Quo Vadis?
seawolf, 1 września, 2011 - 19:42
Mam pewien dylemat, bo z jednej strony chciałbym napisać o wstrząsającej wypowiedzi Pani
Merty, która wprost mówi, że rzeczy jej ś. P. Męża, które jej oddano są jak sfabrykowane, że
dowód osobisty jest jak zduplikowany, to jest naprawdę coś, co wprawia w osłupienie i
wściekłość, z drugiej strony, rocznica Września wprawia w chwilę zadumy, w końcu kiedy
będzie lepszy czas, by powspominać o naszych poległych bohaterach?
Pisałem swego czasu o Wiznie, o kapitanie Raginisie, wkleiłem i to, zdaje się nie raz
wspaniały teledysk Sabatonu, często go sobie słucham, jak mam czas...
Cóż, jak też wielokrotnie pisałem, większość faktów, które znamy z historii działa się nieco
inaczej, niż to piszą w podręcznikach, o wielu podręczniki nie piszą, a o wiele rzeczy, które sa
w tych podręcznikach nie wydarzyła się w ogóle. No, ale istnieją w narodowej mitologii,
pełnią niesłychanie ważną rolę w budowaniu naszej świadomości.
Pięknie napisał o tym Coryllus, z którym nie będę się ścigać w wiedzy historycznej, więc
niechaj sobie wszyscy zajrzą i przeczytają ze szczegółami przebieg tej obrony polskich
Termopil.
Pewnie, że fajnie brzmi 40 do jednego, i w końcu to prawda, niczego nie zmienia, że tych 40
nie atakowało każdego polskiego obrońcy jednocześnie, lecz kolejne jednostki rozciągniętego
korpusu Guderiana podciągały pod te bunkry. Więc w sumie liczba się zgadzała.
Zgadza się, ża ta bitwa nie miała jakiegoś wielkiego znaczenia, podobnie, jak obrona
Westerplatte. Ale i zgadza się, ze ci zamknięci w betonowych bunkrach ludzie oddali życie za
coś, co dziś jakieś obszczymury wtykają w psie gówna, za polską flagę, za symbol Polski.
Zgadza się, że obrońcy Westerplatte nie pomaszerowali, jak w wierszu, czwórkami prosto do
nieba, lecz, przy niewielkich stratach i wielkich zapasach pozostawionej amunicji tymi
samymi czwórkami pomaszerowali do niewoli. Zresztą słusznie, bo dalsza walka
rzeczywiście nie miała już sensu, a niedługo naprawdę mogli zacząć ginąć masowo, gdyby
Niemcy rzeczywiście zaczęli zmasowane naloty i ataki, uwolniwszy siły gdzie indziej. Akurat
Westerplatte jest znakomitym przykładem, gdy Polacy sprytem i przygotowaniem zasadzek i
krzyżowego ognia zadali atakującym wielkie straty przy prawie żadnych stratach własnych,
większość zginęła w wyniku jednego bombardowania, gdy trafiona została jedna z wartowni.
I dobrze, bo prawdę powiedział najwybitniejszy dowódca Drugiej Wojny, generał Patton-
wojna nie polega na tym, by ginąć za swoją ojczyznę, wojna polega na tym, by tamte
sukinsyny ginęły za swoją ojczyznę.
Spędzam wiele czasu za granicą. Nie spotkałem się , by ktoś wtykał, na przykład flagę USA
w psie gówno. Owszem, swego czasu niezwykle modne było palenie tej flagi przez
protestujące przeciwko czemuś tam lewactwo, ale , myślę, że to trochę co innego. Flagi wiszą
nie od święta, ale codziennie, wielkie, przed domkami zwykłych Amerykanów. Nikt nie
nazywa ich oszołomami, moherami, ksenofobami, wstecznikami, których należy się wstydzić
przed światem. Włóczęga pcha przed sobą wózek ze złomem i jakimś badziewiem, z wózka
sterczy wielka amerykańska flaga. Przed wszystkimi uroczystościami śpiewa się, nie dlatego,
że ktoś każe, ale z oczywistej potrzeby serca- „Boże, błogosław Amerykę”.
Pamiętam, jaki wstyd mnie ogarnął po 10 kwietnia, jak się zorientowałem, że w nowym domu
zwyczajnie nie mamy flagi. Objeździliśmy pół Gdyni, by w końcu jakąś znaleźć w
supermarkecie.
Od tej pory zawsze wywieszam, choćbym miał być jedynym na swojej ulicy.
Zastanawiam, się, czy znajdzie się ktoś, kto zechce umierać za Unię Europejską i jej błękitną
flagę, raczej wątpię. Może za kilka generacji zaczniemy myśleć o Europie, jak o Ojczyźnie,
tak, jak kiedyś o Francji zaczęli myśleć ludzie z Bretanii, Akwitanii, Burgundii, Jak o
Niemczech zaczęli myśleć Prusacy, Bawarczycy, Meklemburczycy, czy obywatele tuzinów
ksiąstewek. Na razie chyba nie za bardzo. Zresztą, są też przykłady odwrotne, bo niedawno o
Hiszpanii przestali myśleć Katalończycy, a nigdy nie zaczęli Baskowie.
Bo co nas w sumie łączy? Na razie Unia to piękna idea przechwycona przez wyalienowanych
ze swoich społeczeństw biurokratów, których nikt nigdy nie wybierał, jak te , pożal się Boże
wystrugane z banana figurki, pewien pan o charyzmie mopa i pewna pani o wyglądzie konia i
jakimż IQ. No i zbiorowisko europosłów w sposób całkowicie świadomy uwikłanych
wysokimi apanażami, dodatkami, dietami, emeryturami właśnie w taki sposób, by ich
materialnie związać z ideą europejskego superpaństwa, by ich ewentualny sceptycyzm wobec
biurokracji europaństwa był jednoznacznie sprzeczny z ich interesem osobistym, zatem był
też skutecznie tłumiony pod koniec każdego miesiąca, jak przychodzi przelew.
Na razie mamy swoje problemy i nikt za nas ich nie rozwiąże, nikt nie przybędzie na białych
rumakach , by bronić kraju, który nie szanuje i nie potrafi bronić sam siebie.
Na razie oddajmy cześć tym, którzy za Polskę walczyli. Może i nie wygrali samodzielnie
bitwy pod Monte Cassino, ale pod tym Monte Cassino stracili zdrowie, może nie kierowali
brytyjskim wywiadem, ale za ten wywiad odbito im nerki w komunistycznym więzieniu, czy
za kołem podbiegunowym. Może nie zatopili osobiście „Bismarcka”, ani nie dowodzili
konwojem do Murmańska, ale w tym konwoju odmrozili palce, a po powrocie kiblowali w
ubeckiej piwnicy w wyrokiem śmierci. Nie mówiąc już o tych, którzy skończyli w
bezimiennym masowym dole z wapnem, wśród góry trupów na jakimś podwórku na Woli,
albo w stodole wysadzonej w powietrze pod Augustowem.
Obyśmy kiedyś nie musieli zdawać tego samego egzaminu. Choć myślę, że byśmy zdali.
Tylko musimy mieć już nóż na gardle i żadnego innego wyjścia.
Prośba do Prezydenta, czyli Gliwice.
seawolf, 2 września, 2011 - 19:01
Jak słyszę, Pan Prezydent Bul- Komorowski, oby żył wiecznie, ponownie przeprosił w
imieniu Polaków za pomalowanie farbą pomnika pomordowanych w Jedwabnem. On to już
ma chyba tak na stałe urządzone, że cokolwiek ktokolwiek coś zrobi, to on zaraz przeprasza.
Skaza genetyczna? Także w moim imieniu, jako obywatela RP. Otóż ja ma taka prośbę do
Pana Prezydenta, żeby już się tak bardzo w moim imieniu nie udzielał, sam sobie poradzę, jak
trzeba, przeproszę, ba, nawet zadościuczynię. Akurat za jakichś bezmózgich idiotów, albo
wyrachowanych prowokatorów ani przepraszać, ani zadościuczyniać nie zamierzam .
Chociaż mogło być gorzej, bo i za napaść na radiostację w Gliwicach mógł Pan Prezydent
przeprosić, bo niby czemu nie, skoro napastnicy byli w polskich mundurach?
Teraz też, patrzcie- napisy po polsku, więc chyba oczywiste, że to Polacy zrobili, i to nie
czytelnicy Gazety Wyborczej, gdzieżby tam, niechybnie prawactwo spod znaku zbrodniczych
tulipanów i jątrzących fakelzugów, które sie nic, tylko przewalają ulicami polskich miast,
wprawiając w drżenie kolan i moczenia nocne Bratkowskiego i Kuczyńskiego, o Wołku nie
wspominając ( głównie z litości nie wspominając).
Pamiętam, jak w USA była głośna sprawa biednej żydowskiej studentki, której jakieś
faszystowskie zbiry malowały obraźliwe hasła na drzwiach w akademiku. Ileż było uczonych
rozpraw, analiz, potępień, wyrazów solidarności! Po czym zamontowano kamerkę na
korytarzu i okazało się, że hasła maluje sobie sama studentka, jak , nieco ( ale nie za bardzo)
zmieszana wyjaśniła, chciała zwrócić uwagę na problem antysemityzmu, zagrożenie
faszyzmem itp rzeczy.
Otóż tak się głupio składa, że rzeczywisty dzisiejszy antysemityzm został zdominowany przez
fanatyczne lewactwo popierające Palestyńczyków i nienawidzące Izraela. A Prawica, tak sie
zupełnie paradoksalnie składa, popiera Izrael i USA w walce z arabsko- islamskim
fanatyzmem i terroryzmem. Przy czym dotyczy to także niżej podpisanego. Popieram Izrael,
niekoniecznie zaś popieram paru cwaniaków – prawników z Nowego Jorku, którzy chcą
naciąć mój kraj na 65 miliardów dolców za odszkodowania za ludzi, których nigdy w życiu
nie widzieli na oczy, ale mów ją tym samym językiem. Na podobnej zasadzie ja mógłbym
zażądać odszkodowania od państwa USA za mienie obywateli USA polskiego pochodzenia
zmarłych bezpotomnie, powiedzmy, na początek w samym Chicago, potem pomyślimy o
innych stanach. Kampania zohydzania Polski, kraju morderców, faszystów i antysemitów jest
elementem tego planu.
Gdybym był z „biuletynu Żydowskiej Organizacji Bojowej”, jak „Gazetę Wyborczą” określił
redaktor Cichy, to bym raczej z pianą na ustach zwalczał kłamstwa Grossa, który zasługuje na
miano Antysemity dziesięciolecia, bo nikt nie narobił w Polsce więcej antysemitów, jak on
swoimi irytującymi kłamstwami. Redaktor Cichy akurat może coś na ten temat może
powiedzieć, bo też tam pisał i to takie rzeczy, że tylko w mordę walić, jak ten o Powstaniu, co
to wybuchło, by wymordować pozostałych Żydów- niedobitków z getta, ukrywających się w
Warszawie. Akurat w rocznicę Powstania to wydrukowali, ot, każdy czci rocznicę, jak potrafi
i jak czuje.
Paradoksalnie, UWAGA, UWAGA, zgodzę się tu z Donaldem Tuskiem, który własnoustnie
powiedział, co następuje:
„Nie. Nie odczuwam żadnej solidarności z tymi, którzy palili Żydów. Odczuwam solidarność
z tymi, którzy byli paleni – jeśli oczywiście mam do tego prawo. Źli ludzi zamordowali swoje
ofiary. Buntuje się we mnie wszystko przeciwko oprawcom z Jedwabnego i przeciw
usytuowaniu mnie w grupie tych oprawców. Nie chcę i nie czuję się za nich odpowiedzialny
tylko z tego powodu, że mówię tym samym językiem.”
Powiedział to Donald Tusk w lipcu 2001 r. w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Ale jego nikt sie za to nie czepia, winny jest natomiast Jarosław Kaczyński, bo milczy. I to,
jak to Jarosław, milczy (zapewne) nienawistnie i jątrząco.
Serce mi się ściska, jak pomyślę o strasznej śmierci tych ludzi, polskich obywateli tak samo,
jak ja, czy wy. O ich strachu, rozpaczy, cierpieniu, bezradności, oczekiwaniu na śmierć,
nadziei na cud znikającej z zatrzaśnięciem drzwi i pierwszym ogniem. Nie mogę sobie
wyobrazić czegoś straszniejszego. Oddaję cześć ich pamięci i ich zwłokom. Chciałbym, by ci,
którzy to zrobili zapłacili za to zarówno w życiu doczesnym i wiecznym, niezależnie od tego,
kim byli, w jakim języku mówili.
I chciałbym też, by nikt dla jakichkolwiek celów, uczciwych, czy nieuczciwych,
szlachetnych, czy łajdackich nie próbował sugerować, że ja, moja rodzina, mój naród jako
całość ma z tym cokolwiek wspólnego. Koniec, kropka. Jak wynika ze śledztwa, w mordzie
brało udział parę tuzinów ludzi. W każdym mieście znajdzie się kilkudziesięciu takich ludzi.
Podejrzewam, ze w Watykanie też by sie ich trochę znalazło i w Mekce i w Tybecie i
gdziekolwiek indziej. Oświadczam, że ani ja, ani nikt z mojej rodziny nigdy w życiu nie
przejeżdżał przez Jedwabne ani w czasie zabójstwa, ani przedtem, ani potem. Również na
czas malowania tych haseł na nagrobku mam żelazne alibi, jestem poza krajem.
Zatem mogę jedynie powtórzyć mój apel z poprzedniego felietonu na ten temat- Panie
Prezydencie, proszę przepraszać za siebie i za swoją rodzinę ( nie chcę się czepiać, ale byłoby
za co), od mojej proszę się odczepić. To przepraszanie , to już nie incydent, to działanie
uporczywe.
Ukochany Przywódca i dzika opozycja
seawolf, 3 września, 2011 - 19:34
Jak wiadomo, za wszystko, co się PO nie udaje, odpowiada Jarosław Kaczyński, rzecz nie
podlega dyskusji, to wiadomo i tyle. To znaczy wiadomo tym, którzy czytają właściwe gazety
i oglądają właściwe telewizje. Bo inni może jeszcze nie do końca się zorientowali, ale, nie ma
obawy, dotrzemy i do nich. Powoli, ale systematycznie. Ponoć, jak pisał Lem, nawet
papieskie konklawe można skłonić do ludożerstwa, jeśli się postępuje systematycznie i
cierpliwie. Jak mawiał inny klasyk, Łukaszewicz, propaganda to codzienne wbijanie miliona
gwoździ w milion głów. Nie można, na razie dokonywać lobotomii, czy wstrzeliwać ludziom
chipy za uchem, niestety, nie nadążamy technologicznie, a i prawo jeszcze nie pozwala.
Kiedyś wstrzeliwano kawałek ołowiu, ale po takim zabiegu delikwent już do niczego się nie
nadawał, chyba, że do dania przykładu, jakim to niezdrowym zajęciem jest wpychanie kija w
szprychy postępu. Taka prewencja.
Nadrabiamy za to zaangażowaniem, bezgraniczną miłością do Ukochanego Przywódcy, czy
to jest Towarzysz Stalin, jak za młodych lat, czy tez Towa… to znaczy pan Premier, tfu, tfu,
oczywiście, nie żaden towarzysz, przejęzyczyłem się.
Przecież według nowej wykładni mądrości etapu to PiS należy oskarżać o zamiary koalicji z
SLD, zatem tytuł „towarzysz” będzie przyporządkowany jedynie pisowcom. Nieważne, że
„komuchy” aż nóżkami drobią niecierpliwie w kolejce do koalicji z PO, to szczegół, oficjalnie
nic o tym nie wiemy. Zawsze jakieś 1-2 % uwierzy, a w tych wyborach właśnie te 1-2-3
procenciki będą decydowały, jak wszystko wskazuje. Dowody? No, a Gierek? Przecież
Jarosław pochwalił, że niby patriota, więc czyż trzeba dodatkowego dowodu na zaprzaństwo
Kaczyńskiego? Jak koalicję zawrze PO, będzie to normalka, ale to samo w wykonaniu PiS
byłoby czymś tak nieprawdopodobnie, niesłychanie skandalicznym, zapierającym dech w
piersiach, że tym razem, to już na pewno maturzysta Bartoszewski by wyjechał, by umrzeć w
wolnym kraju, wszystko jedno, w jakim, może być i Somalia, jeśli się znajdzie się tam jakiś
rząd, który przystawi pieczątkę w paszporcie zamiast lufę Kałasznikowa do głowy.
Ale, czemu o tym piszę? Otóż red. Jastrun napisał, że jak biedny Pan Premier ma wprowadzać
reformy, jak ma taką dziką, szaloną opozycję? Jastrun jest podporą sekty Antypisa, a
konkretnie jej frakcji jastrzębi, której nieprzejednana nienawiść do PiS nawet Wołka i
Kuczyńskiego pozostawia daleko w tyle, wśród peletonu Antypisiarzy. Generalnie pisowców
ta frakcja najchętniej zalałaby betonem i to z czubem. Pytanie, za co. Ano, za brak reform
właśnie. Tych reform, co to Premier Tusk nie wprowadzi. Tych, co naobiecywał cztery lata
temu i nawet podpis złożył przed kamerami. Dlaczego nie wprowadził tych reform? A jak
miał to zrobić, skoro PiS wciąż jeszcze istnieje? Zatem - kto winien? Pytanie retoryczne, PiS,
wiadomo.
Niby oczywiście wiemy, ze PiS od lat już nie rządzi, nie ma żadnych resortów siłowych i
niesiłowych, nie ma policji, służb tajnych i jawnych, wojska, lotnictwa, marynarki. Inna
sprawa, że rząd Tuska też już właściwie tego wojska nie ma, bo minister Klich, znany,
żarliwy pacyfista, zgodnie ze swoimi poglądami przekształcił je w zawodowe poprzez
likwidację poboru i nie stworzenie niczego w zamian. To taka mechanizacja kołchozu
poprzez wystrzelanie koni. Tym niemniej PiS nadal odpowiada za brak reform rządu. W jaki
sposób, dokładnie nie wiem, ale spróbuję podążyć tropem Jastruna.
W innych krajach jest zapewne inaczej, opozycja poprawia, ewentualnie, przecinki i drobne
literówki w rządowych programach, czy wywiadach, no, ale to jest opozycja odpowiedzialna,
patriotyczna, nie to, co te nikczemne pisiory, co to nic, tylko fakelzugi urządzają i zbrodnicze
tulipany na chodniku kładą! Trudno wyczuć, jaki przykład mógłby Jastrun przytoczyć, z
jakiego zakątka świata zaczerpnąłby inspirację, by wykazać, ze rolą opozycji jest korekta
rządowych programów pod kątem ortografii i że sprawy w Polsce szłyby dużo szybciej,
gdyby nie opozycja. Może Mongolia? Może Birma? A może Bhutan? Dawno nic stamtąd nie
słyszałem, ciekawe, co tam się dzieje. Może Jastrun wie coś więcej, nie będę się spierać, na
pewno mógłby podać jakiś przykład takiego państwa, które spełnia ten niełatwy wymóg
opozycji prorządowej. Bo przecież niepodobna nawet przez sekundę przypuścić, że Jastrun
kłamie albo bredzi.
Zastanawiam się, w jaki to sposób, technicznie PiS miałby w jakiś zauważalny sposób
wpływać na to, co rząd wprowadza, albo też nie wprowadza. Mógłby zagłosować przeciwko,
albo za. No i co? I nic, bo koalicja rządowa ma większość i może sobie przegłosować
wszystko, co chce. Dlatego jest koalicją rządową, jakby nie miała większości, to by się
nazywała koalicją opozycyjną, a rządziłby ten, kto ma większość. Koniec, kropka.
Koalicja rządowa może jutro przegłosować, na przykład, że pan Bartoszewski jest profesorem
prawdziwym, a nie udawanym, albo, że Graś jest supermanem z numerem seryjnym 008, albo
że haratanie w gałę jest od dzisiaj sportem narodowym, albo że dotychczasowa gramatyka
ulega likwidacji i nową wykładnię pisowni określi Kancelaria Prezydenta drogą dekretu, albo
że kwestionowanie skoku Bolka przez płot jest zrównane z kłamstwem oświęcimskim i nie
podlega przedawnieniu, ba, ściganie jest dziedziczone do trzeciego pokolenia, by ostatecznie
wyplenić nikczemne plotki i kalumnie. Podobnie w Senacie, gdzie koalicja rządowa ma, co
może być dla wielu zaskoczeniem, większość - dlatego jest koalicją rządową, co już
wcześniej wyjaśnialiśmy. Może to wszystko zrobić, a rozgrzany Pan Prezydent, oby żył
wiecznie, natychmiast to podpisze.
W jaki sposób zatem PiS miałby spowalniać albo przyspieszać te inicjatywy rządu, nie sposób
zgadnąć. Może urządza zasadzki na kuriera przenoszącego ustawy do podpisu między
kancelariami? Ale takie przypadki zostałyby natychmiast ujawnione, polegli w trakcie
bohaterskiej obrony kopert kurierzy zostaliby pośmiertnie odznaczeni, państwowe pogrzeby
byłyby transmitowane na żywo we wszystkich prorządowych telewizjach plus w telewizjach
przemysłowych w zakładach pracy i w monitoringu skrzyżowań ulicznych. No, jednym
słowem, nie ma takiej możliwości, by PiS likwidował kurierów i gońców, i byśmy o tym nie
słyszeli. Zatem co pozostaje? Pisowska jaczejka w drukarni Dziennika Ustaw i służbowy
chodak w pasie transmisyjnym maszyny drukarskiej? Skuteczne, ale łatwe do wykrycia i
usunięcia, właściciel chodaka również łatwy do namierzenia metodą na Kopciuszka (pasuje -
nie pasuje!). Sabotaż w sieci dystrybucji i wysyłanie całego nakładu do Ghany? Owszem, ale
numer jednorazowy.
Zatem, panie Jastrun, niech Pan doprecyzuje, w jaki właściwie sposób PiS opóźnia rządowe
reformy, czy może przeszkodą jest Biały Namiot trzymany na butach przez grupkę
zmarzniętych zapaleńców? W takim razie dwa, albo trzy takie namioty powinny obalić rząd,
albo i dwa rządy, a namiot cyrkowy mógłby rozwalić UNESCO! Nic dziwnego, ze Pani
Prezydent Waltz tak nieugięcie broni Warszawy przed tym zagrożeniem. Teraz rozumiem.
Premier Maciuś Pierwszy!
seawolf, 4 września, 2011 - 19:02
Pamiętacie, jak to Palikot zażądał kategorycznie natychmiastowego opublikowania badań
lekarskich Prezydenta Kaczyńskiego? Zostało to przywitane życzliwym szmerem aprobaty,
jako oczywiste prawo wyborców do znajomości stanu zdrowia urzędników publicznych.
Donald Tusk, jeśli mnie pamięć nie myli, demonstracyjnie opublikował swoje badania, a
brukowe tygodniki akurat przypadkiem zamieściły kilka zdjęć Premiera grającego w piłkę, że
niby taki sprawny. Jak widzę, zakres badań był dalece niekompletny, biorąc pod uwagę nowe
wspomnienia tegoż Palikota o swych dawnym koledze.
Oczywiście, nie trzeba nikomu przypominać, że, gdy Donald Tusk został zawiadomiony, że
nie będzie jednak kandydował na Prezydenta, a kandydatem został Bronisław Komorowski,
żadne badania nie były już potrzebne, podobnie, jak nagle przestały być potrzebne znajomość
języków i znajomość życiorysu potencjalnej First Lady, czyli małżonki kandydata. Nagle
zniknęły z TVN szampańskie żarciki o nieznajomości języków europosłów i sztubackie
telefony dziennikarzy podszywających się pod zagranicznych dziennikarzy, żeby się
ponabijać na antenie, jak zaskoczony rozmówca duka „łelkom ewrybady”, albo „Aj em bizi”.
Oczywiście, w momencie, gdy kandydatem został Komorowski, takie żarciki stały się
gwałtownie niemodne, podobnie, jak zdjęcia Pani Komorowskiej, najściślejsza tajemnica
sztabu PO, niczym rozkład lotów w Szymanach.
Ale to szczegół, bo ważniejsze stało się to, że stan zdrowia kandydata stał się nagle jego
najbardziej prywatną sprawą, a pytanie o badania- najnikczemniejszym grubiaństwem.
Dopiero po wyborach okazało się, a i to nie tak do końca, że kandydat przeszedł bardzo
poważną operację, a, co gorsza, liczne wpadki i gafy, które stały się już kultowe i zyskały
swoją nazwę własną „bronków” to nie żadne przypadkowe incydenty, tylko wynik
postępującego nieubłaganie schorzenia, o którym jeszcze chyba usłyszymy, jeśli Pan
Prezydent nie powściągnie swojej nieposkromionej chęci powiedzenia czegoś publicznie od
czasu, do czasu, ujawniając coraz słabszy kontakt z nabytą kiedyś wiedzą na temat historii,
czy gramatyki.
Piszę to właściwie przy okazji, bo impulsem było, co innego, mianowicie lektura
wspomnienia ex-posła Palikota o swym dawnym pryncypale. Otóż pisze on, jak wschodzi
kiedyś do kancelarii i słyszy łomot dobiegający z gabinetu Premiera. Łup! Łup! Łup!
Wchodzi i co widzi? Pan Premier w nienagannym niebieskim garniturze ostrzeliwuje piłką
roślinę stojącą w rogu gabinetu. Roślinę znaną, jako ulubiona roślina Leszka Millera.
