„Gawędy jeździeckie.
Jak osiągnąć niezależny dosiad”
Od wydawcy polskiego przekładu
Wydana przez nas w 1984 roku książka autorstwa Heinricha i Vol-
Schusdziarra „Gimnazjum jeździeckie” spotkała się z ogromnym
zainteresowaniem i uznaniem Czytelników. Cały nakład, mimo, iż książka nie
należała do najłatwiejszych i była przeznaczona dla zaawansowanego,
wyrobionego Czytelnika, został błyskawicznie rozchwytany a zdecydowanie
pozytywne opinie fachowców i recenzje w specjalistycznych periodykach były
źródłem satysfakcji dla wydawcy
Tak więc, gdy tylko pod koniec 1986 roku wydawnictwo Paul Parey
przedstawiło kolejną książkę tej spółki autorskiej pod tytułem „Reiisprache —
der Weg zum unabhängigen Sitz" rozpoczęliśmy starania o druk polskiej wersji.
Już w lutym 1987 roku nasz tłumacz Jacek Roszczynialski zakończył pracę nad
przekładem tej książki, dając jej tytuł: „Gawędy jeździeckie — czyli jak
osiągnąć niezależny dosiad”.
Jest to książka ze wszech miar interesująca. Autorzy nader wnikliwie
analizują zagadnienia związane z umiejętnością włączania się do chodu konia,
prawidłowego stosowania pomocy, wykonywania bez tych usztywnień parad i
półparad.
Napisana jest w formie pytań i odpowiedzi, co niewątpliwie ułatwia
zgłębianie tajników drogi do niezależnego dosiadu. Całość sumuje kilkanaście
poglądowych rysunków i kilka fotografii, prezentujących między innymi takie
znakomitości jak olimpijczycy Harry na Remusie (srebrny medal w Tokio) i
Reiner Klimke (złoty medal w Los Angeles).
Polecamy tę książkę wszystkim, którzy pragną zajmować się ujeżdżaniem.
Pożyteczna również będzie dla szerszego grona jeźdźców, zwłaszcza tych
wszystkich, którzy miewają problemy z dosiadem i utrzymaniem równowagi na
koniu.
A.M.
ZAKŁAD TRENINGOWY KONI
Zbrosławice, 1989 r.
UWAŻNE OBSERWACJE
Pewnego razu zasiadło przy wspólnym stole kilka osób, by wymienić pogląd
na temat jazdy ujeżdżeniowej. W gronie tym znalazł się pewien znany i
doświadczony jeździec — pan A oraz trzech mniej zaawansowanych —
panowie B, C i D. Rozmowę rozpoczął B pytając o najlepszą metodę szkolenie
jeźdźca, by docelowo osiągnąć w przyszłości poziom wyższej szkoły jazdy.
A: Droga musi prowadzić na pewno poprzez solidne przeszkolenie
podstawowe jeźdźca. Pewien właściciel tatersalu, mój znajomy, wypowiedział
się na ten temat następująco: Kto chce poczynić w dressażu faktyczne postępy,
ten winien jedną trzecią wiadomości z tej specjalności pozyskać z uważnych
obserwacji jazdy dobrych, wybitnych jeźdźców, jedną trzecią z literatury, a
pozostałą część z własnej praktyki. Rady tej posłuchałem i uważam ją za
pożyteczną. Zastosowałem się do wskazań i poczyniłem rzeczywiste postępy.
B: Zacznijmy więc od razu od obserwacji. Na co winniśmy zwrócić
szczególnie uwagę?
A: Zwyczajne przyglądanie się nie wystarczy. Winny to być wnikliwe
obserwacje. Widzowi, który nie posiada jeszcze koniecznego doświadczenia,
obserwacje szybko po sobie następujących procesów ruchowych nie tylko nie
przyniosą wiele pożytku, lecz jeszcze mogą sprawę powikłać i zaciemnić.
Śledzenie takie wymaga też dużej koncentracji. Można by przyjąć, iż pewne
rzeczy widz taki potrafi podpatrzeć i praktycznie wypróbować, przyswajając je
sobie. Jednakże cała trudność w tym, iż dobry jeździec dressażowy potrafi
dzięki swym wybitnym umiejętnościom tak dalece zharmonizować się z
koniem, iż jego oddziaływania w większości są niedostrzegalne. W wyniku tego
trudno zaobserwować - w jaki sposób i za pomocą jakich środków tak idealna
harmonia z koniem została osiągnięta. Z drugiej strony, jeśli oddziaływanie
jeźdźca jest podpadająco widoczne, przeważnie wynika to z błędów w
dosiadzie. By błędy takie wyłowić i odpowiednio ocenić, trzeba dużego
doświadczenia. Doświadczenia takiego początkującemu naturalnie brakuje.
Circululus vitiosus.
Dlatego też takiemu kandydatowi na jeźdźca ujeżdżeniowego należy
poradzić, by najpierw całą swą uwagę skoncentrował na koniu.
Rozpocznijmy więc, od próby rozpoznania kolejności stawiania nóg przez
konia w poszczególnych rodzajach chodów. W następstwie tego stwierdzimy, iż
stęp jest chodem czterotaktowym, kłus jest chodem dwutaktowym, a galop -
trójtaktowym. Początkowo różnice będą na pewno trudno zauważalne.
Rys. 1. Praw a strona grzbietu konia nad przenos
zoną do przodu jego zadnią nogą obniża się.
Praw e st
rzemię z puśliskiem przyw iera do boku konia
Trzeba więc będzie sięgnąć do ilustracji i wnikliwie je przeanalizować.
Następnie, przy najbliższej okazji porównać z własnymi obserwacjami konia w
ruchu.
Na to jednak potrzeba pewnego okresu czasu.
Zakres obserwacji należy na razie ograniczyć do wąskiego odcinka.
Skoncentrujmy uwagę na:
1.
Procesach ruchowych zadnich nóg konia
2.
Ruchach grzbietu konia
3.
Jakie związki istnieją pomiędzy tymi dwoma procesami ruchowymi?
D: To jest na pewno bardzo trudne. Dlatego najlepiej będzie, jeśli powie pan
od razu, co można, względnie, co trzeba zauważyć. Bowiem łatwiej jest
obserwacje uzupełniać, aniżeli przy braku doświadczenia czegoś przez dłuższy
czas poszukiwać.
A: Dobrze. Zobaczycie więc następujące zjawisko: w stępie i w kłusie usuwa
się jedna zadnia noga do tyłu, gdy druga zadnia noga przenoszona jest do
przodu. Po stronie postawionej na ziemi i usuwającej się wstecznie nogi, grzbiet
konia się podnosi, gdy tymczasem po przeciwnej stronie, gdzie zadnia noga
przenoszona jest do przodu, rzecz ma się odwrotnie, to jest grzbiet się obniża.
Przypatrzmy się od przodu ruchom osiodłanego Ironia, podążającego w
naszym kierunku ze swobodnie zwisającymi strzemionami. Zobaczymy wówczas,
iż każdorazowo po stronie przenoszonej do przodu nogi zadniej, strzemię opada
ruchami wahadłowymi na określony bok konia. Po zakończeniu przenoszenia do
przodu tej nogi zadnie j rozpoczyna się kolejne przesuwanie się wstecz, co
pociąga za sobą odepchnięcie puśliska ze strzemieniem od boku konia i
wahnięcie na zewnątrz (rys. 1 i 2).
Zwróćmy teraz uwagę na to, jak długo trwa przyleg strzemienia z puśliskiem
do boku konia. Trwa to zaledwie ułamek sekundy. Przypatrzmy się temu
wielokrotnie, by utrwalić sobie wizualnie cały ten proces ruchowy konia na tyle
dokładnie, by można było w każdej chwili odtworzyć sobie to w pamięci.
Rys. 2. Praw a strona grzbietu konia nad usuw ającą się do tylu zadnią nogą podnosi się. Praw e
strzemię z puśliskiem zostaje odbite w bok
C: Dlaczego te szczegółowe obserwacje ruchu konia są tak ważne?
A: Ruchy zadnich nóg konia, które teraz są przedmiotem waszych
obserwacji mają być później wyczuwane siedzeniem, gdy znajdziecie się w
siodle. Ważne jest więc to, co i dlaczego macie pod sobą wyczuwać, znajdując
się w siodle. Przez wyczuwanie tych procesów ruchowych kładziemy
podwaliny pod solidne, podstawowe wyszkolenie jeździeckie, co szczególnie
potrzebne jest w jeździe dressażowej.
B: Jeśli zdaniem pana wyczuwanie jest tak ważne i zasadnicze, to ustalmy
zaraz przy pomocy czego i co mamy wyczuwać?
A: Chętnie spełnię tę prośbę, proszę jednak przed tym zastanowić się nad
innym problemem. Mianowicie przy jeździe konnej wyczuwanie samo w sobie
sprawia pewne trudności. Wasze siedzenie ma być tu użyte do tego, czego
natura od niego na ogól nie wymaga. Ponadto istnieją określone trudności w
przekazywaniu komuś innemu istoty własnego wyczuwania. Nie da się tego
bowiem ani narysować, ani też przez inne materiały poglądowe unaocznić.
Jedynie to, co się wyczuwa można spróbować opisać. Chociaż wnoszę, by na
dziś tego zaniechać, zrobić małą przerwę, by dać pierwszeństwo praktyce.
Jutro na początku jazdy pozwólcie koniowi stępować na długiej wodzy i
potrudźcie się by wyczuć, jakie aktualnie ruchy konia odbywają się pod wami.
Przypomnijcie sobie, co zaobserwowaliście u konia stępującego, oglądając
go z boku. Może uda się wam ustalić związek pomiędzy wynikami obserwacji i
wyczuwaniem w praktyce. Pomówimy o tym przy następnym naszym
spotkaniu.
WY CZUWA NIE
A: Chciałbym teraz usłyszeć, co wasze próby w praktyce ustaliły odnośnie
przyswojenia sobie umiejętności wyczuwania?
B: Właściwie wyłącznie odczuwałem pchnięcia w siedzenie pochodzące od
dołu.
A: A pan C?
C: Ja odczuwałem przemienne wychylanie tułowia na boki.
D: Podobnie rzecz się miała u mnie. Jednak, gdy następnie próbowałem
odtworzyć sobie obraz ruchu zadnich nóg konia, wówczas powstał prawdziwy
zamęt w głowie.
A: W każdym razie coś jednak odczuwaliście. Więcej nie można było od was
oczekiwać. Z tego widać, iż by przyswoić sobie umiejętność wyczuwania,
trzeba to systematycznie ćwiczyć. Trzeba na to poświęcić dużo czasu i
cierpliwości.
Rys. 3. a
– Praw a zadnia usuwająca się wstecznie noga konia podnosi praw ą stronę grzbietu
konia w raz z prawą stroną siedzenia jeźdźca
b - Przedstaw ienie obu stron siedzenia
jeźdźca z poprzecznie przebiegającą osią obręczy
biodrow ej. WS = Kręgosłup. RG = Praw a strona siedzenia jeźdźca. L.G = Lewa strona siedzenia
jeźdźca. RK = Praw e kolano. LK = Lew e kolano
Rys. 4. a = Praw a zadnia przenoszon
a do przodu noga konia obniża praw ą stronę jego stronę
jego grzbietu wraz z prawą stroną siedzenia jeźdźcy, b = Schematyczne przedstaw ienie obu stron
siedzenia jeźdźca z poprzecznie przebiegającą osią obręczy biodrow ej. WS = Kręgosłup. RG =
Praw a strona siedzenia. LG = Lew a strona siedzenia. RK = Praw e kolano. LK = Lew e kolano
B: Wnoszę, by teraz zająć się kwestiami, które podczas naszego ostatniego
spotkania nie zostały wyjaśnione. Pierwsze pytanie brzmi: przy pomocy czego
odczuwamy?
A: Głównie dzieje się to przy pomocy kości siedzeniowych, jeździeckiej
obręczy biodrowej i przy pomocy łydek. Jednakże, jak to juz zdążyliście
zauważyć, jeźdźcowi może się to udać dopiero po dłuższym okresie czasu. W
trakcie naszej pogawędki będziemy często do tego powracać.
C: Drugie pytanie; co czuje jeździec?
A: Powróćmy do punktu wyjściowego. Co pan podczas tych ćwiczeń
wyczuwał? Były to pchnięcia pochodzące z dołu, względnie przemienne
wychylenie siedzenia na boki. W jakim st osunku jest to do poczynionych
obserwacji? Jeśli znów zad konia przyjmiemy za bazę wyjściową, to zarówno w
stępie jak i w kłusie rozgrywać się to będzie następująco: przy odpychaniu się
prawej zadniej nogi konia, podniesie się prawa strona jego grzbietu, a wraz z nią
również prawa połowa siedzenia jeźdźca. I to właśnie odczuł pan, jako
pchnięcie od dołu (rys. 3a i b).
W tym samym czasie nad przenoszoną do przodu lewą zadnią nogą konia
obniży sie lewa strona jego grzbietu a wraz z nią lewa połowa siedzenia
jeźdźca. Przy następnym kroku nastąpi odwrotne zjawisko ruchowe. I to właśnie
odczuł pan, jako przemienne odchylenie swego siedzenia na boki.
lew a strona
Kręgosłup WS
Praw a
strona. RG
R- kolano
Widok od tyłu
Niedawno ktoś mi opowiadał, iż odczuwa przy tym, że jego prawa kość
siedzeniowa zostaje jakby podniesiona na pagórek, który utworzył się na
grzbiecie konia, podczas gdy w tym samym czasie lewa kość siedzeniowa
opada , w zagłębienie po tejże stronie. I tak też bywa, iż każdy odczuwa to
inaczej i opisuje inaczej.
Rys.5 Ciąg w lewo
W końcu jednak sprowadza się to wszystko do wspólnego mianownika, co
lapidarnie określone zabrzmi następująco: unoszona połowa siedzenia = zadnia
noga konia po tej stronie przesuwa się wstecznie; obniżająca się połowa
siedzenia = zadnia noga konia przenoszona do przodu. Przy waszych
praktycznych ćwiczeniach możecie szkolenie w postrzeganiu i przerabianiu tych
zjawisk uintensywnić w taki sposób, iż stojąc spokojnie, przepowiadacie sobie
wzajemnie, jeden drugiemu przebiegające procesy ruchowe oraz doznawane
odczucia. Dla przykładu: W powiązaniu z unoszoną w górę połową siedzenia -
pagórek na grzbiecie z lewej, pagórek na grzbiecie z prawej. Lub też w związku
z obniżającą się stroną siedzenia — wgłębienie na grzbiecie z lewej, wgłę bienie
na grzbiecie z prawej itd.
Albo też zamiast pagórka i wgłębienia na grzbiecie konia, jako obiekt, na
którym koncentrujemy naszą uwagę obieramy zadnie kończyny konia i mówimy:
przesuwająca się wstecz zadnia noga konia z prawej, przenoszona do przodu
zadnia noga konia z lewej. Podobne ćwiczenia należy wykonywać możliwie
często i dotąd, aż „komputer mózgowy” zostanie tak dobrze zaprogramowany, iż
automatycznie nadawać będzie informacje, w jakiej pozycji aktualnie znajduje
się zadnia noga konia pod waszą prawą czy lewą kością siedzeniową.
B: Jeśli uważa pan, iż jest to aż tak ważne, to nie pozostaje nam nic innego,
jak mimo wszystkich trudności wyćwiczyć to u siebie do perfekcji.
A: A ja mogę tylko raz jeszcze potwierdzić, że są to niesłychanie ważne
rzeczy dla waszego dalszego szkolenia. Nie popadajcie w błędne przekonanie, iż
jazdy dressażowej można wyuczyć się w stosunkowo krótkim czasie. Tego nie
udało jeszcze nikomu dokonać. Czas, który obecnie zużyjecie na naukę
wyczuwania ruchów tylnych kończyn konia zostanie zrekompensowany w
okresie późniejszym, a perspektywy sukcesów nabiorą realnych kształtów. Jeśli
podstawowe elementy ruchowe konia nie zostaną właściwie zrozumiane i
dokładnie przyswojone, będą stale występowały trudności, a rezultaty będą
ograniczone. Dla przykładu dużo problemów będzie sprawiało zastosowanie łydki
we właściwym momencie. Można to najlepiej zauważyć przy przejściach do
niższych chodów. Poza tym jak strasznie długo męczą się niektórzy jeźdźcy przy
chodach bocznych. Nie są oni w stanie w odpowiednim momencie pobudzić
przenoszoną do przodu tylną kończynę konia tak, by została postawiona przed, a
nie za stojącą na ziemi wewnętrzną nogą. Nigdy oni bowiem nie wyuczyli się
wyczuwania tego ruchu.
Trzeba to robić siedząc w odprężeniu na starszym, spokojnym koniu
wykonującym obszerne wykroki i wyraźnej kadencji. U takiego konia pagórek
na grzbiecie wyraźniej się uwypukla i dłużej się w tej pozycji utrzymuje, aniżeli
u konia o krótkich wykrokach.
