4
Meagan Mc Kinney
Lodowa Panna
5
Tommyemu Robersonowi i Clare Elizabeth Leigh Glenn,
przyjacio³om moim, Johnniego, Mary, Jaya, Logana i Kate na zawsze
6
Osuszanie wdowich ³ez
to jedno z najniebezpieczniejszych zajêæ dla mê¿czyzny
Dorothy Dix
7
Czêæ pierwsza
Za zimno,
by spaæ samotnie
8
9
1
Wyspa Herschel, Morze Beauforta, Kanada
Tu¿ przed pó³noc¹, 13 lutego 1857 roku
N
oel Magnus przegra³ szepn¹³ jeden z mê¿czyzn i urwa³. Obejrza³
siê za siebie z lêkiem, jakby spodziewa³ siê, i¿ za plecami ujrzy miej¹-
cego siê zeñ szatana. Jego towarzysze siedzieli st³oczeni przy kontuarze
baru, jedynego na szeædziesi¹tym równole¿niku szerokoci pó³nocnej,
z kuflami piwa w zniszczonych od mrozu rêkach.
Nie przytaknêli mu ani nie zaprzeczyli, jakby zmrozi³y ich te strasz-
ne s³owa.
Tacy jak on nie przegrywaj¹ szepn¹³ inny. Chwyci³ siê za g³owê
i rozejrza³ niespokojnie po niewielkim pomieszczeniu, które nosi³o nazwê
baru Pod Lodow¹ Pann¹. Przysi¹g³ lady Franklin, ¿e odnajdzie jej mê¿a.
Ju¿ trzy lata szuka go po ca³ej Pó³nocy. No i nagrodê wyznaczyli ach, te
góry z³ota, s³odki aromat raju Nie mówcie, ¿e to wszystko stracone!
Ten dziki kraj nie pokona³ jeszcze Magnusa odezwa³ siê bun-
towniczo m³ody mê¿czyzna z krótko przyciêtymi jasnoblond w³osami,
kul¹c siê w swojej parce z futra karibu. Nie wiadomo kiedy podniós³ siê
wiatr, który z hukiem ³omota³ teraz o belkowane ciany; dwa prostok¹ty
szk³a spe³niaj¹ce latem funkcjê okien pokrywa³a z³owroga warstwa lodu.
Ani na m³odym chwacie, ani na pozosta³ych nie robi³o to jednak wra¿e-
nia, podobnie jak sople lodu, które niczym stalaktyty zwisa³y z parape-
tów a¿ do pod³ogi, chocia¿ okiennice zamkniêto od zewn¹trz ju¿ wiele
tygodni temu, by os³oniæ bywalców baru przed niekoñcz¹c¹ siê noc¹.
10
To, co ludzie z Fortu Garryego opowiadaj¹ o jego mierci, to musi
byæ nieprawda. Magnus wróci, i to lada chwila. Lodowa Panna go zmu-
si. Prêdzej by nasz nieustraszony przyjaciel Magnus zgin¹³ w mêkach,
ni¿ pogodzi³ siê z tym, ¿e nie zobaczy wiêcej na oczy tej piêknoci
Alexander McIntyre, mê¿czyzna o postarza³ej, zniszczonej wiatrem twa-
rzy, wskaza³ wzrokiem majacz¹c¹ w przeciwleg³ym k¹cie pomieszcze-
nia sylwetkê.
By³a to bia³a kobieta, jedyna w barze osoba poza traperami. Oparta
o byle jak sklecony drewniany kontuar wpatrywa³a siê ponuro w szron
gromadz¹cy siê w szparach miêdzy drewnianymi belkami cian, nie usi-
³uj¹c bynajmniej przys³uchiwaæ siê rozmowie.
Lodowa Panna mia³a na sobie strój tubylców. D³ugi do ziemi eski-
moski amautik z frêdzlami sprawia³ wra¿enie, jakby jego w³acicielka
nigdy w ¿yciu nie nosi³a nic innego. Ubioru dope³nia³y grube bajowe
obcis³e spodnie i mukluks eskimoskie buty z futra polarnego niedwie-
dzia, a tak¿e stary pistolet z zamkiem ska³kowym, zawieszony na pasie
z niewyprawionej skóry.
Jaki Anglik, nie znaj¹cy zwyczajów Pó³nocy, móg³by byæ zasko-
czony wygl¹dem tej kobiety, lecz po chwili niew¹tpliwie uleg³by jej uro-
kowi. Amautik z wyblak³ej skóry ³osia doskonale pasowa³ do jej kolory-
tu, jako ¿e by³ dok³adnie tej samej barwy, co rozpuszczone z³otoblond
w³osy, opadaj¹ce fal¹ na wielki kaptur podszyty futrem rosomaka. Kap-
tur wiadczy³, i¿ by³a niezamê¿na. Amautik by³ strojem Eskimosek, któ-
re w obszernych kapturach nosi³y swoje ma³e dzieci; w kapturze tej ko-
biety nie spa³o ¿adne niemowlê. M³odsi mê¿czyni, którzy odwiedzali
bar, lubili sobie wyobra¿aæ, ¿e ilekroæ ogl¹da siê za siebie, dostrzegaj¹
w jej twarzy cieñ smutku.
Dwudziestosiedmioletnia Rachel Ophelia Howland, niezamê¿na
i bezdzietna, wszêdzie indziej by³aby uwa¿ana za star¹ pannê. Na zapo-
mnianej jednak¿e przez Boga i ludzi Pó³nocy, na obszarze ponad trzech
tysiêcy kilometrów kwadratowych nie by³o ani jednego mê¿czyzny, któ-
ry nie by³by gotów na wszystko, byleby staæ siê ojcem dziecka panny
Rachel.
Rachel wygl¹da dzi wyj¹tkowo licznie William Mark, m³o-
dzieniec o jasnej kêdzierzawej czuprynie, pos³a³ w jej kierunku posêpne
spojrzenie.
Umy³a nawet w³osy, wyobra¿asz sobie? A gor¹c¹ wodê ostatni
raz widzia³em w czerwcu. Inigo Weekes, którego czarne oczy wiad-
czy³y o hiszpañskim pochodzeniu, ponuro poci¹gn¹³ z kufla ³yk piwa.
Za³o¿ê siê, ¿e to nie dla ¿adnego z nas. Wytar³ usta rêkawem. Bo¿e,
11
spraw, ¿eby Magnus nie zgin¹³. Bo jak zgin¹³, to nie tylko lady Franklin
bêdzie gorzko rozczarowana. Nam te¿ nie pozostanie nic innego, ni¿
dalej szukaæ jej mê¿a, a¿ w koñcu wszyscy gdzie pozamarzamy. A co
gorsza, jeli Magnus nigdy wiêcej siê tu nie poka¿e, panna Rachel bê-
dzie nas traktowaæ jak najpodlejszy wilczy pomiot, jaki kiedykolwiek
w³óczy³ siê po tych bagnach
Rachel Howland wyjê³a zza pasa stary pistolet ska³kowy ojca. Spo-
kojnie, jakby by³a to najzwyklejsza w wiecie rzecz, wetknê³a lufê w sze-
rok¹ szparê miêdzy belkami. Za cian¹ da³ siê s³yszeæ dziwny pomruk,
a potem czyje ciê¿kie kroki. Gdy odsunê³a pistolet od otworu, znikn¹³
ju¿ stamt¹d czarny, b³yszcz¹cy nos, a na jego miejscu pojawi³a siê ogrom-
na ³apa bia³ego niedwiedzia polarnego, z pazurami wielkoci zêbów
rekina.
Zabieraj siê, ty przeklêty kundlu! krzyknê³a, mocuj¹c siê z ³ap¹,
która na lepo szuka³a ³upu. Wali³a w ni¹ tak d³ugo, a¿ w koñcu nie-
dwied zrezygnowa³. Szykowa³ siê do drugiej rundy, gdy Rachel we-
tknê³a w szparê zielon¹ butelkê whisky. Teraz s³ychaæ by³o ju¿ tylko stu-
kanie niedwiedzich zêbów o szk³o szczególny rodzaj muzyki, któr¹
szybko zag³uszy³o wycie wiatru.
Rachel zwróci³a spojrzenie ciemnob³êkitnych oczu na czterech mê¿-
czyzn siedz¹cych wokó³ sto³u. Co siê tak gapicie? zdawa³a siê mó-
wiæ jej mina. Skarceni, spucili oczy.
Ju¿ cztery tygodnie temu mia³ nas zabraæ z powrotem na statek.
Co musia³o mu siê przydarzyæ Weekes z ponur¹ min¹ opró¿ni³ kufel.
Luke Smith, czwarty z obecnych przy stole, pokiwa³ g³ow¹.
Pamiêtacie, jak by³ tu ostatnim razem? Przez te wszystkie lata, od
kiedy jest w Arktyce, zawsze wraca³ Pod Lodow¹ Pannê. W ubieg³ym
roku miss Rachel jej ojciec wtedy zmar³, pamiêtacie? by³a strasznie
przygnêbiona, no i Magnus robi³, co móg³, ¿eby j¹ pocieszyæ. Mówi³
nawet, ¿e mo¿e siê z ni¹ o¿eni i zabierze z tego przeklêtego miejsca. Nigdy
go takim nie widzia³em Nie, on by tu wróci³, jakby móg³.
Taki pewny? zapyta³ William Mark z cynicznym b³yskiem
w oku. Nie pamiêtasz, co siê z ni¹ póniej dzia³o? By³a wciek³a. Do-
s³ownie wciek³a. Idê o zak³ad, ¿e Magnus nie wyjdzie z kryjówki. Zo-
stawi³ j¹, machn¹³ rêk¹ na ma³¿eñskie obiecanki. Dobrze wie, co za zió³-
ko z Rachel
Rachel ³atwo wpada w z³oæ zgodzi³ siê Alexander McIntyre
ale marzy tylko o tym, ¿eby wróciæ do normalnego wiata, wyjæ za m¹¿
i mieæ dzieci. Jak wszystkie kobiety, o ile mi wiadomo A tu nic z tego.
Nie ma dziewczyna szczêcia Ojciec pracowa³ na statku wielorybniczym,
12
a potem musia³ uciekaæ i kupi³ ten bar. A teraz nie ¿yje Rachel zosta³a
sama na Herschel.
Mylisz, ¿e to Edmund Hoar móg³ w koñcu za³atwiæ Magnusa?
Zapad³o posêpne milczenie.
Inigo Weekes spojrza³ kolejno na ka¿dego z towarzyszy.
Hoar od lat marzy³ o mierci Magnusa. To miertelni wrogowie.
Hoar przysi¹g³ sobie, ¿e pierwszy odnajdzie Franklina.
I ta ziemia mog³a pokonaæ Magnusa, i jego odwieczny wróg Ed-
mund Hoar móg³ mu w koñcu daæ radê, ale McIntyre znowu rzuci³
okiem na Rachel ja bym siê bardziej ba³ kobiety. Kobieta potrafi znisz-
czyæ mê¿czyznê jak nic innego. Spojrza³ w oczy pozosta³ym. Ma-
gnus wróci. Jestem tego pewien. Jeli bije jeszcze jego serce, jeli nie
zgin¹³ w lodach zatoki Wager, jak powiadaj¹, to wróci na pewno. Mo¿e-
cie mi wierzyæ.
Inigo zmarszczy³ brwi.
Mnie te¿ siê wydaje, ¿e Magnus nie z tych, co gin¹ w lodach. Za
wielkie ma dowiadczenie. Ale Edmund Hoar móg³ zastawiæ na niego
pu³apkê. Mo¿e te plotki s¹ prawdziwe. Mo¿e Magnus nie ¿yje jego
s³owa przerwa³o bicie zegara. Kiedy wybi³ dwunast¹, w izbie zapad³a
miertelna cisza.
Czterej mê¿czyni popatrzyli na Rachel. Dwiêk ostatniego uderze-
nia by³ tak silny, i¿ niemal zag³uszy³ wiatr, by po sekundzie wróciæ cich-
n¹cym echem, odbity od drewnianych belek cian. Rachel wstrzyma³a
oddech. Oczy utkwi³a nieruchomo w drewnianych drzwiach, jakby siê
ba³a, ¿e gdy opuci je choæby na moment, zamieni siê w s³up soli.
Patrzcie no, jak siê natê¿a gdyby by³a czarownic¹, zmusi³aby
go zaklêciami, ¿eby siê tu natychmiast pojawi³ szepn¹³ posêpnie Wil-
liam Mark.
Inigo poci¹gn¹³ solidny ³yk piwa i odwróci³ wzrok od drzwi, tak jakby
go denerwowa³y.
Jej ojciec pope³ni³ okrucieñstwo, ¿e j¹ tu sprowadzi³, a jeszcze
okrutniejsze by³o to, ¿e umar³ i zostawi³ j¹ na ³asce takich jak Magnus.
McIntyre nie podnosi³ oczu znad szklanki. Widok twarzy Rachel, pe³nej
napiêcia i nadziei, wstrz¹sn¹³ nim. Kto inny powinien stopiæ Lodow¹
Pannê. Kto inny, nie Magnus. Noel o wiele bardziej kocha Pó³noc ni¿
jak¹kolwiek kobietê z krwi i koci. Rachel zas³uguje na kogo lepszego.
Ka¿dy z nas chêtnie by siê ni¹ zaopiekowa³, ale ona chce jego
i tylko jego mrukn¹³ Luke Smith.
Nie potrzebujê ¿adnego mê¿czyzny! Da³ siê s³yszeæ kobiecy
okrzyk.
13
Wszyscy czterej spojrzeli na Rachel.
Inigo nachyli³ siê i szepn¹³ do towarzyszy:
No proszê, ta wilczyca z tundry s³yszy jednak, o czym mówimy
Rachel wygl¹da³a ¿a³onie. W bia³ej jak nieg twarzy, obramowanej
mas¹ z³otych w³osów, jedyny barwny akcent stanowi³y b³êkitne oczy.
W wietle lampy lni³y w nich powstrzymywane ³zy.
Mo¿e statek Magnusa nie utkn¹³ w lodach ko³o Bathurst Mo¿e
jego psy wytrzyma³y drogê l¹dem
Nam te¿ nieweso³o, panna Rachel. Mia³ nas zabraæ z powrotem
na statek, kiedy wiosn¹ stopniej¹ lody. Powiedzia³, ¿e mo¿emy wzi¹æ
nagrodê za Franklina, jak znajdziemy
Alexander McIntyre podniós³ rêkê, by ucichli. Wsta³ i spojrza³ na
Rachel.
Mo¿esz sprzedaæ ten bar Edmundowi Hoarowi.Wiesz przecie¿,
¿e na Herschel wszystko nale¿y do jego Kompanii Pó³nocnej. Sprzedaj
mu Lodow¹ Pannê
Gardzê Edmundem Hoarem owiadczy³a Rachel. To chciwa,
pod³a winia. Nigdy nie oddam mu tego, co mój ojciec zdoby³ w³asn¹
krwi¹, potem i ³zami. Rysy jej twarzy stwardnia³y.
Jed na po³udnie, Rachel. Wcale nie musisz tu siedzieæ. Ka¿dy
m³ody chcia³by ciê mieæ wtr¹ci³ William Mark.
Odetchnê³a g³êboko, hamuj¹c ³zy:
Nie znam nikogo na po³udniu. Mia³am tylko ojca. A teraz zosta³a
mi jedynie Lodowa Panna.
Sprzedaj ten bar i szukaj szczêcia gdzie indziej. Zginiesz tu, Rachel.
Bêdziesz oddychaæ, chodziæ, rozmawiaæ, ale w rodku zamarzniesz tak samo
jak ta ziemia. Alexander wpatrywa³ siê w ni¹ z rozdartym sercem.
Rachel odwróci³a siê. Alexander us³ysza³ westchnienie, potem ko-
lejne
Nieoczekiwanie przez szczelinê w belkach niedwied wepchn¹³
z powrotem zielon¹ butelkê. Uderzy³a o pod³ogê z dra¿ni¹cym nerwy
trzaskiem. Rachel otar³a ukradkiem ³zy, siêgnê³a po kolejn¹ na wpó³
opró¿nion¹ butelkê whisky i zaczê³a wpychaæ j¹ w szparê. Tym razem
jednak nie mog³a sobie jako z tym poradziæ.
Jeden z mê¿czyzn wsta³, ¿eby jej pomóc. I w³anie w tym momen-
cie otworzy³y siê wzmocnione listwami drzwi baru.
Gwa³towny podmuch wiatru wt³oczy³ do wnêtrza nieg i lód. Na
progu sta³ potê¿ny mê¿czyzna. Przecisn¹³ siê przez drzwi, zamkn¹³ je,
odcinaj¹c dostêp wichurze, opar³ siê o nie, po czym wyczerpany powoli
osun¹³ siê na pod³ogê.
14
By³ to Noel Magnus.
Wiêkszoæ obecnych z trudem go rozpozna³a. Ca³¹ twarz os³ania³
kaptur z futra rosomaka. Podobnie jak Eskimosi mia³ na oczach p³ytkê
z koci zwierzêcej z w¹skimi szczelinami, dziêki której móg³ co wi-
dzieæ nawet wtedy, gdy olepiaj¹ca biel niegu zaciera³a granicê miêdzy
niebem i ziemi¹. Czarn¹ brodê pokrywa³y sople lodu, zw³aszcza w oko-
licy ust, gdzie zamarza³a wilgoæ oddechu.
ci¹gn¹³ kocian¹ p³ytkê. W jego ciemnych oczach by³a jaka dzi-
koæ, tak jakby ogl¹da³y zbyt wiele mierci, zbyt wiele morderczego tru-
du. Tymczasem pozostawione na zewn¹trz psy zaczê³y szczekaæ i sko-
wyczeæ. Wyczu³y bliskoæ niedwiedzia polarnego Nastêpnego ranka
zabraknie jednego psa takie by³o nieub³agane prawo Pó³nocy. I nic nie
mo¿na by³o na to poradziæ.
Magnus odnalaz³ wzrokiem siedz¹c¹ w g³êbi kobietê. Utkwi³ w niej
twarde spojrzenie, po chwili jednak, poddaj¹c siê zmêczeniu, przymkn¹³
z powrotem powieki i wspar³ g³owê o drzwi.
Rachel nie odezwa³a siê ani s³owem. W milczeniu wpatrywa³a siê
w pokryt¹ lodem, opatulon¹ w futro karibu potê¿n¹ sylwetkê le¿¹cego
na progu mê¿czyzny. Powoli, cicho st¹paj¹c w swoich butach z futra nie-
dwiedzia polarnego, podesz³a i stanê³a nad nim.
Alexander McIntyre zamar³ w bezruchu, podobnie jak pozostali ob-
serwuj¹cy j¹ mê¿czyni.
Po twarzy Rachel, wpatrzonej w Magnusa, przemkn¹³ wyraz bole-
snej czu³oci. Oczy mia³ wci¹¿ zamkniête, jak gdyby zanadto by³ wy-
czerpany, ¿eby otworzyæ je jeszcze raz. Choæ bezw³adny, o twarzy zaro-
niêtej i oblodzonej, ale by³ doprawdy przystojnym mê¿czyzn¹. Mia³
piêkne czo³o i du¿y, lecz kszta³tny nos. No i oczy Choæ zamkniête, ze
zmarszczkami w k¹cikach zarówno od miechu, jak i ci¹g³ego mru¿e-
nia przed gro¿¹c¹ lepot¹ biel¹ niegu zdawa³y siê têskniæ do piesz-
czoty kobiecej d³oni i miêkkich ust, które sca³owa³yby z nich twardoæ.
Rachel odkorkowa³a butelkê whisky i dotknê³a jego policzka.
Otworzy³ oczy i utkwi³ w niej ciemne têczówki, barw¹ przypomina-
j¹ce wieloletni¹ sherry. Choæ z jego postaci bi³a si³a i upór, oczy b³aga³y
o litoæ, wspó³czucie i przebaczenie.
Têskni³am za tob¹. Nie by³o ciê ca³y rok szepnê³a. Ca³a czu³oæ
kobiety by³a w tych s³owach.
Oczy mê¿czyzny b³aga³y o wiêcej.
Wyprostowa³a siê. Wciek³oæ podkrela³a jej urodê. Wyla³a mu na
g³owê zawartoæ butelki. W twarzy nie mia³a ju¿ ladu czu³oci, tylko
lodowate zimno, zgodnie z przezwiskiem, jakim j¹ ochrzczono.
15
Omielasz siê tu wracaæ, ty wiaro³omny bêkarcie? krzyknê³a ze
³zami w oczach.
Rachel, zrozum to w³aciwie nie by³a obietnica. I nie mog³em
ciê wzi¹æ ze sob¹. Statek jest nadal uwiêziony w lodach na Ziemi Wikto-
rii, a siedem tygodni temu musia³em szukaæ nowego zaprzêgu psów
wychrypia³ Magnus, krztusz¹c siê whisky.
Obieca³e mi ma³¿eñstwo zacisnê³a usta w powstrzymywanym
szlochu.
Ka¿dy z nas by³by szczêliwy, ¿eni¹c siê z tob¹, dziewczyno. Wiesz
przecie¿ o tym powiedzia³ ¿artobliwie Alexander, choæ przezornoæ
nakazywa³a mu nie wtr¹caæ siê do ich rozmowy.
Uwierz mi, Rachel Magnus ociera³ z whisky zaczerwienione od
wiatru oczy. Nie mog³em ciê zabraæ ze sob¹.
Nie. Nie wierzê ci.
T³umi¹c szloch, szarpnê³a drzwi. Wiatr niemal zwali³ j¹ z nóg, ale to
jej nie powstrzyma³o. Nie narzucaj¹c nawet na g³owê kaptura, przeli-
zgnê³a siê obok Magnusa i wybieg³a w bia³¹, wyj¹c¹ wiatrem pustkê.
Rachel zatrzasnê³a drzwi swojego domku i szybko zapali³a lampê.
Potem zabra³a siê do rozpalania piecyka. Minie przynajmniej pó³ go-
dziny, zanim zrobi siê ciep³o w tym niewielkim pomieszczeniu Dla-
tego nie zdjê³a amautika. Ogrzewaj¹c rêce nad p³omieniem, patrzy³a
bezradnie, jak ³zy jedna po drugiej spada³y z sykiem na rozgrzan¹ ¿ela-
zn¹ p³ytê.
Noel Magnus nigdy nie pokocha jej naprawdê. Gdyby j¹ naprawdê
kocha³, o¿eni³by siê z ni¹ po ostatniej wizycie i zabra³ daleko z wyspy
Herschel.
Ale on nigdy tego nie zrobi. Nie czuje takiej potrzeby.
A ona nie mo¿e go do tego zmusiæ.
Poczucie twardej rzeczywistoci nakazywa³o siê z tym pogodziæ i ¿yæ
dalej bez niego. Nawet teraz jednak wydawa³o siê to niemo¿liwe.
Ból i pragnienie tkwi³y kul¹ w jej piersi niczym kawa³ lodu w wodach
Morza Beauforta.
Dotknê³a policzków. W przejmuj¹cym ch³odzie wnêtrza sp³ywaj¹ce
po nich ³zy zamienia³y siê w lodowe strumyczki. By³oby to zakoñczenie
w sam raz dla królowej niegu, która nade wszystko ceni³aby lodowate
zimno i samotnoæ. Rachel Howland jednak pragnê³a czego innego.
Pogr¹¿ona w ponurych mylach usiad³a na rozklekotanym krzele
i zaczê³a roztapiaæ d³oñmi lód na policzkach. Oczy zamgli³a rozpacz.
16
Mo¿e po mierci ojca podjê³a niew³aciw¹ decyzjê Bez w¹tpienia
wyspa Herschel przez osiem miesiêcy w roku przypomina piek³o na ziemi.
No, ale w okolicach lipca jest piêæ-szeæ tygodni, kiedy miejsce to staje siê
znone, dzikie arktyczne kwiaty ³agodz¹ surowoæ tundry, a wzgórza pora-
sta pi¿mowe ziele. O tej porze roku ojciec zabiera³ j¹ na wycieczki. W³óczy-
li siê wród pokrytych mchem ska³ wybrze¿a, zbierali co piêkniejsze okazy
kamieni Czasami natykali siê na kocian¹ ig³ê lub figurkê cz³owieka wy-
rzebion¹ w koci pozosta³oci po dawnych ludach zamieszkuj¹cych nie-
gdy tê krainê. Kiedy widzia³a stado dwustu tysiêcy karibu przechodz¹-
cych przez rzekê Porcupino, kiedy indziej ogl¹da³a z rozczuleniem zabawê
dwóch m³odziutkich niedwiedzi polarnych. Niewiele bia³ych kobiet mo-
g³oby siê tym pochwaliæ. Gotowa by³a siê za³o¿yæ, ¿e nic podobnego nie
widzia³a nigdy ¿adna z tych eleganckich dam z jej ¿urnalu.
Zmarszczka przeciê³a jej czo³o. Spojrza³a na stó³, gdzie le¿a³ eg-
zemplarz Godeys Ladys Book. Jedyny, jaki mia³a. Nie panuj¹c nad
sob¹, chwyci³a ¿urnal i zaczê³a siê torturowaæ na nowo.
Z kolorowych rycin czerpa³a wiedzê o wielkim wiecie. Wszystkie
stronice pe³ne by³y modnych, piêknie ubranych dam. W koronkowych
czepkach i krynolinach, siedz¹c na niskich taboretach, oddawa³y siê
mi³ym towarzyskim pogawêdkom, zawsze w bogatym, uroczym otocze-
niu. Jej ulubienic¹ by³a dama w sukni z ró¿owej tafty, maluj¹ca portret
ma³ej dziewczynki. Za ni¹ sta³a grupa jej wielbicieli w równie wytwor-
nych strojach, a t³o ca³ej sceny tworzy³y przepiêkne draperie z bia³ej sa-
tyny, podwi¹zane i sp³ywaj¹ce w fa³dach niczym tren lubnej sukni.
Ogarniêta smutkiem przycisnê³a ¿urnal do piersi. Z oczu trysnê³y
nowe ³zy. Gdzie tam by³o ¿ycie, które mog³a sobie tylko wyobra¿aæ
Z lat dziecinnych pamiêta³a matkê w takiej samej jak w ¿urnalu sukni.
Mieszka³y w Filadelfii, w domu, w którym by³y takie wspania³oci, jak
czerwony we³niany dywan oraz mahoniowe meble. Kiedy jednak skoñ-
czy³a dziesiêæ lat, matka umar³a na ¿ó³t¹ febrê. Poza ni¹ mia³a tylko
ojca, który w³óczy³ siê po zimnych morzach w poszukiwaniu wielory-
bich koci integralnego elementu ¿ycia, które w³anie podziwia³a na
obrazkach. Fiszbiny by³y potrzebne damom do gorsetów.
Jej jedyny egzemplarz Godeys Ladys Book pochodzi³ z roku
1849. Pewien marynarz, który trafi³ do baru, podarowa³ jej to pismo
zaledwie w rok od wydania. Traktowa³a je z czci¹, niemal jak Pismo
wiête. Zna³a na pamiêæ ka¿dy najdrobniejszy szczegó³ mebli, na któ-
rych przysiada³y damy, ka¿dy r¹bek ich sukien, ka¿d¹ falbankê, ¿abot,
fa³dê draperii Nawet doniczka z oleandrem nie usz³a jej g³odnym
oczom. By³ to wiat, który wci¹¿ istnia³ w ciemnych zakamarkach jej
17
pamiêci. Panowa³y w nim piêkno i komfort, i czu³y dotyk matczynej rêki,
kochaj¹cej swoj¹ ma³¹ córeczkê.
Teraz istnia³ ju¿ tylko jako fantazja na zniszczonych stronach ¿urna-
lu. Dla niej jednak nadal by³ rzeczywisty. Od tak dawna pielêgnowa³a
w pamiêci jego obraz Gdzie tam by³ salon z weselnymi satynowymi
draperiami i dama maluj¹ca portret ma³ej dziewczynki. Musia³ byæ.
Nagle drzwi domku otworzy³y siê z ha³asem. Chwyci³a pistolet, nie-
mal pewna, ¿e na progu ujrzy niedwiedzia. Kiedy widzia³a, jak nie-
dwied polarny wywali³ drzwi jednym ciosem ogromnej kosmatej ³apy.
Nie by³ to jednak niedwied. By³ to Magnus.
Wyno siê st¹d! unios³a pistolet i wycelowa³a, przymykaj¹c jedno
oko.
Wcale siê tym nie przej¹³. Zamkn¹³ drzwi, zasun¹³ zasuwkê i zacz¹³
zdejmowaæ futrzan¹ parkê. Na g³owie stercza³ mu arogancki kogut.
Zamierzasz mnie zabiæ? mrukn¹³. No, to strzelaj. Uwolnij mnie
od tej przeklêtej niedoli i wszystkiego, co znios³em, ¿eby dostaæ siê do
tego piek³a.
Ty psie! Nawet nie wiesz, co to niedola. Nie zosta³e uwiedziony
i porzucony jak ja dolna warga Rachel zadr¿a³a, zdradzaj¹c jej wzbu-
rzenie. Obieca³e mi ostatnim razem
Ostatnim razem op³akiwa³a mieræ ojca. Ba³a siê, by³o ci zimno
i czu³a siê samotna. Prosi³a siê, ¿eby ciê pocieszaæ. Dobrze pamiêtasz,
co ci powiedzia³em. Powiedzia³em ci prawdê mówi³ niskim, ³ami¹-
cym siê z gniewu g³osem.
Nie walczy³a ju¿ ze ³zami, które swobodnie sp³ywa³y po jej rozgrza-
nych policzkach. Z³oæ ust¹pi³a miejsca przygnêbieniu.
Powiedzia³e, ¿e kochasz Pó³noc szepnê³a jakby do siebie.
To nie wszystko odpar³, rzucaj¹c kurtkê na stó³. Nieoczekiwa-
nie nachyli³ siê nad ni¹, chwyci³ obur¹cz lufê pistoletu, przytkn¹³ wylot
do swojej piersi i spojrza³ Rachel w twarz.
Szed³em tutaj przez dwa i pó³ miesi¹ca. Dziesiêæ tygodni g³odu,
mrozu, ciemnoci I nieustannego mylenia o tobie. Zabij mnie wiêc
teraz, Rachel, bo jeli mnie odtr¹cisz, nie bêdê ju¿ w stanie znieæ ani
g³odu, ani ch³odu, ani ciemnoci, ¿eby wróciæ do domu.
Szloch z³apa³ j¹ za gard³o. Ich spojrzenia siê skrzy¿owa³y. Nie po-
trafi³a go zabiæ, bo go kocha³a. Kocha³a go skrycie przez wszystkie te
lata, kiedy przychodzi³ do baru Pod Lodow¹ Pann¹.
Opuci³a pistolet z oci¹ganiem.
Grzeczna dziewczynka szepn¹³. Uniós³ jej podbródek i spojrza³
z bliska w twarz. A teraz przywitaj mnie w sposób, o jakim marzy³em
2 Lodowa Panna
18
przez te dziesiêæ tygodni. Odchyli³ g³owê Rachel i musn¹³ jej wargi
w delikatnym poca³unku. Przez chwilê poczu³a ch³ód jego wilgotnej od
topniej¹cego lodu brody I od razu siê cofn¹³, jakby w obawie, ¿e spra-
wi³ jej przykroæ.
Jakby to w ogóle by³o mo¿liwe Przecie¿ go kocha³a.
Czy nazywasz domem swój statek? zapyta³a posêpnie. Czy
tam wrócisz, jeli ciê st¹d wyrzucê? Wrócisz na uwiêzionego w lodach
Reliancea? Dlaczego? Dlaczego tak kochasz to miejsce, skoro móg³-
by mieæ prawdziwe ¿ycie i prawdziwy dom w Nowym Jorku? Do-
tknê³a rêk¹ policzka, patrz¹c na niego niewidz¹cym wzrokiem. Jak
mo¿na woleæ te szalone wichury od ³agodnego powiewu po³udnia?
Zwróci³a spojrzenie na drzwi, za którymi wy³ zaciekle wiatr.
Zgrubia³a, stwardnia³a d³oñ zajê³a miejsce jej d³oni. Powiód³ ni¹
pieszczotliwie po policzkach, skroniach Du¿y palec zmys³owo ob-
wiód³ liniê jej ust.
Gdybym tu nie przyjecha³, nigdy bym ciê nie spotka³, moja piêk-
na, s³odka Rachel. Nie miej mi wiêc za z³e, ¿e kocham tê krainê.
Ale ju¿ mnie pozna³e. Nie ma zatem potrzeby pozostawaæ tu d³u-
¿ej.
Oczy Magnusa pociemnia³y.
Muszê odnaleæ Franklina. Nie mogê teraz odjechaæ Jestem tak
blisko celu!
Usunê³a siê spod jego rêki.
Franklin, Franklin. Zagin¹³ dziesiêæ lat temu! Przemierzy³e po-
³owê Pó³nocy, a teraz zaczêto ju¿ organizowaæ ekspedycje, które z kolei
maj¹ odszukaæ ciebie siêgnê³a pod jego kurtkê porzucon¹ na stole i wy-
ci¹gnê³a krusz¹c¹ siê, po¿ó³k³¹ gazetê. Ta gazeta i ¿urnal Godeys by³y
dla niej jedynymi elementami tamtego realnego wiata. Cisnê³a gazetê
w jego kierunku. Sam mo¿esz siê przekonaæ, ile zamieszania wywo³a-
³e. To gazeta sprzed roku.
Magnus rzuci³ wzrokiem na nag³ówek York Morning Globe z da-
t¹ dwudziestego pi¹tego stycznia 1856 roku. G³osi³ on: Wydawca na-
szego dziennika Noel Magnus uznany za zaginionego wród mronych
pustkowi Pó³nocy. Lady Franklin rozpacza. Przypominamy ostatni¹ wy-
prawê Franklina na HMS »Erebus«.
Powoli od³o¿y³ gazetê na stó³. Jego twarz nie wyra¿a³a absolutnie
nic, ale w oczach wyczyta³a irytacjê.
Widzisz? Nawet twoja szlachetna lady Franklin jest przekonana,
¿e umar³e przygl¹da³a siê bacznie jego twarzy, nie dostrzeg³a jednak
na niej spodziewanego wstrz¹su czy zdziwienia. Wygl¹da³o na to, ¿e
19
wcale nie przej¹³ siê tym, i¿ uznano go za zmar³ego. Nic ciê to nie
obchodzi, ¿e ludzie martwi¹ siê o ciebie?
Na mojej mierci mog¹ zrobiæ pieni¹dze, ale to nie ma znaczenia.
Z pewnoci¹ nikt siê tam o mnie nie martwi zamia³ siê.
Jeli odczuwa³ gorycz, to wietnie j¹ ukrywa³ Spojrza³ na ni¹ i mó-
wi³ dalej, ³agodnym ju¿ teraz g³osem:
Uwa¿asz, Rachel, ¿e ¿yj¹c tutaj, wiesz, co to zimno. A przecie¿
o ile¿ zimniej jest w domu, w którym nikt nie op³akuje twojego odej-
cia.
Na pewno jest kto, komu by ciê brakowa³o. Lady Franklin roz-
pacza
Bo siê boi, ¿e nie ma ju¿ nikogo, kto bêdzie szuka³ jej mê¿a
umiechn¹³ siê drwi¹co.
Musi kto byæ w Nowym Jorku, kto siê o ciebie martwi. Masz
chyba jak¹ rodzinê, Magnus
Znowu pog³aska³ szorstk¹ d³oni¹ jej policzek.
Moja matka zostawi³a mnie, kiedy mia³em trzy lata. Szybko prze-
kona³em siê na w³asnej skórze, jaka musia³a byæ nieszczêliwa z moim
ojcem. Otrzymywa³em od niego tylko instrukcje i baty, jeli nie wyko-
na³em ich dobrze. Powtarza³, ¿e chce mieæ syna, który bêdzie na tyle
twardy, ¿eby przej¹æ po nim jego imponuj¹ce imperium. Urwa³ na
moment. Rysy jego twarzy stwardnia³y. I taki jestem, s³odka Rachel.
Dostatecznie bezwglêdny, ¿eby kierowaæ imperium, którego twórca ju¿
nie ¿yje, dostatecznie twardy, ¿eby znosiæ najgorsze nawet lodowate
wichury. I wiem na pewno, ¿e to w³anie jest miejsce, gdzie chcê ¿yæ, bo
ty i moi ludzie jestecie jedynymi istotami, które bêd¹ odczuwaæ ¿al,
kiedy co mi siê przytrafi. Umiechn¹³ siê, ukazuj¹c bia³e, równe zêby;
by³a to jeszcze jedna rzecz, któr¹ w nim uwielbia³a. Op³akiwa³aby
mnie, Rachel, prawda?
Si³¹ powstrzyma³a siê, ¿eby go nie uderzyæ. Zna³ doskonale jej od-
powied. To okrutne z jego strony drwiæ z niej w ten sposób.
Rzeczywicie, jestem w³acicielem Morning Globe znowu by³
rzeczowy i zdajê sobie sprawê, ¿e oni tam teraz pewnie siê trapi¹, kto
ma po mnie dziedziczyæ.
Jeste w³acicielem Morning Globe? Podesz³a do sto³u i po-
patrzy³a na gazetê. Wygl¹da³a jak wszystkie inne, które dociera³y na
Herschel. To, ¿e wysz³a ju¿ ponad rok temu, nie mia³o znaczenia; by³a to
po prostu jedyna gazeta, jak¹ od dawna ju¿ mieli okazjê przeczytaæ.
Myla³am, ¿e znam ciê dobrze, Magnus. Ka¿dego roku, kiedy tu przyby-
wa³e, mój ojciec wita³ ciê z radoci¹. Lubi³ ciê, wiesz o tym. Widzê
20
teraz, ¿e niewiele wiedzielimy o twoim drugim ¿yciu zamyli³a siê,
wci¹¿ z oczami utkwionymi w gazecie. Skoro ten dziennik nale¿y do
ciebie, czy to znaczy, ¿e jeste bogaty?
Pytanie by³o mieszne. Wcale jej nie obchodzi³o, czy by³ bogaty, czy
nie. Jedyne, co siê dla niej liczy³o, to czy o¿eni siê z ni¹ i zabierze ze
sob¹, kiedy bêdzie gotów do wyjazdu. Kocha³a go. Podczas ostatniego
spotkania obieca³ jej gwiazdkê z nieba, a ona mu uwierzy³a. Tak na-
prawdê chcia³a tylko tego, ¿eby odby³ siê ich lub.
Czy to wzruszy twoje zimne serce, jeli powiem ci, ¿e istotnie
jestem bogaty? jego palce igra³y z frêdzlami amautika.
Rachel opuci³a wzrok i uwiadomi³a sobie, ¿e dusi siê z gor¹ca
w tym grubym futrze. Piec rozpali³ siê do czerwonoci. Odsunê³a siê
nieco i szepnê³a:
W zesz³ym roku, kiedy powiedzia³am, ¿e moje serce nale¿y do
ciebie, nie pyta³am ciê o konto w banku, prawda?
A ja nigdy ciê nie wykorzysta³em. Wyzna³a mi, ¿e pragniesz
ma³¿eñstwa, i to mnie powstrzymywa³o. Nie tylko ty, Rachel, mo¿esz
byæ uczciwa.
Nadal nie chcê zostaæ dziwk¹. Nawet twoj¹ dziwk¹. Z jej oczu
znowu pop³ynê³y ³zy. Pragnê tylko tego, ¿eby siê ze mn¹ o¿eni³. To
jedyny sposób, ¿ebym zachowa³a szacunek dla samej siebie. Nie proszê
ciê o obietnice, dajesz je zbyt ³atwo. Przysz³a pora na ich spe³nienie. Tego
pragn¹³by mój ojciec i dobrze o tym wiesz. Nie wychowywa³ mnie na
dr¿¹cymi rêkami szarpa³a frêdzle amautika z niewyprawionej skóry.
O¿eniê siê z tob¹, kiedy ju¿ bêdê móg³ opuciæ to miejsce. Obie-
ca³em ci to wtedy i obiecujê teraz. Dotrzymam s³owa.
O¿eñ siê ze mn¹ teraz i we mnie ze sob¹ na Reliancea. Prze-
cie¿ wiesz, ¿e p³ywa³am ju¿ na statku
¯ycie na statku jest trudne, Rachel. Nie jeste ju¿ ma³¹ dziew-
czynk¹, któr¹ bawi³y przygody na morzu. Musia³aby wejæ na pok³ad
jako moja ¿ona. A gdyby okaza³o siê, ¿e jeste w ci¹¿y? Mielibymy
k³opot Uwa¿am, ¿e lepiej bêdzie, jeli poczekamy z ma³¿eñstwem, a¿
wrócimy do cywilizacji.
I bêdziesz tak mówi³ przez nastêpne dziesiêæ lat? Dwadziecia?
W ten sposób bêdziesz siê usprawiedliwia³ przed swoimi nielubnymi
synami i córkami? W g³osie Rachel, wbrew jej woli, s³ychaæ by³o go-
rycz. Mam nadziejê, ¿e naprawdê zginiesz i skoñczysz jak Franklin.
Zas³ugujesz na to.
Nie b¹d okrutna, Rachel. Nie mogê znieæ twojego okrucieñ-
stwa, bo wiem, jaka potrafisz byæ mi³a
21
Ich spojrzenia siê spotka³y. W pe³nych wyrazu oczach Noela by³o
tyle ciep³a Wydawa³o siê, ¿e przenikaj¹ na wskro najskrytsze tajniki
jej duszy, choæ myla³a, ¿e je dobrze ukrywa.
Chcê byæ dla ciebie mi³a, Magnus. Wiesz, ¿e ciê kocham. Odda³a-
bym ci wszystko, co mam, za ma³¹ z³ot¹ obr¹czkê. Dr¿a³a, mimo ¿e
nie odczuwa³a zimna, przeciwnie, zaczê³a siê pociæ z gor¹ca. Nie mogê
znieæ myli, ¿e w Nowym Jorku czekaj¹ na ciebie, a ty wcale nie chcesz
tam wróciæ. Twój dom, ten, który stoi nad zatok¹ Hudson, jak mówi³e
nie, nad rzek¹ Hudson ma pewnie z piêæ czy szeæ pokoi. Pustych, bo
nikt w nich nie mieszka. Pusty dom, bez nikogo, kto by siê cieszy³ ³a-
godnym, ciep³ym wietrzykiem! z³apa³a siê za g³owê. To profanacja.
Przeci¹gn¹³ rêk¹ po jej d³ugich blond w³osach.
Nie daje ci spokoju, ¿e mój dom stoi pusty, a ty w tym czasie
marzysz, ¿eby zamieszkaæ w milszym miejscu? mówi³ miêkko, zamy-
lony. Tobie, która prze¿y³a ca³e ¿ycie w jednej izbie, te piêæ lub szeæ
pokoi wydaje siê rezydencj¹. Zewnêtrzn¹ stron¹ d³oni pog³adzi³ jej
skronie.
Dopiero teraz zauwa¿y³a, ¿e jego rêce, wskutek d³ugiej podró¿y, by³y
odmro¿one i popêkane. Z ranek s¹czy³a siê krew.
Podprowadzi³a go do pieca.
Ogrzej siê, Magnus. Zaraz przyniosê maæ ojca.
Dotyka³a delikatnie ka¿dego zranionego miejsca, tak jakby zapa-
miêtuj¹c je, mog³a utrwaliæ w pamiêci jego samego.
Niepotrzebny mi balsam Howlanda. Moje rêce pragn¹ innego
ukojenia. Wsun¹³ d³oñ pod jej amautik.
Nie poruszy³a siê. Wstrzyma³a oddech.
Nie szepnê³a, ale nie odsunê³a jego rêki.
Czy pamiêtasz, co ci mówi³em w ubieg³ym roku? szepn¹³ z usta-
mi w jej w³osach.
Nie uwierzê ju¿ twoim pustym obietnicom. Nie jestem taka s³aba.
Nie chcê ulec pokusie i nie ulegnê bez ma³¿eñstwa.
Polubiê ciê, s³odka Rachel, przyrzekam. Którego dnia zosta-
niesz moj¹ ¿on¹.
Nie którego dnia, tylko ju¿ teraz prawie zaskomla³a, gdy chwyci³
wargami p³atek jej ucha.
Muszê odnaleæ Franklina.
Jakby wyla³ na ni¹ kube³ lodowatej wody Odsunê³a siê gwa³tow-
nie i skrzy¿owa³a rêce na piersi.
Po co? Znalaz³by pewnie tylko same koci. Jak¹ one maj¹ teraz
wartoæ dla lady Franklin? Nie ogrzej¹ jej w nocy.
22
Tu nie chodzi tylko o szcz¹tki jej mê¿a schyli³ siê, ¿eby ci¹-
gn¹æ z nóg buty z foczej skóry. Moja wyprawa w te strony wi¹¿e siê
z pewnym sekretem Jeli go zdradzê, nie wolno ci nikomu o tym mó-
wiæ. Wyprostowa³ siê i zacz¹³ rozwi¹zywaæ sznurówkê na piersi Ra-
chel, jakby wcale nie zauwa¿a³ jej niechêci. Lady Franklin nie pa³a
bynajmniej a¿ tak¹ mi³oci¹ do sir Johna, jak przedstawia to prasa. Wy-
gl¹da na to, ¿e jej ma³¿onek, opuszczaj¹c swoje strony, odholowa³ za
sob¹ rodzinn¹ fortunê. Drogocenny opal, wielkoci orzecha w³oskiego.
Twierdzi³, ¿e to talizman zapewniaj¹cy mu szczêcie. Otrzyma³ go jako-
by od gubernatora Ziemi Van Diemena. To bardzo cenny kamieñ, moja
najmilsza Ale jeszcze cenniejsza jest zwi¹zana z nim legenda.
Jaka legenda? Rachel oddycha³a ciê¿ko, na pó³ wiadoma, ¿e
zd¹¿y³ ju¿ rozwi¹zaæ sznurówki na jej piersi.
Ten klejnot przynosi nieszczêcie odpowiedzia³, zsuwaj¹c amau-
tik z ramion Rachel. Nazywaj¹ go Czarne Serce. Kr¹¿y pog³oska, ¿e Fran-
klin zabra³ go jakiemu tubylcowi i dlatego na kamieniu ci¹¿y kl¹twa.
Cz³owiekowi o czystym sercu przynosi szczêcie, a na tego, kto ma serce
niegodziwe, sprowadza smutek i mieræ. Pomyl o tym, moja liczna dziew-
czyno k¹ciki jego ust unios³y siê w umiechu. Kamieñ jest tak du¿y
jak twoja piêæ. Postanowi³em, ¿e kiedy wrócê wreszcie do miasta, oddam
go do muzeum. Ten opal bêdzie moim najbardziej drogocennym skarbem.
Pomyl tylko, czym stanie siê moja gazeta, jeli odnajdê ten kamieñ po-
ród szcz¹tków Franklina Lady Franklin wini Czarne Serce za mieræ
mê¿a. Wierzy, ¿e Franklin, tak jak zamierza³, odkry³ przejcie pó³nocne,
a nieszczêcie sprowadzi³ na niego czarny kamieñ, a nie ten kraj.
To czysta fantazja. Nie traæ na to wiêcej czasu, Magnus. Pomyl
o swoim pustym domu nad rzek¹ piêknym, pustym domu, gdzie
w twarz wieje ³agodny wietrzyk
Nigdy nie mylê o tym domu, Rachel. Tutaj mogê myleæ tylko
o tobie i o tym kamieniu czarnym jak noc, z ¿ó³t¹ jak b³yskawica prêg¹
w rodku.
Gwa³townie unios³a g³owê.
Jak ten kamieñ wygl¹da? zapyta³a, marszcz¹c brwi.
Poca³owa³ j¹. Jego broda by³a ju¿ sucha i Rachel z dr¿eniem pomy-
la³a, co czu³aby, gdyby dotkn¹³ ni¹ bardziej intymnych czêci jej cia³a.
Jaki on jest, Magnus? powtórzy³a pytanie, z trudem zbieraj¹c myli.
S³ysza³em, ¿e jest granatowoczarny, a w jego rodku wybucha
niczym p³omieñ mieni¹ca siê iskra. Ten sam ogieñ p³onie teraz we mnie,
gdy ka¿esz mi czekaæ na siebie, Rachel pochyli³ g³owê i zacz¹³ pieciæ
jêzykiem delikatne w³oski na karku.
23
Zadr¿a³a. Chwyci³a go za brodê i si³¹ unios³a jego g³owê do góry.
By³ od niej dwa razy ciê¿szy i znacznie wy¿szy, ona jednak widzia³a
samice niedwiedzia broni¹ce zim¹ swego legowiska. Potrafi³a powstrzy-
maæ takiego niedwiedzia jak Magnus.
Powiedz mi prawdê. Co zrobisz, jeli odnajdziesz ten kamieñ?
Czy wrócisz natychmiast do Nowego Jorku?
Jeli odnajdê go tej wiosny
Nie, nie. Co zrobisz, jeli dostanie siê w twoje rêce jeszcze tej
nocy? Wrócisz do Nowego Jorku i do pustego domu o szeciu poko-
jach?
Umiechn¹³ siê i pog³aska³ j¹ po w³osach. By³ mistrzem w pieszcze-
niu kobiet, a ona, na swoj¹ zgubê, zawsze ulega³a jego pieszczotom.
Mówisz tak, jakby wiedzia³a, gdzie jest ten kamieñ. Czy¿by sta-
ry Howland podczas której ze swoich w³óczêg natkn¹³ siê na ludzi Fran-
klina? Kiedy siedem statków wróci³o z niczym?
Jeli odnajdê dla ciebie Czarne Serce, czy zabierzesz mnie st¹d
od razu? Powiedz prawdê, Magnus szepta³a niemal bezg³onie. Czy
o¿enisz siê wtedy ze mn¹ i pojedziemy razem do Nowego Jorku?
Magnus wydawa³ siê zmieszany.
Oczywicie, kiedy st¹d wyjedziemy, ale gdybym nawet dosta³
ten kamieñ zaraz, i tak musia³bym wróciæ na Reliancea. Czekaj¹ tam
na mnie moi ludzie. Nie mogê ich opuciæ i pop³yn¹æ do kraju bez nich.
A potem wrócisz po mnie?
Uniós³ brwi. W ¿ó³tym wietle lampy na wielorybi tran jego ciemne
w³osy przybra³y zdecydowanie rudy odcieñ.
Bêdê musia³ pop³yn¹æ statkiem do Nowego Jorku po nowe zapa-
sy, bo stare siê wyczerpa³y. Ostatni raz bylimy w porcie trzy lata temu.
A potem?
Znowu nadejdzie zima. Na Herschel mo¿na siê wtedy dostaæ tyl-
ko saniami. Bêdziesz musia³a czekaæ a¿ do wiosny na przyp³yniêcie
Reliancea.
Pó³tora roku Nie zobaczê ciê nawet przysz³ej zimy odsunê³a
siê od niego, zniechêcona.
Rachel, bawisz siê moim kosztem? Masz ten kamieñ? Jeli tak, to
mi go daj.
Daæ ci go? Te¿ co Gdybym go mia³a i da³a ci, nigdy wiêcej
bym ciê nie zobaczy³a. Nigdy, chocia¿ wiele mi naobiecywa³e i na wszel-
kie sposoby usi³owa³e mnie uwieæ.
I ty chcesz zwiedziæ te krainy W g³êbi duszy wiesz, ¿e i ty tego
chcesz. Dlaczego wiêc nie mielibymy tego zrobiæ dzi wieczór?
24
Zaczê³a t³uc piêciami w jego pier.
Oczywicie, ¿e tego chcê! Doskonale o tym wiesz, ty ³otrze. Ale
chcê je zwiedziæ dopiero po naszym lubie. Dopiero po lubie, rozu-
miesz? Tak zosta³am wychowana i taka pozostanê do mierci, bez wzglê-
du na to, jak samotne i ¿a³osne mia³oby byæ moje ¿ycie!
Daj mi ten kamieñ czy co tam masz. Poka¿ mi go natychmiast.
Nie mam go wybuchnê³a. Wpatrywa³a siê w niego z napiêciem,
ch³on¹c wzrokiem urodziw¹ twarz, brodê i tward¹, gor¹c¹ pier, okryt¹
grub¹ szar¹ koszul¹. Nie mam twojego przeklêtego kamienia, ale chy-
ba wiem, gdzie jest. Wrócisz do mnie wiosn¹ na Reliansie i wtedy
poka¿ê ci to miejsce.
Nie b¹d dzieckiem. Nie mogê wróciæ na wiosnê tylko po to, ¿eby
siê spe³ni³y twoje szalone mrzonki. Franklin nie doszed³ a¿ tak daleko
na zachód. Gdyby dotar³ na Herschel, znalaz³by przejcie pó³nocno-za-
chodnie.
Jestem dzieckiem i dlatego musisz zrobiæ, o co ciê proszê. Przy-
p³yñ po mnie tej wiosny.
Nie. Muszê zdobyæ nowe zapasy. Nie mogê ryzykowaæ ¿ycia moich
ludzi dla twoich g³upich kobiecych fanaberii.
Wbi³a w niego wzrok. Ponury, a równoczenie triumfuj¹cy umiech
wykrzywi³ jej usta.
Ty nigdy nie opucisz Pó³nocy, prawda, Magnus? Zawsze znajdziesz
jaki powód, ¿eby tu zostaæ. Odnajdziesz ten okropny opal, ale historia nie
bêdzie wystarczaj¹co sensacyjna, ¿eby zadowoliæ gusty twoich czytelni-
ków, wiêc pozostaniesz tu, dopóki kolejna ekspedycja nie zaginie w jesz-
cze bardziej tragicznych okolicznociach. Rzuci³a spojrzenie na zmiêt¹
gazetê le¿¹c¹ na jego parce. Mo¿e nawet sam znajdziesz siê w tej ekspe-
dycji. Dlaczego nie? Cywilizowany wiat ju¿ i tak uwa¿a ciê za zmar³ego.
Samo pozostanie tu, Magnus, przysporzy ci czytelników i pieniêdzy. I dla-
tego nie ruszysz siê st¹d i bêdziesz nadal mnie ok³amywaæ.
Nie ok³amujê ciê. O¿eniê siê z tob¹, Rachel. Chcê, ¿eby by³a moj¹
¿on¹. Jeste najbardziej niezwyk³¹ kobiet¹, jak¹ kiedykolwiek zna³em.
Uwa¿asz, ¿e jestem piêkna? umiechnê³a siê nieco wymusze-
nie, unosz¹c brwi.
O Bo¿e, tak. Jeste piêkna, Rachel.
Schlebiasz mi, Magnus. Nie widzia³e kobiety od szeciu miesiê-
cy. Popatrzy³a ze smutkiem na swój egzemplarz Godeys i rozemia³a
siê gorzko. Bez w¹tpienia, z moimi popêkanymi wargami i okopcon¹
twarz¹ mogê wszystkie te olniewaj¹ce damy pos³aæ do k¹ta.
Spojrza³ na ni¹ miêkko.
25
Ale¿ mo¿esz. Wszystkie, bez wyj¹tku.
A zatem zna³e wczeniej takie kobiety? Z podniesionymi dum-
nie g³owami, w szeleszcz¹cych jedwabnych sukniach, pachn¹ce francu-
skimi perfumami? Zrezygnowa³by z nich dla mnie? W jej oczach zno-
wu zalni³y ³zy. Dla mnie, która mierdzi dymem z pieca i skór¹ ³osia?
Odpechnê³a go. Znowu k³amiesz. Czy ty nie masz sumienia?
Nie k³amiê, Rachel. Jeste piêkna. Marzê o tobie ka¿dej nocy.
Mylê tylko o tobie.
Otar³a ³zy.
Ja? Piêkniejsza od tych kobiet w eleganckich salonach? Z tymi
spierzchniêtymi od wiatru d³oñmi, z popêkanymi wargami, z moj¹ nic
nie wart¹ cnot¹, z której co roku siê namiewasz? Nie wierzê ci.
Tak, twoja cnota pozosta³a nietkniêta. Ale jeli ulegniesz mi tej
nocy, zachowam j¹ w sobie. A kiedy ju¿ zostaniesz moj¹ ¿on¹, wszystko
to przestanie mieæ jakiekolwiek znaczenie.
K³amca szepnê³a, czuj¹c, jak pod wp³ywem jego delikatnej piesz-
czoty topnieje jej serce.
Doæ gadania. Chodmy do ³ó¿ka. Mylê, ¿e w nim lepiej siê po-
rozumiemy poci¹gn¹³ j¹ bezceremonialnie za rêkê.
Szarpnê³a siê.
Id zaspokoiæ swoj¹ ¿¹dzê z któr¹ z tutejszych kobiet. Ka¿da
z nich chêtnie ci ulegnie i da to, na co zas³ugujesz i czego pragniesz.
Ale ja pragnê tylko ciebie, Rachel.
To o¿eñ siê ze mn¹ odpar³a ch³odno.
Pamiêtasz, co ci powiedzia³em rok temu? Bêdê z tob¹ i tylko z to-
b¹. A ty bêdziesz ze mn¹ i tylko ze mn¹. Pobierzemy siê, kiedy przyjdzie
na to pora.
Dlaczego mnie tak drêczysz? Czy nie by³am dla ciebie dobra? Czy
nie udowadnia³am ci tego rok po roku, odrzucaj¹c wszystkich innych
mê¿czyzn, czekaj¹c ca³y czas tylko na ciebie? Rachel siê rozszlocha³a.
Magnus usiad³ na skraju w¹skiego ³ó¿ka. Przytuli³ j¹ do siebie i za-
cz¹³ g³adziæ stwardnia³ymi palcami jedwabiste w³osy. Ta ³agodna piesz-
czota nie przynios³a jej jednak ukojenia.
Jeste mi przeznaczona, Rachel, tak jak ja jestem przeznaczony
tobie. Los musi siê w koñcu wype³niæ jego niepokoj¹ce oczy barwy
sherry wpatrywa³y siê w ni¹ intensywnie.
Jêknê³a. Sk³oni³a ku niemu g³owê Zach³annie zagarn¹³ jej wargi
w namiêtnym poca³unku. Nie opiera³a siê, gdy poczu³a w ustach jego
jêzyk. Nie mia³o to wiêkszego znaczenia, skoro i tak w³aciwie przegra-
³a swoj¹ bataliê.
26
Czy to dlatego tak kochasz tê Pó³noc, Magnus? Dlatego? szep-
nê³a w rozpaczy.
Kocham ca³e tutejsze nieujarzmione piêkno. Kocham wiatr
i nieg Najbardziej jednak kocham myl o tym, ¿e moglibymy byæ
razem w te cudowne noce. Kiedy jest za zimno, by spaæ samotnie, wy-
obra¿am sobie, ¿e le¿ê obok ciebie
Ty draniu za³ka³a, gdy pchn¹³ j¹ na materac i zacz¹³ ca³owaæ
miêdzy piersiami. Mam nadziejê, ¿e którego dnia odmrozisz go so-
bie. Nale¿y ci siê za to, ¿e doprowadzasz mnie do zguby.
Powiód³ jêzykiem po wra¿liwych miejscach na jej szyi. Z ca³ej si³y
powstrzymywa³ siê od miechu.
Mam dla ciebie z³¹ wiadomoæ, Lodowa Panno. Jak dot¹d nie
straci³em ani jednego palca pokaza³ d³onie i stopy. Wszystkie dwa-
dziecia jeden mam w jak najlepszym porz¹dku.
Znienawidzê ciê na zawsze, jeli mnie zniewolisz, Magnus. Za-
biorê moj¹ nienawiæ do grobu. Przysiêgam szepnê³a, jednak kiedy
pochyli³ siê nad ni¹, ucich³a.
Nagle p³omieñ gniewu rozgorza³ w niej na nowo. Z jêkiem odepchnê-
³a go od siebie i zerwa³a siê z ³ó¿ka.
Wyno siê powiedzia³a, nie patrz¹c na niego. Nie mia³a odwagi.
Na zewn¹trz jest tak zimno, a ty jeste taka ciep³a Nie ka¿ mi
spaæ w barze. Oka¿ odrobinê litoci.
Wyno siê otar³a ³zy wierzchem d³oni. Najpierw lub albo nie
dostaniesz nic.
Ale na przestrzeni wielu kilometrów tylko ty masz prawdziwe
³ó¿ko. Skoro nie chcesz dzieliæ go ze mn¹, to mo¿e odst¹pi³aby mi je na
parê godzin? popatrzy³ na ni¹ b³agalnie. Przyszed³em z tak daleka
Rzuci³a mu spojrzenie pe³ne pow¹tpiewania.
Zgoda. Wypij siê przez te parê godzin w prawdziwym ³ó¿ku, ale
ja st¹d wyjdê. Nie ¿yczê sobie, ¿eby te ordynusy w barze strzêpi³y na
mnie jêzyki, plotkuj¹c o czym, co nie jest prawd¹. Kiedy wstaniesz, ja
siê po³o¿ê. Do tego czasu bêdê w Lodowej Pannie. Chwyci³a amautik,
wci¹gnê³a go przez g³owê i wysz³a, zatrzaskuj¹c za sob¹ drzwi.
Rachel wróci³a z baru i popatrzy³a na mê¿czyznê w jej ³ó¿ku, pogr¹-
¿onego w g³êbokim nie. Spod niedwiedziego futra wystawa³a jedna
noga; rêk¹ spoczywa³a na materacu, tam, gdzie wczeniej spa³a ona.
Postawi³a na swoim A jednak ci¹gniête brwi m¹ci³y wyraz zado-
wolenia na twarzy Rachel. Dlaczego ¿ycie musi byæ takie trudne? Ko-
27
cha³a tego mê¿czyznê, pragnê³a z nim byæ Nie mog³a go jednak zmu-
siæ, by zabra³ j¹ ze sob¹. U jego boku nie by³o miejsca dla kobiety.
Przygnêbiona podesz³a do sto³u z surowego drewna, gdzie le¿a³ eg-
zemplarz Godeys. Wróci³a myl¹ do matki, która by³a kiedy ubrana
tak samo jak damy z ok³adki. Sarah Howland mia³a wówczas na sobie
sukniê z szerok¹ spódnic¹, z mankietami i staniczkiem obszytymi czar-
n¹ wst¹¿k¹. Pamiêta³a ka¿dy szczegó³ stroju matki równie dok³adnie,
jak jej kochan¹ twarz. Noel mówi³, ¿e kobiety w Nowym Jorku nadal
nosz¹ jedwabne suknie Spojrza³a na ok³adkê pisma. Nie potrafi³a opa-
nowaæ zazdroci, ilekroæ wyobrazi³a sobie ukochanego Magnusa sie-
dz¹cego w nowojorskim salonie w otoczeniu podobnych piêknoci jak
te z Godeys.
Ciekawe, czy gdyby zabra³ j¹ do prawdziwego wiata, wprawia³yby
go w zak³opotanie jej nieokrzesanie i brak manier Mo¿e w³anie dla-
tego obawia siê ma³¿eñstwa?
Ta myl doprowadzi³a j¹ nieoczekiwanie do takiej rozpaczy, ¿e nie
by³a w stanie d³u¿ej patrzeæ na le¿¹cego w jej ³ó¿ku Noela.
Nigdy siê z ni¹ nie o¿eni i nie zabierze do swego domu. Ugrzêz³a na
Herschel na zawsze.
A jednak
Podesz³a na palcach do prostej drewnianej pó³ki i otworzy³a du¿¹
szkatu³kê z koci morsa. Wysypa³a jej zawartoæ na rêkê i wyszuka³a
kamieñ wielkoci ma³ego ziemniaka. By³ czarny z granatowymi smuga-
mi niemal koloru zimowego nieba w rodku za mieni³ siê, niczym
pó³nocna zorza, tajemniczym blaskiem ognia, od którego zapar³o jej dech.
Czarne Serce Tak, to musia³ byæ ten s³ynny kamieñ, który tak ob-
sesyjnie pragn¹³ znaleæ Magnus. Szuka³ tego skarbu w dalekich stro-
nach, on za tymczasem znajdowa³ siê tu, w zasiêgu rêki. Jej ojciec na-
tkn¹³ siê na niego dawno temu. Opowiada³, ¿e ten dziwny od³amek czarnej
ska³y spoczywa³ w wygas³ym ognisku; przywi¹zany by³ do niego napi-
sany po angielsku list. Ojciec nie mia³ pojêcia, co to za kamieñ, Rachel
wiedzia³a ju¿ jednak, ¿e musia³ zostawiæ go Franklin. W licie pisa³, ¿eby
zostawiæ opal tam, gdzie le¿y, ojciec jednak w ogóle nie przej¹³ siê tym
ostrze¿eniem.
I dziêki Bogu. Nawet jeli Magnus nie chce jej serca, to z pewnoci¹
chce zdobyæ ten klejnot. Czarne Serce.
Wtem zaszeleci³o. Noel poruszy³ siê w ³ó¿ku.
Do diab³a mrukn¹³. Gdzie jeste, Rachel?
W popiechu wrzuci³a kamieñ do szkatu³ki i przysiad³a na krawêdzi
³ó¿ka.
28
Jetem przy tobie, kochany szepnê³a.
Masz chyba mordercze zamiary. Zamarznê na mieræ, jeli mnie
nie ogrzejesz. Nie zachwyca mnie perspektywa uczynienia ciê wdow¹
¯ebym mog³a zostaæ wdow¹, musisz najpierw siê ze mn¹ o¿eniæ.
Obj¹³ j¹ w pasie silnym ramieniem i poci¹gn¹³ pod futrzan¹ ko³drê.
To drobiazg.
Poca³owa³ j¹, ona jednak odsunê³a siê, najwyraniej zajêta jak¹
myl¹.
Znowu marzysz o Nowym Jorku? burkn¹³.
Zirytowa³o j¹ to grubiañstwo.
Jeli chcesz wiedzieæ, to tak. Rzeczywicie marzê o naszym wspól-
nym ¿yciu w tamtym wiecie. Dba³abym i o ciebie, i o twoje szeæ po-
koi. Zape³nilibymy je dzieæmi Moglibymy byæ szczêliwi!
Ja jestem szczêliwy ju¿ teraz. Bardzo szczêliwy szepn¹³ z rê-
k¹ w jej w³osach.
Musi byæ w Nowym Jorku kto, kto za tob¹ têskni, Magnus. Musi
byæ kto, kogo chcia³by znowu zobaczyæ.
Nie, nie ma. Czy mam tam odes³aæ ciebie, ¿eby za mn¹ têskni³a?
Mog³aby wystêpowaæ jako wdowa po mnie. Gazety mia³yby o czym
pisaæ zamia³ siê.
B¹d powa¿ny szturchnê³a go w bok.
Jestem bardzo powa¿ny chichota³. W³aciwie powinienem tak
zrobiæ, choæby dla kawa³u Tylko ¿e gdybym odes³a³ ciê do Nowego
Jorku, sam bym strasznie za tob¹ têskni³ nastêpnej zimy. Wobec tego nie
ma o tym mowy.
Nastêpna zima! To przecie¿ od dzi ca³y rok ponownie ogarnê³a
j¹ rozpacz. Nie przyjmê ciê mi³o nastêpnym razem, choæby dla zasady.
Tak jak teraz? zapyta³, wodz¹c jêzykiem po jej szyi.
Odsunê³a siê.
Czy s¹dzisz, Rachel, ¿e mi na tobie nie zale¿y? zapyta³ ju¿ spo-
kojniej. Jeli tak, to bardzo siê mylisz.
Staæ ciê na to, ¿eby opuciæ mnie na ca³y rok. To mówi samo za
siebie. Ja bym tak nie mog³a Za bardzo ciê kocham.
Przyznajê, ¿e tym razem przyjdzie mi to z wiêksz¹ trudnoci¹ ni¿
dawniej.
Wobec tego nie zostawiaj mnie.
Tak jak oczekiwa³a, odpowiedzia³ jej milczeniem.
Kiedy wrócisz, Magnus, mo¿e mnie tu nie byæ.
Dok¹d by mog³a pójæ, ukochana? Jeste równie samotna, jak
ja poca³owa³ j¹ w ods³oniête ramiê.
29
Ju¿ otwiera³a usta, ¿eby zaoponowaæ, gdy zda³a sobie sprawê, ¿e nie
mo¿e. Powiedzia³ prawdê Nie mia³a gdzie pójæ, nie mia³a nikogo,
kto by j¹ przyj¹³.
Wtem przyszed³ jej do g³owy dziwny pomys³.
Co za absurd! A jednak Mog³aby pojechaæ do Nowego Jorku,
zamieszkaæ w tych szeciu pokojach i uchodziæ tam za Nie, to miesz-
ne. I niedorzeczne.
Odwróci³a siê i spojrza³a na Magnusa. Tamten cywilizowany wiat
mia³ go ju¿ za zmar³ego.
Napotka³a jego badawczy wzrok.
Widzê jaki podstêp w twoich oczach, Rachel mrukn¹³. Nie
wa¿ siê mnie porzucaæ. Nigdy. Zrozumia³a?
¯artobliwie uszczypnê³a go w nos. By³ zimny, tak samo jak jej.
Co za weso³a mi siê wydajesz. Co ci chodzi po g³owie? spoj-
rza³ na ni¹ gniewnie. Z t¹ posêpn¹ min¹, bujn¹ brod¹ i czarnymi oczyma
wygl¹da³ jak postaæ z bani.
Rozemia³a siê. To czysta fantazja pomys³, by pojechaæ do Nowe-
go Jorku i zamieszkaæ w jego domu jako wdowa po nim Co podob-
nego nie zdarza siê na tym wiecie.
Nie mog³a jednak powstrzymaæ w³asnej wyobrani. Widzia³a siebie
w czarnym wdowim stroju, czekaj¹c¹ na goci w jego wspania³ym, po-
³o¿onym nad rzek¹ nowojorskim domu. Nie mog³y z tego wynikn¹æ dla
niej ¿adne k³opoty, bo najprawdopodobniej on i tak nigdy nie wróci do
domu. Nowy Jork traktowa³ wy³¹cznie jako port, który dostarcza³ mu
zapasów na now¹ wyprawê. Gdyby jednak, choæ szansa by³a minimalna,
wróci³, powita go z radoci¹ i przypomni o tych wszystkich ma³¿eñskich
obiecankach, dyndaj¹cych na jej szyi niczym ów bezcenny opal.
Oczywicie, istnieje tak¿e mo¿liwoæ, ¿e Magnus przejrzy jej pod-
stêp i wpadnie we wciek³oæ.
Zadr¿a³a Zaraz jednak otrz¹snê³a siê z lêku. Tak, jest pewne ryzy-
ko, ale wiek i duma nakazywa³y dzia³aæ. Ma ju¿ dwadziecia siedem lat,
nikt siê o ni¹ staraæ nie bêdzie, a ten jedyny, którego kocha, najwyraniej
nie zamierza siê z ni¹ o¿eniæ. Czasami podejrzewa³a, ¿e Magnus nie
dotrzymuje swoich obietnic z powodu jakiej piêknoci, w rodzaju tych
z Godeys, o której nie mo¿e zapomnieæ. Nietrudno by³o sobie wy-
obraziæ, jak znu¿ony Pó³noc¹ i Rachel Howland spieszy do Nowego Jor-
ku, by znaleæ siê u jej boku
Patrzy³a na niego w milczeniu. O¿eñ siê ze mn¹, Magnus k³êbi³y
siê w g³owie rozpaczliwe s³owa. Pojadê za tob¹ wszêdzie, gdziekolwiek
siê ruszysz w tej zapomnianej przez Boga i ludzi krainie. Godzê siê na
30
wszelkie trudy, byleby pozwoli³ mi zostaæ u swego boku Nie dopuæ,
¿ebym umar³a w samotnoci.
Nie lubiê, Rachel, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób. Tak samo
wpatrywa³ siê we mnie wyg³odnia³y grizli, na którego natkn¹³em siê kie-
dy na lodowcu.
Dajê ci ostatni¹ szansê, Magnus. Ostatni¹ szansê, ¿eby móg³ mnie
jeszcze kiedykolwiek zobaczyæ. Zabierz mnie jutro ze sob¹, a zostanê
z tob¹ na zawsze. A jeli mnie tu zostawisz, to niech Bóg ma ciê w swo-
jej opiece.
Którego dnia siê pobierzemy, Rachel. Przyrzekam.
O¿eñ siê ze mn¹ teraz, ukochany. Zabierz mnie ze sob¹, b³agam. Nie
zmuszaj mnie, ¿ebym to zrobi³a. Nie dopuæ, bym o tym choæby myla-
³a
Poca³owa³ j¹. Rozchyli³a wargi. Poca³unek by³ coraz gorêtszy, coraz
bardziej namiêtny
Po chwili le¿a³ ju¿ na niej.
Wpatrywa³a siê w niego, b³agaj¹c bez s³ów o mi³oæ.
Mi³oci jednak nie da siê uprosiæ, nie mo¿na jej ¿¹daæ, nie mo¿na na
ni¹ nawet zas³u¿yæ. Mi³oæ musi byæ dana. Dobrowolnie.
Dlatego Lodowa Panna milcza³a.
31
Czêæ druga
Weso³a wdówka
32
33
2
Wyspa Herschel
Lipiec 1857 roku
N
ie mo¿esz nas tak zostawiæ, dziewczyno. Co my bez ciebie zrobi-
my? mówi³ Ian Shanks, stoj¹c przy zacumowanym statku Sea Uni-
corn. Z kapeluszem w rêku mru¿y³ oczy przed jaskrawym lipcowym
s³oñcem.
Bar nale¿y do ciebie, Ian. Dajê ci go. Ja tu ju¿ nie wrócê odpar³a
Rachel ze ciniêtym ze wzruszenia gard³em.
Oddajesz mi ca³y dorobek ojca ca³kiem za darmo? Przewróci siê
w grobie, biedaczysko Ian wskaza³ g³ow¹ odleg³e wzgórza za przysta-
ni¹. Na kawa³ku ziemi sta³o tam kilknacie nagrobków tubylców i bia-
³ych, którzy padli ofiar¹ ospy.
Jadê szukaæ lepszego ¿ycia, Ian Rachel zmarszczy³a brwi i moc-
niej cinê³a niewielk¹ dywanikow¹ torbê, w której znajdowa³ siê ca³y jej
dobytek. Mylê, ¿e on by mnie zrozumia³ skinê³a g³ow¹ w kierunku
cmetarza.
Rób, jak uwa¿asz, dziewczyno w oczach starego cz³owieka za-
lni³y ³zy. Ale jakby tu kiedy wróci³a, bar bêdzie twój. Nazwa zosta-
nie ta sama Pod Lodow¹ Pann¹.
Rachel uciska³a go serdecznie. Sama te¿ mia³a ³zy w oczach Ian
Shanks by³ z jej ojcem tak d³ugo, jak d³ugo ona by³a na Herschel. Wierny,
stary marynarz przetacza³ beczki z whisky, ucisza³ setki krwawych bija-
tyk, a mimo to zawsze znajdowa³ czas na opowiadanie bajek znudzonej
3 Lodowa Panna
34
dziewczynce, bawi¹cej siê w samotnoci szmacian¹ lalk¹ na zapleczu
ojcowskiego baru. Bêdzie têskniæ za Ianem By³ chyba jedynym jej
prawdziwym przyjacielem i opiekunem na ca³ym wiecie.
Z pewnoci¹ bardziej zas³ugiwa³ na zaufanie ni¿ Noel Magnus. Ten
cz³owiek mami³ j¹ ju¿ tyloma obietnicami Kiedy siê rozstawali, przy-
rzek³, ¿e wracaj¹c znowu na Herschel, przywiezie jej zarêczynowy pier-
cionek. Tym razem jednak Rachel ju¿ mu nie uwierzy³a. Przysz³a jego
kolej dowiedzieæ siê, co to rozczarowanie. Kiedy wróci jeli w ogóle
kiedykolwiek wróci ona bêdzie daleko st¹d. Puste s³owa przeprosin,
t³umaczenia, dlaczego nie przywióz³ piecionka, us³yszy tylko g³ucha,
obojêtna tundra.
Wybacz mi, Ian szepnê³a.
Patrzy³ na ni¹ ze smutkiem.
Wracaj za rok, dziewczyno, w lipcu. Chcia³bym wiedzieæ, jak ci
siê powodzi. Jak nie dostanê listu ani ¿adnej wiadomoci, to wiedz, ¿e
po ciebie przyjadê.
Kiwnê³a g³ow¹. Po policzkach p³ynê³y ³zy.
Ciebie wiêcej obchodzê ni¿ Magnusa. Od miesiêcy nie mam o nim
¿adnych wiadomoci prze³knê³a resztê ³ez i uniós³szy spódnicê, we-
sz³a na pomost klipra Sea Unicorn.
Szczêliwej drogi, Rachel. Niech ciê Bóg b³ogos³awi krzykn¹³
za ni¹ Ian.
Nie odezwa³a siê wiêcej. Pomimo s³onecznego po³udnia ³zy w po-
dmuchach mronego wiatru zamarza³y na jej policzkach.
Wyspa Herschel
Sierpieñ 1857 roku
C
o z tob¹, Magnus? Wygl¹dasz, jakby zamierza³ przep³yn¹æ wp³aw
do portu. Cierpliwoci, cz³owieku. Nie by³o ciê tu piêæ miesiêcy, to chy-
ba mo¿esz poczekaæ jeszcze te piêtnacie minut? kapitan Luke Jacob
ze miechem klepn¹³ Noela w plecy.
Przed szkunerem Lady Rupert rozci¹ga³y siê nagie wzgórza Her-
schel. Chocia¿ jesieñ jeszcze nie nadesz³a, wyspa jarzy³a siê w s³oñcu
czerwieni¹, ¿ó³ci¹, oran¿em Nawet porosty pokrywaj¹ce nadbrze¿ne
ska³y przybra³y pstre barwy jesieni. Wzd³u¿ wybrze¿y wyspy, w zacie-
nionych skalistych fiordach, le¿a³a ju¿ gruba warstwa lodu, zapowiada-
j¹ca zbli¿anie siê zimy.
35
Poka¿ mi jeszcze raz ten piercionek, stary poprosi³ kapitan Ja-
cob. Statek wp³ywa³ ju¿ do niewielkiej zatoki. Wokó³ nich za³oga wspi-
na³a siê po rejach, ci¹gaj¹c ¿agle.
Magnus spojrza³ na kapitana podejrzliwie, z ukosa.
Znam ciê ju¿ tyle lat, Luke, ale nigdy nie przypuszcza³em, ¿e
mo¿esz byæ sentymentalny.
Nieczêsto siê tu zdarza, ¿eby kto uczciwie proponowa³ dziew-
czynie ma³¿eñstwo. S¹dz¹c po piercionku, nie masz zamiaru ¿eniæ siê
z Eskimosk¹ zajrza³ Magnusowi przez ramiê.
Magnus siêgn¹³ do kieszeni koszuli i wyj¹³ stamt¹d z³oty piercio-
nek z trzema maleñkimi markazytami.
Kupiê jej prawdziwy piercionek, kiedy wrócimy do cywilizacji.
Na razie uda³o mi siê zdobyæ tylko taki w faktorii w Wager Bay. Powie-
dziano mi, ¿e nale¿a³ do zmar³ej ¿ony pastora, który umar³ zaraz po niej.
Zabra³ go jaki Indianin z plemienia Cree i odsprzeda³ za whisky.
Nie przechwala³bym siê t¹ historyjk¹, Magnus. Kobiety nie lubi¹
takich rzeczy. Ich zdaniem nie ma w nich nic romantycznego.
Magnus uniós³ brwi
A ty siê na kobietach doskonale znasz, odwieczny stary kawale-
rze zakpi³. Ale chyba masz racjê. Powiem jej po prostu, ¿e go kupi³em.
I bardzo m¹drze.
Nie mo¿emy siê popieszyæ z tym przybijaniem? zniecierpliwi³
siê Magnus.
Jeszcze czego! odburkn¹³ Jacob. I rozbiæ siê na tej lodowej
pustyni z ³adunkiem m¹ki, cukru i brandy, których tutejsi ludzie nie zo-
baczyliby a¿ do nastêpnego lipca? Prêdzej bym spali³ w³asny dom, ni¿
narazi³ liczn¹ Lady Rupert na zniszczenie.
Magnus, wsparty o reling, wpatrywa³ siê w widoczn¹ ju¿ dobrze osadê.
Bez trudu dostrzeg³ bar, który by³ wprawdzie na wyspie budynkiem naj-
mniejszym, ale równoczenie najbardziej uczêszczanym. Ludzie wchodzili,
wychodzili Wszystkie oczy skierowane by³y na zbli¿aj¹cy siê szkuner.
Spodziewa³em siê, ¿e wyjdzie mi na powitanie na przystañ Ni-
gdzie jej nie widzê Magnus zmarszczy³ brwi.
W t³umie oczekuj¹cych widaæ by³o kilka kobiet, ale by³y to wy³¹cz-
nie Eskimoski, z ma³ymi dzieæmi bezpiecznie schowanymi w ciep³ych
kapturach matczynych letnich amautików.
Chyba mog³aby byæ na tyle uprzejma, ¿eby wyjæ na spotkanie
statku Jej przysz³y m¹¿ przyp³ywa z piercionkiem zarêczynowym,
b¹d co b¹d mrukn¹³ Noel.
Jacob pokiwa³ g³ow¹.
36
Muszê obserwowaæ przystañ, ale nie denerwuj siê, Magnus. Pew-
nie jest zajêta obs³ugiwaniem pijaków w barze Przybywa nowy zapas
whisky, wiêc uznali za swój obowi¹zek jak najszybciej wypiæ to, co jesz-
cze zosta³o z poprzedniego.
Chyba masz racjê rozemia³ siê Magnus.
Na pewno mam odpar³ z przekonaniem Jacob, chwytaj¹c za ster.
Co to znaczy, do diab³a, ¿e jej nie ma? rykn¹³ Noel, wal¹c piê-
ci¹ w blat baru.
Ian Shanks zadr¿a³ niczym nowo narodzone ciel¹tko.
Wyjecha³a. Zostawi³a mi bar i wyjecha³a.
Dok¹d?
Mieszkañcy wyspy, biali i tubylcy, zastygli za jego plecami w mier-
telnej ciszy, jakby spodziewali siê, ¿e za chwilê z najwy¿szego szczytu
bóg Thor zrzuci gromy na Herschel.
Na po³udnie. Wsiad³a na Sea Unicorn, jak przycumowa³ tu w lip-
cu. Dok³adnie nie wiem, gdzie siê wybiera³a.
Ty ³ajdaku! rykn¹³ Magnus, chwytaj¹c Shanksa za klapy kurt-
ki. Wiesz doskonale i lepiej mi to natychmiast powiedz, bo inaczej
porachujê ci koci!
Z twarzy Shanksa odp³ynê³a ca³a krew.
Wspomnia³a co o którym ze stanów Ale nie pamiêtam, który
to by³.
Gadaj, bo wyprujê z ciebie flaki!
Kiedy naprawdê nie pamiêtam
Magnus przytkn¹³ piêæ do szczêki Iana. Przera¿ony Shanks zachwia³
siê i opar³ o cianê.
Co mówi³a o jakim domu W Nowym Jorku.
Magnus wpatrywa³ siê w starego os³upia³y. Wszyscy obecni, ³¹cznie
z kapitanem Jacobem, wstrzymali oddech.
Mówi³a, ¿e ma zamiar zamieszkaæ w domu w Nowym Jorku?
W moim domu? powtórzy³ z niedowierzaniem Noel.
Oczy Iana niemal wysz³y z orbit.
Dziewczyna nic nie mówi³a, ¿e i ty tam bêdziesz Co to, to nie.
Noel opad³ ciê¿ko na jedno z nielicznych w barze rozklekotanych
krzese³. W ogorza³ej twarzy mia³ ból i z³oæ.
Nie do wiary, co to za kobieta Opowiadam jej o moim domu
w Nowym Jorku, a potem siê dowiadujê, ¿e jest na tyle szalona, ¿eby
jechaæ i wprowadzaæ siê do niego podczas mojej nieobecnoci!
37
Jacob po³o¿y³ rêkê na ramieniu Magnusa.
Wiesz równie dobrze, jak ja, ¿e taka rzecz w tych stronach jest
normalna. Jeli dom stoi pusty, to istnieje niepisane prawo, ¿e mo¿e siê
do niego wprowadziæ ka¿dy, kto potrzebuje schronienia. S¹dzê, ¿e ona
te¿ to wie, Magnus.
Noel chwyci³ siê za g³owê.
Czy ty rozumiesz, co to znaczy? Nawet je¿eli moje podejrzenia s¹
s³uszne i Rachel jest tam, gdzie przypuszczam, to przecie¿ nie mam ¿ad-
nego sposobu, ¿eby siê do niej teraz dostaæ! Twój statek nie wyp³ynie
przed nadejciem mrozów Zawsze zimujesz na Herschel!
Mo¿esz dotrzeæ do Fortu Nelsona psim zaprzêgiem. Ale dopiero
za miesi¹c czy dwa, jak spadnie nieg odwa¿y³ siê wtr¹ciæ Ian.
I bêdê o miesi¹ce póniej ni¿ ona. O ca³e miesi¹ce rozwcieczo-
ny wyszarpn¹³ piercionek z kieszeni. Czu³ siê zdradzony. A ja zamie-
rza³em daæ jej ten piercionek Pod³a k³amczyni! Powinienem wsadziæ
go jej go do gard³a!
Po prostu zmêczy³o j¹ czekanie szepn¹³ Ian, usi³uj¹c za³agodziæ
sytuacjê.
Zmêczy³o j¹ czekanie! Wariatka! Oczy Magnusa p³onê³y gnie-
wem. Jak, do diab³a, zamierza daæ sobie radê w Nowym Jorku? Prze-
cie¿ ona nie ma najmniejszego pojêcia o tamtym wiecie
W nag³ym porywie paniki zerwa³ siê na nogi.
Shanks, biegnij do biura kompanii i za³atw tyle zapasów jedzenia
ile siê da. I nie zapomnij o psach. Maj¹ byæ najlepsze, jakie znajdziesz
Spojrza³ na piercionek. Choæ tani, mimo wszystko tu, na Pó³nocy, mia³
pewn¹ wartoæ. Zap³acê tym. Niepotrzebny mi teraz. Ta suka porzuci-
³a mnie i chce mi ukraæ mój w³asny dom.
Magnus, nie s³ysza³e, co mówilimy? Nie zdo³asz st¹d wyruszyæ
przed mrozami. A jeli nawet, to szaleñstwo próbowaæ jechaæ do Fortu Nel-
sona w padzierniku. Po drodze zaskoczy ciê najgorsza zimowa pogoda
Magnus patrzy³ z rozpacz¹ na kapitana.
Ale jak ona tam sobie sama poradzi? To olbrzymie miasto, a ona
nie ma nikogo, kto by siê ni¹ zaopiekowa³, pomóg³ Mo¿e siê jej przy-
trafiæ co strasznego. Mogê jej ju¿ nigdy wiêcej nie zobaczyæ znowu
ukry³ g³owê w d³oniach.
W barze zapad³a cisza.
Zrobimy, co siê da, ¿eby wyruszy³ st¹d przy pierwszej okazji
powiedzia³ z powag¹ Jacob. Obiecujê ci. Przy pierwszej okazji po-
wtórzy³ szeptem, nachylaj¹c siê nad opuszczon¹ bezradnie g³ow¹ Ma-
gnusa.
38
Ian i pozostali potwierdzili skinieniem g³owy. Nikt nie odezwa³ siê
ani s³owem. Nikt siê nie omieli³.
3
Nabrze¿e przy South Street, Nowy Jork
15 grudnia 1857 roku
W
reszcie zaczyna³o siê nowe ¿ycie Rachel. Wszystkie jej nadzieje, ma-
rzenia i wizje idealnej przysz³oci przesta³y byæ nieuchwytnymi wytworami
wyobrani. Przed jej oczami widnia³ oto ruchliwy nowojorski dok.
Od dawna pragnê³a powrotu do cywilizacji, marzy³a o nim, uk³ada³a
plany Ojciec nauczy³ j¹ niezale¿noci, powtarza³, ¿e nie wolno jej
dopuciæ, by sta³a siê marionetk¹, zabawk¹, szybko porzucan¹ przez
mê¿czyzn. Do ucieczki z wyspy sk³oni³o j¹ czêciowo ¿yczenie ojca,
¿eby pozna³a swoj¹ wartoæ, czêciowo têsknota za wiatem matki, któ-
ry jeszcze nie do koñca zapomnia³a.
Przez ca³e lata pielêgnowa³a wci¹¿ ¿ywe wspomnienia z dzieciñ-
stwa: ich wspólny pokój w bogatym domu w Filadelfii, gdzie matka pra-
cowa³a jako kucharka, rozwieszona na sznurach nie¿obia³a pociel ³o-
pocz¹ca w podmuchach ciep³ego czerwcowego wiatru, kwitn¹ce ró¿owo
krzewy derenia, suknie w tym samym delikatnym odcieniu I wreszcie
mieræ matki, która zmar³a na ¿ó³tê febrê. Pamiêta³a równie¿ obietnice
z³o¿one przy jej ³ó¿ku i podró¿, na której koñcu czeka³o j¹ spotkanie
z nigdy dot¹d nie widzianym ojcem.
Kiedy mia³a dziesiêæ lat, jej wiat gwa³townie siê skurczy³. Niewie-
le wiêcej w nim by³o ni¿ nieg, lód i cena jednego g³êbszego whisky.
Teraz uwolni³a siê od tego wiata. Jedyne, o czym marzy³a, to ciep³o
s³oñca na twarzy, byæ mo¿e nowa sukienka, no i spokojny dach nad g³o-
w¹. Miejsce, w którym nie musia³aby baæ siê odmro¿eñ, niedwiedzi
polarnych i tego, co najgorsze ci¹g³ych zaczepek góruj¹cych nad ni¹
si³¹ i wzrostem pijaków.
wiat, o którym tak d³ugo marzy³a, rozpociera³ siê teraz przed ni¹,
ale jego niezrozumia³e tempo i chaos budzi³y lêk. Przez chwilê poczu³a
nawet drgnienie ¿alu za nieprzystêpn¹, skut¹ lodem, ale swojsk¹ tundr¹.
Dr¿¹c na ca³ym ciele, oparta o reling, zmusi³a siê, by spojrzeæ na
nowy l¹d. Daleko, jak okiem siêgn¹æ, ci¹gnê³y siê kwarta³y czynszo-
39
wych kamienic o fasadach z piaskowca, poczernia³ego od sadzy ulatuj¹-
cej z setek tysiêcy wêglowych pieców. Po podwórkach suszy³a siê na
sznurach poszarza³a, wystrzêpiona bielizna; na parapetach okiennych
dostrzeg³a go³êbie i pozostawione przez nie odpadki. Szaroæ, wilgoæ,
brud Co za przykry, zniechêcaj¹cy obraz! Piêknych dam ze stronic
Godeys nigdzie jako nie by³o
Jeszcze wiêksz¹ obawê budzili ludzie. Poni¿ej, w dokach, uwija³y
siê setki nêdznie ubranych robotników portowych i poredników w ele-
ganckich garniturach. Wszyscy wydawali siê zbyt zajêci i zaabsorbowa-
ni swymi sprawami, by zawracaæ sobie g³owê wystraszon¹ dziewczyn¹
w znoszonym futrzanym amautiku, która pod cienk¹ spódnic¹ nie mia³a
nawet krynoliny.
Rachel Howland nie nale¿a³a jednak do osób, które ³atwo siê pod-
daj¹. Jeli bezlitosna Pó³noc czego j¹ nauczy³a, to z pewnoci¹ walki
o przetrwanie. Dot¹d jako siê udawa³o.
Wyprostowa³a siê. Chwyci³a skórzan¹ r¹czkê zniszczonej torby by³y
w niej wszystkie pieni¹dze, jakie zarobi³a w Lodowej Pannie i zesz³a
po trapie statku. W powietrzu unosi³a siê woñ soli i zje³cza³ego t³usz-
czu. Zawia³ wiatr, nios¹c z sob¹ k³êby kurzu. Zewsz¹d spogl¹da³y na ni¹
z zainteresowaniem ponure mêskie twarze. Poczu³a strach.
Sk¹d jeste, kobieto? zapyta³ jeden z nich, podchodz¹c bli¿ej
i ukazuj¹c w umiechu bezzêbne dzi¹s³a.
Cofnê³a siê o krok, ale zaraz podszed³ inny. Przerwawszy wa¿enie
ryb, dotkn¹³ obszernego kaptura jej amautika.
Doæ dziwacznie wygl¹dasz, dziewczyno. Co to za futro?
Focze wyj¹ka³a, próbuj¹c siê odsun¹æ.
Nigdy o takim nie s³ysza³em odpar³ i przysun¹³ siê jeszcze bli¿ej.
Odwróci³a siê i czym prêdzej odesz³a. Mia³a nadziejê, ¿e jej krok
nie zdradza, i¿ jest obca w tym miecie Stara³a siê sprawiaæ wra¿enie,
¿e doskonale wie, dok¹d zmierza. Mê¿czyni jej nie cigali, ale spojrze-
nia towarzyszy³y jej, dopóki nie opuci³a portu. Wreszcie po raz pierw-
szy stanê³a na nowojorskiej ulicy.
Jej zmys³y reagowa³y w przesadny sposób. Wszystko by³o nowe i przez
to wyolbrzymione: chlupot kó³ przeje¿d¿aj¹cych przez ka³u¿e powozów,
zapach wie¿ego chleba z piekarni, têczowe barwy wst¹¿ek na wystawie
w pracowni modystki Sz³a wzd³u¿ gêsto stoj¹cych domów, niezdolna
do u³o¿enia jakiego planu dzia³ania, bo witryny sklepów wabi³y niczym
prostytutka Jeli marzy³a kiedy o fantastycznych krainach, to teraz prze-
kona³a siê, ¿e naprawdê istnia³y one za lni¹cymi szybami nieprzeliczo-
nych nowojorskich sklepów. Tu przyci¹ga³y wzrok bele francuskiego
40
jedwabiu w kolorze perskiego b³êkitu, kanarkowej zieleni lub s³oneczne-
go oran¿u, gdzie indziej srebrne r¹czki szczotek do w³osów i perfumy o za-
pachu jaminu W³aciciel sklepu by³ nawet w stanie zmieniæ zimê w wio-
snê kiedy przechodzi³a obok której z kwiaciarni, dosz³a j¹ s³odka woñ
setek ¿onkili, ustawionych w wiadrach na zewn¹trz.
Och, przepraszam, bardzo przepraszam powtarza³a, potr¹cana
brutalnie przez obojêtnych przechodniów. Na ulicy widaæ by³o niemal
wy³¹cznie mê¿czyzn. W ciemnych we³nianych pelerynach i czarnych
kapeluszach wygl¹dali na szalenie wa¿nych i zaaferowanych. Nieliczne
kobiety, jakie zauwa¿y³a, sz³y w towarzystwie mê¿czyzn i obrzuca³y j¹
lekcewa¿¹cym spojrzeniem, jakby by³a mieciem deptanym przez ich
wytworne skórzane buciki.
Opar³a siê o witrynê sklepu z zabawkami i popatrzy³a uwa¿niej na
ulicê. Tabliczka z kutego ¿elaza przymocowana do lampy gazowej poin-
formowa³a j¹, ¿e znajduje siê na Broadwayu. Nic jej to nie mówi³o
Kolejna kobieta obdarzy³a j¹ morderczym spojrzeniem i uchwyciwszy
siê kurczowo ramienia towarzysza, jakby w lêku o ¿ycie, ominê³a szero-
kim ³ukiem. No có¿ Nie mo¿e mieæ za z³e tym ludziom, ¿e tak dziw-
nie na ni¹ patrz¹. Musia³a wygl¹daæ równie zaskakuj¹co i nieprawdopo-
dobnie, jak barwne motyle z Godeys wygl¹da³y w igloo.
