L J Smith Pamiętniki wampirów Pieśń księżyca

background image

Pamiętniki

Wampirów



Księżycowa Pieśń




Tłumaczenie: ma_dzik00 2

background image

Drogi Pamiętniku,
Tak się boję.
Serce mi wali, mam sucho w ustach i trzęsą mi się ręce. Zmierzyłam się z
tyloma rzeczami i przeżyłam: wampiry, wilkołaki, upiory. Rzeczy, w których
istnienie nie wierzyłam. Teraz jestem przerażona. Dlaczego?

Tylko dlatego, że wyjeżdżam z domu.
I wiem, że to jest kompletnie niedorzeczne. Tak naprawdę, to ledwo
opuszczam dom. Jadę do college’u oddalonego zaledwie o kilka godzin od
tego ukochanego domu, w którym mieszkałam od kiedy byłam dzieckiem.
Nie, nie zacznę znowu płakad. Będę w pokoju razem z Bonnie i Meredith,
moimi dwiema najlepszymi przyjaciółkami na całym świecie. W tym samym
akademiku, tylko kilka pięter dalej, będzie mój ukochany Stefan. Od mojego
innego najlepszego przyjaciela, Matta będzie dzielił mnie tylko krótki spacer
przez kampus. Nawet Damon będzie w mieszkaniu w pobliskim miasteczku.

Tak szczerze, nie mogłabym czud się bardziej jak w domu, chyba że w ogóle
nigdy bym się stąd nie wyprowadziła. Jestem takim mięczakiem. Ale wydaje
mi się, że dopiero odzyskałam mój dom, moją rodzinę, moje życie po
wygnaniu na tak długo, a teraz nagle znowu muszę wyjechad.

Podejrzewam, że częściowo tak się boję, bo te ostatnie tygodnie lata były
cudowne. Cieszyliśmy się i bawiliśmy przez te trzy tygodnie tak jakbyśmy robili
to przez ostatnie miesiące- gdyby nie walka z kitsune, podróżowanie do
Mrocznego Wymiaru, walka z upiorem zazdrości, i z powodu innych
Wyjątkowo Nie Fajnych rzeczy, które robiliśmy. Urządzaliśmy pikniki, imprezy z
noclegiem, chodziliśmy pływad i robid zakupy. Pojechaliśmy do hrabstwa na
jarmark, gdzie Matt wygrał dla Bonnie wypchanego tygrysa i zrobił się cały
czerwony, kiedy ona zapiszczała i rzuciła mu się w ramiona. Stefan nawet
mnie pocałował, gdy siedzieliśmy na szczycie koła młyoskiego, tak jak
zrobiłby to każdy normalny facet ze swoją dziewczyną w piękną, letnią noc.

Byliśmy tacy szczęśliwi. Tak normalni, w sposób, o który już nas nie
podejrzewałam.

Myślę, że to właśnie mnie przeraża. Boję się, że te ostatnie kilka tygodni było
jasną, złotą przerwą, a teraz coś się zmieni i wrócimy do ciemności i horroru.
Tak jak w tym wierszu, który czytaliśmy na angielskim ostatniej jesieni:
„Nietrwałe co złote jest. Nie dla mnie.”

Nawet Damon…
Tupot stóp w korytarzu na dole rozproszył ją i długopis Eleny Gilbert zwolnił.
Spojrzała na ostatnie kilka pudeł porozkładanych w jej pokoju. Stefan i
Damon musieli już po nią przyjechad.

background image

Ale chciała dokooczyd swoją myśl, wyrazid tą ostatnią obawę, która
prześladowała ją podczas tych ostatnich, idealnych tygodni. Obróciła się z
powrotem do pamiętnika, pisząc szybko, by móc pozbyd się tych myśli zanim
będzie musiała wyjechad.
Damon się zmienił. Od kiedy pokonaliśmy upiora zazdrości, jest bardziej…
uprzejmy. Nie tylko dla mnie, nie tylko dla Bonnie, do której zawsze miał
słabośd, ale nawet dla Matta i Meredith. Nadal potrafi byd bardzo irytujący i
nieprzewidywalny- bez tego nie byłby Damonem- ale nie ma już w sobie tej
okrutności. Nie taką jaką miał.

Wydaje się, że on i Stefan doszli do porozumienia. Wiedzą, że kocham ich
obu, a mimo to, nie pozwolili by zazdrośd stanęła między nimi. Są ze sobą
blisko, zachowują się jak prawdziwi bracia w sposób, jakiego nigdy wcześniej
nie widziałam. Istnieje między naszą trójką delikatna równowaga, która
utrzymywała się przez cały koniec lata. I boję się, że każdy błąd z mojej strony
wszystko zepsuje, i że tak jak ich pierwsza miłośd, Katherine, rozdzielę braci. A
wtedy stracimy Damona na zawsze.

Ciocia Judith zawołała niecierpliwie.- Elena!
- Idę!- Odpowiedziała Elena. Szybko dopisała jeszcze kilka zdao w swoim
pamiętniku.
Mimo to, nadal istnieje szansa, że to nowe życie będzie cudowne. Może
znajdę wszystko, czego szukałam. Nie mogę cały czas trzymad się liceum i
mojego życia tutaj. I kto wie? Może tym razem złote okaże się trwałe.

- Elena! Twoja podwózka czeka!
Ciocia Judith z pewnością była już zestresowana. Chciała sama zawieśd
Elenę do szkoły. Ale Elena wiedziała, że nie da rady pożegnad się ze swoją
rodziną bez płaczu, więc zamiast tego poprosiła Stefana i Damona. Będzie
mniejszym wstydem okazanie emocji tutaj niż podciąganie nosem przez całą
drogę do kampusu Dalcrest. Odkąd Elena zdecydowała się jechad z bradmi
Salvatore, ciocia Judith zadbała o każdy najmniejszy szczegół, bojąc się, by
początek kariery Eleny w college’u nie zaczął się bez jej nadzoru. Elena
wiedziała, że to wszystko dlatego, że ciocia Judith ją kocha.
Elena zatrzasnęła pokryty niebieskim aksamitem pamiętnik i wrzuciła go do
otwartego pudła. Wstała i skierowała się ku drzwiom, ale zanim je otworzyła,
odwróciła się by po raz ostatni spojrzed na swój pokój.
Był taki pusty, na ścianach nie wisiały już jej ulubione plakaty, a połowa
książek zniknęła z jej regału. Tylko kilka ubrao zostało w komodzie i szafie.
Wszystkie meble zostały na swoim miejscu. Ale teraz, kiedy pokój był
pozbawiony większości jej rzeczy, wydawał się bardziej bezosobowym
pokojem hotelowym niż przytulnym rajem jej dzieciostwa.
Tyle się tutaj wydarzyło. Elena pamiętała jak przytulała się do swojego taty na
ławeczce okiennej, gdy czytali razem kiedy była małą dziewczynką. Ona,

background image

Bonnie, Meredith i Caroline- która też była kiedyś dobrą przyjaciółka, spędziły
tu przynajmniej ze sto nocy

background image

dzieląc się swoimi sekretami, ucząc się, przebierając na imprezy i po prostu
spędzając razem czas. Stefan pocałował ją tutaj wczesnym rankiem i zniknął
szybko, kiedy ciocia Judith weszła żeby ją obudzid. Elena pamiętała okrutny,
triumfalny uśmiech Damona, kiedy zaprosiła go do środka po raz pierwszy,
wydawało się, że to było milion lat temu. A nie tak dawno temu, pamiętała
swoją radośd kiedy pojawił się tutaj jednej ciemnej nocy, po tym jak wszyscy
myśleli, że jest martwy.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi, które potem się otworzyły. Stefan stał w
progu i przyglądał się jej.
- Gotowa?- Powiedział.- Twoja ciocia trochę się niepokoi. Myśli, że nie
będziesz miała wystarczająco dużo czasu na rozpakowanie się przed
rozpoczęciem zajęd, jeśli zaraz nie wyjedziemy.
Elena podeszła i objęła go. Pachniał czystością i lasem, ułożyła głowę na
jego ramieniu.- Już idę- powiedziała.- Po prostu ciężko jest się pożegnad,
wiesz? Wszystko się zmienia.
Stefan odwrócił się do niej i pocałował ją delikatnie w usta.- Wiem-
powiedział, gdy pocałunek się skooczył i delikatnie przesunął palcem wzdłuż
jej dolnej wargi.- Zaniosę te pudła na dół i dam ci jeszcze chwilę. Ciocia
Judith poczuje się lepiej, kiedy zobaczy że zaczynamy pakowad coś do
samochodu.
- Ok. Zaraz zejdę.
Stefan opuścił pokój z pudłami, a Elena westchnęła znowu się rozglądając.
Zasłony w niebieskie kwiaty, które zrobiła dla niej jej mama, gdy Elena miała
dziewięd lat, nadal wisiały na oknach. Pamiętała jak mama przytulała ją ze
łzami w oczach, kiedy jej mała córeczka powiedziała, że jest już za duża na
zasłony z Kubusiem Puchatkiem.
Teraz oczy Eleny wypełniły się łzami i założyła swoje włosy za uszy dokładnie
tak samo jak robiła jej mama, kiedy bardzo nad czymś myślała. Elena była
taka młoda, gdy zmarli jej rodzice. Może gdyby żyli, ona i jej mama byłyby
teraz przyjaciółkami, uważałyby siebie za równe, nie tylko za mamę i córkę.
Jej rodzice też chodzili do Dalcrest. Właściwie tam się poznali. Na dole, na
pianinie, stało ich zdjęcie w togach, na słonecznym trawniku przed biblioteką
Dalcrest, śmiali się i byli nieprawdopodobnie młodzi.
Może studiowanie w Dalcrest przybliży Elenę do nich. Może dowie się więcej o
ludziach jakimi byli, nie tylko mamą i tatą, których znała kiedy była mała.
Może odnajdzie swoją utraconą rodzinę w neoklasycznych budynkach i
szerokich, zielonych trawnikach college’u.
Tak naprawdę nie wyjeżdżała. Szła naprzód.
Elena zacisnęła szczęki i wyszła z pokoju wyłączając po drodze światło.

background image

Na dole, ciocia Judith, jej mąż, Robert i pięcioletnia siostrzyczka Eleny,
Margaret zebrali się w korytarzu czekając, patrząc na Elenę schodzącą po
schodach.
Ciocia Judith oczywiście panikowała. Nie potrafiła się uspokoid; ciągle
splatała ręce, przygładzała włosy albo bawiła się swoimi kolczykami.- Eleno,-
powiedziała- jesteś pewna, że

background image

spakowałaś wszystko, czego potrzebujesz? Jest tyle rzeczy do zapamiętania-
zmarszczyła brwi.
Oczywisty dla wszystkich niepokój jej cioci sprawił, że Elenie łatwiej było
uśmiechnąd się zapewniająco i przytulid ją. Ciocia Judith trzymała ją mocno,
relaksując się na chwilę i podciągnęła nosem.- Będę za tobą tęsknid,
kochanie.
- Ja za tobą też- powiedziała Elena i ścisnęła ją mocno, czując że jej własne
wargi zaczynają się trząśd. Próbowała się zaśmiad.- Ale wrócę. Jeśli czegoś
zapomnę albo zatęsknię za domem, od razu przybiegnę z powrotem na
weekend. Nie muszę czekad do Święta Dziękczynienia.
Stojący obok nich Robert, przestępował z nogi na nogę i odchrząknął. Elena
puściła ciocię Judith i obróciła się do niego.
- Wiem, że studenci mają dużo wydatków- powiedział- i nie chcemy żebyś
martwiła się o pieniądze, więc założyliśmy ci konto w sklepie studenckim,
ale…- Otworzył portfel i podał Elenie plik banknotów.- Tak na wszelki
wypadek.
- Och,- powiedziała Elena, wzruszona i trochę podenerwowana- Bardzo
dziękuję Robercie, ale naprawdę nie musisz.
Niezręcznie poklepał ją po ramieniu.- Chcemy żebyś miała wszystko, czego
potrzebujesz- powiedział stanowczo. Elena uśmiechnęła się do niego z
wdzięcznością, zwinęła banknoty i włożyła je do kieszeni.
Obok Roberta stała Meredith, która cały czas wpatrywała się swoje buty.
Elena uklęknęła przed nią i chwyciła rączki swojej małej siostrzyczki.-
Margaret?- Nakłaniała ją.
Wielkie, niebieskie oczy spojrzały w jej własne. Meredith zmarszczyła brwi i
pokręciła głową, jej usta były zaciśnięte w cienką kreskę.
- Będę za tobą bardzo tęsknid, Meggie- powiedziała Elena przysuwając ją
bliżej, jej oczy znowu wypełniły się łzami. Mięciutkie niczym dmuchawce,
włoski jej młodszej siostry otarły się o policzek Eleny.- Ale wrócę na Święto
Dziękczynienia i może będziesz mogła przyjechad i odwiedzid mnie na
kampusie. Bardzo bym chciała pochwalid się moją małą siostrą przed
wszystkimi nowymi znajomymi.
Margaret przełknęła.- Nie chcę żebyś jechała- powiedziała cichym,
mizernym głosikiem.- Zawsze wyjeżdżasz.
- Och, kochanie- powiedziała bezradnie Elena, przytulając ją mocniej.-
Zawsze wracam, prawda?
Elena zadrżała. Po raz kolejny zastanawiała się ile Margaret pamięta z tego,
co naprawdę wydarzyło się w Fell’s Church w ciągu ostatniego roku. Strażnicy
obiecali zmienid wspomnienia wszystkich o tych mrocznych miesiącach,
kiedy wampiry, wilkołaki i kitsune omal nie zniszczyły miasta- i kiedy Elena
sama umarła i zmartwychwstała- ale wydawało się, że istnieją wyjątki. Caleb

background image

Smallwood pamiętał, a czasem niewinna twarzyczka Margaret wyglądała na
dziwnie świadomą.
- Eleno,- powiedziała znowu ciocia Judith zachrypniętym i płaczliwym
głosem- lepiej już jedźcie.

background image

Elena jeszcze raz przytuliła swoją siostrę zanim ją puściła.- Ok- powiedziała
wstając i podnosząc swoją torbę.- Zadzwonię do was wieczorem i opowiem
jak się aklimatyzuję.
Ciocia Judith skinęła głową i Elena jeszcze raz ją ucałowała zanim wytarła
oczy i otworzyła frontowe drzwi.
Słooce na zewnątrz było tak jasne, że musiała kilka razy zamrugad. Damon i
Stefan opierali się o ciężarówkę, którą Stefan wynajął, jej rzeczy były
zapakowane do tyłu. Kiedy podeszła bliżej, w tym samym momencie oboje
na nią spojrzeli i uśmiechnęli się.
Och. Byli tacy piękni, że widząc ich drżała, nawet po tak długim czasie.
Stefan, jej ukochany Stefan, jego zielone niczym liście oczy, błyszczące kiedy
na nią patrzyły. Był cudowny, z tym swoim klasycznym profilem i słodkim,
kształtem dolnej wargi, którą ciągle by całowała.
I Damon- świecąca, blada cera, czarne, aksamitne oczy i jedwabiste włosy-
był pełen wdzięku, a równocześnie przerażał. Jego wspaniały uśmiech
powodował, że coś w środku niej naprężało się i mruczało niczym pantera
rozpoznająca swojego partnera.
Obie pary oczu patrzyły na nią kochająco i z chęcią posiadania.
Bracia Salvatore byli teraz jej. Co ma zamiar z tym zrobid? Ta myśl
spowodowała, że zmarszczyła czoło i nerwowo zwiesiła ramiona. Potem
odgoniła zmarszczki ze swojego czoła, zrelaksowała się i odwzajemniła ich
uśmiech. To co przyjdzie, co przyjdzie.
- Czas jechad- powiedziała i skierowała twarz do góry, w kierunku słońca.


Rozdział 2
Meredith trzymała przyrząd do pomiaru ciśnienia przy zaworze lewego koła.
Ciśnienie było w porządku. Ciśnienie we wszystkich czterech kołach było w
normie. Odmrażacz, olej i płyn do automatycznej skrzyni biegów były
uzupełnione, akumulator nowy, lewarek i zapasowa opona były w idealnym
stanie.
Powinna była się tego domyślid. Jej rodzice nie należeli do tych, którzy
zostawali w domu zamiast iśd do pracy żeby zobaczyd jak wyjeżdża do
college'u. Wiedzieli, że nie potrzebuje tulenia, ale okazali jej swoją miłośd
upewniając się, że wszystko było przygotowane, że byłą bezpieczna i gotowa
na to, co może się zdarzyd. Oczywiście też nie powiedzieliby jej, że wszystko
sprawdzili; chcieli żeby nadal sama się ochraniała.
Teraz nie pozostało jej nic innego jak wyjechad.
I to byłą jedyna rzecz jakiej nie chciała zrobid.
- Jedź ze mną- powiedziała nie patrząc w górę, gardząc lekkim drżeniem
jakie usłyszała w swoim głosie.- Tylko na kilka tygodni.

background image

- Wiesz, że nie mogę- powiedział Alaric kiedy delikatnie głaskał ją po
plecach.- Nie chciałbym wyjechad gdybym z tobą pojechał. Tak będzie
lepiej. Będziesz cieszyła się tymi kilkoma pierwszymi tygodniami college'u jak
każdy nowy student i nikt nie będzie ci w tym przeszkadzał. Potem przyjadę i
niedługo cię odwiedzę.- Meredith obróciła się żeby na niego spojrzed i zdałą
sobie sprawę, że Alaric patrzy na nią. Ścisnął usta, prawie niezauważalnie, a
potem znowu je rozluźnił. Zaledwie po kilku tygodniach razem, żadne z nich
nie chciało się rozstawad. Wychyliła się i pocałowała go.
- To i tak lepiej niż jakbym pojechała na Harvard- mruknęła.- O wiele bliżej.
Kiedy lato się skooczyło, ona i Matt zdali sobie sprawę, że nie mogliby
zostawid swoich przyjaciół i wyjechad do coleg'u poza stan, tak jak
planowali. Tyle razem przeszli i chcieli zostad razem żeby nawzajem się
ochraniad niż jechad gdziekolwiek indziej.
Ich dom już raz został zniszczony więcej niż raz i tylko szantaż Eleny na
Niebiaoskim Sądzie naprawił to i uratował ich rodziny. Nie mogli wyjechad.
Nie kiedy tylko oni stawali na przeciw ciemności, ciemności, która już na
zawsze będzie przywoływana do Mocy magicznych linii, które przecinały
tereny niedaleko Fell's Church. Dalcrest na tyle blisko żeby mogli wrócid
gdyby niebezpieczeostwo znowu im zagrażało.
Musieli chronid swój dom.
Więc Stefan wybrał się do dziekanatu w Dalcrest i użył swoich wampirzych
zdolności. Nagle Matt znowu miał stypendium z futbolu na Dalcrest, które
odrzucił wiosną, a Meredith nie tylko została przyjęta na pierwszy rok, ale też
została zakwaterowana w trzyosobowym pokoju w najlepszym akademiku
kampusu, razem z Bonnie i Eleną. Nadprzyrodzone zdolności im pomogły, tak
dla odmiany.
Mimo to, musiała odrzucid kilka swoich marzeo żeby się tu dostad. Harvard.
Alarica u jej boku.
Meredith potrząsnęła głową. Te marzenia i tak nie były kompatybilne. Alaric
nie mógł pojechad z nią na Harvard. Alaric chciał zostad w Fell's Church żeby
badad pochodzenie wszystkich nadprzyrodzonych zjawisk jakie zaszły w
historii miasteczka. Szczęśliwie, Uniwersytet Duke pozwalał mu to zaliczyd do
jego badao paranormalnych. I w tym samym czasie będzie mógł
monitorowad zagrożenie w miasteczku. Na razie muszą się rozdzielid, nie
ważne gdzie Meredith by poszła, ale przynajmniej do Dalcrest nie było tak
daleko.

background image

Skóra Alarica była lekko opalona i złote piegi uwidoczniły się na jego
policzkach. Ich twarze były tak blisko siebie, że czuła ciepło jego oddechu.
- O czym myślisz?- Jego głos był cichy.
- O twoich piegach- powiedziała.- Są wspaniałe.- Potem wzięła oddech i
odsunęła się.- Kocham cię- powiedziała Meredith, a potem ruszyła się, zanim
ogarnęłoby ją uczucie tęsknoty.- Muszę jechad.- Podniosła jedną z walizek
leżących obok samochodu i wrzuciła ją do bagażnika.
- Ja też cię kocham- powiedział Alaric, chwycił ją za rękę i trzymał przez
chwilę patrząc jej w oczy. Potem puścił ją, włożył ostatnią walizkę do
bagażnika i zatrzasnął go.
Meredith pocałowała go szybko i mocno i popędziła do siedzenia kierowcy.
Kiedy już siedziała bezpiecznie, zapięta w pasy, silnik był włączony, pozwoliła
sobie znowu na niego spojrzed.
- Cześd- powiedziała przez otwarte okno.- Zadzwonię dzisiaj wieczorem.
Każdego wieczoru.
Alaric potaknął. Jego oczy były smutne, ale uśmiechnął się i podniósł rękę na
do widzenia.
Meredith ostrożnie cofnęła się z podjazdu. Jej ręce ustawione były na
godzinę dziesiątą i drugą, nie spuszczała wzroku z drogi i starała się równo
oddychad. Nie musiała spojrzed żeby wiedzied, że Alaric stał na podjeździe i
patrzył jak samochód znika z pola widzenia. Ścisnęła usta. Była Sulez. Była
łowcą wampirów, doskonałą uczennicą i umiała sobie poradzid w każdej
sytuacji.
Nie musiała płakad, w koocu znowu zobaczy Alarica. Niedługo. W
międzyczasie, będzie prawdziwą Sulez: gotową na wszystko.
Dalcrest było piękne, pomyślała Elena. Oczywiście, była tu wcześniej. Ona,
Bonnie i Meredith przyjechały tu na przyjęcie dla pierwszego roku
organizowane przez bractwo, kiedy Meredith chodziła z chłopakiem z
college'u. Mgliście pamiętała też, że jej rodzice przywieźli ją tutaj na zjazd
absolwentów kiedy byłą mała.
Ale teraz była częścią szkoły, teraz kiedy to będzie jej dom na najbliższe cztery
lata, wszystko wyglądało inaczej.
- Całkiem wytworny- skomentował Damon kiedy ich samochód przejechał
przez żelazną bramę wjazdową i przejechał obok budynków zrobionych z
podróbek gregoriaoskich cegieł i neoklasycznego marmuru.- Jak na
Amerykę, oczywiście.
- Cóż nie wszyscy możemy dorastad we włoskich pałacach- powiedziała
nieobecnie Elena, bardzo świadoma lekkiego ucisku jego biodra na swoim.
Siedziała z przodu ciężarówki między Stefanem i Damonem, było bardzo
mało miejsca. Bliskośd ich obu była okropnie rozpraszająca.

background image

Damon przewrócił oczami i wycedził do Stefana:- Cóż, jeśli musisz bawid się w
człowieka i znowu chodzid do szkoły, mały braciszku, to przynajmniej nie
wybrałeś zbyt ohydnego miejsca. I, oczywiście, towarzystwo nadrobi za
wszelkie niedogodności- dodał uprzejmie, patrząc na Elenę.- Ale nadal myślę,

ż

e to strata czasu.

- A mimo to, jesteś tutaj- powiedziała Elena.
- Jestem tu tylko po to żeby trzymad was z dala od kłopotów- odpowiedział
Damon.
- Musisz wybaczyd Damonowi- powiedział Stefan do Eleny.- On nie rozumie.
Został wyrzucony ze studiów dawno temu.
Damon zaśmiał się.- Ale za to bardzo dobrze się bawiłem kiedy tam byłem-
powiedział.- Było wiele rodzajów przyjemności jakim mógł oddad się majętny
mężczyzna na studiach. Chociaż chyba trochę się teraz pozmieniało.
Wbijali sobie szpile, Elena wiedziała o tym, ale nie było w tym tego gorzkiego
zacięcia co wcześniej. Damon uśmiechał się kpiąco do Stefana nad głową
Eleny, a palce Stefana były rozluźnione i zrelaksowane na kierownicy.

background image

Położyła rękę na kolanie Stefana i ścisnęła. Damon spiął się obok niej, al kiedy
spojrzała na niego, patrzył do przodu przez przednią szybę z neutralną twarzą.
Elena zabrała rękę z kolana Stefana. Ostatnim czego chciała, było
zakłócenie tej kruchej równowagi między ich trójką.
- I jesteśmy- powiedział Stefan, podjeżdżając pod pokryty bluszczem
budynek.- Dom Pruitta.
Akademik jaśniał nad nimi, był to wysoki ceglany budynek z wieżą z jednej
strony, jego okna błyszczały w popołudniowych słoocu.
- To ma byd najładniejszy akademik na kampusie- powiedziała Elena.
Damon otworzył swoje drzwi i wyskoczył, a potem obrócił się i przez dłuższą
chwilę patrzył na Stefana.- Najlepszy akademik na kampusie, tak? Czy
używałeś swojej mocy przekonywania dla osobistych korzyści, młody
Stefanie?- Potrząsnął głową.- Twoja moralnośd się rozpada.
Stefan wysiadł po swojej stronie i podał rękę Elenie żeby pomóc jej zejśd na
dół.- Możliwe, że w koocu twoje zachowanie przeszło na mnie- powiedział do
Damona, jego usta lekko uśmiechnęły się w rozbawieniu.- Jestem w wieży w
jedynce. Mam balkon.
- Jak miło, dla was- powiedział Damon, a jego oczy przeskakiwały między
nimi.- To akademik koedukacyjny? Grzechy nowoczesnego świata.- Jego
twarz przez wydawała się zamyślona; potem uśmiechnął się szeroko i zaczął
wyjmowad bagaże.
Przez tą chwilę wydawał się Elenie samotny, co było niedorzeczne. Damon
nigdy nie czuł się samotny, ale ten krótki wyraz twarzy wystarczył żeby
powiedziała impulsywnie:- Mógłbyś chodzid z nami do szkoły, Damonie. Nie
jest jeszcze za późno jeśli użyjesz swojej Mocy żeby się wkręcid. Mógłbyś
mieszkad z nami na kampusie.
Poczuła, że Stefan znieruchomiał. Potem wziął spokojny oddech i wślizgnął się
obok Damona, sięgając po stos kartonów.- Mógłbyś- powiedział zwyczajnie.-
Szkoła może byd bardziej rozrywkowa niż ci się wydaje, Damonie.
Damon pokręcił głową szydząco.- Nie, dziękuję. Moja współpraca z
akademią zakooczyła się kilka wieków temu. Będę o wiele szczęśliwszy w
moim mieszkaniu w mieście, gdzie będę mógł mied was na oku bez
konieczności tłoczenia się ze studentami.- On i Stefan uśmiechnęli się do
siebie w sposób, który wyglądał na całkowite zrozumienie.
Racja, pomyślała Elena z dziwną mieszanką ulgi i rozczarowania. Nie widziała
jeszcze nowego mieszkania, ale Stefan zapewnił ją, że Damon jak zwykle
będzie mieszkał w luksusie, przynajmniej takim na jaki jest w stanie zapewnid
najbliższe miasteczko.
- Chodźcie, dzieciaczki- powiedział Damon podnosząc bez wysiłku kila
walizek i kierując się do akademika. Stefan posniósł swój stos kartonów i
podążył za nim.

background image

Elena wzięła karton i poszła za nimi, podziwiając ich naturalną grację i
elegancką siłę. Kiedy przeszli obok kilku otwartych drzwi, usłyszała jak jakaś
dziewczyna zawyła niczym wilk, a potem chichotała ze swoją
współlokatorką.
Jeden z kartonów z ogromnej kupki Stefana, przechylił się i zaczął spadad
kiedy Stefan zaczął wchodzid po schodach i Damon złapał go mimo swoich
walizek. Stefan skinął głową w podziękowaniu.
Spędzili wieki jako wrogowie. Pozabijali się. Przez setki lat nienawidzili siebie,
byli związani żalem, nieszczęściem i zazdrością. Katherine im to zrobiła
próbując mied ich obu kiedy każdy z nich chciał tylko jej.
Teraz wszystko wyglądało inaczej. Przeszli długą drogę. Od kiedy Damon
umarł i wrócił z powrotem, od kiedy walczyli i pokonali upiora zazdrości, zostali
partnerami. Było między nimi ciche porozumienie, że będą współpracowad

ż

eby ochronid małą grupkę ludzi. Ale było coś więcej: ostrożne, ale bardzo

prawdziwe, uczucie między nimi. Polegali na sobie, będzie im przykro jeśli
znowu siebie stracą. Nie rozmawiali o tym, ale ona wiedziała, że taka była
prawda.

background image

Elena zacisnęła na moment oczy. Wiedziała, że obaj ją kochają. Oboje
wiedzieli, że ona kochała ich. Mimo to, poprawiał ją jej umysł, Stefan jest
moją prawdziwą miłością.
Ale coś innego w niej, ta pantera w wyobraźni,
rozciągnęła się i uśmiechnęła. Ale Damon, mój Damon...
Pokręciła głową. Nie mogła ich rozdzielid, nie mogła pozwolid żeby o nią
walczyli. Nie zrobi tego, co zrobiła Katherine. Jeśli nadejdzie czas wyboru,
wybierze Stefana. Oczywiście.
Na pewno? Pantera zamruczała leniwie i Elena próbowała odepchnąd od
siebie ten obraz.
Wszystko tak łatwo mogło się rozpaśd. Od niej zależało żeby ta sytuacja na
pewno nigdy się nie powtórzyła.




Bonnie przytrzymywała swoje czerwone loki kiedy pędziła przez trawnik
Dalcrest. Było tu tak ładnie. Małe ścieżki przecinały trawnik, prowadząc do
różnych akademików i budynków dydaktycznych. Kolorowe kwiaty: petunie,
niecierpki, stokrotki, rosły wszędzie, przy dróżkach i przed budynkami.
Ludzka sceneria też była niezła, pomyślała Bonnie przyglądając się ostrożnie
zbrązowionemu mężczyźnie leżącemu na ręczniku blisko krańca trawnika. Nie
wystarczająco ostrożnie- facet podniósł swoją ciemną czuprynę i mrugnął do
niej. Bonnie zachichotała i przyspieszyła, jej policzki zapaliły się. Ale tak
szczerze, czy on nie powinien się teraz rozpakowywać albo meblować
swojego pokoju czy coś? A nie leżeć tu na pół nagi i mrugać do
przechodzących dziewczyn jak jakiś duży... flirciarz.
Torba z rzeczami, które Bonnie kupiła w księgarni kampusu, lekko zaklekotała
w jej ręce. Oczywiście nie mogła jeszcze kupić książek, bo dopiero jutro będą
wpisywać się na przedmioty. Okazało się jednak, że księgarnia sprzedaje też
mnóstwo innych rzeczy. Kupiła kilka niesamowitych rzeczy: kubek z logo
Dalcrest, misia noszącego własną malutką koszulkę z Dalcrest i kilka innych
rzeczy, które się przydadzą: dobrze zorganizowana kosmetyczka pod prysznic
i kolekcja długopisów we wszystkich kolorach tęczy. Musiała przyznać, że
była bardzo podekscytowana, że zaczynała college.
Bonnie przełożyła siatkę do drugiej ręki i rozprostowała bolące palce prawej
ręki. Podekscytowana czy nie, wszystkie rzeczy, które kupiła były ciężkie.
Ale potrzebowała ich. To był jej plan: w college'u będzie zupełnie inną
osobą. Nie całkowicie nową osobą- no może nie całkowicie, właściwie lubiła
siebie. Ale stanie się bardziej przywódcza, bardziej dojrzała, będzie osobą, o
której ludzie mówią: "Zapytaj Bonnie" albo "Zaufaj Bonnie" niż "Och, Bonnie",
które było zupełnie czymś innym.

background image

Była gotowa wyjść z cienia Meredith i Eleny. Rzecz jasna, obie były wspaniałe,
jej najlepsze przyjaciółki, ale nawet nie zdawały sobie sprawy, że zawsze
muszą wszystko kontrolować. Bonnie sama chciała stać się wspaniałą
przywódczynią.
I może też spotka naprawdę specjalnego faceta. To byłoby fajne. Właściwie
Bonnie nie mogła winić Meredith czy Eleny za to, że w liceum miała wielu
chłopaków, ale nikogo na poważnie. Ale faktem jest, że nawet kiedy wszyscy
uważają, że jesteś urocza, a twoje dwie najlepsze przyjaciółki są piękne,
mądre i potężne, to facet, który chciał się zakochać, może cię uważać za
trochę ... puszystą... w porównaniu.
Mimo to, musiała przyznać, że poczuła ulgę kiedy dowiedziała się, że będzie
mieszkała z Meredith i Eleną. Może nie chce być w ich cieniu, ale nadal były
jej najlepszymi przyjaciółkami. I, w końcu...
Uderzenie. Ktoś wpadł w Bonnie z boku i kompletnie zgubiła tok swojego
myślenia. Zatoczyła się do tyłu. Duże, męskie ciało znowu na nią naskoczyło,
lekko miażdżąc jej twarz swoją klatką piersiową, potknęła się wpadając na
kogoś innego. Z każdej strony otaczali ją faceci, przepychając się, żartując i
kłócąc się. W ogóle nie zwracali na nią uwagi dopóki nagle silna ręka nie
podtrzymała jej pośród wiru ciał.
Kiedy już znalazła swoje stopy, grupka odchodziła, pięć czy sześć męskich
ciał przepychających się nawzajem, nawet nie zatrzymali się żeby przeprosić,
tak jakby w ogóle jej nie zauważyli, jakby była tylko nieistotną przeszkodą na
ich drodze.

background image

Z wyjątkiem jednego. Bonnie odkryła, że gapi się na znoszony niebieski t-shirt i
smukły tors z dobrze umięśnionymi ramionami. Wyprostowała się i wygładziła
włosy, a ręka która ją trzymała, zwolniła uścisk.
- Wszystko w porządku?- Zapytał niski głos.
Byłoby lepiej gdybyście prawie mnie nie zmiażdżyli, chciała powiedzieć
Bonnie jadowicie. Nie mogła złapać oddechu, jej siatka była ciężka, a ten
facet i jego koledzy powinni byli uważać gdzie idą. Potem spojrzała w górę i
spotkała jego oczy.
Wow. Facet był niesamowity. Jego oczy były czyste, jasnoniebieskie, kolor taki
jak niebo o świcie w letni poranek. Jego rysy były ostre, wygięte brwi, wysokie
kości policzkowe, ale jego usta były zmysłowe i miękkie. I nigdy wcześniej nie
widziała takiego koloru włosów oprócz małych dzieci, taki czysty, biały blond,
który kojarzył jej się z tropikalną plażą pod letnim niebem...
- Wszystko w porządku?- Zapytał głośniej, zmarszczka niepokoju przekreśliła
jego idealne czoło.
Boże. Bonnie poczuła, że zaczyna się rumienić aż po końcówki włosów.
Właśnie gapiła się na niego z otwartą buzią.
- Nic mi nie jest- powiedziała próbując się pozbierać.- Zdaje się, że nie
patrzyłam gdzie idę.- Uśmiechnął się do niej szeroko i Bonnie przeszył prąd.
Jego uśmiech też był niesamowity i rozświetlał całą jego twarz.
- Miło z twojej strony, że tak mówisz- powiedział- ale myślę, że to my
powinniśmy patrzeć gdzie idziemy, zamiast rozpychać się po całej ścieżce.
Moi przyjaciele są czasem trochę... hałaśliwi.
Spojrzał za nią i Bonnie odwrócił się przez ramię. Jego przyjaciele zatrzymali
się i czekali na niego kawałek dalej. Kiedy Bonnie tak patrzyła, jeden z nich,
ciemny i wysoki facet, zdzielił drugiego przez głowę, a po chwili znowu się bili i
przepychali.
- Taa, widzę- powiedziała Bonnie, a cudny jasnowłosy chłopak roześmiał się.
Jego śmiech powodował, że Bonnie też zaczęła się śmiać i znowu zwróciła
uwagę na te oczy.
- W każdym razie, proszę, przyjmij moje przeprosiny- powiedział.- Bardzo mi
przykro- wyciągnął do niej rękę.- Mam na imię Zander.- Jego uścisk był
przyjemny i stanowczy, jego duża dłoń ogrzewała jej rękę. Bonnie poczuła, że
znowu się rumieni, przerzuciła swoje czerwone loki za ramię i podniosła
wysoko brodę. Nie będzie się tak zachowywała. I co z tego, że był super
przystojny? Przyjaźniła się- w pewnym sensie- z Damonem. Powinna już być
uodporniona na przystojnych facetów.
- Jestem Bonnie- powiedziała uśmiechając się.- To mój pierwszy dzień. Też
jesteś pierwszoroczniakiem?
- Bonnie- powiedział zamyślony, wymawiając jej imię tak jakby je kosztował.-
Nie, jestem tu już od jakiegoś czasu.

background image

- Zander... Zander- zaczęli skandować chłopacy, ich głosy były coraz
głośniejsze i coraz szybsze.- Zander... Zander... Zander.
Zander zamrugał i jego uwaga zaczęła opuszczać Bonnie.- Przepraszam,
Bonnie. Muszę lecieć- powiedział.- Mamy coś w rodzaju...- Zamilkł na chwilę.-
klubu i musimy coś zrobić. Ale tak jak powiedziałem, bardzo przepraszam, że
prawie cię znokautowaliśmy. Mam nadzieję, że w krótce znowu się spotkamy,
dobrze?
Jeszcze raz uścisnął jej dłoń, uśmiechnął się leniwie i odszedł nabierając
tempa gdy zbliżał się do kolegów. Bonnie patrzyła jak dołącza do paczki.
Kiedy już mieli skręcić za akademikiem, Zander spojrzał na nią, błysnął tym
swoim zabójczym uśmiechem i pomachał.
Bonnie też podniosła rękę i przez przypadek uderzyła się siatką w bok kiedy
on się odwracał.
Niesamowity, pomyślała wspominając kolor jego oczy. Chyba się zakochuję.

background image

Matt opierał się o chwiejący stos walizek, które były ustawione przy wejściu do
jego pokoju.- Cholera- powiedział kiedy próbował przekręcić klucz w zamku.
Dali w mu w ogóle właściwy klucz?
- Hej- powiedział głos za nim. Matt podskoczył przewracając walizkę na
podłogę.- Ups, sorry. Jesteś Matt?
- Taa- powiedział Matt, po raz kolejny próbując przekręcić klucz i drzwi w
końcu się otworzyły. Obrócił się uśmiechając.- Jesteś Christopher?- W szkole
powiedzieli mu jak ma na imię jego współlokator. Wiedział też, że również był
w drużynie futbolowej, ale nigdy wcześniej się nie spotkali. Był dużym facetem
o budowie obrońcy, przyjacielskim uśmiechu i krótkich włosach w kolorze
piasku, które drapał ręką kiedy cofał się by zrobić miejsce wesołej parze w

ś

rednim wieku, która szła za nim.

- Hej, ty musisz być Matt- powiedziała kobieta, która niosła zrolowany dywan i
proporczyk ze znakiem Dalcrest.- Jestem Jennifer, mama Christophera, a to
jest Mark, jego tata. Tak miło cię poznać. Są tu twoi rodzice?
- Emm, nie, przyjechałem sam- powiedział Matt.- Moje rodzinne miasteczko,
Fell's Church jest niedaleko stąd.- Chwycił swoje walizki i wepchnął je do
pokoju, spiesząc się by zejść z drogi rodzicom Christophera.
Ich pokój był bardzo mały. Wzdłuż jednej ściany ciągnęło się piętrowe łóżko,
było trochę wolnego miejsca na środku pokoju, a przy przeciwległej ścianie
stały dwa biurka i komody.
Dziewczyny i Stefan bez wątpienia mieszkali w luksusie, ale Mattowi nie
wydawało się fair żeby Stefan używał swojej Mocy by Matt mógł dostać
dobre miejsce w akademiku. I tak nie podobało mu się to, że zabrał komuś
miejsce jako student, a komuś innemu miejsce w drużynie futbolowej.
Stefan namówił go tylko do tego.- Posłuchaj, Matt- powiedział- rozumiem jak
się czujesz. Ja też nie lubię manipulować ludźmi by zdobyć to czego chcę.
Ale faktem jest, że musimy trzymać się razem. Z liniami Mocy przebiegający
przez tą całą część kraju, musimy mieć się na baczności. Tylko my o tym
wiemy.
Matt musiał się zgodzić kiedy Stefan tak to ujął. Odrzucił propozycję
zamieszkania w szpanerskim akademiku, którą zaproponował mu Stefan i
wziął to, co przydzielił mu dziekanat. Musiała trzymać się resztek honoru. W
dodatku gdyby był w tym samym akademiku co Stefan, nie mógłby
odmówić bycia współlokatorem Stefana. Lubił Stefana, ale myśl, że miałby z
nim mieszkać, oglądania go z Eleną, dziewczyną którą stracił i nadal kochał
mimo wszystkiego co się wydarzyło, to było zbyt wiele. I fajnie będzie poznać
nowych ludzi, rozszerzyć trochę swoje horyzonty po całym życiu spędzonym w
Fell's Church.
Ale pokój był okropnie mały.

background image

A wydawało się, że Christopher ma mnóstwo rzeczy. On i jego rodzice
kursowali po schodach, taszcząc sprzęt muzyczny, małą lodówkę, telewizor i
konsolę Wii. Matt wrzucił swoje trzy walizki do kąta i pomógł im.
- Oczywiście będziemy się dzielić lodówką i rozrywką- powiedział do niego
Christopher patrząc na torby Matta, które zawierały tylko ciuchy, może kilka
prześcieradeł i ręczników.- Jeśli znajdziemy miejsce żeby to wszystko upchnąć.
Mama Christophera krzątała się po pokoju dyrygując jego tatą co gdzie
postawić.
- Świetnie, dzięki-- zaczął mówić Matt, ale tata Christophera, któremu w
końcu udało się ustawić telewizor na szczycie komody, obrócił się do Matta.
- Hej,- powiedział- właśnie to do mnie dotarło- jeśli jesteś z Fell's Church, to
byliście mistrzami stanu w zeszłym roku. Musisz być z ciebie niezły gracz. Na
jakiej grasz pozycji?
- Emm, dzięki,- powiedział Matt- jestem rozgrywającym.

background image

- W pierwszym rzędzie?- Zapytał go tata Christophera.
Matt zarumienił się.- Tak.
Teraz wszyscy się na niego patrzyli.
- Wow- powiedział Christopher.- Bez urazy, ale czemu jesteś w Dalcrest? To
znaczy, ja jestem podniecony faktem, że w ogóle mogę grać w piłkę
college'u. Ale ty mogłeś iść do pierwszej ligi.- Matt zakłopotany wzruszył
ramionami.- Musiałam zostać blisko domu.
Christopher otworzył usta żeby powiedzieć coś jeszcze, ale jego mama
delikatnie pokręciła głową i zamknął się. Świetnie, pomyślał Matt, teraz
pewnie myślą, że mam problemy rodzinne.

Chociaż musiał przyznać, że trochę go to ucieszyło, być z ludźmi, którzy
zdawali sobie sprawę co poświęcił. Dziewczyny i Stefan tak naprawdę nie
rozumieli futbolu. Mimo, że Stefan sam grał razem z nim w liceum, jego sposób
myślenia nadal pochodził z renesansowej europejskiej arystokracji: sport był
sposobem na utrzymywanie ciała w dobrej formie. Stefanowi tak naprawdę
nie zależało.
Ale Christopher i jego rodzina rozumieli co znaczyło dla Matta poświęcenie
szansy na grę w najlepszej drużynie futbolu.
- Więc,- powiedział Christopher, trochę zbyt nagle, jak gdyby szukał sposobu
na zmianę tematu- które chcesz łóżko? Mi jest wszystko jedno czy na górze
czy na dole.- Wszyscy spojrzeli na piętrowe łóżko i wtedy Matt zobaczył to po
raz pierwszy. Musiało przyjść kiedy pomagał z bagażem Christophera. Na
dolnym łóżku leżała kremowa koperta z drogiego papieru- jak na weselne
zaproszenia. Była zaadresowana: Matthew Honeycutt.
- Co to takiego, kochanie?- Zapytała zaciekawiona mama Christophera.
Matt wzruszył ramionami, ale zaczynał czuć przypływ podniecenia w piersi.
Coś słyszał o tym, że niektórzy ludzie w Dalcrest dostawali takie zaproszenia.
Pojawiały się w tajemniczy sposób, ale zawsze myślał, że to mit.
Kiedy obrócił kopertę, zauważył niebieską woskową pieczęć, na której odbita
była litera "V".
Hmm. Przez chwilę patrzył na kopertę, potem złożył ją i włożył do tylnej
kieszeni spodni. Jeśli to było to, co myślał, to powinien otworzyć ją w
samotności.
- Myślę, że wszechświat próbuje nam powiedzieć, że dolne łóżko jest twoje-
powiedział przyjacielsko Christopher.
- Taa- powiedział Matt z roztargnieniem, jego serce biło szybko.- Wybaczycie
mi na chwilę?
Wyszedł na korytarz, wziął głęboki oddech i otworzył kopertę. W środku było
więcej grubego papieru wypełnionego kaligraficznym pismem i kawałek
czarnego materiału. Przeczytał:
Fotis Aeturnus

background image

Od wielu pokoleń, najlepsi studenci Uniwersytetu Dalcrest
zostają wybierani do przyłączenia się do Stowarzyszenia Vitale.
W tym roku, ty zostałeś wybrany.
Jeśli chcesz przyjąć ten zaszczyt i zostać jednym z nas, przyjdź jutro o ósmej
wieczorem do głównej bramy kampusu. Musisz mieć zawiązane oczy, ubiór
taki jak na poważne okazje.

Nie mów nikomu.
Podniecenie w piersi Matta wzrosło tak, że mógł słyszeć bicie swojego serca
w uszach. Oparł się o ścianę i zsunął w dół. Wziął głęboki oddech.
Słyszał historie o Stowarzyszeniu Vitale. Duża grupa sławnych aktorów,
znanych pisarzy i wielkich generałów Wojny Domowej, których wychowało
Dalcrest, było podejrzewanych o

background image

członkostwo. Przynależenie do tego legendarnego stowarzyszenia miało ci
zapewnić sukces, powiązać cię niesamowitą siecią kontaktów, które pomogą
ci w życiu.
Ponad to, mówiło się o tajemniczych dobrach, o sekretach powierzanych
tylko członkom. I podobno mieli niesamowite imprezy.
Ale to były tylko plotki, bajki o Stowarzyszeniu Vitale i nikt nigdy nie powiedział
wprost, że do niego należał. Matt zawsze uważał, że sekretne stowarzyszenie
to mit. Sam uniwersytet tak gorliwie zaprzeczał istnieniu Stowarzyszenia Vitale,

ż

e Matt myślał iż władze uczelni sami to wszystko wymyślili żeby college

sprawiał wrażenie bardziej ekskluzywnego i tajemniczego niż był naprawdę.
Ale właśnie teraz patrzył na kremowy papier, który ściskał w rękach. To był
dowód, że te wszystkie historie mogą być prawdą. To mógł być żart, sztuczka,
na którą nabierali kilku pierwszoroczniaków. Jednak jemu nie wydawało się to

ż

artem. Pieczęć, wosk, drogi papier- za dużo zachodu jak na fałszywe

zaproszenie.
Najbardziej ekskluzywne, najbardziej sekretne stowarzyszenie w Dalcrest było
prawdziwe. I chcieli jego.



- No popatrz, Bonnie spotkała fajnego faceta pierwszego dnia w college'u-
powiedziała Elena. Ostrożnie przejechała pędzelkiem od lakieru do paznokci
po dużym palcu u stop Meredith, malując go na różowo. Spędziły wieczór na
wprowadzeniu dla pierwszoklasistów z resztą ludzi z akademika i teraz jedyne
czego chciały, to trochę relaksu.- Jesteś pewna, że taki miał być ten kolor?-
Zapytała Meredith Elena.- Nie wygląda mi to na letni zachód słońca.
- Mi się podoba- powiedziała Meredith, zwijając palce.
- Ostrożnie!- Nie chcę lakieru na mojej nowej narzucie- ostrzegła Elena.
- Zander jest boski- powiedziała Bonnie, rozciągając się leniwie na swoim
łóżku po drugiej stronie pokoju.- Poczekajcie aż go poznacie.
Meredith uśmiechnęła się do Bonnie.- Czy to nie wspaniałe uczucie? Kiedy
dopiero co kogoś poznałaś i czujesz, że pomiędzy wami iskrzy, ale nie jesteś
pewna co się wydarzy?- Westchnęła głośno i przewróciła oczami teatralnie
jakby miała zemdleć.- Chodzi o oczekiwanie i jesteś podniecona, że w ogóle
go zobaczysz. Kocham tą część.- Jej ton był lekki, ale w jej twarzy ukazało się
pewna samotność. Elena była pewna, że mimo iż Meredith była spokojna, to
już tęskniła za Alariciem.
- Pewnie- powiedziała przyjacielsko Bonnie.- To niesamowite, ale chociaż raz
chciałabym przejść na następny etap. Chcę być w związku gdzie będziemy
naprawdę siebie znali, poważnego chłopaka a nie tylko flirt. Chciałabym tak
jak wy. To nawet lepsze, prawda?

background image

- Tak myślę- powiedziała Meredith.- Ale nie powinnaś przyspieszać etapu
"dopiero się poznaliśmy", bo masz tylko określony czas na cieszenie się z niego.
Prawda, Eleno?- Elena oczyszczała wacikiem do uszy skórki wokół
pomalowanych paznokci Meredith i pomyślała o tym jak po raz pierwszy
spotkała Stefano. Przez wszystko co się wydarzyło, ciężko jej było uwierzyć, że
poznali się zaledwie rok temu.
Najbardziej pamiętała swoją determinację. Musiała mieć Stefano. Nie ważne
było co stanie jej na drodze, wiedziała na pewno, że będzie do niej należał.
A potem, na samym początku kiedy już był jej, było pięknie. Czuła jak
brakująca część jej duszy trafiła w końcu na miejsce.- Tak- odpowiedziała w
końcu na pytanie Merediith.- Potem sprawy stają się bardziej skomplikowane.
Na początku Stefano był nagrodą, którą Elena chciała wygrać:
wyrafinowaną i tajemniczą. Był też nagrodą, która chciała wygrać Caroline,
a Elena nigdy nie pozwoliła by Caroline ją pokonała. Ale potem Stefano
pozwolił Elenie zobaczyć ból i pasję, uczciwość i godność, które trzymał w
sobie, a ona zapomniała o zawodach i zakochała się w Stefano całym
sercem.
A teraz? Nadal kochała Stefano wszystkim co miała, a on kochał ją. Ale
kochała też Damona i czasami go rozumiała: knującego, manipulującego,
niebezpiecznego Damona. Zdarzało się, że rozumiała go bardziej niż Stefano.
Damon był do niej podobny: on też zrobił by wszystko żeby dopiąć swego.
Ona i Damon byli połączeni, pomyślała. Instynktownie czuła, że Stefano był
za dobry, zbyt honorowy by go zrozumieć. Jak można kochać dwie osoby w
tym samym czasie?
- Skomplikowane- szydziła Bonnie.- Bardziej skomplikowane niż nigdy nie mieć
pewnością czy ktoś cię lubi czy nie? Bardziej skomplikowane niż czekanie przy
telefonie, bo nie masz pewności czy będziesz miała randkę w sobotę czy nie?
Jestem gotowa na skomplikowane. Wiecie, że czterdzieści dziewięć procent
wykształconych kobiet spotkało swoich przyszłych mężów na kampusie?
- Zmyśliłaś te statystyki- powiedziała Meredith wstając i kierując się w stronę
swojego łóżka uważając by nie rozmazać sobie lakieru.

background image

Bonnie wzruszyła ramionami.- Ok, może i tak. Ale i tak założę się, że to jest
duży odsetek. Czy twoi rodzice nie spotkali się tutaj, Eleno?
- Tak- powiedziała Elena.- Myślę, że mieli razem zajęcia.
- Jak romantycznie- powiedziała radośnie Bonnie.
- Cóż, jeśli masz zamiar wziąć ślub, to musisz gdzieś poznać swojego
wybranka- powiedziała Meredith.- A w college'u jest wielu kandydatów.-
Zmarszczyła brwi kiedy spojrzała na jedwabną narzutę na swoim łóżku.-
Myślicie, że paznokcie wyschną mi szybciej, jeśli potraktuje je suszarką do
włosów? Czy zepsuje je? Chcę iść spać.
Oglądała suszarkę ze skupieniem jak gdyby był to punkt kulminacyjny
jakiegoś eksperymentu naukowego. Bonnie patrzyła na nią do góry nogami,
jej głowa zwisała z łóżka, a jej czerwone loki zamiatały podłogę. Energicznie
tupała nogami w ścianę. Elena poczuła przypływ nagłej miłości do swoich
przyjaciółek. Przypomniała sobie nieskończoną liczbę nocy, które razem
spędziły, zanim ich życia stały się takie... skomplikowane.
- Strasznie się cieszę, że jesteśmy tu razem- powiedziała.- Mam nadzieję, że
cały rok taki będzie.
Właśnie wtedy usłyszały syreny policyjne.
Meredith zajrzała przez zasłony próbując dociec, co działo się na zewnątrz
Domu Pruitta. Karetka i kilka samochodów policyjnych było zaparkowanych
po drugiej stronie ulicy. Ich światła migały cicho na czerwono i niebiesko.
Wszędzie było pełno policjantów
- Myślę, że powinnyśmy tam pójść- powiedziała.
-Żartujesz?- Zapytała Bonnie za jej plecami.- Dlaczego miałybyśmy to robić?
Jestem w piżamie.
Meredith spojrzała do tyłu. Bonnie stała z rękami na biodrach, jej brązowe
oczy były oburzone. Rzeczywiście, miała na sobie słodką piżamę w rożki od
lodów.
- Cóż, włóż szybko jakieś jeansy- powiedziała Meredith.
- Ale dlaczego?- Zapytała Bonnie ze skargą.
Meredith spojrzała w oczy Eleny, która stała po drugiej stronie pokoju. Szybko
pokiwały głowami.
- Bonnie- powiedziała cierpliwie Elena- mamy obowiązek sprawdzić co się
dzieje. Może chcemy być normalnymi studentkami, ale znamy prawdę o

ś

wiecie. Prawdę, z której inni ludzie nie zdają sobie sprawy. Nie widzą o

wampirach, wilkołakach, potworach. Musimy się upewnić, że to co się tam
dzieje nie jest częścią tej prawdy. Jeśli to ludzki problem, policja sobie z tym
poradzi. Ale jeśli to jest coś innego, to jest to nasza odpowiedzialność.
- Naprawdę- wybąkała Bonnie sięgając po ciuchy- obie macie kompleks
ratowania ludzi czy coś. Kiedy skończę zajęcia z psychologii, zdiagnozuję was.
- I wtedy będziemy żałować- powiedziała Meredith.

background image

Wychodząc z pokoju, Meredith zabrała długi, aksamitny futerał, w którym
trzymała swoją włócznię. Włócznia była wyjątkowa, zaprojektowany do walki
z ludźmi i osobnikami nadprzyrodzonymi. Został stworzony wedle wskazówek
przekazywanych w jej rodzinie od pokoleń. Tylko Sulez mogli mieć coś
takiego. Pogładziła ją przez futerał, poczuła ostre kolce na obu ich końcach,
zrobione z różnych materiałów: ze srebra- na wilkołaki, z drewna- na wampiry,
z białego popioły- na Starszych, z żelaza- na inne przerażające istoty, małe
igły wypełnione truciznami. Wiedziała, że nie może wyciągnąć włóczni na
dziedzińcu, nie kiedy jest tam pełno policjantów i niewinnych gapiów. Ale
czuła się silniejsza, gdy czuła jej ciężar w rękach.
Na zewnątrz, ciepło sierpniowego słońca Virginii poddało się chłodowi nocy,
więc dziewczyny ruszyły szybko w kierunku tłumu na dziedzińcu.

background image

- Musimy wyglądać jakbyśmy szły prosto w tamtą stronę- szepnęła Meredith.-
Udawajcie, że idziemy do jednego z budynków. Na przykład do centrum
studenckiego.- Skręciła lekko jak gdyby chciała przejść przez sam środek
dziedzińca. Potem poprowadziła je bliżej spoglądając na policyjną taśmę
otaczającą trawę. Udawała zaskoczenie całym tym zamieszaniem wokół.
Elena i Bonnie wzięły z niej przykład i zaczęły rozglądać sie z szeroko otwartymi
oczami.
- Mogę w czymś paniom pomóc?- Zapytał jeden z ochroniarzy kampusu
stając im na drodze.
Elena uśmiechnęła się do niego zachęcająco.- Właśnie szłyśmy do centrum
studenckiego i zobaczyłyśmy to wszystko.- Co się dzieje?
Meredith wychyliła głowę żeby spojrzeć za niego. Była w stanie zobaczyć
tylko grupę policjantów rozmawiających ze sobą i jeszcze więcej ochroniarzy
kampusu. Niektórzy policjanci klęczeli przeszukując trawę. Technicy kryminalni,
pomyślała żałując, że nie wiedziała więcej o procedurach policyjnych niż to,
co znała z telewizji.
Ochroniarz przesunął się w bok żeby zablokować jej pole widzenia.
- Nic poważnego, dziewczyna wpadła w małe kłopoty spacerując tutaj
sama- uśmiechnął się pokrzepiająco.
- W jakie kłopoty?- Zapytała Meredith próbując sama dojrzeć.
Poruszył się po raz kolejny blokując jej pole widzenia.- Nie ma się czym
martwić. Tym razem wszyscy z tego wyjdą.
- Tym razem?- Zapytała Bonnie marszcząc czoło.
Odchrząknął.- Po prostu trzymajcie się razem w nocy, dobrze? Upewnijcie się,

ż

e chodzicie parami albo grupami kiedy chodzicie po kampusie, a wszystko

będzie dobrze. Podstawowe zasady bezpieczeństwa, dobrze?
- Ale co się stało tej dziewczynie? Gdzie ona jest?- Zapytała Meredith.
- Nie ma się czym martwić- powiedział, tym razem bardziej stanowczo. Jego
oczy zatrzymały się na czarnym, aksamitnym futerale w ręce Meredith.- Co
tam masz?
- Kij do bilardu- skłamała.- Chcemy pograć w bilard w centrum studenckim.
- Bawcie się dobrze- powiedział.
- Będziemy- powiedziała słodko Elena. Położyła rękę na ramieniu Meredith.
Meredith otworzyła usta żeby zadać kolejne pytanie, ale Elena odciągała go
od ochroniarza w kierunku centrum studenckiego.
- Hej- zaprotestowała cicho Meredith kiedy już nie mógł już ich usłyszeć.- Nie
skończyłam zadawać pytań.
- Nic więcej by nam nie powiedział- powiedziała Elena. Jej usta były
zaciśnięte.- Założę się, że wydarzyło się o wiele więcej niż małe kłopoty.
Widziałyście karetki?

background image

- Tak naprawdę nie idziemy do centrum studenckiego, prawda?- Zapytała
oburzona Bonnie.- Jestem za bardzo zmęczona.- Meredith pokręciła głową.
- Lepiej okrążmy te budynki i wróćmy do naszego akademika. Byłoby
podejrzane gdybyśmy od razu wróciły tą samą drogą.
- To było straszne, prawda?- Powiedziała Bonnie.- Myślicie- zamilkła na chwilę,
a Meredith zauważyła, że przełyka ślinę.- Myślicie, że stało się coś naprawdę
złego?
- Nie wiem- powiedziała Meredith.- Powiedział, że dziewczyna wpadła w
małe kłopoty. To mogło oznaczać wszystko.
- Myślisz, że ktoś ją zaatakował?- Zapytała Elena.
Meredith spojrzała na nią znacząco.- Może- powiedziała.- A może coś.
- Mam nadzieję, że nie- powiedziała Bonnie trzęsąc się.- Miałam
wystarczająco dużo "cośów" na całą wieczność.

background image

Skręciły za budynkiem nauk ścisłych w ciemniejszą, bardziej opuszczoną

ś

cieżkę i zawróciły z powrotem do akademika. Jego jasne zewnętrzne światło

było dla nich pokusą. Wszystkie trzy przyspieszyły kierując się w stronę światła.
- Mam klucz- powiedziała Bonnie przeszukując kieszenie jeansów. Otworzyła
drzwi i razem z Eleną wbiegły do akademika.
Meredith zatrzymała się i spojrzała na zatłoczony dziedziniec, a potem dalej,
na ciemne niebo nad kampusem. Jakikolwiek "kłopot" się wydarzył i czy był
on spowodowanyprzez człowieka czy coś innego, wiedziała, że musi być w
jak najlepszej formie, gotowa do walki.
Prawie słyszała głos swojego ojca: "- Koniec zabawy, Meredith." Nadszedł
czas na skupienie się na treningach, czas na skupienie się na jej
przeznaczeniu. Na bycie Sulez, obrońcą niewinnych ludzi przed ciemnością.



Słońce było zbyt jasne. Bonnie osłaniała oczy jedną ręką i nerwowo
rozglądała się wokół idąc przez dziedziniec w kierunku księgarni. Wczoraj
długo nie mogła zasnąć po powrocie do pokoju. Co jeśli jakiś wariat krążył po
kampusie?
Jest dzień, powiedziała sobie. Wszędzie są ludzie. Nie ma czegoś się bać. Ale
złe rzeczy mogą się zdarzyć także w ciągu dnia. Dziewczyny były wciągane
do samochodów przez strasznych mężczyzn albo uderzane w głowę i
zabierane w mroczne miejsca. Potwory czaiły się nie tylko w nocy. W końcu
znała kilka wampirów, które krążyły za dnia przez cały czas. Damon i Stefan
nie przerażali jej, już nie, ale były też inne potwory. Chociaż raz chcę się czuć
bezpieczna,
pomyślała z tęsknotą.
Podchodziła już do terenu, który wczoraj przeszukiwała policja. Nadal pełno
tam było żółtej taśmy. Studenci stali nieopodal w dwu i trzyosobowych
grupach mówiąc szeptem. Bonnie zauważyła czerwonobrązową plamę na

ś

rodku ścieżki, która mogła być krwią. Przeszła obok niej szybko.

Coś poruszyło się w krzakach. Bonnie przyspieszyła jeszcze bardziej
wyobrażając sobie oprawcę o dzikich oczach ukrywającego się pod
roślinami. Rozejrzała się nerwowo. Nike nie patrzył w jej kierunku. Czy ktoś jej
pomoże jeśli krzyknie?
Zaryzykowała kolejne spojrzenie na krzaki, może powinna zacząć uciekać?
Zatrzymała się zawstydzona przez szaleńcze bicie jej serca. Mała, urocza
wiewiórka wyskoczyła niepewnie spod gałęzi. Powąchała powietrze, potem
ruszyła przez ścieżkę i na drzewo za policyjną taśmą.
- Naprawdę, Bonnie McCullough, jesteś kretynką- wymamrotała Bonnie do
siebie. Idący w drugim kierunku chłopak, usłyszał ją i prychnął, przez co
Bonnie wściekle zaczęła się rumienić.

background image

Udało jej się przejąć kontrolę na rumieńcem kiedy dotarła do księgarni.
Karnacja normalna dla rudowłosych nie była niczym przyjemnym- wszystko
co czuła od razu ujawniało się w rumieńcu albo bladości jej skóry. Może
chociaż uda jej się jakoś pójść do księgarni bez upokorzenia.
Bonnie zapoznała się trochę z księgarnią, gdy wczoraj pohulała sobie z
zakupami, ale tak naprawdę nie prześledziła części z książkami. Dzisiaj miała
już listę książek na zajęcia, na które się zapisała. Musiała przygotować się na
naprawdę poważną naukę. Nigdy nie była wielką fanką szkoły, ale może w
college'u będzie inaczej. Uniosła dumnie ramiona, z determinacją odwróciła
się od błyskotek i ruszyła w stronę podręczników.
Lista książek była okropnie długa. Znalazła grube "Wprowadzenie do
psychologii". Czuła pewną satysfakcję: to na pewno da jej wystarczającą
dawkę informacji by zdiagnozować jej przyjaciół. Seminarium z angielskiego
dla pierwszego roku, na które była zapisana, pokrywała ogromną liczbę
nowel. Krążyła po sekcji z prozą wybierając z półek "Czarne i Czerwone",
"Olivera Twista" i "Wiek niewinności".
Okrążyła regał w poszukiwaniu "Do latarni morskiej" do jej rosnącej kupki
książek i zamarła.
Zander. Piękny, piękny Zander stał obok półki z książkami. Jego blond głowa
pochylona była nad podręcznikiem. Jeszcze jej nie zauważył, więc Bonnie
momentalnie cofnęła się do ostatniej alejki.
Przylgnęła do ściany głośno oddychając. Czuła, że jej policzki znowu robią się
gorące.
Ostrożnie zajrzała za zakręt. Nie zauważył jej, nadal czytał intensywnie. Dzisiaj
miał na sobie szarą koszulkę, a jego miękkie włosy lekko podwijały się na
końcu szyi. Jego twarz wyglądała na trochę smutną z tymi przepięknymi
niebieskimi oczami schowanymi za długimi rzęsami. Nie było śladu tego
bajecznego uśmiechu. Pod oczami miał ciemne cienie.

background image

Pierwszym odruchem Bonnie było wymknięcie się. Mogła poczekać i
poszukać książki Virginii Woolf jutro. I tak by jej dzisiaj nie czytała. Naprawdę
nie chciała żeby Zander pomyślał, że go śledzi. Lepiej by było gdyby spotkał
ją gdzieś kiedy ona się tego nie spodziewa. Jeśliby do niej podszedł,
wiedziałaby, że mu się podoba.
W końcu, może nie był zainteresowany Bonnie. Flirtował ją kiedy na siebie
wpadli, ale wtedy prawie ją przewrócił. Co jeśli był po prostu miły? Co jeśli
nawet nie pamiętał Bonnie?
Nie, lepiej teraz odpuścić i poczekać aż będzie lepiej przygotowana. Nie
miała na sobie nawet eyelinera na miłość Boską. Zdecydowawszy, Bonnie
stanowczo się odwróciła.
Ale z drugiej strony...
Bonnie zawahała się. Przecież była między nimi jakaś nić porozumienia,
prawda? Poczuła coś kiedy ich oczy się spotkały. A on uśmiechnął się do niej
jakby naprawdę ją widział, przez jej puszystość i podenerwowanie.
A co z wczorajszym postanowieniem podjętym wczoraj kiedy szła do
akademika właśnie z tej księgarni? Jeśli miała się stać cudowna, pewna
siebie i wyjść z cienia, to nie mogła uciekać za każdym razem kiedy widziała
chłopca, który jej się podobał.
Bonnie zawsze podziwiała sposób w jaki Elena zdobywała to czego chciała.
Elena po prostu szła za tym i nic nie było w stanie stanąć jej na drodze. Kiedy
Stefano po raz pierwszy przyjechał do Fell's Church, nie chciał mieć nic
wspólnego z Eleną. A już na pewno, nie chciał rzucić się w jej ramiona i
rozpocząć jakiś niesamowity, wieczny romans. Ale Eleny to nie obchodziło.
Chciała Stefano, nawet jeśli miałoby ją to zabić.
I przecież ją zabiło, prawda?
Bonnie zadrżała. Bonnie lekko pokręciła głową. Chodziło jej o to, że jeśli
chcesz znaleźć miłość, to nie możesz bać się próbować, prawda?
Z determinacją uniosła brodę. Przynajmniej już się nie rumieniła. Jej policzki
były tak zimne, że pewnie była blada jak bałwan, ale na pewno już się nie
rumieniła. A to już było coś.
Zanim znowu zmieniła zdanie, wyszła szybko zza regału w alejkę gdzie stał
czytający Zander.
- Cześć!- Powiedziała trochę piszczącym głosem.- Zander!- Spojrzał w górę i
ten niesamowity, piękny uśmiech znowu pojawił się na jego twarzy.
- Bonnie!- Powiedział z entuzjazmem.- Hej, naprawdę się cieszę, że cię widzę.
Myślałem o tobie wcześniej.
- Naprawdę?- Zapytała Bonnie i momentalnie chciała się kopnąć za to jaka
była entuzjastyczna.
- Taa- powiedział łagodnie.- Myślałem.- Jego niebieskie oczy patrzyły na nią.-

Ż

ałowałem, że nie wziąłem twojego numeru telefonu.

background image

- Naprawdę?- Zapytała znowu Bonnie i tym razem w ogóle nie obchodziło jej
jak brzmiała.
- Jasne- powiedział. Szurał stopą po dywanie jakby był trochę
zdenerwowany. Ciepło rozkwitło wewnątrz Bonnie. Denerwował się kiedy z
nią rozmawiał!- Pomyślałem- kontynuował Zander- że może moglibyśmy
kiedyś coś razem zrobić. To znaczy, jeśli miałabyś ochotę.
- Och,- powiedziała Bonnie- to znaczy: tak! Chciałabym. Jeśli ty też byś
chciał.
Zander znowu się uśmiechnął i wydawało się jakby ten sektor księgarni zalało

ś

wiatło. Bonnie musiała uważać żeby nie zacząć się cofać, on był taki piękny.

