Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.102)
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
102. W
JEROZOLIMIE NA
PIĘĆDZIESIĄTNICĘ
Napisane 9 kwietnia 1946. A,
8245-8258
Miasto roi się od ludzi. Świątynia
jest przepełniona. Jezus idzie
do niej zaraz po wejściu do Jerozolimy. Wchodzi przez bramę bliską
Probatyku. [Czyni to] zatem
niemal natychmiast, nim ludzie mogli
spostrzec, że On jest w mieście i zanim się rozeszła nowina od domu, w
którym
pozostawili torby i obmyli się z kurzu i potu, aby wejść do Świątyni po
oczyszczeniu.
Zwykła niestosowna
wrzawa kupców i
wymieniających monety... Zwyczajny kalejdoskop barw i twarzy. Jezus w
towarzystwie
apostołów, którzy zakupili, co było potrzebne na ofiarę, idzie prosto
ku miejscu
modlitwy i długo tam pozostaje. Oczywiście wielu Go zauważa – tak
dobrych, jak i
złych. Przez obszerny zewnętrzny dziedziniec, gdzie ludzie zatrzymali
się na modlitwę,
przebiega szmer jak wiatr, mieszając się z jego odgłosem w konarach.
Kiedy po modlitwie
[Jezus] odwraca
się, aby odejść z powrotem, grupa ludzi – rosnąca coraz bardziej i
bardziej –
idzie za Nim poprzez atria, krużganki, dziedzińce. Wreszcie jest to
tłum, który otacza
Go i prosi, aby przemówił.
«Kiedy indziej, o
synowie! W innym
miejscu!» – mówi Jezus i podnosi rękę, aby ich pobłogosławić. Usiłuje
odejść.
Uczeni w Piśmie,
faryzeusze,
doktorzy i ich uczniowie, wmieszani w tłum szydzą, wypowiadając
krótkie, drwiące
zdania:
«Ostrożność
skłania do
zastanowienia!»
Albo: «Ech!
Odrobina strachu...»
Albo: «Doszedł do
wieku rozumu!»
Lub jeszcze: «Jest
mniej głupi,
niż można by przypuszczać...»
Ale większość albo
dlatego, że Go
znają i kochają, albo dlatego że pragną szczerze Go poznać, nie żywiąc
nienawiści,
naciska ze słowami:
«Odbierzesz nam to
święto w
Święcie? Dobry Nauczycielu, nie możesz tego uczynić! Wielu z nas
poniosło ofiary, aby
tu pozostać w oczekiwaniu na Ciebie...»
I niektórzy
uciszają szydzących
lub tym samym tonem odpowiadają wyśmiewającym się. Jest jasne, że tłum
byłby gotów
zgnieść niegodziwą mniejszość. Należący do niej, chytrzy i podstępni,
pojmują to
i nie tylko milkną, lecz usiłują odejść. Wielu [obecnych] w Świątyni
nie waha się
rzucać epitety w plecy odchodzącym. Inni zaś, starsi i bardziej
roztropni, zwracają
się do Jezusa mówiąc:
«[Powiedz,] Ty,
który wiesz, cóż
się stanie z tym miejscem, z tym miastem, z całym Izraelem, który nie
daje posłuchu
Głosowi Pana?»
Jezus spogląda ze
współczuciem na
te siwiejące lub zupełnie siwe głowy i odpowiada:
«Jeremiasz mówi
wam, co stanie się
z tymi, którzy na błysk Gniewu Bożego odpowiadają jeszcze większym
grzeszeniem,
uznając Bożą litość za dowód słabości ze strony Boga. Z Boga bowiem się
nie
szydzi, o synowie. Wy, jak mówi Wieczny ustami Jeremiasza, jesteście
jak glina w rękach
garncarza. Jak glina są ci, którzy się uważają za potężnych. Jak glina
są
mieszkańcy tego miejsca i ci z królewskiego pałacu. Nie ma potęgi
ludzkiej, która by
się mogła oprzeć Bogu. A jeśli glina opiera się garncarzowi i przyjmuje
dziwaczne,
straszliwe kształty, garncarz przerabia ją na nowo w garść gliny. Na
nowo formuje swą
wazę, aż ta się przekona, że garncarz jest mocniejszy, i aż się podda
jego woli.
