Jesteśmy żadnym społeczeństwem, Studia I stopnia dziennikarstwo


„Jesteśmy żadnym społeczeństwem, jesteśmy jednym wielkim sztandarem narodowym?"

Czy my Polacy jesteśmy nadal tacy jakimi widział nas C.K.Norwid? Przez długie wieki cieszyliśmy się dobrą - by nie powiedzieć najlepszą - opinią. To prawda, zarzucano nam, Polakom (podobnie zresztą jak dziś), pijaństwo, awanturnictwo i bylejakość. Narzekano na nasze drogi i warunki higieniczne. Ale w opinii Europy zawsze byliśmy państwem bez stosów, państwem azylu dla wygnańców wszelkiej niechcianej myśli i wszelkiej niechcianej rasy. Przez całe wieki byliśmy symbolem europejskiej tolerancji. Co więcej, gdy w wyniku rozbiorów Polska znikła z mapy świata, nasz polski los stał się dla Europy symbolem historycznej krzywdy. A nasza uparta walka o niepodległość była świadectwem najlepszych cnót, wpisujących na polskie sztandary na polach bitewnych całego świata hasło "Za waszą wolność i naszą". Czy w narodzie o takiej historii i takich doświadczeniach mogły się kiedykolwiek pojawić nienawiść i dyskryminacja obcych? A jednak jest faktem, że tak jak w opinii świata przed 150 czy 200 laty Polak kojarzył się z wolnością i tolerancją, tak dziś coraz powszechniej jest oskarżany o nacjonalizm, ksenofobię i szowinizm. Zdumiony tym Polak nie rozumie, co takiego, o czym nie wie, zdarzyło się w jego historii? Polska jest przecież - ile razy trzeba to powtarzać? - jedynym wielkim europejskim narodem, który nie zaznał wojen religijnych, którego król powiedział, że nie jest królem ludzkich sumień. Jest jedynym wielkim europejskim narodem, który przyjął gościnnie Żydów, wszędzie indziej prześladowanych i wypędzanych!

Polskość w dobie niewoli stawała się szczególną religią, pełną miłości i najwyższego poświęcenia. "Jesteśmy żadnym społeczeństwem - narzekał genialny Norwid. - Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym". W owej psychologii niewoli widział on przyczynę ciągłych powstań narodowych, jak je nazywał - "buntów dzieci", nie przygotowanych, nie rachujących żadnych realnych szans. "Nie wszyscy jesteście równie dobrzy - głosił Polakom Mickiewicz - ale gorszy z Was lepszy jest niż dobry cudzoziemiec; bo każdy z Was ma ducha poświęcenia się".
Czy był to nacjonalizm? Naturalnie tak. Ale rozumiany jako miłość do własnego kraju. Jak mógł zresztą naród polski - wynaradawiany, germanizowany i rusyfikowany - przez cały XIX wiek nie szukać swego ratunku w takim, choćby i przesadnym, umiłowaniu ojczyzny. Wbrew temu, co stereotypowo sądzą niektórzy zachodni politycy i niektóre zachodnie media, w Polsce przejawów nacjonalizmu jest nieporównanie mniej niż w Niemczech, Francji, Austrii, Holandii czy Szwecji.

Przy tamtych - nasz to zaledwie nacjonalizmek. Ci, którzy zarzucają Polakom nacjonalizm, zdają się nie pamiętać, że owi szowinistyczni Polacy przyjęli pod swój dach większość Żydów wygnanych z setek rosyjskich Anatewek na przełomie XIX i XX wieku. Że w 1937 r. przyjęli tysiące Żydów, których "europejscy", hitlerowscy Niemcy odstawili w zaplombowanych pociągach pod polską granicę. Nie chcą pamiętać i nie chcą dostrzegać, że polscy Żydzi czy polskie mniejszości miały w tym polskim, rzekomo nacjonalistycznym Sejmie swą reprezentację, liczniejszą niż choćby polscy socjaliści.

Jednakże cóż takiego się stało, co wydarzyło się w historii, o czym by Polak nie wiedział? Co powoduje, że wszystko, co najpiękniejsze w naszej historii, powraca do nas dzisiaj - jak w gabinecie krzywych luster - karykaturalnie wykrzywione, nieprawdziwe? Co przypisuje nam cechy, których nie mamy, i czyny, które są nam obce i krzywdzące? Być może częścią odpowiedzi na to pytanie jest rzadko uświadamiany fakt, że przegrywając ostatnią wojnę, ponieśliśmy (i nadal ponosimy) także ogromną klęskę propagandową. Wszystkie polskie racje i czyny utraciły w tej wojnie swą prawdziwą barwę i prawdziwy sens. Ta wojna pozbawiła nas należnej chwały. Lecz drugą, być może ważniejszą część odpowiedzi na pytanie, dlaczego nagle - po wiekach uznania, podziwu i szacunku - Europa widzi w nas tylko nacjonalistów?

