Huf Sfinks - tajemnice historii, Fryderyk II, FRYDERYK II


FRYDERYK II

Szczerze mówiąc, nigdy nie uważałem życia i działalności
niemieckich cesarzy za zbytnio interesujące. W pamięci utkwił
mi tylko często oglądany obrazek, przedstawiający ostatniego
z nich - Wilhelma II Hohenzollerna. Widać na nim władcę,
gdy konno, ze spojrzeniem i gestem zdradzającym manię
wielkości, odbiera paradę swych żołnierzy - zanim wyśle ich
na śmierć na polach bitew pierwszej wojny światowej.
Cesarz o imieniu Fryderyk II - czy to nie "stary Fryc", ten
od pałacu Sanssouci w Poczdamie? Ależ on nie był wcale
cesarzem, tylko królem pruskim. Zresztą nie zgadza się też
wiek, nasz bohater panował pięćset lat wcześniej, w XIII stu-
leciu. Na lekcjach historii słyszałem o jego dziadku Fryderyku I,
zwanym Barbarossą, czyli Rudobrodym. Według legend, spo-
czywa on w głębokim śnie na górze Kyffhauser w Turyngii,
natomiast podręcznik szkolny mówi, iż utonął w rzece Salef
podczas wyprawy krzyżowej. Barbarossa też był cesarzem,
pochodził z rodu Staufów. Ale mieliśmy przecież zająć się
wnukiem. Nie nazwano jego imieniem - w przeciwieństwie
do "Fryca" z Prus - żadnej oberży, nie postawiono mu żad-
nego pomnika. Place Barbarossy znajdziemy w wielu niemiec-
kich miastach, natomiast Fryderyk II nie pozostawił - jak się
wydaje - żadnych widocznych śladów. Może właśnie nie
zrobił nic takiego, o czym mogliby pamiętać potomni?
Musiał jednak być potężnym władcą, skoro ozdobił swe

skronie koronami Niemiec, Królestwa Jerozolimskiego i bogatej
Sycylii. Zwolennicy zwali go "stupor mundi et immutator mi-

rabilis, "podziwienie świata i cudowny odnowiciel", dla wro-gów był diabelskim monstrum. Jak mamy wyrobić sobie sąd
o człowieku zmarłym przed prawie 800 laty, o cesarzu i królu,
na temat którego historycy i pisarze opublikowali w ciągu
stuleci niezliczone księgi, nie formułując jednoznacznych ocen
- raczej przecząc sobie nawzajem?
Zamek pełen tajemnic
Zmęczony zgiełkiem panującym na zatłoczonych adria-
tyckich plażach przypadkiem znalazłem się w odludnej, spa-
lonej słońcem okolicy na południu Włoch. Wąska, kręta
droga biegła wśród łagodnych pagórków i nie kończących
się plantacji oliwek. Nagle na szczycie wzgórza wyrosła
masywna bryła zamku Fryderyka II - "Castel del Monte".
Przed wejściem nauczycielka opowiadała szkolnej wycieczce
o "Federico Secondo", królu Sycylii. Mówiła o rzeczach
zadziwiających: władca ów miał podróżować przez kraj ze
swym haremem, towarzyszyły mu zaś słonie, leopardy i inne
egzotyczne zwierzęta.
Opowieść wzbudziła moją ciekawość, jeszcze nigdy nie
słyszałem czegoś podobnego o którymś z niemieckich cesarzy.
Sam Castel del Monte też pełen jest zagadek i tajemnic.
Wzniesiony na planie regularnego ośmiokąta, z wieżą na każ-
dym z rogów - również ośmiokątną. Mury z wygładzonych
ciosów żółtego piaskowca kryją osiem sal w kształcie trapezów
na dwóch kondygnacjach jednakowej wysokości oraz ośmio-
kątny dziedziniec, ozdobiony niegdyś antycznymi figurami.
Pisarz Horst Stern nazwał budowlę "orgią ósemek". Ośmiokąt
przedstawia w geometrii formę pośrednią między czworo-
kątem a kołem. Jako symbol religijny wyobraża połączenie
ziemskiej skończoności kwadratu z nieskończonością niebies-
kiego kręgu. Stanowi on pomost pomiędzy Bogiem i człowie-
kiem, życiem i śmiercią.
Fryderyk podziwiał powstały podczas krucjaty w latach
1228/ 1229 meczet na "świętej skale" w Jerozolimie i pytał
arabskiego przewodnika o symboliczne znaczenie oktagonalnej
konstrukcji. Znał także oktagonalną bazylikę San Vitale oraz
baptysteria w Rawennie, trzymał w dłoniach koronę Rzeszy
- również w kształcie tej figury. Czy Castel del Monte powstał
na skutek tych wszystkich doświadczeń, jako trwający wiecznie
testament imperatora, który na ziemi chciał być zawsze "pier-
wszym po Bogu"?
Ściany zamku wyłożone są płytkami białego marmuru,
piękne mozaiki ozdabiają podłogi. Pomyślano też o toale-
tach, brak natomiast kuchni; w jaki sposób odżywiał się
więc wybredny dwór? Z pewnością nie zadowalał się suro-
wizną i zimnymi potrawami, zwłaszcza że Fryderyk znany
był z wystawnych uczt. Jeden z ówczesnych biesiadników
donosił z zachwytem: ..Spotkać tu można wszelkie rodzaje
uciech, śpiewające chóry i purpurowe stroje gości stwarzają
pogodny nastrój. Biesiady i zabawy trwają cały dzień, a gdy
słońce chyli się ku zachodowi, blask pochodni zamienia noc
w dzień". Piękne hurysy zabawiały zebranych - przy dźwię-
kach cymbałów i kastanietów, balansując na wielkich kulach,
toczyły się przez sale pałacu. Przekazy mówią, że nadworny
uczony i astrolog Michael Scotus miał rzekomo pewnego
gorącego, letniego dnia na rozkaz cesarza sprowadzić cza-
rami chmury burzowe, by dostarczyć ochłody rozbawione-
mu towarzystwu.
Castel del Monte nie był jednak najwyraźniej przeznaczony
do takich rozrywek. Może służył celom obronnym? Dlaczego
więc schody w wieżach są lewoskrętne, inaczej niż we wszys-
tkich twierdzach owych czasów? Taki układ sprzyjał przecież
napastnikowi, który mógł atakować mieczem trzymanym

