Lovelace Merline
Noworoczne postanowienie
Sabrina przybywa służbowo na wybrzeże Amalfi. W drodze do hotelu omal nie
zostaje potrącona przez rozpędzone ferrari, ale kończy się jedynie na skręconej
kostce. Kierowca ferrari, książę Marco Calvetti udziela Sabrinie pomocy
i proponuje jej, by zatrzymała się w jego willi....
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sabrina Russo miała zaledwie kilka sekund, by zdać sobie sprawę z nadciągającej katastrofy.
Ciszę grudniowego popołudnia rozdarł przeraźliwy ryk klaksonu i zza ostrego, górskiego zakrętu
wyłonił się samochód. Ze złością zganiła się w myślach, że zaparkowała wypożyczone auto dziesięć
metrów dalej na poboczu. Drogi w tej części wybrzeża Amalfi były wyjątkowo wąskie i
niebezpieczne: z jednej strony ograniczone stromymi skałami, z drugiej trzystumetrowym urwiskiem.
Ona jednak, jak bezmyślna, niedoświadczona turystka, wyszła za barierkę i zeszła w dół na skraj
wąskiej, kamienistej skarpy, by zrobić zdjęcie malowniczej wioski usytuowanej na zboczu góry
opadającej stromo wprost do błękitnozielonego Morza Śródziemnego.
Z trudem zaczęła się z powrotem wdrapywać na pobocze. Skórzane podeszwy kozaczków ślizgały się
po kamieniach, prawie nie dając podparcia. Gdy już była na górze, niespodziewanie zza zakrętu
wyłoniło się ognistoczerwo-ne ferrari z otwartym dachem.
10
Merline Lovelace
Sabrina spojrzała na kierowcę. Mężczyzna miał czarne włosy i ubrany był w dopasowaną, beżową
skórzaną kurtkę. Na jego twarzy o wyrazistych rysach, jakby wyrzeźbionych przez Michała Anioła,
malował się wyraz osłupienia. W tym momencie zdała sobie sprawę, że auto pędzi prosto na nią.
- Hej! - krzyknęła, odskakując do tyłu.
Nagle zachwiała się i straciła równowagę. Mogła upaść do przodu, prosto pod koła ferrari, albo
odchylić się do tyłu i runąć w dół zbocza. Wybrała to drugie.
Uderzyła ciężko o ziemię i potoczyła się w dół urwiska, zatrzymując się po chwili na
zdeformowanym, karłowatym drzewie, wrośniętym w strome zbocze. Telefon komórkowy, którym
robiła zdjęcia, wypadł jej z ręki. Szare wełniane spodnie i kurtka biodrówka częściowo zamorty-
zowały upadek, ochraniając jej skórę przed ostrymi, twardymi kamieniami.
Odurzyła ją fala ostrego bólu idącego od kostki do biodra. Błękitne śródziemnomorskie niebo
rozmazało się, przybierając szary odcień.
- Signorina! Mi sente?
Jak przez sen usłyszała głęboki, intrygujący męski głos. Pokonując ból i strach, odwróciła powoli
głowę.
- Ecco, brava. Apra gli' occhi.
Z mgły powoli zaczęła się wyłaniać twarz.
- Co... się stało? - wydusiła.
- Siete... - Mężczyzna pokręcił głową i przeszedł na
Noworoczne postanowienie
11
płynny angielski. - Spadła pani ze skarpy. Na szczęście zatrzymała się pani na tym cyprysie.
Sabrina zamrugała powiekami, dostrzegając powykręcany pień. Cienkie gałązki o srebrnozielonych
igiełkach tworzyły tło dla pochylającej się nad nią twarzy. Pomimo oszołomienia i zdezorientowania
przeszył ją zmysłowy dreszcz.
Nieznajomy był niewymownie wspaniały. Miał ciemny zarost i mocno zarysowany kwadratowy
podbródek. Jego usta mogłyby nakłonić do grzechu świętą, którą Sabrina z pewnością nie była.
Czarne, krótkie włosy lekko się podkręcały. Był opalony na ciepły brąz. Największe wrażenie
wywarły na niej jego ciemne, głębokie oczy, którymi przeszywał ją na wskroś. Przez krótką chwilę
miała dziwne wrażenie, jakby zajrzał w głąb jej duszy.
Gdy w końcu odzyskała świadomość, rozpoznała kierowcę ferrari. Ogarnęła ją złość.
- O mało mnie pan nie potrącił.
Chwyciła ręką pień cyprysa, próbując usiąść. Natychmiast przeszył ją ból idący od kostki do biodra.
Mężczyzna powstrzymał ją, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Proszę się nie ruszać. Nie ma pani otwartych ran zewnętrznych, ale mogło dojść do wstrząśnienia
mózgu lub uszkodzeń wewnętrznych. Czy boli panią, gdy pani oddycha?
Sabrina ostrożnie wciągnęła powietrze.
- Nie.
12
Merline Lovelace
- Czy może pani poruszać głową?
- Tak - odparła, niepewnie przekręcając głowę.
- Proszę leżeć spokojnie, sprawdzę, czy nie ma złamań.
- Niech pan zabierze ręce! - zawołała.
Na jego twarzy o klasycznych rysach pojawiło się zniecierpliwienie.
- Jestem lekarzem.
Świetne wytłumaczenie, pomyślała, zbyt zła, by docenić delikatne dotknięcia jego rąk.
- Nie powinien pan tak szybko jeździć po krętej, wąskiej drodze - zwróciła mu uwagę. - Szczególnie w
miejscach, gdzie nie ma barierek. Nie miałam dokąd uciec, tylko na skarpę. Gdyby nie to drzewo,
mogłabym... aj! - zawyła, zwijając się z bólu, kiedy dotknął jej kostki.
Lekarz zmarszczył brwi i kucnął naprzeciw niej.
- Przez but nie stwierdzę, czy to złamanie, czy tylko skręcenie. Musimy pojechać do szpitala na
prześwietlenie.
Popatrzył do góry na drogę, po czym spojrzał na nią.
- W samochodzie mam telefon komórkowy. Mogę zadzwonić po karetkę. Trzeba będzie poczekać, aż
dojadą z Amalfi. To trzydzieści kilometrów stąd.
Pięknie! Trzydzieści kilometrów wąskich górskich serpentyn o niewidocznych zakrętach. Spędzi tu
cały dzień przyczepiona do drzewa, czekając na pomoc.
- Będzie lepiej, jeśli sam zawiozę panią do szpitala. Sabrina popatrzyła niepewnie na skarpę.
Noworoczne postanowienie
13
- Nie sądzę, by mi się udało wdrapać na górę.
- Przeniosę panią.
Powiedział to z taką pewnością siebie, że gotowa była uwierzyć, że da radę. Mimo że miał na sobie
kurtkę, nie uszło jej uwagi, że był doskonale zbudowany i miał szerokie, mocne ramiona.
Sabrina nie była piórkiem. Codziennie ćwiczyła, by utrzymać figurę, ale przy wzroście metr
siedemdziesiąt siedem i bujnych kształtach ważyła swoje.
- Dziękuję, ale poczekam na karetkę.
- Może pani ponownie-zasłabnąć albo gorzej się poczuć i wpaść w panikę.
Podniósł się i ustawiając się bokiem do stoku, wydał ostro polecenie:
- Proszę wziąć mnie za rękę.
Jego władcze zachowanie tylko bardziej ją rozdrażniło. Przeżyła trudne dzieciństwo, a potem
burzliwy okres studiów, buntując się przeciw zimnemu, apodyktycznemu ojcu. Zapłaciła za to wysoką
cenę i nadal reagowała nerwowo, kiedy ktoś usiłował wydawać jej polecenia.
- Nikt pana nie nauczył, jak należy traktować pacjentów? Przydałaby się panu lekcja dobrego
wychowania.
Mężczyzna ściągnął brwi, jakby nie był przywykły do awanturujących się pacjentów. Sabrina
odpowiedziała mu krzywym uśmiechem. Przez chwilę mierzyli się wzajemnie spojrzeniami. W końcu
gniewna mina Włocha złagodniała.
14
Merline Lovelace
- Zacznijmy od początku - powiedział mniej niecierpliwym tonem i uśmiechnął się bez entuzjazmu. -
Nazywam się Marco Calvetti. A pani?
- Sabrina Russo.
- Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, zaniosę panią do samochodu.
Mogła czekać na karetkę lub skorzystać z jego uprzejmości. Nie miała wielkiego wyboru. Zależało jej
na tym, by jak najprędzej opatrzono jej nogę, ponieważ musiała ruszyć w dalszą drogę. Czekała na nią
praca. Ważne przedsięwzięcie biznesowe, dzięki któremu jej początkująca firma, którą założyła z
dwiema przyjaciółkami, wyjdzie w końcu na prostą, po raz pierwszy, od kiedy powstała.
Podała mu rękę, drżąc ze zdenerwowania pod wpływem jego dotyku. Kiedy się podnosiła, kilka
kamieni potoczyło się w dół ze zbocza. Stojąc, spojrzała w urwisko, od którego dzieliło ją zaledwie
kilka kroków.
- Boże! - jęknęła.
- Niech pani nie patrzy w dół. Proszę mnie objąć za szyję.
Gdy się zastosowała do jego polecenia, wziął ją na ręce i zaczął się ostrożnie wspinać pod górę.
Pomimo kurtki, czuła jego napięte mięśnie. Bojąc się patrzeć w dół, skupiła spojrzenie na jego profilu.
Ciemny zarost na twarzy podkreślał jego męską urodę. Miał prosty, długi rzymski nos,
charakterystyczny dla lu-
Noworoczne postanowienie
15
dzi dumnych, i szczere, brązowe oczy. A nad skrońmi... czyżby to były pierwsze oznaki siwizny?
Interesujący mężczyzna. Kiedy nie próbuje nikogo przejechać, oczywiście. Na widok czarnych
śladów opon na jezdni prowadzących do samochodu zaparkowanego na wąskim poboczu Sabrina
westchnęła.
- Zdecydowanie za szybko wyjechał pan zza zakrętu. Gdybym nie odskoczyła do tyłu, potrąciłby mnie
pan -burknęła. - Jak można być tak nieodpowiedzialnym?
Wstydziła się przyznać, że oczarowana wspaniałymi widokami sama również zachowała się jak
kretynka. Nie miała rozsądnego usprawiedliwienia, pozostawało jedynie kłamstwo. Sabrina popełniła
w swojej barwnej przeszłości wiele błędów, ale nigdy nie poniżyła się do kłamstw.
- Robiłam zdjęcia, służbowo - dodała, jakby to mogło wytłumaczyć jej głupotę.
- Czym się pani zajmuje? - zapytał, zbliżając twarz niebezpiecznie blisko.
- Moja firma zajmuje się organizacją wyjazdów służbowych i tłumaczeniami dla Amerykanów
prowadzących interesy w Europie. Przyjechałam tu w poszukiwaniu miejsca na konferencję dla
jednego z naszych wysoko postawionych klientów.
Pokiwał głową, ale nie skomentował jej słów. Dotarli do auta. Włoch uniósł nogę i podtrzymując ją na
udzie, otworzył drzwiczki ferrari. Sabrina starała się uważać, ale kiedy sadzał ją na fotelu, poruszyła
niefortunnie stopą.
16
Merline Lovelace
- Zostawiłam torebkę w samochodzie - syknęła, zaciskając z bólu zęby.
Mężczyzna przewrócił oczyma.
Zgoda, zostawianie we Włoszech torebki na widoku w aucie nie było zbyt roztropne. W normalnych
warunkach na pewno by tego nie zrobiła. Ale droga była zupełnie pusta i przez cały czas miała
samochód w zasięgu wzroku. Pomijając moment, kiedy spadła ze zbocza, oczywiście.
Całe szczęście, że nie miała wtedy przy sobie torebki, która zapewne podzieliłaby los jej telefonu
komórkowego. Diabeł wie, gdzie upadł jej telefon. Jedno było pewne, nie wróci tam, by go poszukać.
- Zamknąłem samochód - poinformował lekarz, podając jej torebkę i kluczyki. - Wyślę kogoś, by go
stąd zabrał, kiedy będziemy w szpitalu.
Wskoczył sprawnie za kierownicę i włączył stacyjkę. Silnik wydał elegancki pomruk.
- Zabiorę panią do kliniki w Positano. Jest mała, ale dobrze wyposażona.
- Czy to daleko?
- Nie. - Wskazał kolorowe miasteczko przyczepione do klifu. - Przed chwilą je pani fotografowała -
dodał sucho.
Sabrina była zbyt zaabsorbowana śledzeniem drogi, by odpowiedzieć. Prowadzenie samochodu po
wąskich serpentynach wymagało stalowych nerwów. Jednak jazda na
Noworoczne postanowienie
17
miejscu pasażera, zaledwie metr od przepaści, była mrożącym krew w żyłach doświadczeniem.
Siedziała sztywno wbita w siedzenie z palcami wczepionymi w krawędzie fotela. Na każdym
zakręcie, pomimo bólu, wciskała instynktownie kontuzjowaną nogą nieistniejący pedał hamulca. Z
trudem łapała powietrze, kiedy pokonywali kolejną serpentynę. Po pewnym czasie musiała niechętnie
przyznać, że doktorek był dobrym kierowcą i że świetnie panował nad swoją potężną maszyną. Co
było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej o mało jej nie przejechał.
Musiała go zaskoczyć, tak jak on ją. Najwyraźniej nie spodziewał się pieszego na wąskim poboczu na
zakręcie. Dostała nauczkę. Już nigdy nie wybierze się na podobny spacer.
Sabrina przeniosła spojrzenie z krętych wiraży na kierowcę.
- Ma pan włoskie nazwisko i akcent, ale wyczuwam w pana angielskim również nutkę nowojorskiego
akcentu.
- Ma pani dobre ucho. Pracowałem trzy lata na oddziale neurochirurgii w Mount Sinai. Nadal jeżdżę
tam na konsultacje dwa, trzy razy do roku. - Rzucił jej szybkie spojrzenie. - Jest pani z Nowego Jorku?
- Byłam. - Zaparła się odruchowo chorą nogą o podłogę i syknęła. - Wolałabym, żeby pan przez cały
czas patrzył na drogę.
Odetchnęła z ulgą dopiero, gdy zjechali do doliny i po obu stronach drogi zaczęły się pojawiać domy.
18
Merline Lovelace
Positano okazało się niewielkim miasteczkiem, ożywającym dla turystyki w sezonie wakacyjnym. O
tej porze roku większość lokali handlowych i restauracji była zamknięta. Na wystawach nielicznych
otwartych sklepików można było znaleźć kolorową ceramikę i butelki ze znanym lokalnym likierem
Limoncello.
Główna ulica prowadziła prosto na plac z widokiem na morze, na którym usytuowany był stary,
zwieńczony kopułą kościół, a następnie pięła się dalej w górę. Ponieważ dwa dni wcześniej skończyły
się święta, plac przystrojony był bożonarodzeniowymi dekoracjami. Przed kościołem ustawiona była
szopka naturalnych rozmiarów. Nim lekarz skręcił ostro w lewo na niewielkie podwórze, gdzie
zatrzymał samochód, Sabrina zdołała dostrzec kołyszące się na falach przy kamienistym brzegu
kolorowe łodzie rybackie.
Włoch wyłączył silnik i okrążył ferrari, podchodząc do niej od strony drzwi pasażera. Sabrina objęła
go ramieniem za szyję. Kiedy ją podnosił, musnęli się policzkami. Dotyk jego ostrego zarostu
połaskotał jej skórę, rozbudzając zmysły. Mężczyzna ruszył w kierunku podwójnych szklanych drzwi,
które, gdy się zbliżył, otworzyły się automatycznie. Pielęgniarka siedząca w recepcji dostrzegła ich,
robiąc wielkie ze zdziwienia oczy.
- Sua Eccellenza!
Sabrina dużo lepiej mówiła po francusku i niemiecku niż po włosku, ale nie miała wątpliwości, że z
reguły pielęgniar-
Noworoczne postanowienie
19
ki nie tytułują tak lekarzy. Druga część ich rozmowy toczyła się w tak szybkim tempie, że nie
zrozumiała z niej ani słowa, dopóki kobieta nie podjechała do niej z wózkiem.
- Rafaela zabierze panią na prześwietlenie - wyjaśnił lekarz, sadzając ją na fotelu. - Przyjdę do pani
później z wynikami.
Pewnie okropnie wyglądam, jakbym spadła z klifu, pomyślała gorzko. Pielęgniarka wpatrywała się w
nią rybim wzrokiem, dopóki ostre polecenie doktorka nie zmusiło jej do działania. Piszcząc kołami
wózka, zabrała Sabrinę na badanie.
Gdy zniknęły, Marco stał jeszcze długo w recepcji, rozmyślając. Nie mógł winić Rafaeli, że tak
niegrzecznie wpatrywała się w tę Sabrinę Russo. Podobieństwo było wręcz uderzające.
Tak niezwykłe, że o mało nie stracił kontroli nad autem, kiedy zobaczył ją na drodze. Dzięki Bogu, że
zadziałał instynkt. Odruchowo wrócił na szosę i ostro zahamował.
Potem jedyne, o czym myślał, to żeby do niej dotrzeć i upewnić się, że przeżyła upadek. Ale teraz...
Teraz już nie musiał wracać myślami do tej przerażającej chwili, zanim stoczyła się ze skarpy.
Wspomnienie jednak nie dawało mu spokoju.
Mógł ją zabić. Po raz drugi.
Zacisnął zęby tak mocno, że aż zazgrzytały. Niewidzą-cym wzrokiem wpatrywał się w szklane
podwójne drzwi.
20
Merline Lovelace
Gdzieś obok dzwonił telefon. Na zewnątrz ktoś trąbił, z charakterystycznym włoskim uporem.
Niczego nie słyszał ani nie widział, mając przed oczami obraz kobiety, która przed chwilą zniknęła za
drzwiami. Jej twarz, mimika. Sięgnął do kieszeni kurtki po portfel, z którego wyjął stare, wymięte
zdjęcie. Na widok roześmianej pary poczuł ściskanie w gardle.
Miał niewiele ponad dwadzieścia lat i był studentem mediolańskiej akademii medycznej. Gianetta
była o trzy lata młodsza. Na starym zdjęciu tryskała energią, była taka pełna życia, że Marco miał
wrażenie, że za chwilę pęknie mu z bólu serce.
Byli wtedy tacy młodzi. Zaślepieni pożądaniem. Pewni, że ich namiętność wytrzyma próbę czasu. Nie
zważali na ostrzeżenia ani jego, ani jej rodziny.
Dlaczego nikogo nie słuchał? - pomyślał ponuro. Studiował medycynę! Powinien był zauważyć
symptomy. Nagłe zmiany nastrojów. Stany euforii, które przypisywał młodzieńczej żywiołowości.
Już wtedy miała problem. Teraz widział to jasno w roześmianej do zdjęcia twarzy.
Twarzy, która był lustrzanym odbiciem Sabriny Russo.
Amerykanka mogłaby być bliźniaczką Gianetty. Miała takie same blond włosy o jasnych pasemkach,
lekko skośne brązowe oczy, mocno zarysowany podbródek świadczący o uporze.
Lub...
Noworoczne postanowienie
21
Poczuł ściskanie w żołądku i przypomniał sobie, co pomyślał, kiedy zobaczył tę kobietę na drodze.
Nieracjonalnie, bezsensownie uwierzył, że to może być jego żona.
Gianetta, która uparła się, że mimo złej pogody wypłynie w morze.
Gianetta, której przeraźliwe wołanie przez radio o pomoc nadal nawiedzało go w koszmarach.
Gianetta, której ciała nigdy nie odnaleziono.
Mamrocząc pod nosem, pokręcił głową. Za dużo pracy, zbyt wiele trudnych operacji, za szybkie
tempo. W końcu dopadło go zmęczenie. Co za absurd, żeby nawet przez ułamek sekundy pomyśleć, że
Amerykanka mogła być jego nieżyjącą żoną.
Był teraz zadowolony, że zespół chirurgiczny, w którym pracował, zmusił go do wzięcia wolnego
pomiędzy Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem. Najwyraźniej potrzebował urlopu.
Kręcąc głową, popchnął dłonią szklane drzwi i ruszył korytarzem w kierunku sali rentgenowskiej.
ROZDZIAŁ DRUGI
Krzywiąc się z bólu, Sabrina zsunęła ze stołu badań nogi i usiadła na jego krawędzi. Obok na podłodze
leżał porzucony kozaczek, który musieli rozciąć, by zrobić prześwietlenie.
- Pomogę pani - zaoferowała się Rafaela, przysuwając bliżej wózek. Po krótkich zmaganiach udało się
pielęgniarce posadzić Sabrinę w fotelu. - Zawiozę teraz panią do gabinetu badań. Pan doktor Calvetti
obejrzy zdjęcia i zadecyduje, co robić.
- Kiedy przyjechaliśmy, inaczej się pani do niego zwróciła - zauważyła Sabrina, gdy wyjechały na
korytarz. - Eccellenza, o ile dobrze pamiętam.
-Tak
- Dlaczego?
- W klinice woli używać medycznego tytułu, ale ja się czasami zapominam. Moja matka gotuje mu i
sprząta, kiedy przebywa w rezydencji, rozumie pani.
- Nie bardzo. Kim on jest?
- Don Marco Antonio Sonestra di Calvetti jest dwunastym księciem San Giovanni, czternastym
markizem Ca-
Noworoczne postanowienie
23
prielle, dziewiątym markizem dAlmalfi, hrabią Palatynu, szesnastym baronem Rawenny... - zrobiła
pauzę - nie, chyba jednak siedemnastym baronem Rawenny.
- Zażyła mnie pani.
- Ma jeszcze inne tytuły. Dużo więcej. - Rafaela uśmiechnęła się, wprowadzając pacjentkę do gabinetu
badań i zaciągając hamulec wózka. - Mama potrafi wyrecytować wszystkie bez zająknięcia. Pracuje
dla rodziny Calvettich, od kiedy była małą dziewczynką.
Sabrina była pod wrażeniem. Więc doktorek jest księciem. A przy tym prawdziwym przystojniakiem.
Wszystko to razem tworzyło na tyle fascynującą kombinację, że prawie zapomniała, że Jego
Wysokość o mało jej nie przejechał. Chwilę później, kiedy przyszedł do niej z wynikami badań,
jęknęła, usłyszawszy złe i dobre wiadomości.
- Nie ma pani wstrząśnienia mózgu ani żadnych złamań. Natomiast prawdopodobnie doszło do
uszkodzenia lub naderwania więzadła skokowego. Nie będziemy mieć pewności, dopóki nie
przeprowadzę badania dotykowego.
- Kiedy i gdzie?
- Badanie jest proste. Polega na sprawdzeniu ruchomości stawu. Wykonam je teraz, jeśli jest pani w
stanie znieść ból.
Oho! Niedobrze.
- Zaraz potem przepiszę środki przeciwbólowe. Musi pani jednak dokładnie opisywać, gdzie boli.
24
Merline Lovelace
- Zgoda, doktorze, miejmy to już za sobą. A może powinnam tytułować pana „książę"?
- Jak pani chce. - Spojrzał na nią ciemnymi, świdrującymi oczyma. - Choć może w zaistniałych
okolicznościach powinniśmy odpuścić formalności i przejść na ty.
Sabrina nie była pewna, jakie okoliczności miał na myśli, ale nie miała nic przeciwko przejściu na
bardziej bezpośrednią stopę komunikacji.
- Nie widzę problemu.
- Świetnie. Jestem Marco. Czy mogę zwracać się do ciebie Sabrina?
Skinęła przyzwalająco głową.
- Możesz.
- Dobrze, Sabrino. W takim razie Rafaela pomoże ci przejść na łóżko badań.
Kilkoma podskokami przy asyście pielęgniarki dotarła na kozetkę. Gdy się położyła, Rafaela
ostrożnie podciągnęła nogawkę wełnianych spodni.
Na widok posiniaczonej, spuchniętej jak serdel nogi Sabrina skrzywiła się z niesmakiem.
- Pięknie!
- Zanim się poprawi, będzie wyglądała jeszcze gorzej - ostrzegł lekarz. Umył ręce, usiadł na stołku i
przysunął się do kozetki, przynosząc ze sobą zapach antybak-teryjnego mydła. Dotknął delikatnie
pięty Sabriny, dając na moment fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Trwało to jednak tylko chwilę, aż
przyłożył drugą dłoń do stopy
Noworoczne postanowienie
25
i ucisnął. Sabrinę przeszył ostry ból. Wijąc się, o mało nie spadła z łóżka.
- Już, już wystarczy, znalazłeś to miejsce - wysapała. Marco ucisnął stopę z boku. Tym razem
przygotowana,
zacisnęła usta, zgrzytając zębami.
- Jest lepiej, niż myślałem - oświadczył po zakończeniu badania.
- Łatwo powiedzieć.
- Nie doszło do naderwania więzadła. To tylko skręcenie. Zabandażujemy stopę elastycznym
bandażem. Nie wolno ci będzie na nią stawać. Musisz przykładać lód i brać środki przeciwbólowe.
- Jak długo nie będę mogła chodzić?
- Dopóki nie ustąpi opuchlizna i nie przestanie boleć. Potem przez kilka dni, do tygodnia, będziesz
potrzebowała kul.
- Do tygodnia?!
Sabrina zdusiła jęk. Cały jej plan legł w gruzach. Już raz zmieniła gd, by spędzić Boże Narodzenie w
Austrii z przyjaciółkami, a zarazem partnerkami w interesach.
Sabrina, Devon McShay i Caroline Walters poznały się na ostatnim roku studiów na uniwersytecie w
Salzburgu. Między pełnymi młodzieńczego entuzjazmu i marzeń studentkami szybko zawiązała się
przyjaźń, która przetrwała aż do dziś.
Kiedy spotkały się w maju tego roku, wszystkie trzy doszły do wniosku, że ich dotychczasowe życie
nie by-
26
Merline Lovelace
ło spełnieniem marzeń. Zdecydowały się zewrzeć szyki i zacząć wszystko od nowa. Dwa miesiące
później rzuciły pracę i założyły własną firmę European Business Services, w skrócie EBS,
specjalizującą się w organizacji transferów, hoteli, konferencji, usług tłumaczy oraz wszelkiej pomocy
dla zapracowanych biznesmenów.
W taki to sposób Davon McShay, wcześniej profesor historii, Caroline Walters, skromna
bibliotekarka, oraz Sabrina, buntowniczka i latawica, zostały twardymi kobietami interesu. Miały na
przedmieściach Waszyngtonu biuro, w którym zatrudniały kilku pracowników, i wydały setki tysięcy
dolarów na reklamę swojej firmy. Na początku otrzymały kilka niewielkich zleceń. Pierwszym
poważnym zadaniem była organizacja nagłej podróży służbowej do Niemiec znanego biznesmena,
właściciela linii lotniczych Cala Logana.
Sabrina przygotowała cały program pięciodniowego wyjazdu, w tym pobyty w trzech miastach, ale
kiedy miała lecieć do Niemiec, złapała grypę. Devon zastąpiła przyjaciółkę, odnosząc niespodziewane
korzyści. Seksowny Cal Logan jasno dał jej do zrozumienia, że zainteresowany był czymś więcej niż
tylko współpracą biznesową.
Dev uwijała się teraz przy organizacji konferencji dla kadry zarządzającej Logan Aerospace. Caroline
i Sabrina pracowały nad lukratywnym kontraktem z Global Security International. Klient chciał
zorganizować dużą konferencję w drugim tygodniu lutego we Włoszech lub
Noworoczne postanowienie
27
w Hiszpanii. Obie zasiadły do komputerów w poszukiwaniu atrakcyjnych lokalizacji posiadających
odpowiednie zaplecze hotelowo-konferencyjne. W ten sposób zawęziły wybór do kilku
najciekawszych obiektów. Caro poleciała do Barcelony obejrzeć oferty na Costa Brava. Sabrina miała
zbadać możliwości we Włoszech w rejonie wybrzeża Amalfi. Na przygotowanie ostatecznej oferty
zostały niecałe dwa tygodnie. Sabrina bynajmniej nie zamierzała stracić kontraktu z przyczyny tak
prozaicznej jak skręcona kostka.
Za jej determinacją kryło się jednak coś więcej. Coś, co dotykało wnętrza jej istoty. Tego, kim była,
Zbyt długo starała się wyjść z cienia ojca. Zbyt wiele nasłuchała się od niego i jego prawników, kiedy
zrezygnowała z miejsca w radzie Fundacji Russo, by założyć firmę z przyjaciółkami. Sabrina pragnęła
sama do wszystkiego dojść, odnieść sukces z EBS, co oznaczało, że powinna jak najszybciej zejść z
kozetki i zabrać się do roboty.
- Zabandażujcie mi nogę, dajcie coś przeciwbólowego i już mnie tu nie ma - powiedziała, posyłając
księciu-doktorowi słodki uśmiech.
- A dokąd to się wybierasz?
- Mam wynajęty pokój w hotelu Ravello. Szukam miejsca na konferencję.