Nagle zza rogu wysz³a dwójka dzieci, ch³opiec i dziewczynka, obo-
je jasnow³osi, w starych, po³atanych i wyszmelcowanych ubrankach ze
zgrzebnego p³ótna. ¯adne z nich nie mia³o chyba wiêcej ni¿ osiem lat.
Rachel zdawa³o siê, ¿e dzieciaki przygl¹daj¹ siê jej z zaciekawieniem,
dopóki nie zrozumia³a, i¿ obiektem ich zainteresowania s¹ wystawione
w witrynie zabawki.
Odsunê³a siê, ¿eby mia³y lepszy widok. Dziewczynka wlepi³a b³ê-
kitne oczy w z³ot¹ karuzelê z krêc¹cymi siê w ko³o licznymi konikami;
ch³opiec utkwi³ wzrok w drewnianym poci¹gu. Po obu stronach poci¹g
mia³ przyklejone bajecznie kolorowe litografie.
Jeli bêdziesz grzeczny, to mo¿e tatu kupi ci ten poci¹g ode-
zwa³a siê Rachel do ch³opca.
Spojrza³ na ni¹ ponuro. Lazur oczu kontrastowa³ z ciemnymi, umo-
rusanymi policzkami.
Jaki tatu? Ja nie mam ¿adnego tatusia.
Rachel ze zrozumieniem skinê³a g³ow¹.
Ja te¿ ju¿ nie mam ojca. Ale nie traæ nadziei. Krewni, którzy siê
tob¹ opiekuj¹, te¿ mog¹ ci kupiæ jak¹ zabawkê na Bo¿e Narodzenie.
A pani co nam kupi? spyta³a dziewczynka.
Ch³opiec, najwyraniej urodzony handlowiec, wtr¹ci³:
41
Pani jest taka liczna Pani kupi! Bymy byli bardzo wdziêczni.
Rachel rozemia³a siê. Omielone dzieci podesz³y bli¿ej.
Chêtnie bym wam co kupi³a, ale ca³y mój maj¹tek mieci siê
tutaj wskaza³a na swoj¹ wystrzêpion¹ torbê. Obawiam siê, ¿e wy-
starczy mi tylko na op³acenie noclegu, zanim dotrê do domu.
Dziewczynka kiwnê³a g³ow¹ z rezygnacj¹.
Ch³opiec jedynie patrzy³. Na Rachel, potem na torbê
Zanim siê zorientowa³a, pchn¹³ j¹ i zacz¹³ uciekaæ. Dziewczynka
rzuci³a siê za nim, zarazem wystraszona i rozbawiona. Zszokowana Ra-
chel zda³a sobie sprawê, ¿e ukradli jej torbê.
Ja wam poka¿ê! krzyknê³a ze z³oci¹. Zakasa³a spódnicê i rzu-
ci³a siê w pogoñ. Kto wie, czy jej nie uciekn¹ Z pewnoci¹ znali ciemne,
krête ulice na zapleczu Broadwayu lepiej ni¿ ona. No, ale ona by³a zna-
komit¹ biegaczk¹, zaprawion¹ w d³ugich marszach po niegu i grz¹skich
moczarach, a poza tym wpad³a we wciek³oæ. Ca³y strach i energia, ja-
kie nagromadzi³y siê w niej w ci¹gu szeciomiesiêcznej podró¿y stat-
kiem, w t³umie ludzi, w jednej chwili eksplodowa³y.
Ty ³obuzie! Ty niegodziwy dzieciaku! krzyknê³a, ³api¹c ch³op-
ca za ko³nierz. Poczekaj no, zaraz ciê zaprowadzê do twoich opieku-
nów, ju¿ oni ci dadz¹ nauczkê!
Wyrwa³a mu torbê. Dziewczynka, przera¿ona, przywar³a do swego
towarzysza.
Mog¹ mnie powiesiæ za z³odziejstwo, ale ja siê nie dam tak ³a-
two! wrzasn¹³ ch³opak.
To i mnie powiesz¹, Tommy. Nie puszczê ciê samego pisnê³a ma³a.
Powiesz¹ ciê? Rachel a¿ zatka³o ze zdziwienia. Dostaniesz
najwy¿ej baty, ale przecie¿ nikt ciê nie powiesi.
Policja mnie powiesi. Jeszcze siê uciesz¹ prychn¹³ ch³opak.
Rachel pokrêci³a g³ow¹. Ca³a ta sytuacja wprawi³a j¹ w niema³e zmie-
szanie. Dlaczego tutejsze dzieci kradn¹? Wszystkie eskimoskie dzieci, ja-
kie zna³a, by³y kochane i pieszczone a¿ do przesady. ¯adne nie musia³o
kraæ, bo dostawa³y od rodziców wszystko, czego potrzebowa³y.
Nie zaprowadzê ciê na policjê. Poka¿ mi tylko, gdzie mieszka
twoja rodzina. Ukarz¹ ciê tak, jak na to zas³ugujesz.
Moja rodzina? ch³opiec by³ nie mniej os³upia³y ni¿ przed chwi-
l¹ Rachel.
No, krewni, którzy siê tob¹ opiekuj¹. Wiem, ¿e nie masz ojca, ale
gdzie jest twoja matka?
Umar³a odpar³ niemal obojêtnie.
Nie masz ¿adnej rodziny?
42
Mam siostrê wskaza³ g³ow¹ ma³¹, która przywar³a do niego kur-
czowo.
Rachel patrzy³a na nich ze zdumieniem.
Ale kto siê wami opiekuje? Kto was wzi¹³ po mierci matki? Prze-
cie¿ kto musia³ siê wami zaj¹æ. Zawsze w takiej sytuacji kto zajmuje
siê dzieæmi. Kim s¹ ci ludzie?
A dlaczego kto by siê mia³ mn¹ zajmowaæ? twarz ch³opca wy-
ra¿a³a szczere zainteresowanie.
Dlaczego? Rachel mia³a wra¿enie, ¿e uderzono j¹ w twarz. Ch³o-
piec najwyraniej nie zna³ czego takiego jak wspó³czucie Nie potra-
fi³a tego poj¹æ. Na Pó³nocy nie by³o sierot. Eskimosi adoptowali ka¿de
dziecko, które tego potrzebowa³o, i traktowali je jak dar od ich Boga, na
równi z w³asnymi dzieæmi. To niemo¿liwe, ¿eby w kraju poz³acanych
karuzeli, niezliczonych piekarñ i tylu niewyobra¿alnie bogatych ludzi
tych dwoje dzieci by³o pozostawionych na pastwê losu.
Mówcie prawdê. Muszê wiedzieæ. Kto siê wami zajmuje?
Nikt siê nami nie zajmuje. Nikt odpowiedzia³ ch³opiec tak twar-
dym i zimnym tonem, ¿e Rachel poczu³a ból w piersi.
Nie rozumiem. Nie mogê w to uwierzyæ. Tak nie mo¿e byæ. Po-
wiedz prawdê Jestem pewna, ¿e kto siê wami musi opiekowaæ
mówi³a przez ciniête gard³o.
Ja siê nim opiekujê odezwa³a siê dziewczynka ledwie dos³y-
szalnym ze strachu g³osem.
Rachel przypatrywa³a siê obojgu przez d³ugi moment. Ostatnia rzecz,
jakiej potrzebowa³a, to dwoje dzieci uczepionych jej spódnicy. Nie by³a
pewna, czy zdo³a siê zatroszczyæ o siebie sam¹, a có¿ dopiero o innych
Nie mog³a jednak odwróciæ siê plecami od tych dwojga zb³¹kanych dzie-
ciaków. Nie post¹pi³aby tak na Pó³nocy, nie zrobi tego i teraz.
Wyprostowa³a siê i cisnê³a mocno r¹czkê torby.
Poka¿cie mi, gdzie mieszkacie. Chcê zobaczyæ na w³asne oczy,
jak siê wam udaje ¿yæ w tym kraju, nie maj¹c nikogo, kto by siê wami
opiekowa³. Zaprowadcie mnie.
Zaprowadziæ? A niby dlaczego? odburkn¹³ ch³opiec.
Umiechnê³a siê nieweso³o. Spodoba³a siê jej buntownicza postawa
ch³opca. Có¿, to by³a jedyna rzecz, jaka pozwala³a mu przetrwaæ Do-
brze wiedzia³a, jak to smakuje.
Pokazujesz mi, gdzie mieszkasz, gagatku, albo idziemy na poli-
cjê, a wtedy poka¿esz im!
Ma³a skuli³a siê z przera¿enia. Twarz ch³opaka mia³a twardoæ ska³y.
43
No dobra, poka¿ê pani powiedzia³ i szarpn¹³ dzieczynkê za rêkê.
Poszli przodem. Rachel pod¹¿y³a za nimi.
Min¹wszy kilka przecznic, skrêcili w kolejn¹, wybrukowan¹ koci-
mi ³bami. Ko³a powozów wy¿³obi³y g³êbokie koleiny w pokrywaj¹cym
j¹ podmro¿onym b³ocie. Na koñcu uliczki widnia³y rozpadaj¹ce siê scho-
dy, które przylega³y do ciany starego ceglanego budynku. Ch³opiec
wskaza³ je wzrokiem. Rachel zaczê³a wchodziæ na górê.
Gdzie pani idzie? zapyta³.
Zatrzyma³a siê i spojrza³a na widniej¹ce w górze niemalowane drzwi.
Chcê zobaczyæ, gdzie mieszkacie i z kim.
My tam nie mieszkamy szarpn¹³ jej spódnicê i ponownie wska-
za³ na schody. Mieszkamy tutaj.
Rachel zesz³a na dó³. Myla³a, ¿e pod schodami s¹ drzwi do jakiej
piwnicy, ale ku swemu zdumieniu nie dostrzeg³a nic oprócz ciasno zwi-
niêtego koca, wciniêtego pod pierwszy stopieñ, tak ¿eby nikt nie móg³
go znaleæ ani ukraæ.
Tutaj? zapyta³a z niedowierzaniem.
Puci nas pani teraz? Nie pójdzie pani na policjê? odezwa³a siê
ma³a b³agalnym tonem.
Rachel popatrzy³a na dr¿¹c¹ z zimna i ze strachu dziewczynkê. Ostat-
ni¹ rzecz¹, jakiej potrzebowa³a Rachel Howland, by³ dodatkowy ciê¿ar
na karku, ale nie mog³a ich tak zostawiæ. Nie mog³a sobie pójæ, skoro
jedynym domem tych dwojga by³ wystrzêpiony koc pod schodami.
Ile macie lat? zapyta³a ³agodnie.
Ja chyba siedem odpar³a dziewczynka.
A ty? zwróci³a siê do ch³opca.
Najmniej osiem odpar³ bystro.
Jak siê nazywacie? pyta³a dalej Rachel ze ciniêtym sercem.
Ja siê nazywam Tommy, a ona Clare ch³opiec post¹pi³ krok w kie-
runku siostry, jakby chcia³ jej broniæ.
Jestecie g³odni?
Tommy zmiesza³ siê. Nie oczekiwa³ takiego zwrotu w rozmowie.
Mo¿e odrzek³ ostro¿nie.
No to chodmy co zjeæ.
Rozejrza³a siê po ulicy. Nie by³o to miejsce dla dzieci Pe³no b³ota,
nieczystoci wylewanych z nocników wprost na ulicê To cud, ¿e w ogó-
le uda³o im siê dot¹d prze¿yæ.
Ruszy³a przed siebie, ale dzieciaki sta³y jak zaklête.
No chodcie. Nie chcecie zjeæ czego ciep³ego? zachêca³a.
Takim samym ³agodnym g³osem wywabia³a zwykle z nory bia³ego lisa.
44
Przecie¿ chcielimy ukraæ pani torbê powiedzia³a niemia³o
Clare.
Pamiêtam o tym potwierdzi³a Rachel.
I spróbujemy jeszcze raz, jak tylko siê trafi okazja ostrzeg³ j¹
Tommy na po³y grzecznie, na po³y brutalnie.
Rozumiem. Có¿ robiæ odpar³a zrezygnowana.
Dwójka dzieciaków patrzy³a na ni¹ z niezdecydowanymi minami.
I dalej chce nas pani wzi¹æ ze sob¹? w g³osie Tommyego by³a
zarówno nadzieja, jak i przekonanie, ¿e znowu, jak w ca³ym jego do-
tychczasowym ¿yciu, czeka go rozczarowanie.
Tak. Musicie ze mn¹ pójæ rozejrza³a siê po zat³oczonej ulicy
Broadwayu zdumiona, ¿e wszyscy ci przechodnie nie mieli ani czasu,
ani serca dla dwojga osieroconych dzieci. Idziemy. Zamówimy sobie
co dobrego do jedzenia, a potem opowiem wam o domu, w którym za-
mieszkamy.
Najchêtniej umiechnê³aby siê do nich serdecznie i ciep³o, ale nie
zrobi³a tego, wiedziona intuicj¹. Na otwart¹ serdecznoæ przyjdzie czas
potem. Teraz dzieci mog³yby siê sp³oszyæ, a nie mia³a ochoty goniæ ich
znowu po ciemnych ulicach miasta. Tym razem mog³aby ich nie odna-
leæ.
Pani ma d dom? zaj¹kn¹³ siê Tommy.
Rachel przytaknê³a g³ow¹.
Mam. Nie wiem tylko, czy jest wystarczaj¹co du¿y dla nas trojga,
ale zawsze znajdzie siê dodatkowy pokój. Mam w tym dowiadczenie.
Przyjecha³am z niezwyk³ego kraju i potrafiê sporz¹dziæ pokój dla ka¿-
dego. Opowiem wam o tym przy kolacji.
Dzieci niepewnie ruszy³y za ni¹. Obserwowa³a je jednym okiem,
a drugim rozgl¹da³a siê po miecie. ¯y³y tu setki i tysi¹ce ludzi, a niko-
mu z nich nie przysz³o nawet na myl, ¿eby zaj¹æ siê dwojgiem g³od-
nych sierot Nie chcia³a znienawidziæ swojej nowej ojczyzny, nie mo-
g³a jednak oprzeæ siê uczuciu niepokoju. Jeli w tym miecie obfitoci
nie istnia³o wspó³czucie dla dwojga ma³ych dzieci, to mo¿e lepsze jest
piek³o? Na Pó³nocy nawet ten, kto mia³ bardzo ma³o, dzieli³ siê z inny-
mi. Takie by³o prawo tej surowej krainy i ka¿dy dobrze je zna³. Jakim
sposobem tutejsi mieszkañcy mogli zapomnieæ o tak podstawowej zasa-
dzie? Co j¹ czeka wród tych ludzi bez serca? Có¿ to za bezbo¿ne mia-
sto ten Nowy Jork, uznawany za centrum cywilizacji?
45
4
N
oel przeklina³ jej imiê. Przekleñstwa rozbrzmiewa³y echem wród
nie¿nych, lodowych przestrzeni. Nawet psy biegn¹ce w zaprzêgu przed
saniami, jakby wyczuwaj¹c jego rozpacz, zdawa³y siê skowyczeæ mu do
wtóru.
Od Fortu Nelsona dzieli³y go tysi¹ce kilometrów na wschód, a tym-
czasem nasta³a mrona, bezlitosna zima. Przy dotychczasowym tempie,
jeli nie zaskoczy go subarktyczny piêædziesiêciostopniowy mróz, do-
trze do Fortu Nelsona za miesi¹c. A potem, jeli dopisze mu szczêcie
i nie pogorszy siê pogoda, pojedzie dalej psim zaprzêgiem przez Ziemiê
Ruperta a¿ do Quebecu, stamt¹d za pop³ynie do Nowego Jorku.
Ale i tak wyprzedza³a go o ca³e miesi¹ce. Miesi¹ce Miesi¹ce
Miesi¹ce
Niemal zaskowycza³. Dowiadczone psy, znaj¹ce humory swego
pana, przyspieszy³y kroku.
Na horyzoncie zamajaczy³y dwa wzgórza. By³o to zjawisko typowe
o tej porze roku, gdy powietrze przesycone jest kryszta³kami lodu. ¯eby
przerwaæ wywo³ane zmêczeniem halucynacje, przymkn¹³ na moment
oczy. Twarz mia³ zdrêtwia³¹ od bolesnych uk³uæ mrozu, który niczym
lodowymi igie³kami nieustannie atakowa³ jej ods³oniête czêci. Przez
ca³y czas nie przestawa³ myleæ o Rachel.
Nie móg³ zaznaæ spokoju. Zdawa³ sobie sprawê, ¿e podj¹³ tê wypra-
wê o najgorszej porze roku, musia³ jednak dotrzeæ do Quebecu przed
odwil¿¹. By³ tak¿e wiadomy tego, ¿e gdy dojedzie w koñcu do Nowego
Jorku, mo¿e nigdy nie odnaleæ w nim Rachel. Nie mia³ ¿adnych gwa-
rancji, ¿e tam dotar³a. Mog³a zachorowaæ w drodze. Mog³a zostaæ z ja-
kim m³odym marynarzem, poznanym w jednym z portów, gdzie zatrzy-
ma³ siê statek.
Nie mo¿na te¿ wykluczyæ, ¿e spotka³o j¹ jakie nieszczêcie. Rachel
Howland mog³a dojechaæ bezpiecznie do nowojorskiego portu tylko po
to, by j¹ napadniêto, obrabowano, zamordowano Mo¿e w tej w³anie
chwili, zmarzniêta i g³odna, sprzedaje siê na Five Points za pó³ bochen-
ka kradzionego chleba?
Rozpacz trawi³a go od wewn¹trz niczym p³omieñ, zmuszaj¹c do jesz-
cze szybszego marszu naprzód, któremu nie podo³a³by ¿aden inny cz³o-
wiek. On jednak musia³ podo³aæ. Musia³ ze wzglêdu na Rachel. Jeli
mia³ przedtem w¹tpliwoci, czy potrafi naprawdê pokochaæ jak¹ kobie-
tê, to obecnie ju¿ nie istnia³y. Na sam¹ myl, i¿ nêdza mog³a wypchn¹æ
46
Rachel na ulice Manhattanu, rodzi³a siê w nim chêæ skrêcenia karku ka¿-
demu nowojorskiemu zbirowi. I dlatego musi iæ naprzód. Musi j¹ od-
naleæ i uratowaæ. Niewa¿ne, ¿e jest mu ciê¿ko; ona jest w wiêkszym
niebezpieczeñstwie. Nie da sobie rady bez niego. Nie da sobie rady
Jeszcze jedn¹ czekoladkê? zapyta³a Rachel, gdy wszyscy troje
usadowili siê wygodnie na obitej skór¹ ³awce poci¹gu. Poklepuj¹c siê
po pe³nych brzuszkach, dzieciaki odmówi³y. Rachel, zadowolona, scho-
wa³a fioletowe pude³ko ze s³odyczami do torby, gotowa poczêstowaæ
dzieci, jeli tylko znowu zechc¹.
Za oknem przesuwa³y siê pokryte szronem malownicze wsie i far-
my, przypominaj¹ce litografie Curriera. Co jaki czas przechodzi³ miê-
dzy ³awkami pos³ugacz kolejowy i dok³ada³ wêgla do pêkatego piecyka
stoj¹cego w drugim k¹cie przedzia³u. Rachel jeszcze nigdy nie podró¿o-
wa³a w tak nowoczesnym luksusie i w dodatku za doæ nisk¹ cenê, w po-
równaniu z cenami na Pó³nocy. Nawet po op³aceniu biletów dla nich
trojga mia³a jeszcze doæ pieniêdzy, ¿eby zapewniæ dzieciom chleb, do-
póki nie znajdzie jakiej pracy.
No tak Pod warunkiem, ¿e bêd¹ mieli dom. A to nic pewnego.
Dom móg³ siê na przyk³ad spaliæ A co gorsza, mo¿e mieszkaæ w nim
kto, o kim Noel nie wspomnia³. Wtedy wszyscy troje wróc¹ na ulicê.
Có¿, gdyby do tego dosz³o, bêdzie musia³a to wytrzymaæ. Niez³a z niej
awanturnica, ¿eby zajæ w tej grze tak daleko Jeli siê nie uda, trzeba
bêdzie znaleæ pracê i tymczasowy dach nad g³ow¹, a¿ uzbiera doæ pie-
niêdzy, by wróciæ na Herschel, do baru. Umrze tam jako rozczarowana
¿yciem stara panna, ale przynajmniej nie bêdzie sama. Tommy i Clare
pojad¹ razem z ni¹.
Ca³a trójka zaprzyjani³a siê bardzo szybko. Rachel przekona³a siê,
¿e to nie takie trudne zdobyæ sympatiê dwojga ma³ych uliczników. Wy-
starczy³o, by najad³y siê do syta i uwierzy³y, ¿e znajdzie siê dla nich
ciep³y i bezpieczny nocleg. Wszyscy troje byli doæ obszarpani i Rachel
drêczy³a siê, ¿e gdy przyjdzie jej siê przedstawiæ w charakterze wdowy
po Magnusie, bêdzie mia³a na sobie zniszczony ³osiowy amautik i zszy-
t¹ ze skrawków skóry spódnicê. No có¿, trudno Pieni¹dze, za które
mog³aby kupiæ sobie now¹ sukniê, wyda³a w zajedzie, gdzie zafundo-
wa³a dzieciom k¹piel, ¿eby pozby³y siê wszy.
Clare nie mia³a nic przeciwko k¹pieli. Wspomnia³a o mamie, która siê
ni¹ opiekowa³a, dopóki Clare nie zosta³a sama na ulicy. Z Tommym by³o
jednak zupe³nie inaczej Przez ca³y czas tak siê opiera³ i wrzeszcza³, ¿e
47
w³aciciel zajazdu musia³ przyjæ i pomóc Rachel. Po tej nieszczêsnej k¹-
pieli nabra³a pewnoci, ¿e Tommy by³ dzieckiem ulicy i ¿e nie ³¹czy³y go
z Clare ¿adne wiêzy krwi. W jego wspomnieniach nie istnia³ ani ojciec,
ani matka, którzy mogli byli go kiedy nieco ucywilizowaæ.
Dzieciaki, wprawdzie biedne i obdarte, by³y teraz przynajmniej czy-
ste, nakarmione i wypoczête. Po kolejnej porcji s³odyczy, która zniknê³a
w ich brzuszkach, Rachel zrozumia³a, ¿e musi zapomnieæ o nowej sukni.
Rachel? spod grubego kolejowego koca spojrza³y na ni¹ b³êkit-
ne oczy Clare.
Tak? umiechnê³a siê. Wci¹¿ nie mog³a wyjæ z podziwu, ¿e
pomimo zaniedbania Clare mia³a liczne jak u anio³ka d³ugie jasne w³o-
sy. By³a te¿ bardzo mi³ym dzieckiem. Rachel zd¹¿y³a siê ju¿ przywi¹zaæ
do tej ma³ej.
Jak znajdziemy ten dom i kto tam bêdzie ju¿ mieszka³, to mo¿e
bymy mogli dostaæ w nim pracê? Tommy, ja i ty. No wiesz, na przyk³ad
w stajni, czy co takiego. Moglibymy tam spaæ, jak bêdzie padaæ. Jak
mylisz?
Rachel odgarnê³a z³oty kosmyk z czo³a Clare.
Planujê dla nas co znacznie lepszego.
W twarzy Clare by³ niepokój, tak jakby trudno jej by³o uwierzyæ
w spe³nienie snów.
Nie chcê pójæ z powrotem do sierociñca. Nigdy tam nie wrócê.
Rachel patrzy³a na ni¹ zaskoczona. Wreszcie Tommy wyjani³:
Mymy dali nogê ze wiêtego Wincentego. To taki sierociniec,
ale gorzej tam ni¿ w piekle usta wykrzywi³ mu ponury grymas. Ni-
gdy tam nie wrócimy, chyba ¿e nas zabij¹ powiedzia³ dobitnie.
Rachel poklepa³a go po rêce. By³ to jedyny kontakt fizyczny, na któ-
ry jej pozwala³.
Nie wrócicie tam. Nie bójcie siê.
Ale jak nie uda nam siê zamieszkaæ w tym domu przerwa³a Clare
to mo¿e bêdziemy mogli zostaæ gdzie w pobli¿u i
I kr¹¿yæ wokó³ niego codziennie jak stado sêpów czekaj¹cych na
padlinê? zamia³a siê Rachel. Nie, jeli dom bêdzie zajêty, pójdzie-
my gdzie indziej. Ja siê tym zajmê. Znajdziemy jaki inny dach nad g³o-
w¹ i pracê. A potem wrócimy razem tam, sk¹d przyjecha³am. Tam nie
jest tak le. Zima trwa bardzo d³ugo, ale potem nagle przychodzi lato
i mchy robi¹ siê zielone jak szmaragdy. Wtedy wybierzemy siê na po-
szukiwanie rozrzuconych po bagnach piór bia³ego ³abêdzia.
To jaki kraj z bajki? przerwa³ jej Tommy, jak zwykle podejrzli-
wie. Najwyraniej nie móg³ siê oswoiæ z tym, ¿e kto siê nimi wreszcie
48
zaopiekowa³. Wci¹¿ doszukiwa³ siê jakiego podstêpu w s³owach Ra-
chel i wydawa³ siê zbity z tropu, ¿e niczego takiego nie znajduje.
Rachel nie zauwa¿y³a nawet, ¿e Tommy przys³uchuje siê ich rozmo-
wie. On tak¿e le¿a³ otulony kolejowym pledem. Te dzieciaki drzema³y
czujnie jak sus³y.
Ale¿ sk¹d, to prawdziwy raj. Nie zawsze mi³y, bo pogoda bywa
tam okropna. Za to ludzie g³os uwi¹z³ jej w gardle ludzie s¹ bar-
dzo dobrzy. Tego mo¿esz byæ pewny. Tam ka¿dy spieszy z pomoc¹ dru-
giemu cz³owiekowi.
To dlaczego nie pojedziemy tam od razu? Z tym domem i tak nam
nie wyjdzie. Nie ma takiego domu, ¿eby nikt w nim nie mieszka³. To za
dobre, ¿eby by³o prawdziwe Tommy nachmurzy³ siê i zacz¹³ wygl¹daæ
przez okno.
Poci¹g zwolni³. Rachel poczu³a, ¿e serce zabi³o jej mocniej. Za oknem
przesun¹³ siê budynek stacyjny z widniej¹cym na nim napisem. N-O-R-
-T-H-W-Y-C-K przeczyta³a.
Poci¹g szarpn¹³ i zatrzyma³ siê z piskiem kó³. Konduktor przyniós³
schodki, le¿¹ce dot¹d z ty³u wagonu. Wszyscy pasa¿erowie wstali i za-
czêli zbieraæ baga¿e.
Rachel by³a jak sparali¿owana. Nie ruszy³a siê, by siêgn¹æ po torbê
czy pomóc dzieciom posk³adaæ pledy. Wpatrywa³a siê w wypisan¹ go-
tyckimi literami nazwê ma³ego miasteczka nad rzek¹ Hudson, jakby chcia-
³a utrwaliæ j¹ w pamiêci. Nadesz³a decyduj¹ca chwila Teraz nie pozo-
stawa³o nic innego, ni¿ zebraæ rzeczy i dzia³aæ zgodnie z planem, mimo
¿e w tym momencie wydawa³ siê absolutnie wariacki.
Czy ma pani jeszcze jakie baga¿e, panienko? us³ysza³a g³os
konduktora.
Wpatrywa³a siê w jego szczup³¹, pooran¹ bruzdami twarz, niezdol-
na wydobyæ g³os. Potrz¹snê³a g³ow¹.
Tylko torbê wyszepta³a w koñcu. Ogarn¹³ j¹ nag³y, trudny do
opanowania strach. Dojecha³a tak daleko, bo pragnê³a zobaczyæ wspa-
nia³y dom Magnusa, ale to niemo¿liwe, ¿eby po prostu sta³ pusty i cze-
ka³, a¿ kto w nim zamieszka Instyktywnie czu³a, ¿e realizacja planu
nie bêdzie taka prosta. Nie wiedzia³a tylu rzeczy o Magnusie, o jego
domu, o Nowym Jorku Nie ulega w¹tpliwoci, ¿e napotka jakiej prze-
szkody, tym bardziej, ¿e dot¹d wszystko sz³o tak g³adko.
Czy to ten dom? zapyta³a Clare ze wzrokiem utkwionym w bu-
dynek stacji, gdy wysiedli z poci¹gu i stanêli na drewnianym peronie.
Wysokie arkady zdobi¹ce ciany najwyraniej j¹ przyt³acza³y.
Nie s¹dzê odpowiedzia³a z wahaniem. Zdezorientowanym wzro-
kiem wpatrywa³a siê w czekaj¹ce na pasa¿erów powozy i furmanki.
49
Jakiego domu pani szuka? mê¿czyzna w brudnym ceratowym
p³aszczu, dwigaj¹cy ciê¿k¹ walizê, zatrzyma³ siê obok nich i otar³ pot
z czo³a.
Szukamy domu w Northwyck rozejrza³a siê oszo³omiona. Wszê-
dzie ruch, do poci¹gu wsiadaj¹ dziesi¹tki nowych pasa¿erów Northwyck
to nie nazwa domu, tylko miasta! Byæ mo¿e nigdy nie uda im siê odnaleæ
domu Noela wród tylu budynków otaczaj¹cych rynek i poza nim.
Domów tu du¿o A jak nazywa siê w³aciciel? zapyta³ mê¿-
czyzna.
Noel Magnus wstrzyma³a dech w oczekiwaniu na odpowied.
Mê¿czyzna kiwn¹³ g³ow¹ ze zrozumieniem.
W takim razie chodzi pani o Northwyck House. Obrzuci³ ich
wszystkich bacznym spojrzeniem. Czego tam szukacie? Spodziewa-
cie siê dostaæ pracê?
Mo¿e odrzek³a niepewnym glosem. Na razie chcemy tylko
odnaleæ ten dom. Du¿o o nim s³yszelimy.
Takim jak wy wyda siê pewnie domem z bajki powiedzia³ z nie-
ukrywan¹ litoci¹, wodz¹c wzrokiem po ich zniszczonych ubraniach
i znu¿onych twarzach. Jakbym jecha³ w tamt¹ stronê, to bym was pod-
wióz³ moj¹ fur¹, ale dopiero co przyjecha³em. Wskaza³ rêk¹ w kierun-
ku drogi porowadz¹cej za miasto. Nie zab³¹dzicie. Poznacie ten dom
po kutej ¿elaznej bramie.
Dziêkujê panu Rachel wziê³a Clare za rêkê.
Z Tommym na czele zeszli z peronu i ruszyli brudn¹, oblodzon¹ dro-
g¹, któr¹ pokaza³ im nieznajomy.
To musi byæ piêkny dom entuzjazmowa³a siê Clare, gdy mijali
schludne domki wiejskie ozdobione limacznicami z drewna, czapami niegu
i grubymi soplami lodu. Nawet ten pan zna³ nasz dom, prawda, Rachel?
Tommy, bo zajdziesz za daleko zawo³a³a Rachel do ch³opca,
który niecierpliwie przyspiesza³ kroku. Mam nadziejê, ¿e dom jest piêk-
ny powiedzia³a z roztargnieniem, zwracaj¹c siê z powrotem do Clare.
Przeszli oko³o pó³tora kilometra od centrum miasta i dotarli do za-
krêtu drogi. Widok zas³ania³y lni¹ce od szronu dêby, gdy jednak je mi-
nêli, nieoczekiwanie znaleli siê przed niewysokim ¿elaznym ogrodze-
niem okalaj¹cym wiejski domek o czterech szczytach. Oprawne w o³ów
okna o wysokich gotyckich ³ukach dodawa³y wdziêku tej niewielkiej
budowli, a g³êbokie, zacienione okapy tworzy³y wra¿enie, ¿e wtula siê
ona w nieg niczym w gniazdko.
Rachel stanê³a jak wryta i wpatrzy³a siê w dom. Bez tchu ch³onê³a
ka¿dy jego szczegó³. Northwyck House by³ o wiele piêkniejszy, ni¿ to
4 Lodowa Panna
50
sobie wyobra¿a³a! Prawdê mówi¹c, by³ to zamek. Musia³ mieæ przynaj-
mniej ze szeæ pokoi, a dwa kominy oznacza³y, ¿e jest w nim wystarcza-
j¹co du¿o kominków, by zapewniæ ciep³o kobiecie z dwojgiem dzieci.
Bêdziemy tu mieszkaæ? zapyta³ szeptem Tommy, który przed
w¹sk¹ ¿elazn¹ furtk¹ zapomnia³ o swoim sceptycyzmie.
Mam nadziejê mruknê³a Rachel i otworzywszy furtkê, skiero-
wa³a siê do wejcia.
Targana sprzecznymi uczuciami, dopiero po chwili zapuka³a do za-
koñczonych ³ukiem drzwi. Czeka³a z bij¹cym sercem. Mija³y sekundy
i nie by³o ¿adnej reakcji Zanios³a w duchu dziêkczynn¹ modlitwê.
Mo¿e naprawdê nikt tu nie mieszka?
Zapukam jeszcze raz powiedzia³a mielszym g³osem, choæ wcale
nie czu³a siê zbyt pewnie.
Zastuka³a, tym razem g³oniej. W dalszym ci¹gu nie by³o odpowie-
dzi.
Zaczê³a waliæ tak silnie, ¿e zabola³y j¹ kostki. Wci¹¿ odpowiada³a
jej cisza. Tommy i Clare patrzyli na ni¹ z niemym pytaniem w oczach.
Jeli w³aciciel tego domu od lat nie wraca i uznano go za zmar³e-
go, to jasne, ¿e nikogo nie ma w rodku. Wchodzimy. Zaraz siê przeko-
namy, co zostawi³ za sob¹ Noel Magnus.
Dzieci skinê³y g³owami.
Rachel przekrêci³a ga³kê dr¿¹c¹ rêk¹. Przez sekundê pomyla³a z nie-
pokojem, ¿e dom mo¿e byæ zamkniêty na klucz i nie bêd¹ mogli dostaæ
siê do rodka. Drzwi na dobrze naoliwionych zawiasach otworzy³y siê
jednak z ³atwoci¹, zapraszaj¹c ich do ciep³ego pomieszczenia. Unosi³
siê w nim aromat wie¿o pieczonego chleba.
Szlag by to! zakl¹³ Tommy i podbieg³ do kominka, w którym
¿arzy³y siê jeszcze wêgle. Kto tu ju¿ by³ przed nami. Teraz to siê nam
nie uda go odebraæ
£zy rozczarowania pop³ynê³y z oczu Rachel, gdy rozgl¹da³a siê po piêk-
nym wnêtrzu. W pobli¿u kominka sta³a kanapa z czerwonym aksamitnym
obiciem, a przy niej srebrna lampa daj¹ca dodatkowe wiat³o. Na kanapie
le¿a³a przelicznej roboty berliñska narzuta z we³nianej w³óczki w kolorze
lawendy, a obok druga, jeszcze nie wykoñczona, jakby kto od³o¿y³ robótkê
tylko na moment. ciany zdobi³y ryciny w ramach z poz³acanych listków,
pod³ogê za od ciany do ciany pokrywa³ pluszowy dywan w kwiaty. Ra-
chel nigdy nie widzia³a piêkniejszego pokoju Zalêknione i jednoczenie
zawiedzione miny dzieci wiadczy³y, ¿e one równie¿.
Zegar na kominku zagra³ melodyjkê. Nad tarcz¹ otworzy³y siê ma³e
drzwiczki i pojawi³a siê w nich miniaturowa figurka mnicha, który potrz¹-
51
sn¹³ cztery razy malutkim dzwoneczkiem. Clare i Tommy, zafascynowa-
ni, podeszli parê kroków i patrzyli, jak figurka mnicha znika za drzwiami
kocio³a stoj¹cego na szczycie zegara. Ile¿ by da³a, by móc tu zostaæ i przy-
gl¹daæ siê mnichowi wydzwaniaj¹cemu godzinê pi¹t¹, potem szóst¹ i na-
stêpne, a¿ wybije ostatni¹ godzinê jej ¿ycia Zrobi³o siê jednak póno
i trzeba by³o pomyleæ, co dalej, skoro okaza³o siê, ¿e nie maj¹ domu.
W tym momencie us³yszeli skrzyp otwieranych drzwi i mi³y g³os,
nuc¹cy co cicho.
Rachel odwróci³a siê gwa³townie. Dzieci przypad³y do jej spódnicy.
Dobry Bo¿e! krzyknê³a pulchna starsza kobieta.
Zaskoczona, ci¹gnê³a z g³owy szal. Piêkny ciep³y p³aszcz zsun¹³
siê jej z ramion na pod³ogê. Nie zwróci³a na to uwagi.
Kim jestecie? Co tu robicie? pyta³a z lekkim niepokojem, ale
bez paniki.
P przepraszam zaj¹knê³a siê Rachel. Zasz³a okropna po-
my³ka. Nie mielimy zamiaru wchodziæ, tylko tylko nie by³a w sta-
nie dokoñczyæ.
Tylko co, moja droga? zachêca³a j¹ kobieta. Bezwiednie strz¹-
sa³a nieg z siwych w³osów, przygl¹daj¹c siê jednoczenie dzieciom.
Mylelimy, ¿e Rachel odzyska³a g³os. Serce wali³o jej jak
m³otem. Mylelimy, ¿e ten dom jest pusty.
Pusty? Sk¹d ten pomys³?
Bo Noel Magnus powiedzia³ mi, ¿e w domu nikt nie mieszka
wydusi³a z siebie w koñcu Rachel.
Noel Magnus? I pani go zna, moje dziecko? kobieta patrzy³a na
ni¹ oczyma otwartymi szeroko ze zdumienia.
Pozna³am go na Pó³nocy. Stamt¹d przyjecha³am.
Ach, wiêc st¹d ta moda stara kobieta spojrza³a z figlarnym b³y-
skiem w oku na kurtkê z foczego futra, któr¹ mia³a na sobie Rachel.
Rozumiem, ¿e pani by³a tu pierwsza powiedzia³a Rachel z re-
zygnacj¹. Takie jest prawo i muszê go przestrzegaæ.
Dlaczego pani tu przyjecha³a? pyta³a dalej kobieta, najwyra-
niej oczekuj¹c odpowiedzi. Mo¿e widzia³a pani ostatnio pana Magnu-
sa? Czy mo¿emy mieæ nadziejê, ¿e jeszcze ¿yje?
Rachel nie wiedzia³a, co odpowiedzieæ. Nie by³o sensu og³aszaæ
wiatu, ¿e Noel ¿yje, bo nic nie zapowiada³o, ¿e kiedykolwiek wróci do
Nowego Jorku. Zaprzeda³ duszê tamtej lodowej krainie, odda³ jej swoje
czarne serce.
Co pani¹ tu sprowadzi³o, moje dziecko? kobieta jakby domy-
la³a siê rozterki, któr¹ prze¿ywa³a Rachel.
52
Noel opowiada³ mi o tym domu. Pomyla³am, ¿e mog³abym w nim
zamieszkaæ, bo on go ju¿ nie potrzebuje.
A z jakiej racji? Czy na ³o¿u mierci przekaza³ go pani w testa-
mencie?
Nadszed³ czas na wielkie k³amstwo Nie wydawa³o siê ju¿ jednak
takie straszne. £atwiej by³o mówiæ o jej zmylonym prawie do domu,
gdy okaza³ siê zajêty przez innych ludzi. Nic jej nie przyjdzie z tej ca³ej
historii Có¿, trzeba powiedzieæ i zabieraæ siê.
Jestem ¿on¹ Noela Magnusa. Dosz³am do wniosku, ¿e skoro on
ju¿ nie potrzebuje tego piêknego domu, my moglibymy w nim zamiesz-
kaæ. Nigdy nie wspomina³, ¿e zostawi³ go pani.
Kobieta zaniemówi³a. Patrzy³a to na Rachel, to na Tommyego i Clare.
Czy to mo¿liwe? szepnê³a do siebie. Podesz³a do Tommyego
i dotknê³a jego twarzy. Czy to syn Magnusa? Ale¿ tak, widzê podo-
bieñstwo
Tommy spojrza³ sp³oszony na Rachel. Milcza³ pod badawczym wzro-
kiem kobiety, ale Rachel widzia³a jego zaskoczenie i niepewnoæ.
Ja ja Rachel nie mog³a wydusiæ z siebie s³owa. Zreszt¹ nie
wiedzia³a, co powiedzieæ Nie zamierza³a przedstawiaæ Tommyego
i Clare jako dzieci Noela i by³a tak samo jak ona zaskoczona domys³ami
tej kobiety.
Nathanie! Nathanie! zawo³a³a nagle kobieta. Stanê³a w drzwiach
frontowych i wo³a³a do kogo na dworze. Nathanie! Chod szybko!
Zostaw te paczki, uwi¹¿ konia! Nie uwierzysz, co siê sta³o!
Na litoæ bosk¹, Betsy! Przyprawisz mnie o atak serca! Przecie¿
ju¿ jestem!
W drzwiach stan¹³ mê¿czyzna co najmniej siedemdziesiêcioletni.
Spojrza³ zdziwiony na Rachel i dzieci.
Nathanie, to jest wdowa po Noelu. A to jego syn i córka! Nie
mogê w to jeszcze uwierzyæ, po prostu nie mogê uwierzyæ!
Nathan, nie zdejmuj¹c nawet szalika, podszed³ do Rachel, zdj¹³ za-
parowane okulary i przyjrza³ siê jej uwa¿nie, mrugaj¹c niebieskimi oczy-
ma. Pomaca³ nieznane mu futro jej kaptura i powiedzia³:
Domylam siê, ¿e przyje¿d¿acie prosto stamt¹d, prawda, panien-
ko?
Pani, Nathanie, pani! przerwa³a mu Betsy.
Rachel nie wiedzia³a, co powiedzieæ. Ca³a sytuacja przeros³a jej ocze-
kiwania i z ka¿d¹ sekund¹ komplikowa³a siê coraz bardziej. Ow³adnê³o
ni¹ nag³e pragnienie, by znaleæ siê natychmiast w poci¹gu do Nowego
Jorku.
53
Noel nigdy nie wspomina³, ¿e ma tu tak dobrych przyjació³ b¹k-
nê³a, niepewna, co dalej.
Jak to? zawo³a³a Betsy. Oboje znalimy Noela, odk¹d przy-
szed³ na wiat. Kochalimy go jak w³asnego syna. Nagle posmutnia-
³a. Prawdê mówi¹c, nie dziwiê siê, ¿e tak ma³o opowiada³ o North-
wyck. Nie mia³ najlepszych wspomnieñ Teraz jego ojciec ju¿ nie ¿yje,
ale Noel, niestety, poszed³ za nim. Spojrza³a znowu na Tommyego
i Clare i w jej oczach ukaza³y siê ³zy. Teraz jednak jest szansa, ¿e
w Northwyck wyronie nowe pokolenie. Zrobimy dla ciebie wszystko,
kochanie zwróci³a siê z powrotem do Rachel. Przyrzekam ci to.
Nadarza³a siê okazja Rachel zaczerpnê³a tchu.
Mam pewien k³opot. Poniewa¿ wy zajmujecie ten dom, proszê
pomóc mi znaleæ miejsce, gdzie moglibymy spêdziæ noc. Po podró¿y
poci¹giem zosta³o mi zaledwie parê monet. Nie staæ mnie na porz¹dny
zajazd, ale mo¿e s³ysza³a pani o jakim pokoju, w którym mog³abym
zamieszkaæ z dzieæmi i spokojnie poszukaæ pracy
Pracy? Nathan zblad³ jak ciana i opad³ ciê¿ko na kanapê.
O czym ty mówisz, dziecko? Nie bêdziesz przecie¿ szukaæ pracy
jak zwyk³a pomywaczka Betsy sprawia³a wra¿enie, jakby mia³a chêæ
pogroziæ jej palcem.
Ale ja muszê co znaleæ! Nie mamy pieniêdzy i nie mamy gdzie
mieszkaæ! Zmêczona i rozczarowana Rachel nie panowa³a ju¿ nad sob¹.
W g³osie s³ychaæ by³o panikê.
O mój Bo¿e, przecie¿ nie potrzebujesz siê o to martwiæ Betsy
zmarszczy³a brwi. Nie wiem, jaki z³y los zmusi³ ciê do ¿ycia na tej
dzikiej Pó³nocy, ale tu niczego nie bêdzie ci brakowa³o.
Ale ja muszê pracowaæ powtórzy³a b³agalnie Rachel Ani ja,
ani dzieci nie mo¿emy tu zostaæ, skoro wy bylicie pierwsi w tym domu.
Dlaczego tak ci zale¿a³o na tym domu? zainteresowa³a siê w koñ-
cu Betsy.
Noel czêsto o nim opowiada³
Na twarzy starej kobiety pojawi³ siê wyraz litoci i wzruszenia zara-
zem.
Jeli Noel w ogóle wspomina³ jaki dom, to mówi³ o Northwyck,
a nie o tym wiejskim domku, moja droga.
To nie jest Northwyck?
Nowa nadzieja wst¹pi³a w serce Rachel. Mo¿e jest jeszcze dla nich
jaka szansa
Mój Bo¿e, oczywicie, ¿e nie. To jest dom ogrodnika. Do Nor-
twyck trzeba pójæ trochê dalej.
54
Wobec tego zaraz pójdziemy powiedzia³a podekscytowana.
Na pewno bêdzie nam tam dobrze, nawet jeli dom nie jest tak piêkny
jak ten. Prawda, dzieci?
Nathan wsta³ z kanapy i popatrzy³ na Betsy oszo³omiony.
Chyba powinnimy, Nathanie, zaprowadziæ dziewczynê i dzieci
do Northwyck i pokazaæ im ich nowy dom. Betsy podnios³a swój
p³aszcz, który le¿a³ zapomniany na pod³odze.
Wszyscy wyszli i pod¹¿yli za Betsy. Poprowadzi³a ich drog¹ jeszcze
jakie sto metrów, po czym nagle siê zatrzyma³a. Ujê³a zimn¹ d³oñ Ra-
chel.
Spójrz w alejê na lewo, kochanie. Mylê, ¿e mój domek nie da siê
porównaæ z twoim nowym domem.
Rachel zwróci³a g³owê we wskazanym kierunku. Ponad gêstwin¹
brzóz i dêbów widnia³ ogromny niczym góra, strzelisty dach pokryty
dachówk¹. Post¹pi³a kilka kroków i wyjrza³a spomiêdzy drzew. We fron-
towej cianie rozleg³ej budowli naliczy³a szeæ piêter i czterdzieci okien.
Omiu mê¿czyzn usuwa³o ³opatami nieg i lód ze cie¿ek prowadz¹cych
od dziedziñca.
Zwróci³a spojrzenie na Betsy. Nie rozumia³a, dlaczego kobieta po-
kazuje jej ten kolos Betsy odgad³a jej bezg³one pytanie.
To twój nowy dom, moja droga. Northwyck House.
Rachel poczu³a, ¿e krew sp³ywa jej z twarzy a¿ do przemarzniêtych
stóp.
5
M
usicie tu zostaæ! Czy znasz lepsze miejsce? Nie mo¿ecie wracaæ
do tego zapomnianego przez Boga i ludzi kraju. Dzieci wymagaj¹ w³a-
ciwego wychowania. A co ze szko³¹? Potrzebne im wykszta³cenie
Betsy poklepywa³a Rachel po rêce, przygl¹daj¹c siê uwa¿nie m³odej
kobiecie, jakby ba³a siê o jej zdrowie.
Mia³a trochê racji, zwa¿ywszy, jak Rachel czu³a siê w tym momen-
cie. To chyba jaki sen, z którego zaraz siê przebudzi. Albo nocny kosz-
mar, jakiego nie przewidzia³by nawet Dickens.
Pani nie rozumie. My nie mo¿emy tu mieszkaæ. Nie wyobra¿ali-
my sobie, ¿e ten dom jest taki Rachel poczu³a, ¿e ponownie ogar-
nia j¹ przera¿enie. Nigdy nie przysz³oby jej do g³owy, ¿e mo¿e znaleæ
55
siê w takiej sytuacji Noel, ze swoimi niekoñcz¹cymi siê ekspedycja-
mi i pustym, zapomnianym domem, zawsze wydawa³ siê jej bogaty, obec-
nie jednak zrozumia³a, ¿e nie mia³a pojêcia o jego prawdziwym bogac-
twie. Jeli salon, w którym teraz siedzia³a, mia³ wiadczyæ o maj¹tku
Noela Có¿ to by³o za szaleñstwo z jej strony przyje¿d¿aæ do Nowe-
go Jorku i planowaæ spokojne ¿ycie w przyw³aszczonym bezprawnie
domku przy drodze! Ca³a okolica dowie siê o przybyciu ¿ony Noela
Magnusa, w ogóle o jej istnieniu. Mog³a sobie wyobraziæ te nag³ówki
w New York Morning Globe: ¯ona zaginionego wydawcy odnale-
ziona! Minie rok lub dwa, zanim Magnus przeczyta tê gazetê, ale z pew-
noci¹ kiedy j¹ przeczyta I przyjedzie do Nowego Jorku, ¿eby j¹ zde-
maskowaæ.
Rozejrza³a siê po salonie, do którego wprowadzili j¹ Betsy i Na-
than, gdy omal nie zemdla³a na drodze. Okna, wysokoci ponad czterech
metrów, przys³oniête by³y aksamitnymi kotarami w kolorze br¹zu i ciem-
nej zieleni. Wzorzysty czerwono-zielony dywan grub¹ warstw¹ pokry-
wa³ pod³ogê salonu, od ciany do ciany. By³ dok³adnie taki jak ten,
który zapamiêta³a z dzieciñstwa w Filadelfii Ale nawet dostatek tam-
tego domu by³ niczym w porównaniu z luksusem gigantycznego poko-
ju, w którym siê teraz znajdowa³a. Jego umeblowanie stanowi³ komplet
z czarnego orzecha, sk³adaj¹cy siê z dwudziestu piêciu czêci. Na cia-
nach wisia³y obrazy Jean Louis Davida, a u góry obiega³ pokój antyczny
z³oty fryz z potrójnej i poczwórnej koniczyny. Nie do pomylenia by³o,
by Rachel Ophelia Howland mia³a siê og³aszaæ prawowit¹ w³acicielk¹
tego pa³acu. To przestêpstwo.
Napijmy siê herbaty. Mo¿e bêdzie nam ³atwiej myleæ zapropo-
nowa³a Betsy, gdy pojawi³a siê pokojówka w czarnej sukience i bia³ym
fartuszku, z zastaw¹ do herbaty na du¿ej srebrnej tacy. Dziewczyna po-
stawi³a tacê przed Betsy, spogl¹daj¹c ukradkiem na Rachel, która nadal
mia³a na sobie amautik z foczego futra. Rachel nie w¹tpi³a, ¿e pokojów-
ka wróci pospiesznie do kuchni i opowie wszystkim s³u¿¹cym, jak wy-
gl¹da nowa pani tego domu.
Dziêkujê ci, Annie powiedzia³a Betsy do pokojówki. Rachel
mia³a wra¿enie, ¿e wymieni³y znacz¹ce spojrzenia. Annie, w czepku na
g³owie, dygnê³a i bez s³owa zamknê³a za sob¹ ciê¿kie mahoniowe drzwi
salonu.
Rachel poczu³a, jak przenika j¹ dreszcz, mimo i¿ w salonie, dziêki
czterem kominkom, by³o bardzo ciep³o.
Nawet jeli jako wdowa po Noelu mam prawo mieszkaæ w tym
wspania³ym domu, to nie zdo³am utrzymaæ go w czystoci. Zajmie mi to
56
chyba pó³ roku. Myla³am, ¿e bêdê dogl¹daæ jakiego niewielkiego dom-
ku, ale ten urwa³a zrozpaczona. Tommy i Clare, stoj¹c przed ni¹,
obserwowali j¹ w napiêciu, jakby postanowili byæ w pogotowiu, gdyby
nagle krzyknê³a: Uciekajmy!.
Dziecko! Przecie¿ ty nie musisz siê zajmowaæ domem. Do tego masz
mnie i Nathana. On jest ogrodnikiem, a ja gospodyni¹. Wiemy, jak sobie
z tym radziæ, i bêdziemy nadal to robiæ, jeli zechcesz nas zatrzymaæ.
Nikogo nie zwolniê! Nigdy! krzyknê³a Rachel w panice. Po chwi-
li uspokoi³a siê i podjê³a: Nie rozumie pani. Ja nie mogê tu zostaæ, ten
dom jest za bogaty.
Betsy podnios³a fili¿ankê z cienkiej niczym papier francuskiej por-
celany.
Nie chodzi tylko o ciebie, kochanie. Spojrza³a na dzieci jasny-
mi, niebieskimi oczami. Musisz pomyleæ o nich. Nie mog¹ ¿yæ dalej
jak dzikusy Maj¹ prawo do wykszta³cenia i wszystkiego, co im siê
nale¿y w spadku po ojcu. Nie mo¿esz im tego odmówiæ.
Rachel ju¿ otwiera³a usta, ¿eby odpowiedzieæ, ale nie znalaz³a od-
powiednich s³ów. Nie mog³a tak po prostu zabraæ dzieci, skoro pozwoli-
³a ju¿ wszystkim uwierzyæ, ¿e to syn i córka Magnusa cigano by j¹
za to, ¿e chce pozbawiæ dzieci schedy po ojcu. A gdyby nagle wyzna³a,
¿e ani ona, ani dzieci nie maj¹ nic wspólnego z Magnusem? Jeszcze go-
rzej Konsekwencje ponieliby Tommy i Clare. Zabra³a ich ze schro-
nienia pod schodami, a teraz musieliby pracowaæ wraz z ni¹ w jakiej
fabryce, a¿ umarliby z g³odu i wyczerpania.
Nie by³o przebudzenia z tego koszmaru. Nie by³o wyjcia z labiryn-
tu. By³a jak mucha zapl¹tana w sieæ, któr¹ sama utka³a.
Nie powinnam tu zostawaæ szepnê³a cicho zrezygnowanym g³o-
sem.
Napij siê herbaty, kochanie. Jeste roztrzêsiona. Wyobra¿am so-
bie, jaki prze¿y³a wstrz¹s, kiedy przyby³a tu i zrozumia³a, ¿e czeka
ciê zupe³nie inne ¿ycie, ale nie bêdzie ono gorsze od dotychczasowego,
zapewniam ciê. By³am niani¹ Noela, od dnia, w którym ten kochany
ch³opiec siê urodzi³, i dopilnujê, skoro on sam nie mo¿e, ¿eby jego ¿ona
i dzieci czu³y siê tutaj dobrze. Betsy znowu pog³aska³a rêkê Rachel.
Pij herbatê. O tak Grzeczna dziewczynka.
Rachel popija³a ma³ymi ³ykami mocno pos³odzon¹ herbatê. By³a
niemal pewna, ¿e dolano do niej brandy albo czego mocniejszego, ale
nie zamierza³a skar¿yæ siê z tego powodu. Z ca³¹ pewnoci¹ by³a roz-
trzêsiona. Mo¿e odrobina alkoholu pomo¿e jej zdobyæ siê na odwagê,
wyznaæ swoj¹ winê i przyj¹æ zas³u¿on¹ karê
57
Czy nie masz nic przeciwko temu, ¿eby niania zabra³a dzieci do
ich pokojów? Przypuszczam, ¿e s¹ g³odne.Wola³abym zobaczyæ je na-
karmione i opatulone pledami w ³ó¿eczkach, zanim zasn¹ tu na stoj¹-
co. Betsy zamilk³a, czekaj¹c na jej zgodê.
Przymkn¹wszy na sekundê oczy, Rachel zebra³a siê w sobie, po czym
zwróci³a siê do Tommyego i Clare:
Dzi wieczorem ju¿ nic nie wymylimy. Betsy ma chyba racjê.
Zjedzcie i przepijcie siê, a jutro co postanowimy. Zgoda?
Clare nie odezwa³a siê s³owem. Patrzy³a tylko wyczekuj¹co na Tom-
myego du¿ymi b³êkitnymi oczyma, tak samo jak wtedy, gdy musieli
sobie sami radziæ na nowojorskich ulicach.
Ja i Clare musimy trzymaæ siê razem powiedzia³ twardo cien-
kim g³osikiem. Patrzy³ na Rachel ze zmarszczonymi brwiami.
Tommy, kochanie Rachel wziê³a go za rêkê Wiem, ¿e to miej-
sce nas wszystkich przera¿a, i strasznie mi przykro g³os Rachel za-
³ama³ siê ¿e znalelimy siê w takiej sytuacji. Jutro temu zaradzimy.
Pomo¿ecie mi, jeli bêdziecie wypoczêci i nakarmieni. Pos³uchajcie
Betsy. Ufam jej zajrza³a mu g³êboko w oczy. Naprawdê jej ufam
powtórzy³a szeptem.
Tommy skin¹³ g³ow¹ na znak zgody.
Betsy poci¹gnê³a za czerwony jedwabny sznur. Znowu pojawi³a siê
pokojówka Annie i zabra³a dzieci ku nieznanym bogactwom rezydencji
Northwyck.
Rachel odstawi³a fili¿ankê. By³a tak zmêczona, ¿e z trudem udawa-
³o jej siê powstrzymaæ opadanie powiek.
Teraz kolej na ciebie, moja droga. Pozwól, ¿e zaprowadzê ciê do
twoich pokoi, dopóki mo¿esz iæ na w³asnych nogach. Betsy wziê³a j¹
za rêkê. Rachel, pos³usznie jak dziecko, posz³a za ni¹.
Pokoje przeznaczone dla Rachel przesz³y jej najmielsze wyobra¿e-
nia. Nad wielkim ³ó¿kiem z baldachimem zwiesza³y siê w obfitych fa³-
dach niebieskie satynowe zas³ony. W saloniku obok sta³y meble w stylu
rokoko, wy³o¿one drzewem ró¿anym. Ubieralnia by³a pomieszczeniem
cztery razy wiêkszym ni¿ bar na Herschel; ciany pokrywa³y tapety ze
scenkami ze starego Pary¿a. Rachel nie wierzy³a w³asnym oczom.
Poleci³am, ¿eby przygotowano ci k¹piel. Mazie pociele ci ³ó¿ko.
Pozwól, ¿e wezmê to od ciebie Betsy wyci¹gnê³a rêkê po torbê Rachel.
Nie, proszê. Chcia³abym j¹ zatrzymaæ przy sobie.
Betsy rozemia³a siê.
To co jak stary przyjaciel, prawda? Rozumiem Dobrze, niech
tu zostanie. Zadzwoniê po Mazie.
58
Po kilku minutach s³u¿¹ce przygotowa³y gor¹c¹ wodê na k¹piel.
Nigdy przedtem Rachel nie by³a tak dok³adnie wyszorowana Umyto
równie¿ jej w³osy, potem otulono j¹ grubym tureckim szlafrokiem i po-
sadzono blisko ognia przy kominku. W koñcu Betsy, widz¹c, i¿ Rachel
zapada w drzemkê, przekona³a j¹, by po³o¿y³a siê spaæ. Oniemielona,
wesz³a do ogromnego ³o¿a, stawiaj¹c torbê podró¿n¹ w zasiêgu rêki.
Betsy przykrêci³a nieco gazowe kinkiety i wysz³a. Rachel mog³aby
przysi¹c, ¿e s³ysza³a jej ostatnie s³owa:
Dziêki Bogu, co nam zosta³o po tobie, kochany Noelu.
Oszo³omiona, zmêczona i najprawdopodobniej otumaniona alkoho-
lem Rachel usiad³a w pocieli, usi³uj¹c spêdziæ sen z powiek. Nigdy dot¹d
nie by³a tak do szpiku koci zmêczona, ale teraz, gdy zosta³a sama, mu-
sia³a wszystko przemyleæ. Poszperawszy w torbie, wyjê³a z niej kamieñ.
Ognisty czarny opal. Czarne Serce.
Czu³a na d³oni jego ciê¿ar. Ciê¿ko siê napracowa³a w swoim barze,
¿eby nie byæ zmuszon¹ do sprzeda¿y kamienia i zdobycia w ten sposób
pieniêdzy na d³ug¹ podró¿ do Nowego Jorku W przysz³oci tak¿e musi
zrobiæ co w jej mocy, ¿eby zatrzymaæ kamieñ. Mia³ przynieæ jej pecha,
ale dot¹d nic takiego nie zauwa¿y³a Zw³aszcza gdy rozgl¹da³a siê po
tej wspania³ej sypialni, odpowiedniej dla jakiej wspó³czesnej Marii
Antoniny.
Bez wzglêdu jednak na to, jaka wró¿ba wi¹¿e siê z kamieniem, nie
mo¿e wypuciæ go z rêki. Musi go zatrzymaæ na wypadek, gdyby Magnus
przyjecha³ do Nowego Jorku i jej szuka³. To by³a jej ma³a zemsta za to, ¿e
j¹ odrzuci³. Jeli wróci do niej, dostanie to, czego tak usilnie pragnie.
On jednak o niczym nie wie. I mo¿e nigdy siê nie dowie Trzeba
braæ pod uwagê i tak¹ mo¿liwoæ, ¿e Magnus nigdy nie wróci do Nowe-
go Jorku. ¯e umrze szczêliwy na swej umi³owanej Pó³nocy.
D³oñ Rachel zacisnê³a siê na kamieniu, jakby mia³a go skruszyæ. Na
sam¹ myl, ¿e mia³aby nigdy wiêcej nie zobaczyæ Noela, nie us³yszeæ
jego niskiego g³osu, nie ca³owaæ twardych warg, poczu³a przenikliwy
ból. Nie by³o jednak innego sposobu ¯eby zdobyæ Magnusa, trzeba
by³o go najpierw porzuciæ. Gdyby czeka³a na niego dalej w barze Pod
Lodow¹ Pann¹, skoñczy³oby siê tym, ¿e przyniesiono by jej albo jego
martwe cia³o, zesztywnia³e od mrozu, albo wiadomoæ, ¿e postanowi³
powróciæ do wzgardzonego Nowego Jorku i zapomnia³ zabraæ j¹ ze sob¹.
Gdyby zosta³a na Pó³nocy, jej przeznaczeniem by³o utraciæ Magnu-
sa na zawsze. Tutaj mia³a przynajmniej szansê. Mo¿e swoj¹ ucieczk¹
sk³oni go do tego, ¿eby j¹ ciga³. A kiedy j¹ odnajdzie i nie zabije od
razu, to mo¿e zrozumie, ¿e j¹ kocha.
59
A jeli nie zobaczy go ju¿ nigdy wiêcej
Wtedy pozostanie jej Northwyck. To wcale niema³o.
Wstrzymuj¹c oddech, rozejrza³a siê po s³abo widocznej w przyæmio-
nym wietle sypialni. Nigdy w ¿yciu nie przypuszcza³a, ¿e mo¿e istnieæ
taki pokój, ze z³otymi gzymsami nad satynow¹ draperi¹ w idealnym dla
niej kolorze, bladoniebieskim niczym arktyczny lód.
Ale taki pokój istnia³, podobnie jak czterdzieci innych równie wspa-
nia³ych. Ona za znalaz³a siê tu, w tym ³o¿u, opatulona puchow¹ ko³dr¹.
Serce pragnê³o tu pozostaæ, rozum podpowiada³, ¿e to szaleñstwo. Kto
oszustwem przyw³aszcza sobie takie bogactwo, prêdzej czy póniej zo-
stanie schwytany i poniesie karê wspó³miern¹ do wartoci ukradzionego
maj¹tku.
ci¹æ jej g³owê szepnê³a do siebie pó³g³osem. Ani nie pocieszy³y,
ani nie przestraszy³y jej te s³owa. ród³em odwagi by³ tylko opal. Nie
zale¿a³o jej ani na nim, ani na pa³acu Northwyck. Jedyne, czego pragnê³a,
to mi³oæ mê¿czyzny, którego wybra³a. Jej ukochanego Noela Magnusa.
Skoro jednak nie chcia³ siê z ni¹ o¿eniæ, ona wemie to, co pozosta-
wi³. A potem, jeli z³api¹ ich na oszustwie, poniesie karê za troje.
Opad³a na jedwabne poduszki. Jest szalona. Szalona. Mo¿e na ka-
mieniu rzeczywicie ci¹¿y kl¹twa? Mo¿e w³anie dlatego zdoby³a siê na
tak absurdalny pomys³ Kiedy przyjdzie czas, bêdzie musia³a drogo
zap³aciæ za to przestêpstwo, cia³em i dusz¹. Ale przynajmniej nad jej
sercem stra¿nicy wiêzienni nie bêd¹ mieæ w³adzy. Ofiarowa³a serce No-
elowi Magnusowi, ale wszystko wskazywa³o na to, ¿e je odtr¹ci³ tak
samo jak ten z³owieszczy opal, znaleziony w tundrze przez jej ojca.
Czarne Serce.
Doprawdy, czarne
6
Northwyck House
Sierpieñ 1858 roku
T
ommy! Clare! Wracajcie! Trzeba siê przygotowaæ na przyjêcie go-
ci! Wreszcie poznamy pani¹ Steadman! Nie marudcie, proszê!
Rachel odgarnê³a z czo³a kosmyk w³osów. Dzieci bawi³y siê u stóp
wzgórza, prawie na brzegu rzeki. Clare ju¿ bieg³a do niej, Tommy dogania³
60
j¹, trzymaj¹c w rêkach wielki niemal jak on sam ¿aglowiec. Miniaturo-
we ¿agle klipra wydyma³y siê na wietrze, co upodobnia³o je do latawca,
który lada moment uniesie ch³opca w powietrze.
Naprawdê masz zamiar w³o¿yæ ró¿ow¹ sukniê, Rachel? spyta³a
zadyszana Clare, siadaj¹c obok niej na trawie.
Rachel obrzuci³a ironicznym spojrzeniem swoj¹ eleganck¹ jedwab-
n¹ sukniê wdowy, któr¹ nosi³a prawie od pó³ roku.
Tak. Dzisiaj koñczy siê moja oficjalna pe³na ¿a³oba i zaczyna ¿a-
³oba czêciowa. Koniec z czarnymi sukniami. Przysz³a pora na fiolet.
Suknia, o której mówisz, Clare, ma odcieñ lawendowy.
Clare kiwnê³a ze zrozumieniem jasnoblond g³ówk¹. Wygl¹da³a prze-
licznie w sukience ze zwiewnego b³êkitnego mulinu, przewi¹zanej
w pasie satynow¹ ró¿ow¹ szarf¹, szerok¹ jak d³oñ Rachel. W³osy pod-
piête do góry opada³y jej bujnymi lokami na plecy. Nawet sposób, w jaki
usiad³a na trawie, by³ pe³en wdziêku Clare po szeciomiesiêcznym
pobycie w Northwyck stawa³a siê ma³¹ dam¹. Najbardziej jednak zdu-
miewa³a Rachel w tym dziecku wrodzona dystynkcja. Bezpieczne i do-
brze od¿ywiane rozkwit³o w oczach. Zupe³nie jakby urodzi³o siê w po-
dobnej rezydencji Czy to mo¿liwe, ¿eby to dziecko ulicy mia³o w sobie
arystokratyczn¹ krew?
Zupe³nie inaczej by³o z Tommym. Jego maniery w dalszym ci¹gu
pozostawia³y wiele do ¿yczenia. Bra³ wprawdzie lekcje prawid³owej
wymowy i ju¿ mu siê nie zdarza³y s³owa z ulicznego ¿argonu, ale jego
nauczyciel mia³ pe³ne rêce roboty. Rachel nieraz widzia³a, jak ten dwu-
dziestoletni m³odzieniec, trzymaj¹c Tommyego za ucho, si³¹ prowadzi
niesfornego ch³opca na lekcje. Nawet w tej chwili Tommy nie zwiód³by
nikogo swoim wygl¹dem Mia³ na sobie eleganckie czarne lniane
spodnie i ¿akiet, spod którego jednak wystawa³a batystowa koszula,
a czarne satynowe guziki by³y nierówno zapiête. Wygl¹da³ po prostu
okropnie.
Nie mo¿emy siê spóniæ skarci³a go Clare.
Nie jestem wcale spóniony no, mo¿e trochê wydysza³ Tom-
my, ³api¹c oddech.
Rachel chwyci³a go za rêce. Buzowa³a w niej radoæ i choæby chcia-
³a skarciæ ch³opca, nie by³a w stanie. Ich ¿ycie zmieni³o siê nie do po-
znania i wszystko zdawa³o siê uk³adaæ nadzwyczaj pomylnie. Przynaj-
mniej dla dzieci Przyty³y i mia³y zadowolone miny. Jak¿e siê ró¿ni³y
od tych bezdomnych dzieciaków, które zaledwie kilka miesiêcy temu
próbowa³y ukraæ jej torbê! Warto by³o zaryzykowaæ dla tego ma³ego
zwyciêstwa.
61
Podejd do mnie powiedzia³a Rachel stanowczym tonem, tak
jak uczy³a j¹ Betsy. Musisz dobrze nad sob¹ popracowaæ, Tommy, ¿eby
przygotowaæ siê do tej wizyty. Nie mo¿emy dopuciæ, ¿eby pani Stead-
man siê rozczarowa³a. Odk¹d tu jestemy, nie wolno nam by³o nikogo
przyjmowaæ z powodu ¿a³oby. Nie chcielibymy zraziæ naszego pierw-
szego gocia, prawda?
Odprowadzi³a dzieci do ich pokojów, a sama uda³a siê do swojej
ubieralni, gdzie czeka³a ju¿ na ni¹ jej osobista pokojówka Mazie ze szczot-
k¹ do w³osów w rêku.
No, nareszcie jeste! W drzwiach ukaza³a siê Betsy ze wie¿o
uprasowan¹ sukni¹ Rachel. Zaczyna³am siê ju¿ niepokoiæ. Nie mo¿e-
my kazaæ pani Steadman czekaæ. Jeli stracimy jej poparcie, stracimy
poparcie wszystkich.
Rachel patrzy³a na ni¹ w lustrze.
Wiem, ¿e to g³upio z mojej strony, ale powiedz mi jeszcze raz,
dlaczego to w³anie od niej zale¿y moje powodzenie w Northwyck?
Moje drogie dziecko, ona mo¿e zapewniæ ci wstêp do najlepszych
domów nie tylko w okolicy rzeki Hudson, ale i na Manhattanie. Dodaj do
tego jeszcze Newport Jeli zrazi siê do ciebie, to nie masz na co liczyæ,
bo inni te¿ ciê nie zaakceptuj¹. Nie bêdzie ¿adnych zaproszeñ, ¿adnych
wizyt, nie bêdzie po co zaprzêgaæ powozu i ruszaæ na przeja¿d¿kê.
Bardzo to skomplikowane orzek³a zamylona Rachel. Chcia-
³am mieæ znajomych i przyjació³, ale nie przypuszcza³am, ¿e w Nowym
Jorku s¹ takie zwyczaje.
Betsy westchnê³a i umiechnê³a siê do niej ze zrozumieniem.
Wiem, ¿e ¿ycie tutejsze mo¿e wydawaæ siê dziwne w porównaniu
z tym, które zna³a przedtem. Zrozum jednak, kochana Rachel, ¿e nie
jeste byle kim. Jeste pani¹ Noelow¹ Magnus. Nie mo¿esz uciec przed
towarzyskimi zobowi¹zaniami, skoro jeste bogat¹ wdow¹ po w³aci-
cielu gazety.
Pewnie masz racjê Rachel s³umi³a narastaj¹ce w niej poczucie
winy. Wydaje mi siê jednak, ¿e mam ju¿ dosyæ znajomych. Wszyscy
w Northwyck s¹ tacy dla mnie mili! A ciebie i pana Willema z pewno-
ci¹ mogê uwa¿aæ za przyjació³.
Oczywicie, kochanie, ale ani ja, ani Nathan nie wprowadzimy
ciê do towarzystwa. Mo¿e to zrobiæ tylko pani Steadman.
No dobrze, a jeli ja nie chcê byæ wprowadzana do towarzystwa?
Ale¿ musisz! Jak zamierzasz znaleæ nowego mê¿a?
Rachel podskoczy³a na krzele tak gwa³townie, ¿e Mazie omal nie
wyrwa³a jej ca³ego pasma w³osów.
62
Mê¿a? Ale¿ ja nie chcê wychodziæ za m¹¿ w jej g³osie by³a
panika.
Betsy umiechnê³a siê ³agodnie.
Domylam siê, ¿e by³a bardzo oddana Magnusowi. Za ka¿dym
razem, kiedy mówisz o nim, poznajê po twojej twarzy, jak bardzo go
kocha³a. Oczywicie nikt ciê nie zmusza do ma³¿eñstwa. Kobieta jed-
nak powinna mieæ jaki wybór. Jeli pani Steadman bêdzie twoim sprzy-
mierzeñcem, mo¿esz tylko na tym zyskaæ.
A co bêdzie, jeli siê jej nie spodobam? Mogê nie daæ sobie rady
powiedzia³a w zamyleniu Rachel, wk³adaj¹c z pomoc¹ Mazie wizyto-
w¹ sukniê w kolorze lawendy.
Spodobasz siê, tak jak spodoba³a siê nam wszystkim. Nie pope³-
nisz ¿adnego b³êdu, jestem tego pewna.
Ja nie pope³niê ¿adnego b³êdu? spyta³a Rachel kpi¹co.
No dobrze Przyznajê, ¿e przez szeæ miesiêcy nie wszystko sz³o
tak g³adko, jak mo¿na by sobie ¿yczyæ. Ale potrzebowa³a czasu, ¿eby
przyzwyczaiæ siê do zupe³nie innego ¿ycia ni¿ dotychczasowe. Po pro-
stu nie wiedzia³a, ¿e dama nie mówi o tym, ile to whisky jeden g³êbszy
ani ile piwa trzeba na popitkê. Ale nie myl, ¿e twoje lekcje posz³y na
marne. Ch³opcy stajenni bardzo sobie wziêli do serca twoje wskazówki.
Nathan mówi, ¿e co wieczór o siódmej znajduje ich pijanych.
Chcia³am na co siê przydaæ powiedzia³a Rachel ze skruch¹.
I przyda³a siê, moje dziecko. Ale teraz przysz³a pora stawiæ czo-
³o nowej sytuacji. Musisz zachowaæ siê tak, ¿eby nie naruszyæ dobrego
imienia Magnusa. Jestem pewna, ¿e ci siê uda.
Rachel obejrza³a siê w lustrze. Z przodu mia³a w³osy g³adko zacze-
sane i podpiête, z ty³u za zaplecione w warkocze i u³o¿one w czarnej
szyde³kowej siatce. Popo³udniowa suknia z ciê¿kiego jedwabiu w od-
cieniu zwiêd³ej lawendy opada³a sutymi, umocowanymi na krynolinie
fa³dami a¿ do pod³ogi. Czu³aby siê znacznie lepiej w sukni ka¿dego in-
nego koloru Barwne motyle z Godeys nie sfrunê³y jednak jeszcze
do jej ¿ycia. To naprawdê kara, ¿e musia³a nosiæ suknie w tych przywiê-
d³ych, ¿a³obnych barwach
Chyba jestem ju¿ gotowa i mogê zejæ na dó³ do salonu Rachel
napotka³a wzrok Betsy.
Wygl¹dasz przelicznie, moja droga. Nie jest to mo¿e najprzy-
jemniejszy odcieñ fioletu, ale przynajmniej nie musisz ju¿ nosiæ czar-
nych sukien. Jestem pewna, ¿e spodoba siê pani Steadman.
Rachel umiechnê³a siê k¹cikiem ust.
Módl siê, ¿eby twoja edukacja nie posz³a na marne.
63
Dostojna pani Steadman przyby³a z ca³¹ parad¹, w powozie zaprzê-
¿onym w osiem siwków czystej krwi, z w³asnym stangretem w niebie-
skiej liberii Steadmanów. Rachel obserwowa³a jej przyjazd z okna salo-
nu, po czym szybko przesz³a w dalszy k¹t pokoju, gdzie Betsy kaza³a jej
czekaæ, a¿ oznajmi¹ przybycie gocia.
Przybyli gocie, którzy pragn¹ z³o¿yæ kondolencje z powodu mier-
ci pani mê¿a.
Dziêkujê. Wprowad ich, proszê powiedzia³a Rachel do Betsy,
myl¹c w duchu, ¿e ca³a ta ceremonia jest doæ g³upia. Przed samym
przyjazdem goci uciê³y sobie przecie¿ z Betsy pogawêdkê.
Pani Steadman by³a najwy¿sz¹ kobiet¹, jak¹ Rachel kiedykolwiek
widzia³a. Ona sama mia³a wprawdzie niespe³na metr szeædziesi¹t, ale
na Herschel przewy¿sza³a wszystkie Eskimoski i, pomijaj¹c Noela oraz
kilku bia³ych traperów, by³a prawie równa z tamtejszymi mê¿czyznami.
Gloria Steadman, z kokiem lni¹cych w³osów podpiêtych szylkretow¹
klamr¹, by³a o jakie trzydzieci centymetrów wy¿sza od niej. Kaszmi-
rowa suknia w kolorze królewskiego b³êkitu, z czarnym aksamitnym
przybraniem, podkrela³a tylko jej imponuj¹cy biust, którego nie by³a
w stanie ukryæ obfitoæ brukselskich koronek.
D¿entelmen, który towarzyszy³ pani Steadman, z pewnoci¹ nie móg³
jednak uchodziæ za kar³a nawet przy jej niezwyk³ym wzrocie. Mia³
wprawdzie tylko jakie piêæ centymetrów wiêcej od niej, ale przy swojej
szczup³ej budowie wydawa³ siê jeszcze wy¿szy. Wyraz jego twarzy by³
daleki od sympatycznego; jasne oczy patrzy³y bystro, przenikliwie. Wi-
doczne w czarnych w³osach siwe pasemka wiadczy³y, i¿ dobiega³ piêæ-
dziesi¹tki. Elegancki ¿akiet z czesanej we³ny oraz jedwabny fular w zie-
lone kropki zdradza³y, ¿e nie by³ cz³owiekiem ubogim.
To bardzo mi³o z pani strony, pani Steadman, ¿e pomyla³a pani
o mnie Rachel wyci¹gnê³a ku gociowi rêkê i rzuci³a ukradkowe spoj-
rzenie w kierunku Betsy, która nie zd¹¿y³a jeszcze opuciæ salonu. Go-
spodyni mrugnê³a do niej na znak aprobaty.
Ale¿ pani jest drobna! I jaka krucha! S¹dz¹c z tego, co mi mówio-
no o pani, spodziewa³am siê ujrzeæ gron¹ istotê z maczug¹ w rêce, zdoln¹
w³asnorêcznie upolowaæ zwierzynê na obiad.
Rachel, oszo³omiona, otworzy³a usta ze zdumienia.
Pani Magnus, pozwoli pani, ¿e przedstawiê jej pana Edmunda
Hoara. Jest pani s¹siadem i bardzo mu zale¿a³o, ¿eby z³o¿yæ pani kon-
dolencje z powodu mierci Magnusa. Jest w³acicielem Kompanii Pó³-
nocnej i dlatego doskonale zna³ Magnusa. Pani Steadman zwróci³a siê
do stoj¹cego obok niej mê¿czyny: Edmundzie, przedstawiam ciê pani
Noelowej Magnus.
64
Rachel nie wierzy³a niemal w³asnym oczom i uszom. Kompania
Pó³nocna by³a jej tak znana, jak diabe³ Faustowi. Wiele s³ysza³a o s³yn-
nym Edmundzie Hoarze, ale nie mia³a okazji poznaæ go osobicie. Hoar
nigdy nie odwiedzi³ Pó³nocy, mimo i¿ ka¿da skrzynka whisky, ka¿dy
worek m¹ki, soli czy cukru nale¿a³ do Kompanii Pó³nocnej. Edmund
Hoar by³ w³adc¹ absolutnym, któremu nawet nie przychodzi³o na myl,
i¿ najzwyczajniej w wiecie okrada³ ludzi, których egzystencja zale¿a³a
od towarów przysy³anych przez jego kompaniê. No i by³ miertelnym
wrogiem Magnusa Zaskoczy³o j¹, ¿e omieli³ siê pokazaæ w North-
wyck i sk³adaæ kondolencje wdowie po nim.
Choæ oburzona, wiedzia³a, ¿e nie mo¿e okazywaæ mu niechêci.
Wyci¹gnê³a d³oñ wierzchem do góry, tak jak j¹ uczy³a Betsy.
Hoar uj¹³ jej rêkê i z³o¿y³ na niej oficjalny poca³unek.
Jestem zachwycony, ¿e mog³em pani¹ poznaæ, pani Magnus
pos³a³ jej ledwo dostrzegalny, konspiracyjny umiech. Zna³em Noela
tyle lat i nigdy nie wspomnia³, ¿e siê o¿eni³.
Pani Steadman odsunê³a go na bok.
Mój Bo¿e! Edmundzie, przecie¿ to by³ cz³owiek wiecznie zajêty.
Ostatnio robi³, co w jego mocy, ¿eby odnaleæ Franklina, a teraz sam nie
¿yje. Zgin¹³ mierci¹ bohatera obdarzy³a Rachel czu³ym spojrzeniem.
Niech pani nie zwraca uwagi na Edmunda, moja droga. By³ najbardziej
zawziêtym rywalem Noela.
Rozumiem odrzek³a Rachel, ukrywaj¹c fakt, ¿e wie na ten te-
mat znacznie wiêcej, ni¿ oboje przypuszczaj¹.
Przysi¹g³em sobie, ¿e pierwszy odnajdê Franklina powiedzia³
Edmund. Poniewa¿ Magnus nie ¿yje, zamierzam zorganizowaæ wio-
sn¹ nastêpn¹ ekspedycjê. Lubiê wygrywaæ.
Za chwilê podadz¹ herbatê oznajmi³a Betsy, wskazuj¹c wymow-
nie oczyma na kanapê.
Mo¿e zechcecie pañstwo usi¹æ? Rachel, mimo szoku dozna-
nego na widok Hoara, pamiêta³a o obowi¹zkach gospodyni, do których
tak wytrwale przyucza³a j¹ Betsy.
Z przyjemnoci¹ pani Steadman usiad³a ostro¿nie, ¿eby nie przy-
gnieæ krynoliny.
Teraz czas na komplement powiedzia³a sobie w duchu Rachel.
Ma pani liczn¹ blaszkê, pani Steadman i momentalnie zakry³a
rêk¹ usta. Och, przepraszam Chcia³am powiedzieæ, broszkê. To ja-
ki ptak, prawda? zala³a siê rumieñcem.
To pospolity strzy¿yk, z ¿ó³tych szafirów. Jest symbolem mojego
zami³owania do szlachetnych kamieni i przyrody, zw³aszcza ptaków
65
pani Steadman zdawa³a siê nie zauwa¿aæ pomy³ki. Z umiechem patrzy-
³a, jak Rachel siada na swoim miejscu. Proszê mi teraz opowiedzieæ,
jak pani sobie radzi³a w czasie ¿a³oby. Czy zasta³a pani Northwyck w za-
dowalaj¹cym stanie?
O, tak. Wszyscy s¹ dla mnie bardzo mili. Nie wiem, jak bymy
zdo³ali siê przyzwyczaiæ do tych wszystkich zmian, gdyby ca³a s³u¿ba
w domu nie by³a dla nas tak cierpliwa. Mam nadziejê, ¿e pani tak¿e bê-
dzie dla nas wyrozumia³a, pani Steadman, bo bardzo tego potrzebujemy.
A jak siê maj¹ dzieci? Czy mo¿emy je zobaczyæ?
Oczywicie. Pani Willem, proszê przyprowadziæ dzieci zwróci-
³a siê do Betsy.
Betsy sk³oni³a siê i po kilku minutach wesz³y dzieci ubrane w swe
najlepsze stroje. W³osy Tommyego namaszczono oliwk¹, a buziê Clare
wyszorowano do ró¿owoci. Oboje wygl¹dali jak dwa ma³e anio³ki
kolejne bezczelne oszustwo.
Có¿ za urocze dzieci¹tka! zagrucha³a pani Steadman. Ile one
musia³y przejæ, ¿eby siê tu znaleæ Podejdcie bli¿ej, drogie dziatki!
Chcê siê wam dobrze przyjrzeæ.
Tommy i Clare podeszli. Tommy mia³ swoj¹ zwyk³¹, trochê podejrz-
liw¹ minê, ale Clare patrzy³a na pani¹ Steadman z uwielbieniem, jakby
ju¿ z góry zaplanowa³a, ¿e oczaruje tê dostojn¹ matronê.
W jaki w³aciwie sposób zgin¹³ nasz przyjaciel Magnus? zapy-
ta³ szeptem Edmund Hoar, gdy pani Steadman zajêta by³a dzieæmi.
Rachel odwróci³a siê do niego zaskoczona. Czeka³ na jej odpowied
z wyrazem zainteresowania i jawnej kpiny na twarzy. Nie ulega³o w¹t-
pliwoci, ¿e ani przez chwilê nie uwierzy³ w jej oszustwo.
Muszê wyznaæ, ¿e niewiele wiêcej wiem o jego mierci ni¿ wy tu,
w Nowym Jorku odpar³a, czuj¹c, jak serce wali jej m³otem w piersi.
Nie spodziewa³a siê, ¿e bêdzie musia³a stawiæ czo³o wrogowi Magnusa.
O jego mierci pisano tylko w New York Morning Globe po-
wiedzia³ Hoar. Poniewa¿ Magnus by³ w³acicielem tej gazety, mylê,
¿e mo¿na w¹tpiæ w prawdziwoæ tego wszystkiego, co o nim tam napi-
sano.
O co panu w³aciwie chodzi, panie Hoar? zapyta³a ledwie do-
s³yszalnym szeptem Rachel.
Widzê przysun¹³ siê bli¿ej i zacz¹³ jej szeptaæ do ucha: Wi-
dzê, ¿e Magnus zostawi³ piêkn¹ wdowê, któr¹ mo¿e spotkaæ krzywda ze
strony pewnego d¿entelmena, jeli nie bêdzie siê dobrze pilnowaæ.
Spojrza³a w jego jasnopiwne oczy, niezdolna ukryæ wewnêtrznego
dr¿enia.
5 Lodowa Panna
66
Tu, w Northwyck, nie mam siê czego obawiaæ, sir.
Cieñ umiechu ukaza³ siê w jego oczach.
Proszê mi wybaczyæ, ¿e omielam siê wzi¹æ na siebie opiekê nad
pani¹. Noel Magnus by³ dla mnie jak brat z Arktyki. To prawda, ¿e w pew-
nych sprawach siê nie zgadzalimy, ale dobrze wiedzia³, ¿e pragn¹³em
odnaleæ Franklina równie mocno, jak on. W gruncie rzeczy szanowali-
my siê nawzajem.
Jak czêsto bywa³ pan w Arktyce, panie Hoar? Wyspa Herschel
odgrywa³a chyba du¿¹ rolê w pañskich interesach, a nie przypominam
sobie, ¿ebym pana tam kiedy widzia³a.
Gdybym wiedzia³, ¿e na Herschel czeka na mnie taka piêknoæ,
z pewnoci¹ bym przyjecha³ Ja jedynie finansowa³em ekspedycje.
Niech inni nara¿aj¹ siê na odmro¿enia, nie ja.
W tym momencie Rachel poczu³a pewnoæ, ¿e nigdy nie polubi tego
cz³owieka. Nie doæ, ¿e wyzyskiwa³ ponad miarê ka¿d¹ faktoriê na Pó³-
nocy, to w dodatku brakowa³o mu odwagi Zamiast ryzykowaæ same-
mu, wynajmowa³ do tego celu ka¿dego, kto potrzebowa³ pieniêdzy.
Jedno na pewno mo¿na powiedzieæ o Noelu Magnusie: ¿e by³
wielkim badaczem. Nie mielibymy tych map, którymi dzi dysponuje-
my, gdyby nie jego umiejêtnoæ wspó³¿ycia z Eskimosami i odpornoæ
na tamtejszy surowy klimat.
Czy rzeczywicie by³ we wszystkim taki rozs¹dny? A mo¿e stra-
ci³ ¿ycie, poszukuj¹c Czarnego Serca, czarnego jak noc opalu z po³ysku-
j¹c¹ w rodku gwiazd¹? Czy warto by³o ryzykowaæ ¿ycie dla jednego
ma³ego kamienia? Hoar pokaza³ w umiechu zaskakuj¹co drobne
zêby. Domylam siê, ¿e s³ysza³a pani o tym kamieniu, pani Magnus.
Kr¹¿y nawet plotka, ¿e u¿ywa go pani jako ozdoby, która ma wiadczyæ,
i¿ jest pani ¿on¹ Magnusa.
Tak, s³ysza³am o Czarnym Sercu odpowiedzia³a Rachel, myl¹c
w duchu, jak zareagowa³by Hoar, gdyby zobaczy³ opal na jej szyi. To
Betsy namówi³a j¹, ¿eby go oprawiæ, tak by mog³a nosiæ zostawiony jej
przez mê¿a klejnot jako naszyjnik. Rachel nie zdo³a³a temu przeszko-
dziæ.
Mówi¹, ¿e ci¹¿y na nim kl¹twa w g³osie Hoara by³a kpina.
To prawda powiedzia³a z przekonaniem Rachel. Kamieñ z pew-
noci¹ nie przyniós³ szczêcia jej ojcu A ona? Co zyska³a na tym, ¿e
go ma? Czarne, niechêtne jej serce Magnusa.
Mimo to podj¹³bym ryzyko zwi¹zane z jego posiadaniem Hoar
widrowa³ j¹ wzrokiem. Wszystko, co by³o cenne dla Franklina, jest
cenne równie¿ i dla mnie.
67
Mylê, ¿e chodzi raczej o to, i¿ ceni³ go Magnus zaryzykowa³a
wyzwanie.
Hoar zamia³ siê.
Miewalimy chwile nieporozumieñ. Przyznajê, ¿e nie podoba³y
mi siê jego artyku³y o polowaniach na wieloryby b³êkitne na Morzu
Beauforta. O ile wiem, namawanie kobiet do noszenia gorsetów z kon-
strukcj¹ stalow¹ zamiast z fiszbinów wielorybich wywo³a³o niemal woj-
nê.
Rachel przypomnia³a sobie d³ugie rozmowy z Magnusem na temat
Kompanii Pó³nocnej, która przyczynia³a siê do dziesi¹tkowania wielo-
rybów b³êkitnych. Nawet tu, w Northwyck, choæ mog³a zamawiaæ sobie
najwykwintniejsze gorsety, nosi³a te z fiszbinami stalowymi. Samo wspo-
mnienie potê¿nych cielsk k¹pi¹cych siê na wiosnê przy brzegu wystar-
cza³o, by wybraæ stal Wieloryby b³êkitne to najwiêksze zwierzêta na
wiecie stworzone przez Boga. Wydawa³o siê jej pod³oci¹ têpiæ je z po-
wodu mody, choæ sama przedtem marzy³a o modnych strojach, obecnie
za mog³a je mieæ w nadmiarze.
Nareszcie, nasza herbata! wykrzyknê³a pani Steadman, wyry-
waj¹c Rachel z zadumy. Czy dzieci mog¹ zostaæ, moja droga? Chcia-
³abym opowiedzieæ im o wspania³ym balu, który zamierzam wydaæ, ¿eby
wyprowadziæ ich matkê z ¿a³oby.
Bal? powtórzy³a Rachel, zapominaj¹c, ¿e powinna nalaæ go-
ciom herbaty.
Ale¿ tak. Mam nawet obietnicê pani Astor, ¿e zaszczyci nas swo-
j¹ obecnoci¹. Umo¿liwi to pani wejcie w wiat i pomo¿e zapomnieæ
o prze¿ytej tragedii.
Betsy przed wyjciem z lekka tr¹ci³a j¹ ³okciem. Rachel natychmiast
oprzytomnia³a i wziê³a do rêki fili¿ankê i spodek.
Mo¿e cytryny? zapyta³a, prawie nie s³ysz¹c w³asnych s³ów.
W g³owie mia³a zamêt. Nigdy nie myla³a, ¿e znajdzie siê kiedy na balu,
a ju¿ zw³aszcza wydanym na jej czeæ Radoæ i obawa niemal j¹ spa-
rali¿owa³y.
Nic nie wiedzia³em o balu zauwa¿y³ Hoar, odprowadzaj¹c wzro-
kiem wychodz¹c¹ Betsy.
Pani Steadman spojrza³a na niego.
Nie b¹d taki z³oliwy, Edmundzie. Oczywicie zostaniesz zapro-
szony. Jeste przecie¿, po mierci Magnusa, najbardziej po¿¹danym ka-
walerem na Manhattanie dama zorientowa³a siê, ¿e tym razem to
ona pope³ni³a faux pas. Proszê mi wybaczyæ, moja droga. Nie oznacza
to wcale, ¿e nie uznajê pani ma³¿eñstwa, mo¿e byæ pani pewna.
68
Proszê siê nie martwiæ, nawet nie przysz³o mi to na myl Rachel
poda³a gociom fili¿anki z herbat¹.
Bez w¹tpienia nie ma powodu, ¿eby nie uznawaæ tego ma³¿eñ-
stwa. Jestem pewien, ¿e pani Magnus ma przy sobie wiadectwo lu-
bu. Hoar patrzy³ na ni¹ spod pó³przymkniêtych powiek.
Brzêknê³a upuszczona fili¿anka. Herbata chlusnê³a Rachel na spódnicê.
Ale¿ ze mnie niezdara szepnê³a. Zaraz siê przebiorê. Zadzwo-
niê po pani¹ Willem, ¿eby przynios³a drug¹ fili¿ankê.
Nie spieszymy siê, moja droga. Proszê siê tak nie denerwowaæ
uspokaja³a j¹ pani Steadman. Wziê³a ze sto³u herbatnik i poda³a go Clare.
Rachel przeprosi³a jeszcze raz i wsta³a, ¿eby pójæ do swojego po-
koju. Zanim jednak dosz³a do schodów, poczu³a na ramieniu czyj¹ rêkê.
Proszê mi wierzyæ, gdybym wiedzia³, ¿e Magnus ukrywa na Her-
schel kogo takiego jak pani, zrezygnowa³bym z wszystkich marzeñ
o Czarnym Sercu i zamiast kamienia ukrad³bym mu pani¹.
Rachel wytrzyma³a jego wzrok.
Nie chce pan chyba powiedzieæ, ¿e jest pan zdolny do kradzie¿y,
panie Hoar.
¯eby zdobyæ to, czego pragnê, gotów jestem na wszystko. Abso-
lutnie na wszystko powtórzy³ dobitnie.
Nieznane dot¹d uczucie strachu przeniknê³o Rachel. Miewa³a ju¿
wczeniej do czynienia z mê¿czyznami, którzy jej po¿¹dali, a nawet gro-
zili, ale Hoar by³ inny. Ten cz³owiek mia³ wiadomoæ swej si³y.
Na Herschel to ona by³a silna. To ona by³a w³acicielk¹ Lodowej
Panny, ona rozdziela³a whisky. Hoar jednak nie chcia³ whisky. Gorzej,
zdawa³ siê podawaæ w w¹tpliwoæ jej prawo do pobytu w Northwyck
i jego podejrzenia mog¹ siê okazaæ s³uszne, jeli nie bêdzie postêpowaæ
z nim ostro¿nie.
Obdarzy³ j¹ kolejnym ob³udnym umiechem, ods³aniaj¹c rz¹d drob-
nych zêbów. Znowu poczu³a dreszcz strachu.
Chcia³bym, ¿ebymy zostali przyjació³mi, Rachel. Mogê tak zwra-
caæ siê do pani, prawda?
Czego naprawdê pan chce, panie Hoar? spyta³a lodowatym to-
nem. Nie mo¿e byæ pan zazdrosny o cz³owieka, który od dawna jest na
tamtym wiecie.
