Everybody goes to Hell, Slayers fanfiction, Oneshot


EVERYBODY GOES TO HELL!!!

by Hoshiko

Dla Kasiuli, dzięki której moje życie niezupełnie tak wygląda. Jesteś... Jesteś. I to się liczy.

************************************************************************************

Powrót do domu... a raczej mieszkania. "Dom" to za piękne słowo, kojarzące się z ciepłem, rodziną... To jest mieszkanie. Puste, małe mieszkanie, na najwyższym piętrze brzydkiego, szarego wieżowca - miejsce, którego nie jest w stanie polubić. Wchodzi po schodach. Powoli, piętro po piętrze, niemal niekończącą się drogą. Zasikana, brudna winda jak zwykle utknęła gdzieś po między niebem a ziemią, skazując mieszkańców na wspinaczkę.

Trudno. Jest już przyzwyczajona.

Mimo to nieraz zaklnie pod nosem, bowiem plecak z każdym kolejnym piętrem zdaje się ważyć coraz więcej. Jeszcze pięć pięter. Jeszcze cztery. Jeszcze dwa...

Nienawidzi wracać do tej klitki niemal tak bardzo, jak z niej wychodzić. Wszystko tu jest brudne i szare - miasto, bloki, życie... i ludzie. Najgorsze jest jednak to ostatnie.

W ciągu swojego długiego życia przeżyła już wiele stylów i zmian we wzajemnym odnoszeniu się ludzi do siebie. Pamięta czasy, kiedy żaden mężczyzna nie odzywał się do niej, bo była kobietą. Pamięta dużo. Ale nie pamięta, żeby kiedykolwiek było aż tak źle - dziś ludzie mijają się na ulicy, nie obchodząc się nawzajem. Mało - często można spotkać się z czystą, niczym nie spowodowaną, niewytłumaczalną wrogością. Nie znają cię, nigdy wcześniej nie spotkali - ale już nie lubią. I będą mieli przyjemność, jeśli tylko coś ci się nie powiedzie, coś złego stanie. Filia - bo takie imię nosi kobieta - nie umie tego zaakceptować i dostosować się do tego.

To nie jest jej świat. I nie jej życie.

I nie może uciec - jak zwierzę, uwięzione w klatce.

To nieuczciwe.

Jednak w ciągu wielu ostatnich miesięcy stale towarzyszy jej myśl, że coś jest niesprawiedliwe. Wbrew pozorom, do tego też można się przyzwyczić - jak do wiecznie psującej się windy. Do wielu rzeczy można.

************************************************************************************

Drzwi do mieszkania są obdrapane i szare. Doskonale pasują do obdrapanych i szarych ścian dookoła. I do psiego gówna, którego jakoś nikt nie poczuwa się sprzątnąć. Klucz jak zwykle nie chce przekręcić się w zamku, podczas gdy ręce urywają się już pod ciężarem siatek. Robienie zakupów i wnoszenie ich potem na piętnaste piętro to kolejna rzecz, której Filia nienawidzi.

Mieszkanie jest małe. Ale wystarczające dla kogoś, kto mieszka sam. I pełno w nim porozrzucanych rzeczy. Ciuchy, książki... Nieumyty kubek po herbacie.

Zrzuca płaszcz w maleńkim przedpokoju i od razu idzie do kuchni, zsuwając buty po drodze. Na kaflach zostają mokre plamy błota. Pierwsze, co robi, to stawia czajnik na gazie. Siatki wkłada do lodówki, nie rozpakowując ich. Chowając do szafki talerzyk, tłucze go. Ręce jej drżą. Nie sprząta skorup. Przygląda im się jedynie szklistym, obojętnym wzrokiem.

Trzaśnięcie drzwi. Szybkie kroki w przedpokoju.

Zasłania żaluzje. Szybko. Jak najszybciej. Za chwilę muzyka z adapteru zagłusza wszystkie dźwięki i myśli. Zagłusza szloch.

Czajnik gwiżdże wreszcie. Filia niesie do pokoju wielki, biało-czarny kubek niewyobrażalnie mocnej herbaty. Po drodze stopa trafia na szkło. Krew.

-Choleeeraaaa!!!

