background image

Katarzyna Cholewińska

Lekcja historii

- Co powie Historia?
- Historia, sir, skłamie – jak zawsze.

Bernard Shaw, Uczeń diabła

~*~*~*~

- Panie Fitzgerald, proszę natychmiast zostawić włosy panny Roberts w spokoju!
Patrick Fitzgerald uśmiechnął się łobuzersko, posłusznie kończąc zaklęcie lewitacji, którym bawił 

się od początku lekcji. Długie, jasne warkocze siedzącej przed nim Jeanie Roberts opadły na oparcie 
krzesła. Dziewczynka odwróciła się, by posłać mu obrażone spojrzenie.

Patrick, wyraźnie zachwycony całą sytuacją i skupioną na nim uwagą, uśmiechnął się jeszcze 

szerzej.

Na jego nieszczęście, ucząca historii magii pani Barring nie podzielała jego zadowolenia.
- Co pana tak bawi, panie Fitzgerald? – zapytała, mrużąc ze złością oczy. – Czyżby geneza, 

przebieg

 

i skutki drugiej wojny feniksa? Proszę w takim razie podzielić się swoją radością z resztą klasy.

W jednej chwili uśmiech spełzł z twarzy chłopca. Pani Barring uniosła brwi.
- Czekamy.
Patrick wstał z prawdziwie żałosną miną. W sali rozległy się ciche parsknięcia i chichoty.
- Więc… - zaczął niepewnie, gorączkowo zastanawiając się, czy siedzący obok Philip naprawdę jest 

obrażony o ten wczorajszy numer z uciekającą sosjerką i czy specjalnie zasłania ramieniem otwarty 
podręcznik.

- Nie zaczyna się zdania od  więc. – Barring zgasiła go z ledwie dostrzegalnym uśmieszkiem. 

Małpa. 

- Przyczyny drugiej wojny feniksa były… Eee… Bardzo różnorodne… - chłopiec zająknął się, 

spoglądając bezradnie na blat swojego biurka.

- Historyczne… - Dobiegł go cichy szept z lewej strony. Patrick powstrzymał się całą siłą woli, 

żeby nie wrzasnąć z radości i nie rzucić się koledze na szyję.

- Historyczne, społeczne, gospodarcze i polityczne – powtarzał za Philipem, patrząc wyzywająco 

na panią Barring, której nawet powieka nie drgnęła.

- Istotnym czynnikiem prowadzącym do wybuchu wojny było nierozstrzygnięcie poprzedniego 

konfliktu, tak zwanej pierwszej wojny. 

Nauczycielka uniosła brew.
-   Nierozstrzygnięcie?   –   zapytała.   –   W   jakim   sensie?   Stronnictwo   Dumbledore'a   odniosło 

zdecydowane   zwycięstwo,   panie   Fitzgerald,   podczas   gdy   Riddle   został   zmuszony   do   opuszczenia 
Wielkiej Brytanii.

- Tak, ale większość jego zwolenników nie została w żaden sposób ukarana, ani nawet usunięta z 

życia publicznego. To jakby w ogóle nie przegrali, prawda? Jakby wojna wcale się nie skończyła tylko, 
nie wiem, została tak jakby…

- Chce pan powiedzieć, że na pewien czas działania zbrojne zostały zawieszone, jednak pokój nie 

1

background image

Wszystko będzie dobrze

był trwały – uzupełniła usłużnie pani Barring. Patrick z ulgą zauważył, że wyraźnie się rozluźniła, a jej 
twarz nie ma już tak zaciętego wyrazu.

Dam radę, pomyślał, pełen nadziei.
- No tak. 
-   Brak   rozliczenia…   Pokazowe   procesy…   -   podpowiadał   mu   Philip,   dyskretnie   wertując 

podręcznik.

- Nie doszło do ostatecznego rozliczenia tych, którzy opowiedzieli się za Riddle'em – ciągnął 

Patrick.   –   Odbyło   się   kilka   pokazowych   procesów,   w   których   skazano   najbardziej   znanych 
śmierciożerców…

Nauczycielka skrzywiła się.
- Panie Fitzgerald. Jest pan na lekcji historii. Proszę posługiwać się poważną terminologią, a te 

sensacyjne przezwiska zostawić na wieczór, kiedy będzie pan bawił koleżanki i kolegów opowieściami o 
duchach.

