Związek starszej kobiety i młodszego
mężczyzny
Starszy mężczyzna i młodsza kobieta? To nikogo nie dziwi. Kiedy konfiguracja jest odwrotna
okazuje się, jak bardzo takie związki nas jeszcze szokują. A przecież starsza kobieta ma prawo być
szczęśliwa. Z młodszym też.
Urszula, 36 lat. Hans, 26 lat
Ula mieszka w Holandii, w małej miejscowości Hoeven, w prowincji Brabancja. Prawie od pięciu
lat. Jak sama mówi, dlatego, że tu zagnała ją miłość. Dla swojego, o prawie 10 lat młodszego
partnera, zostawiła Polskę. Po czterech miesiącach znajomości. I, jak sama mówi, to była najlepsza
decyzja w jej życiu.
Ula ma 36 lat. Córkę z pierwszego nieudanego małżeństwa i jeszcze dwie córeczki, w wieku 3 lata i
9 miesięcy, ze związku z Hansem. 26 lat Hans skończy w sierpniu.
- Poznaliśmy się dzięki naszym wspólnym znajomym, w Świnoujściu. Tam wyprowadziłam się z
córką, gdy odeszłam od męża. Tam wynajmowałam małe mieszkanko, pracowałam na dwa etaty i
tam poznałam Hansa. Pracował w Niemczech, przy granicy z Polską. Współpracował z Polakami,
to z nimi przyjechał na weekend do Świnoujścia – wspomina początki znajomości Urszula.
I przypomina też sobie, jak bardzo bała się tego związku, m.in. dlatego, że wcześniej była już
związana z innym, młodszym od siebie mężczyzną. Związek okazał się fatalną pomyłką.
- Wiem, że Hans pokochał mnie od pierwszego spotkania i tak mu zostało. Ja byłam ostrożna.
Broniłam się rękami i nogami przed tym uczuciem. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę z nim
żyć, że wyjadę do Holandii, że będę miała z nim dzieci, zabiłabym go śmiechem – mówi Ula. -
Postawiłam na przyjaźń. Tak było na początku wygodniej. Ta przyjaźń to wielki skarb, dzięki
któremu budujemy naszą rodzinę i nasz związek – dodaje.
Ula uważa, że w samym utrzymaniu związku bardzo pomogła jej… Holandia. - Myślę, że gdybym
była w Polsce, nie miałabym tyle sił, żeby walczyć, żeby być z mężczyzną o tyle lat młodszym ode
mnie. W Polsce byłoby trudniej. Dzieci bez ślubu, rodzina bez papierka, z małolatem, to żadna
rodzina. Tu jesteś na innych zasadach. Nie mamy ślubu, ale nasza rodzina jest prawnie na takich
samych warunkach, jak małżeństwa. Tu wszystko jest łatwiejsze.
Starsza o dziesięć lat kobieta. Z dzieckiem z pierwszego związku, to nie było dokładnie to, co
rygorystyczna, protestancka rodzina wymarzyła sobie dla Hansa. - Ale dałam radę. Wiesz jak? I tu
się uśmiejesz. Kupiłam sobie ich miłość i szacunek. Czym? Kuchnią, ciastami, przyjęciami
rodzinnymi i pierwszą wnuczką. Przekonałam ich, że rozwiedziona Polka, z dzieckiem, i do tego
katoliczka, może być dobrą partią dla ich syna. Teraz wiem, że kochają mnie. A ja ich – mówi
Urszula.
Ula czuję się młoda duchem. Nie patrzy w lustro. Nie liczy siwych włosów, nie ukrywa
zmarszczek. Dlaczego? Bo szkoda jej czasu. Woli upiec pyszny tort z dziewczynkami lub iść na
spacer z rodziną. – Ten związek to dla mnie powiew młodości. Taki, który wprowadził do mojego
ponurego życia odrobinę szaleństwa. Emocjonalnie jestem bardzo młoda, uczuciowo też. To tylko
cyferki na torcie się zmieniają. Cofnęłam się w czasie, znów miałam 20 lat. I tak mi zostało.