- Może w ten weekend?- Zapytał Bonnie, a ona nagle poczuła się jakby
unosiła się w powietrzu i uśmiechnęła się do niego.
Meredith postawiła lewą nogę za siebie, podniosła prawą piętą ,ostro
podniosła ręce, zacisnęła je w pięści wracając do pozycji blokującej. Potem
poruszyła nogą na boki w pozycji ataku i uderzyła pięścią lewej ręki.
Uwielbiała ćwiczyć pozycje taekwondo. Każdy ruch był dokładnie

background image

wyreżyserowany i wystarczyło tylko ćwiczyć i ćwiczyć dopóki całe ciało nie
było modelem precyzji, gracji i kontroli. Pozycje taekwondo były perfekcyjne,
a Meredith uwielbiała perfekcję.
Najlepszą rzeczą w nich było to, że znała te pozycje tak dobrze iż było dla niej
naturalne jak oddychanie. Była gotowa na wszystko. W walce, będzie w
stanie wyczuć następny ruch przeciwnika i bez namysłu zareagować
blokiem, kopnięciem albo uderzeniem.
Obróciła się szybko, zrobiła wysoki blok prawą ręką i nisko lewą. Meredith
wiedziała, że chodziło o przygotowanie. Jeśli była tak przygotowana, że jej
ciało mogło wyczuć jaki musi teraz wykonać ruch bez udziału jej mózgu, to
będzie w stanie naprawdę bronić siebie i wszystkich wokół.
Kilka tygodni temu, gdy ona i jej przyjaciele zostali zaatakowani przez upiora i
zwichnęła sobie kostkę, tylko Stefano ze swoją Mocą był w stanie bronić Fell's
Church.
Stefano, wampir.
Usta Meredith zacisnęły się automatycznie kiedy wykonała wykop w przód
prawą stopą, weszła w pozycję tygrysa i zablokowała lewą ręką.
Lubiła Stefano i ufała mu, naprawdę, ale i tak... Wyobraziła sobie jak
pokolenie po pokoleniu, każdy Sule przewraca się w grobie i przeklina ją.
Gdyby tylko wiedzieli, że zostawiła siebie i i swoich przyjaciół tak
bezbronnych. Pozwoliła by podczas zagrożenia stał wśród nich wampir.
Wampiry były wrogami.
Oczywiście, nie Stefano. Mimo całego swojego szkolenia, wiedziała że może
zaufać Stefano. Ale za to Damon... Choć Damon był bardzo pomocny w kilku
bitwach, choć przez kilka ostatnich tygodni zachowywał się w miarę
przyzwoicie i szczerze mówiąc, zupełnie nie jak on, to i tak nie była w stanie
mu zaufać.
Ale jeśli będzie ciężko trenowała, jeśli będzie idealna jako wojownik to nie
będzie musiała. Ponownie stanęła w atakującej pozycji, ostro i czysto, a
następnie uderzyła w przód prawą ręką.
- Ładne uderzenie- powiedział głos za nią.
Meredith obróciła się i zobaczyła krótko obciętą, czarnoskórą dziewczynę
opierającą się o drzwi pokoju ćwiczeń.
- Dzięki- powiedziała zaskoczona Meredith.
Dziewczyna weszła do pokoju.- Czym jesteś,- zapytała- czarnym pasem?
- Tak- powiedziała Meredith i dodała dumnie:- w taekwondo i karate.
- Hmm- powiedziała dziewczyna ze świecącymi oczami.- Sama trenuję
taekwondo i aikido. Mam na imię Samantha. Szukam partnera do sparingu.
Wchodzisz w to?- Pomimo jej zwyczajnego tonu, Samantha podskakiwała na
palcach stóp z figlarnym uśmiechem. Meredith przymrużyła oczy.
- Jasne- powiedziała lekko.- Pokaż, co potrafisz.

background image

Uśmiech Samanthy pogłębił się. Zrzuciła buty i weszła na matę obok
Meredith. Stanęły twarzą w twarz i zaczęły się oceniać. Była o głowę niższa
od Meredith, chuda, ale zwarta, ładnie umięśniona i poruszała się niczym kot.
Wyczekiwanie w oczach Samanthy, zdradziło jej przekonanie, że Meredith
będzie łatwa do pokonania. Myślała, że Meredith jest jedną z tych
trenujących, którym chodzi tylko o technikę i formę, bez prawdziwego
instynktu do walki. Meredith dobrze znała ten rodzaj wojowników, często
spotykała ich na zawodach. Jeśli tak właśnie myślała o Meredith, to się zdziwi.
- Gotowa?- Zapytała Samantha. Kiedy Meredith potaknęła, momentalnie
wymierzyła cios podnosząc przeciwległą nogę dookoła by zwalić Meredith z
nóg. Meredith zareagowała instynktownie. Zablokowała cios i uniknęła stopy,
a potem wymierzyła własne kopnięcie. Samantha uniknęła go uśmiechając
się z czystą przyjemnością.
Wymieniły jeszcze kilka ciosów i kopnięć i wbrew woli, Meredith była pod
wrażeniem. Dziewczyna była szybka, szybsza niż większość wojowników z
jakimi miała do czynienia, nawet na poziomie czarnego pasa i o wiele
silniejsza niż wyglądała.

background image

Ale była zbyt próżna, agresywny wojownik zamiast obronny: pokazał to
sposób w jaki spieszyła się by wykonać pierwszy cios. Meredith mogła obrócić
tę próżność przeciwko niej.
Samantha przerzuciła swój ciężar i Meredith wślizgnęła się w jej obronę
wykonując wykop z półobrotu. Uderzył Samanthę mocno w biodro. Cofnęła
się trochę, a Meredith szybko uciekła z jej zasięgu.
Twarz Samanthy zmieniła się momentalnie. Teraz była zła, Merdith widziała to-
to też była słabość. Miała zmarszczone czoło, zaciśnięte usta, gdy Meredith
zachowywała swoją bez emocji. Pięści i stopy Samanthy poruszały się szybko,
ale straciła dokładność kiedy przyspieszyła.
Meredith udawała się, że poddaje się atakowi. Chciała dać mylne wrażenie
przeciwnikowi, pozwalając by Samantha zapędziła ją do kąta. Kiedy już
prawie była przy ścianie, zablokowała ramieniem pięść Samanthy.
Zatrzymała ją nim była w stanie wymierzyć pełny cios i wepchnęła nogę pod
jej stopę.
Samantha potknęła się, zaskoczona niskim kopnięciem Meredith i upadła
ciężko na matę. Leżała tam i przez chwilę patrzyła na Meredith oniemiała.
Meredith stała nad nią, nagle pełna niepewności. Czy zraniła Samanthę? Czy
dziewczyna będzie zła i ucieknie?
Potem twarz Samanthy przerodziła się w szeroki, onieśmielający uśmiech.- To
było niesamowite!- Powiedziała.- Możesz pokazać mi ten ruch?



Matt ostrożnie szukał ścieżki nogą, dopóki nie znalazł trawy. Potem przesunął
się w jej stronę z wyciągniętymi do przodu rękami aż dotknął szorstkiej kory
drzewa. Prawdopodobnie nie było wielu ludzi, którzy krążyli po nocy wokół
bramy kampusu. Cieszył się, że nikt go nie widział, z opaską na oczach,
ubranego w swój garnitur i krawat na wesela i pogrzeby. Był pewny, że
wyglądał jak idiota.
Z drugiej strony, chciał żeby ktokolwiek miał po niego przyjść, mógł go
zauważyć. Lepiej wyglądać teraz jak idiota i zostać członkiem Stowarzyszenia
Vitale niż ukrywać się i spędzić tę noc z zawiązanymi oczami chowając się w
krzakach. Matt po omacku doszedł z powrotem w miejsce gdzie powinna
być brama i potknął się. Wymachując rękami, udało mu się odzyskać
równowagę.
Nagle zaczął żałować, że nie powiedział nikomu gdzie szedł. A co jeśli ktoś
inny, nie Stowarzyszenie Vitale, zostawiło ten list? Co jeśli to był plan żeby
dorwać go samego, jakiś rodzaj pułapki? Matt włożył palec pod swój zbyt
ciasny kołnierzyk. Po tych wszystkich rzeczach, które przytrafiły mu się w
zeszłym roku, nic nie mógł poradzić na to, że popadał w paranoję.

background image

Jeśli by teraz zniknął, jego przyjaciele nigdy nie dowiedzieliby się, co mu się
stało. Pomyślał o śmiejących się, niebieskich oczach Eleny, o jej czystym,
uważnym spojrzeniu. Tęskniłaby za nim dyby zniknął, wiedział o tym, nawet
jeśli nigdy nie kochała go tak jak chciał. Śmiech Bonnie straciłby swoją
beztroskość jeśli Matt by zniknął, a Meredith stałaby się bardziej spięta i
zacięta, zaczęłaby jeszcze więcej od siebie wymagać. Zależało im na nim.
Ale zaproszenie od Stowarzyszenia Vitale mówiło wyraźnie: "nie mów nikomu".
Jeśli chciał wejść do gry, musiał grać według ich reguł. Matt rozumiał zasady.
Ktoś, dwa ktosie- z ostrzeżenia złapali go za ramiona po obu stronach. Matt
instynktownie zaczął się szarpać i usłyszał pomruk rozdrażnienia od osoby po
prawej stronie.
- Fortis aeturnus- szepnęła osoba po jego lewej stronie niczym hasło, jej
oddech ogrzał ucho Matta.
Matt przestał walczyć. Taki slogan był na liście od Stowarzyszenia Vitale,
prawda? Był pewny, że to po łacinie. Żałował, że nie miał czasu, by
sprawdzić co to znaczyło. Pozwolił trzymającym go ludziom poprowadzić się
przez trawę i dalej, na jezdnię.
- Podnieś nogę- powiedział ten po lewej i Matt ostrożnie przesunął się do
przodu, wspinając się na coś, co wydawało się być tylnim wejściem vana.
Silne ręce pchnęły jego głowę w dół żeby nie uderzył w dach vana. Mattowi
przypomniał się ten okropny czas zeszłego lata, kiedy został aresztowany,
oskarżony o atak na Caroline. Policjanci właśnie tak pchnęli jego głowę, gdy
pakowali go w kajdankach do policyjnego wozu. Na to wspomnienie,

ś

cisnęło go w żołądku, ale otrząsnął się. Strażnicy wymazali wspomnienia

wszystkich o fałszywych oskarżeniach Caroline, tak jak zmienili wszystko inne.
Ręce poprowadziły go na siedzenie i zapięły go w pasy bezpieczeństwa.
Wydawało się, że po obu jego stronach siedzieli ludzie. Matt otworzył usta

ż

eby coś powiedzieć, tak naprawdę nie wiedział co.

- Nie ruszaj się- szepnął tajemniczy głos i Matt grzecznie zamknął usta. Zmrużył
oczy żeby przebić się przez opaskę, chciał zobaczyć chociażby przebłysk

ś

wiatła i cienia, ale wszystko było ciemne. Słyszał stukot kroków na podłodze

vana; potem drzwi się zatrzasnęły, a silnik zapalił.
Matt oparł się o siedzenie. Próbował zapamiętać ilość skrętów vana, ale po
kilku minutach stracił rachubę ile było skrętów w prawo, a ile w lewo. Zamiast
tego usiadł cicho, czekając co się teraz wydarzy.

background image

Po około piętnastu minutach, van zatrzymał się. Ludzie po obu stronach
Matta usiedli prościej, a on spiął się. Usłyszał jak otwierają się i zamykają
frontowe drzwi, a potem kroki dookoła vana zanim tylne drzwi zostały
otwarte.
- Nadal milczcie- rozkazał głos, który wcześniej już do niego przemawiał.-
Zostaniecie pokierowani do następnego etapu waszej wędrówki.
Osoba obok Matta otarła się o niego kiedy wstawała i Matt usłyszał, że
potknęła się na czymś co brzmiało jak żużel. Nasłuchiwał uważnie, ale kiedy
ta osoba już wyszła, Matt słyszał tylko nerwowe podnoszenie się pozostałych
ludzi. Podskoczył kiedy ręce ponownie złapały go za ramiona. W jakiś sposób
znowu się do niego zakradły- niczego nie słyszał.
Ręce pomogły mu wysiąść z vana, a potem poprowadziły go przez jakiegoś
rodzaju chodnik na dziedzińcu, gdzie jego buty szeleściły o żużel, a potem
chodnik. Jego przewodnicy pokierowali go na całą serię schodów, przez
jakiegoś rodzaju korytarz, a potem znowu w dół. Matt naliczył trzy serie
schodów w dół zanim ponownie go zatrzymano.
- Poczekaj tutaj- powiedział głos, a potem jego przewodnicy odeszli.
Matt próbował domyślić się gdzie jest. Słyszał ludzi, prawdopodobnie swoich
towarzyszy z vana, którzy poruszali się cichutko, ale nikt się nie odezwał.
Oceniając po echo jakie produkowały ich małe ruchy, znajdowali się w
olbrzymiej przestrzeni: sala gimnastyczna? Piwnica? Prawdopodobnie
piwnica, po tych wszystkich schodach w dół.
Usłyszał za nim ciche kliknięcie zamykanych drzwi.
- Możecie teraz zdjąć opaski- powiedział nowy, głęboki i pewny siebie głos.
Matt rozwiązał swoją opaskę i rozejrzał się wokół mrugając, bo jego czy
jeszcze nie przyzwyczaiły się do światła. To było słabe światło, co
podtrzymywało jego teorię z piwnicą, ale jeśli to była piwnica- to
najwymyślniejsza jaką widział.
Pokój był ogromny, drugi jego koniec ginął w mroku, a podłogi i ściany były
pokryte ciemnym, ciężkim drewnem. Łuki i kolumny podtrzymywały sufit o jakiś
czas. Były na nich wyrzeźbione rzeźby: na filarze sprytna, wykrzywiona twarz
kogoś, kto mógł być chochlikiem; figura biegnącego jelenia rozciągnięta na
łuku.
Pokryte czerwonym aksamitem krzesła i ciężkie, drewniane stoły ciągnęły się
wzdłuż ścian. Matt i inni stali przodem do wielkiego, centralnego łuku
zakończonego ogromną, rzeźbioną literą "V". Była zrobiona z wielu rodzajów
połyskujących, wypolerowanych metali. Pod "V" było umieszczone to samo
motto, które było na liście: fortis aeturnus.
Spoglądając na ludzi obok niego, Matt zauważył, że nie on jeden czuje się
zmieszany i pełen obaw. Stało tam może jeszcze z piętnaście osób i

background image

wydawało się, że pochodzą z różnych roczników: nie było mowy żeby wysoki,
przygarbiony facet z brodą był z pierwszego roku.
Oko Matta przyciągnęła mała dziewczyna o okrągłej twarzy i krótkich,
brązowych lokach. Uniosła brew patrząc na niego i otworzyła usta w
przesadnym geście zaskoczenia. Matt uśmiechnął się do niej i poczuł się
lepiej. Przybliżył się do niej i właśnie otwierał usta żeby się przedstawić kiedy
mu przerwano.
- Witajcie- powiedział głęboki, autorytatywny głos, który wcześniej kazał im
zdjąć opaski. Młody mężczyzna stanął pod centralnym łukiem, bezpośrednio
pod ogromnym "V". Za nim weszła grupa innych, prawdopodobnie mieszanka
dziewczyn i chłopców. Wszyscy ubrani byli na czarno i nosili maski. Matt
pomyślał, że takie przebieranki to było przegięcie, ale zamaskowane
postacie właściwie wyglądały tajemniczo i powściągliwie. Matt prawie
zadrżał.
Facet pod łukiem był jedynym, który nie nosił maski. Był trochę niższy od
otaczających go postaci. Miał ciemne, kręcone włosy i uśmiechał się ciepło
kiedy wyciągnął ręce w kierunku Matta i pozostałych.
- Witajcie- powiedział ponownie- w sekrecie. Mogliście słyszeć pogłoski o
Stowarzyszeniu Vitale, najstarszym i najznakomitszej organizacji Dalcrest. O
stowarzyszeniu tym najczęściej mówi

background image

się szeptem, ale o którym nikt nie wie prawdy. Nikt, poza jego członkami.
Jestem Ethan Crane, obecny prezes Stowarzyszenia Vitale i jest mi niezmiernie
miło, że zechcieliście przyjąć nasze zaproszenie.- Umilkł na chwilę i rozejrzał
się.- Zostaliście zaproszeni do zaprzysiężenia, bo jesteście najlepszymi z
najlepszych. Każde z was ma inne mocne punkty.- Wskazał na wysokiego,
zarośniętego mężczyznę, którego Matt już wcześniej dostrzegł.- Stuart
Covington jest jednym z najdoskonalszych naukowych umysłów na ostatnim
roku, może jednym z najbardziej obiecujących w kraju. Jego artykuły o
biogenetyce zostały już opublikowane wielu czasopismach.
Ethan wszedł w tłum i zatrzymał się koło Matta. Z tej odległości Matt zobaczył,

ż

e oczy Ethana miały złoto- orzechowy kolor i były pełne ciepła.- Matt

Honeycutt rozpoczyna naukę w Dalcrest jako nowy gracz drużyny futbolowej,
po tym jak w zeszłym roku poprowadził swoje liceum do mistrzostwa stanu.
Miał ogromny wybór college'ów z programami futbolowymi i wybrał
Dalcrest.- Matt skinął głową i Ethan ścisnął go za ramię zanim podszedł do
uroczej dziewczyny o okrągłej twarzy.
- Studentka trzeciego roku, Chloe Pascal. Dla tych, którzy udali się na
zeszłoroczną wystawę sztuki kampusu, wiedzą, że najbardziej utalentowana
artystka na kampusie. Jej dynamiczne, zapierające dech w piersiach rzeźby
zapewniły jej nagrodę Gershnera przez dwa lata z rzędu.- Poklepał Chloe po
ramieniu, a ona zarumieniła się.
Ethan szedł dalej, przechodząc od jednego członka ich małej grupy do
drugiego, wyliczając zasługi. Matt słuchał tylko jednym uchem kiedy
rozglądał się po wyrazach twarzy innych kandydatów. Był pod wrażeniem
różnorodności ich talentów i rzeczy samej, to była zbiórka najlepszych z
najlepszych, zespół najlepiej zapowiadających się ludzi kampusu. Zdawało
się, że jest jedyną osobą z pierwszego roku.
Czuł, że Ethan ma w sobie zapaloną świeczkę: on, Matt, który był najmniej
wyjątkowym wśród swoich przyjaciół, został w końcu doceniony.
- Jak widzicie- powiedział Ethan, wracając na przód grupy- każdy z was ma
inne umiejętności. Umysł, kreatywność, wysportowanie, umiejętność w
przewodzeniu innymi. Te wartości, zebrane razem, mogą zrobić z was
najbardziej elitarną i najpotężniejszą grupę. Nie tylko na kampusie, ale przez
całe życie. Stowarzyszenie Vitale jest organizacją z długą historią i kiedy raz
zostaniecie jej członkami, jesteście nimi do końca życia. Na zawsze.- Podniósł
palec w geście ostrzeżenia, jego twarz zrobiła się poważna.- Jednakże, to
spotkanie jest dopiero pierwszym krokiem na drodze stania się Vitale. A jest to
trudna droga.- Znowu się do nich uśmiechnął.- Wierzę- my wierzymy- że
wszyscy macie to, czego potrzeba by zostać Vitale. Nie zostalibyście
zaproszeni do zaprzysiężenia gdybyśmy nie myśleli, że jesteście tego warci.

background image

Matt wyprostował ramiona i podniósł wysoko głowę. Najmniej niezwykły ze
swojej grupki znajomych czy nie, on uratował świat- a przynajmniej swoje
rodzinne miasto- i to więcej niż raz. Nawet jeśli był wtedy tylko członkiem
drużyny. Był pewny, że poradzi sobie ze wszystkim co narzuci mu
Stowarzyszenie Vitale.
Ethan uśmiechnął sie wprost do niego.- Jeśli jesteście przygotowani na
złożenie przysięgi Stowarzyszeniu Vitale, na dochowanie naszych tajemnic i
zdobycie naszego zaufania, wystąpcie teraz do przodu.
Matt bez wahania zrobił krok do przodu. Chloe i brodacz- Stuart, podeszli
razem z nim. Rozejrzawszy się, Matt zobaczył, że wszyscy razem wystąpili do
przodu.
Ethan podszedł do Matta i chwycił klapę jego marynarki.- Proszę- powiedział,
szybko coś do niej przypinając i puszczając Matta.- Noś to przez cały czas, ale
dyskretnie. Twój związek ze Stowarzyszeniem musi pozostać tajemnicą.
Skontaktujemy się z tobą. Gratuluję.- Uśmiechnął się do Matta krótko, ale
szczerze i z tymi samymi słowami, przeszedł do Chloe.
Matt obrócił swoją klapę i spojrzał na małe, ciemnoniebieskie "V", które Ethan
do niej przypiął. Nigdy za bardzo nie myślał o bractwach, sekretnych
stowarzyszeniach czy innych

organizacjach, które nie wspierały drużyn sportowych. Ale to, bycie jedynym
pierwszoroczniakiem, którego chciało legendarne Stowarzyszenie Vitale, było
czymś innym. Coś w nim widzieli, coś specjalnego.



- Ciężko byłoby znaleźć mniej odpowiednią grupę osadników do budowania
nowej kolonii niż tych stu pięćdziesięciu mężczyzn, którzy przypłynęli rzeką z
zatoki Chesapeake w 1607 roku i odkryli Jamestown.- Wykładał profesor
Campbell.- Jeśli było wśród nich kilku ślusarzy, murarzy, kowali i może tuzin
robotników, to byli nieliczni. Zostali przytłoczeni przez samozwańczych
dżentelmenów, którzy stanowili prawię połowę ekspedycji.
Umilkł i uśmiechnął się sarkastycznie.- "Dżentelmeni" w tym wypadku
oznaczają mężczyzn bez zawodu czy rzemiosła. Wielu z nich było leniwymi,
bezrobotnymi facetami którzy przyłączyli się do Londyńskiej ekspedycji w
nadziei na łatwy zarobek. Nie zdawali sobie sprawy ile tak naprawdę pracy
trzeba będzie włożyć w fundowanie kolonii Nowego Świata. Osadnicy
przypłynęli wiosną, a do końca września już połowa była martwa. Do
stycznia, gdy kapitan Newport powrócił z zapasami i jeszcze większą liczbą
kolonistów, pozostało tylko trzydziestu ośmiu kolonistów z pierwotnej grupy.
Leniwi i bezradni, napisała Elena w swoim zeszycie, Martwi w mniej niż rok.

background image

Historia Południa była jej pierwszym wykładem i college już dowiódł, że jest
doświadczeniem otwierającym oczy. Jej licealni nauczyciele zawsze kładli
duży nacisk na odwagę i przedsiębiorczość, gdy mówili o wczesnych
osiedleńcach Virginii, nie wspominali jacy byli bezradni.
- W czwartek porozmawiamy o legendzie Johna Smith'a i Pocahontas.
Przedyskutujemy fakty i jak różnią się one od punktu widzenia Smith'a, który
miał tendencję do autopromocji- ogłosił profesor Campbell.
- Zadane teksty są w sylabusie, więc proszę, przyjdźcie przygotowani na żywą
dyskusję.- Był okrągłym, energicznym małym człowieczkiem, którego małe,
czarne oczy spojrzały na klasę i zatrzymały się na Elenie:- Eleno Gilbert? Zostań
proszę na chwilę po zajęciach. Chciałbym z tobą porozmawiać.
Miała czas żeby nerwowo zastanowić się skąd wiedział, że to akurat ona,
podczas gdy reszta klasy opuszczała pomieszczenie. Kilku zatrzymało się żeby
zadać mu jakieś pytania. Nie odzywała się podczas jego wykładu, a w klasie
było z pięćdziesięciu studentów.
Kiedy już ostatni z jej kolegów wyszli drzwiami, podeszłą do jego biurka.
- Elena Gilbert- powiedział dobrodusznie, a jego jasne spojrzenie szukało jej
oczu.- Przepraszam, że zabieram ci czas. Ale kiedy usłyszałem twoje imię,
musiałem zapytać- zamilkł i Elena odpowiedziała obowiązkowo:- Zapytać o
co, profesorze?
- Widzisz, ja znam nazwisko Gilbert- powiedział- a im bardziej się tobie
przypatruję, tym bardziej przypominasz mi pewną osobę- dwie osoby- które
kiedyś były moimi bardzo dobrymi przyjaciółmi. Czy to możliwe, że jesteś
córką Elizabeth Morrow i Thomasa Gilberta?
- Tak, jestem- powiedziała powoli Elena. Powinna spodziewać się, że może
tutaj spotkać kogoś, kto znał jej rodziców, ale dziwnie było usłyszeć ich
imiona.
- Ach!- Splótł ręce na brzuchu i uśmiechnął się z satysfakcją.- Jesteś tak
podobna do Elizabeth. Zaniepokoiło mnie to kiedy weszłaś do klasy. Ale jest w
tobie też coś z Thomasa, możesz być tego pewna. Myślę, że to coś w twoim
wyrazie twarzy. Widzenie cię przypomina mi czasy kiedy sam się tu uczyłem.
Twoja matka była uroczą kobietą, po prostu uroczą.
- Chodził pan tutaj do szkoły razem z moimi rodzicami?- Zapytała Elena.
- No pewnie- małe, czarne oczka profesora Campbella rozszerzyły się.- Byli
tutaj moimi najlepszymi przyjaciółmi. Dwójką najlepszych przyjaciół, jakich
kiedykolwiek miałem. Niestety straciliśmy siebie z oczu przez lata, ale
słyszałem o wypadku.- Rozplótł palce i niepewnie dotknął jej ramienia.- Tak
mi przykro.

background image

- Dziękuję- Elena przygryzła wargę.- Nigdy za wiele nie opowiadali o latach
studenckich. Może chcieli kiedy będę starsza...- Jej głos zanikł i zdała sobie
sprawę, że jej oczy wypełnione są łzami.
- Och, moja droga, nie chciałem cię zmartwić- Profesor Campbell poklepał
się po kieszeniach spodni.- I nigdy nie mam chusteczki kiedy jest potrzebna.
Och, proszę, nie płacz.
Jego komicznie zestresowany wyraz twarzy spowodował, że Elena
uśmiechnęła się przez łzy. Rozluźnił się i odwzajemnił uśmiech.- No, od razu
lepiej- powiedział.- Wiesz, jeśli chciałabyś usłyszeć więcej o swoich rodzicach i
jacy wtedy byli, to z chęcią ci o nich opowiem. Znam wiele historii.
- Naprawdę?- Powiedziała z nadzieją Elena. Czuła płomyk podniecenia.
Ciocia Judith czasami opowiadała Elenie o jej matce, ale były to głównie
wspomnienia z dzieciństwa. Elena tak naprawdę nie wiedziała wiele o
przeszłości swojego ojca: był jedynakiem, a jego rodzice nie żyli.
- Oczywiście, oczywiście- powiedział radośnie profesor Campbell.- Przyjdź na
mój dyżur, a opowiem ci jacy byli twoi staruszkowie za dawnych czasów.
Jestem tam w każdy poniedziałek i piątek od trzeciej do piątej i wystawię dla
ciebie powitalną matę. Oczywiście, w przenośni. Zaserwuję ci trochę
okropnej, wydziałowej kawy.
- Dziękuję, profesorze Campbell- powiedziała Elena.- Bardzo chętnie.
- Mów mi James- powiedział- to nic takiego. Wszystko, co mogę zrobić żebyś
poczuła się w Dalcrest jak w domu.- Przekrzywił głowę na jedną stronę i
spojrzał na nią zagadkowo, a jego oczy były tak jasne i ciekawe jak u
małego zwierzątka.- W końcu, jeśli jesteś córką Elizabeth i Thomasa, to musisz
być bardzo wyjątkowa.
Olbrzymi kruk siedzący na drzewie na zewnątrz otwartego okna sali
wykładowej, pochylał się w przód i w tył. Zaciskał i rozluźniał swoje potężne
szpony wokół gałęzi, na której siedział.
Damon chciał z powrotem wrócić do swojej wampirzej postaci, wspiąć się
przez okno i odbyć krótkie, aczkolwiek efektywne przesłuchanie z tym
profesorem.
Ale Elenie by się to nie spodobało.
Była tak naiwna, do cholery.
Tak, tak, była jego uroczą, błyskotliwą, sprytną księżniczką, ale była też
niedorzecznie naiwna; wszyscy byli. Damon z irytacją doprowadził swoje pióra
do mieniącego się połysku. Byli tacy młodzi. W tym momencie, Damon był w
stanie spojrzeć w przeszłość i powiedzieć, że nikt nie uczył się niczego w życiu
przez pierwsze kilka stuleci. Musi być naprawdę nieśmiertelny żeby mieć czas
by nauczyć się jak właściwie o siebie zadbać.
Na przykład Elena, tak ufnie patrząca na swojego profesora. Po wszystkim, co
przeszła, po wszystkim co widziała, tak łatwo wpadała w zadowolenie- facet

background image

musiał tylko pomachać przed nią obietnicą opowiedzenia o jej rodzicach.
Teraz, ona szczęśliwie poleci spotkać się z nim w jego biurze, kiedy ten sobie
tego zażyczy. Sentymentalna ciamajda. Co też takiego ten facet może jej
opowiedzieć co byłoby naprawdę ważne? Nic nie sprowadzi z powrotem jej
rodziców.
Najprawdopodobniej jednak, profesor nie był zagrożeniem. Damon
przeskanował go Mocą, poczuł jedynie migający, ludzki umysł, żadnej
mrocznej chmury od tego małego człowieczka. Żadnej brutalności czy
niepokojących emocji. Ale nie mógł być pewny, prawda? Moc Damona nie
była w stanie wykryć każdego potwora, nie mogła przewidzieć każdego
zachowania w ludzkim sercu.
Ale, tutaj prawdziwym problemem była Elena. Najwyraźniej zapomniała, że
straciła całą swoją Moc, że Strażnicy znowu zrobili z niej kruchą, ludzką
dziewczynę. Miała mylne przeświadczenie, że potrafi sama siebie ochronić.

background image

Oni wszyscy tacy byli. Na początku, kiedy Damon powoli zdał sobie sprawę,

ż

e zaczynał czuć, iż oni wszyscy są jego ludźmi, był wściekły. Nie tylko jego

urocza Elena i czerwona ptaszynka, ale oni wszyscy: wiedźma pani Flowers,
łowca i mięśniak. Ta ostatnia dwójka nawet go nie lubiła, ale kusiło go żeby
mieć na nich oko, zapobiec by nie zrobili sobie krzywdy przez swoją wrodzoną
głupotę.
To nie Damon chciał tu być. Nie, pomysł: " wszyscy złączmy ręce i razem
przetańczmy drogę naszej dalszej edukacji", nie był jego i traktował go z
należytą pogardą. Nie był Stefanem. Nie miał zamiaru tracić czasu na
udawaniu, że jest śmiertelnikiem.
Ale ku swojej konsternacji, odkrył też, że nie chciałby ich stracić.
To było żenujące. Wampiry nie były zwierzętami stadnymi jak ludzie. Nie
powinno mu zależeć na tym, co się z nimi stanie. Te dzieci powinny być
ofiarami, pożywieniem i niczym więcej.
Ale bycie martwym i zmartwychwstanie, walka z upiorem zazdrości i
uwolnienie się od chorej zazdrości i niedoli, które więziły go odkąd był
człowiekiem, zmieniło Damona. Kiedy ta twarda kula nienawiści zniknęła z
jego klatki piersiowej gdzie mieszkała tak długo, poczuł się lżejszy. Prawie
jakby mu... zależało.
Wstydliwe czy nie, zadziwiająco przyjemne było posiadanie tego
przywiązania do małej grupy ludzi. Ale umarłby jeszcze raz jeśli miałby to
przyznać na głos.
Kilka razy kłapnął dziobem kiedy Elena pożegnała się z profesorem i wyszła z
klasy. Potem Damon rozpostarł skrzydła i poleciał w dół, na drzewo stojące
blisko wejścia do budynku.
Nieopodal, chudy chłopak przyklejał do innego drzewa papierowe
ogłoszenie ze zdjęciem dziewczyny. Damon podleciał żeby mu się bliżej
przyjrzeć. Zaginęła studentka mówił nagłówek, a pod zdjęciem znajdowały
się szczegóły dotyczące nocnego zaginięcia: żadnych wskazówek, żadnych
poszlak, żadnego pojęcia gdzie dziewiętnastoletnia Taylor Harrison może być.
Podejrzenie morderstwa. Obietnica nagrody za informacje, które pomogą jej
bezpiecznie wrócić do domu, od jej zaniepokojonej rodziny.
Damon zakrakał ochryple. Coś było tutaj nie tak. Ale już wcześniej o tym
wiedział- czuł coś podejrzanego na tym kampusie kiedy tylko przyjechał tu
dwa dni temu. Tylko, że nie wiedział co. Z jakiego innego powodu tak się
martwił o swoją księżniczkę?
Elena wyszła z budynku i zaczęła iść przez dziedziniec. Założyła za uszy swoje
długie, złote włosy, nieświadoma czarnego kruka, który nad jej głową
przelatywał z jednego drzewa na drugie. Damon miał zamiar dowiedzieć się,
co się tu działo. I miał zamiar zrobić to zanim to coś dotknie którekolwiek z
jego ludzi.

background image

Zwłaszcza Elenę.



- Fuj, myślę, że w tym bufecie nie ma ani jednej rzeczy, której zjedzenie bym
rozważała- powiedziała Elena do Stefano.- Połowy tych rzeczy nie mogę
nawet zidentyfikować.- Stefano cierpliwie patrzył jak przechodzi do baru
sałatkowego.
- To nie jest o wiele lepsze- powiedziała, podnosząc łyżkę serka wiejskiego i
pozwalając mu z powrotem spaść do pojemnika.- Myślałam, że jedzenie na
studiach będzie bardziej jadalne niż w naszej szkolnej kafeterii, ale
najwidoczniej się myliłam.
Stefano wydał z siebie mruknął w zgodzie i rozejrzał się za miejscem do
siedzenia. Nie jadł. Ludzkie jedzenie teraz już nie miało dla niego smaku. Rano
użył swojej Mocy żeby przywołać gołębia na swój balkon. To zapewni mu
wystarczającą ilość krwi do wieczora, potem znowu będzie musiał
zapolować.
Kiedy Elena w końcu zrobiła sobie sałatkę, poprowadził ją do pustego stolika.
Pocałowała go zanim usiadła i przebiegł go dreszcz rozkoszy, gdy ich umysły
się dotknęły. Ich znajome połączenie było na miejscu i poczuł radość Eleny,
jej zadowolenie, że może być z nim w ich nowym, prawie normalnym życiu.
Pod tymi uczuciami poczuł też element podekscytowania i wysłał do niej
mentalne pytanie, zastanawiając się, co też się wydarzyło od kiedy widzieli się
tego poranka.
Elena przerwała pocałunek i odpowiedziała na jego nie wypowiedziane
pytanie.
- Profesor Campbell, mój profesor od historii, znał moich rodziców kiedy byli w
college'u- powiedziała. Jej głos był spokojny, ale oczy błyszczały i Stefano
mógł wyczuć jakie to było dla niej ważne- Był ich bardzo dobrym
przyjacielem. Może opowiedzieć mi historie o nich, o części ich życia, której
nigdy nie znałam.
- To świetnie- powiedział Stefano, ciesząc się.- Jak było na zajęciach?
- W porządku- powiedziała Elena, zaczynając jeść swoją sałatkę.-
Rozmawiamy o kolonialiźmie przez pierwsze tygodnie- spojrzała w górę, jej
widelec zatrzymał się w powietrzu.- A u ciebie? Jak było na zajęciach z
filozofii?
- Dobrze- Stefano umilkł. "Dobrze" nie było czymś, co naprawdę miał na myśli.
Dziwnie było siedzieć znowu na sali wykładowej. Uczęszczał na studia już kilka
razy podczas swojego długiego życia, widział jak zmieniała się edukacja. Na
początku, jego koledzy byli starannie wyselekcjonowaną grupą bogatych
młodych mężczyzn, teraz był to bardziej zróżnicowana mieszanka chłopców i

background image

dziewczyn. Ale w tych wszystkich doświadczeniach była ta sama
esencjonalna jednostajność. Profesor wykłada, studenci są albo znudzeni
albo podnieceni. Pewne roztargnienie myśli, ktoś nieśmiały bojący się
eksponować swoje głębsze uczucia.
Damon miał rację. Stefano tutaj nie pasował: znowu tylko grał pewną rolę.
Zabijał trochę czasu swojego niekończącego się życia. Ale Elena- spojrzał na
nią, jej świecące niebieskie oczy patrzyły na niego- ona tutaj pasowała.
Zasłużyła na szansę na normalne życie, a on wiedział, że bez niego nie
wyjechałaby na studia.
Czy może jej to wszystko powiedzieć? Nie chciał przygasić podniecenia w
tych oczach o kolorze lapis lazuli, ale przysiągł sobie, że zawsze będzie wobec
niej uczciwy, będzie traktował ją jak równą sobie. Otworzył usta, mając
nadzieję, że uda mu się wytłumaczyć co czuł.
- Słyszałyście o Danielu Greenwaterze?- Zapytała dziewczyna obok. Jej głos
był wysoki z ciekawości kiedy razem ze swoimi przyjaciółkami zajęły puste
krzesła na drugim końcu stołu. Stefan zamknął usta i obrócił głowę żeby
posłuchać.
- Kim jest Daniel Greenwater?- Zapytał ktoś inny.

background image

- Zobaczcie- powiedziała pierwsza dziewczyna rozwijając gazetę, którą
trzymała. Stefano dostrzegł, że była zrobiona na kampusowym papierze.- Jest
pierwszoroczniakiem i właśnie zniknął. Wyszedł z centrum studenckiego
wczoraj wieczorem kiedy zamykali i jego współlokator mówi, że nie wrócił do
pokoju. To naprawdę podejrzane.
Stefano i Elena spojrzeli na siebie przez stół, a ona podniosła brew z
zamyśleniem. Czy to jest coś czemu powinni się przyjrzeć?
Inna dziewczyna na przeciwległym końcu stołu, wzruszyła ramionami.- Może
się po prostu zestresował i wrócił do domu. A może jego współlokator go
zabił. Wiecie, zachowujecie się automatycznie tak JAKBY wasz współlokator
umarł.
- To mit- powiedział nieobecnie Stefano, a dziewczyny spojrzały na niego z
zaskoczeniem.- Mógłbym na chwilę zobaczyć tą gazetę?
Podały mu ją i Stefano zaczął studiować zdjęcie na frontowej stronie.
Uśmiechało się do niego zdjęcie ze szkolnego albumu, chudy chłopak o
potarganych włosach z lekko okrągłą twarzą i przyjaznych oczach.
Rozpoznał tą twarz. Wydawało mu się, że to nazwisko brzmi znajomo.
- Mieszka w naszym akademiku- powiedział łagodnie do Eleny.- Pamiętasz go
z wprowadzenia? Wydawał się szczęśliwy, że tu jest. Nie wydaje mi się że
wyjechałby, nie z własnej woli.
Elena spojrzała na niego, jej oczy rozszerzyły się z niepokoju.- Myślisz, że stało
mu się coś złego? Coś dziwnego działo się na dziedzińcu pierwszej nocy-
przełknęła.- Powiedzieli, że dziewczyna wpadła w jakieś kłopoty, ale gliniarze
nie chcieli nam niczego powiedzieć. Myślisz, że to może być powiązane ze
zniknięciem Daniela Greenwatera?
Nie wiem- powiedział krótko Stefano- ale martwię się. Nie lubię niczego co
odbiega od normalności.- Wstał.- Jesteś gotowa? Możemy już iść?- Elena
potaknęła, choć połowa jej lunchu nadal była na tacy. Stefano grzecznie
oddał gazetę dziewczynom i podążył za Eleną na zewnątrz.
- Może jesteśmy przewrażliwieni, bo przyzwyczailiśmy się do okropnych rzeczy-
powiedziała Elena kiedy byli na ścieżce prowadzącej na wzgórze, w kierunku
ich akademika.- Ale ludzie znikają przez cały czas. Dziewczyny są czasami
wykorzystywane albo atakowane. To nieszczęścia, ale to nie znaczy, że coś
nadprzyrodzonego za tym stoi.
Stefano zatrzymał się wpatrując w ulotkę przyczepioną do drzewa obok
kafeterii. "Zaginęła studentka", mówił nagłówek, a pod nim było zdjęcie
dziewczyny.- Obiecaj mi, że będziesz ostrożna, Eleno- powiedział.- Powiedz
też Meredith i Bonnie. I Mattowi. Żadne z was nie powinno wałęsać się
samotnie po kampusie. W każdym razie, nie w nocy.

background image

Elena pokiwała głową z bladą twarzą wpatrującą się zdjęcie na ulotce.
Stefano poczuł ostre uderzenie żalu poprzez swój niepokój. Była taka
podekscytowana, gdy spotkali się na lunch, a teraz ten entuzjazm zniknął.
Objął ją ramieniem w talii chcąc ją trzymać, zapewnić bezpieczeństwo.-
Może wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem?- Powiedział.- Muszę iść na zebranie
grupy naukowej, ale to nie powinno potrwać długo. Moglibyśmy wybrać się
na kolację poza kampusem. Może mogłabyś zostać na noc? Lepiej bym się
czuł, gdybym wiedział, ze jesteś bezpieczna.
Elena spojrzała na niego, a jej oczy nagle świeciły z rozbawienia.- Och,
dopóki to jest jedyny powód, dla którego chcesz mnie w swoim pokoju-
powiedziała uśmiechając się.- Nie zniosłabym myśli, że masz jakieś plany
wobec mojej cnoty.
Stefano pomyślał o kremowej skórze Eleny i jej jedwabistych złotych włosach,
o jej cieple, o bogatym bukiecie jej krwi. Myśl o niej, znowu w jego ramionach,
bez jej cioci Judith czy jego pani domu, pani Flowers na końcu korytarza, była
odurzająca.
- Oczywiście, że nie- wymamrotał pochylając głowę w jej kierunku.- Nie mam

ż

adnych planów. Żyję tylko po to, by ci służyć.- Znowu pocałował Elenę,

wysyłając do niej całą swoją miłość i tęsknotę.

background image

Nad ich głowami Stefano usłyszał krakanie i trzepot skrzydeł. Jego usta
zamarły na ustach Eleny i zmarszczył brwi. Wydawało się, że Elena wyczuła
jego nagłe napięcie i odsunęła się od niego. Powiodła za jego wzrokiem w
kierunku czarnego kruka krążącego nad nimi.
Damon. Obserwujący ich, obserwujący Elenę, jak zawsze.
- Doskonałość- głos Ethana poniósł się po boisku do koszykówki umieszczonym
na dworze, gdzie zebrali się kandydaci do zaprzysiężenia. Prawie świtało i nie
było tu nikogo poza Ethanem i zaspanymi kandydatami.- Jak wiecie z
naszego pierwszego spotkania, każde z was wykazuje doskonałość w jednym
lub kilku dziedzinach. Ale to nie wystarczy- umilkł, patrząc po kolei na każdą
twarz.- Nie wystarczy, by każdy z was miał tylko kawałek ideału. Możecie
pojąć wszystkie te atrybuty. Podczas kursu okresu zaprzysiężenia, będziecie
odkrywać w sobie inne światy. Światy, których nigdy sobie nie wyobrażaliście.
Matt potarł adidasami po asfalcie i próbował utrzymać sceptyczny wyraz
twarzy. Wiedział, że osiągnięcie przez niego szczytu w nauce albo sztuce,
było czymś bardzo mało prawdopodobnym.
Nie był szczególnie skromny, ale był realistą i potrafił wyliczyć swoje najlepsze
strony: sportowiec, dobry przyjaciel, honorowy facet. Nie był też głupi, ale jeśli
doskonałość intelektu i kreatywności były obowiązkowe, by stać się częścią
Stowarzyszenia Vitale, to może od razu się poddać.
Rozejrzał się po innych kandydatach masując kark ręką. Pocieszające było
to, że większość twarzy wyglądało na ledwo powstrzymujących panikę:
najwyraźniej: " pojęcie wszystkich tych atrybutów", nie było czymś czego się
spodziewali. Chloe, urocza dziewczyna o okrągłej twarzy, którą zauważył na
pierwszym zebraniu, spojrzała na niego i mrugnęła. A on uśmiechnął się do
niej, czując się dziwnie szczęśliwy.
- Dzisiaj- ogłosił Ethan- popracujemy nad kondycją fizyczną.- Matt odetchnął
z ulgą. Sport był czymś, co był w stanie przetrwać.
Wokół siebie zobaczył, że ludzie się załamali. Intelektualiści, liderzy, kreatywni
geniusze- oni nie czekali na sprawdzanie swojej kondycji sportowej. Rozległy
się ciche pomruki buntu.
- Nie dąsajcie się- powiedział śmiejąc się Ethan.- Obiecuję wam, że do czasu
kiedy zostaniecie członkami stowarzyszenia, każde z was dosięgnie szczytu
fizycznej perfekcji. Po raz pierwszy poczujecie, co to znaczy naprawdę być

ż

ywym.- Jego oczy zalśniły.

Ethan zaczął wyliczać zadania kandydatów. Mieli zacząć dwudziestoma
pięcioma kilometrami biegu z licznymi przeszkodami.- Przygotujcie się na
pobrudzenie- powiedział radośnie.- Ale to będzie cudowne. Kiedy
skończycie, osiągnięcie coś nowego. Ale bądźcie świadomi, jeśli nie
ukończycie biegu w trzy godziny, nie zostaniecie zaproszeni na następny

background image

etap.- Uśmiechnął się.- Tylko najlepsi mogą zostać członkami Stowarzyszenia
Vitale.
Matt rozejrzał się i zauważył, że kandydaci, nawet ci, którzy wyglądali jak
gdyby nigdy nie wyszli z laboratorium czy biblioteki, ponownie wiązali buty,
rozciągali się i przybierali zdeterminowany wyraz twarzy.
- Ja sunę- powiedział głos niego. To był ładny głos, pełny prawdy, głos który
pochodził z miejsca wysuniętego bardziej na południe niż Virginia. Matt
uśmiechał się już zanim się obrócił i zobaczył Chloe.- Domyślam się, że jesteś
tu jedyną osobą, która nie będzie miała z tym dużych problemów-
powiedziała.
Była taka urocza. Kiedy się uśmiechała, na jej policzkach pojawiały się
dołeczki, a jej krótkie, ciemne włosy opadały w lokach za uszy.- Hej, jestem
Matt- powiedział Matt szczerząc się do niej.
- Wiem- powiedziała radośnie.- Jesteś naszą gwiazdą futbolu.
- A ty jesteś Chloe, niesamowita artystka- powiedział.

background image

- Och,- zarumieniła się- tego nie wiem.
- Chciałby kiedyś zobaczyć twoje prace- powiedział, a jej uśmiech powiększył
się.
- Jakieś wskazówki co do dzisiaj?- Zapytała.- Ja nigdy nie biegam, chyba że
jestem spóźniona na autobus i chyba tego pożałuję.
Jej twarz była tak ponętna, że Matt momentalnie poczuł jakby ją przytulał.
Ale zamiast tego, z zamyśleniem zmarszczył czoło i spojrzał w niebo.- W tych
warunkach- powiedział- najlepiej będzie jak ustawisz swoje ramiona w kącie
pięćdziesięciu stopni w stosunku do ziemi i pobiegniesz lekko podskakując.-
Chloe patrzyła na niego przez chwilę, a potem zaczęła chichotać.- Nabijasz
się ze mnie- powiedziała.- To nie sprawiedliwe. Nie mam o tym bladego
pojęcia.
- Pomogę ci- powiedział Matt czując się dobrze.- Możemy to zrobić razem.

ROZDZIAŁ 9
- Gdzie jesteś?- niecierpliwiła się Elena. Stefan miał przyjść po nią ponad
dwadzieścia minut
temu. Czy na pewno jego ćwiczenia już się skończyły? Była głodna.
Chodziła po pokoju, od czasu do czasu zerkając na ciemne gałęzie drzew za
oknem.
Wyglądało na to, że Stefan się spóźni. Sprawdziła swój telefon. Jest za
wcześnie, żeby
próbować zadzwonić do niego ponownie.
Na zewnątrz coś ciemnego poruszyło się i Elena drgnęła. Potrząsnęła głową.
To były tylko
gałęzie drzewa, poruszane wiatrem. Przysunęła się bliżej, starając się
wypatrzyć coś w
refleksach za szybą. Ich pokój był na trzecim piętrze; nie mogło tam być
nikogo siedzącego
tak wysoko. Przynajmniej nie człowiek. Elena zadrżała.
- Eleno- powiedział chłodny, jasny głos za zewnątrz. Elena pisnęła, jak
przerażony królik ,
cofnęla się do tyłu, przyciskając jedną rękę do walącego serca. Po chwili
podeszła do okna i
otworzyła je.
- Damon- powiedziała- Wystraszyłeś mnie na śmierć. Co Ty tam robisz?
Białe zęby błysnęły w ciemności. Szyderczy ton zabrzmiał w jego odpowiedzi.
- Czekam, aż zaprosisz mnie do swojego pokoju, oczywiście.
- Nie potrzebujesz zaproszenia- powiedziala Elena- Pomagałeś mi się tu
przecież
wprowadzać.

background image

- Wiem- powiedział Damon z uśmiechem- Chciałem być gentelmanem.
Elena zawahała się. Ufała Damonowi, oczywiście że tak, ale wydawało jej się
to tak intymne.
Damon spowity w ciemność, Elena sama w sypialni, w pobliżu nie było jej
współlokatorek,
ani jej ciotki Judith i Roberta na dole.
Zastanawiała się, czy Stefanowi by to przeszkadzało, że jest tu sama z
Damonem, ale
odrzuciła tą myśl. Ufał Elenie i to tylko się liczyło.
- Eleno- głos Damona był miękki, ale natarczywy- Wpuść mnie zanim spadnę.
Przewracając oczami, powiedziała:
- Ty nigdy nie upadasz. A nawet jeśli, to i tak polecisz. W każdym razie możesz
wejść.
Miękko, w mgnieniu oka, Damon nagle staną obok niej. Cofnęła się o krok.
Czarne jak noc
oczy i włosy, blada skóra, idealne rysy. On zawsze przyjemnie pachniał. Jego
usta wyglądały
tak miękko…
Elena złapała się na tym, że nachyla ku niemu swoje usta, odsunęła się.
- Przestań- powiedziała.
- Przecież ja nic nie robię- powiedział niewinnie Damon.
Kiedy Elena uniosła sceptycznie brwi, wzruszył ramionami i rzucił jej krótki,
genialny
uśmiech.
„ To właśnie powód- pomyślała Elena- dla którego Stefan miałby coś
przeciwko obecności
tutaj Damona”.
- Och, w porządku. Tylko się drażnię.
Rozejrzał się po pokoju i uniósł brew.
- Dlaczego Eleno.- powiedział- Jestem niemal rozczarowany. Ty i Twoje
przyjaciółki
naprawdę napracowałyście się, żeby urządzić ten pokój po swojemu.
Elena śledziła jego oczy. W pokoju, po stronie Bonnie był bałagan- sterta
wypchanych
zwierzątek, porozrzucane ubrania i rekwizyty Dalcrest. Natomiast po stronie
Meredith było
schludnie, książki ułożone były alfabetycznie, jeden srebrny długopis leżał na
biurku obok
smukłego, srebrnego laptopa, jej łóżko schludnie przykryte jedwabną kołdrą
w subtelne szarobiałe

background image

wzory. Jej komoda i szafa byłe zamknięte, ale Elena wiedział, że w środku
ciuchy
Meredith ułożone były według rodzaju, koloru i pory roku.
Damon miał rację: po prostu patrząc na ich części pokoju, można by
powiedzieć, że Meredith
jest racjonalna, wyrafinowana, powściągliwa i dyskretna, podczas gdy Bonnie
była dziecinna,
kochająca zabawę i chaotyczna.
A co z rzeczami Eleny? Co o niej mówiły? Spojrzała na swoje rzeczy
krytycznym okiem.
Oprawione odbitki artystyczne z jej ulubionych zbiorów, srebrna szczotka i
grzebień w
rzędzie na komodzie, ciemnoniebieska pościel, która współgrała z jej oczami i
włosami.
Czyżby była kimś, kto trzyma się tego co lubi i nie zmienia się zbyt łatwo?
Kimś, kto był bardzo świadomy tego, co posiada? Nie była tego pewna.
Damon uśmiechnął się do niej ponownie, bez szyderstwa tym razem.
- Nie myśl o tym, księżniczko- powiedział pieszczotliwie- Jesteś ponad to
wszystko.
- Dzięki- powiedziała krótko Elena- Wszedłeś tu przez okno, żeby powiedzie mi
cześć?
Wyciągnął rękę i schował zabłąkany kosmyk włosów za jej ucho. Stali bardzo
blisko siebie i
Elena cofnęła się odrobinę.
- Myślałem, że może teraz, kiedy jesteś studentką, moglibyśmy wyjść gdzieś
dziś wieczorem i
dobrze się zabawić.
- Zabawić?- spytała Elena, rozproszona przez jego usta- Jak to zabawić?
- Och, no wiesz- powiedział- Tylko jakaś kolacja, kilka drinków. Takie
przyjacielskie rzeczy.
Nic więcej.
- Jasne- powiedziała stanowczo Elena- To brzmi miło. Ale dziś nie mogę.
Idziemy ze
Stefanem na kolację.
- Oczywiście- powiedział. Ukłonił jej się mocno i oczywiście dołączył do
ukłonu wspierający
uśmiech tak, ze musiała stłumić chichot. Wsparcie, przyjacielskość i skromność
nie było
naturalnym wyrazem twarzy Damona.
Tak bardzo próbował być jej przyjacielem mimo, że wszyscy wiedzieli, że było
między nimi

background image

coś więcej.
Odkąd umarł i powrócił , próbował zmienić swoje relacje ze Stefanem i z
Eleną, być z nimi w
inny sposób, niż dotąd. Niełatwo było być biednym Damonem, próbującym
być dobrym. To
nie było w jego zwyczaju.
Telefon Eleny zadzwonił. Przeczytała wiadomość od Stefana:
„Przepraszam. Ćwiczenia skończą się później. Myślę, że to potrwa co najmniej
godzinę.
Spotkamy się później?”
- Jakiś problem?- Damon patrzył na nią z niewinnym i przyjaznym uśmiechem
na twarzy, a
uczucie do niego przepłynęło przez Elenę. Damon był jej przyjacielem.
Dlaczego nie miałaby
z nim wyjść?
- Zmiana planów- powiedziała energicznie- Wyjdziemy, ale tylko na chwilę.
Muszę tu
wrócić, żeby spotkać się ze Stefanem za godzinę.
Napisała szybko do Stefana, żeby wiedział, że wyszła coś zjeść i spojrzawszy w
górę, ujrzała
triumfalny uśmiech na twarzy Damona, kiedy zamierzał wziąć ją za rękę.
Bonnie szła przez kampus, praktycznie podskakując w rytm melodii szczęścia
brzmiącej w jej
głowie. Randka z Zandarem, la la la la la. Było tam też coś o czasie.
Niecierpliwie czekała
cały tydzień, żeby znów zobaczyć się z Zandarem i chociaż rozmawiali przez
telefon, to nie
spotkała go dotąd na terenie kampusu mimo, że go wypatrywała. W końcu
miała się z nim
zobaczyć. La la la la la. Piękny, wspaniały Zandar.
Miała na sobie jeansy i srebrny, drapowany top. To jest dobry strój, pomyślała,
odpowiedni
na takie wyjście, ale też trochę elegancki. Na wypadek, gdyby w ostatniej
chwili zdecydowali
się pójść do jakiegoś klubu lub gdzieś indziej.
Zandar nie powiedział jej co planował, tylko poprosił, żeby spotkała się z nim
koło uczelni.
La la la la la, zanuciła.
Bonnie zwolniła kroku i melodia w głowie zamarła, kiedy zobaczyła
migoczące światła,

background image

oświetlające grupę ludzi z przodu. Zebrali się na dziedzińcu przed jednym z
akademików.
Zbliżając się, zdała sobie sprawę, że to grupa dziewcząt, trzymających

ś

wiece.

Trzepoczące światło świec tworzyło cienie na ich poważnych twarzach. Były
tam wsparte
o ścianę akademika trzy wygięte zdjęcia dwóch dziewczyn i jednego
chłopaka. Wszędzie
przed nimi, na trawie porozrzucane były kwiaty, listy i pluszowe misie.
Wahając się czy przerwać milczenie, Bonnie dotknęła ramienia jednej z
dziewczyn.
- Co się stało?- szepnęła.
- To jest czuwanie przy świecach w intencji zaginionych osób- odszepnęła
dziewczyna.
Zaginionych osób? Bonnie przyglądała się twarzom na fotografiach. Byli to
młodzi,
uśmiechnięci ludzie, w jej wieku.
- Czy oni wszyscy studiowali tutaj?- spytała przerażona- Co im się stało?
- Nikt tego nie wie.- powiedziała dziewczyna z poważnym wzrokiem- Po prostu
zniknęli. Nie
słyszałaś o tym?

Ż

ołądek Bonnie się skurczył. Wiedziała tylko, że dziewczyna została

zaatakowana, czy coś,
na dziedzińcu pierwszej nocy, ale nie wiedziała o jakichkolwiek zaginięciach.
Nic dziwnego,

ż

e jej instynkt ostrzegał ją, żeby nie spacerowała po kampusie. Mogła być w

niebezpieczeństwie.
- Nie- powiedziała powoli- Nic nie słyszałam.
Przymknęła oczy, pochyliła głowę i w ciszy wyraziła gorącą nadzieję, że tych
troje,
wyglądających na szczęśliwych, ludzi się odnajdzie.
W oddali zaczęła zawodzić syrena.
- Coś się stało.
- Myślisz, że ktoś został zaatakowany?
Bełkot przerażonych głosów wzrósł wraz ze zbliżaniem się dźwięku syreny.
Dziewczyna
stojąca blisko Bonnie, zaczęła szlochać. Poczuła ból, usłyszała przerażający
dźwięk.
- Dobra, co się tutaj dzieje?- powiedział nowy, autorytatywny głos i Bonnie
spojrzawszy w

background image

górę, zobaczyła dwóch funkcjonariuszy kampusowej policji, torujących sobie
drogę przez
tłum.
- My… Hm…- dziewczyna, która rozmawiała z Bonnie, wskazała na zdjęcia i
kwiaty pod

ś

cianą- Zorganizowaliśmy czuwanie. Dla zaginionych ludzi.

- Po co te syreny?- zapytała inna dziewczyna uniesionym głosem.
- Nie stało się nic, czym należałoby się martwić- odparł oficer, ale jego twarz
złagodniała,
gdy spojrzał na zapłakaną dziewczynę. Bonnie uświadomiła sobie, że był
niewiele starszy od
niej.
- Panienko?- zwrócił się do zapłakanej dziewczyny- Pomożemy Ci dotrzeć do
domu.
Jego partner spojrzał na tłum.
- Już czas się rozejść.- powiedział surowo- Trzymajcie się razem i bądźcie
ostrożni.
- Myślałam, że nie ma się czym martwić- powiedziała inna dziewczyna ze
złością- Czy nie to
nam pan powiedział?
- Nie dzieje się nic, o czym byś już nie wiedziała- powiedział mężczyzna
cierpliwie- Ludzie
znikają. Ostrożności nigdy za wiele.
Jeśli nie ma czym się martwić, dlaczego musimy być ostrożni? Zastanawiała
się Bonnie, ale
okiełznała tę myśl i pospieszyła w dół drogi, w kierunku uczelni, gdzie była
umówiona z
Zandarem.
W jej umyśle zakiełkował pomysł, żeby za pomocą swoich wizji spróbować
dowiedzieć się
czegoś o zaginionych ludziach, ale odsunęła od siebie tę myśl. Nienawidziła
tego.
Nienawidziła tej utraty kontroli, kiedy zagłębiała się w swoje wizje.
W każdym razie, było mało prawdopodobne, żeby to zadziałało. Jej wizje
zawsze dotyczyły
ludzi, których znała i problemów z nimi związanych. Nie znała żadnej z
zaginionych osób.
Przygryzła wargę i przyspieszyła kroku. Podniecenie związane z jej randką
minęło i nie czuła
się teraz bezpiecznie. W każdym razie, kiedy dotrze do Zandara nie będzie
sama.

background image

Gdy dotarła do uczelni, Zandara tam nie było. Bonnie zawahała się i
rozejrzała nerwowo. Ten
zakątek kampusu wydawał się być opuszczony.
Spróbowała otworzyć drzwi uczelni, ale były zamknięte. Cóż, przecież nie
było o tej porze
zajęć. Bonnie szarpnęła drzwi sfrustrowana. Sięgnęła do torebki, a następnie
jęknęła, kiedy
się zorientowała, że zostawiła telefon w pokoju.
Nagle poczuła się bardzo zagrożona. Policjanci mówili, żeby trzymać się
razem, nie tułać się
samotnie nocą, a teraz ona jest tu zupełnie sama. Chłodny wietrzyk
rozwiewał jej włosy i
zadrżała. Było strasznie ciemno.
- Bonnie, psst, Bonnie!
Głos Zandara. Ale gdzie on jest?
Bonnie widziała tylko ciemny dziedziniec, latarnie rzucające małe kręgi

ś

wiatła na ścieżki.

Nad nią liście szeleściły na wietrze.
- Bonnie! Tutaj.
Patrząc w górę, w końcu dostrzegła Zandara na dachu, spoglądającego w
dół w jej stronę,
jego blond włosy niemal świeciły w świetle księżyca.
- Co Ty tam robisz?- spytała zdezorientowana.
- Chodź na górę- zaprosił, wskazując schody przeciwpożarowe z boku
budynku. Zostały
opuszczone do zaledwie kilku stóp nad ziemią.
- Serio?- powiedziała z powątpiewaniem Bonnie.
Podeszła do schodów. Mogła wejść po schodach, była tego pewna, ale
wyglądałaby
niezgrabnie i niezręcznie wdrapując się na nie. A co, jeśli zostanie złapana?
Nie czytała
dokładnie regulaminu kampusu, ale czy wspinanie się po schodach
przeciwpożarowych na
dach zamkniętego budynku, nie było łamaniem przepisów?
- Chodź, Bonnie- zawołał Zandar. Jego stopy wydawały głośny dźwięk ,kiedy
schodził po

ż

elaznych stpniach, zbiegł w dół schodów przeciwpożarowych i skoczył na

ziemię, lądując
jak kot na nogach obok niej. Klęknął na jednym kolanie i złożył ręce.
- Podsadzę Cię i dasz radę wejść na schody.

background image

Bonnie przełknęła ślinę, a potem stanęła na rękach Zandara, żeby wdrapać
się na schody.
Zamachnęła się nogą i udało jej się trafić nią na najniższy schodek- bułka z
masłem- choć
lekko zardzewiały metal był zbyt szorstki dla jej dłoni. Podziękowała wszystkim
siłom tego
wszechświat za to, ze zdecydowała się założyć jeansy zamiast spódnicy.
Zandar wspinał się za nią po schodach, aż w końcu dotarli na dach.
- Wolno nam tutaj być?- nerwowo spytała Bonnie.
- Cóż- powiedział powoli Zandar- prawdopodobnie nie. Ale przychodzę tu
cały czas i jeszcze
nikt mi nie powiedział, że mi nie wolno- posłał jej wspaniały, ciepły uśmiech i
dodał:
- To jest jedno z moich ulubionych miejsc.
Widok był stąd ładny, musiała przyznać. Pod nimi rozciągał się kampus,
liściasty i zielony,
no i tajemniczy.
Wolałaby, żeby randka odbyła się gdzieś indziej, a nie na dachu, gdzie
musiała się wspinać po
zardzewiałych schodach przeciwpożarowych. Bo to chyba była randka?
Momentalnie zamarła
w panice, próbując sobie dokładnie przypomnieć, co Zandar powiedział,
kiedy zaproponował
jej spotkanie tutaj. Nie pamiętała dokładnie słów, jakich użył, ale na pewno
dał jej odczuć, że
to ma być randka: nie była dzieckiem, wiedziała takie rzeczy.
A Zandar był taki uroczy, że warto było podjąć ten wysiłek.
- Tu jest całkiem ładnie- powiedziała niezdarnie, a następnie rozglądając się
dookoła po
płaskim brudnym betonie- To znaczy, jest tak wysoko.
-Jesteśmy bliżej gwiazd- powiedział Zandar i wziął ją za rękę- Chodź tutaj.
Jego ręka była ciepła i silna i Bonnie chwyciła ją mocno. Miał rację, gwiazdy
były piękne.
Fajnie było móc je zobaczyć wyraźniej stąd, ponad drzewami.
Zaprowadził ją na róg dachu, gdzie był rozścielony nędzny, stary koc, a na
nim leżało
pudełko z pizzą i puszki z piciem.
- Czym chata bogata- powiedział. Potem spokojnie dodał:
- Wiem, że to może niezbyt fajna randka, Bonnie, ale chciałem się z Tobą tym
podzielić.
Pomyślałem, że potrafisz docenić to miejsce.

background image

- Ależ oczywiście że doceniam- powiedziała skwapliwie. Jej wątpliwości
zostały rozwiane.
Hurra! Zandar jednak zaprosił ją na rankę!
Wkrótce Bonnie znalazła się blisko Zandara, jej ramię było obok jego ramienia
i jedli gorącą,
pyszną pizzę, patrząc na gwiazdy.
- Przychodzę tu często sam- powiedział Zandaar- Kiedyś, w zeszłym roku, po
prostu tu
leżałem i oglądałem jak wielki, tłusty księżyc w pełni zasłaniany był przez cień
Ziemi, aż do
całkowitego zaćmienia. Prawie nie było widać światła księżyca, ale mogłem
jeszcze zobaczyć
na niebie jego ciemnoczerwony kształt.
- Wikingowie myśleli, że zaćmienie było sprawka dwóch wilków, jednego,
który chciał zjeść
słońce i drugiego, który chciał zjeść księżyc- powiedziała beznamiętnie
Bonnie- Nie
pamiętam, który z nich chciał jeść księżyc, ale zawsze, kiedy było słonecznie
albo było
zaćmienie, ludzie robili dużo hałasu, żeby odstraszyć wilki.
Zandar spojrzał na nią.
- To tylko zdawkowe informacje- uśmiechał się, kiedy to mówił.
Bonnie zadrżała z zachwytu pod wrażeniem jego uśmiechu.
- Interesuję się mitologią- powiedziała- Głownie Druidami i Celtami, ale
generalnie mitami i
opowieściami. Druidzi znali księżyc: całą astrologię opierali na kalendarzu
księżycowym.
Wyprostowała się ciesząc się z pełnego podziwu wyrazu twarzy Zandara.
- Teraz, na przykład, pod koniec sierpnia i na początku września, jest
księżycowy Miesiąc
Artysty. Ale za kilka tygodni będzie miesiąc Umierającego Księżyca.
- Co to znaczy?- zapytał Zandar. Był bardzo blisko niej, patrząc jej prosto w
oczy.
- Cóż, to znaczy, że jest to czas końca- powiedziała- To wszystko o śmierci i

ś

nie. Rok

Druidów rozpoczyna się po Halloween.
- Hmm- Zandar wciąż obserwował ją uważnie- Skąd tak dużo wiesz, Bonnie
McCullough?
Mały uśmieszek grał na jego ustach.
- Hm, moi przodkowie byli Druidami i Celtami- powiedziała Bonnie i zmieszała
się- Moja

background image

babcia powiedziała mi, ze pochodzimy od druidzkich kapłanek i dlatego
czasem widzę różne
rzeczy. Tak jak moja babcia.
- Ciekawe- powiedział cicho Zandar. Jego ton stał się lżejszy.
- Więc widzisz różne rzeczy, prawda?
- Tak, to prawda- powiedziała poważnie Bonnie, patrząc na niego.
Nie powinna była mu o tym mówić. Nie chciała go tak zaskakiwać, ale
również nie chciała go
oszukiwać, nie na pierwszej randce.
Takie niebieskie. Oczy Zandara były tak głębokie, jak morze i ona tonęła w
nich głębiej i
głębiej. Nie było nic ponad nią, nic poniżej, czuła, jakby nieustannie,
delikatnie spadała.
Szarpnięcie wyrwało Bonnie z oczu Zandara.
- Przepraszam- powiedziała, kręcąc głowa- To było dziwne. Myślę, że
przysnęłam na chwilę.
- Nie martw się tym- powiedział Zandar, ale jego twarz była spięta i dziwna.
Potem błysnął
tym ciepłym, czarującym uśmiechem i wstał.
- Chodź, chcę Ci coś pokazać.
Bonnie wstała powoli. Czuła się wciąż trochę dziwnie i przycisnęła na chwilę
rękę do swego
czoła.
- Tędy- powiedział Zandar, ciągnąc ją za drugą rękę. Poprowadził ją do rogu
dachu i wszedł
na wąski gzyms prowadzący wokół budynku.
- Zandar- powiedziała Bonnie przerażona- Zejdź! Możesz spaść!
- Nie spadniemy- powiedział Zandar uśmiechając się do niej- Wejdź tutaj.
- Oszalałeś?- powiedziała.
Nigdy nie lubiła wysokości. Pamiętała, jak musiała przekroczyć wysoki, wysoki
most wraz z
Damonem i Eleną. Musieli wtedy uratować Stefana, ale nigdy nie byłaby w
stanie tego zrobić,
gdyby Damon nie użył swojej mocy i przekonał ją, że jest akrobatką,
linoskoczkiem, dla
którego taka wysokość była niczym. Kiedy jego urok przystał działać po
przejściu mostu, ze
strachu ogarnęły ją mdłości.
Mimo wszystko przeszła ten most, nieprawdaż? I obiecała sobie, że będzie
bardziej pewna
siebie, silniejsza, od kiedy znalazła się w collegu.

background image

Spojrzała na Zandara, który się do niej uśmiechał słodko, z niecierpliwością
wyciągając rękę.
Chwyciła go za nią i pozwoliła mu pomóc sobie wejść na gzyms.
- Ach- powiedziała, kiedy już tam była. Poniżej ziemia wirowała, a ona
oderwała wzrok od
tego widoku.- Och, Nie, to nie jest dobry pomysł.
- Zaufaj mi- powiedział i wziął ja za drugą ręką tak, żeby była bezpieczna- Ja
nie pozwolę Ci
spaść.
Bonnie spojrzała w te jego niebieskie oczy ponownie i poczuła się lepiej. Było
coś szczerego i
bezpośredniego w jego spojrzeniu.
- Co powinnam zrobić?- spytała i była dumna, że jej głos nie drżał.
- Zamknij oczy- powiedział i kiedy to zrobiła dodał:
- I podnieś prawą nogę z gzymsu.
- Co?- zapytała Bonnie i prawie otworzyła oczy.
- Zaufaj mi- powtórzył Zandar i tym razem nie było w jego głosie słychać

ś

miechu.

