„OPOWIEŚĆ WIGILIJNA”
scenariusz inscenizacji na podstawie książki Karola Dickensa
NARRATOR - Pewnego dnia, a był to najcudowniejszy dzień w roku, Wigilia Bożego Narodzenia pan Scrooge siedział w swoim kantorze i liczył pieniądze. Ostatni przechodnie spieszyli do ciepłych domów, by cieszyć się nadchodzącym świętem. A pan Scrooge tkwił w ciemnej izbie. Wolał mieć na oku swojego buchaltera i swoje szylingi.
BOB CRATCHIT - Panie Scrooge nie można by tak dorzucić węgla do pieca? Mróz idzie z dworu aż palce cierpną.
SCROOGE - Głupoty gadasz panie Cratchit, mnie tam palce nie cierpną.
BOB - Bo pan liczysz te swoje pieniądze aż iskry lecą.
NARRATOR - Buchalter owinął ciasno szalik wokół szyi. Spróbował się ogrzać przy świecy. Nagle drzwi kantoru otworzyły się szeroko.
SIOSTRZENIEC FRED - Wesołych Świąt wujaszku! Niech cię Bóg ma w swojej opiece.
SCROOGE - Bzdura (dalej liczy pieniądze)
FRED - Święta nazywasz bzdurą, wujaszku? Pewien jestem, że w głębi duszy tak nie myślisz.
SCROOGE - A właśnie, że myślę, Wesołych Świąt! Też mi pomysł! Jaki masz powód, żeby być wesołym, przecież jesteś biedny!
FRED - Zgoda wujaszku, ale w takim razie jaki ty masz powód, żeby być smutnym? Taki bogacz!
SCROOGE - Bzdura!
FRED - Nie bądź taki zły wujaszku.
SCROOGE - Jak mogę nie być zły skoro żyję w świecie zaludnionym przez głupców? Wesołych Świąt! Do licha z wesołymi świętami! Z każdym Bożym Narodzeniem stajesz się o rok starszy, ale nie jesteś ani o pensa bogatszy.
FRED - Nie złośćże się już wujaszku. Przyjdź jutro do nas na obiad.
SCROOGE - Nie
FRED - Ale dlaczego mi odmawiasz wuju.
SCROOGE - Żegnam!
FRED - (z rezygnacją) Wesołych Świąt, wujaszku!
SCROOGE - Żegnam!
FRED - I szczęśliwego Nowego Roku!
SCROOGE - Żegnam!
NARRATOR - Gdy tylko drzwi się zamknęły pan Scrooge mógł się oddać czynności, którą ukochał najbardziej - liczeniu pieniędzy. Niestety ktoś znowu mu w tym przeszkodził.
SCROOGE - Kogo znowu tam niesie?
KOBIETA 1 - Firma Scrooge i Marley, jeśli się nie mylę? Czy mam przyjemność mówić z panem Scrooge'em, czy z panem Marleyem?
SCROOGE - Pan Marley zmarł dokładnie siedem lat temu, dziś w nocy minie siedem lat od jego śmierci.
KOBIETA 1 - Ooo, (smutno) zapewne zechce pan w imieniu świętej pamięci pana Marleya i swoim własnym wesprzeć najbardziej potrzebujących, mamy Boże Narodzenie...
SCROOGE - Mamy przytułki.
KOBIETA 2 - Niestety nie są w stanie zaspokoić potrzeb wszystkich ubogich, dlatego zbieramy datki.
KOBIETA 1 - Ile łaskawy pan każe wpisać na ten szlachetny cel.
SCROOGE - Nic!
KOBIETA 2 - Nic?
SCROOGE - Płace podatki, wystarczy, żeby utrzymać przytułki, a jeśli komuś tam się nie podoba to niech sobie szuka miejsca... na ulicy!
KOBIETA 1 - Tam czeka go śmierć.
SCROOGE - Świat i tak jest przeludniony! Żegnam!
KOBIETA 2 - No cóż. Dobranoc.
KOBIETA 1 - Wesołych Świąt.
SCROOGE - (unosi głowę nic nie mówiąc macha ręką) Panie Cratchit pewnie chciałbyś mieć pan jutro wolne.
