa, którą śledził pilnie, świadczą o rozległych horyzontach politycz­nych i światopoglądowych poety wykształconego przez uniwersytet krako­wski i królewiecki, a następnie uczelnie Włoch i Francji. Jako twórca Pieśni o Sobótce (1576 ?) chwalącej uroki wsi polskiej otwiera on wraz z Rejem nurt literatury idealizującej szlachecki dworek i reprezentowane przezeń wartości kulturowe. Nurt ten miał wkrótce zdominować twórczość polską, a jego trwałość sięgnęła aż po wiek XIX i początki XX.

Ten rys charakterystyczny polskiej literatury odrodzeniowej — słabość elementów mieszczańskich i splecenie się najwyższych osiągnięć językowo-artystycznych z ideologią szlachty — został zasilony poważnie przez kieru­nek rozwoju ówczesnej historiografii i zapładniających tę ostatnią koncepcji historiozoficznych. Już w XV w. obrastająca w potęgę szlachta pragnie uświetnić swój rodowód — stąd różne legendy herbowe, upatrujące w sta­rożytności początków poszczególnych rodów. Zresztą nawet w XIII—XIV w. niektórzy kronikarze (m. in. Kadłubek, nieco później autor Kroniki wielko­polskiej) ze starożytności wywodzili przodków Polaków. Były to jednak koncepcje pojedynczych uczonych, nie grające większej roli w szerszych kręgach społeczeństwa. Wiedzieli o nich tylko nieliczni. Sytuacja zmieniła się natomiast radykalnie w stuleciu XVI, które stanęło pod znakiem inten­sywnego poszukiwania korzeni genealogicznych całego narodu (szlachec­kiego); poczuwszy siłę, zapragnął on określić swe miejsce wśród innych na­rodów także w głębokiej przeszłości. W 1517 r. wyszło w Krakowie dzieło Macieja Miechowity pt. Tractatus de duabus Sarmatiis Asiannae et Euro-pianae et de contentis in eis (Traktat o dwu Sarmacjach, azjatyckiej i eu­ropejskiej, i ich zawartości), porządkujące pojęcia i wyobrażenia o Sar-macji. Odtąd wszystkie publikacje kronikarskie i dziejopisarskie tego okresu — a więc zarówno Marcina Kromera, jak Marcina Bielskiego, Josta Ludwika Decjusza, Bernarda Wapowskiego — dorabiają Polsce i szla­chcie, jako reprezentantce (w jej własnym przekonaniu wyłącznej) naro­dowości polskiej, starożytny rodowód. Sarmata staje się synonimem Pola­ka, szlachcica, Sarmacja — synonimem Polski'9. “Poloniarum Regi et Magno Lithuaniae ac reliquae Sarmatiae Duci et Domino" (“Królowi Polaków, Księ­ciu i Panu Wielkiej Litwy oraz reszty Sarmacji") — głosi dumny napis na nagrobku Zygmunta Augusta. Historiografia drugiej połowy XVI w. — Sta­nisław Sarnicki, Maciej Stryjkowski, Świętosław Orzelski, Reinhold Hei-denstein, Krzysztof Warszewicki — rozwijała dalej te motywy, nie będą­ce zresztą specyfiką Polski. W tym samym czasie szlachta węgierska za­czyna wywodzić swe pochodzenie od starożytnych Scytów. Podchwyciła

150

51. Tarnów,

katedra.

Detal z

nagrobka

Tarnowskich

(1561—1573,

arch.

J. M. Padoyano)

z fragmentem

płaskorzeźby

przedstawiającej

bitwę pod Orszą

owe prądy także szlachta litewska, szybko się zresztą w owych czasach polonizu­jąca. W dedykowanym jeszcze przed 1550 r. Zygmuntowi Augustowi traktacie De moribus Tartarorum, Litwanorum, Moschorum uczony Michalon lituanus głosił teorię rzymskiego pochodzenia Litwinów. Te sarmackie treści kultury XVI w. stanowią kładkę wiodącą z głębi “złotego wieku" prosto w stulecie XVII.

Sarmatyzacja kultury miała jeszcze jeden ważny aspekt, na który należy zwrócić uwagę. Świadomość narodowa, której rozwój śledzimy ze szczegól­ną uwagą w naszym studium, wchodzi w XVI w., a zwłaszcza w jego drugiej połowie, w nowy etap. Nie tylko bowiem znowu, i to znacznie, zwiększył się krąg ludzi zdających sobie sprawę z faktu, że są Polakami; na ówczesnych pojęciach narodu zaważyło silne z jednej strony zdobycie przewagi w pań­stwie przez szlachtę, z drugiej zaś unia lubelska. Powstałe na jej podstawie państwo szlachty stanowiło skomplikowaną mozaikę etniczną i wyznaniową. Kim czuli się ówcześni Rusini, Litwini, mieszkańcy Prus Królewskich? — mowa tu oczywiście o szlachcie tych terenów, a więc tej warstwie społecz­nej, która uczestniczyła w szerokich 'przywilejach polskiej szlachty, biorąc udział w sejmach, ucząc się polskiego języka, podróżując po kraju. W tych właśnie latach powstaje formuła (przypisywana przez niektórych S. Orze-chowskiemu): “gente Ruthenus, natione Polonus, gente Pruthenus, natione Polonus" — “z urodzenia Rusin (Prusak, Litwin), z przynależności państwo­wej i świadomości politycznej Polak". Tak powstało zjawisko “narodu polity­cznego" — według określenia zaproponowanego przez B. Zientarę20: pojęcie 'narodu zostało zawężone do jednego stanu, a jednocześnie rozszerzone na

151

i grupy pochodzeniowe, etnicznie niejednorodne, zamieszkujące jednak i wspólne terytorium państwowe i cieszące się tymi samymi wolnościami. Ideologia usuwająca poza nawias narodu członków stanów niższych uma­cniana była dodatkowo przez samozadowolenie szlachty i silnie w niej zako­rzenione poczucie wyższości nie tylko wobec innych grup społecznych, ale także wobec innych narodów. Ciekawe, że w tym właśnie czasie wznosi się w Polsce także fala samowiedzy słowiańskiej. Pojęcie wspólnoty słowiańskiej występowało we wczesnym średniowieczu zwłaszcza w latach panowania Chrobrego, ale w formie dość luźnej i mglistej21. W XVI w. natomiast często i wyraźnie utożsamia się Słowiańszczyznę z Sarmacją, nadając w ten sposób sarmackiej Polsce specjalne miejsce w obrębie wielkiej etnicznej wspólnoty Słowian. Idealizacji polskiego “sarmackiego" państwa i jego urządzeń społe-czno-ustrojowych towarzyszyło deprecjonowanie stylu życia i charakteru innych narodowości, nasilające się zwłaszcza w związku z rozczarowaniami, jakie przyniosło naszym przodkom małżeństwo Zygmunta Starego z ambitną ;

Włoszką Boną, a następnie krótkie, lecz do głębi nieudane panowanie Hen- ' ryka Walezego, wreszcie zaś rozdmuchujące stare antyniemieckie senty-menta próby opanowania tronu polskiego przez Habsburgów.

Teoretycznie Polakiem w XVI w. był więc każdy szlachcic mieszkaniec polskiego państwa, bez względu na swoje pochodzenie etniczne. Takimi “politycznymi Polakami" czuli się reprezentanci szlachty litewskiej, ruskiej, pruskiej, przyswajający sobie szybko polskie obyczaje i polski język. Wyraził to otwarcie w początkach XVII w. Janusz Radziwiłł pisząc do brata Krzyszto­fa, iż choć urodził się Litwinem i jako taki umrze, to jednak “idioma pols­kiego zażywać w ojczyźnie naszej musiemy"22.

Sprawa prosta i jednoznaczna dla szlachty staje się bardziej skompliko­wana, gdy zechcemy spojrzeć na nią z punktu widzenia mieszczan. W teorii wykluczeni przez szlachtę ze wspólnoty narodowej, sami niewątpliwie już w tym czasie uważali się za Polaków. Świadczy o tym nie tylko szybka polo-nizacja językowa i kulturalna, przebiegająca właśnie bardzo intensywnie w XVI w., ale także szlacheckie aspiracje miejskich środowisk, których bo­gatsi reprezentanci dążą do wejścia w szeregi szlachty, wreszcie liczne wy­powiedzi pisarzy mieszczańskich (czasem zresztą także i szlacheckich). Jak samookreślał się w tym czasie chłop? J. Tazbir twierdzi, że w XVI w., gdy dość liczni synowie chłopscy uczyli się nie tylko w szkołach podstawowych, ale nawet na uniwersytetach, wieś posiadała pewne poczucie przynależno­ści narodowej. W wielu utworach literackich tego czasu wieśniak występuje jako pełnoprawny i nieźle zorientowany uczestnik dyskusji na tematy ogól­nokrajowe. Liczni pisarze w XVI i w początkach XVII w. podkreślali (A. Frycz-Modrzewski, A. Wołań, P. Skarga, M. Paszkowski), i to często z na­ciskiem, że chłopi to “Polaki tegoż narodu"23. Oczywiście polska świado­mość narodowa kiełkować mogła we wsiach Korony — inaczej wyglądała sytuacja na Litwie, Ukrainie, w Prusach Królewskich. Była to więc świado­mość dość słabo rozwinięta, a przy tym ograniczona terytorialnie. W XVII w. sytuacja w tym zakresie musiała ulec pogorszeniu — wraz z pauperyzacją wsi

152

i regresem oświaty nastąpił zapewne regres w zakresie świadomości narodo­wej wsi polskiej. Znów, jak w wiekach średnich, zastępowało ją poczucie więzi lokalnej, co najwyżej regionalnej, poczucie związku z miejscem uro­dzenia i zamieszkania, z najbliższą okolicą, z parafią. Taką właśnie ograni­czoną świadomość przekazał wiek XVII następnym stuleciom — wiekowi XVIII, a częściowo i XIX.

153

Renesansowi mecenasi

Na schyłku XV i w początkach XVI w. najszybsze postępy czyniły nowe humanistyczne i odrodzeniowe prądy na dworze królewskim i w środo­wiskach magnackich. Jednakże zarówno Jan Olbracht, jak Aleksander Jagiel-lończyk panowali zbyt krótko i w zbyt niekorzystnej znajdowali się sytuacji, aby odznaczyć się silniej na polu kultury. 2 fundacji Olbrachta wymienić można jedynie kilka bogato iluminowanych mszałów, zamówionych u kra­kowskich miniaturzystów i wykonanych w latach 1499—1506. Ukończone już po jego śmierci stanowią właściwie końcowy akord sztuki minionego wieku. Więcej w nich cech gotyku niż zapowiedzi nadchodzącej maniery renesansowej.

Tak więc dopiero długie i pomyślne — a w każdym razie spokojne — panowanie Zygmunta I stanowiło punkt zwrotny w dziejach polskiej kultury artystycznej. Za zygmuntowych czasów Wawel staje się już w pełni renesan­sowym ośrodkiem, jego blask nie ustępuje świetności innych najznakomi­tszych dworów ówczesnej Europy. Król jeszcze podczas pobytu na sąsie­dnich Węgrzech, na dworze swego brata Władysława, poznał nowe prądy architektoniczne i zachwycił się renesansową sztuką kiełkującą na tym tere­nie. Objąwszy tron począł realizować swe upodobania, ściągając do Krako­wa co znamienitszych artystów cudzoziemskich i popierając hojną ręką ta­lenty krajowe. Dzięki osobistej inicjatywie i inspiracji Zygmunta I powstały i zostały zrealizowane plany budowy dwu najświetniejszych pomników pol­skiego odrodzenia: zamku wawelskiego i związanej z nim Kaplicy Zygmun-towskiej. Przebudowa starej, gotyckiej siedziby królewskiej, dokonana w la­tach 1507—1537 pod kierunkiem włoskich .architektów, m. in. słynnego Bartolomea Berecciego, miała niemal symboliczny charakter. “W r. 1517 najjaśniejszy król polski Zygmunt — czytamy w Roczniku świętokrzyskim — zamek krakowski restaurując, w sposób niesłychany kolumnami, malowi­dłami, złoconymi kwiatami i lazurem ozdobił, w latach poprzednich wieże zamku i jego mur podniósł i pokrył dachówkami, komnaty od strony kościo-

154

ła i te, które są od strony miasta, wykończył"1. W rok po zacytowanym wyżej wpisie do Rocznika historyk ślubu królewskiego z księżniczka włoską Boną Sforza, krakowianin Jost Ludwik Decjusz (notabene przyjaciel sławnego Erazma z Rotterdamu, a więc humanista i człowiek idący z prądami stulecia), tak opisywał Wawel: “Król znakomity i w tym przewyższając sławę swoich poprzedników zamek zaczął przyozdabiać nowymi budynkami. Przez całe dziesięciolecie niesłychanym nakładem dwa pałace z fundamentu wystawił, z dziwną i sobie właściwą czyniąc to przemyślnością, tak że nie wiadomo, co trzeba więcej podziwiać, czy królewską wspaniałość budowniczego, czy architektoniczny i artystyczny zmysł króla". Tak oddawszy hołd wyobraźni i poczuciu piękna władcy — a mamy podstawy sądzić, że nie był to tylko czczy panegiryk, wedle humanistycznej mody sporządzony — przystępuje Decjusz do szczegółowego opisu: “Pod ziemią piwnice na wino umieścił, na pozio­mie [tj. na parterze —M. B.] sklepy, które Włosi volta nazywają, do różnych użytków najwłaściwiej zastosowano, osobliwie tam, gdzie przechowuje się skarbiec królewski i gdzie umieszczeni są jego strażnicy ... Te sklepy z przo­du opasuje obejście piękne, zasklepione, oparte na wysokich kolumnach, z którego pierwszymi schodami idzie się do sali, a z tej do estuarium [izba ogrzana — M. B.] ... i do innych mieszkań, a ponadto do obejścia drugiego;

po drugich od ziemi schodach [tj. na drugim piętrze — M. B.] znajdują się komnaty domu królewskiego i pałac królowej, siedem pokoi, każdy właści­wego kształtu i na sposób włoski rozrzuconymi wszędzie złotymi rozetami przyozdobiony; a trzecie obejście opatrzone jest kolumnami wysokimi i wy­niosłymi, przyozdobione również w górze rozsianymi złotymi rozetami. Tak oba domy razem z oficynami na kuchnię tworzą połowę zamku. To wszystko wystawiono nadzwyczaj przemyślnie za obecnego panowania, a nie brak za­pasów wszelkich materiałów potrzebnych do dokończenia dwóch pozosta­łych boków, by całemu zamkowi nadać kształt prostokąta"2.

Prace trwać miały jeszcze kilkanaście lat. W ich wyniku powstał okazały pomnik polskiej szesnastowiecznej architektury, jeden z najwspanialszych, jakie wzniesiono w całej Europie na północ od Alp. Szczególnie piękny jest dziedziniec pałacowy, otoczony lekkimi krużgankami o trzech kondygna­cjach, wspartych na smukłych, wspominanych przez Decjusza, kolumnach. W cieniu arkad majaczą dziś subtelne, zblakłe w ciągu stuleci barwy malowi­deł ściennych: to drugie piętro (na którym mieszczą się dawne sale repre­zentacyjne) ozdobione łańcuchem kwiecistych girland splecionych z kun­sztownymi medalionami.

Obecnie na dziedzińcu wawelskim panują barwy szarokremowe i białe. Jedyny żywszy akcent stanowi czerwień dachówek. Ale wówczas, gdy kręcili się tu dworzanie Zygmunta Starego i Bony, pałac grał wspaniałymi kolorami. Dachy lśniły mozaiką wielobarwnych dachówek. Kolumny, odrzwia, ramy okien pociągnięte były ciemną czerwienią. Ich delikatne ornamenty i deko­racyjne rzeźby wyszły spod ręki artystów polskich i włoskich. Malowidła drugiego piętra mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Dziedziniec wysy­pany drobno tłuczoną czerwoną cegłą podnosił jeszcze barwność obrazu.

155

Wnętrze pałacu odpowiadało jego zewnętrznej wspaniałości. Zachwycał się nim już Włoch Carmignano, zapewniając w swym opisie, iż takich bogactw i świetności dwom, służby, ubiorów, mebli, sreber nigdy nie widział. I choć znów trzeba nieco z tych pochwał zaliczyć na rzecz humanistycznej elokwencji i szesnastowiecznej przesady, to jednak Wawel zaimponował bywałemu wszak w świecie cudzo­ziemcowi. W ciągu całego panowania Zygmunta Starego nad przyozdobie­niem komnat pałacowych pracowali nieustannie liczni krajowi i obcy rzeź­biarze, malarze, złotnicy, hafciarze. Najwspanialszy wystrój otrzymała Sala Poselska ze swym kasetonowym stropem, z którego wychylają się rzeźbione głowy — portrety członków dworu królewskiego. Poniżej bogatych stro­pów, zwłaszcza w reprezentacyjnych komnatach pierwszego i drugiego pię­tra, ściany ozdobiono wspaniałymi malowidłami ściennymi; przedstawiają one turnieje, pochody wojsk,żne kompozycje ornamentalne, wśród których widnieją medaliony z popiersiami królewskimi. Wiele ścian pokryto koszto­wnymi brokatami, arrasami (kolekcję wawelskich arrasów uzupełnił i po­większył następnie wspaniale Zygmunt August), jedwabiem, skórą wytłaczaną

156

lub pozłacaną. W narożnikach komnat ustawiono bogato zdobione ko­minki i piece z kolorowych kafli. Rzeźbione renesansowe meble: stoły, ławy, skrzynie, karla i fotele, dopełniały wyposażenia wnętrz pałacu.

W tym luksusowym otoczeniu spędzał czas monarcha, będący jednym z wybitnych miłośników i znawców sztuki. Kolekcjoner ksiąg, rzeźb, obra­zów i klejnotów (pasję tę odziedziczył po Zygmuncie I także Zygmunt Au­gust) hojną ręką rozdzielał pensje i zamówienia, popierał ówczesnych twór­ców. Pracowali dla niego znakomici malarze niemieccy: Hans Dtirer i Hans Sues, wybitny czeski portrecista Jakub z Kutnej Hory i inni mistrzowie. Po­dobną działalność prowadziła włoska żona Zygmunta — Bona. Wśród jej podopiecznych nie brakło artystów różnej profesji oraz literatów; między nimi znalazły się takie wschodzące gwiazdy humanizmu polskiego, jak poeci i pisarze (łacińskiego kręgu) Andrzej Krzycki, późniejszy biskup płocki, oraz Jan Dantyszek, późniejszy biskup warmiński. Turnieje i bale, uczty, muzyka, dysputy literackie — oto zabawy pary monarszej i jej otoczenia.

Wystawny tryb życia dworu naśladowali magnaci. Na wzór Wawelu po­wstawały renesansowe zamki i pałace w różnych punktach kraju. Prześcigano się we wznoszeniu wspaniałych budowli i luksusowym wyposażeniu wnętrz, w urządzaniu wystawnych uczt i przyjęć, w różnorodnych formach mecena­tu. Każdy dwór magnacki zatrudniał licznych artystów: malarzy, rzeźbiarzy, murarzy i budowniczych, nie licząc złotników, krawców, szewców, hafciarzy itd. Przodował w działalności kulturalnej Krzysztof Szydłowiecki, kanclerz ko­ronny w latach 1515—1532, postać szeroko znana na arenie międzynarodowej owych czasów, przyjaciel (niebezinteresowny zresztą) cesarza Maksymilia­na, uczestnik zjazdów dyplomatycznych. Starannie wychowany na dworze królewskim wraz z synami Kazimierza Jagiellończyka, a więc przez znakomi­tego historyka Jana Długosza i humanistę Kallimacha, uzupełnił edukację w czasie licznych podróży, docierając aż do Ziemi Świętej i Jerozolimy. Urządził on rodzinny zamek w Ćmielowie z ogromnym przepychem i wzniósł kilka innych wspaniałych rezydencji. Pędził niezwykle wystawny tryb życia, wydając słynne biesiady, które zyskały mu przydomek polskiego Lukullusa. Oddawał się też bardziej uduchowionym pasjom. “Ego multum delector in pulcra et artificiosa pictura" (.Jestem wielbicielem wielkim pięknych i wykonanych z artyzmem obrazów") — pisał w liście do biskupa warmińskiego, omawiając kwestię zakupu pewnego obrazu we Flandrii3. Ja­koż w jego rezydencjach znajdowały się bogate zbiory malowideł, rzeźb, a także książek. Wyposażał też hojnie kościoły — do Szydłowca np. sprowa­dził ze Śląska ciekawy tryptyk, zawierający sceny z życia św. Adriana, kościół Franciszkanów w Krakowie zawdzięcza mu aktualne politycznie malowidło, przedstawiające zwycięstwo polskie nad Tatarami pod Wiśniowcem (1512). W niewielkim miasteczku Opatowie (znacznie zresztą przez Szydłowiec-kiego rozbudowanym) pozostało jako pamiątka po nim przepyszne mauzole­um, zdobne płaskorzeźbami słynącymi do dziś pod nazwą Lamentu opatow­skiego. Warto dodać iż przez jakiś czas malarzem nadwornym Szydłowiec-kiego był najświetniejszy kolorysta polskiego renesansu — Stanisław Samo-

157

53. Budowa

wieży Babel.

Arras

z kolekcji

Zygmunta

Augusta.

Bruksela,

potowa XVI w.,

wedle projektu

Michiela I

Coxcie

158

159

55. Kraków,

fragment

kaplicy

Zygmuntowskiej

z zewnątrz,

1519—1533

strzelnik (zm. 1541), autor znakomitych miniatur, a także polichromii zdo­biących m. in. klasztor Cystersów w Mogile.

Z Szydłowieckim współzawodniczył podobnie bogaty i pragnący zyskać sławę mecenasa ówczesny marszałek wielki koronny Piotr Kmita, pan na Wi-śniczu. Rozbudował on zamek wiśnicki, ozdobił jego komnaty licznymi ma­lowidłami i portretami, wyposażył w renesansowe meble, kosztowne kobier­ce, rzeźby, zegary. Utrzymywał niezwykle — nawet jak na owe czasy — li-

160

czny i bogaty dwór, na którym żyło się szczególnie wesoło i bujnie. Wrogo­wie zarzucali Kmicie rozpustę i pijaństwo, ganili za rzekomą płytkość humani­stycznej oglądy. Historycy oddają jednak dziś sprawiedliwość zainteresowa­niom naukowym i literackim (to on umożliwił studia włoskie Janickiemu), pa­sji kolekcjonerskiej, szerokości horyzontów umysłowych tego magnata.

Być może zresztą ustępował Kmita pod względem wyrafinowanej wy-

11 — M. Bogucka, Dzieje kultury

161

57. Opatów,

kolegiata.

Płaskorzeźba,

tzw. Lament

opatowski,

1533—1541

kwintności innym szesnastowiecznym panom, np. biskupowi krakowskiemu i podkanclerzemu Królestwa, prawnikowi wykształconemu w Bolonii, Pio­trowi Tomickiemu. Kardynał Hozjusz powiedział o nim kiedyś z uznaniem, że “wszystko było u niego gładkie i wyborne, bo nade wszystko dbał o ochę-dostwo i wytworność"4. Znakomita to pochwała, świadcząca także, jak wów­czas ceniono ów wykwint wywodzący się prosto z patrycjuszowskich oby­czajów starożytnego Rzymu. Tomicki przeszedł zresztą do historii nie tylko jako polski Petroniusz i arbiter elegantiarum, lecz przede wszystkim jako niestrudzony dyplomata i świetny organizator kancelarii królewskiej, którą kierował wiele lat. On to zainicjował porządkowanie i kopiowanie wszy­stkich pism przechodzących przez ręce królewskich sekretarzy, dzięki cze­mu powstał bezcenny do dziś zbiór zwany Acta Tomiciana. Był protektorem utalentowanej młodzieży (popierał m. in. gorliwie karierę swego siostrzeń­ca, Andrzeja Krzyckiego) i starał się o podniesienie poziomu jej wykształce­nia. Wśród rozlicznych zajęć znajdował czas na utrzymywanie stałych kon­taktów z różnymi humanistami europejskimi, m. in. ze słynnym Erazmem z Rotterdamu.

Inni wysocy dostojnicy duchowni również nawiązywali do znakomitych tradycji Grzegorza z Sanoka. Pod koniec XV stulecia odznaczył się na polu mecenatu artystycznego biskup poznański Uriel Górka, fundator potęgi rodu. Łączyły go żywe kontakty z artystycznymi kręgami Norymbergi; spro­wadzał do Polski cudowne srebra wykonane przez Albrechta Durera ojca, zlecał różne prace słynnemu rzeźbiarzowi Szymonowi Lainsbergerowi. Na jego zamówienie Szymon wyrzeźbił w 1490 r. dla katedry Poznania znako­mitą kompozycję Ogrójca. Nagrobek Górki uświetniła płyta odlana przez znanego norymberczyka Piotra Yischera. Następcy Górki, biskupi poznańscy Jan Lubrański i Jan Latalski, utrzymywali dwory, które stanowiły ważne cen­trum życia kulturalnego, promieniując na całą Wielkopolskę. Jan Lubrański, wybitny prawnik, wykształcony na słynnym uniwersytecie bolońskim, jako jedyny chyba Polak dostąpił zaszczytu zaliczenia w poczet głośnej wówczas weneckiej Neoakademii. Poznań zawdzięcza mu przede wszystkim zorgani­zowanie uczelni humanistycznej na wysokim, europejskim poziomie. Zami­łowany bibliofil, zgromadził także ogromny księgozbiór, w którym obok po­zycji z zakresu prawa znalazły się opracowania medyczne, geograficzne, hi­storyczne, świadczące o szerokich horyzontach i rozległości zainteresowań właściciela. Miłośnik i znawca muzyki oraz teatru, patronował pierwszym na ziemiach polskich inscenizacjom klasyków, m. in. Terencjusza, popierał kompozytorów i śpiewaków. Jego działalność kontynuował biskup Latalski, znany zwłaszcza jako opiekun i protektor Andrzeja Frycza-Modrzewskiego.

Świeccy magnaci wielkopolscy nie pozostawali również w tyle. Szeroką działalność kulturalną prowadził np. w początkach XVI stulecia bratanek bi­skupa Uriela, wojewoda Łukasz Górka, dyplomata pełniący z ramienia Zy­gmunta I różne funkcje na arenie międzynarodowej; jemu zawdzięczają swą okazałą szatę świetne pałace w Szamotułach (1513) i Kórniku (około 1520). Założenia tych rezydencji nosiły jeszcze wprawdzie cechy późnego gotyku,

n"

163

58. Opatów,

kolegiata.

Nagrobek

Anny

Szydlowieckiej,

po 1536 r.

Arch.

B. de Gianotis

ale zdobiący je wystrój kamieniarski był już wczesnorenesansowy. Pierwszą natomiast w pełni związaną z nowym stylem budowlę zawdzięcza Wielko­polska prymasowi Janowi Łasidemu: w latach 1518—1522 wzniósł on w Gnie­źnie wspaniałą kaplicę grobową w kształcie rotundy, wzorowaną na mod­nych zachodnich mauzoleach, jakie oglądał kilka lat wcześniej, w czasie swej podróży do Rzymu. Zapisał się zresztą Jan Łaski w dziejach polskiej kultury nie tylko jako fundator mauzoleum. Pochodził ze średniej szlachty i robił

164

karierę o własnych siłach, biorąc żywy udział w walkach szlachty wielkopol­skiej z magnatami o egzekucję praw. Z jego to inicjatywy sporządzono w 1505 r. kodyfikację obowiązujących w Polsce praw i przywilejów, tzw. Statut Łaskiego ( wydany w 1506 r. pt. Commune incliti Poloniae Regni prwilegium). Warto tu także wspomnieć, iż bratankiem prymasa był znany działacz reformacyjny w Polsce i za granicą, noszący to samo imię i nazwi­sko. Jan Łaski młodszy był przyjacielem Erazma z Rotterdamu, wiele lat spę­dził na zachodzie Europy działając jako organizator Kościoła protestan­ckiego we Fryzji, a potem, po przejściu na kalwinizm, jako superintendent gmin reformowanych, skupiających uchodźców w Londynie, Emden i Frank­furcie. Po powrocie do Polski w 1556 r. starał się doprowadzić do zjedno­czenia wszystkich wyznań i utworzenia polskiego kościoła narodowego.

Jan Łaski starszy budując dla siebie wspaniałe mauzoleum nie był odoso­bniony. Moda stawiania ozdobnych, monumentalnych nagrobków uświet­niających miejsce spoczynku zmarłych wchodzi w XVI stuleciu w pełnię rozkwitu. Już nie tylko monarcha i możni upamiętniają w ten sposób swe nazwiska i czyny. Coraz więcej pojawia się w polskich kościołach w mia­stach, miasteczkach i na wsi nagrobków szlachty i mieszczan. Obok wło­skich mistrzów tworzyli je także miejscowi artyści, np. wielki polski rzeź­biarz z połowy stulecia, nazywany często nadwiślańskim Praksytelesem, Jan Michałowicz z Urzędowa. Jego dziełem są m. in. wspaniałe rzeźby w kaplicy prymasa Uchańskiego w kolegiacie w Łowiczu, a także znakomite nagrobki biskupa Andrzeja Zebrzydowskiego w katedrze na Wawelu i Doroty Dzierz-gowskiej w Brzezinach (tzw. nagrobek damy herbu Ciołek). Powstało tak­że w tym czasie mnóstwo dzieł tego typu stworzonych przez nieznanych, skromniejszego lotu mistrzów lokalnych. Wszystkie one świadczą o silnej, typowej dla renesansu, tęsknocie do nieśmiertelności, ogarniającej coraz szersze kręgi społeczeństwa.

Bardzo często popieranie twórczości i działalność kulturalna wiązały się w owych latach z dążnością do awansu społecznego, z pragnieniem wspięcia się na wyższy szczebel drabiny hierarchii socjalnej, ewentualnie z dążnością do afirmacji dokonanej już kariery. Szczególną sławę mecenasa zdobył np. biskup Płocka Erazm Ciołek, pragnący — jak twierdzą niektórzy — wysta-wnością życia zrekompensować swe skromne pochodzenie. Zatrudniał on na swym dworze dziesiątki malarzy, rzeźbiarzy, budowniczych, sowicie opłacanych, którzy wykonywali na jego zlecenie różnorodne prace. Dzięki pomysłowi i funduszom Ciołka wzniesiona została w Krakowie piękna wcze-snorenesansowa kamienica (1505), ochrzczona imieniem biskupa. W rezul­tacie jego zabiegów powstał ogromny zbiór bibliofilski, złożony nie tylko z druków, ale także z licznych rękopiśmiennych, bogato iluminowanych ko­deksów. Największą z nich sławę zyskał tzw. Pontyfikat Ciołka z początków XVI w. To świetne dzieło krakowskich miniaturzystów nosi — w przeci­wieństwie do wykonanych w tym samym kręgu twórczym, tylko starszych o kilka lat mszałów króla Olbrachta — wszystkie cechy bogatej sztuki wcze­snego renesansu. Obok ewolucji artystycznej samych autorów odegrały tu

165

zapewne także rolę gusta fundatora, człowieka w pełni hołdującego już no­wym prądom.

Przebudowę swej wielkiej dwunastowiecznej jeszcze katedry zawdzię­cza jednak Płock nie Ciołkowi, lecz innemu biskupowi humaniście - An­drzejowi Krzyckiemu. Dworak Bony i sekretarz Zygmunta I, siostrzeniec To-mickiego, osiadłszy na stolcu biskupim okazał się gorliwym i pełnym inwen­cji mecenasem. Na jego to zlecenie w latach 1532—1534 dwaj współpraco­wnicy mistrza Berecciego, rzymianin Bemardino Zanobi i sieneńczyk Jan Cini, wymienili w płockiej świątyni międzynawowe arkady romańskie na re­nesansowe oraz przesklepiwszy nawy krzyżową kolebką wznieśli na transep-cie kopułę. W ten sposób dawna romańska bazylika przekształciła się w bu­dowlę rozplanowaną wzorem krzyża łacińskiego, z kopułą nad skrzyżowa­niem. Taki model kościoła cieszył się szczególnym uznaniem wśród budo­wniczych renesansu. Widzieli oni w nim, zgodnie ze skłonnością do antro-pomorficznych spekulacji, tak modnych w kręgach humanistów, zarys ludz­kiej sylwetki. Tak więc nawet tu człowiek stawał się centralnym zagadnie­niem sztuki, mimo iż teoretycznie miała ona służyć wyłącznie chwale Bożej.

Ścieranie się starych, gotycko-średniowiecznych koncepcji estetycznych

59. Koronacja króla Aleksandra. Pontyfikat Erazma Ciołka, ok. 1515 r.

166

i filozoficznych z nowymi występuje mniej lub bardziej wyraźnie we wszy­stkich sztukach plastycznych i wielu dziełach tej przełomowej epoki5. Wpra­wdzie gotyk trwa jeszcze przez cały wiek XVI na polskich ziemiach, zwłasz­cza w prowincjonalnym budownictwie sakralnymT" a także w wystroju wnętrz licznych kościołów (stalle, chrzcielnice, ambony itd.), ale jego su­rowe linie ulegają pewnemu złagodzeniu i modyfikacji. Jeszcze głębsze prze­miany dokonywały się w zakresie tematyki dzieł sztuki. Problematyka, która pasjonowała rzeźbiarzy i malarzy tego okresu, przesiąknięta jest ludzkim, ziemskim ciepłem, nawet gdy prezentuje sceny eschatologiczne. Ewangelia inspirowała renesansowych twórców najchętniej wątkami z życia Świętej Rodziny i tematyką maryjną. Już późne średniowiecze przyniosło dziesiątki tzw. pięknych Madonn, uśmiechniętych i pełnych wdzięku. Renesans całko­wicie jawnie prezentuje ideał kobiecego piękna pod pozorami religijnej te­matyki. Liczne obrazy i rzeźby z tegeokresu stanowią w swym zamierzeniu subtelne studia radości macierzyństwa (Maria karmiąca, Maria igrająca z Dzieciątkiem) i macierzyńskiego bólu (Maria pod krzyżem, Złożenie do grobu). Renesansowy Chrystus — jak w całej zresztą Europie — nabiera co­raz bardziej ludzkich rysów; już wkrótce boski męczennik na krzyżu, w śred­niowieczu symbol bóstwa spełniającego ofiarę odkupienia, zamieni się w re­alistyczne studium nagiego ciała młodego, cierpiącego mężczyzny.

Rosnący udział elementów renesansowych w polskiej sztuce wiązał się przede wszystkim z upodobaniami ówczesnych fundatorów. Warto tu przy­pomnieć choćby tryptyk z Bodzentyna, wykonany dla biskupa krakowskiego Jana Konarskiego około polowy 1508 r. To niezbyt znane, a zasługujące na uwagę dzieło krakowskiego malarza Marcina Czarnego zdradza wyraźne cechy wczesnorenesansowego potraktowania tematu, zwłaszcza indywidua­lizację przedstawianych postaci, ujęcie ich jako pełnych wyrazu portretów określonych osób. Twórca starał się oddać stan emocjonalny swych modeli i ich charakter psychiczny, delikatnie zaznaczając atmosferę ogólną odtwa­rzanego wydarzenia, którego centrum stanowiły dramatyczne sceny Zaśnię­cia i Wniebowzięcia Marii. Ciekawe, iż szczególnie plastycznie przedstawił Marcin Czarny na swym tryptyku ręce. Są one tak pełne wymowy, iż histo­rycy sztuki mówią o “rozmowie rąk" tego dzieła.

Rozrzucone po dziesiątkach klasztorów i kościołów Małopolski obrazy — zwłaszcza tryptyki — powstałe u schyłku XV i w XVI w. zawierają nie­zwykle ciekawe ujęcia zarówno w zakresie kolorystyki, jak rysunku. Ich twórcy, reprezentanci szkół krakowskiej i sądeckiej, manifestowali w nich nowy stosunek do życia, wzmożoną wrażliwość artystyczną na realia dnia codziennego, na otaczający człowieka świat zewnętrzny, a także na we­wnętrzne przeżycia jednostki. Wybija się w tych obrazach liryzm, a nawet sentymentalizm, umiłowanie przyrody, pragnienie utrwalenia na płótnie wszelkich przejawów ziemskiego piękna.

Najbardziej chyba jednak znamienne dla tej epoki było malarstwo por­tretowe, wyodrębniające się już w pierwszej ćwierci XVI wieku z malarstwa epitafijnego w osobny kierunek. Człowiek renesansu, z jego budzącą się do

167

życia indywidualnością i pragnieniem przedłużenia życia ziemskiego poza grób, szczególnie silnie pragnął utrwalić swe rysy i przekazać je potomnym. Każe się więc portretować król, jego rodzina i otoczenie (znane portrety Hansa Suesa i Hansa Durera przedstawiające Zygmunta Starego, cykl portre­towy Lucasa Cranacha poświęcony Bonie, Zygmuntowi Augustowi i jego sio­strom itd.), biskupi i magnaci, a także zwykła szlachta i zamożniejsze miesz­czaństwo. W dworach szlacheckich i kamienicach kupieckich pojawiają się liczne portrety mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie zawsze były to dzieła wybi­tnych mistrzów, twory wysokiego lotu. Często wykonywał je cechowy ma­larz prowincjonalny, którego nazwiska nie znamy. Była to już jednak konkre­tna, wierna podobizna człowieka z krwi i kości, szlachcica czy szlachcianki we wspaniałym, mającym podkreślić dostojeństwo urodzenia, stroju, kupca w otoczeniu rodziny na tle bogatej panoramy miasta.

, Człowiek renesansu, wrażliwy na uroki świata, kochał także muzykę, i to nie tylko kościelną, służącą chwale Bożej, ale także świecką, rozweselającą uroczystości rodzinne, biesiady, towarzyskie spotkania. Słynął szeroko lutni­sta królewski Walenty Bekwark, naśladowali go w całym kraju liczni grajko­wie posługujący się zręcznie gęślami lub wiolą, prototypem późniejszych skrzypiec. Wielką rolę w rozwoju muzyki polskiego odrodzenia grały ludowe, stare melodie, krążące na wsi i w miastach, przekazywane z pokolenia na poko­lenie. Do nich nawiązywała twórczość dwu wielkich polskich kompozyto­rów XVI w.: uszlachconego mieszczanina, protestanta Cypriana Bazylika, po­ety i zarazem autora melodii kancjonalnych, oraz również mieszczanina, człon­ka kapeli dworu Zygmunta Augusta (a potem muzyka nadwornego magnatów:

biskupa P. Myszkowskiego i kanclerza J. Zamoyskiego), Mikołaja Gomółki, który zasłynął jako twórca pieśni nie tylko religijnych, lecz również świeckich.

Ambicje i możliwości uprawiania szerokiego mecenatu nie ograniczały się do kręgów dworsko-magnackich. Masowe zamawianie portretów, bu­dowa nagrobków były powszechne także w kręgach średniej szlachty i mie­szczan. W zakresie architektury i sztuk plastycznych mieszczaństwo jeszcze przez cały wiek XVI utrzymywało pozycję mecenasa i inspiratora niezwykle aktywnego, rekompensując w ten sposób frustracje, jakie w jego zamożniej­szych kręgach wywoływała antymiejska polityka szlachty. Przodował pod tym względem Kraków, będący nadal nie tylko polityczną, ale i kulturalną stolicą Polski aż do schyłku XVI w., gdy ustąpił miejsca Warszawie. Nowe prądy artystyczne dotarły tu bardzo wcześnie i zostały szybko zaakceptowa­ne przez bogaty patrycjat, którego wielu członków było z ojczyzną renesan­su — Italią — związanych pochodzeniem. W kilkanaście lat zaledwie po ukończeniu prac nad słynnym Ołtarzem Mariackim pisarz i notariusz miejski Krakowa Baltazar Behem zdobył nieśmiertelność ofiarowując radzie ilumi­nowany rękopis, zawierający odpisy przywilejów nadanych miastu w ciągu wieków jego istnienia, roty przysiąg składanych z okazji nadawania prawa miejskiego, obejmowania urzędów itd. oraz liczne ustawy regulujące życie rzemieślników krakowskich. Praca nad tą księgą trwała zapewne wiele lat. Dzieło własnoręczne samego Behema to tekst pięknie wykaligrafowany oraz

168

60. Kram uliczny.

Miniatura

z Kodeksu

Baltazara

Bohema,

1505 r.

malowane, barwne inicjały. Znakomite miniatury — wśród nich 18 pełnych wdzięku, a często i humoru scenek rodzajowych — wykonane zostały na jego zamówienie i koszt przez nieznanego z imienia malarza krakowskiego. W rezultacie powstała księga dająca nie tylko realistyczny, kolorowy obraz pracy, obyczajów, strojów i życia współczesnego mieszczaństwa w podwa­welskim grodzie, ale stanowiąca także dowód jego renesansowych upodo­bań i gustów6.

Ogromną rolę w życiu artystycznym Krakowa odegrała w początkach XVI w. znana rodzina Bonerów7. Jan i Seweryn Bonerowie to nie tylko ban­kierzy Zygmunta I, kupcy utrzymujący kontakty z całą Europą, przedsiębior­cy organizujący wydobycie soli w kopalniach Wieliczki i Bochni. To także patrycjusze wykształceni i światli, korespondujący z humanistami niemiecki­mi i włoskimi, m. in. z Eobanem Hessem i Erazmem z Rotterdamu, ściągający do Polski znakomitych cudzoziemskich malarzy i rzeźbiarzy, popierający również krajowe talenty. Jako doradcy królewscy, finansowi i artystyczni za­razem, współdziałali aktywnie przy przebudowie Wawelu i przy pracach nad jego wyposażeniem. Janowi Bonerowi zawdzięcza Kraków sprowadzenie w 1514 r. znakomitego kolorysty Hansa Suesa z Kulmbachu, który na jego zlecenie przyozdobił cyklem malowideł kościół Mariacki. Seweryn Boner ściągnął z kolei do Polski brata Albrechta Durera — Hansa. Obaj ci malarze zostali następnie zatrudnieni przez Zygmunta I przy ozdabianiu pałacu wa­welskiego renesansowymi malowidłami.

169

Bonerowie interesowali się także nauką i byli znanymi bibliofilami. Sewe­ryna jeden z głośnych ówczesnych humanistów, Jan Arbiter, nazywał “poże­raczem książek", wspominając o jego lekturach przeciągających się do późna w noc; dedykował mu z tego powodu w 1528 r. swego Marcjalisa. Brat Seweryna, Franciszek, przez wiele lat burmistrz Krakowa, posiadał ogromną na owe czasy bibliotekę i stale otaczał się uczonymi, poetami i pisarzami. Jemu to w 1537 r. humanista Libanus poświęcił swego Arystotelesa, a w roku następnym pochwalny poemat.

Kamienica Bonerów w Krakowie, przede wszystkim zaś ich pyszne re­zydencje w Balicach i Ogrodzieńcu były nie tylko urządzone wytwornie i ze smakiem, lecz także pełne dzieł sztuki, książek, rzadkich obrazów i sre­ber. Stanowiły także ośrodki wymiany myśli dla intelektualistów i artystów, przyjmowanych gościnnie przez światłych gospodarzy. Dyskutowano tu o sprawach polityki i kultury, o bieżących wydarzeniach wydawniczych i artystycznych. Dzieje Bonerów to jednocześnie klasyczny przykład typo­wej dla Polski XVI—XVII w. ucieczki ambitniejszych rodzin ze stanu mie­szczańskiego. Już Jan, fundator potęgi rodziny, żonaty ze Szczęsną Morszty-nówną, a więc reprezentantką innego patrycjuszowskiego krakowskiego rodu, piastował prócz miejskich szereg ważnych państwowych urzędów (był m. in. burgrabią zamku krakowskiego i starostą ojcowskim i rabsztyń-skim). Gdy zmarł w 1523 r., większość tych stanowisk przeszła na jego syna Seweryna, który ponadto skupił w swym ręku trzy kasztelanie (żarnowską, sądecką i biecką) oraz liczne starostwa (m. in. oświęcimskie, zatorskie, czchowskie, osieckie). Nic dziwnego, że płyta nagrobna Seweryna i jego żony Zofii z bogatej mieszczańskiej rodziny Betmanów, wykonana dla ko­ścioła Mariackiego w słynnej pracowni norymberskiej Vischerów (1538), ukazuje już nie parę kupiecką, lecz dostojne senatorskie małżeństwo. Sewe­ryn przedstawiony jest na niej w renesansowej zbroi i ze sztandarem w ręce, Zofia sportretowana została jako dostojna szlachecka matrona w bogatej sza­cie i z różańcem w ręce. Warto przypomnieć, iż po śmierci pierwszej żony Seweryn ożenił się powtórnie — tym razem już z wojewodzianką Jadwigą Kościelecką, a córkę wydał za wojewodę krakowskiego Jana Firleja. Jego sy­nowie także weszli w kręgi możnowładztwa.

Inni krakowscy mieszczanie mieli ambicje nie mniejsze, choć nie zawsze tak wspaniałymi sukcesami uwieńczone. Wszyscy też oni nie szczędzili gro­sza na fundacje artystyczne, widząc w tych inwestycjach ważną dźwignię swego prestiżu socjalnego. Członkowie rodzin Wierzynków, Turzonów, Bet­manów, Morsztynów znaczne kapitały uzyskane z uprawiania rozległego handlu, z lichwy, dzierżawy mennic i ceł, eksploatacji kopalń, przeznacza­li na rozbudowę rodzinnego miasta i wspaniałe wyposażenie jego kamienic. Po pożarze Sukiennic w 1555 r. odbudowano je w nowym stylu, opartym na wzorach włoskich. Twórcą koronkowej attyki i fantastycznych maszkaro­nów do dziś zdobiących budowlę był Włoch Giovanni Padovano, przybyły do Polski około 1530 r. Wcześnie znikły z Rynku krakowskiego drewniane domostwa, a ich miejsce zajęły piękne murowane kilkupiętrowe kamienice.

170

W ich wnętrzach kryły się nierzadko cale galerie obrazów, zasobne księgo­zbiory, szafy pełne wyrobów złotniczych i konwisarskich wysokiej artysty­cznej rangi, wykonanych zarówno w miejscowych warsztatach, jak sprowa­dzanych niemałym kosztem z zagranicy.

Testamenty mieszczańskie zawierały z reguły obfite nadania i legaty na cele fundacji religijnych. Kielichy, pateny, świeczniki, misternie haftowane ornaty i inne paramenta kościelne wykonane w tej epoce błyszczą nie tylko bogactwem, ale i pięknem linii, doskonałością formy, w której zwycięża już wyraźnie renesansowy typ ornamentu.

Drugim potężnym centrum artystycznym na ziemiach polskich był Gdańsk8. I tu przełom XV i XVI w. przyniósł wzmożony ruch budowlany, ożywienie środowisk twórczych, zwłaszcza malarsko-rzeźbiarskich, coraz wyraźniejsze występowanie nowych prądów w sztuce, jej humanizację i na­sycanie elementami realizmu. Szybkie bogacenie się mieszczaństwa gdań­skiego w związku z eksportem płodów folwarcznych na zachód umożliwiło wydatkowanie znacznych sum na cele artystyczne9. Ogromnym sumptem rada miejska przebudowała w drugiej połowie XVI w. gmach zebrań i spot­kań kupiectwa, tzw. Dwór Artusa, oraz ratusz Głównego Miasta, utrzymując obie budowle w konwencji świetnego pomorskiego renesansu. Ich wnętrza, przyozdabiane z roku na rok coraz wspanialej rzeźbami i malowidłami, za­częły stopniowo nabierać również renesansowego charakteru. Wykonany przez Hansa Brandta dla Dworu Artusa w latach osiemdziesiątych XV w. św. Jerzy był jeszcze rzeźbą gotycką, ale już św. Rajnold w bogatej fantastycznej zbroi, dłuta snycerza gdańskiego Adriana Karfycza z 1533 r., czy św. Krzy­sztof, dzieło mistrza Pawła z 1542 r., noszą wyraźne cechy nowego stylu. Zmieniał się również szybko charakter gdańskiego malarstwa. W drugiej połowie XV w. zamawiane dla Dworu obrazy, m. in. Oblężenie Malborka, nawiązujące do trudnych lat wojny trzynastoletniej i alegoryczny Okręt Ko­ścioła, zdradzały realistyczne potraktowanie detalu, nawiązujące do współ­czesnego malarstwa flandryjskiego. Schyłek XV w. umocnił i rozwinął te ten­dencje. Słynna Tablica Dziesięciorga Przykazań jest właściwie zbiorem stu­diów z codziennego życia mieszczaństwa pomorskiego w latach osiemdzie­siątych XV w. Ukazują one drobiazgowo różnorodne zajęcia i zabawy, stroje, urządzenia wnętrz. Tzw. Ołtarz Jerozolimski z kościoła Panny Marii, nieco tylko późniejszy (około 1500), rozszerza tę realistyczną tematykę na sceny z życia wsi, upamiętniając pracę żniwiarzy, podchwytując cechy pejzażu po­morskiego i przyrody. Początek XVI w. przynosi wreszcie — zgodnie z hu­manistyczną modą — falę zainteresowania starożytnością i mitologią. W tym właśnie czasie (lata trzydzieste) malarz Jerzy wykonał dla Dworu cykl swych charakterystycznych obrazów o tematyce zaczerpniętej ze starożytnych le­gend, m. in. pełną czaru kompozycję przedstawiającą Dianę i Akteona (obraz ten zaginął w czasie ostatniej wojny). Tematyka biblijna i mitologiczna kró­luje również w twórczości innych gdańskich malarzy XVI stulecia (Lorenza Lauensteina, anonimowych twórców); nawiązują też oni chętnie nadal do wydarzeń wojny trzynastoletniej (Oblężenie Malborka Marcina Schonincka,

171

61. Chełmno

ratusz,

1567—1570

Wjazd triumfalny Kazimierza Jagiellończyka Łukasza Ewerta), która sta­nowiła punkt zwrotny w dziejach miasta.

Rada miejska, bractwa Dworu Artusa i cechy rzemieślnicze to najzamo-żniejsi gdańscy mecenasi zbiorowi. Obok nich działali fundatorzy prywatni, nie mniej hojni i pomysłowi. Na czoło wysuwa się tu niewątpliwie ciekawa, mimo wielu antypatycznych rysów, postać Eberhardta Ferbera. Pupil Zy­gmunta I, zwycięzca rycerskich turniejów i wielki kupiec, gładki dworak i bezwzględny finansista, dyplomata i miłośnik nauki, wyróżniał się wśród gdań-

172

62. Tarnów, ratusz, Ig XIV w.,

przebudowany w drugiej połowie XVI w.

skiego patrycjatu licznymi przymiotami i przywarami. Wielokrotny bur­mistrz, znienawidzony przez uboższą ludność miasta, którą gniótł niemiłosier­nie, musiał uciekać z Gdańska w czasie powstania w 1525 r. i zakończył życie w Tczewie w 1529 r. Ogromny majątek, zdobyty m. in. dzięki lichwie uprawia­nej nie tylko w mieście, ale i wśród okolicznych chłopów, lokował w dużej mierze w zakup dzieł sztuki, książek, sreber itd. Kamienica ferbe-rowska przy ul. Długiej 28 przewyższała pod względem wspaniałości wyposa­żenia niejeden magnacki pałac. Podobnie świetne dzieła sztuki znajdowały

173

63. Alegoria handlu gdańskiego. Obraz Izaaka van dcm Blocke, 1608 r.

174

64. Obozowisko flisaków nad Wista. Fragment obrazu Alegoria handlu gdańskiego pędzla Izaaka van dem Blocke, 1608 r.

się w rodzinnej kaplicy Ferberów, ufundowanej jeszcze w połowie XV w. przez protoplastę rodu w kościele Panny Marii. Ale Eberhardt wystawił so­bie dodatkowy pomnik, wspanialszy i trwalszy niż najpiękniejsze nagrobki i fundowane ołtarze. 2 jego inicjatywy, a może także przy jego własnej współpracy, powstał znany zwód starych kronik tzw. Księga Eberhardta Fer-

175

bera, opowiadająca o dziejach Prus od początków aż do pierwszych lat XVI w.10.

Naśladowali mecenat ferberowski, kontynuowany po śmierci Eberhardta przez jego syna, nie mniej bogatego i ustosunkowanego burmistrza Konstan­tego Ferbera, także inni gdańscy patrycjusze. Kupcy Jerzy Giese i Jan Schwarz-wald w latach 1532 i 1543 zamówili swe portrety u takiej sławy europej­skiej, jaką był Hans Holbein, nadworny malarz króla angielskiego Henryka VIII. Wielu sprowadzało płótna z Niderlandów, inni zadowalali się kupowa­niem prac u licznych utalentowanych mistrzów miejscowych. W mieszka­niach bogatych gdańszczan podziwiać można było w tym czasie całe galerie malarskie: obok portretów ulubioną tematykę płócien stanowiły sceny za­czerpnięte z mitologii greckiej i rzymskiej lub Biblii, a także widoki miast i pejzaże. Niemałe sumy przeznaczali gdańszczanie na zakup książek i w wielu domach istniały już pokaźne prywatne biblioteki, liczące po kilkadzie­siąt i więcej tomów. Gromadziła książki także rada miejska, a gdy pod koniec XVI stulecia uchodźca z Włoch markiz Bonifacio d'0ria przekazał miastu swoje zbiory, otwarto tu pierwszą publiczną bibliotekę (1596)11.

Prócz obrazów i książek kolekcjonowali mieszczanie gdańscy rzeźby, medale, monety, artystyczne wyroby ze złota i srebra, z bursztynu i kości słoniowej. Różnorodne rzemiosła artystyczne kwitły w mieście bardzo in­tensywnie, obsługując potrzeby nie tylko zresztą lokalnego rynku12.

Kraków i Gdańsk stanowiły największe i najpotężniejsze centra mecena­tu, a więc i życia artystycznego w tym czasie. Tu napływali najliczniejsi wy­bitni artyści cudzoziemscy, tu najwcześniej przyjmowały się nowe koncepcje estetyczne, tutaj podejmowano roboty na prawdziwie imponującą skalę. Przez Kraków szły do Polski głównie wpływy włoskie i poludniowoniemiec-kie, przez Gdańsk — niderlandzkie i północnoniemieckie. Te dwa nurty splatając się z elementami rodzimej, miejscowej, często ludowej, tradycji i twórczości dały w efekcie wspaniały rozkwit polskiego odrodzenia.

Poza mieszczanami Krakowa i Gdańska również mieszkańcy innych miast polskich zasługują na miano renesansowych mecenasów. Okres renesanso­wej przebudowy i rozbudowy miast zaczął się w pełni w połowie XVI w. Przebudowano w tym czasie wspaniale ratusze w Tarnowie, Poznaniu (kie­rował poznańskimi pracami Włoch Battista Giovanni Ouadro), Sandomierzu, Chełmnie13. Liczne kamienice mieszczańskie otrzymały renesansowe fasady i attyki, kościoły — nowe ołtarze, kaplice i bogato zdobione paramenta. Ślady tej działalności przetrwały do dziś — mimo wojennych zawieruch, które wielokrotnie pustoszyły kraj — we wszystkich niemal polskich miastach.

176

Świat Sarmatów

Na przełomie XVI i XVII w. w wielu krajach Europy — jak wiadomo — doszło, wraz z rozwojem kapitalizmu i krzepnięciem sił mieszczaństwa, do ugruntowania się systemu rządów absolutnych, opartych na silnym wojsku i sprężystej biurokracji. W Polsce natomiast szlachta niczego się więcej nie lę­kała niż absolutom dominium. Stała armia prawie więc nie istniała, nie powstał też aparat biurokratyczny, wykonujący sprawnie zarządzenia władzy centralnej. Centralne organa władzy nie miały swych agend w terenie. Kanclerzemu, pod­skarbiemu, hetmanowi nie podlegali żadni urzędnicy terenowi. Jedynym wyko­nawcą dyspozycji centralnych był na prowincji starosta grodowy, jako repre­zentant króla. Natomiast urzędy prowincjonalne, tzw. ziemskie, uniezależniały się spod przewagi władzy centralnej. W rezultacie prowincją zaczynali rządzić magnaci; wpływy, jakie zdobywali na sejmikach, wydatnie im w tym dopoma­gały1.

Umacnianiu się magnaterii towarzyszyło pogarszanie się położenia eko­nomicznego mas szlacheckich. Już od lat Rzeczpospolita szlachecka znajdo­wała się w sytuacji kraju — jak określają niektórzy badacze — półkolonialne-go, wytwarzając jedynie towary rolnicze. W XVI w. ta jednostronność — w związku z ogromnym popytem na rynkach światowych właśnie na ży­wność — legła u podstaw szybkiego bogacenia się szlachty. Ale w XVII w. przyszło załamanie się zwyżki cen na towary rolnicze, do czego dołączył się kryzys monetarny i dewaluacja pieniądza na nie znaną przedtem skalę. Na te niepomyślne zjawiska szlachta, usiłując za wszelką cenę utrzymać dotych­czasową stopę życiową, odpowiedziała wzmożoną eksploatacją chłopa. Wy­miar pańszczyzny zaczął dochodzić w wielu rejonach kraju do 4—5 dni ty­godniowo z łanu. Chłop reagował na to wolniejszą, mniej wydajną pracą. W rezultacie już w pierwszej ćwierci XVII w. notowano w wielu folwarkach plony niższe niż osiągane w “złotym wieku". Rolnictwo polskie znalazło się w przededniu kryzysu2.

Jednostronny rozwój folwarku i pańszczyzny doprowadził do wielu ujem­nych zjawisk również w innych dziedzinach życia. Zamierała wymiana mię­dzy miastem a wsią, tak żywa jeszcze w końcu XVI w. Zubożenie wsi i za-

65. Stefan Batory. Mai. M. Kober, 1583 r.

178

66.Anna Jagiellonka. Mai. M. Kober, po 1586 r.

miana czynszu na pańszczyznę spowodowały zanikanie z krajowego we­wnętrznego rynku wiejskiego odbiorcy. Chłop pańszczyźniany, zaniedbują­cy własne gospodarstwo dla pracy na pańskim, nie miał za co kupować wyro­bów rzemieślniczych. Odczuły to miasta, zwłaszcza iż szlachta, interesująca się głównie importowanymi towarami, nie zapewniała zbytu miejscowym rzemieślnikom. Ograniczenie swobody osobistej ludności wsi również ude-

179

rzyło w miasta: Kurczyło się źródło dopływu nowych rak do pracy, niezbęd­nych dla rozwoju produkcji i handlu3.

W dodatku kończył się okres pokoju. Nadchodziły lata zmagań nie zna­nych na taka skalę stuleciom poprzednim. Wojny z Moskwa, Szwecją i Turcją sprawiły, iż szlachcic, który w XVI w. przekształcił się w spokojnego rolnika, znów musiał sięgać po oręż i służbę wojskową zaliczyć do swych codzien­nych zajęć. W dodatku wojny, toczące się początkowo daleko poza granica­mi państwa lub pustoszące tylko obszary pograniczne, w pewnym momen­cie zwaliły się na ziemie polskie i zaczęły je nękać bezpośrednio. Nadcho­dziły lata gigantycznych zmagań, epoka, gdy groza najazdu oraz ciągnące za działaniami wojennymi klęski elementarne, zwłaszcza pożary i zarazy, stały się dniem powszednim kraju.

Lata walk ułatwiły jednak zapewne szlachcie — mimo iż już zdominowa­nej ekonomicznie i politycznie przez magnaterię — odniesienie świetnego zwycięstwa wewnętrznego w zakresie kultury i ostateczne przeforsowanie własnego modelu mentalności, wzorców osobowych, stylu życia, gustów jako modelu ogólnonarodowego, zaakceptowanego przez wszystkie grupy społeczeństwa. Dokonało się to właśnie w XVII w., a owa dominacja kultury szlacheckiej miała przetrwać aż po wiek XIX, nawet początki XX, kształtując wiele postaw polskiego społeczeństwa także w drugiej połowie bieżącego stulecia4. Świetne zwycięstwa polskich husarzy (Kircholm 1605, Chocim 1621, Wiedeń 1683) przeszły do skarbca narodowych legend. Nawet klęski — jak np. straszliwy pogrom pod Cecorą w 1620 r. — stanowiły powód do dumy, były bowiem świadectwem męstwa i ofiarności polskiego rycerstwa.

67. Baranów,

paląc.

Dziedziniec

arkadowy,

1579—1602

180

68. Szymbark, zamek, ok. 1585 r.

Zwłaszcza wojny z Półksiężycem dostarczały sarmatyzmowi doskonałej pożywki. Zaważyły one nie tylko na szybkiej orientalizacji polskiej kultury XVII w. ( ostateczne utwierdzenie się wzorowanego na wschodniej modzie stroju, moda na broń wschodnią, wschodnie kobierce, klejnoty, wschodnie motywy w zdobnictwie, wschodnie potrawy itd.)5, ale przede wszystkim ukształtowały zespół mitów czyniących z Polski kraj predestynowany na “przedmurze chrześcijaństwa", a ze szlachty — naród wybrany, mający do spełnienia wielką misję dziejową ochrony katolickiej Europy przed pogań­skim zalewem i wskutek tego zażywający specjalnej opieki Boskiej. Ujął to już w początkach XVII w. obrazowo szlachecki pisarz (a jednocześnie kape­lan wojskowy) Wojciech Dębołęcki, stwierdzając, iż Polską Bóg jak płotem “chrześcijaństwo od pogan zagrodził". Sarmacki poeta, Wespazjan Kochow-ski, przepowiadał nieco później, iż za sprawą Polaków zostanie oswobo­dzony spod jarzma tureckiego Półwysep Bałkański i Egipt, po czym “Pers i Murzyn, i odległa China poda swoje ręce Bogu"6. Takie poglądy rozkwitać musiały bujnie w kraju istotnie coraz silńlef zagrożonym ze strony muzuł­mańskiego Wschodu, gdzie w dodatku walki z Tatarami posiadały już swą wielowiekową, obrosłą mitami tradycję. Warto zauważyć, że inne starcia nie miały w XVII w. takiej mocy pobudzającej wyobraźnię i ekscytującej emocje. Jest rzeczą charakterystyczną, że podejmowane przez Zygmunta III i Włady­sława IV próby wzmocnienia sił na Bałtyku i budowy polskiej floty, obce płytko pojmowanym interesom mas szlacheckich, nie uzyskały szerszego społecz­nego poparcia7. Świetne zwycięstwo morskie pod Oliwą (1627), jako nie

181

mieszczące się w schemacie “przedmurza chrześcijaństwa", nie weszło do tworzącego się w tej epoce skarbca legend narodowych i nawiązano do j niego dopiero w wieku XX. )

Zagrożenie kraju przez wrogów zewnętrznych w połączeniu z rosnącym , lękiem szlachty o jego wewnętrzną strukturę, o “złotą źrenicę wolności", i i z maniakalnym wprost doszukiwaniem się przez nią we wszystkich poczy- ( naniach podejmowanych przez kolejnych władców prób zaprowadzenia ' “absolutum dominium" spowodowały zmierzch nastrojów tolerancyjnych i postaw otwartych, cechujących polskie społeczeństwo w dobie renesansu. ' Innowiercy, oskarżani o współdziałanie z nieprzyjaciółmi Polski, nie mogli już liczyć na “cierpienie" ich w kraju; poszukując sprawców nieszczęść ! i klęsk, szlachta wolała nie widzieć ich w wadach ustrojowych Rzeczypospo­litej, w braku silnego państwa przygotowanego do odparcia agresji, lecz za “kozła ofiarnego" obrała protestantów, oskarżonych m.in. o kumanie się ze Szwedami. Dowodzono także, iż to właśnie zbytnie dotychczasowe pobłaża- [ ',nie “heretykom" ściągnęło na Polskę gniew Opatrzności. Z każdym dniem niechętniej traktowano też cudzoziemców, w których widziano agentów ab­solutyzmu, tym bardziej wrogich, że różniących się coraz bardziej strojem, obyczajem, często także wiarą, od polskiego szlachcica. Wyszydzając obcych , i pogardzając nimi, utwierdzała się szlachta dodatkowo w przekonaniu o do­skonałości Rzeczypospolitej, choć — zauważa słusznie J. Tazbir — ksenofo­bia i megalomania narodowa łączyły się także z narastającymi szybko w tych latach kompleksami niższości8.

Odstępowanie od tradycji tolerancji i wzrost ksenofobii musiały się łą­czyć z zahamowaniem rozwoju intelektualnego kraju, a jednocześnie owo zahamowanie pogłębiać. Jeszcze zresztą początki XVII w. nie zdradzały pod tym względem niepokojących objawów. Kwitły wspaniałe gimnazja akade­mickie Gdańska, Torunia i Elbląga, apogeum swego rozwoju przeżywało protestanckie gimnazjum w Lesznie, w 1602 r. założono słynne “Sarmackie Ateny" — akademię ariańską w Rakowie. Wysoki poziom nauczania cecho­wał zrazu powstające licznie kolegia jezuickie, a potem pijarskie. Dobrze funkcjonowało szkolnictwo podstawowe, parafialne, i to nie tylko miejskie, ale i wiejskie. Liczba szkół parafialnych w pierwszej połowie XVII w. osiągnęła swe apogeum. Od nauczycieli wymagano posiadania stopnia naukowego. Byli nimi zwykle mieszczanie, którzy ukończyli studia na jednej ze szkół wyższych;

na przełomie XVI i XVII w. kadra tych mieszczańskich pedagogów liczyła około 5 tyś. osób9. Utrzymywał się także zwyczaj wysyłania młodzieży szlachec­kiej, a również zamożniejszej mieszczańskiej, na studia zagraniczne. Wielu Polaków w początkach XVII w. odwiedzało zwłaszcza słynny uniwersytet w Lejdzie, a także inne uczelnie holenderskie.

Niekorzystne zjawiska w szkolnictwie zaczęły narastać w latach czter­dziestych XVII w. Już w 1638 r. zamknięto słynną akademię w Rakowie. Wkrótce zaczął się kryzys w akademickich gimnazjach pomorskich (Gdańsk, Toruń, Elbląg), spadł także poziom nauczania w Zamościu. Zawieruchy wo­jenne, które ogarnęły kraj w połowie XVII w., zniszczyły sieć szkolną; w dru-

182

giej połowie stulecia nie została ona w pełni odbudowana. Miało to zaważyć na wykształceniu następnego pokolenia, zwłaszcza że jednocześnie zaczęty zanikać masowe wyjazdy na studia zagraniczne. Poziom szkolnictwa jezuic­kiego również uległ obniżeniu. Wykształcenie stawało się jednocześnie co­raz wyraźniej przywilejem i monopolem “szlachetnie urodzonych". Wpraw­dzie dostęp młodzieży do szkół był nadal spory, ale miał tendencje malejące;

zupełnie odcięci zostali od wykształcenia chłopi.

Zmniejszała się też rola miast jako centrów rozwoju kultury, tak wybitna jeszcze w XVI w. 10 Oczywiście życie miejskie, zwłaszcza w dużych ośrod­kach, nadal dostarczało szczególnych bodźców do rozwoju horyzontów my­ślowych i wrażliwości estetycznej, niemniej intelektualne elity mieszczań­skie były coraz mniej liczne, a ich zasięg oddziaływania coraz węższy. Łączy­ło się to z inwazją szlachty na większe miasta i zamianą ich na ośrodki rezy-dencjonalne (typowy przykład stanowi Warszawa), a także z rozbudową miast prywatnych, których mieszkańcy byli silnie uzależnieni od właściciela. Najwspanialszy przykład tego typu ośrodków stanowi Zamość, perła polskiej późnorenesansowej architektury, wyczarowana u schyłku XVI stulecia przez fantazję magnata — był nim Jan Zamoyski, autor hasła elekcji yiritim, czło­wiek, który odegrał wielką rolę w dziejach Rzeczypospolitej szlacheckiej — i stojącego na jego usługach budowniczego włoskiego Bernarda Moranda. Nie jest to jedyny przykład tego rodzaju magnackich inicjatyw, długa lista miast-rezydencji tworzonych w XVII i XVIII wieku (Żółkiew, Nieśwież, Bia­łystok, Rydzyna, Siedlce, Biała Podlaska) stanowi charakterystyczną cechę urbanizacji tej epoki, w której mieszczanin został wyraźnie zepchnięty na margines także kulturalnego życia.

Jedynie w zakresie rozwoju nauki utrzymało mieszczaństwo swe pozy­cje, mimo — a może właśnie dlatego — że epoka wojen nie sprzyjała postę­pom w tej dziedzinie11. To, co się tu dokonywało, było rezultatem z jednej strony aktywności pewnych elitarnych kręgów mieszczańskich, z drugiej — królewskiego mecenatu. Z nauk przyrodniczych przodowała medycyna, zwłaszcza uprawiana przez lekarzy pomorskich, gdańskich i toruńskich. Do­skonaliły się m. in. metody chirurgii, pozwalające już na przełomie XVI i XVII w. przeprowadzać skomplikowane operacje (usuwanie kamieni z pę­cherza moczowego, likwidacja zaćmy itd.). W początkach XVII w. pierwsze publiczne sekcje zwłok zwierzęcych i ludzkich (Gdańsk) pozwoliły pogłę­bić znajomość anatomii i fizjologii.

Botanika również żywo interesowała ludzi ówczesnych. W Warszawie aż dwa ogrody królewskie — na tyłach Pałacu Kazimierzowskiego (dziś uni­wersytet) i Ujazdowski — słynęły z hodowli rzadkich i ciekawych roślin. Botaniką pasjonowała się siostra Zygmunta III, Anna Wazówna; ona to zało­żyła ogród botaniczny w Golubiu na Pomorzu i łożyła na druk Zielnika Szy­mona Syreniusza. W miastach stanowiących ośrodki rozwoju medycyny (Gdańsk) lekarze i aptekarze pielęgnowali różne używane w lecznictwie ro­śliny w specjalnie w tym celu zakładanych ogródkach botanicznych. Uczony gdański Mikołaj Oelhaf opublikował w 1643 r. Elenchus plantarum

183

69. Zamość, ratusz. Elewacja frontowa,

arch. B. Morando 1591—1600, J. Jaroszewicz i J. Wolff 1639—1651

pierwszy systematyczny katalog, obejmujący 350 roślin występujących na Pomorzu, zawierający także informacje o ich własnościach farmakologicz­nych. W drugiej połowie XVII w. Jakub Breyne, Brabantczyk osiadły nad Motławą, wydał dzieło poświęcone roślinom egzotycznym.

Geografia i kartografia, częściowo związane z potrzebami militarnymi, częściowo z chęcią odnalezienia praojczyzny Sarmatów, miały licznych zwo-

184

lenników i badaczy. Doceniali też znaczenie tych nauk królowie, zwłaszcza Władysław IV i Jan Kazimierz. Popularno-informacyjny zarys pióra Szymona Starowolskiego pt. Polonia swe status RP. descriptio (1627) na dwa stule­cia stał się dla Europy przewodnikiem po Polsce. Znaczną poczytność zyskał także historyczno-geograficzny opis ziem polskich opracowany przez profe­sora gimnazjum w Toruniu, Jana Hartknocha (Respublica Polonica duobus

70. Zamość.

Fragment

ulicy

z podcieniami

z XVII w.

185

libris illtistrata, 1678). Liczne były osiągnięcia kartografii. W 1613 r. ukaza­ła się anonimowo wydana w Amsterdamie mapa Wielkiego Księstwa Litew­skiego (jej współautorem był szlachcic T. Makowski, pracujący dla Radziwił­łów; pierwsze wydanie mapy było prawdopodobnie opublikowane już w 1604 r.). Świetne mapy Ukrainy opracował inżynier francuski w służbie królewskiej, Wilhelm le Vasseur de Beauplan, przebywający w Polsce w la­tach trzydziestych i czterdziestych XVII w. Nad mapami Pomorza i wy­brzeży Bałtyku pracował inny kartograf królewski, Fryderyk Getkant (zm. 1666). W połowie XVII w. mapę Polesia wykonał lekarz gdański Daniel Zwi-cker, mapę Wielkopolski — fizyk z Poznania J. Z. Freudenhammer. Plon tych lat był więc bardzo obfity.

Stosunkowo dobrze rozwijała się matematyka i astronomia. W pierwszej połowie XVII w. działał znakomity matematyk drobnomieszczańskiego po­chodzenia, Jan Brożek z Kurzelowa, autor podręcznika arytmetyki, opraco­wanego z dużym talentem popularyzacyjnym. Brożek opublikował ponad 30 prac z zakresu matematyki, propagował odkrycie Kopernika, któremu po­święcił wiele publikacji. Utrzymywał rozległe kontakty z uczonymi w kraju i za granicą. Zmarł w 1652 r. jako rektor uniwersytetu krakowskiego. W dru­giej połowie stulecia bibliotekarzem królewskim był świetny matematyk Adam Kochański (zm. 1700), jeden z nielicznych synów szlacheckich, któ­rzy poświęcili się naukom ścisłym. Przez szereg lat wykładał na uczelniach zagranicznych, a i po powrocie do Polski utrzymywał żywe kontakty z uczo­nymi niemieckimi i włoskimi (m. in. z G. W. Leibnizem). Interesował się prócz matematyki także chemią i fizyką, pracował nad zasadami statyki, pro­blemami magnetyzmu Ziemi, kwadratury koła, był konstruktorem wahadła sprężynowego i licznych zegarów mechanicznych.

Zarówno Kochański, jak i sławny ówczesny astronom gdańszczanin Jan Heweliusz byli protegowanymi Jana III. Ten król, znany powszechnie jako pogromca Turków i wielki wojownik, był jednocześnie wybitnym mecena­sem nauki i sztuki. W podzięce za królewską opiekę Heweliusz nazwał od­krytą przez siebie konstelację 7 gwiazd Tarczą Sobieskiego. Był ponadto He­weliusz autorem opisu i rysunków księżyca (Selenograpbia, 1647), twórcą teorii wyjaśniającej pochodzenie plam na słońcu, a także odkrywcą satelitów Jowisza, które na cześć Władysława IV nazwał Stellae Yladislauiancie. Rozpra­wy Heweliusza były znane i cenione w całej Europie. Był on członkiem Lon­dyńskiego Towarzystwa Naukowego, zapraszali go na swe dwory królowa szwedzka Krystyna, elektor Fryderyk Wilhelm, Karol II angielski. Uczony pro­pozycje te odrzucił i aż do śmierci (1687) pozostał w rodzinnym Gdańsku.

Astronomią parał się także arianin Stanisław Lubieniecki (młodszy), który w 1668 r, wydał w Amsterdamie Theatrum cometicum — zestawienie i opis wszystkich komet zaobserwowanych aż po połowę XVII w. Polski badacz Jan Mikołaj Smogulecki (zm. 1656) dowiódł, iż plamy na słońcu są wytwo­rem masy słonecznej, a nie odrębnymi planetami. Z innych dziedzin nauki warto przypomnieć, iż właśnie w owych latach polski szlachcic Kazimierz Siemienowicz (zm. po 1651) opublikował znakomitą rozprawę o artylerii

186

(Ąrtis magnae artiiieriae pars prima, 1650), która została przetłumaczona na język niemiecki, francuski, angielski, holenderski; zawarł w niej m. in. prekursorski pomysł konstrukcji rakiety wielostopniowej!

Humanistyka miała również osiągnięcia, choć specjalnego charakteru. Naukę historii pchnął na przełomie XVI i XVII w. na nowe tory uczony gdań-

187

72. Krasiczyn, zamek,

1598—1614, Arch. G. Appiani

ski Bartłomiej Keckerman, pierwszy definiując ją jako “badanie rzeczy i zja­wisk jednostkowych w celu tworzenia uogólnień". Dziejopisarstwem parało się praktycznie wiele osób, także szlachty, a nawet senatorów i dostojników (Stanisław Żółkiewski, Jakub Sobieski, Łukasz Opaliński). Utworzone przez Wazów stanowisko historiografa królewsjflegopodniosło dodatkowo rangę profesji historyka. Historiografem królewskim był w połowie XVII w. znany pisarz i pedagog Joachim Pastorius. Opracowanie sarmackiego podręcznika dziejów Polski (Florus Polonicus, 1641), w którym mityczny pierwszy władca Polski — Lech — wyniesiony na tron przez poddanych o tyle jest groźny dla nieprzyjaciół, o ile dla swego ludu łagodny i uprzejmy12, przynio­sło Pastoriusowi nobilitację. 2 innych syntez dziejów Polski powstałych w tym czasie wymienić trzeba Historiae rerum Polonicarum (l 611) Salo­mona Neugebauera oraz Polskiego Królestwa szczęście pióra Andrzeja Lu-bienieckiego (które pozostało zresztą w rękopisie). Najbujniej kwitła historia czasów współczesnych; tak powstały prace Pawła Piaseckiego o dziejach pa­nowania Zygmunta III, studia Ewerhardta Wassenberga i Stanisława Kobie-rzyckiego poświęcone burzliwym latom rządów Władysława IV, Wawrzyńca Rudowskiego opis “potopu" szwedzkiego, wspomnianego wyżej Pastoriusa

188

dziełko o wojnach kozackich, Kazimierza Zawadzkiego “tajemna historia" rządów Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Wszystkie te opracowania prze­pojone były dogłębnie duchem sarmatyzmu i w mniejszym lub większym stopniu wyrażały typowe dla szlachty poglądy i postawy.

Z innych dziedzin humanistyki rozwijała się zwłaszcza dobrze filologia;

w 1621 r. ukazał się imponujących rozmiarów słownik polsko-łacińsko-grec-ki, owoc pracowitego żywota jezuity Grzegorza Knapiusa. Postępy czyniła teoria pedagogiki (Sebastian Petrycy, imigrant czeski Jan Amos Komeński).

73. Krasiczyn, zamek,

1598—1614. Portal i drzwi

189

Myśl teologiczną rozwijali działacze ariańscy, zwłaszcza należący do odłamu zwanego socynianami (spadkobiercy duchowi Fausta Soćyna). Ich poglądy różniły się od wczesnego unitaryzmu odrzuceniem pierwiastków irracjonal­nych i mistyc2nych na rzecz racjonalizmu religijnego; po wygnaniu z Polski grupy ariańskich uchodźców działały na terenie Europy zachodniej, zwłasz­cza na terenie Anglii i Holandii (S. Przypkowski, A. Wiszowaty, J. L. Wolzo-gen)13. W latach 1666—1668 wydali oni w Amsterdamie monumentalny zbiór pt. Bibliotheca Fratrum Polonorum, obejmujący pisma najwybitniej­szych pisarzy socyniańskich. Poglądy tych polskich myślicieli zaważyły silnie na ukształtowaniu deistycznych i tolerancyjno-racjonalistycznych prądów w filozofii holenderskiej i angielskiej oraz przyczyniły się do rozwoju po­staw prekursorskich wobec oświecenia.

Myśliciele socyniańscy stanowili nieliczną elitę intelektualną epoki. W skali masowej zestaw wzorców osobowych i ideałów szlachty polskiej formował sarmatyzm, odpowiadający zresztą potrzebom stulecia, w którym mało było spokojnych lat. Sielskość i rycerskość splatały się w sarmatyzmie nierozerwalnie, ewókując legendarne echa stylu życia antycznego Rzymu14. Ideałem sarmatyzmu bytroimkiwojQwnik,;zarazem, cnotliwy rzymski oby­watel Cincinnatus, który w momencie niebezpieczeństwa grożącego ojczy­źnie zamienia pług na miecz. Literatura XVII w. chwali uroki ziemiańskiego żywota, podnosi cnoty rycersko-obywatelskie jako główną ozdobę wzoro­wego Polaka-Sarmaty. Tkwił w tym zalążek niebezpiecznej afirmacji zamyka­nia się w ciasnych granicach powiatu, a więc czynienia z parafiańszczyzny cnoty; życie w rytmie zajęć rolniczych, pochwała patriarchalnych układów w rodzinie i na folwarku prowadziły do konserwatyzmu, polegającego na prze­konaniu, iż nic na polskiej wsi nie trzeba zmieniać ani ulepszać. Wzorowy oby­watel to zwolennik niezmienności istniejącego w Polsce ustroju, wróg wszel­kich prób reformy, mówca sejmikowy, który broni dzielnie “złotej wolności" i sprzeciwia się próbom wprowadzenia “absolutum dominium".

