78060 Obraz9 (6)

78060 Obraz9 (6)



114 LOSY PASIERBÓW

—    Chcieli mię zagnębić krucimordy i nie udało się — cieszył się w myślach. — „Ty tu ani za dziesięć lat roboty nie dostaniesz”... At ot i dostałem. I bez żadnej pomocy. A teraz już i chatę sobie kryję. A da Bóg, to za rok, lub za dwa, własny dom postawię. Ot zobaczycie!

I gdy idąc do pracy, wypalał zwyczajem innych przed bramą ostatniego papierosa, nie mógł się przemóc, by nie przesunąć wzrokiem po tłumie bezrobotnych, szukając tych, którzy mu wróżyli zgubę. A spotkawszy któregoś, chciało mu się podejść do niego i zapytać jak się czuje teraz.

Lecz rozum zawsze brał górę:

—    I cóż mi przybędzie z tego? — karcił siebie. — To było by niezgodne z zachowaniem porządnego człowieka. Muszę wykazać wyższość swej moralności...

I udawał, że nie widzi go. A gdy napotykał któregoś przypadkiem na drodze i widział, że mu patrzy w oczy, to mu kiwał głową pierwszy bez cienia ironii.

W podobny sposób ustosunkował się do ludzi należących do koła Ananki i Kurnosowa, których niemal codziennie widywał na terenie fabryki.

Makrycę pozdrawiał uprzejmie uchyleniem czapki i spostrzegając na jego twarzy zakłopotanie, zaczął wmawiać w siebie, że on nie miał wrogich wobec niego intencyj.

W piętnastym dniu pracy otrzymał pierwszą swoją wypłatę tak zwaną quincena, dwutygod-niówkę. Tabela godzin zamykała się na pięć dni przed wypłatą, więc ąuincena jego nie była pełna. Za 10 dni otrzymał 107 pezów, tyle ile u żyda w Buenos Aires mógł zarobić za dwa miesiące.

W owe czasy sto pezów stanowiło spory pieniądz, lecz w okresie bezrobocia tyle w ich budżecie dziur się natworzyło, że mogli tylko część ich pokryć. Oddali dług, kupili rzeczy najpotrzebniejsze i resztę pieniędzy zostawili na życie.

Następnego dnia przenieśli się do ranczo, które już było ukończone. Miało szczelny dach, równe i wybielone wapnem ściany, w oknie szyby i drzwi w porządku. Izba wyglądała schludnie, lecz raziła brakiem sprzętów. Zygmunt niektóre rzeczy mógł sam zmajstrować zupełnie tanim kosztem, lecz wobec zbliżającego się wesela Stasi, trzeba było to odroczyć na później. Ze względu na przytułek im dany, przyjaźń Domki ze Stasią i przyszłe sąsiedztwo, nie mogli nie brać udziału w weselu i przygotowaniach z nim związanych. Zygmunt w wolnych od pracy zarobkowej godzinach malował narzeczonym pokój, a Domka pomagała Stasi w szyciu.

Przez dziesięć dni cała uwaga, tak narzeczonych jak ich wujowstwa i Dubowików skierowana była na przygotowania weselne. Wspólny kierunek myśli i zajęć zacierał urazy i zbliżał ludzi do siebie. Czuli się jak jedna rodzina. Pili wspólnie matę i zapraszali jedni drugich na kolację.

Stasia prawie co wieczora wyrywała się do ranczo na pogawędkę z Domką, a za nią wsuwał się nieraz i narzeczony.

Pewnego razu Dubowikowa, korzystając z nieobecności Sacharynki zaczęła namawiać Karasia by zerwał z kołem bezbożnych towarzyszy i powrócił do zasad i zwyczajów chrześcijańskich. Najbardziej chodziło jej o to w tej chwili, by wziął ze Staśką ślub w kościele, przed czym się wzbraniał.

mówiła


— Przecież pańscy rodzice —


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
19965 Obraz 7 (7) 170 LOSY PASIERBÓW przyjedzie z niczym. A może wcale nie przy-jedzie — łudził się
Obraz 7 (7) 170 LOSY PASIERBÓW przyjedzie z niczym. A może wcale nie przy-jedzie — łudził się biedak
Obraz1 (4) 258 LOSY PASIERBÓW gnęła brwi. Za chwilę jednak, przyjrzawszy się uważniej fotografii, r
Obraz8 (9) 92 LOSY PASIERBÓW zechcl g° Uradzić, to nie upilnuje mniepzSnSdrPr„‘ snLs^jt -"dStt
60993 Obraz0 (26) 98    BEZPAŃSKIE RELIGIE Majtreją. Żadnemu z nich nie udało się je
Obraz6 (3) 288 LOSY PASIERBÓW śmiecie wrócić — odrzekł Zygmunt, odwzajemniając się równie czułym

więcej podobnych podstron