O poczuciu winy - dr Jakub Kołodziej, OTS Lublin
W psychologii dość często mówi się o poczuciu winy, najczęściej dzieląc je na dwa
rodzaje: mówi się o adekwatnym i nieadekwatnym poczuciu winy, o dojrzałym i
niedojrzałym sumieniu, mówi się o winie realnej i winie neurotycznej, o sumieniu
zdrowym i chorym, prawidłowym i nieprawidłowym, moralnym i emocjonalnym.
W podziale tym możemy dostrzec dwie strony poczucia winy - dla jednych może ono
być przyczyną zdrowia, dla drugich choroby; dla jednych będzie przyczyną większej
dojrzałości, dla innych będzie destrukcyjnym uczuciem. To w czym psychologia mocno
się rozwinęła to negatywne aspekty poczucia winy. Mówi się o patologicznym
poczuciu winy, o zaburzeniach sumienia, osobowości skrupulanta, o nerwicach z silną
komponentą winy.
Pracując w poradni zauważam, że bardzo wiele osób mówi o swojej winie, wyrażając
ją na różne sposoby. Jedni mówią o niej bezpośrednio, podają czasami jako swój
główny problem. Mówią o ciągle towarzyszącym poczuciu, że są źli, o częstych
wyrzutach sumienia, o przekonaniu, że ich grzechy są nie do wybaczenia, że są
potępieni. Są pacjenci, którzy określają swoją winę obrazowo, mówią o ciężarze, który
muszą dźwigać na swoich barkach, o poczuciu przytłoczenia, stłamszenia. Inni,
poprzez słowa i zachowania, mówią o swojej winie w sposób pośredni, np. ciągle
przepraszają, oskarżają siebie nawet publicznie, w dyskusjach przywiązują wagę do
szczegółów natury moralnej, często oceniają innych i oburzają się ich niemoralnym
zachowaniem. Są i tacy, którzy zdecydowanie zaprzeczają swojej winie, na słowo
„moralność” reagują impulsywnie. Czasami bez żadnych pytań stwierdzają, że nie są
winni. Głoszą pogląd, że moralność w zasadzie nie istnieje, to czy postępują źle, czy
dobrze to rzecz względna i zależy od punktu widzenia. Jednak odnosi się wrażenie, że
ciągle się z czegoś tłumaczą i przed czymś bronią, choć nikt ich nie atakuje.
Niejednokrotnie zauważam, że poczucie winy potrafi czynić spustoszenie w życiu
wielu osób, zabiera poczucie wartości, niszczy bliższe relacje z innymi, rodzi agresję,
podejrzliwość, czasami wrogość, prowadzi do zachowań autodestrukcyjnych, jest
przyczyną natręctw, depresji, pozbawia zdolności podejmowania decyzji – nie
wiadomo co jest słuszne, wpędza w końcu w choroby – najczęściej nerwice.
Wśród osób bezpośrednio mówiących o swoim poczuciu winy mógłbym wyróżnić
dwie grupy. Pierwszą grupę stanowią osoby, które stwierdzają, że stale czują się winne
i nie potrafią podać konkretnych i adekwatnych przyczyn. Kiedy dopytuję o sytuacje
wywołujące winę, mówią np.: pochwalono mnie i innym było przykro, śmiali się ze
mnie, ktoś na mnie krzywo popatrzył itp. Drugą grupę tworzą osoby, które wyraźnie
wskazują na konkretne wydarzenia i związane z nimi poczucie winy, np. zdrada
współmałżonka, aborcja, krzywda wyrządzona swoim dzieciom. Czasami przez wiele
lat wydarzenia te stanowiły tragiczną tajemnicą, o której nikt nie wiedział.
Spróbujmy przyjrzeć się bliżej tym grupom.
Kiedyś do poradni przyszła 27-letnia kobieta. Zgłosiła się z problemem nasilonych
objawów duszności, brakiem apetytu i zaburzeniami snu. Została skierowana przez
internistę, który stwierdził, że występujące objawy są uwarunkowane psychogennie.
Swój główny problem psychologiczny określiła jako poczucie osamotnienia.