Głównym wyrazicielem tych postaw był w literaturze płodny poeta We-spazjan Kochowski (1633—1700), uczestnik rokoszu Lubomirskiego, żołnierz i piewca wyprawy wiedeńskiej (Commentarius belli adversum Turcas ad Yiennam, 1684), autor cyklu religijnych poezji pt. Psalmodia polska (1695) oraz licznych liryków i fraszek. Jego twórczość odbija znakomicie cechy mentalne polskiej szlachty; jest w niej chwalba “złotej wolności" i apoteoza dzielnego żołnierza walczącego z pogańską nawałą, gorliwego ka­tolika, jest i mesjanistyczna wizja Polski jako wybranego narodu. Uroki życia wiejskiego, w którym szlachta coraz bardziej gustowała, podnosili w tym czasie twórcy idyllicznych sielanek: Szymon Szymonowie (1558—1629) i Szymon Zimorowic (około 1608—1629), obaj mieszczańskiego zresztą po­chodzenia. Ich obraz polskiej wsi, choć cukierkowy i konwencjonalny, krył jednak w sobie także pewne elementy krytycyzmu społecznego, wyrażanego w formie żalu nad dolą wieśniaka.

Poezję bardziej intelektualną reprezentowała twórczość należącego jesz­cze częściowo do “złotego wieku" Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego (zm. 1581)

190

i mniej od niego znanego Sebastiana Grabowieddego (zm. 1607), pierw­szego w Polsce piewcy alienacji, otwierającego nurt literatury barokowej poświęcony tragicznemu poczuciu czasu i przemijania15. Nieuchronność śmierci miał wkrótce opłakiwać także Hieronim Morsztyn (około 1580-przed 1626), poeta tak przecież skądinąd czuły na uroki życia i zmysłowy. W tym samym czasie Piotr Kochanowski (1566—1620) polszczył słynną

191

Jerozolimę wyzwoloną Torquata Tassa oraz Orlanda szalonego Ariosta, wprowadzafąc do polskiej twórczości tak modny na zachodzie Europy prąd heroiczno-romansowy pisarstwa. Jego oryginalnym reprezentantem na pol­skiej niwie miał wkrótce zostać Samuel ze Skrzypny Twardowski (około 1595—1661), autor poematów historycznych Władysław IV i Wojna domo­wa oraz sielanki Daphnis drzewem bobkowym (1638), gdzie kunsztowna forma zawierała subtelnie wycieniowaną analizę uczuć. Wysoki poziom liryki osiągnął w drugiej połowie XVII w. magnat Jan Andrzej Morsztyn (około 1621—1693), piewca ziemskiej, zmysłowej miłości16. Niektóre wiersze tego wytwornego poety zyskały wielką popularność i były powtarzane przez całe pokolenia zakochanych jeszcze w XIX i początkach XX w. (Chłopcze nalej mi wina.... Do panny itd.). Był też Morsztyn zręcznym tłumaczem dziel ob­cych, m. in. przyswoił polskiej literaturze Corneille'a.

Poezję religijną uprawiali wszyscy właściwie twórcy tego pobożnego stulecia. Nie była to jednak na ogół poezja głęboka, raczej malarska niż ref­leksyjna (poza Szarzyńskim i Grabowieckim), niemniej pełna autentycznego lęku i tragizmu wypływających z rozdarcia typowego dla ludzi epoki baroku, przerzucających się, jak Kasper Twardowski (około 1592—przed 1641), od tworzenia frywolnych Lekcji Kupidynowych do ascetycznych poematów, jak Pochodnia miłości Bożej.

Bujny nurt w ówczesnym piśmiennictwie stanowiło pamiętnikarstwo — charakterystyczne dla okresu obfitującego w wypadki polityczne i katakli­zmy wojenne. Pamiętniki szlachcica-żołnierza z połowy stulecia, Jana Chry-zostoma Paska, są nie tylko kopalnią wiedzy o epoce (korzystali z niej po-wieściopisarze XIX i XX w. z Sienkiewiczem włącznie); do dziś stanowią one pasjonującą lekturę, której wznowienia cieszą się popularnością. Dość realistyczny obraz owych lat przekazali nam także poeci związani z arianiz-mem, zwłaszcza Wacław Potocki (1621—1696), ganiący krzywdę chłop­ską i narastającą nietolerancję religijną17. Krytyczne zwierciadło epoki sta­nowi również literatura sowizdrzalska, mieszczańsko-plebejska, najczęściej anonimowa18. Do tego nurtu zaliczyć trzeba antyszlachecki dramat pt. Tra­gedia o bogaczu i Łazarzu (pióra Marcina Gremborzewskiego?). Z kryty­cyzmem wobec różnych stron życia i ustroju Rzeczypospolitej występowali zresztą także niektórzy pisarze szlacheccy, np. wspominany wyżej W. Potoc­ki, Szymon Starowolski (zm. 1656), Krzysztof Opaliński (1609—1655) oraz jego młodszy brat Łukasz (1612—1662). Tak więc już w łonie siedemnasto­wiecznej literatury narastała opozycja przeciw hasłom sarmatyzmu i rodziły się zaczątki bardziej trzeźwego stosunku do rzeczywistości19.

Jaki zasięg oddziaływania miały dzieła siedemnastowiecznych pisarzy? Niektóre z nich — np. Wojna chocimska Potockiego czy zbiór fraszek pt. Niepróżnujace próżnowanie Kochowskiego — nie doczekały się wydania w tym stuleciu i krążyły jedynie w odpisach. Te utwory, które zostały wyda­ne drukiem, docierały do dość szerokich kręgów społeczeństwa. Dużą popular­nością cieszyły się zwłaszcza książki budujące moralnie a napisane atrakcyjnie, typu Żywotów świętych, sławnego kaznodziei z przełomu XVI i XVII w.,

192

“zlotoustego" ks. Piotra Skargi, które miały szereg wydań i stanowiły bestsel­ler epoki.

Szlachta — wbrew obiegowym opiniom — wcale nie stroniła od książek. Jeśli kultura XVII w. nie osiąga poziomu z czasów “złotego wieku", to na pewno rozlewa się dość szeroko; zmiany niekorzystne w tym zakresie miała przynieść dopiero epoka saska. Wprawdzie zmniejszyła się, zwłaszcza od po­łowy stulecia, liczba wyjazdów za granicę, na studia czy w celu zwiedzenia obcych krajów, ale ci, którzy udają się w podróż, nierzadko notują swe wra­żenia, a na pewno dzielą się nimi po powrocie z krajanami. W dworkach szlacheckich gromadziły się całkiem pokaźne zbiory ksiąg drukowanych, a także rękopiśmiennych, wśród nich zwłaszcza charakterystyczne dla epoki tzw. silva rerum. W długie zimowe wieczory niejeden szlachcic zasiadał do spisywania rzeczy i wydarzeń, które wydały mu się godne upamiętnienia. Są więc w silva rerum notatki na temat życia rodzinnego, informacje o uro­dzaju lub klęskach elementarnych, o wydarzeniach państwowej wagi, są wreszcie różne teksty, które właścicielowi tego swoistego pamiętnika wyda­wały się specjalnie warte zanotowania (modlitwy, porady gospodarskie, wiersze okolicznościowe, paszkwile, fragmenty lektur). Istna to kopalnia wiadomości o życiu mentalnym ówczesnych ludzi!

Niewątpliwie horyzont umysłowy przeciętnego szlachcica nie był rozle­gły, jego wiedza wyniesiona ze szkół topniała z każdym rokiem spędzonym na wojaczce lub doglądaniu zajęć gospodarskich. Cechę charakterystyczną stanowiło zainteresowanie życiem politycznym w skali województwa (nota­tki na temat obrad sejmików, odpisy instrukcji i mów poselskich itd.) i kraju (wywody służące apoteozie “złotej wolności", historie rokoszów, elekcji itd.). Na drugim miejscu uplasować należy gorąca .pobożność (w tym wła­śnie stuleciu pojęcie Polaka zaczyna się utożsamiać z pojęciem katolika), mało jednak refleksyjną, bardziej emocjonalną niż związaną z intelektem, przejawiającą się w licznych teatralnych gestach i powierzchownych a efekto­wnych praktykach. Czas upływał w dużej mierze na odwiedzinach sąsiadów, na polowaniach i miłym próżnowaniu przy kielichu; stąd rozkwit życia towa­rzyskiego i przysłowiowa polska gościnność według zasady: “Gość w dom, Bóg w dom", ułatwiona przez fakt, że ów dom obfitował w żywność, był obszerny, a czasu szlachcic miał w nadmiarze; odnosi się to również do ma-gnatenL-.Dwory magnackie tej epoki stanowią bowiem w gruncie rzeczy zwielokrotnioną kopię dworu szlacheckiego — więcej w nich służby, dwo­raków i klienteli trzymającej się “pańskiej klamki", kosztowniejsze uczty i wymyślniejsze polowania, tok życia niewiele jednak odbiega od życia na folwarku średniego szlachcica. Jednakie również było w tych kręgach po­czucie humoru, którego odbicie znajdujemy w żartach i facecjach staropol­skich, powstałych jeszcze w połowie XVI w., ale rozkwitających właśnie naj-bujniej w dobie istnienia “Rzeczypospolitej Babińskiej". Humor uprawiany przez grono babińskich kpiarzy obracał się wprawdzie głównie w sferze jedze­nia, picia i polowania, ale powstawały też koncepty o charakterze politycznym (nadawanie humorystycznych godności i urzędów, wykpiwających nieudol-

13 — M. Bogucka, Dzieje kultury l ~) J

75. Kazimierz nad Wista, spichrz

renesansowy, XVII w.

ność wybranych do ich sprawowania), świadcce o bystrym zmyśle obser­wacji i zdolnościach do satyrycznego widzenia! świata21.

Życie rodzinne cementował wzmożony jeszcze w stosunku do epoki po­przedniej patriarchalizm. Teoretycznie żona i dzieci wraz z całą “czeladzią" pozostawali pod władzą ojca — pana domu. Ale energiczna kobieta (zwłasz­cza kresowe tzw. herod-baby przeszły do legendy) potrafiła zdobyć sobie w tym światku silną pozycję niemal równego towarzysza i “dozgonnego przyjaciela". To kobieta rządziła folwarkiem w czasie częstych nieobecności męża spowodowanych wyjazdami na sejm, elekcję, sejmik, wyprawę wojen­ną, ona wychowywała dzieci, wszczepiając im od najmłodszych lat patrio­tyzm ukształtowany w myśl sarmackich ideałów, to ona wreszcie stanowiła główny łącznik między dworem a chłopską chatą jako ta, do której udawano się po porady medyczne i gospodarskie, a często także i życiowe. Tego typu stosunki ukształtowane w czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej i związana z nimi niemała rola kobiety utrzymały się także w XIX w.

Ciekawy bardzo i ważny problem stosunku kultury szlacheckiej do ludo­wej i vice versa czeka wciąż na swego badacza. Niemniej można postawić tezę, iż właśnie w XVII w. szlachecki dworek, sławiony przez poetów i pisa­rzy, staje się w pewnym sensie głównym centrum życia kulturalnego w Pol­sce — stąd szły wzorce postaw, obyczajów, nawet mody, akceptowane i naśla-

194

dowane przez wszystkie inne grupy społeczne. Chłopstwo, przygniecione pańszczyzną, nie miało w tej epoce sił na tworzenie samodzielnych wartości kulturowych na szerszą skalę. Cofnięcie się wsi zaobserwować można najwy­raźniej w zakresie kultury materialnej. Coraz rzadsze staje się w tym czasie — posiadające bogate tradycje od średniowiecza — zdobnictwo odzieży, sprzę­tów, chat. Zaharowany wieśniak nie ma czasu na rzeźbienie czy malowanie okiennic i mebli, jego żona rzadziej myśli o haftowaniu ręczników czy bluzek.

Tylko bogatsze (Pomorze) lub bardziej niezależne (Podhale) regiony były w tym czasie zapewne terenem nadal ożywionej twórczości ludowej. Nie jest rzeczą przypadku, iż wiejski strój regionalny narodził się w Polsce dopiero w XIX w., i to pod silnym wpływem stroju szlacheckiego. Bogatsi chłopi kopiowali zresztą elementy tego stroju już wcześniej, w XVI—XVII w. Śpiewki i tańce w karczmie wiejskiej jakże często stanowiły naśladownictwo motywów zaobserwowanych we dworze, choć oczywiście zależności były tu wzajemne: piosenki i melodie zrodzone na wsi przedostawały się do re­pertuaru uprawianego we dworze i kamienicy mieszczańskiej. Wyodrębnie­nie korzeni pewnych zjawisk kulturalnych jest bardzo trudne, zwłaszcza gdy sobie uświadomimy, iż drobna szlachta, bardzo liczna (np. na Mazowszu), trybem życia prawie zupełnie nie różniła się od chłopstwa.

Procesom ujednolicenia kultury sprzyjał Kościół, którego rola w życiu kulturalnym kraju rosła w miarę rozwoju kontrreformacji. W nabożeń­stwach celebrowanych uroczyście w niedziele i święta w tej samej świątyni spotykali się pan, zasiadający w uprzywilejowanej, “kolatorskiej" ławce, i poddany, trzymający się w pobliżu kruchty. Wysłuchiwali tego samego ka­zania, operującego przykładami z życia św. Izydora Oracza, patrona rolni­ków, który zyskał w tym czasie wielką popularność w Polsce, a był jedno­cześnie opiekunem i szlachcica, i chłopa. Poddany dowiadywał się z dziejów życia świętego, iż konieczna jest pokora wobec ludzi wyższego stanu, posłu­szne wypełnianie obowiązków wobec dworu, modlitwa i cierpliwość. Szla­chcic utwierdzał się w przekonaniu, iż obowiązkiem jego jest — obok uprawy roli — zwalczanie dysydentów i pogan oraz obrona Rzeczypospolitej, na której królową obrano w połowie XVII w. “Pannę z Niebieskiego Dwora" — pośred­niczkę między wolnym narodem Sarmatów a dobrotliwym Bogiem, ukształ­towanym na wzór patriarchalnych ideałów epoki jako ojcowski szlachcic, czuwający nad oddaną jego pieczy czeladką22. Ciekawe, iż strój szlachecki przywdziali w tej epoce nie tylko Bóg i święci, ale także diabeł, którego nie­rzadko wyobrażano sobie na podobieństwo awanturniczego szlachetki. Czę­ste były również wyobrażenia diabła jako cudzoziemca, w stroju niemieckim lub francuskim — echo narastającej w kręgach szlachty ksenofobii.

Ideały i wyobrażenia uformowane przez szlachtę ciążyły nie tylko nad kulturą wsi, ale wkroczyły także do miast. Wiek XVII jest okresem szybkiej “sarmatyzacji" mieszczaństwa polskiego23. Mieszczańscy pisarze głoszą chwałę szlachetnie urodzonych i wychwalają zawód rolnika oraz żołnierza;

bogatsi mieszczanie przejmują styl życia i strój szlachecki (mimo licznych konstytucji zakazujących im noszenia drogich szat, kosztowności, a zwła-

195

szcza szabli), następnie starają się wejść do stanu szlacheckiego już to drogą nobilitacji, już to nielegalnie. Samodzielne elementy ideologii mieszczań­skiej, kwitnące w średniowieczu i w epoce renesansu, ulegają zagładzie. For­mująca się właśnie polska kultura ogólnonarodowa była kulturą wytwo­rzoną przez szlachtę i jej legendzie służącą. Taki stan rzeczy przetrwał aż do wieku XIX, a nawet zaważył na rozwoju polskiej kultury w wieku XX.

196

Polski barok

O przemożnej roli kultury szlacheckiej w Polsce tego okresu świadczy m. in. fakt, iż w istocie na styl życia w dworku szlacheckim nie oddziaływał już silniej (jak to miało miejsce w epokach poprzednich) wzorzec dworu monarszego. Wprost przeciwnie — to szlachta stara się teraz narzucić kró­lowi swój styl życia i obyczaj. Już za Zygmunta Wazy podnosiły się głosy przeciw “cudzoziemskim" manierom króla (był Jagiellonem po kądzieli, po mieczu pochodził ze szwedzkiej dynastii) i jego otoczenia. Brać szlachecka domagała się głośno usunięcia z dworu zagranicznej mody i języka, żądała, by król chodził w polskim kontuszu i zachowywał się jak polski szlachcic. Postulaty te zostały spełnione dopiero przez Władysława IV, który umiał i chciał zabiegać o popularność. Żywe centrum życia kulturalnego, jakim był dwór Wazów w pierwszej połowie XVII w., miało raczej ograniczony zasięg oddziaływania. A przecież zarówno Zygmunt III, jak Władysław IV byli miło­śnikami i mecenasami sztuki na miarę ostatnich Jagiellonów, tylko że działali w zmienionych układach społecznych. Ich mecenat związany był najsilniej z Warszawą, dokąd na schyłku XVI w. przeniosła się siedziba dworu i gdzie skupiły się funkcje stołeczne (mimo iż formalnie Kraków nie utracił swej pozycji stolicy i na Wawelu odbywały się pogrzeby i koronacje królewskie). Moda i obyczaj dworski oddziaływały w tej epoce najsilniej na środowisko magnackie, zgromadzone wokół monarchy1.

Siedzibą królewską stał się teraz — tak jak uprzednio Wawel — Zamek Królewski w Warszawie. Stara gotycka budowla była już w XVI w. zbyt mała i skromna w stosunku do zadań, jakie miała spełniać. Od 1596 r. zaczęły się tu intensywne roboty budowlane, które specjalnego-rozmachu nabrały w la­tach 1598—1619. Gmach powiększono o trzy obszerne skrzydła; przedsta­wiał się on teraz jako nieregularny pięciobok, podwyższony o trzecie piętro i zwieńczony czterospadowym dachem. Dodano także dwie wieżyczki wyra­stające z fasady zachodniej i wielką przelotową 60m wysoką wieżę pośrod­ku, zwieńczoną barokowym hełmem. W Zamku mogły się teraz pomieścić pokoje dla króla z rodziną oraz dworem i sale dla obrad sejmowych. Przebu­dowę prowadzili architekci warszawscy — Jakub Rodondo i Gerard Klein-pold2.

197

Wnętrze Zamku urządzone było z typowym dla epoki zamiłowaniem do przepychu. Wszystkie pokoje miały drewniane pułapy o rzeźbionym i poli­chromowanym belkowaniu. Po raz pierwszy w Polsce zastosowano tu także na sklepieniach dekoracje stiukowe, białe na złotym tle. Ściany były gładzo­ne na połysk i malowane, zdobne “kawowego koloru marmurowymi portala­mi i kominkami". Posadzki sporządzono z dębowych tafli i ciemnych marmu­rów. W komnatach znajdowały się wielobarwne kaflowe piece i bogato rze­źbione barokowe meble, o których dyplomata francuski Le Laboureur wspo­mina, iż są “bardzo kosztowne". Na ścianach wisiały obrazy pędzla znakomi­tych mistrzów sprowadzane z zagranicy — Rubensa, Jordaensa, Rembrandta itd. — oraz wspaniałe arrasy i kobierce. Francuski podróżnik uważał, iż tutej­sze “tapiserie królewskie są najpiękniejsze nie tylko w Europie, lecz i w Azji"?. Pokoje oświetlone były dzięki oknom “w krzyż dzielonym", oszklonym fran­cuskimi szybami w ołowianej oprawie. O zmroku rozjaśniały je ciężkie brą­zowe i srebrne żyrandole oraz świeczniki. Najwspanialszą z komnat zamko­wych była tzw. Senatorska, ogromna (28,20 x ll,20m), z dziesięcioma ok­nami wychodzącymi na Wisłę i główny dziedziniec. Jej ściany pomalowane były w różnokolorowe desenie, a ponadto obwieszone kobiercami i opona­mi. Na plafonie o bogato profilowanych belkach, ze złoconymi bączkami i rozetami, umieszczone zostały znakomite obrazy Tomasza Dolabelli: Zdo­bycie Smoleńska i Złożenie hołdu Zygmuntowi III przez Szujskich. Sławny był również tzw. Gabinet Marmurowy, zwany tak od flandryjskiego marmu­ru, którym wyłożono jego ściany. Wiodło do niego pięcioro kolorowym dre­wnem intarsjowanych dwuskrzydłowych drzwi, z czarnymi barokowymi marmurowymi portalami. Znajdował się w nim m. in. bogaty kominek, nad nim lustro w złoconych ramach oraz 22 portrety przedstawiające człon­ków “familii Jagiellońskiej". Plafon malowany przez Dolabellę ukazywał ko­ronację Zygmunta III; inny umieszczony w Gabinecie obraz tego malarza przypominał wzięcie do niewoli pod Byczyną Maksymiliana Habsburga, pe­chowego współzawodnika Wazy w staraniach o polski tron. Zamek Królew­ski w Warszawie, zniszczony w czasie drugiej wojny światowej, został w ostatnich latach odbudowany w swym pięknym barokowym kształcie.

W latach l6l9—1625 wzniósł Zygmunt III w pobliskim Ujazdowie (dziś dzielnica Warszawy) mniejszy pałac jako dodatkową, podmiejską rezyden­cję. Usytuowany w pięknym ogrodzie mieszczącym zwierzyniec (założony jeszcze przez Bonę, która miała tu drewniany pałacyk), został pałac Uja­zdowski pomyślany jako czworoboczny, dwukondygnacjowy budynek, z czterema wieżami po bokach i loggią widokową od strony Wisły. Jego syl­wetka była wielokrotnie naśladowana przez architektów wznoszących rezy­dencje magnackie w drugiej połowie XVII i w początkach XVIII w. I ten gmach, zniszczony przez wojny, został ostatnio odbudowany w postaci wier­nej rekonstrukcji.

Zygmunt III był zapalonym kolekcjonerem4. Jego galeria malarska liczyła dziesiątki znakomitych płócien, "głównie włoskich i niderlandzkich. Agenci królewscy skupowali także obrazy dla zamkowej kaplicy i licznych kościo-

198

łów, którymi się opiekował pobożny monarcha. Król nawiązywał kontakty z najwybitniejszymi malarzami ówczesnymi, m. in. z Rubensem, który nama­lował jego konny portret (zrabowany w czasie “potopu"; obecnie w Grip-sholm, Szwecja). Uczeń Rubensa, świetny portrecista flamandzki, Pięter

199

Stoutman bawił jakiś czas na zaproszenie króla w Polsce, malując Zygmunta III oraz królową Konstancję w pysznych strojach koronacyjnych (obecnie Stara Pinakoteka, Monachium). Stałym malarzem nadwornym Wazów był wspom­niany wyżej, przybyły do Polski pod koniec XVI w. z Włoch, Tomasz Dola-bella, autor pełnych rozmachu malowideł sakralnych i historycznych (w tym także galerii portretów królów polskich, zdobiącej warszawski Zamek Kró­lewski). Większość z tych dzieł uległa jednak zniszczeniu w czasie wojen lub rozproszeniu. Podobny los spotkał zgromadzone przez Zygmunta III zbiory rzeźb, klejnotów, wyrobów ze złota, bursztynu itd.

Był też Waza, jako typowy człowiek baroku, wielkim miłośnikiem teatru. Do Warszawy docierały już w początkach XVII w. grupy angielskich akto­rów, dzięki którym zapoznano się z utworami Szekspira. Wzorem królew­skim organizowali przedstawienia teatralne na swych dworach magnaci, naj­pierw jako uświetnianie uroczystości rodzinnych (tak już w 1578 r. zaślubi­ny Jana Zamoyskiego z Gryzeldą Wiśniowiecką stały się okazją wystawienia dramatu politycznego Jana Kochanowskiego Odprawa posłów greckich), a wkrótce jako popularną rozrywkę. Nie żałowano również wydatków na kapele i muzykantów nadwornych. Zygmunt III utrzymywał w Warszawie 60 instrumentalistów i wokalistów; dyrygowali tym zespołem znakomici Włosi — Luca Marenzio, Asprilio Pacelli, Marco Sacchi. Wśród wybitnych muzyków nie brakło także Polaków (Bartłomiej Pękiel, Marcin Mielczewski, Piotr Elert, Adam Jarzębski). Mielczewski i Jarzębski byli znanymi swego czasu kompozytorami: pierwszy układał liczne koncerty, drugi zasłynął m. in. jako twórca okolicznościowej Kantaty smoleńskiej, sławiącej mili­tarne zwycięstwo.

Na wzór dworu Zygmunta III także magnaci kompletowali własne zespo­ły instrumentalno-wokalne i urządzali w swych rezydencjach koncerty oraz popisy śpiewacze. Również średnia szlachta i mieszczanie posiadali dość wy­soką kulturę muzyczną, m. in. dzięki programom szkół, dbałym o umuzykal-

77. Władysław IV na koniu. Warsztat T. DolabeUi

200

nienie młodzieży, licznym imprezom kościelnym połączonym z koncertami, zwyczajowi wplatania muzyki i śpiewu w obchody i uroczystości publiczne oraz prywatne. Gospody miejskie i wiejskie karczmy gromadziły z reguły muzyków i śpiewaków co wieczór mniej lub bardziej udatnie wykonujących popularne melodie dla zgromadzonych gości. W 1647 r. wyszedł przezna­czony dla mas podręcznik muzyki pióra Jana Aleksandra Gorczyna pt. Tabu-latura muzyki. Podróżni odwiedzający Polskę w XVII w. uważali, iż jest ona jednym z bardziej umuzykalnionych krajów w Europie.

Władysław IV kontynuował mecenat ojca. Za jego czasów królewska ka­pela, nieco zmniejszona liczebnie, stała się jednym z najlepszych w Europie zespołów tego typu. W czasie podróży do Włoch (1624—1625) oczarowały go powstałe tam właśnie pierwsze widowiska operowe, postanowił więc stworzyć w Warszawie nadworny teatr operowy5. Pierwsze widowisko tego typu odbyło się już w 1628 r.; w latach 1635—1648 miało miejsce w Warsza­wie 12 premier operowych i 3 baletowe (a więc więcej niż w Paryżu!). Po­mysły królewskie w tym zakresie naśladowali magnaci (Lubomirski w Wiśni-czu, Zamoyski w Zamościu), a nawet bogatsza szlachta, urządzająca w swych dworach przedstawienia, często siłami pańszczyźnianych chłopów. Kwitł tak­że teatr szkolny; imprezy teatralne organizowały zarówno gimnazja różno-wiercze, jak kolegia jezuickie, aktorami byli tu uczniowie, widzami zaś ich rodzice, a także okoliczna szlachta i mieszczanie. Również wszystkie uroczy­stości publiczne w tym czasie uświetniane były przez liczne, z wielkim prze­pychem realizowane, przedstawienia różnego typu (komedia dell'arte, żywe obrazy, widowiska pirotechniczne itd.), przemawiające do pobudliwej wyo­braźni ludzi baroku.

Władysław TV interesował się, podobnie jak jego ojciec, także malar­stwem i zebrał dużą galerię płócien w swojej ulubionej rezydencji warszaw­skiej, zwanej potem pałacem Kazimierzowskim (dziś część uniwersytetu). Kilkakrotnie pozował Rubensowi, skupował liczne dzieła innych mistrzów flamandzkich oraz włoskich, antyczne rzeźby, wyroby złotnicze i konwisar-skie. I te zbiory uległy jednak rozproszeniu. Przetrwał jako dowód zaintere­sowań artystycznych drugiego Wazy na polskim tronie wykonany na jego polecenie znany warszawski pomnik Zygmunta III. Model postaci króla za­projektował bolończyk Clemento Molli, odlewu dokonał w 1644 r. mistrz gdański Daniel Tym. Kolumna Zygmunta tak zrosła się z panoramą miasta, że do dziś uważana jest za symbol Warszawy (obok Syrenki — jej herbu).

Z poczynaniami królewskimi rywalizowali magnaci zarówno duchowni, jak świeccy, kolekcjonując dzieła sławnych malarzy (kanclerz Jerzy Osso­liński posiadał np. oryginalne obrazy pędzla Rafaela, Tycjana, Durera, w Wi-śniczu Lubomirskich znajdowały się płótna Ribery, Albaniego, Voueta) i wznosząc liczne okazałe budowle barokowe. Polska (wraz z Italią, Hiszpa­nią, Czechami i Austrią) należy do grupy tych krajów europejskich, w któ­rych architektura barokowa rozkwitała specjalnie wspaniale, wyciskając spe­cyficzne piętno na całym krajowym pejzażu6. Wiele rezydencji magnackich wzniesionych w tym czasie nawiązywało mniej lub bardziej bezpośrednio

201

78.Łańcut, paląc,

1629—1641. Arch. M. Trapola Przebudowany w XVIII i XIX w. m. in. przez Ch. P. Aignera

do wzoru ujazdowskiego (Kruszyna Denhoffów, Biała Podlaska Radziwiłłów, Łańcut Lubomirskich). O rozmiarach przedsięwzięć podejmowanych przez niezwykle potężne w dobie kontrreformacji duchowieństwo świadczy najle­piej, zbudowany w latach 1636—1642 wedle projektu Jana Trevana na pole­cenie biskupa krakowskiego Jana Zadzika, przepyszny pałac biskupi w Kiel­cach. Do najwspanialszych barokowych świeckich pałaców należą powstałe w połowie XVII w. na skarpie wiślanej w Warszawie bajkowe rezydencje Koniecpolskich i Kazanowskich, otoczone wspaniałymi ogrodami, spływają­cymi tarasowo ku rzece; wśród zieleni kryły się liczne rzeźby, altany i fon­tanny. W drugiej połowie XVII w. wzniesiono, wedle projektu spolszczo­nego Holendra, Tylmana z Gameren, warszawski pałac Krasińskich; Tylman z Gameren był też autorem wielu innych rezydencji magnackich powstałych w tym czasie w Polsce.

Pod koniec stulecia pojawiły się nowe ciekawe pomysły architektoni­czne, wiążące cechy barokowe z tradycją dawnego budownictwa polskiego. Ich świetnym przykładem była okazała rezydencja Sobieskiego w Wilanowie pod Warszawą, dzieło Włocha Augustina Locciego. Ciekawy to przykład triumfu gustów szlacheckich i ich wpływu na dwór monarszy, dowód odwrócenia

202

kierunków oddziaływania kulturalnego. Także pod względem mody i obyczaju (rezygnacja z ceremoniału przestrzeganego jeszcze za Wa­zów, szlachecki strój króla i jego dworzan) dwór Sobieskiego przypominał żywo — nieco tylko powiększony — dworek zamożnego szlachcica, Sarmaty.

Ożywione budownictwo magnacko-szlacheckie na terenie Warszawy do­prowadziło do charakterystycznych zmian w sylwetce miasta. Warszawa mieszczańska, skromna i uboga, zepchnięta zostaje na margines ogromnej aglomeracji miejskiej, rozrastającej się na terenie stolicy. Choć przebudowa­ne i zdobione barokowo, kamieniczki mieszczańskie nie mogły się równać z przepychem pałaców magnackich i dworów szlacheckich. Wygląd stolicy dowodził dobitnie, że w starej konkurencji szlachta — mieszczaństwo ta pierwsza odniosła zwycięstwo ostateczne także na polu kultury.

Zwycięstwo to nie oznaczało oczywiście całkowitego zaniku aktywności mieszczaństwa na polu architektury. Początek XVII w. przyniósł ostatnie wspaniałe osiągnięcia budownictwa mieszczańskiego i mecenatu mieszczań­skiego. W Gdańsku Antoni van Opbergen wznosi (1602—1605) Arsenał, Abraham van dem Blocke przebudowuje dawną Bramę Długouliczną w Bra­mę Złotą (1612—1614), przekształca fasadę Dworu Artusa (1616—1618) i projektuje słynną fontannę Neptuna (zrealizowana 1606—1633). Kamienica burmistrza Jana Speimanna przy gdańskim Długim Targu otrzymuje tak świetną fasadę, iż odtąd zwana będzie Złotą (1609—1617). Liczne kamienice

203

Warszawy (Baryczków 1629—1633, Falkiewiczów 1642), Krako­wa, Lublina, Lwowa, Poznania i innych miast otrzymują w pierwszej połowie XVII w. mniej lub bardziej oryginalne, bogato zdobione elewacje. W Kazi­mierzu nad Wisłą w latach 1615—1635 powstają słynne kamienice: Przybyłowska i Celejowska. Lwów wzbogaca się w latach 1609—1617 o wspaniałą kaplicę Boimów. Powstają też w owym czasie liczne piękne epitafia i na­grobki mieszczańskie. Wypierane z handlu mieszczaństwo lokuje swe kapi­tały w tego typu przedsięwzięcia bardzo chętnie, gdyż rozładowywały one w pewnym sensie jego frustracje związane z upadkiem znaczenia społecz­nego i politycznego, miały dowodzić potęgi i znaczenia patrycjuszowskich rodzin8.

Ale polski barok to przede wszystkim kościoły. Epoka kontrreformacji manifestowała swą pobożność wznoszeniem dziesiątków nowych oraz prze­budową i rozbudową większości starych świątyń. Wzniósł więc Tylman z Gameren bogato zdobiony, wielki kościół Św. Anny w Krakowie. W Warszawie pod jego kierunkiem zbudowano kościoły Bernardynów i Sakramentek. Licz­ne barokowe świątynie powstały w Poznaniu, Wilnie, Lublinie, we wszyst­kich miastach i miasteczkach całej ogromnej Rzeczypospolitej. Kapiące od złota, pełne rzeźb, obrazów i innych ozdób wnętrza, urządzone z iście ma­gnackim przepychem, miały stanowić godną oprawę dla odbywających się tu coraz wspanialszych, coraz bardziej teatralnych nabożeństw, najskutecz­niej przemawiających do pobożności ludzi baroku, rozmiłowanych w ge­stach i luksusie.

204

Jednym z charakterystycznych dla epoki przedsięwzięć było budownic­two “kalwarii", odtwarzające etapy męczeńskiej drogi Chrystusa, i stąd tak cenione przez teatralną dewocję ówczesną. Prototypem stała się Kalwaria Zebrzydowska, rozplanowana i wzniesiona w latach 1603—1609 przez wo­dza rokoszan Mikołaja Zebrzydowskiego. Początkowo zbudowano tu kla­sztor i kościół dla bernardynów; budowle te obrosły wkrótce w kilkadziesiąt

205

kaplic, mających obrazowo upamiętniać Pańską Mękę. Wokół religijnego centrum powstało miasteczko, specjalizujące się w obsłudze pobożnych pielgrzymów. Pomysł Zebrzydowskiego naśladowano w Wejherowie na Po­morzu, w Górze Kalwarii pod Warszawą i innych miejscowościach?

Epoka baroku stoi w Polsce, jak i w całej Europie, nie tylko pod znakiem gorliwej religijności, ale i nieustannej pamięci o śmierci. Było to powodem

206

powstania nad Wisłą specjalnych form twórczości plastycznej. Jedną z wa­żnych gałęzi polskiej sztuki barokowej stały się nagrobki i portret trumien­ny. Wspaniałe, marmurowe pomniki na cześć zmarłych (z postacią klęczącą lub leżącą, często piętrowe, z kombinacją podobizn kilku zmarłych) fundują w licznych kościołach duchowni (nagrobki Tylickiego w Krakowie, Cieleckiego w Płocku, Szołdrskiego w Poznaniu, Batorych w Barczewie), ma­gnaci świeccy (Działyński w Nowym Mieście, Kazanowski w Warszawie), średnia szlachta (Skotnicki w Krośnie). Za ich przykładem szli zamożni mie­szczanie. Fundowane przez patrycjuszy grobowe kaplice kopułowe (Kampinów i Boimów we Lwowie, Górskich w Kazimierzu Dolnym) stanowiły na­śladownictwo niezmiernie popularnego wśród polskiej magnaterii pod ko­niec XVI i w pierwszej ćwierci XVII w. typu kaplic mauzoleów rodowych. Również nagrobki mieszczan wzorowane były na nagrobkach szlacheckich lub stanowiły ich redukcję (nagrobek Melchiora Walbacha w kościele w Kar­czewie, Mikołaja Przybyły w farze w Kazimierzu Dolnym, nagrobki Betma-nów, Montelupich, Cellarich w kościele Mariackim w Krakowie, Wojciecha Oczki w Lublinie, rodziny Bahrów w Gdańsku). W połowie XVII w. moda na nagrobki z całymi postaciami wygasa, ustępując miejsca popiersiom (kra­kowskie nagrobki biskupów Marcina Szyszkowskiego i Jakuba Zadzika). Roz­powszechniał się jednocześnie charakterystyczny dla polskiej obyczajowoś­ci szlachecki portret trumienny. Były to wykonywane na blasze lub drewnie kolorowe, realistyczne (nie zawsze zresztą reprezentujące wysoki poziom artystyczny) podobizny zmarłych szlachciców i szlachcianek, umieszczane

83. Warszawa, kościół

Bernardynów, 1690—1693. Aren. Tylman z Gameren. Dekoracja de la voute, ok. 1693 r.

207

84. Kalwaria Zebrzydowska. Kaplica Grobu Matki Boskiej, 1611—1615

na trumnie. W ten sposób obecni w czasie obrzędów pogrzebowych człon­kowie rodziny i przyjaciele mieli przed oczyma twarz żegnanej osoby. Ten rodzaj malarstwa, uprawiany przez cały wiek XVII i XVIII (aż do początków XIX), przysporzył polskiej sztuce wiele cennych dzieł. Portrety trumienne zawierały z reguły rezultaty wnikliwej obserwacji człowieka, jego ciekawą charakterystykę psychologiczną, wspartą na bardzo rzeczowej i wiernej pró­bie odtworzenia rysów, bez ich idealizacji (ukazywanie deformacji twarzy, ewentualnie nawet kalectwa), ale z nawiązaniem do charakteru modela, podkreśleniem jego wieku itd. (np. piękne przedstawienia młodych nie po­zbawionych kokieterii kobiet, poważnych, pełnych godności matron i star­ców). Portret trumienny, przybliżający nam dawną “sarmacką" szlachtę, jest

208

zupełnie wyjątkowym przejawem polskiego obyczaju i specyficznej, wy­kształconej nad Wisłą kultury artystycznej10.

Malarstwo rozkwita w wieku XVII w sposób szczególny także poza por­tretem trumiennym. Kontrreformacja widziała w nim potężny środek pro­pagandowy, przemawiający zarówno do wykształconych warstw społecznych, jak i analfabetów. Kościół popierał masową produkcję kultowych obrazów,

85. Kraków, kościół Św. Anny, 1689—1703. Arch. Tylman z Gameren

14 — M. Bogucka, Dzieje kultury

209

86. Tarnów,

katedra.

Fragment

nagrobka

Ostrogskich,

1612—1620.

Aren. J. Pfister

może nie zawsze najwyższego lotu artystycznego, ale za to zrozumiałych, wymownych i podporządkowanych w zakresie koncepcji oficjalnej potry-denckiej doktrynie. Tematy mistyczne, tak często podejmowane przez kontr-reformacyjne malarstwo na zachodzie Europy, w Polsce nie były zbyt popu­larne. Budujące motywy .czerpano z życiorysów świętych (zwłaszcza obu Stanisławów: biskupa męczennika i siedemnastowiecznego młodzieńca z rodu Kostków, a także Wojciecha, Jacka, Kazimierza) oraz z życia Świętej Rodziny. Zwłaszcza ulubiona stała się w tym czasie tematyka maryjna. Tło obrazów wyposażano najchętniej w swojskie realia — zarówno krajobraz, jak strój osób statystujących nawiązywał do codziennego życia w Rzeczypo­spolitej. Tępił natomiast Kościół zdecydowanie w malarstwie wszelką “nie-przystojną" nagość, zakazywał umieszczać w scenach religijnych postacie zwierząt itd. Adam i Ewa, półnaga Magdalena, te częste motywy malarstwa renesansu, zostały w XVII w. obłożone oficjalną anatemą, co nie znaczyło, że znikły one w istocie z płócien.

Wyróżniały się zwłaszcza dwa ośrodki malarstwa polskiego w tym czasie. Na Pomorzu, pod wyraźnymi wpływami flamandzko-holenderskimi (które

210

zdominowały także tamtejszą architekturę), kwitła twórczość portretowa i religijna. Z licznych artystów tego kręgu najwybitniejsi to Herman Hań, mistrz światłocienia, autor wielkich płócien zamawianych przez cystersów dla Oliwy oraz Pelplina (Adoracja Dzieciątka, Koronacja NMP) oraz Bartło­miej Strobel (Św. Anna Samotrzecia, Męczeństwo św. Szczepana).0bsi) uprawiali również sztukę portretową, Hań malując cykl konterfektów opa­tów i dobrodziejów klasztoru oliwskiego oraz podobizn magnatów pomor­skich Wejherów, Strobel upamiętniając twarze pomorskich bogatych miesz­czan oraz magnatów i szlachty z całej Polski. Wybitnymi portrecistami z tego ośrodka, pracującymi głównie dla królewskiego dworu i licznych ma­gnackich odbiorców, byli także gdańszczanie: Adolf Boy (twórca znanego portretu Władysława IV w stroju koronacyjnym, autor licznych obrazów alegorycznych, a także wspaniałych dekoracji miasta w 1646 r. w czasie

211

powitania Ludwiki Marii w Gdańsku) i Daniel Schultz. Cykl wykonanych przez tego ostatniego konterfektów dostojników polskich (m. in. Karola Ferdy­nanda Wazy, Janusza i Bogusława Radziwiłłów, Lubomirskich) został następ­nie spopularyzowany przez znakomitego barokowego sztycharza, działają­cego w połowie XVII w. w Gdańsku — Wilhelma Hondiusza. Nieco młodszy od niego inny gdański sztycharz, Jeremiasz Faick, kontynuował ten kierunek twórczości w drugiej połowie XVII w. Do najlepszych jego prac należały wizerunki Łukasza Opalińskiego, Andrzeja Leszczyńskiego, Jerzego Lubomir-skiego, Bogusława Radziwiłła; wszystkie wykonane według portretów Schul­tza. Ośrodek pomorski, liczny i bardzo aktywny, oddziaływał na całą Polskę. Kwitło tu m. in. także malarstwo rodzajowe i widokowe (np. widoki Gdań­ska A. Moellera i J. Kriega), uprawiano pod wpływem Holandii martwą natu-

212

(A. Stech). Płótna pomorskich mistrzów oraz ich liczne naśladownictwa spotyka się nie tylko w sąsiedniej Wielkopolsce i na Kujawach, ale także w Malopolsce.

W Polsce południowej centrum życia artystycznego skupiło się w Krako­wie, gdzie przez kilkadziesiąt lat tworzył pracowity i utalentowany Tomasz Dolabella, malarz nadworny Wazów. Nie przeniósł się on jednak z dworem do Warszawy, ale pozostał w Krakowie, pracując także dla licznych zakonów mających siedzibę w tym mieście i jego okolicy. Do najwybitniejszych prac Dolabelli należy wystrój malarski kościoła i klasztoru Dominikanów krakow­skich. Żywy kolorystycznie, operujący tłumami postaci, przypomina w na­stroju weneckiego mistrza Dolabelli — Yeronesa (Uczta w Kanie, Chrystus w domu faryzeusza Szymona). Pod wpływem Dolabelli pozostawali liczni małopolscy malarze tego okresu, tworzący dziesiątki obrazów dla kościołów i klasztorów tego terenu.

Dorobek plastyczny polskiego baroku rozkwita więc pełnią barw i bla­sków. Barok stanowił artystyczny odpowiednik sarmatyzmu, znakomitą

89. Jan Sobieski. Rys.

A. van Bloemen, ryt. B. Kilian, 1685 r.

213

90. Kraków,

klasztor

Dominikanów.

Cudowne

rozmnożenie

chleba..

Mai. T. Dolabella,

XVII w.

91. Powroźnik, cerkiew. XVII w.

oprawę dla tego prądu, kochającego się w ekspresji, kolorach, bogactwie". Wschodni przepych, tworzący nieodłączny element życia kulturalnego Pol­ski w XVII w., nadawał nadwiślańskiemu barokowi specyficzny, niepowta­rzalny charakter. Od strony społecznej był barok tworem mecenatu królew-sko-magnackiego i kościelno-szlacheckiego i tym grupom służył jako oprawa ich statusu socjalnego oraz wykładnik ich ideologii. Udział mieszczaństwa był znacznie skromniejszy i polegał już w większej mierze na dostarczaniu twórców niż mecenasów i konsumentów dóbr kulturalnych (choć oczywiś-

215

92. Św. Lipka,

pow. olsztyński,

kościół

parafialny.

Fragment

polichromowanego

barokowego

sklepienia,

XVIII w.

cię nie należy zapominać w tym kontekście o nielicznych grupach patrycja-tu dużych bogatych miast i ich aktywności). Tak więc w sferze życia artysty­cznego odbijały się wyraźnie przemiany zachodzące w stosunkach społecz­nych i politycznych kraju. I w tym zakresie zwycięstwo “szlachetnie urodzo­nych" miało daleko idące konsekwencje.

216

Między Sasami a odnową

Wojny połowy XVII w. spustoszyły straszliwie całą Polskę. Za działaniami wojennymi szły w trop głód i zaraza. Już w 1652 r. mór nawiedził ziemie polskie, zabijając — jak z pewną przesadą obliczali współcześni — kilkaset tysięcy osób. W drugiej połowie XVII w. liczba ludności spadła o 25%;

około 1725 r. mieszkało na terenach Rzeczypospolitej niewiele więcej niż 6 min ludzi. Ucierpiały zwłaszcza miasta — tutaj ubytek mieszkańców docho­dził po szwedzkim “potopie" do 70%, straty w budynkach wynosiły nie­rzadko 70—80%. Również setki wsi zo& iło zrównanych z ziemią. Lustrato­rzy dóbr królewskich określają w Wielkopolsce w 1661 r. 50—70% grun­tów chłopskich jako “opustoszałe". Na Mazowszu obsiewano w latach 1660—1661 zaledwie 15% łanów. Uprawne dawniej pola zarastały lasem i chaszczami, katastrofalnie spadło pogłowie bydła, trzody chlewnej, koni1.

Dźwiganie się po zniszczeniach wojennych następowało powoli i bardzo nierównomiernie. Najszybciej odbudowała się Warszawa, dzięki inicjaty­wom jednak nie mieszczaństwa, lecz magnatów i bogatej szlachty, nabiera­jąc wskutek tego ostatecznie charakteru wielkiej aglomeracji rezydencjo-nalnej. Znacznie gorzej wyglądała sytuacja innych miast. W takim np. Krako­wie odbudowa i rozbudowa dotyczyła niemal wyłącznie budowli sakralnych (reformaci, wizytki, kapucyni, kościół Św. Anny). Kamienice mieszczańskie straszyły wszędzie popękanymi murami, sypiącym się tynkiem, pustymi oczodołami okien. Mniejsze miasta zamieniały się w półwsie. Znaczna część ich mieszkańców nie mogąc utrzymać się z rzemiosła czy handlu uprawiała pólka i ogrody, hodowała świnie i drób, powracała niemal do gospodarki samowystarczalnej.

Na wsi zapobiegliwie dźwigał z ruin swój folwark szlachcic, bezwzględ­nie zwiększając w tym celu eksploatację chłopa; gospodarstwo tego ostat­niego tylko bardzo powoli mogło się odrestaurować. Brakowało wszystkie­go: narzędzi, inwentarza, ziarna na zasiew, nawet czasu do pracy na własnej roli w związku ze zwiększonym wymiarem pańszczyzny, a także energii

217

93. Warszawa,

pac

Krasińskich.

Budowa

rozpoczęta

w 1676 r.,

arch. G. Belotti

rekonstrukcja

1688—1689,

arch. Tylman

z Gameren

i inicjatywy, stłamszonej od dziesięcioleci przez nadmierny wyzysk wsi2.

Ale folwark szlachecki też miał swoje kłopoty. W związku ze zmienioną sytuacją na rynkach światowych (rozwój rolnictwa na zachodzie Europy, po­czątki eksportu zboża rosyjskiego) Polska straciła w drugiej połowie XVII w. pozycję monopolistycznego spichlerza międzynarodowego. Eksport spadł do 30—45 tyś. łasztów ziarna rocznie, skurczył się więc o ponad połowę, a ceny, jakie teraz za zboże uzyskiwano, nie mogły zadowolić producen­tów3. Zmniejszył się również popyt na rynku krajowym wskutek spadku licz­by ludności miast i jej zubożenia4. Zaczął się więc niefortunny w konse­kwencji przerób nadmiaru ziarna na napoje — piwo i gorzałkę; aby zapew­nić zbyt takiej ilości trunków, wprowadzała szlachta do swoich dóbr mono­pol propinacyjny, tzn. zakaz pędzenia alkoholu przez chłopów, połączony z przymusem zakupu określonej ilości napojów dworskich. Miało to, znane dobrze, zgubne następstwa dla zdrowia i kultury wsi.

Najszybciej odbudowały się po zniszczeniach i najłatwiej osiągały rów­nowagę gospodarczą majątki magnackie. Rezultatem tego były zmiany w strukturze własności ziemskiej i koncentracja ziemi w rękach wielkich wła­ścicieli, a także — ubożenie drobnej szlachty i jej wzrastające uzależnienie od wielkich panów. Otoczeni własnymi pocztami zbrojnymi, chmarami dworzan, hajduków, czeladzi, magnaci już otwarcie rządzili województwami5.

Życie polityczne kraju ulegało szybkiemu rozkładowi. Wskutek zwycię­stwa zasady liberum veto wiele sejmów kończyło się zerwaniem i rozjecha­niem się posłów do domów bez podjęcia uchwał6. Toteż coraz więcej decy­zji — zwłaszcza podatkowych — podejmowano na sejmikach. Rezultatem

218

tego była nierównomierność opodatkowania poszczególnych województw, przypadkowość i chaos utrudniający gospodarkę finansową państwa.

Sytuacja stawała się groźna, zwłaszcza że były to lata kształtowania się u granic Polski mocnych a nieprzyjaznych państw: Rosji zreformowanej wła­śnie przez Piotra I, Austrii, w której podwaliny pod światły absolutyzm kładli kolejno cesarze: Leopold I, Józef I i Karol VI, Prus, gdzie w 1701 r. dawny lennik Polski, elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm, koronował się na króla. Otoczona przez silne, sprężyście rządzone, posiadające sprawny apa­rat biurokratyczny i liczną armię państwa, Rzeczpospolita znalazła się w tru­dnym położeniu. Jej niewydolność obnażyć miała w sposób drastyczny nad­ciągająca właśnie wojna północna (1700—1721). Zaangażowanie się w tym konflikcie przez Augusta II spowodowało — jak wiemy — zalanie Polski przez obce wojska i kolejne straszliwe spustoszenie. Wieloletnie działania wojenne, przemarsze wojsk, grabieże, gwałty, kontrybucje zniszczyły do gruntu liczne miasta i wsie. Stan klęski pogłębiały nieszczęścia elementarne, które nasiliły się w początkach XVIII w., występując niemal co roku (susze, powodzie, grady, pożary, plagi szarańczy, zarazy)7.

Panowanie drugiego Sasa na polskim tronie, Augusta III, przeszło do tra­dycji jako okres najgłębszego upadku dawnej Rzeczypospolitej. Między ro­kiem 1736 a 1763 nie zdołano doprowadzić ani jednego sejmu do końca! Poziom kulturalny szlachty obniżył się do katastrofalnego stanu. Główne ro­zrywki stanowiły hałaśliwe uczty i pijaństwo. Humor zdegenerował się do prostackich grubiaństw, zainteresowania skurczyły do granic powiatu; po­trzeby intelektualne prawie nie istniały. Zaspokajało je w pełni charaktery­styczne dla tego okresu ubogie piśmiennictwo, a więc broszurki o treści re­ligijnej, kalendarze pełne sensacyjnych “osobliwych" wiadomości o karłach, dziwolągach itp. wybrykach natury, silva rerum, w których przeważały coraz częściej recepty, niewybredne wierszyki i nieskomplikowane porady domowe.

Świat pojęć i wyobrażeń szlachcica żyjącego w tej epoce był naiwny i prostacki; brakowało także szlachcie wyrobienia politycznego. W 1764 r. jezuita Szymon Majchrowicz wydał traktat pt. Trwałość szczęśliwa króle­stw albo ich smutny upadek, w którym pomyślność i potęgę państw albo ich katastrofę uzależniał bezpośrednio od woli Bożej i gorliwości religijnej ich mieszkańców, czyniąc przejrzyste aluzje do sytuacji Polski. Jakoż szla­chta była przekonana, że dopóki tylko wierzy i spełnia dość gorliwie for­malne obowiązki nakładane przez Kościół, ojczyźnie nic zagrozić nie może. Postawy takie miały okazać się niesłychanie niebezpieczne, zwłaszcza w ów­czesnej trudnej sytuacji międzynarodowej.

Literatura piękna, która docierała zresztą tylko do nielicznych, składała się w dużej mierze z licho wierszowanych, pełnych makaronizmów legend i opowieści o świętych. Poważniejsze dzieła należały do rzadkości (np. A. Jabłonowskiego Pamiętne uprowadzenie wojska z cieśniny bukowiń-skięj w r. 1685, opublikowany w 1745 r. poemat o pewnych walorach arty­stycznych i patriotycznych). Na tym tle dobrze wypada twórczość “Safony polskiej", Elżbiety Drużbackiej, autorki sentymentalnych romansów i robią-

219

94. Lament różnego stanu ludzi nad umarłym kredytem. Drzeworyt, 1655 r.

cych duże wrażenie wierszy (Opisanie czterech części roku, Cztery elemen­ty), zawierających sugestywne opisy przyrody. Uroda polskiego krajobrazu, pogodny urok wsi, kaprysy zmiennej pogody przewijają się przez pełne wdzięku wiersze Drużbackiej. Składali też hołd poetce liczni współcześni, sławiąc ją słowem i piórem. Inna kobieta, literatka tego czasu, Franciszka Urszula Radziwiłłowa, autorka wierszowanych Listów do męża. Przestróg córce, a także kilku sztuk teatralnych, nie osiągnęła takich jak Drużbacka suk­cesów. Zresztą — jak już wspominano — literatura miała w tych latach wy­jątkowo wąski zakres oddziaływania.

Obraz malowany zbyt jednostajną, ciemną farbą byłby jednak fałszywy. Już w tych latach, które przeszły do społecznej świadomości historycznej jako epoka ciemnoty i zwyrodnienia, pojawiały się jaskółki nowego. W nie­których majątkach właściciele, widząc jak mało pożytku przynosi przymu­sowa praca zabiedzonych chłopów, zamieniali pańszczyznę na daniny i czynsze.

220

Stopniowo odbudowywały się więzi towarowo-pieniężne, formował ry­nek, powstawały manufaktury, zakładane głównie przez magnatów, rzadziej przez mieszczan. Wraz z ożywieniem ekonomicznym zaczynała się budzić reformatorska myśl społeczno-polityczna. Duże znaczenie w tych procesach miało zapoczątkowanie reformy nauczania. Podjęli się tego zadania pijarzy, m. in. wprowadzając do swoich szkół nauki przyrodnicze i rozpoczynając walkę z rozplenioną ciemnotą oraz zabobonem. Reformę szkół pijarskich przeprowadził jeden z najwybitniejszych działaczy tego okresu, ksiądz Stani­sław Konarski (1700-1773 ). Z założonego przezeń w 1740 r. Collegium Nobilium wyszedł zastęp patriotycznej młodzieży, rozbudzonej naukowo i politycznie.

Powoli odradzało się społeczne zainteresowanie nauką i literaturą. Bi­skup Józef Andrzej Załuski, który zgromadził ogromną bibliotekę, liczącą po­nad 300 tys. druków i rękopisów, przekazał ją w 1748 r. na własność Rze­czypospolitej, udostępniając w ten sposób do użytku publicznego. S. Konar­ski przystąpił do wydawania pomników ustawodawstwa sejmowego (Volu­mina legum, służące do dziś badaczom prawa i historii), inny pijar, Maciej Dogiel, przygotował do druku zbiór traktatów międzynarodowych Rzeczy­pospolitej. Mieszkający w Warszawie Saksończyk Lorenz Christian Mitzler de Kolof zapoczątkował czasopiśmiennictwo naukowe, publikując “Nowe Wiadomości Ekonomiczne i Uczone".

Niektórzy pisarze i myśliciele zaczynali coraz śmielej podkreślać konie­czność reform społecznych i politycznych. Konkurent Sasów do tronu, Sta­nisław Leszczyński, osiadłszy we Francji zainspirował napisanie traktatu pod znamiennym tytułem: Głos wolny wolność ubezpieczający, w którym żądał obdarzenia chłopów wolnością osobistą, zamiany pańszczyzny na czynsze,

221

polepszenia doli mieszczan i opieki nad rozwojem handlu oraz przemysłu. W dziedzinie politycznej postulował ograniczenie liberum veto, usprawnie­nie obrad sejmowych przez przedłużenie czasu ich trwania, powołanie sta­łych form rządu w postaci rad ministerialnych, powiększenie wreszcie stałej armii do 100 tyś. żołnierzy. Jeszcze dalej idący program reform rozwijał Ko-

222

narski w dziele O skutecznym rad sposobie (1763), domagając się zniesie­nia liberum veto, reformy sejmu, zmniejszenia roli sejmików. Wojewoda po­znański Stefan Garczyński w wydanej w 1749 r. Anatomii Rzeczypospolitej Polskiej podkreślał rolę miast i przemysłu, wysuwał hasła bicia dróg, budo­wy kanałów i manufaktur, ulżenia doli chłopa, wzorem angielskich ekonomi­stów uznających pracę za główne źródło bogactwa. Podobne poglądy głosił wspominany już Mitzler de Kolof w wydawanym przez siebie czasopiśmie, rozwijając program ograniczenia importu wyrobów obcych do Polski i snu­jąc plany rozbudowy produkcji krajowej, która nie tylko zaspokoiłaby po­trzeby rynku, ale i dała pracę setkom ludzi wegetującym w miastach. Po-dźwignięcie handlu polskiego widział Mitzler w utworzeniu kompanii kupiec­kiej na wzór istniejących w Holandii i Anglii; proponował też powołanie do życia Kolegium Kupieckiego — organu złożonego z fachowców, którzy by czuwali nad stanem krajowego handlu i przemysłu8.

Pomysły Konarskiego i Leszczyńskiego, Garczyńskiego i Mitzlera de Ko­lof nie miały oczywiście szans realizacji w dobie saskiej. Do tłumów szla­checkich nowe, śmiałe myśli przesiąkały bardzo powoli, u wielu budziły one

97. Karol Radziwiłł

Panie Kochanku. Sztych XVIII w.

223

98. Kraków, kościół

00. Pijarów, 1714—1761

duże opory. Konserwatywny szlachcic prowincjonalny nie widział potrzeby rezygnowania z ustalonego od dziesiątków lat trybu życia, nie rozumiał, że nowe czasy niosły nowe wymagania, nie zdawał sobie sprawy z nieuchron­ności pewnych procesów i niebezpieczeństw grożących coraz wyraźniej polskiej państwowości w jej archaicznej na tle ówczesnej Europy formie. A jednak coś się zaczynało zmieniać w tym inercyjnym, sennym społeczeń-

224

stwie. Ziarno rzucone w pierwszej połowie XVIII w. przez śmielszych i ro-zumniejszych synów epoki miało już wkrótce zakiełkować. Śmierć Augusta III otworzyła okres ostrych walk nie tylko o władzę, lecz także o zreformowa­nie ustroju Rzeczypospolitej. Obiór na króla kandydata “Familii", Stanisława Augusta Poniatowskiego, otwiera burzliwą epokę heroicznych zmagań o gruntowną reformę Rzeczypospolitej, utrzymanie niepodległości, rozbicie szkodliwych układów społecznych, o zwycięstwo wreszcie idei oświecenia. Pierwszy rozbiór (1773) nie oznaczał jeszcze katastrofy państwowej. Tery­torium państwa skurczyło się wprawdzie o 200 tyś. km2, tj. o 50%, ubytek liczby ludności wyniósł 35%, jednak wskutek żywego przyrostu naturalnego od połowy XVIII w. średnia zaludnienia z 19,6 w 1720 r. wzrasta w Polsce centralnej do 27,5 osoby — oznaczało to pozostanie w granicach Rzeczypo­spolitej ponad 7 min ludzi, a więc o l min więcej niż w czasach saskich. W dodatku klęska pierwszego rozbioru miała ogromne znaczenie psycholo-giczno-moralne: szok spowodowany tym wydarzeniem wstrząsnął opinią pu­bliczną szlachty i wyrwał ją z marazmu.

Mimo niekorzystnej sytuacji wewnętrznej lata po pierwszym rozbiorze stanowiły okres pomyślnego, przyspieszonego rozwoju gospodarczego i kulturalnego. Dźwigało się ze stuletniego przeszło zacofania rolnictwo, wchodziły w użycie nowe, udoskonalone narzędzia, sprowadzano dla popra­wienia rasy bydła wysokomleczne krowy z zagranicy, podobnie jak dające więcej wełny gatunki owiec. Rozwój hodowli sprzyjał intensyfikacji rolnic­twa (nawozy!). W niektórych okolicach trójpolówka ustępowała systemom wielopolowym i próbom wprowadzenia płodozmianu. Na polach poja­wiały się nowe, nie znane dotąd gatunki roślin, które wkrótce miały zrewo­lucjonizować produkcję rolniczą: lucerna, koniczyna (ważne jako pasza dla bydła), przede wszystkim zaś kartofle, oznaczające przewrót w dziedzi­nie konsumpcji. Rozpowszechniała się fachowa literatura rolnicza, dociera­jąc pod dachy licznych szlacheckich dworków. Niektórzy właściciele fol­warków zmniejszali lub w ogóle znosili pańszczyznę, zastępując ją czyn­szami i posługując się robotnikami wolnonajemnymi. Ci pracowali lepiej i wydajniej niż zabiedzony i obojętny na wyniki chłop pańszczyźniany9.

Innym przejawem ożywienia gospodarczego w Polsce stanisławowskiej był rozwój manufaktur10. Popierał je sam król, który zakładał liczne wy­twórnie fajansów, broni, wyrobów marmurowych, budował mennice i lud-wisarnie. Za jego przykładem w dzierżawionych przez siebie dobrach na Li­twie organizował produkcję podskarbi nadworny litewski Antoni Tyzen-haus. W manufakturach Tyzenhausa w Grodnie wyrabiano sukna, dywany, pasy, kapelusze, igły, szpilki, koronki, pończochy i inne towary sprowadzane przedtem niemal wyłącznie z zagranicy. Nastawała wśród magnatów moda na budowę manufaktur. W Końskiem i w Białaczowie Małachowscy wznieśli wytwórnię żelaza, w Nieświeżu, Nalibokach i Urzeczu Radziwiłłowie produ­kowali sukno, płótno, fajanse i szkło, Potoccy w Machnówce, Niemirowie, Brodach/Buczaczu zakładali fabryki naczyń fajansowych, czyli tzw. farfurnie, oraz manufaktury sukienno-kapelusznicze. W manufakturach tych wyzyski-

15 — M. Bogucka, Dzieje kultury 225

99. Stanisław Konarski. Portret pędzla nieznanego malarza z polowy XVIII w.

wano w szerokim zakresie pracę pańszczyźnianych chłopów, stąd różniły się one znacznie od kapitalistycznych zakładów Europy zachodniej.

Oprócz magnackich powstawały także manufaktury mieszczańskie, opar­te na pracy biedoty miejskiej i różnych “ludzi luźnych", często zresztą zatru­dnionych przymusowo. Skupiały się te zakłady głównie po większych mia­stach, takich jak Warszawa (słynna fabryka powozów Dangla, manufaktura sukienna Rehana), Kraków (Frystacki i jego warsztaty sukiennicze), Poznań (fabryka jedwabi Kluga). Dźwigało się także podupadłe w czasach saskich górnictwo i hutnictwo. Niestety, największy ośrodek wydobycia minerałów — Śląsk — nie wchodził już w granice państwa polskiego. W pierwszym rozbiorze utracono także na rzecz Austrii kopalnie soli w Wieliczce i Bo­chni. Rozbudowa kopalń skoncentrowała się więc na terenach Zagłębia Sta­ropolskiego (rudy i węgiel); wydobywano także miedź w królewskich ko-

226

palmach pod Kielcami i marmury w Dębniku. W całym kraju poszukiwano energicznie nowych złóż minerałów, m. in. w tym czasie odkryto słone źró­dła w Busku.

100. Czerwieńsk,

kolegiata.

Epitafium

Piotra Włosta

Dunina,

ok. 1750 r.

227

15*

101. Zagroda we wsi Dacki pod Korsuniem. Akwarela H. Miintza z 1781 r.

Niemało uwagi poświęcano handlowi zagranicznemu, który po pierw­szym rozbiorze znalazł się w szczególnie trudnej sytuacji. Wprawdzie Gdańsk nadal pozostawał w rękach Rzeczypospolitej, ale dostęp do niego został utrudniony przez Prusy. Zaczęto w związku z tym szukać innych dróg wywozu: drogami lądowymi na Cieszyn i do Austrii oraz przez Morze Czar­ne — stąd budowa kanałów łączących Niemen z Prypecią oraz Prypeć z Bu­giem, podjęta przez hetmana wielkiego litewskiego Michała Kazimierza Ogińskiego.

Wyrazem ożywienia gospodarczego Polski stanisławowskiej był szybki rozwój bankowości. Banki powstawały w tym czasie nie tylko w Warszawie, ale i w innych miastach (Kraków, Poznań, Lublin). Zakładali je wzbogaceni kupcy, wśród których rej wodzili warszawscy Tepperowie. Błyskawiczny wzrost fortuny Tepperów, od małego kramiku na warszawskim Starym Mie­ście do rozległego przedsiębiorstwa bankowego, handlowego, kamienic w mieście i willi pod miastem, jest bardzo charakterystyczny dla tej epoki, dającej szansę wybicia się przedsiębiorczym jednostkom także z mieszczań­skiego stanu.

Przykładem zbiorowej kariery mieszczańskiej tego czasu jest Warsza­wa". Z niespełna trzydziestotysięcznego ośrodka w pierwszych latach pano­wania Stanisława Augusta rozwinęła się do 1792 r. w ponad stutysięczne miasto, w którym kilkanaście procent ludności stanowiła szlachta. Właścicie-

228

lami nieruchomości było tylko 2% mieszkańców; na drugim biegunie miej­skiej społeczności znajdowali się nędzarze “bez środków do życia", coraz liczniejsi w tej epoce. Była więc Warszawa miastem ogromnych kontrastów społecznych, podobnie jak inne stolice Europy w tym czasie — Paryż, Lon­dyn czy Rzym. O kontrastach świadczy m. in. także fakt, że około 20% lud­ności miasta stanowiła służba różnego rodzaju — kamerdynerzy, hajducy, strzelcy, stangreci, lokaje, forysie, masztalerze itd., zaludniający przedpokoje i oficyny magnackich pałaców. Obok Warszawy “pałacowej" rozwijała się Warszawa przemysłowo-handlowa (dziesiątki manufaktur większych i mniej­szych, liczne banki i domy handlowe), związana z rodzącą się klasą burźuazji, a także Warszawa “inteligencka", na którą składały się coraz liczniejsze grupy wolnych zawodów (lekarze, prawnicy, dziennikarze), rekrutujących się zarówno z mieszczaństwa, jak ze zdeklasowanej szlachty. Odgrywały one niemałą rolę w rozwoju ruchu umysłowego i politycznego, którego centrum stała się w tym czasie stolica. Poniżej tych wszystkich grup znajdowały się “doły" ludności miejskiej, przekształcające się właśnie w zalążki proletariatu.

Struktury miejskie Warszawy rozwijały się więc szybko w kierunku układów cechujących stosunki w nowożytnym mieście kapitalistycznym, a odpowiadały

229

tym przemianom także rozległe procesy zachodzące w sferze kul­tury i mentalności mieszkańców stolicy. Powoli zacierały się różnice sta­nowe i życie miasta ulegało demokratyzacji, szokującej w porównaniu do niedawnych — i wciąż jeszcze panujących na prowincji — feudalnych oby­czajów. Narastały wprawdzie podziały nowe, które tworzył pieniądz, ale nie były one tak głębokie, jak poprzednie. Na zabawach karnawałowych i balach maskowych (tzw. redutach) szlachcic ocierał się o mieszczanina, obaj korzy­stali ze wstępu do założonych niedawno publicznych parków, do królew­skiej “Operami" (pierwsze publiczne przedstawienia od 1748 r.). “Szewc,

231

104. Warszawa, kościół Wizytek, 1755—1761. Arch. J. Fontana

krawiec i inny jakikolwiek rzemieślnik, okryty maską [redutową —M.B.}, hulał sobie zarówno z panami" — stwierdza współczesne źródło12. Były to zjawiska nie znane stuleciom poprzednim, świadczące o nadciąganiu no­wych czasów, które swe charakterystyczne odbicie znaleźć miały w literatu­rze i sztuce tego okresu.

232

Oświecenie nad Wisłą

Jednym z fundamentalnych czynników rozwoju kultury polskiej drugiej połowy XVIII w. było przełamanie postaw ksenofobiLi ponowne otwarcie się na wpływy Jolituralne Zachodu. Dzieła wielkich filozofów angielskich i francuskich: Bacona, Locke'a, Woltera, Monteskiusza, Rousseau, napływając nad Wisłę nakładały się na własne przemyślenia rodzimych intelektualistów, . inspirując do głębszych refleksji. Zetknięcie się katolickiego, szlacheckiego kraju z materialistyczną, mieszczańską filozofią wydało nieoczekiwanie boga­te owoce w różnych dziedzinach życia1. W świetle konfrontacji z Zachodem sarmatyzm jawił się jako zbiór absurdalnych poglądów i prostacki styl życia, nie do przyjęcia dla ludzi wykształconych i nowoczesnych, wśród których nie brakło nawet libertynów.

Nowe idee docierały do Polski głównie za pośrednictwem Francji, z któ­rą ścisłe związki dały w rezultacie zjawisko określane mianem “mody na francuszczyznę", wypierającej skutecznie wcześniejsze włoskie oraz turecko-tatarskie upodobania (co nie oznaczało kresu zafascynowania orientem i chińszczyzną, kontynuowanego w stylu już jednak zachodnioeuropejskiego oświecenia). Język francuski zastępując łacinę stał się teraz językiem warstw wykształconych. Każdy, komu tylko pozwalały dochody, wojażował do Pary­ża. Magnaci, zamożna szlachta, duchowni, bogaci mieszczanie — wszyscy ciągnęli nad Sekwanę. Stamtąd przywożono stroje, tamtejszy sposób bycia wypierał sarmackie obyczaje. Wyjazdy do Anglii, Holandii i Włoch były w tym czasie stosunkowo rzadkie, toteż mniejsze znaczenie należy przypisać wpływom idącym z tych krajów.

Zafascynowanie Francją nie ograniczało się do naśladownictwa w zakre­sie ubioru (modne fraki) i fryzury (pudrowane peruki) czy nawet stylu ży­cia. Dla grupy ludzi podejmujących krytykę zacofanych, feudalnych porząd­ków w Polsce wzorce mieszczańskiej, rewolucyjnej Francji były kopalnią pomysłów, rozwiązań, pouczeń. Sceptycyzm francuskich pisarzy zarażał pol­skie koła oświecone, dając im do ręki gotową broń przeciw fanatyzmowi,

233

ciemnocie, uprzedzeniom stanowym. Na łamach licznych powstających wła­śnie czasopism, jak “Monitor", redagowany przez rzutkiego publicystę, byłe­go jezuitę Franciszka Bohomolca, jak “Zabawy Przyjemne i Pożyteczne", “Pa­miętnik Historyczno-Polityczny", toczyły się ożywione dyskusje na tematy światopoglądowe i polityczne. Ważną rolę wychowawczą i propagandową spełniał także istniejący w Warszawie od 1765 r. stały teatr, kierowany przez świetnego aktora, dramatopisarza i reżysera w jednej osobie — Wojciecha Bogusławskiego. Scena była ważnym ośrodkiem postępowej i patriotycznej agitacji, hasła z niej głoszone przyjmowały się szczególnie szybko i łatwo.

Tej samej sprawie służyła ówczesna literatura, przeżywająca po czasach upadku nagły świetny rozkwit. Była ona całkowicie zaangażowana po stronie oświeceniowych idei i w związku z tym zbliżona do publicystyki, a w wielu wypadkach wprost z nią spleciona2. Łączyło się to z niezwykle symptomaty­cznym zjawiskiem przywrócenia literaturze jej szerokiej, społecznej roli,

234

w odróżnieniu od czasów saskich, gdy stanowiła w istocie rozrywkę prywa­tną jednostek lub małych środowisk dworskich czy szkolnych. Przełom w tym zakresie dokonał się równolegle z odrzuceniem ciążących jeszcze do niedawna nad twórczością sarmackich stereotypów i z silnym zaangażowa­niem pisarzy w bieżące życie społeczno-polityczne, co oznaczało opowie­dzenie się za potrzebą reform. Bohater literatury oświeceniowej to człowiek pojmowany jako jednostka społeczna z wszystkimi obowiązkami i uprawnie­niami w stosunku do zbiorowości. Towarzyszyło temu zaczerpnięte z filozo­fii oświeceniowej przekonanie o wrodzonej harmonii i ładzie, rządzących naturą zgodnie z zasadami rozumu. Zasady te — jak sądzono za Janem Jaku­bem Rousseau — odnosiły się także do ludzkich społeczeństw, w tym więc kierunku należało przebudować również polskie społeczeństwo.

Na czele licznego grona twórców stoi niewątpliwie kpiarz w biskupiej szacie, wyszydzający bezlitośnie głupotę, religianctwo i inne przywary cza­sów saskich, rozbijający mity i konwencje sarmatyzmu — Ignacy Krasicki (1735—1801). Głównym celem jego znakomitych klasycystycznych Satyr, Listów, Bajek jest walka z wadami wyrosłymi w społeczeństwie szlacheckim i doprowadzenie do naprawy “zepsutego świata"; w Monachomachii (1778) zaatakował plagę rozrosłych nadmiernie zakonów, które skupiały próżniaków i nieuków żyjących na koszt zacofanego ubogiego kraju. Ostrą satyrę na ówczesne stosunki stanowiła także Myszeida, w sposób typowy dla epoki ujmująca aktualne pouczenie moralne w odziedziczoną z antyku i rozpo­wszechnioną w klasycystycznej literaturze francuskiej formę bajki o zwie­rzętach; sam Krasicki nazwał ją “igraszką wesołego dowcipu". Był też ksiądz biskup ojcem polskiej powieści obyczajowej: w 1776 r. wydał Mikołaja Do-świadczyńskiego przypadki, w zbeletryzowanej formie krytykując płytki sy­stem wychowawczy i modne wojaże młodych paniczów do Paryża, z któ­rych przywożą oni jedynie powierzchowne wyobrażenie o kulturze Zacho­du oraz snobistyczne ciągoty. Powieść ta prezentowała jednocześnie czytel­nikowi sielankowy wzorzec “szczęśliwego kraju" — tak popularnej wówczas idealnej utopii. W innej powieści pt. PanPodstoli (1778) stworzył Krasicki model pozytywnego bohatera — patriotę oświeconego i szlachetnego, żyją­cego dla dobra rodziny i ludu, rozumiejącego konieczność przeprowadzenia reform, deliberującego, jak rozprawić się z ciemnotą i podnieść poziom oświaty, aby potem tak uszlachetnione masy ludowe obdarować wolnością.

106. Pole elekcyjne na Woli. Rys. wedle B. Canaletta

235

Lublina. Akwarela H. Miintza

107. Kareta Znamienna jest tu kolejność postępowania — najpierw oświata, potem znie-podrozna sienie poddaństwa — świadcząca o tak zakorzenionej w oświeceniu wierze

w wąwozie ... . , ,

w okolicach w rozum 1 wykształcenie, traktowanych jako podstawowy warunek wszel­kich działań reformatorskich.

Mimo moralizatorskiej maniery i nie ukrywanego dydaktyzmu dzieła Kra­sickiego, napisane barwnym i sugestywnym językiem, pełne dowcipu i by­strej obserwacji, stanowiły i za jego czasów, i niemal do dziś popularną roz­rywkową lekturę. Sławił go wytrawny esteta, a wielki wielbiciel talentów, zaprzyjaźniony z biskupem osobiście król Stanisław August, pisząc: Jeśli gust do czytania po wsiach rozszerzył się, przyznać trzeba sprawiedliwie, że Waszej Książęcej Mości dziełom ledwie nie najbardziej dziękować za to po­trzeba"3. Obok hołdu Krasickiemu jest to jednocześnie świadectwo szero­kiego odbioru jego utworów, i to nie tylko w kręgach elity umysłowej, ale w masach szlacheckich (nie chłopskich!), gdyż tak trzeba ów “gust do czyta­nia po wsiach" interpretować.

Prócz Krasickiego tworzyła cała plejada satyryków i poetów: płodny saty­ryk Tomasz Kajetan Węgierski (1756—1787), komediopisarz Franciszek Za-błocki (1752—1821), autor do dziś grywanych sztuk Fircyk w zalotach i Sarmatyzm, poeta Stanisław Trembecki (1739—1812), pisarz, publicysta i historyk Julian Ursyn Niemcewicz (1758—1841), późniejszy autor słynne-

236

go Poivrotu posła, sztuki wystawionej przez Bogusławskiego, a nawiązującej do obrad sejmu Czteroletniego; ze -względu na swe patriotyczne treści wy­wołała ona bardzo szeroki społeczny odzew. Od satyrycznego genre'u odbi­jał styl dwu “sentymentalnych" poetów: Franciszka Dionizego Kniaźnina (1750—1807) i Franciszka Karpińskiego (1741—1825), znanego jako autor do dziś popularnego wiersza Laura i Filon. I u nich jednak pewna idealiza-cja stosunków panujących na wsi polskiej, wywodząca się po części z baro-kowo-sarmackiego nurtu poetycznego, po części zaś z modnych na Zacho­dzie wówczas prądów tzw. sentymentalizmu, głoszącego powrót do natury, łączyła się z potępieniem wyzysku chłopa, a twórczość była przepojona ty­powym dla polskiej oświeceniowej literatury patriotyzmem (Matka Spartan-ka Kniaźnina)4.

Prądy rokokowe, odrzucające klasycystyczny dydaktyzm i głoszące ka­meralną “sztukę dla sztuki", pełne delikatności oraz wyrafinowanej “czułoś-

108. Gidle,

kościół

parafialny.

Fragment

barokowego

malowidła

przedstawiający

grupę szlachty,

XVIII w.

237

109. Sandomierz, katedra.

Dzban cynowy, XVIII w.

ci", w polskiej literaturze oświeceniowej pojawiały się sporadycznie ze względu na aktualne położenie kraju; konieczność reform i ratowanie zagro­żonego bytu państwowego stawiały przed ówczesnym twórcą szczególne zadania. Toteż rokoko w Polsce występowało głównie w sztukach plastycz­nych, a także w pewnej manierze życia towarzyskiego (zabawy w salonach i buduarach, wznoszone w ogrodach “świątynie dumania" itd.) ograniczo­nego do sfer arystokratycznych.

Głównym ośrodkiem życia literackiego była Warszawa i dwór ostatniego króla. W latach osiemdziesiątych pojawił się drugi, konkurencyjny ośrodek — Puławy — skłóconych już z Poniatowskim Czartoryskich, gdzie ostenta­cyjnie pielęgnowano sarmacką modę i starano się — w opozycji do sfrancu-ziałego otoczenia króla — nawiązywać do staropolskich wzorów obyczajo­wych, choć w zmodernizowanym wydaniu. Akcentowano w ten sposób “pa­triotyzm" Puław w przeciwstawieniu do “kosmopolityzmu", a nawet francu­skiego “jakobinizmu" radykałów politycznych i społecznych, nadających ton Warszawie.

Równolegle do bujnego życia literackiego postępował proces odradzania się badań i twórczości naukowej. W tym zakresie istniało kilka centrów i ośrodków. Już w pierwszej połowie XVIII w. dało się zauważyć ożywienie nauk przyrodniczych na terenie Gdańska i innych miast pomorskich (Toruń,

238

Elbląg), gdzie bogate mieszczaństwo pielęgnowało stare tradycje intelektu­alne. W 1720 r. powstała gdańska Societas Utteraria, a zimą 1742 r. Naturfor-schende Gesellschaft; oba towarzystwa cieszyły się protekcją królewską. Sku­piały one uczonych lokalnych o europejskiej sławie — do ich grona zaliczał się Michał Krzysztof Hanow, autor ciekawych prac z zakresu filozofii przyro­dy, Daniel Gralath, zajmujący się badaniem elektryczności, Jan Adam Kul-mus, wsławiony studiami nad anatomią ciała ludzkiego (wydal m. in. pod­ręcznik Tabulae anatomicae, który w latach 1722—1789 miał 12 wydań w. różnych językach, w tym także w japońskim!). W 1767 r. powstało War­szawskie Towarzystwo Fizyczno-Chemiczne (istniało do 1769 r.), potem krakowski Związek Filantropów (1787—1789), wreszcie warszawskie Towa­rzystwo Krytyczne (1788).