(stoi ze spuszczoną głową, w ręku trzyma kurtkę)
BOB - Jeśli to panu dogadza...
SCROOGE - Wcale mi nie dogadza. Zapewne nie przyjdzie panu do głowy, że to mnie dzieje się krzywda, kiedy płacę pełne wynagrodzenie za dzień wolny od pracy?
BOB - Ależ to zdarza się tylko raz do roku.
SCROOGE - Kiepska wymówka dla kogoś, kto każdego 25 grudnia okrada cudzą kieszeń. Tylko proszę być pojutrze wcześnie rano.
(Scrooge chowa pieniądze do sakiewki)
BOB - Wesołych Świąt!
SCROOGE - Wesołych Świąt? Bzdura!
BOB - Wesołych Świąt panie Scrooge.
SCROOGE - (macha ręką)
NARRATOR - Pan Scrooge zamknął swój kantor i poczłapał ośnieżonymi ulicami do domu. Nie widział przechodniów spieszących do domów, do domów pachnących wieczerzą i choinką.
Pan Scrooge zamknął na wszystkie zasuwki drzwi swojego domu, jeszcze raz sprawdził czy drzwi są zamknięte i siadł przed kominkiem z talerzem niezbyt smacznego kleiku. Nagle otworzyły się drzwi do piwnicy.
SCROOGE - (wstaje przestraszony, słucha, macha ręką) Bzdura! (siada ponownie)
(słyszy łańcuchy)
NARRATOR - Oczom Scrooge'a ukazała się postać zmarłego wspólnika.
SCROOGE - Kim jesteś?
MARLEY - Spytaj mnie raczej kim byłem?
SCROOGE - Kimże więc byłeś?
MARLEY - W życiu doczesnym byłem Jakubem Marleyem, twoim wspólnikiem.
SCROOGE - Jesteś w kajdanach. Powiedz mi dlaczego?
MARLEY - Noszę łańcuch, który sobie ukułem za życia. Sam go wykułem ogniwo po ogniwie, a z własnej woli go nosiłem. Czy jego wygląd cię dziwi?
Jestem tu dziś by cię ostrzec - masz jeszcze szansę i nadzieję na to, by uniknąć mojego losu, Ebenezerza. Nawiedzą cię kolejno trzy duchy.
SCROOGE - Wolałbym tego uniknąć.
MARLEY - Bez ich odwiedzin nie zdołasz uniknąć mojego losu. (odchodzi).
SCROOGE - Byłeś mi zawsze dobrym przyjacielem. Dzięki!
NARRATOR - Scrooge nie umiałby powiedzieć, czy zjawa rozpłynęła się we mgle, czy też mgła ją pochłonęła. Ale znikła i jednocześnie umilkły jej upiorne głosy. Pan Scrooge jeszcze raz dokładnie sprawdził drzwi. Były zamknięte na oba spusty. Spojrzał przez okno i bardzo zmęczony położył się na łóżku i natychmiast zasnął.
SCROOGE - (kręci się na łóżku, nagle budzi się i siada)
(zegar bije)
Pierwsza! I nic się nie zdarzyło!
NARRATOR - Ale zanim zdążył do końca wypowiedzieć te słowa...
SCROOGE - Kim jesteś?
DUCH 1 - Jestem Duchem Wigilijnej Przeszłości.
SCROOGE - Bardzo dawnej przeszłości?
DUCH 1 - Niedawnej. Twojej.
SCROOGE - Co cię tu sprowadza?
DUCH 1 - Twoje dobro, przybyłem, aby cię nawrócić ze złej drogi. Uważaj!
(delikatnie Duch ujął Scrooge'a za ramię)
Wstań i pójdź za mną!
FAN SIOSTRA - Przyjechałam, żeby cię zabrać do domu. Tak, żeby cię zabrać do domu, do domu, do domu!
MAŁY SCROOGE - Do domu, Fan?
FAN - Tak, braciszku. Do domu, na dobre! Na zawsze do domu! Ojciec stał o tyle lepszy, niźli był dawniej, tak że w domu jest teraz jak w raju. No i któregoś dnia tak dobrotliwie do mnie przemawiał, żem ani trochę się nie bała raz jeszcze go spytać, czy nie mógłbyś wrócić do domu i zgodził się, rozumiesz, zgodził się.