Mam wierzyæ, ¿e Magnus nie ¿yje? zamia³ siê. Ju¿ mówi³em
w salonie, ¿e wprawdzie New York Morning Globe rozsiewa takie
wieci, ale to czyste k³amstwo. Mój agent, który pracuje na terytorium
Mackenzie, pisa³ mi, ¿e spotka³ Magnusa ostatniej wiosny, ju¿ po donie-
sieniach na pierwszych stronach gazety o jego gwa³townej mierci. Tak
69
wiêc, moja liczna Rachel, mam prawo w¹tpiæ nie tylko w mieræ Ma-
gnusa, lecz tak¿e kwestionowaæ pani ma³¿eñstwo. Przyci¹gn¹³ j¹ do
siebie, a¿ opar³a siê o niego piersi¹. Jak moglicie zawrzeæ zwi¹zek
ma³¿eñski, skoro na Herschel nigdy nie by³o ¿adnego ksiêdza, odk¹d
dostarczam towary do tamtejszych faktorii?
Widocznie ten jeden nie zosta³ przez pana zauwa¿ony, tym bar-
dziej, ¿e pañska noga nigdy nie stanê³a na Herschel odparowa³a, odsu-
waj¹c siê od niego.
A zatem nasze wzajemne stosunki bêd¹ polega³y na ci¹g³ej wal-
ce? Doskonale. Podejmujê walkê a¿ do ostatecznego zwyciêstwa.
Wymierzy³ w ni¹ wyci¹gniêty palec. Proszê pamiêtaæ, ¿e potrafiê do-
pi¹æ swego w jednej chwili, nawet siê pani nie spostrze¿e.
Rêce Rachel zaczê³y dr¿eæ.
Czego pan chce ode mnie? Czy chodzi panu o ten s³ynny kamieñ?
Czy to jest cena tego szanta¿u?
Owszem, pragnê mieæ ten opal. Kto by go nie chcia³? Bardziej
jednak godne po¿¹dania jest cia³o, które da³o rozkosz Magnusowi. Chcia³-
bym tak¿e go zakosztowaæ. Palec spocz¹³ na jej szyi. D³oñ zsunê³a siê
po dekolcie i poci¹gnê³a w dó³ r¹bek lawendowej sukni, a¿ ukaza³y siê
fiszbiny gorsetu.
Nie jestem cia³em, panie Hoar. Nazywam siê Rachel Ophelia
Howland i nie jestem rzecz¹, któr¹ mo¿na posi¹æ, u¿yæ i wyrzuciæ.
Lodowaty ton jej g³osu zniechêci³by wiêkszoæ mê¿czyzn, ale Hoarowi
chyba siê to spodoba³o. Jego oczy b³yszcza³y po¿¹daniem.
Do zobaczenia na balu u Steadmanów, Rachel. Zauwa¿y³em, ¿e
mówi pani o sobie Rachel Ophelia Howland, nie dodaj¹c nazwiska Ma-
gnus. Hoar sk³oni³ siê na znak, ¿e pozwala jej odejæ.
Do hallu wesz³a jedna ze s³u¿¹cych i dygnê³a im obojgu. Rachel
wbieg³a na schody tak szybko, jak pozwala³a jej na to d³uga spódnica
i poczucie w³asnej godnoci. Nie odwa¿y³a siê obejrzeæ za Hoarem w oba-
wie, ¿e rzuci siê w panice do ucieczki.
Noel Magnus nie umar³ i Edmund Hoar wiedzia³ o tym. Ani tamta
ziemia, ani jej klimat nie uczyni³y mu tej przys³ugi i nie uwolni³y od
miertelnego wroga. Noel Magnus ¿y³. Hoar czu³ to przez skórê, mówi³o
mu o tym jego pe³ne nienawici serce.
Siedzia³ w skórzanym fotelu przy kominku w swojej bibliotece.
W rêce trzyma³ wypisane w³asnorêcznie przez Gloriê Steadman zapro-
szenie na bal, który wydawa³a na czeæ Rachel.
70
Rachel Ophelia Howland wzbudzi³a w nim po¿¹danie, jakiego nie
odczuwa³ nigdy od czasu, gdy po raz pierwszy by³ z kobiet¹ dziewczy-
n¹ z baru, na zapleczu stajni. Przygl¹daj¹c siê Rachel w czasie owej krót-
kiej popo³udniowej wizyty, nagle znów poczu³ siê m³odym mê¿czyzn¹,
pragn¹cym posi¹æ dziewicê.
Poci¹ga³a go nie tylko jej uroda, przekora czy inteligencja. Owszem,
to wszystko siê liczy³o, ale przede wszystkim by³a kobiet¹ Magnusa.
Choæby nawet by³a szpetna jak ¿ebraczka, z brodawk¹ na nosie, i tak
by³aby godna po¿¹dania, skoro nale¿a³a kiedy do Magnusa. Magnus
nie mo¿e zwyciê¿yæ. Zwyciê¿y Edmund.
Zgniót³ trzymany w rêce kartonik i cisn¹³ do ognia, patrz¹c, jak p³o-
mienie zmieniaj¹ barwê na wciekle czerwon¹. Zaproszenie nie by³o mu
potrzebne. Data balu wry³a mu siê w pamiêæ a¿ nadto dobrze. Za tydzieñ
od dzisiejszego dnia znajdzie siê u boku Rachel i poprowadzi j¹ w wal-
cu, czekaj¹c stosownej chwili, kiedy bêd¹ mogli byæ sami a wtedy
odepnie haftki jej sukni i u¿yje sobie w jej objêciach. U¿yje do koñca.
Rachel bêdzie siê opieraæ, ale tym siê nie martwi³. Jest przecie¿ tyl-
ko kobiet¹. Towarem. Nie ma nikogo, kto by wyst¹pi³ w obronie jej czci;
bezpieczeñstwo zapewnia jej tylko bogactwo. Zreszt¹ nie chcia³ jej krzyw-
dziæ, chcia³ j¹ tylko posi¹æ. Nie zeszpeci³by jej twarzy ani jednym si-
niakiem, tak jak nie rozbi³by os³awionego opalu o skaliste brzegi rzeki
Hudson. Edmund Hoar dba³ o swoj¹ w³asnoæ.
W ciszy ogromnej biblioteki przyjrza³ siê jeszcze raz najcenniejszym
skarbom swojej kolekcji. Ca³¹ zachodni¹ cianê zajmowa³ monumental-
nych rozmiarów obraz Rubensa, przedstawiaj¹cy Mariê Magdalenê,
w szkatu³ce z br¹zu spoczywa³a woskowa pomiertna maska Napole-
ona I wreszcie najnowszy skarb znalezione setki kilometrów st¹d,
na ziemiach Arktyki, dzienniki z ekspedycji Franklina. Tragedia polega-
³a na tym, ¿e Franklin za d³ugo ¿y³. Na tyle d³ugo, ¿eby opisaæ swój
trwaj¹cy w nieskoñczonoæ marsz do grobu, lecz za krótko, ¿eby zosta-
wiæ wród swoich notatek dok³adn¹ mapê ostatniego postoju. By³a to
tajemnica tego stulecia, ale on znajdzie Franklina. Znajdzie go przed
tym draniem Magnusem, który z pewnoci¹ nadal ¿yje gdzie na Pó³no-
cy.
Wzrok Edmunda spocz¹³ na stoj¹cym w pobli¿u kominka pustym,
obitym aksamitem fotelu. Piêknie wygl¹da³aby Rachel wtulona w ten
fotel, susz¹ca w³osy w cieple p³omieni kominka Jedwabn¹ sukniê roz-
piê³aby pos³usznie, z pokor¹ poddaj¹c siê pieszczotom swego pana
Magnus musia³ bardzo j¹ kochaæ, skoro nie tylko pokaza³ jej opal, ale
nawet go jej ofiarowa³. Znalaz³szy klejnot, potrafi³ tak skutecznie trzymaæ
71
jêzyk za zêbami, ¿e szpiedzy Hoara, wys³ani razem z innymi agentami
Kompanii Pó³nocnej, nic o tym nie s³yszeli.
Teraz jednak ona by³a tu, wraz z opalem. Olniewaj¹ca piêknoæ, któ-
ra twierdzi, ¿e jest ¿on¹ Noela Magnusa. Edmund móg³by j¹ zniszczyæ
w ci¹gu paru sekund Ich ma³¿eñstwo mog³o byæ wa¿ne w najlepszym
wypadku tylko na tamtym terenie. Jednak demaskowanie jej nie le¿a³o
w jego interesie. W ten sposób bêdzie znacznie dla niego cenniejsza
Poza tym nie chcia³ upokarzaæ jej publicznie. Wola³ zrobiæ to w sypialni,
gdzie jedynym wiadkiem by³by on. Wtedy jego rozkosz bêdzie najpe³-
niejsza, no i bêdzie to odwet na Magnusie za to, ¿e go oszuka³.
New York Morning Globe nale¿a³ siê jemu. To Charles Hoar stwo-
rzy³ tê lukratywn¹ gazetê Matactwa starego Magnusa, ojca Noela,
doprowadzi³y ich rodzinê do bankructwa. Pozbawiony wszystkiego,
musia³ wchodziæ w wiat samotnie.
Sposobem na odbudowanie rodzinnej fortuny okaza³o siê za³o¿enie
Kompanii Pó³nocnej. Ale to, ¿e Noel Magnus odziedziczy³ gazetê, któ-
rej spadkobierc¹ powinien byæ on, Edmund ! I w dodatku publikowa³
w niej artyku³y bezpardonowo atakuj¹ce jego kompaniê ! Nie, to nie
do zniesienia.
Teraz ma szansê siê odegraæ. Gdyby polubi³ piêkn¹ Rachel, odzy-
ska³by prawo do gazety. Triumf by³by potrójny, bo odebra³by Magnuso-
wi i gazetê, i dom, i co najwa¿niejsze ¿onê.
Ju¿ teraz czu³ s³odki smak zemsty. Zaci¹gniêcie Rachel do ³o¿a ma³-
¿eñskiego by³oby jego najwiêkszym osiagniêciem W wyobrani wi-
dzia³ ju¿ nawet siebie zakochanego w Rachel, w jej wyzywaj¹cych oczach
i gêstwinie z³otych loków. Potrafi doprowadziæ swój plan do koñca. Nie
dopuci, by cokolwiek mu w tym przeszkodzi³o.
Zdobêdzie ¿onê swojego wroga, jej duszê, cia³o i serce.
A jeli Magnus rzeczywicie nie umar³? Jeli upomni siê o prawo do
niej?
No có¿ Gdyby Edmund nie móg³ mieæ Rachel dla siebie, wola³by
ujrzeæ j¹ martw¹.
7
R
achel by³a gotowa do wyjcia na bal u Steadmanów. Nigdy w ¿yciu
nie by³a tak przera¿ona. Pomimo wewnêtrznego oporu wypi³a kieliszek
72
sherry, który dla uspokojenia nerwów kaza³a jej przynieæ pani Willem.
Ostatni¹ rzecz¹, jakiej pragnê³a, by³o pojawiæ siê na balu i rozsiewaæ
wokó³ siebie odór alkoholu, ale na sam¹ myl, ¿e stanie przed tyloma
obcymi ludmi z g³ow¹ pe³n¹ instrukcji i wskazówek na temat etykiety,
sposobu poruszania siê w walcu i tak dalej, ogarnia³o j¹ przera¿enie. Czy
zdo³a wytrwaæ do koñca, czy nie ucieknie jak Kopciuszek z wybiciem
pó³nocy?
Wygl¹dasz przelicznie oceni³a z zachwytem pani Willem.
Rachel odwróci³a siê ku niej z niemia³ym umiechem.
Czujê, ¿e wygl¹dam dobrze, ale to chyba zas³uga sukni pog³a-
dzi³a sute fa³dy spódnicy. Jej suknia balowa uszyta by³a z ciemnobr¹zo-
wej satyny i przybrana tiulowymi falbankami w tym samym kolorze; g³ê-
boko wyciêty dekolt przys³ania³ plastron z maltañskich koronek. Ramiona
Rachel okrywa³ aksamitny szal o barwie czerwonego granatu, obszyty
futrem gronostaja. O takim stroju nawet nie marzy³a na Herschel A te-
raz mia³a go na sobie.
Zapomnia³a o tym pani Willem wrêczy³a Rachel czarn¹ skó-
rzan¹ szkatu³kê.
Rachel otworzy³a j¹ i wyjê³a Czarne Serce. Zawieszony na z³otym
³añcuszku opal spocz¹³ w zag³êbieniu okrytych maltañskimi koronkami
piersi.
Idealnie! wykrzyknê³a Betsy.
Rachel ujê³a jej rêce.
Betsy, chcê ci podziêkowaæ za wszystko, co zrobi³a dla mnie i dla
dzieci. Nie bylibymy tak szczêliwi przez te minione szeæ miesiêcy,
gdyby nie by³a dla nas taka wyrozumia³a i dobra. Nie wyobra¿am so-
bie, jak mog³abym stan¹æ dzi przed tymi wszystkimi ludmi, gdyby
nie nauczy³a mnie dobrych manier, o których nie mia³am pojêcia.
Nie by³o tak le, moje dziecko. Twoje maniery by³y po prostu
niedoszlifowane. W tym dzikim kraju nikt nie zwraca³ na to uwagi
powiedzia³a ³agodnie Betsy.
Muszê przyznaæ, ¿e kiedy przyjecha³am po raz pierwszy do No-
wego Jorku, na pocz¹tku uwa¿a³am, ¿e ludzie s¹ tu zimni i okrutni. Nie
mog³am poj¹æ ich obojêtnoci wobec innych Teraz widzê, ¿e by³a to
zbyt pochopna opinia. Dziêki tobie zmieni³am zdanie.
Robi³am to nie tylko dla ciebie, ale i dla Magnusa, moja droga
Betsy patrzy³a na ni¹ serdecznym spojrzeniem swych niebieskich oczu.
Wiesz, ¿e by³ dla mnie jak w³asny syn. Jego prawdziwa mama wycho-
wywa³a go tylko trzy lata Ja mia³am o tyle wiêcej szczêcia, ¿e by³am
z nim d³u¿ej.
73
Czy umar³a przy narodzinach drugiego dziecka? zapyta³a Ra-
chel, owijaj¹c siê gronostajowym szalem, jakby przeszy³ j¹ nag³y ch³ód.
Betsy pokiwa³a przecz¹co g³ow¹. Jej staromodny, obszyty koronka-
mi czepek zako³ysa³ siê przy tym komicznie.
Zwa¿ywszy ca³¹ sytuacjê, by³oby to z pewnoci¹ b³ogos³awieñ-
stwem. Nie, kochanie, ona uciek³a. Ojciec Magnusa by³ okrutnym cz³o-
wiekiem i ta m³oda kobieta nie by³a w stanie tego d³u¿ej wytrzymaæ. Nie
mia³abym jej tego ani trochê za z³e, gdyby nie to, ¿e zostawi³a trzyletnie-
go synka na ³asce swego pod³ego mê¿a. Noel by³by zupe³nie inny, gdyby
nie okrucieñstwo ojca.
Czy to dlatego wyjecha³ st¹d i nie chcia³ wracaæ? spyta³a cicho
Rachel. Nagle ró¿ne rzeczy sta³y siê jasne
Z ca³¹ pewnoci¹. Nie mogê go za to winiæ. Có¿ on tu mia³?
Mia³ piêkny dom, w którym móg³ za³o¿yæ rodzinê. Wystarczy³o
siê o¿eniæ i osi¹æ tutaj odrzek³a Rachel. Czy przypadkiem nie powie-
dzia³a za du¿o? przemknê³a myl.
Có¿, kiedy ¿ycie nie wydawa³o siê mu ani tak proste, ani tak do-
bre Ba³ siê, jak przypuszczam, ¿e nosi w sobie z³e dziedzictwo ojca.
Powtarza³, ¿e nigdy nie bêdzie mieæ dzieci. Betsy zmarszczy³a brwi
i zamyli³a siê nieweso³o, ale zaraz siê rozchmurzy³a. Teraz rozumiesz,
dlaczego tak siê wzruszylimy na widok ciebie i dzieci. To trochê tak,
jakby spe³ni³y siê nasze marzenia Magnus wróci³ do nas w jakim
sensie. I wnielicie radoæ do tego domu. Jak to mi³o s³yszeæ miech
dzieci biegaj¹cych po korytarzach Ka¿dy dom tego potrzebuje, ma³y
czy du¿y.
Masz racjê przyzna³a Rachel, czuj¹c ucisk w sercu. Ciekawe,
jakie by³oby naprawdê dziecko jej i Magnusa Czy mia³oby blond loki
po mamie, czy czarn¹ czuprynê po ojcu? Nie znajduj¹c odpowiedzi na te
pytania, westchnê³a.
No, ale dzisiaj nie pora na rozmylania o smutnych sprawach.
Dzisiaj, kochanie, koñczy siê twoja ¿a³oba. Jed wiêc do pani Steadman
i zostañ królow¹ balu. Kto wie, mo¿e poznasz swojego drugiego mê¿a?
Rachel zamar³a. Drugi m¹¿? Nie do pomylenia by³o zakochaæ siê
w innym mê¿czynie, skoro ten, którego pragnê³a, najprawdopodobniej
wci¹¿ ¿y³ Jak jednak mia³a to wyt³umaczyæ, skoro wystêpowa³a tu
w roli wdowy po nim?
Przymknê³a na moment oczy, zbieraj¹c myli. Mia³a wra¿enie, ¿e
dusi siê w sieci w³asnych k³amstw.
Czas na ciebie, moja droga. Nie pora teraz myleæ o przesz³oci.
Powóz ju¿ czeka Betsy otworzy³a przed ni¹ drzwi jej pokoju.
74
Rachel, zdrêtwia³a wewnêtrznie, podziêkowa³a Betsy i majestatycz-
nymi schodami zdobnymi w gotycki ornament zesz³a na dó³. W otwar-
tych drzwiach frontowych czeka³ na ni¹ kamerdyner. Wsiad³a z jego
pomoc¹ do powozu i otuli³a ramiona gronostajowym szalem. Powóz
ruszy³, uwo¿¹c j¹ do domu Steadmanów.
Mówi¹, ¿e to dzikuska, która ni st¹d, ni zow¹d pojawi³a siê na
progu, pytaj¹c o Northwyck.
Podobno mia³a na sobie buty z futra bia³ego niedwiedzia. Czy
s³ysza³a pani kiedykolwiek o futrze z bia³ego niedwiedzia? Przypusz-
czam, ¿e kto to zmyli³.
Mnie mówiono, ¿e ich ma³¿eñstwo nie jest u nas wa¿ne. Te dzieci
s¹ doæ du¿e, nie s¹dzi pani? Magnus nie zd¹¿y³by chyba siê o¿eniæ
i mieæ od razu takie doros³e dzieci
Rachel z trudem panowa³a nad sob¹, s³ysz¹c drwi¹ce uwagi rzucane
zza po³yskuj¹cych wachlarzy. No có¿ Spodziewa³a siê, ¿e bêd¹ plot-
kowaæ na jej temat i namiewaæ siê z niej. Nie pozostawa³o wiêc nic
innego, ni¿ trzymaæ g³owê wysoko i ignorowaæ te z³oliwoci.
A zreszt¹ To zainteresowanie jej osob¹ jest doæ naturalne. Wystêpu-
je przecie¿ jako wdowa po wyj¹tkowo bogatym i powszechnie znanym cz³o-
wieku; w dodatku przyjecha³a z daleka, z kraju, o którym niewiele s³yszeli.
Czu³a siê jednak nieswojo, bo odezwa³o siê do niej zaledwie kilka osób.
Gdyby nie uprzejmoæ pani Steadman, spêdzi³aby swój pierwszy bal scho-
wana za marmurowy filar, gdzie nikt nie widzia³by jej za¿enowania.
Wygl¹da pani przelicznie, pani Magnus. Dobrze siê pani bawi?
Na dwiêk tego znanego g³osu Rachel podnios³a wzrok. Przed ni¹
sta³ Edmund Hoar. Mia³ na sobie olniewaj¹co bia³¹ jedwabn¹ kamizel-
kê i czarny frak. Rachel nie by³a prawie w stanie ukryæ tego, ¿e najchêt-
niej unika³aby jakiegokolwiek z nim kontaktu. Wci¹¿ doskonale pamiê-
ta³a ich ostatni¹ rozmowê w hallu w Northwyck.
Edmundzie, wpisz siê do jej karnetu, póki jest jeszcze w nim miej-
sce odezwa³a siê pani Steadman, otoczona krêgiem wielbicieli.
W³anie mia³em zamiar to zrobiæ odrzek³ Hoar, unosz¹c czarne
brwi, po czym ponownie zwróci³ siê do Rachel. Zanim wcisnê siê miê-
dzy innych w pani karneciku, pozwoli pani, ¿e poznam j¹ z moj¹ dobr¹
znajom¹. Pani Magnus, mi³o mi przedstawiæ pani pannê Judith Amberly.
Szczup³a blondynka post¹pi³a krok naprzód i skinê³a jej g³ow¹. Ra-
chel czu³a, ¿e powinna wstaæ czy co w tym rodzaju Poda³a jednak
tylko rêkê nowej znajomej. Tamta patrzy³a na ni¹ bez s³owa.
75
Panna Amberly i pani, pani Magnus, macie z sob¹ co wspólne-
go rzek³ Edmund.
Co takiego, panie Hoar? zapyta³a Rachel, usi³uj¹c nadal byæ
uprzejma, choæ jej rêka zawis³a w powietrzu.
Pani jest wdow¹ po Noelu Magnusie, a panna Amberly by³a jego
narzeczon¹. Czy¿ to nie ironia losu? Podczas ostatniej bytnoci Magnus
obieca³, ¿e o¿eni siê z ni¹, gdy tylko wróci do Nowego Jorku. Widzi pani
ten liczny piercionek? Dosta³a go od niego Hoar pokaza³ w umie-
chu swoje drobne zêby. Ile lat ma pani starszy syn?
Jad s³ów Hoara by³ równie zabójczy, jak ws¹czaj¹ca siê w krew trucizna.
Oszo³omiona Rachel wpatrywa³a siê w piêkny diament po³yskuj¹cy
na rêce m³odej kobiety. Judith Amberly by³a zdecydowanie od niej m³od-
sza. Na pewno zauwa¿y³a zaskoczenie Rachel i mog³a w duchu triumfo-
waæ. Wiêc jednak Magnus da³ piercionek zarêczynowy Ofiarowa³
piercionek z diamentem tej smuk³ej blondynce o nieprzychylnym spoj-
rzeniu, podczas gdy dla niej, Rachel, mia³ tylko k³amstwa. Kiedy wy-
je¿d¿a³ na krótko do Nowego Jorku, spotyka³ siê z narzeczon¹, ona za
tymczasem od tylu ju¿ lat wci¹¿ na niego czeka³a.
Mi³o mi pani¹ poznaæ, panno Amberly wydusi³a z siebie. Ból
w sercu by³ trudny do zniesienia.
Mnie równie¿ powiedzia³a panna Amberly z wymuszon¹ grzecz-
noci¹.
Hoar najwyraniej bawi³ siê t¹ scen¹. Mia³ minê kota, który w³anie
po³kn¹³ mysz.
Rachel odwróci³a wzrok. Pannie Amberly te¿ chyba nie by³o ³atwo
Rachel wiedzia³a, co to ból czekania na ukochanego, który nie wraca³.
Zdawa³a sobie sprawê, co musi czuæ Judith Amberly w sytuacji, gdy
wszyscy oczekiwali, ¿e wyjdzie za m¹¿, a tu nagle okazuje siê, ¿e narze-
czony ma ju¿ ¿onê i dzieci.
Mimo to wiedzia³a, ¿e nigdy nie polubi panny Amberly. Nigdy. W tym
momencie to ona jest zwyciê¿czyni¹, ale kiedy prawda wyjdzie na jaw,
triumf bêdzie udzia³em Judith. Mo¿e Noel ¿yje i przyjedzie, ¿eby polu-
biæ Judith? Ona, Rachel, nie zazna³a tego szczêcia, by nosiæ na palcu
piercionek zarêczynowy Noela. Wszystko, co jej obieca³, nie ma naj-
mniejszej wartoci.
Widzê, ¿e ma pani wolny nastêpny walc. Czy zechce pani ze mn¹
zatañczyæ, pani Magnus? Edmund sk³oni³ siê przed ni¹ z diabelskim
b³yskiem rozbawienia w oczach.
Nie mia³a wyboru. Musia³a pozwoliæ, ¿eby wzi¹³ j¹ za rêkê i popro-
wadzi³ na parkiet. Czu³a siê tak, jakby dusza w niej umiera³a.
76
Sztywna i ch³odna kr¹¿y³a z Hoarem po parkiecie, ca³y czas jednak
spogl¹da³a na innych walcuj¹cych, a nie na swego przystojnego partnera.
Steadmanowie nie ¿a³owali kosztów, urz¹dzaj¹c tê balow¹ salê. Kre-
mow¹ biel marmurowych cian w regularnych odstêpach przerywa³y
poz³acane pilastry i zwierciad³a w poz³acanych ramach, w których od-
bija³y siê wykwintne stroje goci. Motyle z Godeys jednak istniej¹
pomyla³a Rachel, stan¹wszy po raz pierwszy w drzwiach. Olniewaj¹-
ce damy zdawa³y siê obecnie niemal p³yn¹æ po parkiecie w ró¿nobarw-
nych, przypominaj¹cych têczê krynolinach z satyny w odcieniu fuksji,
szmaragdu, pawiego b³êkitu Pomyla³a, ¿e w swojej skromnej ciem-
nobr¹zowej sukni musi wygl¹daæ nieciekawie, i w tej samej chwili na-
potka³a po¿¹dliwe spojrzenie Hoara, który prowadzi³ j¹ w tañcu.
Nagle poczu³a, ¿e jest wprost przeciwnie wygl¹da a¿ zanadto atrak-
cyjnie.
Nie odpowiedzia³a mi pani jeszcze na moje pytanie, pani Ma-
gnus. Czy dobrze siê pani bawi? Mówi³ wprost do jej ucha, tak ¿e
us³ysza³a go mimo g³onej muzyki i gwaru rozmów tancerzy.
Doskonale. To mi³o ze strony pani Steadman, ¿e mnie zaprosi³a.
¯e pani¹ zaprosi³a? zamia³ siê. Pani, moja liczna Rachel,
jest gociem honorowym, czy¿by pani o tym nie wiedzia³a? Przecie¿
w³anie dlatego Gloria Steadman posadzi³a pani¹ po prawej stronie pani
Astor.
Nigdy bym siê tego nie domyli³a. S¹dzi³am, ¿e chce po prostu,
¿ebym siê u niej dobrze czu³a. Wie, ¿e nikogo tu nie znam odpar³a.
Damy o takiej pozycji towarzyskiej jak ona nie okazuj¹ uprzej-
moci byle komu. Gloria Steadman wziê³a pani¹ pod swoje skrzyd³a, bo
przypad³a jej pani do gustu. S¹ osoby, które stara³y siê o to przez wiele
lat, ale nigdy nie doczeka³y siê dowodów takiej sympatii z jej strony, jak
to mia³o miejsce na podwieczorku w pani domu.
Rachel by³a szczerze zdumiona.
Nie potrzebujê specjalnych wzglêdów. Wcale o nie nie prosi³am.
Nie musi pani prosiæ, bo i tak je pani ma. Proszê siê nie zdziwiæ,
jeli przysporzy to pani trochê wrogów.
Czy i pan siê do nich zalicza, sir? Czu³a, ¿e to pytanie zabrzmia³o
prowokuj¹co, ale nie zdo³a³a siê powstrzymaæ. Szczeroæ le¿a³a w jej
naturze. ¯ycie na Pó³nocy by³o zbyt trudne, ¿eby ludzie mogli byæ wo-
bec siebie ob³udni.
Sk¹d¿e znowu! Nie móg³bym staæ siê wrogiem kobiety, któr¹ za-
mierzam uczyniæ moj¹ ¿on¹.
Nawet mnie pan nie zna, panie Hoar odpar³a lodowatym tonem.
77
Pozna³em pani¹ wystarczaj¹co powiedzia³, wskazuj¹c wzrokiem
na jej dekolt. Czarne Serce zwiêksza pani wartoæ, droga Rachel. Za-
par³o mi dech, gdy ujrza³em, co ma pani na szyi Gdzie pani je znala-
z³a? Z dzienników Franklina wynika, ¿e mia³ ten kamieñ ze sob¹ na ostat-
nim miejscu postoju.
Mój ojciec znalaz³ ten opal odpowiedzia³a wymijaj¹co. Jeli
natkn¹³ siê przy tym na szcz¹tki Franklina, to zabra³ tê tajemnicê do
grobu.
Pani wie wiêcej na ten temat Hoar spojrza³ na ni¹ przenikliwie.
Niewykluczone.
Domylam siê, ¿e nie chce pani sprzeniewierzyæ siê mê¿owi. Mam
racjê? przycisn¹³ j¹ mocniej, brutalniej. Tymczasem, zgodnie z tym,
co pani sama mówi i o czym przekonany jest ca³y Nowy Jork, Magnus
nie ¿yje. Jeli wiêc nie z powodu Magnusa, to dlaczego nie chce pani
opowiedzieæ, gdzie ojciec znalaz³ opal?
Rachel milcza³a.
Ty ma³a oszustko wycedzi³ przez zêby. Wyci¹gnê z ciebie tê
informacjê przed Magnusem. Mo¿esz byæ pewna.
Potrwa to d³ugo, skoro wed³ug opinii wszystkich Magnus nie ¿yje
odparowa³a.
Hoar umiechn¹³ siê i rozluni³ ucisk.
Mnie, kochanie, nie nabra³a. Nied³ugo opowiesz z w³asnej woli
o miejscu spoczynku Franklina. Ponownie utkwi³ oczy w opalu. Nie-
cierpliwie wygl¹dam dnia, kiedy bêdê trzyma³ w d³oni ten os³awiony
kamieñ i cieszy³ siê jego ch³odnym piêknem.
I kiedy¿ ma siê to spe³niæ, sir? zapyta³a z drwin¹.
Kiedy bêdziesz moja odpar³, patrz¹c jej prosto w oczy. Kiedy
sprawiê, ¿e nie bêdziesz mia³a na sobie nic oprócz tego opalu.
Rachel zabrak³o tchu z oburzenia. Chcia³a osadziæ zuchwalca, ale
nie znalaz³a wystarczaj¹co mocnych s³ów. Dokoñczyli walca w milcze-
niu, po czym Hoar odprowadzi³ j¹ na miejsce.
Nastêpny taniec, o ile wiem, zarezerwowa³ Frederick Wing, nie
zabieraj jej wiêc ca³ego czasu, Edmundzie skarci³a go pani Steadman.
Gdzie¿bym mia³ odrzek³ Hoar z uk³onem, ca³uj¹c rêkê Rachel.
Musia³a zdobyæ siê na ogromny wysi³ek, ¿eby nie wyrwaæ mu rêki,
zw³aszcza gdy poczu³a gor¹cy dotyk jego jêzyka.
Do zobaczenia wkrótce powiedzia³ na odchodnym.
Rachel nie raczy³a mu odpowiedzieæ, w sercu czu³a jednak narasta-
j¹cy niepokój. Czy przyjazd do Northwyck nie okaza³ siê bardziej nie-
bezpieczny ni¿ prowadzenie baru Pod Lodow¹ Pann¹ na Herschel?
78
Wydaje mi siê, ¿e jest pani¹ zainteresowany powiedzia³a pani
Astor po odejciu Hoara.
Nie zna mnie powtórzy³a Rachel swoj¹ mantrê.
Proszê pozwoliæ, moja droga, ¿e co pani powiem. Jego rodzina,
podobnie jak moja, wywodzi siê z rodu Knickerbockerów. Mog³aby pani
trafiæ znacznie gorzej dama podnios³a wachlarz do ust szczegól-
nie jeli zwa¿yæ na pani niskie pochodzenie.
Nie wiedz¹c nawet, kim byli Knickerbockerowie, Rachel poczu³a
siê miertelnie obra¿ona przez tê kobietê. W tej sekundzie zrozumia³a,
¿e nigdy nie bêdzie darzyæ sympati¹ pani Williamowej Astor, bez wzglê-
du na to, co o niej myli Gloria Steadman i reszta wiata.
Jeli pan Edmund Hoar i pani jestecie spokrewnieni, to proszê wy-
baczyæ mi niezamierzon¹ gafê z mojej strony. Proszê mi wierzyæ, ¿e nie
chcia³am sprawiæ pani przykroci. Z tymi s³owy wsta³a, by zatañczyæ z na-
stêpnym zapisanym w jej karneciku tancerzem. Odesz³a z nim na parkiet,
zostawiaj¹c pani¹ Astor z wyrazem niek³amanego oburzenia na twarzy.
Wdowa po Magnusie jest raczej zuchwa³a powiedzia³a pani Astor
do pani Steadman.
Ty i ja zawsze siê bêdziemy ró¿niæ pod tym wzglêdem, Caroline.
Podziwiam kobiety z charakterem Gloria umiechnê³a siê i otworzy³a
wachlarz. Jestemy przyjació³kami od lat, oczekujê wiêc, ¿e zaakcep-
tujesz inne moje przyjanie.
Zas³ugujesz na szacunek. Twoja rodzina cieszy siê nienagann¹
opini¹, odnosisz triumfy jako gospodyni odpar³a s³ynna dama.
I pomyleæ, ¿e nie dokona³am nawet po³owy tych rzeczy, które
musia³a zrobiæ Rachel Magnus tylko po to, by prze¿yæ Chylê g³owê
przed jej odwag¹. Jeli jej nie zaakceptujesz pani Steadman zrobi³a
przebieg³¹ minê opowiem historiê rodziny Backhouse i wszyscy siê
dowiedz¹, dlaczego naprawdê tak siê upierasz, by nazywano ciê pani¹
Williamow¹ B. Astor, Jr.
Zgoda, nic ju¿ nie powiem o tej dziewczynie pani Astor by³a
zmieszana. Ale nie chcê wiêcej atmosfery skandalu. Jeli siê postara-
my, to ludzie zapomn¹, gdzie pozna³a pierwszego mê¿a i ¿e zarabia³a na
¿ycie dama jêknê³a jako barmanka.
O nic wiêcej ciê nie proszê pani Steadman skinê³a g³ow¹ Ra-
chel, która w³anie j¹ mija³a, tañcz¹c z kolejnym partnerem.
Nie ¿yczê sobie wiêcej ¿adnego skandalu. ¯adnego! Jeli mam
siê zgodziæ, by przyjmowano j¹ w towarzystwie, obiecaj mi, ¿e ta dziew-
czyna bêdzie siê przyzwoicie prowadziæ.
Nie ma mowy o skandalu obieca³a pani Steadman.
79
Gdy stoj¹cy w hallu rezydencji Steadmanów francuski zegar wy-
dzwoni³ dziesi¹t¹, pani Steadman wsta³a z miejsca. Gocie umilkli. Go-
spodyni unios³a kieliszek.
Drodzy pañstwo, panie i panowie! Witam wszystkich w moim
domu. Zaprosi³am was na dzi wieczór, bycie mogli poznaæ nasz¹ now¹
s¹siadkê. Pozwólcie, ¿e przedstawiê wam liczn¹ pani¹ Noelow¹ Ma-
gnus pani Steadman wziê³a Rachel za rêkê.
Rachel, zdenerwowana, stanê³a obok niej. Przed sob¹ mia³a dwiecie
osób. Nie spodziewa³a siê, ¿e przyjm¹ j¹ tak ¿yczliwie Serce przepe³-
nia³a zarówno ulga, jak i lêk, ¿e wszystko to sta³o siê za spraw¹ k³amstwa.
Wzniemy kieliszki w toacie na czeæ pani Magnus. Ja pierwsza
wypijê za jej szczêcie w nowym domu pani Steadman unios³a kieli-
szek do ust.
Zapad³a d³uga cisza. Zgromadzeni gocie spe³niali toast gospodyni.
Rachel by³a pewna, ¿e wszyscy musz¹ s³yszeæ, jak g³ono bije jej
serce. By³a miertelnie przera¿ona, ¿e skupia na sobie ogóln¹ uwagê,
a jeszcze bardziej tym, ¿e sta³o siê tak na skutek oszustwa. Najchêtniej
zamieni³aby siê miejscem z ma³ym pudelkiem, który przycupn¹³ u stóp
pani Astor.
Nagle oczy obecnych odwróci³y siê od niej w kierunku drzwi. Z wiel-
kiego marmurowego hallu doszed³ ich donony g³os jakiego mê¿czy-
zny, z którym szamota³a siê s³u¿ba.
to ju¿ wasza sprawa! grzmia³ nieznajomy.
W sekundê potem jeden z lokajów, najwyraniej usi³uj¹cych nie
wpuciæ intruza do sali, zosta³ bezceremonialnie wepchniêty do rodka.
Rachel zamar³a. Rozum mówi³ jej, ¿e to niemo¿liwe, serce jednak
od razu wiedzia³o, kto znajduje siê za drzwiami. Ten g³êboki g³os, si³a,
bezceremonialnoæ Rozpozna³aby je wszêdzie.
Szmer zdumienia przetoczy³ siê fal¹ wród t³umu goci. Na progu
ukaza³ siê wysoki mê¿czyzna. Jego parka ze skóry renifera by³a czarna
z brudu; twarz przes³ania³y d³ugie, spl¹tane w³osy i broda. Dzikie spoj-
rzenie oczu koloru sherry omiot³o ca³¹ salê, a¿ wreszcie spoczê³o na
Rachel.
Dobry Bo¿e! Czy to ty, Noelu? To ty jednak nie umar³e? zawo-
³a³a pani Steadman.
Noel wszed³ w t³um. Przera¿eni gocie rozstêpowali siê przed nim,
jakby ujrzeli ducha. Nie spuszcza³ oczu z Rachel.
Ty! rykn¹³.
Rachel milcza³a. Strach, jakiego dot¹d nie zna³a, sparali¿owa³ jej
g³os. Czu³a, jak ca³a krew odp³ywa z cia³a do koniuszków palców u stóp.
80
Przyszed³em po ciebie ¿ono!
Chcia³a siê odezwaæ, uciec, ratowaæ siê, nie by³a jednak w stanie
wykonaæ ¿adnego ruchu. Koñczyny odmówi³y pos³uszeñstwa. Sta³a jak
skamienia³a, na uwiêzi jego oczu.
Opuci³ wzrok na jej szyjê. Pomyla³a, ¿e chce j¹ z³apaæ za gard³o
Po chwili zrozumia³a, ¿e zauwa¿y³ opal.
B³ysk rozpoznania, potem wciek³oæ przemknê³y mu po twarzy.
Wyci¹gn¹³ rêkê, ¿eby zerwaæ kamieñ z jej szyi, a mo¿e nawet j¹ udusiæ.
I wtedy znalaz³a wreszcie wyjcie z sytuacji, którego tak rozpaczli-
wie poszukiwa³a. Strach i ciasny gorset zrobi³y swoje. Rachel osunê³a
siê w zbawienne omdlenie i pad³a jak martwa u stóp przera¿onej pani
Astor.
81
Czêæ trzecia
¯adnych jeñców
6
82
83
8
Z
abije j¹. Kiedy lekarz powie mu w koñcu, ¿e mo¿e ju¿ przyjmowaæ
wizyty, stanie obok jej ³ó¿ka i w³asnorêcznie zacinie d³onie na jej szyi.
Noel przegarn¹³ palcami wie¿o przyciêt¹ gêstwinê czarnych w³o-
sów. W czasie gdy bezw³adne cia³o Rachel zosta³o przeniesione do po-
wozu i przewiezione do Northwyck, wezwano z miasta lekarza, by j¹
zbada³. Nadal by³ przy niej, choæ Magnus zd¹¿y³ ju¿ siê wyk¹paæ i po-
zwoliæ staremu s³udze ostrzyc jego dzik¹ grzywê. Jedyne, co móg³ obec-
nie robiæ, czekaj¹c na przyzwolenie lekarza, to spacerowaæ tam i z po-
wrotem i myleæ.
Czarne Serce Musia³a mieæ ten kamieñ od lat, gdy on walczy³
z huraganowym wiatrem i mrozem, od którego pêka³a skóra. Ale¿ mu-
sia³a siê z niego miaæ w duchu, kiedy przywlók³ siê wówczas ledwo
¿ywy i bez przerwy gada³ o swoim poszukiwaniu Franklina i legendar-
nego kamienia Ona za tymczasem ca³y czas go mia³a, s¹dz¹c, ¿e to
drobiazg w porównaniu z ma³¿eñstwem i domem.
Drobiazg! Magnus parskn¹³. Najs³ynniejsze znalezisko stulecia, a ona
nie uwa¿a³a za stosowne o nim nawet wspomnieæ! Jedyne, co j¹ intere-
sowa³o, to ma³¿eñstwo. Przeklête ma³¿eñstwo Szalona! Doprawdy,
Rachel Howland musia³a byæ szalona. ¯eby nie umieæ oceniæ, co jest
naprawdê wa¿ne !
Ale, rzecz jasna, w oczach osób postronnych to on wygl¹da na sza-
leñca. Przygna³ tu za ni¹ niczym chory z mi³oci konkurent. Wielki ba-
dacz Noel Magnus przycwa³owa³ z powrotem do Northwyck na spie-
nionym od pêdu koniu. Tak siê pieszy³, ¿e przez ca³¹ drogê ani razu siê
84
nie wyk¹pa³ ani nie zmieni³ rzeczy Nikt nigdy go dot¹d nie ogl¹da³
w tak po¿a³owania godnym stanie.
Kiedy us³ysza³ od Betsy, ¿e Rachel wróci³a do Northwyck ca³a i zdro-
wa i ¿e troszcz¹ siê tu o ni¹ do tego stopnia, i¿ Gloria Steadman wyda³a
nawet bal na jej czeæ, czu³ jedynie ogromn¹, niewypowiedzian¹ ulgê.
Nie umar³a. Nie rzuci³o j¹ do jakiego zakazanego portu, gdzie musia³a-
by prostytucj¹ zarabiaæ na kawa³ek chleba. ¯yje, a on j¹ znalaz³. No
dobrze, prawie znalaz³.
Ona za tymczasem bawi³a siê na balu, wydanym na jej czeæ, jako
wdowa po po nim. Wdowa do wziêcia.
To w³anie wtedy zala³a go fala wciek³oci. Poczu³ nieopanowane
pragnienie, by zacisn¹æ d³onie na jej krtani. Pal¹c¹ ¿¹dzê zemsty.
I wci¹¿ by³a niedostêpna. Przeklêta baba mia³a czelnoæ upaæ ze-
mdlona, jemu za pozosta³o spacerowaæ do rana tam i z powrotem po
bibliotece, jakby by³ ojcem oczekuj¹cym narodzin dziecka.
Rozleg³o siê pukanie do drzwi.
Otworzy³ je gwa³townym szarpniêciem. W drzwiach sta³a Betsy.
Jest przytomna, ale w szoku. Tak powiedzia³ lekarz. Proszê trak-
towaæ j¹ delikatnie
Piêci Noela zacisnê³y siê w kule armatnie, g³os mia³ jednak opa-
nowany.
Zaprowad mnie do niej.
Betsy poprowadzi³a go na górê, owietlaj¹c schody z³otym kandela-
brem. Lekarz powita³ ich w hallu z buteleczk¹ w rêce.
Stan chorej jest niepewny. Próbowa³em podaæ jej kokainê, ale nie
chce wzi¹æ ani odrobiny. Mo¿e pan zdo³a j¹ jako nak³oniæ? Dobrze by
jej to zrobi³o.
Schludny, niewielki cz³owieczek wrêczy³ Noelowi fiolkê i skiero-
wa³ siê za Betsy ku wyjciu.
Noel przez chwilê sta³ w milczeniu pod drzwiami. W umyle wirowa³a
mu ¿¹dza zemsty. Za wszystkie oszustwa, za wszystkie k³amstwa, za ca³¹
udrêkê, jak¹ musia³ przez ni¹ znieæ Teraz wemie odwet za to wszystko.
Twarz zastyg³a mu w wyrazie nieub³agania. Chcia³a mieæ go za mê¿a,
a w tym okropnym miejscu znaleæ dom Mo¿e powinien po prostu jej
na to pozwoliæ. Niech zobaczy, co to znaczy byæ ¿on¹; niech poczuje na
w³asnej skórze wszystko to, przez co musia³a przejæ jego matka, zanim
w koñcu zdo³a³a uciec.
Pozwoliæ, by spe³ni³o siê jej marzenie Tak, to mu nawet odpowia-
da. Umiechn¹³ siê z³owrogo. Po koszmarze, jaki mu zafundowa³a, do-
stanie w rewan¿u to, o czym marzy.
85
Kiedy Rachel zobaczy³a w drzwiach sypialni jego zgarbion¹ sylwet-
kê, mia³a chêæ schowaæ siê pod ko³drê. Jeli nie bêdzie go widzia³a, to
trochê tak, jakby go nie by³o Mo¿e odszed³by wtedy. Mo¿e by jej nie
zabi³, choæ tak bardzo na to zas³u¿y³a.
Przepraszam wybuchnê³a ze ³zami w oczach. Wcale nie chcia-
³am tak oszukiwaæ Kiedy tu przyjecha³am, myla³am, ¿e domek Wil-
lemów to twój dom, a oni, s¹dz¹c, ¿e jestem twoj¹ ¿on¹, byli dla mnie
tacy mili W jej g³osie zabrzmia³ nostalgiczny ton, otrz¹snê³a siê jed-
nak i ci¹gnê³a: Bardzo mi zale¿a³o, ¿eby podtrzymaæ tê uprzejmoæ
i i tak trudno by³o przyznaæ siê wobec nich do k³amstwa, szczególnie
po tym, jak pokazali mi twój prawdziwy dom i ¿e im tak zale¿y, ¿e-
bym w nim zosta³a.
Prze³knê³a linê, by zwalczyæ narastaj¹c¹ w gardle kulê histerii. P³acz
nie mia³ sensu. Nie zas³ugiwa³a na litoæ. Zas³ugiwa³a na wszystko to,
co jej zrobi³.
Mia³a ten opal od pocz¹tku, prawda? Przez te wszystkie lata,
które strawi³em na jego poszukiwaniu, le¿a³ sobie spokojnie w Lodowej
Pannie, tak? jego niski, schrypniêty g³os przypomina³ warczenie.
A¿ kopnê³a parokrotnie ko³drê ze zdenerwowania.
Marzy³am o tym, ¿eby ci go pokazaæ! Mój ojciec znalaz³ go latem
tego roku, kiedy zmar³. Ale gdzie by mnie to zaprowadzi³o, gdybym ci
go da³a? Wci¹¿ by³abym tam, w tym piekle, a ty tymczasem wiêtowa³-
by w dobranym gronie przyjació³ oddanie go do muzeum
Podszed³ do ³ó¿ka i twardym, niemal brutalnym gestem uniós³ jej
podbródek.
Musia³a spojrzeæ mu w oczy. Zapomnia³a ju¿, jaki jest wysoki, silny
i muskularny. Nawet w s³abym wietle gazowej lampy wygl¹da³ tak sza-
lenie poci¹gaj¹co Nachyli³ siê nad ni¹, mog³a wiêc dostrzec, ¿e jest
wie¿o ogolony. Nigdy wczeniej nie widzia³a jego prawdziwej twarzy,
ale to, co kry³o siê dot¹d pod zarostem, bynajmniej nie rozczarowywa³o.
By³ przystojniejszy i bardziej mêski, ni¿ mog³a sobie wyobraziæ. Nawet
teraz mia³a ochotê wyci¹gn¹æ rêkê i dotkn¹æ go Mia³ twarz archanio³a
Gabriela, tylko w³osy by³y po diabelsku czarne.
Przez ca³e lata szuka³em tego kamienia, w ciemnoci, wród lo-
dów i niegów. Przez ca³e lata Wiesz, co to znaczy, Rachel? D³oñ
zacisnê³a siê na jej podbródku niczym imad³o.
Wyszarpnê³a siê.
Tak syknê³a, chocia¿ policzki mia³a zwil¿one ³zami rozpaczy,
a nie gniewu. Wiem a¿ za dobrze, jak to jest, kiedy czeka siê na co
latami na co, co jest niemo¿liwe do osi¹gniêcia.
86
Siêgnê³a do nocnego stolika. Opal by³ tam, gdzie go pozostawi³a.
Wobec tego we go. Jest twój niemal wyplu³a z siebie. To chyba
wystarczaj¹ca zap³ata za skorzystanie z twojego domu przez tych parê
miesiêcy. Daj mi tylko trochê pieniêdzy, tak ¿ebym mog³a wróciæ na
Herschel, i o wicie ju¿ mnie tu nie bêdzie.
Usiad³ na krawêdzi ³ó¿ka. Oczy b³yszcza³y mu z gniewu.
Kopnê³a go, on jednak momentalnie chwyci³ j¹ za rêce i przygwo-
dzi³ z powrotem do poduszki. Czu³a siê tak, jakby by³a naga. Batystowa
koszula nocna, napiêta na piersiach, nie stanowi³a zbyt szczelnej os³ony.
I ty miesz myleæ, ¿e szkody, jakich narobi³a, mo¿na wymazaæ
za pomoc¹ tego kawa³ka ska³y, choæby by³ nie wiem jak kosztowny?
potrz¹sn¹³ ³ó¿kiem, jakby chcia³ odebraæ jej resztki odwagi. ¯e zap³a-
cisz nim za to, co zrobi³a z moim ¿yciem? Ten kamieñ nawet w jednej
dziesi¹tej nie równowa¿y twojego oszustwa!
Powiedz wszystkim, ¿e jestem kryminalistk¹. Mylisz, ¿e mi za-
le¿y? I tak nigdy wiêcej ich nie zobaczê unios³a siê, usi³uj¹c wyrwaæ
siê z jego ¿elaznego chwytu, ale ani drgn¹³.
Nie. Puciæ ciê teraz z powrotem na Herschel to by³oby za dobre
dla ciebie.
A zatem chcesz, ¿ebym posz³a do wiêzienia. To, co wyda³a z sie-
bie, to by³ jedynie cichy, zalêkniony szept, pomimo ¿e wci¹¿ jeszcze
z nim walczy³a.
Twoje miejsce rzeczywicie jest w wiêzieniu powiedzia³ ch³od-
no. Jej wysi³ki nie robi³y na nim ¿adnego wra¿enia.
Spojrza³a w bok. Ciemne k¹ty sypialni nie dodawa³y otuchy.
Nie mogê temu zaprzeczyæ przyzna³a i dwie ³zy sp³ynê³y jej po
nosie.
Ale gdybym pos³a³ ciê do wiêzienia, nie móg³bym patrzeæ na twoje
tortury. Nie widzia³bym twojej samotnoci, twojej rozpaczy zasycza³
nieomal. Nie. Zamierzam zrobiæ co innego. Zamierzam podarowaæ ci
to wspania³e ¿ycie, które sobie przyw³aszczy³a. Pozwolê ci ¿yæ przez
jeszcze jeden miesi¹c jako moja ¿ona. Zobaczymy, czy zdo³asz to udwi-
gn¹æ.
Zwróci³a ku niemu oczy.
O czym ty mówisz?
Zamia³ siê, ale w jego oczach nie by³o ladu weso³oci.
Mówiê o tym, ¿e bêdziesz dalej graæ moj¹ ¿onê. W ten sposób ja
nie wyjdê na g³upca, a ty zostaniesz ukarana tak, jak na to zas³ugujesz.
Co to za kara? Zyska³am tu, w Northwyck, przyjació³, mam za-
pewnione wszelkie wygody Dlaczego mia³abym cierpieæ?
87
Nie zazna³a jeszcze dot¹d przyjemnoci posiadania mê¿a, praw-
da? powiedzia³ z³owieszczo.
Znowu utkwi³a w nim spojrzenie. Oddycha³a szybko i ciê¿ko, zmê-
czona walk¹.
Co co masz na myli?
To ty og³osi³a wiatu, ¿e jestemy ma³¿eñstwem. Spróbuj wiêc,
jak to naprawdê smakuje zaczynaj¹c od ma³¿eñskiego ³o¿a. Zwolni³
jedn¹ rêkê i chwyci³ w ni¹ obie jej d³onie. Odgarn¹³ ko³drê i wpatrzy³
siê w jej cia³o, widoczne w intymnych szczegó³ach pod cienk¹ bawe³-
nian¹ tkanin¹.
Ale przecie¿ nie mo¿esz ! Wiesz, ¿e tego nie zrobiê wyrzuci³a
z siebie. Nie jestemy mê¿em i ¿on¹
I kto to mówi? odparowa³, unosz¹c jeden k¹cik ust w z³ym umie-
chu.
Ja to mówiê.
Wszystkim w miecie mówi³a co wrêcz przeciwnego. Po³o¿y³
d³oñ na jej udzie i powoli unosi³ koszulê, dopóki nie ods³oni³ ciemnego
trójk¹ta miêdzy udami.
Da³am ci twój opal. Wyjadê st¹d i nigdy nie wrócê. Mo¿esz im
powiedzieæ, ¿e szok, jakiego dozna³am na twój widok, okaza³ siê mier-
telny próbowa³a odepchn¹æ jego rêkê.
Zignorowa³ j¹. Powoli powiód³ kciukami po jej piersiach, dra¿ni¹c
brodawki poprzez cienki jak bibu³ka batyst.
Nie jêknê³a, usi³uj¹c wyswobodziæ rêce z ¿elaznego uchwytu.
Jako moja ¿ona nie masz prawa mówiæ nie. Nigdy szepn¹³
w jej w³osy, li¿¹c delikatne miejsce za uchem.
Mam prawo moralne wyrzuci³a z siebie. W koñcu, zdespero-
wana, zdo³a³a zwróciæ siê twarz¹ ku niemu. Nachyli³ siê, by j¹ poca³o-
waæ, i wtedy ugryz³a go w doln¹ wargê.
Cholera zakl¹³. Puci³ jej rêce takim gestem, jakby j¹ odpycha³.
Zas³u¿y³e sobie na to wydysza³a, zakopuj¹c siê z powrotem
w pociel.
Powinienem by³ pamiêtaæ, jaka potrafisz byæ uparta wymrucza³
niewyranie, zupe³nie jakby mia³ ranê na wardze.
Zaproponowa³am ci moje warunki rozejmu. Nic wiêcej ponad to
nie mogê, a raczej nie zamierzam ci daæ powiedzia³a, krzy¿uj¹c ramio-
na na piersiach.
Utkwi³ w niej mroczne, pe³ne nienawici spojrzenie.
Zrobi³a ze mnie pomiewisko w ca³ym Nowym Jorku i miesz
stawiaæ jakie warunki? Dobry Bo¿e, co za bezczelna dziewucha! ¯e te¿
88
mog³em kiedykolwiek s¹dziæ, ¿e warto dla ciebie zaryzykowaæ tê pod-
ró¿ Nie do wiary!
A dlaczego wróci³e? spyta³a wreszcie. Zmêczy³a ciê w koñ-
cu Pó³noc, tak jak przewidywa³am? Zapragn¹³e bardziej wytwornego
towarzystwa? W rodzaju panny Judith Amberly? Niewyp³akane ³zy ci¹-
¿y³y jej w piersi jak kamieñ, ale przysiêg³a sobie, ¿e nie zobaczy jej szlo-
chu. Przegra³a tê wojnê. Nie ma powodu, ¿eby dawaæ zwyciêzcy jeszcze
i tê satysfakcjê.
Zesztywnia³.
Gdzie j¹ widzia³a?
Co oznacza to pytanie? Czy¿by chcia³ dowiedzieæ siê wszystkich
szczegó³ów na temat narzeczonej, jak przysta³o na d³ugo nieobecnego
kochanka? Ograniczy³a siê do lakonicznej odpowiedzi:
Spotka³am j¹ dzi wieczorem na balu.
W desperacji zanurzy³ palce w swojej wie¿o przyciêtej czuprynie.
Dogasaj¹cy na kominku ogieñ rzuca³ s³aby blask na twarde p³aszczyzny
jego policzków. Naprawdê by³ najprzystojniejszym mê¿czyzn¹, jakiego
kiedykolwiek widzia³a. Obraz jego i Judith Amberly stoj¹cych obok sie-
bie ramiê w ramiê to by³o wiêcej, ni¿ mog³a znieæ.
Czemu nie powiedzia³e mi o niej, Magnus? S³owa leg³y miê-
dzy nimi niczym kamienna forteca.
Jego gniew powróci³.
Dlaczego ci o niej nie powiedzia³em? Siedzisz tu, w mojej w³a-
snej sypialni, i rozliczasz mnie z moich wykroczeñ? Zabawne.
Obserwowa³a go. Czy nie przemkn¹³ w jego oczach cieñ poczucia
winy? Czy w g³osie nie by³o wahania? Nie potrafi³a powiedzieæ. S³ysza-
³a jedynie z³oæ.
Rozleg³o siê pukanie. Noel wsta³ i szarpn¹³ drzwi.
Co tam? warkn¹³ na widok Betsy.
Sir, doktor powiedzia³, ¿e ona potrzebuje odpoczynku. Rozumiem,
¿e tylko co siê odnalelicie, ale muszê przypomnieæ, ¿e ona przesz³a
szok. Powinna wzi¹æ przepisane lekarstwo
Spojrza³ na Rachel z wyrazem twarzy, który mówi³: Policzê siê z to-
b¹ póniej. Bez s³owa min¹³ Betsy i znikn¹³ w aksamitnej ciemnoci
hallu.
Przykro mi Nie mia³am zamiaru was rozdzielaæ Betsy wesz³a
do pokoju w przekrzywionym od zamêtu czepku.
Nie szkodzi powiedzia³a chmurnie Rachel. Wci¹¿ wpatrywa³a
siê w otwarte drzwi, tak jakby lada moment mia³ siê znowu wy³oniæ
z ciemnoci.
89
Wziê³a trochê tego? gospodyni unios³a b³êkitn¹ buteleczkê po-
zostawion¹ przez doktora.
Nie, naprawdê niczego mi nie trzeba.
I tak nie zanie tej nocy. Mia³a tyle do przemylenia, zaplanowa-
nia Na przyk³ad jak dostaæ siê z powrotem na Herschel. I jak prze¿yæ
resztê ¿ycia bez Noela.
Przekrêci³a siê na bok i wpatrzy³a w ¿arz¹ce siê czerwono popêkane
wêgle. Betsy podesz³a i pog³aska³a j¹ po g³owie.
To by³ szok zobaczyæ go znowu, prawda? S³owo dajê, nawet ja
nie wierzy³am w³asnym oczom, kiedy wszed³ dzisiaj do hallu podobny
do jakiego dzikusa zamia³a siê. W ogóle go nie pozna³am w pierw-
szej chwili. Nigdy go nie widzia³am takiego zaroniêtego i rozczochra-
nego Myla³am, ¿e to jaki rabu, naprawdê!
Och, Betsy jêknê³a Rachel. Nie doæ, ¿e serce mia³a z³amane, to
jeszcze musia³a powiedzieæ tej dobrej kobiecie, ¿e wraz z dzieæmi opu-
ci Northwyck, bo to wszystko oszustwo.
Nic nie mów, kochanie. Naprawdê jeste w okropnym szoku. Ale
teraz ju¿ wszystko bêdzie dobrze, zobaczysz. Noel wróci³. Wróci³ po-
wtórzy³a z naciskiem, zupe³nie jakby to by³ cud. Jutro, jak trochê wy-
dobrzejesz, znowu bêdziesz mog³a byæ z mê¿em sam na sam.
Bojê siê, ¿e Noel nie cieszy siê, ¿e jest ze mn¹ zaczê³a Ra-
chel, ale Betsy przerwa³a jej.
Tyle ma na g³owie, kochanie Droga musia³a byæ strasznie wy-
czerpuj¹ca. Jest znacznie szczuplejszy ni¿ dawniej. Szkoda, ¿e nie wi-
dzia³a jego twarzy, kiedy powiedzia³am mu, ¿e jeste tutaj, ca³a i zdro-
wa Trudno opisaæ ten wyraz ulgi Betsy westchnê³a z zadowoleniem.
I sam zaniós³ ciê na górê, kiedy zas³ab³a. Stangret mówi, ¿e nikomu nie
pozwoli³ pomóc sobie u pani Steadman. Kaza³ tylko, ¿eby lekarz czeka³
na niego tutaj, i sam siê tob¹ zaj¹³.
Trudno by³o w to uwierzyæ Ale, oczywicie, nie chcia³, ¿eby umar³a
na jego rêkach, to zrozumia³e. Wola³, by prze¿y³a, tak ¿eby móg³ j¹ tor-
turowaæ.
Brzmi to piêknie, ale obawiam siê
Betsy nie ustêpowa³a.
Nigdy nie widzia³am go w takim stanie. Kiedy powiedzielimy
mu, ¿e jeste u pani Steadman, nie chcia³ czekaæ na twój powrót. Nie
chcia³ siê nawet wyk¹paæ czy czego zjeæ Zale¿a³o mu tylko na tym,
¿eby ciê zobaczyæ.
Bez w¹tpienia pomyla³a gorzko Rachel.
Pani Willem
90
Przywióz³ dla ciebie tê paczkê. Zobaczymy? Betsy wskaza³a g³o-
w¹ spoczywaj¹cy na komodzie wielki futrzany tobó³. Zanim przyje-
cha³ lekarz, nie mo¿na mu by³o wyperswadowaæ, ¿eby wyszed³, dopóki
nie zaczê³a wracaæ do ¿ycia. Dopiero wtedy poszed³ do siebie, ¿eby siê
wyk¹paæ i co zjeæ. Zaraz jednak wróci³ z powrotem z tym tobo³em,
a kiedy zapyta³am, czy mogê go rozpakowaæ i zobaczyæ, co jest w rod-
ku, powiedzia³, ¿e to niespodzianka dla ciebie. ¯e przywióz³ to dla cie-
bie z Herschel.
Rachel utkwi³a wzrok w ogromnym t³umoku. Jedna czêæ jej istoty
chcia³a natychmiast rzuciæ siê ku niemu i zerwaæ spowijaj¹ce go futra;
druga, bardziej niemia³a, nie chcia³a w ogóle wiedzieæ, co jest w rod-
ku. Ba³a siê, ¿e to element planu zemsty.
Zostawiam ciê teraz, kochanie. Potrzebujesz wypocz¹æ. Masz za
sob¹ taki trudny dzieñ A biedny Noel by³ taki przejêty twoim stanem,
¿e nawet nie mia³ kiedy zobaczyæ siê z dzieæmi Betsy zmarszczy³a
brwi. Rachel, skarbie, jeste taka blada Nie wemiesz trochê tego
leku?
Nie, nie jêknê³a Rachel przera¿ona. Nawet nie pomyla³a do-
tychczas, co powiedz¹ jutro Tommy i Clare Oczywicie, zostan¹ wy-
rzuceni st¹d razem z ni¹, ale Noel prawdopodobnie w ogóle nie wie do-
t¹d o ich istnieniu. Bêdzie to wiêc kolejne straszliwe k³amstwo, które
zwali siê na niego jutro rano.
pij dobrze, Rachel. Jutro wszystko bêdzie dobrze, zobaczysz
powiedzia³a lekko Betsy i wysz³a.
Rachel zosta³a sama. Pozosta³o jej tylko siê modliæ, by umar³a we
nie To by³a jedyna droga ucieczki. W przeciwnym razie czeka j¹ rano
niemi³e zadanie przedstawienia Magnusowi jego syna i córki, o których
dot¹d w ogóle nie s³ysza³.
9
D
zieñ dobry, pani Magnus przywita³a j¹ s³u¿¹ca, gdy nastêpnego
ranka niepewnie wesz³a do pokoju niadaniowego.
Znakomicie pani wygl¹da, pani Magnus zauwa¿y³ kamerdyner
Forest, nalewaj¹c jej kawy.
No, czy¿ to nie twarda kobieta? ucieszy³a siê Betsy, wyprasza-
j¹c s³u¿bê z powrotem do pokoju kredensowego.
91
Rachel spojrza³a na potwora siedz¹cego naprzeciw niej przy wiel-
kim, lni¹cym mahoniowym stole. Jego miejski szyk nadal j¹ szokowa³.
W niczym nie przypomina³ mê¿czyzny, którego zna³a z Herschel.
Zniknê³a gdzie obsesja, by odszukaæ Franklina; teraz istnia³a dla niego
tylko ona i pragnienie zemsty. Znikn¹³ te¿ niedwied o dziko spl¹ta-
nym uw³osieniu. Krótko ostrzy¿ona czarna czupryna wspó³gra³a z bar-
w¹ jego spodni; surowoæ bia³ej koszuli ³agodzi³ jedynie po mistrzow-
sku zawi¹zany ciemnozielony jedwabny krawat. Przemknê³a jej myl,
¿e to chyba niegrzecznie z jego strony przyjæ na niadanie bez ¿akietu,
by³o jednak jasne, ¿e chêæ obrazy by³a od niego jak najdalsza. Wygl¹da³,
jakby by³ gotów rzuciæ siê na ni¹ i udusiæ, gdy tylko usi¹dzie po drugiej
stronie lni¹cego mahoniowego sto³u.
Przykro mi, ¿e musia³e czekaæ na mnie ze niadaniem powie-
dzia³a, spogl¹daj¹c ¿artobliwie na jego talerz, gdzie widnia³y ju¿ tylko
resztki jajecznicy na bekonie.
Nie odpowiedzia³. Podniós³ fili¿ankê z kaw¹ i opró¿ni³ j¹.
Rachel zignorowa³a w³asn¹ obfit¹ porcjê. Nie zdo³a³aby prze³kn¹æ
ani kêsa. Wziê³a fili¿ankê z kaw¹ i zda³a sobie sprawê, ¿e rêka dr¿y jej
tak, i¿ nie jest w stanie piæ.
Przysz³am, ¿eby daæ ci to, nic wiêcej potoczy³a ku niemu Czar-
ne Serce. Opal zalni³ czerni¹ niczym z dna piekie³ na niepokalanej bieli
obrusa.
Odchrz¹knê³a.
Jeli to wyrównuje rachunki, proszê jedynie, ¿eby da³ mi trochê
pieniêdzy na powrót na Herschel. Z w³asnych nic mi nie zosta³o, wszystkie
wyda³am na podró¿ w tê stronê.
Pos³u¿y³a siê moim nazwiskiem, moim domem, moim maj¹t-
kiem warkn¹³. Jego oczy ciska³y b³yskawice. Twierdzisz, ¿e potrze-
bujesz czego wiêcej?
Zagotowa³o siê w niej. Zrobi³a to wszystko wy³¹cznie dlatego, ¿e go
kocha³a, on za, obiecuj¹c jej wszystko, nie da³ w rezultacie nic.
Nie, nie potrzebujê nic wiêcej powiedzia³a spokojnie i spojrza-
³a na swoj¹ lnian¹ sukniê w odcieniu lawendy. Pieni¹dze za te ubrania
odelê ci, jak tylko bêdê je mia³a. No, chyba ¿e chcesz, ¿ebym opuci³a
ten dom go³a i bosa?
Napiêty wyraz jego twarzy wiadczy³, ¿e powa¿nie zastanawia siê
nad tym pomys³em.
Nie by³a w stanie znieæ wiêcej. Odwróci³a siê na piêcie i skierowa-
³a ku drzwiom.
Nie pozwoli³em ci jeszcze wyjæ.
92
Rêka Rachel zamar³a na klamce. Odwróci³a siê i utkwi³a w nim spoj-
rzenie.
Nic wiêcej nie mam do powiedzenia. Zap³aci³am ci wszystkim,
co mam na tym wiecie. Jeli to nie doæ ci¹gnê³a, zraniona do g³êbi
w takim razie jedyne, co ci pozosta³o, to wtr¹ciæ mnie do wiêzienia.
Wobec tego zrób to i skoñczmy z tym raz na zawsze. Zale¿y mi tak samo
jak tobie, ¿eby jak najszybciej znikn¹æ z tego miejsca.
Ale ja wcale nie chcê, ¿eby zniknê³a z tego miejsca z³oliwy
umiech zaigra³ mu na wargach. Chcesz, ¿eby wymierzyæ ci karê za
twoje naganne zachowanie. Skoñczmy z tym raz na zawsze. To twoje
w³asne s³owa.
Wiêc czemu tego nie robisz? spyta³a z ledwie hamowan¹ furi¹.
Poniewa¿ nie jestem a¿ tak uprzejmy, Rachel. Ani tak mi³osierny.
Có¿ to za zemsta, zatrzasn¹æ za tob¹ ¿elazne drzwi wiêzienia czy ode-
s³aæ z powrotem do tamtego okrutnego, mronego wiata, choæby nawet
bez koszuli na grzbiecie? O nie Moja zemsta bêdzie gorsza. Du¿o
gorsza.
I có¿ by to mia³o byæ? Strasznie du¿o trzeba wytrwa³oci, ¿eby
wymylaæ te okrucieñstwa odciê³a siê.
O, wytrwa³oci mi nie brakuje. Uniós³ serwetkê i ze staranno-
ci¹, która doprowadza³a j¹ do sza³u, otar³ swoje twarde, mêskie wargi,
po czym równie starannie z³o¿y³ j¹ i umieci³ na talerzu.
Jaki jest wobec tego twój plan? powoli traci³a cierpliwoæ i z tru-
dem przychodzi³o jej ukryæ histeriê w g³osie.
Wyszczerzy³ w umiechu zêby bia³e jak jego koszula. Umiech, choæ
olepiaj¹cy, by³ ca³kowicie pozbawiony radoci. Pomyla³a, ¿e wygl¹da
jak uosobienie z³a.
Jeli wtr¹cê ciê do wiêzienia za oszustwo, wszystkim bêdzie wia-
domo, ¿e zosta³em wystrychniêty na dudka. Jeli przepêdzê ciê i pozwo-
lê, ¿eby ciê diabli wziêli, nie bêdê móg³ ciê obserwowaæ i napawaæ siê
twoj¹ nêdz¹. Przerwa³. Wpatrywali siê w siebie nawzajem. Wobec
tego zostaniesz moj¹ ¿on¹. Bêdziesz odgrywaæ wype³nianie ma³¿eñskich
obowi¹zków wobec mnie i wobec wiata. Zrobisz to albo umrzesz, pró-
buj¹c.
G³owa o ma³o jej nie eksplodowa³a od nawa³u spl¹tanych myli
i uczuæ.
Ale przecie¿, jeli sobie przypominasz, w³anie o to mi chodzi³o
od samego pocz¹tku. W jaki sposób zdo³asz uczyniæ z ma³¿eñstwa karê,
skoro tak ciê¿ko o nie walczy³am?
Unika³ jej spojrzenia.
93
Poniewa¿ to bêdzie tylko gra. Nie zostaniesz naprawdê moj¹ ¿on¹,
ale bêdziesz mog³a siê dowiedzieæ, jaka to okropna rola, tak jak dowie-
dzia³a siê tego moja matka. A kiedy kara siê spe³ni, odezwie siê lepsza
po³owa mojego ja i oka¿e ci litoæ. Jeli zaczniesz b³agaæ o uwolnienie
ciê z tych wiêzów i jeli na to zas³u¿ysz, pozwolê ci wróciæ na Herschel.
Zamierzasz byæ rozmylnie okrutny? Dla samej satysfakcji?
Dr¿a³a z powstrzymywanej z³oci.
Zamierzam zaaplikowaæ ci dawkê prawdy jego g³os sta³ siê jesz-
cze ni¿szy i twardszy. Prawdy o ma³¿eñstwie, prawdy o Northwyck,
prawdy o mnie samym.
Patrzy³a mu prosto w oczy. £agodnoæ, jak¹ dostrzega³a w nich na
Herschel, zniknê³a; zast¹pi³ j¹ lodowaty ch³ód arktycznej zimy. Musia³a
wzi¹æ parê g³êbokich oddechów, zanim uspokoi³a siê na tyle, by móc
mówiæ.
To siê nie uda. Nawet jeli istotnie mia³abym graæ twoj¹ ¿onê, s¹
inne komplikacje, których nie wzi¹³e pod uwagê.
Masz na myli, ¿e nie wszystkie twoje k³amstwa jeszcze siê wy-
da³y? Trudno w to uwierzyæ, pani Magnus w jego g³osie by³ sarkazm.
Chcia³am ci o tym powiedzieæ jeszcze wczoraj, ale
Przepraszam, ¿e przeszkadzam Betsy wetknê³a g³owê w drzwi.
Twarz mia³a rozpromienion¹. Nie pozwoli³abym sobie na takie gru-
biañstwo, gdyby nie to, ¿e mam tu dwoje ma³ych goci, którzy nie daj¹
mi spokoju.
Rachel otworzy³a usta, ¿eby zaprotestowaæ i powstrzymaæ Betsy,
ale by³o ju¿ za póno.
O czym ty mówisz, kobieto? hukn¹³ Magnus.
To trochê za wczenie przerwa³a Rachel ale
Ale co? rykn¹³. Cisn¹³ serwetkê na stó³ i wsta³.
Mylê, ¿e to nie jest odpowiednia pora, Betsy Rachel wci¹¿ mia³a
nierozs¹dn¹ nadziejê, ¿e kobieta zrozumie.
Pe³na dobrej woli gospodyni nie mia³a pojêcia, o co chodzi.
Ale przecie¿ powinny go zobaczyæ, Rachel mówi³a og³upia³a.
Biedne maleñstwa przez ca³y ten czas myla³y, ¿e on umar³. To dopiero
niespodzianka obudziæ siê i dowiedzieæ, ¿e wróci³, nie s¹dzisz?
Masz ca³kowit¹ racjê, Betsy, ale to naprawdê nie jest w³aciwa
pora
Pora na co? zwróci³ siê Magnus do gospodyni, widruj¹c j¹ wzro-
kiem na wylot. Kto chce siê ze mn¹ zobaczyæ?
Tommy i Clare, naturalnie. Nie widzia³y pana ca³e wieki. Myla-
³y, ¿e pan umar³.
94
Tommy i Clare powtórzy³ Magnus i spojrza³ na Rachel, szuka-
j¹c pomocy.
To nie jest odpowiednia pora, Betsy jêknê³a Rachel.
A kiedy jest odpowiednia pora, ¿eby zobaczyæ ojca, kiedy siê od
tak dawna myli, ¿e umar³? Przecie¿ nie mogê powiedzieæ dzieciom, ¿e
tata na razie nie chce ich ogl¹daæ. Nie mogê byæ taka nieczu³a.
Dzieci ? Noel zakrztusi³ siê. Tata? Gdyby spojrzenie mo-
g³o zabijaæ, przeci¹³by nim Rachel na pó³ niby rapierem.
Tak tylko tyle mog³a wykrztusiæ. Patrzy³a na niego, niemal pra-
gn¹c, by j¹ uderzy³. Sekundy mija³y.
Zamkn¹³ oczy, tak jakby móg³ w ten sposób znaleæ drogê ucieczki.
Betsy zaczê³a Rachel czy mog³aby zabraæ dzieci do salonu?
Naturalnie, ¿e mog³abym, ale gospodyni zwróci³a siê do No-
ela kiedy mam im powiedzieæ, ¿e zobacz¹ ojca, sir?
Noel sprawia³ wra¿enie, ¿e za chwilê eksploduje.
Wkrótce. Na razie chcê porozmawiaæ jeszcze chwilê z moj¹ ¿on¹
s³owa te zabrzmia³y jak groba i przekleñstwo równoczenie.
Betsy zamknê³a drzwi.
Rachel zebra³a ca³¹ swoj¹ odwagê.
Próbowa³am ci powiedzieæ
Co to jest, do diab³a? Przecie¿ ja i ty nie mamy ¿adnych dzieci.
¯adnych dzieci wycedzi³ przez zaciniête zêby.
Znalaz³am je w Nowym Jorku na ulicy, wyg³odnia³e. Nie mog³am
ich zostawiæ w tym nieludzkim miejscu. Zabra³am je ze sob¹. Jedynym
logicznym wyjciem by³o mówiæ wszystkim, ¿e s¹ twoje. A teraz, jeli
nie pozwolisz nam wyjechaæ, ta farsa bêdzie siê jedynie pog³êbiaæ.
Mylisz, ¿e zwyciê¿y³a, tak? Mylisz, ¿e zabezpieczy³a siê pod
ka¿dym wzglêdem, bo przywlok³a tu z sob¹ dwoje ma³ych uliczników?
Ale to ci siê nie uda. Odp³acê ci oko za oko, z¹b za z¹b. Zobaczymy, kto
pierwszy bêdzie b³aga³ o litoæ.
Ale¿ Noelu! chwyci³a go za ramiê. Nie mo¿esz u¿ywaæ Tom-
myego i Clare jako broni w tej wojnie miêdzy nami. Skrzywdzisz je.
Nie wolno ci rozporz¹dzaæ nimi tak samo jak mn¹ To tylko dzieci!
Tommy ma nie wiêcej ni¿ osiem lat
Strz¹sn¹³ z siebie jej rêkê, jakby go pali³a.
Zostaw mnie.
Proszê
Zrozpaczona rzuci³a siê za nim. Noel wtargn¹³ jak burza do salonu.
Tommy i Clare wygl¹dali, jakby mieli natychmiast rzuciæ siê do
ucieczki. Clare przywar³a do brata. Twarz Tommyego przybra³a twardy
95
wyraz, ten sam, jaki Rachel widzia³a u niego tamtego pierwszego dnia
w Nowym Jorku.
My ¿emy nie zrobili nic z³ego! Zaraz siê st¹d zabieramy, jak tyl-
ko pan nas puci! krzykn¹³. Przera¿enie zmiot³o szeæ miesiêcy nauki
poprawnej wymowy, tak jakby w ogóle nie istnia³y.
Magnus zatrzyma³ siê.
Rachel nie mog³a oderwaæ oczu od widoku jego wysokiej sylwetki
góruj¹cej nad dwojgiem dzieci, kul¹cych siê ze strachu na wytwornej,
pokrytej adamaszkiem sofie. Kontrast by³ niesamowity.
Magnus, proszê powiedzia³a ³agodnie w kierunku jego nieugiê-
tych pleców. To ja ciê skrzywdzi³am. To ja powinnam za to zap³aciæ,
nie one. Korzysta³y z twojego luksusu, ale tylko przez chwilê. Jako dzie-
ci maj¹ prawo do takich rzeczy. Czy nie mo¿esz im wybaczyæ? Czy nie
mo¿esz obróciæ swojego gniewu przeciwko mnie?
Nigdy nie by³em taki, ¿eby odmawiaæ pomocy dzieciom, które jej
potrzebuj¹ odpar³ napiêtym g³osem, wci¹¿ stoj¹c do niej ty³em. Tych
dwoje nie bêdzie p³aciæ za twoje grzechy.
Clare i Tommy opadli na kanapê. Na ich twarzach pojawi³a siê ulga,
zupe³nie jakby anio³, przechodz¹c, musn¹³ je swoim skrzyd³em.
Ciebie jednak nie ominie mój gniew zwróci³ siê Noel do Ra-
chel. I zap³acisz podwójnie. Po pierwsze za nie, a po drugie za to po-
tworne k³amstwo. I post¹pi³ krok w jej kierunku.
Dobrze, zap³acê szepnê³a.
Nie! wrzasn¹³ Tommy.
I zanim Rachel mog³a siê zorientowaæ, co siê w³aciwie dzieje, ru-
n¹³ na Magnusa swoim drobnym cia³em z si³¹ lokomotywy. Clare, bla-
da, z rozszerzonymi strachem b³êkitnymi oczyma, rzuci³a siê za nim,
równie¿ gotowa do walki.
Co ty wyprawiasz, do diab³a? Magnus z³apa³ ch³opca za ko³-
nierz.
Clare bodnê³a go g³ow¹. Chwyci³ i j¹.
Nie wolno ci jej biæ! Nie damy ci zmasakrowaæ jej licznej buzi!
Najpierw zmasakrujemy ci twoj¹! Tommy wi³ siê niczym wst¹¿ka na
s³upie w majowe wiêto.
Có¿ to za ma³ych przestêpców przywioz³a tu, Rachel? spyta³
Magnus miertelnie spokojnym g³osem. W tym momencie Tommy zno-
wu siê zwin¹³, usi³uj¹c go dosiêgn¹æ.
Uciekaj, Rachel! Uciekaj! wrzasnê³a Clare. Z rozwianymi d³u-
gimi blond lokami, wymykaj¹cymi siê spod szpilek, wygl¹da³a jak roz-
wcieczone dzikie zwierz¹tko.
96
Puæ je, Magnus powiedzia³a Rachel, po czym zwróci³a siê do
dzieci. On mnie nie uderzy. Nie powinnycie nawet o tym myleæ i po-
ci¹gnê³a Clare w dó³, uwalniaj¹c j¹ z chwytu wielkiej piêci Magnusa.
Tommy pad³ na pod³ogê. Dysz¹c ciê¿ko, wpatrywali siê w ni¹ oboje
z Clare, jakby pragnêli siê upewniæ, ¿e to, co powiedzia³a, jest prawd¹.
Nie uderzy mnie. Obiecujê wam to powtórzy³a.
Jak j¹ dotkniesz warkn¹³ Tommy, patrz¹c spode ³ba na Magnu-
sa policzê siê z tob¹. Policzê siê z tob¹ jak trzeba.
Magnus zanurzy³ d³oñ we w³osach. Twarz mia³ napiêt¹, nieprzenik-
nion¹.
Rachel zda³a sobie sprawê, ¿e widywa³a ju¿ nieraz ten gest i ten wy-
raz twarzy, odk¹d wróci³ z powrotem do Northwyck. Ani mrona tundra,
ani wszystkie wyg³odnia³e bia³e niedwiedzie wiata nie zdo³a³y sprawiæ
tego, co uda³o siê jej doprowadziæ go do granicy wytrzyma³oci.
I te potwory wystêpowa³y tu jako moje dzieci? zapyta³.
Normalnie siê tak nie awanturuj¹ odpar³a tonem usprawiedli-
wienia. Zawsze dot¹d zachowywa³y siê w³aciwie. Przewa¿nie siedzia³y
z guwernerem na górze, w pokoju szkolnym. Pani Willem te¿ dawa³a im
lekcje. Naprawdê, bardzo siê wyrobi³y, odk¹d tu przyjecha³y.
Zawo³aj Betsy i powiedz, ¿eby zabra³a je na górê, do guwernera
odprawi³ dzieci ruchem g³owy.
Nie pójdziemy st¹d bez Rachel. Nigdzie siê bez niej nie rusza-
my owiadczy³ Tommy.
W³anie doda³a Clare.
Rachel podesz³a do wystraszonych dzieci i uklêk³a przed nimi.
To ja wpl¹ta³am nas wszystkich w k³opoty powiedzia³a, pokle-
puj¹c je po rêkach i ja muszê nas z nich wyci¹gn¹æ. Ale naprawdê nie
potrzebujecie siê o mnie martwiæ. Dam sobie radê.
No to wyjedmy st¹d, Rachel. Zabierajmy siê b³aga³a Clare
z oczami pe³nymi dawnego lêku. Gdy spojrza³a na góruj¹c¹ nad nimi
sylwetkê pana domu, do dawnego do³¹czy³ siê nowy.
Chcia³abym wyjechaæ, ale Rachel spojrza³a przez ramiê na
Magnusa obawiam siê, ¿e on nie jest gotowy, ¿eby nas puciæ w tej
chwili. No i nale¿y mu siê z naszej strony trochê czasu, ¿eby wynagro-
dziæ mu k³opoty, w jakie wpêdzilimy go, udaj¹c, ¿e ma ¿onê i dzieci.
Zrozumielicie?
Ale my nie chcemy, ¿eby ci popodbija³ oczy, Rachel powiedzia³
Tommy pêkniêtym g³osikiem.
Nie, kochanie uspokoi³a go, sama po³ykaj¹c ³zy. Nie wiem, co
prze¿ylicie w przesz³oci, ale tak jak wam powiedzia³am na pocz¹tku,
97
kiedy siê spotkalimy, tu zaczêlicie nowe ¿ycie. To inny wiat ni¿ ten,
z jakiego pochodzicie. Tu jest lepiej. O wiele lepiej. Tu, w Northwyck,
mê¿czyni nie robi¹ kobietom takich rzeczy. Naprawdê.
Odwróci³a siê ku Magnusowi, ¿eby zobaczyæ, czy j¹ poprze.
Sta³, wpatruj¹c siê w dwójkê rodzeñstwa. W oczach mia³ b³ysk wspó³-
czucia.
Rachel jest piêkna i chcê, ¿eby taka zosta³a. Nigdy nie podnio-
s³em rêki na kobietê w ¿adnych okolicznociach i nigdy tego nie zro-
biê powiedzia³ surowo do Tommyego, pod nosem za doda³ w kie-
runku Rachel. Choæbym by³ nie wiem jak prowokowany.
No widzicie? objê³a dzieci. Wiem, ¿e to, w co was wpl¹ta³am,
mo¿e budziæ lêk, ale musicie mi ufaæ. Cokolwiek by siê dzia³o, musicie
mi wierzyæ, ¿e ze mn¹ jestecie bezpieczni. Obieca³am, ¿e bêdê o was
dbaæ, i dotrzymam obietnicy.
A jak nie bêdziesz mog³a, Rachel? chlipnê³a Clare.
Wtedy inni zrobi¹ to za mnie powiedzia³a powa¿nie. Betsy
nie pozwoli wam pójæ na ulicê. Jestem tego pewna. Zwróci³a spojrze-
nie na Noela. Mog¹ te¿ znaleæ siê inni, którzy pomog¹, kiedy zajdzie
potrzeba. Utkwi³a spojrzenie w Tommym i Clare. Ale wy oboje mu-
sicie mi ufaæ i wierzyæ. Bez tego nie mo¿ecie byæ uleczeni. Ufnoæ i wiara
s¹ najwa¿niejsze. Powtarzam wam to od samego pocz¹tku. Obiecajcie
mi wiêc nalega³a.
Clare rzuci³a siê Rachel w ramiona. Rachel objê³a j¹ ciasno. Tommy
jak zwykle trzyma³ siê nieco z ty³u, ale z jego twarzy zniknê³o napiêcie,
a z oczu twardoæ.
Otar³a ³zy, które wymknê³y jej siê spod powiek i sp³ynê³y po policz-
kach. Wyprostowa³a siê.
A teraz, jeli Magnus nie ma nic przeciw temu, idcie na górê, do
lekcji. Pan Harkness czeka z geografi¹.
Tommy i Clare spojrzeli na Magnusa. Czekali.
Idcie powiedzia³ krótko i zanurzy³ palce w gêstwinie czarnych,
krótko przyciêtych w³osów.
Kiedy zostali sami, Rachel przejê³a inicjatywê.
Zamierza³am ci o nich powiedzieæ, ale by³o ju¿ tyle innych kom-
plikacji, ¿e nie by³am pewna
Daj spokój uniós³ d³oñ. Nie patrzy³ na ni¹.
Nie dbam o to, co stanie siê ze mn¹, ale nie mogê pozwoliæ, by
one ponosi³y konsekwencje. Nie chcê, ¿eby cierpia³y z mojego powodu.
To tylko dzieci.
Wiem.
7 Lodowa Panna
98
Zamilk³a. Przez chwilê wpatrywa³a siê w niego poprzez stó³. Wresz-
cie powiedzia³a:
Naprawdê potrzebujê twojej pomocy w znalezieniu dla nich ja-
kiego miejsca. Wiem, ¿e nie mog¹ tu zostaæ, ale zrobiê wszystko, ¿eby
by³y szczêliwe i pod dobr¹ opiek¹. Zap³acê ka¿d¹ cenê, wytrzymam
ka¿d¹ karê
Rozejrza³a siê po pokoju, jakby w poszukiwaniu w³aciwych s³ów,
które mog³yby go przekonaæ.
Gdyby wiedzia³, jakie by³y zabiedzone i nieszczêsne, kiedy je
znalaz³am! Nie zna³y w ¿yciu niczego poza strachem i nêdz¹. Tak ma³o
zazna³y szczêcia Nie mogê staæ spokojnie i patrzeæ, jak ta odrobina,
któr¹ osi¹gnê³y, usuwa im siê spod nóg.
Urwa³a. G³os jej dr¿a³.
Wolê raczej, ¿eby zmasakrowa³ mi twarz, ni¿ ¿eby znowu mia³y
pójæ na ulicê. Widzisz, jak mi zale¿y, ¿eby by³y szczêliwe? Spróbo-
wa³a siê zamiaæ, ale nic jej z tego nie wysz³o. Po co mi urodziwa
twarz? Na Herschel to i tak bêdzie tylko obci¹¿enie.
Wiesz, ¿e nigdy nie podniosê na ciebie rêki powiedzia³ ponu-
ro. A poza tym nie wiem, czy zdajesz sobie sprawê, ¿e s¹ gorsze rze-
czy, które mê¿czyzna mo¿e zrobiæ kobiecie, ni¿ zniszczyæ jej urodê. Na
przyk³ad z³amaæ ducha. To znacznie gorsze.
Wydawa³o siê, ¿e jest mylami o tysi¹ce mil st¹d.
Wobec tego wolê, ¿eby z³ama³ mi ducha, ni¿ skrzywdzi³ dzieci.
¯adna cena nie jest dla mnie zbyt wysoka.
W koñcu zwróci³ oczy w jej kierunku. Sprawia³ wra¿enie, ¿e ma
chêæ wyci¹gn¹æ rêkê i dotkn¹æ jej policzka. Uniós³ d³oñ, ale natychmiast
j¹ opuci³.
Zostaw mnie.
Potrz¹snê³a g³ow¹.
Jeli teraz sobie pójdê, jak zdo³am zorganizowaæ co dla dzieci?
Nie o tym mówiê. Id do swojego pokoju. Nie chcê ciê teraz wi-
dzieæ.
Zaczerpnê³a g³êboko powietrza. Jego nienawiæ rani³a gorzej ni¿
ch³osta To, co przepowiedzia³, zaczyna³o siê sprawdzaæ. Zap³aci za
swoje pomys³y. Zabra³ jej serce, jakie znaczenie wobec tego mog³o mieæ
to, ¿e posiniaczy jej cia³o czy podepcze duszê? Ju¿ zap³aci³a za swoje
b³êdy, poniewa¿ pierwszym z nich by³ ten, ¿e siê w nim zakocha³a.
Doskonale szepnê³a. Zagram w twoj¹ nieczyst¹ grê, jeli ma
to co naprawiæ. Ale kiedy gra siê skoñczy i zostaniesz zwyciêzc¹, kiedy
nasycisz siê zemst¹, pomo¿esz mi umieciæ Clare i Tommyego w któ-
99
rym z najlepszych internatów w Nowym Jorku. Kiedy wrócê na Her-
schel, chcê wiedzieæ, ¿e wysz³o z tego wszystkiego co dobrego nie
mog³a wiêcej mówiæ.
Zadbam o to, ¿eby by³y pod opiek¹. Nadal na ni¹ nie patrzy³.
A teraz id st¹d powtórzy³.
Z p³aczem wybieg³a z pokoju.
10
R
achel otworzy³a okno o ma³ych, oprawnych w o³ów szybkach, by
pos³uchaæ wierszczy. W dolinie zapada³a noc. Siedz¹c w oknie, mog³a
obserwowaæ rozleg³e pola Northwyck, spowite ca³unem wieczornej mg³y,
nap³ywaj¹cej od Hudsonu.
Wieczorny pejza¿ pasowa³ do jej nastroju. Opar³a mokry od ³ez po-
liczek o ch³odn¹ szybê i powêdrowa³a spojrzeniem ku horyzontowi.
Gdyby tak mog³a rozp³yn¹æ siê we mgle i pozostawiæ za sob¹ ten kosz-
mar
Niestety, by³a wiêniem na w³asne ¿yczenie. I nikogo poza sob¹ nie
mog³a za to winiæ. Sama siê tu ulokowa³a. Sama napisa³a tê sztukê i sa-
ma j¹ odegra³a. Jedyn¹ jej rzeczywistoci¹ by³ obecnie luksus wiêzienia
i gniew stra¿nika.
Zamknê³a ze znu¿eniem oczy. Jej ojcu odebra³a mi³oæ epidemia
¿ó³tej febry, która pewnego lata w tajemniczy sposób opanowa³a Fila-
delfiê. Zanim wsadzono Rachel na statek, który p³yn¹³ jesieni¹ na Her-
schel, epidemia ust¹pi³a równie szybko, jak nadesz³a, zmiataj¹c liczne
ofiary niczym fala odp³ywu. Byæ mo¿e taka w³anie jest mi³oæ. Zamiast
karmiæ duszê, z¿era j¹ i os³abia, sprawiaj¹c, ¿e cz³owiek staje siê poten-
cjaln¹ ofiar¹ wszelkich czyhaj¹cych po k¹tach tragedii.
Ale przecie¿ jej uczucie do Magnusa wzmacnia³o j¹. Ilekroæ przy-
je¿d¿a³ na Herschel, czu³a, ¿e ¿yje bardziej prawdziwie, bardziej inten-
sywnie. Oddech stawa³ siê g³êbszy, biel niegu i lodu jeszcze bielsza.
A ka¿dy jego dotyk coraz bardziej parz¹cy i coraz bardziej upra-
gniony.
Otworzy³a zaczerwienione oczy.
Mia³aby chêæ krzyczeæ, ¿e to nieprawda, ale tak niestety by³o. Opuci³a
Magnusa, opuci³a Herschel, poniewa¿ coraz trudniej by³o jej powiedzieæ
nie. Zamiast wychowywaæ w Lodowej Pannie bêkarta, przyjecha³a
100
tu, do Northwyck, i zaprezentowa³a wiatu dwoje ma³ych uliczników
jako dzieci pana. Sama za zagra³a wdowê po nim w nadziei, ¿e uda siê
jej zataiæ oszustwo i ¿yæ w pokoju.
Nie ma jednak pokoju dla grzeszników. A tak¿e dla tych, jak siê
wydaje, którzy omielili siê kochaæ.
Odwróci³a wzrok od lawendowych pól w zapadaj¹cym zmierzchu,
by oceniæ swoje wiêzienie. Drzwi sypialni nie by³y zamkniête na klucz.
W ogóle nie by³y zamkniête. W szparze lni³o dochodz¹ce z hallu wia-
t³o gazowej lampy. Teoretycznie mog³a wiêc w ka¿dej chwili st¹d uciec.
Nie by³o jednak sensu chwytaæ siê tej myli. ¯aden rygiel nie by³by rów-
nie silny, jak jej w³asna wola i okolicznoci. Z tej sytuacji nie by³o uciecz-
ki. Ucieczka oznacza³aby porzucenie Tommyego i Clare, a tego nigdy
by nie zrobi³a. Gdyby za zabra³a ze sob¹ dzieci, Magnusowi znacznie
³atwiej by³oby j¹ znaleæ. Jeli nie nasyci siê zemst¹, znajdzie ich i na
zawsze zmieni ich ¿ycie w piek³o.
Nie mia³a wiêc wyboru. Musia³a tu zostaæ i pozwoliæ, by jej serce
zosta³o podeptane jeszcze raz. By spe³ni³o siê przeznaczenie.
Spojrza³a przygnêbionym wzrokiem na futrzany tobó³, pozostawio-
ny tu poprzedniego wieczoru. Poczu³a uk³ucie ciekawoci. Wsta³a z pa-
rapetu, podesz³a i wziê³a do rêki ciê¿ki t³umok.
Licznymi warstwami pokrywa³y go skóry karibu i rosomaków. Chy-
ba z dziesiêæ warstw trzeba by odwin¹æ, by dotrzeæ do tego, co zawie-
ra³ Odwija³a je wiêc kolejno, gdy wtem w drzwiach pojawi³ siê jaki
cieñ.
