„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry
do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu
Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1,39-40).
W czwartym kręgu Czyśćca „Boskiej komedii”, Dante wspomina o grupie dusz, które
biegną jak szalone i nie mogą zaznać spoczynku. To ci, którzy za życia „o dobro
Boże mało dbali”, ulegając acedii, czyli „miłości wolnej i opieszałej”.
O tej sięgającej starożytności wadzie mówi się dzisiaj niewiele, ponieważ
praktycznie sprowadzono ją do lenistwa. Jej korzenie tkwią jednak w tradycji
monastycznej wywodzącej się od Ojców Pustyni, którzy nazywali ją „złą myślą”,
widząc w niej największego wroga życia duchowego. Najprościej rzecz ujmując, acedia polega na ucieczce przed
zobowiązaniami wypływającymi z chrześcijańskiego powołania. W Średniowieczu św. Tomasz z Akwinu określa ją jako „smutek
z powodu Boga” dotykający głównie osoby ochrzczone, które „narodziły się z Boga”, ale zupełnie lub częściowo odmawiają
zaangażowania w dalszy rozwój. Biblijnym przykładem acedii może być człowiek, który otrzymał jeden talent i zamiast zrobić z
niego dobry użytek, zakopał go z obawy przed jego utratą. Josef Pieper nazywa acedię „wypaczoną pokorą, która nie
akceptuje nadprzyrodzonych darów, ponieważ w swojej naturze są one związane z pewnym zadaniem powierzonym temu, kto
je przyjmuje”. W ostateczności ochrzczony pogrążony w tej duchowej stagnacji i bezruchu, osiąga punkt, w którym otwarcie
żałuje, że Bóg udzielił mu takich darów. Sądzi, że lepiej byłoby, gdyby Duch Święty zostawił go w spokoju. Nie chce być takim,
jakim chce go Bóg. Innymi słowy, acedia jest smutkiem człowieka zakochanego we własnym egoistycznym ja, odrzucającym
jego boskie wybranie.
Duchowy smutek objawia się w różny sposób. Na przykład, w całkowitym zaniedbaniu modlitwy i innych praktyk pobożnych, w
religijnej obojętności posuniętej aż do pogardy wobec wszystkiego, co kojarzy się z religią, w znieczulicy wobec
potrzebujących. Acedia bywa również źródłem kryzysów w powołaniu (małżeńskim, kapłańskim, zakonnym), przyczyną odejść i
rozwodów. Ta sama wada rodzi wewnętrzny niepokój, gorączkowe pragnienie zmian oraz nadmierny aktywizm pod pozorem
miłości i służby innym, łącznie z nieumiejętnością świętowania i odpoczywania.
Wracając do dantejskiego czyśćca, ciekawe, że dwie dusze na przedzie orszaku smutnych muszą ciągle wykrzykiwać słowa z
dzisiejszej Ewangelii: „Maryja z pośpiechem poszła w góry”. W przeciwieństwie do leniwych nieszczęśników, Maryja, wyraziwszy
zgodę na przyjęcie Syna Bożego, nie ociągała się, lecz natychmiast udała się do swojej krewnej.
Zazwyczaj podkreśla się, że Maryja wybrała się do Elżbiety bez zwłoki, aby towarzyszyć jej w trakcie oczekiwania na poród św.
Jana. Jednakże greckie słowo
spoude
wyraża nie tylko pośpiech, ale również żarliwość, działanie z zainteresowaniem,
staranność, których pośpiech jest jedynie zewnętrznym przejawem. W podobnym sensie używa tego słowa św. Paweł,
upominając przełożonych, aby działali z gorliwością (Por. Rz 12, 8).
Ponadto, Maryja udaje się do Elżbiety z entuzjazmem. Źródło tego słowa jest dzisiaj kompletnie zapoznane. Pochodzi ono od
greckiego
enthousiasmos,
które wywodzi się z kolei od
en theos
– “być w Bogu”. Entuzjazm jest więc inną nazwą opisującą
zjednoczenie z Bogiem i wypływającą z tej komunii radość. Jeśli leniwym duchowo brakuje zapału, dzieje się tak dlatego, że
nie są całym sobą w Bogu, nie rozpoznają Jego obecności w sobie, czyli złożonej w ich sercu boskiej miłości –
agape
. Innymi
słowy, nie chcą stanąć twarzą w twarz z wielką godnością, którą została im ofiarowana, i popadają w smutek.
