2 FF, FR i 4WD


2.,, FF, FR i 4WDłł

- CA18DETT, jeden i osiem dziesiątych litra pojemności, oryginalna turbina Garret T25, świeżo wymieniona. Mocy pod dostatkiem, 169 koni, no i napęd na tył - to chyba marzenie ludzi w pana wieku
zachwalał właściciel srebrnego Nissana 200SX. Wóz rzeczywiście prezentował się doskonale. Utrzymany w stylu JDM: czarna maska ałla carbon, czarne felgi no i znakomitej jakości kierownica OZ Racing. We wnętrzu królował szary welur, a deska rozdzielcza nie robiła większego wrażenia - ot kilka zwykłych przycisków i dźwigni
ale to były szczegóły. Przed Robertem stał jeden z lepszych przedstawicieli sportowych pojazdów tylnonapędowych. Szukał wozu do wyścigów górskich, i chyba właśnie go znalazł. Z taką maszyną, wręcz stworzoną do driftingu, mógł już myśleć o nocnych pojedynkach. I wyrywaniu lasek.
- Ile za niego?
zapytał, udając znudzenie. Długo oszczędzał na pierwszy samochód, chwytając się wielu wakacyjnych robót. Dziadkowie się dorzucili, a i ojciec trochę sypnął groszem, więc dysponował czternastoma tysiącami
- Sporo zainwestowałem w ten pojazd, używałem najlepszych części
- Do rzeczy, ile pan chce? - najważniejsze w negocjacjach było okazanie znudzenia.
- Trzynaście tysięcy.
- Mogę dać panu jedenaście, to przecież rocznik 1990 na allegro takie są warte maksimum dziesięć - ukazywanie wad towaru, choćby i dla kupującego nieistotnych, też było dobrą taktyką.
- No to dwanaście tysięcy.
- Jedenaście i pół. To moje ostatnie słowo.
powiedział pewnie Robert. Właściciel zawahał się na chwilę. Spojrzał na auto i westchnął ciężko.
- Niech stracę, jest pański. Ale rozstaję się z nim z wielkim żalem...
Robert dopełnił formalności, odebrał komplet kluczyków i dokumenty wozu. Stał się właśnie właścicielem 169-cio konnego FR, kultowego wręcz driftowozu. Przekręcił klucz w stacyjce, a silnik obudził się z miłym dla ucha, basowym warczeniem. Wrzucił bieg i wyjechał na drogę. Ostatni tydzień wakacji planował poświęcić na opanowanie tej maszyny. Jego marzenie o zostaniu ścigantem zaczynało się właśnie spełniać...

Jacek spoglądał na stojącego przed nim Civica. Na pozór, od każdej innej Hondy Civic Sedan, odróżniały go tylko piętnastocalowe felgi firmy Ronal. Uważniejszy obserwator mógł na czarnym lakierze dojrzeć ziarna brokatu, dające ciekawy efekt błysku. Jednak prawdziwa rewolucja kryła się pod maską. Filtry stożkowe renomowanego K&N, wałki rozrządu z najpotężniejszej wersji Hondy Type R, wyścigowe sprzęgło, nowiuśki sportowy tłumik Mugena wraz z układem dolotowym AEM i wydechem kwasowym, ogromne hamulce ATE, obniżone o trzy centymetry zawieszenie Bilsten
w pojazd władowane było mnóstwo pieniędzy, ale efekt był niesamowity.
- Ile to ma koni?
zapytał.
- Mierzony ostatnio na hamowni miał 185 kucyków, i 6,5 sekundy do setki. Jak pan jest zainteresowany, to możemy się przejechać
Jacek zdecydowanie był zainteresowany. Otworzył drzwi od strony kierowcy i stanął jak wryty.
- Skóra była szyta na specjalne zamówienie
powiedział właściciel, zadowolony z efektu, jaki czarno-czerwone wnętrze wywołało na kupującym. Rzeczywiście
wysokogatunkowa skóra robiła wrażenie.
Jacek wymościł się w fotelu kierowcy i odpalił silnik. Zmieniony układ wydechowy sprawił, że ostry, świdrujący dźwięk był pieśnią dla uszu każdego fana motoryzacji.
- Silnik ma jeden i sześć dziesiątych litra pojemności
mówił właściciel, gdy wyjeżdżali na drogę
ale moc aż czuć, nie?