Niepewnie Bonnie podniosła nogę.
Właśnie wtedy zerwał się wiatr, a Bonnie poczuła, jakby zgarnął ją z gzymsu i
wyrzucił w
niebo jak latawiec, który zerwał się ze sznurka. Zacisnęła uścisk na ręce
Zandara.
- W porządku- powiedział uspokajająco- To niesamowite, Bonnie, uwierz. Po
prostu poddaj
się. Życie nic nie jest warte bez ryzyka.
Wciągając głęboko powietrze, a następnie powoli je wydychając, Bonnie
spróbowała się
zrelaksować. Wiatr rozwiewał jej loki w każdą stronę, gwizdał w uszach,
szarpał jej ubranie.
Podniosła nogę. Kiedy się zrelaksowała, poczuła, jakby była delikatnie
podnoszona w niebo,
jakby powietrze ją podpierało z każdej strony. To było jak latanie.
Bonnie zdała sobie sprawę, że śmiała się z czystą radością i otworzyła oczy,
patrząc prosto w
oczy Zandara. On też się śmiał i trzymał ją mocno, kiedy ona prawie
poleciała. Nigdy nie była
tak świadoma przepływu krwi w swoich żyłach, każdym nerwem czuła
powietrze wokół
siebie. Nigdy nie czuła się tak żywa.

background image

ROZDZIAŁ 10
Pub do którego poszli Elena i Damon tętnił życiem i był pełen ludzi, ale
Damon oczywiście
sprawił, że nie musieli czekać na stolik. Rozłożył się na całej kanapie, po
jednej stronie ich
stolika, wyglądając jak arogancki i zrelaksowany wielki kot i słuchał ze
spokojem tego, co
mówiła Elena.
Elena opowiadała mu wesoło, o wszystkim, co do tej pory wydarzyło się w
kampusie z
najdrobniejszymi szczegółami, o tym, jak dowiedziała się, że profesor
Campbell znał
osobiście jej rodziców, o innych studentach z jej roku, których poznała.
- Winda była naprawdę zatłoczona i powolna, a moja partnerka z zajęć
laboratoryjnych stała
tyłem do przycisków. Jakimś cudem przypadkowo nacisnęła przycisk
alarmowy i włączyła
alarm- Elena łyknęła napoju- Nagle jakiś głos pojawił się znikąd: ‘Czy macie
awarię?’. A ona
powiedziała: „Nie, to był wypadek”, a głos powiedział: „Co? Nie słyszę Cię.” I
powtórzyło
się to kilka razy, w końcu zaczęła krzyczeć; „Wypadek!”.
Damon przestał stukać palcem w swoją oszronioną szklankę i spojrzał na nią
przez rzęsy, jego
usta wykrzywiły się w uśmiechu.
- Kiedy drzwi się otworzyły, na parterze stało czterech ochroniarzy z apteczką.-
kończyła
opowiadać Elena- Nie wiedziałyśmy, co mamy zrobić, więc po prostu
przeszłyśmy obok nich.
Kiedy wyszłyśmy z budynku zaczęłyśmy biec. To było żenujące, ale nie
mogłyśmy przestać
się śmiać.
Uśmiech Damona z powściągliwego przekształcił się w szeroki- nie było to
takie zwykłe
wygięcie warg, czy jego krótki, błyskotliwy i tajemniczy, pojawiający się i za
moment
znikający uśmiech, ale szczery, z całego serca, łącznie z roześmianymi
oczami.
- Lubię, kiedy taka jesteś- powiedział nagle.
- To znaczy jaka?- spytała.

background image

- Zrelaksowana, jak sądzę. Odkąd się poznaliśmy, byłaś wciąż w trakcie
jakiegoś kryzysu i
czy czegoś podobnego.
Podniósł rękę i odsunął z jej twarzy kosmyk włosów, delikatnie dotykając jej
policzka.
Elena, jak przez mgłę zauważyła, że kelner stoi przy stoliku, czeka patrząc na
nich, a ona
odparła, dotykając Damona z odrobiną kokieterii.
- Och, i przypuszczam, że nie miałeś z tym nic wspólnego?
- Nie powiedziałbym, że jestem jedynym, który był temu winny, nie- Damon
powiedział
chłodno, jego uśmiech zbladł. Spojrzał w górę, jego oczy stały się ostre i
obce.
- Cześć Stefan.
Elena zamarła ze zdumienia. To nie był kelner, tylko Stefan. Rzuciła jedno
spojrzenie na
niego i skrzywiła się, jej żołądek podskoczył. Jego twarz była jak wyrzeźbiona z
kamienia.
Patrzył na ręce Damona, które wciąż wyciągnięte były nad stołem w kierunku
Eleny.
- Hej- powiedziała niepewnie- Jak było na ćwiczeniach?
Stefan spojrzał na nią.
- Eleno, wszędzie Cię szukałem. Dlaczego nie odbierasz telefonu?
Wyciągając swój telefon, Elena zobaczyła trzy nieodebrane połączenia i
wiadomość od
Stefana.
- Och, nie, przepraszam.- powiedziała- Nie słyszałam, że dzwoni.
- Mieliśmy się spotkać- powiedział sztywno Stefan- Poszedłem do Twojego
pokoju, a Ty po
prostu zniknęłaś. Eleno, zaginęli ludzie z kampusu.
Był przerażony, obawiał się, że może jej się stać coś strasznego. Jego oczy
wciąż pokazywały
niepokój. Chciała go jakoś pocieszyć. Fakt, że tak szybko straciła swoją moc,
był trudny do
zaakceptowania przez Stefana, wiedziała o tym. Uważał, że jej śmiertelność
czyni ją kruchą
i bał się , że ją straci. Powinna była pomyśleć, żeby zostawić mu więcej
wiadomości, niż ten
szybki sms, mówiący, że wróci wkrótce.
Zanim zdążyła go dotknąć, Stefan skierował swoje spojrzenie na Damona.

background image

- Co się dzieje?- spytał brata, jego głos był pełen frustracji- To dlatego
przyjechałeś z nami do
College? Żeby zdobyć Elenę?
Zbolały wyraz twarzy Damona był tylko subtelnym cieniem i zniknął tak
szybko, że Elena nie
była całkiem pewna, czy rzeczywiście to widziała. Jego rysy przybrały wyraz
lekkiej pogardy,
a Elena zesztywniała. Porozumienie między braćmi było tak kruche- wiedziała
to- a ona
jeszcze pozwoliła Damonowi flirtować ze sobą. Była taka głupia.
- Ktoś musi ją chronić, Stefanie- przeciągnął się Damon- A Ty byłeś zbyt zajęty
udawaniem
człowieka, prawda? Swoimi ćwiczeniami- uniósł brwi pogardliwie- Jestem
zaskoczony, że
już nawet nie zauważasz, że coś się dzieje na terenie kampusu. Czy wolałbyś
zostawić Elenę
samą i zagrożoną, niż to, żeby ona spędziła czas ze mną?
Wokół ust Stefana utworzyły się napięte linie.
- Mówisz, że nie masz żadnych ukrytych zamiarów?- spytał.
Damon machnął ręką lekceważąco.
- Wiesz, co czuję do Eleny. Elena wie, co czuję do niej. Nawet ten zakochany
w sporcie Mutt
wie, jak się mają rzeczy między nami. Ale problemem nie jestem ja, braciszku,
tylko Ty i
Twoja zazdrość. Twoje mrzonki, że będziesz „zwykłym człowiekiem”- Damon
wykonał
cudzysłów palcami- i chęć ciągłego opiekowania się Eleną, która jest
zwyczajnym
człowiekiem. Chcesz mieć swoje ciastko i jednocześnie zjeść ciastko. Nie
zrobiłem nic złego.
Elena nie przyszłaby tu za mną, gdyby tego nie chciała.
Elena skrzywiła się ponownie. Czy tak będzie zawsze? Czy każde drobne
wykroczenie z jej
strony będzie powodowało, że Damon i Stefan będą się sobie rzucali do
gardeł?
-Stefan… Damon- prosiła, ale zignorowali ją.
Wpatrywali się w siebie nawzajem. Stefan podszedł bliżej, zaciskając pięści, a
Damon
zacisnął szczęki, prowokując Stefana, żeby wykonał ruch. Po raz pierwszy
Elena zobaczyła
podobieństwo między nimi.

background image

- Nie mogę tego zrobić- powiedziała. Jej głos brzmiał niedosłyszalnie w jej
uszach, ale obaj
bracia Salvatore usłyszeli ja i odwrócili głowy w jej stronę z nadludzka
prędkością.
- Nie mogę tego zrobić- powtórzyła głośniej i bardziej zdecydowanie tym
razem- Nie mogę
być Katharine.
Damon skrzywił się.
- Katharine? Uwierz mi, kochanie, nikt tutaj nie chce, żebyś była Katharine.
Twarz Stefana zmiękła i powiedział:
- Eleno, kochanie…- Elena przerwała mu.
- Słuchajcie mnie- otarła oczy- Zachowywałam się tak, jakbym obchodziła się
z zepsutym
jajkiem, starając się, żeby to, co jest między naszą trójka, nas nie rozdzieliło.
Jeśli jest coś
dobrego, co wynikło z tego wszystkiego, co się do tej pory wydarzyło, to to,

ż

e

odnaleźliście się w końcu, zaczęliście znów tak naprawdę być braćmi. Nie
mogę- wziąwszy
głęboki oddech próbowała znaleźć sensowny, rzeczowy głos gdzieś
wewnątrz siebie.
- Myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę- powiedziała stanowczo.
- Stefanie, tak bardzo Cię kocham. Jesteś moją bratnią duszą. Wiesz o tym-
spojrzała na niego
błagalnie, cicho błagając go o zrozumienie.
Potem jej oczy skierowały się obok niego, na Damona, który patrzył na nią ze
zmarszczonymi
brwiami.
- A Damon, jesteś teraz częścią mnie. Ja…czuję do ciebie…
Spojrzała na nich po kolei, ściskając ich ręce.
- Nie mogę stracić żadnego z Was. Ale muszę się dowiedzieć, kim jestem
teraz, po
wszystkim co się stało, i muszę to zrobić bez obawy o to, że zniszczy to relacje
między
Wami. I Wy także powinniście się dowiedzieć, jak możecie być przyjaciółmi
nawet, jeśli
będę obecna w życiu Was obu.
Damon warknął sceptycznie, ale Elena mówiła dalej.
- Zrozumiem- przełknęła ślinę- jeśli nie będziecie na mnie czekać. Ale zawsze,
zawsze będę

background image

Was kochać. Was obu. W inny sposób. Ale teraz, nie mogę być z Tobą. Ani z
Tobą- była
rozdarta, a jej ręce drżały kiedy ocierała oczy.
Damon pochylił się nad stołem, a mały wykręcony uśmiech pojawił mu się na
ustach.
- Eleno, chcesz po prostu rzucić nas obu?
Łzy obeschły jej natychmiast.
- Damon, nigdy z tobą nie byłam na randce- powiedziała ze złością.
- Wiem- odpowiedział i wzruszył ramionami- Ale nie zmienia to faktu, że
zostałem
porzucony- spojrzał na Stefana, a potem szybko zamknął się w sobie.
Stefan spojrzał zdruzgotany. Przez chwilę jego twarz była tak ponura, że nie
trudno było
uwierzyć, że ma ponad pięćset lat.
- Cokolwiek chcesz, Eleno- powiedział. Zaczął wyciągać swoją rękę do niej,
ale po chwili
zabrał ją z powrotem- Nie ważne, co się wydarzy, zawsze będę Cię kochał.
Moje uczucia się
nie zmienią. Będę czekał tyle czasu, ile tylko potrzebujesz.
- Dobrze- powiedziała Elena. Wstała chwiejnym krokiem, Czuła się, jakby
miała być chora.
Jakaś część jej chciała przyciągnąć do siebie Stefana i pocałować go, zanim
odejdzie z tym
złamanym wyrazem twarzy. Ale Damon obserwował ją swoją nieprzeniknioną
twarzą i
dotykając któregokolwiek z nich poczułaby się…źle.
- Muszę chwilę pobyć sama- powiedziała im.
Kiedy indziej, wiedziała to, obaj sprzeciwialiby się pomysłowi, żeby sama
spacerowała po
kampusie. Spieraliby się, poszli za nią, gdyby nie chciała iść z nimi- robiliby
wszystko, żeby
była bezpieczna pod ich opieką.
Teraz jednak, Stefan odsunął się na bok, aby pozwolić jej wyjść zza stolika, z
pochyloną
głową. Damon siedział nieruchomo i patrzył jak odchodzi, z przesłoniętymi
oczami.
Elena nie obejrzała się na nich, kiedy podeszła do drzwi. Jej ręce drżały, a
oczy po raz kolejny
były pełne łez. Ale czuła się też tak, jakby przed chwilą niosła coś bardzo
ciężkiego i
ostatecznie udało jej się to odłożyć.

background image

To najlepszy wybór jakiego dokonałam w ciągu długiego, długiego czasu,
pomyślała.
Drogi pamiętniku,
Wciąż pamiętam wyraz twarzy Stefana, kiedy powiedziałam mu, że
potrzebuję przestrzeni i
moje serce krwawi. To tak, jakbym nie mogła oddychać.
Nigdy nie chciałam skrzywdzić Stefana. Nigdy. Jak bym mogła? Jesteśmy
tacy bliscy sobie,
tak pochłonięci sobą, że jest on, jak kawałek mojej duszy- bez niego, nie
jestem kompletna.
Ale…
Kocham także Damona. To mój przyjaciel- moje ciemne odbicie- mądry,
spiskujący, to też
ktoś, kto zrobi wszystko, aby zdobyć to, co chce, ale ma w sobie głęboką

ż

yczliwość, którą nie

wszyscy widzą. Nie wyobrażam sobie życia bez Damona.
Stefan chce trzymać mnie tak mocno.
On troszczy się o swego brata- naprawdę- i Damon także dba o niego, a
mając mnie między
sobą, mogą to wszystko stracić. Cała nasza trójka trzymała się razem podczas
wszelkich
kłopotów, kiedy mieliśmy do czynienia z niedawną moją śmiercią i
odrodzeniem, atakiem
Klausa, powrotem Damona z objęć śmierci, atakiem Upiora- każdy ruch, jaki
zrobiliśmy,
każda myśl, jaką mieliśmy, było ściśle powiązane z nimi. Nie może być tak
dalej.
Wiem, ze słusznie postąpiłam. Beze mnie między nimi, staną się znów braćmi.
I w końcu mogę uporządkować moje poplątane relacje z nimi, nie martwiąc
się, że każdy
ruch, jaki zrobię, może rozerwać tą wątłą więź między nimi.
To jest dobra decyzja. Ale nadal się czuję, jakbym umierała powolną

ś

miercią.

Jak przeżyję bez Stefana? Wszystko co mogę zrobić, to starać się być silna.
Nie mogę po
prostu się poddać przez ten czas. I w końcu, wszystko będzie cudownie. Musi
być.

ROZDZIAŁ 11
- Kawy, moja droga?- zapytał profesor Campbell. „James”, przypomniała
sobie Elena.

background image

Na jej skinienie, okręcił się na stopach i zakrzątał się przy maleńkim ekspresie,
umiejscowionym na stosie papierów. Przyniósł jej filiżankę kawy, ze śmietanką i
cukrem i
siadł szczęśliwy na swoim krześle, wpatrując się w nią przez swoje zasypane
biurko z
niewinną przyjemnością.
- Myślę, że mam kilka ciasteczek- zaproponował- Nie domowej roboty, ale są
dość smaczne.
Nie?
Elena pokręciła grzecznie głową i popijała kawę.
- Jest bardzo dobra- powiedziała się i uśmiechnęła się do niego.
To było kilka dni po tym, jak powiedziała Stefanowi i Damonowi, że
potrzebuje zrobić sobie
od nich przerwę.
Po sesji szlochania z Bonnie i Meredith, robiła wszystko, żeby żyć normalnie-
chodziła do
szkoły, jadała lunch z przyjaciółmi, przybrała maskę dzielności. Częścią tej
normalności była
spotkanie z Jamesem w jego biurze, gdzie mogła dowiedzieć się więcej o
swoich rodzicach.
Mimo, że było to niewielkie pocieszenie, dawało jej jakąś pociechę.
- Mój Boże!- zawołał James- Masz twarz Elizabeth, a wtedy, kiedy się
uśmiechasz, masz taki
sam dołeczek w policzku, jak Thomas. Dokładnie, jak on- po tej samej stronie.
To dodawało
mu łobuzerskiego uroku.
Elena zastanawiała się, czy ma podziękować Jamesowi. W pewien sposób
prawił jej
komplementy, ale te komplementy były tak naprawdę skierowane pod
adresem jej rodziców i
trochę zrozumiałe było być za nie wdzięcznym. Powiedziała pewnie:
- Cieszę się, że myślisz, że wyglądał jak moi rodzice. Pamiętam, że myślałam,
gdy byłam
mała, że byli bardzo eleganccy- wzruszyła ramionami- Myślę, że wszystkie
małe dzieci
uważają, że ich rodzice są piękni.
- Cóż, Twoja matka na pewno była- powiedział James- Ale to nie jest tylko
Twój wygląd.
Twój głos brzmi jak jej, a Twoje komentarze prowadzone w klasie w tym
tygodniu

background image

przypomniały mi Twojego ojca, on powiedziałby dokładnie to samo, co Ty.
Był bardzo
spostrzegawczy.
Zagłębił się w szufladach biurka i odrobinę pogrzebał, po czym wyciągnął
puszkę ciasteczek
maślanych.
- Na pewno nie masz ochoty? Ach, dobrze.
Wybrał jedno dla siebie i ugryzł.
- Tak, jak mówiłem, Elizabeth była bardzo piękna. I nie nazwałby Thomas
piękny, ale miał
urok. Może dlatego udało mu się w końcu zdobyć serce Elizabeth.
- O- Elena mieszała swoją kawę z roztargnieniem- Spotykała się wtedy z
innymi facetami?
To było śmieszne, ale nie potrafiła myśleć inaczej, niż że jej rodzice zawsze byli
razem.
James się zaśmiał.
- Była łamaczką serc, wyobraź sobie, moja droga.
Nieszczęśliwie Elena pomyślała o miękkich, zlęknionych, zielonych oczach
Stefana. Ona
nigdy nie chciała go zranić. I o Macie, z którym umawiała się w liceum, a
który tak spokojnie
ją sobie odpuścił. On się nie podkochiwał, on był w nie naprawdę
zakochany, jak nikt inny
przedtem. Łamaczka serc, tak. James obserwował ją jasnymi, ciekawskimi
oczami.
- Nieszczęśliwa łamaczka serc, tak?- powiedział cicho.
Elena spojrzała na niego ze zdziwieniem, a on postawił filiżankę kawy z
delikatnym
brzękiem. Wyprostował się.
- Elizabeth Morrow- powiedział rześkim, rzeczowym głosem- była na
pierwszym roku, kiedy
ją poznałem. Zawsze tworzyła różne rzeczy, szczególnie niesamowite
kostiumy, które
projektowała dla działu teatralnego. Twój ojciec i ja byliśmy studentami
drugiego roku w tym
czasie- byliśmy w tym samym bractwie i byliśmy też najlepszymi przyjaciółmi- i
on nie
przestawał mówić o tej niezwykłej dziewczynie. Któregoś razu poznałem ją,
mnie również
oczarowała.
Uśmiechnął się.

background image

- Thomas i ja, każdy z nas, miał w sobie coś specjalnego: byłem
utalentowanym naukowcem,
a Thomas mógł mówić z kimkolwiek o czymkolwiek. Ale obaj byliśmy
kulturalnymi
barbarzyńcami. Elizabeth nauczyła nas wszystkiego o sztuce, o teatrze, o

ś

wiecie spoza

małych miast południa, gdzie wyrośliśmy.
James jadł kolejne ciastko, z roztargnieniem zlizując cukier ze swoich palców,
po czym
westchnął głęboko.
- Myślałem, że będziemy przyjaciółmi na zawsze- powiedział- Ale w końcu
nasze drogi się
rozeszły.
- Dlaczego- zapytała Elena- Czy coś się stało?
Jego jasne oczy unikały jej wzroku.
- Oczywiście, że nie- powiedział lekceważąco- Po prostu życie, jak sądzę. Ale,
gdy idę przez
korytarz na trzecim piętrze, nie mogę przestać patrzeć na nasze zdjęcie.
Nieświadomie uśmiechnął się do siebie, klepiąc swój żołądek.
- Głównie przez próżność, jak sądzę. Łatwiej jest dostrzegać na nim swoje
młode ja, niż
widzieć w lustrze tłustego staruszka.
- Co Ty mówisz?- Elena zapytała zdezorientowana- Korytarz na trzecim
piętrze?
Usta Jamesa ułożyły się w okrągłe O zaskoczenia.
- Oczywiście, jeszcze nie znasz wszystkich tradycji college. Długi korytarz na
trzecim piętrze
tego budynku obwieszony jest zdjęciami z różnych okresów historii Dalcrest- w
tym, ładnym
zdjęciem Twoich rodziców.
- Muszę to sprawdzić- Elena powiedziała, czując się trochę podekscytowana.
Nie widziała zbyt wielu zdjęć rodziców sprzed czasów, kiedy byli
małżeństwem.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi i po chwili zajrzała mała
dziewczyna w
okularach.
- Och, przepraszam- powiedziała i zaczęła się wycofywać.
- Nie, nie, moja droga- powiedział jowialnie.
- Elena i ja po prostu rozmawiamy starych znajomych. Musimy poważnie
porozmawiać o

background image

Twojej pracy najszybciej, jak to możliwe. Wejdź, wejdź- posłał Elenie mały
ukłon- Eleno,
musimy odłożyć tą rozmowę na później.
- Oczywiście- powiedziała Elena i wstała, potrząsając podaną przez Jamesa
ręką.
- Mówiąc o starych znajomych- powiedział od niechcenia, aż się do niego
odwróciła-
Spotkałem Twoją znajomą, Dr Celię Cnnor, tuż przed początkiem semestru.
Wspominała, że
przebędziesz tutaj.
Elena spojrzała na niego pytająco. Poznał Celię? Obrazy wypełniły umysł
Eleny: Celia w
ramionach Stefana, poruszała się szybciej, niż jakikolwiek człowiek, kiedy
desperacko
ratował jej życie; Celia odpierająca Upiora w pomieszczeniu pełnym
płomieni. Ile James wie?
Co Celia mu powiedziała?
James uśmiechnął się do niej dobrotliwie.
- Ale porozmawiamy później- powiedział.
Elena skinęła głową i skierowała się do wyjścia, a jej umysł galopował.
Dziewczyna, która
czekała, otworzyła jej drzwi.
Na korytarzu, Elena oparła się o ścianę i zaczęla się zastanawiać. Czy Celia
powiedziała
Jamesowi o Stefanie i Damonie, że są wampirami, a nic o Elenie?
Prawdopodobnie nie. Celia
stała się przyjacielem pod koniec ich walki z fantomem. Musiała zatrzymać
swoje tajemnice.
Dodatkowo, Celia była bardzo bystrym naukowcem. Ona nie powiedziałaby,

ż

e poznała

wampiry, swoim kolegom, którzy uznaliby ją za szaloną.
Elena otrząsnął myśli i niepokój, który poczuła pod koniec jej rozmowy z
Jamesem. Wspięła
się po schodach na trzecie piętro, by sprawdzić, czy mogła znaleźć to, o
czym mówił James.
Okazało się , ze znaleźć "korytarz na trzecim piętrze", to nie żaden problem.
Podczas, gdy na
drugim piętrze był labirynt połączonych korytarzy i biura wydziału łączone
jeden z drugim, to
kiedy wyszła z klatki schodowej na trzecim piętrze odkryła bardzo długi hol,
który biegł od

background image

jednego końca budynku do drugiego.
W przeciwieństwie do jazgotu na drugim piętrze, trzecie wydawało się
opuszczone, ciche i
ciemne. Zamknięte drzwi znajdowały się w regularnych odstępach wzdłuż
korytarza. Elena
zajrzawszy przez szybę w drzwiach do jednego z pokoi, zobaczyła, że jest on
pusty.
Wszędzie na ścianach do samego dołu, między drzwiami, wisiały fotografie.
Blisko klatki
schodowej, gdzie zaczęła szukać, ludzie wyglądali, jakby byli z przełomu
wieków; młodzi
mężczyźni zaczesani na bok i w kombinezonach uśmiechali się sztywno;
dziewczyny w
bluzkach zapiętych po samą szyję i długich spódnicach z włosami
zaczesanymi na górze
głowy. W jednym z rzędów dziewczyny niosące girlandy kwiatów na jakąś
zapomnianą
okazję. Były zdjęcia wyścigów łodzi i pikniki, pary przebrane za tancerzy,
zdjęcia grupowe.
Na jednym zdjęciu uwieczniony był rzut pewnego studenta- może z 1920 lub
30 roku XX
wieku, dziewczyny z gontowym cięciem klap, chłopaki w zabawnych butach-

ś

miejący się

wesoło na scenie, z otwartymi ustami i rękami w powietrzu. Nieco dalej, grupa
młodych
mężczyzn w mundurach wojskowych patrzyła na nią poważnie z zaciśniętymi
szczękami,
zdeterminowanymi oczami.
Im dalej przesuwała się w głąb korytarza, tym bardziej widoczne były zmiany-
zdjęcia
zmieniały się z czarno- białych na kolorowe; ubrania stawały się mniej
formalne; fryzury
rosły dłuższe lub krótsze; od bałaganu po elegancję.
Mimo, że większość ludzi na zdjęciach wyglądało na szczęśliwych, coś w nich
wywoływało
w Elenie smutek. Może to była świadomość tego, jak szybko mija czas:
wszyscy oni byli w
wieku Eleny, byli jak ona studentami z ich własnymi lękami i radościami i
złamanymi
sercami, a teraz albo są starymi ludźmi, albo już nie żyją. Pomyślała szybko o
butelce

background image

schowanej głęboko w szafie jej domu, zawierającej wodę wiecznego życia,
którą ukradła
Strażnikom. Czy to była odpowiedź? Odrzuciła tę myśl. To nie była żadna
odpowiedźwiedziała
to- postanowiła nie myśleć teraz o butelce, nie podejmować żadnej decyzji,
nie
teraz. Miała jeszcze czas, miała większą możliwość do normalnego życia,
zanim zacznie
sobie zadawać takie pytania.
Zdjęcie, o którym mówił James było umieszczone w głębi korytarza. Na nim jej
ojciec i
James siedzieli na trawie pod drzewem na dziedzińcu. Jej rodzice byli
pochyleni ku sobie
zatopieni w rozmowie, a James- w znacznie szczuplejszej wersji z twarzą nie do
poznania, z
rzadką brodą- siedział z tyłu i przyglądał im się z twarzą ostrą i rozbawioną.
Jej matka wyglądała niesamowicie młodo, jej twarz była miękka, oczy
szerokie, uśmiech
duży i jasny, ale była dokładnie taka, jaką ją Elena pamiętała.
Elena poczuła w sercu ból, ale też szczęście na jej widok. Jej ojciec był
bardziej niezdarny,
niż wybitny tata jakiego znała- i ta jego pastelowa wzorzysta koszula była
katastrofą - ale tak
wyglądała ówczesna moda. To sprawiło, że Elena się uśmiechnęła.
Zauważyła jakąś odznakę na jego tragicznej patelowej koszuli. Początkowo
pomyślała, że to
jakiś cień, ale pochylając się do przodu, zauważyła że to była mała,
ciemnoniebieska litera V.
Przyglądając się uważnie dalej, zauważyła, że jej matka i James mieli takie
same odznaki,
matka przysłoniętą przez opadające długie złote loki.
Dziwne. Przejechała powoli palcem po szkle na zdjęciu, dotykając tych liter V
po kolei.
Powinna zapytać Jamesa o te znaczki. Czy on przypadkiem nie wspominał,

ż

e on i jej ojciec

należeli do jakiegoś bractwa? Może to ma z tym coś wspólnego.
Coś w jej umyśle zakołatało. Czy nie widziała gdzie takiej samej odznaki? Ale
nie mogła
sobie przypomnieć gdzie, więc tylko wzruszyła ramionami. Cokolwiek to było,
to nie

background image

wiedziała tego o swoich rodzicach, to był inny aspekt ich życia, który mogła
poznać tutaj. Nie
mogła się doczekać, kiedy dowie się więcej.

ROZDZIAŁ 12
- Niezła forma- powiedział Christopher, zatrzymując się obok Matta, kiedy
znaleźli się w
szatni.
- Masz niezłe ruchy, człowieku.
- Dzięki- powiedział Matt, spoglądając na swoje buty, które zakładał.
- Nieźle sobie poradziłeś.
O Christopherze można było powiedzieć, że był solidnym zawodnikiem,
facetem, który
dobrze odwalał swoją robotę i skupiał się na tym, co robił, starał się
pomagać reszcie zespołu.
Był też świetnym współlokatorem, wspaniałomyślnym i wyluzowanym. Nawet
nie chrapał.
- Może odpuścimy sobie dziś stołówkę i zamówimy pizzę?- zapytał
Christopher- Czuję, że to
będzie moja noc i pokonam Cię w Gitar Hero.
Matt roześmiał się. Od kilku tygodni mieszkali razem i Matt z Christopherem
przebrnęli przez
wszystkie gry, jakie Christopher przywiózł ze sobą do szkoły.
- Dobra. Widzimy się w pokoju.
Christopher klepnął go po plecach, uśmiechając się szeroko.
Po odejściu Christophera, Matt powoli zbierał swoje rzeczy, pozwalając innym
facetom
wyjść z szatni przed nim. Czuł, ze po powrocie do akademika, chciałby
pobyć trochę sam.
Była tam paczka fajnych facetów, ale czuł się obolały i zmęczony. Przedtem,
kiedy tyle nie
trenował i nie udzielał się w bractwie Vitale, jego ciało nie pracowało tak
ciężko.
To było dobre.
Czuł się dobrze. Nawet najgłupsze z działań Vitale- a niektóre z nich były dość
głupie: jednej
nocy musieli ,na przykład, w zespołach budować domy z gazety- były
rodzajem zabawy i
dawały możliwość poznania niesamowitych ludzi. Ethan miał rację. Rekruci
byli inteligentni,

background image

zdeterminowani, utalentowani, wszystko, czego można oczekiwać. A on był
jednym z nich.
Jego zajęcia też były interesujące. W szkole średniej dostawał w miarę dobre
stopnie, ale robił
to głównie po to, żeby zdać do następnej klasy. Obrona, cywilna, geometria,
chemia,
wszystkie te przedmioty były, jakby wkomponowane w tło jego życia łącznie z
przyjaciółmi i
sportem. Część tego, co robił w Dalcrest też takie było, ale w większości
swoich zajęć
zaczynał widzieć powiązanie. Rozumiał już, że historia, język, nauka i literatura
były
właściwie częścią jedności- pokazywały, w jaki sposób ludzie myśleli i jak
opowiadali
historie- i to było bardzo interesujące. Możliwe, pomyślał Matt z uśmiechem
autoironii, że w
college „rozkwita”, tak jak jego doradca w liceum przepowiedział.
Nie było jeszcze zupełnie ciemno, ale robiło się późno. Matt przyspieszył,
myśląc o pizzy.
Nie było zbyt wielu ludzi włóczących się po terenie kampusu. Matt domyślił
się, że byli albo
w kawiarni, albo zaszyli się w swoich pokojach. Nie martwił się. Wiedział, że
bardziej jest
narażony na ryzyko, będąc graczem footballu.
Zerwał się wiatr, machając gałęziami drzew na dziedzińcu i unosząc zapach
trawy. Wciąż
pachniało latem. W krzakach, kilka świetlików mrugało świecąc i gasnąc.
Rozprostował
plecy, ciesząc się rozciąganiem po długim treningu.
Nagle ktoś krzyknął. „Facet”, pomyślał Matt. Krzyk urwał się nagle. Zanim
zdążył nawet
pomyśleć, Matt biegł już w kierunku tego dźwięku. Jego serce waliło, a on
próbował zmusić
jego zmęczone nogi, żeby poruszały się szybciej. „To był dźwięk czystej
paniki”, pomyślał
Matt. Wytężył słuch, ale nie usłyszał niczego, poza własnym urywanym
oddechem. Kiedy
szedł dookoła budynku gospodarczego, ciemna postać pochylała się nad
czymś w trawie, po
czym wystartowała, a jej długie nogi prawie leciały. Ten ktoś poruszał się
szybko, a jego

background image

twarz ukryta była pod kapturem. Matt nie mógł nawet zobaczyć, czy to
facet, czy dziewczyna.
Zerwał się do pogoni za tajemniczą postacią w czerni, ale nagle zatrzymał go
jakiś kształt w
trawie.
Nie tylko kształt. Przez chwilę umysł Matta nie mógł pojąć tego, co widzi.
Czerwono-złoty
sweter drużyny footballowej. Mokry, gęsty płyn spływał po nim. Znajoma
twarz.
Teraz wszystko do niego dotarło. Upadł na kolana.
- Christopher, och nie, Christopher!
Krew była wszędzie. Matt gorączkowo sprawdzał klatkę piersiową
Christophera,, próbując
dowiedzieć się, w którym miejscu musi ucisnąć, żeby zatrzymać krwawienie.
Wszędzie,
wszędzie, krwawił zewsząd. Całe ciało Krzysztofa trzęsło się, a Matt uciskał
rękami
zakrwawiony footballowi sweter, starając się utrzymać Christophera przy

ż

yciu.

Ś

wieża krew płynęła grubymi, szkarłatnymi strumieniami przez jasnoczerwony

materiał
swetra.
- Christopher, człowieku, trzymaj się, będzie dobrze. Nic Ci nie będzie-
powiedział Matt
i wyciągnął telefon, aby wybrać 911.
Jego ręce były pokryte krwią, a telefon był oślizgły, kiedy trzymał go przy
uchu.
- Proszę- powiedział, a jego głos drżał- Jestem przy college Dalcrest , w
pobliżu budynku
gospodarczego. Mój współlokator, ktoś zaatakował mojego współlokatora.
On bardzo
krwawi. Jest nieprzytomny.
Operator numeru alarmowego zaczął zadawać mu pytania i Matt starał się
skupić. Nagle
Christopher otworzył oczy, biorąc głęboki oddech.
- Christopher- powiedział Matt, rzucając swój telefon- Chris, wysyłają karetkę,
trzymaj się.
Christopher zaczął się jeszcze bardziej trząść, jego ręce i nogi wibrowały w
szybkim rytmie.
Jego oczy zatrzymały się na twarzy Matta, a usta otworzyły.
- Chris- powiedział Matt, starając się utrzymać go, starając się być delikatnym.

background image

- Kto to zrobił? Kto Cię zaatakował?
Christopher znów zaczął dyszeć, wydając chrapliwy dźwięk. Potrząsanie się
skończyło,
a Christopher był bardzo spokojny. Jego powieki osunęły się.
- Chris, proszę, trzymaj się- błagał Matt- Oni jadą. Pomogą Ci.
Złapał go, potrząsnął nim delikatnie, ale Christopher nie ruszał się, nie
oddychał.
W oddali zawyły syreny, ale Matt już wiedział, że pogotowie przyjechało za
późno.

ROZDZIAŁ 13
Bonnie przyciskała bananowo- orzechową mufinkę do piersi, jakby to miała
być jakaś święta
ofiara. Po prostu nie mogła się przemóc, żeby zapukać do drzwi Matta.
Zamiast tego zwróciła
swoje duże, błagające, brązowe oczy na Meredith i Elenę.
- Och, Bonnie- Meredith wymamrotała, przykładając bułki i karton z sokiem
pomarańczowym do jednej ręki i zastukała głośno do drzwi.
- Nie wiem, co powiedzieć- odszepnęła udręczona Bonnie.
Wtedy otworzyły się drzwi i pojawił się w nich Matt- blady, z czerwonymi
oczami. Wydawał
się jakiś mniejszy i bardziej zgarbiony niż zwykle. Bonnie nigdy go takim nie
widziała.
Zdjęta litością zapomniała o swoim rozterkach i objęła go swymi ramionami,
puszczając przy
tym mufinkę.
- Tak mi przykro- zakrztusiła się, łzy spływały jej po twarzy.
Matt trzymał się jej mocno, pochylając się i chowając swoją głowę w jej
ramionach.
- Już dobrze- powiedziała w końcu rozpaczliwie, głaszcząc go po głowie- To
znaczy, nie, to
nie ... oczywiście nie jest ... ale kochamy cię, jesteśmy tutaj.
- Nie mogłem mu pomóc- powiedział Matt tępo, z twarzą wciąż wciśniętą w
ramię Bonnie-
Robiłem, co w mojej mocy, ale on i tak umarł.
Elena i Meredith dołączyły do nich, obejmując Matta swoimi ramionami z
każdej strony.
- Wiemy- Elena powiedziała, pocierając jego plecy.
Matt wydostał się z ich ramion i wskazał cały pokój.
- Wszystkie te rzeczy są jego- powiedział- Jego rodzice nie są jeszcze gotowi,

ż

eby zabrać te

background image

wszystkie rzeczy, tak powiedział policjant. Dobija mnie to, że wszystko to jest
tutaj, kiedy
jego już nie ma. Myślałem o tym, żeby spakować go za jego rodziców, ale
możliwe, że
policja będzie chciała przyjrzeć jego rzeczy.
Bonnie wzdrygnęła się na myśl o tym, co rodzice Christophera muszą
przechodzić.
- Masz coś do jedzenia- powiedziała Meredith- Założę się, że nie miałeś nic w
ustach od
wieków. Może dzięki temu poczujesz się lepiej.
Wszystkie trzy dziewczyny krzątały się po pokoju, ustawiając śniadanie
przyniesione dla
Matta, potem przekonywały go, żeby cokolwiek zjadł.
Wypił trochę soku i zabrał się za bułkę z opuszczoną głową.
- Spędziłem na posterunku całą noc- powiedział- Musiałem w kółko
powtarzać, co się stało.
- A co się stało?- zapytała niepewnie Bonnie.
Matt westchnął.
- Sam chciałbym wiedzieć. Po prostu widziałem kogoś ubranego na czarno,
kto uciekał od
Christophera. Chciałem go ścigać, ale Chris potrzebował mojej pomocy. A
potem umarł.
Próbowałem, ale nie mogłem nic zrobić- zmarszczył czoło, marszcząc brwi.
- Ale najdziwniejsze jest to- powiedział powoli- że choć widziałem jak ktoś
ucieka, policja
powiedziała, że Christopher został zaatakowany przez jakieś zwierzę. On był…
bardzo
poharatany.
Elena i Meredith wymieniły alarmujące spojrzenie.
- Wampir?- powiedziała Meredith- A może wilkołak?
- Zastanawiałem się nad tym- Matt przyznał- To ma sens.
Nawet nie zauważył, kiedy skończył jeść bułkę i Elena skorzystała z jego
nieuwagi, aby
wsunąć część owoców na jego talerz.
Bonnie objęła się ręką.
- Dlaczego?- zapytała- Dlaczego jest tak, że gdziekolwiek pójdziemy, dziwne,
straszne rzeczy
dzieją wokół nas? Myślałam, że kiedy wyjechaliśmy z Fell’s Chuch wszystko
będzie inaczej.
Nikt nie polemizował z nią. Przez chwilę siedzieli w ciszy i Bonnie poczuła się,
jakby zebrali

background image

się razem po to, żeby chronić się przed czymś zimnym i strasznym.
Wreszcie, Meredith sięgnęła po pomarańczę i zaczęła ją kroić na talerzu
Matta.
- Pierwszą rzeczą, którą musimy zrobić, to zbadać tą sprawę i próbować
dowiedzieć się, czy
te ataki i zaginięcia są nadprzyrodzone- żuła w zamyśleniu- Nienawidzę tego
mówić, ale
powinniśmy włączyć Damona do tej sprawy. Jest dobry w tego typu
rzeczach. I Stefan też
powinien wiedzieć, co się dzieje- spojrzała na Elenę, jej głos złagodniał-
Porozmawiam z
nimi, okay, Eleno?
Elena wzruszył ramionami. Bonnie mogłaby powiedzieć, ze starała się ukryć
uczucia, ale jej
usta drżały.
- Oczywiście- powiedziała po chwili- Jestem pewna, że oni obaj sprawdzą to
tak, czy inaczej.
Wiesz jacy są przewrażliwieni.
- Nie bez powodu- powiedziała Meredith sucho.
Oczy Matta były mokre.
- Cokolwiek się zdarzy, przyrzeknijcie mi coś- powiedział- Proszę , bądźcie
ostrożne… Nie
mogę- nie straćmy nikogo więcej, okay?
Bonnie przysunęła się bliżej niego, kładąc swoją dłoń na jego dłoni. Meredith
sięgnęła i
położyła swoją dłoń na obu ich, a Elena dołączyła do nich, kładąc swoją na
samej górze
„stosu”.
- Będziemy dbać o siebie nawzajem- powiedziała Elena.
- Ślubowanie- powiedziała Bonnie próbując się uśmiechnąć- Będziemy
zawsze uważać na
siebie nawzajem. Będziemy upewniać się, że każdy jest bezpieczny.
W chwili, kiedy szeptali zgodnie obietnicę, była pewna, że tak właśnie będzie.
Meredith obróciła się i zrobiła krok do przodu, kołysząc swoim kijem do
przodu, żeby
uderzyć w zabezpieczone ochraniaczami kolana Samanthy.
Samantha uniknęła ciosu, a następnie dźgnęła własnym kijem w kierunku
głowy Meredith.
Meredith zablokowała cios, potem trafiła kijem w klatkę piersiową Samanthy.
Samantha
zatoczyła się do tyłu i straciła grunt pod nogami.

background image

- Wow", powiedziała, pocierając obojczyk i patrząc na Meredith z mieszaniną
niechęci i
uznania.
- To boli, nawet z wyściółką. Nigdy wcześniej nie trenowałam z kimś tak silnym.
- Och, cóż- powiedziała Meredith skromnie, czując niedorzeczne
zadowolenie- Ja dużo

ć

wiczę.

- Aha- powiedziala Samantha, spoglądając na nią- Zróbmy sobie przerwę.
Opadła na matę, a Meredith z kijem bujającym się w jednej ręce, usiadła
obok niej.
To nie była jej włócznie, oczywiście, nie jej sprzęt do polowania. Nie mogła
przynieść swojej
broni na siłownię- zbyt jednoznacznie wyglądała jak zabójcza broń. Ale była
zachwycona,
kiedy dowiedziała się, że Samantha umie walczyć czterometrowym kijem i
robi to dobrze.
Samantha była szybka, inteligentna i silna- jeden z najlepszych sparing
partnerów, jakich
kiedykolwiek miała. Walcząc, Meredith była w stanie zapomnieć na chwilę o
uczuciu
bezbronności, jakie ogarnęło ją w pokoju Matta dziś rano. Było coś tak
patetycznego w
widoku tych wszystkich rzeczy Christophera, które czekały gotowe, żeby ich
użył, a on już
przecież nie wróci. Miał na biurku jedną tych dziwacznych podróbek ogrodu
Zen, za to z
porządnie zadbanym piaskiem. Może po prostu dzień wcześniej, Christopher
trzymał w ręku
małe grabki i wygładził piasek, a teraz już nie może niczego dotknąć.
I to była jej wina. Meredith ścisnęła swój kij, aż jej kłykcie zbielały. Powinna to
zaakceptować. Jeśli miała moc bycia potężną siłą przeciw ciemności,
myśliwym i pogromcom
potworów, miała też obowiązki. Wszystko, co dotarło i zabiło kogoś na jej
terytorium było
jej porażką i wstydem. Powinna pracować ciężej. Ćwiczyć więcej,
patrolować kampus,
czuwać nad bezpieczeństwem ludzi.
- Czy wszystko w porządku?- głos Samanthy przerwał myśli Meredith.
Zaskoczona, Meredith
zobaczyła Samanthę patrzącą na nią, stojącą z zaciśniętymi zebami i
pięściami, szerokimi,

background image

uroczystymi, ciemnymi oczami.
- Nie do końca- powiedział Meredith sucho. Czuła że musiała wytłumaczyć
swoją srogość.
- Słyszałaś tym, co się stało ostatniej nocy, o tym, że zginął chłopak?
Samantha powoli skinęła głową, jej uczucia były nieczytelne.
- Więc, on był współlokatorem mojego dobrego przyjaciela. A ja byłam z
moim przyjacielem
dzisiaj, starając się mu pomóc. To było…przykre.
Twarz Samanthy wydawała się twardnieć, a ona podniosła się z kolan.
- Słuchaj, Meredith- powiedziała- Obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy.
Nie ma mojej
zmianie.
- Na Twojej zmianie?- Meredith zapytała łagodnie. Nagle jej oddech stał się
ciężki.
- Mam pewne zobowiązania- powiedziała Samanta. Rzuciła spojrzenie na jej
ręce- Mam
zamiar złapać tego mordercę.
- To trudne zadanie- powiedziała Meredith. Czy to było niemożliwe?
Ale Samantha była naprawdę dobrym zawodnikiem, i co miała
powiedzieć… Dlaczego ona
myśli, że jest odpowiedzialna za powstrzymanie zabójcy?
- Dlaczego myślisz, że możesz to zrobić?- zapytała.
- Wiem, że trudno w to uwierzyć, a ja nie powinnam o tym mówić, ale
potrzebuję Twojej
pomocy- Samanta patrzyła prosto w oczy, z wibrującą powagą.
- Jestem łowcą. I jestem przeznaczona do… Mam posłannictwo. Cała moja
rodzina od
pokoleń walczyła przeciw złu. Jestem ostatnią z nas. Moi rodzice zostali zabici,
gdy miałam
trzynaście lat.
Meredith dyszała, w szoku, ale Samantha potrząsnęła głową gwałtownie,
odrzucając
współczucie Meredith.
- Nie zdążyli do końca mnie wyszkolić- kontynuowała- I potrzebuję Cię, żebyś
pomogła mi
być lepszą, szybszą. Nie jestem wystarczająco silna, jeszcze.
Meredith spojrzała na nią.
- Proszę, Meredith- powiedziała Samantha- Wiem, że to brzmi jak szaleństwo,
ale to prawda.
Ludzie są zdani na mnie.
Meredith nie mogła się powstrzymać i zaczęła się śmiać.

background image

- To nie żart- powiedziała Samanta, przestępując z nogi na nogę z
zaciśniętymi pięściami- To
jest… Nie powinnam była nic mówić- ruszyła w kierunku drzwi z
wyprostowanymi plecami,
jak u żołnierza.
- Samanta, czekaj- powiedziała Meredith.
Samantha odwróciła się ku niej z furią na twarzy. Meredith oddychała szybko i
próbowała
rozpaczliwie sobie coś przypomnieć, coś, czego nauczyła się, jako dziecko,
ale nigdy nie
miała okazji wykorzystać. Wyginając małe palce, przygotowała swoje kciuki,

ż

eby zrobić

trójkąt, tajemny znak powitania łowców.
Samantha tylko na nią patrzyła podbladła. Meredith zastanawiał się, czy
pamiętała znak
poprawnie. Czy rodzina Samanty w ogóle ją tego nauczyła? Meridith
wiedziała, że to była
inna rodzina niż jej, ale ona nigdy nie poznała nikogo z nich wcześniej. Jej
rodzice opuścili
społeczność łowców, zanim się urodziła.
Potem Samantha poruszając się tak szybko, jak robiła to podczas treningu,
stanęła przed nią

ś

ciskając jej ramiona.

- Naprawdę?- powiedziała Samantha- Mówisz poważnie?
Meredith skinęła głową i Samantha zarzuciła swoje ramiona wokół niej,
chwytając ją mocno.
Jej serce biło tak mocno, że Meredith mogła je poczuć. Meredith
początkowo sztywna- nie
była typem wylewnym, mimo że od lat były najlepszymi przyjaciółkami z
szalenie wrażliwą
Bonnie- ale potem złagodniała w uścisku, czując szczupłe ciało Samanty w
ramionach, tak jak
jej własne. Miała przedziwne uczucie zażyłości, jakby straciła, a potem z
powrotem w końcu
odnalazła swoją rodzinę. Meredith wiedziała, że nigdy nie mogła w ten
sposób o nikim
powiedzieć i czuła się trochę, jakby zdradzała Elenę i Bonnie tylko przez samo
myślenie w
ten sposób, ale nie mogła na to nic poradzić.
Samantha odsunęła się uśmiechnięta i zapłakana, wycierając oczy i nos.
- To głupie- powiedziała- ale to jest najlepsza rzecz, jaka mi się przydarzyła.

background image

- Razem możemy to pokonać- posłała histeryczne spojrzenie Meredith
ogromnymi,
błyszczącymi oczami.
- Czuję się jakbym zdobyła nowego najlepszego przyjaciela- powiedziała.
- Tak- powiedziała Meredith nie płacząc, nie śmiejąc się, chłodno, ale w

ś

rodku czuła

szczęście- Tak, myślę że masz rację.

ROZDZIAŁ 14
Matt pochylił nieszczęśliwie ramiona. Przyszedł na spotkanie rekrutów, bo nie
chciał być sam
w pokoju, ale teraz jednak wolałby być sam. Unikał Eleny, Meredith i Bonnie-
to nie była ich
wina, ale tak wiele przemocy działo się wokół nich w minionym roku, tyle

ś

mierci. Pomyślał,

ż

e może lepiej będzie pobyć z innymi ludźmi, ludźmi, którzy nie widzieli, ile

ciemności jest
na tym świeci, ale się mylił.
Czuł się prawie, jakby był spowity jakimś bąbelkowym, gęstym, mętnym
szalem. Patrzył i
słyszał innych rekrutów, ale czuł się wyobcowany; wszystko wydawało się
stłumione i słabe.
Czuł się, że gdyby usunął tą warstwę ochronną, mógłby się rozpaść.
Kiedy tak stał w tłumie rekrutów, podeszła do niego Chloe i stanęła obok
niego, dotykając
uspokajająco jego ramienia swoją małą, silną ręką. Pojawiła się luka w
bąbelkowym szalu i
mógł naprawdę poczuć jej obecność. Położył swoją dłoń na jej dłoni i ścisnął
z
wdzięcznością.
Spotkanie odbywało się w podziemnym, drewnianym pomieszczeniu, w
którym spotkali się
po raz pierwszy. Ethan zapewnił ich, że to tylko jedna z wielu tajnych kryjówek,
inne zostaną
ujawnione tylko zaprzysiężonym członkom bractwa.
Matt odkrył już, że nawet ten pokój miał kilka wejść: jedno w starym domu na
obrzeżach
kampusu, którym wprowadzili ich tutaj pierwszego dnia, następne w szopie w
pobliżu boiska,
a kolejne w piwnicy biblioteki.

background image

Podziemia kampusu musiały wyglądać jak plaster miodu, skoro był tam cały
system tuneli,
które kończyły się w jednym miejscu, pomyślał, wyobrażając sobie studentów
spacerujących
na słońcu ogrzewającym trawę, i niekończące się ciemne tunele pod nimi.
Ethan mówił, a Matt wiedział, że zwykle chłonąłby każde jego słowo. Dziś
jednak głos
Ethana spływał po nim, a Matt skierował wzrok na czarno odziane,
zamaskowane postaci
członków Vitale, którzy chodzili po pomieszczeniu za Etanem. Tępo
zastanawiał się nad
nimi, nad tym, że maski dobrze ukrywały ich twarze i że nie był pewien, czy
kiedykolwiek
rozpoznałby ich na terenie kampusu. Któregokolwiek z nich oprócz Ethana,
oczywiście. Matt
zastanawiał się ciekawie, co sprawiło, że ten przywódca był zwolniony z
zasłaniania twarzy.
Podobnie jak w tunele pod kampusem, anonimowości Vitales była nieco
niepokojąca.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się, a rekruci zaczęli opuszczać
pomieszczenie. Kilkoro z
nich poklepało Matta po plecach lub mruknęło słowa współczucia, a on
poczuł ciepło, gdy
uświadomił sobie, że troszczyli się o niego, jakby stali się przyjaciółmi po tym,
jak
wykonywali razem te głupie czasem zadania.
- Poczekaj chwilę, Matt- Etan pojawił się obok niego nagle.
Na spojrzenie Ethana, Chloe ścisnęła rękę Matta ponownie i odeszła.
- Do zobaczenia później- szepnęła. Matt patrzył, jak przeszła przez salę i
wyszła za drzwi, jej
włosy podskakiwały na karku.
Kiedy spojrzał na Ethana, tamten był przechylony na bok, jego złoto-brązowe
oczy uważne.
- Dobrze widzieć Ciebie i Chloe tak blisko- Etan oświadczył, i Matt wzruszył
niezręcznie
ramionami.
- Tak, cóż…- powiedział.
- Wiesz, że członkowie Vitale są tymi, którzy zrozumieją Cię najlepiej-
powiedział Etan-
Tymi, którzy będą przy Tobie przez cały College i przez resztę Twojego życia-
uśmiechnął

background image

się- Przynajmniej, tak się stało ze mną. Przyglądałem Ci się, Matt.
Matt zesztywniał. Coś w Etanie przecięło bąbelkowy szal uczuć, ale nie w tak
delikatny
sposób, jak zrobiła to Chloe. Teraz Matt czuł się zagrożony, zamiast chroniony.
Być może
ostrość jego wzroku, lub sposób, w jaki Etan zawsze przemawiał powodował,

ż

e mocno

wierzył w to co mówił.
- Tak?- powiedział ostrożnie Matt.
Ethan uśmiechnął się.
- Nie patrz tak paranoidalnie. To dobra rzecz. Każdy rekrut Vitale jest
wyjątkowy, dlatego są
oni wybrani, ale co roku jest jeden, który jest jeszcze bardziej wyjątkowy, który
jest liderem
wśród liderów. Widzę, że w tej grupie, to Ty, Matt.
Matt odchrząknął.
- Naprawdę?- powiedział, schlebiało mu to i nie wiedział zupełnie, co
powiedzieć. Nikt nigdy
wcześniej nie nazwał go liderem.
- W tym roku mam wielkie plany co do Bractwa Vitale - powiedział Etan, a
jego oczy
błyszczały.- Zamierzam przejść do historii. Mam zamiar być bardziej aktywny,
niż to do tej
pory było. Nasza przyszłość jest jasna.
Matt uśmiechnął się półgębkiem i skinął głową. Kiedy Etan mówił tym swoim
ciepłym i
przekonującym głosem, ze złotymi oczami utkwionymi w Macie, Matt mógł
też zobaczyć tę
przyszłość. Vitale rządzące nie tylko w kampusie, ale pewnego dnia, na
całym świecie. Matt
sam zostanie zmieniony ze zwykłego faceta- zawsze był kimś przekonującym,
o jasnym
spojrzeniu- w lidera liderów, jak powiedział Etan. Mógł sobie to wyobrazić.
- Chcę, żebyś był tutaj moją prawą ręką, Matt- powiedział Etan- Możesz mi
pomóc
zrealizować moje plany.
Matt skinął głową ponownie i, pod spojrzeniem Ethana, poczuł przypływ
dumy, pierwszą
dobrą rzecz, jaką czuł po śmierci Chrisa. Mógł prowadzić Vitale, stojąc u boku
Ethana.
Wszystko byłoby lepsze. Droga ku przyszłości była jasna.

background image

„Rzeczywiście, Keynes zakładał, że aktywność gospodarcza była określana
przez
zagregowany popyt.”
Po raz piętnasty w ciągu pół godziny, Stefan przeczytał zdanie, nie mogąc
pojąć jego sensu.
To wszystko po prostu wydawało się być bez sensu. Starał się odwrócić swoją
uwagę od
morderstw w kampusie, ale to tylko uczyniło go bardziej niespokojnym, bo nie
mógł być u
boku Eleny, pilnując, żeby była bezpieczna. Zamknął książkę i ukrył głowę w
swoich
dłoniach. Bez Eleny, co on tu robi? Poszedłby za nią wszędzie. Była tak
piękna, że bolało go
czasami patrzenie na nią, jak boli gapienie się w słońce. Ona jaśniała. jak
słońce ze swoimi
złotymi włosami i lapis lazuli oczami, jej delikatną kremową skórą, która
wyglądała, jakby
była delikatne muśnięta różem. Ale było w niej coś więcej niż jej uroda. Sama
jej uroda nie
trzymałaby go przy niej tak długo. W rzeczywistości, jej podobieństwo do
Katharine trochę
go zniechęcało. Ale pod jej chłodnym zewnętrznym pięknem był błyskotliwy
umysł, który
wciąż pracował nad tworzeniem planów i nasłuchiwał, czy nie ma potrzeby
ostro chronić
osób, które kochała.
Stefan spędził całe wieki szukając czegoś, co pozwoliłoby mu znów poczuć
się żywym i
nigdy nie czuł się pewny niczego tak bardzo, jak Eleny. Ona była tą jedyną.
Dlaczego ona też nie mogła być pewna jego? Bez względu na to, co Elena
powiedziała o tym,

ż

e Stefan był tym jedynym dla niej, faktem pozostaje, że tylko dwie

dziewczyny kochał w
swoim długim, długim życiu i kochał je nie tylko Stefan, ale też i jego brat.
Stefan zamknął oczy i przetarł grzbiet nosa palcami, potem odsunął się od
biurka. Może był
głodny. Po kilku szybkich krokach, które wykonał po swoim białym,
malowanym
pomieszczeniu, w którym były pomieszane jego eleganckie rzeczy i tanie
meble szkolne,

background image

wyszedł na balkon. Na zewnątrz noc pachniała jaśminem i spalinami. Stefan
wysłał swoje
nitki mocy w noc, szukając, czując… coś… tam. Maleńki umysł przyspieszył w
odpowiedzi
na jego umysł. Jego słuch, ostrzejszy niż człowieka, wyłapał słabe skomlenie i
mały, futrzany
nietoperz wylądował na balustradzie balkonu, przywołany przez jego moc.
Stefan podniósł
go, trzymając w górze, starając się łagodnie przejąć władzę nad umysłem
nietoperza i spojrzał
na jego małą zaalarmowaną lisią twarz.
Stefan spuścił głowę i pił uważając, żeby nie wypić zbyt wiele z małego
potwora. Skrzywił
się od smaku, a potem uwolniony nietoperz zatrzepotał niepewnie trochę
oszołomiony,
następnie przyspieszył i zniknął w ciemności nocy.
Nie był strasznie głodny, ale krew oczyściła jego umysł. Elena była taka
młoda. Musiał o tym
pamiętać. Była jeszcze młodsza niż kiedy on stał się wampirem i
potrzebowała czasu, aby
doświadczyć życia, zanim jej ścieżka doprowadzi ją z powrotem do Stefana.
Mógł poczekać.
Miał mnóstwo czasu. Ale brakowało mu jej tak bardzo. Zbierając siły, skoczył z
balkonu i
wylądował lekko na ziemi. Dotarło do niego, że ścielił się tam kwiecisty
dywan, kiedy poczuł
płatki miękkie jak jedwab. Stokrotki, świeże i niewinne. Zerwał je i poszedł z
powrotem do
akademika, tym razem wykorzystując wejście do domu.
Przed drzwiami Eleny, zawahał się. Słyszał lekkie dźwięki kiedy poruszała się,
czuł jej
charakterystyczny, odurzający zapach. Była sama, a on miał ochotę po
prostu zapukać. Może
za nim tęskniła, tak jak on bardzo tęsknił za nią. Czy, jeśli zostaną sami, ona
zatopi się w jego
ramionach, pomimo swego postanowienia?
Stefan potrząsnął głową, zacisnął mocno usta. Musiał uszanować życzenie
Eleny. Jeśli
potrzebuje czasu, by pobyć sama, powinien jej go dać. Patrząc na białe
stokrotki, powoli

background image

ułożył je na klamce drzwi Eleny. Znajdzie kwiaty i będzie wiedziała, że są od
niego. Chciał,

ż

eby wiedziała, że on może na nią czekać, jeśli to jest to, czego ona

potrzebuje, ale też, że
zawsze o niej myśli.

ROZDZIAŁ 15
Kiedy skierowała się do drzwi swojego pokoju, Elena pogrzebała w torebce,
sprawdzając jej
zawartość: portfel, klucze, telefon, błyszczyk, eyeliner, szczotka do włosów,
identyfikator.
Kiedy machnęła otwartymi drzwiami, coś spadło na ziemię. To były idealne,
białe stokrotki.
Elena schyliła się i podniosła je. Obracając je w dłoni, poczuła nagły, ostry
ból w klatce
piersiowej.
Boże, tęsknię za Stefanem. Nie miała wątpliwości, stokrotki były od niego. To
było tak,
jakby chciał jej dać znać, że myślał o niej podczas, gdy wciąż szanował jej
przestrzeń. Ból w
klatce piersiowej powoli zastępowało słodkie, świecące uczucie. To
wydawało się tak głupie i
sztuczne, że musiała unikać rozmów ze Stefanem. Kochała go. A poza tym,
był jednym z jej
najlepszych przyjaciół.
Elena wyciągnął swój telefon, żeby do niego zadzwonić. A potem stanęła.
Biorąc głęboki
oddech, włożyła telefon z powrotem do torebki. Jeśli z nim porozmawia,
będzie chciała się z
nim zobaczyć. Jeśli go zobaczy, będzie chciała go dotknąć. Jeśli dotknie go,
to wszystko się
skończy. Powinna najpierw odnaleźć siebie uwikłaną w tę miłość. A potem
zobaczy ciemne
niezgłębione oczy Damona, będzie w nie patrzeć i czuć pociąg do niego. A
potem bracia
spojrzą na siebie i miłość, ból i wściekłość przejdą po ich twarzach i wszystko
zacznie się od
nowa. A od czasu, kiedy ich nie widuje, Elena czuła w sobie spokój.
Nie była szczęśliwa, dokładnie, to było, jakby była pokryta siniakami, a jeśli
nie będzie

background image

ostrożna, ból zaleje ją, kiedy będzie rozpamiętywała to, co zrobiła. Ale
również czuła się,
jakby wstrzymywała oddech przez kilka tygodni, a teraz była na wydechu.
Wiedziała, że
Stefan będzie czekał na nią, kiedy będzie gotowa zmierzyć się z nim
ponownie. Czy nie to
właśnie mówią stokrotki? Schowała kwiaty do torebki i ruszyła w dół korytarza,
jej obcasy
stukały głośno.
Elena wychodziła z przyjaciółmi, szła się bawić, a nie myśleć o Stefanie, czy
Damonie, czy
nawet o zaginięciach lub śmierci Christophera. Elena westchnęła pod
ciężarem tego
wszystkiego. Przez kilka dni byli w żałobie i jej przyjaciele potrzebowali teraz
powrócić do
normalnego życia. Oni zasłużyli na wieczór wolności. Potrzebowali
przypomnieć sobie, o co
walczą.
- Tam jest- Elena usłyszała głos Bonnie, kiedy weszła przez zatłoczony bar.
- Elena! Tutaj!
Bonnie, Meredith i dziewczyna, której Elena nie znała, siedziały przy małym
stoliku obok
parkietu. Poprosiły Matta, żeby z nimi wyszedł, ale on powiedział, że musi się
uczyć. Mimo
uprzejmości na jego twarzy, wiedziały, że nie był jeszcze gotowy i że
potrzebuje trochę
czasu, żeby pobyć sam.
Meredith, pełna wdzięku i zrelaksowana, posłała Elenie miły pozdrawiający
uśmiech i
przedstawiła swoją przyjaciółkę Samanthę. Samantha była chuda, o jasnych
oczach, i czujna.
Zdawało się, jakby rozpierała ją energia, bujała się z boku na bok, jakby stała
na czatach.
Bonnie była dziś wyluzowana i zaczęła mówić, jak tylko Elena podeszła do
stolika. Bonnie
była odważna, pomyślała Elena. Śmierć Christophera zszokowała ją, a ona
martwiła się o
Matta jak każda z nich, ale wysunęła podbródek i uśmiechała się i
plotkowała i próbowała
przejść do normalności tak ciężko, jak tylko mogła, bo zdecydowała, że
właśnie dziś będzie

background image

początek nowego życia.
- Mam dla Ciebie colę- powiedziała Bonnie.
- Wiesz co?- zatrzymała się dramatycznie- Zadzwoniłam do Zandera, a on
powiedział, że
zdecydowanie spróbuje przyjść tutaj dzisiaj. Nie mogę się doczekać, kiedy go
poznacie.
Bonnie praktycznie podskakiwała na swoim krześle z podniecenia, rzucając
czerwonymi
lokami dookoła.
- Kto to jest Zandar?- zapytała Samantha niewinnie.
Meredith rzuciła Elenie przebiegłe spojrzenie.
- Wiesz, nie jestem pewna- powiedziała z udawanym zmieszaniem- Bonnie,
powiedz nam o
nim.
- Tak- Elena dodała uśmiechając się- Nie uważasz, że nie wspomniałaś o nim
wszystkim?
- Zamknij się- Bonnie powiedziała uprzejmie i, pochylając się nad stołem do
Samanthy,
zaczęła wychwalać wszystkie cnoty Zandara, swojej nowej publiczności.
Elena pozwoliła swojemu umysłowi odpłynąć. Słuchała o wszystkim, noc w
noc w ich
akademiku: o oczach Zandara, o uśmiechu Zandara, o wstydliwym uroku
Zandara, o bardzo
gorącym ciele Zandara (słowa Bonnie). Jak Zander i Bonnie uczyli się razem
schowani
w rogu biblioteki i Zander przyniósł Bonnie potajemnie przekąski mimo, że to
było zupełnie
sprzeczne z zasadami biblioteki. Sposób, w jaki rozmawiali przez telefon każdej
nocy, długie
aksamitne przerwy, kiedy wydawało się, że Zander był na krawędzi szeptu,
coś intymnego,
coś, czego nikt poza Bonnie nie mógł wiedzieć, a potem opowiadał jej jakiś

ż

art, wywołując u

Bonnie szalony śmiech.
Było coś słodkiego w zakochanej Bonnie. Elena naprawdę miała nadzieję, że
ten facet był jej
wart.
- On nie pocałował mnie jeszcze- Bonnie dodała z szeroko otwartymi oczami-
Ale mam
nadzieję, że wkrótce to zrobi.

background image

- Pierwszy pocałunek- powiedziała Samanta i poruszyła brwiami- Być może
dziś wieczorem?
Bonnie tylko zachichotał w odpowiedzi.
Ból w klatce piersiowej Eleny pojawił się ponownie, a ona przycisnęła rękę do
mostka.
Podczas jej pierwszego pocałunku ze Stefanem, świat zniknął daleko i było
tylko ich dwoje,
ich usta i dotykające się dusze. Wszystko wydawało się wtedy tak proste.
Wzięła głęboki
oddech i powstrzymała łzy. Nie będzie dziś tego rozpamiętywała; będzie po
prostu miło
spędzać czas z przyjaciółmi. Zorientowała się, że obecność Samanthy jej w
tym pomoże.
Gdyby Elena byłaby tylko z Meredith i Bonnie, skończyłoby się to dyskusją na
temat
morderstwa Christophera i zaginięć na terenie kampusu, obsesyjnym
roztrząsaniu znanych
faktów i teoretyzowaniu na temat wszystkich pozostałych faktów, których nie
znały. Ale przy
Samancie musiały trzymać się zwyczajnych tematów.
Bonnie jakoś zeszła z tematu wspaniałego Zandara na temat czytania z dłoni.
- Spójrz- powiedziała do Samanthy- Widzisz tą linię, która przecina Twoją dłoń
w dół przez
trzy inne linie? To linia przeznaczenia, nie każdy ją ma.
- Co to znaczy?- powiedziała Samantha, patrząc na jej własną dłoń z wielkim
zainteresowaniem.
- Cóż- powiedziała Bonnie marszcząc czoło- To kierunek zmian losu- widzisz
tutaj?- to
oznacza, że Twoje przeznaczenie zmieni się z powodu siły zewnętrznej,
wpływającej na
Ciebie.
- Hmm- powiedziała Samanta- A co z miłością? Spotkam kogoś
niesamowitego dziś
wieczorem?
- Nie- powiedziała Bonnie powoli, a jej głos się zmienił, przybierają płaski,
prawie
metaliczny wydźwięk. Elena szybko spojrzała na Bonnie i zauważyła, że

ź

renice Bonnie były

rozszerzone, oczy patrzące z dala od dłoni Samanthy, gdzieś w przestrzeń- Nie
dziś. Ale jest
ktoś, kto czeka na Ciebie, kto zmieni wszystko. Poznasz go niedługo.

background image

- "Bonnie- Meredith powiedziała ostro- Dobrze się czujesz?
Bonnie zamrugała, a jej oczy powróciły do rzeczywistości.
- Oczywiście- powiedziała, jakby się nad czymś zastanawiała- Co masz na
myśli?
Elena i Meredith wymieniły spojrzenia- czy Bonnie miała wizję? Zanim zdążyły
ją o to
zapytać, przy ich stole pojawiła się grupa roześmianych, krzyczących i
przeklinających
facetów. Elena skrzywiła się na ich widok.
- Cześć przepiękna- powiedział jeden z nich, wpatrując się w Elenę-
Zatańczymy?
Elena zaczęła trząść głową, ale inny z chłopaków wskoczył na siedzenie obok
Bonnie i objął
ją ramieniem.
- Hej- powiedział- Tęskniłaś za mną?
- Zandar!- zawołała Bonnie z zaróżowionymi policzkami.
Więc to był Zandar, pomyślała Elena i obserwowała ukradkiem jego, jak i
jego bardzo
rozbawionych, robiących ogromny hałas podczas przeciągania krzeseł i
siadających koło
dziewczyn, trzech przyjaciół.
Zandar był przystojny, pewnie, musiała to przyznać. Blade blond włosy i
piękny uśmiech.
Nie podobał jej się sposób, w jaki przyciągną Bonnie do siebie, obracając jej
głowę w swoją
stronę, jak jego ręce poruszały się niespokojnie po jej plecach nawet, kiedy
mówił coś nad jej
głową do swoich przyjaciół. Wyglądał wtedy na zaborczego faceta, który
nawet jej jeszcze
nie pocałował.
Elena spojrzała na Meredith, żeby sprawdzić, czy myślała tak samo. Meredith
słuchała jednak
z rozbawionym uśmiechem faceta obok niej- Marcusa, bo tak miał na imię-
przyjaciela
Zandara, o włochatych brązowych włosach.
- Szkło- powiedział zwięźle inny przyjaciel Zandara stawiając tacę pełną
kieliszków-
Zagramy w ćwiartki.
Bonnie zachichotała.
- Nie wszystkim tutaj się one przydadzą. Jesteśmy niepełnoletnie.
Facet uśmiechnął się.

background image

- Wszystko w porządku. Ja za nie zapłaciłem, a nie Ty.
- Zatańczymy?- Spencer, który poprosił Elenę kilka minut wcześniej, powtórzył,
prosząc tym
razem Samanthę.
- Jasne!- powiedziała i skoczyła na nogi, po czym oboje szybko zniknęli w
tłumie na
parkiecie.
- Boże, jaki byłem pijany ostatniej nocy- powiedział Jared, facet obok Elena,
przechylając się na dwóch nogach swego krzesła patrząc na nią wesoło.
Jego przyjaciel, sidzący po drugiej jego stronie, popatrzył na niego chwilę, po
czym wylał
zawartość kieliszka na jego kolana.
- Hej!- w jednej chwili byli na nogach i patrzyli na siebie nawzajem- facet,
który wylał drinka

ś

miejąc się, a Jared wściekły, czerwony na twarzy.

- Przestańcie, chłopaki- powiedział Zandar- Nie chcę, żeby stąd też nas
wyrzucili.
„Też?” Elena uniosła brwi. Ten facet i jego przyjaciele byli zdecydowanie zbyt
dzicy dla
niewinnej, małej Bonnie.
Elena znowu porozumiewawczo spojrzała na Meredith, ale ona wciąż była
pogrążona w

ś

wiecie zapalonego sportowca, który właśnie dawał jej wykład na temat

najlepszych
sposobów trenowania siłowego sztuk walki.
Bonnie piszczała ze śmiechu, bo udało jej się trafić monetą do jednego z
kieliszków. Wszyscy
faceci się cieszyli.
- I co teraz?- powiedziała z błyszczącymi oczami łapiąc oddech. – Teraz
wybierasz kogoś, kto
będzie pił- powiedział facet, który przyniósł drinki.
- Zandar, oczywiście- powiedziała Bonnie, a Zandar posłał jej długi, powolny
uśmiech i
nawet Elena musiała przyznać, że był olśniewający. Wypił, a potem mrugnął
do niej, a ona
znów się śmiała.
Bonnie wyglądała…na naprawdę szczęśliwą. Elena nie pamiętała, kiedy
ostatni raz widziała
ją tak śmiejącą się. To musiało być jakiś rok temu, przed tym szaleństwem,
które rozpętało się
w Fell ’s Chuch.

background image

Elena westchnęła i rozejrzała się po stole. Ci faceci byli chuliganami-
szarpiącymi się
i popychającymi się nawzajem- ale byli przyjaźni. I to mieli być ludzie,
reprezentujący
College? Jeśli jednak to miało uczynić Bonnie szczęśliwą, Elena powinna
przynajmniej
postarać się ich tolerować.
Samantha i Spencer wrócili do stołu, oboje się śmiejąc, a Samantha opadła
w swoje krzesło.
- Nigdy więcej- powiedziała podnosząc ręce w obronnym geście- Potrzebuję
wody. Jesteś
szalony, wiesz?
- Może teraz Ty pójdziesz ze mną zatańczyć?- Spencer powiedział błagalnie
do Eleny, z
szeroko otwartymi, dużymi, brązowymi, psimi oczami.
- On będzie próbował Cię podnosić- ostrzegła Samanta- I kręcić Tobą, Ale
nie martw się, ja w

ż

adnym wypadku nie wrócę na parkiet.

- Bardzo proszę?- Spencer mówił, robiąc przy tym jeszcze bardziej żałosną
minę.
Bonnie zaśmiał się triumfalnie, kiedy znów trafiła monetą do szklanki.
Taniec z grupą przyjaciół nie był zdradą, pomyślała Elena. Poza tym, była
teraz singlem. W
pewnym sensie, w każdym razie. Ona powinna cieszyć się College’em,
korzystać z życia. Czy
to nie było właśnie zamierzeniem tego wieczoru? Wzruszyła ramionami.
- Jasne, czemu nie?

ROZDZIAŁ 16
Kiedy Stefan znów poszedł do pokoju Eleny, stokrotki zniknęły, a subtelny
zapach jej
cytrusowego szamponu czuć było na korytarzu. Bez wątpienia wyszła z
Meredith i Bonnie i
mógł być pewien, że z Meredirh będzie bezpieczna.
Zastanowił się, co będzie, jeśli Damon obserwował je i zbliży się do Eleny.
Gorzka nić
zazdrości rozwinęła się w żołądku Stefana. Tak ciężko jest czasem być
dobrym, kimś, kto
przestrzega zasad, podczas, gdy Damon robił, cokolwiek tylko chciał.
Oparł się plecami o drzwi pokoju Eleny. Na korytarzu było okno i kiedy
popatrzył na zimny

background image

sierp księżyca, który żeglował wysoko po niebie, pomyślał o swoim cichym
pokoju, o
książkach do ekonomii i filozofii, które tam na niego czekały.
Nie. Nie miał zamiaru tam wracać. Nie mógł być z Eleną. ale nie musiał być
samotny. Na
zewnątrz było zimne powietrze, po raz pierwszy, od kiedy zaczęła się szkoła;
duszne gorące
lato Wirginii ostatecznie ustąpiło jesieni. Stefan skulił ramiona i wetknął ręce w
kieszenie
dżinsów. Nie bardzo wiedząc, dokąd idzie, wyszedł z kampusu. Przyszedł mu
na myśl
niejasny pomysł zapolowania w lesie, ale nie był głodny, jedynie niespokojny i
zawrócił ze

ś

cieżki, która tam właśnie prowadziła. Zamiast tego, powędrował ulicami

miasteczka wokół
uczelni.
Nie było tam zbyt wiele do zrobienia. Było kilka barów tanecznych z
dzieciakami z college’u
i kilka restauracji, już zamkniętych. Stefan nie wyobrażał sobie, że wciśnie się
teraz do
dusznego i zatłoczonego baru. Chciał być wśród ludzi, być może, ale nie
wśród tłumu, nie za
blisko, nie na tyle blisko, aby wyczuć krew pulsującą pod ich skórą. Kiedy był
nieszczęśliwy,
jak dzisiaj, czuł coś brutalnego i niebezpiecznego rodzącego się wewnątrz
niego, a on
wiedział, że musi uważać na potwora, który był wewnątrz niego. Zrezygnował
z wejścia do
innego budynku, wsłuchując się w miękki odgłos jego własnych kroków na
chodniku. Pod
koniec ulicy, słaby odgłos muzyki pochodził ze zniszczonego budynku, na
którym brzęczący
neon oznajmiał, że to „Bilard u Eddiego”.

