62750 RZYM 101

62750 RZYM 101



-    Cholera jasna - westchnął Bones. - Jeśli chcesz dal* i prowadzić swoją krucjatę przeciwko zabójcom, może*, robić to ze mną. Oni nie są ci do tego potrzebni.

—    Ale ja jestem im potrzebna. Jeśli nie pozostawią ml innego wyboru, odejdę. Najpierw jednak zrobię wszystko żeby zmienili zdanie.

Bones patrzył na mnie z mieszaniną frustracji i rezygn.i cji. W końcu uniósł dłonie.

—    W porządku. Będę musiał pomyśleć, co z tym zrobi*

I również o lanie, chociaż w jego wypadku mamy trocin, więcej czasu. Może z miesiąc, przy odrobinie szczęścia Jeśli twój kumpel jeszcze się tego nie domyślił, nie mów na razie szefowi, kim naprawdę jestem. Muszę dopraco wać kilka szczegółów, zanim się dowiedzą, że nie zabiła mnie wtedy w Ohio.

-    Jakich szczegółów? Dotyczących lana?

—    Nie lana, tylko Dona. Interesujący koleś. Przez kilk * ostatnich miesięcy trochę szperałem na jego temat. Właś nie czekam na pewne informacje. Gdy będę już wszystko wiedział, powiem ci, o co chodzi.

Don?

-Jakie informacje?

-    Powiem ci, jak będę wszystko wiedział — powtórzył Bones i zmienił temat. — Wiesz, że pojadę za tobą, ale jak zabezpieczony jest ten wasz budynek? Gdyby próbowali zmusić cię do odejścia, dokąd by cię zabrali? Na lądowisko'

-Tak, gdyby sytuacja stała się poważna, próbowali by mnie gdzieś wywieźć. Samoloty zwykle stamtąd ni* startują. Jeśli więc zobaczysz, że któryś zaczyna kołować, prawdopodobnie będę na jego pokładzie.

Nie musisz tam iść, chociaż widzę, że już się na to i ustawiłaś. Ale pomyśl przez chwilę. Jeśli nie zdołają cię pi/.ekonać, żebyś mnie zostawiła, i uznają, że spróbujesz iu iec, kiedy będą chcieli zatrzymać cię siłą, co ich po-w .trzyma przed zabójstwem? Mogę zagwarantować, że n io wystartuje żaden samolot z tobą na pokładzie, ale nie mam ochoty patrzeć, jak palcujesz się prosto w pułapkę. |,ik bardzo jesteś pewna tych ludzi?

Zastanawiałam się przez chwilę, na zimno i bezstronnie. W końcu potrząsnęłam głową.

- Pociągną za spust wtedy, gdy wyczerpią im się inne możliwości. Najpierw będą chcieli mnie uratować, a zli-I widują dopiero, gdy zacznę zabijać ludzi. W przeciwnym uzie... nie. To nie w stylu Dona. — Spojrzałam Bonesowi prosto w oczy. - Kiedy cię zostawiłam, uważałam, że to jedyny sposób na ocalenie ciebie i mojej matki. Naprawdę lak myślałam. Ale w ciągu tych kilku lat zdążyłam poznać Dona. Potrafi być gruboskórnym sukinsynem, nie jest jednak takim zimnokrwistym potworem, za jakiego li lałam go na początku. Nie zostawiłby mojej matki na pastwę losu, gdybym z tobą zniknęła. I nieważne, że właśnie tym mi groził, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, l ak, zabiłby mnie, gdyby uznał, że narażę na szwank jego operacje, ale to by była ostateczność. Nie boję się tam iść i nie zrezygnuję z ciebie tylko dlatego, że szefowi nie podoba się mój związek z wampirem.

Bones podszedł i bardzo delikatnie pogładził mnie po twarzy. Wsunął mi dłoń we włosy i pochylił się. Kiedy dotknął ustami moich warg, jęknęłam cicho. Dreszcz, który umie przeszył, mogła spowodować moc Bonesa, bo na

169


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
RZYM 101 —    O, cholera! — wyrwało mi się. Kobieta uderzyła go w głowę tak mocno, ż
RZYM 101 Cholera. Już jej nienawidziłam, a jeszcze się nie spotlu łyśmy. Prawdziwy kanał. -  &
RZYM 101 —    O, cholera! — wyrwało mi się. Kobieta uderzyła go w głowę tak mocno, ż
RZYM 101 -- Kiedyś te tunele służyły do ogrzewania uniwersytetu parą - wyjaśnił Bones. - Teraz bieg
25928 RZYM 101 Bones skinął głową. -    Normalnie, z oczywistych powodów, wskrzeszen
RZYM 101 więc pośrednio żyję jej ślubem. Rozpakujmy twoje rza / Denise ma dzisiaj ostatnią przymiar
RZYM 101 Tatę i Juan też spojrzeli na niego z zaciekawieniem, ale ich twarze pozostały niezmienione

więcej podobnych podstron