w prawej ręce, utrudniał natomiast fechtunek obrońcy. Wąt-
pliwe jest, aby doświadczeni budowniczowie Fryderyka popeł-
nili przypadkowo prosty błąd. Po co w takim razie wzniesiono
zamek?
Nedim Vlora jest profesorem geografii na uniwersytecie
w Bari. Pochodzi z albańskiej rodziny książęcej, jego rodzice
uciekli do Włoch przed komunistami. Vlora wraz z zaprzyjaź-
nionymi naukowcami od lat prowadzi badania zamku i sądzi,
iż potrafi już wyjaśnić wiele spośród jego zagadek. Zdaniem
profesora, budowla nieprzypadkowo stoi dokładnie na linii
łączącej Jerozolimę z największą w owych czasach katedrą
chrześcijańską Notre Dame w Chartres. Cesarz nie chciał bo-
wiem wznieść zamku, lecz świątynię. Sam sporządził plany
konstrukcyjne, bazujące na tajemnej wiedzy starożytnych Egip-
cjan, którą zaczerpnął ze źródeł arabskich.
Uczony dokonał pomiarów zamku i stwierdził pewne zbież-
ności z wymiarami piramidy Cheopsa. Obwód budowli
232,92 m) odpowiada dosyć dokładnie długości boku pod-
stawy największej egipskiej piramidy, natomiast suma długości
boków ośmiokątnego dziedzińca Castel del Monte wynosi
111 staroegipskich łokci. Była to w czasach faraonów nad-
zwyczaj ważna, magiczna liczba, Która symbolizowała - we-
dług kapłanów - całą tradycyjną wiedzę, również tę o rów-
nowadze kosmosu, będącą warunkiem dalszej egzystencji
wszechświata. Faraonów - wraz z mocami niebieskimi
- uznawano za gwarantów owej kosmicznej równowagi, stąd
wynikał pogląd o konieczności ich panowania w Egipcie. Ne-
dim Vlora twierdzi, że odnalazł inne jeszcze podobne formuły
liczbowe ukryte w konstrukcji zamku. Podobno wskazują one
nawet dokładne położenie nieodkrytych dotąd komór w pi-
ramidzie Cheopsa. Nie dane mu było do tej pory przekonać
się naocznie o słuszności swych teorii, gdyż rząd egipski od-
mawia archeologowi amatorowi pozwolenia na prowadzenie
wykopalisk. Profesorowi pozostają więc tylko spekulacje i prze-
mierzanie z calówką wnętrz cesarskiego zamczyska.
Związek konstrukcji budowli z prawidłami astronomii zo-
stał natomiast naukowo udowodniony. Chodzi o długość
cienia, jaki rzucają ściany dziedzińca w chwili, gdy Słońce
wchodzi w kolejne znaki zodiaku: Wagi, Skorpiona, Strzelca.
Rozmiar cienia odpowiada wówczas określonym elementom
architektonicznym: zajmuje pełną szerokość dziedzińca,
opasuje wieże lub pada tam, gdzie - zdaniem fachowców
- dawniej znajdowało się oktagonalne ogrodzenie. W lecie
cień zdradza położenie jeszcze jednego obiektu, który nie
zachował się do naszych czasów. Sięga bowiem wtedy do
środka dziedzińca, gdzie umieszczony był prawdopodobnie
marmurowy basen - także w kształcie ośmiokąta. Porów-
nanie z pałacami arabskimi i perskimi potwierdza to przypu-
szczenie - w żadnym z nich nie brak przynoszącej ochłodę
fontanny. Zamek jest więc swego rodzaju gigantycznym
zegarem słonecznym. Cesarz, zainteresowany matematyką,
z pewnością znał reguły geometryczne, będące podstawą
takiej Konstrukcji - opisał je już w starożytności rzymski
architekt Witruwiusz.
Skomplikowane obliczenia są konieczne, by zrozumieć sens
odchylenia osi wschód-zachód kasztelu, wyznaczonej przez
główny portal. Różnica w stosunku do kierunku idealnego
wynosi 2,5 stopnia. Kąt ten odpowiada dokładnie nachyleniu
osi ziemskiej. Ta inklinacja wyznacza rytm pór roku, okresów
zimna i ciepła, zasiewów i żniw na naszej planecie. Uwzględ-
nienie praw natury przy budowie Castel del Monte mogło
oznaczać, że Fryderyk II uważał się za pana wszelkich zjawisk,
decydujących o losie jego poddanych - podobnie jak egipscy
faraonowie.
Wirtualna wizyta u cesarza
Zespół badaczy z uniwersytetu w Tybindze wykorzystał za-
miłowanie władcy do mistyki liczb w celu stworzenia nowego
programu komputerowego. Przez wiele lat studenci informa-
tyki pod kierunkiem swego profesora podążali śladami monar-
chy, przygotowując poświęcone mu dzieło. Zgromadzili
w komputerach miliony danych architektonicznych - w wy-
niku tego powstał wirtualny Castel del Monte, po którym
poruszamy się za pomocą komputerowej myszy.
Istnieją obecnie różne metody generowania cyfrowych ob-
razów. Najpopularniejszy jest tzw. raytracing, stosowany
m.in. do produkcji reklam, ale także pełnometrażowych fil-
mów, jak np. "Toy story". Jakkolwiek obrazy uzyskane za
pomocą tej techniki robią duże wrażenie, razi w nich pewna
nienaturalność. Wynika ona z punktowego przedstawiania
źródeł światła - granice cienia stają się przez to bardzo ostre.
Raytracing nie potrafi poza tym uwzględnić oświetlenia po-
średniego, niezwykle istotnego przy odwzorowywaniu wnętrz.
Informatycy z Tybingi starali się więc połączyć różne znane
metody. Dla laika brzmi to nieskomplikowanie, ale takie przed-
sięwzięcie oznacza często konieczność wieloletnich badań
i prób. Efektem starań uczonych stał się program o nazwie
"RadioLab". Dzięki zastosowaniu w nim różnorodnych algoryt-
mów przyspieszających obliczenia, może on generować nad-
zwyczaj realistyczne obrazy skomplikowanych architektonicz-
nie pomieszczeń Castel del Monte. "RadioLab" przeszedł
w naszym filmie chrzest bojowy, teraz czeka go światowa
kariera.
Brama do wieczności
Castel del Monte daje wiele utrwalonych w kamieniu przy-
kładów autogloryfikacji Fryderyka II. Wszędzie natknąć się
można na "złotą liczbę" 1,618, wyprowadzoną z proporcji
ciała ludzkiego. 1:1,618 to idealny stosunek odległości między
sklepieniem czaszki a pępkiem do wysokości całego ciała lub
też długości palców do rozmiarów całej dłoni. Ta boska har-
monia, zwana "złotym podziałem", miała wyrażać wolę mocy
niebieskich także w przedmiotach stworzonych ludzką ręką.
Sale zamczyska mają kształt trapezu. Mnożąc najkrótszy bok
tej figury przez 1,618, otrzymamy wymiar boku najdłuższego.
Z Kolei iloczyn najkrótszego boku i pierwiastka kwadratowego
"złotej liczby" (czyli 1,272) odpowiada szerokości sali. Także
portal główny zbudowany jest według zasad "złotego podzia-
łu". Można weń wpisać pięcioramienną gwiazdę, złożoną
z przecinających się linii. Punkty przecięć dzielą te linie na
odcinki, pozostające względem siebie w proporcjach 1:1,618,
I :1,6182 lub 1:1,6183. Taka Konstrukcja stanowić więc miała
bramę dla człowieka doskonałego - cesarz miał tu zapewne
na myśli siebie.
Nie wiadomo, czy Fryderyk kiedykolwiek przebywał w tym
miejscu. Współczesny mu kronikarz tak opisywał zachowanie
monarchy: "Z niezmordowanym zapałem kazał wznosić pałace
niezwykłych rozmiarów i rzadkiej piękności, jak gdyby miał
żyć wiecznie. Wielu z nich nigdy nawet nie ujrzał. Polecał
budować warownie i baszty na wierzchołkach gór i w miastach,
jakby Każdego dnia spodziewał się oblężenia. Wszystko to
czynił, aby dać świadectwo swej potęgi, wzbudzić podziw
i respekt. Chciał, by sława jego imienia głęboko zapadła w pa-
mięć każdego człowieka, aby go nigdy nie zapomniano". Cas-
tel del Monte był więc demonstracją siły, a może także we-
zwaniem do przestrzegania praw niebios.
Tyran Sycylii
Brama w Kapui, obecnie w ruinie, służyła nie tylko celom
praktycznym, lecz także propagandzie - miała obwieszczać
wolę cesarza. Wykuty na niej napis groził podróżnym, prze-
kraczającym tu granicę między
Państwem Kościelnym a Króle-
stwem Sycylii:
"Na rozkaz Cezara dbam
o jedność królestwa.
Podstępnych - pogrążę
w hańbie.
Niech pewnym krokiem
przechodzi, kto żyje uczciwie
Lecz zdrajca niechaj lęka się
klątwy
I śmierci w lochu."
Wśród gruzów bramy, nisz-
czonej w licznych wojnach, leżą
marmurowe figury, które niegdyś zdobiły fasadę: rzymska
bogini lustitia, po jej bokach dwaj sędziowie. Powyżej wznosił
się posąg cesarza, uważanego za gwaranta pokoju i sprawied-
liwości. Fryderyk II ogłosił nowy kodeks dla Królestwa Sycylii,
zwany "konstytucjami z Melfi". Miał on zagwarantować prawo-
rządność i chronić poddanych przed samowolą feudałów, ale
jednocześnie potwierdzał nieomylność monarchy: "Dyskuto-
wanie o wyrokach, postanowieniach i statutach cesarskich
jest świętokradztwem".
Władca był święcie przekonany, że głosiciele herezji skie-
rowanych przeciw Kościołowi zagrażają również jemu, jako
bożemu pomazańcowi. Odstępcy byli więc okrutnie karani:
"Kacerza, napiętnowanego przez biskupa, należy postawić
przed sądem świeckim i skazać na śmierć w płomieniach lub
na okaleczenie przez wyrwanie języka, aby już nigdy nie wy-
szydzał Boga". Żydzi musieli zapuszczać brodę i umieszczać
na odzieży żółtą plamę, aby odróżniać się od chrześcijan.
Małżeństwa z cudzoziemcami były zakazane, gdyż "mieszanie
się ludów sprowadza zepsucie obyczajów w państwie". Pro-
stytutkom nie pozwalano mieszkać w obrębie murów miasta
i używać tych samych łaźni, które odwiedzały "przyzwoite"
niewiasty, "bowiem jedna chora owca zaraża całe stado".
Wędrownych komediantów i śpiewaków wyjmowano spod
prawa, "jeśli ważyli się obelżywymi piosenkami zakłócić pokój
cesarski". Z drugiej jednak strony, kodeks głosił, iż "nikt nie
może być niewinnie prześladowany dlatego
tylko, że jest Żydem czy Saracenem".
W roku 1235 oskarżono w Niemczech kil-
ku Żydów o popełnienie rytualnego mordu
na chrześcijańskim dziecku. Taki zarzut po-
jawiał się co jakiś czas, narażając wszystkich
wyznawców judaizmu na poważne niebez-
pieczeństwo. Ponieważ Izraelitów uważano
w Niemczech za bezpośrednich poddanych
monarchy, Fryderyk osobiście zainteresował
się tą sprawą. Do zbadania oskarżeń powołał
komisję, złożoną z dostojników kościelnych
i świeckich. Komisja nie potrafiła jednak wy-
dać jednoznacznego wyroku, cesarz powie-
rzył więc dochodzenie Żydom, którzy przyjęli wiarę chrześ-
cijańską. Oni bowiem orientowali się w piśmiennictwie żydow-
skim i udowodnili, że prawo mojżeszowe uznaje ofiary z ludzi
za przestępstwo budzące odrazę. Fryderyk zagroził wobec
tego karą wszystkim, którzy rozpowszechnialiby podobne osz-
czerstwa. Trudno powiedzieć, czy motywem takiego postę-
powania była tolerancja wobec innych wyznań, czy też całkiem
prozaiczne względy finansowe. Wyrozumiałość nie należała
w każdym razie do jego przymiotów. Sieć donosicieli infor-
mujących o wszystkim władcę omotała państwo. "W twoim
królestwie sycylijskim nikt nie śmie ruszyć ręką ani nogą bez
twego rozkazu" - pisał ówczesny papież, z wyrzutem, ale
i z niekłamaną zazdrością.
Pewna historyjka - raczej zmyślona - doskonale ilustruje
wyobrażenie wnuka Barbarossy o istocie władzy monarszej:
"Cesarz Fryderyk wyruszył niegdyś na polowanie z sokołami.
Zabrał ze sobą znakomitego sokoła, którego nadzwyczaj sobie
cenił. Posłał go w pościg za żurawiem, ten jednak wznosił się
coraz wyżej i wyżej. Ptak łowczy podążał za nim, aż ujrzał
w dole młodego orła, spadł na niego z impetem i tak długo
trzymał w szponach, aż orzeł wyzionął ducha. Rozzłoszczony
cesarz zawezwał kata i rozkazał ściąć sokołowi głowę, ponie-
waż ten zabił swego pana. Orzeł bowiem stoi wyżej niż wszys-
tkie inne ptaki i należy mu się respekt". Podobnie każdy za-
mach na władcę karany był śmiercią. Jeden z kronikarzy tak
opisywał los grupy feudałów, którzy zawiązali
spisek przeciw Fryderykowi: "Zamachowców
oślepiono najpierw, gdyż szatan zaślepił ich du-
sze, wleczono ich za końmi po ziemi, którą za-
mierzali splamić krwią niewinnego. Niektórych
zaś wrzucono żywcem do morza, bo podawali
stronnikom cesarza kielich goryczy; wieszano
ich pod gołym niebem, jako że skazili powietrze
swym haniebnym zamiarem. Wreszcie strawił
ich ogień, gdyż przyłapano ich, pragnących stłu-
mić płomień wierności." Dodajmy jeszcze do
tej listy okrucieństw zaszywanie nieszczęśników
w workach razem z jadowitymi wężami.
Bohater naszej opowieści nie należał więc do ~~~ ~ '.
łagodnych, łaskę okazywał tylko wtedy, gdy wy-
magało tego polityczne wyrachowanie. Im dłużej panował,
tym bardziej stawał się zgorzkniały i coraz rzadziej wybaczał.
Nawet obrazę majestatu Karał z nikczemną, wyrafinowaną
brutalnością, czego dowodzi poniższy dekret: "Postanawia-
my, aby oskarżonych o przestępstwo obrazy naszego ma-
jestatu poddawać długim i licznym torturom, a następnie wy-
konać karę śmierci. ich cierpienia winny napawać lękiem
innych". Zaskakująco pojednawczo zachował się monarcha
w Bitonto. Miasto poddało się na krótki czas papieskim na-
jemnikom, lecz on okazał mu ponownie swoją łaskę. Jako
akt ukorzenia się mieszkańcy ufundowali nowe, kunsztowne
schody na ambonę w miejscowej katedrze. Zdobiły je wize-
runki członków dynastii Staufów: obok Fryderyka, jego dziad
Barbarossa, ojciec Henryk i syn Konrad. Poddani musieli ugiąć
się przed wolą cesarza, niezależni obywatele wolnych miast
byli mu solą w oku. Sprzeciw naruszał "święty porządek"
i pociągał za sobą z reguły bezlitosną interwencję gvardii
saraceńskiej. Zachował się jeden z rozkazów, kierowanych
do jej komendanta: "Pełni zaufania dla waszej szczerej wier-
ności, której doświadczyliśmy we wszelkich opresjach, wam
właśnie powierzamy prowadzenie wojny przeciw miastu Ga-
eta i jego mieszkańcom, jako zemstę na zdrajcach. Dlatego
rozkazujemy z całą surowością i pod rygorem utraty naszej
łaski, abyście zaraz po przybyciu zniszczyli winnice i ogrody.
Aby zdobyć tereny wroga, musicie dzień i noc bez przerwy
czuwać przy katapultach i machinach oblężniczych. Po
zajęciu miasta macie całą ludność z wyższych stanów wy-
gnać nago i boso poza mury, wcześniej oślepiając i ob-
cinając im nosy. Kobietom także obcinajcie nosy na znak