Może się też zdarzyć, że waza rozpadnie się na kawałki, gdyż uporczywie
nie daje
się wymodelować, gdyż nie przyjmuje wody, którą garncarz ją zwilża, aby
móc ją
bez rys ukształtować. Wtedy garncarz wyrzuca na śmietnik krnąbrną glinę
– te
bezużyteczne skorupy, zbuntowane wobec [jego] pracy. Bierze nową glinę
i formuje ją,
nadając jej kształt, który mu się wydaje najlepszy. Czy to nie tak mówi
Prorok,
posługując się obrazem garncarza i glinianej wazy? Tak. I powtarzając
słowa Pana
mówi: „Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu
Izraela, w ręku
Boga”. I Pan dodaje, aby ostrzec opierających się, iż jedynie pokuta i
przyjęcie
upomnień Boga może zmienić wyrok i karę Bożą grożącą zbuntowanemu
ludowi.
Izrael się nie
nawrócił. Dlatego
groźby Boga uderzyły w Izrael jeden i dziesięć razy. Izrael nawet teraz
się nie
nawraca, teraz, gdy to nie prorok, lecz więcej niż prorok mówi do
Izraela. I Bóg,
który okazał Izraelowi najwyższe miłosierdzie i który Mnie posłał, mówi
wam teraz:
„Ponieważ nie skłaniacie swego ucha ku Memu własnemu Głosowi, Ja
odwrócę się od
dobra, jakie wam uczyniłem, i zgotuję wam nieszczęście.” I Ja, który
jestem
Miłosierdziem, choć wiem, że Mój Głos rozbrzmiewa na darmo, wołam do
Izraela:
„Niech każdy odwróci się od swej złej drogi. Niech każdy poprawi swe
postępowanie
i swe skłonności. Wtedy, gdy plan Boga wypełni się nad winnym narodem,
przynajmniej
najlepsi jego obywatele – utraciwszy wszelkie dobra, wolność, jedność -
zachowają
ducha wolnego od winy. Będą oni połączeni z Bogiem i nie utracą swych
dóbr wiecznych
tak, jak utracą dobra ziemskie”.
Wizje proroków nie
są pozbawione
celu: celem jest ostrzeżenie ludzi przed tym, co może nadejść. Jest
powiedziane –
przez symbol wazy z wypalonej gliny i roztrzaskanej w obecności ludu –
co czeka miasta
i królestwa, które się nie poddadzą Panu. I...»
Starszyzna, uczeni
w Piśmie,
doktorzy i faryzeusze, którzy się przedtem oddalili, poszli uprzedzić
straże ze
Świątyni i urzędników czuwających nad porządkiem. Jeden z nich idzie ku
Jezusowi.
Prowadzi ze sobą garstkę tych śmiesznych papierowych żołnierzy. Z
wojowników mają
oni jedynie twarze, na których maluje się mieszanina głupoty z odrobiną
przebiegłości oraz bardzo widocznej nieugiętości, by nie rzec:
brutalności.
Nauczyciel przemawia, oparty o kolumnę Portyku Pogan. Otacza Go tłum,
formujący wokół
Niego nieprzenikniony krąg. Urzędnik krzyczy do Jezusa:
«Wynoś się! Albo
przepędzą Cię
moi żołnierze...»
«Uuuu! Uuuu! –
krzyczą ludzie –
Wielkie zielone muchy! Herosi walczący z barankami! A nie potraficie
uwięzić tych,
którzy czynią z Jerozolimy dom publiczny, a ze Świątyni – targowisko!
Wy się stąd
wynoście, tchórzliwe zające, idźcie do kun... Uuuu!...»
Ludzie
przeciwstawiają się tym
papierowym żołnierzom i jasno wyrażają swą niechęć wobec obrażających
Nauczyciela.
«Jestem posłuszny
otrzymanym
rozkazom...» – mówi na swe usprawiedliwienie przywódca straży.
«Jesteś posłuszny
szatanowi, a nie
zauważasz tego. Idź, idź teraz błagać o litość za to, że ośmieliłeś się
znieważyć Nauczyciela i grozić Mu! Nie tyka się Nauczyciela!
Zrozumieliście? Wy nas
prześladujecie, On zaś jest przyjacielem ubogich. Wy nas psujecie, On
jest Nauczycielem
świętym. Wy jesteście naszą zgubą, On jest naszym Ocaleniem. Wy – pełni
przewrotności, On – pełen dobroci. Wynocha stąd albo zrobimy z wami to,
co zrobił w
Modin Matatiasz. Zrzucimy was ze stoku Morii tak samo jak ołtarze
bożków. Dokonamy
oczyszczenia, obmywając sprofanowane miejsce waszą krwią. Stopy
jedynego Świętego w
Izraelu będą kroczyć po tej krwi, aby dojść do Świętego Świętych, i On
będzie
królować: Ten, który na to zasługuje! Wynoście się stąd! Wy i wasi
panowie!