Sta³ w nich Magnus. Mia³ na sobie te same rzeczy co przy niada-
niu, tyle ¿e na lni¹cej bieli koszuli ciemnia³a jedwabna kamizelka.
W oczach mia³ zmêczenie, którego nigdy nie widywa³a na Herschel. Ani
trudy zimowych rejsów, ani noce spêdzone przy kiepskiej whisky, ani
wciek³e zamiecie i mrozy nie pozostawia³y podobnego ladu w jego
oczach. Zawsze lni³y ciep³ym br¹zem sherry. Teraz nie. Teraz zdawa³y
siê na zawsze powleczone cieniem gniewu i dezaprobaty.
Zostawi³e to unios³a ku niemu tobó³.
Pokiwa³ ciê¿ko g³ow¹.
Przywioz³em to z Pó³nocy. Dla ciebie.
Przecie¿ stamt¹d uciek³am. Co takiego mog³e mi przywieæ, na
czym by mi zale¿a³o?
Otwórz.
Odwinê³a dwie ostatnie warstwy i niemal przeoczy³a zawartoæ.
Ukryty w futrze rosomaka jak w gniazdku spoczywa³ w t³umoku lni¹cy
kawa³ek lodu.
101
Podszed³ do niej i wzi¹³ go w d³oñ.
To wszystko, co zosta³o z ogromnego bloku, który umieci³em na
saniach. Ta niewielka bry³ka. I te¿ siê topi W parê minut bêdzie po niej.
Dlaczego mi j¹ przywioz³e? spyta³a cicho.
Dlaczego? powtórzy³, obserwuj¹c, jak w zag³êbieniu jego d³oni
tworzy siê niewielka ka³u¿a. Uniós³ rêkê i wsun¹³ jej kawa³ek lodu do
ust. Poniewa¿ nasze ¿ycie tam mog³o byæ dobre, Rachel. Mog³o byæ
równie s³odkie, jak ta woda, któr¹ teraz prze³ykasz.
Bry³ka stopi³a siê w jej ustach. Resztka czystych arktycznych wód
zniknê³a.
Na twarzy Magnusa pojawi³ siê gniew.
Ale tamto ¿ycie nie mo¿e istnieæ tutaj, tak samo jak lodowy blok
nie mo¿e istnieæ w czerwcu.
Ja mogê byæ z tob¹ szczêliwa wszêdzie. Mówi³am ci ju¿.
To niemo¿liwe odpowiedzia³ ponuro. Przyprowadzi³a mnie
z powrotem w to okropne miejsce, do domu, z którego pragn¹³em uciec.
Odepchn¹³ j¹, tak jakby nie móg³ znieæ jej widoku. Przebudzi³a be-
stiê, któr¹ chcia³em umierciæ i pogrzebaæ na zawsze.
Patrzy³a, jak odchodzi. Nie obejrza³ siê. Skóry le¿a³y bez³adn¹ kup¹
na pod³odze, drwi¹c z nich obojga swoj¹ pustk¹. Lód nie istnia³.
Czemu Magnus tak nienawidzi tego domu? spyta³a Rachel Bet-
sy, która przysz³a dopilnowaæ ciel¹cej ³ó¿ko pokojówki.
Odprawiwszy dziewczynê, Betsy wy³¹czy³a gazow¹ lampê. Pali³a
siê jedynie samotna wieca na nocnym stoliku.
Masz jutro przed sob¹ ciê¿ki dzieñ, kochanie. Magnus wybiera
siê do miasta. Chce, ¿eby pojecha³a razem z nim.
Wiem, wiem Rachel wesz³a do ³ó¿ka. Tylko nie rozumiem po
co. Tak samo zale¿y mu, ¿ebym pojecha³a z nim do miasta, jak na tym,
¿ebym by³a jego w porê ugryz³a siê w jêzyk. O ma³o nie powiedzia-
³a jego ¿on¹. Betsy wci¹¿ nie wiedzia³a o jej grze, ona za nie zamie-
rza³a jej na razie wtajemniczaæ. Gospodyni by³a jedynym prawdziwie jej
¿yczliwym cz³owiekiem Chyba umrze, jeli którego dnia bêdzie
musia³a powiedzieæ jej prawdê i prawdopodobnie utraciæ wzglêdy, jaki-
mi siê dot¹d cieszy³a.
Przecie¿ ¿ona powinna towarzyszyæ mê¿owi, kiedy ten idzie pod
nó¿.
Co? Rachel by³a pewna, ¿e siê przes³ysza³a.
Betsy zmarszczy³a brwi.
102
Jedzie do miasta, ¿eby zoperowaæ jakie stare rany. Zdaje siê, ¿e
mu siê rozj¹trzy³y w czasie tej ostatniej podró¿y.
Ale co to za rany?
To bardziej rany w sercu ni¿ na ciele, obawiam siê. Widzisz, kie-
dy pan by³ dzieckiem, nie wiêkszym ni¿ Tommy, jego ojciec w z³oci
cisn¹³ w niego butelk¹ whisky. Butelka siê rozbi³a i od³amki szk³a utkwi³y
mu w szyi i w plecach. Chce je teraz usun¹æ. Znalaz³ lekarza, który ma
mu to zrobiæ.
Rachel, dr¿¹c, objê³a poduszkê. Nie przypomina³a sobie, by kiedy-
kolwiek widzia³a u Magnusa jakie rany czy blizny Ale te¿, szczerze
mówi¹c, nigdy nie ogl¹da³a go nagiego, podobnie jak on jej. Móg³ mieæ
na ciele rozmaite blizny czy znamiona, o których nic nie wiedzia³a.
A zatem to jest ta tajemnica Northwyck. Okrucieñstwo jego ojca
powiedzia³a w przestrzeñ.
Betsy okry³a j¹ pledem.
Niewiele dobrego mo¿na powiedzieæ o tym cz³owieku Kiedy jego
¿ona uciek³a, oskar¿y³ Noela, ¿e jest bêkartem, chocia¿ wygl¹da³ jak skóra
zdjêta z ojca. Noel zap³aci³ za wszystko Nigdy nie mia³am mu za z³e, ¿e
chce st¹d uciec. Tylko zawsze mia³am nadziejê, ¿e w koñcu obróci siê na
lepsze umiechnê³a siê ciep³o. I w³anie siê obróci³o.
Ja te¿ bym chcia³a, ¿eby obróci³o siê na lepsze szepnê³a Rachel.
Betsy ju¿ zbiera³a siê do wyjcia. Tylko nie wiem, jak to osi¹gn¹æ.
Ju¿ i tak wyci¹gnê³a go z tamtej martwoty i przyprowadzi³a z po-
wrotem do domu. Musisz byæ cierpliwa, kochanie, jeli chcesz czego
wiêcej. Zamia³a siê. A teraz pij. Czeka ciê jutro d³uga droga do
Nowego Jorku.
Rachel zdmuchnê³a wiecê i otuli³a siê ko³dr¹. Chcia³a spaæ, pogr¹-
¿yæ siê w s³odkim zapomnieniu, ale myli wirowa³y. Nigdy nie przysz³o
jej do g³owy, ¿e Magnus ma swoj¹ w³asn¹ tragediê Zawsze wydawa³
siê taki wielki, wiêkszy i silniejszy ni¿ wszyscy dooko³a. Tak dziwnie
by³o pomyleæ o nim jako o ch³opczyku w wieku Tommyego, bezbron-
nym wobec wciek³oci ojca.
Przypomnia³a sobie jego wizyty na Herschel. Nikt nie omieli³ siê
awanturowaæ w Lodowej Pannie, kiedy w barze znajdowa³ siê Magnus.
Nie cierpia³by tego. Teraz jednak, wracaj¹c myl¹ do tamtych sytuacji,
zda³a sobie sprawê, ¿e nie pamiêta, by kiedykolwiek u¿y³ piêci. Utrzy-
mywa³ porz¹dek bez stosowania przemocy, wy³¹cznie za porednictwem
poleceñ i ¿elaznej woli. Groba zemsty budzi³a taki sam lêk jak sama
zemsta, dlatego nikt nie omieli³ mu siê sprzeciwiæ.
Dopiero ona.
103
W ciemnoci jej wzrok rozró¿nia³ p³aszczyznê drzwi, obwiedzio-
nych cienk¹ ¿ó³t¹ lini¹ przenikaj¹cego przez szparê wiat³a. Kiedy przy-
by³a po raz pierwszy do Northwyck, Betsy zdawa³a siê nie mieæ ¿adnych
w¹tpliwoci, który pokój nale¿y jej przeznaczyæ. Dopiero teraz Rachel
zda³a sobie sprawê, ¿e by³a to sypialnia pani domu, s¹siaduj¹ca z sypial-
ni¹ pana. To drzwi pokoju Magnusa wyodrêbnia³y siê w ciemnoci ¿ó³t¹
wietlist¹ kresk¹. Wci¹¿ pali³o siê u niego wiat³o.
Wsta³a. Dlaczego poci¹gnê³o j¹ do tych drzwi, nie umia³a powie-
dzieæ, gdy jednak znalaz³a siê przy nich, stwierdzi³a zaskoczona, ¿e s¹
leciutko uchylone. Wystarczy³o popchn¹æ je o parê centymetrów, by jej
oczom ukaza³ siê ca³y pokój.
By³ tam. Dziwne, ¿e nie przesiadywa³ w bibliotece czy w innym z set-
ki pokoi, które znajdowa³y siê w rezydencji Zamiast tego le¿a³ w po-
przek ³ó¿ka, ubrany jedynie w ciemne spodnie; górna po³owa cia³a, naga,
spoczywa³a na poduszce. Przy ³ó¿ku sta³a zapomniana szklanka z whi-
sky. Wzrok mia³ utkwiony w p³on¹cy na kominku ogieñ. Wygl¹da³, jak-
by znajdowa³ siê o tysi¹ce kilometrów st¹d byæ mo¿e w okrutnej Ark-
tyce, gdzie odnalaz³ spokój.
Wsta³ i chwyci³ za szklankê. Zdecydowany uleczyæ siê za jej pomo-
c¹ z melancholii uzupe³ni³ zawartoæ z kryszta³owej karafki stoj¹cej na
marmurowym obramowaniu kominka.
W³anie w tej chwili zobaczy³a blizny. Brzydkie, bia³e zgrubienia,
przecinaj¹ce plecy niczym lad meteorytu. Parê blizn by³o zaognionych;
pewnie to w³anie te sprawiaj¹ mu ból. Ka¿da stara rana rozj¹trzy³aby
siê w tym nieludzkim arktycznym ch³odzie Zdarza³o jej siê widzieæ
ponadpiêæsetkilowe niedwiedzie, zdychaj¹ce z powodu ran, które, za-
marzaj¹c i taj¹c na przemian, zaczyna³y w koñcu ropieæ i przywodzi³y
zwierzê do zag³ady.
Poczu³a, jak narasta w niej wspó³czucie. Zrobi³ mu to w³asny ojciec.
Wielki, potê¿ny Noel Magnus by³ jak te wspania³e niedwiedzie, nosz¹-
ce na ciele lady okrutnej przesz³oci.
Jakby wiedziony instynktem, zrodzonym na dzikiej Pó³nocy, zwró-
ci³ g³owê ku drzwiom, za którymi sta³a w ciemnoci Rachel. Nie móg³
jej widzieæ przez niewielk¹ szparê, podszed³ jednak, by sprawdziæ, czy
nie jest obserwowany.
Cofnê³a siê przed powodzi¹ wiat³a, zas³aniaj¹c rêk¹ oczy.
Czemu mnie szpiegujesz?
Nie wiedzia³am, ¿e to twój pokój sk³ama³a.
£¿esz. Jeste tu jako moja ¿ona. To jasne, ¿e nasze pokoje musz¹
ze sob¹ s¹siadowaæ.
104
Przygl¹da³ siê jej. Sta³a dr¿¹ca, wsparta plecami o jedwabne draperie
zdobi¹ce oparcie ³ó¿ka, bezbronna wobec jego spojrzenia. Pod cienk¹ noc-
n¹ koszul¹ widoczne by³y niemal wszystkie szczegó³y jej sylwetki: w¹ska,
smuk³a talia, bujne piersi, stercz¹ce, napiête przez nocny ch³ód brodawki
Mia³a wra¿enie, ¿e przeszkadza mu jej bezbronnoæ. Tak jakby pod-
nieca³a go i rani³a zarazem.
Obserwowa³a mnie powtórzy³ cicho.
Nie, chcia³am tylko sprawdziæ, kto jest za drzwiami powiedzia-
³a, szczêkaj¹c zêbami.
Widzia³a, jak siê rozbiera³em? Poczu³a wstrêt na widok moich
pleców? A mo¿e chcesz zobaczyæ co wiêcej u mê¿czyzny, który gra
rolê twojego mê¿a? Siêgn¹³ do haftki z przodu spodni i odpi¹³ j¹.
Nie! Wcale ciê nie szpiegowa³am. Przestañ, proszê. Wiêcej tego
nie zrobiê obieca³a.
Wyci¹gn¹³ rêkê, chwyci³ w garæ bawe³nian¹ tkaninê koszuli i przy-
ci¹gn¹³ j¹ ku sobie.
Ty i twoja dziewicza wra¿liwoæ Szanowa³em ciê, a ty przez
ca³y ten czas knu³a plany, jak mnie obrabowaæ. Co za dureñ ze mnie!
Nie! zaklina³a siê, uniós³szy g³owê, tak by patrzeæ mu w oczy.
Nie mia³am pojêcia, ¿e jeste taki bogaty. Nigdy nie okradnê ani ciebie,
ani nikogo innego. Chcia³am tylko skorzystaæ z tego, czego siê wyrze-
k³e. Chcia³am tylko resztek
Prychn¹³.
A kim ty jeste, ¿eby odrzucaæ moje propozycje, nawet erotycz-
ne? Ty, która nie masz nic? Ani nikogo? Spojrza³ na ni¹ z wysokoci
swojego wzrostu. Drug¹, woln¹ rêk¹ obwiód³ jej twarz, jak gdyby sma-
kuj¹c ten dotyk. Powinna by³a podziêkowaæ mi za to, ¿e siê tob¹ inte-
resujê, i rozchyliæ nogi. Przerwa³ na chwilê i wybuchn¹³: Jeste ni-
kim, Rachel. Prowadzisz szynk na koñcu wiata. Wyobra¿asz sobie, ¿e
mo¿esz ode mnie czegokolwiek chcieæ?
Odwróci³a g³owê, wciek³a. Jego widok sta³ siê momentalnie czym
nie do zniesienia.
Mo¿liwe, ¿e jestem nikim g³os jej dr¿a³ z powstrzymywanej pasji
mo¿liwe, ¿e nie mam nic. I rzeczywicie potraktowa³am ciê niew³aciwie,
przyznajê. Ale nie pozwolê ci wzi¹æ tego, czego ci sama nie dam. Nigdy.
Gdybymy byli ma³¿eñstwem, musia³aby dawaæ za ka¿dym ra-
zem, ilekroæ bym chcia³. Mia³bym prawo ciê posiadaæ.
Nawet gdyby mia³ prawo, nie uzna³abym go. Mia³by tylko to,
co bym ci sama da³a, i musia³by zas³u¿yæ na moj¹ hojnoæ. Inaczej nie
dosta³by nic.
105
I ty mylisz, ¿e mog³aby mi siê oprzeæ? Powali³bym ciê jednym
ruchem rêki.
Ty nie bêdziesz taki jak twój ojciec, Magnus. Wiem o tym.
Nic nie wiesz. Jeste nikim. I nie masz nikogo.
£zy, które wydawa³y siê ju¿ zatamowane, nagle przela³y siê i pop³y-
nê³y jej po policzkach. Ramionami wstrz¹sa³ szloch.
Noel Magnus, którego zna³am tam, u stóp Lodowej Dziewicy, nie
powiedzia³by nic takiego wyszepta³a. Po chwili podjê³a: Nie mogê
zaprzeczyæ, ¿e to, co mówisz, jest prawd¹, ale mam w sobie si³ê matki
i przekonania ojca i dlatego nie mo¿esz zrobiæ mi nic z³ego.
Szarpn¹³ ku sobie ciskany w garci k³¹b batystu, a¿ opar³a siê o je-
go nag¹ pier.
Czy ty nie widzisz? Cz³owiek, którego zna³a, nie jest zdolny do
¿adnych dobrych uczuæ w tym przeklêtym domu.
Wytrzyma³a jego spojrzenie.
To tylko dom, Noelu. W hallu, gdzie ty widzisz swojego ojca ty-
rana, ja widzê Tommyego, jak goni ze miechem Clare. Wyci¹gnê³a
rêkê i dotknê³a twardej p³aszczyzny jego policzka. Przysiêg³aby, ¿e na
u³amek sekundy ust¹pi³o z niego napiêcie. To tylko dom. Wspomnie-
nia mog¹ siê zmieniæ. Mog¹ staæ siê mi³e, jeli tylko im na to pozwolisz.
To nie moje dzieci. A ty nie jeste moj¹ ¿on¹.
Ale mogê byæ szepnê³a. I w tym momencie zamkn¹³ jej usta
g³êbokim poca³unkiem. Woln¹ d³oni¹ obj¹³ jej poladki, tak ¿e przywar-
³a do niego, niezdolna do oporu. Usta wype³ni³ jego twardy, gor¹cy jê-
zyk.
Czu³a, ¿e s³abn¹ jej nogi. Z gard³a wyrwa³ siê jêk. Chcia³aby siê
wyrwaæ, odsun¹æ, ale nie mog³a. Bliskoæ b³ogoæ bezpieczeñstwo
Chcia³a tego. Chcia³a tego ka¿dym swoim w³óknem.
Bo by³a nikim. Nie mia³a nikogo. I niczego.
Magnus, nie, proszê wyszepta³a, odrywaj¹c siê w koñcu od niego.
Nie odpowiedzia³. Ramiona mu opad³y. Zmiêty k³¹b nocnej koszuli
opad³ znów na dó³, okrywaj¹c j¹ a¿ do kostek.
Chcesz byæ moj¹ ¿on¹ powiedzia³ monotonnym g³osem, w któ-
rym gdzie na dnie, w g³êbi, wci¹¿ pobrzmiewa³ gniew. Jutro bêdziesz
mia³a szansê.
Poka¿ê ci, jakim mi³ym towarzyszem mo¿e byæ ¿ona obieca³a.
Czy¿by? rozemia³ siê, ale w miechu tym nie by³o radoci.
A ja ci poka¿ê, jakim ³otrem mo¿e byæ m¹¿.
106
W³anie otrzyma³ wiadomoæ od stajennego. Rankiem przyje¿d¿aj¹
na Manhattan. Noel i Rachel. Razem.
Edmund bez zw³oki zamówi³ powóz. Zamierza³ spêdziæ wieczór na
czytaniu, zamiast tego jednak trzeba by³o jechaæ do Nowego Jorku, za-
nim dotr¹ tam oni. Wiedzia³, w jakim hotelu zatrzymuje siê Magnus.
Kochanka pana od lat mia³a tu apartament. Bêdzie w hotelu Na Pi¹tej
Alei i powita ich z ca³¹ wylewnoci¹ starego przyjaciela.
A jeli Magnus na moment spuci ¿onê z oka, straci j¹ na rzecz Ed-
munda albo zostanie nieutulonym w ¿alu wdowcem.
11
H
otel przy Pi¹tej Alei w niczym nie przypomina³ pe³nego szczurów
zajazdu, gdzie Rachel spêdzi³a pierwsz¹ noc po przybyciu do Nowego
Jorku. Ulica, przy której znajdowa³o siê schronienie Tommyego i Clare,
le¿a³a zaledwie o parê przecznic st¹d. Dzieci musia³y nieraz przecho-
dziæ obok efektownej budowli z bia³ego marmuru Z pewnoci¹ jed-
nak dwoje uliczników nie marzy³o nawet, ¿e mogliby kiedykolwiek no-
cowaæ w rezydencji okazalszej ni¿ te wy³o¿one aksamitem wnêtrza.
Zajêli z Magnusem apartament na parterze, o oknach wychodz¹-
cych na rojn¹ ulicê. Widok by³ zaskakuj¹cy. Nieprzerwany ci¹g powo-
zów, omnibusów i furmanek szczelnie wype³nia³ jezdniê. O pi¹tej po
po³udniu t³ok sta³ siê jeszcze wiêkszy. Kilku woniców straci³o cier-
pliwoæ i zaczê³o siê obrzucaæ obelgami, których Rachel nie rozró¿-
nia³a jedynie dziêki grubym draperiom i dobrze dopasowanym ramom
okiennym.
Przy takim ruchu chirurg na pewno siê spóni. No i bardzo do-
brze mrukn¹³ Noel znad szklanki whisky.
Rachel z powrotem zasunê³a zas³ony.
Naturalnie. Bêdziesz d³u¿ej znosiæ ból. Spojrza³a z pow¹tpie-
waniem na jego trunek. Skoro doktor jest tak¹ s³aw¹, z pewnoci¹ po-
radzi sobie z tym zabiegiem.
Ka¿dy chirurg to rzenik skrzywi³ siê z rezygnacj¹ i uniós³
szklankê.
Nigdy nie musia³a iæ pod nó¿, widywa³a jednak makabryczne skut-
ki operacji u niektórych marynarzy. Trudno by³o spieraæ siê z t¹ opi-
ni¹ Niemniej, chc¹c go pocieszyæ, powiedzia³a:
107
Przynajmniej nie musisz iæ do jakiego brudnego szpitala. Tu
jest wietne miejsce na rekonwalescencjê. Lekarz wkrótce przyjdzie, wy-
zdrowiejesz i w czasie nastêpnej wyprawy na Pó³noc rany nie bêd¹ ci
ju¿ dokucza³y.
Ach, no tak. Moja nastêpna wyprawa umiechn¹³ siê krzywo.
Po raz pierwszy pojecha³em tam, ¿eby znaleæ Franklina. Teraz zamie-
rzam pojechaæ po to, ¿eby zwróciæ ciebie.
Popatrzy³a na niego. Mówi o niej tak, jakby by³a walizk¹ Co za
grubiañstwo! Odk¹d opucili Northwyck, ca³y czas jest taki. Mo¿liwe,
¿e to dlatego, ¿e bol¹ go plecy Po cichu myla³a jednak, ¿e to wymów-
ka. Tak naprawdê zale¿a³o mu na tym, ¿eby j¹ drêczyæ, i udawa³o mu siê
to znakomicie.
Pukanie do drzwi zwiastowa³o nadejcie chirurga. Wraz z nim przy-
sz³o trzech s³u¿¹cych, których przys³a³o kierownictwo hotelu, by asysto-
wali przy operacji. Dwigali d³ugi stó³ i stos przecierade³. M³ody asy-
stent lekarza niós³ czarn¹ walizeczkê z instrumentami chirurgicznymi.
Nie bawi¹c siê zbyt d³ugo w przygotowania, lekarz zabra³ siê do
pracy. Noel po³o¿y³ siê na stole. Na obna¿one plecy pada³ blask zacho-
du; doln¹ po³owê cia³a okrywa³o przecierad³o.
Nie minê³o pó³ godziny, a sprawny lekarz zd¹¿y³ ju¿ zabanda¿owaæ
plecy pacjenta i pozwoli³ mu unieæ siê do pozycji siedz¹cej. Noel zniós³
ból, jêkn¹wszy zaledwie raz czy dwa razy, teraz jednak jego si³y zdawa³y
siê byæ wyczerpane. Zachwia³ siê, gdy stan¹³ na nogach. Przecierad³o
opad³o; Rachel gwa³townie odwróci³a wzrok. Widok jego mêskoci,
tkwi¹cej miêdzy muskularnymi udami, to by³o wiêcej, ni¿ oczekiwa³a.
S³u¿¹cy owinêli z powrotem przecierad³o wokó³ jego bioder i po-
³o¿yli do ³ó¿ka. Laudanum i whisky zwyciê¿y³y w koñcu ¿elazny orga-
nizm pacjenta. Zasn¹³.
Dziêkujê, doktorze zwróci³a siê Rachel do chirurga, który wk³a-
da³ zakrwawione utensylia z powrotem do tej samej skórzanej walizecz-
ki, w której zosta³y przyniesione.
Niech mu pani pozwoli jak najd³u¿ej spaæ. Im mniej siê bêdzie
rusza³, tym szybciej wydrowieje. A gdyby siê zanadto rzuca³, proszê mnie
powiadomiæ, zastosujemy chloroform. Doktor w³o¿y³ kapelusz.
Rachel odprowadzi³a go do drzwi.
Przyjdê za dwa dni, ¿eby sprawdziæ jego stan. Do tego czasu nie
wolno mu siê ruszaæ lekarz skin¹³ na po¿egnanie g³ow¹ i wyszed³ wraz
z asystentem i armi¹ s³u¿¹cych.
Zapad³a b³ogos³awiona cisza, której nie zak³óca³y choæby najl¿ejsze
jêki Noela. Stanê³a w drzwiach jego sypialni i patrzy³a. Oddycha³ tak
108
spokojnie, ¿e mo¿na by pomyleæ, i¿ lekarz go zabi³, gdyby nie miarowy
ruch poruszanych oddechem piersi, w górê i w dó³.
Podesz³a do ³ó¿ka i uklêk³a obok. Dotknê³a kosmyka jego ciemnych,
krótko przyciêtych w³osów. Upiona twarz by³a taka spokojna, odprê¿o-
na Wygl¹da³ jak ch³opiec. By³ ca³kiem inny ni¿ ten ponury cz³owiek
lodu, jakiego zna³a na Herschel.
Noelu szepnê³a, bardziej do siebie samej ni¿ do niego. Samo
wypowiadanie jego imienia dzia³a³o na ni¹ uspokajaj¹co.
Krew przesi¹k³a ju¿ przez nie¿n¹ biel banda¿y. Chirurg by³ szybki
i sprawny, ale tak czy owak musia³ ci¹æ g³êboko. Jak mo¿na by³o to wy-
trzymaæ?
Mój najdro¿szy szepnê³a raz jeszcze i musnê³a wargami jego
usta.
Mo¿e przynieæ co na kolacjê, pani Magnus?
Obejrza³a siê. W drzwiach sta³a Mazie ze swoim zwyk³ym, b³agal-
no-wystraszonym wyrazem twarzy.
Nie, dziêkujê. Nie s¹dzê, ¿ebym po tym wszystkim mog³a prze-
³kn¹æ choæby kês powiedzia³a Rachel pó³g³osem, by nie zak³ócaæ snu
Magnusowi.
Ale jak pani Willem dowie siê, ¿e pani nic nie jad³a w Nowym
Jorku, to dopiero dobierze mi siê do skóry irlandzkie oczy Mazie pa-
trzy³y b³agalnie.
Wygra³a umiechnê³a siê Rachel ze znu¿eniem. Podawaj, sko-
ro dziêki temu bêdê mog³a zapewniæ pani¹ Willem, ¿e stara³a siê, jak
mog³a. Jak zwykle zreszt¹.
Mazie wnios³a srebrn¹ tacê przygotowan¹ przez obs³ugê hotelu. Sta³
na niej czajnik z herbat¹, fili¿anki i porcelanowe nakrycia.
Nalejê pani trochê herbaty, madame zaproponowa³a Mazie.
Mnie zawsze poprawia nastrój.
W tym momencie Noel jêkn¹³. Rachel potrz¹snê³a g³ow¹ i odpro-
wadzi³a dziewczynê do drzwi.
Zjem póniej. Bardzo ci dziêkujê za troskê. Zawsze jeste taka
mi³a
Up³ynê³o ju¿ szeæ miesiêcy s³u¿by, a Mazie wci¹¿ wygl¹da³a na
zaskoczon¹ swoj¹ najwyraniej pomyln¹ sytuacj¹.
Pracowaæ u pani, madame, to przyjemnoæ. Prawdziwa przyjem-
noæ. W porównaniu z poprzedni¹ posad¹ Nigdy nie zdo³am pani doæ
podziêkowaæ za pani cierpliwoæ i wzglêdy.
Twoja poprzednia chlebodawczyni musia³a byæ tyrank¹ zauwa-
¿y³a Rachel.
109
Dniem i noc¹ chodzi³a za mn¹ i bi³a mnie szczotk¹ do w³osów.
Nigdy nie myla³am, ¿e kto mo¿e byæ taki z³oliwy Uciek³am do Nor-
thwyck i to mnie uratowa³o. Pani Willem to wiêta osoba. Zlitowa³a siê
nade mn¹ i przyjê³a mnie do pracy na krótko przed pani przybyciem.
Rozumiem, by³a wczeniej pokojówk¹. To dlatego tak starannie
pracujesz umiechnê³a siê Rachel. Zawsze siê dziwi³am, ¿e by³a
w Northwyck ju¿ pierwszego wieczoru, kiedy przyjecha³am, chocia¿ nie
by³o tam dot¹d ¿adnej pani domu. Przypuszczam, ¿e wczeniej praco-
wa³a gdzie w okolicy?
Nie, proszê pani. Pracowa³am tu, w Nowym Jorku. Ale Ma-
zie zacisnê³a wargi. Jeli to wszystko, pani Magnus, to chyba ju¿ pój-
dê powiedzia³a nerwowo. Nie chcê pani odrywaæ od dogl¹dania pana.
Rachel skinê³a g³ow¹, nagle ogarniêta niepokojem. Bez s³owa od-
prowadzi³a dziewczynê wzrokiem i zamknê³a za ni¹ drzwi na klucz.
Mazie wiedzia³a co, o czym nie chcia³a mówiæ. Rachel pragnê³a do-
wiedzieæ siê, co to jest, czu³a jednak instynktownie, ¿e niewiele uzyska
poprzez naciskanie i dr¹¿enie. Mazie nale¿a³a do osób, które powiedz¹
wszystko, ale przy okazji, w przypadkowych, nie wi¹¿¹cych siê bezpo-
rednio z dan¹ spraw¹ rozmowach. Dopiero na ich podstawie bêdzie mo¿na,
kawa³ek po kawa³ku, zrekonstruowaæ prawdê Zajmie to trochê czasu,
ale Rachel by³a pewna, ¿e w koñcu odkryje, kim by³a poprzednia chlebo-
dawczyni Mazie. Ju¿ teraz wiedzia³a, ¿e nie bêdzie jej lubiæ.
Z westchnieniem spojrza³a na tacê i odwróci³a wzrok. Nie mia³a
najmniejszej chêci na jedzenie. Nawet herbata wydawa³a siê czym nie-
wartym zachodu.
Jej spojrzenie spoczê³o na Magnusie. Pod bia³ym przecierad³em
rysowa³a siê linia jego d³ugich, szczup³ych nóg i napiêtych poladków.
Podesz³a do niego. Nadal by³ g³êboko upiony, zauwa¿y³a jednak,
¿e miênie szerokich ramion dr¿¹, jakby by³o mu zimno.
Zdjê³a z drugiego ³ó¿ka satynow¹ ko³drê i okry³a go delikatnie. Na-
wet jednak to lekkie przykrycie zdawa³o siê sprawiaæ mu ból. Zajêcza³.
Przesta³ dopiero wtedy, gdy zsunê³a ko³drê z powrotem.
Nadal siê trz¹s³. Mia³a wra¿enie, ¿e znów znaleli siê w Arktyce,
ona za znów jest w swoim pokoju i zmaga siê z ¿arem w³asnego cia³a.
Powoli odpiê³a haftki stanika. Suknia opad³a na dywan. Potem gorset,
pantofle, halka Tylko w koszuli wpe³z³a pod ko³drê i przysunê³a siê do
niego tak blisko, jak to by³o mo¿liwe bez ura¿ania jego obola³ych pleców.
Westchn¹³ i jakby wiedziony instynktem odwróci³ ku niej twarz.
Le¿a³a obok niego, myl¹c o wszystkich tych wspólnych nocach,
kiedy le¿eli tak jak teraz obok siebie, drêczeni t¹ sam¹ nienazwan¹ po-
trzeb¹, która domaga³a siê spe³nienia.
110
Jedyne, czego potrzebujesz, Noelu, to kochaj¹cej ciê kobiety
dotknê³a d³oni¹ jego surowej, mêskiej twarzy. Gdyby tylko chcia³ otwo-
rzyæ oczy szepnê³a. Ból w sercu st³umi³ dalsze s³owa.
Gdyby tak jej siê co przyni³o Gdyby mog³a znaleæ ucieczkê
w lni¹cych pa³acach nad g³êbokimi wodami rzek, w miastach, gdzie
drogi wybrukowane by³yby ich pomylnoci¹, w krainach ³agodnoci,
gdzie zielone ³¹ki ci¹gnê³yby siê a¿ po horyzont Nie uda³o jej siê jed-
nak dotrzeæ w ¿adne z tych miejsc. Obudzi³a siê z g³êbokiego, pozba-
wionego marzeñ snu tylko po to, by wpatrywaæ siê w szczelnie os³oniête
ciê¿k¹ kurtyn¹ okno, wychodz¹ce na Pi¹t¹ Alejê.
Musia³ byæ chyba ranek Czu³a siê tak, jakby spa³a od wielu dni.
Trudno by³o jednak oceniæ, która godzina. Gazowa lampa wci¹¿ siê pa-
li³a, a aksamitne kotary w kolorze ober¿yny skutecznie blokowa³y do-
stêp najmniejszemu promykowi dziennego wiat³a.
Odetchnê³a g³êboko. Czu³a siê wypoczêta i odprê¿ona, otulona roz-
kosznym ciep³em. Nie by³a pewna, czy jest w stanie poruszyæ któr¹kolwiek
koñczyn¹ W nocy ramiê Noela spoczê³o w poprzek jej piersi i le¿a³a te-
raz otoczona, niczym kokonem, ciep³em i poczuciem bezpieczeñstwa, jakie
dawa³a jego bliskoæ.
Odwróci³a g³owê ku niemu, ¿eby sprawdziæ, jak zniós³ noc. Wpa-
trywa³ siê w ni¹ zamglonymi oczami o ciê¿kich jeszcze od narkotyków
powiekach.
Czy jestemy na Pó³nocy, Rachel? Czy to dlatego le¿ysz obok
mnie? spyta³ schrypniêtym szeptem.
Próbowa³a siê odsun¹æ, ale zacisn¹³ d³oñ na jej ramieniu.
Chcesz ode mnie uciec? Ale jest tak zimno Który mê¿czyzna
ogrza³by ciê tak jak ja? Jego czo³o pokrywa³y kropelki potu.
Przygryz³a wargê. Zrozumia³a. Majaczy³ w gor¹czce Ale nawet
nieprzytomny by³ dwa razy taki jak ona i silny jak wó³.
pij, Magnus. Potrzebny ci jest sen uspokaja³a.
Ale nie odchod ode mnie. Zostañ za¿¹da³.
Nie odejdê. Zostanê z tob¹ zapewni³a, czuj¹c, jak przywiera do
niej ca³ym cia³em.
Bez s³owa przymkn¹³ ponownie powieki i zapad³ z powrotem w g³ê-
boki sen.
Z³apana w pu³apkê, nie mia³a innego wyjcia, ni¿ tak¿e zamkn¹æ
oczy i jeszcze przez parê godzin delektowaæ siê nale¿nymi ¿onie rozko-
szami.
111
Nie wychodzi³a, sir. Jestem tego pewien mów³ s³uga hotelowy,
stoj¹c w drzwiach apartamentu Edmunda Hoara w hotelu na Pi¹tej Alei.
Nie wyci¹ga³ rêki po zap³atê, choæ Edmund pomyla³, ¿e móg³by. Wygl¹-
da³ na równie ochoczego i ¿¹dnego zarobku, co agent ubezpieczeniowy.
Doskonale. Chcê wiedzieæ z dok³adnoci¹ co do minuty, kiedy
opuci apartament. Co do minuty.
To mo¿e potrwaæ parê dni, sir. Pan Noel Magnus gor¹czkuje. Po-
dobno pani Magnus jest niezwykle oddan¹ pielêgniark¹.
Bêdê czekaæ, dopóki nie wyjdzie. Chcê dok³adnie znaæ moment,
kiedy siê poka¿e. Czy to jasne? Nie ¿yczê sobie jakichkolwiek pomy-
³ek warkn¹³, wrêczaj¹c mê¿czynie parê srebrnych dolarów.
Tak jest, sir. Wszystko jest najzupe³niej jasne s³u¿¹cy sk³oni³ siê
g³êboko i opuci³ pokój.
12
J
ak to dobrze poczuæ znowu s³oneczne ciep³o zamia³a siê Rachel.
Nigdy nie myla³am, ¿e powiem co takiego w tym miejscu.
Sz³y wraz z Mazie chodnikiem Pi¹tej Alei.
No a jak! Od piêciu dni siedzi pani w hotelu jak w klatce. Pewnie,
¿e to dobrze w koñcu wyjæ na s³oñce!
Tak siê cieszê, ¿e Magnus czuje siê lepiej powiedzia³a miêkko
Rachel.
Mazie niemal parsknê³a.
No, jeli siedzenie na krzele i wykrzykiwanie rozkazów niczym
najgorszy tyran oznacza poprawê, to rzeczywicie pan jest okazem zdro-
wia.
Rachel stara³a siê ukryæ umiech. Magnus by³ okropny. S³udzy nie
cierpieli go, pokojówki by³y sterroryzowane. Lepiej by³o jednak mieæ
do czynienia z besti¹ ni¿ z pogr¹¿onym w gor¹czkowym majaczeniu
cz³owiekiem, jakiego pielêgnowa³a przez parê dni. Nawet lekarz by³
bezradny. Niemniej, zgodnie z jego s³owami, piêæ dni gor¹czki przy tym
typie operacji to i tak niewiele, a Magnus, choæ blady i os³abiony, mia³
w koñcu ch³odne w dotyku cia³o.
W ka¿dym razie ma siê lepiej. Doktor powiedzia³, ¿e jeli sprawy
nadal bêd¹ siê uk³adaæ pomylnie, to za niespe³na tydzieñ mo¿emy wra-
caæ do domu.
112
O, to doskonale. Ale niech siê pani nie zdziwi, jeli panu spodoba
siê jego nowe zachowanie. To samo zdarzy³o siê z pann¹ Harris. Ludzie
mówili, ¿e dosta³a gor¹czki i to j¹ kompletnie odmieni³o. By³a anio³em,
a od tej chwili sta³a siê diab³em.
Panna Harris to jej nazwisko? Tej kobiety, u której pracowa³a?
Rachel zdawa³a sobie sprawê, ¿e Mazie chêtniej siê otworzy, jeli
nie bêdzie okazywaæ ciekawoci, ale nie mog³a siê powstrzymaæ. Przez
piêæ dni nie mia³a dos³ownie do kogo otworzyæ ust. Zale¿a³o jej, ¿eby
z kim porozmawiaæ z kimkolwiek, kto nie bredzi w gor¹czce.
Na twarzy Mazie odmalowa³a siê ca³a gama uczuæ od oddania do
rozpaczy.
Och, madame, proszê, niech mi pani nie ka¿e o niej opowiadaæ!
Zostanê wyrzucona, jeli bêdzie pani naciskaæ. Naprawdê.
Wyrzucona? Jak to? Rachel nie zrozumia³a.
Po prostu och, proszê, madame, nie mówmy o mojej przesz³o-
ci. B³agam. Czy mo¿e pani okazaæ mi tê ³askê? Bo inaczej zostanê wy-
rzucona, naprawdê lêk w oczach Mazie nie ustêpowa³, choæ Rachel
stara³a siê j¹ uspokoiæ.
Nie bêdziemy wracaæ do tego tematu, Mazie, mo¿esz byæ pew-
na powiedzia³a w koñcu, skin¹wszy g³ow¹ w kierunku powozu, który
eskortowa³ je na spacerze.
Och, dziêkujê, madame. Bardzo dziêkujê Mazie wci¹¿ mia³a
wystraszony wygl¹d. Nie wyobra¿a sobie pani, jak bardzo ceniê tê po-
sadê. Jest pani dla mnie taka uprzejma i mi³a Chcia³abym sprawiaæ
pani wy³¹cznie przyjemmoæ, a nie przykroci.
Rachel pozwoli³a, by stangret pomóg³ jej wsi¹æ do powozu.
Powiedzia³am ju¿, ¿e wiêcej o tym nie bêdziemy mówiæ.
Przez ca³¹ drogê powrotn¹ ciekawoæ pali³a j¹ jednak niczym go-
r¹czka, która trawi³a niedawno Magnusa. Panna Harris. Poprzednia chle-
bodawczyni Mazie. Strasznie by chcia³a wiedzieæ, co siê za tym kryje
Przeczuwa³a, ¿e nic mi³ego i ¿e w³anie dlatego Mazie tak zale¿y, ¿eby
nie wywlekaæ sprawy na wiat³o dzienne. Wiedzia³a jednak równie¿, ¿e
bezwzglêdnie powinna znaæ wszystkie konflikty wokó³ siebie. W ten
sposób mia³a du¿o wiêksz¹ szansê obrony.
A co jej mówi³o, ¿e obrona bêdzie jej potrzebna.
Nie znasz przypadkiem niejakiej pani Harris? spyta³a Magnusa,
gdy tylko usiedli do kolacji w swoim apartamencie. Czy to s¹siadka?
Spojrza³ na ni¹ uwa¿nie z przeciwleg³ego koñca mahoniowego sto³u.
113
Sk¹d, do diab³a, znasz to nazwisko? Nigdy go przy tobie nie wy-
mawia³em.
Sama jego reakcja wiadczy³a, ¿e dotknê³a newralgicznego punktu.
Ciekawoæ i obawa wzros³y w dwójnasób.
Po prostu s³ysza³am, jak o niej rozmawiano. By³am ciekawa, czy
mieszka w pobli¿u Northwyck, to wszystko. Wzrok mia³a utkwiony
w talerzu z filetem. Choæ by³ znakomicie przyrz¹dzony, nie by³a w sta-
nie prze³kn¹æ ani kêsa.
Ciekawoæ to pierwszy stopieñ do piek³a warkn¹³, nie patrz¹c
na ni¹. Skoro upierasz siê graæ rolê mojej ¿ony, muszê ci powiedzieæ,
¿e jeli bêdziesz wêszyæ dooko³a, spotka ciê to, na co zas³ugujesz.
Gwa³townie odsunê³a krzes³o. Ten cz³owiek jest niemo¿liwy Na-
wet zjeæ z nim siê nie da. Wciek³a podesz³a do okna. Szpalery gazo-
wych lamp niczym stra¿ sta³y wzd³u¿ Pi¹tej Alei, rzucaj¹c dr¿¹cy blask.
Dziesi¹tki powozów pokonywa³o kocie ³by jezdni; ich wiat³a podska-
kiwa³y i ko³ysa³y siê z boku na bok. Pomimo deszczu tyle tu by³o go-
r¹czkowej krz¹taniny, tylu ludzi zaanga¿owanych by³o w ¿yciowy wy-
cig Jakie to ró¿ne od samotnoci tundry, gdzie cz³owiek liczy dni,
upuszczaj¹c kamienie do wiadra, gdzie goæ jest traktowany niczym bez-
cenny, egzotyczny wys³annik króla!
Psiakrew us³ysza³a przekleñstwo za plecami. Towarzyszy³ mu
szurgot odsuwanego krzes³a i pisk kó³ek przymocowanych do nóg sto³u,
odepchniêtego siln¹ rêk¹.
Czy mam zadzwoniæ, ¿eby zabrano stó³? spyta³a, nie patrz¹c na
Magnusa.
Tak sykn¹³.
Podesz³a do ciany i poci¹gnê³a za r¹czkê dzwonka. Konsjer¿ka,
wiedz¹c, ¿e sygna³ pochodzi z apartamentu Noela Magnusa, zabra³a stó³
wraz z jego prawie nietkniêt¹ zawartoci¹ w parê sekund.
S³u¿ba wysz³a. Rachel nadal podziwia³a uliczny pejza¿, Magnus za
ciska³ siê po pokoju niczym niedwied w poszukiwaniu miodu, potr¹-
caj¹c pó³ki z ksi¹¿kami.
Doktor powiedzia³, ¿e byæ mo¿e bêdziemy mogli jutro wróciæ, jeli
uzna, ¿e twój stan na to pozwala zaryzykowa³a. Bardzo bym ju¿ chcia-
³a zobaczyæ Tommyego i Clare i upewniæ siê, ¿e nic im siê nie sta³o
Przecie¿ to dwoje brudnych uliczników, przyb³êdów, a ty siê o nich
trzêsiesz, jakby to by³y twoje w³asne dzieci prychn¹³.
Nie chcia³a siê z nim k³óciæ. Nie dzi, kiedy jej zale¿a³o, ¿eby siê
dowiedzieæ, kto to jest panna Harris i dlaczego dwiêk jej nazwiska wpra-
wia go w takie zdenerwowanie.
8 Lodowa Panna
114
Przez ca³e ¿ycie czu³am siê oszukana. Matka umar³a na ¿ó³t¹ fe-
brê, kiedy mia³am osiem lat. Musia³am opuciæ wykwintny dom, w któ-
rym pracowa³a, i przenieæ siê na wielki, ohydny statek ojca. Nigdy nie
zapomnê Shony £adownia mierdzia³a wielorybi¹ krwi¹ i wymio-
tami. Choæ ojciec by³ kapitanem, jego kabina by³a taka ma³a, ¿e musia-
³am spaæ na pod³odze. Do ukoñczenia dwudziestu lat, kiedy to pewnej
zimy Shona zatonê³a w porcie, nie wiedzia³am, co to ³ó¿ko umiech-
nê³a siê smêtnie. A potem by³y przyjemnoci Lodowej Panny i wszel-
kie rozkosze prowadzenia baru.
Odwróci³a siê i spojrza³a mu w twarz. Ich oczy siê spotka³y.
Zamia³a siê gorzko.
Tak, Noelu, odk¹d tylko pamiêtam, ¿a³owa³am siebie samej. By³am
niezadowolona z losu, jaki przypad³ mi w udziale. Do tego stopnia, ¿e
uknu³am ten podstêpny plan, by przej¹æ twój domek A potem poje-
cha³am do Nowego Jorku, tego wielkiego, strasznego, wspania³ego mia-
sta. I znalaz³am dwoje dzieci, mieszkaj¹cych w b³ocie pod schodami
roz³o¿y³a d³onie, jak gdyby w gecie poddania. Nie rozumiesz? By³am
niegodziwa, ¿a³uj¹c siebie samej. Moi rodzice mnie kochali. Troszczyli
siê o mnie do ostatnich dni. By³o mi o tyle lepiej ni¿ Tommyemu i Cla-
re Te dzieci mnie upokorzy³y, Noel. Potrzebujê siê nimi opiekowaæ, bo
one z kolei tak bardzo potrzebuj¹ mnie. Nie rozumiesz?
Nie, nie rozumiem powiedzia³ przez zaciniête zêby. Ale zro-
bi³a ju¿ tyle ró¿nych g³upstw, ¿e mogê potraktowaæ tych ma³ych obe-
rwañców jako jeden z twoich wyskoków.
Jeli ich nie lubisz, Noelu, mo¿emy w ka¿dej chwili wyjechaæ.
Zarobiê na nasz powrót na Herschel, jeli to bêdzie konieczne unios³a
wyzywaj¹co g³owê. Mo¿esz na to liczyæ.
Rzeczywicie. I pozbawisz mnie w ten sposób mo¿liwoci odwe-
tu warkn¹³. Za du¿o mi jeste winna. Nigdy nie zdo³asz naprawiæ
szkód, jakie wyrz¹dzi³a mojemu nazwisku i reputacji.
Nazwisko i reputacja nie s¹ tak wa¿ne jak po¿ywienie. Mieszka-
³e kiedykolwiek pod schodami? Brn¹³e przez zab³ocone ulice miasta,
brudny i przemarzniêty, ¿ebrz¹c o jedzenie? Nie. Wobec tego bierz od-
wet na mnie, ale zostaw w spokoju Tommyego i Clare. Jeli t¹ odrobin¹
ufnoci i niewinnoci, jaka im jeszcze zosta³a, obdarzy³y mnie, to dlate-
go, ¿e zapracowa³am na ich zaufanie. I teraz dam siê choæby zabiæ, byle
im nie sta³a siê krzywda.
Nie zas³uguj¹ na to mrukn¹³.
Okropny z ciebie cz³owiek, Noelu. Piek³o ciê poch³onie, jeli
omielisz siê skrzywdziæ te dzieci.
115
Przez d³ug¹ chwilê milcza³. W koñcu powiedzia³:
Têskni³bym za ¿yciem pod schodami, w kurzu i b³ocie, gdybym
tylko wiedzia³, ¿e takie ¿ycie istnieje.
Zaskoczona patrzy³a, jak chodzi tam i z powrotem po pokoju. W je-
go ruchach by³a sztywnoæ i obola³oæ.
wiadomoæ uderzy³a w ni¹ niczym lokomotywa. Oskar¿a go jako krzyw-
dziciela niewini¹tek, a przecie¿ on ¿ywi i ubiera te dzieci, którymi pogardza,
sam równoczenie tak g³êboko zraniony przez swego ojca, ¿e jeszcze teraz,
choæ minê³y dziesi¹tki lat, musi leczyæ pozosta³e po ranach blizny
Jak ma³o o nim wie! Wielki odkrywca Noel Magnus, którego nazwi-
sko wymawiano po barach pe³nym szacunku szeptem W du¿ym, sil-
nym ciele, tak ciep³ym pod skórami karibu zacielaj¹cymi jej ³ó¿ko, kry-
³o siê serce ma³ego ch³opca. Odrzuconego przez ojca, poranionego przez
niego strzaskan¹ butelk¹. Nie zna³a tego mê¿czyzny. By³ obcy.
Przepraszam, Noel powiedzia³a, podchodz¹c do niego. Jakie
nieokrelone uczucie powodowa³o ból w sercu.
Za co? warkn¹³. Za kawa³, jaki mi sp³ata³a? Za tych dwoje
nieszczêsnych uliczników? Jeli tak, to s³usznie.
Odwróci³ siê i ruszy³ do swojej sypialni. Nie chcia³a za nim iæ, co
j¹ jednak popchnê³o. Widz¹c, ¿e przysiad³ ciê¿ko na krawêdzi ³ó¿ka,
podesz³a szybko do nocnej szafki i wyjê³a banda¿e i maæ.
Daj, zmieniê ci opatrunek. Lekarz powiedzia³, ¿e to wa¿ne, by
robiæ to odpowiednio czêsto. Lepiej siê poczujesz, jeli nie bêdziemy
czekaæ do rana.
No to ju¿. Miejmy to za sob¹.
Przyklêk³a obok niego. Powoli odwinê³a d³ugi, przybrudzony ju¿ pas
lnianej tkaniny, spowijaj¹cy jego tors. Nawet jeli sprawia³a mu ból, nie
okazywa³ tego. Szczêki mia³ zaciniête, a spojrzenie ch³odne niczym stal.
Plecy przecina³y bruzdy ledwo zabliniaj¹cych siê szram. Brzegi ran
by³y opuchniête, ale ró¿owe, a nie przera¿aj¹co czarne. Oczyci³a je.
Koñcz ju¿ i zostaw mnie warkn¹³, gdy zabra³a siê do najwiêkszej.
Ju¿, ju¿ ³agodzi³a ze ciniêtym ze wzruszenia gard³em. Ponow-
nie owinê³a banda¿em jego plecy i tors.
A teraz id powiedzia³, gdy skoñczy³a.
Tak szepnê³a. Wrzuci³a zu¿yte banda¿e do nocnika i zamknê³a
drzwiczki nocnej szafki. Po cichu ruszy³a do wyjcia, zamierzaj¹c pozo-
stawiæ go w³asnym mylom, gdy wtem us³ysza³a za sob¹:
A mog³o byæ dobrze, Rachel. Mog³o byæ dobrze.
Odwróci³a siê. Nawet teraz, gdy dzieli³a ich odleg³oæ pokoju, wi-
dzia³a maluj¹c¹ siê na jego twarzy gorycz. Utracona ufnoæ i niewinnoæ,
116
zraniony ch³opczyk kryj¹cy siê w doros³ym mê¿czynie Przeszy³ j¹
ból.
I nadal mo¿e byæ dobrze. Nie wszystko jeszcze stracone powie-
dzia³a ³agodnie.
Milcza³a d³u¿sz¹ chwilê.
Jedyne, co wiedzia³am o tobie, Magnus, to ¿e jeste s³ynnym ba-
daczem podjê³a. Przyby³e do Lodowej Panny niczym burza w rod-
ku zimy i wszyscy dr¿eli na myl o twoim przyjedzie. Spojrza³a mu
w oczy. A teraz odkrywam, ¿e jeste zwyk³ym miertelnikiem, niemal
takim samym jak ja. Muszê powiedzieæ, ¿e dodaje mi to otuchy.
Ale mnie nie odpar³ lodowatym tonem.
Zamia³a siê.
To widaæ.
Kpisz ze mnie?
Wsta³ z zaciniêtymi piêciami. By³ z pewnoci¹ wystarczaj¹co sil-
ny, ¿eby zabiæ j¹ jednym ciosem, ale jako siê nie ba³a.
Nie, Noelu, nie kpiê. Witam siê z tob¹. Witam ciê na ziemi, gdzie
¿yjemy i borykamy siê z losem wszyscy. Ty te¿ mo¿esz siê tego nauczyæ,
jeli tylko zechcesz spróbowaæ. Podesz³a do niego i bez zaproszenia
objê³a ostro¿nie w pasie i ucisnê³a.
By³o w pe³ni naturalne, ¿e otoczy³ j¹ ramionami, ¿e jego rêka zaczê-
³a g³adziæ jej w³osy. Zamknê³a oczy. Przez moment znów by³a na Her-
schel, pe³na wiary w jego obietnicê, ¿e uczyni j¹ swoj¹ ¿on¹.
Przypomnia³a sobie tê noc w Arktyce, kiedy jego s³owa znaczy³y dla
niej wszystko. Prosi³, by rozebra³a siê i po³o¿y³a nago wraz z nim, ale od-
mówi³a. Ba³a siê. Aby jednak choæ trochê wynagrodziæ mu zawód, odgar-
nê³a futra i, tylko w lnianej koszuli, wliznê³a siê pod ko³drê i pozwoli³a,
by po³o¿y³ siê obok. Czu³a na udzie twardy aksamit jego mêskoci.
Posunêli siê wtedy za daleko. Nie powinna by³a pozwoliæ na wiêcej,
ale on tak dobrze zna³ kobiec¹ anatomiê Jego palce wliznê³y siê miê-
dzy jej uda, odnalaz³y najczulsze miejsce i zaczê³y poruszaæ siê ³agod-
nym, rytmicznym ruchem. £agodnoæ uspokaja³a
Wkrótce jednak przyspieszy³. A wtedy, zamiast go odepchn¹æ, zbesz-
taæ, ¿e za du¿o sobie pozwala, jêknê³a, by jeszcze i jeszcze, i jeszcze
Otworzy³a oczy. Obraz siebie samej, przywieraj¹cej do niego w spa-
zmach rozkoszy ogarniaj¹cej jej cia³o pe³nymi s³odyczy falami, to by³o
wiêcej, ni¿ mog³a znieæ. Zachowuje siê jak szalona Nie doæ, ¿e po-
zwoli³a mu wtedy na tê torturê, to w dodatku niemal ka¿dej nocy przed
zaniêciem przywo³uje j¹ teraz w pamiêci, a¿ jej siê wydaje, ¿e chyba
naprawdê od tego zwariuje.
117
Jego s³odka tortura.
Poderwa³a g³owê. Noel porusza³ siê sztywno, niew¹tpliwie wci¹¿
obola³y, niemniej ca³owa³ j¹ tu, w ciemnoci, a jego muskularna pier
falowa³a pod banda¿ami.
Nie, Magnus szepnê³a, próbuj¹c siê odsun¹æ.
Nie pozwoli³ jej. Choæ os³abiony przez ból, by³ nadal silny. Jego
ramiona wiêzi³y j¹ niczym stalowa klatka i ¿adne wysi³ki nie by³y w sta-
nie jej uwolniæ jedynie klucz.
Jak b³yskawica przemknê³a jej przez g³owê reszta tamtej nocy. Spê-
dzili j¹ razem, ale ona nie chcia³a daæ mu rozkoszy, choæ sama jej ju¿
zazna³a. Powiedzia³a, ¿e stanie siê to wtedy, kiedy spe³ni siê jego obiet-
nica. Odpar³, ¿e jest samolubna, niemniej obieca³ jej. To fakt.
Trzymam ciê za s³owo powiedzia³a teraz, choæ jego palce pra-
cowicie odpina³y guziki z przodu jej sukni.
Potrafiê ciê z³amaæ. W przyæmionym wietle dostrzeg³a, ¿e krzy-
wy umieszek uniós³ do góry jeden z k¹cików jego ust. Wystarczy parê
wspólnych nocy i bêdziesz mnie b³agaæ, ¿ebym nie czeka³ na dotrzyma-
nie obietnicy.
Nie bêdzie ¿adnych wspólnych nocy odparowa³a, patrz¹c na jego
rêce nieub³aganie rozpinaj¹ce stanik sukni.
Zapominasz, Rachel, ¿e wszyscy traktuj¹ ciê jak moj¹ ¿onê na-
dal umiecha³ siê krzywo. Przypomnij mi, jak wrócimy do Northwyck,
¿ebym przeniós³ moje rzeczy do twoich apartamentów. Mylê, ¿e sy-
piam zbyt daleko od w³asnej ¿ony. Lubiê mieæ kobietê obok siebie, ¿eby
mnie grza³a w nocy.
Pieszcz¹c nabrzmia³e, nie ujarzmione przez gorset czubki jej piersi,
patrzy³ z upodobaniem na pokryt¹ czarn¹ lni¹c¹ satyn¹ konstrukcjê,
cile obejmuj¹c¹ jej biust niczym ¿elazna, pe³na erotyzmu klatka.
Lubiê ten gorset powiedzia³. Le¿y na tobie idealnie. Musisz
go zachowaæ jako pami¹tkê swojego nikczemnego wdowieñstwa. I wk³a-
daæ go, kiedy ciê o to poproszê. Pochyli³ siê i poca³owa³ j¹ mocno
w usta, po czym powêdrowa³ wargami w dó³, ku piersiom. D³onie b³¹-
dzi³y po jej ciele
Serce Rachel ³omota³o. Poczu³a suchoæ w ustach.
Nie dostaniesz tego najwa¿niejszego, Magnus, dopóki nie spe³-
nisz swojej obietnicy, ¿e mnie polubisz.
Dostanê Sama zaczniesz mnie b³agaæ, ¿ebym z³ama³ obietni-
cê jego palce bawi³y siê liliowymi wst¹¿eczkami, którymi wykoñczo-
ny by³ brzeg gorsetu. Nieoczekiwanie ostrym ruchem poci¹gn¹³ w dó³
jej sukniê, obna¿aj¹c j¹ a¿ do bioder. Obj¹³ d³oñmi ciniêt¹ fiszbinami
118
taliê, jak gdyby próbuj¹c zmierzyæ jej smuk³oæ, i powiód³ ustami wzd³u¿
nagiego ramienia.
Nie pozwolê ci jej z³amaæ. Po³o¿ê siê dzisiaj z tob¹, ale bêdzie tak
jak na Herschel. Nic nie dostaniesz. Nic jêknê³a. Jego rêce szarpa³y
koronki gorsetu. Chcia³a go odepchn¹æ, ale wspomnienie rozkoszy by³o
zbyt wyraziste Poczu³a nag³¹ wilgoæ miêdzy udami. Gorset rozluni³
siê; p³on¹ce wargi objê³y jej brodawkê.
Jedynie si³¹ rozs¹dku szarpnê³a siê do ty³u i rzuci³a biegiem przez
pokój, jak najdalej od niego.
Dotrzymam s³owa, Noel. Przysiêgam.
Odpowied by³a diaboliczna. Utkwi³ w niej ciemne renice i powie-
dzia³:
W takim razie za³ó¿my siê. Zobaczymy, ile nocy nam zajmie, za-
nim i ja co dostanê, dobrze, ¿ono?
Obudzi³o j¹ g³one stukanie do drzwi. Magnus siedzia³ ju¿ w po-
cieli, kln¹c.
Czego tam? warkn¹³, jedn¹ rêk¹ przytrzymuj¹c Rachel w ³ó¿-
ku, choæ chcia³a siêgn¹æ po ubranie.
Mam piln¹ wiadomoæ dla pana, sir. Mylê, ¿e nie by³oby s³uszne
czekaæ z jej przekazaniem do rana da³ siê s³yszeæ g³os kierownika ho-
telu.
Magnus wsta³. Nie troszcz¹c siê o okrycie swoich nagich lêdwi,
otworzy³ szarpniêciem drzwi sypialni, wzi¹³ kartkê papieru z r¹k kie-
rownika i z powrotem zatrzasn¹³ mu drzwi przed nosem.
Co siê sta³o? Czy to z Northwyck? Co z Tommym i Clare? Ra-
chel nerwowo splata³a i rozplata³a palce.
Podszed³ do gazowego kinkietu, roz³o¿y³ kartkê i przelecia³ j¹ wzro-
kiem, po czym zmi¹³ pe³nym irytacji gestem i cisn¹³ na biurko.
Wszystko w porz¹dku w Northwyck? spyta³a.
Wszystko w porz¹dku w Northwyck powtórzy³.
Odetchnê³a z ulg¹. I w³anie w tej chwili w md³ym, dr¿¹cym wie-
tle kinkietu dostrzeg³a to: dowód jego niew¹tpliwego po¿¹dania w obra-
mowaniu smuk³ych, zwê¿aj¹cych siê ku do³owi ud.
No to co, poddajesz siê, ¿ono? spyta³, irytuj¹co unosz¹c jedn¹
brew.
Odwróci³a wzrok i odsunê³a siê na brzeg ³ó¿ka. Odpowied by³a jasna.
On jednak mia³ w³asne pomys³y. Wlizn¹wszy siê pod wykwintn¹
egipsk¹ pociel, przesuwa³ siê coraz bardziej w jej stronê, a¿ wreszcie
119
jedynym sposobem unikniêcia z nim kontaktu, jaki jej pozosta³, by³o
upaæ na pod³ogê.
W³anie zastanawia³a siê, czy tego nie zrobiæ, gdy wtem Noel oto-
czy³ j¹ ramionami i zamkn¹³ w ¿elaznym ucisku. Przysun¹³ siê jeszcze
o te parê milimetrów, jakie miêdzy nimi pozosta³y, i przywar³ do jej po-
ladków. No co, nie czujesz? zdawa³ siê pytaæ.
Owszem, czu³a.
Zmusza³a siê, by myleæ o sprawach odleg³ych, obojêtnych, tak by
pokusa os³ab³a. Nie³atwo by³o jednak poskromiæ wyobraniê W ciem-
noci rysowa³a przed jej oczami obraz czarnego satynowego gorsetu z ko-
ronkami, opadaj¹cego na dywan. Bladoliliowe wst¹¿eczki zdobi¹ce jego
brzeg po³yskiwa³y w wietle ulicznej lampy, wpadaj¹cym przez szparê
w zas³onie
Ten obraz j¹ przeladowa³. Przez g³owê przebiega³y myli o podda-
niu siê. Twarde ramiona obejmuj¹ce jej taliê nios³y obietnicê pieszczot,
jakich nigdy dot¹d nie zazna³a.
Nie wolno jednak jej by³o ulec. Wiedzia³a, ¿e musi byæ silna, bo
inaczej straci wszystko. Zacisnê³a powieki i pomyla³a o domu. Mróz,
nieg, krwawi¹ce, popêkane d³onie, t³uszcz wielorybi
Wci¹¿ czu³a ciê¿ar spoczywaj¹cej na jej biodrze rêki i twardoæ przy
poladkach.
D³ugo trwa³o, zanim znowu zapad³a w sen.
13
C
hyba ju¿ z tysi¹c razy przechodzi³a obok zmiêtego kawa³ka papie-
ru. Cokolwiek tam by³o napisane, to nie jej sprawa Z pewnoci¹ wia-
domoæ nie dotyczy³a Noela, bo cisn¹³ kartkê na pod³ogê natychmiast
po przeczytaniu.
A jednak chcia³aby wiedzieæ, co tam jest napisane. Sam fakt, ¿e jej
o tym nie powiedzia³, sprawia³, ¿e pali³a j¹ ciekawoæ.
Noel koñczy³ niadanie w salonie, ona za wymówi³a siê, ¿e musi
poszukaæ pogubionych w pocieli szpilek do w³osów. To by³a jedyna
szansa, by sprawdziæ treæ notatki i byæ mo¿e odkryæ jeszcze jeden se-
kret mê¿czyzny, którego tak rozpaczliwie kocha³a.
Rozwinê³a ma³y arkusik, nas³uchuj¹c w napiêciu. Najl¿ejszy odg³os
zdawa³ siê byæ odg³osem kroków Noela, który w ka¿dej chwili móg³ j¹
120
z³apaæ na gor¹cym uczynku Na kremowym papierze widnia³ odrêcz-
ny tekst napisany bladopopielatym atramentem:
Kochany!
Muszê siê z tob¹ zobaczyæ. Sama myl, ¿e mog³e umrzeæ, sprawia, ¿e
drêtwiejê z przera¿enia Gor¹co pragnê znaleæ ciê znowu na w³aciwym ci
miejscu jako mojego pana i mistrza.
Bêdê czekaæ ca³¹ noc z k¹piel¹ i brandy.
Twoja Charmian
Zmiê³a papier w d³oni. Ze zdumienia zaledwie mog³a oddychaæ. Nie
doæ, ¿e dowiedzia³a siê o istnieniu narzeczonej Noela, miss Amberly,
to jeszcze ta Charmian! Ta kobieta to co wiêcej. Znacznie wiêcej. Naj-
wyraniej Noel z ni¹ ¿y³ Charmian by³a jego kochank¹, za ona, Ra-
chel, stanowi³a tylko jej arktyczny ekwiwalent. Charmian gra³a rolê, któr¹
Noel usi³owa³ narzuciæ jej jak dot¹d bezskutecznie.
Widzê, ¿e nie muszê ci ju¿ wyjaniaæ, kto to jest panna Harris
us³ysza³a pe³en jadu g³os. W drzwiach sta³ Noel. Zszokowana nie us³ysza-
³a, jak wstawa³ od sto³u ani jak szed³ przez salon w kierunku sypialni.
Wyci¹gnê³a ku niemu zwiniêt¹ kulkê papieru.
Wybacz mi powiedzia³a cicho. Widzê, ¿e to nie moja spra-
wa. Zamierza³a przejæ obok niego, ale dotkniêcie jego d³oni na po-
liczku zmusi³o j¹ do zatrzymania siê.
Gdyby zale¿a³o mi, ¿eby zobaczy³a tê notatkê, pokaza³bym ci j¹.
Nie chcia³em ci opowiadaæ o pannie Harris. Teraz jednak, przypuszczam,
bêdê musia³
Nie przerwa³a ostro. Nie oczekujê od ciebie ¿adnych wyja-
nieñ. Nie jestem twoj¹ prawdziw¹ ¿on¹. Nie jestem nawet twoj¹ ko-
chank¹. Jeli masz kobietê, to jest to sprawa twoja i jej. Nie moja.
Znów wyci¹gn¹³ d³oñ, by dotkn¹æ jej policzka. Odskoczy³a jak oparzona.
Przecie¿ nie poszed³em do niej dzisiaj w nocy, prawda? powie-
dzia³.
Nie chcê o niej s³yszeæ. Naprawdê wci¹¿ uchyla³a siê od jego
d³oni. Teraz wiem, ¿e dzisiejsza noc by³a pomy³k¹. Tyle b³êdów naro-
bi³am. Oczy piek³y j¹ od niewyp³akanej rozpaczy. Pomogê ci wróciæ
do Northwyck, ale potem muszê wyjechaæ. Choæby nie wiem jak ¿¹da³,
¿ebym pozosta³a, jestem teraz pewna, ¿e muszê ciê opuciæ.
Rachel powiedzia³, najwyraniej z³y nie ¿yczê sobie, ¿eby mn¹
rz¹dzi³a. Charmian Harris by³a moj¹ kochank¹, ale nie widzia³em jej od
Od kiedy? Od piêciu lat, w ci¹gu których odwiedza³e mnie i ojca
w Herschel, obiecuj¹c mi mi³oæ i oddanie? A potem bieg³e k³usem tu-
taj na ka¿de skinienie, ¿eby
121
Czuj¹c, ¿e za chwilê straci panowanie nad sob¹, podesz³a ciê¿ko do
krzes³a z ró¿anego drzewa i usiad³a.
¯ycie, jakie tu prowadzisz, te kochanki, bogactwa, ekscesy
z³apa³a siê za g³owê. Nie chcê takiego ¿ycia. Nie pamiêtam, ¿ebym
kiedykolwiek go pragnê³a.
Bo jedyne, czego pragnê³am, to ciebie pomyla³a têpo.
Rachel, ona by³a moj¹ kochank¹ od dziesiêciu lat. Znam Char-
mian znacznie d³u¿ej ni¿ ciebie powiedzia³ ch³odno, bez ladu zmie-
szania.
Prychnê³a.
Wobec tego musi byæ o mnie zazdrosna. Chcia³e, ¿ebym zosta³a
twoj¹ kochank¹, choæ nadal utrzymywa³e kontakty z ni¹. A dzisiaj w no-
cy nie skorzysta³e z jej propozycji, ¿eby zostaæ ze mn¹. Jej spojrzenie
powêdrowa³o w kierunku ³ó¿ka. Miejsce, w którym znalaz³a bezpieczeñ-
stwo i mi³oæ, przynajmniej w wyobrani Musisz natychmiast wy-
s³aæ jej wiadomoæ, Magnus. Wiadomoæ, ¿e zaraz do niej przyjdziesz.
Wsta³a z krzes³a. Bo ja z pewnoci¹ nie
Przyjecha³a tu, bo chcia³a byæ moj¹ ¿on¹ warkn¹³. Spróbuj
wobec tego, jak to smakuje. Mê¿czyzna z moj¹ pozycj¹ bierze sobie
kochankê. Judith by to zaakceptowa³a.
Musia³aby chyba byæ szalona mruknê³a.
Spojrza³ na ni¹.
Nie rozumiesz, ¿e takie jest ¿ycie?
Mój ojciec przez wiêksz¹ czêæ roku by³ na morzu, a pomimo to
by³ oddany wy³¹cznie matce do dnia jej mierci. Nie mów mi o tym,
jakie jest ¿ycie, bo ja wiem, jaka powinna byæ mi³oæ b³ysnê³a oczami.
Twój ojciec by³ rybakiem, a matka kuchark¹. Nie mieli nic wspól-
nego z bur¿uazyjn¹ moralnoci¹. A ty w swojej naiwnoci tego nie do-
strzegasz zadrwi³.
Wpatrywa³a siê w niego bez mrugniêcia.
Wiem, jaka powinna byæ mi³oæ powtórzy³a.
A teraz przekonujesz siê, jaka mi³oæ jest naprawdê. Twardy wyraz
znikn¹³ na moment z jego oczu. Ty nie nale¿ysz do tego wiata, Rachel;
wiedzia³em o tym ju¿ na Herschel. Powinna by³a pos³uchaæ mojej prze-
strogi i trzymaæ siê z daleka od spraw, o których nie wiesz nic. Powinna
by³a chroniæ swoje naiwne wyobra¿enia o mi³oci i trzymaæ siê z daleka.
Mia³a chêæ go uderzyæ, wbiæ w niego piêciami jakie uczucie, wy-
tr¹ciæ go z jego ch³odu Zanim jednak zdo³a³a wypowiedzieæ jakie
s³owo, rozleg³o siê pukanie do drzwi. Zamarli. Drzwi otworzy³y siê i do
salonu wszed³ jaki mê¿czyzna.
122
Mam nadziejê, ¿e nie przyszed³em nie w porê powiedzia³ Ed-
mund Hoar, odnalaz³szy ich spojrzeniem w drzwiach do sypialni. Spo-
tka³em twojego s³u¿¹cego, Magnus, i powiedzia³ mi, ¿e w³anie skoñ-
czylicie niadanie. Chcia³em po prostu zobaczyæ, jak siê czujesz po
operacji. Jego bladozielone niczym nefryt oczy spoczê³y na Rachel.
Dzieñ dobry, pani Magnus. Mam nadziejê, ¿e pañstwu nie przeszkadzam.
Rachel milcza³a. Za to Noel wygl¹da³, jakby mia³ chêæ zdzieliæ in-
truza piêci¹ w twarz.
Zabieraj siê st¹d powiedzia³, nie dbaj¹c o jakiekolwiek maniery.
Wierzê, ¿e przyczyn¹ twojego rozdra¿nienia jest stan zdrowia, a nie
moja osoba Hoar przysiad³ na krawêdzi biurka. W swoich czarnych
spodniach i surducie w kolorze butelkowej zieleni wygl¹da³ olniewaj¹-
co i najwyraniej o tym wiedzia³. Muszê wyznaæ, ¿e przyszed³em tu,
aby spytaæ o Czarne Serce. Pali mnie pragnienie, aby siê dowiedzieæ,
dlaczego nie og³osi³e znaleziska w gazetach. Czy¿by to nie ten nies³awny
kamieñ widzia³em na szyi twojej ¿ony na balu?
Nie udzielê ci ¿adnych informacji. A teraz zabieraj siê st¹d wark-
n¹³ Magnus.
Hoar ponownie zwróci³ spojrzenie na Rachel.
Czy¿by nie wiedzia³a pani, moja droga, jak straszliwy kamieñ pani
nosi? Nie uprzedzono pani o kl¹twie, jaka na nim ci¹¿y?
Nie bojê siê kl¹tw powiedzia³a obojêtnie. Nic gorszego nie mo-
g³o siê ju¿ zdarzyæ w jej ¿yciu.
Ale ten kamieñ jest wyj¹tkowo z³oliwy. Przyby³ z Indii. Rad¿a
przekl¹³ go, gdy jego ulubiona ma³¿onka uciek³a ze s³ug¹. Powiadaj¹, ¿e
jego w³aciciel jest skazany na zniszczenie tego, co kocha najbardziej.
Czy wierzy pani w takie rzeczy, pani Magnus? Bo lady Franklin nie wie-
rzy³a. Da³a opal mê¿owi z zamiarem z³amania kl¹twy, a teraz wydaje
resztki fortuny na poszukiwanie ukochanego ma³¿onka w nadziei, ¿e jej
niefortunne posuniêcie nie spowodowa³o jego mierci.
Rachel bezradnie pomyla³a o ojcu. Da³ jej opal z myl¹, ¿e pewne-
go dnia przyniesie jej trochê pieniêdzy. Teraz jednak, po us³yszeniu re-
welacji Edmunda, zastanowi³a siê, czy by³ on w³acicielem kamienia
w chwili mierci albo czy by³a w³acicielk¹ ona. Z pewnoci¹ nikogo
nie kocha³a tak jak ojca; kiedy zmar³, pozosta³ jej do kochania tylko
Magnus.
Niepotrzebnie mnie pan ostrzega, Mr Hoar. Nie mam ju¿ tego
kamienia. Nale¿y teraz wy³¹cznie do Magnusa i mo¿e on z nim zrobiæ,
co mu siê podoba.
Edmund dramatycznie zaczerpn¹³ powietrza.
123
Czy to rozs¹dne, Magnus? Teraz, kiedy w koñcu po³¹czy³ siê pan
z piêkn¹ narzeczon¹?
Gdyby nie by³o to tak bolesne, wybuchnê³aby miechem. Jej ¿yciu
nie zagra¿a³o ¿adne niebezpieczeñstwo. Nic nie wskazywa³o na to, by
Noel darzy³ j¹ jakim gorêtszym uczuciem W najlepszym razie by³a
dla niego przelotnym oczarowaniem; w najgorszym nieosi¹galnym
obiektem po¿¹dania, który porzuci³by w momencie zdobycia.
Czy mogê panu przypomnieæ, panie Hoar, ¿e kaza³em panu opu-
ciæ ten apartament? Noel post¹pi³ krok w jego kierunku. Edmund ze-
lizn¹³ siê z biurka i post¹pi³ ku drzwiom.
Zap³acê ka¿d¹ cenê, Magnus. Wiesz o tym.
Czarne Serce pójdzie do muzeum. Og³osi³em to, kiedy wyje¿d¿a-
³em na moj¹ pierwsz¹ ekspedycjê, i zamierzam dotrzymaæ s³owa. A te-
raz do widzenia, Hoar Magnus zatrzasn¹³ za nim drzwi.
Rachel zaczê³a siê miaæ jak ob³¹kana. Kiedy przysz³a do siebie,
ruszy³a ku drzwiom.
Pójdê sprawdziæ, czy nasz powóz jest gotowy do drogi.
Najpierw wyjanisz mi, co ciê tak ubawi³o po³o¿y³ rêkê na klam-
ce, blokuj¹c jej wyjcie.
Zwróci³a na niego pe³en rozpaczy wzrok.
Pomyla³am sobie, ¿e to bardzo dobrze, ¿e da³am ci ten opal. Nie
mog³o siê u³o¿yæ pomylniej.
Dlaczego?
Poniewa¿ kocham zbyt wiele osób, Noel. Nie rozumiesz? smut-
ny umiech wykrzywi³ jej usta. Gdybym to ja mia³a Czarne Serce, by-
³oby zagro¿one ¿ycie zbyt wielu ludzi, o ile rzeczywicie na tym kamie-
niu ci¹¿y kl¹twa. Ale ty? Ciebie ¿adna kl¹twa nie dosiêgnie. Jej g³os
zmartwia³. Bo ty nie kochasz nikogo.
Mo¿e zatem samo przeznaczenie sprawi³o, ¿e opal Franklina tra-
fi³ w moje rêce odpar³ sarkastycznie. Dziêki mnie wiat bêdzie zno-
wu bezpieczny.
Spojrza³a na niego. Jak gdyby kierowana zewnêtrzn¹ wol¹ unios³a
d³oñ ku jego pokrytemu zarostem policzkowi i pog³adzi³a go z ca³¹ czu-
³oci¹ minionej nocy.
Wziê³abym na siebie ryzyko ka¿dej kl¹twy, gdyby mnie tylko kocha³
Mia³a chêæ wykrzyczeæ na g³os te s³owa, ale zdusi³ je g³os rozs¹dku.
Kl¹twa nie by³a prawdziwa. Franklin z pewnoci¹ zgin¹³ nie od prze-
kleñstwa, a z powodu niedocenienia najgorszego klimatu na wiecie.
A Magnus nie narazi jej na niebezpieczeñstwo, poniewa¿ jej nie
kocha. I prawdopodobnie nigdy nie pokocha.
124
14
J
ak¿e siê pani ma, pani Magnus? Ca³e miasto mówi o pani. To wszyst-
ko, co musia³a pani znieæ w ci¹gu ostatnich tygodni
Rachel unios³a wzrok znad kontuaru recepcji. Tu¿ obok jej ³okcia
sta³ Edmund Hoar, z twarz¹ rozjanion¹ tym samym us³u¿nym umie-
chem, jaki widzia³a u niego poprzednio.
O, pan Hoar zauwa¿y³a zwiêle i zwróci³a siê ponownie ku kon-
sjer¿ce.
Czy jego stan jest ju¿ dostatecznie dobry, ¿eby wyruszaæ w pod-
ró¿? Musi siê pani bardzo cieszyæ na myl o powrocie do domu Hoar
poufa³ym gestem starego ma³¿onka po³o¿y³ jej d³oñ na ramieniu, po czym
szepn¹³ do ucha: Spotkajmy siê w wykuszu hotelowej sali balowej.
Mam dla pani pewne informacje. Informacje na temat Magnusa.
Panie Hoar powiedzia³a ostrym szeptem na jakiej podstawie
s¹dzi pan, ¿e zechcê siê z panem gdziekolwiek
Magnus jest w niebezpieczeñstwie przerwa³ jej. W powa¿nym
niebezpieczeñstwie. Bojê siê o jego ¿ycie.
W niebezpieczeñstwie? Ze strony kogo? wci¹¿ mówi³a ciszo-
nym g³osem.
Charmian Harris to z³oliwa kobieta. Nie kryje siê bynajmniej
z tym, ¿e jest jego kochank¹. To, ¿e do niej nie przyjecha³, doprowadzi³o
j¹ do wciek³oci. Powiedzia³a mi, ¿e pragnie jego mierci i ¿e ma truci-
znê, dziêki której mo¿e spe³niæ swoje pogró¿ki.
Rachel wspomnia³a, jaka wystraszona by³a Mazie, kiedy zobaczy³a
dziewczynê po raz pierwszy. Bicie leniwej s³u¿¹cej szczotk¹ do w³osów
wymaga³o energii Taka kobieta pójdzie na koniec wiata, byle ukaraæ
mê¿czyznê, który j¹ odrzuci³.
Spotkajmy siê w wykuszu powtórzy³. Bêdzie pani mog³a go
potem ostrzec co do Charmian i jej zamiarów.
Skin¹³ jej na po¿egnanie g³ow¹ i odszed³. Jego ruchy zdradza³y pew-
noæ siebie. Patrzy³a w lad za nim, wzburzona.
W dwadziecia minut póniej otwiera³a drzwi do nieu¿ywanej sali
balowej hotelu. Ciemne pomieszczenie przypomina³o jaskiniê, aczkol-
wiek przez szczeliny w zas³onach przebija³o nieco dziennego wiat³a.
We wschodnim k¹cie sali, za szeregiem obci¹gniêtych pokrowcami krze-
se³ wygl¹daj¹cych niczym trzymaj¹ce stra¿ duchy, dostrzeg³a wykusz.
125
A wiêc przysz³a pani. Grzeczna dziewczynka, bardzo grzeczna
Edmund wyszed³ zza os³aniaj¹cej wykusz niebieskiej aksamitnej kotary.
Nie odpowiedzia³a. W milczeniu podesz³a bli¿ej.
Chce go pani ostrzec, prawda? Kocha go pani. Spojrza³ na ni¹.
Przysiêg³aby, ¿e miênie jego szczêk by³y zaciniête w spazmie z³oci.
Wiem jedynie z drugiej rêki, jakim temperamentem dysponuje
panna Harris. Wiem te¿, ¿e nie chcia³ siê z ni¹ spotkaæ dzi w nocy. Z te-
go, co wiem, ka¿de wyimaginowane wykroczenie mo¿e sprowokowaæ
jej zemstê.
Czeka³a na informacjê, po któr¹ przysz³a. Jaki szósty zmys³ podpo-
wiada³ jej, ¿eby nie zbli¿aæ siê zanadto do Hoara.
Charmian Harris jest znana ze swoich napadów z³oci zamia³
siê Edmund. Stoisz tam, Rachel, oczy masz przera¿one jak ma³e dziec-
ko, a mimo to przysz³a. Dla niego ostatnie s³owa zabrzmia³y jak prze-
kleñstwo.
Magnus jest silnym mê¿czyzn¹ i potrafi siê obroniæ. Nie wiem
jednak nic o mo¿liwociach tej kobiety. Uwa¿am, ¿e to mój obowi¹zek
dopilnowaæ, by zosta³ ostrze¿ony.
W³anie tyle Hoar potrzebowa³ wiedzieæ. Ani wiêcej, ani mniej.
Charmian to wiedma dla s³u¿by, a ulicznica w ³ó¿ku, ale co naj-
wa¿niejsze, to niegrona wariatka. Nic Magnusowi zrobiæ nie mo¿e.
Dlaczego wobec tego chcia³ pan, ¿ebym uwierzy³a, ¿e jest inaczej?
Pytanie by³o równie bezsilne, jak z³oæ Charmian. Jedyn¹ mo¿liw¹
odpowiedzi¹ by³o, ¿e zosta³a tu zwabiona i ¿e nie powinna by³a przycho-
dziæ. Przychodz¹c, narazi³a siê na k³opoty.
Usi¹dmy razem w wykuszu, Rachel.
Cofnê³a siê o krok. Ju¿, ju¿ mia³a rzuciæ siê ku zamkniêtym drzwiom,
ale on by³ szybszy. Z³apa³ j¹ za obie rêce i poci¹gn¹³, opieraj¹c¹ siê, ku
ciemnej wnêce.
No chod, ukochana, usi¹d obok mnie
Walczy³a, próbowa³a biæ go piêciami, ale bez skutku. Cieniutkie
skórkowe pantofelki poliznê³y siê na woskowanym parkiecie i ponio-
s³y wbrew jej woli ku niemu.
Nie powiedzia³a mu, ¿e zamierzasz siê ze mn¹ spotkaæ, praw-
da? zachichota³. Grzeczna dziewczynka. Gdyby powiedzia³a, przy-
szed³by tu za tob¹ i nakarmi³by mnie w³asn¹ piêci¹. Przycisn¹³ j¹ do
ciany i powêdrowa³ d³oni¹ wzd³u¿ gorsetu. A ja mam apetyt raczej na
co innego.
Proszê jêknê³a cicho, gdy przeniós³ d³oñ z jej ust na policzek.
Nie mam tego kamienia, jeli to w³anie na nim panu zale¿y. Magnus
126
powiedzia³ panu prawdê. On jest teraz jego w³acicielem. Nic nie mogê
dla pana zrobiæ.
Ale który skarb ceni bardziej? Ciebie czy Czarne Serce? dysza³
jej w ucho gor¹cym oddechem, przesyconym woni¹ tytoniu. Chwyci³ jej
brodê jak w kleszcze i usi³owa³ poca³owaæ. Odwróci³a siê gwa³townie.
Dowiedzia³em siê od s³u¿by, ¿e spalicie tej nocy w jednym ³ó¿-
ku. Odrzuci³ zaproszenie Charmian dla ciebie. Dla ciebie. Wobec tego
który skarb ceni bardziej? No, powiedz
Dlaczego tak go pan nienawidzi? Wiem, jest pañskim rywalem,
ale by³y czasy, kiedy pan by³ gór¹ Jest pan w³acicielem ca³ej Kompa-
nii Pó³nocnej, która nieustannie usi³owa³a pokrzy¿owaæ plany Noela.
Czasem pan zwyciê¿a³, panie Hoar. Czy to nie dosyæ?
Potrz¹sn¹³ ni¹ tak mocno, ¿e pomyla³a z obaw¹, czy bêdzie jeszcze
kiedykolwiek w stanie patrzeæ prosto.
Nie bêdzie mia³ i kamienia, i ciebie, rozumiesz? Co wobec tego
woli?
Woli kamieñ! krzyknê³a ochryp³ym z upokorzenia g³osem.
Puci³ j¹. Upad³a na poz³acane stiuki wykuszu.
Nieszczêsne dziecko wydysza³ szeptem. Zakocha³a siê w nim,
prawda? A on, za³o¿ê siê, nie odwzajemnia twojego uczucia z równ¹
pasj¹
Nie odpowiedzia³a. Hoar zamia³ siê.
On nie jest ciebie wart, Rachel. Powoli zbli¿y³ siê i przypar³ j¹
cia³em do ciany. Có¿ za radoæ by mi sprawi³a, opuszczaj¹c go
A on dopiero wtedy by ciê doceni³.
Szamota³a siê z nim, próbuj¹c siê uwolniæ. W koñcu da³a spokój.
Gdybym go opuci³a, to na pewno nie dla takiego jak ty. Prêdzej
wybra³abym bezzêbnego rybaka o nogach jak pa³¹ki ni¿ ciebie
Uderzy³ j¹ w twarz. Jêknê³a, ale nie spuci³a z niego wyzywaj¹cego
spojrzenia.
Pog³adzi³ j¹ po policzku, jak gdyby przepraszaj¹c.
To nie tajemnica, ¿e ciê pragnê, Rachel. Mo¿e moglibymy
Wydaje ci siê, ¿e mnie pragniesz, bo s¹dzisz, ¿e Magnus mnie
po¿¹da. Wiedz wobec tego, ¿e wa¿niejsze jest dla niego Czarne Serce.
Teraz, kiedy je wreszcie ma, zamierzam wróciæ na wyspê Herschel, gdy
tylko uda mi siê zdobyæ fundusze na podró¿ dla mnie i dla dzieci.
W koñcu zdo³a³a go odepchn¹æ. Sta³ i przygl¹da³ siê jej.
Nie wiem, czy to prawda.
Prawda. Jak podejrzewa³e, nasze ma³¿eñstwo to blef. On siê tylko
ze mn¹ bawi³. Teraz nie mam ju¿ powodu, ¿eby zostawaæ w Nowym Jorku.
127
Przysiêg³aby, ¿e mrukn¹³ pod nosem:
O ile to prawda, to ocali³a swoje ¿ycie, moja piêkna.
Jeli wolno mi odejæ powiedzia³a ch³odno pragnê³abym ni-
gdy wiêcej pana nie widzieæ, panie Hoar. Bo jeli zobaczê, to mo¿e siê
zdarzyæ, ¿e bêdzie pan siê modli³, by Charmian Harris wy³adowa³a swo-
j¹ z³oæ na panu.
Rozemia³ siê. Drobne zêby zdawa³y siê wieciæ w ciemnoci.
Twierdzisz, ¿e to mój zawistny charakter jest przyczyn¹ tego, ¿e
ciê po¿¹dam, ale teraz widzê, ¿e nie tylko. Za ka¿dym razem kusisz mnie
przyjemnoci¹ z³amania twojego oporu.
Wiêcej nie bêdzie pan mia³ szansy próbowaæ.
Odwróci³a siê i posz³a w kierunku wyjcia. Ruszy³ za ni¹.
W jaki sposób zamierzasz zdobyæ fundusze na podró¿ na Her-
schel? O ile wiem, Magnus pilnuje portmonetki.
Znajdê sposób odpar³a, nie ogl¹daj¹c siê.
Chcesz wyjechaæ prêdko, prawda? Z³ama³ ci serce, prawda? I ma-
rzysz teraz o ucieczce, ¿eby nie drêczyæ siê tym, ¿e ciê nie kocha Nie
mam racji?
Zignorowa³a go.
Mo¿esz znaleæ siê na pok³adzie najbli¿szego statku, który wyp³y-
nie z nowojorskiego portu. Mogê daæ ci pieni¹dze na podró¿, s³yszysz?
D³oñ Rachel zamar³a na rokokowej klamce.
Chcesz dostaæ teraz te pieni¹dze?
Mieæ wobec pana zobowi¹zania to samobójstwo odpar³a, nie
patrz¹c na niego.
Nie bêdzie ¿adnych zobowi¹zañ. Wywiadczasz mi przys³ugê, ja
wywiadczam tobie. Bêdziemy kwita.
Czego chcesz?
Chcê mieæ opal.
Nie jestem w stanie odzyskaæ go dla pana.
Mo¿esz spróbowaæ.
Ale ugryz³a siê w jêzyk. Przecie¿ to g³upota wyjaniaæ Hoarowi,
¿e da³a opal Magnusowi i nie bêdzie prosiæ o jego zwrot. Nie puci³by
jej w takim wypadku. Dobrze, spróbujê sk³ama³a.
Pog³aska³ j¹ po ramieniu.
A w miêdzyczasie spróbuj jeszcze raz przemyleæ nasz ewentual-
ny zwi¹zek. Byæ mo¿e, moglibymy w ten sposób zemciæ siê na Ma-
gnusie oboje.
Wyszarpnê³a ramiê spod jego dotyku. Bez s³owa otworzy³a drzwi
i wysz³a.
128
Jeste jaka dziwnie spokojna. Co tam za piwo warzy siê znów
w tej twojej g³owie? Magnus wpatrywa³ siê w ni¹ z przeciwleg³ej ³aw-
ki przedzia³u. Poci¹g toczy³ siê miarowo z prêdkoci¹ trzydziestu kilo-
metrów na godzinê. Wieczorem bêd¹ w Northwyck.
Po prostu têskniê za Tommym i Clare. Brakuje mi ich Rachel
obserwowa³a jego twarz. Siedzia³ sztywno na wycie³anej skór¹ ³awce,
pamiêtaj¹c, by nie pozwoliæ sobie na rozlunienie. Ju¿ parê razy widzia-
³a, jak zapomnia³ o ostro¿noci i odchyliwszy siê na miêkkie oparcie,
krzywi³ siê z bólu.
Wys³a³em wiadomoæ, ¿e wracamy. Przy odrobinie szczêcia te
dwa bachory bêd¹ na stacji, ¿eby ciê przywitaæ.
Na ustach Rachel pojawi³ siê cieñ umiechu.
Dobrze, ¿e móg³ pan pozwoliæ sobie na prywatny przedzia³, panie
Magnus, i nikt nie s³yszy pañskich wypowiedzi. Te dwa bachory, jak
siê pan wyrazi³, s¹ uwa¿ane za owoc pañskich lêdwi.
Spojrza³ na ni¹ ponuro.
Moje dzieci bêd¹ dwa razy m¹drzejsze i ³adniejsze ni¿ tych dwoje
uliczników.
Tommy i Clare s¹ wspaniali i równie piêkni, jak ka¿de dziecko,
które móg³by powo³aæ na ten wiat. A poza tym nie zapominaj, ¿e two-
je dzieci bêd¹ w po³owie przypominaæ matkê. Judith Amberly, ze swoj¹
patykowat¹ sylwetk¹, mog³aby ci urodziæ co najwy¿ej parê patyczaków.
Uspokój siê mrukn¹³. Wygl¹da na to, ¿e jeste zazdrosna, moja
droga.
Zwróci³a g³owê w kierunku okna. Nie sposób by³o zaprzeczyæ jego s³o-
wom Zrobi³a wszystko, by zdobyæ jego mi³oæ. Pytanie, jakie zada³ jej
Edmund Hoar w sali balowej, uwiadomi³o jej, ¿e to niemo¿liwe. Kocha³
swój bezcenny opal bardziej ni¿ j¹. Ta wiadomoæ zrani³a j¹ do ¿ywego.
A co z twoim policzkiem, Rachel? Jest ca³y czerwony. Wygl¹-
dasz, jakby ciê kto uderzy³, chocia¿ mogê przysi¹c, ¿e nie dotkn¹³em
ciê palcem wpatrywa³ siê w ni¹ bacznie.
Unios³a d³oñ ku policzkowi. Wci¹¿ by³ obola³y. Ju¿ mia³a chêæ po-
wiedzieæ, ¿e to robota jego wroga, ale da³a spokój. Nie by³o sensu. Wszyst-
ko to, co zapewni³o jej bezpieczeñstwo, dla Noela by³oby kolejnym do-
wodem jej bezu¿ytecznoci.
Nie, nie uderzy³e mnie. Mogê o tym zawiadczyæ, gdyby kto py-
ta³ powiedzia³a lekko. Odpowied Magnusa by³a zaskakuj¹co powa¿na.
I nigdy bym ciê nie uderzy³. Mê¿czyzna, który bije kobietê, to
co, czego bym nie zniós³. Wystarczaj¹co napatrzy³em siê na ojca Móg³-
bym chyba zabiæ mê¿czyznê, który podnosi rêkê na kobietê.
129
Ciekawe, jak by zareagowa³, gdyby zobaczy³, jak potraktowa³ j¹
Edmund
Ale muszê wiedzieæ, jak to siê sta³o, ¿e masz taki czerwony poli-
czek. Przewróci³a siê? Uderzy³a siê o co? Dopilnujê, ¿eby powiado-
miono w³aciciela hotelu, jeli ich pokoje zagra¿aj¹ bezpieczeñstwu goci.
Chwila niezrêcznego milczenia minê³a.
To moja wina. Nie rób tego, proszê w jej oczach by³o b³aganie.
Odwróci³ wzrok.
Powinna wobec tego byæ bardziej ostro¿na. Uwa¿aj na siebie.
Gdyby lepiej zna³a drogi tego wiata, wiedzia³aby, ¿e twarz kobiety
jest jej fortun¹.
A tym bardziej jej umys³ i serce mia³a chêæ wykrzyczeæ. Zamiast
tego ponownie zwróci³a spojrzenie ku pejza¿owi za oknem.