Gdyby mierzyć w prostej linii, malowniczy ośrodek położony na szczycie góry znajdował się w
niewielkiej odległości od Positano. Niestety Sabrina nie miała skrzydeł,
28
Merline Lovelace
by tam dolecieć, a biorąc pod uwagę kręte drogi, upłynie wieczność, nim tam dotrze.
- Po zażyciu środków przeciwbólowych nie możesz prowadzić samochodu - oświadczył surowo
Marco. - Zabrania tego włoskie prawo.
- Wspaniale! - wybuchła. - Zapomnijmy o prochach. - Zabandażujcie mi nogę i dajcie kule, to może za
rok do-kuśtykam do hotelu.
Calvetti zawahał się. Miał ochotę ulec jej prośbie. Podobieństwo Sabriny do Gianetty wstrząsnęło nim
bardziej, niż sądził. Miał ochotę jak najprędzej pozbyć się tej Amerykanki i zatrzasnąć drzwi przed
wspomnieniami, które w nim obudziła. Niestety jego osobiste preferencje kłóciły się z etyką
zawodową. Poza tym czuł się częściowo winny jej wypadku.
- Odnoszę wrażenie, że nie dotarło do ciebie, że masz poważne skręcenie - zwrócił uwagę niesfornej
pacjentce. - Jeśli zastosujesz się do zaleceń, wkrótce noga sama się wyleczy. Jeśli ją przeciążysz,
możesz doprowadzić do większych uszkodzeń, co się skończy operacją. Może nawet będziesz utykać
do końca życia.
Sabrina zbladła. Zadowolony z odniesionego skutku dodał zdecydowanie:
- Zostaniesz na noc w Positano. Jeśli twój stan się poprawi, jutro ruszysz w dalszą drogę.
- Chyba nie mam wyboru - poddała się niechętnie.
- Doskonale. Rafaelo, bandaż elastyczny, proszę.
Noworoczne postanowienie
29
Pielęgniarka przewidziała polecenie i w mgnieniu oka podała bandaż. Jest równie kompetentna jak jej
matka, pomyślał Marco, zadowolony, że opłacił jej naukę w szkole pielęgniarskiej.
Kiedy przysunął się bliżej i postawił sobie na kolanie jej stopę, wstrzymała oddech. Marco
zabandażował uważnie kostkę. Była mocno spuchnięta i posiniaczona.
Łydka powyżej okazała się długa, smukła i gładka. Gdy jej dotknął, przeszedł go dziwny dreszcz. Tym
razem nie miał on nic wspólnego z faktem, że zobaczył ducha swej nieżyjącej żony. To było czyste
pożądanie. Gorące i naglące.
Jezu! Co go napadło? Zdegustowany własnym zachowaniem nie dosłyszał pytania, które Sabrina
zadała Rafaeli.
- .. .polecić dobry hotel?
- Poza sezonem czynny jest tylko jeden. Pięciogwiazdkowy Le Sireneuse. Jest bardzo elegancki,
często odwiedzają go gwiazdy filmowe i znane osobistości. Pokoje zarezerwowane są na rok z góry,
ale zatelefonuję i dowiem się, czy mają coś wolnego.
- Dziękuję.
Rafaela wyjęła z kieszeni komórkę i wykręciła numer.
- Tego się obawiałam. Wszystko zajęte. Sprawdzę jeszcze w Neptunie. Jest tuż za miastem. Może jest
otwarty.
Marco toczył w tym czasie wewnętrzną wojnę myśli. Instynkt podpowiadał mu, by się nie odzywać.
Niech
30
Merline Lovelace
Amerykanka sama znajdzie sobie nocleg. Jej obecność niepokoiła go z wielu względów. W końcu
zwyciężyło wrodzone poczucie odpowiedzialności. Jakkolwiek by było, w pewnym sensie przyczynił
się do tego, że się znalazła w kłopotliwej sytuacji. Z drugiej strony była tak przerażająco podobna do
Gianetty.
- Nie musisz szukać innego hotelu. Możesz przenocować w mojej willi.
- Dziękuję, ale nie chciałabym się narzucać.
- Zapewniam cię, że to żaden kłopot. Willa jest niewielka. Korzystam z niej tylko w wakacje, ale ma
kilka gościnnych pokoi. Wolę mieć cię na oku, na wypadek gdybyś się gorzej poczuła. - Posłał
uśmiech pielęgniarce.
- Mama Rafaeli będzie dla nas gotować. Przyrządza najlepszego grillowanego miecznika na wybrzeżu
Amalii.
- To prawda, signorina. Miecznik mamy powali panią na kolana. - Pielęgniarka cmoknęła koniuszki
palców dłoni, oddając hołd umiejętnościom kulinarnym matki.
- Nie jadła pani jeszcze nic tak dobrego.
-Cóż...
- W takim razie wszystko ustalone - odezwał się Marco. - Bandaż nie ściska cię zbyt mocno?
Pacjentka poruszyła delikatnie nogą.
- Jest dobrze - odparła.
Calvetti zapiął bandaż na rzep, postawił stopę Sabriny na podłodze i wstał.
- Zanim wypiszę ci środki przeciwbólowe, muszę wie-
Noworoczne postanowienie
31
dzieć, czy masz uczulenie na jakieś leki i czy nie ma innych przeciwwskazań medycznych do ich
podania. -Nie.
Marco przejrzał listę lekarstw dostępnych w klinice i po chwili zastanowienia wypisał zlecenie na
opioid, który wywoływał najmniej skutków ubocznych. Czekając, aż Rafaela wróci ze środkami
przeciwbólowymi, wyciągnął komórkę i zorganizował przewiezienie samochodu Sabriny do swojej
willi.
- Zostawimy kluczyki w klinice. O, już mamy proszki. Są bardzo silne - przestrzegł.
Po podaniu ustalonej dawki Marco pomógł Sabrinie przenieść się na wózek. Wychodząc, zatrzymali
się przy łazience, w której spędziła kilka chwil w asyście Rafaeli.
Gdy znaleźli się przed budynkiem i Marco wziął ją na ręce, by przenieść do samochodu, wyczuł
pierwsze symptomy działania leku. Jej ciało stało się wiotkie, a przyciśnięte do jego torsu piersi
miękkie.
- Dzięki za pomoc, panie doktorze. Wasza Książęca Wysokość. Marco.
Jej uśmiech był szeroki i szczery. Niczym nie przypominał zalotnych min Gianetty. Jak to możliwe, że
nie zauważył wcześniej jej uroczych dołeczków w policzkach? Pewnie dlatego, że przez cały czas
była spięta i aż do tej chwili ani razu się nie uśmiechnęła. Jej oczy też wydawały mu się teraz
cieplejsze i bardziej czekoladowe niż na początku.
32
Merline Lovelace
Kiedy była tak blisko i jej usta oddalone były od jego zaledwie o kilka centymetrów, zauważył też inne
różnice. Miała pełne piersi, apetycznie zaokrąglone biodra i długie smukłe nogi. Amerykanka była
wyjątkowo kobieca.
Tym razem był lepiej przygotowany, gdy poczuł rosnące w kroczu napięcie. Ogarnięty falą pożądania
nie zapomniał, że ta kobieta była jego pacjentką i że miała zamieszkać u niego w domu. Przywołując
rozbudzone zmysły do porządku, posadził ją na fotelu obok kierowcy i pochylając się, zapiął pas
bezpieczeństwa.
Pachnie antyseptycznym mydłem, pomyślała Sabrina lekko odurzona. Mydłem, skórą i korzenną
wodą toaletową, której zapach dopiero teraz odkryła. Wcześniej była zbyt roztrzęsiona i wkurzona, by
wąchać jego szyję.
- Jak daleko stąd do twojej willi? - spytała, gdy wyjechali z dziedzińca.
- Około pięciu kilometrów.
- O rany! Czyli za ile dojedziemy? Przy takich drogach najwcześniej chyba o północy?
- Obiecuję, że będziesz jeszcze miała czas na drzemkę przed kolacją.
- Obawiam się, że nie doczekam i za chwilę odpłynę - ostrzegła, opierając głowę o podgłówek.
- Mam nadzieję. - Zadrgały mu kąciki ust.
Mimo ogarniającej ją senności Sabrina zarejestrowała jego uśmieszek. Do diabła! Facet powinien
nosić etykietę z ostrzeżeniem. Kiedy tylko wyszedł z roli opryskliwego
Noworoczne postanowienie
33
lekarza i przybrał bardziej ludzką postawę, Jego Ekscelencja stał się niebezpieczny.
- Postaram się wytrzymać. - Nie tylko pulsujący w stopie ból, upomniała się surowo w myślach. W
żadnym razie nie może pozwolić, by ten seksowny Włoch ją rozpraszał. Miała do wykonania pracę.
Caroline liczy na jej pomoc przy przygotowaniu ważnej oferty, mogącej dać im duży kontrakt. Ze
skręconą nogą, o kulach, musi przygotować materiały.
Teraz jednak oparła wygodnie głowę o zagłówek, pozwalając, by grudniowy wiatr bawił się jej
włosami. Ferrari mknęło przez wąskie, kręte uliczki Positano, a luźne kosmyki włosów tańczyły jej
wokół twarzy. Miasteczko miało pionowy układ. Sklepy o pastelowych elewacjach oraz malownicze
domy pięły się tarasowo ku szczytowi góry, wyrastając jedne z drugich. Na dole, na głównym placu,
dominowała katedra, za którą była kamienista plaża, a przy niej cumowały kolorowe kutry rybackie.
Sabrina zwróciła uwagę, że większość hoteli i restauracji w mieście była nieczynna. Parasole były
zamknięte i krzesła poustawiane równo na tarasach lokali. Nieliczni turyści przemierzali z
przewodnikami w ręku strome, brukowane uliczki.
Ogarnął ją niepokój. Jak, do licha, poradzi tu sobie, chodząc o kulach? Odpędziła czarne myśli z
typowym po odurzających lekach optymizmem. Poradzi sobie. Jakoś...
34
Merline Lovelace
Wyjechali z miasteczka i znaleźli się na wąskiej, krętej, pozbawionej pobocza drodze. Sabrina wbiła
się głębiej w siedzenie i zamknęła oczy.
Następną rzeczą, jaką usłyszała, był głęboki głos Marca.
- Jesteśmy na miejscu. Nie wierć się, zaniosę cię do pokoju.
Poczuła pod kolanami jego ramię. Drugim objął ją w talii. Odruchowo chwyciła go za szyję.
Podniósł ją z lekkością. Mogłaby się przyzwyczaić do takiego środka transportu, pomyślała, wtulając
nos w jego ciepłą szyję.
- Powinieneś się ogolić - mruknęła przez sen.
- Rzeczywiście. Proszę przyjąć moje przeprosiny, signorina. Jestem na wakacjach i nie sądziłem, że
będę miał okazję zbliżyć się do pięknej kobiety.
- N... szkodzi - wymamrotała, przytulając się. - Dobrze wyglądasz z zarostem. W ogóle dobrze
wyglądasz i kropka.
- Grazie.
Jak przez mgłę zamajaczył jej przed oczami porośnięty winem łukowy portal i bielone ściany. Gdzieś
z oddali dochodził szum rozbijających się o skały fal. Otworzyły się drzwi, w których pojawiła się
siwowłosa kobieta. Pewnie matka Rafaeli, skojarzyła Sabrina, kiedy powitała ich potokiem włoskich
słów.
Usłyszała, jak Marco wypowiada jej imię i mówi coś
Noworoczne postanowienie
35
o lodzie. Chwilę później położył ją na pościeli pachnącej słońcem i krochmalem. Zdjął delikatnie jej
drugi but. Zasnęła, zanim ułożył na poduszce jej skręconą nogę.
ROZDZIAŁ TRZECI
Jedzenie. Umierała z głodu.
Ssanie w żołądku wyrwało ją z głębokiego snu. Do jej nozdrzy dotarły smakowite zapachy. Z
zamkniętymi oczyma, w półjawie, pociągnęła nosem. W powietrzu unosił się wspaniały aromat
czosnku, smażonej na oliwie cebuli i czegoś jeszcze słodkiego, drożdżowego, świeżo upieczonego.
Usłyszała głośne burczenie dochodzące z okolic brzucha, co jej uświadomiło, że nie miała nic w
ustach poza bułką i kawą, które pochłonęła w biegu na lotnisku, nim odebrała samochód i wyruszyła
na wybrzeże. Planowała, że później zatrzyma się na lunch w jednej z lokalnych restauracji, które
słynęły w regionie z doskonałych owoców morza.
W rezultacie o mało sama nie skończyła jako pożywienie dla ryb. Na wspomnienie tego, jak niewiele
brakowało, by spadła z klifu prosto do morza, otworzyła z przerażeniem oczy. Zamrugała powiekami,
oswajając się z obcym otoczeniem.
Była w sypialni, w domu Marca Calvettiego, leżała na
Noworoczne postanowienie
37
ogromnym łożu z lewą nogą uniesioną na poduszce. Na spuchniętej kostce miała kompres z lodu.
Przekręciła się, poprawiając pozycję, i z zainteresowaniem rozejrzała się po pokoju. Został tu idealnie
połączony styl śródziemnomorski z nowoczesnym. Mauretańskie łuki i tynki w kolorze ciepłej
terakoty. Pod jedną ze ścian znajdowała się zabytkowa, rzeźbiona skrzynia. Na drugiej wisiał duży
telewizor plazmowy.
Najbardziej jednak urzekł Sabrinę krajobraz za oknami. Przeszklone, wysokie arkady wychodziły na
długi, wąski taras. Stały na nim donice z geranium i hibiskusami i pięły się winogrona, ożywiając
odcieniami zieleni panoramiczny widok na morze i bezkresne, błękitne niebo.
- O cholera!
Ta niewyraźna plama w oddali to Capri czy Sycylia? Sabrina nie wiedziała, na którą stronę świata
wychodziły okna jej pokoju. Naszła ją ochota, by wyjść na taras i popatrzeć. Spuściła nogę z łóżka,
szykując się, by wstać, gdy usłyszała pukanie.
- Si - zawołała. - Entri.
- Obudziłaś się, to dobrze - powiedział Marco, wchodząc.
- Chyba jeszcze nie do końca - odparła, siadając. Pierwsze, co zauważyła, to duminiowe kule w jego
ręku, dopiero chwilę później dostrzegła, że zniknął jego kilkudniowy zarost. Czysty, ogolony, z
zaczesanymi do tyłu mokrymi włosami i w przylegającym do ciała kremowym
38
Merline Lovelace
swetrze w serek, podkreślającym silne ramiona, wyglądał apetycznie.
Co jej uświadomiło...
- Co to za zapach? Mama Rafaeli przygotowuje kolację?
- W rzeczy samej. Przyszedłem zapytać, czy zjesz w łóżku, czy dołączysz do mnie na głównym
tarasie? Jest ogrzewany, więc nie powinnaś zmarznąć.
- To tu jest jeszcze inny taras z takim widokiem?
- Nawet kilka. Ten dom, podobnie jak wiele innych w tej okolicy, ma bardziej wertykalną niż
horyzontalną formę. Nie martw się, nie będziesz miała problemów z pokonywaniem schodów -
zapewnił. - Mamy tu windę, która bardzo się przydaje pani Bertaldi, mamie Rafaeli. Mojej zresztą
również, kiedy przyjeżdża w odwiedziny z Neapolu.
- W takim razie kolacja na tarasie.
Teraz, kiedy wyszła z szoku po wypadku i przestały działać leki odurzające, obudziło się w niej
zainteresowanie seksownym lekarzem.
- Często cię matka odwiedza? - spytała, stając na jednej nodze.
- Niezbyt. - Podtrzymał ją za ramię, kiedy próbowała iść o kulach. - Ja również rzadko tu bywam. W
tym roku jestem tu po raz drugi.
Jego odpowiedź zaskoczyła Sabrinę. Jej sypialnia nie wyglądała na nieużywaną. Na marmurowych
płytach
Noworoczne postanowienie
39
podłogowych nie było śladu kurzu. Szyby okienne nieskazitelnie błyszczały. Matka Rafaeli musiała
mieć sztab sprzątaczek, by utrzymać wszystko w takiej czystości.
- Gdzie mieszkasz przez resztę roku?
- W Rzymie. Tam pracuję.
Ciekawe. Nadal jednak miała poważne luki w bazie danych na jego temat. Nie wiedziała na przykład
nic na temat pani księżnej-doktorowej. Jako że nigdy nie należała do osób nieśmiałych, przyszedł jej
do głowy tylko jeden sposób, by uzyskać tę informację.
- A twoja żona? Na pewno uwielbia tu przyjeżdżać.
- Moja żona zmarła trzy lata temu.
- Ach, tak mi przykro.
- Mnie również. Chodź, wypróbujemy, jak sobie radzisz o kulach.
Jego ton nie zachęcał do dalszych pytań. Sabrina powstrzymała ciekawość i wykonała, kuśtykając,
kilka kroków.
- Nie przenoś całego ciężaru ciała na pachę, bo możesz urazić nerwy. Postaraj się jak najwięcej
opierać się na rękojeściach kul.
Kiedy robiła kółko po przestronnej sypialni, Marco ani na moment jej nie odstępował.
- Przywieźli samochód - poinformował, kiedy uznał, że radzi sobie z kulami. - Twoje walizki czekają
na korytarzu. Mam je teraz przynieść, żebyś się mogła odświeżyć przed kolacją?
40
Merline Lovelace
- Tak, proszę.
Sabrina czuła się, jakby się wytarzała w kurzu, a potem poszła w brudnym ubraniu spać. No ale
przecież dokładnie tak było.
- Dasz sobie radę, czy mam poprosić panią Bertaldi?
- Poradzę sobie.
- Doskonale.
Położył torbę i walizkę na tapicerowanym stołku w nogach łóżka.
- Na toaletce stoi telefon. Drugi jest w łazience. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, wykręć jeden,
sześć.
- Rozumiem.
- Zaczekam na ciebie w holu.
Sabrina wydobyła z torby marszczoną spódnicę do kostek i aksamitny żakiecik z koronkowym
wykończeniem, po czym pokuśtykała do łazienki. Spojrzała tęsknie na okrągłą wannę z
hydromasażem. Niestety bez pomocy nie będzie w stanie do niej wejść ani z niej wyjść. Nie żeby
miała coś przeciw kąpieli nago z księciem... Szczególnie że był stanu wolnego. Nie, poprawiła się. Był
wdowcem.
Myśl o tym, co musiał przeżyć, otrzeźwiła ją.
Nigdy nie straciła partnera, ale niewiele brakowało, by straciła ojca, u którego kilka lat temu
zdiagnozowano nowotwór. Naiwnie wierzyła wtedy, że jego ciężka choroba zburzy między nimi mur.
Stało się jednak odwrotnie. Dominik Russo zaczął jeszcze usilniej dążyć do przerobienia swego
jedynego dziecka w kobietę, jaką chciał, by była.
Noworoczne postanowienie
41
Przez większość życia Sabrina opierała mu się, a matka bezradnie przyglądała się z boku, jak toczyli
wojnę charakterów. Protest Sabriny przybrał formę ostentacyjnego złego zachowania, a później
dzikiego imprezowania. Jego choroba nieco ją otrzeźwiła. Wstrząśnięta bliskością śmierci porzuciła
karierę kupca w domu handlowym Saksa przy Piątej Alei i zgodziła się zostać dyrektor zarządzającą w
Fundacji Russo.
Duży błąd. Ogromny. Ojciec nie przestał jej kontrolować. Kwestionował wszystkie jej decyzje,
wstrzymywał jej zamówienia, łagodnie mówiąc, zrobił z jej życia piekło. Starała się wytrzymać, ale w
końcu się poddała, przyznając się, że nigdy się nie dopasuje do formy, jaką ulepił dla niej ojciec.
Wzdrygnęła się na wspomnienie ich kłótni i usiadła na stołku. Zdjęła spodnie i sweter, po czym umyła
się mydłem o cytrynowym zapachu, uczesała włosy i nałożyła makijaż.
Czarna spódnica łatwo przeszła przez głowę, zakrywając zabandażowaną kostkę. Założyła i zapięła
żakiecik z dużym dekoltem wykończonym koronką w kolorze kości słoniowej.
Czując się nareszcie jak kobieta, wyciągnęła z walizki czarne baletki ozdobione cekinami. Udało jej
się włożyć tylko jeden, ale gumowa podeszwa dawała jej dodatkowe zabezpieczenie przed
poślizgnięciem się na marmurowej posadzce, kiedy kuśtykała do drzwi.
42
Merline Lovelace
Marco czekał w holu, jak obiecał. Długi, oświetlony korytarz podobnie jak sypialnia ozdobiony był
mauretańskimi łukami. Z okien rozciągał się wspaniały widok na morze. Pachniało słońcem, politurą i
świeżymi gladiolami, które zdobiły wspaniałą wazę z dynastii Ming.
- Jesteśmy już przy windzie. - Marco wskazał niewielką niszę. - Wjedziemy na górę do jadalni.
„Na górę" było właściwym słowem, doszła do wniosku Sabrina, gdy zamknęły się drzwi. Panel z
przyciskami wskazywał, że willa miała cztery poziomy. Według opisu na najwyższym piętrze
znajdowały się salon i garaż. Niżej biblioteka, jadalnia i kuchnia. Jeszcze niżej sypialnie, a na samym
dole spa i schody na prywatną, jak się domyśliła, plażę.
- Nie żartowałeś, mówiąc o wertykalnej formie domu - zauważyła.
- To cena, którą trzeba zapłacić, budując na klifie. Już jesteśmy.
Drzwi windy otworzyły się prosto na bibliotekę. Wymarzone miejsce dla Sabriny. Mogłaby stąd nie
wychodzić tygodniami. Na trzech ścianach stały regały z książkami i bibelotami. Czwarta była
przeszklona i wychodziła na taras z widokiem na ocean. Kule wbijały się w gruby, miękki turecki
dywan. Sabrina okrążyła skórzaną sofę, obok której znajdował się ogromny fotel od kompletu i
otomana. Jej uwagę zwrócił stół na kozłach, który mógł
Noworoczne postanowienie
43
kiedyś zdobić średniowieczny pałac. Stał na nim nowoczesny laptop.
- Masz bezprzewodowy internet? - spytała z nadzieją. -Tak.
- Czy mogłabym skorzystać?
- Oczywiście. Dam ci hasło dostępu.
Zatrzymał się przy stole i zapisał serię liter i cyfr. Sabrina złożyła karteczkę i schowała do kieszeni.
- Dziękuję. Chyba ci wspominałam, że przyjechałam do Włoch służbowo. Mam kilka umówionych
spotkań, które muszę potwierdzić. Powinnam się też skontaktować z partnerkami. Pracujemy nad
bardzo pilnym projektem.
- Rozumiem, ale najpierw zjemy, tak?
- Oczywiście!
W jadalni otoczył ich smakowity zapach czosnku i smażonej cebuli. Podobnie jak w bibliotece z okien
rozciągał się wspaniały widok na morze. Stół był dębowy, polerowany, przeznaczony dla co najmniej
dwunastu osób. Na tarasie na zewnątrz znajdował się mniejszy stolik nakryty do kolacji porcelaną i
kryształami. Ustawiony był zacisznie w rogu, chroniony przed morską bryzą. Obok umieszczono
przypominający parasol promiennik ciepła.
Drzewka cytrynowe w ceramicznych donicach ożywiały taras kolorami. Pomimo pory roku po
ścianach pięły się kwitnące bugenwille. Oczarowana, oddała kule Marcowi i usiadła na krześle, które
przed nią odsunął.
- Powiem pani Bertaldi, że jesteśmy gotowi. Zapropo-
44
Merline Lovelace
nowałbym ci aperitif, ale nie wolno łączyć leków, które ci przepisałem, z alkoholem.
- Nie szkodzi. Wystarczy mi odurzający widok. Marco wszedł do środka i Sabrina głęboko wciągnęła
słone, morskie powietrze, po czym wychyliła się, by wyjrzeć za mur tarasu.
Dobrze, że nie miała lęku wysokości. Siedziała zawieszona w powietrzu, sto metrów nad skałami, o
które rozbijały się gniewne morskie fale.
Gospodarz wrócił z mamą Rafaeli.
- Poznaj signorę Bertaldi. Zajmuje się domem i mną. Jest niezastąpiona.
Starsza pani spłonęła rumieńcem.
- Jego Wysokość przesadza.
Miała ciemne, ciepłe oczy otoczone siateczką zmarszczek. Przez chwilę wpatrywała się z niepokojem
w Sa-brinę.
- Proszę wybaczyć, mój angielski nie jest najlepszy, sig-norina Russo.
- Z pewnością lepszy niż mój włoski. Poznałam dziś pani córkę. Powiedziała, że pani miecznik to
prawdziwe arcydzieło kulinarne.
Niepokojąco intensywne spojrzenie złagodniało i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- W takim razie przygotuję dla państwa na kolację rybę.
- Si.
Noworoczne postanowienie
45
- Proszę usiąść, ekscelencjo. Przyniosę oliwki i anti-pasto.
Marco zastosował się do polecenia gospodyni i wyciągnął przed siebie długie nogi.
- A więc, Sabrino, opowiedz mi, jakie interesy sprowadzają cię do Włoch.
Sabrina nie mogła sobie wyobrazić piękniejszego zakończenia dnia, który zaczął się od katastrofy.
Wspaniały zachód słońca. Grillowany miecznik był czystą rozkoszą dla podniebienia. Cappuccino z
delikatną pianką. I towarzystwo...
Musiała przyznać, że Jego Wysokość, don Marco Antonio i tak dalej, rozpalał jej zmysły do
czerwoności. Zawsze podobali jej się mężczyźni z wytwornymi manierami o wysportowanych
sylwetkach.
Kiedy wstała od stołu po kolacji, mimowolnie skrzywiła się z bólu. Nie zaplanowała tego ani tego, że
się potknie, sięgając po kule. Nie miała jednak nic przeciwko temu, kiedy Marco, mrucząc coś pod
nosem, wziął ją na ręce.
- Bardzo cię boli, prawda?
- Trochę.
- Nie powinienem był tak długo cię trzymać. Powinnaś odpocząć, trzymać nogę w górze.
Do diabła ze zwichniętą kostką. Sabrina potrzebowała teraz zupełnie czego innego. Pragnęła jego ust,
od któ-
46
Merline Lovelace
rych dzieliło ją zaledwie kilka centymetrów. Prawie czuła ich przyjemne ciepło.
Uświadomiła to sobie, kiedy weszli do windy i Marco pochylił się, by nacisnąć przycisk. Kiedy się
wyprostował, miał minę doktora. Surową, pełną niepokoju, badawczą... aż ich spojrzenia się spotkały.
Jezu!
Zdławił w gardle przekleństwo, nie był jednak w stanie powstrzymać ogarniającego jego ciało
pożądania. Dzikiego, gorącego, naglącego. Pragnął tej kobiety. Chciał poczuć jej smak, dotykać jej,
słuchać, jak jęczy z rozkoszy, gdy jego usta i dłonie pieszczą jej ponętne krągłości.
Spędzony z nią czas od nieszczęsnego spotkania na drodze pozwolił mu odepchnąć absurdalne myśli,
że Amerykanka jest siostrą bliźniaczką Gianetty. Albo, dopomóż Boże, jej duchem.
Sabrina Russo nie przypominała w niczym jego temperamentnej, porywczej żony. Jej śmiech był
spontaniczny i naturalny, nie było w nim nic podstępnego ani fałszywego. A jej usta... Słodki Boże, jej
usta!
Winda zatrzymała się i drzwi się otworzyły, ale Marco się nie poruszył. Wiedział, że nie powinien
całować tej kobiety. Była jego pacjentką i gościem. Przyjechała do Włoch w interesach. Zależało jej,
by jak najprędzej ruszyć w drogę i wykonać zadania, które ją tu sprowadziły. Byli tylko przygodnymi
znajomymi. Obcymi ludźmi, którzy rano się pożegnają.
Noworoczne postanowienie
47
Srogie upomnienie w myślach nie powstrzymało fali gorąca, która przetoczyła się przez jego ciało.
Ćwicząc silną wolę, czekał na przyzwolenie. Ujrzał je w blasku płynącym z jej oczu. Usłyszał w
krótkim, przerywanym oddechu. Wtedy pochylił się i ją pocałował.
Smakowała kawą i słodką śmietanką. Pogłębił pocałunek, pragnąc więcej. Sabrina objęła go
ramionami za szyję i podała mu usta. Przyjęła go, odpowiadając pragnieniem na pragnienie.
Gdy wtuliła w jego tors obfite piersi, poczuł nagłe uderzenie gorąca. Oszołomiony, spięty pożądaniem
prawie nie zauważył, kiedy Sabrina drgnęła.
Podniósł głowę i zauważył, jak próbuje ukryć grymas.
- Uraziłem cię?
- Nie! - Miała zaróżowione policzki i płytki oddech.
- Uderzyłam się w nogę. Winda jest taka mała.
Zrobiło mu się wstyd, poczuł do siebie obrzydzenie. Wyzywając się od najgorszych świń, ostrożnie
poprawił jej stopę, odsuwając od ściany windy.
- Przepraszam za ten pocałunek. Moje zachowanie było karygodne - mruknął, niosąc ją przez korytarz.
