Tytuł oryginalny: Kitty Love
Beta: gosiazlata (ale gdyby ktoś jeszcze się nade mną zlitował, to byłabym wdzięczna).
Autor: Phoenixmaiden13
Zgoda: Jest!
Link do oryginału: Klik
Ostrzeżenia: Debiut tłumaczeniowy, dużo różu, puchatości. Non-kanon. Seks i niespodzianki
które mogą was przerazić (ale nie mówię jakie, bo chce zobaczyć wasze zdziwienie. Czytający
oryginał wiedzą, o co chodzi). Faceci w ciąży...
Fandom: Harry Potter
Paring: HP/TMR
Długość: 15
Zakończone: Tak
Sequel: Tak.
Kocia Miłość
Rozdział I
Cholera! Cholera! Cholera! Myślał Harry, biegnąc korytarzem w stronę głównego holu. Odgłos
podążających za nim kroków zbliżał się niebezpiecznie. Cholerny Malfoy! Nie cierpię go!
Nienawidzę! Jęczał w duchu, starając się dostać do Wieży Gryffindoru.
A to nie było wcale takie proste, nie z czterema łapami i przy czterdziestu centymetrach wzrostu. I
nie zapominajmy też o ogonku i ślicznych, futrzastych uszkach. To wszystko razem składało się
na małego, słodkiego kotka.
Nic złego by się nie stało, gdyby nie pojawił się ten cholerny Ślizgon.
~0o0~
Harry wszedł do klasy eliksirów, gdzie czekał już na niego profesor Snape z kpiącym
uśmieszkiem na ustach. Jak zwykle zarobił u niego szlaban.
- Spóźniłeś się - warknął na przywitanie. Harry spojrzał na zegarek. Była minuta po siódmej,
szlaban miał na punkt dziewiętnastą. Zrezygnowany przeniósł wzrok z powrotem na Snape'a -
Siadaj Potter! Nie mam całego wieczoru! - syknął mężczyzna, groźnie mrużąc oczy.
Harry zajął miejsce w pierwszej ławce i westchnął smętnie, czekając na to, co jeszcze zgotuje mu
los, lub jego "ukochany" nauczyciel.
- Dzisiaj będziesz przygotowywał bardzo prosty eliksir pomniejszający. Nie przyjmę niczego, co
nie będzie absolutnie idealne! Jeśli to spieprzysz, wrócisz tu jutro i zrobisz go od nowa i tak do
skutku. Czy wyraziłem się jasno?
- Jak słońce - odpowiedział Harry markotnie. Wyjął swój podręcznik, kociołek i poszedł po
składniki.
- Niestety, nie mam dzisiaj czasu cię niańczyć, mam ważniejsze sprawy na głowie - odezwał się
Snape, stając niespodziewanie tuż za Harrym i omal nie przyprawiając go tym o zawał. - Kiedy
skończysz, zostaw fiolkę z eliksirem na moim biurku. Postaraj się nie wysadzić klasy w powietrze
– skończył jadowicie i wyszedł z sali.
- Szerokiej drogi... - mruknął Harry i zabrał się do przygotowywania mikstury.
Dwadzieścia minut później była już prawie skończona, kiedy nagle, otworzyły się z trzaskiem
drzwi, a do klasy wpadła ostatnia osoba, którą Potter miałby ochotę widzieć.
- Profesorze Snape, czy mógłbym... - Draco Malfoy zatrzymał się i zamilkł, zauważając Harry'ego.
Z paskudnym uśmiechem, rozejrzał się po klasie, by upewnić się, że nikogo więcej nie ma i
podszedł do Pottera. - No, no, no... kogo my tu mamy... czy to nie nasz mały Zbawca świata?
- Zjeżdżaj Malfoy! - odwarknął Harry i odwrócił się zirytowany z nadzieją, że blondyn sobie
pójdzie. Niestety nie. Ślizgon zostawił coś na biurku Snape'a, po czym zaczął przechadzać się po
klasie.
- Co spieprzyłeś tym razem, Potter? Plątałeś się pod nogami nie tam gdzie trzeba?
- Bardzo śmieszne - mruknął Gryfon sucho - nie o to poszło.
- A więc co się stało? - zapytał, nadal obłudnie się uśmiechając. Harry miał ogromną ochotę
odpowiedzieć "złapali mnie, jak pieprzyłem się z twoją matką", ale w tej chwili chciał jedynie, żeby
Malfoy wyszedł, a coś takiego na pewno by go rozsierdziło. No i byłoby to zagranie poniżej pasa.
- Nie twój interes - warknął, zamiast tego.
- Ohhh... Potti jest zły? - zapytał Malfoy ze śmiechem, cofając się jednak i znikając z pola
widzenia Harry'ego, kierując się ku wyjściu. - Zamierzasz się popłakać?
- Zamknij się!
- A co? Wyrzucisz mnie stąd? - zapytał, wracając i stając tuż przed Harrym - Zawołasz
Dumbledore'a, poskarżysz się mu, jaki to byłem zły i niedobry? Wszyscy wiedzą, że jesteś jego
pupilkiem.
- A ty jesteś wrzodem na tyłku!
- Coś ty powiedział?
- Ogłuchłeś? Może powinieneś przeczyścić sobie uszy - zakpił Gryfon
- Pożałujesz tego, Potter! – warknął blondyn.
- Czego? Przecież to prawda!
Malfoy prychnął, a Harry uśmiechnął się triumfalnie. Wtedy Ślizgon wyprostował się i spojrzał na
bulgoczący w kociołku wywar.
- To zaskakujące, że radzisz sobie bez tej szlamy.
- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnął Harry.
- Przecież to prawda!
- To moja przyjaciółka!
- Jak możesz nazywać coś takiego przyjaciółką? - zapytał Malfoy, marszcząc nos zdegustowany.
- Przynajmniej ja mam przyjaciół!
- Ja też.
- Ciężko nazwać towarzystwo, którym się otaczasz, przyjaciółmi - powiedział Harry, lekceważąco
wykrzywiając wargi.
- Cóż... przynajmniej mam rodziców - zripostował Ślizgon.
Harry miał już dosyć. Odwrócił się do niego przodem i wyciągnął różdżkę.
- Wynoś się, zanim cię do tego zmuszę!
- Oh... nie lubimy prawdy, co Potter?
- Wyjdź!
- Dobrze, już idę - odpowiedział, szczerząc się tryumfalnie i chowając coś w dłoni. Harry cofnął
się o krok.
- Co chcesz zrobić, Malfoy?
- Nic takiego - odpowiedział, dalej się szczerząc. Naprawdę, nie planował nic wielkiego... - Tylko
pomagam - dodał i wrzucił coś do bulgoczącego łagodnie kociołka z niemal ukończonym
eliksirem.
- Nie! - krzyknął Harry i spróbował złapać to coś, zanim dotknęło powierzchni wywaru. Nie zdążył.
Malfoy zaśmiał się i cofnął poza zasięg eksplodującego kociołka, którego bezużyteczna już
zawartość, całkowicie obryzgała Harry'ego
- Niech cie szlag! - warknął, z furią ruszając w kierunku Draco. - Ty pie... - Zatrzymał się i jęknął.
Zakaszlał, nie mogąc wykrztusić ani słowa. - Co... ty... - niespodziewanie uderzył w niego nagły
ból, powalając go na kolana. Zaczął charczeć, z trudem walcząc o oddech. Całe jego ciało
wyprężyło się boleśnie. Czuł jak kości zmieniają kształt i rozmiar, a mięśnie powoli
przemieszczają się pod skórą.
Malfoy przestał się śmiać i patrzył na Gryfona, z rosnąca paniką w oczach. Cofnął się, niepewny
czy ma mu pomóc, czy zwiać. Przecież nie chciał mieć kłopotów z powodu dokuczania Chłopcu-
Który-Niestety-Przeżył.
- Potter?
Harry, gdy tylko poczuł, że ból odchodzi, zaczął wstawać. Zachwiał się jednak i po chwili nowa
fala cierpienia zwaliła go z nóg. Następną rzeczą, którą zauważył było to, że znowu jest na ziemi,
ale tak jakby o wiele bliżej, a jego ubrania otaczają go ze wszystkich stron. Zrobił powoli krok w
tył i wygrzebał się ze sterty ciuchów. Spojrzał na swoje dłonie i zdębiał. Czy to są... łapy?!
Malfoy zaczął się śmiać i chwycił Harry'ego za skórę na karku. Podniósł go i postawił na stole.
Kiedy on stał się taki wielki?
- I co zamierzasz teraz zrobić, Potter? - zapytał zwycięsko chłopak, nim Harry zdążył się
zorientować, co się z nim dzieje. - Miaukniesz na mnie?
Co...? Harry spojrzał w dół, na siebie. Je... jestem kotem!? Nie... nawet nie kotem! Jestem
pieprzonym kiciusiem! Harry obrócił się, oglądając swoje ciało z każdej strony, z której tylko mógł.
Pokrywało go miękkie, czarne futerko. Miał długi ogon, wąsiki... Uniósł rękę... właściwie łapę i
pomacał pyszczek. Na szczycie głowy pyszniły się dwa, spore, kocie uszka.
Zaklął głośno, ale z jego ust wydobyła się tylko seria wściekłych prychnięć. Malfoy zaśmiał się
jeszcze głośniej i zbliżył do niego niebezpiecznie. Harry cofnął się instynktownie.
- Więc... Zastanawiam się, co z tobą zrobić... - powiedział blondyn, patrząc na niego z
przebiegłym uśmiechem. Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze strachu. Skoczył nad ramieniem
Ślizgona i popędził w kierunku drzwi. Jego prześladowca już po chwili, deptał mu po piętach.
~0o0~
Harry pokręcił głową, wyrzucając z niej niepotrzebne myśli. Teraz musiał się jakoś dostać do
Hermiony. Ona już będzie wiedziała, co zrobić. Ale najpierw musiał zgubić Malfoya. Wredny
Ślizgon, dosłownie siedział mu na ogonie.
Nadal uciekał w kierunku holu - nigdy by nie przypuszczał, że droga z lochów może być taka
długa. Przyśpieszył, słysząc, że chłopak szybko się zbliża. Cztery małe łapki sprawiały mu jednak
dużo problemów. Wielki Hol nigdy, do tej pory, nie był taki wielki!
- Możesz sobie uciekać, ale przede mną się nie ukryjesz, Potter! – krzyk blondyna dochodził ze
zdecydowanie zbyt małej odległości.
Wreszcie zobaczył przed sobą schody. Rzucił się na nie ostatkiem sił. Cholera! Pomyślał nagle,
spoglądając zszokowany w górę. One są ogromne! Ale nie miał wyboru, no chyba, że chciałby
wylądować w łapach Malfoya. Zaczął się wspinać do góry, ale szło mu to bardzo opornie.
Kończyny miał zbyt krótkie, żeby przeskoczyć wszystkie stopnie. Dawał radę tylko dwóm na raz i
bardzo szybko się zmęczył. Odwrócił się i zobaczył przyglądającego mu się Draco.
- No... nie zaszedłeś za daleko, prawda?
Ooo nie... Harry zamknął oczy, widząc, jak Ślizgon schyla się po niego. Cholera, nie chcę być
tutaj! Diabli wiedzą, co on ze mną zrobi! Chcę być gdzieś, gdzie jest bezpiecznie! Wszędzie, tylko
nie tu! Wszędzie!
I nagle... zniknął.
~0o0~
Bez ostrzeżenia pojawił się w jakimś zaparowanym, wilgotnym pomieszczeniu. Nie było trzasku
aportacji ani żadnego innego dźwięku - pojawił się znikąd. Nagle, równie niespodziewanie poczuł,
że wpada do ciepłej wody. Kiedy futerko i ogon nasiąkły nią, jego małe ciałko zaczęło
natychmiast tonąć. Nie mógł się ruszyć. Poza tym, był zmęczony ucieczką. Resztkami sił
utrzymywał puchatą głowę nad powierzchnią. Miauknął przeraźliwie, mając nadzieję, że ktoś go
usłyszy i uratuje.
Nagle uniosła się fala wody i na chwilę przykryła mu głowę. Próbował wypłynąć, ale nie dawał
rady. Czy ja tu umrę? Jęknął histerycznie sam do siebie. Utonę w jakimś nieznanym miejscu,
nadal w kocim ciele?
Jego łapki męczyły się coraz bardziej, a głowa robiła się ciężka. Powoli zaczynał iść na dno.
Nagle coś dużego i ciepłego okręciło się dookoła niego i zaczęło wyciągać go na powierzchnię.
Gdy tylko jego mordka przebiła taflę wody, Harry wziął głęboki oddech i przylgnął do ręki
wybawiciela. Trząsł się gwałtownie. Jestem uratowany! Nie umrę! Myślał, widząc, jak
niebezpieczna woda oddala się coraz bardziej. Był niesamowicie wdzięczny temu, kto go
uratował, kimkolwiek był. Jeszcze nigdy, w całym swoim życiu, nie bał się tak strasznie.
Potrząsnął głową, pozbywając się wody z uszu i z sierści. Zlustrował otoczenie. Zdziwiony
zauważył, że jest w jakiejś łazience. Jak ja się tu znalazłem? Zapytał sam siebie, patrząc na
wannę wielkości basenu, łudząco przypominającą tę z łazienki prefektów. Od dzisiaj, jego
koszmar senny.
Odczuł jeszcze większą wdzięczność, gdy coś miękkiego i ciepłego otuliło go szczelnie. Po kilku
chwilach rozpoznał ręcznik. Kiedy był już suchy, zaczął mruczeć. Dreszcze ustały.
- Jak się tu znalazłeś? - zapytał miękko jedwabisty, męski głos, podczas gdy ręce wycierały wodę
z pyszczka Harry'ego. Potter próbował odpowiedzieć, ale zdołał tylko zamiauczeć. - Zaskoczyłeś
mnie, a to nie dzieje się często - kontynuował ten sam głos - masz szczęście, że byłem w pobliżu,
maluszku.
Gryfon zadrżał, kiedy przypominał sobie, co by się stało, gdyby nie ten ktoś. Ręcznik zabrano i
został posadzony na łóżku. Mężczyzna zniknął z jego pola widzenia. Harry zaczął go szukać
wzrokiem i zauważył akurat w chwili, gdy ten zaczął się przebierać.
Chłopak odwrócił mordkę, zarumieniony, o ile koty mogą się rumienić. Nie chciał naruszać jego
prywatności. Potem przyszło mu do głowy, że zwierzakom przecież nie robi różnicy, czy ktoś przy
nich paraduje nago, czy nie. Przeniósł spojrzenie z powrotem na swojego wybawcę, obserwując
go dokładnie. Mężczyzna był wysoki, około metra dziewięćdziesiąt, ale z perspektywy Harry'ego
zdawał się być jeszcze wyższy. Miał długie do ramion, czarne włosy i ładnie umięśnione ciało,
jego skóra była tak jasna, jakby nigdy nie padł na nią nawet jeden promień słońca. Niestety,
Harry nadal nie widział jego twarzy.
Pomieszczenie, w którym się znajdował było duże i całkiem przyjemne. Jakby wyjęte z
mugolskiego magazynu. Szafa w rogu i duże biurko pod ścianą, oba w głębokim kolorze
mahoniu. Ściany pokrywały tapety z delikatnym deseniem. Kilka obrazków wisiało tu i tam.
Wyglądały na raczej drogie. Wielkie okno obok szafy, zamknięte i zakryte ciemnozielonymi
zasłonami. Po drugiej stronie mebla znajdowały się duże, przeszklone drzwi prowadzące na
taras, także zasłonięte ciemnym materiałem. Łóżko stało na środku pokoju. Jak Harry zauważył
do tej pory, było duże, z zielonymi zasłonami, przykryte czarną pościelą i - podobnie jak szafa i
biurko - mahoniowe. Naprzeciw łóżka stała kanapa, a obok fotel. Oba meble usytuowane
naprzeciwko wielkiego kominka, w którym już dawno wygasł ogień, pozostawiając tylko żarzące
się węgielki. W porównaniu z pomieszczeniem, Harry był malutki.
Kiedy skończył oglądać komnatę zaczął spacerować po materacu. Jednak nie mógł utrzymać
równowagi. Jego małe łapki tonęły w miękkim kocu, przy każdym ruchu. Dopiero po chwili ugiął
je, naprężył się i skoczył w górę. Ten sposób poruszania się był o niebo łatwiejszy. Dotarł do
skraju łóżka i spojrzał w dół. Przełknął nerwowo ślinę. Było bardzo wysoko.
Daj spokój! Grasz w quidditcha! To wcale nie jest tak wysoko! Myślał. Po prostu skocz! Koty
zawsze spadają na cztery łapy, prawda? Spojrzał w dół, starając się przekonać samego siebie,
że wszystko będzie dobrze. Nie ma się czego bać! Oczywiście, że jest! Jestem okropnie mały!
Więc jest! Jakaś część umysłu krzyczała na niego, żeby jak najszybciej odsunął się od krawędzi.
Zanim podjął jakąkolwiek decyzję, mężczyzna podniósł go delikatnie za skórę na karku i położył
na swoich kolanach.
- Ostrożnie kotku. Nie chcesz spaść i złamać sobie karku, prawda? - kontynuował, tym swoim
jedwabistym głosem. - Nie po tym, jak właśnie uratowałem cię od utonięcia.
Harry miauknął, w pełni się z nim zgadzając. Potem jego głos przeszedł w zadowolone
mruczenie, kiedy mężczyzna zaczął drapać go za uszami długimi, zwinnymi palcami. Harry
wyprężył grzbiet i zamruczał ponownie, głośniej. Kiedy mężczyzna podrapał go pod brodą,
zamknął oczy i uniósł zachwycony mordkę. O Merlinie! To jest takie przyjemne... Otarł się
ponownie o dłoń nieznajomego, domagając się dalszych pieszczot. Człowiek zauważył to i wrócił
do głaskania go.
Harry uniósł powoli powieki i w końcu udało mu się zobaczyć twarz swojego wybawcy.
Zszokowany, aż otworzył pyszczek. Siedział twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem.
Rozdział II
Cholera, cholera, O KURWA MAĆ! Takie mniej więcej myśli przepływały przez głowę Harry'ego,
kiedy patrzył w skrzące się czerwienią oczy, swojego największego wroga. Lorda Voldemorta we
własnej osobie. Ja myślałem o bezpiecznym miejscu. BEZPIECZNYM! Nie gdzieś, gdzie
najpewniej zrobią ze mnie koci dywanik! Jeśli bym wiedział... Kurwa! Już Malfoy był lepszą opcją!
Harry gapił się na człowieka, który zabił jego rodziców, z mieszaniną przerażenia i fascynacji.
Riddle już nie przypominał przerośniętego gada. Zniknęła łysa czaszka i twarz przypominająca
wężowy pysk, które Harry pamiętał z tamtej strasznej nocy na cmentarzu. Zamiast tego
Voldemort wyglądał jak wtedy, w Komnacie Tajemnic, pomijając czerwone oczy i to, że był
starszy.
Przez chwilę do Harry'ego nie docierało nic, poza niedorzecznością tej sytuacji. Potem jego
uszka zarejestrowały miękki, niezbyt głośny dźwięk. Co to? Zdziwił się i wsłuchał uważniej. O nie!
To ja! Dlaczego ja mruczę? Nie powinienem tego robić, to przeklęty Czarny Pan! Krzyknął na
siebie w duchu, starając się natychmiast umilknąć. Ale to, co on robi jest takie przyjemne...
Dopiero po chwili oprzytomniał. Nie! Nie ma mowy! Musiał jakoś powstrzymać Riddle'a od
wyczyniania tych dziwnych rzeczy z jego uszami. Do głowy przychodził mu tylko jeden sposób.
Ugryzł go.
- Ał... - syknął zaskoczony Tom i cofnął dłoń. Harry odskoczył w tył. - Ty niewdzięczny, mały... -
Kociak odwrócił się i fuknął na niego. Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę uważnie, nie
bardzo wiedząc, co zrobić. Spróbował go ostrożnie dotknąć, ale zwierzak od razu zamachnął się
uzbrojoną w pazurki łapką. Tom ponownie cofnął rękę. - Co z tobą jest nie tak? Jeszcze chwilę
temu, byłeś całkiem zadowolony z mojej obecności!
Harry odskoczył, widząc, jak dłoń Voldermorta zbliża się do niego po raz kolejny. Naprężył się,
jak do ataku i zasyczał. Najeżone futerko upodobniło go do włochatej kulki. Tom przechylił głowę
na bok.
- Chodzi o moje oczy? - zapytał. Harry opuścił łapkę, słysząc to pytanie. Nastawił uszy, jakby
chcąc lepiej słyszeć. O czym on mówi?
Źle rozumiejąc jego reakcję, Tom pogłaskał go i ponownie usadowił na swoich kolanach. Kociak
próbował uciec, ale Riddle podrapał go za uszami, sprawiając, ze Harry nie mógł się oprzeć i
znów zaczął mruczeć.
- Może i odzyskałem swoje dawne ciało, ale kolor oczu to zupełnie inna sprawa. Nie ma szans by
coś z tym zrobić. Oczywiście mógłbym rzucić na siebie Glamour, ale to trochę za dużo zachodu.
Poza tym, one przerażają moich zwolenników. - Tom spojrzał w dół, kręcąc głową. - Nawet nie
wiem, po co ci to mówię.
Ja też, ale to sporo wyjaśnia. Pomyślał chłopak, nadal mrucząc.
- W każdym razie, ty jesteś lepszym towarzystwem niż ci, za przeproszeniem, sojusznicy -
powiedział jeszcze, a potem położył się, układając Harry'ego na sobie.
Nie! Nie przestawaj... Mruknął Harry, niezbyt przytomnie. Nie! Pomyślał, kiedy zrozumiał, co
dokładnie chodzi mu po głowie. Teraz mam szansę zwiać! Zeskoczył na koc i podbiegł do brzegu
łóżka. To jednak było wysoko. Niespodziewanie, przesunęło się pod nim prześcieradło. Mimo że
był to nieznaczny ruch, Harry stracił równowagę i z dzikim miaukiem zaczął zsuwać się w dół. Na
szczęście mężczyzna w porę go złapał i ułożył bezpiecznie na poduszce.
- Ostrożnie, kotku. Uważaj, bo spadniesz. Mógłbyś sobie zrobić krzywdę, jesteś przecież taki
malutki - powiedział i sam usiadł na środku łóżka. Nie jestem malutki! Burknął Potter.
- Idź spać - mruknął Tom, ziewając - jutro pomyślimy, co z tobą zrobić. - Obrócił się na bok i
zgasił światła. Po chwili już spał.
Harry nie miał wyboru. Za bardzo bał się zeskoczyć z łóżka. Teraz, kiedy było ciemno, jeszcze
bardziej. Prawie nic nie widział. Umościł się na poduszce tuż obok Riddle'a, zwinął w kłębek i
odpłynął.
~0o0~
Obudził się rano i niezadowolony zmarszczył nosek. Wpadające przez okno promienie słońca,
raziły jego wrażliwe oczka. Ziewnął, prezentując światu długie kiełki i schował pyszczek pod
łapką. Ale miałem nienormalny sen. Koszmar właściwie. Nie ma mowy, żebym mógł spać w
jednym łóżku z Voldemortem... Merlinie... moje sny jeszcze nigdy nie były takie pokręcone...
Harry przewrócił się na bok i otworzył oczy. Zamarł. Zamiast znajomo wyglądającego
dormitorium, zobaczył parę krwistoczerwonych oczu.
To nie był sen, a Tom obserwował go uważnie. Harry również gapił się przez chwilę na niego,
zanim nie drapnął Riddle'a po twarzy i nie uciekł.
- Awww... - zawył Tom, siadając gwałtownie. Złapał się za krwawiący policzek, a Harry
momentalnie schował się w zmiętej pościeli. Voldemort złorzeczył, przypominając sobie
wszystkie klątwy, jakie mógłby rzucić na tego małego potwora. - Co jest z tobą nie tak, do
cholery?
To za to, co mi zrobiłeś! Za rodziców, za Syriusza! Za to, że ten koszmar jest prawdziwy! Harry
spróbował odkrzyknąć, ale z jego gardła wydobyło się tylko wściekłe fukanie. Tom uniósł rękę i
dotknął zranienia. Syknął.
- Głupi kot! - warknął. Wstał i zniknął w łazience.
Dobrze ci tak!
Kiedy wrócił po kilku minutach, na jego twarzy nie było nawet śladu zadrapania. Harry opuścił
uszka zawiedziony. Cholera! Miałem nadzieję, że ktoś to zobaczy!
Tom usiadł i patrzył na niego z daleka. Harry nie zwracając na to uwagi, usiadł i zaczął sobie
czyścić łapkę. Riddle prychnął, a potem zbliżył się niebezpiecznie. Harry zasyczał, kiedy
mężczyzna podniósł go do góry za skórę na karku. Trzymał Harry'ego na wysokości twarzy, ale w
bezpiecznej odległości.
- Podaj mi jeden powód, dlaczego nie powinienem pozbyć się ciebie, w tej chwili? - zapytał,
mrużąc oczy groźnie.
Nie chcąc umrzeć tak młodo, na dodatek w kocim ciele Harry opuścił uszy i posłał mu
najniewinniejsze spojrzenie, na jakie było go stać. Tom prychnął, ale odpuścił.
- Dobra, wygrałeś! Ale jeśli zrobisz to jeszcze raz, nie wybaczę, zrozumiałeś?
Harry miauknął w odpowiedzi. To nie było najmądrzejsze posunięcie, ale Tomowi wystarczyło.
- Zgoda- oświadczył i postawił go na podłodze. - Nigdzie nie odchodź - dodał jeszcze, idąc w
kierunku szafy.
Czy Harry zamierzał go posłuchać? Oczywiście, że nie! Jak tylko mężczyzna odwrócił się do
niego plecami, rozejrzał się po pokoju i smyrgnął pod łóżko.
Kiedy Tom skończył się przebierać i rozejrzał po pokoju, zrozumiał, że kociak zwiał.
- Ech... oczywiście, że nie będziesz siedział grzecznie, jak ci kazałem - mruknął i zaczął go
szukać. W końcu klęknął i zajrzał pod łóżko. - Ha, mam cię!
Tak jakby.
- Wyjdź, kotku - poprosił.
Ta... jasne... Przyjdź tu i mnie wyciągnij!
- Będę musiał się tam wcisnąć i cię wyjąć, prawda? - westchnął ciężko.
Oczywiście! Jeśli potrafisz! Pomyślał Harry złośliwie. Nie zamierzał poddać się bez walki.
Biorąc głębszy oddech, Tom wyciągnął rękę przed siebie. Harry obserwował go uważnie,
chichocząc w duchu na widok klęczącego Czarnego Pana, starającego się go złapać Właśnie
tak... na kolana, sukinsynu... Kiedy Voldemort był o włos od wyjęcia go spod łóżka, cofnął się
kilka kroków i usiadł, obserwując go dalej. Tom zaklął i spróbował usiąść. Skończył, zahaczając
głową o drewnianą deskę.
- Ała... robisz to specjalnie, kocie! - Harry przekrzywił główkę na bok. A jak myślisz? - Nie mam
na to czasu! - mruknął Tom, po czym wyczołgał się spod mebla. Chłopak wyjrzał zobaczyć, co się
dzieje, ale kiedy palce Riddle'a omal go nie złapały, schował się głębiej, prychając i drapiąc. -
Cholera! - warknął mężczyzna, zabierając rękę. - Trudno, siedź sobie tam ile chcesz! Nie mam
już na to siły!
Wsunął zraniony palec do ust i podszedł do drzwi. Jak tylko je otworzył, Harry szybko wypadł ze
swojego dotychczasowego ukrycia i wybiegł na korytarz. Tom zaklął. Ten dzień był już
wystarczająco zły, a zapowiadało się, że będzie coraz gorzej.
~0o0~
Harry był zmęczony. Cały dzień biegał po kwaterze Voldemorta w nadziei, że znajdzie stąd
wyjście. Riddle też był znużony. Ścigał go od poranka. Udało mu się złapać kociaka tylko raz.
Rano!
Harry, po tym, jak uciekł z sypialni, włóczył się korytarzem i zaglądał do każdego pokoju, który był
otwarty. Następnie, zdecydował się zbadać pierwsze piętro. Niestety, dał radę pokonać tylko dwa
stopnie, zanim dopadł go Tom.
- Mam cię! - zawołał. Harry miauknął zawiedziony, rozglądając się dookoła. - Uspokój się, nie
jesteś głodny? - Harry zaprzestał prób złapania jego kciuka zębami i spojrzał na niego z
zainteresowaniem. Teraz, kiedy się nad tym zastanowię, to tak! Miauknął potwierdzająco. - Tak
myślałem. - Tom usadowił go wygodnie w swoich ramionach i zabrał na dół na śniadanie.
Skrzaty były dość zaskoczone, widząc Pana, niosącego ostrożnie małego, czarnego kociaka z
wielkimi, zielonymi oczami. Zniknęły, kiedy tylko Voldemort wydał im rozkazy.
Podczas gdy mężczyzna jadł śniadanie, składające się z tostów i jajek na bekonie, Harry dostał
tylko miseczkę mleka. Hej! To niesprawiedliwe! Myślał, patrząc raz po raz, to na swoją samotną
miseczkę, to na talerz Toma. Ja też chcę coś takiego! Ale jakaś część niego była zadowolona z
mleka. W końcu zrezygnowany zabrał się do jedzenia. Ostrożnie musnął języczkiem białą taflę.
Zaskoczony zorientował się, jak bardzo mu ono odpowiada. Nigdy wcześniej nie myślał, że mleko
może być takie smaczne. Zamruczał, unosząc ogon zadowolony.
- Smakuje? - Harry podniósł głowę, słysząc pytanie Riddle'a, jednak nie zareagował, tylko wrócił
do jedzenia. Tom zachichotał. - Wezmę to za -"tak".
A bierz to, za co chcesz, dupku!
Tom skończył śniadanie i zabrał się za nowy numer "Proroka Codziennego". Starał się możliwie
jak najlepiej zrelaksować. Harry spojrzał na gazetę i dokończył mleko. Ciekawe, czy Dumbledore
wie, gdzie jestem? Prawdopodobnie nie... Malfoy pewnie powiedział, że po prostu zniknąłem.