Chłopiec zarumienił się lekko, zawstydzony własną nieuwagą. Rzeczywiście, używało się czasami 

tego typu śmiesznych określeń, ale nie było to dobrze widziane. Wymamrotał pod nosem coś na kształt 
przeprosin. 

Po chwili podjął stracony wątek: 
- No więc były jakieś procesy pokazowe, ale nie skazano na nich nikogo, kto w wojnie odgrywał 

ważną  rolę.  Do  Azkabanu  posłano   kilka  osób,   żeby   zadowolić   opinię  publiczną,  ale  nie  miało   to 
żadnego wpływu na… na…

- Rozkład sił politycznych…
-   Rozkład   sił   politycznych   w   odbudowanym   Ministerstwie   Magii   oraz   Wizengamocie.   – 

Odetchnął. Pani Barring spoglądała na niego wyczekująco. – Jeszcze? – jęknął z miną męczennika, 
któremu zakomunikowano, że czeka go dodatkowa rundka wokół Golgoty. – Ponadto społeczeństwo 
było ciągle podzielone pod względem ideograficznym. Ideologicznym! – Patrick poprawił się szybko. 
Philip zdusił chichot. – Sporna pozostawała kwestia czystej krwi, czyli tak zwanej doktryny Riddle'a. 

- A o czym mówiła doktryna Riddle'a?
Szelest kartek podręcznika.
- Riddle twierdził, że do edukacji i udziału w życiu publicznym mają prawo tylko czarodzieje, jak 

to się wtedy nazywało, czystej krwi, czyli tacy, którzy nie byli spokrewnieni z mugolami.

Gdzieś pod ścianą ktoś parsknął cichym śmiechem.
- Tak, panno Thompson? Chciałaby pani coś dodać? – Barring zwróciła się do czarnowłosej 

dziewczynki.

Sarah   Thompson   była   rozwydrzona,   bezczelna,   pyskata   i  zawsze  przygotowana.   Z   uporem 

godnym lepszej sprawy potrafiła czepiać się każdego słowa mówiącego; mogła godzinami wykłócać się 
o drobiazgi i bronić swojego braku racji. Patrick po cichu modlił się, żeby i tego dnia Thompson była w 
odpowiednim  do   tego   nastroju   –   nieważne,   czy   z   powodu   niskiego   ciśnienia,   czy   napięcia 
przedmiesiączkowego.

- To chyba  oczywiste, że tylko tacy czarodzieje mają pełne prawa obywatelskie, w tym socjalne i 

polityczne.

Tak! W wyobraźni odtańczył swój taniec zwycięstwa.
- Panie Fitzgerald, proszę usiąść, dziękuję już panu. Nędzny.
Słysząc to, chłopiec zamarł wpół wyimaginowanego obrotu.
- Nędzny! – oburzył się jak ktoś, kto spędził na nauce długie godziny, a nie dziesięć minut przed 

lekcją. – Przecież wszystko powiedziałem!

- Ależ oczywiście. – Nauczycielka uśmiechnęła się podejrzanie miło. – Sama odpowiedź była 

zdecydowanie powyżej oczekiwań.

- Więc dlaczego…?

2

background image

Katarzyna Cholewińska

- Ocenę dzielę na pół między pana a pana Archera.
Patrick   opadł   ciężko   na   swoje   krzesło.   Philip   spiorunował   go   wzrokiem,   wściekły,   że   przez 

miękkie serce i on zarobił dzisiaj z odpowiedzi N wielkie jak stąd do Mongolii.

No   co?   –   zapytał   bezgłośnie   Patrick,   po   czym   wbił   obrażone   spojrzenie   w   znienawidzoną 

historyczkę.

- Panno Thompson? Słuchamy uważnie. Dalsze przyczyny wybuchu drugiej wojny feniksa.
Sarah   wstała   nonszalancko   –   o   ile   jest   to   fizycznie   możliwe,   zastanowił   się   Patrick,   ciągle 

roztrzęsiony i, nie wiedzieć czemu, zawiedziony kiepską oceną. Z całego serca miał nadzieję, że dzisiaj 
Sarah zmiażdży tę starą bździągwę.