Odgłos jego kroków odbijał się echem od marmurowej posadzki.
- Naprawdę mi przykro.
Sabrina uśmiechnęła się.
- A mi nie.
- Zwykle się nie rzucam na kontuzjowane kobiety.
48
Merline Lovelace
- Nie? - W jej oczach widać było rozbawienie. - A na te zdrowe?
- Nabijasz się ze mnie, ale jakkolwiek by było, nie powinienem w taki sposób traktować gościa.
- Hej, nie przypisuj sobie wszystkich zasług. Ja też coś z siebie dałam. - Uniosła brew. - A może nie?
- O tak, pani Russo. Nawet nie wie pani ile.
Marco otworzył drzwi gościnnego pokoju. Kiedy jedli kolację, signora Bertaldi uporządkowała
sypialnię. Łóżko było posłane, poduszki wygładzone.
Odganiając wysoce niewłaściwe erotyczne fantazje, Marco odsunął prześcieradło i położył Sabrinę.
- Zostawiliśmy na górze kule. Poproszę signorę Bertaldi, by ci je przyniosła. Czeka, by ci pomóc
przygotować się do spania, zanim pojedzie do domu.
- Na pewno nie masz ochoty zrobić tego sam? - Roześmiała się, robiąc niewinną minę. Znów sobie z
niego żartowała. Oczami wyobraźni widział ją leżącą na prześcieradle z zapraszająco rozchylonymi
ustami.
Do diabła!
- Może i mam - odparł z brutalną szczerością - ale będzie lepiej, jeśli przyślę matkę Rafaeli, żeby ci
pomogła.
Wychodząc, czuł, jak zalewa go pot. Omijając windę, ruszył schodami na górny poziom. Co z nim
było nie tak? Dlaczego ta kobieta budziła w nim tak silne erotyczne fantazje?
Od śmierci żony nie pozostawał w całkowitym celi-
Noworoczne postanowienie
49
bacie. Był mężczyzną i miał naturalne potrzeby fizyczne. Spotykał się w Rzymie z wyrafinowanymi
kobietami, które z nim flirtowały i dawały się uwieść z wyćwiczonym wdziękiem. Żadna jednak nie
podniecała go jak ta długonoga amerykańska piękność.
Teraz musiał się zastanowić, co zamierza z tym zrobić.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Ohyda! Twoja noga wygląda jak rozgotowany serdel.
Śmiejąc się z trafnego porównania przyjaciółki, Sabrina obróciła do siebie laptopa. Wbudowana
kamera przejechała po pokoju i już po chwili na monitorze pojawiły się twarze jej koleżanek. Jak
kiedyś świat mógł funkcjonować bez wideokonferencji?
- Faktycznie wygląda obrzydliwie - zgodziła się, spoglądając na spuchniętą, żółtofioletową nogę.
Chwilę wcześniej, nim się skontaktowała z przyjaciółkami, zdjęła bandaż z kostki, by pozwolić jej
chwilę pooddychać.
- Nie wolno ci chodzić z taką nogą - oświadczyła Ca-ro z widocznym niepokojem na twarzy. - Siedź w
hotelu i nie myśl o pracy. Powtarzam, w żadnym razie nie próbuj się sama nigdzie przemieszczać.
Skończę tu i przylecę do ciebie do Włoch. Najpóźniej będę w piątek, może w czwartek.
Devon wtrąciła się, proponując alternatywny plan.
- Nie spiesz się i nie skracaj pobytu, Caro. Przerwę przygotowania i jutro przyjadę. Zaopiekuję się
Sabriną i w międzyczasie sprawdzę wybrane obiekty.
Noworoczne postanowienie
51
- Posłuchajcie. Żadna z was nie musi przybywać z odsieczą. Ze wszystkim poradzę sobie sama.
- Jasne - zadrwiła Devon. - Byłam na wybrzeżu Amal-fi. Położone jest na stromych zboczach
schodzących prosto do morza. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, wspominałaś, że w hotelu Ravello
jest mnóstwo schodów i tarasów.
- Nie jestem w hotelu - wyznała. - Lekarz, ten, który o mało mnie nie przejechał, zabrał mnie na noc do
swojej willi. Chce rano skontrolować kostkę, żeby się upewnić, że mogę ruszyć w drogę.
- Przynajmniej tak może się ten kretyn zrehabilitować - naburmuszyła się Dev.
- A mówiłam wam, że lekarz jest księciem?
Sądząc po minach, wiadomość nie wywarła większego wrażenia na wspólniczkach Sabriny.
-1 jest bardzo pociągający - dodała nonszalancko.
Niedbały ton nie zwiódł przyjaciółek. Zbyt długo znały Sabrinę, wiedziały, że zapracowała sobie na
reputację bun-towniczki i latawicy w okresie liceum i studiów.
Nadal lubiła się bawić. Bynajmniej nie była próżna, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jej długie,
smukłe nogi i krągłe kształty przyciągały równie wielu mężczyzn, jak jej nazwisko i majątek, który
posiadał jej ojciec. W rezultacie miała szerokie grono adoratorów. Niektórzy naciskali ją, oczekując
czegoś więcej. Jednak po tyłu latach opierania się próbom zdominowania przez ojca, Sabrina nie
52
Merline Lovelace
spieszyła się do utraty wolności, o którą tak długo walczyła.
Nie oznaczało to, że nie potrafiła docenić seksownego mężczyzny. Szczególnie, jeśli całował tak jak
Marco Cal-vetti. Nadal czuła przyjemne zamroczenie po tym, co zaszło między nimi w windzie.
- Mhm. - Devon przymrużyła oczy, wbijając w nią świdrujące spojrzenie. - Masz na twarzy ten wyraz.
-Jaki?
- Ten, który mówi, że ten twój lekarz jest do wzięcia.
- Bo jest. Jego żona zmarła kilka lat temu. Może doszukuję się czegoś, czego nie ma, ale myślę, że od
tamtego czasu szuka ukojenia w pracy. Nie uwierzycie, jaką ma piękną willę, a jest w niej w tym roku
dopiero po raz drugi. Na co dzień mieszka w Rzymie. Poza tym jest naprawdę czarujący, ale nieco
zbyt zasadniczy. Dobrze by mu zrobiło, gdyby trochę wyluzował.
Devon i Caroline wymieniły spojrzenia do kamery.
- Jeśli ktoś ma rozluźnić mężczyznę, to nikt nie zrobi tego lepiej niż ty. Pamiętaj tylko, że jesteś
kontuzjowana. Masz uważać na kostkę - pouczyła ją Devon.
-i nie martw się pracą. W najgorszym przypadku Global Security otrzyma mniej rozbudowaną ofertę.
- Nie wchodzi w grę. - Odezwała się w niej zawodowa ambicja. - Ten kontrakt jest dla nas zbyt ważny.
Nie zawężymy oferty. Jutro będę na chodzie - oświadczyła stanowczo.
Noworoczne postanowienie
53
Nie będzie czasu na zrelaksowanie Jego Wysokości, pomyślała z żalem. Szkoda. A tyle przyjemnych
rzeczy mogliby razem zrobić. Jej ciało przeszył dreszcz pożądania.
Pożegnała się z przyjaciółkami. Zamknęła laptopa i zabandażowała kostkę. Nadal czuła przykre
pulsowanie, ale ponieważ ból był znośny, zdecydowała, że nie weźmie na noc proszków. Wsłuchując
się w szum rozbijających się o skały niespokojnych fal, pozwoliła ukołysać się do snu.
Następnego ranka była ubrana i gotowa już o ósmej. Z kuchni rozchodził się wspaniały zapach świeżo
pieczonych bułeczek drożdżowych, co świadczyło o tym, że sig-nora Bertaldi była już w pracy.
Szczęśliwie w ostatniej chwili przez wyjazdem Sabrina zapakowała długie wełniane spódnicospodnie.
Dzięki szerokim nogawkom mogła je z łatwością wciągnąć, a spuchnięta kostka miała dużo miejsca i
przewiew. Na górę włożyła jasnoczerwony sweterek, po czym uzupełniła strój kolorową apaszką od
Versace. Baletki na gumowych podeszwach zapewniły jej dobrą przyczepność, kiedy szła korytarzem
do windy. Zgodnie z obietnicą chciała, by doktor obejrzał jej nogę, nim wyruszy w drogę. Ale
najpierw zje na śniadanie frittatę z koziego sera, którą obiecała jej signora Bertaldi. Jeśli frittata będzie
równie dobra jak miecznik, czeka ją niebiańska uczta.
Wchodząc do biblioteki, zauważyła Marca. Na jej widok odłożył gazetę, którą czytał, i wstał.
54
Merline Lovelace
Powinnaś była zadzwonić po pomoc.
- Nie potrzebowałam jej - odparła, kiedy doszła do siebie po tym, co zobaczyła. Lekarz ubrany w
sprane dżinsy, które podkreślały jego mocne, umięśnione uda, i czarny, dopasowany pulower
wyglądał zabójczo.
Sabrina podniosła kulę i pomachała nią w powietrzu.
- Coraz lepiej sobie z nimi radzę. Ale teraz muszę się napić kawy. Czarnej, mocnej, słodkiej.
- Oczywiście. - Spojrzał badawczo na jej nogę. - Przedtem jednak chciałbym się dowiedzieć, jak twoja
noga.
- Brzydka i gruba, ale już tak nie boli.
- Dobrze, obejrzę ją po śniadaniu. Wolisz zjeść tu w bibliotece czy na tarasie?
- Na tarasie. Chciałabym się jeszcze nacieszyć oszałamiającymi widokami, zanim stąd wyjadę.
- Myślałem o tym. - Dostosował swój krok do jej, kiedy przechodzili przez jadalnię na taras. - Mam
dla ciebie propozycję. Zanim ci ją przedstawię, pozwól, że przygotuję kawę i powiem pani Bertaldi, że
już wstałaś.
Rozbawiona, usiadła na krześle, które jej podsunął, i odwróciła twarz do słońca. Mogłaby się
przyzwyczaić do życia z Jego Wysokością, choć Marco w zasadzie nie pasował do jej wyobrażeń o
księciu ukształtowanych przez wcześniejsze doświadczenia.
Była kiedyś na randce z playboyem, synem szejka z Arabii Saudyjskiej. Doświadczenie to okazało się
jednak niezbyt przyjemne i bardzo pouczające. Bywa-
Noworoczne postanowienie
55
ła też kilkakrotnie na przyjęciach w Londynie, na których pojawiał się książę Harry. Sympatyczny
chłopak, ale dla niej zdecydowanie za młody. Marco, przeciwnie, był w odpowiednim wieku, był
idealnego wzrostu i budowy.
Zrobiło jej się smutno. Szkoda, że miała tak mało czasu. Chętnie spędziłaby z seksownym doktorem
jeszcze kilka dni. Może będzie mogła przedłużyć swój pobyt we Włoszech, kiedy skończy pracę? Lub
wróci tu po podpisaniu umowy z Global Security?
Sabrina zastanawiała się nad różnymi możliwościami, kiedy zjawił się Marco z dwiema filiżankami
espresso z pianką.
- Powinnaś tu zostać aż do wyjazdu. Potraktuj ten dom jako bazę wypadową do zwiedzania
okolicznych ośrodków konferencyjnych.
Sabrina o mało nie zakrztusiła się kawą. Calvetti chyba odgadł jej myśli. Spojrzała zaskoczona w jego
spokojne oczy. Jeśli za zaproszeniem kryło się coś więcej niż zwykła uprzejmość, to dobrze to
ukrywał.
W pierwszym odruchu chciała się zgodzić. Na myśl o fizycznym zbliżeniu do tego intrygującego
mężczyzny ogarnęło ją radosne podniecenie. Niestety, wspomnienie mapy drogowej okolic równie
szybko ostudziło jej zapał. Odległości, które miała do pokonania, nie były wielkie, ale drogi były kręte
i niebezpieczne, a potem jeszcze czekało ją kuśtykanie o kulach.
56
Merline Lovelace
- Dziękuję - powiedziała z nieukrywanym żalem. -Propozycja jest kusząca, ale nie dam rady
codziennie pokonywać tej samej drogi w jedną i w drugą stronę.
- Nie będziesz musiała. Będę twoim szoferem. -Ty?
- Si. - Jego ciemne oczy rozpromieniły się w uśmiechu. - Chyba że nie ufasz moim umiejętnościom?
Kiedy jechaliśmy tu z kliniki, nie hamowałaś nawet odruchowo nogami. Co więcej przez większość
drogi spałaś.
- Masz chyba ciekawsże zajęcia niż wożenie mnie po całym wybrzeżu.
- Szczerze mówiąc, nie. Do końca grudnia jestem na wakacjach. Mój zespół chirurgów zagroził
masowymi zwolnieniami, jeśli wrócę wcześniej do pracy. Nie mam żadnych planów, muszę się
jedynie pojawić na organizowanym przez moją matkę dorocznym balu sylwestrowym. Jak widzisz,
nie mam nic do roboty. Ratujesz mnie przed zanudzeniem się na śmierć.
Ani przez chwilę nie wierzyła w to, co mówił. Ktoś o tak szerokich zainteresowaniach z łatwością
mógł zagospodarować każdą minutę wakacji. W samej tylko bibliotece miał zajęcie na wiele tygodni.
Sabrina zawahała się, rozdarta pomiędzy pragnieniem spędzenia z nim więcej czasu a niepewnością,
dokąd ją to może zaprowadzić. Nie miała teraz czasu na romantyczne przygody. Caro i Dev liczyły na
nią.
Z drugiej strony, o ile łatwiej byłoby zebrać potrzebne
Noworoczne postanowienie
57
informacje, korzystając z pomocy kogoś, kto zna okolicę, podsunął jej zdradziecko umysł.
Duże udogodnienie. Bez dwóch zdań. A co tam. Skoro Jego Wysokość chce jej pomóc, poświęcając
swoje cenne wakacje, dlaczego nie miałaby skorzystać?
- Jeśli jesteś pewien... - powiedziała wolno, dając mu ostatnią szansę na wycofanie się.
- Jestem pewien. A jeśli zostaniesz na sylwestra, będziesz musiała pójść ze mną na bal. To
spektakularne wydarzenie.
Pięknie.
Dała się złapać na haczyk. Która kobieta o zdrowych zmysłach zrezygnowałaby z pójścia na bal w
towarzystwie Marca Calvettiego? Dziwne, że nie był jeszcze z nikim umówiony, zaświtała jej
niepokojąca myśl. Bogaty, kulturalny i wolny. Ale przecież darowanemu koniowi nie zagląda się w
zęby.
- Zamierzałam wracać do domu trzydziestego, więc muszę sprawdzić, czy będzie możliwość zmiany
biletu. No i czekają mnie poważne zakupy. I...
Nadejście signory Bertaldi z tacą przerwało głośne planowanie Sabriny. Rozanielona zapachem
pieczonych pomidorów, bazylii i koziego sera przywitała się z gospodynią.
- Signorina Russo zostanie u nas na dłużej - poinformował Marco po angielsku panią Bertaldi. -
Wzięła pani dziś kogoś z wioski do pomocy?
58
Merline Lovelace
- Si, Excellenza - odparła. - Tych samych co zwykle, kiedy pan przyjeżdża do rezydencji.
- Proszę wynająć więcej osób, jeśli pani potrzebuje.
- Oczywiście - zapewniła, stawiając przed Sabriną pełny półmisek, po czym wycofała się, życząc im
buon appe-tito.
Marco nalał im świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. Taca zawierała również koszyk ciepłych
bułeczek, ko-kilkę z kremowym masłem oraz wybór dżemów.
Po śniadaniu Marco obejrzał nogę Sabriny. Posadził ją na sofie w bibliotece i ostrożnie rozwinął
bandaż. Opuchlizna nieznacznie spadła, ale na skórze widoczne były liczne fioletowo-żółte siniaki.
Poruszył delikatnie stopą i zmarszczył brwi, widząc, jak Sabrina usiłuje ukryć grymas bólu.
- Nie powinnaś dziś nigdzie jeździć. Trzeba trzymać nogę w górze i robić okłady.
- Muszę pracować. A jeśli ułożę się na tylnym siedzeniu ferrari z torebką lodu na kostce?
Perspektywa zwiedzania wybrzeża Amalfi z zabandażowaną nogą Sabriny wystającą z bocznego okna
jego czerwonej strzały bynajmniej go nie speszyła, ale po chwili zastanowienia zaproponował inne
rozwiązanie.
- Mam lepszy pomysł. Moja matka ma w Neapolu niewielką flotę samochodów. Poproszę, żeby mi
wypożyczyła dużego sedana. Będziesz miała więcej miejsca.
Noworoczne postanowienie
59
- Odważysz się jeździć wielkim, ciężkim autem po tutejszych serpentynach?
- Robiłem to już wiele razy.
- Zanim dojedziesz do Neapolu i wrócisz, upłynie wieczność - zaprotestowała, przypominając sobie
zawiłą drogę, którą musiała pokonać po zjeździe z autostrady na południe od miasta.
- Przywiozą nam samochód za godzinę, najdalej za dwie. Poczekasz, leżąc tu na sofie z nogą w górze.
Zabrzmiało to jak rozkaz jej ojca, na co instynktownie zareagowała sprzeciwem. Zdrowy rozsądek
podpowiedział jednak, że Marco ma rację.
- Zgoda.
Zabandażował jej stopę i pomógł jej się ułożyć. Wsunął poduszkę pod nogę i wstał, wskazując na
wysokiej jakości stację dokującą do iPoda.
- Masz ochotę posłuchać muzyki? W międzyczasie pójdę zatelefonować i przyniosę lód.
- A co masz?
- Wszystko od Andrew Lloyda Webera do Zucchero.
Sabrina odrzuciła włoski pop, decydując się na musical. Słuchając Sara Brightman w miłosnym
duecie ze Steve'em Bartonem w utworze pochodzącym z „Upiora w operze", zaczęła się z
zaciekawieniem rozglądać po bibliotece. Wcześniej widziała ją tylko przelotnie, kiedy szli z Markiem
na kolację.
Teraz miała czas, by się zastanowić, jakim mężczyzną
60
Merline Lovelace
był jej właściciel. Z odległości nie była w stanie odczytać tytułów książek, więc skupiła uwagę na
skarbach ustawionych między woluminami.
Popiersie rzymskiej matrony wyglądało, jakby pochodziło z okresu, kiedy Pompeje były tętniącym
życiem miastem. Niewielki olejny obraz na bogato zdobionym stojaku wyglądał jak Caravaggio albo
był wyjątkowo wierną kopią. Honorowe miejsce pomiędzy przedmiotami, które przypominały
bardziej narzędzia tortur niż średniowieczne przyrządy medyczne zajmował alabastrowy kaduceusz.
Na półce .obok stała szachownica z misternie rzeźbionymi figurami w kolorze kości słoniowej i
czerwieni. Gdy dokładnie obejrzała całą bibliotekę, ogarnęło ją dziwne uczucie. Nie wiedziała co, ale
coś było nie tak. Marszcząc brwi, jeszcze raz omiotła spojrzeniem regały z książkami, po czym jej
wzrok zatrzymał się na stole, który służył Marcowi za biurko.
Pośrodku dębowego, polerowanego blatu leżała podkładka, a obok stał pojemnik na dokumenty z
rdzawo-czerwonej skóry. Z pudełka na długopisy wystawało złote pióro Mont Blanc. Z drugiej strony
znajdował się laptop i ładowarka z bezprzewodowym telefonem.
Po dłuższej chwili zastanowienia Sabrina w końcu zdała sobie sprawę, że brakuje tu zdjęć. Większość
ludzi trzymała na biurkach fotografie, ładnie oprawione, ustawione tak, by jak najlepiej je widzieć.
Zwykle rodziny lub małżonka.
Noworoczne postanowienie
61
Zaciekawiona rozejrzała się jeszcze raz badawczo po bibliotece. Nie było tu żadnych zdjęć ani
portretów. Nawet karykatur szkicowanych przez ulicznych artystów, których można było spotkać na
każdym placu w Rzymie. Najwyraźniej Marco nie chciał się otaczać zdjęciami zmarłej żony. Czyżby
jej śmierć nadal była dla niego tak bolesna?
Sabrina, choć umierała z ciekawości, wiedziała, że nie powinna wtykać nosa w jego osobiste sprawy.
Bóg świadkiem, zbyt wiele osób grzebało w jej przeszłości.
Może Marco otworzy się, kiedy się lepiej poznają? Ciesząc się perspektywą spędzenia z przystojnym
lekarzem kilku najbliższych dni, zanuciła za Sara Brightman.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Zaprosiłeś pacjentkę, żeby się przeniosła do ciebie do domu na czas rekonwalescencji?
Amerykankę?
Marco uśmiechnął się, słysząc prychnięcie po drugiej stronie słuchawki. Jego matka, z domu
neapolitanka, miała w sobie wrodzoną niechęć do cudzoziemców. W tym do Sycylijczyków,
Sardyńczyków, Korsykańczyków, a także do wszystkich mieszkających na zachód od Apeninów i na
północ od Abruzji.
- Kim jest ta kobieta?
- Nazywa się Sabrina Russo. Przyjechała do Włoch w interesach. Ponieważ po części jestem
odpowiedzialny za jej wypadek, zaoferowałem jej pomoc i gościnę.
Dotknął bolesnego tematu. Matka rozumiała, dlaczego Marco wolał spędzać wakacje w swojej
prywatnej willi, a nie w rodzinnym pałacu w Neapolu, który rodzina od stuleci nazywała domem. Miał
w nim apartament zajmujący całe jedno piętro. Mieszkali tam razem z Gianettą aż do chwili, kiedy
Marco przyjął posadę ordynatora oddziału neurochirurgicznego w prestiżowej klinice dla
Noworoczne postanowienie
63
dzieci Bambino Gese w Rzymie. Palazzo d'Calvetti nadal był jego domem, ale w ostatnich latach
wolał samotność w zaciszu swojej willi, którą wybudował po śmierci Gia-netty. Matka rozumiała to,
co nie zmieniało faktu, że jej się to nie podobało.
Marco regularnie przyjeżdżał na obiady do księżnej, co pomagało ją udobruchać. Jako obowiązkowy
syn zjawiał się na wszystkich imprezach dobroczynnych oraz wydarzeniach towarzyskich, między
innymi na przyjęciach sylwestrowych, co przypomniało mu...
- Jeśli panna Russo zostanie we Włoszech do Nowego Roku, chciałbym ją zabrać na bal sylwestrowy.
Na dłuższą chwilę zapadła w słuchawce cisza. Marca nie zdziwiło zaskoczenie matki. Od śmierci
Gianetty nigdy nie przyprowadził na bal żadnej kobiety. Miał zresztą ku temu powody.
Po śmierci Gianetty media oszalały. Paparazzi nie dawali mu spokoju. Jeden z brukowców bezczelnie
ogłosił go najlepszą partią we Włoszech. Marco starał się utrzymać swoje życie prywatne w
tajemnicy. Unikał afiszowania się z kobietami, z którymi się spotykał. Dlatego jak dotąd nigdy żadnej
nie zabrał na bal, który organizowany był przez jego rodzinę od wielu pokoleń, stając się jedną z
tradycji.
Marco bez trudu znalazł usprawiedliwienie, dlaczego po raz pierwszy postanowił złamać swoją
zasadę. Sabrina wkrótce wyjedzie z Włoch. Jej życie i praca były po dru-
64
Merline Lovelace
giej stronie oceanu. Ich wzajemna fascynacja zakończy się najwyżej krótkim romansem.
Tak, na pewno.
Podjął już decyzję.
Ostatniej nocy kładł się do łóżka, pragnąc tej długonogiej Amerykanki o jasnych włosach i śmiejących
się oczach. Kiedy rano wstał po niespokojnych snach, nadal jej pożądał. Jej widok kuśtykającej przez
bibliotekę poruszył go.
Ona również go pragrięła. Rozpoznał to wczoraj po rumieńcach na jej twarzy i po tym, jak z trudem
łapała powietrze po ich pocałunku w windzie.
Na wspomnienie tamtego naglącego pragnienia przeszedł go dreszcz.
- Oczywiście, możesz ją zabrać - odezwała się matka, otrząsnąwszy się z zaskoczenia. - Każę wpisać
ją na listę gości. Powiedz jeszcze raz, jak się nazywa.
- Russo. Sabrina Russo.
- Hm... Russo - prychnęła matka. - Jej przodkowie pochodzili z północnych Włoch. Gdyby byli z
południa, nazywałaby się Rossi.
- Nie mam pojęcia, skąd pochodzi jej rodzina. Marco zdał sobie sprawę, że w ogóle niewiele o niej
wie prócz tego, że przyjechała na wybrzeże Amalfi szukać centrum konferencyjnego.
- Przyprowadź ją na obiad - rozkazała księżna. - Jutro. Chcę ją poznać.
Noworoczne postanowienie
65
Uśmiechnął się na apodyktyczny ton matki. Maria di Chivari weszła przez małżeństwo do książęcej
rodziny ponad czterdzieści lat temu. Od tamtego czasu bycie arysto-kratką stało się częścią jej natury,
tak jak szczodre serce i wielkie oddanie dla najbliższych.
Kilka chwil później, kiedy wszedł do biblioteki z zimnym okładem, Sabrina leżała na sofie z nogą w
górze, słuchając smętnej partii Mefistofelesa z „Kotów".
- Samochód jest już w drodze - poinformował, układając kompres na kostce. - Obawiam się jednak, że
otworzyłem puszkę Pandory.- Moja matka chce, żebym cię przywiózł jutro na obiad.
- Aż tak źle? Uśmiechnął się smutno.
- Tak, jeśli nie lubisz, kiedy ktoś usiłuje poznać każdy szczegół z twojego życia. Matkę charakteryzuje
nienasycona ciekawość.
- Ciekawość ogólnoludzka czy raczej dotycząca kobiety, którą gościsz w swoim domu?
Marco zawahał się, nim odpowiedział.
- Pomijając koleżanki z pracy, nigdy wcześniej nie zaprosiłem tu żadnej kobiety.
Zaskoczył ją.
- To miejsce to moja kryjówka - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Wybudowałem tę willę po śmierci
mojej żony. Niestety rzadko tu bywam i zwykle na krótko.
Wyraz twarzy Sabriny zmienił się i Marco rozzłościł się
66
Merline Lovelace
na siebie, że wspomniał imię Gianetty. Amerykanka co prawda nie wykorzystała sytuacji i nie
zapytała go wprost, ale w jej oczach widać było zainteresowanie.
Ze względu na ich wzajemną fascynację Calvetti uznał, że powinien jej powiedzieć. Odszedł kawałek
od sofy i wcisnął dłonie w kieszenie dżinsów.
- Zanim przeprowadziliśmy się do Rzymu, mieszkaliśmy w Neapolu. Trzymaliśmy tam w porcie
jacht. Któregoś popołudnia, kiedy wypłynęła sama w morze, rozpętał się sztorm. - Wbił spojrzenie w
okno. Błękitne niebo i jasne słońce wydawały się kpić z jego ponurych wspomnień. - Natrafiono na
rozbity jacht, ale jej ciała nigdy nie odnaleziono.
- Och, nie! - jęknęła cichutko.
Łagodny okrzyk Sabriny złagodził nieco napięcie, które trzymało Marca w żelaznym uścisku. Słyszał
już tyle frazesów, tyle płynących z serca słów pocieszenia, że wszystkie straciły znaczenie. Prosta,
oszczędna i tak autentyczna reakcja Sabriny poruszyła go do głębi. W niewyjaśniony sposób
podziałała na niego. Wróciły wspomnienia. W tle towarzyszył im żałosny lament Mefistofelesa.
- Gianetta kochała żeglowanie. Jej rodzina przez pokolenia utrzymywała się z morza. Często
żartowałem, że ma więcej soli we krwi niż wody. Uwielbiała do szaleństwa czuć we włosach wiatr i
słuchać łopotu żagli nad głową.
W ogóle lubiła dreszcz emocji. Jazdę na nartach po stromych, niebezpiecznych alpejskich stokach.
Szybkie
Noworoczne postanowienie
67
samochody. I... narkotyki. Nawet kiedy Marco znalazł jej skrytkę, zaprzeczała, że bierze.
Pod jego naciskiem poddała się leczeniu. Dwukrotnie. Przysięgała, że jest czysta, że rzuciła narkotyki.
W głębi duszy wiedział, że w tamten tragiczny weekend wyjechała z Rzymu, by uciec przed nim,
przed jego czujnym okiem.
- Miałem w planie ciężką operację. Dwulatka z nowotworem mózgu, który kilku neurochirurgów
uznało za nieoperacyjny.
Był zmęczony po długiej operacji, fizycznie i psychicznie. Jedyne, na co miał ochotę, to położyć się
spać. Gianetta mimo to kategorycznie odmówiła przełożenia planowanego na weekend wyjazdu na
wybrzeże. Zbyt długo była zamknięta w mieście. Potrzebowała wiatru, morza, słonej bryzy.
- Zostałem w Rzymie, aż stan dziecka się ustabilizował. Dopiero wtedy wyruszyłem, by dołączyć do
żony.