hańby, ale potem pozwólcie im odejść. Natomiast chłop-
ców, których znajdziecie, winniście pozbawić męskości
i pozostawić w mieście. Z murów, domów i wież Gaety
niechaj nie zostanie kamień na kamieniu, z wyjątkiem koś-
ciołów i plebanii, które oszczędzicie. Gdy wieść o srogiej
karze rozejdzie się po świecie, wstrząśnie do głębi każdym
zdrajcą."
Takie postępowanie uznać można za przejaw niezwykłego
okrucieństwa Fryderyka. Jednakże w owych czasach nie było
ono niczym wyjątkowym. Władcy Wschodu i Zachodu stoso-
wali podobne metody dla umocnienia panowania i ochrony
własnego życia. Nawet papieże nie cofali się przed morders-
twami i torturami. Wnuk Barbarossy był szczególnie konsek-
wentny w urzeczywistnianiu swych planów. Jego ofiarą padł
nawet jeden z synów - Henryk oraz długoletni kanclerz Petrus
de Vinea. Skąd wzięła się u niego ta przemożna żądza władzy?
Wzlot orła
Zimny północny wiatr szarpie dużym namiotem, ustawio-
nym na rynku w lesi, małym miasteczku środkowej Italii, 26
grudnia roku 1194. Konstancja, córka normańskiego króla
Sycylii, Rogera II, udawała się właśnie do swego małżonka,
cesarza Henryka VI, gdy bóle porodowe zmusiły ją do za-
trzymania się w lesi. Rozwiązanie w okresie świąt to dobry
omen, lecz niebo nad miastem pokryte jest chmurami. Bez-
dzietna dotąd cesarzowa zaszła w ciążę dopiero w wieku 40
lat - rzecz w owych czasach zadziwiająca. Natychmiast też
pojawiły się wątpliwości, złośliwi szeptali, że jako następca
tronu ma być podsunięty syn pewnego rzeźnika. Aby położyć
kres tym niebezpiecznym dla przyszłego dziedzica pogłoskom,
Konstancja zaprosiła do asystowania przy porodzie kobiety
z lesi - tak w każdym razie mówi legenda. Jako ostateczny
dowód cesarzowa pokazała podobno tłumowi nagie, ocieka-
jące mlekiem piersi karmicielki.
Narodzinom przyszłego władcy towarzyszyły mroczne prze-
powiednie. Były opat cystersów, Joachim z Fiore, powiedział
podobno Henrykowi VI, że sprawcą ciąży jego małżonki był
demon. Ponadto przewidywał - opierając się na pogłębionym
studium Biblii - rychły koniec świata, do którego miał się
przyczynić mały królewicz. Takie objawienia nie należały w śred-
niowieczu do rzadkości, powszechnie oczekiwano apokalipsy,
dnia Sądu Ostatecznego. Tym razem proroctwa miały jednak
wyraźne tło polityczne. Otóż Henryk VI dzięki zręcznym rządom
znacznie rozszerzył granice wpływów - sięgały one od Bałtyku
i Morza Północnego aż do wybrzeży śródziemnomorskich. Był
bliski realizacji marzeń dynastii Staufów o wskrzeszeniu pod ich
berłem imperium rzymskiego. Małżeństwo Henryka z Konstan-
cją oznaczało groźną dla papieża możliwość połączenia cesar-
stwa z Królestwem Sycylii, rozciągającym się na Półwyspie
Apenińskim niemal do granic Rzymu. Państwo Kościelne znalaz-
łoby się w ten sposób w potężnych kleszczach. Papież musiał za
wszelką cenę temu zapobiec, jeśli nie chciał ostatecznie prze-
grać rywalizacji ze świeckimi władcami.
Między Wschodem a Zachodem
Niewiele później sytuacja diametralnie się zmieniła i dzie-
dzictwo Fryderyka zdawało się rozpływać w powietrzu. Hen-
ryk VI zmarł w 1197 r., wkrótce potem odeszła także kon-
stancja. Osierocony następca tronu dostał się pod kuratelę
papieża. Wprawdzie już jako małe dziecko nosił koronę Sy-
cylii, mimo to czuł się więźniem w pałacu królewskim w Pa-
lermo, a jego życie wciąż było w niebezpieczeństwie. Podo-
bno mając. siedem lat, na widok pilnujących go strażników
pełen bólu zerwał z siebie ubranie i "tnącymi jak noże pa-
znokciami okaleczył swe młode ciało". Jeżeli nawet fakt ten
jest przejaskrawiony, to pozwala wyobrazić sobie, jak głęboko
zakorzenione było w chłopcu przekonanie o niezwykłości wła-
snej osoby i znaczeniu godności królewskiej. Tamten okres
wywarł niewątpliwie duży wpływ na Fryderyka, ukształtował
jego poglądy, uczynił nieufnym wobec obcych i wzbudził
w nim świadomość własnych zdolności oraz uprzywilejowa-
nej pozycji.

Średniowieczne Palermo było miastem wielu kultur, meczety
sąsiadowały z synagogami i katolickimi katedrami. Normańscy
władcy Sycylii zlikwidowali wprawdzie wpływy muzułmańskie
na wyspie, ale przejęli orientalny styl życia. Gruboskórni awan-

turnicy z dalekiej Północy zmieniali się w promieniach połu-
dniowego słońca w tolerancyjnych mecenasów filozofii, lite-
ratury i architektury. W swoich wiejskich posiadłościach,
w Palermo. otoczonych rozległymi parkami, prowadzili wraz z licznymi
kochankami wystawny tryb życia. Wschodni przepych panował
też w komnatach królewskich, ich ściany zdobiły kosztowne
mozaiki. Fontanny - niczym w pałacach kalifa - przynosiły
ochłodę i relaks. Pewien arabski podróżnik chwalił króla Ro-
gera, który z jałowego pustkowia uczynił kwitnące ogrody
i żyzne pola. Pszenicę i olej palmowy wymieniano w północnej
Afryce na złoto, finansując w ten sposób budowę kościołów
i pałaców. Rzemieślnicy i architekci zjeżdżali zewsząd na połu-
dnie Włoch, tworząc specyficzny styl w sztuce. Reszta Europy
uważała Sycylię za kraj z tysiąca i jednej nocy.
Legendy mówią, że młody król włóczył się po uliczkach
Palermo, zaniedbany i głodny, zdany na jałmużnę współczu-
jących rodzin. Obcowanie z ulicznicami i węd-
rownymi handlarzami nauczyło go złych manier,
ale dostarczyło też wielu doświadczeń życio-
wych. Należy wątpić w prawdziwość tych prze-
kazów: prawdopodobnie - mimo wszelkich per-
turbacji w pałacu królewskim - otrzymał
odpowiednie wykształcenie. Papieżowi, sprawu-
jącemu oficjalną kuratelę, donoszono o znako-
mitych umiejętnościach jeździeckich i szermier-
czych Fryderyka, a także o jego ogromnej
ciekawości świata. Po ukończeniu 14 lat, w roku
1208, pełnoletni już władca objął rządy ogarnię-
tego chaosem państwa. Perspektywa uzyskania
korony cesarskiej niepomiernie się oddaliła, po
tym, jak papież nałożył ją w 1209 r. Ottonowi',
z rodu Welfów2 - od pokoleń nieprzejednanych
wrogów Staufów. Innocenty III zyskał przez to swobodę w dal-
szym umacnianiu własnych wpływów. Nowy cesarz był niewy-
kształcony, niezbyt majętny, posiadał też niewielu stronników.
Wydawało się więc, że zostanie posłuszną marionetką Rzymu.
Gdy Otto zawiódł pokładane w nim nadzieje, papież natych-
miast przestał go popierać. Fryderyk znów liczył się więc w wy-
ścigu do tronu - wkrótce potem książęta Rzeszy ofiarowali
mu koronę króla niemieckiego.
Droga do władzy
Były podopieczny papieża został wcześnie ożeniony
i w wieku 17 lat doczekał się już potomka. W roku 1212
opuścił Sycylię, rozpoczynając niebywale śmiałe przedsię-
wzięcie. Przez Rzym i Genuę udał się na północ Italii, w to-
warzystwie garstki zwolenników. Przemknął między wrogimi
Staufom miastami Lombardii, o włos unikając wzięcia do
niewoli przez mediolańczyków. Na wysokości Werony prze-
kroczył Alpy, choć po niemieckiej stronie gór czyhali książę-
ta bawarscy, sprzyjający Welfom, i przez Szwajcarię po-
spieszył do Konstancji. Miasto przygotowywało się już na
przyjęcie Ottona, więc tutejszy biskup początkowo odmówił
Fryderykowi wstępu. Dopiero po odczytaniu papieskiej kląt-
wy, rzuconej na konkurenta, brama otworzyła się. Mieszkań-
cy zatarasowali teraz most na Renie, aby z kolei uniemoż-
liwić przejazd Welfowi. Plan powiódł się - Otton IV nie
dysponował wystarczającymi siłami, musiał więc wycofać się
i zrezygnować z prób zatrzymania rywala. Pewien kronikarz
zapisał wówczas taką uwagę: "Gdyby Fryderyk przybył do
Konstancji trzy godziny później, nigdy nie zdołałby opano-
wać Niemiec".
Wiadomość o pojawieniu się wnuka Barbarossy rozeszła się
tymczasem z szybkością błyskawicy. Sukces, jaki odniósł na
samym początku, uznano za znak boży. Coraz więcej zwolen-
ników przyłączało się do orszaku Fryderyka, kolejne południo-
woniemieckie miasta otwierały przed nim swe bramy, wypie-
rając niepopularnego Ottona coraz dalej na północ. Losy tego
ostatniego rozstrzygnęły się ostatecznie w bitwie pod Bouvi-
nes, w północnej Francji. Spiesząc wiosną 1214 r. na pomoc
sprzymierzeńcowi, królowi angielskiemu, starł się tam z woj-
skami francuskimi i poniósł druzgocącą klęskę. Zwycięski wład-
ca Francji, Filip August, wysłał Staufom zdobytego na przeciw-
niku orła cesarskiego wraz z hojnym datkiem pieniężnym.
Teraz nic nie stało już na przeszkodzie wstąpieniu Fryderyka
na tron króla Niemiec. Odbyło się to w roku 1215 w Akwiz-
granie, tradycyjnym miejscu koronacji monarchów od czasów
Karola Wielkiego. Jego prochy spoczęły w tym samym czasie
we wspaniałym, nowym srebrnym relikwiarzu, ufundowanym
przez mieszczan. Nasz bohater własnoręcznie zamknął relik-
wiarz, przyrzekając jednocześnie wyruszyć wkrótce na wy-
prawę, aby odzyskać Jerozolimę z rąk muzułmanów. Upłynie
jednak wiele czasu, zanim spełni przyrzeczenie - na razie
ma ważniejsze sprawy do załatwienia. Kilka lat poświęcił na
uporządkowanie sytuacji w Niemczech, ale tylko na tyle, by
"zabezpieczyć tyły" na czas realizacji szeroko zakrojonych
planów. Historia zarzuca mu, że zaniedbał kraj w decydującej
fazie jego rozwoju i przyczynił się do rozdrobnienia Niemiec.
Już wkrótce Fryderyk powrócił do Italii, zostawiając w Niem-
czech jako regenta małoletniego syna - Henryka. Na połu-
dniu czekała bowiem korona cesarska - przekazana mu
przez papieża w Rzymie, w 1220 r. - oraz Królestwo Sycylii,
któremu pragnął przywrócić dawną świetność. Zręcznie i bez-
względnie wykorzystywał sprzeczności między samowład-
nymi feudałami, wraz z każdym zajętym zamkiem wzmacniał
swoją pozycję. W latach 1221-1231 przekształcił Sycylię
w nowoczesne, scentralizowane państwo: administrację
sprawowali oddani cesarzowi urzędnicy. Nie mogli posiadać
w swoim okręgu ziemi ani innego majątku, zabronione było
też prowadzenie wszelkich interesów i przyjmowanie poda-
runków, a nawet zawieranie małżeństw w granicach obszaru
urzędowania. Na dodatek ich kadencja wynosiła zaledwie
jeden rok. Aby "pozyskać do służby cesarskiej mężów rozum-
nych i doświadczonych", w roku 1224 założył w Neapolu
uniwersytet. Miał on kształcić Kadry urzędników państwo-
wych; zakazano jednocześnie studiowania w uczelniach za-
granicznych.
Dokładnie kontrolowano przywóz i wywóz towarów, ogra-
niczając przywileje handlowe innych krajów. Wymyślny system
podatkowy zapewniał państwu korzyści z wszelkich transakcji
handlowych. Monopol na produkcję dóbr, przynoszących wy-
sokie zyski lub ważnych z wojskowego punktu widzenia, gwa-
rantował regularne wpływy do Kasy państwowej. Monarcha
wprowadził uprawę nowych roślin użytkowych i wywłaszczał
właścicieli leżącej odłogiem ziemi, osadzając na niej chłopów.
Sięgał przy tym często do zapomnianych praw, ustanowionych
przez swoich normańskich przodków. Królestwo sycylijskie
przynosiło dochody, pozwalające utrzymywać dużą armię oraz
budować nowe twierdze. Takie posunięcia demonstrowały
siłę odrodzonej władzy centralnej i stanowiły przygotowania
do przyszłych wojen.
Król energicznie występował przeciw pozostałym na wyspie
Saracenom. Wprawdzie ich potęgę złamano już dawno, lecz
wciąż wzniecali niepokoje w odległych zakątkach Sycylii. Przy-
wódców mniejszości na rozkaz władcy stracono, zaś 16 000