Młody, niespokojny koń zupełnie się do tego nie nadaje. Siedząc na takim
koniu wy, jako początkujący jeźdźcy, będziecie stale sprężeni w oczekiwaniu,
czy zaraz nie uskoczy on w bok. Wskutek tego siedzicie w nieustannym spięciu
i w pozycji obronnej, w której precyzyjnie wyczuwać się nie da. Jeśli dla
przykładu chcecie zbadać przy pomocy dotyku końcami palców jakiś
przedmiot, to nie robicie tego silnie uciskając nimi na jego podstawę, lecz
przesuwacie je delikatnie po powierzchni tam i z powrotem. Musicie również
kościom siedzeniowym waszej w pełni odprężonej obręczy biodrowej stworzyć
warunki by mogły lekko i delikatnie ślizgać się po na przemian tworzących się
pagórkach i wgłębieniach na grzbiecie konia. Nie zapominajcie przy tym o
samokontroli. Musicie stale stawiać sobie pytanie, co się dzieje pod moim
siedzeniem? Która tylna noga konia przesuwa się teraz wstecz, a która
przenoszona jest obecnie do przodu? W stępie na długich wodzach możecie to
sobie na początku każdej godziny lekcyjnej przećwiczyć.
Również wtedy, gdy dla przyjemności jeździcie sobie po lesie. Wprawdzie
nieraz można się tej przyjemności pozbawić. Nierówności terenowe często
zmieniają długości wykroków konia. Wówczas możemy z wyczuwaniem ruchu
się pogubić i zacząć „pływać". Nie pozostaje wówczas nic innego, jak próbę
wyczuwania ruchu konia zaczynać od początku.
Takie sprawdziany cierpliwości stale towarzyszą jeźdźcowi
ujeżdżeniowemu. Dlatego trzecią i ostatnią część nauki dressażu prowadzić
trzeba poprzez praktyczne ćwiczenia, gdyż jest to i pozostanie zawsze rzeczą
najważniejszą.
Włą czanie si ę d o ru chu K onia
A: Czy porobiliście w międzyczasie postępy w wyczuwaniu?
B: Po wymianie młodego konia na starszego, sprawa uległa poprawie.
Jednak w kłusie są nadal poważne trudności. Dlatego wnoszę, by trudności te
stały się tematem naszej dzisiejszej pogadanki.
A: Takie problemy z kłusem musiały zaistnieć. Ostatnio omawialiśmy
kolejność stawiania nóg przez konia w poszczególnych rodzajach chodów.
Dowiedzie liście się więc, iż przy zakłusowywaniu przechodzi się z
czterotaktowego stępa w dwutaktowy kłus. W następstwie tego odepchnięcia
nogi tylnej stają się dużo silniejsze w porównaniu do chodu poprzedniego. Z
tego wynika, iż kolejne unoszenia i opadania określonej strony grzbietu konia w
dwutakcie, odbywają się w dużo krótszych odcinkach czasowych niż w
czterotaktowym stępie. W dodatku wasze kości siedzeniowe nie ślizgają się już
tak delikatnie po pagórkach i wgłębieniach tworzących się na grzbiecie konia,
gdyż siedzenie wyrzucane jest silniej w górę, a następnie opada na powrót w
siodło, by znów zostać podrzucone zanim jeszcze właściwie w nim nie
wylądowało.
B: Mniej więcej tak się to odbywa.
A: Najprawdopodobniej reakcja wasza była następująca: złapaliście się
silniej za wodze i zakleszczyliście łydki wokół boków konia, by mniej rzucało.
B: Tak właśnie było.
A: Wasze postępowanie zostało wywołane naturalną reakcją obronną tułowia.
Jednak właśnie do tego nie można dopuścić. W ten sposób nabieracie takiego
przyzwyczajenia, które przy jeździe dressażowej stale będzie przyczyną wielu
trudności. Jeśli jakieś błędne zachowanie zakorzeni się na stałe, trudno będzie
odzwyczaić się. Poza tym, nie tylko wy odczuwacie to jako mało przyjemne.
Również i koń odbierze jeźdźca, jako nader przykry balast na swym grzbiecie.
C: Tym bardziej nasuwa się pytanie, w jaki sposób można takiemu rzucaniu
w kłusie zapobiegać? Bylibyśmy ogromnie zobowiązani, by pańska odpowiedź
możliwie w sposób krótki i zrozumiały określała metodę postępowania w
praktyce.
A: Spróbuję to zrobić. Aby jednak życzeniu waszemu stało się zadość
chciałbym poprosić, byście raz jeszcze przypomnieli ćwiczenia wyczuwania
ruchów kończyn tylnych konia. Popatrzcie więc, jakie to ważne, jeśli
wielokrotnie musimy powracać do tego. Przypominam: Odczuwacie, iż zawsze
strona siedzenia znajdująca się kolejno nad przemieszczającą się do tyłu zadnią
nogą konia zostaje unoszona, czy nawet można by powiedzieć, wyrzucana w
górę.
A teraz wracamy do waszego pytania: w jaki sposób zapobiegać takiemu
bezradnemu rzucaniu w siodle? Odpowiedź brzmi: poprzez aktywne
podciąganie w górę podnoszonej od dołu strony siedzenia.
B: Odpowiedź jest wprawdzie krótka, jednak jeśli się nad tym zastanowić, to
wynikną pewne wątpliwości. Mam wrażenie, iż zachodzi tu jakaś omyłka. Chcę
silniej przylgnąć do siodła, a mam tę stronę siedzenia, która i tak już zostaje
podnoszona w górę, jeszcze podciągać wyżej. Wydaje mi się to
nieporozumie niem wywołującym sprzeciw, gdyż sądzę, iż dopiero teraz będę
bujał nad siodłem.
C: Prócz tego mam jeszcze inne wątpliwości. W pierwszej godzinie naszej
gawędy ustaliliśmy, iż jedną trzecią naszej wiedzy jeździeckiej czerpać należy z
literatury. Przypominam więc sobie twierdzenia Muselera, iż by uzyskać mocny
przyleg siedzenia do siodła, można to osiągnąć jedynie przez silne napinanie
krzyża. Wydaje mi się, iż owo silne napinanie krzyża, opierające się na
doświadczeniach poczynionych przez tak znakomitego jeźdźca, jest wiele
obiecującym zabiegiem.
D: Ja natomiast czytałem, iż tylko przez włączanie się do ruchu konia można
zapobiec rzucaniu w siodle. A teraz słyszymy pańską radę, by unoszoną stronę
siedzenia aktywnie podciągnąć w górę. Które więc z tych trzech twierdzeń jest
prawidłowe?
A: Chociaż na pierwszy rzut oka może to wyglądać na niedorzeczność,
mimo pozorów, wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe.
B: Co proszę? To przecież jest całkiem niemożliwe.
C: Z uwagą oczekuję pańskiego wyjaśnienia.
A: Zmyliła was różnorodność sformułowań przy tych trzech odpowiedziach.
Dlatego uszło waszej uwagi, iż za nimi kryje się podobna treść. Zaraz to
wyjaśnię. Uważam za słuszne, by najpierw omówić dlaczego podnoszoną od
dołu stronę siedzenia należy aktywnie podciągać w górę. Potem postaram się
was przekonać, iż aktywne podciąganie podnoszonej w górę jednej strony
siedzenia równoznaczne jest z napinaniem krzyża i włączaniem się do ruchu
konia. Przed tym już uzgodniliśmy, co zostało sprawdzone w praktyce, iż
rzucanie w siodle spowodowane jest pchnięciami w jedną połowę siedzenia
jeźdźca pochodzącymi z dołu od strony cofającej się zadniej nogi. Skutek tego
pchnięcia można złagodzić, lub nawet całkiem wyłączyć, jeśli ta strona
siedzenia wykona unik w górę.
Rys.6. a = Kości obręczy biodrowej jeźdźca. Widok z przodu, b i c = Włączanie się do ruchu konia z
prawej i lewej. Widok z przodu. Podciąganie w górę podnoszącej się prawej strony siedzenia powoduje
pośrednio przyciskanie do siodła lewej strony siedzenia i odwrotnie. WS- kręgosłup. RG- prawa strona
siedzenia. LG- lewa strona siedzenia. RK- prawe kolano. LK- lewe kolano. RF- prawa stopa. LF- lewa stopa.
RS- prawy guz siedzeniowy. LS- lewy guz sie dzeniowy.
B: W jaki sposób należy podciągać siedzenie w górę?
A: By osiągnąć zamierzony skutek, nie trzeba podciągać całego siedzenia.
Jak już wspominałem, pchnięcia od dołu następują kolejno w wyniku
określonego ruchu nóg zadnich konia. W związku z tym podciągamy jedynie
prawą lub lewą. Ponieważ kości obręczy biodrowej jeźdźca są silnie ze sobą
zespolone, to w wyniku podciągania prawej strony siedzenia w górę, lewa
strona w tej samej mierze się obniży i przez to pośrednio zostanie wciśnięta w
siodło. Przedstawiony rys. 6 winien wystarczająco to wyjaśnić. Z tego wynika,
iż w ten sposób uzyskujemy podwójny sukces. Poprzez podciąganie w górę
połowy siedzenia od strony przemieszczającej się od tyłu nogi zadniej konia
uprzedza się pochodzące z dołu pchnięcie, wykonując swego rodzaju unik.
lew a strona
lew a strona
praw a strona
praw a strona
WS
WS
RG
RH
WS
kolano
RG
LK
lew a stopa
lew a stopa
lewy guz
siedzeniowy
stopa
b
a
prawy guz
siedzeniowy
c
Równocześnie pośrednio przyciągana jest silnie druga strona siedzenia, czyli
uzyskujemy przywieranie jej do siodła.
D: Takie uzasadnienie dla aktywnego podciągania w górę jednej potowy
siedzenia od strony przesuwającej się ku tyłowi nogi zadniej konia przemawia
mi do przekonania. Zatem jako jeźdźcy postępujemy podobnie z naszym
siedzeniem, jak czyni to bokser z głową. Aby złagodzić siłę ciosu przeciwnika,
odrzuca on miękko do tyłu. Jednak niejasne jeszcze jest dla mnie, iż owo
podciąganie jednej połowy siedzenia równoznaczne jest z zalecanym przez
Muselera przyciąganiem krzyża.
A: Rzecz w tym, iż posiadacie fałszywe wyobrażenie o istocie przyciągania
krzyża. Pozwólcie zatem, iż ja z kolei zapytam: jeśli chcecie uniknąć rzucania
w siodle poprzez zalecane przez Muselera przyciąganie krzyża, to jakbyście to
wykonali?
D: Poprzez wyraźne kołysanie siedzenia w rozluźnieniu do przodu.
A: Wasza odpowiedź potwierdza moje przypuszczenie. Oto macie tu książkę
Muselera „Nauka jazdy konnej". Zaglądnijmy do niej i zobaczmy, co tam
napisano na ten temat; „Czasami słyszy się wskazania, iż jeździec winien
zharmonizować kołysanie swego krzyża z ruchami konia. Wskazania takie są
nieporozumieniem. Kołysanie i włączanie się do ruchu konia nie przyjdzie samo
z siebie przy pasywnym bujaniu, lecz musi nastąpić przez uaktywnienie
mięśni”.
C: Uaktywnienie, ale jakich mięśni?
A: Tego Museler nie sprecyzował. Z książki „Gimnazjum jeździeckie'"
można się jednak o tym dowiedzieć: „podciąganie w górę podnoszonej od dołu
strony siedzenia zostaje dokonane przez mięśnie brzucha określonej strony”. W
tym miejscu musicie uzupełnić wasze wiadomości o istocie napinania krzyża,
byśmy mogli rozpoczynać nasze wywody z uzgodnionego punktu wyjścia.
Umięśnienie brzucha w „żargonie” jeździeckim jest nazywane umięśnieniem
krzyża. To, co dotychczas było różnie określane, jak np. praca krzyżem, użycie
krzyża, napinanie krzyża, lub też usztywnianie krzyża jest niczym innym, jak
podciąganiem w górę obręczy biodrowej, względnie jej prawej lub lewej strony
przy pomocy mięśni brzucha. Z tego wniosek, iż zadanie, by podciągać
unoszoną od dołu stronę siedzenia w gorę oraz określenie Muselera „silne
napinanie krzyża”- oznacza to samo.
D: A więc dwie różne odpowiedzi określają to samo. Pozostaje jeszcze
pytanie, czy dotyczy to również trzeciej odpow iedzi? Czy włączanie się do
ruchu konia jest jednoznaczne z podciąganiem podnoszonej od dołu strony
siedzenia?
A: Tak jest. Porównajcie wyniki obserwacji oraz waszego praktycznego
wyczuwania. Nad przemieszczającą sie do tyłu zadnią kończyną konia , grzbiet z
tej strony się podnosi, a z nią określona połowa siedzenia. Ten sposób
dostosowujecie się do ruchu, to znaczy włączacie się do ruchu konia i czynicie
to w spotęgowanym stopniu, gdy podnoszoną od dołu połowę siedzenia
dodatkowo jeszcze podciągacie w gorę.
B: Już zaczyna mi świtać w głowie. Tutaj chodzi o to samo podciąganie, o
którym rozmawialiśmy przy wyjaśnianiu pojęcia przyciąganie krzyża. W ten
sposób ostatecznie wyjaśniło się, że:
1. napinanie krzyża
2. włączanie się do ruchu konia
3. podciąganie w górę unoszonej od dołu połowy siedzenia- oznacza jedno
i to samo. Chodzi tu o trzy różne określenia dla tego samego
oddziaływania, które zostaje przeprowadzone przy użyciu tych samych
mięśni.
A: Może będzie celowe, raz jeszcze obejrzeć rysunki 3, 4 i 6, aby stało się to
już całkiem jasne. Pchnięcie od dołu pochodzące od utworzonego na grzbiecie
konia pagórka nad usuwającą się wstecznie zadnią nogą zostanie
zneutralizowane, jeśli zrobicie unik, podciągając z tej samej strony połowę
obręczy biodrowej w górę. Obniżająca się równocześnie druga strona obręczy
biodrowej zostanie w ten sposób silniej przyciągnięta do siodła.
B: Po uzgodnieniu definicji dużo się wyjaśniło i będzie to teraz dla nas
bardzo pomocne przy nauce z książki.
A: Dla praktycznego programu ćwiczeń, oznaczać to będzie co następuje:
jako początkujący nie możecie jeszcze rozpoczynać praktycznych ćwiczeń z
przyciąganiem krzyża i włączaniem się do ruchu konia. Pocieszcie się jednak, iż
spośród zaawansowanych jeźdźców wprawdzie wielu coś na ten temat czytało i
wie, iż należy napinać krzyż, by włączyć się do ruchu konia, lecz na skutek
różnych interpretacji pojęć, nie potrafią tego co czytali zastosować w praktyce.
Nie mniej niektórzy jeźdźcy opanowali włączanie się do ruchu konia nad
podziw debrze. Jak oni to robią?
* Polski przekład M . Roszczynialskiego wydany przez ZTK Zbrosławice w 1984 r.
Dla początkujących żądanie podciągania w górę unoszonej od spodu połowy
siedzenia w inno być jednoznaczne i łatwo zrozumiale.
Również wykonanie powyższego nie powinno nastręczać trudności, jeśli
wyjaśniliśmy sobie, iż do tego muszą zostać użyte mięśnie brzucha, które
powodują napinanie krzyża. W ten sposób poprzez podciąganie w górę
podnoszonej od dołu połowy siedzenia, za jednym zamachem osiągamy
równocześnie upragnione przez każdego jeźdźca trzy cele:
1. przyciąganie krzyża
2. włączenie się do ruchu konia
3. złagodzenie rzucania w siodle.
Dla początkujących ważna jest prostota i łatwość zrozumienia istoty rzeczy
oraz możność wykonania tego praktycznie. Czy nie uważacie, iż jest to
wystarczający powód, by wypróbować go w praktyce?
D: Naturalnie, iż poczynimy próby podciągania w górę podnoszonej od tyłu
połowy siedzenia. Jednakże wyłaniają się przy tym dalsze pytania:
1. W jaki sposób określoną połowę siedzenia podciąga się w górę?
2. Jak wysoko powinno się to wykonywać?
C: Jak się to robi, już sobie wyjaśniliśmy. Używa się do tego mięśni brzucha
określonej strony, natomiast jeśli chodzi o drugie pytanie, jeszcze mowy nie
było o tym jak wysoko się unosić.
A: Odpowiedź na to podyktuje koń. Tak długo należy określoną połowę
siedzenia podciągać w górę, jak długo grzbiet konia po tej stronie podnosi się
nad przesuwającą się dotyku zadnią nogą konia i tylko tak wysoko, na ile
tworzy się pagórek mięśniowy na grzbiecie konia. Gdy najwyższy punkt został
osiągnięty, druga tylna noga konia zaczyna z kolei przemieszczać się do tyłu. W
związku z tym trzeba się przestawić na podciąganie w górę drugiej strony
siedzenia, by zachować harmonie z ruchem konia. To warunkują jego kończyny
tylne.
Rys.7. Kłus w yciągnięty
B: Czy mogę przerwać? Jak to dobrze, że nauczyliśmy się wyczuwać!
A: Tak, to będzie stale przydatne, a określają to tylne nogi konia. One
dyktują rozmiar i czasokres podciągania określonej połowy siedzenia w górę.
Im bardziej wydłużony kłus, tym dłużej trwające i silniejsze musi być
podciąganie siedzenia w górę. (Rys. 7).