Marco nadal obwiniał się za to, co się wydarzyło tamtego dnia. Gdyby przełożył operację... Gdyby
poświęcał żonie tyle uwagi co pacjentom.
- Gdy dojeżdżałem na wybrzeże, na niebie gromadziły się burzowe chmury. Zadzwoniłem do Gianetty
z komórki, błagając, by nie wypływała.
Błagał, przymilał się, nakazywał... a kiedy dojechał na miejsce, stwierdził, że zlekceważyła jego
prośby.
- Jak tylko dotarłem do portu, połączyłem się z nią
68
Merline Lovelace
przez radio. Już wtedy walczyła z ldlkurnetrowymi falami, a jacht nabierał wody.
Nadal miał w uszach jej przeraźliwe paniczne krzyki, pamiętał beznadziejną desperację i poczucie
bezsilności, które wtedy czuł. Ocalił życie dwulatka, ale nie potrafił uratować własnej żony.
-Ostatnie, co usłyszałem, to sygnał SOS, potem wszystko ucichło.
- To takie smutne. Nawet nie mogliście się pożegnać.
Rzucił jej krótkie spojrzenie, zaskoczony jej przenikliwością. Mimo licznych wzlotów i upadków,
złości, ostrych kłótni, nigdy nie przestał kochać pełnej temperamentu i namiętności Gianetty. Oddałby
duszę za szansę powiedzenia jej tego wszystkiego.
- Przypominasz ją - odezwał się po dłuższej chwili. -Masz włosy tego samego koloru i podobne oczy.
Wczoraj rano na drodze przez sekundę, może dwie... myślałem, że zobaczyłem jej ducha.
- To dlatego o mało mnie nie przejechałeś? Sabrina podniosła się na sofie. Nie podobało jej się, że
wziął ją za poltergeista. Teraz kiedy się nad tym zastanowiła, Marco nie był jedynym, który popełnił
ten błąd.
- To dlatego Rafaela tak mi się przyglądała. A jej mama wpatrywała się we mnie, kiedy
przyjechaliśmy. Naprawdę jestem tak podobna do Gianetty?
Przebiegł spojrzeniem po jej twarzy.
- Na pierwszy rzut oka podobieństwo jest uderzające.
Noworoczne postanowienie 69
Ale kiedy lepiej się przyjrzeć, jest ledwie powierzchowne. Odkryłem to w ciągu naszej krótkiej
znajomości. Pani Russo, jest pani kobietą jedyną w swoim rodzaju.
- Właściwie to ująłeś.
-1 wyjątkowo pociągającą - dodał, uśmiechając się.
Tak już lepiej. Udobruchana, ułożyła się wygodnie na poduszce. Chciałaby się dowiedzieć jeszcze
czegoś więcej o Marcu i jego żonie, ale wyczuła jego zmianę nastroju.
Spojrzała na zegarek. Zostało trochę czasu, nim przywiozą samochód. Powinna się podłączyć do
internetu i potwierdzić umówione na najbliższe dni spotkania. Musi też poinformować Devon i
Caroline o rozwoju wydarzeń i małej zmianie planów.
Towarzystwo Marca nie nastrajało jej jednak do pracy. Wskazała na stojący w rogu niewielki stolik
- Widzę, że masz rozłożone szachy. Skoro mamy czas, moglibyśmy się zmierzyć.
- Grasz w szachy?
- Rzadko. Ale kiedy gram, zwykle leje się krew -ostrzegła.
- Ha! Zobaczymy - przyjął wyzwanie, stawiając stolik przy sofie.
Gdy zobaczyła figury z bliska, westchnęła z zachwytu. Przedstawiały średniowiecznych wojowników
z okresu krucjat z misternie odtworzonymi detalami uzbrojenia. Laufry trzymały tarcze ze znakiem
templariuszy. Arabski
70
Merline Lovelace
władca siedział na koniu. Nawet królowe w diademach i woalkach były w zbrojach.
- Białe czy czerwone? Wybrała białe.
- Widzę, że masz zegar. Gra będzie bardziej emocjonująca, jeśli zagramy na czas. Co powiesz na dwie
minuty na ruch?
Marco skinął głową. Sabrina wcisnęła timer i przesunęła pionek, rozpoczynając od otwarcia Birda,
zwanego tak od dziewiętnastowiecznego angielskiego mistrza szachów.
Calvetti spojrzał na nią, mrużąc oczy, i skontrował gambitem. Cztery ruchy później Sabrina
zaszachowała go i musiała zagryźć usta, by się nie roześmiać, widząc jego zaskoczoną minę.
- Nie żartowałaś, mówiąc, że poleje się krew. Kto cię nauczył tak grać?
- Mój ojciec. Szachy to nasz jedyny wspólny punkt zainteresowań.
Włoch uniósł wzrok znad szachownicy. W jego oczach widać było ciekawość, którą zgasiła,
naciskając timer.
- Zegar tyka. Twój ruch.
Marszcząc czoło, przesunął wieżę, by chronić króla. Sabrina uśmiechnęła się i zaatakowała
skoczkiem.
- Szach mat.
Marco ściągnął brwi. Przebiegł wzrokiem po szachownicy, szukając wyjścia, ale przegrana była
oczywista.
- Żądam rewanżu.
Noworoczne postanowienie
71
Sabrina wygrała trzy partie z pięciu i właśnie miała go zaszachować, kiedy rozległ się dzwonek
intercomu.
- To pewnie kierowca matki. Dokończymy grę po powrocie.
Calvetti poszedł po kluczyki, a Sabrina zjechała do swojego pokoju po kurtkę i teczkę. Idąc z
powrotem do windy, z trudem ją dźwigała, gdyż obijała jej się o kule. Marco czekał na nią na górze w
holu. Miał na sobie beżową, skórzaną kurtkę. Za kołnierz czarnego swetra wsunął okulary aviator
przeciwsłoneczne.
Nieźle!
Sabrina oddała mu teczkę i niezwykle ochoczo pokuśtykała do drzwi, które przed nią otworzył.
Niespodziewanie zapragnęła jak najprędzej załatwić wszystkie interesy i wrócić z nim do willi. Na
moment zatrzymała się w progu, przyglądając się szeroko otwartymi oczyma błyszczącemu
rolls-roycebwi zaparkowanemu w portyku.
- To jest samochód twojej matki?
- Jeden z wielu, które posiada - odparł spokojnie, otwierając przed nią drzwiczki pasażera. - Lubi
komfort podczas podróży.
Limuzyny i rolls-royce'y nie były dla Sabriny niczym niezwykłym. Jej ojciec nigdy nie prowadził,
jeśli mógł być wożony. Auto księżnej było jednak niezwykłe. Klasyczne z masywnym grillem,
wydłużoną sylwetką i wielkim bagażnikiem z tyłu. Było wyprodukowane, zanim przemysł
72
Merline Lovelace
samochodowy zaczął zwracać uwagę na ekonomikę spalania i ergonomię karoserii.
Na myśl o jeździe tym potworem po wąskich serpentynach Sabrina poczuła dławienie w gardle. Siłą
woli uspokoiła nerwy i podała Marcowi kule.
- Masz wystarczająco dużo miejsca? - spytał, gdy zapadła się w wielką skórzaną kanapę.
- Wręcz za dużo. - Machnęła ponaglająco ręką. - Jedźmy już, szoferze - zażartowała.
Turyści z różnych stron świata od wieków wspinali się do położonego na stromej skale Ravello.
Kiedyś bryczkami ciągniętymi przez osły, teraz samochodami i autokarami. Droga pod górę jest tak
kręta i wąska, że aby przepuścić autokar, ruch musi się cofać w jedną lub w drugą stronę.
Oszałamiające widoki rekompensują całkowicie trud nadwerężającej nerwy podróży. Ravello ze
względu na zapierające dech w piersiach krajobrazy przez lata przyciągało wielu artystów. Między
innymi tak znanych jak D.H. Lawrence, który, ukryty w willi z widokiem na morze, napisał tu
„Kochanka Lady Chatterley" czy Richard Wagner, którego utwory wystawiane są podczas
dorocznego miejskiego festiwalu. Z wywiadu, jaki przeprowadziła Sabrina, wynikało, że na koncerty
przyjeżdżają tu tysiące melomanów.
W trakcie jazdy Sabrina podziwiała budzące podziw, a zarazem lęk widoki poszarpanego, skalistego
wybrzeża,
Noworoczne postanowienie
73
morza i nieba. Im byli wyżej, tym piękniejsze były krajobrazy. W końcu pokonali ostatni ostry zakręt,
zza którego wyłoniło się miasteczko. Nad białymi domkami przylepionymi do stromego zbocza
dominowały wieże katedry. Dachy kryte czerwoną dachówką, obficie kwitnące winorośle i drzewa
ożywiały krajobraz jasnymi plamami koloru. Duży znak informował o zakazie wjazdu dla wszystkich
pojazdów z wyjątkiem tych należących do gości hotelowych oraz mieszkańców. Następny kierował
odwiedzających na parking usytuowany pod murami miejskimi. Marco minął go i skierował się na
główny rynek. Rolls wtoczył się na wybrukowany plac, pełen kafejek, stoisk z lodami i sklepików z
porcelaną. Hotel, który Sabrina chciała obejrzeć, znajdował się w samym historycznym centrum,
prawie w cieniu katedry. Kiedy Marco zatrzymał auto przed główną fasadą ozdobioną łukami i
dwiema dzwonnicami 0 dachach z czerwonej dachówki, boy hotelowy podbiegł, by otworzyć przed
Sabriną drzwi.
- Dzień dobry. Mają państwo rezerwację?
- Nie - odpowiedziała łamanym włoskim. - Nazywam się Sabrina Russo i jestem umówiona z dyrekto-
rem hotelu.
- Tak, oczywiście. Pan Donati na panią czeka - powiedział, przechodząc na angielski. Podtrzymał
Sabrinę, gdy wysiadała z samochodu, i zaczekał na Marca, aż weźmie z siedzenia kule i teczkę.
- Życzy pani sobie wózek inwalidzki?
74
Merline Lovelace
- Nie, dziękuję, poradzę sobie.
Kiedy trzymała kule, otworzył przed nią bogato rzeźbione drzwi.
- Proszę wejść i usiąść, a ja poinformuję pana Donatiego, że pani już jest.
Sabrina weszła do jasnego lobby otwartego z trzech stron arkadami na dziedziniec, skąd rozciągał się
wspaniały widok na morze. W centralnej części dziedzińca stała fontanna otoczona bujną zielenią i
wysokimi palmami. Za Sabriną szedł Marco z teczką.
Zdążyli zrobić tylko kilka kroków, kiedy zjawił się szczupły mężczyzna w garniturze i czerwonym
krawacie, by ich powitać. Zatrzymał się nagle, gdy rozpoznał towarzysza Sabriny.
- Wasza Wysokość! Nie wiedziałem... Podenerwowany wygładził krawat i ukłonił się.
- Proszę pozwolić, że się przedstawię. Nazywam się Roberto Donati i jestem menedżerem tego hotelu.
Poznaliśmy się kilka lat temu, kiedy otwierał pan z szacowną matką letni festiwal muzyki w Ravello.
- Rzeczywiście. To jest pani Russo. Przyjechała obejrzeć wasz wspaniały hotel.
Donati uścisnął dłoń Sabriny, zastanawiając się zapewne, jak amerykańska bizneswoman weszła w
kontakty z lokalną arystokracją.
- Napiją się państwo espresso lub cappuccino, zanim zaczniemy?
Noworoczne postanowienie
75
- Może później. Czy mogę zostawić kurtkę i teczkę w biurze, gdy będziemy oglądać centrum
konferencyjne?
- Ależ oczywiście. Proszę mi je dać.
Sabrina wyjęła notes i długopis, po czym oddała teczkę Donatiemu. Nim wrócił, przejrzała
pospiesznie notatki dotyczące wymagań Global Security.
- Proszę, oto nasze menu, plan hotelu i pomieszczeń konferencyjnych - powiedział, wręczając jej
segregator.
- Ja to wezmę - zaoferował się Marco. - Masz już pełne ręce.
- Dzięki.
Przeszli powoli z Donatim przez dziedziniec, dostosowując krok do jej możliwości.
- Na szczęście luty jest poza sezonem - zauważył dyrektor hotelu. - Jak pisałem w mejlu, mamy wolne
pięćdziesiąt trzy pokoje. W międzyczasie odwołano kilka rezerwacji i mamy teraz do dyspozycji
łącznie pięćdziesiąt sześć pokoi. Otrzymałem zapewnienie z hotelu naprzeciwko, że będą mogli
przyjąć pozostałych gości konferencji.
- Chciałabym obejrzeć te pokoje.
- Oczywiście. Po omówieniu planu posiłków i menu przygotuję uaktualnioną ofertę cenową, biorąc
pod uwagę również te dodatkowe pokoje.
- Chwileczkę. Muszę wszystko zapisać. - Sabrina zaczęła się szarpać z notesem.
- Pozwól, że ja to zrobię - włączył się Marco.
76
Merline Lovelace
- Lekarz, książę, szofer, a teraz jeszcze sekretarz - uśmiechnęła się. - Jesteś bardzo utalentowanym
mężczyzną.
- Poczekaj, aż wystawię rachunek. - Jego ciemne oczy błysnęły w uśmiechu.
Do licha! Potrafił ją rozbroić. Zalała ją fala ciepła. Podała Marcowi notes, dostrzegając kątem oka, że
Donati ich obserwuje. Przyglądał im się wybałuszonymi oczyma, w których widać było
przypuszczenie połączone z wyrachowaniem.
Oho! Nie powinna była tu przejeżdżać stylowym rolls--royceem w towarzystwie Jego Wysokości. Na
szczęście miała wstępną ofertę Donatiego na piśmie, więc lepiej, żeby nie próbował zawyżyć
ostatecznej kalkulacji. Jeśli tak zrobi, Sabrina go przyciśnie.
Po lunchu na tarasie ze wspaniałym widokiem na morze ruszyli w drogę powrotną. Podczas jazdy
Sabrina przejrzała poprawioną ofertę Donatiego.
-1 jak to wygląda? - spytał Marco.
- Na pierwszy rzut oka wydaje się drogo. Muszę porównać z innymi.
- Zadzwonię do Donatiego i dowiem się, czy może obniżyć koszty.
-Nie!
Jej ostra reakcja zaskoczyła go.
- Dzięki - dodała łagodniej. - Wolę sama negocjować oferty.
Noworoczne postanowienie
77
- Wybacz, chciałem tylko pomóc.
Wzdrygnęła się na jego lodowaty ton głosu. Doktorek potrafił być ostry jak skalpel.
-To raczej ja powinnam przeprosić. Po prostu... -zrobiła pauzę, zagryzając dolną wargę. Przez tyle lat
dążyła z determinacją do niezależności. Nawet teraz reagowała impulsywnie na jakiekolwiek próby
ograniczenia jej samodzielności.
- Mój ojciec nie wierzy, że potrafię coś sama osiągnąć. Zamierzam mu udowodnić, że się myli.
- Rozumiem. - Marco zamyślił się. - I to on nauczył cię grać w szachy?
-Tak.
- Muszę stwierdzić, że przecenia twój instynkt zabójcy. Mam na ten temat swoje zdanie. Po południu
nie uda ci się ze mną tak łatwo wygrać.
- W takim razie może podniesiemy stawkę - przyjęła wyzwanie.
- Co proponujesz?
- Grałeś kiedyś w rozbierane szachy? - Uśmiechnęła się, poruszając brwiami.
Żartowała. Oczywiście. Ku jej zaskoczeniu Marco wyciągnął z kieszeni komórkę i wcisnął szybkie
wybieranie. Rozmawiał po włosku, ale to, co zrozumiała, wystarczyło, by wprawić ją w osłupienie.
- Spotkanie trwało dłużej, niż planowaliśmy - poinformował gospodynię. - Proszę na nas nie czekać.
78
Merline Lovelace
Przez chwilę słuchał, po czym odpowiedział: - Doskonale. Dziękuję. Dó zobaczenia jutro. Ciao.
Wsunął telefon z powrotem do kieszeni i z miną drapieżcy uśmiechnął się do Sabriny. Najwyraźniej
czekał ją interesujący wieczór.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Po pierwszej partii Marco stracił jeden z mokasynów. W drugiej dostał mata.
- Nie spotkałem się jeszcze z tak niekonwencjonalną taktyką - zaprotestował. - Poświęciłaś królową i
skoczka, by zdobyć pionka.
- Ale otwieram drogę laufrowi. Nie jęcz, tylko płać. Calvetti roześmiał się i zdjął drugi mokasyn.
Rozstawili
figury do nowej partii. Sabrina w myślach skalkulowała, ile rozgrywek musiałaby jeszcze wygrać, by
rozebrać przeciwnika do naga.
Skarpetki, dwie.
Dżinsy, jedna.
I po jednej na pasek, sweter i slipy.
Na szczęście ustalili limit czasowy, jedną minutę na ruch. Oczekiwanie wzmogło w niej podniecenie.
Oczekiwanie i fakt, że byli sami w willi. Siedzieli na tureckim dywanie w bibliotece. W tle sączył się
koncert skrzypcowy Vivaldiego, na wyciągnięcie ręki stały kieliszki z winem. Ponieważ nie musiała
już brać środków przeciwbólowych, mogła się rozkoszować wspaniałym aromatem pełnego
80
Merline Lovelace
czerwonego wina z winnic w Irpinia z okolic Neapolu. Zrezygnowali ze stolika i przenieśli
szachownicę na podłogę. Sabrina siedziała oparta plecami o sofę z nogą na poduszce. Marco
naprzeciw niej. Po kolejnym oburzającym ruchu przeciwniczki przeczesał palcami włosy, które były
teraz w nieładzie. Sabrina miała nieprzemożną ochotę zatopić dłonie w jego czarnych poskręcanych
falach. Albo musnąć koniuszkami palców jego brwi, albo...
- Twój ruch.
Przesunął gońca na A& A Sabrina zrobiła ruch pionem, rozpoczynając polowanie.
Przegrawszy partię, oddała jedną balerinkę. Kolejna rundka zakończyła się remisem. W następnej
pokonała go pięcioma ruchami.
Spodziewała się, że zdejmie skarpetkę lub pasek, ale on ściągnął przez głowę sweter.
Sabrinie zaschło w gardle. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe, błądziła wzrokiem po jego
umięśnionym torsie, podziwiała szerokie ramiona.
Nim zdała sobie sprawę, że celowo ją w ten sposób zdekoncentrował, przegrała dwie kolejne
rozgrywki. Najpierw oddała apaszkę od Versacego. Przez chwilę zastanawiała się, co zdjąć po drugiej
porażce. Spodnie? Czerwony sweter? Rzuciła okiem na bandaż na kostce.
- Nawet o tym nie myśl.
Spojrzała na jego rozbawioną twarz. Przyglądał jej
Noworoczne postanowienie
81
się z triumfalnym uśmiechem myśliwego, który osaczył ofiarę.
- Bandaż to byłoby oszustwo.
- W miłości i rozbieranych szachach wszystkie chwyty są dozwolone.
- W takim razie.
Jednym ruchem ręki odsunął szachownicę. Sabrina chciała zaprotestować, że nie szanuje pięknych
zabytkowych figur, ale słowa uwięzły jej w gardle. Marco ujął ją za ramię i przyciągnął do siebie,
kładąc na miękkim dywanie.
- A teraz, moja piękna Sabrino, upomnę się o moją nagrodę.
Wsunął dłoń pod jej sweter. Pod wpływem jego gorącego dotyku napięła mięśnie brzucha. Jego dłoń
powędrowała dalej, odsłaniając jej nagie ciało.
Chłodne powietrze połaskotało jej rozgrzaną skórę. Włoch pochylił się nad nią i zaczął delikatnie
błądzić ustami po jej brzuchu, a następnie odsłoniętych przez skąpy biustonosz piersiach. Sabrina
zadrżała. Niespodziewanie sweter znalazł się na podłodze. Pożądanie płonące w oczach Marca
rozgrzało ją do czerwoności.
- Wyobrażałem sobie ciebie nagą - wyszeptał chrapliwym głosem. - Jak jesteś pode mną, z rękami za
głową, jak wpijasz się w moje usta.
Pochylił się nad nią i ją pocałował. Sabrina poczuła, jak krew pulsuje jej w żyłach. Objęła go za szyję,
po czym za-
82
Merline Lovelace
częła wędrować dłońmi po jego twardych ramionach, plecach, pieszcząc delikatnie linię wzdłuż
kręgosłupa. Miał gładką skórę, pod którą czuła twarde mięśnie. Oboje ciężko oddychali. Kiedy
rozpinał jej stanik, odzyskała na moment zdolność racjonalnego myślenia.
- Ale... przecież jeszcze nie wygrałeś.
- Sama mówiłaś, że wszystkie chwyty dozwolone - odpowiedział z wilczym uśmiechem.
Po chwili biustonosz podzielił los swetra. Z twarzy Marca zniknął uśmiech. Oczy płonęły mu dzikim
pożądaniem. Sutki Sabriny stały się twarde i nabrzmiałe, nim zdążył ich dotknąć ustami. Chwycił
jeden zębami, przyprawiając ją o dreszcz, następnie zaczął pieścić go językiem, po czym znów
delikatnie ugryzł, zadając jej słodką torturę.
Przez ciało Sabriny przetoczyła się fala rozkoszy. Była rozpalona i wilgotna, gotowa na przyjęcie go,
nim sięgnął, by rozpiąć rozporek spodni.
Rozebrał ją w ułamku sekundy, a kiedy się podniósł, by zdjąć dżinsy, jej puls oszalał. Oblizując wargi,
patrzyła na jego wspaniałe, umięśnione ciało, płaski brzuch, imponującą męskość. Uniosła się, chcąc
po niego sięgnąć, ale Marco odwrócił się, by zdjąć z sofy poduszki.
- Musimy uważać - powiedział, układając ją na miękkim. - Twoja kostka...
- Proszę, powiedz, że masz gdzieś pod ręką prezerwatywy - jęknęła błagalnie.
W jego oczach pojawił się wyraz rozbawienia.
Noworoczne postanowienie
83
- A jak myślisz? Jestem w końcu Włochem.
- Myślę, że powinniśmy już przestać mówić. Marco sięgnął po dżinsy i wyjął z kieszeni paczuszkę.
Sabrina wyjęła mu ją z rąk.
- Ja to zrobię.
Był twardy i nabrzmiały. Tak sztywny, że gdyby nie pragnęła tak niecierpliwie poczuć go w sobie,
wzięłaby go do ust. Był tak podniecony, że ledwie nałożyła prezerwatywę, odsunął jej ręce i położył ją
pod sobą.
Za pierwszym razem kochali się powoli i uważnie. Sabrina drżała, kiedy rytmicznie wchodził w nią i
bez pośpiechu wychodził, wzmagając z każdą chwilą jej pożądanie. Czuła, jak narasta w niej
podniecenie, jak zbliża się słodka chwila spełnienia. Pragnęła, by doświadczył jej razem z nią. Objęła
go zdrową nogą i zacisnęła mięśnie pochwy. Marco jęknął, ale nie przyspieszył rytmu, tylko wsunął
dłoń między ich rozpalone ciała i odnalazł kciukiem jej czułe miejsce. Sabrina eksplodowała falą
rozkoszy tak silną, że wszystko wokół nagle stanęło we mgle. Marco wbił się w nią głębiej i
przyspieszając uderzenia, połączył się z nią w cudownym szale spełnienia.
Powoli świat przestawał wirować. Powietrze wróciło do płuc. Sabrina spojrzała na Marca i zaczęła się
śmiać.
- Niesamowite!
- Też tak myślę.
84
Merline Lovelace
Za drugim razem kochali się pod prysznicem. Marco bał się, że Sabrina poślizgnie się na mokrych
kaflach, i zdecydował, że będzie jej towarzyszył. Nalegał również, że ją namydli. Ona odwdzięczyła
mu się tym samym i chwilę później kochali się w strugach wody.
Trzeci raz miał miejsce po północy. Głodni, zeszli do kuchni po przekąski. Sabrina zawinięta w
kaszmirowy płaszcz kąpielowy, on w dżinsach, bez butów. Sabrina usiadła na wysokim, obrotowym
stołku przy barze, którego blat wykonany był z kafli we wzory przedstawiające kiście winogron i
kosze cytryn. Marco wyjął z lodówki półmisek z zapiekanymi owocami morza, który przygotowała
dla nich pani Bertaldi, i wstawił go do piekarnika. Czekając, aż się zagrzeje, Sabrina chrupała oliwki i
chleb, który maczała w oliwie i occie balsamicznym. Marco otworzył butelkę wina.
- Spróbuj.
Wzięła w palce jędrną czarną oliwkę i podała mu do ust.
- Mmm, dobre.
Odstawił butelkę, umoczył kawałek chleba w occie i w oliwie, a następnie musnął nim usta Sabriny.
Spojrzała mu w oczy i przesunęła koniuszkiem języka po dolnej wardze, zlizując kwaskowe krople.
Wzrok Marca zatrzymał się na jej ustach. Wstał i podszedł do niej. Szlafrok, który miała na sobie,
nieoczekiwanie zsunął się na podłogę.
Noworoczne postanowienie
85
Następną rzeczą, jaką pamiętali, był dym z piekarnika i kipiące owoce morze.
Rano Sabrina obudziła się w ramionach Marca. Stwierdziła z ulgą, że kostka prawie już nie boli, a
opuchlizna praktycznie zniknęła. Z radością zrezygnowała z kompresu i wymieniła kule na laskę,
którą Marco przywiózł z apteki z Positano.
Wzięła prysznic, po czym włożyła koronkową koszulkę na ramiączkach i lekkie, wełniane spodnie od
Ungaro, jedno i drugie w bladoniebieskim kolorze. Baletki nie bardzo pasowały do stroju, ale w jej
sytuacji wysokie szpilki, które były jedyną alternatywą, nie wchodziły w grę. Zaraz po śniadaniu
wyruszyli do Sorrento obejrzeć drugie centrum konferencyjne. Pełne zgiełku miasto portowe było
znanym miejscem wakacyjnym już od czasów Pompejów. Na wysadzanych palmami ulicach
znajdowały się liczne kafejki, przed którymi na zewnątrz wystawione były stoliki. W powietrzu czuć
było przyjemną morską bryzę. Śródziemnomorski krajobraz tworzył egzotyczne tło dla
bożonarodzeniowych dekoracji, które zdobiły ulice i witryny sklepów.
Sabrina podziwiała eleganckie dziewiętnastowieczne fasady hoteli, które przyciągały turystów do
nadmorskiego kurortu. Jednak tylko jeden dysponował wolnymi pokojami i odpowiednim zapleczem
konferencyjnym, spełniającym wymagania jej klienta.
Excelsior Vittoria Grand Hotel usytuowany był na klifie
86
Merline Lovelace
w miejscu dawnej willi Augusta. Dzięki ciekawej architekturze fin de siecle i wspaniałym widokom
na Wezuwiusza i Zatokę Neapolitańską hotel gościł królów i królowe oraz wiele gwiazd, między
innymi Enrica Carusa, Jacka Lemmona, Marilyn Monroe i Sophię Loren.
Marco zatrzymał się przed okazałym portykiem i wręczył kluczyki od auta boyowi. Sabrina nauczona
doświadczeniem z Ravello zaproponowała Calvettiemu, by wypił kawę na tarasie, a ona w tym czasie
spotka się z asystentem kierownika hotelu.
- Nie chcesz, żebym ci pomógł robić notatki? - spytał rozbawiony uporem Zosi Samosi.
- Byłeś tu kiedyś na jakiejś uroczystości?
- Kilkakrotnie - przyznał.
- Więc idź na kawę. - Pomachała mu ręką.
- Proszę bardzo. Zaczekam na ciebie na tarasie. Zanim poszła obejrzeć hotel, spotkała się z asystentem
dyrektora w jego biurze. Po zwiedzeniu sal konferencyjnych i ustaleniu menu wytargowała obniżenie
oferty wyjściowej o dziesięć procent.
Z wypiekami na twarzy, zadowolona z odniesionego sukcesu, dołączyła do Marca na tarasie. Gdy ją
zobaczył, wstał, zsuwając okulary przeciwsłoneczne na czubek nosa.
- Widzę, że negocjacje się udały. -Tak.
- Gratulacje.
Noworoczne postanowienie
87
- Dwa miejsca sprawdzone, zostały jeszcze dwa. W takim tempie spokojnie zdążę przygotować
wszystko na czas.
- Cieszę się - powiedział, biorąc od niej teczkę. - Bałem się, że nie będziesz miała siły odbyć
wszystkich spotkań.
- Bez ciebie nie dałabym rady - przyznała Sabrina. -Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jego uśmiech przyprawił ją o gęsią skórkę. -1 to jeszcze jaka -
dodał uwodzicielsko.
Do kolejnego miejsca, które mieli zwiedzić tego dnia, musieli się przeprawić wodolotem na wyspę
Capri. Podobnie jak Sorrento, już w czasach starożytnych Greków, było to popularne miejsce
wakacyjne. Skaliste klify schodziły stromo do lazurowej zatoki, w której usytuowane były liczne
hotele zarówno na poziomie morza, jak i na skarpie. Sabrina była kiedyś na Capri w słynnej Błękitnej
Grocie. Chętnie odwiedziłaby ją ponownie, ale nie mieli czasu na rejs wokół wyspy po wzburzonych
falach. Umówiona była na spotkanie z menadżerem położonego wysoko na klifach hotelu o drugiej.
