Afera FOZZ - Agent w KPA


Dwudziestolecie wejścia Michała Falzmanna w sprawy rabunku Polski przez GRU, WSI i inne mafie. Z książki Via bank i FOZZ (Dakowski, Przystawa, 1992) przypominam ówczesna atmosferę opisaną przez Izę Falzmannową. Analizy te zostały napisane już na przełomie 1991/92. A ich aktualność.....    MD]

Iza Falzmannowa

Teoria do świństwa

Stereotyp Za najważniejsze w tej sprawie uważam rozchwianie pewnych stereotypów, które utrudniają jej ogląd, przeszka­dzają we właściwej ocenie faktów i osób. Całkowicie fałszywy np. jest obraz Michała, jaki rozpowszechniła nasza prasa, obraz maniaka przesiąkniętego nienawiścią, zarażonego spiskową teorią społeczeństwa i węszącego wszędzie działanie KGB, a w najlepszym przypadku obraz samotnego szeryfa wojującego z narażeniem życia o sprawiedliwość. Najprościej : Michał był człowiekiem traktującym poważnie to, co robi i co mówi. W naszym kraju człowiek konsekwentny i jednoznaczny, niestety, traktowany jest często jak idiota. Credo życiowe większości ludzi zawiera tajemnicze zaklęcie: TAK ALE. Człowiek zapytany np. czy jest katolikiem, przeciwnikiem aborcji, zwolennikiem własności prywatnej odpowiada najczęściej: tak ale. Znaczy to: jestem katolikiem, ale nie na tyle, żeby codziennie chodzić do kościoła (jak to robił Michał), jestem przeciwnikiem aborcji, ale nie aż do tego stopnia żeby mieć pięcioro dzieci, jestem uczciwy, ale nie odmówię przyjęcia drobnej łapówki czy fikcyjnego zlecenia. To, co powinno budzić szacunek: bezwzględna uczciwość Michała, jego praktyki religijne, jego studia teologiczne i ogromny zbiór książek z tej dziedziny, nawet w środowisku bliskich znajomych traktowane było z pewnym lekceważeniem i niedowierzaniem.

Cnota to permanentny brak okazji Taką żartobliwą tezę wielokrotnie słyszałam z ust przyjaciół z gdańskiej Spółdzielni Robót Wysokościowych "Świetlik" (przemianowanej potem na "Gdańsk"), która stała się kuźnią kadr Kongresu Liberałów. Jesteś taki moralny, bo nikt nigdy nie usiłował cię naprawdę przekupić mówili do Michała mili gdańszczanie. Nauczyciel, który odmówił przyjęcia prezentu czy księgowy, który odmówił podpisania fałszywego dokumentu nie mają prawa twierdzić, że przeszli jakąkolwiek próbę uczciwości miał po prostu inną cenę, której nawet nie znają (a każdy człowiek ma swoją cenę). Jaki sens ma przytaczanie banalnych rozmów sprzed dziesięciu lat typowych nocnych rozmów rodaków, które odbywały się w setkach domów i mieszkań. Rozmowy te operowały zużytymi schematami w rodzaju: dziedzictwo niewoli, rozbiory, walenrodyzm, kończyły się najczęściej na dyskusji czy powinno się kasować bilety w tramwaju; i gdyby część osób z tego środowiska nie doszła bezpośrednio do władzy, należałoby je po prostu traktować jako koloryt lokalny. Takie były zabawy i spory w one lata. Nasi młodzi dyskutanci pracując w PRL-u na styku państwowości i prywatności najbardziej obiecującym finansowo i najbardziej, co tu ukrywać, kryminogennym na co dzień, z konieczności, mieli do czynienia z przestępstwem. Aby nakłonić dyrektora technicznego do podpisania zawyżonego kosztorysu czy zaakceptowania nie przepracowanych faktycznie godzin, dawało mu się jakieś dobrze płatne, najczęściej fikcyjne zlecenie (to sposób bardziej elegancki) albo, po prostu, wręczało łapówkę.

Teoria do świństwa Działo się to zresztą wszędzie, jak Polska długa i szeroka poczynając od spółdzielni studenckich, a kończąc na instytutach naukowych; było dla młodych ludzi szkołą życia i regulatorem postaw no i, oczywiście, miało swoją "teorię do świństwa": było powszechnie uważane za formę walki z komunizmem. Podobnie walczył z komuną uczniak jeżdżący na gapę, pijak wybijający szybę w sklepie, pracownik wysokościowy biorący bez skrupułów pieniądze za nie pomalowany komin i wreszcie aferzysta zagarniający ogromne sumy. Różnica była tylko ilościowa, a kiedy ilość przechodzi w jakość? Należałoby o to zapytać dialektyków z Gazety Wyborczej Dlaczego wspominam o GW? Bo etyka Kalego, czyli przeświadczenie, że głoszone zasady. nie dotyczą głoszącego, która jest nieświadomą częścią mentalności większości ludzi, osiągnęła w tym środowisku szczyty.