Jacek poczuł moc tego auta, gdy docisnął gaz do oporu, a przyśpieszenie wbiło go w fotel. Nim się obejrzał, sunął już prawie osiemdziesiątką (w terenie zabudowanym, ale na to nawet nie zwrócił uwagi). Raptem światło na skrzyżowaniu zmieniło się na czerwone. Wdusił hamulec, a wóz zatrzymał się praktycznie w miejscu.
- Wow - powiedział cicho.
- Chcę za niego dwanaście tysięcy
obecny właściciel uznał, że to najlepszy moment.
- Zgoda.
Jacek nawet nie miał ochoty negocjować. Wóz był wart tej ceny. Oszczędności życia i fundusze z kilku lat pracy wakacyjnej pozwalały mu na taki wydatek. Naprawdę dobry wydatek.
Końcówka wakacji zapowiadała się więc bardzo ciekawie

Subaru Impreza, dwulitrowy bokser o mocy 135 koni. No i stały napęd na cztery koła. Śnieg, deszcz czy lód mu niestraszne
zachwalał właściciel komisu. Pojazd, o którym było mowa, fabryka polakierowała na srebrny kolor. Zwykłych, prostych kołpaków również nie można było zaliczyć do widowiskowych. Benedykt nie planował jednak kupić tego wozu dla wyglądu
nie po to nabywa się Imprezę. Ten wóz ma świetnie jeździć
i tylko na tym Benowi (jak mówili na niego kumple) zależało.
- Można go wziąć na rundkę?
zapytał.
- Nasz klient, nasz pan. Proszę chwilkę poczekać, zaraz przyniosę kluczyki - powiedział szef komisu i szybkim tempem ruszył do pobliskiego budynku. Wyglądało na to, że na Imprezę znalazł się nabywca.
Benedykt wrzucił piąty bieg, a silnik ochoczo zabrał się do rozpędzania wozu. Dziewięć sekund do setki nie było jakimś wspaniałym wynikiem, ale kilka małych modyfikacji powinno poprawić osiągi. Zwolnił, wrzucił kierunkowskaz, i zjechał na skrzyżowaniu. Chwilę później odbił w boczną uliczkę. Znalazł się na szutrowej, polnej drodze. Docisnął gaz, a spod kół wyleciały fontanny piachu i kamieni.
- Ostrożnie - jęknął cicho sprzedawca.
Auto trzymało się drogi jak przyklejone. Stały napęd na wszystkie koła sprawdzał się świetnie. Ben wchodził w zakręty bardzo szybko, ale samochód nawet o odrobinę nie zbaczał z nadawanego kierunku. W końcu nacisnął hamulec, a wóz zatrzymał się, rozbryzgując piach dookoła.
- Uff widzę, że auto panu - zaczął nieśmiało sprzedawca.
- Pasuje
dokończył Benedykt
dam za niego siedem tysięcy.
- Siedem?! Panie, to rocznik ł95, warty co najmniej 10 tysięcy!
- Silnik jest za słaby, jak na 10 koła. Osiem tysięcy, i ani złotówki więcej.
- OK niech pan wróci do komisu, abyśmy mogli dopełnić transakcji.
powiedział sprzedawca. Nie zarobił zbyt wiele na tym aucie
ale nie miał zamiaru ryzykować kolejnej jazdy z tym młodym straceńcem.