muzułmanów przesiedlono do Apulii. W Lucerii powstało całe
araBskie miasteczko z meczetami i minaretami, z których
muezini nawoływali do modlitwy. Papież, którego posiadłości
leżały w pobliżu, uznał to za prowokację. Ujarzmieni Arabo-
wie Byli od tej pory jednymi z najwierniejszych stronników
Fryderyka. Oddział jeźdźców arabskich na rączych koniach,
bitnych i ślepo posłusznych, towarzyszył wszędzie cesarzowi
niemiecko-rzymskiemu. Muzułmanie musieli płacić pogłówne
wzamian za gwarancję wolności wyznania. Zgodnie z pra-
wem byli bezpośrednimi poddanymi monarchy. Mężczyźni
pracowali w wielkich warsztatach, produkując broń dla kró-

lewskich zbrojowni, kobiety tkały płótno na potrzeby dworu.
Fryderyk wysoce sobie cenił wdzięki arabskich dziewcząt
w Europie.
i często korzystał z uciech w ich towarzystwie, co drażniło
papieża. Archeolodzy znaleźli w ruinach pałacu ślady wska-
zujące na istnienie haremu. Brak wprawdzie jednoznacznych
dowodów, lecz orientalna tradycja Królestwa Sycylii czyni ten
fakt prawdopodobnym.
Aby zaszkodzić opinii cesarza w świecie chrześcijańskim,
przypisywano mu niemoralne kontakty z "niewiernymi" ko-
bietami. W Palestynie kazał
podobno wykonywać chrze-
ścijankom nieprzyzwoite tań-
ce na oczach wyznawców is-
lamu, a potem uprawiać
z nimi nierząd. Sam zaś miał
spłodzić dziecko z córką suł-
tana. Anegdota łączy nawet
kwefy muzułmanek z imie-
niem bohatera tego rozdzia-
łu. Otóż po jego wyjeździe
z Jerozolimy kobiety owe na
znak smutku zakryły oblicza
czarną zasłoną - i tak już
zostało na zawsze. Pogłoski,
rozpuszczane przy niemałym
udziale Kościoła, bywały ab-
surdalne, ale zawsze znalazł
się ktoś, kto w nie uwierzył.
Szczególna niechęć Watykanu do Fryderyka datuje się od
chwili wyruszenia na długo odkładaną wyprawę krzyżową,
co nastąpiło w roku 1228. Otóż, zamiast zaatakować wy-
znawców Allacha w Ziemi Świętej, dzięki zręcznej dyploma-
cji zawarł on układ, przyznający chrześcijanom dziesięciolet-
nie rządy w Jerozolimie. Krucjata bez przelewu krwi to
zdrada interesów chrześcijaństwa - grzmieli z ambon po-
słuszni Rzymowi księża. Po upadku panowania Staufów
i przejęciu władzy na południu Włoch przez Karola Andega-
weńskiego muzułmanów w Apulii wymordowano lub sprze-
dano w niewolę. Próżno by szukać we współczesnej Lucerii
śladów arabskiego miasteczka. Zniknął także pałac królew-
ski, wysadzony w powietrze.
Mecenas nauki
Mimo iż monarcha połowę życia spędził na podróżach, sta-
czaniu bitew, obleganiu miast i obradach sejmów Rzeszy, znaj-
dował jednak czas na rozwijanie zainteresowań naukowych.
Chciał zrozumieć to, co obserwował w przyrodzie, np. zjawi-
ska wulkaniczne. Stawiał uczonym precyzyjne pytania: "Skąd
bierze się ogień, tryskający z ziemi? Tu i ówdzie pojawia się
dym - co powoduje erupcję wulkanu?". W Egipcie szukał
wyjaśnienia fenomenów optycznych: "Dlaczego wiosła, włó-
cznie i inne przedmioty, zanurzone częściowo w przejrzystej
wodzie, wyglądają, jakby były złamane?". Najwybitniejszemu
matematykowi średniowiecznej Europy, Leonardowi z Pizy,
zwanemu Fibonaccim, który zmarł w 1240 r. w wieku 70 lat,
przedłożył do rozwiązania trudny problem: Czy istnieje kwa-
drat liczby, z którego - po dodaniu lub odjęciu liczby
5 - powstanie za każdym razem również kwadrat liczby?
Zagadnienia tego do dziś nie da się rozwiązać "z marszu",
stosując elementarne metody. Fibonacci napisał genialne
dzieło o liczbach kwadratowych i zadedykował je Fryderyko-
wi. Również inne prace matematyka poświęcone były osobis-
tościom związanym z dworem cesarskim. Leonardo poznał
w północnej Afryce indyjski system liczenia za pomocą
dziewięciu cyfr - i w pełni go docenił. Wiele podróżując
opublikował nową dla Europejczyków wiedzę w księdze
"Liber abaci". To w niej właśnie znalazło się słynne zadanie
o królikach:
"Parę królików umieszczono w zamknięciu, aby stwierdzić,
ile potomstwa urodzi się w ciągu roku. Przyjmijmy, że para
tych zwierząt wydaje co miesiąc na świat Kolejną parę, zdolną
do rozmnażania począwszy od drugiego miesiąca po swoich
narodzinach. Ponieważ pierwsza para urodzi w pierwszym
miesiącu eksperymentu dwójkę potomstwa, będziemy mieli
już dwie pary. Jedna z nich, mianowicie ta pierwsza, urodzi
też kolejną dwójkę w drugim miesiącu - co daje trzy pary,
z których dwie rozmnażać się będą w następnym miesiącu.
W trzecim miesiącu przyjdą więc na świat dwie pary królików,
zwiększając łączną liczbę do pięciu par. Spośród nich w ciążę
zajdą trzy samiczki i w czwartym miesiącu otrzymamy razem
osiem par. Kontynuując eksperyment, po roku dojdziemy do
377 par, pochodzących od pierwszej dwójki. Teraz powiedz-
my, w jaki sposób można to obliczyć. Najpierw dodajemy
pierwszą i drugą liczbę, mianowicie 1 i 2, potem liczbę drugą
do trzeciej, trzecią do czwartej i czwartą do piątej, i tak dalej,
aż zsumujemy liczby dziesiątą z jedenastą, czyli 144 i 233.
W ten sposób otrzymaliśmy powyższą sumę 377 par króli-
czych. Rachunek można by zresztą kontynuować w nieskoń-
czoność." Nie wiadomo, czy monarcha potrafił rozwiązać
zadania wymyślone przez Fibonacciego, lecz podczas pobytu
w Palestynie zadziwił Arabów swą wiedzą. Historyk al-Makrizi3
nazwał go mężem uczonym, znawcą geometrii, arytmetyki
i innych nauk abstrakcyjnych.
Wpływy arabskie obejmowały cały szereg krajów - od
Afganistanu poprzez afrykańskie wybrzeże Morza Śródziem-
nego aż do Hiszpanii. Począwszy od VIII w. rozwijała się
tam filozofia i inne nauki. Matematyka osiągnęła w ciągu
400 lat dzięki uczonym arabskim poziom niespotykany od
czasów starożytnych Greków. Możni zakładali obserwatoria
i biblioteki, kazali sporządzać dokładne tablice astronomicz-
ne i próbowali odkupić rękopisy wielkich mędrców anty-
cznej Grecji. Najważniejsze dzieła matematyków greckich
i hinduskich przetłumaczono na arabski, korzystały z nich
całe pokolenia naukowców. Uzyskali oni doskonałe wyniki
przede wszystkim w optyce; astronomii i algebrze. Fryderyk
pragnął tę wiedzę przenieść do Europy. Wzorem dla niego
- obok Hiszpanii - były tradycje przodków, normańskich
królów Sycylii, na ich dworze w Palermo często gościli
uczeni z krajów islamskich. Kartograf al-Idrisi4 stworzył tu
mapę świata, wygrawerowaną następnie na srebrnym stoli-
ku. Uważał on, że nasza planeta ma Kształt kuli, i to w cza-
sach, gdy chrześcijańscy uczeni pisali jeszcze o Ziemi jak
o płaskiej tarczy. Sułtan egipski podarował cesarzowi cenne
astrolabium, przyrząd astronomiczny, zwykle z brązu lub
mosiądzu, służący do określania położenia ciał niebieskich,
pozwalający uzyskać wiele danych astronomicznych i topo-
graficznych. Jednym z podstawowych zastosowań astrola-
bium jest pomiar czasu, bardzo ważny dla muzułmanów ze
względu na wyznaczanie godzin modlitwy. Wnuk Barbaros-
sy dysponował więc wystarczającą wiedzą i środkami, aby
zaprojektować Castel del Monte jako gigantyczny zegar
słoneczny.
W skarbcu Watykanu
Największym dokonaniem Fryderyka II w dziedzinie nauk
przyrodniczych było dzieło ornitologiczne, zatytułowane "O
sztuce prowadzenia łowów z ptakami". Chcąc ujrzeć oryginał
księgi, trzeba otworzyć pancerne drzwi i klimatyzowane sejfy,
co jest rzeczą prawie niemożliwą dla normalnego śmiertel-
nika. Również nasza ekipa miała niemałe kłopoty, wciąż
pojawiały się nowe powody, uzasadniające odmowę. Zarząd-
cą ogromnych zbiorów biblioteki papieskiej jest irlandzki
zakonnik, ojciec Boyle. Niczym Cerber strzeże skarbów nie-
oszacowanej wartości, w dotarciu do nich wydaje się być
nieprzezwyciężoną przeszkodą. Lakoniczna odpowiedź na
liczne prośby brzmi: Watykan posiada materiały filmowe,
nagrane przez własną ekipę i sprzedaje je zainteresowanym.
Obejrzeliśmy te zdjęcia, ale nie odpowiadały one wymogom
serialu.
Kolejny "szturm" pozwolił dotrzeć aż do bram królestwa
ojca Boyle, jednak nieprzyjaźni funkcjonariusze guardia civile
energicznie bronią dostępu do biblioteki. Ojciec nie przyj-
muje nikogo, gdyż jest umówiony na obiad z prezydentem
"Bank of America". W tym momencie przyszedł nam z po-
mocą anioł stróż i odwrócił złą kartę: ze względu na chwi-
lową niedyspozycję zakonnik odwołał zaplanowane spo-
tkanie. Zlitował się wreszcie i uchylił zabezpieczone wieloma
systemami alarmowymi drzwi. Poprowadził nas obok nie
kończących się regałów z różnojęzycznymi książkami aż
do najświętszego przybytku. Gdy otworzył sejf, ujrzeliśmy
kilka foliałów dużych rozmiarów, w niepozornych okładkach.
Ich szacunkowa wartość ubezpieczeniowa wynosi setki mi-
lionów marek. Bibliotekarz nie zdradza jednak, czy są
w ogóle ubezpieczone, pytania pomija milczeniem. Naj-
pierw pokazuje rękopis z Fuldy, ze wspaniałymi barwnymi
ilustracjami, potem otwiera księgę, dla której pokonaliśmy
tak wiele trudności: najstarszy zachowany egzemplarz fry-
derycjańskiej rozprawy o łowczych sokołach. Ironia historii
sprawiła, że dzieło życia cesarza przechowywane jest tak
pieczołowicie właśnie tu, w bastionie jego najzacieklejszych
niegdyś wrogów. Manuskrypt znalazł się jako zdobycz wo-
jenna we Francji, w XVI w. stanowił własność pewnej rodziny
lekarskiej z Norymbergi, potem zaś powędrował do Heidel-
bergu, do słynnej elektorskiej "Bibliotheca Palatina", a gdy
oddziały katolickie zdobyły miasto podczas wojny trzydzie-
stoletniej, ich dowódca, Johann Tilly, podarował całą biblio-
tekę papieżowi. Stąd też jej zbiory od 1623 r. znajdują się
w Rzymie.
Fryderyk II - podobnie jak wielu ówczesnych władców
- był zapalonym myśliwym. Do nagonki używał nie tylko
psów, lecz także rysi i egzotycznych leopardów. Najbardziej
jednak lubił polować z sokołami, na które wydawał majątek.
Ptaki chwytano dla niego na Malcie, zaś z dalekiej Północy
sprowadzano przez Lubekę szczególnie poszukiwane biało-
zory. Opiekowało się nimi ponad 50 sokolników. Cesarz pra-
gnął udoskonalić łowy, kazał więc poddawać swych ulubień-
ców specjalnemu treningowi, rozwijającemu ich wrodzone
umiejętności. "Polowanie nie jest bowiem - jak pisał - ni-
czym innym, jak tylko wykonywaniem ruchów i ćwiczeń w ce-
lu schwytania dzikich zwierząt". Obserwował więc zachowa-
nie ptactwa, zwracając uwagę na najdrobniejsze szczegóły
- uderzenia skrzydeł, umięśnienie, ścięgna, nerwy, mózg
i kościec - i analizował je, biorąc pod uwagę otaczające
środowisko. Jego motto - rewolucyjne jak na owe czasy
- brzmiało: .,Widzieć rzeczy takimi, jakie są".
Poziom wiedzy przyrodniczej w średniowieczu był bardzo
niski, co widać na przykładzie rozpowszechnionego wówczas
poglądu na rozmnażanie gęsi z rodzaju bernikla. Władca Sy-
cylii tak wypowiadał się na ten temat: "Panuje ogólne prze-
konanie, iż bernikle rodzą się ze spróchniałych drzew. Otóż
niektórzy twierdzą, że daleko na północy, w drewnie wylęga
się na skutek gnicia robak, który jakoby przeobraża się później
w ptaka. Taki ptak czepiać się ma podobno dziobem zbu-
twiałego drzewa i wisieć, póki nie nauczy się latać. Długo
sprawdzaliśmy, czy jest w tym choć trochę prawdy, poleci-
liśmy też Naszym wysłannikom sprowadzić owe kawałki dre-
wna. Zobaczyliśmy, iż przyczepione tam twory przypominają
muszle, ale w żadnym wypadku nie są podobne do ptaka.
Nie dajemy tedy wiary rzeczonemu mniemaniu, chyba że