W tym czasie pojawiły się próby zreorganizowania podupadłej Akademii Krakowskiej. Już w 1721 r. z inicjatywy Augusta II uruchomiono tu katedry jeżyków niemieckiego i francuskiego. Próbował następnie ożywić życie nau­kowe Krakowa biskup Andrzej Stanisław Załuski, organizując w latach czter­dziestych i pięćdziesiątych cykl wykładów prawniczych i tworząc katedrę nauk matematyczno-flzycznych. Wszystkie te inicjatywy stanowiły wstęp do ożywienia, jakie zapanowało w nauce polskiej w drugiej połowie XVIII w.

Na pierwszy plan wysunęła się historia, gałąź studiów uprzywilejowana już w XVI i XVII w., a obecnie, wobec zagrożenia państwowego bytu Polski oraz dążeń do reformy ustroju, nabierająca szczególnej aktualności. W gabi­necie biskupa smoleńskiego i łuckiego, bliskiego współpracownika króla, Adama Naruszewicza (1733—1796), powstawała księga dziejów Polski, która miała wykazać, czym była Polska za Piastów i Jagiellonów, a do czego doszła w następnych stuleciach skutkiem wolnych elekcji i anarchii. Opie­wając pełną chwały przeszłość Naruszewicz odrzucał charakterystyczne dla jego poprzedników teologiczne wyjaśnianie zdarzeń dziejowych interwen­cją Boską, zalecał badaczom przeszłości swoim przykładem studiowanie źró­deł (także z zakresu historii gospodarczej i ustrojowej). Historię narodu polskiego doprowadził tylko do 1386 r., zgromadził jednak przy okazji bogaty zbiór źródeł do dziejów Polski, złożony z wypisów z archiwów krajowych i obcych — tzw. Teki Naruszewicza, z których historycy korzystają do dziś.

Działali obok Naruszewicza liczni autorzy podręcznikowych zarysów histo­rii powszechnej: Kajetan Skrzetuski, Wincenty Skrzetuski, Karol Wyrwicz. Głó­wne zainteresowanie budziła jednak historia Polski, w której szukano wyjaśnie­nia bieżących wydarzeń oraz prognoz i wskazań na przyszłość. Uczony pijar Maciej Dogiel (1715—1760) dokonał w tym czasie ogromnej pracy, przygoto­wując zbiór dokumentów do dziejów Polski i Litwy (Codex diplomaticus Re-gniPoloniae et Magni Ducatus Lithuaniae, 1758—1764). Wybitnym dziełem z pogranicza historii i prawa była praca gdańszczanina Gotfryda Lengnicha. iMs publicum Regni Poloniae (1742—1746), przetłumaczona w 1761 r. na język polski. Był też Lengnich autorem fundamentalnego dzieła Geschichte derpreus-sischen Lande Kóniglich-Polnischen Anteils (1722—1725), wydawcą najstar­szych kronik polskich Galia i Kadłubka oraz licznych opracowań historycznych

259

110. Radzyń

Podlaski,

pac,

1760 r.

Fragment

centralny

fasady,

Arch. J. Fontana

dziejów Polski {Historia Polona a Lecho ad Augusti II mortem i inne). Na uwagę zasługuje także działalność Feliksa Łojka; szukał on w dziejach Polski argumentów przeciw pierwszemu rozbiorowi, a w swych pracach opubliko­wanych po 1772 r. uzasadniał prawa Rzeczypospolitej do Pomorza i Galicji, do Zatora i Oświęcimia.

240

Rezultatem tych prac i ujęć było pojawienie się odmiennego od trady­cyjnego, sarmackiego, spojrzenia na dzieje Polski5. Cechował je krytycyzm wobec szlachty, zwłaszcza zaś wobec magnatem, zrozumienie niekorzy­stnych rezultatów zachwiania równowagi stanów wskutek upośledzenia mieszczan i chłopów, wzmożone zainteresowanie problematyką gospodarki i kultury, usiłowanie umieszczenia historii Polski w kontekście europejskim przy zdecydowanym odrzuceniu “opatrznościowej" eksplikacji mechani­zmów dziejowych, podnoszenie walorów “rządnej", sprawnej monarchii, ta­kiej, jaką była za Piastów i Jagiellonów, w wielkich “złotych" epokach prze­szłości Polski. Nowe ujęcia wiązały się wyraźnie z aktualnymi potrzebami kraju. Historia urastała w związku z tym do rangi wielkiej mistrzyni życia, a historyk — według określenia samego Naruszewicza — zostawał pasowany na przewodnika narodu, na tego, kto “z okazałej wieków ludzi mogiły głos podnosi do obecnych i przyszłych"6.

Niemałe znaczenie miał w tych procesach fakt, iż oświecenie stanowiło ważny etap rozwoju polskiego języka, zarówno literackiego i naukowego, jak potocznego. Oczyścił się on z makaronizmów udziwniających i gmatwa­jących mowę epoki baroku i czasów saskich, a jednocześnie wzbogacił szeregiem terminów naukowych oraz licznymi zwrotami, przysłowiami, po­wiedzeniami, zrodzonymi poza stanem szlacheckim, w kręgach mieszczań-sko-ludowych. Było to rezultatem demokratyzacji stosunków międzyludzkich, a także świadomych zapożyczeń dokonywanych w tym czasie przez pisarzy i dramaturgów. Przezwyciężano także w coraz szerszym stopniu regionalne różnice gwarowe, język ulegał więc nie tylko wzbogaceniu, ale i ujednoliceniu. Procesy te miały głębokie konsekwencje w sferze rozwoju kontaktów między­ludzkich, wpływały też na kierunki przekształceń mentalności społecznej.

Nauki matematyczno-przyrodnicze, choć presja potrzeb społecznych i politycznych była w tym zakresie mniejsza, odradzały się również szybko. Ożywioną działalność badawczą i nie mniej może ważną popularyzatorską rozwijali dwaj bracia Śniadeccy: Jan, matematyk i astronom, rzecznik empi-ryzmu i metody indukcyjnej, twórca polskiej terminologii matematycznej, oraz Jędrzej, chemik i lekarz, a zarazem znakomity pedagog i świetny pisarz. Jan był autorem pierwszego polskiego podręcznika algebry (1783), Jędrzej — pierwszego podręcznika nowoczesnej chemii (1800). Astronomię wileń­ską postawił na poziomie światowym protegowany Czartoryskich i Stanisła­wa Augusta — Marcin Poczobutt-Odlanicki. Znanym fizykiem był toruńczyk Michał Jan Hubę, autor wielu wartościowych prac z tej dziedziny. Również botanika i zoologia doczekały się nowych, interesujących publikacji. Jan Krzysztof Kluk wydał w latach 1786—1788 trzytomowy Dykcjonarz roślin­ny, opisując i klasyfikując polską florę wedle wprowadzonego niedawno sy­stemu Linneusza. Niemałe znaczenie miało dzieło tegoż autora poświęcone zoologii, pt. Zwierząt domowych i dzikich, osobliwie krajowych, historii naturalnej początki i gospodarstwo (1779). Na Litwie botanikę uprawiał Jan Emanuel Gilibert, autor pierwszego opisu tamtejszej flory (Flora Lithua-nica incholata, 1781—1782), założyciel ogrodów botanicznych w Grod-

16 — M. Bogucka, Dzieje kultur, 241

111. Żniwa.

Rys.

D. Chodowiecki,

ok. 1770 r.

nie i Wilnie. Geografię (w powiązaniu z ekonomią) uprawiali Karol Wyrwicz i Franciszek Siarczyński.

Duże znaczenie, nie tylko teoretyczne, ale także praktyczne, miało poja­wienie się w Polsce tak modnych na Zachodzie prądów fizjokratyzmu. Pierwszy traktat fizjokratyczny pt. Zbiór niektórych materii politycznych, opublikował w 1774 r. Antoni Popławski, profesor warszawskiego Colle-gium Nobilium, a od 1780 r. uniwersytetu krakowskiego. Za klasycznego re­prezentanta tego prądu uchodzi Hieronim Stroynowski, profesor, a potem rektor Akademii Wileńskiej, ze swym podręcznikiem pt. Nauka prawa przy­rodzonego, politycznego, ekonomiki politycznej i prawa narodów (1785). W 1776' r. Kołłątaj wystąpił z projektem zorganizowania katedry rolnictwa w Akademii Krakowskiej, do realizacji tego pomysłu jednak nie doszło. Z fizjokratyzmem wiązał się ożywiony ruch wydawniczy w zakresie litera­tury rolniczej, poświęconej praktycznym zasadom gospodarowania. Wydano w drugiej połowie XVIII w. tego typu prac ponad 100 (w XVII w.—25), wśród nich pierwszy poradnik dla chłopów pióra Pawła Brzostowskiego. Oczywiście nie należy przeceniać zasięgu oddziaływania tych wydawnictw — był to zaledwie początek, ale stwarzał on realną szansę dokonywania się zmian w nawykach szerokich kręgów społeczeństwa. Zasygnalizowane wy­żej inicjatywy wiązały się zresztą z ogólnym nastawieniem epoki, która w nauce i oświacie widziała panaceum na wszelkie trudności gospodarczej, ustrojowej i państwowej natury. Za główny oręż w walce o postęp uważali

242

zwolennicy haseł oświecenia wychowanie i nauczanie — stąd szeroka kam­pania o reformę szkolnictwa.

Przełom w tym zakresie zaczął się w momencie powołania do życia Ko­misji Edukacji Narodowej (1773) — pierwszego w Europie Ministerstwa Oświaty7. Jej główni działacze to Ignacy Potocki, Joachim Chreptowicz, Hugo Kołłątaj, Grzegorz Piramowicz. Ujęcie szkół w nową, jednolitą organi­zację, opracowanie nowego programu i nowych podręczników, położenie nacisku na nauczanie języka polskiego, matematyki, przyrody z wprowadze­niem nowych przedmiotów: historii, prawa, rolnictwa, a także przepojenie całego procesu dydaktycznego duchem obywatelskim i patriotycznym — to wielkie osiągnięcia tej epoki.

Głównym centrum polskiego oświecenia była Warszawa, gdzie wokół dworu królewskiego skupiali się pisarze, działacze, artyści, gdzie najszybciej docierały i najskwapliwiej były wchłaniane wieści płynące znad Sekwany, gdzie na nastrój mieszczaństwa oddziaływały hasła propagowane przez gru­py radykalnej inteligencji8. Była Warszawa "w tych latach terenem ożywienia nie tylko intelektualnego, ale także artystycznego, które temu pierwszemu stwarzało nowe, wspaniałe ramy. Już za Sasów zaczęły się wielkie przeobra­żenia miasta; podjęto budowę nowej świetnej rezydencji monarszej (pałac Saski), opartej na rozległej perspektywie Osi Saskiej, i przystąpiono do akcji regulowania oraz porządkowania sieci ulicznej i bruków. Czasy Stanisława Augusta, wielkiego konesera i miłośnika sztuki, który na swych czwartko­wych obiadach, otoczony elitą intelektualną i artystyczną ówczesnej Polski, snuł plany uczynienia z Warszawy jednego z najpiękniejszych miast Europy, przyniosły wzmożoną działalność w tym zakresie. Król przystąpił przede wszystkim do akcji odrestaurowania i wyposażenia na nowo Zamku, który już za Augusta III podległ pewnym przeróbkom zaplanowanym przez archi­tekta Gaetana Chiaveriego9. 2 grupy komnat położonych od strony Wisły utworzono teraz wspaniałą amfiladę (w jej skład wchodziły sale: Tronowa, Rycerska, Wielka Asamblowa, jadalnia i kaplica). Przy projektowaniu wnętrz czynni byli znakomici artyści: Victor Louis, Dominik Merlini, Jan Chrystian Kamsetzer. Przebudowany został także słynny siedemnastowieczny Gabinet Marmurowy (który w 1769 r. był całkowicie zrujnowany). Zawisły tu portre­ty królów polskich pędzla znakomitego Włocha w służbie Stanisława Augu­sta — Marcellego Bacciarellego. Głównym akcentem Gabinetu stał się ogrom­ny portret Stanisława Augusta w stroju koronacyjnym, namalowany przez włoskiego mistrza. Usunięto (jeszcze za Augusta II) stary plafon Dolabelli, zastępując go plafonem malowanym przez Bacciarellego, przedstawiającym Sławę otoczoną amorkami, z których dwa dzierżyły medalion z podobizną królewską. Przy styku ścian z plafonem inny malarz królewski, Jan Bogumił Plersch, namalował cztery orły wśród emblematów rycerskich — pancerzy, hełmów, sztandarów. Z okazji otwarcia odrestaurowanego Gabinetu jesienią 1771 r. Adam Naruszewicz napisał okazjonalną odę panegiryczną.

W sali zwanej Prospektową znalazła miejsce galeria dzieł znakomitego malarza włoskiego pochodzenia, Bernarda Belotta zwanego Canalettem;

16*

243

244

112. B. Canaletto,

Widok

Warszawy

od strony Pragi,

1770 r.

113. B. Canaletto, Pałac

Mniszchów, przed 1780 r.

zwłaszcza znane są jego widoki Warszawy. Obok znajdowała się kaplica ma jąca kształt rotundy, z obrazem Rembrandta w ołtarzu, i tzw. Sala Audiencyj na. Po przebudowie w 1777 r. ściany tej ostatniej podzielono na szereg pól i obito amarantowym adamaszkiem. Piękny kominek z żółtego i czerwonego marmuru zdobiła maska Herkulesa. Nad drzwiami zawisły supraporty Bac-ciarellego, wyobrażające Męstwo, Mądrość, Religię i Sprawiedliwość. Okrą­gły plafon przedstawiał Apoteozę Sztuki; harmonizowała z nim subtelna w rysunku posadzka, skomponowana z egzotycznego drzewa.

Świetny wystrój otrzymał wielki ciąg sal reprezentacyjnych, wśród nich Sala Tronowa (wystrój w latach 1783—1786) ze ścianami obitymi adamasz­kiem i pokrytymi wielkimi zwierciadłami. Na podium stanął tron z herbami Polski, Litwy i Poniatowskich; plafon zdobiło malowidło ukazujące pogodne niebo z lekkimi obłoczkami. Posadzkę ułożono z kolorowego drewna w geo­metryczny wzór. Obok Sali Tronowej mieścił się niewielki gabinet tzw. Kon­ferencyjny, przeznaczony do rozmów dyplomatycznych; zdobiły go portrety władców: Rosji (Katarzyny II), Anglii (Jerzego III), Francji (Ludwika XVI), Austrii (Józefa II) i innych państw europejskich.

Jednym z najwspanialszych pomieszczeń Zamku była Sala Rycerska, po­święcona pamięci znakomitych mężów polskich, których portrety i popier­sia się tu znalazły. Byli wśród nich uczeni, jak Kromer i Kopernik, wodzo­wie, jak Chodkiewicz i Czamiecki, poeci, jak Maciej Sarbiewski i Adam Naru-szewicz, politycy, jak Jan Zamoyski i Jerzy Ossoliński. Tu też zawisły słynne obrazy Bacciarellego, nawiązujące do wielkich wydarzeń w historii Polski (Kazimierz Wielki słuchający próśb chłopów. Wznowienie uniwersytetu w Krakowie przez Władysława Jagiełłę, Hołd pruski. Unia lubelska, Trak­tat chocimski,Jan Sobieski pod Wiedniem). Tematyka ta miała krzepić wi­dza i podsycać jego patriotyzm. Rzeźba z białego marmuru, słynny Chronos z kosą, symbolizowała upływający czas. I to dzieło sztuki kryło więc w sobie głębokie treści, nie tylko dostarczało wzruszeń estetycznych, ale także inspi­rowało do refleksji.

Największa z sal Zamku, Balowa, otoczona została podwójnymi kolum­nami na cokołach z bloków kararyjskiego marmuru. Najświetniejszy frag­ment tej sali stanowiła wnęka wejściowa, zwieńczona półkopułą z rozetami w ośmiu kasetonach, z bogatym portalem z białego marmuru. Obok wejścia stanęły posągi Apollina i Minerwy, wykonane przez rzeźbiarza francuskiego Andrć Le Brune'a. Plafon, przedstawiający Jowisza wyprowadzającego świat z chaosu, był dziełem Bacciarellego. Zatriumfował tu już w pełni klasycyzm, nawiązujący tak chętnie do wzorów i tradycji antyku.

Restaurując Zamek myślał król uczynić ze świetności tego gmachu sym­bol Polski “rozkwitającej na nowo" (Polonia reflorescens), odradzającej się z upadku do nowego życia, nawiązującej do największych osiągnięć swych dziejów. Tym symbolem pozostał Zamek Królewski w Warszawie aż do dnia dzisiejszego; jako ów symbol był zniszczony w czasie drugiej wojny świato­wej i jako ów symbol został obecnie odbudowany.

W słabszym zakresie związana była z polityką inna inicjatywa Stanisława

246

Augusta, jego ulubiona letnia rezydencja — Łazienki10. Dzieło włoskiego ar­chitekta Dominika Merliniego i wykształconego we Włoszech Saksończyka Jana Chrystiana Kamsetzera, łączą Łazienki elementy włoskiego baroku i ro­koka z cechami nowego, zwyciężającego 'właśnie w Europie stylu — klasy-cyzmu. Jednak osobowość króla wywarła tak silny wpływ na architekturę

114. Stanisław August

Poniatowski. Mai. J. Ch. Lampi

247

115. Warszawa, Pałac na Wodzie w Łazienkach, 1775—1795. Arch. D. Merlini

tego obiektu, iż uważa się Łazienki za przykład specjalnego, odrębnego i nie­powtarzalnego stylu, zwanego stylem Stanisława Augusta. Położona w sercu malowniczego parku, tuż nad jeziorem, główna budowla, tzw. Pałac na Wo­dzie, wraz z rozrzuconymi wśród drzew i krzewów pawilonami mniejszymi, o różnym przeznaczeniu (Pomarańczarnia, Biały Domek, Pałac Myślewicki, Kordegarda, Ermitaż), stanowią zespół o niewypowiedzianym uroku. Napis nad drzwiami do Pałacu na Wodzie ogłasza gościom, iż dom ten “nienawidzi smutku". Jakoż atmosfera wnętrz, pełnych zwierciadeł, rzeźb oraz obrazów o tematyce mitologicznej i historycznej, skomponowanych niezwykle har­monijnie, stwarza nastrój pełen pogody. Najpiękniejszy chyba wystrój otrzy­mał teatr umieszczony w adaptowanej w tym celu Pomarańczami. Plafon pę­dzla Plerscha przedstawiał tu Apollina na kwadrydze; w narożnikach sufitu znalazły się medaliony z podobiznami głów wielkich dramatopisarzySo-foklesa, Szekspira, Racine'a i Moliera. Prócz tego teatru urządził król w Ła­zienkach scenę i widownię na wolnym powietrzu (Teatr na Wyspie). W Ła­zienkach odbywały się słynne obiady czwartkowe, na których dowcip zgro­madzonych poetów rywalizował z perorami polityków; tu wieczorami oglą­dano przedstawienia teatralne i słuchano koncertów. W Łazienkach udrę­czony sprawami państwowymi Stanisław August znajdował spokój i radość związaną z kontemplacją dzieł sztuki i krajobrazu, uciekał od coraz bardziej niepokojącej rzeczywistości.

Działalność króla wpłynęła bez wątpienia na ogólne ożywienie ruchu

248

116. Warszawa,

widok

ul. Miodowej.

Akwarela

Z. Vogla,

koniec XVIII w.

budowlanego w stolicy i reszcie kraju. Bujne kształty architektury XVII i po­czątków XVIII w. ustępować właśnie zaczęły klasycystycznemu dążeniu do prostoty, nawiązującej do wzorów antycznych. Godny podkreślenia jest fakt, iż w tych latach obok kościołów i pałaców magnackich zaczyna się także coraz częściej projektować i wznosić reprezentacyjne gmachy świeckiej użyteczności publicznej. Należał do nich m. in. tzw. Pałac Rzeczypospolitej — przebudowany na siedzibę centralnych urzędów państwowych dawny barokowy pałac Krasińskich — oraz wspaniały budynek Teatru Narodowego w Warszawie. Rozwijało się również po latach zastoju budownictwo miesz­czańskie. W Warszawie przy ulicy Miodowej bankier Tepper wzniósł impo­nujący Dom Handlowy, na rogu Krakowskiego Przedmieścia i ul. Miodowej powstał drugi podobny gmach, należący do spółki Róssier i Hurtig. Na zlece­nie bogatych warszawskich mieszczan wykonywał różne prace wybitny ar­chitekt Szymon Zug. W tych latach opracowano pełne rozmachu plany zabu­dowy terenów między ul. Senatorską a Arsenałem (ul. Długa). Ruch budo­wlany ogarniał także stopniowo niektóre miasta prowincjonalne (Poznań, Lublin, Kraków). Było to widomym znakiem ekonomicznego dźwigania się polskiego mieszczaństwa.

Przodowało jednak oczywiście nadal budownictwo magnackie. Przy ul. Senatorskiej w Warszawie wzniesiono tak bardzo charakterystyczny dla pol­skiego klasycyzmu Pałac Prymasowski. W miejscowościach podwarszaw­skich pojawiło sią wiele uroczych pałacyków, oscylujących między włoskim

249

117. Stanisław

Małachowski.

Mai.

M. Bacciarelli

barokiem a francuskim idasycyzmem (Natolin, Jabłonna, Królikarnia). Fanta­zja możnej protektorki sztuki, księżnej Izabeli Czartoryskiej, wyczarowała sen­tymentalne ogrody powązkowskie; w podobnym stylu urządzili swą nieborow-ską Arkadię Radziwiłłowie. Nawet na dalekich kresach szerzył się nowy styl — powstawały klasycystyczne pałace w Dubnie, Humaniu, Tulczynie11.

Obok architektury rozkwitało malarstwo. Dwór Stanisława Augusta sku­piał wielu znakomitych ludzi pędzla. Zasłynęli wśród nich zwłaszcza wspomi­nani już wyżej Włosi: subtelny portrecista Marcello Bacciarelli (1731-1818) oraz malarz Warszawy Canaletto (1720—1780). Obok działała ple­jada pomniejszych artystów, jak Włoch Giovanni Battista Lampi, wiedeńczyk Josef Grassi, Francuzka Elisabeth Yigee-Lebrun. Ich obrazy utrwaliły plasty­cznie Polskę tej epoki: króla i działaczy stronnictwa patriotycznego, wybitne osobistości z okresu Sejmu Czteroletniego, targowiczan.

Sztuka oświecenia nie była jednak związana wyłącznie z górnymi war­stwami społeczeństwa. Nadworny malarz Czartoryskich, spolszczony Francuz

250

118. Izabella

z Czartoryskich

Lubomirska.

Mai.

M. Bacciarelli

Jan Piotr Norblin (1745—1830), w dziesiątkach szkiców i rysunków zosta­wił niezwykle barwny i różnorodny obraz drugiej połowy XVIII w. Można na nich oglądać nie arystokrację, lecz zwykłą szlachtę, mieszczan i chłopów, sceny sejmikowe, obrazki z karczem i małych miasteczek. Jego uczniem i kontynuatorem był wybitny malarz i rysownik, którego twórczość przy­pada naprzełom XVIII i XIX w. — Aleksander Orłowski (1777—1832). Obu tym malarzom zawdzięczamy także wiele rysunków i szkiców przedstawiają­cych różne wydarzenia z czasów powstania kościuszkowskiego. Ciekawe od­bicie życia polskiego u schyłku XVIII w. znajduje się również w spuściźnie malarskiej i graficznej gdańszczanina Daniela Chodowieckiego (1726-1801), który karierę kupca zbożowego zamienił na pędzel i szkicownik.

Świat, który oglądamy na rycinach Norblina, Orłowskiego, Chodowiec­kiego, to skomplikowana rzeczywistość Polski schyłku XVIII w. Przemiany w układach społecznych i umysłowych przebiegały bardzo nierównomiernie, kraj i jego mieszkańcy różnicowali się. Obok rozpolitykowanej i zradykalizowa-nęj Warszawy istniała rozległa, senna prowincja; o libertynów, wyfraczo-

251

119. Wnętrze

sklepu.

Rys.

D. Chodowiecki,

ok. 1770 r.

120. Hugo KoHątaj. Mai. J. Peszka

252

nych kosmopolitów i rokokowe damy ocierał się szlachcic w tradycyjnym kontuszu, żyjący i myślący jak za Sasów; obok gorących patriotów, goto­wych wszystko poświęcić dla ojczyzny, nie brakło obojętnych egoistów, za­mykających się w kręgu własnych spraw i interesów. Błędem byłoby również mniemać, że oświeceniowe idee dotarły w Polsce do całego społeczeństwa, a nawet że zostały zaakceptowane przez wszystkich patriotów. Konfederacja barska z roku 1768 głosząc hasła ratowania niepodległości łączyła się wszak jednocześnie z oporem staroszlachetczyzny wobec społecznych i kultural­

ni.

Zaprzysiężenie Konstytucji 3 maja przez

Stanisława Augusta. Mai. J. Peszka

nych prądów, jakie niosły nowe czasy. Przewrót umysłowy dokonujący się w latach 1740—1788 ogarnął tylko część szlachty, nieznacznie musnął mie­szczaństwo, nie dotknął nawet mas chłopskich. Niemniej na tej właśnie fali podjęta została próba wielkiej reformy i ratowania kraju.

W początkach października 1788 r. zebrał się w Warszawie sejm, które­mu potomność nadała miano Wielkiego. Aby zniweczyć groźbę rozerwa­nia przez liberum veto, sejm zawiązał się w konfederację, przy której obo­wiązywała wedle tradycji zasada głosowania większością. Publicyści gorącz­kowo urabiali opinię społeczną. Już w 1787 r. Stanisław Staszic (1755-1826), jeden z przywódców obozu patriotycznego, wybitny uczony i filo­zof, opublikował słynne Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, w których sugestywnie przedstawił groźne znamiona rozkładu Rzeczypospolitej i jej osłabioną pozycję międzynarodową, ostro potępiając liberum veto, wolną elekcję, niedopuszczenie mieszczan do sejmu. Książka wywołała prawdziwą burzę polemik, dyskusji, protestów. Na krótko przed rozpoczęciem obrad

253

122. Książę Józef

Poniatowski. Mai. J. Grassi, koniec lat osiemdziesiątych XVIII w.

Sejmu Wielkiego zacł drukować swe znakomite dzieło inny przywódca obozu reformatorskiego — Hugo Kołłątaj (1750—1812). W pracy pt. Do Sta­nisława Małachowskiego [był to marszałek sejmu —M.B. ] Anonima listów kilka, która wyszła spod prasy właśnie w toku najgorętszych debat sejmo­wych, rozwinął Kołłątaj pełny program stronnictwa patriotycznego: zniesie­nie poddaństwa i przeistoczenie chłopa w wolnego robotnika najemnego (co stworzyłoby podstawy rozwoju kapitalizmu), zrównanie mieszczan w prawach ze szlachtą, stworzenie silnego, nowoczesnego państwa. W sty­czniu 1790 r. ukazały się wreszcie drukiem Przestrogi dla Polski Staszica, wywołując ogromne wrażenie dzięki sugestywnemu powiązaniu przyczyn upadku politycznego Polski z upośledzeniem chłopa i samowolą magnatów.

Starciom na sejmie towarzyszyła ożywiona walka w łonie opinii publicz­nej12. Od lipca 1789 r. na nastroje w Polsce oddziaływały odgłosy Wielkiej Rewolucji Francuskiej. “Pamiętnik Historyczno-Polityczny", redagowany

254

255

przez postępowego publicystę Piotra Świtkowskiego, witał radośnie zburze­nie Bastylii. Grupa postępowych działaczy, literatów i dziennikarzy skupio­nych wokół Kołłątaja (tzw. Kuźnica Kołłątajowska) urabiała nastroje za po­mocą dziesiątków broszur, pism i głosów polemicznych. Działały także róż­ne kluby zakładane w Warszawie na wzór paryski, szerzące mniej lub bardziej radykalne hasła. Bardziej konserwatywnie nastawiona prowincja ze zgorszeniem i niepokojem śledziła radykalizowanie się stolicy.

W tej burzliwej atmosferze sejm powziął szereg znamiennych postano­wień. Uchwalono powołanie stutysięcznej armii, przedłużono kadencję obrad na czas nieograniczony, wydano — pod wrażeniem manifestacji mie­szczańskiej z 1789 r., tzw. czarnej procesji — prawo o miastach (1791), na­dające mieszkańcom miast przywilej neminem captivabimus, prawo naby­wania dóbr ziemskich, dostęp do urzędów cywilnych i godności wojsko­wych, wprowadzające wreszcie do sejmu tzw. plenipotentów miast, co prawda z głosem jedynie doradczym.

Główne prace sejmowe skupiały się wokół reformy władz państwowych. Od września 1789 r. obradowała nad tym zagadnieniem specjalna komisja sejmowa. Rezultatem jej narad było ogłoszenie wstępnych Zasad do popra­wy formy rzędu. Wreszcie wiosną 1791 r. słynna Konstytucja 3 maja była gotowa. Znosiła ona liberum veto i wolną elekcję, ustanawiała stały rząd (król z pięcioosobowym gremium tzw. Strażą Praw i wykonawczymi komi­sjami rządowymi), sejm o kadencji dwuletniej i wyodrębnione (w myśl za­sady podziału władz) sądownictwo. Włączono też do konstytucji niedawno uchwalone prawo o miastach; chłopom poświęcony został osobny artykuł, w którym podkreślono, iż z ich “ręki płynie najobfitsze bogactw krajowych źródło", i obiecano opiekę prawa. Ważne punkty dotyczyły spraw obronno­ści kraju. “Naród winien jest sobie samemu obronę od napaści i dla prze­strzegania całości swojej. Wszyscy przeto obywatele są obrońcami całości i swobód narodowych. Wojsko nic innego nie jest, tylko wyciągnięta siła obronna i porządna z ogólnej siły narodu"13. Po raz pierwszy w oficjalnym, państwowym akcie użyto słowa “naród" w znaczeniu szerszym niż dotych­czasowe, odnoszone wyłącznie do szlachty. Było to sformułowanie uwień­czeniem procesów zachodzących w świadomości społecznej już od dłuższe­go czasu14. Naród szlachecki, który uformował się na przełomie wieków śre­dnich i ery nowożytnej, a apogeum swego rozkwitu osiągnął w XVII stule­ciu, okazał się kategorią przestarzałą, strukturą zbyt wąską, a przez to niezdol­ną do udźwignięcia aktualnych problemów kraju. Stopniowo umacniało się poczucie konieczności pełnego współuczestnictwa wszystkich mieszkań­ców Rzeczypospolitej, bez względu na urodzenie i przywileje, w życiu spo­łecznym i politycznym, rosło też przekonanie, że współwłaścicielem pań­stwa i spadkobiercą funkcjonującej w jego ramach tradycji historycznej jest nie tylko szlachcic, ale także mieszczanin, a nawet chłop. Najradykalniejsi reprezentanci polskiego oświecenia wręcz identyfikowali lud, a nie szlachtę, z narodem. “Bogactwa i moc państw pospólstwo składa i pospólstwo utrzy­muje charakter narodów" — pisał S. F. Jezierski. Powstanie kościuszkowskie,

256

które wprowadziło do panteonu bohaterów narodowych odzianego w szarą sukmanę chłopskiego kosyniera, zamykając te procesy stanowiło jednocześnie wydarzenie otwierające nową epokę. Przebudzony do życia u schyłku XVIII w. naród mimo katastrofy rozbiorów okazał się zdolny do podjęcia walki o dalszą egzystencję, a w perspektywie — o wyzwolenie z nałożonych nań pęt niewoli.

Z bronią w ręku czy pracą?

Wkrótce po trzecim rozbiorze gorący republikański patriota, wyjątkowe­go talentu oficer, który miał niedługo zginąć tragicznie w egipskiej ekspedy­cji Napoleona, Józef Sułkowski, pisał: “Kraj nasz nie traktatami, nie negocja­cjami będzie ocalony, lecz bronią w ręku". Te słowa uznać można za motto historii Polski całego XIX, a częściowo i XX w. Wysiłek zbrojny w celu odzy­skania niepodległości, podejmowany uporczywie mimo kolejnych niepowo­dzeń, wycisnął niezatarte znamię na tej epoce, kształtując w sposób specy­ficzny mentalność Polaków i całą polską kulturę. Ocalenie i rozwój tej ostat­niej stały się przedmiotem szczególnej troski, jako warunek przetrwania i zachowania tożsamości pozbawionego wolności narodu.

Szok utraty niepodległości (mimo iż groźba narastała od lat i uświada­miano ją sobie w dość szerokich kręgach) w pierwszej chwili sparaliżował społeczeństwo. Brutalnie wtłoczone w granice trzech zaborów, odarte z daw­nych uprawnień i przywilejów, poddane zostało upokarzającej przemocy ze strony obcej biurokracji i wrogiego wojska. Franciszek Karpiński, składa­jący w Żalach Sarmaty wraz z lutnią także szablę i nadzieję, dawał wyraz powszechnym w tych dniach uczuciom rozpaczy i beznadziejności. Polska, która jeszcze nie tak dawno “od morza do morza władła", nie mając teraz “nawet kawałka ziemi na mogiłę" wydawała się patriotom martwa na wieki. ł Z wolnych obywateli zdegradowani do statusu poddanych obcej, absolutnej władzy z przygnębieniem spoglądali Polacy w ciemną — jak się wydawało

— przyszłość. Szczególny tragizm chwili polegał m. in. na tym, że przekra­czał on krąg dotychczasowych doświadczeń polskiego społeczeństwa. A że ówcześnie utożsamiano na ogół naród z państwem, więc zdawać się istotnie mogło, że nadszedł oto kres polskości w ogóle.

To, co działo się w kraju, potwierdzało nastroje rozpaczy i pogłębiało upadek ducha. Wiele tysięcy osób najbardziej zaangażowanych i czynnych

w okresie powstania kościuszkowskiego zostało po jego upadku wywiezio­nych na Sybir. Nikt nie był pewien swej przyszłości. Najcięższe ciosy spadły

258

na szlachtę, ale nie tylko ona odczuwała dotkliwie utratę własnego państwa. Okres Sejmu Wielkiego i kościuszkowskiego zrywu zjednoczył pewne pozaszla-checkie grupy społeczeństwa wokół sprawy niepodległości. Mieszczanom, któ­rzy u schyłku Rzeczypospolitej obejmowali już sporo eksponowanych stano­wisk i włączali się aktywnie do życia publicznego, szczególnie silnie dając wyraz swemu patriotyzmowi w czasie insurekcji, trudno było pogodzić się z rzeczywistością. Niechętnie, choć nie tak świadomie, reagowali na widok obcego żołnierza i żandarma chłopi, zwłaszcza te ich grupy, do których do­tarł przykład racławickich kosynierów; już wkrótce zaś przymusowy pobór do obcych armii na wieloletnią służbę we wrogim środowisku zaważyć miał na nastrojach wsi, wywołując — gdzieniegdzie na razie — tęsknotę za stary­mi, “polskimi" czasami. Badacze dość sceptycznie oceniają zresztą istotny zasięg porozbiorowego wstrząsu. “Załamanie duchowe po upadku powsta­nia kościuszkowskiego było dość krótkotrwałe i społecznie ograniczone do części szlachty i warszawskiego mieszczaństwa oraz drobnego odsetka chło­pów" — stwierdza T. Łepkowski1. “Postawa szlachty wobec faktu zmiany przynależności państwowej była rozmaita. Część, zwłaszcza pośród arysto­kracji i wyższego duchowieństwa, od razu przejawiła pełną gotowość do współpracy z zaborcą. Część, zwłaszcza szlachty średniozamożnej o starych tradycjach rycerskich, nie umiała pogodzić się z klęską Rzeczypospolitej i opierała się temu z bronią w ręku ... Najliczniejsza część szlachty zacho­wała się biernie, nie pochwalając biegu wydarzeń, ale i nie przeciwstawiając się mu" — wtóruje S. Grodziski2.

Wachlarz nastrojów był więc szeroki — od rozpaczy do (ponurej jed­nak) bierności. Ale życie toczyło się dalej i wymagało od społeczeństwa przystosowania się do nowej sytuacji wraz ze wszystkimi jej konsekwencja­mi. Część magnatów i szlachty wyjechała za granicę, manifestując w ten spo­sób niemożność konformistycznej rezygnacji. Exodus całego narodu nie był jednak możliwy. Miliony, które pozostały w kraju, musiały tak czy inaczej adaptować się do zaistniałych ciężkich warunków. Słabi i tchórzliwi, któ­rych nigdy i nigdzie nie brakuje, akomodowali się, manifestowali nowym władcom swą lojalność, aby zdobyć łaski i stanowiska lub po prostu utrzy­mać majątki i dotychczasową pozycję. Większość zamykała się w kręgu ro­dziny i przyjaciół, rezygnując z szerszej, politycznej aktywności na rzecz krzątania się wokół własnych, codziennych spraw, rozrywek i kłopotów. Było to często tym bardziej naglące, że rozbiory stanowiły cios nie tylko polityczny, ale i gospodarczy dla ziem polskich, kładąc kres fali ożywienia, jaka miała miejsce pod koniec XVIII w. Ludność Warszawy, pozbawionej funkcji stołecznych, spadła do 65 tyś., tj. zmniejszyła się o 1/3. Zawiesiły działalność banki warszawskie, zamknięto liczne zakłady produkcyjne i ma­nufaktury, na wsi zaprzestano zamieniać powinności odrobkowe i naturalne na czynsze. Tysiące ludzi utraciło podstawy dotychczasowej egzystencji lub zubożało gwałtownie. Szerzyła się drożyzna i nędza w najdrastyczniejszych formach. Poprawiła się wprawdzie nieco koniunktura dla średnich szlachec­kich folwarków w związku z ponownym otwarciem starych szlaków ekspor-

259

125. Na ślizgawce.

Rys.

D. Chodowiecki,

ok. 1770 r.

towych przez Gdańsk i Szczecin, a także nowej drogi przez Odessę i Morze Czarne, ważnej zwłaszcza dla ziemiaństwa Ukrainy, ale latyftmdia magnatów rozpadały się jednak wskutek zmuszania do wyprzedaży rozrzuconych dóbr i osiedlania się pod jednym zaborcą, szlachcie ubogiej zaś już wkrótce za­częło zagrażać zepchnięcie do rzędu chłopstwa z wszystkimi tej deklasacji konsekwencjami, włącznie z przymusem 25-letniej służby wojskowej.

Gdy minął pierwszy szok, a z nim próby zamykania oczu na rzeczywi­stość przez “emigrację wewnętrzną", nastąpiło nieuchronne kiełkowanie na­strojów buntu. Ich wyrazem były kolejne spiski w kraju oraz szeroko zakro­jona działalność polityczna na emigracji. Już w lipcu 1797 r., a więc zale­dwie w pół roku po podpisaniu międzynarodowej konwencji przypieczęto-wującej rozbiory i głoszącej “konieczność zniesienia wszystkiego, co by przypominało istnienie Królestwa Polskiego", Józef Wybicki we włoskiej kwaterze formującego legiony polskie Henryka Dąbrowskiego układał strofy pieśni' zapewniające, iż: .Jeszcze Polska nie umarła, póki my żyjemy". Jedno­cześnie rodziło się żywiołowe przekonanie, że do przetrwania konieczne jest obok walki zbrojnej, a może nawet bardziej niż ona, zachowanie kultury polskiej, ocalenie tradycji historycznej i związanych z nią narodowych pa­miątek, przekazanie całej bogatej spuścizny dawnych wieków następnym pokoleniom, takie wreszcie ukształtowanie serc i umysłów Polaków, aby przetrwali ciężkie czekające ich próby. Było to tym ważniejsze, że utrata państwowego bytu odbiła się nie tylko na sytuacji majątkowej i społeczno-

260

iej poszkodowaną okazała się tu, zwłaszcza w początkowym okresie nie-)li, szlachta. Pozbawiona bujnego życia politycznego, udziału w sejmikach ejmach, samorządu ziemskiego, okazji do karier wojskowo-urzędniczych )gła ulec szybkiemu zwyrodnieniu. Pozostawała praca na roli i życie towarzyskie, sprowadzone do ściśle prywatnych kontaktów. Szło za tym zmniej-;nie się ruchliwości — możliwości pdróży uległy znacznej redukcji. Wszy-:o to sprzyjało zacieśnianiu horyzontów umysłowych, płodziło postawy styczne lub prymitywnie konsumpcyjne.

126. Wjazd

Henryka

Dąbrowskiego

w 1798 r.

do Rzymu.

Mai. J. Suchodolski

Tym ważniejsza była akcja mająca na celu ratowanie pamięci narodowej. Podjęli tę akcję ludzie pióra, intelektualiści, twórcy, a także patriotycznym duchem ożywieni mecenasi. Zaczynała się żmudna, cierpliwa, wytężona pra­ca na różnorakich polach. Puławy Czartoryskich zamienione zostały w wiel­kie muzeum pamiątek; przez szereg lat było to sanktuarium narodowe uczą­ce patriotyzmu, budzące wiedzę o przeszłości. Liczni kolekcjonerzy (Ta­deusz Czacki, Józef Maksymilian Ossoliński, Ambroży Grabowski) z pasją gromadzili dawne księgi i dokumenty, skupując je i przejmując z likwidowa­nych bibliotek prywatnych i klasztornych. Ocalało dzięki temu wiele cen­nych manuskryptów i starodruków. W listopadzie 1800 r. z inicjatywy mag­nata patrioty Stanisława Sołtyka powołane zostało do życia w Warszawie To­warzystwo Przyjaciół Nauk. Organizacja ponadzaborowa, skupiająca licz­nych uczonych oraz miłośników wiedzy z całego kraju, samym swym istnie­niem świadczyła o jedności ziem polskich i o zdolności zamieszkującego je społeczeństwa do bogatego życia umysłowego, służącego patriotycznym ce­lom. W statucie z 1802 r. czytamy, że dążeniem Towarzystwa jest “utrzymy­wać język polski w swej czystości, upowszechniać środki oświecenia przez wykład nauk i umiejętności w polskim języku, wydawać rozprawy w przed­miotach, które albo pożytek krajowi, albo wyjaśnienie jakiej wątpliwości w naukach przynoszą"3. W grudniu 1805 r. na posiedzeniu towarzystwa Sta­szic tak formułował ówczesny program patriotów: .Jeżeli wam już nie wol­no z innymi ludy wchodzić w zawód o narodową sławę bohaterstwa ... połóżcie, mówię, na tym wszystkim, pracy, dowcipu, wynalazku, umiejętno­ści, pierwsze imię Polaka"4. Tak więc praca na polu kultury miała być zara­zem namiastką działalności politycznej i formą ocalenia idei polskości w wa­runkach niewoli. Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk działało aż do 1832 r. i odegrało w życiu kraju znaczną rolę, podobnie zresztą jak towarzy­stwa naukowe powołane kolejno do życia w Krakowie (1816), Lublinie (1818), Płocku (1820), Poznaniu wreszcie (1857). Wieloletnim prezesem Warszawskiego Towarzystwa był Staszic, który ufundował dlań siedzibę przy Krakowskim Przedmieściu (tzw. Pałac Staszica, gdzie obecnie mieszczą się instytuty PAN i Warszawskie Towarzystwo Naukowe). W dziejach polskiej nauki towarzystwa naukowe zapisały imponującą kartę, w nadzwyczaj tru­dnych warunkach inspirując liczne badania i umożliwiając ich prowadzenie, organizując konkursy, dyskusje, podejmując cenne akcje wydawnicze itd. Tu m. in. powstała inicjatywa opracowania monumentalnej historii narodo­wej, pomyślanej jako kontynuacja niedokończonego dzieła Adama Narusze-wicza, pomnika wielkiej przeszłości Polski.

Mimo ciężkiej sytuacji, pozbawiona mecenatu państwowego, nauka pol­ska rozwijała się nadal dzięki ofiarności społecznej i patriotycznemu zapało­wi badaczy. Pijar Onufl-y Kópczyński, autor wydanego w latach 1778—1783 podręcznika, przeświadczony, że mowa ojczysta jest “znakiem życia ojczy­zny", kontynuował prace nad polską gramatyką. Jan Śniadecki opracowywał polskie słownictwo matematyczne, fizyczne i chemiczne. Dzięki pomocy Jó­zefa Maksymiliana Ossolińskiego, działacza politycznego epoki stanisławow-

262

127. Stanisław

Staszic.

Rys. S. Sawiczewski

skiej, a następnie fundatora słynnej biblioteki (1817), zbieracza i historyka, Samuel Bogumił Linde doprowadził do końca pomnikowy Słownik języka polskiego (6 tomów w latach 1807—1814). Sam Ossoliński opracował w tych latach zbiór erudycyjnych szkiców monograficznych pt. Wiadomo­ści historyczno-krytyczne do dziejów literatury polskiej (t. I-III, 1819-1822, t. IV, 1851), a Stanisław Staszic zapoczątkował polską nowożytną geologię książką O ziemiorództwie Karpatów (1815).

Obok Warszawy ważnym ośrodkiem ówczesnego polskiego życia umy­słowego było Wilno, gdzie działało kilka towarzystw naukowych, a dawna uczelnia wyższa została (1803) ostatecznie przekształcona w uniwersytet. Rektorat objął energiczny Jan Śniadecki (1756—1830), który wraz z bratem Jędrzejem (1768—1838) położył ogromne zasługi w zakresie rozwoju nauk ścisłych. Warto pamiętać, że do wychowanków uniwersytetu w Wilnie zali­czał się Joachim Lelewel, od 1815 r. wykładający tu przez jakiś czas z ogromnym

265

sukcesem historię. Miał mu potem złożyć hołd Adam Mickiewicz w wierszu Do Joachima Lelewela, chwaląc go za przedziwną umiejętność wywoływania z grobu wielkich mężów i uczenia młodzieży podziwu nie tyl­ko dla głośnych czynów, ale i potęgi myśli. Także Krzemieniec na Wołyniu dzięki stworzonemu w 1805 r. przez Tadeusza Czackiego i Hugona Kołłątaja liceum rozrósł się w nowoczesny ośrodek pedagogiczny, kształcący mło­dzież z całej Polski w duchu obywatelskim i patriotycznym. Było to tym ważniejsze, że Akademia Krakowska, zgermanizowana po trzecim rozbiorze, nie mogła spełniać podobnej roli5.

Dla dalszych losów kraju ogromne znaczenie miała — mimo iż krótko­trwała — epopeja napoleońska, otoczona niezwykle sugestywną i żywotną le­gendą6, przede wszystkim zaś sześcioletnie istnienie Księstwa Warszawskie­go. Przy tym nie Kodeks Napoleoński, mimo że położył podstawy pod no­wożytną świadomość prawną Polaków, a nawet nie imponujący rozwój szkolnictwa, jaki dokonał się w Księstwie (stworzenie sieci złożonej z 1300 szkół elementarnych szerzących oświatę ludową oraz 46 szkół tzw. departa­mentowych, powołanie do życia w Warszawie szkół: Prawa i Nauk Admini­stracyjnych oraz Lekarskiej), stanowiły zjawiska najważniejsze. Najistotniej­szym wkładem tych lat w przyszłość było odrodzenie się nadziei w możli­wość niepodległości i nowa erupcja patriotyzmu o wielkim stopniu nasilenia i szerokim społecznym zasięgu. Jej odbicie stanowił prawdziwy “wybuch" poezji wojskowej i polityczno-okolicznościowej — w tych latach właśnie

264

tworzyli Cyprian Godebski, Ludwik Osiński, Kajetan Koźmian, Franciszek Wężyk. Wśród bohaterów panteonu narodowego pojawił się “wierny do końca", mężny książę Józef Poniatowski. Niemcewicz w Śpiewach history­cznych (1816) nawiązywał do wielkiej przeszłości Polski. Patriotyczny re­pertuar nadal kierowanego przez Wojciecha Bogusławskiego Teatru Naro­dowego (wznawiano Krakowiaków i górali tegoż Bogusławskiego, grano Barbarę Radziwiłłównę Alojzego Felińskiego) krzepił widzów i utrwalał w nich wiarę w nieśmiertelność idei narodowej.

Klęska Napoleona i związanych z nim nadziei, konieczność przystosowa­nia się do “porządku" narzuconego Europie przez kongres wiedeński wysta­wiły polskie społeczeństwo na nową, ciężką próbę. Rozwiewanie się złudzeń w stosunku do utworzonego przez carat Królestwa Polskiego zapoczątkowa­ło kolejny etap konspiracji i spisków. Rodziły się one w tych latach głównie w dwu środowiskach: młodzieży akademickiej (Panta Koina, Filomaci i Fila­reci) i w kołach wojskowych (Wolnomularstwo Narodowe Waleriana Łukasińskiego). Represje, które spadły na spiskowców, zamiast tłumić ducha oporu tylko go podniecały. Wokół aresztowanych i prześladowanych nara­stała legenda, krzepiąca zapał tych, którzy wstępowali w ich ślady. W wielkie demonstracje patriotyczne przeradzały się takie wydarzenia, jak złożenie na Wawelu prochów księcia Poniatowskiego i Tadeusza Kościuszki (1819, 1820) czy usypanie w Krakowie kopca Kościuszki (1820—23).

Tylko część arystokracji i bogatej szlachty prowadziła życie bezmyślne i próżniacze, pozbawione aspiracji umysłowych. Nie brakowało za to postaw ofiarnych i przykładów różnorodnych akcji patriotycznych. W latach 1815—1840 wzniesiono ze składek społecznych (i dotacji E. Raczyńskiego) tzw. Złotą Kaplicę w katedrze poznańskiej, pomyślaną jako mauzoleum pierw­szych Piastów, Mieszka I i Bolesława Chrobrego (posąg Chrobrego otrzymał rysy księcia Józefa Poniatowskiego; w ten symboliczny sposób twórcy łączyli historię odległą z niedawnymi bohaterskimi zmaganiami). Nawiązując do peł­nej chwały epoki piastowskiej starano się w Złotej Kaplicy “jak najwięcej wspomnień narodowych umieścić, a tym sposobem przeszłość wiązać z przyszłością"7. Na wzór Puław powoływano do życia fundacje mające groma­dzić i chronić pamiątki narodowe: Dzików Tarnowskich (zbiory militariów), Rogalin Raczyńskich (zbiór tarcz herbowych szlachty polskiej), Kórnik Działyńskich (militaria, meble, obrazy, książki). Rezydencji gromadzących z pietyzmem zabytki przeszłości było zresztą 'więcej — każdy prawie dwór szlachecki w XIX w. miał tego typu zbiory i był swoistym muzeum pol­skości8. W licznych rezydencjach magnackich i dworach szlacheckich po­wstawały także prywatne ośrodki wiedzy i kultury — prócz zbiorów pamią­tek narodowych urządzano tu biblioteki, laboratoria, w przyrodniczych ga­binetach prowadzono cenne nieraz badania (Kuropatniccy, Lubomirscy, Dzieduszyccy, Pawlikowscy).

Ruch konspiracyjny i patriotyczny łączył się więc z intensywnym ru­chem umysłowym, żywił go i odwrotnie — był przezeń żywiony i animowa­ny. W 1816 r. powstał — w oparciu o istniejącą od 1808 r. Szkołę Prawa

265

i Administracji, a od 1809 r. Szkołę Lekarską - Uniwersytet Warszawski9; miał on odegrać ważną rolę w kształtowaniu kadr polskiej inteligencji. Było to tym ważniejsze, że właśnie ta warstwa zaczynała zajmować miejsce szlachty w dziedzinie “rządu dusz" i przywództwa w walce narodowo-wyzwoleńczej. Nadal rozwijało się pomyślnie Towarzystwo Przyjaciół Nauk; po śmierci Sta­szica (1826) przewodniczył mu inny znany' działacz polityczny epoki stanisła­wowskiej - poeta, pisarz i historyk Julian Ursyn Niemcewicz. Wydział Umie­jętności Towarzystwa skupiał licznych wybitnych teoretyków i praktyków z zakresu nauk ścisłych, medycyny, górnictwa, inżynierii. Wydział Nauk, czyli Humanistyczny, kontynuował prace nad historią narodową, pomyślaną jako “nauka Polaków", a więc lekcja dziejów pozwalająca społeczeństwu lepiej zrozumieć jego położenie, jego genezę, a także dalsze perspektywy i związa­ne z nimi najpilniejsze zadania aktualne. We Lwowie w 1817 r. z fundacji nie­strudzonego Ossolińskiego powołany został do życia (istniejący do dziś) Zakład im. Ossolińskich, który wkrótce rozrósł się w poważną instytucję naukową i wydawniczą o różnorodnym zakresie działania. Dzięki gromadze­niu materiałów rękopiśmiennych i druków dotyczących dziejów Polski powstał tu także cenny warsztat pracy dla licznych uczonych.

Cała plejada wybitnych badaczy działała w tych latach na różnych po­lach. Kontynuowali swe prace ruchliwi bracia Śniadeccy. Rozwijała się ekono­mia polityczna - w 1829 r. Fryderyk Skarbek wydał w Paryżu teorię bogactwa społecznego (Theorie des richesses sociales) w której sformułował zasady modne) w całej Europie ekonomii liberalnej. Podwaliny historii prawa budował

266

Jan Wincenty Bandtkie, Feliks Bentkowski pierwszy opracował historię li­teratury polskiej. Wysoki poziom osiągnęła polska slawistyka, skierowana ku odtwarzaniu przeszłości narodów słowiańskich (Samuel Bogumił Linde, Wa­wrzyniec Surowiecki, Ignacy Rakowiecki). Zwłaszcza ciekawe badania pro­wadził w tym zakresie Adam Czarnooki (1784—1825), piszący pod pseudo­nimem Zoriana Dołęgi Chodakowskiego, zasłużony etnograf Białorusi i Ukra­iny. Lansował on tezę o wysokim bardzo poziomie kultury Prasłowian. Bada­nia nad dziejami Słowiańszczyzny, prowadzone także przez uczonych rosyj­skich i czeskich, były zresztą w owym czasie inspirowane w dużej mierze przez panslawistyczne tendencje polityczne, zmierzające ku stworzeniu nau­kowej podbudowy dla idei zjednoczenia wszystkich ludów słowiańskich pod władzą caratu. Dolega Chodakowski położył również znaczne zasługi jako badacz folkloru i zbieracz pieśni ludowych. Zafascynowany wsią i jej życiem pisał: ,Jest szczęście na ziemi — tułać się między ludem, żyć całą siłą życia poetycznego wieśniaków. Jakżem szczęśliwy w mojej siermiędze, z moją nędzną strawą, gdy mi wspomnienia swoje, życzenia swoje opowia­dają! Między ludem cnota mieszka, między ludem poezja mieszka! Pokażcie mi choć jednego rolnika chłopa, co by z własnego popędu źle robił?"10

W atmosferze narastającego uwielbienia ludu i ludowości, tak charaktery­stycznego dla całego XIX stulecia, specjalne znaczenie przywiązywano do kwe­stii oświaty. Powstawały zalążki popularyzacji historii: księżna Izabela Czar-toryska wpadła na pomysł, by przystępnie opowiedzieć dzieje ojczyste chło-

130. Domek

gotycki

w Puławach,

po 1800—1809.

Arch.

Ch. P. Aigner

267

pom (Pielgrzym w Dobromilu, 1817). Zapoczątkowana tak dobrze w Księ­stwie Warszawskim działalność Komisji Oświecenia rozwijała się nadal. Nie­stety kierujący nią Stanisław Potocki naraził się władzom przez opublikowa­nie (zresztą anonimowo) antyklerykalnej książki pt. Podróż do Ciemnogro­du. Stało się to w rezultacie pretekstem do dymisjonowania Potockiego, a następnie zahamowania rozwoju oświaty i szkolnictwa w Królestwie. Na­stępcą Potockiego został Stanisław Grabowski, konserwatysta, zwolennik li­kwidacji przyznanych początkowo społeczeństwu Królestwa wolności. Gra­bowski ograniczył szkolnictwo elementarne, wprowadzając zasadę dobro­wolności składek przeznaczonych na utrzymanie szkół; ze stopniałych wsku­tek tego wpływów trudno było utrzymać dawną sieć w jej dotychczasowym rozmiarze. W czasie urzędowania Grabowskiego zwiększono także opłaty za naukę w szkołach średnich, co pogłębiło ich elitaryzm, utrudniając dostęp do wiedzy mniej zamożnym. Wkrótce surowa cenzura podręczników miała obni­żyć ich wartość, zmniejszenie zaś liczby godzin nauki oraz likwidacja niektó­rych przedmiotów zaciążyły niekorzystnie na kształceniu młodzieży.

Zwłaszcza silne rozgoryczenie wywołało wśród społeczeństwa ograni­czenie wolności słowa i wprowadzenie w 1819 r. ostrej cenzury publikacji. Utrudniła ona funkcjonowanie szybko się rozwijającej prasy codziennej i pe­riodycznej. Stale wychodziły w tym czasie w Warszawie “Gazeta Warszaw-

131. Puławy,

Świątynia

Sybilli,

1798—1809.

Arch.

Ch. P. Aigncr

268

132.

P. Michalowski,

Pocztylion.

Rysunek sepią

ska", a po zamknięciu patriotycznego “Orła Białego" — “Kurier Warszawski". Od 1818 r. ukazywać się zaczął “Tygodnik Warszawski", poświęcony literatu­rze. W 1826 r. pojawiła się “Gazeta Polska", a w trzy lata potem “Kurier Pol­ski". Codzienna lektura gazet stawała się powoli nawykiem w pewnych gru­pach społecznych. Oprócz dzienników i tygodników wychodziło także kilka fachowych, na wysokim poziomie redagowanych czasopism naukowych, przeznaczonych dla specjalistów z różnych dziedzin.

Literatura kontynuowała początkowo wątki i formy oświeceniowej epo­ki. Kolorowy, odchodzący w przeszłość świat szlachty odzwierciedlała twór­czość dramatyczna Aleksandra Fredry (1793—1876), byłego kapitana wojsk napoleońskich, zamożnego ziemianina z Galicji (Pan Geldhab, 1821, Mąż i Sona, 1822). Rozwijała się powieść; najciekawsze jednak dzieło tego ga-

269

133.

P. Michatowski,

Scena z życia

towarzyskiego,

1829 r.

tunku, Rękopis znaleziony w Saragossie, Jana Potockiego (1805), opubliko­wane w języku francuskim, było mało znane polskim czytelnikom. Dużą po­pularność zyskała natomiast Malwina (1816) księżny Marii Wirtemberskiej, zapoczątkowująca nurt polskiej powieści sentymentalnej, a także obrazki obyczajowe pióra pionierki emancypacji kobiet, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej (Dziennik Franciszki Krasińskiej, 1825). Historyczno-społe-czny gatunek powieści rozkwitł dzięki Niemcewiczowi. Dwaj panowie Sie-ciechowie jego pióra (1815) to ostra krytyka starej, “saskiej" szlachty, prze­ciwstawianej ludziom nowej, światłej epoki — wyraźnie idealizowanych czasów Księstwa Warszawskiego.

Nie ci jednak pisarze, jakkolwiek zasłużeni, położyć mieli podwaliny pod wielki przełom w dziejach kultury polskiej. Rola ta przypadła Kazimierzowi Brodzińskiemu (1791—1835), którego liryczno-ludowe, przepojone mesja-nizmem utwory odbiegły daleko od chłodnego kanonu oficjalnej literatury klasycystycznej11. W 1818 r. zaledwie dwudziestoparoletni Brodziński — poeta, profesor literatury na uniwersytecie warszawskim i członek Towarzy­stwa Przyjaciół Nauk — opublikował znamienną rozprawę: O klasyczności i romantyczności, w której wołając o nawrót do wspaniałej przeszłości Pol­ski stwierdzał: “Cudowne losy naszej ojczyzny są wielkim polem dla poezji". Poezja bowiem, wedle Brodzińskiego, “być powinna zwierciadłem języka, czucia i obyczajów każdego narodu"12. Brodziński zdecydowanie odrzucał oświeceniowy krytycyzm wobec przeszłości; wedle niego to zalety Pola­ków, a nie ich wady spowodowały cierpienia narodu, tragiczny los Polski jest wyróżnieniem, a nie klęską, albowiem: *

270

Palmą Chrystus obdarzył narody zbawione, Nam, Polakom, cierniową przekazał koronę;

Pańska to jest korona i nośmy ją radzi, Krew pod nią zlana nowe zbawienie sprowadzi13.

Tak zaczynał się wielki spór spadkobierców epoki oświecenia, tzw. klasy­ków, z romantykami, reprezentantami nowej, światoburczej postawy życio­wej i filozoficznej. Liberalna i “sielankowa", choć mesjanistyczna, filozofia Brodzińskiego, głoszącego solidaryzm społeczny i poszukującego pokojo­wych, “umiarkowanych" sposobów przezwyciężenia kryzysu epoki, przesta­ła wkrótce wystarczać. Do życia kulturalnego ączało się coraz aktywniej pokolenie, którego buntowniczym manifestem była Oda do młodości (1820), pióra nie znanego dotąd szerszemu ogółowi wileńskiego poety — Adama Mickiewicza.

Ludziom epoki, w której dominować miały walki niepodległościowe i społeczne na nie znaną dotąd skalę, nie odpowiadał zimny, rzeczowy racjo­nalizm oświecenia. Na łamach “Tygodnika Warszawskiego" pojawiały się pu­blikacje młodych gniewnych krytyków (Maurycego Mochnackiego, Ksawe-rego Bronikowskiego), entuzjastycznie lansujących twórczość poetów no­wej fali, m. in. Seweryna Goszczyńskiego (Zamek Kaniowski, 1828), Anto­niego Malczewskiego (Maria, 1825). W salonach literackich Warszawy to­czyły się burzliwe dyskusje. Uczucie zwyciężało w starciu z rozumem. Ro­mantycy zafascynowani byli wszystkim, co zagadkowe, niecodzienne, wiel­bili średniowieczny gotyk, nieujarzmioną, dziką naturę (podobnie jak nie­gdyś sarmacka szlachta z nieufnością spoglądali na cywilizację miejską), en­tuzjazmowali się ludem i jego tajemniczymi, pełnymi ukrytej symboliki obrzędami. “Rozumni szałem" odrzucali kompromis z otaczającą ich przy­gnębiającą rzeczywistością, z trywialnym konformizmem, głosili bunt prze­ciw normom obowiązującym w ówczesnym życiu społecznym, politycznym, w literaturze i sztuce. Malarstwo (Brodowski, Smuglewicz, Peszka) od chłod­nych i dalekich tematów antycznych przechodziło coraz wyraźniej do przedstawiania heroicznych scen z dziejów narodowych lub do psychologi-zujących studiów portretowych. Przeobrażenia dokonywały się także w mu­zyce. Karol Kurpiński (1810—1840 dyrektor opery warszawskiej) stworzył w tych latach podkład muzyczny do Śpiewów historycznych Niemcewicza oraz napisał liczne opery o bohaterskiej tematyce, zaczerpniętej z wątków historii ojczystej i biografii wielkich Polaków (Kazimierz Wielki, Jadwiga, Cień księcia Józefa); wkrótce miał on także stać się twórcą hymnu powsta­nia listopadowego — Warszawianki, zapoczątkowanej dramatycznym we­zwaniem: “Oto dziś dzień krwi i chwały..."

Główna rola przypaść miała w tej epoce literaturze, a ściślej poezji, wo­bec której wysunięto szczególne wymagania. Maurycy Mochnacki wyraził najlepiej przekonania swych współczesnych , głosząc, iż “naród pojmuje sam siebie za pośrednictwem literatury", a w rozprawie O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym (ogłoszona w 1830 r.) jako główne kryterium oceny utworu literackiego przyjmując obecność w nim tematyki narodowej.

271

134. Adam

Mickiewicz

w młodym wieku.

Portret kredką

W ten sposób poezja stawała się wielką służebnicą, a jednocześnie przywód­czynią narodu. Głównym zadaniem poetów miało być krzewienie treści pa­triotycznych i niepodległościowych. Za tą niemałą zresztą cenę stawała się twórczość poetycka prawdziwą królową nowej epoki — epoki romantyzmu.

Nadchodziły bowiem czasy, które Niemcy trafnie narwali dobą “burzy i naporu", czasy tak bardzo odmienne od chłodnej, spekulatywnej atmosfery klasycyzmu. Szły dni, gdy siły miało się mierzyć na zamiary, a nie zamiary wedle sił, gdy żywiołowy entuzjazm i wiara uznane zostały za główne dźwi­gnie postępu. Punkt zwrotny stanowiło opublikowanie w Wilnie dwu nie­wielkich tomików autora Ody do młodości. Były to, nawiązujące do folkloru tak pociągającego wszystkich romantyków, Ballady i romanse (1822) oraz Dziady (tzw. wileńskie, 1823) Adama Mickiewicza. Te ostatnie — poety -cko-ludowe widowisko utrzymane w konwencji romantycznej tajemniczo­ści i fantastyki, w którym świat żywych i umarłach przenikają się wzajemnie — eksponując wątek nieszczęśliwej miłości poety zawierały jednak liczne i głębokie odniesienia do ogólnej sytuacji społeczeństwa i narodu. Wkrótce

272

(1828) ukazał się Konrad Wallenrod tegoż pióra — apoteoza patriotyzmu tak ofiarnego, tak samospalającego, że nie cofającego się nawet przed zdra­dą, a jednocześnie wielka pochwała romantycznej poezji — pieśni, która “dawne opowiada czasy" i dzięki temu pozwala przetrwać. Znaczenie ide­owe Konrada Wallenroda rozszyfrował natychmiast bezbłędnie Nowosil-cow, nie bez podstaw oskarżając ten utwór o szerzenie “piekielnych treści wywrotowych".

Tak więc społeczeństwo dojrzewało stopniowo do wielkiego dramatu, jaki miał się rozpocząć w noc listopadową roku 1831. Powstaniu, przygoto­wanemu w dużej mierze piórem, towarzyszyć miała ogromna erupcja entu­zjastycznej poezji, zagrzewającej do boju, apoteozującej nowych bohaterów narodowych (gen. J. Sowińskiego, E. Plater, J. K. Ordona), szydzącej z nieu-

135. Maurycy

Mochnacki.

Sztych

18 — M. Bogucka, Dzieje kultury

275

dolnych wodzów (gen. J. Chłopickiego). W sprzyjających warunkach odży­wała siedemnastowieczna, zakodowana głęboko w pamięci narodowej wiara w specjalną misję dziejową Polski i Polaków. Była ona potrzebna społeczeń­stwu zdobywającemu się na kolosalny wysiłek zerwania nałożonych nań pęt niewoli. Wielu poetów (R. Suchodolski, S. Goszczyński, A. Słowaczyński, M. Gosławski, W. Poi, J. B. Zaleski) stanęło w szeregach walczących, wa­żniejsze jeszcze niż osobisty udział było wsparcie akcji zbrojnej twórczością. Hymn i Kulik Juliusza Słowackiego uznane zostały za sztandarowe niemal utwory ruchu; ich popularność przewyższał jedynie Mazurek Dąbrowskie­go, który właśnie w tych latach uzyskał rangę polskiego hymnu narodowego.

Powstanie listopadowe, zamykając pewien etap egzystencji społeczno-narodowej, stanowiło ukoronowanie zrodzonych na tym etapie marzeń i aspiracji, a jednocześnie dostarczyło nowego, bogatego tworzywa narodo­wej legendzie, którą żywić się będzie polska kultura i świadomość history­czna przez następne dziesięciolecia. Niemniej bezpośrednie następstwa klę­ski uderzyły w społeczeństwo bardzo silnie. Represje powstańcze były ostre. Kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy polskich deportowano na Kaukaz i na Sybir oraz wcielono do armii carskiej. Na mieszkańców Królestwa sypały się kon­trybucje i aresztowania — drogi wiodące na Sybir zaroiły się od zesłańców. Cytadela wzniesiona w Warszawie na rozkaz cara stała się na wiele dziesię­cioleci miejscem kaźni wszystkich występujących przeciw reżimowi. Spe­cjalne ciosy wymierzone były w kulturę. Uniwersytety warszawski i wileń­ski oraz Towarzystwo Przyjaciół Nauk zostały zamknięte. Wkrótce miała się zacząć systematyczna, szeroka akcja rusyfikacyjna.

W innych zaborach sytuacja była także trudna. W Wielkim Księstwie Po­znańskim namiestnik Edward Flottwell prowadził rozległą akcję germaniza-cyjną. Rząd pruski wyasygnował milion talarów na wykup majątków z rąk polskich, organizując jednocześnie na wsi szeroką kolonizację elementem niemieckim. Na Mazurach i Warmii wprowadzono do szkół przymusowe nauczanie w języku niemieckim. Za odezwanie się po polsku dzieci były su­rowo karane. Germanizację kościoła i kleru przeprowadzał biskup chełmiń­ski Antoni Sedlag. Protesty mieszkańców Pomorza i ziemi mazursko-warmiń-skiej, gdzie działali tacy patrioci, jak Krzysztof Mrongowiusz czy Gustaw Gi-zewiusz, pozostawały bez rezultatu. Podobnie było na Śląsku, gdzie władze pruskie wzmogły wydatnie walkę z polskością, stale żywotną wśród ludu. Kurs antypolski pojawił się także w Galicji (aresztowania, rewizje, obławy na emisariuszy).

Klęska powstania listopadowego, tym bardziej gorzka, że odpowiedzial­ność za nią spadała w dużej mierze na samych przywódców, wywołała falę zniechęcenia do czynu zbrojnego w ogóle. W pewnych kręgach, rozczaro­wanych przegraną, zaczęto powstańczym hasłom przeciwstawiać program legalnej “pracy organicznej"14, zbliżony do programu lansowanego swego czasu przez Staszica i innych działaczy gospodarczych z okresu bezpośre­dnio po trzecim rozbiorze. Hasła “pracy organicznej" rozpowszechniały się zwłaszcza wśród praktycznych i trzeźwych Poznaniaków w czterdziestych

274

latach XIX w. Program “pracy organicznej" był szeroki i niejednoznaczny. Mieściły się w nim postulaty oświaty rolniczej i popierania kapitalistycznej organizacji produkcji, hasła wzmocnienia mieszczaństwa, wychowania kadr inteligencji zawodowej. “Organicznicy" uważali, że zamiast zajmować się “nierealnymi" i “niebezpiecznymi" akcjami politycznymi, lepiej myśleć o wzbogaceniu kraju, o podniesieniu oświaty, rozbudowie przemysłu i rol­nictwa, w tym widząc drogę wzmocnienia i zachowania polskości. Nie wszy­scy bowiem “organicznicy" byli ugodowcami, wielu z nich miało po prostu inną niż powstańcza koncepcję ruchu oporu przeciw władzom zaborczym.

W duchu “organicznikowskim" działał m. in. w Poznaniu były uczestnik powstania listopadowego, dr Karol Marcinkowski, założyciel jednego z pierwszych na ziemiach polskich wielkiego domu towarowego, połączo­nego z hotelem i kasynem dla ziemian, tzw. Bazaru Polskiego, który w życiu wielkopolski odegrał niemałą rolę. W 1841 r. zorganizowano z inspiracji Marcinkowskiego, a według pomysłu Karola Libelta Towarzystwo Naukowej Pomocy. Miało ono wyszukiwać zdolną, niezamożną młodzież na wsi oraz w miastach i kształcić ją w pożytecznych dla kraju zawodach. Na Śląsku i w Poznańskiem organizowano tzw. bractwa trzeźwości, zwalczające pijań­stwo, zgubne dla stanu zdrowotnego i umysłowego społeczeństwa. W Króle­stwie rodziły się pokrewne idee. Grupa ziemiańskich liberałów, tzw. kle-mensowczyków, do których należał m. in. hr. Andrzej Zamoyski, właściciel

18*

275

Klemensowa, snuła plany podniesienia rolnictwa i przekształcenia go na wzór angielski, zalecając w tym celu oczynszowanie chłopów. Ośrodkiem postępowej wiedzy rolniczej stał się Instytut Agronomiczny, utworzony w Marymoncie pod Warszawą, gdzie powstał folwark doświadczalny dla kształcenia fachowców. W 1842 r. zaczęły się ukazywać “Roczniki Gospo­darstwa Krajowego", w których podjęto usiłowania pogłębienia wiedzy rol­niczej i lansowano sprawę reformy ustroju rolnego. W Galicji krzewiły wie­dzę rolniczą Towarzystwo Kredytowe Ziemskie oraz Towarzystwo Gospo­darki, istniały też liczne, aktywne bractwa trzeźwości.

Nie wszyscy jednak decydowali się pozostać w poddanym represjom, zniewolonym kraju i prowadzić skromną działalność “organiczną". Około 10 tyś. osób — polityków, generałów, artystów, poetów, zwykłych wreszcie po­wstańców szlacheckiego, rzemieślniczego i chłopskiego pochodzenia — udało się po klęsce na zachód, do Niemiec, Belgii, Francji, tworząc fenomen znany pod nazwą Wielkiej Emigracji15. Wielkiej, gdyż już wkrótce zaowoco­wała ona szeroką działalnością polityczną i propagandową, przede wszy­stkim zaś stworzyła w warunkach wolności słowa i druku przesłanki dla nie­zwykle bujnego rozkwitu polskiej literatury. Na obczyźnie powstały naj­większe arcydzieła romantycznej poezji, a zwłaszcza Mickiewicza III część Dziadów (1832), związana z Dziadami wileńskimi przez scenę obrzędową i postać Guślarza, ale wysuwająca na czoło wątek nowy: nie miłosne perype­tie i nie rozprawę z oświeceniowym “mędrca szkiełkiem", lecz problem na­rodowy. Metamorfozę treści ideowych podkreślała przemiana imienia boha­tera poematu (obiit Gustavus, natus est Conradus). Nad Sekwaną Mickie­wicz naszkicował też natchnione religijnym patriotyzmem Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego (1832), w których najwyższy wyraz znalazła wiara w szczególne powołanie Polski, predestynowanej do walki nie tylko o własną wolność, ale o wolność wszystkich uciemiężonych narodów. “Na paryskim bruku" powstał wreszcie, zrodzony z głębokiej nostalgii, po­emat o utraconej ojczyźnie —Pan Tadeusz (1834), nazywany później przez historyków literatury “polonezem wyobraźni narodowej"16. Słowacki na emigracji opiewa antycarskich spiskowców (Kordian, 1834), powraca do tragedii konfederacji barskiej (Ksiądz Marek,l844), oplata legendą prehi­storię Polski (Balladyna, Lilia Weneda), przywołuje widma wielkich przy­wódców narodu w Królu Duchu (1847). Na emigracji także Zygmunt Kra­siński w Irydionie (1836) i Nie-Boskiej komedii (1835) — dramatach pisa­nych prozą, lecz dogłębnie poetyckich — zmaga się z oceną rewolucyjnej walki i prorokuje o drogach męczeństwa rodaków.

Zrodzona z bólu i rozpaczy — ale także z nadziei — twórczość ta stano­wiła — jak nigdy dotąd ani potem — formę służby narodowi, mając krzepić go mesjanistyczną ideą odkupicielskiej wartości polskich poświęceń i nieszczęść. I choć uchodźcy zapłacili za emigrację najwyższą cenę nostal­gii, prowadzącej często aż do bolesnych samooskarżeń (“Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy lękliwie nieśli za granicę głowy"), to jednak ich wy­bór w ówczesnych warunkach okazał się słuszny. Dzieła emigrantów docie-

276

137. Dyliżans. Rys. H. Pillati, 1870 r.

rały do kraju, gdzie srożyli się Paskiewicz i Flottwell; mimo że za ich kolpor­taż groziło więzienie i zesłanie, były czytane, zwłaszcza w kręgach patrioty­cznej inteligencji i młodzieży, były przepisywane, recytowane z pamięci, powtarzane. Bez ich oddziaływania trudno sobie wyobrazić przetrwanie na­rodowej świadomości Polaków. I choć miało upłynąć sporo dziesięcioleci, zanim Pan Tadeusz zgodnie z życzeniem poety istotnie dotarł pod strze­chy, to jednak patriotyczne posłanie romantyków funkcjonowało w społe­czeństwie; echa tych lektur można znaleźć np. w wielu listach czy pamiętni­kach uczestników powstania styczniowego.

Wydarzenia lat 1846—1848 podsyciły raz jeszcze płomień twórczości romantyków, wywołując zarazem dalsze, głębsze zróżnicowanie ich postaw. Przejęty grozą na myśl o antyszlacheckiej rewolucji ludowej Krasiński w Psalmach przyszłości głosił hasło pojednania i solidaryzmu: “jeden tylko, jeden cud, z szlachtą polską polski lud", powtarzane następnie przez wielu poetów i pisarzy. Odpowiedzią na tę próbę małodusznego zahamowania wzbierającej fali rewolucyjnej był płomienny wiersz Słowackiego Do autora trzech psalmów, w którym zafascynowany wydarzeniami poeta podkreślał reakcyjność magnatem i niezdolność “otrząśnięcia się z wieków pleśni" przez jej reprezentantów.

Wiosna Ludów była więc dla romantyków wielką próbą psychologiczno-ideową. Entuzjazmował się nią przebywający właśnie w Paryżu najwy­bitniejszy — choć nie doceniony przez współczesnych — polski malarz tej epoki Piotr Michałowski (1800—1855), piewca napoleońskiej epopei, świe­tny twórca scen batalistycznych (Somosierra) i rodzajowych, przedstawiają­cych zwłaszcza sugestywnie wieś i małe miasteczko, a także realistycznych,

277

pełnych wyjątkowego nastroju portretów (m. in. Portret córki, Głowa chło­pa). Ważny nurt w jego twórczości stanowiły także obrazy gloryfikujące dzieje polskiego oręża (Wjazd Chrobrego do Kijowa, portrety wielkich wo­dzów, np. Stefana Czamieckiego), oraz cykl związany z niedawnymi wydarze­niami powstania listopadowego. Mickiewicz pod wpływem wypadków Wio­sny Ludów otrząsnął się z obezwładniających i pętających jego energię wpły­wów towiańszczyzny i rozpoczął ożywioną działalność publicystyczną oraz wojskową. Słowacki przybyły do Poznania z uniesieniem witał chłopskich ko­synierów. Nawet ostrożnego i zachowawczego Krasińskiego powstanie wie­deńskie skłoniło do napisania ironicznego wiersza: “Na dziś, o Wiedniu, So-bieskiego nie ma!" Norwidowska Pieśń o ziemi, powstała w tym czasie, sta­nowiła jeszcze jeden przejaw tak typowego dla romantyków mesjanistycz-nego traktowania dziejów Polski. Był to już jednak akord ostatni. W budują­cej się po wielkim porywie Wiosny Ludów nowej rzeczywistości dojść miały do głosu odmienne poglądy i kierunki także w literaturze i sztuce.

Ocena kultury doby romantyzmu, kultury rozwijającej się u nas w specy­ficznych bardzo warunkach i stanowiącej w dziejach Polski pod wieloma względami apogeum twórcze, nie jest łatwa17. Naród pozbawiony samo­dzielnego bytu państwowego, w którego łonie zlikwidowano ośrodki życia umysłowego i naukowego i podcięto publiczny mecenat kulturalny, zdobył się właśnie w tych latach na wspaniały wybuch twórczości najwyższego lotu, twórczości powstałej wprawdzie na emigracji, ale związanej jak najści­ślej z losami kraju. Stanowiło to odpowiedź na niewolę, na podejmowane przez zaborców próby wynarodowienia. Przepojona patriotyzmem, oddana bez reszty sprawie narodowej kultura spełniała w życiu ówczesnego polskie­go społeczeństwa wyjątkową rolę, a trzej wielcy poeci romantyczni, naz­wani później “wieszczami" — Adam Mickiewicz (1798—1855), Juliusz Sło­wacki (1809—1849) i Zygmunt Krasiński (1812—1859) — współzawodni­czyli o tytuł duchowego wodza narodu. 2 głębokiej troski o los ojczyzny powstały najwspanialsze, choć jakże różnorodne utwory polskiego roman­tyzmu: Mickiewiczowskie wizje Polski w “szlacheckim" Panu Tadeuszu i w natchnionych mesjanistycznie Dziadach różnią się znacznie od równie sugestywnych, choć odmiennych ideowo, bardziej gorzkich, obrazów roz­snuwanych przez Słowackiego w jego historycznych dramatach (Sen sreb­rny Salomei, Mazepa) i poematach (Beniowski). Na zupełnie zaś już od­miennych biegunach historiozofii uplasował się konserwatywny Krasiński, z jakże typową wizją rewolucji społecznej, ukazaną w krzywym zwierciadle Nie-Boskiej komedii. Czwarty nasz wielki romantyk, Cyprian Kamil Norwid (1821—1883), nie zdobył za życia większej popularności, a jego poezje, uz­nane przez współczesnych za zbyt niezrozumiałe, odkryło dopiero pokole­nie Młodej Polski.

