ABC83 Jesień Zima

ABC83 Jesień Zima






Dni były coraz krótsze, słońce szło po niebie coraz niżej, stawało się coraz bledsze. Od północy wiało chłodem i wilgocią. Tylko jeszcze liście drzew na zboczach gór mieniły się złotem, czerwienią, brązem - ostatnimi kolorami pogodnej jesieni.

Panu Kazimierzowi od kilku dni nie dopisywał humor, a szczególnie wprawiała go w złość każda rozmowa o pieniądzach. Służba płochliwie chowała się po kątach, nie chcąc narażać się na wybuchy gniewu swego pana. Toteż wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy któregoś dnia pan Kazimierz dosiadł konia i pojechał na skraj puszczy, tam gdzie jego ludzie w małych piecach hutniczych, zwanych iymarkami, wypalali żelazo. W czarnym, nisko snującym się dymie pracowali bez wytchnienia. Jedni w kadziach nosili wytopy, inni z wysiłkiem dmuchali w wielkie miechy, aby wzniecić płomień palący się w dużych glinianych i kamiennych kopcach.

Pan Kazimierz obojętnie minął pozdrawiających go ludzi i skierował się do drewnianej szopy stojącej na uboczu. Energicznie otworzył wrota i do drobnego, mizernie wyglądającego człowieka powiedział tonem nie wróżącym nic dobrego.

-    Mistrzu Janie! Już prawie rok jesteś u mnie na służbie. Dobrze cię żywię, odziewam. I dobrze ci płacę, prawda?

-    Tak, łaskawy panie - odrzekł człowiek nazwany mistrzem.

-    Czyli wywiązałem się z wszelkich zabowiązań wobec ciebie. A ty?

-    Łaskawy panie, nie mogę na wyznaczony czas wykonać zleconego zamówienia. Zastrzegałem się przecież, że ...

-    Wiem, wiem - przerwał zniecierpliwiony pan Kazimierz - ale wkrótce zacznie się zima i będziecie musieli przerwać wszelkie prace.

-    Nic nie straciłeś dotąd, szanowny panie. Wskazałem ci, gdzie w twoich dobrach są cenne złoża rud miedzi.

-    O Miedzianej Górze i Miedziance wiedzieli już moi przodkowie.

-    Nauczyłem twoich ludzi wytapiać miedź, a z niej po dodaniu do niej cyny-wyrabiać brąz. Sprzedajesz go, panie, po dobrych cenach.

-    Brąz był wytapiany już parę tysięcy lat temu. Nic tu nie odkryłeś - pan Kazimierz niecierpliwił się coraz bardziej. -A umówiłem się z tobą, mistrzu Janie, że nie minie rok, a ty dasz mi złoto!

-    ... albo srebro - odparł mistrz.

A tu ani srebra, ani złota! A rok, jaki ci dałem,,,

-    Może i dziesięć lat będzie za mało -powiedział mistrz już całkiem cicho, skłaniając się nisko.

-    Ale nie u mnie i nie za moje pieniądze! - wykrzyknął zagniewany pan i wyszedł z szopy z trzaskiem zamykając wrota.

Przed szopą spotkał chłopca, który w wielkiej, za ciężkiej dla niego kadzi dźwigał jakąś szarobrunatną maź.

-    Co ty tu masz? - zaciekawił się pan Kazimierz.

-    Szlam, jaśnie panie. Mistrz przykazał mi znosić do szopy z powrotem to wszystko, co dotąd wylewaliśmy do dołów, po wypłukaniu miedzi. Mistrz twierdzi, że w tym błocie znajdziemy srebro, a może nawet złoto...

-    No, proszę. A jak ci na imię?

-    Wałek, Walenty, jaśnie panie.

-    To szukaj tego złota, może tobie szczęście dopisze. A gdy znajdziesz, przyjdź do mnie,..

Chłopcu zdrowo się oberwało od mistrza, który po odjeździe pana tylko zrzędził i zrzędził Łajał Walka za to. że zamiast, jak przykazał, szlam czerpać z samego dołu, z wierzchu tylko wodę i błoto zbiera. Chłopiec milczał. I gdyby nie wielka ciekawość i to, że jedynie on jeden miał prawo wstępu do szopy, dawno by sobie stąd poszedł. Ale przecież tu nauczył się już wypłukiwania ze skały rudy miedzi, topienia jej w dymar-ce. a także wyrabiania z niej poszukiwanego brązu. Wiedział też, jak po dodaniu do miedzi cynku uzyskuje się mosiądz - metal, z którego robi się błyszczące guziki, świeczniki, ramy do luster. Po cichu marzył, że może właśnie jemu uda się znaleźć sposób na uzyskanie upragnionego złota...

