skanuj0083 2

skanuj0083 2



148 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ

jeden i ten sam uśmiech w tysiącznych powtórzeniach, który za chwilę przechodził — już wieczny — do gwiazd, rozsypywał się w gwiezdną obojętność.

Wstąpiliśmy po drodze do cukierni na ciastka. Ledwie weszliśmy przez dźwięczne, szklane drzwi do tego białego, lukrowanego wnętrza, pełnego lśniących cukrów — noc stanęła od razu wszystkimi gwiazdami, baczna nagle i uważna, ciekawa czy jej się nie wymkniemy. Czekała na nas cały czas cierpliwie, stróżując pod drzwiami, świecąc przez szyby z wysoka nieruchomymi gwiazdami, podczas gdy z głębokim namysłem wybieraliśmy ciastka. Wtedy ujrzałem po raz pierwszy Biankę. Stała profilem przy ladzie z guwernantką, w białej sukience, smukła i kaligraficzna, jakby wyszła z Zodiaku1. Nie odwracała się, stojąc w wzorowym kontrapoście2 młodych dziewcząt, i jadła ciastko z kremem. Nie widziałem jej wyraźnie, cały jeszcze poprzekreślany gzygzakami linij gwiezdnych. Tak po raz pierwszy skrzyżowały się nasze horoskopy bardzo jeszcze zagmatwane. Spotkały się i rozwiązały obojętnie. Nie zrozumieliśmy jeszcze naszego losu w tym wczesnym gwiezdnym aspekcie i wyszliśmy obojętnie, dźwięcząc szklanymi drzwiami.

Wracaliśmy potem okrężną drogą przez odległe przedmieście. Domy stawały się coraz niższe i rzadsze, wreszcie rozstąpiły się przed nami ostatnie i wkroczyliśmy w inny klimat. Weszliśmy nagle w łagodną wiosnę, w ciepłą noc srebrzącą się po błocie młodym, dopiero co wzeszłym, fiołkowym księżycem. Ta noc przedwiosenna awansowała w pośpiesznym tempie, uprzedzała gorączkowo swe późne fazy. Powietrze, zaprawione dopiero co jeszcze zwykłą cierpkością tej pory, stało się nagle słodkie i mdłe, pełne zapachu deszczówki, wilgotnego iłu i pierwszych śnieżyczek zakwitających lunatycznie w białym

Bianka z guwernantką oraz Józef z Rudolfem

19 BN I/26'l (B. Schulz: Opowiadania)

1

   jakby wyszła z Zodiaku — zapewne alu/ja do zodiakalnego znaku Panny.

2

   kontra post — zob. Ulica Krokodyli. przyp. 13.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0091 164 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ją opiszę? Wiem tylko, że jest w sam raz cudownie zgodna ze
skanuj0096 174 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ przez żadne powtarzanie nie wyczerpana. Idzie ten mąż i tuli
skanuj0102 186 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Zadrżałem do głębi na ten widok. Nie mogło być wątpliwości.
skanuj0107 196 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ oczyma pełnymi głębokiej żałoby. Serce ścisnęło mi się boleś
skanuj0116 214 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ pojmował sam arcyksiążę Maksymilian. Gdy żarliwym szeptem pr
skanuj0124 266 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Rozmowa Józefa z Doktorem Gotardcm —    Ale o
skanuj0085 152 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Przed kawiarnią ustawiono już stoliki na bruku. Panie siedzi
skanuj0084 150 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ świetle magicznym. I aż dziw, że pod tym szczodrym księżycem
skanuj0088 158 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄIX Miałem wiele powodów do przyjęcia, że księga ta była dla m
skanuj0092 166 SANATORIUM POD KLEPSYDRA Wtedy nagle cały park staje się jak ogromna, milcząca orkies
skanuj0093 168 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ majaczliwe, bredzące i niepoczytalne. A jednak dopiero za ic
skanuj0095 172 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ pytaniami, jak milionami słodkich ssawck komarzych. Chciałyb
skanuj0098 178 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ dumie. Każdym swym ruchem wkłada się ona pełna dobrej woli i
skanuj0099 180 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ Potem wstają obie, złożywszy książki. W jednym krótkim spojr
skanuj0101 184 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄXXVI Zbyt wiele dzieje się w tej wiośnie. Zbyt wiele aspiracy
skanuj0105 192 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ apoteozę1 na tle obłoków, wspartego urękawicznionymi rękami
skanuj0106 194 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ klejnotami i złotą plombą w zębach — żywy biust zesznurowany
skanuj0108 198 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ wita i szatańska, dystansująca swą śmiałością najwyszukańsze
skanuj0109 200 SANATORIUM POD KLEPSYDRĄ ażeby powoli wydzielić zdrowe ziarno sensu. Markownik jest m

więcej podobnych podstron