Odejdźcie, najemne zbiry służące zbirom...»
Straszliwa
wrzawa... Z Antonii
przybiegają rzymscy strażnicy z starszym oficerem, poważnym, sprawnym
[w działaniu]:
«Przejście,
dranie! Co się dzieje?
Rozszarpujecie się nawzajem z powodu jednego z waszych parszywych
baranków?»
«Buntują się
przeciw
żołnierzom...» – zamierza wyjaśnić urzędnik.
«Na Marsa
niepokonanego! Oni?... to
żołnierze? Cha! Cha! Idź walczyć z karaluchami, piwniczny wojowniku. Wy
mówcie...»
– nakazuje ludziom.
«Chcieli zmusić do
milczenia
Rabbiego Galilejczyka. Chcieli Go przegonić, być może ująć...»
«Galilejczyka? Non
licet. Nie wolno.
W języku Rzymu powtarzam wam słowo tego, którego pozbawiono głowy. Cha!
Cha! Idź do
budy ty i twoje psy. Tam jest miejsce nawet dla brytanów. Nawet i te
wilczyca potrafi
rozszarpać na kawałki... Rozumiecie? Jedynie Rzym ma prawo osądzać. A
Ty,
Galilejczyku, opowiadaj Swoje bajki... Cha! Cha!»
Odwraca się
zamaszyście i odchodzi
w zbroi błyszczącej w słońcu.
«Całkiem jak u
Jeremiasza...» [–
mówi ktoś. Inny odpowiada:]
«Powinieneś
powiedzieć: jak u
wszystkich proroków...»
«Bóg jednak
zatryumfuje.»
«Nauczycielu, mów
dalej. Żmije
uciekły.»
«Nie, pozwólcie Mu
odejść, aby Go
nie ujęły z większymi siłami nowe Paszchury...»
«Nie ma
niebezpieczeństwa... Póki
trwa ryk lwa, hieny nie wychodzą...»
Ludzie rozmawiają
i komentują
pośród istnej wrzawy.
«Mylicie się –
mówi jakiś
[pozornie] bardzo słodki faryzeusz, owinięty płaszczem, mający ze sobą
kilku sobie
podobnych, zapewne doktorów Prawa. – Mylicie się. Nie powinniście
uważać, że cała
grupa jest jak tych kilku, którzy do niej należą. Nie! Nie! Dobro i zło
jest na
każdej roślinie.»
«Tak. Figi są
zwykle słodkie, a
jednak jeśli są zielone lub przejrzałe, są cierpkie i kwaśne. Wy
jesteście kwaśni
jak [owoce] ze złego kosza proroka Jeremiasza» - mówi spośród tłumu
ktoś, kogo nie
znam. Musi jednak być dobrze znany wielu i także potężny, gdyż widzę w
tłumie
wielką [okazywaną mu] przychylność. Faryzeusz przyjmuje cios bez
reagowania.
Przeciwnie, jeszcze słodszy, zwraca się do Nauczyciela ze słowami:
«Wspaniały temat
dla Twej
mądrości. Mów do nas, o Rabbi, na ten temat. Twoje wyjaśnienia są
tak... nowe...
tak... uczone... Kosztujemy je z wielkim głodem.»
Jezus patrzy
uważnie na ten okaz
faryzeusza, a następnie mu odpowiada:
«Ty odczuwasz
również inny głód,
o którym nie mówisz, o Elchiaszu, i twoi przyjaciele także. Ale i ten
pokarm będzie
wam dany... bardziej kwaśny niż te figi. On wam wyniszczy wnętrze, tak
samo jak
cierpkie figi niszczą wnętrzności.»
«Nie, Nauczycielu,
przysięgam Ci to
na Boga Żywego! Moi przyjaciele i ja nie mamy innego głodu jak tylko
pragnienie
słuchania Ciebie... Bóg widzi, czy my...»
«Wystarczy.
Człowiek uczciwy nie
potrzebuje przysięgać. Jego działania to przysięgi i świadectwa. Ale
nie będę
mówił o figach smacznych ani o figach zepsutych...» [– mówi Jezus.]