Stwierdziła, że boi się ludzi, boi się tego, co o niej pomyślą, unika bliższych relacji i w
wielu sytuacjach czuje się winna. Kiedy zapytałem od kiedy trwa taki stan i co jej
zdaniem może być przyczyną, zaczęła opowiadać o swoich rodzicach. Najpierw
stwierdziła, że rodzice bardzo ją kochają. Zapytałem o konkretne przykłady.
Odpowiedziała, że ma na to wiele dowodów - rodzice często powtarzali jej, że ją
1
kochają, że poświęcają dla nie swoje życie. Dodała jednak równocześnie, że na pewno
musieli popełniać jakieś błędy, np. nigdy jej nie chwalili, jak dostawała 4 w szkole,
pytali dlaczego nie 5. Wspomniała także, że często dostawała lanie, zwłaszcza od ojca
i że ojciec brał ją potem na kolana i mówił, że ją kocha, że bardzo mu na niej zależy, że
poświęca dla niej całe swoje życie. Przypomniała sobie, że jeszcze jako mała
dziewczynka strasznie nie chciała siadać mu wtedy na kolanach, bała się go i czuła do
niego odrazę. Czując tak, z czasem zaczęła bać się siebie, myśleć, że jest z nią coś nie
tak – dość, że nie spełnia słusznych oczekiwań rodziców podyktowanych ich troską i
miłością, to w dodatku czuje do nich niechęć. Rodziło to w niej ogromną sprzeczność i
poczucie winy - przecież czuła odrazę, gniew i żal do osób, które poświęcają dla niej
całe swoje życie i bardzo ją kochają. Poczucie winy w stosunku do rodziców
towarzyszy jej do dziś, mimo że mieszka już poza domem i rzadko kiedy widuje się z
nimi. Zauważa, że w wielu momentach swojego życia czuje się winna. Chodzi do
kościoła, spowiada się, ale to nie pomaga.
Innym razem do poradni zgłosiła się 44-letnia kobieta z prośbą, aby pomóc jej 18-
letniemu synowi, który przestał chodzić do szkoły. Opowiada, że już od dłuższego
czasu wspólnie z mężem mają z nim problemy wychowawcze; stał się bardzo
konfliktowy, często się awanturuje, dochodzi do tego, że kilka razy uderzył męża.
Dziwi się takiemu zachowaniu, ponieważ od zawsze starali się, żeby dzieci wszystko
miały. Wspomina, że sama miała wspaniałych rodziców i dzieciństwo. Wprawdzie
ojciec był bardzo stanowczy i rygorystyczny, trzymał dyscyplinę, często bił ją i
rodzeństwo, ale wyszło im to na dobre, teraz są zdyscyplinowani. Zauważyłem u niej
lekkie napięcie, kiedy opowiadała o swoim ojcu. Również w dalszej rozmowie,
mimochodem, wspomniała, że jako dziecko często czuła się winna - czuła się winna,
kiedy zrobiła coś źle, czuła się winna, kiedy dostała lanie nawet niezasłużone. Do dziś
czuje się winna z wielu powodów.
Po kilku dniach trafił do mnie jej syn. Zewnętrznie wydawał się spokojny, uprzejmy,
przytakujący, obiecujący poprawę. Mówił, że zdaje sobie sprawę, iż powinien zacząć
chodzić do szkoły, że wszystko postara się nadrobić. Można było jednak zauważyć u
niego duże napięcie: silny uścisk spoconej ręki, mimika twarzy. Zapytałem, czy rodzice
go bili. Widać było na jego twarzy grymas bólu. Powiedział, że tak, ale zaraz dodał, że
wyszło mu to na dobre. Zapytałem: co w tym było dobrego? Nie robił głupstw, unikał
złego towarzystwa. A w takim razie, jak oceniasz to, co robisz w tej chwili?
Stwierdził, że nie wie co się z nim dzieje, że traci głowę, nie kontroluje swojego
zachowania, boi się, że zwariuje, podpala w mieszkaniu książki, wali pięścią w ściany
aż pojawi się krew, boi się swoich reakcji i ciągle czuje się straszliwie winny. Winny,
bo chce chodzić do szkoły, a nie chodzi; winny, bo czuje ogromną agresję do swoich
rodziców; winny, bo nadużywa alkoholu; winny, bo nie wraca na noc do domu.