Ben uśmiechnął się pod nosem. Tym (nieco niebezpiecznym) rajdem udało mu się zaoszczędzić ładnych kilka tysięcy. Miał do dyspozycji jedenaście koła, ciężko zarobione jako dorywczy sprzedawca. Osiem z nich właśnie wydał na świetny samochód

Stał pośrodku ogromnego, zastawionego samochodami placu. Słońce grzało niemiłosiernie, zwłaszcza jak na ostatni dzień wakacji. Jego wzrok prześlizgnął się po czerwonej Hondzie Civic . Hatchback, rocznik ł95, 1,6 VTi, 160 koni. Cena: 13 tysięcy. Za drogo. Silnik B16A to potęga, a sam Civic to świetny wóz na przełęcz, ale Mateusza nie było stać na taki wydatek. Czarne Audi 80 Coupe. Siedem tysięcy. 136 koni. Benzyna i dopalacz gazowy. Instalacja gazowa w takim pojeździe oznaczała tylko jedno: zmasakrowany silnik. Ruszył dalej. Minął pięknego Forda Cougara. Silnik V6 24 zawory 200 koni. Niestety, ponad piętnaście kawałków ostudziło jego zapał. Może za parę lat
Mitsubishi Colt. 1,8 litra. Małe, niepozorne autko, kolor srebrny metalic rocznik ł95 o w mordę. Sto czterdzieści koni pod maską. Masa 960 kilo oznaczała, że z tym silnikiem autko musiało fruwać. Sześć tysięcy złotych można było przełknąć. Obrócił się, aby zawołać właściciela komisu
i wtedy Mateusz dojrzał dwoje smutnych oczu, wpatrzonych prosto w niego. Niestety, nie należały one do kobiety (Mateusz bardzo sobie cenił piękne kobiece oczy, ale bynajmniej nie takie). Oczy te nie należały nawet do człowieka. Stała przed nim Sierra. Ford Sierra 2,0i. Silnik czterocylindrowy, DOHC (dwa wałki rozrządu), 120 koni. Rocznik ł93 (końcówka produkcji), coupe. Cena 2000zł wydawała się atrakcyjna, jak na wóz w naprawdę dobrym stanie (błękitny metalic, żadnych śladów rdzy, godziwe wyposażenie, blachy niewskazujące na wypadkową przeszłość), ale najwidoczniej nie było na nią chętnych
trawa powoli zaczynała zarastać oryginalne, Fordowskie felgi. Mateusz spojrzał jeszcze raz na Colta. Zastanowił się na chwilę. Sierra to FR. A gdyby tak kupić Sierrę? Owszem, wóz był dość stary, ale za taką cenę (którą pewnie uda się jeszcze stargować) była to naprawdę interesująca oferta. No i ten tylni napęd, tak rzadki w obecnych czasach. Mateusz marzył o tylnonapędówce, ale stać go było co najwyżej na dresiarskie, plujące olejem i gubiące części BMW 3 E30. A taką Sierrą mógł już zacząć uczyć się driftingu. I ten argument przekonał go do starego, szesnastoletniego coupe. Zawezwał obsługę, i po krótkim targowaniu stał się posiadaczem błękitnego Forda Sierry 2,0i DOHC, za ledwie tysiąc złotych. Usiadł w fotelu, ustawił lusterka i przekręcił kluczyk. Sto dwadzieścia koników żwawo obudziło się do galopu, a równo pracujący silnik pozytywnie nastrajał na nowy rok szkolny. I na nocny downhill


Robert wspinał się swoim 200SX po krętych serpentynach w kierunku Wisły. Była pierwsza w nocy, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Spał przez popołudnie, żeby być wypoczętym na tą godzinę. Zresztą, chyba sama adrenalina utrzymała by go w stanie pełnej gotowości przez całą noc. Wreszcie nadszedł czas, w którym mógł swoim własnym autem pojechać na szczyt Przełęczy, obserwować wyścigi. Cały tydzień trenował, i już zaczynał "czuć" swój nowy wóz. Potrafił nawet pokonywać lżejsze zakręty driftem
ale na większych wirażach próby driftingu nadal kończyły się ustawieniem w poprzek drogi, w tumanach dymu. Nie zrażał się jednak, i wstawał bardzo wcześnie rano, by doskonalić swoje umiejętności. Unikał w ten sposób innych ścigantów, a także ruchu ulicznego
większość okolicznych mieszkańców jeszcze wtedy spała.
Mateusz grzał silnik na poboczu. Jednostka pracowała bez zarzutu, ale przejechał tym autem raptem dwieście kilometrów. Spodziewał się, że rodzina wyśmieje jego pierwszy wóz, ale mylił się. Owszem
matka narzekała, że kupił stare truchło, które rozleci się po kilku dniach, ale ojciec z zadowoleniem przystał na prośbę Mateusza o pomoc w przeglądzie auta. Tata zawsze rozumiał jego samochodową pasję. To z nim Mateusz po raz pierwszy kierował autem
siedząc na kolanach taty i kręcąc kierownicą w drodze do garażu. Miał wtedy osiem lat. W wieku dwunastu potrafił już sam zaparkować. Mając lat trzynaście, wymykał się nocą z domu, żeby jeździć małą terenówką matki po bocznych drogach Istebnej. Raz ojciec nakrył go na tym
ale nawet go nie ochrzanił, kazał tylko uważać, żeby matka się nie dowiedziała. Nic więc dziwnego, że Mateusz zdał prawko za pierwszym podejściem, mając szesnaście lat. Na pierwsze własne auto czekał jednak aż do dzisiaj
ale taka chwila była tego warta. Może i Sierra była stara, ale jak stwierdzili z ojcem
oprócz małych ognisk korozji na podwoziu, drobnych wycieków oleju (naprawdę nieznacznych) i wymagającej wymiany kopułki alternatora, nic jej nie dolegało. Tak więc Mateusz wybierał się na Kubalonkę, i teraz czekał na swojego najlepszego kumpla. Odkąd tylko pierwsze wyścigi rozgrywały się na Serpentynach, chodzili tam razem oglądać pojedynki. Teraz po raz pierwszy mogli sami w nich wziąć udział
Robert wyszedł na prostą i zobaczył jakiś wóz na poboczu. Czyżby Mateusz kupił takiego starego gruchota? Zaparkował za nim, a światła oświetliły napis "Sierra" i znaczek Forda. Wyglądało to jak jakiś żart. Mateusz, największy znawca samochodów, jakiego znał, kumpel, który doradził mu kupno tak świetnego wozu, jakim jest Nissan 200SX, miał sam sobie wybrać taki złom? Robert nie umiał w to uwierzyć. Wysiadł ze swojego auta i podszedł do Forda.
