30 (13)



















Clifford Simak    
  Czas jest najprostszą rzeczą

   
. 30 .    







   Usiadł pod samotnym, rozłożystym drzewem rosnącym na stoku
wzgórza i spojrzał w dół doliny. Dłuższy czas ścigał wzrokiem srebrzyste
lśnienia na powierzchni rzeki, by w końcu wznieść oczy w górę, gdzie na tle
nieba odcinał się ostrą, ciemną linią klucz dzikich gęsi.
   Kiedyś, o tej porze roku, aż roiło się tutaj od ptactwa które z
donośnym krzykiem i łopotem skrzydeł odlatywało na południe, do cieplejszych
krain tam szukając schronienia przed nadchodzącą zimą. Teraz jednak ptaków
pozostało niewiele; po prostu zostały wytępione przez okoliczną ludność.
   Człowiek w swym zwycięskim pochodzie przez czas i dzieje, w
barbarzyński sposób starł z powierzchni ziemi wszystkie prawie gatunki zwierząt
- dzikie ptactwo, bizony, bobry i wiele, wiele innych. Blaine zastanawiał się
nad zadziwiającą właściwością Człowieka, która kazała mu tępić wszelkie inne
żywe stworzenia; nieistotne już, czy to w imię strachu i nienawiści czy też z
chciwości i żądzy zysku.
   Jeśli Finnowi powiodą się plany, los zwierząt podzielą również
dewiaci. Mieszkańcy Hamilton zrobią oczywiście wszystko, co będzie w ich mocy
ale Blaine wątpił, czy zdołają podołać zadaniu, zwłaszcza że pozostało im tak
niewiele czasu, zaledwie trzydzieści sześć godzin. Postarają się nie dopuścić do
maskarady w noc Halloween, ale czy powstrzymają wszystkich? Czy wszędzie dotrą?
To wydawało się prawie niemożliwe.
   A tak na dobrą sprawę, nie powinno mnie to już obchodzić -
myślał. Nie musi przejmować się wcale losem dewiatów. Ostatecznie to oni właśnie
go przegnali, odmówili schronienia, kazali umykać z miasteczka. Zmusili go do
opuszczenia miejsca, które pokochał od pierwszej chwili, które mogło się stać
jego nowym domem.
   Rozpiął pasy plecaka, w którym Jackson dostarczył mu żywność. Z
szyi zdjął manierkę. Postawił oba przedmioty na ziemi.
   Po południowej stronie biły w niebo ciemne wstęgi dymu z domostw
w Hamilton i nawet zagniewany na mieszkańców za sposób w jaki go potraktowano,
czuł nić łączącą go nierozerwalnie z tą osadą, przepełniało go uczucie
swojskości i bliskości takie samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy przemierzał
uliczki miasteczka. Wiele jest na świecie miejsc, współczesnych gett, w których
ludzie obdarzeni zdolnościami paranormalnymi wiodą życie na tyle spokojne, na
ile jest to możliwe w panujących na świecie warunkach. Ludzie ci, zaszyci w
oddalonych, izolowanych od reszty społeczeństwa zakątkach czekają, aż nadejdzie
dzień - jeżeli w ogóle kiedykolwiek nadejdzie - gdy ich dzieci lub dzieci ich
dzieci będą wolne, gdy będą mogły swobodnie i bezpiecznie wędrować po świecie, a
ich życie ponownie stanie się normalnym życiem w pełni normalnych ludzi.
   Ileż w takich miasteczkach zmarnowanych szans, nie
wykorzystanych możliwości i zdolności, które odpowiednio pokierowane stałyby się
zaliczką na wspaniałą, olśniewającą przyszłość ludzkości, nadałyby nowy,
oszałamiający wymiar i perspektywy każdemu pojedynczemu człowiekowi i całej jego
rasę. Tymczasem wszystko to pozostawało bezpłodne, bezużyteczne, wzgardzone, a
istoty posiadające ów tak cudowny dar były przedmiotem powszechnej nienawiści,
tropioną zwierzyną, uosobieniem całego zła drzemiącego w Człowieku.
   A najbardziej żałosne w tym wszystkim było to, że cała nienawiść
i okrucieństwo, ciasnota umysłowa i brak tolerancji nie doszłyby nigdy do głosu,
gdyby nie ludzie pokroju Finna: bigoci i egomaniacy, którym zdawało się, że
tylko siła i brutalność są w stanie wynieść ich z przyrodzonej im małości.
   Nauka! Mimo iż okazała się bezsilna wobec podboju kosmosu, to
bynajmniej nie odeszła w zapomnienie, nie została odtrącona. Jest rzeczą
oczywistą, że tak długo jak istnieje Człowiek, musi również istnieć Nauka. U
Fishhooka całe zastępy badaczy pracowały nad odkryciami i problemami ściąganymi
na Ziemie z całej galaktyki, a ludzie wciąż spoglądali w ich stronę z nadzieją.