Wielcy poeci romantyczni działali i pisali na emigracji. W kraju powsta­wały utwory mniejszego kalibru, choć również związane z aktualną chwilą (G. Ehrenberg, Gdy naród do boju, K. Ujejski, Chorał). Szeroką popularność zdobywały łatwe w odbiorze, przemawiające do serca, sentymentalno-pa-

278

triotyczne wiersze Wincentego Pola. Kontynuował “sarmacką" twórczość Aleksander Fredro pisząc Pana Jowialskiego (1832), Śluby panieńskie (1833), Zemstę (1834) — komedie, które do dziś stanowią żelazny reper­tuar teatrów. Rozwijała się powieść. Pierwsze wydanie uroczej opowieści historycznej, nawiązującej do staroszlacheckiego gawędziarstwa, Pamiątek Soplicy Henryka Rzewuskiego (1791—1866) wyszło w 1839 r., barwna pano­rama epoki stanisławowskiej pt. Listopad tegoż autora w 1845 r. Życie szla­chty odtwarzały liczne powieści Józefa Korzeniowskiego (1797—1863): Kol-lokacja. Spekulant, Krewni. Obyczajowi staropolskiemu poświęcił swą poe­tycką opowieść pt. Urodzony Jan Dęboróg (1854) Władysław? Syrokomla (właściwie Ludwik Kondratowicz, 1823—1862), poeta, autor gawęd i utwo­rów rodzajowych, bardzo emocjonalnie reagujących na krzywdę ludu i pod­noszących rozliczne cnoty w nim tkwiące. Na te lata przypada też pierwszy etap twórczości niezwykłego tytana pracy —Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812—1887). W latach 1839—1863 opublikował on cały cykl powieści spo-łeczno-obyczajowych, ukazujących z jednej strony los chłopa kresowego, z drugiej — w sposób krytyczny — życie szlachty (Historia Sawki, 1842, Ulana, 1843 i inne). Była więc powieść tego okresu bardzo uczulona na

279

139. Fryderyk

Chopin.

Rys. E. Delacroix,

ok. 1849 r.

dolę ludu, często idealizując go. 2 drugiej jednak strony pisarze wciąż je­szcze znajdowali się pod urokiem obyczaju i tradycji szlacheckiej, sarmac-kiej, nadal utożsamianych z polskością w ogóle.

Muzykę polską rozsławił w owych latach na cały świat Fryderyk Chopin (1810—1849), urodzony w skromnym dworku w Żelazowej Woli pod War­szawą, wychowany na mazowieckich równinach poprzecinanych strumy­kami obrosłymi wierzbiną. Tworząc w Paryżu, myślą i wspomnieniem po­wracał do kraju dzieciństwa; jego utwory nawiązywały do polskiej muzyki ludowej, z którą był zżyty jako chłopiec i która aż do końca jego życia stano­wiła dlań ważne źródło inspiracyjne twórczości. Był Chopin pianistą świato­wej sławy, przede wszystkim jednak znakomitym twórcą muzyki fortepiano­wej (mazurki, polonezy, ballady i in.) romantycznego genre'u. Swój emocjo­nalny stosunek do sprawy polskiej przypieczętował porywającą Etiudę re­wolucyjną, powstałą na wieść o upadku powstania listopadowego.

W kraju świetne opery narodowe Stanisława Moniuszki (1819—1872) —

280

140.Joachim Lelewel. litografia francuska

Halka, Straszny dwór, Yerbum nobile. Hrabina — stanowiły pretekst do pokazania na scenie staropolskich strojów, obyczajów i tańców, co publicz­ność odbierała jako jeszcze jedną patriotyczną aluzję. Stworzył też Moniusz­ko liczne pieśni liryczne, które opublikował w tzw. Śpieimikach domowych (Wilno 1844—1859). Wiele z tych pieśni zyskało ogromną popularność, która nie osłabła do dziś {Dziad i baba, Przaśniczka, Znaszli ten kraj).

Mimo niesprzyjającej atmosfery politycznej wychodziły dość liczne pe­riodyki i czasopisma: “Biblioteka Warszawska" i “Roczniki Gospodarstwa Krajowego" w Warszawie, “Ziemianin" w Poznaniu. Krótko egzystował “Przegląd Naukowy" (1842—1848), korzystający m. in. z gorących piór tzw. entuzjas ck, zabieg (ących gorliwie o zmianę sytuacji kobiet i poprawę doli ludu (N- rcyza Żrr chowska). W zaborze pruskim, na Warmii i Mazurach G. Gizewiusz i K. C. trongowiusz wydawali pismo “Przyjaciel Ludu" (1842-1845), na Śląsku wychodził “Dziennik Górnośląski" (1848—1849). Liczba i nakład gazet codziennych rosły zwłaszcza od lat pięćdziesiątych.

281

Łączyło się to z upowszechnianiem oświaty, które czyniło pewne po­stępy mimo niesprzyjającej sytuacji politycznej. Szkolnictwo ludowe najbar­dziej rozwinięte było w zaborze pruskim, gdzie obejmowało aż 80% mło­dzieży. Jego poziom był jednak niski, spełniało przy tym niestety rolę germa-nizacyjną. W Galicji oświata ludowa ruszyła na dobre po uwłaszczeniu, li­czba szkół była tu jednak niewielka, uczyło się w nich zaledwie około 30% młodzieży. Niedobrze też działo się w Królestwie, gdzie osławiony Mucha-now, dyrektor Okręgu Naukowego, zamykał szkoły już istniejące i nie do­puszczał do powstawania nowych.

Szkolnictwo wyższe rozwijało się po powstaniu listopadowym głównie w Galicji, gdzie istniały dwa uniwersytety: w Krakowie i Lwowie, ale z języ­kiem niemieckim jako wykładowym. W Warszawie po likwidacji uniwersy­tetu działały wyłącznie przyrodniczo-techniczne szkoły wyższe. Obok Insty­tutu Agronomicznego w Marymoncie powstał w 1852 r. Wydział Architek­tury przy Szkole Sztuk Pięknych, w 1857 r. zaś Akademia Medyko-Chirurgi-czna. W Poznaniu władze pruskie nie chciały się zgodzić na otwarcie uni­wersytetu. Rozwój uczelni krajowych, hamowany z premedytacją przez wła­dze zaborcze, nie nadążał za potrzebami kraju, toteż młodzież polska coraz częściej szukała dostępu do wiedzy za granicą.

W niezwykle trudnej sytuacji znajdowała się nauka polska, pozbawiona zaplecza instytucjonalnego i mecenatu państwowego. Najlepsi polscy fa­chowcy musieli szukać pracy za granicą (jak np. geolog i inżynier górnik Ignacy Domeyko, który oddał swą wiedzę na usługi Chile). Emigracja nauko­wców “drenowała" kraj z wybitnych mózgów, ale jednocześnie popularyzo­wała imię Polski w świecie. W kraju zdziałać można było niewiele, niemniej nie zaprzestawano usiłowań. Po 1850 r., gdy zreorganizowane zostało Towa­rzystwo Naukowe Krakowskie, a w Poznaniu założone Towarzystwo Przyja­ciół Nauk, przyrodoznawstwo polskie (fizjologia, geologia, medycyna) otrzymało pewne możliwości rozwojowe. W 1852 r. miał miejsce typowo polski “cud" wynalazczy: w oderwaniu od kontaktów z ośrodkami badaw­czymi samotny entuzjasta wiedzy aptekarz lwowski Ignacy Łukasiewicz skonstruował lampę naftową i wydestylował pierwszą próbka ropy. Ten nie­zwykły człowiek próbował następnie rozwinąć w zacofanej Galicji wydoby­cie i przemysłowe oczyszczanie ropy, organizując w tym celu Towarzystwo Naftowe. Jednocześnie prowadził działalność wśród górników, m. in. poma­gając im założyć samopomocową kasę bracką. Dzięki jego pomysłowości szpital lwowski otrzymał cenne urządzenie w postaci naftowego oświetle­nia. Był to ostatni krzyk nowoczesności w owych latach! Oczywiście takich osiągnięć nie mogło być na polskich ziemiach wiele, przykład Łukasiewicza rzuca jednak światło na możliwości, jakie istniały w tym zakresie, możliwo­ści niestety nie wyzyskane.

Symbolem historiografii polskiej tych lat jest Joachim Lelewel (1786-1861), który po klęsce powstania listopadowego osiadł w Brukseli i tu po­święcił się bez reszty intensywnej pracy naukowej. W rezultacie ten wielki patriota, czynny wielostronnie polityk i demokrata, pozostawił po sobie

282

ogromną spuściznę, m. in. w zakresie nauk pomocniczych historii (numizmatyka, kartografia). Spod jego znakomitego pióra wyszedł też syntetyczny zarys polskiej historii (Uwagi nad dziejami Polski i ludu jej, I wyd. 1844). . , Wielki “samotnik brukselski" położył podwaliny pod nowożytną historiografię polską, ujmując przebieg dziejów Polski w jednolity tok wykładu z wysunięciem na czoło roli mas ludowych i urządzeń demokratycznych. Specjalnie łatwo napisany zarys (Dzieje Polski potocznym sposobem opowiedzia­ne, I wyd. już w 1829) uprzystępniał jego wywody młodzieży szkolnej i sze­rokim kręgom czytelników. Podobne cele popularyzatorskie przyświecały Klementynie z Tańskich Hoffmanowej, stawiającej matkom i dziewczętom polskim patriotyczne wzorce do naśladowania w Biografiach znakomitych Polaków i Polek (1833).

Cenne edycje zapoczątkowali w tym czasie A. Bielowski, A. Z. Helcel i T. Działyński, przystępując do pierwszych krytycznych opracowań podsta­wowych źródeł do dziejów ojczystych; tworzyli w ten sposób warsztat bada­wczy, z którego korzystać miały całe pokolenia historyków. Rozwijała się etnografia, dzięki mrówczej pracy niestrudzonego Oskara Kolberga (1814—1890), który w 40 tomach wydawnictwa Lud zgromadził bogate materiały z terenów całej Polski. Istniała także polska myśl filozoficzna o silnym narodowo-mesjanistycznym zabarwieniu, i to zarówno na emigracji (Andrzej Towiański, Józef Hoene-Wroński, Bronisław Trentowski), jak w kraju (August

283

Cieszkowski, Karol Libelt, Józef Kremer). Trentowski l Libelt zajmowali się również teorią pedagogiki i estetyki.

Rozbiory i kolejne klęski nie tylko nie zdławiły więc życia kulturalnego Polski, ale otworzyły wręcz nowy etap jego rozwoju. Bogata w formie, głę­boko patriotyczna w treści kultura polska tych lat spełniała niezwykle ważne zadania społeczne i polityczne. Można oczywiście zadać pytanie, jak szeroka była recepcja dzieł powstających w kręgach intelektualno-literackich krajo­wych i emigracyjnych, ilu było uczestników spisków i ruchów zbrojnych, jaki procent społeczeństwa uważał się za Polaków i o polskość gotów był walczyć — i statystyka taka nie wypadłaby imponująco z matematycznego punktu widzenia. Przez armię kościuszkowską przewinęło się być może oko­ło 150 tyś. ludzi, w dobie wojen napoleońskich (1806—1814) udział Pola­ków w wojskach polskich i francuskich szacują badacze na około 200 tyś., tyluż mężczyzn walczyło zapewne w powstaniu listopadowym18. Lokalne powsta­nia nie przekraczały kilkudziesięciu tysięcy uczestników (np. w Poznań­skiem w 1848 r. 40 tyś.). Obok walczących należałoby jednak podliczyć sze­regi represjonowanych i emigrantów, a także ich rodziny. Otrzymane liczby nie okażą się już tak małe, choć zapewne w sumie oznaczają tylko kilka pro­cent ogółu mieszkańców ziem polskich. Ten krąg trzeba by jednak posze­rzyć o tysiące ludzi udzielających walczącym pomocy — a więc rzemieślni­ków pracujących na potrzeby uzbrojenia powstańców, kobiety pielęgnujące rannych, chłopów dostarczających żywności, przenoszących rozkazy, służą­cych jako przewodnicy itd. A przecież i ci, którzy nie brali osobiście udziału w niepodległościowych zrywach i nie należeli do wspomagających, obojęt­nie czy z tchórzostwa, czy wygodnictwa, czy innych powodów, jednak owe ruchy oglądając z bliska, ocierając się o walczących (choćby nawet jak owi mieszkańcy Nowego Światu i Krakowskiego Przedmieścia zatrzaskujący drzwi i okiennice w czasie przemarszu podchorążych), musieli pod tchnie­niem dziejowej zawieruchy uświadamiać sobie z nie spotykaną dotąd jasno­ścią, czym jest idea ojczyzny.

W poprzednich rozdziałach śledząc rozwój świadomości narodowej ob­serwowaliśmy powolny, ale stały proces poszerzania się kręgów w ową świadomość wyposażonych. Pierwsza połowa XIX w. przynosi niewątpliwie dalszy wielki krok w tym zakresie, właśnie — choć może się to wydać para­doksalne — wskutek utraty państwowego bytu. Ten cios zmusił naród do pełniejszego niż kiedykolwiek przedtem samookreślenia się. Represje i akcje wynaradawiania miast stłumić świadomość narodową rozpalały ją wielkim, szerzej niż kiedykolwiek przedtem rozlewającym się płomieniem.

284

U progu nowoczesności

Mimo niekorzystnej sytuacji politycznej wiek XIX przyniósł ziemiom polskim wiele zasadniczych przemian, które zadecydowały o nowym kształ­cie struktur społecznych i o gruntownych, różnorodnych przeobrażeniach warunków życia. To właśnie stulecie ukształtowało w sposób przemożny formy bytowania stanowiące bazę dnia dzisiejszego. Nie zawsze zresztą zda­jemy sobie sprawę, jak bardzo zostaliśmy “zaprogramowani" przez ubiegły wiek, jak silnie jego spuścizna warunkuje i określa współczesność.

Zacznijmy od układów demograficznych, czynnika o podstawowym zna­czeniu dla rozwoju społeczeństwa jako całości, a także dla możliwości i wa­runków egzystencji pojedynczego człowieka, a nawet jego samopoczucia. Otóż w prawdziwym tłumie, ze wszystkimi — materialnymi, społecznymi, psychologicznymi — konsekwencjami tego zjawiska, znalazł się człowiek dopiero w XIX w. Dziewiętnastowieczna eksplozja ludnościowa, która wy­stąpiła w całej Europie w związku z pewnymi postępami w zakresie higieny i medycyny oraz likwidacją w wyniku uprawy ziemniaka częstych wcześniej ostrych głodów, nie ominęła Polski. W Wielkopolsce w latach 1816—1856 przyrost ludności wyniósł 73%, w Galicji w latach 1816—1870 równy był 60%, w Królestwie w latach 1816—1870 liczba ludności podwoiła się1. Pro­cesy te trwały także na schyłku XIX i w początkach XX w. W latach 1868—

—1910 ludność Królestwa Polskiego, Galicji (ze Śląskiem Cieszyńskim), Wiel­kopolski, Pomorza Zachodniego i Gdańskiego oraz Warmii i Mazur wzrosła z 21 min do 33,7 min, tj. około 60,5%. Było to bardzo dobre tempo przyro­stu w skali europejskiej, ze wskaźnikiem wyższym nawet od średniego. Re­zultaty jego uległy jednak pewnemu osłabieniu przez znacznych rozmiarów emigrację zarobkową, kierującą się z polskich ziem do różnych krajów euro­pejskich, a także poza Europę (USA, Brazylia). Wychodźstwo to nasiliło się zwłaszcza w końcu XIX i w początkach XX w. W latach 1880—1900 tylko z zaboru pruskiego wyjechały prawie 2 min ludzi; z Galicji w latach 1880—

—1910 wywędrowały setki tysięcy osób2. Był to zresztą nie tylko zna-

285

142. Most

żelazny

w Kaliszu.

Według

fotografii

K. Brandla

rys. K. Przykorski,

1866 r.

czny “upust krwi" dla kraju, ale także dowód mobilności i energii grup naju­boższych, upośledzonych, gdyż ich właśnie reprezentanci ruszali masowo na obczyznę w poszukiwaniu chleba. Niemałe znaczenie miało także zadzierz­gnięcie wskutek owych ruchów kontaktów i więzów z krajami wyżej rozwi­niętymi (Niemcami, Francją, Belgią, USA), a nawet z odległymi, egzotycz­nymi rejonami kuli ziemskiej. Emigranci, korespondujący z rodzinną wsią czy miasteczkiem, często powracający do swych stron po dłuższym lub krót­szym pobycie za granicą, przywozili ze sobą prócz uciułanego grosza rów­nież odmienne wzorce obyczajowe i kulturowe, powodowali ferment men­talny, pobudzali wyobraźnię, mobilizowali ambicję i poszerzali horyzonty pozostałych w ojczyźnie współziomków. Emigracja zarobkowa miała więc także swój, i to niemały, pozytywny wymiar kulturalny.

O podstawowych zmianach w życiu gospodarcżó-społecznym i formach bytowania decydowały jednak w tym czasie głównie postępy krajowego uprzemysłowienia. Dokonywały się one zwłaszcza w Królestwie, gdzie roz­wijał się przemysł włókienniczy (okręg łódzki i żyrardowski, po powstaniu listopadowym także białostocki) i maszynowy (Warszawa), a także górnic­two oraz hutnictwo (istniało wciąż Zagłębie Staropolskie, rozwijało się Za-

286

głębie Dąbrowskie). W zaborze pruskim przodował Śląsk górniczo-hutniczy. W Wielkopolsce poza fabryką maszyn rolniczych Cegielskiego (powsta­ła w 1846 r. ) nie było większych zakładów; rozpościerał się tu teren eks­pansji silnego przemysłu niemieckiego, podobnie jak na Pomorzu, gdzie większą rolę grały jedynie stocznie. Słabo wyglądał także rozwój przemysłu Galicji, która w ramach monarchii Habsburgów pozostawała raczej obsza­rem zacofanym3.

Mimo tych nierównomierności można przyjąć, że na ziemiach polskich w XIX w. przebiegała jednak rewolucja przemysłowa, której rezultaty miały ogromne znaczenie dla warunków życia ludności. Powstawały setki nowych, dużych zakładów, początkowo typu jeszcze manufakturowego, wkrót­ce zaś już fabrycznego, zatrudniających pod jednym dachem tysiące robotni­ków. Jeśli w 1869 r. było w Królestwie Polskim 38 fabryk, to w 1910 liczba ich wynosiła już 386; zatrudniały one w 1869 r. niespełna 1500 ludzi, w 1910 r. — prawie 45 tyś.4 Największe skupisko zakładów wytwórczych

143. Hala fabryczna, 1869 r.

287

stanowiła Łódź z wielkimi fabrykami L. Geyera, L. Grohmanna, L. Landego, K. Scheiblera. Obok wytwórni włókienniczych powstawały fabryki odzieży, obuwia itp., rujnujące stare, tradycyjne rzemiosło. Na Śląsku wyrastały dzie­siątki nowych kopalń, a ich rozmiary rosły; liczba robotników zatrudnionych przeciętnie w l kopalni wzrosła ze 193 w 1867 r. do 2130 w 1911 r.5 Praca w tak wielkich zakładach stwarzała poważne problemy adaptacyjne — fizy­czne i psychiczne — dla ludzi w nich zatrudnionych. Wszak większość dnia spędzali oni w miejscu pracy, której warunki i charakter wywierały wpływ na obyczajowość, mentalność, strukturę dnia codziennego. Człowiek, bę­dący dawniej twórcą określonego produktu, zostawał zdegradowany do roli elementu w procesie wytwórczym, procesie przebiegającym w całości poza zasięgiem rąk i wzroku pojedynczego robotnika. Praca stawała się monoton­na, dawała znacznie mniej satysfakcji, niż dostarczała niegdyś drobnemu in­dywidualnemu wytwórcy. Pracownik fabryki był też z jednej strony coraz silniej uzależniony od pracodawcy, z drugiej — wyobcowany i sfrustrowany. W dużych zakładach nie było miejsca na patriarchalne, typowe dla małych warsztatów stosunki, decydujące o specyficznym klimacie pracy w ubie­głych wiekach. Tworzyły się nowe typy powiązań i zależności, powstawały nowe hierarchie z właścicielem na szczycie drabiny fabrycznej, majstrami i brygadzistami na szczeblach pośrednich, a wielotysięcznym tłumem ro­botników u dołu. Rzucony w ten bezimienny tłum pracownik — często przybysz ze wsi — czuł się osamotniony, pozbawiony jakiegokolwiek opar­cia, bezbronny w nie znanym mu środowisku. Musiało upłynąć nieco czasu, zanim zaczęły powstawać w większych zakładach więzi nowych solidaryz-mów. Pogłębiać się one miały w miarę uświadamiania sobie wspólnoty inte­resów i wzrostu poczucia siły grup robotniczych, poczucia płynącego wła­śnie z szybko rosnącej liczebności załóg poszczególnych zakładów i kopalń.

Rytm życia w osiedlu przyfabrycznym czy przykopalnianym różnił się diametralnie od rytmu tradycyjnego, ugruntowanego egzystencją typową dla wieków poprzednich. Praca w fabryce wymagała innej dyscypliny i in­nych nawyków niż praca na roli czy nawet w małym warsztacie rzemieślni­czym. Nie istniała tu możliwość indywidualnego układania sobie zajęć, nie było miejsca na poczucie swobodnego luzu czasowego; każdy pracownik musiał wyrobić w sobie dokładność i szybkość oraz podporządkować się na­rzuconemu odgórnie rozkładowi czynności. Dokonujący się przewrót w te­chnice produkcji wymagał przystosowania się i zdobywania nowych nawy­ków oraz niełatwych umiejętności. Szok musiał być ogromny, skoro w ciągu niewielu lat, za życia jednej generacji, rękodzielniczy sposób wytwarzania został wyparty przez coraz doskonalsze, coraz wydajniejsze maszyny. Nie zawsze były one witane przez robotników jako ułatwienie pracy, często oznaczały przede wszystkim konkurencję dla działalności człowieka. W 1840 r. Geyer uruchomił w swych zakładach 180 mechanicznych krosien; 14 lat póź­niej powstała w Łodzi całkowicie już zmechanizowana fabryka tkanin ba­wełnianych K. Scheiblera. Za nimi poszli inni fabrykanci. W rezultacie tysią­ce tkaczy straciło , jak wiadomo, pracę. Rozruchy i niszczenie przez zrozpa-

288

144. Stacja kolejowa we Włocławku, 1863 r.

Rys. z fotografii J. Cegliński

czonych robotników “diabelskich" urządzeń (1861) nie mogło oczywiście zahamować dokonującego się procesu mechanizacji produkcji tekstyliów. Kolejny etap postępu technicznego stanowiło zastosowanie w przemyśle maszyny parowej, a następnie, w miarę elektryfikacji na przełomie XIX i XX w., silników elektrycznych i spalinowych6.1 ten krok nie był bezbolesny. Obsłu­ga nowych maszyn powodowała w początkowym okresie ogromny wzrost wypadków przy pracy. Jednocześnie jednak wymagała wyższego poziomu kwalifikacji zawodowych robotników, a co za tym idzie — sprzyjała podno­szeniu ogólnego poziomu umysłowego. Tworzyła się — nie bez frustracji i cierpień — czołówka klasy robotniczej: lepiej wykształcona, lepiej płatna, ale także wysuwająca coraz bardziej świadomie nowe postulaty dotyczące warunków pracy i życia.

Obok postępów uprzemysłowienia dokonywał się przewrót w dziedzinie transportu i łączności. Na Wiśle pojawiły się parowce już w 1828 r., a przed­siębiorstwo założone w latach czterdziestych zapewniło systematyczną, sprawną i wygodną żeglugę na tej rzece7. Pasażerska poczta konna — dyli-żansy — została zastąpiona przez kolej żelazną (1844 r. początek rozbudowy kolejnictwa w Galicji, lata 1845—1848 budowa kolei warszawsko-wiedeń-skiej, 1862 r. otwarcie kolei warszawsko-petersburskiej). Umożliwiło to szybki i tani masowy przewóz ludzi oraz towarów na terenie całego kraju, łącząc go jednocześnie w wygodny sposób z zagranicą8. Wzrastała również długość dróg bitych i szos, choć oczywiście w tej dziedzinie pozostawaliśmy daleko poza krajami Zachodu. Czas podróży skurczył się z miesięcy i tygo­dni do dni, niewygody z nią związane zmalały, odległość przestawała mieć

19 — M. Bogucka, Dzieje kultury

289

145. Aparat telefoniczny, 1882 r.

tak zasadnicze, jak niegdyś znaczenie. Taka szybkość krążenia dóbr i ludzi, jaką osiągnął wiek XIX, nie znana była poprzednim stuleciom. Zwiększało się jednocześnie tempo obiegu informacji, wywołane udoskonalaniem urzą­dzeń pocztowych. Pierwsze telegraficzne przekazy przesłano na naszych zie­miach w 1830 r. Nieco wcześniej wprowadzono w miastach skrzynki pocz-towe; w połowie wieku pojawił się znaczek pocztowy, kupowany i naklejany przez nadawcę (przedtem za przesyłkę płacił zwykle odbiorca). Obok od­bioru listów na poczcie upowszechniał się bardziej wygodny dla ludności zwyczaj dostarczania korespondencji do domów przez listonoszy; pod ko­niec XIX w. stało się to już regułą. Usprawniono obieg przesyłek pienięż­nych i paczek. Pojawiły się koperty i kartki pocztowe. Dzięki tym wszystkim udogodnieniom druga połowa XIX i początek wieku XX stanowią apogeum w historii epistolografii — pisano w tych latach i otrzymywano ogromną liczbę listów. Korespondencja stała się na lat kilkadziesiąt niezwykle ważną

290

formą kontaktów międzyludzkich. Pod koniec stulecia pojawił się zresztą konkurent w tym zakresie, początkowo niegroźny ze względu na swą rzad­kość: pierwsze telefony zainstalowano w 1881 'r. w Warszawie, w 1884 r. w Łodzi, w 1885 r. w Poznaniu. Wynalazek upowszechniał się powoli, nie­mniej sam fakt możliwości przesyłania głosu ludzkiego na odległość uma­cniał typową dla XIX w. entuzjastyczną wiarę w nieograniczoność i błogo­sławione rezultaty postępu technicznego.

Ogromne znaczenie dla zmian warunków życia znacznych grup ludności miały postępy urbanizacji. Rozbiory, wojny okresu napoleońskiego, nieko­rzystne układy gospodarcze i fiskalne zahamowały w pierwszej połowie XIX w. zapoczątkowane przez oświecenie odradzanie się miast polskich. Losy ich były zresztą bardzo zróżnicowane. Nieliczne centra przemysłowo-handlowe i administracyjne prosperowały mimo wszystko; w drugiej połowie XIX w. uprzemysłowienie, a zwłaszcza przewrót w zakresie komunikacji i budowa linii kolejowych przyniosły wręcz karierę niektórym ośrodkom. Większość miasteczek wegetowała jednak, a podstawy ich egzystencji wiązały się głów­nie z rolnictwem. W 1869 r. władze Królestwa zdecydowały się na krok dra­styczny i odebrały prawa miejskie 333 osadom, które w istocie już dawno miastami nie były. Po tej akcji pozostało w Królestwie formalnie 116 miast, w których zamieszkiwało tylko około 16% ludności kraju9. 2 nich jedynie Warszawa miała charakter prawdziwie wielkomiejski, licząc w połowie XIX w. ponad 150 tyś., a w 1870 r. już około 276 tyś. mieszkańców. W skali euro­pejskiej oznaczało to zaledwie 16 miejsce! Ponad 10 tyś. osiągnęły w tym czasie miasta przemysłowe, jak Łódź i Zgierz, handlowo-przemysłowe, jak Kalisz i Radom, ośrodki administracji oraz centra handlowo-przemysłowe, jak Płock, Lublin, Suwałki, Piotrków, Łomża, Częstochowa, Siedlce. 41 in­nych miast miało zaledwie po około 5 tyś. mieszkańców.

W zaborze pruskim liczbę miast zredukowano na przełomie XVIII i XIX w. do 145. Ich sytuacja była trudna z powodu odcięcia od Polski centralnej i konkurencji przemysłu niemieckiego.' Najlepiej rozwijały się Poznań (42 tyś. mieszkańców w 1870 r.) i ośrodki górniczo-hutnicze, jak Bytom (w 1871 r. miał 15 tyś. mieszkańców), Gliwice (12 tyś. mieszkańców), awansowana w 1868 r. do rangi miasta Królewska Huta, późniejszy Chorzów (w 1871 r. prawie 20 tyś. mieszkańców), Zabrze, Siemianowice, Katowice. Potężne niegdyś miasta pomorskie nie odzyskały dawnej świetności przez cały wiek XIX: Gdańsk liczył niewiele ponad 50 tyś., Elbląg około 20 tyś., Toruń około 10 tyś., co oznaczało zdystansowanie go przez Bydgoszcz (13 tyś. mieszkańców).

W Galicji po odebraniu praw miejskich 49 miejscowościom w 1807 r. pozostało 279 miast, z których tylko 80 posiadało istotnie miejski charakter, a zaledwie 9 przekroczyło (w 1857 r.) próg 10 tyś. mieszkańców. Pomyśl­niej rozwijały się tu stołeczny Lwów (w 1870 r. ponad 80 tyś. mieszkań­ców), Kraków (w połowie XIX w. 54 tyś.), leżące na szlaku handlowym z Rosją Brody (w 1851 r. 18 tyś.) oraz niewielkie, ale prężne ośrodki tkac­kie: Andrychów, Biała, Wilamowice, Dukla, Krosno. Na Śląsku Cieszyńskim

291

146. Jarmark w małym miasteczku. Kopia obrazu W. Szemera, 1880 r.

prosperowały ośrodki przemysłu włókienniczego i górniczo-hutniczego.

W sumie w 1871 r. na ziemiach polskich tylko 11 miast miało powyżej 20 tyś. mieszkańców; w 1910 r. liczba ta wzrosła do 36 tyś. Ponad 10 tyś. mieszkańców w 1910 r. liczyło 61 miast. Przeważały miasta małe, chociaż w 1910 r. średnio na jedno miasto przypadało około 11 tyś. mieszkańców. Ta wysoka średnia była rezultatem szybkiego rozwoju kilku przodujących miast. I tak ludność Warszawy wzrosła w latach 1872—1913 z 276 tyś. do 845 tyś. mieszkańców, Łodzi z 50 tyś. do 459 tyś. Sosnowiec w 1910 r. osią­gnął 100 tyś., 5 innych ośrodków przekroczyło 50 tyś. Głównymi czynni­kami tego szybkiego rozwoju były przemysł i układy sieci kolejowej. Wokół wielkich fabryk i dworców powstawały osiedla mieszkaniowe, sklepy i skle­piki, warsztaty usługowe; miasta położone z dala od zagłębi przemysłowych i przebiegu dróg żelaznych zastygały w martwocie10. Tak więc różnice w wyglądzie i warunkach życia w miastach dużych i małych pogłębiały się. Przede wszystkim zaś rósł dystans między miastem a wsią.

Oczywiście w początkach XIX w. większość miast nadal przypominała wieś z nie brukowanym rynkiem i piaszczystymi ulicami, z drewnianą zabu­dową nierzadko pokrytą tradycyjnymi strzechami, na których bociany wiły swe gniazda. Do połowy XIX w. w niewielkich ośrodkach wciąż domino­wały drewniane domki parterowe, ustawione do ulicy szczytem; w drugiej połowie stulecia zastępowały je murowane kamieniczki, często l- lub 2-pięt-rowe, zwykle dwutraktowe, stawiane frontem do ulicy. Miewały one po dwie oficyny boczne i zawierały po kilka niewielkich mieszkań. W latach czter­dziestych XIX w. w większych ośrodkach powstał typ domu zwany “kamie-

292

nicą warszawską", mieszczący na parterze sklepy, na piętrze i w oficynach mieszkania. Mieszkania “od frontu" były oczywiście większe i paradniejsze, trzy- i więcej pokojowe, miały też podwójne wejścia: od frontowej klatki schodowej i od kuchni. Przeważnie były to kamienice 2-piętrowe, od lat sześćdziesiątych także 3-piętrowe. Te, które wznoszono na przełomie XIX i XX w., otrzymywały charakterystyczne secesyjne fasady. Od tyłu mieściło się ciemne, otoczone oficynami podwórko “studnia" z nieodzownym trzepa-kiem. W “lepszych" dzielnicach dozorca bronił wstępu na podwórze domo­krążnym handlarzom, grajkom i żebrakom. W domach mniej ekskluzywnych podwórko było terenem gwarnego życia, oazą dziewiętnastowiecznego fol­kloru miejskiego: bawiły się tu w klasy, berka i chowanego dzieci mniej za­możnych rodziców (bogatsi posyłali swe pociechy z boną lub nianią na po­bliski skwer lub do parku), plotkowały służące, z okien wychodzących na podwórze można było posłuchać występów wokalnych ulicznych śpiewa­ków i obejrzeć popisy wędrownych sztukmistrzów.

Przy bocznych ulicach i na przedmieściach nawet większych miast prze­ważały nadal małe, parterowe domki, często ze specjalnymi pomieszczenia­mi na warsztaty rzemieślnicze. Przed takim domkiem rosło zwykle drzewo — kasztan lub akacja — stała ławeczka, na której wieczorami, niby na wiej­skiej przyzbie, zasiadali gwarząc mieszkańcy. Zupełnie inaczej wyglądały ośrodki przemysłowe. Tu przy kopalniach lub hutach powstawały osiedla dom­ków robotniczych, przede wszystkim jednak koszarowe, brzydkie i depry­mujące “czynszówki". Każda taka “czynszówka" liczyła zwykle kilkadziesiąt małych, prymitywnych (pozbawionych urządzeń sanitarnych, często dopły­wu bieżącej wody) mieszkań (np. w Warszawie przy ul. Czerniakowskiej, Pańskiej, w Łodzi w okolicach fabryki Scheiblera, w Żyrardowie, w miastach Górnego Śląska i Zagłębia Staropolskiego). Głód mieszkaniowy powodował zagospodarowywanie na cele mieszkalne poddaszy oraz suteryn i zagęszcze­nie wszystkich pomieszczeń. Nierzadko w jednej izbie gnieździły się po dwie rodziny; wynajmowano też łóżka na dzień robotnikom pracującym na nocnej zmianie. Z nędznymi warunkami mieszkaniowymi robotników i ubo­gich rzemieślników, zwłaszcza przybyszów ze wsi, “dorabiających się" do­piero w mieście, kontrastowały rezydencje mieszkalne typu pałacowego, bu­dowane przez fabrykantów (zwłaszcza Łódź i Warszawa). Bogate ziemiań-stwo, przenoszące się do miast na stałe lub na pobyty czasowe, wynajmowa­ło obszerne mieszkania “frontowe" w kamienicach znajdujących się w cen­trum i w tzw. lepszych dzielnicach miast". W ten sposób strefy zamieszkania były dość rygorystycznie od siebie oddzielone; adres świadczył o pozycji mate­rialnej i socjalnej.

Na układ przestrzenny niektórych miast oddziaływało niekorzystnie roz­budowywanie przez zaborców systemu fortyfikacji (Warszawa, Poznań, Kra­ków). Fortyfikacje odcinały miasta od ich naturalnych zapleczy, zmuszały do nadmiernej intensyfikacji zabudowy, niekorzystnej ze względów estetycz­nych i sanitarnych, utrudniały podejmowanie i przeprowadzanie właści­wych rozwiązań urbanistycznych, pogarszały — i tak na ogół nieświetne

293

147. Warszawa dawna resursa ziemiańska przy ul. Krakowskie Przedmieście, 1860—1862

warunki mieszkaniowe i zdrowotne. Oczywiście w wielu większych ośrod­kach podejmowano w toku XIX stulecia liczne próby sanacji i regulacji za­budowy: rozbierano stare mury miejskie, wytyczano nowe, szerokie ulice wyburzano budynki grożące zawaleniem; intensywnie porządkowano zwła­szcza. centrum miast, zabraniając m. in. w jego obrębie budowy parterowych drewniaków. Liczne przepisy budowlane ponawiały nakazy ciągłej i porząd­ne, zabudowy ulic. W rezultacie tych akcji pogłębiały się różnice między dzielnicami centralnymi, o które szczególnie dbano, a rozrastającymi się chaotycznie ubogimi peryferiami.

Godny wspomnienia wyjątek wśród rozwijających się żywiołowo miast i osiedli przemysłowych stanowi powstały w latach trzydziestych a osiągają­cy rozkwit w drugiej połowie stulecia Żyrardów. Osiedle zostało zaplanowa­ne w sposób konsekwentny i ambitny, z wyraźnym uwypukleniem hierarchii takich elementów, jak zakład przemysłowy i związany z nim kompozycyjnie rynek z kościołem, osobna zabudowa mieszkaniowa dla robotników i dziel­nica urzędników fabrycznych, wreszcie pałacyk fabrykanta. Miał to być w zamyśle twórców “dziewiętnastowieczny Zamość", idealne miasto prze­mysłowe, tak jak Zamość szesnastowieczny pomyślany był ponad dwieście lat wcześniej jako idealne miasto renesansowe.

W zakresie stylu budownictwa w pierwszym okresie porozbiorowym na­dal panował klasycyzm. Wybitne dzieła tworzył w tych latach w Warszawie A. Corazzi (Pałac Staszica, budynek Komisji Rządowej, Przychodów i Skarbu,

294

148. Kraków,

ul. Barska 24.

Wejście

do secesyjnej

willi,

1909 r.

Arch. R. Bandurski

Teatr Wielki). Wkrótce potem przyszła moda na neogotyk (Kórnik Działyń-skich), a następnie na neorenesans i wreszcie secesję. W tych właśnie sty­lach wznoszono w całym kraju dziesiątki dworców kolejowych, kamienic mieszkalnych, kościołów i pałacyków bogacącej się burżuazji.

Na zmiany w zakresie architektury i wygląd budynków znaczny wpływ miało stosowanie innych niż dawniej materiałów budowlanych: zanikł ka­mień, obok cegły i drewna pojawiały się coraz częściej elementy konstrukcji z żelaza i dekoracji z żelaza; rozpowszechniało się użycie cementu, a pod koniec okresu także betonu i żelazobetonu.

Dość żywa akcja wznoszenia gmachów użyteczności publicznej wycis­kała charakterystyczne piętno na wielu miastach. Powstawały neorenesan-sowe i neogotyckie, a pod koniec stulecia secesyjne ratusze (Lwów, Radom,

295

Wschowa, Głogów), budynki przeznaczone na pomieszczenia władz i urzę­dów (często w tym celu adaptowano stare klasztory i pałace), gmachy są­dów, banków, szkoły, teatry, muzea, biblioteki, szpitale, koszary, więzienia (np. warszawski Pawiak, zbudowany w latach 1830—1835 według projektu H. Marconiego). Od lat czterdziestych wznoszono liczne dworce i stacje ko-

151.Łódź

ul. Sienkiewicza 6.

Kamienica

secesyjna,

1911 r.

Aren. A. Furhjelm

lejowe, często w neogotyckim lub neorenesansowym stylu. Powstawały bu­dynki pocztowe, w związku z rozwojem usług pocztowych, hotelowe, dla wygody coraz liczniejszych i bardziej wymagających podróżnych (np. zbu­dowany w Warszawie w połowie stulecia wedle projektu H. Marconiego gmach Hotelu Europejskiego oraz pod koniec XIX w. secesyjny hotel Bri­stol, Grand Hotel w Łodzi i Krakowie), gmachy handlowe (Bazar w Pozna-

297

niu 1838, tzw. Gościnny Dwór w Warszawie 1841). Burzliwie rozwijało się budownictwo przemysłowe; wiele fabryk, zwłaszcza wznoszonych w pierw­szej połowie XIX w., miało fasady klasycystyczne lub gotyzujące; w drugiej połowie wieku budownictwo fabryczne uprościło się: zaczęły wyrastać dość podobne do siebie, ponure, koszarowe hale o niewielkich oknach. Wnętrza ciemne, zatłoczone, hałaśliwe stwarzały wyjątkowo trudne warunki pracy. Dziesiątki tysięcy ludzi spędzało w nich jednak większą część swego życia.

Ciasne, zadymione, brudne nie były miasta owych lat z pewnością miłym terenem egzystencji. W dodatku miejskie środowisko społeczne stwarzało specyficzne problemy, utrudniające i komplikujące życie. Tylko w miastecz­kach i małych miastach utrzymywały się nadal (typowe także dla wsi) więzi sąsiedzkie, ograniczające wprawdzie swobodę działania jednostki (liczenie się z opinią, powielanie tradycyjnych wzorców zachowań), ale stwarzające klimat bezpieczeństwa i jak gdyby pewnego komfortu psychicznego (po­moc w potrzebie, afirmacja posiadanego statusu socjalnego). Pękały one za to w większych, zwłaszcza przemysłowych ośrodkach, gdzie mieszkańców było zbyt wielu, aby mogli znać się wzajemnie, a trudne warunki egzystencji powodowały ostrą konkurencję indywidualną i grupową. Pewna wspólnota, obejmująca dom czy ulicę (rzadziej i w znacznie słabszym stopniu całą dziel­nicę), wykształcała się bardzo powoli, przy czym stały napływ nowych przy­byszów osłabiał ją i rozbijał. Na tym tle m. in. rozwijała się znaczna krymino-genność miast, która w XIX stuleciu przybierała w wielu ośrodkach ostre formy (rozbudowany liczebnie margines społeczny, szybki wzrost liczby przestępstw i ich znaczne zróżnicowanie)12.

Mieszkańcy miast płacili więc określoną, raczej dość wysoką cenę za udogodnienia, jakie im “nowoczesny" i “postępowy" wiek XIX oferował. Było tych udogodnień zresztą sporo i budziły one entuzjazm ludzi nawy­kłych od stuleci do trudnych warunków bytowania. Wśród tych nowinek cywilizacyjnych na czoło wysuwa się bezsprzecznie komunikacja.miejska — innowacja nie znana stuleciom poprzednim. Pierwszą jaskółkę stanowili do­rożkarze, którzy pojawili się najwcześniej w Warszawie, bo już pod koniec XVIII w. Oferowali oni swe usługi osobom nie posiadającym własnych po­wozów, a gotowym zapłacić za przewóz na określonej trasie. Dla lepszego porządku i kontroli dorożkarze otrzymali mundury i numery; oczekiwali na klientów na postojach wyznaczonych w różnych punktach miasta. W poło­wie XIX w. po Warszawie jeździło już 500 dorożek, w Poznaniu było ich 40, w Łodzi — 4. Obok dorożek na pewnych stałych trasach zaczęły wkrót­ce kursować tańsze od dorożek pojazdy, tzw. omnibusy, zabierające po kilku czy kilkunastu pasażerów naraz. Wreszcie w 1866 r. pojawił się na ulicach Warszawy pierwszy tramwaj konny, łącząc Dworzec Warszawsko-Peters-burski z Dworcem Warszawsko-Wiedeńskim. Możliwość jazdy takim tram­wajem stanowiła duże ułatwienie dla podróżnych, wybierających się w pod­róż koleją. Wkrótce sieć tramwajowa uległa rozbudowie, a na przełomie XIX i XX w. znacznej transformacji i udoskonaleniu w związku z wprowadze­niem trakcji elektrycznej. Tramwaj elektryczny miał oczywiście swych entuzjastów,

298

ale i przeciwników, obawiających się skutków “nadmiernej" szybkości, mającej rzekomo szkodzić zdrowiu pasażerów, a także powodować wypadki. Mimo polemik i gorących dyskusji nowy środek lokomocji upo­wszechnił się szybko nie tylko w stolicy.

Powstawały także inne liczne urządzenia, ułatwiające życie mieszkańcom miast, zwłaszcza miast dużych. W drugiej połowie XIX w. pojawili się po­słańcy, podobnie jak dorożkarze zaopatrzeni w mundury i numery. Powie­rzano im szybkie dostarczanie listów oraz przesyłek pod wskazany adres. Specjalna służba medyczna miała nieść pomoc w nagłych wypadkach, mno­żących się w dużych zbiorowiskach ludzkich. Pogotowie Ratunkowe zorga­nizowane zostało najpierw w Krakowie (1891), potem w Warszawie (1897), następnie w Łodzi (1899). Ciekawe, iż początkowo korzystano z niego z pewnymi oporami. Karetka Pogotowia była długi czas w sferach drobnomieszczańskich synonimem skandalu, ludzie prości lękali się jej, gdyż oznaczała transport do szpitala, przed którym rodziny chciały ochronić swych chorych. I tu jednak zwyciężyły potrzeby praktycznego życia i Pogo­towie Ratunkowe stało się po pewnym czasie niezbędnym elementem wiel­komiejskiego pejzażu.

299

Duże znaczenie dla codziennego bytowania miały zmiany w zakresie me­tod i form zaopatrywania ludności miast w towary. Obok dawniej egzystują­cych kramów, sukiennic i punktów sprzedaży bezpośrednio w warsztatach rzemieślniczych poszczególnych branż pojawiać się zaczęły nowoczesne sklepy. Początkowo handlowały one artykułami mieszanymi, potem dopiero zaczął się wykształcać podział na branże i specjalizacja. Właściciele dbali co­raz bardziej o atrakcyjne urządzenie wnętrz sklepowych i dekorację wystaw, które miały przyciągać klientów. Wiązało się to z rosnącą rolą reklamy han­dlowej, m. in. przez regularne ogłoszenia w prasie codziennej i periodycz­nej. Świetny opis wyglądu oraz funkcjonowania takiego dziewiętnastowiecz­nego sklepu dał Prus w Lalce. Na przełomie XIX i XX w. powstały także pierwsze — oczywiście nieliczne — nowoczesne domy towarowe (słynny magazyn firmy Braci Jabłkowskich w Warszawie przy ul. Brackiej).

153. Dorożka

warszawska.

Rys.

W. Dmochowski, 8111

1869 r.

Dawna karczma przekształcała się stopniowo w szynk, gęsto występujący zwłaszcza w dużych ośrodkach (w Warszawie w 1829 r. były aż 1193 szyn­ki, w 1870 r. — 523, w Łodzi na samej ul. Piotrkowskiej w drugiej połowie XIX w. można było naliczyć 22 szynki). Obok szynków, oferujących głównie alkohole, zwłaszcza wódkę, wyrastały zakłady gastronomiczne — traktiernie i garkuchnie, w których żywili się robotnicy, studenci, drobni urzędnicy, oraz restauracje, często z bardzo dobrą kuchnią, w których jadali ludzie za­możni. Coraz popularniejszymi lokalami stawały się kawiarnie — w Warsza­wie w latach dwudziestych XIX w. było ich około 90 (w tym słynne Hono-

300

l 154. Tramwaj j konny | w Warszawie. "j Rys. W. Gerson, 1867 r.

155. Wnętrze taniej

“garkuchni" przy ul. Freta w Warszawie. Rys. H. Pillati, 1869 r.

301

ratka i Lours na Miodowej), w 1909 r. już 167. Tłumnie odwiedzano rów­nież cukiernie; niektóre z nich uzyskały duży rozgłos (w Poznaniu cukiernia w Bazarze, liczne cukiernie w Krakowie, w Warszawie zakład B. Semadenie-go). W Warszawie w 1909 r. było 130 cukierni, których wyroby stanowiły poważną konkurencję dla wypieków domowych. Na schyłku stulecia i w po­czątkach XX w. modne stały się tzw. ogródki,, stanowiące połączenie tea­trzyku z lokalem gastronomicznym. Wszystkie te zakłady spełniały rolę nie tylko kulinarną — były ośrodkami intensywnego życia towarzyskiego na skalę nie znaną poprzednim stuleciom.

Higiena w miastach nadal utrzymywała się na niskim poziomie, zależąc w dużej mierze od zaopatrzenia w wodę. Przez cały wiek XIX korzystano głównie ze starych urządzeń wodociągowych, nie wystarczających już wo­bec znacznie wzrastających potrzeb. Beczkowozy w większych ośrodkach, nosiwoda w mniejszych stanowili więc zwykły element pejzażu osiedla. Ko­rzystano też ze studzien, źródeł i strumyków, jakie znajdowały się na terenie miast. Jakość tak uzyskiwanej wody pitnej pogarszała się jednak szybko wskutek zatruwania rzek i rzeczek ściekami fabrycznymi. Zbudowanie no­woczesnej sieci wodociągowej, wyposażonej w filtry, było kosztowne, nie­wiele więc miast mogło sobie na to pozwolić. Najwcześniej taki nowocze­sny wodociąg powstał w Warszawie (1851) wedle projektu H. Marconiego. W 1888 r. było podłączonych do tego wodociągu zaledwie 1250 domów, obsługiwał więc nieliczną grupę mieszkańców. Także w niektórych innych miastach budowano wodociągi (Płock 1896, Ciechocinek 1895, Lublin 1899, Olkusz 1903), choć w większości ośrodków miejskich Królestwa lud­ność nadal korzystała z wody rzecznej lub studziennej. W Galicji do 1918 r. wodociągi założono tylko w 30 miastach. Nieco lepiej przedstawiała się sieć wodociągów w zaborze pruskim — na przełomie XIX i XX w. prawie wszystkie większe miasta już ją tu posiadały, co nie oznaczało oczywiście podłączenia ogółu budynków. Tak więc nie wszyscy mieszkańcy miast byli pod wzglę­dem zaopatrzenia w wodę uprzywilejowani w stosunku do ludności wsi.

System kanalizacji i oczyszczania miast także nie nadążał za potrzebami. Odziedziczona po XVIII w. wątła sieć kanałów znajdowała się w zdecydowa­nie złym stanie. Rynsztoki biegnące wzdłuż ulic wypełnione były po brzegi ściekami, uprzątanie i wywózka śmieci, organizowane częściowo przez ma­gistraty, częściowo przez właścicieli posesji, pozostawiały wiele do życze­nia. Powietrze miejskie, przesiąknięte fetorem, było więc ceną, jaką należało płacić za przywilej zamieszkiwania w dużym, ludnym ośrodku. Skanalizowa­nie, i to tylko częściowe większych miast polskich — poza jak zwykle uprzy­wilejowaną Warszawą — przypada dopiero na koniec XIX w.

Pewną poprawę higieny i wyglądu miast przyniosła akcja brukowania ulic, prowadzona energicznie w drugiej połowie XIX w. Najczęściej używa­no w tym celu zwykłych polnych kamieni, rzadziej klocków drewnianych, zlepianych smołą (dziedziniec zamkowy i Krakowskie Przedmieście w War­szawie), lub kostki kamiennej. Ułatwiało to poruszanie się po ulicach w słot­ne dni jesieni. Postęp dokonał się także w zakresie oświetlania ulic dzięki

302

wprowadzeniu latarń olejnych, zawieszanych początkowo na łańcuchach, a potem na słupach. W połowie XIX w. Warszawa miała już takich latarń 800, Poznań 233, Łódź ponad 30. W licznych mniejszych ośrodkach musiała wystarczać jedna latarnia zainstalowana w rynku. Prawdziwie jednak rozja­śniło mroki miast dopiero zastosowanie gazu — w latach sześćdziesiątych Warszawa posiadała już 1000 latarń gazowych, Łódź w początkach lat sie­demdziesiątych 200. Współczesnym wydawało się, że ulice są jasne jak w dzień, obok zachwytów padały jednak także słowa obawy, czy aby światło gazowe nie okaże się, jako zbyt jaskrawe, szkodliwe dla oczu przechod­niów13.

Wraz z zagęszczaniem się zabudowy znikała z miast, zwłaszcza więk­szych, zieleń. Próbowano temu przeciwdziałać wysadzając drzewami niektó­re ulice i aleje. W Krakowie w latach 1820—1830 na terenie wyburzonych murów miejskich założono Planty. W wielu miastach powstawały parki publiczne (Radom, Lublin, Sieradz, Konin, Sandomierz, Płock, Częstochowa), Umożliwiało to kontakt z przyrodą także mniej zamożnym mieszkańcom miast, którzy nie mieli środków na letnie wyjazdy na wieś. W Warszawie

303

udostępniono publiczności Ogród Saski i Łazienki jeszcze w końcu XVIII w. W latach 1865—1871 założono na szybko się rozbudowującej Pradze trzeci rozległy park, zwany Aleksandryjskim (dziś park Praski i część terenów Ogrodu Zoologicznego). Obok parków powstawały pierwsze nowoczesne ogrody zoologiczne (w Poznaniu w 1870 r.) i botaniczne (Warszawa, Kra­ków)14. Niemniej życie w dużym mieście oznaczało zerwanie bezpośred­nich związków z przyrodą, co odbijać się musiało na zdrowiu i psychice mieszczuchów.

Wiek XIX w pewnej mierze w związku z eksplozją demograficzną przy­nosi bardzo charakterystyczne przemiany w zakresie stosunku do śmierci i zmarłych. Jeszcze w końcu XVIII w. zwłoki grzebano w kryptach kościo­łów i na cmentarzykach przykościelnych, które stanowiły jednocześnie małe oazy zieleni w samym centrum wielu miast. Żywi ocierali się wciąż o groby, ci, którzy odeszli, przez swą pośmiertną bliskość uczestniczyli w pewien spo­sób nadal w życiu. W XIX w., w związku z szybkim przyrostem ludności, a co za tym idzie — zwiększeniem liczby zmarłych, zaczęto ze względu na wymogi higieny chować zwłoki w pewnym oddaleniu od miast, zakładając w tym celu obszerne cmentarze (warszawskie Powązki powstały już w 1790 r.). Budo­wano na ich terenie ozdobne mauzolea, wznoszono obeliski, zdobiono mo­giły posągami. Ten kult zmarłych — przy jednoczesnym lękliwym stosunku do wyznaczonych dla nich terenów spoczynku i “trzymaniu grobów na odległość" — stanowią specyficzny rys mentalności i obyczajowości XIX w., odziedziczony także przez wiek XX. Łączyło się to ze zmianą stosunku do śmierci, która właśnie chyba w XIX w. przestaje być widowiskiem rozryw-

304

kowym (egzekucje publiczne stają się rzadkością), przestaje też być trakto­wana jako element codzienności, gromadzący licznych widzów. W XIX w. następuje zjawisko, które można nazwać “uprywatnieniem" śmierci: umiera się dyskretnie, w gronie rodziny, bez zbiegowiska sąsiadów, jak to niialo miejsce w wiekach poprzednich. Od tego już tylko krok (ale jakże znaczą­cy!) do samotnej śmierci w szpitalu, wśród obcych, typowej dla wieku XX. Jedynie pogrzeb zachował dawne cechy rozbudowanej ceremonii towarzy­skiej (dalekie echa barokowej “pompa funebris"), gromadzącej licznych uczestników z grona bliskich, przyjaciół, znajomych, a nawet przypadko­wych gapiów.

Na zmianę stosunku do śmierci wpłynął niewątpliwie fakt, że klęski ele­mentarne, które w poprzednich epokach tak często nawiedzały zwłaszcza duże miasta i tak głęboko zakłócały rytm życia ich mieszkańców, uległy zła­godzeniu. Zanikły wielkie zarazy, dręczące centra miejskie, nadal obawiano się jednak powodzi (specjalnie dokuczliwe były w latach 1813, 1838, 1844, 1903) i pożarów, które potrafiły wciąż rujnować całe kwartały miejskie (w Poznaniu w 1803 r. spłonęło 276 domów, w Krakowie w 1850 r. — l60 budynków śródmieścia). Jednakże akcje ratunkowe przebiegały teraz spraw-

158. Wystawa

maszyn

rolniczych.

Rys.

M. E. AndrioUi,

1874 r.

20 — M. Bogucka, Dzieje kultury

305

niej. W większych miastach powstawały ochotnicze (Kraków 1865, Poznań 1845) i zawodowe (Kraków 1873, Warszawa 1834) straże pożarne, które działając energicznie i fachowo zapobiegały większym stratom. Klęski ele­mentarne wyzwalały z reguły piękne odruchy szerokiej społecznej solidar­ności i ofiarności (pomoc dla pogorzelców, zbiórki na powodzian).

W rezultacie więc życie w miastach — zwłaszcza większych — uległo znacznym zmianom w stosunku do wieków poprzednich. Z jednej strony pod wpływem różnych urządzeń i wynalazków stało się niewątpliwie ła-' twiejsze i wygodniejsze. Z drugiej strony różnice w poziomie i warunkach egzystencji grup bogatszych i uboższych pozostawały nadal tak samo ostre, jak niegdyś, a w związku ze wzrostem aspiracji społecznych były trudniejsze do akceptacji. Dochodziły do tego frustracje typowo nowoczesne, nie znane stuleciom poprzednim. W wielkich ośrodkach, oferujących wygodniejsze warunki egzystencji, szersze możliwości zarobkowe, szybki wzrost demogra­ficzny doprowadził do zaniku dawnych ważnych więzi sąsiedzko-korpora-cyjnych. Mieszkaniec miasta tracił oparcie, jakie mu niegdyś oferował cech, gildia, bractwo. Powstawał typowy dla nowoczesnych centrów urbanistycz­nych problem adaptacji do życia w hałaśliwej, zdezintegrowanej zbiorowoś­ci, dylemat wyobcowania i samotności w tłumie. Gwarne, oświetlone ulice, kuszące wystawy sklepowe, wypełnione kawiarnie i ogródki stanowiły tylko jedną stronę medalu nowoczesności.

Warunki życia na wsi zmieniały się również, choć nie tak radykalnie i znacznie wolniej. Rolnictwo wkraczało w nowoczesność na wielu odcin­kach. Pojawiły się nowe uprawy: prócz tradycyjnych zbóż hodowano coraz więcej ziemniaków, buraków, koniczyny. W okolicach dużych miast nastę­pował rozwój ogrodnictwa i sadownictwa. Intensywniejsze nawożenie (na­turalne i chemiczne), a także przejście na system płodozmianu spowodo­wały zwiększenie wydajności i wzrost plonów. W Wielkopolsce w począt­kach XIX w. zbierano z jednego wysianego 3—4 ziarna, potem już 5—8 ziaren, w Królestwie do połowy XIX w. z jednego 'wysianego zbierano przeciętnie 4—5 ziaren żyta, nieco mniej pszenicy15. Na wzrost plonów, a także pewne ułatwienie pracy rolnika oddziaływało udoskonalanie narzędzi produkcji (ulepszenie pługa, zastępowanie narzędzi drewnianych żelaznymi) i począ­tki mechanizacji (młocarnie, siewniki, żniwiarki). Na tego typu nowości mogły sobie pozwolić jednak głównie niektóre majątki ziemiańskie i nieli­czni bogaci chłopi. W większości chłopskich gospodarstw długo jeszcze utrzymywały się stare narzędzia i prymitywne metody gospodarowania. Tylko też małe grupy rolników korzystały z ukazujących się coraz liczniej­szych fachowych czasopism rolniczych, podręczników i poradników. Oświatę rolniczą szerzyły zakładane tu i ówdzie szkoły rolnicze i towarzy­stwa rolnicze (te ostatnie skupiały jednak niemal wyłącznie ziemian), orga­nizujące pokazy i wystawy agronomiczne, popierające doświadczalne gospo­darstwa, propagujące osiągnięcia wzorowych majątków.

Na przełomie XIX i XX w. nastąpił dalszy skok w rozwoju upraw okopo­wych (zwłaszcza ziemniaków i buraków cukrowych) oraz roślin pastew-

306

nych, choć nadal miała przewagę produkcja zbożowa. Bezkoleśny pług fa­bryczny zaczął wypierać koleśne pługi drewniane, pojawiły się nowe typy radeł, przeznaczone do obradlania ziemniaków, wzrosła liczba bron żelaz­nych, pojawiły się snopowiazałki i konne młocarnie. W połączeniu z intensy­fikacją nawożenia spowodowało to wzrost plonów zbóż w początkach XX w. (w porównaniu do lat siedemdziesiątych XIX w.) dwukrotny, a ziemniaków o przeszło 160%. Znaczne postępy poczyniło sadownictwo (pojawienie się szkółek, upowszechnienie zwyczaju bielenia pni drzew owocowych) i wa­rzywnictwo (obok upraw tradycyjnych popularyzowanie się hodowli kala­fiorów, selerów, porów, sałaty, brukselki, pomidorów). Wokół dużych miast rozwijało się przynoszące znaczne dochody kwiaciarstwo. Przemiany zaszły w zakresie hodowli bydła — zmniejszyła się liczba wołów, zastępowanych w pracach polowych przez tańsze teraz i pracujące bardziej wydajnie konie, spadło pogłowie owiec (konkurencja wełny importowanej), wzrosła nato­miast liczba krów, koni i trzody chlewnej16.

Wprowadzanie do rolnictwa nowych metod oraz przeobrażanie organi­zacji pracy (likwidacja pańszczyzny spowodowała oparcie rolnictwa na zasa­dach wolnego najmu) oddziaływały na zmiany wyglądu wsi. Ogromne zna­czenie miało tu także uwłaszczenie chłopów. Przemieszane dawniej grunty chłopskie i folwarczne rozdzielano i starano się komasować; w rezultacie wiele zagród chłopskich przenoszono w całkiem nowe miejsce. Dawna zwarta zabudowa wsi ulegała często rozbiciu — powstawały małe kolonie lub typ wsi ulicówki. Pojawiały się także pojedyncze samotne gospodarstwa17. Na największą skalę przebudowywała się wieś w Wielkopolsce (co czwarta wieś), w innych regionach nasilenie tych procesów było nieco słab­sze. Bogatsi chłopi wznosili nowe budynki gospodarcze (obora, stajnia, sto­doła, chlewnia), najczęściej metodą szachulcową, wypełniając drewnianą konstrukcję gliną zmieszaną ze słomą; stawiali je wokół prostokątnego pod­wórza. Poza Wielkopolską często występowało jednak jeszcze łączenie po­mieszczeń gospodarczych z chatą jednym dachem. Folwarki i dwory wzno­szono coraz częściej murowane. Zabudowania gospodarcze — długie parte­rowe budynki, w których mieściły się stajnie, obory, spichrze — lokowano w pewnej odległości od dworu czy pałacu, ustawiając je z reguły wokół pro­stokątnego podwórza.

Chata chłopska, budowana przeważnie, jak przed wiekami, przez samego gospodarza przy pomocy rodziny, rzadziej przez wiejskich cieśli, najczęściej nadal wznoszona była głównie na zasadzie konstrukcji wieńcowej. Domy z ociosanych bali lub przepiłowanych pni drzew nie posiadały zwykle funda­mentów ani podmurówki. Dopiero w drugiej połowie XIX w. rozpowszechnił się przetrwały do dziś obyczaj bielenia chałup; czasem dodawano do wapna niebieskiej farbki, a w niektórych rejonach (Łowickie, Rzeszowskie) zdobiono ściany malowaną dekoracją z wzorów roślinnych czy geometrycz­nych. Zabiegi te zmieniły radykalnie koloryt polskich wsi, dotąd szarobrunat­nych.

Warunki mieszkaniowe na wsi zmieniały się na lepsze bardzo powoli.

307

Przeważały nadal chaty małe, jednoizbowe, pozbawione kominów, kryte sło­mą, rzadziej gontem. Dopiero w drugiej połowie XIX w. wzrosła nieco licz­ba chat z kominami, większych, przedzielonych sienią, z kilku izbami i ko­morami. Jedna izba była zazwyczaj tzw. izbą paradną — pomieszczeniem, w którym ustawiano najlepsze sprzęty, zawieszano makatki i wycinanki i z którego bardzo rzadko korzystano (odpowiednik dworskiego salonu). Drzwi i małych rozmiarów okna umieszczone były w chacie chłopskiej zwy­kle na ścianie frontowej, komory pozostawały ciemne. Chłopska chata — dom rodzinny przytłaczającej większości mieszkańców ziem polskich — przez cały wiek XIX pozostawała źle oświetlana, z niewielkim dostępem świeżego powietrza, bez najprostszych wygód. Jeszcze w początkach XX w. mieszkał chłop niesłychanie prymitywnie. “Mój tata opowiadali — czytamy w chłopskim pamiętniku — jak przychodzili do gospodarki. Najprzód posta­wili se chałupę z drzewa nie ciesanego, pieca w izbie nie było, była tako nalepa na środku, a po jednej stronie stało bydło i drobiazg, a po drugi stało wyro, na którem wszyscy spali, cało famielijo"18.

Służba folwarczna mieszkała oczywiście jeszcze gorzej, bo w tzw. czwo­rakach — budynkach na planie wydłużonego prostokąta, z centralną sienią w środku, z której wiodły wejścia do mieszkań składających się z pojedyn­czej izby, czasem z izby z komorą19. Domy oficjalistów dworskich, a także uboższe dworki ziemiańskie przypominały chałupy bogatszych chłopów:

parterowe, drewniane, kryte gontem, posiadały jednak nieco większe okna i dwuskrzydłowe drzwi wejściowe oraz ganek z trójkątnym daszkiem, wspar­tym na 4 słupach lub kolumienkach. Rozplanowanie wnętrza powtarzało ten sam motyw: prostokąt z centralną sienią pośrodku, 4, 6 lub 8 pokoi, kilka alkie-rzyków i nieodzowne jedno większe pomieszczenie paradne — salon — rzadko na ogół używane, ale świadczące o ambicjach społecznych właścicieli.

Bogate ziemiaństwo wznosiło pałacyki murowane, najczęściej piętrowe, zaraz po rozbiorach klasycystyczne, potem w stylu neoklasycznym lub neo-gotyckim; zameczki neogotyckie powstawały zwłaszcza licznie w wielkopol­sce i na kresach. Pałacyki posiadały często boczne skrzydła połączone z głó­wnym korpusem galeriami. Okna były duże, prostokątne, pokoje wysokie, niektóre z nich (balowe, salony) znacznych rozmiarów. Sposób mieszkania bogatego ziemiaństwa długo jeszcze miał stanowić model dla innych grup społecznych, a życie toczące się w dworach, pałacykach i zameczkach do­starczać wzorców obyczajowych naśladowanych w różnych kręgach społe­czeństwa.

Oglądane “z lotu ptaka" ziemie polskie ulegały w XIX w. charakterysty­cznym przeobrażeniom. Powstawał nowy krajobraz, kształtowany przez wzrost liczby ludności, rozwój techniki, uprzemysłowienie, procesy urbani­zacyjne i rozwój rolnictwa, o których mówiliśmy wyżej. Dawne układy w obrę­bie środowiska geograficznego ulegały zachwianiu. Na obszary, gdzie jesz­cze niedawno rozciągały się bory, moczary i nieużytki, wkraczała cywiliza­cja; pojawiały się ślady wzmożonej aktywności ludzkiej w postaci nowych pól ornych, osiedli wiejskich i miejskich, dróg, szlaków kolejowych20. Zwła-

310

szcza szybko kurczył się, m. in. na skutek rabunkowej gospodarki, obszar lasów. Jeszcze w początkach XIX w. lasy stanowiły 30% obszaru Królestwa, w 1909 r. już tylko 18%21. Nie były to już też dawne puszcze mieszane, powstałe w sposób naturalny — wskutek nie przemyślanej ingerencji czło­wieka pojawiła się przewaga lasów iglastych, jednogatunkowych, co ułatwi­ło szerzenie się chorób leśnych i pasożytów. Prowadzone na dużą skalę ak­cje osuszania bagien doprowadziły do zbytniego wysuszania całych okolic (zwłaszcza rejony północno-zachodnie i centralne Królestwa). Następowało również — głównie wskutek ekstensywnej gospodarki rolnej — jałowienie żyznych niegdyś gleb ornych. Nowoczesność przyniosła ziemiom polskim znaczną dewastację środowiska naturalnego, zapoczątkowując, na nie znaną dawniej skalę, procesy zagrożenia ekologicznego. I w tej dziedzinie wiek XIX był więc prekursorem naszej doby.

311

Ludzie XIX stulecia

Wiek XIX niósł nie tylko szybkę zmiany techniczne i cywilizacyjne, stał on także pod znakiem głębokich przemian społecznych. Już współcześni zdawali sobie z tego sprawę. W 1854 r. Lucjan Siemieński, znany populary­zator historii (autor Wieczorów pod lipę) i publicysta, pisał: “Ruch społe­czny jest dziś tak szybki, jak wóz parowy, dziwaczny, jak moda paryska"', dając w tym jednym króciutkim zdaniu wyraz swemu uznaniu, jak i pewnej niechęci wobec dokonujących się na jego oczach procesów socjalnych.

Oczywiście Polska XIX w. nadal pozostawała krajem rolniczym. Mimo przegrupowań związanych z industrializacją ziem polskich większość mie­szkańców wciąż utrzymywała się z rolnictwa (w latach 1795—1870 blisko 80% ). Dopiero pod koniec stulecia i w początkach XX w. zaszły w tym zakre­sie pewne przesunięcia: w zaborze pruskim, jak stwierdzają ówczesne staty­styki, z rolnictwa żyło w 1882 r. 55% ludności, w 1907 r. już tylko 42%. W Królestwie w 1897 r. rolnictwo stanowiło podstawę utrzymania ponad połowy mieszkańców (56,7% ). Najbardziej rolniczy charakter zachowywała Galicja, gdzie jeszcze w 1900 r. statystyki notowały 76,6% zatrudnionych w rolnictwie2. Jednocześnie profil socjalny wsi ulegał zmianom. W rezulta­cie dokonanego w latach 1848—1870 uwłaszczenia nastąpiło początkowo wzmocnienie się stanu posiadania ziemiaństwa: liczne grunty dotąd upra­wiane przez chłopów przeszły w wyniku reformy na rzecz wielkiej wła­sności. I tak w Księstwie Poznańskim po uwłaszczeniu w ramach wielkich majątków znalazło się ponad 57% wszystkich gruntów. W Królestwie, gdzie jeszcze w początkach XIX w. około 59% ziemi uprawnej znajdowało się w użytkowaniu chłopów, w 1859 r. — a więc jeszcze przed uwłaszczeniem — areał chłopski spadł do 38% 3. Sytuacja ziemian była zresztą , w zależności od regionu, dość zróżnicowana. Jak dowodzą badacze, przewaga najwięk­szych dóbr ziemskich znajdowała się na wschód od Wisły, ale przeciętny majątek był bardziej dochodowy w zachodniej części kraju, gdzie lepiej umiano gospodarować4. W drugiej połowie XIX w. (zwłaszcza w latach bez-

312

pośrednio po powstaniu styczniowym) nastąpiło kurczenie się wielkiej wła­sności ziemskiej. Powody były złożone. Ziemianie często nie potrafili przy­stosować się do pouwłaszczeniowych reguł gospodarowania, nie zawsze też umieli wybrnąć z trudności wywołanych ówczesnymi niekorzystnymi, nis­kimi cenami na zboże. Ważny czynnik stanowiły represje i naciski władz za­borczych (liczne konfiskaty majątków uczestników powstań w Królestwie, zmuszanie do sprzedaży lub parcelacji w zaborze pruskim). W rezultacie tych procesów w Poznańskiem wielkie majątki zajmowały w 1907 r. już tyl­ko 46%, w zachodniej Galicji — 29% powierzchni uprawnej; w Królestwie udział własności folwarcznej w ciągu 40 lat po uwłaszczeniu obniżył się o 14%. Polska w drugiej połowie XIX w. zamieniała się z kraju szlacheckiego, jakim pozostawała przez całe stulecia, w kraj chłopski, a właściwie drobno-chłopski. W Królestwie przeważały wyraźnie gospodarstwa mało- i średnio­rolne: w 1877 r. ponad 40% stanowiły gospodarstwa do 10 ha, z tendencją wzrostu odsetka małorolnych w wyniku podziałów majątkowych, ubożenia itd. W Galicji aż 80% gospodarstw nie osiągało nawet 5 ha. Tylko zabór pruski miał większy odsetek zamożnych, stosunkowo rozległych gospo­darstw chłopskich5. Główną drogę indywidualnego awansu materialnego i kulturalnego dla chłopa stanowiła więc ucieczka z przeludnionej wsi i albo emigracja za granicę (wyjazdy sezonowe na tzw. saksy, ewentualnie wyjazdy na stałe), albo imigracja do pobliskiego miasta, gdzie można było zostać słu­żącym (zwłaszcza kobiety), wyrobnikiem, wreszcie zaś pracownikiem fabry­cznym; to ostatnie często oznaczało nie tylko polepszenie warunków życia, ale dawało także różne szansę rozwoju osobowości6.

Nie należy jednak sądzić, że w sytuacji wsi nic się nie zmieniało. Naj­bardziej stabilne były tu tylko pierwsze dziesięciolecia XIX w. Badacz pańszczyźnianego gospodarstwa chłopskiego Królestwa J. Kochanowicz pi­sze: “Gdy więc spojrzeć na gospodarstwo chłopskie w drugiej i trzeciej de­kadzie stulecia, rysuje się następujący jego obraz: podstawowym celem jego działania nadal jest, jak w w. XVIII, zaspokojenie potrzeb gospodarującej ro­dziny. Nadal stosunek między liczbą osób do wyżywienia a liczbą rąk do pracy i dostępnym aparatem wytwórczym określa z jednej strony poziom wysiłku gospodarczego, a z drugiej poziom zaspokojenia potrzeb. Stopa ży­ciowa i swoboda działań gospodarczych nadal, a może w jeszcze większym stopniu, są ograniczone istnieniem przymusu feudalnego. Pojawia się jednak nowy czynnik: presja fiskalna państwa. Zmusza ona chłopów do przeznacza­nia znacznej części wysiłku na produkcję na sprzedaż lub na zajęcia poza-rolnicze ... Chłopska stopa życiowa zależna już jest nie tylko — jak w XVIII w. — od wahań produkcji globalnej i wahań nadwyżki, ale i od zmian w pozio­mie cen oraz od odległości od rynku zbytu na towary i siłę roboczą. Jed­nakże wzrost towarowości nie wpływa ani na modernizację gospodarki, ani na polepszenie się poziomki życia. Przeciwnie, dokonuje się poprzez zwiększe­nie eksploatacji chłopów ... Tego rodzaju wzorzec rozwojowy nie sprzyja również emancypacji kulturowej mas chłopskich oraz ich szerszemu włącza­niu się w życie polityczne, a więc demokratyzacji społeczeństwa"7. Wymo-

315

163. Chłopi krakowscy w karczmie. Rys. wedle obrazu W. Eliasza E. Gorazdowski, 1875 r.

wną ilustrację tej sytuacji znajdujemy w pamiętnikach chłopskich. Oto cha­rakterystyczny fragment wspomnień chłopa z Krakowskiego, urodzonego wprawdzie już w 1900 r., ale opowiadającego znane mu z tradycji rodzinnej życie dziada: “Mój dziadek się urodzioł w roku 1810. Dziadek był bezrolny, chodziuł na zarobek i jeździuł na flis, gdzie z flisu chodziuł piechoto i wstę­pował na Podole, gdzie poznał się z ludźmi i ożeniuł w roku 1832. Pola mieli 5 morgów, ale jem ciężko było wyżyć przez to, że nie umieli uprawiać gron-tów, tylko rodziły się ciernie i zapyzone, bo nie mieli cem łorać, tylko płu­giem drewnianym łorali... a ze zbożem jeździli do Bochni, Tarnowy, Wojnie, po tygodniu ich nie było, zacem jako ćwierć zboża zdobyli... Pieniodze mie-

314

li, bo zarobek się trafił to na flis, to na rybołóstwie, bo się tem trudnili ... Zapamiętałem, jak mi mój tata opowiadali, ze dawni była pajscyzna i chłopy, i baby, i dorosłe, i dzieci chodzili na robotę i jak się chto spóźnioł, to go bili panowie ekunomowie ... Jak trza było iść piechoto do Krakowa, bo nie było pociągów ... Jako służyli przy wojsku, jako wielko mieli bidę, ze musieli cho­dzić na pajscyznę, musieli wstawać do dnia i przyczynić dzieciom, a sami się spieszyć, żeby nie dostał batem. Przed schodem słońca musiał być na polu, jo se myślołem, co to ta pajscyzna jest, jak byłem jesce mały"8.

Dopiero zniesienie poddaństwa i pańszczyzny stworzyło w drugiej poło­wie XIX w. warunki do szybkiego rozwoju na wsi specyficznej, po raz pierw­szy samodzielnej (choć oczywiście nadal oddziaływała na nią kultura pobli­skiego dworu) kultury chłopskiej. “Wyzwolenie z poddaństwa i uposażenie własnością podniosło w chłopie pęd życiowy i wydajność pracy, za czym po­szedł wzrost kultury i silny wzrost liczebny. Te zbawienne skutki wystąpiły w Królestwie i Poznańskim między r. 1870 a 1880, a w Galicji o jakie 10 lat później" — pisał znawca dziejów wsi polskiej F. Bujak9. W istocie musiało odejść pokolenie chłopów pańszczyźnianych, przywykłych do pracy niedba­łej, bo przymusowej, otępiałych w ciemnocie, z niewyrobioną wolą i prze­zornością, brakiem poczucia odpowiedzialności, aby na wsi poczęło się coś na szerszą skalę zmieniać. Pokolenie wyzwolone, pracujące już na własnym, cechuje odmienne spojrzenie na świat; wraz z nowymi metodami gospoda­rowania rodzi się nowa chłopska mentalność. Jej naczelne cechy to przywią­zanie do ziemi, która nareszcie należy do tego, kto ją uprawia, umiłowanie wolności, którą ceni się tym bardziej, im żywsze są wspomnienia upokarza­jącej zależności osobistej. Nauka gospodarowania na własnym była trudna, ale przebiegała szybko; chłop gospodarz stawał się przewidujący, uczył się zaradności i przezorności, coraz trafniej kalkulował koszty i zyski, coraz wy­żej cenił fachowość i starał się wiedzę rolniczą zdobywać w miarę swych możliwości. Praca na własnej roli rozwijała indywidualizm, rodziła poczucie godności, wzmagała upór i ambicje, aby gospodarować coraz mądrzej, aby polepszać los własny i rodziny.

Nieodzownym warunkiem rozwoju kulturalnego wsi były postępy oświa­ty ludowej. Najlepiej rozwijała się ona w zaborze pruskim, co w początkach XX w. doprowadziło do pełnej likwidacji analfabetyzmu na tych terenach. Jednocześnie jednak szkoła pruska była narzędziem coraz bardziej intensy­wnej germanizacji. W latach 1872—1874, wprowadzono język niemiecki jako wykładowy w szkołach ludowych na Śląsku, a następnie także na Pomorzu, w Prusach i w Wielkopolsce. W 1887 r. usunięto naukę języka polskiego ze szkół ludowych całego zaboru pruskiego. Również w Królestwie polityka popowstaniowa caratu miała na celu przekształcenie szkoły w narzędzie wynaradawiania: szkolnictwo elementarne zostało tu zrusyfikowane w pełni w 1885 r. Prócz tego "władze w tym zaborze świadomie hamowały rozwój sieci szkolnej, utrudniając dzieciom polskim dostęp do oświaty. W 1861 r. w Królestwie w ponad 22 tyś. wsi były zaledwie 554 szkoły! W tych warun­kach nic dziwnego, że stale utrzymywał się znaczny odsetek analfabetów.

315

W Galicji nie tyle zaborca, co rodzimi konserwatyści starali się ograniczać oświatę ludową. Działacze powstałej w 1866 r. Rady Szkolnej Krajowej głosili otwarcie, że “nie trzeba wdrażać w serca młodzieży wiejskiej wie­dzy, gdyż ta oświecona ma coraz większe wymagania i pragnienia"10. Nie­mniej między rokiem 1891 a 1914 liczba szkól ludowych w Galicji wzro­sła z 3814 do 6151, a liczba uczniów z 550 tyś. do 1,3 min. Szkoły te jednak podzielono na dwa typy — miejskie, o wyższym poziomie i wiej­skie, głównie jednoklasowe.