Sam fakt, ze premier rządu polskiego trzyma piłkę w swoim gabinecie, budzi lekko
rozbawione zainteresowanie. No, cóż, lubi, to trzyma. Fakt, że się nią bawi w tym gabinecie
w czasie pracy, świadczy już o dwóch innych rzeczach, że nie traktuje swojej pracy zbyt
poważnie, a właściwie, że umysłowością przypomina Króla Maciusia Pierwszego z książki
Korczaka, albo sytuację z książki „Książę i żebrak”, gdzie nastolatek postawiony nagle w
sytuacji go przerastającej używa królewskiej pieczęci państwowej do tłuczenia orzechów.
Chłopcy z podwórka dorwali się do gabinetów i skaczą po kanapach w dzikiej radości,
chichocząc dziko, jaki to świetny numer wykręcili i patrzcie, nikt się nie zorientował. To
właściwie najlepsza ilustracja czteroletnich rządów Donalda Tuska. To znaczy, właściwie
rządów nie bardzo wiadomo czyich, ale Donald Tusk to firmuje swoim nazwiskiem, jak słup.
Powiedziałbym, że twarzą, ale przy ostatnich wyborach firmował nie tyle swoja twarzą, ile
postacią jakiegoś chłopca o podobnych rysach. Nie wiadomo, zdjęcie z rodzinnego albumu,
czy dzieło Photoshopa.
Ale jest jeszcze coś, co wykracza poza to niedojrzałe, infantylne kopanie piłki w gabinecie
Premiera. Coś dziwnego musi siedzieć w głowie Donalda Tuska, bo to nie pierwszy raz, gdy
mimochodem słyszymy o tym, że darzy on swoich przeciwników jakąś obsesyjną
nienawiścią- niszczenie rośliny tylko za to, że należała do ex- premiera Millera, trzymanie na
swoim biurku figurki Prezydenta Kaczyńskiego na sprężynce, niczym figurki voo doo, to
normalnych zachowań nie należy, choćby ktoś nie wiem jak przekonywał, że jednak należy i
żeby nie przesadzać, nie jątrzyć i nie dzielić.
Ja, żeby być kapitanem, muszę przejść od czasu, do czasu drobiazgowe badania, włączając
pytania, czy zdarza mi się słyszeć głosy z zaświatów, czy z jakichś dziwnych źródeł,
podejrzewam, że takich pytań nie zadano na żadnym etapie castingu na Mężyka Stanu Panu
Premierowi Donaldowi Tuskowi, a szkoda.
Jak sobie człowiek pomyśli, jaka to ekipa rządzi Polską, jak sobie popatrzy na Pana
Prezydenta Bul- Komorowskiego, Pana Premiera Maciusia Pierwszego, Dziurawego Stefana,
czyli Pana Wicemarszałka Sejmu, Pana Marszałka Senatu bezradnie usiłującego sklecić jakieś
dwa zdania złożone, to czasem robi się zimno.
„Szkoda Polski”, jak stwierdził swego czasu Komorowski. Święte słowa. Trzeba wygrać te
wybory.
Atmosfera, czyli pokazucha w Wilnie
seawolf, 5 września, 2011 - 19:23
Ile to się nasłuchaliśmy i naczytaliśmy, jak to się radykalnie zmieniła ATMOSFERA, z
akcentem na O, żeby było bardziej patetycznie, po koszmarnych czasach Kaczyzmu-
Macierewizmu, gdy Polska rzekomo jedynie potrząsała szabelką i nic z tego nie miała. A
jednak miała. Za rządów „kaczorów” Litwa nie odważyła sie robić takich numerów, tego się
nie da zakitować żadną propagandą.
Rurociąg Nord Stream, czy obecne represje wobec ludności polskiej na Litwie, sprawa
zakazów mówienia po polsku do dzieci z mieszanych małżeństw w Niemczech, to wszystko
dzieje się już za rządów przyjemniaczków z PO, dla których najważniejsze jest, by wszyscy
się do nich uśmiechali i poklepywali po pleckach. Żeby właśnie ATMOSFERA była miła.
Otóż atmosfera jest i będzie miła, jeśli będziemy robili wszystko to, co chcą nasi sąsiedzi i nie
psuli tej atmosfery jątrzącym przypominaniem, że my akurat mamy na to , czy owo inne
zdanie i że byśmy chcieli czegoś innego.
Niedawno pewien znajomy zapytał mnie, że skoro Tusk jest taki beznadziejny, jak mu
tłumaczę, to dlaczego „go tak szanują za granicą?”. Po pierwsze, skąd taka wiadomość , że go
za granicą szanują? Zapewne z lektury krajowych „zaprzyjaźnionych z rządem i tych
drugich” gazet i tygodników, bo za granicą, a bywam tu i ówdzie, żadnych takich wyrazów
szacunku zauważyć nie sposób. Wszystko to show na użytek wewnętrzny. Oczywiście, owi
partnerzy doskonale wiedzą, jaki jest priorytet Tuska, czy Sikorskiego, zostać poklepanym po
pleckach wśród szczerych uśmiechów i dostarczają to w dowolnych ilościach (w końcu, to ich
zawód) pod warunkiem wszakże, że owi Mężykowie Stanu nie będą nawet wspominać o
rzeczywistych interesach i rzeczywistych problemach.
Dla tego show wszystko są nasze piłkarzyki poświecić, w tym także Polaków na Litwie, jak
widzę z ostatniej pokazuchy Donalda Tuska w Wilnie.
Przypomina sie słynny już, kultowy wręcz Tusk- bohater, w kryzysowej kurteczce bez
krawata z nadludzką odwagą zwalczający pedofilów, dopalacze, wprowadzający Euro ( to już
chyba od kilku miesięcy Euro miało być wprowadzone, jeśli mnie pamięć nie myli, niestety,
jeśli mnie ta pamięć myli, żaden z niezależnych publicystów mi nie przypomni, bo i po co
jątrzyć i dzielić), zwalniający Bondaryka ( hi,hi, to było już wyjątkowo zabawne, prawdziwa
brawurowa jazda po bandzie), czy ministra- magika od kolei, czy od katarskiego inwestora.
Oczywiście, zdziwienie musi budzić fakt, że wciąż wielu z nas daje się nabierać na ten sam
numer, ale to już inna historia, kiedyś zbadamy, czy to jakaś zbiorowa hipnoza, brom w
wodzie, chip wstrzelony za uchem, czy też cokolwiek innego, ale sprawa jest dziwna. Kiedyś
się obudzimy , rozglądając w zdumieniu, że daliśmy sie tak dziecinnie nabierać.
No, ale to rzeczy- właśnie Premier Tusk odbył wyprawę do Wilna, by wygasić strajk w
polskich szkołach i obiecać, że się zajmie, że komisja itp., no, tak samo, jak zwalniał
Grabarczyka, czy kastrował pedofilów. To znaczy, jak to on w swoim ezopowym języku-
będzie namawiał litewskich przyjaciół.
Strajk się skończył, zdjęcia w Ostrej Bramie zrobione, można wracać triumfalnie do domu. A
tymczasem na Litwie Pan Premier Litwy Kubilis oświadczył:
„Nie planujemy zmieniać ustawy i nie widzę ku temu żadnych powodów”
Nie wiem, czy Pan Premier Kubilis poklepał Tuska po pleckach, czy tylko wymienili szczere
uśmiechy, w każdym razie ubaw musiał mieć niezły, obcując z takim Mężykiem Stanu i
odprowadzając go do samolotu. Zapewne jednym z punktów protokołu jest „nie podchodzić z
ostrymi przedmiotami do Premiera Tuska”, bo ten nadęty balon może ulec przekłuciu, a
zapach wtedy będzie niemiły. My też byśmy mieli z tego ubaw, gdyby nie to, że przedmiotem
tej zabawy są nasi rodacy na Wileńszczyźnie.
Jak czytam, ta kompromitację rządowi propagandziści kontrują przypomnieniem, jak to
Prezydent Kaczyński też pojechał , tuż przed śmiercią na Litwę, by doznać upokorzenia w
sprawie polskich nazwisk . Tak, tyle, że wtedy rząd Tuska robił wszystko, by polskiego
Prezydenta, głowę polskiego państwa ośmieszyć, zdezawuować, przypomnieć jemu i całemu
światu, że to rząd prowadzi politykę zagraniczną i że jeśli ktoś chce Prezydenta upokorzyć, to
spotka się to jedynie z aprobatą i uznaniem rządu i rządowych mediów. I tak też stało. I za to
też podziękujemy kiedyś Donaldowi Tuskowi, czy kto tam tym wszystkim rządzi.
Debeściaki walczą do końca!
seawolf, 6 września, 2011 - 18:42
Jestem pełen podziwu dla determinacji sekciarzy z sekty Antypisa. Raz zostali ustawieni na
kursie i ścieżce, to nic ich z niej nie zepchnie, nawet fakt , że ten kurs się zmienia co chwilę w
miarę obalania kolejnych bzdur i kłamstw wrzucanych przez rządowe, czy właściwie, nie
wiadomo, jakie, ośrodki ( nie wiadomo jakie, ale wiadomo, że scentralizowane) usłużnym
niezależnym dziennikarzom, których swego czasu ochrzciłem dziennikarskimi flanelkami, bo
za słowo „szmaty” mnie admini banowali.
Raz dostali tego nieszczęsnego smsa o czterech podejściach, winie pilota i pytaniu, czyje
naciski zdecydowały o katastrofie, koniec, trzymają się, jak pijany płotu, jakby im wyprano
mózgi, jakby im to wdrukowano w twarde dyski i zabezpieczono hasłem.
Zdumiewa skuteczność tego wdrukowania, nieraz w rozmowach słyszę, ze Prezydent
naciskał, pytam, jak niby naciskał, skąd o tym wiadomo, no wszyscy wiedzą! Acha. Po co
lądowali? No, jak to lądowali, pytam? Przecież nie lądowali, odchodzili, wyraźnie słychać!
Lądowali, przecież wiadomo! Skąd wiadomo, No, bo Błasik naciskał! Pytam, skąd niby o tym
wiadomo, skoro nigdzie nie ma nawet sylaby w nagraniach. No, wiadomo, wszyscy wiedzą!
OK. Słyszę, że kapitan Protasiuk mówił, że patrzcie, jak debeściaki lądują! Gdzie jest choćby
pół sylaby na ten temat w nagraniach? Nie ma. Dementi szmatławca, który to wydrukował też
nie ma, bo i po co? Gdzie jest zdanie, że go ktoś zabije, jak nie wyląduje? Nie ma, podobnie,
jak nie ma seppuku tej szmaty dziennikarskiej, która to rzekomo na własne uszy słyszała.
Teraz, z perspektywy czasu, to nawet pośmiać się można, jak grubymi nićmi, ba, co ja mówię
, nićmi, sznurami, kablami, wężami strażackimi, cumami, anakondami w średnim wieku były
fastrygowane te wszystkie wrzutki rządowych „niezależnych” flanelek z Osieckim na czele,
kultowym już przykładem, na zawsze już związanym w powszechnej pamięci z historyjkami
o naciskach, jasnowidzeniu, odczytywaniu myśli i uczuć Protasiuka na odległość, lokalizacji
miejsca, w którym stał generał Błasik i niewerbalnie ( bo się, cholera , nic nie nagrało, ale nie
szkodzi, pewnie pisał na serwetkach, zwijał w kulki i rzucał w Protasiuka) zmuszał go do
rozbicia się o ziemię.
Rozczulenie bierze, z jaką rozpaczliwą determinacją czepiają się kolejnych wersji- nie dało
rady wcisnąć wersji z rozszalałym Prezydentem, to proszę bardzo- stewardessa! Nie? No to
dyr. Kazana! Nie, hmmm, no, to Błasik! Nie w kabinie? Hmmm, no to może, może, ... acha!
Jeszcze na lotnisku! Tak, widzieli świadkowie, to znaczy świadków może i nie ma, ale
nagrało się , naciskał jeszcze na lotnisku, szarpał, bił, tłukł koszem na śmieci, hej, eksperci od
ruchu warg, do czynu- odczytajcie , co mówili, zgłaszajcie się do studia TVN, czeka nagroda i
sława! Okazało się, że ani świadków, ani nagrania nie ma, jest tylko pewien adwokacina, co
te nieistniejące nagrania widział „na własne oczy”. Nie na lotnisku, no, tu jest pewien
problem, no, ale pewnie wcześniej, w koszarach, w szkole lotniczej naciskał, mobbingował,
śniadania zabierał!
Mogliby sobie już właściwie odpuścić, ale, gdzie tam, służba, nie drużba!
Według najnowszej wersji zbrodnią Prezydenta jest nie to, że naciskał na pilotów, ale to , że
NIE naciskał. To znaczy, nie zmusił ich to odejścia na lotnisko zapasowe.
„Stenogramy pokazują dramat pilotów, którzy wiedzieli, że warunków do lądowania w
Smoleńsku nie ma. Czekali na tę decyzję, gdzie skierować samolot. I się nie doczekali.”
Ciekawe, bo tej pory, to słyszeliśmy, że właśnie cały czas i Prezydent i generał, a i pewnie
Pani Prezydentowa, kto wie, krzyczeli im nad uchem, co mają robić, a tu się okazuje, że
dokładnie odwrotnie, nie krzyczeli! Milczeli jatrząco!
No i wreszcie, najtrudniejszy orzech do zgryzienia dla sekty „naciskowców”:
„Drugi pilot pyta: "A jak nie wylądujemy to co?" "To odejdziemy" - odpowiada Protasiuk.”,
Jasno i wyraźnie, koniec , kropka, większość normalnych ludzi już by na tym poprzestała, a
może i, kto wie, przeprosiła za wielomiesięczne kłamstwa. Ale nie debeściaki z Czerskiej! O
nie! Oni się nie poddają! „Stenogram nie oddaje intonacji, z jaką te słowa zostały
wypowiedziane: zdecydowanie, czy z rezygnacją? Z przekonaniem, czy z wahaniem?”
„Być może - w protokole tego wprost nie znajdziemy - obu pilotom przypomniał się tzw.
incydent gruziński z 2008 r. Pilot 36 pułku odmówił wówczas prezydentowi Kaczyńskiemu
lądowania na objętym konfliktem zbrojnym lotnisku w Tbilisi. Skończyło się to dla niego
m.in. postępowaniem karnym.”
W protokole może i nie znajdziemy, ale w „Wyborczej”- jak najbardziej! Co prawda, dość
oszczędnie gospodarują tam faktami, bo zapomnieli dodać, że pilot został odznaczony
medalem. To znaczy medal jest ukryty pod kryptonimem „m. in.”, żeby ktoś sobie nie
pomyślał, że „Wyborcza” ordynarnie kłamie, czy manipuluje, absolutnie nie! Jeśli medal, to
jest taki wielki kłopot, to ja też chętnie wezmę taki kłopot na swoje barki, nie ma problemu.
Niech będzie moja krzywda, jak kiedyś mawiano. Niewątpliwie myśl, że za niewylądowanie
zapunktują u Klicha i dostaną kolejne medale musiała kompletnie sparaliżować pilotów i
skłonić ich do rozbicia samolotu, to, jak wiadomo, normalna reakcja organizmu.
Przyznam, że przy tej rozbrajającej „intonacji” parsknąłem śmiechem, ale już to „być może
przypomniał się” doprowadziło mój rechot do skokowego przejścia w stadium kwiku.
Płynność, z jaką anytpisiaki z Czerskiej przeszły z jednej wersji, do drugiej, dokładnie
przeciwstawnej i sprzecznej z poprzednią, musi budzić podziw.
Tu trening nie wystarczy, z tym sie trzeba urodzić.
LRAD, czyli coś tu niemile pachnie.
seawolf, 7 września, 2011 - 19:00
Miałem dzisiaj obśmiać parę rzeczy, czy raczej parę osób, jak zwykle, w tym kilku Szalonych
Starców plujących na gazety wyłożone w kioskach (Bratkowski), wyzywających nielubianych
przez siebie polityków od zgniłych jajek ( Dziurawy Stefek), wygrażających wściekle
pięściami w stronę ekranów telewizyjnych, gdy pojawia się na nich Jarosław Kaczyński, ale
w oko mi wpadło coś znacznie ważniejszego, a i śmiesznego też, choć nieco inaczej.
Otóż na stronie
http://blogmedia24.pl/node/49915
znalazłem tekst przedziwnej, rzadko
spotykanej urody, mianowicie „Odpowiedź Centrum Informacyjnego Rządu na nasz list do
Sekretarz stanu Pani Julia Pitera w spr. LRAD”. Generalnie jest to przesłanie- „mam was ze
kompletnych idiotów, debili i co mi zrobicie, głupki?”. Oczywiście, to przesłanie jest
przetłumaczone na język urzędniczy i ubrane w gładkie zdania, ale sens jest ten sam.
Otóż panią Małgorzatę Juras, podpisaną, jako Główny Specjalista, zapytano o tak zwane
LRADy zakupione przez polską policję. Tu parę słów wyjaśnienia. LRAD to nowa, tak zwana
non- lethal, czyli niezabijająca broń używana z powodzeniem przez armię USA na Bliskim
Wschodzie, czy choćby przez statki do obrony przed atakującymi piratami, co niżej
podpisany może poświadczyć, bo sam posiadał te LRADy w swoim wyposażeniu, między
innymi na „Queen Elisabeth 2”, jak widać na zdjęciu. Są to urządzenia, wyglądające, jak
głośniki, emitujące tak zwane “powerful deterrent tones” z natężeniem dźwięku SPL=149
dB(A)/1m w wąskiej, zogniskowanej 15 stopniowej wiązce, ustawionych na obrotowej
podstawie umożliwiającej celowanie tą wiązką, używać zgodnie z ich oryginalnym
przeznaczeniem, to jest do rozpraszania tłumów i odpierania ataków bez użycia broni palnej.
A co pisze pani Małgorzata? Proszę bardzo, pośmiejmy się razem:
W skrócie:
„Szanowni Państwo!
W odpowiedzi na e-mail z 22 czerwca skierowany do minister J. Pitery przekazuję
wyjaśnienia przygotowane przez Biuro pani minister:
Z udzielonych w przedmiotowej sprawie przez Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Spraw
Wewnętrznych i Administracji Pana Adama Rapackiego wyjaśnień wynika, iż zakup 6
kompletów urządzeń rozgłaszających dużej mocy – LRAD był przedmiotem dwóch
przetargów nieograniczonych, ogłoszonych przez Policję w 2010 r. (znak:
181/BLP/127/Cut/10/EMi oraz 272/224/Cut/lO/KM).
Ogłoszenie wskazanych powyżej przetargów wynikało z konieczności doposażenia
Oddziałów Prewencji Policji w związku z zabezpieczeniem spotkań zaplanowanych w
ramach Polskiej Prezydencji w Radzie UE, co było zgodne z Harmonogramem składania
wniosków o uruchomienie rezerwy celowej na realizację zadań w związku z zapewnieniem
bezpieczeństwa w trakcie polskiej Prezydencji, zatwierdzonym przez Podsekretarza Stanu w
MSWiA – pana Piotra Stachańczyka. W dokumencie tym działanie nr 3 «Teleinformatyka»
przewidywało zakup 5 szt. Urządzeń rozgłaszających dużej mocy – LRAD. W późniejszym
terminie, za zgodą dysponenta środków finansowych (Ministerstwo Spraw Zagranicznych),
uzyskano zgodę na zwiększenie zakupu o 1 komplet. Łącznie Policja zakupiła 6 takich
urządzeń.
(...)
Zespół przygotował dokument zawierający specyfikację techniczną, zgodnie z którą
przedmiotem zamówienia było urządzenie rozgłaszające dużej mocy – LRAD, a jego
przeznaczeniem wykorzystywanie do przekazywania komunikatów, informacji i ostrzeżeń
podczas akcji i operacji policyjnych prowadzonych w związku z klęskami żywiołowymi,
katastrofami, awariami technicznymi oraz zdarzeniami o charakterze nadzwyczajnym.
(...)
Łączna wartość dokonanego zakupu wyniosła 780 tys.
Użytkownikami końcowymi zakupionych urządzeń są poniżej wymienione Oddziały
Prewencji Policji:
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku,
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie,
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu,
- Komendy Stołecznej Policji w Warszawie,
- Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu,
- Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Odnosząc się do kwestii związanych z wykorzystywaniem zakupionych urządzeń, podkreślić
należy, że – zgodnie z udzielonymi przez MSWiA wyjaśnieniami – zamawiający nie
przewidywał i nie żądał, aby ww. sprzęt posiadał funkcję umożliwiającą obezwładnianie osób
za pośrednictwem dźwięku o wysokiej częstotliwości. Ze specyfikacji technicznej
zakupionych urządzeń wynika, że prawdopodobnie mają one taką możliwość, jednakże winno
się traktować ją, jako funkcję dodatkową, na którą zamawiający nie miał wpływu. Należy
bowiem zdecydowanie zaznaczyć, że powyższy parametr nie jest i w aktualnym stanie
prawnym nie może być wykorzystywany w działaniach Policji.
Reasumując powyższe, stwierdzić należy, że zakupiony sprzęt będzie wykorzystywany przez
Policję podczas prowadzonych działań prewencyjnych.
Z poważaniem –
MAŁGORZATA JURAS
główny specjalista
Centrum Informacyjne Rządu
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów”
Pani Małgorzato- Jest Pani niewątpliwie specjalistką wysokiej klasy, niepodobna w to wątpić,
nie powiem, od czego, ale powiem tylko tyle, jako praktyk, że LRADy nadają się do
wszystkiego, tylko nie do: „przekazywania komunikatów, informacji i ostrzeżeń podczas
akcji i operacji policyjnych prowadzonych w związku z klęskami żywiołowymi, katastrofami,
awariami technicznymi oraz zdarzeniami o charakterze nadzwyczajnym.”
Jest to bardzo drogie urządzenie i wykorzystywanie go do wyżej wymienionych celów
przypomina wbijanie gwoździa kalkulatorem. Można? Można, nie sposób zaprzeczyć! A, że
przy okazji okazało się, że kalkulator potrafi liczyć, całkować i pierwiastkować, to już
przecież tylko sama radość z niespodziewanych dodatkowych funkcji. Taki bonus, czy gratis,
jak płyn zmiękczający dołączony do kartonu z proszkiem do prania. No, patrzcie, nie dość, że
gwóźdź wbity, nie dość, że papiery na biurku można przycisnąć przed przeciągiem, to i
niespodziewanie i policzyć coś można, no, kto by pomyślał! Jaki udany zakup!
Tu na poważnie- wolałbym, żeby nam otwarcie powiedziano, że owszem, „kupujemy za
ciężkie pieniądze sprzęt do rozpraszania rozruchów, choć czasy są ciężkie i wszyscy
oszczędzają, ale trudno, nie wiadomo, co będzie, a lepiej ogłuszać, niż strzelać, a co, wolicie,
żebyśmy do was strzelali, mohery, pisiory pieprzone?????? No, co, wolicie ???????”
Między nami mówiąc, proszę bardzo, nie wiadomo, czy tych LRADów, podobnie, jak
scentralizowanej bazy danych ABW Bondaryka, nie będzie kiedyś używać w obronie „ładu i
porządku” minister Macierewicz na polecenie Premiera Kaczyńskiego, a ekipa Tuska nie
poczuje się, jak kiedyś Krzyżacy maszerujący spod Grunwaldu we własnych, solidnych,
dobrej jakości kajdanach.
Natomiast fakt, że, zamiast powiedzieć prawdę, wciska się nam takie bzdety dla kretynów w
nadziei ( czy raczej, używając zreformowanej ortografii BUL- Komorowskiej: nadzieji), że
nikt się nie zna i nie zainteresuje, powoduje, że zaczynam się naprawdę zastanawiać, co tu się
kroi.
Lord Vader w przebraniu baranka
seawolf, 8 września, 2011 - 18:50
Zauważyłem coś niepokojącego, choć może to słowo nie jest najwłaściwsze, bo co
niepokojącego jest w tym, że się jakaś sekta dzieli na frakcję bolszewików i mienszewików,
albo też derwiszów kręcących się w prawo, zgodnie z kierunkiem zegara, i w lewo,
przeciwnie do jego wskazówek? Szkody nie ma w tym żadnej, a jedynie trochę zabawy.
Zatem powiedzmy raczej, że zaobserwowałem ciekawe zjawisko w biuletynie Sekty
Antypisa, czyli „Gazecie Wyborczej”. Jedna frakcja, ta tańcząca do upojenia w lewo,
powiedzmy - hardcore, widzi Jarosława Kaczyńskiego jako demona zła, Lorda Vadera
polskiej polityki, którego należy zalać betonem i to z czubem, bo w trakcie debaty, czy też
raczej wywiadu w Polsacie zaprezentował „pustosłowie, oportunizm i ignorancję, nie
powiedział niczego, co by się układało w jakiś pomysł na politykę gospodarczą, robił
wrażenie laika, który powtarza nie najlepiej wyuczone kwestie wymyślone przez jego
doradców, których nie czuje, ani do końca nie rozumie, tym, co najbardziej rzucało się w oczy
była wrogość do rządu obecnej koalicji, do rzekomo prześladujących go mediów,
zawoalowane przypominanie Układu, a nad wszystkim zaprogramowana obelga, insynuacja,
premier, co "mówi, że nic nie może". No i „kłamstwo też królowało w słowach prezesa”. No i
rytualna już, obowiązkowa wręcz „trucizna IVRP”.