Prychnął, czyszcząc ubrudzony mlekiem pyszczek. Mam nadzieję, że ma kłopoty!
Nie mając nic innego do roboty, zeskoczył z blatu i uciekł z kuchni. Tom warknął głośno, zrywając
się od stołu. Wiedział już, na co stać tego małego potwora.
~0o0~
Nic nie uniknęło śladów kociej obecności. Nic! Od papierów, poprzez książki, meble aż po rośliny
doniczkowe. Wszystko zostało w taki, lub inny sposób uszkodzone - podrapane, pogryzione lub
unicestwione. Wszędzie były poszarpane strzępki papieru, pocięte pazurami obicia, zniszczone
ubrania. Harry doprowadzał skrzaty do stanu bliskiego paranoi. Wszystko było zabrudzone
ziemią wygrzebaną z kwiatków. Tom wpadł w szał, a Harry'emu, jak najbardziej to odpowiadało.
Z tego całego zamieszania, wynikła jednak jedna ważna rzecz. Harry był pewny, że nie ma stąd
żadnej drogi na zewnątrz. Sprawdził każdy pokój, korytarz i zakamarek. I nic! Nigdzie też nie było
Śmierciożerców. To prawdopodobnie znaczyło, że byli na jakiejś misji. Szkoda... mieliby okazję
popatrzeć na swojego przerażającego Pana, jak gania w koło pokoju za małym kiciusiem.
Jedyna droga na zewnątrz prowadziła przez drzwi wejściowe. Tyle, że nikt ich nigdy nie używał, a
Harry był zbyt mały, by je otworzyć. Wszyscy jakby się zmówili, uparcie aportując do holu. To
wkurzało.
Harry zatrzymał się i uniósł uszy. Nie chciał się do tego przed sobą przyznać, ale przyzwyczajał
się do kociego ciała. Z perspektywy kota, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Jedyną rzeczą,
której nie mógł znieść, były schody. Niezwyciężony wróg. Tom prawie go tam znów złapał. Po
tym Harry zdecydował, że cokolwiek by tam nie było, niewarte jest takiego ryzyka i uciekł.
Teraz znajdował się w dużym pomieszczeniu, wypełnionym drogimi meblami. Duże, dębowe
biurko w centrum pokoju, jednoznacznie wskazywało na biuro Toma. Harry rozejrzał się z
zainteresowaniem. Jego główka pracowała na najwyższych obrotach. To była ostatnia szansa,
żeby znaleźć coś, co pomoże mu się wydostać. Oczywiście, nic nie wyszperał. Tylko papiery,
stare, oprawione w skórę księgi i inne rupiecie, które wcale go nie interesowały. Poza tym, był
zbyt zmęczony, żeby i tutaj coś zniszczyć. Przynajmniej dzisiaj. Na sofie leżało pudełeczko, które
w jakiś sposób przyciągnęło uwagę Harry'ego. Z pudełeczka coś zwisało.
Zbliżył się do kanapy, skradając, jak najprawdziwszy kot. Szybko dokonał inspekcji. Wiszącym
obiektem okazał się kawałek sznurka. Poruszał się lekko w tę i z powrotem pod wpływem
przeciągu. Harry uniósł łapkę i trącił sznureczek tak, że ten zaczął kołysać się szybciej. Uderzył w
niego jeszcze raz i drugi, a potem odskoczył i przyczaił się. Jego ogon poruszał się w tym samym
rytmie, co tasiemka. Nagle skoczył, rzucając się na nią.
- Nie! - krzyknął Voldemort, wchodząc do pokoju i zauważając, czym bawi się Harry. Ale było już
za późno. Kociak mocnym szarpnięciem potrącił pudełko. Wypadło z niego kilka fiolek i stłukło
się, upadając na podłogę. Harry'ego opryskała fontanna różnokolorowej cieczy i odłamki szkła. W
następnej chwili spadło na niego pudełeczko, zamykając go wewnątrz. Miauknął, zaskoczony
nagłą ciemnością.
Tom jęknął i zmęczony potarł czoło. Potem przeczesał palcami włosy, przyglądając się zdumiony
kolejnym zniszczeniom. Podniósł pudełko i uwolnił zwierzaka. Kotek był cały umazany eliksirami.
- No i zobacz, co narobiłeś - mruknął. Harry go zignorował i wrócił do zabawy sznurkiem. Riddle
pokręcił głową. - No i co ja mam z tobą zrobić? - Uniósł Harry'ego i wytarł mu pyszczek rękawem.
- Popatrz na siebie. Jesteś cały brudny! - Zabrał mu linkę, a Harry miauknął płaczliwie, przecież
on bawił się całkiem nieźle. - Rozumiesz, co to znaczy? - Harry zamrugał zaskoczony i spojrzał
na Voldemorta uważniej. Jeśli on mówi o tym, o czym on myśli, że mówi, to na pewno mu się to
nie spodoba.
Rozdział III
Harry zaczął protestować. Jeszcze zacieklej, kiedy Voldemort niósł go na górę. Nie! Nie! Nie! Nie
chcę się kąpać! Nie możesz mi tego zrobić! Ugryzł Toma w kciuk, a ten puścił go zaskoczony. Na
nieszczęście dla Harry'ego, bo jeśli odległość z łóżka do ziemi była duża, to co tu mówić teraz?
Śmiertelne przerażony wylądował na nogach i uśmiechnął się w duchu. Jednak koty zawsze
spadają na cztery łapy!. Pomyślał podekscytowany i zaczął uciekać w kierunku holu.
- O nie! Znowu to samo! Robisz to specjalnie! - mruknął Tom i podążył za zostawionymi na
podłodze śladami. Na szczęście po wcześniejszej ucieczce Harry'ego pozamykał wszystkie
drzwi. Znalazł niesfornego kociaka skulonego w kącie na końcu korytarza.
Harry zorientował się, że jest w ślepym zaułku. Za plecami miał ścianę, przed sobą
czarnoksiężnika i nie było jak uciec. Zostało mu tylko jedno wyjście. Spojrzał na Voldemorta
błagalnie, opuszczając uszka i patrząc na niego niewinnie błyszczącymi oczkami. Proszę, ja nie
chce do wanny! Znajdź w sobie resztki współczucia i daj mi odejść, proszę... Proszę!
- Nie patrz tak na mnie, kotku. Potrzebujesz kąpieli - wymruczał Riddle, starając się nie ulec temu
spojrzeniu. W końcu był cholernym Czarnym Panem! Podniósł uciekiniera i zaniósł go do sypialni.
Harry miauknął prosząco i zaczął się ocierać o dłoń Toma. Nic z tego.
- Nie mam na to ochoty, tak samo jak ty. Ale trzeba się jakoś pozbyć tego wszystkiego z ciebie. -
Harry zaczął lizać futerko, chcąc pokazać, że sam doskonale sobie z tym poradzi. - Przestań! -
krzyknął Tom - Nie wiadomo, co to w ogóle jest.
Harry miauknął płaczliwie, kiedy wanna pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Próbował uciec,
drapiąc i drąc koszulę Riddle'a na strzępy. Nie! Nie! Nie! Wszędzie, byle nie tam! Prosił.
- Nie martw się, maluszku. Na pewno nie będę cię tam kąpał. Nie chcę cię utopić.
Akurat!
Tom podszedł do umywalki. Włożył korek, odkręcił wodę i upewnił się, że nie jest za gorąca.
Potem odczepił kociaka od koszuli. Harry zatrząsł się wystraszony i spojrzał na wodę. Była taka...
mokra. Miauknął ponownie i przywarł mocniej do Riddle'a.
- Spokojnie, nic ci nie będzie. Im szybciej cię wyczyszczę, tym szybciej będzie po wszystkim.
Ale ja nie mam ochoty. Pomyślał uparcie, ale woda zbliżała się niebezpiecznie. Kiedy tylko poczuł
pierwsze krople moczące mu futerko, miauknął i skoczył do przodu. Wylądował na Tomie,
zatapiając pazurki w jego ramieniu.
Łatwo ci powiedzieć! To nie ciebie chcą tu utopić!
Tom wziął głębszy oddech i ponownie wsadził Harry'ego pod wodę, ignorując przeraźliwy pisk i
nowe zadrapania pojawiające się na nadgarstkach. Zaczął zmywać kolorowe plamy z futerka
kociaka. Dopiero po chwili zwierzak dał za wygraną, ale i tak mu się to nie podobało. Mydło
bardzo szybko poradziło sobie z zaschniętymi eliksirami. Harry zamruczał cichutko, kiedy Tom
zaczął go głaskać.
- Czyli nie jest aż tak źle - rzekł Tom miękko.
Nom... ale tylko troszeczkę... i tak tego nie cierpię. Pomyślał, a potem mruknął znowu. Nic nie
mógł na to poradzić, to była reakcja bezwarunkowa. Palce Toma zbyt dobrze znały jego wrażliwe
miejsce za uszami.
- No dobrze... teraz tylko cię stąd zabierzemy... - Riddle wyciągnął korek i wypuścił brudną wodę.
Harry znów protestował, kiedy spłukiwał mu pianę z futerka. Tom zasłonił mu oczy i upewnił się,
czy wyczyścił je dokładnie. - Dobrze, skończone! Zaczekaj, zaraz wrócę z ręcznikiem. - Odsunął
się od umywalki, ale nadal patrzył uważnie na Harry'ego.
Harry otrząsnął się niezadowolony. Nienawidzę być mokry! Otrzepał się, rozpryskując wodę na
boki i spróbował wyjść. Niestety, było zbyt ślisko. Nadszedł Riddle i wyjął go, wycierając
delikatnie. Kociak zamruczał z wdzięcznością, szczęśliwy, że woda jest już daleko.
- Nie przypomina ci to czegoś? - zapytał Tom, delikatnie osuszając jego pyszczek. Harry
ponownie zamruczał. W końcu to była prawda. Pierwszego dnia tutaj, Riddle suszył go w
dokładnie taki sam sposób. Tylko nie był przy tym taki pokancerowany. - No, gotowe. Jesteś
suchutki - powiedział, niosąc go na łóżko. Położył Harry'ego na kołdrze i usiadł zaraz obok. - No
sam zobacz, jaki jesteś czyściutki.
Harry odsunął się i zaczął wylizywać resztki wody. Tom położył się na plecach i jęknął. Harry
spojrzał na niego sponad podniesionej łapki i przekrzywił łepek na bok.
- I pomyśleć, że taka drobinka okręciła mnie sobie dookoła małego palca... a raczej pazurka. -
Kociak miauknął cicho i wrócił do pielęgnacji futerka. Dobrze ci tak. Jak się od czasu do czasu
zmęczysz, to będziesz siedział na tyłku, a nie podbijał świat. Nagle Riddle usiadł, patrząc na
niego uważniej. - Dlaczego ja ci jeszcze nie nadałem imienia?
Harry przestał lizać łapkę. Imienia? O czym ty mówisz? Ja mam imię!
- Hmm... jesteś chłopcem.
Przynajmniej byłem nim, kiedy ostatni raz sprawdzałem. Prychnął Harry sucho.
- Co powiesz na Chestera? - Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem Na mózg ci padło? -
Nie... to jak dla psa. Może Cień?
Harry pokręcił łepkiem przecząco. To było lepsze niż Chester, ale i tak brzmiało jakoś tak...
śmiesznie.
- Nie? Myślałem, że będzie dobre. W końcu jesteś czarny, ale skoro tak, wiec może... Puszek?
To było jednocześnie śmieszne i przerażające. Nie ma takiej opcji. Mowy nie ma, żebym się
nazywał Puszek! Czy ja wyglądam jak pupilek Hagrida!? Prychnął i spróbował go podrapać. Tom
zachichotał i podniósł Harry'ego w powietrze, nim zdążył zaatakować.
- Dobrze, dobrze, zrozumiałem, Puszek odpada! - Harry gapił się na niego jeszcze chwilę, a
potem ugryzł go w palec. - Och, przestań! Już wiem, jak cię nazwę! Harry! Tak samo jak Potter,
potrafisz doprowadzić człowieka do szału! - Oczy Harry'ego zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
Wcale nieprawda! Burknął do siebie, ale nie zaprotestował. - W takim razie ustalone, jesteś Harry
- oświadczył Riddle i odstawił go na dół. - Przypominasz mi go jeszcze tym niszczeniem
wszystkiego w zasięgu wzroku. I tymi ślepkami. - Uniósł pyszczek kociaka do góry. - Mają taki
sam kolor.
Harry poczuł, że się czerwieni pod futerkiem. Odwrócił wzrok. Nie miał pojęcia, dlaczego taka
drobnostka, jak fakt, że Tom wie, jaki ma kolor oczu, zrobiła na nim takie wrażenie. Uznał, że
lepiej przemyśleć to później. Nie chciał tego przyznawać, ale Riddle wcale nie był taki zły, jakim
się wydawał. Ale to nic nie zmienia! Nadal gada nienawidzę! Pomyślał. Ale bardzo ładnie się
uśmiecha... Potrząsnął głową gwałtownie, chcąc pozbyć się takich myśli.
- Jesteś męczący - ziewnął Tom, patrząc na niego zmęczonym wzrokiem.
No tak, a ty jesteś dupkiem! Pomyślał, ale bez złośliwości. Też był śpiący, czuł, jak zaczynają mu
ciążyć powieki.
Po kilku chwilach usłyszał jak oddech Toma wyrównuje się. Podniósł się więc i powoli zbliżył do
twarzy Riddle'a. Zaczął mu się przyglądać. Może to dziwne, ale wyglądał... ludzko. Zwłaszcza,
kiedy spał. Czarne włosy zasłaniały twarz, kręcąc się niesfornie na końcach. Długie, czarne rzęsy
ładnie kontrastowały z blada skórą. Nos był normalny i prosty, a wargi pełne i różowe. Za
wyjątkiem oczu, mężczyzna wyglądał całkiem normalnie. Nie jak Czarny Pan, którym był. Mógł
spokojnie iść na Pokątną i nikt nie uznałby go za psychopatycznego mordercę.
Zdawało się, że to były dwie zupełnie różne osoby. Czarny Pan, Lord Voldemort, który zabijał
każdego, kto stanął mu na drodze do przejęcia władzy nad magicznym światem i Tom Riddle,
który był opiekuńczy i całkiem miły. To znaczy, zaopiekował się kociakiem. Na Merlina, normalny
Voldemort pozwoliłby mi utonąć!
Harry pokręcił głową skołowany. Tom Riddle był Voldemortem. Dlaczego więc jest taki miły? No i
potrafi się śmiać. Nie w ten zimny sposób “zmów paciorek i tak umrzesz”, ale tak normalnie, jak
każdy. Harry gapił się na śpiącego Toma, jakby to on miał mu udzielić odpowiedzi. Czemu to
zawsze mnie musisz szokować?
Nagle Harry zorientował się, że nie tylko gapi się na Toma jak kretyn, ale jeszcze węszy. Jego
zapach był bardzo przyjemny. Jak piżmo i drzewo sandałowe. Sprawiał, że wszystkie włoski
stawały mu dęba. Harry sklął się w duchu i cofnął na bezpieczną odległość. Dlaczego, do cholery,
go wącham! Pomyślał i ułożył się plecami do niego. Jeszcze raz spojrzał na Riddle'a. Nagle
poczuł coś, jakby motyle w żołądku. Uciekł jeszcze dalej i położył się tyłem do Toma. To pewnie
coś, co zjadłem wcześniej! Ziewnął. Tak, to na pewno obiad! Zwinął się w futrzaną kuleczkę. Nie
ma szans, żebym... Usnął, nie kończąc tej myśli.
~0o0~
Harry obudził się skulony z bólu. Bardzo bolał go brzuszek. Wydawało się, że każda cząstka jego
ciała płonie, a zwłaszcza żołądek. Otworzył oczy i z trudem się podniósł. Pokręcił głową, ale ból
nie odszedł. Nie miał pojęcia co się dzieje. Wiedział, że zaraz zacznie panikować. Będąc w tym
ciele, nie miał pojęcia, co zrobić, wiec zwrócił się do jedynej osoby, która mogła mu pomóc.
Podszedł do Toma i delikatnie pacnął go łapką w nos, starając się go obudzić. Miauknął
płaczliwie i potarł łebkiem o jego dłoń. Jednak to nie zadziałało. W końcu wskoczył mu na tors,
miaucząc rozpaczliwie. Oparł łapki na jego policzkach i polizał go w nos. Tom powoli otworzył
oczy.
- Czego chcesz teraz? - jęknął.
Brzuch mnie boli i nie mam pojęcia, dlaczego! Miauknął, krzywiąc się i usiadł. Tom zauważył
wyraz bólu w oczach kociaka. Spojrzał na niego uważniej.
- Co się stało, kotku? - zapytał i podniósł się. Złapał Harry'ego, nim sturlał się na kołdrę. Harry
opuścił uszy i znowu zamiauczał. - Źle się czujesz? - Harry otarł się łebkiem o jego dłoń
potwierdzająco. Tom delikatnie podrapał go za uchem.
- Ciiii... to prawdopodobnie te eliksiry, które na ciebie spadły. Mówiłem, żebyś ich nie lizał. -
Przesunął palcami po jego futerku, starając się go uspokoić. - Skąd ja mam wiedzieć, którego się
najadłeś?
Nie mam pojęcia, ale zrób coś, szybko!
W końcu Tom zabrał go na dół, do swojego laboratorium. Zbadał buteleczki po eliksirach, które
Harry stłukł i zaczął robić antidotum. Cały czas spoglądał znad kociołka na trzęsącego się
kociaka.
- Nie martw się Harry, zaraz poczujesz się lepiej.
Pośpiesz się! Zamiauczał, kiedy kolejny spazm przeszył jego małe ciałko. Płakał z bólu, zwinięty
w kłębuszek.
- Harry! - krzyknął Tom, dodając ostatnie składniki - Już dobrze, zaraz skończę - wyszeptał i
starając się go uspokoić, delikatnie pogłaskał po brzuszku. Harry przewrócił się na plecy i złapał
przednimi łapkami za nadgarstek Riddle’a, wiec ten nie mógł zabrać ręki. - Tak lepiej? - Kociak
miauknął potwierdzająco i zamknął oczy, kiedy ból rozlał się po jego ciałku nową falą.
Tom cofnął dłoń, a Harry zaprotestował.
- Musze dokończyć antidotum - powiedział miękko. Harry zabrał łapki, a mężczyzna dokończył
miksturę. Kociak znowu zwinął się w kłębek. - Spokojnie, maluszku - mówił, wygaszając ogień i
przelewając wywar do fiolki. Zbliżył się do niego niepewnie. - Nie możesz wypić tego normalnie,
więc... - zamoczył palec w eliksirze i wsunął go Harry'emu do pyszczka.
Błe... to jest obrzydliwe! Pomyślał i odwrócił mordkę na bok.
- Daj spokój! Musisz to wypić! Po tym poczujesz się lepiej! - Harry zmierzył go nieufnym
spojrzeniem, a potem zaczął zlizywać miksturę z jego palca. - Dobry kotek - Tom ponownie
zanurzył palec w eliksirze i podsunął go Harry'emu - No dalej, jeszcze tylko troszeczkę. - Kociak
zlizał miksturę ponownie.
To nie jest właściwie! Pomyślał, patrząc na mężczyznę nad sobą. Ale już mi lepiej.
- To wszystko. I jak się czujesz? - zapytał i ponownie zaczął go głaskać po brzuszku. Harry
zamruczał i polizał dłoń Toma, chcąc mu podziękować. Mężczyzna uśmiechnął się, a to z kolei
sprawiło, że serduszko Harry'ego zaczęło bić nieco szybciej. - Dobrze, że już ci przeszło.
Wystraszyłeś mnie!
Naprawdę? Zdziwił się, ziewając. Nigdy bym nie pomyślał, że ciebie cokolwiek jest w stanie
wystraszyć. Zwłaszcza chory kotek.
- Zdaje się, że znowu jesteś śpiący. Prawdopodobnie to jakiś efekt uboczny antidotum. - Harry
przytaknął. - Najlepiej zrobisz, jak się teraz prześpisz - wyszeptał Tom.
Dobrze. Pomyślał Harry, wtulając się w koszulę Voldemorta. Tylko podrap mnie jeszcze za
uszami. Riddle zrobił to, zupełnie, jakby słyszał prośbę swojego kociątka.
Rozdział IV
Tom patrzył z mieszanymi uczuciami na śpiące w jego ramionach kociątko. Nie był to normalny
stan, ale coraz mniej go to obchodziło. Nawet nie miał pojęcia, skąd się wziął u niego ten mały
szkodnik. Wszystko co wiedział sprowadzało się do znalezienia go w wannie. Kiedy usłyszał
plusk i zobaczył topiącego się kociaka, nie myślał tylko zadziałał odruchowo. W następnej chwili
kulka czarnego futerka, z najbardziej niesamowitymi, zielonymi oczami jakie w życiu widział,
kleiła się do jego dłoni, a on nie miał ochoty jej w tym przeszkadzać. Biedactwo było przerażone,
wiec postanowił się nim zaopiekować.
Przecież nawet ja potrzebuję jakiegoś towarzystwa. Pomyślał, drapiąc delikatnie kotka za
uszkiem. Jest znacznie lepszy niż ci, pożal się boże, zwolennicy. Już prędzej z tym kociakiem
można porozmawiać, niż z nimi.
Pomimo tego, że Harry był kotem, Tom miał dziwne przeczucie, że rozumie go doskonale. No i
zwierzak miał dookoła siebie niespotykanie silną aurę. Musiał więc być w jakiś sposób magiczny.
Niestety, mimo całej swojej inteligencji przysparzał mu wielu kłopotów. Tego dnia Riddle niemal
stracił nad sobą panowanie. Harry był jak maszyna do niszczenia wszystkiego co ważne.
Widocznie jego życiowym przeznaczeniem było granie mu na nerwach. Chwilami naprawdę miał
ochotę go udusić, ale potem patrzył na zwiniętego w kłębuszek kociaka i opadały mu ręce.
Zmiękłem. Mruknął w duchu. Nigdy nie przyznałby się do tego na głos.
Kto by przypuszczał, że opieka nad kotem to takie piekło. Harry był w stanie wleźć absolutnie
wszędzie, nie wyłączając nogawki od piżamy! Papiery, książki, ubrania - wszystko potrafił zmienić
w kupkę strzępków. W niszczeniu tego co w zasięgu wzroku, był nawet lepszy od niego.
Eliksirom też nie darował! Wieki zajmie mu zrobienie ich od początku, ale Harry oczywiście
musiał wytaplać się akurat w nich!
No, ale to, co przyszło potem... Kąpanie Harry'ego to horror! Prawdopodobnie będę miał po tym
więcej blizn, niż zebrałem w całym swoim życiu. Pomyślał Tom, patrząc na poznaczone
czerwonymi śladami ramię. Walczył bardzo zawzięcie, jak na coś tak małego.
Tom westchnął i poprawił zsuwającego się z poduszki kociaka. Nie wiedział czemu, ale maluch
przypominał mu Pottera. Wtrąca się we wszystko i wkurza go. A zwłaszcza te zielone oczy. Nigdy
by tego nie przyznał, ale uważał, że Potter ma piękne oczy, takie kocie. Były bardzo podobne do
oczek jego Harry'ego. Tom pokręcił głową, zszokowany tym, w jakim kierunku biegną jego myśli.
Chyba oszalałem! Oni nigdy nie byli podobni. Obecność Harry'ego nie sprawia, ze mam ochotę
wstać i rzucić w niego Crucio.
Kątem oka obserwował, jak Harry ziewając, przewraca się z boku na bok. Uśmiechnął się. Musiał
przyznać, ze kociak był słodki. I przysparza więcej kłopotów, niż jest tego wart. Dodał, patrząc,
jak maluch się przeciąga i zaczyna mruczeć.
Tom jeszcze nie doszedł do tego, jakim sposobem Harry wylądował w jego wannie i w ogóle w
tym domu. Nikt nie mógł przedrzeć się przez osłony, więc nie miał pojęcia, jak ten kot to zrobił.
Będę musiał sprawdzić wszystkie zabezpieczenia! Nie mogę pozwolić, żeby Zakon mnie tu
znalazł. Nienawidził tego, jak cholerny Zakon pieprzonego Feniksa wtrącał mu się we wszystko,
zwłaszcza Potter. Nie mógłby zwyczajnie umrzeć, tak jak powinien?
Tom prychnął. Nie miał ochoty zajmować się w tej chwili sprawą Pottera. Pokręcił głową i spojrzał
w dół, na swojego kotka. Pogłaskał go po główce, a potem zaczął delikatnie drapać za uszkiem.
- Mam nadzieję, że już nic ci nie będzie - zamruczał. - Nie mam pojęcia, jak się opiekować
chorym kotkiem. W ogóle nie wiem, jak się zajmować jakimkolwiek kotem. - Nie chciał, żeby
Harry'emu coś się stało tylko z tego powodu, że był niekompetentnym opiekunem. Kociak był
jedynym stworzeniem, które nie próbowało uciekać na jego widok.
Harry naprawdę go przestraszył. Na szczęście Tom wiedział, jaki eliksir wywołuje takie objawy.
Musze poczytać coś na temat opieki nad kotem. Pomyślał, ziewając. Ale zrobię to jutro. Był
bardzo zmęczony. Kociak obudził go w środku nocy. Nie miał pojęcia, co Harry wymyśli jutro, ale
po prostu nie miał już siły się tym martwić. Usnął.
Rozdział V
Po zajściu z eliksirami, Harry był już znacznie ostrożniejszy. W końcu do niego dotarło, że tutaj
mogą być tony czarnomagicznych artefaktów tylko czekających, by mu zaszkodzić. W końcu to
dom samego Czarnego Pana.
Powoli dochodził do wniosku, że Voldemort wcale nie jest taki zły. Ostatnie trzy tygodnie jedynie
pogłębiły to przeświadczenie. Tom karmił go, kąpał (co niekoniecznie przypadło kociakowi do
gustu) i pozwalał mu biegać po całym piętrze, a także po gabinecie, kiedy siedział nad
papierkową robotą. Jednym słowem był coraz lepszym opiekunem. Nawet zrobił dla Harry'ego
kilka zabawek, żeby miał się czym zająć.
Harry absolutnie ubóstwiał swoją piłeczkę z przędzy, napchaną kocimiętką. Po incydencie z
eliksirami, fascynacja sznurkami i tasiemkami wcale mu nie przeszła. Nadal atakował wszystkie w
zasięgu swojego wzroku. Na szczęście zabawki okazały się bardziej interesujące, z czego obaj
byli wielce zadowoleni. Piłka potrafiła zająć kociaka na godziny, a Tom nie musiał się martwić, że
po wyjściu z gabinetu nie rozpozna korytarza. Wszystko szło jak po maśle.
Harry naprawdę zaczął się cieszyć z obecności Riddle'a. Czasami siadał na biurku Toma i
pomagał mu, znajdując przedmioty, jakich akurat potrzebował. Na przykład skakał na papiery,
których mężczyzna szukał, albo podawał nowe pióro. W zamian Tom drapał go za uszkami, albo
brał na kolana, co Harry uwielbiał.
Jednak czasami, kiedy się nudził, zaczynał przysparzać kłopotów. Biegał po domu i wściubiał
nosek we wszystkie kąty. Tom mógł się złościć, przeklinać go i obiecywać niestworzone kary, ale
zawsze mu wybaczał, gdy tylko Harry spojrzał na niego swoim najlepszym wzrokiem niewiniątka.
No bo kto mógłby skrzywdzić takiego słodkiego kociaka?
W tej chwili, Harry był znudzony do granic możliwości. Tom nie wypuszczał go z sypialni już trzeci
dzień i robiło się to wkurzające. Tak więc, kiedy tylko Riddle wstał rano i otworzył drzwi, Harry już
czekał. Smyrgnął mu między nogami i tyle go widział. Nawet nie zwrócił uwagi, na zwyczajowe
"Zostań tutaj".
- Harry nie! - Ale on tylko się zaśmiał, słysząc krzyczącego za nim mężczyznę. - Harry, to nie jest
najlepsza pora na twoje wycieczki!
Kociak wiedział, że jedynym, niezbadanym dokładnie terenem jest parter. Schody były
przeszkodą, która sprawiała mu najwięcej trudności i zabierała sporo czasu. To przecież właśnie
tam, Tom zazwyczaj go łapał. Tym razem Harry uznał, że musi sobie z nimi poradzić.
Nasłuchując, zaczął ostrożnie zsuwać się stopień po stopniu. Trochę to trwało, ale wreszcie
triumfalnie rozejrzał się po holu. Z zadartym dumnie ogonkiem skierował się do biura Toma, żeby
tam na niego zaczekać. Był ciekaw, kiedy Riddle się zorientuje. Niespodziewanie w coś uderzył.
Uniósł głowę i aż rozdziawił mordkę w szoku.
- Och... jakie słodkie kici, kici! - miękki głos Bellatriks sprawił, że wszystkie włoski na karku
stanęły mu dęba. Lestrange tak go przydybała w kącie korytarza, że nie miał żadnej drogi
ucieczki.
Harry prychnął, jeżąc się jeszcze bardziej. Bellatriks! Merlinie, jak on jej nienawidził. To ona
odebrała mu Syriusza! Nigdy jej tego nie zapomni!
- Skąd przyszedłeś, kiciusiu? - zapytała, gapiąc się na niego bezczelnie. - Nie można pozwolić,
żebyś biegał sobie po rezydencji Pana, jakby tu było twoje miejsce.
On chce mnie tutaj! Czego nie mogę powiedzieć o tobie! Warknął.
- Och... jesteś taki malusi... - schyliła się i zrobiła minę, jak niektóre kobiety na widok
niemowlęcia. Gdyby Harry był dzieckiem, z pewnością zacząłby płakać. Uniósł łapkę i wysunął
pazurki. Nawet nie waż się mnie podnosić! Nie waż się! Podniosła go. Harry zaczął się wyrywać,
gnąc tak, jak to tylko koty potrafią. - Siedź spokojnie! - syknęła.
Harry uspokoił się, ale ogon nadal chodził mu w tę i z powrotem, ukazując jego emocje. Był
wściekły.