DUCH 1 - Była zawsze stworzeniem wątłym, które lada powiew mógł zmieść z powierzchni ziemi, ale serce miała złote.
SCROOGE - To prawda.
DUCH 1 - Wyszła za mąż i umarła. Jeśli mnie pamięć nie myli, zostawiła dzieci.
SCROOGE - Jedno dziecko.
DUCH 1 - A, prawda. Tym dzieckiem jest twój siostrzeniec Fred.
SCROOGE - (zmieszany) Tak.
DUCH 1 - Czy poznajesz? (wskazuje ręką)
FEZZWIG - Hej tam chłopcy! Dość pracy na dzisiaj. Przecież to Wigilia Bożego Narodzenia, Ebenezerze. Czas na świętowanie.
SCROOGE - Czy poznaję? Przecież to stary Fezzwig! Kochany, stary Fezzwig przywrócony do życia.
(spuszcza głowę)
DUCH 1 - Co z tobą?
SCROOGE - Och, nic szczególnego.
DUCH 1 - Myślę, że jednak coś cię chyba trapi.
SCROOGE - Ależ nie, nic a nic. Chciałbym tylko powiedzieć w tej chwili kilka słów memu kanceliście.
NARRATOR - Gdy tylko wypowiedział te słowa znowu zobaczył siebie. Przybyło mu lat, był teraz młodym mężczyzną w kwiecie wieku. Twarz jego nie żłobiły jeszcze ostre, surowe linie, ale widniały już na niej pierwsze oznaki skąpstwa. Nie był sam. Siedział u boku pięknej dziewczyny. Młoda ta osoba miała oczy pełne łez.
BELLA - NARZECZONA - Obserwowałam, jak wyrzekałeś się kolejno wszystkich szlachetniejszych ambicji, aż owładnęła tobą jedna tylko namiętność, żądza zysku. Czy nie mam racji?
SCROOGE - Więc co z tego? Powiedzmy, że zmądrzałem. Przecież moje uczucie względem ciebie się nie zmieniło.
BELLA - Nie prawda. Umowa, która między nami istnieje, sięga czasów, gdy oboje byliśmy ubodzy i nie skarżyliśmy się na nasze ubóstwo. Zmieniłeś się. Kiedy zawieraliśmy naszą umowę byłeś innym człowiekiem. Odchodzę Scrooge.
SCROOGE - Ależ Bello, dlaczego?
BELLA - Czyż mogę uwierzyć, że gdyby nie było naszej umowy i byłbyś dzisiaj, jutro wolny... że wziąłbyś sobie za żonę dziewczynę bez posagu, ty który w najpoufniejszych nawet z nią rozmowach przykładasz do wszystkiego miarkę zysku? Obyś znalazł zadowolenie na drodze życia, po jakiej z własnej woli będziesz kroczył.
SCROOGE - Duchu! Nie pokazuj mi już nic więcej! Zaprowadź mnie do domu. Czemu delektujesz się tak okrutnie moją udręką?
NARRATOR - Nagle Scrooge uświadomił sobie, że jest dziwnie wyczerpany, że ogarnia go przemożna senność, po chwili zaś spostrzegł, że znajduje się we własnej sypialni. Ledwie przyłożył głowę do poduszki zapadł w twardy sen. (chrapanie)
Obudziwszy się ze snu Scrooge usiadł na łóżku, aby zebrać myśli. Otóż tym razem nikt nie potrzebował go zawiadamiać, że za chwilę zegar wybije godzinę pierwszą i odbędzie rozmowę z drugim gościem z zaświatów, przysłanym mu dzięki wstawiennictwu Jakuba Marleya.
DUCH 2 - Jestem Duchem Tegorocznego Bożego Narodzenia.
SCROOGE - Zaprowadź mnie, dokąd chcesz. Jeżeli zamierzasz mnie czegoś nauczyć, pozwól, abym z tej nauki wyciągnął jak największe korzyści.
DUCH 2 - Dotknij mej szaty!
NARRATOR - Scrooge wziął w rękę kraj szaty ducha i mocno ją przytrzymał.
DUCH 2 - Popatrz tam.