Upłynęło kilkanaście dni. Deszcze padały coraz częściej; zrobiło się zimno.


Na skraju Świętokrzyskiej Puszczy gasły dymarki. Jedynie z szopy mistrza Jana przez nieszczelne deski ciągle, noc i dzień, wydobywał się dym. Mistrz pracował jednak z coraz mniejszym zapałem.

-    Chyba nic z tego nie będzie - zwierzał się Wałkowi. - W szlamie ani śladu złota.

-    Odpocznijcie sobie, mistrzu, ja popilnuję pieca i sam zrobię wytop.

Mistrz nie dał się dwa razy prosie. Okręcił się derką, ułożył w ciepłym kącie i natychmiast zasnął.

Wałek z zapałem zabrał się do pracy Nałożył na palenisko grudki miedzi i rozejrzał się za cynkiem. Z trudem znalazł kilkanaście niedużych kawałków. „Za mało, o wiele za mało" - mruknął do siebie. Ale nie śmiał budzić mistrza. Z całej siły zaczął dąć w miechy. W piecu zahuczało, buchnął w górę gorący płomień. Po pewnym czasie niecierpliwie pogrzebał w dołku, do którego spływał ciekły metal. Ze zdziwieniem zobaczył, że stygnące grudy mają inny kolor niż otrzymywane dotychczas i są błyszczące.

-    Złoto! Złoto! - uradowany wykrzyknął głośno, aż obudził się mistrz Jan.

-    Co ty bredzisz? - burknął zagniewany.

-    Mistrzu, mam złoto! - wołał chłopiec, skacząc z radości.

Mistrz zrzucił z siebie derkę i podszedł do dymiącego jeszcze pieca. W żelazne szczypce ujął największą grudkę.

-    Złoto, mówisz? Ano spróbujmy to oczyścić.

Zanurzył grudkę w zimnej wodzie, a potem wypolerował ją na wirującym kole. przetarł suknem. Wyszedł przed szopę, jeszcze raz przyjrzał się grudce. Pokręcił głową i zawołał do chopca:

-    Zbieraj się, pojedziemy na pański dwór!

Pan Kazimierz, mimo iż był zajęty pilną rozmową z nieznajomymi ludźmi, kazał natychmiast wprowadzić przybyłych.

Mistrz Jan pokłonił się nisko i wyjaśnił przyczynę niespodziewanego przybycia:

-    Pora już kończyć nasze doświad czenia i próby. Lada dzień zaczną się mrozy, a i węgiel drzewny mamy na ukończeniu. Chciałem ci. panie, pokazać to, czego dokonałem w ciągu roku.

-    Pokaż! - polecił pan Kazimierz. -Moi goście też chętnie to zobaczą.

Goście podnieśli się z krzesał i z zainteresowaniem oglądali leżące na stole grudki kruszcu.

-    To piękna miedź-powiedział jeden z nich. - Taki kruszec widziałem tylko raz w życiu i był on przywieziony z dalekich zamorskich krajów.

-    I brąz niczego. I mosiądz - chwalili inni.

-    A sporo tego będzie? - zapytał mistrza zadowolony z pochwał pan Kazimierz.

-    Tak, wielmożny panie - odparł mistrz. - Miedzi możesz mieć tyle, ile zapragniesz. Ale to nie wszystko. Coś ciekawego ma także mój pomocnik. Pokaż no. Wałku, swój skarb.

Chłopiec nieśmiało rozwinął zawiniątko. Dczom zebranych ukazała się złocista, błyszcząca bryła.

-    Złoto? - niedowierzająco zapytał któryś z gości.

-    Tak, to jest złoto, tyle że sztuczne -wyjaśnił drugi. - Nazywają go tombakiem. W cenie jest dzisiaj. Można z niego robić piękne brosze, rękojeści mieczów, kielichy, ba, nawet królewskie korony. I sameś tego dokonał, chłopcze?

Wałek z przejęcia nie mógł głosu z siebie wydobyć, skinął tylko głową.