Elżbieta, 52 lata. Adam, 43 lata
Elżbieta skończy w tym roku 52 lata. Jej mąż, Adam, jest o 9 lat młodszy. Są małżeństwem od 21
lat. Mają dwóch synów. Patrząc na tę parę, trudno zauważyć różnicę wieku. Elżbieta to niewysoka
szczupła blondynka, energiczna, niezwykle aktywna, zawsze pozytywnie nastawiona do życia. Jest
pielęgniarką. Adam jest inżynierem budowlanym. Mieszkają w niewielkiej turystycznej
miejscowości na Mazurach. – Nigdy nie myślałam o naszym związku w kategoriach wiekowych –
uśmiecha się Elżbieta, chociaż dodaje, że rodzina i znajomi nie raz dawali jej do zrozumienia, że
jest „tą starszą”. – Mieszamy w małym miasteczku. Może w Warszawie, czy w Krakowie, starsza
kobieta i młodszy o 10 lat mężczyzna to nic niezwykłego. Tutaj jednak ludzie bardzo długo patrzyli
na nas krzywo – wspomina.
Elżbieta i Adam poznali się przypadkowo. On odbywał służbę w wojsku, ona była pielęgniarką
pracującą w szpitalu obok jednostki. Skręcił kostkę podczas ćwiczeń na poligonie i trafił pod opiekę
Elżbiety. – To była miłość od pierwszego wejrzenia – uśmiecha się kobieta. Wpadł mi w oko od
razu, był czarujący, niezwykle zabawny i nieziemsko przystojny – opowiada. – Ja oczywiście byłam
wychowana w taki sposób, że nie mogłam dać mu do zrozumienia, że zawrócił mi w głowie. Na
szczęście ja też mu się spodobałam, więc nie musiałam robić niczego nieprzyzwoitego. Następnego
dnia po wyjściu ze szpitala, przyjechał z bukietem słoneczników zerwanych w czyimś ogródku.
Powiedział: „Musisz je przyjąć i umówić się ze mną, bo właśnie popełniłem pierwsze przestępstwo
w swoim życiu i nie chcę, żeby to, że mogę spędzić resztę życia w więzieniu za kradzież
słoneczników, poszło na marne”. Nie miałam wyjścia, umówiłam się z nim – wspomina początki
związku Elżbieta. O wieku swojego adoratora dowiedziała się na pierwszej randce. On o tym, że
ona jest starsza, również. – Powiedział, że, skoro jestem pielęgniarką, to na pewno będę w dobrej
kondycji do późnej starości, a mężczyźni i tak żyją krócej, więc w czym problem? I przekonał mnie
– mówi kobieta.
Jednak nie zawsze było tak łatwo. Elżbieta wspomina spotkanie z rodzicami Adama, dość
konserwatywną rodziną. Dla nich starsza o 10 lat synowa to na początku była katastrofa.
Zwłaszcza, że Adam miał dopiero 20 lat, kiedy postanowili, że chcą ze sobą spędzić resztę życia.
Bardzo długo musiała wszystkich do siebie przekonywać. - Jego znajomi nazwali mnie nawet raz
„harpią”, która złowiła młodszą ofiarę – wyznaje Elżbieta. – Oczywiście postawiliśmy na swoim i
nigdy nie żałowałam tej decyzji. Oczywiście, często zdarza się, że mężczyźni są o wiele mniej
dojrzali niż kobiety. Pewnie dlatego panuje przekonanie, że lepiej wiązać się z kimś starszym od
siebie. Ale z drugiej strony, każdy jest inny. A ja nigdy nie spotkałam kogoś, na kim mogłabym tak
polegać, jak na moim mężu.
Patrycja, 30 lat. Mirek, 25 lat.
