Syndrom poaborcyjny, Rodzina katolicka


Na stronie Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny jest napisane, że syndrom postaborcyjny nie istnieje. W mainstreamowych mediach traktuje się go jako fanaberię urojoną przez katolików. Poniżej wpisy z tylko jednego forum internetowego kobiet po aborcji. Jaki to procent wszystkich historii?

"Jest we mnie tyle emocji i słów, które pragnę wykrzyczeć, a kiedy siadam przed komputerem nie wiem od czego zacząć. Może wprost: zabiłam swoje dziecko. Czuję się jak ostatnie ścierwo i nie mam siły żyć. Ciężko mi pisać bo oczy zalewają mi łzy, ale wiem, że jeśli się tym z kimś nie podzielę to nie wytrzymam ani minuty dłużej. 

Parę miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży - była rozpacz i strach i te myśli że nie dam rady, bo przecież mam już 10-miesięcznego syna, który jeszcze się nawet dobrze nie odkleił od piersi, że już teraz brakuje sił i czasu żeby to wszystko ogarnąć, że brakuje pieniędzy… teraz uważam te argumenty za gówno warte. Na zimno i bez większego zastanowienia postanowiłam że wezmę tabletki poronne. Nie mogę uwierzyć że byłam tak bezwzględna - jakby coś zamroziło mi serce na ten czas, jakby diabeł mnie opętał. W każdym razie pierwsza próba się nie udała, nadal byłam w ciąży a zorientowałam się trochę za późno. To był już 12 tydzień ale to mnie nie powstrzymało, żeby spróbować ponownie. Wmawiałam sobie że teraz już trzeba załatwić sprawę do końca bo po pierwszej próbie dziecko może urodzić się upośledzone. Oczywiście to były myśli przez wygodnictwo. Wzięłam drugą dawkę i poroniłam... ale to co zobaczyłam w toalecie na zawsze odmieni moje życie... i już nic nie będzie jak dawniej. Zobaczyłam małe dziecko, małego bezbronnego człowieka leżącego na dnie muszli. Człowieczka, któremu nie dałam szans na przeżycie, a który pewnie walczył do końca… małe stopy i ręce, które mnie nigdy nie przytulą. Wtedy rozpuścił się lód w moim sercu ale co z tego, było już za późno. Spuściłam swoje dziecko w toalecie, bo nie było już odwrotu… minęło już parę tygodni, a ja nadal mam przed oczami te małe stopy i wiem, że będę je widzieć już do śmierci. Teraz patrząc na mojego syna zastanawiam się gdzie jest jego brat/siostra i ta myśl nie daje mi żyć. Już sam fakt że jego małe ciałko leży wśród ekskrementów w kanalizacji doprowadza mnie do obłędu, ale bardziej martwi mnie gdzie jest jego dusza. Czy jest szczęśliwe, czy kochane czy spokojne. Czy wróci do mnie kiedyś pod postacią innego dziecka czy zostanie odesłane kobiecie która na nie zasługuje czy zostanie w niebie a Bóg przytuli je do serca i wynagrodzi mu to że nigdy nie mogło przeżyć na ziemi ani jednego dnia, czy wynagrodzi mu to, że jego matka - osoba, która powinna kochać najmocniej, po prostu je zabiła… jak mam teraz żyć, z milionem tych pytań w głowie? Czy któraś z was zna odpowiedź na któreś z nich? Może rozmawiałyście o tym z jakimś księdzem? Bardzo was proszę powiedzcie gdzie jest moje dziecko i czy kiedykolwiek je jeszcze spotkam? Jak mam odkupić swoje winy? Czy w ogóle jest to możliwe? Czy ono mi kiedyś wybaczy? Czy Bóg mi wybaczy? Bo jedno jest pewne ja sobie nigdy tego nie daruję… tak bardzo chcę cofnąć czas".

"Dowiedziałam sie w lutym 2007, że jestem w ciąży z drugim dzieckiem. Nie namyślałam sie długo, decyzja była zimna i okrutna. W lutym zostałam umówiona do szpitala na usg, nawet nie popatrzyłam na monitor. Byłam w siódmym  tygodniu...  umówiona data 27 marca 9 rano (UK bo tu mieszkam). Nikt nie wiedział o mojej ciąży, tylko lekarz... nikomu nie powiedziałam, nikogo się nie poradziłam a szkoda... powinnam.

Mój partner nic nie wiedział... wszystko było skomplikowane, pierwszą ciążę byłam sama przez wszystkie problemy przeszłam sama, on sie pojawił jak córcia miała ok 4.5 miesiąca… było ciężko, problemy z mieszkaniem z pieniędzmi, życie w ośrodku dla bezdomnych… bałam sie o naszą przyszłość ,obcy kraj,  ja sama… ale nie winię nikogo... to była moja decyzja, nie wyobrażałam sobie w tym czasie, by mieć kolejne dziecko. 

Chciałabym cofnąć czas… nie zrobiłabym tego, zatrzymałabym to dzieciątko i poradziła sobie… Ktoś kiedyś powiedział: jeśli Bóg daje dziecko, to i na dziecko... a ja nie miałam tej miłości w sobie, żeby zatrzymać ta maleńka istotkę we mnie. Po wykonanym "zabiegu" wybudzili  mnie, a ja pierwsze o co spytałam było - gdzie jest moje dziecko? Odpowiedziano mi - nie martw się, będziesz jeszcze miała w przyszłości... Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? Dlaczego ruszyło mnie po wszystkim? Nie wiem... bałam się, że sobie nie poradzę? Że zostanę sama? Że będę zdradzana i utkwię z dwójką dzieci w domu? Nie wiem... ale byłam słaba i zamknęłam sie w sobie.

