skanowanie0002 (105)

skanowanie0002 (105)



170 Kultura jako źrćdlo cierpień

A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym nie jest siedzibą ludzką, lecz istotą psychiczną o równie długiej i bogatej przeszłości, a zatem istotą, w której nic, co już raz się stało, nie poszło na zatracenie, w której obok ostatniej fazy rozwoju istnieją wszystkie fazy wcześniejsze. W wypadku Wiecznego Miasta oznaczałoby to, że na Pałatynie jak dawniej strzelają w niebo pałace cezarów i Septimontżum Septymiusza Sewera, że na blankach Zamku Świętego Anioła znajdują się jeszcze piękne posągi zdobiące go aż do oblężenia Gotów i tak dalej. Więcej jeszcze: że na miejscu Palazzo Caffarelli znowu stoi świątynia Jowisza Kapirolińskiego, i to w ten sposób, że nie trzeba by było usuwać tej pierwszej budowli, ponadto zaś świątynia ta wznosi się nie tylko w tej formie, w jakiej ostatnio dane ją było widzieć Rzymianom epoki Cesarstwa, lecz także we wszystkich swych najwcześniejszych kształtach, a zatem jeszcze w etruskich, ozdobiona glinianymi antefiksami. Tam, gdzie teraz znajduje się Colosseum, moglibyśmy podziwiać Domus uurea Nerona, po którym dziś ani śladu; na placu, gdzie dziś wznosi się Panteon, stałby nie tylko sam Panteon w stanie, w jakim pozostawił nam go Hadrian, lecz także stałaby pierwotna budowla Meneniusza Agryppy; ba, na tym samym miejscu znajdowałby się również kościół Maria sopra Minerwai dawna świątynia, nad którą kościół ów został nadbudowany. A przy tym wszystkim wystarczyłoby być może, gdyby obserwator zmienił jedynie kierunek patrzenia czy stanowisko, a otworzyłby się przed nim ten czy inny widok.

Rzecz jasna nie ma sensu dalej snuć tej fantazji, wiedzie ona bowiem do rzeczy niewyobrażalnych, ba, zgoła absurdalnych. Jeśli pragniemy przestrzennie przedstawić historyczne następstwo rzeczy, możemy to uczynić jedynie poprzez opis układu współwystępowania w przestrzeni; ta sama przestrzeń nie da się wypełnić jednocześnie na dwa sposoby. Wydaje się, że tę naszą próbę należy uznać za próżną rozrywkę; cóż, ma ona tylko jedno usprawiedliwienie — pokazuje nam, jak dalecy jesteśmy od poradzenia sobie z zadaniem polegającym na plastycznym przedstawieniu osobliwości życia psychicznego.

Powinniśmy tu jeszcze odnieść się do jednego zarzutu wyrażonego w pytaniu: dlaczego gwoli porównania przeszłości psychicznej z czymkolwiek wybraliśmy akurat przeszłość miasta? Hipoteza zachowania wszystkiego, co przeszłe, także w wypadku życia psychicznego obowiązuje jedynie pod warunkiem, że narząd psyche pozostał nietknięty, że jego tkanka nie ucierpiała wskutek urazu czy zapalenia. Niszczących wpływów, które można zestawić na równi z tymi przyczynami chorób, nie brak jednak też w dziejach żadnego miasta, nawet jeśli miało ono historię mniej burzliwą niż Rzym, nawet jeśli miasto to — iak przykład Londyn — nigdy nie zostało spustoszone przez nieprzyjaciela?*8^

W najbardziej nawet pokojowo rozwijającym się mieście dochodzi do zniszczeń

i zastępowania jednych gmachów drugimi, dlatego miasto już z góry nie nadaję się, ,5^____

by wykorzystać je jako człon porównania z organizmem psychicznym.

W obliczu takiego zarzutu wycofujemy się; rezygnując z sugestywnego^ przedstawienia kontrastu, zwracamy się do bądź co bądź bardziej pokrewnegcP*' obiektu porównawczego, jakim jest ciało zwierzęcia czy człowieka. Ale i w tym wypadku mamy do czynienia z tym samym. Wcześniejsze fazy rozwoju nie są tu

zachowane w żadnym sensie, przeszły one bowiem w fazy późniejsze, którym dostarczyły materiału. Przecież niepodobna dowieść występowania embrionu w ciele dorosłego człowieka; grasica, jaką miało dziecko, po zakończeniu okresu dojrzewania została zastąpiona tkanką łączną, ona sama nie występuje już jednak jako taka; w kościach długich dojrzałego osobnika mogę co prawda wskazać zarysy dziecięcej kosteczki, ona sama jednak zanikła w ten sposób, że rozciągnęła się i zgrubiała, aż w końcu osiągnęła swą ostateczną postać. A zatem uzyskaliśmy tu potwierdzenie tego, że takie^zachowanie wszystkich wcześniejszych stadiów i występowanie ich jednocześnie z ostateczną formą możliwe jest jedynie w dziedzinie tego, co psychiczne, i że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tego faktu.