Marco towarzyszył jej podczas wjazdu kolejką na górę, po czym zgodził się uprzejmie zaczekać na nią
w kawiarni na Piazza Umberto. Sabrina tym razem nie odniosła sukcesu w negocjacjach i prawie
pożałowała, że nie zabrała ze sobą dodatko-
88
Merline Lovelace
wego działa armatniego w osobie Jego Wysokości. Mimo wszystko wróciła z ofertą, która była
znacznie niższa od tej z hotelu w Ravello.
- Szkoda - powiedziała do Marca, kiedy wracali wodolotem do Sorrento. - Zdecydowanie bardziej
podobał mi się ośrodek w Ravello. Mieli duże komfortowe sale i nowoczesny sprzęt audiowizualny.
Jak będę miała wszystkie oferty, zadzwonię do Donatiego i spróbuję wynegocjować pięcioprocentową
obniżkę.
Wsunęła dokumenty do teczki i odprężyła się, wsłuchując się w terkot silnika statku i szum fal i
czerpiąc radość z bliskości Marca. Rolls-royce czekał na nich na parkingu w porcie.
- Jak kostka? - spytał Marco, otwierając przed Sabri-ną drzwi auta.
- Dobrze.
- Wytrzymasz jeszcze jeden przystanek?
- Jasne. A gdzie?
-Matka zażądała, żebym cię przywiózł na obiad -przypomniał jej, uśmiechając się krzywo. - Jeśli nie
masz siły, mogę odwołać naszą wizytę.
- Dam radę.
- Jesteś pewna? Kocham moją matkę, ale czasami bywa absorbująca.
- Zaufaj mi. Już w młodym wieku nauczyłam się nie poddawać, kiedy próbowano mnie zdominować i
przytłoczyć.
Noworoczne postanowienie
89
Zajął miejsce za kierownicą i spojrzał na nią w zamyśleniu, zapinając pas.
- Musisz mi opowiedzieć o swoim ojcu.
- Może kiedyś.
Ale nie teraz, kiedy słońce wędrowało ku morzu i nad górami zapadał wczesny grudniowy zmierzch.
Teraz pragnęła podziwiać spektakularne widoki znad Zatoki Neapolitańskiej, ciesząc się
towarzystwem intrygującego mężczyzny.
- Lepiej ty mi opowiedz o swoim ojcu. Chciałabym się czegoś dowiedzieć o waszej rodzinie, nim
poznam twoją matkę.
- Ojciec zmarł, kiedy miałem cztery lata. Prawie go nie pamiętam. Mam siostrę Annę Marię. Jest
artystką. Rzeźbi głównie w brązie. Mieszka w Paryżu z mężem, który również jest artystą. Być może o
nim słyszałaś. Etienne Girard.
- Tak! Byłam na jego wystawie kilka lat temu. Jego ęzeźby są bardzo... hm... interesujące.
- Rzeczywiście - przytaknął, uśmiechając się. - Zupełnie nie potrafię zrozumieć przesłania
zamkniętego w instalacjach z zardzewiałej stali i neonówek.
- A matka?
- Ach, mama. - Jego uśmiech stał się ciepły, a przy tym smutny. - Jest z pochodzenia neapolitanką. W
jej żyłach płynie krew Greków, Rzymian, Bizantyjczyków, Normanów i Burbonów. Jej ojciec walczył
przeciwko niemieckiej
90
Merline Lovelace
okupacji podczas drugiej wojny światowej. Brał udział w wyzwoleniu miasta w tysiąc dziewięćset
czterdziestym trzecim roku. Później został wybrany do parlamentu. Zamordowała go camorra,
ponieważ walczył ze zorganizowaną przestępczością.
Rodzina Marca musiała wiele wycierpieć, jak rodzina Kennedych, pomyślała.
- Po jego śmierci matka kontynuowała walkę. Działała w parlamencie, dopóki nie poznała mojego
ojca. Po ślubie zaczęła wykorzystywać tytuł i nazwisko, pomagając w wielu słusznych sprawach.
- Musi być niezwykłą kobietą.
- Masz rację, jest.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Podczas drogi Marco wyjaśnił Sabrinie, że rodzinnym gniazdem książąt San Giovanni był zamek na
wzgórzu na północ od Neapolu. Pierwszy książę otrzymał tytuł w tysiąc pięćset dwudziestym trzecim
roku w zamian za ochronę bogatego, handlowego portu. Obecnie siedzibą rodziny jest pałac
znajdujący się w centrum miasta.
Marco cierpliwie przebijał się przez uliczne korki. Sabrinie nie przeszkadzało wolne tempo jazdy.
Wykorzystała okazję, by się przyjrzeć potężnej fortecy strzegącej portu. Zamek wzniesiony przez
Andegawenów w trzynastym wieku i rozbudowany w późniejszym okresie przez Hiszpanów służył
przez wiele stuleci za królewską siedzibę.
Z zaciekawieniem oglądała mijane Quartieri Spagnoli, słynną dzielnicę hiszpańską założoną przez
hiszpańskich żołnierzy w siedemnastym wieku. Gęsto zaludniona, tętniąca życiem była kwintesencją
Neapolu. Wysokie, otynkowane kamieniczki były ciasno stłoczone, tak że balkony budynków z jednej
strony ulicy prawie dotykały tych z drugiej, niemal nie dopuszczając słońca. Na wielu balko-
92
Merline Lovelace
nach łopotało na wietrze pranie. Do chaotycznego obrazka dodatkowe zamieszanie wprowadzały
rozwieszone nad wąskimi uliczkami kolorowe dekoracje świąteczne.
Sabrina zwróciła uwagę na grupę robotników rozwieszających banery reklamujące sylwestrowy
pokaz fajerwerków i koncert rockowy.
- Założę się, że musi tu być niezła zabawa w sylwestrowy wieczór - zauważyła.
Marco spojrzał kątem oka w gąszcz ciemnych uliczek.
- To nie jest miejsce na nocne spacery, a już na pewno nie w sylwestra. Niektórzy neapolitańczycy
podtrzymują w ten szczególny wieczór tradycję wyrzucania mebli przez okno na znak, że są gotowi na
nowy początek.
- Żegnaj, stary, witaj nowy.
- Dokładnie. - Przejechał przez rondo i skręcił w szeroki bulwar. - Mamy jeden zwyczaj, który może
cię zainteresować. Uważa się, że noszenie w sylwestra czerwonej bielizny przyniesie szczęście.
Uśmiechnął się szelmowsko. - Chętnie obejrzałbym cię w czerwonej bieliźnie. A potem jeszcze
chętniej bym ją z ciebie zdjął.
- W takim razie będę się musiała wybrać na zakupy. -Roześmiała się. - Po czerwone majteczki, no i
suknię na bal u twojej matki. Oczywiście, o ile uda mi się zmienić rezerwację biletu.
- Nie będzie z tym problemu.
- My też mamy w Stanach pewien zwyczaj - powiedziała.
Noworoczne postanowienie
93
Bulwar zamykała wspaniała katedra barokowa, górując nad linią dachów.
- Pamiętasz fasolę z czarnymi oczkami w Nowy Rok z czasów, kiedy mieszkałeś w Nowym Jorku?
- Pamiętam, że ciągle były mecze futbolu, a raczej tego, co wy, Amerykanie, nazywacie futbolem.
- A noworoczne postanowienia? Podejmujecie je, a potem tak jak my ich nie dotrzymujecie?
- To typowo amerykański zwyczaj. - Rzucił jej szybkie spojrzenie. - A ty masz już jakieś
postanowienie na nadchodzący rok?
- Jeszcze nie. Muszę się zastanowić.
Sabrina nie myślała długo. Nawet gdyby wymieniła bilet, zyskałaby zaledwie kilka dni. Marco miał
być w Rzymie piątego stycznia, a ona jak najprędzej powinna wrócić do Stanów, by przygotować
ofertę dla Global Security. Postanowiła, że nie będzie myślała o tykającym zegarze. Dobrze
wykorzysta czas, który jej pozostał. Obejrzy ostatnie centrum konferencyjne, naje się smakołyków
przygotowywanych przez signorę Bertaldi, pójdzie na bal i będzie się kochać z przystojnym doktorem
rano, w południe i w nocy. Z tym słodkim postanowieniem wyjrzała przez okno, podziwiając jasny
księżyc wschodzący ponad iglicą katedry.
Sabrina zakochała się w Palazzo d'Calvetti od pierwszego wejrzenia.
94
Merline Lovelace
Trzypiętrowy budynek o fasadzie z ośmiu przęseł miał na każdym piętrze okna o innych
obramowaniach i naczółkach. Widoczne były wpływy architektury mauretańskiej i włoskiego
renesansu. Wzdłuż całej długości fasady biegł gzyms zwieńczony rzeźbami przedstawiającymi
świętych.
Marco zaparkował samochód w głównym portyku o imponujących marmurowych kolumnach i
poprowadził Sabrinę po schodach do wejścia. Drzwi otworzył im kamerdyner, który serdecznie
powitał Jego Wysokość.
- Dziękuję, Phillippo. To mój gość, pani Russo. Mężczyzna w osłupieniu zamrugał powiekami,
szybko
jednak zamaskował zdziwienie.
- Buona sera.
Sabrina przyzwyczaiła się już do tego, jak reagowali na jej widok znajomi Marca, i odpowiedziała z
uśmiechem:
- Buona sera.
- Matka jest w salonie? - spytał Calvetti.
- Tak, Wasza Wysokość, ale prosiła, bym ją powiadomił, gdy przyjedziecie, to zejdzie na dół.
Kamerdyner przycisnął dzwonek interkomu. Sabrina w międzyczasie zaczęła się rozglądać po holu o
beczkowym sklepieniu, ozdobionym majolikowymi, ręcznie malowanymi kafelkami. Pomieszczenie
podzielone było pośrodku imponującymi schodami, których bliźniacze ramiona boczne biegły
spiralnie na piętra.
Sabrina pochłonięta podziwianiem bogactwa detali architektonicznych usłyszała trzaśnięcie drzwi na
drugim
Noworoczne postanowienie
95
piętrze. Chwilę później zobaczyła szczupłą kobietę o siwych włosach w eleganckich spodniach i w
swetrze z kołnierzem z futra norek.
- Marco!
- Buona sera, mama. - Calvetti pochylił się, cmokając damę w oba policzki. - Come stdi
- Bem. Multo bene.
Na pierwszy rzut oka było widać łączące tych dwoje szczere przywiązanie. Kiedy księżna odwróciła
się do gościa, serdeczny uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Modre del Dio!
Sabrina powstrzymała westchnienie.
- Moja matka donna Maria di Chivari Calvetti - przerwał Marco niezręczną sytuację. - Mamo, poznaj
mojego gościa, pannę Sabrinę Russo.
- Proszę wybaczyć, że tak się pani przyglądałam -przeprosiła księżna ze śpiewnym angielskim
akcentem. -Jesteś uderzająco podobna...
- Do Gianetty - dokończył spokojnie jej syn. - Na pierwszy rzut oka też odniosłem takie wrażenie. Ale
przekonasz się, podobnie jak ja, że to tylko iluzja.
Na twarzy matki pojawił się dziwny grymas, który tak szybko zniknął, że Sabrina nie potrafiła
odgadnąć, co mógł oznaczać. Bez trudu natomiast zrozumiała aluzję księżnej.
- Przyznam, że byłam zaskoczona, gdy syn mi powiedział, że ma gościa. - Zmierzyła Sabrinę
surowym spojrzeniem. - Czy doszła już pani do siebie po wypadku?
96
Merline Lovelace
Pytanie było uprzejme, ale sposób, w jaki księżna zaakcentowała słowo „wypadek", nie pozostawiał
wątpliwości interpretacyjnych.
Dobry Boże! Czyżby myślała, że Sabrina umyślnie spadła ze skarpy, by usidlić jej bogatego,
przystojnego syna? A może jakaś kobieta kiedyś już tego próbowała? Będzie musiała potem spytać
Marca.
- Jest coraz lepiej, Wasza Wysokość. Pani syn wspaniale się mną zajął. - Miała ochotę dodać, że jego
podejście do pacjenta korzystnie ewoluuje z każdym dniem, ale się powstrzymała.
-Nie wątpię.
Księżna po królewsku skinęła głową i minąwszy klatkę schodową, poprowadziła ich do zachodniego
skrzydła pałacu.
- Nie miałam pewności, czy będzie pani w stanie wejść na piętro, więc kazałam podać przystawki w
zielonym salonie, jest na parterze. Po drugiej stronie jest łazienka. Pewnie będzie pani chciała
skorzystać.
- Tak, dziękuję.
- Zaczekamy na ciebie w salonie - powiedział Marco. - Trzecie drzwi po lewej.
Sabrina pospiesznie poprawiła włosy i nałożyła błyszczyk na usta. Idąc, liczyła mijane pokoje.
Pierwszy wyglądał jak pałacowa zbrojownia przekształcona w muzeum. Wspaniałe okazy starej broni
wyeksponowane były w zamkniętych szklanych gablotach. Drugi z witrynami zapeł-
Noworoczne postanowienie
97
nionymi oprawionymi w skórę teczkami z dokumentami przypominał gabinet. Jej wspólniczka
Devon, miłośniczka historii, westchnęłaby z zachwytu na widok zabytkowych, pachnących stęchlizną
woluminów.
- Co ty w ogóle o niej wiesz?
Usłyszała przez uchylone drzwi ostry głos księżnej.
- Wystarczająco dużo.
Rozmowa toczyła się po włosku, na tyle jednak wyraźnie, że Sabrina większość rozumiała. W tym
momencie zdała sobie sprawę, że gumowe podeszwy jej baletek wytłumiają odgłos jej kroków.
- Twierdzisz, że przyjechała do Włoch służbowo?
- Jej firma zajmuje się organizacją wyjazdów dla biznesmenów. Szuka tu dla jednego z klientów
ośrodka konferencyjnego.
Najwyższy czas dać znać o swojej obecności, pomyślała Sabrina. Uniosła laskę, chcąc zastukać do
drzwi, ale powstrzymała ją uwaga księżnej.
- Jeśli tylko połowa informacji, które moja sekretarka znalazła o tej kobiecie w internecie, jest
prawdziwa, to zapewniam cię, że nie szuka tu jedynie miejsca na sympozjum.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Jest córką Dominica Russo, amerykańskiego giganta telekomunikacyjnego. Wsadził ją do zarządu
rodzinnej fundacji zajmującej się działalnością charytatywną, po czym zaraz ją wyrzucił. Mówi się, że
ją wydziedziczył. Zostawił bez grosza przy duszy.
98
Merline Lovelace
- Ach, to dlatego tak bardzo jej zależy na pracy.
- Być może. Nie uważasz, że to wyjątkowy zbieg okoliczności, że spadła właśnie tobie prosto pod
koła?
Sabrina usłyszała wystarczająco dużo. Głośno stukając laską o podłogę, weszła do salonu.
Marco stał przy barku, na którym znajdował się bogaty wybór butelek z alkoholami, w ręku trzymał
srebrny shaker do martini. Matka siedziała w fotelu z wysokim oparciem. Na jej twarzy pojawił się
wyraz zakłopotania, który natychmiast zniknął. Sabrina uśmiechnęła się do niej śmiało.
- Pani informacje są prawdziwe, księżno. Z wyjątkiem jednej. Mój ojciec nie wyrzucił mnie z zarządu
Russo Foundation. Sama odeszłam. Robisz martini? - zwróciła się beztrosko do Marca. - Jeśli tak, dla
mnie poproszę z dwiema oliwkami.
-Oczywiście - odpowiedział, spoglądając na nią z aprobatą.
- Przepraszam, jeśli panią obraziłam - odezwała się chłodno starsza dama. - Chodzi mi wyłącznie o
dobro mojego syna.
- Rozumiem, Wasza Wysokość. Bez urazy.
- Sam potrafię o siebie zadbać - rzucił, przeciągając sylaby, i podał matce martini. - Dziękuję za
troskę.
Księżna cichutko prychnęła.
Podczas obiadu, który podano w oranżerii z widokiem na miasto nocą, Sabrina odprężyła się.
Noworoczne postanowienie
99
- Była pani już kiedyś wcześniej w tej części Włoch? - zainteresowała się księżna.
- Raz, kiedy studiowałam na uniwersytecie w Salzburgu. Moja współlokatorka była na wydziale
historii. W jeden weekend pojechałyśmy zwiedzić Pompeje i Herculaneum.
- Więc nie znasz Neapolu?
- Nie, Wasza Wysokość.
- Mów do mnie donna Maria.
Sabrinie zadrgały usta na królewską komendę.
- Będzie mi miło. Proszę zwracać się do mnie po imieniu.
- Mamy w galerii obraz Lorenza de Caro. Przedstawia Neapol z początków osiemnastego wieku.
Pokażę ci po obiedzie.
Reszta wieczoru minęła na uprzejmej rozmowie na temat studiów Sabriny w Salzburu i jej obecnej
pracy. Dopiero kiedy księżna zabrała ją do galerii, zostawiwszy Marca w gabinecie, by jej pomógł w
sprawie ważnego dokumentu, Sabrina odgadła, że za zaproszeniem stał ukryty motyw.
Obraz był niewielki. Trzydzieści na czterdzieści pięć centymetrów, ale tak nasycony światłem i
barwami, że przyciągał wzrok. Zapatrzona w pełną szczegółów scenę z dwumasztowym żaglowcem
przycumowanym do kei przy fortecy prawie nie usłyszała cichego pytania donny Marii.
- Co ci powiedział mój syn o swojej żonie?
- Tylko że zginęła w wypadku na morzu. Jeśli będzie
100
Merline Lovelace
chciał, bym wiedziała więcej - dodała znacząco - sam mi
0 tym opowie.
- Jesteś dyskretną młodą kobietą. - Księżna uniosła brwi.
- Staram się.
- W takim razie będę z tobą szczera. Bardzo kocham mojego syna i nie chciałabym, żeby znów został
zraniony.
- Nie zamierzam go skrzywdzić.
- Nierozmyślnie, być może. - Księżna zmarszczyła brwi i przez chwilę uważnie studiowała twarz
gościa. -To niezwykłe podobieństwo do Gianetty...
- Nie może być aż tak uderzające - odburknęła ze złością.
- Chodź, sama się przekonasz.
Donna Maria zabrała Sabrinę do przeciwległego skrzydła galerii, w którym znajdowały się portrety
kobiet
i mężczyzn w strojach z epoki, począwszy od średniowiecza. Kardynałowie, księżniczki, książęta i
księżne w diademach i czerwonych królewskich pelerynach.
- To moi rodzice. - Zatrzymała się przed portretem smukłej blondynki i mężczyzny o srogim
spojrzeniu, ubranego w mundur ozdobiony licznymi medalami. - A tu ja i mój mąż w ślubnych
strojach.
Portrecista przedstawił młodych małżonków tuż po ślubie. W oczach donny Marii dawało się dostrzec
miłość i oddanie, a na twarzy jej męża malowała się duma, kiedy na nią patrzył.
Noworoczne postanowienie
101
- Wyglądacie na bardzo szczęśliwych.
- Bo byliśmy szczęśliwi - powiedziała księżna łagodnie. Wpatrywała się w portret przez dłuższą
chwilę, nim przeszły do następnego. Przedstawiał on księżną siedzącą na ławce w parku z dwójką
stojących przy niej dzieci.
- To Marco w wieku ośmiu lat i jego siostra Anna Maria w wieku sześciu lat. A to Gianetta -
poinformowała księżna sztywnym tonem. - Marco kazał namalować ten obraz wkrótce po ich ślubie.
W odróżnieniu od pozostałych obraz miał mniej formalny charakter. Przedstawiał młodą, roześmianą
kobietę z rozwianymi od wiatru włosami, stojącą za sterem jachtu. Kolory były żywe, pociągnięcia
pędzla śmiałe, dominowała intensywna gra światłocieni.
Sabrina z zakłopotaniem przysunęła się bliżej, żeby się lepiej przyjrzeć. Miała wrażenie, jakby
patrzyła na własną podobiznę z okresu wczesnej młodości. Włosy, oczy, podbródek. .. Nic dziwnego,
że wszyscy z otoczenia Marca tak reagowali na jej widok.
- Była piękna - zauważyła księżna, nie kryjąc goryczy. - Tak piękna i czarująca, i tak
nieprzewidywalna, że każdy zawsze znajdował usprawiedliwienie dla jej nieodpowiedzialnego
zachowania. Każdy, poza mną. Nigdy nie potrafiłam... jej wybaczyć, że uczyniła z życia mojego syna
piekło.
Aha. Nowe informacje, których się nie spodziewała. Donna Maria nie dała jej czasu na zastanowienie.
102
Merline Lovelace
- Czy między tobą i Gianettą istnieje inne podobieństwo poza fizycznym? - zaatakowała. - Czy
historie, które moja sekretarka przeczytała o tobie w internecie, są prawdziwe?
Oczy Sabriny zwęziły się.
- Nie powinna pani wierzyć wszystkiemu, co o mnie piszą.
Donna Maria nie dała się zbyć.
- Która historia nie jest prawdziwa? Że uwiodłaś syna szejka? Że lubisz huczne imprezy w nocnych
klubach Nowego Jorku, Buenos Aires i Londynu?
Opadła zasłona, rękawica została rzucona, pomyślała Sabrina smutno.
- Przykro mi, Wasza Wysokość. - Wzruszyła niedbale ramionami. - Dawno już przekroczyłam wiek,
kiedy musiałam się tłumaczyć z mojego postępowania. Pani czy komukolwiek innemu. Dołączmy do
Marca na kawę.
Sabrina czuła się już na tyle dobrze, że Marco zwrócił matce rolls-roycea i mogli się przesiąść do
ferrari. Sportowa maszyna z mocnym silnikiem pokonała dystans z Neapolu na wybrzeże w czasie
krótszym niż godzina.
Przez większość drogi Sabrina milczała. Była bardziej roztrzęsiona rozmową z księżną, niż się do tego
przyznawała. Jej bujna przeszłość zaczynała się na niej mścić. Szalone przyjęcia, namiętne romanse...
Nie mogła zaprzeczyć prawdzie.
Noworoczne postanowienie
103
Zaczęła się zastanawiać, czy donna Maria opowiedziała synowi pikantne historie, które o niej
usłyszała. Marco w każdym razie nic nie dał po sobie poznać. Ani kiedy niósł ją do sypialni, ani kiedy
tulił w ramionach, ani kiedy całował.
Sabrinę ogarnął nagły i intensywny ogień wewnętrzny. Wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie.
Nigdy wcześniej nie czuła czegoś podobnego. Nie wrzała w niej tak krew. Z każdym oddechem coraz
bardziej pragnęła tego mężczyzny. Cudem znajdowała w sobie siłę, by się wyrwać z jego ramion.
- Twoja matka pokazała mi portret Gianetty. Była piękna i taka pełna życiowej energii.
- To prawda - odparł prosto. - Kochałem ją z prawdziwą, młodzieńczą pasją.
Sabrina również poznała smak namiętności. Wiele razy, ale jeszcze nigdy nikogo prawdziwie nie
kochała. Nie taką miłością, jaką opisywał Marco.
W głębi serca wiedziała, że mogłaby pokochać księcia.
Kiedy rozważała tę niepokojącą myśl, Marco zaczął rozpinać jej żakiet.
- Zauroczyłaś mnie - wyszeptał po włosku, pochylając się i całując ją w usta, w brodę, szyję,
zanurzając twarz między jej piersiami. - Przy tobie znów czuję, że żyję.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Powiedział tak? - Na twarzy Caroline filmowanej przez internetową kamerę pojawiło się
rozbawienie.
- Po włosku nie brzmiało to tak ckliwie.
Sabrina poprawiła się, układając wygodniej notebook na kolanach. Marco poszedł wziąć prysznic, a
ona w tym czasie postanowiła jeszcze chwilę poleniuchować. Po nocnych harcach nie miała pewności,
czy w ogóle będzie miała siłę wstać z łóżka.
Nim włączyła komputer i odpaliła internet, zarzuciła na siebie koszulę Marca. Czuła teraz na sobie
zapach jego wody kolóńskiej wymieszany z zapachem ich rozkoszy.
- Na pewno nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli zostanę we Włoszech do czwartego stycznia?
Nie mogę zmienić biletu na wcześniejszy termin. - Miał to być ostatni dzień spędzony z Markiem, nim
wyjedzie do Rzymu. Sabrina odepchnęła od siebie smutne myśli. Mieli jeszcze przed sobą sylwestra i
Nowy Rok, i...
Caroline przerwała jej rozmyślania.
Noworoczne postanowienie
105
- W takim razie ja wrócę trzeciego. Prześlij mi zebrane wyceny, ja zrobię to samo. Porównamy je i po
powrocie do Stanów przygotujemy ostateczną ofertę.
- Jasne. Zostało do sprawdzenia jeszcze tylko jedno miejsce. Pojedziemy tam dziś. Potem muszę się
wybrać na wielkie zakupy.
- Po co?
- Po wieczorową suknię.
- Wybierasz się na bal?
- Tak, idziemy na sylwestrowe przyjęcie.
- Jak zamierzasz tańczyć ze skręconą kostką? Sabrina uniosła nogę i przyjrzała się jej badawczo.
- Opuchlizna zeszła. Znów widzę kości. Skóra nadal jest fioletowa, ale co mi tam. Sama zobacz. -
Przekręciła laptop, kierując kamerę na stopę. - Poza tym już mnie nie boli - dodała, poruszając
palcami. - Jeśli będę dziś ostrożna, jutro powinnam dać radę zatańczyć przynajmniej jednego walca.
Chociaż...
Odwróciła z powrotem notebook i dostrzegła na monitorze odbicie własnej skrzywionej twarzy.
- Miałam duże wątpliwości, czy powinnam iść na bal po poznaniu wczoraj Jej Wysokości.
- Dlaczego zmieniłaś zdanie?
- Ze względu na Marca. Kiedy chce, potrafi być bardzo przekonywający.
Caroline uśmiechnęła się, choć na jej twarzy nadal rysowało się powątpiewanie.
106
Merline Lovelace
- Z tego, co mi opowiedziałaś, jego matka wygląda na osobę z charakterem.
-1 taka jest.
Caroline zagryzła dolną wargę.
- Przez większą część życia walczyłaś o wyzwolenie się spod władzy apodyktycznego ojca. Jesteś
pewna, że chcesz rozpocząć nową wojnę?
- To jednorazowa potyczka. Pójdę na przyjęcie z moim przystojnym księciem-lekarzem, a potem
każde z nas ruszy w swoją stronę.
Sabrina poczuła w sercu niepokojące ukłucie i wzdrygnęła się.
- Ucichł szum prysznica. Muszę kończyć. Powinnam się ubrać i zaraz ruszamy w drogę. Prześlę ci
wszystkie kosztorysy po dzisiejszej wizycie.
- Zgoda. Dostaniesz dane z Hiszpanii, jak tylko wyceny będą gotowe.
- Ciao.
Zakończyła wideokonferencję i wstukała nowy adres internetowy. Musi dopłacić sto osiemdziesiąt
dolarów za zmianę taryfy i dodatkowo karę stu dolarów za zmianę biletu. Dodając do tego suknię i
niezbędne akcesoria, będzie to wyjątkowo drogi przystanek w jej podróży. Ponieważ nie były to
wydatki służbowe, Sabrina powinna je pokryć z prywatnego konta. Na szczęście nim odeszła z Russo
Foundation, zgromadziła spore oszczędności.
Noworoczne postanowienie
107
Marco wyszedł z łazienki w momencie, gdy płaciła za nowy bilet.
- Gotowe. Zmieniłam... - zaniemówiła w pół zdania na widok nagiego, wspaniale zbudowanego
mężczyzny z ręcznikiem na biodrach.
Miał umięśnione uda i silne łydki. Na torsie porośniętym czarnymi włoskami błyszczały kropelki
wody. Opalony na jasny brąz z krótkimi czarnymi, kręconymi włosami mógłby złamać serce każdej
kobiecie od Neapolu po Nepal.
- Powinieneś był mnie ostrzec, że tak wyglądasz, zanim tu wszedłeś. O mało nie połknęłam z wrażenia
własnego języka.
- Pokaż, sprawdzę, czy jest na miejscu. - Podszedł do niej, zrzucając ręcznik, po czym zdjął z Sabriny
koszulę.
Laptop został odstawiony na nocny stolik. Kołdra ześlizgnęła się z łóżka na podłogę. Marco położył
Sabrinę, a sam położył się na niej.
- Otwórz usta i powiedz „a...".
- To było bardzo dokładne badanie - wysapała Sabrina, chwytając z trudem powietrze. - Mógłbyś
zostać moim osobistym lekarzem.
Marco ułożył się na boku i oparł głowę na ręku. Chryste, jaka ona jest piękna, pomyślał. Jej jasne
włosy, piękne, zgrabne ciało. Ta niezwykła kobieta dawała mu rozkosz, zaspokojenie, a jednocześnie
podsycała w nim pragnienie.