Zupełnie co innego Znaleziono, bez trudu chyba, specyficzną formułę, którą operuje się do dziś. To zupełnie co innego, gdy jakiś młody aktorzyna pokazał swoją głupią buzię w TV w czasie bojkotu (w programie poświęconym zresztą Norwidowi) i został za to starty z powierzchni ziemi, a co innego, kiedy lider opozycji brata się z gen. Kiszczakiem. Tamto było śmiertelnym grzechem, za który człowiek został w swoim środowisku praktycznie pozbawiony praw publicznych. To jest aktem chrześcijańskiego miłosierdzia, wzorcowym gestem pojednania, To zupełnie co innego, gdy jakiś nieszczęsny ziemianin stracił rodzinę w lochach UB i zdrowie na torturach. Sam jest sobie winien, bo nikt nie kazał mu rodzić się ziemianinem dostał się po prostu w tryby Historii. Bezczelnością jest to, że żąda jeszcze jakiejś rehabilitacji. Zupełnie co innego, gdy dzielny opozycjonista zarobił kilka pałek po plecach, jego męczeństwo powinno przejść do historii, stać się formą specyficznego pomazania, predestynującą do sprawowania władzy w kraju. I jak dzieci za panią matką młodzi liberałowie twierdzili: To zupełnie co innego, gdy kradnie nomenklaturowy dyrektor, a zupełnie co innego, gdy chłopak ze "Świetlika". Tamten kradnąc utwardza beton komuny, a ten go w ten sposób rozbija. Ale co robić, gdy komuna się skończyła, a oszukujemy nadal? Potrzebujemy nowej "teorii do świństwa". Naginając więc zasady (słabo znanego przecież w społeczeństwie) liberalizmu osiągnięto to, że pospolite oszu­stwo i kradzież w oczach wielu stało się wyczynem. W ten właśnie sposób postrzega się np. aferę "Art. B". Właścicieli tej firmy przedstawia się jako zdolnych (wręcz na pograniczu genialności) biznesmenów, którzy zdobyli fortunę wykorzystując istniejące luki prawne. Nawet premier Bielecki wyrażał się o nich podobno z uznaniem, a pewna moja znajoma intelektualistka opisywała aferę z estetycznym wręcz wzruszeniem. Opinie młodych praktyków PRL-owskiego szwindlowania z Gdańska prawie idealnie pokrywają się w tej właśnie sprawie ze stanowiskiem elit intelektualnych. Stanowisko młodych "liberałów" jest zrozumiałe. Chcieliby w oczach społeczeństwa usankcjo­nować swoje nie bardzo klarowne poczynania, swój udział w różnych podejrzanych spółkach. Jednym z pierwszych posunięć Bieleckiego było zniesienie zakazu uczestniczenia członków rządu w zarządach spółek i firm, a więc zaproszenie do łapownictwa. Jaki jednak interes w tuszowaniu sprawy FOZZ, w pomniejszaniu winy aferzystów z "Art.B" a nawet w ich gloryfikowaniu mają elity intelektualne? Własne uczestnictwo w tych aferach czy też efekt typowego wszędzie na świecie wymieszania elit, który sprawia, że wybitny polityk czy pisarz ma więcej szans na spotkanie w swoim towarzystwie wybitnego gangstera niż np. pracownik stacji benzynowej ? Nasza sytuacja nie jest jednak typowa, a gangsterzy pretendują u nas do miana filantropów.

Gangsterzy czy filantropi ? pyta społeczeństwo, któremu elity intelektualne wmawiają uparcie, że nasi rodzimi gangsterzy to właściwie filantropi. To oni dla dobra społeczeństwa zgodzili się przyjąć na swoje barki upiorny ciężar posiadania i dla dobra tego społeczeństwa tworzą klasę średnią (nikt jakoś nie pyta innych członków społeczeństwa czy nie byliby gotowi na takie straszne poświęcenie?). Od dłuższego czasu elity kolportują i przemycają do świadomości społecznej inne, równie absurdalne tezy, jak np. to, że zupełnie obojętne jest, kto jest właścicielem domu czy fabryki. Własność prywatna jako taka jest dobrodziejstwem, cudownym panaceum na wszelkie wady życia społecznego. Jest całkowicie obojętne, w jaki sposób ta własność powstała. Tak jak obojętne jest, co stało się centrum krystalizacji w roztworze: może nim być nawet jakiś brudek, jeżeli wokół tego centrum powstanie piękna krystaliczna struktura. Od czasu do czasu nasze elity wyrażają zdumienie, że pomimo wystarczającej ilości brudów nie chcą jakoś rosnąć czyste kryształy. Aby pokazać absurdalność tej tezy, przez sprowadzenie do niedorzeczności, zaproponowałam gorącej jej zwolenniczce, aby jej mąż, Francuz, zaczął płacić czynsz swoim lokatorom: przecież to zupełnie obojętne, kto jest właścicielem domu? Zareagowała oczywistym oburzeniem. Jeżeli, jak twierdzi Kuroń, wszystko jedno, kto jest właścicielem, doskonale może być nim były komunista, który stanie się przez to automatycznie antykomunistą, to dlaczego np. nie oddać fabryki Wedla jego spadkobiercom? mógłby zapytać naiwny dyskutant. A nie, a fe, a jeszcze czego? wykrzykują elity. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że układ w Magdalence zagwarantował komunistom miękkie lądowanie i twórcy tego układu chcą szlachetnie wywiązać się z podjętych zobowiązań? I dlatego, że wielu z nich zajmuje odziedziczone po rodzicach, a zagrabione przez komunę prawowitym właścicielom domy i mieszkania (punkt siedzenia określa punkt widzenia nie wypada już przecież pisać, że byt określa świadomość).