otrzymamy przekonywające dowody". Mimo to prace ornito-
logiczne jeszcze przez wiele wieków utrzymywały przytoczo-
ny przesąd. Autor rozprawy o sokołach wyprzedził więc swoje
czasy, a sama praca długo jeszcze pozostawała niedościgłym
wzorem.
Wspomniany wcześniej pisarz Horst Stern opowiadał, że
wybitny lekarz zoolog, twórca nowoczesnej etologii, laureat
Nagrody Nobla Konrad Lorenz wskazywał, jak dokładne były
obserwacje monarchy. Przewyższyła go dopiero współczesna
nauka, posługująca się nowoczesnymi przyrządami - lornetką
i noktowizorem. Mimo to trudno nazwać Fryderyka miłoś-
nikiem zwierząt - zbyt brutalne były jego metody łowieckie.
Sam traktat o sokolnictwie zawierał wskazówki na temat drę-
czenia ptaków. Żurawiom - używanym do tresury sokołów
w charakterze żywej przynęty - obcinano pazury i związy-
wano dzioby, by nie mogły się bronić, a także zaszywano
oczy, aby nic nie widziały. Czasami krępowano im nawet nogi.
Męczenie zwierząt nie było wtedy, niestety, niczym nadzwy-
czajnym, zresztą ludzi traktowano nieraz podobnie. Fakty te
nie umniejszają oczywiście naukowej wartości traktatu.
Zaginiony manuskrypt
Niezwykłe dzieło spoczywa w skarbcu papieskiej biblioteki.
Ojciec Boyle, przewracając karty, zwraca uwagę na zaskaku-
jąco dobry stan dwuczęściowego rękopisu. Pierwszy tom opi-
suje ogólnie zachowania ptaków, drugi zajmuje się sokołami.
Znajduje się tam uwaga, iż syn władcy, Manfred, sporządził
księgę na podstawie notatek ojca i oryginalnego manuskryptu.
Jedna z ilustracji pokazuje Manfreda, jak klęcząc przed ojcem,
prosi go o napisanie rozprawy na temat polowania z sokołami.
Poszukiwania tajemniczego pierwopisu nie przyniosły rezul-
tatu.
W roku 1248 cesarz oblegał Parmę, ważny węzeł komu-
nikacyjny przy trakcie wiodącym na południe Włoch. Siły
sprzyjające papiestwu przejęły - z poparciem Mediolanu
- władzę w mieście i zagrażały szlakom zaopatrzeniowym
Fryderyka. Prowadził on oblężenie przez całą zimę, chcąc
wziąć obrońców głodem. Po zwycięstwie zamierzał zrównać
Parmę z ziemią, przezornie założył więc konkurencyjny gród
o nazwie Vittoria, w którym stanął obozem. Wszystko zda-
wało się przebiegać zgodnie z planem - siły mieszkańców
miasta były na wyczerpaniu. Pewny siebie wódz i jego świta
spędzali czas na polowaniach w okolicy - oczywiście nie
brakowało przy tym sokołów. Wtem zdarzyło się coś zupeł-
nie nieoczekiwanego: zdesperowani parmeńczycy zorgani-
zowali wypad zza murów i używając fortelu, zaatakowali
obóz przeciwnika. Zaskoczeni żołnierze cesarscy rzucili się
do bezładnej ucieczki, niedoszłe zwycięstwo zamieniło się
w całkowitą klęskę. Oblegające oddziały poniosły wielkie
straty, przepadł skarb koronny, harem i zbiory naukowe.
Najbardziej bolała utrata prestiżu - Fryderyk nie uchodził
już za niezwyciężonego. Wśród łupów znajdować się miał
m.in. cenny oryginał traktatu o sokolnictwie. W dokumen-
tach hrabiego Prowansji i następcy Staufów na tronie sycy-
lijskim, Karola Andegaweńskiego ( 1226---1285), zachował się
list kupca mediolańskiego Bottatiusa. Człowiek ten chciał
sprzedać ozdobny rękopis dzieła o ptakach i psach myśliw-
skich, rzekomo ze zbiorów Fryderyka II. Handlarz zachwalał