- Podstawą sporu były oczywiście różnice programowe pomiędzy Dumbledore'em a Riddle'em – 

dziewczynka zaczęła mówić jakby od niechcenia, poprawiając w międzyczasie swoje długie włosy. – 
Poglądy Dumbledore'a można by nazwać wręcz ultraliberalnymi. On i skupieni wokół niego działacze, 
głównie   związani   z   ówczesną   administracją   naszej   szkoły,   zakładali,   że   jedynym   czynnikiem 
integrującym magiczną społeczność jest magia. 

-   A   nie   jest?   -   Barring   uwielbiała   podpuszczać   swoich   uczniów   i   zadawać   im   podchwytliwe 

pytania. Musicie myśleć historycznie, mówiła, tłumacząc im przyczyny wprowadzenia ustaw o tajności, 
łącząc powstanie Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami z kolejnymi powstaniami goblinów, 
każąc im szukać możliwych skutków ostatecznej  wspaniałej izolacji

*

  magicznej Anglii. Musicie myśleć 

historycznie,   powtarzała,   gdy   oni   ziewali,   znudzeni,   a   co   bezczelniejsi   wyciągali   świeży   kawałek 
pergaminu, by rozegrać kolejną partyjkę czarodziejskiego wisielca.

- Oczywiście, że nie - odpowiedziała bez wahania Sarah, strzepując z ramienia niewidzialny pyłek. 

- Co z tego, że mugolaki mają w sobie trochę magii, skoro są w naszym świecie zupełnie obcy? Nie są 
jednymi z nas.

Profesor pokiwała poważnie głową.
- Rzeczywiście, panna Thompson zwróciła nam uwagę na ważną kwestię - zaczęła. - Dumbledore 

w   swoim   skrajnym   optymizmie   całkowicie   zignorował   różnice   kulturowe   i   mentalne   pomiędzy 
czarodziejami a mugolami. Pełna asymilacja tych, którzy wychowali się w niemagicznej części Wielkiej 
Brytanii była, jak dzisiaj wiemy, niemożliwa... Rozumiem, że pan to już wszystko wie, panie Fitzgerald, i 
dlatego nie musi pan notować?

Nienawidzę cię, pomyślał Patrick, sięgając po czysty pergamin. Jak ja cię strasznie nienawidzę.
- Nie, pani profesor. Przepraszam - burknął, unikając jej wzroku. 
- Ależ nie ma za co.  Jak już  mówiłam, spojrzenie  Riddle'a  na ówczesną sytuację było dużo 

bardziej   realistyczne.   Nic   więc   dziwnego,   że   ostatecznie,   choć   doszło   do   tego   wiele   lat   po   jego 
tragicznej śmierci, to właśnie jego poglądy zwyciężyły. Ale nie uprzedzajmy faktów, panna Thompson 
chce zapracować dzisiaj na dobrą ocenę z odpowiedzi, prawda? Proszę mówić dalej.

- Konserwatywne elity również nie zgadzały z utopijnymi pomysłami Zakonu Feniksa - podjęła 

Sarah przemądrzałym tonem. Ciekawe, czy zna znaczenie przynajmniej połowy tych wszystkich słów, 
których  używa,  żeby  zaimponować  nauczycielom,  zastanawiał   się  Patrick,  bazgroląc  bezmyślnie  po 
swoim pergaminie. I czy wyszukuje je w słowniku specjalnie na takie okazje, dodał zgryźliwie i zrobił 
wielkiego kleksa. Po chwili namysłu postanowił dorysować mu koślawe rączki i nóżki. - Właśnie dlatego 
poparły Riddle'a - ciągnęła tymczasem Sarah. - Nie tylko ideologicznie, ale i finansowo.

- Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o galeony! - krzyknął ktoś z tyłu. Kilka osób 

parsknęło i spojrzało z ukosa na nauczycielkę. Barring jednak nie wyglądała na rozzłoszczoną tym 
komentarzem, co było oczywiście absolutnie niesprawiedliwe, bo jeszcze dziesięć minut temu wzięła 
Patricka do odpowiedzi za maleńkie, cichutkie zaklęcie lewitacji.