Brzydki fundamentalizm To też, ale nie tylko. Nasze elity intelektualne boją się jak diabeł święconej wody jednoznaczności światopoglądowej, którą nazywają fundamentalizmem i dla samej zasady, nie tylko we własnym interesie, nie chcą dopuścić do rozliczeń z komunizmem, do prawdziwej reprywatyzacji, do tryumfu prawa i sprawiedliwości. Skąd geneza takich postaw? Większość członków naszych elit intelektualnych i politycznych jest rodzinnie obciążona grzechem niejedno­znaczności. Pochodzą z domów, w których mawiało się: "co oni zrobili z tym krajem?" Zapominając przy tym dyskretnie, że sami są z tych domów, w których pisało się ody na cześć Stalina, a w zamkniętym gronie opowiadało na jego temat dowcipy. Jak bardzo trzeba być skręconym psychicznie, żeby będąc dzieckiem ubeckiego generała i korzystając z wszystkich związanych z tym przywilejów szczerze wierzyć, że jest się opozycjonistą? Żeby walczyć teoretycznie z tym, co się praktycznie popiera? Tylko ten, kto trochę znał to środowisko, może (przynajmniej częściowo) zrozumieć stan specyficznego zapętlenia wewnętrznego ludzi z niego się wywodzących. To tak jakby oglądać świat z głową schowaną między nogami powiedziała mi kiedyś znajoma. Aby rozwiązać swój dylemat wewnętrzny, pogodzić się z własną przeszłością, stosuje się równolegle dwie strategie, nie dostrzegając ich wzajemnej sprzeczności. Społeczeństwo to głupi bezmyślny tłum, twierdzą od lat przedstawiciele establishmentu. Tym samym osobom, które kiedyś twierdziły, że przez swoją niską świadomość klasową społeczeństwo nie chce docenić dobrodziejstw socjalizmu, łatwo przychodzi teraz mówić, że to przez swoje populistyczne tęsknoty ludzie nie chcą docenić dobrodziejstw kapitalizmu (a raczej tej wersji pseudokapitalizmu, którą serwują nam pseudoliberałowie). Fakt, że społeczeństwo nie chciało socjalizmu, nie pochwalało jego ideologii i praktyki, nie akceptowało socjalistycznych struktur i socjalistycznej władzy, nie przeszkadza naszym intelektualistom twierdzić, bez dostrzegania jakiejkolwiek sprzeczności, że wszyscy byli uwikłani, że wszyscy uczestniczyli w budowie systemu, dobrowolnie lub pod przymusem. Zarzucanie ludziom będącym ofiarami systemu, że ten system współtworzyli, ma taki sam sens jak zarzucanie poglądów faszystowskich więźniom obozu koncentracyjnego. A przecież podobne nonsensy wypowiadają ludzie bynajmniej nie głupi. Po co to robią? Przede wszystkim po to, żeby nie dopuścić do jednoznacznej oceny własnej przeszłości, do klarownego i jednoznacznego obrazu świata. Najlepszą w ich sytuacji strategią jest mgławicowość poglądów, zacieranie konturów i zacieranie w ten sposób własnych śladów.

Świat nie jest czarno biały mówią, szkoda tylko, że w tych cieniach i półtonach chcą ukryć cały jego brud. Wszystkie tradycyjne podziały ­tak twierdzą straciły teraz sens. Podziały na lewicę i prawicę, prześladowanych i prześladujących. Ale w jaki sposób ustalić kto jest, a kto nie jest w porządku? To my decydujemy, kto jest komunistą, zdają się mówić przedstawiciele wąskiej grupy opiniotwórczej. W ten sposób komunistą przez swój rzekomo komunistyczny sposób myślenia, np. przez domaganie się ... dekomunizacji może być człowiek, który całe lata spędził w komunistycznym więzieniu, a antykomunistą ten, kto go do tego więzienia wsadził bo teraz myśli, a przynajmniej mówi jak trzeba. Nawet gen. Kiszczak zachwalany jest ostatnio jako twórca postępowego nurtu w partii, a więc prawdziwy Ojciec nowego ładu. Tym, którzy szukają prawdy (w każdym sensie tego słowa) przeciwstawia się relatywizm moralny, relatywizm w ocenie historii i ludzi. Twierdzi się (nawet Ojciec Salij tak robi), że poszukujący prawdy grzeszą pychą, że kierują się nienawiścią. Nienawiść, pychę, kompleksy i wiele innych rzeczy zarzucano Michałowi w czasie jego samotnej walki o finansową niezależność naszego państwa. To oczywiste nieporozumienie.