bogato złoconą i srebrzoną księgę i opisywał jej zawartość.
Wprawdzie jego informacje nie pokrywają się z wyglądem
zachowanych egzemplarzy, lecz mimo to list uznawany jest
za dowód istnienia pierwotnej wersji.
Niemiecki historyk Johannes Fried dokładnie zbadał różne
wydania rozprawy i doszedł do wniosku, iż oferowany przez
Bottatiusa rękopis mógł należeć do cesarza i paść łupem
parmeńczyków. uważa wszakże, że był to jedynie luźny zbiór
tekstów wielu autorów, swego rodzaju biblioteczka podręczna.
Według niego los pierwopisu pozostaje nadal nie wyjaśniony
- o ile autor w ogóle takowy pozostawił. Syn monarchy,
Manfred, król Sycylii, zaznaczył w egzemplarzu, przechowy-
wanym w bibliotece Watykanu, że po śmierci ojca nie zastał
gotowej pracy, lecz niekompletny rękopis, który musiał uzupeł-
nić na podstawie notatek zmarłego. Manfred starał się ocalić
naukową spuściznę ojca, lecz również nie doprowadził dzieła
do końca. Przeszkodziła mu w tym rywalizacja o tron z Ka-
rolem Andegaweńskim i wczesna śmierć w bitwie pod Bene-
wentem w 1266 r.KLĄTWA Południa
Za filmowanie w państwowych i w prywatnych obiektach
zabytkowych trzeba z reguły zapłacić. Utrzymanie i konser-
wacja takich budowli wymaga wysokich nakładów, zwyczaj
taki jest więc całkowicie uzasadniony. Wielkość i sposób po-
bierania opłat są jednak bardzo zróżnicowane. Stosując kry-
teria znane z Europy Środkowej, w kontaktach z południowo-
włoskimi urzędnikami resortu kultury można łatwo dostać
rozstroju nerwowego. Mam przykre doświadczenia z nieob-
liczalnymi biurokratami krajów arabskich, afrykańskich i latyno-
amerykańskich, lecz mezzogiorno, południe włoskiego "buta"
szykuje niespodzianki, jakich tu nigdy bym się nie spodziewał.
Gdy w Egipcie lub Meksyku pojawiały się trudności z uzys-
kaniem pozwolenia, dyskretnie przekazany "datek" szybko je
usuwał. Wszystko ma tam swój porządek. W Italii zaś nie
można być pewnym niczego. Niekiedy kłopotów przysparzało
nawet uiszczanie oficjalnych opłat - zresztą niezmiernie za-
~vyżonych, co wywoływało w nas bezsilną złość.
Jako drastyczny przykład może posłużyć Castel del Monte.
Podlega on urzędowi nadzorującemu wszystkie dobra kultury
w okręgu Bari, zaś pośrednio - Ministerstwu Kultury w Rzy-
mie. Nawet burmistrz Bari nie ma więc żadnego wpływu na
sprawy związane z zamkiem. Wysłaliśmy uprzejme pismo
do odpowiedniej referentki, prosząc o zgodę na zdjęcia. Po
kilku tygodniach chcieliśmy dowiedzieć się o bieg sprawy.


Urzędniczki nie zastaliśmy, ale ktoś w biurze słyszał o nadej-
ściu naszego podania. Niestety, nie doczekało się ono roz-
patrzenia i w tym czasie zaginęło. Mamy więc ponownie
przysłać wniosek - najlepiej w dwóch egzemplarzach, gdyż
nieobecnej koleżance "już nieraz coś się zawieruszyło". Pi-
szemy więc raz jeszcze i cierpliwie czekamy kolejne tygodnie.
Czas upływał, a ustalony na koniec września termin zdjęć
zbliżał się nieuchronnie. Referentka najpierw zachorowała,
a później poszła na wielomiesięczny urlop; nikt jej nie za-
stępował. Kilka dni przed nagraniem udało nam się wreszcie
skontaktować z nią telefonicznie. Oczywiście, wszystko jest
w najlepszym porządku - obwieściła ostrym tonem - teraz
musimy jeszcze wpłacić w banku wymaganą opłatę i prze-
dłożyć pokwitowanie. Wtedy ostempluje i wyda nam zezwo-
lenie. Ze względu na przepełniony kalendarz zapracowanej
przedstawicielki władz będzie to możliwe dopiero za dwa
dni, wyłącznie między 8 a 10 rano.
Postąpiliśmy, jak nam nakazano, pokonując nawet poranny
chaos komunikacyjny w Bari, by otrzymać nareszcie uprag-
niony dokument. Na dotarcie do Castel del Monte pozostały
jeszcze pełne dwie godziny. Właśnie tego dnia ma miejsce
jesienne zrównanie dnia z nocą; w samo południe chcemy
sfilmować w zamku niepowtarzalną grę cieni. Już na miejscu
zarządca obiektu zwraca uwagę na brak specjalnego pozwo-
lenia na wejście na dach! Wyjaśnia, iż chodzi o kwestie ubez-
pieczeniowe. Początkowo po prostu oniemieliśmy, potem
poprosiliśmy o natychmiastowy telefon do wszechwładnej
signory w Bari. Dozorca kategorycznie odmówił, tłumacząc,
że takiej sprawy nie da się załatwić telefonicznie. Dzwonimy
więc sami, lecz jakiś urzędnik informuje nas - nieoficjalnie

- iż referentka udała się już na plażę; on sam nie może nam,
niestety, pomóc. Dodajmy, że był to normalny dzień roboczy.
Wreszcie po złożeniu kaucji otworzył bramę. Punktualnie
o dwunastej nasz kamerzysta mógł nareszcie wtaszczyć swój
sprzęt do zamku.
Opowiedzieliśmy tę historię znawcy miejscowych stosun-
ków, z prośbą o wyjaśnienie. Ten zaś, ze współczującym
uśmiechem rozwiódł się nad historią regionu. Otóż połu-
dniowa część Włoch nigdy nie nadążała za rozwojem gos-
podarczym Północy, jedynie płynące stamtąd subwencje
zapobiegają całkowitemu jej upadkowi. Wytworzył się tu
specyficzny klimat - z jednej strony uzależnienia, z drugiej
- wygodnictwa. Ponieważ pracownicy aparatu państwowego
należą do nielicznych, którzy nie muszą martwić się o wy-
płatę, stworzono wiele zbędnych stanowisk dla krewnych
i przyjaciół wpływowych polityków. Ludzie ci nie mają właś-
ciwie nic do roboty, lecz tym bardziej podkreślają, że są
niezastąpieni. Prowadzi to do absurdalnej biurokracji: jeden
urzędnik odbiera telefon, drugi zapisuje wiadomość, kolejny
przekazuje ją czwartemu, który wystawia wymagany doku-
ment. Papier wraca następnie do trzeciego referenta, by
zostać ostemplowanym, drugi adresuje kopertę, a pierwszy
- zanosi list na pocztę. Resztę czasu wypełnia opalanie się
na plaży, uczestnictwo w licznych oficjalnych bankietach
i prywatne interesy. W Końcu ktoś musi też zadbać o zbiory
oliwek i winobranie.
Trzeba przyznać, że spotkaliśmy również osoby nadzwyczaj
przyjazne, które bezinteresownie nam pomogły. Wśród nich
na szczególną uwagę zasługuje kilku starszych panów, których
poznałem u fryzjera w niewielkiej Andrii. Miasto plasuje się
w czołówce statystyk kryminalnych, więc nie spuszczaliśmy
z oka naszych samochodów. Późnym popołudniem do salonu
fryzjerskiego, który akurat odwiedziłem, wkroczyło kilku gru-
basów. Nie zajęli jednak wolnych foteli obok mnie, lecz usiedli
w poczekalni. Kelner z pobliskiego baru wyrósł jak spod ziemi,
przynosząc kawę espresso - także dla mnie. Wkrótce nad-
jechało na skuterach paru młodych ludzi, przynosząc wypcha-
ne koperty. Rozmowa ożywiła się, wśród ogólnej wesołości
jeden z dziwnych gości opowiedział mi, jak to za młodu sie-
dział we Francji w więzieniu za stręczycielstwo. Ja w rewanżu
przedstawiłem naszą pracę przy filmie. Zainteresowanie
słuchaczy, lokalnych patriotów, rosło. Najtęższy z grupy
zaprosił całą ekipę na obiad w swej restauracji, najlepszej
w Andrii, jak zapewnił ze spuszczoną skromnie głową. Na
pytanie o bezpieczny parking odrzekł z całą powagą, iż nikt
nie ośmieliłby się okraść jego gości, a pozostali panowie
przytaknęli. Wieczorne spotkanie było udane. Pracownicy
hotelu, gdy opowiedziałem o zaproszeniu, wymienili między
sobą zdumione spojrzenia i od tej pory traktowano nas
wyjątkowo uprzejmie.
Miejscowa odmiana mafii nosi w Apulii dźwięczną nazwę
"Święta Korona". Nie udało mi się dowiedzieć, czy ma to
związek z pobliskim Castel del Monte, który także niczym
korona góruje nad okolicą.
Morderca żon czy ulubieniec kobiet?
Ojcostwo Fryderyka jest udowodnione w 16 przypadkach
- dzieci zrodziło mu prawdopodobnie dziesięć Kobiet. Można
się jednak spodziewać, że nieślubnego potomstwa było jesz-
cze więcej. Po raz pierwszy przyszły cesarz stanął przed oł-
tarzem w wieku 14 lat. Oblubienicę wybrał - Kierując się
oczywiście motywami politycznymi - opiekun chłopca, czyli
papież. Konstancja Aragońska była o dziesięć lat starsza i zdą-
żyła już owdowieć. Pięciuset hiszpańskich rycerzy - jej naj-
cenniejszy posag - padło wkrótce ofiarą zarazy. Mimo to
małżeństwo okazało się udane. Po śmierci żony Fryderyk po-
chował ją w rodzinnej krypcie, do trumny włożył własną ko-
ronę, zdobną klejnotami, a na sarkofagu polecił wyryć czuły
dwuwiersz:
"Sycylii byłam królową, ja - Konstancja, Tobie zaślubioną
cesarzową
Teraz tu spoczywam, Fryderyku - zawsze Twoja".
Druga małżonka, Jolanta z Brienne, wniosła do związku
koronę Królestwa Jerozolimskiego. Mimo że święte miejsca
w Palestynie dawno już powróciły we władanie Arabów, dla
cesarza nawet symboliczna zwierzchność nad tym obszarem
była wystarczającym powodem do ożenku. Wciąż nie spełnił
jeszcze swego przyrzeczenia, iż odzyska Jerozolimę dla chrze-
ścijaństwa. Zanim wreszcie wyruszył na krucjatę - w 1228 r.
- Jolanta zmarła, mając zaledwie 17 lat. Jej ojciec, przeciwny
pretensjom zięcia do jeszcze jednej godności królewskiej,
zarzucił mu otrucie dziewczyny. Również po zgonie Izabelli,
kolejnej połowicy Fryderyka, pojawiło się podejrzenie morder-
stwa. Inspiratorami lub przynajmniej uczestnikami oczernia-
jących kampanii byli zwykle papieże.
W roku 1994, 800 lat po śmierci monarchy, uczeni zaprag-
nęli rozwiązać zagadkę kryminalną. Biskup Andrii polecił ot-
worzyć - w obecności lekarzy, konserwatorów zabytków i no-
tariusza - groby w krypcie katedry, w których prawdopodobnie
spoczywają prochy Jolanty oraz Izabelli. Wydobyte drewniane
trumny przewieziono na uniwersytet w Pizie, gdzie badania
przeprowadził profesor Fornaciari, światowej sławy autorytet
w zakresie paleopatologii. Dziedzina ta posługuje się m.in.
zdjęciami rentgenowskimi mumii bądź rozbitych czaszek dla
ustalenia chorób i przyczyn zgonu ludzi sprzed wielu tysięcy
lat. Profesor poddał szkielety z Andrii szczegółowej analizie
za pomocą najnowszych zdobyczy techniki. Najpierw trzeba
jednak było zidentyfikować zwłoki. Jedna z trumien zawierała
bowiem kości pięciu osób, druga - czterech. Szczątki ciał
poukładano więc według płci i określonego w przybliżeniu
wieku zmarłych. Uczony pobrał próbki kości, które - po zmie-
leniu i rozpuszczeniu w wodzie - zbadał w spektrografie
izotopowym. Przyrząd ten, sprzężony z komputerem, wykrywa
nawet najmniejsze ślady substancji chemicznych. Fornaciari
szukał przede wszystkim arszeniku i innych trucizn używanych
w średniowieczu, a odkładających się w tkance kostnej. Wyniki
zdają się uwalniać władcę od zarzutu zabójstwa, aparatura
nie zanotowała bowiem pozostałości trującej substancji. Jest
to jednak uniewinnienie z powodu braku dowodów, ponadto
inni patolodzy wysuwają zastrzeżenia co do zastosowanej
przez profesora metody.
Wiersze pisane przez cesarza pozwalają jednocześnie wi-
dzieć w nim szarmanckiego wielbiciela niewieścich cnót. Po-
pierał twórczość trubadurów, przyczyniając się do powstania
poezji w języku włoskim - obok wszechobecnej łaciny. Nawet
urzędnicy dworscy układali rymy - miejmy nadzieję, że skład-
niej niż ich pan. Przytoczmy choć małą próbkę królewskiego
dorobku w tej dziedzinie:
"Biada mi, gdyż nie potrafię pojąć,
żałości co tak do cna wypełnia duszę,
gdy nadszedł z panią mą rozstania czas.
Opuścić muszę moją miłość, słodycz,
cóż warte życie, lepsza odeń śmierć."
Adresatką lirycznych wynurzeń Fryderyka bywała często
Bianka Lancia, uważana za wielką miłość jego życia. Mimo
iż nigdy nie stanęli na ślubnym kobiercu, ich związek prze-
trwał wiele lat, zaś jego owocem była trójka dzieci, wśród
nich ulubiony syn władcy, Manfred. Legenda głosi, że Bian-
kę trzymano w lochu w miejscowości Gioia del Colle, po-
nieważ królewski kochanek opętany był ślepą zazdrością.
Podobno - aby odzyskać wolność i zniweczyć ewentualne
pomówienia w przyszłości - nieszczęsna kobieta odcięła
sobie piersi i kazała podać je cesarzowi razem z nowo na-
rodzonym dziecięciem na srebrnej tacy. Dla upamiętnienia
owej tragicznej historii nieznany artysta wyrzeźbił piersi
Bianki w jednym z kamieni ciosowych, z których wzniesio-
no więzienną basztę.
Tajna broń
"Drugą z jego obłędnych idei był eksperyment, który miał
wyjaśnić, jakim językiem posługiwałyby się dzieci, nigdy wcześ-
niej z nikim nie rozmawiające. Rozkazał więc piastunkom,
mamkom i niańkom, by karmiły dzieci, kąpały je i przyodzie-
wały, ale nie odzywały się ani słowem. Chciał bowiem zbadać,
czy dziatki będą mówić po hebrajsku (bo to najstarszy język),
czy po grecku, po łacinie, arabsku, a może językiem rodziców,
którzy je spłodzili. Na próżno się jednak starał, gdyż biedactwa
pomarły, nie mogąc żyć bez wesołych zabaw, klapsów i piesz-
czotliwych słów piastunek. Następne szaleństwo Fryderyka
polegało na tym, że obficie nakarmił dwóch mężczyzn, a na-
stępnie jednego posłał na polowanie, drugiemu polecił spać.
Następnego wieczora kazał rozciąć brzuchy obu nieszczęś-
nikom, by przekonać się, który lepiej strawił posiłek. Lekarze
orzekli, że lepsze trawienie miał człowiek śpiący całą noc.
Cesarz dawał inne jeszcze dowody obłędu i niegodziwości.
Pragnął bowiem zobaczyć, czy od ciała oddzieli się dusza,
dlatego pewnego biedaka zamknął w beczce i trzymał go tam
tak długo, aż ów zmarł. Ponieważ pomysłodawca nic nie ujrzał,
z zadowoleniem ogłosił nieistnienie duszy. Jeden z dworzan
zauważył jednak, że krzyków dobiegających z beczki też nie
było widać - ale wszyscy je słyszeli. Władca na długo zamyślił
się nad tymi słowami, aż w końcu zmienił nieistnienie na brak
dowodów istnienia duszy".
Fakty te wydają się na pierwszy rzut oka wiarygodne. Autor,
włoski franciszkanin i kronikarz Salimbene5, relacjonował je
bardzo rzeczowym - jak na owe czasy - językiem. W podob-
ny sposób donosił o wydarzeniach w swym rodzinnym mieście
- Parmie i ze względu na spory obiektywizm cieszy się on
dużym uznaniem historyków. Nie było więc powodów, aby
wątpić w prawdziwość przytoczonego tekstu, aczkolwiek in-
formacje o okrutnych doświadczeniach dokonywanych na lu-
dziach znaleźć można tylko u Salimbene. Podejrzenia poja-
wiają się dopiero przy lekturze następującego fragmentu:

"A oto jego kolejny obłędny pomysł. Człowiekowi o imieniu
Nicola kazał wielokrotnie nurkować aż do dna morskiego, ten
zaś za każdym razem powracał na powierzchnię. Monarcha,
chcąc upewnić się, że nurek rzeczywiście dociera do samego
dna, wrzucił w wodę złoty pucharek - w miejscu, które uważał
za najgłębsze. Nicola zanurzył się, odnalazł puchar i wydobył
go na powierzchnię, co niezwykle zdumiało Fryderyka. Kiedy
chciał ponownie wrzucić coś do wody, pływak zawołał: ~~Bła-
gam Was, nie czyńcie tego, morze jest bowiem tak wzburzone,
że drugi raz nie uda mi się ujść z życiem!~~ Lecz prosił na
próżno, tyran posłał go ponownie w głębiny i nikt go już
~vięcej nie ujrzał."
Uważny czytelnik z pewnością dostrzeże w tej opowieści
podobieństwo do wiersza "Nurek" Fryderyka Schillera. Ge-
neza utworu niemieckiego poety nie musiała zresztą wiązać
się z postępowaniem władcy - motyw ten jest o wiele star-
szy, występuje już u historyka greckiego Herodota, w odnie-
sieniu do faraona egipskiego Psametyka~. Salimbene przywła-
szczył więc sobie po prostu historię, znaną już starożytnym,
~ pasującą do każdego - rzeczywistego lub domniemanego
- despoty. Podważa to wiarygodność jego pozostałych do-
niesień, mimo to uczeni nadal mu wierzą. Widocznie uznali
postępowanie cesarza za tak dwuznaczne, że można się po
nim wszystkiego spodziewać. "Przebiegły, chytry, zły, rapto-
wny i nieopanowanych żądz" - określali bohatera naszej
opowieści jemu współcześni. Inni znowu widzieli w nim "męż-
czyznę dobrze zbudowanego, okazałej postury, o pogodnym
usposobieniu". Obydwie opinie są po części słuszne, Fryderyk
był człowiekiem o wielu twarzach.
W Gargano, na "ostrodze" włoskiego buta leży Klasztor
franciszkański San Matteo, istniejący już w średniowieczu.
Od jednego z tamtejszych mnichów, brata Villani, chcieliśmy
dowiedzieć się, dlaczego franciszkanie byli zaciekłymi wro-
gami monarchy. Sam założyciel zgromadzenia - św. Fran-
ciszek - uchodził za takiego, lecz mnich, słysząc to, za-
przeczył. Dopiero papież zmusił zakonników do rebelii,
zresztą wbrew regule. Franciszek zamierzał zupełnie co in-
nego. Jego zakon miał sprowadzić Kościół z powrotem na
właściwą drogę, wiodącą do ubóstwa i szacunku dla wszys-
tkich żywych istot. Późniejszy święty wędrował po Kraju,
głodując i żebrząc, początkowo podejrzewany o herezję, zy-
skał wreszcie powszechne uznanie. Papieżowi nowa idea
była bardzo na rękę - w całej zachodniej Europie powsta-
wały bowiem liczne sekty i niezależne odłamy, coraz radykal-
niej zwalczające zlaicyzowany Kościół. Franciszkanie mogli
złagodzić niezadowolenie wiernych i uratować papiestwo.
Wydali wojnę nie tylko heretykom, także cesarz stał się obie-
ktem ataków gorliwych mnichów w brązowych habitach.
W całym państwie bronili racji Rzymu, rozpętując niewybred-
ną kampanię propagandową. Zdaniem brata Villani, w takich
kategoriach trzeba też pojmować tyrady Salimbene. Współ-
cześni franciszkanie nie uważają Fryderyka za wroga chrześ-
cijaństwa. Nie był wprawdzie przykładem cnót, ale też nie
był "antychrystem". Dowodzi tego chociażby jego życzenie,
aby umrzeć przyodziany w habit cystersów. Podobną wolę
wyraził też św. Franciszek - była to demonstracja głębokiej
wiary.
Kto jest pierwszy po Bogu?
Na soborze w Lyonie w 1245 r. papież Innocenty IV
wołał: "Nie godzi się oddawać chrześcijańskiego narodu
pod berło takiego człowieka i jego wężowego rodu. Tak
nadął się z nadmiaru szczęścia, że zapomniał o swym
człowieczym pochodzeniu, w nieludzki sposób prześladuje
poddanych, niczym owce gnębi ich swą zwierzęcą nienawiś-
cią - a więc zwrócił się przeciwko Stwórcy." Pamflet arcy-
biskupa Rainera z Viterbo jeszcze bardziej podgrzał wrogie
nastroje: "Ponieważ ma władzę, sądzi, iż może lekceważyć
prawa, omijać prawdę i sprawiedliwość. Dlatego bluźnił
przeciw Najwyższemu, urągał Mojżeszowi i Bogu. Nie miej-
cie litości dla niegodziwca! Rzućcie go na ziemię przed
obliczem innych królów, niech widzą i ulękną się naśladowa-
nia go! Wyrzućcie go z królestwa bożego, aby nie panował
dłużej nad chrześcijańskim ludem! Zniszczcie imię i ciało,
potomstwo i nasienie tego babilończyka! Niechaj nie zazna
miłosierdzia!"
Klątwa rzucona na władcę była miażdżąca. Obwiniano go
o krzywoprzysięstwo, pogwałcenie pokoju, bluźnierstwo i he-
rezję. Został zdetronizowany jako cesarz rzymski i król niemie-
cki, Książętom polecono wybrać następcę. Sycylia natomiast
przypadła w udziale Państwu Kościelnemu. Decyzja soboru
wprowadziła zamieszanie i zasiała niepokój, ale nie oznaczała
automatycznego odsunięcia monarchy od władzy. Niewąt-
pliwie jednak wzmocniła pozycję jego wrogów w Niemczech
i Italii, ośmielając ich do otwartego buntu. Fatalny splot zda-
rzeń skomplikował losy naszego bohatera, a w konsekwencji
napięcie na dworze cesarskim wzrosło. Papież już wcześniej
często skarżył się na szykanowanie duchowieństwa - lecz
teraz zapanował prawdziwy terror. Biskupów bezlitośnie prze-
śladowano, utrzymywanie kontaktów z Watykanem groziło
utratą życia.
Fryderyk nigdy nie zawarł trwałej ugody z bogatymi mia-
stami północnej Italii - fakt ten miał go drogo kosztować.
Miasta owe należały wprawdzie formalnie do Rzeszy Niemie-
ckiej, ale konsekwentnie broniły się przed próbami narzucenia
im cesarskiej jurysdykcji czy pobierania od nich podatków.
Dumny władca z kolei nie potrafił wyobrazić sobie partners-
twa, przynoszącego korzyści obydwu stronom. Takie rozwią-
zanie kłóciło się z jego polityczną wizją świata, w której gos-
podarka miała być podporządkowana wojowniczym
zapędom panującego. Papież znalazł wśród wpływowych
mieszczan ważnych sprzymierzeńców, ich sojusz, zawarty
w obliczu zagrożenia ze strony rodu Staufów, doprowadził
do klęski koronowanego rywala. Ostateczny triumf odniosły
miasta, to one torowały drogę do nowej epoki - renesansu.
Zarówno cesarstwo, jak i papiestwo utraciły natomiast domi-
nującą pozycję w Europie.
Upadek dynastii Staufów
W zimie roku 1250 Fryderyk zmarł podczas polowania.
Papież ucieszył się - niezbyt po chrześcijańsku - wiado-
mością o śmierci swego największego wroga: "Niech trium-
fuje niebo, niech raduje się ziemia. Oto straszliwa burza
zmieniła się w letni powiew, odszedł bowiem ten, który
zasiał niepokój w kościele bożym." Istniała podobno przepo-
wiednia, ostrzegająca monarchę przed miejscowościami ze
słowem "kwiat" - po włosku fiore - w nazwie, dlatego też
wystrzegał się odwiedzin we Florencji. Los dosięgnął go
w Castelfiorentino,"zamku kwiatów". Fryderyk von Hohen-
staufen,"największy spośród książąt, ten, który odmienił
świat", jak głosili jego zwolennicy, pożegnał się z życiem.
Szesnaście lat później Manfred, syn zmarłego, utracił Króles-
two Sycylii na rzecz karola Andegaweńskiego. Ten ostatni,
przeprowadzając na zleCenie papieża wielką polityczną
czystkę, z fanatycznym uporem prześladował ostatnich
Staufów. Syn Fryderyka, Manfred, poległ w 1266 r. w bitwie
pod Benewentem, zaś wnuk - Konradyn - został stracony
w Neapolu dwa lata później. Trzej inni wnukowie zginęli,
zamęczeni w okrutny sposób w Castel del Monte. Skończyła
się pewna epoka, ale świat istniał dalej, radząc sobie bez
Staufów.
Zamek, w którym potężny niegdyś władca wydał ostatnie
tchnienie, jest dziś opustoszałą ruiną, omijaną przez turystów.
Właściciel pizzerii w pobliskim miasteczku Luceria ostrzegał
nas przed albańskimi pasterzami, zamieszkującymi tamtą oko-
licę, zdolnymi ponoć do każdej niegodziwości. Opowiadał
o przypadkach, kiedy podróżni znikali bez śladu, innych zaś
okradano. Z duszą na ramieniu zbliżaliśmy się więc do Cas-
telfiorentino, kamerzysta kurczowo ściskał swój sprzęt. Na
wzgórze prowadzi polna droga, za kolejnym zakrętem ujrzeliś-
my olbrzymie stado owiec, pilnowane przez groźne psy i Po-
stacie o ponurych spojrzeniach. Domyśliliśmy się, że to właśnie
Albańczycy. Gdy w drzwiach walącego się baraku ukazał się
mężczyzna z przewieszoną przez ramię śrutówką, obleciał
nas strach, jednak dotarliśmy do celu bezpiecznie. Na szczycie
wzgórza znaleźliśmy skromne pozostałości murów, zbyt mało,
by poczuć "powiew historii". Zbliżał się letni wieczór, ale tu,
na górze, wiał zaskakująco chłodny wiatr. Pasterze rozpalili
w dolinie wielkie ogniska, a nas na myśl o drodze powrotnej
przeszedł dreszcz. Wprawdzie uchodźcy z Albanii służą miesz-
kańcom Apulii za "kozły ofiarne", obwiniane za każde prze-
stępstwo, ale kilkakrotnie rzeczywiście udowodniono im na-
pady i morderstwa na tle rabunkowym. Nie zamierzaliśmy
w każdym razie sprawdzać tych pogłosek. Kamerzysta nakręcił
ostatnie ujęcia o zachodzie słońca, więc pomknęliśmy z po-
wrotem w Kierunku miasteczka i gościnnej pizzerii.
Ratunek dla mumii
Zwłoki monarchy przewieziono z Castelfiorentino do Paler-
mo, spoczywają w katedrze, w sarkofagu z czerwonego por-
firu, zastrzeżonego niegdyś tylko dla cezarów imperium rzym-
skiego. Szata, w jakiej go pochowano, to bynajmniej nie habit,
lecz orientalny, jedwabny strój, zdobiony znakami pisma arab-
skiego. Gdy w 1781 r. otwarto grób, zabalsamowane ciało
było jeszcze dobrze zachowane. Odkryte wewnątrz grobowca
kosztowności można dziś podziwiać w skarbcu katedralnym.
Obecnie stan zwłok przysparza naukowcom wielu trosk. Zdję-
cia wykonane za pomocą miniaturowej kamery, wprowadzonej
przez szparę w kamiennej pokrywie, potwierdziły najgorsze
przypuszczenie. Mumia znajduje się w stanie rozkładu, czasz-
ka jest strzaskana. Pośrodku trumny leży zawiązany worek
i uciska szkielet, metalowe jabłko, oznaka godności cesarskiej,
rozkruszyło się. Fachowcy rozważają możliwość ponownego
otwarcia sarkofagu, w celu jego konserwacji.
Na Sycylii Fryderyk II stał się postacią mityczną, "cesarzem
końca czasów". Mieszkańcy wciąż mają nadzieję na lepsze
czasy. Legenda każe mu żyć dalej, w ukryciu, w czeluściach
Etny, aż do dnia Sądu Ostatecznego.