- Dobry kiciuś... - zamruczała, przygarniając go do twarzy. - Jesteś taki słodki - mruknęła,
przytulając policzek do jego futerka. Harry fuknął. Odpieprz się ode mnie! Mierzwisz mi futerko!
Tom znowu będzie musiał mnie szczotkować! Kiedy w końcu przestała, przysunęła jego mordkę
do ust. Wyglądało, jakby zamierzała go pocałować w czubek łebka. Harry prychnął i zatopił
pazurki w jej policzkach, powoli szarpiąc łapkami w dół, tworząc brzydkie, krwawiące zadrapania.
Lestrange zawyła z bólu i odrzuciła go na podłogę. Zranienia były już jednak dość paskudne.
Delikatnie dotknęła policzków. W jej oczach pojawiła się prawdziwa wściekłość.
- Ty głupi kocie! - krzyknęła i kopnęła go w bok, tak mocno, że Harry odbił się od ściany. Upadł na
podłogę i skulił się z bólu. Jego małe ciałko było bardzo delikatne i wydawało mu się teraz, że w
środku cały płonie.
- Oszpeciłeś moją twarz! - wrzasnęła. I tak byłaś paskudna! Pomyślał słabo. Bellatriks podniosła
różdżkę. - Zatłukę cię, szkodniku!
Oczy Harry'ego rozszerzyły się z przerażenia. Spróbował się podnieść, ale nie dał rady. Tom!
Tom, gdzie jesteś!? Pomyślał przerażony, patrząc w oszalałą ze złości twarz.
- Avada Ked...
- Bella! - Zatrzymała się i obejrzała za siebie.
- Mój Panie - zamarła, a potem opadła na kolana. Harry załkał z ulgi, widząc znajomą sylwetkę
zbliżającą się do niego.
- Co tu robiłaś? - zapytał zimno Voldemort.
- Pozbywałam się szkodników, mój Panie - powiedziała, nadal wściekła.
- Nie widzę tu żadnych szkodników.
- Tam jest! - wskazała na Harry'ego. - Śmiał mnie podrapać!
- Nie widzę różnicy - powiedział Tom, patrząc na jej twarz i powoli zbliżył się do wskazanego
przez kobietę miejsca. Harry miauknął i spróbował się podnieść. Tom spojrzał na niego i jego
wściekłość powoli odeszła, zastąpiona uczuciem niesamowitej ulgi. - Tutaj jesteś - zamruczał,
podnosząc go delikatnie. Harry miauknął ponownie i otarł się o policzek Toma, szczęśliwy, że
mężczyzna znowu go uratował. Zaczął mruczeć.
- P... Panie? On jest twój? - zapytała Bellatriks, nagle bardzo pobladła.
- Tak. Jest. A jeżeli dotkniesz go choćby jednym palcem, będziesz tego bardzo żałowała.
Wyraziłem się jasno?
- Tak, Panie.
- To dobrze! Zejdź mi z oczu! - warknął. Bella skinęła i odeszła. Kiedy zniknęła za zakrętem, Tom
westchnął i spojrzał w dół na Harry'ego.
- Mówiłem, żebyś nie wychodził z pokoju! - upomniał go Riddle i ruszył w kierunku swojego
gabinetu.
Mogłeś powiedzieć, że chodziło o łażących po domu Śmierciożerców! Pomyślał i zamruczał,
kiedy Tom zaczął go drapać za uszami.
- I jak ci się udało zejść po schodach? - zapytał, zmykając drzwi. Potem podszedł do biurka i
rozsiadł się na wygodnym fotelu.
Harry zaśmiał się dumny z siebie. Nie sądziłeś, że mi się uda, co?
Tom usadowił Harry'ego na kolanach i zaczął go ostrożnie badać. Kotek jęknął z bólu, kiedy
palce Toma musnęły zraniony bok. Mężczyzna zabrał rękę.
- Wszystko w porządku? - uniósł go i ostrożnie ułożył na biurku. Harry miauknął ponownie z bólu,
a oczy Toma zwęziły się ze złości. - Zrobiła ci krzywdę? - Harry skinął potakująco. - Gdzie cię
boli? - zapytał miękko a Harry zaczął lizać obolałe miejsce. Tom uniósł różdżkę i wypowiedział
zaklęcie. Miękkie światło otoczyło Harry'ego, a potem zniknęło. - Wygląda na to, że masz
stłuczony cały bok. Co ona zrobiła? - Riddle delikatnie przesunął palcami po zranieniu. - Pewnie
boli cię bardziej niż człowieka.
Harry nie mógł się z nim nie zgodzić. Miauknął ponownie i trącił noskiem różdżkę, poganiając
Toma, by szybciej go wyleczył.
Dobrze, dobrze! Spokojnie! - uniósł różdżkę i Harry'ego ogarnęło intensywne, niebieskie światło.
Niemal natychmiast ból zelżał, a potem zniknął. Harry wstał i okręcił się kilka razy, żeby
sprawdzić, czy już wszystko dobrze. - W porządku?
Harry miauknął głośno, z wdzięcznością i wskoczył Tomowi na ramię. Mruczał zadowolony i łasił
się do niego radośnie.
- Wezmę to za tak. - Harry mruknął i polizał Toma w dłoń. Ten uśmiechnął się szeroko. - Chyba
jesteś wdzięczny. - Harry zamarł w pół ruchu, kiedy dotarło do niego co właściwie wyrabia.
Jednak Tom nie dał mu nad tym długo myśleć. Podniósł go i pocałował w miękkie futerko na
czubku łebka. Harry zmrużył oczka, zadowolony.
Tę szczęśliwą chwilę przerwało im nagłe pukanie do drzwi. Uszka Harry'ego oklapły, kiedy wrócił
do rzeczywistości. Nie powinien cieszyć się jak głupi, kiedy całował go Voldemort! Ta reakcja była
zła! Co jest ze mną nie tak? To nie miało prawa mi się podobać! Znaczy... to było tylko buzi...
Prychnął i wdrapał się na ramię Toma. Nawet zwykłe myślenie o tym, co przed chwila zaszło,
sprawiało, że cały rumienił się pod futerkiem. W końcu uznał, ze kocie hormony są jeszcze
gorsze niż ludzkie i z zainteresowaniem popatrzył na drzwi. Ciekawe, kogo przyniosło.
Tom wyprostował się i zajął dostojną pozycję. Przywołał chłodny wyraz twarzy i nareszcie
wyglądał, jak na Voldemorta przystało.
- Wejść! - zawołał, drapiąc jednocześnie dalej Harry'ego za uchem. Harry mruczał i wyginał się w
kierunku jego palców.
Do gabinetu wszedł nie kto inny, jak sam Lucjusz Malfoy. Przyklęknął.
- Mój Panie?
Teraz to już nie jesteś taki wyniosły i dumny? Zaśmiał się Harry.
- Lucjuszu? Stało się coś?
Lucjusz uniósł głowę i już miał zaczął mówić, kiedy zauważył kocurka na ramieniu Czarnego
Pana. Zrobił dziwną minę, całkowicie zbity z tropu. Voldemort nigdy nie był zbyt miły, wiec
zobaczyć łaszącego się do niego kociaka było rzeczą... dziwną.
- Lucjusz? - Tom syknął niecierpliwie. Malfoy spojrzał Lordowi w oczy, a potem opuścił głowę.
- Mam wieści.
- Jakie?
- Mam potwierdzone informacje z Hogwartu. Potter naprawdę zniknął.
Harry drgnął wystraszony. Pieszczoty na chwilę ustały, ale po chwili Tom znowu zaczął go
głaskać.
- To prawda? Wiecie, gdzie jest?
- Nie, Panie.
- Znajdźcie go! - wysyczał, uśmiechając się nieprzyjemnie. - A potem przyprowadźcie do mnie.
- Tak, Panie - Lucjusz skinął głową i opuścił pokój.
Tom rozluźnił się, opadając na oparcie krzesła. Uśmiechnął się lekko.
- To naprawdę dobre wieści - spojrzał Harry'emu w oczy i pogłaskał go lekko po łepku. - Z dala od
stale czujnego nosa Dumbledore'a, dzieciak Potterów jest już właściwie mój!
Harry miauknął zrozpaczony. W ciągu ubiegłych kilku tygodni zdążył bardzo polubić Toma.
Znacznie różnił się od jego wyobrażeń o Voldemorcie. Nie torturował przecież Mugoli, zamiast
śniadania. A teraz to wszystko miałoby się skończyć? Tom na pewno w końcu odkryje, kim jest, a
potem go zabije! Nawet się nie będzie zastanawiał!
Widząc ból w ślepkach Harry'ego, Tom podniósł go i posadził na biurku.
- Co się stało? Stłuczenie ciągle cię boli?
Harry pokręcił głową i zaczął się ocierać o twarz Riddle'a. Liznął go przepraszająco w policzek w
miejscu, gdzie powinny być blizny po jego pazurkach. Przepraszam! Przepraszam, że
skłamałem. Jestem Harry Potter! Tutaj, przed tobą! Cały czas siedziałem tuż pod twoim nosem!
- Co ci się stało? - zapytał Tom zdziwiony.
Harry spojrzał na niego smutno. Dowiesz się już niedługo.
Rozdział VI
Kilka kolejnych dni było bardzo ciężkich dla Harry'ego. Za każdym razem, kiedy Tom zwoływał
zebranie, albo kiedy przychodzili do niego Śmierciożercy, zdawało mu się, że Voldemort zaraz
odkryje kim naprawdę jest jego kociak i będzie chciał go zabić. W końcu dotarł do niego również
fakt, że to nie tego obawia się najbardziej.
Bał się, że kiedy Tom odkryje prawdę, znowu będzie na niego patrzył z tą zimną nienawiścią, jak
kiedyś. Tego Harry by nie zniósł. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że w przeciągu swojego dość
krótkiego pobytu w rezydencji Riddle'a zdążył go nie tylko polubić, ale i obdarzyć znacznie
głębszym uczuciem.
Nie wiedział, jak do tego doszło. Po prostu zobaczył drugie oblicze Czarnego Pana, to którego
nikt inny nigdy nie oglądał. Czułego, opiekuńczego mężczyznę. Tom traktował go jak przyjaciela,
nie jak zwierzątko. Bawił się z nim i troszczył o wszystko, opowiadał, jak spędził dzień i narzekał
na niekompetencję Śmierciożerców. Jego uśmiech w chwili, gdy udało mu się wyszukać jakieś
dawno zapomniane zaklęcie, sprawiał, że Harry wręcz się rozpływał. Nigdy nawet nie
przypuszczał, że Voldemort może być tak normalny i... cóż, ludzki. To była ta cząstka jego
osobowości, w której Harry bezapelacyjnie się zakochał.
Zauważył to jednak dopiero, kiedy zrozumiał, że mogą go zabrać od Toma i już nigdy go nie
zobaczy. Chociaż to "nigdy" nie byłoby znowu takie długie, bo prawdopodobnie Riddle sam by go
zabił. Harry bał się tego. Starał się cały czas przebywać tak blisko Toma, jak tylko mógł. Co
prawda, był człowiekiem, ale gdyby mógł pozostać w kocim ciele na zawsze, zgodziłby się na to
bez mrugnięcia okiem. Byleby być blisko Toma.
Ale to, czy prawda wyjdzie na jaw, było tylko kwestią czasu.
~0o0~
Tego feralnego dnia Harry siedział razem z Riddle'em, w biurze, bawiąc się swoją piłeczką. Tom
wypełniał jakieś papierki i od czasu do czasu śmiał się cicho, kiedy Harry zamiast toczyć piłeczkę
był przez nią przygniatany. Właśnie w jednym z takich momentów drzwi do gabinetu otwarły się
niespodziewanie i do środka wkroczył jak zawsze perfekcyjny Lucjusz Malfoy.
Tom zmarszczył brwi, a uśmiech niemal natychmiast zniknął z jego twarzy.
- Lucjuszu! Kto pozwolił ci wchodzić do mojego gabinetu jak do siebie? - leniwie skierował
różdżkę na intruza. - Crucio!
Malfoy opadł na kolana i zacisnął usta z bólu, jednak nie wydał z siebie nawet najmniejszego
jęku. Tom cofnął zaklęcie, a Lucjusz pokręcił głową, powoli dochodząc do siebie.
- Wybacz mi, Panie, ale... - Voldemort przerwał mu władczym machnięciem.
- Cokolwiek masz mi do powiedzenia, oby było ważne!
- To jest ważne, Panie. Mój syn, Draco ,przekazał mi pewne wiadomości dotyczące zniknięcia
Pottera - powiedział Lucjusz i rzucił dziwne spojrzenie w kierunku siedzącego na podłodze
Harry'ego.
Kociak zamarł. Nie mógł się poruszyć, ani nawet głębiej odetchnąć. Nie! Nie! Jeszcze nie teraz!
Potrzebuje jeszcze trochę... czasu... Tom, przepraszam! Proszę, nie... nie... Nie możesz mnie
znienawidzić!
- Więc? - zapytał Tom, siadając prosto, w skupieniu.
- Wydaje się, że to on był ostatnią osobą, która widziała Pottera przed zniknięciem.
Harry uciekł pod biblioteczkę, doskonale wiedząc, że jeśli Tom się wścieknie, mebel nie zapewni
mu żadnej ochrony. Już nigdy się do mnie nie uśmiechnie. Znienawidzi mnie jeszcze bardziej niż
teraz! Przepraszam Tom...
Kociak drżał, czekając aż Lucjusz w końcu przekaże wszystko swojemu Panu. Gdyby koty mogły
płakać, płakałby z całego przerażonego serduszka.
- Potter miał szlaban z Severusem. Ale nie było go w klasie, kiedy Draco wszedł do środka.
Potter był sam.
Harry stulił uszka, chowając się głębiej pod meblem. Przed oczami przelatywały mu strzępki
wspomnień z ostatnich tygodni. To były najszczęśliwsze chwile, jakie przeżył od bardzo dawna,
odwrócił łepek, nie chcąc słyszeć nic więcej.
- Eliksir Pottera eksplodował, a on sam został zmieniony w kota. Małego, czarnego kota, z
zielonymi oczami. Potem zniknął.
- Ot tak? - zapytał Tom, pstrykając palcami.
- Tak panie - potwierdził Lucjusz. - Draco powiedział, że stał dokładnie przed nim, kiedy Potter po
prostu... wyparował.
Tom skinął głową powątpiewająco. Potem nagle coś do niego dotarło. Nie! Pomyślał z pasją, ale
niestety, to wytłumaczenie pasowało podejrzanie dobrze. Potter zamienił się w kota i zniknął…
nastepnie czarny kociak pojawił się znikąd w jego łazience Dodatkowo miał te przeszywające
oczy, zupełnie takie same... Nie! To niemożliwe! Mój Harry nie może być Potterem!
- Dziękuje Lucjuszu, możesz odejść - Lucjusz skinął, rozczarowany brakiem reakcji Voldemorta.
- Tak jest, Panie - ukłonił się i wyszedł.
Tom zapadł się głębiej w swój fotel. Jak mogłem tego nie zauważyć? Potter był tutaj cały czas,
tuż pod moim nosem... Musiałem być ślepy! Myślał wściekły, zagryzając wargi, by nie zacząć kląć
na głos. Szpiegował mnie, a ja mu jeszcze w tym pomagałem. Bo gdyby był tu przypadkiem
próbowałby walczyć, albo uciec, prawda? Dlaczego nie próbował? Tom przesunął dłonią po
włosach skołowany.
Zaraz! Kiedy tak biegał po domu, niszcząc wszystko na swojej drodze... on musiał szukać
wyjścia. No i próbował mnie podrapać. Dłoń Toma zupełnie nieświadomie zaczęła muskać ukryte
pod zaklęciem maskującym blizny. Ale dlaczego już nie walczy? Tom rozejrzał się, szukając
Harry'ego spojrzeniem. Nigdzie go nie zauważył, tylko porzuconą szmacianą piłkę.
Wstał i rozejrzał się zaniepokojony. Zajrzał pod biurko i pod stołek, ale tam też go nie było.
Podniósł się, otrzepał kolana i zajrzał pod biblioteczkę. Zobaczył trzęsącą się wyraźnie kulkę z
futra.
Oczy Toma zwęziły się niebezpiecznie. Mały zdrajca! Po chwili jednak cały gniew zniknął, kiedy
bliżej przyjrzał się drżącemu maleństwu. Jak mogę być na niego zły? Przecież to mój kochany
kotek. Przez te ostatnie tygodnie był dla mnie bardziej pomocny i wyrozumiały niż ktokolwiek,
kiedykolwiek. Nawet będąc kotem i to ma być Harry Potter? Mój koniec?
- Harry? - szepnął cicho.
Harry zamarł I zaczął się trząść jeszcze bardziej. O nie... Jest na mnie zły... Zabije mnie!
Nienawidzi mnie! Na pewno! Już nigdy nie zobaczę, jak się do mnie uśmiecha! I już nigdy nie
podrapie mnie za uszami, nawet mnie nie dotknie!
- Harry? - Tom powtórzył miękko jego imię, a po chwili milczenia dodał: - Popatrz na mnie.
Harry odwrócił łepek i popatrzył na niego smutnymi oczkami. Miauknął płaczliwie. Przepraszam.
Tom sięgnął i spróbował go wyciągnąć. Harry cofnął się, przywierając do ściany. On się mnie boi.
Pomyślał Riddle, niezbyt zaskoczony.
- Już dobrze, nic ci nie zrobię. - Harry spojrzał na niego niedowierzająco i skulił się jeszcze
bardziej, kiedy Tom sięgnął i wyciągnął go w końcu z ukrycia.
Kociak miauknął cicho. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Powtarzał w myślach to jedno
słowo, a potem zamarł, kiedy Tom uniósł go na wysokość swojej twarzy. Spojrzał mu w oczy,
dokładnie lustrując zielone tęczówki. Nie znalazł w nich ani śladu czegokolwiek, co świadczyłoby
o zdradzie.
- Już dobrze, maluszku - wyszeptał, sadzając Harry'ego na biurku. Sam usiadł z powrotem na
fotelu. Przez chwilę patrzył na drżące kociątko, a potem zapytał.
- Naprawdę jesteś Potterem?
Harry skinął łebkiem, a potem okręcił ogonek dookoła łapek. Wydawał się wręcz skruszony. Tak,
miauknął cicho.
Tom patrzył na niego zaskoczony. Mimo, że wiedział, kim jest kotek, nie spodziewał się
potwierdzenia.
- Pewnie dlatego tak dobrze rozumiałeś, o czym mówiłem - zamruczał i delikatnie uniósł łepek
Harry'ego do góry, tak, by patrzył mu w oczy. - Ale dlaczego ciągle tu jesteś?
Harry zawstydzony spojrzał prosto w szkarłatne tęczówki i spróbował jakoś określić tę burzę
emocji, którą odczuwał. Bo cię kocham. Miauknął i umknął spojrzeniem w bok. Tom westchnął.
- Może ty mnie rozumiesz, ale ja ciebie nie.
Przepraszam, kociak miauknął miękko.
- Najpierw muszę zwrócić ci ludzką postać.
Uszka Harry'ego uniosły się, a sam kociak spojrzał na Riddle’a zszokowany. Zaraz! Myślałem, że
będziesz chciał mnie zabić! Nie jesteś zły? Przekrzywił łepek zabawnie. O co chodzi? Opuścił
uszka i spojrzał na Toma podejrzliwie. Zamierzasz zaczekać, aż wrócę do ludzkiej formy I wtedy
mnie zamordować? Pomyślał przerażony, a następnie zaczął umykać przed dłońmi mężczyzny.
Ale on tylko podrapał go za uszkiem. Harry zamruczał wbrew sobie.
- Jaki eliksir sknociłeś? - zapytał Tom sam siebie, kręcąc głową. - Będę musiał zapytać Severusa.
Nic nie sknociłem! To był Malfoy!
- Glizdogonie! - Tom krzyknął i już po chwili do gabinetu wbiegł przypominający szczura
człowieczek. Upadł na podłogę, nie śmiąc podnieść wzroku na Voldemorta.
- Ta... tak, Pa... Panie? - Harry prychnął, ale Tom podrapał go uspokajająco po karku.
- Daj mi swoje ramię.
Pettigrew powoli podwinął rękaw, ze strachem rozglądając się na boki.
- Już! - warknął Riddle. Glizdogon pośpiesznie odsłonił znak i podał ramię swojemu Panu. Tom
zacisnął palce na tatuażu. Pod wpływem jego dotyku lekko zarysowane linie stawały się idealnie
czarne. Po chwili Tom puścił go i kazał wyjść. Popawił się na krześle i czekał.
Nic nie rozumiem! Pomyślał Harry, spoglądając na Toma zupełnie zbity z tropu. Myślałem, że się
wściekniesz! Przeklniesz mnie, albo coś, ale nie... że będziesz taki jak teraz!
- Prawdopodobnie zastanawiasz się, czemu cię jeszcze nie oskórowałem - zapytał Riddle,
spoglądając na niego spod na wpół przymkniętych powiek.
Dokładnie!
- Wiem, że powinienem. Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłem – Tom spojrzał w
dół i podrapał go pod brodą. - Nie potrafię.
Może będzie ci łatwiej, kiedy nie będę już wyglądał, jak twój kociak. Pomyślał Harry smętnie.
- Nawet nazwałem cię Harry... Teraz już wiem, dlaczego tak mi przypominałeś Pottera -
Przerwało mu ostrożne pukanie. - Wejdź Severusie. - Drzwi otwarły się i do pokoju wszedł mistrz
eliksirów. Riddle poprawił się tak, żeby Snape nie zauważył kociaka w jego ramionach. Mistrz
Eliksirów przyklęknął na jedno kolano.
- Panie, wzywałeś mnie?
- Tak. Mam do ciebie pytanie. Potter miał u ciebie szlaban, tego dnia, którego zniknął, prawda?
- Tak, panie - potwierdził cicho, po chwili milczenia.
- Jaki eliksir przygotowywał?
Snape wyglądał na zdziwionego, ale odpowiedział:
- Miksturę pomniejszającą - Tom westchnął i posadził Harry'ego na stole.
- Tylko ty mogłeś to spaprać - zamruczał cicho, tak, że tylko kociak to dosłyszał. Harry ugryzł go
lekko w palec urażony.
Mówiłem ci, że to nie była moja wina! Harry odwrócił się i zerknął na Snape’a. Ten gapił się na
niego... w dokładnie taki sam sposób, jak w szkole. Oj... już wie, kim jestem. Zobaczymy, co z
tego wyniknie.
- Mój Panie? - zaczął cicho.
- Tak, Severusie?
- Mogę zapytać, o co chodzi z tym eliksirem? Dlaczego to takie ważne?
Tom już miał odpowiedzieć, kiedy Harry znowu go ugryzł. Tym razem mocno. Syknął i spojrzał na
kociaka niezadowolony. Harry miauknął miękko i spojrzał na Snape’a, a potem z powrotem na
Toma. Miauknął raz jeszcze. Tom zmarszczył brwi i odpowiedział.
- Lucjusz przekazał mi, że Potter zniknął zaraz po jakimś wypadku z eliksirem. Próbuję
zorientować się, co tam właściwie zaszło i go znaleźć.
- Rozumiem.
- Powiedz mi, Severusie, co takiego się wydarzyło, że nie byłeś w stanie poinformować mnie o
tym... incydencie?
Harry niemal widział, jak trybiki w głowie Snape’a przyśpieszają.
- Nie dano mi czasu, bym mógł z tobą porozmawiać, Panie. Dumbledore przydzielił wszystkich do
szukania Pottera, ale jeszcze go nie znaleźliśmy. Członkowie Zakonu umierają ze strachu o
swojego Złotego Chłopca.
Ładna wymówka. Pomyślał Harry, pełen podziwu dla zdolności improwizatorskich swojego
profesora. Nie powinienem pomagać Tomowi... ale jeśli to jest sposób, żeby mnie polubił... Zrobię
wszystko. Tom skinął i podrapał Harry'ego za uchem.
- Co było nie tak z tym eliksirem?
- Był już w ostatnim stadium warzenia. Kwadrans i byłby gotowy. Ale ktoś dodał jeszcze jeden
składnik więcej i wszystko... wybuchło.
- Co to było?
- Smocza łuska.
- Smocza łuska?
- Tak, Panie.
Tom skinął i po chwili odezwał się cicho:
- Możesz odejść. - Snape raz jeszcze rzucił Harry'emu wymowne spojrzenie i wyszedł.
Tom podniósł kociaka i spojrzał mu prosto w oczy - Wolałbym, żebyś nie gryzł mnie przy moich
podwładnych - mruknął. Harry miauknął i polizał zranienie przepraszająco. - Musiałeś mieć dobry
powód - kontynuował Riddle, a kociak miauknął, potwierdzając jego słowa. Tom skinął, wziął go
na ręce i wyszedł z biura.
Gdzie idziemy? Zapytał Harry, i spojrzał na Voldemorta, który zdawał się być głęboko pogrążony
w myślach. Harry był niemal pewien, że kierują się do sypialni.
Tom posadził go na pościeli i podszedł do biblioteczki. Zaczął przeglądać jakieś opasłe
tomiszcza. Harry przysunął się do brzegu łóżka i usiadł, okręcając łapki ogonkiem.
- Nareszcie. Znalazłem. - mruknął Tom z satysfakcją.
Co? Co to? Zapytał Harry, poruszając lekko ogonem.
- Poczekaj tutaj - powiedział i wyszedł z pokoju. Harry został sam.
Zaczekaj! Weź mnie ze sobą! Miauknął Harry, biegnąc na drugą stronę łóżka. Ale Toma już nie
było. Harry zeskoczył z łóżka i usiadł pod drzwiami, wbijając pazurki w miękkie drewno. Nie
mogąc zrobić nic innego, postanowił czekać.
~0o0~
Około godziny później Tom znalazł kociaka leżącego na łóżku, na wpół śpiącego. Kiedy Tom
wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, Harry usiadł i ziewnął.
Merlinie! Gdzieś ty był!? Tom wyjął z kieszeni buteleczkę z zielonobrązową cieczą i pokazał ją
Harry'emu.
- To powinno przywrócić ci dawną postać.
Harry opuścił uszka i cofnął się wystraszony. Nie chciał tego pić. Kiedy wrócę do swojej postaci,
to wszystko się skończy! Tom podniósł go i pogłaskał lekko.
- Co się stało kiciu? - Harry potarł łepkiem o koszulę Toma.Nie każ mi tego pić. Proszę! Chcę
zostać twoim małym kotkiem już na zawsze... Proszę! Riddle westchnął.
- Nie chcesz być człowiekiem?
Chcę! Ale jeśli będę, to już nigdy nie będziesz mnie przytulał tak jak teraz! Wrzucisz mnie do
jakiegoś lochu i będziesz męczył aż nie stanę się zupełnie bezużyteczny! A potem mnie zabijesz!
Śmiejąc się z tego wszystkiego!
- Daj spokój i wypij ten eliksir. - Tom wylał kilka kropel na palec, i podsunął go Harry'emu. Kociak
odwrócił pyszczek w drugą stronę. - Nie zrobię ci krzywdy - obiecał. Harry spojrzał na niego
nieufnie. - Przysięgam. - Harry spojrzał na niego po raz ostatni, a potem delikatnie zlizał miksturę.
Po kilku takich porcjach cofnął się i usiadł, liżąc wąsiki. Czekał.
Ból uderzył w niego tak samo niespodziewanie, jak przy poprzedniej przemianie. Upadł i zaczął
pojękiwać cichutko. Otoczyło go delikatne światło. Zacisnął oczy, nie bardzo świadom wszystkich
zmian, jakie w nim zachodziły. Podziałało? Zapytał sam siebie, kiedy wszystko ustało.
Kiedy światło zniknęło, Tom mrugał kilkakrotnie, wpatrując się w niemym szoku w miejsce, w
którym jeszcze kilka chwil wcześniej leżało jego kociątko. Teraz znajdowała się tam delikatna,
drżąca, ludzka postać. NAGI Harry Potter.
Rozdział VII
Tom zamarł, zszokowany wpatrując się w chłopaka. Poczuł suchość w ustach, lustrując wbrew
sobie dokładnie Harry'ego. Niemal na siłę wrócił spojrzeniem na jego twarz. Zielone ślepka
dzieciaka były szeroko otwarte. Chłopak rozglądał się nerwowo po otoczeniu.
Harry instynktownie wyczuł moment, w którym zakończyła się przemiana. Po pierwsze, wszystko
widział z innej perspektywy. Mógł ruszać palcami i nie miał futerka. Więc jestem już człowiekiem!
Powoli spojrzał na Toma. Pierwsze, co zauważył, to to, że mężczyzna patrzy na niego z
fascynacją i czymś jeszcze, czego nie potrafił rozpoznać. Następnie poczuł lekki powiew
powietrza na skórze. Zerknął w dół i z przerażeniem odkrył, że nie ma na sobie absolutnie nic!
Pisnął i zasłonił się dłońmi. Czuł, jak jego twarz przybiera barwę dojrzałego pomidora. Merlinie!
Ja po prostu musiałem być nagi!
Harry opuścił głowę, spoglądając w bok. Kątem oka zauważył, jak mężczyzna celuje w niego
różdżką. Zagryzł wargi boleśnie i zacisnął oczy. Wiedziałem! Wiedziałem! Planował zabić mnie
jak tylko znowu stanę się człowiekiem! Jednak zamiast zielonego światła otoczyło go coś
ciepłego i ciężkiego. Harry powoli otworzył oczy i spojrzał na Toma zaskoczony. Mężczyzna otulił
go kocem, nadal trzymając dłonie na jego ramionach.
Riddle wrócił spojrzeniem na twarz chłopaka i widząc jego minę, cofnął ręce. Harry opuścił głowę,
kiedy usłyszał jak Tom obchodzi łóżko i staje tuż obok niego. Otulił się kocem mocniej, jakby
materiał był w stanie dać mu jakąkolwiek ochronę, ale Tom tylko chwycił go za podbródek i uniósł
jego twarz.
- Co się stało, Harry? - zapytał miękko. Chłopiec odwrócił głowę.
- Dlaczego jeszcze mnie nie zabiłeś?