Patrycja i Mirek są ze sobą od prawie pięciu lat. A zaczęło się od… domu. Takiego, który rodzice
Patrycji chcieli kupić, a rodzice Mirka akurat posiadali. Zaczęło się także od zapomnianych do
owego domu kluczy. - W kilka dni po naszej przeprowadzce, urządziliśmy sobie wieczór w
ogródku, we własnym gronie świętując urodziny ojczyma, na które została zaproszona sąsiadka –
mama Mirka. Po jakimś czasie pojawił się w ogrodzie we własnej osobie. Przyszedł do mamy po
klucze, bo wyszedł na rower bez nich, więc nie miał jak się dostać do domu. Wziął klucze,
odprowadził rower i wrócił. Siadł koło mnie i spędziliśmy wieczór na miłej rozmowie, podczas
której zaproponował mi wspólne wyjście do kina. Na „Piratów z Karaibów” – wspomina Patrycja.
Od tamtej pory 30- latka często zapraszała Mirka na dużą latte w półlitrowym kubku. Za każdym
razem przychodził. Jak się później okazało, wcale nie dla tej kawy przychodził, bo za nią nie
przepada. – On jest dla mnie ostoją, moim przyjacielem i partnerem w jednym. Nie narzuca mi
niczego. Jest ze mną szczery, ale jednocześnie tajemniczy. To przez to, że niewiele mówi o sobie.
Na szczęście już go na tyle znam, że potrafię wyczuć – mówi o Mirku Patrycja. - Jestem osobą
bardzo uczuciową, do tego trochę zdziecinniałą, za to on bardzo rzadko daje się ponieść emocjom,
więc zawsze mogę się schować w jego ramionach i wysłuchać jego oceny sytuacji – dodaje 30-
latka.
Patrycja przyznaje, że nie odczuwa braku akceptacji ze strony rodziców Mirka. – Jego mama nawet
próbowała mnie zeswatać z jego starszym bratem. Ale kiedy, chwilę późnie, dowiedziała się, że
jestem od niego starsza, to zrezygnowała – wspomina ze śmiechem. - Los chciał, że zakochałam się
z wzajemnością w tym młodszym synu. Jego mama może nie jest zbyt zachwycona naszym
związkiem, ale raczej wynika to z typowych obaw przyszłych teściowych, że kobieta kradnie im
syna. Mimo to, nie odczuwam braku akceptacji z jej strony. Jestem częstym gościem w ich domu i
zawsze witana jestem z uśmiechem, więc myślę, że nie jest źle.
Związek Mirka i Patrycji rozpoczął się kiedy on zdał maturę, a ona kończyła studia. Faktu, że ich
ścieżki zawodowe są na zupełnie różnych etapach, Patrycja stara się nie traktować jak problemu.
Jest to raczej integralny element ich związku. - Ideałem byłoby już w pełni wspólne życie. Ale nie o
to chodzi, by mieć coś natychmiast, ale by to mieć z tą osobą, na której nam naprawdę zależy.
Patrycja i Mirek chcieliby już mieszkać razem, ale ze względów finansowych nie mogą sobie na
razie na to pozwolić. Studia Mirka pochłaniają sporo pieniędzy i jeszcze więcej czasu. - Na razie
nie mamy możliwości wspólnego utrzymywania się. Czasem mi smutno z tego powodu, ale
wszystko przyjdzie we właściwym dla siebie czasie – dodaje optymistycznie.
Różnica wieku? - Kiedy ktoś pyta, jaki on jest, to odpowiadam, że jest ideałem, tylko ktoś mu złą
datę do dowodu wpisał…
Iwona, 44 lata. Martin, 36 lat
Ona ma 44 lata, a on 36. Mają trójkę dzieci. Dwoje z jej poprzedniego związku. Są razem siedem
lat. Małżeństwem są od czterech. Poznali się w pracy. I, jak zgodnie twierdzą, od razu między nimi
zaiskrzyło.
Iwona, przed Martinem, zawsze była w związkach ze starszymi partnerami. Mimo to, nie miewa
myśli w stylu: „zestarzeję się i zostawi mnie dla młodszej”. – Życiem po prostu się cieszę, bo je
lubię. Oboje żyjemy intensywnie i czujemy się spełnieni na wszystkich polach, dlatego czarne myśl
są mi obce – mówi Iwona.
