Frank Herbert
Diuna
. 14 .
Chyba nie ma straszliwszego olśnienia nad to, w którym
odkrywasz, iż twój ojciec jest człowiekiem w ludzkim ciele.
z Myśli zebranych MuadDiba" opracowanych przez księżniczkę Irulan
- Paul, nienawidzę tego, co robię, ale nie mam wyjścia -
powiedział książę. Stał pod przenośnym wykrywaczem trucizny wniesionym do sali
konferencyjnej na czas śniadania. Sensorowe macki urządzenia zwisały bezwładnie
nad stołem, przywodząc Paulowi na myśl jakiegoś nieznanego owada, który właśnie
zdechł przed chwilą. Uwagę księcia pochłaniało lądowisko za oknami i kłębiący
się nad nim tuman pyłu na tle porannego nieba. Paul miał przed sobą przeglądarkę
z krótkim wycinkiem filmu na temat religijnych praktyk Fremenów. Materiał
zebrany przez jednego z ekspertów Hawata bulwersował Paula aluzjami do jego
osoby.
"Mahdi!"
"Lisan al-Gaib!"
Zamykając oczy słyszał jeszcze okrzyki tłumów. A więc to na to
czekają- pomyślał. I przyszły mu na pamięć słowa Matki Wielebnej: "Kwisatz
Haderach". Na ich wspomnienie ożyły w nim emocje straszliwego przeznaczenia,
mrocząc ten obcy świat poczuciem swojskości, której nie pojmował.
- Nienawidzę - powiedział książę.
- Co masz na myśli, sir?
Leto odwrócił się spoglądając z góry na syna.
- Bowiem Harkonnenowie zamierzają mnie zwieść rzucając
podejrzenie na twoją matkę. Nie wiedzą, że prędzej bym podejrzewał samego
siebie.
- Nie rozumiem, sir.
Leto ponownie spojrzał za okna. Białe słońce płonęło już
całkiem wysoko w kwadrancie przedpołudnia. Mleczne światło wydobywało kipiel
obłoków pyłu wsypującego się do ślepych kanionów, którymi ponacinany był Mur
Zaporowy. Nieśpiesznie, cichym od hamowanego gniewu głosem, książę opowiedział
Paulowi o tajemniczym liście.
- Równie dobrze mnie mógłbyś podejrzewać - powiedział Paul.
- Oni muszą uznać, że im się udało - rzekł książę. - Muszą
sądzić, że jestem taki głupi. I musi na to wyglądać. Nawet twoja matka nie
powinna wiedzieć o mistyfikacji.
- Ależ sir! Dlaczego?
- Reakcja twojej matki nie może być udawana. Och, ona potrafi
doskonale udawać...lecz zbyt wiele od tego zależy. Mam nadzieję wykurzyć zdrajcę
z nory. Powinno im się wydawać, że zostałem kompletnie wyprowadzony w pole.
Zadanie jej w ten sposób bólu jest konieczne, by ominęło ją większe cierpienie.
- Dlaczego mnie o tym mówisz, ojcze Mogę się zdradzić.
- Na ciebie nie będą patrzeć pod tym kątem. Dotrzymasz
tajemnicy. Musisz dotrzymać.
Przybliżył się do okien i mówił odwrócony tyłem.
- W ten sposób, gdyby mnie się coś stało, ty będziesz mógł jej
powiedzieć prawdę: że nigdy w nią nie zwątpiłem, nawet na mgnienie oka.
Chciałbym, żeby ona o tym wiedziała.
W słowach ojca Paul wyczytał myśli o śmierci, powiedział
pośpiesznie:
- Nic ci się nie stanie, sir. Oni...
- Cicho bądź, synu.
Paul nie spuszczał oczu z pleców ojca, dostrzegając zmęczenie w
nachyleniu szyi, w linii ramion, w zwolnionych ruchach.
- Jesteś po prostu zmęczony, ojcze.
- J e s t e m zmęczony - zgodził się książę. - Jestem moralnie
zmęczony. Pewnie dopadła mnie wreszcie melancholia degeneracji wielkich rodów. A
byliśmy kiedyś tak mocnymi ludźmi.
Paul odezwał się z nagłym rozdrażnieniem:
- Nasz ród się nie zdegenerował.
- Nie? - książę odwrócił się twarzą do syna, ukazując ciemny
kręgi pod chłodnymi oczami; na ustach miał cyniczny grymas.
- Powinienem był poślubić twą matkę, uczynić jat moją księżną.
Ale...mój wolny stan daje jeszcze pewnym rodom nadzieję na możliwość koligacji
ze mną przez ich córki na wydaniu. - Wzruszył ramionami. - Więc ja...