Tom sapnął i umknął spojrzeniem w bok, czując się bardzo dziwnie. Nienawidził słabości, a
właśnie tym stał się dla niego Harry.
- Nie wiem, czy bym potrafił.
- Czemu nie?
- Nie wiem. Nie mogę tego wytłumaczyć, po prostu... - spojrzał na niego intensywnie. - Nie
umiem. Naprawdę chciałbyś, żebym to zrobił?
- Nie.
- Wiec nie masz się o co martwić.
- Ale teraz jestem człowiekiem! - odezwał się Harry, skołowany. - Myślałem, że gdy to nastąpi, to
będzie prostsze dla ciebie.
- Hmm... Może nie do końca... człowiekiem - zamruczał Tom, patrząc na niego z ironicznym
uśmiechem i jakimiś nieznanymi błyskami w szkarłatnych tęczówkach.
- Co?
Tom uniósł dłoń i powoli przesunął palcami po niesfornych kosmykach na głowie Harry'ego, ale
tylko po to, by za chwilę podrapać go po puchatych, kocich uszkach. Harry momentalnie uniósł
ręce i zacisnął na nich dłonie, aż uchylił usta w szoku. - Ja... mam kocie uszy? - jęknął
zrozpaczony.
- Tak mi się wydaje - zachichotał Tom wrednie. Harry uniósł nieco koc i zaczął się dokładnie
oglądać.
- Ogon tez został!? Co mi się do cholery stało!?
- No więc... - zaczął Tom, siadając obok niego - wydaje mi się, że byłeś kotem odrobinę za długo
i eliksir wymieszał się z twoją krwią zbyt ściśle, żeby antidotum zdołało wszystko naprawić. Więc
zostało ci kilka... dodatków.
- Mówisz, że już tak zostanę!?
- Tak - odpowiedział Tom, nieco zbyt zadowolony z siebie. Jak kot, który nie tylko wypił
śmietankę, ale dodatkowo dopadł kanarka.
Harry opuścił uszka, jak gdyby próbując je ukryć. Zasłonił oczy dłońmi.
- Dlaczego to zawsze mnie muszą przytrafiać się takie rzeczy? - jęknął.
- To ty spieprzyłeś eliksir - zamruczał mu do ucha starszy czarodziej.
- Nieprawda! Malfoy to zrobił!
- Malfoy? Znaczy Draco?
- Tak, Draco! To się stało w szkole, kto inny mógłby to być? - prychnął Harry sucho. Tom pokręcił
głową.
- Mówisz, ze to wina młodego Malfoy'a?
- Owszem! Eliksir szedł mi całkiem dobrze, dopóki on nie przyszedł. Słyszałeś Snape'a, mikstura
była prawie gotowa!
- Co zrobił?
- Wrzucił coś do kociołka. Co to było? - Tom uniósł brwi.
- On to zrobił?
- Nie powiedział ojcu, prawda? - rzekł Harry chłodno, marszcząc nosek. - Zwalił wszystko na
mnie.
- Rozumiem i wtedy zmieniło cię w kota?
- Nom.
- Ale jak się znalazłeś tutaj? Znaczy w mojej wannie?
- Nie mam pojęcia. Pamiętam, że uciekałem przed Malfoyem - próbował mnie złapać - zagonił
mnie w ślepy zaułek... a potem byłem tutaj. - Riddle zamyślił się.
- Jak?
- Nie wiem! To ty jesteś tym mądrzejszym, wymyśl coś.
- Nie mogę! To nie ja przedarłem się przez wszystkie bariery ochronne - powiedział Tom, starając
się uspokoić. Harry przewrócił oczami.
- Chciałem się znaleźć w bezpiecznym miejscu, a potem wylądowałem tutaj!
- Kwatera Głowna Czarnego Lorda nie kwalifikuje się chyba do bezpiecznych miejsc - ironizował
sucho mężczyzna.
- Wiem! Wtedy też tak myślałem - mruknął cicho Harry. Potem zasłonił dłonią usta, mając
nadzieję, że Tom nie zwróci uwagi na to, co dokładnie powiedział. Ale widać znowu nie miał
szczęścia.
- Wtedy? - Harry uciekł spojrzeniem w bok, opuszczając uszka zażenowany. - Harry? - zapytał
Tom miękko, odwracając jego twarz do siebie. Harry spojrzał mu w oczy, potem znowu na bok.
Zaczął nerwowo miętosić koc.
- Ja... ja teraz czuję się tutaj bezpiecznie...
- Naprawdę? - Harry skinął potakująco.
- Nie od razu, no wiesz... jesteś w końcu Voldemortem... ale... byłeś taki miły... opiekowałeś się
mną... nie dałeś mi zrobić krzywdy... w końcu... zacząłem się tutaj czuć... bezpiecznie.
- No i dobrze - powiedział Tom, drapiąc go za uszkami. Harry przymknął oczy, nieświadomie
ocierając głową o jego dłoń, zaczął mruczeć. Tom patrzył na niego zaskoczony. - Wydaje mi się,
że zostało ci z kota jeszcze kilka rzeczy, poza ogonem i uszami.
- Też mi się tak zdaje... ciekawe, co jeszcze... - westchnął chłopiec, nie do końca przytomnie.
- Mnie też to ciekawi...
- Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? - zapytał Harry, nadal pomrukując.
- A dlaczego nie miałbym być? W końcu potrafiłem przez ostatnie kilka tygodni.
- Ale...
- Poza tym, wciąż jesteś moim kotkiem. - Harry uniósł uszka z nadzieją.
- Naprawdę?
- Tak. Harry Potter i moje małe, wredne kociątko to jedna i ta sama osoba. Zabicie ciebie, to
zabicie tego słodkiego potwora, który zrujnował moją kwaterę. Już wtedy nie potrafiłem ci nic
zrobić.
- Rozumiem... - powiedział Harry po chwili. Zamierza mnie zatrzymać! Pomyślał podekscytowany,
prężąc się radośnie.
- Chyba powinienem dać ci jakieś ubrania - rzekł Tom, błądząc wzrokiem po tych obszarach
jasnej skóry, których nie zasłaniał koc. Harry poczerwieniał zakłopotany, zasłaniając się
dokładnie.
- To by było miłe.
Tom wstał i podszedł do szafy, z zamiarem znalezienia czegoś małego. Może powinienem
zatrzymać go tak jak jest, nago? Wymierzył sobie mentalny policzek, kiedy zorientował się, w
jakim kierunku błądzą jego myśli. Wyciągnął ubrania i podał je Harry'emu.
- Proszę, same dopasują się do twojego rozmiaru. - Harry uśmiechnął się, biorąc złożoną w
kostkę szatę.
- Dziękuje. - Wstał i skierował się do łazienki, wciąż owinięty kocem. Nie było siły, żeby miał
zacząć przebierać się tu, przed Riddle'em. Nie zaszedł daleko. Tak szybko, jak wstał, nogi ugięły
się pod nim i upadł. - Co do...
Tom złapał go w pół, przytulając do siebie lekko. Chłopak wtulił się w niego mocniej, starając się
utrzymać równowagę. Nogi zupełnie odmawiały mu współpracy.
- Wygląda na to, że masz nowy problem. - Harry zadrżał, czując ciepły oddech Toma na szyi.
- Wy... wydaje mi się... że po prostu zbyt długo byłem kotem... Zapomniałem jak to jest chodzić
na dwóch nogach.
- Też mi się tak zdaje - zamruczał Tom.
Nagle Harry uświadomił sobie, jak blisko Riddle’a się znajduje. Zarumienił się, aż po koniuszki
uszu. Właściwie był bliżej, niż blisko. Poczuł, jak koc powoli zsuwa się coraz niżej. Stał, wtulony w
Toma, nagusieńki. Pisnął i odepchnął mężczyznę. Kłapnął tyłkiem na łóżko i zorientował się, że
teraz jest w jeszcze gorszej sytuacji. Koc był na ziemi, a on mógł się zasłonić co najwyżej dłońmi.
Tom nie mógł się powstrzymać. Powoli zlustrował całe ciało chłopaka. Był śliczny. Z potarganymi,
czarnymi włosami i szpiczastymi uszkami na czubku głowy, które pozwalały jeszcze łatwiej
odczytywać jego nastroje. Przeszywające, zielone ślepka, które tak polubił u kociaka, były teraz
jeszcze bardziej niesamowite. Gładka skóra i delikatna sylwetka oraz poruszający się nerwowo
ogon. Był chudziutki, ale Tomowi wcale to nie przeszkadzało. Jego spojrzenie ślizgało się coraz
niżej. Nie mógł się powstrzymać od zadowolonego mruknięcia, kiedy jego wzrok w końcu dotarł w
TE rejony. Dłonie chłopaka nie były w stanie ukryć na wpół pobudzonego członka. Tom poczuł
się mile połechtany. Taki efekt od zwykłego przytulania. Nie mogąc się powstrzymać nachylił się
nad Harrym i delikatnie musnął go palcami. Chłopak jęknął, przymykając oczy.
Oddychał szybko. Kiedy uchylił powieki zauważył, że Tom pochyla się nad nim zupełnie i patrzy z
dziwnym pragnieniem w oczach... Harry przełknął ślinę i spróbował zakryć się nerwowo. Tom
ściągnął z niego kołdrę i jednym ruchem unieruchomił nadgarstki nad głową.
- T... Tom?
- Śliczny... - zamruczał mężczyzna w języku, który tylko oni dwaj rozumieli.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku, kiedy mężczyzna pchnął go na łóżko, przyciskając jego
dłonie do materaca.
- T... Tom? Co ty robisz?
- Nie jestem pewien - zamruczał, puszczając jego ręce i delikatnie muskając dłonią wąski tors
chłopaka.
- T... Tom? Co ty robisz?
- Nie jestem pewien - zamruczał, delikatnie muskając dłonią wnętrze uda chłopaka.
- Ja... jak to? - zapytał, czując jak jego oddech przyśpiesza w miarę, jak dłoń Toma wędruje coraz
wyżej.
- Hmm... zdaje mi się, że działam impulsywnie, zamiast usiąść i przemyśleć wszystko na
spokojnie...
- T... tak?
- Tak. To bardzo do mnie niepodobne - zamruczał mu do ucha.
Harry przymknął oczy z przyjemności, kiedy dłoń Toma muskała jego wrażliwą skórę.
Niesamowicie blisko miejsca, które rozpaczliwie pragnęło dotyku. Nie potrafił się jednak
poruszyć, bał się, ze wszystko zepsuje. Uniósł wzrok i spotkał szkarłatne spojrzenie Toma,
nerwowo oblizał usta. Widząc to mężczyzna pochylił się do przodu.
Boże! On zamierza mnie pocałować! Pomyślał Harry chwilę przed tym, nim ich usta się połączyły.
Potem nie był w stanie już o niczym myśleć.
W tym samym momencie Tom zaczął odzyskiwać resztki panowania nad sobą. Co ja do cholery
robię! Nie powinienem dać się ponieść! Nie mógł się jednak powstrzymać. Harry nie protestował.
Z niebezpiecznym uśmieszkiem przymknął oczy. Zadowolony zapoznawał się dokładnie z ustami
i ciałem chłopaka.
Harry uniósł ramiona i objął Toma za szyję, przysuwając się bliżej. Następnie rozsunął wargi,
pozwalając by ten pogłębił pocałunek. Mężczyzna całował go zachłannie, niemal odbierając
oddech.
Riddle sam nie wiedział, kiedy jego dłoń zaczęła się delikatnie przesuwać po erekcji chłopaka.
Harry jęknął i uniósł biodra, napierając na niego nieświadomie. Uszy chłopaka były miękko
opuszczone z przyjemności, nie myślał rozsądnie, nie potrafił powstrzymać reakcji własnego
ciała. Zaczął mruczeć zachwycony. Tom odsunął się lekko i pogłaskał go po policzku.
- Podobają ci się pocałunki, kiciu?
- Taaak... - westchnął chłopak urzeczony.
- Zaraz poczujesz się jeszcze lepiej... - syknął Tom miękko, drażniąc główkę jego penisa i
jednocześnie zaborczo ssąc szyje, tworząc czerwony znaczek. Nadal poruszając dłonią zsunął
drugą rękę na jego plecy. Przez chwilę głaskał wyprężony z przyjemności ogon, potem musnął
delikatnie wejście chłopaka. Wyszeptał zaklęcie nawilżające i delikatnie wsunął do środka palec.
Harry syknął, mając dziwne wrażenie rozciągania. Zacisnął oczy, a jego mięśnie spięły się
momentalnie.
- N... nie! Tom!
- Cicho... odpręż się... - wyszeptał mu do ucha, wsuwając palec powoli. Niemal zupełnie przestał
poruszać dłonią na jego erekcji, nie chciał by chłopak doszedł zbyt szybko.
Harry miauknął wystraszony. Zacisnął dłonie na prześcieradle i zaczął nerwowo poruszać
ogonem. Uczucie rozpychania było bardzo dziwne i trochę bolało, ale dało się to znieść, po
prostu było nieprzyjemne. Nagle Tom musnął pewne miejsce, tam w środku. Harry zacisnął oczy i
aż krzyknął cicho, kiedy zalała go niespodziewana fala przyjemności.
Riddle uśmiechnął się triumfalnie. Mam cię! Pomyślał i poczuł, jak jego spodnie robią się
ciaśniejsze, kiedy zobaczył wyraz twarzy Harry'ego. Zaczął mocniej poruszać dłonią, zadowolony
obserwując jak chłopak całkiem traci kontrolę.
Harry protestował słabo, plącząc się w słowach. Sklecenie kilku sensownych dźwięków było
ponad jego siły.
- Dojdź dla mnie Harry... - syknął mężczyzna, wsuwając w chłopca następny palec i znowu
ocierając się o jego prostatę.
Harry odrzucił głowę do tyłu i zamknął oczy. Doszedł gwałtownie, brudząc dłoń Toma. Jeszcze
przez chwilę się nie poruszał, oddychał tylko ciężko, z zaciśniętymi mocno powiekami.
- Już lepiej? - zapytał Tom, zabierając dłoń. Delikatnie wysunął z Harry'ego palce i pocałował go
delikatnie.
Harry zamruczał i zamknął ponownie oczy. To niemożliwe! Tom mi to zrobił... nie żebym narzekał
ale... on naprawdę! Czując prześlizgujący się po wargach ciepły, wilgotny język rozchylił usta,
pozwalając mężczyźnie pogłębić pocałunek.
Tom zaczął się podnosić, kiedy Harry zacisnął dłonie na tyle jego koszuli, przylegając do niego
ściśle. Wtulił twarz w zagięcie szyi mężczyzny.
- Nie odchodź... ja chcę... więcej...
- Harry...
- Proszę... nie zostawiaj mnie teraz... chcę... żebyś mnie dotykał.
- Właśnie to robię. - Harry pokręcił głową. Tom nie widział tego, mógł tylko poczuć, jak nos
Harry'ego delikatnie przesuwa się po rozpalonej skórze na jego szyi.
- Nie... nie tak. Chcę... żebyś mnie dotykał... bardziej.
- Nie wydaje mi się - mruknął Tom, starając się powstrzymać. Bardzo chciał naznaczyć Harry'ego
jako swojego, ale po pierwsze - nie chciał mu zrobić krzywdy, a po drugie - nie sądził by chłopak
był na to gotowy.
- Tom, proszę... kochaj się ze mną... - jęknął, rumieniąc się mocno. Tom mruknął niezadowolony,
czując, jak jego silna wola pęka pod naporem intensywnego spojrzenia szmaragdowych
tęczówek. Pchnął chłopaka lekko na pościel, całując go mocno. Bo kimże był, by odmawiać takiej
prośbie...
Rozdział VIII
Tom całował Harry'ego namiętnie. Na przemian lizał i gryzł delikatne wargi, aż zrobiły się
zupełnie czerwone. Nie słysząc sprzeciwu, przesuwał dłońmi po wrażliwej skórze, powoli
poznając ciało młodszego czarodzieja. Przeniósł usta na szyję chłopaka, z zadowoleniem
wyczuwając pod językiem przyśpieszony puls.
Harry jęknął, kiedy Tom zaczął ssać skórę na jego karku. Wydawało mu się, że dłonie i usta
mężczyzny pieszczą jednocześnie każdy skrawek jego ciała. Całują, dotykają, gryzą tak, że w
końcu zatracił się w tym zupełnie. Zacisnął palce na koszuli Toma i szarpnął nią zniecierpliwiony.
W końcu wsunął ręce pod materiał na jego plecach i mocno przylgnął do umięśnionego torsu.
Westchnął, wdychając jego mocny zapach. Powoli przesuwał dłonie w dół, bezczelnie zbliżając je
do rozporka mężczyzny. A ja myślałem, że Czarny Pan jest nietykalny... W pewnym momencie
mocna dłoń zacisnęła się na jego nadgarstkach i unieruchomiła je ponad głową Harry'ego.
- Cierpliwości, kotku - powiedział, uśmiechając się trochę kpiąco. Harry zajęczał niezadowolony i
położył uszy płasko na głowie.
- Nie jestem cierpliwy! Nigdy! - fuknął. - A ty po prostu lubisz mnie dręczyć! - dodał, czując jak
Tom delikatnie głaszcze go po brzuszku. Jak kota.
- Może troszeczkę... - zamruczał starszy czarodziej, bardzo powoli trącając językiem
zaczerwieniony sutek. Harry westchnął i odchylił głowę do tyłu. Napiął ramiona bezsilnie, a potem
pozwolił im opaść na poduszkę. W tej chwili zrobiłby wszystko, by móc choćby dotknąć Toma,
jednak mężczyzna nie zamierzał uwolnić jego rąk. Harry miauknął z przyjemności i szarpnął się
po raz ostatni. Potem się poddał.
Riddle uśmiechnął się i przesunął ustami po klatce chłopaka. Zaczął torturować drugi, stwardniały
już sutek. Zadowolony słuchał, jak Harry mruczy. Właśnie tego chciał, całkowitego
podporządkowania się. Wiedział, że jeszcze go nie ma, ale to była tylko kwestia czasu. Ugryzł go
lekko i zsunął się niżej, wyznaczając ustami wilgotną ścieżkę na delikatnej skórze Harry'ego.
W końcu Tom zabrał ręce i Harry spróbował opuścić dłonie. Nadal nie mógł. Prychnięcie zmieniło
się w jęk, kiedy poczuł jak język Toma zabawia się jego jądrami. Zamknął oczy.
- To... niesprawiedliwe... - tylko tyle udało mu się z siebie wydusić, miedzy jednym westchnieniem
a drugim.
- Nigdy nie gram fair... - zamruczał ponownie, sunąc dłonią w górę uda Harry'ego, by w następnej
chwili powoli rozsunąć nogi chłopaka. Harry zażenowany zacisnął oczy i odwrócił wzrok. Nic nie
mógł zrobić, a w tej pozycji czuł się... bardzo wyeksponowany. Tom schylił głowę i dmuchnął na
jego wrażliwą żołądź. Bardzo podobała mu się reakcja chłopaka.
Harry prychnął i popatrzył na niego bardzo zirytowany. O nie... on na pewno nie zamierza...
Myślał, jednocześnie zachwycony, przerażony i zażenowany do granic możliwości. Tom
delikatnie polizał czubek jego erekcji. On zamierza... O nie... Merlinie... On... Nieskładne myśli
przeszły w głębokie mruczenie. Usta Toma były takie miękkie i gorące. Harry mimowolnie wygiął
biodra do góry.
Opuścił miękko uszy i przymknął oczy, zatrącając się w dziwnym doznaniu.
- Tom... ja znowu...
Mężczyzna zadowolony obserwował zmiany na twarzy nastolatka. Słodka mieszanina
zażenowania i przyjemności. Wypuścił członka z ust i pocałował Harry'ego lekko na wysokości
pępka.
- Nie... - szepnął Harry - więcej...
- Nie chcę, żebyś skończył zbyt szybko - odpowiedział Tom, przesuwając dłonią po drżącym
lekko ogonie. - Dopiero z tobą zacząłem.
Chłopak prychnął i szarpnął ramionami.
- Puść mnie!
- Jeszcze nie, kotku.
- To nie fair!
- Już ci mówiłem - pocałował go - że ja nigdy - kolejny pocałunek - nie - następny - gram - i
następny - czysto! - skończył, owiewając kocie uszko ciepłym oddechem, po czym ugryzł je
figlarnie.
Harry jakby oklapł i tylko polizał Toma po policzku. Nic wiece nie mógł zrobić. Mężczyzna
uśmiechnął się i pocałował Harry'ego w usta, splatając ich języki w ognistym tańcu. Harry dopiero
po kilku chwilach oddał mu dominację. W chwili, kiedy się rozluźnił, Tom poczuł jak ogon
chłopaka bezczelnie przesuwa się po jego udzie. Zaśmiał się i delikatnie rozsunął mu nogi. Od
razu wsunął do środka dwa palce, rozciągając nawilżone zaklęciem wnętrze.
Nastolatek z syknięciem wciągnął powietrze. To zabolało! Pomyślał, zagryzając wargę i starając
się zignorować ból. Tom powoli zginał i prostował palce, rozpychając mięśnie chłopaka na boki.
Nie chciał, żeby go potem bolało. Dodał trzeci i Harry jęknął nieco głośniej. Umilkł jednak szybko,
nie chciał, żeby przestawał.
Mężczyzna zaniechał na chwilę przygotowywania go i spojrzał mu uważnie w oczy.
- Boli cię?
- Nie - skłamał. Nie patrzył mu jednak w oczy.
- Harry... - wyszeptał Tom miękko, całując go w czoło - nie bój się mi powiedzieć. Przestanę, jeśli
coś będzie nie tak, dobrze? - Chłopak skinął głową. - Teraz boli?
- Tylko trochę.
Tom uśmiechnął się do chłopca pocieszająco i zaczął poruszać palcami ponownie, tym razem
wolniej.
- Tak źle mnie o coś poprosić? - Harry się zaczerwienił.
- Nie... ja myślałem... że ty... zupełnie przestaniesz... - wybąkał, pąsowiejąc jeszcze bardziej.
- Nie byłbym w stanie... - wysyczał mu do ucha. To była prawda, nie było sposobu, żeby się teraz
zatrzymał.
Kiedy uznał, że chłopak jest już gotowy, wysunął z niego palce i cofnął zaklęcie przytrzymujące
jego ręce. Gdy tylko Harry poczuł, że ma wolne dłonie, przytulił się ściśle do mężczyzny.
Przylgnął do niego całym ciałem i pocałował mocno. Tom był zaskoczony jak namiętny potrafi być
Potter, który dopiero po chwili poddał mu pocałunek, dłońmi ponownie wędrując do jego spodni.
Znów chwycił go za nadgarstki i przyszpilił do prześcieradła, dając mu do zrozumienia, kto rządzi
w tym łóżku. Harry odprężył się, zupełnie poddając się starszemu czarodziejowi. Tom uśmiechnął
się i uwolnił nadgarstki Harry'ego, całując je jeszcze zadowolony.
W końcu pozwolił chłopcu zsunąć sobie spodnie, które razem z bokserkami wylądowały pod
łóżkiem. Harry spojrzał w dół i zrobił dziwną minę. Tom obserwował tę reakcję z błyskiem w oku.
- Coś nie tak? - zapytał miękko, całując chłopaka w szyję.
- N... nie - mruknął. Nie? Żarty sobie stroisz? Jak to się ma niby we mnie zmieścić!?
Niezaprzeczalnie, Voldemort był raczej hojnie wyposażony przez naturę. Harry zagapił się przez
chwilę, a potem zażenowany uciekł wzrokiem w bok. W końcu przyciągnął mężczyznę do siebie i
pocałował go, chcąc ukryć swoje onieśmielenie. Delikatnie przesunął ogonem po udzie Toma,
pobudzając go dodatkowo. Mężczyzna zamruczał gardłowo.
- Powoli, kotku - ostrzegł - nie biorę odpowiedzialności za to, co ci zrobię, jeśli strącę nad sobą
panowanie. - Harry liznął go w policzek i uśmiechnął się szeroko.
- Więc się pośpiesz - wyszeptał.
Tom wydał z siebie dziwny odgłos, niebezpiecznie przypominający warkot, a Harry tylko spojrzał
na niego niewinnie. W tym samym momencie z wahaniem przesunął ogonem po mocno
pobudzonej erekcji mężczyzny. Tom sapnął i odepchnął ogon na bok. Zaraz potem rozsunął uda
Harry'ego szerzej. Uniósł go lekko i wsunął mu pod pośladki poduszkę, potem pocałował go czule
i powoli naparł na jego wejście.
- Gotowy? - Harry potaknął i objął mężczyznę za szyję.
- Pokaż, że jestem tylko twój... - szepnął, opuszczając uszka i układając dłonie za głową zupełnie
uległy.
Tom pocałował go ponownie. Najpierw w usta, potem w czoło, a na koniec za uchem, łaskocząc
ustami wrażliwą skórę. Przesunął dłonią po wewnętrznej stronie uda chłopaka.
- Jesteś piękny... - syknął, delikatnie rozchylając jego pośladki. Potem zaczął bardzo powoli w
niego wchodzić. Harry jęknął i zacisnął palce na barkach Toma.
- Boli - poskarżył się.
- Wiem, wytrzymaj. - Zaczekał, aż chłopak nieco się rozluźni i dopiero wtedy zaczął wsuwać się
dalej.
- Jesteś taki cholernie ciasny... - jęknął mężczyzna w pewnym momencie.
- P... przepraszam... - jęknął Harry, opuszczając uszka. Tom delikatnie przygryzł jedno z nich.
- Nie masz za co przepraszać... dla mnie to przyjemne...
- Na... naprawdę? - zapytał, a potem westchnął cicho. Ból powoli zaczynał odchodzić.
- Ooo tak... naprawdę.
Harry zadrżał. Nie przyznałby się, ale Czarny Pan mówiący językiem węży kręcił go jeszcze
bardziej. Nagle jęknął głośno, kiedy Tom wsunął się w niego do końca. Mężczyzna trafił w jakieś
dziwne miejsce, tam wewnątrz i przez chwilę Harry'emu zdawało się, że zobaczył gwiazdy.
Wygiął się lekko i miauknął miękko. Poruszył biodrami, chcąc, by mężczyzna zrobił tak jeszcze
raz.
- Cierpliwości, kotku - szepnął, czekając aż chłopak przyzwyczai się do jego obecności.
- Nie jestem cierpliwy! - zaprotestował, obejmując starszego czarodzieja w pasie nogami.
- Właśnie widzę. Ja też nie jestem - szepnął mu do ucha namiętnie i poruszył się w nim, na
początek lekko.
Harry znów jęknął głośno, wtulając się w Toma mocno.
- Zrób tak jak poprzednio...
Mężczyzna zaczął bardzo delikatnie kołysać biodrami w tył i w przód, za każdym razem
wchodząc w niego głębiej. Słyszał jego ciężki oddech tuż przy swoim uchu. Przez opary
przyjemności przebijały się jakieś paniczne myśli typu: Co ja do cholery ciężkiej wyprawiam!? Ale
znikały jeszcze szybciej, niż powstawały. Patrzył w skupioną na odczuwanej przyjemności twarz
chłopca i po prostu wiedział, że nie będzie w stanie zrobić mu krzywdy. Nie mógł uwierzyć, że to
drżące ciało pod nim naprawdę należało do Harry'ego Pottera. Tom pochylił się i nakrył
rozchylone, różowe wargi własnymi. Skradł chłopcu resztki oddechu mocnym pocałunkiem,
tłumiąc mruczenie i umykające z ust jęki.
- T... Tom... mocniej... - tylko tyle udało mu się zrozumieć. Mężczyzna tylko przez krótką chwilę
się zastanawiał. Potem posłuchał jego prośby. Wysunął się i wszedł w niego znacznie szybciej,
przyciskając go do siebie opiekuńczo.
- Wystarczająco mocno dla ciebie? - zapytał.
- Taaak.. - zamruczał chłopak w odpowiedzi, zamykając oczy z przyjemności - Więcej...
Tom jęknął widząc jak Harry powoli zaczyna odpływać. Ponowił ruch, trafiając w prostatę
chłopaka. Przyśpieszył lekko. Już żaden z nich nie potrafił zapanować nad sobą.
Harry czuł się, jakby dosięgał nieba. To było niesamowite. Mruczał zadowolony, zaciskając dłonie
na ramionach Toma, jakby się bał, że mężczyzna zaraz mu ucieknie. Coraz bardziej pogrążał się
w rozkoszy i nie obchodziło go nic poza Tomem i tym cudownym miejscem wewnątrz, z którego
istnienia nawet nie zdawał sobie sprawy.
Spoglądając w górę widział wykrzywione przyjemnością rysy Czarnego Pana i błyszczące
namiętnością szkarłatne tęczówki. Harry nigdy by nie przypuszczał, że jego twarz może być taka
ekspresyjna. To był najpiękniejszy widok, jaki widział w życiu.
Przytulił się do mężczyzny ściśle, zarzucając mu ramiona na szyję. Teraz chłopiec czuł każdy
centymetr rozpalonej skóry, o którą ocierał się przy każdym pchnięciu mężczyzny. Tom wsunął
palce we włosy Harry'ego i wciągnął go w długi, pełen pasji pocałunek.
Harry oderwał się od niego i niemal płaczliwie wyszeptał jego imię. Jednocześnie wbił mu
paznokcie w plecy.
Tom syknął, czując jak tną one skórę, jakby była z papieru. Z kociej postaci została mu jeszcze
jedna rzecz. Jednak to tylko sprawiło, że wszystkie wrażenia stały się jeszcze wyraźniejsze.
Harry cicho powtarzał jego imię. Doprowadzał go tym niemal do szaleństwa. Obrysował palcem
kontur ust Harry'ego, a potem przesunął dłonią wzdłuż jego wąskie torsu, coraz niżej, w końcu
zacisnął rękę na erekcji chłopca. Zaczął nią poruszać, chcąc doprowadzić go do spełnienia.
- T... Tom...ja zaraz...
- Zrób to dla mnie - syknął mu miękko do ucha, muskając je oddechem.
- Dla ciebie - powtórzył chłopak nieprzytomnie, oddychając z trudem - tylko dla ciebie. - Doszedł z
głośnym jękiem, brudząc dłoń mężczyzny.