Ż

aden z kilku samochodów na parkingu nie miał nalepki parkingowej

Dalcrest. Oczywiście to
był bar dla miejscowych, a nie studentów. Gdyby Stefan nie czuł tego
pieczenia, gniewnej
samotności wewnątrz siebie, nie wchodziłby tu. Wyglądał jak student- był
studentem- a to nie
wyglądało, jak miejsce, w którym studenci są mile widziani. Ale brzydkie
rzeczy w nim

background image

mieszały mu w głowie, że być może miał powód, żeby kogoś sprowokować i
zadać cios lub
dwa.
Wnętrze baru było dobrze oświetlone, ale obskurne, powietrze było tam gęste
i niebieskie od
dymu.
Stara rockowa piosenka leciała z szafy grającej, stojącej w rogu. Sześć stołów
bilardowych
stało po środku pomieszczenia, po bokach poustawiane były małe okrągłe
stoliki, a na samym
końcu był bar. Dwa stoły bilardowe i kilka okrągłych stolików zajęte były przez
miejscowych, którzy obrzucili go neutralnym wzrokiem. Odwrócił się.
Przy barze Stefan zobaczył znajome plecy, elegancką ciemną głowę. Mimo,

ż

e był pewny, że

Damon śledzi Elenę, nie był zaskoczony, że go tu zobaczył. Stefan miał
ograniczoną moc,
koncentrując się na własnej niedoli, ale zawsze był w stanie wyczuć swego
brata. Jeśli by
tylko o tym pomyślał, wiedziałby, że Damon tam będzie.
Damon, również nie był zaskoczony, odwrócił się i przechylił kieliszek do
Stefan z delikatnie
ironicznym uśmiechem. Stefan podszedł do niego.
- Cześć, braciszku- Damon powiedział cicho, kiedy Stefan usiadł- Nie
powinieneś się gdzieś
zaszyć i płakać nad stratą pięknej Eleny?
Stefan westchnął i opadł na stołek barowy. Opierając łokcie na barze, oparł
głowę na rękach.
Nagle był strasznie zmęczony.
- Nie rozmawiajmy o Elenie- poprosił- Nie chcę walczyć z Tobą, Damon.
- To nie walcz- klepiąc go po ramieniu, Damon wstał ze swojego siedzenia-
Zagrajmy w
bilard.
O życiu przez setki lat Stefan wiedział jedno- masz czas, żeby nauczyć się
robić dobrze
pewne rzeczy. Różne wersje bilarda towarzyszyły im od tak dawna, jak on i
Damon tylko
pamiętali, choć najbardziej lubił nowoczesną wersję, lubił zapach kredy i
skrzypienie
końcówki skóry na kiju. Myśli Damona wydawały się podążać w tym samym
kierunku.

background image

- Pamiętasz, jak byliśmy dziećmi i graliśmy w bilard na trawniku pałacu Ojca?-
zapytał kiedy
zgarnął bile.
- Pomyśl, to była całkiem inna gra- powiedział.
Mógł to sobie wyobrazić, jak we dwóch wygłupiali się podczas, gdy wszyscy
dorośli byli w

ś

rodku, popychali piłki na trawie w kierunku swoich celów ciężkimi

maczugami, grając w
grę, która była połączeniem nowoczesnego bilarda i krokieta.
W tamtych czasach, Damon był dziki, skłonny do walk ze statecznymi
chłopakami i nocami
grasował po ulicach, ale nie był jeszcze taki zły, jaki mógłby być w czasach,
kiedy wyrastali
na młodych mężczyzn. Przedtem pozwalał swemu uwielbianemu, bardziej
nieśmiałemu
młodszemu bratu podążać za sobą i mieć udział w swoich przygodach.
Elena miała rację co do jednego, przyznał. Lubił ponownie spotykać się z
Damonem, jak
bracia. Kiedy spostrzegł Damona przy barze, poczuł niewielkie światełko w
jego samotności,
kiedy miał go w pobliżu. Damon był jedyną osobą, która pamiętała go jako
dziecko, jedyną
osoba, która pamiętała go żywego.
Może mogliby być przyjaciółmi bez Katherine lub Eleny między nimi. Może coś
dobrego
mogłoby z tego wyjść. Bilard czy coś innego, Damon zawsze lubił grać. Był
lepszy od
Stefana, a po setkach lat praktyki, Stefanowi też nic nie brakowało. I dlatego
Stefan był
bardzo zaskoczony, kiedy Damon wybił bile, a one zaczęły wirować wesoło
po całym stole,
ale żadna nie trafiła do łuzy.
- Co jest?- zapytał przekrzywiając brwi na Damona, kiedy tamten pocierał
swój kij kredą.
- Obserwowałem tubylców- Damon powiedział cicho- Tu jest kilku gładkich
naciągaczy.
Chcę przyciągnąć ich uwagę. My naciągniemy ich dla odmiany. No dalej…-
Damon dodał
szybko, gdy Stefan zawahał się- To nic złego naciągnąć naciągaczy. To jak
kara śmierci dla
mordercy.

background image

- Twój moralny kompas jest poważnie wypaczony- Stefan odpalił, ale nie
mógł powstrzymać
się od śmiechu- Dwie bile w łuzie- dodał głośno. Uderzył i zatopił dwie bile
przed celowym
chybieniem i cofnął się żeby ustąpić teraz miejsca Damonowi. Udawali, że
grają całkiem
dobrze, ale nie bardzo dobrze, zachowując ostrożność, aby wyglądać jak
para zarozumiałych
dzieciaków z College’u, które potrafiły grać, ale nie były wyzwaniem dla
zawodowca.
Udawana frustracja Damona, kiedy nie trafiał, rozbawiła Stefana. Stefan już
zapomniał, jak
zabawnie było brać udział w intrygach Damona. Stefan wbił kilka bil i Damon
pokonany,
wyciągnął portfel pełen pieniędzy.
- Pokonałeś mnie- powiedział lekko pijanym głosem, który nie brzmiał
zupełnie jak jego
własny i wyciągnął dwudziestkę.
. Stefan spojrzał na niego.
„Weź ją” Damon skierował swoje myśli do Stefana.
Sposób, w jaki Damon ułożył szczękę przypomniał Stefanowi te czasy, kiedy
byli dziećmi
i Damon kłamał Ojcu na temat swoich niepowodzeń pewny, że Stefan go
poprze.
Damon ufał mu nawet się nad tym nie zastanawiając, uświadomił sobie
Stefan.
Stefan uśmiechnął się i wsunął dwudziestkę do tylnej kieszeni.
- Zagramy jeszcze raz?- zasugerował i też obniżył swój głos, żeby wydawał się
bardziej
młody, pijany, niż naprawdę był.
Zagrali ponownie, a Stefan oddał dwudziestkę z powrotem.
- Jeszcze raz?- spytał.
Damon zaczął rozbijać bile, a potem jego ręce zwolniły. Śmignął spojrzenie w
górę na
Stefana i z powrotem na bile.
- Słuchaj- powiedział, biorąc głęboki oddech- Przepraszam za to, co dzieje się
z Eleną.
Gdybym… - zawahał się- Nie mogę po prostu przestać czuć tego, co czuję
do niej, ale ja nie
chciałem, aby przez to, wszystko stało się trudniejsze dla Ciebie. Lub dla Niej.

background image

Stefan spojrzał na niego. Damon nigdy nie przepraszał. Czy mówił to
poważnie?
- Ja…dziękuję- powiedział.
Damon spojrzał obok niego i jego usta drgnęły nagle w jego przebiegłym,
promiennym
uśmiechu.
-Przynęta chwyciła- powiedział cicho.
I po serdecznych chwilach braci.
Dwóch facetów szło w ich kierunku. Jeden z nich był niski i chudy, o
piaszczystych włosach,
drugi wielki, przysadzisty i ciemny.
- Cześć- powiedział ten niski- Zastanawialiśmy się, czy nie chcielibyście,
chłopaki, zagrać w
zespołach.
Jego uśmiech był jasny i prosty, ale jego oczy bystre i czujne. Oczy
drapieżnika.
Nazywali się Jimmy i Dawid i byli prawdziwymi zawodowcami. Grali
umiarkowanie, aż po
trzeciej kolejce zaproponowali, żeby trochę podnieść stawkę.
- Sto?- Jimmy zaproponował od niechcenia.
- A może więcej?- powiedział Damon pijanym głosem- Stefan, masz wciąż te
pięć stów w
portfelu?
Stefan nie miał, nawet nic koło tego, ale nie sądził, że będzie musiał
zapłacić. Skinął głową,
ale po wymianie spojrzeń z Damonem, udał niechętnego.
- No nie wiem, Damon ...- powiedział.
- Nie martw się o to- powiedział Damon wylewnie- Łatwa forsa, prawda?
Jimmy obserwował ich czujnym wzrokiem.
- Pięć stów może być- zgodził się z uśmiechem.
- Do dzieła- powiedział Damon i przeszedł do działania. Po chwili Stefan oparł
swój kij
o ścianę. Damon nie dał szansy żadnemu z nich; poruszał się z precyzją
zegarka, wbijając
jedną bilę za drugą. Nie robił żadnego wysiłku, aby ukryć, że on i Stefan
chcieli ich
naciągnąć, a twarze Jimmiego i Davida pociemniały niebezpiecznie, kiedy
ostatnich kilka bil
zadzwoniło wpadając do łuz.
- Płaćcie- Damon zażądał ostro, odkładając swój kij.
Jimmy i David ruszali wściekli w ich kierunku.

background image

- Myślicie, ze jesteście sprytni?- warknął David.
Stefan stał gotowy do walki lub ucieczki, w zależności od tego, co postanowi
Damon.
Nie mieliby żadnego kłopotu z odparciem ataku tych facetów, ale po
ostatnich zaginięciach i
atakach w kampusie, woleli raczej nie zwracać na siebie uwagi.
Damon, chłodny i zrelaksowany, spojrzał na Jimmy'ego i Dawida, jego ręce
otworzyły się.
- Myślę, że chcecie zapłacić nam pieniądze, które jesteście winni- powiedział
spokojnie.
- Tak myślisz?- Jimmy powiedział sarkastycznie. Ścisnął swój kij i teraz trzymał
go bardziej,
jak broń.
Damon uśmiechnął się i rozlał falę Mocy po pomieszczeniu. Nawet Stefan,
który stał
w oczekiwaniu, zamarł, kiedy Damon zrzucił na chwilę maskę człowieka, a
jego czarne oczy
stały się zimne i zabójcze. Jimmy i David zachwiał się do tyłu, jakby zostali
popchnięci przez
niewidzialne ręce.
- Dobra, nie denerwuj się- powiedział Jimmy trzęsącym się głosem.
David stał z niewidzącym wzrokiem, jakby dostał po twarzy mokrym
ręcznikiem
i nie wiedział, co się stało.
Jimmy otworzył portfel i odliczył pięćset dolarów i podał je Damonowi.
- Czas iść do domu- powiedział cicho Damon.
- Być może nie masz ochoty grać w tej chwili w bilarda- Jimmy skinął głową i
wydawało się,

ż

e nie był w stanie zatrzymać kiwania głową.

On i David wycofali się, idąc szybko w kierunku drzwi.
- Straszne- skomentował Stefan.
Wciąż było puste miejsce w jego obolałej duszy, bo brakowało mu Eleny, ale
poczuł się
lepiej pierwszy raz od czasu, kiedy go zostawiła. Dzisiejszej nocy, zdał sobie
sprawę
w lekkim szoku, nieźle się bawił z Damonem.
- Och, jestem przerażający- Damon zgodził się lekko, zgarniając wszystkie
pieniądze.
Stefan uniósł brew na niego. Nie dbał o pieniądze, ale to było typowe dla
Damonaprzekonanie,

ż

e wszystko należy do niego.

background image

Damon uśmiechnął się.
- Chodź, młodszy braciszku, postawię Ci drinka.

ROZDZIAŁ 17
- To było niesamowite! Poważnie- Bonnie powiedziała radośnie, podskakując,
trzymana za
rękę przez Zandara- Jestem jak Królowa Ćwiartek. Kto wiedział, że mam ten
ukryty talent?

Ś

miejąc się, Zander objął ramieniem jej ramiona i przyciągnął ją bliżej.

- Jesteś dość niesamowita- zgodził się- Gry, wizje, astrologia. Czy masz jeszcze
jakieś
umiejętności, o których powinienem wiedzieć?
Przytulając się do niego, Bonnie zmarszczyła brwi z udawaną koncentracją.
- Nic więcej nie potrafię teraz wymyślić. Wystarczy, że będziesz miał

ś

wiadomość mojej

wszechstronnej wspaniałości.
Jego T-shirt był miękki i przechodzony, a Bonnie przechyliła głowę, żeby dać
jej odpocząć,
przytulając swój policzek do jego koszulki.
- Cieszę się, że byliśmy z naszymi przyjaciółmi razem- powiedziała- Myślę, że
między
Meredith i Markusem coś zaiskrzyło, nie sądzisz? Nie romantycznie, co jest
dobre, ponieważ
Meredith ma super-poważnego chłopaka, ale to było, jakby nadawali na
tych samych falach.
Może uda nam się jeszcze kiedyś wyjść taką grupą.
- Tak, Meredith i Marcus naprawdę połączyło zainteresowanie ich treningami-
zgodził się
Zandar, ale było w jego głosie jakieś wahanie i Bonnie zatrzymała się i
spojrzała na niego
ostro.
- Czyżbyś nie lubił moich przyjaciół?- spytała zraniona.
Ona, Meredith i Elena zawsze były jak siostry. Jeśli ktoś skrzywdzi jedną z nich,
dwie
pozostałe pojawią się, by ją chronić. Zandar miał je lubić.
- Nie, lubię je bardzo- zapewnił ją Zandar. Zawahał się, po czym dodał:- Elena
wydawała się
być jakaś nieswoja. Może nie jesteśmy rodzajem ludzi, których lubi?
Bonnie zesztywniała.
- Czy Ty nazywasz moją najlepszą przyjaciółkę snobem?- zapytała.
Zandar pogłaskał ją.

background image

- Coś w tym rodzaju, tak myślę. To znaczy, jest miła, ale po prostu rodzaj
snoba.
Najfajniejszy rodzaj snoba. Po prostu tak ją odebrałem.
-Ona nie jest snobem- powiedziała z oburzeniem Bonnie- A nawet jeśli by
była, miałaby ku
temu wiele powodów. Ona jest piękna i mądra i jest jedną z najlepszych
przyjaciółek, jakie
kiedykolwiek miałam. Zrobiłabym dla niej wszystko. A ona zrobiłaby także
wszystko dla
mnie. Więc to bez znaczenia, czy jest snobem- stwierdziła patrząc na niego.
- Chodź tutaj- powiedział Zandar.
Byli blisko budynku, z którego dobiegała muzyka, a on przyciągnął ja do niszy
przed
drzwiami.
- Usiądziesz ze mną?- zapytał siadając na schodach z cegły i szarpnął ja za
rękę.
Bonnie usiadła, ale zdecydowała nie przytulać się do niego. Zamiast tego,
trzymała dystans
między nimi i patrzył uparcie w noc, zaciskając szczękę.
- Słuchaj, Bonnie- Zander powiedział, odgarniając truskawkowy lok z jej oczu-
Jestem gotów
poznać Elenę lepiej i jestem pewien, że ją polubię. I ona może polubi mnie.
Wiesz, dlaczego
mam zamiar poznać ją lepiej?.
- Nie, dlaczego?- powiedziała Bonnie, niechętnie patrząc na niego.
- Bo chcę poznać lepiej Ciebie. Planuję spędzić z Tobą mnóstwo czasu,
Bonnie McCullough.
Trącił ją delikatnie ramieniem i Bonnie rozpłynęła się. Oczy Zandara były tak
niebieskie,
niebieskie, jak bardzo wczesny wakacyjny poranek. Była w nich inteligencja i

ś

miech z

odrobiną dzikiej tęsknoty.
Pochylił się bliżej i Bonnie była pewna, że już chciał ją pocałować, ich
pierwszy pocałunek w
końcu. Pochyliła głowę do tyłu, aby spotkać jego usta, zamknęła, trzepocząc
rzęsami, oczy.
Po chwili czekania na pocałunek, który nie nadszedł, otworzyła oczy. Zander
patrzył obok
niej, w ciemności kampusu, marszcząc brwi.
Bonnie odchrząknęła.
- Och- powiedział- Przepraszam, Bonnie, byłem roztargniony przez chwilę.

background image

- Roztargniony?- Bonnie powtórzyła z oburzeniem- Masz na myśli…
- Poczekaj chwilę.
Zander położyć palec na jej ustach.
- Słyszysz coś?- zapytała niespokojnie czując mrowienie na plecach.
Zander wstał.
- Przepraszam, ja po prostu przypomniałem sobie, że mam coś do zrobienia.
Znajdę Cię
później, ok?
Energicznie, nawet nie patrząc na Bonnie, popędził w ciemność.
Bonnie otworzyła usta.
- Czekaj!- powiedziała podrywając się na nogi- Tak po prostu mnie tu
zostawisz…- Zandar
zniknął- …samą?- skończyła słabym głosem.

Ś

wietnie. Bonnie wyszła na środek drogi, spojrzała wokół, i czekała chwilę, czy

nie było

ż

adnych oznak, że Zandar wraca. Ale nie było nikogo w zasięgu wzroku.

Nie mogła nawet już słyszeć jego kroków. Były tam kręgi światła rzucane
przez latarnie na

ś

cieżkę, ale nie sięgały zbyt daleko.

Wiatr powiewał, szeleszcząc liśćmi drzew na dziedzińcu i Bonnie zadrżała.
Nie ma sensu stać tutaj, pomyślała i zaczęła iść. Przez pierwszych kilka kroków
w dół ścieżki
w kierunku jej akademika, Bonnie była naprawdę zła, rozgniewana i
upokorzona.
Jak Zandar mógł się tak zachować? Jak on mógł zostawić ją samą w środku
nocy, zwłaszcza
po tych wszystkich atakach i zaginięciach na terenie kampusu? Kopnęła
zaciekle kamyk
leżący na jej drodze.
Kilka kroków dalej, Bonnie przestała być taka zła. Była zbyt przerażona, strach
wyparł z niej
gniew. Powinna była wrócić do akademika z Meredith i Eleną, ale zapewniła
je wesoło, że
Zandar ją odprowadzi. Jak on mógł tak ją zostawić? Owinęła ramiona wokół
siebie ciasno i
poszła tak szybko, na ile jej tylko pozwalały te głupie buty na wysokim
obcasie, szczypiące i
robiące odciski na jej stopach.
Było naprawdę późno, większość ludzi mieszkających w kampusie pewnie już
była w swoich
łóżkach.

background image

Cisza była niepokojąca.
Kiedy usłyszała za sobą odgłos czyichś kroków, było jeszcze gorzej. W
pierwszej chwili, nie
była pewna, czy tak naprawdę je słyszy.
W końcu jednak przekonała się, że w oddali ktoś porusza się lekko i szybko.
Zatrzymała się i
słuchała, a kroki stawały się coraz głośniejsze i jeszcze szybsze.
Ktoś biegł w jej kierunku.
Bonnie przyspieszyła, potykając się w pośpiechu. Jej buty poślizgnęły się na
luźnym
kamieniu i upadła na ręce i kolana. Ostre kłucie kamieni wbijających się w
ciało,
spowodowało, że do jej oczu napłynęły łzy, ale zdjęła i wyrzuciła swoje buty,
nie dbając o to,

ż

e zostawia je tutaj. Zerwała się i pobiegła szybciej.

Kroki jej napastnika były teraz głośniejsze, zaczynał ją doganiać. Ich rytm był
dziwny:
głośne, cykliczne, z szybszymi uderzeniami lżejszych pomiędzy nimi. Bonnie
zdała sobie
sprawę z przerażeniem, że goni ją więcej, niż jedna osoba. Jej noga wpadł w
poślizg
ponownie, a ona ledwo złapała równowagę, zataczając się na boki kilka
kroków, żeby nie
spaść.
Ciężka ręka rąbnęła Bonnie w plecy, a ona krzyczała i wymachiwała
pięściami dookoła w
rozpaczliwej próbie obrony.
- Bonnie- Meredith dyszała, ściskając Bonnie za ramiona.
- Co Ty robisz tu sama?- Samanta przeszła obok nich, niosąc buty Bonnie z
dyszącym
oddechem.
- Jesteś zbyt szybka dla mnie, Meredith- powiedziała.
Bonnie przełknęła szloch z ulgą. Teraz, kiedy była bezpieczna, poczuła jak
siada i opada z
niej histeria.
- Przestraszyłyście mnie- powiedziała.
Meredith spojrzała wściekła.
- Pamiętasz, jak obiecaliśmy trzymać się razem?- szare oczy Meredith były
wzburzone-
Miałaś być z Zandarem i wrócić bezpiecznie do domu.

background image

Bonnie miała ochotę wyrzucić z siebie, ze to nie był jej wybór, żeby być tutaj
sama, ale nagle
zamknęła usta i pokiwała głową.
Jeśli Meredith dowiedziałaby się, że Zandar zostawił tu Bonnie samą, nigdy,
ale to przenigdy,
by mu tego nie wybaczyła. Bonnie też była wściekła na Zandara, że ją
zostawił, ale nie była
aż tak szalona, aby nastawiać Meredith przeciwko niemu. Może miał powód.
A ona wciąż
pragnęła tego pocałunku.
- Przykro mi- powiedziała nikczemnie Bonnie, wpatrując się w swoje stopy-
Masz rację,
powinnam wiedzieć to lepiej.
Meridith pogłaskała Bonnie po plecach. Samantha cicho wręczyła Bonnie jej
buty, a Bonnie
włożyła je z powrotem.
- Chodźmy więc odprowadzić Samantę do jej akademika a potem pójdziemy
razem do domupowiedziała
wybaczającym tonem- Z nami będziesz bezpieczna.
W rogu korytarza niedaleko jej pokoju, Elena opadła i oparła się na chwilę o

ś

cianę. To była

długa, długa noc. Były drinki i tańce z ogromnym kudłatym Spencerem,
który, jak ostrzegała
Samanta, próbował ją podnosić i przechylać i okręcać dookoła.
Myśli miała głośne i dokuczliwe, a jej serce cały czas cierpiało. Nie była
pewna, czy chce
przejść przez życie bez Stefana.
To tylko chwilowe, powiedziała sobie, prostując się i poruszając z trudem.
- Cześć księżniczko- powiedział Damon.
Elena zesztywniała zszokowana.
Wylegując się na podłodze przed jej drzwiami, Damonowi jakoś udawało się
wyglądać
elegancko i doskonale przygotowanym na to, co dla kogoś innego byłoby
niezręczną sytuacją.
Kiedy już ochłonęła z szoku, że on tutaj był, Elena była zaskoczona
wybuchem radości, który
się pojawił w jej piersi na jego widok.
Starając się zignorować ten wybuch szczęścia wewnątrz niej, powiedziała
stanowczo:
- Mówiłam Ci, że nie chcę Cię widzieć przez jakiś czas, Damon.
Damon wzruszył ramionami i wstał wdzięcznie na nogi.

background image

- Kochanie, nie jestem tutaj, aby prosić o rękę.
Jego wzrok spoczął przez chwilę na jej ustach, a potem przybrał suchy ton.
- Sprawdzam po prostu Ciebie i małą rudą ptaszynę, upewniając się, że nie
zniknęłyście, jak
to się tu ostatnio zdarza.
- U nas wszystko w porządku- Elena powiedziała krótko- Ja jestem tutaj, a
Bonnie
odprowadza do domu jej nowy chłopak.
- Nowy chłopak?- zapytał Damon, unosząc brew.
Zawsze miał jakąś słabość do Bonnie, Elena o tym wiedziała, i zgadywała, że
jego ego nie
było przygotowane na to, że jej sympatia do Damona mogła odejść w
zapomnienie.
- A Ty, jak wróciłaś do domu?- spytał cierpko Damon- Zauważyłem, że nie
wybrałaś nowego
chłopaka, który by Cię chronił. W każdym razie, jeszcze nie wybrałaś.
Elena poczerwieniała i przygryzła wargę, ale nie dała się sprowokować.
- Meredith wlaśnie poszła patrolować kampus. Zauważyłam, że nie pytałeś o
nią. Nie chcesz
się upewnić, że jest bezpieczna?
Damon prychnął.
- Współczuję upiorowi, który stanie jej na drodze- powiedział z nutą podziwu w
głosie- Czy
mogę wejść? Zauważ, że byłem uprzejmy czekając tutaj na Ciebie, na tym
obskurnym
korytarzu, zamiast wylegiwać się w Twoim łóżku.
- Możesz wejść na chwilę- powiedziała niechętnie Elena i otworzyła torebkę w
poszukiwaniu
kluczy.
Och. Poczuła nagłe ukłucie w sercu. W górnej części torebki, zgniecione i
zwiędłe, leżały
stokrotki, które znalazła wieczorem przy drzwiach pokoju. Dotknęła ich
delikatnie, niechętnie
przesuwając na bok w poszukiwaniu kluczy.
- Stokrotki- powiedział Damon sucho- Bardzo słodkie. Nie wydaje Ci się, że
powinnaś o nie
bardziej dbać?
Celowo ignorując go, Elena chwyciła klucze i zamknęła torebkę.
- Więc uważasz, że zaginięcia i ataki są sprawką jakichś upiorów? Czy masz na
myśli coś

background image

nadprzyrodzonego?- spytała otwierając drzwi- Czego się dowiedziałeś,
Damon?
Wzruszając ramionami, Damon poszedł za nią do pokoju.
- Niczego- odpowiedział ponuro- Ale na pewno nie myślę, że zaginione
dzieciaki zwiały do
domu albo na Daytona Beach, czy coś takiego. Myślę, że trzeba być
ostrożnym.
Elena usiadła na łóżku, wyciągnął kolana do góry i oparła podbródek na
nich.
- Użyłeś swojej mocy, aby spróbować dowiedzieć się, co się dzieje?-
zapytała- Meredith
powiedziała, że poprosi Cię o to.
Damon usiadł obok niej i westchnął.
- Ukochana, mimo, że trudno się do tego przyznać, nawet moja moc ma
swoje granicepowiedział-
Jeśli ktoś jest znacznie silniejszy ode mnie, tak jak był Klaus, może ukrywać się.
Jeśli ktoś jest znacznie słabszy, bez trudu mogę go odnaleźć i już teraz
wiedziałbym, kim on
jest. I z jakiegoś śmiesznego powodu - skrzywił się- nigdy nie mogę wyczuć
wilkołaka.
- Więc nie możesz pomóc?- powiedziała Elena przerażona.
- Och, tego nie powiedziałem.
Damon dotknął luźny kosmyk złotych włosów Eleny jednym palcem.
- Piękne- powiedział z roztargnieniem- Lubię Twoje włosy odgarniać jak teraz.
Elena drgnęła, odsuwając się od niego, a on zabrał swoją rękę.
- Tylko się przyglądam- jego oczy błyszczały- Dawno porządnie nie
polowałem.
Elena nie była pewna, czy powinna się z tego cieszyć, ale się cieszyła, w jakiś
straszny
sposób.
- Będziesz wtedy bezwzględny?- zapytała trochę dziecinnie, a on skinął z
półprzymkniętymi
powiekami.
Była bardzo senna i czuła się szczęśliwsza teraz, kiedy widziała Damon,
chociaż wiedziała, że
nie powinna była pozwolić mu wejść. Tęskniła za nim także.
- Powinieneś już iść- powiedziała, ziewając- Daj mi znać, jak się czegoś
dowiesz.
Damon stał, wahając się, na końcu jej łóżka.
- Nie lubię zostawiać Cię tutaj samej- powiedział- Nie po wszystkim, co się
stało. Gdzie są Ci

background image

Twoi przyjaciele?
- Będą tutaj- Elena powiedziała. Coś w niej kazało jej dodać:
- Ale jeśli tak bardzo się martwisz, możesz spać tutaj, jeśli chcesz.
Brakowało jej go, a on potrafił być doskonałym dżentelmenem. I musiała
przyznać, że ona
czuje się bezpieczniej z nim w pobliżu.
- Mogę?- Damon wygiął chytrze brwi.
- Na podłodze- Elena powiedziała stanowczo- Jestem pewna, ze Bonnie i
Meredith także będą
Ci wdzięczne za ochronę.
To było kłamstwo.
Choć Bonnie byłaby wstrząśnięta widząc go tutaj, była szansa, że Meredith
skopałaby go, jak
tylko weszłaby do pokoju. Mogłaby nawet włożyć specjalne szpiczaste buty,

ż

eby to zrobić.

Elena wstała i wyciągnęła zapasowy koc z jej szafy dla niego, potem poszła
umyć zęby i się
przebrać. Kiedy wróciła przygotowana do snu, Damon leżał na podłodze,
zawinięty w koc.
Jego oczy zatrzymały się na chwilę na jej szyi wiodącej wprost do jej
koronkowej koszuli
nocnej, ale nie powiedział nic. Elena wspięła się na łóżko i zgasiła światło.
- Dobranoc, Damon- powiedziała.
Chłodne usta połaskotały jej policzek, a następnie zniknęły.

ROZDZIAŁ 18
Następnego ranka, kiedy Elena się obudziła, Damona już nie było, jego koc
leżał porządnie
złożony w nogach jej łóżka. Meredith z zaspanymi oczami, cicho ubierała się
na poranny
trening i jedynie skinęła Elenie głową; Elena nauczyła się dawno temu, że
Meredith była nie
do życia przed swoją pierwszą filiżanką kawy.
Bonnie, która nie miała zajęć, aż do popołudnia, wyglądała jak guz,
zakopana pod swoją
pościelą.
Z pewnością Meredith powiedziałaby coś, gdyby zobaczyła Damona na
podłodze, pomyślała
Elena, kiedy upuściła bułkę na stołówce, którą chwyciła przed zajęciami.
Może Damon

background image

jednak nie został w ich pokoju. Elena przygryzła wargę, myśląc o tym i kopiąc
małe kamienie
po drodze na zajęcia. Myślała, że chciał zostać po to, żeby czuwać nad jej
bezpieczeństwem.
Czy to w porządku, że jej się to podobało, a potem, kiedy odszedł, na samą
myśl o tym, czuła
jeszcze większy ból w sercu? Przecież nie chciała, żeby Damon był w niej
zakochany,
nieprawdaż? Czy to nie było częścią powodu, dla którego zawiesiła swój
romans ze Stefanem,
po to, żeby ona i Damon mogli wyplątać się z ich wzajemnych relacji? Ale…
Jestem okropnym człowiekiem, zdała sobie sprawę.
Zastanawianie się nad swoją sytuacją zajęło Elenie całą drogę na zajęcia z
historii południa,
gdzie gryzmoliła w zeszycie do czasu, kiedy profesor Campbell- James-
wszedł do klasy.
Odchrząknął głośno, gdy szedł do przodu klasy, a Elena niechętnie odwróciła
swą uwagę od
jej problemów.
James wyglądał inaczej. Niepewny siebie, Elena wywnioskowała. Jego oczy
nie wydawały
się tak jasne, jak to zwykle bywało, a on wydawał się jakiś mniejszy.
- Było kolejne zaginięcie- powiedział cicho.
Niespokojny bełkot przebiegł po klasie, a on podniósł rękę.
- Tym razem ofiarą, i myślę że w tym momencie możemy już mówić o
ofiarach, to nie był
jakiś tam student mieszkający w kampusie, ale niestety to student z tej klasy.
Courtney
Brookes zaginęła; ostatnio była widziana zeszłej nocy, kiedy wracała do
akademika.
Rozglądając się po klasie, Elena próbowała sobie przypomnieć, która to była
Courtney
Brookes.
Wysoka, cicha dziewczyna z włosami w kolorze karmelowym, pomyślała, i
zauważył puste
miejsce dziewczyny. James podniósł rękę ponownie, uciszając rosnącą
wrzawę
przestraszonych i podekscytowanych głosów.
- W związku z tym- powiedział powoli- Myślę, że dzisiaj musimy odłożyć naszą
dyskusję o
czasach kolonialnych i opowiem Wam trochę o historii College’u Dalcrest.

background image

Rozejrzał się po zdezorientowanych twarzach studentów.
- Widzicie, to nie pierwszy raz, kiedy niezwykłe rzeczy dzieją się w tym
kampusie.
Elena zmarszczyła brwi i patrząc na swych kolegów, widziała zamieszanie
odzwierciedlone
na ich twarzach.
- Uczelnia Dalcrest, jak wielu z was niewątpliwie wie, została założona w 1889
roku przez
Simona Dalcrest, z myślą o edukacji synów bogatej powojennej arystokracji
Południa.
Simona Dalcrest chciał, żeby Dalcrest zostało uznane za „Harvard Południa”, i

ż

e on i jego

rodzina będą stali na czele intelektualizmu i nauki w zbliżającym się nowym
stuleciu. Tak to
bardzo często jest opisywane w oficjalnej historii uczelni. Mniej znany jest fakt,

ż

e nadzieje

Simona zostały rozwiane w 1895 roku, kiedy jego dziki dwudziesto jednoletni
syn, William
Dalcrest, został znaleziony martwy z trzema innymi osobami w tunelach pod
szkołą.
Wyglądało to na samobójstwo. Niektóre materiały i symbole znajdujące się w
tunelach
sugerowały pewne związki z czarną magią. Dwa lata później żona Szymona,
Julia Dalcrest,
została brutalnie zamordowana w budynku, w którym obecnie znajduje się
administracja;
Tajemnica otaczająca jej śmierci nigdy nie została wyjaśniona.
Elena rozejrzał się po swoich kolegach z klasy. Skąd mieli o tym wiedzieć?
Broszury uczelni
wspominały, kiedy i przez kogo szkoła została założona, ale nic o
samobójstwach i
morderstwach. Tunele pod szkołą?
- Julia Dalcrest jest jednym z co najmniej trzech różnych duchów, które
nawiedzają kampus.
Inne duchy to duch siedemnastoletniej dziewczyny, która utonęła, znowu w
tajemniczych
okolicznościach, podczas wizyty na potańcówce w 1929 roku. Mówi się, że
ona wędruje,
zawodząc po korytarzach McClellan House, pozostawiając kałuże wody

ś

ciekającej z niej.

background image

Trzecim, jest dwudziesto jednoletni chłopiec, który zniknął w 1953 roku i
którego ciało
znaleziono trzy lata później w piwnicy biblioteki. Jego ducha podobno
widziano
wchodzącego i wychodzącego z pomieszczeń w bibliotece, biegającego i
oglądającego się z
przerażeniem, jakby ktoś go ścigał. Istnieją także pogłoski o kilku innych
tajemniczych
zdarzeniach: w 1963 roku zniknęła na cztery dni studentka i pojawiła się,
mówiąc, że została
porwana przez elfy.
Nerwowy chichot przebiegł przez klasę, a James machając palcem
upomniał swoją widownię.
Wydawało się, że ożywił się trochę, stał się na chwilę tamtym starym
Jamesem.
- Chodzi o to- powiedział- że Dalcrest to miejsce niezwykłe. Poza elfami i
duchami, doszło tu
do mnóstwa udokumentowanych nadzwyczajnych zdarzeń, a każdego roku
powstaje coraz
więcej plotek i legend na temat kampusu. Tajemnicze zgony. Tajne
stowarzyszenia.
Opowieści o potworach.
Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nich.
- Błagam Was, nie stańcie się częścią legendy. Bądźcie mądrzy, jest
niebezpiecznie,
trzymajcie się razem. Zajęcia skończone.
Studenci spojrzeli po sobie niepewnie, zaskoczeni nagłym zwolnieniem ich z
pozostałej pół
godziny zajęć. Niezależnie od tego, zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić z
klasy parami
lub trójkami. Elena chwyciła torebkę i pobiegła do przodu sali.
- Profesorze- powiedziała- James.
- Ach, Elena- powiedział- Mam nadzieję, że uważałaś na moich zajęciach
dzisiaj. To ważne,
aby młode dziewczyny miały się na baczności. Młodzi mężczyźni także,
oczywiście. Bez
względu na wszystko, uczelnia nikogo nie dyskryminuje.
Z bliska wyglądał blado, był zmartwiony i wydawał się starszy, niż był na
początku
semestru.

background image

- Byłam bardzo zainteresowana tym, co opowiadałeś o historii Dalcrest-
powiedziała- Ale nie
mówiłeś nic o tym, co dzieje się teraz. Jak sądzisz, co tu się dzieje?
Twarz profesora Campbella była pomarszczona, a jego jasne oczy patrzyły
obok niej.
- Cóż, moja droga- powiedział- trudno powiedzieć. Tak, bardzo trudno-
oblizał nerwowo usta-
Spędziłem dużo czasu w tej szkole, wiesz, lata. Ale nie wystarczająco, żebym
mógł w to
wszystko uwierzyć. Po prostu nie wiem- powiedział cicho, jakby mówił do
siebie.
- Jest coś jeszcze, o co chciałam zapytać- powiedziała Elena, a on spojrzał
na nią uważnie-
Poszłam obejrzeć zdjęcie, o którym mi mówiłeś. Twoje i moich rodziców, kiedy
byliście
studentami. Na tym zdjęciu, mieliście wszyscy taką samą odznakę. Była
niebieska i w
kształcie litery V
Była na tyle blisko Jamesa, że czuła, jak jego ciało wstrząsnęło się z
zaskoczenia. Jego twarz
straciła ponure zamyślenie i zrobiła się pusta.
- Och, tak?- powiedział- Obawiam się, że nie mogę sobie przypomnieć, co to
było. Pewnie to
Elizabeth coś takiego nam zrobiła. Zawsze była bardzo twórcza. Teraz, moja
droga, naprawdę
muszę iść.
Pożegnał się i uciekł pospiesznie z klasy pomimo, że kilku studentów
próbowało go
zatrzymać pytaniami.
Elena przyglądała się jak odchodził, czując, jak jej brwi same podnoszą się z
zaskoczenia.
James wiedział więcej, niż mówił, to było pewne. Jeśli nie chciał jej
powiedzieć- a ona się nie
poddawała tak po prostu- dowie się tego gdzie indziej. Te odznaki były
znaczące, jego reakcja
to potwierdziła.
Jaka tajemnica może być związana z odznakami? James wspominał coś o
tajnych
stowarzyszeniach?
- Po śmierci moich rodziców- Samantha opowiadała Meredith- Mieszkałam z
ciotką. Ona

background image

także pochodziła z rodziny łowców, ale nic o nich nie wiedziała. Ona chyba
nie chciała
wiedzieć. Trenowałam sztuki walki i wszystko, czego mogłam nauczyć się
samodzielnie, ale
nie miałam nikogo, kto by mnie trenował.
Meredith świeciła latarką po ciemnych krzakach przed budynkiem
muzycznym i pomachała
dookoła. Nie było niczego, poza roślinami.
- Odwaliłaś kawał dobrej roboty, ucząc się sama- powiedziała do Samanthy-
Jesteś mądra,
silna i ostrożna. Musisz tylko zaufać swojemu instynktowi.
To był pomysł Sananthy, żeby razem patrolować kampus po zachodzie
słońca, aby sprawdzić
miejsca, w których zaginiona dziewczyna Courtney, była widziana ostatniej
nocy, sprawdzić,
czy czegoś nie znajdą.
Na początku wieczoru, Meredith czuła się silna, gotowa do walki u boku
swojej siostry
łowcy. Ale teraz, choć to było ciekawe patrolować z Samanthą, zobaczyć

ż

ycie łowcy jej

oczami, zaczynała się czuć, jakby po prostu wędrowały bez określonego celu
i rezultatu.
- Policja znalazła jej sweter gdzieś tutaj- powiedziała Samantha- Musimy
poszukać tu
wskazówek.
- Okay- Meredith powstrzymała się od powiedzenia, że policja była tu już z
psami, szukając
wskazówek i to byłoby ogromne szczęście, gdyby one coś znalazły.
Skierowała światło
latarki na trawę i ścieżkę- Może lepiej by było, gdybyśmy tu przeszły w dzień,
kiedy lepiej
widać.
- Chyba masz rację- powiedziała Samantha, wyłączając swoją latarkę-
Dobrze, że jesteśmy tu
w nocy, nie sądzisz? Możemy chronić ludzi podczas patrolowania. Mamy
sytuację pod
kontrolą. Ubiegłej nocy, na przykład, odprowadziłyśmy bezpiecznie Bonnie.
Meredith poczuła migotanie niepokoju. Co, gdyby nie przyszły? Czy Bonnie
mogłaby być tą,
która zaginęła, zamiast Courtney?
Samantha spojrzała na Meredith, słaby uśmiech pojawił się w kąciku jej ust.

background image

- To nasze przeznaczenie, prawda? Po to przyszłyśmy na świat.
Meredith uśmiechnęła się do niej, zapominając o jej chwilowym niepokoju.
Kochała entuzjazm Samanthy w stosunku do polowania, jej ciągłe dążenie,
do bycia lepszą po
to, żeby walczyć z ciemnością.
- Nasze przeznaczenie- zgodziła się.
Gdzieś na końcu dziedzińca, ktoś krzyknął.
Meredith zaczęła biec bez chwili zastanawiania. Samantha była kilka kroków
za nią, starając
się nadążyć.
Musi popracować nad swoją szybkością, skomentowała w myślach ta część
Meredith, która
zawsze robiła notatki.
Krzyk, przeraźliwy i przestraszony, nadszedł ponownie, trochę z lewej strony.
Meredith
zmieniła kierunek i popędziła w tamtą stronę. Gdzie? Była blisko, ale nie
mogła nic zobaczyć.

Ś

wieciła swoją latarka po ziemi, szukając jakichchś śladów. Tam. W pobliżu,

na ziemi, dwie
ciemne postaci pokładały się, jedna przygwoździła drugą do ziemi.
Wszyscy zamarli na chwilę, a następnie Meredith popędziła w ich kierunku,
krzycząc:
- Przestań! Puszczaj! Puszczaj!- i sekundę później ten, który przygwoździł drugą
postać do
ziemi, wstał i zaczął uciekać w ciemność.
- Czarna bluza z kapturem, czarne dżinsy- powiedziała cicho, zapamiętując
fakty- Nie można
stwierdzić, czy to chłopak, czy dziewczyna.
Osoba, która leżała, dziewczyna, wzdrygnęła się i krzyczała, kiedy Meredith
przebiegła obok
niej, ale Meredith nie mogła się zatrzymać. Samantha z nią była, więc jej
pomoże. Meredith
musiała złapać uciekającą postać. Jej długie kroki pokonywały odległość,
ale nie była
wystarczająco szybka. Nawet, kiedy biegła najszybciej, jak tylko mogła,
człowiek w czerni
był szybszy. Zobaczyła przebłysk jakiejś bladości, kiedy tamten człowiek
spojrzał na nią,
oglądając się, a potem zniknął w ciemności. Meredith pobiegła dalej,
szukając go, ale nic nie

background image

mogła znaleźć. W końcu zatrzymała się. Dysząc, próbując złapać oddech,
przejechała

ś

wiatłem latarki po ziemi, szukając jakiegoś tropu. Nie mogła uwierzyć, że jej

się nie udało,

ż

e pozwoliła napastnikowi uciec.

Nic. Żadnego śladu. Była tak blisko, a wciąż wszystko co wie, to to, że osoba,
która
zaatakowała dziewczynę, miała czarne ubrania i szalenie szybko biegała.
Meredith zaklęła
i kopnęła w ziemię, a potem zaczęła wracać. Zbliżała się spokojnie do ofiary.
Podczas, gdy Meredith gonił napastnika, Samantha pomogła dziewczynie się
podnieść, a teraz
tamta przylegała skulona do Samanthy, wycierając oczy chusteczką.
Potrząsając głową w
stronę Meredith, Samantha powiedziała:
- Ona niczego nie widziała. Myśli, że to był człowiek, ale nie widziała jego
twarzy.
Meredith zacisnęła pięści.
- Nie widziałam niczego. Był zbyt szybki…- jej głos się urwał w chwili, gdy
uderzyła ją jakaś
myśl.
- Co jest?- spytała Samantha.
- Nic- powiedziała Meredith- On uciekł.
Odtwarzała w swoim umyśle ten chwilowy przebłysk bladych włosów, jaki
zauważyła, kiedy
napastnik na nią spojrzał.
Ten odcień bladości- widziała go gdzieś bardzo niedawno.
Przypomniała sobie Zandera, jego twarz zwróconą ku Bonnie. Jego biało-
blond włosy były w
tym samym niezwykłym odcieniu. To nie był wystarczający powód, żeby o
tym powiedzieć
wszystkim. Chwilowe spostrzeżenie przez nią tego koloru, jeszcze o niczym nie

ś

wiadczy.

Meredith odepchnęła tę myśl, ale kiedy popatrzyła znów w ciemność,
owinęła się ramionami,
czując nagły chłód.

ROZDZIAŁ 19
Nikt nie będzie kłamać Elenie Gilbert i uciekać od niej. Elena maszerowała
wzdłuż ścieżki do

background image

biblioteki, oburzona, trzymając wysoko głowę. Więc James myślał, że może
udawać, że nie
pamięta niczego na temat tych odznak w kształcie litery V? Sposób w jaki
unikał jej wzroku,
to, jak jego pulchne policzki zbladły, wszystko w jego zachowaniu krzyczało,

ż

e było coś, coś

tajemniczego w życiu jego i jej rodziców, o czym nie chciał jej powiedzieć.
Jeśli on
nie zamierza jej powiedzieć, ona dowie się tego sama.
Biblioteka wydawało się logicznym miejscem do rozpoczęcia poszukiwań.
- Elena- zawołał jakiś głos i przystanęła. Była tak skupiona na swojej misji, że
przeszła
prawie obok Damona, opierającego się o drzewo koło biblioteki.
Uśmiechnął się do niej niewinnie, wyciągając swoje długie nogi przed siebie.
- Co Ty tu robisz?- powiedziała nagle.
To było tak dziwne, widzieć go tak po prostu w ciągu dnia na terenie
kampusu, jakby był
częścią jednego obrazu nałożonego na inny. Nie należał do tej części jej

ż

ycia, nie, chyba że

nosiła go sobie.
- Cieszę się promieniami słońca- powiedział oschle Damon- I scenerią.
Szerokim gestem pokazał drzewa, budynki kampusu i stadko ładnych
dziewczyn
chichoczących po drugiej stronie drogi.
- Co Ty tu robisz?
- Chodzę do tej szkoły- powiedziała Elena- więc to chyba nie dziwne, że to ja
przebywała
koło biblioteki. Nie sądzisz?
Damon roześmiał się.
- Odkryłaś mój sekret, Eleno- powiedział wstając- Miałem nadzieję, że Cię
zobaczę. Albo
kogoś z Twoich małych przyjaciół. Jestem taki samotny, wiesz, nawet Twój
Mutt byłby mile
widziany.
- Naprawdę?- spytała.
Rzucił jej spojrzenie swoimi ciemnymi, rozbawionymi oczami.
- Oczywiście, zawsze chcę cię widzieć, księżniczko. Ale jestem tutaj z innego
powodu.
Miałem przyjrzeć się zaginięciom, pamiętasz? Więc, spędziłem trochę czasu w
kampusie.

background image

- Och, Dobrze- oficjalnie nie powinna przebywać w towarzystwie Damona w
ogóle. Warunki
jakie postawiła po to, aby podjąć decyzję, co do bycia lub zerwania ze
Stefanem były takie, że
nie zamierzała spotykać się z żadnym z braci Salvatore, dopóki nie rozwiążą
własnych
problemów i po to, żeby mieć czas ochłonąć z całej tej sytuacji, która była
między ich trójką.
Ale ona już złamała te warunki, pozwalając Damonowi spać na podłodze jej
pokoju i było to
coś o wiele większego, niż pójście z nim do biblioteki.
- Po co tam idziesz?- spytał Damon- Mogę z Tobą pójść?
Naprawdę, pójście razem do biblioteki powinno być dość niewinne. Elena
myślała
gorączkowo. Po tym wszystkim, Ona i Damon mieli być przyjaciółmi.
- Próbuję się dowiedzieć czegoś o moich rodzicach- powiedziała- Chcesz
pomóc?
- Oczywiście, moja kochana- powiedział Damon, i wziął ją za rękę.
Elena poczuła lekki niepokój. Ale jego palce działały na nią uspokajająco i
odrzuciła swoje
wahanie.
Bibliotekarka w archiwum wyjaśniła, jak przeszukiwać bazę danych ewidencji
szkoły
i skierowała Elenę i Damona do komputera ustawionego w rogu.
- Uch- powiedział Damon, szturchając pogardliwie klawisz- Nie jestem
umysłem
komputerowym, a książki i zdjęcia powinny być prawdziwe, a nie w jakiejś
maszynie.
- Ale w ten sposób każdy może je zobaczyć- Elena powiedziała cierpliwie.
Miała taką rozmowę ze Stefanem wcześniej. braciaSalvatore może wyglądali
na studentów,
ale było kilka rzeczy we współczesnym świecie, których ich umysły nie
ogarniały.
Elena kliknęła w dział zdjęć w bazie danych i wpisała imię i nazwisko matki,
Elizabeth
Morrow.
- Spójrz, jest kilka zdjęć- przeglądała je, szukając tego, które widziała na
korytarzu. Znalazła
kilka zdjęć obsad z różnych przedstawień teatralnych. James powiedział, że
jej matka była

background image

gwiazdą, jeśli chodzi o projekty, ale wyglądało na to, że brała też udział w
niektórych
produkcjach. Na jednym zdjęciu, matka Eleny tańczyła z głową odrzuconą
do tyłu,
z rozrzuconymi włosami.
- Ona wygląda, jak Ty- Damon powiedział, przyglądając się zdjęciu z
przechyloną głową,
ciemnymi oczami- chociaż bardziej miękka tutaj, wokół ust- wskazał długim
palcem- A jej
twarz jest bardziej niewinna niż Twoja.
Jego usta wygięły się złośliwie i rzucił jej spojrzenie z ukosa.
- Milsza dziewczyna od Ciebie, myślę.
- Ja jestem miła- powiedziała Elena zraniona i szybko klikała, by znaleźć
zdjęcie, którego
szukała.
- Jesteś zbyt sprytna, aby być miła, Eleno- powiedział Damon, ale Elena
ledwie go słuchała.
- Jest- powiedziała.
Zdjęcie było takie, jak je zapamiętała: James i jej rodzice pod drzewem,
rozochoceni
i nieprawdopodobnie młodzi. Elena powiększyła zdjęcie, najeżdżając na
odznakę na koszuli
ojca.
Zdecydowanie V. Było niebieskie, głęboko ciemnoniebieskie, teraz mogła
zobaczyć, że
miało ten sam odcień, co lapis lazuli pierścieni Damona i Stefana, które
chroniły ich przed
słońcem.
- Widziałem jedną z tych odznak wcześniej- powiedział nagle Damon. Skrzywił
się.
- Nie pamiętam gdzie. Przepraszam.
- Widziałeś ją niedawno?- zapytała, ale Damon tylko wzruszył ramionami.
- James powiedział, że moja mama zrobiła te odznaki dla nich- powiedziała
powiększając tak,

ż

e widać było tylko ziarnisty obraz odznaki- Nie wierzę mu. Ona nie robiła

biżuterii, nie
zajmowała się takimi rzeczami. I nie wygląda to na ręczną robotę, chyba, że
było zrobione
w jakiejś pracowni jubilerskiej. To jakiś rodzaj emalii na tym V, tak myślę.
Wpisała w wyszukiwarkę V, ale nic nie znalazła.
- Chciałabym wiedzieć, skąd to mają.

background image

Z wdziękiem wzruszając ramionami, Damon sięgnął po myszkę i powiększał i
pomniejszał
różne fragmenty obrazu.
Za nimi, bibliotekarka z głuchym dźwiękiem odłożyła książkę, a Elena obróciła
się i spojrzała
na nią, aby zobaczyć wzrok kobiety wpatrującej się w nich z niepokojącym
natężeniem. Jej
usta zaostrzyły się, kiedy spotkała wzrok Eleny, a potem odwróciła wzrok, idąc
nieco dalej
wzdłuż korytarza. Ale Elena miała jakieś dziwne wrażenie, że bibliotekarka
wciąż na nich
patrzy i słucha.
Odwróciła się, żeby szepnąć o tym Damonowi, ale znów uderzyła ją jego
bliskość.
On po prostu nie pasował do szarej i zwyczajnej komputerowej biblioteki- to
było, jak kazać
dzikiemu zwierzęciu turlać się po biurku. Jakby czarny anioł przygotowywał
płatki owsiane w
kuchni. Czyżby nigdy wcześniej nie widziała go pod światło jarzeniówki? To
oświetlenie
wydobyło czystą bladość jego skóry, rzucając długie cienie wzdłuż jego kości
policzkowych
i wydobywało głębię z czarnych aksamitnych włosów i oczu. Kilka guzików
jego koszuli
było rozpiętych, a Elena była niemal zahipnotyzowana przez subtelne zmiany
w mięśniach
jego szyi i ramion.
- Co to może być Towarzystwo Vital?- zapytał nagle wyrywając ją z zadumy.
- Co?- spytała zdezorientowana- O czym Ty mówisz?
Damon kliknął myszką i przesunął zoom, koncentrując się tym razem na
notesie na kolanach
jej matki.
Ręce jej matki- piękne ręce, zauważyła Elena, ładniejsze niż jej własne, które
miały lekko
krzywe małe palce- były rozstawione na otwartej książce, ale między
palcami, Elena mogła
przeczytać: Tow stwo Vit le.
- Zakładam, że to coś tłumaczy- Damon powiedział, wzruszając ramionami-
Szukasz czegoś
na literę V. To może być coś innego, oczywiście. Może to Vital Towarzysz? Czy
Twoja

background image

matka była społeczną królową pszczół jak Ty?- Elena zignorowała pytanie.
- Towarzystwo Vitale- powiedziała powoli- Zawsze myślałam, że to mit.
- Zostaw Towarzystwo Vitale w spokoju- syk pochodził zza ich pleców i Elena
rozejrzała się
dookoła.
Bibliotekarka wydawała się osobliwie, imponująco wygięta z drugiej strony
regału, pomimo
jej tenisówek i pastelowego swetra. Jej jastrzębia twarz była napięta i
wpatrywała się w Elenę,
jej ciało było wysokie i Elena czuła instynktownie, że była groźna.
- Co masz na myśli?- Elena zapytała.- Czy wiesz coś o nich?
W obliczu bezpośredniego pytania, kobieta zdawała się kurczyć z groźnej
postaci, jaką była
jeszcze chwilę wczesniej, do zwykłej, starszej pani.
- Ja nic nie wiem- mruknęła, marszcząc brwi- Wszystko co mogę powiedzieć
to to, że nie jest
bezpiecznie zadzierać z Vitale. Różne rzeczy dzieją się wokół nich. Nawet jeśli
jesteś
ostrożny.
Zaczęła pchać swój wózek z książkami.
- Czekaj!- Elena powiedziała, unosząc się- Jakie rzeczy?
W co jej rodzice byli zamieszani? Oni nie zrobiliby nic złego, prawda? Nie
Eleny rodzice.
Ale bibliotekarka tylko przyspieszyła, koła jej wózka piszczały, kiedy znikała za
rogiem,
przechodząc do innego przejścia.
Damon uśmiechnął się niskim głosem.
- Ona nie powie niczego- powiedział, a Elena spojrzała na niego- Ona nic nie
wie albo jest
zbyt przerażona, aby powiedzieć, co wie.
- To nie jest pomocne, Damon- Elena powiedziała mocno. Zacisnęła palce
na skroniach.
- Co teraz zrobimy?
- Przyjrzymy się Towarzystwu Vitale, oczywiście- powiedział Damon.
Elena otworzyła usta, aby zaprotestować, ale Damon uciszył ją, kładąc palec
na jej ustach.
Dotyk jego palca na jej ustach był miękki, a ona uniosła rękę w ich kierunku.
- Nie martw się o to, co głupia stara kobieta ma do powiedzenia- powiedział-
Jeśli jednak
naprawdę chcesz się dowiedzieć coś o tych tajemnicach Towarzystwa,
prawdopodobnie

background image

musimy szukać gdzie indziej, niż w bibliotece.
Wstał i wyciągnął rękę.
- Idziemy?- zapytał.
Elena skinęła głową i wzięła jego dłoń w swoje.
Jeśli chodziło o rozwiązywanie jakichkolwiek tajemnic, o wydobywanie z ludzi
tego, co
chcieli ukryć, wiedziała, że na Damona zawsze można liczyć.
- Odbierz, Zander- Bonnie mruczała do telefonu.
Sygnał w słuchawce się urwał i precyzyjny, mechaniczny głos poinformował
ją, że była
proszona o zostawienie wiadomości na poczcie głosowej.
Bonnie odłożyła słuchawkę. Opuściła już kilka wiadomości głosowych i nie
chciała, żeby
Zander pomyślał, że była szalona albo na tyle bezrozumna, że nie wie, że on i
tak może
sprawdzić listę nieodebranych połączeń.
Bonnie była pewna, że przechodzi przez Pięć Etapów Porzucania. Prawie
skończyła etap
Wyparcia, kiedy to była przekonana, ze coś mu się przydarzyło i szybko
przeszła do Gniewu.
Później, wiedziała, przejdzie do Rokowań, Depresji i ostatecznie (miała taką
nadzieję), do
Akceptacji.
Najwyraźniej jej zajęcia z psychologii już się na coś przydają. Minął dzień,
odkąd nagle
uciekł, zostawiając ją samą przed drzwiami budynku muzycznego. Kiedy
okazało się, że
dziewczyna zniknęła tej samej nocy, Bonnie najpierw była przerażona i
wściekła na siebie.
Zander zostawił ją samą. Co, jeśli Bonnie byłaby jedną z zaginionych?
Potem zaczęła się martwić o Zandera, bać się, że był w tarapatach.
Wyglądał tak słodko, że to
prawie niemożliwe do uwierzenia, że będzie jej tak nagle unikał.
Czy chociaż jego przyjaciele podnieśli alarm, że Zander zaginął? I kiedy o tym
pomyślała,
Bonnie zdała sobie sprawę, że nie wiedziała, jak skontaktować się z żadnym z
tych facetów,
nie widziała żadnego z nich na terenie kampusu od tamtej nocy.
Bonnie patrzyła na telefon, a nowe zmartwienia, jak wąsy rosły i skręcały się
wewnątrz niej.

background image

Naprawdę wybrała sobie nieodpowiedni czas, żeby przejść do etapu
Gniewu, kiedy nie była
całkiem pewna, czy Zander jest bezpieczny.
Zadzwonił telefon.
Zander. To był Zander.
Bonnie chwyciła swój telefon.
- Gdzie byłeś?- spytała trzęsącym się głosem.
Nastąpiła długa pauza na drugim końcu linii. Bonnie była prawie gotowa,
aby się rozłączyć,
kiedy Zander wreszcie się odezwał.
- Tak bardzo Cię przepraszam- powiedział- Nie chciałem Cię wystawić.
Miałem problemy
rodzinne i musiałem się skontaktować z rodziną. Już jestem z powrotem.
Bonnie wiedziała, że Elena i Meredith powiedziałyby teraz coś głębokiego i
ciętego, coś, po
czym Zander popamiętałby, że jej się tak nie traktuje, ale nie mogła się do
tego zmusić.
Głos Zandera brzmiał szorstko i tak, jakby był zmęczony, no i głos mu się
urwał, kiedy
powiedział, że przeprasza. To sprawiło, że miała ochotę mu wybaczyć.
- Zostawiłeś mnie tam samą- powiedziała cicho- Tamtej nocy zaginęła
dziewczyna.
Zander smutno i długo westchnął.
- Przykro mi- powiedział jeszcze raz- To było straszne, co zrobiłem. Ale ja
wiedziałem, że
będzie dobrze. Musisz w to uwierzyć. Nie zostawiłbym Cię w
niebezpieczeństwie.
- Jak?- Bonnie zapytała- Jak mogłeś to wiedzieć?
- Po prostu zaufaj mi, Bonnie- powiedział Zander- Nie mogę teraz tego
wytłumaczyć, ale nie
byłaś tej nocy z niebezpieczeństwie. Opowiem Ci o tym, kiedy tylko będę
mógł, dobrze?
Bonnie zamknęła oczy i przygryzła wargę. Elena i Meredith nigdy nie
przyjęłyby tak
pokrętnych wyjaśnień, wiedziała to. Już nawet nie chodzi o wyjaśnienia, tylko
o przeprosiny
i oszustwo. Ale nie była taka, jak one, a Zander brzmiał szczere, więc
rozpaczliwie uwierzyła
mu. Miała do wyboru: zaufać mu albo go rzucić.
- Dobrze- powiedziała- W porządku, wierzę ci.
Zander po raz kolejny westchnął, ale brzmiało to tym razem jak ulga.

background image

- Pozwól mi coś dla Ciebie zrobić- powiedział- Proszę? Może zabiorę Cię w ten
weekend
gdziekolwiek zechcesz?
Bonnie zawahała się, ale po chwili uśmiechnęła się sama do siebie.
- Jest impreza w akademiku Samanthy w sobotę- powiedziała- Spotkamy się
tam
o dziewiątej?
- Coś dziwnego dzieje się w bibliotece- powiedział Damon i Stefan drgnął ze
zdziwienia jego
nagłym pojawieniem się.
- Nie widziałem Cię tam- powiedział łagodnie, patrząc na swój ciemny
balkon, gdzie Damon
opierał się o balustradę.
- Po prostu wylądowałem- Damon powiedział i uśmiechnął się- Dosłownie.
Latałem wokół
kampusu, sprawdzając go. To wspaniałe uczucie, jak jazda na bryzie w
zachodzie słońca.
Powinieneś kiedyś spróbować.
Stefan pokiwał głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Obaj wiedzieli, że
jedną
z niewielu rzeczy, których zazdrościł Damonowi, była jego zdolność przemiany
w ptaka. Ale
za dużą cenę trzeba było za to zapłacić- musiałby regularnie pić ludzką krew,

ż

eby mieć tak

silną moc jak Damon. Twarz Eleny pojawiła się w jego wyobraźni i odepchnął
jej wizerunek.
Była jego zbawieniem, które łączyło go ze światem ludzi, które
powstrzymywało go od
zatonięcia w ciemności. Wiara, że ich rozstanie było tylko chwilowe,
pozwalała mu się
trzymać obranej drogi.
- Nie tęsknisz za Eleną?- spytał Stefan, a twarz Damona natychmiast zrobiła się
zamknięta,
twarda i pusta.
Stefan westchnął w duchu. Oczywiście Damon nie tęskni za Eleną, bo
niewątpliwie cały czas
ją obserwował. Wiedział, że Damon nie będzie przestrzegał zasad.
- Co się stało?- zapytał Damon. Jego głos był niemal zatroskany i Stefan
zastanawiał się, jak
jego własna twarz wygląda, skoro Damon tak zareagował. Damon, który
pewnie przed chwilą

background image

widział Elenę.
- Czasami jestem głupi- Stefan powiedział mu oschle- Czego chcesz Damon?
Damon uśmiechnął się.
- Chciałbym, żebyś stał się detektywem i pracował ze mną, braciszku.
Naprawdę, wszystko
jest lepsze, niż widzieć to dąsanie się i zmarszczone czoło na Twojej pełnej
refleksji twarzy.
Stefan wzruszył ramionami.
- Dlaczego nie?- Stefan skoczył w dół z balkonu z gracją, a Damon podążył
szybko za nim.
Kiedy Damon prowadził ich do miejsca przeznaczenia, zapoznał Stefana ze
szczegółami.
Albo raczej, z niejasnym scenariuszem, który stworzył. Damon nigdy nie był
kimś, kto
w pełni ujawniał wszystko co wie. Wszystko, co Stefan wiedział to to ,że jakieś
poszukiwania
w bibliotece skłoniły starą bibliotekarkę do ostrzeżenia go. Stefan zaśmiał się
w duchu na
myśl o słabej starej kobiecie, grożącej Damonowi biblioteczną grzywną.
- Czego szukałeś?- Stefan zapytał, starając się uzyskać więcej informacji- Od
czego kazała Ci
się trzymać z daleka?
Poprawił się na nierównej gałęzi dębu, starając się usiąść wygodniej.
Damon miał zwyczaj siedzieć na drzewach, pomyślał Stefan. Musiał to być
efekt uboczny
spędzania mnóstwa czasu pod postacią ptaka. Siedzieli w pobliżu biblioteki,
ale czego
dokładnie szukali, Stefan nie był pewien.
- Tylko kilku starych zdjęć ze szkolnej historii- powiedział Damon- To nie ma
znaczenia.
Chcę tylko się upewnić, że ona jest człowiekiem.
Spojrzał przez okno najbliżej ich drzewa, gdzie stara kobieta popijała herbatę
i oglądała
telewizję.
Stefan zauważył z irytacją, że Damon czuł się dużo bardziej swobodnie na
drzewie niż on.
Był pochylony do przodu, opierając się wdzięcznie na jednym kolanie, a
Stefan wyczuwał
kierowanie nici jego mocy na kobietę, starając dowiedzieć się, czy było w
niej coś

background image

niezwykłego. Wydawało się, że wynik jego szpiegowania był strasznie
niepewny i był
całkowicie skupiony na starej kobiecie. Stefan podniósł się na gałęzi
wyciągnął rękę i nagle
odepchnął Damona. To było niezwykle satysfakcjonujące. Damon otrząsnął
się ze skupienia,
wydał stłumiony skowyt i spadł z drzewa. W powietrzu zmienił się w kruka i
poleciał
z powrotem do góry, przysiadł na gałęzi nad Stefanem i rzucił mu złowrogie
spojrzenie.
Damon głośno wykrakał swoją irytację. Stefan spojrzał przez okno ponownie.
Wydawało się,

ż

e kobieta nie usłyszała krakania Damona- przerzucała kanały.

Kiedy spojrzał na Damona, jego brat odzyskał zwykłą formę.
- Myślałem, że takie podstępne sztuczki są sprzeczne z Twoim cennym
kompasem moralnympowiedział
Damon, skrupulatnie wygładzając włosy.
- Nie bardzo- Stefan powiedział, uśmiechając się- Nie mogłem się oprzeć.
Damon wzruszył ramionami, jakby akceptując dobroduszne zabawy Stefana i
spojrzał
ponownie na bibliotekarkę przez okno. Właśnie wstawała zrobić sobie kolejną
filiżankę
herbaty.
- Czujesz coś?- zapytał Stefan. Damon pokręcił głową.
- Albo ona znakomicie ukrywa przed nami swoją prawdziwą naturę, albo po
prostu jest
osobliwą bibliotekarką.
Odepchnął się od gałęzi i skoczył, lądując lekko na trawie poniżej.
- Tak czy inaczej, mam dość- dodał cicho.
Stefan ruszył za nim, lądując obok Damona pod drzewem.
- "Nie potrzebujesz mnie do żadnej z tych rzeczy, Damon- powiedział-
Dlaczego prosiłeś
mnie, żebym przyszedł tu z Tobą?
Uśmiech Damona błysnął w ciemności.
- Po prostu pomyślałem, że trzeba Cię trochę ponieść na duchu- powiedział.
Oczywiście nie specyficznymi działaniami bibliotekarki Stefan powinien się
martwić.

ROZDZIAŁ 20
To gorsze niż tor przeszkód, pomyślał Matt. I budowa domu z gazet. I firewalk.
Jest to

background image

zdecydowanie najgorsze zadanie wyznaczone rekrutom. Przykręcił
szczoteczkę do zębów w
ręku, by dostać się do małej szczeliny, biegnącej wzdłuż dolnej części boazerii
na ścianach
pomieszczenia Towarzystwa Vitale. Wyciągnął ze szczeliny szczotkę do zębów
czarną od
zadawnionego brudu, ze zwisającymi z niej pajęczynami. Matt skrzywił się z
obrzydzeniem.
Jego plecy były obolałe od garbienia się.
- Jak idzie, żołnierzu- zapytała Chloe, przykucając obok niego z ociekającą
gąbką w ręku.
- Szczerze mówiąc, nie jestem pewien, jak szorowanie tego pokoju pomoże
nam zdobyć
zaszczyty i zdolności przywódcze i wszystkie inne rzeczy, o których mówił Etan-
powiedział
Matt- Myślę, że to może po prostu jest sposób, aby zaoszczędzić kilka dolarów
na sprzątaniu.
- No cóż, mówią, że czystość jest zaraz po boskości- przypomniała mu. Chloe
roześmiała się.
On naprawdę lubił jej śmiech. To był rodzaj połączenia szampana i
srebrzystości.
Wewnętrznie oczywiście. Szampan i srebro. Miała piękny uśmiech, to wszystko,
co miał na
myśli.
Spędzali razem dużo czasu po śmierci Christophera. Matt czuł, że nic nie
może być gorsze od

ż

ycia ze wszystkimi rzeczami Christophera, kiedy Christopher odszedł, ale

potem przyjechali
rodzice Chrisa i spakowali go, delikatnie klepiąc Matta na plecach, jakby
zasłużył na jakąś
sympatię, gdy stracili swojego jedynego syna. I ta pusta przestrzeń, która
pozostała
po rzeczach Chrisa, wydawała się być milion razy gorsza.
Meredith, Bonnie i Elena próbowały go pocieszyć. Tak bardzo chciały, żeby
poczuł się lepiej,

ż

e czuł się winny, że tak nie było i to mu jeszcze wszystko utrudniało.