Cyprian Kamil Norwid pisząc wyżej wspomniany cytat, do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej w prywatnym liście, zauważył ogromną dysproporcję między megalomanią narodową a zdolnością do konstruktywnej pracy na rzecz społeczeństwa. Winą za taki stan rzeczy obarczył głównie Mickiewicza, według którego zaszczytna rola „Chrystusa narodów”, odkupującego grzechy tychże, przypadła, dopiero co rozerwanej na strzępy przez zaborców, Polsce. W prostych słowach chodziło o to, że Polacy zostali wybrani, aby złożyć z siebie ofiarę i zbawić w ten sposób, czyli dać wolność, inne narody. Sprytna ta koncepcja jednocześnie usprawiedliwiała ciemnotę i zaprzaństwo Polaków, którzy przepili i przehulali swoje państwo oraz wywyższała polski naród ponad inne lepiej zorganizowane i nadążające za duchem czasów. Był w swoim pisaniu na tyle przekonujący, że na 200 lat zniechęcił Polaków do nauki, filozofii, techniki, przedsiębiorczości i tym podobnych oświeceniowych wynalazków, a zachęcił do spiskowania, powstawania, ginięcia i modlitwy za zmarłych. Od tego czasu mniej więcej co pokolenie powtarzał się podobny scenariusz: Polacy podrywali się do walki i ruszali na wroga z Bogiem oraz moralną wyższością na sztandarach, po czym pobici i skłóceni szli na emigrację, Syberię lub spoczywali w zbiorowych mogiłach. Mitologia zbudowana na jego mesjanizmie to faktycznie zapis spektakularnych zwycięstw ducha nad rozumem: powstanie listopadowe, powstanie Krakowskie, Wiosna Ludów, powstanie styczniowe, powstanie warszawskie... Poza poczuciem moralnego zwycięstwa i tysiącami bohaterskich śmierci niewiele te przedsięwzięcia Polsce dały. To znaczy, nie dały żadnych zysków politycznych, materialnych, społecznych, którymi patriotyzm oparty na wierze w zbawczą rolę narodu polskiego gardzi, ale za to na płaszczyźnie soteriologicznej przybliżały zbawienie ludzkości, zarzucając mu, że otumaniając naród swoim mesjanizmem, zamknął mu drogę do rozwoju społecznego.