************************************************************************************

Bandaż na stopie. Piecze. To nic, i tak nie ma zamiaru chodzić. Od wielu dni robi po południu tylko jedno - leży na materacu (pokój, jak uznała, był za mały na łóżko) i patrzy w sufit, słuchając muzyki. Głośnej muzyki, która zabija myśli. I jeszcze wtedy pije dużo mocnej herbaty. Herbata po wypiciu piętnastu kubków również odurza, a uwalnia od pragnienia alkoholu.

Nienawidzi życia, ludzi, a zwłaszcza siebie. I nienawidzi nienawiści. Błędne koło. Zamknięte koło. Klatka.

"I don't want a truth, cause it is changing

I don't want a love, cause it is a lie

I don't believe in word, except hurtful words

I don't believe in dream, until I will die

Everybody goes to hell

Only lonely soldier

But I know it never ends

Only lonely soldier

But I know it's miserable

Only soldier

But I know it's my energy

Only lonely soldier

Now I know it's my destiny

That I'm looking for, but don't wanna face it anytime..."

Radio wyło. Filia miała głęboko gdzieś, że sąsiedzi mają małe dziecko. "I know it never ends..." I to jest właśnie najgorsze. Nie widać kresu. Jest uwięziona we własnym życiu, z którego nie ma ucieczki. I które z każdym dniem coraz mniej jej się podoba. Żyje najbardziej beznadziejnym życiem, jakie mogłaby prowadzić.

************************************************************************************

"EVERYBODY GOES TO HELL!!!"

"EVERYBODY GOES TO HELL!!!"

************************************************************************************

Jak bardzo chce zasnąć... Zniknąć. Rozpłynąć się. Wyrwać. Tak, to dobre słowo. Życie jest beznadziejne. Jak więzienie. Jak kara za grzechy.

Czyżby... Tak, Xell ma rację. Nie żyje się raz, ale wiele. Ale zgodnie z jego teorią każdy otrzymuje takie życie, na jakie zasłużył poprzednim. Więc kim była w poprzednim? Chyba mordercą. Bo nikt inny by na coś takiego nie zasłużył.

************************************************************************************

Przez żaluzje prześwitują promienie słońca, kiedy budzik bezlitośnie wyrywa ją ze snu. Do pracy. Zwleka się z materaca, klnąc paskudnie, kiedy zraniona noga dotyka podłogi. Kurwa! Dotrzeć do kuchni. Po drodze z szafy wyciąga jeansy i rozciągnięty sweter. Herbata. Nie zacznie dnia bez herbaty. Skorupy po stłuczonym talerzyku wciąż leżą na podłodze. Mija je obojętnie. Nieważne. Nie obchodzą jej.

Łazienka. I spojrzenie w lustro. Kurwa. Oczy podpuchnięte, cera blada. Wygląda jak gruźlik po dziesięciu latach walki z chorobą!

Jeszcze tylko płaszcz i idzie do pracy. Utyka. Nie tylko z powodu zranienia. Utyka lekko od dawna - od wypadku, po którym jej kości już nigdy nie zrosły się poprawnie. Do pracy ma tylko kawałeczek - dwie ulice - ale droga ciągnie się w nieskończoność... Czuje spojrzenie każdego przechodnia i widzi wszystkie uśmieszki - zwłaszcza te, których nie ma.

Biurowiec. Szary. Brudny. Schody. Noga nieznośnie przypomina o szkle ze stłuczonego talerzyka, na które nastąpiła wcześniej. Drzwi. Dlaczego musi tam wchodzić?

-Witaj, Fileńko.

-Nie. Mów. Do. Mnie. Fileńko.

Nie irytacja. Rutyna już. Machinalnie.

-Cześć, Xellos. Dużo mamy pracy?

-Dużo. Ale nie martw się, bo już większość zrobiłem.

-Nie powinieneś mnie wyręczać w pracy...

-Nie wyręczam. Zrobiłbym to po prostu lepiej - szczerzy się.

-To ty tak uważasz.

Minuty. Godziny. Papiery. Kurz. Głowa boli. Złośliwostki wiercą uszy, mózg. Spać. Herbaty. Czas mija. Powoli...

-Oooch, czyżby Fileńka miała depresję?

-Nie mów. Do mnie. Fileńka. Nie, nie depresja. Niewyspanie. Tylko niewyspanie.

-E, kłamiesz. Kłamliwa z ciebie Fileńka.