Chloe przebywając z nim w jednym pomieszczeniu, wychodząc z nim do
kawiarni lub
gdziekolwiek indziej, pomagała mu utrzymać kontakt ze światem, kiedy czuł,

ż

e zamyka się

w sobie. Było to takie łatwe z nią.

background image

Elena, jedyna dziewczyna, którą kiedykolwiek przedtem kochał, szepnęła
część niego,
wymagała więcej zabiegania o swoją osobę. Wzdrygnął się wewnątrz na
własną nielojalność
wobec Eleny, ale to była prawda. Teraz zaczynał się budzić i brać rzeczy w
swoje ręce. I
zauważył z zaskoczeniem uroczy dołeczek na prawym policzku Chloe albo
też to, jak
błyszczące są jej ciemne włosy, albo jakie ma zgrabne i ładne ręce mimo
często
pomalowanych paznokci. Do tej pory byli tylko przyjaciółmi. Być może ... być
może
nadszedł czas, aby to zmienić. Chloe pstryknęła palcami przed jego twarzą,
a Matt zdał sobie
sprawę, że patrzy na nią.
- Wszystko w porządku, kolego?- spytała z lekką dezaprobatą, marszcząc
czoło, a Matt
musiał powstrzymać się od pocałowania jej.
- Tak, po prostu zawiesiłem się- powiedział czując, jak jego policzki przybierają
buraczkowy
odcień. Uśmiechnął się głupkowato.
- Pomóc Ci przy tych ścianach?
- Jasne, czemu nie?- odpowiedziała Chloe- Namydlę część ściany, a Ty rób
dalej, cokolwiek
tam robisz tą małą szczoteczką.
Pracowali wspólnie przez jakiś czas, a Chloe od czasu do czasu przypadkiem
chlapała wodą z
płynem na czubek głowy Matta. Gdy pracowali dalej czyszcząc boazerię,
szczelina koło
listwy przypodłogowej okazała się głębsza niż inne. Matt wsunął szczoteczkę
pod spód tej
szczeliny, żeby tam wyszorować- ludzie, ale tam brudno, i poczuł, że coś się
przesunęło.
- Pod tym coś jest- powiedział do Chloe, przyciskając rękami podłogę i
pracując palcami w
szczelinie. Wsunął ręce i szczoteczkę starając się podłożyć wszystko, co tylko
się do tego
nadawało ale nie mógł całkiem tego podważyć.
- Spójrz- powiedziała po chwili Chloe- Myślę, że boazeria może przesunąć się
tutaj.

background image

Poruszyła kawałek drewna, aż wrzaskliwie zapiszczało i można było je
wyciągnąć.
- Ha- powiedziała zdziwiona- To coś, jak sekretna komnata. Wygląda, jakby
od dawna nie
była otwierana.
Udało się zluzować boazerię i zobaczyli małą przestrzeń, wysoką i szeroką na
długość stopy,
głęboką na kilku centymetrów. Było tam pełno pajęczyn. Wewnątrz było coś
prostokątnego,
owiniętego w płótno, które prawdopodobnie kiedyś było białe, ale teraz
poszarzało od kurzu.
- To książka- powiedział Matt, podnosząc ją do góry. Brud na zewnątrz tkaniny
był gruby
i miękki i zostawał na rękach. Po rozpakowaniu, książka wewnątrz była czysta.
- Wow- Chloe powiedziała cicho.
Wyglądała na starą, bardzo starą. Pokryta była ciemną, łuszczącą się skórą,
a krawędzie stron
były szorstkie, jakby cięte ręcznie, a nie maszynowo. Przechylając ją lekko,
Matt zauważył
szczątki złoceń , które musiały kiedyś być tytułem, który teraz był zatarty. Matt
otworzył ją w
połowie. Wnętrze było odręcznie zapisane schludnym pismem, czarnym
tuszem. I całkowicie
nieczytelne.
- Myślę, że to może być łacina- powiedział Matt- W ogóle znasz łacinę?
Chloe potrząsnęła głową. Matt odwrócił książkę na pierwszą stronę i jedno
słowo go
uderzyło. Vitale.
- Może to historia Towarzystwa Vitale- powiedziała Chloe- Albo starożytne
tajemnice
założycieli. Super! Powinniśmy dać to Etanowi.
- Tak, jasne- powiedział Matt rozproszony. Odwrócił jeszcze kilka stron, a
atrament zmienił
się z czarnego, na ciemny brąz. Wygląda, jak zaschnięta krew, pomyślał i
zadrżał, po czym
odrzucił tę myśl. To pewnie były jakieś stare farby, które z czasem wyblakły.
Jedno słowo rozpoznał, napisane trzy, nie, cztery razy na stronie: Mort.
Oznaczało to śmierć,
prawda? Matt prześledził słowo palcem, marszcząc brwi. Przerażające.
- Pokażę to Etanowi- powiedziała Chloe skacząc w górę i biorąc od niego
książkę. Przeszła

background image

przez pokój i przerwała rozmowę Ethana z inną dziewczyną. Z drugiej strony
pokoju, Matt
obserwował twarz Ethana, na której pojawił się powolny uśmiech, kiedy wziął
księgę.
Po kilku minutach, Chloe wróciła, szczerząc zęby.
- Ethan był bardzo podekscytowany- powiedziała- Powiedział, że powie nam
wszystko o niej,
kiedy znajdzie kogoś, kto przetłumaczy księgę.
Matt skinął głową.
- To wspaniale- powiedział, odpychając ostatni cień jego niepokoju w głąb
siebie. To była
Chloe, żywa, śmiejąca się Chloe, a on nie powinien myśleć o śmierci lub krwi,
czy czymś
takim, przy niej.
- Hej- powiedział, odsuwając ciemne myśli, koncentrując się na złotym blasku
jej ciemnych
włosów- Idziesz na imprezę w McAllister House dziś wieczorem?
Może lepiej będzie rozpuścić- pomyślała Elena, patrząc krytycznie na siebie w
lustrze.
Szarpała się z klamerką do włosów i pozwoliła swoim złotym, wygładzonym
lokom opaść
elegancko na ramiona. Znacznie lepiej. Wygląda dobrze, zauważyła,
omiatając beznamiętnym
wzrokiem swój wygląd. Jej krótka sukienka podkreślała jej różową, jak płatek
skórę i blade
włosy, a jej ciemne niebieskie oczy wydawały ogromne.
Bez Stefana, pomyślała, jakie ma znaczenie, jak wyglądam?
Patrzyła, jak jej usta wykrzywiły się w lustrze, kiedy odsuwała od siebie tę myśl.
Bez względu na to, jak bardzo tęskniła za dotykiem ręki Stefana na jej ręce,
jego ust na jej
ustach, jak bardzo chciała z nim być, to teraz było to niemożliwe. Nie mogła
być Katherine.
A jej duma nie pozwoliła jej poddać się chandrze. To nie na zawsze,
pomyślała ponuro.
Bonnie podeszła i zarzuciła rękę na ramiona Eleny, przyglądając im się w
lustrze.
- Ładnie wyglądamy, prawda?- zapytała pogodnie- Gotowa?
- Wyglądasz niesamowicie- powiedziała Elena, patrząc na Bonnie z uczuciem.
Niższa
dziewczyna praktycznie jaśniała z podniecenia- jej oczy błyszczały, uśmiech
miała jasny, na

background image

twarzy wypieki, bujne rude włosy pozornie zdawały się żyć własnym życiem- i
ta jej czarna,
krótka sukienka i buty na wysokim obcasie były urocze.
Uśmiech Bonnie powiększył się.
- Więc chodźmy- powiedziała Meredith. Wyglądała praktycznie w dżinsach i
miękkiej szarej
koszuli, w kolorze jej oczu. Trudno było zgadnąć, co Meredith myśli, ale Elena
podsłuchała
jej mruczenie do Alarica przez telefon późną nocą. Zorientowała się, że
Meredith w głębi
serca, nie miała nastroju do zabawy.
Na zewnątrz, ludzie szli szybko, w dużych cichych grupach, rozglądając się
nerwowo. Nikt
nie zwlekał, nikt nie był sam. Meredith zatrzymała się w połowie kroku i
zesztywniała, Nagle
zdała sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia. Elena rzuciła jej spojrzenie.
Miała problem:
jedna osoba była sama. Damon siedział na ławce poza ich akademikiem, z
twarzą przechyloną
ku niebu, jakby się opalał, mimo ciemności wieczoru.
- Czego chcesz, Damon?- Meredith powiedziała ostrożnie. Jej głos nie był
właściwie
niegrzeczny- tak jak w przeszłości – ale też nie był przyjazny, a Elena mogła
poczuć, jak się
zjeżyła.
- Eleny, oczywiście- Damon powiedział leniwie, wyciągając się i zgrabnie
biorąc rękę Eleny.
Bonnie patrzyła w tę i z powrotem na nich zdziwiona.
- Myślałam, ze nie zamierzasz spędzać czasu z żadnym z nich- powiedziała do
Eleny.
Damon powiedział cicho do ucha Eleny.
- To coś o Towarzystwie Vitale. Zrobiłem rozeznanie.
Elena zawahała się. Ona nie powiedziała swoim przyjaciółkom o
wskazówkach, jakie znaleźli
z Damonem na temat Towarzystwa Vitale, że to może być coś więcej niż mit,
ani o tym, że to
może mieć jakiś związek z jej rodzicami. Nie wiedziała jeszcze nic
konkretnego, a nie czuła
się całkiem gotowa rozmawiać o tym, że jej rodzice mogli być zamieszani w
jakiś mroczny
sekret i o tym, co czuła, widząc ich zdjęcia, jak byli młodzi.

background image

Zebrawszy myśli odwróciła się do Meredith i Bonnie.
- Muszę iść z Damonem na minutę. To ważne. Wyjaśnię Wam to później.
Zobaczymy się na
imprezie za chwilę.
Meredith zmarszczyła brwi, ale kiwnęła głową, i pociągnęła Bonnie w
kierunku McAllister
House. Kiedy odchodziły, Elena mogła usłyszeć, jak Bonnie mówiła:
- Ale nie o to w tym wszystkim chodziło…
Trzymając rękę mocno schowaną pod ramieniem Eleny, Damon poprowadził
ją w
przeciwnym kierunku.
- Dokąd idziemy?- spytała, świadoma miękkości skóry Damona i siły jego
uścisku.
- Widziałem dziewczynę noszącą jedną z tych odznak ze zdjęcia- powiedział
Damon- I
poszedłem za nią do biblioteki, ale po tym, jak dostała się do środka, po
prostu zniknęła.
Szukałem jej wszędzie. A potem, po godzinie, wyszła drzwiami biblioteki.
Pamiętasz, jak
powiedziałem, ze musimy poszukać odpowiedzi gdzie indziej niż w
bibliotece?- uśmiechnął
się- Myliłem się. Tam się coś dzieje.
- Może po prostu jej nie widziałeś?- Elena zastanawiał się głośno- To wielka
biblioteka,
mogła się schować w jakiejś separatce i tam się uczyć, czy coś takiego.
- Ja bym ją znalazł- Damon powiedział krótko- Jestem dobry w odnajdywaniu
ludzi- jego
zęby zabłyszczały przez chwilę w świetle latarni.
Problemem było to, że biblioteka była taka normalna. Kiedy byli w środku,
Elena rozejrzała
się po szarej podłodze wyłożonej wykładziną, beżowych krzesłach, rzędach
regałów.
Biblioteka tętniła życiem oświetlona lampami fluorescencyjnymi. To było
miejsce do nauki.
Nie wyglądało, żeby jakieś sekrety były tutaj ukryte.
- Na górze?- zasugerowała.
Wybrali schody zamiast windy i schodzili w dół z najwyższego piętra.
Przeczesywali piętro
po piętrze i znaleźli… Nic. Ludzie czytali i robili notatki. Książki, książki i jeszcze
więcej

background image

książek. W piwnicy było pomieszczenie z automatami i i małe stoliki do
przerwy w nauce.
Nic nadzwyczajnego.
Elena zatrzymała się na korytarzu, prowadzącym do jakiegoś biura niedaleko
automatu.
- Niczego tu nie znajdziemy- powiedziała do Damona.
Jego twarz wykrzywiła się z frustracją, a ona dodała:
- Wierzę, że coś się tutaj dzieje, naprawdę, ale bez żadnych dodatkowych
wskazówek, nawet
nie wiemy, czego szukamy.
Drzwi znajdujące się za nią, oznaczone jako Biuro Badań i Analiz, otworzyły się
i wyszedł z
nich Matt.
Wyglądał na zmęczonego, a Elena poczuła szybki przebłysk winy. Po śmierci
Christophera,
ona, Meredith i Bonnie miały zamiar być blisko Matta. Ale On był zawsze
zajęty footbalem
lub zajęciami i wydawało się, że nie chce ich mieć blisko siebie. Zdała sobie
zszokowana
sprawę, że nie rozmawiała z nim od kilku dni.
- Och, hej, Elena- powiedział Matt, patrząc zaskoczony- Idziesz na imprezę
dziś wieczorem?-
przywitał Damona niezręcznym skinieniem głowy.
- Mutt- Damon odpowiedział z półuśmiechem i Matt przewrócił oczami. Gdy
rozmawiali
o imprezie i zajęciach i nowym chłopaku Bonnie, Elena układała swoje
wrazenia na temat
Matta. Zmęczony, tak- jego oczy były trochę przekrwione, a na jego ustach
był smutek,
którego nie było jeszcze kilka tygodni temu. Ale dlaczego On pachnie tak
mocno z mydłem?
Nie był szczególnie czysty, pomyślała, śledząc brudny szlak wiodący od
policzka Matta, aż
do jego szyi. Wyglądało to, jakby coś kapało mu na głowę. Wyglądało to
prawie tak, jakby
coś czyścił. Coś naprawdę brudnego. Uderzona nową myślą, spojrzała na
jego piersi. Czy On
nie miał wpiętej odznaki w kształcie litery V? Jakby wiedział, nad czym się
zastanawia, Matt
naciągnął kurtkę mocniej na siebie.
- Co robiłeś w tym biurze?- spytała nagle.

background image

- Uch- twarz Matta była pusta przez pół sekundy, a potem spojrzał na drzwi,
na napis
mówiący Biuro Badań i Analiz.
- Badania, oczywiście- powiedział.
- Muszę iść- dodał- Złapię Cię na imprezie później, w porządku, Eleno?
Już miał się odwrócić, gdy Elena impulsywnie wyciągnęła rękę i złapała go
za ramię.
- Gdzie się podziewałeś, Matt?- spytała- Prawie nie widywałam Cię ostatnio.
Matt uśmiechnął się, ale jego oczy były smutne.
- Football- powiedział- Uniwersytecka drużyna to wielka sprawa.
Delikatnie odsunął jej dłoń.
- Do później Eleno. Damon.
Przyglądali mu się, jak odchodziłm a potem Damon skinął głową w kierunku
drzwi,
z których wyszedł Matt.
- Idziemy?- powiedział.
- Idziemy gdzie?- spytała Elena zdziwiona.
- Och, jak to nie było podejrzane…- powiedział Damon. Położył rękę na
pokrętle, a Elena
usłyszała trzask blokady, kiedy je otwierał. Wewnątrz był bardzo nudny pokój.
Biurko,
krzesło, mały dywan na podłodze. Może trochę zbyt nudny?
- Biuro Badań bez książek? Lub nawet komputera?- zapytała Elena.
Damon przekrzywił głowę na bok, zastanawiając się, a następnie, szybkim
ruchem, pociągnął
na bok dywan. Pod nim był jasny zarys zapadni.
- Bingo- Elena oddychała. Podeszła do przodu, już się schylając i próbując ją
podważyć, ale
Damon pociągnął ją z powrotem.
- Każdy, kto używa tego, może nadal tam być- powiedział- Matt właśnie
wyszedł, i wątpię, że
był sam.
Matt. Cokolwiek się dzieje, Matt wiedział o tym.
- Może powinnam z nim porozmawiać- powiedziała Elena.
Damon zmarszczył brwi.
- Poczekajmy, aż dowiemy się z czym mamy do czynienia- powiedział- Nie
wiemy, w co
Matt jest zaangażowany. To może być niebezpieczne dla Ciebie.
Chwycił ją znowu za ramię i pociągnął delikatnie, wyprowadzając ją z biura.
- Wrócimy tu później.

background image

Elena pozwoliła mu się wyprowadzić, zmagając się z tym, co powiedział.
Niebezpieczne?
pomyślała. Czy na pewno Matt nie zrobi niczego, co mogłoby stanowić
zagrożenie dla Eleny?

ROZDZIAŁ 21
- Co to tak długo trwa?- zapytała Bonnie przeskakując z nogi na nogę.
- Przestań być taka nadwrażliwa- powiedziała Meredith z roztargnieniem,
zadzierając szyję,

ż

eby spojrzeć na tłum przed McAllister. Było jakieś wąskie gardło przy wejściu

do
akademika, które spowalniało przepływ ludzi. Zadrżała w swoim cienkim
topie; zaczynało
robić się zimno.
- Ochrona jest przy drzwiach- powiedziała Bonnie , kiedy zbliżyły się do
wejścia- Czy oni
muszą tak utrudniać dostanie się ludziom do środka?- jej głos był piskliwy z
oburzenia.
- Oni po prostu sprawdzają, czy masz legitymację studencką- powiedział ktoś
z tłumuupewniają
się, że nie jesteś szalonym mordercą spoza kampusu.
- Tak- jego przyjaciel powiedział- Tylko zabójcy z kampusu mają wstęp.
Parę osób zaśmiało się nerwowo.
Bonnie zamilkła, gryząc wargi, a Meredith zadrżała ponownie, tym razem z
powodów, które
nie miały nic wspólnego z zimnem.
Kiedy wreszcie dopchały się do przodu, ochroniarz zerknął szybko na ich
identyfikatory i
pomachał, że mogą wejść. W środku było tłoczno i dudniła głośna muzyka,
ale tak naprawdę
wydawało się, że nikt nie był w nastroju do zabawy. Ludzie stali w małych
grupach,
rozmawiali z podtekstami i rozglądali się nerwowo. Obecność ochroniarzy
przypomniała
wszystkim o niewidocznym niebezpieczeństwie, czającym się w kampusie.
Każdy może być
winny, nawet ktoś na sali w tym momencie. Kiedy myślała o tym, spojrzenie
Meredith na salę
się zmieniło- pozostali studenci wokół niej, przemienili się z niewinny w
złowrogich.

background image

Wydawało jej się, że ten chłopak z kręconymi włosami w rogu sali stał,
przyglądając się
swojej pięknej towarzyszce z czymś więcej, niż zwykłą żądzą. Twarze obcych
skręcone były
wściekle, a Meredith wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, aż znów
wszyscy wyglądali
normalnie.
Samantha szła w jej stronę, niosąc w dłoni czerwony plastikowy kubek .
- Masz- powiedziała, wręczając Meredith wodę.
- Każdy jest dziś na krawędzi, to straszne. Lepiej zachować czujność i nie pić-
powiedziała
nadając dokładnie na tych samych falach, co Meredith.
Bonnie ścisnęła rękę Meredith na pożegnanie i wystartowała w tłum, w
poszukiwaniu
Zandera.
Meredith pociągnęła łyk wody i ostrożnie spojrzał na obcych, otaczających
ją.
Mimo ogólnego marazmu wiszącego nad imprezą, niektórzy ludzie byli tak
pochłonięci sobą,
ze udawało im się dobrze bawić. Patrzyła na całującą się parę, jak w pełni
koncentrują się na
siebie, jakby nie było nikogo innego na świecie, kto ma znaczenia. Nie
martwili się atakami i
zaginięciami na terenie kampusu, a Meredith poczuła ostre ukłucie zazdrości.
Tęskniła za
Alariciem, tęsknota za nim tkwiła w niej głęboko nawet, kiedy świadomie o
nim nie myślała.
- Zabójca może być tutaj, na tej imprezie- powiedziała nieszczęśliwie
Samanta- Nie
powinnyśmy być w stanie wyczuć coś? Jak możemy chronić kogokolwiek, jeśli
nie wiemy,
kogo mamy za przeciwnika?
- Wiem- powiedziała Meredith.
Tłum się rozrzedził i ujrzała twarz. Nie spodziewała się: Stefan opierając się, stał
przy
przeciwległej ścianie. Jego oczy zaświeciły, gdy zobaczył ją i spojrzał obok
niej z nadzieją,
z półuśmieszkiem tworzącym się na jego ustach.
Biedny facet. Nieważne, co Meredith myślała o decyzji Eleny, żeby zrobić
sobie przerwę- a,

background image

dla ścisłości, Meredith myślała, że Elena postępuje słusznie; jej uwikłanie
zarówno z jednym
jak i drugim bratem Salvatore oznaczało, że wszyscy oni będą mieli kłopoty-
nie mogła
pomóc mu, litując się nad nim.
. Stefan miał wygląd kogoś, kto przeżywa to samo ostre ukłucie samotności i
pragnienia, jak
Meredith, gdy myślała o Alaricu. On miał jeszcze gorzej, bo Elena była tak
blisko i dlatego,

ż

e wybrała rozstanie z nim, choć on sobie tego nie życzył.

- Przepraszam na sekundę- powiedziała do Samanthy i podeszła do Stefana.
Przywitał ją
grzecznie i spytał o jej zajęcia i jej treningi, choć mogła przysiąc, że aż się
palił, żeby zapytać
o Elenę. Miał takie dobre maniery, zawsze.
- Jej tu jeszcze nie ma, ale niedługo będzie- powiedziała przerywając jedną z
jego
uprzejmości- Miała coś do zrobienia w pierwszej kolejności.
Jego twarz zaowocowała uśmiechem wdzięczności i ulgą, a potem
zmarszczył brwi.
- Elena przyjdzie tu sama?- zapytał- Po tych wszystkich atakach?
- Nie- Meredith zapewniła go. Nie pomyślała o tym, a nie powinna
powiedzieć mu, że Elena
jest z Damonem.
- Ona jest z innymi ludźmi- powiedziała stanowczo i była zadowolona, że jej
odpowiedź
wydawała się go usatysfakcjonować. Meredith pociągnęła łyk wody i miała
ponurą nadzieję,

ż

e Elena ma na tyle rozumu, że nie przyjdzie tu z Damonem.

Matt zauważył Chloe na końcu sali. To ta noc, zdecydował. Dość zabawy,
wystarczy
wymiany spojrzeń i łagodnych, platonicznych uścisków. Chciał wiedzieć, czy
czuła to samo
co on, jeśli zaś czuła, że coś między nimi mogłoby być, musi to wiedzieć.
Rozmawiała z kimś, facet, którego poznał w Vitale, a jej kręcone, brązowe
włosy lśniły
delikatnie w światłach nad głowami.
Tyle było życia w Chloe: sposób w jaki się śmiała, to jak słuchała tego, co ten
facet mówił,
uważna i zaangażowana ze skupioną twarzą. Matt chciał ją pocałować.
Bardziej niż

background image

cokolwiek innego.
Zaczął więc iść przez pomieszczenie w jej kierunku, kiwając po drodze głową
ludziom,
których znał. Nie chciał wyglądać na zbyt nudnego i podekscytowanego,
nie jakby był
manekinem wpatrzonym w nią, ale nie chciał się zatrzymywać i zgubić jej w
tłumie.
„Matt”.
Nagle Matt szarpnął się tak, jakby został ukąszony, jakby został uderzony
cichym
pozdrowieniem. Obracając się, żeby dowiedzieć się, skąd to pochodziło,
zobaczył Stefana
stojącego tuż za nim i zmarszczył brwi gniewnie na niego. Nienawidził, kiedy
Stefan właził
do jego głowy.
- Po prostu możesz powiedzieć „cześć”- powiedział Stefanowi tak łagodnie,
jak tylko mógł-
Wiesz, głośno.
Stefan schylił głowę przepraszająco, jego policzki poczerwieniały.
- Przepraszam- powiedział- To było niegrzeczne z mojej strony, ale chciałem
tylko zwrócić
Twoją uwagę. Jest tu tak głośno.
Wskazał wokół, a Matt zastanawiał się, jak to czasami przedtem bywało, co o

ż

yciu

współczesnego nastolatka myśli wampir. Stefan przeżył więcej, niż Matt
kiedykolwiek będzie
miał okazję, ale głośna muzyka rockowa i ścisk ciał wydawały się dla niego
niekomfortowe i
robiły niejako pęknięcie w jego przebraniu za kogoś młodego. On starał się
tak mocno, aby
zasłużyć na miłość Eleny, Matt to wiedział.
- Czekam na Elenę- Stefan powiedział- Widziałeś ją?
Linie jego twarzy zależały, i tak po prostu, wyobrażenie Matta o Stefanie, jako
o kimś zbyt
starym, żeby tu być, prysło. Stefan patrzył, jak ktoś do bólu młody, samotny i
zmartwiony.
- Tak- powiedział Matt- Dopiero widziałem ją w bibliotece. Powiedziała, że
przyjdzie tu
później.
Ugryzł się w język, żeby nie dodać, że widział ją tam z Damonem. Matt nie był
pewien, co się

background image

dzieje między Eleną a braćmi, ale zorientował się, że lepiej będzie, jeśli Stefan
się nie dowie,

ż

e Elena i Damon byli razem.

- Miałem trzymać się od niej z dala- Stefan wyznał ze smutkiem- Bo ona czuje,

ż

e weszła

między Damona i mnie i potrzebuje trochę czasu, aby zdecydować, z którym
z nas chce
zostać.
Spojrzał na Matta, niemal błagalnie.
- Ale pomyślałem sobie, że skoro tutaj jest tylu ludzi, to nie będzie tak,
jakbyśmy byli sami.
Matt wziął łyk swojego piwa, jego umysł pracował wściekle. Teraz już
wiedział, że miał rację
nie wspominając, że Damon i Elena byli razem. W co Elena gra tym razem? To
był dla niego
szok, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo był wyobcowany. Kiedy to wszystko
się stało? Od

ś

mierci Christophera, unikał przyjaciół, tak bardzo koncentrując się na

Towarzystwie Vitale,

ż

e nie orientował się, co działo się w życiu jego przyjaciół. O czym jeszcze nie

wie?
Stefan wciąż patrzył na niego, jakby szukał jakiegoś potwierdzenia, a Matt
przetarł tylko kark
i zaproponował:
- Powinieneś z nią porozmawiać. Niech wie, jak nieszczęśliwy jesteś bez niej.
Miłość jest
warta, żeby dać jej szansę.
Kiedy Stefan przytaknął, biorąc to pod uwagę, oczy Matta poszukiwały w
tłumie Chloe.
Faceta, z którym rozmawiała już nie było, a ona stała sama, przygryzając
wargę, kiedy
rozglądała się po sali. Matt miał już przeprosić Stefana i skierować się do niej,
gdy inny głos
przemówił do jego ucha.
- Cześć, Matt, jak leci?- Ethan stanął obok niego, jego złoto- brązowe oczy
skoncentrowały
się na Macie.
Matt poczuł, jak prostuje się i rozciąga ramiona, starając się patrzeć, jak
lojalny i honorowy,
obiecujący kandydat, jak tego wymagało Vitale. Matt widział taką postawę
u Ethana i innych

background image

rekrutów: cokolwiek Ethan chciał, żeby zrobili lub kimkolwiek byli, oni też tego
chcieli.
Niektórzy ludzie są po prostu urodzonymi przywódcami, zgadł.
Rozmawiali przez chwilę, nie o Vitale oczywiście, nie w obecności Stefana, ale
o zwykłych
rzeczach- footbalu, o zajęciach i muzyce, która grała, a potem Ethan
odwrócił się z ciepłym
uśmiechem do Stefana.
- Och… Ethan Crane, Stefan Salvatore- przedstawił ich sobie Matt, dodając-
Chodziliśmy
razem ze Stefanem do liceum.
Stefan i Ethan zaczęli rozmawiać i Matt spojrzał na Chloe ponownie. Nie było
jej tam, gdzie
ją ostatnio widział i zaczął panikować, aż znalazł ją ponownie w tłumie,
tańczącą.
- I nie sposób nie zauważyć Twojego akcentu, Stefan- mówił Ethan-
Pochodzisz z Włoch?
Stefan uśmiechnął się nieśmiało.
- Większość ludzi już tego nie zauważa- powiedział- Mój brat i ja wyjechaliśmy
z Włoch
dawno temu.
- Och, a Twój brat też tu jest?- zapytał Ethan i Matt zauważył, że dobrze się ze
sobą dogadują,
więc postanowił ich zostawić razem.
- Złapię Was później- powiedział.
Biorąc kolejny łyk piwa, Matt ruszył przez tłum, prosto do Chloe. Jej oczy lśniły,
a jej
dołeczki były widoczne, i wiedział, że nadszedł odpowiedni czas. Jak
powiedział Stefanowi,
miłość była warta, żeby dać jej szansę.

ROZDZIAŁ 22
Bonnie wiedziała, kiedy Zander i jego przyjaciele przyszli na imprezę, bo
poziom hałasu
stanowczo się podniósł. Szczerze mówiąc, Zander był spokojniejszy, niż jego
przyjaciele,
w pewnym sensie, przynajmniej przy Bonnie, ale jako grupa, byli
zdecydowanie zbyt dzicy.
To było trochę irytujące. Ale kiedy Zander pojawił się obok niej i posłał jej
długi, powolny

background image

uśmiech, jej palce zwinęły się w wysokich butach i zapomniała o wszystkim,
czym się
denerwowała.
- Cześć!- powiedziała- Czy wszystko w porządku?
On uniósł brew na nią pytająco.
- To znaczy, mówiłeś, że coś się stało w Twojej rodzinie i dlatego byłeś…zajęty.
- A, tak- Zander pochylił głowę, żeby z nią porozmawiać, a jego ciepły
oddech Bonnie
poczuła na swojej szyi, kiedy zaczął mówić:
- Moja rodzina jest dość skomplikowana- powiedział- Chciałbym czasem,

ż

eby to wszystko

było łatwiejsze.
Popatrzył smutno, i Bonnie impulsywnie wzięła go za rękę, splatając swoje
palce z jego
palcami.
- No, co się stało?- spytała, starając się przybrać ton rzetelny i pełen
zrozumienia. Ton
dziewczyny, na której można polegać.
- Może uda mi się pomóc. Wiesz, świeże spojrzenie na problemy i te rzeczy.
Zander zmarszczył brwi i przygryzł wargę.
- Myślę, że to jest jak ... mam obowiązki. Moja cała rodzina musi dotrzymywać
pewnych
obietnic i są pewnie rzeczy, o które musimy dbać. I czasami to, co chcę
zrobić i co muszę
zrobić, nie idzie w parze.
- Czy możesz mówić jaśniej?- Bonnie zapytała złośliwie i Zander rzucił jej
uśmiech
półgębkiem- Poważnie, co masz na myśli? Co musisz zrobić? Czego nie
chcesz zrobić?
Zander patrzył na nią przez chwilę, a potem jego uśmiech poszerzył się.
- Chodź- powiedział, ciągnąc ją za rękę.
Bonnie poszła z nim, przepychając się przez imprezowiczów, aż do schodów.
Zander zdawał
się dokładnie wiedzieć, dokąd idą; minęli parę pięter, a potem pchnął drzwi.
W środku był
pokój: para nędznych kanap, rozwalający się stół. Czyjś projekt artystyczny,
duże płótno
pokryte plamami farb, oparte o ścianę.
- Mieszkasz w tym akademiku?- spytała Zandera.
- Nie- powiedział, patrząc na jej usta. Przyciągnął ją do siebie i oparł ręce na
jej biodrach.

background image

A potem ją pocałował.
To był najbardziej niesamowity pocałunek, jakiego Bonnie kiedykolwiek
doświadczyła. Usta
Zandera były miękkie, ale stanowcze i małe fajerwerki przebiegły przez całe
ciało Bonnie.
Uniosła rękę i dotknęła jego policzka, czując mocne kości twarzy i lekko
zarysowany zarost
pod swoją dłonią. Po raz kolejny poczuła się, jak na pierwszej randce, kiedy
stojąc na dachu
miała wrażenie, że leci. Tak wolna i z dziką radością szalejącą w niej.
Przesunęła rękę do jego
karku, czując blade włosy, jakby były blond szczotką do włosów, delikatnie
dotykającą jej
palców.
Kiedy pocałunek się skończył, żadne z nich nie odzywało się przez chwilę, po
prostu stali
przytuleni, dysząc ciężko. Ich twarze były tak blisko, a błyszczące, niebieskie
oczy Zandera
utkwione były w jej oczach, ciepłe i przejęte.
- W każdym razie, to jest to, co chcę zrobić, skoro pytasz. Czy chcesz- urwał
na chwilę- Czy
chcesz wrócić na imprezę?
- Nie- odparła Bonnie- Jeszcze nie.
I tym razem to ona pocałowała jego.
- Och, dzięki Bogu- powiedziała Chloe, kiedy Matt podszedł do niej-
Zaczęłam się czuć, jak
największy kwiat na ścianie.
Zmarszczyła atrakcyjnie nos. Jej nos, który poruszył się tylko trochę, obsypany
był piegami,
a usta były nieco zalotne. Miał ochotę chwycić delikatnie jej miękkie loki, jej
brązowe loki,

ż

eby zobaczyć, jak się prostują, a następnie wracają do pierwotnej postaci.

- Co masz na myśli?- powiedział, starając przywołać się do porządku, choć
boleśnie zdał
sobie sprawę, że brzmi jak niedorozwinięty- Kwiat na ścianie?
- Och, po prostu ...- machnęła rękę niejasno po tłumie- Mało kogo tu znam
poza Tobą i
Etanem. Cała ta impreza jest całkowicie nafaszerowana pierwszakami.
Serce Matta zamarło. Zapomniał, że Chloe była starsza. To nie powinno mieć
większego

background image

znaczenia, prawda, nie powinno? Ale jej głos brzmiał, jakby myślała, że jest
kimś lepszym od
pierwszaków, czy coś.
Jej ton był pogardliwy- tego słowa szukał do opisania jej tonu.
- Myślałem, że impreza jest w porządku- powiedział słabo.
Chloe zacisnęła wargi złośliwie, potem pogłaskała go delikatnie po ramieniu.
- Cóż- powiedziała cicho- W moim życiu jest miejsce tylko dla jednego
studenta pierwszego
roku, prawda, Matt?
To był bardziej optymistyczny znak. Problem w tym, zdał sobie sprawę Matt,

ż

e jego

jedynym doświadczeniem w zdobywaniu dziewczyn było rozmawianie z tymi,
na których tak
naprawdę mu nie zależało, albo po prostu zapraszanie jego potencjalnych
randek na tańce, lub
cokolwiek.
Chyba, że była to Elena- z nią było inaczej. W tym wypadku zależało mu na
niej ogromnie,
ale znał ją przez długi czas i na tyle dobrze, że wiedział, kiedy powie mu tak.
- Chloe- powiedział- Zastanawiałem się, czy byś…- Matt przerwał, bo
dołączył do nich Etan,
uśmiechając się szeroko.
Po raz pierwszy, Matt poczuł błysk irytacji wobec niego. Ethan był tak
mądrym
człowiekiem. Czy nie widzi, że przerywa im ważną chwilę?
- Podoba mi się Twój przyjaciel, Stefan- Ethan powiedział do Matta- Wydał mi
się bardzo
wyrafinowany, jak na studenta pierwszego roku, bardzo wygadany. Czy
uważasz, że to
dlatego, że jest Europejczykiem?
Matt tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi, a Ethan odwrócił się do Chloe.
- Hej, kochanie- powiedział, kładąc rękę na jej ramieniu i całując ją delikatnie
w usta.
I, tak, wow, Etan specjalnie przerwał tę chwilę. To nie był długi pocałunek,
ale był w nim
powiew zaborczości i w jego ramieniu zarzuconym na ramiona Chloe również.
Kiedy skończyli, Chloe uśmiechnęła się do Ethana, bez tchu, a oczy Ethana

ś

mignęły na

Matta tylko przez sekundę. Matt miał ochotę zlać się w jedność z lepką,
zalaną piwem

background image

podłogą, ale zamiast tego, uśmiechnął się wewnątrz siebie na myśl o tym, jak
wylewa swoje
piwo na Ethana.
Chloe- urocza, słodka, zabawna, otwarta Chloe- miała chłopaka. Powinien
był przewidzieć,

ż

e nie będzie jedynym, który widział, jak niesamowita była. A Matt wycofałby

się bez
względu na to, kto był chłopakiem Chloe. Nie chciał być tym facetem, który
rozwala związki;
nigdy nie chciał taki być. A chłopakiem Chloe był Ethan. Ethan, przywódca
Towarzystwa
Vitale, który sprawił, że Matt czuł się, jak ktoś wyjątkowy, jakby był najlepszy.
Ponieważ to
był Ethan, Matt po prostu będzie musiał zacisnąć zęby i ignorować to uczucie
pustki w jego
piersiach. Musiał być silny i zatrzymać dla siebie to, co chciał powiedzieć
Chloe i to,

ż

e chciał z nią być. Były granice, których nie mógł przekroczyć. Nigdy.

ROZDZIAŁ 23
- Nie wiedziałam, że już tak późno- powiedziała po raz trzeci Elena, gdy
pospiesznie szła w
dół ścieżką przez dziedziniec- Bonnie i Meredith pewnie martwią się o mnie.
- One wiedzą, ze jesteś ze mną- powiedział niewzruszony Damon, idąc obok
niej.
- Nie sądzę, że to je pocieszy- powiedziała wściekle z taką ekspresją, że
Damon spojrzał na
nią z ukosa.
- Po tym wszystkim, kiedy tyle czasu spędziliśmy walcząc ramię w ramię, nadal
mi nie
ufają?- powiedział jedwabiście- Byłbym strasznie zraniony. Gdybym dbał o to,
co o mnie
myślą.
- Nie wydaje mi się, żeby myślały, że mnie skrzywdziłeś- powiedziała Elena- Już
nie. Albo,

ż

e nie będziesz mnie chronił. Myślę, że się martwią o to, że Ty mógłbyś…

mógłbyś
przekroczyć granice albo coś w tym stylu.
Damon zatrzymał się i spojrzał na nią. Potem podniósł rękę i trzymał ją,
opuszczając jeden

background image

palec na jej ramię, wykrywając żyłę, która prowadziła od nadgarstka aż do
łokcia Eleny.
- A jak Ty myślisz?- spytał uśmiechając się delikatnie.
Elena wyrwała rękę, patrząc na niego.
- Oczywiste jest, że mają rację- powiedziała- Skończ z tym. Mamy być tylko
przyjaciółmi,
pamiętasz?
Wzdychając głęboko, Damon zaczął iść dalej, a Elena pospieszyła za nim.
- Cieszę się, ze zdecydowałeś się pójść ze mną na imprezę- powiedziała w
końcu- Będzie
zabawnie.
Damon strzelił jej aksamitne, czarne spojrzenie spod jego rzęsy, ale nic nie
powiedział.
Zawsze było zabawnie z Damonem, pomyślała Elena, wsłuchując się w
klikanie własnych
pięt i przyglądając się swojemu cieniowi, który pojawiał się i znikał, kiedy szli w
pobliżu
latarń. A przynajmniej zawsze było zabawnie, gdy Damon był w dobrym
nastroju i nikt nie
próbował go zabić, tej drugiej okoliczności chciałaby uniknąć.
Stefan, słodki, kochany Stefan, był miłością jej życia. Nie miała żadnych
wątpliwości co do
tego. Ale Damon powodował u niej przyspieszony oddech i podniecenie.
Przy Damonie czuła
się wyjątkowa. I dziś wieczorem był bardziej zrelaksowany niż zwykle. Po
odejściu Matta
przeszukiwali jeszcze bibliotekę, a potem Damon zaserwował jej chipsy i wodę
z automatu w
piwnicy. Usiedli przy jednym z małych stolików i rozmawiali i śmiali się. To nie
było nic
fantazyjnego lub eleganckiego, nic takiego, jak na przyjęciach w Ciemnym
Wymiarze, ale
było wygodnie i przyjemnie, a kiedy spojrzała na swój telefon, była
zaskoczona widząc, że
minęła ponad godzina.
A teraz Damon nawet dobrowolnie szedł na imprezę w akademiku. Może
spróbuje dogadać
się z jej przyjaciółmi. Może rzeczywiście mogliby być przyjaciółmi, może
udałoby się jakoś
ułożyć stosunki między Stefanem i nim. Kiedy Elena doszła do tego wniosku,
nagle poczuła

background image

straszne mrowienie, bo czuła, że jest obserwowana. Małe włosy na jej karku
się najeżyły.
- Damon- powiedziała cicho- Ktoś nas obserwuje.

Ź

renice Damona rozszerzyły się, kiedy wciągnął powietrze nosem. Elena

mogła powiedzieć,

ż

e wysyła nitki swojej mocy, szukając odpowiedzi na to, kto ich obserwuje.

- Nic- powiedział po chwili.
Włożył rękę pod jej pachę, przyciągając ją bliżej.
- To może być tylko Twoja wyobraźnia, księżniczko, ale będziemy ostrożni.
Skórzana kurtka Damona była gładka po stronie Eleny, a ona przylgnęła do
niego bardziej,
kiedy zeszli z drogi dzielącej kampus.
Tuż przed nimi, samochód, który stał na biegu jałowym przy krawężniku,
dodawał gazu. Jego
reflektory płonęły oślepiając Elenę. Ramiona Danona objęły jej talię, aż
brakowało jej tchu.
Opony samochodu zapiszczały i samochód wystrzelił w ich kierunku.
Elena spanikowała- o Boże, o Boże, pomyślała bezradnie i zamarła. Potem
płynęła
w powietrzu, Damon trzymał ją tak mocno, że aż bolało. Kiedy uderzył w
trawę po drugiej
stronie drogi, Damon przerwał na chwilę ucieczkę, dostosowując swój uchwyt
do Eleny,
a ona spojrzała wstecz na samochód, który przejechał po miejscu, w którym
stali jeszcze
przed chwilą i wpadł w poślizg zawracając. Nie mogła niczego zobaczyć, ani
co to za
samochód, ani kim był kierowca. W świetle tych jasnych świateł, to był tylko
zamazany,
ciemny kształt.
Zamazany, ciemny kształt, który zmienił kierunek na trawie i wracał do nich.
Damon zaklął i
pociągnął ją naprzód, biegnąc, zamiast lecieć tym razem, a nogi Eleny
ledwo dotykały ziemi.
Jej serce waliło. Mogła powiedzieć, że przez to, że ją za sobą ciągnął,
Damon nie mógł
rozwinąć całej swojej prędkości. Zniknęli za rogiem budynku i oparli się o

ś

cianę, otoczeni

krzakami.
Samochód pędził przed siebie, po czym zawrócił na drogę, pozostawiając
długie, ociężałe

background image

ś

lady kół.

- Zgubiliśmy ich- szepnęła Elena, dysząc.
- Wkurzyłaś ostatnio kogoś księżniczko?- spytał Damon z ostrym wzrokiem.
- Powinnam chyba Ciebie o to samo zapytać- odparła Elena.
Następnie objęła się rękoma. Zrobiło jej się nagle zimno.
- Czy uważasz, że mogło to być związane z Towarzystwem Vitale?- spytała
drżącym głosem-
Z nimi i moimi rodzicami?
- Nie wiemy, kto lub co mogło być po drugiej stronie tej zapadni- Damon
odpowiedział
posępnie- A może Matt…
- Nie, nie Matt- Elena powiedziała stanowczo- Matt nigdy by mnie nie zranił.
Damon skinął głową.
- To prawda. Jest śmiesznie honorowy, ten Twój Matt- rzucił jej krzywy uśmiech-
A on Cię
kocha. Wszyscy Cię kochają, Eleno.
Zdjął swoją kurtkę i zarzucił jej na ramiona.
- Jedna rzecz jest pewna. Jeśli kierowca tego samochodu myślał, że jestem
człowiekiem, teraz
wie, że jest inaczej.
Elena naciągnęła kurtkę mocniej na siebie.
- Uratowałeś mnie- powiedziała słabym głosem- Dziękuję.
Oczy Damona były miękkie, kiedy ją obejmował.
- Zawsze będę Cię chronił, Eleno- obiecał- Nie wiesz jeszcze tego?
Jego źrenice się rozszerzyły, a on przyciągnął ją bliżej.
- Nie mogę cię stracić- mruknął.
Elena czuła, jakby spadała. Świat utonął w ciemnych oczach Damona, a
ona była spowita
wraz z nim w ciemność. Niewielka część jej mówiła nie, a mimo to pochyliła
się ku niemu i
spotkała się swoimi ustami z jego.
Stefan postukał palcami w ścianę za sobą, spojrzał na wszystkich ludzi
stłoczonych zbyt
blisko siebie: rozmawiających, śmiejących się, pijących, tańczących. Pod
jego skórą roiło się
od lęku. Gdzie ona była? Matt powiedział, że widział ją w bibliotece ponad
godzinę temu, że
planowała przyjść na imprezę. Podjąwszy decyzję, Stefan zaczął torować
sobie drogę do
wyjścia. Może Elena i nie chce się z nim teraz kontaktować, ale ludzie tu
umierają i znikają.

background image

Warto było zaryzykować to, że będzie na niego zła, o ile będzie miał
pewność, że nic jej nie
jest.
Znalazł Meredith, zatopioną w rozmowie z jej przyjaciółką i powiedział:
- Idę szukać Eleny.
Odniósł krótkie wrażenie, że zwątpiła i wyciągnęła rękę, żeby go zatrzymać,
ale on odszedł.
Pchnął drzwi i wyszedł na chłodne nocne powietrze. Ochrona była jeszcze
przy drzwiach
i sprawdzała legitymacje, ale pozwolili mu przejść bez żadnego komentarza,
interesowali ich
tylko ludzie, chcący wejść na imprezę.
Na zewnątrz wiatr hulał w koronach drzew, a biały księżyc płynął wysoko nad
budynkami
wokół niego. Stefan wysłał swą moc dookoła siebie, próbując wyczuć ślady
Eleny. Nie mógł
wyczuć niczego, jeszcze nie. Nie było tu zbyt wielu ludzi blisko siebie i Stefan
mógł tylko
czuć splątane ślady tysięcy ludzi, ich emocje i siłę życiową zmieszanie w jeden
wielki szum,
z którego nie mógł z tej odległości, wybrać konkretnej osoby, nawet takiej jak
Elena. Gdyby
pożywił się ostatnio ludzką krwią, byłoby mu łatwiej. Stefan nie mógł przestać
myśleć tęsknie
o tym, jak jego moc była olbrzymia, kiedy regularnie pił krew swoich
przyjaciół. Ale to było,
kiedy Fell ’s Chuch potrzebowało go do obrony przed kitsune. Nie chciał pić
ludzkiej krwi
tylko dla przyjemności czy wygody.
Stefan poszedł szybciej przez dziedziniec, nadal wysyłając swoją moc wokół
siebie. Jeśli on
nie może zlokalizować Eleny w ten sposób, to uda się tam, gdzie ostatnio ją
widziano.
Wyraził nadzieję, że kiedy zbliży się do biblioteki, jego moc będzie mogła
wyłapać choć cień
jej obecności. Całe jego ciało trzęsło się z niepokoju. Co jeśli Elena została
zaatakowana, co
jeśli ona tajemniczo zniknęła i nigdy nie wróci, zostawiając go z tej dziwnej
otchłani, jako
ostatnią pamiątkę po sobie?

background image

Stefan przyspieszył. Był w połowie drogi do biblioteki, kiedy charakterystyczny
zapach Eleny
uderzył go jak cios. Gdzieś w pobliżu. Sprawdził po lewej i prawej, a potem ją
zobaczył.
Straszny ból przeszył jego klatkę piersiową, jakby naprawdę poczuł, jak jego
serce pęka. Ona
całowała Damona. Byli ukryci w cieniu, ale ich jasne ciała i blond włosy Eleny

ś

wieciły. Byli

skupieni tylko na sobie nawzajem, tak bardzo, że mimo swojej mocy, Damon
nie był

ś

wiadomy obecności Stefana nawet, gdy on podszedł do nich.

- To dlatego chciałaś spędzić trochę czasu sama, Eleno?- spytał Stefan, a
jego głos brzmiał
pusto i odlegle.
Wreszcie widząc go, oderwali się od siebie, twarz Eleny była blada i
zelektryzowana.
- Stefan- powiedziała- Proszę, Stefan, nie, to nie jest to, na co wygląda.
Wyciągnęła rękę w jego kierunku, a potem cofnęła ją niepewnie.
Wszystko wydawało się tak daleko od Stefana; miał świadomość, że się trząsł,
jego usta były
suche, ale czuł się prawie tak, jakby oglądał kogoś innego.
- Nie mogę tego zrobić- powiedział- Nie znowu. Jeśli będę o Ciebie walczył,
po prostu
zniszczę nas wszystkich. Tak jak to było z Katharine.
Elena potrząsając głową w przód i w tył, wyciągnęła błagalnie ręce ku
niemu.
- Proszę, Stefan- powiedziała.
- Nie mogę- powiedział Stefan nieobecny, a jego głos był cienki i
zdesperowany.
Wtedy, po raz pierwszy, spojrzał na Damona i gorąca wściekłość uderzyła w
niego,
przesłaniając jego odrętwienie.
- Wszystko co robisz, to tylko bierzesz- Stefan powiedział mu gorzko- To jest
ostatni, ostatni
raz. Nie jesteśmy już braćmi.
Usta Damona na ułamek sekundy otworzyły się przerażone, jakby miał zamiar
coś
powiedzieć, a potem jego twarz stwardniała, jego usta wykręciły się
pogardliwie, a on skinął
głową na Stefana.
Bardzo dobrze, mówił ten gest.

background image

Stefan potknął się do tyłu, następnie odwrócił i pobiegł, wykorzystując
wszystkie swoje
nadprzyrodzone zdolności, tak szybko, jak tylko mógł, pozostawiając ich
daleko w tyle
nawet, kiedy Elena krzyczała:
- Stefan!

ROZDZIAŁ 24
Chichocząc, Bonnie potknęła się schodząc ze schodów, z prawej nogi
gubiąc but na wysokim
obcasie.
- Proszę Kopciuszku- powiedział Zander, podnosząc but i klękając przed nią.
Pomógł jej
założyć but, swoimi ciepłymi i mocnymi palcami. Bonnie dygnęła, tłumiąc

ś

miech.

- Dziękuję milordzie- powiedziała zalotnie.
Czuła się wspaniale, tak silna i szczęśliwa. Czuła się prawie tak, jakby była
pijana, ale wypiła
tylko kilka łyków piwa. Nie, była pijana. Pijana od Zandera, od jego
pocałunków, jego
delikatnych rąk i jego dużych niebieskich oczu. Wzięła go za rękę, a on
uśmiechnął się do
niej, tym długim powolnym uśmiechem i Bonnie zadrżała.
- Wygląda na to, że już po imprezie - powiedziała, kiedy dotarli na pierwsze
piętro. Było
naprawdę późno, prawie druga nad ranem. Zostało tylko kilka grup
zatwardziałych
imprezowiczów: kilku chłopaków z bractwa przy beczce piwa, kilka tancerek
z wydziału
teatralnego, para siedząca na dole schodów pogrążona w rozmowie.
Meredith, Stefan, Samantha, i Matt zniknęli, a jeśli Elena się w końcu pokazała,
to też już jej
tu nie było. Przyjaciele Zandera albo poszli, albo zostali wyrzuceni.
- Żegnajcie, żegnajcie- Bonnie podśpiewywała do tych nielicznych ludzi,
którzy pozostali.
Tak naprawdę nie miała okazji porozmawiać z żadnym z nich, ale wszyscy
wyglądali na
miłych. Może następnym razem, kiedy przyjdzie na imprezę, zostanie dłużej i
nawiąże
prawdziwe więzi z ludźmi, których wcześniej nie spotkała. Spojrzała na
wszystkich nowych

background image

przyjaciół, jej przyjaciół poznanych w kampusie. Pomachała do ludzi, których
wcześniej
widziała z Mattem- niskiemu facetowi, który jak myślała, miał na imię Ethan i
tej
dziewczynie z ciemnymi włosami i dołeczkami w policzkach. Nie z pierwszego
roku. Dziś
wieczorem kochała wszystkich, ale oni zasługiwali na to bardziej, bo oni
wiedzieli,
jak wspaniałym facetem jest Matt. Oni odmachali jej trochę niepewnie i
dziewczyna
uśmiechnęła się, a jej dołeczki się pogłębiły.
- Wyglądają na naprawdę miłych- Bonnie powiedziała do Zandera, a on
obejrzał się na nich,
kiedy otworzył drzwi.
- Hmmm- powiedział beznamiętnie i przez chwilkę spojrzenie w jego oczach
wywołało
u Bonnie dreszcze.
- A nie są?- powiedziała nerwowo.
Zander odwrócił się od nich, a potem z powrotem ku niej, a jego ciepły,
błyszczący uśmiech
rozjaśnił mu twarz. Bonnie zrelaksowana pomyślała, że ten chłód, który
widziała w oczach
Zandera to tylko gra świateł.
- Oczywiście, że są, Bonnie- powiedział- Po prostu zamyśliłem się na chwilę.
Objął ją ręką wokół jej ramion, przyciągając ją bliżej i pocałował w czubek
głowy.
Westchnęła z zadowoleniem, przytulając się do jego boku.
Szli połączeni przez chwile.
- Spójrz na gwiazdy- Bonnie powiedziała cicho.
Noc była jasna i gwiazdy wisiały, świecąc na niebie.
- To dlatego, że zaczynają się zimniejsze noce, możemy je zobaczyć tak
dobrze.
Zander nie odpowiedział, tylko wydał krótki gardłowy dźwięk „hmmm”, a
Bonnie spojrzała
na niego przez rzęsy.
- Czy chcesz zjeść ze mną śniadanie?- spytała- W niedziele stołówka robi
gofry na specjalne
zamówienie z wieloma różnymi dodatkami.
- Pyszne.
Zander patrzył w dal z tym samym nieobecnym wyrazem twarzy, jak wtedy,
gdy ostatnim

background image

razem szli przez kampus.
- Zander?- Bonnie zapytała ostrożnie, a on skrzywił się i przygryzał wargi w
zamyśleniu.
- Przepraszam- powiedział. Zabrał rękę z ramion Bonnie i cofnął się kilka
kroków,
uśmiechając się sztywno. Całe jego ciało było napięte, jakby miał zamiar
zacząć biec.
- Zander?- spytała ponownie zmieszana.
- Zapomniałem o czymś- powiedział, unikając jej wzroku- Muszę wrócić na
imprezę.
- Och. Pójdę z Tobą- zaproponowała Bonnie.
- Nie, w porządku- Zander zaczął przestępować z nogi na nogę, spoglądając
na ramiona
Bonni, jakby chciał być gdziekolwiek, tylko nie tu z nią.
Nagle skoczył do przodu i pocałował ją niezgrabnie, uderzając swoimi
zębami w jej zęby,
potem odszedł do tyłu i odwrócił się, idąc w przeciwnym kierunku. Jego kroki
się wydłużyły,
jak tamtej nocy. Nie oglądał się za siebie.
Bonnie zostając nagle sama, zadrżała, rozejrzała się, spoglądając w
ciemność otaczającą ją ze
wszystkich stron. Była tak szczęśliwa kilka minut temu, a teraz poczuła zimno i
przerażenie,
jakby została zlana lodowatą wodą.
- Chyba żartujesz- powiedziała głośno.
Elena trzęsła się tak mocno, że Damon bał się, że zemdleje. Owinął ręce
wokół niej
pocieszająco, a ona spojrzała na niego, niewidzącym, szklistym wzrokiem.
- Stefan ...- jęknęła cicho, a Damon musiał zwalczyć ostre ukłucie irytacji.
Stefan zareagował zbyt emocjonalnie. Co w tym nowego? Damon był tutaj,
Damon był z nią i
wspiera ją i Elena powinna zdawać sobie z tego sprawę. Miał ochotę
chwycić Elenę mocno za
podbródek i zmusić ją, żeby na niego spojrzała.
W dawnych czasach to by wystarczyło. Do diabła, w dawnych czasach
wysłałby podmuch
swojej mocy na Elenę i byłaby posłuszna jemu tak, że nie pamiętałaby nawet
imienia Stefana.
Jego kły zaswędziały go tęsknie, po prostu na samą myśl o tym. Jej krew była
jak wino.

background image

Wcale nie dlatego, że Elena poddawała się potulnie jego władzy
współpracowało im się
razem tak dobrze, przyznał, uśmiechając się. Ale nigdy już tak nie będzie. I nie
chciał jej
w ten sposób. Próbował tak ciężko, chociaż nienawidził się do tego
przyznawać nawet przed
samym sobą, aby być godnym Elena. Aby być godnym nawet Stefana,
gdyby przyszło co do
czego. To byłoby pocieszające, gdyby w końcu jego braciszek spojrzał na
niego z czymś
więcej, niż tylko z nienawiścią i obrzydzeniem. Dobrze, że to się skończyło.
Niepewny
rozejm, początki przyjaźni, braterstwa, cokolwiek było między nim i Stefanem,
skończyło się.
- Chodź, księżniczko- mruknął do Eleny, pomagając jej wejść po schodach do
jej drzwi-
Jeszcze trochę.
Nie mógł żałować tego pocałunku. Była taka piękna, pełna życia i drżała w
jego ramionach.
I tak dobrze smakowała. A on kochał ją, tak bardzo, na ile jego twarde serce
było w stanie.
Jego usta wykrzywiły się ponownie i poczuł swoje rozgoryczenie. Elena nigdy
nie będzie
jego. Nawet teraz, gdy Stefan odwrócił się od niej, jak obłudny idiota, był
jedynym, o którym
myślała. Wolna ręka Damona, którą nie podtrzymywał Eleny, zacisnęła się w
pięść.
Dotarli do pokoju Eleny i Damon zaczął grzebać w jej torebce, żeby znaleźć
klucze.
- Damon- powiedziała, odwracając się w drzwiach, żeby po raz pierwszy
spojrzeć mu w oczy
od czasu, kiedy Stefan przyłapał ich na całowaniu. Wciąż wyglądała blado,
ale stanowczo jej
usta zacisnęły się w linię.
- Damon, to był błąd.
Serce Damona upadło jak kamień, ale utrzymał jej wzrok.
- Wiem- powiedział- Wszystko się jakoś ułoży, księżniczko, zobaczysz.
Zmusił swoje usta, żeby przyjęły wyraz uspokajający i wspierający. Uśmiech
przyjaciela.
Potem Elena odeszła, drzwi jej pokoju zamknęły się za nią mocno. Damon
obrócił się,

background image

przeklinając i kopnął w ścianę za nim. Pękła i kopnął ją ponownie z kwaśnym
zadowoleniem,

ż

e rozbił tynk. Usłyszał stłumione narzekanie dochodzące zza innych drzwi na

piętrze i
usłyszał zbliżające się kroki kogoś, kto chciał sprawdzić, co to był za hałas.
Jeśli ktoś się do
niego teraz przyczepi , to pewnie go zabije. To nie byłoby dobrym pomysłem,
bez względu na
to, jak dobrze by się przy tym bawił, ale nie tutaj, obok Eleny. Udając się w
kierunku
otwartego okna korytarza, Damon płynnie zamienił się w kruka w powietrzu.
To była ulga
rozciągnąć swoje skrzydła, poddać się rytmowi latania i poczuć wiatr w
swoich piórach,
podnoszący go i wspierający. Wyleciał przez okno z kilkoma uderzeniami
skrzydeł i rzucił się
w noc. Łapiąc wiatr, wzniósł się lekkomyślnie wysoko, mimo ciemności nocy.
Potrzebował
pędzić z wiatrem przepływającym po jego ciele, potrzebował nie myśleć o
niczym.

ROZDZIAŁ 25
Drogi pamiętniku.
Nie mogę uwierzyć w to, jakim jestem głupkiem, niewiernym,
bezwartościowym głupkiem.
Nie powinnam nigdy całować Damona, ani pozwolić jemu się pocałować.
Wyraz twarzy
Stefana, gdy nas znalazł, był bolesny. Jego rysy były tak sztywne i blade,
jakby były zrobione
z lodu, a jego oczy lśniły od łez. A potem wydawało się, że zgasło światło
wewnątrz niego,
a on patrzył na mnie, jakby mnie nienawidził. Jakbym była Katherine.
Nieważne, co się działo
między nami, Stefan nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył. Nie mogę w to
uwierzyć.
Stefan nigdy nie mógł mnie nienawidzić. Każde uderzenie mojego serca
mówi mi, że należymy
do siebie, że nic nie może nas rozdzielić. Byłam takim głupcem, że zraniłam
Stefana, mimo,

ż

e to była jedyna rzecz, jakiej nigdy nie chciałam zrobić. Ale to nie koniec

między nami.

background image

Przeproszę go i wyjaśnię, że był świadkiem chwilowego szaleństwa i on mi
wybaczy.
Kiedy dotknę go ponownie, będzie wiedział, jak tego żałuję. To była tylko
adrenalina z
powodu nadchodzącej śmierci, kiedy ten samochód nas gonił. Ani Damon,
ani ja tego nie
chcieliśmy, ten pocałunek był tylko pod wpływem chwili.
Nie, nie mogę kłamać. Nie tutaj. Muszę być uczciwa wobec siebie nawet, jeśli
udaję przed
wszystkimi innymi. Chciałam pocałować Damona. Chciałam dotknąć
Damona. Zawsze
chciałam. Ale nie muszę. Mogę się powstrzymać i to zrobię. Nie chcę tego,
bo nie chcę
sprawiać Stefanowi więcej bólu. Stefan zrozumie, zrozumie to, kiedy zrobię
wszystko co mogę,
aby uczynić go szczęśliwym, a wtedy mi wybaczy. To nie może być koniec.
Nie pozwolę, żeby
tak to się skończyło.
Elena zamknęła pamiętnik i wybrała numer Stefana po raz kolejny,
pozwalając telefonowi
dzwonić, aż do włączenia się poczty głosowej, aż w końcu się rozłączył.
Dzwoniła do niego
kilka razy ostatniej nocy, a potem znowu i znowu tego rana. Stefan widział jej
połączenia,
wiedziała o tym. Zawsze miał włączony telefon. Zawsze odbierał, bo czuł jakiś
obowiązek,

ż

eby być dostępnym, kiedy tylko miał przy sobie telefon. Fakt, że nie odbierał,

oznaczał,

ż

e unika jej celowo. Elena pokręciła groźnie głową i ponownie wybrała

numer. Stefan musiał
jej wysłuchać. Ona nie zamierza pozwolić mu się zbyć. Kiedy wyjaśni mu
wszystko, a on jej
wybaczy, wszystko wróci do normy. Mogli zakończyć ten rozdział, który uczynił
ich oboje
nieszczęśliwymi- to nie była droga, która była jej przeznaczona.
Właściwie, co ona dokładnie mu powie? Elena westchnęła i opadła na
swoim łóżku, jej serce
krwawiło. Adrenalina wywołana pościgiem samochodu, to wszystko, co
naprawdę mogła
powiedzieć na temat pocałunku z Damonem. To, że tego nie chciała, nie
było do końca

background image

prawdą. Chciała Stefana. Wszystko, co mogła mu powiedzieć, to to, że to nie
było coś, czego
oczekiwała albo co planowała. Że Damon nie był tym, którego chciała. Że
zawsze wybrałaby
Stefana. Tak powinno być zawsze. Elena zadzwoniła ponownie. Tym razem
Stefan odebrał.
- Elena- powiedział stanowczo.
- Stefan, proszę , wysłuchaj mnie- Elena powiedziała z pośpiechem- Tak
strasznie Cię
przepraszam. Ja nigdy…
- Nie chcę o tym rozmawiać- powiedział Stefan przerywając jej- Proszę,
przestań do mnie
wydzwaniać.
- Ale, proszę, Stefan…
- Kocham cię, ale ...- głos Stefana był miękki, ale zimny- Nie sądzę, żebyśmy
mogli być
razem. Nie wtedy, kiedy nie mogę Ci ufać.
Rozłączył się.
Elena odjęła telefon od ucha i patrzyła na niego przez chwilę, zaskoczona,
zanim zdała sobie
sprawę z tego, co się stało. Stefan, drogi, kochany Stefan, który zawsze był
dla niej, który
kochał ją bez względu na to, co zrobiła, zerwał z nią.
Meredith wyciągnęła jedną nogą za swoimi plecami, trzymając ją w obu
rękach, odetchnęła
głęboko i powoli wyciągnęła nogę wyżej, rozciągając swoje mięśnie. Dobrze
jej robiło
rozciąganie, które poprawiło przepływ krwi po zarwanej nocy. Miała nadzieję
na sparing z
Samanthą. To był nowy ruch wymyślony przez Meredith, trochę natchniony
kickboxingiem,
dlatego pomyślała że spodoba się Sam, która była w szoku, kiedy została
powalona przez
Meredith po raz kolejny. Samantha była coraz szybsza i bardziej pewna siebie,
od kiedy
razem trenowały.
Meredith zdecydowanie chciała utrzymać się na palcach. Będzie wspaniale
sparować się z
Samanthą, jeśli Samantha w ogóle przyjdzie. Meredith spojrzała na zegarek.
Sam była prawie

background image

dwadzieścia minut spóźniona. Oczywiście, one wróciły późno w nocy. Ale to
nie było w stylu
Samanthy nie przyjść, kiedy się umawiała. Meredith odwróciła się, żeby
spojrzeć na telefon,
czy nie dostała wiadomości, potem zadzwoniła do Samanthy. Nie odbierała.
Meredith
zostawiła krótką wiadomość na poczcie głosowej, następnie odłożyła
słuchawkę i wróciła do
rozciągania, starając się ignorować słabe dreszcz niepokoju, przebiegające
przez jej ciało.
Kręciła ramionami, wyciągnęła ręce za plecami. Może Samantha po prostu
zapomniała
i wyłączyła telefon. Może zaspała. Samantha była łowcą, nie była zagrożona
atakiem kogoś
lub czegoś polującego w kampusie. Wzdychając, Meredith zrezygnowała ze
swojego
rutynowego treningu. Nie będzie w stanie skupić się, aż nie sprawdzi, co się
dzieje
z Samanthą mimo, że pewnie z tą dziewczyną wszystko było w porządku.
Niewątpliwie
w porządku. Zabierając swój plecak, udała się do drzwi. Mogła biec po
drodze. Świeciło
słońce, powietrze było rześkie, a stopy Meredith wybijały na ścieżce regularny
rytm, kiedy
wmieszała się między ludzi spacerujących po kampusie. W czasie, kiedy
biegła do pokoju
Samanthy, myślała, że może Sam wolała pobiegać, zamiast iść na sparing.
Posłuchała pod
drzwiami Samanthy, po czym zawołała:
- Wstawaj, śpiochu.
Drzwi nie były zamknięte, dały się uchylić.
- Samantha?- powiedziała Meredith , otwierając drzwi bardziej.
W pierwszej kolejności uderzył ją zapach. Jak rdza i sól, pomieszane z
zapachem
początkowego rozkładu. To było tak silne, że Meredith zachwiała się do tyłu,
zasłaniając nos
i usta.
Mimo zapachu, Meredith nie mogła w pierwszej chwili zrozumieć, co było na
wszystkich

ś

cianach.

background image

Obraz? Zastanawiała się, jej mózg pracował leniwie i wolno. Po co Samantha
miałaby
malować? To było tak czerwone. Podeszła do drzwi powoli, ale coś w niej
zaczęło krzyczeć.
Nie, nie, uciekać.
Krew. Krewkrewkrewkrew. Meredith nie czuła się już powolna i ociężała: jej
serce waliło,
w głowie wirowało, jej oddech stał się ciężki i szybki. W tym pokoju był trup.
Musiała zobaczyć. Musiała zobaczyć Samanthę. Mimo, że każdy nerw w ciele
nakłaniał ją do
ucieczki, do walki, Meredith zaczęła posuwać się naprzód. Samantha leżała
na plecach, łóżko
pod nią przesiąknięte było krwią. Wyglądała jakby była rozrywana. Jej
otwarte oczy patrzyły
tępo w sufit, niewidząco. Była martwa.

ROZDZIAŁ 26
- Czy na pewno nie chcesz panienko, żebyśmy zadzwonili do Twoich
rodziców?
Głos ochroniarza z kampusu był gburowaty, ale miły i jego wzrok był
zmartwiony. Przez
chwilę Meredith wyobraziła sobie, jakiej reakcji chciałaby u swoich rodziców:

ż

eby rzucili się

na ratunek swojej córce, przytulili ją i zabrali do domu, dopóki obraz jej
martwej przyjaciółki
by nie wyblakł.
Jej rodzice po prostu powiedzą jej, żeby zabrała się do roboty. Że każda inna
reakcja była
porażką. Jeśli pozwoli sobie na słabość, umrze więcej ludzi. Tym bardziej, że
Samantha była
łowcą, Z rodziny łowców, jak Meredith. Meredith wiedział dokładnie, co jej
ojciec
powiedziałby, gdyby do niego zadzwoniła. „Niech to będzie lekcja dla
Ciebie. Nigdy nie
jesteś bezpieczna.”
- Nic mi nie będzie- powiedziała ochroniarzowi- Moje współlokatorki są na
górze.
Pozwolił jej odejść, obserwując jej wspinaczkę po schodach ze strapionym
wyrazem twarzy.
- Nie martw się panienko- powiedział- Policja złapie tego gościa.

background image

Do Meredith dotarło jeszcze, jak on dużo wiary pokłada w działania policji, że
znajdą jeszcze
jakieś wskazówki, co do miejsca pobytu osób zaginionych lub rozwiązania
sprawy
morderstwa Christophera. Starał się tylko ją pocieszyć. Skinęła głową do
niego i słabo mu
pomachała.
Nie mogła mieć większych sukcesów, niż policja, nawet z pomocą Samanthy.
Nie próbowała
wystarczająco mocno, zbyt rozproszyło ją nowe miejsce, nowi ludzie.
Dlaczego teraz? Meredith zastanowiła się nagle. To nie przyszło do niej
wcześniej, ale to był
pierwszy zgon, atak, czy zniknięcie, które miało miejsce w pokoju akademika,
zamiast na
dziedzińcu, czy na ścieżce kampusu. Cokolwiek to było, przyszło specjalnie po
Samanthę.
Meredith przypomniała sobie ciemną postać, którą spłoszyła po
zaatakowaniu dziewczyny,
dziewczyny, która powiedziała, że nie pamięta niczego. Meredith
przypomniała sobie błysk
jasnych włosów, kiedy postać odwróciła się. Czy Samantha musiała umrzeć,
bo znalazła się
zbyt blisko mordercy? Jej rodzice mieli rację. Nikt nie był nigdy bezpieczny.
Musiała
pracować ciężej, wziąć się do roboty i kontynuować obserwacje.
Na górze, łóżko Bonnie było puste. Elena spojrzała stamtąd gdzie leżała,
skulona w swoim
łóżku. Część Meredith zauważyła, że twarz Eleny była mokra od łez i
wiedziała, że zwykle
rzuciłaby wszystko, żeby pocieszyć przyjaciółkę, ale teraz musiała
skoncentrować się na
znalezieniu mordercy Samanthy.
Meredith podeszła do swojej szafy, otworzyła ją i wyciągnęła ciężką, czarną
torbę i
pokrowiec ze swoją włócznią.
- Gdzie jest Bonnie?- spytała, rzucając torbę na łóżko i zaczęła ją
rozpakowywać.
- Wyszła zanim wstałam- odpowiedziała Elena chwiejnym głosem- Myślę, że
ma zajęcia
analityczne dziś rano. Meredith, co się dzieje?

background image

Meredith obróciła otwartą torbę i zaczęła wyciągać swoje noże i gwiazdy do
rzucania.
- Co się dzieje?- Elena zapytała ponownie, bardziej natarczywie, szeroko
otwierając oczy.
- Samantha nie żyje- powiedziała Meredith, testując krawędź noża kciukiem-
Została
zamordowana w swoim łóżku przez coś, co grasuje w kampusie, a my musimy
to
powstrzymać.
Nóż mógłby być ostrzejszy- Meredith zostawiła nóż wyciągnięty z futerału i
odnalazła w
torbie kamień do ostrzenia.
- Co?- powiedziała Elena- Och, nie, och, Meredith, jest mi strasznie przykro.
Łzy zaczęły spływać jej po twarzy ponownie, a Meredith spojrzał na nią,

ś

ciągając pokrowiec

z włóczni.
- W moim biurku jest mała, czarna skrzynka z małymi buteleczkami, z różnymi
ekstraktami
trucizn wewnątrz- powiedziała- Wilcza trucizna, werbena, jad węży. Nie wiem
dokładnie,
z czym mamy do czynienia, więc powinnaś natrzeć skórę kilkoma tymi
rzeczami. Bądź
ostrożna- dodała.
Usta Eleny otworzyły się, a po kilku sekundach zamknęła je mocno i skinęła
głową,
wycierając policzki grzbietem dłoni.
Meredith wiedziała, że jej przesłanie- płakać później, teraz wziąć się do
działania- zostało
przyjęte i Elena, jak zawsze, będzie z nią pracować. Elena położyła włócznię
na swoim łóżku
i znalazła pudełko z truciznami w biurku Meredith. Meredith patrzyła, jak Elena
badała, jak
wypełnić małe skórzane wypustki w żelazno- drewnianej włóczni, jej ręce
mocno je
wyciągały i ostrożnie otwierały. Gdy upewniła się, że Elena wiedziała, co robi,
Meredith
wróciła do ostrzenia swojego nóża.
- Musieli przyjść po Samanthę celowo. Ona nie była przypadkową ofiarą-
powiedziała
Meredith patrząc na nóż, który rytmicznie ostrzyła kamieniem.

background image

- Myślę, że musimy założyć, że ten ktoś wie, że na niego polujemy i dlatego
jesteśmy
w niebezpieczeństwie- zadrżała, kiedy przypomniała sobie ciało przyjaciółki-

Ś

mierć

Samanthy była brutalna.
- Samochód próbował przejechać mnie i Damona ostatniej nocy-
powiedziała Elena-
Chcieliśmy zbadać coś dziwnego w bibliotece, ale nie wiem czy to dlatego.
Nie mogłam
przyjrzeć się kierowcy.
Meredith zatrzymała się z ostrzeniem noża.
- Mówiłam Ci, że Samantha i ja wypłoszyłyśmy kogoś, kto zaatakował
dziewczynę w
kampusie- powiedziała w zamyśleniu- Ale nie mówiłam Ci jednego, bo nie
byłam pewna.
Wciąż nie jestem tego pewna.
Opowiedziała Elenie o swoich wrażeniach co do odzianej na czarno postaci,
w tym
o chwilowym wrażeniu bladej twarzy pod kapturem, z włosami prawie
białymi. Elena
zmarszczyła brwi, zwalniając uścisk palców na włóczni.
- Zander?- zapytała.
Obie spojrzały na nie pościelone łóżko Bonnie.
- Ona naprawdę go lubi- powiedziała powoli Meredith- Czy ona nie powinna
widzieć, czy coś
złego się z nim dzieje? Wiesz…
Zrobiła nieokreślony gest wokół jej głowy, starając się wskazać punkt widzenia
Bonnie.
- Nie możemy na to liczyć- Elena powiedziała, marszcząc brwi- A to
dziewczyna nie pamięta
tego, co widziała. Nie sądzę, że on powiedziałby prawdę Bonnie-
kontynuowała.
- On jest tak- to znaczy, jest przystojny i przyjazny, ale wydaje się jakiś dziwny,
prawda?
I jego przyjaciele są idiotami. Wiem, że to długa droga od przebywania z
okropnymi
przyjaciółmi do bycia na tyle niebezpiecznym, żeby zrobić coś takiego, ale
nie ufam mu.
- Możesz poprosić Stefana, żeby go obserwował?- spytała Meredith- Wiem, że
zrobiłaś sobie

background image

przerwę od randek, ale to jest ważne, a wampir jest najlepszy do trzymania go
na oku.
Stefan wyglądał tak smutno poprzedniej nocy, pomyślała. Dlaczego Elena
nie zadzwoni do
niego? Życie jest krótkie. Poczuła ostrze noża na swoim kciuku. Lepiej.
Schowała naostrzony
nóż, sięgnęła po następny.
Elena nie odpowiedziała, a Meredith spojrzała w górę i zobaczyła Elenę
patrzącą ciężkim
wzrokiem, powstrzymującą drżenie ust.
- Ja… Stefan nie będzie chciał ze mną rozmawiać- powiedziała jąkając się-
Nie myślę… Nie
wiem, czy będzie chciał nam pomóc.
Zamknęła usta mocno, wyraźnie nie chcąc o tym rozmawiać.
- Och- powiedziała Meredith.
Trudno było sobie wyobrazić, że Stefan nie zrobi tego, czego chciała Elena,
ale było jasne, że
Elena nie chce go o to prosić.
- Czy mogę zadzwonić Damona?- zasugerowała niechętnie.
Starszy wampir był utrapieniem, a ona nie bardzo mu ufała, ale był na pewno
dobry
w intrygach.
Elena nabrała powietrza, a potem kiwnęła głową energicznie.
- Nie, ja do niego zadzwonię- powiedział- Poproszę Damona, żeby
obserwował Zandera.
Meredith westchnęła i oparła się plecami o ścianę, pozwalając spaść
swojemu nożowi na
łóżko. Nagle była strasznie zmęczona. Oczekiwanie na Samanthę w siłowni
dziś rano,
wydawało się, że wydarzyło się to milion lat temu, a nawet nie była jeszcze
pora lunchu.
Ona i Elena jednocześnie spojrzały ponownie na łóżko Bonnie.
- Musimy porozmawiać z nią o Zanderze, nie?- Elena zapytała cicho- Musimy
zapytać ją, czy
był z nią całą noc. I musimy ją ostrzec.
Meredith skinęła głową i zamknęła oczy, pozwalając odpocząć swojej
głowie na chłodnej

ś

cianie, potem otworzyła je ponownie. Była tak zmęczona, ze widziała obraz

martwej
Samanthy, który wracał do niej, kiedy tylko zrobiła sobie przerwę na moment.
Nie miała czasu na odpoczynek, nie wtedy, gdy zabójca tam był.

background image

- Ona nie będzie zadowolona.

