tekst, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturach tradycyjnych, Prezentacja o czarownicach


Polowania na czarownice trwały od połowy XIV wieku do połowy XVIII. Ich rozkwit nastąpił w połowie XV wieku, kiedy to papież Mikołaj V w liście do Hugunesa Lenoira, inkwizytora na Francję, przekazał inkwizycji prawo do zajmowania się wszystkimi przypadkami praktyk magicznych i czarów, nawet jeśli nie trąciły jawnie herezją. Wcześniej niejako chronił domniemane czarownice przed śmiercią dokument wydany w 906 roku - Canon Episcopi. Nakazuje on, aby ludzi, którzy uprawiają wróżbiarstwo i praktyki czarownicze, wypędzano z gminy, jednak o karze śmierci nie ma mowy. Canon Episcopi odprawianie guseł uważał za przestępstwo, lecz nie za herezję, gdyż zakładał, iż loty czarownic i ich sabaty to nieszkodliwe dla osób postronnych wytwory wyobraźni. Największe natężenie polowania na czarownice osiągnęły w krajach niemieckich. Na stos szły głównie kobiety. Jak dowodzili dominikańscy inkwizytorzy Heinrich Kramer i Jacob Sprenger, autorzy najpopularniejszego podręcznika dla łowców czarownic pt. „Malleus Maleficarum”, czyli Młotu na Czarownice (po raz pierwszy opublikowanego w 1487 i wielokrotnie wznawianego) całe to czarowanie pochodzi z lubieżności cielesnej, która w kobiecie jest nienasycona. Dlatego zawiera ona pakt z diabłem, kierując się pokusą cielesną i bierze udział w sabatowych orgiach. Według ich opinii, czary uprawiają przede wszystkim niewiasty, które są do tego bardziej przystosowane przez naturę, również z uwagi na mniejszą wiarę, jaka ponoć cechuje kobiety. W "Księdze Wyjścia" rozdział 32, wers 18 czytamy: "Czarownikom żyć nie dopuścisz" (przekład Jakuba Wujka, w Biblii Tysiąclecia: "Nie pozwolisz żyć takiej, która oddaje się czarom."). Straszne słowa Mojżeszowego Prawa skazują na śmierć trudniących się czarami, czyli takich, którzy zajmują się wróżbami, wywoływaniem duchów, gusłami i zabobonami. Czynami tymi łamią pierwsze przykazanie i oddają cześć siłą nieczystym, są więc wrogami społeczności wierzących i działają na jej niekorzyść. To żydowskie podejście do spraw magii i zabobonów przyjęło chrześcijaństwo. Święty Augustyn pisał, że wszelkie pogańskie bożki, nie są wymysłem ludzi, lecz realnymi bytami demonicznymi, które są przeciwnikami Boga i starają się zwieść ludzi. Potwierdzeniem tego ma być samo słowo "kobieta". Łacińskie słowo femina (kobieta) ma bowiem mieć swoją etymologię w złożeniu: "mniej wiary" (fe = fides, czyli wiara, oraz mina = minus, czyli mniej), ponadto mężczyźni są bardziej odporni na zakusy Szatana przez sam fakt, iż Jezus był mężczyzną. Inne zasady doktrynalne zawarte w Młocie na czarownice głosiły, że wiara w istnienie czarownic jest nieodłączną częścią wiary katolickiej, zaś niedowiarstwo w tej sprawie równa się herezji. Diabelski spisek, który opanował świat, można zwalczyć ludzką dłonią poprzez wiarę i represje. Istotną rolę odegrała tu bulla Summis desiderantes affectibus papieża Innocentego VIII, która upoważniała inkwizytorów do tropienia czarownic. Jak podaje Anna Mrozek-Dumanowska w książce „Człowiek w labiryncie magii” - „w Europie zachodniej „właściwa walka Kościoła z magią zapoczątkowana została bullą papieża Innocentego VIII w 1484 roku, w której poza potępieniem magii i wszelkich jej przejawów papież wezwał wiernych do potępienia czarownic i czarowników” Niniejsza bulla papieska „przyczyniła się do ugruntowania i skodyfikowania istniejącej od dawna wiary [...] w czarownice, była też oficjalnym potwierdzeniem tych wierzeń”

Akuszerka

W XVII i XVIII w. jedno dziecko na cztery nie dożywało pierwszego roku życia, wiele umierało zaraz po porodzie. W niemieckim Dilingem akuszerka Walpurga Hausmannin została w 1587 r. oskarżona o spowodowanie w ciągu 12 lat śmierci 40 noworodków. Oskarżyciele twierdzili, że podawała ciężarnym napój wywołujący przedwczesny poród, a także nacierała diabelską maścią łożysko, żeby matka i dziecko pozostawały złączone i umierały.