Tom wytrysnął w sekundę po nim, wbijając się w niego głęboko. Opadł na kochanka zmęczony,
ale zadowolony. Harry objął Toma za szyję, przytulając się do niego mocno. Obaj wciąż
oddychali szybko i nierówno. Harry miał opuszczone uszka i na wpół przymknięte oczy. Był
szczęśliwy i rozluźniony.
Gdy mężczyzna doszedł do siebie, z przyjemnością obserwował zachowanie nastolatka. Dobrą
chwilę zajęło mu zorientowanie się, że Harry nadal mruczy. Zadowolony pochylił się i musnął
nosem jego szyję.
- Już za późno na wszystko - wyszeptał mu do ucha. - Spaliłeś za sobą wszystkie mosty. -
Chłopak uniósł uszka, jakby pytająco - Teraz jesteś mój i już nigdy nie pozwolę ci odejść!
Harry zamruczał i uśmiechnął się szeroko.
- Zgoda!
Tom zaśmiał się i pocałował go w czubek głowy. Potem delikatnie wysunął się z niego i położył
się obok. Harry miauknął niezadowolony. Znowu przytulił się do mężczyzny.
- Na pewno nie masz nic przeciwko? - zapytał Tom, patrząc uważnie na jego twarz.
- Nom - mruknął, wciskając nos w zagłębienie szyi Toma.
- To dobrze - dodał, przyciągając go do siebie. Potem objął go opiekuńczo. Harry westchnął
zadowolony. Po kilku chwilach opuścił uszka i spojrzał na mężczyznę z niepewnością.
- Tom?
- Tak, kiciu? - Chłopak przygryzł wargę, patrząc na niego z czymś na kształt cichego uwielbienia.
Chciał coś powiedzieć, ale bał się.
- Harry? Coś się stało?
Nastolatek pokręcił głową przecząco. Nic się nie stało, a raczej stało się, ale w pozytywnym
sensie. Wszystko było absolutnie idealne. Tylko jedna mała rzecz sprawiała, że było jeszcze
lepiej. Chłopiec wziął głębszy oddech i spojrzał Tomowi w oczy.
- J... ja... cię... kocham.
Mężczyzna zamarł zupełnie zszokowany. Jednak uczucia wręcz bijącego z zielonych tęczówek
nie dało się z niczym pomylić. Uśmiechnął się.
- Ja ciebie tez.
Harry uniósł uszy zszokowany jeszcze bardziej niż Riddle. Nie spodziewał się, by Tom czuł to
samo, lub by się do tego przyznał. Po prostu chciał mu wyznać prawdę o swoich uczuciach, bał
się tylko tego, że mężczyzna go wyśmieje. Teraz wiedział, że nie ma się już czego obawiać,
skoro mężczyzna odwzajemniał jego miłość. Nawet jeśli nie wypowiedział dokładnie tych słów,
które Harry chciałby usłyszeć, w jego spojrzeniu można było wyczytać, że mówi prawdę. Kochał
go.
Harry poczuł, że zaraz się rozklei. Wtulił się mocniej w ramiona kochanka. Wszystko było idealne.
Tak właśnie zaczęło się jego nowe życie z Tomem. Nadal był jego.
Rozdział IX
Albus Dumbledore martwił się, choć to trochę mało powiedziane. Umierał z obawy o swojego
małego Zbawiciela. Do tej pory zawsze wiedział, gdzie jest chłopak i co mniej więcej robi. Prawie
zawsze też byli z nim Ron i Hermiona. Ale nie teraz. Harry zniknął na ponad miesiąc, a oni nadal
nie mieli choćby śladu podejrzenia, gdzie przepadł.
Miesiąc temu do jego gabinetu przyszedł Mistrz Eliksirów. Wszedł do środka, jak zwykle nie
pukając. Przyprowadził ze sobą nieco zbitego z tropu Draco. Ślizgon opowiedział, jak to
wkraczając do klasy w lochach, zobaczył wybuchający widowiskowo kociołek Pottera, a
następnie przemianę Gryfona w kota i jego zniknięcie bez śladu. Oczywiście on sam nie miał z
tym absolutni nic wspólnego. Dumbledore od razu zauważył, że Malfoy coś kręci i na pewno
maczał swoje ślizgońskie palce w zaginięciu Harry'ego.
Ale to nie było teraz najważniejsze. Liczyło się tylko to, że gdzieś w okolicy powinien być jeden
nadprogramowy, czarny kociak. Prawdopodobnie zmarznięty, głodny i przerażony. Cały Zakon
dzień i noc przeszukiwał okolice Hogsmeade, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Tylko
woźny był zadowolony. Każdego kota, którego dyrektor odrzucał, przyjmował pod swoje skrzydła
i trenował pod okiem Pani Norris na kolejnego pogromcę Puchonów. Dumbledore obejrzał już
chyba z połowę kotów w Hogsmeade, ale nigdzie nie było nawet śladu po Potterze, zupełnie
jakby wyparował. Pozostawało pytanie: jak? Nie potrafił się przecież jeszcze aportować, a nawet
jeśli, to na terenie zamku nie mógł tego zrobić! Wiec jak się wydostał i gdzie był teraz? Nikt nie
wiedział.
Dyrektor westchnął i potarł czoło zatroskany. Wyjrzał przez okno i spojrzał na uczniów
przebywających na błoniach. Tyle pytań i żadnych odpowiedzi... Pomyślał. Obawiał się, że
prędzej czy później wiadomość o zniknięciu Harry'ego dojdzie do uszu Voldemorta. Być może
razem z opisem jego obecnej postaci. To byłaby dla czarnoksiężnika idealna okazja do
zakończenia wojny i za jednym zamachem pozbycia się Zbawiciela. Po zabiciu chłopaka
wygrałby w dwa, góra trzy miesiące, może krócej. Nic by go nie powstrzymało. Dumbledore aż
się otrząsnął. Nie mogę na to pozwolić! Musimy znaleźć Harry'ego! On jest jedyną nadzieją na
zwycięstwo w tej wojnie.
Tom był dziwnie spokojny i to od dłuższego czasu. Musiał być bardzo zajęty planowaniem czegoś
dużego. To była jedyna okoliczność, którą mogli uznać za sprzyjającą. Skoro jest zajęty, może
będziemy mieli wystarczająco dużo czasu, by znaleźć chłopaka przed nim. Jeśli się nie uda,
będzie to miało katastrofalne skutki.
Snape został nagle wezwany podczas śniadania w Wielkiej Sali. Dyrektor z niecierpliwością
czekał na powrót Severusa. Chciał już wiedzieć, co planuje jego tak zwany „Lord”. Złym
nawykiem Albusa - podczas oczekiwania na możliwie nieprzyjemną wiadomość - było
obmyślanie, jak w najgorszym przypadku może ona brzmieć. Dumbledore podskoczył, kiedy
niespodziewanie Snape wtargnął do jego biura.
- Czarny Pan ma Pottera! - Aż tak czarny scenariusz nie przyszedł starszemu czarodziejowi do
głowy. Pobladły oparł się o biurko, wpatrując się z niedowierzaniem w Mistrza Eliksirów.
- Jak!?
~0o0~
Dwie godziny i wyczerpujące wyjaśnienia później, dyrektor zwołał awaryjne zebranie Zakonu.
Czekał, nerwowo postukując w blat kuchennego stołu. Znajdował się w Kwaterze Głównej na
Grimmauld Place 12 i aż mu skóra cierpła za każdym razem, gdy zaczynał myśleć, co Voldemort
mógł zrobić Harry'emu. Kiedy wszyscy wreszcie się zjawili, nakazał ciszę i zmierzył ich
poważnym spojrzeniem.
- Przepraszam, że wezwałem was tak nagle, ale już wiemy, gdzie jest Harry. - Fala szeptów cicho
rozeszła się po pomieszczeniu. Wszyscy wyraźnie się rozluźnili. Tylko, skoro znaleźli chłopaka,
dlaczego jeszcze go tu nie ma?
- Albusie, gdzie on jest? - zapytał Remus, nadal zmartwiony. Jego wilkołacze zmysły doskonale
wyczuwały strach Dumbledore’a. Stary czarodziej przez chwilę milczał, a potem spuścił wzrok.
- W posiadłości Voldmorta - powiedział w końcu. Wszystkich na chwile zatkało, potem niemal
równocześnie zaczęli wykrzykiwać pytania.
- Jak się tam znalazł?
- Wszystko z nim w porządku!?
- Jak zamierzacie go wyciągnąć?
- Czy Sam-Wiesz-Kto wie?
Dumbledore uniósł dłonie, uciszając ich momentalnie.
- Na razie nie wiem, jak się tam dostał, ale faktem jest, że ma go Voldemort. Z tego, co
powiedział mi Severus, na razie nic mu nie jest. - Dało się słyszeć kilka westchnień ulgi.
- Skąd wiesz, że to on? - zapytała Molly Weasley.
- Czarny Pan wezwał mnie dzisiaj rano - odpowiedział Snape spokojnie, zwracając na siebie
uwagę wszystkich zebranych. - Potter siedział mu na kolanach.
- Ale jak...
- Czarny kociak, zielone oczy. Rozpoznał mnie! - dodał, ucinając wszelkie dyskusje. - Wydawał
się całkiem zadowolony z tego, gdzie jest - dokończył płasko.
- Jak mógł być zadowolony!? - krzyknął Lupin, nie mogąc pohamować swojego temperamentu.
- Mruczał - syknął Snape w odpowiedzi. Lupin otwarł usta, gotowy rozpocząć regularną kłótnię,
kiedy dyrektor położył mu dłoń na ramieniu.
- Remusie, Severusie - powiedział miękko, ale to w zupełności wystarczyło za ostrzeżenie.
Lupin zamknął usta i odwrócił twarz w stronę starszego czarodzieja. - Wiem, że się martwisz,
Remusie, ale pamiętaj, ze kłócąc się nie pomożesz Harry'emu. - Lupin skinął głową.
- Czy Voldemort wie, że to Harry? - Dumbledore spojrzał na Snape’a.
- Nie wydaje mi się. Ale wie, że Potter zaginął.
- Skąd? - zapytał ktoś z tyłu.
- Lucjusz Malfoy - odpowiedział Snape.
- Syn musiał mu powiedzieć, co się stało - wydedukował Kingsley. - Wie, że ten kot, którego
trzymał na kolanach to Harry?
- Nawet jeśli, nie dał tego po sobie poznać. Mimo to nie jest głupi, doda dwa do dwóch i się
zorientuje. To tylko kwestia czasu. Na razie wszyscy Śmierciożercy zajęci są szukaniem
Harry'ego.
- Musimy go stamtąd zabrać! - prychnęła pani Weasley. - Zanim ON się zorientuje!
- Wiem, Molly - powiedział Dumbledore uspokajająco. - Severusie, jest jakiś sposób, żeby dostać
się do kwater Voldemorta, nie włączając wszystkich alarmów?
Snape zastanawiał się przez chwilę.
- Nie wydaje mi się. Są bardzo dobrze obwarowane zaklęciami. Zorientuje się natychmiast, gdy
tylko złamiemy pierwsza osłonę.
- Tak myślałem... - mruknął dyrektor, gładząc brodę.
- Albusie... - zaczął Snape powoli - jeśli komuś miałoby się udać dostać do środka, to tylko z
pozwoleniem Czarnego Pana - kontynuował, obserwując twarze wszystkich w pokoju. W oczach
dyrektora pojawiły się radosne ogniki.
- Severusie? Czy ty właśnie zaoferowałeś się, że uratujesz Harry'ego?
- Och, Severusie, zrobiłbyś to? - zapytała Molly, zbliżając się do Snape’a niebezpiecznie - w jego
mniemaniu. Mistrz Eliksirów syknął:
- Jestem jedyną osobą, która może się tam dostać, to chyba oczywiste!
- Ale zrobisz to? - zapytał Lupin z nadzieją w głosie.
- Owszem - prychnął Snape, prostując się. - Nie obchodzi mnie los tego wrednego gówniarza, ale
on jest jedyną szansą na pokonanie Czarnego Pana. I wie, że jestem szpiegiem! - Mimo jego
słów na twarzy Dumbledore’a pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
- Więc to już ustalone, Severusie. Kiedy tylko uda ci się go znaleźć, pojawisz się w Hogwarcie. -
Snape przytaknął.
- To nie będzie proste. Muszę uważać na Czarnego Pana i innych Śmierciożerców, jeśli chcę go
tu przyprowadzić w jednym kawałku.
- Nie daj się złapać, wciąż cię potrzebujemy - zakomunikował dyrektor, spoglądając na niego
ponad swoimi okularami połówkami.
- Nie dam. To nie będzie aż takie trudne. Gorzej będzie go znaleźć - powiedział Snape chłodno. -
Mam dziwne wrażenie, że Czarny Pan trzyma Pottera cały czas blisko siebie.
- Dlaczego? - zapytał ktoś. - Dlaczego miałby cały czas prowadzać ze sobą coś, co nie jest ani
czarnomagiczne, ani nie przysparza mu więcej mocy?
- Nie wiem - powiedział dyrektor cicho. To dopiero pytanie, nieprawdaż, Tom? Dlaczego?
- Nagini zaginęła? - ktoś prychnął.
- Bardzo mało prawdopodobne.
- Może po prostu dla towarzystwa?
- Możliwe - zamyślił się na chwilę Dumbledore, potem odwrócił się do Snape’a, kiedy ten wstał i
zaczął zbierać się do wyjścia. - Przygotuj się dobrze, Severusie.
Mistrz Eliksirów skinął głową i wyszedł, powiewając szatą.
Rozdział X
Snape nie bardzo mógł uwierzyć, że naprawdę to robi. Tym bardziej, że nawet po miesiącu
obserwacji, wymyślony przez niego szczegółowy plan opierał się w osiemdziesięciu procentach
na założeniu, że będzie miał szczęście. Właściwie, to popełniał samobójstwo. Dlaczego to ja
mam się pchać w to bagno? Nawet gówniarza nie lubię! Sarkał w myślach, ostrożnie
sprawdzając, co jest za rogiem korytarza. Dlaczego się do tego zgłosiłem? To musiał być
chwilowy atak jakiegoś gryfońskiego choróbska! Na pewno zaraziłem się tym od Blacka!
Odczekał chwilę, a potem szybko ruszył wzdłuż holu, nasłuchując czy ktoś nie idzie. Do samego
budynku był w stanie dostać się bez większych problemów, jak każdy Śmierciożerca. Miał tylko
nadzieję, że Czarnemu Panu nie przyszła ochota sprawdzać swoich zabezpieczeń akurat w
chwili, gdy się aportował. Pomyślmy... Śmierciożerca na warcie powinien być gdzieś tutaj... Mam
cię! Snape schował się w bocznym korytarzu, a gdy tylko Goyle go minął, podążył dalej, coraz
bardziej w głąb kwater, coraz dalej od wyjścia. Czuł jak po plecach przechodzi mu zimny dreszcz.
Po kwadransie błądzenia i unikania Śmierciożerców na służbie, w końcu udało mu się dostać do
schodów prowadzących na drugie piętro, czyli do prywatnych pokoi Lorda. Zatrzymał się i
pomyślał przez chwilę. To tutaj zaczynała się część planu opierająca się na założeniu, że będzie
miał fart. Gdzie on może trzymać Pottera? W sypialni? Otrząsnął się na myśl o naruszeniu
osobistej przestrzeni Czarnego Pana. Tam na pewno są dodatkowe zabezpieczenia. Tylko w
konieczności! Kot powinien w tej chwili spać... Severus szybko aktywował świstoklik i wszedł na
górę. Teraz tylko wystarczyło chwycić chłopaka, wypowiedzieć hasło i po wszystkim. Łatwiej
pomyśleć, niż zrobić.
Czarny Pan nie może go trzymać cały czas przy sobie, prawda? Zapytał sam siebie. Wiedział, że
w tej chwili Voldemort będzie zamknięty w swoim biurze, ślepy i głuchy na wszystko. Jego
pedantyzm czasem się przydawał. Wiadomo było, że nie zostawi na jutro czegoś, co może zrobić
dziś.
Szybko ruszył korytarzem, potem skręcił w bok i zamarł. Ktoś nadchodził. Snape rozejrzał się,
szukając jakiejkolwiek kryjówki. Niestety, nic takiego nie było w zasięgu jego wzroku. W ostatniej
chwili wskoczył do jakiegoś pustego pokoju. Przymknął drzwi, zostawiając minimalną szparę,
przez którą mógł obserwować korytarz. Ktoś zbliżał się do drzwi, ale profesor nadal nie widział
kto to. Kroki były bardzo lekkie, właściwie to ten ktoś... podskakiwał. Tylko dlaczego ktoś miałby
podskakiwać w takim miejscu!? Mistrz Eliksirów zorientował się, że tamten ktoś zamierza wejść
właśnie do tego pomieszczenia, w którym się schował. Mężczyzna odsunął się od drzwi i
rozejrzał. Niezaprzeczalnie, był w jakiejś sypialni. Cofnął się i wyciągnął różdżkę. Drzwi otworzyły
się powoli, a Snape aż sapnął, widząc, kto wszedł do pokoju.
~0o0~
Harry leżał na kanapie, w biurze Toma, leniwie obserwując go podczas pracy. Od czasu do czasu
powoli przewracał stronę książki, którą wyciągnął z biblioteczki. Nie była specjalnie ciekawa.
Przeciągnął się lekko, robiąc koci grzbiet, a potem ułożył się wygodnie, zrzucając na podłogę
kilka zakurzonych tomów.
Uśmiechnął się, widząc wyraz koncentracji na twarzy Toma. Czarny Pan robił bardzo zabawne
miny, kiedy pracował. Nigdy by nie przypuszczał, że Voldemort może mieć tak ekspresyjną twarz.
Harry usiadł, kiedy wyraz twarzy mężczyzny zmienił się niespodziewanie. Lord zaczął nerwowo
przetrząsać papiery na biurku.
- Co się stało?
- Nic takiego, zapomniałem czegoś z naszej sypialni.
Chłopak poruszył uszkami zadowolony. Od ich pierwszego razu Tom zawsze nazywał sypialnię
ich. Niby niewiele, ale Harry i tak był z tego niesamowicie zadowolony.
- Co to było? - zapytał.
- Plik pergaminów z nazwiskami ludzi z Ministerstwa. Nie wiem, dlaczego tego zapomniałem, to
dość pokaźny stosik.
- Przyniosę je - zaoferował się Harry, wstając. Tom uśmiechnął się do niego miękko.
- Mógłbyś?
- No. Zaraz wracam.
- Dzięki, Kotku.
- Na biurku, tak? - upewnił się, odwracając w drzwiach.
- Tak, nie możesz ich przegapić.
- Okej. - Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, kołysząc delikatnie ogonem, w rytm kroków. Ziewnął
lekko. To już prawie pora drzemki... Pomyślał, bez trudu odnajdując drogę w pogmatwanych
korytarzach. Poznał je dość dobrze, w swojej poprzedniej postaci.
Nie mógł uwierzyć, że to już miesiąc, od kiedy stał się człowiekiem, i mimo wszystko nadal jest z
Tomem. Jedyne, co czuł to zupełne, nie dające się z niczym pomylić, szczęście. Był zakochany
po koniuszki uszu i wydawało mu się, że mężczyzna naprawdę odwzajemnia jego uczucia.
Jeszcze nigdy nie był tak zadowolony z życia. Wszystko było na swoim miejscu. Kochał się z
Tomem niemal każdego dnia, a potem mógł zwinąć się w kłębek i wtulić w jego silne ramiona.
Budził się rano i patrzył prosto w ukochaną twarz. Nie mogło być lepiej.
Rankiem wspólnie brali kąpiel i Tom nadal był dla niego taki absolutnie cudowny. Inaczej
prawdopodobnie Harry w ogóle nie odwiedzałby wanny. Kolejna z odziedziczonych po kociej
postaci cech - hydrofobia. Jednak przy Tomie czuł się tak bezpieczny, że nawet kąpiel stawała
się znośna. Potem mężczyzna sadzał go na szafce i wycierał do sucha puchatym ręcznikiem.
Dopiero po tym małym prywatnym rytuale obaj mogli spokojnie zacząć dzień.
Po śniadaniu Czarny Pan zawsze szedł do swojego biura, by zająć się papierkowa robotą.
Nieważne, co Harry by robił, Voldemort nigdy nie opuszczał tego punktu dnia. Później wspólnie
jedli obiad, po którym chłopak ucinał sobie małą drzemkę. Potem Tom był już cały jego. Spędzali
razem czas, czytając lub zwyczajnie rozmawiając, albo grając w szachy czarodziejów. Tego
ostatniego Harry nie lubił, bo zwykle przegrywał. Po kolacji Tom albo znowu zaszywał się w
swoim gabinecie, albo razem z Harrym oglądał magiczny odpowiednik telewizji. Potem... łóżko.
Takie życie zdecydowanie byłemu kociakowi odpowiadało.
Na początku Tom chował go przed Śmierciożercami. Pozwalał mu przebywać tylko w sypialni,
albo w gabinecie. Wypuszczał go jedynie wtedy, kiedy ich nie było w siedzibie, a kiedy wchodzili
do biura, Harry szybko przyjmował swoją kocią formę. To, że przypadkowo został animagiem
odkryli kilka dni po zdjęciu działania eliksiru.
Jako, że animag może mieć tylko jedną formę, Harry nie był swoją zbytnio zadowolony. Wolałby
być czymś bardziej przerażającym, albo chociaż większym. Jednak Tom wybił mu te głupoty z
głowy. Jemu bardzo podobał się fakt, że może mieć zarówno Harry'ego jak i swojego wrednego
kotka. Z czasem i Harry polubił tę postać. Pozwalała mu się przekradać po rezydencji niemal
niezauważonemu. Na szczęście Tom wolał go jako człowieka. Kiedy chłopak zapytał dlaczego,
usłyszał, że "wtedy jest więcej do oglądania". Potem starszy czarodziej wyszeptał mu do ucha
jeszcze dużo innych, równie słodkich rzeczy i skończyli w łóżku, nie śpiąc aż do rana.
Harry uśmiechnął się do siebie i wszedł do sypialni. Nie rozglądając się na boki podniósł z biurka
gruby plik papierów. Przytulił je do siebie i zachichotał, przypominając sobie wcześniejszą noc.
Tom potrafił być taki romantyczny. Kolacja na tarasie, widok na ogród z zapalonymi wszędzie
magicznymi lampkami. Jak grzał go swoim ciałem przy oglądaniu gwiazd. Niby banalne, ale takie
słodkie. Potem świece, wino i - aż się zarumienił po koniuszki uszu - mnóstwo seksu. Zaśmiał się
jeszcze raz, przypominając sobie minę czarnoksięznika, gdy rano oskarżył go o upicie i
wykorzystanie.
Obrócił się do drzwi i już prawie wychodził, kiedy usłyszał za sobą niespodziewany hałas.
Otrzepał się i wyciągnął dłoń w kierunku klamki. To pewnie tylko Śmierciożercy, pomyślał.
Teraz już o nim wiedzieli. To było jakieś dwa tygodnie wcześniej. Akurat siedział na kuchennym
blacie, machając nogami w powietrzu i popijając szklankę mleka, kiedy grupa ubranych na czarno
postaci wpadła do środka. Było już za późno żeby się ukryć i tak już go zobaczyli. Szybciej, nim
zdążył pomyśleć znalazł się na podłodze, rozdzierany niesamowitym bólem. Bellatriks Lestrange
nigdy nie traciła czasu na rozmowy. Wciąż była wściekła o blizny na policzku i od pewnego czasu
domyślała się tożsamości nowej maskotki Lorda.
Każdy zaliczył swoją kolejkę torturowania Chłopca-Który-Przeżył i właśnie zamierzali zabrać go
do Voldemorta, kiedy drzwi od kuchni otwarły się z trzaskiem. Toma zwabiły do środka dziwne
hałasy. Przez chwilę stał, patrząc oniemiały na swoich ludzi, potem rzucił na nich odpowiednik
grupowego Crucio. Nie patrząc na nich, podbiegł go chłopca i przytulił jego trzęsące się ciałko do
siebie. Wszyscy Śmierciożercy patrzyli na niego zszokowani, zwłaszcza Bella. Tom nic im nie
wyjaśnił, tylko zwołał zebranie, za dziesięć minut, w Głównym Holu. Następnie zostawił ich,
gapiących się tempo w drzwi i szybko zaniósł chłopca do sypialni.
Harry nie wiedział, co dokładnie stało się na tym spotkaniu, ale Tom powiedział im, że Harry
Potter mieszka teraz w ich Kwaterze Głównej. Jest niezaprzeczalnie JEGO i nikt nie ma prawa
nawet go dotknąć. Prawdopodobnie w zrozumieniu tego rozkazu pomogło kilka serii Crucio, bo
Tom wrócił do pokoju znacznie spokojniejszy.
Od tamtej chwili Harry mógł robić właściwie co mu się tylko żywnie podobało. Do tej pory udało
mu się nawet dogadać z kilkoma Śmierciożercami. Jedynie Bellatriks była zdecydowana
zamordować go, gdy tylko Lord nie będzie patrzył. Dlatego od wydarzenia w kuchni zgodnie się
unikali.
Harry otworzył drzwi i wyszedł na korytarz nadal zatopiony w myślach. Nagle zamarł, słysząc, jak
drzwi za nim się otwierają. Nim zdążył choćby mrugnąć ktoś pociągnął go do tyłu i przycisnął do
swojego szerokiego torsu, zasłaniając usta dłonią. Mimo, że to na pewno nie była Bella, Harry
spanikował. Upuścił papiery i zaczął szarpać się z ramieniem nieznajomego. Chciał krzyczeć i
wzywać Toma na pomoc. W końcu zdesperowany ugryzł napastnika w dłoń.
Snape syknął, czując jak niekoniecznie ludzkie zęby przecinają mu skórę. Przycisnął go do siebie
mocniej.
- Uspokój się, Potter! - warknął mu prosto do ucha.
Chłopak zamarł. Znał ten głos. Odrzucił głowę i zszokowany spojrzał w ciemne oczy Mistrza
Eliksirów. Zamrugał zaskoczony, kiedy mężczyzna obrócił go przodem do siebie.
- Snape? - syknął, rozglądając się zdezorientowany. - Co ty tu robisz!?
- Na twoje nieszczęście, to ja jestem osobą, która ma cię uratować - sarknął.
- Ale po co?
Snape prychnął.
- Pomyśl! Jesteś w Kwaterze Głównej samego Czarnego Pana. Wszyscy w Zakonie niemal
dostali zawału, kiedy usłyszeli, gdzie jesteś. Mam cię stąd wyciągnąć.
Harry opuścił uszka i zaczerwienił się nieznacznie zawstydzony. Przez cały ten czas nawet nie
pomyślał o członkach Zakonu, ani o tym, ze pewnie będą się o niego martwili. Ale on już dokonał
wyboru.
- Nie chcę wracać - powiedział miękko, robiąc krok w tył. Snape zamrugał, ręce dosłownie mu
opadły.
- Że co proszę?
- Nie chcę wracać! - powtórzył Harry, cofając się jeszcze odrobinkę.
On oszalał!? Krzyknął Snape w myślach, zwężając oczy podejrzliwie. Czarny Pan musiał mu coś
zrobić! Mężczyzna rozejrzał się po zasypanej papierami podłodze. Przez głowę przemknęło mu
stwierdzenie "chłopiec na posyłki", ale wątpił, by akurat to było tutaj głównym zajęciem Pottera.
Samo to, że chłopak był w ludzkiej formie i żył rodziło mnóstwo pytań. Pokręcił głową, teraz nie
było na nie czasu.
- Dlaczego nie chcesz wracać? - zapytał, robiąc krok w kierunku Harry'ego.
- Po prostu nie. Podoba mi się tutaj. Zostaw mnie!
- Nie udawaj głupszego niż jesteś, na pewno nie chcesz tu przebywać.
- Właśnie, że chcę! - krzyknął i rzucił się pędem w kierunku gabinetu Toma. Jednak Snape był
szybszy. Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie.
- Puść!
- Nie! Wracasz razem ze mną do Zakonu. A teraz się zamknij! - syknął mężczyzna.
- Nie! Nie chce wracać! - odwrzasnął chłopak, szarpiąc się z całej siły. - Nie możesz mnie do tego
zmusić! Nie możesz! Tom! - krzyknął, ale Snape szybko zasłonił mu usta dłonią, dławiąc wołanie
o pomoc.
- Oszalałeś!? Czarny Pan cię zabije!
Właśnie, że nie! On mnie kocha! Pomyślał Harry, nadal się wyrywając.
- Przestań się szarpać i po prostu się zamknij! - warknął Snape, rozglądając się na boki. Miał
nadzieję, że nikt Pottera nie usłyszał. Chłopak zdołał uwolnić usta jeszcze na chwilę.
- Nie! Wypuść mnie! Ja chcę tu zostać! Tom! T...
Snape znowu zasłonił mu usta dłonią, mrużąc oczy groźnie.
- Dobrze, masz co chciałeś! Pamiętaj, że sam mnie do tego zmusiłeś!
Harry poczuł, jak różdżka mężczyzny dźga go w tył pleców. Potem była już tylko ciemność.
~0o0~
Tom siedział przy biurku. Nerwowo uderzał palcami w blat melba, raz po raz spoglądając na
zegarek. Coś było nie tak i on to wiedział. Droga z gabinetu do sypialni i z powrotem na pewno
nie zajmowała całych dziesięciu minut. Najpierw pomyślał, że po prostu coś go zajęło. Teraz,
kiedy mijał już kwadrans, zaczynał się niepokoić.
Wstał i wyszedł z biura. Po drodze zajrzał do kuchni, sprawdzając, czy chłopaka tam nie ma - nie
było. Wspiął się po schodach i nerwowym krokiem podążył w kierunku sypialni. Nagle zatrzymał
się i pobladł lekko. Przed nim, na podłodze leżały rozsypane dokumenty. Niektóre karty
pergaminu były pogięte, jakby ktoś na nie nadepnął. To były właśnie te papiery, których
potrzebował.