- Panno Thompson - zwróciła się do odpowiadającej uczennicy - rozwinęłaby to pani jakoś?
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Członkowie starych, arystokratycznych rodów mieli ogromne wpływy nie tylko w Ministerstwie 

3

background image

Wszystko będzie dobrze

-   wyjaśniła.   -   Często   byli   właścicielami   wielkich   prywatnych   przedsiębiorstw,   w   które   inwestowali 
odziedziczone   fortuny.   Razem   z   innymi   firmami   tworzyli   kartele,   za   pomocą   których   całkowicie 
kontrolowali rynek. Bali się konkurencji ze strony nowej krwi i tego, że jej napływ naruszy panujący 
wówczas status quo - zakończyła, dając nacisk na to ostatnie słowo, na wypadek, gdyby ktoś w klasie nie 
zorientował się, że zna również łacinę.

Patrick, nadąwszy policzki, narysował kleksowi długie, proste włosy. Status-sratus, wpisał w dymku 

obok.   Philip,   który   w   tej   chwili   zajrzał   mu   przez   ramię,   prychnął   i   opluł   sobie   brodę,   próbując 
powstrzymać atak śmiechu, po czym podpisał kleksa Sarah Jaka-Ja-Jestem-Mądra Thompson.

- Na zakończenie, panno Thompson, najbardziej oczywista przyczyna konfliktu - podjęła pani 

Barring z chytrym błyskiem w oku. Dziewczynkę lekko zamurowało. Przygryzła dolną wargę, myśląc 
intensywnie. - Proszę nie zastanawiać się nad Merlin wie czym - podpowiedziała profesor, bardzo z 
siebie zadowolona - tylko powiedzieć mi, co leży u podstaw każdej wojny. No?

- Ja... Chęć przejęcia władzy? - strzeliła Sarah.
Barring kiwnęła głową.
- Oczywiście. Proszę państwa, mówimy przecież o walce przede wszystkim politycznej. Wbrew 

powszechnej opinii, ideologia odgrywała rolę drugorzędną w stosunku do partykularnych interesów 
obu ugrupowań. Dowodem na to jest chociażby fakt, że zarówno Dumbledore, jak i Riddle już przed 
wybuchem wojny skupili wokół siebie ludzi, którymi planowali obsadzić najwyższe urzędy ministerialne 
i   strategiczne   pozycje   w   administracji.   No   właśnie,   skoro   już   jesteśmy   przy   tym...   Ale   najpierw 
formalności. Panno Thompson,  miałam postawić W, ale z tym jednak jeszcze poczekamy, dobrze? Nie 
chciałabym, żeby spoczęła pani na laurach. Na dzisiaj powyżej oczekiwań... Z plusem. To teraz może... 

W sali rozległ się szmer cichych modlitw i pospiesznie wertowanych podręczników. Różdżka pani 

Barring jeszcze przez chwilę krążyła złowrogo nad listą obecności.

-   ...   pan  Johnson  nam   opowie,   co   się   działo   w   Ministerstwie   od   czerwca   tysiąc   dziewięćset 

dziewięćdziesiątego piątego roku.

Henry Johnson nie bardzo wiedział, co  w ogóle  wydarzyło się w dziewięćdziesiątym  piątym - 

jedyne, co mu przychodziło do głowy, to zdobycie przez Irlandię Pucharu Świata w Quidditchu w 
dziewięćdziesiątym   czwartym   -   o   sytuacji   w   Ministerstwie   nie   wspominając.   Ponieważ   wszystko 
wskazywało na to, że przez następnych piętnaście minut Barring będzie bardzo zajęta, Patrick i Philip 
całkowicie poświęcili się misji przekazania stworzonej przed chwilą karykatury siedzącym przed nimi 
dziewczynkom. Nie było to łatwe, ponieważ obrażona o lewitowanie jej warkoczy Jeanie konsekwentnie 
udawała, że Patrick nie istnieje. W końcu chłopcom udało się wcisnąć poplamiony atramentem rulonik 
jej przyjaciółce, Wendy Sommerby. 