Musia³a powróciæ do Herschel. Nawet koniecznoæ podtrzymywa-
nia pozorów tego oszukañczego ma³¿eñstwa nie mo¿e sk³oniæ jej do
pozostania.
Jutro ca³a trójka ona, Tommy i Clare znajd¹ siê znowu w poci¹-
gu, jad¹cym z powrotem do Nowego Jorku. Mia³a do wyboru albo opu-
ciæ go, albo zdradziæ, pozwalaj¹c siê wci¹gn¹æ w intrygi Edmunda Hoara,
a tego ostatniego nigdy by nie zrobi³a. Nawet po to, ¿eby pozbyæ siê
Czarnego Serca, którym gardzi³a. W oczach Noela ten opal znaczy³ o ty-
le wiêcej ni¿ jej kochaj¹ce serce
Doje¿d¿ali ju¿ do wzgórz w pobli¿u Northwyck. Poci¹g przechyli³
siê, bior¹c zakrêt. Wagonem zarzuci³o. Si³a odrodkowa przypar³a No-
ela do siedzenia. Skrzywi³ siê z bólu i zakl¹³.
Patrzy³a na niego. Chcia³aby z³agodziæ jego cierpienie, pocieszyæ
go On jednak pos³a³ jej jedno ze swoich pe³nych dystansu spojrzeñ.
Wiedzia³a, ¿e to daremne.
Nie zdradzi go. A zatem go opuci.
15
R
achel chwyci³a kaszmirowy szal, ¿eby schroniæ siê przed ch³odem.
Ciep³o, jakie dawa³a ta leciutka, miêkka tkanina na ramionach, zaczyna-
³a ju¿ przyjmowaæ jako naturalne. Ale tylko takie ciep³o.
Wyci¹gnê³a swoj¹ star¹ dywanikow¹ torbê podró¿n¹. Amautik z fo-
czych skór wci¹¿ znajdowa³ siê w rodku, podobnie jak mukluks ze skór
9 Lodowa Panna
130
niedwiedzia polarnego. Uderzy³a j¹ woñ niedwiedziego t³uszczu i po-
tu. Czy to mo¿liwe, ¿e jeszcze szeæ miesiêcy temu nie mia³a fio³kowej
wody do k¹pieli ani jedwabnych sukien, które szelestem oznajmiaj¹ jej
wejcie?
Dzieci, co wy wyprawiacie? Wielkie nieba! Czy Mazie zapomnia³a
wynieæ st¹d nocnik?
Do pokoju wesz³a Betsy, nios¹c na srebrnej tacy garnuszek z czeko-
lad¹. Postawi³a tacê na nocnej szafce i zajrza³a pod ³ó¿ko.
To nie nocnik, Betsy przyzna³a siê Rachel. To moje stare ubra-
nia. Wyci¹gnê³am je z torby.
Czy nie pora, ¿eby skoñczyæ wreszcie ze wspomnieniami i spaliæ
te wszystkie rzeczy?
Ja ja nie mogê ich spaliæ Rachel przygryz³a wargê. Przyszed³
czas, by wyznaæ swoje zbrodnie jedynej prawdziwej przyjació³ce. Tylko
w ten sposób mog³a uzyskaæ pomoc, jakiej potrzebowa³a, ¿eby wyje-
chaæ.
Mam ci do powiedzenia co okropnego, Betsy zaczê³a. Modlê
siê, ¿eby mnie nie znienawidzi³a, kiedy skoñczê. Na razie jednak chcia-
³am ciê prosiæ, ¿eby usiad³a.
Betsy opad³a na krzes³o. Jej niem³ode, niebieskie oczy by³y rozsze-
rzone lêkiem.
Obawiam siê, ¿e nie spodoba mi siê to, co us³yszê prawda?
Przykro mi. Nie jestem w stanie upiêkszyæ prawdy. Za bardzo siê
stara³am, ¿eby poz³ociæ te wszystkie k³amstwa. Muszê z tym skoñczyæ.
Z czym, kochanie?
Rachel popatrzy³a na siedz¹c¹ przed ni¹ kobietê. Tyle by³o rzeczy,
których bêdzie jej brakowaæ w zwi¹zku z Betsy: jej mi³ych rysów twa-
rzy, jej uroczych koronkowych czepków, jej usilnych starañ, by ka¿de-
mu dogodziæ Najbardziej jednak bêdzie jej brak kobiecej przyjani.
Nigdy, odk¹d zmar³a matka, Rachel nie zazna³a przyjemnoci, jaka p³y-
nie z sympatycznego towarzystwa innej kobiety. Dopiero gdy przyby³a
do Northwyck
Ja ja ciê ok³ama³am. Wszystkich ok³ama³am. Nie jestem ¿on¹
Magnusa. Nigdy mnie nie polubi³ To tylko pragnienie, ¿eby by³ moim
mê¿em, sprawi³o, ¿e przyjecha³am tutaj i zamieszka³am w tym domu.
I pope³ni³am to straszne oszustwo.
£za wymknê³a jej siê spod powieki, ale star³a j¹ szybko wierzchem
d³oni. Nie chcia³a, ¿eby emocje ³agodzi³y obraz jej przestêpstw.
Zrobi³am to z rozpaczy, bo nie s¹dzi³am, ¿e Noel kiedykolwiek tu
wróci. Zosta³ uznany za zmar³ego i wygl¹da³o na to, ¿e dobrze mu z tym.
131
Ale by³am g³upia. To jasne, ¿e maj¹c tu narzeczon¹ i kochankê, w koñcu
prêdzej czy póniej by wróci³ Teraz wiem, ¿e nie zamierza³ siê ze mn¹
o¿eniæ, bo ju¿ dawno temu zaplanowa³ swój lub z pann¹ Amberly.
Betsy wpatrywa³a siê w ni¹ przez d³ug¹ chwilê. Rachel nie wiedzia-
³a, czego siê spodziewaæ: z³oci, odwrócenia siê plecami, omieszenia.
Nie przypuszcza³a, ¿e kobieta wstanie z krzes³a i obejmie j¹ ramionami.
Moje biedne dziecko Porzucone w tej okropnej lodowej pusty-
ni, zakochane w Magnusie, gdy on ciê zostawi³, pe³n¹ têsknoty Nie
wiem, jak ty to prze¿y³a.
Rachel mia³a wra¿enie, ¿e wypi³a za du¿o, choæ przez ca³y wieczór
nie tknê³a nawet kropelki.
Pani Willem, byæ mo¿e pani mnie nie zrozumia³a. Ja
Daruj sobie wyjanienia. I tak to podejrzewa³am Co najmniej
od czasu, gdy Magnus wróci³ i nie poznawa³ w³asnych dzieci. Nie mogê
siê z tym do koñca pogodziæ, ale teraz przynajmniej wszystko ma sens.
Przepraszam, ¿e ciê oszukiwa³am powiedzia³a Rachel, przyt³o-
czona smutkiem. Zrobi³am to nie z chciwoci, pragnienia, ¿eby ¿yæ
w dobrobycie czy czego w tym rodzaju Myla³am, ¿e zamieszkam
w jego domku i bêdê ¿yæ nadziej¹, ¿e którego dnia do niego zajrzy. Nie
mia³am pojêcia, ¿e Northwyck to rezydencja. I nie przypuszcza³am, ¿e
spotkam siê tu z tak¹ ¿yczliwoci¹. Twoj¹ i pana Willema, i Mazie
Wszystkich.
No, ju¿ dobrze, kochanie. Na pewno dobrze ci zrobi³o, ¿e zrzuci-
³a z siebie ten ciê¿ar. I z pewnoci¹ wyjania to jeszcze jeden sekret,
czy raczej dwa Mam na myli dzieci.
Rachel potrz¹snê³a g³ow¹.
Tommy i Clare próbowali mnie obrabowaæ, kiedy przyjecha³am
do miasta. Spali na ulicy, pod schodami. Nie mog³am przejæ obok nich
obojêtnie. Przypuszcza³am, ¿e bêdê radziæ sobie sama w ma³ej chatce,
wiêc pomyla³am, ¿e mo¿emy radziæ sobie we trójkê. Nie przysz³o mi
do g³owy, ¿e stracê nad tym kontrolê.
Wielkie nieba! zamia³a siê Betsy. Bêdziecie mieli co opo-
wiadaæ wnukom, ty i Magnus
Tak siê cieszê, ¿e siê nie gniewasz Chybabym umar³a, gdyby
przesta³a mnie lubiæ. Twoja ¿yczliwoæ tyle dla mnie znaczy³a w ci¹gu
ostatnich miesiêcy! A teraz, kiedy wiesz ju¿, ¿e by³a mi³a dla oszustki,
znaczy dwa razy tyle.
Nie jeste oszustk¹. Robi³a to, co musia³a, ¿eby prze¿yæ. To twar-
de serce Noela doprowadzi³o ciê do tego.
Rachel ucisnê³a j¹.
132
To nie jest usprawiedliwienie. Pope³ni³am b³¹d, niemniej jestem
ci bardzo wdziêczna, ¿e nie opuci³a mnie w krytycznym po³o¿eniu.
Jeli mi pozwolisz, chêtnie do ciebie napiszê z Herschel.
Z Herschel? O czym ty mówisz? Nie mo¿esz st¹d wyjechaæ kon-
sternacja Betsy by³a autentyczna.
Magnus chce, ¿ebym ci¹gnê³a tê grê, dopóki nie znajdzie zgrab-
nego wyjcia, ale ja czujê, ¿e d³u¿ej ju¿ nie mogê. On g³os jej siê
za³ama³ on nie ma dla mnie db³a sympatii i nie s¹dzê, ¿eby to siê
kiedykolwiek zmieni³o. W tej sytuacji pozostawanie tutaj jest ponad moje
si³y.
No wiêc wyjed, kochanie. Do Pary¿a na jaki czas, do Newport
Do miasta. Mamy siedem domów. Nie wracaj na tê nieludzk¹ lodow¹
wyspê.
Rachel otar³a ³zy, które teraz ju¿ sp³ywa³y bez przeszkód.
Nie mogê d³u¿ej ¿yæ na jego rachunek. Muszê wróciæ do domu.
Mój ojciec zostawi³ mi bar. Za³o¿ê siê, ¿e jeszcze stoi
Bar Betsy wstrz¹sn¹³ dreszcz. To nie dla ciebie. Nie pozwolê
ci tam jechaæ.
Mam znacznie mniejsze prawo do przebywania tutaj ni¿ ty czy
Mazie. Nie jestem nawet s³u¿¹c¹ czy gociem Muszê wróciæ tam,
gdzie jest moje miejsce. To miejsce to bar Pod Lodow¹ Pann¹. Ra-
chel ujê³a obie rêce kobiety. Po tej strasznej spowiedzi muszê ciê
prosiæ jeszcze tylko o jedn¹ rzecz, ostatni¹. Modlê siê, ¿eby okaza³a
mi mi³osierdzie.
O co chodzi, dziecko? Czego potrzebujesz?
Rachel szuka³a w³aciwych s³ów.
Przyjecha³am tutaj bez niczego. Za ostatnie pieni¹dze, jakie zo-
sta³y mi po ojcu, zdo³a³am dojechaæ pod drzwi tego domu. Opal, który
rzekomo dosta³am od Magnusa, tak naprawdê by³ jednym ze znalezisk
mojego ojca. Nale¿a³ do mnie, ale da³am go Magnusowi jako odszkodo-
wanie. Teraz nie mam nic. Nic. Nie pozwala mi zabraæ st¹d nawet ko-
szuli na grzbiet, jeli wyjadê i nie bêdê ci¹gn¹æ tej gry, dopóki nie wy-
najdzie w³aciwego rozwi¹zania Dlatego potrzebujê pieniêdzy. I dzieci,
i ja mo¿emy nosiæ ³achmany, ale w podró¿y musimy co jeæ. No i sama
podró¿ kosztuje.
Mogê daæ ci pieni¹dze, Rachel. Musisz jednak pozwoliæ mi przed-
tem porozmawiaæ z Noelem.
Jeli powiesz mu, ¿e chcê wyjechaæ, uwiêzi mnie i do mierci bê-
dzie trzyma³ w zamkniêciu, ¿ebym nie wtr¹ca³a siê wiêcej w jego ¿y-
cie Rachel wstrzyma³a oddech. Ogarnê³a j¹ panika.
133
Betsy popatrzy³a na ni¹. W jej zblak³ych oczach koloru barwinka
lni³o wspó³czucie.
Wiem, ¿e to trudny cz³owiek. Samo przebywanie w tym miejscu,
z którym wi¹¿e siê dla niego tyle z³ych wspomnieñ, powoduje, ¿e wcieka
siê i wpada w melancholiê Ale znam go lepiej ni¿ ktokolwiek inny na
tym wiecie, kochanie. Jest bardziej moim synem ni¿ panem Musisz
mi zaufaæ. Porozmawiam z nim. Postaram siê nie wydaæ twojego sekre-
tu, ale musisz daæ mi szansê. Jeli po tej rozmowie uznam to za s³uszne,
wylê ciê z dzieæmi z powrotem na Herschel pierwsz¹ klas¹.
A jeli nie? spyta³a Rachel ledwo dos³yszalnie.
Wtedy zrobiê to, co on zechce Betsy cisnê³a jej d³onie. Znam
go tak dobrze Jeli bêdzie mia³ jakie racje, ¿eby oczekiwaæ ode mnie
pos³uszeñstwa, podporz¹dkujê siê.
Ale ja nie mogê tu zostaæ, Betsy. Uwierz mi, proszê. Nie mogê
Rachel dr¿a³a z emocji. Wiem o jego kochance, wiem o jego narzeczo-
nej On nigdy mnie nie pokocha. Nigdy. Teraz, gdy wiem to na pewno, nie
jestem w stanie nawet o nim myleæ, widzieæ go sam na sam s³owa
zamar³y i rozp³ynê³y siê w pustce. Taka sama pustka by³a wewn¹trz niej.
Daj mi trochê czasu, ¿ebym mog³a z nim porozmawiaæ. Potem
pojedziesz.
Zwrócê ci d³ug wyrzuci³a z siebie, rozpaczliwie poszukuj¹c ar-
gumentów. Chcê, ¿eby wiedzia³a, ¿e zwrócê go najprêdzej, jak siê da.
Lodowa Panna przynosi ca³kiem niez³y dochód, odk¹d Kompania Pó³-
nocna wysy³a statki w letnie rejsy.
Betsy rozemia³a siê ostro.
No tak. Mo¿esz zwróciæ mi d³ug, jeli Edmund Hoar bêdzie nadal
wysy³a³ swoje statki, ¿eby ciê obrabowaæ. Co za ironia
Rachel opad³a na krzes³o pokonana. Betsy poklepa³a j¹ po policzku.
Odwagi, dziecko. Od czego s¹ przyjaciele? Bêdê twoj¹ przyja-
ció³k¹ niezale¿nie od tego, czy Noel zechce, ¿eby zosta³a, czy pozwoli
ci wyjechaæ.
Ale on mi na to nigdy nie pozwoli. Czy ty tego nie widzisz? Drê-
czenie mnie sprawia mu radoæ. Zwiesi³a g³owê i ujê³a j¹ w d³onie.
Zobaczymy powiedzia³a Betsy enigmatycznie i wysz³a.
Czy mo¿na? pani Willem zapuka³a delikatnie do uchylonych
drzwi gabinetu Noela.
Co tam? spyta³. Siedzia³ na wycie³anym skór¹ krzele ze szklan-
k¹ whisky w d³oni.
134
Chodzi o pañsk¹ ¿onê, sir. Muszê z panem porozmawiaæ Betsy
zamknê³a za sob¹ ciê¿kie dwuskrzyd³owe drzwi.
Noel przyci¹gn¹³ do kominka jeszcze jedno krzes³o. Betsy usiad³a
na nim ze swobod¹ starej przyjació³ki, po czym podnios³a na niego wzrok.
Chce wyjechaæ.
Parskn¹³ i poci¹gn¹³ kolejny ³yk whisky.
No wiêc co ci powiedzia³a?
Wszystko zmarszczy³a z trosk¹ brwi. Chce po¿yczyæ ode mnie
pieni¹dze, ¿eby móc wróciæ z dzieæmi na wyspê Herschel.
Noel wpatrywa³ siê ponuro w ogieñ.
Nie pozwolê na to.
Czy pan j¹ kocha? nachyli³a siê i czule pog³aska³a go po g³o-
wie. Wiem, nie mam prawa pytaæ. Jestem tylko gospodyni¹ North-
wyck, niczym wiêcej. A jednak Zawsze bylimy dla siebie czym wiê-
cej ni¿ s³u¿¹c¹ i panem. Nie mam w³asnych dzieci; zosta³am matk¹, kiedy
pañska matka odesz³a. Da³ pan nam z Nathanem domek. Zawsze by³ pan
dla mnie ¿yczliwy i oddany jak syn. Z pewnoci¹ w³asnego nie kocha³a-
bym bardziej
Popatrzy³ na ni¹.
Do czego zmierzasz, Betsy? Jako nie wydaje mi siê, ¿eby mi siê
to podoba³o.
To proste. Ona pana kocha, Noelu. Jeli pan nie odwzajemnia jej
uczucia, to, na Boga, niech jej pan pozwoli st¹d wyjechaæ. To, co pan jej
robi, jest zabójcze dla duszy. Ale urwa³a, pilnie wpatruj¹c siê w jego
twarz. Ale ja widzia³am cz³owieka, który przyby³ tu z Arktyki, szuka-
j¹c jej. Widzia³am strach na jego twarzy, kiedy zdawa³o mu siê, ¿e jej nie
zasta³, widzia³am ból i udrêkê, które go tu przygna³y
Umiechnê³a siê miêkko.
Ja wiem, ¿e ten cz³owiek mnie kocha, chocia¿ nigdy mi tego nie
powiedzia³. Dlatego zastanawiam siê, czy powinnam daæ Rachel pieni¹-
dze na podró¿, czy raczej trochê czasu temu mê¿czynie, ¿eby wypowie-
dzia³ to, co, jak mylê, nosi w sercu.
Ona mnie oszuka³a. Przyby³a tutaj, pos³uguj¹c siê k³amstwem
warkn¹³.
Wiem. Powiedzia³a mi o wszystkim.
Wobec tego musi robiæ to, co jej ka¿ê. Ma zobowi¹zania wobec
mnie.
Betsy zamia³a siê.
Tak, to te¿ mi powiedzia³a. Ale nie o to pytam, Noelu. Nie pytam,
co kto komu jest d³u¿ny, komu nale¿y siê odszkodowanie. Pytam, czy
135
potrzebuje pan wiêcej czasu. Bo jeli miêdzy panem a Rachel mia³oby
siê nigdy nie zmieniæ, proszê jej pozwoliæ iæ swoj¹ drog¹.
Spojrza³ w bok. W oczach mia³ gniew.
Betsy powiod³a za nim wzrokiem, wa¿¹c i mierz¹c wszystkie niuan-
se jego zachowania, które zna³a tak dobrze.
Mi³oæ jest dla pana trudna, Noelu. Jeli kto ca³e ¿ycie g³odowa³,
nie potrafi przyrz¹dziæ sufletu Nikt nie wie tego lepiej ni¿ ja. To do
mnie przychodzi³ pan jako ma³y brzd¹c, p³acz¹c za mam¹. I to ja pierw-
sza usuwa³am szk³o z pañskich pleców, kiedy cisn¹³ w pana butelk¹
Do tej pory wyrzucam sobie ten incydent. Nie chcia³ pan, ¿eby wys³ano
pana do szko³y. Nie chcia³ pan byæ jeszcze bardziej samotny ni¿ w Nor-
thwyck. A przede wszystkim nie chcia³ pan rozstawaæ siê ze mn¹. W³a-
nie to powiedzia³ pan staremu Magnusowi. Nie chcia³ pan opuszczaæ
mnie, nic nie znacz¹cej, pozbawionej twarzy gospodyni i rozz³oszczony
tym ojciec cisn¹³ w pana butelk¹.
Posmutnia³a. Powoli wsta³a z krzes³a i podesz³a do drzwi.
Nie ganiê pana za to, ¿e siê pan boi, mój kochany. Chcê po prostu
wiedzieæ, czy potrzebuje pan wiêcej czasu. Wystarczy mi tak lub nie.
Zgodnie z tym bêdê postêpowaæ dalej.
Nie odpowiada³. Siedzia³ z g³ow¹ w d³oniach, nie patrz¹c na ni¹,
jak gdyby pe³en zamkniêtej we w³asnym wnêtrzu z³oci swego ojca.
Tak sykn¹³ nagle.
To by³o wszystko. Betsy wiedzia³a jednak, co robiæ.
Ale czy co powiedzia³a? Czy chce ze mn¹ porozmawiaæ?
Pytania Rachel brzmia³y absurdalnie, skoro by³a tu pani¹ domu, Betsy
za gospodyni¹. Niemniej, gdy Mazie przysz³a, by przebraæ j¹ na kola-
cjê, Rachel niemal pe³za³a po cianach z niepokoju.
Nie, pani Magnus. Betsy powiedzia³a mi po prostu, ¿e pora po-
móc pani przygotowaæ siê do kolacji. Jak ka¿dego dnia Mazie wpatry-
wa³a siê w chlebodawczyniê, jakby zastanawiaj¹c siê, czy ta jest przy
zdrowych zmys³ach.
Nie mogê teraz jeæ. Nie zejdê na dó³. Powiedz, ¿e przepraszam,
ale nie zejdê Rachel chodzi³a tam i z powrotem po pokoju, ignoruj¹c
Mazie. Dziewczyna dygnê³a pos³usznie i wysz³a drzwiami dla s³u¿by.
Zwariuje, jeli Betsy nie da jej dzi wieczorem odpowiedzi na temat
pieniêdzy Nie by³a w stanie spojrzeæ Noelowi w twarz przy kolacji,
skoro w ka¿dej chwili mog³a j¹ zaskoczyæ zdrada Betsy. Nie potêpia³aby
jej za to; kobieta by³a tak oddana Noelowi Przysiêg³aby jednak, ¿e
136
gospodyni rozumia³a jej ciepienie, i wierzy³a, ¿e zrobi wszystko, co siê
da, by uwolniæ j¹ z piek³a, w jakie sama siê wpêdzi³a.
No có¿ Ma przed sob¹ pe³n¹ niepokoju noc. Zrezygnowana usia-
d³a w oknie.
Nieoczekiwanie zaskrzypia³y drzwi, pchniête niecierpliw¹ rêk¹.
Rachel podskoczy³a. Do pokoju wszed³ Noel.
le siê czujesz?
Podszed³ do mahoniowej szafy, zdobnej w skomplikowany gotycki
ornament, i otworzy³ j¹.
Ja ja nie mam apetytu po tak d³ugiej podró¿y kolej¹ wykrztu-
si³a. Nie by³a pewna jego nastroju.
Nie b¹d mieszna. Musisz jeæ w ciemnych oczach mia³ ledwo
powstrzymywan¹ z³oæ. Spójrz na siebie, jak schud³a Nied³ugo zo-
stanie z ciebie tylko cieñ. Przeniós³ wzrok na zawartoæ szafy. Wszyst-
ko tu jest czarne.
To suknie dla wdowy odpar³a, kul¹c siê wewnêtrznie.
Jutro masz pos³aæ po krawca. Spojrza³ na ni¹. Powiedz mu, ¿e
chcê ciê widzieæ w sukniach o takich samych delikatnych barwach, jak
w tych przeklêtych magazynach, przed którymi le¿a³a plackiem na Her-
schel.
Wsta³a z parapetu.
Nie zamierzam zostaæ tu na tyle d³ugo, ¿ebym mia³a nosiæ jeszcze
jakie twoje stroje.
Spojrza³ jej w oczy.
Jak to sobie wyobra¿asz?
Wziê³a g³êboki oddech, zbieraj¹c ca³¹ swoj¹ odwagê.
Sam opal wart jest wiêcej ni¿ jakiekolwiek koszty i k³opoty po-
niesione w zwi¹zku ze mn¹. Z pewnoci¹ Edmund Hoar w³anie to mia³
na myli, kiedy pyta³, czy nie mog³abym ci go zabraæ. Wygl¹da na to, ¿e
ma na niego spor¹ chêtkê powiedzia³a ochryple. Niemal tak¹ sam¹
jak ty.
W jego oczach b³ysn¹³ gniew. Ton, jakim siê odezwa³, wiadczy³, ¿e
ma³o brakuje, aby straci³ panowanie nad sob¹.
Kiedy¿ to dyskutowalicie tê kwestiê? Z pewnoci¹ nie w mojej
obecnoci.
Z³o¿y³ mi tê propozycjê w Nowym Jorku. W hotelu.
Przez d³ug¹ chwilê milcza³.
I jakie jeszcze propozycje ci sk³ada³?
Spojrza³a w bok. Nie s¹dzi³a, ¿e bêdzie mówi³ tak otwarcie Pró-
bowa³a zwalczyæ wype³zaj¹cy na policzki rumieniec, ale bezskutecznie.
137
Noel wpatrywa³ siê w ni¹ wciek³y, ale wci¹¿ jeszcze opanowany.
Rozumiem, ¿e bywa³ w tym domu w czasie mojej nieobecnoci.
Czy czy by³ czêstym gociem?
Czy to wa¿ne? spyta³a, równie¿ trzymaj¹c emocje na wodzy.
Nie jestem przecie¿ twoj¹ ¿on¹.
Wiêzy puci³y. Skoczy³ ku niej, chwyci³ j¹ w ramiona i zmusi³, by
na niego patrzy³a.
Ale wszyscy myl¹, ¿e jeste moj¹ ¿on¹. I wszyscy b³ogos³awi¹
ten nieczysty zwi¹zek, ale ja, poniewa¿ zosta³ mi narzucony
Ale d³u¿ej nie bêdzie! Wyje¿d¿am. Posprz¹tasz, co naba³agani-
³am, przyjmiesz moje przeprosiny i na tym zakoñczymy sprawê. To ko-
niec, Magnus spojrza³a na niego wyzywaj¹co. Gra skoñczona.
Gra nie jest skoñczona wycedzi³. Obrzuci³ j¹ spojrzeniem, po
czym popchn¹³ z powrotem ku oknu. Sam podszed³ do szafy i przebieg³
d³oñmi rz¹d sukien. W koñcu znalaz³ tê, która mu odpowiada³a. Wyj¹³ j¹
i podszed³ do Rachel.
W³ó¿ j¹. Masz byæ za dziesiêæ minut gotowa na kolacjê, bo jeli
nie, to przyjdê i ubiorê ciê w³asnorêcznie. Spojrza³ na sukniê w jej
rêkach. Czarny jedwab przybrany by³ w wyciêciu dekoltu siateczk¹ w ko-
lorze atramentu. Wyci¹gn¹³ rêkê, oderwa³ przybranie i zgniót³ je w d³o-
ni. Teraz lepiej. W takim stylu masz siê ubieraæ dla mê¿a. Teraz w³ó¿
j¹ i nie ka¿ mi na siebie czekaæ.
Spojrza³a, os³upia³a, na zniszczon¹ sukienkê. Du¿y dekolt, pozba-
wiony przybrania, wygl¹da³ niemal obscenicznie.
Nie mogê jej w³o¿yæ. Nie mogê powtórzy³a niemal b³agalnie.
Zosta³o ci wyj¹³ z kieszeni z³oty zegarek nieca³e dziewiêæ mi-
nut. I wypad³ jak burza z pokoju. S³ychaæ by³o, jak z furi¹ zbiega po
schodach.
Czy mo¿na? spyta³a cicho Mazie, pojawiaj¹c siê niczym anio³
w drzwiach przeznaczonych dla s³u¿by.
Rachel sta³a jak szmaciana lalka, pozwalaj¹c biernie, by pokojówka
wt³oczy³a j¹ w czarn¹ sukniê.
16
W
esz³a do prywatnej jadalni. Dziêki Bogu miêkki, przyt³umiony blask
wiec maskowa³ nieco rumieniec wstydu na jej twarzy.
138
Noel podniós³ wzrok znad sto³u i otwarcie, brutalnie skontrolowa³
jej wygl¹d. Odprowadzi³ j¹ wzrokiem, gdy przesz³a przez pokój i stanê-
³a obok swojego miejsca przy stole.
Lokaj podsun¹³ jej krzes³o, po czym uniós³ srebrn¹ pokrywkê na
gor¹cej wazie z zup¹.
Zostaw nas samych powiedzia³ krótko Noel. Lokaj sk³oni³ siê
i wyszed³.
Patrzy³a na wykwintn¹ zupê z wodnej rze¿uchy, jakby to by³a jaka
nêdzna breja.
Jedz zakomenderowa³.
Spojrza³a mu w oczy, nie tykaj¹c ³y¿ki.
Dlaczego to robisz?
Co? Czy¿by proba, by moja ¿ona w³o¿y³a co innego ni¿ oszu-
kañcz¹, cnotliw¹ wdowi¹ ¿a³obê, by³a dla ciebie obraliwa, moja dro-
ga? spyta³ z naciskiem, jak gdyby rozkoszuj¹c siê ka¿dym s³owem.
¯adna przyzwoita kobieta tak siê nie ubiera spojrza³a w dó³ i po-
czu³a, jak rumieniec znowu zalewa jej twarz. G³êboki dekolt niemal ob-
na¿a³ ciemne obwódki wokó³ brodawek. Piersi w ogóle mia³a obfite, ale
uwydatnione przez gorset i ledwie przykryte sk¹pym stanikiem wyda-
wa³y siê niemal dwukrotnie wiêksze. Upokorzona przykry³a nagoæ roz-
postart¹ d³oni¹. Jemu to jednak nie odpowiada³o.
Opuæ rêkê powiedzia³.
To mo¿e za¿¹dasz od razu, ¿ebym przysz³a do sto³u nago? usi-
³owa³a naci¹gn¹æ jako wystrzêpiony brzeg stanika, ale bez skutku.
Moja ¿ona bêdzie zachowywaæ siê tak, jak ja sobie ¿yczê. To lek-
cja dla ciebie, Rachel. Marzy³a, ¿eby byæ moj¹ ¿on¹, czyli moj¹ w³a-
snoci¹, no wiêc jako moj¹ w³asnoæ mogê ciê ubraæ, jak chcê, trakto-
waæ, jak chcê, braæ, jak chcê
Wpatrywa³ siê w jej piersi. Miênie szczêk napiê³y mu siê w gruze³ki.
Gdyby przysz³o mi do g³owy przygwodziæ ciê do tego sto³u, za-
rzuciæ ci spódnicê na g³owê i wzi¹æ ciê si³¹, jako ma³¿onek mia³bym do
tego prawo. Nikt, ani ty, ani ¿aden s¹d nie by³by w stanie mi tego zabro-
niæ.
Zamyli³ siê. Na jego twarzy pojawi³ siê wyraz melancholii. Spoj-
rza³ jej g³êboko w oczy.
Pragn¹³em dla ciebie czego lepszego, Rachel. Nie chcia³em, ¿e-
by ¿y³a tak jak moja matka. Moim zamiarem zawsze by³o zatrzymaæ
ciê, a nie pozwoliæ ci odejæ. Nie chcia³em tu wracaæ. Trzyma³a mnie
z dala od tego piek³a, a teraz zobacz, co zrobi³a Uda³o ci siê przypro-
wadziæ nas oboje w sam jego rodek.
139
Istniej¹ inne rodzaje ma³¿eñstwa, Noelu. Inne sposoby ¿ycia. Nie
jeste skazany na powielanie ¿ycia w³asnego ojca, chocia¿ mieszkasz
w tym domu i st¹pasz po jego ladach.
Mam go w sobie odwróci³ wzrok.
Sk¹d wiesz? podchwyci³a, na chwilê zapominaj¹c o swoim negli¿u.
Przeniós³ z powrotem po¿¹dliwe spojrzenie na jej biust.
Bo teraz, gdy sam jestem mê¿czyzn¹, wiem, co to znaczy pragnie-
nie, by posi¹æ kobietê. Mój ojciec mia³ obsesjê na punkcie matki i kie-
dy od niego uciek³a, zacz¹³ nazywaæ mnie jej bêkartem. Nie chcia³ w ogóle
siê mn¹ zajmowaæ. A wiesz dlaczego? Bo wyobrazi³ sobie, ¿e skoro
opuci³a mnie w³asna matka, muszê byæ z³y do szpiku koci. Mnie obwi-
nia³ za jej odejcie, nie siebie. W ten sposób zosta³em wyklêty.
¯adna kobieta przy zdrowych zmys³ach nie opuci³aby swojego
dziecka, Noel. Jeli twoja matka odesz³a, to prawdopodobnie dlatego,
¿e znêcanie siê doprowadzi³o j¹ do szaleñstwa. Jej umys³ by³ uszkodzo-
ny. Jestem pewna, ¿e póniej tego ¿a³owa³a.
Nigdy siê tego nie dowiemy. Subtelna kobieta, jak¹ by³a moja
matka, zosta³a znaleziona martwa w bydlêcym ¿³obie w Nowym Orle-
anie z na wpó³ opró¿nion¹ butelk¹ d¿inu w rêce.
Przykro mi szepnê³a, opuszczaj¹c wzrok.
Jego wzrok spocz¹³ na d³oni, któr¹ wci¹¿ os³ania³a na wpó³ obna¿o-
ne piersi.
We tê rêkê, Rachel. Nie ka¿ mi siê prosiæ jeszcze raz. Powinna
mi byæ wdziêczna za cierpliwoæ. Mój ojciec z miejsca zerwa³by z cie-
bie sukniê.
Spojrza³a na niego zdruzgotana.
Nie przyzwyczajê siê do chodzenia nago powiedzia³a powoli.
Nie potrafiê wystawiaæ siê w ten sposób na pokaz. Proszê, pozwól mi
pójæ po szal Wtedy z chêci¹ zabiorê d³oñ.
Potrz¹sn¹³ g³ow¹.
W ten sposób tylko podkrelasz to, co zamierzasz ukryæ prze-
widrowa³ j¹ wzrokiem. Wobec tego zabierz rêkê albo ja sam j¹ stam-
t¹d zdejmê.
Czu³a siê tak, jakby wszystkie nerwy mia³a na wierzchu. Niemal
przemoc¹ opuci³a d³oñ na podo³ek.
Jeli to upokorzenie ma sprawiæ, ¿e bêdziemy kwita w tej grze, to
proszê.
To nie gra. To nauka. Nauka bycia moj¹ ¿on¹.
A jak wygl¹da³aby nauka, gdybym zosta³a twoj¹ kochank¹, tak
jak chcia³e od pocz¹tku?
140
Wtedy ¿adna nauka nie by³aby potrzebna. Umia³aby doceniæ moje
po¿¹danie tych wszystkich wspania³oci, nie mówi¹c ju¿ o swojej w³a-
snej przyjemnoci.
Nauka, po¿¹danie, przyjemnoæ Tylko o mi³oci nie mówisz
ani s³owa. Gdzie jest mi³oæ?
Mi³oæ nie jest konieczna.
Dla ciebie, ale nie dla mnie.
Wsta³a. Nie mówi¹c wiêcej ani s³owa, podesz³a do drzwi. Natych-
miast by³ obok niej.
Dok¹d idziesz? spyta³.
Nie jestem ci potrzebna, Noelu. Masz Judith i pannê Harris. Po-
wiedzia³e, ¿e doprowadzi³am ciê tu przemoc¹, ¿e trzymam ciê, ¿eby
zlikwidowaæ szkody, jakich narobi³am No wiêc d³u¿ej nie bêdê ciê
trzymaæ. O wicie wyje¿d¿am st¹d razem z dzieæmi. Mo¿esz powiedzieæ
ludziom, ¿e wyjecha³am, bo musia³am zaopiekowaæ siê chorym ojcem
czy matk¹ i ¿e przez jaki czas mnie nie bêdzie. A potem mo¿esz za-
mkn¹æ Northwyck i wróciæ na swoj¹ okropn¹ mron¹ Pó³noc. Oboje
bêdziemy mieli ten epizod za sob¹.
Jak zamierzasz sfinansowaæ tê podró¿? spyta³ cicho, z³ym g³osem.
Za³atwi³am sobie po¿yczkê.
Chyba siê mylisz. Lepiej sprawd jeszcze raz swoje ród³o.
Prze³knê³a tkwi¹c¹ w gardle kulê strachu.
Mam nadziejê, ¿e mi nie zabronisz.
Nie. Po³o¿y³ d³oñ na jej wci¹¿ jeszcze obola³ym policzku. Na-
dal chcia³bym wiedzieæ, jak sobie to zrobi³a. Nie lubiê, kiedy moja w³a-
snoæ zostaje oszpecona.
Odwróci³a siê.
Jego d³oñ spoczê³a na jej ramieniu. Palec przesun¹³ siê wzd³u¿ oboj-
czyka, po czym zelizn¹³ na miêkk¹ kr¹g³oæ tu¿ pod nim.
Jedyna rzecz, jakiej tu brakuje, to to otworzy³ d³oñ. W jej wnê-
trzu tkwi³ opal. Czarne Serce spoczê³o na przedzia³ku piersi Rachel, przej-
muj¹c w siebie ¿ar jej cia³a.
Zwracasz mi go z powrotem? spyta³a.
Co? ¯eby go zamieni³a na trzy bilety na statek do tego lodowate-
go piek³a? Nigdy.
Wobec tego zatrzymaj go razem z kl¹tw¹, która na nim ci¹¿y
wyci¹gnê³a rêkê, ¿eby zdj¹æ klejnot.
Powstrzyma³ j¹.
On nie jest przeklêty. Przy ca³ym jego rzekomym fatalizmie zda-
rza³o siê, ¿e przynosi³ równie¿ bogactwo. Ludwik XVI kupi³ go od z³o-
141
dzieja, który twierdzi³, ¿e ukrad³ go z oka indyjskiego bóstwa. Z³odziej
zosta³ bogaczem.
A Ludwik XVI poszed³ na gilotynê po³o¿y³a d³oñ na szyi.
Lady Franklin da³a go mê¿owi jako ochronny talizman. S¹dzi³a,
¿e poniewa¿ j¹ kocha, przekleñstwo spadnie na ni¹ i w ten sposób za-
gwarantuje mu bezpieczeñstwo wród lodów Pó³nocy.
Nieskuteczne zabezpieczenie, jak widaæ. Teraz rozpacza.
Ten kamieñ nie jest przeklêty, Rachel. Niektórzy twierdz¹ tak, bo
by³ czêci¹ symbolu kultu religijnego, który zosta³ sprofanowany. Oczy
Noela zalni³y ciep³em. Ale w ten sposób nie profanujesz go, Rachel.
Zaszczycasz go i przezwyciê¿asz jego moc.
Mój ojciec da³ mi ten kamieñ i zmar³. By³ cz³owiekiem, którego
kocha³am najbardziej na tym wiecie. Mylê, ¿e moc przekleñstwa musi
byæ ci¹gle ¿ywa w tym ognistym wnêtrzu.
Spojrza³a na opal. Mia³a ochotê rozerwaæ ³añcuszek, cisn¹æ klejnot
przed siebie i patrzeæ, jak roztrzaskuje siê o palenisko.
Noel przeci¹gn¹³ kciukiem wzd³u¿ jej wyciêcia stanika. Zza wystrzê-
pionego r¹bka niemal widoczne by³y ciemne pó³ksiê¿yce otaczaj¹ce bro-
dawki piersi. Usi³owa³a odsun¹æ jego rêkê, ale by³ nieub³agany.
Wezmê kl¹twê na siebie. W ca³oci, jeli bêdziesz nosiæ ten klej-
not dla mnie i tylko dla mnie.
Opar³a siê o cianê.
Jeli muszê, bêdê nosiæ go dzi wieczorem, ale rano mnie tu ju¿
nie bêdzie.
Nie nachyli³ siê nad ni¹.
Zna³a dobrze ten manewr. Bêdzie muska³ ustami jej wargi, z pocz¹t-
ku ³agodnie, jakby próbuj¹c, wahaj¹c siê. Potem, na pierwszy sygna³, ¿e
pragnie jego poca³unku, puci wodze swojej pasji, naprze na ni¹ cia³em
i zacznie kusiæ, dopóki nie zmusi go, by siê zatrzyma³.
Dot¹d mu siê opiera³a, bo zawsze by³ w niej obecny rozwa¿ny g³os,
przypominaj¹cy g³os ojca, który j¹ napomina³: On ciê musi polubiæ,
dziewczyno. Za dobra jeste, ¿eby byæ zabawk¹ dla pierwszego lep-
szego. Potrzebujesz mê¿czyzny i postronka, na którym ciê bêdzie trzy-
ma³. Jeli on siê z tob¹ o¿eni, bêdziesz mia³a i jedno, i drugie, a ja
umrê spokojny, wiedz¹c, ¿e masz odpowiedniego mê¿a, który o ciebie
dba.
Ale rady ojca opiera³y siê na nadziei. Teraz, gdy j¹ straci³a, nie wie-
dzia³a, czego siê trzymaæ.
Jeste tak samo zimna jak w Lodowej Pannie zauwa¿y³ z usta-
mi na jej szyi.
142
Znasz cenê, za jak¹ mo¿esz mnie mieæ, Noel, i odrzuci³e tê ofer-
tê odpar³a z rozdra¿nieniem w g³osie.
Musn¹³ ustami szczyt jej piersi. Dobrze zna³a ¿ar tych poca³unków
I w³asn¹ s³aboæ. Zawsze dot¹d umia³a go powstrzymaæ, by nie posuwa³
siê zbyt daleko, ale z ka¿dym dniem ros³y jej w³asna ciekawoæ i w³asne
pragnienie. Ilekroæ jej dotyka³, za ka¿dym razem szli coraz dalej Co-
raz trudniej by³o siê opanowaæ i powiedzieæ stop.
Pozwól mi odejæ, Noel powiedzia³a sztucznie obojêtnym, wy-
trenowanym tonem.
Umiechn¹³ siê do obfitej obrzmia³oci biustu ponad r¹bkiem dekoltu.
Przysz³a na kolacjê w tym stroju dziwki i uwa¿asz, ¿e puszczê
ciê, nie nasyciwszy siê tob¹?
Zamierzasz mnie zgwa³ciæ? Byæ mo¿e nie odpowiada³by za to
przed s¹dem, ale co z twoim sumieniem?
Poca³owa³ j¹ g³êboko, namiêtnie. Poczu³a w ustach jego w³adczy
jêzyk. Przez chwilê pieci³ jej brodawki poprzez tkaninê sukni, wreszcie
odsun¹³ siê.
Zmusi³em ciê, ¿eby w³o¿y³a ten strój, bo lubiê ciê widzieæ jako
nierz¹dnicê. Lubiê wyobra¿aæ sobie twoje blond w³osy rozburzone po
mi³osnym wysi³ku, twoje usta obrzmia³e od moich poca³unków, twoje roz-
chylone nogi Dlaczego nie mo¿esz na jedn¹ noc staæ siê tak¹ dziewczy-
n¹, Rachel? Jedna noc i bêdziesz mog³a wyjechaæ, dok¹d tylko zechcesz.
Ani razu nie wspomnia³e o mi³oci, Noel. Ani razu oddycha³a
coraz szybciej pod jego dotykiem.
Naprawdê potrzebujesz mi³oci, ¿eby czuæ to, co czujesz? No po-
wiedz jego d³oñ zmiê³a tkaninê spódnicy, wliznê³a siê pomiêdzy hal-
ki i odnalaz³a szparê w pantalonach. Natrafiwszy na klejnot, którego szu-
ka³, zacz¹³ go g³adziæ, najpierw powoli, potem coraz szybciej
Niech ciê szlag! krzyknê³a. cisnê³a nogi i odepchnê³a go.
No i co czujesz, Rachel? szepn¹³ ochryple. Chwyci³ jej rêce
i znów przylgn¹³ do niej ca³ym cia³em. Dobrze ci z tym? Czujesz siê
po¿¹dana? Piêkna? Kochana?
£zy rzuci³y jej siê z oczu. Tak, istotnie tak siê czu³a, ale w³anie
dlatego nie mog³a tego tolerowaæ. Zbyt wspania³e by³y te k³amstwa
Nienawidzê ciê, Noel. Kiedy ciê kocha³am, ale teraz ciê niena-
widzê. Wyrwa³a siê z jego objêæ. Dopad³a drzwi i otworzy³a je szarp-
niêciem. Odwróci³a siê, rzuci³a mu wciek³e spojrzenie i zaplót³szy rêce
na piersiach, pobieg³a pêdem do swojego pokoju.
143
Æ Wszystko bêdzie dobrze, kochanie. Wiem, ¿e czasami
zachowuje siê jak potwór, ale ty umiesz go pohamowaæ. Tak naprawdê
tylko ty to potrafisz uspokaja³a Betsy, g³adz¹c Rachel po g³owie.
Niedawno wesz³a cicho do pokoju i zasta³a dziewczynê le¿¹c¹ w po-
przek ³ó¿ka, szlochaj¹c¹ w zmiêt¹ poduszkê.
Nie, nie potrafiê. A co wa¿niejsze, nie chcê Rachel wziê³a g³ê-
boki dr¿¹cy oddech. Dziêki Bogu, jutro ju¿ mnie tu nie bêdzie. Chwy-
ci³a rêkê kobiety i przycisnê³a j¹ do ust. Tak strasznie jestem ci wdziêcz-
na za tê po¿yczkê. Nie wiem, co bym zrobi³a, gdyby nie to, ¿e mogê na
ciebie liczyæ.
Betsy powoli cofnê³a d³oñ i po³o¿y³a j¹ z powrotem na w³osach Rachel.
Kochanie zaczê³a z wahaniem nie mogê obiecaæ, ¿e po¿yczê
ci te pieni¹dze jutro. Potrzebujê wiêcej czasu.
£kanie usta³o. Rachel unios³a g³owê.
Nie rozumiem. Muszê wyjechaæ jutro. Wskaza³a na wisz¹cy na
jej szyi opal. Da³am mu klejnot mojego ojca. Na pewno jest wart fortu-
nê. Nie jestem mu nic winna i tobie te¿ zwrócê d³ug. Obiecujê.
Wierzê ci. Naprawdê. Ale nie mogê daæ ci pieniêdzy tak szybko.
To wszystko twarz Betsy przeciê³y linie smutku.
Rachel usiad³a i wlepi³a w gospodyniê oczy, nie rozumiej¹ce i pe³ne ³ez.
Ale jeli poczekam, mo¿e byæ za póno! Noel zbyt dobrze zna³
siê na uwodzeniu, na kobiecym ciele, zbyt du¿o wiedzia³ o jej pragnie-
niach i s³abych punktach Pójdzie z nim do ³ó¿ka i znajdzie siê w punk-
cie, z którego nie ma odwrotu. Nigdy go ju¿ nie opuci, a on zwyciê¿y.
Daj mi wiêcej czasu, Rachel. Po prostu trochê wiêcej czasu.
W panice potrz¹snê³a g³ow¹.
Nie mogê. Nie mogê. Popatrzy³a w ¿yczliwe, pe³ne wspó³czu-
cia oczy Betsy. Jeli nie mo¿esz po¿yczyæ mi pieniêdzy, muszê wzi¹æ
je od Edmunda.
Zaproponowa³ ci to? No tak, to do niego podobne w g³osie Bet-
sy by³a pogarda. £ajdak.
To Noel jest ³ajdakiem, Betsy Rachel wyprostowa³a siê. Nie
chcê go zdradziæ, ale nie mam innego wyboru.
Ba³am siê, ¿e do tego dojdzie. Nieznacznym ruchem wyjê³a z kie-
szeni fartucha niedu¿y plik starych listów. Po¿ó³k³e arkusiki zwi¹zane
by³y kawa³kiem wystrzêpionej tasiemki, tak jakby nie mia³y ¿adnego
znaczenia. Zostawiam ciê z nimi, tak ¿eby mog³a siê jeszcze raz za-
stanowiæ, czy chcesz wyjechaæ. Muszê te¿ ciê prosiæ, ¿eby nie zwraca³a
siê o pomoc do Edmunda. Wystarczy, ¿e Noel ma wroga w nim; nie po-
trzebuje ich wiêcej.
144
Rachel, marszcz¹c brwi, wziê³a plik do rêki.
Co to za listy? I dlaczego Edmund tak nienawidzi Noela? Rozu-
miem, rywalizacja zawodowa, ale oni posuwaj¹ siê w niej za daleko.
Betsy pokiwa³a jedynie g³ow¹.
Kiedy przeczytasz te listy, zrozumiesz. I mo¿e bêdziesz mog³a
zdobyæ siê na trochê cierpliwoci. I wysz³a drzwiami dla s³u¿by.
Rachel opuci³a wzrok na trzymane w rêku listy. Nie s¹dzi³a, ¿eby
mia³y co zmieniæ Rozwi¹za³a wystrzêpion¹, brudn¹ tasiemkê i roz-
sypa³a listy po ko³drze. Wszystkie by³y napisane t¹ sam¹ rêk¹, wszystkie
mia³y stempel Nowego Jorku. I wszystkie by³y zaadresowane do pana
Charlesa Michaela Magnusa.
Wyci¹gnê³a jeden i zaczê³a czytaæ.
Bo¿e Narodzenie, 1830
Panie Magnus
Bardzo bym chcia³ przyjechad ze szko³y dodomu. Min¹³ rok odk¹d pan mnie
tu wys³a³ i bardzo têsknie za domem. Pozatym s¹ ferie wi¹teczne a tak¿e moje
urodziny. Bardzo bym pragno³ znów zobaczyæ Northwyck. Proszê, sir, jeli mo¿e
mi pan wywiadczyæ ³askê, czy móg³bym wsi¹æ do poci¹gu i pszyjechaæ? Tylko
na jeden dzieñ. Naprawdê bardzo bym chcia³ pszyjechad do domu. Proszê.
Pañski syn
Noel
Rachel poczu³a ucisk w piersi. Spojrza³a jeszcze raz na datê stempla
pocztowego. Pisz¹c to, Noel musia³ byæ niewiele starszy od Tom-
myego Chwyci³a nastêpny list.
21 czerwca 1832
Panie Magnus
Dzisiaj jest pierwszy dzieñ lata. By³bym bardzo wdziêczny gdybym móg³
zobaczyæ Northwyck w kwiatach. Ju¿ tak dawno nie by³em w domu, ¿e z trud-
noci¹ sobie przypominam jak on wygl¹da. Chcia³bym te¿ przyjechaæ do domu,
¿eby pogratulowaæ panu osobicie zakupu New York Morning Globe od
starego Hoara. Powiedzia³ mi o tym dyrektor. Powiedzia³, ¿e doprowadzi³ pan
Hoara do bankructwa. Jeli przyjadê tylko z tego powodu, nie zostanê d³ugo.
Nie bêdê sprawiaæ panu k³opotu. Chocia¿ nie mia³em od pana wiadomoci
przez te wszystkie lata, nadal bardzo têskniê za domem i chcia³bym zobaczyæ
znajome miejsca. Proszê, sir.
Pañski syn
Noel
145
Oczy zapiek³y j¹ od niechcianych ³ez. Z³apa³a kolejny list, potem
jeszcze jeden We wszystkich powtarza³y siê te same zdania:
Proszê, sir, chcia³bym przyjechaæ do domu. Panie Magnus, gdyby
móg³ pan wywiadczyæ mi ³askê i pozwoli³ przyjechaæ do domu. Nade-
sz³o kolejne Bo¿e Narodzenie i bardzo chcia³bym spêdziæ je w domu
Nie mog³a czytaæ d³u¿ej. Ojciec Noela znêca³ siê na nim, a potem
wypar³ siê go i pozby³ z domu na zawsze. Przejêcie gazety od starego
Hoara wyjania³o wrogoæ miêdzy Edmundem a Noelem, ale nic nie
by³o w stanie wyjaniæ, jak cz³owiek mo¿e w taki sposób traktowaæ swoje
jedyne dziecko.
Zgarnê³a po¿ó³k³e arkusiki na dywan. W tej sytuacji nie mo¿na by³o
iæ do Edmunda. Teraz, kiedy przeczyta³a te listy, nie mog³a wzi¹æ od
niego pieniêdzy. Nie mog³a zdradziæ Noela, choæby traktowa³ j¹ nie wiem
jak okrutnie To zrozumia³e, ¿e Northwyck by³o dla niego miejscem
przeklêtym. Przez ca³e lata têskni³ do niego i bezskutecznie b³aga³ o mo¿-
liwoæ przyjazdu. Kiedy po mierci ojca móg³ wreszcie wróciæ, dom
kojarzy³ mu siê wy³¹cznie z jego okrucieñstwem, z bólem, têsknot¹ i nie-
spe³nieniem.
Westchnê³a g³êboko. Przez podwójne drzwi dziel¹ce jej pokój od
sypialni Noela s³ychaæ by³o, jak warczy na s³u¿¹cego, ¿eby zostawi³ go
w spokoju.
Chcia³, ¿eby wszyscy zostawili go w spokoju. Szczególnie ona
Nikt jednak nie kocha³ tego cz³owieka tak jak ona. Ani Charmian Harris,
ani Judith Amberly. Jej uczucie by³o wszechogarniaj¹ce. Mo¿e by³o prze-
kleñstwem, które mia³o doprowadziæ j¹ do zguby, ale nie sposób by³o
zaprzeczyæ jego istnieniu. Mia³a je tu, w rodku. I nie mog³a zdradziæ
jedynego mê¿czyzny, którego kocha³a, z jego wrogiem.
Czy mogê wejæ, madame? spyta³a Mazie, staj¹c w drzwiach.
Rachel skinê³a g³ow¹.
Pani Willem to przys³a³a. Powiedzia³a, ¿e ma pani wypiæ wszyst-
ko. Pomo¿e pani zasn¹æ. Czeka pani¹ jutro d³ugi dzieñ z krawcow¹.
Nie bêdê Rachel nie dokoñczy³a. Mia³a zamiar powiedzieæ,
¿e nie bêdzie potrzebowa³a krawcowej, teraz jednak nie by³a pewna.
Bez pomocy Betsy, odrzucaj¹c ofertê Hoara, nieprêdko bêdzie mog³a
gdziekolwiek wyjechaæ Spojrza³a na rozwodnion¹ czerñ jedwabnej
sukni zniszczonej przez Noela. Z pewnoci¹ nigdy ju¿ jej nie w³o¿y
A wszystkie pozosta³e to by³a czysta komedia czarne i lawendowe, prze-
znaczone dla wdowy, któr¹ równie¿ nie by³a.
Dziêkujê, Mazie powiedzia³a i pozwoli³a dziewczynie zaj¹æ siê
przygotowaniem jej do snu.
10 Lodowa Panna
146
Kiedy napój zosta³ wypity, Mazie wysz³a, pozostawiaj¹c j¹ w³asnym
snom. Rachel zgasi³ gazow¹ lampê i po³o¿y³a siê. Pomimo ciep³ego mleka
jej umys³ by³ w pe³ni aktywnoci. Cia³o mia³a obola³e od ca³odziennej
jazdy ko³ysz¹cym poci¹giem i koniecznoci zachowywania wyprosto-
wanej sylwetki, od szarpaniny z Magnusem bola³y j¹ miênie ramion,
ale ciemnoæ nie przynosi³a ulgi. Przed jej oczami widnia³y dwa naryso-
wane cienk¹ lini¹ wietlne prostok¹ty obrys podwójnych drzwi pro-
wadz¹cych do pokoju Noela. Nie spa³. S³ychaæ by³o, jak spadaj¹ do por-
celanowej miseczki jego spinki od koszuli, jedna po drugiej.
Wpatrywa³a siê w drzwi i zastanawia³a, co myli, co robi. W wy-
obrani widzia³a, jak zdejmuje koszulê, zrzucaj¹c j¹ jednym ruchem ra-
mion, tak by nie dra¿niæ pleców.
Potem zrzuci³ buty.
Jeden, drugi S³ychaæ by³o st³umiony stuk, gdy kolejno spada³y na
dywan.
Potem spodnie. Musi pochyliæ siê nieco, by zobaczyæ guziki. Rozpi-
na je kolejno, wyci¹gaj¹c z dziurek, i ci¹ga spodnie w dó³, nie skrêpo-
wany w³asn¹ nagoci¹ poród tej ciep³ej letniej nocy.
Pewnym krokiem obszed³ pokój dooko³a, przykrêcaj¹c lampy. wietl-
ne linie zblad³y. Rachel wstrzyma³a oddech, oczekuj¹c odg³osu k³adze-
nia siê do ³ó¿ka. Ciê¿ki mahoniowy mebel zawsze jêcza³ pod jego solid-
nym ciê¿arem.
Ale odg³os nie nadchodzi³. Za podwójnymi drzwiami panowa³a ci-
sza.
Rozleg³y siê kroki. Przeciê³y pokój i zbli¿y³y siê do drzwi.
Serce Rachel zabi³o gwa³townie. wietlna linia zosta³a przeciêta. Po
drugiej stronie drzwi sta³ Noel.
Gdyby istnia³ dwiêk cichszy ni¿ ten, jaki powoduje po³o¿enie rêki
na klamce, Rachel i tak by go us³ysza³a. W ciemnoci w³asnej sypialni
nie mog³a widzieæ, jak klamka siê obraca, ale wyobrazi³a sobie jej obrót.
Jeszcze parê sekund i w kwadracie wiat³a padaj¹cego z otwartych drzwi
zobaczy jego nag¹ sylwetkê. Stanie, wpatruj¹c siê w ni¹
Usiad³a z bij¹cym sercem. Czeka³a.
Nie, nie pokona go. To beznadziejne. Nie dlatego, ¿e jest silniejszy
czy ¿e ona nie ma dok¹d uciec. Dlatego, ¿e go pragnie. To, czy przyjmie
go z otwartymi ramionami, czy zaplecie je na piersi w gecie odrzuce-
nia, mia³oby zale¿eæ od czego takiego, jak przysiêga mi³oci i ma³a z³o-
ta obr¹czka na palcu? W jej wiecie te drobiazgi uros³y do niebotycz-
nych rozmiarów, teraz jednak wydawa³y siê jej zbyt wielkie, by do nich
aspirowaæ.
147
Gorzko-s³odka ³za sp³ynê³a po jej policzku. Nie odrzuci go. Zwyciê-
¿y³. Chcia³a, by by³ obok niej, by j¹ trzyma³ w ramionach, by uczyni³ j¹
kobiet¹. Kocha³a go. Tej nocy nieoczekiwanie poczu³a, ¿e jest zbyt s³a-
ba, by d³u¿ej to ukrywaæ.
Dobrze naoliwiona klamka poruszy³a siê niemal bezg³onie. Czeka-
³a, ale nic siê nie dzia³o. Drzwi by³y nadal zamkniête. Chyba nie trzyma³
d³u¿ej rêki na klamce Raczej sta³ po prostu po tamtej stronie drzwi.
Wci¹¿ widaæ by³o ciemne przerwy w wietlnym obrysie.
Po chwili rozleg³ siê st³umiony odg³os kroków na miêkkim we³nia-
nym dywanie. Odchodzi³.
Nienawidzê ciê, Noel szepnê³a w kierunku wietlnego prosto-
k¹ta drzwi. Nienawidzê ciê powtórzy³a i zwin¹wszy siê w k³êbêk,
wsunê³a d³onie miêdzy uda, tak jakby mog³o to os³odziæ jej samot-
noæ.
17
M
adame siê to podoba? Ici? Albo to, ici?
Zanim Rachel skoñczy³a porann¹ kawê, krawiec, Auguste Valin,
rozk³ada³ ju¿ w ubieralni swoje jedwabie. Mazie powiedzia³a, ¿e przyje-
cha³ w³anie z miasta. Jako ¿e w nocy nie przychodzi³ ¿aden poci¹g,
Rachel przypuszcza³a, ¿e krawiec przyby³ do Northwyck tym samym
poci¹giem co oni i spêdzi³ noc na miejscu. Magnus, jak zwykle przewi-
duj¹cy, zadba³ o wszystko.
Mylê, ¿e madame bêdzie wygl¹daæ najlepiej w ró¿owym albo
w tym przydymionym b³êkicie. Non? Ale przecie¿ to tak piêknie kontra-
stuje z pani nieskaziteln¹ cer¹ i bladoz³otymi lokami ma³y, nienagan-
nie ubrany cz³owieczek rozpostar³ przed ni¹ lni¹cy p³at satyny w kolo-
rze ró¿anych p³atków.
Potrzebne jest jej te¿ parê ciemniejszych sukni. Powinny paso-
waæ do tego przerwa³ Noel, wchodz¹c, i podsun¹³ panu Auguste przed
oczy jaki przedmiot.
Krawiec chwyci³ go i utkwi³ pe³en podziwu wzrok we wspania³ym
czarnym opalu.
Naturalnie, monsieur. Mam tu tak¹ mieni¹c¹ siê, granatowo-czer-
won¹ taftê. To najnowszy francuski materia³. Jak siê panu podoba?
przy³o¿y³ kamieñ do po³yskuj¹cej jedwabnej tkaniny.
148
Piêkny, ale mnie interesuj¹ inne. Potrzebna jest nowa garderoba
w ca³oci Magnus skin¹³ Rachel na dzieñ dobry g³ow¹ i zasiad³ na wiel-
kim krzele, by byæ wiadkiem za³atwiania sprawy.
Jedyne, co pozosta³o Rachel, to wytrzymaæ. Przez dwie godziny Auguste
zdejmowa³ z niej miarê, owija³ j¹ koronkami, drapowa³ na niej tkaniny je-
dwabne i bawe³niane, szukaj¹c najbardziej stosownego koloru. Magnus za-
biera³ g³os w sprawie ka¿dego detalu odcienia, linii dekoltu By³a to ciê¿ka
próba dla nerwów Rachel, stara³a siê jednak wyt³umaczyæ sobie samej, ¿e
skoro mê¿czyzna p³aci za te wszystkie kosztowne stroje, ma prawo wypo-
wiadaæ opinie. Zreszt¹ po³owê z nich bêdzie chyba nosi³ sam, bo ona nie
mia³a zamiaru pozostawaæ w tym miejscu zbyt d³ugo.
Realizacja wyczerpuj¹cego zadania, jakim okaza³o siê zaspokojenie
oczekiwañ Noela Magnusa, zosta³a nieoczekiwanie przerwana. Do ubie-
ralni wpad³a Clare. Na widok oceanu tkanin stanê³a jak wryta, po czym
wybuchnê³a miechem. Rachel niemal tonê³a w ró¿nobarwnych falach,
obezw³adniona bogactwem wyboru i aktywnoci¹ ma³ego Francuza, który
miota³ siê wokó³ niej niczym mucha.
Malutka ma dobry gust. Le bon gout skin¹³ przychylnie g³ow¹
Auguste, gdy Clare przykucnê³a przed jedwabnym brokatem w kolorze
porzeczki, g³adz¹c go z zachwytem.
Niew¹tpliwie ma to po mamie wtr¹ci³ ironicznie Magnus ze swe-
go krzes³a.
Clare odwróci³a siê w miejscu i spojrza³a na niego rozszerzonymi
oczami. Choæ wystrojona w urocz¹ sukieneczkê z wzorzystej b³êkitnej
organdyny, momentalnie przybra³a wygl¹d bezpañskiego dziecka ulicy,
gotowego do ucieczki na pierwszy sygna³ niebezpieczeñstwa. Widok pana
domu wci¹¿ j¹ przera¿a³.
Rachel podesz³a do dziewczynki i spróbowa³a ponownie zaintere-
sowaæ j¹ barwnymi zwojami tkanin. Dziecko nerwowo dotknê³o beli
pastelowej peau de soie. Rachel odwróci³a siê i rzuci³a Magnusowi zna-
cz¹ce spojrzenie. Niech nie omiela siê ponownie wystraszyæ ma³ej ja-
kim z³oliwym komentarzem!
Musi pan byæ dumny, monsieur, maj¹c tak piêkn¹ ¿onê i córecz-
kê entuzjazmowa³ siê Auguste. Westchn¹³ z satysfakcj¹. Prawdê mó-
wi¹c, nigdy nie widzia³em takich jak one dwie. Niech pan tylko spoj-
rzy Wypisz wymaluj, dwa z³otow³ose anio³y, które spad³y ze sklepienia
Kaplicy Sykstyñskiej.
Clare podesz³a nieco bli¿ej do Rachel. Nie z pró¿noci, tylko ze stra-
chu. Nie wiedzia³a dok³adnie, o czym mówi Auguste, wiedzia³a jednak,
¿e s¹ w centrum uwagi.
149
Rachel objê³a dziewczynkê i umiechnê³a siê do niej. By³o jej szale-
nie mi³o, ¿e Clare zosta³a wziêta za jej córeczkê, bo istotnie kocha³a j¹
jak matka.
No tak upad³e anio³y mrukn¹³ Magnus ze swego krzes³a.
Rachel utkwi³a w nim spojrzenie, gotowa do obrony. Okaza³a siê
jednak niepotrzebna. Magnus po prostu patrzy³ na ni¹ i Clare. W oczach
mia³ dziwny, trudny do opisania wyraz.
Monsieur, ¿yczy pan sobie, by uszyæ sukienkê dla pañskiej có-
reczki, oui? spyta³ Auguste.
Magnus spojrza³ na niego z krzywym umieszkiem.
Wynajmujê najdro¿szego krawca po tej stronie Atlantyku, a on
zamierza ubieraæ szecioletnie dziecko? zamia³ siê.
Rachel poczu³a, ¿e Clare dr¿y.
Naturalnie, Auguste, niech pan uszyje co tak¿e dla Clare. Dla-
czego nie mia³yby wygl¹daæ jak matka i córka? Magnus nachyli³ siê
ku Clare. Wybierz sobie co, co ci siê podoba, moje dziecko. Nie mogê
obiecaæ, ¿e sukienka ciê ozdobi przeniós³ spojrzenie na Rachel bo,
jak widaæ po twojej mamie, kto taki jak ona czy ty mo¿e jedynie ozdo-
biæ sukniê.
Oniemia³a Clare posz³a z Mazie ogl¹daæ materia³y. Auguste zacz¹³
szkicowaæ projekty. Magnus wsta³.
Czy mog³abym Rachel ruszy³a za nim na korytarz.
Tak? spojrza³ na ni¹.
Odgarnê³a pasemko w³osów, które wymknê³o siê spod szpilki pod-
czas mierzenia.
Chcia³am po prostu podziêkowaæ. Clare wci¹¿ siê ciebie boi. Spo-
dziewa³am siê ju¿ najgorszego, a ty tymczasem okaza³e mi czy raczej
nam obu tyle uprzejmoci
Na pewno w kreacji Augusta bêdzie kaza³a nam wierzyæ, ¿e jest
ksiê¿niczk¹, jak to dzieciak umiechn¹³ siê. No wiêc czemu nie? Za-
bawmy siê, skoro zaczyna mi siê to wydawaæ zajmuj¹ce.
Nie mogê ci zap³aciæ za jej sukienki nie spuszcza³a z niego spoj-
rzenia. Postaram siê jednak zwróciæ ci pieni¹dze, kiedy wrócê do Lodo-
wej Panny.
Zamia³ siê.
Jej sukienki to drobiazg w porównaniu z tym, co bêdê musia³ za-
p³aciæ za twoje.
Przygryz³a wargê.
Nie bêdê mia³a serca powiedzieæ jej którego dnia, ¿e ma ci je
zwróciæ.
150
Tak jak ty którego dnia zwrócisz twoje? spyta³, mru¿¹c oczy.
Na Herschel raczej nie bêd¹ stosownym strojem. Obawiam siê, ¿e
narazi³abym siê tylko na gwa³t i odmro¿enie.
Utkwi³ w niej spojrzenie.
Jeli koniecznie musisz zap³aciæ za jej stroje, zrób to teraz, a nie
dopiero wtedy, kiedy wrócisz do tego piekielnego baru.
Jak to? Przecie¿ wiesz, ¿e jestem bez pieniêdzy
Odbiorê sobie ten d³ug w formie konnej przeja¿d¿ki z tob¹. Dzi
o czwartej po po³udniu.
Spojrza³a na niego rozszerzonymi oczami. Niepos³uszny kosmyk
w³osów znowu spad³ jej na twarz.
To doprawdy niewielka cena za piêkne sukieneczki Clare, ale oba-
wiam siê, ¿e nie bêdê mog³a ci towarzyszyæ. Na statku nie by³o koni
wierzchowych i w tundrze te¿ nie. Nie umiem jedziæ konno.
Odgarn¹³ jej lok za podtrzymuj¹c¹ fryzurê spinkê ze skorupy ¿ó³-
wia. Mia³a wra¿enie, ¿e jego d³oñ spoczywa³a na jej policzku d³u¿ej, ni¿
to by³o konieczne.
Wobec tego musisz siê w koñcu nauczyæ. B¹d w stajni o czwar-
tej. Poka¿ê ci, jak to siê robi.
Odst¹pi³ o krok i przygl¹da³ siê jej. Ciep³o, które mia³ w oczach,
gdy spogl¹da³ na ni¹ i Clare, powróci³o.
Znowu zaskakujesz mnie swoj¹ hojnoci¹ patrzy³a na niego jak
na ducha.
Zamia³ siê tylko i wyszed³.
To jest ta ³¹ka, o której ci mówi³em. Ha! Magnus zachichota³.
Wci¹¿ jeszcze tu jest. Magiczny kr¹g zatrzyma³ swojego stalowego
ogiera imieniem Mars i wskaza³ przed siebie.
Rachel równie¿ wstrzyma³a swojego wierzchowca leciutkim naprê-
¿eniem cugli. Mia³a wra¿enie, ¿e jedzi ju¿ konno ca³e lata, a nie zaled-
wie od godziny. Jej kara klacz Plutonia z pocz¹tku budzi³a w niej lêk,
ale znakomicie wytrenowane i wra¿liwe zwierzê bezb³êdnie reagowa³o
na ka¿de polecenie. Rachel szybko siê rozluni³a i zaczê³a rozkoszowaæ
siê widokami.
Ojej, rzeczywicie! To kr¹g ruszy³a Plutoni¹ dalej w g³¹b ³¹ki.
Zbocze wzgórza porasta³y dzikie fio³ki, a poród nich widnia³ bia³y pier-
cieñ o rednicy oko³o dziesiêciu metrów. To by³y pieczarki.
Pojawiaj¹ siê tu ka¿dego lata umiechn¹³ siê lekko Noel. Ist-
nieje legenda, ¿e Rip Van Winkle zasn¹³ na tych wzgórzach wewn¹trz
151
czarodziejskiego krêgu i to jest prawdziwa przyczyna, ¿e budzi siê wiele
lat póniej.
Prawie mo¿na w to uwierzyæ Nigdy nie widzia³am czego tak
dziwnego tr¹ci³a delikatnie klacz i przekroczy³a kr¹g, po czym wysz³a
z niego.
Ty? Kobieta, która wiêkszoæ swojego ¿ycia spêdzi³a pod zorz¹
pó³nocn¹, prowadz¹c knajpê na koñcu wiata? Ty widzia³a wszystko.
Kto jak kto, ale ty, Rachel, powinna mieæ po uszy dziwnych widoków
patrzy³ na ni¹, jakby jej wra¿liwoæ go zaskoczy³a.
Tam nie by³o zaklêtych krêgów. Ani jednego nadal przygl¹da³a
siê dziwnemu piercieniowi, siedz¹c na grzbiecie koby³y. Jedynym ta-
jemniczym miejscem na Herschel jest stare eskimoskie cmentarzysko.
Tylko o tym miejscu opowiada siê historie, bo nieodmiennie zdarza siê
co jaki czas, ¿e kto siê upije, potknie na lodzie i nagle znajduje siê
twarz¹ w twarz z drogim zmar³ym, którego odwil¿ wypchnê³a na po-
wierzchniê zamia³a siê. Wstrz¹sn¹³ ni¹ nerwowy dreszcz.
Jest jeszcze jedno miejsce, które chcê ci pokazaæ. Mo¿esz jechaæ?
jego pogoda nagle zniknê³a.
Oczywicie. Twój koñ traktuje mnie tak dobrze, ¿e mog³abym nie
zsiadaæ ca³y dzieñ.
Doskonale. No to jedmy i ruszy³ przez ³¹kê.
Wkrótce znaleli siê poród gêstwiny dziewiczego lasu. cie¿ka to
zwê¿a³a siê, to poszerza³a Wreszcie Rachel zda³a sobie sprawê, ¿e to
dawna droga, obecnie nieu¿ywana i zaros³a krzakami i zielskiem.
Có¿ to zatem za tajemnicze miejsce? Pe³ne trolli i goblinów?
zadrwi³a.
Nie. Tylko duchów Noel zatrzyma³ Marsa na polanie.
S³oñce przewieca³o przez drzewa, zalewaj¹c polanê z³otoró¿owym
blaskiem. Plutonia post¹pi³a naprzód i przenios³a Rachel pod kamien-
nym ³ukiem, poroniêtym bluszczem. Spojrza³a w górê, na pokryte ob-
³okami wieczorne niebo. Ze wszystkich stron otacza³y j¹ ruiny kamien-
nego kocio³a. Piê³y siê po nich bujne pêdy dzikiego wina.
Zbudowali go moi przodkowie. Sto piêædziesi¹t lat temu us³y-
sza³a za sob¹ g³os Noela.
Kamienie poroniête by³y grub¹ warstw¹ mchu. W pozosta³ociach
otworów okiennych tkwi³y resztki witra¿y, wci¹¿ lni¹ce w s³oñcu ni-
czym klejnoty. Teraz, gdy Rachel wiedzia³a, co to za budowla, mog³a
nawet odró¿niæ zewnêtrzne przypory widniej¹ce wród zwalonych drzew.
Twoja rodzina musia³a byæ doæ zamo¿na, skoro by³a w stanie
zbudowaæ koció³ do swojego wy³¹cznego u¿ytku zauwa¿y³a.
152
Noel patrzy³ na ni¹, stoj¹c w wejciu.
Nazwisko Magnus pochodzi od rzymskich najedców. Moi przod-
kowie podbili najpierw Angliê, a potem, kiedy sami stali siê Anglikami,
ruszyli na podbój kolejnego terytorium, do Ameryki.
Umiechnê³a siê.
A teraz ty z kolei uzna³e, ¿e Ameryka to nie dosyæ. Chcesz pod-
biæ Arktykê.
Có¿, nie mogê siê zaprzeæ sam siebie powiedzia³ twardo.
Spojrzenie Rachel powêdrowa³o w k¹t, gdzie wbudowana by³a
³awka. Pod³ogê pokrywa³ ró¿owy dywan g³ogu. W szczelinach miê-
dzy kamieniami kwit³a koniczyna, nadaj¹c cianie delikatny odcieñ
lawendy.
Noel zszed³ na ziemiê. Przywi¹za³ Marsa do strzaskanej belki i po-
móg³ zsi¹æ Rachel. Post¹pi³a parê kroków, omal nie potykaj¹c siê o swoj¹
d³ug¹ czarn¹ spódnicê.
Co siê wobec tego sta³o z tym kocio³em? Dlaczego zosta³ zbu-
rzony? spyta³a.
Ogieñ. Mój ojciec go pod³o¿y³.
Spojrza³a na niego. Uchwyci³ jej wzrok.
Przepraszam szepnê³a.
Moi rodzice brali tu lub wskaza³ g³ow¹ w g³¹b kocio³a. To
by³a przyczyna jego wciek³oci. Kiedy matka odesz³a, nie chcia³, ¿eby
przetrwa³ materialny symbol ich zwi¹zku.
Rachel podesz³a do zaros³ego winem stosu i zda³a sobie sprawê, ¿e
wystaj¹cy z niego bia³y kamieñ to marmurowy baranek spoczywaj¹cy
na obrze¿u wielkiego pucharu.
To chrzcielnica. Tu by³em ochrzczony. Dla ojca jeszcze jeden lad
tego, jak haniebnie zosta³ zdradzony
Odgarnê³a pêdy winoroli i czule pog³aska³a zapomnianego baran-
ka. Spojrza³a w górê. Zachodz¹ce s³oñce zabarwi³o z³otem i purpur¹
katedralne sklepienie nieba.
Myla³, ¿e zburzy³ koció³, a tymczasem uda³o mu siê tylko spra-
wiæ, ¿e to miejsce jest jeszcze piêkniejsze. Jeli bêdê wychodziæ za m¹¿,
chcia³abym wzi¹æ lub tutaj, maj¹c nad g³ow¹ Boga i jego niebiosa. Ruiny
wiadcz¹ tylko, jak s³aby jest cz³owiek miertelny.
Trudno by³o odgadn¹æ wyraz jego oczu, gdy odpowiedzia³:
A jednak, przyje¿d¿aj¹c tu, udowodni³a, jak silny jest jego duch.
W³anie skinê³a g³ow¹.
Wyci¹gn¹³ rêkê i obwiód³ kciukiem zarys jej warg.
Czasem siê bojê, ¿e ja nie jestem taki silny.
153
Jego dotyk pali³. Odwróci³a g³owê. Kciuk powêdrowa³ na policzek,
a potem w dó³, gdzie w zag³êbieniu u nasady szyi bi³o têtno.
Ty jeste silniejszy ode mnie, Noelu. Herschel mnie z³ama³a wy-
zna³a z trudem.
A teraz, kiedy stamt¹d uciek³a, czujesz siê wyleczona? uniós³
jej podbródek, zmuszaj¹c, by patrzy³a mu prosto w oczy.
Jeszcze nie szepnê³a. Na razie uczê siê ¿yæ bez Herschel.
Wpatrywa³ siê w jej twarz. Ostatni z³oty promieñ s³oñca pad³ na
pokryt¹ porostami ³awkê. Uj¹³ jej d³oñ i podprowadzi³ ku ³awce, niczym
malarz szukaj¹cy najlepszego miejsca dla swego obiektu.
Czemu to miejsce budzi we mnie taki lêk? Czy dlatego, ¿e to za-
pomniany grobowiec moich przodków? A mo¿e to ¿al za piêknem, któ-
re przeminê³o i nie wróci?
Nie s¹dzê odpar³a. Raczej za tym, czym to miejsce mog³o byæ.
Twoje dzieci i dzieci twoich dzieci mog³y byæ chrzczone w tej chrzciel-
nicy, ale twój ojciec j¹ zburzy³. Spojrza³a na niego. A ty mu na to
pozwoli³e.
Mia³em zaledwie cztery lata, kiedy podpali³ koció³ powiedzia³
obronnym tonem.
Nie mówiê o czasach, kiedy spali³ koció³. Mówiê o chwili obec-
nej. Po co op³akiwaæ to miejsce, skoro nigdy by go nie potrzebowa³?
Rodzinny koció³ jest potrzebny wtedy, kiedy cz³owiek zawiera ma³¿eñ-
stwo z mi³oci. Ty jednak polubisz Judith Amberly w nowojorskiej ka-
tedrze i bêdziesz pupilkiem ca³ego miasta, nawet jeli urwiesz siê, ¿eby
spêdziæ wieczór z pann¹ Harris.
Nie mog³a ukryæ goryczy, która w niej wezbra³a.
Zapomnij o tym miejscu powiedzia³a powoli. Nie myl o nim
wiêcej. Odwróci³a wzrok. I nie torturuj siebie samego przychodze-
niem tutaj.
Ogarn¹³ j¹ bezdenny smutek. Ruiny kocio³a by³y jak metafora jej
w³asnego losu. Nawet jeli wróci na Herschel, Magnus mo¿e tam znowu
przyjechaæ. Wspania³a Judith Amberly czy panna Harris nie zdo³aj¹ za-
trzymaæ go na d³ugo Wyruszy na kolejn¹ ekspedycjê w poszukiwaniu
Franklina, pojawi siê w Lodowej Pannie i bêdzie nieustannie przypomi-
na³ jej o tym, co utraci³a. A raczej czego nie zdo³a³a zdobyæ. Bêdzie j¹
odwiedza³ tak, jak odwiedza ruiny kocio³a, i op³akiwa³ to, co móg³
zmieniæ, gdyby by³a w nim wola zmiany.
Wsta³a.
Chyba musimy wracaæ. Robi siê póno. Obieca³am dzieciom, ¿e
przeczytam im kolejny rozdzia³ Swifta.
154
Co to jest mi³oæ, Rachel? Czy to co, co rani, czy przynosi ulgê?
Spojrza³a na niego i napotka³a jego przenikliwy wzrok.
Bardzo kocha³am ojca. To by³a dla mnie wielka radoæ. Kiedy
umar³, zabra³ ze sob¹ czêæ mojej duszy. Dlatego mylê, ¿e mi³oæ to
rozkosz i ból zarazem. Ale brak mi³oci jest gorszy. Cz³owiek jest wtedy
jak pustynia i umiera z pragnienia.
Nie patrz¹c w jego stronê, ruszy³a ku Plutonii, niepomna na zwalo-
ne belki i pêdy dzikiego wina na drodze. Wtem poczu³a mocne poci¹-
gniêcie za w³osy. Krzyknê³a z bólu i zaskoczenia. Obejrza³a siê i zoba-
czy³a, jak Noel rzuca siê ku niej.
W³osy zapl¹ta³y ci siê w ciernie. Poczekaj.
Zdj¹³ bobrowy kapelusz Rachel, wyj¹³ szpilki podtrzymuj¹ce kok na
karku, u³ama³ ga³¹zkê tarniny i powoli wypl¹ta³ j¹ z w³osów dziewczyny.
Dziêkujê powiedzia³a, bior¹c z jego r¹k d³ugie pasmo.
Sta³ nad ni¹, wielki, muskularny. Ale jego rêce, gdy usuwa³ jej z w³o-
sów cierniow¹ ga³¹zkê, by³y tak delikatne jak rêce ojca.
Dziêkujê powtórzy³a cicho. Czeka³a, by przesta³ siê w ni¹ wpa-
trywaæ i pomóg³ wsi¹æ na konia.
Nie rusza³ siê z miejsca.
Nieoczekiwanie, niczym katharsis, wyla³ siê z niego potok s³ów.
Mylisz, ¿e oszuka³em ciê, Rachel, zarêczaj¹c siê z Judith i utrzy-
muj¹c kontakty z Charmian, ale mylisz siê. Nie by³o w przesz³oci ani
jednej chwili, ¿ebym nie myla³ o tobie, nie wyobra¿a³ sobie ciebie, nie
pragn¹³ ciê
Nie by³a w stanie myleæ, nie by³a w stanie nawet oddychaæ. Jedy-
ne, co mog³a, to wpatrywaæ siê w niego z mieni¹c¹ siê od nawa³u uczuæ
twarz¹ i czekaæ na dalszy ci¹g.
To nie jest miejsce dla ciebie, Rachel mówi³ ochryp³ym z prze-
konania g³osem. A ja mia³em zbyt wiele obowi¹zków, ¿eby zostawiæ
je za sob¹. Zrobi³em wobec tego najlepsze, co by³o mo¿na. Zadowoli-
³em mojego ojca, zarêczaj¹c siê z Judith, gdy¿ mog³em dziêki temu przy-
sporzyæ rodowi w³aciwego dziedzica, i stara³em siê, by kochanka by³a
zadowolona, tak ¿ebym mia³ gdzie zaspokoiæ potrzebê kontaktu z ko-
biet¹. Ale nigdy i nigdzie nie mog³em zaspokoiæ pragnienia ciebie
Prze³knê³a wzbieraj¹ce ³zy. Nie chcia³a mu dawaæ jeszcze wiêkszej
satysfakcji.
To znaczy, ¿e nigdy mnie naprawdê nie potrzebowa³e. Istnia³o
proste rozwi¹zanie twoich problemów: polubiæ mnie i przywieæ mnie
tutaj. Zamia³a siê gorzko. Zastanawiam siê, dlaczego nigdy o tym
nie pomylelimy?
155
Nie cierpiê widzieæ ciê tutaj jego oczy b³ysnê³y gwa³townie.
To nie miejsce dla ciebie. Ty jeste czysta, bez skazy. Nie jeste dziwk¹
gotow¹ rozchyliæ nogi dla kolejnej b³yskotki ani m³odsz¹ synow¹, spi-
skuj¹c¹ ze swoj¹ mamusi¹, jak by tu opró¿niæ rodzinne kufry. Jeste
naprawdê prosta i dobra i pragn¹³bym, ¿eby jeli nie jest za póno
wyjecha³a st¹d, zanim Northwyck zepsuje i ciebie.
Dlaczego na si³ê odrywaæ mnie od ciebie? To nie ma sensu wy-
krztusi³a. W jej oczach, niczym ogieñ i lód, zalni³y ³zy.
Miênie na policzkach Noela napiê³y siê w gruze³ki.
Zaw³adnê³a mn¹, Rachel, czy wiesz o tym, czy nie. Za jeden z two-
ich umiechów poszed³bym na koniec wiata i z radoci¹ umar³bym, pró-
buj¹c tam dotrzeæ. Zawsze ochrania³bym ciê, nawet kosztem w³asnego
bezpieczeñstwa. Zrobi³bym dla ciebie wszystko w jego g³osie za-
brzmia³a udrêka oprócz skalania ciê tym miejscem i tym sposobem
¿ycia.
To miejsce i ¿ycie, jakie prowadzisz, mog¹ siê zmieniæ. Mo¿e od-
mieniæ je mi³oæ. Spójrz na Tommyego i Clare
Chwyci³ j¹ za ramiona i przyci¹gn¹³ do siebie.
Co to jest mi³oæ? spyta³ z ustami przy jej ustach. Co to takie-
go? Czy mylisz, ¿e nêdzarz rozumie, co to uczta?
To jest mi³oæ szepnê³a, muskaj¹c jego wargi. I to jedn¹ d³o-
ni¹ pog³adzi³a pieszczotliwie jego kark, a drug¹ napiêty policzek.
Klamra jego r¹k zacisnê³a siê wokó³ niej. Odnalaz³ jej usta. Poca³u-
nek by³ coraz mocniejszy i g³êbszy Jêknê³a z rozkoszy, gdy poczu³a
w ustach jego gor¹cy jêzyk.
Po³ó¿ siê tu ze mn¹, Rachel. W tym wiêtym miejscu. Pozwólmy
mu zmartwychwstaæ, choæby na ten jeden raz.
W górze, na pociemnia³ym b³êkicie niebosk³onu, wzeszed³ ksiê¿yc.
Zbyt d³ugo zwleka³a z decyzj¹ Schyliwszy g³owê, patrzy³a, jak rozpi-
na jej ¿akiet i chwyta lekko zêbami okryt¹ batystem pier.
Jakby na zewn¹trz siebie samej, podziwia³a krucz¹ czerñ jego w³o-
sów. Jakie blade wydaj¹ siê na ich tle jej palce, przegarniaj¹ce krótko
przyciête pasma Zamkn¹³ jej rêkê w swojej. Jej drobna d³oñ w jego
wielkiej Jak dobrze zdaj¹ siê do siebie pasowaæ! Czy ich cia³a bêd¹
pasowaæ równie dobrze? przemknê³a przelotna myl
Obok, w zapadaj¹cej ciemnoci, przestêpowa³y z nogi na nogê ko-
nie, Rachel jednak niemal ich nie s³ysza³a, gdy k³ad³ j¹ na gruby dywan
bluszczu. Spódnica wzdê³a siê i u³o¿y³a wokó³ falami, jakby kusz¹c go,
by us³a³ sobie z niej ³o¿e.
156
Oczyæ to miejsce szepn¹³, odpinaj¹c per³owe guziczki stanika,
a potem haftkê ró¿owego satynowego gorsetu. Uwolnione z wiêzów za-
lni³y w wietle ksiê¿yca biel¹ alabastru jej obfite piersi.
Natychmiast uj¹³ silnymi d³oñmi ich pe³niê. Odrzuci³a w ty³ g³owê.
Niech nie przestaje niech nie odchodzi!
Obj¹³ ustami brodawkê. Stwardnia³a pod jego jêzykiem. Teraz dru-
g¹ Nie zwraca³ uwagi na jej westchnienia i dziko bij¹ce tu¿ pod jego
d³oni¹ serce. Wreszcie, gdy nie by³a d³u¿ej w stanie znieæ tej rozko-
szy, szarpn¹³ halkê i spódnicê, ci¹gn¹³ je i z³o¿y³ j¹ na nich z powro-
tem.
Noel wypowiedzia³a szeptem jego imiê. Tak, tak Niech nie
przestaje, niech j¹ wemie! Pragnê³a go i cia³em, i dusz¹, równoczenie
pe³na obawy, t³umi¹c chêæ ucieczki.
Zrzuci³ buty, koszulê i spodnie i ukl¹k³ nad jej nagim cia³em. Serce
za³omota³o jej szybciej na widok jego imponuj¹cej, gronej mêskoci.
Spiê³a siê w oczekiwaniu bólu Wsun¹³ jej rêkê miêdzy uda. By³a go-
towa, pragnê³a go, czeka³a na niego.
Nakry³ ustami jej usta i po³o¿y³ siê na niej. Jego uda spoczê³y po-
miêdzy jej udami.
Rachel, ukochana szepn¹³, schodz¹c wargami ku szczytom jej
piersi i przygwa¿d¿aj¹c j¹ d³oñmi pod sob¹. Oczyæ mnie.
Ostatni raz uca³owa³ jej usta i wszed³ w ni¹ g³êboko, jednym pchniê-
ciem.
Poca³unek st³umi³ jej jêk. Ca³a by³a wype³niona nim jego jêzy-
kiem, jego mêskoci¹. Porusza³ siê w niej powoli, ostro¿nie, dopóki nie
zorientowa³ siê, ¿e to nie ból jest przyczyn¹ jej westchnieñ, a co wiê-
cej pragnienie, namiêtnoæ, rozkosz
Ja niê. To wszystko mi siê ni szepn¹³. Odgarn¹³ jej z twarzy
pasmo w³osów i przyspieszy³ tempo. Jego biodra uderza³y rytmicznie
w jej wilgotne uda.
To prawda wyrzuci³a z siebie. Pod d³oñmi, którymi obejmowa-
³a go kurczowo, czu³a wci¹¿ nie w pe³ni zagojone blizny.
Trzymaj¹c j¹ na uwiêzi wzroku, porusza³ siê teraz wolniej. Pchniê-
cia by³y mocne, ostre.
Jeszcze jedno, drugie i ogarnê³a j¹ fala rozkoszy. Konwulsyjnie
cisnê³a go udami i ramionami. Pchn¹³ jeszcze raz, i jeszcze, g³êboko,
a¿ wreszcie sam znieruchomia³ w spazmie i pogr¹¿y³ siê w zapomnie-
niu.
157
18
R
achel zasnê³a w ramionach Noela. Jeszcze dwa razy kochali siê w ru-
inach starego kocio³a, pod rozjanionym blaskiem ksiê¿yca niebosk³o-
nem. Wreszcie spoczêli, wyczerpani i nasyceni. Wokó³ rozlega³o siê gra-
nie wierszczy. W ciemnoci lasu migota³y surrealistycznie wiate³ka
robaczków wiêtojañskich.
Kiedy siê obudzi³a, ksiê¿yc by³ ju¿ wysoko na czarnym niczym ak-
samit niebie. Obejmowa³y j¹ ciep³e ramiona Noela. Wtem usiad³.
Co siê sta³o? szepnê³a, przywieraj¹c do niego w poszukiwaniu
ciep³a, a tak¿e czego wiêcej.
Latarnia. Widzisz? wskaza³ na pó³noc. W oddali, prawdopodob-
nie w dolinie, widoczny by³ s³aby blask. Na pewno nas szukaj¹. Idzie-
my! Pora opuciæ to miejsce.
Pomóg³ jej wstaæ. Poda³ gorset i koszulê.
Dr¿¹c, pozapina³a haftki, znowu skrêpowana swoj¹ nagoci¹. Czy
kiedykolwiek przyjdzie czas, ¿e miêdzy kobiet¹ a mê¿czyzn¹ nie bêdzie
miejsca na wstyd?
Upnij w³osy. Znalaz³em twój kapelusz ju¿ ubrany poda³ jej na-
krycie g³owy.
Potrafisz znaleæ z powrotem drogê do Northwyck? spyta³a, do-
siadaj¹c z jego pomoc¹ Plutonii.
Skoro ka¿dej wiosny znajdowa³em drogê do Lodowej Panny, po-
trafiê te¿ dotrzeæ konno do w³asnego domu wskoczy³ na swego wierz-
chowca i siêgn¹³ po jej cugle.
Dam sobie radê sama zapewni³a go. Jedzi³am ca³e popo³u-
dnie.
Radzi³a sobie doskonale, ale nie mogê ryzykowaæ, ¿e Plutoniê
sp³oszy na przyk³ad jaki szop. Jeli w rodku nocy puci siê galopem,
mogê straciæ mnóstwo czasu, zanim ciê odnajdê.
Milcza³a. Nie czu³a siê bynajmniej ura¿ona tym brakiem zaufania
do jej jedzieckich umiejêtnoci; raczej odczuwa³a wdziêcznoæ, ¿e za-
troszczy³ siê o jej bezpieczeñstwo. Jakie to dziwne byæ obiektem czy-
jej troski Nigdy wczeniej jej siê to nie zdarzy³o.
W milczeniu jechali przez las. Spomiêdzy drzew mruga³y ku nim
wiat³a Northwyck. Nie by³a jeszcze gotowa na powrót do rzeczywisto-
ci, a tymczasem ju¿ zostawili konie w stajni i wchodzili do rezydencji.
By³am pewna, ¿e porwa³y was gobliny! Co siê sta³o? zawo³a³a
Betsy, wybiegaj¹c z Nathanem przed dom.
158
W³óczylimy siê trochê, ale wszystko w porz¹dku. Jeden koñ oku-
la³ Noel gestem zagna³ ich z powrotem do wnêtrza. Zrób Rachel her-
baty i przygotuj k¹piel. Na pewno zmarz³a.
Rachel wesz³a za gospodyni¹ do foyer, nie spuszczaj¹c oczu z Noela.
Rzeczywicie by³a zmêczona i przemarzniêta, ale nie chcia³a rozdzielaæ siê
z nim, nawet za cenê przyjemnoci, jak¹ stanowi³a k¹piel. Zbyt wiele by³o
do omówienia Ca³y jej dotychczasowy wiat leg³ w kawa³kach. Zbyt wie-
le chcia³a siê dowiedzieæ, by teraz po prostu wzi¹æ k¹piel i pójæ do ³ó¿ka
Jeli mo¿na, chcia³abym pójæ z tob¹ zaczê³a, on jednak prze-
rwa³ jej.
Nie, nie mo¿esz. Jeste prawie sina z zimna. Id z Betsy i zadbaj
o siebie.
Jak gdyby spad³o jej na g³owê wiadro niegu Wlepi³a w niego
oczy. Nie chcia³a przyj¹æ do wiadomoci jego nag³ego ch³odu.
S³ysza³a? Powiedzia³em, masz iæ z Betsy.
Ale ja bym chcia³a
Znowu jej przerwa³.
Jeste moj¹ ¿on¹. Masz robiæ, co ka¿ê.
Zacisn¹³ szczêki. Rzuci³ jej szybkie spojrzenie i odwróci³ wzrok, tak
jakby robi³a co, czego nie akceptuje.
Wpatrywa³a siê w niego zraniona. Betsy wziê³a j¹ za ramiê i popro-
wadzi³a po schodach na górê.
Bo¿e jedyny, dziecko, spójrz na te ga³¹zki we w³osach! Có¿ to
musia³a byæ za okropna noc zawodzi³a.
Rachel nie odrywa³a wzroku od Noela, dopóki nie znalaz³y siê na
piêtrze i nie znikn¹³ z pola jej widzenia.
wita³o, kiedy ponownie zdo³a³a zapaæ w sen. Przez ca³¹ noc prze-
wraca³a siê w ³ó¿ku, spacerowa³a po dywanie I wpatrywa³a siê w smugê
wiat³a, widniej¹c¹ w szparze drzwi prowadz¹cych do pokoju Noela.