Było by konieczne, byśmy myślowo doszli do absolutnego
zautomatyzowania tych spraw. Kto w czasie jazdy zacznie się namyślać nad
przebiegiem odbywających się procesów, ten z całą pewnością wypadnie z
rytmu zanim skończy analizę ruchów. Teraz musicie udowodnić, iż
opanowaliście umiejętność wyczuwania. Jeśli potraficie prawidłowo włączyć
się do ruchu konia, to zauważycie, iż kości siedzeniowe przy podciąganiu w
górę określonej połowy siedzenia nigdy nie tracą kontaktu z siodłem.
D: Dawniej uważałem to wszystko za wielce skomplikowane. Teraz, po tych
objaśnieniach, rozwiązanie tego zagadnienia wydaje mi się niemal zbyt proste
Czyżby to mogło nawet jeźdźcom zaawansowanym sprawiać trudności Przecież
to jest zupełnie łatwe do osiągnięcia. Wystarczy nauczyć się podciągania w górę
podnoszonej od dołu połowy siedzenia? Czy jednak jest zupełnie pewnym, iż
nauka zostanie uwieńczona powodzeniem?
A: Tego jestem najzupełniej pewien. Jeśli będziecie to właściwie
wykonywać, nie będzie was rzucało w siodle, nie będziecie szybować nad
siodłem. Gwarancja powodzenia zostaje przypieczętowana. Wkroczyliśmy na
wyzna czoną przez prawa natury drogę. Bowiem ruchy obręczy biodrowej
jeźdźca zostały w pełni zharmonizowane z ruchami grzbietu konia. Dzięki
umiejętności podciągania w górę kolejnej połowy siedzenia zdobyliśmy klucz
do całkowitego zespalania się z koniem, lub jeśli chcecie inaczej — „klej" dla
klejenia się do siodła.
Ostatecznym sprawdzianem będzie w okresie późniejszym wydłużanie w
kłusie. Wówczas okaże się nieomylnie, czy prawidłowo używacie tego klucza,
względnie „kleju'.
B: Jak reaguje na to koń?
A: Możecie to sprawdzić codziennie. Na pewno dużo słyszeliście i
czytaliście o rozluźnianiu się konia. Sprawdzajcie to praktycznie na początku
każdej godziny lekcyjnej. Jeśli jeździec będąc samemu rozluźnionym już w
czasie rozprężenia włączać się będzie do ruchów konia, to wkrótce zauważy, o
ile szybciej i łatwiej koń będzie się rozluźniać. Będzie to swego rodzaju forma
podziękowania ze strony konia za to, iż jeździec nie stwarza uciążliwego
balastu na jego grzbiecie, podobnie do źle dopasowanego plecaka na ramionach
narciarza.
Pozwólcie, iż przy okazji poinformuję, że w tekście książki „Gimnazjum
jeździeckie" trzeba byto dokonać pewnej poprawki, by uzyskać zgodność z
naszymi wywodami. W rozdziale o „Włączaniu się do ruchu, konia" na stronie
43 u dołu należy dopisać następujące zdanie: „W fazie przenoszenia do przodu
zadniej nogi konia, jeździec przyciąga do siodła obniżającą się prawą połowę
obręczy biodrowej w taki sposób, iż przy pomocy lewych mięśni brzusznych
aktywnie podciąga w górę równocześnie podnoszącą się lewą połowę obręczy
biodrowej. (Rys. 30, 1.6 a i b)
STAN ODPRĘŻENIA
A: Jak wychodzi włączanie się do ruchu konia?
B: Są postępy, lecz odbywa się to bardzo powoli.
A: Podam więc kilka wskazówek, które praktyczne ćwiczenia mogą ułatwić:
1. Początkowo jeździcie kłusem roboczym i to tylko krótkie nawroty. W ten
sposób, przerywając kłus macie okazję, by w stępie poprawić swój dosiad.
Ćwiczenia wyczuwania zacząć od początku, ponownie włączać się do ruchu
konia, pracę krzyża uaktywniać przez podciąganie w górę podnoszonej od dołu
siedzenia i przenosić to do kłusa.
2. Wyprostujcie się przy tym. Przy rozciągniętym kręgosłupie ułatwicie
waszym mięśniom brzusznym pracę przy napinaniu krzyża.
3. Wasze stawy biodrowe, kolanowe i stóp winny pozostać w odprężeniu, by
przemienne ruchy obręczy biodrowej w górę i w dół poprzez wspomniane stawy
mogły przenosić się ku dołowi.
4.
Chodząc nabyliście przyzwyczajenia, by razem z określoną stroną
obręczy biodrowej również podnosić w górę udo i kolano. Tego nawyku nie
można w takiej formie stosować w siodle. Tutaj winna być tylko jedna połowa
siedzenia podciągana w górę. Natomiast kolana i uda muszą pozostawać
opuszczone.
Jeśli dokładnie będziecie obserwować siebie, to zauważycie, iż łatwo można
nabyć przyzwyczajenia biernego poddawania się kołyszącemu opadaniu kolejnej
strony siedzenia w tworzące się zagłębienia na grzbiecie konia. Odbywa się to
zamiast aktywnego podciągania drugiej strony siedzenia, podnoszonej od dołu
przez uwypuklenie grzbietu. Tę tendencję do biernego poddawania się ruchom
konia trzeba u siebie zwalczać. Jeśli owa bierność spowodowana jest
okolicznością, iż są jeszcze słabe i przemęczone, wówczas trzeba je wzmocnić
przy pomocy specjalnych ćwiczeń.
5.
Zwróćcie uwagę, by uda nie zakleszczały się wokół boków konia.
D: Czy mogę przerwać? Do uda należy również kolano. Zostało wyraźnie
zaznaczone, iż nie powinno być przyciskane do siodła. W przeciwieństwie do
tego czytałem u Podhajskiego: „Przez silny przyleg kolana dosiad zostaje
ustabilizowany", O tym silnym przyciskaniu kolana pisze jeszcze w innym
miejscu: „...jedynie tym sposobem jeździec utrzymuje się w siodle".
A: Dobrze. Chciałbym najpierw ustosunkować się do przytoczonego przed
chwilą cytatu. W stosunku do jeźdźców skoczków i wkkw cytat ten jest jak
najbardziej właściwy. Również i u jeźdźców dressażowych zdarzają się
niejednokrotnie sytuacje, w których jeździec zmuszony jest przelotnie do
silniejszego przyciskania kolan i ud do siodła. Zdarza się to często, gdy
dosiadamy młodych o gorącym temperamencie koni. Jednak, gdy tylko chód
konia zostanie uregulowany ucisk ud winien na powrót ustać. Dla całości jazdy
dressażowej na pewno to się nie odnosi. Bowiem na innym miejscu Podhajsky
pisze: „Uda winny być mocno i spokojnie przyłożone do siodła , jednakże
nieprzyciskane , gdyż prowadzi to do usztywnienia.
Publikacje ostatnich czasów wskazują — i mogą tu odwołać się do auto-
rytetów tej miary, co Kurt Albrecht, Alfred Knopfhart*, Albert Stecken i inni,
którzy zgodni są, iż w jeździe ujeżdżeniowej kolana i uda winny być
utrzymywane tylko w lekkim oparciu o siodło.
B: Czy zgadza się pan z tym pojęciem całkowicie?
A: Muszę tutaj zaznaczyć, iż pierwotnie wskazania te uznałem za słuszne.
Jednak z biegiem czasu doszedłem do przekonania, iż są one niewystarczające.
Dlatego koniecznym byłoby poczynienie dalszych obserwacji i przemyśleń.
B: I jakie są tego wyniki?
A: Odpowiedź na to pytanie wymaga szerszego omówienia.
C: Bardzo chcielibyśmy się dowiedzieć, jeśli praktycznie ma to jakieś
znaczenie.
*
Książka A. Knopfharta „Zasady ujeżdżenia", przekład M. Roszczynialskiego, została
wydana przez ZTK Zbrosław ice w 1986 r.
A: Z takich założeń wyszliśmy na początku i przy nich chcemy pozostać. A
więc, dla czego nie wystarczy przy jeździe dressażowej by uda tylko lekko były
przyłożone? Inaczej powiedziawszy, wskazanie to preferuje bierną pozycję ud i
nie jest w wystarczającej mierze stosowane, względnie nie może być stosowane.
Dlatego właśnie przyczyna tego, jak wspomniałem, wymaga szerszego
omówienia.
Jeśli uwagę przez czas dłuższy skoncentrujemy na właśnie omawianej
sprawie, to zaskakujące będzie dla nas samych, jak głęboko zakorzeniona jest
obronna skłonność do zakleszczenia ud. Jest to silniejsze od wielokrotnie
powtarzanego ostrzeżenia, by uda pozostawały lekko przyłożone, a nie
zakleszczone. To zakleszczanie ud stało się prawdziwą przeszkodą dla wielu
jeźdźców dressażowych, również między innymi dla takich, którzy startują już
w poważnych konkursach ujeżdżeniowych. Trudno uwierzyć, jak stosunkowo
nieduże nawet zakleszczenie może negatywnie odbijać się, na jakości dosiadu
jeźdźca utrudniając głęboki siad, ograniczając pracę krzyża i przeszkadzając
przy włączaniu się do ruchu konia, jak również przy paradach.
D: Jeśli owo wskazanie, by uda i kolana były tylko lekko utrzymywane w
kontakcie z siodłem wydaje się panu niewystarczające, by całkowicie wyłączyć
ich zakleszczanie się, to jaki inny skuteczny środek zaproponuje pan, by tę
uciążliwą i głęboko zakorzenioną przeszkodę usunąć?
A: Przekręcić uda do wewnątrz, dając im tylko lekkie oparcie?
B: Bez bliższych wyjaśnień trudno nam będzie się z tym uporać.
A: Dlatego przeprowadźmy wspólnie odpowiednią dyskusję, popartą
natychmiastowym ćwiczeniem. Proszę więc ugiąć jedno ramię w stawie
łokciowym. Dobrze. A teraz wyprostować to ramię. Również dobrze. Proszę
wykonać oba te ćwiczenia równocześnie.
C: To jest przecież niemożliwe. Każde dziecko powie, że jest to niemożliwe!
A: Prawda. A więc jaki wniosek można z tego wyciągać? Zginanie wykonuje
grupa mięśni zginaczy na przedniej stronie ramienia. Prostowanie wykonuje
grupa mięśni prostowników na tylnej części ramienia. Jeśli mięśnie prostowniki
zostały zaangażowane, to w tym samym czasie nie mogą działać mięśnie
zginaczowe. Również każda inna grupa mięśni ma swoją „antygrupę”
mięśniową z odpowiednim zadaniem i zawsze czynności jednej wykluczają
równoczesne działanie drugiej.
C: Pięknie. Przy prostowaniu i zginaniu stało się to jasne i zrozumiałe.
A: Spróbujmy teraz tę prawdę zastosować w stosunku do zakleszczania,
które nam sprawia tyle kłopotu. Dokonuje tego grupa mięśni zakleszczających,
zwanych przywodzicielami, co w książce „Gimnazjum jeździeckie” zostało
szerzej opisane. Schematycznie przedstawia to rys. 8 litera K. Jest to masywny
zwój mięśni przywodzicieli pomiędzy kością udową i kością kulszowo-łonową.
Również i te mięśnie posiadają swych antagonistów, które nazwiemy
antyprzewodzicielami.
Analogicznie do przytoczonego przykładu z ramieniem, które nie może się
zginać, gdy działają prostowniki, tak i zakleszczenie ud staję się nie możliwe,
gdy antyprzywodziciele zostały uaktywnione. Ponieważ brzmi to
przekonywująco, musimy teraz zająć się bliżej tymi antagonistami. Popróbujmy
je zastosować, by zapobiec działaniu przywodzicieli. Trzeba t o praktycznie
sprawdzić. Dlatego proszę o wykonanie kilku ćwiczeń. Mam nadzieję, iż w
wyniku tego otrzymamy wskazówki dla ustalenia odpowiedniego programu
ćwiczeń.
Ćwiczenie pierwsze: Ustawić się w rozkroku. Rozstaw stóp winien wynosić
ok. 70 cm. Następnie lekko ugiąć kolana i ująć rękoma wewnętrzną stronę ud na
wysokości ok. 1/3 od góry. Teraz daje się odczuć jak mięśnie przywodziciele
napinają się i stają się twarde.
B: Tak, odczuwam to doskonale.
A: A teraz rozewrzeć obydwa kolana na zewnątrz. Teraz można odczuć jak
mięśnie przywodziciele rozprężają się i rozluźniają.
B: Również i to odczułem. Wspaniale! A więc cel nasz został osiągnięty.
Mięśnie przywodziciele odprężyły się, oznacza to, iż mięśnie antagonistyczne
zadziałały przy rozwieraniu kolan.
A: Wniosek jest prawidłowy. Teraz już rnożemy stwierdzić, iż przez
rozwarcie ud wykluczyliśmy działanie mięśni przywodzicieli. Nie można jednak
zapominać, co przy tego rodzaju ćwiczeniach się wydarza. Dlatego proszę
ćwiczenie to powtórzyć. Obserwujcie teraz dokładnie uda, kolana i stopy. Co
dzieje się z nimi w drugiej części ćwiczenia? Udo wykręca się na zewnątrz,
kolano mocno się rozwiera na bok, jak też i palce stóp rozchylają się na
zewnątrz.
C: Gdyby to w taki sposób odbywało się na koniu, to byłoby dokładnie
przeciwieństwem tego, czego nie chce oglądać instruktor. Dopiero niedawno
powiedział dobitnie w ten sposób: „Jeśli popatrzeć na jeźdźca z przodu, to nie
wolno, by pomiędzy siodłem i kolanem jeźdźca powstawał prześwit". Ja też
musiałbym wysłuchać uwagi: „Zwróćcie wasze palce stóp do wewnątrz".
Rys. 8. Schematyczne przedstaw ienie
ściskająco (lub zakleszczające) działających mięśni.
K = Umięśnienie zakleszczające (przywodziciele).
O = kość udow a. S = Kość łonow o-kulszowa obręczy biodrowej.
H = Staw biodrow y. B = Ta
lerz obręczy biodrow ej
Staw
biodrow y
Mięśnie zakleszczające
(przyw odziciele)
Kość udowa
Rys. 9. a = Skręcone do wewnątrz uda, przyłożone kolana, b = Na zewnątrz skręcone uda,
odstaw ione (otw arte) kolana
A: Wynik tego ćwiczenia wraz z powtórką jest następujący: Jak słusznie
stwierdziliście mięśnie antyprzywodziciele zostały uaktywnione, bowiem
mięśnie nieprzywodziciele przy rozwarciu ud wyraźnie się odprężyły. Doszło
przy tym do ukształtowania dosiadu, który może być dla jeźdźca wygodnym i
dlatego też często stosowanym. Jednak dla dressażu jest on zupełnie
nieodpowiedni i dlatego błędny. Nasze poszukiwania właściwego rodzaju
dosiadu, przy którym wyłączone byty mięśnie przywodziciele, musimy
kontynuować przy pomocy innych ćwiczeń. Czy jesteście do tego
przygotowani?
Talerz obręczy
biodrowej
D: Naturalnie. Jesteśmy gotowi.
A: Ćwiczenie drugie. Przyjmijcie, jak poprzednio postawę w rozkroku, przy
nogach lekko ugiętych w kolanach. Następnie przenieście ciężar ciała poprzez
lekkie pochylenie tułowia do przodu tak dalece, by pięty oderwały się od ziemi.
Kontrolujcie teraz ręką mięśnie przywodziciele na wewnętrznej stronie ud i
skręćcie udo do wewnątrz. Proszę uważać na to, co powiedziałem. Nie tak jak w
poprzednim ćwiczeniu cisnąć kolanami do środka, lecz skręcać uda do
wewnątrz. Jak teraz zachowują się mięśnie przywodziciele?
C: Pozostają w napięciu. Niestety. I co teraz?
A: Sam skręt ud nie wystarcza, by uaktywnić antyprzywodziciele, a
wyłączyć przywodziciele.
Przykro mi, iż w związku z tym musimy zaaranżować trzecie ćwiczenie.
Mam jednak nadzieję, iż za trzecim razem nam się powiedzie,
Wykonujcie proszę to ćwiczenie dokładnie, tak jak poprzednie. Jednak skoro
uda zostaną skręcone do wewnątrz, rozstawcie je tym razem lekko na zewnątrz,
pozostawiając w skręcie wewnętrznym. Wszystko, co robicie winno się
odbywać przy równoczesnej kontroli przywodzicieli. Co teraz odczuwacie?
B: Hura! Teraz odczułem to całkiem wyraźnie. Wystarczy, iż uda skręcone
do wewnątrz zostaną lekko rozstawione. Przywodziciele momentalnie się
odprężają i stają się rozluźnione. Dowodzi to, iż antyprzywodziciele od nowa
się uaktywniły, podobnie jak w pierwszym ćwiczeniu. Pytanie teraz, czy ów
niemożliwy dosiad zostanie przywrócony.
A: To właśnie musimy teraz sprawdzić. Najlepiej, gdy zrobimy zestawienie
wyników naszych ćwiczeń. Pierwsze ćwiczenie wskazało, iż przy
rozstawionych udach przywodziciele zostają wyłączone. Niestety taki dosiad
dla jazdy ujeżdżeniowej jest nie do przyjęcia.
Na podstawie drugiego ćwiczenia stwierdziliśmy, iż samo skręcenie ud do
wewnątrz nie wystarcza, by wyłączyć działalność przywodzicieli. Przeciwnie,
przywodziciele mogą zostać w ten sposób uaktywnione.