ROZDZIAŁ 27
Odbicie
Odbicie
Odbicie
Rzut
Łapanie
Odbicie
Odbicie
Odbicie
Rzut
Łapanie
Stefan stał na linii rzutów wolnych pustego boiska do koszykówki,
mechanicznie odbijając i
rzucając piłką do kosza.
Czuł się pusty w środku, jak automat do tworzenia doskonałych, identycznych
rzutów.
Tak naprawdę nie lubił koszykówki. Brakowało w niej zarówno
satysfakcjonującego kontaktu
footballu, jak i matematycznej precyzji bilarda. Ale miał coś do przemyślenia.
Przez całą noc
i cały ranek, miał dość niekończącego się łażenia po kampusie lub gapienia
się w cztery

ś

ciany swojego pokoju.

Co miał zamiar teraz zrobić? Bez sensu było chodzić do szkoły bez Eleny przy
jego boku.
Próbował zablokować swoje wspomnienia o wiekach tułaczki przez świat
samotnie, bez niej,
bez Damona, które poprzedzały jego przybycie do Fell’s Church. Stłumił
swoje emocje tak
mocno, jak tylko mógł, zmuszając się do odrętwienia, ale nie bardzo mu to
wychodziło,
mgliście zastanawiał się, czy stulecia samotności miały znów stać się częścią
jej przyszłości.
- Do tego też masz talent- powiedział cień, krocząc od strony trybun-
Powinniśmy zatrudnić
Cię też do drużyny koszykarskiej.
- Matt- poznał Stefan, wrzucając kolejny kosz, a potem odrzucił piłkę do
Matta.

background image

Matt wycelował starannie do kosza i rzucił, a piłka chwilę krążyła po obręczy,
zanim spadła.
Stefan czekał, aż Matt zbierze piłkę i odwrócił się do niego.
- Szukałeś mnie?- spytał ostrożnie, starając się nie zapytać, czy to Elena go
przysłała.
Zaskoczony Matt pokręcił głową.
- Nie. Lubię grać w kosza, kiedy mam coś do przemyślenia. Wiesz.
- Co się dzieje?- Stefan zapytał.
Matt przetarł kark zakłopotany.
- Była taka dziewczyna, która mi się podobała i którą chciałem zapytać, czy
czuje to samo, co
ja. I, e…, okazuje się, że ona już ma chłopaka.
- O- po chwili, Stefan uświadomił sobie, że powinien powiedzieć coś więcej-
Przykro mi to
słyszeć.
- Tak- Matt westchnął- Ona jest naprawdę wyjątkowa. Pomyślałem- nie wiem,
byłoby miło
mieć coś, co Ty i Elena macie. Kogoś do kochania.
Stefan skrzywił się. To było, jakby Matt wkręcał nóż w jego jelita. Cisnął piłkę
do kosza,
nie trafiając tym razem i odbijając ją z wielkim hukiem o tablicę. Matt skoczył,

ż

eby ją

złapać, a potem podszedł do Stefana, wyciągając rękę.
- Hej, hej, Stefan. Wyluzuj. Co jest?
- Elena i ja nigdy się już nie spotkamy- Stefan powiedział stanowczo, próbując
zignorować
ukłucie bólu wywołane tymi słowami- Ona… Widziałem, jak całowała
Damona.
Matt spojrzał na Stefana cicho, bo czuł to samo od dawna, jego
bladoniebieskie oczy stały się
współczujące. Stefan przypomniał sobie nagle, że Matt kochał Elena i że byli
razem przed
przybyciem Stefana.
- Słuchaj- powiedział Matt w końcu- Nie możesz kontrolować Eleny. To, co
wiem na pewno
o niej- a znam ją całe życie- to to, że ona zawsze będzie robić to, co chce,
bez względu na to,
co stanie jej na drodze. Nie powstrzymasz jej.
Stefan zaczął się kiwać, gorące łzy paliły jego oczy.
- Ale- Matt dodał- Wiem też, że w końcu jesteś tym jedynym dla niej. Ona
nigdy nie robiła

background image

dla nikogo tego, co robi dla Ciebie. I, wiesz, ja zacząłem odkrywać, że istnieją
jeszcze inne
dziewczyny poza nią, ale nie sądzę, żebyś Ty też to zrobił. Cokolwiek stało się z
Damonem,
Elena wróci do Ciebie. A Ty będziesz idiotą, jeśli jej na to nie pozwolisz, bo ona
jest tą
jedyną dla Ciebie.
Stefan potarł grzbiet nosa. Czuł się, jakby jego kości były łamliwe, wykonane
ze szkła.
- Nie wiem, Matt- powiedział zmęczonym głosem.
Matt uśmiechnął się życzliwie.
- Tak, ale ja wiem.
Rzucił Stefanowi piłkę i Stefan złapał ją odruchowo.
- Chcesz zagrać?
Był zmęczony i jego serce cierpiało, ale kiedy kozłował piłkę i pomyślał, że
musi dać
Mattowi fory, poczuł iskierkę nadziei. Może Matt miał rację.
- Oszalałyście?- krzyknęła Bonnie.
Zawsze myślała, że „krew mnie zalewa”, było tylko metaforą, ale była tak
wściekła,

ż

e właśnie teraz wszystko widziała w odcieniu szkarłatu, jakby cały pokój

skąpany był we
krwi.
Meredith i Elena wymieniły spojrzenia.
- Nie mówimy, że coś jest nie tak z Zanderem- powiedziała Meredith
delikatnie- Po prostu
chcemy, żebyś była ostrożna.
- Ostrożna?- Bonnie uśmiechnęła się nieco gorzko i przepchnęła się obok
nich, żeby wyjąć
swoją torbę z szafy.
- Jesteście po prostu zazdrosne- powiedziała, nie patrząc nie. Otworzyła torbę
i zaczęła
wrzucać do niej swoje rzeczy.
- Zazdrosne o co?- zapytała Elena- Nie chcę Zandera.
- Zazdrosne, bo w końcu mam chłopaka- odparła Bonnie- Alaric wrócił do
Fell’s Chuch, a
Ty zerwałaś z oboma Twoimi chłopakami, i nie podoba Ci się, kiedy widzisz, że
jestem
szczęśliwa, kiedy Ty cierpisz.
Elena zacisnęła usta tak mocno, że na jej policzkach pokazały się białe
plamy i odwróciła się.

background image

Patrząc na Bonnie, Meredith powiedziała ostrożnie:
- Mówiłam Ci, co widziałam, Bonnie. To nic pewnego, ale obawiam się, że
osobą, która
zaatakowała tamtą dziewczynę mógł być Zander. Czy możesz mi
powiedzieć, gdzie był po
tym, jak opuściliście imprezę ostatniej nocy?
Skupiając się na pakowaniu swoich ulubionych dżinsów do przepełnionej już
torby, Bonnie
nie odpowiedziała. Poczuła irytujące poczucie zdrady, rozprzestrzeniające się
od jej szyi,
aż do twarzy. Dobrze, wzięła chyba wystarczającą ilość ubrań. Swoją
szczoteczkę do zębów i
balsam mogła zabrać z łazienki po drodze na korytarz.
Meredith podeszła do niej, z otwartymi, wyciągniętymi w uspokajającym
geście ramionami.
- Bonnie- powiedziała łagodnie- Chcemy, żebyś była szczęśliwa. Naprawdę.
Ale chcemy też,

ż

ebyś była bezpieczna i martwimy się, że Zander może nie być tym, za kogo

go uważasz.
Może mogłabyś się od niego trzymać z dala, chociaż przez jakiś czas? Dopóki
tego
nie sprawdzimy?
Bonnie zamknęła swoją torbę, zarzuciła na ramię i udała się w kierunku drzwi,
nawet
nie patrząc na Meredith. Miała zamiar tak po prostu wyjść, ale w ostatniej
chwili, obróciła się
od drzwi twarzą do nich, postanawiając powiedzieć im, co o tym wszystkim
myśli.
- To co mnie tu zabija- powiedziała- to to, jakimi hipokrytkami Wy dwie
jesteście. Nie
pamiętasz już, jak pan Tanner został zamordowany? Albo włóczęgi, który
został prawie
zabity pod Mostem Wickery?- trzęsła się z wściekłości- Wszyscy w całym
mieście myśleli,

ż

e to Stefan był za to odpowiedzialny. Wszystkie dowody wskazywały na

niego.
Ale Meredith i ja nie wierzyłyśmy w to, ponieważ Elena powiedziała nam, że
wie, że Stefan
nie mógł tego zrobić, więc nie mógł tego zrobić i już. I wierzyłyśmy Tobie,
nawet, jeśli

background image

nie miałaś żadnych dowodów na to- powiedziała, wpatrując się w Elenę,
która spuściła wzrok
na podłogę- Myślałam, że powinniście zaufać mi w ten sam sposób.
Spojrzała w tę i z powrotem na nie.
- Fakt, że macie podejrzenia co do Zandara, chociaż stoję tu przed Wami i
mówię Wam, że on
nikogo by nie skrzywdził, świadczy jasno o tym, że mnie nie szanujecie-
powiedziała
chłodno- Być może nigdy nie szanowałyście.
Bonnie wychodząc z pokoju, poprawiła pasek swojej torby na ramieniu.
- Bonnie- usłyszała za sobą i odwróciła się, by obejrzeć się jeszcze raz.
Meredith i Elena podążyły za nią z wyrazem identycznej frustracji na twarzach.
- Idę do Zandera- Bonnie powiedziała im krótko. To powinno im pokazać, co
ona myśli o ich
podejrzeniach w stosunku do Zandera.
Zatrzasnęła za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ 28
- Oczywiście, że Bonnie jest zdenerwowana- powiedział Alaric- To jest jej
pierwszy
prawdziwy chłopak. Ale Wasza trójka przeszła wiele razem. Ona wróci do
Was i wysłucha
Was, kiedy już ochłonie.
Jego głos był głęboki i kochający, a Meredith zacisnęła swoje zamknięte już
oczy
i przycisnęła telefon mocniej do ucha, wyobrażając sobie jego gabinet z
przytulną brązową
kanapą i mlecznymi regałami. Nigdy dotąd tak bardzo, jak teraz, nie chciała
tam być.
- A co jeśli coś jej się stanie?- powiedziała Meredith- Nie mogę czekać, aż
Bonnie przestanie
być na mnie zła, kiedy w każdej chwili może być w niebezpieczeństwie.
Alaric zamilkł na chwilę, a Meredith mogła sobie wyobrazić, jak w tej chwili
pociera czoło
tak uroczo, jak robi to wtedy, kiedy analizuje problem z różnych perspektyw.
- Cóż- powiedział w końcu- Bonnie spędziła mnóstwo czasu z Zanderem,
prawda? Wiele
czasu w spokoju? I do tej pory nic jej nie jest. Myślę, że możemy stwierdzić, że
nawet, jeśli
Zander jest jednym z atakujących w kampusie, nie planuje skrzywdzić Bonnie.

background image

- Myślę, że Twoje rozumowanie jest trochę zwodnicze- powiedziała Meredith,
czując się
dziwnie, kiedy tak ogólnikowo ją pocieszał.
Alaric wydał z siebie zaskakująco zirytowany śmiech.
- Nie nazywaj mnie blefiarzem- powiedział- mam reputację człowieka
logicznie myślącego.
Meredith usłyszała skrzypienie krzesła przy biurku Alarica i wyobraziła go sobie
odchylającego się do tyłu, przytrzymującego telefon ramieniem, z rękami za
głową.
- Jest mi bardzo przykro z powodu Samanty- powiedział trzeźwym głosem.
Meredith poprawiła się w swoim łóżku, tuląc twarz do poduszki.
- Nie mogę jeszcze o tym mówić- powiedziała, zamykając oczy- Muszę
dowiedzieć się, kto ją
zabił.
- Nie wiem, czy to będzie przydatne- powiedział Alaric- ale już zacząłem robić
badania na
temat historii Dalcrest.
- Jak duchy i inne dziwne tajemnice, dziejące się w kampusie, o których
mówił profesor
Eleny na zajęciach?
- Cóż, jest nawet więcej tego w historii College, niż to, co on im opowiedział-
powiedział
Alaric.
Meredith słyszała, jak szeleści papierami, prawdopodobnie przerzucał strony
w jednym ze
swoich notesów.
- Dalcrest wydaje się być czymś w rodzaju punktu aktywności paranormalnej.
W całej jego
historii były przypadki, które wyglądają, jak ataki wampirów i wilkołaków i to
nie pierwszy
raz, kiedy zdarza się ciąg tajemniczych zaginięć na terenie kampusu.
- Naprawdę?- Meredith usiadła- Jak uczelnia może być otwarta, skoro cały
czas znikają tu
ludzie?
- To nie jest cały czas- odpowiedział Alaric- Ostatnia wielka fala zaginięć była
w czasie II
wojny światowej. Wtedy był duży przepływ ludzi i chociaż o zaginionych
studentów martwili
się przyjaciele i rodziny, policja zakładała, że młodzi mężczyźni, którzy zaginęli,
uciekli,

background image

ż

eby się zwerbować do wojska, a młode kobiety poślubiały żołnierzy albo

zatrudniały się
w fabrykach zbrojeniowych. Fakt, że studenci nigdy nie odnajdywali się,
wydaje się być
pomijany i nie były ze sobą te fakty w ogóle wiązane.
- Super robota wydziału policji- Meredith powiedział cierpko.
- Jest zbyt wiele dziwnych zachowań na terenie kampusu- powiedział Alaric-
W latach
siedemdziesiątych studenci praktykowali czarną magię i tego rodzaju rzeczy.
- Czy jacyś z tych ludzi są tu nadal?- zapytała Meredith.
- Nie jacyś konkretni- powiedział Alaric- ale to coś działa na umysł. W
kampusie może być
coś, co sprawia, że ludzie są bardziej skłonni do eksperymentowania z tym, co
nadprzyrodzone.
- Co to jest?- Meredith zapytała opadając ponownie na plecy- Jaką masz
teorię, profesorze?
- Cóż, to nie moja teoria- powiedział Alaric- Ale znalazłem w internecie kogoś,
kto
zasugerował, że może być gdzieś w Dalcrest duże stężenie skrzyżowań
przemiennych linii,
takich, jak w Fell’s Chuch. Cała ta część Wirginii ma wiele nadprzyrodzonej
mocy, a niektóre
części nawet więcej, niż inne.
Meredith zmarszczyła brwi. Przemienne linie, mocne linie mocy ukryte pod
powierzchnią
ziemi, świeciły jak latarnie morskie dla świata nadprzyrodzonego.
- A niektórzy ludzie uważają, że tam, gdzie przepływają linie przemienne,
bariery pomiędzy
naszym światem i Mrocznymi Wymiarami są cieńsze- kontynuował Alaric.
Krzywiac się, Meredith przypomniała sobie stworzenia, które ona, Bonnie i
Elena widziały w
Mrocznym Wymiarze. Jeśli udało im się przedostać do tego świata i przybyć
do Dalcrest, jak
kitsune przybyły do Fell’s Chuch, każdy był w niebezpieczeństwie.
- Nie mamy żadnych dowodów na to- Alaric powiedział uspokajająco,

ś

piesznie wypełniając

ciszę pomiędzy nimi.
- Wszyscy wiemy, że Dalcrest ma historię związaną z działaniem sił
nadprzyrodzonych.
Nawet nie wiemy na pewno, w obliczu czego teraz stoimy.

background image

Obraz pustych, martwych oczu Samanthy wypełnił umysł Meredith. Miała
krew rozmazaną
na policzku, poniżej prawego oka. Scena zabójstwa była tak makabryczna, a
Samantha
zginęła tak straszliwie. Meredith wierzyła w głębi serca, że teoria Alarica była
trafna: nie było
sposobu, żeby Samantha została zamordowana przez człowieka.

ROZDZIAŁ 29
- Powinniście być dumni- rekruci Vitale ustawieni byli w szeregu, w podziemnej
sali
konferencyjnej tak, jak to było pierwszego dnia, kiedy zdjęli opaski z oczu.
Pod łukiem przed nimi, w czarnych maskach, członkowie Vitale obserwowali
ich spokojnie.
Ethan chodził wśród rekrutów z jasnymi oczami.
- Powinniście być dumni- powtórzył- Towarzystwo Vitale oferuje Wam
możliwości. Daje
Wam szansę stania się jednymi z nas, przyłączenia się do organizacji, która
może dać Wam
ogromną władzę, pomóc na drodze do sukcesu.
Ethan zatrzymał się i spojrzał na nich.
- Nie wszyscy z was byli godni- powiedział poważnie- Obserwowaliśmy Was. .
Nie tylko,
kiedy byliście tutaj, czyli na spotkaniach rekrutów, ale przez cały czas.
Kandydaci, którzy nie
dawali sobie rady, którzy nie zasługują na wstąpienie w nasze szeregi, zostali
wyeliminowani.
Matt rozejrzał się. To prawda, było ich mniej, niż podczas ich pierwszego
spotkania. Nie było
tego starszego brodatego faceta, który był geniuszem biogenetyki. Tej
chudej blondynki,
którą Matt pamiętał, jak zawzięcie przygotowywała się do maratonu też nie
było. Zostało
tylko dziesięciu rekrutów.
- Ci, którzy pozostają?- Ethan podniósł ręce, jakby dawał im jakieś
błogosławieństwo- W
końcu nadszedł czas, aby rozpocząć proces, w którym w pełni staniecie się
członkami Vitale,
abyście poznali nasze tajemnice, szli naszą drogą.
Matt czuł, jakby trochę puchł z dumy, kiedy Ethan uśmiechnął się do nich
wszystkich.

background image

To było tak, jakby oczy Ethana dłużej zatrzymały się na Macie, niż na innych,
jakby jego
uśmiech do Matt był trochę cieplejszy. Jakby Matt, wśród tych wszystkich
rekrutów, był kimś
wyjątkowym.
Ethan zaczął chodzić przez tłum i mówić ponownie, tym razem o
przygotowaniach do ich
inicjacji. Kazał kilku rekrutom przynieść róże i lilie do dekoracji Sali- brzmiało to,
jakby
oczekiwał, żeby wykupili wszystkie kwiaty z kwiaciarni- inni mieli znaleźć

ś

wiece. Jedna

osoba została przypisana do zakupu konkretnego rodzaju wina. Szczerze
mówiąc
przypominało mu to, jak Elena z dziewczynami przygotowywały się do
potańcówki w liceum.
- Okay- Ethan powiedział, wskazując na Chloe i długowłosą dziewczynę o
imieniu Anna-
Chciałbym, abyście Wy dwie poszły do sklepu z ziołami i zdobyły yerba matę,
guaranę, głóg,

ż

eń- szeń, rumianek i danshen. Chcecie to zapisać?- Matt wzdrygnął się

trochę. Zioła były
nieco mistyczne i tajemnicze, godne tajnego stowarzyszenia, choć żeń- szeń i
rumianek
właściwie przypomniały mu jego matkę, która piła z nich herbatę, kiedy
miała katar. Etan
odwrócił się od dziewczyn i zapatrzył w Matta i Matt już był przygotowany na
to, że zaraz go
wyśle w poszukiwaniu ponczu albo sosu do sałatek. Ale Ethan, zamykając
oczy, pochylił
głowę, wskazując, że chce porozmawiać z Mattem na osobności. Matt, nieco
zaintrygowany,
czuł z tego powodu zaszczyt. Czego Ethan nie może powiedzieć przy
wszystkich?
- Mam specjalne zadanie dla Ciebie, Matt- powiedział Ethan, zacierając ręce
na samą myśl o
tym, co planował- Chcę, żebyś poprosił swojego przyjaciela Stefana
Salvatore, żeby do nas
dołączył.
- Słucham?- powiedział Matt, zdezorientowany.
- Aby został członkiem Vitale- wyjaśnił Etan- Brakowało nam go, kiedy
wybieraliśmy

background image

kandydatów na początku roku, ale teraz kiedy go poznałem, myślę- myślimy-
machnął ręką
patrząc na zamaskowanych ludzi po drugiej stronie pomieszczenia- że będzie
idealnie do nas
pasował.
Matt zmarszczył brwi. Nie chciał wyglądać, jak idiota przed Ethanem, ale coś
w tym
uderzyło go.
- Ale on nie wykonywał żadnych zadań jako rekrut. Czy nie jest za późno,

ż

eby dołączył do

nas w tym roku?
Ethan uśmiechnął się nieznacznie, zaledwie lekko wykrzywiając usta.
- Myślę, że możemy zrobić wyjątek dla Stefana.
- Ale- Matt zaczął protestować, ale zamiast tego, uśmiechnął się do Ethana-
Zadzwonię do
niego i zapytam, czy jest zainteresowany- obiecał.
Ethan poklepał go lekko po plecach.
- Dziękuję, Matt. Wiesz, jesteś urodzonym Vitale. Jestem pewien, że go
przekonasz.
Kiedy Ethan odszedł, Matt patrzył na niego, zastanawiając się, dlaczego ta
pochwała
wywołała u niego tym razem niesmak.
To dlatego, że to nie ma sensu, pomyślał Matt, wracając do swojego
akademika po spotkaniu
rekrutów. Co było takiego szczególnego w Stefanie, że Ethan postanowił, że
musieli go mieć
w Towarzystwie już teraz, zamiast poczekać do przyszłego roku? Dobra, tak:
wampir- to było
wyjątkowe w Stefanie, ale nikt o tym nie wiedział. I był przystojny i
wyrafinowany w ten
lekko europejski sposób, że wszystkie dziewczyny w liceum leżały u jego stóp,
ale to
z pewnością nie było to, że był przystojny, poza tym na terenie kampusu było
mnóstwo
zagranicznych studentów.
Matt zatrzymał się, jak wryty. Czy był zazdrosny? Może to nie było fair, że
Stefan tylko się
pokazał i natychmiast zaproponowano mu coś, na co Matt musiał
zapracować i Matt miał na
myśli tylko siebie. Ale co z tego? To nie była wina Stefana, że Ethan chciał go
traktować w

background image

specjalny sposób. Stefan cierpiał po rozstaniu z Eleną; może mu to dobrze
zrobi, kiedy
dołączy do Vitale. I byłoby fajnie mieć jednego ze swoich przyjaciół w
Towarzystwie. Stefan
na to zasłużył, naprawdę: był odważny i szlachetny, przywódczy, potrafił
znaleźć wyjście
z każdej sytuacji, Ethan i inni mogli o tym wiedzieć. Mocno odpychając od
siebie inne
drobiazgi, przemawiające za tym, że to nie fair, Matt wyciągnął telefon i
zadzwonił do
Stefana.
- Hej- powiedział- Słuchaj, pamiętasz tego faceta Ethana?
- Chyba nie rozumiem- powiedział Zander.
Jego ramiona obejmujące Bonnie były silne i uspokajające, a jego koszulka,
w którą schowała
swoją twarz, pachniała czystością i płynem do płukania.
- O co Ty i Twoje przyjaciółki walczyłyście?
- Chodzi o to, że nie ufają mojemu osądowi- powiedziała Bonnie, przecierając
oczy- Gdyby
to chodziło o którąś z nich, nie wyciągnęłyby tak szybko wniosków.
- Jakich wniosków?- zapytał Zander, ale Bonnie nie odpowiedziała.
Po chwili Zander wyciągnął rękę i przebiegł palcem wzdłuż jej linii szczęki i
ponad ustami,
jego oczy utkwiły w jej twarzy.
- Oczywiście możesz tu zostać tak długo, jak chcesz, Bonnie. Jestem do Twojej
dyspozycjipowiedział
dziwnie formalnym tonem.
Bonnie rozejrzała się po pokoju Zandera z zainteresowaniem. Nigdy wcześniej
tu nie była i
musiała do niego zadzwonić, żeby dowiedzieć się, w którym akademiku
mieszkał. Czy to nie
dziwne, że dziewczyna nie wiedziała, gdzie mieszka jej chłopak?
Inaczej wyobrażała sobie jego pokój- myślała, że jest tu brudno i bardziej, jak
u chłopaków:
stare pudełka po pizzy na podłodze, sterta brudnych ciuchów, dziwny
zapach. Może jakiś
plakat półnagiej kobiety. Ale w rzeczywistości było dokładnie odwrotnie. Było
tu całkiem
pusto i porządnie: na komodzie i biurko żadnych rzeczy, żadnych zdjęć na

ś

cianach lub

dywanu na podłodze. Łóżko starannie pościelone.

background image

Pojedyncze łóżko. Na nim siedzieli ona i jej chłopak. Bonnie poczuła na
twarzy rumieniec.
Cicho przeklęła swoją skłonność do czerwienienia się- była pewna, że nawet
jej uszy były
jasno czerwone. Ona po prostu spytał chłopaka, czy może przenieść się do
jego pokoju. I
pewnie, był wspaniały i piękny i całowanie go było prawdopodobnie
najbardziej
niesamowitym doświadczeniem w jej życiu, ale zaczęła go całować zaledwie
ostatniej nocy.
Co jeśli pomyślał, że ona chce czegoś więcej?
Zander przyglądał się w zamyśleniu zarumienionej Bonnie.
- Wiesz- powiedział- Mogę spać na podłodze. Nie jestem- um- wymagający.
Urwał i teraz on się zawstydził.
Widok speszonego Zandera natychmiast pozwolił Bonnie poczuć się lepiej.
Poklepała go po
ramieniu.
- Wiem- powiedziała- Powiedziałam Meredith i Elenie, że jesteś dobrym
facetem.
Zander zmarszczył brwi.
- Co? Czy one myślą, że nie jestem?
Kiedy Bonnie nie odpowiedziała, powoli puścił ją, odchylając się do tyłu, aby
z bliska
przyjrzeć się jej twarzy.
- Bonnie? Kiedy toczyłyście tą wielką walkę z Twoimi przyjaciółmi, walczyłaś o
mnie?
Bonnie wzruszyła ramionami, obejmując się rękami.
- Dobrze. Wow- Zander przejechał dlonią po włosach- Przykro mi. Wiem, że
między Eleną
i mną tak naprawdę nie było sympatii, ale jestem pewien, że dogadamy się
lepiej, kiedy się
poznamy nawzajem. To wszystko ucichnie z czasem. Nie watro przestawać się
z nimi
przyjaźnić.
- To nie…- łzy napłynęły do oczu Bonnie.
Zander był taki słodki i nie miał pojęcia, jak Elena i Meredith mogę go
skrzywdzić.
- Nie mogę Ci tego powiedzieć- powiedziała.
- Bonnie?- Zander przyciągnął ją bliżej- Nie płacz. Nie może być tak źle.
Bonnie zaczęła płakać mocniej, łzy spływały jej po policzkach, a on ją
trzymał.

background image

- Po prostu mi powiedz- powiedział.
- To nie tak, że one Cię po prostu nie lubią, Zander- powiedziała szlochając-
One myślą, że
Ty możesz być mordercą.
- Co? Dlaczego?- Zander cofnął się, prawie skacząc naprzeciwko niej na
łóżku, z twarzą
bladą i wstrząśniętą.
Bonnie wyjaśniła, co Meredith myśli: że przegoniła zakapturzonego
napastnika z włosami,
jakie ma Zander.
- To jest takie niesprawiedliwe- skończyła- ponieważ nawet, jeśli ona
zobaczyła to, co myśli,

ż

e widziała, to Ty nie jesteś jedyną osobą z bardzo jasnymi blond włosami w

kampusie. One
są śmieszne.
Zander wziął długi oddech z szeroko otwartymi oczami i siedział spokojny i
cichy przez kilka
sekund. Potem wyciągnął rękę i położyć ją delikatnie pod brodą Bonnie,
obracając jej twarz
tak, aby mogli patrzeć sobie w oczy.
- Nigdy bym Cię nie skrzywdził, Bonnie- powiedział powoli- Znasz mnie, spójrz
na mnie.
Czy myślisz, że ja jestem mordercą?
- Nie- powiedziała Bonnie, jej oczy wypełniły się łzami- Nie myślę tak. Nigdy
bym tak nie
pomyślała.
Zander pochylił się i pocałował ją swoimi miękkimi ustami, jakby
przypieczętowując jakiś
pakt. Bonnie zamknęła oczy i pochylił się do pocałunku.
Wiedziała, że była zakochana w Zanderze. I pomimo faktu, że zostawił ją tak
nagle w nocy,
tuż przed morderstwem Samanthy, była pewna, że nie może być mordercą.

ROZDZIAŁ 30
- Cappuccino i rogalik?- powiedziała kelnerka, i na skinienie Eleny ustawiła je
na stole.
Elena pchnęła swój notes na bok, aby zrobić miejsce. Zbliżały się egzaminy
na domiar tego
wszystkiego, co działo się dookoła. Elena próbowała uczyć się w swoim
pokoju, ale była zbyt

background image

rozkojarzona na widok pustego łóżka Bonnie. Ona i Meredith czuły się źle bez
Bonnie.
Nie da rady zbyt wiele zrobić tutaj w kawiarni pomimo, że wybrała duży stół
na zewnątrz, na
którym mogła rozłożyć swoje książki. Próbowała, ale jej umysł wciąż krążył
wokół śmierci
Samanthy. Samantha była taką miłą dziewczyną, pomyślała Elena. Elena
pamiętała, jak jej
oczy błyszczały, gdy się śmiała i sposób, w jaki przestępowała z nogi na nogę,
jakby biegała,
tańczyła, zbyt pełna energii, żeby usiedzieć w miejscu.
Meredith nie zaprzyjaźniała się tak łatwo, ale jej ostrożny chłód, z jakim zwykle
odnosiła się
do obcych, zupełnie znikał przy Samancie.
Kiedy Elena opuszczała akademik, Meredith rozmawiała przez telefon z
Alariciem. Być może
będzie wiedział, co powiedzieć, jak ją pocieszyć. Nie chcąc przeszkadzać im
w rozmowie,
Elena zostawiła jej notatkę wskazującą, gdzie będzie, jeśli Meredith będzie jej
potrzebowała.
Mieszając kawę, Elena spojrzała w górę i zobaczyła Meredith zbliżającą się
do niej. Wyższa
dziewczyna usiadła naprzeciwko Eleny i obrzuciła ją swoimi poważnymi,
szarymi oczami.
- Alaric mówi, że Dalcrest jest punktem aktywności dla zdarzeń
paranormalnychpowiedziała-
Czarna magia, wampiry, wilkołaki, cały pakiet.
Elena przytaknęła i dodała więcej cukru do swojej filiżanki.
- Tak, jak profesor Campbell napomknął- powiedziała z namysłem- Mam
wrażenie, że wie
więcej, niż mówi.
- Musisz go przycisnąć- powiedziała Meredith z naciskiem- Jeśli on tak bardzo
lubił Twoich
rodziców, będzie czuł, że musi powiedzieć Ci prawdę. Nie mamy czasu do
stracenia.
Podniosła i ułamała kawałek rogalika Eleny.
- Mogę? Nic dziś nie jadłam i zaczynam mieć zawroty głowy.
Patrząc na napięte linie twarzy Meredith, ciemne cienie pod oczami, Elena
poczuła ostre
ukłucie współczucia.

background image

- Oczywiście- powiedziała, przesuwając talerz w jej kierunku- Właśnie
dzwoniłam do
Damona żeby się ze mną spotkał.
Patrzyła, jak Meredith pochłaniała rogalika, wsypując jeszcze więcej cukru do
jej kawy.
Nie minęło dużo czasu, kiedy zobaczyły Damona, idącego spacerowym
krokiem ulicą w ich
kierunku z idealnymi, lśniącymi włosami, w całej okazałości- w niedbale
eleganckich
czarnych ciuchach, okularach. Ludzie się za nim oglądali i Elena wyraźnie
widziała, jak jedna
z dziewczyn zagapiła się tak, że straciła równowagę i potknęła się o
krawężnik.
- To było szybkie- powiedziała Elena, kiedy Damon odsunął krzesło i usiadł.
- Jestem szybki- odpowiedział Damon- A Ty powiedziałaś, że to ważne.
- Jest- powiedziała Elena- Nasza przyjaciółka Samanta nie żyje.
Damon kiwnął głową potwierdzająco.
- Wiem. Policja jest w całym kampusie. Jakby oni byli w stanie cokolwiek
zrobić.
- Co masz na myśli?- zapytała Meredith, patrząc na niego.
- Cóż, te zabójstwa właściwie nie podlegają pod tą jednostkę policji,
prawda?
Damon wyciągnął filiżankę kawy z ręki Eleny. Wziął łyk, a potem zrobił mały
grymas z
niesmakiem.
- Kochanie, to jest zbyt słodkie.
Ręce Meredith zacisnęły się w pięści i Elena pomyślała, że lepiej będzie jak
najszybciej
przejść do rzeczy.
- Damon, jeśli wiesz coś na ten temat, proszę powiedz nam- Damon wręczył
jej z powrotem
jej cappuccino i zasygnalizował kelnerce, żeby przyniosła jemu jego własną
kawę.
- Powiedzieć prawdę, kochanie, nie wiem zbyt wiele o śmierci Samanthy lub
współlokatora
Mutta, czy jak on tam ma na imię. Nie mogłem się dostatecznie zbliżyć do
ciał, żeby zdobyć
jakieś konkretne informacje. Ale znalazłem wyraźne dowody, że istnieją inne
wampiry na
terenie kampusu. Z rodzaju tych niechlujnych.- twarz wykrzywił w tym samym
grymasie, jak

background image

po degustacji kawy Eleny- Prawdopodobnie nowo przemienione, jak
myślę…Bez ogłady.
- Jakiego rodzaju dowody?- zapytała Meredith.
Damon spojrzał zdziwiony.
- Zwłoki oczywiście. Kiepsko ukrywane zwłoki. Płytkie groby, ogniska, tego
typu rzeczy.
Elena zmarszczyła brwi.
- Więc ludzie, którzy zniknęli, zostali zabici przez wampira?
Damon machał palcem na nią złośliwie.
- Tego nie powiedziałem. Ciała, które zbadałem- i powiem Ci, że
rozkopywanie płytkich
grobów było dla mnie czymś nowym- nie należały do tych osób, które
zniknęły z kampusu.
Nie wiem, czy Wasi zaginięci studenci zostali zamordowani przez wampiry, czy
nie, ale ktoś
inny był. Kilka osób nawet. Starałem się odnaleźć te wampiry, ale jakoś nie
miałem szczęścia.
Jeszcze.
Meredith, która normalnie naskoczyłaby na komentarz Damona na temat
tego, że to był
pierwszy raz kiedy kopał grób, spojrzała zamyślona.
- Widziałam ciało Samanthy- powiedziała z wahaniem- Jak dla mnie, to nie
wyglądało, jak
typowy atak wampira. I z opisu ciała Christophera przez Matta, nie sądzę,

ż

eby to wampiry.

Oni byli- wzięła głęboki wdech- poszarpani. Porozdzierani.
- Może to być paczka naprawdę wściekłych albo niechlujnych wampirów-
powiedział
Damon- Albo złośliwe wilkołaki. To bardziej w ich stylu.
Kelnerka pojawiła się z jego cappuccino, a on podziękował jej łaskawie. Ona
odeszła
rumieniąc się.
- Jest jeszcze jedna rzecz- Elena powiedziała, kiedy kelnerka nie mogła już ich
usłyszeć.
Spojrzała pytająco na Meredith, która skinęła jej głową.
- Martwimy się o Bonnie i jej nowego chłopaka.
Przedstawiła szybko powody, z jakich podejrzewały Zandera i reakcję Bonnie
na ich obawy.
Damon podniósł jedną brew, kiedy skończył pić kawę.
- Więc myślisz, że zalotnik małego rudego ptaszka może być niebezpieczny?-
uśmiechnął się-

background image

Przyjrzę się temu, księżniczko. Nie martw się.
Rzucając kilka dolarów na stół, wstał i przeszedł na drugą stronę ulicy,
znikając w gaju
klonów. Kilka minut później, duży czarny kruk z błyszczącymi, opalizującymi
piórami,
wzleciał ponad drzewami, trzepocząc potężnie skrzydłami. Wydał z siebie
wrzaskliwe
krakanie i odleciał.
- To było zaskakująco pomocne z jego strony- powiedziała Meredith.
Jej twarz była wciąż zmęczona, ale jej głos był zainteresowany. Elena nie
musiała patrzeć, by
wiedzieć, że jej przyjaciółka obserwowała ją spekulacyjnie. Spuszczając oczy,
czując
rumieniec zalewający jej policzki, wzięła łyk swojego cappuccino. Damon
miał rację. Było
zbyt słodkie.

ROZDZIAŁ 31
Dlaczego oni zawsze muszą być na szczycie budynków? Bonnie pomyślała z
irytacją.
Wewnątrz. Wewnątrz jest miło. Nikt nie spadnie i się nie zabije, jeśli są
wewnątrz budynku.
Ale są tutaj. Patrzeć w gwiazdy z góry budynku nauki podczas, gdy na
codzień z Zanderem
było romantycznie. Bonnie zniosłaby wszystko dla kolejnego małego,
nocnego pikniku, tylko
ich dwojga. Ale zabawa na innym dachu z grupą przyjaciół Zandera nie była
romantyczna,
ani trochę.
Wzięła łyk napoju i zeszła z drogi nawet nie patrząc, kiedy usłyszała plaśnięcie
ciał,
uderzających o ziemię i pomruki facetów, uprawiających zapasy. Po dwóch
dniach
mieszkania z Zanderem, poznała imiona jego prostackich przyjaciół: Tristan i
Marcus to byli
ci, którzy tarzali się po podłodze z Zanderem. Jonasz, Camden, i Spencer robili
coś, co
nazywali parkour, a bardziej wyglądało na bieganie idiotów w kółko i prawie
spadanie
z dachu. Enrique, Jared, Daniel i Chad grali w rogu w jakąś skomplikowaną
grę, związaną

background image

z piciem. Było też kilku innych facetów, którzy czasami kręcili się wokół nich,
ale to była
stała grupa. Lubiła ich, tak, naprawdę. Przez większość czasu. Byli hałaśliwi,
na pewno, ale
byli dla niej zawsze bardzo mili: przynosili jej drinki, wręczali natychmiast swoje
kurtki,
kiedy było zimno, mówili jej, że nie mają pojęcia, co widziała w takim
nieudaczniku, jak
Zander, wyraźnie deklarowali, jak bardzo go kochają i byli szczęśliwi, że ma
dziewczynę.
Spojrzała na Zandera, który śmiał się, kiedy założył Tristanowi jakiś chwyt,
blokując mu
głowę i pocierając kostkami wierzch jego głowy.
- Poddajesz się?- powiedział, i mruknął ze zdziwieniem, kiedy Marcus krztusząc
się z radości,
rozdzielił ich.
Byłoby łatwiej, gdyby były tu inne dziewczyny i mogłaby je poznać. Jeśli
Marcus (który był
bardzo uroczy z tą gigantyczną kudłatą fryzurą w stylu Wielkiej Stopy) lub
Spencer (który był
pewnego rodzaju bogatym lalusiem, którego niektóre dziewczyny uważają za
bardzo
atrakcyjnego) mieliby stałą dziewczynę, Bonnie miałaby kogoś do
wymieniania krzywych
spojrzeń na to, jak faceci zachowywali się jak kretyni. Ale, choć od czasu do
czasu, pojawiają
się jakieś dziewczyny uczepione do ramienia któregoś z chłopaków, Bonnie
nigdy
nie widziała tych samych dziewczyn ponownie. Poza Bonnie, Zander
wydawał się przebywać
w towarzystwie niemal wyłącznie męskim. A po dwóch dniach macho
parady po mieście,
Bonnie zaczęła od nich robić się chora. Tęskniła za rozmową z dziewczynami.
Tęskniła za
Eleną i Meredith, w szczególności, choć wciąż była na nie wściekła.
- Hej- powiedziała idąc w stronę Zandera- Chcesz się stąd wydostać na
chwilę?
Zander zarzucił swoją rękę na jej ramiona.
- Um. Dlaczego?- zapytał, pochylając się, żeby pocałować jej szyję. Bonnie
przewróciła
oczami.

background image

- Tu jest trochę za głośno, nie sądzisz? Moglibyśmy pójść na miły, spokojny
spacer, czy coś
takiego.
Zander spojrzał zdziwiony, ale skinął głową.
- Oczywiście, cokolwiek chcesz.
Zeszli w dół po schodach przeciwpożarowych. Dogoniły ich krzyki przyjaciół
Zandera,
którzy myśleli, że oni idą po jedzenie i wkrótce wrócą z gorącymi skrzydełkami
i tacos.
Kiedy byli już oddaleni o przecznicę od imprezy na dachu, hałasy przycichły i
było spokojnie,
z wyjątkiem dalekiego, sporadycznego dźwięku jadącego samochodu po
drodze w pobliżu.
Bonnie wiedziała, że powinna czuć obawę chodząc nocą po kampusie, ale
nie bała się. Nie z
Zanderem u boku.
- Ładny prawda?- powiedziała Bonnie, radośnie patrząc w górę na
półksiężyc nad ich
głowami.
- Tak- Zander powiedział, kołysząc rękę między nimi.
- Wiesz, chodziłem na długie spacery, biegi, z moim tatą w nocy. Wiejska
droga w świetle
księżyca. Uwielbiam być na zewnątrz nocą.
- Och, to słodkie- Bonnie powiedziała- Czy wy wciąż to robicie, kiedy jesteś w
domu?
- Nie- Zander zawahał się i skulił ramiona, włosy opadły mu na twarz- mój tata
... umarł.
Jakiś czas temu.
- Bardzo mi przykro- powiedziała szczerze Bonnie, ściskając jego dłoń.
- W porządku- powiedział Zander wciąż patrząc na swoje buty- Ale wiesz, ja
nie mam

ż

adnych braci i sióstr i chłopaki są dla mnie jak rodzina. Wiem, że mogą

czasem być
męczący, ale to naprawdę dobre chłopaki. I są dla mnie ważni- spojrzał na
Bonnie kątem oka.
Patrzył pełen obaw i Bonnie poczuła ostre ukłucie miłości do niego. To było
słodkie,

ż

e Zander i jego przyjaciele byli tak blisko- to musiały być te problemy

rodzinne, z którymi
miał do czynienia drugiej nocy, kiedy się spotkali i tak nagle odszedł. Był
lojalny, o ile

background image

wiedziała.
- Zander- powiedziała- Wiem, że są dla Ciebie ważni. Nie chcę Cię odebrać
przyjaciołom,
Ty głupcze.
Wyciągnęła rękę, by zarzucić mu na szyję i pocałować po delikatnie w usta.
- Może tylko na godzinę lub dwie, czasami, ale nie na długo, obiecuję-
Zander oddał
pocałunek z entuzjazmem. Przytuleni do siebie, poszli w kierunku ławki na
drugiej stronie
drogi i usiedli, żeby móc spokojnie się całować. Tak przyjemnie było go
dotykać, Bonnie
czuła wszystkie jego mięśnie i gładką skórę, głaskała go wzduż jego łopatki,
wzdłuż ramion i
w dół. Nagle Zander skrzywił się od jej dotyku.
- Co się stało?- powiedziała, podnosząc głowę i odsuwając się od niego.
- Nic- powiedział Zander, chcąc ją przyciągnąć- Wygłupiałem się po prostu z
chłopakami,
wiesz, oni grają ostro.
- Pozwól mi zobaczyć- powiedziała, chwytając za rąbek koszuli, z
zainteresowaniem i chęcią
pomocy. On okazał się zaskakująco skromny, zważywszy na to, że dzielą
jeden pokój.
Krzywiąc się znowu, wciągając powietrze przez zęby, kiedy Bonnie uniosła
jego koszulkę.
Dyszała. Cała strona ciała Zandera pokryta była brzydkimi czarno-
fioletowymi siniakami.
- Zander- powiedziała przerażona- To wygląda naprawdę źle. Takie siniaki nie
powstają
podczas zwykłej zabawy.
„To wygląda, jakbyś Ty albo ktoś inny walczył o życie”, pomyślała.
- To nic. Nie martw się- powiedział Zander, szarpiąc koszulkę i obciągając ją w
dół. Chciał ją
objąć, ale ona odsunęła się, czując niejasne oburzenie.
- Nalegam, żebyś powiedział mi, co się stało- powiedziała.
- Przecież powiedziałem- Zander powiedział pocieszająco- Wiesz, jacy szaleni
są ci faceci.
To prawda, nigdy nie znała tak awanturniczych facetów. Zander przytulił ją
ponownie i tym
razem Bonnie zbliżyła się do niego, podnosząc twarz w górę do jego
pocałunku. Kiedy ich

background image

usta się spotkały, przypomniała sobie słowa Zandera: „Znasz mnie. „Znam
go”, powiedziała
do siebie. Mogła zaufać Zanderowi.
Po drugiej stronie ulicy, Damon stał w cieniu drzewa, obserwując, jak Bonnie
całuje Zandera.
Musiał przyznać, czuł lekkie ukłucie, widząc ją w ramionach kogoś innego.
Było coś tak
słodkiego w Bonnie, ona była dzielna i inteligentna pod tym miękko-
cukierkowym
wyglądem. Poza tym ta wiedźma siedząca w niej, dodawała jej pikanterii.
Zawsze uważał, że
ona była jego. W końcu, czy ruda ptaszyna nie zasługiwała na kogoś jej
godnego? Jak bardzo
Damon ją lubił, nie kochał, tylko on wiedział. Widząc, jak twarz chudego
chłopaka
rozjaśniała się na jej uśmiech, pomyślał, że może to właśnie ten jedyny.
Po kilku minutach Bonnie i Zander wstali i ruszyli, trzymając się za ręce w stronę
akademika
Zandera. Damon śledzil ich, trzymając się w cieniu. Zirytowany wydał z siebie

ś

miech

autoironii. Jestem coraz bardziej miękki na starość, pomyślał. W dawnych
czasach już dawno
pożywiłby się Bonnie bez namysłu, a teraz martwił się o jej życie uczuciowe.
Mimo to,
byłoby miło, gdyby mały rudzielec był szczęśliwy. Jeśli jej chłopak nie był
zagrożeniem.
Damon spodziewał się, że szczęśliwa para zniknie w akademiku razem.
Zamiast tego, Zander
pocałował Bonnie na pożegnanie i patrzył, jak wchodziła do środka, a
potem ruszył z
powrotem. Damon poszedł za nim, trzymając się w ukryciu, kiedy wracał na
imprezę, gdzie
byli wcześniej. Kilka minut później, Zander zszedł na dół z powrotem, otoczony
przez stado
jego hałaśliwej paczki. Damon drgnął zirytowany. Boże, chroń mnie od
chłopców z uczelni,
pomyślał. Wybierali się prawdopodobnie na tłuste żarcie do baru. Po kilku
dniach
obserwowania Zandera, był gotowy wrócić do Eleny i powiedzieć jej, że jeśli
ten chłopak był
winny czegokolwiek, to tylko tego, że jest nieokrzesany.

background image

Zamiast skierować się do najbliższego baru, chłopaki przebiegli cały kampus,
szybko
i zdecydowanie, jakby mieli wyznaczony konkretny cel. Docierając do granic
kampusu,
skierowali się do lasu. Damon dał im kilka sekund, a następnie podążył za
nimi. Był dobry
w tym, bo był drapieżnikiem, naturalnym myśliwym, a i tak zajęło mu kilka
minut
nasłuchiwanie, wysyłanie swojej Mocy, w końcu bieganie po lesie, żeby się w
końcu
przekonać, że Zandera i jego kumpli nie było. Wreszcie, Damon zatrzymał się i
oparł o
drzewo, aby złapać oddech. Las był cichy, z wyjątkiem niewinnych dźwięków
różnych
leśnych stworzeń, zajętych swoimi sprawami i jego urywanego dyszenia.
Paczka hałaśliwych,
okropnych dzieciaków uciekła mu, znikając bez śladu. Zacisnął zęby i zastąpił
swoją
wściekłość z powodu, że ich zgubił, ciekawością, jak to zrobili. Biedna Bonnie,
pomyślał
Damon, kiedy skrupulatnie wygładzał i poprawiał swoje ubranie. Jedno było
oczywiste,:
Zander i jego przyjaciele nie do końca byli ludźmi.
Stefan drgnął. To wszystko było po prostu trochę dziwne. Siedział w fotelu z
aksamitnym
oparciem w ogromnej sali podziemnej, gdzie studenci krzątali się, układając
kwiaty i świece.
Pokój był imponujący, Stefan określiłby go jako elegancka pieczara. Ale te
małe aranżacje
kwiatów wyglądały jakoś tandetnie i fałszywie, jak scenografia w Watykanie.
A odziane na
czarno, zamaskowane postacie, ukryte w końcu sali, przyglądające się,
powodowały u niego
tremę. Matt zadzwonił do niego, żeby powiedzieć o jakimś sekretnym
towarzystwie,
do którego należał i że jego przywódca chce, żeby Stefan również do nich
dołączył. Stefan
zgodził się z nim spotkać i porozmawiać o tym. Nie miał ochoty nigdzie się
przyłączać, ale
lubił Matta i musiał tu przyjść. To mogło odwrócić jego myśli od Eleny,
pomyślał. Czaił się w

background image

kompusie- czuł się jak przyczajony, kiedy widział Elenę, swoim wzrokiem mimo
woli
podązał za nią, jakby spiesznie ją namierzał- obserwując ją. Czasami była z
Damonem.
Paznokcie Stefana były poobgryzane.
Usiłując się zrelaksować, zwrócił swoją uwagę z powrotem na Ethana, który
siedział przy
małym stole naprzeciwko Stefana.
- Członkowie Towarzystwa Vitale zajmują bardzo szczególne miejsce w

ś

wiecie- mówił

uśmiechając się i pochylając do przodu- Tylko najlepsi z najlepszych mogą do
nas należeć
i walory, jakich poszukujemy, masz jak najbardziej Ty, Stefan.
Stefan skinął grzecznie, a jego umysł zaczął ponownie dryfować. Tajne
stowarzyszenia były
czymś, o czym trochę wiedział. Szkoła Wieczorowa Sir Waltera Raleigh w
elżbietańskiej
Anglii zajmowała się tym, co było wówczas zabronione: nauka, filozofia,
których kościół nie
tolerował.
Il Carbonari wrócili do Włoch w celu wszczęcia buntu przeciwko rządom
poszczególnych
miast-państw, dążąc do zjednoczenia całych Włoch.
Damon, bawił się z członkami Hellfire Club w Londynie przez kilka miesięcy w
1700 roku,
aż wreszcie znudził się ich pozerstwem i dziecinnym bluźnierstwem. Wszystkie
te tajne
stowarzyszenia, przynajmniej miały jakiś cel. Buntując się przeciwko
tradycyjnej moralności,
prowadząc do prawdy, rewolucji.
Stefan pochylił się do przodu.
- Wybacz mi- powiedział grzecznie- ale jakie cele ma Vitale?
Ethan wstrzymał w połowie swoją wypowiedź, patrząc na niego, potem
zwilżył wargi.
- Cóż- powiedział powoli- prawdziwe tajemnice i rytuały Towarzystwa nie
mogą wydostać
się na zewnątrz. Żaden z rekrutów nie zna naszych prawdziwych praktyk i
celów, jeszcze nie.
Ale mogę Ci powiedzieć, że istnieją niezliczone korzyści, wynikające z bycia
jednym z nas.
Podróże, przygoda, władza.

background image

- Żaden z rekrutów nie zna prawdziwych celów?- zapytał Stefan. Jego
naturalna skłonność do
zachowania rezerwy nasiliła się- Dlaczego nie nosisz maski jak inni?
Ethan spojrzał zdziwiony.
- Jestem twarzą Vitale dla rekrutów- powiedział po prostu- Oni potrzebują
kogoś, kto nimi
pokieruje.
- Przepraszam, Ethan- powiedział formalnie- ale nie sądzę, że byłbym
odpowiednim
kandydatem do Twojej organizacji. Doceniam zaproszenie- zaczął wstawać.
- Czekaj- powiedział Ethan. Jego oczy były szerokie, złote i zachęcające.
- Czekaj- powiedział, oblizując znowu wargi- My ... mamy kopię De Pico Della
Mirandola
„De hominis dignitate”.- jąkał się nad wymową, jakby nie bardzo wiedział, co
mają-
Najstarszą, z Florencji, pierwsza edycja. Mógłbyś ją przeczytać. Możesz to
mieć, jeśli
zechcesz.
Stefan zesztywniał. Studiował prace Mirandola na temat rozumu i filozofii z
entuzjazmem
wtedy, kiedy jeszcze był żywy, gdy był młodym człowiekiem
przygotowującego się na
uniwersytet. Poczuł nagłą tęsknotę, aby poczuć starą skórę i pergamin,
zobaczyć tą toporną
księgę z pierwszych dni prasy drukarskiej, o wiele bardziej, niż ktoś, kto żyje w

ś

wiecie

komputerowych książek. Dziwne było, skąd Ethan wiedział, żeby
zaproponować mu
konkretnie tą książkę.
- Dlaczego myślisz, że ja bym tego chciał?- syknął, pochylając się nad stołem
w stronę
Ethana. Czuł moc rosnącą w nim, podsycaną jego wściekłością. Ale Ethan
nie podniósł na
niego wzroku.
- Ja ... mówiłeś mi, że lubisz stare książki, Stefan- powiedział i posłał mu trochę
fałszywy
uśmiech, patrząc na stół- Myślałam, że byłbyś zainteresowany.
- Nie, dziękuję- Stefan powiedział niskim i złym głosem.
Nie mógł zmusić Ethana, żeby spojrzał mu w oczy, nie z tyloma ludźmi
dookoła, więc po
chwili wstał.

background image

- Odrzucam Twoją ofertę- powiedział krótko Ethanowi- Żegnam.
Podszedł do drzwi, nie oglądając się, trzymając się prosto i dumnie. Kiedy
dotarł do drzwi,
spojrzał na Matta, który rozmawiał z innym studentem i kiedy Matt na niego
spojrzał,
wzruszył do niego ramionami i potrząsnął głową, próbując przeprosić go na
migi. Matt skinął
głową, rozczarowany, ale nie zły. Nikt nie próbował powstrzymać Stefana,
kiedy wychodził z
pokoju. Ale miał nerwowe uczucie w dołku. Coś tutaj było nie tak. Nie
wiedział, jak
zniechęcić Matta do przystąpienia do nich, ale postanowił mieć na to Vitale
oko. Kiedy
zamknął za sobą drzwi, mógł wyczuć wzrok Ethana na sobie.

ROZDZIAŁ 32
Blask księżyca lśnił w oknie, oświetlając toń łóżka Eleny. Przed chwilą Meredith
rzucała się i
walała się z boku na bok, ale teraz Elena słyszała jej miarowy oddech.
Dobrze, że Meredith
spała. Była wyczerpana: nauka, patrolowanie każdej nocy, utrzymywanie się
w dobrej
kondycji na treningach, dzika frustracja, że nie mogła znaleźć żadnych
konkretnych
wskazówek, co do tożsamości zabójcy.
Elena była osamotniona w swojej bezsenności. Wyciągnęła nogi pod kołdrą i
odwróciła swoją
poduszkę na chłodniejszą stronę. Gałęzie stukały w okno i Elena poruszyła
ramionami na
materacu, starając się uspokoić zajęty umysł. Chciała, żeby Bonnie wróciła.
Stukanie w okno powtórzyło się znowu i znowu, ostro i rytmicznie. W końcu
Elenę olśniło,

ż

e tam nie było żadnych drzew, których gałęzie dotykałyby okna. Serce

zaczęło jej walić,
usiadła, wstrzymując oddech. Oczy czarne, jak noc zaglądały w okna, widać
też było skórę
bladą, jak światło księżyca. Mózg Eleny zatrzymał się na chwilę, aby zacząć
po chwili znowu
pracować, a potem wyszła z łóżka i otworzyła okno. Był tak szybki i pełen
wdzięku, że zanim

background image

zamknęła okno i się odwróciła, Damon siedział już na łóżku, opierając się na
łokciach, czując
się zupełnie swobodnie.
- Jakim ona jest łowcą wampirów- powiedział zimno, patrząc na Meredith, jak
delikatnie
chrapała w poduszkę. Jego spojrzenie było jednak niemal czułe.
- To nie fair- powiedziała Elena- Ona jest wyczerpana.
- Pewnego dnia jej życie może zależeć od jej czujności, nawet jeśli będzie
wyczerpana-
Damon powiedział dobitnie.
- Dobrze, ale dzisiaj nie jest ten dzień- powiedziała Elena- Zostaw Meredith w
spokoju i
powiedz mi, czego dowiedziałeś się o Zanderze.
Siedząc ze skrzyżowanymi nogami na łóżku obok niego, pochyliła się do
przodu, żeby
wysłuchać go z uwagą.
Damon wziął ją za rękę, powoli splatając swoje palce z jej palcami.
- Nie dowiedziałem się niczego konkretnego- powiedział- ale mam pewne
podejrzenia.
- Co masz na myśli?- powiedziała rozproszona Elena.
Damon głaskał delikatnie jej ramię drugą ręką, a ona zdała sobie sprawę, że
przygląda jej się
uważnie, badając, czy ona ma coś przeciwko temu. Wewnątrz lekko się
wzdrygnęła. Co za
różnica, po tym wszystkim? Stefan ją zostawił, nie było powodu, żeby
odpychać Damona.
Spojrzała na Meredith, ale ciemnowłosa dziewczyna nadal głęboko spała.
Ciemne oczy Damona błyszczały w świetle księżyca. Zdawał się wyczuwać,
co myślała, bo
pochylił się bliżej niej na łóżku, przyciągając ja do siebie.
- Muszę trochę więcej powęszyć- powiedział Damon- Na pewno jest coś w
nim i jego
kolegach biegających z nim. Po pierwsze, są zbyt szybcy. Ale nie sądzę, że
Bonnie jest w
jakimś niebezpieczeństwie.
Elena zesztywniała w jego ramionach.
- Jaki masz na to dowód?- zapytała- Zresztą nie chodzi tylko o Bonnie. Jeśli
ktokolwiek jest w
niebezpieczeństwie, oni powinni być naszym priorytetem.
- Będę ich obserwował, nie martw się- zaśmiał się sucho, intymnie- On i Bonnie

background image

zdecydowanie blisko. Ona wydaje się być zamroczona.
Elena uwolniła się uważnie z jego rąk, czując lęk.
- Jeśli on może być niebezpieczny, jeśli jest w nim coś, jak powiedziałeś,
musimy ją ostrzec
przed nim. Nie możemy po prostu siedzieć, obserwować i czekać, aż coś
złego się stanie. Do
tego czasu, może być za późno.
Damon przyciągnął ją z powrotem do siebie, kładąc rękę na jej boku.
- Już próbowałaś ostrzec Bonnie i to nie zadziałało, prawda? Dlaczego
miałaby Cię posłuchać
teraz, kiedy spędza tyle czasu z nim i nic złego się jej nie stało?- pokręcił
głową- To nie
zadziała, księżniczko.
- Chciałabym tylko, żeby można było coś zrobić- Elena powiedziała żałośnie.
- Gdybym tylko mógl spojrzeć na zwłoki- powiedział Damon zamyślony- może
miałbym
więcej pomysłów, co się za tym kryje. Przypuszczam, że włamanie do kostnicy
jest
wykluczone?
- Myślę, że oni przekazali już zwłoki- powiedziała wątpiącym tonem- i nie
jestem pewna,
gdzie potem je przekażą. Czekaj!- usiadła prosto- Biuro Bezpieczeństwa
kampusu powinno
coś mieć, nie? Jakieś nagrania, a może nawet zdjęcia ciał Christophera i
Samanthy?
Ochroniarze zawsze byli na miejscu zdarzenia tuż przed policją.
- Możemy to sprawdzić jutro, na pewno- Damon powiedział od niechcenia-
Jeśli to sprawi, że
poczujesz się lepiej.
Jego głos i ekspresja były prawie bezinteresowne, wyzywające i po raz
kolejny Elena poczuła
dziwną mieszankę pragnienia i irytacji, które Damon wywoływał u niej.
Chciała trzymać go z
dala i przytulać jednocześnie. Prawie zdecydowała się odepchnąć go, kiedy
zwrócił na nią
wzrok.
- Moja biedna Elena- powiedział kojącym szeptem, jego oczy lśniły w blasku
księżyca.
Przebiegł delikatnie ręką po jej ramieniu i szyi dochodząc łagodnie do linii jej
szczęki.

background image

- Nie możesz uciec od mrocznych stworzeń, prawda, Eleno? Nie ważne, jak się
starasz.
Przychodzisz w nowe miejsce, znajdujesz nowego potwora.
Pogładził jej twarz jednym palcem. Jego słowa były prawie szydercze, ale
jego głos był
łagodny, a oczy błyszczały ze wzruszenia.
Elena przycisnęła policzek do jego dłoni. Damon był elegancki i inteligentny i
było w nim coś
mrocznego. Nie mogła zaprzeczyć, że czuje do niego pociąg- zawsze go
czuła nawet, kiedy
spotkali się po raz pierwszy i przerażał ją. I Elena kochała go od tej zimowej
nocy, kiedy
obudziła się jako wampir, a on dbał o nią, chronił i uczył wszystkiego, co
powinna umieć.
. Stefan opuścił ją. Nie było żadnego powodu, dla którego nie powinna tego
robić.
- Nie zawsze chcę uciekać od mrocznych istot, Damon- powiedziała.
Milczał przez chwilę, automatycznie głaszcząc jej policzek, a potem
pocałował ją. Jego usta
były jak chłodny jedwab i Elena czuła, jakby wędrowała przez wiele godzin
przez pustynię
i w końcu dostała zimną wodę. Pocałowała go mocniej, puszczając jego
dłonie i głaszcząc
jego miękkie włosy. Oderwawszy się od jej ust, Damon całował jej szyję
delikatnie, czekając
na pozwolenie. Elena odchyliła głowę do tyłu, aby zrobić mu lepszy dostęp.
Usłyszała
syczący oddech Damona i spojrzał w jej oczy z miękkim i bardziej otwartym
wyrazem
twarzy, niż kiedykolwiek u niego widziała, po czym opuścił swoją twarz na jej
szyję. Ukłucie
jego kłów bolało tylko przez chwilę, a potem ona ślizgała się w ciemności po
wstęgach
bolesnej przyjemności, która poprowadziła ją poprzez noc, do Damona.
Czuła jego radość i
podziw mając ją w ramionach bez poczucia winy, bez żadnych zastrzeżeń. W
zamian dała mu
poczuć jej szczęście z powodu tego, że pomimo jej rozterek, nadal go
chciała, wciąż kochając
Stefana, jej ból z powodu braku Stefana. Nie było poczucia winy, nie teraz,
ale była ogromna

background image

dziura w jej sercu po stracie Stefana i pozwoliła Damonowi to zobaczyć.
„Wszystko jest w porządku, Eleno”, poczuła od niego, nie do końca w
słowach, ale raczej jak
mruczenie zadowolonego kota. „To jest wszystko, czego chcę”.