Nie spodziewa³a siê takiego ch³odu. W swojej dziewczêcej wyobrani
oczekiwa³a, ¿e skoro odda³a mu siê, to ju¿ zawsze bêdzie dla niej dobry.
Nawet na to wygl¹da³o, gdy wzi¹³ do rêki cugle Plutonii, by zadbaæ o jej
bezpieczeñstwo Myla³a, ¿e wróc¹ do Northwyck i spêdzi resztê nocy
w jego ³ó¿ku. Obok niego.
On jednak nie potrzebowa³, zasypiaj¹c, jej bliskoci, jej objêcia, jej
ciep³a. Zaspokoi³ swoje samcze pragnienie i na tym koniec. Po¿¹da³ jej
tylko, wiêc teraz, gdy ju¿ nasyci³ swoje lêdwie, nie by³o powodu, by na-
dal mia³ j¹ obok siebie. A¿ do czasu, gdy znów zap³onie namiêtnoci¹.
159
Zwinê³a siê w k³êbek i da³a folgê ³zom. Jej pogr¹¿ona w smutku dusza
znalaz³a ucieczkê w ch³odnej, samotnej drzemce. We nie widzia³a po-
walonych rycerzy w pogiêtych, zardzewia³ych zbrojach i wierzchowce
poprzebijane pikami ich przeciwników.
19
P
an Edmund Hoar, sir zaanonsowa³a spokojnie Betsy. Mówi, ¿e
przyjecha³ dzi rano specjalnie po to, by spytaæ o pañskie zdrowie. S³y-
sza³, ¿e wczorajszej nocy zaginêlicie z pani¹ Magnus.
Oczy Noela zwêzi³y siê w szparki. Wsta³ z krzes³a i stan¹³ przy ko-
minku.
Dawaj go.
Edmund wszed³ do biblioteki z zadowolonym wyrazem twarzy i star¹
animozj¹ w oczach.
Przyszed³e pogratulowaæ mi, ¿e nie spad³em z konia i nie z³ama-
³em karku? zaatakowa³ Noel, nie proponuj¹c, by usiad³.
Gdyby z³ama³, gazeta by³aby moja, nie s¹dzisz? Odkupi³bym j¹
od wdowy po tobie. Tak w³anie planowa³em post¹piæ, zanim by³e na
tyle nieuprzejmy, ¿e wróci³e.
Czyli znowu pud³o umiechn¹³ siê z³oliwie Noel.
Teraz, gdy odzyska³em rodzinny maj¹tek, którego dnia i tak przej-
mê od ciebie ten tytu³. Edmund sta³ przy bibliotecznym biurku, nie
zdradzaj¹c ochoty, by podejæ bli¿ej. Wiesz, ¿e jestem cierpliwy. Jeli
jednak by³by gotów zapomnieæ o ca³ym tym nonsensie, wypisa³bym ci
czek jeszcze dzisiaj.
Gdybym ci sprzeda³ Morning Globe, by³oby to podzwonne dla
nowojorskiej ¿urnalistyki. Daj sobie spokój, Hoar. Wyrzuæ z g³owy ten
pomys³. Nie odst¹piê ci tej gazety ani teraz, ani kiedykowiek. Mam ze-
spó³, który pracuje dla mnie jak nale¿y. Ty mo¿esz znowu pomyleæ
o sklepie ze s³odyczami.
A co by wobec tego powiedzia³ na propozycjê, ¿eby sprzedaæ mi
w³asn¹ ¿onê? Hoar otworzy³ portmonetkê. Parê z³otych monet poto-
czy³o siê po lni¹cym mahoniowym blacie. Powiedz jej, ¿e to wiêcej,
ni¿ prosi³a.
O czym ty, do diab³a, mówisz? g³os Noela brzmia³ jak niski,
z³owrogi pomruk.
160
No jak to? Przysz³a do mnie w hotelu i chcia³a po¿yczyæ ode mnie
pieni¹dze Hoar po³o¿y³ na biurku rozpostart¹ d³oñ. Nie mówi³a ci?
O, to musisz byæ zaskoczony.
Ona by nie wziê³a pieniêdzy od ciebie.
Och, ale ich potrzebowa³a. ¯eby uciec z powrotem do domu, o ile
dobrze pamiêtam. Wygl¹da na to, ¿e nie jest szczêliwa ze swoim ma³¿on-
kiem, który nieoczekiwanie powróci³ do domu. Mylê, ¿e dziewczynie nie
wystarcza spokój domowego ogniska. Têskni do knajpianych burd
Noel chwyci³ go ¿elazn¹ piêci¹ za gard³o i przypar³ do biurka.
Po co tu przyszed³e? Moja ¿ona nie wemie od ciebie pieniêdzy.
Mylê, ¿e powiniene o to zapytaæ j¹ wykrztusi³ Hoar.
Nie ma takiej potrzeby Noel potrz¹sn¹³ nim i cofn¹³ ramiê.
Hoar pad³ na biurko.
Uwa¿aj, Edmund. Nie zamierzam obdarowaæ ciê ani moj¹ gazet¹,
ani moj¹ ¿on¹.
Zale¿y mi tylko na gazecie. ¯onê ju¿ mia³em.
Noel wlepi³ w niego oczy oniemia³y.
Edmund poprawi³ krawat. W jego oczach p³onê³a nienawiæ.
A jak mylisz, kto umila³ jej samotnoæ przez wszystkie te mie-
si¹ce, kiedy ciê nie by³o? Chyba nie stary Nathan.
Nie wierzê ci zamia³ siê ponuro Noel. Musi byæ z tob¹ le,
skoro przyszed³e tu i opowiadasz takie rzeczy.
Dobrze, wobec tego zapytaj jej samej. Zapytaj, czy chcia³a po¿y-
czyæ ode mnie pieni¹dze. Zapytaj, czy spotka³a siê ze mn¹ sam na sam.
Nieprzyjemny umiech rozci¹gn¹³ mu wargi. No, dalej. Polij po ni¹.
Noel potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie ma potrzeby. Tak czy owak, nie wierzê ci. I nigdy nie bêdê
wierzy³.
Naprawdê chcesz nadal ¿yæ w zwi¹zku ma³¿eñskim z kobiet¹, która
ciê zdradzi³a, Magnus? A¿ tak j¹ kochasz? wpatrywa³ siê w Noela, jakby
zale¿a³o mu, ¿eby zidentyfikowaæ ka¿de drgnienie emocji na jego twarzy.
Je¿eli to istotnie prawda, co mówisz, to straci w moich oczach,
rzeczywicie. Ale musia³a mieæ powody do upadku. Wys³ucham jej.
I przebaczê jej Noel tak¿e nie spuszcza³ oczu z rywala.
A¿ tyle dla ciebie znaczy? zawód i z³oæ przemknê³y po jego
twarzy, ale szybko zamaskowa³ je s³u¿alczoci¹. No tak, naturalnie.
Przecie¿ jest twoj¹ ¿on¹. Polubi³e j¹. Przyjecha³e z Arktyki, ¿eby byæ
razem z ni¹.
Zabieraj siê st¹d i nigdy wiêcej siê tu nie pokazuj, bo ciê zabijê.
Dot¹d ciê tolerowa³em, bo jeste nieudolnym szaleñcem, Hoar. Myla-
161
³e, ¿e pokonasz mnie w Arktyce, ale niestety, ja zwyciê¿y³em: przywio-
z³em opal Franklina. Noel urwa³ na chwilê i dokoñczy³, k³ad¹c nacisk
na ka¿dym s³owie: Teraz jednak, kiedy koniecznie chcesz pojedynku,
dajê ci ostatnie ostrze¿enie: zbli¿ siê kiedykolwiek do mnie czy czego-
kolwiek, co do mnie nale¿y, a zabijê ciê.
W drzwiach stanê³a Betsy. Na jej twarzy widnia³a troska. Najwyra-
niej zaalarmowa³ j¹ podniesiony g³os Magnusa.
Potrzebuje pan pomocy, sir? spyta³a, przenosz¹c wzrok z jedne-
go mê¿czyzny na drugiego.
Tak sykn¹³ Noel. Wyrzuæ st¹d tego idiotê. I pilnuj, ¿eby nie
pojawi³ siê czasem jeszcze raz.
Doskonale, sir w g³osie Betsy s³ychaæ by³o wyran¹ ulgê.
Nie ma potrzeby mnie wyrzucaæ. Sam wyjdê Hoar skin¹³ No-
elowi g³ow¹. A ty uwa¿aj na kl¹twê tego kamienia, Magnus. Uwa¿aj
powtórzy³ z³owieszczo.
Betsy wyprowadzi³a go i wróci³a. W drzwiach ukaza³a siê jej g³owa
w koronkowym czepku.
Poszed³, sir. Muszê powiedzieæ, ¿e poradzi³ pan sobie znakomi-
cie z t¹ sytuacj¹. Ju¿ myla³am, ¿e bêdziemy musieli zatrudniæ praczkê,
¿eby usunê³a krew z dywanów.
On co knuje. Mam z³e przeczucia Noel utkwi³ wzrok w p³on¹-
cym na kominku ogniu. Przylij mi tu ¿onê, Betsy, dobrze?
Betsy popatrzy³a na jego mêski profil. By³ taki przystojny A w je-
go twarzy, gdy obserwowa³ tañcz¹ce p³omienie, by³o tyle beznadziei.
Naturalnie, sir. W tej chwili.
Chcia³e mnie widzieæ? spyta³a Rachel lodowatym tonem, sia-
daj¹c. Ca³y ranek spêdzi³a w swoim pokoju w nastroju przygnêbienia.
Kiedy jednak Betsy powiedzia³a, ¿e ma natychmiast stawiæ siê u Noela,
poczu³a gniew.
Tak Noel odwróci³ siê od ognia i spojrza³ na gospodyniê. Zo-
staw nas, Betsy.
Pani Willem bezszelestnie zamknê³a za sob¹ podwójne mahoniowe
drzwi.
By³ tu Edward Hoar. Powiedzia³, ¿e spotka³a siê z nim sam na
sam wyraz twarzy Noela jednoznacznie mówi³, ¿e nie zniesie ¿adnych
wykrêtów.
Zawsze stara³ siê znaleæ okazjê, ¿eby ze mn¹ porozmawiaæ od-
par³a. Czasami mylê, ¿e mnie ledzi, byle tylko zastaæ mnie sam¹.
11 Lodowa Panna
162
Przetrawi³ tê informacjê i zada³ kolejne pytanie:
Prosi³a go kiedykolwiek o pieni¹dze?
Poczu³a zimno. Zda³a sobie sprawê, dok¹d zmierza pytanie
Nigdy odpar³a.
A czy proponowa³ ci pieni¹dze? Czy próbowa³ skusiæ ciê jak¹
sum¹, tak ¿eby móg³ po³o¿yæ ³apê na Czarnym Sercu? O to jedno mu
chodzi, wiesz.
Wziê³a g³êboki oddech i przez chwilê milcza³a.
Mimo woli jej myli pop³ynê³y wstecz, ku minionej nocy. Jakie to
by³o proste i uczciwe: le¿eæ w jego objêciach, patrzeæ w gwiazdy, s³u-
chaæ muzyki wierszczy Przez jeden bolesny moment uwierzy³a, ¿e
mo¿e kochaæ j¹ tak, jak ona kocha jego. Teraz jednak wygl¹da³o na to, ¿e
moment ten przemin¹³ niczym mrugniêcie oka. Noel na powrót wt³oczy³
j¹ w sytuacjê, kiedy musia³a uwa¿aæ na to, co mówi w konfrontacji z tym
zimnym, twardym kamieniem.
Nie bra³am od niego pieniêdzy powiedzia³a w koñcu.
Ale proponowa³ ci je, tak? A ty próbowa³a wytargowaæ co od
Betsy, prawda?
Milcza³a. Noel zamia³ siê gorzko.
Jak mogê ci ufaæ, skoro spiskujesz z moimi wrogami?
Odwróci³a wzrok.
Mog³abym s¹dziæ, ¿e po wczorajszej nocy i po wszystkim, co zro-
bi³am, ¿eby ciê zdobyæ, zas³ugujê na twoje zaufanie.
Ale równoczenie wiem, do czego jeste zdolna, ¿eby osi¹gn¹æ
to, na czym ci zale¿y mrukn¹³.
Wobec tego odelij mnie. Daj mi pieni¹dze na podró¿ i wiêcej
spiskowaæ nie bêdê wstrzyma³a oddech, czekaj¹c na nieuniknion¹ od-
powied.
Nie pleæ. Po wczorajszej nocy mam wiêcej powodów ni¿ kiedy-
kolwiek, ¿eby ciê zatrzymaæ.
Ale ja nie mogê zostaæ bez mi³oci i zaufania odpar³a. Nawet
ty nie jeste w stanie mnie do tego zmusiæ.
Nie mogê, psiakrew.
Gdybym by³a twoj¹ ¿on¹, móg³by mnie zmusiæ do pozostania,
ale ni¹ nie jestem. Nie masz dokumentu, który powiadcza³by twoj¹ w³a-
dzê nade mn¹. Jestem wolna i mogê robiæ, co mi siê podoba.
Przygwodzi³ j¹ wzrokiem do krzes³a, na którym siedzia³a.
Wobec tego proszê bardzo. Jed. Usta wykrzywi³ mu przykry
umiech. Porzuæ luksus, w jakim ¿y³a przez te miesi¹ce, i wracaj do
mronego piek³a Herschel.
163
Odwzajemni³a spojrzenie.
Doceniam wszystko, co twoje, Noelu. Pozna³am twoj¹ wspania³¹
rezydencjê, czyta³am twoj¹ subteln¹ gazetê, ¿y³am w cieniu twojej im-
ponuj¹cej postaci. Trzeba jednak oprócz tego wszystkiego mieæ co wiê-
cej, inaczej cz³owiek jest ubogi. Potrzebne s¹ mi³oæ, szacunek i zaufa-
nie, bo tylko one stanowi¹ wiê, która cementuje ma³¿eñstwo. Jeli nie
jeste zdolny do tych uczuæ, mogê to zrozumieæ. Nie zostanê tu jednak
tylko dla twoich luksusów, bo to marnoæ w porównaniu z tym, co jest
ród³em prawdziwego szczêcia.
To mieszne, co mówisz o wyjedzie. Niby w jaki sposób mia³a-
by wyjechaæ? Nie masz rodków. W jego g³osie pojawi³ siê gniew.
Daj spokój tym czczym pogró¿kom.
To nie s¹ czcze pogró¿ki szepnê³a i wsta³a, ¿eby wyjæ.
S¹. Mówiê ci. Nie wolno ci nigdy nawet myleæ o tym, ¿e mia³a-
by mnie opuciæ! Wsta³ z krzes³a, ¿eby jego s³owa zabrzmia³y jeszcze
bardziej gronie.
Obejrza³a siê. W jej oczach by³ ból.
Powiedzia³em, ¿e nigdzie nie wyjedziesz powtórzy³. Oczy mia³
czarne z gniewu.
Odwróci³a siê i wysz³a.
Z ty³u dobieg³ j¹ dwiêk rozbitej o cianê karafki z pierwszorzêdn¹
whisky.
20
W
stawajcie, dzieciaki. Szybko. Mamy dok¹d pójæ. Ubierajcie siê
Rachel potrz¹sa³a delikatnie Tommym i Clare.
Ale dok¹d mamy iæ? spyta³a sennie Clare, tr¹c oczy.
Jak Rachel mówi, ¿e idziemy, to idziemy odpar³ Tommy, mo-
mentalnie przytomny. Instynkt by³ silniejszy ni¿ potrzeba snu.
Nie chcemy tu mieæ k³opotów, prawda? Rachel umiechnê³a siê
ciep³o. W takim razie zabierajmy siê st¹d, zanim zawita.
Wyci¹gnê³a dziewczynkê spod satynowej ko³dry, uformowanej w cie-
p³e gniazdko, i na klêczkach pomog³a jej siê ubraæ. We³niane ubranka
by³y zbyt ciê¿kie jak na lato, ale Rachel wiedzia³a, ¿e na morzu bêd¹
potrzebowali ciep³ych rzeczy. Nie zamierza³a pozostawaæ zbyt d³ugo
w Nowym Jorku.
164
Tommy równie¿ w ci¹gu paru minut ubra³ siê ciep³o. Ka¿de z dzieci
mia³o ponadto zapasowe rzeczy, zapakowane w jeden z piêknych kasz-
mirowych szali Rachel.
A teraz cicho sza. Ani s³owa szepnê³a, otwieraj¹c drzwi dzie-
ciêcego pokoju. Na palcach przekradli siê do hallu.
Sprowadzi³a dzieci na dó³ schodami dla s³u¿by, odleg³ymi zarówno
od sypialni Magnusa, jak i jej w³asnej, gdzie pozostawi³a zmoczon¹ ³za-
mi notatkê. Wyjania³a w niej, w jaki sposób zwróci mu pieni¹dze za
rzeczy, które zabrali.
Wychodzimy kuchennymi drzwiami. Potem idziemy do miasta
i ³apiemy pierwszy poci¹g do naszego nowego domu. Rachel cisnê³a
ch³odn¹ r¹czkê Clare. Powiedzia³am, ¿e nie wyjadê bez was, i dotrzy-
mujê obietnicy. A wiecie dlaczego?
Clare sennie potrz¹snê³a g³ow¹.
Bo was kocham powtórzy³a Rachel jeszcze raz s³owa, które mó-
wi³a dzieciom tak czêsto.
Ja te¿ ciê kocham, Rachel powiedzia³a Clare ca³kiem natural-
nie.
I ja te¿ ciê kocham, Rachel szepn¹³ Tommy, zbyt cicho, by Ra-
chel mog³a us³yszeæ.
Mimo to us³ysza³a. I umiechnê³a siê.
Dawaj konia warkn¹³ Noel do stoj¹cego w drzwiach jego sy-
pialni Nathana. Ca³y dom a¿ trz¹s³ siê od nowiny, ¿e pani domu zniknê-
³a. Betsy biega³a tam i z powrotem po pokoju, wykrêcaj¹c palce niczym
zdenerwowana akuszerka.
Zawiadowca powiedzia³, ¿e wyjechali rannym poci¹giem. Nastêp-
ny bêdzie dopiero o czwartej powiedzia³ Nathan. W pomarszczonej
twarzy lni³y trosk¹ br¹zowe oczy.
Powozem bêdzie za d³ugo. Pojadê konno do Martindale Depot.
Stamt¹d jest wiêcej poci¹gów. Bêdê w miecie tu¿ po nich Noel wci¹-
gn¹³ wysokie czarne buty do konnej jazdy.
Natan wybieg³, by wydaæ odpowiednie polecenia w stajni. Betsy
poda³a Noelowi ¿akiet.
Na pewno ich pan znajdzie. Zmarszczy³a brwi, mówi¹c niemal
do siebie: Gdyby tylko do mnie przysz³a Och, jeli co siê im stanie!
Znajdê ich Noel ju¿ by³ przy drzwiach.
I nie mo¿emy pozwoliæ, ¿eby przyszed³ jej jeszcze raz do g³owy
pomys³ ucieczki zawo³a³a Betsy ze ³zami w oczach.
165
Noel zatrzyma³ siê na sekundê w drzwiach. Potem wybieg³ bez s³o-
wa. Po chwili galopowa³ ju¿ ku Martindale Depot.
Rachel ciska³a r¹czki Tommyego i Clare. Dr¿a³a ze strachu, ale nie
pokazywa³a tego po sobie. Dot¹d udawa³o jej siê zapewniæ im trojgu prze-
jazd do Nowego Jorku, wymieniaj¹c jeden z wzorzystych szali na trzy
bilety czwartej klasy. Teraz, gdy znaleli siê na peronie nowojorskiego
dworca, miasto okaza³o siê znowu miejscem obcym. Nie czeka³ na nich
luksusowy apartament hotelu przy Pi¹tej Alei, nie by³o powozu, który by
ich tam dowióz³, ani armii s³u¿¹cych czekaj¹cych na ka¿de skinienie. Te-
raz by³a po prostu ona, dwoje dzieci, trzy tobo³ki i pokana dywanikowa
torba wypchana rzeczami, które mog³y dostarczyæ im rodków na podró¿.
Musimy znowu znaleæ Broadway. Mylê, ¿e tam poszczêci siê
nam z krawcami powiedzia³a lekko.
To têdy poinstruowa³ j¹ Tommy, wysuwaj¹c siê z Clare do przo-
du. Znów by³ na znanym gruncie
Och, dziêkujê, sir. Có¿ bym bez pana zrobi³a zawo³a³a i ujê³a
znowu r¹czkê Clare, poddaj¹c siê jej godnemu zaufania przewodnictwu.
By³o ju¿ póno. S³oñce dawno skry³o siê za piêciopiêtrowymi cegla-
nymi budynkami, stoj¹cymi wzd³u¿ Broadwayu. Jak latarnia morska wród
nocy wieci³y jednak w jednym z okien dwie gazowe lampy. Namalowany
na szkle napis g³osi³: JONATHAN STOUD WYRÓB GORSETÓW.
Nasze wybawienie Rachel cisnê³a dywanikow¹ torbê.
Czy mo¿emy z Clare poszukaæ miejsca na nocleg? spyta³ Tom-
my o parê kroków za ni¹.
Rachel umiechnê³a siê. Có¿ za bezb³êdny sposób wys³awiania siê
Ch³opiec sprawia³ wra¿enie dziecka ludzi zamo¿nych i wykszta³conych.
Nie przyda mu siê edukacja, jak¹ otrzyma³ w Northwyck, w kontakcie
z wielkomiejskimi ³obuzami
¯adnych bar³ogów! Nied³ugo bêdziemy mieli pieni¹dze. Wystar-
czy nam na ca³¹ podró¿. Mam tu co specjalnego. Naprawdê specjalne-
go Jestem pewna, ¿e dostaniemy za to sporo z³ota. Idziemy skinê³a
na dzieci.
Weszli razem do sklepu. Rachel otworzy³a dywanikow¹ torbê i po-
kaza³a jej zawartoæ gorseciarzowi.
Zegar w oddali wybi³ pó³noc. Broadway opustosza³. Wyj¹tkiem by³ czar-
ny powóz pêdz¹cy w kierunku portu, ku South Street. Nagle z wnêtrza
166
czarnej lakierowanej skrzyni pojazdu da³ siê s³yszeæ podniesiony mêski
g³os. Wonica ci¹gn¹³ lejce. Powóz zatrzyma³ siê tak gwa³townie, ¿e
ko³a wyda³y odg³os przypominaj¹cy zgrzyt stalowego ostrza na m³yñ-
skim kamieniu.
Z powozu wyskoczy³ mê¿czyzna i rzuci³ siê z powrotem ku miej-
scu, gdzie po raz pierwszy krzykn¹³, by stan¹æ.
Tu, w witrynie sklepu z gorsetami, jak gdyby doprowadzony w to
miejsce przez sam¹ Fortunê, przycisn¹³ twarz do szyby i utkwi³ wzrok
w czym, co dostrzeg³ z okna powozu.
Tak, to by³o to. Na pokrytym lnem manekinie, wykoñczony u góry
bladoliliow¹ wst¹¿eczk¹, widnia³ czarny satynowy gorset, który zna³ tak
dobrze.
Nigdy dot¹d nie budzono Jonathana Stouda w rodku nocy. Krawcy
s¹ przyzwyczajeni do takiej niewygody. Jeli zdarzy siê, ¿e kto umrze,
to bez wzglêdu na porê doby biegnie siê do mistrza ig³y, by na gwa³t szy³
stosowne czarne stroje dla wdowy i jej dzieci. Nawet jeli osierocona
rodzina zosta³a bez grosza przy duszy, obyczaj wymaga, by sprawi³a so-
bie czarn¹ garderobê, chocia¿by kosztem wyskrobania ze skarbonki ostat-
nich oszczêdnoci. W ten sposób okazuje siê szacunek drogiemu nie-
obecnemu.
Gorseciarz jednak to zupe³nie inny ptaszek. Nie zdarza siê, by kto
na gwa³t potrzebowa³ gorsetu. Wiele godzin spêdza gorseciarz na wszy-
waniu rusztowania w materia³, tak by tworzy³o d³ugie, zmys³owe rzêdy,
na zdobywaniu giêtkich wielorybich koci, które zapewniaj¹ najwiêk-
szy komfort Dlatego byæ obudzonym w rodku nocy przez jakiego
ob³¹kanego, który wali w drzwi sklepu, to przypadek wart odnotowania.
Nawet s¹siedzi rzucili siê do okien.
W czym mogê panu pomóc, sir? pan Stoud otworzy³ zamkniête
na klucz drzwi i wpuci³ niezwyk³ego gocia do rodka.
Mê¿czyzna utkwi³ w nim najbardziej niezwyk³e oczy, jakie Stoud kie-
dykolwiek widzia³: czarne, nie znosz¹ce sprzeciwu. W ogóle goæ by³ figur¹
doæ niepokoj¹c¹: wysoki, muskularny, w drogich, wiadcz¹cych o dobro-
bycie ubraniach, wygl¹da³ na cz³owieka, który przywyk³ stawiaæ na swoim.
Przyszed³em w sprawie gorsetu. Tego wskaza³ czarny egzem-
plarz, który Stoud dopiero co, zanim uda³ siê do jednego z tylnych pokoi
na spoczynek, umieci³ na manekinie.
Tego? gorseciarz przyjrza³ siê kreacji, zbity z tropu. Kiedy przy-
sz³a z ni¹ ta dziewczyna, by³ zaskoczony doskona³oci¹ wykonania. Nie-
167
w¹tpliwie by³ to najwykwintniejszy gorset, jaki kiedykolwiek widzia³.
Musia³ byæ zrobiony w Pary¿u przez jednego z tych mistrzów, co to szy-
j¹ dla samej pani Astor czy jej podobnych Dziwne to, ¿e dziewczyna
chcia³a sprzedaæ tak osobist¹ rzecz. Stoud podejrzewa³, ¿e to porzucona
kochanka jakiego bogatego barona, która nieoczekiwanie odkry³a, ¿e
jest przy nadziei.
Wiedzia³ od pocz¹tku, ¿e nie bêdzie móg³ odsprzedaæ gorsetu innej
klientce. By³ uszyty na zamówienie, a jego cena z pewnoci¹ przewy¿-
sza³a finansowe mo¿liwoci kobiet, które odwiedza³y pracowniê pana
Stouda. Mimo to kupi³ go, pomyla³ bowiem, ¿e mo¿e wywrzeæ na klient-
kach w³aciwe wra¿enie. Nie zamierza³ bynajmniej mówiæ im, ¿e to nie
on jest autorem tego arcydzie³a.
A co pan chcia³by o nim wiedzieæ, sir? Muszê siê przyznaæ, ¿e to
nie ja go uszy³em doda³ pospiesznie, do sklepu wesz³a bowiem zaspa-
na ¿ona, otulaj¹c siê po³ami we³nianego szlafroka.
Sk¹d go pan ma? spyta³ gwa³townie niepokoj¹cy klient.
Sk¹d? No, przynios³a go jaka m³oda kobieta. Mia³em ju¿ zamy-
kaæ sklep Chcia³a go sprzedaæ. Trudno by³o nie zachwyciæ siê dosko-
na³oci¹ roboty Wie pan co o tej m³odej damie, sir?
Tak naprawdê Stoud mia³by chêæ zapytaæ: Czy pañska ¿ona wie
o tej m³odej damie, sir?
Muszê j¹ znaleæ. Nie powiedzia³a czasem, gdzie zamierza pójæ?
mê¿czyzna mocno zacisn¹³ szczêki. Stoud nie omieli³by siê mu sprze-
ciwiæ.
Powiedzia³a, ¿e idzie na South Street, ¿eby rano wsi¹æ na statek.
Dzieci wygl¹da³y na bardzo zmêczone, wiêc poradzi³em jej, ¿eby zanoco-
wa³a w takim ma³ym zajedzie tu¿ ko³o nabrze¿a. Czysty, przyzwoity hote-
lik, odpowiedni dla dzieci. By³a bardzo wdziêczna. Zap³aci³em jej i poszli.
Czy przypadkiem nie zaszkodzi dziewczynie, informuj¹c o niej tego
mê¿czyznê? Mia³ nadziejê, ¿e nie Trudno, nie by³o odwrotu.
Dziêki. A teraz niech pan zdejmie gorset. Potrzebujê go zadys-
ponowa³ klient.
Zap³aci³em za niego znaczn¹ sumê, sir. Mam nadziejê, ¿e pan to
rozumie. Potrzebujê odzyskaæ moje pieni¹dze t³umaczy³ Stoud. Jego
¿ona nerwowymi ruchami zdejmowa³a ju¿ ¿¹dany przedmiot z pokryte-
go lnem manekinu.
To powinno pokryæ pañski wydatek. Za nowy zap³aci³em mniej
mê¿czyzna po³o¿y³ banknot na roboczym blacie, chwyci³ gorset z r¹k
pani Stoud i znikn¹³ we wnêtrzu powozu. Pojazd ruszy³ i rozp³yn¹³ siê
we mgle, która opad³a tej nocy na miasto.
168
Co to za cz³owiek, tatusiu? spyta³a pani Stoud, poprawiaj¹c cze-
pek na siwych w³osach.
Bo ja wiem Na pewno kto wa¿ny jej m¹¿ spojrza³ na bank-
not pozostawiony przez dziwnego klienta, przekonany, ¿e zosta³ oszu-
kany. Momentalnie jednak z³apa³ papierek i przyjrza³ mu siê uwa¿nie
w wietle trzymanego w rêce ogarka.
Matka! Jestemy bogaci!
21
D
roga ze sklepu Stouda do zajazdu Pod Go³êbiem okaza³a siê doæ
d³uga. Nawet Rachel by³a wyczerpana, dzieci za dos³ownie wlok³y siê
za ni¹ jak umêczeni wojn¹ ¿o³nierze.
Jeszcze kilka przecznic, a potem dostaniecie pyszny gulasz i czy-
ciutkie ³ó¿ka zachêca³a je. Ale jeli chcecie chwilkê odpocz¹æ, mo-
¿emy siê zatrzymaæ. Wiem, ¿e to by³ strasznie d³ugi dzieñ
Damy radê odpar³ dzielnie Tommy. A poza tym to niebez-
pieczna dzielnica. Jak zrobimy postój, na pewno kto nas okradnie.
Kto taki jak ty, co? umiechnê³a siê.
Musimy przejæ na drug¹ stronê! krzyknê³a nagle Clare, wybu-
dzona z odrêtwienia.
Co siê sta³o? zawo³a³a Rachel. Tommy z³apa³ Clare za rêkê i po-
spiesznie przebiegli na drug¹ stronê brukowanej kocimi ³bami ulicy.
Sierociniec szepn¹³ ch³opiec, kiedy Clare ruszy³a przodem.
Ona go nie cierpi. Nie mo¿e nawet ko³o niego przejæ.
Rachel spojrza³a na doæ nijako wygl¹daj¹cy budynek. Przypomnia-
³a sobie, jak Clare napomknê³a wczeniej o sierociñcu, ale przera¿enie
w g³osie dziecka nie pasowa³o do tej budowli z brunatnego piaskowca.
Dom o czterech kondygnacjach zbudowano prawdopodobnie ze trzy-
dzieci lat temu, teraz jednak by³ ca³kowicie opuszczony. Wszystkie okna
zabito deskami; na jednym ³añcuszku smutno zwisa³a tabliczka SIERO-
CINIEC IM. W. WINCENTEGO. Na deskach, które przybito do drzwi,
kto powiesi³ niedbale nagryzmolony napis NA SPRZEDA¯.
Czy naprawdê by³o tu tak okropnie? spyta³a, ciszaj¹c g³os, tak
by Clare jej nie us³ysza³a.
W³aciciel wci¹¿ nas bi³. G³odowalimy i musielimy pracowaæ
w jego warsztacie osiemnacie godzin dziennie. Szylimy przeciera-
169
d³a twarz ch³opca poblad³a, usta mia³y zaciêty wyraz. No wiêc pew-
nego dnia powiedzia³em Clare, ¿e lepiej ju¿ ¿yæ na ulicy. Bêdziemy przy-
mieraæ g³odem, ale przynajmniej nikt nas nie bêdzie bi³ po twarzy. Nie
bêdziemy mieli rozbitych nosów za ka¿dym razem, gdy koszyki nie bêd¹
pe³ne obrêbionych przecierade³. No i ucieklimy skin¹³ g³ow¹ w stronê
budynku. Ludzie mówili, ¿e w³aciciel zabra³ wszystkie pieni¹dze prze-
znaczone na utrzymanie dzieci i uciek³. Potem sierociniec zamknêli,
a dzieci posz³y na ulicê. Teraz go sprzedaj¹.
Rachel by³a bliska p³aczu. Jeszcze raz zerknê³a przez ramiê na opu-
stosza³y, ponury sierociniec. Spróbowa³a wyobraziæ go sobie jako po-
rz¹dne, dobrze utrzymane miejsce z siedz¹cymi na schodach zadbany-
mi dzieæmi o czysto umytych, weso³ych buziach, pe³nych nadziei
oczach
No to chodmy na ten ciep³y gulasz. Co ty na to? pog³adzi³a
Tommyego po policzku.
Clare obejrza³a siê i omiot³a spojrzeniem sierociniec, z³owieszczo
ciemniej¹cy w md³ym wietle gazowych latarñ.
To tylko budynek, kochanie powiedzia³a Rachel. Nigdy wiê-
cej ciê nie skrzywdzi. Ju¿ nie ma z³a, które tam mieszka³o.
Wziê³a dziewczynkê za rêkê i przyspieszy³y kroku. Gdyby by³ z ni-
mi Magnus, mog³aby mu powiedzieæ to samo: Northwyck to tylko budy-
nek. Z³o odesz³o; teraz mog³o wróciæ dobro.
Gdyby jej tylko na to pozwoli³.
Chcê j¹ tu natychmiast widzieæ powiedzia³ Noel do zaspanego
ober¿ysty w zajedzie Pod Go³êbiem.
Mê¿czyzna szybkim ruchem odrzuci³ z twarzy chwocik szlafmycy,
który nieustannie opada³ mu na oczy.
Byli umêczeni do cna, kiedy przyszli, proszê pana. Nie wiem, czy
zdo³am ich dobudziæ.
Dzieci niech zostan¹ w ³ó¿kach, ale ona ma natychmiast zejæ
Noel po³o¿y³ na kontuarze parê lni¹cych z³otych monet. Mo¿e to ciê
przekona?
Oczy karczmarza otworzy³y siê szeroko. Spojrza³ na Magnusa i ski-
n¹³ g³ow¹. W spranej nocnej koszuli wszed³ na schody za kontuarem
i pocz³apa³ na górê, zostawiaj¹c Magnusa samego.
Panienko Panienko szepn¹³, zapukawszy lekko do drzwi.
Tak? Co siê sta³o? Rachel uchyli³a drzwi. Mia³a na sobie tylko
koszulê i zarzucony na plecy szal. Nawet nie zaplot³a w³osów, by³a na to
170
zbyt zmêczona. W maleñkiej mansardzie za jej plecami spoczywa³y w ³ó¿-
ku pogr¹¿one we nie dzieci.
Jaki pan chce siê z panienk¹ widzieæ. Kaza³, ¿eby panienka na-
tychmiast zesz³a.
Rachel opar³a siê o drzwi. Wszystko siê w niej zagotowa³o. A wiêc
jednak w jaki sposób ich odnalaz³ Ale i tak nie zdo³a ich zatrzymaæ.
Nigdy! By³a równie zdeterminowana, jak on.
Spojrza³a na spokojnie oddychaj¹ce drobne postaci, przykryte pod-
niszczonym kocem.
Dobrze. Chodmy.
Dziêkujê, panienko. Nie mia³em odwagi go ok³amaæ, a panienka
nie powiedzia³a mi, ¿e spodziewa siê goci. Karczmarz umiechn¹³ siê
ze znu¿eniem.
Rachel pomyla³a, ¿e to mi³y cz³owiek. By³o jej przykro, ¿e zosta³
wmieszany w sprawy miêdzy ni¹ i Magnusem. S¹dz¹c z wyrazu twarzy,
by³ doæ wystraszony Magnus musia³ mu rzuciæ jedno z tych swoich
straszliwych spojrzeñ i karczmarz zl¹k³ siê, jakby grozi³a mu kara bo¿a.
Kurczowo zaciskaj¹c szal na ramionach, zesz³a za mê¿czyzn¹ do
opustosza³ej sali jadalnej.
Tak jak siê spodziewa³a, przy odleg³ym stole siedzia³ Magnus. Jego
oczy pa³a³y gniewem.
Mo¿e ¿yczy sobie panienka, ¿ebym tu zosta³? zaproponowa³
ober¿ysta, obrzucaj¹c Magnusa nerwowym spojrzeniem.
Nie, proszê wracaæ do ³ó¿ka. Bardzo mi przykro, ¿e przerwano
panu sen Rachel umiechnê³a siê i skinê³a g³ow¹ w stronê Noela.
Mo¿e mi pan wierzyæ lub nie, ale ja i ten d¿entelmen bardzo dobrze siê
znamy. Sama dam sobie z nim radê. Proszê siê nie k³opotaæ.
Na twarzy ober¿ysty odmalowa³a siê ulga. Jeszcze raz niespokojnie
zerkn¹³ na Magnusa i wyszed³.
Ze znu¿eniem ruszy³a w kierunku Noela. Nie by³a w nastroju do
sprzeczki. Mia³a za sob¹ wyczerpuj¹cy dzieñ, a jutro czeka³o j¹ jeszcze
za³atwianie miejsca na statku.
Dobry wieczór, Magnus powiedzia³a, siadaj¹c naprzeciw nie-
go.
Ogarn¹³ spojrzeniem jej szczup³e ramiona, okryte delikatnym kasz-
mirem, i opadaj¹c¹ na nie burzê jasnych w³osów.
Jeli zamierzasz zmusiæ nas do powrotu, to obawiam siê, ¿e na
pró¿no siê trudzi³e, przyje¿d¿aj¹c
Przyjecha³em, ¿eby zawrzeæ z tob¹ umowê przerwa³ jej. Uczy-
niæ ciê bogat¹.
171
Omal nie spad³a ze sfatygowanej dêbowej ³awki. Przygotowa³a siê
na jego gniew, krêtactwa, ¿¹dania, w ¿adnym razie nie spodziewa³a siê
jednak, ¿e bêdzie próbowa³ powci¹gn¹æ swój temperament.
Nie wierzê ci. Przyjecha³e a¿ tutaj, ¿eby mnie przeprosiæ? Czy¿-
by naprawdê siê zmieni³, Noelu? wykrzyknê³a.
Chcê zacz¹æ tê grê od pocz¹tku.
To nie by³a gra powiedzia³a powa¿nie.
Skin¹³ g³ow¹.
Teraz to widzê. Ale zbyt wielki ciê¿ar na mnie zwali³a, jad¹c samot-
nie do Northwyck. Z drugiej strony, Betsy bardzo polubi³a ciebie i dzieci.
Mam dobry powód, ¿eby zawrzeæ z tob¹ umowê i namówiæ ciê do powrotu.
Czy¿by ty te¿ mnie polubi³? w g³osie Rachel nie by³o ¿adnej
nadziei.
W przeciwieñstwie do ciebie nie wyobra¿am sobie nas szczêli-
wie ¿yj¹cych w Northwyck. Wiesz o tym.
Milcza³a.
Mimo to ci¹gn¹³ chcia³bym spróbowaæ jeszcze raz. Proponu-
jê ci nastêpuj¹cy uk³ad: wróæ i zamieszkaj ze mn¹ w Northwyck jako
moja ¿ona przez miesi¹c. Jeli oka¿e siê, ¿e nie potrafiê ¿yæ z tob¹ w ma³-
¿eñstwie, to o pó³nocy trzydziestego dnia zwolniê ciê z wszelkich zobo-
wi¹zañ. Wylê ciê, gdziekolwiek zechcesz, i dorzucê sowite wiano. In-
nymi s³owy: uczyniê ciê bogat¹ kobiet¹ wy³¹cznie za próbê trwaj¹c¹
trzydzieci dni.
Rachel uwa¿nie wys³ucha³a propozycji.
A jeli oka¿e siê, ¿e nie mo¿esz ¿yæ beze mnie?
Spojrza³ jej g³êboko w oczy.
Wtedy bêdê b³aga³ ciê o rêkê, a jeli przyjmiesz moje owiadczy-
ny, wemiemy cichy lub w ruinach mojej rodzinnej kaplicy.
Serce zamar³o jej w piersi. On naprawdê dawa³ im obojgu jeszcze
jedn¹ szansê Rozpaczliwie pragnê³a j¹ przyj¹æ, chocia¿ nie by³a pew-
na, czy zniesie kolejn¹ pora¿kê.
Oczywicie potrzebujesz czasu, ¿eby to przemyleæ zacisn¹³
wargi. Z przyjemnoci¹ dam ci wiêcej czasu, ale pozwól, ¿e na czas,
gdy bêdziesz rozwa¿aæ odpowied, umieszczê ciebie i dzieci w jakim
przyjemniejszym miejscu.
Proszê ciê jedynie, ¿eby dotrzyma³ s³owa. Zawsze prosi³am tyl-
ko o to odpar³a bez mrugniêcia okiem.
Z twarzy Magnusa zniknê³o napiêcie. Sprawia³ wra¿enie, jakby za-
miast gniewu poczu³ ulgê, jak tamtej nocy, kiedy znalaz³ j¹ na balu u Ste-
admanów.
172
Chodmy zatem do lepszego hotelu, a rano omówimy warunki.
Nie potrzebujê twoich pieniêdzy, Noelu. Nigdy ich nie chcia³am.
Rozemia³ siê.
Prawnicy Judith Amberly mówili co zupe³nie innego.
O czym ty mówisz? spyta³a naiwnie.
Mówiê o milionie dolarów, które musia³em zap³aciæ pannie Am-
berly za zerwanie zarêczyn. Jej rodzice wyst¹pili przeciw mnie do s¹du.
O tym w³anie mówiê.
Milion dolarów? Niemo¿liwe! Rachel zblad³a z wra¿enia.
Co do centa. Podejrzewam jednak, ¿e kiedy spotkam Judith na-
stêpnym razem, bêdzie dla mnie o wiele serdeczniejsza. Teraz jest piêæ
razy lepsz¹ parti¹ ni¿ dawniej.
Nigdy o czym takim nie s³ysza³am. Pieni¹dze j¹ uszczêliwi³y?
Wystarczaj¹co. Spodziewam siê, ¿e ciebie uszczêliwiê jeszcze
bardziej, poniewa¿ suma, któr¹ z tob¹ uzgodniê, bêdzie na pewno du¿o
wiêksza. Przysiêgam.
Pokrêci³a g³ow¹ z niedowierzaniem.
Nigdy nie chcia³am pieniêdzy. Dobrze wiesz. Nigdy nie chodzi³o
mi o pieni¹dze. Chodzi³o mi o o g³os jej zadr¿a³. O mi³oæ.
Tak powiedzia³ cicho. W jego oczach pojawi³a siê jaka nie-
okrelona têsknota. I mylê, ¿e w³anie dlatego, jeli pozwolê ci odejæ,
uczyniê ciê znacznie bogatsz¹. Wsta³. A teraz zawo³aj dzieci. Jutro
bêd¹ mog³y spaæ przez ca³y dzieñ w twoim apartamencie. Za³atwiê spra-
wê z ober¿yst¹ i poczekam na dole z powozem.
Rachel wsta³a i zacisnê³a szal na piersi.
Nie wziê³am ze sob¹ ¿adnych rzeczy, które by³yby odpowiednie
w Nowym Jorku. Mam tylko to, co naprawdê niezbêdne. Obawiam siê,
¿e postawimy ciê w k³opotliwej sytuacji.
Noel umiechn¹³ siê lekko. Delikatnie pog³adzi³ j¹ po policzku, na
którym wci¹¿ widoczne by³y linie odbite od zagnieceñ pocieli.
Dopilnujê, ¿eby wszystko, co potrzebne, przys³ano rano ze skle-
pu Valina do hotelu. Wiedz jednak, ¿e nawet w ³achmanach jeste piêk-
na. Wpatrywa³ siê w ni¹ d³ug¹ chwilê. Wyj¹tkowo piêkna.
Ruszy³a w stronê schodów, ¿eby obudziæ dzieci. Po kilku minutach
dwoje rozespanych urwisów siedzia³o ju¿ w powozie zawiniête w aksa-
mitne pledy. Ruszyli w ciemnoæ. Przedtem jednak Noel uczyni³ w³aci-
ciela zajazdu Pod Go³êbiem bardzo szczêliwym cz³owiekiem.
Zanim jednak dojechali do miejsca przeznaczenia, Rachel zauwa¿y-
³a, ¿e ponownie mijaj¹ opuszczony budynek by³ego sierociñca. Odru-
chowo krzyknê³a, by stangret siê zatrzyma³. Wsta³a i opuci³a z³o¿one
173
z drobnych szybek okno powozu, a potem przez d³u¿sz¹ chwilê przygl¹-
da³a siê budynkowi.
O co chodzi? spyta³ Noel.
Rachel przygryz³a wargê w g³êbokiej zadumie.
Noelu, przez trzydzieci dni bêdê ¿y³a z tob¹ jak ¿ona. Mylê, ¿e
w takim razie powinnam otrzymaæ pewn¹ sumê na w³asne wydatki. Czy
mam racjê?
Ile tylko bêdziesz potrzebowaæ. Ale co to ma wspólnego z tym
opuszczonym domem?
Umiechnê³a siê.
Chcia³abym przeznaczyæ tê sumê na wynajêcie tego domu. Mo-
g³abym z dzieæmi posprz¹taæ go i zrobiæ z niego lepsze ni¿ dot¹d miej-
sce dla niechcianych dzieci.
Teraz widzê, ¿e to sierociniec. Czy nie tu by³y dzieci? Noel wska-
za³ na Clare i Tommyego, zaró¿owionych niczym cherubinki o kr¹g³ych
policzkach, pi¹cych pod bobrowym pledem.
Uciek³y st¹d. Clare nie chce nawet przechodziæ obok tego domu.
Chcia³abym go odnowiæ. Mylê, ¿e zrobi³oby to dobrze równie¿ dzie-
ciom, gdyby zobaczy³y, ¿e ten dom znów jest sierociñcem, ale tym ra-
zem przytulnym i mi³ym.
Mam wra¿enie, ¿e bêdzie to dla mnie kolejny kosztowny zwi¹zek.
Noel odchyli³ siê na oparcie i zapuka³, daj¹c znaæ stangretowi, by
rusza³.
Sporo mogê zrobiæ, korzystaj¹c tylko z moich pieniêdzy odpar-
³a. Naprawdê nie oczekujê, ¿e i ty siê w to zaanga¿ujesz.
Bêdziemy musieli kupiæ ten dom, wyremontowaæ go, zatrudniæ
personel To bêdzie kosztowa³o fortunê.
Rachel osunê³a siê na siedzenie.
Pewnie masz racjê. To nie na moj¹ g³owê Ale kiedy us³ysza-
³am, jak strasznie traktowano dzieci w tym sierociñcu i jak fatalnie go
prowadzono Do tego stopnia, ¿e wszystkie sieroty posz³y w koñcu na
bruk! Chcia³am co z tym zrobiæ. W Nowym Jorku nie powinno byæ nie-
chcianych dzieci, które ¿yj¹ na ulicy z odpadków. Na Pó³nocy, gdzie
¿ycie jest takie ciê¿kie, dba siê sieroty. Dlaczego tutaj, gdzie jest taka
obfitoæ wszystkiego, pozostawia siê je same sobie?
Poniewa¿ niektórzy robi¹ wszystko, ¿eby uciec od prawdziwego
¿ycia odpar³ Magnus, nie patrz¹c na ni¹.
Ka¿de z nich zag³êbi³o siê we w³asne myli. Tak dojechali do hotelu.
174
22
N
oel siedzia³ w saloniku hotelowego apartamentu. Rachel i dzieci
ju¿ dawno posz³y spaæ do swoich pokojów. S¹czy³ powoli whisky i wpa-
trywa³ siê w czarny at³asowy gorset.
W jego du¿ych d³oniach wydawa³ siê po prostu kawa³kiem szmat-
ki Palce wci¹¿ wraca³y do maleñkich liliowych kokardek wykañcza-
j¹cych górny r¹bek. By³y takie podobne do Rachel blade, delikatne,
kszta³tne, ale stalowe druty wewn¹trz otuliny z czarnego at³asu przypo-
mina³y j¹ równie¿. Nic nie mog³o jej z³amaæ. Nawet on.
Przeci¹ga³ kciukiem po karbach ze stali i at³asu. Pod wp³ywem na-
g³ego kaprysu siêgn¹³ do kieszeni kamizelki i wyj¹³ Czarne Serce, po
czym rzuci³ ciemny opal na czerñ gorsetu.
Mia³ zamiar oddaæ kamieñ do muzeum, ale jako siê waha³. Pragnie-
nie, by móc ogl¹daæ go na szyi Rachel, okaza³o siê zbyt silne. Nigdy nie
zapomni, jak piêknie wygl¹da³a na balu u Steadmanów z lni¹cym w za-
g³êbieniu miêdzy piersiami kamieniem I jak drêcz¹cy by³ to widok.
Zupe³nie inaczej wyobra¿a³ j¹ sobie przez te miesi¹ce, gdy prze-
dziera³ siê do niej poprzez mrone piek³o Teraz, gdy gniew opad³,
a zamiast niego pojawi³a siê a¿ nadto realna obawa, ¿e móg³by j¹ utra-
ciæ, móg³ o tamtej sytuacji myleæ z umiechem. Jak przelicznie wygl¹-
da³a w swojej skromnej ciemnobr¹zowej sukni! By³a wypielêgnowana,
zadbana Ca³kiem odmienny to obraz ni¿ ten, który mia³ w wyobrani:
wlok¹cej siê po ulicy w brudnych ³achmanach w poszukiwaniu czego
do zjedzenia czy paru groszy na chleb.
Wystrychnê³a go na dudka.
A teraz musia³ przyznaæ, ¿e jest jego drug¹ po³ow¹.
Gdyby tylko jego przesz³oæ nie obudzi³a siê i nie zrujnowa³a chwiej-
nego rozejmu. Trudne to bêdzie Jego spojrzenie na ¿ycie, na North-
wyck, na to, czym jest prawdziwe szczêcie, wszystko to trzeba bêdzie
przekszta³ciæ. Nie by³ cz³owiekiem, który ³atwo siê zmienia, i Rachel
nie mog³a go zmieniæ. Musia³ to zrobiæ sam.
Nagle poczu³, ¿e bardzo chce, aby to siê uda³o. Nawet kiedy poma-
ga³ Rachel u³o¿yæ Clare i Tommyego w ³ó¿kach, z³apa³ siê na tym, ¿e
zastanawia siê, jakby to by³o zostaæ ich ojcem, przyj¹æ je jak w³asne,
dbaæ o nie i pielêgnowaæ, by mog³y osi¹gn¹æ w ¿yciu co wielkiego
Te uczucia by³y mu ca³kowicie obce. Tak obce jak d¿ungla dla Eski-
mosa. Zaczyna³ jednak myleæ i czuæ inaczej ni¿ dot¹d i podejmowaæ
inne decyzje.
175
Byæ mo¿e nie by³o to jego przeznaczenie zostaæ samotnie w wie-
cie bogactwa i przygód? Gdyby polubi³ Judith, da³aby mu potomstwo
i zostawi³a w spokoju, by dalej zapuszcza³ siê w nieznane kraje, tam,
dok¹d poprowadzi³by go kaprys.
Rachel by³a inna. Pozostawa³a bliska nawet wtedy, gdy go to przera-
¿a³o, nawet wtedy gdy wyp³ywa³a ca³a jego furia spadek po ojcu.
Zamkn¹³ oczy i odchyli³ g³owê na oparcie krzes³a. Mo¿e ¿ycie nie jest
na ka¿de jego skinienie, ka¿de wezwanie? Mo¿e to si³a wiêksza i potê¿-
niejsza od wspania³ego Noela Magnusa a mo¿e nawet od jego ojca ?
I mo¿e, mo¿e Gdyby zaufa³ spojrzeniu czystych b³êkitnych oczu
Rachel, pod¹¿y³ za uczciwoci¹ w jej g³osie, mo¿e ¿ycie równie¿ okaza-
³oby siê dla niego bardziej litociwe?
Czy po niadaniu pójdziemy siê czego dowiedzieæ w sprawie za-
kupu tamtego budynku? zapyta³ nastêpnego ranka Noel, siedz¹c na
drugim koñcu sto³u.
Rachel podnios³a wzrok znad talerza. Dzieci skoñczy³y ju¿ niada-
nie i teraz cicho bawi³y siê w saloniku, nie mog³y wiêc s³yszeæ ich roz-
mowy.
Móg³bym poprosiæ moich prawników, ¿eby znaleli jego w³aci-
ciela. Moglibymy zawrzeæ umowê jeszcze dzisiaj Noel zerkn¹³ na ni¹
z wahaniem.
Naprawdê masz zamiar to zrobiæ? Naprawdê? Przecie¿ wiesz, ile
to bêdzie kosztowaæ
Odziedziczy³em najwiêksz¹ gazetê w Nowym Jorku. Dlaczego
moje pieni¹dze nie mia³yby przys³u¿yæ siê czemu dobremu?
Ale to, co dobre, kosztuje urwa³a znacz¹co. I powinno trwaæ
nawet wtedy, gdy dobrodziejka bêdzie musia³a wróciæ do domu popa-
trzy³a na niego, zastanawiaj¹c siê, czy zrozumia³.
Ustanowiê fundacjê. Sierociniec bêdzie istnia³ po wsze czasy. Moi
prawnicy siê tym zajm¹.
Rachel umiechnê³a siê.
W takim razie powinnimy zacz¹æ od razu. Nawet wkrótce to mo¿e
byæ za póno dla dzieci, które potrzebuj¹ schronienia.
Spojrza³ na ni¹ oszo³omiony.
Wylê wiadomoæ zaraz po niadaniu.
Pozwolimy dzieciom, ¿eby same nada³y mu nazwê! Och, nie mogê
w to uwierzyæ Nareszcie czujê, ¿e mój przyjazd tutaj mia³ jaki sens.
Wydarzy siê co dobrego, jestem tego pewna.
176
Ja te¿ mrukn¹³ pod nosem, nie spuszczaj¹c z niej oczu.
Odsunê³a talerz, chwyci³a arkusik hotelowego papieru listowego
i wie¿o zatemperowany o³ówek.
Potrzebny bêdzie ¿³obek, pokoje dla starszych dzieci i mnóstwo
miejsca do zabawy. Klasa, pokoje dla gospodyni i nauczycieli za-
gryz³a koniec o³ówka.
Magnus rozemia³ siê.
Sama wygl¹dasz jak uczennica, mêcz¹ca siê nad egzaminem.
Skinê³a g³ow¹.
Kiedy chodzi³am do szko³y. Naprawdê Moja matka, dopóki
¿y³a, mia³a trochê pieniêdzy, ¿eby op³aciæ naukê. Chodzi³am przez dwa
lata, nim umar³a, a potem mieszka³am z ojcem na statku wielorybniczym
skrzywi³a siê. Wtedy uczy³ mnie ojciec. Nie mia³ przekonania do edu-
kacji kobiet, ale na oceanie nie by³o za wiele do roboty oprócz czyta-
nia. Nie mia³ innego wyboru, ni¿ dalej mnie kszta³ciæ, ¿ebym nie wcho-
dzi³a mu w drogê.
Noel uniós³ brew.
Zawsze zastanawia³em siê, jak to jest, ¿e m³oda kobieta na Her-
schel potrafi czytaæ, dodawaæ i odejmowaæ lepiej ni¿ którykolwiek ka-
pitan statku wielorybniczego.
Wszystko, co potrzebne, jest w ksi¹¿kach. Kiedy to zrozumia³am,
wiat stan¹³ przede mn¹ otworem. Wyjê³a koniec o³ówka z ust. Dla-
tego nalegam, aby w naszym sierociñcu dziewczynki by³y tak samo kszta³-
cone jak ch³opcy.
Nie mam nic przeciw temu, ale wiesz, ¿e to wzbudzi kontrower-
sje.
Bardzo dobrze. Mo¿e kto inny otworzy drugi sierociniec, ¿eby
udowodniæ nam, ¿e siê mylimy Najwa¿niejsze, ¿eby ¿adne dziecko
nie umiera³o z g³odu na ulicy.
Nie wiedzia³em, ¿e jeste tak pe³n¹ mi³osierdzia osob¹, Rachel.
Zerknê³a na niego i umiechnê³a siê.
Nigdy nie przebywa³ pan obok mnie wystarczaj¹co d³ugo, by móc
siê tego dowiedzieæ, sir.
Punkt dla ciebie powiedzia³ cicho, nie spuszczaj¹c z niej oczu.
Edmund wyj¹³ bezcenne dokumenty z wykonanej na zamówienie
tulejki z pergaminu i drewna. Zapiski Franklina by³y jego najcenniejsz¹
zdobycz¹. Ka¿dy z arkusików znaleziono w tundrze, tysi¹ce kilometrów
od domu, pod stert¹ kamieni, które do z³udzenia przypomina³y staro¿ytne
177
kopce druidów. Ka¿dy kosztowa³ ¿ycie. Edmund by³ gotowy zap³aciæ
fortunê ka¿demu szaleñcowi, który wyruszy³by na Pó³noc i wyledzi³
ostatnie udokumentowane dni ¿ycia Franklina a¿ do chwili, gdy osamot-
niony poszukiwacz wyruszy³ w nieznane i zmar³ nie wiadomo gdzie,
w miejscu, które kto musi odkryæ. Kto ¿ywy.
Jego rysy stwardnia³y. By³ pewien, ¿e ojciec Rachel zna³ miejsce
ostatniego spoczynku Franklina. Ten polarnik nigdy w ¿yciu nie rozsta³-
by siê z Czarnym Sercem, nawet kiedy zamarza³ i majaczy³. Umar³by
z nim na szyi tylko dlatego, ¿e kiedy odje¿d¿a³, da³a mu go ¿ona.
A teraz opal nale¿a³ do Magnusa. I Rachel te¿, a razem z ni¹ ca³a jej
wiedza.
Poczu³, ¿e wzbiera w nim zazdroæ. Tego rodzaju namiêtnoci do-
t¹d mu siê raczej nie zdarza³y. Interesowa³y go tylko dwie sprawy: Fran-
klin i pokonanie Magnusa. Po¿¹danie by³o przeznaczone dla stadka
kochanek, które od czasu do czasu spe³nia³y jego kaprysy. Nigdy nie
wybucha³o takim wszechogarniaj¹cym p³omieniem jak ten, który ogar-
nia³ go za ka¿dym razem, gdy widzia³ twarz Rachel Howland Albo
gdy przypomina³ sobie jej wygl¹d w momencie, gdy zmusi³ j¹, by przy-
zna³a, ¿e Magnus jej nie kocha.
Magnus nie by³ wart tak wspania³ej istoty A w dodatku zyskiwa³
nawet tam, gdzie tak naprawdê by³ d³u¿ny. New York Morning Globe
by³ najlepsz¹ gazet¹ w ca³ym kraju. Za³o¿y³ j¹ ojciec Edmunda, a potem
straci³ na rzecz tego tyrana Magnusa. Syn Magnusa, Noel, nigdy w niej
nie pracowa³, nawet nie docenia³ jej ten gbur. Globe by³ dla niego
raptem rodkiem, który mia³ mu pomóc w realizacji jego szaleñczego
kaprysu badania dalekiej Pó³nocy.
Ale to jemu, Edmundowi, uda³o siê zdobyæ wiêkszoæ zapisków
Franklina. Niektóre z nich zw³aszcza te ostatnie okaza³y siê jedynie
pospiesznie nabazgranymi urywkami myli: ¿e kocha ¿onê, têskni za
swoim psem, zastanawia siê, czy królowa uzna jego zas³ugi po jego mier-
ci Nonsensy bez znaczenia, nie wnosz¹ce db³a poezji do tragicznej
sytuacji Franklina.
Liczy³o siê jednak przede wszystkim to, ¿e to Edmund mia³ wiêksz¹
czêæ pamiêtnika a nie Magnus. A kiedy Noel postanowi³ wyruszyæ na
wyprawê, aby wyrównaæ zachwian¹ równowagê, Edmund z ca³¹ satys-
fakcj¹ krzy¿owa³ jego plany za pomoc¹ swojej Kompanii Pó³nocnej, pod-
stêpnej spó³ki, za pomoc¹ której kierowa³ ¿yciem ka¿dego bia³ego cz³o-
wieka, który przekroczy³ piêædziesi¹ty trzeci równole¿nik.
Jednak teraz, kiedy zemsta wydawa³a siê ju¿ tak bliska, zacz¹³ siê
zastanawiaæ, czy Magnus w ogóle przej¹³by siê, gdyby Edmund Hoar
12 Lodowa Panna
178
pierwszy odnalaz³ Franklina. Ka¿dego dnia, kiedy ten ³ajdak siedzia³
w Northwyck, Edmund czeka³ na wiadomoæ o wielkich planach Noela
powrotu na Pó³noc i kontynuowania poszukiwañ. Ale wiadomoæ ci¹-
gle nie nadchodzi³a Magnus, jak siê wydawa³o, zbyt by³ poch³oniêty
swoj¹ najnowsz¹ pasj¹ piêkn¹ Rachel.
Rachel Namiêtnoæ do niej p³onê³a nawet w nim. Gdyby wiedzia³
na pewno, ¿e Magnus jej pragnie, chybaby oszala³. Znaczy³a dla niego
zbyt wiele. Zbyt wiele urody, zbyt wiele informacji, zbyt wiele rozkosz-
nego ch³odu, aby móg³ myleæ o niej spokojnie.
Ale jeli Magnus kocha³by j¹, to móg³by j¹ te¿ straciæ.
Nawet jeli Edmund nie zdo³a wygraæ wycigu do grobu Franklina,
³atwo mo¿e zdobyæ nagrodê w postaci Rachel. Ten, kto wygra, nie zdo-
bêdzie jej to przegrany j¹ straci.
¯ycie Rachel wisia³o na cieniutkiej nitce. A przegranym mia³ byæ
Magnus.
Edmund u³o¿y³ na biurku postrzêpione kawa³ki papieru w kolejno-
ci chronologicznej na tyle, na ile zdo³a³ to ustaliæ. Powy¿ej na cianie
wisia³a mapa Arktyki. W najlepszym wypadku by³a niecis³a nawet po
uwzglêdnieniu najnowszych informacji ale mimo wszystko by³a to ja-
ka mapa. Lni³y na niej wysadzane rubinami szpilki, które oznacza³y
miejsca, gdzie znaleziono notatki z dziennika Franklina. Karminowa je-
dwabna niæ znaczy³a trasê morderczej wêdrówki Franklina w miarê
jak zatacza³ coraz mniejsze i mniejsze ko³a.
Jakby oznaczaj¹c to miejsce wyimaginowanym krzy¿ykiem, palec Ed-
munda zatrzyma³ siê w punkcie miêdzy faktori¹ York i Fortem Nelsona. Tam
zosta³y znalezione ostatnie fragmenty dziennika. Gdyby Edmund móg³ stwier-
dziæ, ¿e stary Howland w³anie tam znalaz³ opal, wiedzia³by, gdzie szukaæ
Franklina. Szcz¹tki musia³y siê znajdowaæ gdzie w pobli¿u tego punktu.
A jedynym przewodnikiem, który móg³ go tam zaprowadziæ, by³a
Rachel.
23
R
achel zawi¹za³a pod brod¹ szerok¹ kokardê z tafty i zerknê³a w lu-
stro. Zaskoczy³a j¹ jej w³asna przemiana.
Modny kapelusz fanchon mia³ turkusowozielone pokrycie i przy-
brany by³ tak¹¿ wst¹¿k¹, od spodu natomiast Auguste podbi³ rondo ma-
179
teria³em w p¹czki ró¿ w kolorze czerwonego wina. Turkusowy at³asowy
guz podtrzymywa³ z jednej strony skrzyd³o koronki z Alencon, dope³-
niaj¹c tego dzie³a sztuki.
Ona, Rachel Howland z baru Pod Lodow¹ Pann¹, nie zas³ugiwa³a
na co takiego Mimo to umiechnê³a siê do swojego odbicia. Ten wspa-
nia³y kapelusz dodawa³ koloru jej bladym policzkom i rozpala³ iskry
w oczach. Doprawdy, upiêksza³ w³acicielkê Wreszcie zrozumia³a, dla-
czego monsieur Valin jest tak poszukiwany. Wiêkszoæ krawców po-
zwala³a, aby dodatki do ich sukien przygotowywali inni, pan Valin jednak
z uporem wszystko dobiera³ sam. Nie zniós³by, aby sukniê z brzoskwinio-
wej organdyny wieñczy³ zesz³oroczny kasztanowy czepek z aksamitu. To
by³ artysta ca³¹ gêb¹ równie dobry w dobieraniu kapeluszy, jak i pro-
jektowaniu balowych kreacji.
Wziê³a koronkowe rêkawiczki i fioletow¹, wyszywan¹ pere³kami
torebkê i wesz³a do saloniku, w którym czeka³ ju¿ Noel.
Spojrza³ na ni¹. Nawet jeli zauwa¿y³ jej kapelusz, nie okaza³ tego.
Nie spuszcza³ oczu z jej twarzy. W ci¹gu ostatniego dnia by³o tak, jakby
ona by³a krystalicznie czystym strumieniem, on za umieraj¹cym z pra-
gnienia cz³owiekiem.
Jeste gotowa? zapyta³ niespokojnie.
Umiechnê³a siê.
Bardziej ni¿ kiedykolwiek. Mogê stawiæ czo³o choæby pó³ tuzino-
wi prawników.
Magnus zamia³ siê i otworzy³ drzwi.
Do widzenia, Rachel powiedzia³a cichutko Clare, staj¹c w drzwiach
saloniku.
Rachel podesz³a i przytuli³a j¹.
To nie potrwa d³ugo.
S¹ w dobrych rêkach, pani Magnus do drzwi podesz³a kr¹g³a
¿ona kierownika hotelu, pani Avery, wraz z Tommym. Ch³opiec, posmut-
nia³y, w milczeniu patrzy³ na Rachel.
Wezwalimy Betsy. Przyjedzie tu wieczorem, obiecujê Rachel
skinê³a g³ow¹ w stronê starszej kobiety. A na razie dacie sobie radê.
Pani Avery wychowa³a dwanacioro w³asnych dzieci. Bêdzie wiedzia³a,
co z wami zrobiæ przez ten krótki czas, kiedy mnie nie bêdzie.
Wracaj szybko powiedzia³ szeptem Tommy, tak jakby nie chcia³,
aby us³ysza³ go Magnus.
Ale Noel i tak us³ysza³. Zerkn¹³ na ch³opca, najwyraniej zaniepoko-
jony. Wreszcie lekko obj¹³ Rachel w pasie i wyprowadzi³ z apartamentu.
180
Szczêki mia³ mocno zaciniête, jakby bardzo usi³owa³ rozwi¹zaæ jaki
skomplikowany problem.
Wysoki, przystojny, siwow³osy prawnik przechyli³ siê ponad ma-
sywnym mahoniowym sto³em i poda³ Rachel akta. Wokó³ siedzia³o kil-
ku innych radców, przy czym ka¿dy z nich chcia³ siê przys³u¿yæ bardziej
ni¿ pozostali.
Pani Magnus oznajmi³ najstarszy z prawników wraz z prze-
kazaniem pani tytu³u w³asnoci i prawa kontrolowania rachunków za-
pewniam pani¹, i¿ ka¿dy cent z tego funduszu bêdzie nadzorowany przez
nasz¹ firmê i nie dojdzie do ¿adnych nieprawid³owoci. Zarz¹dzamy
wszystkimi pieniêdzmi Globe i pan Magnus nie pozwala nam spo-
cz¹æ, dopóki nie policzymy ka¿dego grosika. Takich samych wymagañ
oczekujemy od pani. Wiêcej, poczujemy siê ura¿eni, jeli nie odwiedzi
nas pani co kwarta³, abymy mieli honor towarzyszyæ pani w czasie lun-
chu tu, w Nowym Jorku. Dystyngowany mê¿czyzna sk³oni³ siê i za-
siad³ z powrotem na swoim miejscu.
Rachel od razu mu zaufa³a. On i jego towarzysze chyba naprawdê
powa¿nie traktowali swój zawód.
Proszê powiêciæ chwilê czasu i przejrzeæ te dokumenty. Zosta-
wimy pani¹ sam¹, dopóki nie bêdzie mia³a pani jakich pytañ. I praw-
nicy po kolei opucili pokój.
Rachel zosta³a sama z Magnusem, który siedzia³ na drugim koñcu
ogromnego, wypolerowanego jak lustro mahoniowego blatu.
Nie mam najmniejszego pojêcia o finansach powiedzia³a zagu-
biona. W rêkach mia³a oprawny w skórê plik niezrozumia³ych dokumen-
tów, w których roi³o siê od d³ugich ³aciñskich okreleñ.
Pozwól, ¿e przejrzê to razem z tob¹ Magnus usiad³ ko³o niej.
Ciekawe, czy zwróci³ uwagê, tak jak ona, ¿e jego noga cile przywar³a
przy tej okazji do jej uda.
Przerzuca³ dokumenty, jakby znudzony ich sztywnym jêzykiem.
Ten to tytu³ w³asnoci budynku wyj¹³ wielki pergaminowy ar-
kusz z piêknymi t³oczeniami. Za³o¿ymy ci skrytkê na papiery warto-
ciowe w banku. Bêdziesz mog³a go tam trzymaæ.
Wzi¹³ do rêki kilka innych, podobnych do siebie dokumentów.
To plan funduszu powierniczego. Tylko ty masz prawo zarz¹dzaæ
rachunkami. Ten jest na zakup, remont i utrzymanie budynku, ten na
prowadzenie gospodarstwa, a ten na wydatki specjalne, czyli co, czego
moglimy nie przewidzieæ na przyk³ad na opiekê szpitaln¹ dla ma³ych
181
podopiecznych. Chcia³ zamkn¹æ akta, ona jednak wyci¹gnê³a rêkê i po-
wstrzyma³a go.
Jest tu jeszcze jeden dokument wyjê³a pergamin z teczki.
Magnus wzi¹³ g³êboki wdech, jakby chcia³ dodaæ sobie odwagi.
Tak, jest jeszcze jeden. Mia³em zamiar powiedzieæ ci o nim pó-
niej.
Czego on dotyczy? spyta³a, przygl¹daj¹c siê d³ugiemu, piêknie
wydrukowanemu tekstowi.
To twoja czêæ umowy.
Moja czêæ umowy? spojrza³a na niego zdziwiona.
Niezale¿nie od tego, czy naprawdê staniemy siê ma³¿eñstwem,
czy nie, ten dokument zapewnia ci kapita³, którym mo¿esz dowolnie
rozporz¹dzaæ, niezale¿nie od twojego statusu prawnego. Mówi¹c krót-
ko, Rachel, jeli zdo³asz przetrwaæ, to o pó³nocy trzydziestego dnia od-
grywania mojej ¿ony staniesz siê bogat¹ kobiet¹. Wyj¹³ jej z r¹k ozdobny
dokument i wsun¹³ go do teczki.
Nie musia³e tego robiæ, Noelu. Nie jestem taka jak rodzice Ju-
dith Amberly. ¯aden prawnik nie zapuka do twoich drzwi w moim imie-
niu wytrzyma³a jego spojrzenie.
Odwróci³ wzrok, nagle rozz³oszczony.
Zrobi³em to. Nie mam zamiaru mówiæ, dlaczego to zrobi³em. Ale
o pó³nocy trzydziestego dnia, niezale¿nie od tego, czy zdecydujemy siê
pobraæ, czy nie, staniesz siê zamo¿n¹, naprawdê niezale¿n¹ kobiet¹. Je-
li los sprawi, ¿e zostaniesz ze mn¹ i polubisz mnie, niech tak bêdzie.
Ale jeli nie zechcesz zostaæ u mojego boku, bêdziesz mia³a rodki, aby
udaæ siê tam, gdzie zechcesz. Nigdy wiêcej nie zabraknie ci pieniêdzy.
Zawi¹za³ teczkê i pchn¹³ j¹ po blacie w stronê miejsca, gdzie siedzia³
g³ówny adwokat.
Dziêkujê ci powiedzia³a cicho. Ale nie rozumiem, dlaczego
s¹dzisz, ¿e jeste mi to winien. Przecie¿ to ja wpêdzi³am ciê w k³opoty.
Tak. I da³a mi opal. Oto on. Wyj¹³ Czarne Serce z kieszeni ka-
mizelki i wcisn¹³ kamieñ w jej d³oñ. To twój spadek po ojcu. Najpraw-
dopodobniej nie wiedzia³, co znalaz³, ale tak czy owak da³ to tobie i ty
masz do niego prawo. Odetchn¹³, jakby od d³u¿szej chwili wstrzymy-
wa³ oddech. Doæ gadania.
Ale to by³a zap³ata
Nie bêdzie ¿adnej zap³aty. Wyrównalimy rachunki. Poza tym
Przez chwilê patrzy³ na ni¹ z upodobaniem. Poza tym podoba mi siê
na twojej szyi. No go zatem, Rachel.
Wpatrywa³a siê w le¿¹cy na jej d³oni kamieñ.
182
Tak, ale co z t¹ kl¹tw¹? Nie chcê, ¿eby co strasznego sta³o siê
Tommyemu i Clare albo Ugryz³a siê w jêzyk. Albo komukolwiek
innemu dokoñczy³a ostro¿nie.
Prychn¹³ pogardliwie.
Kl¹twy s¹ dla g³upców, Rachel. Wszystkie nieszczêcia, które nam
siê codziennie przydarzaj¹, t³umacz¹ za pomoc¹ tego niewielkiego ka-
wa³ka ska³y. Uniós³ jej podbródek, tak aby odpowiedzia³a na jego spoj-
rzenie. Mylisz, ¿e tych dwoje nieszczêników, których wyci¹gnê³a
z rynsztoka, znalaz³o siê tam z powodu kl¹twy? Nie, nie spotka³ ich taki
zaszczyt ani takie szczêcie. Sprawi³a to po prostu ciemna strona ludz-
kiej kondycji. A wyci¹gnê³o ich stamt¹d twoje mi³osierdzie.
Wyj¹³ jej z rêki naszyjnik z opalem i zawiesi³ na jej szyi.
Czarne Serce nie jest przeklête. Tysi¹ce ludzi umar³o, przemie-
rzaj¹c tundrê. Jedynie Franklin by³ doæ bogaty i utytu³owany, aby jego
znikniêcie dostrze¿ono. Jego los nie mia³ nic wspólnego z tym piêknym
opalem. Skoro mo¿na obci¹¿yæ kamieñ kl¹tw¹, to mo¿na te¿ uczyniæ
z niego talizman. Obdarzam go wiêc t¹ dobroci¹, która mieszka w tobie.
T¹ sam¹, która wyrwa³a z piek³a Tommyego i Clare.
Opuci³a g³owê i spojrza³a na klejnot, który spoczywa³ na jej piersi
obok pionowego rzêdu turkusowych jedwabnych guzików stanika.
Zdawa³o siê, ¿e zap³on¹³ w nim b³êkitnozielony opalizuj¹cy ogieñ, od-
bijaj¹c barwê sukni.
Teraz nie wygl¹da na przeklêty powiedzia³ miêkko. Czy wy-
wiadczysz mi ten honor i bêdziesz go nosiæ?
D³ugo patrzy³a na niego.
Tak powiedzia³a w koñcu. Mia³a wra¿enie, ¿e duch jej ojca pod-
szed³ do niej i mocno j¹ obj¹³.
Wobec tego chodmy. Czeka nas ma³a wycieczka. Poka¿ê ci, jak
bardzo zmieni³ siê twój sierociniec. Pomóg³ jej wstaæ.
Spojrza³a na niego zaciekawiona, ale wiedzia³a, ¿e niczego jej nie
wyjani, dopóki nie znajd¹ siê tam, gdzie zamierza j¹ zabraæ.
Na widok budynku, który kiedy nazywano sierociñcem im. w. Wincen-
tego, Rachel stanê³a jak wryta. W ci¹gu paru godzin opustosza³y budynek
wype³ni³ siê ludmi, którzy bez wytchnienia stukali m³otkami i malowali.
Rachel, chcia³bym, ¿eby pozna³a Stokesa. To on pracowa³ za
kulisami wszystkich moich przedsiêwziêæ. Powiedzia³em mu, ¿e chcê,
aby to miejsce w ci¹gu kilku dni zaczê³o normalnie funkcjonowaæ, a on
jest jedynym cz³owiekiem, który potrafi tego dokonaæ.
183
Podszed³ do nich zasuszony maleñki cz³owieczek z trocinami na
czarnej jedwabnej kamizelce, pokazuj¹c w szerokim umiechu znako-
micie zachowane zêby.
Pani Magnus, có¿ za przyjemnoæ wreszcie pani¹ poznaæ! Jest
pani w Nowym Jorku ¿yw¹ legend¹. Znam Magnusa bardzo dobrze. Lubiê
myleæ o sobie jak o mózgu, który kieruje jego udanymi wyprawami
arktycznymi. Nigdy nie s¹dzi³em, ¿e kiedykolwiek znajdzie swoj¹ drug¹
po³owê, przynajmniej dopóki nie us³ysza³em o pani powiedzmy, o pani
niezwyk³ym przybyciu. Uj¹³ jej wyci¹gniêt¹ d³oñ i nachyli³ siê ku niej,
a jego umiech jeszcze bardziej siê poszerzy³.
Odebra³o jej mowê. Modli³a siê, by wród ca³ej tej krz¹taniny i ha-
³asu jej milczenie usz³o uwadze mê¿czyzny.
Jeli pani pozwoli ci¹gn¹³ Stokes zgromadzilimy z moimi
ludmi skromn¹ sumê, aby pomóc naszym ma³ym ulicznikom. Siê-
gn¹³ do kieszeni kamizelki i wyci¹gn¹³ skórzan¹ sakiewkê wype³nion¹
monetami. Chcia³bym przekazaæ to pani, pani Magnus, na rzecz wszyst-
kich, którzy bêd¹ tu pracowaæ, a zw³aszcza na rzecz sierot. Mrugn¹³.
Zebranie tych ³obuzów z ulicy z pewnoci¹ sprawi, ¿e to miejsce znowu
bêdzie bezpieczne.
Noel zerkn¹³ na ni¹, unosz¹c ironicznie jedn¹ brew, i szepn¹³, tak
aby s³ysza³a tylko ona:
Móg³bym powiedzieæ, ¿e ju¿ teraz ulice sta³y siê bezpieczniejsze
o dwoje urwisów.
O ma³o nie wybuchnê³a miechem. Opanowa³a siê jednak i wziê³a
z wyci¹gniêtej d³oni Stokesa woreczek monet.
Niezwykle ceniê sobie pañsk¹ hojnoæ, panie Stokes powiedzia-
³a. Zapewniam pana, ¿e dopilnujê, aby te pieni¹dze zosta³y w³aciwie
wykorzystane.
Dziêkujê, szanowna pani Stokes wyszczerzy³ zêby w umiechu.
A skoro mowa o ³obuzach, mylê, ¿e powinnimy ju¿ wracaæ.
Czy moja droga ¿ona zgodzi siê ze mn¹? zapyta³ Noel, ujmuj¹c j¹ w talii.
Mia³a ochotê go udusiæ, ale w koñcu mia³ racjê. Tommyego i Clare
istotnie mo¿na by³o nazwaæ ³obuzami, ale to mimo wszystko dzieci.
Potrzebowali jej, nie chcia³a wiêc zostawiaæ ich na zbyt d³ugo. Dopóki
nie przyjedzie Betsy, dzieci nie bêd¹ siê czu³y bezpiecznie z obc¹ osob¹.
Rzeczywicie, musimy wracaæ. Bardzo panu dziêkujê, panie Sto-
kes. Mam nadziejê, ¿e kiedy zakoñczy pan prace tutaj, zje pan z nami
kolacjê w Northwyck umiechnê³a siê.
Stokes nachyli³ siê nad jej wyci¹gniêt¹ d³oni¹.
Bêdê zaszczycony, pani Magnus.
184
Noel sprowadzi³ Rachel frontowymi schodami do czekaj¹cego po-
wozu. Kiedy wsiadali, zda³a sobie sprawê, ¿e ca³y czas siê jej przygl¹da.
Co siê sta³o? Czy zrobi³am co nie tak? zapyta³a, gdy usiad³
ko³o niej, przyciskaj¹c udo do jej os³oniêtego sukni¹ kolana.
Po prostu podziwiam, jak wietnie udajesz moj¹ ¿onê.
Poczu³a, ¿e ca³a siê czerwieni.
Mam nadziejê, ¿e nie post¹pi³am le, zapraszaj¹c Stokesa do Nor-
thwyck.
Przeciwnie, to doskona³y pomys³. Wszyscy bêd¹ myleli, ¿e po-
lubi³em kobietê pe³n¹ ¿yczliwoci i uroku. Nie móg³bym ¿yczyæ sobie
niczego lepszego, nawet gdybym rzeczywicie ciê polubi³.
Nie powiedzia³a nic. Jego s³owa, mimo ¿e pochlebne, przygnêbi³y
j¹. Udawa³a tylko jego ¿onê Musi o tym pamiêtaæ. Byæ mo¿e po trzy-
dziestu dniach rzeczywicie po³¹czy ich lub, ale do tego czasu nie mo¿e
zapomnieæ, ¿e jedynie odgrywaj¹ role i eksperymentuj¹.
Dzi wieczór jemy w hotelu kolacjê z pani¹ Astor. Najwyraniej
planuje jaki bajeczny bal w padzierniku. Chce siê upewniæ, ¿e wróci-
my na czas do miasta.
Ze zdumienia otworzy³a szeroko oczy.
Po katastrofie na balu u pani Steadman? Nie s¹dzi³am, ¿e siê jesz-
cze kiedykolwiek do mnie odezwie.
Magnus prychn¹³.
Nie masz siê o co martwiæ. Caroline Astor modli siê przed o³ta-
rzem starych fortun, a moja jest równie stara, jak Petrusa Stuyvesanta.
Odchyli³a siê na oparcie i g³êboko zamyli³a. Jakie to dziwne uczu-
cie byæ zaproszonym na kolacjê, aby rozmawiaæ o balu, na którym byæ
mo¿e nigdy siê nie pojawi. Do padziernika jeszcze tyle tygodni
Dlaczego tak nagle ucich³a? Co siê dzieje w twojej g³owie? Nie
przepadasz za pani¹ Astor? Umiechn¹³ siê szeroko. W pe³ni podzie-
lam twoje odczucia.
Wiesz, kiedy ma byæ ten bal?
Wzruszy³ ramionami.
Po g³owie chodzi mi dwunasty padziernika. Dwunasty padzier-
nika w Akademii Muzycznej, tak mi siê wydaje.
Tak w³anie myla³am powiedzia³a cicho.
Przyjrza³ jej siê, marszcz¹c brwi.
O czym mylisz?
Wyjrza³a przez okno. Mo¿e mijane wystawy sklepów j¹ pociesz¹
Pó³noc dwunastego padziernika. To jest trzydziesty dzieñ, No-
elu. Bal u pani Astor oznacza koniec.
185
Czeka³a, ale nie powiedzia³ nic. Nie wiedzia³a, czy jego milczenie
sprawi³o jej ulgê, czy te¿ j¹ zasmuci³o.
24
R
achel z trudem znosi³a lodowate spojrzenie panny Judith Amberly.
Zgodnie z obyczajem dotycz¹cym par ma³¿eñskich Rachel siedzia³a
przy stole naprzeciwko Noela, dok³adnie na przeciwleg³ym koñcu, i mia³a
prowadziæ rozmowê ze znajduj¹cymi siê obok niej obcymi ludmi. Ra-
dzi³a sobie z tym ca³kiem dobrze z jednym wyj¹tkiem: nie wiedzia³a,
jak reagowaæ na wynios³e milczenie kobiety, która zosta³a dla niej po-
rzucona, o czym wszyscy dobrze wiedzieli.
Na drugim koñcu sto³u wojowniczo rz¹dzi³a pani Astor. Noel sie-
dzia³ po jej prawej stronie. Willy B., jak nazywa³ go Noel, nie przyby³.
Wys³a³ przeprosiny ze swego jachtu, na którym jak mówiono zamkn¹³
siê ze swoimi kochankami.
Ku zaskoczeniu Rachel matka Judith siedzia³a na drugim koñcu sto-
³u i mia³a siê weso³o wraz z pani¹ Astor. Po raz pierwszy Rachel zrobi-
³o siê ¿al Judith. Pieni¹dze, które Noel zap³aci³ rodzinie Amberly, na
pewno by³y cen¹ za hañbê dziewczyny.
Teraz, drogie panie, nieco odpoczniemy. Proszê nam wybaczyæ
pani Astor podnios³a siê z krzes³a.
Tej chwili Rachel obawia³a siê najbardziej. Teraz, kiedy ta niekoñ-
cz¹ca siê kolacja dobiega³a wreszcie kresu, bêdzie zmuszona przebywaæ
jaki czas z kobietami i znosiæ ich ledwie zawoalowane zniewagi.
Mê¿czyni wstali. Panie zbiera³y swoje szale. Kolacja intymne,
wed³ug nowojorskich standardów, spotkanie najbli¿szych przyjació³, czyli
piêædziesiêciu osób odbywa³a siê w tej samej sali balowej, w której
z³apa³ j¹ w swoje sid³a Edmund. Znajomy wykusz by³ pusty, tylko dwaj
lokaje stali po obu jego stronach.
Salon przylegaj¹cy do sali balowej owietla³y dwa ogromne gazowe
kandelabry. Panie wysypa³y siê do wspania³ej sali w odcieniu bladoró-
¿owej ró¿y damasceñskiej i jedna po drugiej pad³y na rokokowe meble,
jakby by³y miertelnie zmêczone.
Z pewnym wahaniem Rachel podesz³a do Caroline Astor.
Chcia³abym sprawdziæ, jak siê maj¹ dzieci. Nie ma pani nic prze-
ciwko temu, ¿e na chwilê panie opuszczê?
186
Pani Astor spojrza³a na ni¹ z wystudiowan¹ obojêtnoci¹.
Ale¿ oczywicie, proszê siê nie krêpowaæ odrzek³a, poprawia-
j¹c niedba³ym gestem zgodny z najnowsz¹ mod¹ kok br¹zowych, lni¹-
cych w³osów.
Dziêkujê pani szepnê³a Rachel z ulg¹ i ruszy³a ku drzwiom.
Odprowadza³ j¹ wzrok Judith.
Tommy i Clare podbiegli do niej, ledwie przekroczy³a próg salonu.
Jeszcze nie picie? Powinnicie byæ ju¿ w ³ó¿kach! rozemia³a
siê, kiedy dzieci prawie przewróci³y j¹ na pod³ogê.
Dopiero co przyjecha³am. Jak to dobrze znowu ciê widzieæ, moja
kochana Betsy podesz³a i przytuli³a j¹. Rachel poczu³a ³zy w oczach.
No dobrze, dobrze. Wiêcej tego robiæ nie bêdziemy Betsy otar³a
oczy Rachel weneck¹ chusteczk¹, któr¹ trzyma³a w rêkawie.
Przepraszam. Po prostu nie wiedzia³am, czy jeszcze ciê kiedykol-
wiek zobaczê odrzek³a Rachel, miej¹c siê sama z siebie.
Ja te¿ nie wiedzia³am, kochanie. Nawet sobie nie wyobra¿asz, jak
siê wszyscy o ciebie martwilimy Betsy zmarszczy³a brwi. Wybacz,
¿e nie da³am ci pieniêdzy, których potrzebowa³a. Mia³am po prostu na-
dziejê, ¿e czas wszystko za³atwi. Gdybym wiedzia³a, ¿e tak szybko wy-
jedziesz, da³abym ci choæby po to, ¿eby na pewno co ze sob¹ mia³a.
B³agam ciê, nastêpnym razem uprzed mnie, zanim uciekniesz i zosta-
wisz nas szalej¹cych z niepokoju!
Nie ma ju¿ potrzeby uciekaæ powiedzia³a Rachel, g³aszcz¹c
warkocze Clare.
Wiêc ju¿ wiêcej nie bêdziesz wyje¿d¿aæ? Betsy zni¿y³a g³os.
Czy¿by wreszcie zrobi³ to oficjalnie? Najwy¿szy czas!
Niestety, nic siê nie zmieni³o k¹ciki ust Rachel opad³y. Cze-
kamy z decyzj¹ do pó³nocy dwunastego padziernika. Jeli bêdzie siê
uk³ada³o, pobierzemy siê naprawdê. Jeli nie, wyjadê z dzieæmi na Her-
schel. Muszê dodaæ, ¿e Noel przeznaczy³ dla mnie spor¹ sumê pieniê-
dzy. Tym razem, jeli wyjadê, nie bêdê musia³a nikogo prosiæ o pomoc.
Bêdê mia³a w³asne rodki.
Och, nie! Betsy przysiad³a na krzele. Wygl¹da³a na wstrz¹niê-
t¹. G³upiec. Nie wie, co dla niego dobre.
Mo¿e i nie wie odpar³a niedbale Rachel. Ale dziêki temu i ja
mogê odmówiæ. Mo¿e i ja nie zechcê siê z nim wi¹zaæ Z pewnoci¹ nie
jest idea³em, sama wiesz stwierdzi³a, czuj¹c, jak co ciska j¹ w gardle.
Betsy spojrza³a na ni¹ i pokrêci³a g³ow¹.
Na pewno daleko mu do idea³u Ale ciê kocha. I jestem przeko-
nana, ¿e ty go te¿ kochasz. W³anie dlatego powinien ci byæ bezgranicznie
187
wdziêczny i popêdziæ z tob¹ do o³tarza. On ciê potrzebuje, Rachel
doda³a z g³êbokim przekonaniem. Wiem, ¿e ty dasz sobie radê bez
Noela, ale chyba nie mogê tego samego powiedzieæ o nim.
W pokoju zapad³o k³opotliwe milczenie. Betsy zerknê³a na dzieci,
którym oczy siê ju¿ klei³y.
Co ja najlepszego wyprawiam! Gadam, a wy ju¿ podpieracie siê no-
sami. Jazda do ³ó¿ek. A jutro rano pójdziemy na spacer na plac Waszyngto-
na i kupimy pomarañcze. Wsta³a i poprowadzi³a dzieci do ich pokoju.
Zanim wysz³a z salonu, powiedzia³a jeszcze:
Rachel, kochanie Chocia¿ uwielbiam Magnusa, to w tej bitwie
jestem po twojej stronie.
Do oczu Rachel znów nap³ynê³y ³zy.
Dziêkujê ci. Tak bardzo ci dziêkujê Ale nic ju¿ wiêcej nie mo¿-
na zrobiæ. Wszystko w rêkach przeznaczenia.
Niech i tak bêdzie powiedzia³a Betsy ze stoickim spokojem i wy-
sz³a za dzieæmi do ich sypialni.
Rachel tak¿e opuci³a apartament. Wróci³a do salonu pañ w chwili,
kiedy zbiera³y ju¿ rzeczy, aby do³¹czyæ do mê¿czyzn. Stanê³a przy
drzwiach, czekaj¹c, by pójæ wraz z nimi do sali balowej.
Usidli³a go Có¿ innego, jeli nie to. Jak inaczej ladacznica z baru
mog³aby zdobyæ takiego mê¿czyznê jak Magnus, je¿eli nie rozk³adaj¹c
przed nim nogi? dobieg³ j¹ g³os matki Judith, a nastêpnie chichot jej
i Caroline Astor.
Rachel odsunê³a siê. Najwyraniej nikt nie zauwa¿y³ jej przybycia
Nie chcia³a tu wracaæ, ale teraz, s³ysz¹c, jak otwarcie jej ubli¿aj¹, straci-
³a wszelk¹ chêæ.
Rodziny Amberly i Magnusów powinny by³y siê po³¹czyæ. Wszyst-
ko za tym przemawia³o odezwa³a siê pani Astor w³adczym jak zawsze
tonem. Nigdy nie przestanê ¿a³owaæ, ¿e ta istota siê tu pojawi³a. Oj-
ciec Noela, gdyby ¿y³, zmusi³by syna, aby trzyma³ siê równych sobie.
Magnus nie móg³ jej podziwiaæ, tak jak podziwia³ Judith wtr¹-
ci³a pani Amberly. Jak to dobrze, ¿e na bal przybywa ksi¹¿ê Walii i ma
przyprowadziæ ze sob¹ kilku wietnie urodzonych arystokratów. Przy-
siêgam, ¿e Judith znajdzie o wiele lepsz¹ partiê od Noela Magnusa.
Ale¿ oczywicie, moja droga. Powinno by³o tak siê staæ ju¿ daw-
no temu zapewni³a j¹ Caroline Astor. Nie wiem, co sprawi³o, ¿e Ju-
dith czeka³a, choæ wszyscy byli przekonani, ¿e Magnus nie ¿yje.
Czeka³a ka¿dego wieczoru na wiadomoci od Charmian Harris
szepnê³a jaka kobieta do innej. Obie znajdowa³y siê w zasiêgu s³uchu
Rachel.
188
Co powiedzia³a, Katherine? zwróci³a siê do niej pani Astor.
Nic takiego, Caroline. Czy nie powinnymy wracaæ ju¿ do mê-
¿ów?
Rachel wycofa³a siê pospiesznie, tak aby kobiety jej nie zauwa¿y³y
i nie zorientowa³y siê, ¿e s³ysza³a ca³¹ rozmowê. Poda³a przechodz¹cemu
lokajowi naprêdce napisan¹ notatkê, ¿e musia³a opuciæ przyjêcie, ponie-
wa¿ le siê poczu³a, i wróci³a do pokoju z baga¿em zranionych uczuæ.
Na miejscu poczu³a, ¿e wcale nie jest pi¹ca. Betsy po³o¿y³a siê ra-
zem z dzieæmi, w salonie przywita³ j¹ wiêc jedynie wygas³y kominek
i karafka whisky Magnusa. Chodzi³a tam i z powrotem, wci¹¿ na nowo
przetrawiaj¹c s³owa kobiet. W koñcu poczu³a, ¿e jest gotowa na szkla-
neczkê alkoholu.
Powiedziano mi, ¿e le siê poczu³a powiedzia³ Magnus, staj¹c
nieoczekiwanie w progu apartamentu.
Popatrzy³a na niego. Jaki¿ by³ przystojny w tym czarnym fraku
i jedwabnej butelkowozielonej kamizelce
Nie widzia³am wiêkszego sensu, ¿eby tam zostawaæ. Pani Astor
mnie nie lubi mnie, a ja j¹ te¿ nieszczególnie.
Noel umiechn¹³ siê.
Ona lubi tylko tych, którzy zaspokajaj¹ jej ambicje. Muszê ciê
pochwaliæ za twój gust.
Skinê³a g³ow¹ i spojrza³a na zimny jak lód ruszt wygas³ego kominka.
S¹ wciek³e z powodu Judith. Trudno im siê dziwiæ
To by³a dla mnie doskona³a partia. Mylê, ¿e przez jaki czas czêæ
osób bêdzie chowaæ urazê. Dopóki nie wyci¹gnie jakiego zubo¿a³ego
angielskiego lorda z d³ugów karcianych, a on nie odwdziêczy siê jej szla-
checkim tytu³em.
Nie skomentowa³a tego. Przygl¹da³ jej siê przez d³u¿sz¹ chwilê.
le siê czujesz? Wyj¹tkowo milcz¹ca jeste dzi wieczór.
Chyba jestem bardziej zmêczona, ni¿ myla³am wzruszy³a ra-
mionami. Pójdê do swojego pokoju odpocz¹æ.