Wierzono, że z ciał nieochrzczonych dzieci czarownice przygotowują potrawy na sabatową ucztę, a także ucierają magiczną maść. To dlatego akuszerkom miało zależeć na śmierci noworodka. Walpurga miała co roku wykopywać z grobów co najmniej jedno lub dwoje niewinnych dzieci. Ciałka ich pożerała ze swoim czarowskim gachem i innymi biesiadnikami, kosteczki służyły jej do sprowadzenia gradu, co miała uczynić trzykrotnie.

Co robiły czarownice

Mogły zadawać ludziom ból, powodować kołtuny, postarzać, rzucać uroki. Sprowadzać deszcz i burze lub wyczarować suszę, powodować waśnie małżeńskie lub zatruwać studnie. Sławetna była ich umiejętność dojenia mleka z powrozów lub z dzwonu kościelnego. Cokolwiek by się działo, wiedźma za opłatą zawsze pomogła. Wiedziała kiedy zebrać właściwe ziele, jak je wysuszyć, jakim posłużyć się zaklęciem by podstarzała panna zdobyła męża.

W XV wieku powstała koncepcja czarów i czarownic, która rozprzestrzeniła się po całej Europie. Na jej powstanie miały przede wszystkim wpływ dzieła, takie jak osławiony "Młot na czarownice". Tak więc czarownice to kobiety bardzo stare lub przeciwnie - bardzo młode, mogące panować nad pogodą i chorobami, posiadające zdolność latania (nie tylko na miotle, popularne były łopaty, a nawet zwierzęta gospodarskie), w określonych porach roku udające się na spotkanie zwane sabatem, na którym oddają się rozpuście i spotykają z samym diabłem. Przede wszystkim to istoty stanowiące zagrożenie dla społeczności, żyjąc w niej spiskują z siłami zła, a przed ich atakami nie ma praktycznie obrony. Paradoksalnie poglądy te rozprzestrzeniły się dzięki wynalazkowi druku i wchodzeniu języków narodowych do piśmiennictwa. Coraz więcej ludzi było w stanie przeczytać o zagrożeniu czarostwem. Swoje zrobiła też Reformacja, Marcin Luter podkreślał obecność diabła, który "żyje i zaprawdę panuje nad światem" i "czyni czary wokół spraw ciała", a człowiek powinien toczyć "nieustanną walkę przeciw niemu." Powoli w społeczeństwach narastała fobia zagrożenia, potęgowana przez niespokojne czasy XVI i XVII stulecia. Niewiele było potrzeba, ot gwałtowna burza, pomór bydła, nagła choroba czy zgon, by zwalić odpowiedzialność na domniemaną czarownicę. Bo taka zawsze się znajdzie, nie pasująca do społeczności, chora umysłowo, stara, zbyt ładna czy zbyt mądra. Czarownice stały się kozłami ofiarnymi. Zwłaszcza, że ich sądzenie i karanie stało się łatwiejsze, bo sprawy czarów przestały być domeną Kościoła, zajęły się nimi sądy świeckie, a przestępstwo czarów pojawiło się w kodeksach karnych większości państw europejskich. Świecy inkwizytorzy, katolicy i protestanccy, z olbrzymią gorliwością przystąpili do dzieła. Ścigali każdego, na kogo doniesiono, bez ograniczeń stosowali tortury (znęcano się nawet nad kobietami w ciąży, co było nie do pomyślenia w czasach Inkwizycji), najczęstszym wyrokiem była śmierć na stosie czy w nurtach rzeki. Na Morawach spalono nawet katolickiego księdza, który przeciwstawiał się polowaniom. Oczywiście za czary. Jak wytłumaczyć masowe uczestnictwo gapiów w publicznych egzekucjach? Zachowane opisy drastycznych sytuacji wskazują na obojętność tłumu. Dr Małgorzata Pilaszak w pracy o procesach czarownic w Polsce przytacza przypadek egzekucji przez ćwiartowanie na rynku w Krakowie w 1564 r., podczas której kat i gapie pozwalali sobie na żarty dotyczące anatomii straceńca. Z płonącymi stosami można się oswoić, a w pewnych okolicznościach nawet traktować je jako rozrywkę nie wywołującą współczucia. - Uczestnictwo w egzekucjach stało się społeczną normą. Obserwowanie unicestwienia zła, dla ówczesnych ludzi realnego, mogło przynosić ulgę przez zmniejszanie poziomu lęku. Mieszkańcy wsi potrafili rozpoznać czarownicę. Chodziło tu nie tylko o kwestię wyglądu, ale także sposób zachowania się takiej kobiety. I tak np. osoby mieszkające w okolicach Bochni wierzyły, że rozpoznawały czarownicę po tym, że ta idąc w pole by zbierać zioła, nie odzywała się do nikogo; inni mówili o tym, że kobieta, która wdała się w kontakty z diabłem w każdy Wielki Piątek śpieszyła przed wschodem słońca na pastwisko, bo zioła, które zebrała w tym dniu miały służyć jej do odbierania krowom mleka; babka, która nie obeszła trzykrotnie kościoła podczas Rezurekcji też zostawała posądzona o czary. W poszczególnych regionach były tylko niewielkie różnice w opisie wyglądów; w krakowskim czarownica była zawsze osoba dużą i otyłą, do tego nosiła wyróżniający ją ubiór, w lubelskim miała czerwone oczy, natomiast w chełmskim kobiecie - wiedźmie ciągle się odbijało, co powodowało niezadowolenie i złość innych. Ta ostatnia cecha jest zresztą spotykana w badaniach etnograficznych terenu całego kraju.