108
Merline Lovelace
- Byłoby mi trudno przyjeżdżać do ciebie na wizyty domowe do Stanów. Dobrze, że zostałaś we
Włoszech - powiedział, uśmiechając się. Nagle pomysł przybrał formę. Popatrzył na nią w
zamyśleniu. Na jej nabrzmiałe od pieszczot usta i pocałował ją.
- Dlaczego nie zostaniesz na dłużej?
- Chciałabym, ale mam pracę.
Marco ujął w palce kosmyk jej jasnych włosów i zaczął się nim bawić. Kilka dni temu przyjechał tu,
by się zrelaksować i odpocząć dcl pracy. Niespodziewanie zjawiła się w jego życiu ta kobieta. Spędzili
ze sobą niecały tydzień i teraz kiedy na nią patrzył, wiedział, że pragnie czegoś więcej.
- Skoro twoja firma organizuje wyjazdy służbowe dla biznesmenów do Europy - zaczął powoli - ze
względów finansowych powinnaś rozważyć założenie oddziału tu za oceanem, powiedzmy w
Rzymie.
Śmiejąc się, cmoknęła go w tors.
- To z pewnością ułatwiłoby mojemu osobistemu lekarzowi domowe wizyty. Teraz jednak sugeruję,
byśmy odłożyli lekarskie konsultacje na później. Musimy ruszać do pracy.
Marco nie ciągnął tematu, ale pomysł zatrzymania Sabriny w Rzymie coraz silniej zaczął się
zagnieżdżać w jego głowie.
Jechali do kurortu położonego około czterdziestu kilo-
Noworoczne postanowienie
109
metrów na południe od Salerno, by obejrzeć ostatnie centrum konferencyjne. Villa d'Este znajdowała
się na wcinającym się w morze skalistym cyplu. Ośrodek był nowy, przeznaczony dla gości, którzy
chcieli uniknąć zgiełku i tłoku znanych turystycznych miejscowości. Miał profesjonalnie wyposażone
zaplecze konferencyjne i ceny porównywalne z oferowanymi we wcześniej oglądanych obiektach.
Sabrina była jednak prawie zdecydowana, by skreślić go z listy.
- Jest za bardzo na uboczu i dojazd jest trudny - zauważyła.
Marco zwolnił, gdyż jadąca przed nim ciężarówka wyrzucała z siebie kłęby ciemnego dymu,
całkowicie zasłaniającego widoczność.
- Dobrze, że sprawdziliśmy. Na zdjęciach wszystko wyglądało idealnie.
- Który z obiektów najbardziej ci się spodobał? Sabrina zajrzała do notatek
- Ravello, ale ich oferta cenowa zdecydowanie przewyższa Sorrento i Capri. Wczoraj wysłałam mejla
do Donatiego z prośbą, by zrewidował koszty cateringu.
Marco tym razem nie zaproponował swojej pomocy w negocjacjach z Donatim. Raz popełnił błąd,
wtrącając się, i dostał za swoje. Z drugiej strony wiedział, że wystarczyłby jeden jego telefon, by
rozwiązać problem.
Cała ta sytuacja męczyła go. Nie potrafił siedzieć z założonymi rękoma i przyglądać się, jak ktoś inny
podejmuje
110
Merline Lovelace
za niego decyzje. Był szefem wysoko wyspecjalizowanego zespołu neurochirurgów i cieszył się
niekwestionowanym autorytetem. Codziennie bez wahania podejmował decyzje dotyczące ratowania
życia. Oprócz stanowiska ordynatora oddziału neurochirurgii, zasiadał w Radzie Międzynarodowego
Pediatrycznego Zrzeszenia Neurochirurgów oraz w Radzie Instytutu Radioterapii. Wykorzystywał
swoje nazwisko i pozycję do wspierania licznych akcji charytatywnych. Dzięki szerokiej działalności
miał wpływy na południu Włoch i w Rzymie.
Na prośbę Sabriny pozostał w cieniu, gdy spotykała się z przedstawicielami ośrodków
konferencyjnych na Capri, w Sorrento i w Villa d'Este. Zaakceptował jej dążenie do samodzielności,
niemniej jednak jego duma została urażona. Amerykanka zachowywała się bezsensownie, nie chcąc
przyjąć od niego pomocy. Jadąca przed nimi ciężarówka wypuściła kolejny kłąb czarnego dymu.
Przeklinając pod nosem, Marco wysunął się nieznacznie na przeciwległy pas i natychmiast musiał się
cofnąć, gdyż z naprzeciwka ciągnął długi sznur samochodów.
- Jak tak dalej pójdzie, to będziemy jechać w oparach spalin aż do Salerno.
Jego pełna irytacji uwaga przyciągnęła spojrzenie siedzącej obok kobiety. Sabrina wcisnęła notatki do
teczki i uśmiechnęła się.
- Już to mówiłam, ale powiem jeszcze raz. Bardzo do-
Noworoczne postanowienie
111
ceniam, że zgodziłeś się być przez tydzień moim szoferem.
Marco nie chciał jej wdzięczności. Pragnął jej. Im więcej myślał o zatrzymaniu jej we Włoszech, tym
większa narastała w nim determinacja. Najpierw musiał jednak przygotować ku temu grunt, a jadąca
przed nimi ciężarówka ziejąca spalinami nie stwarzała sprzyjających okoliczności. Dostrzegł brązowy
znak informujący o skręcie do miejsca, gdzie znajduje się zabytek.
- Zwiedziłaś świątynię Posejdona w Paestum?
- Nie.
- Szkoda ją ominąć, skoro jest tak blisko.
- Nie mamy czasu na zwiedzanie. Jest już trzecia, a jesteśmy kilka godzin drogi od domu.
Marco zwolnił, ostro skręcając w boczną drogę.
- To nam nie zabierze dużo czasu.
Sabrina zdusiła w sobie rozdrażnienie. Po tym, jak cierpliwie woził ją we wszystkie wskazane
miejsca, nie wypadało jej teraz odmówić.
Przez cały czas nie potrafiła jednak przestać myśleć, ile jej jeszcze pozostało do zrobienia. Na liście
priorytetów pierwsze miejsce zajmowało uporządkowanie notatek i przesłanie ich do Caroline. Kiedy
otrzyma z Hiszpanii dane od przyjaciółki, powinna jak najpilniej przygotować analizę porównawczą
ofert. A jutro przed balem czekała ją wyprawa po zakupy. Ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz czas i
ochotę, było zwiedzanie ruin.
112
Merline Lovelace
Całe rozdrażnienie wyparowało, gdy zobaczyła świątynie. Trzy masywne doryckie budowle
wyrastały z porosłego trawą pola, otoczone rozrzuconymi ruinami antycznego miasta wybudowanego
przez Greków około sześćsetnego roku p.n.e.
- Ta pośrodku jest wielkości rzymskiego Panteonu -jęknęła z zachwytem. - Jest wspaniale
odrestaurowana.
Zatrzymali się na parkingu dla zwiedzających, skąd miała lepszy widok na główną świątynię. Patrzyła
z podziwem na rzędy masywnych kolumn, bogaty fryz i tympanon. Marco oparł ręce na kierownicy,
obserwując z zadowoleniem, jak Sabrina chłonie piękno budowli.
- Centralna świątynia poświęcona jest bogu morza, Posejdonowi. Rzymianie, którzy zdobyli to
greckie miasto i okupowali je do dziewiątego wieku, nazywali go Neptunem.
- Dlaczego stąd odeszli?
- Niektórzy twierdzą, że z powodu epidemii malarii, inni uważają, że zostali wyparci przez
Saracenów. Ta po prawej to świątynia Hery, a po lewej Ceres, bogini urodzajów. Chcesz podejść
bliżej?
- Oczywiście.
Wsunęła palce w dłoń Marca. Od morza nadciągnęła chłodna bryza, przynosząc strzępiaste kłęby
mgły. Sabrina ucieszyła się w duchu, że założyła pod kurtkę ciepły, kaszmirowy sweter. W oddali
dostrzegła tylko dwoje turystów podziwiających ruiny niewielkiego amfiteatru. Z dreszczykiem
emocji stwierdziła, że mieli świątynię tyl-
Noworoczne postanowienie
113
ko dla siebie. Powoli wspięli się po schodach do głównego wejścia. Ich kroki odbijały się echem od
marmurowej posadzki. Stojąc między kolumnami, Sabrina uległa dziwnemu wrażeniu, że jest częścią
nieustającej walki człowieka z żywiołami.
- Oczami wyobraźni widzę pochód kapłanów i kapłanek w białych szatach - mruknęła. - Pewnie
przychodzili tu składać ofiary Posejdonowi, by napełnił ich sieci rybami... a potem zastanawiali się,
czym go obrazili, że ukarał ich sztormem, który zatopił ich statki.
- Też o tym myślałem.
Zmieszana, spojrzała na stojącego obok niej mężczyznę.
- Marco, przepraszam. Nie chciałam obudzić w tobie przykrych wspomnień.
- Nie przepraszaj. - Przebiegł spojrzeniem po rzędzie wewnętrznych kolumn. - Ludzie, którzy modlili
się tu tysiące lat temu, godzili się z kaprysami bogów. Może utonięcie Gianetty było takim właśnie
kaprysem. To równie dobre wytłumaczenie tego, co się stało, jak wiele innych, które przychodziły mi
do głowy.
Uwaga Marca była odbiciem myśli Sabriny. Fakt, że umieścił swą żonę w ponadczasowej przestrzeni
historycznej, pozwolił jej go lepiej zrozumieć, ale tylko odrobinę lepiej.
Gdy wychodzili ze świątyni, Sabrina ujęła go pod ramię i przytuliła się do niego.
114
Merline Lovelace
- Możemy na chwilę usiąść? - spytał, prowadząc ją w kierunku kamiennej ławki usytuowanej w
miejscu, z którego można było podziwiać wspaniały fryz świątyni. - Chciałbym dokończyć naszą
poranną rozmowę.
- Którą? - Uśmiechnęła się psotnie. - Kiedy kazałeś mi powiedzieć „a"? Czy kiedy rozważaliśmy
twoją kandydaturę na mojego osobistego lekarza?
- To nie jest tak nierealne, jak ci się wydaje. Uważam, że powinnaś rozważyć moją propozycję
założenia w Rzymie oddziału waszej firmy.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej. Pomyśl, ile zaoszczędzicie, jeśli nie będziecie musiały na okrągło latać tam i z
powrotem ze Stanów do Europy. Łatwiej będzie wam znaleźć interesujące obiekty i zapewnić serwis
na miejscu.
Sabrinę zatkało. Nie spodziewała się, że poważnie potraktował możliwość założenia biura w Rzymie.
- Nasza firma istnieje dopiero od sześciu miesięcy. Nie mamy odpowiednich kontaktów ani
wystarczających środków - wyjaśniła.
- Mógłbym wam pomóc. Mam mnóstwo koneksji w świecie medycznym. Należę do wielu towarzystw
naukowych. Każde z nich co roku organizuje konferencję w innym kraju europejskim.
Sabrina ściągnęła brwi.
- Chcesz mi pomóc rozkręcić interes?
Noworoczne postanowienie
115
- Jeśli zatrzyma cię to w Rzymie, to tak. - Uniósł dłoń, uprzedzając jej protesty. - Wiem, wiem. Sama
chcesz osiągnąć sukces. Nie życzysz sobie, żebym się mieszał do twoich negocjacji. Weź pod uwagę,
że przedsiębiorcy zawsze wykorzystują w pracy swoje osobiste i zawodowe kontakty. Sama strzelasz
sobie w kolano, nie korzystając z moich koneksji, moja droga, czarująca Sabrino.
Nie mogła się z nim spierać. EBS otrzymało pierwszy duży kontrakt dzięki mężczyźnie, z którym
spotykała się w szalonych studenckich czasach. Okazało się, że jego przyjacielem był Cal Logan,
dyrektor zarządzający Logan Aerospace.
Nie miała pojęcia, dlaczego opiera się pomysłowi skorzystania z koneksji Marca. Początkowo
obawiała się, że tytuł i majątek Calvettiego będą miały negatywny wpływ na wynik jej negocjacji z
kierownikami hoteli. Ale teraz. ..
Teraz lękała się, że pożądanie, jakie czuła do Marca, przesłoni jej realną ocenę sytuacji. Wystarczyło,
że rzucił propozycję, a ona już była gotowa podpisać umowę.
Myśl o tym, że mogłaby z nim zostać, że ich romans mógłby trwać i stać się jeszcze gorętszy,
przyprawiła ją o przyspieszone bicie serca. Spojrzała na monumentalną budowlę. Przypomniała sobie
rozmowę o jego zmarłej żonie. Przed oczami stanął jej żywy portret Gianetty. Pięknej, tragicznej,
utraconej miłości Marca.
116
Merline Lovelace
Przysięgał, że tylko pozornie była do niej podobna. Księżna była innego zdania. Jaka była prawda?
Marco wyczuł, że się waha.
- Nie musisz decydować teraz. Mamy czas do czwartego stycznia. Wykorzystaj go i przemyśl moją
propozycję. Dobrze?
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Następnego ranka rozpoczęli dzień sylwestra od słodkich igraszek w łóżku.
Sabrina nie mogła sobie wymarzyć lepszego zakończenia starego roku, dopóki nie zeszła na śniadanie.
Nim zdążyła się przywitać z signorą Bertaldi, poczuła unoszący się w powietrzu zapach świeżo
pieczonych bułeczek i cappuccino.
- Buon mattina, signora.
- Buon mattina. - Gospodyni Marca postawiła przed Sabriną filiżankę kawy z pianką.
-Nie ugotowałam kiełbasy z soczewicą, ponieważ pewnie podadzą je na kolację w Palazzo d'Calvettti.
- Tak sądzę.
Sabrina spojrzała pytająco na Marca, który skinął twierdząco głową.
- Musi się pan upewnić, że będą w menu - poinstruowała kucharka - inaczej nie będzie szczęścia na
Nowy Rok.
- Zrobię to.
118
Merline Lovelace
Kiedy oddaliła się do kuchni po talerze, Sabrina zwróciła się do Marca.
- Jaki jest plan dzisiejszego wieczoru?
- Czeka nas długa noc. Obiad o siódmej z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. Łącznie około
trzydziestu osób. Bal rozpoczyna się o dziesiątej.
- Ilu gości zaproszono?
- Około czterystu. O północy obejrzymy z tarasu pokaz fajerwerków. Potem będą tańce. Najbardziej
wytrwali zostają zwykle do rana. Nie musisz się jednak czuć zobowiązana do całonocnej zabawy. Ze
względu na twoją nogę możemy pójść na górę, kiedy będziesz chciała.
- Na górę?
- Zwykle zostaję w mieście na sylwestra i Nowy Rok. Unikam w ten sposób przedzierania się przez
świętujące na ulicach tłumy. Zapakuj koniecznie coś na noc.
Sabrina nie była pewna, czy ma ochotę nocować u księżnej. Bez problemu wytrzyma obiad na
trzydzieści osób, zgubi się w tłumie gości na balu, ale perspektywa śniadania przy jednym stole z
donną Marią bynajmniej jej się nie uśmiechała.
- Jesteś pewien, że nie nadużyję gościnności twojej matki?
- W żadnym razie. Mam własny apartament w jednym ze skrzydeł pałacu.
Jeden problem rozwiązany, został jeszcze drugi.
- Musimy wcześnie wyjechać, żebym jeszcze zdąży-
Noworoczne postanowienie
119
ła pójść w Neapolu po zakupy. Potrzebuję na wieczór sukni.
-1 czerwonej bielizny - przypomniał jej z uśmiechem, od którego przeszył ją przyjemny dreszcz.
- Oczywiście, i czerwonej bielizny.
- Może znajdziesz coś w Positano? Moja znajoma ma butik, w którym zaopatrują się goście La
Sirenuse.
La Sirenuse, pięciogwiazdkowy hotel, w którym gwiazdy kina i potentaci przemysłowi rezerwują
pokoje z rocznym wyprzedzeniem, skojarzyła Sabrina. Skoro sklep był dobry dla nich, na pewno iona
coś w nim wybierze.
- Zatelefonuję do Lucii i uprzedzę ją, że przyjedziemy. Jeśli nic ci się tam nie spodoba, znam kilka
dobrych sklepów w mieście.
Już w chwilę po wejściu do eleganckiego butiku Lucii Salvatore Sabrina zrozumiała, że natrafiła na
żyłę złota. Poproszona przez Marca energiczna właścicielka sklepu zdążyła przygotować dla niej trzy
kreacje.
Sabrina przymierzała kolejno suknie i wychodziła z przebieralni pokazać się Marcowi. Pierwsza, bez
ramiączek z czarnej tafty z szeroką, szeleszczącą spódnicą zyskała aprobatę księcia. Druga, ze
szmaragdowego atłasu, podkreślająca piersi i talię, rozszerzana na dole z warstwowo układającymi się
falbanami z szyfonu w kolorze tęczy, wywołała entuzjastyczny aplauz. Trzecia, suknia futerał ze
złotej lamy, zdecydowanie wygrała w głosowaniu. Zmy-
120
Merline Lovelace
słowy materiał otulał seksownie krągłości Sabriny, mieniąc się przy każdym jej ruchu. Ukośnie
skrojona góra sukni trzymała się na jednym wąskim ramiączku przypiętym broszką w kształcie
pantery. Wąska spódnica z wysokim rozcięciem odsłaniała zalotnie udo.
- Ta - zdecydował Marco. - Pasuje idealnie. Sabrina musiała przyznać mu rację. Chwilę później Lucia
przyniosła złote sandałki na niewielkim obcasiku.
- Pan Marco powiedział, że ma pani skręconą kostkę i nie może pani nosić szpilek. Dobrze, że jest pani
wysoka. Te pantofelki powinny być dobre.
Sandałki na cienkich paseczkach okazały się wyjątkowo wygodne. Sabrina przeszła się po sklepie i
ani razu się nie zachwiała.
- Będą jeszcze potrzebne długie rękawiczki - zauważyła właścicielka butiku. - No i włosy... - Lucia
położyła palec na dolnej wardze i spojrzała na klientkę z miną znawczyni. - Powinna je pani upiąć do
góry, żeby odsłonić szyję i naszą maskotkę.
Sabrina podniosła włosy do góry i obróciła się wokół własnej osi, aż pantera złapała promień światła.
- O tak - mruknęła do złotej bestii. - Musimy cię pokazać.
- Mam coś, czego nam trzeba. - Właścicielka butiku otworzyła szklaną gablotę i wyjęła z niej grzebień
do upinania włosów. - To antyk Jest dość drogi, ale osadzone w nim złote topazy będą wspaniałym
dodatkiem do sukni.
Noworoczne postanowienie
121
Sabrina zerknęła na metkę, która świadczyła o tym, że grzebień był więcej niż dość drogi. Ale gdy
tylko wsunęła go we włosy, wiedziała, że musi go mieć.
- Wezmę go. Mam nadzieję, że znajdzie pani dla mnie czerwone figi.
- Figi?
- Figi, stringi... cokolwiek, byle czerwone.
- A nie woli pani w kolorze ecru, żeby pasowały do sukni? Albo... - nagle oświeciło ją i roześmiała się.
- No tak czerwone na szczęście.
- Tak mi powiedziano.
- Proszę za mną.
Chwilę później suknia została spakowana do zapinanej na suwak torby, a pantofle, rękawiczki, grze-
bień i ognistoczerwone figi do papierowej reklamówki. Zadowolona z zakupów Sabrina wyciągnęła
kartę American Express.
- O nie, pani Russo.
- Nie przyjmujecie American Express? Nie ma problemu, mogę zapłacić Visą.
- Nie, nie. - Brunetka rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku cierpliwie czekającego w głównym
salonie mężczyzny. - Kiedy don Marco do mnie zatelefonował, zrozumiałam, że... To jest, powiedział
mi, żeby...
- Żeby co?
- Że jest pani jego gościem i poprosił o przysłanie rachunku za cokolwiek pani wybierze do jego
rezydencji.
122
Merline Lovelace
Sabrina usztywniła się, ale nie dała nic po sobie poznać.
- Jest słodki, nieprawdaż? - powiedziała z przyklejonym do ust uśmiechem. - Proszę jednak obciążyć
moją kartę.
Właścicielka butiku poczuła się zbita z tropu, ale bez dalszych dyskusji przeciągnęła kartę przez
czytnik. Sabrina podpisała rachunek i z zakupami wyszła do Marca.
- Załatwione.
- Dobrze. Pozwól, że wezmę od ciebie torby. Zaczekała, aż wyjadą "z miasta na wąską, krętą drogę
i wypaliła:
- Lucia powiedziała mi, że kazałeś jej zapisać moje zakupy na twój rachunek. Nigdy więcej nie stawiaj
mnie w tak kłopotliwej sytuacji.
- Nie rozumiem, gdzie tu widzisz kłopotliwą sytuację? - Spojrzał na nią szczerze zdziwiony.
- No wiesz co! Może jeszcze powiesisz billboardy z informacją, że jesteśmy kochankami?
- Nie wiedziałem, że chcesz to ukryć. - Ściągnął brwi.
- Nie chcę, ale nie możesz płacić za moją bieliznę. Mrucząc pod nosem, wjechał w ostry zakręt, jak na
ironię ten sam, na którym o mało nie potrącił Sabriny. Zatrzymał samochód z piskiem opon, przodem
w stronę bezkresnego morza. Zaciągnął hamulec ręczny, wyłączył silnik i odwrócił się do niej. W jego
oczach płonął gniew.
- Nie wolno mi kupić ci prezentu?
- Miseczka z ceramiki to prezent. Flakonik perfum to
Noworoczne postanowienie
123
prezent. Ale suknia i bielizna za dwa i pół tysiąca dolarów zdecydowanie wykraczają poza przyjęte
granice.
- A kto je ustalił? - rzucił ze złością. - Sto dolarów za perfumy, tak. Dwa tysiące dolarów za stroje, nie.
- Nie ma jasnych zasad, wystarczy kierować się logiką i zdrowym rozsądkiem.
- Dla ciebie może to logiczne, ale nie dla mnie - fuknął.
- Tu nie chodzi o pieniądze... ale o sposób, w jaki to wszystko załatwiłeś. Powinieneś najpierw
skonsultować się ze mną, a nie sam podejmować decyzję.
- Spytam jeszcze raz, ponieważ nie chcę niejasności. Mam za każdym razem cię pytać, czy mogę ci
kupić prezent, duży albo mały?
- Tak, to znaczy nie.
Spojrzał na nią z sardonicznym uśmiechem, marszcząc brwi. Sabrina z frustracją wypuściła powietrze
z płuc.
- Do diabła, teraz to już sama nie wiem, czego chcę. Marco z widocznym wysiłkiem opanował
rozdrażnienie.
- Nie znamy się jeszcze dobrze - powiedział, nieco spokojniejszym tonem. - Dopiero się siebie
uczymy. To jak w walcu, dwa kroki do przodu i jeden do tyłu. Zanim się dopasujemy do rytmu,
będziemy mylić kroki.
Wbił spojrzenie w morze i przez dłuższą chwilę wpatrywał się we wzburzone fale. Kiedy znów się do
niej odwrócił, w jego oczach nie było już gniewu.
124
Merline Lovelace
- Kochałem kiedyś kobietę i straciłem ją. Nie wiem jeszcze, co będzie między nami. Myślę, że żadne z
nas tego nie wie. Jednego jestem pewny, nie chcę cię stracić, Sabrina mia.
To był cios poniżej pasa. Przez całe życie darła z ojcem koty, oboje zacięci i uparci w walce, żadne nie
chciało ustąpić. Marco tymczasem rozbroił ją jednym prostym stwierdzeniem. Co gorsza, czułość, z
jaką wypowiedział jej imię, całkowicie ją rozkleiła.
- Ja również nie chcę cię stracić. Ujął jej twarz w dłonie.
- To jeden krok do przodu, kochanie.
Tak łatwo było go zrobić. Westchnęła i podała mu usta.
Nie wiedziała, jak długo trwali w rozkosznym pocałunku. Gdy się ocknęła, zauważyła, że przed
zakrętem stał autokar. W oknach tłoczyli się turyści, podziwiający wspaniały widok. Kiedy Marco
włączył stacyjkę, zaczynali właśnie robić zdjęcia.
W południe zatrzymali się na lunch w Torre Annunziata, małym miasteczku w cieniu Wezuwiusza, a
następnie długo przebijali się przez korki w Neapolu. W związku z przygotowaniami do sylwestra
większość ulic była zamknięta dla ruchu. Tuż po piątej dotarli w końcu do Palazzo d'Calvetti.
Kamerdyner powitał ich równie ciepło, jak poprzednim razem. Ukłonił się Sabrinie i poinfórmo-
Noworoczne postanowienie
129
wał księcia, że matka i siostra czekają na niego w salonie na górze.
- Grazie, Phillippo. Nasze walizki są w samochodzie. Czy mógłbyś je zanieść do mojego
apartamentu?
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
Marco ujął Sabrinę pod ramię i zaprowadził ją do słonecznego pokoju dziennego pełnego antyków.
Donna Maria siedziała za pozłacanym biurkiem i w okularach zsuniętych na czubek nosa czytała
zapiski na kartce.
Gdy weszli, podniosła oczy i spojrzała radośnie na syna.
- Marco! A już myślałam, że się spóźnisz na obiad. Włoch pochylił się i pocałował ją w oba policzki.
- Były koszmarne korki.
Księżna powitała Sabrinę nieco cieplej niż przy poprzedniej wizycie, bynajmniej jednak nie tryskała
entuzjazmem.
Siostra Marca zrekompensowała oschłość matki. Była szczupłą brunetką. Ubrana była w
pomarańczowe spodnie w paski i jaskrawoniebieską tunikę, której ostry kolor odbijał się w jej
czarnych, krótkich, nastroszonych włosach. Z okrzykiem radości rzuciła się bratu w ramiona.
Marco śmiejąc się, przerwał potok jej słów.
- Anno Mario, zamilcz, proszę, na moment. Chciałbym ci przedstawić mojego gościa.
- A więc to ta twoja Amerykanka, tak? - Dziewczyna odwróciła się i zmierzyła Sabrinę od stóp do
głowy uważ-
126
Merline Lovelace
nym spojrzeniem artystki. - Mama powiedziała, że jesteś bardzo podobna do Gii. Myślę... Włosy,
rzeczywiście. Oczy, trochę. Ale usta masz inne. I kształt kości. Masz piękne kości.
Sabrina miała ochotę ją pocałować.
- Ach, a oto Etienne i moje śliczne pociechy. Chodź, poznaj Amerykankę Marca.
Potężny mężczyzna, francuski rzeźbiarz, wniósł do salonu dwójkę dzieci. Na jednym ramieniu
trzymał małą dziewczynkę, z drugiego zwisał mu jak szympans cztero-, może pięcioletni chłopiec.
- Miło cię poznać.
- Wzajemnie. Byłam na twojej wystawie w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku kilka lat
temu.
- A tak, wystawa Paris au Printemps.
Nie zapytał jej bezpośrednio, czy podobały jej się jego prace, ale zasugerował pytanie, spoglądając na
nią z zaciekawieniem spod uniesionych brwi.
Sabrina uśmiechnęła się ciepło.
- Szczególnie zafascynowała mnie jedna z rzeźb. Miała tytuł „Popołudnie na Montmartre". Byłam
zaskoczona, jak udało ci się uchwycić obraz tętniącej życiem dzielnicy w dwóch kawałkach
powykręcanej stali i sznurze migających neonówek.
- Anno Mario! Weź ode mnie te małpiszony. Chcę wyjść na taras i porozmawiać chwilę dłużej z tą
wyjątkowo bystrą i czarującą kobietą.
Noworoczne postanowienie
127
- Nie ma czasu na flirtowanie. Musimy nakarmić i wykąpać dzieci, zanim się przebierzemy do kolacji.
- Dom jest pełen służby - westchnął rzeźbiarz z uśmiechem - a ona chce, żebyśmy sami zajmowali się
tą dwójką.
- Idźcie się zająć dziećmi - zakomenderowała księżna.
- Możemy ci w czymś pomóc? - spytał Marco matkę.
- Nie ma potrzeby. Wszystko jest przygotowane. Mam nadzieję, że wybaczycie mi, jeśli pójdę
odpocząć przed kolacją.
- W takim razie my również oddalimy się na górę. Rozpakujemy się i wypijemy drinka, nim zjawią się
tłumy.
Odprowadzili księżnę na trzecie piętro, gdzie ich drogi się rozchodziły.
- Bądź na dole za piętnaście siódma, by powitać gości - nakazała synowi.
- Oczywiście.
Ruszyła w kierunku wschodniego skrzydła, ale zawahała się i zatrzymała. Spojrzała na Marca, a
następnie na Sabrinę.
- Ostrzegłeś ją przed paparazzi?
- Jeszcze nie.
- Mogą być... natrętni.
- Zanim zejdziemy na dół, przywdziejemy zbroje.
- Bene.