Teraz zgadywanka, kto to napisał? Możliwości jest kilka - Kuczyński, Wołek, Niesiołowski,
Kutz, Bratkowski? No, ośmiodziurowy (od słynnych, kultowych już ośmiu kul lecących mu
prosto w bohaterską pierś w Łodzi, teraz, po śmierci Andrzeja Leppera zapewne będzie to
sznur na szyi obnoszony po studiach TV) Stefan, czyli Pan Wicemarszałek Niesiołowski
dodałby niechybnie coś o obrzydliwych, załganych hipokrytach i ćwokach, Wołek użyłby
kilka razy, albo i kilkanaście „pożal się Boże”, Bratkowski, że z wypowiedzi widać wyraźnie
inspirację faszystowskimi ideami i ukryte pragnienie pomaszerowania z pochodnią, więc
odpadają, zatem tak! Ci, co obstawiali Kuczyńskiego, mieli rację.
No, powiedziałby ktoś, o co chodzi, przecież oni to piszą codziennie. Owszem, ale zaraz obok
Jarosław Kaczyński jest demaskowany przez Dominikę Wielowieyską (jak się wydaje, frakcja
derwiszy tańczących w prawo, powiedzmy, soft) za coś innego. Owszem, nadal demon zła,
Lord Vader polskiej polityki, którego należałoby zalać betonem i to z czubem, ale jest
subtelna różnica - tym razem za fałszywą łagodność, umiarkowanie i przebranie baranka.
Wypomina bowiem Prezesowi Kaczyńskiemu, że o Smoleńsku mówił spokojnie, nie mówił o
zdrajcach, o kondominium niemiecko-rosyjskim, jakim może być Polska pod rządami PO ani
o Tusku, który jest sługusem Merkel i Putina. Była tylko mowa o "polityce białej flagi".
Zatem w przeciwieństwie do Kuczyńskiego nie zauważyła Pani Wielowieyska „wrogości,
obelg, insynuacji, kłamstw, trucizn IV RP”. To znaczy, też niezupełnie, zauważyła, ale,
niczym Wernyhora, w przyszłości. Może i Prezes nie powiedział tego wszystkiego teraz, ale
na pewno sobie tak pomyślał, a już na pewno powie w przyszłości. Teraz udaje, fałszywiec
jeden, łagodnego baranka, ale za chwilę zobaczycie!
„Mamy więc znów cudowną przemianę na użytek kampanii. Ale niech krytycy PiS, czyli owi
kolaboranci, nie cieszą się przedwcześnie. Zaraz po wyborach prezes powie, co o nich myśli:
porówna ich do ZOMO albo do morderców księdza Popiełuszki”.
Coś to przypomina Kolendę-Zaleską i jej „prawdziwych Polaków” swego czasu. Nie
powiedział, ale pewnie kiedyś powie, więc o co chodzi. Nawiasem mówiąc - Pani Kolenda,
autorka jawnego, bezczelnego kłamstwa, właśnie się objawiła, jako niezależny i obiektywny
moderator debaty, doprawdy nie sposób zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński z taką
rezerwą się odnosi do udziału w debacie z jej udziałem, zupełnie niezrozumiałe!
Nawiasem mówiąc serdecznie odradzam udział w takiej debacie, po pierwsze, z krętaczami,
graczami w trzy karty na rynku nie siada się do partii szachów. Zwłaszcza, gdy zaproszone
grono jurorów to wieloletni udziałowcy w tej spółdzielni drobnych oszustów. Jak, być może
niektórzy wiedzą, przemysł „trzykarciany” jest zorganizowany następująco: szef macha
kartami i krzyczy „Ludzie, co ja robię, co ja robię, pieniądze za darmo rozdaję”, umówieni z
nim „chojniacy” wydają z siebie okrzyki zachwytu i zdumienia, że, rzeczywiście, takie
bogactwo tak łatwo trafia w ich ręce i demonstracyjnie obstawiają kolejne rundy, oczywiście,
wygrywając i przeliczając wygrane z demonstracyjną radością, oraz tak zwani frajerzy, czyli
my wszyscy, wciągani do tej gry przez zblatowanych oszustów. Najlepiej odejść w swoją
stronę, poświstując obojętnie, a szef i chojniacy z „zaprzyjaźnionych i tych drugich telewizji”,
jak w chwili nieostrożnej szczerości powiedział Wajda, niech nadal wyrażają zachwyt Drugą
Irlandią, Zieloną Wyspą i rządami miłości. Niech sobie nawet robią meksykańską falę w
studiu Tusk Vision Network, a co nam to przeszkadza? Nie nasz cyrk, nie nasze małpy.
Tabloid straszy na Czerskiej
seawolf, 9 września, 2011 - 19:03
Jak czytam, mało, co tak nastraszyło i zniesmaczyło kapłanów sekty Antypisa z Czerskiej, jak
„nowy prawicowy tabloid”, czyli Gazeta Polska Codziennie. Opisując Gazetę Polską
Codziennie , nie mam lekko. Głównie dlatego, że jestem na Atlantyku i najzwyczajniej w
świecie nie wiem, jak ów straszliwy, ponury prawacki tabloid wygląda i czemu wywołuje tak
nerwowe reakcje na Czerskiej. Ale, jak już wielokrotnie pisałem, jak się wie, o czym, to
każdy głupi napisze, Sztuka nie wiedzieć, a jednak napisać ;-)
No, ale mam ułatwienie, bo od lat stosuję równie skuteczną, jak i prostą zasadę, wszystko, co
w Wyborczej jest opisywane, jak najgorsza, najstraszliwsza, najbardziej haniebna, żałosna,
najbardziej odrażająca, potępienia i pożałowania godna rzecz od czasu wojny, albo i ją
włączając, jest cool i mogę bez wahania, w ciemno to kupić, przeczytać, obejrzeć, uścisnąć
rękę, albo się do tego czegoś zapisać.
No, co prawda raz mnie oszukali „ na odwyrtkę”, gdy mieszali z błotem Bolka Wałęsę w
czasie wojny na górze. Uwierzyłem, zagłosowałem odwrotnie, czyli „za” i do dzisiaj mam
czkawkę. No, ale oni też się wtedy pomylili, oszukali mnie niechcący, swojaka, agenta,
jednego z „człowieków honoru” nieświadomie gnoili, więc trudno mieć pretensję, a w
każdym razie należy uwzględnić okoliczności łagodzące.
Graliście kiedyś w szachy na ślepo, bez oglądania szachownicy? Jeśli tak, to wiecie, jakie
mam uczucie zgadzając się na pisanie tam raz na tydzień. No, bo nie wiem, co jest obok, jakaś
panienka, czy też może raczej straszy smętna gęba jakiegoś „yntelektualysty” z kręgów
rządowych, albo i sam Pan Prezydent z małżonką, oby żyli wiecznie. Prognoza pogody, czy
wiersz o wzniosłej treści. Katastrofa, czy narodziny czworaczków. Analiza zapisu czarnych
skrzynek, czy karykatura MAK Donalda. Pytanie nie jest takie bezsensowne, bo wypada się
dostosować do nastroju na stronie. Miejsce przeznaczone na ten felietonik jest bardzo mikre,
wystarczy na to, żeby się przywitać, pozdrowić, rzucić jakiś żart i to już w zasadzie tyle, czas
się żegnać, dziękujemy, dziękujemy, kolego Siłólf, proszę już nic nie dopisywać,
DZIĘKUJEMY! Nie dopisy... panie Waldku, Pan wyprowadzi kolegę!
Może się uda później jakoś rozepchnąć, przekupić, lub zastraszyć sąsiadów, ewentualnie
pożyczyć ( po czym nie oddać) parę centymetrów kwadratowych?
Czas pokaże. Ale to szczegół.
Ważne, że wyciągamy kolejną cegłę z muru. Szukam w pamięci pewnego cytatu, chyba
Konfucjusza, choć nie jestem pewien- mniej więcej chodzi o to, żeby zamiast ciągle narzekać
na mrok, spróbować zapalić świeczkę. Narzekamy na rządowe, spaskudzone do szczętu
media, no to załóżmy własne! Dawno trzeba było to zrobić, choć oczywiście do zwycięstwa,
jak trafnie zauważył Napoleon potrzeba trzech rzeczy- w kolejności - pieniędzy, pieniędzy,
oraz pieniędzy. Adolf Dymsza wyraził to w podobny sposób- „pieniądze szczęścia nie dają,
tylko gotówka”. Zatem ONI mają wiele sposobów, by nową gazetę zdławić, nie dając reklam
i ogłoszeń, zabraniając państwowym firmom się z tą gazetą zadawać, nasyłając kontrole
sanitarne i podatkowe, przeciwpożarowe i antyterrorystyczne, w ostateczności ABW i to bez
zapowiedzi i ściągania butów, jak u p. Rosoła. Albo odmawiając zamieszczenia reklam w
telewizjach. Albo zabraniając kolportażu ze względów sanitarno- epidomologicznych ( papier
nie ma certyfikatu na obecność bakcyla ptasiej grypy. Zakład, że nie ma!).
Ale, jeśli kilkumilionowa społeczność głosująca na PiS nie jest w stanie zapewnić egzystencji
jednego dziennika, to chyba nie zasługujemy na zwycięstwo. Przypomina mi się Słonimski,
który opowiadał o jakimś swoim znajomym, że jest wielkim patriotą, odda życie za Ojczyznę,
ale 5 złotych za nią nie odda.
No więc u nas mamy podobnie: same zawzięte konspiratory online, ale, jak przychodzi, co do
czego, to wszyscy nagle zajęci. Dlatego mam takie ciepłe uczucia i wielki szacunek do
Solidarnych 2010, bo oni naprawdę coś robią, stoją z tym namiotem na butach, jak wyrzut
sumienia spodlonego narodu. Podobnie cenię Las Smoleński, niezależnie od tego, w jaką
smutną stronę to wszystko zdryfowało, czy raczej w jaką stronę zostało to zdryfowane i ile
szczerych, z serca płynących wyzwisk i obsobaczeń wymieniliśmy sobie z redakcją Nowego
Ekranu.
Nie, żebym był lepszy, ale mam alibi, z Cape Town, czy Mumbaju trudno dmuchać baloniki,
czy podstawiać nogę pod Biały Namiot. Nie sięgnę. Ale mogę "jątrzyć i dzielić" online, co
robię z dziką rozkoszą.
Zatem, jak czytam w owej Wyborczej: „Mnie na pewno nowa gazeta niczego nie uprzyjemni,
wręcz przeciwnie. Jej szata graficzna w "nowoczesnej formie" jest wyjątkowo nieatrakcyjna,
trąci wręcz myszką i to w stylu tabloidowym. Jeszcze bardziej przygnębia treść.”, to myślę
sobie, Szanowna Pani Naszkowska, a co to, @%##$%, Pani przeszkadza, przecież powinna
Pani skakać ze szczęścia, jak gimnazjalistka po pierwszej randce, że ta prawicowa gazeta taka
okropna, nie?
Doświadczenie ostatnich lat, i to wielu, uczy, że to co Panią przygnębia, mnie akurat ( i parę
innych osób) przeważnie cieszy i odwrotnie, zatem, jak czytam , jaka beznadziejna jest szata
graficzna, okropni autorzy, którzy „kraczą” i „straszą”, straszne artykuły, które „odgrzewają
kotlety”, nikczemne zdjęcia, na których Pan Prezydent wygląda, jak idiota ( no, a jak ma
wyglądać???? No, jak??? Cudu Pani oczekuje i to od pierwszego numeru???), to wiem, że jest
dobrze. Tylko czekam, jak redaktor soft- pornograficznej telewizji, Wołek powie to swoje
„pożal sie Boże” w najwyższym niesmaku. To już będę cały w skowronkach.
Tusk wycofuje PO z wyborów!!!!
seawolf, 10 września, 2011 - 18:52
Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, Donald Franciszek Tusk, zwany w niektórych
jątrzących i dzielących kręgach MAK Donaldem, w jeszcze innych dumnym posiadaczem
tajemniczej, kultowej Toli właśnie przyznał, że wycofuje swoją partię z wyborów.
Oczywiście, jak to Donald, zapewne „będzie namawiał swoich kolegów, by rozważyli
wycofanie się”. Ale po najnowszej wypowiedzi właściwie jest już pozamiatane. Chyba, że ja
coś źle zrozumiałem? No, ale jak inaczej traktować słowa:
„Uczciwe rozliczenie jest etycznym fundamentem. Ludzie, którzy mówią prawdę o sobie,
mają dopiero prawo ubiegać się o to, aby rządzić dalej.”
Nie można tego powiedzieć trafniej, dosadniej, ani wyraźniej. To znaczy- sorry, chłopaki,
kłamaliśmy w dzień, kłamaliśmy w nocy, kłamaliśmy cztery lata, wystarczy, nie mamy prawa
kandydować, wycofujemy się, przepraszamy i prosimy o łagodny wymiar kary.
Obawiam się, że Kabaret Moralnego Niepokoju w pełnym składzie upija się właśnie na
ponuro, bo oryginał, Tusk, okazał się śmieszniejszy od ich parodii.
Muszę przyznać, że ta deklaracja Premiera jest dość niespodziewana, zważywszy, ile kasiory
PO zainwestowało już, a ile dopiero planowało, w te wszystkie bilboardy, którymi się tak
brzydzi i te spoty, którymi tak pogardza. No i nie licząc tych wszystkich inwestycji
wszystkich „zaprzyjaźnionych i tych drugich”, jak w chwili szczerości nazwał je Wajda,
telewizji, które robią rządowi kampanię ze środków własnych, rękami niezależnych i
obiektywnych dziennikarzy, celebrytów, zawodowych ściągaczy pieniędzy w czerwonych
gatkach, kabareciarzy, piosenkarek i ich pudelków, gitarzystów i ich kretyńskich kapelutków
przyklejonych Loctitem do łysej glacy.
No i teraz wszystko psu w... to znaczy pod ogon poszło. Starsi i mądrzejsi, którzy swego
czasu wybrali trzech ( a właściwie czterech, ale jeden był zbyt skromny, by stawać w świetle
jupiterów, jak gromosław z jasnego nieba) przystojnych Tenorów w castingu na Mężyków
Stanu bedą chyba teraz gorączkowo szukać zastępstwa, które położy sie, niczym Rejtan, (
choć w tym przypadku, to raczej Suchorzewski bardziej pasuje, jako przykład) na drodze
powracającemu ze zbrodniczymi tulipanami w rekach kaczyzmowi, macierewizmowi i
ziobryzmowi.
Na miejscu opozycji nie robiłbym już nic, tylko cytował to jedno zdanie premiera Tuska.
Ewentualnie okraszałbym je jakimiś przykładami najjaskrawszych łgarstw. Najjaskrawszych,
bo jakby tak zacząć przytaczać wszystkie, większość drzewostanu w Polsce poszłoby na
papier na plakaty i ktokolwiek planowałby prywatyzację lasów, musiałby zmieniać nazwę
ustawy na prywatyzację stepów i karczowisk państwowych.
Pewnym ratunkiem dla roślinności jest, oczywiście Internet, gdzie do woli i bez karczowania
lasów można podkładać pod tą wypowiedź twarze Ewy „ Metr wgłąb” Kopacz, Julii „ Dorsz”
Pitery, Bul- Komorowskiego (oby żył wiecznie), Radka „Watahy” Sikorskiego, Dziurawego
Stefka i jego stygmatów, „Katarczyka”- Grabarczyka, Pawła „Izwinitie” Grasia, Sławomira
„Mesjasza” Nowaka plus bredzenia kultowych już Szalonych Starców o tych wszystkich
fackelzugach, pochodniach, zniczach i tulipanach zagrażających demokracji. I koniecznie
przebitka z oszalałym Bratkowskim opluwającym gazety w osiedlowych kioskach.
To oczywiście tylko taka zagrywka- owszem, jesteśmy kompletnymi patałachami, nas
samych histeryczny śmiech bierze, jak na siebie patrzymy, wszystko spieprzyliśmy, ALE......
Ale jest przecież PiS, zatem musimy ocalić Polskę przed , jak to Tusk powiedział?
ARESZTOWANIEM inwestycji. No, odjazd i jazda po bandzie na 100%. Gra na wielokrotnie
obśmianych i zdemaskowanych propagandowych schematach, jakby ktoś psu Pawłowa
zapalał żarówkę nad pustą miską. Pstryk, pstry, pstryk, no, śliń się , głupi kundlu, co ci się
stało?!
Chociaż zapewne Tusk właśnie przyznał, że te wszystkie faktury, to lewizna. No, z
pewnością, kto ma to wiedzieć lepiej? Zna swoich ludzi, my możemy się jedynie domyślać, a
on wie to na pewno.
Sytuację w PO dość jednoznacznie określają czołowi politycy PO:
„Zarząd traktuje nas jak stado baranów. Jak mamy głosować za programem, którego nie
widzieliśmy? - oburza się jeden z posłów w rozmowie z tygodnikiem "Wprost". Choć
Platforma Obywatelska ma dzisiaj przedstawić swój program wyborczy, to politycy, którzy
będą go przyjmować, nie wiedzieli go na oczy.
- Z mediów dowiedzieliśmy się tylko, że dokument jest już w druku, że Platforma wycofała
się w nim z pomysłu podatku liniowego i że jednym z jego autorów jest szef Instytut
Obywatelskiego Jarosław Makowski. To się pechowo złożyło, bo ja akurat jestem za
liniowym, a tego człowieka w życiu na oczy nie widziałem – podkreśla polityk partii
rządzącej.
"Wprost" rozmawiał z kilkoma posłami PO spoza kierownictwa partii. Okazuje się, że żaden
z nich nie zna treści programu. - Nie czytałem tego dokumentu – przyznaje Antoni Mężydło.
– Ja też nie znam naszego programu. Zakładam, że znajdzie się w nim raczej odwołanie do
naszych osiągnięć i ambicji niż zbiór szczegółowych wskazań dla przyszłego rządu – dodaje
Jacek Żalek."
Nie znaliście, towarzysze partyjni, to właśnie poznaliście.
Cały program jest taki- owszem, jesteśmy do d..., wszyscy, jak tu w tej sali siedzimy, zgadza
się, nie sposób zaprzeczyć, ale przecież Kaczyński nadciąga na czele pochodu
nienawistników z pochodniami w rękach, do broni, na szańce, do urn! Sprawdzą wszystkie
faktury, kwity i PITy, wszystkich was aresztują, zobaczycie, tylko my gwarantujemy wam
bezkarność, bo i nawet, gdybyśmy chcieli zaprowadzić jaki, taki porządek, to nie potrafimy,
takie z nas ciamajdy.
Żeby było śmieszniej, te wszystkie inwestycje, co się nimi PO chwali, a właściwie
rozpaczliwie zasłania, to dzięki budżetowi wynegocjowanemu przez PiS (pamiętamy to „yes,
yes, yes” Marcinkiewicza?). Ale teraz, Tusk zdaje sie otwartym tekstem ostrzegać, że, jak PO
przegra, jak straci władzę, to dopilnuje, żeby PiS zatknął swoją, biało- czerwoną flagę zamiast
białej, na ruinach, bo już nasi salonowi „europejczycy” się postarają, żeby Unia Europejska
grosza nie dała, taką im gębę przyprawią. Bo tylko to potrafią. Już wtedy życzyli „pisowskiej”
Polsce jak najgorzej, słowami Kuczyńskiego, a od tego czasu poziom agresji, histerii i
nienawiści poszedł w górę, do poziomu strzelania i podrzynania pisowcom gardeł, do
otwartych nawoływań do delegalizacji. I jeszcze się Donald pożalił nad losem polskich dzieci,
tych samych, co je zadłużył, żeby „tu i teraz” sobie fajniej porządzić. Porządzić, głównie po
to, żeby porządzić.
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w Rzepie i w Freepl.info. A od tego poniedziałku-
również w Gazecie Polskiej Codziennie.
Ciura dostała zapłatę, czyli Mężydło
seawolf, 11 września, 2011 - 19:01
Pamiętam, jak swego czasu politycy PO zapewniali, że, gdyby poseł PIS, Antoni Mężydło
zdecydował się przejść do PO, to czekałaby tam na niego ukwiecona brama triumfalno-
powitalna. I tak sie też stało, przeszedł, fetowany był triumfalnie, dostał „jedynkę”, został
parę razy użyty do dezawuowania swoich byłych kolegów, choć nie można powiedzieć, żeby
się sq..wił wzorem Sikorskiego i wyrażał pragnienie dorżnięcia watah. No, ale parę razy było
mi przykro, gdy widziałem, jak instrumentalnie jest wykorzystywany przez rządowe ośrodki
propagandowe z Tusk Vision Network na czele, bo ceniłem Mężydłę za piękną kartę
opozycyjną, odwagę i niezależność poglądów. To zawsze jest przykry widok, jak ktoś
rozmienia na drobne, czy może raczej na gotówkę, swój autorytet, niczym żetony w kasie
kasyna.
I oto ów rozmieniony na drobne heros doczekał się należnej zapłaty. I to z ust jednego z
najobrzydliwszych, najbardziej obślizgłych ludzi w PO. A konkurencja jest duża, więc, jak
piszę „naj”, to, to coś znaczy. Otóż za ocenianie Mężydły wziął się nie kto inny, jak znany
wielozadaniowy, dwa w jednym, cieć/rzecznik, wierny, niczym wachmistrz Luśnia, Graś.
"W każdej armii są ci, którzy są na pierwszej linii frontu i walczą z wrogiem, i ciury
obozowe, które najchętniej dekują się przy taborach.”
Zastanawiam się, co jest lepsze, ciura, czy cieć. Zastanawiam się też, jakimi to aktami
szaleńczej odwagi na froncie z wrogiem wykazał się wielozadaniowy Wierny Graś. Ja akurat
pamiętam jeden taki heroiczny czyn- gdy trzeba było dać odpór najgroźniejszym wrogom
Platformy Obywatelskiej i jej Ukochanego Przywódcy MAK Donalda Tuska, czyli złowrogim
Wdowom Smoleńskim. Uch, ależ im wtedy nagadał MAK Donald , wsparty przez swego
Wiernego Grasia, aż im w pięty poszło! Aż dziwne, że Pan Prezydent, oby żył wiecznie, nie
przyznał im za ten akt heroizmu Virtuti, ale może czeka na więcej takich czynów, na
przykład, bo ja wiem, strzelenie podwórkowej drużynie piłkarskiej czterech bramek, w tym
jednej z przewrotki? Albo opitolenie sprzątaczki za brudne popielniczki?
Tu następuje koniec listy znanych heroicznych czynów dzielnego ciecia, bo dalej, to już
mamy tylko ustalanie w Smoleńsku, wśród jeszcze nieostygłych szczątków, że, jak Kaczor
pójdzie tędy, to oni tamtędy, tak, żeby było gites. No i kultowe już skamlenie przez owego
żałosnego ciecia „ Eta była prastaja aszybka, izwinitie”, gdy okazało się, że zwłoki z kart
kredytowych okradała nie ta, tylko inna rosyjska służba. No, po prostu wypadało przeprosić.
Tu przyznam, że ta scena do dzisiaj stoi mi przed oczyma, jak coś nieprawdopodobnie
bolesnego, najzupełniej fizycznie bolesnego , upokarzającego nas wszystkich, krańcowe
upodlenie polskiego urzędnika państwowego, zatem i polskiego państwa. Samoupodlenie,
trzeba dodać. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić nic bardziej haniebnego i ośmieszającego,
niż ten akt obślizgłego tchórzostwa i serwilizmu.
I teraz ten tchórz, ta trzęsąca się ze strachu flanelka ( za słowo „szmata” mnie parę razy
banowali, więc zachowuję ostrożność) z pudrem spływającym wraz z potem z twarzy ma
czelność mówić o sobie , jak o bohaterze frontowym i obrażać swoich kolegów , którzy
zuchwale krytykują swoją Partię- Matkę, jakby nie wiedzieli, ze „program jest dla wyborców,
a nie dla posłów”.
No, cóż, Panie Mężydło, ma Pan dokładnie to, na co Pan zasłużył. Jakoś mi Pana wcale nie
żal.
Zdrajcom się płaci, nawet hojnie, jak potrzeba, ale się nimi pogardza, ma Pan najlepszy
przykład. Jestem pewien, ze Kluzik- Rostkowstką i Arłukowicza czeka podobny los, jak już
kwiaty oplatające bramę triumfalną zwiędną- piąte miejsce na liście, jeśli w ogóle, w
następnych wyborach i jakiś bezczelny komentarz jakiegoś partyjnego przydupasa. W
przypadku pani Kluzik zapewnie nie będzie to ciura, lecz raczej markietanka. Ale to dopiero
w następnych wyborach. Na razie jest miodowy miesiąc.
Czy Donald dożyje tego dnia?
seawolf, 12 września, 2011 - 19:23
Jakiego dnia niby ma dożyć czołowy napastnik rządowej drużyny piłkarskiej, niekiedy też
występujący, jako Premier? Ano, dnia, w którym będzie mógł spokojnie przegrać wybory i
przekazać władzę komuś, kto nie zaaresztuje inwestycji, nie zakręci kurka z pieniędzmi z
Unii, nie wedrze się znienacka o 05.30 ( przed szóstą, bo o szóstej to, już właśnie chłopaki od
Tuska wchodzą razem z drzwiami i futryną, chyba , że do Rosoła, więc groźba musi to
przebić, niech będzie zatem 5.30), nie zamieni Polski w stertę gruzów z polską flagą zatkniętą
na ich szczycie, nie zamieni Polski w plac marszowy faszystowskich fackelzugów w
faszystowskimi pochodniami i faszystowskimi tulipanami, tak strasznie jątrzącymi i
dzielącymi Polaków ( i mniejszości narodowe też, a może i bardziej).
