ROZ. 3-4


ROZ. 3.


Postanowiliśmy, że dzisiaj odpuścimy sobie zwiedzanie. Każdy był zmęczony po podróży - nawet ja, chociaż spałam około pięciu godzin. Pięć cudownych godzin, bez gderającej Jessici. Jak o tym pomyśle, to uśmiech sam ciśnie mi się na twarz.

Puk, puk.
- Bella? Możesz otworzyć?- usłyszałam głos Angeli.
- Wchodź! Drzwi są otwarte!
- Dzięki. Widzę, że też próbujesz się rozpakować.
- No, kiedyś trzeba, a jutro nie będzie na to czasu.
- W porządku, Bells, tylko nie zapomnij, że o dwudziestej pierwszej jest kolacja.
- A która w ogóle jest godzina? Kompletnie straciłam rachubę.
- Około osiemnastej trzydzieści. Mogę spytać, co Ci się śniło w samolocie?
- Eee... Tak właściwie, to dokładnie nie pamiętam. Jakaś plaża nocą. Dlaczego pytasz? - spojrzałam na nią podejrzliwie.
- Mówiłaś przez sen… - o nie!
- CO DOKŁADNIE MÓWIŁAM?
- Yyy… Jessica uważa, że dziękowałaś komuś za pomoc. Żałuj, że nie widziałaś miny Mike'a. Teraz będzie jeszcze bardziej chciał być blisko Ciebie! - patrząc na moją minę, Angela chyba zdała sobie sprawę, że lepiej będzie nie kończyć tej rozmowy. Przed wyjazdem obiecałam sobie nie podchodzić do Mike bliżej, niż na odległość dwóch metrów, ale będę musiała złamać tą zasadę. W końcu muszę go jakoś walnąć!
- Dobra, wracam pomóc Benowi. Aha, na dole chyba będzie jakieś przyjęcie i jeśli nie chcesz wyróżniać się w tłumie, to ubierz elegancką sukienkę!
- Że co?! Nie mam żadnej ELEGANCKIEJ sukienki. Chyba, że tą granatowa, ale ona jest strasznie krótka… - skrzywiłam się lekko. Oczywiście nie dlatego, że się wstydziłam (nigdy nie narzekałam na swój wygląd). Po prostu nie wydawała mi się odpowiednia.
- Uważam, że ślicznie Ci w niej będzie! Ubierz ją!
- Hmm... Skoro tak mówisz… - uśmiechnęłam się do przyjaciółki i dałam jej buziaka na pożegnanie.

Angela wyszła, a ja powróciłam do opróżniania walizek.


***

Jakiś czas później wyszłam z pokoju. Nie do końca orientowałam się gdzie jest sala balowa, a nie chciałam się spóźnić. Kiedy schodziłam po schodach, przyglądałam się dokładnie wszystkim osobom przebywającym w hallu. Nie miałam wątpliwości, że każdy zmierzał na kolację. W tłumie większość ludzi była przeciętnej urody, jednak moje spojrzenie zatrzymało się na pięknej blondynce, która z całą pewnością była modelką. Długie włosy opadały na ramiona. Suknia idealnie podkreślała biust i biodra dziewczyny. Blade ciało cudownie kontrastowało z czarnym kolorem kreacji. Modelka rozmawiała z ciemnowłosym mężczyzną, równie bladym i pięknym. Zafascynowana ich wyglądem kompletnie zapomniałam o mojej BEZNADZIEJNEJ koordynacji ruchowej, przez którą nie raz zostawałam obiektem żartów. Oczywiście nie mogło być inaczej i noga poślizgnęła mi się na jednym z końcowych schodków. Czułam jak uderzam o coś zimnego. Po chwili zorientowałam się, że to nie marmur, a ciało prześlicznego chłopca o rudawych włosach. Szybko go przeprosiłam i odeszłam. Czułam, że moje policzki robią się czerwone. Większość twarzy, w tym blondynki i bruneta, odwróciły się w moją stronę, aby zobaczyć co się stało. Zawstydzona, chwiejnym, a zarazem szybkim krokiem, udałam się w stronę czekających na mnie przy wejściu do sali przyjaciół. Przy drzwiach delikatnie odwróciłam głowę w stronę schodów, jednak mojego bohatera już tam nie było.

