1Michele Bardsley Zimowy sen


Michele Bardsley
Zimowy sen
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Lilly Tremont utknęła w zaspie śnie\nej.
- Nienawidzę Oklahomy zimą - marudziła. Właściwie to nienawidziła Oklahomy
przez cały rok. Jedynym powodem, dla którego przebywała samotnie na drodze
jednokierunkowej był fakt, \e babcia zostawiła jej farmę.
Có\, co to było - stary dom, rozpadająca się stodoła, połamane ogrodzenie. Nic tam nie
uprawiano, nikt tam nie mieszkał przynajmniej przez dziesięć lat. Jej babcia wyjechała na
Florydę i zamierzała spędzić swoje stare lata wygrzewając się na pla\y.
Lilly pojechała na Wschodnie Wybrze\e i otworzyła galerię w San Francisco. Jej
portrety i rzezby natychmiastowo stały się hitem, co było dobre, bo \ycie w San Francisco
było oburzająco drogie.
Miała nadzieję, \e nie zobaczy ponownie Oklahomy.
Potem babcia umarła zostawiając jej tę głupia farmę i teraz była tu, przebijając się przez
śnie\yce, jadąc wypo\yczonym samochodem. Có\, wjechanie do rowu wstrzymało jej dalszą
wycieczkę.
Jej komórka była bezu\yteczna. Mo\e nie było zasięgu w tej części Oklahomy lub te\
pogoda zakłóciła sygnał. Pragnęła mieć dodatkowe opcje, oferowane w dro\szych ofertach.
Tu masz swoją oszczędność, Lilly.
Pozostała w aucie, poniewa\ nie pamiętała czy zostawienie go będzie dobrym czy złym
posunięciem. Ostatecznie czy pozostając w samochodzie nie mogła umrzeć od zatrucia
czadem? Du\a ró\nica, jeśli miałaby zamarznąć na śmierć. W sumie gdyby umarła z powodu
tlenku węgla byłoby jej ciepło.
Lilly wyjrzała przez okno, widziała jedynie śnieg. Wycieraczki oczyściły przednią
szybę. Wokoło nie było \adnego domostwa. Była zaledwie kilka mil od celu. Miała się
jedynie upewnić, \e woda, gaz i prąd, wszystko jest sprawne.
Ostatecznie, załatwienie wszystkich spraw miało zająć kilka tygodni, przygotowanie
posiadłości do aukcji.
Farma nie mogła być daleko.
Zało\yła sweter, d\insy, długie buty, kurtkę z podszywanym kapturem, rękawiczki.
Ściągnęła torebkę z tylniego siedzenia. Wyjęła z niej szalik i owinęła wokół szyi, opatulając
twarz.
Chwilę pózniej pracowała nad otwarciem drzwi. W momencie, kiedy to zrobiła otoczył
ją śnieg. Powietrze prawie zamroziło jej płuca. Wyślizgnęła się na zewnątrz, zapadła się a\ po
same łydki w śniegu. Okropność. Jej d\insy i buty były przemoczone.
- Niech to szlak! - Wiatr zagłuszył jej skargę. Nie wa\ne. Podjęła ju\ działania i miała
plan. Zatrzasnęła drzwi, zarzuciła torebeczkę na ramię i wyszła z rowu.
2
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Cholera. W którą stronę pędzi droga i gdzie jest cokolwiek? W końcu obierając jej
zdaniem odpowiedni kierunek, wmaszerowała prosto w rozszalały śnieg. Zaczęła szczękać
zębami. Nie musiała długo iść, aby stwierdzić, \e farma nie jest tak blisko jak to sobie
wymarzyła. Więc, obróciła się i skierowała z powrotem do samochodu.
Po kilku minutach, zauwa\yła, \e teraz niebieski pojazd nie był widoczny, jedynie jego
tył wystawał spod pokrywy śnie\nej. Serce Lilly zamieniło się w supeł. Na twarzy czuła ostre
powietrze, nawet na tej części, którą pokrywał szalik. Miała dreszcze, była przemoczona i zła.