Minęło 4 lata... tak bardzo żałuję... nieważne czy dziecko miało 2 tygodnie czy 7 - to było moje dziecko, część mnie pod sercem, a ja nie uchroniłam tej małej niewinnej istotki... podjęłam egoistyczną decyzję. Nie jestem szczęśliwa i w pełni na to zasługuję".

"Zawsze byłam przeciwna jakimkolwiek zabiegom, co się stało teraz, że to zrobiłam do tej pory nie mam pojęcia. 2 tygodnie się źle czułam, tłumaczyłam to stresem w pracy, potem nastąpiła niewielka poprawa więc myślałam, że po sprawie, jakieś zatrucie pokarmowe czy co. Potem jednak stan pogorszył się diametralnie, gorączka, wymioty. Jakimś cudem zrobiłam test ale tylko po to, żeby udowodnić swojemu facetowi, że nie jestem w ciąży. Tylko, że takim samym cudem na teście pojawiły się dwie kreski. Kiedy się dowiedział słyszałam tylko "chyba nie zamierzasz urodzić", "usuniesz"... Wyrzuciłam go z domu, jak to usunę? Nigdy w życiu! Więc jakim cudem to zrobiłam? Byłam na usg, poza plamą nie było nic widać, lekarz zaczął nawet mówić, że rozmiarem mu coś nie pasuje, nadal się źle czułam, ale chciałam urodzić, przepraszałam to dziecko za ojca, modliłam się do Boga, żeby on je pokochał... Jednak stało się jak się stało. Wzięłam tabletki, jakim cudem nie wiem, w pewnym momencie po wzięciu zaczęłam płakać, masować brzuch i przepraszać i swoje dziecko i Boga za to co właśnie zrobiłam, w tym czasie zaczęła lecieć mi krew. Dostałam strasznej gorączki, ból był nie do opisania, a ja tylko modliłam się o to, żebym umarła i to na oczach człowieka, który mnie do tego zmusił... Do tej pory płaczę, do tej pory błagam własne dziecko i Boga o wybaczenie... ale sama sobie nie umiem wybaczyć, mam koszmary w nocy... Nie umiem z tym żyć, chciałabym cofnąć czas, ale nie umiem. Żałuję, że żyję... mam nadzieję, ze już niedługo".

"Czytam wasze posty, przypomina mi się moja historia. Może będzie to dla kogoś dobrym ostrzeżeniem. 

Ciąża. Jak to możliwe? Zdenerwowanie, chęć jak najszybszego pozbycia się problemu, poprawienia swojego życia. Tak było ze mną. Znaleźć lekarza który przepisze tabletkę na prawdę nie jest trudno. Połknąć, i po zabiegu. Zaraz po wszystkim - uczucie ulgi, zadowolenie, przecież to nie było nic takiego 5-6 tydzień ciąży, to nawet nie był płód tylko embrion. Uff jaka ulga... tak mi się wydawało. 

Dziewczyny! Wcale nie jest tak łatwo. Problem nie znika. Teraz, po 5 latach, ciężko mi patrzeć na małe dzieci, cieszyć się czyimś macierzyństwem, trudno mi dzielić się swoją cielesnością. W środku mam jakąś zadrę, skazę, która mnie męczy i wypomina mi o tym. 

Wiem, że ciąża, dziecko, może komuś zniszczyć plany, które runą niczym domek z kart. Że nie każda kobieta, mężczyzna, są na to gotowi. Ale warto podjąć to wyzwanie - jeżeli pozwala na to zdrowie, fizyczne, psychiczne, status materialny. Nawet wbrew innym, często bliskim osobom. Zastanówcie się dwa razy, bo niekiedy sumienia nie da się łatwo zagłuszyć. Przynajmniej mojego".

Serce mi się kraje, gdy czytam takie wpisy… Więcej komentarza chyba nie potrzeba…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NA CZYM POLEGA SYNDROM POABORCYJNY, 5 - SYNDROM POSTABORCYJNY
Kapłani rosną u boku matki, Rodzina katolicka
NPR zawsze OK, Rodzina katolicka
Wychowanie w posłuszeństwie, Rodzina katolicka
Konflikty w małżeństwie, Rodzina katolicka
Krzyż rodzinny bp Tihamér Tóth, Rodzina katolicka
Wyznania miliardera, Rodzina katolicka
Dzieci zabite przez szczepionki a szczepionkowy biznes, Rodzina katolicka
Dwie wizje rodziny - katolicka i marksistowska, Rodzina katolicka
O POWOŁANIU KOBIETY, Rodzina katolicka
O swobodzie w wychowaniu, Rodzina katolicka
Zamach na dzieci, Rodzina katolicka
Skutki nieprawidłowego wychowania w rodzinie, KATOLICKA RODZINA
Porady świętego na temat wychowania dziecka, Rodzina katolicka
Seksedukacja D. von Hildebrand, Rodzina katolicka
NPR nie zawsze OK, Rodzina katolicka
Wychowanie w atmosferze chrześcijańskiej, Rodzina katolicka

więcej podobnych podstron