Norwid zorientował się, że z tymi wszystkimi Mickiewiczami, Czartoryskimi i Mierosławskimi coś jest nie tak. Zrozumiał, że oni są mocno oderwani od rzeczywistości, a pomysły mają coraz bardziej szalone. Wyciągnął ze swej obserwacji interesujące wnioski, które do dziś pozostają bardzo aktualne. Przekładając jego słowa z postromantycznego na postmodernistyczne, chodzi o to, że jako naród jesteśmy w stanie wywołać powstanie, wygrać bitwę, ba, obalić nawet komunizm, ale jako społeczeństwo nie potrafimy stworzyć warunków, aby powstanie mogło się udać, nie umiemy wygrać wojny, a po obaleniu komunizmu zamiast wykorzystać odzyskaną wolność, rzucamy się sobie do gardeł. Ta refleksja była punktem wyjścia dla alternatywnej koncepcji patriotyzmu, który nazwałem wcześniej organicznym. Swoją najdojrzalszą formę uzyskał on jeszcze w XIX wieku pod zaborem pruskim, dzięki działalności takich ludzi, jak Karol Marcinkowski, Hipolit Cegielski, August Cieszkowski i wielu innych, którzy często mieli na swoim koncie także nieudane doświadczenia powstańcze. Umieli oni jednak z przegranych zrywów wyciągnąć rozsądne wnioski, które pozwoliły im wypracować model społecznego oporu, który w rezultacie okazał się dużo skuteczniejszy. Efektem ich starań były m.in.: niebywały w porównaniu z resztą ziem polskich awans cywilizacyjny, skuteczne przeciwstawienie się polityce germanizacyjnej oraz błyskotliwe zwieńczenie przyjętej strategii - jedyne zwycięskie polskie powstanie w 1918 roku.
Przykre słowa Norwida o polskim społeczeństwie są dziś bardziej aktualne niż w XIX wieku. Gdy nikt nam już bezpośrednio nie zagraża i nikt nie uciska, bardziej rzuca się w oczy anachronizm naszego myślenia w kategoriach narodu wybranego, wyższości moralnej i ofiary zbawiającej ludzkość. Tyrtejski, heroiczny patriotyzm zamienia się w swoją własną karykaturę, przeradza się w groteskową „wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną”. Nadal jesteśmy wielkim sztandarem narodowym, ale jako społeczeństwo nie rozwinęliśmy się od czasów Norwida ponad stadium warzywa. W takim razie pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie czy możemy wywyższać swój naród, przy jednoczesnym braku rozumności ?Przecież nie musimy walczyć o niepodległość, ginąć za ojczyznę. Jesteśmy najbardziej wolnym pokoleniem Polaków od ponad 200 lat i co my z tą wolnością robimy? Czy wykorzystujemy ją, aby zrobić coś dobrego tutaj na miejscu? Czy pokazujemy światu, na co stać Polaków nie jako naród, ale jako ludzi pełnych fantazji i świadomych własnej wartości? Czy w ogóle mamy jakiś pomysł na skorzystanie z tej wolności? Nie, nasze marzenia nie wychodzą ponad mieszkanie, samochód, domek na przedmieściach. Jedyne, co nas wkurza, to fakt, że nie możemy tego wszystkiego osiągnąć tak szybko jak nasi rówieśnicy z Zachodu. Winę za taki stan rzeczy zrzucamy na poprzednie pokolenia, które blokują najlepsze posady, czyli miejsca przy korytku z pieniążkami, a nie potrafią tak wszystkiego zorganizować, żeby dla nas starczyło. Nie jest problemem naszej generacji, że nie mamy mitu, do którego możemy się odnieść, naszym problemem jest to, że zbyt łatwo wpisaliśmy się w rzeczywistość społecznego niedorozwoju, bez walki zaakceptowaliśmy strukturę warzywa. Model Norwida jest racjonalny, społeczny, oparty na świadomości własnych wad i nastawiony na pracę organiczną. To jest jeden nurt tego samego myślenia o Polsce w kategoriach nie metafizycznych, ale bardzo konkretnych, racjonalnych.

To, że młodzi Polacy zachowują się tak a nie inaczej, nie wzięło się znikąd. Nasz sposób patrzenia na świat został ukształtowany przez starsze pokolenia. Można powiedzieć, że ten stan świadomości jest takim samym efektem ubocznym polskiej transformacji jak strukturalne bezrobocie na terenach popegeerowskich. Z jednej strony, zostaliśmy przekarmieni mesjanizmem Mickiewicza, który ciągle dominuje nie tylko w lekturach szkolnych, ale także w wizji historii podawanej w szkołach, a z drugiej zarażeni bezrefleksyjnym konsumpcjonizmem. W pewien sposób jesteśmy tak samo zmarnowanym pokoleniem jak pokolenie Kolumbów czy generacja Norwida. Mamy silne przekonanie o wielkości narodu polskiego, które jednak nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Myślimy mitami romantycznymi, a na co dzień uczestniczymy w chocholim tańcu niedorozwiniętego społeczeństwa.



1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gombrowicz i Ferdydurke Czapska N, Studia I stopnia dziennikarstwo
Ściaga teoria literatury, Studia I stopnia dziennikarstwo
Egzystencjalizm, Studia I stopnia dziennikarstwo
barok smierc, Studia I stopnia dziennikarstwo
Porządek i ład w Kosmosie Gombrowicza a, Studia I stopnia dziennikarstwo
1 Sylabus Metodologia Nauk Spolecznych wyklad studia stacjonarne dzienne II stopnia I rok30 03 2015
PROGRAM Z PRZEDMIOTU PEDAGOGIKA SPOŁECZNA studia stacjonarne I stopnia, PEDAGOGIKA UwB, pedagogika s
komunikacja społeczna, studia, dziennikarstwo i komunikacja społeczna, różne
chemia 10, Inżynieria Środowiska Politechnika Krakowska studia I stopnia, I semestr, Chemia, egzamin
jednostka a spoleczenstwo, Studia, Socjologia
BPD w społeczeństwie, ♠ Studia- Psychologia ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬, BORDERLINE (osobowość z pogranicza)
Diagnoza Resocjalizacyjna Skalą Nieprzystosowania Społeczneg, studia, II ROK, Resocjalizacja
Wyższa Szkoła Społeczno(1), Studia
17 Organizacje społeczne, STUDIA EDB, Obrona narodowa i terytorialna
Metodyka WF studia I stopnia wyklad 09
Prawa ogólne i generalizacje historyczne w naukach społeczny, Studia, Socjologia

więcej podobnych podstron