   Ale na mnie już czas. To są bezpłodne i bezcelowe rozmyślania -
szepnął Blaine potrząsając głową. Musi iść przed siebie, ku wytyczonemu celowi,
gdyż innego wyjścia nie ma. Ostrzegł mieszkańców Hamiltan, lecz to tylko cząstka
tego, co zamierzał. Swoją misje musi wypełnić do końca.
   Pójdzie do Pierre. Odszuka Harriet w restauracji z przybitymi
nad drzwiami rogami łosia. Być może natknie się tam również na ludzi wchodzących
w skład sformowanych przez Stonea grup. Oni mu pomogą, wynajdą bezpieczną
kryjówkę.
   Wstał, zarzucił ponownie na ramiona plecak zawiesił na szyi
manierkę. I wówczas posłyszał za sobą szmer. Błyskawicznie odwrócił się.
   Stopę nad ziemią unosiła się dziewczyna. Wdzięczna jak ptak.
Śliczna jak poranek.
   Stał bez ruchu, napawając się jej urodą. Widział ją po raz
pierwszy w dziennym świetle. Poprzednim razem spotkali się nocą, na szosie,
potem - przez chwile zaledwie - w półmroku hotelowego pokoju. Jej stopy dotknęły
ziemi i dziewczyna wolnym krokiem podeszła do Blaine'a.
    - Wreszcie pana znalazłam - rzekła. z ulgą w głosie. - To
straszne... po tym, co pan dla nas zrobił...
   - O. K. Nie mówmy o tym - odparł szybko Blaine. - Nie będę taić,
że czuję się dotknięty, ale i oni mieli swoje racje.
   - Jedynym celem ich życia jest chronienie nas - odezwała się
cicho dziewczyna patrząc na ziemie. Pragną uczynić nasze życie jak najbardziej
znośnym. Bronią się więc przed najmniejszym...
   - Tak, wiem. Ale spotkałem już kogoś, kto mimo wszystko nie
pragnął wcale takiego znośnego życia.
    - My, młodzież, mamy do nich wiele żalu. Wszystkiego nam nie
wolno, wszystkiego nam zabraniają, nie pozwalają szaleć w noc Halloween nic nie
dając w zamian. Musimy po prostu siedzieć cicho w domu. No i w rezultacie to
głównie robimy.
   - Jestem wam wdzięczny za tamtą noc - taktownie zmienił temat
Blaine. - Gdyby nie wasza pomoc, Harriet i ja zostalibyśmy przydybani przez
policję nad zwłokami Stonea.
   - Dla Mr Stonea zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. Musieliśmy
się spieszyć i trudno było dopełnić wszystkich ceremonii. Został pochowany na
wzgórzu.
   - Wiem, twój ojciec mówił mi o tym.
    - Nie mogliśmy tam postawić ani krzyża, ani tablicy: Musieliśmy
wręcz pokryć mogiłę darnią, by zatrzeć wszelkie ślady. Chyba pan sam to rozumie.
Ale miejsce to jest wyryte w naszych sercach. i pamiętamy o nim.
   - Stone był przez wiele lat moim najlepszym przyjacielem.
   - U Fishhooka?
   Blaine w milczeniu skinął głową.
   - Mr Blaine, proszę mi opowiedzieć o Fishhooku.
   - Mam na imie Shep.
   - W takim razie Shep, opowiedz mi o tym.
    - Jest to wielkie i niezwykłe miejsce (WIEŻE NA WZGÓRZU, PLACE
I ALEJE, DRZEWA I PARKI, GIGANTYCZNE, STRZELISTE BUDOWLE, SKLEPY, MAGAZYNY,
KAWIARNIE, TŁUMY LUDZI...)
   - SHEP, CZEMU ONI NAS NIE CHCĄ?
   - NIE CHCĄ WAS?
   - KILKORO Z NAS NAPISAŁO DO FISHHOOKA. PRZYSŁANO WZORY PODAŃ,
KTÓRE PO WYPEŁNIENIU ODESŁALIŚMY. I TO WSZYSTKO. FISHHOOK JUŻ NIGDY WIĘCEJ SIĘ
NIE ODEZWAŁ.
   - TYSIĄCE OSÓB PRAGNIE SIĘ TAM DOSTAĆ.
   - ALE DLACZEGO ONI NAS NIE CHCĄ? CZEMU NIE WEZMĄ NAS WSZYSTKICH?
CZY WSZYSCY MALI, WYSTRASZENI LUDZIE NIGDY NIE ZAZNĄJĄ SPOKOJU? CZY TO JEST
ZAREZERWOWANE WYLĄCZNIE DLA FISHHOOKA?
   Nic nie odpowiedział zamykając przed nią swój umysł.
   - SHEP, SHEP, CO SIĘ STAŁO? CZY URAZIŁAM CIĘ CZYMŚ?
    POSŁUCHĄJ MNIE UWAŻNIE, ANITO. FISHHOOK WAS NIE POTRZEBUJE.
FISHHOOK JEST JUŻ ZUPEŁNIE CZYMŚ INNYM. ZMIENIL SIĘ. FISHHOOK TO KORPORACJA,
ZIMNY, OBOĘTNY I NIECZUŁY NA NIC KONCERN.
    - A MY ZAWSZE...
   - WIEM. WIEM . WIEM . FISHHOOK BYŁ ZAWSZE DLA WAS ZIEMIĄ
OBIECANĄ, NAJDOSKONALSZYM I OSTATECZNYM ROZWIĄZANIEM WASZYCH PROBLEMÓW. W
RZECZYWISTOŚCI JEST ZUPEŁNIE CZYMŚ INNYM. FISHHOOK TO WIELKA KASA, GDZIE LICZĄ
SIĘ WYŁĄCZNIE AKTYWA I PASYWA, ZYSKI I STRATY. OCZYWIŚCIE, W PEWIEN SPOSÓB
STANOWI ON RATUNEK DLA ŚWIATA, ZALICZKE WIELKOŚCI I PRZYSZŁOŚCI RODZAJU
LUDZKIEGO. TEORETYCZNIE JEST TO NAJWZNIOŚLEJSZA RZECZ, JAKIEJ LUDZKOŚĆ DOROBIŁA
SIĘ W TRAKCIE SWEGO ISTNIENIA. ALE FISHHOOK NIE JEST WCALE ŁASKAWY DLA
PARANORMALNYCH. PRZECIWNIE, SWOJĄ ZIEMIĘ OBIECANĄ MUSIMY WYWALCZYĆ SAMI.
NAJPIERW TRZEBA POWSTRZYMAĆ FINNA I JEGO "PLAN HALLOWEEN"...
    - DLATEGO TU WŁAŚNIE JESTEM. NIE ZATRZYMAMY JUŻ NASZEJ AKCJL.

