CCF20090704084

CCF20090704084



172 Część II

tak wygodnego terminu, jak francuskie Moi, trudno jest jednak pozostać przy słowie Ja z powodów czysto gramatycznych, choć uciec od niego nie można. Zatem lepiej mówić

0    sobości. Sobość już się w różnych tekstach pojawiła

1    wydaje się słowem najlepszym i najbliższym temu, o co mi chodzi. Chodzi wszakże o to, czy Ja jest tożsame z sobą,

0    możliwość bycia sobą lub, inaczej, o to, co znaczy twierdzenie, że Ja jestem w swej sobości. Istnieje jeszcze jeden termin, tj. mojość, jest to jednak termin problematycz-ny, po polsku nie mówimy „jestem mną”, lecz „sobą”. Zresztą mojość ogranicza sobość do tego, co rdzennie moje, podczas gdy bycie sobą dopuszcza akceptację inności we mnie. Sprawę tę tylko tu sygnalizuję, ale będę musiała do niej wrócić.

Dyskusja terminologiczna doprowadziła wprost do pytań merytorycznych. Jest ich wiele i układają się w przynajmniej trzy zasadnicze grupy ściśle powiązane. Po pierwsze więc, czym jest owa sobość: duszą, istotą mnie samego, jakąś strukturą trwałą, ideą, tym, co dla mnie najważniejsze, co się skrywa i czego szukam, gdyż nie uchwytując, mam poczucie zagubienia, niepewności, i co ważniejsze - jestem jakby w niepełności swego bycia, to bycie nie jest dla mnie przejrzyste. Jest we mnie wiele sprzeczności i konfliktów, lecz tylko odkrycie mego eidos pozwoli na scalenie tego, co dwuznaczne, czasem rozbite. Eidos, jego odkrycie ma być tu warunkiem mojej integracji, dzięki której to, co obce, może zostać usunięte, albo tak włączone w sobość, że już nie grozi żadnym rozchwianiem. Tak pojęta sobość przedstawiałaby się jako struktura w miarę spoista i pewna.

Można jednak tę sobość rozumieć inaczej, jako niezmierzone zadanie, przede wszystkim, ale bynajmniej niekoniecznie zadanie etyczne. Tak pojęta sobość nie posiada żadnego stałego centrum, niczego, co by raz na zawsze decydowało ojej konstytucji, ta sobość nieustannie się kształtuje, a wobec czego zasadnicze problemy dotyczą warunków owego kształtowania się, wewnętrznych i zewnętrznych przeszkód i sprzyjających okoliczności, a przede wszystkim kierunku, w jakim to samotworzenie się podąża. Zmieniam się, przetwarzam

1    w tym procesie grozi mi nieustannie zagubienie, kompletne pogrążenie się w tym, co z punktu widzenia owego kierunku, choć mglisty jest on i niepewny, stanowi jedynie błahość lub przeszkodę.

Jest jeszcze inne ujęcie sobości. Nie jest ona wówczas ani istotą ani zadaniem, jest momentem egzystencjalnego doświadczenia, tu i teraz. Tak, to ja, to o mnie chodzi, konstatuję ten fakt z pewnością niezachwianą, konstatuję siebie jako siebie, bez żadnych określeń. Takie uchwytywanie sobości pojawia się najczęściej w momentach zagrożenia. Są to trzy różne pojęcia sobości, które można by nazwać sobością eidetyczną, teleologiczną i egzystencjalną, a które w dyskusjach filozoficznych często się łączą, nakładają na siebie, gdyż nie jest chyba tak, by się wzajemnie wykluczały, co jednak nie oznacza eliminowania ich teoretycznej odrębności.

Drugi rodzaj pytań dotyczy sposobów ujęcia owej sobości. Czy jest to jakiś szczególny akt refleksji przybierający różne modalności, takie np. jak rozumienie, intuicyjne uchwytywanie, nagłe odsłonięcie, a może po prostu nieokreślone poczucie o charakterze emocjonalnym? Kiedy stwierdzenie, że „to Ja”, ma charakter apodyktycznej pewności, i czy w ogóle taka jest możliwa? A może Ja ujawnia się w procesie realizacji własnych możliwości, w praktyce bycia? w tym poszukiwaniu siebie? Należy zadać także pytanie, czy owe różne sposoby samej koncepcji sobości nie wpływają także na sposoby dochodzenia do niej?

Trzeci rodzaj pytań wydaje mi się najciekawszy, zwłaszcza dziś, po pracach Levinasa i Ricoeura. Nie stawialibyśmy problemu tożsamości Ja, gdyby owo Ja było jednością zintegrowaną. Nie szukałbym siebie, gdyby nie tkwiło we mnie samym coś, co inne, inne rozbijające sobość, a może przeciwnie - wzmacniające ją, wspomagające ją w konkretyzacji. Trzeba więc pytać o tę grę, która się toczy w tym, co jest w sobie, dla siebie, przez siebie, przez zderzenie z tym, co ową sobość pochłania, roztapia, zaciera, a czasem buduje, co inne, obce, lecz niekoniecznie będące na zewnątrz. To inne jest we mnie. Może zresztą nie jest to inne, lecz coś, co mnie przekracza, co mnie pochłania i o mnie decyduje, co nie jest tylko moje, a więc ma piętno ogólności, może powszechności, włączając mnie w to, co Levinas określał jako To-Samo. Inny we mnie. Ricoeur napisał na ten temat całą książkę. Pojęcie


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CCF20090704084 172 Część II tak wygodnego terminu, jak francuskie Moi, trudno jest jednak pozostać
CCF20090704090 184 Część II świadomość tego, co ogólne. Samo zaś eidos jest unaocznionym, resp. daj
CCF20090704110 224 Część II podświadoma bierna reakcja na traumatyczne przeżycia, zapomnienie jest
CCF20090704126 256 Część II nadawaniem sensu u presokratyków - starszej i czcigodniej-szej . Wydaje
CCF20090704098 200 Część II seria tak, jak zostały przedstawione w czwartej Medytacji, musielibyśmy
CCF20090704083 170 Część II Tożsamość natomiast, jak ją określa Hegel, wymaga mchu refleksji skiero
CCF20090704085 174 Część II jednak jest stare jak świat i niekoniecznie dotyka owej dialek-tyki, w
CCF20090704088 180 Część II mencie niemal od początku, od Sein und Zeit, zaczynało zmierzać w tym k
CCF20090704089 182 Część II Jak mam zatem określić to, co dla mnie istotne, co stanowi 0  &nbs
CCF20090704108 220 Część II Bergsona, który tak mocno podkreślał, że czas buduje i wzbogaca. Każdy
CCF20090704129 262 Część II Jaspers wprowadza w tym miejscu pojęcie sytuacji granicznych. To w nich
CCF20090704085 174 Część II jednak jest stare jak świat i niekoniecznie dotyka owej dialek-tyki, w
CCF20090704085 174 Część II jednak jest stare jak świat i niekoniecznie dotyka owej dialek-tyki, w

więcej podobnych podstron