Próba igły, wagi i wody

Czarownice i czarownicy mogli wszystko, bo torturami sędziowie skłaniali oskarżonych do najbardziej fantazyjnych wyznań. Wprawdzie aż do XIII w. kościół nie zezwalał na tortury, ale z czasem zmienił zdanie, choć były ograniczenia w ich stosowaniu. Np. sędzia nie mógł zarządzić tortur, dopóki nie zdobył wiarygodnego dowodu winy; męczarnie nie powinny być ciężkie, żeby nie doprowadzić do śmierci ofiary, zeznania uzyskane w trakcie tortur musiały być potwierdzone dobrowolnie poza salą w ciągu 24h, nie wolno było torturować ciężarnych i dzieci. Jednak w czasie wielkich polowań na czarownice nikt się tymi ograniczeniami nie przejmował.

Na początku oskarżonych poddawano próbom igły, wagi i wody. Wiadomym było, że diabeł naznaczał każdego człowieka, który oddał mu się w niewolę, piętnem w postaci plamki na skórze. Plamka pozbawiona była czucia, a nakłuta igłą nie krwawiła.

Podczas próby wody podejrzanego wiązano w kozła, prawą nogę z lewą ręką, lewą nogę z prawą ręką. Jeśli podejrzany szedł na dno, był winny, bo woda symbol czystości, nie przyjmowała sojusznika diabła.

Natomiast podczas próby wagi ważono czarownicę na wadze targowej. Jeśli była zbyt lekka (za właściwą przyjmowano 49.5kg) nikt nie mógł mieć wątpliwości, że to służebnica szatana, bo dzięki temu może unosić się w powietrzu.