Człowiek obrzydliwie jednoznaczny Aby pragnąć przerwania rujnującego kraj rabunku nie trzeba nienawidzić. Wystarczy zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy, chyba że się w tym rabunku brało udział. Wtedy instynkt samozachowawczy nakazuje zupełnie co innego. Michał nie był zarozumiały, nie uważał się za doskonałego, nie gardził ludźmi ani nie miał w stosunku do nich kompleksów. Co powodowało zatem, że jego (prominentni zresztą) rozmówcy reagowali na jego wypowiedzi histeryczną często odrazą? Otóż w oczach ludzi, którzy nie bez przyczyny na co dzień posługują się hasłem: Drogowskaz nie biegnie w kierunku, który wskazuje, Michał był nieprzyzwoicie, obrzydliwie i po prostacku wręcz jednoznaczny. Nie było w nim nic ze swojaka, który rozumie doskonale, że krzyczymy: "wolność i sprawiedliwość" dopóki sami nie dopchamy się do koryta. Potem zaczynamy krzyczeć: "precz z populistyczną demagogią". Również ze swojaka katolika, który wie dobrze, że to Pan Bóg jest dla niego, a nie on dla Pana Boga. Intelektualiście, który po n-tej ewolucji światopoglądowej ogląda świat trzymając głowę między nogami, człowiek taki jak Michał, który stoi prosto, wydaje się nieuchronnie głupi i prymitywny. Ale w takim razie chroń nas Panie Boże przed skomplikowanymi wewnętrznie intelektualistami.

Michał Falzmann a „MÓZGI” WSI

Zbliża się 20 lat od ujawnienia przez Michała Falzmanna mechanizmów rabunku finansów Polski, m.inn. poprzez FOZZ i podobne struktury. Wyniki swych wielomiesięcznych badań opisał. Obok umieszczam jeden z artykułów Michała z sierpnia 1990 r., opublikowany w CDN Głos Wolnego Robotnika. Było to jawnie już wydawane pismo podziemne. Nr. 294, pisane sierpień 1990 r. Wtedy oficerowie UOP (dla młodzieży: Urząd Ochrony Państwa) zaproponowali Michałowi pracę u nich nad tą sprawą. Po dłuższej merytorycznej rozmowie z 5-ma oficerami Michał zapytał: „ Kto z Panów jest z nowego naboru?” Płk Fąfara: „Ależ proszę pana, my jesteśmy starzy fachowcy!” „A, to w takim razie dziękuję” rzekł Michał i poszedł sobie. Po paru miesiącach podjął jednak prace nad ta sprawą w NIK (dla mł.: Najwyższa Izba Kontroli), choć uważał, że jego przyszły szef „to KGB”, lub jest „ich wolontariuszem”. Po trzech tygodniach od rozpoczęcia pracy w NIK pisze 21 kwietnia 1991 r. w tajniejszym ze swych notesów: „ Krzyś z Izą namawiają mnie, bym dalej pracował. Uważam, że powinienem wymówić władza w Polsce jest nadal w rękach KGB. Dalsza praca to osobiste śmiertelne niebezpieczeństwo, szans na sukces nie widzę żadnych”. Jednak poczucie obowiązku wobec Polski zwycięża. Pracuje jeszcze trzy miesiące, nim dopadnie Go „karząca ręka” prywatyzującej się GRU (Gławnoje Razwieditielnoje Uprawlienije sowieckie struktury szpiegowskie) , czy może Grupy Y w „tutejszej” filii zwanej WSI. Zginał 18 lipca 1991 r.

Sąsiedni artykuł, napisany przez MF przed etapem badań tej sprawy w NIK, wykazuje:

Precyzję diagnoz i odwagę Michała Falzmanna; diagnozy te przez następne lata zostały potwierdzone.

Wielkie rozmiary bezczelności, pewności bezkarności i poczucia siły wśród władz Funduszu, kolejnych ministerstw Finansów, licznych likwidatorów Funduszu, zespołów biegłych mających określić wielkość strat Polski, prokuratur. Skutkiem ich „działalności” było opóźnienie procesu karnego FOZZ o co najmniej siedem lat, a więc przedawnienie zarzutów. Skracanie terminów „przedawnień” zlecane, czy dyktowane było sejmowi. Skutecznie. Ledwo wspomnę agenturalną, szkodliwa dla polski działalność mediów, wtedy przezwanych me®diami. „Dziennikarzezaniżali szacowane straty w zależności od poleceń ich oficerów i okoliczności od stu razy do dziesięć tysięcy razy. Więcej w naszej książce o FOZZ, niestety ciągle aktualnej (wolałbym, by zrabowane pieniądze zostały odebrane, winni w więzieniach, a sprawa osądzona i dla opinii zapomniana...). Proces cywilny wytoczony autorom książki „Via bank i FOZZ”, M. Dakowskiemu i Jerzemu Przystawie przez PHZ Universal i Dariusza Tytusa Przywieczerskiego (dalej DTP) toczył się przez przeszło 13 lat (1993-2006). W trakcie tego procesu na sesjach sądu mec. S. reprezentujący „PHZ Universal” i DTP często podsypiał, a zawsze demonstrował swą niewiedze o sprawie. Pod koniec procesu mec. S. „reprezentował” już taki Universal, który z PHZ Universal nie miał już (po kolejnych przemianach własnościowych) nic wspólnego, a od paru lat był już „zbankrutowany”. Mecenas dowiedział się o tym na sali sądowej, od likwidatora tej mutacji firmy Universal. Itp, itd. Samego DTP pod koniec procesów (tak procesu „naszego” cywilnego, jak i karnego FOZZ) nie było w kraju, bo go „sprawiedliwość wypuściła po raz kolejny za granicę. Przed paru laty „sprzedawał gwoździe” w USA, dziennikarze tam łatwo go znaleźli i u niego w firmie byli, ale śledczy i prokuratorzy „nie mogli go umiejscowić”. MÓZG, prawda?