-    A potrafiłbyś jeszcze raz to zrobić?

Wałek znów skinął głową. Do rozmowy wtrącił się mistrz Jan. Chwalił chłopca za pilność i zapał do pracy, za ciekawość świata i za posłuszeństwo...

-    No to bierz się do roboty i pokaż, co potrafisz! - zakończył mistrz.

-    O, nie - zaprotestował pan Kazimierz. - Do pracy weźmie, się za rok lub dwa. Z tymi panami, wielce uczonymi, pojedziesz do Krakowa, do szkół -zwrócił się do Walka. - A gdy się wyuczysz, wrócisz tu i będziesz mógł u mnie zarządzać dymarkami. A może zbudujesz tu prawdziwą hutę miedzi, jakie już podobno pracują w innych krajach?

Ku zdumieniu mistrza Wałek wcale nie okazał wielkiej radości. Tłumaczył to jednak tym, że chłopiec jest onieśmielony. Wałek, jak orzystało, podziękował panu Kazimierzowi, pokłonił się gościom i wyszedł za mistrzem. Dopiero w parku dał upust swojemu żalowi:

-    Mistrzu, to wcale nie jest złoto! A ja myślałem, cieszyłem się, że znalazłem złoto! - i rozpłakał się po dziecinnemu.

-    Wypłacz się. wypłacz, to ci dobrze zrobi - powiedział mistrz. - Nie ostatnie to rozczarowanie w twoim życiu. - A po chwili dodał poważnie: - To, co znalazłeś, to więcej niż złoto. Dzięki tej grudce będziesz mądry, a więc także bogaty.


Ale popatrz! - mistrz chwycił w dłonie opadający z drzewa, połyskujący w słońcu złocisty liść klonu. - Twój metal jest tak piękny jak ten jesienny liść! Jesienny metal - powiedział cicho ni to do Walka, ni to do siebie.

Nie wiemy, czy Wałek po ukończeniu nauki w Krakowie od razu powrócił w Góry Świętokrzyskie, czy może pojechał jeszcze kształcić się za granicą. Wiemy natomiast, że w niedługim czasie, staraniem naszego wielkiego rodaka, Stanisława Staszica, u stóp Gór Świętokrzyskich powstała huta miedzi, z której uzyskiwano wystarczającą na owe czasy ilość tego niezbędnego metalu. Miedź bowiem i jej stopy, czyli brąz, mosiądz i tombak, służyły do wyrobu: naczyń, części broni, narzędzi, maszyn. Blachą miedzianą kryto nawet dachy pałaców i kościołów. Miedź i jej odmiany używane były wszędzie tam, gdzie konieczne było stosowanie metalu szlachetniejszego niż żelazo.

Dzisiaj miedź jest niezbędna przede wszystkim w elektrotechnice. Miedzianymi drutami płynie prąd elektryczny, z

miedzi wyrabia się turbiny, prądnice i inne urządzenia wytwarzające prąd. Z brązu są odlewane pomniki, posągi, lichtarze, a z mosiądzu wyrabia się tysiące elementów różnych maszyn i na rzędzi. Tombak - najszlachetniejszy stop miedzi - służy do wyrobu nie tylko ozdób i biżuterii, lecz także części narzędzi, broni itp.

Polska jest dziś bardzo zasobna w rudy miedzi. Wprawdzie pokłady rudy miedzi w Górach Świętokrzyskich są już wyeksploatowane, ale stosunkowo niedawno, bo trzydzieści lat temu, między Głogowem a Legnicą, w okolicach Lubina odkryto ogromne złoża, chyba największe w Europie, tego cennego kruszcu. W Zagłębiu Lubińsko-Gło gowskim pracuje już kilka kopalń rudy miedzi, dwie huty i wiele innych zakładów. Wydobyta i przetworzona tam miedź wystarcza nie tylko na nasze potrzeby, potrzeby polskiego przemysłu. Sporą jej ilość wysyła się do różnych krajów świata. Miedź, obok węgla i siarki, jest jednym z najcenniejszych skarbów naszej ziemi.