Ale być może posuwamy się w tej hipotezie za daleko. Być może powinniśmy zadowolić się stwierdzeniem, że to, co przeszłe, może być zachowane w życiu psychicznym, że nie musi silą rzeczy ulec zagładzie. Jest przecież możliwe, że i w psychiczności jakieś stare elementy — z reguły czy tylko w drodze wyjątku — są do tego stopnia zatarte czy zużyte, że niepodobna ich zrekonstruować czy ożywić za sprawą jakiegokolwiek procesu, czy że zachowanie ich powszechnie wiąże się z zaistnieniem pewnych sprzyjających warunków. Jest to możliwe, my jednak nic o tym nie wiemy. Powinniśmy zatem trzymać się założenia, że zachowanie tego, co minione, w życiu psychicznym stanowi raczej regułę niż dziwaczny wyjątek.

Skoro do tego stopnia gotowi jesteśmy uznać, że u wielu ludzi występuje jakieś uczucie „oceaniczne”, skoro jesteśmy skłonni sprowadzić je do wczesnej fazy w rozwoju poczucia „ja”, powstaje następne pytanie: jakie roszczenie może wysuwać owo uczucie do tego, by uchodzić za źródło potrzeb religijnych?

Wydaje mi się, że roszczenie to jest nieodparte. Jakieś uczucie może być bowiem źródłem energii tylko wtedy, gdy samo stanowi 'wyraz jakiejś silnej potrzeby. Jeśli chodzi o potrzeby religijne, to wydaje mi się, że twierdzenie, iż biorą się one z infantylnej bezradności i obudzonej przez nią tęsknoty za ojcem, jest bezsporne, tym bardziej że uczucie to nie stanowi prostej kontynuacji czegoś, co występowało w życiu dziecka, lecz jest stale podtrzymywane przez lęk przed przemożną siłą przeznaczenia. Nie umiałbym podać tu równie silnej potrzeby pochodzącej z okresu dzieciństwa jałT potrzeba ojcowskiej ochrony. W ten sposób została wyparta z pierwszego planu rola uczucia oceanicznego, które mogłoby na przykład dążyć do odtworzenia nieograniczonego narcyzmu. Geiiezę postawy religijnej mogliśmy prześledzić w jasnych zarysach aż do uczucia dziecięcej bezradności — być może kryje się za nią coś jeszcze — to jednak na razie spowija mgła.

Mogę sobie wyobrazić, że uczucie oceaniczne post factum związało się w jakiś sposób z religią. Przecież ów stan jedności z Wszechświatem — stan, który się z tym wiąże jako treść ideowa — przemawia do nas niczym pierwsza próba pociechy religijnej, niczym jakiś inny sposób zanegowania niebezpieczeństwa, jakie „ja” postrzega w groźnym świecie zewnętrznym. Wyznaję tu raz jeszcze, że trudno mi zajmować się tymi prawie nieuchwytnymi wielkościami.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanowanie0002 (105) 170 Kultura jako źrćdlo cierpień A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym
skanowanie0002 (105) 170 Kultura jako źrćdlo cierpień A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym
skanowanie0005 (88) 176 Kultura jako źródło cierpień środka oszałamiającego. Poza tym nasze normalne
skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona żądza
42120 skanowanie0005 (88) 176 Kultura jako źródło cierpień środka oszałamiającego. Poza tym nasze no
skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona żądza
50463 skanowanie0001 (109) 168 Kultura jako źmdto cierpień • któremu przeciwstawia się obce, groźne
skanowanie0007 (68) 180 Kultura jako źródło cierpień zawsze pobudzająco, prawie nigdy nie są ocenian
48861 skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona
330 Wojciech Daszkiewicz Teza o kulturze jako pewnej całości była już obecna u E. Tylora i sama w so
skanowanie0011 (105) I uu NARRACJA JAKO SPOSOII R( i/IIMIPNIA ŚWIATA nych dla konstrukcgonizmu pozna
Kultura jako źródło cierpień Poczucie oceaniczności - poczucie bezgraniczności Życie jest dla nas zb
skanowanie0004 (101) 174 Kultura jak o źródło cierpień rozprawia się o celu życia zwierząt, jeśli pr
skanowanie0004 (101) 174 Kultura jak o źródło cierpień rozprawia się o celu życia zwierząt, jeśli pr

więcej podobnych podstron