Uczęszczanie na lekcje nie było proste dla dzieci chłopskich. W lecie pa­sanie bydła, pomoc w gospodarstwie rodziców czy u bogatszego sąsiada okazywały się ważniejsze od szkoły, w zimie utrudniał dotarcie do niej brak np. obuwia. Mimo to tysiące dzieci z uporem walczyło o zdobycie podsta­wowego wykształcenia. Uczyły się sztuki czytania i pisania nie tylko zresztą w szkole; często nauczanie organizował ksiądz na plebanii (czasem za po­sługę czy odrobek) lub panienka z dworu czy leśniczówki. Młodzież wiejska garnęła się do nauki bardzo gorliwie, rodzice kosztem wielkich nieraz wy­rzeczeń posyłali synów po szkole elementarnej do gimnazjum, a nawet na studia wyższe; ambicją wielu chłopów stało się wykształcenie syna na księ­dza, nauczyciela, lekarza. Chłopak ze wsi, umieszczony na stancji, żywiący się głównie chlebem i słoniną przysyłanymi z rodzicielskiego gospodarstwa, uczący się zawzięcie, często dorabiający korepetycjami, to postać typowa zwłaszcza dla Galicji tego okresu. Inteligencja na przełomie XIX i XX w. otrzymała w rezultacie potężny zastrzyk ze wsi; pojawili się medycy, prawni­cy, nauczyciele, duchowni wywodzący się z chłopów. Również wśród arty­stów i literatów można spotkać w tych latach twórców pochodzenia chłop­skiego (powieściopisarz i dramaturg z Podhala Władysław Orkan, rzeźbiarz z mazowieckiej wsi Konstanty Laszczka, historyk urodzony na wsi galicyj­skiej Franciszek Bujak).

Duże znaczenie dla podniesienia poziomu społeczności wiejskiej miał ro­zwój czytelnictwa gazet i książek. Tylko bogatsi chłopi zdobywali się na abo-nowanie prasy czy kupno książek, ale każdy egzemplarz był czytany przez wiele osób. Wieczorami zbierano się w tym celu w niektórych domach — u zamożniejszych gospodarzy, czasem u nauczyciela czy u sekretarza gminy. W Królestwie wśród chłopów największą popularnością cieszyła się “Gazeta Świąteczna", założona przez niezmordowanego Konrada Prószyńskiego w 1881 r. Jej nakład wzrósł w ciągu kilkunastu lat do 13 tyś. egzemplarzy (1904), potem podniósł się do 32 tyś. Artykuły “Gazety Świątecznej", do­brze i ciekawie napisane, rozwijały wiedzę o świecie, uczyły racjonalnego gospodarowania. W zaborze pruskim założona w 1894 r. przez Wiktora Ku-lerskiego “Gazeta Grudziądzka" pozyskała do wybuchu pierwszej wojny światowej 124 tyś. abonentów. W Galicji najpopularniejszy był dwutygod­nik, a od 1900 r. tygodnik “Przyjaciel Ludu", wydawany od 1889 r. we Lwo­wie przez Bolesława Wysłoucha. W 1901 r. “Przyjaciela Ludu" przejął syn chłopski, Jan Stapiński; nakład gazety z 1380 egzemplarzy wzrósł do 10 tyś. w 1907 r. i 17 tyś. w latach następnych. Pokolenie chłopów wyrosłe w na-

316

wyku czytania gazet różniło się od poprzedniego zakresem wiedzy i umieję­tnością formułowania samodzielnego sądu w wielu sprawach.

Ważne zjawisko stanowiło pojawienie się obok parafii i karczmy, jarmar­ków i odpustów nowych ośrodków życia kulturalnego na wsi. Powstawały kółka samokształceniowe, kółka śpiewacze, kółka gospodyń wiejskich (orga­nizujące kursy kroju i szycia, gospodarstwa domowego, racjonalnego żywie­nia). Pod koniec stulecia poważne wyniki osiągnęła propaganda antyalkoho­lowa, obniżając wydatnie plagę pijaństwa wśród chłopów. Wyzwolona z uci­sku pańszczyźnianego wieś stawała się terenem rozwoju barwnego folkloru. Wydarzenia z życia indywidualnego, rodzinnego i gromadzkiego obrastały w kolorową obrzędowość. Powstawały tańce, pieśni, melodie, często oparte na dawnych tradycyjnych przekazach, ale teraz dopiero intensywnie rozwi­jane, ubarwiane, rozbudowywane, przekazywane ze wsi do wsi, a także ze wsi do miasteczek i miast poszczególnych regionów w związku z dokonują­cymi się migracjami.

Postępy laicyzacji wsi były niewielkie, choć często chłopi zdradzali nasta­wienie antyklerykalne, spowodowane wysokimi opłatami za różne posługi duchowne (śluby, chrzty, pogrzeby), czy też podejrzewaniem plebanii o so­jusz z dworem. Jednocześnie jednak w wielu wsiach ksiądz był autorytetem i doradcą nie tylko w sprawach duchowych, ale i świeckich, pomagał w kształceniu dzieci, łagodził spory, nawoływał do trzeźwości. Głęboka wia­ra pomagała chłopom znosić trudny los, wypełniony bardzo ciężką pracą od świtu do nocy; zwłaszcza kobiety wiejskie, obarczone obowiązkami domo­wymi, rodzeniem oraz wychowywaniem dzieci, a jednocześnie pomagające mężowi w pracach polowych, nie miały czasu na niezbędny odpoczynek i regenerację sił poza chwilami spędzonymi w kościele i na modlitwie. Wia­ra wyjaśniała im w sposób prosty i przekonywający tajniki przyrody, o które ludzie na wsi ocierali się co dzień, łagodziła lęki i niepewności, ułatwiała wychowanie dzieci, stanowiła kamień węgielny etyki i obyczajowości prze­strzeganych w małych wiejskich społecznościach, gdzie wszyscy się znali, bardzo surowo. Toteż wieś żyła życiem skoncentrowanym nadal wokół ko­ścioła, a święta kościelne, obchodzone solennie i uroczyście, stanowiły wa­żny element wiejskiego obyczaju i kultury.

Jednocześnie rosła ruchliwość chłopów, a związki wsi ze światem pogłę­biały się. Wpływały na to i częste odwiedziny miasta dla sprzedaży produk­tów rolnych oraz zakupu różnych towarów, i kształcenie dzieci w tymże mieście, wreszcie wspominane wyżej wyjazdy, krótsze i dłuższe, na zarobek, często do odległych krajów. Przy tej ruchliwości i nawiązywaniu różnorod­nych kontaktów społeczność wiejska pozostawała zwartą, jednolitą całością. Jej tkankę łączną stanowiło nie tylko tradycyjne poczucie miejscowej wspól­noty, ale także elementy organizacji formalnoprawnej, takie jak zebranie gminne i gromadzkie, wybory sołtysa, wójta, często podejmowanie wspól­nych prac ( sypanie wałów przeciwpowodziowych, budowa drogi, kościoła itp). Cementowało wiejską wspólnotę także przestrzeganie starego zwyczaju i silny nacisk opinii publicznej, stojącej na straży dawnych wytycznych oby-

317

czajowych i moralnych. Trudne życie na wsi zmuszało jednostkę do podpo­rządkowania się woli ogółu, do liczenia się z normami postępowania, przyję­tymi za obowiązujące w tej zbiorowości. Normy te określały dość drobiaz­gowo formy stosunków międzyludzkich, zwłaszcza międzysąsiedzkich i we-wnątrzrodzinnych, przestrzeganych na wsi. Wprawdzie bliskie sąsiedztwo miasta, szczególnie dużego, zakłócało egzystencję wiejskiej wspólnoty, nie­mniej solidaryzmy wieśniacze (m. in.żne formy pomocy sąsiedzkiej) prze­trwać miały aż do końca interesującego nas okresu, a nawet dłużej".

Ważnym zjawiskiem, które wystąpiło w drugiej połowie XIX w., byt na wsi rozwój nowoczesnej, pełnej godności i poczucia własnej mocy, świado­mości społecznej i narodowej. Z przywiązania do ziemi, do języka i wiary ojców rodziło się stopniowo poczucie polskości (pojmowanej początkowo jako pewna tradycja historyczna), z czasem przekształcające się w tęsknotę za własnym państwem. Zaostrzający się konflikt z zaborcą (ucisk podatkowy, pobór do wieloletniej służby wojskowej, dyskryminacja religijna i języko­wa) powoli zaczynał przesłaniać stary konflikt między wsią a dworem, do­starczając pożywki do kiełkowania różnych form solidaryzmu społecznego. Jeszcze pierwsza połowa XIX w. stała na wsi pod znakiem rabacji i Szeli, druga połowa stulecia, a zwłaszcza przełom XIX i XX w. rozbrzmiewać już miały hasłem “z polską szlachtą polski lud". “Unarodowienie" chłopa stało się faktem, który utorować miał drogę do niepodległości.

Równolegle przebiegała aktywizacja polityczna i społeczna mas chłop­skich. Po raz pierwszy chłopi poszli do urn wyborczych w Galicji w 1861 r. Do sejmu weszło wówczas 35 posłów chłopskich. Był to w dotychczasowej polskiej tradycji parlamentarnej ewenement o posmaku rewolucyjnym. Od 1875 r. działał w Galicji ksiądz Stanisław Stojałowski, wydając czasopisma “Wieniec" i “Pszczółka" oraz organizując kółka rolnicze, w których chłopi nie tylko zdobywali wiedzę fachową, ale także krystalizowali i poszerzali swe horyzonty polityczne. W latach 1886—1887 były powstaniec 1863 r., Bolesław Wysłouch, w “Przeglądzie Społecznym" dokonał powiązania idei patriotycznej z rodzącym się właśnie ruchem chłopskim. Od 1889 r. “Przyja­ciel Ludu" Jana Stapińskiego uświadamiał wieś o jej potrzebach i sile, jaką może reprezentować. Stąd 'wiodła już bardzo krótka droga do powstania PSL (1895) i do ruchów chłopskich w czasie rewolucji 1905 roku (strajki ro­botników rolnych, walka o serwituty). A ponieważ ruch społeczny wiązał się na wsi bardzo ściśle z ruchem niepodległościowym, kwestia polska sta­wała się sprawą kilkunastu milionów chłopów, dla których pojęcie ojczyzny nabierało z każdym dniem coraz wyrazistszych barw.

Wiek XIX to również lata formowania się nowoczesnych środowisk miejskich z burżuazją, w dużej mierze obcego, niemieckiego i żydowskiego pochodzenia, na jednym biegunie i żyjącym z pracy w nowo powstających fabrykach, kopalniach, warsztatach różnego typu proletariatem, po części żydowskim i niemieckim na drugim biegunie. Między nimi znajdowały się grupy pośrednie, stanowiące trzon mieszkańców wielu miast: drobni i śre­dni kupcy, rzemieślnicy walczący z konkurencją wielkich zakładów, służba

318

164. Sala Giełdy w Banku Polskim. Drzeworyt z pracowni J. Miinchheimera, 1869 r.

domowa, ludzie świadczący różnego rodzaju usługi, jak dorożkarze, posłań­cy, sprzedawcy gazet, nosiwody, przekupnie itd. Burżuazja, zwłaszcza wiel­ka, była nieliczna, a ze względu na obce przeważnie pochodzenie swa obecność w kulturze narodowej zaznaczyła raczej słabo. Badający obyczaj wielkiej burżuazji warszawskiej XIX w. I. Ihnatowicz pisze: “Cała kształtująca się burżuazja zbyt nieliczna była i słaba, by przekreślić stary obyczaj i samo­dzielnie stworzyć nowy"12. Przejmowała więc polszcząc się wzorce szla-checko-arystokratyczne i zabiegała o nobilitację jak niegdyś, w dawnej Rze­czypospolitej, mieszczaństwo. Zarzuca się często burżuazji zły smak i brak gustu. Jakoż walory estetyczne jej pałaców można bardzo łatwo kwestiono­wać, choć do ich budowy angażowani byli najlepsi architekci. Dla Blocha pracował Bolesław Paweł Podczaszyński i Władysław Marconi, dla Kronen-berga — Jerzy Fryderyk Hitzig, Józef Huss, Leonard Marconi i Bolesław Pa­weł Podczaszyński, dla Szlenkerów — Witold Lanci, dla Lilpopów — Józef Pius Dziekoński. 2 reguły budowle te wyposażano we wszelkie modne no­wości techniczne: kolumny z lanego żelaza, centralne ogrzewanie i oświetle­nie gazowe, stosowano w nich nowe konstrukcje stropów itp. Wnętrza ce­chował zazwyczaj ogromny przepych i nagromadzenie wielu drogich sprzę­tów i ozdób, często w złym guście. Tylko nieliczni z tej warstwy żyli skrom-

319

nie epatując współczesnych nie wystawnością, lecz surowością urządzenia mieszkania i stroju.

Wykształcenie burżuazji cechowało znaczne zróżnicowanie poziomów. W początkach XIX w. przeważała wiedza praktyczna, zdobyta w czasie zaj­mowania się interesami w samym kraju lub podczas wyjazdów zagranicz­nych. W drugiej połowie XIX w. natomiast synowie z rodzin burżuazyjnych coraz częściej otrzymują staranne wykształcenie uniwersyteckie i politech­niczne bądź za granicą, bądź w krajowych uczelniach. Zainteresowania w tej grupie koncentrowały się wokół prawa i kierunków handlowo-techni-cznych, były więc związane z praktycznymi potrzebami kierowania firmą. Od połowy XIX w. w domach burżuazji coraz częściej pojawiały się, czasem nawet spore, biblioteki; tu i ówdzie gromadzono hobbistyczne zbiory, np. archeologiczne lub przyrodnicze. Panowała także moda na muzykowanie w gronie rodziny (synowie Kronenberga bawili się nawet komponowa­niem), czasem sprowadzano do salonów znanych artystów, aby dali koncert dla grona znajomych.

Powoli rozwijały się także zainteresowania sztuką, a co za tym idzie — mecenat w tym zakresie. Urządzano różne imprezy dla popierania sztuk pla­stycznych, modne stało się zamawianie portretów. W drugiej połowie XIX w. i w początkach XX w. można już też mówić o burżuazyjnym mecenacie lite-racko-naukowym. Wydawnictwa Glucksberga, Gebethnera, Orgelbranda, Le-wentala wspierały autorów i inicjowały różnorodne imprezy naukowe i lite­rackie. Leopold Kronenberg podpierał finansowo takie czcigodne przed­sięwzięcia, jak “Biblioteka Warszawska" czy Kasa im. J. Mianowskiego, dopła­cał do “Gazety Polskiej". Zatrudniał wielu urzędników zredukowanych po reformie administracyjnej Królestwa Polskiego, po wprowadzeniu urzędów rosyjskich dał pracę znajdującym się w krytycznej sytuacji literatom i uczo­nym, m. in. Władysławowi Bogusławskiemu, Tadeuszowi Korzonowi, Kazi­mierzowi Kraszewskiemu. Bronisław Natanson zasilał finansowo zgrupowa­nych wokół jego wydawnictwa młodych, obiecujących pisarzy i intelektuali­stów. Podobne akcje zdarzały się także na prowincji, np. kaliski drukarz i wydawca Hindemith dopłacał do “Kaliszanina", umożliwiając regularne ukazywanie się tego pisma. Zdarzało się też fundowanie stypendiów — czy­niła to np. wdowa po Szmulu Zbytkowerze, bankier Jakub Flatau, Hipolit Wawelberg, Matias Berson. Warto tu wspomnieć nieco szerzej o bardzo cie­kawej i wybitnej postaci, jaką był Jan Gottiieb Bloch13, bankier i przemysło­wiec warszawski (1856—1902), który zbiwszy fortunę na budowie kolei żela­znej w Królestwie i Rosji został uszlachcony (1883); jego zainteresowania naukowe nie stanowiły tylko hobby, lecz zaowocowały pracami na temat gospodarki i wojskowości; służył też pomocą finansową różnym badaczom.

Działalność mecenasowska burżuazji nie była w sumie zbyt rozległa ani jej rezultaty zbyt imponujące, niemniej w polskich skromnych warunkach XIX w. znaczyła sporo. Często mecenat rodził się zresztą z czystego snobiz­mu, który cechował burżuazję bardzo silnie. Przejawiał się ów snobizm zre­sztą także w mniej szlachetny sposób, m. in. w pogoni za orderami i tytułami

320

(także nadawanymi przez zaborców!), we wznoszeniu pretensjonalnych na­grobków na cmentarzach, w paradzie strojów i klejnotów podczas licznych balów, loterii fantowych, kiermaszy, koncertów, kwest, w których fabrykan­tom i wielkim kupcom, a także ich żonom “wypadało" brać udział.

Mało produktywną w zakresie kultury grupą było także drobnomieszczań-stwo. Nastawione na kopiowanie i powielanie (często w strywializowanej formie) wzorów idących z góry, ze środowisk burżuazyjnych, rzadziej zie­miańskich, na życiu kulturalnym kraju ważyło raczej negatywnie swą pasyw­nością i niskim poziomem potrzeb. Wiązało się to zresztą w dużej mierze z niezbyt wysokim standardem życiowym, trudnościami materialnymi, z ja­kimi borykali się reprezentanci tych warstw, warunkującymi ich konserwa­tyzm i apatię umysłową.

Wiek XIX przynosi jeszcze jedno ważne zjawisko — początki rozwoju kultury robotniczej na. naszych ziemiach. Robotnicy, nieliczni jeszcze w XVIII w., a nawet w początkach XIX w., w drugiej połowie tego stulecia tworzą już środowiska imponujących rozmiarów. W Królestwie w latach 1864 i 1880 liczba robotników wzrosła z 78 tyś. do 120 tyś., osiągając w 1913 r., a więc w przeddzień wybuchu pierwszej wojny światowej, 317 tyś. Na Śląsku w początkach XX w. mieszkało już około pół miliona robotni­ków. W Wielkopolsce w 1875 r. robotników było zaledwie 31 tyś., za to w 1907 r. już 162 tyś.14 Pojawienie się i rozwój nowoczesnej klasy robotni­czej na ziemiach polskich świadczy o zgodności ich trendu rozwojowego — mimo zahamowań i opóźnień wywołanych zaborami — z procesami za­chodzącymi w tym czasie w całej Europie.

Czy można jednak dla tego okresu mówić o kulturze (a właściwie sub­kulturze) robotniczej, wyodrębnionej z całości kultury narodowej? Czy mo­żna ją traktować jako osobne, a zarazem integralne zjawisko na wzór choćby kultury chłopskiej tych lat? A jeśli tak, to jaki był społeczny zasięg tego zja­wiska? Ostrożni badacze sądzą, że jeśli chodzi o okres narodzin klasy robot­niczej, należy raczej mówić o kulturze robotników (kształtującej się odręb­nie w różnych ośrodkach i regionach) niż o prawdziwej, autonomicznej kul­turze robotniczej sensu stricto, zwłaszcza że w warunkach podziału na trzy zabory jej powstanie i rozwój były szczególnie utrudnione. Tę kulturę ro­botników XIX i początków XX w. cechowało przede wszystkim ogromne zróżnicowanie, wiążące się ż genezą samej klasy robotniczej, ze źródłami jej rekrutacji z różnych środowisk: chłopskich, rzemieślniczych, drobnoszla-checkich, żydowskiej biedoty, wreszcie napływowych (niemieckich). Bagaż kulturalny tych środowisk ważył silnie na wzorcach postępowania, sposobie życia i mentalności ludzi, którzy podejmowali wprawdzie pracę w więk­szych i mniejszych zakładach przemysłowych, ale długo jeszcze zachowy­wać mieli w swym sposobie postępowania i myślenia stare nawyki i obycza­je. Właściwie dopiero ich dzieci w pełni wtapiały się w nowe środowisko i adaptowały bez reszty do nowych wymagań bytowych; pierwsze pokole­nie, tkwiące mocno w starym życiu, z trudem przyzwyczajające się do no­wych warunków, stanowiło zawsze grupę pośrednią. Bardzo dużo zależało

21 — M. Bogucka, Dzieje kultury 321

165. Podróżni w wagonach kolejowych I i II klasy, 1875 r.

K lassa pierwsza.

Klassa trzecia.

166. Podróżni w wagonach kolejowych III i IV klasy, 1875 r.

też od regionu z jego specyficznymi, lokalnymi tradycjami kultury ludowej, oddziaływającej na kulturę robotniczą, a także od typu i stopnia rozwoju przemysłu, wokół którego koncentrowało się życie robotników. Inne wymo­gi miała i inną tradycję oraz obyczajowość wytwarzała praca w kopalniach Śląska, Zagłębia Krakowskiego, Zagłębia Dąbrowskiego, inny model życia powstawał wokół wielkich zakładów włókienniczych Łodzi czy fabryk meta­lowych okręgu warszawskiego, jeszcze inny wokół egzystujących w licz­nych miastach i miasteczkach niewielkich warsztatów, zatrudniających małe grupki robotników. Praca w zakładach wielkoprzemysłowych, a także w niektórych typach zakładów mniejszych (drukarnie) wymagała kwalifika­cji, zmuszała więc do zdobywania wykształcenia i do samokształcenia, uczyła też solidarności grupowej, odpowiedzialności, rzetelności i punktu­alności, koniecznych przy kolektywnych zajęciach. Wielkoprzemysłowy ro­botnik przechodził w trybie przyspieszonym edukację bardzo trudną; przy­bysz ze wsi lub z małego miasteczka, przyzwyczajony do regulowania swych zajęć według słońca i pór roku, musiał z dnia na dzień wdrożyć się do wie­logodzinnego przebywania w mrocznej i hałaśliwej hali fabrycznej, wyuczyć niewielu, za to często bardzo precyzyjnych i monotonnych, czynności, pod­porządkować rytmowi pracy grupowej. Nie mogło to nie prowadzić do głębo­kich przemian osobowości i charakteru, wyrabiając m. in. upór, zaciętość, zdolność przystosowywania się do trudnych warunków, umiejętność zorgani­zowanego, zbiorowego działania. W miarę krzepnięcia środowisk robotni­czych rodziły się w nich nowe tradycje i nowe wzorce awansu i postępowa­nia, powstawały określone aspiracje kulturalne, wyrażające się m. in. w stara­niach, by zapewnić swym dzieciom choćby elementarne wykształcenie. Aspiracje tego typu najwcześniej i najsilniej występowały zresztą w rodzi­nach kolejarzy, drukarzy, metalowców oraz w rodzinach najemnych rzemie­ślników i chałupników (krawcy, szewcy), a więc w grupach o znacznej sta­bilizacji zawodowej. Jednocześnie silne są ślady kultywowania przez robot­ników wzorców tradycyjnych, wyniesionych z kultury ludowej, wiejskiej, zwłaszcza w zakresie obyczaju i życia codziennego (sposób odżywiania się, normy życia rodzinnego, religijność). Oddziaływały też na środowiska ro­botnicze wzorce drobnomieszczańskie (sposób meblowania się i urządzania mieszkań, typ ubioru). O sprawach tych będziemy jeszcze mówić dalej.

Dla robotniczej kultury ogromne znaczenie miał rozwój ruchu robotni­czego, datujący się od lat siedemdziesiątych XIX w. Organizacje robotnicze najwcześniej powstawać zaczęły w Królestwie (1879 r. Kasy Oporu, 1881 r. Lud Polski, 1882 r. Proletariat, 1893 r. PPS, 1894 r. SDKPL, 1897 r. żydowski Bund) i Galicji (1879 r. “Praca" we Lwowie, 1892 r. PPSD Galicji), najpóź­niej w zaborze pruskim (od 1893 r. “Gazeta Robotnicza" w Berlinie, PPS wiązana z socjaldemokratyczną partią Niemiec, od 1893 r. biorąca udział w jej kongresach). Organizacje te obejmowały oczywiście tylko czołówkę klasy robotniczej, zwłaszcza ludzi zatrudnionych w wielkich zakładach prze­mysłowych. Tu też, w wielkich zakładach, najwcześniej zaczęła się rozwijać klasowa świadość robotników. Ze względu na specyficzną sytuację ziem

324

polskich i ucisk zaborców świadomość ta była w dużej mierze podporządko­wana świadomości narodowej, rozwijającej się w tym środowisku pomimo jego zróżnicowania etnicznego, a także obcości etnicznej znacznej części burżuazji (obcość mogła zresztą przyśpieszać samookreślanie się).

Dla kształtowania się kultury robotniczej miała także znaczenie rywaliza­cja o wpływy w tym środowisku między Kościołem (model kultury religij­nej) a ugrupowaniami socjalistycznymi (model kultury laickiej, lansowany przez socjalistyczne organizacje kulturalno-oświatowe), rywalizacja zwłasz­cza silna od przełomu XIX i XX w. W rezultacie robotnicy tych lat stanowili środowisko bardzo zróżnicowane pod wszystkimi względami — poziomu umysłowego, obyczajowości, poglądów oraz postaw życiowych i politycznych. Również tryb życia, kształtowany przez wymogi fabryczne, różnił się znacznie, zależąc od zawodu, regionu, a nawet liczebności samych robotników.

Analizując rozwój kultury ziem polskich nie sposób pominąć kultury ży­dowskiej. Od stuleci Polacy i Żydzi ocierali się o siebie, współżyjąc w tych samych miasteczkach i osadach, ale tworząc dwa odrębne światy, sąsiadu­jące ze sobą, lecz mimo to obce i nie przenikające się wzajemnie. Problem nie jest błahy, zważywszy że Żydzi stanowili około 10% społeczeństwa ziem polskich, a na kresach wiele miasteczek w 80, a nawet 90% zasiedlonych było przez Żydów15. Stopień odosobnienia Żydów był tak znaczny, że zdu­miewał cudzoziemców podróżujących po Polsce16. Gminy żydowskie ce­chował indyferentyzm wobec otoczenia i szczelne zamknięcie się w sobie; jednostki wychodzące poza granice tych zbiorowości, surowo potępiane przez współplemieńców, musiały się liczyć z pełnym ostracyzmem. Zwłasz­cza ubogie drobnomieszczaństwo żydowskie w większych miastach żyło w skupiskach noszących wszelkie cechy zamkniętych, choć nieformalnych gett. Na wsi kontakty były wprawdzie żywsze, choćby dlatego, że karczma żydowska stanowiła przecież często ważny ośrodek życia towarzyskiego okolicy, okazywały się jednak z reguły bardzo powierzchowne. Tylko w gru­pach najbogatszych, a także pośród inteligencji następowała pewna niwela­cja różnic kulturalnych, a nawet rozwijały się wzajemne stosunki towarzy­skie. Asymilacja miała jednak i tu dość ograniczone rozmiary, choć oczywi­ście grupy żydowskiej młodzieży inteligenckiej zaczynały tu i ówdzie porzu­cać strój żydowski, zaniedbywać dawną, tradycyjną obrzędowość i miast ję­zykiem jidysz posługiwać się w coraz szerszym stopniu polskim. Procesy asymilacyjne rozwijały się także w żydowskich środowiskach robotniczych.

Skomplikowanie struktur społecznych ziem polskich spowodowało, jak widzimy, narodziny w XIX w. przynajmniej kilku szybko się rozwijających subkultur środowiskowo-klasowych, wchodzących jednak (z pominięciem oczywiście subkultury żydowskiej) w skład kultury ogólnonarodowej i inte­grujących się z nią głównie przez język i świadomość wspólnoty historycz­nej, częściowo także przez wiarę. Procesy te ułatwiał fakt utraty przez szla­chtę “monopolu kulturalnego", jaki posiadała ona w poprzednich stuleciach. Jeszcze w latach trzydziestych XIX w. Seweryn Goszczyński oceniał szlachtę jako “klasę głównie nękaną przez nieprzyjacielskie rządy", co miało spra-

325

167. Przy stole

bilardowym.

Rys.

F. Kostrzewski,

1866 r.

wiać, że występuje ona jako “jedyna przechowywaczka świętego ognia prze­szłego życia i narodowości polskiej ... władająca pośrednio i bezpośrednio wszystkimi środkami materialnymi, umysłowymi i moralnymi narodu ... długo jeszcze najsilniejszy żywioł demokracji, najzdolniejszy wszystko pojąć, przyjąć, poświęcić własny swój interes i zrobić powstanie"17. Były to jednak już ostatnie lata szlacheckich “rządów dusz" — w drugiej połowie XIX w. miejsce przywódczyni narodu w zakresie tak politycznym, jak i kulturalnym przypada inteligencji.

j Warstwa ta, coraz liczniejsza i coraz bardziej ruchliwa, stanowi specyfikę polskich struktur społecznych XIX w. Geneza jej nie jest tak prosta, jak są­dzą ci, którzy wiążą ją jednoznacznie ze “szlachetnie urodzonymi". Zalążki inteligencji formowały się już w XVIII w.; niektórzy badacze przesuwają zre­sztą jej rodowód jeszcze głębiej, do średniowiecznych i renesansowych śro­dowisk intelektualnych. W początkach XIX w. inteligencja polska — coraz liczniejsi studenci, pisarze, artyści, oficerowie, uczeni — we wszystkich trzech zaborach istotnie wywodziła się głównie ze zdeklasowanej szlachty;

ludzi ze środowisk chłopskich i mieszczańskich mało było w tym gronie. Potem nastąpiła jednak zmiana struktur wewnętrznych inteligencji (m. in. wzrost roli zawodów technicznych) i przeobrażenia źródeł jej rekrutacji:

w zaborze pruskim spory odsetek wywodził się teraz z chłopstwa i drobno-mieszczaństwa, w Galicji znaczny udział zdobyło pochodzenie chłopskie18.

Niejednorodna genetycznie inteligencja nie stanowiła monolitu. Składały się na nią grupy zróżnicowane bardzo mocno zawodowo i materialnie — mamy tu do czynienia z całą drabiną majątkową, u której podstaw znajdowa­li się często bezrobotni, żyjący z głodowych pensyjek kancelaryjni gryzipiór-kowie, a na szczycie świetnie zarabiający, przyjmowani w salonach burżu-azji, a nawet arystokracji, wzięci prawnicy czy lekarze. Nierówny był także poziom umysłowy członków tej warstwy; warto tu przypomnieć, że aż do 1876 r. objęcie posady urzędnika, nauczyciela czy prawnika nie wymagało

326

w Królestwie posiadania cenzusu uniwersyteckiego. Definicja inteligencji jako warstwy społecznej (“klassa umysłowa", jak chce R. Czepulis?), a także jej ostre wyodrębnienie z grup pozostałych nie są więc sprawą prostą i nie podejmiemy tu tego typu zabiegów, zbędnych zresztą dla naszych wywo­dów. To, co należy natomiast podkreślić, to rola i funkcje spełniane przez inteligencję w interesującym nas okresie, a zwłaszcza przejęcie przez nią w spuściźnie po szlachcie patriotycznego zaangażowania i wiary w specjalną misję dziejową do spełnienia. Cechowały inteligencję potrzeba pełnienia służby społecznej, pracy dla ludu (model Siłaczki i Judyma), za czym szedł aktywny udział jej reprezentantów w ruchu ludowym i robotniczym. Jedno-

168. W kuchni przed wigilią. Rys. J. Konopacki, 1884 r.

327

169. Gra

w krokieta.

Mai.

L. Wyczółkowski

cześnie przejście w szeregi inteligencji stanowiło w tych latach (czy tylko w tych latach?) swoistą nobilitację; dążenia w tym kierunku nie tylko więc kształtowały wewnętrzne struktury inteligencji celem zwiększenia w nich udziału ludzi pochodzenia chłopskiego, drobnomieszczańskiego czy robotni­czego, ale także wzmagały ogólną mobilność społeczną na ziemiach polskich.

w kulturze polskiej XIX w. rola inteligencji okazała się przemożna, za­równo w aspekcie tworzenia dóbr kulturalnymi, jak i ich odbioru, a także — co zresztą łączy się ściśle z poprzednim — w zakresie stworzenia substytutu

528

własnego państwa, unicestwionego w wyniku rozbiorów i zastąpionego przez państwo obce, zaborcze. Tym substytutem miało być zorganizowane społeczeństwo, naród podtrzymywany w swej świadomości i sterowany w rozwoju właśnie przez inteligencję, naród żyjący własnym życiem mimo narzuconej mu siłą podległości państwu zaborczemu. Do spraw tych jeszcze powrócimy.

Jak w nowych, dziewiętnastowiecznych warunkach funkcjonowała pod­stawowa od wieków komórka społeczna — rodzina? Zagadnienie to trudne, wymagające rozległych badań; tu można jedynie zaryzykować parę hipotez. 2 jednej strony w warunkach utraty niepodległości rola rodziny, zwłaszcza w kręgach ziemiańsko-inteligenckich — jako “szańca polskości" — musiała wzrosnąć. Silną konstrukcję posiadała również rodzina chłopska, będąca na­dal w dużej mierze zespołem gospodarczo-produkcyjnym, o słabym rozwoju więzów emocjonalnych wśród jej członków (duża liczba i znaczna śmiertel­ność dzieci, obyczaj “wycugu" wobec starych, nieproduktywnych już rodzi­ców). Niemniej w drugiej połowie XIX w., w związku z ogólnymi przemia­nami kulturalnymi wsi, zmieniało się także wiejskie życie rodzinne, oscylując w kierunku wzrostu poczucia odpowiedzialności za los starych i chorych oraz zacieśniania się więzi uczuciowej, zwłaszcza między rodzicami a dzieć­mi (czego dowodzą m. in. liczne wyrzeczenia w celu wykształcenia potom­stwa i zapewnienia mu lepszego losu). Patriarchalny model rodziny, o prze­wadze motywacji ekonomicznej w stosunkach wewnętrznych (małżeństwa skalkulowane według potrzeb firmy, rola posagów), dominował w sferach burżuazyjnych. W tych kręgach, podobnie zresztą jak wśród drobnomiesz-czaństwa, w dużej mierze pod wpływem religii (zarówno katolickiej, jak protestanckiej) więzi rodzinne były bardzo intensywne, stanowiąc dla jed­nostki silne oparcie, choć jednocześnie ograniczając znacznie jej swobodę (przynajmniej z pozoru, “od frontu", nie wykluczało to oczywiście ani zdra­dy małżeńskiej, ani licznych “trójkątów" i nielegalnych związków na uboczu). Niemniej nowe warunki życia prowadziły nieuchronnie do rozkładu pewnych starych struktur rodzinnych, osłabiając je lub wręcz niwecząc. Wraz z rozwo­jem przemysłu fabrycznego nieodzowna okazywała się praca zawodowa kobiet, które zaczynały awansować w niektórych środowiskach do roli równorzędne­go partnera mężczyzny w utrzymaniu rodziny. W kręgach inteligenckich dużą rolę odgrywał ruch emancypacyjny, polegający m. in. na zdobywaniu przez ko­biety dostępu do wykształcenia. W 1871 r. pierwsza Polka została studentką w Zurychu. W latach osiemdziesiątych już ponad 100 kobiet studiowało na uczelniach zagranicznych (krajowe były dla kobiet wciąż niedostępne).

Praca zawodowa kobiet miała ogromny wpływ na przekształcenie mode­lu rodziny, zadając cios jego tradycyjnej, patriarchalnej strukturze. Dla tych zmian ważne były także przesunięcia z zakresu demografii rodziny, obejmu­jącej teraz coraz częściej tylko grono osób najbliższych (rodzice-dzieci); da­wny typ rodziny rozbudowanej (“szerokiej", jak nazywają ją socjologowie), o dalszych krewnych, powinowatych, a nawet nie związanych pokrewień­stwem rezydentów, zaginął najpierw w mieście, potem stał się rzadki także

329

na wsi. W Królestwie Polskim w 1897 r. przeciętnie przypadało około 10 osób na 3 rodziny, w Galicji rodziny były nieco liczniejsze i średnia wyno­siła 5 osób, pod zaborem pruskim w 1910 r. statystyczna rodzina liczyła 4,6 osoby. Za cechę charakterystyczną okresu można uznać szybki wzrost liczby osób samotnych (zwłaszcza kobiet); w zaborze pruskim np. w 1871 r. było samotnych ponad 100 tyś., w 1910 r. już 234 tyś.19 Zjawisko to łączyło się niewątpliwie z zanikiem rodziny “szerokiej": kobiety żyjące dawniej w domu krewnych mieszkały teraz osobno i musiały organizować swą egzystencję samodzielnie. Stwarzało to oczywiście wiele problemów natury zarówno ekonomicznej, jak socjalnej, a nawet psychologicznej.

Czy żyło się w XIX w. lżej i lepiej niż dawniej? Trudno na to pytanie znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Praca, podstawowe zajęcie człowieka, je­szcze w początkach XIX w. przebiegała w znacznej mierze w ramach przy­musu (pańszczyzna), w drugiej połowie stulecia została oparta w pełni na wolnym najmie. Krąg swobody osobistej poszerzył się więc dla milionów ludzi. Postęp techniczny zapewniał liczne udogodnienia w różnych dziedzi­nach życia, jakkolwiek dostęp do tych udogodnień nie był na razie masowy. Ale cena płacona za “nowoczesność", nawet skromną, w polskim wydaniu, była wysoka. Mówiliśmy wyżej o trudnościach adaptacyjnych do pracy w wielkich fabrykach i przy maszynach. Zmiany w zakresie stosunków mię­dzyludzkich burząc dawny ład stwarzały nowe problemy. Przemiany w mo­delu rodziny obok zjawisk pozytywnych niosły za sobą trudności w opiece nad dziećmi i ludźmi starymi, frustracje i uciążliwości w organizowaniu eg­zystencji ludzi samotnych. Za emancypację płaciły kobiety zwielokrotniony­mi obowiązkami. Przymus ekonomiczny, równie bezwzględny, jak siła poza­ekonomiczna, zmuszał bezrolnych chłopów do wędrówki do miast i sprze­dawania się na 8—16 godzin dziennie (tyle wynosił czas pracy w różnych branżach) fabrykantom i właścicielom kopalń za bardzo liche z reguły wyna­grodzenie. Urlopów na ogół nie znano w tej epoce. Niezmiernie ciężka była również praca na roli (mimo że własnej) za pomocą starych, prymitywnych narzędzi; postępy mechanizacji w większych gospodarstwach i w majątkach ziemskich, które ulżyć miały pracownikom, opłacano haraczem licznych nieszczęśliwych wypadków, zanim nastąpiło przyswojenie sobie zasad użyt­kowania maszyn20. W dodatku zarobki w rolnictwie były znacznie niższe od zarobków uzyskiwanych w innych działach gospodarki. Ale i w fabrykach, i w kopalniach praca najemna opłacana była nisko. Zwłaszcza zaś wyzyskiwa­ne i narażone na utratę zdrowia przy pracy były coraz bardziej masowo za­trudniane kobiety i dzieci; ich ochronę ustawodawstwo podejmowało doryw­czo i niekonsekwentnie. Poziom życia -większości społeczeństwa był niski. Budżety robotnicze i chłopskie z przełomu XIX i XX w., analizowane dziś przez badaczy, zawierają dane o ciężkich warunkach egzystencji większości zatrudnionych. Wydatki na żywność sięgały u robotników i chłopów 72% zarobków (w tym samym czasie urzędnicy wydawali na nią średnio 36% );

robotnicy rolni znajdowali się z reguły poniżej tzw. minimum socjalnego21.

Tak więc dyferencjacja materialna społeczeństwa nie zmniejszyła się lub

330

zmniejszyła niewiele w stosunku do epok poprzednich. Arystokracja, bo­gate ziemiaństwo, zbijająca wielkie fortuny burżuazja — oto grupy znajdu­jące się na szczycie hierarchii majątkowej, prosperujące mimo zacofania go­spodarczego kraju (choć i dla nich warunki zaborowe nie stwarzały pełnego komfortu ekonomicznego). Koszty zbyt powolnego uprzemysłowienia i spó­źnionej przebudowy wsi ponosiły jednak głównie średnie i niższe warstwy społeczeństwa. “Nowoczesność" nie zniwelowała różnic materialnych, nato­miast wzmogła chyba nawet dysproporcje w poziomie i warunkach życia;

zwłaszcza dystans między miastem a wsią pogłębił się, podobnie jak zao­strzyły różnice między kulturą elit a kulturą masową.

W rezultacie między “górą" społeczeństwa a jego “dołami" panowała przepaść socjalna nie mniej głęboka niż w stuleciach poprzednich. Na wsi kręgi zamożnego ziemiaństwa odgrodzone były zdecydowanie od drobnej szlachty, oficjalistów wiejskich i chłopów. W mieście burżuazja i oscylujące ku niej średnie mieszczaństwo wynosiło się pogardliwie nad drobnomie-szczaństwo i “wyrobników" wszelkiego rodzaju. Jedyny właściwie pomost między wyższymi a niższymi warstwami społecznymi stanowiła inteligencja, i to od początku swego istnienia. W tych kręgach nikt na ogół nie pytał, kto kogo rodzi — każdy, kto trudnił się pracą umysłową, wchodził do tej grupy, choć oczywiście pewne snobizmy pochodzeniowe i tu się utrzymywały, zwłaszcza na prowincji. Spełniała więc inteligencja ważną rolę asymilacyjną, a rozsadzając bariery na drodze ku demokratyzacji stwarzała konieczny ob­szar kontaktów międzygrupowych. Często zresztą jej własna pozycja stano­wiła etap na drodze do awansu społecznego22.

Pewne procesy demokratyzacji przebiegały także w górnych warstwach społecznych, polegając głównie na zbliżeniu wzajemnym grup w skład ich wchodzących. I tak np. ziemiaństwo dość szybko zaczęło tracić dawną re­zerwę i uprzedzenia w stosunku do burżuazji. Do arystokratycznego Towa­rzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim rychło zostali dopuszczeni Kro-nenbergowie, Toeplitzowie, Natansonowie. Bawiono się wspólnie na róż­nych imprezach, w rodzaju obiadu wydanego w Resursie Kupieckiej na cześć Kraszewskiego czy uroczystości otwarcia Żeglugi Parowej na Wiśle, w czasie loterii fantowych w Ogrodzie Saskim itd. Arystokraci rodu ujmują pozłacane klamki naszych Rotszildów, aby się, jak to mówią, popularyzować, aby zacierały się uprzedzenia rozdzielające towarzystwa, podczas gdy zamy­kają szczelnie podwoje swoich salonów przed ... szlachcicem w wytartej ka­pocie" — zauważał nie bez goryczy współczesny obserwator23. Stanowa so­lidarność szlachecka należała już do przeszłości. Małżeństwa przedstawicieli arystokracji z córkami bankierskimi, zwłaszcza po powstaniu styczniowym, nie należały do rzadkości. Ratowano w ten sposób zagrożone fortuny. Nie zawsze to się zresztą udawało. Niemniej, mimo szerokiej kampanii przeciw lekkomyślnemu trwonieniu majątków, osoby, które utraciły “zagon ojczy­sty", otaczane były nie pogardą, lecz współczuciem. Tak często obecnie w dyskusjach nad charakterem Polaków wyciągany “kult nieudacznika" miał zresztą swoje podłoże w represjach władz wobec patriotów — nierzadko utrata

331

170. Koncert w kawiarni -ogródku w Dolinie Szwajcarskiej w Warszawie. Drzeworyt z pracowni J. Miinchheimera, 1866 r.

majątku była rezultatem działalności politycznej, co spowodowało powsta­nie przychylnej aury dla wszystkich bankrutów.

Ważne zjawisko stanowiła również powolna likwidacja dystansu między ziemiaństwem a inteligencją. Na niedzielnych kawach i podwieczorkach w pałacyku "'eay-aaaaeżnym dworze pojawiał się w drugiej połowie XIX w. coraz częściej inżynier czy lekarz z pobliskiego miasteczka. W salonach ary­stokratycznych zaczynał bywać wzięty adwokat, pisarz lub uczony. Niemniej małżeństwo córki “obywatelskiej" z nauczycielem długo jeszcze miało ucho­dzić za mezalians. Jak bardzo żywotne były przez cały wiek XIX bariery sta­nowe i snobizmy pochodzeniowe, przekonuje lektura nekrologów zamie­szczanych w ówczesnej prasie. Eksponowanie statusu społecznego i materia­lnego przez określenia: “obywatel ziemski", “kupiec i finansista", “właściciel cukrowni", “właściciel fabryki", jest w nich regułą, przy czym widać, jak sno­bizmy szlacheckie mieszały się coraz wyraźniej ze snobizmami nowego typu, powiązanymi z kultem bogactwa i pieniądza.

332

W tym czasie, gdy bariery psychologiczne przełamywały się powoli i z oporami, szybsza okazywała się demokratyzacja powierzchowna, leżąca bardziej w sferze kultury materialnej niż umysłowej. Polegała ona przede wszystkim na ujednolicaniu się odzieży, w wiekach poprzednich związanej ściśle ze statusem społecznym, częściowo także przejawiała się w dążności do uniformizacji wyposażenia wnętrz mieszkalnych. Jeśli idzie o odzież, to ogromną rolę odegrały tu zresztą takie czynniki, jak praktyczne potrzeby pracy i życia w dużych miastach, rozpowszechnienie tkanin fabrycznych, a wkrótce także standardowej, fabrycznej odzieży, znacznie tańszej od szy­tej na zamówienie czy w domu. W modzie męskiej zginął szybko barwny strój francuski z przełomu XVIII i XIX w. Nieco dłużej tylko utrzymał się w pewnych kręgach dawny strój szlachecki, wkładany pod zaborami dla za­manifestowania patriotycznych uczuć. Rozpowszechnieniu się ciemnego fra­ka sprzyjało wprowadzenie w Królestwie tzw. munduru obywatelskiego, noszonego przez ziemian w czasie oficjalnych uroczystości. Frak stał się szybko obowiązującym mundurem coraz liczniejszych zastępów urzędników państwowych.

333

Z kolei został on wyparty przez surdut — długi, sukienny, najczę­ściej czarny — oraz przez także czarne tużurki (od fr. toujours — zawsze). Popularne przez wiele lat były obszerne, malownicze, “romantyczne" pele­ryny lub palta z krótką pelerynką. Kapelusz, czapka lub cylinder, a także rę­kawiczki uzupełniały strój męski; w latach sześćdziesiątych mężczyźni za­częli prócz tego nosić praktyczne, czarne, duże parasole, służące zarazem jako laska i ochrona przed deszczem. Na przełomie XIX i XX w. odzież mę­ska jeszcze bardziej się uprościła i zuniformizowała; na strój składały się teraz długi żakiet lub marynarka oraz spodnie (często w paski) bez mankie­tów. Noszono w tych latach także chętnie sportowy strój angielski w charak­terystyczną kratę24.

Panie po krótkiej modzie “empirowej" w okresie Księstwa Warszawskie­go (jasne, powiewne suknie z charakterystycznym wysokim stanem) przy­wdziały obszerne krynoliny, które u schyłku lat sześćdziesiątych zastąpiono sukniami węższymi nieco z przodu, za to spiętrzonymi z tyłu (turniury). Uzupełnienie tego stroju stanowiły szale, chusty, mantyle (rodzaj krótkiej

334

pelerynki obszytej falbankami), kapelusze obładowane piórami, wstążkami, sztucznymi kwiatami, zalotne parasolki z jedwabiu i koronki, rękawiczki lub tzw. mitenki (dziergane rękawiczki okrywające dłoń oraz kciuk), haftowane woreczki na drobiazgi, na większe okazje także wachlarze z jedwabiu, koro­nek i piór. Modnisie nosiły ściśnięte w pasie gorsety i sznurówki, zapewnia­jące talię “osy", spod ich sukien ukazywały się zdobione koronkami halki i długie koronkowe pantalony. Zimą na suknię nakładano salopę, pelerynę lub płaszcz, ręce chowano w bogate mufki. Dopiero w końcu XIX w. upo­wszechnił się praktyczny strój nieodzowny dla kobiety pracującej: zbliżony krojem do męskiego ubrania kostium, złożony z długiej, prostej spódnicy, gładkiej bluzki z męskim kołnierzykiem i żakietu. W początkach XX w. poja­wiły się jaskółki nowej, awangardowej mody: jedwabne pończochy, które początkowo gorszyły wiele osób jako “wyzywające" (dotąd noszono poń­czochy bawełniane lub wełniane), dzienne koszule bez rękawów, trzyma­jące się jedynie na cienkich ramiączkach oraz biustonosze z miseczkami, a więc podobne do dzisiejszych, podkreślające zarys piersi.

Do stroju przywiązywano znaczną wagę. Ci, którzy nie mogli wydawać na odzież dużo pieniędzy, starali się dotrzymać jednak kroku bogatszym. Zu­bożali eleganci korzystali więc z wypożyczalni fraków, nie mając grosza na drogą koszulę i na praczkę używali przypinanych kołnierzyków i mankietów. Kobiety nicowały i przerabiały stare suknie (zadanie ułatwione wskutek trwałości i solidności ówczesnych materiałów, które służyły wiele lat, cza­sem przechodziły z matki na córkę), farbowały spódnice i mantylki, przefa-sonowywały kapelusze. Wygląd odzieży był więc nadal, mimo jej uniformi-zowania się, oznaką pozycji socjalnej. Ubóstwo traktowano jako sprawę wstydliwą.

Odzież robotników i reprezentantów drobnomieszczaństwa musiała być oczywiście prostsza i tańsza, choć naśladowała wyraźnie styl “lepszych sfer". Przenoszący się ze wsi do miasta z reguły za pierwsze zarobione pieniądze sprawiał sobie miejski strój25; “wsiowy przyodziewek", zdradzający świeżego przybysza na miejskim bruku, odczuwano jako upokorzenie. Mężczyźni nosili spodnie lniane lub tzw. nankinowe (tj. z grubej bawełny), także wełniane, barwione na czarno lub szaro, wpuszczane w buty lub zakrywające cholewy. Koszula lniana lub perkalowa, wpuszczona była w spodnie, na nią zakładano kamizelkę i surdut lub kaftan (zwany często spencerkiem). Kolorowa chust­ka wiązana pod szyją, a następnie krawat uzupełniały ten strój. W zimie przed wilgocią i chłodem chroniły długie, luźne kapoty sukienne, szare, brą­zowe lub czarne, i czapki różnego kształtu. Kobiety nosiły bluzki perkalowe lub płócienne, długie marszczone spódnice i staniki z perkalu lub wełny, czasem suknie jednoczęściowe. Okrycie wierzchnie stanowiła salopa (ob­szerna peleryna), krótki płaszczyk lub po prostu gruba chusta.

Na wsi obok zgrzebnych portek i szarych, wełnianych sukman rozpo­wszechnił się, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w., kolorowy, bogato zdo­biony regionalny strój ludowy, noszony od święta: góralski, łowicki, krakow­ski. Największą karierę zrobił strój krakowski, niezwykle barwny, zdobny ha-

335

ftami, piórami pawimi i koralami, który, splótłszy się z legendą kosynierów racławickich i sukmany Kościuszki, urósł na przełomie stuleci do symbolu nie tylko ludowości, ale i polskości, zajmując miejsce kontusza. Rozkwit stroju ludowego nie trwał jednak długo. Już w początkach XX w. zaczęła go wypierać standardowa, szyta z tkanin fabrycznych, a więc znacznie tańsza, odzież wzorowana na miejskiej, produkowana masowo przez wiejskich kra­wców, a także przez fabryki odzieżowe26.

Obok stroju ludowego rozwijały się w drugiej połowie XIX w. różne ro­dzaje strojów zawodowych: od górniczego poprzez rozmaite formy mundu­rów żołnierskich, strażackich, dorożkarskich, kolejarskich aż do szkolno-stu-denckich i urzędniczych. Osobne miejsce zajmował noszony przez całe gmi­ny strój żydowski, złożony z chałata, jarmułki, białych pończoch. Ogólny trend rozwojowy XIX w., polegający na praktycyzmie i dążności do zuniformizowania odzieży, bez względu na sytuację materialną i społeczną noszącej ją osoby, stykał się więc ze stale żywymi tendencjami do czynienia z odzieży nadal wyróżnika statusu socjalno-zawodowego, a nawet etniczno-wyznaniowego.

Podobnie wyglądała sprawa z wyposażeniem wnętrz mieszkalnych — i tu różnice były wciąż poważne mimo przechwytywania wzorów idących z góry przez szersze kręgi ludności. Obszerne, wielopokojowe pałace sfer zamożnych — arystokracji, bogatego ziemiaństwa, burżuazji — zdobiły sztu­katerie, boazerie, lustra, kobierce, galerie obrazów. Wypełniały je kosztow­ne, stylowe sprzęty, w początkach XIX w. empirowe, potem biedermeierowskie i w stylu Ludwika Filipa. Pokoje ogrzewane były przez ozdobne kominki lub piece kaflowe, oświetlały je kolejno świece, lampy olejne i naftowe. Spo­sób urządzenia wnętrz przez średnie mieszczaństwo i uboższych ziemian na­wiązywał do tych wzorów. W kamienicach czynszowych instalowano ozdo­by z gipsu, aby upodobnić je do pałaców. I tu pokoje zastawiano stylowymi (często zgrabnie podrabianymi) meblami; w końcu XIX w. królowała w nich secesja, a w początkach XX w. zaczęto nawiązywać do sztuki ludowej (tzw. styl zakopiański). Niezbędnym sprzętem w każdym zamożnym domu był for­tepian, komplet stołowy złożony z ciężkiego, często rozsuwanego stołu, 12 krzeseł i masywnego kredensu z kolumienkami. Znajdował się tu też stojący zegar szafkowy. U mniej zamożnych meble te wykonywano z drzewa tańsze­go, ale “podrobionego" na gatunek szlachetny, np. dąb czy brzozę. W sy­pialni stały łóżka tzw. meblowe, zaścielane na dzień kapami, szafki nocne, umywalnia (była to szafka z kompletem naczyń fajansowych), przede wszy­stkim zaś ozdobiona lustrem toaletka pani domu. Saloniki meblowano kom­pletem złożonym z kanapy i foteli. Modne były konsolki i etażerki; liczne haftowane i dziergane serwetki i patarafki zdobiły sprzęty. U okien i drzwi zawieszano ciężkie portiery i firanki. Kogo nie stać było na obicie ścian dro­gimi tkaninami, zastępował je kretonem imitującym jedwab; kreton zastępo­wano z kolei papierową tapetą imitującą materiał.

W podobnym stylu urządzało swe, skromniejsze oczywiście, mieszkania drobnomieszczaństwo. Mieszkania robotnicze, złożone przeważnie z jednej

336

izby, czasem z pokoju z kuchnią, wyposażone były najczęściej -w niezbędne sprzęty, choć i tu starano się naśladować obyczaj sfer zamożniejszych (me­blowe łóżka, szafy z lustrami, kredensy). W chatach chłopskich również znajdowało się niewiele mebli, ustawianych zwykle pod ścianami (zwyczaj stawiania stołu pośrodku izby pojawił się dopiero pod koniec XIX w.). Spano tu nadal na zapiecku lub ławach, rzadziej na łóżkach, rezerwowanych zwykle dla gospodarzy. Dobytek chowano w skrzyniach; szafy pojawiły się dopiero w drugiej połowie XIX w. Na ścianach wieszano dużo świętych obrazów (szeroko dostępnych dzięki nowym technikom reprodukcji). U bo­gatszych gospodarzy na łóżkach piętrzyło się mnóstwo pierzyn i poduszek. W drugiej połowie stulecia XIX u najzamożniejszych gospodarzy pojawiły się zegary bijące z kukułką. Oświetlano chaty łuczywem lub kagankami, za­palanymi za pomocą krzesiwa lub żaru z pieca; zapałki wieś ujrzała dopiero pod koniec XIX w.27

Wyżywienie zrewolucjonizowane zostało dzięki upowszechnieniu się ziemniaka, który wkrótce stał się głównym daniem stołu polskiego. Spożycie ziemniaków z ponad 100 kg rocznie na osobę w pierwszej połowie XIX w. wzrosło w 1870 r. do 234 kg, a w latach 1911—1913 osiągnęło 420 kg (dane z Królestwa). Odpowiednio zmalało spożycie kasz, brukwi, rzepy. Na­dal jadano stosunkowo niewiele owoców (głównie w formie przetworów i kompotów) krajowych; zamożniejsi korzystali z importu cytryn, poma­rańcz, winogron. Również cukier importowany był drogi, toteż stosowano go oszczędnie (cukierniczki zamykane były na klucz!), zastępując często melasą z buraków cukrowych lub miodem. Większa produkcja przemysłowa cukru z buraków zaczęła się w drugiej połowie XIX w., wówczas też wzrosło jego spożycie, osiągając w 1870 r. 2, a w 1918 r. już 11 kg rocznie na osobę. Zwiększyło się spożycie mięsa z 13 kg rocznie w 1858 r. do 21 w 1899 r. (dane z terenów Królestwa), ale rozłożone ono było bardzo nie­równomierne: ludzie bogaci jadali mięso kilka razy dziennie, ubodzy — kilka razy w roku. Rosło spożycie ryb (śledzi, ryb słodkowodnych), serów (poja­wił się ser tzw. żółty), mleka (w końcu XIX w. na l mieszkańca w zaborze pruskim rocznie przypadało 320 l, w Galicji 227 l, w Królestwie 200 l). W sumie więc wyżywienie wzbogacało się. Z napojów prawdziwą karierę zrobiły kawa i herbata, mniejszą kakao i czekolada. Konkurowały z tradycyj­nym piwem wody gazowane, które zaczęto produkować w drugiej połowie XIX w. Ważne społecznie zjawisko stanowił spadek spożycia alkoholu. W Królestwie z 6 l rocznie czystego alkoholu w połowie XIX w. spożycie spadło do 2 l w 1910 r., w Galicji w 1893 r. wynosiło 4,85 l, a w 1909 r. już tylko 3,75 l na głowę. Był to niewątpliwie rezultat świadomych wysiłków i akcji propagandowych w tym kierunku (zwłaszcza tzw. bractw trzeźwoś­ci). Oczywiście statystyka wyżej przytoczona nie dotyczy spożycia wszyst­kich gatunków alkoholu. Zamożniejsi pijali sporo wina importowanego (francuskiego i węgierskiego); w wielu domach robiono także łagodne wina owocowe. Modne były arak oraz rum, na balach i przyjęciach podawano poncz, przygotowany z mieszanki różnych alkoholi z dodatkiem wody, cy-

2S — M. Bogucka, Dzieje kultury J~)l

tryny i cukru. Z używek zanikała tabaka, rozpowszechniał się natomiast ty­toń palony w formie fajek i cygar, a od połowy XIX w. także w postaci papie­rosów28.

Posiłki przyrządzano częściej (zwykle 3 razy dziennie) i jadano je chyba bardziej regularnie niż w wiekach poprzednich, choć nie wszyscy wstawali od stołu z uczuciem sytości. W mieście i na wsi ubodzy spożywali ziemniaki z mlekiem, różne rodzaje klusek, pierogów i kasz oraz zup z chlebem. Nie zawsze było to wyżywienie ilościowo i jakościowo wystarczające. I tak np. zaraza ziemniaczana wywołała w latach 1845—1855 głód niepamiętny od wielu już lat. Do syta najadali się ubodzy najczęściej w czasie wielkich świąt, zwłaszcza na Boże Narodzenie (tradycyjne potrawy podawane na Wilię to kluski z makiem, barszcz, ryby, strucle) i Wielkanoc (tradycyjne prosię z chrzanem, malowane jaja, baby, mazurki). Szczególnie skromnie odżywiała się uboga ludność żydowska — podstawę wyżywienia stanowiły tu ziemnia­ki, groch, kasze, ryby, cebula, jako tłuszcze olej i smalec gęsi. Bardzo dobrze, zbyt chyba nawet kalorycznie, odżywiało się ziemiaństwo i bogate mie­szczaństwo. Do ulubionych potraw, propagowanych przez książki kuchar­skie (słynny podręcznik Lucyny Ćwierciakiewiczowej wydano po raz pierw­szy w 1860 r.), należały: barszcz, krupnik, rosół, zupa piwna, zrazy z kaszą, bigos, sztuka mięsa, kołduny, pieczeń husarska, szczupak z szafranem, karp z migdałami i rodzynkami. Śniadanie w bogatych domach podawano zwykle gorące: polewka, jajecznica, czasem jakaś potrawa mięsna, wędliny. Obiad

173. Wydawanie

bezpłatnych

posiłków

robotnikom

fabryki

B. Handke.

Rys.

F. Kostrzewski,

1884 r.

338

174. Zakład

Hydroterapii

w Nowym

Mieście

nad Pilicą.

Rys.

M. E. AndrioUi,

1879 r.

składał się z zupy, potrawy mięsnej i deserów; podobnie gotowane, gorące potrawy zjawiały się na stole w czasie kolacji. W wielu domach zasiadano prócz tego także do drugiego śniadania (pieczywo, masło, wędliny) i pod­wieczorku (kawa, herbata, czekolada, słodkie ciasta, konfitury). Pod wpły­wem kuchni francuskiej od lat dwudziestych XIX w. spopularyzowały się różnego rodzaju pasztety i paszteciki, spożywano także więcej niż niegdyś jarzyn, sałat, kompotów.

Jak widać z tego, we wszystkich grupach społecznych wyżywienie było jeśli nawet dostateczne, a nawet obfite, to jednak jednostronne i niezbyt zdrowe. W połączeniu z niezadowalającym nadal stanem higieny (fatalny stan kloak, rzadkość zażywania kąpieli, m. in. wskutek trudności z wodą, ale także braku nawyku, plagi insektów, takich jak pluskwy, u uboższych także wszy) i złymi warunkami mieszkaniowymi, w jakich wegetowały niezamo­żne grupy ludności, powodowało to ogólny raczej zły stan zdrowotny społe­czeństwa. Wprawdzie zmniejszyła się liczba zachorowań na ospę, tyfus i czerwonka występowały epidemicznie jeszcze w czasie wojen napoleoń­skich, potem ich nasilenie przygasło, szerzyły się jednak coraz gwałtowniej choroby wielkich miast — gruźlica i schorzenia weneryczne. Zbierały też plon choroby raczej rzadkie w stuleciach poprzednich — pylica, reuma­tyzm, przepukliny. Dzieci zapadały na krzywicę, odrę, krup, kobiety kosiła

339

175. Restauracja

-ogródek

na Saskiej

Kępie

w Warszawie.

Mai.

A. Gierymski,

1884 r.

jak dawniej gorączka połogowa. Kilkakrotnie występowały groźne epidemie cholery (1838, 1846—1854). Szpitali i lekarzy było mało. W 1862 r. działało w Królestwie tylko 408 lekarzy, z czego aż 200 w Warszawie; jeden lekarz przypadał w skali krajowej na 12 tyś. mieszkańców. W Galicji było jeszcze gorzej — jeden lekarz leczył tu 17 500 mieszkańców. Dużą rolę spełniali w tych warunkach felczerzy i akuszerki, a także tradycyjna medycyna domo­wa, znajdująca się w rękach doświadczonych kobiet. Budowa szpitali postę­powała powoli. W 1862 r. w Królestwie istniało 69 szpitali — każdy z nich obsługiwał 72 tyś. mieszkańców. Że o miejsce nie było łatwo, nie trzeba tłu­maczyć. Zresztą chorzy niechętnie udawali się do szpitali, woląc pielęgnację — jak niegdyś — w domu. Warunki po temu mieli jednak oczywiście jedy­nie bogatsi ludzie. Należy podkreślić, że szpitale ówczesne były już zakła­dami leczniczymi w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie zakładami opiekuń­czymi, jak jeszcze w XVII czy XVIII w.

Mimo braku łóżek szpitalnych i małej liczby lekarzy postępy medycyny dawały się odczuć. W połowie XIX w. podjęto akcję szczepienia noworod­ków przeciw ospie; pod koniec stulecia zaczęły powstawać “kasy chorych",

340

tworzące sieć opartej na składkach pracowniczych masowej opieki zdro­wotnej. Stosowano nowe metody lecznicze, m. in. rozwijała się dobrze bal­neologia dzięki ofiarnej działalności Józefa Dietla. W kręgach zamożnych po­wstała moda na wyjazdy “do wód" — do Krynicy, Szczawnicy, Ciechocinka, Buska, gdzie szybko rozbudowywały się popularne wkrótce uzdrowiska. Ty­tus Chałubiński propagował leczenie klimatyczne gruźlicy w Zakopanem. Oczywiście na tego typu kuracje mogli sobie pozwolić tylko ludzie dobrze usytuowani, podobnie jak tylko oni byli w stanie wyjeżdżać latem z rodzi­nami z zatłoczonych, niezdrowych miast “na letnisko". Warto przypomnieć, iż w latach 1871—1911 nastąpiło jednak obniżenie się wskaźników śmiertelności na polskich ziemiach29.

W powiązaniu ze zmianami techniki, form pracy i bytowania zmieniały się także formy odpoczynku i zabawy. W sferach zamożnych, ziemiańsko-mieszczańskich, a także w kręgach inteligencji kwitło życie towarzyskie. Obok balów (często na cele dobroczynne) i wielkich przyjęć polegało ono na częstym tzw. bywaniu i odwiedzinach bardziej kameralnych. W niektórych domach były nawet w tym celu wyznaczane specjalne dni, tzw. jour

341

fixe'y, kiedy gospodarze przyjmowali gości bez zaproszenia czy uprzedniego zamówienia. Kręgi odwiedzających się były na ogół ograniczone do ludzi “własnej sfery" — a więc arystokracja bywała u siebie, finansjera i wielka burżuazja u siebie, średnie mieszczaństwo strzegło się pilnie, by nie przyjąć kogoś “z nizin" itd. Przełamywanie tej izolacji grupowej było bardzo po­wolne, jedynie inteligencja, jak już podkreślaliśmy, cechowała się większą ruchliwością w tym zakresie. Warto tytułem ciekawostki podać, że podręcz­niki i poradniki salonowe z pierwszej połowy XIX w. dzielą gry i zabawy towarzyskie według stanów (gry wyższych klas, zabawy klas średnich, za­bawy dla kupiectwa i mieszczaństwa — w tym np. popularna “gra w kup­ca"!). Członkowie górnych warstw burżuazji — jak twierdzi I. Ihnatowicz — grywali nawet w inne karty niż średnie mieszczaństwo30. Oczywiście sto­pniowo te bariery ulegać musiały osłabieniu, a życie towarzyskie demokraty­zacji; pod koniec XIX i w początkach XX w. zdarzały się już znaczne wyłomy

342

w tym zakresie, zwłaszcza że ambicją licznych reprezentantów grup “niż­szych" było dostanie się na salony “sfer wyższych". We wszystkich trzech zaborach wydawano w związku z tym mnóstwo (J. Szymczak-Hoff naliczyła ich ostatnio aż 340) podręczników, zawierających reguły właściwego zacho­wania się, savoir-vivre'u i sztuki podobania się, dla osób różnego wieku i kondycji, m. in. także dla wieśniaków, robotników, sług, pragnących zdo­być umiejętność obracania się w “lepszym" towarzystwie. Osobno wyda­wano podręczniki dla podróżnych, kodeksy honorowe, zbiory okolicznościo­wych toastów i powinszować, poradniki pisania listów, podręczniki gier oraz zabaw itp. — wszystko służące jednemu celowi: ułatwieniu osobom “niższej" kondycji naśladownictwa zachowania się warstw uprzywilejowanych31.

Życie towarzyskie spełniało również ważne funkcje pozarozrywkowe. W licznych salonach i salonikach kwitły dyskusje literackie i polityczne, ko­jarzyły się pary, młodzież grywała nie tylko w loteryjki i domino, ale rów­nież w różne zabawy ruchowe (ważne dla epoki, która nie odkryła jeszcze zalet uprawiania regularnej gimnastyki). Wysłuchiwano mniej lub bardziej udanych koncertów gry na fortepianie i popisów wokalnych. W końcu XIX w. modne stały się seanse spirytystyczne. Mniej za to czasu spędzano na świe­żym powietrzu, choć zażywano spacerów w ulubionych ogrodach (w Kra-178. Wyścigi

rowerowe

w Ogrodzie

Krasińskich

w Warszawie.

Rys.

H. Pillati,

ryt.

F. Szymborski,

1869 r.

343

kowie Ogród Krzyźanowskiego i Planty, we Lwowie Wały Hetmańskie, w Warszawie Ogród Krasińskich, Ogród Saski, gdzie w 1847 r. otwarto pi­jalnię wód mineralnych, i Łazienki, dokąd zamożniejsi jeździli powozem lub dorożką). Odwiedzano wystawy i muzea, thimnie uczęszczano do kawiarń, cukierni, do teatrów i na koncerty. Drobnomieszczaństwo i robotnicy bawili się na popularnych ludowych zabawach32 (w tym czasie karierę zrobiły war­szawskie Bielany), organizowali majówki, uczęszczali do pierwszych objaz­dowych cyrków (była to także ulubiona rozrywka dzieci).

Wzrastała liczba osób spędzających wolny czas na czytaniu książek i ga­zet, których publikowano coraz więcej i w coraz większych nakładach. W latach 1867—1907 nastąpił kilkakrotny wzrost liczby drukarń, księgarń i ludzi związanych z tymi instytucjami33. Powodem było rozbudzenie po­trzeb czytelniczych społeczeństwa na skalę nie znaną epokom poprzednim. W latach 1860—1870 ukazywało się rocznie na ziemiach polskich przeciętnie około 1250 tytułów, w początkach XX w. już około 2750. W 1882 r. wycho­dziło 200 czasopism, w 1914 r. zaś — 1000, przy czym przeciętny nakład wzrósł z około 2 tyś. egzemplarzy w końcu XIX w. do około 2700 tyś. eg­zemplarzy w latach 1909—1911. Do najpopularniejszych periodyków należa­ły “Tygodnik Ilustrowany" (wychodził od 1859 r., jako ilustratorzy pracowa­li tu Gerson, Pillati, Kostrzewski, Korsak, poruszano zagadnienia sztuki, lite­ratury, problemy społeczne) i Kłosy" (był to w latach 1865—1890 tygodnik poświęcony literaturze, nauce, sztuce, pisywali w nim Kraszewski, Orzesz­kowa, Jeż, ilustrowali Kostrzewski i Pillati). Upodobania kobiet zaspokajał “Bluszcz" (wychodził w latach 1865—1939, zawierał obok działu literackiego i wiadomości zagranicznych obszerny dział mody i poradnictwa domowego).

Również na wsi obok dawnych form wypoczynku (zabawy w karczmie, udział w życiu parafii, przyjęcia świąteczne i rodzinne) pojawiły się nowe formy spędzania wolnego czasu: w kółkach samokształceniowych różnego typu, na zbiórkach chórów i orkiestr, przy czytaniu gazet i książek. Jesienią i zimą przetrwał zwyczaj gromadzenia się, głównie kobiet, kolejno u po­szczególnych gospodarzy przy darciu pierza, przędzeniu i haftach. Śpiewano przy tym piosenki, opowiadano stare legendy, czasem ktoś czytał na głos zebranym.

W drugiej połowie XIX w., a zwłaszcza w początkach XX w. zaczęły po­wstawać zalążki turystyki pieszej i rowerowej, uprawianej jednak na razie przez bardzo nielicznych. Pojawiały się także zalążki rozwoju sportu, zarów­no wyczynowego, z imprezami przyciągającymi setki kibiców, jak i masowe­go, mającego na celu wzmocnienie sprawności fizycznej całego społeczeń­stwa (m. in. organizacja Sokoła, towarzystwa wioślarskie itd.).

Prawdziwą rewolucję w zakresie form relaksu miało przynieść zorganizo­wanie u schyłku XIX w. pierwszych pokazów kinowych (Lwów 1896). Nowa rozrywka — a także ważne narzędzie kształtowania kultury masowej — robiła błyskawiczną karierę. W 1911 r. było już w Warszawie kilkadziesiąt kin! Trzy lata wcześniej nakręcony został pierwszy polski film fabularny pt. Antoś pierwszy raz w Warszawie z popularnym aktorem Antonim Fertne-

344

rem w roli głównej. W 1911 r. zekranizowano powieść Dzieje grzechu S. Żeromskiego, a w dwa. lata potem, tuż przed wybuchem wojny, nakręco­no patriotyczny film pt. Kościuszko pod Racławicami. Dostęp do kina miała oczywiście na razie ludność dużych miast, nadal znacznie uprzywilejowana w zakresie możliwości rozrywkowych w stosunku do wsi. Pokazy filmowe, bez względu na treść, jako rozrywka tania i powszechna silnie oddziaływały w kierunku demokratyzacji społeczeństwa i jego kulturalnej integracji. Przez dobrych kilkadziesiąt lat — w istocie aż do wynalazku telewizji — kino miało być najbardziej sugestywnym i potężnym środkiem masowego przekazu, konkurującym w zakresie “rządu dusz" z wszechwładną do nie­dawna literaturą.

345

Obrachunki z klęską

Lata 1860—1865 — czasy demonstracji patriotycznych, a następnie po­wstania styczniowego — stanowiły specjalny okres w duchowych dziejach polskiego społeczeństwa, stojąc pod znakiem wyjątkowego nasilenia egzalta­cji narodowej i masowych uniesień. Terenem szczególnie wzburzonym była Warszawa, gdzie w czerwcu 1860 r. pogrzeb wdowy po generale Sowińskim rozpoczął szereg kolejnych wystąpień, w czasie których nierzadko padały krwawe ofiary (29 XI 1860 manifestacja na Krakowskim Przedmieściu w ro­cznicę powstania listopadowego, 25 II 1861 manifestacja w rocznicę bitwy pod Grochowem, 27 II 1861 manifestacja dla wymuszenia zwolnienia are­sztowanych, 8 IV 1861 manifestacja, w której padło 100 osób, a około 200 poniosło rany, 15 X 1861 nabożeństwa w kościołach w rocznicę śmierci Koś­ciuszki, przerwane wtargnięciem wojska i policji, masowe aresztowania — 2600 osób? — i zamknięcie przez władze kościelne sprofanowanych kościo­łów). Cały kraj miał oczy zwrócone na Warszawę. “Widząc masy ludu rozen­tuzjazmowanego szlachetnym uczuciem miłości ojczyzny i pragnieniem wolności, zdawało się, że nie ma zapory, której by lud ten nie przełamał, zapał ten, pełen powagi i rezygnacji, był wyrazem bólu i rozpaczy bezbron­nych mas, które szukały sposobności, aby zamanifestować swą gotowość do czynu, choćby ofiarą życia własnego. Takie chwile w życiu narodu, jak mani­festacje warszawskie, nie dadzą się opisać, nie takie pióro jak moje siliło się na to. Naród, który potrafi duchem podnieść się tak wysoko we wszystkich swych warstwach, że da się bezbronny mordować, aby dać wyraz miłości idei, za którą się poświęca, nie może przypuścić, aby kiedykolwiek upadł pod najstraszniejszymi ciosami wroga. Trzeba było być świadkiem podobnej chwili, aby ją odczuć głęboko" — czytamy w pamiętniku późniejszego uczestnika powstania styczniowego, Bronisława Deskura1. I dalej: “Ktoś może nazwać postępowanie warszawian szaleństwem, omyli się jednak bar­dzo: lud to, co robił, robił z przeświadczeniem wewnętrznym, że ofiarą z siebie rozpali płomień, który ogarnie kraj cały, zagrzeje go do walki z roz-

346

bojem. Podniesiony duch ludu warszawskiego wytworzył jedną całość nie­widomej siły, która nim kierowała"2. Jakoż wydarzenia warszawskie odbiły się echem po całym kraju, manifestacje, a potem żałoba narodowa ogarnęły cały obszar ziem polskich. Zwłaszcza tłumne były uroczystości zorganizo­wane w kwietniu i październiku 1861 r. w Maciejowicach i na polach wsi Krępy, gdzie został ranny i wzięty do niewoli Tadeusz Kościuszko. Pamięć poległych w czasie manifestacji czczono stawiając dziesiątki krzyży dębo­wych w różnych zakątkach kraju.

Był to niewątpliwie okres najbardziej “romantyczny" w dziejach Polski. Badacze od wielu lat stawiają sobie pytanie, w jakim stopniu zaważyła na nim twórczość Mickiewicza i innych poetów romantyzmu. Nie przeceniając tych wpływów, trzeba jednak za badaczami okresu stwierdzić, że powstań­cze pokolenie inteligentów i ziemian karmiło się poezją romantyczną; wy­bitny poeta tej generacji, Mieczysław Romanowski (zginął w bitwie pod Jó-zefowem 24 IV 1863 r.), pisał w 1855 r. na wieść o śmierci Mickiewicza:

. Wieszcz nam zanuciłLitewka żyje! I serc już milion sercem jej bije... Och, i tak kocha kraj, jak ona! Jak ofiarnicy tysiąc nas kona:

W płomienie lecim pieśnią ogrzani, Bo tak rozkazał wieszcz, co hetmani! I przy ołtarzach pachołcy wierni Stoim słowami jego pancerni. Ostyga serce, gdy pieśń nie grzeje!5

Entuzjazm poetów zaraził tysiące ludzi. “Wszyscy owiani byli duchem zapału i garnęli się do roboty. Mieszczaństwo po miasteczkach, szlachta za­ściankowa, czeladź dworska — wszystko to stanowiło jedną zwartą falangę. Lud jedynie był opornym, nie okazywał zapału i wyczekiwał dalszych wy­padków" — wspomina Roman Rogiński o okresie przygotowań do powsta­nia na Podlasiu4. Jest to opinia zbyt egzaltowana i jednostronna. Do ruchu garnęła się oczywiście przede wszystkim młodzież — jak zawsze zapalna, skora do uniesień i ofiar, nienawidząca kompromisu. Wielu zwolenników powstania było także wśród szlachty i średniego mieszczaństwa. Ducho­wieństwo natomiast było podzielone, wielka burżuazja zaś zajmowała stano­wisko wyraźnie nie popierające lub wręcz wrogie. Źródła okresu odbijają również bardzo różnorodne postawy wsi w stosunku do powstania — od bezpośredniego udziału lub lojalnej pomocy do nieufnej odmowy, a nawet współpracy z carskim żandarmem. Połowa XIX w. to okres, gdy świadomość narodowa chłopa znajduje się jeszcze pod silnym naciskiem goryczy wielo­wiekowej krzywdy. Współczesny pamiętnikarz wspomina, że refren z pieśni Boże, coś Polskę, brzmiący: “Naszą ojczyznę racz nam wrócić, Panie", wie­śniacy tłumaczyli sobie często jako; “Naszą pańszczyznę racz nam wrócić, Panie"5. W rezultacie prawdziwych entuzjastów walki zbrojnej była garstka w stosunku do mas społeczeństwa — biernych lub wyczekujących6. Nie­mniej, gdy dziś badacze (S. Kieniewicz, T. Łepkowski) zadają sobie pytanie, w jakim stopniu wydarzenia poprzedzające powstanie styczniowe, a potem

347

179. A. Grottger, Pierwsza ofiara. 2 cyklu Warszawa I

samo powstanie, zakłóciły życie przeciętnego mieszkańca ziem polskich to odpowiedź winna wskazywać na bardzo szeroki zasięg — zwłaszcza w sen­sie emocjonamo-psychologicznym — napięć i znaczna głębokość przeżywa­nego wstrsu. Na pewno zaś oddziaływań tych nie można ograniczać do bez-

348

Czy nikłe szansę powodzenia, jakie miało powstanie, wzniecone w myśl romantycznego hasła: “mierz siły na zamiary", nie oddziaływały ochładzająco na nastroje? Wydaje się, że przewidywania nie hamowały ofiarności i nie mroziły niezwykłej atmosfery tych lat, mimo iż nie brakło osób pesymistycz­nie nastrojonych, zdających sobie sprawę z powagi sytuacji. “Ludzie, którzy wystąpili z bronią do powstania, byli to rzeczywiście ludzie poświęcenia, gdyż każdy więcej zastanawiający się przewidywał, że ono dobrych skutków ostatecznie mieć nie może" — wyznaje w swym pamiętniku Józef Seweryn Liniewski7.