- Matka mi to wytłumaczyła.
- Wódz niczym tak nie zdobywa serc, jak imponowaniem brawurą -
powiedział książę. - Przeto obnoszę się z tą swoją brawurą.
- Jesteś dobrym przywódcą - zaprotestował Paul. - Dobrym
władcą. Ludzie idą za tobą chętnie i z miłością.
- Mam jeden z najlepszych korpusów propagandy - powiedział
książę. Znowu zatonął spojrzeniem w basenie. - Tu na Arrakis mamy większą
szansę, niż mogłoby podejrzewać Imperium. A jednak czasami przychodzi mi do
głowy, że lepiej byłoby uciec, zostać renegatem. Czasami chciałbym, byśmy
pogrążyli się w anonimowości rzesz ludzkich, mniej wystawieni na...
- Ojcze!
- Tak, j e s t e m zmęczony - powiedział książę. - Czy
wiedziałeś, że owad przyprawy wykorzystujemy jako surowiec, i że mamy już własną
fabrykę do produkcji podłoża filmów?
- Sir?
- Nie może nam zabraknąć folii podłożowej - powiedział książę.
- Jakże tu bez niej zalewać wsie i miasta naszą informacją? Ludzie muszą się
dowiedzieć, jak dobrze nimi rządzę. Skąd by wiedzieli, gdybyśmy im nie donosili?
- Powinieneś trochę odpocząć - powiedział Paul.
Ponownie książę stanął twarzą w twarz z synem.
- O mało nie zapomniałem wymienić jeszcze jednej zalety
Arrakis. Tutaj we wszystkim jest przyprawa. Oddychasz nią i jesz ją prawie we
wszystkim. I dochodzę do wniosku, że daje ona pewną naturalną odporność na
niektóre z najbardziej popularnych trucizn z Poradnika Assassina. Zaś
konieczność liczenia każdej kropli wody sprawia, że cały przemysł spożywczy -
hodowla drożdży, hydroponika, chemia spożywcza, wszystko - znajduje się pod
najściślejszym nadzorem. Nie możemy wymordować znacznej części naszej populacji
za pomocą trucizny - ani też nie można nas w ten sposób zaatakować. Arrakis
czyni nas moralnymi i etycznymi.
Paul chciał coś powiedzieć, ale książę nie dopuścił go do
głosu.
- Muszę się przed kimś wygadać, synu - rzekł z westchnieniem.
Zerknął przez ramię na wypalony krajobraz, z którego zniknęły już teraz nawet i
kwiaty stratowane przez żeńców rosy, zwarzone przedpołudniowym słońcem.
- Na Kaladanie władaliśmy przy pomocy potęgi morskiej i
powietrznej - powiedział książę. - Tutaj musimy dochrapać się potęgi pustynnej.
Oto twoje dziedzictwo; Paul. Co z tobą będzie, jeśli mnie zabraknie Nie, nie
zostaniesz głową rodu renegatów, lecz partyzantem - uciekającym, ściganym.
Paul rozpaczliwie szukał słów, nie wiedząc, co powiedzieć.
Nigdy nie widział swojego ojca aż tak przybitego.
- Kto chce utrzymać Arrakis - mówił książę - staje przed
podjęciem decyzji, których ceną może się okazać własna godność.
Wskazał za okno na zielono-czarny sztandar Atrydów zwisający
martwo z masztu na skraju lądowiska.
- Ten chlubny sztandar może stać się symbolem wielu strasznych
rzeczy.
Paul przełknął suchość w ustach. W słowach ojca była
beznadziejność, przeczucie nieuchronnego losu, które zostawiło ciężar pustki w
piersi chłopca. Książę wyjął z kieszeni tabletkę przeciw zmęczeniu i połknął ją
nie popijając.
- Siła i strach - powiedział. - Narzędzia dyplomacji. Muszę
przykazać, by położono silniejszy nacisk na twoje szkolenie partyzanckie. W tym
wycinku filmu - nazywają cię tam "Mahdi" - "Lisan al-Gaib" - to może stać się
dla ciebie ostatnią deską ratunku.
Paul wpatrywał się w ojca dostrzegając, jak pod wpływem
tabletki prostują się mu ramiona, ale w pamięci miał jego słowa pełne lęku i
niepewności.
- Co zatrzymało ekologa? - wymamrotał książę. - Mówiłem
Hawatowi, żeby przysłał go wcześnie.
następny
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
T 14Rzym 5 w 12,14 CZY WIERZYSZ EWOLUCJIustawa o umowach miedzynarodowych 14 00990425 14foto (14)DGP 14 rachunkowosc i audytPlakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14022 14 (2)index 14Program wykładu Fizyka II 14 15więcej podobnych podstron