Sabrina powstrzymała ciekawość, aż znaleźli się w apartamencie Marca. Kątem oka dostrzegła
walizki ustawione na ławie w przestronnej sypialni.
128
Merline Lovelace
- O co chodziło? - zażądała wyjaśnień.
- Nie tylko ty przyciągasz uwagę brukowców - odezwał się, robiąc aluzję do artykułów o Sabrinie
wynalezionych przez jego matkę w internecie.
- Po śmierci Gianetty rzucili się na mnie jak stado sępów. Jedna z gazet sugerowała nawet, że to ja
nieumyślnie doprowadziłem do wypadku.
- Na Boga! Ale dlaczego miałbyś to zrobić?
- Z zazdrości, złości, żeby się pozbyć niewygodnej żony i móc się związać z kochanką.
Otworzył komodę, w której znajdował się dobrze zaopatrzony barek.
- Nie miało znaczenia, że nie miałem kochanki. Czego się napijesz?
- Czeka nas długi wieczór. Poproszę o coś bezalkoholowego.
Marco wrzucił lód do dwóch szklanek i otworzył chinotto. Ciemny sok wzburzył się jak napój z
gazem. Miał wyjątkowy smak łączący gorycz i słodycz.
- Zawsze pozwalamy przedstawicielom prasy robić zdjęcia na balu. Muszę cię ostrzec, że będą się
tobą interesowali.
- Dlatego że przypominam Gianettę?
- Ponieważ będziesz pierwszą kobietą, którą zaprosiłem na bal od śmierci Gianetty.
Sabrina wypiła łyk napoju z bąbelkami, prosząc w duchu, by serce przestało jej łomotać. Walc, o
którym wspo-
Noworoczne postanowienie
129
minał Marco, nabrał tempa. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że rytm zmienił się teraz w zmysłowe
tango.
Wystrojona w suknię, rękawiczki, z upiętymi do góry włosami ozdobionymi grzebieniem
przetykanym topazami, wyszła z sypialni. Gdy wkroczyła do salonu i zobaczyła Marca, zmiękły pod
nią kolana.
Oddech zamarł jej w piersi.
- Och... - wyszeptała, z trudem łapiąc powietrze.
- Poczułem dokładnie to samo. Wyglądasz olśniewająco, Sabrina mia.
Marco pożerał ją wzrokiem, kiedy szła przez pokój. Sabrina wpatrywała się w niego oczarowana. Jej
przystojny lekarz, ubrany w śnieżnobiałą koszulę, czarny frak z czerwoną szarfą na piersi, do której
przypięta była królewska odznaka, wyglądał jak prawdziwy książę.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Marco nie był jedyną osobą, która tego wieczoru emanowała książęcym splendorem. Jego matka
miała na sobie niezwykłą suknię z białej satyny i tiarę wysadzaną diamentami wielkości
przepiórczych jaj. Do tego diamentowy naszyjnik i kolczyki.
Jego siostra i jej mąż ubrani byli uroczyście, a przy tym niekonwencjonalnie. Anna Maria włożyła
błyszczącą kobaltową suknię, podkreślającą niebieskie pasemka w jej włosach. Etienne był w
czarnym fraku z białym szalem przerzuconym przez ramię.
Patrząc na elegancko ubranych gości, Sabrina obawiała się, że kolacja będzie drętwa. Okazało się
jednak, że przez cały wieczór panował miły, ożywiony nastrój, a jedzenie było rajem dla podniebienia.
Wśród dań znalazły się oczywiście soczewica i pikantna kiełbasa.
- To na pomyślny nowy rok - poinstruował Sabrinę siedzący obok niej emerytowany admirał, krojąc
kiełbasę.
Był to cioteczny dziadek ze strony matki Marca. Ciekawy człowiek o niezwykłym charakterze. Miał
na sobie
Noworoczne postanowienie
131
mundur z galowymi złotymi sznurami, a na piersi szereg orderów. Miał bujne siwe bokobrody i
zasłonięte przepaską oko. Drugie zdrowe oko starało się zanurkować za dekolt Sabriny. W końcu
starszy pan odprawił krzątającego się kelnera i sam zaczął nalewać Sabrinie i sobie wino.
- Signorina pozwoli.
Nagrodziła jego wysiłki, odsłaniając odrobinę... rowka między piersiami.
- Ach... Bellisima - mruknął admirał.
Sabrina podniosła wzrok i zauważyła, że Marco obserwuje jej niewinną gierkę. Uśmiechając się,
wzniósł w jej stronę toast. Odpowiedziała mu, puszczając figlarnie oko.
Swawolna minka i widok Sabriny w świetle migoczących świec obudziły w nim naglące pożądanie,
Zacisnął palce na kieliszku i wypił pospiesznie wino. Pragnął jej coraz bardziej z każdą mijającą
godziną. Kiedy patrzył teraz w jej roześmiane oczy, czuł, że pożądanie to zaczyna się przeradzać w
coś głębszego, coś większego. W coś, co dotykało jego serca.
Marco zauważył zaskoczone spojrzenia gości na widok Sabriny. Większość z nich dobrze znała
Gianettę, niektórzy przy okazjach takich jak ta doświadczyli jej napadów euforii. Ciepły uśmiech
Sabriny i jej autentyczność szybko wszystkich zawojowały, wyprowadzając ich z niepewności.
Przez całą kolację doskonale sobie radziła. Pomimo
132
Merline Lovelace
pożerającego ją wzrokiem dziadka i faktu, że rozmawiano po włosku, nawiązała kontakt ze starszymi
i z młodszymi. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę jej uprzywilejowaną pozycję społeczną i środowisko,
w jakim się wychowywała. Jako jedyne dziecko Dominica Russo na pewno często uczestniczyła w
podobnych bankietach. Marco coraz bardziej się w niej zakochiwał, kiedy starała się odpowiadać po
włosku na pytania lub gdy rzucała mu roześmiane spojrzenie.
Po cytrynowym torcie i poobiedniej kawie księżna skinęła na syna, który wstał.
- Zostało pół godziny do czasu, gdy goście zaczną przybywać na bal - poinformowała. - Możecie
wykorzystać ten czas, by się odświeżyć lub zapraszamy do głównego salonu na drinki. Na nas czekają
teraz obowiązki.
Marco wyjaśnił Sabrinie, co będzie dalej.
- Rodzina zwyczajowo udziela wywiadów prasie, nim rozpocznie się bal. Matka wykorzystuje okazję,
by rozpropagować swoje akcje charytatywne i projekty. Niestety Anna Maria i ja również musimy
brać w tym udział. Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli cię opuszczę na pół godziny?
- Oczywiście, że nie. Twój wuj zaproponował, że oprowadzi mnie po ogrodzie przy świetle księżyca.
- Stary kozioł! - Marco pogładził Sabrinę po policzku. - Na twoim miejscu trzymałbym się
oświetlonych ścieżek.
Noworoczne postanowienie
133
- Tak zrobię - obiecała, śmiejąc się.
Jej wesołość udzieliła się Marcowi i towarzyszyła mu, kiedy odprowadzał z Etienne matkę i siostrę na
dół. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz sprawił mu tyle przyjemności kobiecy śmiech. Ani kiedy czerpał
tyle przyjemności ze zwykłego dotyku.
Donna Maria i Anna Maria zasiadły na sofie w zielonym salonie, Marco i Etienne zajęli miejsca za
nimi.
Sekretarka księżnej rozesłała listę gości do prasy i stacji telewizyjnych wiele tygodni temu. Po jej
otrzymaniu przedstawiciele mediów wystąpili z prośbą o możliwość przeprowadzenia wywiadów z
konkretnymi osobami zaproszonymi na bal, co zostało zorganizowane i umówione z
zainteresowanymi. Wywiady miały być przeprowadzone po tym, jak goście przybędą na bal. Ta sesja
miała być poświęcona wyłącznie rodzinie Calvettich.
Donna Maria przygotowała krótki wstęp, po którym dziennikarze mogli zadawać pytania. Większość
dotyczyła akcji na rzecz powodzian z Camposty. Anna Maria i Etienne zostali zapytani o ostatnie
wystawy. Marco b siedemnastogodzinną operację rozdzielenia bliźniąt złączonych podstawami
czaszek. Zaczynał już wierzyć, że wywiad przebiegnie gładko, bez sensacyjnych tematów, kiedy
dziennikarka z głębi salonu podniosła rękę.
- Mam pytanie do Jego Wysokości księcia Marca. -Tak?
Reporterka wysunęła się na czoło przed dziennikarzy.
134
Merline Lovelace
Atrakcyjna kobieta około trzydziestki. Szczupła, o ładnej twarzy z mocno cieniowanymi czarnymi
włosami.
- Sophia Ricci. Widzę, że do listy gości zostało dodane jedno nazwisko. Pani Sabrina Russo z
Arlington w Vir-ginii.
- Czy to jest pani pytanie? - Marco spojrzał na nią, unosząc brwi.
- Nie, Wasza Wysokość. Chciałabym wiedzieć, czy to ta sama kobieta, z którą był pan wczoraj
widziany na statku w porcie w Sorrento?
Wśród. reporterów dało się słyszeć zainteresowane szepty. Marco zaklął pod nosem. Psy odnalazły
trop szybciej, niż się tego spodziewał.
- Tak - odpowiedział.
Dziennikarze zaczęli gorączkowo notować. Ricci rozejrzała się triumfalnie po salonie, zadowolona, że
pierwsza wywąchała sensację.
- Pani Russo mieszka u pana w willi? - spytała przebiegle.
- Tak. - Już dawno się nauczył, że ukrywanie prawdy nie ma sensu.
- Czy mogę spytać, jak pan ją poznał?
- Przypadkiem. Pani Russo przewróciła się i skręciła kostkę. Byłem blisko i udzieliłem jej pomocy
lekarskiej. Teraz dochodzi do siebie w mojej rezydencji.
- Więc jest pana pacjentką? - dociekała Ricci. - A może kochanką?
Noworoczne postanowienie
135
Donna Maria podniosła głowę, spoglądając z niesmakiem na dziennikarkę. Anna Maria syknęła.
Marco uprzedził je, nim którakolwiek zdążyła otworzyć usta.
- Pani Russo jest moim gościem - oświadczył surowym tonem. - A teraz proszę nam wybaczyć, na nas
już czas.
Ricci ostudzona jego lodowatym tonem, którego tak się bali praktykanci na jego oddziale, wycofała
się w głąb pomieszczenia. Marco podał ramię matce, Etienne żonie i wszyscy wyszli z salonu.
- Ta kobieta nie spuści was z oka - ostrzegła księżna. - Uprzedź Sabrinę, że może się spodziewać
najgorszego.
- Zrobię to.
- Pamiętasz, jak osaczyli Gianettę?
- Tak. - Zacisnął usta.
Jak mógłby zapomnieć. Kiedy ją odwoził do kliniki odwykowej, musiał torować sobie drogę między
dziennikarzami, osłaniając drżącą, zapłakaną żonę własnym ciałem.
- Sabrina jest silniejsza od Gii i... - zaczął szukać odpowiedniego słowa, by ją opisać - i bardziej
szczera w stosunku do siebie - dokończył powoli. - Musiała być, by się oprzeć Dominicowi Russo,
który usiłował ją złamać.
Księżna zatrzymała się w pół kroku. Spojrzała na syna, marszcząc brwi. Marco popatrzył na nią
spokojnie. Po dłuższej chwili matka głęboko westchnęła.
- A więc to tak wygląda?
136
Merline Lovelace
- Z mojej strony tak.
- A z jej?
- Pracuję nad tym. - Uśmiechnął się cierpko.
- Lepiej ją poproś, żeby stanęła przy tobie podczas powitania gości. W ten sposób wyprowadzicie
dziennikarzy w pole.
Idąca za nimi Anna Maria zrobiła wielkie oczy.
- Mamo! Nie pozwoliłaś, żeby Etienne witał z nami gości, dopóki nie uczynił ze mnie szanowanej
kobiety -burknęła.
- A czyja to była wina? - parsknął jej ukochany mąż. - Przecież to ty nie chciałaś wyjść za mnie za mąż
aż do dziewiątego miesiąca ciąży. Zapomniałaś już, jak odeszły ci wody przy ołtarzu?
- Proszę! - jęknęła księżna. - Tylko nam o tym nie przypominaj. Marco, idź po Sabrinę.
Odnalazł ją w towarzystwie trzech kuzynek i dawnej przyjaciółki swojej siostry. Panie siedziały ną
fotelach pochłonięte dyskusją na temat zeszłorocznych wyborów prezydenckich w Stanach
Zjednoczonych. Sabrina, co bynajmniej nie było dziwne, zgadzała się ze swymi rozmówczyniami, że
kobiety są zdolne do tego, by stanąć na czele państwa, tak w Stanach, jak we Włoszech.
- Przepraszam, ale muszę cię wykraść - uśmiechnął się Marco.
Przeprosiła nowe znajome i wstała.
Noworoczne postanowienie
137
- Jak kostka? - spytał, biorąc ją pod ramię.
- Dobrze. Starałam się jej nie nadwerężać. Byłam tylko na krótkim spacerze z wujem Piętrem.
- Czy się obrazisz, jeśli poproszę cię o pomoc? Za chwilę przybędą goście. Chciałbym, żebyś stanęła
ze mną w rzędzie powitalnym.
Rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- Mówiłeś, że jestem pierwszą kobietą, którą zaprosiłeś na bal od śmierci żony. Czy to nie wywoła
niepotrzebnej sensacji?
- Obawiam się, że bomba już wybuchła. Jedna z reporterek spytała o kobietę, z którą widziano mnie
wczoraj w Sorrento. Dowiedziała się, że mieszkasz ze mną w willi i chciała się dowiedzieć, czy
jesteśmy kochankami.
- Spytała o to? W obecności twojej matki? -Tak.
-1 co odpowiedziałeś?
- Że jesteś moim gościem. Zaraz potem wyszliśmy z konferencji.
- Obawiam się, że na tym się nie skończy.
- Pewnie nie. Jak wy, Amerykanie, mówicie? Najlepszą obroną jest atak? A może odwrotnie?
- Nie mam pojęcia.
- Nieważne. Pokażemy się razem i niech każdy myśli, co chce.
Sabrina nie była przekonana.
- Nie sądzisz, że powinieneś to uzgodnić z księżną?
138
Merline Lovelace
- To była jej sugestia.
- Żartujesz?!
- Nie, Sabrina mia. - Uśmiechnął się na widok jej zaskoczonej miny.
- W takim razie... prowadź. - Wyprostowała się i przy-kleiła do twarzy olśniewający uśmiech.
Sabrina miała świadomość, że jej pojawienie się w rzędzie powitalnym wywoła lawinę plotek i
spekulacji. Część przybywających na bal gości przyglądała jej się z umiarkowanym
zainteresowaniem, część z nieskrywanym zaciekawieniem.
Marco przedstawiał ją jako gościa z Ameryki, przebywającego we Włoszech w interesach. Przez cały
czas obejmował ją lekko dłonią w talii i fakt ten nie pozostał niezauważony, jak również jego czułe
uśmiechy, które posyłał jej w przerwach pomiędzy witaniem gości.
Po przybyciu wszystkich zaproszonych Marco oficjalnie otworzył bal, prowadząc matkę do
pierwszego walca. Donna Maria, z wysoko uniesionym podbródkiem, w mieniącej się diamentowej
tiarze tańczyła z gracją w ramionach syna.
Następny taniec księżnej zarezerwowany był dla honorowego gościa, burmistrza Neapolu. Marco
przeszedł przez parkiet do Sabriny i podał jej dłoń.
- Zatańczymy?
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności lub zgodnie z pla-
Noworoczne postanowienie
139
nem zagrano wolną, romantyczną włoską piosenkę o miłości. Marco przyciągnął Sabrinę blisko do
siebie, co, sądząc po spojrzeniach gości, najwyraźniej było niezgodne z protokołem. Sabrina dobrze
wiedziała, że Marco podtrzymuje ją mocno w talii, by odciążyć jej kostkę. Nie przeszkodziło jej to
bynajmniej rozkoszować się jego bliskością, siłą i muśnięciem jego warg na skroni.
Calvetti był dobrze wychowany i tańczył nie tylko z Sa-briną. Nim poszedł pełnić obowiązki przy
innych gościach, upewnił się jednak, że znalazła siedzące miejsce wśród jego znajomych, którzy
dotrzymają jej towarzystwa.
Wśród nich znajdował się zawodowy piłkarz, który twierdził, że zawdzięcza swój garb na nosie
Marcowi, który kopnął go podczas zabaw, gdy byli dziećmi. Podstarzała bywalczyni salonów, kapiąca
diamentami, bawiła ich historyjkami z czasów młodości, gdy była striptizerką, rozśmieszając do łez.
Uwagę Sabriny zwróciła trzymająca się trochę z boku para młodych ludzi. Onieśmieleni, podeszli
dopiero zachęceni uśmiechem.
- Proszę, dołączcie do nas - zaprosiła serdecznie.
- Nie, nie signorina. - Mężczyzna obejmujący żonę ramieniem odezwał się nieśmiało. - My tylko
przyszliśmy złożyć pani życzenia noworoczne.
- Dziękuję, wzajemnie.
- Widzimy, że towarzyszy pani Jego Wysokości - powiedziała nieśmiało kobieta. - Chcielibyśmy pani
powiedzieć. .. Chcielibyśmy, by pani wiedziała...
140
Merline Lovelace
Przerwała w pół zdania, jej oczy wypełniły się łzami. Zaniepokojona Sabrina zaczęła się podnosić, ale
młody człowiek ją powstrzymał.
- Jego Wysokość uratował nasze dziecko. Przeprowadził operację, której nie chciał się podjąć żaden
inny neurochirurg - wyjaśnił pospiesznie. Theresa i ja... chcielibyśmy pani powiedzieć, że to dobry
człowiek i wspaniały lekarz.
- Wiem - odparła łagodnie Sabrina.
Kiedy odeszli, Sabrina odszukała wzrokiem Marca w tłumie gości. Wysoki, dystyngowany i taki
przystojny.
W głębi duszy nie miała wątpliwości, że to, co do niego czuje, nie ma związku z jego niezwykłą
powierzchownością. Zakochała się w tym mężczyźnie, przyjmując cały pakiet. Lekarza, księcia,
szybko jeżdżącego kierowcę, nie najlepszego przeciwnika szachowego i niedoścignionego kochanka.
Westchnęła cichutko i skupiła się na rozmowie z nowymi znajomymi.
Marco dołączył do nich tuż przed północą. Sala balowa wypełniła się muzyką i śmiechem. Kelnerzy
we frakach krążyli wśród gości, roznosząc kieliszki z szampanem. Wskazówka odliczająca minuty na
zegarach zbliżała się do dwunastki.
Niespodziewanie przyciemniono światła. Na znak
Noworoczne postanowienie
141
księżnej służba otworzyła wysokie dwuskrzydłowe drzwi na wielki taras.
- W Neapolu odbywają się najbardziej spektakularne pokazy fajerwerków - wyjaśnił Marco. -
Możemy je stąd oglądać. Albo wyjść na taras, ale tam jest chłodno.
Podczas spaceru z admirałem Sabrina widziała rozstawione w ogrodzie grzejniki gazowe.
- Chodźmy na taras - powiedziała bez wahania.
Z kieliszkami w dłoni dołączyli do tłumu na zewnątrz. Podeszli do balustrady, skąd roztaczał się
wspaniały widok na Neapol. Rozświetlone miasto otaczało ciemny port strzeżony przez wspaniale
iluminowaną andegaweńską fortecę.
Sądząc po dochodzącym ich zgiełku, neapolitańczycy bawili się na ulicach. Słychać było klaksony,
uderzania łyżeczek o naczynia, wrzaski, śmiechy mieszające się z rozbrzmiewającymi dźwiękami
basów kapeli rockowej.
Nagle miasto ucichło. Na tarasie ktoś rozpoczął odliczanie.
- Died, nove, otto... Dołączyły do niego inne głosy:
- Sette, sei, cinque, ąuattro...
Marco objął mocniej Sabrinę, która odwróciła do niego uśmiechniętą twarz.
- Tre - zaczęła z nim odliczać. - Due, unó!
Ich usta się spotkały. Nie był to uprzejmy pocałunek
142
Merline Lovelace
noworoczny. Połączyła ich głęboka, nienasycona namiętność. Wspaniały początek Nowego Roku.
Odurzona zachłannym zjednoczeniem Sabrina nie słyszała świstu wystrzeliwanych fajerwerków.
Marco przerwał pocałunek w chwili, gdy niebo rozbłysło feerią barw.
Dwadzieścia minut później Sabrina przyznała, że Marco nie przesadzał. Pokaz fajerwerków w
Neapolu musiał być najwspanialszy w całych Włoszech. Zsynchronizowany ze składanką
najsłynniejszych arii Pucciniego stworzył niezwykłą symfonię kolorów, światła i dźwięku. Sabrina
była zachwycona. Jeszcze bardziej spodobało jej się, kiedy Marco zaprowadził ją w zaciemniony róg
tarasu i posadził na balustradzie, obejmując mocno w talii.
Nad ich głowami wybuchały fajerwerki. W dole, na ulicach miasta, zabawa osiągnęła punkt
kulminacyjny. Oni jednak zostali nagle sami, otuleni przez ciemną noc.
- Pamiętasz, pytałaś mnie, czy Włosi podejmują noworoczne postanowienia?
- Tak, a ty odpowiedziałeś, że to amerykański zwyczaj.
- Mimo to podjąłem dziś jedno. Uśmiechnęła się, widząc jego poważną minę.
- Powiesz mi jakie?
- Dotyczy ono ciebie, Sabrina mia.
Wiedziony potrzebą bliskości Marco pogłaskał ją po policzku i przesunął palcem po jej wargach.
- Ustaliliśmy, że będziemy się posuwać powoli. Domy-
Noworoczne postanowienie
143
ślam się, że nadal się zastanawiasz nad otworzeniem biura w Rzymie. Powinienem być cierpliwy i
może niepotrzebnie naciskam. Ale zrobię wszystko, by cię zatrzymać we Włoszech i w moim sercu.
Sabrinie odebrało dech.
- To... to jest dopiero postanowienie - wydusiła drżącym głosem. - U nas zwykle obiecujemy sobie, że
zrzucimy kilka kilogramów lub będziemy lepiej kontrolować wydatki.
- Nie muszę lepiej kontrolować wydatków ani chudnąć.
Nie mogła się sprzeczać. Przytulone do niej ciało było twarde jak skała.
- A tak dla twojej wiadomości - mruknął, całując ją w usta. - Zamierzam dotrzymać postanowienia.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Bal oficjalnie zakończył się o drugiej w nocy, kiedy księżna i część starszych gości pożegnała się i
oddaliła na odpoczynek. Młodzi pozostali, bawiąc się do rana.
Marco był gospodarzem śniadania z szampanem na powitanie dnia II Capodanno. Wystawny
poczęstunek został podany na tarasie, ogrzewanym przez parasolowe promienniki ciepła. Gdy na
niebie nad wspaniałą neapolitańską katedrą pokazały się pierwsze promienie wschodzącego słońca,
otworzono szampana i wzniesiono toast.
Calvetti stuknął kieliszkiem w kieliszek Sabriny.
- Za nowy początek.
- Za nowy początek - powtórzyła. Ścisnęło ją w piersi na widok wstającego dnia.
Marco rozluźnił krawat i rozpiął dwa górne guziki koszuli. Jak to możliwe, że nadal wyglądał tak
wytwornie, a zarazem pociągająco?
- Dziękuję, że zabrałeś mnie na bal. Wspaniale się bawiłam - powiedziała z uśmiechem Sabrina.
- Najlepsze dopiero przed nami.
- To jeszcze nie koniec?
Noworoczne postanowienie
145
- Nie widziałem cię jeszcze w czerwonej bieliźnie, którą kupiłaś w butiku, a raczej bez niej.
Całe zmęczenie wyparowało z Sabriny w ułamku sekundy.
- Myślę, że coś się da zrobić w tym względzie. Kiedy będziemy się mogli wymknąć gościom?
Szczęśliwie przyjęcie dobiegło końca. Przyjaciel Marca, piłkarz, pierwszy dał znak do wyjścia.
- Najwyższy czas na dopełnienie naszej noworocznej tradycji - ogłosił. - Kto idzie ze mną pływać w
zatoce?
Zgłosiło się dziesięciu odważnych, kilka osób zdecydowało, że pójdzie popatrzeć. Pozostali zebrali
swoje rzeczy, pożegnali się i wyszli.
- Dzięki Bogu - mruknął Marco pod nosem, gdy zniknęli ostatni goście.
Następnie poszedł podziękować służbie i kelnerom, każdemu wręczając wysoki napiwek. W końcu
mógł wrócić do Sabriny.
- Czekałem na to przez całą noc - wyszeptał, patrząc na nią rozpalonym wzrokiem. Wziął ją na ręce,
wywołując wesołe uśmiechy na twarzach służby. Drżąc z niecierpliwości, objęła go ramionami za
szyję. Gdy niósł ją na górę do apartamentu, czuła, jak krew pulsuje jej w żyłach.
Marco zatrzasnął drzwi nogą, zamknął je na zamek od wewnątrz i ruszył do sypialni.
- A teraz, moja piękna Sabrino, rozpoczniemy Nowy Rok tak jak należy.
146
Merline Lovelace
Postawił ją przed sobą na podłodze. Wysunął grzebień z jej włosów, które rozsypały się na ramiona.
Przywarł ciałem do jej piersi i bioder, aż poczuła na brzuchu jego nabrzmiałą męskość.
Spragniona rozkoszy wsunęła dłoń pomiędzy ich zwarte ciała i odnalazła jego członek. Jego gardłowy
jęk wywołał ciarki na jej skórze. Nie mogąc znaleźć zapięcia jej sukni, Marco westchnął
zniecierpliwiony.
- Tutaj. - Odsunęła jego ręce. - Ja to zrobię. - Złota suknia ześlizgnęła się ńa podłogę, splątując jej
kostki. Sabrina wysunęła się z niej, zrzuciła pantofelki i stanęła przed nim w czerwonych
koronkowych majteczkach.
- Teraz ty.
Marco wstał około południa, nalegając, by Sabrina została w łóżku i odespała noc. Nie
zaprotestowała. Czuła się wyczerpana po długim przyjęciu i porannych harcach.
Obudziła się ponownie około trzeciej po południu. Chwilę poleniuchowała, po czym poszła do
łazienki. Ciepły prysznic zmył z niej resztkę zmęczenia, dając jej nowe siły. Namydlając się między
udami, poczuła coś klejącego. Ogarnął ją nagły niepokój. Chwileczkę. Spokojnie. Nie trzeba jeszcze
panikować. Od jednego razu nie zachodzi się zaraz w ciążę. Nawet jeśli było tak cudownie. Chyba
że...
Zacisnęła palce na ściereczce do mycia, przypominając sobie noworoczne postanowienie Marca. Jak
on to ujął? Zrobi wszystko, by zatrzymać ją we Włoszech.
Noworoczne postanowienie
147
Odepchnęła brzydkie podejrzenie. Na pewno nie posunąłby się do czegoś takiego. Poza tym nawet
gdyby jeden z jego plemników dotarł do celu, upłyną tygodnie, nim się zacznie rozwijać. Za późno, by
wpłynąć na jej decyzję o zostaniu we Włoszech.
- Hola! - upomniała się w myślach, zmywając z siebie mydło. - Weź się w garść.
Nie znając planów na popołudnie, włożyła czarną, marszczoną spódnicę do łydki i dopasowany
aksamitny żakiet. Kostka prawie już nie bolała, kiedy wsuwała na stopy czarne baletki.
Wyszła ze wschodniego skrzydła i skierowała się do salonu dziennego z tarasem wychodzącym na
tyły pałacu, z którego dochodził odgłos włączonego telewizora.
Był tam Marco, ubrany w dżinsy i przylegający szary sweter, który podkreślał jego umięśnione
ramiona. Wyglądał bardzo seksownie. Towarzyszyli mu księżna, Anna Maria i Etienne. Wszyscy
wpatrzeni w płaski ekran wiszącego na ścianie telewizora. Pokazywano reportaż z balu.
- Szczęśliwego Nowego Roku - powiedziała głośno, przekrzykując telewizję.
Cztery głowy odwróciły się równocześnie w jej kierunku. Księżna wyprostowała się i pomachała
władczo ręką na syna.
- Szczęśliwego Nowego Roku - przywitała Sabrinę. -Marco, wyłącz ten hałas.
148
Merline Lovelace
-Ależ nie. Chętnie obejrzę... - Sabrina przerwała w pół zdania, kiedy na ekranie pojawił się nowy
obrazek.
Pokazano jej zdjęcie w wysokiej rozdzielczości, jak leży na ręczniku na plaży bez stanika, tylko w
skąpych strin-gach. Na piersiach przezornie wstawiono czarne kwadraciki zasłaniające sutki.
Nim zdążyła zobaczyć więcej, Marco pospiesznie wyłączył pilotem telewizor. Nie miało to znaczenia.
Sabrina dokładnie pamiętała, gdzie zrobiono zdjęcie. Była na ostatnim roku studiów i Spędzała
wielkanocną przerwę w Brazylii w Rio na plaży Ipanema. W towarzystwie setki innych studentek
opalających się topless.