A teraz trzecie ćwiczenie. Przy tym ćwiczeniu przywodziciele zostały
wyłączone na korzyść dosiadu, który może zadowolić każdego instruktora. Uda
i kolana przylegają tutaj swą wewnętrzną stroną płasko do siodła. Łydka zwisa
w rozluźnieniu na wysokości popręgu w dół. Palce stóp wraz z udem skręciły
się w pożądanym stopni do wewnątrz, a praca krzyża może teraz przebiegać
przy absolutnym rozluźnieniu, bez jakichkolwiek przeszkód. Po prostu lepiej
nie można. (Rys. 9a)
W ten sposób przy pomocy trzeciego ćwiczenia udowodniono, co następuje:
Jedynie kombinacja skręcania ud do wewnątrz i lekkiego ich rozstawu
gwarantuje stuprocentowe wyłączenie przywodzicieli, co sprzyja prawidłowemu
dosiadowi ujeżdżeniowemu.
C: W ten sposób możemy powrócić do punktu wyjścia naszych dzisiejszych
rozważań. Jeszcze jedno pytanie. Czy wskazanie, by uda tylko z lekka opierać o
siodło przy jeździe ujeżdżeniowej jest właściwe?
A: Wskazanie to nie jest właściwe, jeśli przez owo lekkie oparcie rozumieć
ich bierne zachowanie. Natomiast właściwym będzie, gdy lekko oparte uda
umieścimy w ten sposób, iż zostaną one skręcone do wewnątrz i przy tym lekko
rozstawione.
B: W takim razie powinno to odtąd zostać włączone do naszego programu,
A: Skręcenie do wewnątrz i odstawienie ud może okazać się niewygodne.
Dlatego trzeba uzbroić się w cierpliwość i tego się wyuczyć. Samo z siebie nie
przyjdzie. Pamiętajc ie jednak, iż bez spełnienia tych dwóch warunków nie ma
swobodne j pracy krzyżem. Zatem nie będzie również prawidłowego włączania
się do ruchu konia, jak też i prawidłowej parady. Oba wspomniane warunki
stanowią fundament, bez którego cała jazda ujeżdżeniowa traci na wartości.
D: Wydaje mi się, iż moglibyśmy skończyć na dzisiaj. Jedno tylko jeszcze
pytanie. Gdzie właściwie znajdują się owe tajemnicze antyprzywodziciele i jak
doszło do różnego działania antyprzywodzicieli przy pierwszym i trzecim
ćwiczeniu?
A: Dla udzielenia odpowiedzi na to pytanie musielibyśmy oddalić się od
praktyki i uciec do teorii. Jeśli wszyscy się na to zgodzą, chętnie odpowiem.
B: Wszyscy się na to zgadzamy. Jeśli stale dotąd badaliśmy działalność
przywodzicieli, to będzie bardzo ciekawe dowiedzieć się czegoś o
antyprzywodzicielach.
A: Zauważyłem, jak pytając o antyprzywodziciele chwytaliście się
zewnętrznej strony ud, analogicznie do ramienia, gdzie zginacze znajdują się po
przeciwnej stronie prostowników. Przypuszczacie, więc, że przywodziciele są
po wewnętrznej stronie ud, a ich antagoniści po przeciwnej stronie, to jest od
zewnątrz. Niestety, tak nie jest. Znajdują się one tam, gdzie normalnie znajduje
się tylna kieszeń u spodni. Ich opis znajdziecie w książce „Gimnazjum
jeździeckie” w rozdziale o mięśniach pośladkowych. Różnorakie działanie
antyprzywodzicieli przy pierwszym i trzecim ćwiczeniu, wynika stąd, iż
posiadamy dwa rodzaje antyprzywodzicieli. Podczas pierwszego ćwiczenia
działał duży mięsień pośladkowy, który rozmiarami i masą równy jest
przywodzicielom. Jednak jego działalność prowadzi do poprzednio opisanego,
wadliwego dosiadu. Jeśli chcecie zostać jeźdźcami dressażowymi, musicie tak
jak w trzecim ćwiczeniu uaktywnić mały mięsień pośladkowy. Jest on
objętością i masą wyraźnie mniejszy od swego antagonisty. Jest jednak jakby
specjalnie dla jeźdźców stworzony. Bowiem on jeden spełnia anatomiczne
funkcje w odniesieniu do zdolności potrzebnych kombinacji skręcania do
wewnątrz i rozwierania ud.
Na rysunku nr 10 pod 10a, możemy zobaczyć przywodziciele w akcji (=K).
Natomiast mały mięsień pośladkowy nie jest tu czynny. Na rysunku 10b-
odwrotnie. Uaktywniony został mały mięsień pośladkowy, na skutek czego,
przywodziciele (K) skazane zostały na bezczynność.
Można powiedzieć, iż duży mięsień pośladkowy z piekielną zaciętością
próbuje stale i wciąż sprowadzić go na drogę najmniejszego oporu, to jest, aby
uda skręcić, jak na pierwszym ćwiczeniu, na zewnątrz i je odstawić. Nie
podążajcie, więc po linii najmniejszego oporu.
Rys.
10. Schematycznie przedstaw ione działanie K = mięśni przyw odzicieli i A = mięśni
antyprzywodzicieli. a = Przyw odziciele mocno przyciągają uda do siodła ( C), gdy
antyprzyw odziciele (A
) są nieczynne, b = Antyprzyw odziciele skręcają uda do w ewnątrz (E) i lekko
je odstaw iają (SR) w tej sytuacji przywodziciele muszą pozostaw ać nieczynne. O = Kość udow a.
S
= Kość tonow o-kulszowa. H = Staw biodrowy
Mogę udzielić dobrej rady. Zróbcie sobie sprzymierzeńcem tego zawsze
gotowego do pomocy „karzełka" — mały mięsień pośladkowy. Trzeba go,
mówiąc w przenośni, wydostać na światło dzienne z jego ukrycia, w którym
powściągliwie i skromnie u wielu jeźdźców niestety przybywa. Zaręczam wam,
iż to się opłaci. Pamiętajcie o tym: tylko kombinacja ze skrętem ud od wewnątrz
i lekkim ich rozstawieniem się liczy. Każda inna, pośrednia kombinacja, którą
się zadowolicie, umniejszać będzie jakość wykonania.
C: Musimy więc, zadać sobie wiele trudu i w naszych ćwiczeniach zawsze to
uwzględniać.
A: Proszę, byście ćwiczenia, które dzisiaj były wykonywane na ziemi bez
konia, jutro wypróbowali na siodle. Również owo „zło”, możecie spokojnie raz
jeszcze wypróbować. Przećwiczone bezpośrednio po tym dobre wykonanie
ułatwi odczucie różnicy. Zatem spróbujcie uda silnie przyciągnąć do siodła i w
takiej pozycji starać się włączać do ruchu. Na pewno odczujecie, iż jest to
prawie niemożliwe, czyli błędne.
Podobną próbę przeprowadźcie ze skręconymi do wewnątrz udami.
Jakakolwiek różnica w stosunku do poprzedniego ćwiczenia będzie
nieodczuwalna. Widzimy więc, iż jest to też układ błędny.
Przy następnym ćwiczeniu skręćcie uda na zewnątrz i potem odstawcie je.
Dosiad przemieści s ię z kości siedzeniowej na górną część uda. Przy takiej
pozycji będą trudności w oddziaływaniu krzyżem, bowiem działanie jego musi
przebiegać przez kości siedzeniowe również źle.
Następna próba. Uda skręcić do wewnątrz i całkiem lekko je rozstawić.
Obecnie można zauważyć, iż kości siedzeniowe bardziej wgłębiają się w siodło,
bowiem przywodziciele zostały wyłączone. Teraz można stosować przemiennie
jednostronną pracę krzyżem i bez przeszkód stosować włączanie się do ruchu
konia. I to jest właściwe.
Ćwiczenia trzeba stale od nowa powtarzać i po kolei poddawać dokładne j
samokontroli. W ten sposób nauczycie się poprzez wyczuwanie odróżniać zły od
dobrego. Wasz komputer mózgowy, który w taki sposób zostanie
zaprogramowany, pomoże wam później stosować prawidłowe, automatyczne
reakcje przy odpowiednim podziałaniu pomocami.
POPĘ DZA NIE
A: Jeśli dotąd rozmawialiśmy o włączaniu się do ruchu konia i o szkodliwym
działaniu usztywnionych przywodzicieli, to dziś zrobimy krok do przodu,
rozpoczynając dyskusję o stosowaniu łydek.
B: Chcielibyśmy poprosić, by dzisiejszy krok do przodu był stosunkowo
nieduży, gdyż obydwa poprzednie zadania sprawiają nam jeszcze wiele kłopotu.
Wykonywanie tych zadań nie jest jeszcze przez nas doprowadzone do perfekcji.
A: Dobrze. Spełniając wasze życzenie ograniczymy się dziś tylko do
wyjaśnienia roli łydek przy popędzaniu.
C: Kiedy i w jaki sposób następuje stosowanie łydek?
A: Przypomnijmy sobie nasze obserwacje ze strzemionami przy oglądaniu od
przodu maszerującego stępem konia. Każdorazowo podczas przenoszenia do
przodu prawej zadniej nogi przywiera prawe strzemię do boku konia.
Natomiast przy przenoszeniu do przodu lewej nogi zadniej- lewe strzemię. Ta
chwila właśnie jest właściwym momentem dla zastosowania łydki. (rys. 11)
B: A jak się to wykonuje?
A: Jeśli pozwolimy, by łydka ze stopą w strzemieniu zwisała w rozluźnieniu
swobodnie w dół, to będzie ona wykonywać, podobnie jak strzemię, wyżej
omawiane ruchy. Każdorazowo podczas przenoszenia do przodu zadniej nogi
konia, puślisko przylgnie do jego boku po tej samej stronie.
Aby podziałać łydką, wystarczy owo przywieranie nieco wzmocnić,
przyciągając na moment łydkę do boku konia. Robimy to zaczynając od kolana
w dół przy pomocy mięśni jeździeckich uda. W ten sposób przenoszona do
przodu zadnia noga konia zostaje pobudzona do obszerniejszego wykroku. W
książce „Gimnazjum jeździecki” sprawa ta została omówiona.
C: Jaką rolę spełnia łydka przy włączaniu się do ruchu?
A: Właśnie przed chwilą doszliśmy do wniosku, iż podziałanie łydką winno
następować, gdy jest przenoszona do przodu zadnia noga konia po tej samej
stronie. Z obserwacji i z praktyki wiecie, iż wówczas równocześnie druga
zadnia noga przemieszcza się wstecznie, podnosząc przy tym znajdującą się nad
nią stronę grzbietu konia wraz ze znajdującą się nad nią połową siedzenia
jeźdźca. Właśnie tę podnoszą od dołu połowę siedzenia, jeździec aktywnie
podciąga wyżej przy pomocy mięśni brzucha, by włączyć się do ruchu konia.
W ten sposób jeździec wiąże włączanie się do ruchu konia z pracą krzyża po
jednej stronie z działaniem łydki po drugiej stronie.
B: Dla naszego programu ćwiczeń oznacza to, iż równocześnie winniśmy
przerabiać:
- podnoszenie prawej połowy siedzenia (działanie lewą łydką),
- podnoszenie lewej połowy siedzenia (działanie prawą łydką) przy oddanej
wodzy.
A: Rysunek 11 winien dostatecznie wam to wyjaśnić. Jeśli porównacie ten
rysunek z rysunkiem nr 6 — włączanie się do ruchu, to zobaczycie, iż przez
równoczesne podziałanie łydkami kadencja ruchu się nie zmieni. Jeździec
również w czasie popędzania podąża z ruchem. Potrzebna byłaby jeszcze
wskazówka na temat czasokresu działania łydek. Przypomnijcie sobie strzemię
przywierające do boku konia. Jest to tylko krótki moment i odbywa się od
strony przenoszonej do przodu nogi zadniej. Gdy po zakończeniu ruchu do
przodu kończyna ta zaczyna przemieszczać się wstecznie- następuje
natychmiastowe odbicie strzemienia puśliskiem od boku konia. Tylko ten krótki
okres czasu ma łydka do dyspozycji, żeby podziałać. Jeśli przetrzymywać łydkę
dłużej przy boku konia, wówczas przeszkadza się (utrudnia) unoszeniu połowy
siedzenia jeźdźca od strony przemieszczającej się wstecznie zadniej kończyny
konia. W taki sposób okazja włączenia się do ruchu konia zostaje
zaprzepaszczona
Ru szanie d o p rzodu lub parada
B: Dotychczas zajmowaliśmy się włączaniem do ruchu konia przy
eliminowaniu przywodzicieli. Czy nie powinniśmy raczej przed tym omówić
sprawy ruszania z miejsca, względnie zakłusowywania z jednej strony, a
zatrzymywania się, to jest pełnej parady, z drugiej strony?
lewa strona
równocześnie
Podciąganie w górę lewej
strony siedzenia
Rys. 11. Schematyczne przedstawienie oddziaływania jeźdźca przy popędzaniu z
lewej i z prawej. Widok z przodu, a = Podciąganie w górę prawej strony siedzenia (RG)
powoduje pośrednio przyciskanie lewej strony siedzenia (LG) przy pomocy lewego guza
kulszowego (LS) do siodła. Równocześnie następuje podziałanie lewą łydką (LU) przy
oddawanych wodzach (Z), b = Podobne przedstawienie prz y zastosowaniu prawej łydki
(RU), prawego guza kulszowego (RS). Porównać rysunek 6.
lewa strona
Oddane wodze
działanie
prawą łydką
działanie lewą
łydką
LU
równocześnie
a.
Podciąganie w górę prawej
strony siedzenia
A: Zrozumienie sprawy włączania się do ruchu łatwiej przychodzi po
opanowaniu umiejętności wyczuwania ruchów zadnich kończyn i ruchów
grzbietu konia. Eliminowanie działalności przywodzicieli wyjaśnialiśmy i
ćwiczyliśmy przed tym, gdyż było to warunkiem włączania się do ruchu, jak też
dla innych zadań.
Dotychczas podczas wykonywania ćwiczeń, mimo, iż o tym dotąd nie
rozmawialiśmy, potrafiliśmy uruchamiać i zatrzymywać wasze konie. W jaki
sposób to robiliście?
C: To była na pewno partacka robota. Aby ruszyć z miejsca pociskaliśmy
łydkami, lub trącaliśmy nimi boki konia. Jeśli to nie skutkowało, uciekaliśmy
się do użycia palcata.
Celem zatrzymania, pociągaliśmy za wodze, zapierając się przy tym w
strzemionach. Zadawalało nas też, iż koń sam z siebie rusza lub zatrzymuje się,
gdy poprzednik jego robił to samo. Czas więc, byśmy się w tym wydoskonalili.
D: Czytałem, iż przy ruszaniu z miejsca należy napinać krzyż. Przy
włączaniu się do ruchu wychodziliśmy z założenia, że podciąganie w górę
podnoszonej od dołu strony siedzenia jeźdźca przy pomocy mięśni brzucha po
właściwej stronie jest napinaniem krzyża.
Jeśli chcę ruszyć z miejsca konia, znajdującego się w pozycji „stój", to
przecież żadnej strony siedzenia nie unoszę w tym celu.
A: Cofnijmy się, więc o kilka dni. Rozmawialiśmy o tym, co właściwie
rozumiemy pod pojęciem napinania krzyża, przyciągania krzyża, pracy
krzyżem. Jest to nic innego jak podciąganie w górę przy pomocy mięśni
brzucha przedniej części obręczy biodrowej, względnie jej prawej lub lewej
strony. Z tego możecie łatwo wywnioskować odpowiedź na postawione pytanie.
Ponieważ przy ruszaniu nie zachodzi jakiekolwiek podnoszenie prawej, czy
lewej strony siedzenia, pozostaje tylko możliwość podnoszenia przedniej części
obręczy biodrowej.
Napinanie krzyża przy ruszaniu z miejsca polega na tym, iż przy pomocy
mięśni brzucha podciąga się równocześnie obie strony przedniej części obręczy
biodrowej w górę, a tylna jej część opuszcza się wówczas w dół. W następstwie
tego bardziej obciążone guzy siedzeniowe przyciśnięte zostają do siodła i mogą
podziałać dokładnie w określonym miejscu. Prawidłowo wyjdzie to tylko
wówczas, gdy maksymalnie się wyprostujecie, a przywodziciele zostaną
całkowicie wyłączone. W takiej pozycji muszą one pozostawać w momencie,
gdy na krótko przyciągnięcie łydki do boków konia i oddajecie wodze (rys. 12a)
Z pierwszym krokiem konia, winna momentalnie zmienić się praca krzyża
ograniczając się do jednostronnego podciągania w górę podnoszonej od dołu
obręczy, by w ten sposób włączyć się do właśnie zapoczątkowanego ruchu
konia (rys. 6)
Rys. 12. a = Schematyczne przedstawienie działania jeźdźca przy ruszaniu z miejsca.