-Nie mów. Do mnie. Fileńka! A tak w ogóle, to czemu ty nie znajdziesz sobie innej ofiary?! Tylko ciągle mi dokuczasz, co?!!

-Bo mi się podobasz - bezczelny uśmiech.

Nie odzywa się już. Nie ma siły. Czas... czas płynie powoli. Ale mimo to każda minuta przybliża ją do materaca w dusznym mieszkaniu i słuchawek na uszach. I kolejnych dwudziestuparu kubków herbaty.

Wychodzi do ubikacji. Znowu. Przez tą cholerną herbatę ma zupełnie zrujnowane nerki. Wraca. Zgarbiona. Utyka bardziej niż zwykle.

Zatroskane spojrzenie ametystowych oczu.

Nie widzi go. Udaje, że nie.

Bo w nie nie wierzy.

Minuty, godziny. Biurko i papiery na nim. I kolejna złośliwa uwaga. Ale ona już nie może. Lubi go, bardzo go lubi. I to, jak - przy sypaniu złośliwostkami i denerwowaniu jej na każdy możliwy sposób - bardzo stara się nie jej nie zranić, jest w pewien sposób rozczulające. Ale już nie może. Po prostu nie.

-Zejdź wreszcie ze mnie!!! Po prostu się odczep, dobrze?!!

Badawcze spojrzenie.

-Okej.

Złośliwy, ale prawdziwy przyjaciel. Zrozumie. I odpuści, kiedy trzeba.

Zaczyna się odliczanie. Jeszcze kwadrans. Jeszcze dziesięć minut. Piętnasta. Nareszcie można włożyć płaszcz i uciec do swojej klitki na piętnastym piętrze. Schować się przed ludźmi. Szukać zapomnienia w muzyce, herbacie, odrętwieniu.

-Idziemy?

-Idziemy. Ale - drapie się w zakłopotaniu po głowie. Fioletowa grzywka wichrzy się w przezabawny sposób. - ja się trochę chyba o ciebie martwię. Mogę ci jakoś pomóc?

-Nie - ucina. Nie będzie żebrać.

-A czy... może zgodzisz się... umówić się ze mną...? - rumieniec. On się rumieni?

-Nie.

Przygarbił się. Przykro mu, to widać.

-Dlaczego? - pyta jeszcze cicho.

-Bo nie chcę - wychodzi. Temat zakończony.

"Bo nie wierzę, że tobie może się podobać ktoś taki, jak ja. Ktoś, kto nie jest ładny, niezgrabnie chodzi, kto jest pośmiewiskiem. Ktoś nadwrażliwy, depresyjny, kto nie ma ci nic do zaoferowania. Ktoś, kto boi się z tobą umówić, bo nie wierzy, że może ci się podobać. I bo boi się sprawić ci ból. Tchórz. Nie możesz umawiać się z tchórzem. Jesteś zbyt wyjątkowy na mnie."

************************************************************************************

Schody, nie kończące się schody. Do windy nie wejdzie, bo nie ma do niej zaufania. Nie chce stać, zawieszona gdzieś pomiędzy piętrami, tylko dlatego, że nikt nie poczuwa się, by naprawić tą cholerną windę. Po drodze mija sąsiadkę z malutkim, czteroletnim chłopczykiem. Kurczy się pod jej wrogim spojrzeniem.

Nikt jej nie lubi.

-Mamusiu, dlaczego ta pani tak dziwnie chodzi?

-Cicho, synku. To niegrzecznie tak mówić.

Czy rumieniec może rozsadzić policzki? Nawet jeśli nie, to przynajmniej jest bliski.

Drzwi. I ten cholerny klucz.

************************************************************************************

Materac. Skulona na nim. Muzyka wyje na cały regulator. Myśli o Xellu. Od tamtej rozmowy minęło trochę czasu. Przygasł jakby. Przynajmniej uwolniła się od licznych złośliwostek... I, kurwa, brakuje jej ich. No ale nie mogła udawać, że jej zależy. Bo niestety nie zależy.

Zwleka się z materaca i zaczyna sprzątać. Spodziewa się przyjaciółki. Sprząta na zasadzie upychania wszystkiego po szafkach. Wchodzi do kuchni i zmiata na szufelkę leżące tam od tygodni potłuczone szkło.

Dzwonek do drzwi.