180. A. Grottger, Przejście przez granicę, ok. 1863 r.

Klęska stanowiła jednak — mimo owych złych przeczuć — ogromny szok dla społeczeństwa, zwłaszcza że jej konsekwencje były nad wyraz po­ważne. Wprawdzie umierając w 1863 r. Cyprian Kamil Norwid pisał: “Upa­dek, który pozostawia po sobie następstwa żywotne, jest zwycięstwem" — ale dla potwierdzenia tej prawdy musiały upłynąć całe dziesięciolecia. Na­tychmiastowy odwet popowstańczy uderzył w ziemie polskie ogromnie bo­leśnie. “Bilans przegranej obejmuje dziesiątki tysięcy poległych i straconych, dziesiątki tysięcy zesłanych na Sybir, milionowe straty materialne. Obejmuje utratę wąskiej autonomii przyznanej Wielopolskiemu, rusyfikację szkół i ad­ministracji, duże ubytki polskości na Litwie i Rusi, a także kryzys moralny społeczeństwa, które na dłuższy czas przestało wierzyć w możliwość wyrwa­nia się z obcego jarzma" — pisze Stefan Kieniewicz8. Fale uniesienia i patrio­tycznego entuzjazmu opadły; trzeba było spojrzeć w oczy gorzkiej przegra­nej. Nadciągały nieuchronne obrachunki z klęską, które wycisnąć miały swe piętno na psychice społeczeństwa, jednocześnie kształtując charakter twór­czości kilku najbliższych dziesięcioleci. “Wybuchem serc przeciw zdrowe­mu rozsądkowi" nazwał powstanie styczniowe w 1864 r. konserwatywny publicysta galicyjski Paweł Popiel. To zdanie w owym czasie podzielało wie­lu. Wraz z klęską powstańców zakończyła się era romantycznych, często lek­komyślnych porywów. Rozwijane jeszcze w latach trzydziestych na terenie praktycznego i trzeźwego Poznańskiego hasło “pracy organicznej" zatriumfo­wać miało teraz w całej Polsce. Nie spiski, nie powstania, wyniszczające sub­stancję narodu, lecz “pracę u podstaw" uznano za pierwszy obowiązek pa­trioty. Wiek rewolucji przemysłowej i wielkich wynalazków technicznych sprzyjał takim postawom. Zafascynowani Europą zachodnią, jej rozwojem i blichtrem, publicyści podjęli propagandę idei “cywilizacji przemysłowej";

gromadzenie kapitałów i obracanie nimi, stawianie fabryk, uprawianie han­dlu, bogacenie się jednostek miało być niezawodnym sposobem osiągnięcia ogólnego dobrobytu i społecznej satysfakcji i zastąpić marzenia o rychłym wywalczeniu własnego państwa. Pozytywiści, wśród których rozróżnić trzeba nurt ugodowy, idący na dość rozległą współpracę z zaborcą, i nurt niepodległościowy, widzący przyszłość Polski w mozolnej i długiej pracy “u podstaw", wysuwali hasła podniesienia oświaty, zwłaszcza technicznej, żądali równouprawnienia kobiet, zeświecczenia kultury, likwidacji wciąż ży­wych przesądów stanowych. Do romantyzmu odnosili się z gwałtowną nie­chęcią, oskarżając, iż “pomiatał rozumem, a zwłaszcza zdrowym rozsądkiem, który uważał za pachołka ludzi niskich, nie wiedzących, co to polot duszy ... Nauki obrywały skrzydła fantazji, nie dozwalały rozwijać się przyrodzonemu geniuszowi — zostawiano je molom. Uczuciowość pod wpływem roman­tyzmu przemienia się w sentymentalizm, w mistycyzm i zabobon"9.

Wychowankowie pozytywistycznej warszawskiej Szkoły Głównej przy­swajali krajowi liberalną i postępową literaturę Zachodu — tłumaczenia dzieł Comte'a, Spencera, Buckle'a, Buchnera, Drapera, Darwina wyżłobić miały już wkrótce trwałe ślady w polskim sposobie myślenia, zwłaszcza w kręgach inteligencji, żywo reagującej na wszelkie nowości. Odrzucano nie-

350

181. Powstaniec 1863 r. na koniu. Malarz nieznany

dawne ideały emisariusza i powstańca; kształtował się inny etos i typ od­miennego bohatera, a zostawał nim inżynier, naukowiec, przemysłowiec, ku­piec. Bohater romantyczny wydawał się pozytywistom szaleńcem, “który pragnąłby świat wysadzić z zawias ... który nie rachuje się z rzeczywistością, z faktami, w którego mózgu plączą się najrozmaitsze i najsprzeczniejsze uczucia ... to karykatura człowieka"10. Oskarżenia były tym surowsze, im głębsza rodziła je gorycz i zawód bardziej bolesny. Na czoło wartości uzna­wanych społecznie przed poświęceniem i ofiarnością wysuwać zaczęto pra­cę (Aleksander Świętochowski). Interesująca może tu być ewolucja poglą­dów inżyniera górniczego, Jana Hempla. W atmosferze rozpaczy bezpośred­nio po klęsce powstania głosił on, że praca jest ciosem dla ludzkich prag­nień, rozwiewa iluzje i zmusza do patrzenia w oczy twardej rzeczywistości;

z biegiem lat przyłączył się jednak do pozytywistów i stał się gorliwym chwalcą pracy, przypominając, iż prowadzi ona do dobrobytu społecznego oraz uszlachetnia człowieka. Wysoko cenili pracę także inni myśliciele, zwła­szcza schyłku XIX i początków XX w. (Józef Supiński, Wacław Nałkowski). Sztandarowe pismo pozytywistów, w którym pisywał Prus, “Przegląd Tygod­niowy", ukazujący się w latach 1866—1905, podkreślał, że tylko praca jest źródłem bogactwa i cywilizacji, że od niej zależą przyszłe losy kraju11.

Do programu pozytywizmu włączyła swe rozważania także historiografia. Myśl rzuconą przez Popielą po klęsce rozwijali intensywnie zwłaszcza liczni krakowscy i lwowscy historycy i pisarze (J. Szujski, S. Tarnowski, M. Bo-brzyński, S. Koźmian, L. Wodzicki). Ich organ, konserwatywny społecznie “Czas", obok wydanej w 1869 r. Teki Stańczyka (stąd wzięło nazwę całe ugrupowanie Stańczyków) wzywał społeczeństwo do wejścia na drogę “rze­czywistości" i realizmu, zwalczając jednocześnie ostro pozostałości “roman-

351

tycznych mrzonek" i mesjanistycznego ujmowania dziejów. Krytycznej, wręcz pesymistycznej nawet, ocenie dotychczasowej historii Polski (nacisk na wewnętrzne przyczyny rozbiorów) towarzyszyło przekonanie o koniecz­ności wyrzeczenia się prób walki z zaborcą i skoncentrowania na legalnej i lojalistycznej działalności12. Miała to być pokojowa droga ocalenia bytu na­rodowego, zachowania go poprzez codzienny trud w świadomości społecz­nej i w kulturze, droga podnoszenia poziomu cywilizacyjnego kraju.

Pozytywistą trzeba być koniecznie, Jeżeli kajdan nie chcesz dźwigać wiecznie,

twierdził anonimowy wierszokleta z Kalisza w 1882 r. 13 Bo też liczni pozy-tywiści marzyli o niepodległości, ale zdobytej nie z bronią w ręku, lecz w trudzie pracy. Nawet Wskazania polityczne A. Świętochowskiego (1883), krytykowane wielokrotnie za ugodowość wobec władz, nie zwiera­ły — mimo że niektórzy zarzucali to autorowi — negatywnego stosunku do sprawy niepodległości. “Przyprawcie skrzydła pracy organicznej, którymi niech leci do niepodległości" — pisał w 1887 r. Stefan Żeromski14. Ugodow-ców jawnych, rezygnujących z marzeń o wolności, takich, jacy skupieni byli wokół Zygmunta Wielopolskiego (małe grono ziemian i reprezentantów bur-żuazji), nie mogło być w Polsce wielu. Całkowita rezygnacja nie cieszyła się popularnością nawet w społeczeństwie rzuconym na kolana po klęsce. Bar­dzo trafną ocenę pozytywistów dała kilka lat temu B. Skarga, stwierdzając:

“Nastrojem, duchem ci bojownicy rozsądku i trzeźwości niedaleko odbiegli od krytykowanych przez siebie przodków [tj. romantyków — M. B. ]. Wal­cząc z uczuciem i wiarą sami wierzyli i kochali, tylko przedmiot ich wiary się zmienił. Wierzyli więc w naukę i w pracę, wierzyli w postęp, i ich mło­dzieńcze wyobrażenia były również pełne iluzji i mrzonek, którymi gardzili ... Jeżeli tę atmosferę walki, zapału, marzeń i iluzji uznamy za romantyczną, to musimy powiedzieć, że duch romantyczny nie wygasł zupełnie, że ciągle wyciskał swe piętno na ideach Polaków i w każdej chwili mógł się odrodzić z nową siłą, w nowej formie"15.

Rolę poezji, królującej wszechwładnie w dobie romantyzmu, przejęła w tej epoce, pragnącej być trzeźwą i rzeczową, proza — przede wszystkim zaś rozwijająca się imponująco ilościowo i jakościowo powieść pozytywisty­czna16. Uprawiana ona była zresztą często przez ludzi, którzy w młodości przeszli przez “romantyczną burzę" i byli albo bezpośrednimi uczestnikami powstania styczniowego, albo wspierali go pośrednio (Prus, Miłkowski, Dy-gasiński, Maciejowski, Orzeszkowa). Mniej lub bardziej konsekwentnie prze­kreślając swą dawną działalność, to pokolenie powstańcze rozczarowane do walki zbrojnej poszukuje nowych, bardziej jego zdaniem efektywnych dróg ocalenia polskości. Najpełniej chyba wystąpiło to w twórczości Bolesława Prusa (właściwie Aleksander Głowacki, 1847—1912), którego Placówka (1885—86) apoteozuje postać chłopa bez broni walczącego o swą ziemię, a Lalka (1887—1889), dokonując obrachunku (nie pozbawionego zresztą sentymentu!) z legendą napoleońską i powstańczą, czyniąc bohaterem kup-

352

ca oraz przemysłowca Wokulskiego, postuluje jako główne zadanie patrioty unowocześnienie kraju przez rozwój gospodarczy i wynalazczość. Powieść Emancypantki (1891—1893), w zamierzeniu mająca ośmieszyć wynaturze­nia ruchu wyzwolenia kobiet, którego Prus, choć patrzył krytycznie, nie był jednak zupełnym przeciwnikiem (prawdziwą “emancypantką" jest przecież w powieści pani Latter, postać tragiczna, lecz potraktowana przez autora z sympatią), jest już mniej klarowna ideowo i artystycznie. I tu jednak moż­na znaleźć przesłanie myślowe podobne do zawartego w Lalce. Był też Prus autorem znakomitej powieści historycznej (Faraon, 1897). Chłodna, zinte-lektualizowana, poświęcona analizie mechanizmów władzy, nie zyskała ona nigdy takiej popularności, jaką cieszyły się płytsze, ale uczuciowe i najczęś­ciej bezpośrednio z losami Polski związane powieści Sienkiewicza. A prze­cież nawet Faraon, pozornie poświęcony problemom starożytnego Egiptu, jest w istocie głosem w dyskusji nad sprawą polską. Z sympatią kreśląc po­stać wojowniczego Ramzesa XIII, głównym bohaterem książki kreuje autor przezornego, mądrego Pentuera, rzecznika reform i opiekuna ludu, dążą­cego nie do walki, lecz do unowocześnienia Egiptu i podniesienia dobro­bytu jego mieszkańców.

Prus był nie tylko powieściopisarzem, ale także zaangażowanym i płod­nym publicystą i dziennikarzem. Zwłaszcza jego świetne felietony, dzięki by­stremu zmysłowi obserwacyjnemu oraz poczuciu humoru, stanowiły i sta­nowią do dziś pasjonującą lekturę, a jednocześnie kopalnię wiedzy o epoce marzącej o przezwyciężeniu zacofania Polski. W nich może najpełniej, a w każdym razie najbardziej otwarcie, znalazły wyraz głoszone przez Prusa hasła legalizmu, pracy organicznej i solidaryzmu społecznego; uważał je on za niezbędne czynniki rozwoju i postępu17. Wielu współczesnych miało zresztą pisarzowi za złe zbytnią lojalność wobec władz (bliskie kontakty z Z. Wielopolskim i jego gronem ugodowców, udział w powitaniu cara przy­bywającego do Warszawy na Dworcu Petersburskim). W powieści pamfle-cie pt. Ugodowcy Wacław Gąsiorowski malując sarkastycznym piórem postać literata Niteckiego miał na myśli Prusa; tak też rozszyfrowywali ją czytelnicy.

O kilka lat starsza od Prusa Eliza Orzeszkowa (1841—1910) jest drugim bardzo charakterystycznym reprezentantem polskiego pozytywizmu. Obda­rzona łatwością pisania, wyczulona na problemy społeczne, reagowała na nie całymi cyklami opowiadań i powieści o silnym, dydaktycznym zabarwieniu. Gorąca zwolenniczka równouprawnienia kobiet, walczyła — w dużej mierze zresztą pod wpływem własnych, osobistych, trudnych przeżyć — o ich do­stęp do wykształcenia i o partnerstwo w małżeństwie, z prawem do rozwo­du włącznie (Ostatnia miłość, 1868, Pamiętnik Wactawy, 1871, Pan Gra­ba, 1872, Marta 1873). Dużo uwagi poświęcała kwestiom mniejszości naro­dowych, występując zdecydowanie przeciw dyskryminacji Żydów (Eli Ma-kower, 1875, Meir Ezofowicz, 1879). Zgodnie z duchem czasu szerzyła kult zawodów inteligenckich, kreując na swych bohaterów lekarzy i inżynierów (W klatce, 1870, Na prowincji, 1870, Rodzina Brochwiczów, 1885). Jed­nocześnie jednak cechowało ją niechętne spojrzenie na miasto, tak typowe

23.

- M. Bogucka, Dzieje kultury J J J

182.Józef Ignacy Kraszewski. Dagerotyp, ok. 1850 r.

dla tradycyjnej kultury szlacheckiej, przy wyraźnej idealizacji życia wiejskie­go, w pobliżu natury, i idącej za tym chłopomanii (Dziurdziowie, 1888, Nad Niemnem, 1888, Cham, 1889). Mimo swego krytycyzmu wobec arysto­kracji głosiła Orzeszkowa z naciskiem hasła solidaryzmu społecznego, wi­dząc w nim — podobnie jak Prus — główny warunek przetrwania polskości. Problematyka narodowa stanowiła stały wątek w jej twórczości, owocując pod koniec życia pisarki apoteozą — mimo wszystko — powstania stycznio­wego (Gloria victis, 1910). Dystans czasu, jaki dzielił ukazanie się tej książki od klęski 1863 r., pozwolił autorce przewartościować pozytywistyczną ne­gację i dokonać nowej oceny powstańczego zrywu18. Orzeszkowa nigdy nie wzięła udziału w żadnych wiernopoddańczych manifestacjach wobec zabor­ców (choć bezkompromisowi krytycy mieli jej za złe współpracę z peter­sburskim pismem “Kraj"). Mimo bardzo atrakcyjnych propozycji zrezygno-

354

wała też z publikowania w “Kurierze Polskim", piśmie założonym -w 1898 r. m. in. dla szerzenia polityki ugodowej wobec caratu.

Dzieła Prusa i Orzeszkowej, jakkolwiek cieszące się znaczną poczytnoś-cią, nie zdobyły jednak tak wielkiej popularności w pozbawionym niepodle­głości społeczeństwie, jak powieść historyczna, karmiąca czytelników wizją bohaterskiej przeszłości Polski, a więc przynosząca rozładowanie najgłęb­szych frustracji epoki niewoli. W 1883 r. zaczęła ukazywać się jako powieść odcinkowa w gazecie Trylogia — dzieło niemal już czterdziestoletniego, a więc dojrzałego człowieka i pisarza, Henryka Sienkiewicza (1846—1916). Trylogia z miejsca zdobyła niezwykłą poczytność, stając się niemal Biblia narodową. Lucjan Rudnicki wspomina: “Po przyjściu z fabryki i zaspokojeniu głodu od godziny ósmej do jedenastej czytaliśmy całą rodziną przy kuchen­nej lampce, co kto miał pod ręką, oczekując w kolejce na dalsze losy Skrze-

183. Eliza

Orzeszkowa.

Fotografia

23*

355

niskiego, Heleny, Zagłoby"19. Żeromski notuje w Dziennikach, jak w urzę­dzie pocztowym w Staszowie około 20 szewców, czeladników i sklepikarzy czekało za każdym razem po kilka czasem godzin na nadejście “Słowa" z ko­lejnym odcinkiem Potopu. Gdy poczta nadeszła, urzędnik pocztowy na głos czytał zebranym wydrukowany w gazecie fragment20. Dzieło Sienkiewicza, pisane “ku pokrzepieniu serc", idealizujące bez skrupułów przeszłość i po­stacie siedemnastowiecznych żołnierzy obrońców ojczyzny, było dla szero­kich rzesz czytelników w warunkach .zaborów czymś znacznie więcej niż przygodą z fascynującą lekturą: przywracało i umacniało poczucie godności narodowej, budziło wiarę w przyszłość. Mniejszy rezonans uzyskała powieść Krzyżacy (1900), przedstawiająca fragment wielkich dziejów zmagań z niem­czyzną, może dlatego, że Sienkiewicz gorzej “rozumiał" średniowiecze niż barokowe stulecie siedemnaste. Właśnie owo znakomite wyczucie epoki, częściowo intuicyjne, częściowo związane z wyzyskaniem przez Sienkiewi­cza studiów historyka L. Kubali oraz świetnych pamiętników J. Ch. Paska, sprawiło, że mimo tylu uwag krytycznych Trylogia oparła się próbie czasu i kształtując wiedzę historyczną całych pokoleń do dziś stanowi bestseller21. Nagrodę Nobla (1905) zdobył jednak ten podziwiany przez jednych, a lek­ceważony przez innych pisarz (do dziś jego ocena budzi gwałtowne spory) dzięki książce poświęconej szerszej, niepolskiej problematyce: Quo vadis, ukazującej początki chrześcijaństwa. Przetłumaczona na dziesiątki języków (włącznie z japońskim) zapewniła ona autorowi z miejsca wielki, między­narodowy rozgłos, jaki nieczęsto jest udziałem polskich twórców.

Z poczytnością Sienkiewicza w kraju konkurować może jedynie Józef Ignacy Kraszewski, działający już także w okresie poprzedzającym powsta­nie styczniowe. Stara baśnią (1876) rozpoczął Kraszewski cykl zbeletryzo­wanych kronik, obejmujących dzieje Polski od czasów pogańskich aż po wiek XVIII; zamknęły ów cykl wydane już pośmiertnie Saskie ostatki (1889). W powieściach tych Kraszewski zawarł polemikę z tezami history­cznej szkoły krakowskiej, eksponując (przy krytycznej ocenie roli możno­władztwa) przykłady postaw obywatelskich, męstwa, patriotycznej ofiarnoś­ci, politycznej rozwagi dawnych Polaków. Do dziś jest ten pisarz chętnie czytany, co sprawiło, że jego wizja dziejów wywarła znaczny wpływ na świa­domość historyczną społeczeństwa polskiego także naszych czasów.

U schyłku XIX w. wystąpiły w polskiej literaturze wpływy naturalizmu, modnego właśnie (Emil Zola) na zachodzie Europy. Nie wolny był od nich jeden z najwybitniejszych twórców okresu — Władysław Reymont (1867-1925). W swych powieściach historycznych (trylogia Rok 1794) odtwarzał dzieje zmagań o niepodległość u schyłku Rzeczypospolitej szlacheckiej, ale nie one zapewniły mu sławę. Również Ziemia obiecana (1899), ukazująca na przykładzie Łodzi wielki dramat społeczny wczesnokapitalistycznego miasta, dziś przypomniana dzięki filmowi A. Wajdy, przeszła niegdyś bez szerszego echa, na jakie niewątpliwie zasługiwała. Uznanie temu synowi or­ganisty wiejskiego przyniósł dopiero cykl epicki Chłopi (Ł I—IV, 1902—1909), apoteozujący (choć nie bez naturalistycznych naleciałości) egzystencję wiej-

356

skiej społeczności w jej codziennym rytmie pracy, pór roku, obrzędów, oby­czajów, namiętności, ukazanych na tle niezwykle sugestywnie przedstawio­nej przyrody. Przetłumaczona na wiele języków powieść ta zdobyła dla au­tora nagrodę Nobla (1924).

Obok tej “wielkiej piątki" działała cała plejada innych pisarzy. Sporą po­pularność zyskał swego czasu były powstaniec 63 roku, pisarz o demokraty­cznych przekonaniach, Zygmunt Milkowski (1824—1915). Pod pseudoni­mem Teodor Tomasz Jeż publikował on powieści sławiące heroizm walk wolnościowych na ziemiach południowej Słowiańszczyzny i Albanii (Narze­czona Harambaszy, 1882), nacechowane krytycznym spojrzeniem na sto­sunki społeczne książki o historii Polski (Za króla Olbrachta, 1876), a także współczesne powieści obyczajowe, poruszające sprawy emancypacji kobiet (Emancypowana, 1873) i analizujące dolę ludu (Handzia Zahomicka, 1860). Nawiązywał też Jeż bezpośrednio do problematyki Wiosny Ludów i powstania 1863 r. (Szandor Kowacz, 1861, Ci i tamci, 1899). Twórczość ta, dziś mało znana, odegrała w swoim czasie sporą rolę, przyciągając czytel­ników zarówno egzotyką, jak swojskością poruszanych problemów.

Za konsekwentniejszego niż Reymont reprezentanta naturalizmu ucho­dzi Adolf Dygasiński (1839—1902), w swych powieściach podkreślający silnie związki człowieka z przyrodą i ilustrujący na licznych przykładach dar-winowskie prawo walki o byt — temat modny w ówczesnych kręgach litera-cko-intelektualnych. Dużą popularność zdobyły zwłaszcza jego utwory po­święcone życiu zwierząt (m. in. Zajęć), istotnie zręcznie i ze znawstwem napisane.

Od końca lat osiemdziesiątych problematyka społeczno-polityczna zdo­bywała coraz więcej miejsca w powieści. Publikował w tym czasie Wacław Sieroszewski (1858—1945), łącząc naturalistyczny opis życia na Syberii z apoteozą heroizmu zesłańców. Pochodzący z ubogiej rodziny góralskiej władysław Orkan (właśc. Franciszek Smreczyński, 1875—1930) prezentował w swych utworach głębokie konflikty klasowe wsi podhalańskiej na tle bar­wnej panoramy folkloru. Ignacy Maciejowski (Sewer, 1839—1901) sławił pionierów przemysłu, krytykował przeżytki szlacheckiego stylu życia i utracjuszostwa, ukazywał pogłębiające się rozwarstwienie wsi i narastające w związku z tym nowe problemy społeczne. Do najbardziej poczytnych jego powieści należy Bajecznie kolorowa (1897), zawierająca zręczną analizę chłopomańskiego środowiska artystycznego i “cyganerii" Krakowa z prze­łomu stuleci. Wielką popularność w początkach XX w. zyskały poświęcone epoce wojen napoleońskich powieści Wacława Gąsiorowskiego (pseud. Wiesław Sclavus, 1869—1939), zwłaszcza Huragan (w latach 1902—1959 łącznie 23 wydania!). Powieść ta była rozchwytywana przez młodzież, a także przez dorosłych wielbicieli cesarza Francuzów, którego legenda prze­trwała w Polsce bardzo długo, podsycana zwłaszcza intensywnie przez tę­sknoty niepodległościowe. Gąsiorowski zyskał zresztą uznanie także poza granicami — według jego romansu Pani Walewska nakręcono w USA w 1937 r. film z Gretą Garbo w roli tytułowej.

357

184. Aleksander Głowacki (B. Prus). Rys.

S. Witkiewicz z fotografii K. Brandla, 1885 r.

Powieść pozytywistyczna prezentuje się więc okazale i różnorodnie. Za­angażowana społecznie i politycznie poruszała najbardziej palące problemy swej epoki: zagadnienia barier i uprzedzeń stanowych, doli ludu, emancypa­cji kobiet. Odbijały się w niej jak w zwierciadle ważkie zachodzące w tym czasie przemiany: słabnięcie roli urodzenia na rzecz pieniądza, a także wy­kształcenia, zacieśniające się związki między burźuazją a ziemiaństwem, po­wstawanie nowych konfliktów społecznych, pogłębiające się przekonanie o konieczności podniesienia cywilizacyjnego kraju jako drogi do jego do­brobytu, a nawet wyzwolenia. Sprawa narodowa powracała w tej powieści raz po raz w sposób mniej lub bardziej otwarty (głównie ze względu na cen­zurę), zawsze naglący. Cechowały ją bogactwo środków wyrazu, wysoki po­ziom artystyczny, niezwykła sugestywność w kreśleniu postaci bohaterów pozytywnych i negatywnych, często pasjonująca fabuła, prawie zawsze do­skonała konstrukcja. Specyfika polskiej sytuacji politycznej sprawiła chyba,

358

185. Henryk

Sienkiewicz.

Rys.

S. Witkiewicz,

1887 r.

że na rynki zagraniczne trafiły tylko nieliczne tytuły z tej bardzo przecież różnorodnej świetnej twórczości i zaledwie kilku polskich pisarzy (Sienkie­wicz, Reymont) zyskało rozgłos za granicą. Przypadek Teodora Józefa Korze-niowskiegoJosepha Conrada — stanowi problem osobny; zaliczyć go zre­sztą trzeba raczej, mimo polskiego pochodzenia, do kręgu literatury anglosa­skiej.

Zdetronizowana przez pozytywizm poezja znalazła jednak kontynuato­rów, którym nie wystarczała trzeźwa twórczość powieściopisarska i publicy­styczna. Do najlepszych wątków epoki romantycznej nawiązywała Maria Ko-nopnicka (1842—1910) w licznych cyklach pełnej uroku liryki ludowej (Na fujarce, Z tak i pól. Łzy i pieśni), a także w wierszach o tematyce społecz­nej (Wolny najmita, A jak poszedł król na wojnę. Pan Balcer w Brazylii) i patriotycznej (Śpiewnik historyczny, wydany w 1904 r. pod pseud. Jana Sawy), której ukoronowaniem był tekst Roty (1908, muzyka Feliksa Nowo-

359

186. Władysław Reymont. Mai. M. Muter, 1925 r.

wiejskiego 1910). Zwolennikiem romantycznego programu wyzwolenia na­rodowego mimo rozczarowania klęską powstania styczniowego był również Adam Asnyk (1838—1897). Poeta refleksyjny (cykl Nad głębiami) i bardzo wrażliwy na piękno przyrody ojczystej (liryki opiewające przyrodę Tatr), skar­żył się jednocześnie na “oziębłość" epoki, w której przyszło mu żyć i tworzyć:

Jesteśmy dzieci wieku bez miłości, Wieku bez marzeń, złudzeń i zachwytu, Obojętnego na widok piękności, A więdnącego z nudy i przesytu22.

Wtórowała mu Konopnicka:

Skarżycie się na wiek, co ideały Odziera z szat i wazy je, i mierzy...23

Zarówno Asnyk, jak Konopnicka bronili z głębokim przekonaniem prawa poetów do przekształcania rzeczywistości, do walki o lepszy wolny świat, na przekór chłodnym kalkulacjom trzeźwych racjonalistów. Na obchód Sło­wackiego Asnyk pisał:

Jeśli to twoją winą, że pchany rozpaczą Naród zerwać chciał więzy, to możesz być dumny!24

360

Konopnicka zaś stwierdzała, iż “w pieśni są tajemne siły", które

Posiew czynu rzucają w zarzewie serc i świat żyje pieśnią, chociaż nie wie25.

Była więc poezja przez cały czas schronieniem dla myśli niepodległoś­ciowej i rewolucyjnej. Niemal symboliczne znaczenie mają tu przekształce­nia, jakie przechodził popularny hymn Boże, coś Polskę. Napisany w po­czątkach istnienia Królestwa Polskiego przez Alojzego Felińskiego z myślą o carze Aleksandrze jako odrodzicielu Polski, w latach powstania stycznio­wego i po jego klęsce uległ znamiennej metamorfozie — dzięki spontanicz­nie dodanemu refrenowi: “Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie", zrodzi­ła się często śpiewana w latach następnych pieśń patriotycznej nadziei. Lata osiemdzies4te XIX w. przyniosły rozkwit poezji rewolucyjnej, powstały wów­czas Czerwony sztandar Bolesława Czerwieńskiego (1881), Warszawian­ka Wacława Święcickiego (1883), Mazur kajdaniarski Ludwika Waryńskie­go (1884). Odcięcie się od tego niezwykle silnego zafascynowania rewolu-cyjno-politycznego daje się zaobserwować w poezji dopiero na samym prze­łomie stuleci, w twórczości poetów Młodej Polski. Jan Kasprowicz (1860 —1926) szybko przechodzi etap twórczości zaangażowanej społecznie i staje się poetą liryki osobistej, zabarwionej metafizycznie, kontemplującej przyro­dę tatrzańską, by wreszcie oddać się analizie katastroficznych przeczuć apo-

187. Adam Asnyk z muzą. Mai.

J. Malczewski, 1895—1897

361

kaliptycznej wizji zagłady świata; na tym etapie jego utwory nabierają sil­nych akcentów błagalno-pokutniczych i religijnych (Księga ubogich, 1916, Hymny, wydane łącznie w 1921 r.). Nastroje pesymizmu, znużenia, przeczu­cia nadchodzącego schyłku wyrażała również twórczość Kazimierza Przer-wy-Tetmajera (1865—1940), zafascynowanego jednocześnie dziką przyrodą Tatr i tatrzańskimi legendami (cykl stylizowanych na gwarę opowiadań Na skalnym Podhalu, 1903—1910). Najmłodszy z tej trójki Leopold Staff(1878 —1957) zaprezentował w swej twórczości — w przeciwstawieniu do nastro­jów pesymistyczno-dekadenckich — odmienną filozofię poetycką, której nić przewodnią stanowił kult życia oraz afirmacja stałego dążenia człowieka do szczęścia i prawdy (Gałąź kwitnąca, 1908).

,,,•-' O ile modernistyczną poezję liryczną cechuje pewne zobojętnienie wo­bec sprawy narodowej, o tyle cały prąd szermujący przecież na Zachodzie ''1 hasłem “sztuka dla sztuki" i wzywający do zajęcia się “nagą duszą człowieka" w polskich warunkach oddaje się, jak jego poprzednicy i następcy, w służbę patriotycznych aspiracji. W twórczości tzw. Młodej Polski (neoromantyz-mu) występowały wprawdzie charakterystyczne dla całej Europy akcenty ir­racjonalizmu i pesymizmu, wywarli na tę twórczość niezaprzeczony wpływ Fryderyk Nietzsche i Henri Bergson, Artur Schopenhauer i Edward von Hart-mann, na literaturę zaś także wielcy Skandynawowie, zwłaszcza Henryk Ib­sen, mimo to jednak neoromantycy polscy, odwracając się od pozytywizmu, nawiązywali przede wszystkim do ojczystej tradycji i do zaangażowanej po­ezji Mickiewicza i Słowackiego. Wbrew programowym potępieniom utylitar­nych postaw w sztuce (wystąpienie Zenona Przesmyckiego w “Życiu" w 1887 r. i Confiteor Stanisława Przybyszewskiego w 1899 r.) pisarze i arty­ści tego pokolenia równie mocno, jak poprzednia generacja twórców wiąza­li się ze sprawą niepodległości i na jej rzecz oddawali swe pióra. Zastrze­żenia wobec hasła “sztuka dla sztuki", trudnego do przyjęcia w polskich wa­runkach rozwoju kultury, formułowali oficjalni krytycy młodopolscy — Karol Irzykowski i Stanisław Brzozowski (Legenda Młodej Polski, 1909). Proble­matyka narodowa narastała w twórczości neoromantyków polskich stopnio­wo, wiodąc aż do odrodzenia się idei mesjanistycznych. Był to jednak mesja-nizm przetworzony, odmienny od romantycznego, na czoło wysuwał war­tość nie cierpienia i ofiary, lecz tworzenia. Warunkiem odrodzenia politycz­nego Polski miało być odrodzenie moralne. “Kilka dziesiątków lat narastają­cego rozczarowania do realizmu politycznego, do budowania ekonomicz­nych podstaw? życia narodu wywołało reakcję — przyjęcie romantycznej tezy, że Polska zanim narodzi się z ciała, musi wpierw narodzić się z ducha, jako idea w sercu każdego członka narodu" — stwierdza badaczka epoki26. Misję ostateczną polskości stanowiła według myślicieli Młodej Polski zresztą realizacja celów szerszych, ponadnarodowych — doskonalszego człowieka i doskonałej organizacji społecznej, organizacji zapewniającej pełną swobo­dę samorealizacji jednostki. W polemice z pozytywistyczną i naturalistyczną interpretacją człowieka podnosili bowiem moderniści ostro kwestię lekce­ważenia indywidualności, tj. swoistych cech jednostki i pomniejszania roli

362

osobowości, traktowania indywiduum wyłącznie jako uczestnika rozwoju ludzkości. Misję narodową pojmowali więc w rezultacie neoromantycy jako trwały wkład w kulturę ludzkości; realizować się ona miała przez dzieła ge­niuszy narodowych, artystów. Szło za tym uznanie tworzenia kultury za główne źródło wartości, przekonanie o wyjątkowej roli artysty w życiu i hi­storii, uznanie stosunków zachodzących w dziedzinie sztuki za model więzi społecznej i narodowej27.

Za kwintesencję młodopolszczyzny uznać można wyjątkowo bogatą i ró­żnorodną twórczość Stanisława Wyspiańskiego (1869—1907), dramatopisa-rza, poety, malarza, rzeźbiarza, architekta, wszechstronnością talentów i za­interesowań przypominającego sławnych tytanów odrodzenia. Wyspiański we wszystkich dziedzinach, którymi się zajmował, burzył dotychczasowe re­guły, choć jednocześnie nawiązywał do rodzimej tradycji romantycznej i do ogólnoeuropejskiego symbolizmu28. W wielu dramatach podjął on przewar­tościowanie i nową interpretację polskich walk narodowowyzwoleńczych, zwłaszcza powstania listopadowego (Warszawianka, 1898, Noc listopado­wa, 1904), nawiązywał też do dawniejszej przeszłości Polski w epicko-wi-zyjnych rapsodach historycznych (Bolesław Śmiały, 1900, Kazimierz Wiel­ki, 1900, Skałka, 1907). Olbrzymim sukcesem, który spowodował posta­wienie Wyspiańskiego w rzędzie wieszczów narodowych, stało się Wesele (1901), ogromne widowisko wizyjno-symboliczne, zawierające obok obra­chunku z przeszłością bolesną wiwisekcję współczesnych poecie czasów i analizę szans polskiego społeczeństwa na odzyskanie niepodległości. Ekra­nizacja Wesela w przeszło pół wieku później przez A. Wajdę wykazała nie­przemijającą aktualność tego dzieła — najlepszy dowód prawdziwej wielko­ści jego twórcy. Wkrótce po Weselu w Wyzwoleniu (1903) Wyspiański raz jeszcze podjął problem odpowiedzialności poezji za naród, przeprowadzając jednocześnie polemikę z romantyczną wizją odrodzenia Polski przez ofiarę i cierpienie. Niezwykle szeroka wyobraźnia Wyspiańskiego, z jednej strony zakorzeniona mocno w polskiej tradycji historycznej, z drugiej znajdująca się pod silną presją erudycyjnej znajomości antyku, przydała niektórym zwła­szcza jego dziełom wyjątkowej sugestywności. Do swych dramatów sam opracowywał projekty dekoracji, kostiumów, rozwiązań reżyserskich, wyci­skając w ten sposób własne, silne piętno na charakterze polskiego teatru.

Do obrachunku z przeszłością i współczesnością stanął w swej twórczo­ści także starszy o kilka lat od Wyspiańskiego Stefan Żeromski (1864-1925), urodzony w roku klęski. W jednym ze swych pierwszych opubli­kowanych zbiorów nowel pt. Rozdziobię nas kruki, wrony (1895) nawią­zał do problematyki powstania styczniowego; powrócił do niej raz jeszcze po latach w powieści Wierna rzeka (1912). W autobiograficznej opowieści Syzyfowe prace (1898) dał obraz zmagań z rusyfikacyjnymi działaniami car­skiej szkoły, -w Ludziach bezdomnych (1900) stworzył ideał pozytywnego bohatera społecznika, poświęcającego dla swej pracy szczęście osobiste. Wielkim zamysłem twórczym były Popioły (1902—1903), zawierające nie tylko rozległą panoramę wojen napoleońskich i epopei niepodległościowej

363

188. Stanisław Wyspiański. Autoportret, 1894 r.

Polaków, ale także, a może nawet przede wszystkim, analizę dojrzewania no­woczesnego narodu z jego patriotyczno-obywatelską świadomością. Warto przypomnieć, że ekranizacja Popiołów przez A. Wajdę wywołała w latach sześćdziesiątych burzliwe dyskusje nie tylko nad przeszłością Polski, ale także nad postawami współczesnymi. I to dzieło więc nie straciło na aktual­ności mimo upływu kilku dziesięcioleci, choć ze względu na barokowy, za-wikłany styl jego bezpośredni odbiór sprawia trudność dzisiejszemu czytel­nikowi.

Żeromski, zwolennik orężnej walki o niepodległość, pisał także poematy historyczne o alegorycznym często charakterze (Duma o hetmanie, 1908). Na jego twórczość wywarła znaczny wpływ rewolucja 1905 r., której po­święcił poetyckó-publicystyczny dramat Róża29. W społeczno-radykalizują-cym nurcie pisarstwa był Żeromski bliski innemu pisarzowi początków XX -w., Andrzejowi Strugowi (Ludzie podziemni, 1908, Dzieje jednego pocisku, 1910), który swe pióro bez reszty oddał ideom socjalizmu.

364

Sztuki plastyczna odgrywały w XIX w. mniejsza rolę w kształtowaniu świadomości .społecznej niż literatura (proporcje uległy więc odwróceniu w stosunku do wieków ubiegłych), niemniej nie można całkowicie pomijać ich znaczenia. Nowa epoka znajdowała wyraziste odbicie w świetnie się rozwijającym realistycznym malarstwie, tematycznie skoncentrowanym zwłaszcza na polskim pejzażu i życiu codziennym polskiego ludu (Wojciech Gerson, Józef Szermentowski, Józef Chełmoński, bracia Maksymilian i Alek­sander Gierymscy). Dwaj popularni ilustratorzy, Franciszek Kostrzewski (1826—1911) i Henryk Pillati (1832—1894) ukazywali ludzi na tle epoki, odtwarzali życie codzienne mieszkańców miast, zwłaszcza Warszawy. Roz­kwitał również psychologizujący portret — szczytowe osiągnięcie w tym za­kresie przyniosła twórczość Henryka Rodakowskiego (1823—1894), który w serii obrazów uwiecznił swych wielkopańskich i burżuazyjnych klientów, ale m. in. także rewolucjonistę, generała Henryka Dembińskiego.

Drugi nurt malarstwa stanowiło malarstwo historyczne. Ogromną popu-

189. S. Wyspiański, Portret dziecka, przed 1907 r.

365

190. S. Wyspiański projekt witraża Bóg Ojciec dla kościoła Franciszkanów w Krakowie, 1897—1902

367

larność zyskał batalista Józef Brandt ('1841—1915) dzięki swym kompozy­cjom osnutym na tle walk kozacko-tatarskich i wojen szwedzkich XVII w., wpływając na świadomość historyczną nie tylko szerokich kręgów społe­czeństwa, ale i twórców (zafascynowany był nimi Sienkiewicz pisząc Trylo­gię). Do tradycji Rzeczypospolitej szlacheckiej nawiązywali obok Brandta Juliusz (1824—1899) i Wojciech (1857—1942) Kossakowie, sięgający rów­nież do tematyki napoleońskiej i powstańczej (powstanie listopadowe). Wojciech Kossak w latach 1892—1894 wraz z Janem Styka namalował słynną Panoramę Racławicka w związku ze stuleciem powstania kościusz­kowskiego. Jej odsłonięcie i udostępnienie publiczności stało się wielkim ewenementem politycznym.

Zwłaszcza jednak dwa nazwiska: Grottger i Matejko, można uznać za symbol twórczości patriotycznej, podporządkowanej bez reszty idei narodo­wej. Artur Grottger (1837—1867) zapewnia sobie nieśmiertelność wyłącz­nie kilkoma cyklami rysunkowymi (Polonia, Lithuania), w przejmujący sposób odtwarzającymi wydarzeniami lat sześćdziesiątych. Zmarł przed­wcześnie, mając zaledwie 30 lat, niewiele tylko przeżywszy klęskę powsta-•nia. O rok od niego młodszy Jan Matejko (1838—1893) dłuższe o lat kilka­dziesiąt życie poświęcił mrówczej pracy: pędzlem, jak Kraszewski piórem, w długim szeregu ogromnych płócien wskrzeszał wielkość dziejów Polski i jej klęski {Hołd pruski, Grunwald, Ręjtan), dokonywał obrachunku z na­rodowym sumieniem (Stańczyk, Kazanie Skargi), polemizując z pesymisty­czną, jednostronną oceną historii szkoły krakowskiej. Jego obrazy, które na trwałe weszły do skarbnicy wielkich dzieł narodowych, nie zawsze budziły entuzjazm współczesnych. Zwłaszcza Ręjtan, odczytany jako akt oskarżenia magnatów, wywołał całą burzę i spowodował ostre ataki na malarza (“Poli­czkować trupa matki nie godzi się" — pisał Józef Ignacy Kraszewski). Wysu­wano też zarzuty artystyczne, jak lekceważenie prawideł perspektywy, zbyt dosadne odtwarzanie natury, gromadzenie na płótnie przesadnie wiel­kiej liczby figur i przedmiotów z pogwałceniem prawdopodobieństwa sytu­acji przestrzennej. Tzw. styl matejkowski polega na traktowaniu wszystkich postaci tak, jakby stały na pierwszym planie (co pozwala malarzowi na uka­zanie ich z jednakową wyrazistością i siłą ekspresji), i używaniu żywych, zdecydowanych kolorów. Łamiąc akademickie przyjęte powszechnie reguły uzyskiwał jednak Matejko w swych obrazach niezwykłą siłę i bogactwo wy­mowy uczuciowej. Zresztą dzieło jego, choć oskarżane niekiedy (podobnie jak pisarstwo Sienkiewicza, z którym ma istotnie wiele cech wspólnych, a przede wszystkim pokrewieństwo nastroju) o płytkość artystyczną, wy­myka się przecież ocenom wyłącznie estetycznym, “zawodowym", ze względu na .olbrzymią rolę, jaką odegrało w utrwalaniu polskiej tradycji hi­storycznej i w budzeniu oraz podtrzymywaniu świadomości narodowej.

Początek XX w. przyniósł pewną reakcję wobec twórczości tak jedno­znacznie zaangażowanej, wyraźnie podporządkowanej celom politycznym. Już w 1897 r. powstało w Krakowie Stowarzyszenie Artystów Polskich Sztuka", skupiające wybitnych malarzy nowej epoki (Julian Fałat, Leon Wyczółkowski,

368

Jan Stanisławski). Rozlegały się hasła głoszące nieskrępowaną swobodę artystyczną; wpływy ekspresjonizmu i symbolizmu (znakomite płótna Jacka Malczewskiego i Józefa Mehoffera) przekreślały dziewiętnastowieczny realizm jako prąd naiwny i staromodny. Ale w warunkach polskich niemożliwy był całkowity rozbrat z tematyką historyczno-narodową. Znalazła ona swego świetnego kontynuatora w twórczości plastycznej Stanisława Wy­spiańskiego (witraże katedry wawelskiej, kartony witrażowe dla katedry lwowskiej). W zakresie rzeźby ekspresjonista i kubista Xawery Dunikowski (uczeń znakomitego symbolisty, Konstantego Laszczki z Krakowa) tworzy w Paryżu (1916—1917) Grobowiec Bolesława Śmiałego. Z drugiej strony rozwijał się ponownie nurt realistyczny, związany z przemianami społeczny­mi niesionymi przez nowe stulecie; jego najpełniejszym wyrazem było płó­tno Strajk, namalowane przez Stanisława Lentza w 1910 r. Nie wygasło rów­nież, lecz odrodziło się w nieco innej formie hasło “ludowości" w plastyce. Pod znakiem sztuki użytkowej (grafika, zdobnictwo) powstawał cały prąd nawiązujący do twórczości ludowej, zwłaszcza zakopiańskiej (W. Skoczyłaś).

Dużą rolę w upowszechnieniu osiągnięć artystycznych grały tworzone od połowy XIX w. Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych (Kraków 1854, Warszawa 1860, Lwów 1867), organizujące wystawy, wernisaże itd. Nie-

24 — M. Bogucka, Dzieje kultury 369

zwykle ważnym wydarzeniem było powstanie w 1879 r. w krakowskich Su­kiennicach Muzeum Narodowego ze stałą galerią polskiej sztuki współczes­nej. Tak kształtowały się nowoczesne formy obcowania społeczeństwa ze sztuką, rodził się nowy związek między twórcami a odbiorcami kultury.

Żyło się owym twórcom zresztą nie zawsze najlepiej. Tylko najwybitniej­si malarze czy rzeźbiarze nie cierpieli niedostatku, co nie znaczy, że nie mie­li kłopotów finansowych. Świetny warszawski rysownik Franciszek Kostrzew-ski, co prawda obarczony liczną rodziną, tonął stale w długach. Antoni Sygie-tyński żalił się w 1884 r., że szkice olejne Maksymiliana Gierymskiego sprze­daje się zaledwie “po pięć, po trzy, po dwa ruble, i to z trudnością"31. Indywidualny mecenat był niewystarczający i zbyt dorywczy, aby zlikwidować nędzę szerzącą się w kołach artystycznej cyganerii, brak państwa jako pro­tektora sztuki dawał się odczuć bardzo silnie.

Ważną rolę polityczną spełniał w tych latach teatr, który miał akurat do

194. J. Malczewski, Uskrzydlona, 1908 r.

370

195. J. Malczewski. Autoportret, ok. 1905 r.

dyspozycji pióra dwojga wybitnych twórców, zresztą odmiennego genre'u. Michał Bałucki (1837—1901) zdobył trwającą do dziś popularność dzięki licznym komediom obyczajowym (Radcy pana radcy, 1869, Polowanie na męża, 1869, Grube ryby, 1881, Dom otwarty, 1883, Klub kawalerów, 1890), dobrotliwie wyśmiewającym wady i snobizmy swych współcze­snych. Ten autor pogodnych sztuk był zresztą pełnym kompleksów melan-cholikiem, który skończył samobójczą śmiercią, załamany krytyką jego twór­czości przez młodych awangardystów. Bardziej drapieżne i bezwzględne pióro, a także twardość charakteru cechowały Gabrielę Zapolską (1857-1921), aktorkę, powieściopisarkę, przede wszystkim jednak dramatopisarkę.

371

Całe jej życie i twórczość otaczała atmosfera sensacji i plotek, z których niewiele sobie robiła. Już jej pierwsze drastycznie naturalistyczne nowele i powieści (Kaśka Kariatyda, 1885/6, Przedpiekle, 1889) pruderyjna kryty­ka literacka uznała za skandal. Pogłębiły niechętne autorce opinie dalsze ko­medie satyryczne jej pióra, w sposób bezkompromisowy piętnujące drobno-mieszczańską obłudę i moralną zgniliznę (Żabusia, 1897, Ich czworo, 1907, Panna Maliczewska, 1910, Moralność pani Dulskiej, 1906). Osadzone mo­cno w epoce, okazały się przecież trwalsze niż czas, w którym powstały. Są grane do dziś z niezmiennym powodzeniem; zawdzięczają je nie tylko świetnie podpatrzonym charakterom bohaterów i zręcznym zarysowaniem sytuacji, ale także różnorodnym przebłyskom aktualności, jakie w nich wciąż na nowo odkrywamy.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX w. wysoki poziom osiągnął zwłaszcza teatr krakowski pod dyrekcją Stanisława Koźmiana. Wy­stępowali na jego deskach tacy wybitni aktorzy jak Helena Modrzejewska, sławna wkrótce na obu półkulach, Wincenty Rapacki, Bolesław Leszczyński. Wystawiano Szekspira, Fredrę, Słowackiego, Mickiewicza, popularnością cie­szyli się Bałucki i Zapolska. Na przełomie XIX i XX w. nastąpił dalszy świe­tny rozwój krakowskiej sceny za dyrektury Tadeusza Pawlikowskiego, Józefa Kotarbińskiego, Ludwika Solskiego. Z wybitnych aktorów tego okresu wy­mienić trzeba Kazimierza Kamińskiego, Ludwika i Irenę Solskich. Repertuar był bardzo bogaty i zróżnicowany — obok modernistycznych sztuk Maeter-lincka i Przybyszewskiego wystawiano patriotyczne sztuki Norwida i Wy­spiańskiego. Powstały w 1905 r. kabaret literacki Zielony Balonik, z którym

372

od początku związał się Tadeusz Boy-Żeleński, wywierał również niemały, choć innego rodzaju, wpływ na atmosferę Krakowa.

W Królestwie natomiast działalność teatru była ograniczona przez wła­dze zaborcze, zakazany był np. Wyspiański, Słowackiego przemycano z tru­dem i najczęściej anonimowo, Mickiewicz bardzo późno wszedł na tutejszą scenę. Po raz pierwszy w 1906 r. wystawiono Dziady w Nałęczowie, do­piero w trzy lata potem w Warszawie. Grywano za to liczne komedie francu­skie, a także Fredrę, Ibsena, Przybyszewskiego. Liczba teatrów w Warszawie rosła; obok Wielkiego (opery i baletu) powstała scena Rozmaitości, Letni, Mały, Nowy, Ludowy. Zastęp znakomitych aktorów (Alojzy Żółkowski, Jan Królikowski, Mieczysław Frenkiel) ściągał do teatrów warszawskich publicz­ność także spoza stolicy. Dopiero jednak powstanie w 1913 r. Teatru Pol­skiego pod dyrekcją Arnolda Szyfmana spowodowało wybicie się Warszawy pod względem życia teatralnego na czoło wszystkich trzech zaborów.

Odbiór przedstawień teatralnych był niezwykle żywy i gorący. Kasy bile­towe przed występami znanych i lubianych aktorów przeżywały prawdziwe oblężenia. W skład publiczności wchodziła nie tylko inteligencja. Drogie loże zajmowała arystokracja i burżuazja z rodzinami, na galerii tłoczyło się obok młodzieży akademickiej drobnomieszczaństwo, czeladź rzemieślnicza, panny sklepowe itd. Wybitnych aktorów nagradzano burzliwymi owacjami, fetowano, obsypywano kwiatami i podarunkami, podejmowano wspaniale w restauracjach i w najbardziej ekskluzywnych salonach. Zdarzało się, że rozgorączkowani entuzjaści Melpomeny wyprzęgali konie z powozów wiozących

373

ulubione aktorki i ciągnęli te powozy sami. Zwłaszcza występy sławnej Heleny Modrzejewskiej wywoływały nieodmiennie burze entuzjazmu; zdobycie biletów na jej spektakle było szczególnie trudne. “Zdarza się - czytamy we wspomnieniach z tych lat - że jakiś pan ... ofiaruje sto rubli za lożę ... jakiś drugi pan nie mogąc dostać loży, a zaledwie bilet na galerię, pyta się, czy mu wolno zbudować w tym miejscu lożę" 32. Koszty nie grały roli. Było w tym oczywiście sporo snobizmu i chęci pokazania się, ale także dużo szczerego zainteresowania wielką sztuką. Do teatru ciągnął zresztą, prócz miłości sztuki także patriotyzm. Spektakle bardzo często przeradzały się w manifestacje uczuć narodowych, budziły tęsknoty za niepodległością, utwierdzały w przekonaniu, iż “jeszcze Polska nie umarła". Przeżywanie ta­ kich uczuć grupowo, na widowni, gdzie spotykali się reprezentanci różnych klas i grup społecznych, miało duże znaczenie psychologiczne, wzmacniając spójnię narodową.

Obok spektakli teatralnych na najwyższym poziomie artystycznym i inte­lektualnym nie brakło oczywiście, zwłaszcza na małych scenkach, w ogródkach­

374

kawiarnianych i w teatrzykach, występów mniej ambitnych, czasem stojących na pograniczu tandetnej szmiry. Prócz aktorów drugiej czy trze­ciej klasy popisywali się tu także różni magicy, szarlatani, sztukmistrze, śpie­wacy i śpiewaczki małego kalibru, prezentujący teksty sentymentalne lub sensacyjne, mniej lub bardziej liche, ale wywołujące dreszczyk emocji w wi-

375

uzacn. i e ieairzyKi cieszyły się znacznym powodzeniem wśród mniej wyro­bionej (i mniej snobistycznej) publiczności. Obok tandetnych szlagierów francuskich i krajowych wystawiano tu zresztą także popularne operetki i wodewile, a nawet sztuki ludowe z tańcami i przyśpiewkami (m. in. pióra W. L. Anczyca, J. Korzeniowskiego i in.), które popularyzowały melodie i piosenki. I tak np. do dziś śpiewany bardzo często Czerwony pas pochodzi właśnie ze sztuki Józefa Korzeniowskiego pt. Karpaccy górale. W rezultacie więc teatrzyki dzięki obsługiwaniu bardzo szerokiej publiczności spełniały pozytywną rolę, budząc w kręgach uboższej inteligencji, drobnomieszczań-stwa i robotników nawyk obcowania z Melpomeną, ucząc melodii i tekstów łatwych, ale nie zawsze pozbawionych wartości.

Jeszcze większą rolę w zakresie rozwijania wrażliwości artystycznej sze­rokich kręgów społeczeństwa odegrał dość żywy na przełomie XIX i XX w. ruch teatrów amatorskich. Wiele takich teatrów i zespołów istniało np. na Śląsku, dając odpór germanizacji, chroniąc język polski i poczucie narodo­we. We Lwowie socjalista Karol Adwentowicz zorganizował w początkach

200. Kataryniarz

uliczny.

Rys. H. Pillati,

1867 r.

376

XX w. amatorską Scenę Robotniczą, na której wystawiano m. in. Tkaczy Hauptmanna, Podpory społeczeństwa Ibsena i inne sztuki o problematyce społecznej. Liczne teatralne zespoły robotnicze powstały po 1905 r. Był to więc ruch nie tylko narodowy, ale i klasowy, wiążący się z rozprzestrzenia­niem idei socjalizmu na polskich ziemiach.

Zastanawia rozkwit muzyki polskiej na przełomie XIX i XX w. Nigdy chy­ba krąg wybitnych kompozytorów nie był tak liczny — należeli doń Henryk Wieniawski, Zygmunt Noskowski, Mieczysław Karłowicz, Ludomir Różycki, Karol Szymanowski. Wirtuozeria Ignacego Paderewskiego rozsławiła imię Polski na obu kontynentach. Wzrost społecznego zainteresowania muzyką wyraził się m. in. w powstaniu w 1901 r. Filharmonii w Warszawie. Służyła ona oczywiście głównie elitarnym kręgom społeczeństwa. Jednocześnie jed­nak w całym kraju rodziły się i działały różne towarzystwa muzyczne i śpie­wacze, zwykle ludowego charakteru (robotnicze, rzemieślnicze, górnicze itd.), spełniające najczęściej także dodatkową rolę krzewiciela polskości. Muzyka i pieśń odgrywały ogromną rolę w ówczesnej kulturze ludowej — zarówno wiejskiej, jak i miejskiej (ta ostatnia czerpała zresztą obficie z folkloru wiejskiego). Nierzadko poezja romantyczna i rewolucyjna kolpor­towana była jako pieśń, trafiając w ten sposób do szerokich mas.

W miastach pieśni uczyła ulica. Z akt policyjnych, pamiętników itp. źró­deł wynika, że lud znał i przy różnych okazjach (manifestacje uliczne w okresach powstań, a potem rewolucji 1905—1907) śpiewał Jeszcze Polska nie zginęła i inne pieśni patriotyczne33. Swoistą demokratyczną “salę kon­certową" stanowiły również podwórza Warszawy, Krakowa i innych miast i miasteczek, gdzie występowali z bogatym repertuarem pieśni patriotycz­nych, rewolucyjnych, a także ludowych ballad, arii z oper, operetek oraz wodewilowych kupletów, często przetworzonych lub zniekształconych, li­czni żebracy, kataryniarze, harfiarki. Tych muzyków i śpiewaków podwórzo­wych były setki, w samej Warszawie zanotowano ich w 1889 r. aż 78234. Teren upowszechniania muzyki stanowiły także szynki, knajpy i wspomina­ne już wyżej ogródki. Niemałą rolę spełniały powstające od końca XIX w. liczne robotnicze i rzemieślnicze towarzystwa śpiewacze, chóry kościelne i świeckie (bardzo znana była zwłaszcza warszawsko-łódzka Lira oraz skupia­jąca inteligencję i drobnomieszczan Lutnia) oraz orkiestry zakładane przy fabrykach i kopalniach. Ponadlokalną rolę odegrała orkiestra "włościańska Ka­rola Namysłowskiego, która przez wiele lat koncertowała po ogrodach i par­kach miast Królestwa, upowszechniając w środowiskach miejskich melodie ludowe. Piosenka miejska korzystała zresztą od początku w bardzo szerokim zakresie ze skarbnicy folkloru wiejskiego, pojawiały się w niej też wątki sta­ropolskie, szlacheckie (Idzie żołnierz borem, lasem; Siedzi zając pod mie­dza) i sowizdrzalskie. Przewijała się w niej tematyka sensacyjna (czasem oparta na autentycznych wydarzeniach, jak np. ballada o panu Wiśniew­skim), miłosna (Janek i Helena), więzienna (m. in. piosenki o warszawskiej Cytadeli), o doli żołnierskiej itp. Popularyzowały ją tanie wydania zbiorków tekstów i melodii. I tak wydany na przełomie stuleci przez firmę Feitzinge-

377

rów Polski śpiewnik (czyli zbiór 486 nowych arii i dumek narodowych, krakowiaków, kujawiaków, pieśni weselnych, miłosnych, patriotycznych i historycznych) kosztował zaledwie 45 kopiejek. Nakłady tych książeczek były bardzo wysokie, zdarzało się, że przekraczały 100 tyś. egzemplarzy.

L. Karwacki stwierdza, że w środowisku robotniczym śpiewano utwory Mickiewicza, Asnyka, Konopnickiej. Popularnością cieszyła się charaktery­styczna przeróbka Mazurka Dąbrowskiego5. W czasie rewolucji 1905 r. strawestowano starą szlachecką pieśń myśliwską z XVII w.:

Pojedziemy na łów, na łów, Towarzyszu mój!

Po cichutku w noc wpadniemy I rewizję urządzimy, Towarzyszu mój!36

Inny przykład trawestacji to przeróbka pieśni żołnierskiej z XVIII w., śpiewa­nej przez konfederatów barskich, a potem także często w okresie powstania styczniowego, Kto chce rozkoszy użyć, niech do wojska idzie służyć, w na­stępujący sposób:

A kto chce rozkoszy użyć, W rewolucji idzie służyć, W rewolucji jak to ładnie, Kiedy patrol na cię spadnie37.

Nie minęło wiele lat, gdy ten sam tekst odrodził się w piosence ułańskiej, legionowej. Towarzysząc walczącym o sprawiedliwość społeczną i o niepo­dległość, melodia i piosenka wiązała mocną klamrą oddalone od siebie w czasie i jakże różne generacje. Na tym zresztą właśnie polega między in­nymi funkcja kultury narodowej.

378

Czas Siłaczek i Judymów

W szczególnie trudnej sytuacji znajdowała się w drugiej połowie XIX w. Polska nauka, nadal pozbawiona potężnego mecenasa, jakim w innych kra­jach było państwo1. Również od strony instytucjonalnej stale brakowało jej oparcia — zwłaszcza w Królestwie, gdzie wciąż rwała się ciągłość egzysten­cji szkolnictwa wyższego. Z trzech zaborów w najlepszej i pod tym wzglę­dem sytuacji znajdowała się Galicja, gdzie działały dwa uniwersytety, w Kra­kowie (z językiem polskim jako wykładowym od 1870 r.) i Lwowie — jedy­ne polskie uniwersytety w latach 1869—1915, w dodatku o wysokim, euro­pejskim poziomie, gromadzące młodzież ze wszystkich zaborów. Ważne wy­darzenie stanowiło powołanie do życia w Krakowie w 1872 r. Akademii Umiejętności (przymiotnik Polska otrzymać miała dopiero po odzyskaniu niepodległości)2. Jej członkami zostawali uczeni z całego kraju, nie tylko z Galicji, co podkreślało jedność nauki polskiej; działalność Akademii wykra­czała nawet poza kraj (założenie stacji naukowej w Paryżu, pomoc w wyjaz­dach badawczych). Rozwijało się również w Galicji wyższe szkolnictwo tech­niczne: wyższa uczelnia rolnicza w Dublanach pod Lwowem przekształciła się w 1901 r. w Akademię Rolniczą, w samym Lwowie z dawnej Akademii Technicznej powstała w 1877 r. Szkoła Politechniczna, która rozwijała się tak dobrze, iż w początkach XX "w. uzyskała prawo nadawania doktoratów. Ogromne znaczenie dla rozwoju polskiej kultury miało także założenie w Krakowie Szkoły Sztuk Pięknych, która w 1900 r. przyjęła nazwę Akade­mii Sztuk Pięknych.

Gorzej, jak już mówiono, wyglądała sytuacja w Królestwie. W Warszawie po zlikwidowaniu w 1869 r. Szkoły Głównej powstał Cesarski Uniwersytet Warszawski z rosyjskim jako językiem wykładowym i gronem profesorskim złożonym głównie z Rosjan. “Funkcjonował on ... jako jedno podrzędne wśród wielu innych narzędzie pomocnicze ogólnopaństwowej akcji unifika­cyjnej oraz jako zwyczajna machina biurokratyczno-egzaminacyjna" — tak swego czasu określił rolę tej uczelni Szymon Askenazy3. Ze względu na rusyfikatorskie tendencje, jak i na niski poziom była ona bojkotowana

379

201. Stacja kolejowa w Ciechocinku, Rys. H. Pillati, 1866 r.

przez młodzież, która wybierała się coraz częściej po wiedzę do Galicji lub poza granice kraju. Inne szkoły wyższe również nosiły rusyfikatorski charak­ter. Na miejscu dawniejszej polski uczelni rolniczej w Puławach wyrósł rosyjski Instytut Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa (od 1893 r. prawa akademickie). W 1898 r. powstał, również rosyjski, Instytut Politechniczny;

trzy lata wcześniej zorganizowana została prywatna Szkoła Mechaniczno-Techniczna Wawelberga i Rotwanda; prawa rządowe otrzymała po 8 latach, przełamując w ten sposób po raz pierwszy od lat monopol szkolnictwa pań­stwowego. Jednocześnie swoistą formą zastępczą polskiego mecenatu na­ukowego stało się utworzenie w 1881 r. społecznej instytucji tzw. Kasy Mia-nowskiego (były rektor Szkoły Głównej), która wspomagała finansowo nau­kowców i różne prowadzone przez nich badania, rozwijała działalność wy­dawniczą itd.

Dopiero jednak początek XX w. przynieść miał pewne szersze zmiany na lepsze. W 1904 r. powstała w Warszawie Szkoła Sztuk Pięknych, w roku na­stępnym zorganizowano namiastkę polskiego uniwersytetu w postaci tzw. Towarzystwa Kursów Naukowych. W 1906 r. powstały prywatne Kursy Han­dlowe im. Zielińskiego, które w latach pierwszej wojny światowej rozwinęły się w Wyższą Szkołę Handlową. W 1911 r. zorganizowano Kursy Przemy -słowo-Rolnicze przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, które w czasie wojny

380

przekształcone zostały w Wyższą Szkołę Rolniczą. W 1915 r. otwarto także (już pod okupacją niemiecką) uniwersytet i politechnikę z polskim językiem wykładowym.

Duże znaczenie dla rozwoju nauki w Królestwie miał fakt, że od 1903 r. członkowie Akademii Umiejętności spotykali się na zebraniach naukowych także w Warszawie; w 1907 r. powołano prócz tego ponownie do życia War­szawskie Towarzystwo Naukowe. Istniało więc forum do dyskusji nauko­wych, wymiany zdań i informacji.

Zupełny brak szkolnictwa wyższego — mimo wielokrotnie ponawianych starań o założenie uniwersytetu w Poznaniu — cechował zabór pruski. Był to rezultat świadomej polityki dyskryminacyjnej zaborcy. Jedynie w Żabiko-wie pod Poznaniem działała w latach siedemdziesiątych Wyższa Szkoła Rol­nicza, która w ciągu kilku lat istnienia zdołała wykształcić wielu dobrych specjalistów. Dopiero w 1913 r. udało się w Poznaniu powołać do życia To­warzystwo Wykładów Naukowych. Tej pustki nie mogła wypełnić, jak­kolwiek cenna i żywa, działalność Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu (od 1857 r.) i Towarzystwa Naukowego w Toruniu (od 1875 r.).

Nauka Polska rozwijała się więc w niezwykle trudnych warunkach, zale­żąc jedynie od indywidualnych wysiłków i ofiarności samych badaczy. Wszy­stkie ówczesne osiągncia posiadają w związku z tym szczególny walor, jako że dokonane zostały wbrew sytuacji narzuconej przez zabory. Nie mo­żna też się dziwić, że uczeni często wybierali emigrację, widząc, że w kraju nie będą w stanie rozwijać interesujących ich badań. W rezultacie działal­ność polskich badaczy wzbogacała potencjał naukowy innych krajów, nawet jeśli zachowywali nadal związki z ojczyzną. Długa lista emigrantów naukowców zawiera m. in. takie znakomite nazwiska, jak: odkrywczym radu Marii Curie-Skłodowskiej, sławnego inżyniera konstruktora Gabriela Narutowicza, wy­bitnego medyka Józefa Babińskiego, pedagoga i psychologa Józefa Joteyki, biochemika Marcelego Nenckiego, filozofa i prawnika Leona Petrażyckiego, językoznawcy Jana Baudouin de Courtenay, slawisty i historyka Aleksandra Brucknera, budowniczego kolei peruwiańskiej inżyniera Ernesta Malinow-skiego. Liczni Polacy znacznie przyczynili się do rozwoju cywilizacyjnego świa­ta, a ślady ich różnorodnej działalności rozsiane są od Syberii po Brazylię.

Niemniej i w kraju podejmowano i realizowano inicjatywy naukowe. Zwłaszcza schyłek XIX i początki XX w. przyniosły w tym zakresie fakty go­dne uwagi. I tak jeden z fundatorów polskiego czasopiśmiennictwa nauko­wego, Samuel Dickstein, zorganizował w 1905 r. w Warszawie Koło Mate-matyczno-Fizyczne, które odegrało pewną rolę w rozwoju nauk ścisłych. W Paryżu, na emigracji, działało Polskie Towarzystwo Nauk Ścisłych; jeden z jego współpracowników, Władysław Gosiewski, wyróżnił się w pracach nad rachunkiem prawdopodobieństwa. Polską szkołę matematyczną zapo­czątkował jednak z rozmachem dopiero Wacław Sierpiński, prowadzący od 1909 r. wykłady we Lwowie na temat teorii mnogości.

W zakresie fizyki i chemii Maria Curie-Skłodowska pomogła w zorganizo­waniu Pracowni Radiologicznej Warszawskiego Towarzystwa Naukowego;

381

dzięki temu "w dużej mierze Kazimierz Fajans mógł dokonać pewnych od­kryć z dziedziny rozpadu promieniotwórczego. W Galicji Marian Smolu-chowski pracował z powodzeniem nad teorią kinetyczną Browna i interpre­tacją kinetyczną drugiej zasady termodynamiki. Duże osiągnięcia miały miej­sce w latach osiemdziesiątych w Krakowie: dwaj badacze, Zygmunt Wró-blewski i Karol Olszewski, skroplili tlen i azot; jakiś czas potem Olszewski doprowadził do skroplenia argonu. Chemię organiczną w tym samym czasie postawił na wysokim poziomie we Lwowie Bronisław Radziszewski. Juliusz Briihl prowadził pionierskie badania w zakresie spektrochemii. Prace Leona Marchlewskiego i Marcelego Nenckiego doprowadziły do wykrycia waż­nego podobieństwa między chlorofilem a hemoglobiną, otwierając w ten sposób nowe drogi do dalszych badań w zakresie biochemii.

Liczne było grono wybitnych biologów, do których należeli m. in. B. Strasburger, Z. Wójcicki, E. Godlewski, H. Noyer, W. Mayzel. Z nauk me­dycznych doskonaliła się zwłaszcza bakteriologia; chirurgia ogólna i klinicy-styka czyniły znaczne postępy. Nowe perspektywy w zakresie lecznictwa stwarzało odkrycie adrenaliny (N. N. Cybulski) i dziedziczenia grup krwi (współodkrywcą był wybitny serolog L. Hirszfeid). Rozwijały się geografia i kartografia. Wacław Nałkowski zyskał rozgłos jako autor pierwszej synte­tycznej geografii ziem polskich. Jego kolega, Eugeniusz Romer, zapisał się jako twórca nowych metod kartograficznych. Geolog Rudolf Zuber prowa­dził owocne badania nad galicyjskimi złożami ropy naftowej. Pionierską mapę gleboznawczą Królestwa Polskiego opublikował w 1907 r. Sławomir Miklaszewski.

Lista osiągnięć nauk ścisłych jest więc mimo wszystko spora. Sytuacja humanistyki, nie wymagającej kosztownych urządzeń czy laboratoriów, była łatwiejsza. Stąd i rezultaty badań bardziej wszechstronne, często nie ustępu­jące europejskiemu poziomowi. Myśl pozytywistyczną uprawiał Julian Ochorowicz, popularyzował filozofię jako teorię poznania naukowego Adam Mahrburg (Warszawa), Władysław Heinrich zapoczątkował w Krakowie pol­ską psychologię eksperymentalną. Na Uniwersytecie Jagiellońskim zwłaszcza intensywnie rozwijała się filozofia katolicka z nurtami neotomizmu (Stefan Pawlicki) i mesjanizmu (Wincenty Lutosławski). Duży wpływ na dalsze po­kolenia badaczy wywarł filozof, psycholog i pedagog Kazimierz Twardowski, nawiązujący do austriackiej szkoły Brentana, założyciel szkoły Iwowsko-war-szawskiej.

Odbiciem rozwoju ruchu robotniczego było pojawienie się socjologii marksistowskiej i materializmu dialektycznego (Ludwik Krzywicki, Kazi­mierz Kelles-Kraus). Znaczne osiągnięcia miało językoznawstwo. Badania nad gwarami polskimi prowadził Jan Karłowicz w Warszawie; w Krakowie dialekty Pomorza i Śląska studiował Kazimierz Nitsch. Twórcą polskiej szko­ły filologicznej był w Krakowie Kazimierz Morawski, badacz literatury rzym­skiej i polskiego humanizmu. Wybitnym papirologiem okazał się Stanisław Witkowski, literaturze greckiej i łacińskiej poświęcił się Tadeusz Zieliński. Historia literatury polskiej rozwinęła się dzięki wybitnej trójce: Aleksandro-

382

wi Brucknerowi (od 1881 r. wykładał na uniwersytecie w Berlinie), Piotro­wi Chmielewskiemu i Stanisławowi Tarnowskiemu. W 1870 r. ówczesny dy­rektor Biblioteki Jagiellońskiej, Karol Estreicher, podjął cenną inicjatywę wydawania Bibliografii polskiej, do dziś niezastąpionej pomocy naukowej licznych badaczy.

Ogromną rolę już tradycyjnie grała w życiu polskiego społeczeństwa hi­storia. W drugiej połowie XIX w. została ona zdominowana przez wielki spór na temat przyczyn upadku niepodległego państwa polskiego. Tzw. szkoła krakowska — Walerian Kalinka, Józef Szujski, Michał Bobrzyński, au­tor niezwykle popularnych Dziejów Polski w zarysie (pierwsze wyd. 1887) — rozwijała daleko idący krytycyzm wobec przeszłości, winiąc za rozbiory samych Polaków. Przeciwko tym jednostronnym poglądom wystąpili bada­cze szkoły warszawskiej, zwłaszcza Tadeusz Korzon i Władysław Smoleński. Nie zadowalając się analizą dziejów politycznych, zajęli się oni studiami nad rozwojem gospodarczym i kulturą, co doprowadziło do uwypuklenia świet­nych osiągnięć polskiego oświecenia i bardziej optymistycznego spojrzenia na polski wiek XVIII. Rozwijała się też mediewistyka (Tadeusz Wojciechow-ski, Stanisław Smółka, Karol Potkański). Szerokie badania nad historią ustroju prowadził Oswald Balzer. W początkach XX w. zaczęto coraz częściej nawią­zywać do okresów świetności i potęgi państwa polskiego (Wacław Sobieski i Adam Szelągowski), pojawiały się liczne akcenty niepodległościowe w pu­blikacjach (m. in. Szymona Askenazego). Jednocześnie Franciszek Bujak i Jan Rutkowski kładli podwaliny pod historię gospodarczą; szeroko zakrojone nowatorskie badania w tym zakresie miały pogłębić i w wielu wypadkach skorygować dotychczasowe spojrzenie na przeszłość kraju.

Ocena przedstawionych wyżej w skrócie osiągnięć nauki polskiej musi mimo wszystko wypaść pozytywnie. Oczywiście było to bardzo niewiele w porównaniu do dokonującego się w tym czasie w Europie wielkiego sko­ku naukowego. Trzeba jednak wziąć pod uwagę niezwykle trudne warunki, w jakich pracowali polscy uczeni — pozbawieni nowoczesnych warsztatów, koniecznych środków materialnych, swobodnych regularnych kontaktów z ośrodkami pokrewnymi za granicą. To, że mimo ogromnych trudności po­trafili osiągać różnorakie interesujące rezultaty w rozmaitych dziedzinach, świadczy z jednej strony o ich osobistej ofiarności i uporze równym talento­wi, z drugiej — o zdolności polskiego społeczeństwa jako całości do uczest­niczenia w ogólnoeuropejskim życiu intelektualnym pomimo braku włas­nego państwa. To są pozytywy. Niemniej trzeba pamiętać, że dystans dzie­lący naukę polską od szybko się rozwijającej, rozporządzającej wszelkimi możliwościami nauki europejskiej musiał w ciągu tych lat ulegać stałemu powiększeniu. W wyścigu naukowym musieliśmy przegrywać, choć była to niewątpliwie przegrana z honorem.

Przetrwanie narodu w warunkach niewoli zależało w dużej mierze od umasowienia oświaty i uczynienia z niej narzędzia krzewienia polskości. Działalność władz szła — jak wiadomo — w kierunku przeciwnym: nie tylko starały się one hamować na ziemiach polskich rozwój szkół wszystkich

383

202.Łódź,

Elektryczne

Zakłady

Karola

Scheiblera,

1910 r.

Arch. A. Frisch

szczebli, ale także wyzyskiwały je do germanizacji i rusyfikacji młodzieży. W tej sytuacji niezwykle ważna okazała się czynna postawa społeczeństwa, wyrażająca się w akcjach tajnego nauczania, podejmowanych w całym kraju. Z inicjatyw w tym zakresie wspomnieć zwłaszcza należy działalność studen­ta prawa Konrada Prószyńskiego, który pod pseudonimem Kazimierza Pro­myka wydal w 1875 r. Elementarz ścienny (w 5 tyś. egzemplarzy!), prze­znaczony głównie dla wsi. Do 1900 r. ukazały się aż 32 wydania tej książecz­ki, dzięki której tysiące mieszkańców wsi nauczyło się czytać. Mimo to jed­nak jeszcze w 1897 r. niemal 70% ludności Królestwa stanowili analfabeci, w Galicji ponad 50%. W początkach XX w. sami chłopi organizowali dla swych dzieci nauczanie, rozumiejąc coraz lepiej potrzebę oświaty. W 1904 r. władze carskie wykryły kilkaset tajnych szkółek na wsi4. Niemniej analfabe­tyzm skutecznie został zlikwidowany do pierwszej wojny światowej jedynie w zaborze pruskim i na Śląsku Cieszyńskim.

Jeszcze większy rozmach cechował tajne nauczanie młodzieży miast na poziomie średnim (historia ojczysta, historia literatury polskiej, język polski itd.). W licznych szkołach państwowych powstawały kółka samokształcenio­we, uzupełniające oficjalny program. Istniał też system tajnego nauczania typu uniwersyteckiego. Na warszawskim tzw. Latającym Uniwersytecie wy-

584

kładali historycy W. Smoleński i T. Korzon, historycy literatury P. Chmie-Iowski i I. Chrzanowski, socjolog L. Krzywicki, geograf W. Nałkowski. Liczba słuchaczy dochodziła do tysiąca. Ten właśnie Uniwersytet Latający prze­kształcił się w 1905 r. w Towarzystwo Kursów Naukowych, będące legalną namiastką polskiej szkoły wyższej.

Narastanie sytuacji rewolucyjnej w Królestwie wyraziło się m. in. straj­kiem szkolnym w 1905 r. Strajkujący żądali wprowadzenia polskiej szkoły, demokratyzacji systemu nauczania, likwidacji policyjnego nadzoru nad szkol­nictwem, zniesienia ograniczeń wyznaniowych i narodowościowych, dy­skryminacji kobiet w dostępie do wiedzy. Jednocześnie chłopi w większości wsi Królestwa zaczęli domagać się wprowadzenia do szkół języka polskiego. Zdecydowana postawa społeczeństwa zmusiła władze do pewnych ustępstw: wprowadzono mianowicie nauczanie w języku polskim w szko­łach podstawowych i prywatnych średnich, zachowując jednak rosyjski jako wykładowy w gimnazjach państwowych i na Uniwersytecie Warszawskim.

Po 1905 r. nastąpił żywiołowy rozwój szkolnictwa polskiego (w dużej mierze tajnego) na terenie Królestwa. W 1906 r. powstała Polska Macierz Szkolna, która w ciągu jednego roku utworzyła około 700 szkół i 300 ochro­nek, nie licząc kursów i tajnych kompletów. Wprawdzie zaniepokojony za­borca rychło zlikwidował Macierz, ale aż do wybuchu pierwszej wojny świa­towej przetrwało w Królestwie około 800 prywatnych szkół podstawowych. Ogromnie szybkie postępy czyniła w tym czasie także oświata dla dorosłych. Duże zasługi miało ruchliwe Stowarzyszenie Kursów dla Analfabetów Doro-

203.Łódź,

Targowa 46,

brama

do fabryki

Grohmana,

1896 r.

Arch.

F. Chełmiński

25 — M. Bogucka, Dzieje kultury

385

204.Łódź, Przędzalnia firmy A. Dombe, ok.1914 r.

słych, kierowane przez Stefanię Sempołowską, Julię Unszlicht i Władysławę Weychert (zamknięte przez władze w 1908 r.). W latach 1905—1908 działał Uniwersytet dla Wszystkich, kierowany przez Ludwika Krzywickiego i Tade­usza Rechniewskiego (w roku szkolnym 1906/07 miał ponad 20 tyś. słucha­czy). Zasłużone w akcji popularyzatorskiej Towarzystwo Kultury Polskiej władze zamknęły dopiero w 1913 r., przetrwało natomiast równie czynne Towarzystwo Biblioteki Publicznej, ułatwiające dostęp do polskiej książki. Dla środowisk robotniczych duże znaczenie miała sieć bibliotek partyjnych, zakładanych przez PPS i SDKPilA

Równolegle toczyła się zażarta walka o polską oświatę w zaborze prus-

386

kim, prowadzona przez ogniwa zorganizowanego przy Lidze Narodowej “Zetu" i zbliżonego do niej Towarzystwa im. Tomasza Zana. W 1910 r. sku­piały one przeszło tysiąc uczniów. Pracę oświatową wśród młodzieży i doro­słych prowadziło także Towarzystwo Czytelni Ludowych. Tajne nauczanie języka polskiego i historii ojczystej odbywało się podczas lekcji katechizmu w kościołach. W początkach XX w. władze pruskie wyrugowały resztki języ­ka polskiego ze szkół, zarządzając, że nawet nauka religii w szkołach począt­kowych ma się odtąd odbywać po niemiecku. Doprowadziło to do szerokich akcji protestacyjnych rodziców i dzieci w latach 1901—1904, których naj­bardziej znanym przejawem, a następnie symbolem, stał się konflikt we Wrześni. Strajk szkolny w latach 1906—1907 objął w zaborze pruskim około 100 tyś. dzieci, zanim został przez władze brutalnie stłumiony.

Tak więc jedynie w Galicji nie było problemu walki o polską szkołę. Pod koniec XIX w. zastąpiono tu podręczniki drukowane w Wiedniu krajowymi, dostosowanymi do lokalnych warunków. Wydany w 1878 r. pierwszy ele­mentarz dla szkół ludowych uczył prócz liternictwa także schludności, po­słuszeństwa, uczciwości, podawał tekst modlitwy Ojcze nasz, którą miano rozpoczynać i kończyć naukę. Elementarz opublikowany w 1880 r. (układu Hipolita Seredyńskiego) zawierał już nawet elementy wychowania politycz­nego, wyjaśniał takie pojęcia, jak swoi, ojcowizna, ojczyzna, opowiadał le­gendę o Wandzie, co nie chciała Niemca, ale przy tym uczył pokory i słu-żalstwa wobec Habsburgów (czytanka pt. Zwierzchność)6. Szkoła stwarzała więc i w Galicji problemy, choć nie językowe, ale społeczne i narodowe. Postępowi działacze oświatowi w tym zaborze słusznie wskazywali, że w szko­łach dzieci uczy się serwilizmu wobec władz, upowszechnia postawy kon-formistyczne (m. in. zniekształcanie niektórych tekstów literackich, zbyt pa­triotycznych i nawiązujących do myśli niepodległościowej, jak choćby usu­wanie z Pana Tadeusza — fragment koncertu Jankiela — słów: .Jeszcze Polska nie zginęła"), co prowadzi do cynizmu lub obojętności i paczy charakter młodzieży. Walka z tego rodzaju zjawiskami była równie chyba trudna, jak z otwartym wynaradawianiem, jakie przeprowadzano w innych zaborach.