- Harry?! - zawołał. Żadnej odpowiedzi. Odsunął pergaminy zaklęciem i szybko wszedł do
sypialni. Otworzył drzwi i rozejrzał się, ale Harry'ego nie było. Szybko wszedł do pokoju.
- Harry!? - zawołał ponownie, otwierając z trzaskiem drzwi od łazienki. Nikogo tam nie było. -
Harry! To nie jest zabawne!
Wybiegł z pokoju. Zaczął otwierać wszystkie pokoje po kolei i zaglądać, czy chłopak nie chowa
się w którymś z nich. Zdenerwowany przeszukał właściwie całą kwaterę - bibliotekę, kuchnię,
taras, gabinet, potem znowu sypialnię i nic.
Śmierciożercy patrzyli na Voldemorta ze zdenerwowaniem. Czarny Pan biegał po całym gmachu
i coś mu się wyraźnie nie podobało, a zazwyczaj, kiedy miał taki humor, niejeden z nich obrywał
Cruciatusem choćby za to, że stał w niewłaściwym miejscu.
Kiedy Tom sprawdził już każde możliwe miejsce w budynku, łącznie ze schowkami na miotły,
uderzyła go bolesna świadomość. Poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.
Harry zniknął.
Rozdział XI
Harry powoli wracał do siebie. Zacisnął powieki, ciągle mu się trochę kręciło w głowie. Nad nim
pobrzmiewały znajome glosy.
- ... Co mu się stało?...
- ... Nie wiem... Tak go znalazłem...
- ... Ale... Nic mu nie jest...
Im bardziej się budził, tym więcej sensu nabierały zasłyszane zwroty. Mówili o nim, tego był
pewien. Gdzie ja jestem? Zapytał sam siebie w myślach. Poruszył głowa lekko. Leżę na łóżku, a
wszystko wokół pachnie środkami dezynfekującymi... Znam ten zapach... Ale gdzie...
- Dlaczego tak wygląda? Ma te... takie kocie uszy!
- O ile dobrze się domyślam, to skutek uboczny tego eliksiru, którym się oblał na moim szlabanie.
- Dlaczego go ogłuszyłeś?
- Musiałem - sarknął aż nazbyt znajomy głos. - Nie chciał wracać.
O cholera... Pomyślał Harry.
- Że co? Wolał zostać z tym... z tym potworem!?
Ten głos też znam. Tylko co by tu robił Remus? Był coraz bardziej zbity z tropu. I czy oni
powiedzieli potwór? Jaki potwór? Z resztą nieważne, przy Tomie nic mi się nie może stać...
Zaraz... Tom! Gdzie jest Tom? Harry szybko otworzył oczy, ale zaraz zamknął je ponownie,
oślepiony wpadającym przez okno światłem.
- Obudził się! - powiedział kobiecy głos, tuż przy jego łóżku. Potem zwrócił się bezpośrednio do
niego. - Panie Potter, jak się pan czuje?
Harry powoli otworzył jedno oko.
- Pani Pomfrey? - zapytał zaskoczony.
- Tak kochanieńki. Teraz jesteś w Hogwarcie, bezpieczny.
- Bezpieczny? - zdziwił się i nagle przypomniało mu się wszystko. Jak wyszedł po te papiery dla
Toma i jak został zaatakowany przez Snape'a...
Usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Otaczający go ludzie poruszyli się
nerwowo. Harry miał bardzo dziwny wyraz twarzy.
- Gdzie ja jestem!? I gdzie jest Tom!?
Pani Pomfrey popchnęła go lekko, żeby znowu się położył.
- Już dobrze mój chłopcze. Nie masz się czego obawiać, jak już mówiłam, jesteś w Hogwarcie.
- To Hogwart? Nie! Nie ma mowy, żebym tu został! Musze zaraz wracać! Tom będzie się martwił!
- Znowu usiadł. - Ja chcę wrócić!
- Harry... - zaczął Remus miękko - tak naprawdę to nie chcesz, tylko ci się tak wydaje. Sam
pomyśl, to musi być efekt jakiegoś zaklęcia.
- Wcale nie! Ja naprawdę chcę wrócić! Chce do Toma! - burknął chłopak, kładąc uszy po sobie.
Niezadowolony bił ogonem w puchata poduszkę. - Ja tam wracam!
- Wiesz, kim jest ten cały Tom, prawda? - zapytał Remus. - To Voldemort! Nienawidzisz go!
- Wiem, ale mało mnie obchodzi, kim jest! Kocham go! - krzyknął i zerwał się z łóżka.
Wszyscy dookoła zamarli. Wpatrywali się w niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Harry
zdążył zrobić kilka kroków w kierunku drzwi, kiedy Snape złapał go za ramię.
- Puść mnie! - syknął Gryfon.
- Potter! Uspokój się! Wyraźnie jesteś po działaniem jakiejś klątwy. Pozwól nam ją zdjąć!
- Nie jestem! Kocham go! Kocham! Kocham! Kocham! - wrzeszczał. - I! Chcę! Wrócić!
- Potter...
- Nie! Nie chcę tego słuchać! Wracam do niego!
- Oczywiście, że do niego nie wracasz! Nie po to ryzykowałem życie, wyciągając cię stamtąd,
żebyś teraz łaskawie podał im się na srebrnej tacy! - wysyczał Snape, obdarzając go jadowitym
spojrzeniem.
- To tylko twoja wina! Nie prosiłem, żeby mnie ratowano! Mnie tam było dobrze! - warknął Harry,
nieświadomie szczerząc kły. Na razie tylko lekko wbijał pazury w ramię Snape'a. Nie zamierzał tu
zostać.
- Harry, musisz się uspokoić - powiedział Remus kojącym głosem, starając się wyjść z szoku, w
jaki wprawił go swoim zachowaniem młody Gryfon.
- Nie! Nie zamierzam się uspokajać! Zabraliście mnie od Toma!
- Harry, proszę... nie bądź niemądry...
- Nie, nie i jeszcze raz nie! Chcę wrócić! Macie mnie w tej chwili wypuścić! - Dlaczego nie mogą
zrozumieć? Harry był zakochany, a oni zabrali go tak nagle. Był pewien, że Tom był w tej chwili
chory ze zmartwienia. Muszę wrócić! Harry znowu zaczął się szarpać, chcąc oderwać od swojego
ramienia palce Snape'a, ale jedyne co zyskał to widok różdżki między oczami. Potem wszystko
pochłonęła ciemność.
~0o0~
Remus skoczył do przodu i złapał osuwającego się na podłogę Harry'ego.
- Czy to było konieczne, Severusie?
- Oczywiście! - syknął Snape, lecząc ramię. Potem schował różdżkę do kieszeni. - Wróciłby do
Czarnego Pana, zapewniam cię. Już by tam był, gdybyśmy mu tylko pozwolili. Zachowuje się,
jakby postradał resztki rozsądku.
- Tak, tak. Zaraz zobaczymy, co to za zaklęcie... Połóżcie go tutaj! - Pani Pomfrey poklepała
dłonią w poduszkę na łóżku.
Remus delikatnie ułożył Harry'ego. Odsunął mu włosy z twarzy i zmartwiony przyjrzał się bliźnie -
nie była zaczerwieniona. Lekko musnął palcami futrzaste uszka, które same z siebie uchylały się
od tego dotyku. Mężczyzna westchnął i odsunął się od chłopaka. Zwrócił wzrok w stronę
rozmawiających.
- Jak myślicie, co mu się stało?
- Nie mam pojęcia. Sam-Wiesz-Kto musiał zrobić coś, przez co Harry uwierzył, że go kocha.
- To na pewno jakaś odmiana zaklęcia Confundus.
- Nic nie możemy zrobić. Możemy tylko czekać i obserwować.
Nagle drzwi do Skrzydła Szpitalnego otwarły się z trzaskiem. Do środka szybkim krokiem weszła
wysoka, dumna postać.
- Czy on tu jest!? - zapytał szybko. - Nic mu nie jest?
- Tak Albusie, to Harry. - Pomfrey wskazała mu łóżko ze śpiącym Gryfonem. Dumbledore
odetchnął z ulgą.
- Severusie? - Snape zrobił kilka kroków w jego stronę.
- Nie miałem żadnych problemów z dostaniem się do środka. Nikt mnie nawet nie zauważył.
Wyjść było nieco trudniej. Potter... był zdecydowany tam zostać.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Znalazłem go, jak spacerował po kwaterze głównej Lorda cały i zdrowy. Nie chciał wracać,
wiec... musiałem użyć siły.
- Rozumiem... na pewno nic mu nie było?
- Nic, co mógłbym zauważyć. Chodził sobie korytarzami, jakby robił to codziennie, mimo, że
dookoła aż roiło się od Śmierciożerców.
- To raczej niespotykana sytuacja...
- Albusie! On powiedział, że jest zakochany w Voldemorcie! - wtrącił Remus mocno
spanikowanym głosem. Oczy Dumbledore'a rozszerzyły się w szoku.
- Zakochany?
- Tak powiedział.
- Na Merlina... No to rzeczywiście jest fakt, któremu musimy się przyjrzeć bliżej.
- Ale jak on mógł uwierzyć w coś takiego!? - zapytał Lupin. - Po tym wszystkim, co Voldemort mu
zrobił! Jak on może... jak w ogóle może myśleć, że... - Głos ugrzązł mu w gardle.
- Nie wiem. Na odpowiedź będziemy musieli zaczekać, aż Harry się ocknie. Musimy się
dowiedzieć, co dokładnie tam zaszło.
Lupin pokiwał głową apatycznie. Wszyscy czekali.
~0o0~
Kiedy Harry obudził się po raz kolejny, Dumbledore siedział na łóżku, tuż obok niego.
- Dzień dobry, Harry.
- Dyrektor? - zapytał Harry niewyraźnie.
- Prawie przyprawiłeś mnie o zawał - odpowiedział starszy mężczyzna, uśmiechając się
dobrotliwie. - Jak się czujesz?
- Ech... Wszystko w porządku. Co się stało?
- Wydaje mi się, że po przebudzeniu wpadłeś w histerię. Profesor Snape musiał cię ogłuszyć.
- Pewnie bardzo mu się to podobało - mruknął Harry zaspanym głosem. Potem usiadł,
przecierając oczy.
- Zrobił to, co było konieczne. - Nastolatek ziewnął ostentacyjnie, a Dumbledore uśmiechnął się
do niego oczami, ponad okularami połówkami. - Wydaje mi się, że trochę się zmieniłeś od czasu,
kiedy cię ostatnio widziałem - dopowiedział po chwili i wyciągnął rękę w kierunku głowy chłopaka.
- Co? Aha... - Położył uszy po sobie. - Rzeczywiście, trochę się zmieniłem.
Dumbledore pogłaskał go ostrożnie za uszkami. Gryfon odprężył się mimowolnie. Wiedział, co się
zaraz zacznie.
- Harry... - zaczął Dumbledore, przybierając bardziej poważny ton - chcę, żebyś opowiedział mi
dokładnie, co się wydarzyło.
Chłopak spojrzał na niego do góry i westchnął.
- Dobrze... więc... - i pokrótce wszystko opowiedział Dumbledore'owi. O tym, jak Malfoy zepsuł
jego eliksir, który potem zmienił go w kota. O tym, jak pojawił się w łazience Toma. I o wszystkim,
co się potem stało. Prawie o wszystkim - pominął tylko fakt, jak niesamowity Tom potrafi być w
łóżku. Na koniec powiedział, że jest w Voldemorcie zakochany, z wzajemnością.
W trakcie tej opowieści do skrzydła szpitalnego weszła profesor McGonagall.
~0o0~
- I tak wylądowałem tutaj - zakończył.
- Rozumiem... - powiedział Dumbledore miękko. - Nie mogę powiedzieć, bardzo barwna
opowieść.
- Ale to prawda! - zaprotestował Harry.
- Ufam ci, mój chłopcze.
Harry odetchnął z ulgą. Chociaż jedna osoba nie uważa, że mu odbiło!
- Więc? Robiłeś tam za sekretarkę? - zapytał Snape.
- Nie. Ale akurat szedłem do sypialni po coś, czego Tom zapomniał, kiedy ty pojawiłeś się znikąd
i mnie zaatakowałeś! - wysyczał Harry w odpowiedzi.
- Ja wcale nie... - zaczął warczeć Snape, ale Dumbledore uniósł dłoń, żeby go powstrzymać.
- To wszystko, Harry? - zapytał go. Chłopak skinął potwierdzająco.
- Jak go przywrócimy do normalności? - dociekał Remus.
- Nie uda się wam!
- Musiałbym najpierw przeprowadzić kilka testów - powiedział Snape, zupełnie ignorując młodego
Pottera.
- Tak, zrób je - przytaknął Dumbledore.
- Zacznę tak szybko, jak tylko będę mógł - odpowiedział Snape.
- Czy wy mnie w ogóle słuchacie!? Powiedziałem, że się nie da! Tom już próbował!
- I tak spróbujemy. Może nasze metody pomogą - rzekł dyrektor uprzejmie.
Harry prychnął i sfrustrowany położył uszy po sobie. Zaczął nerwowo bić ogonem w pościel.
- Dobrze! Świetnie!
Snape i madame Pomfrey zabrali się do robienia testów.
~0o0~
Po godzinie pobierania krwi, mierzenia, porównywania kolorytu skóry i masie innych - według
Harry'ego bezsensownych zabiegów - badanie było skończone. Wreszcie pozwolili Harry'emu
wrócić do spania. Chłopiec nie budził się przez kolejne kilka godzin. Kiedy się ocknął, sala znowu
była pełna ludzi. Rozmawiali o czymś, jak Harry się domyślał, o nim.
- Zrobiłam już wszystkie konieczne badania. Wyniki będą za chwilę - wyjaśniała pielęgniarka.
- Skończyliście? - zapytał Harry. Oczy wszystkich skierowały się na niego.
- Na razie tak - odpowiedziała Pani Pomfrey. Podeszła do łóżka i poprawiła mu poduszki tak,
żeby mógł usiąść wygodnie.
- Wiec mogę wrócić!? - zapytał chłopiec pełnym nadziei głosem.
- Nie. Nie możesz - zadecydował Dumbledore.
- Ale powiedziałeś, że mi wierzysz! - zaprotestował Harry.
- Owszem. Ale nie ważne, czy to prawda, czy nie i tak nie możemy pozwolić ci wrócić. Tom jest
zbyt niebezpieczny.
Harry opuścił uszy i uciekł spojrzeniem w bok, burcząc pod nosem.
- Jak możesz chcieć do niego wrócić!? - dociekała McGonagall.
- Możliwe, że wspomnienia Pottera zostały w jakiś sposób wypaczone - zasugerował Snape.
- Ja tu jestem, wiesz? - oburzył się Harry, obejmując się ramionami. - I nikt nie kombinował z
moimi wspomnieniami, bo wtedy pewnie nie wiedziałbym, kim jesteście.
- Tu ma rację, Sevrusie - powiedział Dumbledore po chwili zastanowienia. - Tak czy inaczej,
macie jakiekolwiek pomysły, jak cofnąć te... zmiany?
- Może pan to powiedzieć, profesorze. Mam uszy!
- I ogon - dodała pielęgniarka.
- Tak, ogon też! I zamierzam je zachować, żeby lepiej wyrażać siebie! - syknął Harry,
sfrustrowany takim traktowaniem.
- Nawet gdyby Potter tego chciał, zmiany są nieodwracalne.
- Mówiłem wam przecież!
Snape spojrzał na niego z wyższością. Chłopiec odpowiedział mu tym samym, potem zaczął
warczeć. Snape cofnął się o dwa kroki do tyłu, a Harry uśmiechnął zadowolony.
- W takim razie podejrzewam, że naprawdę nie możemy nic zrobić. Trzeba zaczekać na rozwój
wypadków - podsumował dyrektor, przerywając Harry'emu zabawę.
Harry wiedział, że z wynikami musiało być coś nie tak. Gdyby były dobre, Dumbledore'a już
dawno by tu nie było. Może nawet zostawiliby go bez tego upierdliwego nadzoru i dałby radę
zwiać. To było gorsze, niż z Umbridge na piątym roku. Pani Pomfrey stwierdziła co prawda, że z
nim wszystko w porządku i nikt go nie kontroluje, a te kocie dodatki zostały mu ze względu na
miksturę. Potwierdziła też, że ktoś, najprawdopodobniej Voldemort, podał mu lekarstwo, ale zrobił
to zbyt późno i coś, co było w eliksirze wymieszało się z jego krwią na zawsze. Ale on to już
wszystko wiedział! Najgorsze było, kiedy pielęgniarka rozpłakała się i obwieściła wszystkim, że
Harry został "zgwałcony" przez Czarnego Pana.
Jak oni w ogóle śmią wpadać na takie pomysły! Powiedział im prawdę. Przyznał się, że sam
praktycznie zaciągał Toma do łóżka, ale oni oczywiście znowu mu nie uwierzyli. Zamiast tego,
mówili do niego jak do małego dziecka, które w każdej chwili może dostać załamania nerwowego.
To wprawiało Harry'ego w nastrój bliski furii. Zwłaszcza, kiedy obrażali Toma na głos, wcale nie
przejmując się jego obecnością. Miał ochotę wydrapać im oczy, kiedy dywagowali na temat, jak
Tom śmiał go tknąć, zupełnie, jakby jego tam nie było.
Jedyną dobrą rzeczą w tym całym powrocie do Hogwartu było to, że znowu miał przy sobie Rona
i Hermionę. Oni przynajmniej chcieli go wysłuchać. Harry nieomal się rozpłakał, kiedy powiedzieli,
że mu wierzą.
- Co!? - zapytał, nadal nie dowierzając.
- Powiedziałam już, wierzymy ci - powtórzyła Hermiona powoli. Harry gapił się na nią jak
zamurowany.
- Dlaczego?
- Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi, Harry. Znamy cię lepiej niż ktokolwiek. I Hermiona
zawsze wie, kiedy mówisz prawdę - oświadczył Ron.
- Wiec mi wierzycie!?
- Tak! - powtórzyli razem, uśmiechając się do niego lekko. Harry odpowiedział im tym samym.
- Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wiele to dla mnie znaczy.
- Wyobrażamy sobie - powiedziała Hermiona, patrząc na jego odprężoną sylwetkę. Uniosła dłoń i
podrapała go za uchem, dokładnie tak samo jak Krzywołapa. Harry zamruczał i dziewczyna
zrobiła to ponownie.
- Nadal nie jesteśmy do końca przekonani o zmianie Sam-Wiesz-Kogo. Znaczy, ufamy ci, ale... -
Ron nie bardzo wiedział, jak skończyć to zdanie.
- Musicie zobaczyć, żeby uwierzyć - dokończył za niego Harry.
- Właśnie.
- Nie przejmujcie się tym. Ważne, że mi ufacie. Zobaczycie, kiedy tu po mnie przyjdzie.
- Tak... tak mi się wydaje - zamruczała Hermiona. - Wiec, jak się czujesz?
- W porządku - odpowiedział chłopiec - tylko trochę mnie mdli.
- Jadłeś coś w ogóle, po powrocie? - Harry pokręcił głową przecząco.
- Nie. Jak pomyślę o jedzeniu, robi mi się niedobrze. - To była prawda. Na początku myślał, że to
z powodu tego całego stresu, ale potem przypomniał sobie, że jak jeszcze był z Tomem, też
zdarzały mu się takie nudności. Tylko wtedy miał za dużo spraw na głowie, żeby się nimi
przejmować.
- Powinieneś powiedzieć o tym Pani Pomfrey - zawyrokowała Hermiona.
- Nie muszę, wszystko w porządku. To mi zaraz przejdzie, to tylko nudności...
- Już drugi dzień? - zapytał Ron, unoszą brew.
- Twój układ odpornościowy i w ogóle wszystko jest teraz inne. Powinieneś z nią porozmawiać, to
może być coś poważnego - naciskała dalej. Harry odpuścił.
- Dobrze! Porozmawiam z nią o tym!
Zrobił to. Tylko po to, żeby wreszcie dali mu spokój. Następnego ranka, podczas wizyty Rona i
Hermiony pielęgniarka zaserwowała mu kolejną sesję testów. Siedział grzecznie, nawet nie
próbował uciekać z kozetki. Grał dobrego, grzecznego chłopca, mając nadzieję, że potem będzie
mógł się zwinąć w kłębek i powyklinać ich cicho pod nosem. W miedzy czasie zastanawiał się,
czy uda mu się uciec, jak już uśpi ich czujność.
Czarownica wydała z siebie okrzyk niedowierzania i aż usiadła sobie na pryczy obok.
- Pani Pomfrey?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego wstała i zaczęła rzucać na niego jedno zaklęcie za drugim. Na
jej twarzy pojawiła się dziwna mieszanina smutku i przerażenia.
- Czy... coś ze mną nie tak? - zapytał Harry wystraszony.
Pielęgniarka pokręciła głową i przyłożyła dłoń do piersi. Spojrzała na niego ze współczuciem.
- Harry... tak mi przykro... ja... nie wiem, jak ci to powiedzieć...
- Co!? Co się dzieje!? Jest aż tak źle? - Patrzył na nią z rosnącą histerią w oczach.
- Panie Potter... Harry. Obawiam się, że ten potwór... że jesteś w ciąży!
Wszystkie myśli Harry'ego nagle się zatrzymały. Miał w głowie kompletną pustkę.
- Że co!? - zapytał zszokowany.
- Jesteś w ciąży, Harry. Tak mi przykro. Sprawdzałam to kilka razy, nie ma wątpliwości, że ty...
będziesz miał dziecko. Z nim.
Harry poczuł dziwne odrętwienie. Jestem w ciąży... będę miał dziecko... Poczuł, jak pod
powiekami zbierają mu się łzy. Objął się ramionami zagubiony.
- Ale jak? Przecież... jestem chłopcem!
- Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z twoją przemianą. Sprawiła, że byłeś w stanie zajść w
ciążę.
Jestem w ciąży? Przecież mógłbym przysiąc, że po przemianie niczego mi nie ubyło! Nic z tego
nie rozumiał.
- Jestem w ciąży - powtórzył oszołomiony. Poczuł, jak po policzkach zaczynają mu spływać
krople łez. Pielęgniarka usiadła obok niego, a po chwili otoczyły go jej pulchne ramiona.
- Już dobrze Harry. Wszystko będzie dobrze - siąknęła.
Ale Harry nie płakał dlatego, że był smutny - był absolutnie zachwycony tym, że będzie miał
dziecko. Nie czyjeś tam, ale jego i Toma. Będzie miał rodzinę! Żałował, że nie może tego
powiedzieć Tomowi.
Teraz miał jeszcze jeden powód, żeby uciec. Jego dziecko będzie potrzebowało drugiego tatusia.
Rozdział XII
Tom stał przed swoim tronem, mierząc morderczym spojrzeniem wszystkich zebranych w sali
Śmierciożerców. Jego ludzie szeptali cicho między sobą, obawiając się tego, co Voldemort teraz
zrobi. Pozwolili by ktoś zabrał im Pottera, a teraz Lord był wściekły.
Jak w ogóle mogłem do tego dopuścić!? Zabrali go wprost sprzed mojego nosa! O jeszcze
większą złość przyprawiał go fakt, że nie mógł wyczuć Harry'ego poprzez łączącą ich więź. Nic,
absolutna pustka, jakby zupełnie go odcięli.
Na początku myślał, że może Harry sam uciekł. Szybko jednak odrzucił to wytłumaczenie.
Chłopak powiedział mu, że go kocha, a Tom mu wierzył. W takim wypadku na pewno uciekłby
wcześniej. I po co miałby rozsypywać te papiery po całym korytarzu? Nie, on nie mógł uciec. Ktoś
go stąd zabrał i to siłą. Ktokolwiek to zrobił, jeszcze tego pożałuje.
Tom sprawdził każdy centymetr korytarza, w poszukiwaniu jakiś strzępków informacji, które
mogłyby mu pomóc odzyskać chłopaka. Znalazł aurę Harry'ego i jeszcze jedną, której nie
rozpoznawał. Zidentyfikował ślady Silencio i dodatkowo jakiegoś zaklęcia ogłuszającego. Dlatego
nic nie usłyszał. Obiecał sobie, że kiedy dowie się kto to zrobił, ta osoba słono mu za to zapłaci.
Tom uniósł głowę i zmierzył swoich Śmierciożerców zimnym wzrokiem. Aż się cofnęli w obawie.
- Jak to możliwe - zaczął powoli - że nikt nie był w stanie zauważyć wałęsającego się po
korytarzach obcego? - Żaden z obecnych nie odpowiedział. - Może to ktoś z was go wpuścił? -
snuł dalej swoje przypuszczenia. Tym razem wszyscy zgodnie zaprzeczyli.
- Nigdy, mój Panie!
- Nigdy byśmy się nie odważyli.
- ... nikt by cię nie zdradził.
- Zamknąć się! - warknął. Uciszyli się niemal natychmiast. - Skoro nikt nie zdradził, to czemu nie
zauważyliście, jak ktoś obcy się tu pałęta!? Hmm? - Zrobił pauzę, dając im czas na odpowiedź.
Zamiast niej usłyszał ciszę. - Avery! - warknął po chwili.
Barczysty Śmierciożerca stojący pośrodku grupy uniósł głowę.
- T... tak, Panie?
- To ty byłeś wtedy na straży w okolicy mojej sypialni, prawda? - Avery przełknął i rozejrzał się na
boki, jakby szukając pomocy wśród pozostałych. Ci usłużnie odsunęli się od niego na boki. -
Avery! Odpowiedz - dokończył niemal spokojnie. To zmroziło ich jeszcze bardziej.
- T... tak, Panie. Byłem.
- Byłeś? I co? Skoro tak, to dlaczego nie udało ci się zatrzymać intruzów?
- Jaaa... nikogo nie widziałem...
- Nikogo nie widziałeś? Nie zauważyłeś obcego, który, jak gdyby nigdy nic, wszedł tutaj i
spacerował zaraz obok ciebie, bo co? Był niewidzialny? Nie widziałeś jak mój Harry się z nim
szarpie, a potem zostaje stąd zabrany? - Tom mówił wszystko bardzo spokojnie, jakby pytał
dziecko o zepsutą zabawkę. Avery niemal wsiąkł w podłogę ze strachu.
- N... nie, Panie.
Oczy Voldemorta zrobiły się zupełnie czerwone. Warknął i wyciągnął różdżkę z kieszeni.
Skierował ją na nieszczęsnego Śmierciożercę.
- Crucio! - To było powyżej jego nerwów. To dorośli czarodzieje czy banda niedorozwiniętych
kretynów? Avery wił się na podłodze stosunkowo krótko. Tom cofnął zaklęcie i wziął uspokajający
oddech. - Peterson! - warknął, odzyskując panowanie nad sobą.
- T... tak, Panie? - Kolejna, kuląca się ze strachu sylwetka wysunęła się ze zbiorowiska czarnych
płaszczy.
- Miałeś pilnować głównego holu, tak?
- Tak, Panie.
- Widziałeś cokolwiek podejrzanego?
- N... nie, Panie.
- Dlaczego? - syknął Lord. Jego oczy znów zaczynały błyszczeć niebezpiecznie.
- Ja... nie opuszczałem swojego posterunku. Po prostu nikt tamtędy nie wchodził.
- To jest jedyne miejsce w całej kwaterze, którym można się tu dostać. Intruzi musieli tamtędy
przechodzić! A ty nic nie widziałeś? - Tom miał wrażenie, że zaraz kogoś zamorduje dla
przykładu. Zaszkodzić im to nie zaszkodzi, najwyżej pomoże.
- Nie... ja... nikogo nie widziałem. Proszę, Panie... wybacz mi... ja...
Tom przeklął go. Na policzku mężczyzny pojawiła się długa, krwawa pręga.
- Nie wybaczam ignorancji - syknął. Potem rozejrzał się dookoła. Otaczały go skurczone ze
strachu sylwetki. - Chcecie powiedzieć, że żaden z was nic nie widział? Banda nic nie wartych
idiotów!
Nadal milczeli. Nawet nie potrafili się przyznać do tego, że zawiedli. Tom zgrzytnął zębami i
wściekły zaczął rozdawać Crucio na prawo i lewo. Nie patrzył, komu się dostało, wszyscy byli
winni. Nie przyniosło mu to jednak takiej ulgi, jak dotychczas. W końcu nic się nie zmieniło -
Harry'ego nadal z nim nie było.
Odwrócił się i podszedł do drzwi. Na odchodnym, zmierzył ich jeszcze chłodnym spojrzeniem.
- Znajdźcie go! - rozkazał. - Znajdźcie i przyprowadźcie do mnie. Jazda! Już! - Potem odwrócił się
i wyszedł, zostawiając za sobą niemałe zamieszanie.
~0o0~
Tydzień później Tom nie wiedział już co robić. Siedział w swoim biurze i tępo wpatrywał się w
biurko, w nadziei, że coś wpadnie mu do głowy. Harry'ego nadal nie było. Nigdy by nie pomyślał,
że zaginięcie chłopaka wzbudzi w nim takie emocje. Ta rozłąka niemal fizycznie bolała. Jego
kochanek stopił wszystkie mury, którymi dotychczas odgrodził się od swoich uczuć, dając mu
ciepło i zaufanie. Teraz, Tom nie miał się czym bronić przed dziwną tęsknota, która z każdym
dniem narastała coraz bardziej. Sam przed sobą nie chciał przyznać, że to samotność. I to
zaledwie po tygodniu. Nie miał pojęcia, jak mógł wcześniej żyć zupełnie sam. Znał to uczucie,
sprawiało, że czuł się słaby, a nienawidził słabości, więc się od niego odgradzał. Teraz, by
pozbyć się tego poczucia bezsilności, musiał odzyskać Harry'ego.
Westchnął i podniósł z biurka małą piłeczkę, którą zazwyczaj bawił się jego kotek. Włóczkowa
kulka całkowicie zmieściła mu się w dłoni. Był zmęczony, zmartwiony, sfrustrowany i po raz
pierwszy w życiu zagubiony. Nie miał pojęcia, gdzie, ani z kim, jest teraz Harry. Czy nie dzieje mu
się krzywda. Niby to on był dla niego największym niebezpieczeństwem, ale przecież nie wszyscy
jego zwolennicy wiedzieli, że Czarny Pan zmienił zdanie co do osoby Pottera. Frustrację i
wściekłość wywoływał fakt, że mimo wszystko Śmierciożercy nie natrafili do tej pory na żaden
ślad chłopaka. Przymknął oczy i odetchnął cicho. Na dodatek, nie mógł w nocy spać. Brakowało
mu zwiniętego w kłębek kochanka, rzucającego się we śnie po całym łóżku.