BARBARA WAGLEWSKA


® e • 4

Oto cztery znane wam bryły geometryczne: kula, walec, sześcian, stożek. Pierw szą z nich, kulę, matematycy nazywają bryłą idealną. Wiecie dlaczego? Bo jest to bryła, która ma największą objętość przy najmniejszej powierzchni. Gdybyśmy na przykład zrobili pojemnik na wodę w kształcie kuli. to zużylibyśmy na to najmniejszą ilość blachy

Rysunek przedstawia, ile blachy trzeba by zużyć na zrobienie pojemników o różnym kształcie, lecz o tej samej objętości. Najmniej zużyjemy jej na zrobienie pojemnika kulistego, nieco więcej - walcowatego, jeszcze więcej - sześciennego, a najwię cej - stożkowego


zaczną wyskakiwać duże kostki do gry - mówi sztukmistrz do widzów. trzymając w ręku niewielką, cienką książeczkę o sztywnych okładkach.

Sztukmistrz otwiera książkę i w tym momencie pojawia się na jej otwartych stronicach duży, wielkości piąstki, sześcian, po prostu duża, kolorowa kostka do gry. Odkłada ją na stół, na przykład do odwróconego kapelusza i następnie otwiera książkę na innej stronie. I znów z kart książki wyrasta następny sześcianik.

- Do trzech razy sztuka - woła sztukmistrz otwierając książeczkę na ostatniej stronie. Ukazuje się na niej następna kostka. Oddaje książkę do obejrzenia widzom, aby przekonali się. że nie ma w niej żadnych ukrytych schowków. Widzowie nie mogą zrozumieć, w jaki sposób tak duże sześciany mogły się zmieścić w książeczce. Domagają się pokazania kostek. Sztukmistrz bierze więc ze stołu kapelusz, wchodzi między widzów i rozdaje kostki. Widzowie mogą zatem naocznie i namacalnie przekonać się. że sześcianiki są sztywne, mocno sklejone z tektury

Wyjaśnienie

Sztuka polega na odpowiedniej konstrukcji kostek. Robimy je ze sztywnego brystolu, wyciętego w kształcie krzyża złożonego z sześciu kwadratów o boku 6 cm (rys.). Dwa boczne ramiona krzyża rozszerzają się nieco ku końcom. Różnica boków jest jednak nieznaczna. Krańcowe boki c i d są bowiem o cztery milimetry dłuższe niż boki pozostałych kwadratów. Tępym nożem wygniatamy linie załamań (wzdłuż kropkowanych odcinków) i zaginamy je, tworząc w ten sposób krawędzie sześcianu. Boki a i b sklejamy ze sobą taśmą samoprzylepną.

Pozostała nam do wykonania praca najtrudniejsza, wymagająca dużej dokładności Poproście może o pomoc kogoś ze starszych.

Otóż pozostałe dwie ścianki kostki muszą być połączone dwoma odcinkami (siedmiocen-tymetrowymi) elastycznej, bardzo cienkiej gumki aptekarskiej (najlepsze byłyby do tego celu cieniutkie gumki wywleczone z gumy bieliźnianej). Zadaniem tych gumek będzie rozprostowanie spłaszczonego sześcianu przez ściągnięcie ku sobie boków c i d i podniesienie pozostałych czterech ścian kostki. Gumki muszą być solidnie przymocowane do ścianek. Najprościej można to zrobić przekłuwając w narożach ścian otworki, przewlekając przez nie gumki i wiążąc z drugiej strony supełki. Na te su


pełki dobrze jest nakapać po kropelce kleju nitrocelulozowego (np. hermolu). Po całkowitym wyschnięciu kleju (co najmniej po 2 godzinach) musimy to samo zrobić na przeciwległej ściance. Nie jest to jednak proste, bo w tym celu gumki trzeba nieco naciągnąć.

Bardzo istotne jest dobranie właściwego naciągu gumek (nie za dużego i nie za małego) tak. aby nasz modelik łatwo się skła dał na płask i dobrze rozkładał. Najlepiej przyciąć gumki na długość niewiele większą niż bok sześcianu (w naszym przypadku - 7 cm). Gdy zawiążemy końce w supełki, gumki będą miały długość 5 cm. będą zatem dobrze, lecz nie za silnie dociskały przeciwległe ścianki.

Sześcianiki malujemy na różne kolory i nalepiamy wycięte z czarnego papieru kropki, jak w prawdziwej kostce do gry. Na rożne kropki będą jednocześnie maskowaty wystające supełki Jeśli wszystko zrobimy dokładnie. nasza kostka powinna dać się łatwo rozłożyć na płask (w tei pozycji wkładamy ją między kartki książki). Po otworzeniu książki kostka musi sama błyskawicznie złożyć się w sześcian. Takich kostek proponujemy zrobić dwie lub trzy. Pierwszą włożymy pod sztywną okładkę książeczki, drugą - między kartki, w sam środek, trzecią - między ostatnią stronę a spodnią okładkę.