Działanie krzyżem w formie odchylenia obręczy biodrowej do tyłu poprzez obustronne
podciąganie w gorę przedniej części obręczy biodrowej, przy pomocy mięśni brzusznych (K) i
równocześnie pociśnięcie łydkami boków konia (US) oraz oddanie wodzy (Ż). b =
Schematyczne przedstawienie działania przy wykonywaniu pełnej parady. Podziałanie krzyżem i
łydkami tak jak w punkcie a, lecz przy równoczesnym przytrzymaniu wodzami
C: Aby sprawdzić, czy prawidłowo to zrozumiałem, może pokrótce streszczę
powyższe własnymi słowy. „Napinanie krzyża” nie zawsze oznacza to samo.
Przy ruszaniu z miejsca podnosimy przy pomocy mięśni brzucha obie strony
przedniej części obręczy biodrowej, by obniżyć w ten sposób jej tylną część.
Bezpośrednio po tym przy pierwszym kroku konia włączam się do jego ruchu
podciągając kolejno to prawą, to lewą stronę tej obręczy.
A: Wygląda to właśnie dokładnie w taki sposób.
D: A jak w tym czasie zachowują się łydki?
Skoro koń zrobił już krok do przodu, ucisk łydek ustaje i zwisają one znów
w rozluźnieniu w dół. Dopiero, gdy będą potrzebne do popędzania lub do
innych zadań, zostaną odpowiednio zaangażowane. O popędzaniu niedawno
rozmawialiśmy.
B: Jednak teraz nie chcemy popędzać, lecz na powrót zatrzymać. Jak można
to osiągnąć?
A: Osiągniecie to takim samym napinaniem krzyża jak przy ruszaniu.
Stosowanie łydek- również jak przy ruszaniu. Jednak w odróżnieniu od
ruszania, nie możecie oddawać wodzy, lecz winniście je przytrzymać. I to
nazywamy pełną paradą. (rys. 12b)
Istnieje jednak przy tym obawa, iż nie tylko zostaną zaangażowane łydki,
lecz również i uda, a w szczególności kolana będą silniej przyciskane do
siodła. W ten sposób popadniecie w przykry nawyk używania przywodzicieli,
co utrudnia przyciąganie krzyża, czy nawet całkiem je uniemożliwia.
Również uważać trzeba na to, by napinania krzyża nie zastępować
odchylaniem do tyłu całego tułowia, miast uczynić to tylko z obręczą
biodrową. Bez udziału krzyża nie wyjdzie ani parada, ani też żadne inne
zadanie.
C: Skoro już pojąłem, iż napinanie krzyża jednego razu i napinanie krzyża
drugiego razu nie zawsze musi to samo oznaczać, aby wykluczyć jakiekolwiek
wątpliwości, proponuję ustosunkować się do cytatu z książki Muselera „Nauka
jazdy konnej”: W spokojnym kłusie, jak również przy ruszaniu z miejsca i przy
zatrzymywaniu, siedzenie jeźdźca i jego środek ciężkości wypychane są do
przodu, a dolna część kręgosłupa stanowi podstawę podparcia.
A: Odpowiedź na to pytanie została już udzielona, jako wynik naszej
poprzedniej rozmowy zakończonej stwierdzeniem, iż przyciąganie krzyża nie
zawsze musi być tym samym. Przyciąganie krzyża przy włączaniu się do ruchu
w spokojnym kłusie, przeciwstawiliśmy przyciąganiu krzyża przy ruszaniu z
miejsca lub przy pełnej paradzie. Na podstawie tak obrazowo przedstawionego
procesu uaktywnienia mięśni możemy łatwo wywnioskować, że siedzenie nie
jest przy tym wypychane do przodu, a już zupełnym nieporozumieniem jest , że
dolna część kręgosłupa pozostaje podporą. Również nie można wypchnąć do
przodu środka ciężkości, który nie mieści się przecież w siedzeniu, lecz mniej
więcej na wysokości 9 kręgu piersiowego i tam jest umiejscowiony. Obojętnie,
czy ruszam z miejsca, włączam się do ruchu, czy też wykonuję paradę.
Ogólnie rzecz biorąc chciałbym tu stwierdzić: zacytowany tekst dowodzi, iż
niełatwo, jest analizować procesy ruchowe jeźdźca. Niełatwo też jest je tak
wytłumaczyć, by stały się jasne i zrozumiałe dla innych. Wiadomo również, iż
łatwiej jest coś wykonać, jeśli posiada się wiadomości z zakresu anatomii oraz
kineto fizjologii.
Ważne jest, iż wyciągamy z tego odpowiednie wnioski i łatwe do wykonania
wskazówki dla praktycznych ćwiczeń i o tym właśnie będziemy mówić na
następnym naszym spotkaniu
.
PÓŁPARA DA
B: W między czasie mieliśmy okazję przy ruszaniu i przy zatrzymywaniu,
przy włączaniu się do ruchu konia i przy popędzaniu ćwiczyć współdziałanie
krzyża i łydek oraz zastosować w praktyce to, o czym poprzednio
rozmawialiśmy. Zauważyłem jednak, iż istnieje tam jeszcze jedna luka. Przy
popędzaniu działaliśmy w kierunku wydłużania wykroków i zwiększania tempa.
Jak to jednak będzie wyglądało, gdy zechcemy wykroki skracać, tempo
zmniejszać, by przejść do niższego chodu?
A: Pytanie to sprowadza do półparady. Również i tu, przy przerabianiu tego
zadania właściwym będzie, iż punktem wyjściowym dla naszych rozważań
uczynimy ponownie sprawę współzależności ruchów zadnich kończyn i ruchów
grzbietu konia.
C: Aby się do tego przygotować próbowaliśmy sięgnąć do literatury.
Poczyniłem starania, by na temat wykonania półparady znaleźć jakieś konkretne
wskazania. I znalazłem, co następuje: „Jeździec winien nie tylko prosto osadzić
się w siodle, nie tylko wypiąć pierś do przodu, lecz sam wraz z koniem
wykonać półparadę. Owo wyprostowanie ma tutaj swój symboliczny sens i nie
może być połączone z usztywnieniem. Przy półparadzie jeździec winien się
równocześnie wydłużyć, wyprostować, przyłożyć łydki, przykleić do siodła
oraz z wyczuciem włączyć się do ruchu konia".
B: Niestety nie napisano tam, co trzeba czynić, by wszystko powiązać razem.
Może więc, postąpmy w taki sposób, jak robiliśmy dotychczas. W celu
wykonania półparady winniśmy otrzymać najpierw kilka wskazówek dotyczą-
cych ćwiczeń pomocniczych, które to ćwiczenia zostaną następnie omówione.
A: Musimy przypomnieć sobie owe porady, które swego czasu rozważaliśmy
i stosowaliśmy w praktyce. Były one następujące: Dla włączenia się do ruchu
konia należy podciągnąć w górę wypychaną od dołu połowę siedzenia.
Celem pobudzenia konia do ruchu do przodu należy podnosić wypychaną od
dołu stronę siedzenia w górę i podziałać łydką po drugiej stronie.
B: A dla wykonania półparady?
A: Należy podnosić w górę opadającą stronę siedzenia i zastosować ucisk
łydką po tej samej stronie.
Rys.13. Schematyczne przedstawienie działania przy półparadzie wykonywanej przez jeźdźca
rekreacyjnego. Widok z przodu. Odstawienie łydek w bok (U) w powiązaniu z opadaniem prawej
strony siedzenia (RG) i silnym pociąganiu wstecznym wodzami (Z)
B: Odnoszę wrażenie, że coś się za tym kryje. Na razie nie jest to dla mnie
całkiem zrozumiale.
Dlatego dwa pytania: Jakie procesy ruchowe wówczas
zachodzą i jak się je wykonuje?
A: Myślę, że rozpoczniemy od drugiego pytania. Gdy będziemy zajmować
się przeprowadzaniem półparady, to wspomnimy wówczas o odbywających się
przy tym procesach ruchowych. Znajdować się będziemy w ten sposób bliżej
praktyki. Zadam teraz pytanie. Co dotychczas pan robił, panie C, by przejść z
kłusa do stępa? I to przyjmiemy jako punkt wyjściowy dla naszych rozważań na
ten temat.
C: Wykonywałem to jak jeździec rekreant. Jednak tego omówić szczegółowo
nie jestem w stanie.
A: Może więc pomogę. Prawdopodobnie rozegrało się to w następujący
sposób: Jeździec pozwolił, by jego siedzenie jedną stroną głębiej opadło w
siodło, opierając się równocześnie silnie j w strzemieniu. Następnie pociągnął za
wodze i po kilku, czy po kilkunastu krokach koń przeszedł do stępa.
C: Być może, iż tak to przebiegało (rys. 13).
A: Jeśli zadawala was jazda spacerowa, to możecie przy takiej metodzie
pozostać. Natomiast, jeśli chcecie działalność waszych łydek usprawnić przez
to, iż nie będziecie ich odstawiać, lecz przyciągać do konia, to również parada
na niższym poziomie sztuki jeździeckiej, przy pewnych ograniczeniach,
zostanie zadowalająco wykonana. Jeśli jednak ambicją waszą będzie, by jeździć
dressażowo na średnim, czy nawet na wyższym poziomie, to już nie wystarczy.
C: W związku z tym chciałbym się dowiedzieć:
1. O ile zmienią się założenia dla parady przy podwyższonych
wymaganiach?
2. Dlaczego moja dotychczasowa metoda nie wystarcza?
3. Jak ją trzeba zmienić?
A: Zacznijmy od pierwszego pytania. Byliście zadowoleni z dotąd
stosowanego przez was sposobu przechodzenia z kłusa do stępu. Jednak gorzej
już, gdybyście mieli spełnić trudniejsze wymagania, na przykład przejście z
kłusa do stępa w określonym punkcie, bez skróconych, względnie zwolnionych
międzykroków. Nawet, gdyby się wam to od czasu do czasu udawało, byłoby
jedynie dziełem przypadku, na co przecież przy podwyższonych wymaganiach
nie można liczyć. Na przykład: żądanie różnych odmian kłusa — wyciągnięty,
pośredni, roboczy, zebrany. Jeśli w określonym miejscu ma nastąpić przejście z
chodu wydłużonego do skróconego i to w wyniku pierwszej wykonanej
półparady się nie udaje- trzeba umieć włączyć się na powrót do ruchu konia, lub
też wydłużonego kłusa, by w razie potrzeby znów zastosować półparadę.
Przy waszym następnym pytaniu chcieliście dowiedzieć się, dlaczego
stosowana przez was metoda nie wystarcza. Zasadniczy błąd przeprowadzanej
dotąd półparady polegał na tym, iż bez stosowania łydek, przy wstecznym
działaniu wodzami, biernie opadaliście w siodło. W ten sposób nie można w
krótkim czasie wykonać kilku po sobie następujących żądań. Ograniczona
operatywność przy wykonywaniu półparad polegała na tym, iż zachowywaliście
się biernie, nie stosując ani krzyża ani łydek.
C: Teraz już potrafię sam sobie odpowiedzieć na to trzecie pytanie. Wynika
z pańskich wywodów, że przy pomocy krzyża i łydek.
A: Tak, jest to konieczne. Bowiem istota oddzia ływania na konie musi być
zawarta w stosowaniu krzyża i łydek. Dlatego trzeba, byście się teraz
zastanowili, jak to wykonać w praktyce.
Przy aktywnie przeprowadzonej półparadzie nie można opadać bezwładnie w
siodło tą samą stroną siedzenia, która znajduje się aktualnie nad przenoszoną do
przodu zadnią kończyną konia. Przeciwnie, należy ją podciągać w górę,
zapobiegając w ten sposób jej ruchowi bocznemu. Tak więc wygląda praca
krzyżem przy wykonywaniu półparady. Rys. 14 ilustruje to bardzo
przekonywająco.
Równocześnie należy podziałać po tej stronie łydką, wobec przytrzymująco
ustawionej wodzy, by ograniczyć dalsze wydłużanie wykroku przenoszonej do
przodu zadniej nogi konia.
Rys. 14. Schematyczne przedstawienie półparady z prawej, wykonywanej przez jeźdźca
dressażowego. Widok z przodu. Przytrzymanie obniżającej się nad przenoszoną do przodu zadnią
nogą konia prawej strony siedzenia (RG) przez podziałanie krzyżem z prawej przy
równoczesnym pociśnięciu prawą łydką (RU) i przeciwstawne przytrzymanie prawą wodzą (Z).
C: W ten sposób otrzymaliśmy odpowiedź na moje pytanie oraz objaśnienie
mechaniki procesu przeprowadzanej półparady. Zostało również opisane
stosowanie pomocy jeździeckich, a w szczególności pracy krzyża w powiązaniu
z użyciem łydek, jako oddzielnego działania.
To jednak nie wystarcza. Powinniśmy umieć przechodzić od włączania się
do ruchu do stosowania półparady i na odwrót- do włączania się, albo też do
popędzania. Pozostaje jeszcze problem jak się to wykonuje?
A: Zgadza się. Na to jeszcze odpowiedzi nie udzieliłem. By obrać właściwą
dla was drogę , jako punkt wyjściowy przyjmiemy włączanie się do ruchu konia.
Wiecie już, iż podnosić trzeba przy tym w górę tę samą stronę siedzenia, która
znajduje się ponad przesuwającą się do tyłu zadnią nogą konia. Bezpośrednio po
tym, w czasie, gdy noga ta przenoszona jest do przodu, opuszcza się ta sama
strona siedzenia, którą przy półparadzie należy podciągać w górę
B: To można wykonać?
A: Nie, tego wykonać nie można. Czasokres podnoszenia i opadania
określonej strony siedzenia wynosi zaledwie ułamek sekundy. W takim krótkim
czasie nie można dwukrotnie, raz po raz zaangażować umięśnienia krzyża do
przenoszenia tej samej strony siedzenia.
D: Jak więc pokonać tę trudność?
A: W taki sposób, iż raz jeden przez jeden takt rezygnujemy z podciągania
siedzenia w górę przy włączaniu się do ruchu, by tym samym umożliwić
podciągnięcie przy wykonywaniu półparady
D: Całkiem nie mogę tego zrozumieć. Czy można by to obszerniej wyjaśnić?
A: By lepiej to wyjaśnić, posłużmy się rys.15. Na rysunku górnym widzimy
zaznaczone strzałkami prawą i lewą stronę siedzenia na przemian podnoszoną
podczas włączania się do ruchu konia. Teraz popróbujmy wykonać półparadę z
prawej. Pokazano to na dolnym rysunku. Punktem wyjściowym jest włączanie
się do ruchu konia. Prawą stronę wypychanego od dołu siedzenia należy
podciągnąć górę, a następnie kolejno zrobić to z lewą stroną. A teraz zamiast
podciągania w górę prawej strony, wysiedzieć i dopiero zacząć od nowa, gdy
prawa strona siedzenia opuści się w dół. Jednocześnie podziałać przy tym prawą
wodzą przytrzymująco. W ten sposób przechodzimy od dosiadu „włączonego” i
popędzającego do dosiadu przeciw temu ruchowi przy półparadzie.
Rys. 15. Schematyczne przedstawienie przejścia od wtaczania się do ruchu konia – do półparady.
Widok z przodu, a = Włączanie się do ruchu, b = przejście do półp arady. RG = Podciąganie w górę
prawej strony siedzenia. LG = Podciąganie w górę lewej strony siedzenia
B: A więc półparada w odróżnieniu od włączania się do ruchu charakteryzuje
się głównie zmiana rytmu pracy krzyża.
A: Tak. Regularnie zmieniający się rytm podnoszącej się prawej i lewej
strony siedzenia przy włączaniu się do ruchu konia zostaje przerwany, gdyż
czasowo zamiast podnoszącej się strony siedzenia, podciąga się stronę
opadającą. W ten sposób praca krzyżem zostaje pr zeniesiona z
przemieszczającej się do tyłu, na przenoszoną do przodu zadnią nogę konia.
Odbywa się to zarówno przy włączaniu się do ruchu, jak i przy
przeprowadzaniu półparady. Stale zachodzą te same procesy odpowiadające
ruchowi zadnich nóg. Kto nie nauczył się wyczuwania tych ruchów, nie potrafi
na nie wpływać ani przy pomocy krzyża, ani przy pomocy łydek. W takiej
sytuacji nie będzie on nigdy w stanie prawidłowo włączać się do ruchu i będzie
miał duże trudności z wyuczeniem się przeprowadzania półparady,
B: Pańskie wywody powodują u mnie mętlik w głowie. Nie widzę tu żadnej
zgodności z tym, co przeczytałem w literaturze. U Muselera znalazłem
następujący tekst: ,,Jeśli na dobrze ujeżdżonym koniu jeździec napina krzyż
przy przyłożonych do jego boków łydkach i jednocześnie oddaje wodze —
wówczas koń pójdzie do przodu, jeśli natomiast ich nie odda — koń się
zatrzyma".
Różnica w działaniu nie jest więc zależna od krzyża, lecz głównie od wodzy.
Czynność krzyża jest w obu przypadkach taka sama. Nie rozumiem, czy ma to
odnosić się do ruszania z miejsca i zatrzymywania, czy również do włączania
się do ruchu i półparady.
A: Spróbuję więc, ten mętlik odpowiednio wyjaśnić. Przypomnijmy sobie
nasze rozważania, gdy przeciwstawialiśmy ruszanie z miejsca pełnej paradzie.
Oba zadania wymagały takiego samego napinania krzyża, takiego samego
użycia łydek. Tylko przez różne działania wodzami- przy ruszaniu oddające,
przy pełnej paradzie przytrzymujące, powstał przeciwstawny wynik: ruszanie
lub zatrzymanie. Tutaj więc istnieje całkowita zgodność z cytowanym z książki
Muselera tekstem.