To czekanie doprowadzało go do obłędu. Wyładowywanie się na pechowych Śmierciożercach nie
przynosiło już żadnej ulgi. Poza tym, jego właśni podwładni zaczynali unikać go jak ognia, w
obawie przed przypadkowym Cruciatusem. Nie było dla nich tajemnicą, że Potter stał się obsesją
Czarnego Pana. Chodziły nawet plotki, że mroczny czarodziej się w nim zakochał, ale mało kto w
to wierzył. Obsesja była bardziej prawdopodobna. Wiedzieli tylko, że kiedy Potter był obok, to
Voldemort był niemal spokojny i nie miał czasu na przywoływanie ich do porządku. Także mieli
dodatkowe motywy, by odnaleźć go jak najszybciej. Tyle, że jego naprawdę nigdzie nie było...
Tom oparł głowę na dłoni trzymającej piłeczkę.
- Gdzie jesteś, Harry? - szepnął cicho, niemal złamanym głosem. - Przysięgam, ktokolwiek cię
zabrał, gorzko tego pożałuje. Już nigdy nie spuszczę z ciebie oczu.
Tom uniósł głowę, kiedy niespodziewanie drzwi do jego gabinetu otwarły się z trzaskiem, a do
środka wpadł ciężko dyszący Śmierciożerca. Lord zmarszczył brwi, niemal automatycznie
sięgając po różdżkę. Taka niesubordynacja...
- Nott... - syknął.
- Panie! - powiedział mężczyzna, łapiąc oddech z trudem. - Znaleźliśmy go!
Voldemort wstał, ściskając piłeczkę mocniej.
- Gdzie?
- W Hogwarcie.
~0o0~
Harry prychnął po raz kolejny. Siedział z Ronem i Hermioną w skrzydle szpitalnym i z całych sił
starał się wydedukować jakiś plan ucieczki. Niestety, było to prawie niemożliwe. Nie mógł nawet
wysłać Tomowi żadnej wiadomości. Dumbledore złapał go raz, kiedy pisał i teraz nawet nie
pozwalał mu się zbliżać do pióra i pergaminów. Starzec musiał go jakoś obserwować, bo łapał go
za każdym razem, kiedy próbował coś naskrobać, choćby na odwrocie recepty, albo wyrwanej
stronie z książki. Nie było żadnego sposobu, żeby powiadomić Voldemorta, gdzie jest. Nie mógł
mu też powiedzieć o swoim stanie, o tym, że będą mieli rodzinę - coś, czego Harry zawsze
pragnął i z tego co wiedział, Tom również.
Od kiedy wyszło na jaw, że jest w ciąży, wszyscy byli z nim dużo ostrożniejsi. Jak gdyby w każdej
chwili mógł się załamać, albo popełnić samobójstwo. I jeszcze sposób, w jaki na niego patrzyli.
Ten wzrok pełen litości i żalu, jakby przytrafiła mu się najokropniejsza rzecz na świecie. Dlaczego
nie mogli dostrzec, jak bardzo był szczęśliwy? Nosił w sobie kociątko Toma, wiec dlaczego nie
chcieli go wypuścić. Wszystkim wydawało się, że najlepsze co można zrobić, to zamknąć go w
szpitalu i nie wypuszczać. Zwłaszcza, kiedy kategorycznie odmówił pozbycia się dziecka. Kiedy
Pani Pomfrey to zaproponowała, Harry był w stanie niemal ją zamordować.
Przynajmniej Ron i Hermiona naprawdę mu ufali. Popierali go zupełnie i zgadzali się, że dziecko
będzie potrzebowało obu tatusiów. No... po tym jak już dziewczyna się uspokoiła. Do tej pory nie
mieściło jej się w głowie, że mężczyzna może zajść w ciążę z drugim mężczyzną. Nawet, jeżeli to
był świat czarodziejów. Cały czas powtarzała, że to niemożliwe, mimo, że żywy dowód tego stanu
siedział przed nią, machając nogami. Ron zaś, po prostu wzruszył ramionami i uznał, że jeżeli
idzie o Harry'ego, to wszystko jest możliwe. Dopiero to sprawiło, że Gryfonka przestała mu
udowadniać, jak mało prawdopodobna jest taka ciąża i usiadła pokonana na kozetce naprzeciw
niego. Harry'emu nie spodobało się wytłumaczenie przyjaciela, ale nie mógł się z nim nie
zgodzić. Nie, kiedy z nerwów skubał czubek własnego ogona.
Tak więc siedzieli i dumali, ale żadnemu z nich nie przychodziła do głowy ani jedna pomocna
myśl. Złoty Chłopiec nie mógł nawet opuścić skrzydła szpitalnego.
Poprzednia ucieczka niestety się nie powiodła. Na początku Harry oświadczył, że się nudzi i musi
wyjść na dwór pooddychać świeżym powietrzem. Pozwolili mu więc wyjść na błonia. Cieszył się
wiatrem we włosach i widokiem nieba, po raz pierwszy odkąd zjawił się w łazience Toma.
Zadowolony z siebie rozmawiał z kolegami z Gryffindoru, których dość mocno zaskoczył jego
nowy wygląd. Nawet podziękował Malfoyowi za zniszczenie tego eliksiru na szlabanie. Gdyby nie
to, nigdy by nie poznał Toma. Mina Malfoya była bezcenna. Zwłaszcza, że kara, jaką blondyn
przez to zarobił, nie należała do najprzyjemniejszych. Musiał czyścić klatki po tych wszystkich
kotach, które Zakon masowo zwlekał do Hogwartu.
To był przepiękny dzień, więc w końcu jego strażnicy zaczęli się rozpraszać. Kiedy w pewnej
chwili nikt na niego nie patrzył, Harry wziął nogi za pas i zwiał. To co stało się potem, było do
przewidzenia. Złapali go niemal natychmiast. Teraz nawet do łazienki towarzyszyła mu eskorta
pięciu czarodziejów. Zaś straże podwojono, kiedy pewnej, bezksiężycowej nocy usiłował
czmychnąć przez okno. Przy kolejnej próbie kilku ogłuszył, ale i tak został schwytany. Teraz już
nikt z nauczycieli mu nie ufał.
Ron i Hermiona udawali przed wszystkimi troskliwych przyjaciół, którzy starają się utrzymać go
na miejscu. Inaczej pewnie zabroniono by im go odwiedzać. Przez większość jednak czasu Harry
był w skrzydle szpitalnym zupełnie sam. Uczył się z podręczników, pod czujnym nadzorem
Hermiony, ponieważ Dyrektor zabronił mu nawet chodzenia na lekcje.
- Musi być jakaś droga na zewnątrz - burknął Ron, z frustracją wpychając sobie do ust całą
czekoladową żabę na raz.
- Jest - powiedział Harry, wskazując odpowiednie miejsca na Mapie Huncwotów.
- Po prostu zbyt wielu ludzi patroluje te korytarze.
- A czyja to wina? - zapytała Hermiona spokojnie, przekrzywiając głowę na bok. Harry prychnął.
- Chyba nie przypuszczałaś, że będę tu leżał jak grzeczny, mały kotek i czekał aż pielęgniarka
ubzdura sobie jakiś dobry powód, żeby zabrać mi kociątko!
- Nie, nie przypuszczałam - zamilkła na chwilę. - Musielibyśmy ich jakoś zająć...
- Taaak. Dobry pomysł, tylko czym? - mruknął Ron. - Nie odeszliby stamtąd, choćby się paliło.
- Myślałam o... - Hermiona umilkła momentalnie, kiedy ktoś wszedł do środka.
- Chyba nie planujesz kolejnej ucieczki, mój chłopcze? - zapytał Dumbledore, otwierając drzwi
szerzej. Harry spojrzał na niego chłodno. Jak kiedyś czuł do niego bardzo dużo szacunku, tak
teraz nienawidził starego pierdoły. Nie pozwalał mu wrócić do Toma, mimo, że jak twierdził,
wierzył mu. - Jak się czujesz? - pytał dalej, z dobrotliwym uśmieszkiem.
- Byłoby znacznie lepiej, gdybym był z Tomem! - syknął w odpowiedzi. Nieważne, jak długo
próbowali mu wyperswadować te uczucia, Harry nie zamierzał się poddać. To z nimi było coś nie
tak, nie z nim. Wszystko, co pamiętał było prawdziwe - Tom kochał jego, a on kochał Lorda
Voldemorta. Im się to po prostu nie mieściło w głowach.
- Pilnujemy go, panie profesorze - pozwiedzała Hermiona spokojnie.
- Dobrze, zajmujcie się nim dalej. Harry... - Chłopak odwrócił wzrok i spojrzał w okno.
Dumbledore westchnął i okrążył łóżko. Oparł dłoń na jego ramieniu. - Po prostu wiem, co jest dla
ciebie najlepsze, mój chłopcze. Nie walcz ze mną.
- Kociątko potrzebuje ojca! - powiedział, cofając się przed pomarszczoną dłonią. Objął brzuch
rękami, przytulając ogon do siebie.
- Wiem, Harry, ale pomyśl, co Voldemort mógłby z nim zrobić.
- On by go nigdy nie skrzywdził! - krzyknął Harry, podrywając się na równe nogi. - Kochałby je tak
samo mocno, jak ja! - Jak śmiesz w ogóle insynuować coś takiego. Tom nigdy by nas nie
skrzywdził. Nie zabiłby naszego maleństwa! Nie jest... potworem!
- Harry...
- Nie! Ty nic nie rozumiesz! Tom mnie kocha! Naprawdę, nie wymyśliłem sobie tego! Robisz duży
błąd rozdzielając nas! On tu przyjdzie! Przyjdzie po mnie, zobaczysz!
- Harry... - Dumbledore starał się go uspokoić, kiedy drzwi otwarły się niespodziewanie. Do
środka wpadła śmiertelnie blada McGonagall.
- Albusie! - Głos jej się trząsł, jak mówiła. - Voldemort atakuje Hogsmeade!
Rozdział XIII
Krzyki dało się słyszeć już na błoniach Hogwartu. Śmierciożercy palili budynki i rzucali zaklęcia,
nie patrząc zbytnio w co trafiają. Voldemort kazał im spalić miasteczko do gołej ziemi, jeśli będzie
trzeba. Właśnie pozbył się jedną klątwą kolejnego głupca, który ośmielił się z nim zmierzyć i dalej
parł w stronę szkoły. Za nim zawalały się kolejne budynki, sypiąc iskrami.
- Pamiętajcie - warknął - żadnego zabijania póki ja tak nie rozkażę. Jeśli znajdziecie Pottera,
przyprowadźcie go do mnie!
Śmierciożercy nie śmieli mu się sprzeciwić. Wyciągali przerażonych czarodziejów i czarownice z
ich kryjówek i grupowali ich na środku głównego placu. Wokół szalało morze płomieni.
Tom uniósł różdżkę i skierował ją na swoje gardło:
- Sonorus - wypowiedział i jego głos stał się naraz tak donośny, że można go było usłyszeć nawet
w szkole. - Dumbledore! - wysyczał. - Chyba już się domyśliłeś, kto ma do ciebie sprawę.
Trzymasz u siebie coś bardzo mojego i ja chcę to z powrotem! Jeśli natychmiast nie oddasz mi
Harry'ego Pottera, zacznę zabijać tych ludzi, jednego po drugim, a potem spalę tę cholerną
wioskę razem z ich ciałami!
Wyszeptał przeciwzaklęcie i jego głos wrócił do normalności. Widział, jak spędzona swołocz
rzuca mu przerażone spojrzenia. Uśmiechnął się do nich uprzejmie i jadowicie zarazem. Potem
zwrócił swój wzrok na zamek. Kiedyś nawet on nazywał go domem, a teraz uwięzili w nim jedyną
osobę, która tak naprawdę kiedykolwiek go obchodziła. Był w stanie zburzyć go do fundamentów,
byleby odzyskać chłopaka.
Riddle wiedział, że Harry już wie o ataku, że przyjdzie do niego. Wszystko, co teraz musiał zrobić,
to czekać. Niedługo będzie mógł wziąć swojego kociaka w ramiona i już nigdy nie wypuścić.
~0o0~
W chwili, kiedy McGonagall poinformowała ich o ataku, Harry wiedział, co musi zrobić. Tom
przyszedł po niego i teraz wszystko zależało od tego, czy uda mu się do niego dotrzeć. Popatrzył
na Rona i Hermionę. Ich spojrzenia mówiły same za siebie - byli z nim.
- Dołączę do Zakonu - powiedział Dumbledore, kierując się do wyjścia. - Upewnij się, Minerwo, że
uczniowie nie opuszczą swoich dormitoriów. - Nauczycielka skinęła głową i wyszła. Pod drzwiami
dyrektor obrócił się jeszcze i zmierzył Pottera poważnym spojrzeniem. - Nie wychodź stąd, Harry
- powiedział. - Dla swojego własnego bezpieczeństwa. - Potem wyszedł ze skrzydła szpitalnego.
Ogon Harry'ego poruszył się lekko. Stary zgred nie miał prawa mu rozkazywać, a on pójdzie tam,
z jego pozwoleniem, czy bez. Podszedł do drzwi, przyjaciele szli tuż za nim. Ostrożnie wyjrzał na
korytarz. Panowała tam tylko z grubsza opanowana panika. Nauczyciele i prefekci biegali we
wszystkich kierunkach, próbując wyłapać uczniów i odprowadzić ich do ich pokoi wspólnych,
jednocześnie nie informując, dlaczego muszą przesiedzieć cały dzień w zamknięciu. Przez to
zamieszanie nikt nie powinien był zwrócić na nich uwagi...
- Co wy troje tutaj robicie? - Cichy głos za plecami przyprawił ich o gęsią skórkę.
- Próbujemy powstrzymać Harry'ego od ucieczki - odpowiedziała Hermiona, szybko łapiąc
chłopaka za tył szaty i odciągając od drzwi.
- Panie Potter! - prychnęła pielęgniarka napuszonym głosem. - Chyba słyszał pan, co dyrektor
powiedział!? Nigdzie nie pójdziesz! Zwłaszcza w twoim stanie!
- Dumbledore nie może mnie kontrolować! I czuję się świetnie! Muszę wrócić do Toma i ty mnie
nie powstrzymasz! - Stara szantrapo, dodał w myślach. Odsunął się od przyjaciółki i wyciągnął
różdżkę. Skierował ją na kobietę. - Stupefy!
Gryfonka sapnęła, kiedy Pomfrey zaczęła się osuwać na podłogę.
- Harry!
- Wybacz, ale nie pozwolę, by ktokolwiek mi teraz przeszkodził!
Ron pokiwał głową i odciągnął porażoną zaklęciem na bok, żeby nie było jej widać od razu, po
wejściu do sali.
Nagle cała trójka zamarła. Donośny głos Voldemorta dotarł nawet tutaj. Harry nastawił uszka,
jego oczy zabłyszczały, a w postawie pojawił się nowy wigor. Tom chciał, żeby wrócił, skoro
zorganizował to wszystko.
- No więc - powiedział Ron, po chwili ciszy - chyba musimy się pośpieszyć.
Przyjaciele skinęli potakująco. Wyszli ostrożnie, klucząc pomiędzy tajnymi przejściami i zbrojami,
tak, by uniknąć wzroku pozostałych na korytarzach nauczycieli. Nikt ich nie dostrzegł. Dotarli do
posągu Jednookiej Wiedźmy. Harry powiedział hasło i weszli do podziemnego korytarza. Na
szczęście tutaj też nikt nie pilnował. Niemal przebiegli całą drogę do Miodowego Królestwa.
Wyszli w piwnicy i pośpiesznie opuścili sklep. Zapach palonych słodyczy towarzyszył im jeszcze
przecznicę dalej. Na zewnątrz panował zupełny chaos. Ludzie biegali, chowając się przed
odzianymi na czarno sylwetkami. Te łapały ich zupełnie bez wysiłku i gdzieś prowadziły.
Harry miauknął miękko. Jak ja go tu znajdę? Rozejrzał się bezradnie. Tom? Gdzie jesteś?
Niespodziewanie poczuł cudzą świadomość ocierającą się o jego żałosne bariery wokół umysłu,
utworzone jeszcze podczas lekcji ze Snape'em. Padły niemal natychmiast. Poczuł jak jego głowę
wypełnia dziwna mieszanka emocji, głównie gniewu, który na pewno nie należał do niego.
Zamrugał zaskoczony, kiedy dotarło do niego, czyja to magia.
“Tom?” zapytał w myślach.
Odpowiedziała mu chwila ciszy i wreszcie...
„Harry?”
„Tom! To ty!”
„A... ale jak ci się to udało?”
„Nie mam pojęcia”
Voldemort był cicho przez chwilę. Czuł coś dziwnego przez tę nową więź, która ich połączyła.
„Wygląda na to, że coś blokowało to połączenie pomiędzy nami, ale jak, tego nie wiem.”
„Ja też nie wiem. Po prostu poczułem, jak bardzo jesteś wściekły.”
„Rozmawiam właśnie z Dropsem, pewnie dlatego.”
„To rzeczywiście wyjaśnia twój stan.”
„Nieprawdaż? Ale to teraz nieważne, gdzie jesteś?”
„W Hogsmeade, niedaleko Miodowego Królestwa.”
„Przyjdę po ciebie” - zamilkł na chwilę, a potem zaklął szpetnie. - „Stary dureń nigdzie mnie teraz
nie puści”.
„Ja do ciebie przyjdę.”
„Dobrze, stoimy niedaleko Wrzeszczącej Chaty.”
„Nie zabij go, już idę.
- …ry?
Gryfon zamrugał i spojrzał w oczy bardzo zaniepokojonej dziewczynie.
- Harry? Harry? Odpowiedz mi! O Boże, co się z tobą działo?
- Już dobrze, Hermino, żyję - odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
- Co się właściwie stało? - zapytał Ron. - Wyglądałeś, jakbyś zaliczył odlot.
- Właściwie to nie mam pojęcia, ale coś się wydarzyło i połączenie pomiędzy moim i Toma
umysłem stało się jeszcze silniejsze.
- To znaczy...? - dociekała Hermiona.
- Coś jak telepatia. Powiedział, że na mnie czeka! - odrzekł radośnie, a potem zaczął się
rozglądać. Zauważył, że wszyscy Śmierciożercy prowadzą schwytanych ludzi w jednym kierunku.
- Czekaj! Harry! - zawołał Ron, biegnąc za nim i starając się uniknąć latających wszędzie dookoła
klątw.
- Harry! Musisz być ostrożniejszy! - zawtórowała mu Hermiona. - Uważaj na dziecko!
Chłopak otoczył opiekuńczo rękami brzuszek. Jeszcze nie było po nim widać ciąży.
- Wiem, ale nic nam nie będzie. Kiedy wrócę do Toma... wszystko będzie dobrze! - mówił bardziej
do swojego nienarodzonego kociątka, niż do swoich przyjaciół.
- Wiesz, gdzie on jest? - zapytał Ron.
- Mhm... tędy - wskazał prosto przed siebie.
- To było dość ogólne - powiedziała Hermiona, osłaniając się przed jakaś zabłąkanym urokiem.
- Nie martw się, wiem dokąd idę.
- Właśnie tego się obawiam - mruknął Ron pod nosem.
- Harry! - krzyknął ktoś z boku. Nastolatek obrócił się zaskoczony. To był Remus. - Co ty tu
robisz?
- Tom po mnie przyszedł, tak jak mówiłem. Idę do niego! - odpowiedział Harry prosto, potem
odwrócił się i pobiegł w kierunku Wrzeszczącej Chaty.
- Zatrzymaj się! Wracaj! On cię zabije! - krzyczał Lupin, blokując lecącą w ich kierunku klątwę.
Harry czuł się, jakby właśnie zdradzał ostatniego z przyjaciół swoich rodziców, ale nie mógł
przecież zostać. - Ron, Hermiona! Zatrzymajcie go! Oni zabiorą go nie wiadomo gdzie!
- Przepraszam, profesorze... - powiedziała dziewczyna cicho. Oboje podążyli za przyjacielem.
Remus patrzył za nimi pustym wzrokiem. Wołał, żeby wrócili, ale oni oddalali się coraz bardziej.
W końcu jego głos zaginął wśród zgiełku walki.
- Daleko jeszcze? - utyskiwał Ron, trzymając się za bok. Dostał kolki, nigdy nie widział, żeby
Harry tak szybko biegł.
- To już niedaleko, to już... - zamilkł, kiedy jakiś śmierciożerca w masce złapał go za ramię. Ron i
Hermiona natychmiast wyciągnęli różdżki.
- Puść go, bydlaku! - Czarna postać zupełnie ich zignorowała.
- Mój Panie? - zapytał cicho. Harry spojrzał na niego uważnie.
- Tak?
Mężczyzna odetchnął z ulgą.
- Dobrze, to ty. Czarny Pan już na ciebie czeka.
- Tom? - Uniósł uszy zadowolony. - Zaprowadź mnie do niego.
- Tędy. I trzymaj się blisko mnie - powiedział mężczyzna i ruszył przed siebie. Chłopak poszedł za
nim, niemal podskakując z radości. Za chwilę miał zobaczyć ukochanego!
„Już prawie jestem na miejscu!”
Ron i Hermiona popatrzyli po sobie z niedowierzaniem, a potem ruszyli za nimi.
Po kilku chwilach przedzierania się przez zgliszcza dotarli na wolny teren w okolicy Wrzeszczącej
Chaty. Kilku śmierciożerców wciąż walczyło z członkami Zakonu. W środku tego zamieszania stał
Tom. Był tak samo przystojny, jak w chwili, kiedy Harry widział go ostatnim razem, lecz jego oczy
były całkowicie wypełnione rdzawą czerwienią. Jeszcze przed porwaniem mężczyzna znalazł
sposób, by przywrócić tęczówkom oryginalną barwę, ale teraz nie miał czasu przejmować się tym
drobiazgiem, albo był zbyt wzburzony. Za jego stan z pewnością odpowiadał stojący nieopodal
Dumbledore.
- Tom! Musisz to przerwać!
- Nie! Nie odejdę, póki nie dostanę Harry'ego z powrotem!
- Tom! - powiedział dyrektor ostrzegawczo. - Aurorzy już są w drodze, otoczymy cię i będziesz
musiał się poddać!
- Pieprzyć aurorów! Nie ruszę się stąd, zanim nie pozwolisz mi pomówić z Harrym!
- Harry jest zamknięty w szkole, bezpieczny. Nie ma możliwości, żebyś się do niego dostał!
Riddle uśmiechnął się kpiąco.
- Taki pewny jesteś?
- Nie pozwolę ci go zabrać, Tom! - warknął, wyciągając różdżkę.
Voldemort zasyczał wściekły i wyszarpnął z kieszeni własną różdżkę. Pewny siebie ton Dropsa
drażnił go.
- Mój Panie - zawołał jeden ze śmierciożerców, przyspieszając kroku. Lord obejrzał się, a potem
wrócił wzrokiem do sylwetki Dumbledore'a.
- Co?
Potter wyprzedził śmierciożercę i podbiegł do czarnoksiężnika.
- Tom! - zawołał szczęśliwy.
Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się niemal natychmiast. Cała złość i żądza mordu zniknęły jak
ręką odjął. Tęczówki na powrót przybrały błękitną jak niebo barwę.
- Harry... - wyszeptał i chwycił chłopca w ramiona. Miał wrażenie, że nigdy go już nie wypuści.
Nastolatek oplótł go nogami i rękami jak małpka. Szczęśliwy całował starszego czarodzieja po
całej twarzy. Tom przytulił go do siebie mocno i głaskał uspokajająco po plecach. Nareszcie miał
go z powrotem.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem - wymruczał Harry, kiedy w końcu upewnił się, że to nie złudzenie.
Oparł głowę na ramieniu ukochanego.
- Ja też. Nie wiedziałem gdzie jesteś, to było straszne. Szukałem cię już chyba wszędzie - mówił
czarnoksiężnik miękko, a na koniec cmoknął go jeszcze w czółko.
- Wybacz... nic nie mogłem zrobić.
- Wiem... wiem, koteczku... Ale znowu jesteś ze mną, tylko to się liczy...
Harry pokiwał głową. Zgadzał się z nim całym sobą. Czuł zbierającą się w kącikach oczu wilgoć.
- Kocham cię, Tom.
- Też cię kocham - wyszeptał mężczyzna w odpowiedzi i pocałował go mocno, szokując jeszcze
bardziej obserwujących ich czarodziei. Pocałunek był mocny, ale jednocześnie czuły i zwyczajnie
słodki. Długa rozłąka sprawiła, że obaj byli wręcz spragnieni swojej obecności. Usta przy ustach,
twarz przy twarzy, wyglądali, jakby chcieli stopić się w jedno. Oderwali się od siebie dopiero, gdy
ich płuca zaczęły domagać się powietrza. Tom opuścił nastolatka na ziemię, ale nadal tulił do
siebie ramieniem. Drugą ręką powoli przeczesywał włosy drobniutkiego czarodzieja.
Harry miauknął szczęśliwy i nastawiał główkę do pieszczot.
- Nigdy nie pozwól mi odejść - szepnął.
- Nie pozwolę - zamruczał Tom, patrząc na Dumbledore’a morderczo. Dyrektor obserwował ich z
mieszaniną szoku i niedowierzania wypisaną na twarzy. Oczy Voldemorta ponownie przybrały
ostrzegawczą, karmazynową barwę. Syknął coś w mowie węży, wiec Zakon tego nie zrozumiał, a
Harry aż zadrżał z przyjemności. Mężczyzna wysyczał tylko jedno słowo: - Mój!
Riddle przeniósł spojrzenie z powrotem na chłopca i pocałował go w czubek głowy, pomiędzy
uszkami. Potem uniósł dumnie głowę i zmierzył oniemiałych śmierciożerców chłodnym
spojrzeniem.
- Odchodzimy! - rozkazał. Słudzy niemal natychmiast otoczyli swojego Pana ciasnym
pierścieniem.
Niezdecydowani zaczęli wypychać Rona i Hermionę z kręgu. Harry jeszcze na chwilę
powstrzymał Toma i podbiegł do swoich przyjaciół. Czarny Pan również zwrócił twarz w ich
stronę. Młodzi Gryfoni zadrżeli pod wpływem intensywnego spojrzenia, jakim ich obdarzył.
- Dziękuję, że mi pomogliście - wygłosił Harry, zaciskając małą dłoń dookoła ręki Riddle'a,
ponaglając go, by też coś powiedział.
- Tak, ja też dziękuję - wykrztusił w końcu.
- P... proszę bardzo... - odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się ciepło.
- Wydaje mi się, że teraz wierzymy ci już zupełnie - dodał Ron, mierząc Voldemorta uważnym
spojrzeniem. Harry zachichotał.
- Też mi się coś tak zdaje. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli przeze mnie zbyt wielkich
kłopotów.
- Nie przejmuj się tym - rzekł Ron, uśmiechając się krzywo.
- Zobaczymy cię jeszcze? - spytała dziewczyna z nadzieją.
- Nie mam pojęcia, ale będę pisał! - Chłopak uniósł głowę i spojrzał na Toma prosząco, jakby
pytał o pozwolenie. Mężczyzna skinął i przytulił go mocniej. - Będę pisał! - powtórzył.
- Lepiej się postaraj! - Pogroziła mu palcem i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Pa - zamruczał, przytulając każde z nich, potem razem z ukochanym zniknęli w tłumie czarnych
płaszczy.
- Harry!? - krzyknął Lupin, spoza pleców dwójki Gryfonów. - Co ty robisz!? - Harry spojrzał na
Toma, a potem z powrotem na Remusa.
- Wracam do domu.
Rozdział XIV
Harry i Tom pojawili się w holu Kwatery Głównej, otoczeni pojawiającymi się znikąd
śmierciożercami. Voldemort spokojnie podążył do wyjścia, zatrzymał się jednak przy schodach
prowadzących na górę i obejrzał na swoich ludzi.
- Jesteście wolni. Nie przeszkadzać mi teraz! - rozkazał i zniknął, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Gdzie idziemy? - zapytał Harry, nastawiając ciekawie uszka i opierając głowę na ramieniu
czarnoksiężnika.
- Do sypialni - odpowiedział Tom krótko. Na schodach przeskakiwał po dwa stopnie naraz.
Jedyne, co miał teraz w głowie, to wizja nagiego Harry'ego, bezpiecznie leżącego w jego łóżku.
Chłopak poruszył się lekko i pocałował mężczyznę w kark. Też tęsknił. Z zadowoleniem
odetchnął zapachem kochanka.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem. Myślałem, że Dumbledore nie pozwoli mi ciebie więcej zobaczyć.
- Nigdy bym do tego nie dopuścił. Zburzyłbym szkołę do fundamentów, jeśli bym musiał -
wymruczał nastolatkowi słodkie słówka do uszka i zamaszyście otworzył drzwi do sypialni.
- Naprawdę?
- Tak. Pieprzyć Dumbledore’a!
Harry zachichotał.
- Oni wszyscy byli zdziwieni, że chcę tu wrócić. Myśleli, że mi coś zrobiłeś ze wspomnieniami.
- Doprawdy?
- Mhm... Nawet jak już sprawdzili wszystko i uznali, że nic mi nie jest, nadal nie chcieli mnie
wypuścić - mówiąc to, opuścił uszka zasmucony.
- Nie powinni mi ciebie zabierać, od tego zacznijmy - warknął mężczyzna i ostrożnie ułożył
chłopca na łóżku. - Ktokolwiek dopuścił się tego, jeszcze za to zapłaci - wysyczał i zaczął
pokrywać szyję młodszego czarodzieja drobniusieńkimi pocałunkami. Harry wyszczerzył się
zadowolony.
- Snape robił tylko to, co do niego... - Voldemort odsunął się i spojrzał mu w oczy zszokowany.