Psia kość! Dlaczego opuściła samochód? Zauwa\yła jaka głupia była, kiedy zaniedbała jego
ubezpieczenie. Śnie\yca się wzmogła.
Lilly rozwa\yła jakie ma mo\liwości:
A. Iść bezcelowo przed siebie a\ nadejdzie śmierć.
B. Zbudować igloo.
C. Próbować znalezć farmę. Znowu.
Skoro umieranie nie miało \adnego uroku, jednocześnie nie posiadała umiejętności
niezbędnych do budowy igloo, powróciła do poszukiwań farmy. Mo\e i śnieg mógł pokryć
sedana, ale nie cały dom.
Odwróciła się i zwiększyła tempo.
Burza nieubłaganie rzucała nią naokoło. Zdrętwiały jej nogi. Brwi pokryły się szronem.
Cała dr\ała. Czuła się jak lód próbujący uciec z zamra\alnika. Na duchu podtrzymywała ją
wizja kubka gorącej czekolady i grzania się przy kominku. Jej kolana osłabły i poczuła jak
upada na skutą lodem ziemię. Było jej tak zimno. Była wyczerpana. Co mogłoby się stać, jeśli
odpocznie przez chwilę?
Lilly zamknęła oczy.
* * *
- Jest śliczna - powiedział męski głos, gładki jak roztapiająca się czekolada.
- Tak - zgodził się inny mę\czyzna. Jego głos był ochrypnięty w dość seksowny
sposób. - Dobrze, \e ją uratowaliśmy.
Lilly z trudem otworzyła oczy. Uświadomiła sobie dwie rzeczy: była naga, a jej kostki i
nadgarstki zostały przywiązane do jakiegoś cię\kiego, płaskiego przedmiotu.
- Czy ja śnię? - zakrakała.
- A chciałabyś? - zapytał pierwszy mę\czyzna. Uklęknął i spojrzał na nią. Jego oczy
były jasnoniebieskie, tego samego koloru co skóra. Jego włosy były białe i
naje\one. Tak\e był nagi. Zauwa\yła to, poniewa\ jego du\y członek trącił jej
ramię.
- Jestem Flake - wyjaśnił. - Miło mi cię poznać.
- Uh& tak. Mi tak samo. - Próbowała się uśmiechnąć, ale sie poddała. - Co się
dzieje? - Nie brzmiała na przera\oną. Dobrze. Tak długo jak utrzyma chłodną
postawę (ha ha!), wszystko będzie w porządku.
3
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Zobaczyła drugą twarz. Oczy tego mężczyzny lśniły jak diamenty, a jego skóra była
biała jak& có\, śnieg. Jego włosy były niebieskie i naje\one. - Cześć - powiedział - jestem
Frost.
- Chwila. Frost i Flake? - Histeria wkradła się w jej rozbawienie. - śartujecie, tak?
- Patrzyła to na jednego to na drugiego. - Oh, rozumiem. Jesteście podró\nymi
artystami.
- Nie - pozwiedzał Frost. - Jesteśmy śnie\nymi facetami.
- To my wytwarzamy śnieg - wyjaśnił Flake. - Znalezliśmy cię i zatrzymaliśmy.
- Uratowaliśmy - poprawił Frost.
- Tak. Uratowaliśmy cię - potaknął Flake
- Czy na waszej planecie istnieje inna definicja   uratowania  ? - zapytała grzecznie.
- Poniewa\ na Ziemi nie zdzieramy z poszkodowanego ubrań i nie wią\emy go.
- Dlaczego nie? - zapytał Flake. - Uratowaliśmy cię. I chcemy się zabawić. Gramy
fair play.
- Chciał powiedzieć - powiedział Frost, patrząc na przyjaciela - \e jesteś urocza. A
my nie mięliśmy kobiecego towarzysza przez bardzo długi okres czasu.