Jak już wspomniałem, mam podejrzenia graniczące z pewnością, że Kabaret Moralnego
Niepokoju w pełnym składzie wzmocnionym dodatkowo Tofikiem od kilku dni zapija się
zapewne na ponuro z rozpaczy, że życie ich przerosło, że człowiek, którego obśmiewają i
parodiują w swoich skeczach o rządzie okazał sie śmieszniejszy, niż oni. I co teraz? Występy
zakontraktowane, bilety sprzedane, a tu kicha! Trzeba będzie szybko przerabiać teksty, uczyć
się gorączkowo na pamięć, ale to nie koniec kłopotów, bo co, u licha mogą jeszcze
powiedzieć, żeby przebić oryginał?
Co bardziej absurdalnego, surrealistycznego, idiotycznego można powiedzieć, czego by nie
wygłoszono na konwencji Partii- Matki? Czym można przebić te melodramatyczne
westchnienia MAK Donalda, że, ech, jakby było fajnie dożyć takiego dnia, żeby można było
przegrać?
Przecież tego nie można zagrać, to musi lecieć w oryginale, inaczej nikt nie uwierzy, że to
zostało powiedziane i to na trzeźwo, a nie przed świtem po hucznym weselu, gdy już
najwytrwalsi tracą poczucie obciachu i kontrolę tego, co się wydobywa z ich ust ( nie mówię
tu o treści żołądka, choć od takich oświadczeń do detoksykacji organizmu drogą wsteczną
droga niedaleka, przeważnie dzieli je zaledwie kilka minut).
Ale Premier odjechał nie tylko w stronę kiepskiego melodramatu w stylu Mniszkówny i Stefci
Rudeckiej. Odjechał w stronę jaskrawego, łatwego do przygwożdżenia kłamstwa, aż się
dziwię, że pozew jeszcze nie złożony.
„Zawsze tym charakteryzowały się nasze spotkania w kluczowych dla Polski momentach w
ostatnich latach, że sobie i wszystkim Polakom mówiliśmy prawdę.”
No, cóż, najwyraźniej ten czas nie jest dla Polski kluczowy, wbrew zapewnieniom Tuska, bo
już w następnych minutach nastąpiło kosmiczne spiętrzenie kłamstw i oszczerstw, wspartych
totalną niekompetencją i nieznajomością realiów europarlamentu. A może prawdę
powiedzieli sobie w kuluarach, a dla wszystkich Polaków już nie starczyło?
„To kolega pana (Zbigniewa) Ziobry, siedzący obok niego, wstawał i ku zadowoleniu pana
Ziobry te słowa wypowiadał - podkreślił Tusk. - To koledzy pana (Jarosława) Kaczyńskiego,
pana (Jacka) Kurskiego w Europarlamencie mówią: nie ma budżetu europejskiego, koniec z
budżetem europejskim, koniec z Schengen - zamknąć granicę dla brudnych Rumunów i
żebrzących Polaków. To są ich słowa - dodał.”
Oczywiście te słowa zacytowały skwapliwie wszystkie możliwe przekaziory w Polsce, wbiły
konsumentom medialnej papki we łby, podsunęły w celu cytowania gotowymi frazami w
tramwajach i biurach, nikt sie nie zatrzyma, by poszperać w źródłach i odkryć, że to wszystko
bezczelne kłamstwo i insynuacja, że nie żaden kolega, tylko niezrzeszony, który akurat siedzi
niedaleko, że z tym budżetem to właśnie dokładnie odwrotnie, jak zobaczyć kontekst
wypowiedzi, a nie migawkę z obrad, że nie żebrzących Polaków, tylko bezrobotnych
Polaków, że brudnych Rumunów też nie było, nie powiedział tego nikt ani z PiS, ani z tej
frakcji, tacy sami koledzy Jarosława Kaczyńskiego, jak i Donalda Tuska, to znaczy – cechy
wspólne- obecność na sali obrad i dwunożność. Wszystko to, ten groch z kapustą to było
akurat to, co Donald Tusk zapamiętał i zapamiętał w swym niedużym rozumku w czasie
jednej sesji, na której akurat był. Był, owszem, ale niewiele zrozumiał i jeszcze mniej
zapamiętał.
No, ale, jak stwierdziła Baronowa Muenchhausenowa Sierpnia, obecna na Sali w charakterze
wisienki na torcie ( bo już tylko jej tam brakowało w tej orgii nadętego obciachu i kłamstwa)
Henryka Krzywonos, Tusk to „porządny mężczyzna”. No, dobre i to. Nie bardzo wiadomo, co
konkretnie miała na myśli, ale może wie coś, czego my nie wiemy.
Siedlecka i niewinni młodziankowie
seawolf, 13 września, 2011 - 19:23
Wczorajszy tekst Ewy Siedleckiej o reklamie Gazety Polskiej, to rzadki przypadek połączenia
w jednym wyjątkowego łajdactwa i ujawnienia jakichś strasznych tęsknot freudowskich, nie
sposób nie zauważyć, że to, co wypisuje Pani Siedlecka o niewinnych chłopcach i swoich
impresjach z nimi związanych niejednego psychoanalityka postawiłoby w stan alarmowy-
wizyta, wizyta, honorarium! Podobnie, jak Jasiowi wszystko , łącznie z chusteczką kojarzyło
się z jednym, tak i Pani Siedleckiej wszystko zdaje się kojarzyć z faszyzmem. Pokażą jej
normalnego, niewinnie wyglądającego chłopaka, a jej przed rozmarzonymi oczyma stają
maszerujące kolumny młodych, muskularnych SA-manów. No, ale nie znęcajmy się, to w
końcu jej fantazje, do których każdy ma prawo. Na każdego kiedyś przyjdzie taki czas.
Nie tak dawno Wyborcza, ustami p. Kublik, cieszyła się, jak dziecko, z wyrzucania swych
prawicowych kolegów – dziennikarzy w pracy i jeszcze wskazywała władzom, gdzie się, w
jakich redakcjach, jeszcze ukrywają, pisowcy, prawaki pieprzone, przed czujnym okiem
ludowej, to znaczy, tfu, tfu, demokratycznej władzy. Teraz cieszy się, jak dziecko, z faktu, że
w telewizjach cenzurują reklamy innej gazety. Pięknie, towarzysze, pięknie! Kiedyś to się
nazywało szmalcownictwo, takie podsuwanie władzy informacji o tym, kogo jeszcze należy
wyrzucić, czy aresztować i gdzie należy szukać ukrywających się. Chociaż, wróć! Nie żadnej
władzy, po prostu prywatnej telewizji, a jak publicznej, to przecież to zarząd, a nie rząd,
zupełnie co innego. Jak nie władza cenzuruje, to przecież nie żadna cenzura, przekonuje
Siedlecka.
Kiedyś, Żydów w czasie Nocy Kryształowej biła nie żadna władza, gdzieżby tam, tylko
samorzutnie i oddolnie skrzyknięci SA-mani, więc chyba to też było w porządku, co? Czy
może coś źle kojarzę?
Inny ciekawy tekst z biuletynu sekty Antypisa: Pani Naszkowska piętnuje PiS, jako
„Podejrzliwość i Sprawdzanie”:
„Dlatego PiS imię demokracji i obrony dobrego imienia Polski powołuje "korpus ochrony"
czyli chce wstawić do wszystkich obwodowych komisji wyborczych swoich mężów zaufania
wyposażonych w telefony komórkowe (by szybko wezwać pomoc jeśli przyłapią na gorącym
uczynku jakiegoś fałszerza), z aparatami fotograficznymi (by udokumentować proces
fałszowania głosów). Mężowie zaufania mają mieć też "ograniczone zaufanie do pozostałych
członków komisji", bo jak wiadomo wróg nie śpi. Państwo PiS w pigułce, wcale nie dziwi, że
podobno pomysł z korpusem ochrony wykiełkował w głowach byłych współpracowników
CBA.
Nie pierwszy raz PiS sugeruje, że Polska nie jest krajem demokratycznym, choć żadnych
przesłanek nie podaje.”
Pani Naszkowska, PiS nie podaje, bo nie ma takich przesłanek i być nie może! No, nie ma i
już! To, jak ma podać! Prawda? Tyle, że, taki szczegół, ostatnimi czasy nasza Partia Matka,
Platforma Obywatelska została przyłapana z dymiącym pistoletem, na fałszowaniu wyborów
w Wałbrzychu, wyrokiem sądu zostało to stwierdzone i wybory zostały powtórzone.
Tak się głupio składa, że w bagażniku komendanta policji pod Warszawą znaleziono cały
zestaw kart wyborczych, a dziwnym trafem protokoły zgadzają się, co do sztuki. Karty
zgubione, a w protokole są skrupulatnie przeliczone, co do sztuki! Ordnung muss sein!
Tak się głupio składa, że w Brukseli wyjęto z urny kilkaset kart więcej, niż wydano, co
dorównuje cudowi w Kanie Galilejskiej, choć jakoś cieszyło się mniejszym zainteresowaniem
w rządowych i zaprzyjaźnionych z rządem mediach, ciekawe, dlaczego, przecież tego, to
nawet David Copperfield nie dokonał, taki mały otworek w urnie , a proszę, ile kart więcej
wchodzi!
Tak się głupio składa, że na śmietnisku znaleziono kilkaset wypełnionych kart wyborczych,
zupełnym przypadkiem wszystkie z krzyżykiem na Jarosława Kaczyńskiego.
Tak się głupio składa, że w kraju, w którym uporano się z problemem analfabetyzmu nagle
społeczeństwo oddaje 2 miliony głosów nieważnych, tak się składa, ze w pewnej komisji
dwóch członków otwarcie zabierało się za „poprawianie” wyników, jak zawsze, w każdych
wyborach, nieostrożnie nie sprawdzając, że tym razem przewodnicząca komisji akurat
jatrząco i dzieląco jest z PiS.
No, po prostu trzeba być paranoikiem, by mieć jakiekolwiek, najmniejsze podejrzenia, czy
obawy, co do jakichś nieprawidłowości. Słusznie piętnuje te śmieszne, jątrzące podejrzenia
Wyborcza piórem Pani Naszkowskiej.
Co prawda, nie tak dawno, bo ledwie cztery lata temu było odwrotnie , to Wyborcza
nawoływała do kontroli złowrogiego reżimu kaczystowsko- ziobrystowskiego, ustami
skwapliwie cytowanego Vaclava Havla napominało, że : "W demokracji jest czymś zupełnie
oczywistym, że nawzajem się kontrolujemy", "Gdyby tak nie było, to każdy rząd mógłby się
obrazić, że istnieje Najwyższa Izba Kontroli. Każda wzajemna kontrola, jeśli tylko jest
solidna, pozbawiona złych zamiarów i apriorycznych, z góry założonych wniosków, leży w
naszym wspólnym interesie", ba , wołało OBWE na pomoc, a PiS akurat te zapędy zwalczał,
jako nieco obraźliwe.
Okazało się, że Jarosław Kaczyński ma większe możliwości przekonywania, niż sądził, bo oto
przekonał, co prawda z opóźnieniem, niczym cios wibrującej pięści, nawet Wyborczą, do
swoich racji, to znaczy, że nie trzeba sprawdzać, bo to paranoja i podejrzliwość. No i proszę,
na starość nawet Havel został paranoikiem i pisowcem.
Ajm sory, czyli Tusk nie ma problemu.
seawolf, 14 września, 2011 - 18:41
Jak słyszę, niesamowity obciach i kompromitacja MAK Donalda Tuska na konwencji PO,
gdzie rzeczony napastnik rządowej drużyny piłkarskiej nakłamał i naobrażał nie tylko swoich
krajowych przeciwników, ale i zagranicznych europarlamentarzystów z frakcji EKR , do
której należą PiS i konserwatyści Camerona, znalazło swój ciąg dalszy, mianowicie szef tej
frakcji, Jan Zahradil wystosował oficjalny list z żądaniem sprostowania i przeprosin, skandal
rzadko spotykany w Europie.
Oczywiście, muszę tu natychmiast sprostować, skandal i obciach to byłby, gdyby to zrobił
Jarosław Kaczyński, albo Zbigniew Ziobro. No, ewentualnie Joachim Brudziński. W
wykonaniu Donalda Tuska nie jest to żaden skandal, ot, może niewielka, bo ja wiem,
pomyłka, niezręczność, przejęzyczenie. Tusk nie ma żadnego problemu, żeby przeprosić. Ma
problem z mówieniem prawdy, ale poza tym, jest cool. Przeprosić może każdego i w każdej
chwili. Ajm sory, nie tak, jak Jarosław Kaczyński, co to się strasznie ociąga z przeprosinami,
a jak już musi, to przeprasza tylko 14 sekund, zamiast pełnych 15 , jak przystało.
Pamiętamy, gdy Kaczyński wspomniał coś o Gabonie? Ależ się działo! Spazmy, oburzenie,
przeprosiny wysyłane na adres ambasady zdumionej, o co właściwie chodzi, wycieczka
radnego z PO do Gabonu, by osobiście przeprosić naród gaboński, a przynajmniej jak
największą liczbę przechodniów, skoro wszystkich się nie da....
A tu, skandal na skalę międzynarodowa, jaskrawe, ordynarne kłamstwo premiera rządu,
obelgi rzucane na zagranicznych europarlametarzystów, w dodatku kłamliwe i nic! Nikogo to
nie obeszło. To znaczy w kraju nie obeszło, bo za granicą, to i owszem, jak już wspominałem.
Parasol ochronny nadal rozpięty na Projektem PO i tego projektu słupem.
Podobnie było z kieliszkiem, który najmiłościwiej nam panujący Pan Prezydent Bul-
Komorowski , oby żył wiecznie, podpieprzył szwedzkiej królowej na uroczystym bankiecie,
osiągnięcie , które nie każdemu się udało, powiedziałbym nawet, NIKOMU się jeszcze nie
udało i też nic, ot, ktoś tam wspomniał w jakiejś plotkarskiej rubryce, ktoś tak obśmiał na
blogu, a tak, nuda, zieeeew!
To w ogóle ciekawe, czy oni tak maja napisane , czy sami z siebie są opętani Jarosławem
Kaczyńskim, bo cokolwiek nie powiedzą, napiszą, zaśpiewają, wyrapują, wystukają Morsem,
połowa czasu poswięcona jest Kaczyńskiemu. Konwencja PO, program PO- połowa o PiS i
Kaczyńskim. Przeprosiny za kłamstwo, owszem, ale Kaczyński wpleciony obowiązkowo. Jak
Makowski przyznaje, że używa demagogicznych argumentów, to musi natychmiast dodać, ni
z gruszki, ni z pietruszki, że Kaczyński też, więc , o co chodzi.
Dziurawy Stefek , czyli Wicemarszałek Sejmu to już w ogóle o niczym innym nie mówi, ani
też nie myśli, jak o Kaczyńskim, nawet przez sen, jak sie wydaje. I tak teraz trochę odsapnął,
bo ma o połowę mniej do myślenia i nienawidzenia, po śmierci Prezydenta. Przeciążone
obwody mają szansę trochę się zregenerować, bo już było kiepsko.
Politycy PO w ogóle maja ostatnio dobra passę, jeśli chodzi o gafy. Oto minister Vincent
Rostowski podczas debaty w Parlamencie Europejskim na temat kryzysu ostrzegł, że Europa
nie przetrwa rozpadu strefy euro. Nie byłoby w tym pewnie nic zaskakującego, gdyby
minister nie zacytował też "prezesa wielkiego polskiego banku", który miał mu powiedzieć,
że obawia się wojny i "poważnie się zastanawia nad tym, by uzyskać dla dzieci zieloną kartę
w USA".
No, pięknie, pięknie, ciekawe, jak z tego wybrnie zarówno minister polskiego rządu, jaki ów
prezes. Zapewne powiedzą „łi ar sory, nie mamy problemu, by przeprosić, nie tak, jak Prezes
Kaczyński”.
Przy okazji jednak mamy dowód, że oskarżenia, ze obecna władza ma w d.. dzieci i młodzież,
zadłużając je jeszcze w kołysce i przedszkolu, są nikczemnym kłamstwem- jak najbardziej
troszczy się o swoje dzieci, mianowicie planuje uzyskać dla nich Zieloną Kartę i dać dyla do
Stanów. Czy planuje to dla wszystkich polskich dzieci, czy tylko dla swoich, nie wiadomo, to
już trzeba dopytać pana ministra.
Może tu właśnie magister Vincent Bezpesel zdradził, być może, prawdziwy program PO-
spieprzyć, co się da, zgarnąć tyle kasy, ile sie da i dać dyla do Stanów, pokazując środkowy
palec przez okienko samolotu. Albo na Facebooku.
Osobiście nie mam z tym problemu- niech sp.. ją w podskokach, dosyć szkód narobili. Nawet
można zrzutkę na bilet zrobić. A ekstradycję to już się zrobi potem, na spokojnie, nie ma
pośpiechu.
Zwracam uwagę na wagę gaf pisowskich- odwrócona chorągiewka, Borucbardzo, Irasiad,
tudzież nazwanie porucznik redaktor Stokrotki Stokrotką, oraz POwskich- kaszaloty w
marynarce wojennej Danii, kieliszek podpieprzony królowej, nieznajomość historii (
konstytucja), polityki (Norwegia w UE), armaty ukryte przez Chopina w krzakach ( a to
pisowiec jeden, podżegacz wojenny!), pokrzykiwanie- „zostaw tego Camerona i chodź z
nami!”, pomijam już świadomie autentyczne machloje hazardowo- stoczniowo- katarskie,
Chlebowskiego, Mira, Grzecha, Sekułę, Rosoła, Euro, dopalacze, pedofilów, Wałbrzych,
czyli to wszystko, co nam już tak spowszedniało, że już nawet nam, pisowcom zawziętym, się
nie chce o tym pisać. Raz, że, zieeeew, nudno ciągle o tym samym. Dwa, że nieetycznie
niepełnosprawnych obśmiewać.
Ale skoro niezależni dziennikarze się nie kwapią, to ten obywatelski obowiązek spada na nas.
Nie kwapią się, choć sami jeszcze nie tak dawno zapewniali, że rolą dziennikarza jest
krytykować i kontrolować władzę, patrzeć jej na ręce i piętnować niestrudzenie wszystkie
nieprawidłowości. I , nie uwierzycie, to sama porucznik redaktor osobiście tak mówiła, wcale
nie tak dawno, bo w 2007 roku.
Od tej pory coś się musiało poprzestawiać, ciekawe, co.
MWP- Matka Wszystkich Przekrętów!
seawolf, 15 września, 2011 - 19:03
Jak wielokrotnie już tutaj pisałem (aż sam przy tym ziewam, bo ile można o tym samym),
przy każdych wyborach TAMCI wymyślali jakiś nowy numer, wobec którego byliśmy
bezradni, bo wzięci z zaskoczenia. A, to kratka Komorowskiego większa, klasyczny,
wielokrotnie stosowany w reklamach chwyt- apel do podświadomości, a to głosy uczynione
nieważnymi przez jakikolwiek dopisek, albo naddarty rożek, a to głosy kupowane na ulicy, a
to zaświadczenia , a to spisy wyborców w drugiej turze nowe, zamiast kontynuowanych tych
z pierwszej ( sam się nie zorientowałem, będąc w komisji, co to ułatwia, po prostu nie można
sprawdzić, czy ktoś się nie podpisał za kogoś w pierwszej turze, za kogoś, kto niespodzianie,
a jatrząco się pojawi w drugiej).
No, a przede wszystkim słynna akcja SMSowa „ Zmień Polskę, idź na wybory”, tudzież
„zabierz babci dowód”, arcydzieło, autentycznie genialna akcja, w której sąsiednie państwo
bez użycia broni pancernej i lotnictwa, samym tylko pośrednim wpływem na pewną fundację
zmieniło bieg wyborów i spowodowało, że władze objął rząd bardziej przychylny i
spolegliwy, że tak powiem bardzo uprzejmie i ogólnikowo.
No i ta debata w studio, gdzie Premiera niespodziewanie i łamiąc ustalenia skonfrontowano z
wyjącą bandą partyjnych kiboli, by miliony ludzi mogły go sobie obejrzeć obdartego z
godności i image twardego szeryfa.
No i oczywiście te wszystkie cudownie rozmnożone karty w Brukseli, czy klasyczny
przypadek w Wałbrzychu, gdzie DZIAŁACZE partii rządzącej zostali przychwyceni z
dymiącym pistoletem na machlojach i kupowaniu głosów, przypadek, które w normalnym
kraju o jakich, takich standardach demokratycznych spowodowałby skandal przewyższający
Watergate, no, ale jesteśmy w Polsce, gdzie parasol rozpostarty nad „Projektem PO” jak sami
szefowie PO to nazywają skutecznie wytłumia takie niezdrowe zainteresowania.
No, nie na darmo poprzedni szef PKW dorobił się w swym pracowitym życiu, nie jednego,
nie dwu, ale aż trzech pseudonimów operacyjnych, w różnych okresach – w latach 60, 70 i
80, oczywiście, nie trzeba dodawać, że bez swojej wiedzy i zgody. Jak tam jest z obecnym,
nie śmiem nawet wątpić, że jest czysty, jak łza, albo i dwie, ale numer, jaki wykręcił PKW
obecnie, jakkolwiek wydaje się śmieszny, jest w istocie potencjalnym najskuteczniejszym
przekrętem wyborczym , jaki można było wymyślić, genialnym w swej prostocie i
skuteczności.
Zatem podaję przepis na przekręt wyborczy, Matkę Wszystkich Przekrętów, uwaga!
Kwestionujemy podpisy złożone na listach komitetu wyborczego A, w rezultacie Komitet nie
zostaje zarejestrowany, bo pozostałych podpisów jest za mało. Komitet idzie do Sądu
Najwyższego, uzyskuje wyrok stwierdzający, że PKW nie miał racji i łamie prawo. Proszę
bardzo, nie ma problemu, dura lex, sed lex! PKW daje Komitetowi A dodatkowy czas na
zbieranie podpisów, w oczywisty sposób i to w obie strony, naruszając zasadę traktowania
wszystkich komitetów jednakowo. W obie strony, bo z jednej strony dostał tydzień extra, z
drugiej, bo zamieszanie mogło zniechęcić potencjalnych wyborców. Komitet A, natychmiast
idzie do sądu z zadaniem ... unieważnienia wyborów!.
Mamy jeszcze w zapasie Komitet B, w jego przypadku robimy jeszcze śmieszniejszy numer,
nie rejestrujemy go, bo jedna z lokalnych komisji nie zdążyła policzyć i sprawdzić jego
podpisów. No, jaka straszna przykrość, ale co zrobić, przepraszamy serdecznie i z głębi serca.
Nie zdążyła i już, zarobiona była, zaspała, kalkulator się zaciął, baterie wysiadły, czy cóś, no,
w każdym razie, nie zdążyła i co nam zrobicie? „Nie mamy Pana płaszcza i co Pan nam
zrobi”, że pojadę Bareją. Oczywiście, Komitet B idzie do sądu i ma zupełną rację. Też bym
poszedł w tym przypadku.
I teraz- wariant pierwszy, wybory wygrywa PO, protest zostaje obśmiany przez 127
konstytucjonalistów, 12 telewizji, 3 kabarety, gitarzystę w kapelutku przyklejonym Loctitem
do łysej glacy oraz duet byłej piosenkarki i jej pudelka, z którym dzieli IQ w stosunku 50 –
50. Protest zostaje, oczywiście, oddalony i to z oburzonym żachnięciem, że patrzcie, co za
idiotyzm i bezczelność. Celebryci w programie „Drugie śniadanie kabotynów” stwierdzają, że
w życiu nie widzieli tak bezczelnej próby podważenia demokratycznej woli wyborców, ale
jak dobrze, że Sąd Najwyższy czuwa z nieubłaganą, bezstronną pryncypialnością.
Wariant drugi, wybory wygrywa PiS, 127 konstytucjonalistów, 12 telewizji, 3 kabarety,
gitarzysta w kapelutku przyklejonym Loctitem do łysej glacy oraz duet byłej piosenkarki i jej
pudelka, z którym dzieli IQ duetu w stosunku 50 – 50, pochylają sie z zadumą nad
skomplikowanym problemem prawnym, oczywistym naruszeniem prawa przez PKW i
koniecznością, niestety, mimo dodatkowych kosztów, unieważnienia wyborów
przeprowadzonych w taki skandaliczny sposób. Celebryci w programie „Drugie śniadanie
kabotynów” stwierdzają, że w życiu nie widzieli tak drastycznego błędu PKW i skandalicznej
możliwości uniemożliwienia grupie wyborców wyrażenia swej woli, ale, jak dobrze, że Sąd
Najwyższy czuwa z nieubłaganą, bezstronną pryncypialnością.
Proste? Proste! Dokonane w biały dzień , w majestacie prawa i na oczach wszystkich. I niech
sobie PiS organizuje Korpus Ochrony Wyborów, wolontariuszy i kogo tak jeszcze. Niech się
zaliczą i nasprawdzają do upojenia, nic nie szkodzi.
Do rozstrzygnięcia pozostaje, czy Komitety A i B, są świadomymi graczami w tej MWP (
Matce Wszystkich Przekrętów), czy też jedynie przypadkowo wybraną, nieświadomą ofiarą-
narzędziem.