Z kolei radość, jak pisał św. Tomasz z Akwinu, rodzi się wtedy, kiedy czujemy obecność dobra i dostrzegamy je. Jednym z
najważniejszych skutków tego przyjemnego uczucia jest, zdaniem Tomasza, rozszerzenie serca. Co to znaczy? Chodzi o to, że
człowiek przeżywa wówczas taki przypływ energii, nadziei i życia, że nie może powstrzymać się przed podzieleniem się tym
doświadczeniem z innymi. Kiedy dopada nas smutek, odczuwamy pokusę, aby unikać kontaktu z innymi i zamknąć się w sobie.
Kiedy ogarnia nas radość, chcielibyśmy ją wykrzyczeć na dachach. Dzwonimy do przyjaciół. Chcemy świętować, śpiewać i
tańczyć. Tak naprawdę różne drobne radości, zdaniem Tomasza, „rozszerzają” nasze serce na przyjęcie ostatecznego szczęścia,
którym jest Bóg. A radość dzielona znacznie przyśpiesza to rozszerzenie.
W tym kontekście wydaje się, że Maryja chciała jak najszybciej podzielić się radością ze zjednoczenia ze Zbawicielem, jeszcze
przed Jego narodzeniem. Natomiast pragnienie okazania pomocy Elżbiecie jest owocem i naturalną konsekwencją serca
zjednoczonego z Bogiem. Matka Jezusa najpierw przyjęła hojnie dobro, czyli samego Boga Wcielonego, a następnie, nie mogąc
zatrzymać tego skarbu dla siebie, udała się do Elżbiety, by wspólnie z nią ucieszyć się udzielonym jej błogosławieństwem.
Ale istnieje także druga strona tego samego medalu. Elżbieta otwiera się na dobrą nowinę przyniesioną przez Maryję i wespół z
dziecięciem poruszającym się w jej łonie, okazuje umiejętność przyjęcia dobra. Ta cecha jest też oznaką serca przemienionego
przez Bożą miłość.
Przypomina mi się scena z filmu „Billy Eliot”, kiedy to ojciec głównego bohatera, dowiedziawszy się, że jego 13-letni syn został
przyjęty do Królewskiej Szkoły Baletowej w Londynie, natychmiast wybiega z domu na ulicę i co tchu pędzi do pobliskiego
O duchowości z krwi i kości / DEON.pl
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje/adwent-2010-rekolekcje/piorko...
1 z 2
2010-12-21 12:35
przyjęty do Królewskiej Szkoły Baletowej w Londynie, natychmiast wybiega z domu na ulicę i co tchu pędzi do pobliskiego
pubu, by oznajmić tę wiadomość kolegom pracującym z nim w kopalni. Wpada do środka jak kula armatnia i krzyczy na cały
głos: „Przyjęli go! Przyjęli go!” Na co górnicy odpalają: „Koniec strajku! Musimy wracać do pracy”.
Wyobraźmy sobie jeszcze inną sytuację, kiedy dziecko w podskokach biegnie do taty by pochwalić się, że otrzymało szóstkę z
matematyki, a ojciec bąka coś pod nosem, milczy, lub zupełnie nie zwraca uwagi na to, co przeżywa jego pociecha. Taki rodzic
nie tylko że gasi ducha, ale ujawnia swój głęboki deficyt miłości. Człowiek skupiony na Bogu i mający poczucie, że jest
kochany, potrafi zapomnieć o swoich problemach, kiedy ktoś chce podzielić się z nim swoją radością.
Św. Paweł, pisząc do Rzymian, zachęca ich w następujących słowach: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. Płaczcie z tymi,
którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach!” (Rz 12, 14-15). Ta postawa jest możliwa, jeśli praktykujemy miłość
boską –
agape,
którą otrzymaliśmy od Ducha Świętego. Maryja i Elżbieta uczą nas, jak rozpoznawać te wielkie dary w sobie i
czynić z nich właściwy użytek.
O duchowości z krwi i kości / DEON.pl
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje/adwent-2010-rekolekcje/piorko...
2 z 2
2010-12-21 12:35