- Có\, chyba śnię. - W przeciwnym razie musiałaby stwierdzić, \e stała się więzniem
dwóch facetów, którzy uratowali ją przed zamarznięciem, więc mogli sie teraz z nią
zabawić.
Kiedy podchwyciła ten pomysł, rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie wyglądało jakby
było zrobione z lodu, ale nie było tam zimno. Jedynym obiektem w pokoju, pomijając ich
troje, był pień, do którego została przywiązana, który tak\e wyglądał jakby został wygrzebany
spod śniegu. Sznur lśnił jak kryształ. Potrzasnęła nim na próbę. Więzy nie otarły jej skóry, ale
nie dawały jej du\ej swobody ruchu.
Czy nie był to sen lub halucynacja? Mo\e nie \yła. Serce zakołatało w jej piersi, kiedy
ponownie zlustrowała pokój. Nie pasował do \adnego opisu Krainy Umarłych, jakie znała.
Było tam tak\e zbyt du\o lodu na piekło, chyba, \e ta kraina także zamarzała. Mo\e były to
otchłanie czyśćca? Nie. Papie\ głosił, \e nie istnieją.
- Czy to& niebo? - zapytała.
- Mo\e być - powiedział Frost z nikczemnym uśmiechem - je\eli cię dotkniemy.
- I je\eli ty będziesz dotykać nas - dodał Flake z uroczym błyskiem w oku. Lilly nie
pamiętała, kiedy ostatni raz uprawiała seks. Có\, dobry seks. Jej poprzedni
kochanek twierdził, \e gra wstępna to termin golfowy.
- Prezentacja jest częścią naszych usług - powiedział Frost. - Dobrze mówię, Flake?
- Oczywiście! - Flake przyklęknął i dmuchnął na jej brodawkę. Podmuch zimnego
powietrza podra\nił jego szczyt. Frost zajął się jej prawym sutkiem, wykonując ten
sam manewr. Potem zrobili to razem.
Hola. Nie, jest zle. Bardzo zle.
- Nie wygląda na przekonaną - powiedział Flake, studiując wyraz jej twarzy. Lilly
spojrzała w jego oczy i próbowała udać, \e nie jest zadowolona ich malutkim
pokazem. Có\, byli słodziutcy, nawet jeśli byli dziwakami, którzy malowali swoje
ciała i porywali uwięzione pod śniegiem kobiety.
- Spróbujmy jeszcze raz - powiedział Frost. Poło\ył swój niezwykle zimne palce na
obu naprę\onych sutkach. Dookoła nich pojawił się lód. Co do cholery&
4
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Frost i Flake uklękli zawzięcie pracując wokoło lodu, atakując ją zimnem i gorącem,
dopóki ostatecznie na jej ciele nie było niczego więcej oprócz szorstkich, niebieskich
języczków.
Została pobudzona. Powstrzymała krzyk. Cokolwiek by nie robiła, nie mogła
powstrzymać swojej kobiecości przed zaciśnięciem się lub zapobiec wydzieleniu się
kremowego płynu zwil\ającego wewnętrzną stronę jej ud.
- Patrz - zapiał Frost. Uszczypnął jej sutek pokazując Flake oczywiste dowody jej
podniecenia. - Podoba jej się nasz dotyk.
Flake spojrzał jej głęboko w oczy. - Chcesz nas? - zapytał podekscytowany. - Proszę?
Oh, Bo\e. Zaczynała tracić zdrowy rozsądek. Podobało jej się to, co robili. Polubiła ich.
Sen, iluzja czy śmierć... hm, czy to wa\ne?
- Dobrze - powiedziała. - Jestem do waszej dyspozycji.
Ostatecznie mogę się jedynie obudzić, psychotropy mogą przestać działać, lub
przybędzie Święty Piotr.