Jedynka do piachu, czyli deja vu!
seawolf, 16 września, 2011 - 18:55
Zastanawiałem się wczoraj, jaki też numer wytną nam przy okazji tych wyborów, zawsze nas
czymś zaskakiwali, a mu poniewczasie łapaliśmy się za głowę, że nie pomyśleliśmy o tym
wcześniej, że trzeba było zrobić to, czy tamto. Zawsze wygląda na to, że jesteśmy, jak ci
generałowie, co zawsze są przygotowani perfekcyjnie do wygrania wojny poprzedniej, która
już się zakończyła. Korpus Ochrony Wyborów, czyli wolontariusze pilnujący liczenia głosów
to świetny i potrzebny pomysł, ale ONI są już zapewne o krok dalej, jak Wehrmacht z wojną
manewrową, gdy Francja pakowała pieniądze w linię Maginota.
Warto spróbować przewidzieć, co też może nas zaskoczyć tym razem, choćby, jako ćwiczenie
intelektualne, albo zakład- zapisujemy na karteluszku, co , naszym zdaniem wymyślą tym
razem, wkładamy do koperty i otwieramy w poniedziałek rano po wyborach.
Pisałem wczoraj o przekręcie, jaki potencjalnie szykuje nam PKW, podsuwając świadomie,
czy nie, powody do unieważnienia wyborów, gdyby wyniki okazały się niewłaściwe (jątrzące
i dzielące, znaczy się). Sposób genialnie prosty, jak prowokacja CBA z umową o odrolnieniu
gruntu z błędem prawnym. Otóż należy zrobić wybory z błędem prawnym, oczywistym
złamaniem prawa przy rejestracji komitetów wyborczych, co daje IM możliwość
unieważnienia wyborów, gdyby społeczeństwo wybrało niewłaściwie. To może być przebój i
Wunderwaffe tych wyborów. Ale nie należy się ograniczać do jednej Wunderwaffe, obok V-1
istniała V-2, a o mały figiel i V-3 by zadziałała. No to jeszcze o jednym tricku wspomnę.
Pamiętacie o akcji, o której zawsze piszę z podziwem, choć wyrządziła naszemu krajowi
ogromne szkody, oddając władzę w ręce ludzi, którzy właśnie nami i tym krajem rządzą.
Choć, właściwie trudno powiedzieć, by panowali na czymkolwiek, łącznie z własnymi tikami
nerwowymi, czy wybuchami nienawiści i agresji. W każdym razie dzierżą zewnętrzne
znamiona władzy, w naszym imieniu wręczają sobie nawzajem i swoim kolegom ordery, w
naszym imieniu wykrztuszają kultowe już „izwinitie, druzja!”, wystawiają prezydentów na
deszcz (Sarkozy- zapewne zemsta za 39), obrażają ich żony ( Obama- bez specjalnego
powodu) czy podpieprzają kieliszki koronowanym głowom (królowa Szwecji), w naszym
imieniu wpisują się z błędami do ksiąg pamiątkowych, więc dla potrzeb dyskusji, by nie
dryfować niepotrzebnie zbyt daleko, ani głęboko, przyjmijmy, że to oni rządzą. Tak z
mrugnięciem okiem.
Oczywiście, mam na myśli akcję „Zmień Polskę, idź na wybory!” oraz „zabierz babci
dowód”. Niezależnie, co myślę o motywach, technicznie to był majstersztyk, genialna,
ukierunkowana akcja, która de facto zdecydowała o naszej przegranej i o przejęciu władzy
przez partię białej flagi, w dodatku wetkniętej w psie g...
Wydawałoby się, że powtórzyć tego nie sposób, ale, co widzę? Już się pojawiła superoddolna,
ultraspołeczna, hiperobywatelska i arcypoprawna akcja skierowana przeciwko jedynkom na
liście. Komu i dlaczego nagle przeszkadzają owe jedynki, trudno zgadnąć.
Oczywiście , zupełnym przypadkiem listę z numerem 1 ma PiS. I oczywiście, gdy w
przeddzień wyborów w czasie ciszy wyborczej z ekranów, murów, przystanków, bannerów i
T-shirtów będzie biło w oczy apolityczne i demokratyczne hasło- na przykład: „nie rób
obciachu, wywal jedynkę do piachu”, nie będzie to miało żadnego, ale to żadnego związku z
agitacją wyborczą. Podobnie, jak nie miała takiego, żadnego, ale to żadnego, związku
apolityczna i obywatelska akcja „ Zmień Polskę, idź na wybory”, w której brało udział 150
różnych podmiotów pod apolitycznym kierownictwem Leszka Balcerowicza i jego fundacji
finansowanej przez fundację Adenauera, finansowaną z kolei przez rząd Niemiec. Podobnie,
jak takiego związku nie miały nalepki na supermarketach namawiające do wyrzucania kaczek
do śmieci, reklamy perfum „ chcę być taka, jak 2 lata temu”, jak się okazało, finansowane
przez apolityczną Henrykę Bochniarz. Jak się chwalili inicjatorzy, w reklamy tej akcji
władowano 2,5 miliona. Poza jakimkolwiek funduszem wyborczym, oczywiście.
OK, OK, już zamieszczam sprostowanie- wiem, ze pomysł powstał ZANIM nastąpiło
losowanie numerów i jedynkę mógł dostać ktoś inny. Tyle, że wówczas kampania , dość
idiotyczna, między nami mówiąc, zdechłaby sama z siebie, jak tysiąc przed nią i milion po
niej. W momencie jednak , gdy jedynkę ma PiS, w kampanię wstąpi nowy duch. Jestem
przekonany, że wkrótce na stronie koordynatorów tej akcji, pojawi się apel podobny do tego,
który tu kopiuję z owej niesławnej, choć genialnej akcji:
„Zwracamy się do niezależnych mediów o bezpłatne udostępnienie powierzchni i czasu
antenowego na materiały naszej kampanii. Bez Waszej pomocy nasza wysiłki nie będą
skuteczne!
Na kampanię złożą się: spoty radiowe i telewizyjne, kampania w Internecie (bannery,
billboardy), w prasie, na ulicy (plakaty, naklejki, koszulki, znaczki, uliczne happeningi. Do
współpracy zapraszamy także osoby publiczne popularne wśród młodych osób.
Na naszej stronie udostępniamy różnorodne materiały kampanii: spoty radiowe i telewizyjne,
bannery, plakaty, naklejki do samodzielnego druku, projekt znaczka na T shirt i scenariusze
ulicznych happeningów. Gotowe materiały możemy też przesłać pocztą”
I jestem przekonany, że na apel odpowiedzą z entuzjazmem i poczuciem obywatelskiej misji
wszystkie zaprzyjaźnione z rządem telewizje i gazety, oraz przedstawiciele szerokiego nurtu
zwanego przeze mnie roboczo pożytecznoidiotyzmem.
Zalutowana suwerenność
seawolf, 17 września, 2011 - 18:53
Smutną wiadomością ostatnich 2 tygodni jest ekshumacja i ponowny pogrzeb Zbigniewa
Wassermanna. To znaczy, wreszcie wiemy, że Zbigniewa Wassermanna. Zważywszy, ile
miesięcy minęło od tragedii, już na zawsze w tej sprawie pozostaną nam pytania, na które nie
ma jasnej odpowiedzi. Nie sposób nie dojść do wniosku, że przewlekanie sprawy tak
oczywistej, ba, w jasny i wyraźny sposób wymaganej przez polskie prawo, przez 16 miesięcy,
by ciała zdążyły ulec rozkładowi, jest czymś trudnym do zrozumienia. Bo trzeba się dobrze
namęczyć, by zwodzić ludzi przez 16 miesięcy, wynajdywać różne kruczki prawne, że to niby
nie można, albo można, ale nie teraz, może trochę później, bo pora roku, bo to, bo śmo.
Chociaż, może nie samo odwlekanie jest trudne do zrozumienia, bo motywy są oczywiste, do
zrozumienia trudne jest raczej, że robili to urzędnicy polskiego państwa i polscy obywatele. O
ile doskonale rozumiemy, dlaczego Madame Anodina robi to, co robi, albo Pan Putin, czy Pan
Szojgu. Oczywiście, robią to, co jest w interesie ich ojczyzny, trudno oczekiwać, by było
inaczej, zwłaszcza - zważywszy, jakie tradycje ma państwo rosyjskie od czasu, gdy niejaki
Iwan Kalita, czyli Sakiewka, mongolski poborca podatkowy z siedzibą w Moskwie, po
grzbiecie, którego chan wsiadał na konia (taka ówczesna forma spotkania ministra Ławrowa z
polskimi ambasadorami, czy zapowiedzi Prezydenta Miedwiediewa, że nie dopuszcza nawet
myśli, że polskie śledztwo miałoby przynieść inne wyniki, niż rosyjskie), zaczął się nieco
rozpychać i uzależniać od siebie kolejne ziemie. Od tej pory tak już się ustaliło i zapewne
odłożyło w genach, niczego tu nie zmienimy, przynajmniej w dającym się przewidzieć
horyzoncie czasowym.
Zatem tu nie ma niespodzianki, wszystko jasne. Niespodzianka jest po polskiej stronie. Bo,
rozumiejąc motywy Rosjan, musimy sobie odpowiedzieć, jakie były motywy Polaków dla
nich pracujących, świadomie, czy też na zasadzie pożytecznych idiotów. I niestety, nie ma tu
dobrej odpowiedzi. To znaczy jest taka najuprzejmiejsza z możliwych - tchórzostwo,
konformizm, niekompetencja, wreszcie stupor w obliczu wydarzeń przerastających lokalnych
mężyków stanu, może też nagłe uświadomienie sobie, że durna, szczeniacka zabawa w
upokarzanie Prezydenta doprowadziła do tragedii, że to, co oni brali za dobrą okazję do
zabawy kosztem Prezydenta i obdzierania prezydentury z „podstaw godnościowych”, jak to
expressis verbis ujawniono bez specjalnej krępacji (ba, wręcz z dumą), w rzeczywistości było
czymś, za co w czasie wojny AK dawało kawałek metalu (mały, za to z dużą prędkością) w
łeb. Jest też mniej uprzejma wersja, o której tutaj nie będę wspominał z tak zwanej
ostrożności procesowej.
Otóż Rosja odsyłając zalutowane trumny po prostu poinformowała Polaków, że nie wolno im
ich otwierać, ot i wsio. Nie wolno, bo tak mówi prawo rosyjskiej federacji. Dlaczego prawo
rosyjskiej federacji miałoby obowiązywać na terenie innego państwa, nie bardzo wiadomo,
ale najwyraźniej polskie władze zachowały się tak, jakby tak rzeczywiście było. Jakby
terytorium Polski, państwa NATO i Unii Europejskiej rzeczywiście było przedłużeniem
Federacji Rosyjskiej, w związku z czym także i jej prawa powinny obowiązywać, choćby na
zasadzie opcji. Jak ktoś woli prawo europejskie, proszę bardzo, rosyjskie - proszę bardzo, jak
komu pasuje. Ale może oni wszyscy wiedzą coś, czego my nie wiemy? To tak, jak ciemna
materia w Kosmosie, niby nikt jej nie widział, ale wyliczenia i obserwacja skutków
przekonują, że jest.
Owszem, jak się przekonaliśmy, prawo Unii Europejskiej jest nadrzędne w stosunku do
polskiego prawa, nawet niektórzy sędziowie otwarcie zapowiedzieli, że w przypadku różnicy
między prawem unijnym i polską konstytucją będą chrzanić polską konstytucję, ale to, że
dotyczy to też prawa Federacji Rosyjskiej, jest pewnym zaskoczeniem. Sprawa z trumnami i
polskimi urzędnikami karnie realizującymi rosyjskie polecenia przypomina mi historię
abonentów sowieckiej encyklopedii, którym wysyłano kolejne strony z biografiami byłych
przywódców (po zdemaskowaniu ich jako wieloletnich agentów faszyzmu i imperializmu), do
wklejenia zamiast starych, niesłusznych, w miarę rozstrzeliwania owych agentów. NKWD nie
musiało chodzić po domach i sprawdzać, czy polecenie zostało wykonane, wystarczała sama
świadomość tego, że może tak się stać. NKWD już niby nie ma, ale nawyki pozostają, jakby
było.
Niestety, te zalutowane prawem kaduka trumny, i serwilizm akceptujących to polskich władz,
to jak alegoria. Jakby w tych trumnach zalutowano naszą suwerenność i nasz honor.
Łupki i głupki
seawolf, 18 września, 2011 - 18:54
Jak słyszę, Premier Tusk znalazł cudowne rozwiązanie problemów z emeryturami! Hurraaaa!
Nie musimy się już martwić, co jest bardzo dobrą wiadomością , zwłaszcza po tym, jak
usłyszeliśmy, że rezerwa demograficzna, czyli pieniądze odłożone na daleką przyszłość
została, tak, tego, trochę, wicie, rozumicie zużyta już tej jesieni, żeby nie zabrakło pieniędzy
na emerytury już teraz, ale dopiero po wyborach. Wyborcy, którzy nie otrzymali emerytury ,
są przeważnie w stanie niejakiego wzburzenia, więc rzadko kiedy głosują na rząd, zwłaszcza,
gdy opozycja nie rozumie, na czym polega jej rola w systemie demokratycznym i jatrząco i
dzieląco krytykuje rząd, zamiast go wspierać i cierpliwie tłumaczyć ludziom jego pomyłki i
obiektywne przejściowe trudności.
To co wyprawia opozycja w tym kraju, jest zupełnie niesłychane, przynajmniej zdaniem
czołowych funkcjonariuszy rządowej propagandy, jak Paradowska, Miecugow, Żakowski,
czy Olejnik. Nie posiadają się oni z oburzenia, że opozycja krytykuje rząd, zamiast go
konstruktywnie i odpowiedzialnie wspierać, co jest, jak wiadomo, światowym standardem
jeśli nie na całym świecie, to przynajmniej w czołowych demokracjach, jak Korea Północna,
Republika Środkowoafrykańska, Swazi, Puntland, czy pozostałe terytoria plemienne powstałe
po rozpadzie Somalii.
Ale niech się nikczemna opozycja tak bardzo nie cieszy z nieszczęść rządu, a zatem i
Ojczyzny! Po pierwsze, znaleziono dwa źródła , które uchronią emerytów i rencistów od
głodu, a co za tym idzie od niezagłosowania na Partię – Matkę. Pierwsze, to, jak już
pisaliśmy, ograbienie funduszy emerytalnych i gwarancyjnych, to się już dokonało, dzięki
temu zostaną wypłacone emerytury we wrześniu i październiku, co dalej , nie wiadomo, ale to
już będzie po wyborach, więc pies to trącał. No, ale jest i drugi cudowny sposób, czyli gaz
łupkowy, dzięki czemu nie musimy się już martwić i nic, tylko zagłosować na PO.
"Przyjęliśmy te projekty, które są zbliżone do rozwiązań norweskich i trochę kanadyjskich
(...) One pozwolą na kilku etapach w sposób ostrożny, bez przesady wyciągać także pieniądze
dla państwa polskiego z tego opłacalnego, jak sądzimy dla wszystkich gazowego biznesu" -
ocenił premier.
To, w tłumaczeniu z ezopowego języka Tuska, oznacza , mniej, więcej, że wszystko zgarną
kompanie , które wygrają przetargi, a Polsce zostaną jakieś grosze ściągane „ ostrożnie i bez
przesady”.
„Jak prognozował Tusk, fundusze pozyskane z gazu miałyby też zasilić specjalny fundusz,
który "w przyszłości miałby zabezpieczać, gwarantować bezpieczeństwo polskich emerytur,
(...) wspierać gminy i ochronę środowiska".
Jak pamiętamy, związany pewnymi zobowiązaniami, Pan Prezydent, oby żył wiecznie,
wyraził się swego czasu bardzo krytycznie o gazie łupkowym, jako konkurencji dla
Gazpromu, że, mianowicie, jest wydobywany metodą odkrywkową, więc jest nieekologiczny
i w ogóle, no, ale od tego czasu chłopaki policzyły co, nieco i wyszło, że bez tych obiecanek
nie da się niczego spiąć nawet w snach i reklamówkach wyborczych, więc gaz łupkowy, jako
myśl rzucona masom wyborczym pozostaje jedyną i ostatnią deską ratunku, niczym Druga
Irlandia, Słońce Peru i Zielona Wyspa razem wzięte. No już nie jest nieekologicznie, bo:
"Dostałem zapewnienia, że dobrze przeprowadzone odwierty i eksploatacja nie będzie
stanowiła zagrożenia dla środowiska naturalnego, a dla nas to jest bardzo ważne" - zaznaczył
premier.
Co prawda:
„Według szacunków Kulczyka, przy bardzo optymistycznych założeniach, potrzeba jeszcze
trwających ok. dwóch - trzech lat badań, by móc ocenić zasoby gazu w Lubocinie. "Dopiero
po wykonaniu tych dodatkowych badań, w tym kolejnych odwiertów i szczelinowań,
będziemy w stanie ocenić, czy pozyskiwanie gazu w Lubocinie będzie opłacalne" -
powiedział Kulczyk.
Za trzy lata będziemy wiedzieli, owszem, ale za trzy tygodnie wybory, zatem bez zbędnego
obcyndalania się trzeba obiecać największym grupom wyborców, że kasa z gazu będzie
właśnie dla nich. Za chwilę usłyszymy zapewne, przy innej okazji, że z wpływów z gazu
sfinansuje się płace lekarzy i pielęgniarek, emerytury mundurowe, żłobki i przedszkola, płace
nauczycieli, budowę Orlików, budowę autostrad i pokryje się straty Euro 2012.
To znaczy nie na pewno, ale Donald Tusk, jak zawsze „będzie namawiał kolegów”, by tak
właśnie zrobili, no, a jak się nie uda, to trudno, w końcu jest demokracja.
Gaz nie obchodził Donalda Tuska aż do tej chwili, czyli do trzech tygodni przed wyborami,
Premier Pawlak podpisał zobowiązanie , które nas uzależnia od rosyjskiego gazu na 35 lat,
możemy go nie odbierać, przymusu nie ma, absolutnie, ale płacić musimy. Mimo to nagle na
Pana Premiera spłynęła jasność i wizja kraju zalewanego przez obfitość gazu łupkowego,
którym spłacamy emerytury i wszystko inne. Zapewne wszystkim zajmie sie słynny już
inwestor z Kataru.
Prostactwo tej ściemy wyborczej mnie osobiście wręcz obraża, nie wiem, jak was. Ale jest
prawdą, że ludzie wierzą w to, co bardzo chcą uwierzyć, a kto nie chce wierzyć, że na starość
nie znajdzie się na śmietniku , grzebiąc w jego zawartości?
Chwyty wyborcze stosowane przez PO nie są, być może, zbyt wyszukane i wyrafinowane,
świadczą raczej o skrajnej rozpaczy i desperacji, ale, jak uczy doświadczenie, zawsze znajdzie
się grupa ludzi, która w to wierzy. Bo bardzo chce. Bo inaczej musiała by się przyznać w
duchu, albo i przed bliskimi, że została zrobiona w balona.
Można powiedzieć, że to, co jest ostatnią nadzieją PO i MAK Donalda Tuska to nie zagłębie
łupków, ale raczej zagłębie głupków – czyli ludzi nań głosujących.
Suczki, czyli siła spokoju
seawolf, 19 września, 2011 - 19:10
Właśnie przeczytałem o kolejnym pokazie żałosnego prostactwa platformersów, konkretnie
jednego z młodzieżówki tych czerstwiaków, Dolczewskiego. Tu muszę się cofnąć kilka dni,
do plakatu z fajnymi, ładnymi i inteligentnymi dziewczynami z PiSu- powiem krótko, aż mi
się gęba sama uśmiechnęła, taki ten plakat fajny i takie te dziewczyny- kandydatki
zachęcające, żeby rzeczywiście wstać i pójść z nimi. Nic dziwnego, że wywołało to histerię
po stronie rządowej propagandy, którym się zwyczajnie posypała wersja o ponurych,
obciachowych staruchach i moherowych staruszkach z PiS.
Otóż ten arbiter elegantiae skomentował ten plakat jakimś menelskim teledyskiem o
suczkach. No, po pierwsze, boki zrywać, takie to dowcipne, po drugie, niechby to tak zrobił
Brudziński, czy Hofman! Jezu, już by ich nie było, ścierali by ich mopem z posadzki i ścian
studiów telewizyjnych. Pamiętam, że kiedyś Jarosław Kaczyński zagadnięty, czy Joanna
Mucha mogłaby kandydować na Prezydenta, czy jakoś tak, powiedział uprzejmie i zdawkowo
coś o ładnej buzi, czy jakoś tak, bo, między nami, co tu dużo gadać o Joannie Musze, każdy
widzi i słyszy sam, komentarz poleciał w Szkle Kontaktowym taki, że, co za cham, kmiot,
gnój, ksenofob i szowinista, skompromitował się już tym razem ostatecznie i nieodwołalnie.
Tylko pogardliwego charknięcia, takiego z głębi trzewi brakowało, widać było, z jakim
trudem się powstrzymują. No, ale to Jarosław, więc wiadomo. Nawet nie musiałby nic
mówić, komentarz w „Stuermerze” w wersji telewizyjnej byłby ten sam. Nie musi nic mówić,
już Kolenda- Zaleska coś zmontuje, jak z tym kłamstwem o prawdziwych Polakach. Nie
powiedział, ale przecież mógł.
Jak pisałem, zawsze stosuję swój osobisty test- im wścieklejsze, bardziej nienawistne ujadanie
na Czerskiej, czy w Tusk Vision Network, tym lepiej. Jak pochwalą, to patrzę podejrzliwie,
co też spieprzyliśmy. Jak oplują, obśmieją, dostaną spazmów z oburzenia, OK, jest dobrze!
Jak cię wróg chwali, zastanów się , dlaczego to robi, stara zasada. Bo zgodzę się wyjątkowo z
Wajdą, który w chwili nieostrożnej szczerości przyznał, że trwa wojna. Tak, to jest wojna, nie
ma po tamtej stronie litości, skrupułów, wahań, tam grają o wszystko, skoro doszło już do
tego, że ludzie z obozu władzy mordują ludzi z opozycji i nie wywołuje to katharsis i
opamiętania, a raczej przeciwnie, dodatkowe nasilenie pogardy i nienawiści.
Innym przykładem jest, akurat tego samego dnia, co za przypadek, pewnej podlatarnianej pani
polityk i pewnego ministra o urodzie fryzjera z filmów przedwojennych (i zbliżonym
intelekcie), o farmakologicznej przemianie Jarosława Kaczyńskiego, w którą , broń Boże, nie
należy wierzyć.
Wszystko to, moim zdaniem nie jest żadnym przypadkiem, lecz rozpaczliwym rzutem na
taśmę, próbą sprowokowania jakiejś gniewnej odpowiedzi, którą następnie można by rozdąć
do kosmicznych rozmiarów, dać na czerwone paski pod ekranem, w poprzek ekranu, na
środek ekranu, oraz na ukos i wbijać w głowy 24/7, komentować wypowiedź , następnie
komentować komentarz, po czym komentować komentarz do komentarza, czyli stosować
scenariusz przećwiczony wielokrotnie w regularnych odstępach czasu. Pamiętamy, jak
dyżurni celebryci swego czasu nagle poczuli się Ślązakami tłamszonymi przez nikczemnego
Jarosława, Gabończykami nikczemnie obrażonymi przez Jarosława, stałymi klientami
Biedronki obrażonymi przez Jarosława, i tak dalej. Lista jest dowolna , bo właściwie, nie ma
takiej rzeczy, która wypowiedziana przez Jarosława nie okazała się najgorszym
doświadczeniem i upokorzeniem w życiu jakiegoś Hołdysa, Barcisia, Kory, czy jej pudelka.
Nie trzeba geniusza, by odgadnąć powód tej rozpaczliwej akcji obsikiwania Kaczyńskiemu
nogawek w nadziei ( czy raczej, za Panem Prezydentem, nadzieji), że się w końcu
zdenerwuje. Oczywiście wszyscy rozumiemy, że nie ma nic innego, co spaja ten cały
szemrany projekt zwany Platformą Obywatelską, jak strach i nienawiść. Strach, że przyjdzie
Kaczor i wygrzebie te zeznania, raporty i pokwitowania sprzed lat kilkudziesięciu i obedrze z
nimbu autorytetu, że sprawdzi kwity i faktury sprzed lat kilku, że wywlecze, kto, jak i z kim
spiskował przeciwko Głowie Polskiego Państwa.
Oczywiście, takich zagrożonych nie ma wielu, dlatego potrzebny jest im tłum, za którym
można się schować i pokrzykiwać bezpiecznie. Tłum, w którym trzeba wytworzyć
solidarność strachu- mniejsza o nas, ale WAS też sprawdzą, zlustrują, aresztują, rozjątrzą i
podzielą, przyjdą o szóstej, podsłuchają, walczcie, obalcie kaczorów! Raz się udało, wszystko
wskazuje, że to przestaje działać i nie ma nic w zamian, nic, co by można użyć. No, to trzeba
jakoś podsycić ten tlący się niemrawo ogienek dawnej kampanii sprzed lat 4-5. Może kto
uwierzy? Każdy procent może się przydać.
Dlatego, apeluję- spokojnie, niech sobie szczekają. Niech im zwieracze ze strachu puszczają.
Nie ma co odpowiadać.
Siła spokoju!