Efekt sztuki będzie największy wówczas, gdy po pokazie wszystkie trzy kostki oddamy widzom do oglądania. Nie możemy oczywiście dać im do rąk kostek składanych, bo sekret sztuki wydałby się natychmiast. Nie ma rady, musimy jeszcze trochę uzbroić się w cierpliwość i skleić z mocnej tektury trzy nowe kostki, tym razem zlepiając wszystkie ścianki Oczywiście muszą one być identycznej wielkości co poprzednie i tak samo pomalowane. Kostki te wkładamy przed pokazem do kapelusza Po pokazie, wchodząc między widzów z trzymanym wysoko kapeluszem, rozdajemy widzom kostki sklejone

Wasz Mag


m



Wąd r u j ący

ŻÓŁW

Oto najprostszy silniczek Gumka aptekarska, przetknięta przez szpulkę i plasterek świeczki (otworek wytopić ogrzanym gwoździem), jest zaklinowana z obu stron wykałaczkami (jedna długa, druga ułamana, dwucentyme-trową). Po skręceniu gumki świeczka będzie odgrywać rolę regulatora obrotów, nie pozwalajęc na nagłe rozkręcenie się gumki. Zamiast szpulki możemy użyć także kasety filmu fotograficznego; trzeba ja jednak najpierw rozebrać, zdejmując oba krążki i obciąć nożyczkami wystający brzeg, po czym krążki

ponownie nałożyć

Na cienkim papierze rysujemy koło. o średnicy 12 cm, z pięcioma wypustka mi (głowa i nogi), i po wycięciu sklejamy „na zakładkę", aby skorupa żółwia zrobiła się wypukła. Żółwia mocujemy w jednym punkcie kawałkiem plasteliny do końca wykałaczki. Nie przylepiamy go na stałe klejem, aby móc go zdejmować przy nakręcaniu gumki

Obracając wykałaczkę około 20 razy, skręcamy gumkę, następnie przymocowujemy żółwia, który zacznie powoli, śmiesznie pełzać po stole



na biegunach

Siłą napędową wprawiającą w ruch naszą zabaweczkę - żołędzie wego konika na biegunach jest .. wahadło. Wprowadzone w ruch bę dzie się bardzo długo wahać. I tu ciekawostka.

Jeżeli obciążnik wahadła (najlepiej nakrętkę od dużej śruby) założymy na dolnym uchwycie, konik będzie się bujał wolno, gdy zaś obcią znik przełożymy na uchwyt górny - konik zacznie się bujać szybko. Tajemnica tkwi w samym wahadle. Im dłuzsze ramię wahadła, tym jego ruchy będą wolniejsze I nt odwrót

PULPIT DO KSIĄŻEK

I TECHNIKA


Znaczki pocztowe, które tu widzicie, przedstawiają pojazdy zaprzęgowe ze zbiorów Muzeum Powozów w Łańcucie, koło Rzeszowa. Znajduje się tam największa w Europie kolekcja pojazdów konnych: karoc, karet, powozów, pojazdów sportowych z różnych okresów historycznych. Określenie „powóz" potocznie oznacza elegancki pojazd konny. Ściśle zaś to pojazd czterokołowy, resorowany, z podnoszoną budą, przeznaczony dla 4 lub 6 osób. Pierwsze powozy zbudowano w Anglii. W XIX w. rozpowszechniły się one w całej Europie, w tym także na terenie Polski.


Już od dłuższego czasu Ania pracowicie ślęczała nad papierowymi wycinankami. Jasiowi przykazała siedzieć cicho i nie wtrącać się. Ciekawski Jaś jednak co chwila zaglądał jej przez ramię.

-    Łódeczki jakieś robisz, czy co? - nie wytrzymał wreszcie.

-    Uff! nareszcie skończyłam je wycinać - rzekła Ania - robię je na jutrzejszy pokaz papierowych modelików w przedszkolu. Mo-deliki będą różne: samolociki, pojazdy, rakiety... Ja miałam zrobić kilka modeli pływających. Zaraz je zacznę sklejeć... Ojej!... Zapomniałam o tym, że nie ma już u nas w domu żadnego kleju. Co ja teraz zrobię? Sklepy zamknięte...Radź!