Nie widział żadnego związku między tym, że był bity, a tym, że zaczyna bić. Podobnie
jak matce trudno było dostrzec powiązanie między tym, że będąc bita i uznając to za
słuszne, biła syna, który sam zaczynał bić. W całym tym błędnym kole wszechobecne
było poczucie winy zarówno u matki, jak i u syna, które skutecznie przez pokolenia
utrzymywało w nieświadomości przyczyny przeżywanych problemów. Wyjaśnienie
tego mechanizmu było silnym przeżyciem dla obu stron pozwalającym na podjęcie
skutecznej, choć powolnej poprawy we wzajemnych relacjach.
W przypadku 27-letniej kobiety nastąpiła drastyczna sprzeczność komunikatów.
Odrzucenie, którym było bicie, w bezpośrednim połączeniu z braniem na kolana i
mówieniem: kocham cię, uruchomiło silny mechanizm tłumienia i zaprzeczania, który z
kolei pochłaniał zbyt dużo energii, co odbiło się na zdrowiu psychicznym i fizycznym
tej kobiety. Uczucia żalu i gniewu - bardzo adekwatne do sytuacji - szybko były
2
zamieniane na poczucie winy, to pozbawiło ją poczucia własnej wartości. Dzieci często
reagują w sposób bardzo adekwatny na odrzucenie. Emocjonalnie potrafią nadać
właściwe znaczenie temu, co się dzieje i gdy rodzice nie potrafią odczytać wysyłanej
informacji, kiedy nie zauważają, że bardziej kochają z poczucia winy niż z miłości,
dzieci coraz bardziej gubią się – co innego czują, a co innego słyszą, zostaje
przerzucona na nich wina, która nie jest ich winą, dźwigają coś, co nie jest ich
ciężarem.
Tak uwarunkowane poczucie winy w dalszych latach potrafi doprowadzić do
paradoksalnych postaw i reakcji. Na przykład w sytuacjach, w których faktycznie
następuje złe postępowanie osoby te nie czują się winne. Pamiętam jak 37-letni
mężczyzna, przychodząc po pomoc, sprecyzował swój problem jako nie dające mu
spokoju wyrzuty sumienia. Kiedy zapytałem o okoliczności, mówił, że zawsze czuje
się winny. Gdy prosiłem o przykład, po długim namyśle i z wyraźną niechęcią
opowiedział, że w zeszłym tygodniu nie uśmiechnął się do niego dyrektor, a zawsze się
uśmiechał, przez kolejne dni nie dawało mu to spokoju, że ostatnio, prowadząc lekcje,
zaczął się zacinać i uczniowie śmiali się z niego. Na dalszych spotkaniach, opowiadając
historię swojego życia, bardzo spokojnie, jakby mimochodem wspomniał, że dwa lata
po ślubie zostawił swoją żonę z dzieckiem, bo poznał bliżej jej rodzinę i uznał ją za
patologiczną oraz że miał przelotny romans z żoną swojego kolegi.
Innym paradoksem jest drastyczne rozmijanie się z prawdziwym znaczeniem wydarzeń.
Na przykład kobieta zdradzana przez swojego męża uważa, że to jej wina, bo za
bardzo interesowała się dziećmi. Albo w zespole współuzależnienia żony czują się
winne, że ich mąż nadużywa alkoholu, podobnie jest wśród ofiar kazirodztwa czy
gwałtu. Wbrew pozorom zjawisko to jest bardzo częste. Występująca sztywność w
zachowaniu potrafi przesłonić oczywiste fakty, w sytuacjach ewidentnej krzywdy rodzi
się silne poczucie winy.
W procesie terapii bardzo istotne jest powiedzenie: zostałeś skrzywdzony i nie jesteś
winny. Te słowa potrafią leczyć. Dla wielu jest to trudne do zrozumienia, nie widzą
związku między swoim poczuciem winy a wyrządzoną im krzywdą, co więcej często w
ogóle nie widzą krzywdy, przecież to oni są tymi, którzy krzywdzą. Jednak, kiedy
mechanizmy obronne zaczną popuszczać, powoli rozumieją historię swojej udręki,
własne motywacje i decyzje, patrzą na siebie innymi oczyma. Przeżycie tych słów staje
się momentem zwrotnym, choć droga powrotna jeszcze daleka. Bywa tak, że osoby te
popełniły w swoim życiu wiele błędów, trzeba jednak wyraźnie oddzielić poczucie
winy od poczucia krzywdy i w pierwszej kolejności zająć się krzywdą. Rozpoczęcie
terapii od poczucia winy nie przynosi pozytywnych skutków, a czasami wręcz
negatywne, pogłębia bowiem i tak już istniejący brak poczucia własnej wartości.