Mirosław Dakowski 13 lutego 2009

Prawa ręka prezesa KPA współpracował z SB

22-02-2009, 13:25 | Marek Ciesielczyk

Przez ostatnie 25 lat należał do najbardziej wpływowych osób w środowisku polonijnym w USA. Wkradł się w łaski trzech kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Okazało się, że wcześniej jako „kontakt operacyjny” współpracował z SB!

Rozmowa sondażowo-pozyskaniowa

Gdy na wiosnę 1979 roku podporucznik SB Tadeusz Winiecki otrzymał informację, iż do USA wyjeżdża na roczne stypendium jeden z adiunktów w Katedrze Kultury na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 38-letni wówczas dr Wojciech Wierzewski, postanowił przeprowadzić z nim „rozmowę sondażowo-pozyskaniową”. SB miała nadzieję, iż uda się zwerbować Wierzewskiego w celu uzyskiwania od niego informacji na temat Russian and East European Institute w Indiana University, prestiżowej instytucji, zajmującej się Związkiem Sowieckim oraz państwami Europy Wschodniej.

Do pierwszego spotkania przyszłego stypendysty z oficerem SB doszło natychmiast po powrocie Wierzewskiego z festiwalu filmowego w Cannes, gdzie przebywał na delegacji służbowej. Rozmowa miała miejsce 8 czerwca 1979 roku, między godz. 12:oo i 13:oo, w kawiarni „Sejmowa” w Warszawie. SB była tak bardzo zadowolona z jej przebiegu, iż w raporcie napisano: „Kandydat ciekawy, przy pomyślnym rozwoju sytuacji może być dla nas bardzo użyteczny. Przed wyjazdem konieczne jest - poza przeszkoleniem - systematyczne wdrażanie do współpracy poprzez przekazywanie konkretnych zadań do realizacji”.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wierzewski czuje się moralnie zobowiązany do udzielenia pomocy SB

Wierzewskiemu i całej operacji wywiadowczej na terenie USA przypisano kryptonim „TOWER”. W przyszłości, we wszystkich raportach SB Wierzewski określany jest jako „T”. Oficer SB tak relacjonuje dalszy przebieg swego spotkania z Wierzewskim-Towerem:

„Na przedstawioną … propozycję udzielenia pomocy naszym organom „T” wyraził zgodę, stwierdzając, że jako Polak i członek Partii czuje się moralnie zobowiązany do udzielenia tego rodzaju pomocy. Oświadczył jednocześnie, że propozycja spotkania nie zaskoczyła go i że spodziewał się tego typu rozmowy związanej z wyjazdem do USA”.

Gdy oficer werbujący Wierzewskiego przekonał się, że „Tower” do współpracy z SB nastawiony jest niemal entuzjastycznie, poprosił go o sporządzenie pisemnego zobowiązania o zachowaniu w tajemnicy faktu przeprowadzenia z nim rozmowy na temat współpracy z SB w czasie pobytu w USA. W aktach sprawy „Tower” w IPN znajdujemy własnoręcznie przez Wierzewskiego napisane oświadczenie następującej treści: „Zobowiązuję się do zachowania tajemnicy z rozmowy w dn. 7.VI. dot. pracy na terenie Bloomington. W. Wierzewski”.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wierzewski został odpowiednio pouczony, jak prowadzić rozpoznanie w USA, jak orientować się, czy jest śledzony przez amerykańskie służby specjalne. Przekazano mu także instrukcje, o czym ma informować oficerów kontaktowych SB w USA. Miał przekazywać informacje zarówno na temat amerykańskich naukowców i studentów, jak i polskich stażystów, stypendystów. SB oczekiwała także analiz na temat pozyskiwania studentów i pracowników naukowych do pracy w CIA i FBI, gdyż amerykańskie służby specjalne proponowały im czasem pracę ze względu na to, iż Instytut zajmował się przecież Związkiem Sowieckim i innymi państwami komunistycznymi. W USA z Wierzewskim miał się skontaktować według tego, co znajdujemy w dokumentach, zgromadzonych dziś w IPN - „towarzysz M. Koszycki” - jak go określono w jednym z raportów SB.

„TOWER” miał przekazywać zdobyte informacje oficerom SB, zatrudnionym oficjalnie w charakterze dyplomatów w Konsulacie PRL w Chicago. Zazwyczaj, w Bloomington lub Chicago, spotykał się z nim „dyplomata” PRL-owski o pseudonimie „TAP”, który prowadził sprawę „TOWER” w latach 1979-1984. Z „TAP-em” współpracowali inni „dyplomaci”: „Spaski”, „LID” oraz „DUNCAN”.