SCROOGE - Cratchit, mój bohater, jego żona, jak ona ma na imię? A ten chłopiec, który wiesza bombki na choince?
DUCH 2 - To Tim.
SCROOGE - Dlaczego Cratchit odwrócił się i płacze?
DUCH 2 - Tim jest chory. Powiem ci coś Scrooge, to są ostatnie święta Tima w przyszłe święta już go tu nie będzie.
SCROOGE - Ten chłopiec umrze? Nie, to nie możliwe.
DUCH 2 - No to co, że umrze przecież świat jest przeludniony.
(Scrooge spuszcza głowę)
BOB - Piękna prawda.
(Bob i córka pomagają Timiemu usiąść na krzesełku)
PANI CRATCHIT - Siadajcie, kochani, siadajcie.
BOB - Wesołych Świąt wszystkim życzę. Niech nam Bóg błogosławi, drodzy moi.
WSZYSCY - Wesołych Świąt.
BOB - Zdrowie pana Scrooge'a, fundatora tej biesiady.
(wszyscy spuszczają głowy, ale piją zdrowie pana Scrooge'a)
SCROOGE - (Scrooge i duch odchodzą) Powiedz mi duchu, czy Tim naprawdę musi umrzeć?
DUCH 2 - Jeżeli przyszłość nie zmieni tych obrazów, dziecko umrze. Pokażę ci coś jeszcze.
(dom Freda)
NARRATOR - Był to dom jego siostrzeńca Freda, w którym wraz z żoną przyjmowali w ten świąteczny dzień kilku swoich przyjaciół.
FRED - Cała rzecz w tym, że z wujaszka jest śmieszny, stary dziwak. Ale jego wady same się mszczą na nim, a ja nie noszę do niego w sercu urazy.
ŻONA FREDA - Musi być chyba bardzo bogaty. Przynajmniej tak mi mówiłeś.
FRED - Co z tego, moja droga? Przecież bogactwo nie daje mu żadnego pożytku. Ani innym nie czyni przy jego pomocy dobra, ani sam nie czerpie zeń nijakich korzyści.
ŻONA - Brak mi dla niego wyrozumiałości.
FRED - A mnie nie brak. Żal mi go. Choćbym nawet chciał, nie mógłbym się na niego gniewać. Kto cierpi przez jego niedorzeczne chimery? On sam, tylko on! Na przykład wmówił sobie, że nas nie lubi i z tej przyczyny nie przyjął naszego zaproszenia na obiad. A jaki tego skutek? Pozbawił się rozrywki, która by mu z pewnością nie zaszkodziła. Żal mi go. Wiecie co mimo tego, mimo tego, że jest egoistą to kocham go.
SCROOGE - Ja też cię kocham.
FRED - A w taki dzień jak dzisiaj kocham go jeszcze bardziej. Zdrowie wujaszka Scrooge'a.
WSZYSCY - Zdrowie wujaszka Scrooge'a.
SCROOGE - Mogę się do was przysiąść?
FRED - Szkoda, że nie ma go tu z nami.
SCROOGE - Ja przecież jestem z wami.
DUCH 2 - (duch odchodząc) On cię nie słyszy Scrooge.
NARRATOR - Scrooge rozejrzał się szukając wzrokiem ducha, ale go już nie było.
(Scrooge siada na łóżku, bicie zegara)
A gdy umilkło ostatnie uderzenie zegara, przypomniał sobie słowa Jakuba Marleya i podniósłszy oczy ujrzał majestatyczną jakowąś postać w płaszczu i kapturze, która szła ku niemu niczym tuman mgły sunący nisko po ziemi.
SCROOGE (ukląkł na jedno kolano)
Czy mam przed sobą Ducha Przyszłych Wigilii? Przybywasz, duchu aby mi pokazać cienie tego, co się jeszcze nie zdarzyło, ale zdarzy się w przyszłości.
NARRATOR - Duch ruszył przed siebie powoli, krokiem posuwistym, Scrooge zaś podążył za nim w cieniu jego całunu, który zdawał się go unosić i ciągnąć za sobą.
DUCH 3 (zatrzymuje się i wskazuje ręką na rozmawiających mężczyzn)
MĘŻCZYZNA 1 - Nie, nie znam żadnych szczegółów. Wiem tylko, że umarł.