- ... jeszcze raz, panie Johnson. Naprawdę nie chciałabym, żeby na moich lekcjach pierwsze O 

pojawiło się już w październiku. Po Korneliuszu Knocie Wizengamot na ministra magii wybrał...?

Z ławki dziewczynek dobiegł ich zduszony chichot, a po chwili pergamin wrócił do właścicieli. 

Philip   rozwinął   go   dyskretnie.   Obok   ich   kleksa   widniał   uproszczony   rysunek   krótko   ostrzyżonej 
czarownicy w nauczycielskiej tiarze. Bla, bla, bla, druga wojna feniksa, bla, bla, bla, doktryna Riddle'a, bla, bla, 
bla, nikogo to nie obchodzi...
 - znalazło się w dymku, który postać zdawała się z siebie wypluwać. Całość 
podpisano: Barring Stara Szczota Atakuje

Patrick roześmiał się, chcąc przypodobać się koleżankom. Osobiście uważał, że ich rysunek nie 

był nawet w połowie tak zabawny, jak jego i Philipa - dowcip Jeanie i Wendy był zdecydowanie zbyt 
rozwlekły - ale nie miał zamiaru rezygnować z szansy na odkupienie swoich grzechów. 

- Eee... I wtedy doszło do wielkiej bitwy w... Eee... W...
- Na miłość Morgany, jeśli nie powie mi pan natychmiast, gdzie miała miejsce rozstrzygająca tę 

wojnę bitwa, każę panu przez tydzień klęczeć przy grobie Dumbledore'a! No?

- A! W Hogwarcie.
- No przecież, że nie na Pokątnej.

4

background image

Katarzyna Cholewińska

Chytry plan Patricka przyniósł natychmiastowe efekty - Jeanie odwróciła się do niego z szerokim 

uśmiechem  i   mrugnęła  figlarnie.   Chłopcu  zrobiło  się  nagle  dziwnie   gorąco,  co  z  kolei  wzbudziło 
niewytłumaczalną wesołość Philipa. Zdrajca.

- ... ostatniej szansy, panie Johnson, jakkolwiek przyznam, że jestem już na skraju wytrzymałości. - 

Barring chwyciła się za nasadę nosa i przymknęła oczy, walcząc z nadchodzącą migreną. - Proszę mi 
przedstawić okoliczności śmierci obu przywódców. O ile pan pamięta, jak się nazywali.

Henry Johnson przełknął głośno ślinę, sprawiając wrażenie człowieka, który nie pamięta już 

nawet, jak sam się nazywa.

- To znaczy... - zająknął się, palcem luzując krawat. Patrick przewrócił w irytacji oczami. Żałosne. 

On na pewno tak się nie zachowywał w czasie swojej odpowiedzi. Nie, kiedy patrzyła Jeanie, w każdym 
razie. - Dumbledore...

- Moje serce śpiewa, panie Johnson. Przybliżył się pan o jedną czwartą do zaliczenia. Kolejne 

słowo.

- On zginął w czasie... No... Pierwszego ataku na Hogwart. Chyba. 
- Chyba? - Barring nigdy nie akceptowała takich odpowiedzi.
Henry wzruszył niezobowiązująco ramionami. Nauczycielka westchnęła męczeńsko.
- Na pewno, panie Johnson, proszę to zapamiętać raz na zawsze. A główny ideolog przeciwnego 

obozu?

- Riddle, tak?
W klasie rozległy się bynajmniej nie tłumione chichoty.
- Nie, Nicholas Flamel - syknął ktoś z końca sali. Zdezorientowane spojrzenie odpowiadającego 

chłopca wywołało kolejną salwę śmiechu.

-   Tak,   Riddle,   Tom   Marvolo   Riddle!   Gdzie   pan   był   przez   ostatnie   pół   godziny?   -   Profesor 

wyraźnie straciła wszelką nadzieję.

Henry nie zaszczycił tego ostatniego pytania odpowiedzią.
-   Proszę   się   przygotować   na   kolejne   zajęcia,   panie   Johnson.   -   Barring   skrobnęła   piórem   w 

dzienniku, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Na razie tylko zaznaczam, że ma pan odpowiedź do 
zaliczenia. Ostrzegam, następnym razem, postawię panu okropny, rozumiemy się?