    - TELEFONY...
   - PRÓBOWALIŚMY. I DO DETROIT I DO CHICAGO. POTEM DO NEW YORKU.
WSZYSTKO NA NIC. NAWET DO DENVER LINIA JEST NIECZYNNA.
   - TO NIEMOŻLIWE!
   Blaine stał ogłuszony wiadomością.
   Brak połączeń z New Yorkiem! Kontakt z Denver odcięły!
   To przecież niemożliwe, by Finn przejął aż taką kontrole nad
sytuacją.
   NIE, NIE W TYM RZECZ, BY FINN ZDOBYŁ TAKĄ KONTROLĘ - wtrąciła
się w jego myśli Anita: - ON MA PO PROSTU SWYCH LUDZI W KILKU KLUCZOWYCH
PUNKTACH, NA PRZYKLAD W KOMUNIICACJI. OSADY TAKIE JAK HAMILTON SĄ BARDZO UWAŻNIE
OBSERWOWANE. MY NIE UTRZYMUJEMY WŁAŚCIWIE KONTAKTU ZE ŚWIATEM ZEWNĘTRZNYM I
ROZMOWY TELEFONICZNE NA DUŻE ODLEGŁOŚCI SĄ U NAS RZADKOŚCIĄ. SKORO WIĘC NAGLE W
PRZECIĄGU KWADRANSA ZAMÓWILIŚMY AŻ TRZY TAKIE POŁĄCZENIA TO NIC DZIWNEGO, ŻE
WSZYSCY LUDZIE FINNA PODNIEŚLI ALARM. WĘSZĄ COŚ NIEZWYKŁEGO I CHCĄ NAS IZOLOWAĆ.