Duże znaczenie dla podnoszenia poziomu oświaty szerokich mas miał rozwój szkolnictwa zawodowego (szkoły i kursy techniczne, handlowo-przemysłowe, rzemieślnicze, rolnicze, górnicze, kolejarskie itd.), dokonują­cy się zwłaszcza na przełomie XIX i XX w. Nowe techniki wymagały dosko­nalenia kwalifikacji pracowników na wszystkich szczeblach, zarówno w mie­ście, jak na wsi. Szkolnictwo zawodowe ułatwiało także adaptację setek ludzi do nowych warunków życia i pracy, uczyło dumy i solidarności zawodowej, przyspieszało przemiany mentalne, nieuchronne przy postępach rewolucji przemysłowej i szybkiej urbanizacji kraju.

Ogromną rolę grało w tych procesach także umasowienie czytelnictwa w skali nie znanej poprzednim stuleciom. W dużej mierze było to zasługą rozwoju prasy7 — pierwszego z “mass mediów", jakie w naszym stuleciu stały się potężnym instrumentem nie tylko informacji, ale i formowania umysłów oraz postaw społecznych. W 1870 r. wychodziło na ziemiach pol-

25. 387

skich tylko 113 czasopism, w 1910 r. już 1100 (nie licząc gazet i druków nielegalnych). Obok gazet codziennych (od końca XIX w. wiele z nich po­siadało także wydania popołudniowe), przynoszących serwis informacji bie­żących z kraju i ze świata, wychodziły liczne czasopisma naukowe i facho­we, poświęcone technice, przemysłowi, rolnictwu, poradnictwu domowe­mu itd. (“Izys Polska", “Tygodnik Rolniczo-Technologiczny", “Piast" itd.). Wspominany już Konrad Prószyński wydał w 1881 r. pierwszy numer “Gaze­ty Świątecznej" (12 tyś. nakładu!), która przeznaczona była dla ludzi świeżo wyrwanych analfabetyzmowi. W końcu XIX w. powstała specjalna prasa lu­dowa, omawiająca szeroko problematykę wsi (galicyjski “Przyjaciel Ludu", wydawane od 1875 r. przez księdza Stanisława Stojałowskiego “Wieniec" i “Pszczółka", od 1879 r. “Gospodarz Wiejski"), oraz prasa robotnicza, zwią­zana z narodzinami fabrycznego proletariatu i postępami ruchu robotni­czego (“Rękodzielnik", “Czcionka", “Praca", po 1894 r. “Robotnik").

W Królestwie w latach 1886—1905 specjalną rolę odegrał skupiający wokół siebie różnorodnych publicystów — od narodowców do socjalistów — tygodnik literacko-społeczny “Głos". Pisywali w nim m. in. Roman Dmo-wski i Ludwik Krzywicki. Na łamach “Głosu" w latach 1903—1904 rozegrała się głośna kampania przeciw poglądom społecznym Henryka Sienkiewicza;

“Głos" atakował także “estetyzm" ideologa modernizmu — Zenona Prze-smyckiego. Coraz wyraźniej lewicujące pismo zostało pod koniec 1905 r. zamknięte przez władze carskie. Jego linię kontynuował powstały kilka mie­sięcy po likwidacji “Głosu" tygodnik “Przegląd Społeczny", a po zamknięciu i tego pisma w 1907 r. nowy tygodnik “Społeczeństwo" (1907—1910). Ogromną rolę w budzeniu i utrwalaniu świadomości narodowej miała prasa wychodząca na terenie Warmii, Mazur i Śląska (warmijski “Przyjaciel Ludu", “Dziennik Górnośląski", “Gazeta Grudziądzka" itd.). Znaczną poczytnością cieszyła się prasa katolicka, zwłaszcza wydawany w Królestwie Polskim od 1863 r. “Przegląd Katolicki", a na Pomorzu “Głos Wiary", “Gazeta Niedziel­na", “Słowo Kujawskie".

Działalność oświatowa i kulturalna były pilnie i niechętnie obserwowane przez władze zaborcze, zwłaszcza w Królestwie i w zaborze pruskim. Wiele czasopism i wydawnictw galicyjskich nie uzyskiwało debitu w Królestwie. Raporty żandarmerii pełne są wzmianek o działaczach kulturalnych, po­dejrzewanych o “nieprawomyślność". Starano się też utrudniać pracę na tym polu, zwłaszcza zaś hamowano zakładanie towarzystw społecznych, mogą­cych wyzwalać i organizować oddolne inicjatywy. Poufny okólnik namiest­nika Berga z 1872 r. wyraża zaniepokojenie z powodu otrzymywanych przez władze licznych podań o zezwolenie na zakładanie różnego rodzaju stowa­rzyszeń — dobroczynnych, przemysłowych, sportowych itd. — i przestrze­ga, że mogą one stanowić przykrywkę oraz ułatwienie akcji politycznych. Toteż liczne z tych podań otrzymywały negatywną odpowiedź. I tak np. nie wyrażono zgody na powstanie w Sieradzu Towarzystwa Wioślarskiego (1887) i nie zezwolono na wydawanie w Kaliszu drugiego, obok “Kaliszani-na", czasopisma (1878). Przewlekanie akceptacji statutów stanowiło także

588

sposób zniechęcania do działalności. I tak np. Kaliskie Towarzystwo Dobro­czynności czekało na taką akceptację 3 lata, Towarzystwo Muzyczne w Sie­radzu aż 11 lat. Często też zdarzała się ingerencja w tekst owych statutów, mająca na celu zmniejszenie aktywności organizacyjnej. Bardzo wymowne było również zakazywanie tworzenia ochotniczych straży pożarnych w mia­stach nie będących stolicą powiatu lub guberni. Wyrażała się w ten sposób obawa władz Królestwa przed wykształceniem się społecznych form działania o typie zbliżonym do militarnego, a więc specjalnie groźnym dla zaborcy.

Mimo tych utrudnień społeczeństwo organizowało się. Powstawały li­czne stowarzyszenia, nierzadko przy użyciu pochlebstw czy wręcz przekup­stwa uzyskując zgodę władz lokalnych na rozpoczęcie działalności. Szcze­gólnie licznie funkcjonowały towarzystwa dobroczynności (Lublin, Radom itd.), skupiające ludzi ze sfer zamożnych i prowadzące akcje filantropijne często połączone z organizowaniem życia towarzyskiego dla ofiarodawców (bale, festyny, loterie, zbiórki darów). Aktywizowały się także różne stowa­rzyszenia robotnicze, powstające na bazie zawodowej, zrzeszające robotni­ków i rzemieślników określonej branży, np. stolarzy, drukarzy itp. Działały one głównie w Galicji. Szczególnie ważne było zrzeszanie się młodzieży;

i tak jeszcze w 1856 r. powstało we Lwowie Stowarzyszenie Katolickiej Mło­dzieży Rękodzielniczej “Skala", w 1868 r. Stowarzyszenie Młodzieży Czelad­niczej “Gwiazda". Grupowały one młodych ludzi pracy, zajmując się ich do-

205. Regaty na Wiśle.

Rys. J. Konopacki, 1884 r.

389

kształcaniem, organizując rozrywki zbiorowe, teatry amatorskie, obchody patriotycznych rocznic. Ożywioną działalność prowadziło w latach osiem­dziesiątych lwowskie Ognisko (samopomoc, tworzenie zespołów amator­skich, organizacja chórów, prelekcji popularnonaukowych, występów dekla-matorskich itd.).

Jeśli dodamy do tego wspominany wyżej rozwój na wsi ruchu ludowego, a w miastach socjalistycznego, to okaże się, że ostatnie dwudziestolecie XIX w. stanowiły lata ogromnej aktywizacji społeczeństwa, zwłaszcza ludzi mło­dych, lata dojrzewania i rozprzestrzeniania się nowych idei, wśród których najwięcej miejsca zajmowały mniej lub bardziej radykalne hasła wyzwolenia społecznego i narodowego. Przodującą rolę w głoszeniu i popularyzowaniu tych haseł miała młodzież inteligencka, pokolenie Siłaczek i Judymów, o za­palnych sercach i głowach, często dość jeszcze mgliście wyobrażająca sobie przyszłość, ale pragnąca gorąco, aby była ona inna, lepsza od teraźniejszości. Atmosferę tych lat dobrze scharakteryzował Ludwik Krzywicki, pisząc o Uniwersytecie Warszawskim (a więc uczelni zrusyfikowanej!) u schyłku 1880 r.: “Był to ferment, który w różnych kierunkach zaczął oddziaływać na życie młodzieży uniwersyteckiej, podważając powoli ideologię pracy or­ganicznej. Właściwie nie było żadnego jednolitego planu działania ani jedno­litej ideologii ... A przede wszystkim była wielka moc kolegów dobrych do wypitki i do wybitki, którzy tworzyli rdzeń młodzieży radykalnej, hołdowali poglądom opozycyjnym dlatego, że te dawały ujście ich energii czynu, po­zwalały przy okazji wykłócić się, a nawet poawanturować się. I w umysłach wszystkie te różne nastroje wiązały się niekiedy w niedorzeczną jednię, lu­dowiec współżył z socjalistą, patriota kumał się z międzynarodowcem. W każdym razie różne nastroje kłębiły się i przelewały wśród młodzieży niby mgły poranne nad łąkami. Jedno było wszystkim tym nastrojom wspól­ne: wszystkie odbiegały od ścieżek pracy organicznej, wszystkie uznawały konieczność walki z caratem o prawa polityczne, wszystkie uważały lud za podstawę przyszłości, a pracę uświadamiającą nad nim za pierwszy obowią­zek obywatelski. Może w wysuwaniu radykalizmu dużo było pozy, tak jak w kapeluszach o dużych rondach lub w maciejówkach, ale poza była składni­kiem podrzędnym, w głębi gorzał wielki entuzjazm, pałała wielka żądza czy­nów, a pośród czynów poczesne miejsce zajmowała rozprawa z caratem"8.

Tak więc ucisk zaborczy zamiast zahamować wydatnie pogłębił i rozsze­rzył procesy rozwoju świadomości narodowej; najważniejsze zaś było, że ogarniały one już teraz całe społeczeństwo. Wedle szacunków T. Łepkowskiego około 1870 r. zapewne 1/3 Polaków “językowych", a także pewna liczba tych, co po polsku mówili słabo, myślała o sobie jako o członkach narodu polskiego9. Ostatnia ćwierć XIX i początek XX w. przyniosły dalszy, chciałoby się rzec obrazowo: geometryczny, postęp w tym zakresie. Było to z jednej strony rezultatem coraz ostrzejszych, a więc budzących wzmożony opór usiłowań i akcji rusyfikacyjnych i germanizacyjnych, z drugiej — wyni­kiem dojrzewania samego narodu i współuczestnictwa coraz nowych grup społecznych w wykształcającej się wspaniale kulturze narodowej. Badacz

390

epoki J. Żarnowski stwierdza: “Brzmi to na pewno paradoksalnie, a jednak jest prawda, bowiem właśnie w tym okresie [tj. w okresie zaborów —M.B. ] szerokie masy ludności, masy ludowe, powiązały się bliżej z ogólnonarodo­wą kulturą, która zresztą dzięki temu rozwinęła się wspaniale, a jednocześ­nie nabyły bądź ugruntowały swą świadomość narodową"10. Zwłaszcza waż­ne było uświadomienie sobie polskości przez wieś. “Mój tata mi opowiadali, że była Polska — wspomina chłop urodzony w 1900 r. — tylko jo rozebrali inne pajstwa i my tyz przyśli pod zabór austryjacki, jo se myślołem, co to jest ta Polska. Wtencas byłem małem chłopcem, to tata mię naucyli hymn narodowy, choć to było pod zaborem aastryckim.Jesce Polska nie zginęła, a jo se śpiwoł, jak pasem krowy na pastwisku i myślałem, co to jest ta Pol­ska"". Ten mały wiejski pastuszek śpiewający na łące Jeszcze Polska nie zgi­nęła, tak jak go tego nauczył ojciec, może być symbolem dokonujących się w tych latach procesów w świadomości mieszkańców wsi. Dojrzewanie na­rodowe chłopów przyspieszał rozwój ruchu ludowego, który od swego zara­nia wiązał się mocno ze sprawą niepodległości. Pierwsza korespondencja późniejszego przywódcy chłopskiego Wincentego Witosa, wówczas 22-let-niego młodego chłopca, do galicyjskiego “Przyjaciela Ludu" zakończona była tym oto patriotycznym wierszem:

Kiedy wzniesiona pochodnia oświaty, Nie zagasi jej żaden wróg zażarty, Bo my jej wszyscy od strony nawały Murem staniemy, polski naród cały.

391

Wtenczas się skończy obcych panowanie, “Ojczyznę, wolność Ty nam wrócisz, Panie"12.

Również lud miejski — robotnicy, rzemieślnicy, drobnomieszczanie — ugruntowuje w XIX w. swą świadomość narodową. “Patriotyzm — pisze E. Kaczyńska zajmująca się ruchami społecznymi w miastach Królestwa — był tą ideologią, która formowała świadomość plebsu i kierunkowała jego dążenia. Jeszcze w końcu XIX w. kult pierwszych działaczy socjalistycznych, straconych na stokach Cytadeli, miał wśród robotników Warszawy specy­ficzne podłoże. Byli oni bohaterami nie dlatego, że walczyli o wcielenie określonych idei, ale przede wszystkim dlatego, że byli Polakami, którzy zgi­nęli z rąk carskich siepaczy"13.

Patriotyzm karmił się pogłębiającą się i rozszerzającą z każdym rokiem świadomością historyczną społeczeństwa. Rolę grała tu nie tyle historiogra­fia, ile literatura piękna, zwłaszcza wspominana wyżej powieść historyczna, trafiająca do bardzo różnych kręgów, także do ludowego czytelnika. W spra­wozdaniu Bezpłatnej Biblioteki dla Niezamożnych Mieszkańców Miasta Ra­domia z 1892 r. czytamy: “Większość czytelników (a zwłaszcza rzemieślni­cy) lubuje się w dziełach historycznych. Każdy niemal z nowo zapisujących się czytelników zaczyna od stereotypowego żądania: Ogniem i mieczem, Potop, Pan Wołodyjowski lub Stara baśń. Bracia Zmartwychwstańcy itp."14 Ogromną popularnością cieszyli się w środowisku rzemieślniczym i robotni­czym: Sienkiewicz, Kraszewski, Jeż, Kaczkowski, Przyborowski, Maciejowski (Sewer). Ludowe teatry amatorskie wystawiały sztuki historyczne. Publiko­wano dziesiątki książeczek i broszurek z życiorysami sławnych Polaków i Polek — były one rozchwytywane i czytane przez dorosłych i przez mło­dzież. Podobną rolę — zbliżania ludziom wielkiej przeszłości Polski — speł­niały poczty królów polskich (album wydany w Łodzi w 1899 r.) i zasłużo­nych postaci historycznych (Trzysta portretów zasłużonych w narodzie Polaków i Polek, z dodaniem krótkich wspomnień ich życiorysów, War­szawa 1860). Bardzo poczytne były popularne historie Polski, zwłaszcza J. Chociszewskiego Dzieje narodu polskiego dla ludu polskiego i młodzie­ży, które w latach 1869—1907 wydano aż 9 razy (z tego 7 wydań miało łącz­ny nakład 60 tyś. egzemplarzy)15. W wielu domach, także robotniczych i chłopskich, wisiały obrazy przedstawiające Kościuszkę, Kilińskiego, księcia Józefa, mimo iż w 1867 r. policja rosyjska wydała zarządzenie zabraniające posiadania portretów i szkiców o tematyce związanej z historią Polski. We wszystkich kręgach społecznych krążyły przepowiednie i proroctwa doty­czące wskrzeszenia polskiego państwa. Literacką karierę zrobiła góralska le­genda o śpiących rycerzach, którzy się przebudzą w dzień odrodzenia Pol­ski. Popularyzujące się w początkach XX w. karty pocztowe stały się jeszcze jednym, nowym środkiem rozbudzania świadomości historycznej; umiesz­czano na nich reprodukcje dzieł Grottgera, Matejki, Kossaka lub innych, anonimowych twórców, przedstawiano popularne przygody Zagłoby i Wo-łodyjowskiego, przypominano sylwetki ułanów, szarżę pod Somosierrą itp. W mieście i na wsi słuchano opowiadań uczestników powstań, powtarzano

392

207. W. Gerson,

Góral

wędrujący

zimą,

1857 r.

opowieści o cierpieniach zesłańców i więźniów. Historia, ta dawna, wspania­ła, i ta bliższa, brzemienna bólem i ofiarą, przenikała jak nigdy dotąd całą codzienną egzystencję mieszkańców ziem polskich, mieszkańców należą­cych do wszystkich grup społecznych, nie tylko do klas uprzywilejowanych.

Ostateczne ukształtowanie nowoczesnego, obejmującego wszystkie klasy i warstwy narodu polskiego zbiegło się z odrodzeniem polskości ziem da­wno od Polski odpadłych i usilnie germanizowanych. Na Śląsku Górnym i Cieszyńskim wyrastali tacy działacze, jak Paweł Stelmach, Józef Lompa czy Karol Miarka. Na Mazurach krzewił polskość Wojciech Kętrzyński. Kaszuby były terenem ożywionej działalności Franciszka Ceynowy. Wszędzie patrioci występowali w obronie ojczystej mowy i polskiego obyczaju, zdając sobie sprawę, że walka z nimi ma na celu zepchnięcie Polaków do pozycji istot dwujęzycznych, które aby uczestniczyć w życiu politycznym, winny posłu­giwać się “lepszym" językiem władców i przejmować pokornie ich zwycza-

393

208. Projekt

pomnika

A. Mickiewicza.

Rys. J. Matejko,

1885 r.

je. Obrona polskiego języka, kultywowanie polskiego obyczaju świadczyły, że polskość, mimo braku własnego państwa, mimo prześladowań ze strony zaborców, posiada wciąż niezwykle mocną żywotność i ogromną siłę przy­ciągania.

Przyczynkiem do tego zagadnienia może być sprawa zasięgu powstań na­rodowych, analizowana obszernie przez T. Łepkowskiego16. Dochodzi on mianowicie do wniosku, że najaktywniej uczestniczyły w nich Mazowsze, Podlasie, Kujawy, północna Małopolska (dodajmy, że od stuleci tereny gę­stego osadnictwa drobnej i średniej szlachty), w mniejszym stopniu Wielko-

594

polska (gdzie dużo zwolenników miała “trzeźwa" praca organiczna), rzadziej angażowały się także Galicja i Pomorze Gdańskie. Ciekawe jednak, że teryto­ria powstańcze przekraczały wyraźnie obszar ziem etnicznie polskich — aktywnie występowały Litwa, Żmudź, a także tzw. kresy wschodnie. W po­wstaniach brali udział prócz Polaków także Litwini (na Żmudzi czy na Wi­leńszczyźnie większość oddziałów powstańczych stanowili niepolscy chło­pi), rzadziej Białorusini, najrzadziej Ukraińcy. Także Niemców i Żydów znaj­dujemy w szeregach powstańców. Dowodzi to, że dawna, zrodzona jeszcze w XVI—XVII w., atrakcyjność polskości nie zamarła w wyniku zaborów. Kul­tura polska posiadała nadal przedziwną siłę fascynacji i przyciągania licznych reprezentantów innych narodowości, mimo iż spolszczenie się nie dawało teraz żadnych korzyści, wręcz przeciwnie, ściągało prześladowania. Posiada­my jednak liczne przykłady polonizowania się np. urzędników władz zabor­czych, zwłaszcza Austriaków i Czechów w Galicji. Czechem z pochodzenia był m. in. wybitny historyk, gorący patriota, który polskość przypieczętował pobytem w więzieniu — Karol Szajnocha. W Prusach Wschodnich ze zniem­czonej niegdyś całkowicie rodziny wywodził się Adalbert von Winkler, który

209. M. E. Andriolli, Obchód jubileuszowy

J l

Kraszewskiego w Krakowie, 1879 r.

395

w 1856 r. zaczął podpisywać się Wojciech Kętrzyński i jako historyk oraz działacz mazurski położył znaczne zasługi w dziele krzewienia polskości na tamtych terenach. Te trudne do wyjaśnienia zjawiska świadczą najlepiej, że w XIX w. polskość na przekór nie sprzyjającym realiom politycznym przeżywała fazę szczególnego rozkwitu.

Życie narodu pozbawionego własnej państwowości pulsowało w jego kulturze. J. Żarnowski słusznie podkreśla, że ogromne przy tym znaczenie miało przenoszenie się centrum polskiego życia kulturalnego z zaboru do zaboru, a nawet na emigrację (w okresie tzw. Wielkiej Emigracji)17. Kolejno Warszawa, Poznań, następnie Kraków, Lwów i znów Warszawa wysuwały się na czoło i spełniały wiodącą rolę w kulturze polskiej. Uniemożliwiało to po­jawienie się zbyt głębokich odrębności poszczególnych dzielnic i umacniało fenomen jedności społeczeństwa, żyjącego wszak przez ponad 100 lat w trzech odrębnych państwach.

Od początku lat siedemdziesiątych aż po pierwsze lata XX w. centrum polskiego życia duchowego znajdowało się niezaprzeczalnie w Galicji, roz­porządzającej wówczas znaczną autonomią (Galicja posiadała rodzaj samo­rządu krajowego, choć z ograniczonymi kompetencjami). Nastąpiło tu wów­czas szybkie spolszczenie administracji i szkolnictwa, rozwijały się uczelnie wyższe jako ośrodki dydaktyki i badań naukowych, kwitło bujne życie arty­styczne i teatralne. Kraków — miasto uczonych i studentów, malarzy i arty­stów, poetów i pisarzy, wypełniony niepowtarzalną atmosferą młodopolskiej “cyganerii" — stal się na kilka dziesiątków lat stolicą kulturalną Polski. Do­piero zelżenie nacisków rusyfikacyjnych i złagodzenie ograniczeń wobec polskiej literatury i prasy w Królestwie, jakie nastąpiło w wyniku rewolucji 1905 roku, spowodowało stopniowe reaktywowanie wiodącej roli War­szawy w życiu kulturalnym ziem polskich. Ziem formalnie podzielonych między trzech zaborców, lecz w istocie dzięki wspólnej kulturze i zbiorowej pamięci historycznej, stanowiących jedność, gotową w sprzyjającym mo­mencie do podjęcia samodzielnego bytu.

Umacnianiu tej jedności i samowiedzy historyczno-narodowej służyły, a zarazem były jej wyrazem, uroczyste obchody wielkich patriotycznych ro­cznic. Były to: trzechsetlecie unii lubelskiej (1869) uświetnione inicjatywą usypania kopca unii lubelskiej we Lwowie, jubileusz kopernikowski (1873), dwóchsetlecie odsieczy wiedeńskiej (1883), stulecie Konstytucji 3 maja (1891), stulecie powstania kościuszkowskiego (1894), stulecie urodzin Mi­ckiewicza (1898), którego zwłoki w 1890 r. uroczyście złożono na Wawelu, uznając w nim duchowego króla narodu, pięćsetlecie Grunwaldu (1910). W 1900 r. obchodzono pięćsetlecie odnowienia Uniwersytetu Jagiellońskie­go, a obradujący jednocześnie III Zjazd Historyków Polskich stał pod zna­kiem zdecydowanej rewizji poglądów szkoły krakowskiej i rozwijał pozyty­wną ocenę powstań, umacniając w ten sposób rodzący się ponownie zapał ijlową atmosferę wokół idei zbrojnej walki narodowowyzwoleńczej.

1 Specyficzną rolę w życiu polskiego społeczeństwa w epoce rozbiorów odgrywał Kościół katolicki. Oczywiście ocena postaw duchowieństwa wo-

396

bęc zaborców nie jest prosta, często spotykamy się tu z poglądami uprosz­czonymi i tendencyjnymi. Ostatnio problem podjęła H. Dylągowa, w obszer­nym studium analizując to zagadnienie drobiazgowo w ramach poszcze­gólnych grup (episkopat, zakony, kler niższy), przytaczając dziesiątki przykła­dów: od zdrady poprzez postawy ostrożne do aktywnego udziału w spiskach i powstaniach. Autorka konkluduje, że “duchowieństwo nie stało na uboczu wielkich wydarzeń narodowych", przy czym, “o ile biskupi zmuszani byli często przez różne czynniki do zajęcia przychylnego sprawie narodowej sta­nowiska", to “ta część kleru niższego, która sprawę narodową popierała, ro­biła to na ogół spontanicznie, bez oglądania się na konsekwencje i bez licze­nia na korzyści własne"18. Bardzo liczny był udział kleru w powstaniu listo­padowym, wielkopolskim 1848 roku, styczniowym. Zaborcy karali księży ze

210. Okładka

programu

uroczystości

w setną rocznicę

urodzin

Adama

Mickiewicza,

1898 r.

397

specjalną surowością ze względu właśnie na ich duże możliwości oddziały­wania społecznego. Toteż represje popowstaniowe uderzały w kler szcze­gólnie ostro; konfiskowano majątki kościelne, kasowano klasztory (na tere­nie Królestwa na 197 klasztorów rozwiązano w 1864 r. 114), pędzono księ­ży i zakonników na zsyłkę. Uciążliwe były także ograniczenia swobody po­ruszania się dla duchownych, trudności w uzyskiwaniu zgody na procesje i pielgrzymki, stały nadzór policyjny. W tych warunkach często cierpieć mu­siała praca duszpasterska; niewątpliwym faktem był też pogłębiający się upa­dek intelektualny kleru, związany z pogarszającym się stanem seminariów duchownych, niemożnością wyjazdów za granicę, prześladowaniami. Liczni księża ograniczeni do spraw parafii na wsi, uzależnieni od ziemiaństwa, w miastach powiązani z drobnomieszczaństwem pojmowali swe obowiązki w sposób prymitywny i powierzchowny.

Kryzys duchowieństwa zbiegł się z kryzysem światopoglądowym, wystę­pującym w drugiej połowie XIX w. w łonie tzw. góry społeczeństwa. Nie wystarczała tu dawna religijność, oparta na uczuciu, skoncentrowana na ko­lorowej obrzędowości. Z jednej strony wypierała ją moralność mieszczań­ska, mierząca wszystko wartością pieniądza i uprawiająca kult pozorów, ż drugiej — atakował ją aktywny choć ograniczony do nielicznych sfer wy­kształconych, ateizm, sceptyczny, szermujący wynikami postępu w zakresie nauk przyrodniczych. Tylko w nielicznych, bardzo elitarnych grupach za­znaczał się nowy etap rozwoju katolicyzmu — pogłębionego, mniej emocjo­nalnego, za to bardziej refleksyjnego.

Odrodzenie życia religijnego następowało w dużej mierze w wyniku od­radzania się życia zakonnego i jego rozwoju, częściowo zresztą w formach nielegalnych, w ukryciu przed władzami (tzw. skrytki). W drugiej połowie XIX w. powstało na ziemiach polskich kilkanaście różnych zgromadzeń za­konnych, głównie żeńskich (m. in. sercanki, niepokalanki, felicjanki, urszu­lanki), prowadzących szeroko zakrojoną działalność społeczną, oświatową, charytatywną, szpitalną. Włączały się one do rozwijającej się na ziemiach polskich pracy organicznej (służebniczki Bojanowskiego w Wielkopolsce, felicjanki wiążące się z Towarzystwem Rolniczym w Królestwie), służyły od­nowie katolicyzmu, a jednocześnie podejmowały różnorakie działania wspierające poczucie narodowe. 2 zakonów męskich podobną rolę spełniali w tym czasie zwłaszcza franciszkanie i zmartwychwstańcy.

Widomym znakiem dźwigania się Kościoła katolickiego z kryzysu był ruch budowy świątyń — od powstania styczniowego do wybuchu pierwszej wojny światowej powstało ich na ziemiach polskich kilkaset, przeważnie murowanych, neogotyckich. Wznoszono je staraniem kleru, ale siłami spo­łecznymi (składki pieniężne, praca przy budowie); zwłaszcza chłopi ucze­stniczyli w tej akcji żywiołowo. Prócz kościołów powstawały dziesiątki ka­plic i kapliczek, krzyży przydrożnych i rozstajnych, często upamiętniających mogiły partyzanckie lub zaznaczających pola powstańczych potyczek. Uma­jone kwiatami i zielenią stały się one charakterystycznym elementem pol­skiego pejzażu.

398

Na postawy polskiego kleru miała niemały wpływ encyklika Serum No-varum (1891), animując przedsięwzięcia związane z pracą organiczną, z za­kładaniem spółdzielni wiejskich, bractw trzeźwości, kółek samopomocowych i samokształceniowych na wsi i w miastach itd. Autorytet Kościoła i kleru był bardzo duży; wiązał się on na ziemiach polskich z faktem, ze przez całe lata świątynia bywała jedynym miejscem, gdzie publicznie używano polskiego języka, a wokół plebanii koncentrowały się różne akcje legalne, a czasem także nielegalne, podejmowane przez siły patriotyczne. W kościołach obchodzono uroczyście narodowe rocznice, słuchano patriotycznych kazań, nierzadko otwarcie wzywających do walki o polskość, podtrzymujących na duchu w dniach klęski. Represje władz wobec księży i zakonników za ich udział w ruchu niepodległościowym uniemożliwiały zrodzenie się na zie­miach polskich antyklerykalizmu o szerszym zasięgu. Nieszczęścia i prześla­dowania dawały pożywkę stale żywotnemu mesjanizmowi, widzącemu w Polsce umęczonej Chrystusa narodów. Kościół był jedyną masową insty­tucją polską działającą równocześnie w trzech zaborach przez cały okres niewoli; wiara scalała rozdarty naród, stając się znów, jak w XVII w. inte­gralną częścią polskiej kultury. Prześladowania Kościoła (przymusowa likwi­dacja unii na kresach w 1839 r., a na Podlasiu i Chełmszczyźnie w 1875 r., Kulturkampf w zaborze pruskim w latach siedemdziesiątych i osiemdziesią­tych), stanowiące jednocześnie prześladowanie polskości, owe związki tylko zacieśniały. Rozkwitał kult maryjny, mający w Polsce długą tradycję history­czną uciekania się do szczególnej protekcji Matki Bożej. W każdym prawie domu wisiał obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, z całego kraju płynęły coraz bardziej liczne pielgrzymki na Jasną Górę. Od 1886 r. obchodzono solennie rocznicę ślubów Jana Kazimierza; w 1891 r. powstało bractwo Naj­świętszej Maryi Panny Królowej Polskiej. Były to zjawiska jednoczące społeczeństwo ze wszystkich trzech zaborów. Obok Częstochowy wyrastały inne

miejsca pielgrzymkowe, zamieniając się rychło w sanktuaria narodowe: A Piekary na Śląsku, Lipka, Stoczek, Gietrzwałd na Warmii. Kult maryjny wy- ' pływający z tradycji historycznej Polski łączył się także ze specjalną rolą kobiety w życiu społeczeństwa pozbawionego wolności. To matka—Polka uczyła dzieci wraz z pacierzem ojczystej mowy i wszczepiała w nie miłość do utraconej ojczyzny, wysyłała mężów i synów do powstania, przewoziła i ukrywała emisariuszy, a na przełomie XIX i XX w. także coraz częściej roz­prowadzała propagandową “bibułę", przygotowującą rewolucję i walkę o niepodległość.

Procesy dokonujące się w XIX w. powodowały więc umocnienie religij­ności Polaków. “Wstępne badania upoważniają do sformułowania tezy — czytamy w syntetycznym zarysie pt. Chrześcijaństwo w Polsce19 — iż w Pol­sce drugiej połowy XIX w. dechrystianizacja miała rozmiary bez porów­nania mniejsze niż w krajach Europy zachodniej (np. "we Francji). W środo­wiskach miejskich objęła ona kilka procent ludności, wyjątkowo sięgając do kilkunastu procent (w środowiskach fabrycznych). Do wyjątkowych zatem przypadków należy zaliczyć parafię Sosnowiec w Zagłębiu Dąbrowskim,

399

gdzie w początkach XX w. — według oświadczenia miejscowego probosz­cza — trzecia część parafian okazywała niechęć lub obojętność dla spraw religii i Kościoła". Warto przypomnieć, iż silne akcenty religijne towarzyszy­ły m. in. rewolucji 1905 roku, a powstałe w tych właśnie latach Stowarzysze­nie Robotników Chrześcijańskich wybrało jako swój hymn pieśń My chcemy Boga. Postawy ateistyczne najczęstsze były w kręgach intelektualistów i in­teligencji; masy ludowe, chłopi i robotnicy podtrzymywali w większości tra­dycyjne związki z katolicyzmem.

W związku z tym zapewne polski katolicyzm zachował charakter wiary naiwnej, bardziej emocjonalnej niż refleksyjnej. Była to religijność sensuali-styczna, przesiąknięta magicznym rytualizmem. Stąd rola rozbudowanej obrzędowości (procesje, odpusty, pielgrzymki), rozkwit zwyczajów towarzy­szących wielkim świętom, takim jak Boże Narodzenie (kolędy, ubieranie choinek, słoma zaścielana pod obrusem, opłatek) czy Wielkanoc (groby w kościołach, święcone z kraszankami w domach, zachowywanie starych ludowych magicznych obrzędów, jak np. polewanie się wodą w “lany ponie­działek"). Mieszały się tu pradawne zwyczaje krajowe z łatwo przyjmowanymi wpływami zagranicznymi, byle były one łatwo zrozumiałe i kolorowe (np. zwy­czaj ubierania choinki ugruntował się dopiero w XIX w., przybywając w XVIII w. z Niemiec, w tym też czasie przyjęło się w Polsce nabożeństwo majowe, stając się wkrótce jednym z najbardziej popularnych ludowych na­bożeństw maryjnych). Dopiero w początkach XX w. rozpoczęła się akcja “unowocześniania" polskiego katolicyzmu (Związek Katolicki 1907 r., for­mowanie się pierwszych katolickich organizacji młodzieżowych i inteligen­ckich nowego typu, jak np. Towarzystwo Przyjaciół Młodzieży, 1906 r.). W przededniu pierwszej wojny światowej skupiała się ta akcja wokół czaso­pisma katolickiego “Prąd".

Jeżeli przywiązanie do katolicyzmu i szczególna rola kobiety wiążą się silnie z dawniejszą tradycją kulturalną ziem polskich, to jednocześnie trzeba stwierdzić zachodzenie w XIX w. w mentalności społecznej głębokich prze­mian prowadzących do powstania jakościowo nowych postaw. Wynalazki te­chniczne, takie jak zastosowanie pary i telegraf, radykalnie zmieniły poczu­cie czasu i przestrzeni. Następowała, jak już wspominaliśmy, demokratyzacja społeczeństwa (jej odbicie stanowiło tzw. chłopomaństwo inteligencji prze­łomu stuleci), rodziły się nowe hierarchie wartości, oparte bardziej na pie­niądzu niż na urodzeniu, zacierały dawne ostre przedziały stanowe. Jeszcze rodzina Kilińskiego starała się zatrzeć pamięć o tym, że był on szewcem. Już jednak ci Polacy, którzy przeszli przez legiony Dąbrowskiego (prawda, że nieliczni), wychowani zostali w szkole równości, wzorowanej na oby­czaju rewolucji francuskiej. Najtrudniej było oczywiście o zniwelowanie różnic między ziemiaństwem a chłopami, świadczy o tym m. in. bardzo dra­stycznie “rabacja galicyjska", a także spory wśród polistopadowej emigracji. Trudne było również, zwłaszcza początkowo, “zżycie się" formującej się na ziemiach polskich kapitalistycznej burżuazji (w dużej mierze obcego, nie­mieckiego i żydowskiego, pochodzenia), ze szlachtą. Deklasacja tej ostatniej

400

211. Żony Lucjana Rydla i Kazimierza Przerwy -Tetmajera w krakowskich strojach ludowych. Fotografia

(ubożenie, konfiskaty majątków po powstaniach) przyspieszała jednak pro­cesy powodujące, że już nie tyle urodzenie, ile pieniądze i wykształcenie miały decydować o miejscu zajmowanym w społeczeństwie. Oczywiście snobizmy pochodzeniowe trwać miały w swej formie szczątkowej jeszcze bardzo długo. Liczne ich przejawy spotkać można zarówno w dwudziestole-

26 — M. Bogucka, Dzieje kultury 401

ciu międzywojennym, jak i w Polsce Ludowej (!), niemniej proces demokra­tyzacji społeczeństwa polskiego posuwał się naprzód. Ważna w tym procesie była stopniowa utrata roli przywódczej w skali narodowej przez szlachtę i wysunięcie się na czoło ruchów narodowowyzwoleńczych inteligencji;

wprawdzie nawiązywała ona w kulturze bardzo wyraźnie do licznych nur­tów kultury szlacheckiej i w wielu wypadkach wręcz identyfikowała się ze szlachtą, niemniej cechował ją horyzont szerszy i etos odmienny, zdradza­jący cechy ogólnospołeczne.

Towarzyszyło tym przemianom rozpadanie się dawnych stosunków pa-triarchalnych zarówno na wsi (uwłaszczenie zerwało tradycyjne więzi mię­dzy dworem a wsią), jak "w mieście (wypieranie rzemiosła przez wielkie fa­bryki). Musiało to prowadzić do alienacji i frustracji całych rzesz ludzkich, zmuszonych uczyć się życia w zupełnie nowych, często niełatwych warun­kach. Wieś dostarczała do miast co roku setki ludzi wykorzenionych ze swe­go starego środowiska; dziesiątki tysięcy ruszało na emigrację, do obcych, często zamorskich krajów. Dawny ład i porządek cechujący wizję świata fe­udalnego rozpadał się, rodziły się nowe wartości, związane m. in. z uzyski­wanym wykształceniem, udziałem w ruchu ludowym, robotniczym, niepo­dległościowym. Rodziły się jednocześnie nowe, ostre przeciwieństwa klasowe. Ich wyrazem były ruchy rewolucyjne lat 1905—1907, które ogar­nęły Królestwo, wywołując także żywy oddźwięk w zaborach pruskim i au­striackim. Poruszyły się nie tylko miasta (Warszawa, Łódź, ośrodki Zagłębia Dąbrowskiego), również na wsi szerzyły się strajki, zaostrzała się walka o język polski w szkole i w gminie. Hasła o wyzwolenie społeczne splatały się więc — i to silnie — z hasłami narodowowyzwoleńczymi. Rewolucja wpłynęła radykalizująco na postawy inteligencji i odbiła się wielorako w kul­turze, wywołując echa w literaturze (Żeromski, Strug i in.) i sztukach plasty­cznych (Lentz)20. Niemniej wskutek wspólnej całemu społeczeństwu nie­doli — braku wolności i własnego państwa — przeciwieństwa klasowe ule­gały chwilowemu zacieraniu. Nie zmieniało to oczywiście faktu krzepnięcia nowych grup społecznych. Obok proletariatu, przekształcającego się w doj­rzałą klasę robotniczą, rodziło się nowoczesne chłopstwo, widzące w ziemi najwyższą wartość, a w niepodległości gwaranta posiadania tej ziemi. Te dwie grupy wysuwały się wraz z inteligencją coraz wyraźniej na czoło społe­czeństwa. One też miały ostatecznie wywalczyć dla niego odrodzenie pol­skiego państwa w 1918 r.

402

Zakończenie

Powyższe rozważania są bardzo skrótowe. Na kilkuset stronach książki zamknięto ponad 1000 lat procesów rozwojowych, pomieszczono dzie­siątki faktów i zdarzeń, starano się ukazać całe generacje ludzi w ich życiu codziennym, ich pracę i walkę, ich marzenia i ideały. Losem każdej syn­tezy jest pewne uproszczenie — nie wolna od niego jest również i ta książka. Uproszczeniem nieuniknionym będzie także jej podsumowanie.

Refleksja ogólna, jaka się nasuwa z dokonanego tu przeglądu, który mo­żna porównać do krajobrazu widzianego z okna pospiesznego pociągu, doty­czy przede wszystkim niejednolitości rozwoju polskiej kultury. Składa się ów rozwój jak gdyby z trzech wyraźnie zarysowanych, odrębnych etapów, nacechowanych znacznymi różnicami. Etap pierwszy to czasy najdawniej­sze, epoka średniowiecza, charakteryzująca się procesem normalnym, zdro­wym, analogicznym do tych, które zachodziły w innych krajach Europy, z którymi zresztą, mimo pewnej młodszości kulturalnej, utrzymywały ziemie polskie żywe kontakty. Na tym etapie wszystkie grupy i warstwy społeczne były jeszcze w pełni kulturotwórcze; rozwijali kulturę kraju panujący, ich dwór, kler, możni, rycerstwo, mieszczanie (bardzo aktywny i owocny wkład). Również chłopi mieli tu swój udział, choć problem to najmniej zba­dany; wskazać jednak można choćby na rolę wieśniaków w zachowywaniu li­cznych reliktów obyczajowo-kulturowych z czasów? pogańskich i ich wpro­wadzaniu do tworzącej się, nie okrzepłej jeszcze kultury chrześcijańskiej (li­czne obyczaje świąteczne, stopniowo przyswajane i akceptowane przez Ko­ściół, elementy obrzędowości związane z kultem zmarłych, z funkcjonowa­niem małżeństwa i rodziny itd.). Była więc kultura polska tworzona przez wszystkie grupy i służąca (choć w różnym zakresie) całemu społeczeństwu;

powstawała spontanicznie, a jednocześnie wielokierunkowo, była skrępo­wana ogólnymi ramami ładu feudalnego, ale jednak różnorodna w całym bo­gatym wachlarzu jej przejawów.

V~Etap drugi, chronologiczna obejmujący XVI—XVIII w., to epoka, gdy wskutek zachwiania równowagi społecznej i wytworzenia miażdżącej prze­wagi szlachty we wszystkich dziedzinach życia następuje zdominowanie

26*

403

212. L. Wyczółkowski,

Siewca,

1896 r.

przez nią także kultury, powodujące w rezultacie jednostronny rozwój tej ostatniej, jej sarmatyzację. Oznaczało to pojawienie się odmiennych mecha­nizmów rozwoju kulturalnego w Polsce w porównaniu do innych krajów, zwłaszcza Europy zachodniej, gdzie nadal w dziele tworzenia wartości kultu­ralnych czynne były różne grupy społeczne, a szczególnie aktywne okazy­wało się mieszczaństwo. Odmienność to zarazem oryginalność, stworzenie pewnych wartości niewątpliwie niepowtarzalnych, zwłaszcza na tle ówcze­snej Europy, jak choćby w dziedzinie mentalności społecznej, uwielbienia wolności połączonego z rozkwitem tolerancji i poszanowania praw jednost-

404

ki (oczywiście jednostki “szlachetnie" urodzonej!), w dziedzinie sztuki — powstania sarmackiego baroku z jego stopieniem w jedną świetną całość elementów okcydentalnych z orientalnymi. Ale za oryginalność trzeba było zapłacić wysoką cenę. Odmienność bowiem oznaczała także ksenofobiczne zamknięcie się na wpływy obce, zwłaszcza zachodnie, wzrost megalomanii, od której już tylko krok prowadził do mesjanizmu “przedmurza" i pełnej py­chy, a zarazem lekkomyślnej wiary w Opatrzność, czuwającą nad “wybra­nym" narodem i jego ojczyzną. Jednocześnie nastąpiło odepchnięcie od udziału w kulturze w charakterze równoprawnych jej twórców i konsumen­tów pozaszlacheckich grup społeczeństwa, co musiało tę kulturę zubożyć, pozbawić bogactwa i różnorodności, a także spontaniczności, możliwej tyl­ko w warunkach istnienia różnych modeli i wzorców kulturalnych oraz róż­nych czynników stymulujących. Kultura “jednokierunkowa", stworzona przez jedną grupę i narzucona przez tę grupę całemu społeczeństwu jako kultura narodowa, musiała być tworem jednostronnym, ograniczonym i w stopniu niepełnym.

Etap trzeci rozwoju następuje w XIX w. Zdawałoby się, że powstanie u schyłku XVIII w. podstaw ukształtowania nowoczesnego narodu polskie­go, w którym obok szlachty tak mieszczanin, jak chłop znaleźć mieli swe miejsce, zapoczątkuje “normalizację" rozwoju polskiej kultury. Jednakże klę­ska rozbiorów stworzyła nową, szczególną sytuację, która uniemożliwiła działanie w tym zakresie zwykłych, powszechnych mechanizmów, wprowa­dzając na ich miejsce specjalne. Kultura narodu pozbawionego bytu pań­stwowego nie mogła rozwijać się spontanicznie i znów została podporząd­kowana jednej naczelnej idei. W XVI—XVIII w. tą naczelną ideą była glory­fikacja szlachty, w XIX stuleciu stało się nią odzyskanie niepodległości. W okresie wielkiej próby, jaką były lata niewoli, właśnie kultura stała się czynnikiem, który ocalił życie narodu, umożliwił jego dalsze trwanie. Stąd nieporównanie większa, specyficzna rola kultury w życiu społecznym Pola­ków niż tych narodów, które nieprzerwanie cieszyły się posiadaniem wła­snej państwowości'. W pewnym sensie musiała ona być namiastką państwa, tworzyć więzi jednoczące trzy zabory, organizować do solidarnej akcji róż­ne grupy społeczne, tworzyć dla nich wartości nadrzędne, wspólne. Obrona tej kultury, zagrożonej przez niszczące działania zaborców, była jednym z ważnych fragmentów walki narodowowyzwoleńczej, a nawet więcej — była warunkiem sine qua non podejmowania i prowadzenia takiej walki. Kultura jako służebnica walki o wolność — jakkolwiek wielka w swym tra­gizmie i nadziei oraz godna podziwu — jest jednak kulturą monotematycz­ną, obsesyjną, a w oczach Europy często także zaściankową i nie zawsze zro­zumiałą. Za swą kapłańską misję, za rolę gwaranta przetrwania narodu musia­ła więc kultura polska pod zaborami zapłacić rachityzmem jednostronności, eliminacją licznych wybitnych jednostek, zaniechaniem wielu ważnych tematów.

Klęska rozbiorów, wstrząsając w końcu XVIII w. szerokimi kręgami spo­łeczeństwa i wyrywając je brutalnie z odrętwienia, postawiła jednocześnie

405

niezwykle ostro problem winy za utratę niepodległości. Dyskusje i spory za­częły się niemal nazajutrz po katastrofie. Czy Rzeczpospolita upadła wskutek złośliwości i podstępnej przemocy sąsiadów, czy też wewnętrzny rozkład, zawiniony przez samych Polaków, spowodował katastrofę polityczną? Przy przyjęciu tej drugiej koncepcji ciężar odpowiedzialności spada na szlachtę, która podporządkowując sobie państwo przyjęła jednocześnie odpowie­dzialność za jego losy.

Pierwszy, zaraz po rozbiorach, wskazał oskarźycielsko na demoralizację warstwy szlacheckiej i na straszliwy bezrząd jako przyczyny klęski Julian Ur-syn Niemcewicz w Śpiewach historycznych (1816). Następnie ów wątek rozwinął “ojciec" polskiej historiografii — Joachim Lelewel. Przez cały wiek XIX i XX liczni historycy i pisarze kontynuowali ów nurt, zaostrzając jeszcze sąd nad szlachtą. Nie brakło jednak i przeciwstawnych koncepcji. Ich naj­bardziej charakterystyczny a zarazem sugestywny wyraz stanowiła stworzo­na przez Henryka Sienkiewicza u schyłku XIX w. wizja idealna “rycerstwa bez skazy", owych “żołnierzy Bożych" wyzbytych myśli o prywacie, bronią­cych ojczyzny i całej Europy (zgodnie z hasłem “przedmurza") do ostatniej kropli krwi. Ten schemat, który zresztą u Sienkiewicza nie obejmuje całej szlachty, powieliły bezkrytycznie dziesiątki słabych często artystycznie, płyt­kich powieści historycznych, powstałych w XIX i XX w. pod hasłem “po­krzepienia serc". Z drugiej strony trwała “czarna legenda", zrodzona z kryty­cznych, pesymistycznych koncepcji historiograficznych, które w XIX stule­ciu reprezentowali konserwatywni historycy tzw. szkoły krakowskiej. Spór nie wygasł w XX w., a nawet nabrał, można powiedzieć, nowych rumieńców.

Problem odpowiedzialności grupy sprawującej przewodnictwo w kraju za jego losy wiąże się z drugim ważnym zagadnieniem — zdumiewająco sil­nej ciągłości kultury polskiej mimo wspomnianego wyżej rozczłonkowania na etapy. Zwłaszcza trzysta lat panowania szlachty wytworzyło specyficzną, bujnie rozrosłą nadbudowę, której liczne elementy przetrwały przez XIX w. aż do dnia dzisiejszego2. Szlachta polska odegrała szczególną rolę nie tylko na terenie Polski; domaga się uznania jej wielki udział w ruchach narodowo­wyzwoleńczych i społecznych, jakie przeszły przez Europę w XIX i począt­kach XX w., a poprzedzone zostały u schyłku XVIII w. walką o niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, w której odznaczyli się Polacy:

Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski. Nie sposób zapomnieć o udziale Polski w walce o wolność. Wielu historyków twierdzi, iż już powstanie koś­ciuszkowskie ocaliło w pewnym sensie Rewolucję Francuską, odciągając uwagę interwencyjnych reakcyjnych potęg, zwłaszcza Prus, od wydarzeń nad Sekwaną. Jakoż istotnie część armii pruskiej została wówczas wycofana z frontu wojny z Francją i przerzucona do Polski. Polscy działacze szlachec­kiego pochodzenia występowali następnie we wszystkich postępowych ru­chach, z robotniczymi włącznie, na terenie całej Europy. Nazwiska Jaro­sława Dąbrowskiego, Józefa Bema, Ludwika Waryńskiego weszły chlubnie do powszechnej historii, stanowiąc jednocześnie kartę z dziejów polskiej szlachty.

406

213. J. Matejko, Stańczyk, 1862 r.

Umiłowanie wolności — ta główna cnota i wada sarmatyzmu zarazem — przetrwało próbę czasu i przetworzone odegrało w nowych warunkach wielką rolę dziejową, pobudzając do czynu naród polski w najcięższych dlań chwilach. Historia dawnej Polski, wspomnienia jej świetności krzepiły polskie społeczeństwo w okresie niewoli. Bogata spuścizna kulturalna, pełna odrębnych, niepowtarzalnych cech, wysoko rozwinięta świadomość narodo­wa oraz patriotyzm, wykształcone w ciągu dziejów, sprawiły, że utrata samo­dzielnego bytu państwowego nie oznaczała zagłady narodu. Wiek XIX przy­nosi dalszy wspaniały rozkwit kultury polskiej, czerpiącej soki żywotne z do­robku minionych stuleci. Wielka poezja romantyzmu, twórczość tzw. Mło­dej Polski, literatura, malarstwo i sztuka XIX i XX w. wciąż nawiązują do bogatej tradycji staropolskiej, wykorzystują motywy powstałe w okresie re­nesansu czy oświecenia, powracają w tematyce (a często i w formie) do tego, co stworzyła dawna Rzeczpospolita. Na tej kanwie zrodziła się i roz-

407

kwitła wspaniale poezja wieszczów romantyzmu: Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, znajdująca swój odpowiednik w malarstwie historycznym Jana Matejki czy bardziej kameralnej, ale nie mniej patriotycznej twórczości Artura Grottgera.

W początkach XX w. ów nurt historyczno-patriotycznych obrachunków z przeszłością podejmuje poeta i malarz Stanisław Wyspiański oraz powie-ściopisarz Stefan Żeromski, nie licząc dziesiątków innych, mniejszego forma­tu twórców, szukających w przeszłości nie tylko tworzywa, ale także inspira­cji, a jeszcze częściej może wyjaśnienia współczesności. Trudno znaleźć w Europie przykład literatury i sztuki XX w. bardziej niż polska związanej z historią. Zmagania pierwszej i drugiej wojny światowej zadając ciężkie, niepowetowane straty materialnej substancji polskiej kultury (straszliwe zniszczenia zabytków architektury, licznych dzieł sztuki, archiwów, księgo­zbiorów) jednocześnie zacieśniły jeszcze bardziej więzy społeczeństwa z przeszłością. Nie jest przypadkiem, że właśnie w okresie okupacji hitle­rowskiej powstały powieści-rzeki Antoniego Gołubiewa i Karola Bunscha, wskrzeszające Polskę pierwszych Piastów, a liczni żołnierze podziemia przy­bierali jako pseudonimy imiona bohaterów sienkiewiczowskiej Trylogii i Krzyżaków. Pełna pietyzmu odbudowa zabytków Warszawy, Gdańska, Wrocławia i innych miast zniszczonych w czasie ostatniej wojny, a przywró­conych do życia w pełnym blasku swej starej architektury, jest wymownym dowodem owej więzi z przeszłością, żywej dziś nie mniej niż w XIX w.

Powieść, dramat i film okresu Polski Ludowej podejmują z upodobaniem wątki z dawnych wieków, często w kostiumie historycznym prezentując współczesne problemy. Charakterystyczny przykład może tu stanowić twór­czość znakomitego reżysera Andrzeja Wajdy. Poeci (np. Jerzy Harasymo-wicz, Stanisław Grochowiak, Tadeusz Nowak, Jerzy S. Sito) nawiązują do po­ezji barokowej, zarówno od strony formy, jak treści; fascynują ich w niej problemy metafizyki i charakter refleksji, zdumiewająco chwilami aktualny, a także barwny, barokowy folklor i ludowy prymityw, utrwalony w kolę­dach, pastorałkach, popularnych piosenkach. Również muzyka współczesna czerpie z bogatej skarbnicy dorobku muzyki renesansu i baroku. W prozie odżył sarmatyzm i gawęda szlachecka w znakomitej twórczości — krańcowo zresztą różnej — Witolda Gombrowicza i Melchiora Wańkowicza. To zafas­cynowanie historią nie jest jakąś ucieczką od teraźniejszości, lecz tylko głęb­szym, rozumniejszym i pełniejszym sposobem jej przeżywania.

Zagadnienie to posiada zresztą inny jeszcze aspekt. Dość często spotyka się pogląd, iż charakter narodowy Polaków wywodzi się w prostej linii z nawyków i obyczajów powstałych w przedrozbiorowych epokach. Nierzad­ko w sposób uproszczony traktuje się współczesne wady, np. skłonność do “szerokiego gestu", wybujały indywidualizm, nadmiernie drażliwe poczucie godności osobistej, skłonności do anarchizmu, jako “bagaż historyczny" szla-chetczyzny, odrywając w ten sposób te zjawiska zbyt pochopnie od kontek­stu współczesnych realiów i współczesnej gleby. Nie oznacza to oczywiście, że przeszłość nie ciąży na obyczajowości i psychice współczesnej, tylko

408

że te zależności nie są tak proste i bezpośrednie, jak by się zdawać mogło. Niemniej rodowód narodowej mentalności niewątpliwie sięga głęboko. Obok wad na “listę spadkową" należy wciągnąć zresztą także zalety przeka­zane przez tradycję, urobione przez wielowiekową praktykę, jak męstwo,

409

ofiarność, patriotyzm, przywiązanie do wolności, tolerancyjność wobec ob­cych przekonań. To te właśnie cechy pozwoliły polskiemu narodowi prze­trwać najcięższe dla niego chwile. Należy jednak zdawać sobie sprawę, że predyspozycje do takich czy innych postaw i cech charakterystycznych zo­stały przez przeszłość jedynie zakodowane w mentalności społecznej i że dopiero odpowiednie układy współczesności uaktywniają je i wydobywają na powierzchnię.

Prześledzenie toku dziejów dawnej Rzeczypospolitej wykazuje, że miej­sce Polski w kulturze europejskiej oscylowało przez wieki między koncep­cją “pomostu" a “przedmurza". Położenie geograficzne sprawiło, że Polska, leżąca na styku dwu kręgów kulturowych, już w średniowieczu odgrywała specjalną rolę w przekazywaniu idei i symbiozie różnorodnych prądów, za­chodnioeuropejskich i rusko-bizantyjskich. Polska średniowieczna, wcho­dząc przez chrzest do rodziny krajów łacińsko-katolickich, nie zrywa prze­cież kontaktów z prawosławną Rusią; na dworach polskich władców krzyżo­wały się przez całe wieki wpływy francusko-niemieckie, a potem także wło­skie, z rusko-bizantyjskimi; historycy twierdzą np. ostatnio, że ceremoniał przyjęcia Ottona III w Gnieźnie wzorowany był na bizantyjskiej dworskiej ceremonii. Ruski język i obyczaj panowały w otoczeniu polskich książąt dzielnicowych, którzy żenili się z ruskimi księżniczkami. Z drugiej strony na Rusi szerzyły się wpływy polskiej kultury i za pośrednictwem Polski przedo­stawały się tam pewne obyczaje zachodnie (np. pasowanie na rycerza). W XVI w. umocnieniu więzów kulturalnych Polski z zachodem Europy sprzyjał triumf odrodzenia i humanizmu, niosących nad Wisłę nowe koncep­cje intelektualne i światopoglądowe, w zakresie zaś sztuki — wzmożone wpływy świetnych wzorów niderlandzko-włoskich. Jednocześnie jednak za­cieśniająca się unia z Litwą kierowała uwagę społeczeństwa na Wschód, a narastająca groźba turecka prowadziła — choć wygląda to z pozoru na pa­radoks — do przyspieszonej orientalizacji gustów i stylu życia Sarmatów. Zdobywane w wyniku licznych starć militarnych łupy, w postaci wschodniej broni, tkanin, ozdób, trafiały do domów polskiej szlachty; moda i ceremoniał dworu tureckiego brane były za wzór przez polski dwór królewski (Jan So-bieski żądał od swych wysłańców na Krym informacji o tych sprawach!). Równolegle w XVI i XVII w. płynęły przez polskie ziemie prądy renesansu i baroku na Litwę i Ruś. Także państwo moskiewskie wciągnięte było bardzo silnie w orbitę wpływów polskiej kultury; język, strój i obyczaje polskie przenikały do warstw bojarskich wraz z niektórymi dziełami literackimi. W tym samym czasie, już chyba w początkach XVII w., na zachodzie Europy zainteresowanie Polską z punktu widzenia jej osiągnięć społeczno-ustrojowych i intelektualnych (szerokie swobody obywatelskie, ograniczenie samowładz-twa, tolerancja wyznaniowa), tak silne jeszcze w czasach Erazma z Rotterda-mu, przeradzało się w bardziej powierzchowne zafascynowanie egzotyczną Sarmacją. Ślady tej fascynacji spotykamy np. w siedemnastowiecznym malar­stwie niderlandzkim, gdzie pojawia się strój polski, m. in. jako odzież Trzech Króli i ich orszaku, niosących hołd Dzieciątku. Sławny Rembrandt poświęcił

410

jedno ze swoich płócien “Polskiemu Jeźdźcowi" (tzw. Lisowczyk) na tej właśnie fali. Były to oczywiście zainteresowania kruche i powierzchowne. Zaczynała się epoka, gdy idea “pomostu" spychana miała być w cień przez hasło “przedmurza", w myśl którego Polska winna była jak wał odgradzać Europę zachodnia przed groźnym pogańskim, turecko-tatarskim Wschodem. Łączyło się z tym narastanie postaw ksenofobicznych i “zamykanie się" pol­skiej kultury na wpływy z zewnątrz, zwłaszcza te, które szły z absolutystycz-nych krajów europejskich. Oświecenie przecięło szczęśliwie ten splot mi­tów społeczno-kulturalnych i politycznych haseł, ale przyszło zbyt późno, aby uratować niepodległość. Jego wielki sukces polega jednak na odrodze­niu kulturalnym, które umożliwiło narodowi polskiemu przetrwanie lat nie­woli. Dzięki temu wiek XIX, rozpięty między romantycznymi porywami a rozsądną pracą organiczną, wprowadzający polskie społeczeństwo — mimo wszystko — w nowoczesność, był w stanie stworzyć kulturę o skali wielkości prawdziwie imponującej, co ważniejsze jeszcze — obejmującą cały naród. Stanowiła ona dowód dojrzałości tego narodu, a jednocześnie sposób jego egzystencji "w warunkach rozbiorów. Bez niej niemożliwa by­łaby odbudowa polskiego państwa w 1918 r. i jego dalsze istnienie.

411

Przypisy

Wstęp

' Z bogatej literatury zacytujemy przykładowo: A. L. Kroeber,C. Kluckhohn, Cultu-re. A Criticat Rwiew ofConcepts and Defmitwns, Cambridge (Mass.) 1952; A. L. Kroeber, The Naturę of Culture, Chicago 1952; C. Leyi-Strauss, Antropologie structurale, Paris 1958; B. Malinowski, Szkice z teorii kultury. Warszawa 1958.

2 Zob. S. Czarnowski, Kultura, wyd. 4, Warszawa 1958, s. 5.

3 Wydanie z 1965 r.

4 Ph. Bagby, Kultura i historia. Warszawa 1975, s. 131. 'F. Braudel, Historia i trwanie. Warszawa 1971, s. 291. 6 Dzieje kultury polskiej, t. I—IV, Warszawa 1930—1933, wznowienie t. I—III, War­szawa 1957.

''Dzieje kultury polskiej. Warszawa 1980.

Początek dziejów

'W. Hensel, Polska starożytna, wyd. 2, Wrocław 1980.

2 Tamże, s. 45 i nast.

3 Tamże, s. 185 i nast.

4 E. Lubicz-Niezabitowski, B. Jaroń, Osada bagienna w Biskupinie w pow. źnińskim, Poznań 1936; Gród prasłowiański w Biskupinie w pow. źnińskim, praca zbiór. pod red. J. Kostrzewskiego, Poznań 1938; Sprawozdanie z prac wykopaliskowych w gro­dzie kultury łużyckiej w Biskupinie w pow. źnińskim za lata 1938—39 i 1946—48, praca zbiór, pod red. J. Kostrzewskiego, Poznań 1950; Z. Rajewski, Biskupińskie wykopaliska Osiedle obronne sprzed 2500 lat, wyd. 2, Warszawa 1960.

5 Dyskusyjne problemy związane z pochodzeniem Słowian, ich praojczyzną, osiedleniem się w Europie środkowo-wschodniej i południowej przedstawia wyczerpująco znakomite dzieło H. Łowmiańskiego, Początki Polski, t. I, Warszawa 1963, s. 33 i nast.

6 Por. H. Łowmiański, op. cit., s. 184 i nast.; W. Hensel, op. cit, s. 363 i nast.

7 Por. H. Łowmiański, op. cit., t. II, Warszawa 1964,passim.

8 Tamże, t. III, Warszawa 1967, s. 223 i nast.

9 W. Hensel, Podstauy rozwoju kultury wczesnopolskiej, “Kwart. Hist.", 1960, nr 4, s.911.

10 H. Łowmiański, op. cit., t. IV, Warszawa 1970, s. 445 i nast.

'' Jw. Por. także S. Trawkowski, Nad Wista i Odra w VIII i K w., w: Polska pierwszych Piastów. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. T. Manteuffla, Warszawa 1968, s. 42 i nast. Tamże dalsze wskazówki bibliograficzne.

412

Pierwsi Piastowie

' Relacja Ibrahima-ibn-Jakuba z podróży do krajów słowiańskich w przekazie al-Be-kriego, w: Monumentu Poloniae historica, nowa seria, t. I, Kraków 1946, s. 50.

2 H. Łowmiański, Poctki Polski, t. V, Warszawa 1973, s. 509.

3 Tamże, s. 441 i nast. Por. także T. Lal i k, Kształtowanie się miast za pierwszych Pia­stów, w: Księga tysiąclecia. Początki państwa polskiego, pod red. K. Tymienieckiego, G. La-budy i H. Łowmiańskiego, Poznań 1962; H. Łowmiański, Zagadnienia gospodarcze wcze-snofeudalnego państwa polskiego, tamże.

4 W. H e n s e l, Najdawniejsze stolice Polski, Warszawa 1960, s. 10 i nast.

5 J. D o wiat, Chrzest Polski, wyd. 5, Warszawa 1966; t e n ż e, Metryka chrztu Miesz­kał i jej geneza. Warszawa 1961.

6 A. Gieysztor, Ideowe wartości kultury polskiej w X—XI w. Przyjęcie chrześcijań­stwa, “Kwart. Hist.", 1960, nr 4, s. 922 i nast.

7 Monumentu Poloniae historica, wyd. A. Bielowski, t. I, Warszawa 1960, s. 180.

8 Tamże, s. 400—401. 9Jw. 10 H. Łowmiański, Elementy pojęcia narodu w polskim procesie historycznym, w:

Pierwsza konferencja metodologiczna historyków polskich, t. II, Warszawa 1953, s. 250 i nast. Por. także R. Gródecki, Powstanie polskiej świadomości narodowej. Katowice 1946.

" B. Zientara, Struktury narodowe średniowiecza. Próba analizy terminologii przed-kapitalistycznych, Kwart. Hist.", 1977, nr 2, s. 287—309.

12 A. Gieysztor, Wieź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu, w. Polska dzielnicowa t zjednoczona Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 18 i nast.

13 Monumentu Poloniae historica, t. I, s. 408.

14 Odsyłamy tu Czytelnika do monumentalnego opracowania pióra A. Gieysztora, M. Walickiego i J. Zachwatowicza, Sztuka polska przedromańska i romańska do schyłku XIII w.. Warszawa 1971.

15 Obszernie omawia odzież wczesnośredniowieczną M. Dąbrowska w Historii kul­tury materialnej Polski w zarysie, t. I, pod red. M. Dembińskiej i Z. Podwińskiej, Wrocław

1978. s. 300 i nast.

16 Pożywienie ludzi tej epoki omawia obszernie M. Dembińskaw Historii kultury ma­terialnej Polski w zarysie, t. I, s. 289 i nast.; taż, Konsumpcja żywnościowa w Polsce śred­niowiecznej, Wrocław 1963. Porównawcze dane z terenu Europy, bardzo instruktywne, zna­leźć można w artykule tejże autorki, Dzienne racje żywnościowe w Europie w IX—XVI w., “Studia i Materiały z Historii Kultury Materialnej", pod red. Z. Kamieńskiej, t. LII, Wrocław

1979.s. 7—114.

W orbicie wpływów Zachodu

* Monumenta Poloniae historica, wyd. A. Bielowski, t. I, Warszawa 1960, s. 697—698.

2 Tamże, s. 415—416.

3 J. Długosz, Roczniki, czyli kroniki stawnego Królestwa Polskiego (Annales seu cro-nicae incliti Regni Poloniae), t. I, Warszawa 1961, s. 395.

4 G. L a b u d a, Piastowie twórcami państwa polskiego, w: Piastowie w dziejach Polski, pod red. R- Hecka, Wrocław 1975, s. 10—48.

5 Monumenta Poloniae historica, t. I, s. 417.

6 E. Vielrose, Ludność Polski od X do XVIII w., “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1957, z. l,s. 3—49.

7 Por. Z. Podwińska, Technika uprawy roli w Polsce średniowiecznej, Wrocław 1962;

413

taż, Gospodarstwo wiejskie w okresie wczesnofeudalnym (V w.—-poctek XII wieku) w:

Zarys historii gospodarstwa wiejskiego w Polsce, t. I, Warszawa 1964, s. 183—263.

8 O sytuacji wsi w tym okresie obszernie K. Tymieniecki, Technika rolna i organiza­cja społeczna w początkach doby feudalnej, Roczniki Historyczne", t. XXVIII, 1962, s. 57—67.

9 Por. S. Trawkowski, Przemiany społeczne i gospodarcze w XII—XIII wieku, w: Pol­ska dzielnicowa i zjednoczona. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. A. Gieyszto-ra, Warszawa 1972, s. 62—118.

10 Por. T. L a li k, Geneza sieci miasteczek w Polsce średniowiecznej, w. Miasta doby feu­dalnej w Europie środkowo-wschodniej, pod red. A. Gieysztora i T. Roslanowskiego, Toruń 1976, s. 113—136; B. Zientara, Przemiany spoteczno-gospodarcze i przestrzenne miast w dobie lokacji, tamże, s. 67—98.

"A. Samsonowicz.Ze studiów nad odzieżą, ludności zamieszkującej ziemie polskie we wczesnym średniowieczu, “Prace i Materiały Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Archeologiczna", nr 24, 1977, s. 5—40.

12 Por. A. Gieysztor, Drzwi Gnieźnieńskie jako wyraz polskiej świadomości narodo­wościowej XII wieku, w: Drzwi Gnieźnieńskie, t. I, Wrocław 1956, s. l i nast.

'3 Przykłady za: A. Gieysztor, Więź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu, w: Polska dzielnicowa..., s. 34—35.

14 Monumenta Poloniae historica, wyd. A. Bielowski, t. II, Warszawa 1961, s. 919.

15 Zob. J. Baszkiewicz, Powstanie zjednoczonego państwa polskiego na przełomie XIII i XIV w.. Warszawa 1954, s. 448 i nast.

16 Tamże, s. 456 i nast.

17 Literaturę na ten temat zestawił J. Wyrozumski w komentarzu bibliograficznym do roz­prawy R. Gródeckiego, Sprawa św. Stanisława, w: tenże, Polska piastowska. Warszawa 1969,s. 754—756.

18 Mistrza Wincentego Kronika polska, tłum. K. Abgarowicz i B. Klirbis, wstęp i komen­tarz B. Klirbis, Warszawa 1974, s. 187.

19 Por. Cz. Deptuła, A. Witkowska, Wzorce ideowe zachowań ludzkich w XII i XIII w., w: Polska dzielnicowa..., s. 119—158.

20 Mistrza Wincentego Kronika..., s. 222.

21 Tamże, s. 227.

Kultura monarchii stanowej

'J. Baszkiewicz, Powstanie zjednoczonego państwa polskiego (na przełomie XIII i XIV wieku). Warszawa 1954, s. 448 i nast.

2 Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski (Codex diplomaticus Maioris Poloniae), t. I, wyd. I. Zakrzewski i F. Piekosiński, Poznań 1878, nr 42, s. 58.

3 Por. Z. Kaczmarczyk, Polska czasów Kazimierza Wielkiego, Kraków 1964, passim.

4 Monumenta Poloniae historica, wyd. A. Bielowski, t. II, Warszawa 1961, s. 624.

5 Zerwanie więzów politycznych Śląska z macierzą nie oznaczało początkowo odcięcia kulturalnego tych terenów od reszty kraju. Rzecz znamienna: aż do XVII stulecia Śląsk podle­gał jurysdykcji archidiecezji gnieźnieńskiej. Liczne śląskie zakony, m. in. dominikanie, należały nadal do polskich prowincji tych zgromadzeń. Nie ustawała wymiana idei i ludzi, żywa jeszcze nawet w XVI i początkach XVII w.

6 Monumentu Poloniae historica, t. II, s. 627—628.

7 J. Dąbrowski, Ostatnie lata Kazimierza Wielkiego, Kraków 1918, s. 3—4.

8 J. Długosz, Opera omnia, wyd. A. Przeździecki, t. IV, Kraków 1868, s. 276.

9 Codex diplomaticus Unwersitatis Studii Generalis Cracoviensis, 1.1, wyd. Ż. Pauli, Cra-coviae 1870, s. l.

10 Starodawne polskiego prawa pomniki, wyd. A. Z. Helcel, t. I, Kraków 1856, s. 383. n Zaludnienie Polski w tym czasie przedstawia na podstawie rachunków świętopietrza T. Ładogórski, Studia nad zaludnieniem Polski w XIV w., Wrocław 1958; zarówno pod-

414

stawa źródłowa, jak i metody pracy doczekały się jednak ostrych uwag dyskusyjnych (K. B u -czek, Rachunki świętopietrza jako podstawa badań nad zaludnieniem Polski XIV w., w: Mediaeyalia. W 50 rocznicę pracy naukowej Jana Dąbrowskiego, Warszawa 1960, s. 77-102, oraz tenże, O wiarygodności rachunków świętopietrza i metodach polemiki nau­kowej, “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1963, z. l, s. 83—100).

12 Por. T. L a li k, Funkcje miast i miasteczek w Polsce późniejszego średniowiecza, “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1975, z. 4, s. 551—565.

13 Por. H. S a. m so no wic z. Życie miasta średniowiecznego, Wwszscwa 1970, s. 64 i nast.

14 H. Samsonowicz, Nowe wartości w kulturze średniowiecznych miast polskich, “Za­piski Historyczne", 1974/2; tenże, Ideologia mieszczańska w Polsce XIII w., w: Sztuka i ideologia XIII w., Wrocław 1975; S. Trawkowski, Miasta Polski średniowieczne jako ośrodki kultury, w: IX Powszechny Zjazd Historyków Polskich. Historia kultury średnio­wiecznej w Polsce, Warszawa 1963.

15 Por. J. Gadomski, Funkcja kościołów fundacji Kazimierza Wielkiego w świetle he­raldycznej rzeźby architektonicznej, w: Funkcja dzieła sztuki. Materiały Sesji Stowarzysze­nia Historyków Sztuki Szczecin, listopad 1970, Warszawa 1972, s. 103 i nast.

Nowe społeczeństwo, nowe formy państwa

' Por. M. Bogucka, Kazimierz Jagiellończyk i jego czasy. Warszawa l9SO,passim.

2 J. Wiesiołowski kwestionując autorstwo Ostroroga wysunął niedawno supozycję, że Monumentum powstało dopiero w XVI w., w związku z ruchem egzekucyjnym. Przyta­czane argumenty, oparte głównie na zestawieniu proponowanych dotąd lat powstania dzieła (1455—1459 lub 1475—1477) z curriculum vitae Ostroroga (1453—1455 pobyt w Erfurcie, 1458—1460 w Bolonii, 1476—1477 uwięzienie w Saksonii), nie są jednak w pełni przekony­wające. Por. Wielkopolski słownik biograficzny, Poznań 1981.

3 W pierwszych latach panowania Kazimierza jądro jego władztwa, tj. obszar tzw. Korony (Polska Centralna) wraz z lennym Mazowszem (władali tu lokalni książęta z rodu Piastów), wynosiło około 235 tyś. km2, po przyłączeniu Prus Królewskich i Warmii powiększyło się do około 260 tyś. km2. A nie liczymy tu przecież rozległych terytoriów wchodzących w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego, które pozostawało pod osobistą władzą króla i w którym dość często on w związku z tym przebywał.

4 J. Długosz, Opera omnia, wyd. A. Przeździecki, t. VI, Kraków 1870, s. 316 i nast.

5 Por. S. Roman, Przywileje nieszawskie, Wrocław 1957.

6 M. Dobrowolska, Przemiany środowiska geograficznego Polski do XV w.. War­szawa 1961.

7 Por. K. Tymieniecki, Historia chłopów polskich, t. II: Schyłek średniowiecza. War­szawa 1966.

8 Tekst polski poematu, który powstał przed 1480 r. na Mazowszu opublikował S. Vrtel-Wierczyński, Wybór tekstów staropolskich. Czasy najdawniejsze do roku 1543, War­szawa 1963, s. 195—209; cytowany fragment znajduje się na 197 s. Tekst łaciński, stanowiący pierwowzór polskiej wersji, publikuje wraz z szeroką analizą treściowo-formalną Cz. P i ró­ży ń s k a, Rozmowa Mistrza Polikarpa ze ŚmiercDialogus Magistri Polycarpi cum Morte, w: Średniowieczne studia o kulturze, pod red. J. Lewańskiego, t. III, Wrocław 1966, s. 75—190.

9 Por. Z. Podwińska, Technika uprawy roli w Polsce średniowiecznej, Wrocław 1962.

"S. Chmielewski, Gospodarka rolna i hodowlana w Polsce w XIV i XV w. Technika i rozmiary produkcji, “Studia z Dziejów Gospodarstwa Wiejskiego", t. V, z. 2, Warszawa 1962, zwłaszcza s. 110 i nast.

n Por. A. F. G rabski, Zapomniana relacja z podróży do Polski w latach 1474—1475, w: Europa — Słowiańszczyzna — Polska. Studia ku uczczeniu profesora Kazimierza Ty-mienieckiego, Poznań 1970, s. 447 i nast.

12 Ostatnio autorstwo przypisywane jest domorosłemu poecie, szlachcicowi Przecławowi

415

Słocie z Goslawic, zob. J. Wiesiołowski, Kim był Słota, autor wiersza “O chlebowym sto­le", w: Europa — Słowiańszczyzna —Polska..., s. 483 i nast.

13 M. Gutowski, Komizm w polskiej sztuce gotyckiej, Warszawa 1973, passim.

Zmierzch polskiego średniowiecza

' E. Wiśniewski, Sieć szkół parafialnych w Wielkopolsce iMatopolsce w poctkach XVI w., “Roczniki Humanistyczne", t. XV, 196;. 2, s. 43 i nast.; tenże, Uwagi o liczebności wiejskiego szkolnictwa parafialnego w Polsce i w Czechach u schyłku średniowiecza, w:

Kultura elitarna a kultura masowa w Polsce późnego średniowiecza, pod red. B. Geremka, Wrocław 1979, s. 207 i nast.

2 Kościół w Polsce, pod red. J. Kloczowskiego, t. I: Średniowiecze, Kraków 1967, s. 237 i nast.

3 H. Zaremska, Bractwa w średniowiecznym Krakowie, Wrocław 1977.

4 B. N o wiek a, Wyszogród. Zarys dziejów, Wyszogród 1971, s. 31.

5 Wiele interesujących studiów z tego zakresu znajduje się w pracy zbiorowej pt. Pocho­dzenie polskiego języka literackiego, Wrocław 1956. Por. także J. Lewański, Polska pi-szaca w XIV i XV w., w: Polska dzielnicowa i zjednoczona. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 504 i nast.

6 J. Długosz, Opera omnia, wyd. A. Przeździecki, t. XIV, Kraków 1878, s. 700.

7 Por. S. Gawęda, Ocena niektórych problemów historii ojczystej w rocznikach" Jana Długosza, w: Diugossiana. Studia historyczne w piećsetlecie śmierci Jana Długosza, pod red. S. Gawędy, Warszawa 1980, s. 181 i nast., oraz M. Koczerska, Mentalność fana Długosza w świetle jego twórczości, “Studia Źródłoznawcze", t. XV, 1971, s. 109—140.

8 Por. M. Bogucka, KazimierzJagiellończyk i jego czasy. Warszawa 1980, zwłaszcza s. 213 i nast.

9 Wszechstronny zarys rozwoju myśli naukowej w tym okresie por. Historia nauki pol­skiej, pod red. B. Suchodolskiego, t. I, Warszawa 1970; szkic bardziej popularny daje W. Seńko, Kultura naukowa w Polsce w XIV i XV w., w. Polska dzielnicowa..., s. 429—459.

10 Cyt. za Filozofia i myśl społeczna XIII—XV w., wybrał, opracował, wstępem i przypi­sami opatrzył J. Domański, Warszawa 1978, s. 202—204.

u De Europa. A S. Opera geographica et historica, Francoforti et Lipsiae 1707, caput XXV: De Polonia, p. 272.

12 H. Schedę l, Liber cronicarum, Norimbergae 1493, p. mb. 9.

13 B. Kii r bis, Mieszczanie na Uniwersytecie Jagiellońskim i ich udział w kształtowa­niu się świadomości narodowościowej w XV w., “Studia Staropolskie", t. V, Wrocław 1957, s. 7 i nast., a także Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1364—1764, pod red. K. Lep­szego, Kraków 1964.

14 Por. 500-lecie Grzegorza z Sanoka, Lublin 1979.

15 Por. M. Kutzner, Sztuka polska późnego średniowiecza, w: Polska dzielnicowa..., s. 539 i nast.

16 A. Buczek, Mecenat artystyczny Jana Długosza w dziedzinie architektury, w: Diu­gossiana..., s. 108 i nast.

17 J. Lewański, op. cit, s. 521.

"T. Dobrowolski, Wit Stwosz. Ołtarz Mariacki, Kraków 1980, passim. 19 Por. J. K.l o c z o w s k i, Polska w kulturze europejskiej XIV i XV w., w: Polska dzielni­cowa..., s. 460 i nast.

Rzeczpospolita szlachecka

' Dane z E. Vielrose, Ludność Polski od X do XVIII w., “Kwart. Hist. Kultury Mate­rialnej", 1957, z. l, s. 3—49; B. U r lani s, Wojny a zaludnienie Europy, Warszawa 1962.

416

2 Biernat z Lublina, Wybór pism, oprać. J. Ziomek, Wrocław 1954. Biblioteka Narodo­wa, Seria l, nr 149, s. XXVIII.

ł Por. J. T a z b i r, Państwo bez stosów, Warszawa 1967; tenże. Dzieje polskiej toleran­cji, Warszawa 1975.