Henry zwalił się ciężko na swoje krzesło i odetchnął z ulgą. Naiwny kretyn, pomyślał Patrick. Nie 

wie, że z poprawiających Barring ma w zwyczaju robić krwawą miazgę?

- Nie wierzę - podjęła po chwili brzemiennego milczenia czarownica - że nikt z państwa nie wie, 

jak zginął Riddle. I kiedy.

W klasie rozległ się szmer przypominający ciche brzęczenie roju pszczół, kiedy dzieci zaczęły 

naprędce przeglądać podręcznik i konsultować możliwe odpowiedzi. Wbrew pozorom szóstoklasiści 
bardzo nie chcieli podpaść pani Barring. Znowu. 

- No bo w czasie Wielkiej Bitwy o Hogwart, jak Harry Potter... - odezwał się ktoś, ale natychmiast 

zagłuszyła go salwa śmiechu. Philip dźgnął Patricka w żebra łokciem.

-   Jak   ten   coś   wymyśli...   -   mruknął,   ale   przyjaciel   w   odpowiedzi   wzruszył   tylko   ramionami. 

Wariactwa Leara Scamandra, który zabrał właśnie głos, nie były dla niego żadną nowością i naprawdę 
nie mogły go obchodzić mniej.

- Proszę pana - skarciła Leara Barring, jednocześnie stukając w blat biurka, aby uciszyć pozostałe 

dzieci. - Bądźmy poważni.

- Ale ja jestem poważny! - obruszył się Lear i nadął jak ropucha, którą ktoś podrażnił patykiem. 

Jego wodniste oczy zdawały się być bardziej wyłupiaste niż zwykle.

- Ja również. Proszę nie mylić faktów z fikcją...
- Nic nie mylę! - upierał się Lear, w zapamiętaniu przerywając nauczycielce. - Harry Potter jest 

postacią historyczną!

- Oczywiście, w takim samym stopniu co Merlin, Morgana i reszta owego barwnego, brytyjskiego 

5

background image

Wszystko będzie dobrze

folkloru. Panie Scamander, ja przecież nie neguję, że ktoś taki jak Harry Potter żył w omawianym przez 
nas okresie. Nie przeczę, że mógł brać udział w Wielkiej Bitwie, a nawet zostać Szefem Biura Aurorów, 
co potwierdzają zresztą niektóre źródła pisane. - Barring spojrzała na chłopca przenikliwie. - Chcę tylko 
panu uświadomić, że czegokolwiek by ów Harry Potter nie zrobił, nie miało to najprawdopodobniej nic 
wspólnego ze śmiercią Toma Riddle'a.

Lear   Scamander,   który   zazwyczaj   wykazywał   temperament   porównywalny   z   temperamentem 

wygrzewającego się w słońcu gumochłona, wbił obrażony wzrok w swoją ławkę. Patrick prychnął 
lekceważąco i pokręcił głową. Czy ten człowiek naprawdę nie ma większych zmartwień? Nie pierwszy 
raz Lear tak zaciekle bronił jakiejś głupoty, którą usłyszał w domu. Nikogo to nie dziwiło. 

Wszyscy wiedzieli, że Scamandrowie wierzą tylko w to, czego nie da się udowodnić. 
Rozglądając   się   niezbyt   dyskretnie   po   klasie,   Patrick   zauważył   jednak,   że   nie   wszystkich   to 

rozbawiło.   Kilka   osób   miało   dość   sceptyczny   wyraz   twarzy   i   nieco   podejrzliwie   patrzyło   na 
dyskredytującą legendę Harry'ego Pottera Barring. Jak się okazało, dostrzegł to nie tylko Patrick.

-   Proszę   odłożyć   pióra   i   już   niczego   nie   notować   -   powiedziała  w   końcu   profesor,   wodząc 

zmęczonym wzrokiem po ich twarzach. Ściągnęła usta w dziwnym grymasie, zmarszczyła czoło i przez 
chwilę myślała nad czymś intensywnie. Kiedy cisza była już nie do zniesienia, pani Barring podjęła 
temat: - Proszę państwa, proszę mi powiedzieć, czym jest magia?