- Snape? Severus Snape? - Chłopak zasłonił usta dłonią i zaklął. Właśnie zdradził jedynego
szpiega Zakonu. - Severus cię zabrał? On jest szpiegiem!? - zawarczał. Jego oczy powoli robiły
się szkarłatne ze złości.
- Tom! - zawołał Gryfon wystraszony i ujął jego twarz w dłonie. - Nie złość się, proszę.
- Złościć się? O nie, Harry, ja nie jestem zły... jestem wkurwiony - wymruczał groźnie, w duchu
przysięgając Mistrzowi Eliksirów długą i bolesną śmierć.
- Tom! On tylko czynił to, co uważał za właściwe! - zaprotestował nastolatek, ale Voldemort go
nie słuchał.
- Zabrał mi ciebie. Musi za to zapłacić! - warknął mężczyzna.
- Nie rób mu krzywdy, proszę.
- Och, ja zamierzam mu zrobić znacznie więcej, niż tylko krzywdę!
- Tom, proszę... - Spojrzał na niego bezradnie.
- Dlaczego? - uciął.
Harry uciekł spojrzeniem w bok.
- Ponieważ... on robił to, co musiał. Myślał, że jestem w niebezpieczeństwie. Zaryzykował własne
życie po to, żebym był bezpieczny. - Popatrzył prosto w wypełnione żądzą mordu oczy
Voldemorta. - On nie wiedział tego, co ja. Zmieniłeś się.
Tom powoli miękł. Coś w oczach chłopaka mówiło mu, że to on ma rację.
- I tak mnie zdradził, Harry. Nie mogę mu tego odpuścić.
- Wiec nie rób mu krzywdy... za bardzo.
- Dlaczego go chronisz? Myślałem, że go nienawidzisz.
- Owszem, ale on... on jest... - Harry nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. - Sam nie wiem.
Mimo tego, że się nawzajem nienawidzimy, zrobił wszystko co mógł, by mnie chronić. Coś mu się
za to należy.
- No i co z tego? - Oczy Marvolo nadal miały głęboką, czerwoną barwę. Głębszą, im bardziej o
tym myślał.
- Nie złość się - wyszeptał Harry. - To mnie przeraża.
Tom przytulił go do siebie delikatnie.
- Przepraszam, kotku. Nie mówmy już o tym.
- Więc o czym chcesz pogawędzić?
- Najchętniej wcale bym nie rozmawiał. Jedyne, co chcę słyszeć to jak krzyczysz moje imię -
zamruczał niskim, wibrującym głosem i przyciągnął chłopca do delikatnego pocałunku.
Harry zamruczał głośno, czując jak czarnoksiężnik delikatnie rozchyla jego wargi językiem.
Poczuł, jak dłoń partnera delikatnie prześlizguje się po jego brzuchu, głaszcząc go delikatnie.
Nagle coś mu się przypomniało.
- T... Tom, zaczekaj!
- Hmm? - zapytał Voldemort, całując go lekko na wysokości mostka. Powoli rozpinał jego
koszulę.
- Ja... muszę ci coś powiedzieć... - sapnął chłopiec, kiedy zniecierpliwiony mężczyzna rozebrał
ich obu jednym machnięciem różdżki.
- Co takiego? - zapytał Tom, błądząc po jego nagiej skórze gorącymi dłońmi. Zamiast odpowiedzi
z ust Harry'ego wyrwał się tylko przeciągły jęk.
Burknął coś niezrozumiale, wiedząc, że starszy czarodziej robi to specjalnie. Doskonale wyczuł,
że Tom się uśmiecha, jednocześnie obsypując go lekkimi pocałunkami. Sfrustrowany wplątał
palce w jego włosy. Nie mógł się skupić na tyle, by wydobyć z siebie jakiekolwiek sensowne
zdanie. Znowu jęknął. Nowina mogła poczekać, za nic nie chciał powstrzymywać teraz kochanka.
- Merlinie... Czuję się jakbym nie dotykał cię od wieków... Stęskniłem się - wyszeptał Voldemort,
całując go lekko po torsie. Harry tylko miauknął zgodnie. Też się tak czuł, mimo, że to było tylko
kilka tygodni. Każda chwila osobno była torturą.
Nastolatek sapnął, czując jak ciepłe usta Toma zamykają się dookoła jego członka. Zacisnął
dłonie na jego włosach. Marvolo uśmiechnął się wokół penisa chłopaka, słysząc jego ciężki
oddech. Possał lekko i Harry nagrodził go przeciągłym jękiem.
- Tom! - chłopak prawie wymiauczał jego imię.
- Hmm? - mruknął mężczyzna i zaczął ssać mocniej.
- Ahhh... - westchnął Harry, zaciskając dłonie mocno we włosach kochanka. Czuł już znajome
dreszcze w dole brzucha, jednak Tom odsunął się i nastolatek zaprotestował niezadowolony.
Starszy czarodziej pochylił się i cmoknął go. W następnej chwili trącił prowokująco język
Harry'ego, aż w końcu spletli się w głębokim pocałunku. Po chwili dysząc, odsunął się i wtulił
twarz w zagłębienie szyi chłopaka.
- Merlinie... chciałbym już być w tobie…
- Więc się pośpiesz - zamruczał Harry miękko i rozsunął nieco uda.
Voldemor warknął i wsunął w niego natłuszczone olejkiem palce, przygotowując go pośpiesznie.
Potem uniósł lekko pośladki chłopca i wszedł w niego jednym, powolnym pchnięciem. Obaj
sapnęli z przyjemności, czując znajome dreszcze w dole podbrzusza.
- Tęskniłem za tym... - westchnął Harry, obejmując kochanka nogami w pasie, przyciągając go
bliżej i nabijając się na niego głębiej.
- Wiem. Ja też.. Nie mogłem spać, kiedy nie było ciebie obok mnie - wyszeptał mu do ucha Tom,
cofając się lekko i wchodząc w niego ponownie, jeszcze głębiej.
- Ahhh... Naprawdę?
- Tak. Brakowało mi ciebie. - Poruszał się w nim łagodnie. - Nie byłem w stanie skupić się na
niczym, zbytnio się o ciebie martwiłem. - Harry uśmiechnął się delikatnie, a potem odchylił głowę
do tyłu, z przyjemności. Tom przestawał właśnie być taki przesadnie delikatny. - Przepraszam...
nie mogę nad sobą... zapanować...
- Nie szkodzi. Tylko nie przestawaj! - mruknął chłopiec przeciągle.
- Nie zamierzam...
Chłopak zacisnął dłonie na poduszce i krzyknął cicho, kiedy partner uniósł jego biodra w górę i
zaczął poruszać się w nim jeszcze mocniej, niemal brutalnie, niemal. Jednak Harry'emu wcale to
nie przeszkadzało. Chciał, by Tom robił to jak najdłużej, by udowodnił mu, że naprawdę są
razem, że to nie sen. I że już nigdy go nie wypuści. Przywarł mocniej do ukochanego, oplatając
jego szyję ramionami i obejmując go mocniej w pasie, z ogonkiem mocno dociśniętym do pleców
Toma.
- Merlinie... - westchnął mężczyzna. - Jesteś taki cholernie ciasny... - Pocałował lekko nastolatka i
poczuł pod wargami słonawą wilgoć. Spojrzał na niego uważniej i zauważył szklące się w jego
oczkach łzy. - Zraniłem cie? - zapytał spanikowany. Jego ruchy momentalnie stały się bardzo
delikatne. Harry pokręcił głową na nie.
- Ja... po prostu... jestem taki szczęśliwy... - Nie wiedział, jak to dokładnie wytłumaczyć. Popatrzył
ukochanemu w oczy. - Bo... wreszcie wróciłem do domu...
Tom uśmiechnął się czule i pocałował go w policzek.
- Tak, wróciłeś. I tutaj zostaniesz.
Harry skinął, zadowolony z takiej odpowiedzi.
- Tylko nasza trójka - szepnął, przymykając oczka.
Voldemort popatrzył na niego przez chwilę dziwnie, niemal zapominając się poruszać. Trójka?,
pomyślał zdziwiony.
- Mocniej! Tom! - pojękiwanie chłopca wyrwało go z zamyślenia. Momentalnie zepchnął rodzące
się pytania w tył umysłu i zajął się tym, co najbardziej kochał - Harrym. Nie oszczędzał go, czuł,
że zaraz obaj skończą.
- Sz... szybciej! Tom!
Voldemor jęknął, ale posłuchał go. Był tak blisko, wystarczyła chwila i... Głośny krzyk wyrwał się z
gardziołka nastolatka. Przytulił się do swojego kochanka mocniej. Mężczyzna wykonał jeszcze
kilka płytkich pchnięć i również doszedł.
Tulili się do siebie i patrzyli sobie w oczy, aż napięcie opadło z nich zupełnie. Tom pocałował
chłopaka lekko, potem ukrył twarz w zagłębieniu pomiędzy jego barkiem i delikatną szyjką.
- Kocham cię, Harry.
- Też cię kocham - zamruczał chłopiec i liznął go lekko za uchem. Czarnoksiężnik zachichotał
cicho. To był wybitnie koci całus.
Usnęli, nadal wtuleni w siebie, spoceni, brudni i wybitnie szczęśliwi. *
~0o0~
Harry obudził się kilka godzin później, czując palce delikatnie głaszczące go po pleckach.
Zamruczał głośno, po kociemu i przylgnął ciasno do ciepłego ciała obok siebie.
Voldemort pocałował go delikatnie w czółko.
- To takie przyjemne znowu mieć cię w ramionach, kotku. - Harry miauknął miękko i spojrzał
mężczyźnie w oczy. Uniósł dłoń i delikatnie przesuwał nią po nieogolonym policzku Toma.
Upewniał się, czy to nie sen. Marvolo odwrócił głowę i lekko ucałował każdy paluszek, potem
przeniósł spojrzenie z powrotem na chłopca. - Tęskniłem za budzeniem się z tobą w ramionach.
Nie sądziłem, że to będzie tak bardzo bolało - brak ciebie.
- Przepraszam - wyszeptał Harry w odpowiedzi i objął go mocno za szyję. - Nigdzie się nie
wybieram.
- To dobrze - powiedział Tom i pocałował go mocno. Nastolatek połasił się do niego słodko, a
potem westchnął z przyjemności, czując jak starszy czarodziej ociera się o niego lekko.
Mężczyzna wsunął mu udo między nogi i poruszył nim. Harry sapnął. Po chwili jego i tak
zaczerwienioną twarz zalał szkarłatny rumieniec, a brzuszek zaburczał głośno, domagając się
śniadania. *
Tom zachichotał i pocałował go delikatnie w nosek.
- Ktoś tu jest głodny?
Harry prychnął.
- Tak! Umieram z głodu! Zjadłbym hipogryfa z kopytami!
- Dobrze... Jemy tutaj, czy na dole?
- Hmmm... Tutaj?
Voldemort przytaknął i odsunął się od Harry'ego. Chłopiec miauknął niezadowolony, ale też się
podniósł. Kiedy mężczyzna wrócił z kuchni, z gotowym śniadaniem, nadal leżał rozleniwiony na
łóżku. Czarnoksiężnik odłożył tacę na stolik i przyjrzał się swojemu kociakowi uważnie.
- Najpierw musimy się umyć.
Harry syknął i opuścił uszka niezadowolony.
- Musimy?
- Tak. Cały się lepisz.
- Lubię się lepić!
Tom uśmiechnął się i skinął na niego.
- No chodź. - Kiedy Gryfon się nie ruszył, wziął go na ręce i zaniósł do łazienki. Ostrożnie
umieścił go w gorącej wodzie, nastepnie skopał z nóg spodnie od piżamy i usiadł obok niego, w
wannie. Usadził go na swoich kolanach i oparł jego plecy o swoją klatkę piersiową. Potem zaczął
mu delikatnie myć włosy.
Kąpiel była bardziej kontynuacją tego, co rozpoczęło się w łóżku, niż myciem. Tom już się o to
postarał. Dłońmi powoli prześlizgiwał po karku i plecach Harry'ego, masując go w dość drażniący
sposób. Palce zsunął powoli po plecach chłopca, aż na pośladki i dalej, pomiędzy nie. Zaczął go
delikatnie muskać w tym intymnym miejscu. W końcu jeden z nich wśliznął się w chłopaka -
teoretycznie tam też był ubrudzony.
- Głębiej - westchnął Harry, wiercąc się na jego nogach.
- Na pewno? Wydaje mi się, że... jesteś już dostatecznie czysty...
Młodszy czarodziej pokręcił głową na nie. Zmoknięte uszka załopotały lekko.
- Nie! Zdecydowanie potrzebuję czegoś dłuższego!
Tom zaśmiał się otwarcie.
- Hmmm...- pomyślał na głos. - Wydaje mi się, że wiem, o co ci chodzi. - Liznął go figlarnie za
uchem, potem wstał i przyholował Harry'ego do brzegu wanny.
- Co masz na myśli? - zapytał nastolatek, spoglądając na Toma niewinnie. Następnie jęknął
głośno, czując jak mężczyzna wsuwa się w niego niespodziewanie.
- Wystarczająco długie?
Harry zachichotał, a potem jęknął przeciągle.
- O boże... Tak!
- To dobrze - zamruczał Voldemort i zaczął się w nim delikatnie poruszać. Tym razem nie zajęło
to wiele czasu. Po chwili obaj ponownie szczytowali.
Potem umyli się już normalnie i wyszli z łazienki. Śniadanie czekało na nich wciąż cieplutkie,
jakby świeżo przygotowane. Było tam wszystko, co Harry lubił najbardziej. Jajka, naleśniki,
owoce i oczywiście duża filiżanka mleka. Chłopak z zadowoleniem wciągnął powietrze i aż się
oblizał.
- Mniam!
Tom z rozbawieniem obserwował swojego kociaka zagarniającego jedzenie na talerz.
- Tak myślałem, że będziesz głodny.
- Mhm! - odpowiedział Harry tylko. Policzki miał wypchane jedzeniem, jak przerośnięty chomik.
Marvolo usiadł naprzeciwko niego i zafascynowany patrzył, jak chłopak wpycha w siebie co
popadnie. Nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy kogokolwiek maczającego jajka w słodkim sosie...
- Więc... Co takiego chciałeś mi powiedzieć?
Harry popatrzył na niego zaskoczony, z widelcem nadal tkwiącym w ustach.
- Hmm? - zapytał, przekrzywiając głowę lekko na bok.
- No wtedy, kiedy chciałeś mi coś powiedzieć, ale cię... zdekoncentrowałem. - Uśmiechnął się
wrednie.
Nastolatek zarumienił się i pomyślał chwilę. O czym to ja mu miałem powiedzieć... Co było Aż tak
ważne... Kiedy mu się przypomniało, widelec wypadł mu z ręki i z brzękiem upadł na talerz. Cały
apetyt gdzieś zniknął, zastąpiony tępym uczuciem niepokoju, od którego zrobiło mu się lekko
mdło.
- Harry? - zapytał Tom zaniepokojony. - Co się stało? - Chłopak pokręcił tylko główką i otoczył
brzuszek rękoma. - Boli cię brzuch? - Ponownie pokręcił głową, na nie. - Więc o co chodzi?
Popatrzył starszemu czarodziejowi nerwowo w oczy, potem znowu spuścił wzrok na swój
brzuszek. Powinienem mu powiedzieć?
- To dobra, czy zła wiadomość? - dociekał Voldemort, nieco nerwowo.
- Dobra - odpowiedział słabo. - Chyba.
- Wiec dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
Chłopiec powiercił się lekko na swoim stołku.
- Właściwie to nie wiem jak to zrobić.
Mężczyzna był naprawdę zbity z tropu.
- Spróbuj?
Harry spuścił głowę.
- Tom? Lubisz małe kotki?
- Kociątka? - Chłopak skinął głową. Starszy czarodziej patrzył na Harry'ego, zupełnie nic nie
rozumiejąc. - Tak. Są małe, słodkie i wyglądają jak twoja kocia forma. Nie lubię ich tylko kiedy
drapią, to cholernie boli. - Pogłaskał nastolatka miedzy uszkami. - Dlaczego o to pytasz?
- Bo chyba będziemy jednego mieli - szepnął nerwowo. Tom nadal nic nie rozumiał, więc Harry
odetchnął głęboko i spojrzał mu prosto w oczy. - Jestem w ciąży.
Rozdział XV
- Co?! - zapytał Tom zszokowany.
- No wiesz... - Harry spuścił wzrok nerwowo. - W ciąży... Przy nadziei... Spodziewam się
dziecka... Emmm... - Próbował wymyślić coś jeszcze. Mężczyzna patrzył na niego
niedowierzającym wzrokiem.
- Jak? - Udało mu się w końcu wykrztusić.
- No... - Chłopak przekrzywił głowę na bok. - Kiedy dwoje ludzi bardzo się kocha i w końcu ląduje
w łóżku...
- Nie! - parsknął nerwowym śmiechem. - Wiem jak, ale... jakim sposobem...
- Ach... - Harry zarumienił się, opuszczając uszka. - Pani Pomfrey powiedziała, że to miało coś
wspólnego z moją przemianą w kota.
Voldemort oklapł na stołek jakby spuszczono z niego powietrze. Popatrzył na nastolatka jakoś
dziwnie, potem przeczesał dłonią włosy i uciekł spojrzeniem w bok.
- W ciąży!? - szepnął sam do siebie, skołowany.
Harry wpatrywał się w ukochanego uważnie, wypatrując chociaż cienia uśmiechu lub jakiegoś
radosnego błysku w oku, ale nic takiego nie zauważył. Co, jeśli on nie chciał dziecka? Pomyślał
wystraszony. Poczuł niepokojącą wilgoć zbierającą się w kącikach oczu. Co, jeśli teraz się
zezłości? Ja... nie chcę, żebyś był na mnie zły... Zagryzł wargę. A co... a co jeśli...
- T... Tom? - odezwał się cichutko, obejmując brzuszek dłońmi.
Czarnoksiężnik spojrzał na niego roztargniony i zobaczył łzy w oczach chłopca. Gwałtownie
poderwał się na nogi, wywracając stołek i szybko znalazł się tuż obok Harry'ego. Ukląkł przed
nim i delikatnie starł spływające po jego policzkach łzy.
- Harry? Co się stało? - zapytał ciepło.
- Nawet nic nie powiedziałeś... - chlipnął chłopak, zupełnie wytrącony z równowagi. Marvolo
przeklął się w myślach i otoczył kochanka ramionami, tuląc do siebie mocno.
- Przepraszam... Harry... Tylko ja... Merlinie. Nie wiem, co mógłbym powiedzieć... Znaczy...
Dziecko...
Nastolatek pokiwał głową i wtulił twarz w zagłębienie pomiędzy szyją a silnym ramieniem
mężczyzny.
- Nasze dziecko.
- Nasze - przyznał Tom, przyciągając go bliżej.
- Jesteś... szczęśliwy? - zapytał raz jeszcze, patrząc mu w oczy i nerwowo miętosząc ogon.
- Szczęśliwy? - Voldemort patrzył na swojego kociaka niemal przerażony. - Nie... nie wiem. Na
pewno nie jestem na ciebie zły, jeżeli tego się boisz. - Chłopak spuścił wzrok zażenowany. -
Harry? Boisz się mnie? O to chodzi? - Przytulił go mocniej, delikatnie pieszcząc jego uszka. - Nie
jestem zły, po prostu... nigdy nie brałem pod uwagę, że mogę zostać...
- Tatą? - zapytał Harry cicho, uśmiechając się delikatnie. Swoją drobną dłonią przesunął po
policzku starszego czarodzieja.
- Tak - przyznał mężczyzna słabo. Przyglądali się sobie nawzajem w ciszy.
- Co teraz zrobimy? - westchnął chłopiec po chwili.
- Nie mam pojęcia - przyznał Tom, uśmiechając się jeszcze skołowany. - Nigdy nie przeczytałem
nawet strony z książki na temat ciąży... i noworodków.
- Więc będziemy musieli nauczyć się wszystkiego sami. - Ta myśl z pewnością sprawiła
Harry'emu przyjemność. W jakimś temacie ukochany nad nim nie górował.
- Tak, będziemy musieli. - Uśmiechnął się lekko i położył dłoń na brzuszku partnera. Jeszcze nic
nie było widać. - Teraz wiem, co miałeś na myśli, mówiąc o "naszej trójce".
- Powiedziałem tak? - zapytał chłopak, pocierając głową o jego rękę, domagając się pieszczot. -
Kiedy?
- Gdy kochaliśmy się wieczorem. - Delikatnie przygryzł wrażliwe uszko. Harry przymknął oczy z
przyjemności. Czuł jak zgrabne dłonie Toma lekko przesuwają się po obszyciu jego koszulki.
- Aha...
- Jak długo już jesteś... - zaczął i wsunął mu dłoń pod ubranie, ostrożnie gładząc napiętą skórę na
podbrzuszu chłopca.
- Chyba... to będą już jakieś dwa miesiące - odrzekł z zastanowieniem.
- Dwa miesiące? - Tom był zszokowany. - To... musiało się stać przy naszym pierwszym razie!
Albo zaraz potem. - Harry skinął głową. - Czyli cały ten czas byłeś...
- W ciąży. Tak. To dlatego zacząłem wymiotować.
- Myślałem, że coś ci zaszkodziło.
- Ja też. Ale cztery dni to trochę długo. Pani Pomfrey poddała mnie jakimś testom i wtedy to
odkryła. To dlatego, miedzy innymi, nie chcieli mnie wypuścić. Byli pewni, że zrobisz coś naszym
kociakom.
- Zrobię coś? - Voldemort był zdziwiony własnym oburzeniem. - Na przykład co? Wytrenuję je na
zabójców? Nie. Absolutnie nie.
- Mówiłem to samo, ale mi nie wierzyli.
- Pieprzony Dumbledore - burknął czarodziej, a Harry zachichotał. Marvolo zabrał rękę z jego
brzuszka i wstał. - Musisz skończyć śniadanie.
- Dobrze. - Przysunął się do stołu i podniósł widelec.
- Powinieneś teraz dużo jeść - kontynuował Tom, patrząc na niego trochę dziwnie, jak w obrazek,
z uwielbieniem i nieco głupkowatym uśmiechem na ustach.
- Staram się. Jem za dwoje, żeby naszemu kociątku niczego nie brakowało.
- Kociątku? - Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- Tak. Kociątku.
Tom zachichotał.
- Niech ci będzie.
Harry tylko uśmiechnął się szeroko i kontynuował jedzenie.
~0o0~
Dumbledore nerwowo pocierał nasadę nosa, patrząc surowo na dwoje Gryffonów, siedzących po
drugiej stronie biurka, w jego gabinecie.
- Czy wy w ogóle wiecie, co zrobiliście?
- Tak, profesorze - powiedziała Hermiona. - Zrobiliśmy to, co należało.
- Skąd ta pewność?
- Ponieważ... - tym razem głos zabrał Ron. - Znamy Harry'ego lepiej niż ktokolwiek inny i wiemy,
kiedy kłamie.
- Mógł wierzyć w to, co mówił. - Starzec nadal upierał się przy swoim.
- Nie był pod działaniem żadnego zaklęcia. Zauważyłabym to. I nikt nie zrobił mu prania mózgu.
Pytaliśmy o różne rzeczy, o których tylko on i my wiedzieliśmy. Odpowiadał poprawnie. -
Dziewczyna nie miała złudzeń, Harry był sobą.
Dumbledore jeszcze przez chwilę przyglądał im się uważnie, potem westchnął. Hermiona
Granger była naprawdę jedną z najbystrzejszych uczennic. Ale tak, czy inaczej, musiał ich jakoś
ukarać. - Niezależnie od tego, czy Harry był sobą, czy nie, postąpiliście wbrew moim zaleceniom.
Oboje spuścili głowy, jednak ukradkowe spojrzenia, jakie sobie przekazali świadczyły, że nie
żałują ani trochę.
Dyrektor oparł ręce na biurku i raz jeszcze zlustrował ich uważnie wzrokiem.
- Ta niesubordynacja będzie kosztowała wasz dom pięćdziesiąt punktów. I oboje przygotujcie się
do sobotniego szlabanu z profesorem Snapem.
Ron wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale ugryzł się w język i wybąkał tylko:
- Tak jest, sir.
Profesor wstał.
- Dobrze, teraz jesteście wolni.
Zaczekał, aż opuszczą gabinet i z westchnieniem opadł na fotel. To wszystko było takie
zagmatwane. Najpierw Harry upiera się, że jest zakochany w Tomie, potem Voldemort atakuje
Hogsmeade, bez żadnego wyraźnego planu, tylko by zabrać chłopaka i zniknąć. Dlaczego podjął
aż takie ryzyko, samemu biorąc udział w ataku, tylko po to, by zyskać jednego człowieka. Nawet,
jeśli to był Harry Potter. Rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi.
- Wejść! - zawołał. Do gabinetu wkroczyli McGonagall i Snape. - Och, Minerwo, Severusie...
dropsa? - Wyciągnął słodycze w kierunku dwójki nauczycieli, lecz odmówili.
- Albusie, co zamierzasz teraz zrobić? - zapytała opiekunka Gryffindoru, nieudolnie starając się
zamaskować zdenerwowanie.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział dyrektor.
- Musimy coś zrobić! Merlin wie, co się właśnie teraz dzieje z Harrym. Voldemort jest zdolny do
wszystkiego! - kontynuowała.
- Nie wydawało się, żeby Potterowi zagrażało cokolwiek - wtrącił się Snape.
- Mnie to też nie daje spokoju - odezwał się Dumbledore. - Nigdy nie widziałem tak...
nierozważnego posunięcia. Tom zawsze wszystko planował bardzo skrupulatnie.
- Ale to wszystko mogło być specjalnie przygotowane, żeby zwabić Harry'ego w pułapkę. -
McGonagall upierała się przy swoim.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz. Nikt nie mógłby odegrać tego tak idealnie.
- To jest... Ja pamiętam, jaki on był w szkole. Zawsze taki spokojny i zorganizowany, twarz bez
wyrazu, ale wczoraj, kiedy zobaczył Harry'ego...
Dumbledore pokiwał głową.
- Nie wydaje mi się, żeby Tom potrafił tak dobrze udawać zakochanego, nie wiedziałby, co robić.
Wszystko wskazuje na to, że jego uczucia są autentyczne.
- W takim razie co to znaczy dla nas? - zapytała Minerwa. Dyrektor uśmiechnął się lekko.
- Harry dokonał niemożliwego. Nauczył Voldemorta kochać.
- To niemożliwe! - prychnął Snape. - Czarny Pan nie kocha nikogo, nawet samego siebie!
- W takim razie chłopak musiał to zmienić. Widziałeś ich pocałunek. - W oczach Dumbledore'a
zatańczyły wesołe ogniki.
Mistrz Eliksirów skrzywił się z obrzydzeniem, a McGonagall zaczerwieniła i odwróciła wzrok.
- Więc nic nie zrobimy? - zapytała zażenowana.
- Na razie - przytaknął. - Ale możne nam to wyjść na dobre.
- Niby jakim sposobem? - Profesor transmutacji popatrzyła na dyrektora sceptycznie.
- Jeżeli Harry wyzwolił w nim zdolność do odczuwania miłości, możliwe, że zmieni w nim jeszcze
kilka rzeczy.
~0o0~
Tom stukał palcami o biurko, ze zniecierpliwieniem przeglądając papiery, którymi już dawno
powinien się zająć. Jednak nie mógł się skoncentrować. Harry był u góry, w sypiali i właśnie
odbywał swoją poobiednią drzemkę. Tom spędził w gabinecie już ponad dwie godziny i jak dotąd
nic nie zrobił. Wszystko, o czym mógł teraz myśleć, to Harry i dziecko, żyjące pod jego sercem.
Dziecko! Nadal nie mógł w to uwierzyć. Nigdy nie dopuszczał do siebie nawet myśli, ze będą nim
targać takie uczucia, a teraz... Był zakochany i zamierzał się oświadczyć. To nigdy nie przyszłoby
mu do głowy, a zwłaszcza, że będzie miał dziecko. Zostanie ojcem. Nie miał pojęcia, jak to się
stało, że ten mały, wredny kociak rzucił na niego urok, a teraz byli razem, cała trójka. Tworzyli
rodzinę.
Marzył kiedyś o tym, żeby mieć rodzinę, ale wtedy był bardzo młody i jeszcze bardziej naiwny.
Potem dorósł i zrozumiał, że marzenia nigdy się nie spełniają. Teraz wiedział, że się mylił. Nie
było to dokładnie to, o czym marzył, ale wystarczająco blisko. Miał rodzinę, swoją własną.
Zostanie ojcem! Zaśmiał się krótko i przeczesał włosy palcami. On ojcem. To było nie tylko
nieprawdopodobne, to było wręcz niemożliwe! Nigdy nawet nie interesował się kobietami. Będę
musiał znaleźć jakieś książki o byciu rodzicem!, pomyślał.
Uniósł wzrok, słysząc jak drzwi do gabinetu powoli się otwierają. W progu stanął jego zaspany
kochanek. Voldemort uśmiechnął się i wstał.
- Witaj, śpiąca królewno.
- Cześć - zamruczał chłopak, przecierając oczka i wszedł do pokoju.
Tom przytulił go do siebie czule. Harry zadowolony przywarł do niego mocno. Przez chwilę łasił
się, po czym uniósł głowę. Rozjaśnił się, kiedy mężczyzna pocałował go w czubek głowy, idealnie
miedzy oba uszka.
- Co z tobą? - Przekrzywił głowę na bok.
- Nic. Po prostu w końcu to do mnie dotarło. - Zadowolony podniósł go jak małe dziecko. -
Zostanę ojcem!
Harry zachichotał i wtulił się w jego ramiona. Cały czas patrzył mu w oczy, nie było w nich ani
jednej szkarłatnej plamki.
- Więc... jednak się cieszysz?
- Cieszę? Nie... ja oszalałem z radości! - Okręcił się z nim dookoła. - Jeszcze tyle jest do
zrobienia, a nie wiem od czego zacząć!
Harry znów zachichotał. Tom miał taki niepewny głos.
- No... nie będziemy się z niczym śpieszyć. Mamy czas.
- Racja - wymruczał Voldemort. - Jakoś sobie z tym poradzimy.
- Razem.
~Koniec~