„Tower” przyjął „Instrukcję wyjazdową” z pełnym zrozumieniem

Jeszcze przed wylotem do USA, 27 sierpnia 1979 roku Wierzewski spotkał się ponownie z oficerem SB, znowu o godzinie 12:oo, tym razem w kawiarni „Nowy Świat” w Warszawie. Poinformował esbeka, że w Indiana University będzie miał wykłady z języka polskiego oraz historii polskiej kultury artystycznej. W czasie tego spotkania późniejszy zaufany człowiek trzech kolejnych Prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej zapoznał się i zaakceptował przedstawioną mu przez esbeka „Instrukcję wyjazdową”, obejmującą „zakres zainteresowań SB, związanych z rozpoznawaniem Russian and East European Institute na Indiana University”.

Oficer SB napisał później w swoim raporcie, że Wierzewski „przyjął instrukcję z pełnym zrozumieniem…” Podczas tego właśnie spotkania Wierzewskiego z esbekiem uzgodniono „zasadnicze elementy hasła i odzewu do nawiązania łączności operacyjnej za granicą. Hasło: „Adam z redakcji”. Odzew: „Festiwal w Cannes”.

Inspektor SB Winiecki był tak bardzo zadowolony z przebiegu drugiego spotkania, że w swoim raporcie napisał: „W związku z deklarowaną przez „T” chęcią podtrzymania kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa w czasie pobytu na stażu, proponuję przekwalifikować sprawę wstępną w kontakt operacyjny i zarejestrować ją w Wydziale XVIII Departamentu I MSW.”

Oto treść wspomnianej „Instrukcji wyjazdowej”, którą zaakceptował Wierzewski: „W związku z Pańskim wyjazdem na roczny staż do Indiana University w Bloomington, Służba Wywiadowcza PRL, zwana dalej Centralą, zwraca się do Pana z prośbą o pomoc w realizacji następujących zadań:…” - tutaj wymienione są te zadania, o których była już mowa wcześniej, a w punkcie 6. czytamy, na co jeszcze musi zwrócić uwagę Wierzewski: „Powiązania uczelni z organami wywiadu i kontrwywiadu USA oraz ewentualne informacje nt. rekrutacji do pracy w tych organach spośród studentów.”, zaś punkt 7 brzmi: „Wszelkie informacje, dotyczące działalności skierowanej przeciwko Polsce i innym krajom socjalistycznym”.

Oznaczało to, że rola Wierzewskiego nie ograniczała się tylko do sporządzania i przekazywania SB raportów na temat „antysocjalistycznej” działalności Polaków w USA. „TOWER” miał także dostarczać SB tak szczegółowe informacje, jak te, dotyczące operacji werbunkowych CIA czy FBI wśród amerykańskich studentów.

Donosy za 4 butelki alkoholu

26 października 1979 roku doszło do nawiązania pierwszego kontaktu oficera SB z „Towerem”-Wierzewskim w Bloomington. „Dyplomata” PRL-owski przybył oficjalnie na imprezę organizowaną przez Indiana University. Podał wcześniej ustalone, znane Wierzewskiemu hasło i usłyszał właściwy odzew. W swoim tajnym, odręcznie sporządzonym raporcie operacyjnym, rezydent o pseudonimie „TAP” pisze po spotkaniu z Wierzewskim: „Podczas rozmowy operacyjnej uzgodniłem… iż będzie w dalszym ciągu kontynuował on rozpracowywanie Russian and East European Institute”.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Informacje przekazane przez Wierzewskiego PRL-owskiemu rezydentowi musiały być bardzo wartościowe, gdyż dodaje w raporcie: „Materiały przekazane… wydają się być intersujące. „T” jest pozytywnie nastawiony do dalszej współpracy z nami człowiekiem”. Wierzewski donosił między innymi na swego uczelnianego kolegę w Indiana University, pracownika naukowego o nazwisku Jacek (Jack) Bielasiak. Nieco później, bo w latach 1986-1991 profesor Bielasiak był Dyrektorem Polish Study Center na Indiana University.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oficer SB „TAP” w swoim raporcie na temat kolejnego spotkania z Wierzewskim w dniu 5 lutego 1980 roku pisze, że wręczył mu „w formie prezentu 4 butelki alkoholu”, dodając: „Oceniam dotychczasową współpracę z „T” jako wartościową…. Sugeruję ewentualne przyznanie nagrody pieniężnej za dotychczasową współpracę, co może wpłynąć stymulująco na aktywność operacyjną”.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Esbecki rezydent z Konsulatu PRL w Chicago, przyjmujący od Wierzewskiego raporty, informuje przełożonych w Centrali, iż „Tower” przekazał „szczegółowe charakterystyki osób”, o których można przypuszczać, iż są związane z amerykańskimi służbami specjalnymi. Esbek jest pełen uznania dla Wierzewskiego, chwaląc go, że „jest on sumiennym współpracownikiem, wykazującym inicjatywę”. Jednocześnie sugeruje przeprowadzenie dalszego szkolenia wywiadowczego Wierzewskiego, gdyż amerykańskie służby specjalne sprawdzają stażystów z państw komunistycznych.

Po rocznym pobycie w USA Wierzewski odwiedza Warszawę i 20 września 1980 roku, czyli bezpośrednio po powstaniu „Solidarności”, ponownie spotyka się z oficerem SB. „Tower” jest teraz dla SB zbyt cennym kontaktem operacyjnym, by dopuścić do jego dekonspiracji. Dlatego do spotkania dochodzi nie w miejscu publicznym, lecz specjalnie przygotowanym do tego celu „lokalu kontaktowym” LK „Mansarda”. Jest już pewne, że pobyt Wierzewskiego na Indiana University przedłużony zostanie do czerwca 1981 roku.