«Dlaczego,
Nauczycielu? Czy się
obawiasz, żeby zdarzenia nie zaprzeczyły Twoim wyjaśnieniom?»
[– pyta
faryzeusz.]
«O, nie!
Przeciwnie...» [–
odpowiada Jezus.]
«Zatem dla nas
przewidujesz udręki,
potworności, miecz, zarazę, głód?»
«To i więcej» [–
odpowiada mu
Jezus.]
«Więcej? Co? Bóg
nas więc już
nie kocha?» [– pyta faryzeusz.]
«Kocha was tak
bardzo, że
wypełnił Swą obietnicę...»
«Ty? Ty jesteś
Obietnicą?»
«Jestem» [–
przyznaje Jezus.]
«Kiedy więc
utworzysz Swe
Królestwo?»
«Jego podstawy już
istnieją.»
«Gdzie? Gdzie?» [–
dopytuje się
faryzeusz.]
«W sercu dobrych»
[– wyjaśnia mu
Jezus.]
«Ależ to nie jest
Królestwo! To
pouczanie!»
«Moje Królestwo,
duchowe, ma duchy
jako poddanych. A duchy nie potrzebują pałaców, domów, wojska, murów,
lecz poznania
Słowa Bożego i wprowadzania Go w życie. To właśnie dzieje się w
dobrych» [–
wyjaśnia Jezus.]
«Ale czy Ty możesz
wypowiadać to
Słowo? Kto Ci na to pozwala?»
«Posiadanie» [–
stwierdza Jezus.]
«Jakie
posiadanie?» [– pyta
faryzeusz.]
«Posiadanie Słowa.
Ja daję to,
czym jestem. Kto ma życie, może dawać życie. Kto ma pieniądze, może
dawać
pieniądze. Moją Wieczną Naturą jest posiadanie Słowa wyjaśniającego
Bożą Myśl. I
daję to Słowo, gdyż Miłość skłania Mnie do tego daru, aby poznano Myśl
Najwyższego, który jest Moim Ojcem.»
«Uważaj na to, co
mówisz! To
śmiały język! Mógłby Ci zaszkodzić!» [– ostrzega faryzeusz. Jezus mu
odpowiada:]
«Bardziej
zaszkodziłoby Mi
kłamstwo, gdyż to by znaczyło wypaczyć Moją Naturę i zaprzeczyć Temu,
od którego
pochodzę...»
«Jesteś więc
Bogiem, Słowem
Boga?»
«Jestem» [–
stwierdza Jezus.]
«I w ten sposób to
mówisz? W
obecności tak wielu świadków, którzy mogliby temu zaprzeczyć?»
«Prawda nie
kłamie. Prawda nie
kalkuluje. Prawda jest bohaterska» [– oświadcza Jezus.]
«I to jest
prawda?» [– pyta
faryzeusz.]
«Prawdą jest Ten,
który do was
mówi, gdyż Słowo Boże tłumaczy Myśl Boga, a Bóg jest Prawdą.»
Ludzie zamienili
się w słuch. W
milczeniu i z uwagą śledzą dyskusję, która toczy się bez zażartości.
Przybyli
jeszcze inni, z dalszych miejsc. Lud wypełnia dziedziniec po brzegi.
Setki twarzy są
zwrócone ku jednemu punktowi. Przez wyloty prowadzące na inne
dziedzińce ukazuje się
tłum z wyciągającymi się szyjami, aby widzieć i słyszeć...
Elchiasz, członek
Sanhedrynu, i jego
przyjaciele spoglądają na siebie... To jakby przekaz telefoniczny przez
spojrzenia. Ale
opanowują się. I nawet stary doktor [Prawa] pyta całkiem grzecznie:
«A co powinno się
czynić dla
zapobieżenia karom, które przewidujesz?»
«Iść za Mną, a
przede wszystkim
wierzyć Mi. I jeszcze więcej: kochać Mnie» [– odpowiada Jezus.]
«Przynosisz
szczęście?» [–
dopytuje się faryzeusz.]
«Nie. Jestem
Zbawicielem» [–
odpowiada Jezus.]
«Nie masz
wojska...» [– stwierdza
faryzeusz.]
«Mam Siebie.
