Attaché: Tupolew miał lądować w Moskwie
Aktualizacja: 2011-03-30 8:57 pm
Pracownicy Ambasady RP w Moskwie otrzymali informację, że ze względu na niekorzystne
warunki pogodowe Tu-154M zostanie skierowany na lotnisko zapasowe.
Rankiem 10 kwietnia, przed lądowaniem polskiego tupolewa na Siewiernym, pracownicy
Ambasady RP w Moskwie otrzymali informację, że ze względu na niekorzystne warunki
pogodowe samolot zostanie skierowany na lotnisko zapasowe. Alternatywą miały być: Briańsk
lub podmoskiewskie Wnukowo – ustalił “Nasz Dziennik”. Informację taką przekazał polskim
prokuratorom attaché obrony ambasady gen. Grzegorz Wiśniewski. Wiśniewski, który oczekiwał
w Smoleńsku na prezydencką delegację, nawet nie wysiadł z busa, którym przyjechał. Był
przekonany o przekierowaniu maszyny. Mówił mu o tym Grzegorz Cyganowski, drugi sekretarz
ambasady RP w Moskwie.
Na około półtorej godziny przed planowanym lądowaniem rządowego tupolewa na smoleńskim lotnisku
Piotr Marciniak, pełniący obowiązki zastępcy ambasadora RP Jerzego Bahra w Moskwie, który 10
kwietnia nie był obecny w Smoleńsku, otrzymał informację od Grzegorza Cyganowskiego, drugiego
sekretarza Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Moskwie, że z uwagi na złe warunki pogodowe, jakie
panują nad Smoleńskiem, planowane jest lądowanie samolotu Tu-154 na moskiewskim lotnisku
Wnukowo. Pod uwagę brano też lotnisko w Mińsku lub Witebsku.
Podobną informację otrzymał Grzegorz Wiśniewski, attaché obrony przy ambasadzie, który był w dniu
katastrofy na lotnisku Siewiernyj wraz z delegacją ambasadora Jerzego Bahra. Z jego relacji wynika, że
informację tę podał ktoś ze strony polskiej. Było to około pół godziny przed planowanym przylotem, tuż
po przybyciu delegacji polskiej ambasady na płytę lotniska Siewiernyj. Według relacji gen.
Wiśniewskiego, była mowa o Briańsku lub Moskwie. Marciniak przyznaje, że optował za lotniskiem
Wnukowo ze względu na dość bliską lokalizację względem Ambasady RP w Moskwie – odległość nie
przekraczała 20 kilometrów. W międzyczasie kontaktował się w tej sprawie z Cyganowskim, aby ustalić,
na którym zapasowym lotnisku samolot będzie lądował. Jednak Cyganowski nie potrafił tego określić.
Około godz. 11.00 czasu lokalnego (godz. 9.00 czasu polskiego) o katastrofie poinformowała go
sekretarka ambasadora. Marciniak był wtedy w drodze na lotnisko Wnukowo, by tam organizować
przyjęcie prezydenckiej delegacji.
Antoni Macierewicz, przewodniczący parlamentarnego zespołu do spraw wyjaśnienia katastrofy
smoleńskiej, wskazuje, że w trakcie lotu Tu-154M toczyły się rozmowy między przedstawicielami władz
polskich i rosyjskich na temat zmiany lotniska docelowego. A ewentualna decyzja o przekierowaniu
samolotu mogła być tylko jednym ze scenariuszy, jaki rozgrywał się 10 kwietnia 2010 roku,
scenariuszem, który upadł. – Według mojej wiedzy, pan Marciniak nie tylko otrzymał informację, ale też
dyspozycję udania się na lotnisko podmoskiewskie i to zrobił. Już w drodze, w samochodzie, dowiedział
się o katastrofie – mówi Macierewicz. – O potrzebie szukania lotniska zapasowego mówił też płk Nikołaj
Krasnokutski. Melduje o tym moskiewskiemu operatowi podlegającemu Dowództwu Sił Powietrznych
Federacji o kryptonimie “Logika”. Zapisy z rozmów z wieży z centralą moskiewską świadczą o tym, że
decyzję co do rzeczywistego lądowania samolotu w Smoleńsku podejmowały władze rosyjskie. Nie
wykluczam, że było to w porozumieniu z przedstawicielami rządu pana Tuska. Wskazuje na to choćby
fakt, iż w rok po tej tragedii nadal nie przesłuchano ani polskiego premiera ani żadnego ministra
odpowiedzialnego za organizowanie tej wizyty – twierdzi poseł. Faktem jest, że wieża kontroli lotów nie
podejmowała decyzji samodzielnie. – Należałoby ustalić, dlaczego, pomimo wielu meldunków do
Moskwy o braku warunków do lądowania, nieustalona po dziś dzień osoba, najprawdopodobniej jakiś
1
polityczny dysponent, podjęła decyzję skierowania samolotu Tu-154 na lotnisko Smoleńsk Północny. Do
dziś nikt tej osoby nie próbuje nawet zidentyfikować – stwierdza Macierewicz.