-Bella? Idziesz?- ktoś delikatnie szturchnął mnie łokciem, ale to mnie nie obchodziło. W mojej głowie kłębiły się pytania. Kim jest mój wybawca? Czy jeszcze będę miała szanse go spotkać? I czy naprawdę chcę spojrzeć w oczy osobie, która miała tego pecha i ratowała mnie przed bliższą znajomością z marmurową posadzką?

***

Weszliśmy do pięknie zdobionej Sali. Kelner zaprowadził nas do dużego stołu nakrytego na dziesięć osób. Zmieszaliśmy się widząc, że obok naszych nazwisk pojawiły się tez inne.

- Cullen? Hale? Bella, znasz ich?- zapytała Jessica podejrzliwie.
- Jess pomyśl przez chwilę. Jestem tu od czterech godzin skąd mam ich znać?

Siedliśmy w wyznaczonych miejscach. Po mojej prawej siedziała Angela, a po lewej jakiś Emmett. Po kilku minutach zauważyłam, że para, którą widziałam w holu, kieruje się do naszego stolika.

- Witam, nazywam się Rosalie Hale, a to jest Emmett Cullen.- O nie! Oni na pewno mnie rozpoznają!
- Cześć! Ja jestem Mike, to jest Jessica, Ben, Angela i Bella.- mogę przysiąc, że kiedy wskazał na mnie kąciki ust blondynki podniosły się nieznacznie do góry.
- Miło was poznać. Ej, czy ty czasem nie potknęłaś się na schodach?- zapytał brunet .
- Yy... tak- zrobiłam się czerwona.
- Hahaha! Miałaś farta, że Edward Cię złapał. - Emmetta widocznie bardzo to bawiło.
- Edward? Znacie go?
- Jasne, to mój brat. O, właśnie tu idzie. Edward supermanie, chodź tu szybciej! Zobacz, kto z nami siedzi! - W tym momencie zrobiłabym wszystko, powtarzam wszystko, byle tylko zniknąć! Na pytanie, które zadawałam sobie po tym incydencie (czy chciałabym spojrzeć w oczy mojego wybawcy), odpowiedź brzmi zdecydowanie: NIE!

Delikatnie podniosłam wzrok znad świecznika. Chłopiec o kasztanowych włosach, jasnej skórze i pięknych miodowo- złotych oczach, podszedł do stolika. Nie przyszedł sam. Obok niego stała niska, szeroko uśmiechnięta brunetka, która trzymała za rękę, wysokiego blondyna imieniem Jasper. Przynajmniej tak wnioskowałam z karteczki z imieniem.