Kilka osób jęknęło ze znudzeniem.
- Magia jest świadomym oddziaływaniem na materię za pomocą energii, skupionej w strumień 

elektronów dzięki odpowiedniej kombinacji takich substancji jak...

Barring podniosła rękę, przerywając ten chóralny wywód.
- Bardzo dobrze, dziękuję. Zadając to z pozoru proste i oczywiste pytanie, chciałam państwu 

pokazać, że współcześnie magia nie ma przed nami żadnych tajemnic. Magofizyka tłumaczy jej istotę, 
magogenetyka   pozwala   wyodrębnić   odpowiadające   za   nasze   zdolności   geny,   dzięki   technomancji 
tworzymy skomplikowane urządzenia, łączące w sobie czary i technikę. - Nauczycielka spojrzała na nich 
poważnie.   Kilka   osób   uniosło   ciekawie   głowy   znad   pisanych   pod   ławką   esejów   na   astronomię.   - 
Przyzwyczailiśmy się do pojmowania magii w kategoriach czysto naukowych. Tylko że w czasie studiów 
nad jej historią musimy o tych wszystkich oczywistościach zwyczajnie zapomnieć. Żeby zrozumieć 
żyjących u progu dwudziestego pierwszego wieku czarodziejów, trzeba zadać sobie pytanie nie o to, 
czym magia jest w rzeczywistości, ale o to, czym była dla nich. 

Patrick patrzył na Barring z uniesionymi kpiąco brwiami. Już to kiedyś widział - lekki rumieniec 

na   jej   zapadniętych   policzkach,   błysk   fanatyzmu   w   oczach.   Wiedział,   że   teraz   nastąpi   długa, 
niezrozumiała i nudna tyrada na temat, który wszystkim wisi dorodnym kalafiorem. 

- Magia nie była wtedy  wiązką energii.  Nie można było opisać jej odpowiednimi wzorami. Nie 

rozumiano jej. Magia była tajemnicą nawet dla tych, którzy władali nią doskonale. Stąd też w tym 
pozornie nowoczesnym społeczeństwie tak wielka wiara w przesądy; stąd odczytywanie przyszłości 
świata z ruchów ciał niebieskich i wróżenie z fusów. Stąd legenda Harry'ego Pottera.

Bajka dla dzieci, która nie ma przecież żadnego znaczenia.
-   Kim   więc   Harry   Potter   jest  naprawdę?   Bo   przecież   nie   Chłopcem,   Który   Przeżył,   nie 

Wybrańcem.   Z   punktu   widzenia   historii   -   nikim   ważnym.   Pionkiem   w   wielkiej   polityce,   może.   I 
symbolem. Harry Potter, dziecko, którego zwycięstwo nad potężnym  czarnoksiężnikiem  miało być 
zapisane w gwiazdach, uosabia ówczesne myślenie o magii.

Jak ten cały przedmiot zresztą.
-   Dzisiaj   wiemy,   że   rzeczywiście,   jak   już   pan   Scamander   wspomniał,   Riddle   zginął   w   czasie 

Wielkiej   Bitwy.   Całkiem   zwyczajnie,   ugodzony   przypadkowym   zaklęciem.   Ale   z   czasem   wszystkie 
przełomowe wydarzenia, nawet te, które były w istocie mało spektakularne, obrastają w legendę. Tak 
było chociażby w przypadku założenia tej szkoły... A proszę się zastanowić, czy ktokolwiek odczytuje 
teraz dosłownie Historię Hogwartu

6

background image

Katarzyna Cholewińska

I nawet nie wiadomo, czy to wszystko prawda. Kompletny bezsens. Strata czasu, zżymał się 

Patrick,   gdy   nagle   ciszę,   która   zapadła   po   ostatnich   słowach   Barring,   rozdarł   przenikliwy   dźwięk 
dzwonka.

W klasie zapanował kompletny chaos. Uczniowie zerwali się z krzeseł, w pośpiechu zgarniając 

rzeczy do  toreb.