B: Dobrze, lecz jak wygląda sprawa użycia pomocy przy włączaniu się do
ruchu i przy pełnej paradzie?
A: Jeśli Museler (rys. 16) przy pomocy zdania „Czynność krzyża jest w obu
przypadkach taka sama" potwierdza, że praca krzyża podczas włączania się do
ruchu przy jeździe do przodu i przy półparadzie jest taka sama, to mogę i ja
temu przyklasnąć, gdyż podczas włączania się do ruchu dokładnie jak i przy
półparadzie podciąga się górę te same strony siedzenia przy pomocy tych
samych mięśni brzucha, co daje w sumie tę samą pracę krzyża.
B: A teraz przytoczę decydujące zdanie wraz z wnioskiem; ,,Różnica w
działaniu nie zależy od krzyża, lecz głównie od wodzy. Czynność krzyża jest w
obu przypadkach ta sama".
A: To odnosi się do pełnej parady, o czym już uprzednio rozmawialiśmy.
Natomiast włączanie się do ruchu oraz wykonywanie półparady wygląda nieco
inaczej. W stosunku do półparady nastąpiło takie oto przeoczenie. Praca
krzyżem wygląda podobnie przy wykonywaniu półparady, jak i przy włączaniu
się do ruchu. Jednak odbywa się w innym momencie. Omawialiśmy to już
wcześniej. Jednak muszę powtórzyć raz, by odpowiedzieć na postawione
pytanie i usunąć wszelkie wątpliwości. Przy włączaniu się i przy popędzaniu,
działanie krzyżem odbywa się nad przemieszczającą się wstecznie zadnią nogą
konia, natomiast przy półparadzie nad przenoszoną do przodu zadnią kończyną.
I na tym właśnie polega różnica działania tej, w podobny sposób zdawałoby się
przeprowadzonej czynności krzyża przy półparadzie. Również w tym tkwi
umotywowanie wspomnianego twierdzenia, iż przy włączaniu się do ruchu i
przy popędzaniu jeździec idzie z ruchem, a przy półparadzie działa przeciw
ruchom konia. Działalność wodzy w przeciwieństwie do pełnej parady odgrywa
rolę uboczną, uzupełniającą.
B: W ten sposób zadnie kończyny konia nie tylko mają wpływ na ćwiczenia
praktyczne, lecz również kształtują pojęcia w trakcie rozważań teoretycznych.
Po tej małej wycieczce w krainę teorii, powracając do praktyki, należy
postawić sobie takie zadanie. Podciągnąć w górę opadającą połowę siedzenia i
podziałać równocześnie łydką po tej samej stronie przy przytrzymującej wodzy.
Dla naszego programu ćwiczeń oznacza to, iż należy wyuczyć się zmiany
rytmu działania krzyżem, by móc przechodzić z włączania się do ruchu w
półparadę.
D: Nareszcie. Pozwólcie złapać chwilę oddechu. Owa rada, by trzecią część
wiadomości na temat dressażu zdobyć z literatury, brzmi ponętnie i obiecująco,
jednak może doprowadzić człowieka do obłędu, gdy chce się dowiedzieć jak
należy wykonywać półparadę. Byłem już bliski tego, by słynną książkę
Muselera „Nauka jazdy konnej" wyrzucić przez okno.
A: Muszę pocieszyć was, iż swego czasu również i mnie, przytoczony cytat
Muselera wprowadził zamieszanie w głowie. Potrzebowałem dłuższego czasu
na próby i obserwacje, by sobie to wszystko uporządkować i wyjaśnić. Cieszę
się jednak, iż mimo trudności nie zarzuciliście literatury jeździeckiej. W taki
sposób staliście się interesującymi partnerami w naszych gawędach na
pasjonujące tematy. Muszę przy tym zauważyć, iż dobrze zrobiliście nie
wyrzucając książki Muselera za okno. Będzie ona wam jeszcze potrzebna.
Jest to książka bardzo dobra, od ponad pięćdziesięciu lat wysoko ceniona na
rynku międzynarodowym. To, iż z biegiem czasu zachodzi potrzeba dokonania
pewnych zmian w sposobie patrzenia na niektóre rzeczy wraz z korektą
poglądów, jest rzeczą zrozumiałą. Konieczność innego sformułowania
dotychczasowych określeń nie umniejsza bynajmniej wartości tej książki.
Niezmiennie pozostaje ona cennym podręcznikiem ujeżdżeniowym zarówno
dziś jeszcze, jak i przed pięćdziesięciu laty, kiedy ją po raz pierwszy czytałem.
Jednak rozumiem was, iż analiza teorii jazdy ujeżdżeniowej jest sprawą
trudną i mozolną. Zniecierpliwieni chcieliście wyrzucić książkę Muselera za
okno. Inni reagują inaczej. Wypisują dużymi literami na ścianach stajni: „Jazdy
konnej można wyuczyć się tylko na koniu!".
Również i takie podejście jest błędne, podobnie jak każda Inna przesada. A
wracając do półparady, nie wychodźmy z fałszywych założeń, iż można jej
łatwo i w krótkim czasie się nauczyć. Przeciwnie, potrzeba dłuższego okresu
czasu i wiele trudu. Podstawowym warunkiem jest i będzie absolutne
rozluźnienie mięśni przywodzicieli. Nie wolno dopuszczać do ich uaktywnienia.
Trzeba nauczyć się wyczuwania ruchów zadnich kończyn konia, oraz
aktywnego stosowania mięśni krzyża przy włączaniu się do ruchu konia.
Mięśnie krzyża, wraz z obręczą biodrową winny całkowicie znajdować się pod
kontrolą i to w takim stopniu iżby można było w miarę potrzeby dokonywać
zmiany rytmu dla wykonywania półparad.
Jednak do tego potrzeba starszego, odpowiednio wyszkoloneg o konia, na
którym można swobodnie przećwiczyć, nawet w stępie, zmiany rytmu w pracy
krzyża. Jeśli chodzi o kłus, to będziecie musieli na początek zadowolić się
ćwiczeniami przechodzenia do stępa. Pamiętajcie, iż winniście to wykonywać
tylko przy aktywnym udziale krzyża.
Gdy pewnego dnia poczujecie, iż jesteście gotowi do wykonania półparady z
kłusa wydłużonego do zebranego, to najprawdopodobniej ta pierwsza próba
skończy się przejściem do stępa. Będzie to trwało dotąd, dopóki nie nauczycie
się wyczuwania miary stosowanych pomocy jeździeckich dla określonego
konia. Jest ona każdorazowo uzależniona od jego wrażliwości. Wszystko to
musi odbywać się pod okiem instruktora, lub ujeżdżacza , który natychmiast
zauważy popełniane błędy i znajdzie środki zaradcze dla ich usunięcia. Dobrze
wyszkolony koń wykaże właściwy odzew na wasze oddziaływanie, z czego
można będzie wywnioskować, czy było ono prawidłowe czy też nie.
Jeśli dostąpicie takiego szczęścia, by dosiadać konia, który wyszkolony
został do piaffu, to stanie się on dla was najlepszym nauczycielem w
wykonywaniu półparad i parad. Wszystko, o czym dotąd rozmawialiśmy,
będziecie mogli na nim prześledzić i sprawdzić
Począwszy od wyczuwania wyroków zadnich nóg, poprzez aktywne włączanie
się do ruchu pokaże wam on, jak można przy pomocy prawidłowego, aktywnego
przeprowadzania półparady, wykroki konia sukcesywnie skracać, jak przy tym
zaciera się różnica pomiędzy tworzącymi się na grzbiecie konia pagórkami i
dolinami, by przy wzrastającym zebraniu całkowicie zaniknąć. W dalszej fazie
szkolenia koń z silnie ugiętymi w stawach biodrowych i kolanowych nogami
wykonywać będzie kroki w miejscu, a półparada przypadnie dokładnie na nogę
stawianą na ziemi.
Rys. 17. Najlepszy nauczyciel; wyszkolony do piafu koń
Wybaczcie proszę, iż włączę tu moje osobiste wspomnienia. Pragnę z tego
miejsca podziękować mojemu ostatniemu koniowi, kasztanowi rasy
hanowerskiej imieniem „Amazonas". Koń ten przejawiał niestrudzoną gotowość
do pracy nad ćwiczeniami niniejszego programu. Z jednej strony
charakteryzowała go ogromna cierpliwość, a z drugiej strony był na tyle dumny
i świadom swej wartości, by okazywać jeźdźcowi, iż tylko przy prawidłowym i
wyraźnie aktywnym działaniu krzyżem można osiągnąć pożądany wynik
postawionego zadania. Całość pracy przebiegała przy obopólnym zrozumieniu,
wówczas, gdy postawiona była na stopie przyjacielskiej. Koń ten, jak każdy
inny, który silnie rzuca jeźdźcem w siodle, był bezkompromisowym
nauczycielem. Jakby dawał jeźdźcowi do zrozumienia: gdy nauczysz się płynnie
włączać do moich ruchów, będę gotów pokazać moje imponujące chody, a
jeżeli nie, to cię zmuszę do kapitulacji i tym samym dasz świadectwo swej
jeździeckiej indolencji. I tak jak żaden inny koń dowodził, jak szkodliwym
może okazać się wszelkie usiłowanie zakleszczania się wokół boków konia.
Prawie, iż słyszałem jego szept: „Pamiętaj o tym".
Podziękowanie moje w równym stopniu należą się panom Gustawowi
Eggertowi, Dieterowi Blumowi i Hansowi Bissowi wraz z żoną Sabiną Biss -
właścicielom szkoły jazdy konnej w Sachsenwald (rys. 18) za wspaniałe
wyszkolenie moich koni oraz za cierpliwość, jaką wykazywali przez kilka lat
przy szkoleniu jeźdźca.
D: Chciałbym tu zauważyć, iż szkoda, że nie ma u nas takiego „Amazonasa”.
Powracając do tematu, to jest do aktywnego włączenia się i do aktywnych
półparad, odnosi się wrażenie, iż potrzebne tu umięśnienie jest nadmiernie
angażowane do pracy.
A: Wprost przeciwnie. Jeśli prawidłowo wykonywać będziecie włączanie się
do ruchów konia, angażując do tego z natury przeznaczone mięśnie, to
zmęczenie będzie o połowę mniejsze, aniżeli wtedy, gdybyście używali
niewłaściwych mięśni z dużym nakładem sił przeciw ruchom konia. Podobnie
jak w każdej innej dziedzinie sportu, zawodnik mus i być w pełni świadomym,
przy pomocy jakich mięśni określone zadanie winno być wykonywane.
W jeździe ujeżdżeniowej umięśnienie krzyża jest stale angażowane.
Obojętnie, jakie zadanie trzeba wykonać- nie wolno biernie, względnie mało
aktywnie do tego się ustosunkować. Mamy na myśli wykonanie prawidłowe.
Nie musi to jednak, stale przebiegać przy maksymalnym wysiłku mięśniowym.
Jeśli, dla przykładu jedziecie spokojnym kłusem roboczym, wystarczy
minimalne włączanie się do ruchu konia, by pozostawać w zespoleniu z
siodłem. Dopiero wydłużanie kłusa wymagać będzie wzmożonego wysiłku
mięśniowego. Maksymalne zaangażowanie mięśni konieczne będzie przy kłusie
wyciągniętym. Jeszcze raz powtarzam, ważne jest by nigdy biernie nie
zachowywać się w siodle. By nie było momentu, iż mięśnie brzucha są całkiem
wyłączone przy opadaniu w kolejno tworzące się wgłębienie na grzbiecie konia.
W spokojnym tempie można zredukować podnoszenie określonej połowy
siedzenia do minimum.
Można się posunąć do tego stopnia, iż obręcz biodrowa bujać się będzie w
zawieszeniu na mięśniach krzyża. Pod warunkiem, iż nawet na moment nie
zostanie całkowicie wyłączona i pozostanie w stałej gotowości w miarę
potrzeby silnie jszego działania. Musi być w każdej chwili gotowa, by wykonać
przejście z włączania się do ruchu do przeprowadzenia półparady i odwrotnie.
Taka metoda skutecznie zapobiega przesileniu mięśni.
Przy wzroście doświadczenia, stwarza to warunki dla skutecznego uprawia-
nia dressażu aż do późnego wieku.
Obserwacje i doświadczenia, które porobiliśmy przy omawianiu półparady,
wymagają pewnej zmiany tekstu i rysunku w książce „ Gimnazjum
jeździeckie", by zachować pełną zbieżność poglądów.
Na stronie 52 wspomnianej ks iążki napisano: „Jeśli w fazie przenoszenia do
przodu zadniej nogi konia użyjemy tych samych mięśni co poprzednio,
angażując w równej mierze krzyż i łydki lecz nie oddając wodzy, to zmienią się
one z pomocy popędzających na przetrzymujące, na półparadę".
Zdanie to należy skreślić, a na to miejsce napisać: „Jeśli w fazie
przenoszenia do przodu zadniej nogi konia w przeciwieństwie do wyżej
omawianego włączania się do ruchu, przytrzymamy opadającą stronę obręczy
biodrowej przy pomocy mięśni brzucha z tejże strony, nie oddając wodzy, lecz
przytrzymując je, uzyskamy wówczas półparadę (rys.33 l.b)".
PY TANIA I O DPOW IE DZ I
B: Podczas naszych rozmów podał pan szereg rad i wskazówek, które
potrafimy już w praktyce stosować. Jednakże podpadło mi, iż nie poruszono
dotąd zagadnienia pracy na lonży. Dlaczego? Większość szkół jeździeckich
szeroko stosuje tę metodę przy szkoleniu początkujących jeźdźców.
A: Praca na lonży odgrywa przy szkoleniu konia poważną rolę i znaczenie
jej jest ogólnie doceniane. Natomiast zapatrywania na temat jej roli przy
szkoleniu jeźdźca są różne.
C: Wydaje mi się to niemal niemożliwe. Dotąd odnosiłem wrażenie, iż jest to
niezastąpiona metoda szkolenia początkujących.
A: Wobec różnych zapatrywań na temat lonżowania, chciałbym przytoczyć
dwa przykłady: W znanej na całym świecie Hiszpańskiej Nadwornej Szkole
Jazdy w Wiedniu szkolenie jeźdźca na lonży jest stosowane w szerokim
zakresie. Światowej sławy jeździec, nauczyciel i trener koni Alois Podhajsky
pisze: „Praca na lonży stanowi najlepszą gwarancję osiągnięcia nieza leżnego
dosiadu. Natomiast znany na całym świecie jeździec, nauczyciel i
szkoleniowiec koni Wilhelm Museler w książce swej „Nauka jazdy konnej"
twierdzi, iż praca na lonży odgrywa stosunkowo podrzędną rolę, a wartość jej
ocenić można następująco: „Jeździec, który nie nauczył się włączać do ruchu
konia, nie może tego nabyć przez lonżowanie".
D: Który z tych poglądów uważa pan za słuszny?
A: Powinniście zrozumieć, iż na postawione w tej formie pytanie nie mogę
udzielić jednoznacznej odpowiedzi, gdyż nie wypada mi odmówić racji
ówczesnemu kierownikowi Hiszpańskiej Nadwornej Szkoły Jazdy.
D: Na podstawie naszych dotychczasowych rozmów mogę jednak wywnios-
kować, iż zdanie Muselera jest panu bliższe.
A: Temu nie będę przeczył. Jednak rozmawiając o pracy na lonży będziemy
to robić z pewnym dystansem. Właśnie przy szkoleniu początkujących trzeba to
różnie oceniać. Metoda ta w odniesieniu do dzieci i młodzieży, zwłaszcza w
formie woltyżerki, odgrywa dużą rolę. Wyrabia sprawność fizyczną i
skuteczność działania. Jeźdźcy w tym wieku nie są skrzywieni, fizycznie
sprawni i elastyczni, łatwo się adaptują i całkiem podświadomie włączają się
tak, jak im to dyktują ruchy konia. Część z nich zachowuje tę zdolność nadal po
przejściu do następnego okresu życia. Natomiast u niektórych zdolność ta z
czasem się zatraca.
Całkiem inna jest postawa wyjściowa początkujących jeźdźców w nieco
starszym wieku, którzy nie mieli wcześniej styczności z koniem. Tej bajecznej
zdolności łatwego i samorzutnego zespalania się z koniem przejawianej przez
dzieci, już ci starsi nie posiadają. Z małymi wyjątkami u starszych sytuacja jest
wręcz odwrotna. Ruchy konia wywołują podświadome gesty obronne. Miast
dostosować się do ruchów konia, instynktownie bronią się przed nimi.
Trzymanie się za wodze, zakleszczanie ud wokół boków konia jest typowym
zachowaniem się ludzi w tym wieku. To, co dzieci wykonują podświadomie,
tego starsi muszą się dopiero uczyć poprzez systematyczne ćwiczenia.
C: Czy ma to wpływ na nasz program nauczania i przebieg ćwiczeń i czy jest
to powodem zaniechania pracy na lonży?
A: Jest to jednym z powodów. Spróbujmy dokonać przeglądu programu
waszego nauczania:
1. Obserwacje i wyczuwanie.
a) przemieszczająca się wstecznie zadnia noga konia- wzgórek na jego
grzbiecie ,
b) przenoszona do przodu zadnia noga konia- wgłębienie na jego
grzbiecie.