Mateusz zauważył parkujące za nim 200SX. To on doradził Robertowi wybór tego pojazdu, ba
nawet wyszukał mu na allegro ten egzemplarz. Robert nie był może wielkim znawcą motoryzacji, ale w prowadzeniu niewielu mu mogło dorównać. Miał on wręcz ułańską fantazję i stalowe nerwy, a kilka ostatnich lat spędził (tak jak i on sam) na nocnych rajdach po drogach Istebnej, jeszcze jako młody smark bez prawka. To właśnie wspólna samochodowa pasja ucziniła z nich parę dobrych przyjaciół. Gdy jednak Mateusz nie potrafił się przełamać do ryzykowania i przekraczania wszystkich norm (ze zdrowym rozsądkiem na czele), dla Roberta stanowiło to całą frajdę z jazdy samochodem. Mateusz czuł, że ten facet daleko zajdzie w hierarchii kierowców
kto wie, może na sam szczyt
- Elo stary
powitał Roberta, przybijając pięścią w pięść kumpla.
- Yo. Mati, co to za auto kupiłeś? Rodzinę zakładasz czy jak?
zaczął prosto z mostu właściciel 200SX.
- To jest Ford Sierra Mk2, bynajmniej nie w rodzinnym nadwoziu. Kupiłem ją okazyjnie za tysiaka
- Za jednego baksa? To musi być złom jak sam sku****yn!
wykrzyknął Robert.
- Nie obrażaj tego auta. Jak na swój wiek, jest w idealnym stanie, a seryjne 120 koni jest nie do pogardzenia. Nie wiem, czy go będę przerabiał, ale ten wóz ma potencjał. No i to tylnionapędówka
- Też masz zamiar driftować, co?
- Jasne. Po to ją kupiłem. No to jak, jedziemy na Przełęcz? Ryk słychać aż stąd - powiedział Mateusz, bo rzeczywiście, wsłuchawszy się można było usłyszeć katowane na drugiej części Serpentyn opony i silniki.
- Na nic innego nie czekam.
odparł Robert, wsiadając do auta
Kilkadziesiąt aut, jedno koło drugiego na parkingu. Otwarte maski i bagażniki, basy walące z zestawów car-audio. Błyszczenie felg i przepych spojlerów. Dla estety pokroju Mateusza ten widok był kiczem w najczystszej postaci. Jego interesowały auta. Oprócz zwykłych Golfów II i III, BMłek "trójek" i Audi 80 stało tu kilka perełek. Opel Manta. Golf III z turbiną z ciężarówki (ponoć miał 300 koni, ale takie turbo musiało mieć ogromne opóźnienie). Honda CRX (świetny wóz na przełęcz). No i należąca do Mistrza Mazda RX-8. Sportowa driftmaszyna z silnikiem Wankla, dotychczas niepokonana. Ponoć Mistrz stwierdził, że gdy zostanie pokonany w downhill, kończy z wyścigami. Ten starszy (pod sześćdziesiątkę) jegomość sprowadził się do Istebnej kilka lat temu, i odkąd tylko trwają wyścigi, zawsze pojawia się na Serpentynach. Plotka mówiła, że to jakiś emerytowany, kasiasty kierowca wyścigowy, który na starość kupił sobie RX-8 i osiedlił się w spokojnej okolicy, żeby uniknąć medialnego zgiełku wokół jego osoby. Mateusz nie wiedział, jak było naprawdę, ale jednego był pewien
Mistrz jest niepokonany.