Tortury aż do momentu przyznania się

Zwykle kaci rozciągali ofiary na ławie, przypiekali pochodniami, polewali kroplami palącej się siarki i smoły, zgniatali palce śrubami, miażdżyli kości nóg za pomocą hiszpańskich butów, bywało też wlewanie wapna do nosa, wydłubywano oczy, obcinano uszy. Liczyło się tylko jedno - wydobycie przyznania się do winy. Zdecydowana większość przyznawała się do wszystkiego. Ale nawet przetrzymanie męki nie dawało gwarancji odzyskania wolności. W skali całego Śląska najsłynniejszy i najbardziej ponury epizod polowań miał miejsce w 1606 roku w Ząbkowicach Śląskich (miasto znane jest także ze swej krzywej wieży). W tym to roku przez miasto przeszła dżuma, umarło blisko 2 tysiące osób, w tym 600 dzieci. W opinii mieszkańców takie nieszczęścia mogły sprowadzić tylko siły nieczyste. Dość szybko wytypowano prawdopodobnych winowajców - sześciu mężczyzn i dwie kobiety, grabarzy od niedawna goszczących w mieście. Specjalna grupa śledcza dokonała rewizji w ich domach i odkryła "pojemniki z trującym proszkiem", wykonywanym jakoby ze zwłok. Aresztowano ich i rozpoczęto straszliwe tortury, w wyniku których oskarżeni wyjawili swe straszliwe czyny. Przyznali się, że "obdzierali trupy i zabierali im opończe, rozcinali brzemienne kobiety, zabierali z nich płody i jedli dziecięce serca na surowo." A przede wszystkim wywołali zarazę. Przy pomocy zatrutego proszku. Nieszczęśnicy pod wpływem straszliwych cierpień stworzyli nawet postać swojego przywódcy, Demonicznego Łowcy. Ich egzekucja była równie potworna jak śledztwo, przed spaleniem na stosie rozdzierano ich rozżarzonymi kleszczami, przypalano, pieczono, wyrywano genitalia. Jednak ich śmierć była słynna w całej Europie i wszędzie budziła przerażenie.

*

Oskarżeni wiedzieli, że życia nie ocalą ale mogą uniknąć męki. Mówili to, co chcieli usłyszeć sędziowie. Obwiniali innych, stąd przesłuchanie kilku pierwszych oskarżonych pociągało następne aresztowania. O faktycznej wierze sędziów w praktyki diabelskie świadczy sposób, w jaki przesłuchiwali oskarżonych. Osobę posądzaną o czary sadzano tyłem do składu sędziowskiego, z zawiązanymi oczami, by nie mogła rzucić uroku spojrzeniem. Jak widać, u podstaw prześladowań leżał strach wynikający z ciemnoty denuncjatorów z jednej strony, a rozsądzających o ich racjach z drugiej. Postępowanie sądowe o maleficium (czary) dotyczyło odbierania mleka, uśmiercania zwierząt urokiem, sprowadzania chorób i kalectwa, niszczenia plonów za pomocą deszczu lub gradobicia, zabijania dzieci, bezczeszczenia zwłok.

Najwięcej emocji wzbudzały wspomnienia sabatowe. Tłumne zloty czarownic na narady i zabawy urządzane na łysych szczytach gór odbywały się przynajmniej raz na kwartał, ale najważniejsze spotkanie miało miejsce w pierwszomajową noc - noc Walpurgii. Świętu patronowała angielska zakonnica, która pomagała św. Bonifacemu w ewangelizacji Niemiec. W dzień św. Walpurgii zaczynały się, według pogańskiej tradycji, prace na roli i czarownice musiały ustalić z szatanem plan działania. Po skończonej naradzie ucztowano, tańczono i oddawano się rozpuście. Wedle zeznań na sabacie mogło zbierać się nawet kilka tysięcy czarownic i czarowników. Ucztowano przy syto zastawionych stołach, jednak jedzenie miało być zawsze mdłe, bez smaku, tak samo jak rozwodnione wino. Tłumaczono to brakiem soli, która jako świętość szkodzi szatanowi. Podczas oddawania się orgiom, ciało jakie przybierał szatan było zawsze zimne, gdyż miał materializować je z substancji i powietrza. Prawdopodobnie członkami były warzywa lub kamienie używane w ekstazie, stąd pogląd jakoby ciało szatana miało być zimne.

Przed jazdą czarownice nacierały się specjalną maścią. Skład był różny - według jednych zapisów z procesów ingrediencje to skóra z węża, jaszczurki, wróblich piór, żabiego skrzeku, inne z sera, masła i ptactwa. Przepis na słynną maść czarownic z dzieła Eliphasa Leviego, francuskiego okultysty, nakazywał mieszanie części świni, kwasu, pięciornika, krwi nietoperza, ziela psianki oraz oleju i gotowanie wszystkich składników aż do uzyskania gęstej masy. Wiedźmy starannie smarowały stopy oraz ramiona oraz narzędzie, na którym się poruszały i wylatywały przez komin. Co ciekawe, zwykle nie były to miotły a kij o rozdwojonym końcu lub widły. Notabene, maść wciąż budzi ogromne zainteresowanie. Część badaczy uważa, że domieszki roślin trujących jak blekot, cykuta, psianka mogły faktycznie wywoływać halucynacje odnośnie wrażenia latania, unoszenia się w powietrzu, pokonywania ogromnych odległości i co rusz ktoś próbuje to sprawdzić na własnej skórze.