ROZDZIAŁ 33
Ethan, zauważył Matt, totalnie zwariował. Facet, który dotąd był zawsze
pogodny i spokojny,
teraz nadzorował przygotowania do inicjacji z intensywnością sierżanta.
- Nie!- warknął na całą salę. Rzucił się i uderzył w nogę dziewczyny, która
stała na krześle
i przekładała róże przez zespawane z metalu V, w górnej części środkowej
łuku.
- Ała!- krzyknęła upuszczając róże na podłogę.
- Ethan, o co Ci chodzi?
- Nie kładziemy niczego na V, Lorelai - powiedział jej chłodno i pochylił się,
aby zebrać
kwiaty- Trzeba szanować symbole Towarzystwa Vitale. To jest sprawa honoru.
Kiedy nasz
lider w końcu dołączy do nas, musimy pokazać, że jesteśmy zdyscyplinowani,

ż

e jesteśmy

zdolni- wepchnął jej z powrotem róże do rąk- Nie zrobimy tego przez upinanie

ś

mieci na

całym symbolu naszej organizacji.
Lorelai spojrzała na niego.
- Przykro mi. Ale myślałam, że Ty jesteś liderem Vitale, Ethan.
Wszyscy przestali pracować, aby zobaczyć reakcję Ethana. Widząc, że był w
centrum uwagi,
Ethan odetchnął głęboko, wyraźnie starając się odzyskać spokój. Wreszcie
zwrócił się do nich
wszystkich, wymawiał ostro słowa.
- Staram się przygotować Was wszystkich i tą komorę na ceremonię inicjacji.
Dla Was- jego
głos podniósł się, kiedy spojrzał na nich dookoła- A teraz dowiaduję się, że
mimo całego
swego przyrzeczenia, jesteście bandą nieudaczników. Nie umiecie postawić

ś

wieczki lub

wymieszać kilku ziół bez mojej pomocy. Kończy nam się czas, a równie dobrze
mogę po
prostu robić wszystko sam.

background image

Matt rozejrzał się po innych rekrutach. Ich twarze były zszokowane i uważne.
Podobnie, jak
on, cały czas byli wpatrzeni w Ethana, który do tej pory im schlebiał, wspierał
ich
pochwałami. Teraz wszystko się odwróciło i nikt nie wiedział, jak zareagować.
Chloe,
ustawiająca świece przy łuku, była niespokojna, mocno zacisnęła usta.
Spojrzała szybko na
Matta a potem dalej, w stronę Ethana.
- Po prostu powiedz nam, co chcesz, żebyśmy zrobili, Ethan- powiedział Matt,
krocząc do
przodu. Starał się utrzymać swój głos i uspokoić Ethana- Dołożymy wszelkich
starań, aby
wszystko było idealnie.
Ethan spojrzał na niego.
- Nie potrafisz nawet skłonić swego przyjaciela Stefana, żeby do nas dołączył-
powiedział z
goryczą- Jedno proste zadanie i nawaliłeś.
- Hej- powiedział Matt, obrażony- To nie fair. Miałem namówić Stefana na
rozmowę z Tobą.
Jeśli on nie jest zainteresowany, to jego decyzja. Nie miał do nas dołączyć.
- Kwestionuję Twoją dbałość o Vitale, Matt- powiedział stanowczo Ethan- A
rozmowa ze
Stefanem Salvatore nie jest skończona.
Stanął naprzeciw Matta, zerkając przelotnie na resztę rekrutów, skupionych
wokół niego.
- Nie mamy za dużo czasu. Wracać do pracy.
Matt poczuł nadchodzący od skroni ból głowy. Po raz pierwszy, zastanawiał
się, że może
wcale nie chce przyłączyć się do Vitale po tym wszystkim.
- Mógłbym otworzyć te drzwi w sekundę- Damon powiedział z irytacją-
Zamiast tego, stoimy
tu, czekając.
Meredith westchnęła i ostrożnie poruszyła sworzeń w zamku.
- Jeśli sforsujesz drzwi, Damon, będą wiedzieć od razu, że ktoś włamał się do
biura ochrony
kampusu. Przez podniesienie blokady możemy jak najmniej je uszkodzić.
Okay?
Wsuwka zatrzymała się na zapadce, a Meredith ostrożnie wsunęła ją do góry,
starając się

background image

wepchnąć do połowy zamka szpilkę i przekręcić go. Ale wsuwka się wygięła i
straciła kąt.
Meredith jęknęła i wykopała w torbie kolejną wsuwkę.
- Dwadzieścia siedem broni- mruknęła- Przywiozłam dwadzieścia siedem
różnych broni na
studia, a nic do odblokowania drzwi.
- Cóż, nie można być przygotowanym na wszystko- powiedziała Elena- A co z
użyciem karty
kredytowej?
- Bycie przygotowanym na wszystko jest wpisane w moją robotę-
wymamrotała Meredith.
Usiadła na piętach i patrzyła na drzwi. Zamek był bardzo słaby: nie tylko
Damon, ale ona
albo Elena mogłyby łatwo zmusić go, żeby się otworzył. I tak, karta kredytowa
lub coś
podobnego prawdopodobnie zadziała. Wrzucając wsuwkę do otwartej
torebki, wyjęła swój
portfel i znalazła legitymację studencką. Legitymacja zjechała w prawo w
szparze między
drzwiami a futryną, powoli bujając się i, bingo, można było łatwo przesunąć
do tyłu zamek i
pchnąć drzwi.
Meredith uśmiechnęła się przez ramię do Eleny, wyginając jedną brew.
- To było dziwnie satysfakcjonujące- powiedziała.
Kiedy byli w środku, a drzwi zamknęły się za nimi, Meredith upewniła się, że
okna były
zasłonięte, a potem zapaliła światło.
Biuro ochrony było skromnie urządzone: białe ściany, dwa biurka, na każdym
komputer,
zapomniane pół kubka kawy na górze i na szafce. Na parapecie stała
umierająca roślina
z suchymi i brązowymi liśćmi.
- Jesteśmy pewni, że żaden z ochroniarzy nie ma zamiaru pokazać się tu i
złapać nas?- Elena
zapytała nerwowo.
- Mówiła Wam, sprawdziłam ich rozkład dnia- powiedziała Meredith- Po
ósmej wszyscy,
oprócz jednego dyżurnego ochroniarza, patrolują kampus. I ten dyżurny siedzi
w holu na
parterze budynku administracyjnego, utrzymując kontakt radiowy z innymi i
pomaga

background image

uczniom, którzy zatrzaskują się w swoich akademikach i takie tam.
- Cóż, miejmy to za sobą- powiedział Damon- Nie mam ochoty szczególnie
rozkoszować się
spędzaniem całego wieczoru w tej ponurej małej dziurze.
Jego głos brzmiał, jak dobrze wychowany i znudzony, jak zwykle, ale było w
nim coś innego.
Stał bardzo blisko Eleny, tak blisko, że jego ręka ocierała się o nią i, zauważyła
Meredith,
dotykał pleców Eleny opuszkami palców bardzo delikatnie. Na jego ustach
było skryte
wykrzywienie, jakby Damon był jeszcze bardziej zadowolony z siebie niż
zwykle.
- No i?- spytał, oglądając się na Meredith- Co teraz, łowco?
Elena odsunęła się od niego i uklękła przed szafką koło Meredith, otwierając
górną szufladę.
- Jakie było nazwisko Samanthy? Jej kartoteka powinna być podpisana
nazwiskiem- spytała
Elena.
- Dixon- powiedziała jej Meredith, otrząsając się z delikatnego szoku, którego
doznawała,
kiedy ktoś mówił o Samancie w czasie przeszłym. To dlatego po prostu,

ż

e…ona była tak

pełna życia- A Christopher nazywał się Nowicki.
Elena pogrzebała w dokumentach w obu szufladach, wyciągając najpierw
jedną grubą teczkę,
a następnie drugą.
- Mam ich- otworzyła teczkę Samanthy i wydała słaby gardłowy dźwięk.
- To…gorsze, niż myślałam- powiedziała trzęsącym się głosem, patrząc na
zdjęcia
z morderstwa. Odwróciła kilka stron- A oto raport koronera. Mówi, że zmarła z
powodu
utraty krwi.
- Pozwól mi zobaczyć- powiedziała Meredith. Wzięła teczkę i sama zaczęła
przeglądać
zdjęcia z miejsca zbrodni chcąc sprawdzić, czy niczego nie przegapiła, kiedy
znalazła
Samanthę. Uciekała wzrokiem od ciała bezbronnej Sam, więc przełknęła ślinę
i
skoncentrowała się na obszarach z dala od ciała, czyli na podłodze,

ś

cianach pokoju

Samanthy.

background image

- Utrata krwi, bo została zabita przez wampira? Albo dlatego, że jest tyle krwi
wszędzie?-
była dumna z tego, jak spokojny głos udało jej się zachować, w każdym razie
bardziej
spokojny, niż głos Eleny. Podała teczkę Damonowi.
- Co myślisz?- zapytała.
Damon wziął teczkę i studiował zdjęcia beznamiętnie, przerzucając kilka
stron, żeby
przeczytać raport koronera. Potem wyciągnął rękę do Eleny po teczkę
Christophera i obejrzał
również jej zawartość.
- Nie mogę nic powiedzieć na pewno- powiedział po kilku minutach- Z tego
co widzę, mogli
zostać zabici przez wilkołaki, które są tak prymitywne. Albo przez niechlujne
wampiry.
Demony także. Nawet ludzie mogli to zrobić, jeśli byli wystarczająco
zmotywowani.
Elena wydała miękki dźwięk zaprzeczenia, a Damon błysnął swoim
błyskotliwym
uśmiechem.
- Och, nie zapominaj, że ludzie mogą wymyślić bardziej kreatywne środki
przemocy, niż
kilka głodnych prostych potworów, kochanie.
Poważne znów spojrzał na zdjęcia jeszcze raz.
- Mogę powiedzieć jednak, że więcej niż jedna istota- lub osoba- to zrobiła.
Jego palec prześledził linię na jednym zdjęciu, a Meredith zmusiła się, żeby
tam spojrzeć.
Krew opryskała szerokim łukiem pokój, za wyciągniętymi ramionami
Samanthy.
- Widzisz drogę krwi rozpryskanej tutaj?- zapytał Damon- Ktoś trzymał jej ręce,
ktoś inny
stopy, a jeszcze ktoś inny, a może więcej osób, zabiło ją.
Otworzył ponownie teczkę Christophera.
- Tu to samo. Może to być dowód, że to wilkołaki, bo one wędrują stadami,
ale to nie jest
mocny dowód. Wszystko może podróżować w grupie. Nawet wampiry: nie
wszystkie są tak
samowystarczalne, jak ja.
- Ale przecież Matt widział tylko jedną osobę- lub cokolwiek- przy ciele Chrisa-
zauważyła
Elena- A dotarł tam dość szybko po tym, jak usłyszał jego krzyk.

background image

Damon machnął ręką lekceważąco.
- Więc to tylko oznacza, że są bardzo szybcy- powiedział- Wampir może
zniknąć szybciej,
niż człowiek zdąży krzyknąć. Prawie wszystkie istoty nadprzyrodzone to
potrafią. Prędkość
mają w wyposażeniu.
Meredith zadrżała.
- Cała grupa czegoś- powiedziała głucho- Czegoś tak złego.
- Grupa jest znacznie gorsza- zgodził się Damon- Możemy już iść?
- Lepiej sprawdzić i zobaczyć, czy jest coś jeszcze, a potem po sobie
posprzątać- powiedziała
Elena- Czy mógłbyś postać na zewnątrz na czatach? Czuję, że naprawdę
kusimy los będąc
tutaj tak długo. Możesz dać jakiś sygnał, jeśli zobaczysz, że ktoś nadchodzi.
Użyj swojej
mocy, aby się ich pozbyć. Proszę?
Damon uśmiechnął się do niej zalotnie.
- Będę Twoim psem tropiącym, księżniczko, ale tylko dla Ciebie.
Meredith poczekała, aż wyszedł, żeby powiedzieć sucho:
- Mówiąc o psach, pamiętasz, kiedy Damon zabił mopsa Bonnie?
Elena otworzyła ponownie górną szufladę z dokumentami i zaczęła je znów
przeglądać.
- Nie chcę o tym mówić, Meredith. W każdym razie to Katharine zabiła
Jangcy.
- Po prostu nie sądzę, że zdajesz sobie sprawę z tego, w co się pakujesz-
powiedziała
Meredith- Damon nie jest dobrym materiałem na związek.
Ręce Eleny zatrzymały się.
- Ja nie ... to nie tak- powiedziała- To nie jest związek, nie chcę związku z
nikim, poza
Stefanem.
Meredith zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
- Więc, co to jest w takim razie?
- To skomplikowane- Elena powiedziała- Dbam o Damona, wiesz o tym. Zdaję
sobie sprawę,
jak mogą pójść jego sprawy. Jest coś między nami, zawsze było. Po odejściu
Stefana- jej głos
się załamał- Muszę dać temu szansę. Po prostu ... po prostu zostawmy to w
spokoju na razie
ok.?

background image

Podniosła teczkę Samanthy, żeby włożyć ją do szuflady. Jej wargi drżały, a
Meredith
zastanawiała się dalej nad tematem: ona nie zostawi tego w spokoju. Nie,
kiedy Elena była
zdenerwowana i jakoś zaangażowana- bardziej zaangażowana, niż była
wcześniej- z
Damonem, niebezpiecznym wampirem. Ale Elena przerwała jej.
- Ha- powiedziała- Jak myślisz, coto znaczy?
Meredith zajrzała, żeby zobaczyć, o czym ona mówi i Elena pokazała jej.
Na wewnętrznej stronie przedniej części teczki Samanthy było napisane duże
czarne V.
Podniosła teczkę Christophera.
- Tu też to jest- powiedziała pokazując Elenie.
- Wampiry?- zapytała Elena- Vitale? Co jeszcze zaczyna się na V i może być
powiązane
z tymi morderstwami?
- Nie wiem- Meredith zaczęła mówić, gdy nagle usłyszały huk silnika
samochodu,
rozciągający się na zewnątrz budynku. Ochrypłe krakanie dało się słyszeć za
oknem.
- To Damon- powiedziała Elena, wciskając dokumenty Christophera z
powrotem do szafki.
- Jeśli nie chcemy ściągnąć tu wszystkich ochroniarzy, lepiej szybko stąd
uciekajmy.

ROZDZIAŁ 34
- Podoba mi się Twoje mieszkanie- Elena powiedziała do Damona,
rozglądając się.
Była lekko zaskoczona, gdy zaprosił ją na kolację. Zwyczajna randka to nie
było coś, co
można by skojarzyć z Damonem, ale idąc do niego czuła mrowienie z
podniecenia i
ciekawości. Mimo, że mieszkała w tym samym pałacu, co Damon, w
Mrocznym Wymiarze,
nigdy nie widziała mieszkania, które on urządził samodzielnie. Dla wszystkich
był
zuchwałym Damonem, zdała sobie sprawę, strzegł swojej prywatności.
Spodziewała się, że
jego mieszkanie będzie urządzone w stylu gotyckim, utrzymane w czerni i
czerwieni, jak

background image

dwory wampirów, które odwiedzała w Mrocznym Wymiarze. Ale tak nie było.
Zamiast tego
było minimalistyczne, gustowne i eleganckie w swojej prostocie, z czystymi
jasnymi

ś

cianami, dużą ilością okien, meblami ze szkła i metalu w chłodnych,

miękkich kolorach. W
pewnym sensie pasowało to do niego. Jeśli nie patrzyło się zbyt głęboko w
jego ciemne,
starożytne oczy, mógł być przystojnym, młodym modelem albo architektem,
ubranym w
modny czarny kolor, mocno zakorzenionym w świecie współczesnym. Ale nie
całkiem
nowoczesnym. Elena zatrzymała się w salonie, podziwiając widok na miasto:
gwiazdy
błyszczały na niebie nad stonowanymi światłami domów i reflektorów
samochodów na
drogach. Na szklanym, chromowanym stole pod oknem, coś innego
błyszczało jasnym
blaskiem.
- Co to jest?- spytała, podnosząc to do góry. Wyglądało to, jak złota piłka
pokryta odłamkami
diamentów, która mieściła się w jej dłoni.
- Skarb- Damon powiedział, uśmiechając się- Sprawdź, czy znajdziesz zaczep z
boku.
Elena wyczuwała sferę starannie palcami, w końcu znalazła sprytnie ukryty
haczyk i
nacisnęła go. Piłka rozłożyła się w dłoniach, odsłaniając małą złotą figurkę.
Koliber, odgadła
Elena, złoty wysadzany rubinami, szmaragdami i szafirami.
- Przekręć klucz- powiedział Damon stając za nią, kładąc swoje ręce na obu
jej bokach.
Elena znalazła mały klucz na grzbiecie ptaka i przykręciła go. Ptak wyciągnął
szyję, rozwinął
skrzydła, poruszając się powoli i sprawnie, a potem zaczął delikatnie grać
melodię.
- To piękne- powiedziała.
- Zrobione dla księżniczki- powiedział Damon zapatrzony w ptaka- Gustowna
zabawka
z Rosji, sprzed rewolucji. Mieli tam wtedy rzemieślników. Zabawne miejsce, o ile
nie byłeś
chłopem. Pałace, biesiady i jazda po śniegu w saniach wyłożonych futrami.

background image

- Byłeś w Rosji podczas rewolucji?- zapytała Elena.
Damon roześmiał się sucho i trochę ostro.
- Byłem tam przed rewolucją, kochanie. „Wynieść się zanim zacznie się źle
dziać”. To
zawsze było moje motto. Nigdy nie przywiązywałem wagi do tego, żeby
zostać i patrzeć, jak
pewne rzeczy doprowadza się do końca. Zanim spotkałem Ciebie, w każdym
razie.
Kiedy melodia przestała grać, Elena odwróciła się w połowie, chcąc
zobaczyć twarz Damona.
Uśmiechnął się do niej i wziął jej rękę, zamykając ptaka z powrotem w sferze.
- Weź go- powiedział.
Elena próbowała protestować- to z pewnością było bezcenne- ale Damon
tylko lekko
wzruszył ramionami.
- Chcę, żebyś go miała- powiedział- Poza tym, mam mnóstwo skarbów. Masz
tendencję do
gromadzenia różnych rzeczy, gdy żyjesz przez kilka wieków.
Wprowadził ją do jadalni, gdzie stał stół nakryty dla jednej osoby.
- Jesteś głodna, księżniczko?- zapytał- Zamówiłem jedzenie dla Ciebie.
Zaserwował jej niesamowitą zupę- coś czego nie znała do tej pory, była
gładka i aksamitna w
smaku, z odrobiną przypraw- potem małego pieczonego ptaka, któremu
podczas rozdzielania
go przez Elenę widelcem, z łatwością pękały drobne kości.
Damon nie jadł, on nigdy nie jadł, ale popijał kieliszek wina, patrzył na Elenę,
uśmiechając
się, kiedy opowiadała mu o swoich zajęciach, kiwając poważnie głową,
kiedy opowiadała mu
o cenie, jaką płaci Meredith, biorąc na swoje barki conocne patrole.
- To było wspaniałe- powiedziała w końcu, zajadając bogato posypaną
czekoladą tartę, którą
zamówił na deser.
- Myślę, że to najlepszy posiłek, jaki kiedykolwiek jadłam.
Damon uśmiechnął się.
- Chcę dać Ci wszystko, co najlepsze- powiedział- Powinnaś mieć świat u
swoich stóp, wiesz.
Nagle coś Eleną wstrząsnęło. Odłożyła widelec i wstała, podeszła do okna,
aby ponownie
popatrzeć w gwiazdy.
- Byliście wszędzie, prawda, Damon?- zapytała. Przycisnęła dłoń do szyby.

background image

Damon pojawił się tuż za nią i przyciągnął jej twarz do swojej, delikatnie
gładząc jej włosy.
- Ach, Eleno- powiedział- Byłem wszędzie, ale istotą tego świata jest to, że
nieustannie się
zmienia, więc to wszystko jest zawsze nowe i ekscytujące. Jest tak wiele
miejsc, które chcę Ci
pokazać, zobaczyć je Twoimi oczami. Tam jest tak wiele, tak wiele życia do
przeżycia.
Pocałował ją w szyję, a jego kły przebiły się delikatnie przed żyły z boku jej
szyi, a potem
położył ręce na jej biodrach, odwracając ją z powrotem w stronę okna, gdzie
blask gwiazd
rozświetlał noc.
- Większość ludzi nigdy nawet nie zobaczy jednej dziesiątej tego, co świat
ludzki posiadawyszeptał
jej do ucha- Podziwiaj go ze mną, Eleno.
Czuła jego ciepły oddech na gardle.
- Bądź moją księżniczką ciemności.
Elena pochyliła się ku niemu, drżąc.
Drogi pamiętniku,
Nie wiem, kim jestem. Dziś, będąc z Damonem, mogłam niemal wyobrazić
sobie moje życie,
po tym, jak wzięłabym to, co on mi zaproponował i została jego „księżniczką
ciemności”. My
dwoje, w parze, silni, piękni i wolni. Zawsze miałabym wszystko na kiwnięcie
palcem- od
klejnotów, przez stroje, po wspaniałe jedzenie. Życie pełne obaw miałabym
za sobą.
Doświadczanie, oglądanie cudów, których nawet nie można sobie
wyobrazić.
Chociaż, musiałby to być świat bez Stefana.. Ale patrząc na mnie z
Damonem- nie tylko
całujących się, ale będąc istotą, którą chce, żebym była- mogłabym go
zranić, wiem. I nie
zniosę dłużej to robić.
To tak, jakby były dwie drogi przede mną. Jedna idzie do światła dziennego i
to zwykła
dziewczyna, którą, jak myślę, chcę być: imprezy i zajęcia i ewentualnie praca
i dom i
normalne życie. Stefan chciał mi to dać.

background image

Druga, jest drogę przez ciemność z Damonem i dopiero zaczynam zdawać
sobie sprawę, jak
wiele ten świat ma do zaoferowania i jak bardzo chcę doświadczyć
wszystkiego, co posiada.
Zawsze myślałam, że Stefan będzie ze mną na tej ścieżce w świetle dziennym.
Ale teraz
straciłam go i ta ścieżka jest taka samotna. Może ciemna droga naprawdę
jest moją
przyszłością. Może Damon ma rację i należę z nim do nocy.
- Nie mogę się doczekać, by zobaczyć moją niespodziankę- Bonnie
zachichotała, kiedy ona
i Zander kroczyli, trzymając się za ręce, przez trawnik koło uczelni- Jesteś taki
romantyczny.
Poczekaj, aż powiem o tym chłopakom.
Zander musnął lekkim, jak piórko pocałunkiem jej policzek, swoimi ciepłymi
ustami.
- Oni już wiedzą. Straciłem u nich wszystkie plusy przez Ciebie. Śpiewałem na
karaoke
z Tobą poprzedniej nocy.
"Bonnie parsknęła.
- Cóż, po tym, jak zaprowadziłam Cię na Dirty Dancing, musieliśmy zaśpiewać
wielki duet,
prawda? Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie widziałeś tego filmu wcześniej.
- To dlatego, że staram się być męski- przyznał Zander- Ale teraz widzę swój
błąd.
Posłał jej jeden ze swoich powolnych uśmiechów, a kolana ugięły się pod
Bonnie.
- To był fajny film.
Dotarli do schodów przeciwpożarowych i Zander podsadził ją, a potem sam
wspiął się za nią.
Kiedy dotarli na dach Zander wskazał szerokim gestem scenerię przed nimi.
- Z okazji naszego sześciotygodniowego bycia razem, Bonnie, odtworzyłem
naszą pierwszą
randkę.
- Och! To takie słodkie!- Bonnie rozejrzała się. Był tam poszarpany koc, pokryty
pudełkami
pizzy i napojami. Gwiazdy świeciły nad głową, zupełnie tak samo, jak sześć
tygodni temu.
To był słodki, romantyczny pomysł, nawet jeśli ich pierwsza randka nie była
do końca taka

background image

niesamowita. Potem poprawiła się: to rzeczywiście był dość niesamowity
dzień, choć to było
zwyczajne.
Usiadła na kocu, potem zajrzała do pudełka z pizzą i mimowolnie się
uśmiechnęła.
Z oliwkami, kiełbasą i grzybami. Jej ulubiona.
- Widzę tu jedną poprawkę, przy odtwarzaniu.
Zander usiadł obok niej i objął ręką jej ramiona.
- Oczywiście, teraz już wiem, jaką pizzę lubisz- powiedział- Muszę dogadzać
mojej
dziewczynie.
Bonnie przytuliła się pod jego ramieniem, a potem podzielili pizzę, patrząc na
gwiazdy
i rozmawiając przyjemnie o tym i owym. Kiedy cała pizza znikła, Zander otarł
serwetką tłuste
ręce, wziął obie ręce Bonnie w swoje.
- Muszę z Tobą porozmawiać- powiedział poważnie, patrząc na nią swymi
błękitnymi
oczami.
- Dobrze- Bonnie powiedziała nerwowo, błysk paniki pojawił się w jej brzuchu.
Z pewnością Zander nie przyprowadziłby jej aż tutaj i ponownie stworzył
nastrój ich
pierwszej randki, gdyby miał zamiar ją teraz rzucić, prawda? Nie, to był

ś

mieszny pomysł.

Ale on wyglądał na uroczystego i zmartwionego.
- Nie jesteś chory, prawda?- spytała przerażona pomysłem.
Kąciki ust Zandera drgnęły w górę w uśmiechu.
- Jesteś taka zabawna, Bonnie- powiedział- Po prostu mówisz, cokolwiek
pojawia się
w Twojej głowie. To jeden z powodów, dla których Cię kocham.
Serce Bonnie podskoczyło jej do gardła i poczuła, jak się czerwieni. Zander ją
kochał?
Zander spoważniał ponownie.
- To znaczy- powiedział- Wiem, że to naprawdę wcześnie i możesz nie
wiedzieć, co
chciałabyś mi odpowiedzieć, ale chcę, żebyś wiedziała, że zakochałem się w
Tobie. Jesteś
niesamowita. Nigdy nie czułem się tak wcześniej. Nigdy.
Łzy szczęścia i zaskoczenia podeszły do oczu Bonnie, a ona pociągnęła
nosem, ściskając
mocno ręce Zandera.

background image

- Czuję to samo- powiedziała słabym głosem- Tych ostatnich kilka tygodni
było niesamowite.
To znaczy, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek tak dobrze się bawiła, jak z Tobą.
Mamy siebie,
wiesz?
Całowali się, to był długi, powolny, słodki pocałunek. Bonnie przywarła do
Zandera
i westchnęła z zadowoleniem. Nigdy nie czuła się tak wspaniale.
W końcu Zander odsunął się. Bonnie sięgnęła do niego, ale on wziął jej ręce i
spojrzał
w oczy.
- To dlatego, że jestem zakochany w Tobie- powiedział powoli- muszę Ci coś
powiedzieć.
Masz prawo wiedzieć.
Zacisnął na chwilę przymknięte oczy, potem otworzył je ponownie, patrząc
na Bonnie, jakby
chciał wejść do jej głowę i dowiedzieć się, jak ona zareaguje na to, co zaraz
jej powie.
- Jestem wilkołakiem- powiedział stanowczo.
Bonnie siedziała zmrożona przez chwilę, jej umysł starał się zrozumieć. Potem
krzyknęła i
zabrała od niego ręce, skacząc na nogi.
- O nie- dyszała- O mój Boże.
Obrazy pędziły w jej umyśle: wykrzywiona twarz Tylera Smallwooda,
groteskowo
wydłużający się pysk, jego żółte, wąskie oczy, wpatrujące się w nią z
obłędem, krwiożerczą
nienawiścią. Metredith załamana, leżąca na swoim łóżku, jak opuszczona
lalka, jej pusty
wzrok, kiedy opowiadała o tym, jak poszarpane było ciało Samanthy. Błysk
biało-blond
włosów, jaki widziała Meredith, kiedy pobiegła na ratunek krzyczącej
dziewczynie. Czarne
siniaki na boku Zandera.
- Meredith i Elena miały rację- powiedziała, odsuwając się od niego.
- Nie! Nie, to nie tak, Bonnie, proszę- powiedział Zander skacząc na nogi tak,

ż

e stali

naprzeciwko siebie.
Jego twarz była blada i napięta.
- Jestem dobrym wilkołakiem, przysięgam, ja nie… my nie krzywdzimy ludzi.

background image

- Kłamca!- Bonnie krzyknął z wściekłością- Znam wilkołaki, Zander. Aby się nim
stać, trzeba
kogoś zabić!
Po tych słowach, opuściła schody przeciwpożarowe w taki sposób, żeby
mogła bezpiecznie
zejść na ziemię.
„Nie oglądaj się, nie oglądaj się, łomotało jej w głowie, odejdź, odejdź”.
- Bonnie!- krzyknął Zander z góry schodów i usłyszała jak schodził za nią.
Bonnie zeskoczyła z kilku ostatnich stopni i wylądowała ciężko, potykając się.
Wyprostowała
się i zaczęła natychmiast biec. Musiała dostać się do środka, musiał znaleźć
gdzieś, gdzie nie
będzie sama. Kątem oka, dostrzegła ruch w cieniu budynku. Jared i Tristan i, o
nie, duży
muskularny Marcus. Wilkołaki, zdała sobie sprawę, zupełnie jak Zander, część
jego paczki.
Bonnie myślała, że porusza się tak szybko, jak tylko potrafiła, ale kiedy oni
podeszli do

ś

wiatła, popędziła jeszcze szybciej.

- Bonnie- Jared krzyknął chrapliwie i zaczęliją gonić.
Biegła szybciej, niż kiedykolwiek, bez tchu, szlochy wyrywały jej się z piersi, ale
nie biegła
wystarczająco szybko. Byli tuż za nią, słyszała ich ciężkie kroki tuż tuż.
- Chcemy po prostu porozmawiać, Bonnie- powiedział Tristan spokojnym
tonem. Nawet nie
był zadyszany.
- Stój- powiedział Marcus- Poczekaj.
I mój Boże, on zbliżał się z jednej jej strony, a Tristan z drugiej, odcinając jej
drogę.
Bonnie zatrzymała się, kładąc ręce na kolanach, dysząc. Gorące łzy spływały
po jej twarzy
i kapały na podbródek. Złapali ją. Mogła biec i biec, tak szybko jak tylko
potrafiła, ale nie
była w stanie uciec.
Trzej faceci chodzili wokół niej, okrążając ją z ostrożnymi twarzami. Oni
udawali, że są jej
przyjaciółmi, ale teraz wyglądali, jak myśliwi, okrążając ją. Oni kłamali,
wszyscy.
- Potwory- mruknęła jak przekleństwo i wyprostowała się, ciągle dysząc.
Złapali ją, ale jeszcze jej nie pokonali. Była czarownicą, nie tak? Zacisnęła
ręce w pięści

background image

i zaczęła śpiewać pod nosem zaklęcia ochronne i obronne, których nauczyła
ją pani Flowers.
Nie sądziła, że mogłaby pokonać trzy wilkołaki, nie mając czasu, aby
utworzyć magiczny
krąg, bez żadnych materiałów, ale może mogła im zaszkodzić.
- Chłopaki, czekajcie. Stop- Zander zbliżał się do nich, biegnąc przez trawnik
uniwersytecki.
Nawet przez gorące łzy zmętniające jej widok, Bonnie mogła zobaczyć, jaki
był piękny, jak
wdzięcznie i naturalnie biegł, jego długie nogi pokonywały odległość, a jej
serce bolało
jeszcze mocniej. Kochała go tak bardzo.
Zaczęła śpiewać głośniej, czując siłę wzbierającą w niej, jak ciśnienie we
wstrząśniętej
puszce sody, gotowej do wybuchnięcia.
Zander zatrzymał się, kiedy dotarł do nich, ścisnął ramię Markusa jedną ręką.
Pozostali trzej
spojrzeli na niego.
- Uciekała od nas- powiedział Tristan zaskoczonym i urażonym tonem.
- Tak- powiedział Zander- Wiem.
Po twarzy Zandera także spływały łzy, zauważyła Bonnie, a on nawet nie
próbował ich
wytrzeć. Patrzył tylko na nią, tymi pięknymi, szeroko otwartymi, niebieskimi
oczami,
czarująco smutno.
- Cofnijcie się chłopaki- powiedział, nie patrząc na Bonnie. Potem dodał,
zwracając się do
niej:
- Rób, co musisz zrobić.
Bonnie zatrzymała śpiew, pozwalając odejść zbudowanej przed chwilą mocy.
Wzięła głęboki oddech, a potem pobiegła szybko jak strzała, z sercem
bijącym tak bardzo,
jakby miało zamiar eksplodować w jej piersi.

ROZDZIAŁ 35
Nadeszła noc inicjacji najmłodszych członków Towarzystwa Vitale.
Pomieszczenie
oświetlone było jedynie złotym blaskiem świec z długich stożków,
rozmieszczonych wokół
i ogniem płonących pochodni, umieszczonych na ścianach. W migoczącym
blasku, zwierzęta

background image

wyrzeźbione w drewnie na filarach i łukach wydawały się poruszać.
Matt, ubrany w ciemny płaszcz z kapturem, jak inni wtajemniczani, rozglądał
się z dumą.
Oni ciężko pracowali i pokój wyglądał niesamowicie. Z przodu sali, pod
najwyższym łukiem,
stał długi stół spowity ciężką, satynową, czerwoną tkaniną i wyglądał, jak jakiś
ołtarz.
Po środku stołu stała ogromna głęboka misa z kamienia, prawie jak
chrzcielnica, a wokół niej
ustawione były róże i orchidee. Więcej kwiatów było rozrzuconych na
podłodze, a zapach
rozkruszonych kwiatów pod stopami był tak silny, że aż oszałamiający. Rekruci
ustawieni
byli w linii przed ołtarzem. Jakby czując jego dumę z tego, jak to wszystko im
wyszło, Chloe
zsunęła trochę do tyłu swój ciemny kaptur i pochyliła się ku niemu,
mamrocząc.
- Przecudnie wspaniale, prawda?
Matt uśmiechnął się do niej. No i co z tego, że spotykała się z kimś innym?
Wciąż ją lubił.
Chciał, aby pozostali przyjaciółmi, nawet jeśli to wszystko, co może być
między nimi.
Szarpnął swoje szaty świadomie; tkanina była ciężka i przeszkadzało mu, w
jaki sposób
zasłaniała pole widzenia. Zamaskowani członkowie Vitale chodzili cicho
między rekrutami,
rozdając im puchary pełne jakiegoś płynu. Matt powąchał go i wyczuł imbir i
rumianek, jak
również jakieś mniej znane zapachy: więc to po to potrzebne były te zioła.
Uśmiechnął się do dziewczyny, która podała mu jego puchar, ale nie
zareagowała. Oczy pod
maską spojrzały na niego obojętnie i poszła dalej.
Gdyby był pełnoprawnym członkiem Vitale, wiedziałby, kim są obecni
członkowie, mógłby
zobaczyć ich bez masek. Napił się ze swojego kielicha i skrzywił się:
smakowało dziwnie
i gorzko. Miękkie szelesty poruszających się po podłodze zamaskowanych
postaci ucichły,
kiedy ostatnie puchary zostały rozdane i zamaskowani Vitale po cichu
wycofali się pod łuk za
ołtarzem, żeby móc się przyglądać.

background image

Ethan podszedł do ołtarza i zepchnął swój kaptur.
- Witamy- powiedział, wyciągając ręce do zgromadzonych rekrutów- Witamy
w końcu
w prawdziwej władzy.
Blask świec migotał na jego twarzy, wykręcając ją w coś nieznanego i prawie
złowieszczego.
Matt drgnął nerwowo i wziął kolejny łyk gorzkiej mieszanki ziołowej.
- Toast- powiedział Etan. Podniósł swoją czarę, a razem z nim rekruci podnieśli
swoje. Wahał
się przez chwilę, potem powiedział:
- Za wyjście zza zasłony i poznanie prawdy.
Matt podniósł kielich i osuszył go z innymi rekrutami. Mieszanka pozostawiła
piaszczysty
posmak na jego języku, a on otarł język z roztargnieniem o zęby.
Ethan rozejrzał się po rekrutach i uśmiechnął się, zatrzymując na chwilę swój
wzrok na
wszystkich po kolei.
- Każdy z Was ciężko pracował- powiedział czule- Każdy z Was osiągnął swój
osobisty
szczyt inteligencji, siły i zdolności przywódczych. Razem, jesteście siłą, z którą
trzeba się
liczyć. Jesteście doskonali.
Mattowi udało się powstrzymać od przewrócenia oczami. Miło było być
chwalonym,
oczywiście, ale Ethan czasami przesadzał: doskonali? Matt wątpił, że to w
ogóle możliwe.
Wydawało mu się, że zawsze można starać się doskonalić mniej lub bardziej.
Zawsze trzeba
chcieć być lepszym. A nawet, gdyby miał się uważać za doskonałego,
podejrzewał, że
potrzeba by było trochę więcej, niż kilka torów przeszkód i kilku innych zadań.
- A teraz nadszedł czas, aby w końcu odkryć swój cel- Ethan kontynuował-
Czas zakończyć
ostatni etap transformacji ze zwykłych studentów do prawdziwych
przedstawicieli władzy.
Wziął czysty i lśniący srebrny kielich z ołtarza i zanurzył go w głębokiej
kamiennej misie
przed sobą- Z każdym krokiem naprzód w ewolucji, musi być jakaś ofiara.

Ż

ałuję, że

spowoduje to u Was ból. Niech pocieszeniem będzie świadomość, że każde
cierpienie jest

background image

tymczasowy. Anna, krok do przodu.
Wśród rekrutów przebiegł niespokojny jęk. Ta mowa o cierpieniu i ofiarach
była inna, niż
zwykłe przemowy Ethana o chwale i sile. Coś tu było nie tak.
Ale Anna, wyglądająca na strasznie maleńką w tych długich szatach, bez
wahania podeszła do
ołtarza i zsunęła kaptur.
- Pij ze mnie- powiedział Etan wręczając jej srebrny kielich.
Anna zamrugała niepewnie, a potem spojrzała na Ethana, przechyliła głowę
do tyłu
i opróżniła kielich. Kiedy podała go z powrotem Etanowi, oblizała odruchowo
usta i Matt
przyjrzał się jej bliżej. W migotliwym świetle świec, usta były nienaturalnie
czerwone i

ś

liskie. Potem Ethan poprowadził ją wokół ołtarza i wziął ją w ramiona.

Uśmiechnął się,
a jego twarz wykręciła się, oczy rozszyły, a usta rozciągnęły w szyderstwie.
Jego zęby
wyglądały na długie i ostre. Matt próbował krzyknąć ostrzegawczo, ale
uświadomił sobie
z przerażeniem, że nie może poruszać ustami, nie mógł też wydobyć z siebie
oddechu, żeby
wydać jakiś dźwięk. Uświadomił sobie nagle, jakim był głupcem.
Ethan zatopił kły w szyi Anny. Matt napiął się, starając do niego dotrzeć, aby
go zaatakować
i odsunąć go od Anny. Ale nie mógł w ogóle się poruszyć. Musiał być pod
jakimś
zauroczeniem. Albo może w napoju cos było, jakiś magiczny składnik, który
zmuszał ich do
posłuszeństwa i bezruchu. Patrzył bezradnie, jak Anna walczyła przez kilka
chwil, następnie
stała się wiotka, a jej oczy wywróciły się .
Bezceremonialnie, Ethan pozwolił upaść jej ciału na ziemię.
- Nie lękajcie się- powiedział uprzejmie, patrząc wokół na przerażonych,
zmrożonych
rekrutów- Każdy z nas- wskazał na cichych, zamaskowanych Vitale, stojących
za nimprzeszedł
niedawno tę inicjację. Musicie przygotować się na to cierpienie, które jest
tylko
małą, tymczasową śmiercią, a potem będziecie jednym z nas, prawdziwym
Vitale. Nigdy się

background image

nie zestarzejecie i nie umrzecie. Potężni na wieki.

Ś

wiecąc swoimi białymi zębami i złotymi oczami połyskującymi w blasku

ś

wiec, Ethan

zwrócił się do następnego rekruta,. Matt zmagał się ze sobą, żeby móc
krzyknąć, walczyć.
Ethan kontynuował.
- Stuart, krok do przodu.
Elena pachniała tak dobrze, bogato i słodko, jak egzotyczny dojrzały owoc.
Damon miał
ochotę po prostu zanurzyć głowę w miękkiej skórze w zgięciu jej szyi i
wdychać jej zapach
przez dekadę lub dwie. Wyciągając rękę, przyciągnął ją bliżej.
- Nie możesz ze mną wejść- powiedziała mu po raz drugi- Mogę zmusić
Jamesa, żeby
porozmawiał ze mną na temat moich rodziców, ale nie sądzę, żeby
cokolwiek mi powiedział,
gdy będzie tam ktoś poza nami. Jakakolwiek jest prawda o Vitale i moich
rodzicach, myślę,

ż

e on się tego wstydzi. Albo boi, albo ... coś.

Bezwiednie Elena chwyciła go za ramię i trzymała go mocniej.
- Dobrze- powiedział Damon uparcie- Poczekam na zewnątrz. Nie zobaczy
mnie. Ale nie
będziesz sama spacerowała po kampusie w nocy. To niebezpieczne.
- Tak, Damon- Elena powiedziała, jak przekonany wzór łagodności i oparła
głowę na jego
ramieniu. Cytrynowy zapach jej szamponu mieszał się z jej własnym
zapachem. Damon
westchnął z zadowoleniem.
Troszczyła się o niego, wiedział to, a Stefan sam usunął się w cień. Była wciąż
młoda, jego
księżniczka, a serce człowieka może uzdrawiać. Może wraz z odejściem
Stefana,
ona ostatecznie się przekona, jak była bliska umysłem i duszą Damonowi, jak
doskonale do
siebie pasują. W każdym razie, teraz była jego. Podniósł wolną rękę i
pogłaskał jej głowę,
jej jedwabiste włosy miękkie pod palcami, i uśmiechnął się.
Dom profesora był prawie poza kampusem, po drugiej stronie ulicy, przed
pozłacaną bramą
wjazdową. Już prawie dotarli do granic kampusu, kiedy znajoma postać,
która czaiła się

background image

w pobliżu, w końcu podeszła bardzo blisko.
Damon rozglądał się w przeszukiwaniu cieni, ciągnąc za sobą Eleną.
- Co jest?- powiedziała zaniepokojona Elena.
„Wyjdź”, Damon pomyślał z irytacją, wysyłając swoją cichą wiadomość w
kierunku
najgrubszych cieni w gęstwinie dębów. „Wiesz, że nie da się ukryć przede
mną”.
Jeden ciemny cień oderwała się od reszty, kierując się naprzód po ścieżce.
Stefan po prostu patrzył w ziemię, z odsuniętymi ramionami, luźnymi rękami.
Elena dyszała,
czując ból.
Stefan wyglądał okropnie, Damon pomyślał, nie bez sympatii. Jego twarz
wydawała się
głucha i napięta, jego kości policzkowe bardziej widoczne niż zwykle, a
Damon mógł się
założyć, że nie odżywiał się prawidłowo. Damon poczuł ukłucie niepokoju.
Nie czerpał
przyjemności ze sprawiania bólu swemu bratu. Już nie.
- No cóż?- Damon powiedział, podnosząc brwi.
Stefan spojrzał na niego.
„Nie chcę walczyć z Tobą, Damon”, powiedział cicho.
„Więc nie walcz” odpalił Damon, a usta Stefana drgnęły w potwierdzającym
półuśmiechu.
- Stefan- Elena powiedziała nagle brzmiąc, jakby jej słowa były poszarpane-
Proszę, Stefan.
Stefan patrzył na ścieżkę pod stopami, nie podnosząc wzroku.
- Wyczułem, że jesteś blisko Eleno, i poczułem Twój lęk- powiedział ze
znużeniem-
Myślałem, że możesz być w tarapatach. Przepraszam, byłem w błędzie. Nie
powinienem był
przychodzić.
Elena zesztywniała, a jej długie, ciemne rzęsy zakryły oczy, Damon był prawie
pewien, że to
początki łez. Długa cisza zaległa między nimi. Wreszcie, zirytowany napięciem
Damon starał
się złagodzić napięcie.
- Więc- powiedział od niechcenia- włamaliśmy się ostatniej nocy do biura
ochrony kampusu.
Stefan spojrzał w górę z iskierką zainteresowania.
- Och? Znaleźliście coś przydatnego?

background image

- Zdjęcia z miejsca zbrodni, ale nie były za bardzo pomocne- powiedział
Damon, wzruszając
ramionami- Teczki zostały oznaczone literą V, więc staramy się dowiedzieć,
co to znaczy.
Elena ma zamiar porozmawiać z profesorem na temat Towarzystwa Vitale,
czy może mieć
coś z tym wspólnego.
- Towarzystwa Vitale?- Stefan powiedział niepewnie.
Damon machnął ręką.
- Tajne stowarzyszenie z czasów, kiedy rodzice Eleny tu studiowali- powiedział-
Kto wie?
Być może to nic takiego.
Podnosząc rękę do twarzy, Stefan wydawał się gorączkowo nad czymś
zastanawiać.
- Och, nie- mruknął.
Wtedy, patrząc na Elena po raz pierwszy, zapytał:
- Gdzie jest Matt?
- Matt?- Elena powtórzyła, wyrwana ze swojej tęsknoty za Stefanem- Hm,
myślę, że miał
jakieś spotkanie dziś wieczorem. Trening, może?
- Muszę iść- Stefan powiedział zdecydowanie i natychmiast zniknął. Dzięki
swoim mocom,
Damon mógł usłyszeć oddalające się lekkie kroki Stefana. Ale dla Eleny,
Stefan był niczym
innym, jak tylko znikającą po cichu plamą.
Elena zwróciła się do Damona, a jej twarz zmięta była w sposób, jaki uznać
można było za
wstęp do wybuchnięcia płaczem.
- Dlaczego on za mną chodzi, jeśli nie chce ze mną rozmawiać?- powiedziała
głosem
zachrypniętym ze smutku.
Damon zacisnął zęby. Próbował bardzo być cierpliwy i czekać, aż Elena
gotowa będzie oddać
mu swoje serce, ale ona wciąż myślała o Stefanie.
- Powiedział Ci- powiedział, starając się zachować spokojny ton- Chce mieć
pewność,

ż

e jesteś bezpieczna, ale nie chce z Tobą być. Ale ja chcę- mocno chwycił jej

rękę i pociągnął
ją lekko do przodu- Idziemy?

ROZDZIAŁ 36

background image

Kiedy otworzył drzwi i zobaczył Elenę , twarz Jamesa zrobiła się przez ułamek
sekundy
zmieszana i cofnął się, jakby rozważał zamknięcie jej drzwi przed nosem.
Potem wydało się,

ż

e poczuł się lepiej i otworzył je szerzej, jego twarz przyjęła znajomy uśmiech.

-Dlaczego Eleno- powiedział- Moja droga, nie spodziewałem się gościa o tej
godzinie.
Obawiam się, że to nie najlepsza pora.
Odchrząknął.
- Byłbym zachwycony, gdybyśmy spotkali się w szkole, w godzinach
urzędowania.
Poniedziałki i piątki, pamiętasz? A teraz, wybacz.
I wciąż delikatnie się uśmiechając, przesunął się do przodu, próbując
zamknąć drzwi.
Ale Elena wyciągnęła rękę do góry i powstrzymała go.
- Czekaj- powiedziała- wiem, ze nie chciałeś rozmawiać ze mną o
odznakach, ale to ważne.
Muszę się dowiedzieć więcej o Towarzystwie Vitale.
Jego lśniące, ciemne oczy spojrzały na nią z dala, jakby zawstydzone.
- Tak, dobrze- powiedział- Problem w tym, że niezapowiedziane wizyty
studenta- każdego
studenta, moja droga, nie ma dla ciebie wyjątku- w domu profesora, nie są,
hmm, mile
widziane, w niegodziwym świecie, w jakim żyjemy, wiesz.
I z miękkim uśmiechem pchnął mocno drzwi.
- Jest na to czas i miejsce.
Elena odepchnęła drzwi.
- Nie wierzę ani przez chwilę, że próbujesz zmusić mnie do odejścia, ponieważ
moja wizyta
jest o nieodpowiedniej porze- powiedziała stanowczo- Nie pozbędziesz się
mnie tak łatwo.
Ludzie są w niebezpieczeństwie, James. Wiem, że Ty i moi rodzice należeliście
do Vitalekontynuowała
uparcie Elena- Musisz mi powiedzieć, cokolwiek to jest, co ukrywasz
o tamtych czasach. Myślę, że Vitale jest powiązane z morderstwami i
zaginięciami na terenie
kampusu i możemy to powstrzymać. Jedynie Ty w tej chwili możesz mi w tym
pomóc,
James.
Zawahał się, jego oczy zalały emocje i Elena taksowała go swoim
spojrzeniem.

background image

- Coraz więcej ludzi umrze- powiedziała ostro-, ale możesz być w stanie ich
ocalić. Dobrze?
James wyraźnie zachwiał się i dało się zauważyć, że się w końcu poddał, jego
ramiona
opadły.
- Nie wiem, czy cokolwiek, co powiem, może Ci pomóc. Nie wiem nic na
temat morderstw.
Ale lepiej wejdź- powiedział i poprowadził ją w dół korytarza, przez swój dom.
Kuchnia świeciła czystością białych powierzchni. Miedziane garnki, tkane
kosze, i wesołe
czerwone ścierki do naczyń i ręczniki wisiały na hakach i stały na szafie.
Oprawione odbitki
owoców i warzyw na ścianach wisiały o równych odstępach.
James posadził ją przy stole, a następnie zajął się przygotowywaniem
herbaty. Elena czekała
cierpliwie, aż w końcu usiadł naprzeciw niej, stawiając filiżanki herbaty przed
nimi.
- Mleka?- zapytał pretensjonalnie, wręczając jej dzbanek, bez patrzenia jej w
oczy.
- Cukru?
- Dziękuję- powiedziała Elena.
Potem pochyliła się nad stołem i położyła dłoń na jego, trzymając ją tam, aż
podniósł na nią
wzrok.
- Powiedz mi- powiedziała po prostu.
- Nie wiem nic o morderstwach- powiedział James ponownie- Uwierz mi, nie
trzymałbym
tego w tajemnicy, gdybym uważał ze komuś zagrażają.
Elena skinęła głową.
- Wiem, że nie- powiedziała- Nawet jeśli nie mają z tym związku, jeśli sekret
dotyczy moich
rodziców, mam prawo go poznać- powiedziała.
James westchnął długo i bezdźwięcznie.
- To wszystko było dawno temu, rozumiesz- powiedział- Byliśmy młodzi i trochę
naiwni.
Towarzystwo Vitale było dobrą siłą, wtedy. Czciliśmy duchy natury i
czerpaliśmy naszą
energię ze świętej Ziemi. Byliśmy pozytywną siłą w społeczeństwie,
zainteresowaną głównie
miłością i kreatywnością. Służyliśmy innym. Słyszałem, że Vitale zmieniło się od
tamtych

background image

dni, że praktykuje jakieś ciemne elementy. Ale ja nie wiem zbyt wiele o nich
teraz. Nie byłem
zaangażowany w Vitale od lat, nie od czasu wydarzeń, o których mam
zamiar Ci
opowiedzieć.
Elena popijała herbatę i czekała. Oczy Jamesa przebiegły po jej twarzy,
prawie nieśmiało,
potem z powrotem wrócił wzrokiem na stół.
- Pewnego dnia- powiedział powoli- dziwny człowiek przyszedł na jedno z
naszych tajnych
spotkań. Był…- James zamknął oczy i zadrżał.
- Nigdy nie widziałem nikogo o tak czystej mocy, lub kogoś, kto tak
promieniował poczuciem
spokoju i miłości. My, wszyscy, nie mieliśmy wątpliwości, że jesteśmy w
obecności anioła.
Nazwał siebie Strażnikiem.
Mimowolnie, Elena zassała oddech przez zęby, sycząc. Oczy Jamesa się
otworzyły i rzucił jej
długie spojrzenie.
- Znasz ich?
Na jej skinienie, wzruszył lekko ramionami.
- Cóż, możesz sobie wyobrazić, jak na nas wpłynął.
- Czego chciał Strażnik?- zapytała Elena.
Poznała Strażników i nie lubiła ich. To Strażnicy chłodno i dobitnie odmówili
przywrócenia
do życia Damona, kiedy umarł w Mrocznym Wymiarze. I to Strażnicy
spowodowali wypadek
samochodowy, który zabił jej rodziców, próbując zabić ją, aby wstąpiła w ich
szeregi.
Wszyscy Strażnicy, których poznała byli kobietami, chociaż, tak naprawdę nie
wiedziała,
czy istnieją wśród nich też mężczyźni. Elena wiedziała, że mimo tego jak piękni
byli
Strażnicy, nie byli aniołami, nie po stronie Dobra, ani po stronie Zła. Oni po
prostu wierzyli
w Porządek. Oni mogę być bardzo niebezpieczni.
James spojrzał na nią krótko, bawiąc się filiżanką herbaty i serwetka leżącą
przed nim.
- Chcesz ciastko?- zapytał.
Potrząsnęła głową i spojrzała na niego, a on westchnął znowu.
- Musisz zrozumieć, że Twoi rodzice byli bardzo młodzi. Idealistyczni.

background image

Elena miała dziwne wrażenie, że dowie się czegoś głęboko nieprzyjemnego.
- Mów dalej- powiedziała.
Zamiast kontynuować, James składał swoją serwetkę na coraz mniejsze, i
mniejsze kawałki,
aż Elena odchrząknęła. Potem zaczął ponownie.
- Strażnik powiedział nam, że istnieje potrzeba stworzenia nowego rodzaju
Strażnika. Kogoś,
kto byłby śmiertelny, na Ziemi, i kto posiadałby specjalne moce, które są
niezbędne do
zachowania równowagi pomiędzy dobrem i złem sił nadprzyrodzonych na
Ziemi. W trakcie
tej wizyty, Elizabeth i Thomas, którzy byli młodzi i błyskotliwi i dobrzy i głęboko
zakochani,
a którzy mieli jasną przyszłość przed sobą, zostali wybrani jako rodzice tego

ś

miertelnego

Strażnika.
Pozwolił serwetce rozłożyć się w swojej ręce i spojrzał na Elena wymownie.
Zajęło jej chwilę, zanim to do niej dotarło.
- Ja? Żartujesz. Nie jestem…- zamknęła usta- Mam dość problemów-
powiedziała stanowczo.
Zatrzymała się jakby dotarło do niej coś jeszcze, co powiedział.
- Czekaj, dlaczego uważasz, że moi rodzice byli naiwni?- zapytała ostro- Co
oni zrobili?
James wypił łyk herbaty.
- Szczerze mówiąc, myślę, że potrzebuję trochę czegoś, zanim będę
kontynuowałpowiedział-
Zachowywałem ten sekret przez długi czas i nadal mam Ci do opowiedzenia

najgorszą część.
Wstał, i pogrzebał dookoła w jednej z szafek, wyciągając w końcu małą
pełną butelkę
bursztynowego płynu. Pokazał go Elenie pytająco, ale ona potrząsnęła
głową. Była prawie
pewna, że musi mieć jasny umysł do końca tej rozmowy. Nalał obfitą ilość do
własnego
kubka.
- Więc- powiedział, siadając ponownie.
Elena mogła powiedzieć, że nadal był niespokojny, ale też, że zaczyna
cieszyć się,
opowiadając historię. Był naturalnym gawędziarzem- sposób w jaki wykładał
historię był

background image

gawędzeniem na temat przeszłości- a ten temat był mu nawet bardziej
znany, ponieważ
opowieść była o rodzicach Eleny, ludziach, których oboje znali.
- Thomas i Elizabeth byli oboje niesamowicie zaszczyceni, oczywiście.
- I…- zachęcała go Elena.
James splótł palce na brzuchu, obserwując ją.
- Zgodzili się na to, że kiedy dziecko będzie miało dwanaście lat, oddadzą je.
Strażnicy mieli
je zabrać, a oni mieli już nigdy więcej nie zobaczyć dziecka.
Elenie nagle zrobiło się bardzo zimno. Jej rodzice mieli zamiar ją oddać?
Czuła, jakby
wszystkie jej wspomnienia z dzieciństwa zostały zniszczone.
W jednej chwili James był u jej boku.
- Oddychaj- powiedział łagodnie.
Sapiąc, Elena zamknęła oczy i skoncentrowała się na wdychaniu i
wydychaniu głęboko
powietrza. To, że jej rodzice, ukochani rodzice, mieli ją za pewnego rodzaju
tymczasowy
projekt, było katastrofalne. Nigdy nie wątpiła w ich miłość, aż do teraz.
Musiała znać całą
prawdę.
- Mów dalej.
- Szczerze mówiąc, to był koniec mojej przyjaźni z Twoimi rodzicami i koniec
mojego
zaangażowania w Vitale- powiedział James, biorąc kolejnego drinka z whisky
rozcieńczoną
herbatą.- Nie mogłem uwierzyć, że nikt inny w Towarzystwie nie widział
problemu
w wychowaniu dziecka do momentu dojrzewania, a następnie w oddaniu go
na zawsze i nie
mogłem uwierzyć, że Twoi rodzice- którzy, jak wiedziałem, byli kochającymi,
inteligentnymi
ludźmi- zgodzi się na taki plan. Skończyliśmy studia i poszliśmy własnymi

ś

cieżkami i nie

słyszałem o Twoich rodzicach przez ponad dwanaście lat.
- Słyszałeś o nich potem?- Elena zapytała cicho.
- Twój ojciec zadzwonił do mnie. Strażnicy skontaktowali się z nimi, gotowi Cię
zabrać. Ale
Thomas i Elizabeth nie chcieli pozwolić Ci odejść- James uśmiechnął się
smutno- Oni kochali

background image

Cię zbyt mocno. Nie sądzili, że jesteś gotowa opuścić dom- byłaś tylko
dzieckiem. Zdali
sobie sprawę, że zgodzili się zbyt pochopnie na plan Strażników, nie wiedzieli
wtedy, co się z
ich dzieckiem tak naprawdę stanie i dlatego nie mogli pozwolić swojej córce
odejść, nie
mając pewności, że to będzie najlepszą rzeczą dla niej. Więc Thomas poprosił
mnie o pomoc
w chronieniu Ciebie. Wiedzieli, że ja parałem się czarami podczas studiów-
machnął ręką
skromnie, gdy Elena spojrzała na niego- Tylko mała magia, poradziłem im,

ż

eby się poddali.

Ale on i Elizabeth byli zrozpaczeni. Więc zebrałem całą wiedzę, jaką
posiadałem na ten
temat, chcąc im pomóc.
Przerwał, a jego twarz zrobiła się przygnębiona.
- Niestety, było za późno. Kilka dni po naszej rozmowie, zanim jeszcze
wyruszyłem do
Fell’s Chuch, Twoi rodzice zginęli w wypadku. Szukałem Cię przez lata, ale
wyglądało na to,

ż

e Strażnicy dostali Cię w swoje ręce. A teraz tu jesteś. Nie sądzę, że to zbieg

okoliczności.
- Strażnicy zabili moich rodziców- Elena powiedział głucho- Wiedziałem to,
ale nie
wiedziałam ... Myślałam, że to wypadek.
Starała się ogarnąć umysłem tajemnice z jej dzieciństwa. Przynajmniej w
końcu jej rodzice
nie byli w stanie oddać jej. Kochali ją, tak jak myślała.
- Oni mają tendencję do uzyskania tego, czego chcą- powiedział James.
- Dlaczego nie zabrali mnie wtedy?- zapytała Elena.
James pokręcił głową.
- Nie wiem. Ale myślę, że jest powód, dla którego jesteś teraz w Dalcrest, gdzie
to wszystko
zaczęło się dla Ciebie i Twoich rodziców. Myślę, że pojawi się tutaj jakieś
zadanie i Ty
zdobędziesz swoje moce.
- Zadanie?- Elena zapytała- Ale ja już kiedyś miałam swoją moc, a Strażnicy
zabrali mi ją.
Bezlitośnie pozbawili ją skrzydeł i wszystkich jej zdolności. Czy oni je jej zwrócą,
kiedy
nadejdzie odpowiedni czas?

background image

James westchnął i wzruszył bezradnie ramionami.
- Plany czasem objawiają się w dziwny sposób, nawet te, które są skazane na
niepowodzenie
na starcie- powiedział- Być może te zniknięcia są pierwszą ich oznaką.
Chociaż na pewno
tego nie wiem. Jak powiedziałem na zajęciach, Dalcrest jest centrum wielu
zjawisk
paranormalnych aktywności. Jestem skłonny myśleć, że kiedy zadanie
zaprezentuje się,
będziesz wiedzieć.
- Ale nie jestem ...- Elena przełknęła ślinę- Nie rozumiem, co to wszystko
znaczy. Po prostu
chcę być normalną dziewczyną. Myślałam, że teraz mogę. Tutaj.
James sięgnął przez stół i poklepał jej dłoń, jego oczy były jak głęboka
studnia sympatii.
- Jest mi bardzo przykro, moja droga- powiedział- Nie chciałem być tym, który
Cię tym
wszystkim obciąży. Ale pomogę Ci, jak tylko będę mógł. Thomas i Elizabeth
chcieliby tego.
Elena czuła, że nie może oddychać. Musiała wyjść z tej przytulnej kuchni, z
dala od
zgorzkniałych, skoncentrowanych oczu Jamesa.
- Dziękuję- powiedziała, pośpiesznie odpychając jej krzesło od stołu i wstając-
Muszę już iść.
Doceniam, że mi to wszystko opowiedziałeś, ale teraz muszę pomyśleć.
Krzątał się koło niej całą drogę do frontowych drzwi, wyraźnie niepewny, czy
powinien
pozwolić jej odejść, a Elena była prawie gotowa krzyczeć w momencie, kiedy
dotarła do
ganku.
- Dziękuję- powiedziała jeszcze raz- Żegnaj.
Szła szybko, nie oglądając się za siebie, jej buty stukały na cementowym
chodniku. Gdy była
poza zasięgiem domu Jamesa, Damon wyskoczył z cienia, żeby do niej
dołączyć. Elena
trzymała głowę wysoko, próbując mruganiem odgonić łzy zgromadzone w jej
oczach. Na
razie, chciała tę tajemnicę zatrzymać tylko dla siebie.

ROZDZIAŁ 37

background image

Ethan miał Chloe, trzymał ją mocno w ramionach, jak parodię pocałunku
kochanka.
Matt jęknął głęboko w gardle i wyrywał się ku niej, ale nie mógł się poruszać,
nie mógł nawet
otworzyć ust, aby krzyczeć.
Duże brązowe oczy Chloe patrzyły na niego, i było w nich można wyczuć
przerażenie.
Kiedy Ethan pochylił głowę do jej szyi, Matt trzymał z nią kontakt wzrokowy i
próbował
wysłać Chloe pocieszającą wiadomość oczami.
„Już dobrze, Chloe, pomyślał. Proszę, to nie będzie długo bolało. Bądź silna”.
Chloe jęknęła, zamarła, jej oczy utkwione w pocieszających oczach Matta
były jakby jedyną
rzeczą powstrzymującą ją przed rozpadnięciem się na kawałki. Trzymając
swój wzrok
utkwiony w jej oczach, oddychając powoli, Matt starał się emanować
spokojem, próbował
uspokoić Chloe, podczas gdy jego umysł pracował gorączkowo.
Łącznie z Ethanen, było piętnastu Vitale. Wszystkie to wampiry. Pozostali
członkowie
obserwowali w ciszy z tyłu ołtarza, pozwalając Ethanowi przewodzić i
przemieniać rekrutów.
Ciała czterech rekrutów teraz leżały u stóp Ethana. Pozostaną tam co
najmniej kilka godzin,
ich ciała przejdą transformację, po której staną się wampirami.
Łącznie z Mattem i Chloe, było sześciu rekrutów po lewej. Im dłużej Matt
będzie pozbawiony
możliwości walki, tym gorsze będzie miał szanse. Ale co Matt mógł zrobić?
Gdyby tylko
mógł przełamać tę przymusową ciszę, gdyby tylko przestał być bezbronnym
więźniem.
Spróbował ponownie się poruszyć, tym razem koncentrując wszystkie siły na
podnoszeniu
jego prawej ręki. Jego mięśnie były napięte z wysiłku, ale po około trzydziestu
sekundach
prób, zrezygnował z obrzydzeniem. Strasznie się zmęczył, a nie poruszył się o
cal. Cokolwiek
go trzymało, było silne. Ale jeśli tylko wymyśliłby jakiś sposób, żeby się uwolnić,
może
byłby w stanie chwycić pochodnię ze ściany. Pod szatą, w kieszeni spodni,
czuł ciężar

background image

swojego scyzoryka. Wampiry płonęłyby. Odcięcie głów by je zabiło. Gdyby
mógł choć na
chwilę powstrzymać wampiry, aby wyciągnąć Chloe i jakichś innych
rekrutów, mógłby
wydostać się z pokoju, a potem wrócić z posiłkami i walczyć z nimi, mając
szansę na
wygraną.
Ale jeśli nie mógł przełamać tego zaklęcia lub zauroczenia, które trzymało go
w miejscu,
każdy plan, który układał, był bezcelowy.
Ethan uniósł głowę nad szyją Chloe, swoje długie, ostre zęby wyciągając z jej
gardła i zlizał
delikatnie ściekającą, czerwoną krew z rany szyi.
- Wiem, kochanie- mruknął- ale to tylko na chwilę. A potem będziemy żyć
wiecznie.
Oczy Chloe zrobiły się szkliste i trzepotały zamknięte, ale ona wciąż
oddychała, wciąż żyła.
Była jeszcze dla niej szansa.
U stóp Ethana, Anna trzęsła się i jęczała. Kiedy Matt patrzył z przerażeniem, jej
oczy
otworzyły się, a ona spojrzała na Ethana ze zmieszaniem, ale też z
uwielbieniem.
Nie! Pomyślał Matt. Jest zbyt wcześnie!
Jakby wyłapując jego myśli, Ethan odwrócił się do Matta i mrugnął.
- Zioła w mieszaninie, którą Wy wszyscy piliście, działają na krzepliwość krwi i
przyspieszają metabolizm- powiedział, jego głos był taki, jak na co dzień-
przyjazny, jakby
podczas rozmowy w kawiarni.
- Nie byłem pewien, czy to działa, ale wygląda na to, że tak. Sprawia, że
przejście następuje
dużo szybciej- jego uśmiech się poszerzył- Jestem głównym biochemikiem,
wiesz.
Usta Ethana umazane były krwią, a Matt wzdrygnął się, ale nie mógł
oderwać wzroku od
złocistych oczu.
To jest możliwe, Matt pomyślał po raz pierwszy, że może tego nie przeżyć.
Jego żołądek
skurczył się od mdłości. On naprawdę nie chciał stać się wampirem. Jeśli
nowo przekształceni
rekruci przebudzali się tak szybko, naprawdę szczupli nie mieli żadnej szansy.

background image

Nowe wampiry, przypomniał sobie transformację Eleny w zimie, budziły się
okrutne,
bezmyślne, głodne i fanatycznie oddane wampirom, które je przemieniły.
Ethan spuścił głowę, aby ugryźć znowu Chloe w szyję, kiedy Anna wspięła się
na nogi z
płynną, nieludzką gracją. Po drugiej stronie ołtarza, Stuart zaczął się trząść,
jedną długą nogą
przesuwać niespokojnie po ciemnym drewnie.
Jego gardło zapłonęło bezdźwięcznym szlochem frustracji, kiedy Matt
poczuł, że ostatni
płomień nadziei zaczyna migotać i umierać. Nie było ucieczki.
Nagle drzwi na drugim końcu pomieszczenia wpadły do środka i wtoczył się
przez nie Stefan.
Ethan spojrzał zdziwiony, ale zanim on lub inne wampiry zdążyły się poruszyć,
Stefan
przeleciał w poprzek pomieszczenia i wyrwał Chloe z ramion Ethana. Upadła
płasko przed
ołtarzem, krew zalewała jej szyję. Matt nie mógł powiedzieć, czy ona jeszcze
oddycha,
jeszcze przywiązana do życia ludzkiego, czy też nie.
Stefan złapał Ethana za jego długą szatę i trzasnął nim o ścianę. Potrząsnął
kędzierzawym
wampirem tak łatwo, jak pies może wstrząsnąć szczurem. Przez chwilę
straszna trwoga, którą
czuł Matt, zmalała. Stefan wiedział, co się dzieje, Stefan znalazł go. Stefan
mógł uratować ich
wszystkich. Teraz, kiedy on zmagał się z Ethanem, pozostali Vitale pędzili w
kierunku
Stefana. Ich długie szaty płynęły za nimi, kiedy tak sprawnie biegli wszyscy jak
jeden.
Stefan był bez wątpienia o wiele silniejszy, niż którykolwiek z nich. Rzucił na
czarno odzianą
kobietą wampirem- tą, która wręczyła mu puchar, pomyślał Matt- z dala od
sobie z łatwością
i ona przepłynęła całe pomieszczenie, jakby była szmacianą lalką i
wylądowała na zmiętej
stercie przy przeciwnej ścianie. Uśmiechając się zaciekle, Stefan rozerwał
gardło swoimi
zębami kolejnej z nich, a ona upadła na ziemię i leżała nieruchomo.
Ale było ich tak wielu, a Stefan był sam. Po kilku minutach oglądania walki,
Matt mógł

background image

zobaczyć, że sytuacja była beznadziejna, a jego serce zamarło. Stefan był
znacznie starszy
i znacznie silniejszy, niż jakikolwiek inny wampir w pokoju, ale razem
przeważają nad nim.
Szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na drugą stronę, przytłaczając
Stefana samą ilością
przeciwników. Ethan uwolnił się od niego, prostując swoje szaty i cztery
wampiry z Vitale
współpracując, złapały Stefana za ręce. Anna z błyszczącymi oczami rzuciła
się na niego
wściekle. Ethan chwycił pochodnię ze ściany za nim i patrzył na Stefana
spekulacyjnie,
z roztargnieniem zlizując krew z wierzchu ręki.
- Miałeś szansę, Stefan- powiedział, uśmiechając się.
Stefan przestał walczyć i wisiał bezwładnie między wampirami, trzymającymi
go za ramiona.
- Czekaj- powiedział, patrząc na Ethana- Chciałeś, żebym przyłączył się do
Ciebie. Prosiłeś,

ż

ebym się przyłączył. Czy nadal mnie chcesz?

Ethan przechylił głowę w zamyśleniu, jego złote oczy błyszczały.
- Chcę- powiedział- Ale co możesz mi powiedzieć, żebym Ci uwierzył, że
chcesz się do nas
przyłączyć?
Stefan oblizał wargi.
- Niech Matt odejdzie. Jeśli pozwolisz mu odejść bezpiecznie, zostanę na jego
miejscezamilkł-
Na mój honor.
- Stoi- Ethan powiedział natychmiast. Śmignął palcami w powietrzu nie
odrywając wzroku od
Stefana i Matt zachwiał się nagle, zwolniony z przymusu, który trzymał go w
miejscu.
Matt zassał jeden długi oddech i pobiegł prosto do ołtarza i Chloe. Może nie
było za późno.
Wciąż mógł ją uratować.
- Stój- nakazujący głos Ethana przeleciał przez pokój.
Matt zamarł w miejscu, po raz kolejny nie mogąc się poruszyć. Ethan spojrzał
na niego.
- Przestań pomagać. Nie walcz- powiedział chłodno- Odejdź.
Matt spojrzał błagalnie na Stefana. Z pewnością nie powinien tak po prostu
odejść,

background image

pozostawić Chloe i Stefana i innych z wampirami z Vitale. Stefan spojrzał na
niego, jego
twarz zesztywniała.
- Przykro mi Matt- powiedział stanowczo- Jedno, czego nauczyłem się przez
tyle lat to to, że
czasem trzeba się poddać. Najlepszą rzeczą, jaką możesz teraz zrobić, to po
prostu odejść.
Poradzę sobie.
A potem, w głowie Matta pojawiły się natrętne wibracje i głos Stefana.
„Damon, powiedział
ostro. Weź Damona”.
Matt przełknął ślinę i kiedy Ethan ponownie po uwolnił, powoli skinął głową,
starając się
patrzeć jak pokonany, a jednocześnie sygnalizując Stefanowi oczami, że
otrzymał jego
przesłanie.
Nie mógł patrzeć na innych rekrutów. Bez względu na to, jak bardzo się
pospieszy, niektórzy
z nich lub wszyscy umrą, zanim on wróci. Może Stefan będzie w stanie
uratować niektórych z
nich. Być może. Być może będzie on w stanie uratować Chloe. Jego serce
waliło
z przerażenia, w głowie wirowało ze strachu, Matt pobiegł do wyjścia i po
pomoc. Nie
obejrzał się.

ROZDZIAŁ 38
Bonnie nie miała kluczy. Wiedziała dokładnie, gdzie one były, ale w niczym jej
to nie
pomogło: leżały na stoliku obok jednoosobowego, schludnego, jak zwykle
łóżka Zandera.
Przeklęła i kopnęła w drzwi, łzy spływały jej po twarzy. Jak ona teraz się tam
dostanie, żeby
zabrać swoje rzeczy? Jakiś facet otworzył drzwi budynku.
- Jezu, wyluzuj- powiedział, ale Bonnie już biegła po schodach do swojego
pokoju.
„Proszę, niech one tu będą, pomyślała, trzymając się poręczy, proszę”. Nie
miała wątpliwości,

ż

e Elena i Meredith ją pocieszą, pomogą jej, bez względu na to, co

powiedziała podczas ich

background image

kłótni. Pomogą Bonnie zdecydować, co ma dalej robić. Ale mogły gdzieś
wyjść. A ona nie
ma pojęcia, gdzie szukać Meredith i Eleny, nie mam pojęcia, gdzie one
ostatnio spędzają
wolny czas.
„Jak mogłam tak odsunąć się od swoich najlepszych przyjaciół?”, Bonnie
zastanawiała się,
rozmazując rękami zalane łzami policzki. Dlaczego tak źle je potraktowała?
Starały się po
prostu ją chronić. I miały rację co do Zandera, miały całkowitą rację.
Zasapała się okropnie.
Kiedy dotarła na szczyt schodów, Bonnie uderzyła pięścią w drzwi, słysząc
szybkie kroki w

ś

rodku. Były w pokoju. Dzięki Bogu.

- Bonnie?- Meredith powiedziała zaskoczona, kiedy otworzyła, a potem- Ach,
Bonnie- kiedy
Bonnie rzuciła się szlochając, w ramiona Meredith.
Meredith przytuliła ją mocno i ostro, i, po raz pierwszy od czasu, kiedy
odsunęła się od
Zandera i uciekła schodami przeciwpożarowymi, Bonnie poczuła się
bezpiecznie.
- Co się stało, Bonnie? Co się stało?- Elena stała za Meredith, spoglądając na
nią z
niepokojem, a część Bonnie zauważyła, że Eleny twarz też była blada,
zaskoczona i
zapłakana.
Bonnie właśnie coś im przerwała, ale teraz nie mogła się na tym skupić. To
coś z przeszłości
Eleny. Spostrzegła się w lustrze. Jej włosy jeżyły się wokół jej twarzy w dzikiej
czerwonej
chmurze, oczy były szkliste, a jej blada twarz była wysmarowana brudem
zmieszanym ze
łzami.
„ Wyglądam, pomyślała Bonnie, śmiejąc się cicho, pół histerycznie, jakbym
była ścigana
przez wilkołaki”.
- Wilkołaki- jęknęła, kiedy Meredith pociągnęła ją do pokoju- Oni wszyscy są
wilkołakami.
- . Co ty- Meredith przerwała- Bonnie, masz na myśli Zandera i jego przyjaciół?
Bonnie skinęła głową z wściekłością, zagrzebując twarz w ramieniu Meredith.
Meredith pchnęła ją z powrotem i spojrzała uważnie w jej oczy.

background image

- Jesteś pewna, Bonnie?- spytała ostrożnie.
Spojrzała na Elenę i oboje odwróciły się i spojrzały przez okno na niebo.
-Widziałaś jak się przemieniają? Nie ma jeszcze pełni.
- Nie- powiedziała Bonnie.
Próbowała złapać oddech szlochając, łykając powietrze.
- Zander mi powiedział. A potem - och, Meredith, to było tak przerażające –
uciekałam i oni
mnie gonili- wyjaśniła, co się stało na dachu i na trawnikach college’u.
Meredith i Elena spojrzały na siebie pytająco, a następnie z powrotem na
Bonnie.
- Dlaczego Ci powiedział?- zapytała Elena - Chyba nie spodziewał się, że
pozytywnie
zareagujesz na tą wiadomość; łatwiej by mu było zachować to dla siebie.
Bonnie potrząsnęła głową bezradnie. Meredith uniosła ironicznie brwi.
- Nawet potwory mogą się zakochać- powiedziała- Myślałam, że Ty o tym
wiesz, Eleno.
Spojrzała na swoją włócznie, opierającą się o nogi jej łóżka.
- Teraz wiem, czego szukać, kiedy księżyc będzie w pełni.
Bonnie spojrzał na nią z przerażeniem.
- Nie będziesz na nich polować, prawda?
To było głupie pytanie, wiedziała o tym. Jeśli Zander i jego przyjaciele
naprawdę stali za
morderstwami i zaginięciami na terenie kampusu, Meredith będzie na nich
polowała. To był
jej obowiązek. Obowiązek ich wszystkich, naprawdę, bo jeśli byli jedynymi,
którzy znali
prawdę, byli jedynymi, którzy mogą zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Ale
Zander, coś w
niej zawyło z bólu, nie Zander ...
- Do żadnego z ataków nie doszło podczas pełni- Elena powiedziała w
zamyśleniu, a
Meredith i Bonnie równocześnie popatrzyły na nią.
- To prawda- Meredith zgodziła się, marszcząc brwi, zastanawiając się dalej-
Nie wiem, jak
mogłyśmy o tym wcześniej nie pomyśleć. Bonnie- powiedziała- Zastanów się
dobrze, zanim
odpowiesz na to pytanie. Spędziłaś dużo czasu z Zanderem i jego
przyjaciółmi. Czy nie
zauważyłaś w nich czegoś, co świadczyłoby o tym, że mogą kogoś zranić,
naprawdę zranić,
gdy nie są w postaci wilka?

background image

- Nie!- Bonnie powiedziała automatycznie. Potem zatrzymała się, pomyślała i
powiedziała,
wolniej- Nie, nie sądzę. Zander jest naprawdę miły, nie sądzę, żeby mógł
udawać. Nie cały
czas. Grają ostro, ale nigdy nie widziałam ich walki z nikim, z wyjątkiem siebie.
A nawet ze
sobą, nie walczą na poważnie, tylko coś w rodzaju wygłupów.
- Wiemy, co masz na myśli- powiedziała Meredith sucho- Widzieliśmy to.
Elena schowała kosmyk włosów za ucho.
- Zaginięć nie było podczas pełni księżyca- powiedziała z namysłem- Choć
myślę, że mogli
porywać ludzi i trzymać w niewoli, planując zabicie ich, gdy przeobrażą się w
wilkołaki, ale
to- mam na myśli, że nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z wilkołakami,
poza Tylerem- to
nie brzmi zbytnio, jakby było w stylu wilków. Zbyt sterylnie jakoś.
- Ale ...- Bonnie opadła na swoim łóżku- Myślisz, że nie ma szansy, że Zander i
jego
przyjaciele mogą być zabójcami? Więc kim są zabójcy?.
Czuła się zagubiona. Meredith i Elena wymieniły ponure spojrzenie.
- Nie uwierzysz, w niektóre rzeczy, które dzieją się w tym kampusie-
powiedziała Elena-
Uświadomimy Cię.
Bonnie potarła twarz dłońmi.
- Zander powiedział mi, że jest dobrym wilkołakiem- powiedziała- Że nie
skrzywdziłby ludzi,
czy to możliwe? Czy istnieje jeszcze coś takiego, jak dobry wilkołak?
Meredith i Elena usiadły obok niej, z każdej strony, i objęły ją ramionami.
- Może?- powiedziała Elena- Naprawdę mam nadzieję, że tak, Bonnie. Dla
Twojego dobra.
Bonnie westchnęła i przytuliła się bardziej do nich, opierając głowę na
ramieniu Meredith.
- Muszę to wszystko przemyśleć- powiedziała- Przynajmniej nie jestem sama.
Tak się cieszę,

ż

e mam Was. Przykro mi, że się kłóciłyśmy.