Czy boi się zmarszczek na twarzy? - To ja będę zawsze młoda i atrakcyjna. Co do tego nie mam
żadnych wątpliwości. A jak na twarzy mojego męża pojawią się zmarszczki, to potraktujemy to z
humorem – śmieje się Iwona.
Iwona i Martin wspólnie prowadzą agencję marketingu zintegrowanego. Ale na tym wspólne pasje
się nie kończą. - Prywatnie uwielbiamy podróże, chodzimy po górach, ostatnio z naszą córeczką
jeździmy na nartach. Taki powrót po czterech latach przerwy. Lubimy pomilczeć przy dobrej
muzyce. Kochamy włoskie wina. Od prawie 10 lat działamy charytatywnie – mamy swoich
podopiecznych i to nam również daje mnóstwo satysfakcji – wylicza kobieta.
Za co kocha Martina? – Za to, że jest taki, jaki jest. Najgorsze to popaść w rutynę. Kiedy się
pojawia łatwo zgubić to, co najważniejsze Nie mamy gotowej recepty na szczęście. Musimy - tak
jak zapewne wszyscy – improwizować.
Co one w sobie takiego mają?
Martin (36) od początku wiedział, że Iwona (44) jest starsza. – Różnicę wieku traktuję jako dużą
zaletę. Poza tym, po dziś dzień jej nie odczuwam. Ostatnio nawet o tym rozmawialiśmy i
stwierdziliśmy zgodnie, że nie ma między nami „bariery wiekowej”.
Panowie zgodnie potwierdzają: starsza partnerka jest najlepszą kombinacją, zarówno pod względem
psychicznym, jak i fizycznym. Kobiety z „bogatszą” metryką są bardziej życiowe, mają duże
doświadczenie na każdym polu, nie przechodzą już etapu młodzieńczego poszukiwania. Wiedzą,
czego chcą i potrafią to artykułować.
- Może zabrzmi to dziwnie, ale dla mnie starsze kobiety są po prostu bardziej kobiece – mówi 29
letni Maciej, który dotychczas był w związkach z wyłącznie starszymi kobietami. – Mają więcej
wdzięku, są bardziej siebie świadome i to widać. To działa na ich korzyść. Są stabilniejsze
emocjonalnie. Pewnie wynika to z ich doświadczenia życiowego – dodaje.
- Żadna z moich poprzednich partnerek nie dawała mi takiego natchnienia przy pisaniu książki,
rysowaniu i projektowaniu i w ogóle przy wszystkim. Różnica tych pięciu lat? Mój mentor zwykł
mawiać iż rozwój ludzi ich mentalność czy też dojrzałość nie jest kształtowana przez ich wiek lecz
przez wydarzenia na ich drodze, zdolność ich interpretacji i wyciąganiu wniosków oraz nauki na
owych wydarzeniach. W pełni się z nim zgadzam i to ile ktoś ma lat nie należy do czynników
wpływających w większym stopniu na mój sposób postrzegania innych ludzi. Więc nie stanowi to
dla mnie najmniejszego problemu – mówi 25 - letni Mirek, partner Patrycji (30).
Dlaczego Martin wybrał Iwonę? Bo jest ciekawa świata, delikatna, wrażliwa na krzywdę drugiego
człowieka, bo mają podobny próg odczuwania tego, co w życiu dobre, a co złe. – Ona ma mądrość
życiową, której ja nigdy nie miałem. Umie słuchać, opiekować się, potrafi kochać całym sercem.
Nie byłbym facetem, gdybym nie wspomniał o tym, że jest piękna i doskonała w łóżku. A to
niesłychanie ważne w relacji dwojga ludzi. Sprawia, że ja jestem coraz lepszym człowiekiem –
mówi Martin.
Mniejszym entuzjastą związków ze starszymi kobietami, mimo, że ma ich za sobą kilka, jest
Maciej. – Te wszystkie moje związki były naprawdę fantastyczne: szczere, partnerskie. Ale chyba z
góry miały wyznaczoną datę ważności. Nie związałbym się ze sporo starszą kobietą na całe życie.