Lotnisko spowijała gęsta mgła
Jak relacjonuje gen. Wiśniewski, warunki pogodowe 10 kwietnia w Smoleńsku były złe, panowała gęsta
mgła, która spowijała zarówno samo lotnisko, jak i jego okolice. Wiśniewski przyznaje przy tym, że nie
słyszał żadnego odgłosu pracy silników samolotu czy też innych dźwięków, które mogły wskazywać na
to, że samolot podchodził do lądowania. Polski attaché udał się na miejsce katastrofy wraz z
ambasadorem Bahrem. Widział tam rosyjskich strażaków, którzy dogaszali niewielkie ogniska
pożarowe, w dalszym ciągu w rejonie katastrofy utrzymywała się gęsta mgła.
Z kolei z relacji Longiny Putki, radcy konsularnego w ambasadzie RP w Moskwie, wynika, że mgła nad
Smoleńskiem pojawiła się nagle. Putka przebywała w Smoleńsku także w dniu wizyty polskiego
premiera Donalda Tuska, 7 kwietnia, i pozostała tam do 10 kwietnia, pełniąc obowiązki konsula
dyżurnego do spraw kontaktów z miejscową administracją. W dniu katastrofy, gdy jechała ze
Smoleńska do Katynia rankiem, około godziny dziewiątej czasu moskiewskiego, pogoda w Smoleńsku
była słoneczna, niebo było prawie bezchmurne. W połowie drogi pogoda jednak nagle się załamała,
niebo zrobiło się ciemne. Również na lotnisku pojawiła się gęsta mgła. Putka uczestniczyła też w
spotkaniach z kilkuosobową grupą z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, która w marcu
ubiegłego roku przybyła do Moskwy w celu ustalenia szczegółów wizyty prezydenta Kaczyńskiego na
uroczystościach katyńskich. W skład grupy wchodziła m.in. Katarzyna Doraczyńska, pracownik biura
prasowego kancelarii, która zginęła później w katastrofie smoleńskiej. Grupa, która przyjechała z
Warszawy, spotkała się w Moskwie z ambasadorem Jerzym Bahrem. Polska konsul przyznaje, że
spotkanie to było krótkie. Jej rozmowy z grupą z kancelarii prezydenckiej dotyczyły m.in. spotkania
prezydenta z przedstawicielami Polonii w Smoleńsku i w Katyniu. Delegacja prezydencka przebywała w
Moskwie krótko, nieco ponad dobę, po czym wróciła do Warszawy. Z relacji przedstawionej na jednym z
posiedzeń parlamentarnego zespołu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej przez Adama
Kwiatkowskiego, eksperta w gabinecie szefa Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który był
w Smoleńsku w dniu katastrofy, wynika, iż pięcioosobowa grupa, która z ramienia Kancelarii Prezydenta
przygotowywała wizytę 10 kwietnia, była gorzej traktowana przez stronę rosyjską niż ta zabezpieczająca
wizytę premiera Donalda Tuska wyznaczoną na 7 kwietnia. Chodziło m.in. o różnice w zakwaterowaniu
podczas pobytu w Moskwie. Jak wynika z relacji Kwiatkowskiego, grupa z Kancelarii Prezydenta Lecha
Kaczyńskiego podczas swego pobytu w Moskwie była wyłączona z udziału w większości spotkań z
przedstawicielami strony rosyjskiej. Nie mogła też przeprowadzić rekonesansu na lotnisku Siewiernyj.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik, Czwartek, 31 marca 2011, Nr 75 (4006)
(" Attaché: Tupolew miał lądować w
Moskwie")
2