Jak już wspomniałem są osoby, które przychodząc do poradni, podają konkretne
wydarzenia ze swojego życia, kiedy zawinili, np. zdrada współmałżonka, aborcja,
świadome wyrządzenie komuś krzywdy. Bywa tak, że przez wiele lat nikomu o tym
nie mówili, było to ich tajemnicą i jednocześnie ogromnym ciężarem. Pierwszy raz
wypowiadają to głośno. Niejednokrotnie po takim wyznaniu czują ogromną ulgę, jest
to dla nich bardzo ważny moment, który wiele kosztuje, ale też i wiele daje. Często
osoby te przez lata wędrują po drodze ogromnego cierpienia. Na początku było
zaprzeczanie, mówienie, że nic się nie stało, angażowanie się w wiele zajęć po to, żeby
nie myśleć, mogło nawet dojść do całkowitego zapomnienia. Dopiero jakieś
przypadkowe wydarzenia i nieadekwatne reakcje emocjonalne, koszmarne sny,
zaczynają odsłaniać rzeczywistość. Pojawia się oskarżanie innych, które jednak nie
przynosi ulgi. Wina rodzi agresję i autoagresję, coraz częściej dopadają stany
depresyjne, następuje izolacja od ludzi, odejście od wiary, przekonanie o potępieniu,
3
uczucie, że spada się coraz szybciej w dół i nie ma już odwrotu. Pewna dziewczyna
opowiadała, że będąc pod wpływem alkoholu zdradziła swojego chłopaka, czuła się
podle. Zupełnie się załamała i zerwała z nim relacje, choć on nadal chciał z nią być. Nie
widziała odwrotu. Czując się potworną, stwierdziła, że nie ma już nic do stracenia i
zaczęła wchodzić w coraz to nowsze związki z mężczyznami, raniąc coraz bardziej
siebie i innych. Nieraz na moment ujawnienia swojej winy trzeba czekać wiele lat i
trudno przewidzieć, kiedy on nastąpi. Jednak jest to bardzo ważny moment; moment,
od którego niektórzy zaczynają datować swoje życie.
Drugą stroną poczucia winy jest fakt, że potrafi otwierać szeroką perspektywę, dając
poczucie wolności. Co więcej, świadomość własnej winy leży u podstaw właściwego
rozwoju, dynamizując proces stawania się coraz dojrzalszym człowiekiem. Żyjąc w
takiej świadomości, człowiek zaczyna być na właściwym miejscu i żyć pełnią życia.
Jak to się dzieje? Przecież poczucie winy uświadamia nam, że jesteśmy słabi, że
popełniamy błędy, że wyrządzamy innym krzywdę? Ale dojrzałe poczucie winy nie
odbiera nam poczucia wartości. U podstaw dojrzałego przeżywania własnej winy leży
więc nasza koncepcja człowieka; kim jest człowiek i co stanowi o jego wartości. Jeżeli
uznamy, że w naszą naturę wpisane jest upadanie i popełnianie błędów i przeżyjemy
prawdę, iż bez względu na nasze postępowanie jesteśmy wartościowi, bo wynika to z
faktu bycia człowiekiem, otworzą nam się szerokie perspektywy. Wina stanie się dla
nas niewyczerpalnym źródłem rozwoju. Może brzmi to patetycznie, ale doświadczanie
winy nigdy nie będzie patetyczne, zawsze pełne jest bólu i cierpienia. Niewątpliwie jest
to paradoks o nas samych: im bardziej dążymy do mocy, tym bardziej stajemy się słabi;
im bardziej stajemy się słabi, tym bardziej jesteśmy mocni.
Na koniec osobista i zarazem leżąca u podstaw rozważanego tematu refleksja.
Słuchając historii pełnych bólu i cierpienia z powodu przeżywanej winy, niezależnie
czy było to zdrowe, czy chore jej przeżywanie, doświadczając także własnej winy,
doszedłem do głębokiego przekonania, że istnieje rzeczywistość Dobra i Zła.
Jakub Kołodziej
Artykuł ukazał się w miesięczniku Charaktery 7/2002
4