Jestem w stanie zrozumieć, że ludzie tak się ze sobą wiążą i są szczęśliwi. To, że nie
zaplanowałbym życia ze starszą kobietą wynika raczej z tego, że pozmieniałem swoje priorytety.
Jest to egoistyczne, ale stabilizację życiową chciałabym jednak mieć z kimś zbliżonym wiekiem do
mnie - deklaruje.
Za obopólną korzyścią
Miłość? Nie. Fascynacja? Owszem. Nawet nie zawsze za kasę. Wystarczą prezenty lub tylko seks.
Starsze kobiety coraz częściej zaczynają szukać u młodszych mężczyzn nie tylko stabilizacji.
Czasem chodzi po prostu o przygodę.
Robert ma 20 lat. Jest z województwa pomorskiego, mieszka niedaleko centrum Gdańska. Uczy się
w technikum. - - Związki ze starszymi kobietami powinny wręcz opierać się na sprawach
materialnych. Kobieta dostaje to, czego chce i ja również jestem zadowolony. Taka „sponsorka" nie
pragnie uczuć, obdarowywanie nimi młodego mężczyzny może być dużym błędem – mówi na
podstawie swoich doświadczeń ze starszymi kobietami Robert.
Jak podkreśla, zawsze były to relacje typu „pan do towarzystwa". Najstarsza kobieta, z którą się
spotykał miała 40 lat.
A miłość? Robert jest zakochany. W dziewczynie trochę młodszej od siebie. Ale miłość i układy
towarzyskie to dla niego odrębne sprawy. W rozmowie z ukochaną przyznałby się do spotkań ze
starszymi kobietami, ale mówiłby o tym jak o randkach. Tylko, gdyby zapytała.
- Kobieta z paroma latami do przodu wie, jak zaspokoić mężczyznę. A co najlepsze, sama również
wie czego chce. Pierwsze kroki w sypialni lepiej stawiać wiedząc, że przynajmniej jedna strona
wie, co robi – mówi Robert.
20 letni uczeń technikum przyznaje, że znaleźć „chętną czterdziestkę” w internecie nie jest trudno.
W jeden z układów Robert wdał się, kiedy poznał samotną czterdziestolatkę w jednym z gdańskich
klubów. - Zdziwiło mnie, że taka kobieta siedziała sama bez towarzystwa. Po chwili rozmowy
zaproponowałem przejście „do rzeczy", oczywiście nie dosłownie. Do Gdańska przyjechała w
delegację służbową. Spędziliśmy razem parę nocy. To ona płaciła za wszystkie kolacje, wejścia do
klubów itd. Mówiła, że potrzebuje „ochroniarza" w obcym mieście. W końcu wyjechała nie
zostawiając żadnego adresu, ani informacji – mówi Robert.
Jan ma 35 lat i mieszka w woj. warmińsko-mazurskim. Z zawodu jest budowlańcem. Związki ze
starszymi kobietami traktuje jako formę „dorobienia sobie”. Na ten pomysł wpadł niedawno. Był w
jednym tego typu układzie. Na razie jest na etapie szukania kolejnej sponsorki. - Mam przyjemność
z takich spotkań, ale i korzyści, prezenty – mówi Jan.
Kobieta, z którą się spotykał była od niego starsza o 12 lat. Widywali się przez pół roku, dopóki nie
postanowił, że czas na zmiany. Jan za seks dostawał prezenty w postaci drogich perfum czy
markowych ciuchów. Pieniędzy nigdy nie brał.
Teraz ma większe wymagania, niż za pierwszym razem. Kobieta, z którą będzie się spotykał,
oprócz tego, że ma mieć pieniądze i urodę, musi mieć też klasę. Jak sam mówi: „nie może być
niedorobionym babsztylem”. Różnica wieku, jaką dopuszcza to 15 lat.
- Jeżeli trafię na kobietę swojego życia, to zakończę znajomości i spotkania ze starszymi. Myślę, że
się nie przyznam. W końcu każdy ma na sumieniu jakieś grzeszki – mówi 35 latek.