- Emmett, o co Ci znowu chodzi z tym supermanem?
- No jak to o co! Poznaj Bellę - damę, którą uratowałeś przed zderzeniem z podłogą!
- O, rzeczywiście. Tak szybko uciekła, że nie zdążyłem się przyjrzeć. - wydawał się być rozbawiony - Buonasera , Bella! Mi chia...
- Stary! Spokojnie, ona nie jest Włoszką! - Emmett popatrzył na niego jak na wariata.
- W takim razie wybacz. Nazywam się Edward. Moje starsze rodzeństwo już znasz, a to jest Alice i Jasper. - za każdym razem kiedy spoglądałam w stronę Edwarda moje serce zaczynało wyrywać się z piersi. Był zbyt idealny. Tak samo jak jego rodzeństwo. Czy ja mówiłam, że nigdy nie narzekałam na swój wygląd? W takim razie właśnie zaczęłam!
- Ekhm, Miło mi Cię poznać. Przepraszam za moje niegrzeczne zachowanie na schodach. - mój głos brzmiał jakbym się dusiła.
- Nie ma sprawy. Nigdy nie narzekam, kiedy piękna kobieta wpada mi prosto w ramiona.
- Ej, Romeo! Ty się już lepiej zamknij, bo dziewczyna zawału dostanie, czy coś!- o Boże… Czy aż tak było słychać moje głośno walące serce? Na szczęście Jessica zmieniła temat. Będę musiała jej za to kiedyś podziękować!
- Chwileczkę, to Wy nie jesteście parą?- Jessica spojrzała na Rose i Emmetta.
- Jesteśmy, tak samo Alice i Jasper.
- Eee, a czy wcześniej nie mówiliście, że jesteście rodzeństwem? - Jess zrobiła dziwną minę.
- Byliśmy adoptowani. - odpowiedziała blondynka.- Ja jestem siostrą bliźniaczką Jaspera, a ich poznaliśmy dopiero, kiedy zamieszkaliśmy w domu Carlisle'a. Krótko mówiąc, nie łączą nas żadne więzi krwi. - mina Barbie i tak niewiele się zmieniła.
- Hm, a kto to Carlisle?- Ben'a najwidoczniej bardzo zainteresował ten temat.
- Carlisle jest lekarzem. To właśnie on nas adoptował razem ze swoją żoną - Esme.

***
Podczas kolacji rozpoczęły się tańce. Pary schodziły się na środek. Z naszego stolika wszyscy poszli spróbować sił w walcu.
Wszyscy, oprócz mnie i Edwarda...


roz.4

Dobra, nie jest tak źle! Po prostu muszę dotrwać do końca imprezy, nie robiąc z siebie totalnej idiotki. Po pierwsze, nie mogę patrzeć mu w oczy, bo to wcale nie ułatwi mi kontrolowania mojego zachowania. Po drugie, muszę zacząć w miarę swobodnie oddychać. I po trzecie, należy jak najszybciej opanować tego głupiego buraka na twarzy! No to zaczynam.
- Masz bardzo sympatyczne rodzeństwo.
- Dzięki, ale to tylko pozory. Uwierz mi, tak naprawdę są to potwory z piekła rodem!... - mój obiekt westchnień uśmiechnął się łobuzersko, mierząc mnie wzrokiem, jakby oczekiwał mojej reakcji.
- Daj spokój. Taka Alice - jest śliczna, delikatna i nikomu nie byłaby wstanie zrobić krzywdy, a Ty porównujesz ją do ogromnego, choć bardzo miłego, Emmetta.
- Hah... Nawet nie wiesz, jak bardzo by się teraz na Ciebie wkurzyła.
- Na mnie? Przecież to widać gołym okiem. Twój starszy brat pewnie mógłby powalić niedźwiedzia jedną ręką!!! - teraz Edward po prostu nie mógł powstrzymać śmiechu.

- OK, na temat mój i mojej rodziny już dość dużo wiesz. - i znowu zaczął się śmiać. Powoli zaczyna mnie to irytować. - Teraz Ty opowiedz coś o sobie, dobrze?
- Eee... Nie ma co opowiadać, naprawdę. - właśnie złamałam jeden z postawionych punktów. Zrobiłam się czerwona jak pomidor.
- Możesz powiedzieć skąd jesteś, jak długo tu zostajesz i gdzie się podział Twój partner. - Nie wytrzymałam i spojrzałam na mojego rozmówcę. Kurcze! Wszystko popsułam. W momencie, gdy ujrzałam jego miodowe tęczówki, nie mogłam złapać oddechu. Byłam kompletnie bezradna. Po jakiejś minucie ciszy zdołałam wykrztusić z siebie kilka zdań.
- Hmm... Większość roku spędzam w Phoenix razem z mamą, a w czasie wakacji wyjeżdżam do zimnego, mokrego Forks, gdzie mieszka mój ojciec - Charlie. To właśnie dlatego przyjechałam do Włoch. Po prostu nie miałam ochoty spędzić wakacji w miejscu, gdzie nigdy nie świeci słońce.
-No dobra… A gdzie zgubiłaś swojego chłopaka? - a miałam nadzieję, że o tym zapomniał.
- Yyy... Przyjechałam sama.
- Hah, w takim razie nie martw się, bo twój przyjaciel Mike, ma plany w stosunku do Ciebie.
- O niee... Skąd to niby wiesz? Czytasz mu w myślach, czy co?! - Nie mógł tego wiedzieć! Przecież Mike cały wieczór zachowywał się bez zarzutów!
- Z niego czyta się jak z otwartej księgi. Chociaż przyznam szczerze, że czytanie w myślach brzmi lepiej.
- No jasne, skoro ty czytasz w myślach, to mnie się właśnie przypomniało, że potrafię latać. - mam nadzieję, że wyczuł w tym sarkazm.
- W takim razie chcę to zobaczyć.