Przypisy

Otton IV - Welf ok ( )-1218), Król niemiecki
od 1198, cesarz od 1209, syn Henryka Lwa; toczył walki z Hohen-
staufami - Filipem Szwabskim i Fryderykiem II.
g"zy~' z Welfowie, ród niemiecki panujący od XI w. w Bawarii i od XII w.
w Saksonii; jego protoplastą był Welf I, książę Bawarii od 1070;
potęga rodu wzrosła za Henryka Lwa; po długoletniej walce z Hohen-
staufami posiadłości Welfów ograniczyły się (od 1235) do Księstwa
brunszwicko-liineburskiego; starsza linia Welfów wygasła w 1884,
młodsza panowała do 1866 w Hanowerze; w latach 1714-1901
jej przedstawiciele zasiadali na tronie brytyjskim.
3 al-Makrizi ( 1364-1442), historyk arabski; zajmował się głównie
historią Egiptu i Krajów sąsiednich aż po Etiopię. Pozostawił słynne
dzieło topograficzne "Al-Chitat". Także autor licznych traktatów, np.
o miarach, wagach i monetach w krajach muzułmańskich.
4 al-Idrisi ( 1100-1165), arabski geograf i kartograf; po podróżach
po północnej Afryce oraz Francji i Anglii przebywał od 1138 na dworze
króla Sycylii - Rogera II. W 1154 sporządził rytą w srebrze mapę
świata, komentarz do niej - "Księga Rogera" - zawiera m.in. in-
formacje o Polsce.
5 Salimbene da Parma (1221-1287), kronikarz włoski, francisz-
kanin. Jego kronika, obejmująca lata 1168-1287, jest cennym źród-
łem do historii Włoch.
~ Psametyk I z dynastii XXVI (664-525 p.n.e.) przy pomocy jońskich
i karyjskich najemników zmusił do posłuszeństwa książęta delty,
wypędził Asyryjczyków z Egiptu i ogłosił się królem Dolnego i Górnego
Egiptu. Resztę swego panowania poświęcił sprawom administracji,
życia wewnętrznego kraju oraz reorganizacji.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Huf Sfinks - tajemnice historii, CHINY, MAGIK NA SMOCZYM TRONIE
Huf Sfinks - tajemnice historii, Marco Polo, FANTASTYCZNE PODRÓŻE MARCO POLO
Huf Sfinks - tajemnice historii, 7 CUDÓW ŚWIATA, Giinter Kle
Huf Sfinks - tajemnice historii, Bursztynowa komnata, W POSZUKIWANIU BURSZTYNOWEJ KOMNATY
Huf Sfinks - tajemnice historii, HUNOWIE, HUNOWIE PODBIJAJĄ EUROPĘ
Huf Sfinks - tajemnice historii, RASPUTIN, RASPUTIN -,
Huf Sfinks - tajemnice historii, RAMZES, Hans-Christi
Historia arkusz II poziom rozszerzony
TEST Z HISTORII W KLASIE II GIMNAZJUM SEMESTR I, Testy, sprawdziany, konspekty z historii
hist-wer2, Powtórzenie z historii - wersja II, „Powtórzenie materiału do egzaminu z HISTORII G
Tajemnice Grypserki, Tajemnice Grypserki cz.II, ROZDZIAŁ PIĄTY - ZJAWISKO SAMOAGRESJI I SYMULOWANIA
SCENARIUSZ LEKCJI HISTORII W KLASIE II GIMNAZJUM, Testy, sprawdziany, konspekty z historii
terminy zajec z Historii Filmu II semestr
plan zajec z Historii Filmu w II sem
Historia arkusz II czasy nowożytne do roku 1815
Historia arkusz II poziom rozszerzony (2)
Historia Sejmu II Rzeczpospolita
Daty z Historii klasa II

więcej podobnych podstron