Przyszły redaktor naczelny dwutygodnika „Zgoda”, oficjalnego organu Polish National Alliance tak bardzo chce coś zrobić dla PRL-owskiej esbecji, że sam - z własnej woli - proponuje na spotkaniu dalsze kontakty. Prosi jedynie oficera SB, by spotkania odbywały się w Chicago, a nie na terenie uniwersytetu w Bloomington, gdyż mogą rzucać się w oczy. Poza tym Wierzewski zaczyna się czuć trochę niepewnie. Odnosi wrażenie, że Amerykanie go sprawdzają. Informuje oficera SB, że jeden z uczestników jego wykładów, Zachary Lent prawdopodobnie przeszukiwał jego rzeczy osobiste.

Kontakt operacyjny SB Wojciech Wierzewski jest coraz bardziej uniwersalny

28 września 1980 roku Wierzewski przekazuje „TAP-owi”, czyli rezydentowi SB w PRL-owskim konsulacie w Chicago, informacje na temat swego kolegi z uczelni w Bloomington, który nazwany jest w raporcie esbeka „Rafał” i oznaczony jako SMW 2/1443. „Rafał” był wówczas pracownikiem Russian and East European Institute w Indiana University i stał się obiektem zainteresowania SB. Na przełomie 1980 i 1981 roku „Rafał” występuje często w amerykańskiej telewizji, informując o sytuacji w Polsce. Pod koniec 1980 roku Wierzewski otrzymuje od SB polecenie „szerszego rozpracowania działalności Ośrodka Studiów Polskich przy Indiana University”. „Tower” dostarcza także cenne - według rezydenta SB w Chicago - informacje na temat amerykańskich konferencji dotyczących Związku Sowieckiego.

Wierzewski donosi także na przebywającego w USA publicystę „Tygodnika Powszechnego” Henryka Krzeczkowskiego oraz stypendystów z Polski, np. na Witolda Koniecznego, który dzisiaj jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego czy też na Elżbietę Kornberger-Sokołowską - także profesor prawa na UW. „Tower” przekazuje SB również informacje na temat Iwony Błaszczykiewicz, która wówczas pracowała jako sekretarka w Centrum Studiów Polskich w Bloomington. SB rozważała wtedy możliwość jej zwerbowania.

Przyszły prominentny działacz Polonii chicagowskiej donosił także na amerykańskich studentów, którzy chcieli studiować w Polsce. Sporządzał ich charakterystyki psychologiczne, które później SB mogła wykorzystać np. do szantażowania tychże studentów, co miało prowadzić do ich zwerbowania i uczynienia z nich współpracowników komunistycznej SB. Wierzewski przekazywał tego typu informacje np. na temat Irene Kiedrowski, która przebywała później na stypendium w Polsce (w latach 1981-82) czy też Karen Ledwin.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na początku 1981 roku okazuje się, że Wierzewski może zostać na Indiana University rok dłużej. W czasie kolejnego spotkania z oficerem SB 9 marca 1981 roku Wierzewski zwierza się, że jego żona odbiera anonimowe telefony z pogróżkami. Rezydenci w Chicago zastanawiają się, czy aby „Tower” nie został zdekonspirowany?

W swym raporcie z 14 października 1981 roku inny rezydent PRL-owski o pseudonimie „SPASKI” z konsulatu w Chicago pisze: ”Zachowanie TOWERA należy jednoznacznie ocenić jako `zabezpieczenie tyłów', tzn. asekurowanie swej osoby przed pomówieniami o współpracę z nami”. Wierzewski bowiem właśnie wtedy przestraszył się dekonspiracji i unikał zbyt częstych kontaktów z oficerami SB z konsulatu PRL, zwłaszcza w miejscach publicznych.

Wierzewski działaczem polonijnym

11 dni po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego Centrala SB przekazała rezydenturze w Chicago informację, by ta ostrzegła Wierzewskiego przed wzmożoną aktywnością amerykańskich służb specjalnych. SB zaprzestana wówczas kontaktów bezpośrednich z „TOWEREM”.

18 września 1982 roku Wierzewski udzielił wywiadu w programie polonijnym Zofii Borys, mówiąc, że pracuje teraz w Governors State University w Park Forest koło Chicago dzięki Marianowi Murzyńskiemu. Kupił dom, a pod koniec 1982 lub na początku 1983 wszedł w skład kolegium pisma polonijnego „RELAX”, wydawanego przez Michała Kuchejdę w Chicago, który był także wydawcą „Dziennika Chicagowskiego”. Rezydent SB w konsulacie PRL o pseudonimie „SPASKI” pisze 3 lutego 1983 roku o „odnowieniu kontaktu” z Wierzewskim.