*

Wielkie polowania trwały zwykle 2, 3, 4 lata, a potem nagle się kończyły. Często dlatego, że łamały stereotyp czarownicy, oskarżając o pakt z diabłem ludzi z wyższych sfer mających wystarczające wpływy, żeby się rozprawić z łowcami, albo dlatego, że ujawniano rażące nadużycia lub oszustwa przy formułowaniu oskarżeń.

W Polsce stosunek do posądzeń o czary nie zmieniał się na bardziej krytyczny w szybkim tempie. Dopiero około 1725 r. liczba procesów czarownic spadła o połowę w porównaniu z początkiem XVIII w. Ustalenie rzeczywistej skali polowań na czarownice na terenie dzisiejszego państwa polskiego jest trudne ze względu na zniszczenie większości materiałów źródłowych, jednak należy ją poważnie oddemonizować. Z całą pewnością w dawnej Rzeczypospolitej nie spłonęło 20 tys. czarownic, jak podają szeroko cytowane Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII w. Bohdana Baranowskiego z 1952 r. Oszałamiające liczby podane przez Baranowskiego - 10 tys. skazanych i od 5 do 10 tys. ofiar samosądów- zostały oszacowane na podstawie liczby miast i miasteczek dawnej Rzeczypospolitej. Wybitny historyk, prof. Janusz Tazbir w artykule Liczenie wiedźm (Polityka, nr. 37/2001) stwierdza, że Bohdan Baranowski po wycofaniu się ze swoich wcześniejszych szacunków pisał już jedynie o kilku tysiącach wiedźm spalonych w Rzeczypospolitej. Wyniki nowych badań wskazują, że Polska nie była państwem przodującym w nagonce na czarownice. Odnotowano ok. 770 świeckich procesów o czary w Koronie z okresu od XVI do XVIII w. Oskarżono w nich 1 121 osób, z których blisko połowę skazano na śmierć.

Na całkowite wygaszenie stosów trzeba było czekać do drugiej połowy XVIIIw. Wykształciły się procedury prawne uniemożliwiające wystąpienie reakcji łańcuchowej charakterystycznej dla wielkich polowań, a coraz więcej ludzi zaczęło powątpiewać w prawdziwość oskarżeń. Zniknęło też wiele czynników wywołujących panikę i prowokujących do szukania kozła ofiarnego np. pandemie zarazy czy niepokoje religijne. Ostatnim skazującym wyrokiem za czary, jaki wykonano na dzisiejszych ziemiach polskich, była egzekucja matki czworga dzieci, Barbary Zdunk, na podstawie wyroku sądu pruskiego w Reszlu na Warmii z 1811 r. Mimo że akta tej sprawy trafiły z Reszla do ministra sprawiedliwości w Berlinie, wyrok utrzymano w mocy. Barbara Zdunk spłonęła na stosie. Współczesnemu człowiekowi wiara w czary może się wydawać niepojęta. Ale ślad takiego widzenia świata istnieje w każdym z nas. Bo czyż na pewno obojętnie przejdziemy obok czarnego kota?

Czary oficjalnie są legalne od roku 1951.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kultura tradycyjna, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturach tradycyjnych
folklor kujaw, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturach tradycyjnych
trochę krótsze, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o Teatrze
Centrum handlowe to miejsce, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o mieście
Wiedza o kulturze gospodarczej, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturze gospodarczej
miasto, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o mieście
dziedzictwo cnoty, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o moralności
trochę dłuższe, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o Teatrze
gospo2, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturze gospodarczej
Prostytucja, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o moralności
mój tekst, Kulturoznawstwo UAM, Prawne aspekty zarządzania kulturą
Fikcyjne Protokoły, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o literaturze UAM Kulturoznawstwo, Wiedza o literatu
Wiedza o kulturze gospodarczej 2013 pytania, Kulturoznawstwo UAM, Wiedza o kulturze gospodarczej
tekst kultury
kultura tradycyjna
kultura organizacyjna prezentacja
5 kultura tradycyjna IX, 1 12 10
Z dziejów chrześcijańskiej kultury polowania na czarownice

więcej podobnych podstron