2. Dosiad bez użycia przywodzicieli przez skręt ud do wewnątrz z
lekkim odstawieniem w bok.
3. Praca krzyżem
a) aktywne włączanie się do ruchu konia, poprzez podciąganie w górę
unoszonej od spodu połowy siedzenia,
b) popędzanie poprzez podciąganie w górę podnoszonej od spodu
połowy siedzenia i użyciu łydki z przeciwnej strony,
c) ruszanie i pełna parada; przechylanie całej obręczy biodrowej do tyłu,
łydki
d) wykonywanie półparady przez podciąganie w górę opadającej połowy
siedzenia z zastosowaniem łydki po tej samej stronie.
4. Jazda po lukach.
B: A więc uważa pan, iż praca na lonży nie nadaje się do tego, by włączyć ją
do tego programu?
A: Tego nie można generalizować. Ograniczę się do tego, iż powiem
jedynie, że nie uważam tego za celowe, by program ten rozpoczynać od pracy
na lonży. By to uzasadnić, postawię pytanie: Czy w szkole rozpoczynaliście
naukę od małej czy od dużej tabliczki mnożenia?
B: Naturalnie od małej.
A: A więc tak samo winniście postąpić zaczynając naukę jazdy konnej. Do
malej tabliczki mnożenia należą ćwiczenia wyszczególnione od punktu 1 do 3.
Przecież łatwiej jest siedzieć z prosto ustawioną obręczą biodrową na koniu,
który podąża po linii prostej. Na lonży, punkt 4, początkujący musi
wykonywać podstawowe zadania z wypychanym jednostronnie do przodu
biodrem i ukośnie ustawioną obręczą biodrową. Pozycja taka nawet
zaawansowanym jeźdźcom sprawia trudności. Chodzi tu już o drugi etap
szkolenia podstawowego i przejście do dużej tabliczki mnożenia. Czy nie
utrudniamy początkującemu nauki, żądając od niego zadań drugiego etapu
przed wyuczenie m pierwszego?
Trzeba przede wszystkim osiągnąć sprawność wykonywania podstawowych
zadań po liniach prostych, na tyle, iż można będzie od jeźdźca oczekiwać
wykonania tego samego na tukach, przy ukośnie ustawionej obręczy biodrowej.
Będzie to również dowodem, iż nadszedł czas, by to samo doskonalić również i
w galopie na koniu ustawionym w prawo lub w lewo.
Dla drugiej fazy szkolenia początkujących, praca na lonży będzie na pewno
bardzo pożyteczna. Ten, kto ma dużo doświadczenia z pracą na lonży, może
zadecydować, czy celowe jest szkolenie dwufazowe, lub też czy pracę na lonży
stosować od zaraz. Będzie on wówczas mógł przekonać się, czy powiedzie się
tą metodą wcześniejsze wyuczenie jeźdźca aktywnego włączania się do ruchu
oraz dosiadu przy niezaangażowanych przywodzicielach.
Próby sprawdzenia wartości jednej metody w przeciwieństwie do drugiej,
dotąd nie byto. Nikomu też nie zależy, by jedną metodę stawiać wyżej przed
drugą. Szkoleniowiec winien sam fachowo zadecydować, którą z tych metod
indywidualnie dopasować do konia i jeźdźca, względnie użyć ich w formie
kombinowanej.
Zróbmy zresztą następujące doświadczenie. Jeśli podczas lonżowania
polecimy jeźdźcowi, by obiema rękoma przyciągał swe siedzenie do przedniego
łęku, to jak on na to zareaguje? W większości przypadków odchyli swój tułów
do tyłu. Przyciągać się będzie ramionami, a usztywnionymi mięśniami pleców
równocześnie popychać siedzenie do przedniego łęku. W ten sposób przyjmie
nieokreślony wariant dosiadu, który z włączeniem się do ruchu nie będzie miał
nic wspólnego. Z pewnością zawsze może zajść konieczność złapania się za
siodło, by naprawić zakłóconą równowagę.
W zasadzie nigdy jeździec nie powinien się uczyć, by przy pomocy mięśni
ramion wykonywać działanie, wykonywane normalnie przez mięśnie krzyża.
Głównym zadaniem umięśnienia grzbietu (pleców) jest ustabilizowanie
kręgosłupa, jak też wykonywanie wszelkich ruchów i skrętów, a nie
przesuwanie obręczy biodrowej.
Podciąganie w górę podnoszonej od dołu połowy siedzenia, skręcenie ud do
wewnątrz i następnie lekkie ich rozstawienie przy jeździe po liniach prostych,
sprawia początkującemu już dostatecznie dużo trudności. W większym stopniu
ma to miejsce na łukach (na lonży).
Celem, do którego w trakcie całego szkolenia należy konsekwentnie dążyć
jest doprowadzenie ruchów jeźdźca i konia do idealnej harmonii.
Od najdawniejszych czasów do dziś dnia, przy szkoleniu obow iązuje
dewiza: „Konie należy formować od tyłu do przodu”. Podobnie rzecz ma się z
jeźdźcem. Właśnie niedawno rozmawialiśmy o tym, iż u większości
początkujących przejawiają się tendencje wstecznego pociągania za wodze i
przy zakleszczonych udach działania od przodu do tylu. Aby od tego
odzwyczaić należy kierować uwagę jeźdźca na wyczuwanie ruchów zadnich
kończyn konia. W drugiej kolejności jeździec winien koncentrować się na
jeździe bez zwierania ud, przy pomocy mięśni przywodzicieli oraz na pracę
krzyża i kości siedzeniowych oddziaływujących od tyłu do przodu.
Wstawcie się w sytuację konia, który normalnie pobudzany jest od tyłu do
przodu przy pomocy krzyża i chodzi przy miękkiej ręce. I nagle dosiada go
jeździec, który zaczyna swoją jazdę bez krzyża, przy twardej ręce działającej od
przodu do tyłu.
C: Należy jedynie współczuć koniowi.
B: Pozostając przy tym pożałowania godnym koniu, czyż nie warto by się
powołać na cytat z książki Muselera, iż jeździec, który nie potrafi się włączać
do ruchu konia, nieodwołalnie doprowadzi do jego zepsucia.
A: Jest to nie tylko dla konia nieprzyjemne, lecz nawet bolesne. Jeździec
obijający siedzeniem grzbiet konia, który nie był do tego przyzwyczajony, karze
go za czyny niepopełnione. Dlatego bę dzie rzeczą zupełnie zrozumiałą, gdy koń
zacznie przez zmianę swej postawy i chodów poszukiwać sposobów
uśmierzenia, względnie złagodzenia owych bolesnych skutków wadliwego
zachowania się jeźdźca. Konie próbują tego zadzierając do góry głowę ponad
wodze lub też chowają się za wodze. Bywają jeźdźcy, którzy nie potrafią
zrozumieć, lub zrozumieć nie chcą, iż przez swój wadliwy dosiad i błędne
oddziaływanie wyrządzają krzywdę koniowi i pogarszają stan jego ujeżdżenia.
Jeźdźcy tacy będą z reguły próbować bezskutecznej korekty konia wodzami.
Jeźdźcy tacy na koniach chodzących w ustawieniu „za wodzą”, będą się czuli
jeszcze poniekąd nieźle. Bowiem pozwoli im to na wygodny dosiad i całość nie
będzie sprawiać aż tak złego wrażenia. Gdy jednak przesiądą się na konia, który
na taki dosiad zareaguje przybierając pozycję głowy – szyi „ponad wodzą”, to
na takich koniach czuć się będą fatalnie, a być może, iż nawet jeden z drugim
się przerazi, obserwując obraz swojego dosiadu w lustrze, lub na zdjęciu.
Jednak jeźdźcy tacy nie będą szukać przyczyny takiego stanu rzeczy u siebie,
lecz u koni.
B: Co pana zdaniem stałoby się, gdyby koń mógł powiedzieć. Ten jeździec
mi nie odpowiada?
A: Nie chciałbym spekulować na temat środowiska jeźdźców rekreacyjnych.
Jeźdźcom tym nie pozostaje nic innego, jak braki w szkoleniu podstawowym
uzupełnić i podjąć systematyczną naukę pracy krzyżem i włączania się do ruchu
konia, by wreszcie zacząć oddziaływać na konia od tyłu do przodu. Źle, jeśli
jeździec takiego poglądu nie podziela. Przeważnie podejmuje on wówczas
próby, by brakujące oddziaływanie krzyżem zastąpić „czarną wodzą" lub
munsztukiem.
C: Czy wolno mi postawić jeszcze jedno pytanie? Dotyczy to mojej osoby.
Wczoraj powiedziano mi, że jestem za wąski w kroczu i dlatego powinienem
codziennie ćwiczyć odstawianie nóg w bok, by rozciągnąć mięśnie od strony
wewnętrznej. Co pan o tym sądzi?
A: Nie mogę się z tym zgodzić. Abstrahując od tego, iż niemożliwym jest
rozciągnięcie mięśni za pomocą określonych ćwiczeń. Owo wskazanie instruktora
zostało przez was błędnie zinterpretowane. Musimy, więc powrócić do tego, o
czym dawno już nie rozmawialiśmy.
Nie jest pan za wąski w kroczu. Zbyt wąskim można stać się wówczas, gdy
przywodziciele nie będą całkowicie wyłączone. Nie „to”, co jest za krótkie, ma
być rozciągane, lecz „tego" jest nieco za dużo, co niekoniecznie bywa na co dzień
używane.
Nawet i wówczas, gdy tylko górna część mięśni przywodzicieli jest
zaangażowana, wystarczy, by przeszkadzało to kościom siedzeniowym wejść w
ścisły kontakt z siodłem i skutecznie działać. Nie pozostaje mi nic innego, jak
tylko jeszcze raz podkreślić, że istnieje jedno jedyne wyjście; mięśnie
przywodziciele w 100% wyłączyć, uda wykręcić do wewnątrz, a następnie
zupełnie lekko je odstawić. Trzeba próbować to wielokrotnie, aż do skutku, do
czasu, gdy zauważycie, iż wasze siedzenie wgłębiło się, a kości siedzeniowe
nabrały silnego zespolenia z siodłem.
D: Takie „rozciągnięcie" krocza i wgłębienie siedzenia, będzie mniej więcej
odpowiadało temu, co niedawno przeczytałem u Podhajskiego. Jeździec winien
„otworzyć" swe siedzenie. Długo łamałem sobie nad tym głowę, jak tego
dokonać. Teraz już będę wiedział.
B: Niejednokrotnie mój instruktor napomina mnie: „Przytrzymaj swego konia
krzyżem". Czy ma to coś wspólnego z głębokim dosiadem?
A: Przyczyną tego wskazania był na pewno fakt, iż przestał pan oddziaływać
krzyżem przy włączaniu się do ruchu konia. W ten sposób nie przytrzymywał
już pan konia krzyżem, który sprowokowany został do obrony, bowiem
odczuwał bolesne uderzenia siedzeniem w grzbiet. Gdy skorygowany zostanie
ten błąd i na powrót przejdzie pan do aktywnego włączania się do ruchu konia,
przy głębokim dosiadzie będzie naturalnie można to robić lepiej.
Ponieważ omawiamy pracę krzyżem, pozwólcie , że wtrącę tu pewną uwagę.
Nieraz dziwimy się, gdy młode, smukłe dziewczyny o wadze nieprzekraczającej
50 kg, na dużych, ciężkich koniach osiągają kapitalne wyniki. Może to mieć
związek z tym, iż potrafią przy pomocy głębokiego dosiadu większą część swej
wagi skoncentrować na tych właśnie kościach siedzeniowych. Kto w okresie,
gdy modne były buciki damskie na cienkich, wysokich obcasach, tzw. „szpilki"
organizował u siebie w mieszkaniu wieczorek taneczny, ten dnia następnego
miał okazję stwierdzić, jaką siłę posiada ucisk 50 kg skupiony na powierzchni
damskiego obcasa.
Powierzchnia ucisku wywieranego przez kości siedzeniowe na siodło jest nie
większa. W przeciwieństwie do tego rosły jeździec, dwukrotnie cięższy, może
przy pomocy swych kości siedzeniowych uzyskać gorsze efekty, gdy przy
swym dosiadzie użyje w większym stopniu swego uda, jako podstawy oparcia.
W takim przypadku punktowy ucisk na konia wywierany kośćmi
siedzeniowymi będzie nieznaczny.
Być może, iż tu tkwi wyjaśnienie zalecenia, wypowiedzianego do pewnej
pani na ujeżdżalni przez hrabiego Westfalii: „Z tyłu należy rozwijać siłę
kwintala, a z przodu zmniejszyć ją do miligrama". Takie dobitne powiedzonko
zmusza do refleksji. Jak dużą siłę można rozwinąć wpływem ciężaru kwintala?
Uważam, iż wystarczy by kości, siedzeniowe zostały maksymalnie
zaangażowane.
B: Po wyczerpujących rozmowach poświęconych działalności kości siedze-
niowych, nie powinniśmy również zapominać o łydkach.
A: Gdy rozmawialiśmy na temat skrętu do wewnątrz ud wskazywałem, iż w
ten sposób łydki automatycznie zostaną prawidłowo ułożone. Również palce
stóp zostaną przy tym skręcone do środka.
D: Jaki winien być kąt ustawienia stóp w stosunku do boków konia?
A: W związku z poprzednimi wypowiedziami, uważam za stosowne
wstrzymać się od podania tutaj jakiejś konkretnej miary. Byłoby bardzo
szkodliwe, gdybyście skupili swą uwagę na z góry określonym kącie odchylenia
stóp. Prowadziłoby to do usztywnienia, jak i też do rozproszenia uwagi jeźdźca
w niewłaściwym kierunku. A przecież trzeba postępować odwrotnie. Jeździec
winien przede wszystkim koncentrować się na tym, by udo pozostało skręcone
do wewnątrz. Gdy to ma miejsce, to ustawienie stopy, które z tego skrętu uda
wynika, uznać należy za właściwe. Nie może to być u wszystkich jeźdźców
jednakowe. Zależeć to będzie od długości ud i łydek i od ich skątowania. Jeśli
palce stóp za bardzo odchylać się będą na zewnątrz, jeździec spróbuje to
skorygować skręcając uda bardziej do wewnątrz. W większości przypadków w
taki sposób przyczyna tego błędu zostaje usunięta. Przez skręcenie
nieusztywnionego uda do wewnątrz, łydka zostaje ułożona we właściwej
pozycji i nie zmienia jej nie tylko w spokojnym kłusie, ale również kłusie
wyciągniętym.
Niespokojne, powiewające na obie strony łydki w kłusie wyciągniętym, mają
swe źródło w silnie przyłożonych do siodła udach. Odbija się to ujemnie na
całości dosiadu, a szczególnie przeszkadza w uzyskaniu głębokiego dosiadu.
Utrudnia też pracę krzyża przy włączaniu się do ruchu konia, jak również
uniemożliwia spokojną pozycję oraz swobodne działanie łydek.
DOS IA D
A: A więc po dłuższej przerwie powracamy do naszych gawęd jeździeckich.
Mam nadzieję, iż przerwę tę właściwie wykorzystaliście w doskonaleniu
działania dosiadem.
B: Zadaliśmy sobie w tym kierunku wiele trudu. Jednakże mówiąc o od-
działywaniu dosiadem przychodzi mi na myśl, iż o prawidłowym dosiadzie
właściwie jeszcze nie rozmawialiśmy. Czy nie byłoby wskazane, aby obecnie
po przerwie od tego zacząć nasze gawędy?
A: Na ten temat mogą być różne zdania. W dawniejszych przepisach
jeździeckich i metodach nauczania jazdy konnej możecie znaleźć bardzo
dokładne wskazania, jak ma wyglądać prawidłowy dosiad z dokładnością do
jednego centymetra i kąta załamania. Podaje się tam szczegółowo ułożenie ciała
od głowy do pięt i proporcje poszczególnych kończyn w stosunku do siebie.
Wymagania te stawiane są wszystkim jeźdźcom jednakowo.
Z tej reguły wyłamali się jako pierwsi Ste inbrecht i Museler. Steinbrecht
zalecał, by jeździec sam sobie dobierał pozycję swego ciała w zależności od
posiadanych warunków fizycznych.
Ostatnio miarodajni autorzy również reprezentują podobne poglądy. Osobiś-
cie uważam, iż powinniśmy się do nich przyłączyć.
B: Jakie są więc zasadnicze różnice pomiędzy dawnymi i dzisiejszymi
poglądami na ten temat.
A: Jeśli niedoświadczonego jeźdźca posadzimy w ,,przepisowo
prawidłowym dosiadzie", to po kilku krokach kłusa ta dumna budowla ulegnie
żałosnej ruinie. Próby utrzymania, względnie przywrócenia przepisowej
sylwetki doprowadzą do ogólnego skurczenia i usztywnienia.
C: Zatem w przeciwieństwie do tego, my uczymy się podstaw prawidłowego
dosiadu „na zasadach naturalnych"?
A: Przecież przez cały czas to robicie. Przy pomocy podanych ćwiczeń
wypracowujecie sobie dosiad odpowiadający budowie ciała.
B: Czy to oznacza, iż każdy jeździec posiada swój własny wzorzec dosiadu?