   Blaine gwałtownym ruchem zrzucił z ramion plecak i położył go na
ziemi u swoich stóp.
    - Wracam - rzekł krótko.
   To bez sens. Nic więcej nie zwojujesz.
   - Tak, ma racje. To faktycznie bez sensu. Ale jest jeszcze jedna
możliwość. Musze się dostać do Pierre...
   - Tam mieszkał Stone?
    - Tak, czemu pytasz? Znałaś Stonea?
    - Słyszałam o nim. To wszystko. Rodzaj Robin Hooda dewiatów.
Pracował dla nas.
   -Gdybym miał możność kontaktu z jego organizacją, może
potrafiłbym...
    - Ta kobieta też tam mieszka?
    - Masz na myśli Harriet? - spytał, obrzucając ją przeciągłym
spojrzeniem.
   - Tak. Tylko ona może mnie skontaktować z grupą Stone'a. Ale
mogę jej tam nie zastać. Nie wiem w ogóle, gdzie się może podziewać.
   - Gdybyś zaczekał do zmierzchu, moglibyśmy cię tam dostarczyć.
Za dnia jest to zbyt ryzykowne. Mieszka tu zbyt wielu ludzi, zbyt wiele osób się
kreci. Nawet tu, w tym pozornym odludziu...
   - To nie może być dalej niż trzydzieści mil. Pójdę pieszo.
   - Rzeką byłoby ci łatwiej. Potrafisz prowadzić canoe? Kiedyś
pływałem. Myślę, że jakoś bym sobie poradził.
    - To również bezpieczniejszy sposób. Na wodzie przynajmniej nie
zaczepi cię policja ani ludzie będący na usługach Finna. Mój kuzyn ma canoe.
Pożyczy ci. Chodź, zaprowadzę cię do niego.

następny   








Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
scalanie i wymiana gruntów 30 13
13 30 Kwiecień 1997 Rewelacje Kulikowa
pętle 2 30 04 13
pętle 30 04 13
13 (30)
13 (30)
13,2x99 HOTCHKISS wz 30 tablica znakowan
UAS 13 zao
er4p2 5 13

więcej podobnych podstron