Flake przypieczętował jej kapitulację pocałunkiem. Był w tym całkiem niezły, skubał
jej wargi, głęboko wdarł się w jej usta oczekując reakcji. Potem się cofnął, tylko trochę, jego
oddech muskał jej nabrzmiałe wargi. Droczył się z nią przez kilka sekund pozostawiając ją
samotnie, po czym powrócił li\ąc, smakując i pochłaniając.
Ręce Frosta tak\e były zajęte. Ponownie bawił się jej brodawkami. Kiedy Flake całował
ją bez opamiętania, Frost na przemian zamra\ał jej obolałe sutki i zlizywał lód, dopóki jej
brodawki nie zaczęły pulsować z przyjemności.
- Moja kolej, aby ją pocałować - powiedział Frost.
Flake ustąpił. Odsunął się, pozwalając Frostowi pochylić się i zając jej ustami. Poło\ył
swoje wargi na jej i wtargną językiem do środka. Nie zajmował się niczym więcej. Pogłębił
pocałunek, a jego język splątał się z jej. Oh. Oh. Oh.
Jej ciało zwiotczało.
Ręce Flake a przesuwały się po jej ciele. Rozpoczął swoje badania od brzucha,
przesuwając dłonie na jej biodra, wzdłu\ ud i łydek. Czuła przyjemne mrowienie, w ka\dym
miejscu, które pieścił. Jej serce dziko zabiło. Jej wagina pulsowała z potrzeby. Jej ciało
bolało, potrzebowało& pragnęło.
Flake przestał ją dotykać i zapłakała z rozczarowania. Frost zostawił w spokoju jej usta.
- Rozwią\cie mnie - błagała. - Powiedzieliście, \e mogę was dotknąć.
Frost i Flake wymienili spojrzenia. - Jeszcze nie - powiedzieli równocześnie. Ich
uśmiech obiecywał cuda.
5
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Czuła narastającą \ądzę.
Stanęli po jej obu bokach. Ich długie palce utworzyły lód. Udekorowali ją tymi
chłodnymi ozdóbkami, o ró\nych kształtach, powodując dr\enie jej ciała wydobywające z
niej dzikość. Frost i Flake torturowali ją dopóki nie zaczęła dyszeć, wiercić się i krzyczeć.
Ciągle jednak nie rozwiązali więzów.
Kiedy poło\yła się na śnie\nym ołtarzu, jako ich świętość, zobaczyła jak Frost unosi
dłonie. Biel zabłysła pomiędzy jego palcami. Nadawał kształt swojemu tworowi dopóki ten
go nie usatysfakcjonował, potem jej go pokazał.
Lodowe dildo.
- Ju\ jest taka ciepła - powiedział Flake chichocząc - mo\e to stopić.
- Dowiedzmy się. - Frost dotknął okrągłym końcem sromu. Stęknęła. Jej ciało
zadr\ało, kiedy przeciągnął zabawką po jej mokrej łechtaczce.
Lilly zassała powietrze. Wra\enie zimna, które męczyło ją było niemo\liwe, ale nic nie
mogła przyrównać do lodowego dildo przesuwającego się po jej kobiecości. Powoli, Frost
wsunął w nią lód, na całą długość.
- Oh, łał - wyjąkała. Spojrzała prosto w diamentowe oczy Frosta. - Co jeszcze
mo\ecie zrobić?
Odpowiedzią były posuwiste ruchy przedmiotem. Nie mogła powstrzymać samoistnych
pchnięć biodrami. Oh, Bo\e. Jak mogła nie kochać śniegu i tych wszystkich zabawek?
Woda zmieszała się z jej własnymi sokami i wylała na zewnątrz. Dildo stopiło się zbyt
szybko, aby mogła zaznać spełnienia. Spojrzała na Flake a, któremu pokaz podobał się tak
bardzo jakby sam się wewnątrz nie poruszał.
- Chcę was posmakować - powiedziała. Obróciła głowę, próbując pochwycić członek,
który był kilka cali od niej.