Zagłębie głupków
seawolf, 20 września, 2011 - 19:02
Nie pierwszy to raz, gdy piszę coś w przekonaniu, że jadę po bandzie, wymyślając coś
absurdalnego , surrealistycznego, coś, co nie powinno istnieć w rzeczywistości, bo to by
znaczyło, że naprawdę źle się dzieje w państwie duńskim, czyli polskim, oczywiście. No i
zaraz potem się okazuje, że jestem ponurakiem bez polotu i fantazji, bo pan Premier, Pan
Prezydent, ich ludzie, ich „zaprzyjaźnieni” dziennikarze już to naprawdę powiedzieli,
wprowadzili w życie, przegłosowali, bądź dali na wizję.
Obśmiałem wczoraj zapowiedzi MAK Donalda Tuska, naszego Ojca, nasze Słońce Kaszub,
co ja mówię, Kaszub, Kaszub i Peru razem, o nowym cudzie nad Wisłą, czy raczej pod Wisłą,
czyli gazie z łupków, który zapełni portfele i żołądki emerytów, którym Pan Premier właśnie
zabrał fundusz odkładany na następne dziesięciolecia- a zabrał go, by nim spłacić bieżące
emerytury w tym ważnym, bo przedwyborczym czasie. No, trudno się dziwić, co ma się
martwić co będzie za lat 10, czy 20, jego horyzont czasowy, który ogarnia, to najbliższy
czwartek, gdy będzie sobie haratał w gałę z, na przykład, z reprezentacją episkopatu i strzeli
im trzy bramki, w tym jedną z przewrotki. To jest ważne, tu i teraz, a nie jakieś tam
emerytury za 20 lat.
No, ale, jak już wspomniałem, mamy wybory, więc nie można zostawić emerytów bez
emerytur, stad też sposobem na „Davida Copperfielda”, czyli szacher macher, znaleziono
fundusze jeszcze nie ruszone i nie dostrzeżone czujnym okiem magistra Vincenta, czyli OFE i
fundusz demograficzny. Miano ten fundusz ruszyć za lat kilkadziesiąt, ale, ruszono teraz.
Super, jeść trzeba, a głodny emeryt może zjeść władzę, jak słusznie krzyczały transparenty za
czasów Solidarności. Jeszcze pamiętają chłopaki, jak widać. Więc zachowali się, jak ten
kurczak, który wygrzebał pazurkiem tłustą dżdżowniczkę, która do tej pory ukrywała sie pod
polnym kamieniem, ale dosyć tego , nadeszła i na nią czarna godzina.
No, ale numer jest jednorazowy i nie trzeba być geniuszem, by sobie dodać dwa do dwóch i
skojarzyć, że coś tu, panie, jest nie tak, bo jak się zużywa na dzisiaj coś, co było odłożone za
10 lat, to nie wygląda to zbyt uspokajająco. Zatem z wdziękiem i tupetem gracza w trzy karty
na rynku, a nie będzie dużym błędem, jeśli przyznamy, że taki właśnie talent , nieudawany,
ba, ze złością, ale nie mogę nie przyznać, że wybitny, ma nasz Pan Premier, ogłosił on, że
spoko, wszystko jest OK, bo za chwilę wywiercimy spod ziemi gaz z łupków i spłacimy
wszystko z nawiązką, a za resztę wybudujemy jeszcze więcej Orlików, że dla każdego
wystarczy i jeszcze zostanie.
Moja naiwność polegała na tym, że założyłem, że on to naprawdę gdzieś przeczytał, coś
podpisał, o czymś zdecydował. A tymczasem, jak czytam, próżno na rządowych stronach
znaleźć cokolwiek o tych rzekomych ekspertach, o tych umowach, o tych decyzjach. Ot, coś
mu strzeliło do głowy, to powiedział, a co to komu szkodzi. Taki impuls.
Tacy ludzie, jak świat, światem sprzedawali naiwnym wodospad Niagara, kolumnę
Zygmunta, automaty do wiązania krawatów, kopytka osiołka, na którym Pan Jezus wracał z
Egiptu, szczapki z Krzyża Świętego, olejki święte, przerabiali kiszone ogórki na złoto za
niewielką opłatą, teraz zaś wysyłają maile z obozu dla uchodźców, jako nigeryskie dziewice z
posagiem 8,5 miliona dolarów. Na tej samej zasadzie Pan Premier zawiadomił swego czasu o
przyjęciu Euro w 2012 roku, ku osłupieniu Rostowskiego, którego o to zagadnięto. Na tej
samej zasadzie zawiadomił o inwestorze z Kataru, który uratował stocznię i na tej samej też
zasadzie wykastrował pedofilów jednym chemicznym cięciem. I na tej zasadzie wygrywa
wybory w kraju nad Wisłą i utrzymuje niezmiennie wysokie sondaże. To znaczy sondaże, to
akurat zmienne, jak, się okazuje.
Ostatnio zdecydowali, że sondaże zbyt wysokie usypiają elektorat i trzeba ten elektorat trochę
postraszyć i natychmiast wszystkie, co do jednego sondażownie skorygowały swe wyniki,
urealniając je nieco, jak to zawsze robiły na kilka dni przed wyborami, żeby wyniki z
ostatnich sondaży i te rzeczywiste z powyborczego poniedziałku rano nie różniły się więcej,
niż o kilkanaście procent, bo to trochę głupio wygląda. Nie, żeby ktoś to specjalnie zauważał,
a juz zupełnie, żeby to komentował, bo w poniedziałek wszyscy żyją już czymś innym, ale ,
jednak lepiej, jak różnica jest jednocyfrowa.
Do tej pory wszystkie sondażownie zbliżały się do realu stopniowo, a mądrzy komentatorzy
cmokali z uznaniem, jaka też skuteczna jest kampania PiS i jak szybko dogania lidera.
Oczywiście , po wyborach, konkretnie, mniej więcej tydzień po wyborach sondaże wracały do
poprzedniego poziomu, PO zyskiwało nagle z 15% i utrzymywało takie notowania do
następnych wyborów, konkretnie, do tygodnia przed ciszą wyborczą, co już wyjaśniliśmy. A
ci sami mądrzy eksperci wyjaśniali, że to z powodu retoryki Prezesa Kaczyńskiego, który w
ten sposób trwoni kapitał zdobyty w czasie kampanii.
Tym razem jednak ten wypracowany przez lata mechanizm został zakłócony, a sondaże
skoczyły skokowo, bez żadnego sensu i powodu, tylko dlatego, że Schetyna powiedział, że
rzeczywiste wyniki są inne. OK, inne, to inne, już się robi! Ciekawe, że nie powoduje to
żadnej refleksji, ci sami mądrzy komentatorzy, którzy wyjaśniali, dlaczego PO utrzymuje tak
wysokie poparcie i dlaczego PiS nie jest w stanie poszerzyć elektoratu, teraz spokojnie
wyjaśniają, jak wyrównany nas czeka pojedynek, choć jedno od drugiego dzielą coś ze dwa
dni. Gorzej mają te sondażownie, które jakoś się odnoszą do wyników poprzednich.
Zwłaszcza te, które publikują je w postaci wykresów. Ot, Wirtualna Polska nie dała się
wyprzedzić pozostałym i też urealniła wyniki, w wyniku czego linia PiS, od miesięcy powoli i
smutno pełzająca płasko, ba, w dół, nagle wyskoczyła w górę, jak rakieta Wostok, na
spotkanie równie nagle sflaczałej linii PO.
Zaproszeni komentatorzy cmokają , no, ciekawe, ciekawe, co też mogło spowodować taki
skok poparcia, hmmm, hmmmm, zamiast powiedzieć to, co wszyscy już chyba widzą, że te
wszystkie sondaże to ściema dla głupków i pokazują dokładnie i tylko to, co chce zobaczyć, a
raczej pokazać gawiedzi dla swoich celów grupa ludzi tymi sondażowniami rządząca.
System trawienny Premiera
seawolf, 21 września, 2011 - 19:16
Jak słyszę, bohaterski Premier MAK Donald miota się między dwiema skrajnościami. Z
jednej strony image fajnego faceta, brata- łaty, co to „nie unika trudnych pytań, ale nie oferuje
łatwych odpowiedzi”, jak relacjonuje w słodko- mdłym stylu Gazeta Wyborcza. Z drugiej,
zakłócający cukierkowy obraz „zinfiltrowani przez narodowców i przygarnięci przez
pisowców” kibice, którzy zdają się nie rozumieć, że spotkania z Panem Premierem mają być
drobiazgowo przygotowane, a jedyne reakcje przewidziane w scenariuszu, to zachwyt pani
Jolanty, lat 40 , „jaki ten Graś fajny”, oraz pani Zuzy, lat 45, dodającej, że Tusk też fajny, „w
ładnej niebieskiej koszuli i fajnym krawacie”.
Zatem, niby „nie unika”, ale jednak trochę unika, bo oto, na przykład spotkanie z
poznańskimi kupcami nie odbędzie się na targowisku na Bema - jak planowano jeszcze kilka
dni temu - lecz w budynku Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji przy ul.
Chwiałkowskiego. Spotkanie będzie też zamknięte dla osób postronnych.
Na miejscu nie pojawią się jednak umundurowani policjanci, bo - jak donosi Wyborcza - nie
życzył sobie tego premier. Zabezpieczeniem spotkania w całości mają się zająć
funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu. Nie wiadomo, jak odróżnią kupców od kiboli, jeśli ci
ostatni - jak zapowiadają w Internecie - nie wezmą ze sobą klubowych szalików. Na miejscu
mają się pojawić natomiast nieumundurowani policyjni tajniacy. Zatem nie tyle chodzi o to,
żeby nie było policji, ile o to, by nie byli widoczni. To w ogóle jest charakterystyczne dla tej
ekipy- wszystko można, byle nie było widać, bo będzie się źle komponowało na ekranach.
Policja, owszem, ale po cywilu. To, jak wiadomo , zupełnie co innego.
Ech, ileż łatwiej byłoby się znowu rozprawić z Wdowami Smoleńskimi, zwłaszcza mając
przy boku wiernego Grasia opancerzonego pudrem, zalegającym grubą warstwą na twarzy,
niczym pancerz kompozytowy na czołgu Abrams. Przy okazji dygresja- rola pudru w historii.
Kariera takiego, na przykład Chlebowskiego zawisła na tym, czy się spoci przed kamerami,
czy też nie, miał to wyraźnie powiedziane- sprzeda swoją wersję, zostanie, skrewi przed
kamerami, wyleci. Wyleciał. Ale już na komisji Sekuły ani kropla się nie przedarła!
No, niestety, kibice to przeciwnik nieco trudniejszy, niż owe wdowy, więc mimo wrodzonego
bohaterstwa jednak lepiej było spotkanie przenieść i schronić się za linią obronną
BORowików i tajniaków. Może by i jakiego LRADA podciągnąć?
Nie tylko kibice zakłócają życie Panu Premierowi. „To nie ludzie, to wilki!”, że zacytuję
klasyka. Okazuje się, że system pokarmowo- trawienny Premiera jest w zagrożeniu- bo oto
MAK Donald dostaje mdłości na wspomnienie Smoleńska, konkretnie „smoleńskiej
zawziętości”. Czy to są mdłości, czy raczej dolegliwości jelitowo- stolcowe, nie wiem, ale z
pewnością wspomnienie tych dni nie jest Panu Premierowi miłe. Doskonale to rozumiem.
Jakbym miał tak zafajdane konto, jak on w tej sprawie, też bym raczej starał się wymazać to
ze swojej pamięci, a jeszcze chętniej z pamięci ludzkiej. Niestety, Panie Premierze, spisane i
zapamiętane są czyny i słowa i będą Pana ścigać do śmierci. Te przed tragedią i te po. A na
razie będzie ścigać prokurator i to, da Bóg, już niedługo. Gdy, by zacytować kolejnego
klasyka, Pana Prezydenta, oby żył wiecznie, prawda się okaże arcyboleśnie prosta.
Tuskowi puszcza już wszystko?
seawolf, 22 września, 2011 - 19:02
Z pewnym zdumieniem czytam, że, tak do tej pory kontrolujący każde swoje wystąpienie,
gest, tembr głosu, uniesienie brwi Premier MAK Donald zupełnie się posypał, stracił
samokontrolę, zaczął się publicznie zachowywać, jakby mu już wszystko puściło, tylko
czekać, jak po nerwach także i zwieracz odmówi posłuszeństwa przy jakiejś okazji,
najpewniej przy spotkaniu z kibicami.
Ale, do rzeczy. Otóż Jarosław Kaczyński wypowiedział się, w sposób zupełnie naturalny i
niekonfrontacyjny, że jeśli zostanie Premierem, to oczywiście będzie normalnie
współpracował z Prezydentem Komorowskim, mimo osobistych zaszłości i wypowiedzi
Komorowskiego jeszcze, jako Marszałka. Oczywiście chodzi, między innymi, o tą zupełnie
kuriozalną wypowiedź o ślepym snajperze, co to, fajtłapa , nie trafił w Prezydenta Polski.
Jak to się stało, nawiasem mówiąc, że Komorowskiego nie zmiotła jak tsunami fala oburzenia
w mediach publicznych, można się jedynie domyślać. Określenie „ publiczne” bowiem w tym
przypadku wywodzi się raczej od dziewki publicznej, niż od czegokolwiek innego
publicznego.
No, wracając do wywiadu Kaczyńskiego, normalna wypowiedź, nic, co by miało komuś
podnieść ciśnienie.
Tymczasem Mak Donald dostał jakiegoś ataku amoku, erupcji niekontrolowanej wściekłości.
Niczym Hitler w filmie ”Untergang”.
„Po pierwsze, nie widzę żadnego problemu ze strony prezydenta Komorowskiego, on zawsze
deklarował otwartość i gotowość do współpracy z każdym, kto chce coś sensownego zrobić.
Ale też dziwię się, że my traktujemy jako dobrą nowinę informację, że jakiś polityk jest
gotów podać rękę prezydentowi Rzeczpospolitej” - powiedział premier.
Aż się prosi w tym miejscu wstawka z filmu- „Wszyscy Raus, zostają Keitel i Jodl!”
„Ludzie, ktoś tu zwariował. Znaczy co? Łaskę robi? Polacy wybrali prezydenta i każdy
polityk ma obowiązek z prezydentem współpracować. Dla mnie to jest raczej kolejny dowód
na to, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się niektórym tak namieszać w głowie, że teraz
niektórzy komentatorzy albo politycy mówią: Bogu dzięki, jaki łaskawy Jarosław Kaczyński,
odezwie się do Bronisława Komorowskiego”
Premier trzęsącą się ręką zdejmuje okulary...
„Nie dajmy się zwariować. Bierze za to pieniądze co miesiąc, tak jak każdy z nas, aby
normalnie pracować, także współpracować z instytucjami państwowymi. Jeśli chce robić
rewolucje i powstania, niech to robi społecznie”
Koniec trailera, wybuchy, z sufitu sypie sie kurz. Wychodzimy z kina, otrzepujemy się z
popcornu.
Czas na pytania. Bo ja mam pytania. Mam pytanie do tego chama i amatorskiego piłkarzyka,
który udaje Premiera Polski- a ta wycieczka po Polsce autobusem, to za czyje pieniądze?
MAK Donald bierze pieniądze za wojażowanie Tuskobusem, za wycieczki do Peru i
Dolomitów, za pracę od poniedziałku do czwartku, za meczyki w czwartki i najdłuższe
weekendy Europy? Czy też może za rządzenie krajem? Za przewodniczenie Radzie
Ministrów? Za podejmowanie decyzji?
Jak MAK Donald chce sobie robić wycieczki po Polsce, zamiast pracować, to może lepiej za
swoje?
A, jak bierze pieniądze, by współpracować z legalnie wybranym prezydentem, to może niech
wyjaśni te swoje gówniarskie obszczywania nogawek Prezydenta Kaczyńskiego, te walki o
krzesełko? Te zabierania samolotu? RZĄDOWEGO samolotu, jak podkreślano,
PREZYDENCKIM stał się cudownie, w ciągu ułamka sekundy nad Smoleńskiem, w
momencie rozpadu na milion części i zniknięcia połowy masy samolotu.
Te spuszczania ze smyczy najplugawszego z polskich polityków, by, zgodnie z planem
ustalonym w PO obdzierał w najbardziej obrzydliwy i haniebny sposób prezydenturę Lecha
Kaczyńskiego z „podstaw godnościowych” ?
Kto powiedział „ nie potrzebuję Prezydenta”? Nie Tusk czasem?
Kto podjął i konsekwentnie prowadził grę z szefem obcego, od tysiąca lat wrogiego Polsce
kraju przeciwko Głowie Państwa, Prezydentowi Kaczyńskiemu? Grę, która skończyła się
śmiercią polskiej elity władzy w katastrofie, od której im więcej mija czasu , tym więcej jest
pytań i mniej sensownych odpowiedzi?
Niech mnie ktoś przekona, na miłość Boską, że człowiek, który do tego stopnia ma zszargane
nerwy, że nie potrafi pohamować swoich erupcji niekontrolowanej nienawiści, który trzymał
na swoim biurku figurkę voodoo za sprężynce udającą Prezydenta Kaczyńskiego, który
obkopywał piłką ( w GABINECIE PREMIERA RP, niech mi ktoś powie, że to jest normalne)
jakąś Bogu ducha winną roślinę tylko dlatego, że Miller ją kiedyś lubił, czy tam zasadził, że
ten „normalny inaczej” człowiek ma kwalifikacje, by rządzić naszym biednym krajem! No,
przekonajcie mnie, błagam! Albo uszczypnijcie, niech się obudzę i niech go nie będzie!
I do tego rządzi do spółki z Prezydentem, który jaki jest, każdy widzi, z First Lady, która jaka
jest, każdy widzi, z Wicemarszałkiem Sejmu, który jaki jest, każdy widzi, ze swoim sztabem,
który jaki jest, każdy widzi, z tymi wszystkimi przerażającymi figurami , jak z panopticum...
Włos na plecach się jeży. Ciężki czas przyszedł na Polskę.
Narracja, czyli atmosfera.
seawolf, 23 września, 2011 - 19:03
Nie wiem, co sprawia, że człowiek wymierza sobie tak straszną śmierć. Ryszard Siwiec
cierpiał kilka dni, zanim zmarł.... Na kursach medycznych uczono mnie, że poparzenia rzędu
30% powierzchni ciała to śmierć- spalona skóra nie chroni przed utratą płynów, ani przed
infekcjami, to jak otwarte na oścież okno, przez które ucieka życie i wchodzi śmierć. Choć
pewnie medycyna potrafi dziś już więcej. Przeżyje, ale, jak w tym powiedzeniu- co to za
życie, w bólu ( już nawet nie chce mi się rutynowo zażartować z Pana Prezydenta, oby żył
wiecznie i jego BULU, bo temat niewesoły i nie do żartów), w zniszczeniach ciała, które
trzeba codziennie oglądać.
Życzę temu biednemu człowiekowi, żeby wszystko się skończyło dobrze, a przynajmniej tak
mało źle, jak to możliwe. Bo dobrze się nie skończy, przy takich ranach.
Czytam, że żyje i żyć będzie, oby tak było...
Ale na to nie mam wpływu. Zostawmy cierpienie tego człowieka i jego bliskich. Dlatego
napiszę o czymś innym, co od razu, w tym samym momencie mi się przypomniało. Po
mordzie łódzkim, gdzie były członek partii rządzącej zamordował członka partii opozycyjnej
i ciężko zranił drugiego- za nic, poza tym, że należeli do partii opozycyjnej właśnie,
najcięższe do zniesienia było to, że ta zbrodnia nie spowodowała żadnej katharsis u tych,
którzy do niej doprowadzili wieloletnią propagandą nienawiści i odczłowieczania Jarosława
Kaczyńskiego i PiS.
Przeciwnie, od razu było jasne że Kuczyński z Wołkiem na wiadomość o zbrodni siądą i
wystukają tekst o tym, że to wszystko wina Jarosława. I tak się stało, już następnego dnia taka
była narracja rządowych mediów. Płatne mendy internetowe zaczęły powtarzać na forach, że
„ kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. No i oczywiście, jak karykatura tego, wszystkiego, jak
jakaś koszmarna commedia del arte, Dziurawy Stefan wystartował z mrożącą krew w żyłach
historią, jak to on miał być pierwszą ofiarą psychopaty, tylko go nie zastał w biurze, no to
sobie poszedł do biura PiS. Nie wiadomo, czy go ktoś wypuścił, jak jakiegoś wioskowego
głupka na rynek z psią kupą na kiju, by smarował tym ludzi, czy też sam doszedł do tego z
tych zszarpanych nerwów, dość, że akurat w przeddzień pogrzebu Marka Rosiaka (swoją
drogą, co za wyjątkowe, niespotykane łajdactwo, by przykrywać swoimi bredniami czyjś
pogrzeb, by czasem Kaczyński nie odniósł propagandowej korzyści) wyskoczył ze swoimi
opowieściami o ośmiu kulkach lecących mu prosto w pierś. Aż się dziwię, że nie wyskoczył
po śmierci Andrzeja Leppera z historią, że to on miał się powiesić pierwszy, że mróz mu po
plecach przeleciał i że czuje się, jakby mu życie darowano, czy, jakby się na nowo narodził,
nie pamiętam, co tam ten nieszczęsny człowiek wtedy mówił. A może teraz przyjdzie do Tusk
Vision Network nasączony łatwopalnym płynem i opowie, jak to on chciał się spalić
pierwszy, aż mu mróz po plecach przeleciał i to dwukrotnie?
Nie trzeba być specjalnym geniuszem, by przewidzieć, co też będzie się przewijać, czy na
razie usiłowało przewijać, na zasadzie razwiedki bojem (żeby zobaczyć, czy matoły to
kupują) w newsach w prorządowych gazetach i telewizjach. Zaczęło się ponoć od tego, że
Tusk Vision Network przez 2 godziny milczało na ten temat, gorączkowo się zastanawiając,
jak to, kurczę, podać, by nie zrobić krzywdy ukochanej władzy. Cóż to by się działo, gdyby
ten nieszczęsny człowiek się podpalił przed kancelarią Kaczyńskiego! Nie byłoby nikogo
między Odrą i Bugiem, kto nie poznałby na pamięć tego człowieka, jego Golgoty wśród
dusznej atmosfery IV RP i jej atmosfery wykluczania.
Nie musimy się domyślać, przecież widzieliśmy, co się działo po nieszczęśliwym wypadku
Barbary Blidy ( jak to w końcu z wysiłkiem ustaliła komisja Kalisza- chciała się
samookaleczyć, by uniknąć aresztowania i narobić histerii w mediach, nie wiedziała, czy też
ktoś ją wprowadził w błąd, że strzelając specjalną niepenetrującą amunicją nie powinna
strzelać z przyłożenia, bo dochodzi podmuch gazów prochowych), czy choćby jak
nagłaśniano protest pielęgniarek, Ghandi i jego ruch protestu w Indiach , to mały pikuś w
porównaniu z tymi butelkami z monetami, jako zegarynką w TVN ( „grzechu, brzdęku,
grzechu, brzęku, grzechu”- co godzinę!).
Zaraz, zaraz, co ja mówię, „gdyby”! Przecież on się właśnie podpalił przed kancelarią
Kaczyńskiego! No, co, nie była to kancelaria Kaczyńskiego? Jak najbardziej, noooo, uffff,
mamy już główny temat do dyskusji i sond, co takiego zrobiła IV RP, że nawet po latach
powoduje u ludzi takie skrajne reakcje! Przecież wiedział, że Tuska tam nie ma, bo jeździ
Tuskobusem, to znaczy, nie tyle jeździ, ale dosiada się tuż przed celem, ale nie o to teraz
chodzi. To znaczy nie chciał wskazywać na Tuska, a raczej na poprzedniego lokatora tej
kancelarii, no, źle mówię?
Już widzę te sondy onetowo- wyborcze:
„Uważasz, że samobójca chciał wskazać, jako winowajcę Pana Premiera, mimo, że go nie
było w kancelarii, bo chciał być bliżej ludzi, swoich wyborców:
a/ bzdura, Pan Premier Tusk nie miał żadnego wpływu na jego kłopoty finansowe.
b/ pewnie nie lubił polityków w ogóle.
c/ to straszne, jakie szkody w budżetach domowych wyrządziło tworzenie atmosfery
wykluczania w IV RP, mimo upływu lat nadal jest źródłem dramatów.”
Albo:
„Co najbardziej załamało biednego samobójcę;
a/ wspomnienie atmosfery wykluczania IV RP
b/ wzbierająca nazistowska fala
c/ nie wiem, nie obchodzi mnie , kto będzie rządził w Polsce, jestem biedny i głupi”
Albo:
„ Samobójca chciał nam przypomnieć, ze:
a/wzbiera fala faszyzmu
b/ chciał przeprosić za antysemickie napisy w Jedwabnem
c/ nie wiem, nie mam odwagi występować przeciwko skinom, kibolom i pisowcom”
Albo:
„Czy uważasz, ze samospalenie , jako protest wobec wzrastającego zagrożenia recydywą PiSu
to dobry pomysł?
a/ tak, bo jestem przystojnym i wykształconym europejczykiem
b/ nie, trzeba raczej próbować zdelegalizować PiS drogą prawną i otoczyć obywatelskim
kordonem, przemoc to ostateczność
c/ nie, intencje są szlachetne, ale z narastającą falą nazizmu walczyć trzeba z bronią w ręku.”
Albo:
„Podnoszą się głosy, by opublikować list samobójcy do Pana Premiera. Uważasz, że:
a/ to nikczemność i granie ludzkim nieszczęściem
b/ należy uszanować cierpienie i prywatność rodziny, a list spalić.
c/ nie wiem, ale powinno sie opublikować rozmowę braci Kaczyńskich.”