Przenios³em twoje rzeczy do mojego pokoju. Skoro zawarlimy
umowê skoro naprawdê mamy przez te kilka tygodni ¿yæ jak m¹¿ i ¿o-
na pomyla³em, ¿e to nienaturalne, ¿eby mia³a oddzielny pokój.
Zatrzyma³a siê i spojrza³a na niego.
Nie mogê dzieliæ z tob¹ ³o¿a ot tak, po prostu. Nie jestemy na-
prawdê ma³¿eñstwem, a ty ty Chcia³a dodaæ: nie kochasz mnie,
ale nie mog³a tego wykrztusiæ.
Jeli to ma byæ próba, to musimy ¿yæ tak, jakbymy rzeczywicie
byli ma³¿eñstwem, a ja jako m¹¿ chcê mieæ ¿onê obok siebie.
189
W takim razie musisz poprosiæ, by to Judith Amberly przenios³a
rzeczy do twojego pokoju.
A co ona ma do tego?
To jej nadskakiwa³e w czasie swoich podró¿y do Nowego Jorku,
wtedy, kiedy ja ka¿dej jesieni czeka³am na ciebie na Herschel Rachel
twardo sta³a na swoim gruncie. Niech ona zaryzykuje próbne ma³¿eñ-
stwo.
Czy to w ogóle by³y zaloty? warkn¹³ z³y. Mój ojciec wmusi³
mi j¹ jak w redniowieczu i to na d³ugo przed tym, zanim ciê pozna³em.
Przypuszczam, ¿e by³o to najd³u¿sze narzeczeñstwo wiata. ¯adna nor-
malna dziewczyna nie czeka³aby tak d³ugo, chyba ¿e chcia³aby po³o¿yæ
³apê na mojej fortunie.
Ca³kiem mo¿liwe, ¿e k³ama³, Rachel jednak zaczê³a siê zastanawiaæ,
czy przypadkiem nie mówi prawdy. Zawsze mówi³ o aprobacie ojca dla
Judith, a przecie¿ zmar³ on jeszcze przed przybyciem Noela na Herschel.
Zazdroæ nie pozwoli³a jej dot¹d skojarzyæ tych dwóch faktów.
Nieoczekiwanie sp³ynê³a na ni¹ ulga. Poczucie, ¿e zosta³a zdradzo-
na, które nie dawa³o jej spokoju od miesiêcy, znik³o.
No, wiêc jakie¿ to chore myli chodz¹ ci po g³owie? dopytywa³
siê Magnus. Czy przyznasz siê wreszcie do zazdroci o Judith?
Wcale nie jestem zazdrosna odpar³a, ale nadal by³a to tylko czêæ
prawdy.
Judith mia³a to wszystko, czego brakowa³o jej: protekcjê, pieni¹dze
i wreszcie by³a prawdziw¹ narzeczon¹ Magnusa. Rachel chêtnie za-
mieni³aby wszystkie targi i wieloznacznoæ w relacjach z Magnusem na
jedno proste narzeczeñstwo pod warunkiem ¿e zakoñczy³oby siê le-
piej i szybciej ni¿ to z Judith.
S¹ takie chwile, kiedy naprawdê ¿al mi Judith przyzna³a nie-
chêtnie. Ale potem przypominam sobie o jej pieni¹dzach i tych wszyst-
kich ludziach, którzy siê ni¹ opiekuj¹, i wiem, ¿e nic jej siê nie stanie.
Tobie te¿, Rachel.
Popatrzy³a na niego i umiechnê³a siê gorzko:
Oczywicie, ¿e nie.
Wobec tego jak mylisz, co mnie ostatecznie powstrzyma³o przed
polubieniem jej? zapyta³ z³y. No, powiedz
Potrz¹snê³a g³ow¹.
Nie mam pojêcia.
Pamiêæ o tobie, czekaj¹cej na mnie w Lodowej Pannie.
Ale te wspomnienia nie sprawi³y, ¿e poprosi³e mnie o rêkê, praw-
da?
190
Napiêcie ostatnich tygodni i dzisiejszego wieczoru w koñcu zwy-
ciê¿y³y. Nie mog³a powstrzymaæ wzbieraj¹cego w niej bólu, gdy myla-
³a o tym, jak czeka³a na Magnusa, podczas gdy on w Nowym Jorku kon-
tynuowa³ pozorne zaloty wobec bardziej odpowiedniej dla niego kobiety.
Westchnê³a i ciê¿kim krokiem ruszy³a do swojej sypialni. By³a go-
towa spaæ tam, choæby w ubraniu.
Zast¹pi³ jej drogê.
Ta próba nie jest udawana. Powiedzia³em, ¿e jeste moj¹ ¿on¹,
Rachel, a moja ¿ona bêdzie grza³a mi ³ó¿ko.
Nie zrobiê tego zbuntowa³a siê.
Twarz wykrzywi³ mu gniewny grymas.
Skoro tak, to mo¿e powinienem ci daæ zasmakowaæ prawdziwe-
go ¿ycia ¿ony z naszego krêgu i poszukaæ przyjemnoci gdzie indziej?
Z Charmian Harris? rzuci³a wciek³a.
A z kim by innym? odpar³. Czy nie po to mê¿czyni utrzymu-
j¹ kochanki? ¯eby mieæ kogo, kto przytuli i wys³ucha, kiedy ¿ona staje
siê trudna do zniesienia?
Jeli o takim ma³¿eñstwie mylisz, to z radoci¹ odrzucê twoj¹
probê o rêkê. I pogratulujê Judith Amberly, ¿e i j¹ taki zwi¹zek omin¹³!
Spojrza³ na ni¹. Oczy p³onê³y mu z gniewu.
Chcê, ¿eby by³a u mego boku, gdy bêdê zasypia³.
Jeli chcesz zasn¹æ u boku kobiety, to powiniene ca³¹ noc spê-
dziæ z Charmian Harris. I lepiej pospiesz siê, bo nied³ugo zamknie na
noc drzwi odpali³a.
Popatrzy³ na ni¹ z furi¹.
Dobrze wiêc rzuci³ z pogard¹, chwyci³ kapelusz i wybieg³ z apar-
tamentu, trzasn¹wszy drzwiami.
Rachel podbieg³a do okna i zerknê³a przez szparê w draperiach. Pod-
jecha³ wynajêty powóz. Noel wskoczy³ do niego pospiesznie. Ciemna
sylwetka pojazdu, ko³ysz¹c siê, oddala³a siê coraz szybciej od hotelu.
Od niej.
Zas³ona opad³a.
Pomyla³a, ¿e powinna czuæ siê lepiej, ni¿ w istocie siê czu³a. Ru-
szy³a do nieprzygotowanego pokoju z zamiarem zaniêcia. Nie zadzwo-
ni³a po pokojówkê. Sama rozpiê³a sukniê, gorset i wsunê³a siê w ch³od-
n¹ pociel. Zaczê³a j¹ jednak przeladowaæ wizja Charmian Harris
i Noela. Ca³owa³ j¹, obejmowa³, rozpina³ jej gorset Kiedy wyobra¿o-
ny miech ladacznicy zag³uszy³ ruch uliczny w Pi¹tej Alei, Rachel nie
mia³a innego wyboru, ni¿ wtuliæ twarz w poduszkê, by zag³uszyæ szloch.
191
25
Fa³szywa skromnoæ lepsza jest od ¿adnej.
Vilhjamur Stefansson, badacz Arktyki
E
dmund przesun¹³ palcami po konopnym kapturze, obok którego le-
¿a³ ciê¿ki satynowy fular. Stwierdzi³, ¿e jako knebel lepszy bêdzie fular.
Na stole spoczywa³ jeszcze konopny zwój, wystarczaj¹co miêkki, aby
nie uszkodzi³ delikatnej skóry, ale doæ mocny, aby utrzyma³ szarpi¹c¹
siê kobietê.
Jego plan stawa³ siê coraz bardziej klarowny. Statek czeka³ gotowy
do odp³yniêcia. Powóz w ka¿dej chwili móg³ przewieæ zdobycz na ³ód.
Sanie i psy znajdowa³y siê ju¿ na pok³adzie, gotowe, by zaprowadziæ go
do Franklina. Ostry klimat Pó³nocy nie powstrzymywa³ go. To prawda,
¿e nigdy tam nie by³, ale mia³ przedsiêbiorstwo, które kwit³o, zaopatru-
j¹c w towar tamt¹ czêæ wiata. Skoro niepimienny handlarz futrami
móg³ podró¿owaæ po Arktyce, to i Edmund by³ w stanie tego dokonaæ.
I to wygodnie, elegancko B¹d co b¹d by³ cz³owiekiem wykszta³co-
nym i pe³nym og³ady.
Potrzebna mu by³a tylko noc. Najwa¿niejsze to zgranie wszystkiego
w czasie. Nie móg³ tak po prostu zapukaæ do drzwi Northwyck House
i zapytaæ, czy móg³by zaprosiæ pani¹ domu na godzinn¹ przechadzkê.
Rachel nie zgodzi³aby siê. Aczkolwiek nie by³a pewna przywi¹zania
Noela, Edmund dobrze wiedzia³, ¿e w³asnoæ Magnusa lepiej zostawiæ
w spokoju.
Podkradanie cudzej ¿ony mog³o dla Edmunda oznaczaæ mieræ, a tego
nie mia³ zamiaru ryzykowaæ.
Nie, musia³ pomyleæ. Najlepiej by³oby, gdyby Magnusowie znale-
li siê w Nowym Jorku. Wtedy móg³by od razu porwaæ Rachel na statek
i natychmiast postawiæ ¿agle, nie ostrzegaj¹c przy tym Noela.
Jednak¿e bardzo psu³ mu szyki fakt, ¿e nie zna³ ich planów. Kilkoro
s³u¿¹cych z Northwyck, którzy chêtnie nadstawiali d³onie po monety,
bez wahania mówi³o, gdzie przybywa pan albo pani, ale nawet oni nie
wiedzieli, co pañstwo zamierzaj¹ uczyniæ potem. Obecnie Noel przeby-
wa³ z ¿on¹ w miecie; Edmund dowiedzia³ siê o tym w³anie tego wie-
czoru. Ale dowiedzia³ siê za ma³o, no i za póno.
Zapukano do drzwi biblioteki. Wszed³ lokaj z karteczk¹ na srebrnej tacy.
W³anie nadesz³a, sir sk³oni³ siê i wrêczy³ Edmudowi pergami-
now¹ kartkê.
192
Edmund przeczyta³ j¹, odchyli³ siê do ty³u i zacz¹³ siê miaæ. Zda-
rzy³ siê cud. Dziêki pani Astor.
Podszed³ do biurka, odsun¹³ na bok zaproszenie na bal w Akademii
Muzycznej i szybko skreli³ odpowied. Oczywicie, zjawi siê na wspa-
nia³ym balu na czeæ ksiêcia Walii. To wydarzenie stulecia i znajdzie siê
tam ka¿dy, kto mia³ aspiracje nale¿enia do spo³ecznej elity. Nikt, kto
otrzyma zaproszenie, nie przegapi takiej okazji.
Nawet wyzywaj¹cy Noel Magnus i jego m³oda, dopiero co polu-
biona ¿ona.
Noel otworzy³ drzwi powozu i stan¹³ na chodniku. Dobrze zna³ tê
kamienicê. Sam j¹ kupi³. Charmian znudzi³ siê dom na wsi i hotelowe
apartamenty. Upiera³a siê, ¿e bêdzie im obydwojgu wygodniej w jej w³a-
snym buduarze, spe³ni³ wiêc jej pragnienie, tak samo jak ona zawsze
spe³nia³a jego zachcianki.
Drzwi wygl¹da³y jak zawsze okolone br¹zowym piaskowcem i po-
malowane po³yskliw¹ zielon¹ farb¹. Ko³atka by³a tam, gdzie zawsze
spi¿owa g³owa lwa z ciê¿k¹ obrêcz¹ w pysku.
Przeskoczy³ po dwa schody naraz, czuj¹c jednoczenie popiech i wa-
hanie. Nie widzia³ Charmian od d³u¿szego czasu. Ca³y ostatni pobyt
w Nowym Jorku spêdzi³ na gromadzeniu zapasów i przygotowywaniu
statku do powrotu na Herschel. Zbyt niecierpliwy by³ wtedy, by zatrzy-
maæ siê w ramionach kochanki. Chcia³ jechaæ. Jechaæ do
Zamkn¹³ oczy. pieszy³o mu siê wtedy do baru Pod Lodow¹ Pann¹.
pieszy³o mu siê, by daæ siê z powrotem pochwyciæ pora¿aj¹cej urodzie
Rachel Howland.
Zawsze wiedzia³, ¿e Rachel nie bêdzie pasowa³a do jego wiata.
Ta próba udowadnia³a to. Nie chcia³a, aby utrzymywa³ znajomoæ
z Charmian, by³a zazdrosna o Judith Rozemia³ siê gorzko. Zazdroæ
o obie kobiety, i to zupe³nie bez powodu! Jego zwi¹zek z Judith zapla-
nowa³ ojciec, i to z icie makiaweliczn¹ drobiazgowoci¹. Noel skoñ-
czy³ zaledwie osiemnacie lat, kiedy siê dowiedzia³, ¿e jego przezna-
czeniem jest chuda dziewczyna z Nowego Jorku, której nazwisko
rodowe jest doæ dobre, aby odwróciæ uwagê od bogactwa Magnusa
i od jego wybryków.
By³o doæ czasu na odpowiednie zarêczyny. Noel przyucza³ siê do
prowadzenia rodzinnych interesów. W koñcu stary Magnus zmar³ i zo-
stawi³ syna w spokoju, ale i z ciê¿kim baga¿em. Najgorsz¹ czêci¹ tej
schedy okaza³a siê Judith Amberly, obgadywana przez wszystkich stara
193
panna, która wci¹¿ naciska³a na wyznaczenie daty lubu. Chcia³a móc
wreszcie delektowaæ siê nale¿nym jej przepychem.
Arktyka poci¹ga³a go, ale jeszcze silniej odpycha³ Nowy Jork. Tun-
dra oferowa³a jego przeladowanej duszy wolnoæ. Coraz rzadziej i rza-
dziej wraca³ do miasta, aby uzupe³niæ zaopatrzenie. Kiedy wreszcie do-
wiedzia³ siê, ¿e uwa¿a siê go za zmar³ego, nie czu³ potrzeby powrotu
i sprostowania pog³osek. Wszystko dzia³a³o bez niego. Nadal drukowa-
no gazety, a jego konta pêcznia³y od zysków.
To wszystko mog³o na niego poczekaæ. Choæby i ca³¹ wiecznoæ.
Ale teraz ju¿ nie mog³o. Z powodu Rachel.
Otworzy³ oczy. Spojrza³ na ko³atkê, zapraszaj¹c¹ go, by zakoszto-
wa³ przyjemnoci z inn¹ kobiet¹.
Kln¹c pod nosem, zszed³ z powrotem po schodach do powozu, któ-
ry jeszcze nie odjecha³.
Do hotelu warkn¹³ i zatrzasn¹³ drzwi.
Za jego plecami kamienica robi³a siê coraz mniejsza, a¿ w koñcu
zniknê³a miêdzy innymi domami. Magnus jednak siê nie odwraca³. Nic
go ten dom nie obchodzi³. Choæ by³ jego w³asnoci¹, równie dobrze móg³
go wiêcej w ¿yciu nie widzieæ.
Rachel odgradza³a go od wszystkich innych kobiet. Gdy zamyka³
oczy, zawsze widzia³ j¹, wpatrzon¹ w niego b³êkitnymi oczami, pe³nymi
nadziei, têsknoty i lêku. Nie móg³ odwróciæ wzroku. Nie mia³ innego
wyboru, ni¿ poddaæ siê jej albo resztê ¿ycia spêdziæ jak jego ojciec
w nienawici i gniewie, za jedyne towarzystwo maj¹c swój w³asny cho-
ry umys³, który doprowadzi go do wrót piek³a.
Rachel szepn¹³, pragn¹c us³yszeæ dwiêk jej imienia.
Zapuka³ w ciankê, by ponagliæ wonicê, i odchyliwszy siê na opar-
cie, ponownie przywo³a³ obraz Rachel poród ruin kaplicy. Jej rozbu-
rzone w³osy, jej rozchylone usta Da³a mu rozkosz wielekroæ cenniej-
sz¹ od z³ota, poniewa¿ zrodzi³a j¹ mi³oæ, nie ¿¹dza.
Ba³ siê. Czai³ siê w nim duch jego ojca, który sprawia³, ¿e by³ zimny,
kiedy powinien by³ szlochaæ, gwa³towny, gdy nale¿a³o ulec. Ba³ siê, ¿e
mo¿e nigdy nie pokochaæ Rachel tak, jak na to zas³ugiwa³a, ¿e mo¿e ona
nigdy nie zrozumieæ tej udrêki. Judith i Charmian lepiej do niego paso-
wa³y. ¯y³by zgodnie z ojcowskim przykazaniem nigdy nie kochaæ, a one
nie interesowa³yby siê tym, czy s¹ kochane.
Rachel to co innego. Potrzebowa³a uczucia. Zas³ugiwa³a na wszyst-
ko, co móg³ zaoferowaæ jej dobry cz³owiek.
Nagle poczu³, ¿e z ca³ych si³ pragnie byæ takim dobrym cz³owie-
kiem.
13 Lodowa Panna
194
Rachel poczu³a d³oñ na biodrze i ciê¿ar cia³a Noela, kiedy usiad³ na
brzegu jej ³ó¿ka.
Na wpó³ we nie, na wpó³ ju¿ przytomna, unios³a siê i usiad³a. O ma³o
nie objê³a go w pierwszym odruchu i nie powiedzia³a, jak bardzo cieszy
siê z jego powrotu, ale co j¹ powstrzyma³o. Byæ mo¿e lêk, ¿e poczuje
zapach innej kobiety na jego ustach i ubraniu.
Zamiast go przytuliæ, odsunê³a siê w stronê rzebionego wezg³o-
wia i spojrza³a na niego oskar¿ycielsko w pó³mroku dopalaj¹cej siê
wiecy.
Po co przyszed³e? zapyta³a. Nie podoba³a siê jej ta irytacja we
w³asnym g³osie, ten brak zaufania
Ja zacz¹³ i zamkn¹³ usta.
Wyjd, proszê powiedzia³a, przyci¹gaj¹c ko³drê do okrytej tyl-
ko batystow¹ koszul¹ piersi.
Nic nie powiedzia³. Nawet nie drgn¹³.
Ogarn¹³ j¹ smutek. Mo¿e nigdy nie bêdzie do niej w pe³ni nale¿a³
Jego sposób ¿ycia zmusza³ go do dzielenia uczuæ miêdzy ¿onê i kochan-
kê. Bez trudu opuszcza³ przychylne ³ono kochanki, by zaraz potem ocze-
kiwaæ radosnego powitania ¿ony Ona jednak nie chcia³a takiego ¿y-
cia. Nagle zrozumia³a, co znacz¹ jego s³owa, ¿e do niego nie pasuje.
Mo¿e nigdy siê nie dopasuje?
Do tego dosz³o? rzuci³a ochryp³ym z przygnêbienia g³osem.
Musisz tu przychodziæ, chocia¿ nasyci³e siê ju¿ inn¹?
Rachel
Zostaw mnie w spokoju, Magnus.
Nie, Rachel
W³anie ¿e tak. Zostaw mnie albo zabiorê swoje pieni¹dze i odja-
dê jeszcze tej nocy.
Zesztywnia³, jakby przeszyty tymi s³owami. Wsta³. Jego wysoka syl-
wetka zawis³a nad ³ó¿kiem. Rachel przywar³a do oparcia wezg³owia.
Bez ostrze¿enia wyci¹gn¹³ d³oñ i dotkn¹³ jej policzka ruchem jak
gdyby pe³nym têsknoty. Nie drgnê³a. G³adzi³ j¹ lekko, ³agodnie Tak
bardzo ³agodnie, mimo swojej si³y.
Nie poszed³em do Charmian. Nie potrafi³em.
Nie wierzê ci. Ona jest twoj¹ kochank¹. Zawsze mia³e inne ko-
biety, nawet kiedy mówi³e, ¿e w twoim ¿yciu jestem tylko ja. K³amiesz,
Magnus. K³amiesz, a ja za ka¿dym razem ci wierzê odepchnê³a jego
rêkê i otar³a oczy.
Uwierz mi, nie poszed³em do Charmian. Spójrz, która godzina.
Nie starczy³oby mi czasu.
195
Powoli odwróci³a wzrok w stronê drzwi do salonu. Na wysokim sto-
j¹cym zegarze dochodzi³a druga. Noel wyszed³ nieca³¹ godzinê temu.
Tym razem mo¿e i nie poszed³e rzuci³a zrozpaczona ale ta-
kie sytuacje powtórz¹ siê jeszcze nie raz i nie dwa. Moj¹ przesz³oæ z to-
b¹ zatru³a Judith, a przysz³oæ zatruje Charmian czy inna dziewczyna,
która przyjdzie na jej miejsce. Zgarbi³a siê. Powiedzia³e, ¿e nigdy
nie bêdê pasowa³a do tego zepsutego towarzystwa. Dosz³am do wnio-
sku, ¿e masz racjê. Id ju¿, Magnus. Zostaw mnie sam¹. Nie chcê ciê tu
widzieæ.
Umowa by³a taka, ¿e bêdziesz ¿yæ ze mn¹ jako ¿ona. Zap³aci³em
za te trzydzieci dni s³on¹ cenê. Nie mam zamiaru daæ siê teraz oszukaæ.
Podnios³a g³owê, by zobaczyæ jego twarz w wietle migocz¹cej wie-
cy. By³a skupiona, nieugiêta.
Nie chcê spaæ w twoim ³ó¿ku powiedzia³a wyzywaj¹co.
Dlaczego? Przysun¹³ siê bli¿ej niej. Bo boisz siê, ¿e splami
ciê plugastwo innej kobiety? Có¿, w takim razie przysiêgam ci na wszyst-
ko, w co wierzê: nie poszed³em dzisiaj do Charmian. Wróci³em tu, bo
chcê ciê mieæ przy swoim boku. Ciebie i tylko ciebie.
Nie bêdê rozk³adaæ nóg na ka¿de twoje zawo³anie. To nie by³o
czêci¹ umowy.
Zbli¿y³ twarz do jej twarzy.
Nigdy tego od ciebie nie oczekiwa³em. Jeli oddasz mi swoje cia-
³o, masz to zrobiæ z w³asnej woli, hojnie i z mi³oci¹, jak zawsze. Nie
bêdê ciê zmuszaæ. Nigdy. Uniós³ jej podbródek i spojrza³ g³êboko
w oczy. Ale nalegam, aby przez te trzydzieci dni by³a u mego boku.
Dzieñ i noc. Nie ust¹piê ci puci³ j¹ i wyprostowa³ siê.
Czeka³a z zapartym tchem.
Puæ mnie, Magnus syknê³a, gdy nagle chwyci³ j¹ w talii i uniós³,
jakby wa¿y³a tyle co ma³y kociak.
Puszczê ciê, ¿ono, ale w naszym pokoju. Tam, gdzie jest twoje
miejsce.
Jego ramiona zamieni³y siê w ¿elazn¹ obrêcz. Szarpa³a siê, odpy-
cha³a i wi³a, dopóki Noel, przeniós³szy j¹ przez salon, nie rzuci³ bezce-
remonialnie na ³ó¿ko.
Wróci³ stary Magnus z Pó³nocy. Barbarzyñca. Brutal fuknê³a.
Rozemia³ siê i poci¹gn¹³ za wêze³ krawatu.
Nie chcê z tob¹ spaæ powiedzia³a i próbowa³a skoczyæ do drzwi.
Stan¹³ jej na drodze. Jego spojrzenie zelizgnê³o siê z twarzy Rachel
na jej piersi. Pod przezroczyst¹ koszulk¹ wyranie rysowa³y siê wypu-
k³oci brodawek.
196
Radzi³bym ci wracaæ do ³ó¿ka, Rachel. Chyba jest ci zimno
stwierdzi³. Rozpi¹³ kamizelkê i rzuci³ j¹ na stoj¹ce obok krzes³o.
Os³oni³a siê rêkoma i rozejrza³a rozpaczliwie za czym do okrycia.
Przyga lampkê, dobrze? poprosi³.
Nie mam zamiaru nie skoñczy³a.
Zsun¹³ spodnie. Jego nagoæ j¹ porazi³a.
Plecy mia³ ca³e w wie¿ych bliznach. Na torsie falowa³y musku³y
jak z ¿elaza. Wygl¹da³ jak wspania³y bóg wojny. Podszed³ do gazowego
kinkietu i przykrêci³ p³omyk tak, ¿e ledwo siê ¿arzy³.
Wskakuj do ³ó¿ka, moja ¿ono.
Nie odpar³a, zas³aniaj¹c siê rêkoma i odwracaj¹c wzrok. Nie
chcia³a patrzeæ na jego imponuj¹c¹ mêskoæ.
Chod chwyci³ j¹ i przyci¹gn¹³ do siebie.
Jêknê³a wzburzona, usi³uj¹c go uderzyæ.
Nieczu³y na zniewagi i rêkoczyny bez wahania wlizn¹³ siê pod przy-
krycie, poci¹gaj¹c j¹ za sob¹.
Dobranoc, ¿ono szepn¹³, wtulaj¹c siê w jej w³osy.
Chcia³a go ugryæ, ale nie mog³a. Przywar³ do jej pleców, a ramiona
oplata³y j¹ jak ³añcuch.
Poca³owa³ j¹ w czubek g³owy.
Wstrzyma³a oddech, czekaj¹c na atak. By³ podniecony, byæ mo¿e
przez jej bliskoæ, a mo¿e przez ciep³o. Czu³a jego mêskoæ przy polad-
kach, ale nawet nie drgn¹³, by j¹ posi¹æ. Zamiast tego poca³owa³ j¹ w kark
i przesun¹³ siê lekko, jak gdyby szukaj¹c najwygodniejszej pozycji. W ci¹-
gu paru sekund jego oddech wyrówna³ siê i pog³êbi³. Zasn¹³.
Rachel zakipia³a z gniewu. Cisn¹³ j¹ brutalnie na ³ó¿ko, jakby by³a
snopkiem siana, u³o¿y³ siê przy niej wygodnie, grza³ siê przy niej I nie
da³ jej nic.
Zdecydowana odejæ, spróbowa³a wstaæ, ale kajdany jego ramion
trzyma³y mocno. Przestraszy³a siê, ¿e obudzi bestiê, która zasnê³a miêk-
ko i bezw³adnie przy jej poladkach.
A by³o tak cieplutko. Tak bardzo ciep³o. Tak rozkosznie, kusz¹co
ciep³o.
Zmêczenie wisia³o nad ni¹ niczym ob³ok morfiny. Ze wszystkich si³
stara³a siê nie zasn¹æ, ale nie mog³a siê powstrzymaæ.
Jej przeznaczeniem by³o graæ przez trzydzieci dni ¿onê mê¿czyzny,
który le¿a³ u jej boku. Cen¹ za to bêdzie wspania³y sierociniec, który da
opiekê wspó³towarzyszom Tommyego i Clare, oraz prywatne konto. Dziê-
ki temu, jeli przyjdzie jej wybieraæ, bêdzie mog³a odejæ od Noela Ma-
gnusa, opuciæ wyspê Herschel i zapomnieæ o wszystkich rozczarowaniach.
197
Oplata³y j¹ ciep³e, muskularne mêskie ramiona. Czy w gruncie rze-
czy nie wyjdzie na tej umowie lepiej od Magnusa? To zaledwie trzydzie-
ci dni. Mo¿e wytrzymaæ W tym czasie zajmie siê sierociñcem i po-
ka¿e Noelowi, ¿e nie jest marionetk¹ w jego rêkach. Rano dowie siê
czego na temat wyjazdu do Pary¿a. Sporo czyta³a o miecie wiat³a
Albo mo¿e pojecha³aby do Sankt Petersburga lub do Rzymu? Poza ba-
rem Pod Lodow¹ Pann¹ rozci¹ga³ siê ca³y wiat, a ona pocz¹tkowo na-
wet o tym nie wiedzia³a. Teraz zrozumia³a, ¿e mo¿e to wszystko zoba-
czyæ.
pij ju¿, Rachel. Przestañ knuæ us³ysza³a za plecami zaspany
g³os.
Zacisnê³a powieki.
Nienawidzê ciê, Magnus.
Poca³owa³ j¹ w ramiê, po czym po³o¿y³ siê i ponownie zasn¹³.
I kocham szepnê³a, gdy mia³a pewnoæ, ¿e Noel nie mo¿e jej
ju¿ us³yszeæ.
26
W
Northwyck z wolna mija³y tygodnie. Dziwne, nierzeczywiste, jakby
z krainy snu Rachel mia³a wra¿enie, i¿ ¿yje ¿yciem innej kobiety.
Stokes przyjecha³ poci¹giem i spêdzi³ w Northwyck kilka dni, oma-
wiaj¹c sprawy zwi¹zane z remontem budynku. Ka¿dego popo³udnia
Rachel i Magnus godzinami siedzieli w obsadzonej palmami oran¿erii,
zastanawiaj¹c siê, czego jeszcze mog¹ potrzebowaæ dzieci. Czêæ siero-
ciñca ju¿ otwarto i dzieci ci¹gnê³y do niego w nadziei na posi³ek i bez-
pieczny nocleg. Zatrudniono personel do opieki nad trafiaj¹cymi tu z ulicy
urwisami, pocz¹wszy od kucharza, a skoñczywszy na lekarzu domowym.
Rachel by³a szczególnie zadowolona z tego, i¿ dziêki samemu rozg³oso-
wi wokó³ dobroczynnego dzie³a Noela Magnusa trójka dzieci ju¿ zosta-
³a adoptowana.
Wieczory spêdzali przy kominku z Clare i Tommym. Jesieñ by³a
wczesna, jeli za jej oznakê uznaæ wieczorne ch³ody. Kolacje jedli wiêc
zwykle w bibliotece, o wiele przytulniejszej dla czterech osób ni¿ ol-
brzymia jadalnia.
Magnus zdecydowa³, ¿e po kolacji dzieci bêd¹ siê uczyæ gry w sza-
chy. Tommy waha³ siê, wola³ obserwowaæ, jak uczy siê Clare. Jednak po
198
kilku rozgrywkach sam zapragn¹³ spróbowaæ, a Rachel z zadowoleniem
patrzy³a, jak strategie, których nauczy³ siê na ulicy, wietnie sprawdzaj¹
siê w przypadku skoczków, królów i pionków.
Póniej Rachel zwykle czyta³a dzieciom opowiadania, najczêciej
Scotta lub Dickensa, dopóki powieki s³uchaczy nie stawa³y siê zbyt ciê¿-
kie. Pewnego wieczoru Clare wziê³a sprawy w swoje rêce i wdrapa³a siê
Magnusowi na kolana, prosz¹c o historiê na dobranoc. Rachel prawie
rozemia³a siê, widz¹c wyraz twarzy Noela Mia³ tak¹ minê, jakby to
jedna z modnych porcelanowych lalek ma³ej o¿y³a nagle i usiad³a mu na
kolanach. Choæ najwyraniej nie czu³ siê zbyt swobodnie, pozwoli³ jed-
nak dziewczynce zostaæ, dopóki jej g³owa nie opad³a mu na pier. Gdy
Clare g³êboko zasnê³a, Magnus chwyci³ j¹ w mocne, pewne ramiona,
zaniós³ na górê i w³asnorêcznie otuli³ ko³derk¹. Rachel patrzy³a, jak wróci³
do biblioteki, gdzie na krzele spa³ ju¿ Tommy, i tak samo delikatnie, jak
wczeniej Clare, zaniós³ go i u³o¿y³ go w ³ó¿ku.
Mylê, ¿e by³by dobrym ojcem, Noelu szepnê³a, kiedy zamy-
ka³ drzwi dzieciêcej sypialni.
Spojrza³ na ni¹. Na jego twarzy malowa³o siê dziwne uczucie. Co,
co mog³aby przysi¹c wygl¹da³o jak ulga.
Noce by³y zawsze najtrudniejsze, ale Magnus upiera³ siê przy swo-
jej umowie. Rzeczy Rachel zosta³y przeniesione z jej sypialni do pokoju
Noela. Wieczorem Mazie pomaga³a jej rozebraæ siê w garderobie, po
czym Rachel pojawia³a siê w sypialni w sztywnej bia³ej koszuli, gotowa
do spoczynku.
Noel okaza³ siê mistrzem opanowania. Jedyne ¿¹danie, jakie jej sta-
wia³, to aby by³a u jego boku w ogromnym ³o¿u w chwili, gdy postana-
wia³ zgasiæ lampê gazow¹. Przytulona do niego zasypia³a tak spokojnie
jak jeszcze nigdy w ¿yciu, bezpieczna i szczêliwa. Czeka³a na pó³noc trzy-
dziestego dnia, modl¹c siê, aby ten sen sta³ siê wreszcie rzeczywistoci¹.
Jedyny cieñ, jaki pada³ na ich egzystencjê, mia³ swoje miejsce w sa-
lonie: wysoki na prawie dwa metry, zdecydowanie zbyt du¿y w stosun-
ku do piêknie rzebionego obramowania kominka, wisia³ nad nim ponu-
ry portret olejny Grisholma Magnusa. Kiedy Rachel zagl¹da³a do salonu,
czêsto widywa³a Noela wpatrzonego w obraz, jakby ci¹gnê³o go do nie-
go jakie dziwne zaklêcie. Ojciec i syn byli doæ podobni z twarzy, mieli
tak¹ sam¹ muskularn¹ budowê i to samo chmurne spojrzenie. Oczy jed-
nak bardzo siê ró¿ni³y. Grisholm mia³ bladob³êkitne, uderzaj¹co jasne
w porównaniu z bujn¹ czarn¹ czupryn¹. Noel musia³ odziedziczyæ bar-
wê oczu po matce, by³y bowiem tysi¹c razy cieplejsze od ojcowskich,
które przywodzi³y na myl lodowe morze.
199
Rachel z chêci¹ pozby³aby siê tego portretu. Niew¹tpliwie nie paso-
wa³ ani do kominka, ani do jego obramowania. Krawêdzie obrazu odsta-
wa³y od ciany. Nie mog³a doczekaæ siê chwili, kiedy umieci go na
strychu i wreszcie o nim zapomni. Niech znajd¹ go przysz³e pokolenia,
które nie bêd¹ zna³y starego Grisholma i jego okrucieñstw. Kiedy od-
kurz¹ go i umiej¹ siê z naiwnej stylizacji starego portretu, na swoje szczê-
cie nigdy nie zaznawszy przekleñstwa jego obecnoci.
Chocia¿ tak pragnê³a, by obraz znikn¹³ jej z oczu, nie wiedzia³a, jak
poruszyæ ten temat w rozmowie z Noelem. Mimo wszystko Grisholm
by³ jego ojcem. Na dnie spl¹tanych uczuæ Noela wobec niego wci¹¿ tli³a
siê mi³oæ. Nieustannie przeladowa³y go obrazy tego, jak mog³o byæ,
jak powinno byæ
W koñcu niemia³o i ostro¿nie zaczê³a rozmowê na ten temat z Bet-
sy. Siedzia³y w kuchni, uk³adaj¹c w wazonach z³ociste chryzantemy, które
mia³y o¿ywiæ korytarze. Na zewn¹trz dzieci bawi³y siê w warzywniku.
Noela nie by³o w pobli¿u.
Czy mamy w domu jeszcze jakie dzie³a sztuki, Betsy? Zastana-
wia³am siê, jak rozjaniæ salon rzuci³a mimochodem, nape³niaj¹c mie-
dzian¹ konewkê wod¹ z pompy.
Nie wiem. Tak dawno ju¿ nie zagl¹da³am na strych, ¿e ju¿ nawet
nie wiem, co tam le¿y odar³a gospodyni.
Zaniemy kwiaty na górê i zajrzyjmy, dobrze? Rachel wstrzy-
ma³a oddech.
Betsy spojrza³a na ni¹ ostrzegawczo.
Mo¿esz znaleæ tam jakie szkielety. Jeste na to przygotowana,
moja kochana? To nie zawsze by³o takie wspania³e miejsce, jakie stwo-
rzy³a razem z dzieæmi
Wiem odpowiedzia³a cicho Rachel. Ale mo¿e wypêdmy ko-
lejne demony, dobrze?
Zanios³y wazony na pó³piêtro. Betsy zapali³a wiecê w lichtarzu i ru-
szy³y w górê. Min¹wszy dwa piêtra, dosz³y do pomieszczeñ na podda-
szu pod szczytem stromego dachu.
Okna by³y okopcone przez sadzê z licznych kominów; prawdopo-
dobnie nikt ich nie czyci³ od dwudziestu lat. Lichtarz okaza³ siê bardzo
przydatny w owietlaniu licznych ciemnych pomieszczeñ poddasza.
Od czego zaczniemy? rzuci³a Rachel, rozgl¹daj¹c siê po morzu
kufrów i przykrytych p³ótnem mebli.
Mam pewien pomys³ odpar³a powa¿nie Betsy, przeciskaj¹c siê
miêdzy skrzyniami w swojej sztywnej krynolinie.
Rachel ruszy³a za ni¹ zaciekawiona.
200
Betsy podesz³a do niewielkiego kufra z orzecha, owiniêtego ³añcu-
chami, które kaleczy³y wspania³e drewno. Na zmatowia³ej tabliczce przy-
krêconej do wieka wygrawerowano napis Catherine.
To by³a skrzynia na jej wiano. Kiedy odesz³a, stary Magnus za-
mkn¹³ kufer i kaza³ go wrzuciæ do rzeki. Betsy spojrza³a na Rachel. Na
bladej twarzy dziewczyny tañczy³o wiat³o skwiercz¹cego p³omyka. Z ja-
kiego powodu stary pan zmieni³ zdanie, albo s³u¿ba nie pos³ucha³a go,
dochodz¹c do wniosku, ¿e ³atwiej bêdzie schowaæ skrzyniê tutaj. Tak czy
inaczej stoi tu, nieotwierana, odk¹d Catherine odesz³a na zawsze.
Mo¿emy j¹ otworzyæ? Zamek wygl¹da na zardzewia³y stwier-
dzi³a Rachel, wodz¹c d³oni¹ po ciê¿kich ³añcuchach.
Klucz ma Magnus, ale sam o tym nie wie. Le¿y w szufladzie jego
biurka, przyczepiony do ³añcuszka zegarka Grisholma. W ca³ym domu
chyba tylko ja i Nathan wiemy o tym kluczu i skrzyni.
Dlaczego? W tej skrzyni mog¹ byæ wspania³e rzeczy, które Ma-
gnus powinien mieæ, a nawet nie wie, ¿e ten kufer istnieje. Spojrza³a
na Betsy. Przyniosê klucz. Zobaczymy, jakie skarby tu le¿¹, i damy je
Magnusowi jako niespodziankê. Jestem pewna, ¿e wierzy tak jak inni,
¿e rzeczy jego matki powêdrowa³y do rzeki.
Bez w¹tpienia, ale..
A co to takiego, tam, w rogu? przerwa³a jej Rachel. Wygl¹da
jak koñ na biegunach?
Podesz³a do k¹ta i ci¹gnê³a okrywaj¹ce zagadkowy przedmiot p³ót-
no. Rzeczywicie to by³ skórzany koñ na biegunach z doæ ju¿ wytart¹
w³óczkow¹ grzyw¹ i d³ugimi, zakrzywionymi biegunami. Tr¹ci³a go lek-
ko. Nadal siê ko³ysa³.
Nale¿a³ do Magnusa. Uwielbia³ tê zabawkê. Ci¹gle jedzi³ na nim
w swoim pokoju Betsy zmarszczy³a brwi.
Dlaczego mówisz o tym tak ponuro? To liczny konik Rachel
spojrza³a z zachwytem na zabawkê.
Znowu, kochanie, obudzisz tu z³e wspomnienia Magnus rze-
czywicie uwielbia³ tego konia, ale kiedy stary pan zdecydowa³, ¿e syn
jest za du¿y, aby na nim jedziæ, koñ wyl¹dowa³ tutaj. Zmuszono Noela,
¿eby zacz¹³ jedziæ na ¿ywym kucyku.
Ale przecie¿ ka¿dy ma³y ch³opiec marzy o kucyku. Noel nawet
obieca³ Tommyemu, ¿e nauczy go jedziæ zaoponowa³a Rachel.
Tak, ale Noel skoñczy³ zaledwie cztery lata, kiedy ojciec podaro-
wa³ mu prawdziwego kucyka. Uwa¿a³, ¿e syn ma byæ wspania³ym jed-
cem. Nigdy nie zapomnê, jak kpi³ z niego, ¿e wci¹¿ jedzi na drewnia-
nym koniu.
201
Rachel spojrza³a na gospodyniê, która mia³a ³zy w oczach.
Wiêc co ojciec mu zrobi³, Betsy? wypowiedzia³a to pytanie po-
woli i z trudem.
Za ka¿dym razem, gdy ma³y spada³ z konia, stary Magnus ³apa³ za
pejcz i bi³ go, czasem prosto w twarz. Bi³ tak d³ugo, a¿ dzieciak z po-
wrotem wsiad³ na kucyka i próbowa³ jechaæ dalej. £zy i krzyk wcale go
nie wzrusza³y Uwa¿a³, ¿e to jedyny sposób, aby nauczyæ ch³opca je-
dziæ. Chcia³, ¿eby bardziej ba³ siê nie wsi¹æ z powrotem na kuca ni¿
kolejnego upadku. Betsy umilk³a na d³u¿sz¹ chwilê, jakby chcia³a prze-
³kn¹æ ³zy. Rzecz jasna, Noel nauczy³ siê jedziæ konno w rekordowym
tempie. Nawet teraz mylê, ¿e st¹d bierze siê jego brawura. Mrona Ark-
tyka nie jest w stanie go przeraziæ, dopóki Grisholm jest z dala od niej
Nieoczekiwanie Rachel poczu³a siê pokonana. Ca³a radoæ przeszu-
kiwania poddasza zniknê³a. Przysiad³a na skrzyni i zakry³a twarz d³oñ-
mi.
Betsy objê³a j¹. Zapach jej wody bzowej koi³.
Nie powinnam opowiadaæ ci tych historii W¹tpiê, ¿eby Ma-
gnus chcia³, aby je zna³a.
O Bo¿e, Betsy, ja chcê go kochaæ. Chcê wszystkiego, co najlep-
sze dla niego i dla nas wszystkich. Ale nie wiem, jak wymazaæ strach
sprzed tak wielu lat Po prostu nie mam pojêcia.
Betsy wci¹¿ trzyma³a j¹ w koj¹cych objêciach.
Rany siê zagoj¹. Umys³ mo¿e zapomnieæ, nawet jeli nie wyba-
czy. Daj Noelowi co dobrego, na czym bêdzie móg³ siê skupiæ, tak ¿eby
nie ogl¹da³ siê za siebie. Wierzê, ¿e ty, Tommy i Clare jestecie w³anie
tym, czego potrzebuje, aby tak siê sta³o.
Rachel wsta³a. Obejrza³a siê na niewinnego konika na biegunach
i powiedzia³a:
Chodmy st¹d. Mo¿e jeli znajdê klucz, oka¿e siê, ¿e skrzynia
Catherine kryje szczêliwsze wspomnienia.
Chyba nie mog¹ byæ gorsze od tego, co ju¿ znalaz³ymy przy-
taknê³a Betsy, gasz¹c wiecê.
Rachel zajrza³a do biblioteki. Minê³o kilka dni, zanim nadarzy³a siê
okazja, tego popo³udnia jednak Noel zapowiedzia³, ¿e on i Tommy bêd¹
doæ zajêci. Zamiast pozostawiæ sprawê stajennym, Noel doszed³ do
wniosku, ¿e sam zajmie siê uczeniem Tommyego jazdy konnej.
Po lekkim posi³ku Clare posz³a z Betsy do salonu, by trenowaæ dzier-
ganie koronek, Noel za uda³ siê z Tommym na lekcjê jazdy. Rachel
202
skorzysta³a z okazji. Nie chcia³a, ¿eby kto j¹ przy³apa³, jak krêci siê
przy biurku Noela. Chcia³a wzi¹æ klucz do skrzyni Catherine, który wci¹¿
le¿a³ przyczepiony do ³añcuszka zegarka Grisholma.
Podesz³a do wielkiego biurka. Zaledwie otworzy³a p³ytk¹ górn¹ szu-
fladê, od razu dostrzeg³a zegarek. Le¿a³ wciniêty w k¹t, jakby by³ rów-
nie bezwartociowy, co grzechocz¹ce obok puste butelki po atramencie.
Wyjê³a zegarek, otworzy³a go i ze smutkiem przeczyta³a napis we-
wn¹trz koperty:
G na wieczn¹ mi³oæ C.
Zamknê³a kopertê z powrotem, jak gdyby odwraca³a siê z bólem od
inskrypcji na grobie. Maleñki mosiê¿ny kluczyk wisia³ u ³añcuszka. Nie
mog³a go odczepiæ, zabra³a go wiêc na strych razem z zegarkiem.
Zawiasy drzwi prowadz¹cych na mroczne poddasze skrzypnê³y.
Rachel zapali³a wiecê i postawi³a j¹ na komodzie. Zbli¿a³ siê wieczór.
Z góry zaledwie rozró¿nia³a wród pól dwie maleñkie figurki jedców.
Magnus i Tommy wybrali siê na przeja¿d¿kê.
Kluczyk pasowa³ do zamka, ale nie chcia³ siê przekrêciæ. Przez dzie-
si¹tki lat nieu¿ywany mechanizm zardzewia³. Ju¿ myla³a, ¿e jej wyprawa
zakoñczy siê niepowodzeniem, kiedy sprê¿ynka w zamku przeskoczy³a.
Nagle zdenerwowana, musia³a chwilê odczekaæ, nim siê opanowa-
³a. Otworzy³a wieko, niepewna, co znajdzie w rodku.
Nie spodziewa³a siê, ¿e znajdzie portret. Skrzynia nie by³a szczegól-
nie du¿a i wy³o¿one aksamitem wnêtrze szczelnie, od ciany do ciany,
wype³nia³ portret piêknej kobiety. Mia³a na sobie ciemnobr¹zow¹ at³a-
sow¹ sukniê o szerokich rêkawach z poduszkami, która kpi³a z dzisiej-
szej mody na rêkawy obcis³e. W³osy mia³a ciemnobr¹zowe, u³o¿one w ka-
skadê loków opadaj¹cych na kark. Najbardziej uderzaj¹ce jednak by³y
oczy. Mia³y ten sam odcieñ sherry, co u Magnusa, ale patrzy³y w dal,
jakby ich uwagê przyci¹ga³o co na horyzoncie.
Wyjê³a obraz i z zaskoczeniem odkry³a, ¿e spoczywa pod nim ciem-
nobr¹zowa at³asowa suknia z portretu. Spomiêdzy fa³d materia³u wypa-
d³y dwie dobrane do toalety z³ote bransolety ozdobione kilkunastoma
lawendowymi jadeitami oszlifowanymi na kaboszony. Kiedy Rachel
przyjrza³a siê dok³adnie portretowi, dostrzeg³a te same bransolety uwiecz-
nione na nadgarstkach Catherine, na samym dole portretu.
Kobieta na obrazie by³a m³oda. Nie mia³a wiêcej ni¿ dwadziecia
lat. Rachel przypuszcza³a, ¿e by³ to portret zarêczynowy, namalowany
przed lubem i narodzinami Noela. Doæ tajemniczo wygl¹da³a rama
w póniejszym stylu, rzebiona w mahoniu, przypomina³a inne drew-
niane sprzêty w Northwyck.
203
Nagle Rachel zrozumia³a. Ramê portretu Catherine ozdobiono tym
samym gotyckim ornamentem, co obramowanie kominka w bibliotece.
Pewnie wykonano j¹ specjalnie po to, by portret zawis³ w³anie tam, by
zdobi³ urod¹ m³odej ¿ony prywatne królestwo pana domu Kiedy ob-
raz zdjêto, stary Magnus zawiesi³ na jego miejscu swój w³asny, przera-
¿aj¹cy i niezbyt dobrany portret.
wieca zaskwiercza³a i przygas³a. Rachel zda³a sobie sprawê, ¿e
straci³a poczucie czasu. Noel i Tommy mogli ju¿ wróciæ ze stajni. Nie
chcia³a, ¿eby zaczêli jej szukaæ, gdy¿ w jej g³owie pojawi³ siê nagle
pomys³.
Rozprostowa³a sukniê i przy³o¿y³a do siebie, próbuj¹c oceniæ roz-
miary jej w³acicielki. Catherine by³a wy¿sza i, jeli chodzi o piersi, nie
tak hojnie obdarzona przez naturê, ale bior¹c pod uwagê obszern¹ modê
sprzed ponad trzydziestu lat, mo¿na by³o mieæ pewnoæ, ¿e zapas mate-
ria³u jest wystarczaj¹cy, by Auguste Valin móg³ odwie¿yæ sukniê i w³a-
ciwie j¹ dopasowaæ.
Zabra³a bransolety i sukniê i ruszy³a do swojej garderoby. Noel nie
zobaczy tych rzeczy. Jutro sama wyle sukniê do Nowego Jorku, tak by
by³a gotowa na bal w Akademii Muzycznej.
Ledwie mog³a ukryæ podniecenie. Wci¹¿ na nowo przywo³ywa³a
w wyobrani wyraz twarzy Noela, kiedy zobaczy j¹ w sukni jego matki.
B³ysk aprobaty w oczach, czu³oæ, nostalgia Mo¿e, wskrzeszaj¹c wy-
obra¿enie Catherine, zdo³a zniweczyæ z³y czar Grisholma, wnieæ w ¿y-
cie Noela nadziejê i radoæ?
Rankiem przed balem, kiedy bêd¹ jechaæ na dworzec kolejowy, ka¿e
jednemu z lokajów zamieniæ obrazy. Dziêki temu jej póniejsza wie-
czorna przemiana z Kopciuszka w damê z portretu stanie siê jeszcze
bardziej donios³a.
Byle tylko zdo³a³a utrzymaæ wszystko w sekrecie wystarczaj¹co d³u-
go, tak by Magnus niczego nie podejrzewa³
27
D
ereszowaty, cêtkowany koñ mia³ wplecione w grzywê dzwoneczki.
Kiedy bryka³ weso³o na wybiegu, wyszczotkowany do po³ysku, wygl¹-
da³ jak rumak ksiêcia z bajki, który w jaki sposób zdo³a³ zejæ prosto ze
stronic ksi¹¿ki.
204
Oczy Tommyego zab³ys³y na jego widok. Stajenny poda³ ch³opcu
uzdê pe³nego wigoru wierzchowca.
On jest piêkny, Magnus. Po prostu piêkny Rachel a¿ zapar³o
dech. By³a poruszona niemal tak samo jak Tommy.
Pochodzi z najlepszej stadniny w kraju. Stokes zapewnia³, ¿e jego
pochodzenie jest bez zarzutu Magnus sta³ z boku, nie spuszczaj¹c oczu
z Tommyego.
Mogê siê na nim od razu przejechaæ? zapyta³ ch³opiec.
Rachel obserwowa³a, jak Tommy patrzy na Magnusa. Po raz pierw-
szy widzia³a na twarzy ch³opca tak¹ radoæ Nagle zapragnê³a obj¹æ
ich obu i zatrzymaæ to szczêcie, które rozkwit³o w jej sercu.
Wydaje mi siê, ¿e Magnus powinien was obu powoli ujarzmiaæ.
Wygl¹da mi na doæ narowistego ostrzeg³a ze miechem.
Ale ja sam dam radê. Nie potrzebujê pomocy, Magnus, naprawdê
nie owiadczy³ Tommy ze ladem dawnego uporu.
Noel siê rozemia³. W jasnym porannym s³oñcu jego zêby zalni³y
olepiaj¹c¹ biel¹.
Rachel zapar³o dech, kiedy zerkn¹³ na ni¹.
Spokojnie. Rachel ma racjê. Bêdziesz musia³ siê nieco wstrzy-
maæ. To twój koñ, ale musicie siê obydwaj poznaæ i porozumieæ, zanim
pogalopujesz na nim do lasu.
No w³anie. Musisz byæ ostro¿ny, Tommy pisnê³a Clare.
Dziewczynka sta³a tu¿ za Rachel. Nie zdo³ali jeszcze niczego wy-
myliæ, aby przesta³a wreszcie tak bardzo lêkaæ siê koni. Kiedy zaczê³a
szlochaæ przez sen, wo³aj¹c matkê, która wpad³a pod ko³a wozu. Rachel
tuli³a j¹, uspokaja³a To dlatego Clare skoñczy³a na ulicy! Kiedy jed-
nak dziewczynka siê obudzi³a, nie chcia³a nic powiedzieæ i Rachel ni-
czego wiêcej siê nie dowiedzia³a. Wiedzia³a tylko, ¿e Clare bezustannie
martwi³a siê, gdy Tommy jedzi³ konno nawet pod opiek¹ Noela.
Magnus wzi¹³ Clare na rêce. Kiedy j¹ przytuli³, zdo³a³a wyci¹gn¹æ
rêkê i dotkn¹æ aksamitnych chrap zwierzêcia. Kiedy jednak koñ szarp-
n¹³ g³ow¹, cofnê³a siê gwa³townie. Noel pozwoli³, by dziewczynka ob-
jê³a go mocno za szyjê, i odsun¹³ siê z ni¹ na bezpieczn¹ odleg³oæ.
Chodmy. Pan Harkness czeka na was w pokoju szkolnym. Nie
powinnimy siê spóniaæ Rachel wyci¹gnê³a rêkê do Clare. Dziew-
czynka chwyci³a jej d³oñ bez wahania.
Tommy bardziej siê opiera³. Tak ogl¹da³ siê za koniem, ¿e droga ze
stajni do domu trwa³a dwa razy d³u¿ej ni¿ zwykle.
Przy³ó¿cie siê do lekcji, to pójdziemy przed kolacj¹ zobaczyæ, jak
go bêd¹ siod³aæ powiedzia³ Noel, kiedy dzieci sz³y na górê.
205
Mo¿e pan Harkness pomo¿e ci wymyliæ dla niego imiê, Tom-
my dorzuci³a Rachel.
Ale ja ju¿ mam dla niego imiê.
Czy jest godne najlepszego konia w ca³ym stanie Nowy Jork?
za¿artowa³ ¿yczliwie Noel.
Oczywicie, ¿e jest odpowiedzia³ powa¿nie Tommy. Mam
zamiar nazwaæ go Magnus.
Serce Rachel wezbra³o wzruszeniem. Patrzy³a oniemia³a na Tom-
myego, wstêpuj¹cego za Clare po schodach. Chwilê potrwa³o, nim by³a
w stanie popatrzeæ na Noela. Jak przypuszcza³a, na jego twarzy widnia³a
radoæ po³¹czona z dziwnym przygnêbieniem.
Najwyraniej Tommy znalaz³ sobie idola powiedzia³a delikat-
nie, niepewna uczuæ Magnusa.
Nie spojrza³ na ni¹.
Oczywicie doda³a ch³opcy czêsto tak siê zachowuj¹, gdy d³u-
¿ej przebywaj¹ w towarzystwie mê¿czyzny, którego podziwiaj¹. Kogo,
kto jest dla nich dobry.
Odwróci³ siê do niej.
Mój ojciec nie by³ dla mnie dobry.
Wiem szepnê³a. Zrobi³o jej siê zimno.
Ale go podziwia³em.
Ca³y ch³ód spowiedzi by³ w tych s³owach.
Patrzy³a mu w oczy i myla³a o listach, które da³a jej Betsy. Ich za-
gadkowo grzeczny ton zawsze j¹ niepokoi³. Noel by³ zbyt m³ody, ¿eby
zwracaæ siê do w³asnego ojca per panie Magnus. Teraz zda³a sobie
sprawê, ¿e w listach kry³o siê co wiêcej, ni¿ to by³o widaæ na pierwszy
rzut oka. Uczucia Noela nawet wtedy nie ogranicza³y siê do nienawici
i rozpaczy Gorzej: by³y wród nich równie¿ mi³oæ i uwielbienie.
To nic z³ego, Noelu powiedzia³a.
S³owa zabrzmia³y, nim zdo³a³a je powstrzymaæ. Przez d³u¿sz¹ chwi-
lê patrzy³ na ni¹ ciê¿kim, pe³nym rozterki wzrokiem, po czym ruszy³ do
swojej samotni biblioteki.
Patrzy³a, jak odchodzi. Serce j¹ bola³o. Tak bardzo chcia³aby go
pocieszyæ
Instynkt podpowiedzia³ jej jednak, ¿e teraz potrzebuje byæ sam.
Musia³ uporz¹dkowaæ swoje uczucia. Wyzdrowieje, gdy zostan¹ one
w koñcu rozpl¹tane jak k³êbek kolorowych w³óczek.
206
Gdzie jest ten ch³opak? Nie by³o go na kolacji, a teraz powinien
byæ na lekcji arytmetyki z panem Harknessem Betsy stanê³a w drzwiach
prowadz¹cych do oran¿erii. Tommy jest z tob¹?
Rachel podnios³a wzrok znad robótki. Zmarszczy³a czo³o.
A Magnus go widzia³?
Ci¹gle siedzi w swojej bibliotece. O pi¹tej pos³a³am mu tacê z pod-
wieczorkiem, ale nic nie jad³. Nie s¹dzê, ¿eby Tommy by³ u niego.
Za odleg³ym oknem Rachel widzia³a zachodz¹ce s³oñce. Z³ociste,
jesienne pola pokrywa³y siê d³ugimi, purpurowymi cieniami.
Od³o¿y³a szyde³ko i wsta³a. Ow³adnê³o ni¹ przeczucie czego strasz-
nego.
Idê po Magnusa. Bojê siê, ¿e ch³opak móg³ wyjæ z domu i zrobiæ
co g³upiego w zwi¹zku ze swoim nowym koniem.
Betsy wygl¹da³a, jakby zrobi³o jej siê s³abo.
To samo i mnie przysz³o na myl. Tak, tak, id po Magnusa.
Rachel prawie bieg³a do biblioteki. Ledwie zapukawszy, otworzy³a
drzwi. Magnus siedzia³ na skórzanym fotelu, zapatrzony w portret Gri-
sholma.
Tommy chyba poszed³ do stajni. Wybacz, Noelu, ale martwimy
siê z Betsy, ¿e móg³ wymkn¹æ siê na przeja¿d¿kê na swoim nowym ko-
niu. Ja mam straszne przeczucia
Noel poderwa³ siê z fotela. Rzuci³ Rachel gniewne spojrzenie i po-
gna³ do stajni. Rachel, zakasawszy sukniê, pobieg³a za nim.
Kiedy dotar³a do stajni, zd¹¿y³a jeszcze zobaczyæ Noela, galopuj¹-
cego jak szalony na Marsie w stronê wschodnich pól. Na wzgórzu widaæ
by³o Tommyego, który robi³, co w jego mocy, aby zapanowaæ nad swo-
im wierzchowcem. Rumak cwa³owa³ w kierunku ogrodzenia, którego
prawdopodobnie nie zdo³a³by przeskoczyæ.
Tommy s³owa uwiêz³y jej w gardle. Wstrzyma³a oddech.
Magnus zrówna³ siê z niedowiadczonym jedcem i koniem. Wy-
ci¹gn¹³ rêkê i poci¹gn¹³ ostro za wodze. Deresz wciekle wstrz¹sn¹³ ³bem.
Wierzgn¹³ i wyrzuci³ Tommyego z siod³a.
Rachel pobieg³a w ich kierunku, ale byli tak daleko Mia³a wra¿e-
nie, ¿e nigdy do nich nie dotrze.
Noel zeskoczy³ z grzbietu Marsa. Rachel zamar³a.
Tommy z trudem stan¹³ na nogi, ale sta³ jak m³ody jelonek zamar³y
ze strachu na widok dzikiej bestii. Noel sta³ nad ch³opcem wciek³y, ze
wzniesionym pejczem. Rachel poczu³a, ¿e cierpnie jej skóra.
Zda³a sobie sprawê, ¿e znowu biegnie, nie po to jednak, by spraw-
dziæ, czy nic mu siê nie sta³o, ale by go broniæ.
207
Prawie dopad³a ju¿ Noela, gdy zda³a sobie sprawê, ¿e on te¿ stoi jak
zamurowany. Pejcz mia³ wzniesiony, jak niegdy jego ojciec. Niczym
w transie patrzy³ na swoj¹ d³oñ, w której dzier¿y³ bicz, nie zwracaj¹c
uwagi ani na pojawienie siê Rachel, ani na to, ¿e Tommy rzuca siê w jej
stronê. Nagle, jakby pejcz go parzy³, cisn¹³ go na odleg³y skrawek mura-
wy.
O Bo¿e, nic siê ¿adnemu z was nie sta³o? po policzkach Rachel
p³ynê³y ³zy, zarówno z powodu Tommyego, jak i Magnusa.
Trochê go tylko zatka³o powiedzia³ powoli Noel, patrz¹c na
Tommyego. Ch³opak mia³ rozszerzone z przera¿enia oczy i ledwo od-
dycha³. Chyba straci³ przy okazji nieco ze swojej brawury.
Rachel przytuli³a go mocno do siebie. Skupiona na Tommym nie
zauwa¿y³a, ¿e Noel dosiad³ Marsa i ruszy³, jakby goni³ go sam diabe³.
Dok¹d on popêdzi³? zapyta³ Tommy.
Rachel spojrza³a na znikaj¹cy zarys konia i jedca. Po policzkach
p³ynê³y jej ³zy.
Nie wiem szepnê³a. Nie wiem.
Noel wróci³ do domu ju¿ dobrze po pó³nocy.
Rachel us³ysza³a na korytarzu jego pewne kroki. Nie by³a w stanie
spaæ. Zwiniêta w k³êbek na skórzanym fotelu w salonie czyta³a w wie-
tle kominka. Troska o Magnusa nie pozwala³a jej jednak skupiæ siê na
lekturze.
Nie zauwa¿y³ jej, kiedy wszed³ do pokoju. Ponury i zmêczony po-
szed³ prosto do swojej garderoby. Zdj¹³ buty. Z g³uchym odg³osem ude-
rzy³y o pod³ogê.
Rachel wsta³a z fotela i zacisnê³a wokó³ siebie fioletowy, jedwabny
szlafrok. Niezauwa¿ona podesz³a cicho do drzwi prowadz¹cych do gar-
deroby.
Noel sta³ przed mahoniowo-marmurow¹ umywalk¹ ubrany tylko
w zakurzone spodnie. W lustrze dostrzeg³ stoj¹c¹ w progu Rachel.
Chyba dobrze by ci zrobi³a gor¹ca k¹piel. Kazaæ s³u¿bie przygo-
towaæ j¹ dla ciebie? zapyta³a jak ka¿da dobra ¿ona w trosce o zmêczo-
nego mê¿a.
Nie. Odwróci³ siê do umywalki i sp³uka³ zimn¹ wod¹ ramiona
i pier. Kropelki lni³y na skórze w ledwie tl¹cym siê wietle lampy ga-
zowej, dopóki Noel nie wzi¹³ p³óciennego rêcznika i nie wytar³ ich.
Mia³e mi³¹ przeja¿d¿kê? Ksiê¿yc ju¿ wzeszed³. Prawie pe³nia
rzuci³a niewinnie.
208
Nie zauwa¿y³em ksiê¿yca. Rzuci³ rêcznik na mahoniow¹ skrzyniê.
Przykro mi.
Jej s³owa stanê³y miêdzy nimi jak ciana. Nie chcia³ jej litoci, wie-
dzia³a o tym bardzo dobrze. Tylko ¿e jej rzeczywicie by³o przykro. By³o
jej przykro z powodu jego ojca, przera¿enia, które Noel prze¿y³ tego
popo³udnia, a nawet z powodu tego, ¿e zabrak³o mu czasu, aby spojrzeæ
na niebo i zobaczyæ wspania³y padziernikowy ksiê¿yc, który bawi³ siê
w chowanego z chmurami.
Spojrza³ na ni¹, dostrzegaj¹c sposób, w jaki zaciska³a wokó³ siebie
po³y szlafroka. Rozemia³ siê gorzko.
Co ciê mieszy? zapyta³a. Ponownie o¿y³a w niej nadzieja.
To, jakie to wszystko jest pozbawione sensu. Ty tutaj w North-
wyck. Powinienem by³ rozprawiæ siê z tob¹ ju¿ parê tygodni temu. Móg³-
bym mieæ dot¹d za³atwion¹ sprawê Franklina, zamiast traciæ tu czas.
Jeli chcesz odnaleæ Franklina, mo¿esz to zrobiæ. Pomogê ci.
Ty? zadrwi³. Stoj¹c w tych drzwiach, taka w¹t³a i s³aba? jego
spojrzenie objê³o postaæ Rachel. Spójrz na siebie, jak kurczowo zaci-
skasz ten swój szlafroczek. Tak jakby rzeczywicie mog³o to powstrzy-
maæ jakiegokolwiek mê¿czyznê, który chcia³by ciê zaatakowæ.
Mo¿e pod wzglêdem fizycznym jestem s³absza, ale i tak mogê ci
dorównaæ, Noelu. Dorównujê ci odpar³a cicho, ale stanowczo.
Popatrzy³ na ni¹. Przez d³u¿sz¹ chwilê nic nie mówi³, po czym stwier-
dzi³:
Bardziej tu pasujesz ode mnie, Rachel. Odwróci³ wzrok. Nie
mogê tu d³u¿ej mieszkaæ. Nie wytrzymam tego.
Podesz³a do niego ogarniêta panik¹. Nie mog³a patrzeæ, jak Noel
odbiera im szansê, znowu uciekaj¹c na wyprawê.
Moje miejsce jest przy tobie.
Postanowi³em znowu wyruszyæ na Pó³noc. Natychmiast. Nied³u-
go zrobi siê za zimno. Maj¹c psy i sanie, dotrê do Fortu Nelsona przed
wiosn¹.
Powiedz mi, kiedy ruszamy nalega³a.
Znowu rozemia³ siê gorzko i odsun¹³ j¹.
Jaki bêdê mia³ z ciebie po¿ytek?
Lêk, ¿e go utraci, odebra³ jej mowê, ale wiedzia³a, ¿e bêdzie wal-
czyæ, jeli j¹ do tego zmusi. Nie mog³a pozwoliæ mu odejæ bez niej. Nie
chcia³a, by siê okaza³o, ¿e jej atrakcyjnoæ to drobiazg w porównaniu
z informacj¹, któr¹ dysponowa³a, ale ostatecznie postanowi³a podsun¹æ
mu j¹ w charakterze ostatniej marchewki.
Chyba wiem, gdzie jest Franklin powiedzia³a.
209
Natychmiast siê odwróci³. Utkwi³ w niej spojrzenie.
Jak to? Wiesz?
Wydaje mi siê, ¿e wiem. Bo wiem, gdzie mój ojciec znalaz³ opal.
Wiêc od pocz¹tku wiedzia³a, gdzie go znalaz³?
Kiwnê³a g³ow¹.
I przez ca³y ten czas nic mi nie powiedzia³a?
Mia³am zamiar ci powiedzieæ w nasz¹ noc polubn¹, ale skoro
noc siê odwlecze, powiem teraz.
Musisz. Bêdê wiedzia³, dok¹d jechaæ.
Zabiorê ciê tam. Po pó³nocy trzydziestego dnia naszej umowy.
Spojrza³ na ni¹.
Jeli chcesz siê tym pos³u¿yæ, aby wymusiæ na mnie owiadczy-
ny, to powinna by³a zrobiæ to wczeniej. Ale nawet wtedy oskar¿ano by
mnie, ¿e o¿eni³em siê z tob¹ tylko dla informacji o Franklinie.
Nie chcia³am ci powiedzieæ, dopóki nie bêdê wiedzia³a, ¿e jest
szansa, i¿ móg³by mnie pokochaæ. Ale teraz wiem. Niech tak bêdzie.
Co ma siê staæ, to siê stanie powiedzia³a uroczycie.
Zbytnio polegasz na przeznaczeniu, Rachel, a przeznaczenie cza-
sem okazuje siê okrutne.
Umiechnê³a siê miêkko.
Podesz³a do niego, wspiê³a siê na place i delikatnie poca³owa³a
w spierzchniête usta.
W g³êbi serca wiem, ¿e jeste mi przeznaczony. Wyrzuci³e pejcz
i wtedy zrozumia³am, ¿e nie staniesz siê taki jak twój ojciec. Nigdy.
Milcza³. W twarzy mia³ ból, gniew I co jeszcze. Co nienazwa-
nego, cudownego.
Mo¿esz po¿a³owaæ dnia, kiedy zapragnê³a zostaæ moj¹ ¿on¹,
Rachel obj¹³ j¹ za kark i pochyli³ siê, ¿eby j¹ poca³owaæ.
Nigdy jêknê³a i przycisnê³a usta do jego ust, jakby trawiona g³o-
dem.
Powoli jego druga d³oñ rozchyli³a po³y szlafroka. Dotkn¹³ jej piersi
i zacz¹³ delikatnie pieciæ. Dra¿ni³ brodawkê, a¿ stwardnia³a, spragnio-
na dalszej pieszczoty.
Jest dobrze po pó³nocy szepn¹³ z ustami na jej szyi tam, gdzie
bi³ puls. Zosta³o nam mniej ni¿ dwadziecia cztery godziny tej piekiel-
nej umowy. Zwalniam nas z niej.
Jego d³onie przelizgnê³y siê po jej ramionach, zrzucaj¹c lekki jak
piórko szlafrok. Po³yskliwa, fioletowa materia sp³ynê³a na pod³ogê. Je-
li by³ jeszcze w Rachel jaki opór, to rozp³yn¹³ siê w momencie, gdy
Noel zacz¹³ delikatnie k¹saæ i ssaæ jej sutki. Wstrz¹sn¹³ ni¹ nag³y dreszcz.
14 Lodowa Panna
210
Wyprostowa³ siê i ponownie poca³owa³ j¹ w usta, nie przestaj¹c pie-
ciæ d³oni¹ mokrych od jego jêzyka piersi. Wzi¹³ jej d³onie w swoje i po-
prowadzi³ tak, by rozpiê³a guziki jego spodni. Zsun¹³ je, obna¿aj¹c lê-
dwie i poladki. Nagi, twardy, spragniony poci¹gn¹³ j¹ do sypialni i pchn¹³
na pociel. Pochyli³ siê nad ni¹ i patrzy³ zach³annie na jej nagoæ.
Marzenia, ¿e ciê tak¹ zobaczê, trzyma³y mnie przy ¿yciu, Rachel.
Tyle razy mog³em poddaæ siê i zamarzn¹æ tam, w tundrze, ale zawsze
pcha³a mnie naprzód obietnica ujrzenia ciê takiej jak teraz. Schyli³ siê
i jedn¹ d³oñ wsun¹³ jej miêdzy uda, a drug¹ po³o¿y³ na policzku. Ko-
chaj mnie szepn¹³, muskaj¹c jêzykiem i gor¹cym oddechem zag³êbie-
nie jej szyi.
D³u¿ej ju¿ nie mog³a tego znieæ. Jego d³oñ rozchyli³a jej nogi. Po-
przez mg³ê rozkoszy poczu³a, jak klêka miêdzy jej udami.
Kiedy ciê polubiê, Rachel, bêdziesz musia³a byæ dam¹. B¹d ni¹
dla wszystkich, ale nie tu, nie w ³ó¿ku utkwi³ w niej ciemne, p³on¹ce
oczy. Tutaj chcê, ¿eby zrzuci³a z siebie te ograniczenia. Chcê s³yszeæ,
jak jêczysz z rozkoszy. Chcê wzi¹æ ciê ca³¹, a ¿ebym móg³ to zrobiæ,
musisz mi oddaæ siê ca³a, w pe³ni, jak ja tobie.
Wszed³ w ni¹ gwa³townie, bez uprzedzenia.
Wygiê³a siê w ³uk. Czy zdo³a go pomieciæ w sobie Jego d³onie
pieszcz¹ce jej wilgotne sutki, jego jêzyk w jej ustach, twardy i natarczy-
wy Krêci³o jej siê w g³owie.
Pragnienie ros³o. Objê³a d³oñmi jego poladki i przycisnê³a go do
siebie, by porusza³ siê jeszcze mocniej, jeszcze szybciej Lêdwie mia-
³a jak w ogniu. Pchniêcia by³y coraz ostrzejsze, g³êbsze Ow³osiony
tors tar³ o jej pe³ne piersi, gdy ko³ysa³ siê wraz z ni¹.
Poczu³a, ¿e zbli¿a siê do kresu. Krzyknê³a.
Gdyby j¹ teraz opuci³, by³oby tak, jakby roztrzaska³a siê o cianê.
On jednak wzi¹³ j¹ ca³¹, do koñca. Jeszcze dwa ostre pchniêcia i ude-
rzy³a w ni¹ fala rozkoszy. Jedna, druga Zaledwie s³ysza³a, jak Noel
zduszonym g³osem powtarza jej imiê.
S³aba, dysz¹ca ciê¿ko, unios³a wzrok ku niemu, wci¹¿ poruszaj¹ce-
mu siê w niej w mi³osnym trudzie. W oczach mia³ niezaspokojone pra-
gnienie, twarz zaciêt¹ od zapamiêtania.
Dostrzeg³ jej spojrzenie i poca³owa³ j¹ gwa³townie. Jeszcze parê
pchniêæ
We mnie, Rachel. We mnie na zawsze szepn¹³ i te s³owa po-
gr¹¿y³y go w ekstazie.
211
Rachel obudzi³a siê nastêpnego ranka, wci¹¿ zamkniêta w ucisku
Noela. Zapach ich mi³oci przylgn¹³ do przecierade³ niczym ciê¿ka woñ
perfum. Prawie wita³o, kiedy wreszcie Noel zaspokoi³ gwa³townoæ
swego pragnienia. Wzi¹³ j¹ tyle razy, ¿e w koñcu czu³a miêdzy udami
s³odki, zmys³owy ból.
Wyliznê³a siê z jego ramion i posz³a do garderoby po szlafrok. Wci¹¿
le¿a³ na pod³odze ka³u¿a po³yskuj¹cego fioletu. Za chwilê pojawi siê
s³u¿ba: przyniesie porann¹ kawê i posprz¹ta pokoje.
Za³o¿y³a szlafrok i przewi¹za³a go w talii ozdobionym frêdzlami
paskiem. Cichutko otworzy³a drzwi na korytarz i zniknê³a na schodach
prowadz¹cych na strych.
Portret Catherine le¿a³ krzywo w otwartej skrzyni, nietkniêty od czasu
ostatniej wizyty Rachel na poddaszu. By³ du¿y i nieporêczny, ale jako
da³a sobie radê. Piêtro po piêtrze dotar³a na parter.
Jak to bêdzie dobrze pozbyæ siê wreszcie podobizny Grisholma
Zadzwoni³a na s³u¿¹c¹. Po chwili w bibliotece pojawi³a siê Betsy, mimo
wczesnej pory w porz¹dnie przypiêtym plisowanym czepku.
Dobry Bo¿e! A to dopiero! Magnus wróci³ tak póno, ¿e spodzie-
wa³am siê, ¿e bêdziecie d³u¿ej spaæ wykrzyknê³a na widok Rachel.
Mam dla niego niespodziankê Rachel wskaza³a na portret Ca-
therine. Mog³aby wezwaæ kilku lokajów? Chcê zanieæ portret Gri-
sholma na strych, tam gdzie jego miejsce.
Betsy zastanowi³a siê. Wreszcie skinê³a g³ow¹, ale doda³a:
Jeste pewna swojej decyzji, kochanie? Nie wiem, czy nie wcho-
dzimy na terytorium, którego lepiej nie naruszaæ.
To niemo¿liwe, ¿eby Noel by³ przywi¹zany do obrazu ojca. Nie
s¹dzê, ¿eby by³ z³y, kiedy go st¹d usunê odpar³a Rachel.
Gospodyni pomyla³a przez chwilê, nie wiedz¹c jednak, jak ode-
przeæ ten argument, wysz³a. Wróci³a z dwoma lokajami. Wynieli z³o-
wrogie malowid³o, jakby nie by³o warte wiêcej ni¿ cierka do kurzu.
A teraz zobaczmy, jak bêdzie wygl¹daæ z powrotem na w³aci-
wym jej miejscu Rachel stanê³a na krzele, wziê³a portret i powiesi³a
go na haczyku ponad obramowaniem kominka. Pasowa³ idealnie. Rze-
bione w mahoniu ornamenty wokó³ kominka bieg³y tak¿e w górê komi-
na, ale portret Grisholma dot¹d wszystko zas³ania³. Obecnie ornamenty
te doskonale wspó³gra³y z gotyck¹ ram¹ obrazu. Architekt, który stwo-
rzy³ Northwyck, najwyraniej zaprojektowa³ je jako ca³oæ i znowu
by³y ca³oci¹.
Pamiêtam go mruknê³a Betsy, staj¹c w drzwiach. Przez jej twarz
przebieg³ cieñ smutku.
212
Wisia³ tutaj ju¿ wczeniej, prawda? Rachel spojrza³a na podo-
biznê Catherine. Kobieta by³a m³oda i z pozoru pogodna, a mimo to jej
twarz pokrywa³ jak gdyby ca³un. M³odoæ i naiwnoæ wkrótce mia³y ska-
zaæ j¹ na ¿ycie pod ¿elazn¹ rêk¹ tyrana. Bladoæ policzków, lekko opusz-
czone k¹ciki ust jak gdyby zapowiada³y nadchodz¹ce zniszczenie.
Piêkna by³a, prawda? zachwyca³a siê Rachel.
Tak Mylê, ¿e przez to jej syn kocha³ j¹ jeszcze bardziej wes-
tchnê³a Betsy. Strasznie za ni¹ têskni³.
Có¿, teraz ju¿ nie bêdzie, bo ona znowu tu jest, prawie jak ¿ywa
Rachel odwróci³a siê ku Betsy. Nie mo¿esz pisn¹æ Noelowi choæby
s³ówka, pamiêtaj! Chcê, ¿eby to by³a niespodzianka.
Ale kiedy masz zamiar mu to pokazaæ? Obydwoje jedziecie dzi-
siaj rano do miasta, na bal w Akademii Muzycznej.
Wiem, ale pomyla³am, ¿e móg³by zerkn¹æ tu, kiedy bêdziemy
ju¿ wychodziæ. ¯eby zrozumia³, ¿e na jego powrót czeka jeszcze wspa-
nialsze Northwyck ni¿ dot¹d.
Betsy umiechnê³a siê bez przekonania.
Mam nadziejê, ¿e to podzia³a, kochanie Naprawdê chcê w to
wierzyæ.
Rachel podesz³a i objê³a j¹.
Gdyby ¿ycie by³o sprawiedliwe, to nad kominkiem wisia³by twój
portret. By³a dla niego matk¹ o wiele bardziej ni¿ Catherine. Dobrze
o tym wiem Ale to ona da³a mu te niesamowite, cudowne oczy. Za to
nale¿y jej siê honorowe miejsce.
Gospodyni umiechnê³a siê.
Prawisz mi tu grzecznoci, a ja powinnam ju¿ pêdziæ. Nathan
powiedzia³, ¿e przypilnuje, by za³adowano twoje kufry do powozu, ale
muszê dopilnowaæ tych dzierlatek w kuchni, ¿eby na czas przygotowa³y
wam niadanie.
Wobec tego wracam do sypialni. Daj mi piêæ minut, a potem przy-
lij tacê.
Betsy, wychodz¹c, ucisnê³a d³oñ Rachel.
Powodzenia.
Rachel zrzuci³a szlafrok i wlizgnê³a siê z powrotem do ³ó¿ka. Noel
ju¿ siê budzi³. Przeturla³ siê ku niej i jakby odruchowo obj¹³ j¹ musku-
larnym ramieniem i przyci¹gn¹³ j¹ do siebie.
Po chwili rozleg³o siê pukanie do drzwi, oznajmiaj¹ce przyniesienie
niadania. Noel mrukn¹³ proszê i do sypialni wesz³y dwie pokojówki.
213
Bez s³owa postawi³y srebrne tace na okr¹g³ym, ozdobionym rozet¹ stole
porodku pokoju i tak samo bez s³owa wysz³y.
Rachel spojrza³a przez ramiê na kochanka. Noel le¿a³, ciasno przy-
tulony, nie odrywaj¹c od niej wzroku.
Dzieñ dobry, moja piêkna Rachel powiedzia³, k¹saj¹c j¹ czule
w kark.
Jak siê panu spa³o, sir? spyta³a niedbale w nadziei, ¿e ukryje
w ten sposób zak³opotanie w³asn¹ nagoci¹.
Opad³ na poduszki i potar³ z zadowoleniem po umiênionym tor-
sie.
Nie pamiêtam, ¿eby kiedykolwiek lepiej mi siê spa³o.
To dobrze, bo ju¿ przyniesiono niadanie. Najwy¿szy czas przy-
gotowaæ siê do podró¿y.
Znowu odwróci³ siê ku niej. Po³o¿y³ rêkê na jej plecach i zacz¹³ pie-
ciæ g³adk¹, nag¹ skórê.
Wydaje mi siê, ¿e niadanie mo¿e poczekaæ mrukn¹³ gdzie
w jej kark.
Obawiam siê, ¿e poci¹g do Nowego Jorku mo¿e nie poczekaæ
stwierdzi³a rzeczowo.
W takim razie musimy jak najlepiej wykorzystaæ czas, który nam
pozosta³ szepn¹³, wlizguj¹c d³oñ pod jej bok i chciwie obejmuj¹c ni¹
obie piersi naraz.
Mamy a¿ tyle czasu? gwa³townie wci¹gnê³a powietrze, zasko-
czona jego nag³¹ gotowoci¹.
Sama powiedz odpar³ kusz¹co, wsuwaj¹c d³oñ miêdzy jej uda.
Nie wiem jêknê³a, s³abn¹c.
W takim razie pozwól mi, Rachel powiedzia³ cicho w jej w³o-
sy ¿e poka¿ê ci, jak u¿yteczny mo¿e byæ mê¿czyzna, kiedy budzi siê
u boku piêknej, nagiej kobiety.
I pokaza³.
Skrzynie zniesiono schodami dla s³u¿by. Mazie pomog³a Rachel
w³o¿yæ ciemnogranatow¹ jak niebo o pó³nocy sukniê podró¿n¹ z czar-
nym jedwabnym szamerunkiem na rêkawach i staniku.
Noel czeka³ na ni¹ w salonie ubrany prosto w czarne spodnie i krót-
ki p³aszcz.
Rachel poczeka³a, a¿ zeszli na parter. Dopiero wtedy wziê³a go za
rêkê i poprowadzi³a do biblioteki.
Zamia³ siê i spojrza³ na ni¹ rozbawiony.
214
O co chodzi? zapyta³, bawi¹c siê wst¹¿kami jej sukni. Masz
ochotê na figle, chocia¿ musimy ju¿ pieszyæ siê na poci¹g?
Przyci¹gnê³a jego g³owê i poca³owa³a go. Wydawa³o siê to takie
naturalne: przebywanie z nim, wspólny miech, wspólne noce Musz¹
byæ dla siebie stworzeni, bo ¿adnego innego mê¿czyzny nie mog³a sobie
wyobraziæ na jego miejscu. By³ dla niej wszystkim Modli³a siê, by
o pó³nocy dostrzeg³, ¿e warto podtrzymaæ tê umowê, ¿e warto j¹ Ra-
chel przy sobie zatrzymaæ.
Mam dla ciebie niespodziankê, kochany szepnê³a mu czule do
ucha.
Umiechn¹³ siê i poca³owa³ j¹. Jego oczy koloru sherry lni³y rado-
ci¹.
Có¿ to takiego?
Spójrz tam. Nad kominkiem Rachel wstrzyma³a oddech.
Uniós³ g³owê. Umiech zamar³ mu na ustach, a potem zgas³ jak p³o-
mieñ wiecy zdmuchniêty nag³ym porywem wiatru.
Co to jest? zapyta³ cicho, z niedowierzaniem w g³osie.
To Catherine. Twoja matka.
Dlaczego ten portret tu wisi?
Betsy i ja znalaz³ymy go w kufrze na strychu. Bardzo chcia³am
pozbyæ siê st¹d portretu twojego ojca. Wyobra sobie, jak siê zdziwi³am,
kiedy odkry³am, ¿e ten obraz nie tylko tu pasuje, ale wrêcz zosta³ zapro-
jektowany, aby wisieæ nad kominkiem
Wpatrywa³ siê w portret. Rachel zastanawia³a siê, czy w ogóle jesz-
cze kiedykolwiek siê odezwie Wreszcie odwróci³ siê i podszed³ do
dzwonka na s³u¿bê.
Id do powozu, Rachel. I czekaj tam na mnie.
Us³ysza³a te s³owa, ale nie ca³kiem do niej dotar³y.
Co mylisz o mojej niespodziance, kochanie? spyta³a, nagle nie-
pewna.
Spojrza³ na ni¹, potem na dwóch lokajów, którzy w³anie stanêli
w drzwiach.
Proszê zabraæ ten portret na dó³ i spaliæ go rozkaza³ ch³odnym
tonem.
Rachel odebra³o mowê.
Chyba nie mówisz tego powa¿nie, Noelu Nie by³o jej przy to-
bie przez tyle lat!
Odwróci³ siê gwa³townie i spojrza³ na ni¹ z wciek³oci¹.
Co ty sobie mylisz, ¿eby w ten sposób odgrzebywaæ przesz³oæ?
Ta kobieta zostawi³a mnie tutaj samego! By³a s³aba i samolubna, nie-
215
godna, ¿eby nazywaæ j¹ matk¹. Nie potrzebujê na ni¹ patrzeæ, tak samo
jak na ojca!
Przepraszam, Noelu. Tak strasznie ciê przepraszam szepta³a ze
³zami. Chcia³am ci zrobiæ niespodziankê
Twarz Noela zap³onê³a gniewem.
Zrobiæ mi niespodziankê? No i zrobi³a, psiakrew! Przypomnia-
³a mi, dlaczego opuci³em to miejsce, dlaczego nie chcia³em polubiæ
Judith, a w³aciwie dlaczego w ogóle nie chcia³em siê ¿eniæ. W ogóle!
wychrypia³, wpatruj¹c siê w ni¹.
Nie mo¿esz tak myleæ szlocha³a, podczas gdy lokaje nieporu-
szeni wykonywali polecenie i zdejmowali portret znad kominka.
Kwestionujesz moj¹ szczeroæ? twarz wykrzywi³ mu z³y
umiech. Tak w³anie mylê o niej, o twoim pomyle i w ogóle o po-
lubieniu takiej suki jak ona. Chwyci³ z biurka no¿yk do otwierania
listów. Z wciek³oci¹ ruszy³ w stronê lokajów i przeci¹³ p³ótno raz, drugi,
dziesi¹ty Z p³aczem b³aga³a, ¿eby przesta³, ¿eby nie by³ taki gwa³tow-
ny.
Idziemy. Nie chcê zawieæ pani Astor rzuci³, gdy s³udzy wyszli
ze mieciem, który niegdy by³ piêknym portretem.
Rachel opad³a na kanapê. Unios³a ku niemu zalan¹ ³zami twarz i po-
trz¹snê³a g³ow¹.
Po co mamy tam jechaæ? Nie bêdziemy mieli z tego ¿adnej przy-
jemnoci.
Mam pewn¹ pozycjê w towarzystwie. Mam zobowi¹zania wobec
wietnej gazety, jak¹ jest New York Morning Globe. Najwyraniej nie
pojmujesz dwoistoci mojego ¿ycia, Rachel. Marzy³em, by uwolniæ siê
od tego ¿ycia i od tego miejsca, i kiedy wyruszam na Pó³noc, porzucam
obie te rzeczy. Jednak kiedy jestem tutaj, nikogo nie mogê zawieæ. Sta-
ra³em siê nie zawieæ pana Magnusa. Stara³em siê nie zawieæ mojej
matki. Oboje mnie opucili. Ale moje bogactwo i moja pozycja nigdy
mnie nie zawiod¹. Gdy tu jestem, traktujê je tak, jak powinienem.
Schowa³a twarz w d³oniach. Wszystko posz³o nie tak, jak mia³o pójæ.
Tak jakby odpali³a wspania³e fajerwerki, po czym zobaczy³a, ¿e wszyst-
ko stanê³o w p³omieniach.
Proszê ciê, Noelu b³aga³a nie chcia³am przywo³aæ z³ych wspo-
mnieñ. Chcia³am tylko zast¹piæ czym portret Grisholma. Myla³am, ¿e
spodoba ci siê ta zmiana.
Patrzy³em na Grisholma Magnusa codziennie, Rachel powiedzia³,
zaciskaj¹c zêby. Sprawia³ wra¿enie, jakby chcia³ j¹ uderzyæ. On ¿y³ w zgo-
dzie ze swoj¹ natur¹, by³ szczery w swoim okrucieñstwie. Zniewa¿a³ mnie,
216
ale nigdy mnie nie ok³ama³. Nigdy nie otula³ mnie ko³dr¹, nie ca³owa³
w czo³o i nie mówi³, ¿e obroni mnie przed potworem, który ukrywa³ siê na
dole schodów, a potem nie zostawia³ mnie samego w rodku nocy. Nie,
pan Magnus nigdy tak nie robi³. Nigdy nie by³ a¿ tak okrutny.
To by³o zbyt wiele. Zatka³a uszy rêkoma i schowa³a twarz w obiciu
kanapy. Chcia³aby wych³ostaæ siê za swój b³¹d w ocenie.
Wstawaj. Jedziemy do Nowego Jorku powiedzia³ zimno Noel.
Rachel odetchnê³a g³êboko.
Nie mogê.
Oni myl¹, ¿e jeste moj¹ ¿on¹. Nie masz wyjcia, musisz jechaæ.
Nie mogê, Magnus. Nie mogê b³aga³a.
Ze z³oci¹ poderwa³ j¹ z kanapy. Ogarn¹³ ¿elaznym ramieniem jej
taliê, wyci¹gn¹³ j¹ z biblioteki i wypchn¹³ przez drzwi w stronê czekaj¹-
cego powozu.
Nie wiedzia³a, czy Betsy i Nathan widzieli tê katastrofê. Noel we-
pchn¹³ j¹ do rodka, usiad³ obok niej i ruszyli galopem na stacjê.
Noelu, to minie. Z czasem zrozumiesz, ¿e nie chcia³am odgrzeby-
waæ tych strasznych wspomnieñ powiedzia³a, wyci¹gaj¹c b³agalnie rêce,
choæ strasznie jej siê trzês³y. Którego dnia przebaczysz mi i wtedy bê-
dziemy mogli pójæ naprzód, tak jak chcielimy to zrobiæ jeszcze dzi rano.
Jadê do Arktyki, Rachel. Chcê st¹d wyjechaæ.
W takim razie jadê z tob¹.
Spojrza³ na ni¹.
Teraz musisz zostaæ tutaj. Nie chcê ciê mieæ przy sobie, ¿eby mi
przypomina³a minione dni, od dawna martwe tak jak to zrobi³a dzi
rano.
Nie szepnê³a, niezdolna ju¿ nawet p³akaæ.
We sobie Northwyck, we ca³¹ moj¹ przeklêt¹ fortunê jego s³o-
wa by³y pe³ne goryczy. Chcê tylko wolnoci. Chcê byæ daleko st¹d
i ¿yæ tak, jak powinien ¿yæ mê¿czyzna. Wolny. Wolny, do diab³a!
Nie zostanê tu bez ciebie prosi³a.
Jed, gdzie chcesz. Graj weso³¹ wdówkê. Znajdziesz sobie po
drodze jakiego prostaka, ¿eby ciê zabawia³ w ³ó¿ku i grza³ noc¹. Ju¿
mnie nie potrzebujesz. Ani ja ciebie. Patrzy³ niezachwianie przez okno.
Przygl¹da³a mu siê w martwej ciszy pe³nymi niewyp³akanych ³ez
oczyma.
Ta straszna chwila minie. Przyjad¹ do Nowego Jorku i w nowym
otoczeniu Noel zapomni o swojej urazie. Jego s³owa nie mog³y jej wy-
gnaæ, jedynie on sam. Musia³by wsadziæ j¹ na statek i powiedzieæ, ¿eby
zniknê³a z jego ¿ycia. Tylko to mog³oby sprawiæ, ¿e odesz³aby.
217
Osunê³a siê na siedzenie powozu i usi³owa³a myleæ o wszystkich
dobrych rzeczach, które mog³yby oderwaæ jego myli od tego straszli-
wego b³êdu. Bal na pewno bêdzie wspania³y, rozkosz dla wszystkich
zmys³ów. Bêd¹ s¹czyæ najlepszego szampana, jeæ najwspanialszy ka-
wior. Wkrótce straszliwe chwile rozp³yn¹ siê w tych lepszych momen-
tach i Noel znów poczuje, ¿e jej potrzebuje, ¿e s³owa wypowiedzia³ pod
wp³ywem chwili, ¿e nie s¹ prawdziwe.
Nagle jeszcze jedna straszna myl pojawi³a siê w jej g³owie. Strój na
bal! Wys³a³a sukniê Catherine, aby zosta³a przerobiona specjalnie na tê
okazjê. Nie mia³a nic odpowiedniego na ten bal nic, oprócz ciemno-
br¹zowej, at³asowej sukni matki Noela, zmienionej, ale ³atwej do rozpo-
znania.
Nie mog³a w niej wyst¹piæ, a zatem w ogóle nie mog³a siê pojawiæ
na balu.
Noelu szepnê³a nabrzmia³ym ³zami g³osem obawiam siê, ¿e
dzi wieczorem nie bêdê siê dobrze czu³a. Chyba bêdziesz musia³ mnie
usprawiedliwiæ, choæ tak bardzo chcia³e, abym by³a obecna.
Spojrza³ na ni¹. Gniew nadal p³on¹³ w jego oczach.
Przyjdziesz, inaczej ciê upokorzê.
Jak? zapyta³a. Nie chcia³a wiedzieæ, ale nie mo¿na by³o tego
unikn¹æ.
Zamiast z tob¹ pójdê na bal z Charmian Harris. To chyba wzbu-
dzi wystarczaj¹c¹ sensacjê.
Mia³a wra¿enie, ¿e umiera. Odwróci³a siê od niego i zapatrzy³a
w umykaj¹cy za oknem krajobraz.
Przegra³a. Nie sposób by³o temu zaprzeczyæ. Straci³a tê szansê,
straci³a Noela. Jeli j¹ kocha³, to uczucie to zniknê³o, przywalone nie-
nawici¹ do wszystkich. W¹tpliwe, czy kiedykolwiek zdo³a siê do nie-
go na powrót dokopaæ Wiêc przegra³a. Nadszed³ czas, ¿eby siê wy-
cofaæ.
28
P
ani Magnus, ju¿ pora, ¿ebym pomog³a pani ubraæ siê na bal zak³o-
potana Mazie sta³a porodku garderoby w hotelowym apartamencie.
Rachel chodzi³a tam i z powrotem po wzorzystym we³nianym dy-
wanie ju¿ tak d³ugo, ¿e mog³aby przysi¹c, i¿ siê zacz¹³ wycieraæ. Przybyli
218
do hotelu w Pi¹tej Alei w sam¹ porê. Magnus od razu zostawi³ je i wy-
szed³ pod pretekstem zrobienia jakich zakupów przed wieczorn¹ uro-
czystoci¹.