Flake pomógł jej. Wsunął czubek swojego penisa do jej ust. Polizała jego główkę,
smakując krystalicznej, błękitnej wydzieliny. Mniam. Był gruby, słodki i zimny. Jak lodowy
sopel. Ssała całą jego długość, wsuwając ją do ust na tyle na ile dała radę. Dzwięk, który
wydobył się z jego gardła był najdziwniejszym okrzykiem, jaki kiedykolwiek słyszała.
- Uwolnijcie mnie - za\ądała ochryple. - Potem pieprzcie.
- Podoba mi się ten pomysł - powiedział Flake.
- Mnie te\ - zgodził się Frost. Strząsnął to, co pozostało z lodowego dildo na podłogę.
Poluznił więzy na jej kostkach, a Flake zdjął sznury z jej nadgarstków. Kiedy w końcu
się uwolniła złapała Flake a - był bli\ej - i poło\yła się na nim. Otarła się o niego piersiami i
chwyciła w dłoń jego penisa. Jego skóra była jedwabiście gładka, prawie jak szkło, pragnęła
aby znalazł się wewnątrz niej.
6
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
Flake popchnął ją na pień, trzymał ją blisko siebie kontynuując szalony pocałunek i
ocieranie się o kobiece ciało. Ooooooh, kochany.
Frost tak\e chciał wziąć w tym udział.
Otarł się o jej tyłek, przesuwając paznokciami po jej ciele. Poddała się tej delikatnej
przemocy. Oderwał ją od Flake a i zagarnął jej usta do pocałunku. Przywarła do niego i
odpowiedział na pieszczoty. Dotykała go wszędzie, atłasowa skóra była tak zmysłowo śliska
pod jej niecierpliwymi dłońmi. W końcu dotknęła jego członka, był du\y i gruby tak samo jak
Flake a.
Flake przywar do jej pleców, jego męskość ślizgała się po jej pośladkach. Przyrodzenie
Frost a zaatakowało jej mokrą muszelkę, ocierając się o wra\liwą perełkę. Jej ciało szalało z
potrzeby. Tortura była zbyt wielka. Pragnęła ich. Teraz.
- Proszę - błagała. - Pieprzcie mnie.
Frost uniósł ją, tak, \e mogła owinąć nogi dookoła jego pasa. Nakierował swojego
penisa na jej wejście. Był tak du\y, \e musiał ją trochę rozciągnąć, co trochę zabolało.
Czubek jego męskości przesunął się po jej sromie.
Lilly zadr\ał z powodu narastających w niej emocji.
A mę\czyzna jeszcze się nawet nie poruszył. Nie, jego ręce znajdowały się na jej
pośladkach, otwierając ją na Flake a. Czuła śliski \el - oczywiście zimny - wypełniający jej
odbyt. Potem wsunęły się w nią palce Flake a, otwierając ją szerzej i przygotowując na
przyjęcie jego członka.
Nie była pewna czy jest w stanie mieć w sobie ich obu. Jej serce przyspieszyło, ciało
dr\ało, zacisnęła mięśnie na przyrodzeniu Frosta. Nie potrzeba było wiele, aby przenieść ją
ponad krawędz, i pieprzyć to, chciała być całkiem wypełniona.
Flake wsunął czubek swojego penisa do jej tyłka. Przylgnęła do Frosta, rozkosz
wynagrodziła dyskomfort. Flake wsunął się w jej dr\ący tyłek a\ po rękojeść. Rozkoszowała
się tym, przyjemnością bycia wypełnioną przez dwoje mę\czyzn, ciesząc się sensacją
wstrząsającą nią od wnętrza.
Potem Frost poruszył się w jej pochwie.
A Flake zagłębił się w jej tyłku.
Osiągnęli rytm, który pozbawił ją oddechu. Cię\ko było jej się utrzymać, kiedy uderzali
w nią z obu stron dą\ąc do przyjemności. Pot spływał po jej skórze, choć mę\czyzni nadal nie
byli wilgotni. Ale tak\e dyszeli i jęczeli chcąc tego samego.