Ciemna postać
seawolf, 24 września, 2011 - 19:15
Jak słyszę, rozgrzane sądy doszły do wniosku, że określenie Grzegorza Schetyny mianem
„ciemna postać rządu” jest przestępstwem i że należy go za to przeprosić, płacąc, oczywiście
należne opłaty za zamieszczenie owych przeprosin w wysokości wystarczającej na
wyżywienie etiopskiej wioski przez około 550 lat. Kiedyś, za koszmarnych czasów stalinizmu
ludzi się wykańczało, wysyłając ich do obozu , albo wstrzeliwując kawałek metalu w głowę.
Dzisiaj to samo można osiągnąć bardziej finezyjnie, po prostu nakazując przeprosić.
Oczywiście, w sentencji wyroku określając, w jakim medium, w jakich godzinach i w jakiej
wielkości ma być oświadczenie, tak, żeby było wiadomo, że koszt przekroczy wszelkie
granice rozsądku i przyzwoitością i wpędzi przepraszającego w stan permanentnej nędzy oraz
wieloletni stan oblężenia mieszkania przez zjednoczone siły komornicze.
W stanie wojennym było jeszcze inaczej, za przewóz ulotek był niewielki wyrok w
zawieszeniu, helsińskie Human Watch nie miało się do czego przyczepić, ale za to następował
przepadek narzędzia zbrodni, czyli samochodu, w bagażniku którego te ulotki znaleziono.
Oraz garażu, w którym przechowywano owo narzędzie przestępstwa. To trochę tak, jakbyśmy
kupili zegarek za 300 złotych w pudełku za złotych 10 000, płatnym dodatkowo.
W sumie, nie ma co się dziwić wyrokowi, Schetyna, jak można zobaczyć na dowolnym
zdjęciu, nie jest ani trochę ciemniejszy od pozostałych członków rządu, więc takie
twierdzenie jest w rażący sposób nieprawdziwe.
Tu jednak otwiera się tak zwana „puszka z Pandorą”, jak to kiedyś określił któryś z jeszcze
PRL-owskich ministrów, zapewniając sobie, przynajmniej w ten sposób, miejsce w ludzkiej
pamięci. Biedna Pandora nigdy nie przypuszczała, że kiedyś wyląduje w puszce.
„Puszka z Pandorą”, a jednocześnie, być może, jedyny sposób by zaciągnąć paru gości przed
sąd. Otóż, napisze Bratkowski, czy inny Kuczyński o wodzowskiej partii Kaczyńskiego, dalej
przed sąd go, przedstawiając sądowi dowód w postaci dowolnego zdjęcia, na którym
Kaczyński występuje bez hetmańskiej buławy, ani choćby buzdyganu, czy indiańskiego
pióropusza. I co, jest wodzem? Jasno widać, że nie jest, z powodu braku zewnętrznych
znamion wodzostwa.
Nawet najbardziej rozgrzany sąd nie może zaprzeczyć faktom (zdjęcie!). A jak jeszcze się uda
dokonać tego w trybie wyborczym, czyli błyskawicznym, to wypada jedynie zakrzyknąć,
„mamy cię!”, jak w tym programie z ukrytą kamerą.
W tym celu należy nakłonić rzeczonych funkcjonariuszy frontu walki z imperializmem,
kaczyzmem i macierewizmem, by sformalizowali swoje fanatyczne poparcie dla Partii-Matki
i wpisali się na listy wyborcze, by robić to samo, co zawsze, ale z otwartą przyłbicą, nie
udając bezstronnych komentatorów.
Nawiasem mówiąc, czy możliwe jest zebranie podpisów, zarejestrowanie komitetu i
zgłoszenie kandydata bez jego wiedzy i zgody? Niby nie, ale wiemy na przykład, że takie
zarejestrowanie bez wiedzy i zgody dotyczyło praktycznie wszystkich konfidentów SB,
Informacji, WSI i wszystkich pozostałych służb, których nazw nawet się boję wymawiać, bo,
niby ich nie ma, ale są pewne znaki świadczące, że nie tak całkiem ich nie ma.
Przynajmniej tak było, jeśli wierzyć zgodnym i jednobrzmiącym oświadczeniom owych
zarejestrowanych, z wyjątkiem chyba jedynego autentycznego TW - Maleszki, który się
głupio i pochopnie przyznał, być może pod wpływem wzburzenia lub alkoholu, wystawiając
do wiatru wszystkie autorytety broniące go przed nikczemnym, nienawistnytm i jątrzącym
oczernianiem. Tak więc Maleszka się przyznał, a szacowne pióra zawisły nad krążącym już
listem protestacyjnym w zakłopotanym zawiśnięciu - czy jednak publikować, czy raczej udać,
że listu nie było. Maleszka pozostaje zatem chyba jedynym świadomym agentem PRL. Aż
dziwne, że ten system trzymał się tyle lat i wymordował tylu ludzi, posiadając w swych
zasobach jednego prawdziwego agenta i setki tysięcy fałszywych, zarejestrowanych bez
wiedzy, zgody i w ogóle sensu.
Wyobrażam sobie minę takiego autorytetu moralnego. Wieczorem napisze o faszystowskich,
wodzowskich ciągotach Kaczyńskiego, albo zbrodniczych tulipanach na Krakowskim
Przedmieściu, a rano znajduje w skrzynce pocztowej zaświadczenie o niekaralności tulipana
jako gatunku (brak osobowości prawnej), oraz listę poparcia, potwierdzenie zarejestrowania
swej kandydatury i pozew w trybie wyborczym. Bez swojej wiedzy i zgody, ale w końcu do
tego miał okazję już przywyknąć.
Rekordzista dorobił się w swym długim życiu nie jednego, nie dwóch, ale trzech
pseudonimów operacyjnych, odpowiednio w latach 60., 70. i 80., oczywiście, wszystkich bez
swej wiedzy i zgody. Nic dziwnego, że taki bystrzak był przez lata szefem jednego z
najważniejszych urzędów, czuwając nad prawidłowym przebiegiem wyborów. Są miejsca,
gdzie potrzebni są najlepsi z najlepszych i najzaufańsi z zaufanych.
P.S. Zwykle zachęcałem w tym miejscu do lektury poniedziałkowych felietonów w Rzepie,
Freepl.,info i Gazecie Polskiej Codziennie. Ostatnio Rzeczpospolita zachowała się w sprawie
samospalenia Andrzeja Ż. tak, jak , nie przymierzając, posłanka Pomaska, która wkleja na
Twitterze żywcem smsy z centrali- mam na myśli owe haniebne "samospalił się, przedtem
pisał listy do PiS". Odniosę się do tej obrzydliwej sprawy w poniedziałek w Rzepie.
Dlaczego „Ż.” ?!
seawolf, 25 września, 2011 - 19:06
Czy komuś przyszło do głowy, by o Ryszardzie Siwcu pisać „Ryszard S.”? Czy o Janie
Palachu ktoś pisał „Jan P.”? Pytanie nie jest takie znowu retoryczne- bo tak, owszem, pisali o
nich w taki właśnie sposób, jeśli w ogóle pisali, komunistyczni propagandziści. Ich , po
pierwsze nie było, po drugie, jeśli byli, byli jakimiś przypadkowymi pijakami, którym się
flaszka wódki w kieszeni zapaliła, po trzecie, jeśli byli, to właśnie, jako Ryszard S. i Jan P.
Czy był to wyraz szacunku, wrażliwości, pochylenia się nad cierpieniem rodziny? I tu jest
jednak pytanie retoryczne, oczywiście, nie. To było sq... skie naigrywanie się z ich
męczeństwa, czynienie ich śmierci żałośnie zbędną, skoro nikt o nich miał nie usłyszeć,
chyba, że jednym uchem i ze wzruszeniem ramion.
Zgadzamy się chyba wszyscy, że to było komunistyczne łajdactwo, jedna z wielu zbrodni
tego systemu i tych ludzi. Właśnie, ludzi, bo słowo „system” to wytrych, za którym się ci
wszyscy zbrodniarze do dziś chowają. Nie ma winnych, system był niedobry, ale właściwie
nikt za nim nie stał, nawet kapuś był tylko jeden, Maleszka się głupio przyznał, reszta
wszystko gapy, niewinne sieroty z gilami u nosa, co to ich zapisali bez wiedzy i zgody,
właściwie nie wiadomo, kto ich zapisał, skoro w SB też prawie nikogo nie było, a jak był, to
już jest tak stary i żałosny, że po prostu łajdactwem jest nie tylko zaciągnięcie biedaka przed
sąd, ale nawet pisanie o nich i zadawanie pytań..
To dlaczego dzisiaj, gdy podpalił się Andrzej Ż., a piszę tak, bo rządowe pismactwo właśnie
taki sposób pisania o nim narzuciło, nie znamy jego nazwiska? Dlaczego ja też piszę o nim
„Ż”? Ano dlatego, ze nie znam jego nazwiska.
Oczywiście, wiemy, co by się stało, gdyby w Kancelarii Premiera, przed którą się podpalił ten
człowiek wisiała tabliczka „ Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński”. Generalnie ,
wiemy, ale w szczegółach, to obawiam się, że nie jesteśmy sobie nawet wyobrazić, co by się
działo, jaka histeria opanowałaby wszystkie te, dziś tak delikatne i dyskretne media.
Spróbujmy sobie dodać finał Orkiestry Świątecznej Pomocy, transmisję lądowania
Amerykanów na Marsie, wspólny koncert Pink Floyd, Madony i zmartwychwstałego
Michaela Jacksona na Placu Defilad w Warszawie, plus żałoba po 10 Kwietnia, jako
przerywnik a otrzymamy , mniej więcej, to, co by się działo.
Maturzysta Bartoszewski już na 100% wyemigrowałby do dowolnego kraju wraz z małżonką,
by tam umrzeć, w wolnym kraju, czym groził, już nie pamiętam, z jakiego powodu. On chyba
też już nie pamięta, jeśli kiedykolwiek był w stanie taki powód wymienić.
A dzisiaj, jakaż cisza, skupione milczenie! Zastanówmy się, czy ten nieszczęsny człowiek
chciał, by o nim natychmiast zapomniano, czy raczej przeciwnie, chciał, by jego cierpienie i
ostatecznie, śmierć odbiła się jak największym echem i poruszyła ludzkie sumienia i ludzką
wrażliwość? Odpowiedź jest oczywista. Jak komuś zależy na dyskrecji, to wybiera inny
rodzaj śmierci i gdzie indziej.
Zatem skoro zgadzamy się chyba wszyscy, że milczenie na temat tego samopodpalenia jest
OSTATNIĄ rzeczą, jakiej by sobie ten człowiek życzył, bo inaczej by tego nie zrobił, po
pierwsze, a po drugie nie zrobiłby tego publicznie, rozsyłając listy i przyklejając je przy
miejscu swojej potencjalnej śmierci, to dlaczego, do q.. nędzy wszyscy pismacy uparli się
zrobić mu na złość i przemilczeć tak wiele szczegółów , jak tylko się da? I dlaczego my
wszyscy daliśmy sobie wmówić, że to ze szlachetnych pobudek, gdy u podstaw tego
milczenia jest łajdactwo i jurgielt? Polecenie służbowe i sms z centrali? Świadomość, że to
nie przysłuży się ukochanemu Premierowi Tuskowi w jego nieubłaganej walce z podnoszącą
łeb hydrą kaczyzmu- macierewizmu?
Przecież tylko i wyłącznie dlatego każdego, kto ośmiela się zadać pytanie o odpowiedzialność
polskich władz za to, co doprowadziło tego człowieka do tak strasznej decyzji, od razu,
profilaktycznie wali się po łbie maczugą z napisem „wrażliwość”, jako hienę, łajdaka i
znieczulicę, co to po trupach chce dojść do władzy. I robią to ci, co w przeddzień każdych
wyborów tuż przed ciszą wyborczą odbębniają swój rytualny taniec na grobie Barbary Blidy,
w tej liczbie Pan Prezydent, oby żył wiecznie. Oraz ci, którzy na tej trumnie wywalczyli sobie
„jedynkę” na liście wyborczej SLD ( jeszcze raz przy tej okazji gratulujemy świetnego
pomysłu, cierpliwości i uporu, panie pośle).
Cuius regio, eius religio?
seawolf, 26 września, 2011 - 19:43
Podobnie, jak po mordzie w Łodzi, gdzie były członek partii rządzącej zamordował działacza
partii opozycyjnej i ciężko zranił drugiego, bardzo szybko przekonaliśmy się, że nie
spowodowało to żadnego otrzeźwienia po stronie tych, którzy od lat rozpętywali obłąkaną
kampanie nienawiści i wykluczania wobec opozycji, jakby nie było 30%, a wszystko
wskazuje, według skokowo uaktualnionych i urealnionych sondaży ( to dopiero numer,
prawdziwe criminal story, te sondaże!) że więcej % ludności kraju.
Przeciwnie, głównym, a właściwie jedynym zmartwieniem rządzących i ich zaprzyjaźnionych
mediów było to, żeby przypadkiem Jarosław Kaczyński nie odniósł jakiejś korzyści przy
okazji tej tragedii.
Natychmiast trzeba było zasugerować, że to nie kto inny, tylko sam PiS jest sam sobie winien,
bo, „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Jeszcze nie ostygły zwłoki zamordowanego, a dyżurni
Szaleni Starcy już gorączkowo pisali swoje teksty, że to Jarosław winien. Tuż przed
pogrzebem kolejny Szalony Starzec wyskoczył, jak diabełek z pudełka we wszystkich
telewizorniach, zaprzyjaźnionych i tych drugich ( jak nieostrożnie wygadał się kiedyś Andrzej
Wajda- z obfitości serca usta mówią, jak wiadomo) oświadczając, że to on miał być ofiarą, o ,
proszę, osiem dziur w piersiach, niczym stygmaty i mróz po plecach przebiegający w tę i z
powrotem. To, że morderca krzyczał, że chciał zabić Kaczyńskiego, to nieważne, kto by tam
szaleńca słuchał, no, chyba, że to wicemarszałek Sejmu, to wtedy słuchamy, jak najbardziej.
Także i teraz, po samospaleniu się Andrzeja Ż. przed Kancelarią Premiera Tuska (choć, czy
na pewno? To jeszcze do ustalenia, może chodziło raczej o poprzedniego Premiera? Hmmm,
ta atmosfera wykluczania IV RP, wicie, rozumicie...) naczelnym zmartwieniem mediów i co
w tym wszystkim najciekawsze, PRAWIE WSZYSTKICH mediów stało się, jak to, kurczę,
podać, żeby nie zrobić krzywdy ukochanej władzy i żeby jakoś tak, no, chociaż troszeczkę
umoczyć w tą sprawę PiS? Stąd zapewne nagły apel Pana Prezydenta, oby żył wiecznie, by
nie wykorzystywać tragedii w czasie kampanii. W ustach człowieka, który wyprawiał szopki
z Barbarą Blidą w czasie swojej kampanii, brzmi to mało wiarygodnie, szczerze mówiąc. No i
ten nagły powrót Premiera, by sprawdzić, czy ranny jest przykryty kołderką, nie leży na
korytarzu i dobrze go karmią też nie wygląda zbyt wiarygodnie. Chociaż, kto wie, może to
naprawdę ciepłe uczucia i wdzięczność, bo dzięki niemu nie musi się przez chwilę tłuc tym
kretyńskim Tuskobucem, czy Tuskobusem. Nie dla niego takie objazdy, ma kondycje na 2
razy po 45 minut, a nie na trzy tygodnie, nas nie nabierze!
Apele, by „nie wykorzystywać i nie nagłaśniać” są , paradoksalnie właśnie największym
draństwem wyrządzonym Andrzejowi Ż. On po to się spalił PUBLICZNIE, po to wysłał listy,
by właśnie uczynić to tak głośnym, jak tylko można. Apele o zamilczenie to próba uczynienia
jego cierpienia daremnym i śmiesznym, tak samo, jak to uczyniono z Ryszardem Siwcem, czy
Janem Palachem. Milczenie o ich śmierci było nikczemnym łajdactwem, dodatkową torturą
dla umierających w poczuciu, że nikt o nich nie wie. Ten apel zresztą tylko dlatego, że ta
śmierć jest niewygodna dla rządzących. Zastanówmy się przez chwilę UCZCIWIE, co by się
działo, gdyby w kancelarii urzędował wtedy Jarosław Kaczyński. W całej historii mediów
elektronicznych nie było takiej histerii, jaką byśmy wówczas widzieli. No, ale premierem jest
dziś kto inny.
Zatem najpierw Tusk Vison Network zastanawiało się 2 godziny, czy podać i jak podać,
wreszcie poszło w Polskę, nie wiem, SMS, szyfrówka, instrukcja, rozkaz operacyjny, przekaz
telepatyczny, no, co by to nie było, było skuteczne: „Samospalił sie człowiek, przedtem pisał
listy do PiS”.
Nieważne, że w liście pozostawionym na ławce Andrzej Ż. pisał do Donalda Tuska:" Chcę
jednak aby Pan wiedział, że liczyłem na to, że nie jest Pan kłamcą i hipokrytą, ale normalnym
człowiekiem szanującym prawo, a przede wszystkim ojcem kochającym swoją rodzinę.
Widzę jednak, że żądza władzy zniszczyła w Panu wszelkie wartości i ludzkie cechy, którymi
tak się Pan chwalił w trakcie kolejnych kampanii wyborczych.”
Oczywiście, taka jątrząca i dzieląca treść nie miała prawa być pierwszą wiadomością, która
utkwi w pamięci i podświadomości 80% widzów i czytelników, to znaczy tych, którzy czytają
i zapamiętują tylko nagłówki. Zasadą jest skojarzyć słowo „PiS”, albo „Kaczyński” z jakimś
krwawym, albo brzydkim obrazem. Ci, co siedzą w tej tematyce, wiedzą, że to prawda, proszę
nie udawać idiotów.
I proszę, natychmiast niezależni redaktorzy zupełnie samodzielnie wpadli na identyczną myśl:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,1...
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/podpalil-sie-prze...
http://www.rp.pl/artykul/10,721767-PiS-otrzymywa...
http://wiadomosci.dziennik.pl/wybory/news/artyku...
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-mezczyzna-...
http://www.wprost.pl/ar/262764/Mezczyzna-ktory-p...
Niestety, z wielką przykrością znalazłem dokładnie taki sam przekaz w „Rzeczpospolitej”.
Nie mam nic wspólnego z Onetem, czy Wyborczą, niech piszą, co chcą. I ci, co to czytają też
niech sobie czytają do upojenia. Natomiast mam coś wspólnego z „Rzeczpospolitą”. I oto na
internetowej stronie „Rzeczpospolitej” znalazłem tytuł „Wysyłał listy także do
Kaczyńskiego”, anonsujący materiał autorstwa osoby kryjącej się pod literami guu, a noszący
tytuł „PiS otrzymywało listy od mężczyzny, który się podpalił”. W ten sposób
„Rzeczpospolita” udowodniła, że niezależnością dorównuje posłance Pomasce słynnej z tego,
że wkleja na żywca na twitterze smsy z centrali.
Jedna korzyść, że przy tej okazji ujawniła sie owa centrala, owo centrum decyzyjne, które
czuwa, by dziennikarze byli niezależni, ale znowu bez przesady. Centrum, które pilnuje, by
się na codzień towarzystwo spierało do krwi ostatniej, obsługując swoje segmenty
czytelników i elektoratów, proszę bardzo, a co to komu przeszkadza, ale, jak zagra trąbka, to
wszyscy się uspokajają i piszą to, co trzeba, co do przecinka.
Cóż mogę zrobić? Mogę jedynie powiedzieć, że nie czuję się komfortowo w towarzystwie
owego „guu”. I w sąsiedztwie rządowych przekazów dnia przepisanych własnymi słowami,
albo i nie.
Zastanawiam się, czy ostateczne zatwierdzenie kupna gazety przez p. Hajdarowicza ma
związek z taką nadgorliwością i serwilizmem, współudziałem w tej obrzydliwej kampanii.
Byłaby to współczesna zasada „Cuius regio, eius religio”, czyli „czyja władza, tego religia”,
kładąca swego czasu kres wojnie religijnej w Europie?
Czy też nastąpiło to „samo z siebie”, z nawyku, lub potrzeby serca? Ale to chyba jeszcze
gorzej?
W każdym razie, dziękuję wszystkim czytelnikom moich felietonów i osobiście Krzysztofowi
Feusette, którego niezmiennie lubię, cenię i czytam pasjami, za udostępnienie mi tych łamów.
Życzę „W sieci opinii” utrzymania niezależności i utrzymania się przy życiu w ogóle, co
wobec ostatnich wydarzeń wydaje się zadaniem dość ambitnym.
Uff!
seawolf, 27 września, 2011 - 19:47
Rzut na taśmę, zarejestrowałem się w konsulacie, na głosowanie korespondencyjne. Patrzę na
rozkład- nijak nie wychodzi, żebym był na czas głosowania w jakimś porcie, już nie tylko w
porcie z konsulatem, ale w ogóle w porcie. W zeszłym roku, jak na złość, w dzień pierwszej
tury wyborów stałem w jakimś zapomnianym przez Boga i ludzi greckim porciku. Jakbym
zapytał o konsulat, patrzyliby na mnie z zdumieniu, jakby mi druga głowa wyrosła. Co
prawda na polskich statkach można głosować, ale polskiego statku nie widziałem już od
dawna, chyba było to w zeszłym stuleciu. Albo w jeszcze poprzednim, mylą mi się te stulecia,
starość, nie radość. No, może pływają te nasze statki gdzie indziej, po innych morzach, to i mi
się nie rzucają w oczy..
W każdym razie oficjalnie składam podziękowania za to głosowanie korespondencyjne.
Zarejestrowałem się w Pretorii, w RPA, wyślą kartę w kopercie zwrotnej na adres agenta w
następnym porcie, od razu wyślę DHLem i gites!
Oby ten głos był słomką, która przełamie grzbiet wielbłąda, czyli obali ten żałosny rząd –
nierząd klownów i piłkarzyków.
Nawet nie wiem, kto jest na liście , zdaje się w okręgu Warszawa Śródmieście, hej, kto tam
jest od nas? Polonusy, podrzućcie ściągę!
Tu przypomina mi się akcja „nie głosuję na jedynkę”, czy jakoś tak. No, niech mi ktoś
wyjaśni, komu przeszkadza jedynka?
Pisałem o swoim paranoicznym skojarzeniu z apolityczną akcją „ zmień Polskę, idź na
wybory”, absolutnie genialna akcja, zawsze to przyznam, tak , jak zawsze przyznam, że, na
przykład Niemcy mieli najlepszy czołg, Panterę, ruskie T-34, żeby je pokonać , musiały mieć
przewagę 1-10, zresztą alianci też. Albo odrzutowce, czy rakiety V-1, V-2, długie lata i
alianci i sowieci ściągali żywcem rozwiązania z tych projektów. No, ale to taka dygresja.
Chodzi mi o to, że ta akcja fundacji Balcerowicza finansowanej przez niemiecką fundacje
Adenauera finansowaną przez niemiecki rząd była taką Panterą z doczepioną dla lepszego
efektu rakietą V-2. Majstersztyk.
Majstersztyk, ale jednorazowy, bo powtórzyć akcję z takim samym zapałem, tak naściemniać,
zamotać w głowach młodym ludziom trudno. Pamiętają. Niby można, ale trudno. Już łatwiej
było by urządzić seans masowej hipnozy, dodać coś do wody, albo wstrzelić chipy za uchem.
Wydawałoby się, że SMSy już nie przejdą. Ale, kto wie, bo właśnie szykuje się coś
podobnego. Żeby było jasne , wiem, pomysł powstał przed przyznaniem PiSowi jedynki.
Więc można zamrugać niewinnie oczętami i powiedzieć, ze to czysty przypadek. Może i tak,
ale wykorzystać taki zbieg okoliczności można bez trudu. I oto pożytecznoidiotyzm, potężna
siła w Polsce, znowu ma szansę posłużyć paru przytomniakom, fachowcom od wciskania kitu
ludziom i odkręcania śrubek w samochodach do zdobycia paru procent. Procent tu, procent
tam i , kto wie, może i koalicja z tego wyjdzie.
Już słyszę te zgrabne hasełka, że oto nie róbmy obciachu , poślijmy jedynkę do piachu. Jak
znalazł apolityczne hasło do powtarzania w czasie ciszy wyborczej w dżinglach, na paskach,
na planszach, na przystankach, na bilboardach , w gazetach i gazetkach, sprzedawanych i
rozdawanych, rozlepianych i malowanych sprayem, śpiewanych i rapowanych.
No, ale to jest taki ozdobnik, folklor, prawdziwy przekręt to będzie , jak nam wybory
unieważnią, a potem spacyfikują faszystowsko- moherowo- kibolskie bojówki, co to
nikczemnie i nienawistnie podważają prawomocny wyrok Sądu Najwyższego.
No, coś trzeba wymyślić.....
Na razie muszę rozgryźć tego LRADA, co to mamy go na statkach na piratów, a nasz rząd
masowo kupuje, płacąc jak za zboże w tych trudnych czasach i to przez pomyłkę, bo, jak
wynika z oświadczeń pani rzecznik ministerstwa, myśli, że kupuje głośniki do czytania
wierszy dzieciom na apelach. Jeśli wystarczą stopery w uszach, to mamy ich z głowy.