Elena i Meredith jednocześnie przytuliły ją mocniej.
- Zawsze będziesz nas miała- obiecała Elena.
Rozległo się dzikie walenie w drzwi.
Elena spojrzała na Bonnie, która widocznie spięta, siedziała na swoim łóżku,
trzymając ręce

background image

na twarzy, a następnie na Meredith, która skinęła do niej mocno głową i
skoczyła na równe
nogi, sięgając po swoją włócznię. Było jasne dla nich obu, że jeśli Zander
chciał porozmawiać
z Bonnie, wiedział dokładnie, gdzie mieszkała. Elena rzuciła się otworzyć
drzwi, a do środka
wpadł Matt. Miał na sobie długi, czarny płaszcz z kapturem, a jego oczy były
szalone, kiedy
jęknął sapiąc.
- Matt?- powiedziała ze zdziwieniem i spojrzał na Meredith, która lekko
wzruszyła ramionami
i opuściła swoją włócznię.
- Co się stało? I co masz na sobie?
Chwycił Elenę za ramiona, zbyt mocno ją ściskając.
- Stefan jest w niebezpieczeństwie- powiedział, a ona zamarła- Towarzystwo
Vitale- oni są
wampirami. Stefan uratował mnie, ale nie może walczyć z nimi wszystkimi.
Szybko wyjaśnił, co się stało w tajemnej komnacie pod biblioteką, jak Stefan
przyszedł go
uratować, a potem wysłał go po pomoc.
- Nie mamy dużo czasu- zakończył- Oni zabijają- zmieniają wszystkich rekrutów
w wampiry.
Ja nawet nie wiem, co Ethan zaplanował dla Stefana. Musimy wrócić. I
potrzebujemy
Damona.
Meredith podniosła ponownie swoją włócznię i, z ponurą twarzą, wyjęła torbę
z bronią ze
swojej szafy.
Bonnie też już była na nogach, z zaciśniętymi pięściami, ze zdecydowanym
wyrazem twarzy.
- Zadzwonię do Damona- powiedziała Elena, podnosząc swój telefon.
Damon zostawił ją w jej akademiku po powrocie z domu Jamesa, ale był
chyba jeszcze w
pobliżu.
Stefan w niebezpieczeństwie. Jeśli ... jeśli coś mu się stało, gdyby coś się stało,
kiedy nie byli
już razem, gdy wciąż cierpiał i to była jej wina, Elena nigdy sobie tego nie
wybaczy. Ona nie
zasługuje na przebaczenie. Wina była, jak nóż wbity w brzuch. Jak mogła tak
zranić Stefana?

background image

Pociąga ją Damon, jasne, nawet go kocha, ale ona nigdy nie miała żadnych
wątpliwości,

ż

e Stefan był jej prawdziwą miłością. A ona złamała mu serce. Nic nie zrobiła,

ż

eby

oszczędzić Stefana. Umarłaby dla niego, gdyby musiała.
I kiedy słuchała sygnału na drugim końcu linii i czekała, aż Damon odbierze,
zdała sobie
sprawę, że nie ma wątpliwości, że Damon także zrobi wszystko, żeby
uratować Stefana.

ROZDZIAŁ 39
Stefan nie miał żadnego planu, kiedy zgodził się pozostać w miejsce Matta.
On po prostu
wiedział, że musi uratować Matta, a teraz miał nadzieję, że Damon przyjdzie
do niego.
Nadgarstki Stefana bolały tępo, pulsując natarczywie, że prawie niemożliwe
było
zignorowanie tego bólu. Spróbował jeszcze raz mocniej pociągnąć linę, którą
przywiązali go
do krzesła, obracać dłonie od lewej do prawej, starając się poluzować więzy,
ale bez skutku.
Nie mógł ich przesunąć.
Obejrzał się dookoła oszołomiony. Pomieszczenie znów wyglądało spokojnie i
tajemniczo,
jak to było, zanim wywarzył drzwi. Dobre miejsce dla tajnego stowarzyszenia.
Pochodnie
jarzyły, kwiaty były porozmieszczane wokół prowizorycznego ołtarza. Vitale
mieli czas, żeby
posprzątać po związaniu go i zabijaniu rekrutów.
Liny były skrzyżowane na piersiach i brzuchu, owinięte wokół jego pleców,
jego kostek
i kolan, były przywiązane do nóg krzesła, a łokcie i nadgarstki do poręczy
krzesła. Był dobrze
związany, ale to te więzy wokół nadgarstków, bolały najbardziej, bo dotykały
gołej skóry.
I paliły.
- Są nasączone werbeną, więc będziesz zbyt slaby, żeby się uwolnić, ale
obawiam się, to musi
trochę piec- Ethan powiedział miło, jakby objaśniając ciekawy element
architektury sekretnej

background image

komnaty swojemu gościowi- Widzisz, może jestem w tym nowy, ale znam
wszystkie
sztuczki.
Stefan oparł głowę na oparciu fotela i spojrzał na Ethana z gorącą
niechęcią.
- Nie wszystkie sztuczki, podejrzewam.
Ethan był zarozumiały, ale Stefan był pewien, że nie był wampirem zbyt
długo. Gdyby Ethan
był wciąż człowiekiem, gdyby nigdy nie stał się wampirem, Stefan wiedział, że
mógł
wyglądać w większym albo mniejszym stopniu tak samo, jak on teraz.
Ethan przykucnął przed krzesłem Stefana, patrząc w jego twarz,
przywdziewając ten sam
ciepły, przyjazny uśmiech, jak wtedy, kiedy próbował przekonać Stefana,

ż

eby do nich

dołączył. Wyglądał, jak przyjemny facet, ktoś, przy kim można się zrelaksować
i komu
można zaufać i Stefan spojrzał na niego. Uśmiech był fałszywy. Ethan był
zabójcą, którego
maska była mniej oczywista, niż tych innych wampirów z Vitale i to wszystko.
- Chyba masz rację- Ethan powiedział w zamyśleniu- Wyobrażam sobie te
wszystkie rodzaje
sztuczek, które poznałeś przez… ponad pięćset lat? Sztuczki, których jeszcze
nie znam.
Możesz być mi w tym bardzo pomocny, jeśli zdecydujesz się do nas dołączyć
po wszystkim.
Jest wiele rzeczy, których możesz nas nauczyć o sprawach, dotyczących
wampirów- błysnął
znowu tym atrakcyjnym uśmiechem- Zawsze byłem dobrym uczniem.
„Sprawy dotyczące wampirów”.
- Czego chcesz ode mnie, Ethan?- Stefan zapytał ze znużeniem.
To była długa noc, długich kilka tygodni, a liny nasączone werbeną raniły
jego ręce,
zaciemniały myśli.
Ethan wiedział, ile ma lat. Ethan wiedział, co mu zaoferować, kiedy po raz
pierwszy mówił
o Vitale. To nie był zbieg okoliczności, że był teraz w tym pomieszczeniu, a
poza tym; Ethan
nie szukał byle wampira.
- Jakie masz plany?- zapytał Stefan.
Uśmiech Ethana poszerzył się.

background image

- Buduję niepokonaną armię wampirów, oczywiście- powiedział radośnie-
Wiem, że to brzmi
trochę śmiesznie, ale to wszystko kwestia władzy- oblizał nerwowo usta,
pokazując błysk
cienkiego różowego języka- Widzisz, kiedyś po prostu byłem jednym ze
zwykłych, małych
ludzi. Byłem, jak wszyscy inni w kampusie. Moim największym osiągnięciem
były dobre
stopnie na egzaminach, albo fakt, że przewodziłem jakiemuś sekretnemu
klubowi
uniwersyteckiemu. Nie uwierzysz, jak słabe było kiedyś Towarzystwo Vitale.
Tylko biała
magia i uwielbienie natury.
Zrobił zrezygnowany grymas, który mówił: „Widzisz, jaki głupi byłem. Mówię Ci
coś

ż

enującego o sobie, więc mi zaufaj”.

- Ale potem zacząłem się zastanawiać, jak zdobyć prawdziwą władzę.
Jedna z postaci odzianych na czarno stanęła za Ethanem, a on podniósł
palec na Stefana.
- Poczekaj chwilkę, dobrze?
Wstał i odwrócił się, aby porozmawiać ze swoim zastępcą.
Po związaniu Stefana, Etan wrócił do opróżniania z krwi rekrutów, jednego po
drugim,
upuszczając ciała, jak tylko z nimi kończył. Wszyscy oni przeszli już przemianę i
byli z
powrotem na nogach. Wydawali się być drażliwi i zdezorientowani, warczeli,
kąsali się
nawzajem i patrzyli na Ethana z nieukrywanym uwielbieniem. Typowe nowe
wampiry. Stefan
spojrzał na nich nieufnie. Dopóki nie pożywią się porządnie, będą unosić się
na krawędzi
szaleństwa i wtedy łatwo byłoby Etanowi utracić nad nimi kontrolę. Wtedy
one będą jeszcze
bardziej niebezpieczne.
- Rekruci muszą jeść- powiedział spokojnie Ethan kobiecie stojącej za nim-
Pięcioro z Was
musi wziąć ich i nauczyć, jak się poluje. Zorganizuj łowiecką imprezę i wybierz
kogo chcesz,

ż

eby z Tobą poszedł. Reszta pozostanie tutaj i pomoże strzec naszego gościa.

Stefan patrzył, jak Vitale posortowali samych siebie. Ośmioro wyznawców
Ethana pozostało,

background image

rozstawiając się po wszystkich stronach pomieszczenia. Stefanowi udało się
zabić jedno
z nich w czasie walki, rozrywając gardło, ale ciało zostało gdzieś sprzątnięte.
Stefan wydał z siebie lekki mimowolny jęk. Trudno było mu myśleć- był
strasznie zmęczony
i werbena zaczęła go ranić wszędzie, nie tylko na nadgarstkach, ale
wszędzie, gdzie lina
dotykała jego ubrań.
„Damon, proszę przyjdź szybko. Proszę, Damon”, pomyślał.
- Wypuszczasz dziewięć nowo stworzonych wampirów do kampusu?- spytał
Ethana,
odciągając swój umysł od tematu rąk- Ethan, oni zabiją ludzi. Ludzi, którzy być
może są
Twoimi przyjaciółmi. Zwrócisz na siebie uwagę. Już nadzorują cały kampus.
Proszę, zabierz
je do lasu na polowanie na zwierzęta. Mogą żyć na krwi zwierzęcej.
Usłyszał błaganie zawarte w jego własnym głosie, a Ethan tylko uśmiechnął
się bezmyślnie
do niego, jak do dziecka, które go prosi o zabranie go do Disneylandu.
- Daj spokój, Ethan, jeszcze nie tak dawno temu sam byłeś człowiekiem.
Chyba nie chcesz
stać z boku i mieć zamordowanych studentów na sumieniu.
Ethan wzruszył ramionami, klepiąc Stefana lekko po ramieniu, zaczął się
przechadzać, jakby
naradzając się ze swoim poplecznikiem.
- Oni muszą być silni, Stefan. Chcę, żeby byli w najlepszej formie podczas
następnej
równonocy. I my zabiliśmy już mnóstwo niewinnych studentów- powiedział
przez ramię.
- Równonoc? Ethan!- Stefan krzyknął za nim z frustracją.
Spojrzał nerwowo na drzwi, przez które rekruci i ich eskorta wychodzili.
Zajęłoby im trochę
czasu, aby wybrać ofiary. Nie tak wielu studentów chodziło po terenie
kampusu samotnie w
nocy ostatnimi czasy. Gdyby mógł się uwolnić, jeśli Damon przyszedłby teraz i
uwolnił go,
mogliby nadal powstrzymać rzeź. Jeśli wszystkie te zupełnie nowe wampiry
zostały
wypuszczone do kampusu, będzie masakra.
Ethan nie mógł zmienić wszystkich Vitale na raz, uświadomił sobie. Liczba
morderstw,

background image

których dokonaliby nowo stworzeni jako grupa, byłaby niemożliwa do
ukrycia, tak, jak kilka
zaginięć. To musi być pierwsza masowa inicjacja.
A kto przemienił Ethana?, zastanawiał się, czy jest tam gdzieś w kampusie
starszy wampir?
„Damon, gdzie jesteś?”.
Nie miał wątpliwości, że Damon przyjdzie, jeśli tylko będzie mógł. Mimo tego,

ż

e poróżniła

ich Elena, wszystko się zmieniło na tyle między nim a Damonem, że wiedział,

ż

e może liczyć

na brata, że będzie go ratował. Ocalił go przedtem, po wszystkim, kiedy
walczyli z Katherine,
kiedy walczyli z Klausem. Ich braterstwo opierało się teraz na solidnej skale, to
coś, czego
rok temu jeszcze nie było, ani setki lat wcześniej.
Zamknął oczy i usłyszał własny suchy, bolesny chichot. Wydawało się, że to
był odpowiedni
moment na rozpatrywanie rewelacje o swoich sprawach rodzinnych.
- Tak- Ethan powiedział gawędząc, wracając na swoje miejsce i wyciągając
krzesłorozmawialiśmy
o równonocy.
- Tak- Stefan powiedział, próbując ukryć kwaśny ton.
On nie miał zamiaru pozwolić Ethanowi zobaczyć, jak tęsknie wpatruje się w
drzwi,
wyczekując. Musiał zachować chłód, bo Damon powinien być elementem
zaskoczenia z jego
strony. Powinien pozwolić Ethanowi mówić, starać się go rozproszyć w
przypadku, gdyby
Damon wszedł, więc przybrał wyraz zainteresowania na swojej twarzy i
spojrzał na Ethana
uważnie.
- W czasie równonocy, kiedy dzień i noc są doskonale symetryczne, linia
między życiem a

ś

miercią jest najbardziej słaba i przepuszczalna. Jest to czas, kiedy duchy

mogą przejść
pomiędzy światami- Ethan rozpoczął dramatycznie, przesuwając jedną rękę z
szerokim
rozmachem.
Stefan westchnął.
- Wiem o tym Ethan- powiedział niecierpliwie- Po prostu przejdź do rzeczy.
Mógł Ethana rozpraszać, ale na pewno nie miał zamiaru karmić jego ego.

background image

Ethan opuścił rękę.
- "Pamiętasz Klausa, prawda?- zapytał- Twórcę Twojego rodu? Wskrzesimy go.
Wraz z nim
na czele naszych szeregów, będziemy niezwyciężeni.
Przez moment wszystko działo się, jakby w zwolnionym tempie, jak gdyby
wolno bijące
serce Stefana w końcu się zatrzymało. Potem wciągnął oddech. Czuł, jak
gdyby Ethan uderzył
go w twarz. Nie mógł mówić przez chwilę.
Kiedy już odzyskał głos, wydyszał:
- Klaus? Klaus wampir, który ... -nie mógł nawet skończyć zdania.
Jego umysł był pełen Klausa: najstarszy, oryginalny wampir, szalony człowiek.
Wampir,
który miał kontrolę nad piorunami, który przechwalał się, że nie był
przemieniony, że po
prostu był. W swoich najstarszych wspomnieniach, Klaus, jak powiedział
Stefanowi, niósł
siekierę z brązu, był barbarzyńcą przy bramie, wśród tych, którzy zniszczyli
Imperium
Rzymskie. Twierdził, że zaczął rasę wampirów. Klaus trzymał duszę Eleny jako
zakładnika i
torturował niewinną Vickie Bennett na śmierć, dla zabawy. Obrócił Katherine,
najpierw w
wampira, a następnie w okrutną lalkę zamiast osoby, zmienił ją tak, że była
złośliwa
i bezmyślna, chętna tylko dręczyć tych, których kiedyś kochała.
Stefan, Damon i Elena zabili go w końcu, ale to było prawie niemożliwe,
byłoby niemożliwe
bez Batalionu Duchów, duchów niespokojnych z wojny secesyjnej,
związanych z krwią,
zalewającą pola bitew w Fell’s Church.
- Klaus, który stworzył wampira, który Ciebie stworzył- powiedział Ethan
wesoło- To był
jeden z jego potomków, których znalazłem w Europie tego lata, podczas
mojej podróży za
granicę. Przekonałem ją do przemienienia mnie w wampira. Nauczyła mnie
także kilku
sztuczek, jak na przykład tego, jak korzystać z werbeny i jak lapis lazuli może
chronić nas
przed słońcem. Włożyłem lapis lazuli w odznaki, które nosimy teraz, więc
wszyscy

background image

członkowie mają go na sobie przez cały czas. Była bardzo pomocna, ten
wampir, który
zmienił mnie. I powiedziała mi, wszystko o Klausie- znów uśmiechnął się
serdecznie do
Stefana- Widzisz, powinieneś mnie lubić, Stefana. Jesteśmy praktycznie
kuzynami.
Stefan zamknął oczy na chwilę.
- Klaus był szalony- starał się wyjaśnić- On nie będzie z Tobą pracować, on
Cię zniszczy.
Ethan westchnął.
- Naprawdę uważam, że mogę się z nim dogadać- powiedział- Jestem
bardzo przekonujący. I
zaoferuję mu żołnierzy. Słyszałem, że lubi wojnę. Nie ma powodu, żeby nas
odrzucił, chcemy
dać mu wszystko, czego chce.
Zatrzymał się i spojrzał na Stefana, wciąż uśmiechnięty, ale teraz można było
zauważyć
w tym szerokim uśmiechu, który nie podobał się Stefanowi, fałszywą
niewinność.
O cokolwiek Ethan zamierzał poprosić teraz Stefana, znał już odpowiedź.
- Czy to oznacza, że nie jesteś zainteresowany dołączeniem do naszego
wojska, kuzynie?-
zapytał z udawanym zaskoczeniem.
Zaciskając zęby, Stefan znowu napiął się, ale liny ani drgnęły. Spojrzał w górę
na Ethana.
- Nie chcę Ci pomagać- powiedział- Nigdy.
Ethan podszedł bliżej, pochylił się aż jego twarz znalazła się na poziomie
twarzy Stefana.
- Ale pomożesz- powiedział lekko, ze śladami samozadowolenia w oczach-
czy tego chcesz,
czy nie. Widzisz, wszystko, czego potrzebuję, żeby przywrócić Klausa, to krew-
przeciągnął
rękami po swoich lokach, potrząsając głową- Zawsze chodzi o krew w tego
typu sprawach,
zauważyłeś?- dodał.
- Krew?- zapytał Stefan niespokojnie.
Młode wampiry nigdy nie były przy zdrowych zmysłach, jego zdaniem-
początkowy
przypływ nowych zmysłów i mocy do dziś wszystkich zaskakują. Zaczynał
myśleć jednak, że

background image

stan psychiczny Ethana nie był wcześniej tak bardzo widoczny. Czy ten, kto
przemienił
Ethana w wampira, miał o tym pojęcie?
- A konkretnie, krew jego potomków- Ethan pokiwał głową z zadowoleniem-
Dlatego byłem
tak zachwycony, że jesteś tu na terenie kampusu. Zainteresowałem się
tropieniem potomków
Klausa tego lata, potem poprosiłem pierwszego, którego spotkałem, żeby
przemieniła mnie
w to, czym ona była. Niektórzy z nich dali mi krew z własnej woli, gdy usłyszeli,
co chciałem
zrobić. Nie wszyscy potomkowie Klausa są tak niewdzięczni, jak Ty. Potrzebuję
jeszcze tylko
trochę, a wtedy będę miał wystarczającą ilość krwi. Twojej oczywiście- jego
oczy wystrzeliły
w górę, w kierunku drzwi, które Stefan potajemnie obserwował cały czas,
czekając na
Damona- i Twojego brata. Przypuszczam, że on tu będzie lada chwila?
Serce Stefana runęło, a on popatrzył na drzwi.

ROZDZIAŁ 40
Damon poruszał się szybko, a Elena i inni musieli się ścigać, żeby za nim
nadążyć, kiedy
zmierzali w kierunku biblioteki.
- Typowe dla Stefana poświęcenie- mruknął gniewnie- Mógł poprosił o
pomoc, gdy zdał
sobie sprawę, że coś się dzieje.
Zatrzymał się na chwilę, żeby pozwolić innym się dogonić i spojrzał na nich
wszystkich.
- Jeśli Stefan nie radzi sobie z kilkoma nowo przemienionymi przez siebie
wampirami, jest
mu wstyd- powiedział- Może powinniśmy po prostu zostawić go z tym
wszystkim. Przetrwają
najsilniejsi.
Elena dotknęła lekko jego dłoni i po chwili Damon pośpieszył w stronę
biblioteki.
Elena ani przez chwilę nie wierzyła, że mógłby zostawić uwięzionego Stefana.

Ż

adne z nich

nie zrobiłoby tego.
Napięte rysy jego twarzy pokazały, że Damon był całkowicie skupiony na

background image

niebezpieczeństwie, w jakim był jego brat, na chwilę zapominając o
rywalizacji.
- To nie jest zaledwie kilka wampirów- powiedział Matt.- Jest ich dwadzieścia
pięć. Przykro
mi, ludzie, że byłem takim kretynem.
Zamachnął włócznią, którą dała mu Meredith- włócznią Samanthy- z
determinacją trzymaną
w jednej ręce.
- To nie Twoja wina- powiedziała Bonnie- Nie mogłeś wiedzieć, że Twoje
stowarzyszenieczy
cokolwiek- jest złe, mogłeś?
Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, jak kroczą przez kampus, Elena była pewna,

ż

e byłby

zaniepokojony tym widokiem: ona i Bonnie trzymały duże, ostre noże
myśliwskie, które dała
im Meredith, a które teraz wystawały spod ich kurtek. Matt trzymał włócznię,
a Meredith
miała własną włócznię w jednym ręku.
Ale było po północy, a ścieżka była opustoszała. Tylko Damon nie niósł broni,
on sam był
bronią.
Jego ludzka powierzchowność, jakby się podniosła, a jego złe emocje, jakby
wykute były
z kamienia, z wyjątkiem wyglądu jego ostrych, białych zębów między
wargami i pozornie
bezdenną ciemnością w oczach.
Kiedy dotarli do zamkniętej biblioteki, Damon nie zatrzymał się, zmuszając
metalowe drzwi
z dźwiękiem zgrzytającego metalu do otwarcia się. Elena rozejrzała się
nerwowo.
Ostatnią rzeczą, jakiej było im potrzeba było, żeby zobaczyła ich ochrona
kampusu.
Ale ścieżki w pobliżu biblioteki były ciemne i puste. Wszyscy zeszli za
Damonem do
korytarza w piwnicy, prowadzącego do biur administracji. Wreszcie, zatrzymał
się przed
drzwiami Biura Badań, gdzie wcześniej spotkali z Eleną Matta.
- To jest wejście?- zapytał Matta i, na jego skinienie, sprawnie wyłamał zamek
w drzwiach-
Wszyscy zostaniecie tutaj. Tylko Meredith i ja zejdziemy na dół.
Spojrzał na Meredith.

background image

- Chcesz zabić kilka wampirów, łowco? Wypełnijmy Twoje przeznaczenie,
dobrze?
Meredith świsnęła swoją włócznią w powietrzu, i powolny uśmiech pojawił się
w kącikach jej ust.
- Jestem gotowa- powiedziała w końcu.
- Idę z Wami- powiedziała Elena, starając się zachować spokojny głos- Nie
będę tu czekać,
kiedy Stefan jest w niebezpieczeństwie.
Damon wypuścił powietrze i pomyślała, że zamierza z nią polemizować, ale
zamiast tego
westchnął.
- Dobrze, księżniczko- powiedział, a jego głos złagodniał po raz pierwszy,
odkąd Matt
opowiedział im, co się stało ze Stefanem- Ale robisz to, co ja lub Meredith Ci
powiemy.
- Nie będę tu czekał- powiedział Matt uparcie- To jest moja wina.
Damon odwrócił się do niego, jego usta przybrały szyderczy wyraz.
- Tak, to jest Twoja wina. I powiedziałeś nam, że Ethan może Cię kontrolować.
Nie chcę,

ż

ebyś mi wbił nóż w plecy, podczas gdy my będziemy walczyć z Twoim

wrogiem.
Matt spuścił głowę, pokonany.
- Dobrze- powiedział- Idźcie dwa piętra w dół schodami i zobaczycie drzwi do
pomieszczenia, w którym oni są.
Damon skinął ostro i pociągnął zapadnię. Meredith podążyła za nim po
schodach, ale Matt
złapał Elenę za ramię, kiedy miała udać się za nimi.
- Proszę- powiedział szybko- Jeżeli którykolwiek z rekrutów nadal wydaje
zachowywać się
racjonalnie, nawet, jeśli jest już wampirem, spróbuj go stamtąd zabrać. Może
uda nam się im
pomóc. Moja przyjaciółka Chloe ...
W jego ponurej twarzy, jego jasnoniebieskie oczy były przestraszone.
- Spróbuję- powiedziała Elena i ścisnęła go za rękę.
Wymieniła spojrzenie z Bonnie, a potem weszła przez klapę za Meredith.
Kiedy dotarli do wejścia do komnaty Towarzystwa Vitale, Meredith i Damon
przylgnęli
plecami do misternie rzeźbionych drewnianych drzwi. Patrząc na nich, Elena
mogła po raz
pierwszy dostrzec między nimi podobieństwo.
Teraz, kiedy byli w obliczu walki, Meredith i Damon wymienili między sobą

background image

porozumiewawcze uśmiechy.
Jeden ... dwa ...odliczał cicho Damon…trzy. Popchnęli razem. Podwójne
drzwi poleciały do
wewnątrz, a łańcuchy, którymi były zabezpieczone, bujały się w powietrzu.
Damon podkradał
się, nadal uśmiechając się błędnym lśniącym uśmiechem, Metedith
podniosła zaalarmowana
swoją włócznię, trzymając ją w gotowości.
Ciemne postacie rzuciły się na nich, ale Elena spoglądała za nimi, szukając
Stefana.
Wtedy jej oczy go znalazły, a całe powietrze z niej uszło. Był ranny.
Przywiązany mocno do
krzesła, podniósł bladą twarz, aby ją powitać, swoimi zielonymi jak liść
udręczonymi oczami.
Z jego ramienia, ciemnoczerwona krew sączyła się ciągle, gromadząc się na
podłodze pod
krzesłem. Elena poszła jak zamroczona. Przemierzając pomieszczenie w
kierunku Stefana,
była tylko wpół świadoma jednej z zakapturzonych postaci, która skoczyła na
nią i Damona
łapiącego ją w połowie kroku, od niechcenia rozrywając jej szyję i
pozwalając ciału upaść na
podłogę. Z roztargnieniem zarejestrowała plaśnięcie o drewno ciała, kiedy
Meredith
zaatakowała swoją włócznią jednego z napastników tak, że upadł w
konwulsjach,
potraktowany werbeną z włóczni, kiedy jej kolce wpuściły swoją zawartość
do jego
krwioobiegu.
A potem ona przykucała obok Stefana i na chwilę przynajmniej, nic innego
nie miało
znaczenia. Trząsł się nieznacznie, było to zaledwie ledwo wyczuwalne drżenie,
a ona głaskała
jego rękę, uważając, żeby nie dotykać rany na jego przedramieniu. Poniżej
liny przebiegały
czerwone grzbiety, z plamami krwi na ich powierzchni wokół jego
nadgarstków.
- Werbena na linach- mruknął- Wszystko ze mną w porządku, po prostu
pospiesz się.
A potem:
- Elena?

background image

Poza bólem w jego głosie pojawiła się radość. Miała nadzieję, że potrafi
odczytać w jej
oczach całą miłość, jaką czuła, kiedy ich oczy się spotkały.
- Jestem tutaj, Stefan. Tak mi przykro.
Wzięła nóż, który dała jej Meredith i spojrzała na liny, którymi był związany,
uważając,

ż

eby go nie skaleczyć i starając się ich nie zaciskać bardziej. Skrzywił się z

bólu, a następnie
liny wokół jego nadgarstków pękły.
- Twoje biedne ramię- powiedziała i szukała w swoich kieszeniach czegoś do
zatamowania
krwi, w końcu, po prostu ściągnęła kurtkę i położyła ją na rozcięciach. Stefan
wziął kurtkę od
niej.
- Będziesz musiała przeciąć resztę lin- powiedział spiętym głosem- Ne mogę
ich dotknąć
z powodu werbeny.
Skinęła głową i zabrała się za liny, krępujące jego nogi.
- Kocham Cię- powiedziała mu, koncentrując się na swojej pracy, nie patrząc
w górę-
Kocham cię tak bardzo. Ja Cię zraniłam, a nigdy tego nie chciałam. Nigdy,
Stefan. Proszę,
uwierz mi.
Skończyła przecinanie lin wokół kolan i kostek i przypadkiem spojrzała w górę
na twarz
Stefana. Łzy, zdała sobie sprawę, spływały po jej twarzy i ona je otarła.
Odgłos kolejnego ciała, uderzającego o podłogę i pisk wściekłości dał się
słyszeć zza nich.
Ale Stefan utrzymał wzrok Eleny niezachwiany.
- Eleno, ja ...- westchnął- Kocham Cię bardziej, niż cokolwiek na świecie-
powiedział- Wiesz
o tym. Bezwarunkowo.
Wzięła długi, drżący oddech i wytarła ponownie łzy. Musiała być w stanie
widzieć, musiała
powstrzymać ręce od trzęsienia się. Liny wokół jego torsu były zapętlone i
skręcone.
Pociągnęła za nie, żeby znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła bezpiecznie
ciąć, a Stefan syknął
z bólu.
- Przepraszam, przepraszam- powiedziała pośpiesznie i zaczęła ciąć linę, tak
szybko, jak tylko

background image

się na to odważyła.
- Stefan- zaczęła znowu- pocałunek z Damonem- cóż, nie mogę kłamać i
mówić, że nie czuję
nic do niego, ale tamten pocałunek nie był czymś,, co planowałam. I nawet
nie chciałam być
z nim tamtej nocy, to po prostu się stało. A kiedy nas zobaczyłeś, ten
pocałunek, to on właśnie
uratował mi życie ...- połykała słowa i pozwoliła im cichnąć- Nie mam

ż

adnych prawdziwych

wymówek, Stefan- powiedziała stanowczo- Ja po prostu chcę, żebyś mi
wybaczył. Nie sądzę,

ż

ebym mogła żyć bez Ciebie.

Ostatnia z lin poluzowała się, a ona zdjęła je z niego, zanim spojrzała w górę,
przestraszona i
z nadzieją. Stefan patrzył na nią, jego rzeźbione usta obróciły się w
półuśmiech.
- Eleno- powiedział i przyciągnął ją do siebie w krótkim, czułym pocałunku.
Potem pchnął ją
do ściany.
- Trzymaj się z dala od tego, proszę- powiedział i pokuśtykał w kierunku walki,
nadal
osłabiony przez werbenę, ale dotarł do Meredith, odciągając od niej
wampira i zatapiając
swoje kły w jego szyi. Nie, żeby potrzebowała jego pomocy. Meredith był
niesamowita.
Kiedy stała się tak dobra? Elena widziała jej walki przedtem, oczywiście, i ona
była silna i
szybka, ale teraz wysoka dziewczyna była tak pełna wdzięku, jak tancerz, jak i

ś

miertelnie

niebezpieczna, jako zabójca. Walczyła z trzema wampirami, które okrążyły ją
ze złością.
Obracając się i kopiąc, poruszając się prawie tak szybko, jak potwory, z
którymi walczyła,
mimo, że ich prędkość była nadprzyrodzona, kopnęła z rozbiegu jednego z
wampirów
w nogę, wystosowując mu gładko kolejny cios w twarz, aż wampir oślepiony
zatoczył się do
tyłu z rękami w górze.
Dookoła na podłodze leżały ciała, dowód umiejętności Meredith i okrutnej
wściekłości

background image

Damona. Elena zobaczyła , jak Stefan wyrzucił wysuszone ciało wampira, z
którym walczył.
Tylko Ethan i trzy wampiry otaczające Meredith, trzymały się na nogach.
Damon dogonił Ethana, cofającego się nerwowo, kiedy Damon podkradł się
do niego,
wymierzając mu ostre, szczodre ciosy.
- ... mój brat- usłyszała mruczenie Damona- Bezczelne szczenię. Myślisz, że
wiesz wszystko,
dziecko, myślisz, że masz władzę?
Nagłym, gwałtownym ruchem, złapał za rękę Ethana i szarpnął. Elena
usłyszała trzask kości.
Stefan minął Elenę, zmierzając ponownie ku Meredith i zatrzymał się na
chwilę.
- Etan zastawiał pułapkę na Damona- powiedział jej sucho- Nie wiem,
dlaczego się
martwiłem. Oczywiście, nie wiedział, z kim ma do czynienia.
Elena przytaknęła znowu tłumiąc uśmiech. Pomysł, że jakiś nowo
przemieniony wampir
będzie lepszy od Damona, z całym jego doświadczeniem i sprytem, wydawał
się
niedorzeczny.
Nagle przebieg bitwy się odwrócił. Jeden z wampirów, z którym walczyła
Meredith, uniknął
jej ciosu i pochylony rzucił się na nią, wykopując szczupłą dziewczynę w
powietrze. To była
niekończąca się chwila, w której Meredith wyglądała, jakby leciała, z
ramionami rozłożonymi
na boki, a potem trzasnęła głową w ciężki, udający ołtarz stół z przodu sali.
Stół zachwiał się
i przewrócił z ciężkim łoskotem. Meredith leżała nieruchomo, z zamkniętymi
oczami,
nieprzytomna. Elena podbiegła do niej i uklękła, kładąc jej głowę na swoich
kolanach. Trzy
wampiry, z którymi walczyła Meredith, były trudniejsze do pokonania. Jeden z
nich miał
zalaną krwią twarz, inny kulał, a ostatni zginał się, jakby był ranny wewnątrz,
ale wciąż mógł
poruszać się szybko. W jednej chwili otoczyły Stefana.
Ponieważ Damon warknął i odwrócił się, przenosząc się w kierunku brata,
Ethan wypatrzył

background image

w tym swoją szansę i rzucił się na Damona. Szybciej, niż oko Eleny mogło
dojrzeć, jego zęby
wyżłobiły gardło Damona, jasna krew trysnęła w górę. Miał nóż w jednej ręce
i w tym samym
czasie kiedy go uderzył, próbował dźgnąć Damona. Z okrzykiem bólu i szoku,
Damon
chwycił Ethana, próbując nim rzucić. Elena wzięła nóż i ruszyła w ich kierunku.
Ale dwa
z pozostałych wampirów były przy Damonie w ułamku sekundy, wykręcając
jego ręce do
tyłu. Jeden złapał ręką ciemne, jak noc włosy Damona, szarpiąc do tyłu
głowę starszego
wampira, wystawiając jego gardło do zębów Ethana. Damon zachwiał się do
tyłu i na chwilę
złapał spojrzenie Eleny, jego twarz była miękka z przerażenia. Przerażona
Elena chwyciła
z tyłu jednego z wampirów, a ten rzucił ją na podłogę, nawet na nią nie
patrząc. Stefan,
w międzyczasie, został zatrzymany w walce z innym wampirem,
zdesperowany, aby dostać
się do swojego brata. Damon był lepszym i bardziej doświadczonym
wojownikiem, niż
którykolwiek z atakujących go wampirów. Ale jeśli wykorzystają swoją
chwilową przewagę,
wykorzystają swoją przewagę liczebną, mogą go powalić, zanim odzyska siły.
Chwyciła mocniej nóż i skoczyła na nogi ponownie, czując w swoim sercu, że
może nie
zdążyć go uratować, ale musi spróbować. Nieostre warczenie strzeliło obok
niej i Stefan,
uwolniony od swojego przeciwnika, uderzył w Ethana, rzucając go przez
pokój, wytrącając
mu nóż. Nie zatrzymując się, zerwał jednego z pozostałych wampirów z
ramienia Damona i
skręcił mu kark. W czasie, kiedy ciało upadało na podłogę, Damon zgrabnie
dobił drugiego.
Bracia, obaj dysząc, wymienili długie spojrzenie i zdawało się, że prowadzili
niewypowiedzianą komunikację. Damon wytarł rozmazaną szkarłatną krew
ze swoich ust
wierzchem dłoni.
Nagle jakieś ramię znalazło się wokół gardła Eleny, a nóż wyrwano z jej ręki.
Była

background image

podciągana w górę. Coś ostrego było przestawionego do jej szyi.
- Mogę ją zabić, zanim dostaniecie się tutaj- głos Ethana brzmiał zbyt głośno
przy jej uchu.
Elena machnęła ręką do tyłu, starając się złapać go za włosy i twarz, a on
kopnął zaciekle jej
nogi, wytrącając ją z równowagi i pociągnął ją bliżej.
- Mógłbym skręcić jej kark jedną ręką. Mógłbym zasztyletować ją jej własnym
nożem
i pozwolić jej się wykrwawić. To byłoby zabawne.
Trzymał jej nóż, zdała sobie sprawę Elena, przyciskając go do jej gardła. Jego
druga ręka
wisiała luźno i była osobliwie wygięta. Damon ją złamał, przypomniała sobie
Elena.
Stefan i Damon zamarli, a potem bardzo powoli odwrócili się w kierunku Eleny
i Ethana,
z twarzami zamkniętymi i ostrożnymi. Następnie twarz Damona wybuchła
grymasem
wściekłości.
- Pozwól jej odejść- warknął- Zabijemy Cię w chwili, kiedy ona uderzy o ziemię.
Ethan roześmiał się niezwykle prawdziwym śmiechem, jak na kogoś, kogo

ż

ycie lub śmierć

były w rękach przeciwników.
- Ona wciąż żyje, więc myślę, że to może się udać. Nie planujecie pozwolić mi
stąd wyjść,
prawda?- zwrócił się do Stefana prześmiewczym głosem- Wiesz, słyszałem
wszystko
o braciach Salvatore od innych potomków Klausa. Mówili, że byliście
arystokratyczni
i piękni i strasznie temperamentni. Że Stefan był moralny, a Damon był
bezlitosny.
Ale powiedzieli też, że jesteście jednocześnie głupcami z powodu miłości,
zawsze miłości. To
Wasz fatalny błąd. Więc tak, myślę, że moje szanse są dużo lepsze, gdy mam
Waszą
dziewczynę w mojej mocy. Którego z Was teraz jest dziewczyną? Nie mogę
stwierdzić.
Elena wzdrygnęła się.
- Czekaj chwilę- Stefan wyciągnął ręce w uspokajającym geście- Poczekaj.
Jeśli zgodzisz się
nie przywracać Klausa i odejść bezpiecznie Elenie, damy Ci to, czego chcesz.
Wydostaniesz

background image

się z miasta i nie przyjdziemy po Ciebie. Będziesz bezpieczny. Jeśli wiesz o nas,
wiesz, że my
dotrzymujemy słowa.
Za nim, Damon przytaknął niechętnie, patrząc Elenie w oczy. Ethan zaśmiał
się ponownie.
- Nie sądzę, że masz coś, czego chcę, Stefan- powiedział- Reszta Vitale, w
tym nasi najnowsi
wtajemniczeni, powinni być wkrótce z powrotem i myślę, że przechylą szalę
zwycięstwa na
moją korzyść- zacisnął rękę wokół szyi Eleny- Zabiliśmy już tylu studentów w
tym kampusie.
Na pewno jedna więcej nie zrobi różnicy.
Damon syknął z wściekłości i ruszył naprzód, ale Ethan zawołał:
- Zatrzymaj się, albo…
Nagle szarpnął, a Elena poczuła ostry, piekący ból na jej gardle. Pisnęła
przerażona
i chwyciła własną szyję. Ale to było tylko zadrapanie od noża. Ponieważ
Stefan i Damon stali
bezradni i wściekli, Ethan poluzował uścisk na gardle. Wydał ohydny,
bulgoczący dźwięk.
Elena szarpnęła się, kiedy tylko jego uścisk osłabł.
Krew tryskała długimi, grubymi strumieniami z tułowia Ethana, a jego usta
otworzyły się
w szoku, kiedy chwycił się za swoje ciało i powoli upadł do przodu, a okrągły
otwór w klatce
piersiowej wypełniał się krwią. Za nim stała Meredith z potarganymi włosami,
jej jak zwykle
chłodnymi, szarymi oczami płonącymi, jak ciemne węgle w jej twarzy. Jej
włócznia była
pokryta krwią Ethana.
- Trafiłam go w serce- powiedziała zaciętym głosem.
- Dziękuję- Elena mruknęła uprzejmie.
Czuła się ... naprawdę ... bardzo osobliwie i dopiero poczuła, że zaczyna
upadać.
„O nie, myślę, że zemdleję”.
Mglistym wzrokiem widziała, jak jednocześnie Damon i Stefan pędzą do
przodu, aby ją
złapać, a kiedy doszła do siebie chwilę później, leżała w dwóch parach
ramion.
- Wszystko w porządku- powiedziała- To było po prostu ... przez sekundę,
byłam ...

background image

Czuła, jak jedna para rąk przyciągnęła ją bliżej na chwilę, a następnie
wypuściła ją,
przesuwając ją do drugiej osoby. Kiedy spojrzała w górę, Stefan trzymał ją
mocno.
Damon stał kilka metrów dalej, a jego twarz była nie do odczytania.
- Wiedziałem, że przyjdziesz mnie uratować- Stefan powiedział, trzymając
Elenę, ale patrząc
na Damona.
Usta Damona drgnęły w maleńkim, niechętnym uśmiechu.
- Oczywiście, że tak, Ty idioto- powiedział szorstko- Jestem twoim bratem.
Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, a następnie oczy Damon spojrzały na
Elenę, wciąż
w ramionach Stefana.
- Zgaśmy pochodnie i chodźmy- powiedział żwawo- Mamy wciąż do
odnalezienia około
czternastu wampirów.

ROZDZIAŁ 41
Wydawało się, że on i Bonnie będą czekać zawsze na maleńkim zapleczu
biblioteki, myślał
Matt. Wysilali się, żeby usłyszeć jakiś dźwięk i spróbować dowiedzieć się
czegoś w ogóle o
tym, co się działo tam na dole. Bonnie chodziła, wykręcając ręce i gryząc
wargi, a on oparł się
o ścianę z opuszczoną głową, trzymając mocno włócznię Samanthy. Na
wszelki wypadek.
Wiedział o wszystkich drzwiach, korytarzach i tunelach tam na dole, o wielu z
nich nie miał
pojęcia dokąd prowadzą, ale nie zdawał sobie sprawy, że akustyka była tak
dobra. Nic nie
słyszeli.
Wtedy nagle klapa uniosła się w górę i Matt spięty, podniósł włócznię, dopóki
nie zobaczył
twarzy Eleny. Meredith, Elena, Stefan i Damon wyszli, pokryci krwią, ale w
zasadzie
w porządku. Elena i Meredith chętnie opowiadały Bonnie, co się stało, a że
mówiły jedna
przez drugą, była to tylko wzmianka na temat wydarzeń.
- Ethan nie żyje- Stefan powiedział Mattowi- Było kilka innych Vitale na dole
podczas walki,
ale żadnego z rekrutów. Wysłał ich na polowanie.

background image

Matt poczuł się niedobrze i jednocześnie był szczęśliwy. Wyobrażał już sobie
ich śmierć z rąk
Damona i Stefana, śmierć Chloe i wszystkich przyjaciół rekrutów. Ale nie
zginęli. Nie byli
martwi, nie do końca. Ale przemienieni teraz w wampiry.
- Będziecie na nich polował?- powiedział, kierując swoje słowa do Stefan i
Damona, a także
do Meredith. Skinęła głową, ze zdecydowanym wyrazem twarzy, a Damon
odwrócił wzrok.
- Musimy- powiedział mu Stefan- Wiesz o tym.
Matt spojrzał ciężko na swoje buty.
- Tak- powiedział- Wiem. Ale jeśli będziesz miał okazję, możesz porozmawiać z
nimi? Jeśli
będziesz mógł, jeśli są rozsądni i nikt nie jest w niebezpieczeństwie? Może
mogliby nauczyć
się żyć bez zabijania ludzi. Jeśli pokażesz im, jak Stefan.
Potarł kark.
- Chloe była ... wyjątkowa. I inni rekruci byli dobrymi ludźmi. Nie wiedzieli, w co
się pakują.
Oni zasługują na szansę.
Wszyscy milczeli, a po chwili, Matt spojrzał w górę, aby zobaczyć, co o tym
myśli Stefan,
który miał teraz ciemnozielone oczy ze współczucia, jego usta napięte były w
linię z bólem.
- Zrobię co w mojej mocy- powiedział uprzejmie-Mogę Ci to obiecać. Ale
nowe wampirywampiry
w ogóle, naprawdę- mogą być nieprzewidywalne. Możemy nie być w stanie
uratować żadnego z nich, a naszym priorytetem muszą być niewinni. Chociaż
będziemy
próbować.
Matt skinął głową. W ustach czuł kwaśny smak, a jego oczy płonęły. Zaczynał
zdawać sobie
sprawę, jak bardzo był zmęczony.
- To, że zrobisz wszystko co w Twojej mocy mogę zaakceptować- powiedział
szorstko-
Dziękuję.
- Mamy więc cały pokój pełen martwych wampirów tam na dole?- Bonnie
zapytała,
marszcząc nos z obrzydzeniem.
- Prawie- powiedziała Elena- Zamknęliśmy drzwi na łańcuchy, ale przydałoby
się zamknąć to

background image

pomieszczenie bardziej solidnie. Ktoś może chcieć udać się tam w końcu, a
ostatnią rzeczą,
jakiej potrzebuje ten kampus, jest kolejne śledztwo w sprawie morderstw lub
inna
makabryczna legenda.
- Ta-da!- Bonnie powiedziała, uśmiechając się promiennie i wyciągając
niewielki woreczek
z kieszeni.- W końcu ja mogę coś zrobić- podniosła woreczek do góry-
Pamiętacie wszystkie
te godziny, kiedy pani Flowers pozwoliła mi spędzać nad studiowaniem ziół?
Więc, znam
zaklęcia blokujące i odstraszające i już mam przygotowane zioła i mogę ich
tutaj użyć.
Pomyślałam, że się przydadzą, kiedy Matt powiedział nam, że jedziemy do
tajnej podziemnej
komnaty.
Wyglądała na tak zadowoloną z siebie, że Matt uśmiechnął się, pomimo
ciążącej mu myśli
o Choe i innych gdzieś tam, polujących w nocy.
- One mogą działać zaledwie dzień lub dwa- dodała skromnie- ale
zdecydowanie zniechęcą
ludzi do badania zapadni na ten czas.
- Jesteś wspaniała- powiedziała Elena i spontanicznie przytuliła ją.
Stefan przytaknął.
- Możemy pozbyć się ciał jutro- powiedział- Jest zbyt blisko świtu, żeby zrobić
to teraz.
Bonnie przygotowała się do pracy, zraszając suszonymi ziołami całą
zapadnię.
- To hyzop, pieczęć Salomona i ziele damiany- powiedziała, kiedy zobaczyła,

ż

e Matt jej się

przygląda- Są dla wzmocnienia zamków, ochrony od zła, i ogólnej ochrony.
Pani Flowers tak
długo wbijała mi te rzeczy do głowy, że w końcu się ich nauczyłam. Szkoda,
ze nie pomagała
mi w mojej pracy domowej w liceum. Może nauczyłabym się w końcu
niektórych z tych
francuskich czasowników.
Damon popatrzył na nich, przymkniętymi do połowy oczami.
- Powinniśmy poszukać też nowych wampirów- powiedział.
- Wiesz, że one nie będą się żywić zwierzętami. Nie będą polować zbyt długo
razem. Kiedyś

background image

w końcu się rozdzielą i wtedy możemy ich wyłapać pojedynczo- powiedział
Stefan.
- Ja też idę- powiedziała Meredith. Spojrzała na Damona wyzywająco.
- Tylko odprowadzę Matta do domu, a potem dołączę do Was obu.
Damon uśmiechnął się osobliwie ciepłym uśmiechem, którego nigdy
przedtem Matt nie
widział u niego w stosunku do Meredith.
- Mówiłem Ci, łowco- powiedział- Musisz być coraz lepsza.
W tej chwili odpowiedziała mu uśmiechem, humorystycznie wykręcając usta i
Matt pomyślał,

ż

e może zobaczył coś, co może być początkiem przyjaźni rodzącej się między

nimi.
- Więc bez wątpienia Vitale stali za tymi wszystkimi morderstwami i
zaginięciami?- spytał
Matt Stefana, czując mdłości.
Jak mógł spędzać tak dużo czasu z Ethanem i nie podejrzewać, że był
mordercą?
Twarz Bonnie zrobiła się tak biała, że jej kilka piegów wyglądało, jak małe
czarne kropki na
zwykłym papierze. A potem odzyskała kolor, jej policzki i uszy zrobiły się jasno
różowe.
Wspięła się chwiejnie na nogi.
- Powinnam zobaczyć się z Zanderem- powiedziała.
- Hej- powiedział Matt, zaniepokojony i podszedł do drzwi, żeby je
zablokować- Jest jeszcze
cała masa wampirów na zewnątrz, Bonnie. Czekaj na kogoś, kto Cię
odprowadzi.
- Nie wspominając, że masz inne zobowiązania- Damon powiedział oschle,
patrząc znacząco
na zioła rozrzucone przed zapadnią. Jak skończysz rzucać te swoje zaklęcia,
wtedy możesz iść
i spotkać się ze swoim zwierzakiem.
- Bardzo nam przykro, Bonnie- powiedziała Meredith, przestępując z nogi na
nogę-
Powinnyśmy zaufać Ci, że on jest dobrym facetem i że go znasz.
- Racja! Wszystko jest wybaczone- Bonnie powiedziała jasno i klapnęła przed
zapadnią
ponownie- Muszę tylko wypowiedzieć zaklęcie.
Przebiegła rękami po ziołach.
- Existo signum- mruknęła- Servo quis est intus.

background image

Kiedy zaczerpnęła trochę ziół z woreczka, Bonnie uśmiechnęła się i
zatrzymała, wpatrując się
w przestrzeń, a następnie lekko podskoczyła.
Matt uśmiechnął się do niej ze znużeniem. Dobrze dla Bonnie. Ktoś powinien
mieć
szczęśliwe zakończenie. Czuł się silny, chuda ręka chwyciła jego rękę i
odwracając się,
zobaczył Meredith obok siebie. Uśmiechnęła się życzliwie do niego. W pobliżu,
Elena
położyła niepewnie rękę na ramieniu Stefana i oboje spojrzeli na Bonnie.
Damon stał
nieruchomo, patrząc na nich wszystkich prawie beznamiętnie. Matt oparł się
o Meredith,
pocieszony. Nieważne, co się działo, przynajmniej byli razem. Jego prawdziwi
przyjaciele
byli z nim, w końcu do nich wrócił.
Słońce stało nisko na wschodzie, gdy Bonnie wspinała się po drodze
przeciwpożarowej, jej
stopy wydawały głośny odgłos przy każdym kroku. Kiedy podeszła z boku
budynku, ujrzała
Zandera opierającego się o nierówną betonową ścianę na skraju dachu.
Odwrócił się, żeby na
nią spojrzeć, kiedy podchodziła do niego.
- Cześć- powiedziała. Była tak podekscytowana, że go zobaczyła tutaj i tym,

ż

e Elena

i Mereduth przyznały się do winy i zaczęły się z niej śmiać, ale teraz czuła się
dziwnie
i nieprzyjemnie, jakby jej głowa była zbyt duża. To było, zdała sobie sprawę,
całkiem
możliwe, że on nie chciałby z nią porozmawiać. Po tym wszystkim, jak
oskarżyła go
o bycie mordercą, co było bardzo dużym błędem, jaki mogła popełnić
dziewczyna.
- Cześć- powiedział powoli. Nastąpiła długa pauza, a potem poklepał
betonu obok siebie.
-Chcesz usiąść?- zapytał- Po prostu patrzę w gwiazdy- zawahał się- Księżyc w
pełni będzie w
ciągu kilku dni.
Kiedy wspomniał o pełni, dało się wyczuć pewne wyzwanie w jego słowach,
a Bonnie
przysiadła obok niego, potem ścisnęła swoje dłonie i przeszła do rzeczy.

background image

- Przepraszam, że nazwałam Cię mordercą- powiedziała- Teraz wiem, że się
myliłam,
oskarżając Cię o bycie odpowiedzialnym za śmierć na terenie kampusu.
Powinnam bardziej
Ci ufać. Proszę, przyjmij moje przeprosiny- skończyła trochę w pośpiechu- Bo
tęsknię za
Tobą.
- Ja też za Tobą tęsknię- powiedział Zander- I rozumiem, że to był szok.
- Poważnie, Zander- Bonnie powiedziała i popchnęła go lekko swoim
biodrem- Po prostu
powiedz mi, jesteś wilkołakiem? Czy zostałeś ugryziony w dzieciństwie, czy co?
Bo wiem, że
ugryzienie jest jedynym sposobem, aby stać się wilkołakiem bez zabijania
kogoś. I dobrze,
teraz wiem, że nie jesteś mordercą, ale Meredith widziała Cię z dziewczyną,
która została
właśnie zaatakowana. A ... a Ty akurat miałeś siniaki, naprawdę okropne
siniaki wszędzie.
Myślę, że miałam pełne prawo pomyśleć, że jesteś podejrzany.
- Podejrzany?- Zander zaśmiał się trochę, ale to było na krawędzi smutku i
Bonnie pomyślała:
„Myślę, że to rodzaj podejrzanego, jeśli wolisz takie określenie”.
- Czy możesz wyjaśnić?- Bonnie zapytała.
- Dobra, spróbuję- Zander powiedział w zamyśleniu.
Sięgnął w dół i wziął ją za rękę, obracając ją w swoich rękach i bawiąc się jej
palcami,
głaszcząc je delikatnie.
- Jak najwyraźniej wiesz, większość wilkołaków jest tworzonych zarówno przez
ugryzieniu,
jak i poprzez wirus wilkołaka w ich rodzinie i aktywowanie go, zabijając kogoś
w specjalnym
rytuale. Tak więc, albo straszny atak, który zwykle zaraża ofiary lub umyślne złe
działanie,

ż

eby wyzwolić moc wilka- skrzywił się- To wyjaśnia, dlaczego wilkołaki mają

tak złą
reputację. Ale istnieje inny rodzaj wilkołaków- spojrzał na Bonnie z jakąś
nieśmiałą dumy-
Pochodzę z oryginalnego gatunku wilkołaków.
Oryginalny. Umysł Bonnie galopował. Nieśmiertelny, pomyślała, i
przypomniała sobie
Klausa, który nigdy nie był człowiekiem.

background image

- Więc ... jesteś naprawdę stary?- zapytała niepewnie.
To byłoby w porządku, domyślała się, dla Eleny, która spotykała się z
facetami, którzy
widzieli, jak mijają wieki. Romantyczne, nawet. Tak jakby. Mimo sympatii, jaką
czuła do
Damona, zawsze wyobrażała sobie randki z kimś bardziej w jej wieku. Nawet
Alaric sprytnej
i inteligentnej Meredith wydawał się za stary dla niej, mimo swoich zaledwie
dwudziestu lat.
Zander prychnął z nagłym śmiechem i ścisnął jej rękę mocno.
- Nie- powiedział- właśnie skończyłem dwudziestkę w zeszłym miesiącu!
Wilkołaki takie nie
są- jesteśmy śmiertelni. Żyjemy i umieramy. Jesteśmy, jak wszyscy inni, po
prostu ...
- Przemieniacie się w super silne, super szybkie wilki- powiedziała cierpko
Bonnie.
- Tak, dobrze- Zander powiedział- Ujęłaś sedno sprawy. W każdym razie,
oryginalny gatunek
jest jak oryginalna rodzina wilkołaków. Większość wilkołaków jest zakażonych
przez jakiś
rodzaj mistycznego wirusa. On może by przekazany, ale uśpiony. Oryginalny
gatunek
pochodzi od pierwszych wilkołaków, tych, które były jaskiniowcami. To jest w
naszych
genach. Różnimy się od zwykłych wilkołaków. Możemy powstrzymać się od
zmiany, jeśli
musimy. Możemy też nauczyć się zmieniać, gdy księżyc nie jest w pełni, choć
to trudne.
- Jeśli potrafisz powstrzymać się od zmiany, czy niektórzy z Was przestają być
wilkołakami?-
zapytała Bonnie.
Zander pociągnął ją bliżej.
- My nigdy nie przestajemy być wilkołakami, nawet jeśli nigdy nie zmienimy
się. Oto, kim
jesteśmy. I to boli, kiedy nie zmieniamy się podczas pełni. To tak, jakby on

ś

piewał do nas

i piosenka staje się głośniejsza i wyraźniejsza bliżej całkowitego wypełnienia
się księżyca.
Czujemy ból, kiedy się zmieniamy, kiedy to się dzieje.
-Wow- powiedziała Bonnie. Potem jej oczy się rozszerzyły- Tak więc, wszyscy
Twoi

background image

przyjaciele też są z oryginalnego gatunku? To tak, jakbyście wszyscy byli ze
sobą związani?
- Um- powiedział Zander- Tak sądzę. Ale nasze relacje mogą szybko się
zmienić- to nie jest
tak, jakbyśmy wszyscy byli pierwszymi kuzynami lub coś.
- Dziwne- powiedziała Bonnie- Okay, oryginalny gatunek, załapałam-
przytuliła głowę
wygodnie do ramienia Zandera- Powiedz mi resztę.
- Okay- Zander powiedział jeszcze raz.
Odsunął włosy ze swoich oczu i objął jedną ręką Bonnie. Robiło się trochę
zimno siedząc na
betonie, a ona przytuliła się z wdzięcznością do jego ciepłego boku.
- Więc, Dalcrest leży na tym, co jest swego rodzaju punktem aktywności dla
paranormalnych
zdarzeń. To się nazywa linie mocy, widzisz…
- Już to wiem- Bonnie powiedziała energicznie- Przejdź do tego, co dotyczy
Ciebie.
Zander popatrzył na nią.
- O ... Kay- powiedział wolno- W każdym razie Wysoka Rada Wilków wysyła
niektórych
z nas do Dalcrest co roku, jako studentów. Tak, żebyśmy mogli monitorować
wszelkie
niebezpieczeństwa. Jesteśmy swego rodzaju strażnikami, tak myślę. Oryginalni
strażnicy.
Bonnie prychnęła.
- Wysoka Rada Wilków.
Zander dał jej kuksańca w żebra.
- Zamknij się, to nie jest śmieszne- powiedział- To bardzo ważne.
Bonnie zachichotała znowu, a on znów trącił ją delikatnie łokciem.
- Więc, te zaginięcia i ataki były bardzo złe w kampusie w tym roku-
kontynuował trzeźwo-
Dużo gorsze, niż jest zwykle. Robiliśmy dochodzenie. Członkowie jednego z
tajnych
stowarzyszeń z kampusu za tym stoją, a my z nimi walczymy i chronimy ludzi,
kiedy tylko
możemy. Ale nie jesteśmy tak silni, jak są oni, z wyjątkiem pełni, jeśli się
zmienimy.
A więc stąd te siniaki. Twoja przyjaciółka widziała mnie , jak obroniłem
dziewczynę, która
właśnie została zaatakowana.

background image

- Nie martw się. Zajęliśmy się Vitale dzisiaj- powiedziała zadowolona- A
przynajmniej ich
przywódcą i kilkoma z nich- kontynuowała- Jest jeszcze garstka wampirów w
kampusie, ale
my się ich pozbędziemy.
Zander odwrócił się i spojrzał na nią przez dłuższą chwilę, zanim przemówił.
- Myślę- powiedział wreszcie głosem uważnie neutralnym- że teraz Twoja kolej
na
wyjaśnienia.
Bonnie nie była teraz w stanie tego zbyt świetnie i w sposób zorganizowany
wyjaśnić
logicznie, ale robiła to, cofając się i wracając w czasie, dodając w
międzyczasie jakieś
poboczne spostrzeżenia i zapamiętane rzeczy, kiedy już była z opowieścią
dalej. Powiedziała
mu o Stefanie i Damonie i o tym, jak wszystko się zmieniło, kiedy bracia
wampiry przybyli
do Fell’s Chuch zeszłego roku i jak Elena się w nich zakochała. Powiedziała
mu o świętym
obowiązku Meredith, jako łowcy wampirów, i powiedziała mu o swoich
własnych wizjach
paranormalnych i jej szkoleniu na czarownicę. Pominęła wiele rzeczy-
wszystko o Mrocznym
Wymiarze, o transakcji Eleny ze Strażnikami, na przykład, gdyby wydało się to
naprawdę
dziwne, a może powinna powiedzieć mu o tym później, więc nie był
zasypany zbyt wielką
ilością informacji- ale jej opowiadanie i tak trwało długo.
- Hah- powiedział Zander. Kiedy skończyła i potem się zaśmiał.
- Co?- zapytała Bonnie.
- Jesteś dziwną dziewczyną- Zander powiedział- Chociaż bardzo bohaterską.
Bonnie przyciśnęła swoją twarz do jego szyi, szczęśliwa wdychając ten
charakterystyczny dla
Zandera zapach: płynu do płukania, zużytej bawełny i czystego faceta.
- Ty jesteś dziwny- powiedziała, a następnie z podziwem dodała- i
prawdziwym bohaterem.
Walczyłeś z wampirami, atakującymi tygodniami, żeby bronić wszystkich.
- Jesteśmy dobraną parą- powiedział Zander.
- Tak- powiedziała Bonnie.
Usiadła i spojrzała na niego, a potem wyciągnęła rękę i poprowadziła ją po
jego miękkich,

background image

bladych włosach, przyciągając jego głowę bliżej swojej głowy.
- Jednak- powiedziała tuz przed tym, jak ich usta się dotknęły- normalne jest
przereklamowane.

ROZDZIAŁ 42
Elena, Stefan i Damon szli razem w kierunku akademika Eleny, a napięcie
brzdąkało ostro
między nimi. Kiedy szli, Elena wzięła rękę Stefana automatycznie, a on
zesztywniał,
następnie stopniowo się zrelaksował, więc teraz jego dłoń czuła się naturalnie
w jej dłoni.
Sytuacja między nimi jeszcze nie wróciła do poprzedniego stanu, jeszcze nie.
Ale zielone
oczy Stefana były pełne nieśmiałego uczucia, kiedy spojrzał na nią i Elena
wiedziała,

ż

e wszystko może być dobrze. Coś się zmieniło w Stefanie, gdy Damon

przyszedł go ratować,
gdy Elena rozwiązała go i powiedziała, co było między nią, a Damonem, że
był dla niej
jedynym. Nikt go nie odrzucił.
Elena otworzyła drzwi i wszyscy weszli do środka. Minęło zaledwie kilka godzin
od czasu,
kiedy ostatnio tam była, ale wydawało się, jakby było to dawno, dawno
temu, a plakaty,
ubrania i miś Bonnie były reliktami zaginionej cywilizacji.
- Och, Stefan- powiedziała Elena- Tak się cieszę, że jesteś bezpieczny.
Wyciągnęła ręce i owinięte wokół niego, a kiedy wzięła go za rękę, on spiął
się na chwilę
przed tym, jak ją przytulił.
- Cieszę się, że oboje jesteście bezpieczni- poprawiła się i spojrzała na
Damona.
Jego czarne oczy spojrzały w jej oczy chłodno i wiedziała, że bez słów
zrozumiał, że sprawy
nie pójdą tą drogą, jaką szły wcześniej. Kochała Stefana. Wybrała.
Kiedy Stefan powiedział im o planie Ethana, żeby zdobyć krew obu braci i
użyć jej do
wskrzeszenia Klausa, była przerażona. Nie tylko ze względu na
niebezpieczeństwo, w jakim
był Stefan lub z powodu przerażającej idei, żeby wskrzesić Klausa, który bez
wątpienia

background image

mściłby się na nich, ale z powodu pułapki, jaką Ethan zastawił na Damona.
Planował wziąć
najlepsze z Damona- niechętną, często nękaną, ale wciąż silną miłość do
jego brata- i użyć
tego do zniszczenia go.
- Niezmiernie się cieszę, że obaj jesteście bezpieczni- powiedziała jeszcze raz i
przytuliła się
także do Damona.
Damon przytulił się chętnie, ale gdy go przycisnęła mocniej, skrzywił się.
- Co się stało?- Elena zapytała zdziwiona, a Damon zmarszczył brwi.
- Ethan mnie skaleczył- powiedział, a zmarszczone brwi zamieniły się w grymas
bólu- Jestem
trochę obolały.
Szarpnął swoją koszulę, dotykając rozciętego brzegu i pociągnął ją,
odsłaniając napiętą toń
bladej skóry. Na tle białej skóry Elena zobaczyła, że długie cięcie było już
uzdrowienie.
- To nic- powiedział Damon. Posłał Elenie nikczemny uśmiech- Mały drink z
chętnego
dawcy, a będę jak nowy. Obiecuję.
Potrząsnęła głową z wyrzutem, ale nie odpowiedział.
- Dobranoc, Eleno- powiedział Stefan i musnął jej policzek delikatnie
wierzchem swojej
dłoni- Dzień dobry właściwie, myślę, ale spróbuj się trochę przespać.
- Idziesz po wampiry?- spytała z niepokojem.
- Będzie ostrożny- Damon roześmiał się
- Zadbam, żeby zaopiekował się nieprzyjemnymi wampirami- powiedział-
Biedna Elena.
Normalne życie nie jest takie fajne, prawda?
Elena westchnęła. To był problem, czyż nie? Damon nigdy nie zrozumie,
dlaczego chciała
być zwykłą osobą. Myślał o niej, jak o swojej ciemnej księżniczce, chciał, żeby
była taka, jak
on, lepsza od zwykłych ludzi. Stefan nie myślał o niej, jak o ciemnej
księżniczce, on myślał,
jak o człowieku. Ale czy nim była? Zastanowiła się krótko, czy opowiedzieć o
Strażnikach i
tajemnicy jej narodzin, ale nie mogła. Nie teraz. Jeszcze nie. Damon nie
zrozumiałby,
dlaczego ją to zdenerwowało. A Stefan był tak blady i zmęczony po swoich
przejściach

background image

z zabrudzonymi werbeną linami, że nie mogła jeszcze dołożyć mu swojego
lęku przed
Strażnikami. Kiedy o tym myślała, Stefan zachwiał się na zaledwie ułamek
sekundy, a
Damon automatycznie przytrzymał go.
- Dziękuję- powiedział Stefan- że przyszedłeś mnie ratować. Że oboje
przyszliście.
- Będę zawsze Cię ratował, młodszy braciszku- powiedział Damon, ale patrzył
na Elenę
i usłyszała echo, gdy mówił do niej- Chociaż może lepiej bez ciebie- dodał.
Stefan posłał zmęczony uśmiech.
- Czas iść- powiedział.
- Kocham Cię, Stefan- Elena musnęła lekko jego usta.
Damon skinął jej krótko głową, jego twarz miała neutralny wyraz.
- Śpij dobrze- powiedział.
Wtedy drzwi zamknęły się za nią i Elena została sama. Jej łóżko nigdy nie
wyglądało bardziej
komfortowy lub zapraszająco, i położyła się z westchnieniem, patrząc na
miękkie światło,
które zaczynało przebijać się przez okna.
Vitale odeszło. Plan Ethana był zniweczony. Kampus było bezpieczniej i
nastawał nowy
dzień. Stefan jej przebaczył, a Damon nie zostawił, nie obrócił się przeciwko
nim. To było na
razie lepsze, niż mogła się spodziewać. Elena zamknęła oczy i w końcu z
chęcią poszła spać.
Jutro będzie kolejny dzień.
EPILOG
Etan sapał, wciągnął głęboko powietrze w długim oddechu i kaszlał, a całej
jego ciało się
trzęsło. Wszystko go bolało. Ostrożnie poklepał swoje ciało aż do dołu,
uznając, że był lepki
od wpół zaschniętej krwi spowodowanej małymi obrażeniami. Dochodząc do
siebie, czuł
delikatnie palcami uzdrowione już wcięcie w plecach. Włócznia dziewczyny
wepchnięta mu
w jego serce drasnęła je, ale nie przebiła. Pół centymetra w jedną stronę i
byłby martwy.
Naprawdę martwy, tym razem. Podtrzymując się jedną ręką o krzesło pokryte
aksamitem,

background image

Ethan dźwignął się na nogi i rozejrzał. Jego współtowarzysze z Vitale, jego
przyjaciele, leżeli
martwi na podłodze. Bracia Salvatore i dziewczyny, które z nimi były, uciekli.
Nerwowo
poklepał się po kieszeni i westchnął z ulgą, kiedy jego ręka zamknęła się na
małej fiolce.
Wyciągając ją, spojrzał na gęstą czerwoną cieczy wewnątrz. Krew Stefana
Salvatore.
Pogrzebał w tej samej kieszeni i wyciągnął szmatkę, pokrytą dużymi
czerwono- brązowymi
plamami. Krew Damona Salvatore. Miał to czego potrzebował. Teraz będzie
mógł wskrzesić
Klausa.
Koniec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lisa Jane Smith Pamiętniki wampirów 01 Przebudzenie
L J Smith Pamiętniki Wampirów Walka
L J Smith Pamiętniki Wampirów 12 tekst Aubrey Clark Bez szans (całość PL)
Lisa Jane Smith Pamiętniki Wampirów 06 Uwięzieni
L J Smith Pamiętniki Wampirów Cienie Dusz
Smith L J Pamiętniki Wampirów 06 cz 2 Shadow Souls (Fragment) 2
L J Smith Pamiętniki wampirów 03 Szal
L J Smith Pamiętniki wampirów 01 Przebudzenie
L J Smith Pamiętniki wampirów 02 Walka
L J Smith 6 Pamiętniki Wampirów Uwięzieni cała książka !
L J Smith Pamiętniki Wampirów 06 Uwięzieni
Lisa Jane Smith Pamiętniki Wampirów 04 Mrok
L J Smith Pamiętnik wampirów Przebudzenie
L J Smith Pamiętniki wampirów 03 Szał

więcej podobnych podstron