A: Można by powiedzieć, iż dosiad każdego jeźdźca uwarunkowują jego
cechy fizyczne. Słuszność tego twierdzenia zostaje sprawdzana każdorazowo
podczas codziennej pracy na koniu. Podobnie zresztą odnosi się to do
wybitnych jeźdźców dressażowych na czworoboku w czasie konkursu.
Przypatrzcie się zamieszczonym w tej książce zdjęciom Klimkego i Boldta z
jednej strony, a z drugiej Guntera. Być może iż zdjęcie Guntera (rys. 22)
wywoła wasz sprzeciw. Powiecie: „Taki dosiad nie jest możliwy". A jednak
Harry Boldt wypowiada się na ten temat następująco: „Fakt, że Bubi Gunter
należy do tych nielicznych jeźdźców, którzy wszystko potrafią, nie budzi
żadnych wątpliwości". Jeśli Gunter posiadałby ambicję zewnętrznie upodobnić
do Klimkego, nigdy nie stałby się jeźdźcem dużego formatu, którego wizualnie
niezbyt prawidłowy dosiad był uwarunkowany budową ciała.
Abstrahując od wielkości tułowia i długości kończyn, mogą u jeźdźców
dressażowych występować z natury różne ustawienia obręczy biodrowej,
mające wpływ na całość. Na przykład ten, kto ma za bardzo do przodu wygięty
kręgosłup w okolicy lędźwiowej, będzie zawsze miał skłonności do
zaokrąglania pleców, – co nie predestynuje do uprawiania jazdy ujeżdżeniowej.
Jeśli stopień nachylenia do przodu obręczy biodrowej odbiega tylko w
niedużym stopniu od normy, to jeździec taki należeć będzie do tych, którzy
wykazują skłonności do przyjmowania dosiadu widłowego ze zbyt
przesuniętymi do tyłu kończynami. Jego wyniki zależeć będą od tego, na ile uda
mu się – poprzez odpowiednią pracę mięśni - poprawić błędną postawę
D: W takim razie każdy jeździec winien przejść badania, by ustalić stopień
nachylenia jego obręczy biodrowej i by można go zaliczyć do takiej czy innej
grupy jeźdźców.
A: To brzmi dość rygorystycznie. Tak daleko nie trzeba się posuwać. Jednak
jeśli ktoś ma trudności z dosiadem, może ustawić się bokiem do lustra, podać
ramiona przodem do poziomu i sam osądzić ustawienie swej obręczy biodrowej.
Być może, iż sam odnajdzie przy tym wyjaśnienie, dlaczego stale musi
pamiętać o przesuwaniu do przodu swych uciekających do tyłu kończyn.
Prawdopodobnie cel ten byłoby łatwiej osiągnąć, gdyby jeźdźcowi udało się
usunąć błędne ustawienie łydek poprzez silniejsze odchylenie do tyłu i
utrzymanie w tej pozycji obręczy biodrowej. W ten sposób automatycznie łydki
otrzymałyby prawidłowe ułożenie i utrzymywanie ich w odpowiedniej pozycji
odbywałoby się bez specjalnego wysiłku. Wykrycie błędu jest rzeczą
Stosunkowo łatwą. W tym przypadku błąd polega na zbyt przesuniętych do
tyłu łydkach. Trudniej jest natomiast wykryć źródło zaistniałego błędu. Tutaj
jest nim niekorzystne ustawienie obręczy biodrowej. Najważniejszym zawsze
jest uchwycenie źródła, którego likwidacja pozwala na usunięcie błędu.
D: W literaturze odnaleźć można cały szereg opisów różnych rodzajów
dosiadu, z których każdy jest rzekomo tym jednym jedynym, właściwym. Na
przykład wybalansowywanie dosiadem tu i ówdzie określane jest, jako
najlepszy sposób na pewny dosiad.
A: Jest to słuszne, lecz tylko w ograniczonym stopniu. Kto stabilność
dosiadu zechce zapewnić sobie poprzez balansowanie, musi tułów oprzeć na
możliwie niewielkiej podstawie i robić to w ograniczonym rozmiarze.
Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. Kontakt z siodłem ustanawia jeździec
przez obie kości siedzeniowe. Przypomnijcie sobie nasze rozmowy na ten temat
przy włączaniu się do ruchu. Mianowicie poprzez przemienną pracę krzyżem,
kości te utrzymywane są w zespoleniu z siodłem. W ten sposób jeździec
przykleja się jakby do siodła i zapewnia sobie stabilność dosiadu (rys 6). Ponad
podnoszącą się i opadającą obręczą biodrową sterczy w górę kręgosłup, który
może stanowić rodzaj równoważącego masztu.
C: W następstwie tego, dosiad balansujący jest kombinacją włączania się do
ruchu dla stabilności dosiadu i balansowania kręgosłupem dla utrzymania
równowagi.
A: Słusznie. Jednak winniśmy pilnować, by nie zagubić się w dyskusji nad
jednoznacznością pojęcia dosiad wybalansowany. Powinniśmy się zastanowić,
jakie praktyczne wnioski z tego wyciągnąć.
Dla utrzymania równowagi przy takim balansującym dosiadzie, ważne jest
odpowiednie ulokowanie środka ciężkości jeźdźca. Środek c iężkości jeźdźca
normalnie znajduje się na wysokośc i 9 kręgu piersiowego. Przy stosunkowo
wysokim usytuowaniu tego kręgu istnieje niebezpieczeństwo, iż nawet nieduże
odchylenie tułowia, obojętnie na którą stronę, wystarczy, by środek ciężkości
znalazł się poza granicą podstawy oparcia konia. Takie zakłócenie, rzecz jasna,
odbija się niekorzystnie na jakości chodu konia. Dlatego podczas praktycznych
ćwiczeń winniście zawsze o tym pamiętać.
D: A na co trzeba przy tym specjalnie zwracać uwagę?
A: Mają tu zastosowanie wskazania dla jazdy po łukach. W książce Muselera
„Nauka jazdy konnej" wymaga się, by jadąc po tuku „kłaść się w zakręt"
podobnie do rowerzysty. Osobiście wskazanie takie uważam za niecelowe. Bo
przecież koń biegnąc, nie porusza się na wąskich obręczach, lecz posiada mniej
lub bardziej szeroką bazę podparcia w postaci czterech nóg. Dlatego nie można
na zakręcie zwyczajnie przechylać się do wewnątrz, a powstałe
niebezpieczeństwo przewrócenia się zażegnać przez silniejsze pociśnięcie na
pedał. Przecież również na łukach trzeba się potrudzić, by wyczuwać ruchy
zadnich nóg konia i obserwować różnicę w stosunku do jazdy po linii prostej.
Przy jeździe po łukach wyczuwalne są pagórki i wgłębienia tworzące się na
grzbiecie konia przy przemieszczaniu się do przodu i do tylu jego zadnich nóg.
Z tą różnicą, iż oba te zjawiska nie będą teraz występować jedno obok drugiego.
Zależnie od wielkości wyjeżdżanego łuku i powiązanego z tym stopnia
wygięcia grzbietu konia, wgłębienia i wypukłości są ukośne w stosunku do
siebie, i to właśnie jeździec poruszając się po łuku musi zawsze brać w rachubę.
Nie angażowanie mięśni przywodzicieli i włączanie się do ruchu konia musi
przy tym być zachowywane. W pozycji ukośnego ustawienia obręczy
biodrowej, również podnoszona od dołu strona siedzenia winna być wysoko
podciągana w górę. W ten sposób obniżająca się druga strona siedzenia będzie
silniej przywierała do siodła. Oznacza to, iż również na wolcie i na ostrym luku,
obie kości siedzeniowe muszą na przemian wyczuwać siodło. Kręgosłupem
należy balansować w taki sposób, by środek ciężkości zawsze pozostawał nad
środkiem ciężkości konia. Jeśli jeździec pochyli się na zakręcie podobnie do
rowerzysty, wówczas będzie on siedział tylko na jednej kości siedzeniowej,
załamując w biodrze, a jego środek ciężkości nie znajdzie się nad środkiem
ciężkości konia.
Jeśli przyciągniemy do przodu wewnętrzne biodro oraz przy skręcie
kręgosłupa również zewnętrzny bark, co zostało szczegółowo opisane w książce
„Gimnazjum jeździeckie', wówczas nasze biodra i barki znajdą się w ustawieniu
równoległym do swych odpowiedników u konia i osiągniemy idea lny dosiad na
łuku. Dosiad laki będzie potrzebny przy zadaniach na ustawionym w lewo lub w
prawo koniu, jak również przy chodach bocznych i w galowe.
Przy takim dosiadzie należy uwzględnić, iż kłus jest chodem dwutaktowym,
a galop chodem trójtaktowym. Dlatego zmienia się sposób włączania się do
ruchu. Zamiast przemiennego przyciągania krzyża w kłusie, musi następować w
galopie jednostronne przyciąganie krzyża, Wtedy dopiero zostanie zapewnione
przywieranie siedzenia do siodła. Nieangażowanie mięsni przywodzicieli jest i
tutaj warunkiem, by ruchy mogły przenikać bez przeszkód przez stawy
biodrowe, natomiast ruchy amortyzujące wstrząsy, jak np. „wiosłowanie
tułowiem", „wycieranie siodła siedzeniem", winny zostać zaniechane.
B: W ten sposób zostało wyczerpująco wyjaśnione nasze następne zadanie
—aktywne włączanie się do ruchu na łukach.
A: Postępujcie i tutaj systematycznie i dokonujcie często samokontroli
podobnie jak to robicie przy włączaniu się do ruchu na liniach prostych.
Popróbujcie też raz jeden podać jedno biodro do przodu przy ściśniętych udach.
Następnie po raz drugi zróbcie to samo za skręconymi do środka udami, które w
końcu trzeba lekko odstawić w bok. W ten sposób zostanie u was utrwalony
obraz tego, co jest właściwe, a co złe. Stopień skrętu uda do wewnątrz przy
podaniu biodra do przodu nieco się zmieni, jednak jeśli mięśnie przywodziciele
nie będą zaangażowane- tułów automatycznie ureguluje to sam.
C: W literaturze jeździeckiej na temat cech, jakim winien odpowiadać
dosiad, znajdujemy niejednokrotnie takie wskazania, iż dosiad ma być mocny i
rozluźniony równocześnie. Czy tutaj jedno nie wyklucza drugiego?
A: Nie. Tak nie jest. Nie będziemy przeprowadzać tasiemcowych wywodów
na temat „mocny" i „rozluźniony". Mocny nie może w żadnym przypadku
oznaczać tutaj jakiegoś statycznego stanu, podobnie jak gdyby jeździec był
przyśrubowany do siodła. Najlepiej będzie to można sobie wyjaśnić, jeśli
przypomnimy sobie, jak uczyliśmy się włączania do ruchu konia. Mocny dosiad
w zespoleniu się z siodłem osiąga jeździec w ten sposób, iż przy intensywnej
pracy krzyżem dostosowuje swoją obręcz biodrową do ruchów konia. Tę
ruchomą pewność dosiadu jeździec może os iągnąć tylko wówczas, gdy siedzi w
rozluźnieniu.
W ten sposób pojęcia rozluźniony i mocny nie tylko dają się pogodzić, lecz
nawet wzajemnie się uwarunkowują.
B: Czy mógłby pan zająć stanowisko w stosunku do problemu: silne
przywieranie kolan, lub „otwarty" dosiad?
A: Musimy tuta] znów powrócić do tego, o czym już rozmawia liśmy. Dosiad
z silnym przylegiem kolan potrzebny był dawniej wojskowej konnicy,
atakującej wroga przy pomocy lanc. W zmienionej formie jest on dziś jeszcze
potrzebny skoczkom i jeźdźcom w terenie. Natomiast jeźdźcy dressażowi
zrezygnowali z silnego przylegu kolan na korzyść lekkiego przyłożenia ud.
D: Jednak niedawno wyra ził pan pogląd, iż nie wystarcza jedynie bierne
oparcie ud.
A: Owszem, powiedziałem tak, gdy rozmawialiśmy o antyprzywodzicielach.
Stwierdziliśmy wówczas, iż jedynie skutecznym środkiem przeciw
angażowaniu przywodzicieli jest, by skręcone do wewnątrz uda lekko odstawić
w bok. Ana lizując to określenie, można owo lekkie odstawienie przyjąć, jako
zapoczątkowanie otwartego dosiadu.
Ważniejsze jednak od kwestii zdefiniowania pojęcia, są korzyści wynikające
z zapoczątkowania otwartego dosiadu.
1.
100% wyłączenie przywodzicieli
2.
Pogłębienie krocza
3.
Głęboki dosiad
4.
Podwyższona sprawność działania kości siedzeniowych
5.
Niezakłócona praca krzyża
B: U Steinbrechta czytałem niedawno o „otwartym dosiadzie”. W Jakim
stosunku znajduje się to, do – co dopiero omawianego – zapoczątkowania
otwartego dosiadu?
A: Steinbrecht radził stosować „otwarty dosiad” przy zadaniach
dressażowych, wykonywanych w maksymalnym zebraniu „by skróconemu
koniowi ułatwić poszerzenie boków i żeber”.
B: Czytałem niedawno Steinbrechta. Jakie stanowisko za jąłby on, według
pana w stosunku do proporcji, by otwarty dosiad już ćwiczyć podczas szkolenia
podstawowego?
A: Na ten lemat można czynić jedynie przypuszczenia. Jednak myślę, że
zgodziłby się z tym, pod warunkiem, iż musiałby przy tym zostać uwzględniony
wiek oraz stopień ujeżdżenia konia. Moje przypuszczenie opieram na jego
wypowiedzi na temat dosiadu jeźdźca: „Odpowiedni, naturalny dosiad, a
następnie z tego dosiadu prawidłowe oddziaływanie pomocami jeździeckimi na
konia”. Nie ulega wątpliwości, iż już podczas szkolenia podstawowego jeźdźca
zapoczątkowanie dosiadu otwartego jest słuszne, gdyż przysparza jeźdźcowi
wyżej wyliczonych korzyści. Bez wątpienia jest to metoda naturalna, gdyż
uwarunkowana zostaje anatomicznymi i fizjologiczno-ruchowymi
właściwościami jeźdźca.
C: Jak działa to zapoczątkowanie otwartego dosiadu na konia?
A: Na pewno korzystnie. Jednakże stopień otwarcia dosiadu musi być różny.
Przy młodym, mało ujeżdżonym koniu będzie on nieduży.
W pewnych sytuacjach trzeba będzie nawet stosować silny przyleg kolan, by
po tym, w miarą możliwości przejść na powrót do dosiadu otwartego. W miarę
zaawansowania konia w pracy ujeżdżeniowej, dosiad jeźdźca będzie coraz
bardziej otwarty, a w końcu przy zadaniach o najwyższym stopniu zebrania
może stać się całkiem „otwartym".
D: Stąd wniosek: Im wyższy stopień zebrania konia, tym bardziej otwarty
dosiad jeźdźca.
A: Rozumiem, iż powodowani ambicją i młodzieńczym zapałem zaraz
chcielibyście wykonać zadanie o najwyższym stopniu zebrania. Jeśli
prawidłowo chcecie przygotować sobie drogę do tego celu, decydującym będzie
staranne przerobienie programu ćwiczeń, by podstawowe zadania ujeżdżeniowe
móc swobodnie i prawidłowo wykonywać. Do tego trzeba wyrobić sobie
niezależny dosiad dressażowy, który obejmowałby uprzednio wymienione
warianty.
Dosiad taki będzie w podwójnym znaczeniu niezależny. Z jednej strony nie
będzie potrzebował żadnych innych podpór na skutek aktywnego włączania się
do ruchu konia. Z drugiej strony postawi was w sytuacji, iż potraficie
niezależnie oddziaływać krzyżem, łydkami albo rękami z osobna, lub też w
miarę potrzeby, jako kombinacja całości pomocy jeździeckich. W ten sposób
ten niezależny dosiad zawierać będzie w sobie owo „miękkie wślizgiwanie się
we wszystkie ruchy konia”. Określenie „miękkie wślizgiwanie się” chyba
najlepiej wyraża owe dyskretne oddziaływanie i pe łnej swobody elegancję
dobrego jeźdźca ujeżdżeniowego.
Z pozycji niezależnego dosiadu, można mieć w perspektywie wyższe cele
jazdy ujeżdżeniowej i w związku z tym programy treningowe dowolnie
rozszerzać. W literaturze znajdziecie uzupełniające wywody i rozprawy o
równomiernym oparciu na wędzidle, o naturalnym skrzywieniu konia, a więc o
konieczności codziennego prostowania, oraz o oddziaływaniu pomocami przy
wykonywaniu wyższych i najwyższych zadań dressażowych.
Niezależny dosiad pomoże wam uniknąć błędów i pomyłek, biorących swe
źródło w niewystarczającym wyszkoleniu podstawowym. Zaoszczędzi wam
współczujących spojrzeń znających się na rzeczy widzów, jak też obniżonych
ocen u sędziów.
Cierpliwie przerabiajcie ćwiczenia programowe. Nie ma potrzeby do
pośpiechu. Jazdę dressażową można uprawiać do późnego wieku. Można to
robić w sposób interesujący w formie sportowego widowiska, jeśli przy pełnej
samokontroli wspinać się będziecie stopień po stopniu do doskonałości.
Życzę wam na tej drodze wielu sukcesów.