Przypomnij sobie,
przypomnijcie sobie dla waszego dobra, z litości dla waszych dusz,
przypomnijcie sobie
słowa Pana skierowane do Mojżesza i Aarona, kiedy byli jeszcze w
Egipcie: „Niech
każdy członek ludu Bożego weźmie baranka bez skazy, samca
jednorocznego. Jednego na
dom. A jeśli liczba osób w rodzinie nie jest wystarczająca do spożycia
całego
baranka, weźcie go z sąsiadami. I złożycie go w ofierze czternastego
dnia miesiąca
Abid, który teraz nazywa się Nisan. I niech krwią ofiarowanego baranka
obmyje się
futryny i gzymsy drzwi waszych domów. A w nocy będziecie spożywać mięso
upieczone w
ogniu z chlebem niekwaszonym i dziką sałatą. To, co by mogło pozostać,
spalicie w
ogniu. Będziecie jeść z przepasanymi biodrami i z obutymi nogami, z
laską w ręku,
pośpiesznie, gdyż nastąpi przejście Pana. Tej nocy Ja przejdę,
uderzając wszystkich
pierworodnych wśród ludzi i zwierząt, którzy będą się znajdować w
domach, nie
oznaczonych krwią baranka.” Obecnie, w czasie nowego przejścia Boga, najprawdziwszego
przejścia – gdyż Bóg rzeczywiście przechodzi pośród was w sposób
widoczny,
rozpoznawalny w Swych znakach – zbawienie będzie udziałem tych, którzy
są naznaczeni
znakiem Krwi Baranka. Zaprawdę wszyscy zostaną nim naznaczeni.
Ale jedynie ci,
którzy kochają Baranka i którzy pokochają Jego Znak, osiągną zbawienie
przez tę
Krew. Dla innych będzie on znakiem Kaina. A wiecie, że Kain nie
zasłużył na
oglądanie oblicza Pana i nie doznał już nigdy odpoczynku. Odszedł,
ogarnięty
niepokojem sumienia, który go ścigał, dotknięty karą przez szatana:
swego okrutnego
nauczyciela. I błąkał się, uciekając po ziemi, jak długo żył. Wielki,
wielki
symbol Ludu, który uderzy nowego Abla...»
«Ezechiel także
mówi o [znaku]
Tau... Czy sądzisz, że Tau Ezechiela to również Twój Znak?»
«Tak. To on» [–
potwierdza
Jezus.]
«Oskarżasz nas
więc, że w
Jerozolimie są [rzeczy] odrażające?»
«Chciałbym móc
tego nie robić,
lecz tak jest» [– mówi Jezus.]
«Ale czy pośród
tych, którzy są
naznaczeni [znakiem] Tau, nie ma grzeszników? Możesz to poprzysiąc?» [–
pytają Go
dalej.]
«Ja nie
przysięgam. Powiem tylko,
że jeśli pośród naznaczonych znajdą się grzesznicy, jeszcze
straszniejsza będzie
ich kara, gdyż cudzołożnicy duchowi, odstępcy, zabójcy Boga – którymi
się staną,
choć wcześniej byli Jego uczniami – będą największymi w Piekle.»
«Ale ci, którzy
nie mogą
uwierzyć, że Ty jesteś Bogiem, nie będą mieli grzechu. Będą
usprawiedliwieni...»
«Nie [– zaprzecza
Jezus].
Gdybyście nie poznali Mnie, gdybyście nie mogli dostrzec Moich dzieł,
gdybyście nie
mogli sprawdzić Moich słów, nie mielibyście winy. Gdybyście nie byli
doktorami w
Izraelu, nie mielibyście winy. Wy jednak znacie Pisma i widzicie Moje
dzieła. Możecie
dokonać porównania. Jeśli uczynicie to uczciwie, ujrzycie Mnie w
słowach Pisma.
Widzicie we Mnie słowa Pisma zamienione na czyny. Nie zostaniecie zatem
usprawiedliwieni
za to, że Mnie nie rozpoznaliście i że Mnie znienawidziliście. Zbyt
wiele jest
odstępstwa, zbyt wiele bożków, zbyt wiele nierządu tam, gdzie powinien
być jedynie
sam Bóg. Tak [dzieje się] w każdym miejscu, gdzie jesteście. Zbawienie
polega na
odrzuceniu tego i na przyjęciu Prawdy, która mówi do was. W rezultacie
tam, gdzie
zabijacie lub usiłujecie zabijać, sami zostaniecie doprowadzeni do
śmierci. I z tej
przyczyny zostaniecie osądzeni na krańcach Izraela – tam, gdzie upada
wszelka ludzka
władza, gdzie sam Wieczny jest Sędzią tych, których stworzył» [–
wyjaśnia im
Jezus.]