Było to przed rozpowszechnieniem YouTube i MySpce. Zdjęcia miały wtedy krótki żywot. Pojawiały
się w brukowcach i równie szybko znikały. Najwyraźniej reporterka, która zapytała Marca, czy
Sabrina była jego kochanką, musiała je wygrzebać ze śmietnika.
- Szybko się rozeszło - zauważyła z zażenowaniem.
- To nie ma znaczenia. - Marco wzruszył ramionami. - Na naszych plażach widuje się bardziej
roznegliżowane kobiety.
- To prawda, ale telewizja nie publikuje ich zdjęć w relacji filmowej z balu sylwestrowego twojej
matki. - Westchnęła ciężko i zwróciła się do księżnej: - Bardzo mi przykro, donna Maria. Naprawdę
bardzo mi przykro.
- To bez znaczenia. - Starsza dama wzruszyła ramionami. - Przetrwaliśmy gorsze.
Noworoczne postanowienie
149
Twarz Sabriny wykrzywił grymas.
- Ma na myśli mnie - wtrąciła się Anna Maria. - O mało nie urodziłam syna przed ołtarzem. Brukowce
pastwiły się nade mną przez wiele tygodni. A Gia... - Wydęła usta z niesmakiem. - Zamieniła nasze
życie w piekło. Marca szczególnie...
-Dość.
Spiorunowała brata rozgniewanym spojrzeniem, ale powstrzymała się od komentarza. Sabrina
zignorowała wątek poboczny. Utkwiła wzrok w rozłożone na marmurowym stoliku do kawy gazety.
Jedna była otwarta na dziale z rubryką towarzyską. Na górze strony znajdowały się zdjęcia sławnych
osób, które uczestniczyły w balu. Na dole obok fotografii Sabriny zamieszczono zdjęcie Gianetty w
diamentowej tiarze i sukni bez ramion. Poniżej tytuł artykułu grubym drukiem: Sosia delia moglie.
- Co to znaczy? - spytała.
- Nic takiego - Marco zmiął gazetę w pięści.
- Przetłumacz - zażądała.
Złorzecząc pod nosem, wrzucił gazetę do kosza na śmieci.
- W wolnym tłumaczeniu to znaczy „kopia żony".
- Oczywiście. Przez kopię mają na myśli substytut. Powinnam się była domyślić. - Uniosła podbródek
i przykleiła do ust słaby uśmiech. - Jakie plany na resztę dnia?
- To nic nie znaczy.
- Skoro tak twierdzisz.
150
Merline Lovelace
Pokonał pokój dwoma długimi krokami i chwycił ją za ramiona.
- Posłuchaj. To nic nie znaczy. Szukają sensacji, żeby poprawić sprzedaż.
- Wiem.
- Mówisz tak, ale w twoich oczach widzę przygnębienie. Widzę w nich chłód.
- Zostaw mnie w spokoju - warknęła cicho. - Nie chcę o tym rozmawiać przy twojej rodzinie.
- Dobrze, omówimy to na osobności.
Wypuścił ją z ramion, podszedł do matki i pocałował ją w policzek.
- Zabieram Sabrinę do domu. Zadzwonię później.
- Trzymam cię za słowo.
- Ciao, Etienne. Anno Mario, ucałujcie ode mnie dzieci. Marco stanął przy drzwiach, ponaglając
spojrzeniem
Sabrinę, która nie miała innego wyboru, jak pożegnać się z księżną, podziękować za zaproszenie na
bal i przeprosić jeszcze raz za nieprzyjemną sytuację.
- Jutro wszyscy o tym zapomną - pocieszyła ją starsza pani, machając lekceważąco ręką.
Tak, pomyślała Sabrina, całując na pożegnanie Annę Marię i Etienne'a. Na pewno.
Chyba że ich romans będzie trwał.
Przez całą drogę do willi Sabrina czuła nieprzyjemne ściskanie w żołądku. Nie chodziło jej o substytut
żo-
Noworoczne postanowienie
151
ny ani zdjęcia topless. Dzięki Bogu nie opublikowali fotografii, którą zrobił jej nachalny reporter,
kiedy, zataczając się, wychodziła z imprezy w Los Angeles i zwymiotowała na ulicy.
Dokuczała jej myśl, że naraziła rodzinę Marca na powtórkę tego, co przeżyli z Gianettą. Sabrina nie
znała szczegółów, ale wystarczało to, co wiedziała, by rzuciło to cień na jej romans z przystojnym
lekarzem.
Za ten cień mogła obwiniać wyłącznie siebie. Była tak uparta, tak zdeterminowana, by się nie poddać
ojcu i zrobić mu na złość, że o mało nie zeszła na złą drogę. Teraz jej przeszłość mściła się na niej.
Nieszczęśliwa i obolała wiedziała, że powinna wyznać Marcowi, co czuje. Nie mogła tego jednak
zrobić w ferrari, kiedy kierowca musiał się skupić na jeździe po krętej, niebezpiecznej drodze, przy
zapadającym zmroku.
Gdy dotarli do willi, wieczór otulił morze ciemnym granatem. Sabrina stała przy oknie i obejmując się
ramionami, wpatrywała się we wzburzone fale rozbijające się o skały. Marco nalał dwie szklaneczki
brandy, po czym podał jedną Sabrinie.
- No dobrze. Jesteśmy sami. Żadnych ostrych zakrętów ani mogących nas rozpraszać oślepiających
świateł z naprzeciwka. Wyjaśnij mi, dlaczego w twoich oczach nagle pojawiło się tyle chłodu, kiedy
na mnie popatrzyłaś po południu.
- Nie chodziło o ciebie. Tylko o tę gazetę. O tytuł. -Wykrzywiła usta. - Substytut żony. Boże!
152
Merline Lovelace
- Chyba nie sądzisz, że spodobałaś mi się dlatego, że ujrzałem w tobie substytut Gianetty? - W jego
oczach płonął ogień. - Nie wierz w to. Nawet przez chwilę.
- Oczywiście, że nie! Tylko, jak widać, wszyscy inni tak myślą.
- Wszyscy, czyli kilku dziennikarzy, którzy wyciągają brudy, żeby podwyższyć oglądalność?
- Przestań. Widziałam, jak wczoraj patrzyli na mnie twoi znajomi. Tak bardzo się starali ukryć
zaciekawienie.
-Byli oczarowani piękną Amerykanką, z pozoru podobną do kobiety, którą kiedyś znali.
- Skąd pewność, że to tylko powierzchowne podobieństwo? - wypaliła Sabrina. - Nie znasz mnie. Nie
znasz mojej przeszłości. Wierz mi, sporo się jeszcze znajdzie, by stanowić pożywkę dla mediów przez
wiele miesięcy.
- Nie obchodzi mnie twoja przeszłość. Interesuje mnie wyłącznie nasza przyszłość.
- Mnie również! - Wypiła duży łyk brandy, by dodać sobie odwagi. - Dlatego jutro rano złapię
pierwszy samolot do Barcelony. Skupię się na pracy i zaczekam, aż wszystko się uspokoi.
Zadrgały mu nozdrza, jakby to, co powiedziała, miało nieprzyjemny zapach.
- Chcesz wyjechać z powodu kilku artykułów w brukowcach? Nie sądziłem, że jesteś takim tchórzem.
- Jestem realistką. - Uniosła dumnie podbródek.
- W takim razie żyjemy w innych światach - warknął.
Noworoczne postanowienie
153
- Być może - odparowała.
Niedobrze. Nie tak miała wyglądać ich rozmowa. Wciągnęła głęboko powietrze, starając się ochłonąć
i zacząć logicznie myśleć.
- Wszystko potoczyło się tak szybko. Skręcona kostka, kilka partii szachów, niezwykły seks, a potem
nagle moje nagie piersi we włoskiej telewizji.
- Więc dla ciebie najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka? - spytał ze złością.
- Nie uciekam. Muszę przygotować ofertę. Spotkam się w Barcelonie ze wspólniczką i...
- I co?
Nawet nie próbował jej zrozumieć. Sabrina zacisnęła usta, starając się nad sobą zapanować. Przecież
robiła to dla jego dobra!
-I zadzwonię do ciebie.
Jego oczy się zwęziły.
- Zapomniałaś o moim noworocznym postanowieniu. Sądzisz, że pozwolę ci tak po prostu odjechać?
- A co, zabronisz mi? - syknęła.
- Wiesz, co mam na myśli - rzucił zniecierpliwiony.
- Nie wiem i różne rzeczy przychodzą mi do głowy.
- Na Boga! Nie przywiążę cię do łóżka, choć może byłby to dobry pomysł - dodał brutalnie.
Przed oczami Sabriny stanęła zabawna wizja. W jednej chwili stopniał cały jej gniew. Z trudem się
powstrzymała, by się nie roześmiać.
154
Merline Lovelace
- Brzmi interesująco - zauważyła zalotnie.
Napięte mięśnie ramion Marca zmiękły. Wbrew własnej woli i instynktowi pozwolił, by niewinnym
żartem rozładowała jego wzburzenie. Ciężko wzdychając, objął ją za szyję i przyciągnął do siebie.
- Uważaj, o co prosisz, Sabrina mia.
Była pewna, że zrozumiał jej intencje, że miał świadomość, że rano wyjedzie. W przeciwnym razie nie
spędziłaby z nim namiętnych chwil, przywiązana do łóżka włoskimi jedwabnymi krawatami.
Kiedy następnego ranka wyszła spod prysznica i poinformowała Marca, że musi zadzwonić i zmienić
rezerwację, ściągnął brwi.
- Wydawało mi się, że mamy to już za sobą.
- Masz rację.
Wyszedł z łóżka i jednym ruchem wciągnął dżinsy.
- Naprawdę chcesz wyjechać?
- Nie - westchnęła. - Ale powinniśmy dać sobie trochę czasu i przeczekać, aż media znajdą sobie nową
sensację.
- Nie używaj słowa „my". Ja wiem, czego chcę.
- No dobrze, ja potrzebuję trochę czasu.
- Ile? - spytał, zaciskając szczękę.
- Nie wiem.
- Tydzień? Miesiąc?
- Nie wiem.
- A jaki masz plan dla mnie? Mam siedzieć i czekać,
Noworoczne postanowienie
155
aż dojdziesz do wniosku, że przyszedł dla nas odpowiedni czas?
- Na to wygląda.
Ich spojrzenia spotkały się na długą pełną napięcia chwilę. W końcu Marco skinął sztywno głową.
- Pójdę przygotować kawę. Zadzwoń interkomem, kiedy będziesz spakowana. Zabiorę walizki na
górę.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Sabrina wjechała na autostradę prowadzącą na rzymskie lotnisko Ciampino. Miała jeszcze sporo
czasu, by oddać wypożyczony samochód i zdążyć na samolot odlatujący o trzeciej trzydzieści do
Barcelony.
Wcześniej kupiła bilet i wysłała Caroline mejla z informacją, że przyjeżdża. Przyjaciółka natychmiast
odpowiedziała, że odbierze ją z lotniska.
Sabrina wyszła z walizkami z terminalu przylotów, spodziewając się, że przywita ją Caroline. Ku jej
zaskoczeniu z czekającego na nią samochodu wyskoczyła młoda kobieta o kasztanowych włosach.
- Devon! Co ty tu robisz?
- Mała zmiana planów - wyjaśniła długonoga dziewczyna, ściskając mocno Sabrinę. - Nie mogę
zacząć przygotowywać konferencji dla Logan Aerospace, dopóki nie dostanę ostatecznej listy
uczestników. Dlatego zdecydowałam, że ucieknę z zaśnieżonej Austrii na krótki urlop i pomogę Caro.
Wrzućmy walizki do bagażnika i ruszajmy.
Sabrina usiadła na tylnym siedzeniu. Devon zajęła
Noworoczne postanowienie
157
miejsce z przodu obok kierowcy, po czym odwróciła się do przyjaciółki.
- Caro opowiedziała mi o twoich przejściach z księciem. Obie nie możemy się doczekać, kiedy
dowiemy się wszystkich szczegółów.
- Zaczekajmy, aż dotrzemy do hotelu. Nie chcę stracić ani słowa - poprosiła Caroline skupiona na
drodze w lotniskowym korku. - Musicie mnie teraz pilotować.
Na szczęście lotnisko było oddalone tylko o dziesięć kilometrów od ośrodka wypoczynkowego, w
którym Caro urządziła swoją bazę. Pastelowy budynek z dużym basenem o nieregularnym kształcie
otoczony był gajem szumiących palm. Tuż za basenem o turkusowej wodzie znajdowała się plaża,
przy której po zielonobłękitnych falach Morza Śródziemnego pływały kolorowe żaglówki i
wind-surfingi. Hotelowe lobby zaprojektowane było w charakterystycznym dla Hiszpanii stylu
muretańskim. Przyjaciółki nie zatrzymując się, skierowały się prosto do wind.
- Przeniosłam się do apartamentu, kiedy dostałam informację, że przylatujecie - poinformowała Caro.
- Bez dopłaty - dodała.
Sabrina i Devon wymieniły spojrzenia. Uważna, dokładna Caroline Walters. Wiedziały, że.mogą jej
ufać, że zawsze trzyma się zasad. Raz w życiu je złamała i zapłaciła za to wysoką cenę. Od tamtej pory
zawsze szła prostą drogą.
Nim Sabrina zaczęła opowieść, wszystkie trzy zrzuciły buty i wyciągnęły się na leżakach na tarasie
słonecznym,
158
Merline Lovelace
zaopatrzone w butelkę lokalnego czerwonego hiszpańskiego wina.
Na wstępie Sabrina przyznała się przyjaciółkom, że przystojny lekarz pociągał ją od pierwszej chwili,
gdy go zobaczyła. Następnie zreferowała wydarzenia, które miały miejsce po sylwestrowym balu.
- Boże! Dobrze, że tego nie widziałyście. Najpierw pokazali wytwornie ubranych, dystyngowanych
gości wchodzących po schodach Palazzo d'Calvetti, a potem moje zdjęcie na cały ekran tópless w
stringach z kretyńskim uśmiechem na twarzy.
- Wszystko było widać?
- Zasłonili tylko sutki czarnymi prostokącikami.
- Nieźle! Wyobrażam sobie, jak zareagowała księżna. Caro mówiła, że jest wredna.
- Szczerze mówiąc, to przyjęła to całkiem spokojnie. Powiedziała, że przeżyła już gorsze rzeczy -
odparła Sabrina, kręcąc nóżką kieliszka.
W zielonych oczach Caro pojawiło się współczucie. Devon pokręciła głową.
- Pewnie cię to wkurzyło.
- Żebyś wiedziała.
Od tego są przyjaciółki, pomyślała Sabrina, czując jak nerwy powoli jej się uspokajają. Dlatego od
skończenia uniwersytetu w Salzburgu zawsze się ze sobą blisko trzymały. Potrzebowała ich. Musiała
się wygadać, wyrzucić z siebie emocje, które nagromadziły się przez ostatnich kilka dni.
Noworoczne postanowienie
159
- Rodzina Calvettich wiele przeszła. Dziadek Marca został zastrzelony przez mafię neapolitańską na
schodach własnego domu. Ojciec zmarł, kiedy był dzieckiem. Jego żona zginęła na morzu. Marco
kochał Gianettę. Naprawdę ją kochał. Po jej śmierci kompletnie się załamał. Myślę, że nadal się
obwinia o to, że nie zapobiegł wypadkowi i nie powstrzymał jej przed wypłynięciem w morze. Nie
chcę, żeby pokazywali moje rozbierane zdjęcia obok fotografii jego żony i nie chcę go narażać na
kolejne stresy emocjonalne.
- Siebie czyjego? - spytała Devon, przekrzywiając głowę,
- Szukasz dziury w całym.
- Sądzisz, że Marco widzi w tobie substytut Gianetty?
- Zapewniał, że nie.
- Ale mu nie wierzysz?
- Wierzę mu. - Naprawdę tak było. Od pierwszej nocy, którą spędziła w jego ramionach, czuła, że
kochał się z nią, a nie ze wspomnieniem.
- Myślę... że to wszystko mnie dotknęło.
- Nic dziwnego - wtrąciła się lojalnie Caro. - Od dzieciństwa prześladowali cię paparazzi.
- To prawda - przyznała smutno Sabrina. - A ja robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby mieli dobre
przedstawienie.
Devon odpędziła przykre wspomnienia machnięciem ręki.
- Porozmawiajmy o teraźniejszości. Co będzie z Markiem?
160
Merline Lovelace
- No... - Jej spojrzenie pobiegło w stronę morza. Spienione fale rozbijały się leniwie o brzeg. - Przez
najbliższych kilka dni zamierzam się wylegiwać na słońcu i przemyśleć propozycję Marca otworzenia
biura w Rzymie.
- Sam wpadł na ten pomysł? - Devon otworzyła szeroko oczy.
- Tak. Zaoferował nawet, że użyje swoich kontaktów w świecie medycznym, żeby nam pomóc
rozkręcić interes.
- Wiesz, może to nawet dobry pomysł - powiedziała w zamyśleniu Dev. - Pozwoli nam zmniejszyć
koszty.
-1 ułatwi organizację, kiedy będziemy przygotowywać konferencje w Europie - dodała Caro. - Warto
się nad tym zastanowić.
- To właśnie zamierzam zrobić. - Sabrina rozprostowała nogi. - Leżeć na słońcu i zastanawiać się.
- Nie ma mowy. Mamy jeszcze sporo pracy. Kiedy ja z Caro pojedziemy obejrzeć ostatnie obiekty, ty
będziesz siedzieć na słońcu i dodawać cyfry.
Dziwne, ale następnego ranka to właśnie słońce lub raczej jego brak rozwiały dręczące Sabrinę
wątpliwości.
Caro i Devon wyjechały wcześnie, by obejrzeć dwa ostatnie centra konferencyjne. Na niebie zebrały
się burzowe chmury. Wiatr smagał bezlitośnie rosnące na plaży palmy. Sabrina wyszła na taras z
kubkiem kawy. Przez chwilę wpatrywała się w powracające do brzegu żaglówki i windsurfin-gi.
Pociemniałe niebo przecięła lśniąca błyskawica. Rozległ
Noworoczne postanowienie
161
się grzmot. Sabrina poczuła przyspieszone bicie serca. Podobny sztorm musiał zaskoczyć Gianettę.
Ponure myśli przerwał jej kolejny błysk.
Żona Marca nie żyła.
Odeszła na zawsze.
Ale ona żyła.
Kto wie, ile jeszcze mieli czasu? Żaden człowiek nie może tego przewidzieć. Dowodem na to była
nagła, tragiczna śmierć Gianetty. A ona była tu, w Barcelonie, marnując czas, który mogliby spędzić
razem.
- Cholera! - Uderzyła kubkiem o poręcz tarasu. - Ależ ze mnie kretynka.
Złowieszczy grzmot pioruna zmobilizował ją do działania. Pobiegła pospiesznie do pokoju, skąd
zatelefonowała na lotnisko. Dowiedziała się, że najbliższy samolot do Neapolu odlatuje za dwie
godziny. Następnie wykręciła numer Devon.
- Właśnie zrozumiałam, że nikt nie żyje wiecznie -oznajmiła bez tchu.
- Skąd nagle takie odkrycie? - zakpiła przyjaciółka.
- W każdej chwili może mnie potrącić samochód, gdy będę przechodziła przez ulicę. A ty możesz się
udławić oliwką z martini.
- Nie piję martini - odparła Dev, coraz bardziej zdziwiona.
- Chodzi o to, że nikt z nas nie wie, ile będzie żył. Może lata, a może tylko kilka dni. Niezależnie od
tego, ile zo-
162
Merline Lovelace
stało mi jeszcze czasu, zamierzam spędzić go z Markiem. Każdą minutę. Pragnę go. Kocham go.
- Więc na co jeszcze czekasz?
- Właśnie do niego jadę.
Sabrina rzuciła słuchawkę, przeklęła i podniosła ją ponownie.
- Chcę zamówić taksówkę.
W ciągu pięciu minut przebrała się w dżinsy, czarny podkoszulek z długimi rękawami i włożyła stare,
dobre baleriny. Następne pięć minut zabrało jej spakowanie się.
Dwie godziny później siedziała w samolocie Alitalii, który, wstrząsany turbulencjami, leciał do
Włoch, omijając sztorm, który nadciągnął znad morza.
Front burzowy rozciągnął się nad północnym obszarem Morza Śródziemnego. Kiedy wylądowała na
lotnisku w Neapolu, powitał ją ulewny deszcz. Przebiegła przez odkryty parking do wynajętego
samochodu, wrzuciła walizkę do bagażnika i przemoczona do suchej nitki ruszyła na wybrzeże
Amalfi do willi Marca. Jazda po wąskich serpentynach w strugach deszczu była koszmarem, którego
nigdy nie chciałaby powtórzyć. Dotarła na miejsce około pierwszej. Wysiadła z auta i przebiegła do
zadaszonego wejścia. Drzwi otworzyła jej zaskoczona matka Rafaeli.
- Signora Russo! Jego Wysokość nie uprzedził mnie o pani przyjeździe.
- Nie wiedział.
Noworoczne postanowienie
163
- Proszę wejść.
Otrząsając się z wody jak mokry pies, Sabrina zatrzymała się w foyer.
- Marco jest na dole?
- Nie, signorina. Wczoraj wieczorem wyjechał do Rzymu.
- Jak to! Ale ja myślałam, że... Powiedział mi, że wraca dopiero piątego stycznia.
- Zatelefonowali ze szpitala. Był wypadek. Mały chłopiec ze zmiażdżonym kręgosłupem. Dziś go
operują.
Sabrina spojrzała przez ramię. Deszcz nadal lał jak z cebra. Westchnęła ciężko, odwracając się do
signory Bertaldi.
- Wie pani, w którym szpitalu? - spytała.
- Oczywiście. W Bambino Gese. To najlepszy szpital dziecięcy we Włoszech.
- Dziękuję. Ciao.
- Proszę zostać. Nie powinna pani jechać w taką pogodę. Proszę zaczekać, aż przestanie padać.
Pewnie ustąpiłaby naleganiom starszej pani, ale uderzył kolejny piorun. Wyglądało na to, że niebo
zaciągnęło się na dobre.
- Gdyby don Marco zadzwonił, proszę mu powiedzieć, że jadę do Rzymu.
Zaciskając zęby, wyjechała na krętą, nadmorską drogę. Nim dotarła na autostradę, była cała
zdrętwiała. Do celu pozostały jej jeszcze mniej więcej dwie godziny jazdy. W rezultacie pełna
nerwów podróż trwała cztery godzi-
164
Merline Lovelace
ny. Włosi nie mieli takiej obsesji prędkości jak Niemcy, ale jak na taką burzę zdecydowanie
przesadzali z szybkością. W pierwszym korku stała czterdzieści minut. Drugi wypadek wydarzył się
po przeciwnej stronie autostrady, ale jadący przed nią ciekawscy kierowcy zwalniali, by popatrzeć, co
się stało, całkowicie blokując ruch. W rezultacie dotarła do Rzymu w popołudniowych godzinach
szczytu. Dzięki Bogu, większość samochodów wyjeżdżała z miasta, niemniej jednak z powodu ulewy
auta przesuwały się zderzak przy zderzaku. Sabrina dwukrotnie się zgubiła. Kiedy w końcu
zatrzymała samochód na parkingu przed szpitalem, bolała ją szczęka od zaciskania zębów. Przebiegła
w deszczu do głównego wejścia, gdzie skierowała się do rejestracji.
- Doktor Calvetti miał dziś operować - zaczęła łamanym włoskim. - Chciałabym wiedzieć, czy już
skończył.
Recepcjonistka wystukała coś na klawiaturze komputera, po czym poinformowała Sabrinę, że
operacja jeszcze trwa, i skierowała ją do poczekalni.
Jedno spojrzenie na czekających w poczekalni wystarczyło, by zrozumiała, że nie powinna
przeszkadzać. Pewnie rodzice chłopca, pomyślała. Oboje byli niewiele po trzydziestce, ale strach,
który malował się na ich bladych, pełnych napięcia twarzach, dodawał im lat. Wokół nich krążyli
milczący w napięciu inni członkowie rodziny. Sabrina wycofała się, dochodząc do wniosku, że będzie
lepiej, jeśli zaczeka w drugim końcu korytarza. Po długiej
Noworoczne postanowienie
165
męczącej podróży nie była w stanie usiedzieć, poza tym nie wiedziała, jak Marco zareaguje, gdy ją
zobaczy.
Jej przemoczone buty piszczały na posadce. Spacerując nerwowo tam i z powrotem wdychała zapach
antysepty-ków, starając się nie myśleć o nieprzyjemnym uczuciu ściskania w żołądku, które ją
dopadło, Marco zapytał ją, co ma robić, kiedy ona się będzie zastanawiała.
Rozstali się poprzedniego dnia rano. Marco nie mógł chyba w tak krótkim czasie zmienić zdania.
Chyba że...
Przecież ona to zrobiła.
Westchnęła cichutko, rozcierając przez mokrą bluzkę zmarznięte ramiona. Potrzebowała gorącej
kawy. A najlepiej podwójnego espresso. Zdecydowała się poszukać automatu na parterze. Na widok
swego odbicia w plastikowym froncie maszyny do kawy jęknęła. Wyglądała jak skacowany szop
pracz. Włosy zwisały jej mokrymi strąkami. Na policzkach miała rozmazany tusz do rzęs. Zabrała
kawę i ruszyła do łazienki. Papierowym ręcznikiem starła resztki makijażu, uczesała włosy i
przeciągnęła usta błyszczykiem. Wzięła kawę i poszła na górę.
Kofeina, tak jak się spodziewała, postawiła ją na nogi. Przed poczekalnią zatrzymał ją głośny,
rozpaczliwy szloch. Ogarnął ją lęk. Oczami wyobraźni zobaczyła obejmującą się parę rodziców.
Przerażona zajrzała do poczekalni. Scena, którą zobaczyła, potwierdziła jej najgorsze obawy. Był tam
Marco w zielonym fartuchu i ochraniaczach. Na szyi zwisała mu ma-
166
Merline Lovelace
ska chirurgiczna. Ramieniem obejmował kobietę, która przeraźliwie płakała przytulona do jego klatki
piersiowej.
Serce Sabriny zamarło, a chwilę później podskoczyło z radości, gdy kobieta odwróciła się i okazało
się, że są to łzy radości. Obok niej stał mąż, ściskając rękę Marca.
- Dziękuję, panie doktorze. Dziękuję.
Po policzkach Sabriny zaczęły płynąć wielkie łzy. Wycofała się na korytarz, by zaczekać na Marca.
Wyszedł dziesięć minut później, uśmiechając się i rozcierając kark. Był wyczerpany, ale szczęśliwy.
Wtedy ją zobaczył. Wolno, bardzo wolno opuścił rękę i zlustrował ją wzrokiem od mokrej głowy do
rozmoczonych butów. Sabrina czekała, serce waliło jej jak oszalałe.
- Dlaczego jesteś mokra?
Roześmiała się nerwowo. Było to ostatnie pytanie, jakiego się spodziewała.
- Na dworze pada.
Odwrócił głowę i wyjrzał przez okno.
- Faktycznie.
- Ile godzin trwała operacja?
- Od dziesiątej rano.
- Co z chłopcem? Wszystko w porządku?
- Czeka go wielomiesięczna rehabilitacja, ale myślę, że będzie chodził. Ale skąd wiesz... ?
- Przyleciałam do Neapolu i pojechałam do willi. Pani Bertaldi powiedziała mi, gdzie jesteś, więc
wskoczyłam do samochodu i przyjechałam.
Noworoczne postanowienie
167
- Z Positano? - Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Pewnie nieźle zagrzałaś hamulce, nim dotarłaś
do autostrady.
- Żebyś wiedział.
- Po co przyjechałaś? Nareszcie. Na to pytanie czekała.
- Pomyślałam, że mógłbyś mi pomóc znaleźć lokal na biuro w Rzymie.
Podszedł do niej, uśmiechając się, i pogłaskał ją po policzku.
- Zanim zaciągnę cię do najbliższego gabinetu badań, chcę wiedzieć, dlaczego wróciłaś.
- Z powodu mojego noworocznego postanowienia.
- Nie mówiłaś mi o żadnym postanowieniu.
- Ale je podjęłam. Tamtego dnia, kiedy byliśmy na obiedzie u twojej matki. Jechaliśmy rolls-royceem
przez Neapol i dotarło do mnie, że pozostało nam już niewiele czasu. Obiecałam sobie wtedy, że nie
zmarnuję ani minuty.
- I co teraz?
- Teraz mamy przed sobą całe życie - odparła, uśmiechając się. - Mnóstwo wspaniałych chwil, które
zamierzam wykorzystać najlepiej, jak potrafię. Jeśli będziesz grzecznym chłopcem, może pokażę ci
kilka ciekawych ruchów szachowych.
Śmiejąc się, objął ją w talii. Sabrina wtuliła się w niego. Poczuła, że odnalazła dom.
- Będę dobrym uczniem, o ile będziemy grać w rozbierane szachy.