- Na za tydzień dziesięć stóp o skutkach drugiej wojny feniksa! - przekrzyczała ich Barring, mając 

nadzieję, że usłyszało ją choć kilka osób. Tłum dzieci rzucił się do drzwi jak pasażerowie tonącego 
statku do szalup ratunkowych, przepychając się, wrzeszcząc, lamentując nad czekającymi ich dwiema 
godzinami zaklęć.

Spanikowany  Patrick  przypomniał  sobie, że  nie odrobił  pracy domowej  i wyleciał  z  sali, nie 

zaprzątając sobie więcej głowy historycznym bełkotem starej nauczycielki. Miał poważniejsze problemy 
na głowie.

Tymczasem pani Barring, ogarniając zmęczonym wzrokiem ten krajobraz po bitwie, jakim stała 

się w mgnieniu oka jej klasa, jednym machnięciem różdżki spakowała wszystkie swoje rzeczy, po czym 
zeszła ze staroświeckiej katedry i skierowała się do drzwi. Zerknęła za siebie. Krzesła były oczywiście 
poodsuwane, a na podłodze walały się kawałki zużytych pergaminów - czy te dzieci nigdy się nie 
nauczą, że nie należy śmiecić? - ale tym zajmą się już skrzaty domowe. 

Jak zwykle na korytarzu było niemal pusto. Kilkoro uczniów przemknęło obok niej, kłaniając się 

niedbale. Pani Barring uśmiechnęła się ciepło i była w tej chwili tak bardzo niepodobna do siebie, że 
gdyby zobaczył ją  Patrick Fitzgerald, pomyślałby, że zwariowała. 

Skręciła   w   korytarz   prowadzący   do   prywatnych   komnat   kadry   nauczycielskiej.   Do   tej   części 

zamku nie dochodził nawet odległy gwar dziecięcych głosów. Chociaż większość profesorów bardzo 
chwaliła   sobie   ciszę   i   absolutny   spokój,   pani   Barring   zawsze   czuła   lekkie   ukłucie   zawodu.   Kiedy 
przyjmowała tę posadę, wiedziała, że Hogwart nie jest tym, czym był kiedyś - sam zamek oczywiście nie 
zmienił   się   od   wieków,   ale   z   każdym   rokiem   jego   próg   przestępowało   coraz   mniej   magicznie 
uzdolnionych jedenastolatków. Dyrektor twierdził, że szkoła po prostu zapewnia najlepsze warunki do 
nauki w niewielkim, kameralnym gronie.

Pani Barring nie mogła się opędzić od myśli, że Hogwart - 

~*~*~*~

Stukot   damskich   obcasów   niósł   się   echem   po   opustoszałym   korytarzu.   Krótko   ostrzyżona 

czarownica   w   średnim   wieku   mijała   rzędy   nieruchomych,   martwych   obrazów   i   pewnym   krokiem 
wspinała się po krętych, całkowicie zwyczajnych schodach. 

Nagle przystanęła. Mogłaby przysiąc, że poczuła na plecach czyjś natarczywy wzrok. Odwróciła 

się dyskretnie, ale była sama. Pokręciła głową. To ze zmęczenia - musi się koniecznie położyć. Ruszyła 
dalej.

Z ram swoich portretów czarodzieje i czarownice Hogwartu wodzili za nią malowanymi oczyma. 

Powietrze zgęstniało, brzemienne starą, dziwną magią, której nie można ująć w fizyczne prawa ani 
matematyczne wzory.

Nauczycielka szybkim tempem przemierzała kamienne korytarze.
Zamek śledził każdy jej krok.

Fin.

7

background image

*

wspaniała izolacja (ang. splendid isolation) - polityka zagraniczna realizowana przez Wielką Brytanię w końcu XIX wieku. 
Charakteryzowała się niechęcią do wchodzenia w stałe sojusze z europejskimi i światowymi mocarstwami oraz wzrostem 

znaczenia i rangi brytyjskich kolonii, protektoratów i terytoriów zależnych. Oczywiście tutaj jako gra słów czy też gra 
terminów
  - tak jak w mugolskiej historii  splendid isolation  oznaczała  de facto  odizolowanie się Wielkiej Brytanii od reszty 

świata, tak tutaj odnosi się do izolacji magicznej społeczności od mugolskiej.