«Dlaczego mówisz w
ten sposób,
Panie? Jesteś surowy!»
«Jestem
prawdomówny. Jestem
Światłością. Światłość została wysłana dla oświecenia Ciemności. Jednak
Światłość musi jaśnieć swobodnie. Byłoby daremne, gdyby Najwyższy
zsyłał Swe
Światło, aby następnie nałożyć korzec na to Światło. Nawet ludzie tak
nie
postępują, gdy zapalają światło. Przecież byłoby bezużyteczne zapalanie
go. Jeśli
je zapalają, czynią to po to, aby oświetlało i aby ten, kto wchodzi,
mógł je
ujrzeć. Ja przychodzę postawić Światło w zamroczonym ziemskim domu Mego
Ojca, aby ci,
którzy się w nim znajdują, widzieli jasno. I Światłość oświeca.
Błogosławcie
ją, gdy swymi bardzo jasnymi promieniami ukazuje wam gady, skorpiony,
zasadzki,
pajęczyny, pęknięcia murów. Czyni to z miłości do was, aby wam dać
możność
poznania siebie; abyście się stali ponownie czyści; aby przegonić
szkodliwe
zwierzęta: namiętności i grzechy; aby was odnowić, nim będzie zbyt
późno; abyście
– nim wpadniecie do zasadzki szatana – ujrzeli, że na niej stawiacie
stopy. Aby
jednak widzieć, oprócz jasnego światła potrzeba wyraźnie [widzącego]
oka. Światło
nie przechodzi przez oko, które choroba okryła nieczystościami.
Oczyśćcie wasze oczy,
oczyśćcie ducha, aby Światłość mogła w was zstąpić. Po co niszczeć w
Ciemnościach, gdy Najlepszy zsyła wam Światło i Lekarstwo, aby was
uzdrowić? Jeszcze
nie jest za późno. W godzinie, która wam pozostaje, przyjdźcie,
przyjdźcie do
Światłości, do Prawdy, do Życia. Przyjdźcie do waszego Zbawiciela,
który do was
wyciąga ramiona, który otwiera przed wami Swe serce, który was błaga o
przyjęcie Go
dla waszego wiecznego dobra.»
Jezus naprawdę
błaga, błaga z
miłością. Jest pozbawiony tego wszystkiego, co nie jest miłością...
Nawet
najbardziej okrutni, najbardziej zatwardziali, upojeni nienawiścią,
odczuwają to i
broń wypada im z rąk. Ich trucizna nie ma już mocy, by wytrysnąć
kwasem. Spoglądają
na siebie. Potem Elchiasz w imieniu wszystkich mówi:
[por. Łk 11,37n]
«Dobrze powiedziałeś,
Nauczycielu! Proszę Cię, abyś przyjął [zaproszenie] na ucztę, jaką
wydam dla
uczczenia Ciebie.»
«Nie proszę o
żadną inną
chwałę, jak tylko zdobycie waszych dusz. Pozostaw Mnie Mojemu
ubóstwu...» [– prosi
Jezus.]
«Chcesz mnie
znieważyć
odmawiając?!»
«To nie jest
zniewaga. Proszę cię,
abyś Mnie pozostawił z Mymi przyjaciółmi.»
«Ależ oni również!
Któż może w
to wątpić? Ich [zapraszam] z Tobą. To wielki zaszczyt dla mojego
domu!... Wielki
zaszczyt!... Chodzisz do innych wielkich! Dlaczego nie do Elchiasza?»
«Dobrze...
przyjdę. Ale wierz Mi,
że nie będę mógł powiedzieć ci w zaciszu twego domu słów odmiennych od
tych,
które powiedziałem tutaj, pośród ludu» [– mówi Jezus.]
«Ja też nie! Ani
moi przyjaciele!
Czy możesz jeszcze wątpić?»
Jezus przygląda
się Elchiaszowi
bacznie, uważnie. Potem mówi:
«Wątpię jedynie w
to, czego nie
wiem. Ale znam myśli ludzi. Chodźmy więc do twego domu... Pokój tym,
którzy Mnie
słuchali.»
I u boku Elchiasza
wychodzi ze
Świątyni, a za Nim – Jego apostołowie, bez entuzjazmu, wymieszani z
przyjaciółmi
Elchiasza.
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
04 (102)04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychwięcej podobnych podstron