************************************************************************************

Siedzą i piją herbatę. Filia na wielkiej poduszce, służącej za fotel. Anna rozciąga się na materacu.

-Dlaczego nie chciałaś z nim być? - pyta, bez żadnych wstępów. Już wie. Od niego?

-Bo mi na nim nie zależy. Nie w ten sposób.

Wierzy w to już. Naprawdę. Do wielu rzeczy można przywyknąć i równie wiele sobie wmówić.

-Przecież to jest wspaniały facet! Przystojny, inteligentny... Czego ty byś jeszcze chciała?

-Sama nie wiem. Nie tego w każdym razie.

-Ach tak. O co ci chodzi ostatnio?

-Nie rozumiem.

-Rozumiesz.

-Bo ja... - przypływ szczerości. To przecież przyjaciółka. - Jestem taka beznadziejna...

-Nie jesteś. I nie użalaj się nad sobą, bo to jest właśnie beznadziejne.

Chłodny, rzeczowy ton. Szczerość. Tak, Anna nie uważa jej za beznadziejną. Dla niej jej wygląd, sposób poruszania się, nie są ważne. Akceptuje ją jako człowieka.

To otrzeźwia. Pomaga racjonalnie pomyśleć.

************************************************************************************

Z powrotem zacznij żyć, powiedziała Anna w jednej z późniejszych rozmów. To Filia idzie do biblioteki. Od czegoś w końcu trzeba zacząć. Ale takie jej psie szczęście. Zaczyna padać. Szukanie kryjówki. W wąskiej uliczce sporo jest daszków i markiz. Chowa się pod pierwszą z brzegu. Musi przyglądać się wszystkim parom. To krępujące. A tamta dwójka... Tamta dwójka... Mężczyzna zagaduje coś do uśmiechniętej dziewczyny. Blondynki. Ona robi śmieszną minę i udaje, że wyżyma jego fioletowe włosy - tak, jak wyżyma się ścierkę.

************************************************************************************

Z porządku, jaki był w mieszkaniu jeszcze rano, nie zostało nic. Kolejny stłuczony kubek i mokra plama po herbacie niemal uniemożliwia przejście przez kuchnię. W pokoju jest mrok - żaluzje są zasłonięte. Na materacu, zwinięta w kłębek, leży dziewczyna.

-Przecież mi nie zależy - powtarza zbielałymi wargami, wbijając w dłonie obgryzione paznokcie. - Przecież mi nie zależy...

Jej szloch doskonale zagłusza głośno grająca muzyka.

"I don't want a truth, cause it is changing

I don't want a love, cause it is a lie

I don't believe in word, except hurtful words

I don't believe in dream, until I will die

Everybody goes to hell

Only lonely soldier

But I know it never ends

Only lonely soldier

But I know it's miserable

Only soldier

But I know it's my energy

Only lonely soldier

Now I know it's my destiny

That I'm looking for, but don't wanna face it anytime...

I don't want a peace, cause it is changing

I don't want a hearing, cause it is a lie

I don't believe in god, I belive in devil

And I don't believe in life, unitl I'll die

Everybody goes to hell!"

************************************************************************************

"NIECH WSZYSCY IDĄ DO DIABŁA!!!"

"A ZWŁASZCZA JA..."

************************************************************************************

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czy to sen, Slayers fanfiction, Oneshot
Who wants to live forever, Slayers fanfiction, Oneshot
Domek z kart, Slayers fanfiction, Oneshot
Kiblowe perypetie, Slayers fanfiction, Oneshot
Szkarłat, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajka bez tytułu, Slayers fanfiction, Oneshot
Przeznaczenie, Slayers fanfiction, Oneshot
Familiada, Slayers fanfiction, Oneshot
1+1+1=2, Slayers fanfiction, Oneshot
W domu Xella, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajarz, Slayers fanfiction, Oneshot
Reakcja, Slayers fanfiction, Oneshot
Droga, Slayers fanfiction, Oneshot
Królowa Gołębi, Slayers fanfiction, Oneshot
Die, Slayers fanfiction, Oneshot
Wielki - Większy Dzień, Slayers fanfiction, Oneshot
Czekolada, Slayers fanfiction, Oneshot
Związki Zawodowe, Slayers fanfiction, Oneshot
Bambo 2, Slayers fanfiction, Oneshot

więcej podobnych podstron