MĘŻCZYZNA 2 - Kiedy?
MĘŻCZYZNA 1 - Słyszałem, że dzisiejszej nocy.
MĘŻCZYZNA 3 - A co mu się tak nagle stać mogło? Myślałem, że on nigdy nie umrze.
MĘŻCZYZNA 1 - Bóg raczy wiedzieć co mu się stało.
MĘŻCZYZNA 2 - Czy wiadomo może, co zrobił z pieniędzmi?
MĘŻCZYZNA 1 - Nic o tym nie słyszałem. Może zapisał je swojej gildii kupieckiej.
MĘŻCZYZNA 3 - Pogrzeb będzie pewnie bardzo skromny, bo nie znam doprawdy nikogo, kto by go chciał odprowadzić do grobu.
(odchodzą)
NARRATOR - Gdy uczestnicy tej rozmowy rozeszli się Scrooge spojrzał na ducha oczekując od niego wyjaśnień. Zamiast tego duch wskazał mu dom jego buchaltera Boba.
Krzesło, na którym zawsze siedział mały Tim teraz było puste.
PANI CRATCHIT - Oczy mnie bolą od tej czerni.
SCROOGE - Od czerni? Ach, biedny maleńki Tim!
BOB - Byłem tam dzisiaj. Żałowałem, żeś nie mogła pójść ze mną. Zrobiło by ci się lżej na duszy. Ale będziesz tam przecież często chodziła. Przyrzekłem mu, że co niedziela będę go odwiedzał. Mój synek maleńki!
(patrzy na puste krzesło, opiera się o nie)
Moja droga dziecina!
SCROOGE - Duchu czuję, że zbliża się chwila naszego rozstania. Powiedz mi kim był ten człowiek, o którym rozmawiali ci mężczyźni?
NARRATOR - Zamiast odpowiedzieć duch wskazał mu płytę nagrobną przy, której stał jego siostrzeniec.
Scrooge pochylił się i zaczął czytać.
SCROOGE - Ssccrooge. Scrooge.
FRED - Żegnaj wujku. Przykro mi, że nie możemy być dziś razem.
SCROOGE - Ależ Fred możemy być razem ja tego bardzo chcę.
NARRATOR - Niestety siostrzeniec tego nie słyszał, położył na grobie świąteczną gałązkę świerka i odszedł.
SCROOGE - A więc to ja jestem tym nieszczęśnikiem.
(Szuka ducha, rozgląda się)
Dobry duchu błagam cię o wstawiennictwo. Powiedz, że zmieniając drogę życia zmienić jeszcze zdołam owe cienie przyszłości, któreś mi pokazał.
NARRATOR - Uniósłszy w górę ręce, błagając po raz ostatni o zmianę losu Scrooge nagle poczuł ból, gdy się ocknął zobaczył, że leży na podłodze.
Nie inaczej na własnej podłodze, przy własnym łóżku.
Wybiegł na ulicę pytając przechodniów jaki dziś dzień. Tak to dzień Bożego Narodzenia. Z radością zaczepiał przechodniów życząc im Wesołych Świąt. W otwartym na rogu sklepie kupił tego wielkiego indyka, którego widział wracając z kantoru do domu.
SCROOGE - Zaniosę go mojemu buchalterowi, a to się zdziwi.
Dzień dobry Bob. Wesołych Świąt!
BOB - Wesołych Świąt.
SCROOGE - Proszę to dla was, dla małżonki szal, a to dla małego Tima na lekarstwa. Tak dalej być nie może. Twoja pensja...
BOB - Chce mi ją pan zmniejszyć?
SCROOGE - Podwoić.
BOB - Ależ panie Scrooge proszę niech pan wejdzie, niech pan zaszczyci nas...
SCROOGE - Dziękuję bardzo, ale nie mogę mój drogi, siostrzeniec na mnie czeka.
Wesołych Świąt!
BOB - Wesołych Świąt.
NARRATOR - Od tej pory Scrooge stał się dobrym przyjacielem, chlebodawcą i życzliwym człowiekiem. Powiadano też o nim, że jak nikt umie święcić Boże Narodzenie.
8