***
Rozmowa mijała nam coraz przyjemniej. Właściwie nie chciałam, żeby się kończyła. Wszyscy powrócili do naszego stolika i zaczęli planować jutrzejszy dzień. Z tego co zrozumiałam, całe popołudnie mamy spędzić na plaży, a z Cullenami byliśmy umówieni na wspólną imprezę wieczorem.

***

Około północy goście zaczęli wracać do swoich pokoi. My również pożegnaliśmy się z nowymi znajomymi i skierowaliśmy się w stronę schodów. Nagle po moim ciele przeszedł dreszcz, czego przyczyną była lodowata ręka Edwarda, który objął mnie w tali. Nie miałam pojęcia, o co chodzi.

- Pozwól, że odprowadzę cię. Nie chcę, żebyś się znowu przewróciła. - już miałam się zacząć odgryzać, ale uśmiechnął się do mnie tak słodko, że nie potrafiłam wymyślić żadnej riposty.
-Jasne, jeśli chcesz...
-Ej, Edward! - usłyszałam głos Emmetta - Zabezpiecz się !!! - Gdyby nie to, że Edward mnie podtrzymywał pewnie bym padła! Odwróciłam się delikatnie w stronę mojego osobistego ochroniarza i spojrzałam pytająco. On jednak uparcie wpatrywał się w swojego brata, z mina mówiącą: „Ale z Ciebie kretyn!”
- Przepraszam, oczywiście nie mam zamiaru Cię wykorzystać. Jeśli się boisz nie muszę cie odprowadzać.
- Zaryzykuję... - popatrzyłam na niego z nadzieją, że zrozumiał moje intencje.
- W takim razie chodźmy...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W09 Ja wstep ROZ
164 ROZ M G w sprawie prowadzeniea prac z materiałami wybu
124 ROZ stwierdzania posiadania kwalifikacji [M G P P S
013 ROZ M T G M w sprawie warunków technicznych, jakim pow
4 ROZ w sprawie warunkow techn Nieznany (2)
16 ROZ w sprawie warunkow tec Nieznany
18 ROZ warunki tech teleko Nieznany (2)
034 ROZ M I w sprawie wzoru protokołu obowiązkowej kontroli
5 ROZ w sprawie warunkow tech Nieznany (2)
123 roz uprawnienia D20140176id Nieznany
bio gle srod roz
133 ROZ bhp i p poz w zakla Nieznany
hej mam bardzo fajna zagadke dla ciebie jak bedziesz miał chwile to sobie zobacz, ■RÓŻNOŚCI, MOŻNA S
rr RĂłznice Indywidualne Wszytskie pytania, Studia, Psychologia, SWPS, 2 rok, Semestr 04 (lato), Psy
teorie roz reg, ściągi 2 rok ekonomia 1 sem
Roz 4 Pedagogika egzystencjalna[1]
roz i serduszka
roz III
biola roz
12 ROZ w sprawie przepisow tec Nieznany (2)

więcej podobnych podstron