- Oh, Bo\e! - Lilly implodowała. Straciła dech. Cholerne zmysły. Przyjemność
rozerwała ją na strzępy, jasna, gorąca i spełniona. A kiedy płonęła, jej kochankowie
odnalezli własny szczyt. Ich sperma wypełniła jej tyłek i pochwę. Była dziwnie
zimna i lepka, ale jej mięśnie zacisnęły się mocno na ich członkach, dojąc ich
dopóki nie wydali ostatniej kropli. Mę\czyzni upadli do jej stóp.
7
Michele Bardsley Zimowy sen Tłum. sshakes
* * *
Puk. Puk. Puk.
Lilly otworzyła oczy. Siedziała w swoim samochodzie, całkiem ubrana. Było jej ciepło,
pomimo, \e w samochodzie nikt nie nagrzał. Co jej się przydarzyło? Myśl o Frostcie i Flake u
przemknęła przez jej umysł. To naprawdę był sen. Lub śnie\na halucynacja. Ogarnęło ją silne
rozczarowanie.
- Proszę pani?
Zamrugała i odwróciła głowę. Jakiś mę\czyzna stał przy oknie, zaglądał do środka.
Miał na sobie płaszcz i czerwoną czapkę. Po kosmykach wystających spod okrycia mogła
stwierdzić, \e był blondynem. Jego oczy były jasnoniebieskie. Znajomo niebieskie.
- Wszystko w porządku? - zapytał. Kiwnęła głową. - Potrzebuje pani pomocy?
- Ponownie potaknęła. - Mo\e, jeśli wysiądzie pani z samochodu, będę mógł
odholować go na cię\arówkę i wyciągnąć z rowu.
Oh. W porządku. Cofnął się, a ona otworzyła drzwi. Wychodząc upadła na śnieg.
Zachichotał i chwycił ją w ramiona z łatwością nakierowując ją na skraj nasypu. Postawił ją
na ulicy, ale wyglądało jakby uwalniał ją niechętnie.
- Jestem Frank Frost - powiedział.
- Flake? - zapytała, jej serce niebezpiecznie przyspieszyło. - Frost?
Uniósł swoje blond brwi. Jego oczy były jasnoniebieskie. - Frank Frost.
Czując się jak idiotka wyciągnęła w jego kierunku rękę. - Lilly Tremont.
- Bardzo się cieszę - powiedział Frank ściskając jej dłoń. - Pewnie pański mą\ umiera
ze strachu.
- Nie jestem mę\atką. A ty masz \onę?
- Nie. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Moja farma znajduje się obok tej nale\ącej
do twojej babci. - Spojrzał na samochód i z powrotem na nią. - Miałaś szczęście.
Ostatniej nocy był straszny sztorm.
- Tak - powiedziała Lilly. - Wiem.
Frank zaczął wyciągać jej wypo\yczony samochód, a ona patrzyła na śnieg,
podziwiając lód błyszczący w promieniach słońca jak diament. Wiecie, śnieg nie jest
nieprzyjemny. Zlustrowała Franka od stóp do głów. Ten mę\czyzna potrafił dostatecznie
wypełnić parę d\insów. Myśląc chwilę stwierdziła, \e Oklahoma wcale nie jest taka zła.
8


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ZIMOWY SEN KUBUSIA PUCHATKA treść bajki
sen filipa cwiczenie 3
Zimowym rankiem w Edo pamięci 47 roninów
Sen Wielofazowy Czyli Jak Spać 2h Dziennie I Nie Umrzeć EKSPERYMENT
SS Świadomy Sen Krótki opis, techniki
=== WIERSZYKI OKOLICZNOSCIOWE === Nieraz, gdy sen
SEN I CZUWANIE
PŁYN ZIMOWY

więcej podobnych podstron