Wściekłość
seawolf, 28 września, 2011 - 18:32
Zastanawiałem się, jakie słowo najlepiej oddaje to, co czuję, gdy czytam, że protokół z sekcji
Zbigniewa Wassermanna jest w 90% fałszywy. Nie to, że zawiera błędy, pominięcia, pomyłki
błędy ortograficzne, brakuje tu, czy tam przecinka. Nie, jest zmyślony, zawiera kompletne
bzdury, nic się nie zgadza. Liczba zwłok- 1 i waga się zgadzają, to wszystko. Został napisany
na odp.. się, żeby Polaczkom zatkać gęby. Żeby liczba protokołów zgadzała się mniej więcej
z liczbą trumien.
Tym sfałszowanym świstkiem rzucono nam w twarz, z szyderczym śmiechem, ledwie
powstrzymywanym.
To sukinsyństwo nie jest dla mnie specjalnym zaskoczeniem, bo i czegóż się spodziewać po
tych toporem ciosanych, skomplikowanych, jak konstrukcja cepa chłopakach Putina.
Subtelność nigdy nie była mocną stroną po tamtej stronie granicy, nie Putin pierwszy, nie
ostatni, niestety.
Zastanawia co innego, taki przekręt, takie bezczelne łgarstwo robi sie tylko w jednym
przypadku. Gdy ma się 100% pewności, że nikt nie sprawdzi. Ciekawe, skąd Rosja wiedziała,
że może w tym względzie liczyć na polskie władze, że może na nich polegać, jak na Zawiszy?
Czy może raczej, jak na Marchlewskim, to chyba bardziej pasuje w tej sytuacji. Profil
psychologiczny czołowych polityków PO? Uzgodnienia z molo? Zawartość teczek
skopiowanych pracowicie i skrupulatnie u schyłku PRLu?
Jak pamiętamy, choć niektórzy wolą nie pamiętać, całość dokumentacji SB została
zmikrofilmowana w trzech egzemplarzach, z których jeden pozostał w kraju. Do jakich
krajów powędrowały dwa pozostałe komplety, nie wiadomo. To znaczy jeden na pewno do
Rosji, drugi, można się domyślać, że do Berlina. Zresztą, niemieckie służby pieczołowicie
przejęły archiwa i agenturę Stasi, więc gorliwość owych zdrajców przekazującym te zasoby
nie była aż tak potrzebna, no, ale zawsze lepiej mieć potwierdzenie, niż nie mieć. Sicher ist
sicher.
Jeśli mnie pamięć nie myli, nazwisko człowieka, który to wykonał, brzmiało Buła, generał
Buła. Jeśli mnie ta pamięć myli, przepraszam wszystkich o tym nazwisku, ze szczególnym
uwzględnieniem generałów, ale chyba się nie mylę, dostał nawet wyrok. W zawiasach. Tak,
jakby miał jeszcze okazję kiedykolwiek tą akcję powtórzyć. No, ale na tym polegała gruba
kreska i Trzecia RP, na bezkarności zdrajców i morderców w mundurach i bez, na gwarancji
utrzymania nazwisk agentury w tajemnicy. Działa do dzisiaj, w małymi wyjątkami.
Tym draniom udało się przewlekać procedury przez całe 16 miesięcy, pod najrozmaitszymi
pretekstami, a to pora roku nie ta, a to, że Rosja nie kazała otwierać, a to, ze szkoda takie
fajne trumny niszczyć, a to, że łolaboga, ile to pieniędzy kosztuje, gdy biedne dzieci kit z
okien wyjadają, a to, że jakże tak ranić uczucia ofiar, a to, jak się okazało, że ofiary się tego
domagają, to, że jakże to tak pozwalać jakimś wdowom terroryzować społeczeństwo i ranić
uczucia redakcji Gazety Wyborczej i że do czego to podobne, że czas już skończyć z tym
Smoleńskiem, co to tylko rani i jątrzy i wszyscy mają go dosyć. Przynajmniej na Czerskiej.
I w końcu dokonano tej ekshumacji. I okazało się to, co w zasadzie wiedzieliśmy od
początku. Że to wszystko kłamstwo i ściema. Ordynarne fałszerstwo. My, to znaczy niby te
oszołomy, wyznawcy sekty smoleńskiej i teorii spiskowych. Tyle, że na razie to my, te
oszołomy stoimy twardo na gruncie faktów, dowodów i ich braku, praw fizyki i
aerodynamiki, mechaniki, materiałoznawstwa, a i nawet botaniki.
To ONI zaś przypominają sektę, wyznawcy fantastycznych bzdur o pancernej brzozie,
beczce, debeściakach, naciskach w kokpicie, poza kokpitem, na Okęciu i poza Okęciem,
czterech podejściach, płatach metalu przemieszczających się samoistnie w stronę bardziej
pasującą do oficjalnych teorii, linii energetycznej zerwanej na wysokości 400 metrów i innych
propagandowych gniotów wciskanych pracowicie i z rozpaczliwą determinacją, ze wstydem,
ale i rozpaczą, że trudno, nie ma, że boli i że wstyd piecze, ale służba, nie drużba.
Ciekaw jestem, z jakim przekazem wyjdą teraz płatne mendy internetowe, zawsze jest to
sygnał, co za chwilę powiedzą Grasie i Morozowskie, ubrawszy w ładniejsze słówka i
poprawiwszy błędy ortograficzne.
Aha, no i oczywiście, o czym pisałem już wielokrotnie, tylko czekać, jak uruchomiona
zostanie ICH ostatnia szansa, czyli sławna już ROZMOWA Braci Kaczyńskich, Matka
Wszystkich Rozmów i rozwiązanie wszystkich tajemnic wliczając September 11, Dallas i
Gibraltar. No i Roswell. Bo to już czas, wybory tuż, tuż!
Jaś Flanela się nie poddaje!
seawolf, 29 września, 2011 - 19:16
Z pewnym zdziwieniem czytam, że niesławny Jaś Flanelka się nie poddaje, otrzepał się po
kompromitacji swoich opowieści dziwnych treści i postanowił iść w zaparte. No, dobrze,
niech sobie idzie. W zaparte, to znaczy nadal usiłuje nas przekonać, że brzozy w rejonie
Smoleńska w wyniku żmudnych genetycznych procesów zyskały sobie twardość kevlaru,
podobnie, jak słupy energetyczne osiągnęły wysokość 400 metrów, tak, by samolot na tej
wysokości się znajdujący mógł pozrywać linię zasilającą m. in. radiolatarnię.
Jak pamiętamy, Osiecki, bo to on, rzecz jasna, kryje sie za tą Flanelką, którą swego czasu
wymyśliłem, bo mi admini teksty banowali, jak napisałem dosłowniej ( przyjęło się, bo też i
pasuje, jak rzadko komu), zyskał sobie sławę odczytaniem myśli kapitana Protasiuka w czasie
ostatniego lotu, najwyraźniej był bliskim przyjacielem i powiernikiem zabitego pilota, bo znał
jego najskrytsze myśli, na przykład takie, że ten tak bardzo chciał zostać majorem, że aż w
tym celu rozbił samolot. Odtworzył też szczegółowo , gdzie stał generał Błasik, gdy w
milczeniu naciskał na Protasiuka. Być może rzucał w niego naciskami zapisanymi na
serwetkach zwiniętych w kulki, bo żadnych innych nie stwierdzono, ani nie nagrano. No, ale
od czego niezachwiana pewność Flanelki?
Nasuwa się nieprzeparta myśl- on tam musiał być! Przecież nie można nawet przez chwilę
przypuścić, że kłamie, konfabuluje, majaczy, zmyśla, wprowadza ludzi w błąd dla kasy, albo
służbowo, to odrzucamy z całą stanowczością i najszczerszym oburzeniem. Zostają dwa
warianty- albo ściągnął sobie przez Emula specjalny program do czytania myśli, o zasięgu do
kilku tysięcy kilometrów, wariant tzw. enhanced, o zasięgu globalnym był jednak nieco
droższy, stąd tajemnica Dallas, czy Roswell, pozostanie, niestety nierozwiązana. Na razie,
znaczy się, bo może uzbiera z tych honorariów ( poborów?) na dokupienie wersji
rozszerzonej. To wariant pierwszy. No, a wariant drugi, to to, że tam był, rozmawiał z
kapitanem szlochającym na jego piersi i żalącym się, że tak bardzo chce zostać majorem, że
po prostu musi ładować, tak dla picu powie do mikrofonu, że odchodzi, ale wiadomo, że tak
naprawdę będzie lądować, bo po pierwsze, awans, a po drugie, ten generał tak strasznie
milczy i patrzy i milczy i patrzy, że nie sposób się skupić.
Dobrze, że Osiecki zdążył najwyraźniej w ostatniej chwili wyskoczyć i zaryć się w grząskim
gruncie, niczym Bond, James Bond (czyli Flanelka, Jaś Flanelka) w licznych filmach, bez
wielkiego szwanku, dzięki czemu prawda ujrzała światło dzienne. Nic dziwnego, że krążyła
swego czasu uparcie wersja o trzech karetkach , które odjechały na sygnale, musiał to być
właśnie Flanelka ze współautorami swej książki, w której swoimi słowami rozwinęli słynny
SMS z centrali wysłany natychmiast po katastrofie, gdy wrak i ciała ofiar jeszcze nie ostygły,
że zawinili piloci, że naciski i tak dalej.
Pamiętam program „Warto rozmawiać”, w którym Flanelka został rozsmarowany po ścianach
przez Antoniego Macierewicza, biedny, przyłapany na kłamstwach „ekspert” mógł jedynie
przełykać ślinę i powstrzymywać łzy. Żal było patrzeć. Ale, jak widać ma on dużą zdolność
regeneracji, bo otrzepał się i dalej robi swoje, niezmordowany i niezłomny, niczym Stirlitz.
Teraz postanowił zawalczyć z tezami prof. Biniendy, który, będąc uznanym ekspertem ( no,
nie takim, jak Flanelka, ale zawsze) NASA wykazał, że nie ma takiej możliwości, żeby owa
nieszczęsna brzózka mogła uczynić skrzydłu Tupolewa większą krzywdę, niż lekkie
wgniecenia poszycia, w związku z czym cała misterna sekwencja będąca podstawą wierzeń w
wersję oficjalną- brzózka, beczka, upadek na plecy, rozpad na milion części i wyparowanie
połowy masy samolotu ( słynna czarna dziura smoleńska, zjawisko opisywanie w staroruskich
latopisach) przestaje istnieć. W tym celu wyciągnął skądś jakiegoś astrofizyka, stypendystę
NASA, który skrytykował metodologię symulacji komputerowej. Szkoda, że nie przedstawił
w zamian własnej, no, ale nie żądajmy za wiele. Swego czasu ów ekspert wyliczył, że jednak
to brzoza przecięła skrzydło, jak papier, nie wyjaśnił jednak, co w takim razie przełamało
brzozę. Bo nawzajem się przeciąć nie mogły, to niemożliwe. Trzeba by przepisywać
podręczniki do fizyki. Może w kolejnych odcinkach wyjaśnią to, jako eksperci od mechaniki i
katastrof lotniczych pewien profesor- proktolog, pewna piosenkarka i jej pudelek, oraz
Henryka Krzywonos, dobra na wszystkie okazje.
P. S. Zachęcam do czytania poniedziałkowych felietonów w Freepl.info i w „Gazecie Polskiej
Codziennie”.
http://www.wsieci.rp.pl/opinie/seawolf
http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf/
http://niezalezna.pl/bloger/69/wpisy
P.P.S. Poniżej podaję dane z CV prof. Biniendy, nie jest to, rzecz jasna, aż taki dorobek, jak
Osieckiego, słusznie się on obśmiewa z takiego, pożal się Boże, muahahaha, „autorytetu” i
„naukowca”, ale zawsze coś.
· Education
Ph.D. in Mechanical Engineering, Drexel University, 1987
M.S. in Mechanical Engineering, Drexel University, 1985
M.S. in Motor Vehicles and Heavy Duty Machines, Warsaw Technical University, 1980
Professional Experience
Managerial
Civil Engineering Department, University of Akron
Chairman (2003 – present)
Interim Chairman (2000 – 2003)
Gas and Turbine Research and Testing Laboratory, University of Akron
Co- Director (2003 – present)
Aerospace Division, ASCE
Executive Committee Chairman (2008 -2009)
General Chair of 2008 Earth & Space International Conference
Technical Co-Chair of 2006 Earth & Space International Conference
Member of Executive Committee (2005 – present)
Chairman of the Advanced Composite Materials and Structures Committee (2000 – 2005)
Deputy Chairman of the Advanced Composite Materials and Structures Committee (1998 –
2000)
Journal of Aerospace Engineering, ASCE
Editor-in-Chief (November 2010 – present)
Associate Editor for Composite Materials and Advanced Structures (2008 -2011).
Structures, Structural Dynamics, and Materials (SDM) Conference Liaison Committee, ASCE
Chairman (2008 – present)
Student paper Competition Chairman – SDM Conference 2010
Associate Chairman (2005 – 2008)
Secretary (2000 – 2005)
University of Akron
Senator (1999 – 2002)
Academic Experience
University of Akron
Professor, Department of Civil Engineering (2000 – present)
Associate Professor, Department of Civil Engineering (1993 – 2000)
Assistant Professor, Department of Civil Engineering (1988 – 1993)
Drexel University
Post Doctoral Fellow, Mechanical Engineering Department (1987 – 1988)
Temple University
Adjunct Professor, Mechanical Engineering Department (1986 – 1987)
Warsaw Technical University
Research Assistant, Motor Vehicles and Heavy Duty Machines (1980 – 1982)
Academic Service
The University of Akron
Supercomputing Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present)
Resource Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present)
Software Committee, Ohio Supercomputer Center (1993 – present)
Wellbeing Committee (2000 – 2004)
Research Committee (2000 – 2004)
Student Policy Committee (1998 – 1999)
Advisory Committee for Electronic Delivery System (1994 – 1995)
Hearing Board Pool (2007 – present)
The College of Engineering
Dean’s Advisory Research Committee and Space Committee (2000 – present)
New Programs in Architecture Engineering Committee (2000 – present)
Construction Engineering Committee (2000 – present)
Aerospace Engineering Committee (2000 – 2006)
Search Committee for the Dean of the College of Engineering (1999 – 2001)
Graduate Curriculum Committee (1994 – 1995)
Engineering Computer Policy and Management Committee (1993 – 1999)
The Civil Engineering Department
Oversight of all committees of the Civil Engineering Department as Interim Department Chair
and -Department Chair (2000 – present)
Undergraduate Curriculum Committee (1996 – 2000)
Structural Group Planning Committee (1994 – 2000)
Department Search Committees (1994 – 2000)
Structural Group Equipment Committee - Materials and Structures Group (1994 – 2000)
Graduate Committee (1994 – 1998 )
Awards
NASA Lewis Research Center Fellowship (Summer 1989 and 1990)
The University of Akron Certificate for The Collaborative Performance Review Process
Training for Supervisors (June 18, 2001)
College of Engineering Outstanding Researcher Award – Granted by the peer group in the
College of Engineering (April 25, 2002)
The University of Akron Fifteen Year Award (May 7, 2003)
NASA “Turning Goals Into Reality Award” for valuable contribution to Jet Engine
Containment Concepts and Blade-Out Simulation Team and Exceptional Progress Toward
Aviation Safety (September 2, 2004)
Certificate of Achievement for Faculty Mentor/Learning Assistant Partnership (2004, 2005)
Akron Public School Certificate – International Baccalaureate Task Force Certificate (July 10,
2005)
ASCE 2006 Certificate of Appreciation in recognition for outstanding service.
2007 Educational Talent Search Certificate for the University of Akron’s “College for a Day”
Program.
ASCE Fellow - awarded November 9, 2007.
Polonia Technica Certificate of Appreciation September 12, 2007.
“2008 Gold Award” - American Polish Engineering Association.
NASA Glenn Patent Award for “Strain Rate Dependent Analysis of Polymer Matrix
Composites STRANAL-PMS Version 2” – LEW-17910-1, June 3, 2009.
NASA Glenn Technical Brief Award for “A Modeling Technique and Representation of
Failure in the Analysis of Triaxial Braided Carbon Fiber Composites” – LEW-18435-1 June
10, 2009.
The Louis A. Hill, Jr. Award, April 15, 2010.
External Commities
BUGC Human Resources Task Force, Greater Cleveland Partnership (2003 – present)
Technical Advisory Committee for FOSBEL, Inc. (1991 – 1994)
ASCE Aerospace Division Executive Committee member (2004 – 2010)
Member of the Organizing Committee of International Scientific-Technical Conference,
“Advance in Petroleum and Gas Industry and Petrochemistry” – Lviv 2009
Expert Evaluator for the Foundation of Polish Science, 2008 – present
SDM Conference Organizing Committee member and Chair of The Best Student Paper
Committee – for 2010 SDM Conference, Orlando FL.
Professional Development
NSF Workshop for Engineering Materials Laboratory Teaching – NWU 1989
ExCEEd – during CE Head and Chairs meeting 2005
Leadership
Led ASCE Aerospace Division, organize Earth and Space Conferences, Sessions for
Engineering Mechanics and SDM Conferences, Responsible for Student Paper Competition in
2010 SDM Conference.
Developed a project for the formation of the Intelligent Gas Turbine Engine Research Center
(1$M equipment funding)– $2M for New Lab Building for the College, Co-director (2003 –
present)
Created Advisory Council for the Civil Engineering Department (2000 – present)
Fundraised for undergraduate scholarships via CFCE (distributed scholarships for over $70k
per academic year) ( 2000 – present)
Hired faculty members who rank in the College of Engineering as the highest in publication
record and research funding at their ranks (2002)
Initiated a proposal led by the Civil Engineering Department at the University of Akron for
the formation of a Transportation Center in cooperation with Ohio University, University of
Cincinnati, Central Ohio University, University of Dayton and Case Western Reserve
University (2000). Funding at level 0f $2M received for 2006-2010.
Secretary - South Shore Yacht Club (2007-2008).
Research Accomplishments
Current Research Activities
High Velocity Impact on Composite Structures (Laminates, Braided Fabrics and Composites)
Characterization of Aging Influence on Braided Composites
Fracture mechanics and damage growth in composite materials
Stress and deformation analysis in FRP, MMC, BMC and rubber composite materials
Filament winding process development and analysis
Explicit FEA of Composite Structures - Impact Perforation Analysis
Nano-coating processing and analysis
Application of Advanced Composites for Retrofitting of Concrete Structures
Functionally Graded Layers Analysis
Research Facilities and Research Group
High Velocity Impact Lab (Gas Gun; Aramis System; Shearography Vacuum Chamber for
NDE, Aging Chamber, MTS, etc.)
Computing softwares (ABAQUS, ANSYS, LS-DYNA, PATRAN etc.)
Test Siłólfa
seawolf, 30 września, 2011 - 19:39
Jak już parę razy pisałem, ale, co to szkodzi napisać jeszcze raz, w końcu teksty blogowe żyją
ze dwa dni, no, może trzy, góra cztery i potem pies z kulawą noga do nich nie zagląda, ani o
nich nie pamięta. No, więc piszę o swoim, opatentowanym i zastrzeżonym, ale, jak kto się
uprze, to nie zabronię skorzystania, za drobną opłatą, prywatnym teście- drogowskazie. Jak
nie wiem, co o czymś myśleć, to zaglądam do Wyborczej i już mam pełną jasność. Oni mają
zero wątpliwości i ja też, po ich lekturze. Po prostu czytam, co oni tam piszą, przed czym
przestrzegają, a do czego zachęcają i już. Wszystko jasne. Tyle, że robię a rebour, czyli na
odwrót.
Raz się tylko nabrałem, gdy Wyborcza waliła w Bolka Wałęsę, jak w bęben, jak teraz, nie
przymierzając w Jarosława Kaczyńskiego, używając zresztą tych samych oskarżeń i tricków
socjotechnicznych. W związku z tym poparłem czerstwiaka i proszę, co z tego wyszło.
Najgorsza prezydentura w wolnej Polsce i obciach wobec kolegów, z którymi się kłóciłem, że
Bolek nie taki głupi, jak wygląda, że ma zalety i w ogóle. Straciłem kontakt z owymi
kolegami, rozjechaliśmy się po świecie, taki już los marynarza i teraz nie mam , jak ich
przeprosić. Sorry, panowie, może ktoś z nich to czyta. Choć i tak nie wie, kto to ten Siłólf.
No, ale czas chyba napisać, o czym właściwie jest ten felieton, bo dojdziemy zaraz do linków
u dołu i na tym będzie koniec. Otóż przeczytałem, jaką to niesamowitą zabawę mają na
Czerskiej , oglądając przygotowania PiS do kontroli wyborów, liczenia głosów, obsadzania
komisji mężami zaufania itd. No, boki zrywać, też się paranoikom coś przywidziało! Zupełnie
nie wiadomo, dlaczego, co też mogło spowodować, że w pisowskich umysłach zakiełkowała
jakakolwiek wątpliwość, co do szczerych intencji Partii- Matki, naszej Platformy i jej
organów. Ba, nie tylko zakiełkowała, instrukcję wydali, nikczemnicy! Pani Kublik, kapłanka
sekty Antypisa średniego szczebla natrząsa się z owej instrukcji, z dużym wysiłkiem, co
prawda, ale wychodzi prawie dowcipnie. Cóż, każdy skacze tak wysoko, jak potrafi.
„Stowarzyszenie Solidarni 2010 przygotowało instrukcję dla PiS-owskich mężów zaufania,
którzy 9 października mają pojawić się w każdej komisji wyborczej. Instrukcja nie
pozostawia złudzeń: chodzi nie tyle o monitorowanie prac komisji, a o udokumentowanie
oszustw. Bo że te będą, to "oczywista oczywistość". Instrukcja pod znamiennym tytułem
"Poświęcić się dla Polski" rzeczywiście będzie wymagała poświęceń od PiS-owskich
"strażników wyborów" (to chyba trafna nazwa?): muszą do lokali wyborczych przytaszczyć
swoje jedzenie i picie (bo oszuści krążący po lokalu będą próbowali forteli, np.
dekoncentracji, "czasami służą temu miłe skądinąd gesty innych członków komisji polegające
na poczęstunku"), powinni zabrać tabletki od bólu głowy oraz młotek, by opukać urnę
(autorzy instrukcji podpowiadają, że urna może mieć podwójne ścianki). Pewnie przydałby
się i aparat rentgenowski, by urnę prześwietlić, bo przecież w środku mogą być przyklejone
karty do głosowania. Ale co najważniejsze "strażnicy wyborów" muszą mieć otwarte uszy i
oczy, bo "oszustwa wyborcze mogą być realizowane w sposób zupełnie prosty i bezczelny,
mogą też mieć formy bardziej ukryte i wyrafinowane".”
Tyle Pani Kublik. No, rzeczywiście, trzeba być kompletnym paranoikiem, by kojarzyć obecne
wybory z takimi incydentami, jak ten, gdy Platforma Obywatelska została przyłapana z
dymiącym pistoletem, na fałszowaniu wyborów w Wałbrzychu, wyrokiem sądu zostało to
stwierdzone i wybory zostały powtórzone.
Albo z tym, jak w bagażniku komendanta policji pod Warszawą znaleziono cały zestaw kart
wyborczych, a dziwnym trafem protokoły zgadzały się, co do sztuki. Karty zgubione, a w
protokole są skrupulatnie przeliczone, co do sztuki! Ordnung muss sein!
Albo z tym, jak w Brukseli wyjęto z urny kilkaset kart więcej, niż wydano, co dorównuje
cudowi w Kanie Galilejskiej, choć jakoś cieszyło się mniejszym zainteresowaniem w
rządowych i zaprzyjaźnionych z rządem mediach, ciekawe, dlaczego, przecież tego, to nawet
David Copperfield nie dokonał, taki mały otworek w urnie , a proszę, ile kart więcej wchodzi!
Albo z tym, jak na śmietnisku znaleziono kilkaset wypełnionych kart wyborczych, zupełnym
przypadkiem wszystkie z krzyżykiem na Jarosława Kaczyńskiego.
Albo z tym, jak w kraju, w którym uporano się z problemem analfabetyzmu nagle
społeczeństwo oddaje 2 miliony głosów nieważnych, tak się składa, ze w pewnej komisji
dwóch członków otwarcie zabierało sie za „poprawianie” wyników, jak zawsze, w każdych
wyborach, nieostrożnie nie sprawdzając, że tym razem przewodnicząca komisji akurat
jatrząco i dzieląco jest z PiS.
No, po prostu trzeba być paranoikiem, by mieć jakiekolwiek, najmniejsze podejrzenia, czy
obawy, co do jakichś nieprawidłowości. Słusznie piętnuje te śmieszne, jątrzące podejrzenia
nasza kapłanka średniego szczebla, przodująca w pracy polityczno- wychowawczej.
Co prawda ta sama Wyborcza z namaszczeniem i lubością cytowała nieco odmienne uwagi
Vaclava Havla na ten temat:
„W demokracji jest czymś zupełnie oczywistym, że nawzajem się kontrolujemy”, „Gdyby tak
nie było, to każdy rząd mógłby się obrazić, że istnieje Najwyższa Izba Kontroli. Każda
wzajemna kontrola, jeśli tylko jest solidna, pozbawiona złych zamiarów i apriorycznych, z
góry założonych wniosków, leży w naszym wspólnym interesie”.
No, ale to było dawno, cztery lata temu, więc się nie liczy.
No, a ja, zgodnie ze swym testem, ponieważ Wyborcza obśmiewa, muahahaha, „poświęcenie
dla Polski” i hi, hi, hi, sprawdzanie wyborów- apeluję, nie wierzyć im, jak psom! Podadzą
rękę, owszem, uścisnąć grzecznie, ale potem policzyć palce, czy nadal jest pięć.