Robert chłonął atmosferę tego miejsca. Zapach benzyny i palonych opon. Porykiwania silników. Techno walące z olbrzymich głośników. Ścigantów wyzywających się na pojedynki. Ludzi z krótkofalówkami mówiących: "Droga czysta" i ruszające z piskiem auta. No i zaje***te laski w ciuchach więcej odsłaniających niż zasłaniających. W przeciwieństwie do Mateusza zaparkował w dobrze widocznym miejscu, koło innych fur, więc już po chwili wokoło zaroiło się od oglądających i komentujących jego Nissana.
- Niezła fura, młody.
- Ile to ma koni, synek?
- Ale du*ny Nissan, Rob.
- Ile to ciągnie?
- Masz w nim napęd na tył?
- Planujesz się dziś ścigać?
Robert promieniał. Wóz rzeczywiście prezentował się świetnie, i zwracał uwagę. Zwłaszcza dziewczyn
Mateusz przyglądał się z boku lekkiemu zamieszaniu, jakie zrobiło pojawienie się 200SX jego kumpla. Jak dla niego, wyrywanie lasek i zdobywanie "respektu" przez samo ustawienie auta było żałosne. No, ale to pozerstwo to jedyny minus Roberta, który był ogólnie spoko gościem. Mateusza jednak, za kilka godzin ucznia drugiej klasy I LO im. A.Osuchowskiego w Cieszynie, ten zamęt po prostu bawił.
Jego uwagę przykuł nagle odziany w dres (z nieodłącznymi trzema paskami i napisem "Adidas") jegomość, wyraźnie przysterydowany. Obrazu dresiarza dopełniała uzbrojona w odrapane spoilery i felgi Calibra. Chwilę wcześniej rzucił na ten wóz okiem, lubił bowiem topową wersją Calibry z napędem na cztery koła i turbodoładowanym silnikiem, ale to jaskrawe brzydactwo miało "tylko" dwulitrową jednostkę z szesnastoma zaworami
coś około 150 koni. Nic specjalnego, zwłaszcza w pomarańczowym (nierówno położonym) lakierze. Karczycho zmierzało w stronę Roberta, a jego mina nie oznaczała nic dobrego
Robert dojrzał osiłka w dresie dopiero wtedy, gdy ten rozepchnął tłum i stanął pół metra od niego.
- Czym tu się ku**a podniecacie, niunie
powiedział drech niskim głosem
to jest przecież jakieś japońskie gówno. A japońskimi gównami jeżdżą pedałki z małymi kut**ikami...
Już w momencie usłyszenia tych słów Mateusz wiedział, że szykują się kłopoty. Robert był pewnie gotowy przywalić karkowi , ale bójką nie zdobył by raczej sympatii tłumu. Pozostawał więc tylko
- Słuchaj synek, ty i ta twoja Calibra to możecie mojego 200SX w dupę cmoknąć. Pewnie jeszcze masz dopalanie gazowe w tym swoim szmelcwagonie, co?
Robert nie pozostał dłużny dresiarzowi.
- Chcesz ku**a w mordę, pie**olcu? Mój wózek jest zaje**sty, nie to, co to gówno!
odpalił dres, gestykulując w kierunku Nissana.
- Tylko nie zrób czegoś głupiego, Robert, tylko nie zrób czegoś głupiego...
modlił się w duchu Mateusz.
- Załóż się jebań*u, że na Serpentynach nie masz szans z moim wozem! Ten FR z palcem w dupie objedzie twoje wieśniackie FF!
wystrzelił Robert.
- Ku**a. Zrobił coś głupiego
jęknął w duszy Mateusz.
- OK, skur**synu! No to ścigajmy się! Teraz tutaj zaraz!
krzyknął dres, opluwając przy okazji zebrany dookoła tłumek gapiów.
Widownia ucichła nieco, po czym rozległy się szmery rozmów. Publiczność zaczynała już typować zwycięzców kolejnego wyścigu
Robert wsiadł do samochodu i powoli ruszył za Calibrą na linię startu. Czekał go pierwszy w życiu downhill. Którego bynajmniej nie spodziewał się tak szybko...










Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Additional Products fr
index fr
fr c24
Forsyth Fr Upior Manhattanu
1 1 2 N fr pl
fr c12
IWK V GB IT ES DE FR RUS 08
satelite fr
asystentka fr[1]

więcej podobnych podstron