-    Tak, teraz to radź - odrzekł Jaś - a przedtem kazałaś mi być cicho. No, ale doradzę ci. Modeli-ki pływające, z papieru, najlepiej jest lutować... parafiną zamiast keić! Klejone, prędzej

Rozwiązanie rebusów: krosna, kowadło, dymarki

czy później rozlecą ci się w wodzie.

-    To dobry pomysł, ale jak to zrobić?

Jaś wyjął ze swej szuflady świeczkę i najpierw zaczął nacierać nią kartonowe wykroje.

-    To po to - rzekł - aby zaimpregnować papier. Nie będzie wówczas nasiąkał wodą. Widziałaś na przykład, aby wychodząca z wody kaczka lub gęś była mokra? Ha, zawsze jest sucha, bo piórka ptaków pływających wydzielają woskowinę, która zabezpiecza je przed zamoknięciem.

Jaś, skończywszy nacieranie papieru, zapalił świeczkę i gdy wokół knota parafina ogrzała się i rozpuściła, naciągnął odrobinę do szklanej pipetki, której wylot również nieco ogrzał nad płomieniem. Następnie złożył kadłub łódeczki i prowadząc wylot pipetki wzdłuż krawędzi, które miały być sklejone, równiutkim parafinowym szwem zlutował obie burty modeliku. W ten sam sposób zespawał ze sobą pozostałe części łódeczki.

Ania aż podskoczyła z radości, gdyż próba wodowania papierowego stateczku udała się znakomicie.

Rozwiązanie łamigłówki, skuter

Rozwiązanie: „Odgadnij" A - 3 (lupa - filatelista), B - 5 (lornetka - myśliwyl, C - 2 (okular - zegarmistrz), D -1 (sekstans - marynarz), E - 4 (mikroskop - laborant).

WYDAWNICTWO CZASOPISM IKSIĄŻEK TECHNICZNYCH

X SIGMA

PNZEOSK&tOASTWO NACZEiNtJ OACANI2ACJI TECHNICZNEJ


Wydawcę Wydawnictwo Czasopism i Księiek Technicznych SIGMA Przedsiębiorstwo Naczelnej Organizacji Technicznej. Adres Warszawa 1 ul Czackiego 3/5, nr kodtr-fre 950. tel. 21 21-12 RedBguje Kolegium Kalejdoskopu Techniki

Rv    M Teodorczyk. W Wajneit


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
elementarz teksty do czytania metoda sylabowa (135) Zima Dni są coraz krótsze. Na dworze trzyma mró
ABC86 Jesień Zima Gdy Bartek ukończył pierwszą klasę i na świadectwie miał same piątki, dosta
elementarz teksty do czytania metoda sylabowa (117) Wiewióreczka Jest jesień. Dni są coraz krótsze
ELEMENTARZ TEKSTY DO CZYTANIA METODĄ SYLABOWĄ (94) Wiewióreczka Jest jesień. Dni są coraz krótsze i
56 (137) TEST 11 Nadeszła zima. Na dworze zrobiło się bardzo chłodno. Zaczął padać śnieg. Dni są co
s 56 jy Nadeszła zima. Na dworze zrobiło się bardzo chłodno. Zaczął padać śnieg. Dni są coraz
kalendarz astronomiczny 2011ListopadSłońce Dni są coraz krótsze, co widać po momentach wschodu i zac
ABC UCZĘ SIĘ KALENDARZ (02) (1) wiosna, lato, jesień, zima w kółko się powtarza... I stąd powstał
jesien zima jesień myszkowała
jesień,zima L Cel: poznawanie rytmu w przyrodzie: pory roku. Mamo, tato: porozmawiaj z dzieckiem o j
k10 Co robią zimą dni tygodnia? Gdy tylko słonko na niebie lśni, bawią się zimą tygodnia
wiosna0 Już jest wiosna zyna się wiosna. Dni są coraz dłuższe. Jest ciepło. Słońce mocno :eje, topi
pons111 «b . e //////// On va a la piscine en ete, en automne, en hiver mais pas au printemps. (late
76514 pic 11 02 074041 3. & Połącz rzeczowniki z odpowiednimi przymiotnikami jesień żołędzie dn

więcej podobnych podstron