Chocia¿ Rachel wzbrania³a siê przed t¹ myl¹, wiedzia³a, ¿e poszed³
zobaczyæ siê z Charmian. Mo¿e mia³ zamiar znaleæ w ramionach ko-
chanki pociechê, której ona mu nie da³a? Mo¿e nawet ¿ywi³ nadziejê, ¿e
jego ¿ona nie bêdzie w stanie zjawiæ siê na balu, wiêc uda mu siê
zrobiæ skandal, zabieraj¹c ze sob¹ kochankê?
Spojrza³a na sukniê, która symbolizowa³a jej niedaleki ju¿ los. Ciem-
nobr¹zowemu at³asowi przywrócono na tê wspania³¹ okazjê ca³¹ urodê.
Dodano now¹ krynolinê i ciemnobr¹zowy jedwabny a¿ur na spódnicê.
D³ugie staromodne rêkawy skrócono do zwyk³ych buf ozdobionych at³a-
sowymi kokardami w kolorze bladego, zgaszonego szaroci¹ ró¿u. To
by³ szczyt umiejêtnoci krawieckich i projektanckich. Auguste nie po-
trafi³ ukryæ w³asnego entuzjazmu, kiedy przyjecha³ do hotelu, aby poka-
zaæ sukniê Rachel. Omal nie zemdla³, gdy powiedzia³a mu, ¿e nie mo¿e
jej mieæ na sobie i ¿e musi on jakim sposobem znaleæ dla niej inn¹,
stosown¹ sukienkê, któr¹ mog³aby za³o¿yæ z okazji wydarzenia towa-
rzyskiego tej dekady. I da³a mu na to nieca³¹ godzinê.
Oczywicie nie by³ w stanie tego dokonaæ. By³ niemal chory z przy-
kroci, ¿e musia³ jej odmówiæ, jednak znacznie bardziej chora by³a ona
na myl, ¿e mimo wszystko musi przyj¹æ jego przeprosiny i pozwoliæ
mu odejæ, by wreszcie ubraæ siê na bal.
Czy jest pani gotowa, pani Magnus? zapyta³a ostro¿nie Mazie
z niepokojem w oczach, odzwierciedlaj¹cym niepokój Rachel. Pan Ma-
gnus wyda³ jasne polecenia. Ma byæ pani gotowa na ósm¹.
Wiem Rachel zagryz³a usta.
Zanim wyszed³, da³ mi to pude³ko. Powiedzia³ tylko, ¿e ma pani
za³o¿yæ na bal rzeczy, które s¹ w rodku.
Rachel wziê³a fioletowe papierowe pude³ko w kwiaty i zdjê³a przy-
krywkê. Wewn¹trz by³ stary at³asowy gorset z liliowymi kokardkami.
Wród stalowych, okrytych at³asem drutów le¿a³o Czarne Serce.
Patrzy³a na te dwie rzeczy z gniewem i rezygnacj¹. Z ca³ej duszy
pragnê³a siê poddaæ, ale nie mog³a pozwoliæ, by Charmian Harris wziê³a
wszystko to, czego ona zawsze pragnê³a. Nie mia³a innego wyjcia
musia³a przygotowaæ siê na ósm¹ i wykorzystaæ ostatni¹ szansê. Mo¿e
Noel zapomni o tej strasznej rzeczy, któr¹ mu zrobi³a.
Poda³a Mazie czarny gorset i odwróci³a siê do niej plecami.
Szybko i bezlitonie pokojówka zasznurowa³a gorset, a¿ Rachel
poczu³a, ¿e wiat ko³ysze siê i zasnuwa mg³¹.
219
Noel wróci³ i ubra³ siê, zanim Rachel zdo³a³a siê zmusiæ do wyjcia
z garderoby. Dok³adnie w momencie, kiedy zegar nad kominkiem wybi-
ja³ ósm¹, wesz³a do salonu, chowaj¹c siê w cieniu, zawstydzona i prze-
ra¿ona.
Poka¿ no siê rozkaza³ Noel.
Nadal mia³ z³y humor, tak jak przez ca³¹ drogê poci¹giem. Siedzia³
w fotelu, z niedbale trzyman¹ w rêce szklaneczk¹ brandy. W³adcza poza
nie dopuszcza³a myli o niepos³uszeñstwie.
Stanê³a przed nim bez umiechu, bez ladu ciep³a w twarzy. Wstrzy-
muj¹c oddech, ledzi³a jego wzrok, gdy z twarzy przeniós³ siê na niena-
ganne szczypanki na staniku, tworz¹ce literê V.
Chryste! Co ty ze mn¹ wyrabiasz? Chcesz doprowadziæ mnie do
szaleñstwa? wybuchn¹³, odwracaj¹c wzrok.
Z trudem powstrzyma³a ³zy.
Przykro mi, Noelu. Nie mam nic innego, co mog³abym w³o¿yæ.
Wsta³. Nagle, w napadzie wciek³oci, cisn¹³ szklank¹ z brandy
w ogieñ.
Wstrz¹snê³a ni¹ ta gwa³townoæ.
Proszê, Noelu podesz³a do niego.
Potrz¹sn¹³ g³ow¹ i odepchn¹³ j¹.
We narzutkê. Chyba nie chcemy siê spóniæ powiedzia³ rozka-
zuj¹cym tonem.
T³umi¹c ³kanie, wziê³a gronostajowo-aksamitn¹ pelerynê z r¹k Ma-
zie, która przera¿ona stanê³a w progu garderoby.
I przynie ten przeklêty kamieñ.
Mazie rzuci³a siê do garderoby. Poda³a Rachel opal i czmychnê³a.
Za³ó¿ go warkn¹³.
Próbowa³a poradziæ sobie z zapiêciem, ale zanadto trzês³y jej siê
d³onie. Noel wyj¹³ jej z r¹k naszyjnik i zapi¹³. Jego dotyk by³ delikat-
niejszy, ni¿ mog³a siê spodziewaæ.
Przez chwilê patrzy³ na ni¹ twardo. Opal po³yskiwa³ pomiêdzy dwo-
ma ciniêtymi gorsetem obrzmieniami jej piersi. W jednej niewiary-
godnej chwili wyci¹gn¹³ d³oñ i przesun¹³ kciukiem po kamieniu, mu-
sn¹wszy dziel¹c¹ je szczelinê.
A teraz idziemy powiedzia³, nie patrz¹c na Rachel.
Prze³knê³a rozpacz i wysz³a. Magnus przytrzyma³ jej drzwi.
Akademia Muzyczna wygl¹da³a jak kraina z bani. Sto³y bankieto-
we posypane by³y p³atkami ró¿; kobiety niczym ró¿nobarwne dzwonki
220
przemyka³y przez g³ówny westybul. Lo¿e udekorowano flagami brytyj-
skimi, scenê za powiêkszono, tak by s³u¿y³a tañcz¹cym jako parkiet.
Otacza³o ich morze tafty i diamentów; ka¿dej kobiecie towarzyszy³ mê¿-
czyzna ubrany w oficjaln¹ czerñ.
W innej sytuacji Rachel nie mog³aby uwierzyæ we w³asne szczê-
cie znaleæ siê wród elity tego kraju, która ustawiona w szeregu wita
uk³onem ksiêcia Walii. Kiedy mieszka³a na Herschel, Akademia Muzycz-
na wykracza³a poza jej wyobra¿enia. Olniewaj¹ce suknie, które teraz
podziwia³a, mog³y sprawiæ, ¿e najwytworniejsze damy z ¿urnali ucie-
k³yby zawstydzone nêdz¹ swych toalet.
Najwspanialej prezentowa³a siê m³oda dama, która zorganizowa³a
bal: pani Astor. Suknia z broszowanego br¹zowego materia³u doskonale
wspó³gra³a z jej ciemnokasztanowymi, niemal czarnymi w³osami; na szyi
lni³ diamentowy naszyjnik, który mia³ jakoby nale¿eæ do Marii Antoni-
ny. Ze swoj¹ wynios³¹ urod¹, stoj¹c w powitalnym szeregu obok s³ynne-
go, niespe³na dwudziestoletniego, doæ pospolicie wygl¹daj¹cego ksiê-
cia Walii, sama przypomina³a królow¹.
No proszê, a wiêc jeste tu, Magnus! A co ze s³ynnym poszukiwa-
niem Franklina? Na koñcu szeregu natkn¹³ siê na nich têgi mê¿czyzna
o imponuj¹cych bokobrodach.
Jak siê masz, Astor! zawo³a³ Noel, bior¹c po kieliszku szampa-
na dla siebie i Rachel z tacy przechodz¹cego kelnera.
wietnie, wietnie. Moja ¿ona jest, jak widzisz, bardzo zajêta
przewróci³ oczami. Bogu niech bêd¹ dziêki za Roustabouta. S³uchaj
no, mo¿e przyjecha³by wiosn¹ do Newport i po³owi³ rybki na moim
nowym jachcie?
Noel umiechn¹³ siê szeroko.
Rachel poczu³a ból serca, widz¹c, jaki jest przystojny. Przystojny
i nieosi¹galny.
Muszê to prze³o¿yæ, Astor. Za dzieñ, dwa ruszam na Pó³noc.
Co? Oszala³e? Chcesz opuciæ swoj¹ olniewaj¹c¹ ¿onê i znowu
samemu dbaæ o siebie? William Astor uj¹³ d³oñ Rachel i z³o¿y³ na niej
poca³unek. Jak siê pani miewa, moja droga?
Próbowa³a siê umiechn¹æ, ale nie potrafi³a ukryæ smutku.
Doskonale odrzek³a odrobinê zbyt weso³o. Jak to mi³o z pañ-
skiej strony, panie Astor.
Lepiej by by³o, gdyby zosta³ w domu i chroni³ swoj¹ ¿onê, Ma-
gnus. Niejeden mê¿czyzna zachwyci³ siê jej urod¹. Sam Edmund roz-
powiada³ po ca³ym miecie, jak bardzo wydaje mu siê godna po¿¹da-
nia.
221
Spojrza³a na Noela, maj¹c nadziejê, ¿e zobaczy jego zazdroæ, chêæ
posiadania jej niepodzielnie cokolwiek, co wiadczy³oby, ¿e jego na-
miêtnoæ dla niej wci¹¿ p³onie.
On jednak pozosta³ nieub³agany.
Edmund ledwie radzi sobie z w³asn¹ kompani¹ i w³asnymi wy-
prawami. miem w¹tpiæ, czy da³by sobie radê z moj¹ ¿on¹.
Astor wybuchn¹³ tubalnym miechem. ¯ona, wci¹¿ stoj¹c w powi-
talnym szeregu u boku ksiêcia, spojrza³a w jego stronê.
Liczê na to, ¿e bêdziesz nastêpnym kapitanem Roustabouta, Ma-
gnus. Od kwietnia rzuci³ jowialnie Astor przed odejciem.
Pozostawiona sam na sam z Noelem, Rachel spojrza³a na swój kie-
liszek i ze smutkiem stwierdzi³a, ¿e wypi³a ju¿ swój szampan. Min¹³ j¹
kolejny kelner. Niemia³o wziê³a nastêpny kieliszek.
Tym razem spróbowa³a s¹czyæ napój powoli. Rozejrza³a siê wokó³
i zda³a sobie sprawê, ¿e z drzwi prowadz¹cych na klatkê schodow¹ spo-
gl¹da na ni¹ jaki mê¿czyzna. By³ to Edmund Hoar, jak zawsze niezwy-
kle elegancki.
Magnus tak¿e go zauwa¿y³. Obaj mê¿czyni wpatrywali siê w siebie chy-
ba przez ca³¹ wiecznoæ. W koñcu Edmund podda³ siê i znikn¹³ w t³umie.
A, tu jeste! O nieba, wygl¹dasz w tej sukni osza³amiaj¹co, Ra-
chel Sk¹d j¹ wytrzasnê³a? Jest taka skromna, a zarazem strojna
Caroline zzielenia³a z zazdroci! Pani Steadman rozpromieni³a siê na
widok Rachel jak dawno nie widziana ciotka. Mia³a na sobie sukniê z bla-
do¿ó³tej koronki, przez co jeszcze bardziej ni¿ zwykle przypomina³a
walkiriê. Brosza ze szmaragdów i szafirów w kszta³cie pawiego pióra
doskonale pasowa³a do jej stanika i stylu.
A ty, ty gburze? strofowa³a dobrodusznie Magnusa. Dlaczego
nas nie odwiedzi³e razem z ¿on¹ i uroczymi dzieæmi? Mam ciê ju¿ ser-
decznie dosyæ. Wracasz do ¿ywych i zamykasz siê w odosobnieniu
w swoim wspania³ym domu, jakby spêdza³ z ¿on¹ miodowy miesi¹c
Bardzo to niegrzecznie, Magnus, doprawdy niegrzecznie!
Magnus wyszczerzy³ znów zêby. Ze swymi uwodzicielskimi oczami
i wspania³ym uzêbieniu w mocnych szczêkach wygl¹da³ jak wilk.
Nie nauczy³a mnie dot¹d dobrych manier, Glorio, i omielê siê
powiedzieæ, ¿e ju¿ mnie ich nie nauczysz.
Pani Steadman zachichota³a.
Gdyby nie by³ tak nieprzyzwoicie przystojny, Magnus, ju¿ od
dawna bymy od ciebie stronili. Zas³u¿y³e sobie na to!
Rozemia³ siê, odchyliwszy g³owê do ty³u. Pani Steadman wziê³a
Rachel pod rêkê.
222
I dlatego zabieram twoj¹ ¿onê. Jest kilku d¿entelmenów, którzy
chcieliby prosiæ j¹ o taniec. Masz j¹ na co dzieñ, wiêc nie mo¿esz byæ
takim egoist¹.
Rachel biernie pozwoli³a siê poprowadziæ pani Steadman. Odwró-
ci³a siê tylko raz.
Noel patrzy³ na ni¹.
Ich spojrzenia spotka³y siê i przez jedn¹ s³odk¹ chwilê Rachel mia³a
wra¿enie, ¿e Magnus by³ z³y na Gloriê Steadman za to, ¿e zabra³a mu
¿onê.
Rachel tañczy³a, a¿ rozbola³y j¹ stopy. Gdyby nie dok³adne poucze-
nia Betsy, nie zna³aby ani polki, ani tym bardziej skandalizuj¹cego wal-
ca. Chocia¿ sam ksi¹¿ê Walii prosi³ j¹ do tañca dwa razy i ka¿dy mê¿-
czyzna, który prowadzi³ j¹ na parkiet, by³ niezmiernie uprzejmy i uwa¿ny,
to jednak têskni³a za objêciami Noela. Nigdzie go jednak nie widzia³a.
Nie prowadzi³ wiatowych rozmów z damami siedz¹cymi w lo¿ach po-
nad parkietem ani nie mia³ siê z niezbyt eleganckich ¿artów innych
magnatów przemys³u.
Nagle, niczym Kopciuszek, z bólem zda³a sobie sprawê ze zbli¿aj¹-
cej siê godziny. Ogromny francuski zegar wybi³ jedenast¹; z g³ównego
westybulu dobieg³o echo jego uderzeñ. Wiedzia³a, ¿e zosta³a jej tylko
godzina. Pó³noc trzydziestego dnia.
Choæ wielu mê¿czyzn prosi³o j¹ do tañca, musia³a odmówiæ. Chcia-
³a znaleæ w t³umie Noela. Jednak ka¿dy wysoki, postawny mê¿czyzna,
który wydawa³ jej siê nim, odwraca³ siê w koñcu i wtedy okazywa³o
siê, ¿e nie jest tym, którego szuka³a. Znowu pomy³ka Wygl¹da³o to
niemal tak, jakby Magnus wyszed³ z balu bez niej.
Co siê sta³o, moja droga? Nagle tak umilk³a i spowa¿nia³a
Mo¿na by pomyleæ, ¿e w³anie dosta³a wiadomoæ o jakiej katastro-
fie Pani Steadman zatrzyma³a kelnera i poda³a Rachel kolejny kieli-
szek szampana. Wypij to. Zdecydowanie jeste zbyt trzewa.
Rachel spojrza³a na oferowany jej kieliszek. Zdecydowanie nie by³a
zbyt trzewa. Przygnêbienie i alkohol zanadto do siebie pasowa³y W tej
chwili, chocia¿ sta³a pewnie i jej s³owa brzmia³y wyranie, wiedzia³a, ¿e
bêdzie potrzebowa³a silnego ramienia, gdy trzeba bêdzie wsi¹æ do po-
wozu, który odwiezie j¹ do domu. Mia³a tylko nadziejê, ¿e bêdzie to
ramiê Noela.
Która godzina? zapyta³a, nie mog¹c spojrzeæ na zegar ponad
g³owami baluj¹cych.
223
Czemu pytasz? Dochodzi pó³noc. Jak szybko up³yn¹³ czas! zdzi-
wi³a siê pani Steadman.
Rachel opar³a siê o pilaster w pobli¿u wejcia do g³ównego westybulu.
Bo¿e! le siê czujesz? spyta³a z trosk¹ pani Steadman.
Rachel pokrêci³a g³ow¹. Fizycznie czu³a siê zupe³nie dobrze cho-
cia¿ wypi³a odrobinê za du¿o ale psychicznie by³a zdruzgotana.
Mam wezwaæ twoj¹ pokojówkê? dopytywa³a siê dama.
Nie, proszê. Muszê tylko znaleæ Magnusa. Nied³ugo bêdzie pó³-
noc. To bardzo wa¿ne, ¿ebym go znalaz³a. Jeli nie znajdê go przed pó³-
noc¹, to bêdê musia³a wyjæ. Nie mogê tu d³u¿ej zostaæ.
Dr¿¹cymi d³oñmi chwyci³a siê porêczy. Mia³a zamiar wejæ na piê-
tro i sprawdziæ ka¿d¹ lo¿ê, ¿eby znaleæ Noela. Przeklêta umowa! Do-
chodzi³a pó³noc trzydziestego dnia i ci¹gle jeszcze mog³a go mieæ. Jeli
teraz, kiedy nadesz³a ta magiczna godzina, zechce j¹ odrzuciæ, to musi
powiedzieæ jej to prosto w twarz. Nie mo¿e jej tutaj zostawiæ z szampa-
nem i towarzystwem, bez którego doskonale mog³a siê obejæ.
Gdzie ta dziewczyna idzie? spyta³a Gloriê Steadman pani Astor,
widz¹c, jak Rachel wchodzi po schodach.
Musimy znaleæ dla niej Magnusa. Biedactwo jest kompletnie
roztrzêsione. Powiedzia³a, ¿e do pó³nocy musi znaleæ Magnusa albo
sama wyjdzie. Pani Steadman zni¿y³a g³os. S¹dz¹c po jej zachowa-
niu, jestem pewna, ¿e w drodze jest nastêpny dziedzic.
Pani Astor unios³a dumnie podbródek.
Nie chcê tu ¿adnych przedstawieñ, Glorio. Nie w obecnoci ksiê-
cia Walii.
Wobec tego poszukaj Willyego B. i powiedz mu, ¿eby przypro-
wadzi³ naszego przyjaciela. Wyraz twarzy pani Steadman mówi³ ja-
sno, ¿e nie cierpi niepos³uszeñstwa.
Caroline Astor zacisnê³a usta i zrobi³a, co jej kazano.
Rachel sz³a od lo¿y do lo¿y. Damy z zaskoczeniem zwraca³y ku niej
g³owy, patrz¹c, jak przeszukuje t³um. Wiedzia³a, ¿e wed³ug nich to dziw-
ne, i¿ pani Magnus b³¹ka siê wród baluj¹cych, bezwstydnie rozgl¹daj¹c
siê za swoim mê¿em. Tego siê nie robi³o w tym towarzystwie, poniewa¿
najgorszy skandal móg³ wybuchn¹æ w³anie wtedy, gdy m¹¿ zostawa³
odnaleziony.
Rachel jednak nic to nie obchodzi³o. Wypi³a za du¿o szampana. Do-
da³ jej odwagi, której zwykle nie mia³a. Jeli znajdzie Noela obejmuj¹cego
Charmian w ciemnym k¹cie której lo¿y, przyjmie to z godnoci¹ i mimo
224
rozpaczy zaakceptuje jego wybór. Wreszcie pozna jego decyzjê i, wolna,
poszuka sposobu, by pozostawiæ za sob¹ tê przeklêt¹ mi³oæ do niego.
Jednak Noel musi powiedzieæ jej prosto w twarz, ¿e jej nie chce.
Musi powiedzieæ jej prosto w twarz, ¿e jej nie kocha³ i nigdy nie poko-
cha. Wtedy mog³aby odejæ i szukaæ spe³nienia tam, gdzie mog³a przy
Tommym i Clare, w swoim sierociñcu. Nigdy nie znajdzie ju¿ dla siebie
mê¿czyzny. Nie pokocha ¿adnego tak mocno, jak pokocha³a Noela, ale
wemie to, co ¿ycie jej zaoferuje, i wykorzysta to najlepiej, jak potrafi.
Taka w³anie jest. Jest Rachel Opheli¹ Howland i Magnus bêdzie musia³
powiedzieæ o swoim wyborze, patrz¹c jej prosto w oczy. Nie pozwoli³a-
by nikomu na tchórzliw¹ ucieczkê.
Skrêci³a w boczny korytarz. Nikogo tam nie by³o. Tylna klatka scho-
dowa by³a pusta, brakowa³o nawet biegaj¹cej w górê i w dó³ s³u¿by.
Rozejrza³a siê i chcia³a wracaæ, gdy nagle pad³ na ni¹ jaki cieñ.
Drogê zagrodzi³a jej sylwetka wysokiego, szczup³ego mê¿czyzny.
Zgubi³a go, Rachel? us³ysza³a miêkki, uwodzicielski g³os Ed-
munda Hoara.
Desperacko usi³uj¹c otrzewieæ, zrobi³a krok w ty³ i chwyci³a siê
taniej drewnianej porêczy schodów dla s³u¿by.
Pozwól mi przejæ, Edmundzie.
Ale¿ moja kochana piêkna dziewczyno, na pewno ju¿ z nim skoñ-
czy³a, prawda? W koñcu gdzie on mo¿e siê podziewaæ? Na pewno wy-
szed³ z jak¹ inn¹ ulicznic¹
Próbowa³a przebiec ko³o niego, ale z³apa³ j¹ i pchn¹³ do ty³u.
z jak¹ inn¹ ulicznic¹, któr¹ w³anie teraz, kiedy rozmawiamy,
bierze jak swoj¹
Nie.
Spojrza³ na ni¹ niemal z czu³oci¹.
Rachel, kochanie, pozwól, ¿e bêdê s³u¿y³ ci ramieniem. Chyba za
du¿o wypi³a.
Jego rêka powêdrowa³a do kieszeni surduta.
Strach i alkohol sprawi³y, ¿e nie mog³a poj¹æ, co on robi. Chcia³a
kogo zawo³aæ kogokolwiek ale nie zd¹¿y³a wydaæ s³owa.
D³onie Edmunda mignê³y wokó³ jej g³owy. Z przera¿eniem zorien-
towa³a siê, ¿e zosta³a zakneblowana.
Rzuci³a siê na niego, zaczê³a go drapaæ, ale nie by³a w stanie krzyk-
n¹æ. Z ³atwoci¹ przygniót³ j¹ do porêczy przy schodach i umocowa³ cia-
sno knebel.
Oddycha³a szybko i p³ytko jak pochwycony królik. Edmundowi ten
widok najwyraniej sprawia³ przyjemnoæ. Pog³adzi³ jej twarz niemal
225
z czu³oci¹, po czym jego d³onie zeliznê³y siê na naszyjnik. Zdj¹³ go
z jej szyi i schowa³ bez cienia skrupu³ów do kieszeni.
Zabieramy j¹ do powozu powiedzia³ do mê¿czyzny, który poja-
wi³ siê za jego plecami. Nowo przyby³y by³ ubrany jak s³u¿¹cy. Oczy
Rachel rozszerzy³y siê w niemym przera¿eniu, gdy zobaczy³a, ¿e nie-
znajomy wyjmuje kobiec¹ pelerynê z wielkim, zas³aniaj¹cym ca³¹ twarz
kapturem.
Edmund po raz drugi siêgn¹³ do kieszeni. Z b³yskiem w oku, mó-
wi¹cym jasno, ¿e nie ma bynajmniej zamiaru stwarzaæ wra¿enia, i¿ bê-
dzie dba³ o jej wygodê, poca³owa³ j¹ mo¿e na u¿ytek obserwuj¹cego
go mê¿czyzny, mo¿e dla w³asnej przyjemnoci. Dotkn¹³ jêzykiem jej
policzka, szyi, potem piersi
Na koniec zarzuci³ jej na g³owê konopny worek.
Wszystko utonê³o w ciemnociach.
Magnus patrzy³, jak deszcz rozpryskuje siê na szybkach podzielone-
go na kwatery okna. Pocz¹tkowo tylko m¿y³o, teraz jednak pada³o coraz
mocniej. Poni¿ej, za otwartym oknem, ci¹gnê³a siê zat³oczona powoza-
mi ulica. Zrobi³o siê ma³e zamieszanie, gdy lokaje i stangreci popiesz-
nie chronili siê pod rozk³adanymi daszkami powozów.
Za plecami Noela trwa³ bal w ca³ym swoim blasku i splendorze.
O tym ma³ym pokoiku wiedzieli wszyscy stali bywalcy Akademii Mu-
zycznej. Wysoko na trzecim piêtrze rozpustnicy spotykali siê ze swoimi
kochankami zwykle tancerkami z opery podczas gdy ich ¿ony de-
nerwowa³y siê tajemniczym znikniêciem swoich towarzyszy.
Sam raz, mo¿e dwa razy, mia³ tu schadzkê z kokietkami je¿d¿¹cymi
na tournée z oper¹. Teraz jednak cieszy³ siê, ¿e ksi¹¿ê Walii jest zbyt
wielk¹ atrakcj¹ nawet dla najbardziej rozpustnych panów. Gabinet by³
pusty, a jego mrok pozwala³ mu chwilê pomyleæ.
Rachel wygl¹da³a dzisiaj piêknie. Nawet w starej sukni jego matki pro-
mienia³a jak nigdy przedtem. Opal po³yskuj¹cy miêdzy jej piersiami rzuca³
na skórê porcelanowo-ró¿owy blask. Jasne w³osy wij¹ce siê na karku doda-
wa³y jej zmys³owego, zniewalaj¹cego uroku Noel a¿ do bólu pragn¹³ roz-
puciæ jej w³osy i zanurzyæ w nich d³oñ, tak jak to robi³ wczeniej.
Zamkn¹³ oczy. Poczucie winy sprawia³o, ¿e sam z siebie kpi³. By³
dla niej zbyt ostry Ale ten portret naprawdê nim wstrz¹sn¹³. Myla³,
¿e ju¿ nigdy nie spojrzy na twarz matki, ¿e nigdy nie powróc¹ uczucia,
które w nim wzbudza³a. Kiedy zobaczy³ jej portret, szok okaza³ siê dra-
matyczny.
15 Lodowa Panna
226
A potem ta suknia. Kolejny b³¹d w ocenie, ale w koñcu tylko b³¹d
Zreszt¹ gdyby spojrza³ na ni¹ oczami innych, musia³by przyznaæ, ¿e
Rachel wygl¹da³a w niej przelicznie. Kolor toalety stanowi³ doskona³e
t³o dla jej bladej cery. Suknia by³a perfekcyjnie dopasowana, chocia¿
zbyt obcis³a w staniku; Auguste Valin z pewnoci¹ wiedzia³, ¿e dopro-
wadzi to mê¿czyzn do sza³u.
Glorii Steadman te¿ nale¿a³oby siê upomnienie. Nie mia³a prawa
zabieraæ od niego ¿ony. Obecnoæ Rachel u jego boku koi³a ból, nawet
kiedy by³ wciek³y. Niepocieszony patrzy³, jak odchodzi³a, jak ustawia³a
siê przed ni¹ kolejka m³odych dandysów pragn¹cych z ni¹ zatañczyæ.
¯aden mê¿czyzna nie mia³ do niej prawa. By³a jego. Tylko jego.
Deszcz, zimny i rzeczywisty, spryska³ mu twarz. Otworzy³ oczy i otar³
wilgoæ.
Nie, nie sposób ukryæ tê prawdê: nie mo¿e pozwoliæ jej odejæ. Chocia¿
wmawia³ sobie, ¿e da sobie bez niej radê, ¿e zdo³a uciszyæ wyrzuty sumie-
nia, proponuj¹c jej pieni¹dze, dobrze wiedzia³, ¿e jej potrzebuje. By³ sil-
nym mê¿czyzn¹, który podbi³ gron¹ Pó³noc, ale przesz³oæ uczyni³a go
tak podatnym na zranienie, jak podatny na uszkodzenie jest delikatny krysz-
ta³owy puchar. Ona jednak zdo³a³a z³agodziæ nieco jego dra¿liwoæ i z³oæ.
Obieca³a, ¿e go uleczy, jeli tylko on sam na to pozwoli. I teraz wiedzia³,
¿e musi siê zgodziæ. Dla w³asnego dobra. Dla dobra ich wszystkich.
Gdzie w dole rozleg³o siê bicie zegara. Jedno uderzenie, drugie
Ci¹gnê³y siê w nieskoñczonoæ.
Wstrzyma³ oddech. Pó³noc.
Gry i umowy oficjalnie siê koñczy³y. Mieli za sob¹ wszelkie mani-
pulacje. Bêdzie musia³ powiedzieæ jej, jak wiele dla niego znaczy, i b³a-
gaæ, by zosta³a przy nim. W przeciwnym razie musia³by pogodziæ siê
z tym, ¿e utraci³ j¹ z powodu egoistycznego folgowania w³asnemu tem-
peramentowi.
Istotnie, nie by³ jej wart. Okaza³a mu cierpliwoæ, a on zachowa³ siê
jak gbur; kocha³a go, a on nie potrafi³ odwzajemniæ tego uczucia. Rzuci-
³a mu wyzwanie, wyprowadzi³a w pole, okpi³a i rzuci³a na kolana. Prze-
konywa³a go przez ca³y czas, ¿e pasuje do niego, ale bardzo siê myli³a
Nie pasowa³a do niego. Nigdy, przenigdy nie bêdzie jej wart, a mimo to
wraz z ostatnim uderzeniem zegara zrozumia³ nagle, ¿e chce spêdziæ resz-
tê ¿ycia, staraj¹c siê, by jej dorównaæ.
Magnus! Wiêc tutaj jeste! Wszyscy ciê szukaj¹! w pokoiku sta-
n¹³ pan Astor, rzucaj¹c na Noela d³ugi cieñ.
Tak, jestem tutaj Noel ruszy³ w kierunku korytarza.
Twoja ¿ona najwyraniej ciê opuci³a, Magnus.
227
Noel zamar³. Spojrza³ na Astora, jakby ten nagle wyj¹³ pistolet i strze-
li³ mu prosto w serce.
Co ty wygadujesz? zapyta³ ostro.
To by³a jaka dziwna sprawa zacz¹³ popiesznie t³umaczyæ Wil-
liam Astor. Powiedzia³a Glorii i mojej ¿onie, ¿e musi ciê znaleæ przed
pó³noc¹, w przeciwnym razie nie bêdzie mog³a d³u¿ej zostaæ. Teraz ni-
gdzie nie mo¿na jej znaleæ. Jak mylisz, o co jej chodzi³o?
Noel opar³ siê na chwilê o cianê, aby przezwyciê¿yæ zamêt w g³o-
wie. Doskonale wiedzia³, co Rachel mia³a na myli Nadszed³ kres ich
umowy i zdecydowa³a, ¿e woli sama sobie radziæ.
I, do kroæset, na to w³anie sobie zas³u¿y³ By³ jednak upartym
draniem. Skorzysta z pierwszej nadarzaj¹cej siê okazji i spróbuje jesz-
cze raz kiedy tylko dotrze do hotelu i bêdzie móg³ powiedzieæ jej o swo-
ich uczuciach. Klêknie przed ni¹ i bêdzie j¹ b³agaæ, by go nie opuszcza-
³a, by nie zostawia³a go na pastwê jego ja³owej egzystencji. Gdy tylko
znajd¹ sêdziego pokoju, uczyni j¹ swoj¹ prawowit¹ ¿on¹. Na zawsze.
Dobry Bo¿e, cz³owieku, zwolnij! krzykn¹³ Astor, z trudem ³a-
pi¹c powietrze, kiedy Noel popêdzi³ schodami na dó³.
29
T
ak, proszê pana. Wysz³a st¹d. Sprawia³a wra¿enie, jakby siê le czu-
³a. Wspiera³a siê na ramieniu mê¿czyzny; tak jakby j¹ podtrzymywa³.
Ca³¹ twarz mia³a zas³oniêt¹ zielonym kapturem p³aszcza. Có¿ innego
móg³bym zrobiæ, ni¿ znaleæ dla niej powóz A potem odjechali.
Magnus spojrza³ na odwiernego, jakby chcia³ go udusiæ.
Natychmiast wezwij mój powóz.
Niewysoki starszy mê¿czyzna skin¹³ gorliwie g³ow¹ i warkn¹³ na
ch³opca, który popêdzi³ wzd³u¿ stoj¹cych w szeregu powozów.
Nic jej nie bêdzie odezwa³ siê Astor, który wci¹¿ jeszcze dysza³
po tym, jak próbowa³ dotrzymaæ kroku Magnusowi. Moja ¿ona mówi,
¿e mog³a le siê poczuæ z powodu dziecka, które nosi. Wiesz, jakie robi¹
siê kobiety, kiedy s¹ w ci¹¿y. Masz ju¿ z ni¹ w koñcu dwoje dzieci.
Noel by³ zdruzgotany. Bez s³owa wsiad³ do powozu, który w³anie
podjecha³, i rozkaza³ wonicy, by rusza³ z powrotem do hotelu.
228
To niemo¿liwe, ¿eby jej tu nie by³o. Niemo¿liwe upiera³a siê
Betsy.
Magnus patrzy³ na ni¹, zaciskaj¹c mocno szczêki.
Twarz Betsy odbija³a jak lustro jego rosn¹cy lêk.
Mogê siê zgodziæ, ¿e Rachel to kobieta, która ma swoje pomys³y,
to prawda. Ale nawet jeli zawarlicie umowê, która dzisiaj mia³a siê
zakoñczyæ, nawet jeli wszystko le siê u³o¿y³o i opuci³a ciê tak jak
pewnie powinna by³a to zrobiæ ju¿ parê miesiêcy temu powtarzam ci,
¿e to niemo¿liwe, ¿eby jej tu nie by³o. Betsy podesz³a do drzwi aparta-
mentu i otworzy³a je. P³omyk wiecy rozwietli³ ciemne wnêtrze.
Tommy i Clare g³êboko spali, ka¿de w swoim ³ó¿ku, niewinni i nie-
wiadomi dramatu, który rozgrywa³ siê wokó³ nich.
Byæ mo¿e mog³aby ciê opuciæ, gdyby j¹ do tego doprowadzi³,
ale nie zostawi³aby dzieci. Mogê przysi¹c na w³asny grób.
Odwróci³ siê. Nie potrafi³ pokazaæ Betsy swojej twarzy.
Moja w³asna matka mnie opuci³a. Dlaczego Rachel nie mia³aby
wzi¹æ pieniêdzy i zostawiæ tych dwojga, którzy nawet nie s¹ jej rodzo-
nymi dzieæmi?
Betsy delikatnie po³o¿y³a rêkê na jego ramieniu.
To twoja matka by³a winna, kochanie, a nie ty. Powtarza³am ci to
przez lata i teraz musisz mi uwierzyæ. Catherine by³a p³ytka i s³aba. Nie
mog³a wytrzymaæ z twoim ojcem i by³a gotowa zostawiæ ciebie, byle
tylko odejæ od niego. Ale Rachel nie jest ani s³aba, ani p³ytka. Nie zo-
stawi³aby tych dzieci z w³asnej woli, Noelu. Nie ona.
Gdzie wobec tego jest? oczy Noela skrzy³y siê dziwnym, krysz-
ta³owym blaskiem, jak gdyby pe³ne ³ez. Wziê³a sobie kochanka?
Kiedy zdo³a³aby to zrobiæ? I gdzie, tak abymy ani ja, ani s³u¿ba
nic o tym nie wiedzieli? zadrwi³a Betsy.
Wyjecha³em st¹d na pó³ roku. Z tego, co wiem, mog³a podczas
mojej nieobecnoci odgrywaæ weso³¹ wdówkê
Usiad³ na krzele i schowa³ twarz w d³oniach.
Kiedy wychodzi³a, by³ z ni¹ jaki mê¿czyzna. Musisz mi powie-
dzieæ prawdê, Betsy. Mia³a kochanka, kiedy mnie nie by³o?
To niemo¿liwe! Gdyby kogo mia³a, wiedzia³abym o tym. I mó-
wiê ci, ¿e ona ciê kocha! Nigdy nawet nie spojrza³a na innego mê¿czy-
znê. Nawet na Edmunda Hoara, który najwyraniej jej nadskakiwa³.
Wyrzuci³a go za drzwi i niedwuznacznie da³a do zrozumienia, ¿e ci¹gle
op³akuje swojego mê¿a.
Magnus wyprostowa³ siê i spojrza³ na Betsy. Przez parê sekund sie-
dzia³ nieruchomo z pe³nym niedowierzania wyrazem twarzy. Zamyli³ siê
229
Potem, bez ostrze¿enia, wsta³ i podszed³ do drzwi.
O czym mylisz, Noelu? Co chodzi ci po g³owie? Och, proszê,
powiedz, ¿e nie to, co mnie Powiedz, ¿ebym wiedzia³a, co mam po-
wtórzyæ dzieciom, kiedy siê obudz¹.
Franklin rzuci³ bez tchu, chory z niepokoju.
Obejrza³ siê na Betsy, wypad³ z pokoju i popêdzi³ prosto do doków,
na Arctosa, prywatny statek Hoara. Modli³ siê, ¿eby wci¹¿ by³ zacu-
mowany.
Ju¿ odp³yn¹³. Nie by³o jeszcze wpó³ do pierwszej, jak podnieli
kotwicê robotnik portowy machn¹³ rêk¹ w stronê doków. W ¿yciu
nie widzia³em tak piorunem odp³ywaj¹cego statku. Przygotowywali siê
przez ca³y wieczór
Magnus zatrzyma³ siê i podniós³ konopny wór, który kto rzuci³ obok
pomostu prowadz¹cego na zacumowany tu wczeniej statek. Wyj¹³ zeñ
d³ugie pasemko jasnych w³osów i popatrzy³ na wschód, w stronê gin¹-
cego w mroku horyzontu. W wietle ksiê¿yca nie by³o widaæ ¿adnej syl-
wetki statku. Arctos przepad³.
Do doków podjecha³ powóz. Wyskoczy³ z niego zdyszany Stokes.
Magnus, dosta³em wiadomoæ, ¿e mam siê tu z tob¹ spotkaæ. Co
siê sta³o? zapyta³.
Jego twarz wydawa³a siê taka stara i pomarszczona w wietle sa-
motnej lampy gazowej, migocz¹cej ponad ich g³owami.
Rachel zniknê³a powiedzia³ Noel, ci¹gle patrz¹c na wschód, jak-
by zgodnie z jego ¿yczeniem móg³ pojawiæ siê tam statek. Obawiam
siê, ¿e jest z Hoarem. Odwróci³ siê w stronê Stokesa. Tylko tobie
mogê zaufaæ. Przygotuj zapasy na mojej ³odzi tak szybko, jak tylko zdo-
³asz. Chcê, ¿eby natychmiast by³a gotowa do wyprawy na pó³noc.
Jeste pewien, ¿e zabra³ j¹ na pó³noc?
Podejrzewam, ¿e Edmund uwa¿a, i¿ Rachel zaprowadzi go do miej-
sca spoczynku Franklina. Na Herschel mo¿na siê teraz dostaæ tylko sania-
mi. Hoar nigdy tego sam nie robi³, ale jego za³oga bêdzie wiedzia³a, ¿e
musz¹ zadokowaæ w Halifaksie i ruszyæ przez Ziemiê Ruperta z psami.
Przygotujê wszystko, co potrzebne. Pomaga³em ju¿ przy innych
wyprawach, pamiêtasz?
Magnus odwróci³ siê ku starszemu mê¿czynie.
Ta jest o wiele wa¿niejsza wyzna³ cichym, ochryp³ym g³osem.
Stokes skin¹³ g³ow¹.
Poruszê niebo i ziemiê. Za godzinê odp³yniesz, przyjacielu.
230
30
R
achel siedzia³a pod pok³adem, zbryzgana wod¹ z zêzy. Dr¿¹c w prze-
moczonej pelerynie, mocowa³a siê z lin¹ krêpuj¹c¹ jej nadgarstki. Nada-
remnie Linê zawi¹za³ marynarz i to solidnym wêz³em. Statek to wznosi³
siê, to opada³, walcz¹c z morskimi falami. Jej ojciec by³ wielorybnikiem,
wiêc ¿eglugê Rachel mia³a we krwi. Dziêkowa³a Bogu, ¿e przynajmniej
to mocne ko³ysanie statku pokonuj¹cego przybrze¿ne wody Atlantyku
nie przyprawia³o jej o md³oci.
Opad³a j¹ rozpacz jeszcze ciemniejsza od nieprzeniknionych ciem-
noci wokó³ niej. Kiedy zosta³a porwana, przez ca³¹ drogê na statek
walczy³a, podczas gdy Edmund rzuca³ polecenia swoim ludziom. Gdy
³ód wyruszy³a z portu, Hoar powiedzia³ jej, ¿e zostanie umieszczona
w kabinie kapitana razem z nim, aby dzieli³a z nim ³o¿e.
Kiedy wyj¹³ jej z ust knebel, splunê³a mu prosto w twarz. Spolicz-
kowa³ j¹ i kaza³ trzymaæ na dnie ³odzi, dopóki nie zmiêknie.
Ci¹gle jeszcze nie zmiêk³a. Nawet teraz, po kilku dniach, gdy os³a-
b³a z g³odu i zimna. Wola³a umrzeæ, ni¿ zostaæ zabawk¹ tego potwora.
Wola³a mieræ teraz, kiedy zabrano j¹ od Noela, i to w chwili, gdy móg³
pomyleæ, ¿e z w³asnej woli postanowi³a go opuciæ.
Pogodzi³a siê z myl¹, ¿e nie wyruszy³ za ni¹ w pocig Nie móg³
wiedzieæ, ¿e zosta³a uprowadzona przez Hoara. Nie mia³a w¹tpliwoci
Noel na pewno uwierzy³, ¿e nie by³a w stanie d³u¿ej go znieæ i opuci³a
bal z w³asnej woli. Mog³a to spokojnie zrobiæ, maj¹c w³asne konto
Magnus móg³ dojæ do wniosku, ¿e zniknê³a, aby u³o¿yæ sobie ¿ycie
z kim mniej trudnym w po¿yciu.
Ca³ymi dniami p³aka³a nad swoim beznadziejnym po³o¿eniem. Ni-
gdy wiêcej ju¿ nie zobaczy Noela ani Tommyego i Clare. Przez jaki
czas dzieci bêd¹ op³akiwaæ jej odejcie, ale w koñcu wyrosn¹ i nie bêd¹
jej pamiêtaæ. Noel znajdzie ¿onê, która bêdzie pasowa³a do jego wiata
i jego humorów, i przestanie o niej, Rachel, myleæ. Oni jako sobie po-
radz¹, ale jej przeznaczona jest samotna mieræ. Do koñca bêdzie wal-
czyæ ze swoim przeladowc¹, a wraz z ostatnim tchnieniem wyszepcze
imiê ukochanego.
Opar³a siê o liskie, oblodzone deski, odchylaj¹c do ty³u g³owê w ge-
cie rozpaczy. Instynkt kaza³ jej walczyæ o ¿ycie, ale z ka¿d¹ mijaj¹c¹
godzin¹ stawa³o siê to coraz trudniejsze. Zaczyna³a majaczyæ. Koszmar-
ne wizje Noela ¿eni¹cego siê z inn¹ kobiet¹ pogr¹¿a³y j¹ coraz g³êbiej
w piekielne otch³anie. Nigdy jej nie powiedzia³, ¿e j¹ kocha Zawsze
231
bêdzie ¿a³owa³a, ¿e nie ¿y³a doæ d³ugo, aby us³yszeæ te s³owa, ale teraz
ju¿ by³o za póno. Widaæ pisane jej by³o nie przetrwaæ tej trudnej próby,
na któr¹ wystawi³ j¹ Hoar. Przeznaczona jej by³a mieræ i najwyraniej
powinna umrzeæ jak najszybciej, by unikn¹æ innych nieszczêæ, które
mog³y jej siê przydarzyæ.
Nagle otworzy³y siê drzwi do ³adowni. W przejciu stan¹³ stary, po-
siwia³y marynarz z okrutnym umiechem na twarzy.
Ruszaj siê, dziewczyno. Pan Hoar chce z tob¹ pogadaæ. Roz-
wi¹za³ jej rêce, chwyci³ za ramiê i pchn¹³ przed sob¹ korytarzem.
Wchodzili kolejno po dwóch drabinach. Za ka¿dym razem, kiedy
siê potyka³a, marynarz popycha³ j¹ bezlitonie.
W koñcu doszli do drzwi z polerowanego drewna orzechowego na
rufie statku. Otworzy³y siê i zosta³a wepchniêta do wnêtrza pokoju.
Wyl¹dowa³a na miêkkim orientalnym dywanie. Podnios³a wzrok.
Przed ni¹ widnia³y wy³o¿one boazeri¹ ciany, wielkie ³o¿e i szafki,
wszystko z takiego samego polerowanego orzechowego drewna. Za-
s³ony w odcieniu karminowej czerwieni przes³ania³y bulaje, chroni¹c
wnêtrze od przeci¹gów. Na przeciwleg³ym koñcu sta³a ³awa pokryta
we³nian¹ tkanin¹ w takim samym kolorze. Siedzia³ na niej Edmund
Hoar.
Powiedzieli mi, ¿e nie jesz dawanych ci sucharów powiedzia³,
obieraj¹c no¿em piêkn¹, wonn¹ pomarañczê.
Kiedy skoñczy³, cisn¹³ skórki i nó¿ na zdobione, wbudowane w cia-
nê orzechowe biurko.
Jak d³ugo tam by³am? spyta³a niskim, chrapliwym od d³ugiego
milczenia g³osem.
Na dno statku nie dochodzi³o wiat³o, wiêc nie mog³a liczyæ dni, ale
podejrzewa³a, ¿e musia³o ju¿ ich sporo up³yn¹æ. Nawet teraz trudno by-
³oby jej okreliæ porê dnia. Zas³ony przes³ania³y bulaje, lampy naftowe
przymocowane do cian p³onê³y jasnym wiat³em, ale wszystko to mo-
g³o s³u¿yæ utrzymaniu ciep³a w kajucie, a nie oznaczaæ braku s³oñca.
Wyruszylimy tydzieñ temu. P³yniemy do Halifaksu. Edmund
rozerwa³ pomarañczê na cz¹stki.
O ma³o nie zemdla³a od zapachu owocu, jego skórki i s³odkiego
mi¹¿szu. Od tak dawna nie jad³a normalnego jedzenia
Wyci¹gn¹³ w jej kierunku soczyst¹ cz¹stkê.
Masz, zjedz. Zrozum, ¿e jest tu tego o wiele wiêcej dla dziewczy-
ny, która zechce wspó³pracowaæ.
Wyprostowa³a siê z dum¹, chocia¿ krêci³o jej siê w g³owie i nie by³a
pewna, czy przy swojej s³aboci zdo³a utrzymaæ siê na nogach.
232
Je¿eli planujesz mnie g³odziæ, a¿ siê poddam, to mogê ci od razu
powiedzieæ, ¿e wolê umrzeæ.
Rozemia³ siê. Przyjrza³ siê jej uwa¿nie, ¿uj¹c pomarañczê drobny-
mi zêbami.
Spójrz na siebie. Jeste przemoczona, g³odna, a z twojej wspania-
³ej sukni zosta³y ju¿ tylko szmaty. I wci¹¿ mylisz, ¿e mo¿esz wygraæ.
Nigdy ci nie powiem, gdzie jest Franklin. Nigdy prychnê³a z po-
gard¹.
Prze³kn¹wszy owoc, wsta³ z ³awy i zbli¿y³ siê do Rachel.
Moi ludzie z Kompani Pó³nocnej rozpytywali siê co nieco. Mó-
wi¹, ¿e twój ojciec tylko raz w ci¹gu ostatnich dziesiêciu lat wyprawia³
siê na Herschel. Wybra³ siê do faktorii York nale¿¹cej do Kompanii Za-
toki Hudsona, ¿eby sprawdziæ, czy uda mu siê sprzedaæ skórki bobrowe,
które przywióz³ z lasów Yukonu. Wiêc tu ciê mam, dziewczyno Twój
ojciec znalaz³ opal, kiedy krêci³ siê wokó³ faktorii York albo w pobli¿u
wyspy Herschel.
Nic ci nie powiem.
Nie zwraca³ na ni¹ uwagi.
Faktoria York jest pierwsza na licie naszej wspania³ej wycieczki.
Je¿eli nic tam nie znajdê, udamy siê na Herschel.
I masz zamiar zrobiæ w to w rodku zimy zadrwi³a z niego.
Mam doæ ludzi, ¿eby mnie tam zabrali.
Umrzesz.
Rz¹dzê ca³ym tym obszarem wybuchn¹³ rozwcieczony. Kim
ty jeste, ¿eby mi mówiæ, czego mogê dokonaæ, a czego nie?
Bêdziesz potrzebowaæ psów i miejscowego przewodnika, jeli
chcesz gdziekolwiek dotrzeæ w grudniu.
Mam psy w ³adowni i dodatkowo w Halifaksie.
W jaki sposób zamierzasz znaleæ Franklina pod lodem i nie-
giem? rozemia³a siê.
Przyjemnie by³o z niego szydziæ Umrze razem z ni¹. Mo¿e w ten
sposób sprawiedliwoci stanie siê zadoæ.
Wsta³, chwyci³ j¹ i szarpn¹³ ku sobie.
Brutalny chwyt sprawi³, ¿e jêknê³a, ale nie chcia³a mu daæ tej satys-
fakcji i nie odwróci³a wzroku.
Mam czêæ zapisków Franklina, które pozostawi³ w tundrze
warkn¹³. Sporz¹dzi³em mapê ka¿dego jego kroku, oprócz ostatniego.
Indianie Cree bêd¹ co wiedzieæ na temat koci tego cz³owieka, jeli
rzeczywicie tam siê znajduj¹. Mog¹ je odnaleæ niezale¿nie od niegu.
I wska¿¹ mi w³aciwy kierunek, bo wiedz¹, w jak rozpaczliwej sytuacji
233
by siê znaleli, gdyby Kompania Pó³nocna zdecydowa³a siê wstrzymaæ
im letni¹ dostawê do Fortu Nelsona.
Dlaczego ci¹gle chcesz go znaleæ? Masz ju¿ opal spojrza³a
na niego chytrze i kl¹twê, która siê z nim wi¹¿e.
Chcê mieæ wszystko, rozumiesz? spojrza³ na ni¹ i niezbyt deli-
katnie obwiód³ d³oni¹ jej twarz. Grisholm Magnus odebra³ mojej ro-
dzinie wszystko, co powinno byæ moje. Prêdzej ujrzê jego syna mar-
twym, ni¿ zgodzê siê, ¿eby znalaz³ Franklina lub zdoby³ ciebie.
Zamknê³a oczy. D³u¿ej ju¿ chyba nie wytrzyma Wci¹¿ jednak trzy-
ma³a siê na nogach.
Jakie to wszystko skomplikowane Grisholm Magnus ograbi³
was obu. miem twierdziæ, ¿e rozbawi³aby go twoja rywalizacja z jego
synem. Szczerze mówi¹c, zwa¿ywszy na to, jak pod³ym by³ cz³owie-
kiem, nie wiem, komu by sprzyja³.
Niewa¿ne szepn¹³. On zabra³, a ja to odbiorê. Mam ciebie i zdo-
bêdê miêdzynarodow¹ s³awê, gdy to ja znajdê Franklina, a nie Magnus.
Ach, ale Noel ma nad tob¹ jedn¹ wielk¹ przewagê, Edmundzie
zauwa¿y³a.
Jak¹? zacisn¹³ chwyt wokó³ jej w talii.
On wie, gdzie jest Franklin, a ty nie.
Prawie zach³ysn¹³ siê powietrzem i Rachel nie mia³a w¹tpliwoci,
¿e go zaszokowa³a.
Umiechaj¹c siê s³abo, wypl¹ta³a siê z jego ucisku i przysiad³a na
przykrytej we³nian¹ tkanin¹ ³awie. Oczywicie k³ama³a. Nic nie powie-
dzia³a Magnusowi, ale Hoar o tym nie wiedzia³. To by³a jej zemsta.
Powiedz mi, bo zacisn¹³ usta.
Umiechnê³a siê.
Bo co? Zabijesz mnie? No dalej, zabij. G³odzisz mnie, trzymasz
na zimnie, ranisz, dlaczego nie mia³by mnie zabiæ? Skoñczy siê ta mê-
czarnia, a ty przegrasz.
Popatrzy³ na ni¹ dzikim wzrokiem.
Nie chcesz wiêcej zobaczyæ swojego ukochanego Magnusa?
spyta³ w koñcu.
Zastanawia³a siê d³ugo. Ca³e jej ¿ycie by³o nic nie warte bez Magnu-
sa, ale powrót do niego niewiele zmieni. Nie teraz, kiedy czeka³by j¹
trud udowadniania, ¿e nie opuci³a go z w³asnej woli. Nawet gdyby wró-
ci³a do Northwyck, móg³by pokazaæ jej drzwi i powiedzieæ, ¿e w czasie
jej nieobecnoci siê o¿eni³ i ¿e nie ma ju¿ dla nich wspólnej przysz³o-
ci Wtedy wszystko by³oby stracone i ca³y trud, aby prze¿yæ i wróciæ,
okaza³by siê daremny.
234
Nie powiem ci, gdzie jest Franklin powtórzy³a, unikaj¹c odpo-
wiedzi.
Wyj¹³ opal z kieszeni kamizelki i rzuci³ nim w Rachel.
Skoro nie chcesz mi powiedzieæ, to niech kl¹twa nale¿y do cie-
bie. Zobaczysz, jak twój kochanek bêdzie umiera³ na twoich oczach,
z twojej w³asnej winy.
Kamieñ spad³ na jej spódnicê. Spojrza³a w dó³ na niego. Jak piêknie
lni³ mimo ciemnej barwy i przyæmionego wiat³a lamp naftowych
Chcesz zobaczyæ, jak Noel umiera, Rachel? szepn¹³ jej do ucha.
Chcia³a siê rozemiaæ, ale nie starczy³o jej si³.
Jak chcesz go dosiêgn¹æ, skoro jeste daleko na pó³nocnym Atlan-
tyku, a on w Nowym Jorku?
Nie ma go teraz w Nowym Jorku. W³anie p³ynie za nami.
Podnios³a gwa³townie wzrok. Na pewno tylko ¿artuje i przyp³yw
nadziei oka¿e siê iluzj¹.
Co masz na myli? Sk¹d wiesz?
Przyjrza³ jej siê uwa¿nie.
Moi ludzie od kilku dni obserwuj¹ z bocianiego gniazda drugi
statek. Widaæ go na horyzoncie, p³ynie tym samym kursem. O tej porze
roku te wody s¹ bardzo niebezpieczne. Tylko jego statek mo¿e za nami
p³yn¹æ. ¯aden inny.
Magnus! krzyknê³a, podbiegaj¹c do bulaja.
Odgarnê³a ciê¿kie we³niane zas³ony i wyjrza³a na zewn¹trz. By³a
jednak noc. Nie zobaczy³a nic oprócz ciemnych jak atrament wód.
I tak musia³aby spojrzeæ przez lornetkê, ¿eby zobaczyæ ten sta-
tek powiedzia³ Hoar, opuszczaj¹c zas³onê, chroni¹c¹ pokój przed na-
g³ym przeci¹giem.
Musia³a przemyleæ tê now¹ wiadomoæ. Chocia¿ ba³a siê, ¿e mo¿e
ulec fa³szywej nadziei, to jednak myl, ¿e Magnus jakim cudem wyru-
szy³ za ni¹, doda³a jej si³ i woli walki. Je¿eli nie wszystko by³o stracone,
jeli zale¿a³o mu na niej na tyle, aby wyruszyæ jej na ratunek, musia³a
zadbaæ, aby do¿yæ chwili, kiedy siê zjawi.
Czy tylko tego ode mnie chcesz? Wskazówki, gdzie le¿¹ koci
Franklina? zapyta³a.
Hoar chrz¹kn¹³.
Wszystko by³oby takie proste, gdyby chodzi³o mi tylko o to
ponownie obj¹³ j¹ w talii i zdar³ z niej przemoczony p³aszcz.
Z nies³awnej sukni balowej Catherine zosta³y tylko strzêpy. A¿ur na
at³asowej spódnicy by³ porwany, dó³ zaszargany i ponadrywany. Bufy
rêkawów oklap³y. Czarny at³asowy gorset, który obciska³ j¹ prawie do
235
granic przyzwoitoci, teraz by³ zbyt luny. Zbyt d³ugo go nosi³a, zbyt
d³ugo niedojada³a.
Jednak Edmund najwyraniej nie dostrzega³ jej haniebnego wygl¹-
du. Jego wzrok zap³on¹³ na widok skrojonego w kszta³cie litery V stani-
ka. Z trudem powstrzymywa³ siê przed dotkniêciem cia³a, które wci¹¿
hojnie wype³nia³o g³êboki dekolt.
W nag³ym odruchu odwróci³a siê i chwyci³a ma³y no¿yk, którego
Edmund u¿ywa³ do obierania pomarañczy. B³ysn¹³ w jej d³oni, kiedy
odwróci³a siê b³yskawicznie od biurka.
Zerkn¹³ na jej broñ i umiechn¹³ siê:
Mylisz, ¿e ten ma³y no¿yk mnie powstrzyma?
Spowolni twoje zapêdy odpar³a. Co wiêcej, postanowi³am
ocaliæ siebie, dobijaj¹c z tob¹ targu. Chcia³by dobiæ ze mn¹ targu, Ed-
mundzie?
Nic nie odrzek³, jakby zastanawia³ siê, na ile mo¿e jej zaufaæ.
Powiem ci, gdzie, jak s¹dzê, znajduje siê cia³o Franklina, ale do-
piero, kiedy dotrzemy do Halifaksu, nie wczeniej. Kiedy powiem ci, co
wiem, wypucisz mnie, abym mog³a wróciæ do Magnusa.
Spojrza³ na jej nó¿, a potem na twarz.
Dlaczego mam siê zadowoliæ po³ow¹ zdobyczy, skoro mogê mieæ
ca³¹?
Nigdy nie bêdziesz mnie mia³ zerknê³a na trzymany nó¿. Jeli
bêdê musia³a poder¿n¹æ sobie gard³o, aby obroniæ siê przed tob¹, zro-
biê to.
Utkwi³ w niej rozszerzone zdumieniem oczy.
Od³ó¿ nó¿, g³upia dziewczyno. Jestem równie bogaty, jak on. Mo¿e
nawet bêdê mia³ wiêcej, je¿eli zwiêkszê produkcjê fiszbinów. U Magnu-
sa nie bêdziesz mia³a lepiej, wiêc chod ze mn¹ do ³ó¿ka. Zaspokoisz
mnie i ocalisz swoje ¿ycie.
Skoro kochasz bogactwo, to we i to powiedzia³a i cisnê³a w nie-
go opalem. Teraz mo¿esz utraciæ tylko swoje pieni¹dze.
Pog³aska³ kamieñ i schowa³ go z powrotem do kieszeni kamizelki.
Jak sobie ¿yczysz.
W taki razie umowa stoi?
Chod tu i razem
Wyci¹gnê³a nó¿, ¿eby go powstrzymaæ. Zatrzyma³ siê.
Masz zamiar zabiæ wszystkich na tym statku tym maleñkim no-
¿em? Chyba masz zbyt ambitne zamiary, Rachel.
Mam zamiar siê broniæ i odzyskaæ wolnoæ, kiedy dotrzemy do
Halifaksu.
236
Spojrza³a na biurko. Le¿a³ na nim klucz. Wziê³a go i powoli pode-
sz³a do drzwi. Kiedy okaza³o siê, ¿e klucz pasuje do zamka, powie-
dzia³a:
Mylê, ¿e to koniec naszej rozmowy, Edmundzie. Zawarlimy
umowê, a teraz muszê odpocz¹æ. Chyba resztê podró¿y spêdzê w samot-
noci. Odsunê³a siê od drzwi, ¿eby móg³ przejæ. A teraz wyjd.
Wyrzucasz mnie z mojej w³asnej kajuty? zasycza³.
Umiechnê³a siê drwi¹co.
To jest kajuta kapitana. Nigdy nie by³e dalej na pó³noc ni¿ w Ha-
lifaksie, chocia¿ to twój w³asny statek. Wskaza³a na drzwi. Id wiêc
i przemyl sobie nasz¹ umowê. Kiedy Magnus ciê dopadnie, bêdziesz
mia³ ciê¿kie ¿ycie.
Tak bardzo wierzysz w swojego ukochanego? Nie mogê siê do-
czekaæ, kiedy wykoñcz¹ go jego w³asne s³aboci.
On nie ma s³aboci stwierdzi³a z satysfakcj¹.
To siê jeszcze oka¿e szepn¹³, nim zd¹¿y³a zatrzasn¹æ drzwi.
Bo teraz boi siê nie o siebie, lecz o ciebie.
Zamknê³a drzwi, przekrêcaj¹c klucz w zamku. Kiedy upewni³a siê,
¿e jest dobrze zamkniêta, wziê³a klucz i schowa³a go bezpiecznie za sta-
nikiem.
Rozejrza³a siê. Na biurku sta³a wielka taca z owocami i serem. Wziê³a
pomarañczê, zwinê³a siê na ³ó¿ku i zaczê³a j¹ obieraæ. Owoc okaza³ siê
nieprawdopodobnie s³odki i smaczny. Pomyla³a, ¿e bêdzie uwielbiaæ
zapach pomarañczy przez resztê swego ¿ycia.
Opar³a siê na poduszkach i zamknê³a oczy, aby wreszcie chwilê po-
spaæ. Gdyby odzyska³a nieco nadziei, to mo¿e zdo³a³aby ponownie o¿y-
wiæ tê waleczn¹ Rachel, która prowadzi³a ¿elazn¹ rêk¹ Lodow¹ Pannê.
Teraz, kiedy uwierzy³a, ¿e Magnus p³yn¹³ po ni¹, by³a w stanie poradziæ
sobie w tej strasznej sytuacji. Przetrwa w³anie po to, by Noel znów móg³
wzi¹æ j¹ w ramiona.
Wyczerpana zapad³a w g³êboki sen. Nie s³ysza³a krz¹taniny na po-
k³adzie, nie zdawa³a sobie sprawy, ¿e statek opuci³ kotwicê.
Nadszed³ czas rozrachunku, ale Rachel nadal pogr¹¿ona by³a we
nie, niewiadoma, ¿e statek przybi³ do Halifaksu ani tego, ¿e Edmund
sta³ nad jej ³ó¿kiem. Wszed³ do kabiny, korzystaj¹c z zapasowego klu-
cza.
237
31
N
ie wiedzia³a, ile tygodni spêdzili na saniach, ale wiat³o s³oneczne
z ka¿dym dniem by³o coraz s³absze, a niekoñcz¹ce siê lasy wierkowe
coraz bardziej siê przerzedza³y. Drzewa, coraz mniejsze i bardziej znie-
kszta³cone, ledwie wytrzymywa³y dokuczliwe zimno, które cina³o ich soki.
Tak jak rozgrywaj¹ce siê wydarzenia cina³y krew w jej ¿y³ach.
Zawiniêta w skóry karibu, podobnie jak pozostali, jecha³a na saniach
przez kilka godzin. Potem, kiedy nie mog³a ju¿ d³u¿ej znieæ zimna i nie-
koñcz¹cej siê jazdy, od której mo¿na by³o obiæ sobie wszystkie koci,
b³aga³a, ¿eby przez chwilê mog³a iæ obok psów. Dzieñ mija³ za dniem,
a ona by³a coraz bardziej zrozpaczona.
Nie spodziewa³a siê, ¿e kiedy siê obudzi w Halifaksie, zobaczy nad
sob¹ przygl¹daj¹cego siê jej Edmunda. Nó¿ znikn¹³. Hoar powiedzia³
jej, ¿e mo¿e swobodnie dysponowaæ kluczem, który schowa³a w stani-
ku, bo on ma zapasowe.
By³a przekonana, ¿e j¹ zgwa³ci. Przera¿enie zacisnê³o jej gard³o, ale
do napaci nie dosz³o. Wyjani³ jej, ¿e siê pieszy. Nad statkiem, który
p³yn¹³ za nimi, mia³ raptem kilka godzin przewagi, wiêc musz¹ od razu
wyruszyæ w kierunku Ziemi Ruperta.
Kiedy dotarli do doków, czeka³ ju¿ na nich ci¹g wozów z psami i za-
pasami. Mieli jechaæ wozami i na mu³ach tak daleko na pó³noc, jak siê
uda dopóki ziemi nie pokryje lód, na którym o wiele szybciej bêd¹ siê
poruszaæ na saniach.
Od tego momentu Edmund jej siê nie naprzykrza³. Podró¿ go wy-
czerpywa³a. Nie mia³ nastroju na szamotanie siê z ni¹, kiedy marz³y mu
nogi, a ³adunek zapasów okazywa³ siê zbyt ciê¿ki dla psów. Ka¿dy dzieñ
przynosi³ coraz wiêksze wyczerpanie i niedostatek. lad ich przejazdu
znaczy³a bezcenna skrzynia, któr¹ zmuszeni byli zostawiæ w tundrze,
aby utrzymaæ tempo podró¿y, nim skoñczy im siê jedzenie.
Prawdopodobnie przyjdzie im umrzeæ i Rachel dobrze o tym wie-
dzia³a. Edmund Hoar lubi³ szar¿owaæ i brakowa³o mu dowiadczenia.
Podró¿ przez Ziemiê Ruperta by³a pod ka¿dym wzglêdem klêsk¹, a mie-
li jeszcze przed sob¹ najgorszy odcinek do faktorii York, gdzie bêd¹ siê
musieli zmierzyæ z wiatrami pêdz¹cymi ponad sto szeædziesi¹t kilome-
trów na godzinê i temperatur¹, która spokojnie mog³a spaæ poni¿ej mi-
nus czterdziestu stopni.
W przyp³ywie melancholii powiedzia³a sobie, ¿e jej nadzieje okaza³y
siê przedwczesne. Nie mia³a powodu wierzyæ Edmundowi, ¿e Magnus
238
ich ciga. Popiech Hoara by³ doskonale widoczny, ale móg³ wynikaæ
z tysi¹ca innych powodów ni¿ depcz¹cy mu po piêtach, dysz¹cy chêci¹
zemsty rywal. W rzeczywistoci podró¿ okaza³a siê dziesiêæ razy trud-
niejsza, ni¿ sobie wyobra¿a³, i jego nieustanne narzekania na niewygodê
sprawia³y, ¿e wszyscy zwiêkszali tempo.
Móg³ k³amaæ na temat Magnusa, ale dobrze podzia³a³o to na Rachel.
Tak czy inaczej, Noel by³ tylko snem. Teraz, kiedy wróci³a na tereny,
których nienawidzi³a, zrozumia³a, ¿e tu jest jej miejsce. Jej przeznacze-
nie zosta³o wypaczone w Northwyck, ale teraz do g³osu dosz³a natura.
Oczywist¹ konsekwencj¹ wydawa³o siê to, ¿e powinna zgin¹æ w tej prze-
klêtej tundrze. Mo¿e umrzeæ z g³odu, zimna albo samotnoci, której g³ê-
bi nawet sobie nie wyobra¿a³a, dopóki nie zmusi³a sama siebie do pogo-
dzenia siê z faktem, i¿ Magnus nigdy nie potrafi³ jej pokochaæ i nigdy
ju¿ tego nie uczyni.
Czyja d³oñ pchnê³a j¹ do przodu. Za ni¹ szed³ ten sam marynarz
o okrutnej twarzy, który wyprowadzi³ j¹ spod pok³adu statku. Okaza³ siê
strasznym tyranem. Za ka¿dym razem, kiedy mróz sprawia³, ¿e robi³o jej
siê dziwnie ciep³o i sennie, on potrz¹sa³ ni¹ i zmusza³ do mozolnego
marszu. Wci¹¿ nie rozumia³a, dlaczego to robi³. Szli tylko po to, by spo-
tkaæ mieræ nieco póniej i w nieco innym miejscu. Samotni. Jak Fran-
klin.
Z prochu powsta³e, w proch siê obrócisz. Czy raczej w lód.
I wtedy wszyscy znikn¹.
Magnus ostro pogania³ psy. Jecha³ sam. Ju¿ dawno temu przeszed³
chrzest wród lodów Pó³nocy. Tak jak tubylcy, od których siê uczy³, po-
trzebowa³ tylko psów i no¿a. Dziêki nim nawet w piekle, w którym inni
by zginêli, radzi³ sobie doskonale.
Nic nie mog³o go powstrzymaæ. Musia³ dotrzeæ do faktorii York przed
Hoarem. Nie by³o ¿adnych ladów, które mówi³yby, gdzie jest grupa,
która wyruszy³a przed nim. Wród rozleg³ych przestrzeni dziewiczego
lasu, który powoli przechodzi³ w opustosza³¹ tundrê, ekspedycja Hoara
mog³a byæ kilkadziesi¹t kilometrów na wschód lub na zachód od niego
i Noel dobrze o tym wiedzia³.
Jednak wiadomoci, jakie otrzyma³ w Halifaksie, by³y wystarczaj¹-
ce, aby par³ naprzód szybciej i ostrzej ni¿ kiedykolwiek wczeniej. Kil-
ka osób widzia³o ruszaj¹c¹ z Arctosa grupê. Powiedziano mu, ¿e nowo
przybyli skierowali siê do faktorii York. Dowiedzia³ siê tak¿e, ¿e by³a
z nimi kobieta blondynka o licznej twarzy. Najbardziej jednak zapa-
239
miêtano, ¿e pod futrami mia³a na sobie strzêpy ciemnobr¹zowej sukni
balowej, podarte i brudne, pozbawione krynoliny.
Serce Magnusa zamar³o, gdy us³ysza³ tê wiadomoæ. Znalaz³ siê na
dobrym tropie, ale opis bladej i wychudzonej Rachel bynajmniej go nie
uspokoi³. Droga do faktorii York by³a trudna. Wiedzia³, ¿e kiedy do niej
dotr¹, mog¹ byæ zmuszeni spêdziæ tam nawet i kilka miesiêcy. Dobrze
zna³ jednak agenta Zatoki Hudsona i jego liczn¹ ¿onê. Dadz¹ im opiekê
na okres ca³ej zimy, jeli Rachel i on bêd¹ musieli j¹ przeczekaæ.
Ale Hoar nie bêdzie potrzebowa³ takiej opieki. Magnus postanowi³,
¿e Edmund nied³ugo zostanie pochowany pod lodow¹ czap¹. Jeli w sy-
nu Grisholma Magnusa przetrwa³o co z ojca, widaæ to by³o teraz w mor-
derczym blasku oczu Noela.
Edmund zginie za swoje grzechy. Porwa³ jedyn¹ kobietê, któr¹ Noel
pokocha³. Jedyn¹, któr¹ móg³ pokochaæ.
Zap³aci za to najwy¿sz¹ cenê.
Zatrzymamy siê tutaj! Hoar usi³owa³ przekrzyczeæ wichurê pê-
dz¹c¹ z szybkoci¹ osiemdziesiêciu kilometrów na godzinê. Niebo ju¿
pociemnia³o, chocia¿ dochodzi³a dopiero pi¹ta po po³udniu.
Mê¿czyni ustawili zaprzêgi w kr¹g, tworz¹c obóz. Wykopali jamy
i rozbili w nich namioty ze skóry karibu, ale nieg nie by³ g³êboki. Nie
znaleli wiêc szczególnej ochrony przed nieustaj¹cym wiatrem i siar-
czystym mrozem.
Rachel, wyczerpana, pomaga³a w kopaniu jam. Marzy³a, ¿eby po-
grzaæ siê razem z innymi przy kuchence na naftê, któr¹ ju¿ rozpalono,
ale nie mog³a tego zrobiæ. Aby zadbaæ o swoje bezpieczeñstwo, musia³a
trzymaæ siê z dala od mê¿czyzn, na ile tylko by³o to mo¿liwe. Pewnej
nocy jeden z nich wlizgn¹³ siê do jej prowizorycznego namiotu. Gdy
broni³a siê przed gwa³cicielem, odg³osy szarpaniny us³ysza³ Edmund.
Wyci¹gn¹³ napastnika z namiotu i po prostu go zastrzeli³.
Od tej pory mê¿czyni patrzyli na ni¹ ze strachem to by³o jej wy-
bawieniem.
Przynie drewna rozkaza³ jej Edmund; jego twarz owietla³ blask
rozpalonego piecyka.
Gdy opuszcza³a obóz, pocieszy³a siê spostrze¿eniem, ¿e Hoar nie
wygl¹da ju¿ na rozpieszczonego d¿entelmena. Zamiast, wraz z pojawia-
j¹cym siê zarostem i ogorza³oci¹ skóry, nabraæ bardziej mêskich i wy-
razistych rysów, wygl¹da³ raczej na chorego. Pod oczami pojawi³y mu
siê ciemne siñce. Naskórek schodzi³ z czubka nieprzyzwyczajonego do
240
zimna nosa. Skóra mu pociemnia³a i krwawi³a w miejscach, gdzie taja³y
odmro¿enia. Musia³ potwornie cierpieæ.
Zaczyna³y im siê koñczyæ ¿ywnoæ i paliwo. Brak dowiadczenia
sprawi³, ¿e do przygotowywania posi³ków u¿ywali naftowego kochera,
chocia¿ znajdowali siê w samym rodku wierkowego lasu. Tundra zbli-
¿a³a siê coraz bardziej. Tam w ogóle nie znajd¹ drewna i bêd¹ cierpieæ
g³ód i ch³ód, zanim dotr¹ jeli w ogóle dotr¹ do faktorii York. Ra-
chel próbowa³a uwiadomiæ im ich b³êdy, ale Edmund zlekcewa¿y³ j¹
i ca³e lata, które spêdzi³a na Herschel. By³a g³upi¹ kobiet¹, a on zgroma-
dzi³ na wyprawê najodwa¿niejszych mê¿czyzn z Nowego Jorku, tak by
mogli podró¿owaæ wygodnie.
W tym klimacie nie sposób by³o mówiæ o wygodach, ale da³o siê w nim
przetrwaæ. Rachel pow¹tpiewa³a jednak, czy d³ugo po¿yj¹, gdy skoñczy siê
paliwo, na którym gotuj¹ jedzenie. Ona mog³a ¿ywiæ siê focz¹ skór¹ i t³usz-
czem ju¿ kiedy je jad³a ale jak wskazywa³y listy Franklina, mê¿czyni
w czasie ekspedycji prêdzej umr¹ z g³odu, ni¿ zjedz¹ surowe miêso.
Wiatr na moment przycich³. Rachel postanowi³a to wykorzystaæ, ¿eby
wejæ g³êbiej w wierkowy zagajnik i zebraæ chrust, który wystawa³ ze
niegu. Gdyby mog³a u¿ywaæ no¿a, ciê³aby nieco wierzbowych ga³¹-
zek, bo wierzby ci¹gle jeszcze by³y na tyle bujne, ¿e ich konary ros³y na
wysokoci oczu. Jednak nie dano jej no¿a kolejne utrudnienie zmniej-
szaj¹ce szanse ich przetrwania.
W dali us³ysza³a ujadanie wilka polarnego. Za ni¹, jak gwiazda, któ-
ra spad³a wród lodowych pól, lni³o wiat³o kochera obozowego. By³o
widoczne na ca³e kilometry na tym równym, p³askim terenie.
Chocia¿ gor¹czkowo pragnê³a uciec, wiedzia³a, ¿e gdyby teraz opu-
ci³a grupê, przypieczêtowa³aby tylko swoj¹ zgubê. Wobec tego robi³a,
co jej polecono. Sz³a coraz dalej i dalej od obozu. Gdyby by³a tchórzem,
trzyma³aby siê bli¿ej wiat³a. Znajdowali siê jeszcze zbyt daleko na po-
³udnie, ¿eby natkn¹æ siê na niedwiedzie polarne, ale na obszarach wo-
kó³ Zatoki Hudsona ¿y³y grizzli. Wiedzia³a, ¿e lubi¹ noc¹ buszowaæ po
lasach, ale nie mia³a zamiaru siê baæ. Dla chwili wytchnienia od Hoara
i odpychaj¹cych ludzi, których zabra³ ze sob¹, warto by³o odwa¿yæ siê
zapuciæ dalej, nawet ryzykuj¹c spotkanie z niedwiedziem.
Zatrzyma³a siê i ponownie us³ysza³a odleg³e wycie i skomlenie. Z ja-
kiego powodu zaniepokoi³y j¹ te dwiêki. Wilki polarne nie ha³asuj¹
tak tu¿ przed zmierzchem. Odg³osy te przywodzi³y raczej na myl udo-
mowione psy, które zatrzyma³y siê na noc.
Zrobi³a kilka kroków, szukaj¹c kierunku, z którego dobiega³o skom-
lenie, gdy wtem kto j¹ z³apa³. Jaka rêka zatka³a jej usta.
241
Æ! uspokoi³ j¹ mê¿czyzna.
Ca³a zadr¿a³a. Pozna³a ten g³os, ale w ciemnoci nie mog³a zoba-
czyæ twarzy, któr¹ tak dobrze zna³a.
Przyjecha³e po mnie? Naprawdê? stara³a siê powstrzymaæ ³zy,
które na takim mrozie zamarz³yby i mog³yby uszkodziæ jej oczy.
Chyba ca³e moje ¿ycie goniê za tob¹ odpar³ Magnus, przytula-
j¹c j¹ mocno.
Sp³ynê³a na ni¹ niewypowiedziana ulga. Ju¿ nigdy wiêcej nie wy-
rwie siê z jego ramion Stali przez kilka minut w ciszy objêci w swo-
ich grubych, niezgrabnych futrach z karibu.
Chod. Zjesz co w moim obozie. Dotrzemy do faktorii York za
nieca³y tydzieñ. Tam zaopiekuje siê tob¹ ¿ona agenta.
Magnus zmusi³ siê, by wypuciæ Rachel z objêæ. Wzi¹³ j¹ za rêkê
i poprowadzi³ w przeciwnym kierunku ni¿ obóz Hoara.
Spotkamy ich w faktorii powiedzia³. Wtedy siê na nich ze-
mszczê. Ale najpierw zaopiekujê siê tob¹.
Bez s³owa pozwoli³a mu wsadziæ siê do sañ. Z obozu doskonale
widzia³a p³omieñ kuchenki Edmunda by³ widoczny na wiele kilome-
trów. To dziêki temu Magnus j¹ znalaz³.
Nie mo¿emy ryzykowaæ rozpalenia tu ognia. Ale nieca³e dwa ki-
lometry st¹d jest wzgórze. Tam mo¿emy spokojnie rozbiæ obóz. Przy-
kry³ j¹ skórami z niedwiedzia polarnego i zaprz¹g³ psy.
Ba³am siê, Noelu, ¿e umrê razem z Edmundem wyzna³a niemal
omdla³a z zimna i niewypowiedzianego szczêcia.
Pochyli³ siê nad ni¹ i poca³owa³ gor¹co i g³êboko.
A ja postanowi³em umrzeæ przy twoim boku. Co ty na to?
Mimo odrêtwienia próbowa³a siê rozemiaæ, ale to ju¿ by³ dla niej
zbyt du¿y wysi³ek.
Przyjrza³ siê jej, najwyraniej zaniepokojony jej os³abieniem.
Ona jednak siê nie martwi³a. Przyjecha³ po ni¹. Teraz jest ocalona.
Nic nie mo¿e sprawiæ, by siê podda³a, mo¿e z wyj¹tkiem no¿a przy³o¿o-
nego do gard³a.
Kochasz mnie, Magnus? szepnê³a tak cicho, ¿e by³a pewna, i¿
jej nie us³ysza³. Kiedy nie otrzyma³a odpowiedzi, zaczê³a mówiæ, na wpó³
majacz¹c: Bo ja ciê kocham. Chcia³am zobaczyæ siê z tob¹ o pó³nocy
i b³agaæ ciê, ¿ebymy dalej
Poczu³a sennoæ. Pod grubymi, bia³ymi futrami by³o tak ciep³o
Powieki jej opad³y. Wczeniej jednak us³ysza³a s³owa, które poniós³
pó³nocny wiatr:
Kocham ciê, Rachel. Kocham ciê.
16 Lodowa Panna
242
32
Przystañcie wiêc nad ladami bohaterów.
Uczyñcie ogród poród dzikiego krajobrazu,
gdzie Parry przezwyciê¿y³ mieræ,
a Franklin pad³.
Karol Dickens
R
achel siedzia³a przy piecu w bibliotece faktorii York. W d³oniach trzy-
ma³a miskê gulaszu z karibu. Chocia¿ minê³o ju¿ kilka dni, nadal by³a
apatyczna i s³aba, ale si³y wraca³y jej z ka¿d¹ godzin¹.
Masz jeszcze ochotê na herbatê? A mo¿e zjesz parê placuszków?
Panna MacTavish, starszawa Szkotka przyzwyczajona do trudów
Pó³nocy, przyjrza³a jej siê ¿yczliwie.
Dziecko potrzebuje jedzenia napomnia³a, k³ad¹c jeszcze jeden
placuszek na talerzu Rachel.
Dziewczyna umiechnê³a siê z wdziêcznoci¹. Gdyby nie czu³a opie-
ka panny MacTavish i samego agenta, mog³aby umrzeæ. Drogê do fakto-
rii York pokonali z Magnusem w rekordowym tempie. Jeszcze teraz sta-
wa³ jej przed oczyma widok wynurzaj¹cych siê wród mronych
przestrzeni sk³adów, ich wysokiej kopu³y witaj¹cej ich po tylu trudach
i niewygodach.
Skoro tylko jednak dotarli na miejsce, zaczê³y siê bóle. Potworne
skurcze, które jak stalowe szpony zacisnê³y siê na jej brzuchu. Nie mia³a
w¹tpliwoci, ¿e jest w ci¹¿y, i smutek, ¿e mo¿e utraciæ dziecko Magnu-
sa, by³ niemal niemo¿liwy do udwigniêcia.
Jednak¿e troskliwa opieka panny MacTavish, d³ugi odpoczynek
w ciep³ym ³ó¿ku i dobre jedzenie zrobi³y swoje i do poronienia nie do-
sz³o. Rachel ka¿dej nocy k³ad³a d³oñ na brzuchu, jakby to by³ jej tali-
zman, jakby proby o zdrowie dziecka mog³y mu to zdrowie zapewniæ.
Opanowa³y j¹ jednak lêki i przes¹dy. Znowu wróci³a na Pó³noc. ¯ycie
jest takie kruche, a droga taka niebezpieczna Ciê¿ar spo³eczny nie-
lubnego dziecka tu, na Pó³nocy, nie bêdzie tak du¿y jak w Northwyck.
O zmazie bêdzie mowa dopiero póniej, kiedy wróci na Po³udnie. Na
razie jest wród ludzi, którzy nie rzuc¹ w ni¹ kamieniem, ale pomog¹ jej
utrzymaæ w sobie ¿ycie, którego tak desperacko pragnê³a.
Czy dobrze s³yszê, ¿e szczekaj¹ psy? mruknê³a i zaczê³a wsta-
waæ, ¿eby podejæ do maleñkiego okna.
243
Panna MacTavish ze smutkiem pokrêci³a g³ow¹ i przytrzyma³a j¹ na
fotelu.
Nie wolno ci siê martwiæ. Noel Magnus wróci tak szybko, jak
tylko zdo³a.
Rachel chcia³o siê p³akaæ, ale nie mog³a marnowaæ si³ na ³zy. Gdy
tylko Noel zobaczy³, ¿e ukochana wraca do zdrowia, a jego dziecko po-
zosta³o w jej ³onie, wyruszy³, aby znaleæ Hoara. B³aga³a go i prosi³a,
aby powci¹gn¹³ swój gniew i poczeka³, a¿ wszyscy dotr¹ do faktorii.
Jednak Noel nie móg³ siê doczekaæ, ¿eby wreszcie wymierzyæ sprawie-
dliwoæ. Hoar o ma³o nie odebra³ mu wszystkiego, co ma dla niego war-
toæ, wyjani³, i teraz bêdzie musia³ za to zap³aciæ.
Musisz oderwaæ myli od k³opotów. Nie poczyta³aby czego?
spyta³a panna MacTavish.
Rachel rozejrza³a siê po pokoju. Znajdowa³a siê tu zdumiewaj¹ca
iloæ zastawionych ksi¹¿kami pó³ek. To by³ najbardziej imponuj¹cy zbiór
pierwszych wydañ, pocz¹wszy od Dickensa, skoñczywszy na sir Walte-
rze Scotcie. Od osiemnastego wieku ka¿da ksi¹¿ka, która pojawia³a siê
w osadzie, zostawa³a w bibliotece faktorii York.
Rachel nie mia³a jednak ochoty na czytanie, dopóki nie wróci Ma-
gnus. Nic nie mog³o jej oderwaæ od myli o nim, dopóki panna MacTa-
vish nie zaczê³a trajkotaæ.
A wiesz, ¿e zna³am twojego ojca? zagadnê³a, sadowi¹c siê na-
przeciwko niej na drugim osiemnastowiecznym fotelu w stylu Windso-
rów. Wiêcej, kiedy ostatni raz odwiedza³ York, mowa by³a nawet o za-
rêczynach Teraz nie jestem pewna, czy sprawy zasz³y a¿ tak daleko.
On wróci³ na Herschel, a ja odjecha³am nad Czerwon¹ Rzekê, ¿eby tam
uczyæ, ale zawsze mia³am nadziejê, ¿e wróci umiechnê³a siê do Ra-
chel. Wybacz mi. Nie chcia³am uchybiæ twojej matce Zawsze mia-
³am s³aboæ do twojego ojca, a teraz, kiedy odszed³ i zosta³ pochowany,
nie s¹dzê, ¿ebym kogo urazi³a, opowiadaj¹c ci o tym.
Nie mia³am o tym pojêcia Rachel uwa¿nie wpatrywa³a siê w roz-
mówczyniê. Zawsze bêdzie j¹ kocha³a za dobroæ, jak¹ jej okaza³a
Mylê jednak, ¿e by³aby pani dla niego dobr¹ ¿on¹. Wygl¹da na to, ¿e
w³anie uratowa³a pani jego wnuka, wiêc chyba uznam pani¹ za moj¹
rodzinê, nawet jeli nie polubi³a pani mojego ojca.
Och, jaka ty jeste kochana, moja droga kobiecie zakrêci³y siê
³zy w oczach. Nie mam ¿adnych prawdziwych pami¹tek po twoim ojcu.
Tylko ten list Franklina, który trzymamy w bibliotece. Ale przeczyta³am
go w ca³oci, ka¿d¹ linijkê, tylko dlatego, ¿e wiem, i¿ twój ojciec zrobi³
to samo.
244
List Franklina? powtórzy³a zdumiona Rachel.
Tak. Chcia³aby go zobaczyæ? Twój ojciec powiedzia³, ¿e nie jest
mu do niczego potrzebny, a agent Hargrave, który tu wtedy urzêdowa³,
postanowi³ przechowaæ go w bibliotece.
Mogê go zobaczyæ? wykrztusi³a z trudem Rachel.
Oczywicie panna MacTavish wsta³a i podesz³a do pó³ki zawa-
lonej ró¿nymi ksi¹¿kami. Spomiêdzy stron Piek³a Dantego wyci¹gnê³a
po¿ó³k³y kawa³ek papieru i wrêczy³a go Rachel.
Powiedzia³, ¿e znalaz³ go w czasie polowania na renifery. Le¿a³
przygnieciony kamieniami.
Z sercem bij¹cym jak szalone Rachel przeczyta³a kilka zdañ, napisa-
nych wyd³u¿onym, s³abym pismem:
Marzec, 1847
Kierujê siê na pó³noc, ¿eby znaleæ HMS Terror. Zostawiam Czarne Ser-
ce, ¿eby wiêcej nie przeladowa³a mnie jego kl¹twa
sir John Franklin
Opuci³a d³oñ z listem, uspokojona nowinami. Jej ojciec znalaz³ opal
i zapiski pod kopcem na nizinach, ale nigdy nie znajd¹ koci Franklina
w pobli¿u faktorii York. Franklin krêci³ siê tu w pobli¿u, potem jednak
ruszy³ na pó³noc. I jego szcz¹tki s¹ gdzie tam, w rozleg³ej tundrze. Praw-
dopodobnie jeszcze przez dziesi¹tki lat nikt ich nie znajdzie.
To niesamowite, jak d³ugo ten cz³owiek wêdrowa³ i jak daleko
zaszed³. Panna MacTavish nala³a sobie i towarzyszce po fili¿ance her-
baty ze srebrnego samowara Hargraveów.
Rachel powoli s¹czy³a napój, zadowolona z tego, ¿e czêæ zagadki
rozwi¹zano. Kiedy jednak jej myli znów powêdrowa³y do Noela, za-
pragnê³a z ca³ego serca, by ju¿ wróci³. Ta ziemia zabra³a Franklina, a Ma-
gnus te¿ by³ miertelnikiem.
Noel wjecha³ do obozu bez lêku. Nikt siê nie rusza³, chocia¿ s³oñce
wieci³o ju¿ nisko nad horyzontem. Skórzane namioty ci¹gle sta³y po-
ród niegu. W powietrzu unosi³ siê odór palonego ³ajna. Wiatr usta³,
jakby chcia³ uszanowaæ zmar³ych.
Magnus wysiad³ z sañ. Kopce niegu o¿ywi³y siê psy ostatkiem si³
dwignê³y siê, ¿eby zobaczyæ, kto przyby³. Przywi¹za³ je do swoich sañ
i rzuci³ im trochê zamro¿onych pstr¹gów. Wiêkszoæ z nich nie dotar³aby
245
do faktorii York, ale dziêki grubej sierci zdo³a³y przetrwaæ dot¹d dni
mrozu i g³odu.
Unosi³ p³achty kolejnych namiotów. Wewn¹trz jedne obok drugich
le¿a³y skulone, zamarzniête cia³a o bia³ych twarzach i zamkniêtych
oczach. Mê¿czyni gromadzili siê wokó³ kochera, który grza³, dopóki
nie skoñczy³o siê paliwo. Nie mieli drewna na opa³, wiêc pos³u¿yli siê
³ajnem, a¿ i jego zabrak³o. Wiatr szybko odebra³ im resztki ¿ycia, nie
pozostawiaj¹c energii, która pozwoli³aby utrzymaæ ciep³o.
W ostatnim namiocie znalaz³ Hoara.
Pochyli³ siê nad nim zdziwiony. Jeszcze ¿y³. Patrzy³ na niego. Jego
twarz pokrywa³ szron.
Przyby³e po mnie, Magnus wybe³kota³ z trudem.
Magnus patrzy³. Nienawiæ na jego twarzy zamieni³a siê w litoæ.
Twoja obsesja na punkcie Franklina doprowadzi³a ciê do takiego
samego koñca.
Zabierz mnie ze sob¹. Dam radê b³aga³ Edmund.
Magnus zacisn¹³ zêby.
Ty nie okaza³by mi takiego mi³osierdzia. Ani mojej ¿onie.
Zabierz mnie zabierz mnie prosi³ Hoar. Próbowa³ chwyciæ
rêce Magnusa d³oñmi, z których zosta³y ju¿ tylko poczernia³e kikuty
palców. Jednak ten wysi³ek kosztowa³ go resztki ¿ycia. Umar³, zaciska-
j¹c d³onie na rêce Magnusa, z oczami szeroko otwartymi z przera¿enia,
gdy ujrza³ swego Stwórcê.
246
Epilog
W
czasie uroczystoci Rachel trzyma³a na rêkach ciê¿kiego, ha³ali-
wego synka. G³ówny kustosz nowojorskiego muzeum umieci³ opal
w czarnej aksamitnej kasetce owietlanej przez ca³y czas gazowymi lam-
pami. Umieszczona poni¿ej plakietka obwieszcza³a w prostych s³owach:
CZARNE SERCE
D
AR
PAÑSTWA
M
AGNUSÓW
Kapitan Leopold MClintock wrêczy³ Magnusowi klucz do kasetki,
który zamkn¹³ j¹ i poda³ kluczyk ma³emu Noelowi. Dziecko zuchwale
rzuci³o kluczyk na pod³ogê. Wszyscy siê rozemiali. Clare podnios³a now¹
zabawkê ma³ego braciszka.
Co za dzieñ! wykrzyknê³a Rachel, gdy Noel obj¹³ j¹, patrz¹c na
ich darowiznê.
Byli w domu od niespe³na miesi¹ca. Ze wzglêdu na zdrowie w³asne
i dziecka Rachel urodzi³a je w faktorii York. Teraz ch³opczyk mia³ ju¿
pó³ roku i wyci¹ga³ r¹czki do wszystkiego, a zw³aszcza do swojego bra-
ta Tommyego i siostrzyczki Clare.
To nie by³ huczny lub. Zaledwie przybyli do Northwyck, Noel we-
zwa³ pastora. Pojechali do piêtrz¹cych siê ruin dawnej rodzinnej kapli-
cy, gdzie Magnus lubowa³ ca³kowite oddanie Rachel. Jako ¿e ceremo-
nia by³a opóniona, uczestniczy³o w niej tylko kilkoro goci. Jedynie
Betsy, Nathan, Tommy i Clare byli ich wiadkami. Pastor dosta³ tyle z³ota,
247
¿e zgodzi³ siê nawet na zmianê daty lubu, tak aby zgadza³a siê z wie-
kiem starszych dzieci.
Teraz wiêc cudem stali siê rodzin¹.
Magnus nie chcia³ mówiæ o Hoarze ani o stanie, w jakim go znalaz³.
Jednak¿e niektórych duchów nie nale¿y o¿ywiaæ i Rachel powstrzyma³a
siê od pytañ.
W muzeum, chocia¿ ca³y budynek wype³nia³y t³umy widzów i wa¿-
nych osobistoci, Rachel mia³a wra¿enie, jak gdyby znaleli siê tam zu-
pe³nie sami. Noel popatrzy³ na ni¹ czule i nagle wszyscy zniknêli zo-
sta³a tylko jej mi³oæ do niego i jego do niej. Tyle razem przetrwali
A teraz pozostan¹ razem ju¿ na zawsze.
Kocham ciê szepn¹³ Noel z umiechem.
Niemowlê wyci¹gnê³o r¹czki do taty. Magnus wzi¹³ synka na rêce.
Tommy i Clare stali z boku w towarzystwie s³ynnego kapitana
MClintocka. Kapitan opowiada³ w³anie, jak odnalaz³ zaginion¹ ekspe-
dycjê Franklina na Wyspie Króla Williama, gdy ich rodzice zimowali
w faktorii York.
Rachel zwróci³a siê ku mê¿owi, patrz¹cemu na MClintocka i dzie-
ci. Dotknê³a jego ramienia.
Jeste zawiedziony, ¿e to nie ty znalaz³e Franklina? zapyta³a
cicho. Powiedz prawdê.
Poca³owa³ j¹ mia³o i otwarcie na oczach t³umu zwiedzaj¹cych.
Nie przejmuj¹c siê, czy to stosowne, czy nie, przytuli³ mocno j¹ i ma-
³ego synka.
Zamiast koci martwego cz³owieka znalaz³em ¿ycie. Nie móg³-
bym prosiæ o wiêcej.