4 M. Bogucka, Rzeczpospolita szlachecka a Niderlandy w XVI—pierwsza połowa XVII w., w: Rubens, Niderlandy i Polska, Łódź 1978, s. 14 i nast.

"' Por. Z. Ogonowski, Z zagadnień tolerancji w Polsce XVII w., Warszawa 1958, zwła­szcza s. 101 i nast.

6 J. T a zbir, Świt i zmierzch polskiej reformacji, Warszawa 1956; tenże, Społeczeń­stwo wobec reformacji, w: Polska w epoce odrodzenia. Państwo — społeczeństwo — kultu­ra, pod red. A. Wyczańskiego, Warszawa 1970, s. 197 i nast.

7 Por. klasyczny już dziś zbiór studiów L. C h m a j a, Bracia polscy. Ludzie, idee, wpływy, Warszawa 1957.

" Akta synodów różnowierczych w Polsce, t. II: 1560—1570, opr. M. Sipayłło, Warszawa 1972,s. 221.

9 M. Bogucka, Miasta w Polsce a reformacja. Analogie i różnice w stosunku do in­nych krajów, “Odrodzenie i Reformacja w Polsce", t. 24, 1979, s. 5—20.

10 A. Fryc z-Modrzewski, Dzieła wszystkie, t. I: O naprawie Rzeczypospolitej', War­szawa 1953, s. 97.

"J. Maciszewski, Szlachta polska i jej państwo. Warszawa 1969, s. 149.

Polskie odrodzenie

' A. Wyczański, Studia nad folwarkiem szlacheckim w Polsce w latach 1500—1580, Warszawa 1960. Por. także A. Wawrzyńczyk, Gospodarstwo dworskie w dobrach Pabia­nice 1559—1570, Wrocław 1967.

2 T. Jakimowicz, Dwór murowany w Polsce w wieku XVI, Warszawa 1979, oma­wia głównie rezydencje bogatszej szlachty, ale zawarte w książce dane faktograficzne są szersze.

ł Zestaw literatury dotyczącej wyposażenia domów oraz odzieży znaleźć można w III tomie Historii kultury materialnej Polski w zarysie, pod red. A. Keckowej i D. Molendy, Wrocław 1978, s. 459—460.

4 Tamże, s. 460.

5 J. Wiesiołowski, Socjotopografla późnośredniowiecznego Poznania, Warszawa 1982, s. 232. Oznaczałoby to podwojenie liczby mieszkańców w ciągu niespełna 70 lat, gdyż dla 1430 r. Wiesiołowski szacuje Poznań na około 5 tyś. mieszkańców.

'' Por. M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 353 i nast.

7 H. Samsonowicz, Rzemiosło wiejskie w Polsce XIV—XVII w., Warszawa 1954. "D. Molenda, Kopalnie rud ołowiu na terenie złóż śląsko-krakowskich w XVI-XVIII w., Wrocław 1972.

9 Relacje nuncjuszów apostolskich i innych osób o Polsce od r. 1548 do 1690, wyd. E. Rykaczewski, Berlin 1864, s. 211.

i" M. Bogucka, Miejsce mieszczanina w społeczeństwie szlacheckim. Atrakcyjność wzorców życia szlacheckiego w Polsce XVII w., w: Społeczeństwo staropolskie, pod red. A. Wyczańskiego, t. I, Warszawa 1976, s. 185 i nast.

" S. Maricius, O szkołach, czyli akademiach ksiąg dwoje, w: J. Skoczek, Wybór pism pedagogicznych polskiego odrodzenia, Wrocław 1956, s. 135. i2 Tamże, s. 86. 'Vw.

14 Kościół w Polsce, pod red. J. Kłoczowskiego, t. II: Wiek XVI—XVIII, Kraków 1969, s. 379 i nast.

15 W. Urban, Umiejętność pisania w Małopolsce u' drugiej połowie XVI w., “Przegląd

27 — M. Bogucka, Dzieje kultury 41-7

Historyczny", 1977, z. 1 s. 231 i nast.; A. Wyczański, Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia. Próba oceny umiejętności pisania szlachty woj. krakowskiego w dru­giej połowie XVI w., w: Społeczeństwo staropolskie, t. I, s. 27 i nast.

16 Najnowsze syntetyczne ujęcia w tym zakresie prezentuje Historia nauki polskie), pod red. B. Suchodolskiego, t. I, Wrocław 1970.

17 Wszechstronny obraz literatury renesansowej dał ostatnio J. Ziomek, Renesans, War­szawa 1973; wart jest uwagi także bardziej popularny szkic pióra tegoż autora, Z dziejów my­śli i literatury renesansu, w: Polska w epoce odrodzenia. Państwo — społeczeństwo — kul­tura, pod red. A. Wyczańskiego, Warszawa 1970, s. 283—303.

18 W związku z niedawną rocznicą Jan Kochanowski doczekał się licznych opracowań, z których odnotować należy: J. P e l c, Jan Kochanowski, Warszawa 1980, oraz Kochanowski Z dziejów badań i recepcji twórczości, wybór tekstów, opracowanie i wstęp M. Korolko, War­szawa 1980. Rejem zajmował się niedawno T. W i teza k, Studia nad twórczośc Mikołaja Reja, Warszawa 1975.

'"Por. T. Ulcwicz.Sarmacja. Studia z problematyki słowiańskiej XV i XVI w., Kraków 1950.

20 B. Zientara, Struktury narodowe średniowiecza. Próba analizy terminologii przedkapitalistycznych form świadomości narodowej, “Kwart. Hist.", 1977, nr 2, s.307—308.

21 A. Gieysztor, Więź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu, w: Polska zjednoczona i dzielnicowa Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 15.

22 S. Kot, Świadomość narodowa w Polsce w XV—XVII w., “Kwart. Hist.", 1938, s. 25.

»J. Tazbir, Rzeczpospolita i świat, Wrocław 1971, s. 35.

Renesansowi mecenasi

* Monumenta Poloniae historica, wyd. A. Bielowski, t. III, Warszawa 1961, s. 91.

2 S. Tomkowicz, Wawel, t. I, Kraków 1908, s. 239.

3 Cyt. za B. Dębówna, Warsztat malarza cechowego w Polsce, w: Studia renesansowe, t. IV, Wrocław 1964, s. 369.

4 K Morawski, Czasy zygmuntowskie na tle prądów odrodzenia, Warszawa 1922, s. 39.

5 Wszechstronnie problematyka późnego gotyku i jego styków z renesansem omówiona jest w studiach zawartych w zbiorowym opracowaniu Późny gotyk. Warszawa 1965. W zakre­sie architektury por. A. Miłobędzki, Architektura i społeczeństwo, w: Polska w epoce od­rodzenia Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. A. Wyczańskiego, Warszawa 1970, s. 224 i nast.

6 Por. K Estreicher, Miniatury Kodeksu Behema oraz ich treść obyczajowa, “Rocznik Krakowski", t. XXIV, 1933.

i Nadal niezastąpiona jest monografia J. Ptaśnika, Bonerowie, “Rocznik Krakowski", t. VII, 1905, s. 1—134.

8 Por. praca zbiorowa Gdańsk, jego dzieje i kultura. Warszawa 1969.

9 L.'Krzyżanowski, Rozwój nowożytnego mecenatu mieszczańskiego w Gdańsku w XVI w., w: Funkcja dzieła sztuki. Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Szczecin, listopad 1970, Warszawa 1972, s. 185—192.

10 H. Z i n s, Ród Ferberów w dziejach Gdańska XV—XVI w., Lublin 1951. "M. Bogucka, Życie codzienne Gdańska XV—XVII w.. Warszawa 1967. "M. Bogucka, Gdańsk jako centrum produkcyjne od XIV do potowy XVII w., War­szawa 1962.

13 A. Miłobędzki, Zarys dziejów architektury w Polsce, Warszawa 1968, s. 89

i nast.

418

Świat Sarmatów

' Por, Z. Kaczmarczyk, Oligarchia magnacka w Polsce jako forma państwa, w: VIII Powszechny Zjazd Historyków Polskich w Krakowie, t. l, referaty, cz. l, Warszawa 1958.

2 Problematyka tego kryzysu, jego geneza i datacja to sprawy wciąż dyskusyjne. Obszer­nie na ten temat J.. T o p o l s k i, Narodziny kapitalizmu w Europie XIV—XVII w., Warszawa 1965, s. 141 i nast. Por. także L. Żytkowicz, Plony zbóż w Polsce, Czechach, na Węgrzech i Słowacji w XVI—XVIII w., “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1970, z. 2, s. 227—251. Licz­nych przykładów dostarczają także W. Szczygielski, Produkcja rolnicza gospodarstwa folwarcznego w Wieluńskiem od XVI do XVIII w.. Łódź 1963, oraz A. Wawrzyńczyk, Gospodarstwo chłopskie na Mazowszu w XVI i początkach XVII w.. Warszawa 1962, oraz taż, Studia nad wydajnośc produkcji rolnej dóbr królewskich w drugiej połowie XVI w., Wrocław 1974.

5 Na temat kryzysu miast por. M. Bogucka,H. Samsonowicz, Dzieje miast i miesz­czaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 451 i nast.

4 J. T a zbir. Kultura szlachecka w Polsce. Rozkwit, upadek, relikty, wyd. 2, Warszawa W), passim.

'']. Kieniewicz, Orientalność polska, w; Sąsiedzi i inni. Warszawa 1978, s. 76 i nast.

6 W. Kochowski, Psalmodia polska oraz wyhór liryków i fraszek, wyd. J. Krzyża-nowski, Kraków 1926, s. 180.

7 Por. W. Czapliński, Polityka morska Polski w XVI i XVII w., “Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego", nr 2, Historia, 1973, s. 25 i nast.

"J. T a z b i r, Kultura szlachecka..., s. 134 i nast.; tenże, Rzeczpospolita i świat. Studia z dziejów kultury XVII w., Wrocław 1971, s. 23 i nast.; tenże, Tradycje tolerancji religijnej w Polsce, Warszawa 1980, s. 137 i nast.

9 S. Kot, Szkolnictwo parafialne w Matopolsce w XVI—XVIII w.. Lwów 1912; E. Wi­śni o w s k i, Sieć szkół parafialnych w Wielkopolsce i w Matopolsce w początkach XVI w., “Roczniki Humanistyczne", t. XV, 1967, z. 2, s. 85—127; Kościół w Polsce, pod red. J. Kło-czowskiego, t. II: Wiek XVI—XVIII, Kraków 1969, s. 380 i nast.; Historia wychowania, pod red. Ł. Kurdybachy, t. I, Warszawa 1967, s. 437 i nast.

i" M. Bogucka, H. Samsonowicz, op. cit., s. 547 i nast.

" Syntetyczny zarys rozwoju badań w tej epoce zawiera Historia nauki polskiej, pod red. B. Suchodolskiego, t. II, Warszawa 1970.

12 J. Malicki, Mity narodowe. Lechiada, Wrocław 1982, s. 114.

13 J. T a zbir, Bracia polscy na wygnaniu. Studia z dziejów emigracji ariańskiej, War­szawa 1977.

14 Por. S. Cynarski, Sarmatyzm — ideologia i styl życia, w: Polska XVII wieku. Pań­stwo — społeczeństwo — kultura, pod red. J. Tazbira, Warszawa 1969, s. 220 i nast.

15 Por. J. Błoński, Mikołaj Sęp Szarzyński a początki polskiego baroku, Kraków 1967, oraz A. Litwornia, Sebastian Grabowiecki. Zarys biograficzny, “Prace Literackie", t. IX, Wrocław 1967, s. 31—81.

16 J. Sokołowska,y«w Andrzej Morszty n. Warszawa 1965.

17 Ostatnio poświęcił mu obszerną rozprawę J. Malicki, Słowa i rzeczy. Twórczość Wac­ława Potockiego wobec polskiej tradycji literackiej. Katowice 1980.

18 Obok dawniejszej pracy K. Badeckiego, Literatura mieszczańska w Polsce XVII w., Lwów 1925, warto wskazać Antologie literatury sowizdrzalskiej XVI i XVII w., oprać. S. Grzeszczak, Wrocław 1966.

19 Pełny obraz rozwoju literatury polskiej doby baroku dał ostatnio Cz. H e mas, Rarok, Warszawa 1973, tam też obszerna literatura przedmiotu. Zarys tego samego zagadnienia zob. t e n ż e w: Polska XVII wieku..., s. 279 i nast. Z najnowszych prac zob. Wśród zagadnień pol­skiej literatury barokowej, cz. I: Światopogląd, genologia, topika; cz. II: Motywy, inspiracje, recepcja, pod red. J. Nowaka, Katowice 1980.

20 Por. M. Z a c h a r a, Sylwy — dokument szlacheckiej kultury umysłowej w XVII w., w:

Z dziejów życia literackiego w Polsce XVI i XVII w., Wrocław 1980, s. 197 i nast.

27*

419

21 J. T azb ir, Rzeczpospolita Babińska, w: Spotkania z historię. Warszawa 1979, s. 211 i nast. Ludyzmem w kulturze szlacheckiej zajmuje się ostatnio H. Dziechcińska, Zabawa jako komponent życia literackiego w dawnej Polsce, -w: Z dziejów życia literackiego..., s. 71 i nast.; taż, Literatura jako zabawa. Warszawa 1981.

22 Por. J. T a zbir, Polonizacja potrydenckiego katolicyzmu, w: Rzeczpospolita i świat, Wrocław 1971, s. 99 i nast.

23 Por. M. B o g u c k a, Miejsce mieszczanina w społeczeństwie szlacheckim. Atrakcyjność wzorców życia szlacheckiego w Polsce XVII w., w: Społeczeństwo staropolskie, pod red. A. Wyczańskiego, t. I, Warszawa 1979, passim.

Polski barok

' W. Tomkiewicz, Kultura artystyczna, w: Polska XVII wieku. Państwo — społe­czeństwo — kultura, pod red. J. Tazbira, Warszawa 1969, s. 244—277.

2 A. Król, Zamek Królewski w Warszawie, Warszawa 1970.

3 Relation d'un voyage de Pologne fait dans les annees 1688 par Monsieur l'Abbe F. D. S., Paris 1858.

4 W. Tomkiewicz, Z dziejów mecenatu artystycznego w w. XVII, Wrocław 1952.

5 K. Targosz-Kretowa, Teatr dworski Władysława IV, Kraków 1965.

6 Por. A. Miłobędzka, Architektura polska XVII w., Warszawa 1980.

7 Por. M. Karpowicz, Sztuka oświeconego sarmatyzmu. Antykizacfa i klasycyzacja w środowisku warszawskim czasów Jana III, Warszawa 1970.

8 Dla Krakowa problemy te omówił ostatnio wyczerpująco M. Rożek, Mecenat artysty­czny mieszczaństwa krakowskiego w XVII w., Kraków 1977. Syntetyczny i problemowy obraz mecenatu mieszczańskiego dała M. Bogucka, Das burgerliche Mdzenat in Polen in derZeitdes 16. und 17.Jhr., ,Jahrbuch fur Geschichte", t. 23, 1981, s. 151-166.

9 T. Zarębska, Przemiany przestrzenne miast polskich w dobie renesansu i baroku, w: Miasta doby feudalnej w Europie srodkowo-wschodnięj, pod red. A. Gieysztora i T. Rosła-nowskiego, Toruń 1976, s. 245 i nast.

10 S. Wiliński, U źródeł portretu staropolskiego. Warszawa 1958; Portret Polski XVII i XVIII w. Katalog wystawy z wstępem J. Ruszczycówny, Warszawa 1977; L. I. Tanajewa, Sarmatskij portriet, Moskwa 1979.

" Z ważniejszych studiów szczegółowych dotyczących spuścizny artystycznej baroku por. M. Gębarowicz, Szkice z historii sztuki XVII w., Toruń 1966; Sarmatia artistica. Księga pamtkowa ku czci profesora Władysława Tomkiewicza, Warszawa 196.8; Sztuka około roku 1600. Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki, Lublin listopad 1972, War­szawa 1974.

Między Sasami a odnową

1 Por. pracę zbiorową Polska w okresie drugiej wojny północnej 1655—1660, t. I, II, Warszawa 1957.

2 Por. Studia do dziejów wsi polskiej XVI—XVIII w.. Warszawa 1956; Studia a daiejów wsi małopolskiej w drugiej połowie XVIII w., pod red. C. Bobińskiej, Warszawa 1957.

3 J. Topolski, Gospodarka polska a europejska w XVI—XVII w., Poznań 1977, passim;

tenże, Gospodarka, w: Polska w epoce oświecenia. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. B. Leśnodorskiego, Warszawa 1971, s. 171 i nast.

4 W. Rusiński,0 rynku wewnętrznym w Polsce w drugiej połowie XVIII w., “Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych", t. XVI, 1954.

5 T. Z i e l i ń s k a, Magnatem polska epoki saskiej, Wrocław 1977.

6 H. Olszewski, Sejm Rzeczypospolitej okresu oligarchii 1652—1763, Warszawa 1966.

420

7 J. Gierowski, Między saskim absolutyzmem a złota wolnością, Wrocław 1953, s. 9 i nast.

8 E. Lipiński, Historia polskie} myśli ekonomicznej do końca XVIII w., Wrocław 1975, s. 261 i nast.

9 Syntetyczny zarys rozwoju rolnictwa i wsi w tym okresie zawiera Historia kultury ma­terialnej Polski w zarysie, t. IV, pod red. Z. Kamieńskiej i B. Baranowskiego, Wrocław 1978, tamże obszerna bibliografia.

10 Por. W. Kula, Szkice o manufakturach w Polsce XVIII w., Warszawa 1956. n A. Zahorski, Warszawa za Sasów i Stanisława Augusta, Warszawa 1970. 12 J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, oprać. R. Pollak, wyd. 3, Wrocław 1970, s. 569.

Oświecenie nad Wisłą

' Syntetyczny obraz przełomu filozoficznego w tej epoce zawiera Historia nauki pol­skiej, pod red. B. Suchodolskiego, t. II, Warszawa 1970. Por. także interesujący zarys pióra K. Opałka, Nauka w Polsce okresu oświecenia, w: Polska w epoce oświecenia. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. B. Leśnodorskiego, Warszawa 1971, s. 241 i nast.

2 Por. M. Klimowicz, Oświecenie, Warszawa 1972; tenże, Problemy literatury, w: Polska w epoce oświecenia..., s. 274 i nast.

3 Cyt. za: A. Bruckner, Dzieje kultury polskiej, t. III, Warszawa 1958, s. 332.

4 Szersza charakterystyka literatury tej epoki por. T. Kostkiewiczowa, Klasy cyzm, sentymentalizm, rokoko. Warszawa 1979, oraz Z. L i b e r a, Problemy polskiego oświecenia. Kultura t styl. Warszawa 1969.

5 Por. K. Bartkiewicz, Obraz dziejów ojczystych w świadomości historycznej w Pol­sce doby oświecenia, Poznań 1979, a także A. F. Grabski, Myśl historyczna polskiego oświecenia. Warszawa 1976.

6 Cyt. za: Z. Libera, Oświecenie, Warszawa 1974, s. 91.

7 Niedawna dwusetna rocznica powstania KEN zaowocowała licznymi pracami z tej dzie­dziny, por. m. in. K. Bartnicka, Wychowanie patriotyczne, w szkołach Komisji Edu­kacji Narodowej, Warszawa 1973; K. Dutkowa, Komisja Edukacji Narodowej, Wro­cław 1973.

8 Wiele cennych rozpraw z tego zakresu zawiera wydawnictwo Warszawa XVIII w., z. 1—3, Warszawa 1972, 1973, 1975 (“Studia Warszawskie", t. XII, XVI, XXII). Por. także A. Berdecka,!. Turnau, Życie codzienne w Warszawie wieku oświecenia. Warszawa 1967; B. Leśnodorski, Miasto i jego ludzie, w: tegoż, Historia i współczesność. War­szawa 1967, oraz A. Zahorski, Kultura umysłowa Warszawy w epoce oświecenia, w. Kul­tura Warszawy, Warszawa 1979, s. 55—78.

9 Obszernie na ten temat A. Król, Zamek Królewski w Warszawie, Warszawa 1970.

10 W. Tatarkiewicz, Łazienki Warszawskie, wyd. 2, Warszawa 1968.

n Por. S. L o rent z, Architektura w kulturze polskiego oświecenia, w: Polska w epoce oświecenia..., s. 307 i nast.; A. Miłobędzki, Zarys dziejów architektury w Polsce, Warszawa 1968, s. 245 i nast.; W. Tatarkiewicz, O sztuce polskiej XVII i XVIII w., Warszawa 1966, passim.

12 Całokształt przemian społeczno-ideologicznych schyłku XVIII w. przedstawia studium B. Leśnodorskiego, Polscy jakobini Karta z dziejów insurekcji 1794, Warszawa 1960.

» Konstytucja 3 maja 1791, oprać. J. Kowecki, Warszawa 1981, s. 99.

14 Por. T. Łepkowski, Polska — narodziny nowoczesnego narodu. Warszawa 1967, passim;]. Kowecki, U początków nowoczesnego narodu, w. Polska w epoce oświecenia..., s. 106 i nast.

15 F. S. Jezierski, Niektóre wyrazy porządkiem abecadła zebrane..., w: Wybór pism, Warszawa 1952, s. 244.

421

Z bronią w ręku czy pracą?

* T. Łepkowski,Pote&«—narodziny nowoczesnego narodu, 1764—1870,'Warszawa. 1967, s. 309—310.

2 S. Grodziski, Uwagi o elicie społecznej Galicji 1772—1848 r. w: Społeczeństwo pol­skie w XVIII i XIX w. Studia o grupach elitarnych, pod~red. J. Leskiewiczowej, t. VI, War­szawa 1982, s. 149.

3 Cyt. za: S. Kieniewicz, Dramat trzeźwych entuzjastów. Warszawa 1964, s. 19.

4 Cyt. za: J. Żarnowski, Ojczyzna był jeżyk i mowa. Warszawa 1978, s. 129.

5 Ostatnio temat rozwoju kultury o epoce porozbiorowej poruszali zwłaszcza A. Z i e liński, Początek wieku. Przemiany kultury narodowej w latach 1807—1831, Łódź 1973, oraz cytowany wyżej J. Żamowski. Dotyczy tego tematu również kilka studiów zawartych w tomie Polska XIX w. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. S. Kieniewicza, wyd. 2, War­szawa 1982, a zwłaszcza B. Suchodolski, Nauka, s. 404—465, oraz J. Kulczycka- Salon i, Geografia literacka Polski pod zaborami, s. 466—503.

6 Nadal aktualne jest dzieło S. Askenazego, Napoleon a Polska, t. I—III, Warszawa 1918—1919, z nowszych praca A. Zahorskiego, Spór o Napoleona weFrancji i wPolsce, Warszawa 1974.

7 Por. I. Danielewicz, Wydarzenia współczesne a idea narodu w sztuce, w: Tematy, tradycje i teorie w sztuce doby romantyzmu. Idee i sztuka. Studia z dziejów sztuki i dok­tryn artystycznych, pod red. J. Białostockiego, Warszawa 1981, s. 64.

8 Tamże, s. 61.

9 Por. Dzieje uniwersytetu warszawskiego 1807—1915, pod red. S. Kieniewicza, War­szawa 1981.

10 Z. Dołęga-Chodakowski, Af)js;.2-r. 1816, cyt. Tai: O Stawiańszczyźnie przed chrze­ścijaństwem oraz inne pisma i listy, oprać. J. Maślanka, Warszawa 1967, s. 401. " I. Bittner, Brodzińskihistoriozof, Wrocław 1981.

12 T. Kostkiewiczowa, Klasycyzm, sentymentalizm, rokoko. Warszawa 1979, s. 227.

13 Cyt. za: I. Bittner, op. cit, s. 137.

14 Por. S. Kieniewicz, Dramat trzeźwych entuzjastów..., passim

15 Por. zwłaszcza S. Kalembka, Wielka Emigracja. Polskie wychodźstwo polityczne w latach 1831—1862, Warszawa 1971.

16 J. Przyboś, Czytając Mickiewicza, Warszawa 1956, s. 64.

17 Z nowszych publikacji poświęconych romantyzmowi należy wskazać M. J anion, Go­rączka romantyczna. Warszawa 1975, oraz tomy zbiorowe: Problemy polskiego romantyz­mu, pod red. M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1981, Romantyzm. Studia nad sztuką 2 potowy wieku XVIII i wieku XIX, Warszawa 1967, oraz Ikonografia romantyczna. Warszawa 1978. Od­niesienia europejskie prezentuje tom pt. Tematy, tradycje i teorie w sztuce doby romantyzmu....

18 T. Łepkowski, op. cit., s. 301—302.

U progu nowoczesności

' Por. J. B u z e k. Pogląd na wzrost ludności ziem polskich w wieku XIX, Kraków 1915;

I. Gieysztorowa, Badania nad historią zaludnienia Polski, “Kwart. Hist. Kultury Mate­rialnej", 1963, z. 4; S. S z ul c, Ruch naturalny ludności w Polsce w latach 1895—1935, War­szawa 1936; por. także Historia kultury materialnej Polski w zarysie, t. V, pod red. E. Kowe-ckiej, Wrocław 1978, s. 20 i nast., oraz t. VI, pod red. B. Baranowskiego, J. Bartysia i T. Sobcza-ka, Wrocław 1979, s. 19.

2 Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 27, 31.

3 K. Bajer, Przemysł włókienniczy na ziemiach polskich od początku XIX w. do 1939, Łódź 1958; I. Ihnatowicz, Przemysł łódzki w latach 1860—1900, Wrocław 1965; J. Jaros, Historia górnictwa węglowego w Zagłębiu Górnośląskim do 1914, Wro-

422

cław 1965; tenże, Dzieje hutnictwa żelaza w rejonie Gliwic i Zabrza (do 1945), “Kwart. Hist. Nauki i Techniki", 1973, z. 4; A. Jezierski, S. M. Zawadzki, Dwa wieki przemysłu w Polsce, Warszawa 1966; A. Jezierski, E. Kaczyńska, S. Kowalska, K Piesowicz, Ekonomika górnictwa i hutnictwa w Królestwie Polskim, 1840—1910, Warszawa 1961;

I. Kostrowicka, Z. Landau,J. Tomaszewski, Historia gospodarcza Polski XIX i XX w.. Warszawa 1966; Uprzemysłowienie ziem polskich w XIX i XX w. Studia i materiały, pod red. I. Pietrzak-Pawłowskiej, Wrocław 1970; Zakłady przemysłowe w Polsce XIX i XX w. Stu­dia i materiały, pod red. I. Pietrzak-Pawłowskiej, Wrocław 1967.

4 Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 152.

5 Według J. Jarosa, zob. także Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 100.

6 Tamże, s. 63. Por. także J. Łukasiewicz, Przewrót techniczny w przemyśle Króle­stwa Polskiego 1852—1886, Warszawa 1963.

7 Ciekawy przyczynek do historii rozwoju żeglugi parowej na Wiśle stanowi książeczka O. Flatta, Brzegi Wisły, Warszawa 1854.

8 T. L i j e w s k i, Rozwój sieci kolejowej Polski, Warszawa 1959.

9 Historia kultury materialnej..., t. V, s. 24 i nast., t. VI, s. 22

"K. Dumała, Przemiany przestrzenne miast i rozwój osiedli przemysłowych w Króle­stwie Polskim w latach 1831—1869, Wrocław 1974; tenże, Z badań nad rozwojem prze­strzennym i budowlanym Warszawy w latach 1831—1867, w. Warszawa XIX w., z. 3, War­szawa 1974; W. Kalinowski,S. Trawkowski, Uwagi o urbanistyce i architekturze miej­skiej Królestwa Kongresowego w pierwszej połowie XIX w. Studia i materiały do teorii i historii architektury i urbanistyki, t. I, Warszawa 1956, s. 59—154.

12 E. Kaczyńska, Człowiek przed sadem Społeczne aspekty przestępczości w Króle­stwie Polskim 1815—1914, Warszawa 1982, omawia te problemy bardzo obszernie.

13 Historia kultury materialnej..., t. V, s. 323 i nast.

14 L. Majdecki, Historia ogrodów. Warszawa 1972.

15 Historia kultury materialnej..., t. V, s. 191; B. Baranowski, Próba obliczenia roz­miarów produkcji rolniczej i jej konsumpcji w czasach Ks. Warszawskiego i Królestwa Pol­skiego (1807—183,0), “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1960, z. 2, s. 20?—227; tenże, Kształtowanie się produkcji rolnej w dobie rozwoju stosunków kapitalistycznych w rolnic­twie (1795—1939), “Studia z Dziejów Gospodarstwa Wiejskiego", t. VIII, 1966, s. 20—23.

16 Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 80 i nast.

17 Por. K Groniowski, Przymusowe scalanie ziemi w Królestwie Polskim, “Kwart. Hist. Kultury Materialnej", 1961, z. 2, s. 213—234.

18 Pamiętniki chłopów, wybrała E. Stróźecka, Warszawa 1954, s. 267.

19 Por. Historia chłopów polskich, pod red. S. Inglota, t. II: Okres zaborów. Warszawa 1972, a także M. Trawińska, Zagroda chłopska w Polsce na przełomie XIX iXX w., cz. I:

Budownictwo tradycyjne, Wrocław 1968.

20 K. Hładyłowicz, Zmiany krajobrazu i rozwój osadnictwa w Wielkopolsce od XVI do XIX MI, Lwów 1932; M. Kiełczewska-Zaleska, Geografia osadnictwa. Warszawa 1972; H. Maruszczak,5tó»i i zmiany lesistości woj. lubelskiego~f830—1930, Lublin 1951.

21 Historia kultury materialnej..., t. V, s. 17. "

Ludzie XIX stulecia

' L. Siemieński, Wieczornice. Powiastki Charaktery. Życiorysy i podróże, Wilno 1854,s. 193.

2 Historia kultury materialnej Polski w zarysie, t. VI, pod red. B. Baranowskiego, J. Bar-tysia i T. Sobczaka, Wrocław 1979, s. 33.

3 Tamże, s. 309—311.

4 I. Rychlikowa, Ziemiaństwo polskie 1789—1864. Zróżnicowanie społeczne. War­szawa 1983.

423

5 Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 309—311.

6 Pamiętniki chłopów, wybrała L. Stróżecka, Warszawa. 1954, s. 75, zamieszczają ciekawy życiorys chłopa, który ucieka z domu do Dąbrowy Górniczej, podejmuje pracę w kopalni, zostaje wykwalifikowanym robotnikiem, a jednocześnie uczy się muzyki na kilku instrumen­tach, osiąga w tym znaczne sukcesy i dyryguje wieloma orkiestrami.

7 J. Kochanowicz, Pańszczyźniane gospodarstwo chłopskie w Królewstwie Polskim w pierwszej połowie XIX w.. Warszawa 1981, s. 185.

8 Pamiętniki chłopów, s. 268.

9 F. Bujak, Rozwój gospodarczy Polski w krótkim zarysie, Kraków 1915, s. 33.

10 Historia chłopów polskich, pod red. S. Inglota, t. II, Warszawa 1972, s. 272. n Interesujące badania na ten temat prowadzili T. Siwoń, Z. Sokolewicz, J. Płatek.

12 I. Ihnatowicz, Obyczaj wielkiej burźuazji warszawskiej w XIX w.. Warszawa 1971, s. 44.

13 Ostatnio otrzymał biografię pióra J. Kołodziejczyka, fan Bloch (1836—1902). Szkic do portretu .JCróla polskich kolei", Warszawa 1983.

14 Obszernie na ten temat Polska klasa robotnicza. Zarys dziejów, pod red. S. Kalabiń-skiego, t. I, cz. I i II, Warszawa 1974.

"A. Eisenbach,Z dziejów ludności żydowskiej w Polsce w XVIII i XIX w., Warszawa 1983.

16 Por. R. Czepulis, Uwarstwienie społeczne Królestwa w świadomości współczesnych, w: Społeczeństwo Królestwa Polskiego, pod red. W. Kuli, t. I, Warszawa 1965, s. 377.

17 Tamże, s. 344—345.

18 Por. J. Borzyszkowski, Rodowód społeczny duchowieństwa polskiego diecezji chełmińskiej drugiej połowy XIX w., w: Inteligencja polska XIX i XX w. Studia, pod red. R. Czepulis-Rastenis, t. III, Warszawa 1983, s. 131—168; W. Molik, Wokół przeglądu Po­znańskiego". Próby politycznego usamodzielnienia się inteligencji polskiej w Poznańskim w końcu XIX w., tamże, s. 209—242; H. Florkowska-Franćić, T. Gąssowski,M. Kul-czykowski, Ze studiów nad inteligencja galicyjski} na przełomie wieków XVIII—XIX oraz XIX—XX, w: Społeczeństwo polskie XVIII i XIX w. Studia o grupach elitarnych, pod red. J. Leskiewiczowej, t. VII, Warszawa 1982, s. 93 i nast.

" Historia kultury materialnej..., t. VI, s. 397—398.

20 Tamże, t. V, Wrocław 1978, s. 247 i nast., t. VI, s. 308 i nast.

21 Tamże, t. VI, s. 303 i nast., s. 309 i nast., a także E. Kaczyńska, Dzieje robotników przemysłowych w Polsce pod zaborami. Warszawa 1970; W. S z u l c, Położenie klasy robot­niczej w Wielkopolsce w latach 1871—1914, Poznań 1974.

22 R. Czepulis, op. cit., s. 367—368.

23 A. Wieniarski, Warszawa i warszawianie. Szkice towarzyskie i obyczajowe. War­szawa 1857, s. 20.

24 Por. M. Gutkowska-Rychlewska, Historia ubiorów, Wrocław 1968; M. Gut-kowska-Rychlewska, M. Taszycka, Ubiory i akcesoria mody wieku XIX, Kraków 1967.

25 Por. G. Woźniczko-Baranowska, Przemiany w sposobie ubierania się robotni­ków większych ośrodków miejskich Królestwa Polskiego w latach 1864—1900, w: Polska klasa robotnicza. Studia historyczne, pod red. S. Kalabińskiego, t. VI, Warszawa 1974, s.119—133.

26 M. Gutkowska-Rychlewska, M. Taszycka, op. cit., s. 85.

27 J. Cegielski, Stosunki mieszkaniowe na ziemiach polskich w wieku XIX i na po-czatku XX, Warszawa 1957; tenże, Rozwój stosunków mieszkaniowych w Warszawie w latach 1864—1918, Warszawa 1966; I. Ihnatowicz, Obyczaj wielkiej burźuazji war­szawskiej w XIX w.. Warszawa 1971; E. Kowecka, Mieszkanie warszawskie w XIX w. (do 1870), “Studia i Materiały z Historii Kultury Materialnej Polski", t. LVI, Wrocław 1983, s.7—132.

28 Por. Historia kultury materialnej..., t. V, s. 343 i nast., t. VI, s. 405 i nast., a także T. Sobczak, Przełom w konsumpcji spożywczej w Królestwie Polskim w XIX w., Wrocław 1968. Problemy alkoholizmu por. J. Burszta, Społeczeństwo i karczma. Propinacja, kar-

424

czma i sprawy alkoholizmu w społeczeństwie polskim XIX w. Warszawa 1951, oraz H. Rożeno-wa, Produkcja wódki i sprawa pijaństwa w Królestwie Polskim 1815—1863, Warszawa 1961.

29 Historia kultury materialnej..., t. V, s. 460 i nast., t. VI, s. 368 i nast.

3° I. Ihnatowicz, op. cit., s. 120.

31 J. Szymczak-Hoff, Drukowane kodeksy obyczajowe na ziemiach polskich w XIX w., Rzeszów 1982.

32 Por. W. L. Karwacki, Zabawy na Bielanach, Warszawa 1978.

33 Por. M. J. Lech, Ludzie druku i książki w Królestwie Polskim 1867—1907, Warszawa 1983.

Obrachunki z klęską

' Cyt. za Powstanie styczniowe na Lubelszczyźnie. Pamiętniki, pod red. T. Mencla, Lu­blin 1966,s. 80. 2Jw.

3 M. Romanowski, Poezje, t. I, Lwów 1883, s. 107.

4 Cyt. za: Powstanie styczniowe..., s. 44.

5 Tamże, s. 142—143.

6 Według S. Kieniewicza przez szeregi powstańcze przeszło w lecie 1863 r. 20—30tys. ludzi, w październiku tegoż roku już tylko 10—11 tyś. Przed sadami polowymi stanęło około 20 tyś. oskarżonych.

7 Cyt. za: Powstanie styczniowe..., s. 169.

8 S. K i e n i e wic z, Historia Polski 1795—1918, Warszawa 1968, s. 268.

9 P. Chmielowski, Kobiety Mickiewicza, Słowackiego i Krasińskiego, Warszawa 1873, s. 18, 20.

10 F. Krupiński, Romantyzm i jego skutki, “Ateneum", 1876, t. III, s. 111—141. " B. S k a r g a, Narodziny pozytywizmu polskiego 1831—1864, Warszawa 1964.

12 H. Markiewicz, Pozytywizm a realizm krytyczny, Wrocław 1955.

13 Poemat pt. Kaliszaniada, “Kaliszanin", 1882, nr 19.

14 S. Żeromski, Dzienniki, t. IV, oprać. J. Kądzielą, Warszawa 1965, s. 220.

15 B. Skarga, O kilku problemach pozytywizmu polskiego, W.Polska myśl filozoficzna i społeczna, t. II, pod red. B. Skargi, Warszawa 1975, s. 20.

16 K. Wojciechowski, Przewrót w umystowości i literaturze polskiej po roku 1863, Warszawa 1928.

17 J. Kulczycka-Saloni, Bolesław Prus, wyd. 2, Warszawa 1964. "E. Jankowski, Eliza Orzeszkowa, Warszawa 1964; J. Dętko, Eliza Orzeszkowa wo­bec tradycji narodowowyzwoleńczych. Warszawa 1965.

19 L. Rudnicki, Stare i nowe, t. I, Warszawa 1949, s. 140

20 S. Ż e r o m s k i, Dzienniki, t. II, Warszawa 1964, s. 216.

21 Ciekawe studium na temat stosunku powieściopisarstwa Sienkiewicza do nauki historii opublikował A. Kersten, Sienkiewicz, .Potop", historia. Warszawa 1966.

22 A. A sny k, Poezje, wstępem poprzedził S. Lichański, Warszawa 1974, s. 3.

23 M. Konopnicka, Poezje, oprać. J. Czubek, t. I, Warszawa 1915, s. 60.

24 Cyt. za: H. Markiewicz, Pozytywiści wobec romantyzmu polskiego, w: Problemy polskiego romantyzmu, seria III, pod red. M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1981, s. 275.

26 H. Floryńska, Modernizm i neoromantyzm, seria III, pod red. M. Żmigrodzkiej, Wrocław 1981, s. 315.

27 Por. K. W y ku, Modernizm polski, Kraków 1958, oraz Z. Kuderowicz,Artysc» i hi­storia. Koncepcje historiozoficzne polskiego modernizmu, Wrocław 1980; J. Krzyżanow-ski, Neoromantyzm polski 1890—1918, Wrocław 1973; T. W e i s s, Przełom antypozytywi-styczny w Polsce w latach 1880—1890 (Przemiany postaw światopoglądowych i teorii ar­tystycznych), Kraków 1966.

425

28 Z obfitej literatury wskazać tu trzeba: W. Natanson, Stanisław Wyspiański. Próba nowego spojrzenia, Poznań 1966, oraz K. Wyka, Legenda i prawda “Wesela", Warszawa 1950. Por. także A. O końska, Scenografia Wyspiańskiego, Wrocław 1962.

29 H. Markiewicz, Prus i Żeromskf, wyd. 2, Warszawa 1964; W. Borowy, O Żerom-skim Rozprawy i szkice, wyd. 2, Warszawa 1964.

30 T. Dobrowolski, Sztuka Młodej Polski, Warszawa 1963. 3' I. Ihnatowicz, Obyczaj wielkiej burżuazji warszawskie/ w XIX w., Warszawa 1971, s. 168.

32 Tamże, s. 177.

33 W. L. K a r w a c k i, Piosenka w środowisku robotniczym, cz.I, w: Polska klasa robotni­cza. Studia historyczne, pod red. S. Kalabińskiego, t. V, Warszawa 1973, s. 98—179.

34 Tamże, s. 101.

35 Tamże, s. 128.

36 Tamże, s. 131.

37 Tamże, s. 132.

Czas Siłaczek i Judymów

' Por. szkic B. Suchodolskiego, Nauka, w: Polska XIX w. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod red. S. Kieniewicza, Warszawa 1982, a także Dzieje Uniwersytetu Warszaw­skiego 1807—1915, pod red. S. Kieniewicza, Warszawa 1981.

2 J. Hulewicz, Akademia Umiejętności w Krakowie 1873—1918, Wrocław 1958.

3 S. Askenazy, Uniwersytet Warszawski, Warszawa 1905, s. 24—25.

4 H. Brodowska, Ruch chłopski po uwłaszczeniu w Królestwie Polskim, 1864—1904, Warszawa 1967, s. 235.

5 Z. Kraj ewska, Z dziejów oświaty robotniczej. Biblioteki Robotnicze w Królestwie Polskim w latach 1870—1914, w: Polska klasa robotnicza. Studia historyczne, t. V, pod red. S. Kalabińskiego, Warszawa 1973, s. 180—208.

6 W. Najdus, Oświata robotnicza w Galicji w dobie autonomicznej, w: Polska klasa robotnicza. Studia historyczne, t. X, pod red. E. Kaczyńskiej, Warszawa 1983, s. 65—100.

7 Prasa polska w latach 1660—1864, Warszawa 1976, oraz Prasa polska w latach 1864—1918, Warszawa 1976, prace zbiorowe pod red. J. Łojka.

8 L. Krzywicki, Wspomnienia, t. I, Warszawa 1947, s. 163 i nast.

9 T. Łepkowski, Polska — narodziny nowoczesnego narodu. 1764—1870, Warszawa 1967,s. 508.

10 J. Żarnowski, Ojczyzna byt im język i mowa. Warszawa 1978, s. 200. " Pamiętniki chłopów, wybrała E. Stróźecka, Warszawa 1954, s. 268.

12 W. Witos, Wybór pism i mów. Lwów 1939, s. 5.

13 E. Kaczy ńska, Pierwotne formy ruchu społecznego w miastach Królestwa Polskie­go, w: Polska klasa robotnicza. Studia historyczne, t. X, s. 62; por. także J. Koliński, Kształtowanie się świadomości narodowej klasy robotniczej Warszawy na przełomie XIX i XX w., w: Wielkie zakłady przemysłowe Warszawy, Warszawa 1978, s. 343—354.

14 L. W. Karwacki, Wiedza historyczna robotników polskich w latach zaborów, w:

Polska klasa robotnicza. Studia historyczne, t. IX, pod red. S. Kalabińskiego, Warszawa 1980, s.183.

15 Tamże, s. 180.

16 T. Łepkowski, op. cit., s. 292 i nast.

17 J. Żarnowski, op. cit., s. 60—61.

18 H. Dylągowa, Duchowieństwo katolickie wobec sprawy narodowej 1764—1864, Lublin 1981, s. 149.

19 Chrześcijaństwo w Polsce. Zarys przemian 966—1945, praca zespołowa pod red. J. Ktoczowskiego, Lublin 1980, s. 259.

20 Por. T. Burek, 1905, nie 1918, -w: Problemy literatury polskiej lat 1890—1939, Seria

426

I, Wrocław 1972, s. 77—105, oraz S. Żółkiewski, Kultura literacka (1918—1932), Wroc­ław 1973.

Zakończenie

'J. Chlebowczyk, Procesy narodotwórcze we wschodniej Europie środkowej w do­bie kapitalizmu. Warszawa 1975.

2 J. T a z b i r, Kultura szlachecka w Polsce. Rozkwit, upadek, relikty, wyd. 2, Warszawa 1979, zwłaszcza s. 214 i nast.

427

Spis ilustracji*

1. Światowid ze Zbrucza, IX w. IHKM, 3363 / 12

2. Krzyżyk bursztynowy, Gdańsk, XI w. Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. IHKM, 7106. Fot. T. Biniewski / 20

3. Wisiorek bursztynowy, Gdańsk, X—XII w. Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. IHKM, 5966. Fot. T. Biniewski / 20

4. Denar Bolesława Chrobrego. IHKM, 10917/21

5. Poznań, katedra. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich, ok. 1170. ZIS, 48162. Fot. E. Ko-ztowska / 23

6. Tum pod Łęczyca. Kolegiata NMP i Św. Aleksego, połowa XII w. ZIS, 63936. Pot. T. Kaź-mierski / 26

7. Kraków, kościół Bożego Ciała. Krzyż romański. ZIS, 64228. Fot. E. Kozłowska-Tom-czyk / 27

8. Wisiorek bursztynowy, Gdańsk, X—XII w. Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. IHKM, 6938. Fot. T. Biniewski / 29

9. Wisiorek bursztynowy, Gdańsk, X—XII w. Muzeum Archeologiczne w Gdańsku. IHKM, 6965. Fot. T. Biniewski / 29

10. Strzelno, kościół Św. Trójcy. Kolumny rzeźbione z końca XII w. ZIS,'36965. Fot. M. Mo-raczewska / 40

11. Sulejów, opactwo Cystersów. Głowica kolumny z początku XIII w. ZIS, 41387. Fot. M. Kopydtowski / 41

12. Kielich z Trzemeszna, XII w. Skarbiec Bazyliki Prymasowskiej w Gnieźnie. ZIS, 96371, Fot. J. Langda / 44

13. Patena Mieszka III tzw. kaliska z końca XII w. Kalisz, kolegiata pod wezwaniem Wniebo­wzięcia Panny Marii. ZIS, 65859. Fot. T. Kaźmierski / 45

14. Kraków, klasztor Klarysek. Inicjał antyfonarza z pierwszej połowy XIV w. ZIS, 69602. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk / 48

15. Zabawa ludowa z okazji koronacji św. Jadwigi. Kodeks tzw. ostrowski Mikołaja Pruzi, 1353. ZIS, 12100 PL. Fot. S. Deptuszewski / 49

16. Odnowienie Akademii Krakowskiej. Sztych z XVII w. wedle nie istniejącego obrazu z XV w. MNK. ZIS, 4729 PL. Fot. Prac. PIS / 60

17. Fragment tekstu Kazań świętokrzyskich, XIV w. Biblioteka Narodowa, Warszawa. ZIS, 40241. Fot. Prac. Fot. GVK / 61

18. Psałterz floriański, fragment strony, XIV w. Biblioteka Narodowa w Warszawie. ZIS, 40240. Fot. Prac. Fot. GVK / 61

19. Toruń, kościół Św. Jakuba. Miasto średniowieczne. Fragment obrazu pasyjnego z XV w. ZIS, 68692. Fot. J. Lipka / 64

20. Wóz kupiecki. Fragment tryptyku z Mikuszowic pod Bielskiem Białą, ok. 1470. MNK. ZIS, 18610. Fot. S. Kolowca / 68

21. Kraków, katedra. Nagrobek Kazimierza Wielkiego, koniec XIV w. ZIS, 18485. Fot. M. Moraczewska / 70

22. Lidzbark Warmiński, dziedziniec zamku, XIV w. ZIS, 56705. Fot. Krauth / 71

23. Frombork, katedra. Nawa główna, XIV w. ZIS, 86745. Fot. W. Górski / 72

428

24. Barczewo, kościół parafialny. Sklepienie gotyckie nawy głównej, XIV w. 2IS, 55048. Fot. M. Miiller / 73

25. Kraków, katedra. Fragment nagrobka Władysława Jagiełły, 1430—1440. 2IS, 48194. Fot. S. Kolowca / 76

26. Lublin, zamek, kaplica Św. Trójcy. Fragment polichromii (1413—1418) przedstawiający rycerzy. ZIS, 66095. Fot. J. Langda / 79

27. Kraków, katedra. Glowa Kazimierza Jagiellończyka z nagrobka dłuta Wita Stwosza, ko­niec XV w. ZIS, 59544. Fot. T. Przypkowski / 80

28. Kraków, katedra. Grupa zbrojnych z tryptyku Św. Trójcy, ok. 1467. ZIS, 19886. Fot. S. Kolowca / 82

29. Kraków, katedra. Fragment nagrobka Władysława Jagiełły (1430—1440) przedstawiają­cy płaczącego chłopa. ZIS, 48205. Fot. S. Kolowca / 85

30. Kraków, baszta pasamoników, XV w. ZIS, 72086. Fot. J. Szandomirski / 88

31. Lublin, zamek, kaplica Św. Trójcy. Fragment polichromii (1413—1418) przedstawiający muzykantów. ZIS, 66126. Fot. J. Langda / 89

32. Nauczyciel i uczniowie. Drzeworyt, ok. 1497. Muzeum Pomorskie w Gdańsku. ZIS, 14500 PL. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk / 92

33. Lublin, zamek, kaplica Św. Trójcy. Fragment polichromii (1413—1418) przedstawia­jący duchownego i giermka. ZIS, 70361. Fot. J. Szandomirski / 94

34. Matematycy w pracowni. Drzeworyt z publikacji Jana z Łańcuta, Algorithmus linearis, Kraków 1513. ZIS, 19667 PL / 97

35. Śpiewający z nut. Drzeworyt z dzie S. Monetariusa, Epitoma utriusąue musices, Kra­ków ok. 1515. ZIS, 19828 PL. / 100

36. Kraków, kościół Dominikanów. Płyta nagrobna z postacią F. Kallimacha wykonana wedle projektu Wita Stwosza po 1506. ZIS, 85381. Fot. J. Langda / 104

37. Kraków, katedra. Fragment tryptyku Św. Trójcy przedstawiający kopijnika w pełnej zbroi, ok. 1467. ZIS, 64273. Fot. E. Koztowska-Tomczyk / 107

38. Gniezno, katedra. Płyta nagrobna Zbigniewa Oleśnickiego wykonana przez Wita Stwosza, 1495. ZIS, 59277. Fot. M. Kopydłowski / 108

39. Gniezno, katedra. Płyta nagrobna Jakuba z Sienna. Warsztat flandryjski, po 1480. ZIS, 76107.Fot. Kappel /109

40. Kraków, Barbakan, koniec XV w. ZIS, 70093 /Ul

41. Piękna Madonna z Krużlowej, pow. Nowy Sącz, ok. 1420—1430. MNK. ZIS, 70815. Fot. M. Kopydłowski / 114

42. Kraków, kościół NMP. Scena narodzin z Ołtarza Mariackiego Wita Stwosza, koniec XV w. ZIS, 1663. Fot. Przeworska / 115

43. Kraków, kościół NMP. Krucyfiks — dzieło Wita Stwosza, ok. 1491. ZIS 85621. Fot. J. Langda/ 117

44. Wykład. Drzeworyt ze Zwierciadła M. Reja, Kraków 1562.ZIS4l40PL.FotJ. Langda/ 121

45. Zygmunt August. Sztych z dzieła M. Kromera, De origine et rebus gestis Polonorum UbriXXX, Basileae 1555. ZIS, 10210B. Fot. J. Jaworski / 127

46. Iwno, kościół parafialny. Renesansowa płyta nagrobna Jana lwińskiego (zm. 1549). ZIS, 75474. Fot. J. Langda / 132

47. Panorama Warszawy, druga połowa XVI w. Gabinet Rycin UW. ZIS, 45410. Fot. E. Ko­złowska-Tomczyk / 136

48. Środa, kościół parafialny. Fragment kraty renesansowej do kaplicy Gostomskich, 1548. ZIS, 75540. Fot. J. Langda / 140

49. Mikołaj Kopernik. Muzeum we Fromborku. ZIS, 37769. Fot. E. Koztowska-Tomczyk / 146

50. Jak Kochanowski. Nagrobek w Zwoleniu. ZIS, 61349. Fot. M. Kopydłowski / 149

51. Tarnów, katedra. Detal z nagrobka Tarnowskich (1561—1573, arch. J. M. Padovano) z fragmentem płaskorzeźby przedstawiającej bitwę pod Orszą. ZIS, 66176. Fot. J. Lang­da, S. Deptuszewski / 151

52. Kraków, dziedziniec Wawelu. Arch. Franciszek Florentczyk i B. Berrecci, 1502—1536. ZIS, 18482. Fot. M. Moraczewska / 156

429

53. Budowa wieży Babel. Arras z kolekcji Zygmunta Augusta. Bruksela, polowa XVI w. We­dle projektu Michiela I. Coxcie. Zbiory Zamku Królewskiego na Wawelu. ZIS, 42155. Fot. J. Jaworski / 158

54. Arrasy wawelskie, XVI w. Zbiory Zamku Królewskiego na Wawelu. ZIS, 42094. Fot. J. Jaworski / 159

55. Kraków, katedra. Fragment kaplicy Zygmuntowskiej z zewnątrz, 1519—1533. ZIS, 18490. Fot. M. Moraczewska / 160

56. Kraków, katedra. Fragment wnętrza kaplicy Zygmuntowskiej, 1519—1533. ZIS, 18486. Fot. M. Moraczewska / 161

57. Opatów, kolegiata. Płaskorzeźba, tzw. Lament opatowski, 1533—1541. Twór.ca nieznany. ZIS, 59285. Fot. M. Kopydlowski / 162

58. Opatów, kolegiata. Nagrobek Anny Szydlowieckiej, po 1536. Aren. B. de Gianotis. ZIS, 59284. Fot. M. Kopydiowski / 164

59. Koronacja króla Aleksandra. Pontyfikat Erazma Ciotka, ok. 1515. MNK, Zbiory Czar-toryskich. ZIS, 3783 PL. Fot. S. Deptuszewski / 166

60. Kram uliczny. Miniatura z Kodeksu Baltazara B-ehema, 1505. Kraków, Biblioteka Ja­giellońska. ZIS, 4768 PL. Fot. E. Koztowska-Tomczyk / 169

61. Chełmno, ratusz, 1567—1570. ZIS, 68654. Fot. J. Lipka / 172

62. Tarnów, ratusz, XIV w., przebudowany w drugiej połowie XVI w. ZIS, 54090. Fot. W. Gumula / 173

63. Alegoria handlu gdańskiego. Obraz Izaaka van dem Blocke, 1608. Gdańsk, Ratusz Głównego Miasta. ZIS, 18246 PL. Fot. J. Langda / 174

64. Obozowisko flisaków nad Wisłą. Fragment obrazu Alegoria handlu gdańskiego pędzla Izaaka van dem Blocke, 1608. Gdańsk, Ratusz Głównego Miasta. ZIS, 18250 PL. Fot. J. Langda / 175

65. Stefan Batory. Mai. M. Kober, 1583. Zbiory Zamku Królewskiego na Wawelu. ZIS, 3697 PL./178

66. Anna Jagiellonka. Mai. M. Kober, po 1586. Zbiory Zamku Królewskiego na Wawelu. ZIS, 914 PL. Fot. S. Deptuszewski / 179

67. Baranów, pałac. Dziedziniec arkadowy, 1579—1602. ZIS, 18392. Fot. M. Moraczewska / 180

68. Szymbark, zamek, ok. 1585. ZIS, 5706. Fot. S. Komornicki / 181

69. Zamość, ratusz. Elewacja frontowa. Aren. B. Morando (1591—1600), J. Jaroszewicz i J. Wolff(l639—1651). ZIS, 76819..Fot. J. Szandomirski / 184

70. Zamość. Fragment ulicy z podcieniami, XVII w. ZIS, 13677 / 185

71. Jan Heweliusz. Mai. D. Schultz, 1677. Muzeum Pomorskie w Gdańsku. ZIS, 18357 PL. Fot.J. Langda / 187

72. Krasiczyn, zamek, 1598—1614. Arch. G. AppianL ZIS, 65648. Fot. J. Langda/ 188

73. Krasiczyn, zamek, 1598—l6l4. Portal i drzwi. Arch. G. Appiani. ZIS, 48292. Fot. Prac. GVK / 189

74. Kielce, pałac biskupi, 1637—1641. ZIS, 23304. Fot. H. Poddębski / 191

75. Kazimierz nad Wisłą, spichrz renesansowy, XVII w. ZIS, 62861. Fot. J. Szando­mirski / 194

76. Zygmunt III Waza. Miedzioryt P. Soutman, mai. i ryt. J. Suyderhof, XVII w. ZIS, 10218 B. Fot. J. Jaworski / 199

77. Władysław IV na koniu. Warsztat T. Dolabelli. Zbiory Zamku Królewskiego na Wa­welu. ZIS, 35455 PL. Fot. J. Langda / 200

78. Łańcut, pałac, 1629—1641. Arch. M. Trapola. Przebudowany w XVIII i XIX w., m.in. przez Ch. P. Aignera. ZIS, 25605. Fot. H. Poddębski / 202

79. Wilanów, pałac. Widok ogólny, XVII—XVIII w. ZIS, 24654. Fot. H. Poddębski / 203

80. Wilanów, pałac. Plafon barokowy, koniec XVII w. ZIS, 4524 B. Fot. Sowiński / 204

81. Kazimierz nad Wisłą. Fasada renesansowej kamienicy Celejowskiej przy ul. Senator­skiej, ok. 1635 ZIS, 61427. Fot. M. Kopydłowski / 205

82. Poznań, katedra. Nagrobek biskupa A. Konarskiego, po 1576. Arch. H. Canavesi. ZIS, 42611 / 206

430

83. Warszawa, kościół Bernardynów, 1690—1693. Arch. Tylman z Gameren. Dekoracja de la voute, ok. 1693. ZIS, 24112. Fot. H. Poddębski / 207

84. Kalwaria Zebrzydowska. Kaplica Grobu Matki Boskiej, 1611—1615. ZIS, 9697 / 208

85. Kraków, kościół Św. Anny, 1689—1703. Arch. Tylman z Gameren. ZIS, 14614 / 209

86. Tarnów, katedra. Fragment nagrobka Ostrogskich, 1612—1620. Arch. J. Pfister. ZIS, 20390. Fot. W. Demetrykiewicz / 210

87. Gniezno, katedra. Portret trumienny młodego szlachcica, przełom XVII i XVIII w. ZIS, 76163. Fot. W. Wolny / 211

88. Jan Kazimierz. Sztych W. Hondiusza wedle portretu D. Schultza, 1667/68. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, ZIS, 10225 B / 212

89. Jan Sobieski. Rys. A. van Bloemen, ryt. B. Kilian, 1685 MNW. ZIS, 5780 B / 213

90. Kraków, klasztor Dominikanów. Cudowne rozmnożenie chleba. Mai. T. Dolabella, XVII w. ZIS, 85470. Fot. W. Wolny / 214

91. Powroźnik, cerkiew, XVII w. ZIS, 26312 / 215

92. Św. Lipka, pow. olsztyński, kościół parafialny. Fragment polichromowanego baro­kowego sklepienia, XVIII w. ZIS, 58638. Fot. Strauss / 216

93. Warszawa, pałac Krasińskich. Budowa rozpoczęta w 1676 r., arch. G. Belotti, rekon­strukcja 1688—1689, arch. Tylman z Gameren. ZIS, 24041. Fot. H. Poddębski / 218

94. Lament różnego stanu ludzi nad umarłym kredytem. Drzeworyt, 1655. ZIS, 10340 PL. Fot. S. Deptuszewski / 220

95. Sandomierz, katedra. Oprawa mszału, koniec XVII w. ZIS, 72889. Fot. W. Wolny / 221

96. Nieborów, pałac. Piec gdański, XVII w. ZIS, 59647. Fot. E. Kozlowska-Tomczyk / 222

97. Karol Radziwiłł Panie Kochanku. Sztych, XVIII w. ZIS, 3596 B / 223

98. Kraków, kościół 00. Pijarów, 1714—1761. ZIS, 65403. Fot. W. Gumuła / 224

99. Stanisław Konarski. Portret pędzla nieznanego malarza z potowy XVIII w. MNW, Ga­leria w Wilanowie. ZIS, 3747 B / 226

100. Czerwieńsk, kolegiata. Epitafium Piotra Włosta Dunina, ok. 1750. ZIS, 75336. Fot. E. Koztowska-Tomczyk / 227

101. Zagroda we wsi Dacki pod Korsuniem. Akwarela H. Miintza, 1781. Album Muntza, tabl. 25. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. IHKM, 10118. Repr. A. Skarźyńska / 228

102. Kuźnia z dymarka we wsi Lubaczów między Stepaniem a Horyniem. Widok z 1783 r. Akwarela H. Miintza. Album Muntza, karta 79/80. Gabinet Rycin Biblioteki Uni­wersytetu Warszawskiego. IHKM, 10126. Repr. A. Skarźyńska / 229

103. Pas słucki, XVIII w. ZIS, 10350 B. Fot. J. Jaworski / 230

104. Warszawa, kościół Wizytek, 1755—176l.Arch.J.Fontana.ZIS,7211.Fot.L.Koziński/231

105. Koło, kościół Bernardynów. Portret trumienny Rozalii Gurowskiej, zm. 1792. ZIS, 68449. Fot. W. Wolny / 234

106. Pole elekcyjne na Woli. Rys. wedle Canaletta. ZIS, 5017 B. Fot. J. Kłos / 235

107. Kareta podróżna w wąwozie w okolicach Lublina. Akwarela H. Miintza. Album Muntza, tabl. 2. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. IHKM, 10121. Repr. A. Skarźyńska / 236

108. Gidle, kościół parafialny. Fragment barokowego malowidła przedstawiający grupę

szlachty, XVIII w. ZIS, 76947. Fot. J. Langda / 237 109; Sandomierz, katedra. Dzban cynowy, XVIII w. ZIS, 72871. Fot. W. Wolny / 238

110. Radzyń Podlaski; pałac, 1760. Fragment centralny fasady. Arch. J. Fontana. ZIS, 13086 / 240 .

111. Żniwa. Rys. D. Chodowiecki, ok. 1770, w: J. B. Basedow, Elementarbuch, 1774. IHKM, 6247. Repr. A. Skarźyńska / 242

112. B. Canaletto, Widok Warszawy od strony Pragi, 1770. MNW. ZIS, 29225 PL. Fot. J. Langda / 244

113. B. Canaletto, Pałac Mniszchów, przed 1780. MNW. ZIS, 7530 / 245

114. Stanisław August Poniatowski. Mai. J. Ch. Lampi. MNW. ZIS, 5676 B / 247

115. Warszawa, Pałac na Wodzie w Łazienkach, 1775—1795. Arch. D. Merlini. ZIS, 24193. Fot. H. Poddębski / 248

431

116. Warszawa, widok ul. Miodowej. Akwarela Z. Vogla, koniec XVIII w. MNW. ZIS, 47056. Fot. Prac. Fot. GVK / 249

117. Stanisław Matachowski. Mai. M. Bacciarelli. MNW. ZIS 10392. Fot. J. Jaworski / 250

118. Izabella z Czartoryskich Lubomirska. Mai. M. Bacciarelli. MNW, Galeria w Wilanowie. ZIS, 9857 B. Fot. J. Jaworski / 251

119. Wnętrze sklepu. Rys. D. Chodowiecki, ok. 1770, w: J. B. Basedow, Elementarbuch, 1774, s. 114. IHKM 6242. Repr. A. Skarżyńska / 252

120. Hugo Kołłataj. Mai. J. Peszka. MNW, Galeria w Wilanowie. ZIS, 3495 B / 252

121. Zaprzysiężenie Konstytucji 3 maja przez Stanisława Augusta. Mai. J. Peszka. MNW. ZIS, 7279 PL. Fot. L. Perz, repr. P. Maćkowiak / 253

122. Książę Józef Poniatowski. Mai. J. Grassi, koniec lat osiemdziesiątych XVIII w. MNW. ZIS, 8879 B/254

123. Powstanie 1794, walki przed pałacem Igelstróma w Warszawie. Drzeworyt. ZIS, 3289 / 255

124. Tadeusz Kościuszko. Mai. F. Jóhn wedle J. Grassiego, ok. 1792. ZIS, 32572 PL. Fot. S. Deptuszewski / 255

125. Na ślizgawce. Rys. D. Chodowiecki, ok. 1770, w: J. B. Basedow, Elementarbuch, 1774. IHKM, 6829. Repr. A. Skarżyńska / 260

126. Wjazd Henryka Dąbrowskiego w 1798 r. do Rzymu. Mai. J. Suchodolski. MNW. ZIS, 7689 B / 261

127. Stanisław Staszic. Rys. S. Sawiczewski. ZIS, 3608 B / 263

128. Tężnie w Ciechocinku, zbudowane 1824—1834, według projektu S. Staszica. ZIS, 88388. Fot. M. Kornecki / 264

129. miałów, pow. Jarocin, pałac klasycystyczny, 1797. ZIS, 63369. Fot. L. Perz, repr. F. Maćkowiak / 266

130. Domek gotycki w Puławach, po 1800—1809, Arch. Ch. P. Aigner. ZIS, 25894 PL. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk / 267

131. Puławy, Świątynia Sybilli, 1798—1809. Arch. Ch. P. Aigner. ZIS, 89338. Fot. E. Ko­złowska-Tomczyk / 268

132. P. Michałowski. Pocztylion. Rysunek sepia. MNW. ZIS, 7202 PL. Fot. F. Maćkowiak, L. Perz / 269

133. P. Michałowski, Scena z życia towarzyskiego, 1829. ZIS, 29898 PL. Fot. S. Deptu­szewski / 270

134. Adam Mickiewicz w młodym wieku. Portret kredką. Warszawa, Biblioteka Narodowa. ZIS, 10139 B. Fot. J. Jaworski / 272

135. Maurycy Mochnacki. Sztych. ZIS, 4736 PL / 273

136. Przystań na Solcu. Drzeworyt wedle rys. A. Gierymskiego. ZIS, 53199. Fot. J. Mie-rzecka/275

137. Dyliżans. Rys. H. Pillati. “Kłosy", 1870, nr 254, s. 284. Fot. A. Skarżyńska / 277

138. Cyprian Kamil Norwid. Autoportret. MNW. ZIS, 51702. Fot. E. Kozłowska-Tom­czyk / 279

139. Fryderyk Chopin. Rys. E. Delacroix ok. 1849. Paryż, Luwr, Gabinet des Dessins. ZIS, 34198 PL. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk / 280

140. Joachim Lelewel. Litografia francuska. ZIS, 35584 PL. Fot. T. Kaźmierski / 281

141. Generał Józef Dwernicki na czele 2. pułku ułanów. Mai. P. Michałowski przed 1840. MNW. ZIS, 15663 PL. Fot. S. Deptuszewski / 283

142. Most żelazny w Kaliszu. Według fotografii K. Brandla rys. K. Przykorski. “Tygodnik Ilustrowany", 1866, nr 375, s. 253. Fot. A. Skarżyńska / 286

143. Hala fabryczna. “Kłosy", 1869, nr 220, s. l6l. Fot. A. Skarżyńska / 287

144. Stacja kolejowa we Włocławku. Rys. z fotografii J. Cegliński. “Kłosy", 1863, nr 174, s. 32. Fot. A. Skarżyńska / 289

145. Aparat telefoniczny. “Kłosy", 1882, nr 906, s. 300. Fot. A. Skarżyńska / 290

146. Jarmark w małym miasteczku. Kopia obrazu W. Szernera. “Kłosy", 1880, t. 31, s.8—9. Fot. A. Skarżyńska / 292

432

147. Warszawa, dawna resursa ziemiańska przy ul. Krakowskie Przedmieście, 1860—1862. ZIS, 24571. Fot. H. Poddębski / 294

148. Kraków, ul. Barska 24. Wejście do secesyjnej willi, 1909. Arch. R. Bandurski. ZIS, 105564. Fot. T. Kaźmierski / 295

149. Łódź, ul.Jaracza 62. Pałacyk przemysłowca J. Kestenberga, 1902. Arch. F. Chełmiński. ZIS, 105640. Fot. T. Kaźmierski / 296

150. Łódź, ul. Warecka 10/12. Willa neorenesansowa, początek XX w. ZIS, 105643. Fot. T. Kaźmierski / 296

151. Łódź, ul. Sienkiewicza 6. Kamienica secesyjna, 1911. Arch. A. Furhjelm. ZIS, 105622. Fot. T. Kaźmierski / 297

152. Kalisz, sad okręgowy, 1820. Arch. S. Szpilkowski. ZIS, 23309. Fot. H. Poddębski / 299

153. Dorożka warszawska. Rys. W. Dmochowski. “Kłosy", 1869, nr 205, s. 293. Fot. A. Skar-żyńska / 300

154. Tramwaj konny w Warszawie. Rys. W. Gerson. “Kłosy", 1867, nr 88, s. 116. Fot. A. Skarżyńska / 301

155. Wnętrze taniej “garkuchni" przy ul. Freta w Warszawie. Rys. H. Pillati. “Tygodnik Ilustrowany", 1869, nr 58, s. 61. Fot. A. Skarżyńska / 301

156. Ogrody publiczne w Warszawie. Rys. H. Pillati. “Kłosy", 1884, t. 39 nr 994, s. 33. Fot. A. Skarżyńska / 303

157. Sikawka przeciwpożarowa. “Kłosy", 1878, t. 27, nr 700, s. 352. Fot. A. Skarżyńska / 304

158. Wystawa maszyn rolniczych. Rys. M. E. Andriolli. “Kłosy", 1874, t. 19, s. 232. Fot. A. Skarżyńska / 305

159. Goczałkowice pod Pszczyna na Górnym Śląsku. Chata chłopska, początek XIX w. ZIS, 71995. Fot. M. Kornecki / 308

160. Dębowa Wola, woj. krakowskie. Chata chłopska, początek XIX w. ZIS, 48088. Fot. Kwiczała / 308

161. Prymusowa Wola. Dwór szlachecki, XVIII/XIX w. ZIS, 41096. Fot. M. Moraczewska / 309

162. Dworek szlachecki. Rys. F. K. “Kłosy", 1865, nr 14, s. 160. Fot. A. Skarżyńska / 309

163. Chłopi krakowscy w karczmie. Rys. E. Gorazdowski wedle obrazu W. Eliasza. “Kłosy", 1875, nr 439, s. 276. Fot. A. Skarżyńska / 314

164. Sala Giełdy w Banku Polskim. Drzeworyfz pracowni J. Miinchheimera. “Kłosy", 1869, nr 217, s. 116. Fot. A. Skarżyńska / 319

165. Podróżni w wagonach kolejowych I i II klasy. “Kłosy", 1875, t. XXI, nr 537, s. 252. Pot. A. Skarżyńska / 322

166. Podróżni w wagonach kolejowych III i IV klasy. “Kłosy", 1875, t. XXI, nr 537, s. 253. Fot. A. Skarżyńska / 323

167. Przy stole bilardowym. Rys. F. Kostrzewski. “Kłosy", 1866, nr 42, s. 496. Fot. A. Skar­żyńska / 326

168. W kuchni przed wigilią. Rys. J. Konopacki. “Kłosy", 1884, t. XXXIX, nr 1017, s. 412. Fot. A. Skarżyńska / 327

169. Gra w krokieta. Mai. L. Wyczółkowski. MNK. ZIS, 4728 PL / 328

170. Koncert w kawiarni-ogródku w Dolinie Szwajcarskiej w Warszawie. Drzeworyt z pra­cowni J. Miinchheimera. “Kłosy", 1866, nr 51, s. 572. Fot. A. Skarżyńska / 332

171. Sala balowa. Rys. H. Pillati. “Kłosy", 1886, t. 43, nr 1107, s. 192. Fot. A. Skarżyńska / 333

172. Na tarasie w Łazienkach. Mai. A. Gierymski, drzeworyt B. Puc i W. Berg. “Tygodnik Powszechny", 1884, nr 37, s. 585. ZIS, 29349 PL. Fot. W. Mądroszkiewicz / 334

173. Wydawanie bezpłatnych posiłków robotnikom fabryki B. Handke. Rys. F. Kostrzew­ski. “Kłosy", 1884, t. 39, nr 1015, s. 377. Fot. A. Skarżyńska / 338

174. Zakład Hydroterapii w Nowym Mieście nad Pilicą. Rys. M. E. Andriolli. “Kłosy", 1879, t. 28, nr 724, s. 308. Fot. A. Skarżyńska / 339

175. Restauracja-ogródek na Saskiej Kępie w Warszawie. Mai. A. Gierymski. “Tygodnik Powszechny", 1884, nr 40, s. 633. ZIS, 53201. Fot. J. Mierzecka / 340

176. Zakład gimnastyczny S. Majewskiego w Warszawie. Ryt. K. Krzyżanowski. “Tygod­nik Ilustrowany", 1864, nr 267, s. 409. Fot. A. Skarżyńska / 341

28 — M. Bogucka, Dzieje kultury J J

177. Publiczna sala tańca przy ul. Waliców w Warszawie. Drzeworyt I. Zabłocki. “Kłosy", 1870, t. 8, nr 240, s. 72. Fot. A. Skarżyńska / 342

178. Wyścigi rowerowe w Ogrodzie Krasińskich w Warszawie. Rys. H. Pillati, ryt. F. Szym-borski. “Kłosy", 1869, nr 207, s. 324. Fot. A. Skarżyńska / 343

179. A. Grottger, Pierwsza ofiara. Z cyklu Warszawa I. MNW. ZIS, 6958 PL. Fot. T. Kaź-mierski, J. Langda / 348

180. A. Grottger, Przejście przez granicę, ok. 1863, MNK. ZIS, 998 PL. Fot. S. Deptu-szewski / 349

181. Powstaniec 1863 r. na koniu. Malarz nieznany, własność prywatna. ZIS, 28436 PL. Fot. T. Kaźmierski / 351

182. Józef Ignacy Kraszewski. Dagerotyp, ok. 1850, MNW. ZIS, 11148 PL / 354

183. Eliza Orzeszkowa. Fotografia. ZIS, 3194 PL. Pot. Prac. PIS / 355

184. Aleksander Głowacki (B. Prus). Rys. S. Witkiewicz z fotografii K. Brandla. “Wędro­wiec", nr 12, 7 (19) III 1885. ZIS, 17011 PL. Fot. S. Deptuszewski / 358

185. Henryk Sienkiewicz. Rys. S. Witkiewicz. “Tygodnik Ilustrowany", nr 255, 19 XI 1887, s. 316. ZIS, 14993 PL. Fot. S. Deptuszewski / 359

186. Władysław Reymont. Mai. M. Muter. Repr. “Wiadomości Literackie". 1925. ZIS, 11379 , PL. Fot. W. Wolny / 360

187. Adam Asnyk z muzą. Mai. J. Malczewski, 1895—1897. MNP. ZIS, 105445. Fot. J. Chodyna/ 361

188. Stanisław Wyspiański. Autoportret, 1894. MNW. ZIS, 21839 PL. Fot. W. Wolny / 364

189. S. Wyspiański. Portret dziecka, przed 1907. ZIS, 4968 PL / 365

190. S. Wyspiański, projekt witraża Bóg Ojciec dla kościoła Franciszkanów w Krakowie, 1897—1902. ZIS, 22210 / 366

191. Stefan Żeromski. Rzeźba Z. Trzcińskiej-Kamińskiej. ZIS, 5079. Repr. E. Ciechomska / 367

192. Józef Chełmoński. Rys. L. Wyczółkowski, 1900. ZIS, 23512 PL / 367

193. J. Matejko, Zjazd wiedeński w 1515 r., mai. 1879. MNW. ZIS, 4074. Repr. E. Cie­chomska / 369

194. J. Malczewski, Uskrzydlona, 1908. MNP. ZIS, 105486. Fot. J. Chodyna / 370

195. J. Malczewski. Autoportret, ok. 1905. ZIS, 80640. Fot. J. Langda / 371

196. J. Mehoffer, Europa jubilans, 1905. ZIS, 32111 PL. Fot. S. Deptuszewski / 372

197. L. Wyczółkowski, portret własny z rzeźbiarzem Konstantym Laszczką, 1895. MNK. ZIS, 23514 PL. Fot. T. Kaźmierski / 373

198. Widownia w Teatrze Nowym w Warszawie. Rys. H. Pillati. “Kłosy", 1881, t. 33, nr 846, s. 161. Fot. A. Skarżyńska / 374

199. Helena Modrzejewska jako Barbara Radziwiłłówna w sztuce Felińskiego.. Fot. W. Rze­wuski 1862—1867. ZIS, 120061. Repr. J. Langda / 375

200. Kataryniarz uliczny. Rys. H. Pillati, “Kłosy", 1867, nr 85, s. 80 / 376

201. Stacja kolejowa w Ciechocinku. Rys. H. Pillati. “Kłosy", t. 43, 1866, nr 1107, s. 177. Fot. A. Skarżyńska / 380

202. Łódź, Elektryczne Zakłady Karola Scheiblera, 1910. Arch. A. Frisch. ZIS, 105656. Fot. T. Kaźmierski / 384

203. Łódź, Targowa 46, brama do fabryki Grohmana, 1896. Arch. F. Chełmiński. ZIS, 105654. Fol. T. Kaźmierski / 385

204. Łódź, Przędzalnia firmy A. Dombe, ok. 1914. ZIS, 105655. Fot. T. Kaźmierski / 386

205. Regaty na Wiśle. Rys. J. Konopacki. “Kłosy", 1884, t. 39, nr 99, s. 33. Fot. A. Skar­żyńska / 389

206. W. Gerson, Dzieci wiejskie, 1858. ZIS, 28344 PL. Fot. T. Kaźmierski / 391

207. W. Gerson, Góral wędrujący zimą, 1857. ZIS, 12046 PL. Fot. T. Kaźmierski / 393

208. Projekt pomnika A. Mickiewicza. Rys. J. Matejko, 1885. MNK. ZIS, 11163 PL / 394

209. M. E. Andriolli, Obchód jubileuszowy J. I. Kraszewskiego w Krakowie, 1879. MNW. ZIS, 9865 PL / 395

210. Okładka programu uroczystości w setną rocznicę urodzin Adama Mickiewicza, 1898. Muzeum Hist. M. Warszawy. ZIS, 34302 PL. Fot. Prac. Fot. PAN / 397

434

211. Żony Lucjana Rydla i Kazimierza Przerwy -Tetmajera w krakowskich strojach ludo-t wych. Zdjęcie z papierów po W. Wojtkiewiczu. ZIS, 20986 PL. Pot. W. Wolny / 401

212. L. Wyczolkowski, Siewca. 1896. Muzeum Górnośląskie w Bytomiu. ZIS, 3363 PL / 404

213. J. Matejko, Stańczyk, 1862. MNW. ZIS, 29279 PL. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk / 407

214. J. Fałat, Krajobraz, 1885. MNW. ZIS, 1894. Repr. E. Ciechomska / 409

•Stosowane skróty: IHKM — Archiwum Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN;

MNK — Muzeum Narodowe w Krakowie; MNP — Muzeum Narodowe w Poznaniu;

MNW — Muzeum Narodowe w Warszawie; ZIS — Zbiory Instytutu Sztuki.

435

f

Spis rzeczy

Wstęp / 5 Początek dziejów / 8 Pierwsi Piastowie / 16 W orbicie wpływów Zachodu / 33 Kultura monarchii stanowej / 54 Nowe społeczeństwo, nowe formy państwa / 75 Zmierzch polskiego średniowiecza / 91 Rzeczpospolita szlachecka / 119 Polskie odrodzenie / 130 Renesansowi mecenasi / 154 Świat Sarmatów / 177 Polski barok / 197 Między Sasami a odnową / 217 Oświecenie nad Wisłą / 233 Z bronią w ręku czy pracą? / 258 U progu nowoczesności / 285 Ludzie XIX stulecia / 312 Obrachunki z klęską / 346 Czas Siłaczek i Judymów / 379 Zakończenie / 403 Przypisy / 412 Spis ilustracji / 428



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ALEKSANDER BRÜCKNER Dzieje kultury polskiej
Jezierski Dzieje gospodarcze polski w zarysie do89
POLSKIE DZIEJE, Złoty wiek kultury polskiej, "Złoty wiek" - kultury polskiej
D19250241 Ustawa z dnia 18 marca 1925 r w sprawie przystąpienia Rzeczypospolitej Polskiej do między
HISTORIA KULTURY POLSKIEJ W XIX WIEKU, WYKŁAD V, 18 11 11
Historia Polski do 1945r dzieje powszechne
12 Zagraniczna polityka kulturalna Polski
socjologia kultury wykłady do egz
Polityka pieniężna Narodowego Banku Państwowego w kontekście akcesjii Polski do strefy euro
polityka energetyczna polski do 2030r
Droga Polski do NATO id 142564 Nieznany
Od kultury wizualnej do teologi Nieznany
Polityka energetyczna Polski do 2030
BELL WOJNA KULTUR, Polski
94 Proszę opisać stosunek Rzeczypospolitej Polskiej do polityki