18 listopada 1983 roku reżyser Jerzy Domaradzki organizował pokaz filmów w Goethe Instytut w Chicago. Pomagał mu w tym „dyplomata” PRL-owski, a w rzeczywistości rezydent SB z konsulatu w Chicago o pseudonimie „DUNCAN”, który wówczas rozmawiał z Wojciechem Wierzewskim. Jest to ostatni kontakt „TOWERA” z rezydentem SB, o jakim możemy przeczytać w jego teczce. Kolejny wpis pochodzi z 20 września 1984 roku. Jest to tajne „postanowienie o zakończeniu i przekazaniu sprawy do archiwum Departamentu I”.

Jesienią roku 1985, gdy Prezesem Związku Narodowego Polskiego oraz Kongresu Polonii Amerykańskiej jest jeszcze Alojzy Mazewski, Wojciech Wierzewski zostaje - dzięki Cenzorowi ZNP, Hilaremu S. Czaplickiemu - redaktorem naczelnym oficjalnego organu Polish National Alliance „Zgoda”, dwutygodnika, który dociera do wszystkich członków ZNP.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Gdy w roku 1988 Prezesem ZNP i KPA zostaje Edward Moskal, Wierzewski utrzymuje swoje stanowisko. Co więcej, jego pozycja jest jeszcze silniejsza. Wierzewski jest jedną z „szarych eminencji”, które odgrywają ogromną rolę w kształtowaniu polityki ZNP i KPA.

Trudno mieć oczywiście pretensje do kolejnych Prezesów KPA - Mazewskiego, Moskala czy Spuli, że nie wiedzieli o współpracy Wojciecha Wierzewskiego z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Czy jednak tak trudno było przewidzieć, że prawdopodobieństwo, iż osoba, która w PRL-u była częścią tamtejszej nomenklatury, może być zdolna do haniebnych zachowań, jest wystarczająco duże, by z nią nie współpracować, a tym bardziej nie powierzać jej odpowiedzialnych funkcji?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oczywiście nasuwa się także pytanie, czy Wierzewski współpracował z SB także w późniejszym okresie, na temat którego - jak na razie - trudno znaleźć informacje w archiwach IPN? Na pytanie to będzie można jednoznacznie odpowiedzieć tylko wtedy, gdy ta część dokumentów, która teraz znajduje się w wyodrębnionym archiwum IPN, czyli jest w dalszym ciągu utajniona, zostanie przeniesiona do części jawnej zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej.

Marek Ciesielczyk

relacja telewizyjna z wykładu Marka Ciesielczyka w Chicago 1 lutego na ten temat:

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

dr Marek Ciesielczyk, autor artykułu
jest doktorem politologii Uniwersytetu w Monachium, pracował naukowo w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, był Fellow w European University Institute we Florencji oraz Visiting Professor w University of Illionois w Chicago, jest autorem pierwszej w języku polskim książki nt.
KGB, o której ks.profesor Józef Bocheński napisał, że jest to jedna z najlepszych prac naukowych, jakie czytał na ten temat.

Musztarda po obiedzie

23-02-2009, 6:57 | Dziennikarz

O SB-ctwie Wierzewskiego pisalam na lamach "Dziennika Chicagowskiego" i w innych pismach emigracyjnych juz w latach 90-tych (obrywajac ciegi z prawa i z lewa).

Obecny artykul pana Ciesielczyka jest przyslowiowa musztarda po obiedzie. SB-ek Wierzewski zmarl bowiem 4 grudnia 2008, osierocajac, do dzis nieutulony w zalu, panteon agentury prosowieckiej w Chicago, z "Jedynym Poeta Emigracyjnym" Adamem Lizakowskim na czele.

Najciekawsze jest, ze Wierzewski tak dlugo tolerowany byl - i wrecz nieusuwalny! - w KPA oraz w "Dzienniku Zwiazkowym", a takze dano mu w naczelnictwo redagowanie "Zgody" (organ Zwiazku Narodowego Polskiego).

Bardzo interesujace byloby przesledzenie wzajemnych powiazan i zaleznosci Wierzewskiego ze Spula oraz Bialasiewiczem. I dlaczego Wierzewski byl tak dlugo w KPA, jako szara eminencja, tolerowany.

Cale szczescie, ze takie, przepraszam za wyrazenie, mendy emigracyjne, tez w koncu umieraja i zostaje po nich tylko wonny smrodek.

Miroslawa Kruszewska
(dziennikarz niezalezny)
Seattle



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ANTY Prawo i Sprawiedliwość afera FOZZ(1)(2)
miroslaw dakowski teoria swinstwa afera fozz
ANTY Prawo i Sprawiedliwość afera FOZZ compressed
ANTY Prawo i Sprawiedliwość afera FOZZ(1)(2)
Afera FOZZ jako modelowy przykład funkcjonowania zakulisowych wymiarów transformacji ustrojowej w Po
Afera przy prywatyzacji Polmosów Przed FOZZ był FON Energia atomowa Czy wrócą spluwaczki
Afera większa od FOZZ
PYTANIA KPA zrob
Afera śródziemnomorska Clive Cussler
HEMPEL S CURING AGENT 973340000 Nieznany
Agent Tomek wyleniały Bond IV RP
zestawy z KPA[1], studia mgr rok 1, I rok II semestr, postepowanie sadowo administracyjne
1) KPA - TESTY z katedra, Aplikacja, KPA - testy
KPA Skrypt, prawo, kpa kazusy, KPA skryt stan prawny na 2012

więcej podobnych podstron